GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE
Się porobiło…
G
łówny tekst tego numeru, wywiad z Darkiem Jerczyńskim, powstawał w dniach 21- 25 listopada. A już dzień później był ciut nieaktualny, bo Jerczyński analizuje tam siłę Śląskiej Partii Regionalnej, uwzględniając osobę Grzegorza Frankiego i całego Związku Górnośląskiego, któremu on szefuje, oraz Marka Plury, który szefuje Frankiemu i jest członkiem ZG. Tymczasem 26 listopada Franki przestał tworzyć partię regionalną, wybierając PO. Się porobiło! Od pół roku słuchamy (głównie od aktywistów RAŚ-u), jak to Franki z Mercikiem budują podobno Śląską Partię Regionalną. A tu nagle Franki powiada: wybaczcie chłopaki, ale ja na chwilę zapomniałem, że mój klub nazywa się PO, to z wami już nie gram. Spadam, nara… Przez 26 lat istnienia RAŚ-u nikt tak z tej organizacji nie zakpił. To ogromny cios dla ŚPR, potwierdzający jednak, że akuszerem tej regionalnej partii od początku była Platforma Obywatelska O całej tej sprawie na stronach 2-3, a wywiad z Jerczyńskim na 4-6. Na stronie 7 o tym, jak Polacy nigdy nie rozumieli Europy. Dlatego pogardzali wspaniałą europejską królową Boną. Pyszny esej profesora Zbigniewa Kadłubka. Strony 8-9 to dalej historia Polski, powstanie listopadowe. Bo gdy Cajtung pojawi się w kioskach, będą wam o tym powstaniu ględzić bzdury absolutne. I o rzekomych 123 latach zaborów. Cygaństwo! Przy okazji pokazujące, że Polacy czczą bezsensy a nie szanują tego, co naprawdę wartościowe. Jak ta Bona choćby. Że niebawem 4 grudnia, to na str. 4 Barbórka. Ale zupełnie inaczej. Bo Karczmy Piwne to nie żadna górnicza tradycja, popijawę tę wymyślili w stanie wojennym partyjni towarzysze. Na str 11. Smutne (choć wesoło napisane) rozważania regionalistów a nieco dalej Marcin Melon opowiada o kolejnym śląskim księciu. Gazetę zamykają oczywiście felietony. Miłej lektury! Szef-redachtůr
NR 6/7 11 (42) (68)CZERWIEC/LIPIEC listopad 2017r. 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 3,00 ZŁ (8% VAT)
Grzegorz Franki - Śląska Partia Platformy Regionalnej FRANKI!
A tak konkretnie, panie Grzegorzu, co pana ciągnie do polityki? Stanowiska, forsa, euro, dolary?
Lider Śląskiej Partii Regionalnej nagle, w sobotę 25 listopada został wiceszefem PO w Katowicach. O sprawie obszernie piszemy na str. 2-3. Gdy niemal gazeta była gotowa, Franki wydał oświadczenie, w którym o Śląskiej Partii Regionalnej czytamy m.in: „Uważam, że ta idea nadal jest istotna i potrzebna, lecz wskutek moich osobistych doświadczeń z ostatnich trzech miesięcy dokonuję wyboru innej drogi politycznej, choć cel pozostaje ten sam. Podjąłem decyzję o zaprzestaniu współtworzenia Śląskiej Partii Regionalnej. (….) Jednocześnie 25 listopada br. postanowiłem ponownie podjąć działalność polityczną w katowickiej Platformie Obywatelskiej. Przekonuje mnie jej nowe otwarcie, a w szczególności w pełni demokratyczne wybory nowych władz, które odbywają
się w tych dniach. Przekonuje mnie jej program „Polska Samorządna”, o wdrożenie którego będę mocno zabiegał. Przekonuje mnie postawa i działalność nowego przewodniczącego katowickich struktur PO Pana Jarosława Makowskiego – społecznika, który ma wizję miasta i jednoczy wokół niej coraz więcej osób z różnych środowisk”. Ze słów tych nie wynika, czy pan Franki łgał w czerwcu, gdy mówił, że wystąpił z PO. Dziwne też wydaje się, że postanowił wrócić do PO, gdy jej katowickim szefem został Makowski, bo wybrali ich szefem i wiceszefem na tym samym zebraniu. Czy więc przychodząc na to zebranie do PO nie należał? Do samego zamknięcia numeru nie udało nam się do Grzegorza Frankiego dodzwonić. Może to i dla niego lepiej, bo wszak każde słowo mogłoby być użyte przeciw niemu.
2
listopad 2017r.
Regionaliści zostaną wyautowani
Nowa ordynacja wyborcza Po
roku opowiadania przez PiS, jakie będą zmiany w ordynacji wyborczej, wreszcie znamy projekt ustawy. Inny nieco od obietnic. W jednych miejscach lepszy, w innych gorszy. Na pewno jednak gorszy dla śląskich regionalistów. Przy takim kodeksie wyborczym w śląskim sejmiku nie znajdzie się ani RAŚ, ani żadne inne regionalne ugrupowanie. Tak naprawdę PiS-owskie zmiany usuną z sejmu i sejmików wszystkich poza najmocniejszymi. Czyli PiS-em i PO. Polskę i jej województwa czeka system dwupartyjny. Zapowiadana zasada, że burmistrz, prezydent, wójt mogą rządzić tylko dwie kadencje zostaje utrzymana – ale jednak nie zadziała wstecz. Czyli ci, którzy rządzą od wielu lat, o te dwie mogą się jeszcze ubiegać. To dobrze, po trudno pewnie byłoby znaleźć w Tychach lepszego prezydenta, niż Andrzej Dziuba, albo w Gliwicach innego, niż Zygmunt Frankiewicz. O wielu świetnych wójtach i burmistrzach, jak Jan Chwiędacz w Imielinie czy Grzegorz Gryt w podrybnickich Lyskach nie wspominając. Ale następni, nawet najwybitniejsi, nawet kochani przez wszystkich mieszkańców, po ośmiu latach rządów będą musieli odejść. To bez sensu, bo Bytom do świetności doprowadził nadburmistrz
n RAŚ w sejmiku śląskim jest od siedmiu lat. W poprzedniej kadencji wicemarszałkiem województwa był Jerzy Gorzelik (z lewej), obecnie Henryk Mercik (z prawej). Trzecim radnym wojewódzkim od siedmiu lat jest Janusz Wita. szowicami przez lat 38 (aż do zamordowania go w 2014). Teraz takich tuzów samorządu już nie będzie. Nawet najlepszy będzie musiał po ośmiu latach odejść. Dziwna to demokracja.
ZMIANY DOBRE Dobrą zmianą jest przejrzystość wyborów, osobna komisja ich pilnująca i osobna licząca głosy. Dobrą zmianą jest
Środowiska regionalne utrzymają się w miastach i powiatach. Bo tam głosuje się częściej na mocne lokalne komitety, niż duże partie, i tam regionaliści o mandaty mogą jak równy z równym walczyć i z PO, i z PiS-em Georg Brüning przez 36 lat (18831919), Warszawę – rosyjski generał Sokrates Starynkiewicz, prezydent miasta przez lat 17 (w latach 1875– 1892), a przyjaciel naszej gazety Dieter Przewdzing świetnie rządził Zdzie-
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów
redakcja nie zwraca.
POLSKA PRESS Sp. z o.o.,
Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec
odebranie praw niemal boskich Państwowej Komisji Wyborczej, której decyzje, nawet dziwaczne, były ostateczne i nieodwołalne. Dobrą zmianą jest nawet likwidacja głosowań korespondencyjnych, bo choć teoretycznie odbiera prawo do głosowania niepełnosprawnym – to tak naprawdę nie wiadomo, czy głosował ten dziadek mający alzheimera, czy też jego żona albo wnuk. Dobrą zmianą jest likwidacja jednomandatowych okręgów wyborczych w małych gminach – bo jakże często zdarzało się tak, że w jednym okręgu, obejmującym pięć ulic, startowało trzech świetnych kandydatów, a w drugim, obejmującym pięć sąsiednich ulic, trzeba było wybrać spomiędzy pięciu durniów. Teraz te dziesięć ulic wspólnie wybierze dwóch kandydatów. Dobrą zmianą jest nawet zmniejszenie okręgów wyborczych do sejmu. W dotychczasowych posła wybierano na terenie od Mysłowic po Rudę Śląską, od Tychów po Siemianowice. W tym wielkim okręgu wybierano ich 13 i nie ma szans, by taki poseł miał kontakt
ze swoimi wyborcami. I tak biura poselskie utrzymuje w swoim mateczniku, stanowiącym mniej więcej ¼ okręgu. Reszta jest mu obojętna. Podobny okręg obejmuje choćby teren od Mikołowa po Wodzisław i Racibórz. Jeśli zamiast tych 13-mandatowych okręgów powstaną trzy 4 albo 5-mandatowe, to poseł nie będzie już taki anonimowy, nie będzie „znikąd”. I trudniej będzie upchnąć na „jedynce” spadochroniarza z Warszawy. A przecież przypadków takich znamy całe mnóstwo, z okręgu katowickiego wybrano Balcerowicza, żeby daleko nie szukać. Teraz partie będą musiały stawiać na mocnych lokalnych liderów.
ZMIANY ZŁE Efekt będzie oczywiście taki, że próg wyborczy 5% w skali państwa stanie się trochę fikcją. Bo można mieć w skali państwa nawet 15%, a nie dostać nawet jednego mandatu w sejmie. Bo żeby brać mandaty w konkret-
uzyska 5%, co jest wysoce wątpliwe. W przeciwnym razie, według obecnych sondaży, w sejmie będzie mniej więcej 300 posłów PiS, około 160 z PO – i nikogo więcej. PIS-owska ordynacja w sposób oczywisty dąży do systemu dwupartyjnego. Co nie musi oznaczać nic złego, w USA czy Wielkiej Brytanii się sprawdza. Jednak ordynacja ta oznaczać też będzie brak regionalistów w sejmiku, zarówno śląskim, jak i opolskim. Ani dowolny komitet RAŚ-u (nieważne czy wystartuje jako RAŚ czy Śląska Partia Regionalna) w tym pierwszym, ani mniejszość niemiecka w tym drugim – 25 % nie dostaną. To znaczy, że mandatów w znacznie mniejszych, 3-4 mandatowych okręgach brać nie będą. Na mniejszość niemieckiej zemści się jej krótkowzroczne zwalczanie organizacji stricte śląskich, bo wspólnie z nimi te 25% w opolskim byłoby wykonalne.
TEST NA INTELIGENCJĘ Środowiska regionalne utrzymają się w miastach i powiatach. Bo tam głosuje się częściej na mocne lokalne komitety, niż duże partie, i tam regionaliści o mandaty mogą jak równy z równym walczyć i z PO, i z PiS-em. Mogą więc mieć mandaty w Katowicach, Rudzie Śląskiej, Tychach, Rybniku, powiecie opolskim, tarnogórskim czy rybnickim. I wielu innych. Ale w sejmikach nie. Jeśli to zrozumieją i najsilniejszych kandydatów wystawią w tych wyborach, odpuszczając sejmik, mogą się w radach miast, powiatów liczyć. Jeśli RAŚ wystawi Jerzego Gorzelika na prezydenta Katowic i mocną listę do rady miasta, to może w niej uzyskać nie dwa, ale powiedzmy 5 mandatów. W innych miastach podobnie. Ale czy oni są w stanie tak przereformować, pod nową ordynację, swo-
Ordynacja ta oznaczać też będzie brak regionalistów w sejmiku, zarówno śląskim, jak i opolskim. Ani dowolny komitet RAŚ-u (nieważne czy wystartuje jako RAŚ czy Śląska Partia Regionalna) w tym pierwszym, ani mniejszość niemiecka w tym drugim – 25 % nie dostaną. To znaczy, że mandatów w znacznie mniejszych, 3-4 mandatowych okręgach brać nie będą nych okręgach, trzeba będzie w nich mieć poparcie rzędu 20%. Bo przy pięciu mandatach mniej więcej od takiego poparcia zaczyna się ich podział. Ponieważ taki wynik dostają tylko PiS i PO, oraz gdzieniegdzie PSL, w przyszłym sejmie znajdą się tylko te trzy partie. O ile PSL w skali całej Polski
je listy? Czy też przystąpią do wyborczej walki, w której nie mają najmniejszych szans? Zmiany w ordynacji to test na ich zdolność do przystosowania się do nowej rzeczywistości. Na rozumienie polityki. Za rok zobaczymy, czy go zdali. DD
Gdy parę miesięcy temu pisaliśmy, że Śląska Partia Regionalna to przybudówka Platformy Obywatelskiej, działacze RAŚ odsądzali nas od czci i wiary. Przekonywali, że nic, ale to nic ich z PO nie łączy. A twarz tej ŚPR, Grzegorz Franki zapewniał, że z PO wystąpił, że teraz tylko stawia na śląskość. W niedzielę, 26 listopada, wyszło szydło z worka. Ten Franki, który „wystąpił z PO” został wiceszefem Platformy w Katowicach. A ŚPR kombinowała na fejsbuku, jak tę kompromitację uznać za swój sukces. Nie wychodziło.
G
rzegorz Franki… Karierę „polityczną” zaczynał jako facet, który pcha wózek posła Marka Plury (PO). Byli jednak coraz bliżej. Gdy Plura został eurodeputowanym, wziął faktycznie na swoje utrzymanie willę Związku Górnośląskiego w Katowicach. Ale jego „wózkowy” został szybko wiceszefem, a potem szefem tego Związku Górnośląskiego. Tak naprawdę Plura, polityk PO, tanio podporządkował sobie potężną niegdyś śląską organizację. Teraz rządzi tam Franki, broń boże nie „wózkowy”, tylko dyrektor biura europosła. Ale Związek Górnośląski nie ma żadnej siły przebicia. Ma RAŚ. Co robi Plura? Robi działaczy RAŚ (np. Jacek Tomaszewski) swoimi asystentami. I zaczyna kumać ich z Frankim. I nagle, kilka miesięcy temu, media obiega sensacyjna wieść. Wicelider RAŚ, Henryk Mercik, i szef ZG, Grzegorz Franki zapowiadają stworzenie Śląskiej Partii Regionalnej. Rzeczy niby nie nowa, szef RAŚ Jerzy Gorzelik obiecywał to już na kongresie swojej organizacji z początkiem 2015 roku, ale potem była cisza. A tu nagle taka petarda!
PO CIĄGLE WISIAŁA W POWIETRZU Ślůnski Cajtung (ale nie tylko my) zauważa, że ta partia coś za bardzo pachnie Platformą Obywatelską. No bo tak: Mercik w sejmiku jest koalicjantem PO, Franki jest po prostu członkiem i etatowym pracownikiem PO; Tomaszewski, który koordynuje zbieranie podpisów pod zarejestrowaniem partii, pracuje w biurze PO. Która partia sobie pozwoli, żeby
3
listopad 2017r.
Kabociorz! Czyli lider ŚPR działaczem Platformy Obywatelskiej
za jej kasę tworzyć konkurencję? Oczywiście żadna! Mercik się broni. Mówi z sensem. Że koalicja RAŚ z PO jest aktualna, ale to wspólny polityczny interes, nie ślub. Franki, gdy mu zarzucają, że nie do pogodzenia jest przynależność do dwóch partii, odpowiada, że członkostwo w PO porzucił i teraz w całości oddaje się śląskości. Mówi z uczciwą twarzą, widać szczerze mówi. Nam w Cajtungu nie pasowało, że legitymację porzucił, ale nadal jest na etacie w PO, więc pracuje dla tej par-
go ŚPR wydaje oświadczenie: „W związku z wyborem pana Grzegorza Frankiego na wiceprzewodniczącego katowickich struktur Platformy Obywatelskiej, co, w świetle statutu Śląskiej Partii Regionalnej, wyklucza jego dalszy udział w naszym projekcie, pragnę podziękować mu za dotychczasową współpracę. Decyzję pana Frankiego, sprzeczną z deklaracjami, złożonymi wobec założycieli ŚPR, w tym członków Związku Górnośląskiego, przyjmujemy z żalem…”. Można uznać, że Franki oszukał współzałożycieli ŚPR w sprawie swojego człon-
W związku z wyborem pana Grzegorza Frankiego na wiceprzewodniczącego katowickich struktur Platformy Obywatelskiej, co, w świetle statutu Śląskiej Partii Regionalnej, wyklucza jego dalszy udział w naszym projekcie, pragnę podziękować mu za dotychczasową współpracę. Decyzję pana Frankiego, sprzeczną z deklaracjami, złożonymi wobec założycieli ŚPR, w tym członków Związku Górnośląskiego, przyjmujemy z żalem tii, tworząc zarazem nową. Ale uznaliśmy, że Plura tak lubi swojego dyrektora biura, że to odejście z PO wybaczy.
WYSZŁO SZYDŁO Z ŚPR-U A Nagle się okazuje, że twarz uczciwa jest twarzą… (nie napiszemy, żeby nie być po sądach ściganymi). Nagle nawet jego niedawni przyjaciele z ŚPR piszą, że Franki po prostu kłamał. Że deklarując tworzenie partii regionalnej, nie zrezygnował z członkostwa w Platformie Obywatelskiej. Chociaż i statut PO i statut ŚPR zabrania swoim członkom przynależności do innych partii. Sprawa wychodzi na jaw, gdy Frankiego – w ostatni weekend listopada – wybierają wiceliderem miejskich struktur PO w Katowicach. Waldemar Murek, przewodniczący komitetu założycielskie-
kostwa w PO. Można nawet uwierzyć, że o tym, iż mówi nieprawdę nie poinformował innych członków Związku Górnośląskiego, którzy wraz z nim postanowili współtworzyć ŚPR. Przy czym – o ile w RAŚ-u wobec wspólnej inicjatywy był spory entuzjazm, o tyle w Związku Górnośląskim miał on tylu zwolenników co przeciwników. ZG nigdy RAŚ-u nie lubił. Więc wielu członków Związku pewnie niezbyt woltą szefa się przejmuje. Nawet jeśli ich oszukał. Franki na pewno jednak nie oszukał … Platformy Obywatelskiej. Bo gdyby złożył w niej rezygnacje z członkostwa, to przecież w PO musieliby o tym wiedzieć. Więc wiedzieli, że kiedy mówi, iż zrezygnował z PO, to kłamie. I wiedzieli, że jako członek Platformy zakłada inną partię, konkurenta w wyborach. Jeśli go za tę działalność nie usuwali ze struktur PO – to najwyraźniej zakładał ŚPR za ich zgo-
dą. Czyli cała ta ŚPR jest inicjatywą Platformy Obywatelskiej. Co zresztą sugerowaliśmy od początku.
A MOŻE NAWET NIE KŁAMAŁ. MOŻE OLAŁ ŚPR I WRÓCIŁ DO PO Istnieje wprawdzie też druga możliwość, którą sugeruje sam Franki pisząc: „W związku z moją decyzją o zaprzestaniu współtworzenia Śląskiej Partii Regionalnej i podjęciu działalności w katowickiej PO (…)”. Sugeruje więc, że w PO „podjął działalność” dopiero po podjęciu decyzji o zaprzestaniu współtworzenia ŚPR. Czyli, że kiedy mówił, iż z PO wystąpił, to nie kłamał. Ale to by znaczyło, że PO w listopadzie na szybko przyjmuje nazad i awansuje kogoś, kto ją w czerwcu zdradził i porzucił. Albo więc PO to sami kabociorze, dla których zdrady i powroty są chlebem powszednim, albo odejście Frankiego w czerwcu z PO było udawane i od razu ustalone z władzami tej partii, przy założeniu, że gdy Franki w ŚPR zrobi swoje, to do Platformy wróci. Istnieje jeszcze trzecia możliwość. Taka mianowicie, że obecna decyzja Frankiego była jego odpowiedzią na zmianę ordynacji wyborczej przez władze PiS-u. Który zamierza zmniejszyć okręgi wyborcze do sejmu i sejmików wojewódzkich. Do sejmiku śląskiego okręgi wybierały zazwyczaj po 9 radnych, teraz będzie po 3-4. W praktyce, żeby włączyć się do walki o te mandaty, trzeba było w skali okręgu zdobyć około 10 procent głosów. O takim wyniku ŚPR mogło optymistycznie marzyć, bo takie dostawał RAŚ. Ale żeby wziąć udział w podziale 3 albo 4 mandatów, trzeba mieć poparcie na poziomie 20 albo i 30 procent. Próg dla śląskich organizacji regionalnych zupełnie nierealny. Nierealny zresztą dla nikogo, poza PiS-em i PO. Bo ta ordynacja ma celu właśnie stworzenie dwupartyjnej sceny politycznej. Mógł więc Franki dojść do logicznego wniosku, że jeśli chce angażować się w politykę, to przy nowej ordynacji może to robić albo w PiS (co raczej jest wykluczone), albo w PO, albo wcale. We wszystkich innych partiach może się w politykę bawić, ale nie ją uprawiać.
OŚWIADCZENIE ZWIĄZKU GÓRNOŚLĄSKIEGO WS. ŚLĄSKIEJ PARTII REGIONALNEJ Związek Górnośląski był, jest i zawsze będzie organizacją niezwiązaną z jakąkolwiek partią polityczną. Członkowie naszego stowarzyszenia, tak samo jak osoby piastujące w ramach jego struktur stanowiska kierownicze, mają różne poglądy polityczne. Wielu z nich tak w przeszłości, jak i aktualnie należało lub należy do organizacji politycznych odpowiadających ich osobistym przekonaniom – do czego jako wolni obywatele RP mają pełne prawo.
Decyzje o współtworzeniu czy też o odstąpieniu od tworzenia projektu politycznego o nazwie „Śląska Partia Regionalna” są decyzjami poszczególnych osób, działających w imieniu własnym, a nie naszej organizacji – bez względu na pełnioną przez nich funkcje w strukturach Związku Górnośląskiego. Nasze stowarzyszenie podejmując wszelkie działania zawsze miało na uwadze dobro Górnego Śląska i jego mieszkańców.
n Franki za wózkiem Plury. Tak się zaczęła jego polityczna kariera. No i możliwość czwarta: Franki zorientował się, że ŚPR nie ma szans zaistnieć na politycznej scenie, poniesie polityczną klęskę równie spektakularną jak dwa lata temu Zjednoczeni dla Śląska (nawet w naj-
przedostatniej, to postąpił mądrze. Inna sprawa, że czasami mądrości nie da się pogodzić z uczciwością, z byciem porządnym człowiekiem. Porządny człowiek nie angażuje się jednocze-
Franki na pewno jednak nie oszukał … Platformy Obywatelskiej. Bo gdyby złożył w niej rezygnacje z członkostwa, to przecież w PO musieliby o tym wiedzieć. Więc wiedzieli, że kiedy mówi, iż zrezygnował z PO, to kłamie. I wiedzieli, że jako członek Platformy zakłada inną partię, konkurenta w wyborach. Jeśli go za tę działalność nie usuwali ze struktur PO – to najwyraźniej zakładał ŚPR za ich zgodą. Czyli cała ta ŚPR jest inicjatywą Platformy Obywatelskiej bardziej śląskich okręgach nawet nie zbliżyli się do 5% poparcia) i angażując się w ten twór – sam siebie też skazuje na polityczny niebyt, a polityczne ambicje ma duże. Jeśli motywacja Grzegorza Frankiego należała do kategorii ostatniej lub
śnie w działanie dwóch partii, czekając, jak się sytuacja rozwinie. Tak postępuje kabociorz. Ale kabociorz jest z założenia przeciwieństwem człowieka porządnego. Adam Moćko
Niezależnie od motywów Frankiego cała ta sytuacja jest ogromnym ciosem wizerunkowym dla Śląskiej Partii Regionalnej. Nagle okazuje się, że jeden z dwóch ludzi, którzy ogłaszali jej powołanie, jej lider, najbardziej aktywny propagator – aktywnie działa w innej partii, a ŚPR porzucił tak, jak się ucieka z tonącego okrętu. Jeśli pomysłodawca partii i jej twórca nie wierzy w sukces tego przedsięwzięcia – to kto uwierzy? Waldemar Murek i Jerzy Gorzelik udają wprawdzie, że nic się nie stało, że odejście Frankiego nic nie zmienia. Ale to nieprawda. Odejście to pokazuje, że założenie na jakim ŚPR miał powstać, czyli współpracy wszystkich śląskich środowisk – jest mrzonką. Bo oto Związek Górnośląski powiedział im: adieu!
Jedną rzecz Grzegorz Franki wygrał na pewno. Jeszcze kilka miesięcy temu był człowiekiem zupełnie anonimowym. Dzięki ŚPR zaczął pojawiać się w mediach na Śląsku, stał się choć trochę regionalnym celebrytą. Gdzie by nie poszedł, tę odrobinę popularności zabierze ze sobą. No i zabierze ją Śląskiej Partii Regionalnej.
4
listopad 2017r.
Ślepy zaułek Rozmowa z DARIUSZEM JERCZYŃSKIM, autorem kilku książek o historii Ślązaków - Darku, od kilku miesięcy powtarzasz, że tworzona Śląska Partia Regionalna już na starcie brnie w ślepy zaułek, powtarzając wszystkie błędy RAŚ-u. Że Ślązacy powinni kopiować wzorce katalońskie czy szkockie, bo tylko w regionach, gdzie jest silna odrębność narodowa i dążenia do niepodległości, jest szansa na autonomię. Choć przypadek Katalonii jakby
li o niepodległości. W tej samej Wielkiej Brytanii są też inne regiony, które chcą autonomii, ale politycy tamtejszych partii autonomicznych deklarują się jako Anglicy, chcą być w Anglii – i w efekcie stanowią folklor polityczny z poparciem na poziomie błędu statystycznego. RAŚ wybrał model pośredni, więc efekt ma średni. Wskazuję na ten ślepy zaułek nie od kilku miesięcy, tylko od 12 lat. Z tej przyczyny przed laty z RAŚ-u
CfN, którzy są politycznym folklorem w Wielkiej Brytanii. - Czyli nie jesteś fanem ŚPR? - To nie tak, uważam, że partia regionalna jest nam bardzo potrzebna. W dyskusjach próbuję przekonać założycieli ŚPR by szli katalońską czy szkocką drogą. Ale jak na razie grochem o ścianę. Oni mają jakąś dziwną nadzieję, że jak będą głosić, iż są za zwiększe-
Żadne państwo narodowe, nieważne czy Polska, czy Hiszpania czy Francja, nie da jakiemuś regionowi autonomii – jeśli nie musi. Jeśli to czyni, to tylko dlatego, że obok żądań autonomicznych są niepodległościowe i autonomia ma je osłabić. Katalonia zgodnie z regułami konstytucyjnymi poszerzyła autonomię, co Madryt utrącił na drodze sądowej, więc żądania niepodległościowe wybuchły z całą siłą temu przeczy, bo na skutek żądań niepodległościowych właśnie autonomię straciła. - Nic podobnego. Autonomia katalońska jest zawieszona do wyborów i tyle. Natomiast przejście rządzącej Katalonią od lat centroprawicy i większości Katalończyków z pozycji autonomicznych na niepodległościowe (katalońska centrolewica i jej zwolennicy zawsze mówili o niepodległej Republice Katalonii) wzięło się stąd, że w 2010 hiszpański Trybunał Konstytucyjny utrącił poszerzony statut autonomiczny Katalonii, przegłosowany w 2006 miażdżącą większością głosów w referendum i zaaprobowany przez hiszpański parlament, a w 2012 rząd hiszpański odrzucił zaproponowany przez rząd kataloński pakt fiskalny, który nadałby Katalonii autonomię finansową, którą obecnie w Hiszpanii mają tylko Nawarra i Kraj Basków. Tę różnicę Katalonia odczuła dotkliwie podczas światowego kryzysu ekonomicznego, gdy rząd Katalonii nie miał narzędzi, by złagodzić jego skutki. Wracając jednak do pytania, dla mnie sprawa jest oczywista. Żadne państwo narodowe, nieważne czy Polska, czy Hiszpania czy Francja, nie da jakiemuś regionowi autonomii – jeśli nie musi. Jeśli to czyni, to tylko dlatego, że obok żądań autonomicznych są niepodległościowe i autonomia ma je osłabić. Katalonia zgodnie z regułami konstytucyjnymi poszerzyła autonomię, co Madryt utrącił na drodze sądowej, więc żądania niepodległościowe wybuchły z całą siłą. Również Szkocja, Walia i Irlandia Północną mają autonomię, bo bez niej – pamiętajmy – w Irlandii Północnej było bardzo gorąco, a Szkoci i Walijczycy też coraz głośniej mówi-
odszedłem, przekonany, że polityka jaką prowadzi, zaprowadzić może jedynie na manowce. Teraz Śląska Partia Regionalna kopiuje ten RAŚ-owski wzorzec, tylko w jeszcze gorszej formule. - To znaczy? - Jeden z dwóch współtwórców tej partii, Henryk Mercik (co znamienne wicelider RAŚ-u) na konferencji prasowej powiedział, że będzie to partia … województwa śląskiego. W obecnych granicach, czyli partia Częstochowy, Sosnowca, Jaworzna, Żywca. I partia Częstochowy ma się domagać uznania narodowości śląskiej czy autonomii dla Śląska? Wolne żarty. Dla mnie pierwszym, fundamentalnym zadaniem regionalnych śląskich polityków jest administracyjne wydzielenie ziem śląskich. Stworzenie województwa śląskiego, bez tych Sosnowców i Częstochów. Tymczasem gdy dwa lata temu w Częstochowie pojawiła się idea odłączenia się od Śląska, RAŚ – w tym i pan Mercik – ją zwalczał, głosząc ideę utrzymania województwa w dotychczasowych granicach. Jeśli dla kogoś obecne województwo śląskie jest większą wartością, niż Górny Śląsk, to ja komuś takiemu sukcesów politycznych, w tym i wyborczych, nie wróżę. Jeśli ktoś opowiada, że jego partia „nie będzie śląskim PiS-em”, a będzie dążyła do zwiększenia samorządności w całej Polsce, to ja się pytam, czemu ma w nazwie Śląska a nie Polska? No i wreszcie co to za hasło wyborcze „więcej samorządności”? Ja mogę głosować na ”więcej śląskości”, ale „więcej samorządności” mnie jakoś nie podnieca. To już dokładnie program regionalistów angielskich z Devolve, czy
niem samorządności i decentralizacji, to nagle niechętnie nastawieni do śląskich postulatów Polacy na nich zagłosują. Próbuję ich przekonać, że nie zagłosują, że oni zawsze wybiorą partie na wskroś polskie, ale albo z moją argumentacją jest coś nie tak, albo z ich postrzeganiem rzeczywistości, bo efektów żadnych. - To może szansą jest powstająca równolegle, też będąca aktualnie w rejestracji partia Ślonzoki Razem? Jej liderzy podnoszą potrzebę zjednoczenia ziem śląskich w jednym, śląskim właśnie, bez tych małopolskich dodatków. Starają się odwoływać właśnie do twardego śląskiego elektoratu, do
twa i Grzegorz Franki, lider ZG. Mają do dyspozycji biuro europosła Marka Plury i nie skrywaną sympatię jego samego, mają po swojej stronie charyzmatycznego Jurka Gorzelika, mają więc i ludzi, i logistykę, i jakieś tam pieniądze. A Ślonzoki Razem? Dwóch liderów znanych tylko w wąskim środowisku, bo Andrzej Roczniok był znaczącą postacią w Zabrzu, ale 25 lat temu, a Leon Swaczyna, nawet gdy był przez lata członkiem zarządu RAŚ-u, to raczej w drugim szeregu. Obaj nie mają charyzmy, nie są dobrymi mówcami, nie umieją za sobą porwać ludzi. Nie mają – a znam obu dobrze – ani talentów przywódczych, ani organizacyjnych. Media nie traktują ich zbyt poważnie. Owszem, mają dużo dobrych chęci, ale to nie wystarczy. Jeśli Ślonzoki Razem nie znajdą sobie charyzmatycznego przywódcy, to skończą jako kilkunastoosobowe kółko wzajemnej adoracji, jak inne śląskie organizacje, które współzakładał Andrzej Roczniok. - Sam należałeś do niektórych! - Owszem, dlatego wiem, o czym mówię. Dlatego chciałbym, by ŚPR poszła w kierunku wskazywanym przez Ślonzoków Razem, ale mając to poparcie RAŚ-u, ZG, Marka Plury. Eh, marzenia ściętej głowy… - A według ciebie ta katalońska droga, ta recepta na sukces na czym polega? - To droga długa, podzielona na kilka etapów, ale jej pierwszą, najważniejszą częścią, bez której inne nie mają szans zaistnieć, jest budowa mocnej wspólnej tożsamości mieszkańców regionu. Jako antytezy do reszty obywateli państwa a
stem Polakiem. Bo jeśli jesteśmy Polakami, tylko troszkę innymi, to rozmawianie o autonomii w Polsce dla nas jest bez sensu. Po co? Jeśli zaś jesteśmy ludem odmiennym, to autonomia ma sens. Tylko przy takim założeniu. - Ale dziś na Śląsku rdzenni Ślązacy stanowią mniejszość! - Rdzenni Katalończycy stanowią też mniejszość w Katalonii! Ale tam imigranci z całej Hiszpanii poczuli się w drugim, trzecim pokoleniu Katalończykami. Katalonia stała się im bliższa niż Hiszpania. Ale żeby podobny proces zachodził u nas, śląskość przeciwstawiana polskości musi być atrakcyjna. Trzeba pokazywać bogactwo naszej kultury, naszej historii, wskazywać na to, że naród śląski wykształcił się przed wiekami, a nie jest wymysłem RAŚ-u, jak wmawiają to Polakom ci, którzy nazywają nas „ślązakowcami”. Trzeba pokazywać wielkie postaci, które zabiegały po I wojnie światowej o niepodległość Śląska, a nie wciąż hołubić Korfantego czy Ziętka, którzy uczynili ze Śląska polską kolonię. Dla odmiany postać Józefa Kożdonia, który całe życie poświęcił walce o państwo śląskie, jest zupełnie nieznana. Tylko Ślonsko Ferajna jeździ 1 listopada do Opawy, złożyć kwiaty na jego grobie. Jest w nas jakaś historyczna schizofrenia. Ot, kilkanaście dni temu Marek Plura napisał na facebooku „Josef Koždon - gdybym żył w jego czasach byłby moim idolem” – ale na wystawie Silesius, firmowanej przez Marka, tego Kożdonia próżno szukać. Jest tam za to honorowany Korfanty, którego jedyna „zasługa” to dzielenie Śląska i Ślą-
Jeśli dla kogoś obecne województwo śląskie jest większą wartością, niż Górny Śląsk, to ja komuś takiemu sukcesów politycznych, w tym i wyborczych, nie wróżę. Jeśli ktoś opowiada, że jego partia „nie będzie śląskim PiS-em”, a będzie dążyła do zwiększenia samorządności w całej Polsce, to ja się pytam, czemu ma w nazwie Śląska a nie Polska? No i wreszcie co to za hasło wyborcze „więcej samorządności”? Ja mogę głosować na ”więcej śląskości”, ale „więcej samorządności” mnie jakoś nie podnieca. To już dokładnie program regionalistów angielskich z Devolve, czy CfN, którzy są politycznym folklorem w Wielkiej Brytanii. narodowości śląskiej, gdzie indziej poparcia nie szukając. - Życzę im jak najlepiej, programowo są mi bliżsi. Tylko ŚPR ma do dyspozycji struktury RAŚ-u i Związku Górnośląskiego, jej założycielami są Mercik z RAŚ-u – wicemarszałek wojewódz-
nie uzupełnienie ich tożsamości. Katalonia nigdzie by nie zaszła, gdyby Katalończycy mówili o sobie, że „Jestem Katalończykiem, ale przede wszystkim jestem Hiszpanem”. Otóż nie, oni mówią wyraźnie: Jestem Katalończykiem a nie Hiszpanem! Jestem Ślązakiem, nie je-
zaków oraz sianie nienawiści pomiędzy Ślązakami. Nienawiści, która pochłonęła tysiące ofiar! I uczyniła ze Śląska kolonię Warszawy. - Gdy gdzieś podajesz swój adres, musi to być dla ciebie przykry
o – nojlepszy gĕszynk pod krisbaum!5 listopad 2017r.
oria Narodu Śląskiego”? ka”? „Pniokowe łôsprowki”? ”? Eli ni mosz, terozki a kupić je blank tanio. mplet tych książek kosztuje otych. U nas razem z kosztami nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Katalonia nigdzie by nie zaszła, gdyby Katalończycy mówili o sobie, wiście kupić także osobno. że „Jestem Katalończykiem, ale przede wszystkim jestem Hiszpanem”. moment, bo przecież mieszkasz przy Korfantego, którego szczerze nie cierpisz. Ale biografowie Korfantego – chociażby Jan Lewandowski – pokazują go raczej jako postać tragiczną, która się na swoich polskich nadziejach srodze zawiodła. - Cały tragizm Korfantego polegał na tym, że się w swoich cwanych rachubach przeliczył. Wierzył, że będzie w Polsce postacią pierwszoplanową, premierem, prezydentem. I nawet krótko wicepremierem był, ale potem piłsudczycy dokonali przewrotu majowego i
nych jego zasług dla Śląska nie znam. Korfanty zaangażował się w polskość, jako wyrostek w gimnazjum, gdy nacjonalistyczne pranie mózgu zrobił opiekun młodzieży gimnazjalnej ks. Aleksander Skowroński (potomek imigrantów zza Brynicy), na studiach też był pod wpływem studentów z Wielkopolski i zaangażowany w działalność antyniemiecką, zmienił imię z Albert na Wojciech, więc przed wojną w niemieckich partiach już był spalony. Wykorzystał nierówności społeczne i wyznaniowe, przerobił je na konflikt narodowy i zaistniał. Co nie przeszkadzało mu od
fundament autonomii. W latach 19221926 autonomię zwalczał, w 1923 w Sejmie Śląskim powiedział: “autonomię się wrzuci do garnka i ugotuje jak kurę”, od 1926, gdy w Warszawie nie miał już czego szukać, największy autonomista! Stosunek do Niemców: Do 1895 przyjaciel Niemców, do gimnazjum poszedł za niemieckie stypendium, 18951913 wróg Niemców, 1913-1918 przyjaciel Niemców, 1918-1926 wróg Niemców, od 1926 przyjaciel Niemców. Stosunek do śląskich separatystów: do 1928 nazywał ich “chacharami”, a
Otóż nie, oni mówią wyraźnie: Jestem Katalończykiem a nie Hiszpanem! Jestem Ślązakiem, nie jestem Polakiem. Bo jeśli jesteśmy Polakami, tylko zesyłki – 9 złotych. troszkę innymi, to rozmawianie o autonomii w Polsce dla nas jest bez owyżej 100 – przesyłka gratis. sensu. Po co? Jeślizłotych zaś jesteśmy ludem odmiennym, to autonomia ma sens. Tylko przy takim założeniu. cznie 535 998 252.
mówić wpłacając na konto stał się postacią nie pierwszoplanową, 1913 do 1918 brylować na berlińskich 0000 0302 0133 9209 a prześladowaną. Zniszczono też jego salonach, więc gdyby Niemcy I Wojnę bo Korfanty w Polsce bardzo wygrały, być może ponownie zmieniłrzyimperium, zamówieniu podawać szybko stał się prawdziwym oligarchą, by imię i poglądy narodowe, bo polityz dochodami miesięcznymi idącymi w kiem był zręcznym i Niemcy nie moefonu kontaktowego. setki tysiące złotych, czyli na dzisiejsze gli tego nie doceniać. Tym bardziej, że – w miliony. Tak, to tragizm polskiego polityka, któremu mogą nawet w Warszawie stawiać pomniki. Ale nie mam pojęcia za co szanować go może Ślązak!
na Górnym Śląsku był spalony za nierealizowanie postulatów socjalnych, którymi w kampanii wyborczej przebijał niemieckich socjalistów. W 1909 roku musiał uciekać z wiecu w Pawłowie, bo jego wyborcy nazwali go “oszustem i zdrajcą” oraz chcieli go zlinczować, a w 1911 nie odważył się nawet na Górnym Śląsku kandydować. Zdobył mandat z okręgu śremskiego w Wielkopolsce. W 1918 zaświeciło dla niego słońce. Powstała II RP, wygłosił płomienne przemówienie w Reichstagu i pojechał do Warszawy. Tam były już stołki zajęte, więc pojechał do Poznania i tam stał się czołowym działaczem NRL i jako taki po sześciu latach wrócił na Górny Śląsk, obejmując funkcję polskiego komisarza plebiscytowego z pensją 12 tys. marek (szeregowy pracownik komisariatu 1,2 tys. marek). Nawet gdy walczył o „połączenie Śląska z macierzą” kasa była dla niego najważniejsza. I dla tej kasy, dla apanaży, postanowił przyłączyć swoją ojczyznę do Polski. Okłamując rodaków, jak to w Polsce będzie im dobrze.
ich oddział dowodzony przez Merika kazał w 1922 roku rozbić, zaś od 1928 nazywał ich „polskimi Alzatczykami”. W międzywojennej autonomii Wojciech Korfanty robił wszystko, żeby śląskich urzędników i nauczycieli ekspresowo zastąpić nisko-kwalifikowaną kadrą z Małopolski, której jedynym atutem było to, że znała język polski, twierdząc, że Ślązak nadaje się najwyżej na woźnego, a Ślązaków szukających u niego pomocy przy znalezieniu pracy odsyłał do łopaty. Ślązacy, którzy mówili po śląsku i po niemiecku (bo tak jak Korfanty
Ślůnskij Godki. y ul. Grunwaldzka 53 - Wywalczył dla nas w Polsce autonomię. - Nieprawda! Popierał ją, gdy mu była wygodna. Ale gdy był polskim wicepremierem zwalczał ją, powiedział, że autonomię się ugotuje jak kurę. Gdy stracił pozycję w Warszawie znów ubrał się w togę obrońcy autonomii. Traktował Śląsk instrumentalnie, jako narzędzie swojej własnej kariery w Warszawie. Jakże inaczej niż Kożdoń, który ze wszystkich sił Śląskowi służył.
- Nie jesteś dla Korfantego trochę niesprawiedliwy? - Jeśli tak sądzisz, to muszę rozwinąć ten wątek. Korfanty pochodził z ubogiej, wielodzietnej rodziny górniczej, skończył filozofię, więc konkretnego zawodu nie miał, był zawodowym politykiem, ponadto z politycznego nadania piastował lukratywne posady prezesa rady nadzorczej dwóch bogatych spółek polsko-amerykańskiego Skarbofermu i polsko-francuskiego Banque de Silesie. Nie można tego nazwać pracą, bo ekonomistą nie był, ewidentnie było to konsumowanie konfitur z działalności politycznej. Na polityce się dorobiłDyrwilhtig Gryfno Godka” Dariusza li w Katowicach, wilia w Zakopanem, to jedyny podręcznik języka śląmajątku ziemskiego w Wielkopolsce. A o. W 15 czytankach znajdujemy to wszystko przy wyjątkowo hulaszczym życia. o Górnym Śląsku, endiumtrybie wiedzy
każdą czytanką wyjaśnia najważ- Ale to, że był, hmmm, obrotny, e różnice językiem nie między odbiera mu zasług dlaśląskim Śląska! Gdy pytam jego apologetów, co konskim. Wszystko to uzupełnione kretnie Korfanty zrobił dobrego dla Śląnym słownikiem śląsko-polskim i ska lub Ślązaków, że ma w Katowicach o-śląskim. 236 formatuaniA-5. pomnik, nie stron potrafią wymienić jednej rzeczy. Nie dziwię się, bo ja też żadCena 28 złotych.
prezydent USA Woodrow Wilson i Bryczęściowo cywilnych ochotników, czę„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego tyjczycy przychylnym okiem przygląściowo czynnych i umundurowanych –dalitosięjedyna książka opowiadająca historii Ślązaków idei powołania śląskiego „pańżołnierzyoWojska Polskiego. To Korfan-z stwa węgla i stali”. Żeby była jasność, ty pogrzebał śląskie nadzieje na samonaszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, postulat niepodległości „w imieniu sedzielne państwo. Ja rozumiem, za co czeskiego czy niemieckiego. czczą 480gostron formatu A-4. tek tysięcy Górnoślązaków” zgłosił tam Polacy, ale jednocześnie deklaCenaśląską 60i złotych. Ewald Latacz, a podobny autorstwa Jórować narodowość gloryfikować zefa Kożdonia zgłosiła delegacja Austrii,
Korfantego, to schizofrenia! A gloryfi-
Jest w nas jakaś historyczna schizofrenia. Ot, kilkanaście dni temu Marek Plura napisał na facebooku „Josef Koždon - gdybym żył w jego czasach byłby moim idolem” – ale na wystawie Silesius, firmowanej przez Marka, tego Kożdonia próżno szukać. Jest tam za to honorowany Korfanty, ktorego jedyna „zasluga” to dzielenie Sląska i Slązakow oraz sianie nienawiści pomiędzy Ślązakami. Nienawiści, która pochłonęła tysiące ofiar! I uczyniła ze Śląska kolonię Warszawy.
skończyli niemieckie szkoły) wylatywali na bruk. Urzędnicy z Małopolski odsyłali petentów, mówiących po śląsku, nakazując im nauczyć się polskiego, jak chcą coś załatwić w polskim urzędzie. Spotykało to nawet powstańców, któ- Czyli według ciebie Korfanty rym ci urzędnicy odpowiadali: a kto ci wiedział, że jego obietnice to tylko kazał tam walczyć, tumanie. Nauczykiełbasa wyborcza? ciele z Małopolski za słowo po śląsku w - Był wykształconym człowiekiem, polskiej szkole bili “w pysk”. Korfanty to dobrze znał i krytą słomianą strzechą wszystko akceptował, póki miał wysokie Polskę i bogaty Śląsk. Oczywiście, że apanaże i wysokieEugeniusza stanowisko w War„Pniokowe Łosprowki” Korfanty miał świadomość, że obiecuszawie. Kosmały (Ojgena z mu Pnioków – popularje gruszki na wierzbie, nie pierwszy raz. Ja mam jednak za złe przede felietonistywszystkim Radiato,Piekary) to kil-zroW 1907 też wygrał nego wybory postulatami że w latach 1918-22 socjalnymi, a że ichkadziesiąt nie realizował, todowcipnych w bił wszystko,gawęd by nie powstało niepodlew takiej 1909 musiał – jak wspomniałem - uciegłe państwo śląskie. śląskiej godce, kierom dzisio nie godo kać przed swoimi wyborcami. Dziwne już Ojgena! 210 jest tylko, że Ślązacy mieliżoděn, amnezję ikrom w -samego Sam czasem twierdzisz, że nie 1921 znowu mu zaufali. było na to szans. stron formatu A-5. Spójrzmy więc, na Korfantego, jaką - Nieprawda, twierdzę jedynie, że doCena 20 złotych. był śląską chorągiewką: Gdy chciał konanie tego siłą, polityką faktów dokoprzyłączyć Śląsk do Polski, współtwonanych, skazane było na porażkę. Ale rzył Statut Organiczny, który stanowił na konferencji pokojowej w Wersalu
sam Kożdoń był tam później członkiem kować Korfantego i zarazem twierdzić, delegacji czechosłowackiej. Powstaże Kożdoń jest moim idolem, to schizonie państwa śląskiego było bardzo refrenia do kwadratu. alne, ale zablokowała je Francja, chcąc wzmocnić Polskę górnośląskim prze- I ty chciałbyś, żeby zamiast mysłem, a Czechosłowację śląsko-cietego Korfantego Ślązacy wynieśli szyńskim. Sam brytyjski premier David na sztandary Kożdonia? Lloyd George, chcąc by Polska i Fran- Oczywiście! Opowiedziałem pocja straciły punkt zaczepienia, zaprokrótce o Korfantym, to teraz pokrótce ponował Korfantemu proklamację nieo Kożdoniu! Wywodził się z zamożnej podległości Górnego Śląska. Korfanrodziny chłopskiej, poślubił córkę zaty zapytał o pozwolenie Warszawy, któkupca, burmistrza Skoczowa. – ostatni żołnierze „Gott mit Uns” możnego ra mu płaciła, a Warszawa oczywiście Wchodząc do polityki był współwłaściMariana Kulika, to wspomnienia kazała mu sobie to wybić z głowy. Gdy cielem młyna w Lesznej Górnej (który Ślązaków, służących armii IIIi wkrótce Niemcy wygraliostatnich plebiscyt, a region przewybudowali jego w przodkowie) Rzeszy. opy spominajom przedwomysłowy zagłosował 50/50, Stare co górnoślądomu w Skoczowie, który odziedziczyscy niepodległościowcy uznali za arguła jego żona, wychodząc polityki był jenno Polska, służba przī wojsku i to,z co ment na swoją korzyść, Korfanty stanął nadal współwłaścicielem młyna i własię sam dzioło, kiej przīszły Poloki a na czele powstania, tym razem złożoneścicielem domu w Czeskim Cieszynie go w ogromnejRusy. części zFascynująca „zielonych lu- lektura. (który kupił za pieniądze ze sprzedaży Cena: 29 złotych. dzików”, przerzuconych z Polski przez domu w Skoczowie). Na polityce więc, granicę „powstańców śląskich” z Poinaczej niż Korfanty, nie dorobił się niznania, Sosnowca, Częstochowy, Kraczego. Bo działał w niej dla Śląska, nie kowa, Warszawy, Lwowa, Kielc, Łodzi, dla osobistych korzyści.
6
listopad 2017r.
- Nie zgadzam się, Korfanty chciał dać Polsce cały okręg przemysłowy, a jednak Bytom, Zabrze i Gliwice pozostały w Niemczech, natomiast Kożdoń miał wariant B, autonomię polityczną i narodowościową w ramach Czechosłowacji i mimo terroru polskich bojówek plebiscyt dla Czechosłowacji by wygrał w stosunku 3:2. Fakt, że Polacy najpierw ple-
- Jesteś też bardzo krytyczny wobec Ziętka, a przecież jest on dla wielu symbolem śląskości… - No właśnie, Ziętek. Symbol śląskości? Bo co? Bo godoł po naszymu? No ja, godoł po naszymu, nale godoł gynau to, co mu Warszawa kozała. Warszawa wiedziała, że polski przekaz do Ślązaków będzie bardziej wiarygodny,
że narodowość śląska nie jest atrakcyjna, że śląskiej tożsamości nie przyswajają wnuki i dzieci tych, którzy przybyli tu z całej Polski za pracą, że nawet młodzi Ślązacy chłoną retorykę polskiego nacjonalizmu. Jak mają czuć się Ślązakami, jeśli my sami honor oddajemy tylko tym, którzy spajali Śląsk z Polską, a w zapomnieniu pozostawiamy tych,
Jeśli ktoś, kto deklaruje narodowość śląską, za te kilka inwestycji ceni Ziętka, to niech składa kwiaty i Michałowi Grażyńskiemu. Ślązakożerca i zaprzysięgły wróg autonomii, ale przez kilkanaście lat bycia śląskim wojewodą w okresie międzywojennym, też sporo rzeczy na polskiej części Górnego Śląska wybudował. Więc chwalmy Grażyńskiego, chwalmy Ziętka, chwalmy Korfantego, a potem dziwmy się, że narodowość śląska nie jest atrakcyjna, że nawet młodzi Ślązacy chłoną retorykę polskiego nacjonalizmu. Jak mają czuć się Ślązakami, jeśli my sami honor oddajemy tylko tym, którzy spajali Śląsk z Polską, a w zapomnieniu pozostawiamy tych, którzy za swoją jedyną ojczyznę uważali Śląsk i służyli Śląskowi?
Współtworzył Śląską Partię Ludową i był w niej od początku, do jej likwidacji przez polskie władze w 1938, gdy Polacy zajęli tzw. Zaolzie. Pod rządami nazistów w 1939 agitował do deklarowa-
re od 1938, gdy Polacy wyrzucili Kożdonia z fotela burmistrza, do dziś niemal w ogóle się nie zmieniło. O tym, że całe życie walczył o tożsamość Śląska i Ślązaków, już nie wspomnę. No i wskutek
biscytu się domagali, a później sami go zbojkotowali, można uznać za jego sukces. Wprawdzie tereny, gdzie miał 4/5 zwolenników przypadły Polsce, ale 1/5 jego zwolenników pozostała w Czechosłowacji na tzw. Zaolziu, gdzie Śląska Partia Ludowa mogła normalnie działać. Ponadto wprawdzie enigmatycznie, ale pierwszy raz w historii w spisie ludności 1921 uwzględniono też narodowość śląską. Nie było plebiscytu, więc Czechosłowacja nie miała wobec Ślązaków zobowiązań formalnych, stąd nie było au-
brytyjski premier David Lloyd George, chcąc by Polska i Francja straciły punkt zaczepienia, zaproponował Korfantemu proklamację niepodległości Górnego Śląska. Korfanty zapytał o pozwolenie Warszawy, która mu płaciła, a Warszawa oczywiście kazała mu sobie to wybić z głowy. To Korfanty pogrzebał śląskie nadzieje na samodzielne państwo. Ja rozumiem, za co czczą go Polacy, ale jednocześnie deklarować narodowość śląską i gloryfikować Korfantego, to schizofrenia! nia narodowości śląskiej i języka śląskiego w spisie ludności, konsekwentnie odmawiał wstąpienia do NSDAP. Wdzięczni mu powinni być także śląscy Polacy, których w okresie II wojny światowej uratował setki przed nazistowskimi represjami, ale go nienawidzą, bo wskutek jego działalności stracili możliwość zagarnięcia w 1920 karwińskich kopalń i trzynieckich hut. Przez 30 lat działalności politycznej, jako radny Skoczowa, poseł Sejmu Śląskiego w Opawie, przewodniczący Komitetu Plebiscytowego ŚPL dotowanego z Pragi, burmistrz Czeskiego Cieszyna, prezes założonego przez siebie Śląskiego Banku Ludowego, mimo skromnego trybu życia niczego na polityce się nie dorobił. Co zrobił konkretnego dla Śląska? Jako poseł przeforsował uregulowanie rzek, dzięki czemu mieszkańców przestały nękać powodzie, przyczynił się do budowy teatru miejskiego w Bielsku (której wsparcie z budżetu krajowego kontestowali polscy posłowie), niemal od zera (jedna ulicy przy dworcu!) wybudował miasto Czeski Cieszyn, któ-
tego zamiast Kożdonia, polityka działającego pro publico bono, stawiam nam się za wzór Korfantego, który działał wyłącznie dla swojej osobistej kariery. Śląski synek Kożdoń skończył seminarium nauczycielskie i chociaż wydawał “Ślązaka” (najpoczytniejszą gazetę na Śląsku Cieszyńskim), był radnym Skoczowa (przewodniczącym dwóch wydziałów gminnych) i posłem Sejmu Śląskiego w Opawie, to nadal pracował jako starszy nauczyciel, kierownik szkoły. Gdy był członkiem śląskiej Krajowej Komisji Administracyjnej i przewodniczącym komitetu plebiscytowego Śląskiej Partii Ludowej, gdzie pieniądze płynęły szerokim strumieniem, nie przyznał sobie – inaczej niż Korfanty wysokiej pensji, tylko nadal pracował jako kurator szkolny. - No ale przy tym wszystkim Korfanty okazał się politykiem skutecznym, chciał przyłączyć Śląsk do Polski i tego dokonał, a Kożdoń okazał się politycznym marzycielem…
tonomii. Na pewno jednak jego postawa na Śląsku Cieszyńskim i jego sojuszników niepodległościowców na pruskim Górnym Śląsku - Związku Górnoślązaków Ewalda Latacza wpłynęła na Polaków, którzy zaoferowali Ślązakom auto-
jeśli będzie go wygłaszał ”nasz chop”. Tylko, ten „nasz chop” był totalnie polskości zaprzedany. I to polskości w najgorszym, bierutowskim wydaniu. W latach 1945-48 mieliśmy okres, który nazywamy Tragedią Górnośląską. Tworzono dla nas obozy koncentracyjne, jednych z nas przymusowo wywożono do Niemiec, innych do niewolniczej pracy w ZSRR, a pułkownik Jerzy Ziętek był wtedy drugim najważniejszym PRL-owskim aparatczykiem na Śląsku, zaraz po generale Aleksandrze Zawadzkim. Owszem, potem podpisał się pod telegramem o sporządzenie list wywiezionych Ślązaków, ale chodziło mu tylko o brak fachowców i dla mnie to jego win nie zmywa. No i tysiące dzieci, gdy on był wojewodą, za mówienie po śląsku dostawało w szkołach „bez pysk”. Bo Ziętkowi wolno było godać, ale śląskim dzieciom już nie. - Ale dzięki niemu powstało na Śląsku wiele dobrych rzeczy: uzdrowisko w Ustroniu, Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, Spodek… - I sądzisz, że gdyby ktokolwiek inny rządził Śląskiem przez niemal 40 lat, to nic by tu nie wybudowano? Za czasów Ziętka Śląsk był bezwzględnie gospodarczo eksploatowany, więc czasem
którzy za swoją jedyną ojczyznę uważali Śląsk i służyli Śląskowi – a nie Polsce, Niemcom czy Czechom? - No to faktycznie, z liderem ŚPR Grzegorzem Franki, który rozdaje nagrody Korfantego ci nie po drodze… - To jest problem szerszy. Gdy RAŚ stawało się znaczącą siłą polityczną w regionie, Jurek Gorzelik wieszczył koniec państw narodowych, wieszczył Europę regionów i przekonywał nas, że nacjonalizmy odchodzą do lamusa, że powinniśmy budować wizerunek Śląska jako wspólnoty regionalnej, a nie narodowościowej. Brzmiało dobrze, tylko patrząc z perspektywy kilkunastu lat Jurek się pomylił. Państwa narodowe mają się świetnie, a nacjonalizmy w nich stale przybierają na sile. Nie tylko w Polsce. Europa regionów na chwilę obecną okazuje się mrzonką, co Katalonii bardzo brutalnie pokazał rząd w Madrycie, a nawet władze UE w Brukseli. Jeśli mamy jako Ślązacy to przetrwać, to i my musimy w sobie rozbudzić bardzo silne poczucie odrębności narodowej od Polaków. Nie nacjonalizmu, ale śląskiego patriotyzmu na pewno. Musimy wyraźnie mówić, że naszą ojczyzną, a nie jakąś tam „małą ojczyzną” jest Śląsk, i innej nie mamy. Dla mnie par-
Gdy pytam jego apologetów, co konkretnie Korfanty zrobił dobrego dla Śląska lub Ślązaków, że ma w Katowicach pomnik, nie potrafią wymienić ani jednej rzeczy. Nie dziwię się, bo ja też żadnych jego zasług dla Śląska nie znam nomię. Kożdoń może być symbolem kogoś, kto śląskiej ojczyźnie oddał całe swoje życie i ugrał dla Śląska tyle, ile mógł. Polacy fetują Kościuszkę, który przegrał, a nie Szczęsnego Potockiego, który uważał się za Polaka-Rosjanina i wygrał przyłączenie części Polski do Rosji. Tymczasem śląskie organizacje, Związek Górnośląski czy RAŚ wolą wynosić na piedestał Korfantego albo Ziętka. Jak można budować śląską tożsamość narodowościową jednocześnie kładąc kwiaty pod pomnikami polskich agitatorów na Śląsku?
i nam coś skapło z warszawskiego stołu. I skapłoby niezależnie od tego, kto byłby wojewodą. Bo jeśli ktoś, kto deklaruje narodowość śląską, za takie rzeczy ceni Ziętka, to niech składa kwiaty i Michałowi Grażyńskiemu. Ślązakożerca i zaprzysięgły wróg autonomii, ale przez kilkanaście lat bycia śląskim wojewodą w okresie międzywojennym, też sporo rzeczy na polskiej części Górnego Śląska wybudował. Więc chwalmy Grażyńskiego, chwalmy Ziętka, chwalmy Korfantego, a potem dziwmy się,
tia regionalna, która głosiłaby taki program, mogłaby liczyć na większość głosów tych 400 000, którzy w spisie powszechnym jako jedyną lub chociaż wiodącą, zadeklarowali narodowość śląską i ten elektorat poszerzać wraz ze wzrostem takiej tożsamości. Ale partia, która obiecuje dążenie do decentralizacji całej Polski i powiększanie w niej samorządności??? Odpowiem znanym każdemu śląskim idiomem: No jo cie prosza!!! Rozmawiał Dariusz Dyrda
7
listopad 2017r.
Królowa Bona na św. Mikołaja
Niedługo, dokładnie 6 grudnia, pięćsetlecie ślubu królowej Bony Sforzy, księżniczki Bari i króla polskiego Zygmunta Starego. Polski król Zygmunt Stary miał ze Śląskie coś tam jednego wspólnego, bo na początku XVI wieku był namiestnikiem całego Śląska i dzierżył księstwo głogowskie i opawskie. Ale nie to jest teraz ważne. Chodzi mi o pewien wymiar relacji polskich i europejskich na przykładzie historii królowej z dalekiego Bari w Apulii. n Podobno portret nie oddawał urody.
P
ierwsza żona Zygmunta Starego, Barbara Zápolya, zmarła 2 października 1515 roku na zapalenie dróg rodnych. Król miał 48 lat. Byli ze sobą tylko trzy lata. Monarcha rozglądał się zatem za nową żoną, tym bardziej, że nie miał syna.
ŁADNA BESTYJKA, WRĘCZ BOSKA Kandydatek było kilka. Jedną z nich była Bona Sforza. Król pierwszy raz zobaczył jej portret w Wilnie 4 marca 1517 roku. Książeczka z portretu musiała się królowi spodobać. Rozpoczęto rokowania związane z intercyzą. Policzono kto
stan zdrowia. Czarującą, zdrową będzie miał Zygmunt Stary żonę. Na tym Bożym świecie wszystko ma polityczny charakter. Polscy posłowie Zygmunta Starego wysłali do Polski także pantofelek księżniczki z Bari. Był to polityczny pantofelek. Ale nawet polityczny pantofelek ma swój kształt i ma swój zapach. Polityczny pantofelek może być sexy. Datę ślubu per procura, czyli w zastępstwie pana młodego, wyznaczano na dzień 6 grudnia 1517 roku. To dzień wielki dla Bari. Dzień św. Mikołaja, patrona miasta. Ślubu udzielił na zamku Castel Capuano archidiakon krakowski ks. Jan Konarski. Pana młodego udawał, jeśli wolno tak powiedzieć, zaufany dworzanin Zygmunta Starego, kasztelan kaliski, eques auratus Stanisław herbu Nałęcz z Ostroroga, wybitny retor i łaciński
nie naznaczone europejskim nieszczęściem. Ale wtedy było to tylko nadgraniczne miasto królewskie Korony Królestwa Polskiego. Król czekał na swoja małżonkę w Morawicy koło Krakowa. Król czekał, dostojnicy dworscy czekali, pole dookoła szkarłatnym suknem wysłano, dzisiaj tam biegnie najdłuższa w Polsce autostrada A4, która łączy zachód ze wschodem i można nią przejechać z Drezna na Ukrainę. Jest to miejsce trochę symboliczne. Podobno Zygmunt Stary zakochał się od pierwszego wejrzenia w ćwierć wieku młodszej od niego Bonie. Dworzanie szemrali, że jest już trochę stara… Miała wszak 23 lata. Przytulił jej głowę do piersi król wzruszony, dał rękę do pocałowania. Strzelały armaty, prymas Jan Łaski, kanclerz wielki koronny, przemawiał, wi-
Królowa Bona dobrze była wykształcona. Świetnie zdawała sobie sprawę z roli Polski w Europie. Przewidywała doskonale, jak rola przypadnie Habsburgom w dalszych dziejach Europy Środkowej i Wschodniej. Przeczuwała, że kultura niemiecka zdominuje Europę Środkową. A więc Bona Sforza „rozum miała”, jak powiada poeta. Ale rozum szkodzi, o tym także pisał Mikołaj Rej. Zwano ją „intrygantką”, „trucicielką”, „chciwą kobietą” z tego powodu, że miała rozum. Że choć była tylko kobietą, umiała rządzić lepiej niż mężczyźni. A to się polskiej szlachcie w głowach nie mieściło. i ile będzie winien komu – na tym polegał wtedy ślub dynastyczny. Na poważniej przemyślanej transakcji. Crisotomo Colonna, człowiek z otoczenia Bony Sforzy, wysłał czym prędzej posła z Wilna do Bari, który po ponad trzech tygodniach przyjechał do Bari z dobrymi wieściami: Bona Sforza zostanie królową Polski! Królewscy posłowie i Crisostomo Colonna wyruszyli 22 lipca 1517 roku do Neapolu, żeby pertraktować z księżniczką i ją przekonać. Pierścionek zaręczynowy dla książeczki z Bari kupili po drodze. W Wiedniu. W Polsce nie dało się niczego odpowiedniego zakupić. Dziwna musiała być ta Polska szesnastowieczna, bogata i biedna zarazem. Na polskich posłach niesamowite wrażenie zrobiła księżniczka. Słali entuzjastyczne listy do króla, w których pisali, że jego narzeczona nie ma nic wspólnego z kobietami ziemskimi. Raczej jest boginią. Ewentualnie, żeby potwierdzić jej cielesność, podawali królowi jej rozmiary. Na portrecie, tym z Wilna jeszcze, cudna była dziewczyna. Ale teraz! Na żywo! Nie do opisania! Och, uroda zachwyca, uroda mami! Ale – jak wiadomo – w grę wchodziły pieniądze, duże pieniądze, rozsądek też był potrzebny. Panowie posłowie księżniczkę Bonę dokładnie zmierzyli i zważyli. Oceniając przy tym jej
stylista. Trzeba przyznać, że elegancją wyrażania się wywarł na otoczeniu Bony niemałe wrażenie. W kwietniu 1518 roku przywiózł w wielkim orszaku królową Bonę do Krakowa, a rok później umarł. Bona płynęła do Polski statkiem. Pierwszy list do męża, którego jeszcze nigdy nie widziała na oczy, napisała z Fiume. W Wiedniu była Bona już 19 marca 1518 roku. W Wiedniu przywitano ją uroczyście. Było dużo żołnierzy z całego habsburskiego imperium, wiele znakomitości. Wszyscy przemawiali i królową pięknie witali. Oracje kwieciste wygłosili profesorowie uniwersytetu. A jeden poeta wygłosił poemat okolicznościowy. Poeta ten, autor elegii, ukoronowany przez cesarza Maksymiliana wieńcem laurowym, zwał się Janem Hadeliusem. Twierdził, że gdy patrzy na królową Bonę widzi jakby Helenę Trojańską, najpiękniejszą z kobiet, córkę samego Zeusa. Prawie taka samo piękną jak Najświętsza Panna Maryja. To skojarzenie z Zeusem, z męskim i boskim władaniem, przylgnie do królowej Bony. Boskość Bony będzie jej orężem – będzie jej też bardzo przeszkadzała. Pierwszy raz na ziemiach polskich w swej podróży na dwór swego małżonka Zygmunta nocowała królowa Bona w Oświęcimiu. Dzisiaj nazwę tego miasta znają wszyscy na świecie i jest szczegól-
tał monarchinię i mówił coś o tym, żeby czym rychlej urodziła królowi syna. Przez Bramę Floriańską zakochany w Bonie tłum szedł na Wawel. Dokładnie nie wiem, ile osób było w tym orszaku, ale historycy podają dość precyzyjnie,
EUROPEJKA SIĘ POLAKOM NIE PODOBAŁA Bajeczne zatem były początki Bony Sforzy w Polsce. Ale później było coraz gorzej, bo polska szlachta chciwa i zacofana a królowa była mądra i dalekowzroczna. Miała swoje polityczne ambicje. Była wszak kobietą o szerokich horyzontach. Wielki renesansowy polski poeta Mikołaj Rej w drugiej księdze dzieła pt. „Źwierzyniec” powiada: „Rozum miała […], Włoszka była z narodu, gdzie się rozum rodzi”. Tak, na italskiej ziemi, patrząc na tradycje greckie, rzymskie i chrześcijańskie, powiedzielibyśmy bez wahania: Tu się rozum rodzi. Istotnie, Królowa Bona dobrze była wykształcona. Świetnie zdawała sobie sprawę z roli Polski w Europie. Przewidywała doskonale, jak rola przypadnie Habsburgom w dalszych dziejach Europy Środkowej i Wschodniej. Przeczuwała, że kultura niemiecka zdominuje Europę Środkową. A więc Bona Sforza „rozum miała”, jak powiada poeta. Rozum to był jej klejnot najdroższy i największy. Ale rozum szkodzi, o tym także pisał Mikołaj Rej. Zwano ją „intrygantką”, „trucicielką”, „chciwą kobietą” z tego powodu, że miała rozum. Że choć była tylko kobietą, umiała rządzić lepiej niż mężczyźni. A to się polskiej szlachcie w głowach nie mieściło. Szlachta polska i dzisiaj Polacy sądzą, że rządzić to znaczy mieć we wszystkim swoje zdanie i przede wszystkim forsować to, co się myśli we własnym interesie. Nie pojmowali i nie pojmują dzisiaj, czym jest wspólnota. Toteż gardzili swą królową. To nic, że urodziła królowi syna. To nic, że dała państwu tyle, ile za-
lityczką. Była po prostu dobrym i miłosiernym człowiekiem. Zakładała w swoich dobrach szpitale i szkoły. Wierzyła, że edukacja przede wszystkim zmienia społeczeństwo i czyni ludzi świadomymi obywatelami. Że brak obywateli – to barbarzyństwo. Była kobieta praktyczną, pragmatyczną, wiedziała, że dobre państwo, to dobra komunikacja, to dobre drogi, że trzeba dbać o publiczne drogi. Wielu urzędników w Polsce nawet dzisiaj mogłoby się sporo nauczyć od Królowej Bony. Była świetną zarządczynią, posiadająca inżynierski i innowacyjny zmysł: budowała kanały, np. ten niedaleko Pińska. Była królową umiejącą gospodarować, zarządzać. Była prawdziwą gospodynią, jakiej już później Polska, nigdy nie miała. Głęboka niechęć do królowej Bony, jako niechęć do obcego, żeby nie powiedzieć nienawiść, trwała prawie przez pięć wieków. Mamy tego świadectwo w literaturze. Gdy polscy żołnierze pod koniec drugiej wojny światowej dotarli do Bari i zobaczyli sarkofag polskiej królowej, chcieli go zniszczyć… Na szczęście udało się powstrzymać tych dziarskich chłopaków, żądnych rozliczania historii na własna rękę. Polacy nie pasują do tego, czym jest Europa. Nie żeby Europa była rajem. Ale jednak jest takim miejscem, gdzie ludzie żyją lepiej, niż w innych częściach świata. Duże perły na sukni królowej Bony Sforzy wyglądały przepięknie i drażniły szlachtę polską. Suknia królowej Bony cała była jakby ze złotych liści dębu. Wiemy, jaka jest symbolika dębu. Grecy wierzyli, że dąb to jakby sam Zeus. I że w dębach mieszka wieczność i najwyższa potęga bogów Olimpu. Ale dąb to także symbol odwagi i męskości. Być może polscy pano-
I tak to się ciągnie do dzisiaj. Tylko, że do Polski już nigdy żadna Bona Sforza nie przyjedzie. A Śląsk – chce tego czy nie chce – podzielił los peryferyjny Polski w tej Europejskiej wspólnocie, w tym europejskim dziedzictwie. I wraz z Polską dryfuje w kierunku wschodnim ile było koni: prawie 800, choć mogą się mylić, jak to bywa z historykami. Następnego dnia, 18 kwietnia 1518 roku, orszak królewski szedł pieszo z zamku do Katedry na Wawelu. Królowa Bona miała na sobie suknię turkusową obszytą blaszką złotą. Zachwyt był powszechny. Cisnął się zewsząd tłum, żeby ten cud zobaczyć na własne oczy. W pewnym momencie kordon został przerwany. Ale Tatarzy, królewscy ochroniarze, zrobili porządek. Rozpędzili gapiów kańczugami. Potem był ślub w katedrze oraz wesele w sali obitej złotem, które trwało aż 8 godzin. Tak zaczynała się mitologia związana z królową Boną.
zwyczaj królowa daje królestwu: potomka płci męskiej. Oczekiwano od Bony Sforzy przede wszystkim pokory. Oczekiwano od niej uległości. A to była wyemancypowana renesansowa kobieta o szerokich horyzontach, żyjąca wizją przyszłości. Wojciech Pociecha, wielki biograf Bony Sforzy, pisał: „Bona wywarła przemożny wpływ na kształtowanie się nowożytnego polskiego państwa, nie tylko dzięki swym talentom umysłowym, lecz przede wszystkim dlatego, że posiadała głębokie wyczucie najistotniejszych potrzeb państwa”. Silne państwo nie było ulubioną ideą polskiej szlachty. Królowa Bona nie tylko była zręczną po-
wie zastanawiali się: „Czy nasza królowa pragnie być jak my sami, czy pragnie męskiej władzy? Czy żona króla Zygmunta Starego, ta cudzoziemka, jest mężczyzną? Czy będzie nami władać jak sam król? O nie, nie będzie Polską rządził żaden obcy, żaden inny. A już szczególnie kobieta!” I tak to się ciągnie do dzisiaj. Tylko, że do Polski już nigdy żadna Bona Sforza nie przyjedzie. A Śląsk – chce tego czy nie chce – podzielił los peryferyjny Polski w tej Europejskiej wspólnocie, w tym europejskim dziedzictwie. I wraz z Polską dryfuje w kierunku wschodnim… Gdzie się rozum rodzi znacznie rzadziej. Zbigniew Kadłubek
8
listopad 2017r.
Ten tekst nie jest o Śląsku. Ale pokazuje, w jak krzywym zwierciadle
Noc listopadowej libac
Polacy właśnie zaczynają obchodzić rocznicę libacji. „Wszyscy pijani. Jak wytrzeźwieją przez noc, to się rozejdą do domów” – zanotował wysoki rangą oficer o grupie wojskowych znacznie niższych stopni. Autor tych słów dawał potem dowody wyjątkowego męstwa dowodząc podległymi sobie jednostkami. Jednak to ci pijani przeszli do polskiej legendy narodowej. To oni w nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku wzniecili bodaj najbardziej absurdalne z polskich powstań narodowych.
H
istorycy lubią opowiadać, że miało największe szanse na zwycięstwo ze wszystkich. To prawda, tylko że to największe oznacza, że wciąż nie miało żadnych. Dziś
skie były niepodległymi państwami polskimi. Niepodległymi w znacznie szerszym stopniu, niż przedrozbiorowa Polska, którą jednoosobowo przez kilkadziesiąt lat rządził rosyjski ambasador. Tym-
on nic im nie dał a nawet nie obiecał - ziemie te były zrujnowane. Maleńkie Księstwo Warszawskie musiało utrzymywać 100-tysięczną armię, która rujnowała skarb. Ba, w roku 1811 i 1812 musiało utrzymywać
Jeśli Polacy uważają, że taki stan jaki mieli w latach 1815-1831, jest „zaborem”,. to niech nadadzą dziś podobny statut Śląskowi. Zgodnie z ich teorią, będziemy wtedy wciąż częścią Polski, zgodnie z naszą – będziemy się cieszyć z istnienia państwa śląskiego. Nawet jeśli jego głową będzie urzędujący w Warszawie prezydent RP. w Polsce czci się wszystkich powstańców, więc i tych listopadowych też. Tymczasem to oni dopuścili się największej zbrodni, bo wywołali antyrosyjskie powstanie, gdy Polska miała się pod carskim berłem doskonale. A odsądzany przez Polaków od czci i wiary wielki książę Konstanty (brat cara) starał się jednak zachować jak największą polską niezależność. Nie zgodził się na przykład, by wysłać wojsko polskie na wojnę rosyjsko-turecką w 1826 roku.
NIE BYŁO 123 LAT POD ZABORAMI Powtarzane wciąż słowa o 123 latach Polski pod zaborami mijają się bowiem z prawdą. Istniejące w latach 1807-1813 Księstwo Warszawskie, a przede wszystkim w latach 1815-1831 Królestwo Pol-
czasem powołane w 1815 roku Królestwo Polskie złączone było z Rosją jedynie osobą wspólnego władcy – cara. Miało własny Sejm, własną konstytucję, własne wojsko. Było tak samo pod zaborem, jak Polska XV-wieczna, gdy identyczną unię personalną (wspólny władca) zawarła z Litwą. Czyli nie było pod zaborem wcale. Jeśli Polacy uważają, że taki stan jest „zaborem”,. to niech nadadzą dziś podobny statut Śląskowi. Zgodnie z ich teorią, będziemy wtedy wciąż częścią Polski, zgodnie z naszą – będziemy się cieszyć z istnienia państwa śląskiego. Nawet jeśli jego głową będzie urzędujący w Warszawie prezydent RP. Bo czyż „głową” Kanady, Australii nie jest po dziś dzień brytyjska królowa? Królestwo Polskie „pod zaborem” miało się świetnie. Po czasach napoleońskich – które Polacy tak kochają, choć Napole-
też kilkukrotnie liczniejszą armię francuską. A do tego Napoleon Bonaparte w sposób łupieżczy ograbił je. Pojęcie „sumy bajońskie” tego właśnie dotyczyło, a wzięło
płacić. Na skutek konieczności utrzymywania olbrzymiej francuskiej armii, sum bajońskich i grabieżczej polityki Napoleona, gdy w 1813 roku wkroczyli tu Rosjanie, ziemie polskie były kompletnie gospodarczo zrujnowane.
1815 – POLSKA ODRODZONA Do tego Polacy popierali Napoleona, więc od zwycięzców nie mogli spodziewać się niczego dobrego. Jakież było więc ich zaskoczenie, gdy car Aleksander ogłosił zamiar stworzenia z części Księstwa Warszawskiego i części zaboru rosyjskiego … królestwa polskiego. Królestwa konstytucyjnego, podczas gdy w Rosji panowało samodzierżawie. No i królestwo to miało z Ro-
polskiej stolicy śpiewał radośnie, właśnie na tę cześć napisaną pieśń „Boże, coś Polskę”, ze znamiennymi słowami „Przed Twe ołtarze zanosim błaganie, Naszego Króla zachowaj nam Panie! Królestwo Polskie lat 1815-1830 rozwijało się znakomicie, głównie w związku z nieograniczonym dostępem do rosyjskich rynków zbytu. Świetny rozwój tej Polski, związanej unią (a nie pod żadnym rozbiorem) z Rosją, najlepiej widać na przykładzie Warszawy. Już w 1816 roku dekretem króla Aleksandra I powołano Uniwersytet Warszawski, powstało wiele monumentalnych budowli, w tym Belweder i obecny pałac prezydencki (który wówczas uległ gruntownej przebudowie), wtedy powstały Aleje Jerozolimskie, budowano Teatr Narodowy. Co
Świetny rozwój tej Polski, związanej unią (a nie pod żadnym rozbiorem) z Rosją, najlepiej widać na przykładzie Warszawy. Już w 1816 roku dekretem króla Aleksandra I powołano Uniwersytet Warszawski, powstało wiele monumentalnych budowli, w tym Belweder i obecny pałac prezydencki (który wówczas uległ gruntownej przebudowie), wtedy powstały Aleje Jerozolimskie, budowano Teatr Narodowy. Co bodaj ważniejsze, miasto stawało się ośrodkiem przemysłowym. To właśnie wtedy pojawiły się tu pierwsze maszyny parowe. się z Układu w Bayonne, kiedy to Księstwo w zamian za wątpliwe długi wobec cesarza, zobowiązało się mu takie właśnie sumy wy-
sją jedynie wspólnego monarchę. Właśnie tegoż cara Aleksandra. Nic więc dziwnego, że w pierwszą rocznicę jego koronacji lud
bodaj ważniejsze, miasto stawało się ośrodkiem przemysłowym. To właśnie wtedy pojawiły się tu pierwsze maszyny parowe.
9
listopad 2017r.
e pokazuje się w Polsce nie tylko historię Śląska, ale i historię Polski
cji - i lata kaca po niej Jednak postawały też inne ośrodki przemysłowe, wśród nich przede wszystkim Łódź. To właśnie tu w 1820 roku dekretem królewskiego (nie carskiego!) namiestnika lokuje się osada przemysłowa. Efekt? Miasteczko w 1827 roku ma kilkuset mieszkańców a trzy lata później już 4000. Przybywają tu tkacze z całej Europy, skuszeni potężnym rosyjskim rynkiem. Unia z Rosją jest dla królestwa dobrodziejstwem!
NOWY CAR – JAK NA ŚLĄSKU GRAŻYŃSKI Sytuacja komplikuje się po śmierci cara Aleksandra, bo jego brat i następca, Mikołaj I niewiele sobie robi z polskiej konstytucji. On hołduje zasadzie, że państwo stanowi jego własność i może z nim robić co chce. Konstytucję Polski uważa za dziwactwo swojego znacznie starszego brata. Niemniej nie likwiduje jej, tylko – nie on pierwszy, a jak widzimy i nie ostatni – niewiele sobie z niej robi. Obrońcą konstytucji mógłby zostać jego brat, Konstanty, który na rzecz młodszego Mikołaja zrezygnował z tronu, zadowalając się funkcją naczelnego wodza wojska Królestwa Polskiego. Jedną z przyczyn jego wyboru było małżeństwo z polską szlachcianką Joanną Grudzińską, nie akceptowane przez petersburski dwór. Konstanty autentycznie kochał tę Polkę, polskie wojsko a chyba i Polskę. Co nie znaczy, że kochał konstytucję. Był wszak nieodrodnym Romanowem (co znaczy, że niemal stuprocentowym Niemcem, bo na 16 jego prapradziadków i praprababek był raptem jeden Rosjanin - car i jedna Szwedka - królewna, reszta wszystko Niemcy!) z rodu monarchów absolutnych. Idee rewolucji francuskiej i równości wszystkich ludzi były mu zupełnie obce, zaś rosyjskie kary cielesne dla żołnierzy uważał za coś oczywistego. I karał swoich podwładnych tak często – co dawnym ofi-
cerom napoleońskim wydawało się haniebne i barbarzyńskie. Zarazem jednak nie kwestionowali, że doskonały wyszkolenie armii Królestwa Polskiego to zasługa Konstantego.
NIE CHCIELI OBALIĆ CARA, CHCIELI PRZESTRZEGANIA KONSTYTUCJI Tym żołnierzom jednak postawa Konstantego nie odpowiadała. Gdy wywoływali powstanie, wcale nie obalenia rosyjskiego cara się domagali. Sprzysiężenie Podchorążych – tych od Nocy Listopadowej – składało przysięgę „połączyć wszelkie usiłowania, poświęcić życie, gdy tego będzie potrzeba, w obronie zgwałconej ustawy konstytucyjnej”. Tak, tak – im nie unia personalna z Rosją przeszkadzała, nie czu-
Konstanty czuł się w Polsce bezpiecznie. Najlepszy dowód, iż Belwederu nie strzegły żadne straże, żadni ochroniarze, jedynie trzech inwalidów wojennych. Mimo to nieudolni spiskowcy (do zadaniach tego wybrano dwóch… cywilnych poetów) nie zdołali zgładzić księcia, który ukrył się w kobiecych ciuchach w sypialni swojej żony. Uciekł do Rosji, ale gdy wojna polsko rosyjska była już w pełni, podczas bitew, dumny był z postawy polskich żołnierzy, swoich wychowanków. Przed rosyjskimi generałami chełpił się idealnymi manewrami polskich wojsk, wykonywanymi jak na defiladzie. A gdy jego adiutant, pułkownik Karol Turno, po tym jak uratował mu życie i pomógł uciec do Rosji, poprosił o zwolnienie ze służby, bo chce dołączyć do walczących Polaków, Konstanty po chwili zastanowie-
ZABIJALI SWOICH IDOLI
Przekonanie to dzielili niemal wszyscy wyżsi oficerowie, wyszkoleni w napoleońskiej szkole. Ci, których podchorążowie mieli za bohaterów i liczyli, że ich poprowadzą. Gdy jednak po wznieceniu rebelii zwracali się do kolejnych słowami „Prowadź nas!” padała mniej więcej ta sama odpowiedź: „Dzieci, idźcie spać”. Rozsierdzeni (i jak twierdził generał Turno) pijani podchorążowie odpowiadali na to… zabijaniem swoich idoli. Ofiarą mordów padli generałowie: Ignacy Blumer, Maurycy Hauke, Józef Nowicki, Stanisław Potocki, Tomasz Siemiątkowski, Stanisław Trębicki oraz pułkownik Filip Meciszewski. Józef Sowiński, rok później osławiony obro-
Gdy wywoływali powstanie, wcale nie obalenia rosyjskiego cara się domagali. Sprzysiężenie Podchorążych – tych od Nocy Listopadowej – składało przysięgę „połączyć wszelkie usiłowania, poświęcić życie, gdy tego będzie potrzeba, w obronie zgwałconej ustawy konstytucyjnej”. Tak, tak – im nie unia personalna z Rosją przeszkadzała, nie czuli się pod zaborem. Oni jedynie chcieli przestrzegania konstytucji. Ciekawe, czy PiS, który za kilka dni zacznie ich celebrować, wie o tym? li się pod zaborem. Oni jedynie chcieli przestrzegania konstytucji. Ciekawe, czy PiS, który tak ich celebruje, wie o tym? Że to po prostu KOD-ziarze sprzed prawie dwóch wieków. Zabrali się jednak za to w sposób najgorszy z możliwych. Gdy polskie elity szukały możliwości negocjacji z carem na temat przestrzegania prawa, niewielka grupka (maksymalnie 160 osób) w Noc Listopadową postanowiło zgładzić Konstantego i zaatakować rosyjski garnizon miasta.
TAK SIĘ NIE ZACHOWUJE ZABORCA
nia odrzekł: Masz rację, twoje miejsce jest tam! Później Turno w walkach z Rosjanami odniósł kilka błyskotliwych zwycięstw. Jednak błyskotliwie wygrane potyczki nie mogły zmienić faktu, że listopadowy zryw skazany był na klęskę. Późniejszy dyktator powstania, zdolny napoleoński generał Józef Chłopicki tuż po Nocy Listopadowej pisał na gorąco: „Półgłówki zrobiły burdę, którą wszyscy ciężko przypłacić mogą. (...) Marzyć o walce z Rosją, która trzemakroć sto tysiącami wojska zalać nas może, gdy my ledwie pięćdziesiąt tysięcy mieć możemy, jest pomysłem głów, którym piątej klepki brakuje”.
ną Woli, na gruzach której poległ zgodnie ze złożoną przysięgą, przeżył noc listopadową tylko dlatego, że w wojnach napoleońskich stracił nogę. Bo gdy w Noc Listopadową próbował przemówić podchorążym do rozumu, już zamierzono się na niego – jak na innych – bagnetem. Padły jednak lekceważące słowa: - Co robisz? Toż to kaleka… I tym sposobem jeden z największych bohaterów tego powstania przeżył jego pierwszą noc. Również pułkownik Ludwik Bogusławski w Noc Listopadową stłuczony kolbami i poraniony przez podchorążych, gdy już do wojny z Rosją doszło, wsławił się – jako dowódca „czwartaków” – brawurową wręcz odwagą.
POECI W GĘBIE SILNI Natomiast obaj poeci, którzy mieli zabić Konstantego, życia za ojczyznę nie oddali. Zdążyli udać się na emigrację, skąd jednak nadal podjudzali Polaków do walki z potężniejszymi przeciwnikami. Był i trzeci poeta. Nazywał się Adam Mickiewicz. Z emigracji nawołuje od 1829 roku do zrywu zbrojnego przeciw carowi. Gdy wybucha, wyrusza do Polski, by włączyć się do walki. Jednak do Królestwa Polskiego nie dociera. Zatrzymują go liczne biesiady w Saksonii i dworkach należącej do Prus wielkopolskiej szlachty. Ale gdy Warszawa pada, nie omieszka odsądzić od czci i wiary, tych którzy się poddali, zamiast polec w gruzach miasta. Noc Listopadowa nie dawała specjalnej możliwości manewru. Wiadomo było, że na Polskę spadną królewskie (nie carskie!) re-
presje. Polacy więc zdetronizowali cara – a sam fakt wypowiedzenia mu posłuszeństwa przez Sejm dowodzi, że dotychczas uważali go za legalnego władcę polski. Ba, Polacy próbują z carem negocjować na bezczelnego, domagając się chociażby rozszerzenia Królestwa o całe tereny przedzaborowe. Ale Mikołaj nie zamierza negocjować – tylko przykładnie ukarać krnąbrnych poddanych. Co też się staje, bo zgodnie z przepowiednią Chłopickiego, a mimo kilku zwycięstw „Marzyć o walce z Rosją, która trzemakroć sto tysiącami wojska zalać nas może, gdy my ledwie pięćdziesiąt tysięcy mieć możemy, jest pomysłem głów, którym piątej klepki brakuje”. Powstania nie omieszka potępić też papież Grzegorz XVI. Nie za głupotę jednak, a za porwanie się na legalną władzę. Jak widać dla ówczesnej władzy Watykanu nie było problemem, że król polskich katolików jest prawosławny.
W IMIĘ POLSKI – DOPROWADZILI DO POLSKI UPADKU Upadek powstania nie powoduje załamania gospodarczego. Polska ma nadal do dyspozycji potężne rynki zbytu, nadal dobrze się rozwija, Warszawa rozkwita, Łódź staje się wiodącym europejskim ośrodkiem włókienniczym, przy granicy ze Śląskiem, w okolicach Sosnowca jak na drożdżach rosną kopalnie i huty. Podobnie jak u nas. Tylko nie ma już tam polskiej symboliki, polskiego orła, polskiego wojska. W miejsce polskiego – wprowadzane jest szkolnictwo rosyjskie, kraj zaczyna być poddawany rusyfikacji, czego przed powstaniem listopadowym nie było. Polska staje się rosyjską prowincją, rzeczywiście pod zaborem. Spowodowali to powstańcy listopadowi, owe półgłówki Chłopickiego. A przecież wystarczyło umieć czekać. Bo w roku 1830 roku Rosja była światowym mocarstwem, sojusznikiem Anglii, Francji, Prus, gwarantem stabilności w całej Europie. Wtedy porywać się na nią było absurdem. Ale gdyby powstanie nie wybuchło, to niepodległe – złączone z Rosją jedynie osobą władcy – Królestwo Polskie przetrwało do roku 1853, wówczas mogło być inaczej. Bo wtedy europejskie sojusze pękły, w Wojnie Krymskiej przeciwko Rosji opowiedziały się Anglia i Francja. Gdyby Królestwo zachowało swoją armię do tego czasu, wywołując powstanie miałoby potężnych sojuszników. Ale „głowy, którym brak piątej klepki” wywołały je w najgorszym możliwym momencie. Grzebiąc nadzieje na uniezależnienie się od Rosji na niemal 90 lat. W ostatnie 2 dni listopada jak kraj długi i szeroki czci się tych półgłówków. Porucznika Piotra Wysockiego i jego kamratów. Czcić będziemy pewnie hucznie, bo PiS wszelkich awanturników wyniósł na sztandary narodowe wyżej, niż ktokolwiek przed nim. Bo nieważne czy mądry czy głupi, ważne że polski patriota… Dariusz Dyrda
10
listopad 2017r.
Karczma piwna - wymysł partyjnych towarzyszy
Przełom listopada i grudnia to istny wysyp górniczych imprez zwanych „gwarkami” lub „karczmami piwnymi”. Oczywiście w mediach usłyszymy, że są to „tradycyjne” spotkania. Ponieważ z przyczyn zawodowych bywam na takich „tradycyjnych” spotkaniach dość często, przeto jako osoba zorientowana, a nie związana z górnictwem, postaram się obalić kilka mitów.
Z
acznijmy od początku. Kilka lat temu zaciekawił mnie rodowód tych tradycyjnych, odwiecznych imprez. Zacząłem pytać, czytać i rozpracowywać temat. Zacząłem szukać rodowodu także po to, by sprawdzić, jak zwane gwarki czy karczmy piwne - w dzisiejszych czasach raczej festiwal pijaństwa i chamstwa, niż sympatyczna zabawa – mają się do swoich dawnych odpowiedników. Wszak wiele osób z obsługi (kelnerzy, akustycy, artyści) mogą przytaczać setki opowieści, jak to w kopalnianej sali bankietowej pod obrazem św. Barbary i napisem Szczęść Boże, pijani górnicy wykrzykują słowa co najmniej wulgarne i wylewają (dosłownie!) piwo na górniczy mundur, wycierając sobie przy okazji usta frazesami o szacunku do tegoż munduru. „Ludożerka” - tak osoby obsługujące karczmy nazywają zgromadzonych tam górników.
TRADYCJA STANU WOJENNEGO A jak było kiedyś? Zastanawiając się nad tym zacząłem pytać starszych górników. Zacząłem przeglądać stare gazety, dokumenty. Z jakim efektem? Szokującym! Okazało się, że... dawniej było nijak, bo nie było tego typu imprez! Pomyślałem: Jak to??? A odwieczna tradycja??? Wszak niektórzy wywodzą ją od czasów starożytnych (sic!). Nic z tego. Prawda jest zupełnie inna. I wygląda tak: Karczmy piwne mają rodowód trzydziestoparoletni. Nie bez przyczyny. Po wprowadzeniu stanu wojennego i spacyfikowaniu Solidarności władze PRL musiały jakoś uspokoić sytuację. Oprócz przywilejów socjalnych, czyli chleba, potrzeba było także igrzysk. Tymi igrzyskami miały być „tradycyjne
kraczmy piwne”, które sprytnie stworzono ubierając je w pseudotradycyjne ozdoby. Propagandowo zostało to rozegrane po mistrzowsku - tak, aby nikt nie zarzucił, że władza chce przekupić górników. Odwołano się do historii na tyle dawnej, by nikomu nie chciało się sprawdzać, jak rzeczywiście wyglądała.
A BYŁO TAK… Kilkaset lat temu gwarectwa rzeczywiście organizowały doroczne spotkania, by podsumować działalność minionych dwunastu miesięcy, dokonując rachunku zysków i strat. Gwarectwa były bowiem swego rodzaju spółdzielniami, w których każdy z członków miał prawo do wiedzy o aktualnej sytuacji finansowej. Starsi gwarectwa zdawali raport, a reszta mogła się z nim zapoznać i wyrazić opinię. Po części oficjalnej następowała nieoficjalna, czyli poczęstunek (piwo i niezbyt wystawny obiad lub kolacja). Tyle tradycja sprzed industrializacji. W XIX wieku sytuacja uległa zmianie. Liczne dotąd gwarectwa ustępowały miejsca dużym zakładom przemysłowym - dużo wydajniejszym i przez to konkurencyjnym. Członkowie gwarectw stawali się etatowymi pracownikami, a same gwarectwa skupiały się na działalności socjalnej (prowadziły m.in. szpitale). Przeciętnego gwarka nie interesowało już doroczne rozliczenie, ponieważ otrzymywał miesięczną wypłatę w ustalonej wysokości - niezależnie od wyników przedsiębiorstwa. A wyniki i ich badanie były domeną dyrekcji i wyższego dozoru, przez co doroczne spotkania w dotychczasowej formie zaniknęły ustępując kultowi św. Barbary. Dlaczego? Ano dlatego, że od XVIII wieku do wieku XIX w niemieckim prawie górniczym był zapisany obowiązek porannego nabożeństwa przed szychtą. Aby śląscy katolicy mieli się do czego mo-
dlić w kopalniach pojawiły się obrazy i figury św. Barbary. I tak rozwinął się kult, który znamy.
W ADWENT SIĘ NIE IMPREZUJE 4 grudnia to święto. Tyle że święto kościelne. Nie było mowy o zabawie w tym dniu, ponieważ 4 grudnia wypada zawsze w adwencie. Jedynym pozakościelnym fragmentem obchodów był przemarsz górniczej orkiestry. W najlepszym wypadku pracodawca lub gwarectwo zapraszało na piwo i chleb ze smalcem. Natomiast jeśli był to piątek, to informowano górników, że piwo i poczęstunek będzie latem na bergfeście. A czym był bergfest? Był festynem organizowanym latem przez dyrekcję kopalni dla górników i ich rodzin. To było czas na faktyczne świętowanie - przy sprzyjającej pogodzie i poza czasem zakazanym, czyli adwentem. Bergfesty były organizowane na koszt pracodawcy i z oczywistych przyczyn zniknęły po roku 1945. Górnikom zostawiono 4 grudnia jako Dzień Górnika, w którym otrzymywali przysłowiowy „wuszt i halba”. Sytuacja ta trwała do początku lat 80. XX w. Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego i brutalnej pacyfikacji Kopalni Wujek ktoś wpadł na genialny pomysł, by górników zniechęcić do świętowania kościelnego i jednocześnie pozwolić na „górniczą zabawę” pod pretekstem „odwiecznej tradycji” spotkań gwarków. Towarzyszy kościelne posty interesowały wszak niewiele. Tradycje te były na tyle dawne, że mało komu chciało się sprawdzać, jak one w rzeczywistości wyglądały. Ba, mistyfikacja była na tyle sprawna, że nawet górnośląscy (dolnośląscy w Wałbrzychu też) biskupi przestali przypominać wiernym, że 4 grudnia wypada w adwencie i hojnie udzielają dyspensy na „górnicze świętowanie”.
TRADYCJA WYMYŚLONA PERFEKCYJNIE Wszystkim sprytnie wmówiono, że „gwarkowie siedzą w ławach lewej i prawej”, „piwa pilnują piwoleje”, w szeregi braci górniczej przyjmuje „stara strzecha” a „nad wszystkim czuwa Wysokie Prezydium w Sprawach Piwnych Nieomylne”. W rzeczywistości wszystko to stworzono ordynarnie i na poczekaniu. Być może w wydziale propagandy wojewódzkiego komitetu PZPR. Ba, żeby przyoszczędzić, wymyślono nawet, że na Karczmach Piwnych obecność kobiety jest wykluczona. I górnicy nie mogli przyjść z żonami. Na wcześniejszych Bergfestach bawiły się natomiast całe rodziny. Zaś w dawnych spotkaniach gwarków faktycznie nie uczestniczyły – no ale były to przecież robocze narady a nie żadne balangi. Jedynym autentycznym odwołaniem do tradycji (ale dziewiętnastowiecznej,!) był tzw. skok przez skórę, jako forma przyjęcia nowych górników do cechu. Tyle tylko, że jest to tradycja galicyjska i to wymyślona w sposób dość sztuczny przez polskich studentów uczących się w austriackim Leoben i przeniesiona na grunt najpierw Małopolski, a w stanie wojennym - jeszcze bardziej na siłę na niwę górnośląską. Wszelkie rojenia, że lisia skóra była atrybutem starszych górników na Górnym Śląsku, ponieważ ułatwiała pracę na twardym podłożu (i stąd rzekomo określenie „lis maior”) to ordynarne kłamstwo. Owszem, bywało, że skór w tym celu używano. Ale nie lisich, bo to przecież skórka delikatna – tylko solidnie wyprawionych skór byczych, końskich lub chociaż baranich.
ALE O TYM CICHO SZA… Tak wygląda prawda o „prastarej tradycji gwareckich spotkań”. Prawda jest też
taka, że mało komu zależy na ukazaniu faktów. Nie zależy na tym związkom zawodowym (główni organizatorzy piwnych libacji), ponieważ związki zaciekle walczą o członków i rezygnacja z jakichkolwiek atrakcji to oddanie pola konkurencji. Nie zależy dyrekcjom, ponieważ dyrekcje zawsze są „pod obstrzałem” i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kruszył kopii o jakieś tam gwarki, karczmy piwne. Są to są i już. I w końcu potężne lobby orkiestr górniczych i firm obsługujących gwarki od strony artystycznej i gastronomicznej. A jeśli ktoś nie wierzy, że lobby orkiestr górniczych jest potężne... To musi sobie uzmysłowić, że orkiestra górnicza to ludzie, którzy na innych instrumentach i inny repertuar chętnie zagrają na karczmie piwnej. I wystawią fakturę. Zapłacą związki z kasy związkowej. A szef związku skasuje prowizję od zespołu. Prowizję nieoficjalną, ale jak najbardziej realną. Proste? Proste. Chcę być dobrze zrozumiany. Nie mam nic przeciw zabawie. Tym bardziej, że wiem z doświadczenia, iż górnicy w pijaństwie zdecydowanie ustępują tzw. imprezom firmowym (szczególnie korporacyjnym!), podczas których widok kobiety leżącej pod stołem nie jest niczym niezwykłym. Natomiast jako historyk pragnąłbym, by nie nazywano tych zabaw prastarymi czy tradycyjnymi. Śląskie tradycje są bowiem zupełnie inne. A z rozmów z górnikami wiem, że wielu tych pijatyk nie lubi i woleliby powrót do bergfestów, na których można się bawić z całą rodziną. Jan Popczyk
W internecie można kupić kufle z karcz piwnych. Łącznie z tymi najstarszymi. Najstarszy, jaki nam udało się znaleźć na aukcjach pochodzi z … 1981 roku. To też chyba dowodzi, że wcześniej te imprezy jeśli się nawet odbywały, stanowiły raczej wyjątek, niż regułę. A opisu rytuałów, „starych strzech”, „piwnych prezydiów” itd. próżno szukać w gazetach sprzed roku 1980, choć o wszelkich górniczych imprezach informowano tam obszernie, a Barbórka była świętem niemal państwowym.
11
listopad 2017r.
Kiedy my od lat staramy się o uznanie ślůnskij godki za język regionalny, aby go chronić – nagle okazuje się, że ochrona języków regionalnych w Polsce PiS-u staje się powoli fikcją. Bo otóż od 1 stycznia 2018 roku wchodzi rozporządzenie ministra edukacji narodowej, które znacznie redukuje pieniądze na nauczanie języków mniejszościowych i regionalnych. Co bardzo mocno odczują Kaszubi.
Kaszubi też na cenzurowanym na organizacja administracji publicznej stanowiącej część administracji państwowej, a nie jako zaczyn separatyzmu.
KASZUBI OBURZENI. NIE DZIWOTA Słowa te kierował wyraźnie do Kaszubów. – Wystosowaliśmy list do wojewody. Mamy nadzieję, że to było tylko nieprzemyślana, niefortunna wypowiedź. Jest ona dla nas krzywdząca. Mówienie zaś niedopowiedzeniami, insynuowanie nakierowane na dzielenie obywateli Pomorza jest niedopuszczalne. Nie mieści się w głowie, że można w państwie demokratycznym, w XXI wieku używać takiej narracji – dodaje Karol Rhode, szef Kaszëbskôj Jednoty. Kaszëbskô Jednota w liście do wojewody napisała m.in.: „W związku z przytoczonymi powyżej stwierdzeniami, zwracamy się do Pana z prośbą, jako do urzędnika państwowego mającego dostęp do informacji,
- To drastyczna obniżka subwencji oświatowej dla samorządów z tytułu nauczania regionalnego języka kaszubskiego. A ministerstwo zapowiada dalsze w roku 2019 – mówią działacze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wyjaśniają, że chodzi głównie o gminy wiejskie, gdzie szkoły są małe, ale też dzieci najchętniej uczą się mowy swoich przodków.
ZLIKWIDUJĄ SZKOŁY Z JĘZYKIEM KASZUBSKIM Te zajęcia to trzy godziny tygodniowo tego języka oraz – w niektórych klasach – zajęcia z historii i geografii regionu. Zajęcia nie są obowiązkowe, ale uczęszcza na nie (mimo przeładowania programu zajęciami obowiązkowymi) prawie dwadzieścia tysięcy dzieci. Szkoły wiejskie, w których chętnych na takie nauczanie regionalne jest najwięcej, przed likwidacją najczęściej ratowała właśnie dodatkowa subwencja oświatowa, związana z nauczaniem języka regionalnego. We wsiach szkoła taka to zarazem jakże często lokalne centrum kultury. - Dzięki ukształtowaniu się modelu subwencjonowania udało się wykształcić w wielu miejscowościach na Kaszubach odpowiednią kadrę nauczycielską, rozwinąć aktywność kulturalną i przy bardzo wielu szkołach rozwinąć zespoły dziecięce propagujące folklor. Zapowiedziana przez MEN obniżka subwencji oświatowej wymierzona jest w te działania i dorobek – przekonują działacze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. I dodają: - Rodzi to też pytania o przyszłość języka kaszubskiego i jego pozycji na Kaszubach. Okazuje się więc, że posiadanie „legalnego” języka regionalnego nic nie daje, jeśli państwo okazuje mu lekceważenie. Ale i tak lepiej go mieć, niż nie mieć.
WOJEWODA STRASZY - A JAKŻE - SEPARATYZMEM PiS zresztą nie tylko tak pokazuje Kaszubom (Ślązakom zresztą też), że idą
n Wojewoda Dariusz Drelich
Z listu Kaszubów do wojewody: W związku z przytoczonymi powyżej stwierdzeniami, zwracamy się do Pana z prośbą, jako do urzędnika państwowego mającego dostęp do informacji, do których przeciętny obywatel dostępu nie posiada, by ujawnił Pan opinii publicznej kto z Pomorzan, która organizacja społeczna lub też który z samorządów na Pomorzu działają przeciwko suwerenności państwa polskiego i są zaczynem separatyzmu gorsze czasy. Gdy w Warszawie 11 listopada nacjonaliści demonstrowali, że kto nie Polak, wypieprzać z Polski – w tym samym czasie wojewoda pomorski Dariusz Drelich idealnie wpisał się w ich narrację. Ten sam wojewoda, który wsławił się opieszałością z pomocą, gdy region nawiedziły wichury, tym razem postanowił się wykazać na całego. – W jego przemówienia brakowało tylko straszenia dziadkiem z Wehrmachtu. Wojewoda mówiąc o separatyzmie, wyciąga trupa z szafy – komentował na gorąco Karol Rhode, prezes stowarzyszenia Kaszëbskô Jednota. Co takiego powiedział wojewoda Drelich? – Warto zwłaszcza dziś przypominać każdemu z Polaków, a w szczególności każdemu z obywateli Pomorza, również temu, który nazywa siebie przedstawicielem mniejszości etnicznej i regionalistą, że to terytorium nieraz było przedmiotem knowań skierowanych przeciwko jedności państwa polskiego i wobec tego naszym obowiązkiem jest utrzymywanie tutaj stałej pewności własnej
przynależności narodowej – przemawiał Dariusz Drelich w sposób jawnie nacjonalistyczny, a po chwili dodał: – Samorząd jest rzeczą słuszną, ale jako oddol-
n Czy nauka kaszubskiego zacznie znikać?
do których przeciętny obywatel dostępu nie posiada, by ujawnił Pan opinii publicznej kto z Pomorzan, która organizacja społeczna lub też który z samorządów na Pomorzu
działają przeciwko suwerenności państwa polskiego i są zaczynem separatyzmu.’’ W podobnym tonie wypowiada się marszałek województwa pomorskiego, Mieczysław Struk: „Wypowiedziane słowa uważam za skandaliczne. Wojewoda Drelich udowodnił, że nie zna ani historii Pomorza ani Kaszub i z tego wynika jego arogancja i niezrozumienie tego regionu. Gdyby wojewoda chociaż pobieżnie znał naszą historię, to wiedziałby że można się od Kaszubów i Pomorzan uczyć patriotyzmu, który nie jest na pokaz, od święta, ale jest ciężką codzienną, pozytywną pracą. Mieszkańcy Pomorza nie szczędzili też krwi i poświęcenia sto lat temu, kiedy ważyły się losy przynależności państwowej Pomorza. Dopowiem tylko, że nie jest tak, iż „Pomorze ma prawo korzystać z pomocy państwa polskiego”. To pokazuje niezrozumienie wojewody co do roli służebnej państwa. Taką rolę na pewno świetnie pełnią wspomniane w przemówieniu samorządy. Mieszkańcy Pomorza płacą podatki, są obywatelami Polski, Polakami i to państwo polskie w pierwszej kolejności ma obowiązki w stosunku do nich. A swoje obowiązki wobec Polski Pomorzanie znają, czego wielokrotnie dowiedli i wojewoda nie musi o tym nam przypominać.” Co najśmieszniejsze, Drelich zaczynał karierę polityczną u boku Kaszuba Donalda Tuska, a dopiero później uznał, że lepiej jednak skumać się z PiS-em. Byłemu protektorowi Tuskowi zrewanżował się tak, że dwa lata temu na swoim internetowym profilu zamieścił fotomontaż, na którym Tusk jest w kajdankach i więziennym – jak raz – drelichu. Magda Pilorz
12
listopad 2017r.
Możemy oglądać noc polarną na… Śląsku Od połowy listopada do początku marca we wsi tej nie świeciło słońce. Była to jedyna miejscowość w Europie Środkowej, w której obserwowano zjawisko pozornej nocy polarnej. Ale Budnik (niem. Forstlangwasser) już nie ma. Przestały istnieć w zasadzie po II wojnie światowej. Noc polarna oczywiście jest tam nadal, ale już nikt jej nie obserwuje.
P
ozorna noc polarna polega na tym, że wprawdzie słońce wschodzi, ale go nie widać, bo zasłaniają go okoliczne szczyty. W kotlinie, w której leżały Budniki przez
113 dni w roku był zupełny cień i półmrok. Ale Budniki, które miały ciekawą historię, znikły ostatecznie koło 1953 roku. Chociaż i wcześniej, od 1945 praktycznie
nie było tu wsi. Były jednak ściśle chronione sowieckie obiekty przemysłowe, bo zaraz po II wojnie światowej w tej dolnośląskiej wiosce – niedaleko Karpacza
Pozorna noc polarna powodowała, że zimy tu były znacznie cięższe, niż w okolicy. Po prostu śnieg pod wpływem słońca nie topniał, więc było go tyle, że miesz-
rystyczną. W niewielkiej wsi były w okresie międzywojennym aż dwa schroniska, stanowiące najczęściej bazę wypadową na Śnieżkę, najwyższy szczyt Sudetów.
Śląsk poderwał się do walki przeciw niemieckiemu cesarzowi. Na pomoc cesarzowi przyszło bestialskie najemne wojsko polskie, tak zwani Lisowczycy, i to oni pustoszyli Śląsk. Na jego południu w zbrodniach tych pomagał im m.in. św. Jan Sarkander, tutaj nie. Ale nawet bez jego szpiegowskiej działalności palili, mordowali i gwałcili bez opamiętania.
n Przedwojenna pocztówka z Budnik. Na niej jedno z dwóch tutejszych schronisk.
- wykryto złoża uranu. Wydobywano je więc, ale było go mało, więc radzieccy po kilku latach teren opuścili. Nikt nowy na ich miejsce się nie zjawił. A narodziły się Budniki mniej więcej 330 lat wcześniej, kiedy Śląsk poderwał się do walki przeciw niemieckiemu cesarzowi. Na pomoc cesarzowi przyszło bestialskie najemne wojsko polskie, tak zwani Lisowczycy, i to oni pustoszyli Śląsk. Na jego południu w zbrodniach tych pomagał im m.in. św. Jan Sarkander, tutaj nie. Ale nawet bez jego szpiegowskiej działalności palili, mordowali i gwałcili bez opamiętania. Więc mieszkańcy okolicznych miejscowości schronili się do trudno dostępnej kotliny. Gdy wojna się skończyła, niektórzy pozostali, zakładając wioskę. Wioskę niewielką, nigdy nie przekroczyła 100 mieszkańców. A należała do świetnie znanego też na Górnym Śląsku rodu Schafgottschów. Po wojnach śląskich leżąca tuż obok Karpacza (dziś to teren właśnie tej gminy) wioska stała się nadgraniczną, a jej mieszkańcy od połowy XVIII aż po XX wiek trudnili się przemytem przez granicę prusko-austriacką. Szmuglowali z Austrii do Prus tytoń, dlatego szlak ten do dziś bywa nazywany Tabaczaną Ścieżką. Po II wojnie światowej wieś była krótko bazą wypadową tutejszych „żołnierzy wyklętych” czyli Wehrwolfu.
kańcy zimą jako drogi wyjściowej z domów musieli używać… kominów. Ale klimat ten powodował też, że stało się Forstlangwasser popularną miejscowością tu-
Dziś Klub Miłośników Budnik organizuje każdego roku „Pożegnanie Słońca” i „Powitanie słońca”. Ten pierwszy już minął 25 listopada, DD
Miejscowa legenda powiada, że mieszkańcy wsi pozostawali pod opieką stwora o imieniu Wołogór, stworzonego przez Liczyrzepę (niem. Rubezahl), karkonoskiego Ducha Gór. Podobno stwór ów wkradł się do snów dwóch wypoczywających w okolicy dam, hrabiny Gertrudy von Reden i hrabiny Wandy Czartoryskiej i uczulił je na biedę mieszkańców Forstlangwasser. Na ile maczał w tym palce Wołogór trudno dziś ustalić, ale obie arystokratki rzeczywiście objęły na kilka lat wieś swoją dobroczynną opiekę. Z czasem jednak stwór zaczął tracić moc i na koniec odszedł. A arystokratki też o wsi zapomniały. Wybierając się na Pożegnanie Słońca lub Powitanie Słońca, trzeba się liczyć, ze spotkaniem na szlaku Wołogóra. A nawet jego szefa, Rubezahla. Podobno Ślůnzokom krzywdy nie czynią nigdy.
Tak nas widzieć mają polskie dzieci
D
zieci informatyków z Katowic, pracowników koncernów samochodowych z Tychów czy Gliwic przeżywają pewnie szok, gdy ze swoich podręczników dowiadują się, gdzie mieszkają i co robią ich rodzice. W podręczniku do V klasy szkoły podstawowej czytamy, że Katowice, stolica województwa, są zarazem stolicą Górnośląskiego Okręgu Przemysło-
wego. GOP to okręg, w którym mieszka 2,5 miliona ludzi, „zatrudnionych m.in. w kopalniach węgla kamiennego, hutnictwie i energetyce”. Ogólnie jest tu ogromne zagrożenie ekologiczne. Tekścik ten opatrzono zdjęciem kopalnianej wieży wyciągowej, ale nie wspomniano, że wieża ta jest częścią Muzeum Śląskiego i stanowi jedynie eksponat.
Bo nigdzie nie napisano, że na terenach dawnych hut stoją dziś biurowce, na terenach kopalń – muzea, natomiast górnictwo stanowi coraz mniej znaczącą część gospodarki regionu, zaś hutnictwo wręcz marginalną. Przy okazji autorzy zwyczajnie okłamali dzieci, bo GOP to nie, jak twierdzą, czternaście większych miast, lecz znacznie większa ilość miast, miasteczek i wsi.
Ale po co zaprzątać dzieciom w Polsce głowę takimi bzdurami, jak można napisać, że kopcą tu i dymią kopalnie, a poza tym to nic więcej. Byliśmy ciekawi, czy przy Krakowie napiszą, że to miasto w którym żyje polski król i jego liczne rycerstwo, a jako dowód posłuży rycerska zbroja z muzeum wawelskiego. Ale nie, autorzy podręczników w Krakowie, w odróżnie-
niu od Katowic kiedyś najwyraźniej byli. Bo opisują stan faktyczny. To może wypada się cieszyć, że opis GOP nie kończy się słowami, że Ślązacy, jako intelektualnie ociężali nie nadają się do innej pracy, niż w hutach i kopalniach, a kiedy im te kopalnie i huty pozamykali, to jak powiedział prezes Jarosław Kaczyński „‚’Śląsk jest miejscem, gdzie natężenie patologii jest bardzo wysokie”. DD
13
listopad 2017r.
Ślunski BieberoRonaldo-Putin - Niy no, rechtorze, terozki toście pofurgali fůrt daleko, aże na orbita – ôdpedziały mi bajtle – Tak to sie niŷ do!
JEDŶN, A ZA TRZECH… Możno i sie niŷ do. Nale piŷrwyj sie dało. We trzīnostym storoczu mieli my sam na Ślůnsku chopa, kerego kożdy mioł w zocy, kery śpiŷwoł ô zolytach choby Justin Bieber, a w roztomajtych szportach boł bezma lepszy ôd Cristiano Ronaldo. No, możno we fusbal niŷ szpiloł, nale dyć turnieje rycerski to tyż szport, pra? Kożdy sie już downo zmiarkowoł, co godka je ô ślůnskim ksiynciu Henryku Szwortym Probusie. Mody karlus n Tarcza herbowa księcia Henryka. Czarny śląski orzeł na żółtym polu, z białą przepaską na skrzydłach – w całej okazałości. Piastowski herb, ale polskim nacjonalistom roi się, że to „germańskie” bo im do głów nie przyjdzie, że nie każdy Piast był biało-czerwony. - Forsztelujcie sie ino – padom roz mojim bajtlom – takigo fest srogigo polityka, kerego kożdy uwożo. Takigo choby Putin. A terozki sie forsztelujcie, co tyn polityk poradzi szpilać we fusbal choby som Cristiano Ronaldo. - Jezderkusie! – chopcy aże sie chycili za gowy – Niy godejcie, rechtorze! Putin i Ronaldo skuplowane we jednym i tym samym chopie? - A terozki – ôsprowiōm – forsztelujcie sie chopa, kery gro we fusbal choby Ronaldo, a śpiywo i wyglondo choby Justin Bieber. - Jeee! – dziouszki zaroz zaczły sie chichrać – Taki Biebero-Ronaldo? Toć, takigo karlusa to by chciała kożdo z nos! - A terozki sie forsztelujcie tych trzech chopōw, Biebera, Putina i Ronaldo, wroz we jednym i tym samym chopie – padom.
sznitu. Beztůż tyż trzīmoł z czeskimi krůlami. Idzie pedzieć, co wtynczos napoczōn sie ôkres przonio Czechom bez ślůnskich hercogůw, aże ŷntliś przīszło do hołdu.
NIŶ Z „KELNERAMI” Pro-europejski karlus, kej ŷntliś przīszoł dran za ksiyncio, ôrganizowoł sam na Ślůnsku epne turnieje, w kerych som broł udział (kozoł sie mianować Heinrich von Pressela, bo tak wtynczos godali na Wrocław), a tedy ôwdy to te turnieje nawet wygrywoł. A niŷ podstowiali mu, jak to się dzisio ze rostomaitymi Adamkami a Gołotami trefio, żodnych „kelnerów”, jak się to pado,
We trzīnostym storoczu mieli my sam na Ślůnsku chopa, kerego kożdy mioł w zocy, kery śpiŷwoł ô zolytach choby Justin Bieber, a w roztomajtych szportach boł bezma lepszy ôd Cristiano Ronaldo. No, możno we fusbal niŷ szpiloł, nale dyć turnieje rycerski to tyż szport, pra? przīszoł dran za hercoga za swojigo ujka Bolesława Napasztliwego, na kerego Poloki godajom „Rogatka” (a o kierym żech pisoł ôńskigo miesiąca). Coby ô nim niy pedzieć, blank sie niŷ podoł na tego glacatego ôchyntola. Niŷ ma sie tyż co dziwać, co Bolesław niy boł mu rod i wziōn go do heresztu (pamiŷntocie, co tyn gizd mioł tako frechowno moda i heresztowoł kożdego, fto z nim przīszoł na krziwe pyski). Fto wiy, coby sie podzioło z modym Hajnelem, kej by ślůnskie rycerstwo niŷ stanyło mu w ôbronie. Galantny i wybildowany Probus chowoł sie we Pradze, na dworze krůla czeskigo i hań erbnoł mocka europejskigo
n Nagrobek księcia Hajnela we Wrocławiu. Bo gdzie, jeśli nie w stolicy Śląska?
na bele jakigo rywala, kiery po to ino je, coby przegroł, inoś do pranio sie stowały nojzocniejsze ślůnski, czeski, nimiecki a polski rycerze. Hejnrich za jedno ściepowoł jejch z konia. Miōł tyż grajfka do pisanio śpiŷwek ô zolytach, skuli kerych przoła mu kożdo frela w Europie (na takigo średniowiecznego Biebera godało sie wtynczos minnesinger). Muszymy tyż pedzieć, co bōł to ôstatni chop, kery poradził zjednoczyć bezma cołki Ślůnsk. Na nowego durś czakomy…
TRUTKA NA NOŻU Hajnelowi Probusowi kożdy boł rod, bo jak niŷ być radym chopu, kery zowdy je sprawiedliwy i zowdy wiŷ, co je recht, a co niŷ. Ta Probusowo szlachetność ciongła sie za nim, aże ŷntliś śmiertka przīszła ku niymu. A to wszysko skuli jednego istnego, kery zachachmyncił ksiynciu piniōndze. Gizd tak sie lynkoł, co Probus mu za to zrobi, aże ŷntliś przīszoł ku tymu, co ôstało mu ino jedne: zamordować Hajnela. No i ôtruł boroka. Dwa razy! Roz Hajnela wyretowoł chop, na kerego godali Guncelin, a kery wzion i ôbwiesił Probusa do gōry nogami. Trutka z princa wyleciała. Nale wtynczos mordyrz zaatakowoł wtůry roz
n Na miniaturze Kodeksu z Manesse widać księcia Henryka jako zwycięzcę turnieju rycerskiego. W roku 1283 podczas zjazdu książąt w Nysie zorganizował czterodniowy turniej rycerski, a uczestników było tylu, że „cały zapas zboża, które biskup posiadał na przedmieściach, zużytkowano na paszę dla koni”. Kiedy się nie pojedynkował, to śpiewał. W języku górnoniemieckim, bo ten Piast rzadko już chyba używał mowy słowiańskiej. i zatruł nůż, kerym kroli ksiynciu chlyb. Terozki som Guncelin psinco poradził zrobić. Pointa do Wos: dowejcie pozůr, eli Wasza klapsznita niŷ wonio maszketnie, możno i na Wasze żywobycie ftoś cichtuje? Ale może też być, co to ino nowo zorta francuskij kyjzy abo jaki wuszt do wegetarianůw. Kej lojalne rycerze zmiarkowali, co jejich hercog hned bydzie umrzīk, rade by zaciukali tego wichlyrza-truciciela. Nale wtynczos som Probus po chrześcijańsku mu wyboczył. Taki to boł chop!
Ůwdy moje bajtle we szule padajom: - Rechtorze, tuż co godocie, co ŏn boł choby Putin, Biner a Ronaldo? Putin by na zicher żodnymu niŷ przeboczył, Ronaldo abo Biber zdo nom sie – tyż niŷ. Eli rŷchtig tak boło, to tŷn Hajnel boł taki Putino-Ronaldo-Bibero- Papiŷż Hanek Paul II. Bo ŏn tyż wyboczoł tymu Ali Agcy, kiery go chcioł zamordować! Dyć recht. Dejcie pozůr, bywo i tak, co niŷ ino bajtle ŏd rechtora, ale i rechtor ŏd bajtli się czego nauczy… Marcin Melon
W styryjskie (część Austrii) Kronice Ottokara mamy opowieść o tym, jak książę Probus po zajęciu Krakowa wysłał poselstwo do papieża Mikołaja IV z prośbą o wyrażenie zgody na koronację królewską. Poselstwu temu przewodził wykształcony w prawie doradca księcia. Papież za zgodę zażyczył sobie 10 tysięcy grzywien złota dla siebie oraz 2 tysięcy dla kardynałów. Henryk posłał papieżowi ten „haracz”, jednak posłannicy zamienili 4 tysiące złotych grzywien na fałszywki. Gdy papież się zorientował, uznał że to książę chce go okpić, i zerwał porozumienie. Oszust uciekł do Wenecji i stamtąd posłał truciznę swojemu bratu, na Śląsk. Reszta w tekście obok. Kronika Ottokara uchodzi za źródło historyczne równie wiarygodne, jak kronika Wincentego Kadłubka, czyli kompletnie niewiarygodne. Ot, pisali sobie panowie fantasy. Jednak starania o koronę potwierdzają też inne źródła. Nie wiemy jednak, czy chciał być princ Heinrich królem śląskim, czy polskim.
14
listopad 2017r.
Nojlepszy gĕszynk 35zł
30zł
We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!
45zł
35zł
35zł
A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?
35zł
35zł
35zł
35zł
5zł
30zł
30zł
5zł
Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.
* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!
15
listopad 2017r.
FIKSUM DYRDUM
We
wilijo Polokom przīnoszom gŷszynki rostomaite cudoki. Jakiesikej Gwiazdory, Śnieżynki, Dziadki Mrozy, czasŷm Aniołek, a nojczynścij Mikołaj. Ino nom, Ślůnzokom przīnosi je tŷn, fto ůwdy przībywo: Dzieciontko. Przī okazje je to jedyny znany
Mikołoj z workiem zwłok cher tyż niŷ mioł renifera. Dyć by tŷm biŷdny arktyczny jelŷń zaro kojfnył na gorkim Biskim Wschodzie! Możne Mikołaj mioł ŷjzla, możne konia, ale ŏ
lołin” są sympatyczne, o tyle dziwactwa polskie są częściej niesmaczne. Na stronie 10 mamy opis obrzydliwego pijaństwa, które jest rzekomo naszą ślą-
Widzieliście kiej biskupa ŏbleczonego we szerwone galoty zachabione od jakigo skejta, gumioki a ŏbszyty biołym futrŷm szerwony dubel i tako tyż mycka? Widzieliście kiej biskupa rajzować ze reniferami. Św. Mikołaj ni mioł możne, jak dzisiejsze biszofy, merca ani BMW, ale na zicher tyż niŷ mioł renifera. Dyć by tŷm biŷdny arktyczny jelŷń zaro kojfnył na gorkim Biskim Wschodzie! mi cufal, kiej solenizant gŷszynk dowo, a niŷ dostowo. Ale Dzieciontku dom na razie pokůj, bo ŏ czym pisoł bych za miesionc? Dzisio ŏ tym Mikołaju, kiery 24 grudnia loto z gŷszynkami do Polokůw, a zaś nom już 6 grudnia. Tuż czy geszŷnki do nich niŷ som aby przetrminowane? To jejch problŷm, zaś mie szteruje to, jak tŷn Mikołoj je maszketnie ŏbleczony. Św. Mikołaj, kierego katoliki (a prawosławne) fajrujom 6 grudnia boł biskupŷm Miry, miasta kiere dziś leży na grenicy Turcje a Syrie. A widzieliście kiej biskupa ŏbleczonego we szerwone galoty zachabione od jakigo skejta, gumioki a ŏbszyty biołym futrŷm szerwony dubel i tako tyż mycka? Widzieliście kiej biskupa rajzować ze reniferami. Św. Mikołaj ni mioł możne, jak dzisiejsze biszofy, merca ani BMW, ale na zi-
tym, że som jaki renifery ani niŷ wiedzioł. No i widzioł fto biskupa włazić belekaj bez ŏkno abo bez komin? Bestuż tŷn Santa Klaus, kiery we grudniu wandruje po cołkim zachodnim świecie, to niŷ je żadŷn świŷnty Mikołaj z Miry, ino jakiś hampelman, podciep (co my ze Melonŷm tak ŏroz ŏ podciepach…), kiery ino udowo świŷntego Klausa, Mikołoja. Podciep wykreowany bez Amerykonůw – trocha społu ze Rusami – kierzy poradzom do absurdu kludzić kożdo ojropejsko tradycjo. A staro Europa łyko te swoji tradycje, podane na nowŷ, holyłudzki muster. Tak jak cała Europa pozwala narzucać coraz to nowe amerykańskie dziwactwa, tak Ślůnzoki łykają bzdury, proponowane im przez Polaków. Przy czym o ile jeszcze Walentynki czy „He-
ską wielowiekową tradycją, choć jeszcze 40 lat temu żaden Ślązak o niej nie słyszał. Poza tym promuje nam się każ-
wano powstańców warszawskich. Przy czym namalowano ich ze zdjęcia, które nie ich przedstawia, ale SS-manów od Dirlevangera, którzy to powstanie krwawo tłumili, dopuszczając się zbrodni ludobójstwa. Zdjęcie to znajduje się w książce „Gott mit Uns”, przy czym tam z prawdziwym podpisem, że to dirlevangerowcy tłumiący powstanie. Ludzie o słabej psychice poddają się wszelkim takim indoktrynacją. Stąd nowe pokolenie „żołnierzy wyklętych” w kominiarkach z bejsbolowym kijem. Ba, stąd może nawet sławny w listopadzie zwyrodnialec z Gdańska, który rozbijał groby, wynosił z nich zwłoki i razem z nagrobnymi tablicami chował na własnym cmentarzu w lasku pod Gdańskiem. Obecna władza wsa-
rodowy sport dobrozmianowców, czyli ekshumację. Zaangażował się w nie na poważnie, tak, że nawet komisja Macierewicza może pozazdrościć. Bez pieniędzy, samochodów, specjalistycznych ekip – mając do dyspozycji jedynie młot, kilka dużych toreb i masową komunikację – dokonał w ostatnich kilku latach więcej chyba ekshumacji i ponownych pochówków, niż ekshumatorzy smoleńscy. Wprawdzie policja podaje, że cele, które mu przyświecały, są niejasne, ale w moim odczuciu cele ekshumatorów smoleńskich też są kompletnie bez sensu. Głęboko więc wierzę, że na Mikołaja, oczywiście tego w czerwonych galotach i gumiokach, państwo polskie sprawi mu prezent i dołączy go do smoleńskiej
Zwyrodnialec z Gdańska, który rozbijał groby, wynosił z nich zwłoki i razem z nagrobnymi tablicami chował na własnym cmentarzu w lasku pod Gdańskiem, na własną rękę zaczął uprawiać narodowy sport dobrozmianowców, czyli ekshumację. Zaangażował się w nie na poważnie, tak, że nawet komisja Macierewicza może pozazdrościć. Wprawdzie policja podaje, że cele, które mu przyświecały, są niejasne, ale w moim odczuciu cele ekshumatorów smoleńskich też są kompletnie bez sensu. dego szaleńca, który strzelał za innych, jako bohatera, którego czcić mamy. O tym, jak daleko fakty historyczne są przy tym nieistotne, najlepiej opowiada warszawski mural, na którym namalo-
dziła go do aresztu, czego ja nie rozumiem, bo na moją logikę powinna dać mu medal. Przecież to wzorowy obywatel, który na własną rękę zaczął uprawiać na-
ekipy ekshumacyjnej. Być może będzie w niej jedynym, który nie będzie tego robił dla kasy, tylko z faktycznej potrzeby serca. Dariusz Dyrda
MELON BLANK ZDRZAŁY
B
ajtle u mie we szkole rade suchajōm bojek ô podciepach. Kożdy na Ślůnsku wiy, co to je podciep: mały diobołek, kerego, wiŷnkszy gizd podciepie wom do becika, kej ukradnie wom waszego prawego bajtla. Starziki godali, co taki podciep mo wielo gowa i ciyngiym ryczy, a pieronym je niŷusuchany. Po jakiymu bajtle take som rade tym powiarkom? Jo myśla, co beztōż, że zowdy keryś przīdzie ku tymu, co jejich modszy bracik abo siostra to na zicher bydzie podciepy. I wtynczos ône sie automatycznie czujom lepsze. Bo przeca żodyn niŷ ma rod z bycia podciepem, pra? Mocka Ślůnzokůw lynko sie imigrantůw, bo w kożdym je tyż trocha z podciepa. Niŷ sōm ôd nos i małowiela ô nich wiymy. A jo wom chca pedzieć, co bycie podciepanym mo swoje plusy. - Dzisiej pogodomy ô Indianerach – godom roz do bajtli u mie w szkole. - Jeee! – już widza te rozśmione gymby, ŷntliś bydzie cosik inkszego jak ôsprowianie ô Hajmacie. Nale zarozki prziłazi refleksjo – Rechtorze! Nale przeca my momy godać ô Ślůnsku, a my niy sōm żodne Indianery, pra? (Jakbyś boł w tyjatrze na „Miłości
Nasz Dziŷń Dziŷnkczyniynio w Koenigshuette” Ingmara Villqvista, to byś tak niy godoł, myśla som do sia, ale wiym, że bajtel na to je durś jeszcze za mody. Nale tak po prowdzie to mo recht, bo my niy som Indianery, ino hobbity, nale to już inkszo inkszość.)
zoki i piyrsze Gorole, kere sam do nos przijechali. - Toć! I wtynczos ta Pocahontas zmiarkowała, że dyć inkszy to niy ma gorszy i zaczła zolycić z tym biołym karlusem i skuli tego Hamerykony ma-
ino muszŷmy patrzeć, coby szło dobrego erbnonć ôd niego i co dobrego ôn poradzi erbnonć ôd nos. Ino, że te kontakty Hamerykonůw ze Indianerami to niŷ ino zolyty Pocahontas i Johna Smitha, to tyż sro-
kontakty Hamerykonůw ze Indianerami to niŷ ino zolyty Pocahontas i Johna Smitha, to tyż sroge chaje i masakry. Skuli tego Indianerůw ôstało już małowiela i som pozawierane w rezerwatach. I to samo idzie pedzieć ô relacjach nos, Ślůnzokůw, z tymi, kerych podciepoł nom świat. Jedne „Gorole” przīkludzali sie tukej, coby lepij poznować naszo kultura, a inksze filowali na nos frechownie, gynau choby konkwistador Hernan Cortez na Aztekůw Tela, że muszymy spokopić Indianerůw, coby spokopić Ślůnzokůw. Kej Indianery piŷrszy roz ôboczyli biołych, to zdowali im sie fest pitome. Kej biołe piyrszy roz zoboczyli Indianerůw, to tyż pedzieli sie, co to bydom fest maszketne ludzie. Gynau jednako choby Ślůn-
jom Świŷnto Dziŷnkczyniynio! – mało Gryjtka mo zobejrzane wszyskie filmy Disneya i bestůż zno ta gyszichta lepij jak jo. - A tak doprowdy – pointuja – to rozchodzi sie ô to, że jak ftoś inkszy sie do nos skludzo, to niy śmiymy sie go boć,
ge chaje i masakry. Skuli tego Indianerůw ôstało już małowiela i som pozawierane w rezerwatach. I to samo idzie pedzieć ô relacjach nos, Ślůnzokůw, z tymi, kerych podciepoł nom świat. Jedne „Gorole” przīkludzali sie tukej, coby lepij poznować naszo kul-
tura, a inksze filowali na nos frechownie, gynau choby konkwistador Hernan Cortez na Aztekůw. Eli richtiś musza wom spōminać, co takigo Wojciecha Kilara abo Adama Podgůrskigo (taki chop, co pisze ksiůnżki o ślůnskij mitologie a naszych stworokach) los tyż podciepoł na Ślůnsk? A z wtůryj zajty? Jedne „Hanysy” ciepali kamiŷniami we wulc-hauzy, a inksze brali sie baby abo chopůw spoza Ślůnska i patrzeli na to, co dobrego idzie ôd takich „Pocahontas” erbnonć. Ino co mieli my zaś szworty szwortek listopada i Hamerykony fajerowali swůj Thanksgiving Day, to je Dziŷń Dziynkczyniŷnio. Jedzom ůwdy filowanego puloka i spominajom ta pocahontasowo geszichta. My tyż mogymy dziŷnkować za te familje, w kerych na wilijo sie je i barszcz i siemiŷniotka. Jo zowdy byda godoł, co lepij cosik fajnego erbnonć, jak sie z kimś powadzić. Niŷ kożdego imigranta podciepoł nom sam som dioboł. Marcin Melon
16
listopad 2017r.
Książka, na którą wielu z naszych Czytelników długo czekało – już jest. Już ją wysyłamy, rozwozimy po Śląsku. Jeśli zgłosicie się do nas, chętnie zorganizujemy u Was wieczór autorski, NA KTÓRYM Gott mit Uns będzie po promocyjnych cenach.
To sie werci poczytać:
„Dante i inksi” Mirosława Syniawy, to antologia wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! - cena
Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy Ksiůżka ślůnsko – nojlepszy gĕszynk podgĕszynk krisbaum! pod krisbaum 23 złote
Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? łôsprowki”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe „Pniokowe łôsprowki”? ”? Eli ni mosz, terozki ”? Eli ni mosz, terozki „Asty kasztana „Asty kasztana festelno kupić je blank tanio. festelno szansa szansa kupić je blank tanio. księgarniach tych książek kosztuje WW księgarniach kompletkomplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. Uz nas razem z kosztami średnio około 135 złotych. U nas razem kosztami przesyłki wydasz na nie!!!jedynie: !!! przesyłki wydasz na nie jedynie: 110 złotych !!!110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście Ale możesz je oczywiście kupić także kupić osobno. także osobno. Koszt –przesyłki – 9 złotych. Koszt przesyłki 9 złotych. Wprzypadku przypadku zamówienia powyżej złotych W zamówienia powyżej 100 złotych – 100 przesyłka gratis. – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. lub telefonicznie 535 998 252. Można teżwpłacając zamówić wpłacając na konto Można też zamówić na konto 96 2528 1020 2528 0302 0133 9209 96 1020 0000 03020000 0133 9209 - ale prosimy przy podawać zamówieniu podawać - ale prosimy przy zamówieniu numerkontaktowego. telefonu kontaktowego. numer telefonu „Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego
– to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z Instytut Godki. Instytut ŚlůnskijŚlůnskij Godki. naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53 Cena 60 złotych.
„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Autor, Marcin Melon, jest anglistą, co w
książce widać szkółŚląskiego” - cena 28 zło-Dariusza Jerc „Historia Narodu – to jedyna książka opowiadająca o historii Ś tych naszego własnego punktu widzenia, a nie czeskiego czy niemieckiego. 480 stron forma Cena 60
„Ich książęce wysokości” - to dzieje „Pniokowe Łosprowki” „Rychtig Dariusza Dyr- Eugeniusza „Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyr-Gryfno Godka” Kasztana, Ginter- „OpoPierończyk - „OpoAstyAsty Kasztana, Ginter Pierończyk Kosmały (Ojgena dy języka – to śląjedyny podręcznik językaz Pnioków ślą- – popular– to jedyny podręcznik wieści o Śląsku niewymyślonym” todyauwieści o Śląsku niewymyślonym” to aunego felietonisty Radia Piekary) to kilskiego. W 15 czytankach znajdujemy znajdujemy tentyczna sagaz Załęża. rodziny się W 15 czytankach tentyczna saga rodziny Jak zsięZałęża. Jakskiego. dowcipnych gawęd w takiej kompendium wiedzy kadziesiąt o Górnym Śląsku, kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, w Katowicach śląskim pokoleniom? żyłożyło w Katowicach śląskim pokoleniom? a podnajważkażdą czytankąśląskiej wyjaśnia a pod każdą czytanką wyjaśnia godce,najważkierom dzisio nie godo Historia przeplatana nie tylko zabawnymi Historia przeplatana nie tylko zabawnymi niejsze różnice między śląskim niejsze różnice między językiem śląskim jużjęzykiem żoděn, krom samego Ojgena! 210 anegdotkami,ale też wspomtragicznymi wspomanegdotkami,ale też tragicznymi polskim. Wszystko toformatu uzupełnione a polskim. Wszystko toa uzupełnione stron A-5. nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych nieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych świetnym isłownikiem śląsko-polskim i 20 złotych. świetnym słownikiem śląsko-polskim Cena zbiorów. stron formatu A-5. zbiorów. 92 stron92 formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych. Cena: 15 złotych. Cena 28 złotych. Cena 28 złotych.
Uns” – ostatni Eugeniusza żołnierze „Gott mitŁosprowki” „Pniokowe Mariana Kulika, to wspomnienia Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularostatnich Ślązaków, służących w armii IIIto kilnego felietonisty Radia Piekary) Rzeszy. Stare opy spominajom przedwokadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej jenno Polska, służba przī dzisio wojsku i to, co godo śląskiej godce, kierom nie się samkrom dzioło, samego kiej przīszłyOjgena! Poloki a 210 już żoděn, Rusy. Fascynująca stron formatu A-5. lektura. Cena: 2920 złotych. Cena złotych.
władców Górnego Śląska - a książ-
„Komisorz Hanusik” autorstwa Marc
Melona laureata miejsca na ślą ka wyszła spod pióra JerzegoII Ciur-
jednoaktówkę z 2013 roku. to pierw
loka, znanego bardziej jako wickomedia kryminalna w ślunskiej god
„Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bar man Ecik z Masztalskich, ale będąwyzgerny jak James Bond! A wypić por
lompy na placu” cego teżchoćby wybitnym znawcą kultury– taki jest Ac
Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złoty
i historii regionu - cena 30 zł