GAzetA NIe tyLKO DLA tyCh KtÓRzy DeKLARuJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ
CzSOPISMO GÓRNOŚLĄSKIe
NR 12 GRuDzIeŃ 2012
NR INDeKSu 280305
Mało Jak starzýki nom padały świątecznie
C
hociaż idą święta, ten numer wcale nie jest taki radosny. Bo trudno się cieszyć, kiedy polskiemu rządowi nawet nie chce się zająć sprawą języka śląskiego, po prostu uznaje, że to duperela nie warta dyskutowania o niej. I jak dla mnie sprawa języka regionalnego umarła do co najmniej 2015 roku. Starając się o godka musimy zapomnieć o pomocy państwa polskiego, musimy dawać sobie rady sami. A nie ma się co oszukiwać, wcale nie wychodzi nam to tak dobrze. O sprawach godki piszemy na stronach 3, 4 i 5. I są to gorzkie, wcale nie świąteczne teksty. Nie jest świątecznie temu, kto jeździł niedawno na Śląsku kolejami. Można by wzruszyć ramionami i powiedzieć „polnisch Wirtschaft”, „polski bajzel” – ale za ten bajzel współodpowiedzialność ponosi RAŚ, bo chociaż Jerzemu Gorzelikowi w urzędzie marszałkowskim podlegają kultura i muzea a nie cugi a bana – to jednak koalicja jest koalicją i współodpowiedzialność polityczna jest. Arcybiskup Wiktor Skworc zakpił też sobie z RAS-u i ostatecznie, na propozycję iż autonomiści powieszą w katedrze tablicę upamiętniającą Tragedię Górnośląską, abp do spółki z wojewodą powiesi swoją, w której tę Tragedię 1945 roku ograniczył do wywózek na Sybir. O tym, że państwo polskie zamykało Ślązaków w obozach koncentracyjnych – na tablicy ani słowa. A bardzo wątpliwe, by biskup zgodził się niebawem powiesić drugą, podobną ale prawdziwszą , tablicę. Abp Wiktor Skworc nie ustaje w wysiłkach, aby Śązaków spolonizować. Czyżby uważał, że to Dzieciątko, które 24 grudnia przyjdzie na świat, było Polakiem? I godoł mały Jezus po polsku, a kiej usłyszał godka ślůnsko tuż padoł: oooo, jaka piękna staropolszczyzna… We grudniu tyż prokurator we Opolu napisoł kasacja do Nojwyższego Gerichtu, coby ten zdelegalizował Stowarzyszenie Osób Narodowości Ślůnskij. Niě udo mu sie, ale żol, co we polskim prokuratorze je tela zajadłości naprzeciw Ślůnzokůw. Czamu niě chce uznać, iże naszo nacyjo je juże poraset lot. O tym, jak powstawała ślůnsko nacyjo piszěmy na stronach 6-7 a na 3 je relacja ze zjazdu SONŚ. Zjazdu fest ważnego, skirz tego, co pomieniano statut, i terozki idzie zakłodać powiatowe a miejski koła stowarzyszenio. Na zajcie 10 pokazujemy, jak rychtig po ślůnsku festuje sie Świěnta a zaś na 8 poszli my do Kryształowěj we Katowicach, pofilować jak to Magda Gessler zrychtowała ślůnsko restauracjo. Ślůnsko to ôna może niě je, ale chocia tera we Katowicach je tako restauracjo, jaki we Polsce bywały inoś we Warszawie, Krakowie, Poznanie. Pytomy do lektury DARIuSz DyRDA Szef-ReDAChtůR
A farorze przýkwolały Kiej Dzieciontko nom nastanie Skłodomy powinszowanie A zaś betlejemsko szterna Co nom bliko po cimoku Niech cěluje wos ku szczęściu We tym, co sie kludzi, roku
CeNA 1,50 zŁ (8% VAt)
Okazało się, że Platforma Obywatelska powierzyła kierowanie Kolejami Śląskimi ludziom bez wiedzy, bez doświadczenia, za to z podejrzaną przeszłością. W efekcie marszałek województwa Adam Matusiewicz podał się do dymisji. A to oznacza dymisję całego zarządu województwa. Więc i wicemarszałka Jerzego Gorzelika, lidera Ruchu Autonomii Śląska. Czytaj str. 2. Jeśli prezes PLŚ uważa , że mówił po śląsku, to najwi-
winszuje wom Redakcjo
doczniej sądzi on, że język polski od mowy Ślązaków
A ponadto bardzo udanego roku 2013, aby ta „trzynastka” na końcu okazała się szczęśliwa a nie pechowa.
różni się tym – i tylko tym – że po polsku jest „który” a po śląsku jest „kery”. Więcej różnic nie zna! Czytaj str . 5 O ile w XIX wieku, czy na początku XX nasi przodkowie nie zgłaszali aspiracji do posiadania odrębnego języka – to wyraźnie i jednoznacznie deklarowali odrębną narodowość śląską. Symboliczny może być tu przypadek z końca XIX wieku, gdy w Piekarach Ślą-
Mieniomy trocha transkrypcjo
Majom recht ci, kierzy padajom, iże trza mieć storani, coby po ślůnsku pisać jednako, a niě kożdy wele swojij transkrypcje.
My, skuli Bożych Godůw a Nowego Roku uznali, iże piěrsi půdymy ku zgodzie
i trocha posiniali my naszo transkrypcjo coby była barżyj podano na ślabikorzowo. Tuż pomieniali my o’ – kiere u nos czytało sie po polsku „ło” na „ô”, tako, jak piszom to ślabikorzowce. Terozki czekomy na gest ze jejch strony. Eli rychtycznie idzie im ô godka, a niě o „swojo racja” tuż cosik tyż
zaproponują. Pofilujěmy! A my nowo transkrypcjo bydymy stosować we wszyjstkich wydawnictwach Instýtutu Ślůnskij Godki. Tuż „Historia Narodu Śląskiego”, kiero pokoże sie we styczniu, bydzie tajla we godce miała napisano tom transkrypcjom.
skich nowy ksiądz powiedział z ambony „My, Polacy”. Po nabożeństwie udała się do niego deklaracja miejscowych, żeby ich nie obrażał. Czytaj str. 6-7
2
GRuDzIeŃ 2012 R.
Rozjechani przez Koleje Śląskie?
KOALICJA na cienkim włosku Tak naprawdę to, co zdarzyło się z Kolejami Śląskimi stanowi ogromny cios w ideę autonomii. Nasze województwo twierdziło, że ogólnopolskie Koleje Regionalne to dla nas zły interes, dlatego samorząd wojewódzki powołał własną spółkę kolejową. Z początkiem grudnia miała przejąć połączenia Kolei Regionalnych w województwie. Ale chaos powstał tak wielki, że ogólnopolska firma szybko wróciła na tory, aby pasażerowie mieli czym dotrzeć do pracy, do szkoły. Nasze autonomiczne Koleje Śląskie okazały się wielkim niewypałem.
Z
awiedli ludzie, którzy mieli firmą kierować. Okazało się, że Platforma Obywatelska powierzyła kierowanie Kolejami Śląskimi ludziom bez wiedzy, bez doświadczenia, za to z podejrzaną przeszłością. W efekcie marszałek województwa Adam Matusiewicz – który ich wybrał i nadzorował – podał się do dymisji. I chociaż ma pełnić funkcję do 21 stycznia, to dymisja jest dymisją. A dymisja marszałka oznacza z automatu dymisję całego zarządu województwa. Więc i wicemarszałka Jerzego Gorzelika, lidera Ruchu Autonomii Śląska. 21 stycznia Sejmik Wojewódzki wybierze nowy zarząd. Ale tak naprawdę decyzje zapadną wcześniej, i podejmie je regionalne (a może i krajowe) szefostwo PO. Mające duże pole manewru, bo może kontynuować koa-
Rada Górnośląska u rzecznika praw obywatelskich
Z początkiem grudnia z Ireną Lipowicz, rzecznikiem praw obywatelskich, spotkali się przedstawiciele Rady Górnośląskiej, skupiającej najważniejsze organizacje Górnoślązaków. Członkowie Rady akceptują starania o uznanie języka i narodowości śląskiej.
I
spotkanie dotyczyło tych spraw, a dokładniej rzecz ujmując, zbadania zgodności z konstytucją ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym. - Nie może być tak, że ustawa pomija osoby deklarujące narodowość śląską, największą grupę etniczno-narodową poza większością polską według dwóch ostatnich spisów powszechnych – mówi rzecznik RG, Jerzy Ciurlok. I dodaje: Ta ustawa jest niezgodna z konstytucją i prawem Unii Europejskiej. UE wielokrotnie zwracała Polsce uwagę na problem Ślązaków. Dokumenty przekazano do biura rzecznika. Na następne spotkanie umówiono się na przełomie stycznia i lutego. Wtedy prof. Lipowicz ma powiedzieć, czy sprawą się zajmie.
Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
licję z RAŚ, może wybrać SLD a może też – przy odrobinie gimnastyki – nie potrzebować żadnego koalicjanta poza PSL-em, który pozostaje w zarządzie tak czy inaczej. Pozostaje pytanie, czy Platforma Obywatelska widzi dalszą koalicję z RAŚ-em? Na pewno w partii tej jest wielu przeciwników takiego rozwiązania, na czele z prezydentem RP, Bronisławem Komorowskim, wywodzącym się z PO. Może on bez wątpienia liczyć na poparcie choćby Jerzego Buzka. Natomiast zwolennikami koalicji z autonomistami są liderzy śląskiej PO Tomasz Tomczykiewicz i Adam Matusiewicz. Tylko czy poobijani w kolejowej aferze i muzealnej awanturze mają dość siły by narzucać swoje zdanie? Zwłaszcza, że chyba i między nimi jest konflikt…
I czy RAŚ będzie czekał na werdykt koalicjanta, czy też sam podziękuje za współpracę? Jeśli ma to zrobić, okazja jest idealna, wystarczy ogłosić, że nie zamierza się firmować kolejowej nieudolności PO. Bo o ile RAŚ popierał ideę powołania własnej kolei, to na obsadę prezesowskich stanowisk nie miał żadnego wpływu. Teraz może to wygrać. Tylko co wtedy z wystawą w Muzeum Śląskim? Wystawą mającą zaprezentować prawdziwą historię regionu. Wystawy tej jak lew bronił RAS, także przeciwko koalicjantom. Bo marszałek Matusiewicz uległ naciskom polonizatorów, nasłał na muzeum politycznego komisarza, de facto odwołał dyrektora. RAŚ może na te działania odpowiedzieć zerwaniem koalicji. Tylko czy bardziej zyska wizerunkowo u swojego elektoratu, czy bardziej stra-
ci w mediach, gdyż Gorzelik opozycyjny będzie w nich znacznie rzadziej, niż Gorzelik wicemarszałek. Liderzy RAŚ pytani o zdanie odpowiadają, że jak na razie koalicja trwa a pośpiech jest złym doradcą. Jedno jest pewne – w RAŚ nie ma rzesz aparatczyków żyjących na urzędniczych posadach. Działaczy RAS, którzy znaleźli dobrze płatną pracę z politycznego klucza w strukturach województwa, można policzyć na palcach jednej ręki. Więc RAŚ nie będzie kalkulował, czy warto tracić posady – bo ich po prostu nie ma. Kalkulację oprze chyba bardziej na bilansie zysków i strat propagandowych. Podobnie zresztą jak PO, bo na koalicji z RAŚ-em też podobno traci. Jakkolwiek jednak sprawa się nie skończy, RAŚ przetarł szlak, wszedł na polityczne salony województwa. A jak to mówią, pierwsze śliwki robaczywki…
Pą prezidę przyjechał na Barbórkę Bronisław Komorowski, prezydent RP zjawił się – jak każda głowa polskiego państwa, od Bieruta poczynając – z okazji Barbórki na Śląsku. Podczas barbórkowych obchodów ogłosił, że budynek urzędu wojewódzkiego w Katowicach jest pomnikiem historii.
go środowisko naukowe utrudnia nam prowadzenie patriotycznej polityki historycznej?".
No i mamy! Nie liczy się historia, liczy się „polityka historyczna”. Czyli zmyślone historyjki, byle pasujące do koncepcji. Teraz już rozumiemy, dlaczego pą prezidę składa kwiaty pod wieżą spadochronową, choć wiadomo od dawna, że jej obrona to literacka fikcja. Po prostu pasuje mu taka „polityka historyczna”. Ale my Ślązacy na politykę historyczną jesteśmy odporni. Bajki zamiast faktów wciskała nam II RP, potem III Rzesza, potem PRL, teraz prezydent Komorowski. Przykro nam tylko, bo bardzo wiele osób deklarujących narodowość śląską, język śląski oraz popierających autonomię, głosowało właśnie na niego.
Śląska do Związku Sowieckiego, skąd większość nie wróciła. Czasem zdążyli napisać jeden list z kopalń Donbasu” Ma je niejako po latach zastąpić tablica pamiątkowa, która wkrótce zostanie zawieszona w katowickiej katedrze”. Widać ci w obozach koncentracyjnych niewarci są wzmianki. Na tablicy znalazł się napis: "Chociażbym chodził ciemną doliną zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną / Psalm 23,4. Pamięci wielu tysięcy mieszkańców Górnego Śląska, internowanych i wywiezionych w 1945 roku przez sowieckie władze komunistyczne do katorżniczej pracy na te-
renie Związku Sowieckiego, gdzie wielu z nich straciło życie". Tablicę ufundował wojewoda śląski. Smaczku sprawie dodaje fakt, że wcześniej z propozycją powieszenia tablicy w Katedrze zwrócił się do arcybiskupa Ruch Autonomii Śląska. Tamta tablica miała mówić właśnie o Tragedii Górnośląskiej a jako fundator nie miał widnieć RAŚ, tylko Ślązacy. Kuria poprosiła o dokładny projekt tablicy a w międzyczasie dogadała się szybko z wojewodą i tak powstała tablica półprawdy. Bardzo wątpliwe, by teraz w katedrze znalazło się też miejsce na tablicę RAŚ-u. Arcybiskup Wiktor Skworc po raz kolejny niestety udowadnia, że przede wszystkim zajmuje się krzewieniem polskości a nie ewangelii. (CzytAJ też feLIetON NA StR. 9. JO – RzyMSKI KAtOLIK)
I
znowu mu nie wyszło. Bo pan prezydent jest zawziętym wrogiem autonomii Śląska, a przecież ten budynek to symbol tej autonomii. Ten największy w międzywojennej Polsce budynek użyteczności publicznej postawiło dla swoich potrzeb autonomiczne województwo śląskie. To tutaj obradował Sejm Śląski, to tu w podziemiach znajdował się Skarb Śląski, do którego państwo polskie nie miało prawa (ale który zrabowało z wybuchem wojny). My też panie prezydencie uważamy, że to pomnik historii. Ale my wiemy jakiej, bo my historię znamy. Prezydent chociaż jest historykiem, raczej nie. I co więcej, jest wrogiem popularyzowania historii. Ruch Autonomii Śląska in-
formuje, iż prezydent miał wyrazić się też, w rozmowie ze znaną panią profesor: "Dlacze-
Półprawda w Katedrze
Ksiądz arcybiskup Damian Zimoń, niejako przy okazji przypomnienia dramatu kopalni Wujek w 1981 roku – poświęcił tablicę poświęconą po części Tragedii Górnośląskiej. Tablica zawiśnie 6 grudnia w katowickiej katedrze. Po części, gdyż tablica ta mówi tylko o Ślązakach wywiezionych w głąb Rosji, do kopalń Donbassu, an zaś słowa o innych przejawach Tragedii – o polskich i sowieckich obozach koncentracyjnych, które zaczęły powstawać zaraz po zdobyciu
Śląska przez armię czerwoną, o aktach terroru na ludzie śląskim wykonywanych przez polską i sowiecką administrację.
Z
abieg biskupa jest celowy. Tragedię Górnośląską obchodzimy pod koniec stycznia, jako oficjalne święto województwa. Można było z tablicą poczekać. Ale wtedy trzeba by powiedzieć parę prawdziwych słów o Tragedii. Zamiast tego abp Skworc mówił: „ W tym miejscu chciałbym jeszcze wspomnieć o ofiarach – najczęściej byli to górnicy – deportacji w 1945 – mieszkańców Górnego
3
GRuDzIeŃ 2012 R.
I zjazd SONŚ za nami W sobotę, 15 grudnia, w rudzkim kinie Patria obradował I Zjazd Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Zarazem pierwszy i ostatni, w którym mógł brać udział każdy członek SONŚ. Następne będą już zjazdami delegatów. Ale trudno się dziwić, zważywszy, że wpłynęło już 1000 deklaracji członkowskich.
T
en zjazd nie podjął żadnych znaczących rezolucji i uchwał mówiących jak walczyć o uznanie narodowości. Bo nie to było celem zjazdu. Celem było dokonanie kilku technicznych zmian, które pozwolą SONŚ-owi normalnie funkcjonować. Chodziło o to, aby SONŚ mógł tworzyć regionalne struktury, dzięki czemu też prowadzić działalność w miastach, powiatach. - Wprawdzie tam, gdzie była wyraźna wola działania powoływaliśmy koordynatorów powiatowych, i właśnie taki koordynator w Rudzie Śląskiej, Leon Swaczyna, przygotował ten zjazd, ale w ten sposób nie da się działać na dłuższą metę – wyjaśnia przewodnicząca Justyna Nikodem i wyjaśnia: - Mieliśmy świadomość tych braków w statucie od początku, ale celowo skupialiśmy się na wpisach dotyczących narodowości śląskiej a nie struktury. Bo chcieliśmy by batalia sądowa o uznanie SONŚ dotyczyła narodowości a nie jakichś technicznych zapisów organizacyjnych. Batalię wygraliśmy, teraz możemy powprowadzać te zmiany do statutu – wyjaśnia. I właśnie te dwie kwestie – wpisanie do statutu struktur terenowych oraz zmiana składu zjazdu, ze zjazdu członków, na zjazd delegatów – stanowiły cel spotkania 15 grudnia. Bo statut może zmieniać tylko najwyższa władza w stowarzyszeniu, czyli zjazd.
- Chociaż oczywiście wiedzieliśmy, że będzie to okazja do poznania się tych osób, które w różnych śląskich miastach działają na rzecz narodowości śląskiej. Jedni się już znają, choćby z innych organizacji, ale wielu było nowych – mówi Piotr Długosz, członek zarządu prowadzący obrady. Długosz, podobnie jak przybyli Leon Swaczyna i Michał Buchta to zarazem członkowie zarządu RAŚ. Ale jednocześnie na zjeździe nie zjawił się na przykład Jerzy Gorzelik, ani żaden z pozostałych pięciu członków RAŚ, niewielu było też członków rady naczelnej czy przewodniczących kół. Brak ich dowodzi, ze SONŚ nie jest jednak przybudówką RAŚ, lecz zupełnie samodzielną organizacją. Która zresztą być może szybko znaczeniem zacznie RAŚ-owi dorównywać, chociaż deklaruje brak zaangażowania w politykę. Na zjeździe pojawił się za to poseł Marek Plura, bodaj jedyny polski parlamentarzysta, który zgłosił przynależność do SONŚ. Organizacja chyba raczej poprzez swoich członków będzie starała się walczyć o uznanie języka i narodowości śląskiej. Na razie jednak skupiono się nad strukturami terenowymi. Niezbędnych zmian statutowych dokonano, a ponieważ koordynatorzy są w Rudzie Śląskie, Mysłowicach, Tychach, Świętochłowicach, powiecie bieruńsko-lędzińskim, to należy się spodziewać, że koła SONŚ powstaną tam w pierwszej kolejności.
Koordynatorzy zapowiadają, że będzie to miało miejsce jeszcze w zimie, być może nawet w styczniu. I Zjazd SONŚ ponadto przyznał honorowe członkostwo mecenasowi Józefowi Foxowi, który reprezentował stowarzyszenie w sądzie podczas sprawy przeciwko opolskiej prokuraturze (prokurator domagał się delegalizacji SONŚ). Adwokat ten napisał liczącą aż 48 storn analizę obalającą bezwzględnie wszystkie zarzuty prokuratora i dowodzącą, że istnienie SONŚ jest w pełni zgodne z prawem polskim oraz Unii Europejskiej. Ponieważ na trzy dni przed zjazdem wpłynęła też kasacja prokura-
tury do Sądu Najwyższego, mecenas Fox zapowiedział, że będzie sprawy bronił i tam. Po zapoznaniu się z wnioskiem prokuratury stwierdził, że wprawdzie jest lepiej przygotowany niż poprzednio, ale nadal sprzeczny z konwencjami europejskimi, które podpisała Polska. Tak więc mecenas jest niemal pewien wygranej. Józef Fox reprezentuje SONŚ bez wynagrodzenia, bowiem sam, chociaż ma obywatelstwo austriackie, czuje się przede wszystkim Ślązakiem. Zjazd SONŚ trwał nieco ponad dwie godziny i uchwalił wszystkie niezbędne zmiany w statucie. - Z sali padało wiele innych ciekawych po-
stulatów zmian, nad którymi warto popracować. Ale nie po to się spotkaliśmy. Kolejny, tym razem zwyczajny, zjazd naszej organizacji już w kwietniu. I wtedy będziemy pracować nad naszym programem, nad strategią działania i wieloma innymi sprawami – powiedziała Justyna Nikodem. Warto dodać, że swoje powitanie przybyłych i referat wprowadzający w tematykę zjazdu wygłosiła po śląsku. - Dalsze obrady były po polsku. Nie ma w tym jednak sprzeczności, statut który poprawialiśmy jest po polsku, więc lepiej było obradować w języku zmian, których mieliśmy dokonać – mówi Piotr Długosz.
Dobra mina do złej gry Dla tych, którzy liczą, że jednak godka zostanie uznana za język, mamy bardzo złe wiadomości: rząd, który miał się na swoim posiedzeniu z początkiem grudnia pochylić nad zmianą ustawy i dopisaniem do niej śląskiego języka regionalnego, zupełnie temat zlekceważył. Usunął go z porządku obrad.
O
znacz to tyle, że jedyne rządowe stanowisko, jakie jest w tej sprawie, to negatywna opinia ministerstwa administracji i cyfryzacji. Innego do końca tej rządowej kadencji spodziewać się nie należy. Poseł Marek Plura robi wprawdzie dobrą minę i przekonuje, że to nawet lepiej, bo rząd dał sygnał, że pozostawia posłom wolną rękę, nie zamierza się angażować. Tylko panie po-
Godka sie rozwijo
śle, na czym polega to lepiej? Oczywistym jest, że największa opozycyjna partia – PiS - jest przeciwna uznaniu godki za język. Na dość nacjonalistyczny PSL też liczyć nie można, więc bez jednoznacznego poparcia PO nie ma co marzyć o tym, żeby większość posłów poparła sprawę godki! Pan zapomina, że rząd, to też posłowie! Że najbardziej wpływowym posłem w Polsce jest Donald Tusk. A na rządowym posiedzeniu Tusk dał raczej sygnał: dajcie mi z tym spokój! Do tego jest jeszcze prezydent, który ma prawo weta. A Bronisław Komorowski
mówi wprost, że dla niego najważniejszym autorytetem w sprawie godki jest Maria Pańczyk i jeśli Pańczyk mówi, że takiego języka nie ma, to znaczy, że go nie ma. Nawet więc gdyby Sejm jakimś cudem przyjął zmiany w ustawie, to zawetuje je prezydent. Aby odrzucić weto prezydenta Sejm potrzebuje 3/5 posłów. A to już bez pełnej mobilizacji PO jest niemożliwe. Przynajmniej do końca kadencji Bronisława Komorowskiego (2015) o uznaniu godki za język mowy nie ma. Najważniejsi dziś kandydaci do funkcji prezydenta na następ-
ną kadencję (2015-20) to Komorowski i Jarosław Kaczyński. Jeśli wygra któryś z nich, szans nie ma nadal. Tak więc zamiast mamić wizją rzeczy nierealnych, może warto skupić się na realnych. I zastanowić, jak dbać o godkę bez wpisania jej do ustawy. Bez wielomilionowych dotacji… Rafał Adamus, szef Pro Loquela Silesiana stwierdził w jednym z wywiadów, że godka jest dziś już w takim stanie, że trzeba jej uczyć w szkołach. Nasza redakcja się z tą opinią nie zgadza. Nie trzeba. Bo albo Ślązacy chcą swoją godkę zachować – a wtedy
ochrona państwa jej niepotrzebna. Albo nam na godce nie zależy – a wtedy po co ona komu? Ale widać, że jest potrzebna. Ostatnio nie ma miesiąca, żeby nie ukazała się jakaś książka po śląsku. Rudzka telewizja internetowa „Sfera” zaczęła emitować po śląsku programy publicystyczne i wiadomości. Masowo pojawiają się naklejki „Gŏdōmy po ślōnsku” (choć temu akurat towarzyszy kompromitacja, o czym piszemy na stronie 5). Obrady SONŚ to było bodaj pierwsze zebranie w powojennej Polsce, gdzie sprawozdanie zarządu było po śląsku! Bo nieprawdą jest, że język śląski może rozwijać się tylko przy pomocy państwa polskiego. On może rozwijać się także na przekór temu państwu! AM
4
GRuDzIeŃ 2012 R.
Reżyserka klęski tamborka – dramat śląskiej sprawy
Ci, którzy wierzą, że godka stanie się językiem regionalnym, muszą mieć świadomość, że ta wizja jest mało realna. Głównie dlatego, że u samego początku starań o uznanie godki leżał koszmarny błąd. A błąd ten nazywa się dr hab. Jolanta Tambor. I jest polonistą, językoznawcą. Oraz nieformalnym przewodniczącym komisji kodyfikacyjnej języka śląskiego. Ostatnio kreowana też na lidera Rady Języka Śląskiego.
wanie godki, aby uznać ją za odrębny język. Komitet zaczyna od … hochsztaplerstwa. Postanawia się otóż nazwać komisją, chociaż komisja to ciało powołane przez kogoś władnego, mającego prawo do decydowania. A ta komisja powołała sama siebie. Mogła nazwać się ostatecznie Radą, ale nie komisją. Była ciałem samozwańczym. Komitet tworzy kilka kanapowych organizacji mających szczytne ambicje dbać o godkę. Jest tam Pro Loquela Silesiana, jest Danga, jest i Andrzej Roczniok, szef wciąż niezarejestrowanego Związku Osób Narodowości Śląskiej.
Osoba, która sprawie szkodzi
Nikt znaczący i ONA
rudno powiedzieć kiedy – i dlaczego – Jolanta Tambor wpadła na pomysł, żeby zaangażować się w kodyfikowanie języka śląskiego. Może w roku 2005, gdy nagle, ku zdumieniu polonistów, językoznawców, i wbrew ich opiniom, Sejm uznał mowę Kaszubów za odrębny język. Na studiach polonistycznych nauczano, że śląski i kaszubski są gwarami języka polskiego. Uczyli tak prof. Miodek, prof. Bralczyk, prof. Wyderka na różnych uniwersytetach – a na Uniwersytecie Śląskim doktor Jolanta Tambor, specjalistka od polskich gwar, pisząca habilitację o gwarze śląskiej. Nie ma wtedy żadnej wątpliwości, że godka Ślązaków stanowi jedną z polskich gwar, o czym pisze chociażby w książce Gwara śląska – świadectwo kultury, narzędzie komunikacji (Katowice 2001).
- Miałem być obserwatorem z ramienia RAŚ. Ale powiedziałem, że dyskusje nad tym, jakie litery używać mnie nie interesują. Wrócę, gdy będzie mowa o gramatyce, słownictwie. Ale do tego nigdy nie doszło – mówi Leon Swaczyna, członek zarządu RAŚ. Marian Makula, bard godki, był na kilku spotkaniach, ale dał sobie spokój, uznając że to „bicie piany”. Z prac w tym gremium zrezygnowali Marek Szołtysek czy Dariusz Dyrda – praktycznie jedyni wydający książki o ślaskiej godce i w tej godce. Zostali więc niemal wyłącznie ludzie nie mający w niej żadnego dorobku w pisaniu po śląsku. A między nimi pani Tambor. Ona przekonała ich, że kluczowe dla uznania mowy śląskiej za język regionalny jest stanowisko językoznawców. Że jeśli językoznawcy uznają, iż to jest język, to zarekomendują to Sejmowi – a Sejm postąpi zgodnie z ich radą. I dlatego albo Ślązacy będą zajmować się kodyfikacją tak, jak chce ona, językoznawca, albo ze sprawy nic nie będzie. Bo tylko ona może tę sprawę przeprowadzić wśród językoznawców. Komisja uwierzyła. Komisja nie sprawdziła, że językoznawcy uważali mowę Kaszubów za polską gwarę – a Sejm z początkiem 2005 roku nic sobie z tego nie robił, tylko podniósł godkę Kaszubów do rangi języka regionalnego. Bo to posłowie decydują, a nie językoznawcy. A rządząca wtedy partia SLD postanowiła uczynić ten prezent Kaszubom.
to polska gwara – mówiła
Posłowie, nie naukowcy
- Studiowałam polonistykę w latach 20012006 a jednym z moich nauczycieli akademickich była doktor Jolanta Tambor. Omawiała z nami gwary i dialekty języka polskiego i nie miała żadnych wątpliwości, że jest wśród nich gwara śląska. Wydaje mi się, że nawet żartowała sobie z tych, którzy w spisie powszechnym zadeklarowali język śląski. Bo przecież, jak wyjaśniała, takiego języka nie ma! – mówi Beata Simon, polonistka z Tychów. Wtedy to Tamborka uważała, że naszo godka to tylko polska gwara. Tego uczyła, do tego przekonywała. Mija niespełna pięć lat i ta sama Tamborka nieformalnie przewodzi komitetowi, która zabiera się za kodyfiko-
- Niby nie było dyscypliny głosowania, ale sugestia, aby starania Kaszubów poprzeć, była wyraźna – mówił mi wówczas poseł SLD z Tychów Marian Stępień. I dodał, że gdyby śląskie środowiska zgłosiły się z takim samym postulatem do kogoś z czołówki SLD, choćby do Ryszarda Kalisza, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji, , to sprawa byłaby załatwiona, równocześnie ze staraniami Kaszubów. Bo SLD szukało wtedy dodatkowego poparcia, choćby mniejszości etnicznych. Nie stało się tak, a dlaczego, można tylko zgadywać, znając środowisko śląskich działaczy. Zarówno szefostwo RAŚ, jak i ekipa Andrzeja Rocznioka, skupiona w ZLNŚ,
T
nadal brnęli pod kierunkiem Jolanty Tambor w tym kierunku. W roku 2010 okazało się jednak, że nie uczą się niczego nie tylko na cudzych błędach, ale nawet na swoich!
Chorągiewka na wietrze Jolanta Tambor kilka lat temu pisała, o mowie Ślązaków: „Śląsk z językiem, który ewidentnie jest terytorialną odmianą polszczyzny”. Nagle się jej odmieniło, a próżno szukać przyczyn tej zmiany. Czyżby chodziło o te setki milionów złotych, które pójdą na ochronę godki, jeśli zostanie uznana za język regionalny. Jolanta Tambor zapewne jest przekonana, że będzie współdecydować o tym, komu te pieniądze dawać a komu nie…
Foto: Agnieszka Sikora, strona www Uniwersytetu Śląskiego
okazywały jawną wrogość wobec lewicy. Niestety, przykład języka kaszubskiego pokazuje, że przez ostatnie kilkanaście lat tylko rządy lewicy sprzyjały (choć też w niewielkim stopniu) postulatom nieuznawanych mniejszości etnicznych. Prawica jest zawsze przeciw, nawet gdy premierem jest Ślązak, jak Jerzy Buzek. Okazja roku 2005 minęła jednak bezpowrotnie – i osoby dążące do uznania godki postanowiły podjąć działania pod kierunkiem doktor Tambor. Przyjęto, że kluczowe będzie ujednolicenie śląskiego alfabetu, jego kodyfikacja. Dla większości zebranych było oczywiste, że punktem wyjścia jest mający niemal sto lat alfabet prof. Feliksa Steuera oraz ich własny dorobek – z literą „ů”. Literą, którą na przykład Pro Loquela Silesiana uczyniła swoim godłem, swoim logosem.
Językoznawcy ją zawiedli Ale dr Tambor stanowczo zaprotestowała. Bo chodzi o dźwięk, który polscy językoznawcy nazywają „o pochyłe”. A jeśli tak - dowodziła - to koniecznie trzeba ją zapisać przy pomocy „o”. I tak zamiast „ů” pojawiło się „ō”. Podczas tak zwanego „Porozumiena Cieszyńskiego” dokonano także wielu innych ustaleń, które miały spowodować, że polscy językoznawcy zaakceptują język śląski. Tak przynajmniej zapewniała Jolanta Tambor w 2008 roku. Tymczasem polscy językoznawcy, skupieni w Radzie Języka Polskiego powiedzieli krótkie „NIE”. Najbardziej znany z nich, Jan Miodek stwierdzał, że śląski to najbardziej polska z polskich gwar, polska w każdym calu! Inni podobnie. W roku 2004 podobnie
mówili zresztą o mowie Kaszubów. Ale gdy Sejm, wbrew ich opinii, uznał, że kaszubski jest językiem, to naraz ci sami językoznawcy dostrzegli, że mowa Kaszubów spełnia kryteria samodzielnego języka – a mowa Ślązaków nie spełnia. Okazało się naraz, że „językoznawcze kryteria uznawania, co jest językiem a co nie jest” to stek banałów. I żadnych takich kryteriów nie ma. Tak naprawdę o tym, co jest językiem a co tylko dialektem – decydują politycy. A językoznawcy są po to, żeby decyzję polityków mądrze, naukowo uzasadnić. Gdy w 2005 roku Sejm zlekceważył opinię Rady Języka Polskiego i uznał kaszebsko godka za język regionalny – było oczywiste, że zabieganie o poparcie tej Rady to strata czasu. Jeśli poprze, nic to nie da, jeśli będzie przeciw – da do ręki oręż przeciwnikom. Niemniej śląscy „kodyfikatorzy”
Bo po wyborach w roku 2010 trzeba było cały proces w Sejmie zaczynać od nowa. A oni znów do spółki z panią Tambor szykowali swoje językoznawcze analizy. Doskonale wiedząc, że językoznawcy o większym od niej autorytecie naukowym napiszą coś dokładnie odwrotnego. Zamiast jednak powiedzieć: „Pani już dziękujemy, teraz poszukamy sobie kogoś kto lepiej wie, jak się za sprawę zabrać” – to oni wciąż urzędują pod nieformalnym kierunkiem osoby, która poprowadziła do klęski. Co więcej osoby, która bardzo szkodzi śląskiej sprawie. Trudno bowiem inaczej ocenić jej stanowisko, że istnieje język śląski a nie ma narodu śląskiego. To zaprzeczenie 150 lat aktywności śląskich działaczy narodowych. To zaprzeczenie historii Śląska. A ktoś, kto jest liderem walki o uznanie odrębności języka, powinien historię Śląska znać. I tu jest problem, bo opinia jakiejś polonistki w sprawie narodowości znaczy niewiele. Ale opinia osoby, którą sami śląscy działacze wskazują, jako wybitny autorytet w sprawie języka śląskiego, znaczy już wiele. No bo każdy w Polsce, kto ją posłucha powie: No, jeśli nawet ta kobieta, która jest liderem walki o język śląski twierdzi, że nie ma narodu śląskiego – to znaczy, że to wymysł jakiejś grupki frustratów. Nawet ta Tamborowa ich nie uznaje!” I tylko jedno zdumiewa. Jolanta Tambor poprowadziła „ślabikorzowców” do klęski w poprzedniej kadencji Sejmu i do klęski w tej. Swoimi wypowiedziami na temat narodowości śląskiej działa wbrew tym, którzy twierdzą, że mówią językiem śląskim. Bo oni prawie zawsze twierdzą też, że są narodowości śląskiej. Tak więc pani Tambor kwestionuje ich prawo do samostanowienia. Mimo tego ci „kodyfikatorzy” nadal stawiają ją na piedestale, nadal chcą aby to ona tworzyła Radę Języka Śląskiego. Zachodzi więc pytanie. Ile pani ta musi jeszcze zaszkodzić, aby Ślązacy powiedzieli jej: Do widzenia! Przypadek Jolanty Tambor dowodzi, że (jak kiedyś napisał Kazimierz Kutz) Ślązacy są dupowaci. Inaczej bowiem nie można wytłumaczyć fenomenu ludzi, którzy uznają za lidera kogoś, kto nie uznaje ich istnienia. No bo nie uznaje narodowości śląskiej.
Na temat działalności Jolanty Tambor sporo jest wypowiedzi w internecie. Oto wybrane z nich: (gość), 15.04.12, 19:08:04 ... to ona brala udzial w tworzeniu slabikorza, na ktory znalazly sie pieniadze z Warszawy.Ten slabikorz ma udowodnic, ze j.slaski jest dialektem j.polskiego. W tym celu stworzyla nowy spolszczony alfabet, ktory ma wyrugowac slaski alfabet Steuera. (…) Pani Tambor jest pelnomocnikiem wojewody d/s mniejszosci narodowych i etnicznych, a wojewoda jest przedstawicielem rzadu w wojewodztwie. Tego rzadu ktory nie uznaje narodu slaskiego. Rola pani Tambor jest wiec prosta do ustalenia: POLONIZACJA jako pelnomocnik woj. d/s mniejszosci narodowych (gość), 10.03.11, 13:27:55 Osobiscie nie zna podstawowych dialektow j. slaskiego, tylko ten ktory sama stworzyla.Pani prof. Tambor, jeszcze kilka lat temu, na lamach regionalnych gazet twierdzila, ze nie istnieje odrebny jezyk slaski, tylko slaski dialekt jezyka polskiego.Stworzony przez nia i Pro Loquella S. slabikorz, to jakby slaskopolskie esperanto = potwierdzenie tego o czym wczesniej pisala.
5
GRuDzIeŃ 2012 R.
Kery – jedyne słowo po ślůsku? tak wynika z certyfikatów „Gŏdōmy po ślōnsku”! Certyfikat „Gŏdōmy po ślōnsku” to wspólna akcja stowarzyszenia Pro Lquela Silesiana i Fundacji Silesia. Oraz chorzowskiego biznesmena Marka Nowaka, bo to on funduje naklejki i certyfikaty. Tylko przyklasnąć, że nareszcie ktoś zabrał się za pomysł, o którym od kilku lat wspominała choćby Ślůnsko Ferajna czy Instytut Ślůnskij Godki.
Nie je gańba godać. Inoś nie poradza
du czy jak w tym przypadku do biblioteki, a chcą coś załatwić w języku, w kerym się wychowali, kiedy widzą ta naklejka wiedzą, że jak się odezwą w danym miejscu po śląsku, to nikt nie uzno, że są niewykształcone, niewychowane”. Jeśli Rafał Adamus uważa otóż, że mówił po śląsku, to najwidoczniej sądzi on, że język polski od mowy Ślązaków różni się tym – i tylko tym – że po polsku jest „który” a po śląsku jest „kery”. Więcej różnic nie zna! Bo poza „kery” tekst jest przecież powiedziany po polsku a nie po śląsku. Pardon, jest jeszcze „uzno” zamiast „uzna”. I to tyle!
A
kcja cieszy się sporym rozmachem, do tej pory rozdano już 8000 naklejek. Najwięcej w Chorzowie, bo tam ją rozpoczęto, tam mieszka (oraz prowadzi firmę) Marek Nowak i Rafał Adamus, prezes Pro Loqueli Silesiana, tam najprościej było im znaleźć współpracowników. - Ale naklejki wartko zaczěny się pojawiać też w inszych miastach.. Drugo po Chorzowie je Ruda Ślonsko, hań też juże je ich kupa – mówi Nowak. I wyjaśnia, że oprócz naklejek są certyfikaty. Takie zwykłe, jak dyplom, i VIP-owskie, grawerowane. Te grawerowane wręczane są z pompą, często przy udziale mediów, lokalnych internetowych telewizji. Niestety, to co potem w tych telewizjach można zobaczyć, woła o pomstę do nieba.
Dali amtom, dali posłom Taki galantne, VIP-owski certyfikaty nafasowały juże baji amt we Chorzowie, we Rudzie biblioteka. Abo posłowie ku pol-
Nie růbcie gańby, ja?
Na zdjęciu: Rafał Adamus kilka lat temu sfotografował się dla Gazety Wyborczej na tle śląskich napisów. Teraz już liter, których tam używał, nie uznaje. Bo teraz woli inne, „nowe” śląskie litery. Widać łatwiej zmienić litery, niż nauczyć się godki. idzie pedzieć, iże familia Nowakůw zrobiła do godki tela, wiela mało fto. A Plura? Dyć to ôn durś wojuje we Sejmie za godkom, to ôn je możne jedynym posłem, kiery przýnoleży do Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Asi się tym! Certyfikat nafasowoł tyż chorzowski amt
Po polsku z wyboru?
Adamus to jest w walce o prawa godki ktoś! To PLS wydoł „Ślabikorz” – a on jest jego współautorem. To PLS (czytaj: Adamus) napisał wniosek o ministerialne dofinansowanie „Ślabikorza”. To Adamus siedział w komisji, która kodyfikowała język śląski. Więc wydawało się oczywiste,
„Akcja godomy po śląsku jest po to, żeby ludzie kiere wchodzą do jakiegoś urzędu czy jak w tym przypadku do biblioteki, a chcą coś załatwić w języku, w kerym się wychowali, kiedy widzą ta naklejka wiedzą, że jak się odezwą w danym miejscu po śląsku, to nikt nie uzno, że są niewykształcone, niewychowane” - tak wygląda „mowa śląska” w wykonaniu Rafała Adamusa, osoby wręczającej certyfikaty „Gŏdōmy po ślōnsku”. Jedyne, co w niej śląskie, to „kery”. skimu sejmowi, Maria Nowak a Marek Plura, kierym certyfikat przýnoleży się festelnie. Nowoczce – co inoś ôna ze PiS-a durś dopomino sie o godka, dwa, że rýchtig po ślůnsku poradzi godać, a godo na publicznych trefach tyż, a trzý, iże těn biznesmen, kiery ufundowoł certyfikaty, to je syn posłanki. Tuż
– i idzie go ôboczyc na amtowěj ścianie. Diobli wiedzom, jak hań ze beamtrami, nale prezydent Chorzowa Andrzej Kotala pokozoł, iże poradzi po ślůnsku godać. Gorżyj ze tymi, kierzy mu těn certyfikat dowali. Po ślůnsku godoł Marek Nowak, a jego mamulka posłanka Nowak. Nale najważniejszy hań był prezes Pro Loquela Silesiana – Rafał Adamus.
Od redaktora naczelnego Rafał Adamus jest moim kolegą, jest też członkiem zarządu organizacji, do której należę i ja. Owszem, często spieramy się, choćby o sposób zapisywania języka śląskiego, ale zawsze starałem się być w swoich działaniach publicznych lojalny wobec niego. Kiedy więc wylądował u mnie ten tekst, zastanawiałem się, co z nim począć. Lojalność wobec kolegi (nawet jeśli za sobą nie przepadamy) nakazywała wrzucić go do kosza na śmieci. Lojalność wobec sprawy nakazuje jednak go opublikować. Ostatnio w Polsce jest głośno o wydawcach, którzy blokują ważnym tekstom miejsce na łamach, z przyczyn choćby politycznych. Pada wówczas pytanie o źródła informacji. Tutaj jednak te źródła są, obejrzałem wypowiedzi Rafała Adamusa w internetowej telewizji rudzkiej i chorzowskiej. A kiedy je obejrzałem, zdecydowałem, że niezależnie od konsekwencji, jakie mogą mnie spotkać, chociażby w życiu towarzyskim, ten tekst powinien się ukazać.
że gdy zacznie on mówić po śląsku, będzie to mowa wyśmienita, doskonała. Tymczasem… Jeśli wręcza się komuś certyfikat „Godomy po śůnsku”, to wydaje się oczywiste, że wręczający będzie godoł po ślůnsku. To wręcz trudno sobie wyobrazić, żeby mówił w innej. Ale to trudno wyobrazić sobie nam. Rafał Adamus poradzi se to forsztelować, bo we internetowych telewizjach godo ô tym durś po polsku. We chorzowskij TV godoł tak: „Akcja godomy po ślonsku ma za zadanie popularyzację mowy śląskiej w przestrzeni publicznej. Czyli wszędzie tam, gdzie codziennie mamy do załatwienia jakieś sprawy, a więc sklepy, urzędy ale także probostwo.” Prawda, że piękny język Żeromskiego, Szymborskiej, Sapkowskiego?! Bo przeca po ślůnsku byłoby: „to je wszandy hań, kaj każdego dnia momy roztomaite geszefty, tuż we sklepach, amtach, nale tyż na farze”. Nom sie zdo, iże trza by – kiej sie dowo těn certyfikat –godać po ślůnsku.
ślōnsku” – som po ślůnsku godać nie poradzi??? Ale pewnie jednak godo po polsku, coby gorole tyż rozumiały idea dowanio tego certyfikatu? Inoś pora tydni dali zaś Rafał Adamus dowoł te certyfikaty we rudzkij bibliotece. I zaś filmowała to telewizjo, rudzko TV „Sfera”, kiero trza pedzieć, festelnie godce pszaje. Tukej certyfikat dowali wicelider RAŚ-a Henryk Mercik a zaś Rafał Adamus. Mercik mioł storani godać po ślůnsku. Ŏto widno było, iże ku těmu niě przywyk, że publicznie godo po polsku – no ale jak po polsku godać, kiej się dowo certyfikat „Gŏdōmy po ślōnsku”? Tuż Henryk Mercik godoł. A Adamus? Niestety, nie wiadomo nawet, jak nazwać to, jak mówił wówczas Adamus. Szło to dokładnie tak: „Akcja godomy po śląsku jest po to, żeby ludzie kiere wchodzą do jakiegoś urzę-
W Chorzowie udowodnił, że po polsku mówi bezbłędnie, więc trzeba wykluczyć, że tak niechlujnie mówi po polsku. No a jeśli wykluczymy ten wariant – pozostają dwie możliwości. Albo naprawdę nie potrafi on mówić po śląsku, albo kamera g o usztywnia, i po śląsku nie potrafi mówić przed kamerą. Że publiczne potrafi wypowiadać się tylko po polsku. Tylko byłoby to jawne zaprzeczenie sensu nagrody „„Gŏdōmy po ślōnsku”. Bo przecież chodzi o godanie w miejscach publicznych. Jeśli się idzie wręczać certyfikat „„Gŏdōmy po ślōnsku” – to wypadałoby umieć kilka zdań po śląsku do kamery powiedzieć, czyż nie? Jeśli nie umie się tego zrobić, powinno się podczas tej akcji unikać kamery jak ognia. Jeśli takim „śląskim” prezes PLS starał się przekonać polskich polityków, że to jest osobny język, a nie polska gwara – to raczej wywoływał u nich rozbawienie, niż wiarę w jego słowa. Rafał Adamus pora lot nazod, do „Gazety Wyborczej”zrobił se knips ze tabulom: „Ný ma gańby godać po ślůnsku”. Możne wom panie Adamus niě ma gańby godać po ślůnsku. Inoś widzicie, eli eście som těj godki ambasadorem, a nie poradzicie we nij godać – to gańba robicie těj godce. Za jedno u tych kierzy poradzom, jak tyż u tych, kierzy nie poradzom po ślůnsku godać. JOANNA NORAS
Abo inaczej niě poradzi?
Pada niesamowite podejrzenie. A może ten, który wręcza certyfikaty „Gŏdōmy po
Certyfikat dla rudzkiej biblioteki. Wręcza jak zwykle R. Adamus
6
GRuDzIeŃ 2012 R.
SILeSIuS Narodowość śląską deklarowano już kilkaset lat temu
non Polonus
Wbrew tym, którzy twierdzą, że nas nie ma – my istniejemy! Narodowość śląska to nie efekt rozgoryczenia Polską – jak uważają niektórzy socjolodzy i kiepsko wykształceni historycy. Narodowość śląska to nie chwilowy pomysł jakiejś grupki, aby dorwać się do władzy, jak często twierdzą polscy internauci. Narodowość śląska nie jest bowiem deklaracją nową. Nowe jest jedynie to, że znów jest o niej głośno.
15
grudnia 2012 roku, po raz pierwszy od ponad dziewięćdziesięciu lat, odbył się zjazd osób narodowości śląskiej. Ale wcześniej, w XIX wieku, na początku wieku XX – „śląska” była chyba najczęstszą deklaracją narodową na naszym terenie.
Deklarowana częściej niż język Jolanta Tambor, nieformalnie kierująca równie nieformalnym zespołem, rzekomo kodyfikującym śląską godkę utrzymuje, że o ile można mówić o odrębnym języku śląskim, o tyle nie można o odrębnej narodowości śląskiej.
Co jest zabawne choćby dlatego, że jednak w kolejnych spisach powszechnych deklaracja narodowości śląskiej jest częstsza, niż języka śląskiego. Można by przyjąć, że dr hab. Tambor, będąca polonistką a nie historykiem ani etnografem, może nie znać historii śląskiego ludu. Ale zważywszy, że pani Tambor jest też pełnomocnikiem wojewody do spraw mniejszości narodowych, mogłaby też poznać nieco ostatnie 150 lat ludu śląskiego i jego starań o
wymienić mnóstwo. Dopiero od 1939 roku dwa systemy totalitarne – hitlerowska III Rzesza i komunistyczna Polska, za deklarowanie tej narodowości szykanowały. To dlatego w powojennej Polsce nie słuchać było głosów „jestem narodowości śląskiej”. Ale gdy tylko komunizm upadł, Ślązacy zaczęli się organizować. Początkowo myśleliśmy, że sztandar ten podniesie Związek Górnośląski. A gdy okazało się, że nie Związek zaczął podupadać, a już od 16 lat
lakami, Niemcami a Czechami mieszkają też odrębni im Ślązacy. Polskie podręczniki historii nauczają, że w 1618 roku wybuchło czeskie powstanie przeciw wiedeńskim Habsburgom. I że od niego rozpoczęła się Wojna Trzydziestoletnia, najkrwawsza wojna w dziejach Europy (bardziej krwawa, niż I i II wojna światowa). Polscy historycy jakoś nie chcą zauważyć, że powstańcy w 1618 roku sami określili kim są. Oprócz powstańczego rządu cze-
W XVI wieku Anzelm Eforyn, wybitny humanista do swojego przyjaciela Erazma z Rotterdamu pisał o sobie „Silesius non Polonus” (czyli: Ślązak, nie Polak). A jeszcze wiek wcześniej polski (!) kronikarz Jan Długosz zauważył w swojej kronice „Spośród narodów graniczących z Królestwem Polskim nie ma bardziej zawistnego i wrogiego Polakom, niż Szlązacy”. Jak widać dla Długosza czy Eforyna było oczywiste, że nad Odrą, pomiędzy Polakami, Niemcami a Czechami mieszkają też odrębni im Ślązacy.
uznanie swojej niezależności. I otóż zdumiałaby się ogromnie, bo o ile w XIX wieku, czy na początku XX nasi przodkowie nie zgłaszali aspiracji do posiadania odrębnego języka – to wyraźnie i jednoznacznie deklarowali odrębną narodowość śląską. Symboliczny może być tu przypadek z końca XIX weku, gdy w Piekarach Śląskich nowy ksiądz powiedział z ambony „My, Polacy”. Po nabożeństwie udała się do niego deklaracja miejscowych, żeby ich nie obrażał, nazywając Polakami. Bo Polakami nie są i być nie chcą. Najwyraźniej deklarowali narodowość śląską chociaż (droga dr Tambor!) o języku śląskim nie wspominali.
Naród od stuleci
Takich przypadków pomiędzy Wiosną Ludów (1848) a rokiem 1939 można na Śląsku
trwają zabiegi o uznanie organizacji narodowości śląskiej. Udało się to po 15 latach prób! A jednak jeszcze setki razy usłyszymy, że sobie tę narodowość wymyśliliśmy. Więc warto przypomnieć, skąd się wzięła. Fakty są takie, że w Europie poczucie wspólnoty narodowej, poczucie przynależności do jakiegoś narodu, zaczęło się rozwijać po średniowieczu. Czyli w XV, XVI wieku. No i co mamy? W tym właśnie XVI wieku Anzelm Eforyn, wybitny humanista do swojego przyjaciela Erazma z Rotterdamu na sugestię Erazma, że jest Polakiem, pisał o sobie „Silesius non Polonus” (czyli: Ślązak, nie Polak). A jeszcze wiek wcześniej polski (!) kronikarz Jan Długosz zauważył w swojej sławnej kronice „Spośród narodów graniczących z Królestwem Polskim nie ma bardziej zawistnego i wrogiego Polakom, niż Szlązacy”. Jak widać dla Długosza czy Eforyna było oczywiste, że nad Odrą, pomiędzy Po-
skiego powstał, ściśle z nim współpracujący, powstańczy rząd śląski, na czele z księciem brzeskim Janem Krystianem z dynastii Piastów. Było to więc tak naprawdę Pierwsze, a może i jedyne naprawdę Powstanie Śląskie! Gdy śląscy powstańcy walczyli przeciw cesarzowi niemieckiemu w Czechach, tereny Górnego Śląska … spustoszyły wojska polskie, między innymi Pszczynę, Strumień, Skoczów.
Oderwać od Czechów Klęska powstańców spowodowała, iż na ponad dwieście lat umilkły postulaty Czechów i Ślązaków o uznanie ich praw narodowych. W międzyczasie jednak historia Śląska i Czech rozdzieliła się. Czechy pozostały przy monarchii austriackiej, Śląsk po Wojnach Śląskich (XVIII wiek) w ogromnej większości przypadł Prusom.
Ks Jan Kapica popierał ideę państwa śląskiego. Gdy szansa znikła, opowiedział się za Polską.
Józef Kożdoń był liderem narodowości śląskiej w I połowie XX wieku.
Kiedy w 1848 roku, podczas Wiosny Ludów, w monarchii Habsburgów wybuchło narodowe powstanie Węgrów, także Czesi (zresztą podobnie jak Polacy w Galicji) otrzymali liczne ustępstwa. Władcy Berlina – Hohenzollernowie – nie mieli jednak żadnych powodów do ustępstw wobec podbitych Ślązaków czy Polaków. Nie było więc społecznych warunków, by takie postulaty zaczęły się pojawiać.
7
GRuDzIeŃ 2012 R.
wie o tym, nie ma go na sali. Mimo to w pierwszym głosowaniu uzyskuje aż 105 głosów. Ostatecznie przegrywa, ale jego głos w sprawie Ślązaków wzburzył polskich narodowców. Powiedział bowiem: „żaden warszawski polityk, który chciałby zmienić Kaszubów, Ślązaków czy Białorusinów w Polaków, nie miał prawa czuć się dotknięty tym, że carska administracja próbuje zmienić Polaków w Rosjan.” Po II wojnie światowej w sowieckim obozie mogą istnieć tylko takie narody, jakie akceptuje Józef Stalin. Polska kontynuuje politykę każącą się każdemu jednoznacznie opowiedzieć, czy jest Niemcem, czy Polakiem. Dla „opcji śląskiej” jedyną ofertą jest Tragedia Górnośląska. Ślązacy trafiają do obozów, o których często pada słowo „koncentracyjne”. Zgoda, Łambinowice i inne miejsca grozy.
Wolność jest także nasza
Ale Śląsk, będący przez stulecia częścią korony czeskiej, nadal czuł mocne związki z tym krajem. Chociażby językiem konfesyjnym (językiem w którym głoszono kazania w kościołach) był tu czeski, śląska szlachta jeździła studiować do Pragi, Ołomuńca. Czechy były w XIX wieku częścią wiedeńskiego państwa Habsburgów. Tak więc pruscy Hohenzollernowie, którzy zabrali Śląsk Habsburgom, robili co mogli, aby zerwać więź Śląska z Czechami. Związki z Czechami były z ich punktu widzenia groźne, z polskością nie. Wszak
rodu śląskiego. Józef Kożdoń, Ewald Latacz to tylko początek długiej listy śląskich działaczy narodowych. Gdy Korfanty pisze w „Górnoślązaku” (wydawanym w Poznaniu): „Najpierw jesteście Polakami, potem Ślązakami” – wtedy na łamach „Katolika” najpoczytniejszej gazety ludu śląskiego czytają natychmiastową odpowiedź,: „Jesteśmy Górnoślązakami a nie Polakami, bo Polak to nazwa przywiązana do historycznego rozwoju w państwie polskim, a myśmy Górnoślązacy w tym rozwoju nie brali udziału”.
Przyczyn jest wiele. Wprawdzie w Europie powstaje wówczas wiele małych państw narodowych – jak Estonia, Łotwa. Jednak lęk przed bolszewicką Rosją każe zachodniej Europie zasłonić się przed nią silnymi państwami: Polską, Niemcami. O mocnej Polsce bez Śląska nie ma mowy, Niemcy bez Śląska też znacznie osłabną. Tak więc marzenia wielu Górnoślązaków o nowej Szwajcarii czy Belgii decyzją mocarstw legną w gruzach. Wreszcie Francja chce wzmocnić swojego nowego sojusznika, Polskę, śląskim przemy-
W państwie pruskim rugowano z urzędów, kościołów i szkół język czeski – zastępując go polskim. Przede wszystkim z kościołów. Pojawiają się masowo polscy księża i nauczyciele. Niosą za sobą nie tylko język, ale i poczucie polskości. To dlatego naraz w XIX wieku wielu Ślązaków zaczyna czuć się Polakami. Ale jednocześnie z ogromną siłą wybucha śląski ruch narodowy.
państwo polskie, jak sądzono w Berlinie, miało się nigdy nie odrodzić. Więc rugowano z urzędów, kościołów i szkół język czeski – zastępując go polskim. Przede wszystkim z kościołów. Pojawiają się masowo polscy księża i nauczyciele. Niosą za sobą nie tylko język, ale i poczucie polskości. To dlatego naraz w XIX wieku wielu Ślązaków zaczyna czuć się Polakami. Ale jednocześnie z ogromną siłą wybucha śląski ruch narodowy.
Język polski – tAK, naród polski - NIe Mamy w regionie liczne pamiątki wspominające Karola Miarkę, Pawła Stalmacha, Juliusza Ligonia, Józefa Lompy – orędowników polskości Śląska. Ale państwo polskie przez 90 lat starannie zaciera ślady, że równocześnie z nimi działali równie liczni, jeśli nie liczniejsi propagatorzy narodowości śląskiej a także zwolennicy państwa śląskiego. Chociażby Jana Gajdy, który podczas Wiosny Ludów propagował narodowość śląską zyskując wielu zwolenników. Również bytomski proboszcz Józef Szafranek, gdy przyjrzeć się jego działalności, jest tak naprawdę działaczem śląskim a nie polskim. Po nich zaś pojawia się cała plejada osób, które w okresie po I wojnie światowej domagały się powstania państwa śląskiego. Większość z nich uważa się za przedstawicieli na-
Warto tu zauważyć coś, czego nie chce dostrzec Jolanta Tambor, pełnomocniczka wojewody do spraw mniejszości narodowych. Zespół tego „Katolika” nigdzie nie twierdził, że
słem. Przypuszcza zapewne, że jeśli w plebiscycie będzie do wyboru opcja śląska, to za Polską nie zagłosuje prawie nikt. Bo niewielu Ślązaków czuje się Polakami. Ale z państwem pru-
istnieje język śląski. Autorzy tego tekstu twierdzili za to jednoznacznie, że są narodowości śląskiej! Pisali to po polsku. Jak widać godzili się na język polski, ale nie na polską narodowość.
skim dzieli ich, a z Polską łączy, religia katolicka, więc jeśli będzie trzeba wybierać między Niemcami a Polską to można liczyć na potężną agitację śląskiego kleru. Po drugie mowa śląska jest słowiańska, nie germańska, więc w oparciu o tę mowę, można wmawiać Ślązakom, ze są Polakami. Zresztą podobnie, jak czyni się to dziś, twierdząc, że to „zakonserwowana staropolszczyzna Reja i Kochanowskiego”. W plebiscycie na południu Ślązacy muszą wybierać między Polską a Czechosłowacją, w reszcie między Polską a Niemcami. W tej sytuacji bojownicy narodu śląskiego dzielą się. Jedni agitują za Niemcami, bo „jak świat światem, nie będzie polski szlachcic Ślązakowi bratem”, inni za Polską „bo Niemcy mają do spłacenia ogromne kontrybucje wojenne, lepiej je w Polsce brać, niż w Niemcach płacić”.
Blisko sto lat temy na łamach „Katolika” czytamy: „Jesteśmy Górnoślązakami a nie Polakami, bo Polak to nazwa przywiązana do historycznego rozwoju w państwie polskim, a myśmy Górnoślązacy w tym rozwoju nie brali udziału”.
Plebiscyt bez śląskiej opcji Podczas I wojny światowej i po niej istnieje na Śląsku potężny ruch domagający się odrębnego państwa śląskiego. W plebiscycie chcą trzech możliwych odpowiedzi: za Polską, za Niemcami, za niepodległym Śląskiem. Idea ta podoba się Anglikom, są gotowi na nią przystać Amerykanie. Ale Francja mówi stanowcze „nie”. W plebiscycie trzeba wybrać między Polską a Niemcami.
Ciche lata w Polsce i III Rzeszy
Po plebiscycie i Niemcy i Polacy na swojej części Górnego Śląska biorą się za pacyfikowanie śląskich narodowców. W okresie międzywojennym śląski ruch narodowy słabnie, choć nie umiera zupełnie. W Polsce piłsudczyków, i w Polsce komunistów jest represjonowany. Chociaż znajduje zwolenników nawet wśród polskich elit. Na przykład jeszcze przed okresem sanacji opowiada się za nią Jan Niecisław Baudouin de Courtenay. Potomek francuskiej arystokracji, ale postać w Polsce wybitna. Dość powiedzieć, że po zamordowaniu Gabriela Narutowicza w zgromadzeniu narodowym pada pomysł wybrania go na prezydenta RP. Sam kandydat nie
I dopiero po 1989 roku – wraz z powiewem wolności - znów można było powiedzieć: „Nie Niemiec, nie Polak – Ślązak!”. Chociaż Ślązacy, przez stulecia nie uznawani, nadal są ostrożni w deklaracjach narodowych. Nadal spotyka się lęk przed represjami. To dlatego w kolejnych spisach powszechnych rośnie liczba Ślązaków – bo deklaracje jednych ośmielają drugich. W roku 2002 było nas nieco ponad 170 tysięcy. W roku 2011 czterysta tysięcy. A padają zarzuty, że spis był przeprowadzony byle jak i wielu osób nie zapytano. Więc pewnie już dziś ta ilość śląskich deklaracji narodowych przekracza pół miliona. I tylko rodzi się pytanie, ile musi być takich spisów i takich osób, aby państwo polskie dostrzegło istnienie narodowości śląskiej. I ją zaakceptowało. Z tym, że 15 grudnia wiele zmienia. Pierwszy zjazd Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej pokazuje, że coraz trudniej będzie udawać, że takiej narodowości nie ma. Bo ta narodowość ma swoją oficjalną reprezentację. Legalnie działające stowarzyszenie występujące w imieniu osób narodowości śląskiej, to zupełnie nowa jakość na polskiej scenie politycznej. Czy się to podoba Jarosławowi Kaczyńskiemu, abp Wiktorowi Skworcowi, Marii Pańczyk-Poździej i innym, nie można już udawać, że to tylko grupka wichrzycieli. No, chyba że za grupkę wichrzycieli uznamy setki tysięcy (a niebawem może milion) ludzi. RAJMuND NIKLAS (WSPÓŁPRACA DD, MP)
Sądy przez 16 lat protestowały przeciw zarejestrowaniu organizacji narodowości śląskiej. W końcu się udało. Skończyła się więc batalia przed sądami a zaczęła się o wiele poważniejsza, przed polskim parlamentem. Bo w Polsce istnieje ustawa o mniejszościach narodowych, a Ślązaków tam nie ma, co w praktyce oznacza, że państwo polskie nie uznaje tej narodowości. Pozwala jedynie na zrzeszanie się tym, którzy się indywidualnie, jakby wbrew ustawie, Ślązakami czują. Dlatego jeśli Ślązacy chcą być uważani za naród, muszą dążyć do zmiany ustawy o mniejszościach narodowych. To można zrobić tylko w jeden sposób – znajdując w polskim Sejmie większość, która zechce dokonać zmian w ustawie. Potem jeszcze jest senat i prezydent. I prawdę powiedziawszy, do 2015 roku sprawa nie ma szans. Gdyby nawet bowiem parlament uchwalił zmiany w ustawie, prezydent Bronisław Komorowski jej nie podpisze. Jego stanowisko w spawie języka i narodu śląskiego jest jednoznaczne: nie ma i już! A na obalenie weta prezydenta potrzeba aż 3/5 parlamentu. Tego na pewno nie znajdziemy. Zresztą dotyczy to tak samo uznania języka śląskiego, dopóki prezydentem jest Bronisław Komorowski, nie ma o czym marzyć. Tylko ktoś nowy na tym najwyższym stanowisku (i oczywiście nie Kaczyński!) daje nam szansę. Tak więc już dziś śląskie organizacje muszą szukać sojuszników, którzy dokonają zmian w ustawie po roku 2015. Już dziś trzeba budować front polityczny wokół śląskich spraw. A nie będzie to łatwe, bo obserwując scenę polityczną, za wielu zwolenników nie mamy. Jednoznacznie popiera nasze postulaty jedynie Ruch Palikota, mamy nieco zwolenników w PO. SLD jest sprawie wrogie, a PiS bardzo wrogi. PSL udaje, że o niczym nie wie. Na razie więc sprawa uznania narodu śląskiego wygląda źle. Co jednak nie jest wcale aż takim problemem. Nie uznawało go żadne państwo panujące nad Śląskiem od przynajmniej dwustu lat – a wciąż istniejemy. Bo tak naprawdę inicjatywa nie należy do Sejmu RP, lecz do nas. Jeśli setki tysięcy ludzi będą wywieszać fany żółto-modre a nie biało czerwone, jeśli nasi sportowcy i artyści będą mówić „jestem Ślązakiem, nie Polakiem”, jeśli powstanie mówiąca o tym literatura, filmy, komiksy – to państwo polskie będzie miało do wyboru, albo nas uznać, albo być postrzegane w świecie, jako totalitarne. A my możemy mu zawsze przypominać słowa wybitnego Polaka: „żaden warszawski polityk, który chciałby zmienić Kaszubów, Ślązaków czy Białorusinów w Polaków, nie miał prawa czuć się dotknięty tym, że carska administracja próbuje zmienić Polaków w Rosjan.”
8
GRuDzIeŃ 2012 R.
z WIzytĄ w Kryształowej...
mówi się przynajmniej kilku potraw… Tymczasem obiad dobiega końca, płacimy, wychodzimy. Chcemy jeszcze porobić kilka zdjęć z zewnątrz, i wtedy dostrzegamy na drzwiach wejściowych dziwne napisy, które wprawiają nas w osłupienie.
Miejsce kultowe i historyczne, zamknięte w 2009 roku, teraz odradza się niczym feniks z popiołów. Po burzliwych dyskusjach, zapytaniach i bluzgach. Bo Gesslerowa zapowiedziała śląską kuchnię, a okoliczni knajpiarze już ogłosili w Internecie, że ta kuchnia ma tyle wspólnego ze śląską, co sama Gesslerowa z top-modelką.
Że
dobrej kuchni śląskiej rzeczywiście w centrum Katowic brakuje, postanowiliśmy sprawdzić, na ile warszawskiej restauratorce udało się ją odtworzyć. Nasz redaktor naczelny, żarłok i złośliwiec, kroczył Warszawską, już widząc oczami duszy, jak będzie szmacił kartę dań, zanim coś wybierze… Kiedy wchodzi się do środka, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dekorator wnętrza miał pełne ręce roboty i że, co najważniejsze, robotę wykonał znakomicie. W restauracji kontynuowana jest, można już powiedzieć „żyrandolowa tradycja”, bo przecież „ dawna” Kryształowa słynęła z wielkich żyrandoli, oczywiście kryształowych. Piękniejsze od żyrandoli są jednak… czepce, czyli nakrycia głowy zamężnych Ślązaczek. Świetnie wyeksponowane, zamknięte w gablotach i tak oto powieszone na ścianach, oświetlone, sprawiają wrażenie, że jesteśmy w innej epoce. No bo tak naprawdę, kiedy przekraczamy próg tego miejsca, zostawiamy za szklanymi drzwiami całą współczesność. Porzucamy nawet rozdrażnienie, spowodowane tym, że długo szukaliśmy miejsca do zaparkowania. Strzepujemy resztki śniegu z butów i wchodzimy do bajecznego miejsca, urządzonego z wyraźnie rustykalnymi elementami. Drewniane, „przecierane” komody, puszyste poduchy, obrazki na ścianach. Na szczególną uwagę zasługują jednak białe obrusy. Proste, klasyczne, bez udziwnień.
Chmara kelnerów i menu Nie wiadomo jak w inne dni, ale w niedziele możemy się spodziewać dobrej, pytanie czy nie „za dobrej” obsługi. Najpierw sprawdzenie na liście rezerwacji, potem przekazanie szatniarzowi naszej odzieży wierzchniej i wreszcie lądujemy przy stoliku, oczywiście, zaprowadzeni przez kompetentną osobę. W restauracji każdy kelner ma swój rewir, więc jeśli mamy jakieś pytania
Jaki to język?
Podpis pod zdjęcie: Napisy na szybach w Kryształowej są w nieznanym języku. Kto Gesslerowej powiedział, że to po śląsku?
lub potrzeby, najlepiej jest zaczekać na „naszego”. Nie pasuje trochę, że zachwycający wystrój psują krawaty kelnerów, wściekle pomarańczowe, odnosi się wrażenie, że gdzieś nieopodal zamknięto salon telefonii komórkowej „Orange” i urządzono kiermasz krawatów, ale właściwie to przybyliśmy do restauracji, a nie do krawcowej, toteż otwieramy kartę, a tam… No właśnie, wiadro pomyj wylano na Magdę Gessler tuż po otwarciu, ponieważ okazało się, że nazwy polskie śląskich dań, są fatalnie przetłumaczone na język angielski. Na przykład - „żur śląski” – „tradiotional polish soup”, że niby „śląski
To tak jakby wejść gdzieś w Rosji do restauracji i znaleźć w karcie pozycję „pierogi ruskie”. Albo w Warszawie „bigos polski”. Z drugiej jednak strony, może w tym przypadku to również nasycanie na siłę potraw regionalizmem? To co rozgniewało opinię publiczną równie mocno, jak błędy w menu, to fakt, że potrawy podawane przez Panią Gessler (ostatecznie jakkolwiek by się nie nazywały), nie są naprawdę „ślůnskie”. Że te potrawy bardzo odstają od tradycyjnej kuchni, właściwie nie mają z nią nic wspólnego. Jak jest naprawdę ? Otóż w karcie znajdują się potrawy takie jak rolada z kluskami i modrą kapustą, kot-
nowa „Kryształowa”, gdzie przebiega granica śląskości. Ze względu na wiele wyszukanych dań i nowoczesne rozwiązania kulinarne, można orzec, że lokal ten jest lokalem z wyraźnymi śląskimi elementami, akcentami, niekiedy mocno podkreślanymi, ale jako taki, nie jest typowo regionalny. Kontynuowany jest natomiast deserowy charakter, przecież „dawna Kryształowa” to przede wszystkim miejsce gdzie elita przychodziła napić się kawy i skosztować ciast. No i faktycznie, i wspomniane powyżej bezy i pascha są rewelacyjne. Smak i wygląd potraw wzbudzają zachwyt. Gra nastrojowa muzyczka, a ludzi przybywa.
żur” jest „polską zupą”. W tej całej awanturze o niefortunne tłumaczenie razi coś zupełnie innego.
let „od brzega do brzega” z ziemniakami, żur. Na przystawkę dostaniemy przepyszne (!) pieczywo z czymś co konsystencją bardziej przypomina leberwuszt aniżeli smalec, aczkolwiek równie smaczne. No i tutaj faktycznie, są to mniej lub bardziej śląskie potrawy, bez dyskusji. Ale już gicz cielęca w sosie musztardowym, czy sum, chociaż pyszne, nie wywodzą się ze Śląska. Tak samo jak bezy, specjalność właścicielki lokalu, też za bardzo śląskie nie są. Bardzo trudno jest ocenić jaki charakter ma
Pałaszujemy, to co zamówiliśmy, a redaktorowi naprzeciwko mnie coraz bardziej rzednie mina. Do czego by się tu przyczepić? Może do cen, które do niskich nie należą , ale przecież to nie budka z hamburgerem. Dlatego też dziwi zachowanie Bronisława Wątroby, speca śląskiej fraszki, który na swoim profilu na fejsbuku, zamieścił paragon opiewający na kwotę 11 zł za duże piwo w „Kryształowej”. Panie Wątroba! Pomylił Pan miejsca, na piwo idziemy do piwiarni. Nie można oceniać restauracji, kiedy nie za-
Nie znajdzie ukojenia ten, kto szuka miejsca typowo śląskiego, bo to nie jest taka restauracja. Jej największym atutem jest to właśnie, że łączy elementy regionalne z nowoczesnością. Jest to niewątpliwie „kuchenna rewolucja” o wiele bardziej udana, aniżeli w słynnej, katowickiej restauracji „Franz Josef”, którą Pani Magda Gessler próbowała postawić na nogi w znanej produkcji TVN-u. Niestety, „Franz Josef” jest zamknięty, a „Kryształowa” przeżywa renesans. Niezmiernie boli to, że oszpecono wejście do tej magicznej krainy dziwacznymi napisami, ale może właścicielka lub menadżer restauracji się zreflektują,
Śląskie to śląskie Dlaczego nikt nie zwraca uwagi na fakt, że żur śląski , jak i kluska śląska, są śląskie z założenia? Że dodawanie przydomku „śląski” tym potrawom jest bezcelowe i bezsensowne, bo to nasza potrawa regionalna.
„Gdo gorzołke wieczerzo, rano wode śnido”. Nareszcie red. Dyrda uśmiecha się złośliwie: „Fotografuj! Co to za bełkot” – komentuje, pokazując na całą długość witryny. Zastanawiające, czy osoba odpowiedzialna za te napisy, nie miała pojęcia, że nie napisała tego w żadnym języku, ani po polsku, ani po śląsku. Że jest to poziom językowy znany ze „ślunskich szlagierów”; „wodzionka, wodzionka jak robi moja żonka”. Jeśli ktoś decyduje się na pisanie po śląsku, to niech pisze prawidłowo. Razi to bardzo, jak czerwona plama na białym obrusie. Zwłaszcza, że zjeść wejdzie nie każdy, a każdy przechodzący ulicą Warszawską napisy na oknach przeczyta. Miejmy nadzieję, że jak Magda Gessler szybko usunęła niefortunne pseudoślaskie dania z karty – tak samo szybko zrobi porządek z tym, „gdo to pisoł, kedy gorzołkom powieczerzoł”. Ale nawet z tymi napisami, „Kryształowa”, to piękna restauracja z klasą i niespotykanym na Śląsku klimatem. Bogata karta win i wspaniałe potrawy, ,sprawiają, że jest to miejsce magiczne. Można zakochać się w wystroju, ucieszyć oczy wspaniale udekorowanymi ścianami. Przede wszystkim jednak można ucieszyć podniebienie; zarówno śląskie potrawy jak i europejskie są na najwyższym poziomie. Nie znajdzie jednak ukojenia ten, kto szuka miejsca typowo śląskiego, bo to nie jest taka restauracja. Jej największym atutem jest to właśnie, że łączy elementy regionalne z nowoczesnością. Jest to niewątpliwie „kuchenna rewolucja” o wiele bardziej udana, aniżeli w słynnej, katowickiej restauracji „Franz Josef”, którą Pani Magda Gessler próbowała postawić na nogi w znanej produkcji TVN-u. Niestety, „Franz Josef” jest zamknięty, a „Kryształowa” przeżywa renesans. Niezmiernie boli to, że oszpecono wejście do tej magicznej krainy dziwacznymi napisami, ale może – tak jak w przypadku innych błędów wytykanych przez internautów, dziennikarzy – właścicielka lub menadżer restauracji się zreflektują, porządnie wyszorują witryny i umieszczą teksty bez błędów językowych lub po prostu zostawią te miejsca czyste. Śnieżne. Kryształowe. Ale i tak trzeba Gesslerowej powiedzieć „dziękujemy”. Bo nareszcie Katowice, mające metropolitalne ambicje, mają restaurację z wyższej półki. I to tam, gdzie taka restauracja powinna być, czyli w samym centrum. Chociaż, gdyby tak jej jeszcze ktoś zechciał podpowiedzieć, że Śląsk to miejsce mieszania się kultur, wiec idealnie byłoby, gdyby oprócz śląskiej rolady i dań polskich, znalazłoby się tu cos flagowego z kuchni niemieckiej, żydowskiej i czeskiej, wtedy byłaby to restauracja na wskroś górnośląska! PAuLA zAWADzKA
9
GRuDzIeŃ 2012 R.
TAKO PADO LYJO
PISANE ZA BRYNICĄ
Spalony mikser… Jo Rzymski
To są moje pierwsze Święta. Naprawdę pierwsze, bo wcześniej podchodziłam do tego całego świętowania z dystansem, a właściwie to bardzo nie lubiłam tego świątecznego okresu. Nie mogę powiedzieć, że nagle polubiłam gwar w sklepach do ostatnich momentów otwarcia, czy że nagle zacznę wyrzucać z siebie kolędy niczym gramofon. Nie. Postanowiłam się przemóc i być najszczęśliwszą i najbardziej przeżartą osobą w te Święta, dać porwać się temu szaleństwu i zobaczyć, co z tego wyniknie.
„Moje idealne Święta” nie są pełne głębi religijnej. Owszem, pójdę na Pasterkę, pomodlę się przy Wiliji, ale dla mnie Święta to okres radości tak po prostu. A symbolem tej radości jest choinka. Choinka powinna być żywa i duża, taka, żeby porządnie się spocić przy jej wnoszeniu. I pięknie udekorowana. Osobiście nie jestem zwolenniczką nowoczesnych ozdób, które są bardzo efektowne, i na które w okresie świątecznym możemy wydać w supermarkecie fortunę, natomiast już „po” – kupić je za grosze, na wyprzedaży. Sądzę, że najpiękniejsze ozdoby, to te, które sami zrobiliśmy. Mogą być to imbirowe ciasteczka, lub łańcuch zrobiony z bibuły albo krążków kolorowego papieru. Takie ozdoby myślę, że załatwiają „kłopot” związany z dziećmi. Spotkałam się z opinią, że niektórzy wolą ubrać choinkę kilka dni wcześniej, bo np. mają dzieci i w Wigilię brakuje im czasu. Przecież, jeśli można ubrać choinkę w inny dzień, no to samą kolację wigilijną można równie dobrze zjeść w styczniu! Szanowni Państwo, nie wykręcajcie się dziećmi. Nic tak nie rozwija dziecku wyobraźni, jak właśnie wspólna praca z nożyczkami i materiałami pod naszym czujnym okiem. Mam troje młodszego rodzeństwa i wiem jedno: w dzisiejszych
czasach maluchy są zachwycone każdym czasem, jaki im poświęcimy. Ozdoby można zacząć robić tydzień przed świętami, a w wigilijny poranek przystroić choinkę. Wtedy gwarantuję, że będziemy mieli w domu największą i najwspanialszą elegantkę spośród wszystkich choinek w sąsiedztwie. Kolejną rzeczą jaką zaobserwowałam, jest to właśnie, że najważniejsze dla mnie w Święta jest jedzenie, co wynika przede wszystkim z tego, że jestem łasuchem. „Moje idealne Święta” kojarzą się z zapachami i pięknym stołem, postanowiłam więc już wcześniej poćwiczyć niektóre potrawy, żeby nie dać plamy. Będą to przecież pierwsze święta w moim kulinarnym wykonaniu!
którego już używam i nie mówię już banclak)), żeby sobie „doszedł”. Bůnclok wymyty, a więc zabieramy się do pracy. Ze tłustego (czyli smalcu), mąki, sody i wielu innych składników tworzę masę. Cały czas patrzę na nieszczęśliwy mikser kupiony za całe 50 zł, który już w swojej instrukcji obsługi ma ostrzeżenie: „przegrzewa się”. Patrzymy na siebie podejrzliwie, aż w końcu do dzieła ! Jego silniczek rzęzi między kolejnymi warstwami, a ja przypominam sobie ,że znam ten dźwięk doskonale. Tak, tak… To prawie jak odgłos mojego pierwszego samochodu, w jego ostatnich miesiącach życia. Jemu też przegrzewał się silnik. Z rozrzewnieniem myślę o starym, turkusowym samochodziku marki Rover, któremu fun-
Na pierwszy ogień poszedł makowiec. Taki rychtig ślůnski zawijany kołocz z makiem, wielki jak bochenek chleba i nie jest ta – jak powiedzielibyśmy w Zagłębiu – strucla polukrowana. Ilekroć zabieram się za mak, tworzę coś ze świadomością, że i tak tego nie zjem, bo maku nie lubię. Zaczęłam więc piec te makowce, aż w końcu wczoraj zjadłam jeden kawałek! A nawet poszłam po następny! Powiem wam, że nawet jest to dobre, chociaż nie ma trzech różnych warstw kremu. Potem piernik. Aby był dobry, trzeb zacząć go robić jakieś dwa tygodnie przed Świętami. Tak, tak… Z piernikiem nie ma żartów. Powinno się go umieścić na kilka dni w bůncloku (to kolejne śląskie słowo,
dowałam zawsze najlepsze części, aż łezka się w oku kręci… A potem następna. I kolejna. Zdaję sobie sprawę, że nie płaczę z nostalgii nad moim ukochanym samochodzikiem czy Bożym Narodzeniem. Płaczę, bo w kuchni jest pełno dymu, znaczy: mikser się spalił. Muszę szybo wywietrzyć, bo kiedy ktoś zorientuje się, że spaliłam mikser, to już wiem, co dostanę pod choinkę. A ja liczę na markowe perfumy… Życzę Wszystkim „Idealnych Świąt” ! Ja, na pewno spędzę je cudownie, a za miesiąc wszystko opiszę. Smacznego karpia . Chociaż pewnie mało kto wie, ale rybką, którą spożywał Jezus w Palestynie była tilapia. Więc może jednak warto skusić się na nią. PAuLA zAWADzKA
Potem piernik. Aby był dobry, trzeb zacząć go robić jakieś dwa tygodnie przed Świętami. Tak, tak… Z piernikiem nie ma żartów. Powinno się go umieścić na kilka dni w bůncloku (to kolejne śląskie słowo, którego już używam i nie mówię już banclak)), żeby sobie „doszedł”.
Katolik Můj staroszek, jak jejch spytali wto ôni som Polok czy German padali, iże sům katolikěm i miěnszkajom na Mrůwczěj Gůrce. Bůł ôn fest zabranym handlěrzym świn a srogim bałerěm.
P
oradziůł szkryflać i godać po niěmiecku, czesku a polsku skuli tego co jeździůł ze toworěm do Czeladzi, Ŏpawy i Raciborza, a niěkere umowy musioły być na papiůrku. Ze Polokoma, Niěmcoma, Czechoma. Jego szwigerzůn a můj Opa oberkelner w Berlinie, potyn bergmůn, kiery těż kupa czytoł, chocia przed srogům I Wojnům trěnowoł gimnastyka we „Sokole” to siebie okrěśloł jako Ślůnzoka- Rzymskigo Katolika. Genau, jak jego jako jego szwigerfater. A kej kamraty namowiali opy coby poszli do powstanio, to im padali, co łůn z chacharami pranio i kur kraść nie půdzie. Co zaś idzie ô mojego fatra, to zgodzoł sie ze swoim fatrem a opom do czasu, jak z pynzyji zaczyno mu brahować. Ůwdy przekludziůł się do „Richtich Fajnych Niěmiec”, kaj je pochowany. Sam ôstoł jo, Lyjo! Jo - Lyjo - pomny na Przykazanie „Czcij ojca...” tyż siebie ôkrěślům: Ślůnzok-Katolik i je żech pewny, iże moje bajtle tyż bydům się mianować jako Ślůnzoki, ale co do tego czy Katoliki, to mům srogo ôbowa. Zanim powiěm pojakiěmu tak forszteluja, to spomna, co jeděn rýchtich můndry farorz ôdpedzioł nům na krytyka kleru „Nikomu z tu obecnych nie życzę żoby trafił do piekła, ale jak tam trafi to niech uważa, bo będzie po konsekrowanych głowach chodził”. Szkryflům ô tym, bo latoś můmy za tela polskigo nacjonalizmu we noszym Kościele i jako świadůmo tajla tego Kościoła rzykům do Ducha Świěntego, coby noszych ka-
pelůnkůw, farorzy a biskupa Wiktora ôswiyciůł niě ýno w tajlach sakrum, ale tyż profanum. Coby biskup prowadził mie ku zbawieniu, a niě ku polskości. Skirz tego, co jako poadom, jo je Ślůnzok-Katolik a niě PolokKatolik. Ku těmu rzykům tyż do Půnbůczka, coby z ambůny słyszoł żech wiěncy Nauk ze ewangelie, a niě żodne farorzowe nacjonalistyczne a polityczne poglůndy. Trza spamiyntać, iże Ślůnzoki niě przepůmnům sie ô wybitnych politykach we sutannach, co działali na rzecz ludu ślůnskigo a niě mianowali jejch Polokami, Germanami, czy Czechami ýno mieli gymboko we zocy to, kim sie tak richtich czujům. Dejcie se pedzieć, biskupie Wiktorze, iże sto lot nazxod, kiej nie było jeszcze diecezje we Katowicach, naszym biskupěm we Wrocławiu był Adolf Bertram, kardynał. Niěmiec. Nale kiej przyszło na Wiěrchnim Ślůnsku we 1919 do wadzenio, fto mo nos wzionć, Poloki abo Niěmce, to abp Bertram zakozali wszystkim farorzom a kapelonkom prowadzić we kościele, ze kazatelnice, agitacje, za Polskom abo za Niěmcami. Padali biskup, iże ôde narodowej propagandy som polityczne wiece, a zaś mszo je po to, coby spominać nauki pana Jezusa. A zaś pan Jezus nic o Polokach, Ślůnzokach, Niěmcach nie godoł. Je żech gymboko wierzůncy w to, że tak jak jo rzyko wiěnkszość Ślůnzokůw, a nosze wołanie ôstanie bez Půnbůczka wysuchane i niě bydzie trza zuchtać wstawiěnnictwa ôd niego Omy czy Benedykta Biskupa Rzymu. LyJO (ŚLůNzOK I ýNO ŚLůNzOK) SWACzyNA P.S. Fto by nie wiedzioł, iże Biskupym Rzymu je Papiěż to go ô tym powiadomiom.
FIKSUM DYRDUM
Zdo mi sie, iżech już pisoł ô tym we Cajtůngu pora razy, ale spomna jeszcze roz: genau we Wilijo, baji 1988 roku pedziołech, iże jo isto niě je Polokiěm. Przywiedła mie ku těmu spikerka we telewizje, kiero ôroz pado: „Żaden Polak nie wyobraża sobie wigilii bez barszczu z uszkami”. Tuż kiej żoden Polok niě poradzi se forsztelować wilije bez barszczu – jo za pierona Polokiěm nie je. Skirz tego, co do mie barszcz mo tela spůlnego ze wilijom, co wuszt ze fojerki, smażonka abo krupnioki.
Do
dziś se spominom, jak ech sie lachoł ze bracika, kiery jechał na Wilijo do swojij szwigermuter kole Krakowa i padołech: jak mi cie boroku żol, bydziesz na wilijo barszcz jod! I sam ni ma nic do lachanio. Roztomaite nacyje majom roztomaite godki, ale też włosne zwyki, włosne tradycje, genau swoja kultura. I ta inakszo, kiej u Polokůw, Wilijo, to je dowůd, iże som my ôde Polokůw inaksi. A takich dowodůw momy przeca kupa!
Moczka – nie barszcz z uszkami
Ale jak to widać przy wilije. Pyto mie kamrat, kierego familia skludziła sie sam po wojnie ze Ukrainy: „co to jest” – i pokazowo mi na fajny piernik na muster ryby. Pyto, chocia stoi hań jak byk napisane „Piernik do piwa”. Tuż mu padom: dyć widzisz, iże piernik. Do moczki.
zaś we piwie bez noc moczy sie piernik. Rano zalěwo sie przetartego kapra tym piwěm, dolěwo jeszcze dwie flaszki malcu… - Czego? - Ciemnego piwa, choćby karmi, suje do tego rodzynki, figi, pokrote orzechy, mandle (po waszemu migdały), pieczki ze śliwek, wcisko dwie
godce. No i kiej juże kiej skuli těj ajnbryny moczka bycie miała konsystencjo a barwa gěnstej grochůwy, to je fertig. Ale to dobre. - Fuj! Jak może być dobre coś, co ugotowano z ryby, piwa, piernika, zasmażki i bakalii?! - Psinco wiěsz. Padołech, idzie uwarzyć moczka bez ryby a bez ainbryny, ale to tako
- Do czego? – pyto, a po gěmbie widza, iże mu sie moczka ze moczem kojarzy. - No moczki. Taki kustne jodło na wilijo. Idzie zrobić bez ryby, ale tako płono niě do mie. U nos przůdzij warzy sie kapra a przeciěro, a
cytryny. I tak se to pyrko, a zaś pod koniec trza dać ajnbryna. - Co? - Zasmażka gorolu pieroński! Cołki życie sam żeś je, byś sie wybildowoł choć trocha we
moczka do biědokůw. Fto roz skosztował takij, jak jo godom, to juże wiě, czamu to je ale krůlewski jodło. Idom świěnta, nie chca sie wadzić, tuż ty se jědz barszcz ze uszkami a mie dej jeść moczka.
Ajnbryna! Zasmażka gorolu pieroński! Do moczki. Przůdzij warzy sie kapra a przeciěro, a zaś we piwie bez noc moczy sie piernik. Rano zalěwo sie przetartego kapra tym piwěm, dolěwo jeszcze dwie flaszki malcu, suje do tego rodzynki, figi, pokrote orzechy, mandle, pieczki ze śliwek, wcisko dwie cytryny. I tak se to pyrko, a zaś pod koniec trza dać ajnbryna.
Genau o to przeca idzie. Coby nom niě padali, co momy jeść, kim my som, jako momy godać. Coby szło, jak Eforyn, 500 lot nazod, pedzieć „Ślązak, nie Polak” – i nikt niě wyskakiwał zaro z pyskiěm: Nie ma takiego narodu, chcecie oderwać Śląsk od Polski i przyłączyć go do Niemiec! I weź tu takimu wytuplikuj, że kiery Hanys chcioł być we Niěmcach, to hań downo je. Kiej tukej była biěda a polski wirszaft przýwiůd nos ku kartkom na cuker, na miěnso, na cygarety, na gorzoła, nawet na kasza – to Niěmce, bogate Niěmce czakali na Ślůnzokůw ze ôbywatelstwěm, ze dobrom robotom, ze wszyjstkim. Fto chcioł – pojechał. Fto rychtycznie sam mo hajmat, ôstoł. Tuże nom niě padejcie, iże my chcěmy do Niěmiec, bo to psinco prowda. Momy XXI wiek, tuże trufomy, iże naroście Ślůnzoki bydom u sia. Niě bydzie nom nikt godoł, fto my som. I tego wom wszyjstkim przý pilczupie a moczce życza. DARIuSz DyRDA
10
GRuDzIeŃ 2012 R.
tak woniajom ślůnski świěnta D
Chociaż teologicznie Wielkanoc ma większą rangę, niż Boże Narodzenie, to jednak właśnie te święta mają niezwykły urok. Czar Godůw przenika wszystko i wszystkich. Po prostu Bóg się rodzi, moc truchleje… la Ślązaków to takie same święta, jak w całej Polsce. A jednak inne. Choćby z racji stołu. W całej Polsce na pierwsze miejsce wigilijnych potraw wysuwa się, oprócz karpia, barszcz z uszkami. Ślązakowi podać na wilijo barszcz to prawie tak, jak podać mu na nią kisiel albo serek homogenizowany. Dziś jednak coraz rzadziej pamiętamy, jak wygladają śląskie święta. Dlatego odwiedziliśmy tako rychtig ślůnsko familio. I szykują się do świąt. A Cajtung z nimi… Robią to nie tylko tradycyjnie, ale i, jak to pierwej bywało, po katolicku. Góry, Danuta ze Andrzejem, żyją w Goczałkowicach-Zdroju. Przy kościele świętej Anny stoi biały domek, na parterze mieszkają oni, piętro wyżej słychać rozbawione wnuki, dwuletniego Stasia (Janko muzykanta) i jego starszego brata Michała. Mimo wczesnych godzin porannych na piecu wrze już obiad. – Ŏbiod zaczyno sie warzyć zarozki, kiej się wstanie – wyjaśnia gospodyni, Danuta Góra.
Adwent świeczkowo-czekoladowy Chociaż do Bożego Narodzenia jeszcze kilkanaście dni, w kuchni czuć prawdziwy przedświąteczny klimat; na parapecie okna stoi lampion a w nim pali się mała świeczka symbolizująca czas wielkiego oczekiwania. I tak przez cały adwent. A za oknem i za świeczką widać Beskid Śląski, ośnieżony, zimowy. Aż mi smutno kiedy pomyślę, że tam w Beskidzie elektryczne piły właśnie tną świerki. Na świąteczne choinki… Tę refleksję przerywają maluchy zbiegające do swoich pokoi, by otworzyć kolejne czekoladowe okienko w adwentowym kalendarzu - Otworzycie jeszcze trzy okienka i odwiedzi was święty Mikołaj - zwraca się mama do maluchów. Bo każde okienko to jeden dzień kalendarza, a mamy dzień przed Barbórką. Czteroletni Michał, wnuk pani Danuty, już w listopadzie napisał list do świętego Mikołaja. Mały odkrywca prosił o lupę, globus i całą masę bajkowych skarbów, których nazw nawet nie jestem w stanie powtórzyć. List zostawił na parapecie swojego okna tak by święty Mikołaj do 6 grudnia zdążył z prezentami. Młodszy bart Michała, Staś listów jeszcze nie pisze, ale jego zamiłowanie do kolejek jest tak wielkie, że święty na pewno nie będzie miał problemów z wyborem prezentu. Oby nie przyniósł mu Kolei Śląskich.
Niesłodkie postanowienie A w kuchni kawa stygnie. Na stole w koszyku stoją mandarynki. - One zawsze kojarzyły mi się z świętami, stwierdza Sylwia. To pewnie taka pamiątka po czasach komu-
ny. Bo za PRL-u oznaką nadchodzących świąt były właśnie mandarynki w sklepach. I cytryny, czasem figi, rodzynki. – Czasami się śmiałam, że te mandarynki, banany, rodzynki to pewnie Trzej królowie przynoszą Ponbůczkowi w darze – mówi sąsiadka pani Danuty. A ja jestem łasuch i do tego łasuch zawiedziony. Bo zawsze, gdy bywałam tu wcześniej, na gościa czekało jakieś ciasto. A dziś nic: - Postanowienie adwentowe! Moje i męża, że do świąt nie jemy słodyczy. A piec i się oprzeć uniesposób - śmieje się pani Danuta. A mnie ogarnia myśl, że kto dziś jeszcze ma postanowienia adwentowe. No ale dla pani Danusi Boże Narodzenie to nie są puste słowa. To wysiłek. Bo najtrudniej będzie w postanowieniu wytrwać przed wigiliom, kiedy będzie trzeba piec makowce, sernik, piernik i oczyścicie robić makówki. Przygotowania świąteczne trwają już w najlepsze, bo czas ucieka bardzo szybko a roboty co niemiara. Generalne (Generalne!) sprzątanie, kartki z życzeniami do znajomych, a na koniec szaleństwo świątecznych zakupów. „A może by tak przedświąteczne postanowienie, że nie idę na żadne zakupy” – wzdycham. Z jednej strony jestem go bliska, gdy pomyślę o tłumach, z drugiej strony ogarnia mnie żal, bo przecież te zakupy też są wyjątkowe. Jaka to frojda wybierać gěszenki pod kribaum!
Wilijo je we wilijo! No a samo drzewko stroi sie w Wigilię. Sugestia, że można by zrobić to wcześniej, wywołuje zdumienie całej rodziny. Jak to wcześniej ubrać choinkę? Przecież to wigilia Bożego Narodzenia, 24 grudnia. To tego dnia a nie kiedykolwiek, ubiera się choinkę, robi makówki, warzy cało wilijo, szykuje stół. Co by to była za Wilijo, jeśli by choinka stała już kilka dni w domu? Niech sobie stoi na ulicy, w markecie, w pracy. Ale domowa choinka ma stanąć wtedy, gdy jej czas. Cichaaa noccc, Święęętaaaa noooc, Stilllle nacht, weilige nacht… Strojenie choinki, szykowanie jadalni, gotowanie wieczerzy – roboty kupa, to i o nerwówkę łatwo. Ale każdy uważa, by nie podnieść głosu na drugą osobę. - Mama nigdy nie pozwalała nam się kłócić w wigilię. Jacy będziemy w wigilię tacy będziemy przez cały rok”. - wspomina Sylwia, córka pani Danuty, mama dwóch rozkosznych rojbrów. To ona szykuje stół. Chociaż w sklepach pełno obrusów z reniferami, mikołajami, choineczkami, dzieciątkami – tu zawsze serwet jest biały. Bo symbolizuje on czystość. Pod serwet sianko, na pamiątkę żłóbka w którym przyszło na świat Dzieciontko, Ponbůczek. Wiadomo, przybieżeli do Betlejem Pasterze… Gospodarz domu pod obrus wkłada także pieniądze, by nie zabrakło ich przez cały rok. Na stole nie może zabraknąć krzyża, soli
i chleba. - I jeszcze dodatkowy talerz - przypomina Sylwia. Tak u nas w domu zawsze przy wigilijnym stole czeka jedno specjalne dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa, który może zapukać do naszych drzwi – opowiada pani Danuta. A ja myślę sobie, że warto by kiedyś przebrać się za dziadówkę i sprawdzić, kto wpuści do domu tego gościa z ulicy, brudnego, śmierdzącego, i posadzi przy wolny miejscu? Myślę, że pani Danuta by posadziła!
tylko brzuch tradycji nie wytrzyma Tradycyjna wigilijna kolacja powinna się składać z 12 potraw na pamiątkę 12 apostołów. Chociaż w robotniczych śląskich rodzinach nigdy nie przestrzegano jej zbyt restrykcyjnie. Bo kto to miał dwanaście potraw? Także u państwa Góra odchodzi się od tej tradycji, jak twierdzi gospodyni nie jest możliwym, by w jedną kolację po całodniowym poście choćby skosztować dwunastu dań. A głód i ubóstw jakie panuje dziś na świecie powinno nas nauczyć szacunku do jedzenia i być przestrogą przed jego wyrzucaniem! Dawniej każdy z Wiliją czekał na pierwszą gwiazdkę ( a co gdy była gęsta mgła?), dziś jednak często siadamy, kiedy nam wygodnie. U Górów jednak wciąż liczy się ta gwiazdka! - Gdy rozbłyśnie, rozpoczynamy wieczerzę wspólną modlitwą, a na stole zawsze pali się świeca wigilijna. A najmłodszy z umiejących już czytać domowników, czyli mój bart Piotrek czyta także fragment ewangelii św. Łukasza, który opowiada o narodzinach Chrystusa - dodaje Sylwia. Dlatego prawie na pamięć zna te wersy. Chociaż ewangelia ewangelią, a serce radośnie się wyrywa, bo On w żłooooobieee leży, którz pobieży, kolędooooować małemu… - Po modlitwie kolację zaczynamy od zupy grzybowej z makaronem, drugie danie składa się z smażonego karpia, kapusty z pieczarkami, ziemniaków i kompotu z suszonych owoców - opowiada pani Danuta. Potem jest czas na makówki, owoce i ciasta. Dawniej kiedy dzieci były jeszcze małe przygotowywałam także moczkę, ale dziś już nikt tego nie je, więc przestałam to robić. Nie przyrządzam już nawet karpia w śmietanie którego zawsze podawała moja mama, ani nawet zupy z głów rybich którą uwielbia mój mąż Andrzej. – Można by je zrobić kiedy indziej. Tylko wszystkie te potrawy mają swój wyjątkowy smak tylko raz w roku - dziwi się Sylwia. - Po kolacji czas na życzenia, łamiemy się opłatkiem który należy moczyć w miodzie, przez to tak lubimy słodycze - śmieje się synowa. Wtedy też przychodzi do nas Dzieciątko (Jezuuu Malusieńki, leżysz u stajenki)…, które zostawia prezenty od choinką. Dziwi się, że do kogoś może przychodzić jakiś Gwiazdor czy Mikołaj. – Przecież to oczywiste, że te prezenty przynosi Dzieciątko
Jezus, które właśnie przyszło na świat. Złożyło je pod choinką, bo przecież każde dzieciątko biegnie do choinki, gdy ją pierwszy raz w życiu zobaczy!
Choć święta dopiero jutro… Zdrowie w nadchodzącym roku symbolizują włoskie orzechy. Po kolacji wigilijnej każdy powinien rozłupać orzech i sprawdzić czy jest zdrowy w środku, będzie to pomyślna wróżba na nadchodząc rok. W takiej miejscowości jak nasza gdzie istnieje jeszcze bardzo dużo gospodarstwach wiejskich niektórzy gospodarze chodzą połamać się opłatkiem także z zwierzętami - akcentuje pani Danuta. Po wieczerzy o północy w każdym kościele jest pasterka, najważniejsza liturgia podczas świąt Bożego Narodzenia. Mąż Pani Danuty, Pan Andrzej gra na trąbce, w kościele biją dzwony a parafianie śpiewają
Bóg się roooodziiiii, moc truchleje.. Pomimo mrozu i śniegu mury kościołów wypchane są po brzegi, panuje bardzo radosna i gorąca atmosfera, wtedy też kościół odwiedzają wszyscy ci, którzy nie robią tego przez cały rok. W pierwszy dzień świąt cała rodzina spotyka się u państwa Góra na uroczystym świątecznym obiedzie. Odwiedza nas wtedy moja córka Ania wraz z rodziną, syn Bartosz czyli mąż Sylwii i oczywiście jest z nami nasz najmłodszy syn Łukasz. Drugi dzień świąt spędzamy zazwyczaj sami lub z przyjaciółmi, bo nasze dzieli odwiedzają drugą część swojej rodziny. Na przykład w moim rodzinnym domu mama zawsze w drugi dzień świąt odprawia tacie urodziny, na które zjeżdża się cała rodzina – opowiada Sylwia. Bo dziwna to rzecz – chociaż Boże Narodzenie to 25 i 26 grudnia, to jednak najbardziej uroczyście jest dzień wcześniej. Czyli właśnie w Wigilię Bożego Narodzenia. ALeKSANDRA SMOLAK
Makůwki Żodněj ślůnskij gospodyni nie trza godać, jak się robi makůwki, a kożdo robi je trocha inczěj. Ale coby i gorole mogły pokosztować tego szpecjału, sam: Przepis na makówki (a coby im za leko nie szło, to po ślůnsku) Půłtora litra mlěka, krauzka miodu, půł funta mlytego maku, 2 pszenne żymły abo plecionka (chałka), ôrzechy (italski a lyskowe), mandle, rozynki, figi. Cukru do smaku. 1. Bierecie gorczek, a dowocie do niego mlěko ze mioděm. Eli lubicie fest słodki, możecie dosuć cukru. Miěszocie, aże sie to wszyjstko rozpuści, a bydzie fest gorki. Żymły abo plěcionka pokrocie na kostka, tak kaś centymeter na centymeter. Mandle, figi a orzechy tyż pokroć na małe konski. 2. Do wysokigo gorczka wsuć maku. Na to nasuć pokrotěj żymły, na to maszketůw (rozynki, orzechy, mandle…), na to zaś mak, żymła, maszkety – i tak niě měnij, niźli trzý razy. Kiej bydzie fertig, zaloć wszyjstko gorkim mlěkiem. Doczkać aże sie ôstudzi, wymiěnszać a idzie jeść. Dejcie pozůr! Eli mak je bele jak zmlyty, ůwdy lepij go trocha pogrzoć na piecu do kupy ze mlěkim, coby był miěki. Kiej je ale pomyty jako noleży, styknie zaloć gorkim. A fto roz pojod makůwek, to juże na kutia niě bydzie chcioł ani pofilować.
11
GRuDzIeŃ 2012 R.
POLeKKu, ALe DO PRzODKu
Rychtyczno ślůnsko godka polekku, ale włazi do mediůw. Niě godomy o tym, co momy we Telewizje Silesia, skirz tego, co to przeca polsko godka ze ślůnskimi ausdrukami, tako samo, jak we filmie „Święta Wojna”, kaj Ślůnzoki som soronie, kiere tyż godajom po polsku, inoś ze ausdrukami. No i godajom o bele czym.
N
ale po lekku we měnszych telewizjach godka zaczyno być traktowano poważnie. Jak we rudzkij internetowej Sferze, kaj nowiny som godane po ślůnsku, a polityczny wywiad těż. Ŏba te programy rychtujom do kupy Michał Baraniok a Lyjo Swaczyna. Jeděj je młody, drugi downo po Abrahamie, nale ôba fest przejom godce i robiom co sie do, coby jom spominać. - To była zawżdy tako godka”domowo”. A jo mom storani pokozać, co przeca idzie w nij pedzieć wszyjstko. Eli fto godo, co nie idzie, to znaczy inoś tela, co ôn nie poradzi. Nasze opy poradziły, to my těż mogymy – pado Michał Baraniok.
T
aki antragi idzie posstawić, kiej się pofiluje na badania, kiere rychtowały socjologi ze Uniwersytetu Śląskiego. Profesor Andrzej Bartoszek robił badania: "Diagnozy problemów społecznych i monitoringu aktywizacji zasobów ludzkich w Katowicach" – ale jak tuplikuje, gorole a Ślůnzoki majom inaksze
Pius X
Papież-Ślązak
Na zadku Baranioki a Swaczyna. Na przodku poseł Plura, kiery tyż był nominowany.
TV Sfera idzie filować we Rudzie, Bytoniu, kaj niekaj we Piekarach, a inakszych miastach we těj tajle Ślůnska. A 8 grudnia ta Sfera przýznowała swůj Obiektyw, taki jejch prěmie typa Wiktora TVP. Ŏ pozycje programůw po ślůnsku nojlepij godon fakt, co ôbadwa, chocia amatory, byli do Obiektywa nominowani. Ĕntlich dostoł go fto inszy, politolog dr
Tomasz Słupik, kiery komentuje to, co trefiło sie na Ślůnsku a we Polsce – a bywo, iże Słupik tyż powiě pora słůw po ślůnsku. Tuż winszujěmy mu Obiektywu, a nominantom Swaczynie a Baraniokowi tyż powinszowania, skuli tego co piěrsi zaczyni telewizyjne nowiny godać po ślůnsku. No a nominacja do takij prěmie to tyż niě bele co…
Przybywo Ślůnzokůw Dziepiěro co podali, po Powszechnym Spisie, wiela nos rychtycznie je, a juże pokazywo sia, iże Ślůnzokůw przybywo, choby Chińczykůw!
Warto wiedzieć
poděńście do problemůw ekonomicznych abo rodzinnych, bez tuż trza było każdego spytać, fto ôn je. Studenty a naukowce popytali 1270 katowiczon. I pokozało sie, co chneda połowina (49,1%) deklaruje ślůnsko nacyjo, chocia połowina ś nich deklaruje sie tyż jako Poloki. Nale i tak 20% - to je kasik 50 000 nacyje ślůnskij we samych inoś Katowicach. A do kupy ze tymi, kierzy padajom Ślůnzok a Polok – to je 100 tauzěnów. We Katowicach miěszko menij jak 300 000 ludziůw, tuż idzie pedzieć, co
miěszko sam kaś 7% populacji Wiěrchnigo Ślunska. A eli tak, tuże dzisio, půłtora roka po spisie, kasik půłtora miliona deklaruje ślůnsko nacyjo, ze czego połowina ze polskom. Prowda je też tako, ze we badaniach nie było żodnej presy, a we spisie niejěden sie boł pedzieć prawdy. Tuż nom sie zdo, co te badania som bliższe prawdy. Żol inoś, co ślůnskość czansto deklarujom ludzie gorżyj wyblidowani a biědni. Nale pokazywo to, co Polska po wojnie miała storani, coby Ślůnzoki niě studierowały.
Szczycąc się Papieżem -Polakiem warto wiedzieć, że także Ślązacy mieli, i to całkiem niedawno, swojego papieża, który zresztą również został kanonizowany. Chodzi o Piusa X. Włoskie nazwisko Sarto, które nosił zanim został papieżem, po naszemu tłumaczy się na Krawiec i tak też, a w zasadzie Krawietz, pisał się ojciec papieża, Jan Krawietz, urodzony w Boguszowicach koło Toszka.
J
an Krawietz wyemigrował ze Śląska w roku 1812 do Włoch – co zresztą było wówczas dość częste. Uczynił to być może, aby uniknąć służby wojskowej w armii pruskiej, w wojnie z Napoleonem. We Włoszech Krawietz stał się Sarto, a swojemu imieniu nadał też włoskie brzmienie – Giovanni. I właśnie temu Giovanniemu Sarto (Johannowi Krawietzowi) 2 czerwca 1835 roku urodził się syn Giuseppe. Kardynał Giuseppe Sarto został papieżem 9 sierpnia 1903 roku, a zmarł 20 sierpnia roku 1914. Uważany jest za jednego z wybitniejszych papieży, dlatego też jako pierwszy po 400-letniej przerwie został kanonizowany. Włoscy biografowie podkreślają odmienność wyglądu i stylu bycia papieża i jego rodziny od włoskich standardów – co bez wątpienia było śląskim dziedzictwem. Śląskim dziedzictwem Piusa X było też spore zainteresowanie chociażby Górą
św. Anny i Częstochową. Podobnie jak wyniesienie na ołtarze Ślązaka, Melchiora Grodzickiego (Grodskiego) z Cieszyna, jezuity zamęczonego podczas Wojny 30-letniej. Droga Giuseppe Sarto do papieskiej tiary jest typowo śląska, nie ma tam gwałtownych wzlotów, możnych protektorów. Jest za to mozolna praca. Dopiero w wieku lat 40 (gdy inni są już kardynałami) on zostaje kanonikiem, jako 50-latek biskupem, a mając lat niemal 60 kardynałem Wenecji. Jako pierwszy kardynał wprowadza do podległego sobie seminarium studia biblijne i ekonomię społeczną. W okolicach Toszka i Strzelc Opolskich do dziś żyją rodziny szczycące się pokrewieństwem z Piusem X.
Opole z Katowicami do kupy, Mysłowice sie sfijajom Trza pedzieć, iże administracyjno reforma Buzka, kiero tela chwilom, je, godajonc po slůnsku „o rzýć roztrząść”. Kiej bliżej pofilować, kożdo tajla je zło. A juże do nos – nojgorszo.
K
iej we reformie narychtowali nowe wojewóůdztwa, tuż zamianowali je – kaj sie dało – ôde miana historycznych regionůw. We Małopolsce, Wielgopolsce, na Mazowszu mo to jakisikej sens. Nale u nos?
Nic nie pasuje Powołano do życia województwa: Śląskie, Opolskie i Dolnośląskie. Kto nie zna regionu, pomyśli że są jakieś dwa Śląski, a miedzy nimi region (opolskie) nie będący wcale Śląskiem. Tymczasem w efekcie stolica całego Śląska (Wrocław) – leży poza województwem śląskim. Jakoś stolicą województwa mazowieckiego jest jednak Warszawa, wielkopolskiego – Poznań, małopolskiego – Kraków. Tam się to zgadza, u nas nie. Bo nie wiadomo dlaczego to u nas, a nie we Wrocławiu jest województwo śląskie. Śląskie powinno być tam, gdzie całego Śląska stolica.
zmiany na mapie?
Tymczasem Śląskie jest tam, gdzie połowa terenów województwa nie jest Śląskiem! Gdzie leży Częstochowa, Żywiec, Sosnowiec. To prawda, że w średniowieczu Monarchia Śląska obejmowała Częstochowę, Czeladź, ale też Oświęcim czy Zator. Ale dziź tereny te Śląskiem nie są. A reszta województwa to Górny Śląsk, region wyodrębniony od centralnej (wrocławskiej) śląskiej dzielnicy też już w średniowieczu. Więc dlaczego nasze województwo nie może być Górnośląskie?
Bajzel celowy Z prostej przyczyny. Każdy otóż porządnie wykształcony historyk powie wam, że stolicą Górnego Śląska jest Opole. A ono ma swoje własne województwo. Jest więc na Śląsku bajzel niemożebny. Nale trza pedzieć, co to niě je przýpadek. Poloki już 90 lot miěnszajom, wiela sie do, coby sie potraciły grenice Wiěrch-
nigo Ślůnska. Coby szło zrychtować „nową tożsamość województwa śląskiego”, „nową tożsamość Opolszczyzny”. Nale zrychtować nowo – to je stracić staro, ślůnsko. I ô to im szło. Inoś przypomnieli, co ludziůw ubywo. Wojewůdztwo ôpolski ni mo juże ani miliona. Co to za województwo, kiej niěkiere powiaty majom chneda tela samo! Tuż trza ś nim cosik zrobić. I tak po prowdzie można to zrobić inoś na jeděn muster. To, co we województwie je dolnoślůnski, baji Brzeg – do województwa Dolnoślůnskigo. A cołko reszta, do kupy ze Katowicami, niech rychtuje województwo Werchnioślůnski. Stolicom a siedzibom wojewody niěch bydzie Opole, siedzibom marszałka wojewůdzkigo – Katowice. I wtedy Opole nie poczuje się pokrzywdzone, że odebrano mu tę stołeczność. A jeśli będzie województwo Górnośląskie i Dolnośląskie to nikogo nie zdziwi, że stolica całego Śląska mieści się w jednym z nich. A może z czasem połączą się i powstanie województwo śląskie?
A szpitala ni ma
Z drugiej strony nieudanej reformy są powiaty zbyt małe, by dawać sobie radę z zadaniami powiatowymi. Reforma zakładała, ze w każdym powiecie ma być sąd, szpital, szkoła średnia, sanepid itd. Ale na przykład powiat bieruńsko-lędziński jest mały, nie powstał tam i raczej nigdy nie powstanie choćby sąd – tym bardziej że obecnie sądy w małych powiatach są likwidowane. Nie powstanie też szpital, sanepid. Wydaje się, że jedyną szansą dla małych powiatów jest, jak i dla województw, połączenie. Przy czym oczywiście znów z zachowaniem łączności kulturowej, chociaż tej reforma Buzka jeszcze przestrzegała i powiatów na przykład śląsko-małopolskich nie robiła (poza powiatem ze stolicą w Bielsku-Białej, gdzie śląskość starano się zamazać zupełnie.
Mysłowicko droga Być może już niedługo będziemy mieli do czynienia z takimi procesami,
gdyż rozpada się miasto Mysłowice. Złe zarządzanie (niestety, RAŚ jest w koalicji) powoduje, ze mieszkańcy południowych dzielnic chcą się odłączyć i połączyć ze wspomnianym powiatem bieruńsko-lędzińskim, Gdyby do tego doszło, liczebność powiatu zwiększyłaby się do prawie 100 000 – i taki powiat ma sens. A samo historyczne centrum Mysłowic? Podzieliłoby wcześniejsze losy Szopienic, Kostuchny, Bogucic, Murcek – miasteczek, które kilkadziesiąt lat temu wchłonęły Katowice. Stałyby się Mysłowice dzielnicą Katowic. Czy czeka je taki los, pokaże najbliższy rok, bo w południowych dzielnicach trwa mobilizacja społeczna, żeby od Mysłowic się oderwać. I chociaż starego miasta żal, to może to jest droga, którą trzeba iść? Może to, co jest zarządzane źle, po prostu trzeba przyłączać do zarządzanego lepiej, aby pokazywać, że na Śląsku umiemy być gospodarni. Kto się nie rozwija, ten się zwija - więc warto pokazać go władzom Opola. Warto pokazać, że może lepiej samemu podjąć rozsądne decyzje, niż czekać, aż zabiorą się za to rozgoryczeni mieszkańcy. A coraz więcej osób z południowych powiatów Opolszczyzny życzliwie patrzy na województwo śląskie. Bo Ślůnzoki chcom być do kupy.
12
Cajtung do bajtli
GRuDzIeŃ 2012 R.
historia Śląska, tajla V
W
tak opolczyka wyobrażał sobie jan matejko
połowie XiV wieku śląscy książęta powoli stawali się poddanymi króla czeskiego. jeden po drugim składa mu hołd. Ale król czeski to nie był żaden w pełni samodzielny monarcha. państwo czechów już w czasach henryka brodatego, pod koniec Xii wieku, całkowicie utraciło niezależność i stało się częścią cesarstwa niemieckiego, w którym poszczególne potężne niemieckie rody walczyły między sobą między innymi o czeską koronę. jak bardzo niemieckie były czechy najlepiej świadczy fakt, że przez pewien czas to praga była stolicą cesarstwa niemieckiego. A zaś Śląsk, stając się prowincją czeską, stawał się zarazem częścią cesarstwa niemieckiego. tak więc, nie jest tak, że Śląsk był czeski a potem niemiecki. Śląsk w ramach cesarstwa niemieckiego przez pewien czas należał do korony czeskiej, potem do monarchii habsburskiej ze stolicą w Wedniu, wreszcie do prus. Ale przez cały ten okres, od końca Xiii do XX wieku pozostawał w państwie niemieckim. Śląscy piastowie, z potężnego europejskiego rodu, jakim byli sto lat wcześniej, stawali się mało znaczącymi książętami. trudno jednak, żeby było inaczej, jeśli
dzielnicowy podział Śląska przebiegał lawinowo, i niebawem potężne państwo henryka pobożnego zostało podzielone na kilkanaście śląskich księstewek. W jednym z nich na świat przyszli – około 1330 roku - synowie księcia opolskiego: Władysław i bolko. Władysław widząc, że jako prowincjonalny władca maleńkiego księstwa wielkiej samodzielnej roli w polityce nie odegra, postanowił stać się bliskim doradcą kogoś z najpotężniejszych. Udał się więc do pragi, na dwór cesarza niemieckiego. tam jednak nie zdołał się przebić przez licznych niemieckich herb opolczyka książąt, którzy otaczali monarchę. po krótkim czasie Władysław przeniósł się więc do budy, stolicy Węgier, na dwór tamtejszego króla ludwika, też zresztą mającego ambicje zdobycia cesarskiej niemieckiej korony. i to na tym dworze zaczęła się wielka kariera opolskiego piasta. W zamian za doprowadzenie do ugody z cesarzem niemieckim Karolem, król ludwik Węgierski mianował go palatynem Węgier i żupanem bratysławy. Stał się opolczyk postacią numer dwa – po królu – w potężnym państwie węgierskim. bardzo szybko okazało się, że dzięki temu opolczyk może … rządzić polską. polski nie miał prawa kochać. całkiem niedawno polski król Kazimierz Wielki dokonał aktu wrogości wobec Śląska, zakazując
tranzytów śląskich towarów na ruś. bo Kazimierz, gdy jako król polski po wieki wieków zrzekł się roszczeń do Śląska, zaczął ten kraj traktować jednoznacznie jako polsce wrogi. podobnie zresztą niemal wszyscy śląscy piastowie traktowali polskę. no ale Kazimierz w roku 1370 zmarł a tron po nim odziedziczył ludwik węgierski. ten sam, przy którym opolczyk był – dziś powiedzielibyśmy – premierem. Węgierski król od razu obdarował swojego śląskiego ministra – oddał mu ziemię Wieluńska, która kiedyś należała do monarchii Śląskiej. Dwa lata później zaś dodatkowo uczynił go namiestnikiem rusi halickiej, terenu który do polski trafił w niejasnych okolicznościach trzydzieści lat wcześniej. ruś halicka – to teren znany dziś lepiej jako Kresy. ten z lwowem, Stanisławowem, tarnopolem. to tam namiestnikiem został książę opolski. to on z prowincjonalnego gródka – lwowa – zrobił stolicę tej prowincji, duże, bogate, warowne miasto. rządy opolczyka to złoty okres w historii rusi halickiej. Żółto-niebieskie rodowe, śląskie barwy księcia kojarzyły się mieszkańcom z bogactwem i bezpieczeństwem. to dlatego, gdy opolczyk opuścił ruś, barwy te nadal powiewały nad lwowem, nadal chciało je nosić ruskie rycerstwo. Utożsamiali się z nimi tak
madonna jasnogórska – opolczyk ufundował ten klasztor i podarował mu tę ikonę
dalece, że także dziś, po 600 latach, śląskie barwy – tyle że odwrócone – są także barwami państwowymi Ukrainy. to nie my, jak się zdaje niektórym, mamy odwróconą flagę Ukrainy. to ona ma odwróconą naszą. Król ludwik, siostrzeniec Kazimierza Wielkiego, widząc, jak radzi sobie we lwowie, chciał uczynić opolczyka wielkorządcą w całej polsce, ale napotkał potężny opór polskiej szlachty. nie chciała ona w Krakowie widzieć Ślązaka – bo po prostu polacy i Ślązacy byli wówczas względem siebie wrogo nastawieni. Aby opolczyka pocieszyć, ludwik węgierski podarował mu pomorze i część Kujaw, a jego 19-letniego bratanka uczynił biskupem poznańskim. W roku 1382 książę Władysław ufundował klasztor, o którym pewnie nawet nie przypuścił, że kiedyś będzie symbolem… polskości. na terenie ziemi Wieluńskiej, w należącej do księstwa opolskiego wsi częstochowa, ufundował klasztor paulinów. Klasztorowi temu podarował ikonę, którą przywiózł z rusi halickiej. to stąd wzięła się matka boska częstochowska, cudowny obraz na jasnej górze. jednocześnie, korzystając z faktu, że
Godomy po ślůnsku. Dzieciontko, gody a wilijo. FUrgAjonco SzternA betlějKA
glASKUle KAper
pAniěnKA
ponbůczeK
zeFel (chop mAryji)
SzczUKA Ĕjzel
gěSzěnKi
KriSbAUm (Abo goiK) KetKA