Ślunski Cajtung 12/2013

Page 1

Gazeta NIe tYLKO dLa tYch KtÓrzY deKLarUJĄ NarOdOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

czaSOPISMO GÓrNOŚLĄSKIe

Nr 12 (25) GrUdzIeŃ 2013 ISSN 2084-2384 Nr INdeKSU 280305 ceNa 1,50 zŁ (8% Vat)

W

Pchają się słowa niecenzuralne

XIX wieku, za czasów carów Romanowów – w myśl carskiej doktryny nad Wisłą mieszkało dziwne plemię narodu rosyjskiego, które nie chciało pisać cyrylicą, tylko upierało się przy alfabecie zachodnim. Jednak Polacy nie dali sobie tej bzdury wmówić i niedługo później odzyskali swoją państwowość. Ale carską lekcję odrobili dobrze, bo dziś Ślązakom, wbrew ich woli, wmawiają, że są Polakami. Co to za Polacy, którzy na taką wiadomość odpowiadają: „Pierdol się, Polsko!” (znany pisarz) albo na wiele innych podobnych sposobów. O tym, co zrobił Sąd Najwyższy i jak na to reagują Ślązacy, piszemy na kilku stronach naszej gazety. A biorąc pod uwagę inne teksty, w których temat jest poruszany, jest to zdecydowanie temat w grudniowym Cajtungu najważniejszy. Chociaż nie zapominamy o Świętach. To przecież skuli godůw, a nie skirz rozsondku z 5 grudnia, nasz cajtung mo 24 zajty, a niý, jak ôbycznie, inoś 12. Momy nadzieja, co spodobo wom się tyż to, co piszŷmy o świěntach, ô Mikołaju, ô moczce, ô naszyj tradycji. Niŷ przepominomy tyż ô tym, co sie dzieje we Polsce. Krakůw sztartnoł do Olimpiady Zimowŷj. A nom się zdo, co Ślůnsk mo dużo lepszo infrastruktura i wiŷnksze szanse. Inoś we Polsce barżyj radzi majom Zakopane jak nasze kurorty. A my, skuli „Krapkowic” miast promować swoje, to bydymy spomogać Małopolska. We czym? We dolszŷj prowincjonalizacji Ślůnska. Bydymy niŷ ino koloniom Warszawy, ale tyż Krakowa. Przypominamy też nasze najciekawsze teksty z 2013 roku. Mam nadzieję, że nowi czytelnicy lepiej poznają Cajtung, a dawni – wspomną te tematy wraz z nami. No, a na końcu gazety rozmowa z Marcinem Melonem, moim młodszym kolegą. Jestem z Marcina dumny, bo jego sztuka po śląsku jest nie gorsza od moich. Cieszę się, że pojawia się coraz więcej dobrych, artystycznych tekstów w naszej mowie. I cieszę się, bo to znaczy, że język nie upadnie. Że będzie trwać, nawet jeśli państwo polskie nie chce uznać ani narodowości śląskiej, ani śląskiego języka. Nie napiszę tu tego, co napisał Szczepan Twardoch. Nie napiszę tego, co napisał Paweł Polok. Ale – podobnie jak tysiącom innych Ślązaków – pchają mi się na usta słowa wysoce niecenzuralne pod adresem państwa, które ma taki Sąd Najwyższy. Ale nie napiszę ich i nie wypowiem – po pierwsze dlatego, że jako Ślązak szanuję władzę. Ale bardziej dlatego, że idą święta, czas przebaczania. Więc i ja tym sędziom przebaczam. Chociaż zrozumieć ich toku rozumowania nijak nie potrafię. Szef-redachtůr

Wszyjskim, kierzy wierzom, co Ponbůczek inoś bez feler, urodził sie we Azje, a niě na Wiěrchnim Ślůnsku – winszujŷmy Godnich Świont a zaś fajnistego Nowego Roku. A sami sobie życzymy oczywiście, by każdy kolejny numer „Ślůnskiego Cajtunga” podobał Wam się bardziej, i byście przez cały 2014 rok chętnie po naszą gazetę sięgali.

Redakcja

Sąd zastosował sąd taką logikę: nie można wpisać w dokumenty prawne narodowości śląskiej, bo ona nie istnieje. A dowodem na to, że nie istnieje jest to… że nie ma jej w dokumentach prawnych. Na tej zasadzie nic nowego na świecie nigdy powstać nie może. No bo dopóki tego nie ma, to się o tym nie pisze. A jeśli się nie pisze, to widać tego nie ma – str. 5-6

Choćby taki Mikołaj. Kiedy mówimy o śląskiej tradycji, to trzeba zapytać wprost: co tŷn podciep w szerwonych galotach, ruskich walonkach, szerwonŷj jakli a szerwonŷj mycce z bomblŷm

mo spůlnego, ze św. Mikołajŷm? Co ze św. Mikołajŷm majom spůlnego renifery??? I Laponia. – str. 12-13

Nagle coś dziwnego zaczęło dziać się 4 grudnia. Relacjonował to na bieżąco Andrzej Roczniok, śląski działacz narodowościowy: „Nie wiem czy ta zabawa ma jakikolwiek sens, gdyż Józef Kożdoń miał już ponad 6.000 głosów i prawie tysiącem prowadził z Cieślikiem. W ciągu około godziny Kożdoniowi odjęto około tysiąca głosów, a Cieślikowi przybyło 3.000 głosów”.

Koło 8 grudnia zaczęło się dziać coś jeszcze dziwniejszego. Nagle w pościg za tą dwójką ruszył, mający 4000 straty, Ździebło-Danowski. On, który w ciągu dwóch tygodni zgromadził 500 głosów na dzień, teraz zyskiwał po dwieście w godzinę – str 14

Tuż trza pedzieć, to my winni niŷ filować, jak Kraków (a Zakopane) mo starość coby nafasować Olimpiada – ino sami to rychtować. To winiěn robić sejmik wojewůdztwa ślůnskigo – a niŷ podpisywać umowy o „Krakowicach”. Do kupy z Ostrawom rychtować naszo, lepszo ôde krakowskij, ôferta! - str. 20-21


2

GrUdzIeŃ 2013 r.

Powstowajom Kluby cajtunga

We rostomaitych ślůnskich miastach powstowajom kluby Ślůnskigo Cajtunga. Momy juże taki we Bytomiu, zarozki bydom tyż we Tarnowskich Górach a Rudzie Śląskiej. Szukomy ludzi, kierzy bydom mieli starość ôrganizować naszych czytelnikůw we drugich miastach.

Do Klubůw my sami bydymy organizować ciekawe trefy (ze naszym redachtorŷm naczelnym Dariuszem Dyrdą, ze autorŷm Historii Narodu Śląskiego Dariuszem Jerczyńskim, ze posłŷm Markiŷm Plurom, ze burmistrzem Zdzieszowic Dieterem Przewdzingiŷm a inakszymi). Ci,

kierzy należom do klubůw bydom tyż mogli nasze ksiůnżki a gadżety kupować ô 10 procent tanij. Bez tuż każdego, fto chce organizować taki Klub proszŷmy o kontakt ze naszom redakcjom. Telefon a e-mail we stopce redacyjnŷj.

co dalej z raŚ, co dalej z śląską polityką

Nerwowe ruchy PO

Wiele wskazuje na to, że Ruch Autonomii Śląska, jeśli tylko zechce, może wrócić do koalicji współrządzącej województwem. Platforma Obywatelska wyraźnie zaprasza, bo przed nią najważniejsze głosowania - między innymi uchwalenie budżetu na 2014 rok – a większości w Sejmiku nie ma. Dlatego prowadzi rozmowy o koalicji z RAŚ i z SLD.

L

ewicowcy stawiają najróżniejsze warunki, są wśród nich także personalne. RAŚ chce w zasadzie tego samego, co było jego warunkiem na pozostanie w koalicji. Czyli po pierwsze uczciwego (merytorycznie) konkursu na dyrektora Muzeum Śląskiego. Przypomnijmy, że po różnych komediach Jarosłąw Kaczyński, były premier, lider PiS: Jest coś bardzo istotnego i bardzo cennego stanowiącego część polskiego do-

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

z konkursem, marszałek Mirosław Sekuła ostatecznie powołał dyrektora z pominięciem trybu konkursowego.

Koalicyjne warunki raŚ

Jak w swoim oświadczeniu o ewentualnej koalicji napisali autonomiści: Z inicjatywy RAŚ do niedawna przy powoływaniu na stanowiska dyrektorskie w instytucjach kultury obowiązywała procedura konkursowa. Prawidłowość żadnego z konkursów w instytucjach podlegających swego czasu Jerzemu Gorzelikowi nie została poddana w wątpliwość. Miarą bezstronności komisji konkursowych był fakt, że żadnego z konkursów nie wygrał członek RAŚ, choć działacze naszego ugrupowania znajdowali się wśród kandydatów. Niestety, PO nie dostosowała się do tych dobrych praktyk. Zmanipulowany konkurs na dyrektora Muzeum Śląskiego, a następnie obsadzenie tego stanowiska w trybie pozakonkursowym dobitnie potwierdzają tę tezę. Po drugie RAŚ chce w budżecie zabezpieczenia pieniędzy na rewitalizację Elektrociepłowni Szombierki. Według Ruchu to pierwszy krok do rewitalizacji Bytomia. Ponadto RAŚ domaga się poważnego potraktowania kolei (Kolei Śląskich?), traktowanych przez PO po macoszemu. Poza tym RAŚ domaga się odpartyjnienia urzęd-

Czy Dieter Przewdzing stanie na czele wszystkich Ślązaków?

niczej kadry kierowniczej. Bo jest niefachowa. Ruch Autonomii Śląska deklaruje, ze będzie wspierać PO w tych działaniach nawet bez zawarcia koalicji. Ale Platformie zależy jednak na jej zawarciu. Żeby mieć gwarancję dyscypliny głosowania we wszystkich najważniejszych sprawach. Z drugiej strony, jak dowiadujemy się od wpływowego polityka PO, partia ta nie bierze pod uwagę Jerzego Gorzelika jako wicemarszałka: - Autonomiści mogą zaproponować innego radnego, Henryka Kercika albo Janusza Witę. Ale na Gorzelika nie zgodzi się marszałek Mirosław Sekuła, bo Gorzelik ma przykrą cechę atakowania ad personam, czyli nie jakieś sprawy,

ale konkretnej osoby. To się w polityce nie sprawdza. Tak więc Gorzelik może w koalicji zostać wiceprzewodniczącym sejmiku, ale wicemarszałkiem nie.

czas na Partię regionalną?

Wątpliwe, aby RAŚ przystał na taki warunek. Zresztą w szeregach autonomistów poważniejsze, niż o koalicji, rozmowy toczą się aktualnie na temat ewentualnej partii regionalnej oraz na temat orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie narodowości śląskiej. - Media coraz głośniej mówią o potrzebie partii regionalnej i wskazują na nas, jako jedyną siłę, która jest w

homo sapiens pedzioł tak

robku i polskiej kultury, i tym czymś jest śląskość, ale to nie jest odrębny naród. To jest bardzo specyficzny regionalizm, który ja sobie bardzo cenię, ale odróżniam to do narodu. Ślązacy nie powinni mieć mniejszych praw, niż Kaszubi. Czyli Ślązacy nie powinni mieć żadnych praw? Bo Kaszubi nie mają żadnych, nie są uznani ani jako mniejszość etniczna, ani jako mniejszość narodowa. Śląskość to także Eichendorff, Angeus Silesius, Janosch czy Franz Waxman. Panoczku Kaczyński, to tyż je

„część polskiego dorobku i polskiej kultury”?

Donald Tusk, premier, o Ślązakach: Nigdy bym nie powiedział, że Kaszubi to naród, chociaż ich odrębność etniczna i taki wyraźnie odrębny charakter i bardzo duża tradycja, własne szkoły, własny język mogłyby zrodzić tego typu pokusy u niektórych. Ale na Kaszubach praktycznie nikt nie

ma wątpliwości, że Kaszuba to jest Polak. Panie premierze, wyście widno downo na Kaszub ach nie byli. Bo wiěcie, je nawet tako organizacjo, Kaszebsko Jednota, kiero je Stwarzyszeniem Osób Narodowości Kaszubskiej. Tako narodowość, jako jedyno, bez polskij, zadeklarowało hań 16 000 ludzi. Do wos panie premierze 16 000 ludzi to je żoděn??? Tuż co się dziwać Stalinowi, że zamordowoł 16 000 polskich oficerůw. Też może se miarkowoł, co 16 000 a nikt, to je jedno…

stanie ją powołać – mówi Jerzy Bogacki, członek zarządu RAŚ dodając: - A my musimy się zastanowić, jak na to społeczne oczekiwanie odpowiedzieć. Pamiętając zarazem, że co po nogle, to po dioble. Wielu Ślązaków oczekuje, że partia ta powstanie wokół burmistrza podopolskich Zdzieszowic, Dietera Przewdzinga, który zamierza wymusić na stolicy autonomię gospodarczą regionu. Przewdzing nie kryje takich planów, i dużo jeździ po Śląsku, na spotkania z działaczami SONŚ, RAŚ, ślůnskiej Ferajny i innych organizacji. Widać, że próbuje skupić wokół siebie te środowiska. Pytaniem pozostaje, czy będzie działał wespół z RAŚ, czy raczej jako rywal. Wygra zapewne ten, kto przedstawi lepszą drogę wyjścia z impasu, po orzeczeniu Sądu Najwyższego z 5 grudnia. Nie załamało jednak ono śląskich środowisk, a raczej skonsolidowało. Dowodzi tego chociażby posiedzenie Rady Górnośląskiej z 7 grudnia. Organizacje skupione w Radzie, często wobec siebie nieufne, jak chociażby RAŚ i Związek Górnośląski z jednej strony a Nasz Wspólny Śląski Dom (założony przez skłóconych z Gorzelikiem byłych działaczy RAŚ) z drugiej – postanowiły wspólnie wystartować w wyborach samorządowych 2014 roku. Pod szyldem Ruchu Autonomii Śląska. To dowodzi, że wyrok z 5 grudnia nie załamał, a raczej zmobilizował. Tego się pewnie warszawscy politycy nie spodziewali. (AM) Tomasz Nałęcz, doradca prezydenta RP: Prezydent Komorowski jest, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, śląskim lobbystą. Dla Bronisława Komorowskiego śląskość zawsze będzie związana z polskością. Polskość i śląskość to dla Bronisława Komorowskiego jedno. Panie profesorze Nałęcz, to już chneda wonio wojnom! Bo eli ślůnskość a polskość to je jedno, to wy uważocie, co Ostrawa, Opawa, Czeski Cieszyn – winne być polski? Bo przeca to je Ślůnsk! I to je tajla republiki czeskij? I wy padocie, co ta Opawa to je polskość, ja?


3

GrUdzIeŃ 2013 r.

!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma. Pokoż, co myślisz ô wyroku Sądu Najwyższego z 5 grudnia 2013 roku!

35zł

30zł We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

30zł

35zł

5zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

30zł

35zł

5zł

Dej pozůr – eli miŷszkosz na Ślůnsku a zamůwisz tresy do 21 grudnia – my gwarantujŷmy ci dostawa do Wilije! Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53. www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-501-411-994, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209


4

GrUdzIeŃ 2013 r.

z Sosnowca, w nie swoim mundurze – czyli mamy drugiego Gierka

ela pełna uroku 3 grudnia w Warszawie a 4 grudnia na Śląsku – z okazji Barbórki – wicepremier i podwójny minister Elżbieta Bieńkowska paradowała w górniczym stroju. Media i kobiety się zachwycały, że jej do twarzy, że tak ładnie wygląda, ale górnicy, oraz wielu Ślązaków, nawet jeśli górnikami nie są, pytało z niesmakiem: jakim prawem ona ubrała ten mundur???

I

to mundur nie byle jaki, bo … generalnego dyrektora górniczego. To wysoki stopień zawodowego wtajemniczenia, na który inżynierowie górniczy, i to tylko ci zdolniejsi, pracują wiele lat. To symbol bardzo wysokich górniczych kwalifikacji, bardzo dużej wiedzy. Nie mając oficjalnie nadanego stopnia dyrektora górniczego, nosi się ten mundur bezprawnie. Co zresztą zauważyli liczni internauci. Z wieloma wpisami w rodzaju: „ta Barbie to jest profanacja święta górników” (przodowy pola [2013-12-06 20:50]); Bienkowska przebrala sie w mundur dyrektora generalnego i przebila E. Gierka. Gierek byl znacznie skromniejszy i przebieral sie tylko w mundur inzyniera gorniczego. (sztajger (gość) • 05.12.13, 08:54:35). Breżniew! też dostał

kiedyś mundur górniczy-błazenady powskiej ciag dalszy..A prawdziwi górnicy z Suszca zadowoleni z tej szopki? (jack (gość) • 04.12.13, 22:00:29).

Maskarada nie w smak Rodzi się pytanie, czy jeśli wicepremier Bieńkowska będzie wizytowała jednostkę wojskową, to założy mundur pułkownika? A w szpitalu będzie chodziła ze stetoskopem na szyi? Czy za każdym razem się za kogoś podszyje? I czy ci wizytowani będą na pewno tak zadowoleni z takiej maskarady. Wcześniej mundur górniczy ubierali podczas wizytowania Śląska: Fidel Castro, Jolanta Kwaśniewska, Lech Wałęsa. Wywoływało to zawsze u nas więcej oburzenia, niż sympatii. Bo górnicy, co nietrudno było usłyszeć na śląskich kopalniach a tym bardziej na

nopolskiej kampanii PO nieznacznie wygrała z Kandydem RAŚ. I to jeszcze mając poparcie Kazimierza Kutza, który się na RAŚ wypiął. Ale podczas kampanii Bieńkowska chętnie wskazywała na śląskie elementy swojego rodowodu, takie jak urodzenie w Katowicach czy mieszkanie w Mysłowicach. Skrzętnie skrywając wszystko, co pokazywało prawdziwe pochodzenie. Nie warszawskie tylko sosnowieckie. Bo wbrew mitowi śląskiej freli, rzeczywistość jest inna. Przez całą młodość mieszkała w Sosnowcu, tam chadzała do szkół. Choć trzeba jej też oddać sprawiedliwość, że i ona, i jej ojciec (o nazwisku Moycho) i jej dzieci – skończyły najbardziej renomowaną szkołę Altrajchu – czyli sosnowieckiego Staszica. Ale nawet ten Staszic by nie pomógł – frela z Altrajchu jest w Mysłowicach czy powiecie bieruńsko-lędzińskim z założenia niewybieralna. A przecież tam PO wystawiła ją w wy-

nówmy się jednak, czym – poza urokiem osobistym – na to zasłużyła. Nie chcemy oceniać jej jako polskiego ministra. Może nawet jest fachowcem. Oby! Oceńmy ją jednak jako ministra ze Śląska, jako senatora z bardzo górniczego okręgu mysłowicko-tysko-bieruńsko-lędzińskiego (czyli okręgu z

czym tu się chwalić. Aby nie zanudzać analizą ekonomiczną - przeliczając na liczbę ludności dostaniemy najmniej! Najwięcej otrzyma woj. warminsko-mazurskie, bo 1216 euro na mieszkańca. My? 458 euro na osobę. Gdyby potraktować nas tylko sprawiedliwie, czyli w proporcji do ludności, musielibyśmy dostać 4,5 miliarda euro. Okazuje się więc, że inne regiony dostają kasę, a Śląsk dostał wicepremiera, który tą kasą dzieli. Karczmach Piwnych, nie byli. Komentarze były dosadne: „Fto wjy, eli na Dzieciontko niy przeblece sie ta baba za biskupa!” „Dystynkcje górnicze, odpowiadające stopniowi, są za co!. Na pewno nie są za chwilowe bycie ministrą". „Warszawskie buraki pokazują, że im wszystko wolno zawłaszczyć”.

Nie ma fachowca, nad kobietę z Sosnowca Wprawdzie Elżbieta Bieńkowska nie jest „warszawskim burakiem”. Chętnie kreuje się na Ślązaczkę, mandat senacki też wywalczyła na Śląsku. Zresztą jako twarz ogól-

borach senackich. Więc na szybko „ôbleczono jom w ślůnski ancużek”. I teraz zgrywa Ślązaczkę, a na śląskiej Barbórce ubrała się nawet w górniczy dyrektorski mundur! Podobała się. Ale chyba bardziej poza Śląskiem, chyba bardziej gorolom, niż nam samym. Bieńkowska podąża więc przetartym szlakiem. Towarzysze Gierek, Grudzień i liczni inni też udawali Ślązaków. Z tym, że Gierek miał choć matkę, Ślązaczkę spod Pszczyny.

zachwyty, ale nad czym Elżbieta Bieńkowska szturmem zdobyła serca Polaków. Serca Ślązaków też. Zasta-

kopalniami Piast, Ziemowit, Mysłowice d. Czeczott, d. Wesoła). Co dla Śląska i dla swojego okręgu zrobiła tak potężna pani minister? Odpowiedź brzmi: nic! Pani wicepremier chwali się, że w latach 2014-2020 z 36 milionów, które dostanie Polska w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego, aż 2,5 miliona dostanie Śląsk. I czym tu się chwalić. Aby nie zanudzać analizą ekonomiczną - przeliczając na liczbę ludności dostaniemy najmniej! Najwięcej otrzyma woj. warminsko-mazurskie, bo 1216 euro na mieszkańca. My? 458 euro na osobę. Gdyby potraktować nas tylko sprawiedliwie, czyli w proporcji do ludności, musielibyśmy dostać 4,5 miliarda euro. Okazuje się więc,

że inne regiony dostają kasę, a Śląsk dostał wicepremiera, który tą kasą dzieli. Oby nie okazało się na koniec, że dzieli głównie dla Altrajchu… I dla Warszawy. Ledwo objęła ministerstwo transportu, a już znalazła pieniądze na południową obwodnicę stolicy. Zabrała je z ekspresówki, którą miano wybudować na Śląsku. Na stronach 20-21 piszemy, ze olimpiada zimowa mogłaby być w Jeleniej Górze albo Szklarskiej Porębie. Ale ich szanse maleją bez drogi S-3. Bez niej ten biedny, południowo-zachodni kawałek Dolnego Śląska, graniczący z Górnym, traci swoją szansę rozwoju cywilizacyjnego. Ale śląska senator nie ma żadnych obiekcji, żeby zabrać Śląskowi 4 miliardy a dać Warszawie. Takich przykładów jest wiele. Mieści się w nich także zamykanie kopalń, planowane do roku 2020. Mieści się w nich ograniczanie zużycia węgla, co musi się negatywnie odbić na naszym regionie. Trzeba mieć więc niezły tupet, żeby w takiej sytuacji przyjść na Barbórkę w górniczym mundurze. Nawet jeśli ma się do niego prawo. Ale tym bardziej, gdy się tego prawa nie ma. Ale też nie ma się co dziwić. „Dupowaci” to według Kutza są Ślązacy, tym z Sosnowca zaś nigdy tupetu nie brakowało (aM, dd)

Język śląski coraz bardziej urzędowy

niespodzianka – wyjaśnia Jerzy Bogacki, pełnomocnik prezydenta miasta i członek zarządu RAŚ. To bez wątpienia w dużym stopniu jego zasługa, że urząd

Godomy we amtach Chociaż polski parlament nie ma ciekawości uznać mowy Ślązaków za odrębny język urzędowy, to jednak w rzeczywistości coraz częściej się nim staje. Godka trafia do urzędów. W ostatnim czasie dwa z nich zrobiły w tym kierunku kolejne kroki. Najpierw urząd w Chorzowie. Na tamtejszym amcie od dawna wisi tabliczka, że „sam godomy po ślůnsku”. Teraz do tabliczki doszła winda, która po śląsku mówi, na którym jest piętrze i jakie wydziały się tu znajdują. A na parterze słyszymy: - Som my na dole, idzie wylyź na plac. - Pójdą za tym kolejne kroki, nasz amt bydzie rychtig ślůnsku. Nale za wartko, coby o tym godać, to mo być

komaty, można go obsługiwać w kilku językach. Z tym, że tutaj postanowiono przetłumaczyć na śląski skomplikowany, nowoczesny język operacji finansowych.

się tą sprawą. I rzeczywiście, dla Dariusza Dyrdy instrukcje z opłatomatu nie były problemem. – Chociaż oparłem się na in-

O wiele ambitniejsze zadanie postawił sobie urząd miasta Tychy. Zamontowano w nim urzędomaty, w których można dokonywać płatności za wszystkie czynności urzędowe. Z tym, że tutaj postanowiono przetłumaczyć na śląski skomplikowany, nowoczesny język operacji finansowych miasta w Chorzowie na każdym kroku przypomina, iż jesteśmy w górnośląskim mieście. Winda mówi głosem Romana Kurosza, redaktora naczelnego Radia Piekary.

W tychach – trudne wyzwanie O wiele ambitniejsze zadanie postawił sobie urząd miasta Tychy. Otóż zamontowano w nim urzędomaty, w których można dokonywać płatności za wszystkie czynności urzędowe. Podobnie jak ban-

„Niepoporawny status terminalu płatniczego”, „Dokument zawiera płatności przeterminowane, proszę opłacić je w okienku kasowym” i tym podobne. Kiedy kliknąć żółto-niebieską flagę na monitorze, pojawia się wersja językowa w godce. - Kilku Ślązaków, których zapytałem o możliwość przetłumaczenia tego na śląski, tylko zrobiło wielkie oczy. I wówczas pomyślałem o Darku Dyrdzie. Że jeśli on nie da rady, to nikt – o automacie i naszym redaktorze naczelnym mówi Michał Gramatyka, który rok temu jako wiceprezydent miasta zajmował

strukcjach angielskich, niemieckich, bo polskie były strasznie zawiłe. Widać, że tworzyli je urzędnicy nie lubiący prostego języka – wyjaśnia. I tak „Niepoprawny status terminalu płatniczego” (incorrect terminal state) to po śląsku „terminal niě rŷchtig” a „Dokument zawiera płatności przeterminowane, proszę opłacić je w okienku kasowym” (po angielsku to dwa słowa: payment expired!) przetłumaczono na „płat znieskorzony, idź do beamtra”, „Transakcja przerwana przez użytkownika” to po śląsku „sztopnołeś transakcjo”. Całe urządzenie nazwane zostało „płatwerk”.

- I faktycznie, jak mi to roz pokozali to jo używom wersji ślůnskij. Wszyjsko rozumia, a po polsku napisali to tak, że trza trzī razy czytać, coby wymiarkować, ô co sie rozchodzi – mówi pani Joanna Musiolik, która od października płaci w płatwerku, a nie w urzędowej kasie. - Taki płatomat to pomysł z pewnością wzmacniający wizerunek urzędu jako przyjaznego mieszkańcom – twierdzi dr Artur Czesak, lingwista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. I tylko dziwić się można, że zjawił się w Tychach, a nie znacznie bardziej, wydawałoby się śląskich, Katowicach, Rybniku, Świętochłowicach, Rudzie Śląskiej. - Jeśli zwrócą się do mnie o podobne tłumaczenia, na pewno nikogo nie odeślę z kwitkiem – zapewnia Dariusz Dyrda. JOaNNa NOraS


5

GrUdzIeŃ 2013 r.

5 grudnia – Sąd Najwyższy ogłosił, że Ślązacy nie są narodem

zakpili z siebie, czy z nas???

Gdyby to powiedział jakiś polityk, to można by jeszcze zrozumieć, ale ręce opadają, gdy w komunikacie Sądu Najwyższego czytamy: „Szanując przekonanie części Ślązaków o ich pewnej odrębności, wynikającej z kultury i regionalnej gwary, nie można jednak zaakceptować sugestii, iż tworzy się naród śląski, bądź już istnieje - w liczbie kilkuset tysięcy osób, którzy zadeklarowali taką przynależność w spisie powszechnym.”

I

człowiek aż chce zapytać: Bo co? Czemu nie można zaakceptować sugestii, że tworzy się naród śląski bądź już istnieje? Jaki to polski kodeks, jaka ustawa twierdzi, że takiego narodu nie ma, a tym bardziej że mu powstać nie wolno? I czy w ogóle ktokolwiek może zabronić jednym narodom znikać, a innym powstawać? Dwa tysiące lat temu byli Rzymianie i Kartagińczycy, nie było Polaków. 300 lat temu byli Polacy, nie było ani Rzymian, ani Kartagińczyków, ani Ukraińców. Teraz nie ma Rzymian ani Kartagińczyków, ale są Polacy i Ukraińcy. A może za 500 lat nie będzie Kartagińczyków, Rzymian ani Polaków, ale będą Ukraińcy, Ślązacy i Altrajchanie? Jedne narody znikają, inne powstają, takie są prawidła istnienia społeczeństwa.

faktem. Popartym zresztą wynikiem 173 000 osób deklarujących narodowość śląską w 2002 roku. Potem okazało się, ze w 2011 zadeklarowało ją niemal trzy razy tyle. Jako główną. A niemal milion razem z polską.

czytali Internet a nie dokumenty? Sąd Najwyższy, który 5 grudnia 2013 roku orzekł, że SONŚ istnieć nie może, bo nie ma narodu śląskiego, chyba tych dokumentów nawet nie

tyczy postanowienia sądu opolskiego. Prowincjonalny sąd w Opolu okazał się o wiele bardziej profesjonalny od tego Najwyższego w Warszawie. Nie zastanawiał się, czy naród śląski istnieje, czy go nie ma. A jedynie nad tym, czy statut Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej narusza w jakikolwiek sposób prawo. Jeśli nie narusza, to jest zgodny z prawem, czyli stowarzyszenie może istnieć. Proste? Proste – ale nie dla sądu najwyższego. I nie dla opolskiej prokuratury, która na decyzję opolskiego sądu poskarżyła się w Warszawie.

ka (antycypację czego zawiera § 8 pkt 4 statutu stowarzyszenia), należy ocenić jako dążenie do osłabienia jedności oraz integralności państwa polskiego, co jest sprzeczne z zasadą wynikającą z art. 3 Konstytucji RP.” Jezusie Maryjo, królu nazareński, gdzie oni znaleźli informację, ze SONŚ ma ambicje „poczucia pełnego władztwa osób narodowości śląskiej na terenie Śląska”? Żeby była jasność, ten § 8 pkt 4, którym grozi Sąd Najwyższy, brzmi: „4. Kształtowanie i rozwijanie wśród ludności Śląska aktywnej postawy obywatelskiej, sprzyjającej-

coś więcej niż gwara i kultura Dlatego sąd, nawet najwyższy, nie jest od wyrażania swoich opinii, na temat istnienia narodów, tylko od badania tego, czy coś jest, czy nie jest zgodne z prawem. Poza tym Ślązacy nie mają przekonania wynikającego o ich odrębności, wynikającego – jak chce sąd – z „kultury i regionalnej gwary” – ale wielu innych czynników. Przede wszystkim z zupełnie innej historii. Z tego, że przez stulecia, gdy kształtował się naród polski, my byliśmy poza terytorium państwa polskiego – i w tym procesie nie uczestniczyliśmy. Nasza historia nie jest historią Polski, nie jest historią Polaków. Od XIII do XX wieku byliśmy dla Polski zagranicą! Przede wszystkim dlatego nie jesteśmy Polakami. Nasz nieco inny język, nasza inna od polskiej kultura, to tylko dodatkowy efekt tego, ze przez stulecia z Polską nie mieliśmy nic wspólnego. Gdy wykształcał się naród polski, my należeliśmy do korony czeskiej a potem cesarstwa niemieckiego. Po I wojnie światowej Polska przyszła do nas, ale to wcale nie oznacza, że naraz poczuliśmy się Polakami. Nie poczuliśmy się! Organizacje narodowości śląskiej istniały sto lat temu, istnieją i dziś. Wszystko to znajdowało się w materiałach, jakie SONŚ przedłożył jesienią 2011 roku, ubiegając się o rejestrację. W materiałach, którymi jednoznacznie udowadniał, że istnienie narodu śląskiego nie jest wymysłem jakiejś grupki ludzi, lecz społecznym i historycznym

którzy ten obszar zamieszkują, a nie tylko autochtonów, nie tylko narodowość śląską. Także (a może wręcz przede wszystkim) polską większość oraz wszystkie możliwe mniejszości, nie wyłączając etnicznych a nawet wyznaniowych, seksualnych i innych.

raŚ też do likwidacji? W statucie SONŚ nie ma za to ani słowa o autonomii, która według sędziów jest dla Polski może jeszcze groźniejsza, jeśli piszą : „Dążenie do uzyskania autonomii (…) należy ocenić jako dążenie do osłabienia jedności oraz integralności państwa polskiego”. Może panom sędziom pomylił się SONŚ z RAŚ-em i nie zauważyli, ze to dwie różne organizacje. Ale idąc tropem tego rozumowania, powinno się także poddać weryfikacji prawo do istnienia RAŚ. No bo jeśli autonomia jest dla Polski groźna – jak 5 grudnia odkrył Sąd Najwyższy – to trzeba Polskę przed autonomią chronić, tak samo jak przed narodowością śląską. A poza tym autonomie regionów są czymś w świecie normalnym. Dość powiedzieć, że tak funkcjonują USA, Niemcy i Rosja. Czy warszawscy sędziowie uważają, że te trzy mocarstwa są słabe i mają problem z integralnością państwa???

Próg wyborczy? Nie te czasy

przeczytał. Bo w swoim komentarzu nie odniósł się do tych faktów. Zamiast tego… powołując się na komentarze w Internecie, sąd najwyższy pisze: „pojawiły się (np. w Internecie) artykuły zawierające konstatację, że Sąd uznał istnienie narodu śląskiego”. To sobie sędziowie najwyżsi autorytety znaleźli, no, no. Owa wypowiedź do-

I oto w warszawskich sędziach najwyższych nagle odezwała się polityczna pasja. Naraz nie sędziami się stali, lecz polskimi :mężami stanu”, którzy dbają o interes polityczny, rozumiany po swojemu. I otóż wymyślili, że „Dążenie do uzyskania autonomii i poczucia pełnego władztwa osób „narodowości śląskiej” na terenie Śląs-

powstaniu poczucia pełnego włodarzenia i współodpowiedzialności za swoją ojczyznę.” Wydawać by się mogło, ze kto jak kto, ale najwybitniejsi sędziowie w Polsce powinni rozróżniać termin „ludność śląska” od terminu ‘ludność Śląska”. I rozumieć, że kiedy pisze się „ludność Śląska” to ma się na myśli wszystkich,

Najwybitniejsi polscy sędziowie chyba nie zauważyli, że w 2005 roku pojawiła się Ustawa o Mniejszościach Narodowych. Która fundamentalnie zmieniła zasady wyborcze w Polsce. Bowiem uznaje, że istnienie SONŚ może spowodować, iż Ślązacy zechcą ominąć 5% próg wyborczy. Pisze bowiem sąd w swoim komunikacie: „Może to np. dotyczyć stosowania art. 197 § 1 Kodeksu wyborczego, w myśl którego komitety wyborcze utworzone przez wyborców zrzeszonych w zarejestrowanych organizacjach mniejszości narodowych mogą korzystać ze zwolnienia list tych komitetów z warunku, o którym mowa w art. 196 § 1 (limitu otrzymania co najmniej 5% ważnie oddanych głosów w skali kraju). Mogłoby to prowadzić do nieuzasadnionych preferencji i stanowić naruszenie praw innych osób, które muszą spełnić ten warunek.” dOKOŃczeNIe Na Str. 6


6

GrUdzIeŃ 2013 r.

zakpili z siebie, Łomem w łeb czy z nas??? Z Piotrem długoszem, prezesem Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej - rozmawia Joanna Noras

dOKOŃczeNIe ze Str. 5 Drogi sądzie. Tak było do 2005 roku. Od tego czasu z przywileju tego korzystają tylko i wyłącznie mniejszości narodowe, które są tam wymienione z nazwy. Ślązaków nie ma, więc nawet gdyby stowarzyszenie nazywało się „Stowarzyszenie Śląskiej Mniejszości Narodowej” to też by z przywileju wyborczego nie korzystało. Podobnie, jak dzieje się to z Cyganami, którzy mają swoje stowarzyszenie Narodu Romskiego (tak, tak, używają słowa naród!). W ustawie są jednak mniejszością etniczną, a nie narodową, więc żadnych przywilejów wyborczych nie mają. Dlatego sąd miesza rzeczywistości pisząc: „Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku z dnia 20 grudnia 2001 r. (skarga nr 44158/98) przyjął, że nie jest jego zadaniem wyrażanie opinii na temat, czy Ślązacy są mniejszością narodową (par. 62). Z analizy obowiązujących uregulowań prawnych wywiódł jednakże wniosek, że "grupy, które nie były uznane za mniejszości narodowe w umowach dwustronnych o dobrym sąsiedztwie powołanych w pkt 53, mogły wyłącznie uzyskać uznanie niebezpośrednio poprzez procedurę rejestracji stowarzyszeń" (pkt 62 in fine). Z kolei porównanie przepisów statutu z przepisami wyborczymi skłoniło Trybunał do przypuszczenia, że zbieżność słów "organizacja", "mniejszość" i "narodowa" wraz z nazwą proponowaną dla stowarzyszenia przez skarżących, sprawia wrażenie, że w przyszłości członkowie stowarzyszenia mogliby, poza zajmowaniem się celami wyraźnie wymienionymi w programie, aspirować do wystartowania w wyborach.” Bo przecież gdy Trybunał w Strasburgu wydawał werdykt z 20 grudnia 2001 roku, polskiej ustawy z 2005 jeszcze nie było. Wtedy więc te wynurzenia o startowaniu w wyborach miały sens. Ale po roku 2005 – nie mają!

Nie ma ich bo o nich nie piszą. a jak nie piszą, to ich nie ma

O dziwo okazuje się jednak, że Sąd Najwyższy, (w składzie, który obradował 5 grudnia) ustawę z 2005 roku zna. Bo otóż pod koniec swego komunikatu pisze: „Zdaniem Sądu Najwyższego, rozpoznającego obecnie skargę kasacyjną, należy zaaprobować stanowisko zaprezentowane w w/w judykatach i uznać, że również wyniki spisu powszechnego przeprowadzonego w 2011 r. nie mogą implikować poglądu o istnieniu narodu śląskiego. Ponadto nie wynika to z żadnych przepisów; w szczególności w ustawie

z dnia 6 stycznia 2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym (Dz. U. Nr 17, poz. 141 ze zm.) wśród mniejszości narodowych lub choćby etnicznych – nie wymienia się Ślązaków.” Tak więc zastosował sąd taką logikę: nie można wpisać w dokumenty prawne narodowości śląskiej, bo ona nie istnieje. A dowodem na to, że nie istnieje jest to… że nie ma jej w dokumentach prawnych. Na tej zasadzie nic nowego na świecie nigdy powstać nie może. No bo dopóki tego nie ma, to się o tym nie pisze. A jeśli się nie pisze, to widać tego nie ma. O poglądzie Sądu Najwyższego, ze wyniki spisu nie mają znaczenia, nawet pisać się nie chce. No bo co tu można napisać??? To może naród polski też nie istnieje, a się tak tylko 35 milionom obywateli wydaje?

Sąd taki słaby – czy sobie zakpił? Wprawdzie komunikat, który ukazał się 5 grudnia nie jest sensu stricte uzasadnieniem, ale jest jednak dokumentem, który wydał Sąd Najwyższy. I dlatego czytałem go kilka razy, zastanawiając się, jak najwybitniejsze prawnicze umysły Polski mogły wyprodukować coś tak żałosnego. I możliwości widzę trzy. Pierwsza, najbardziej przerażająca – że stan polskiego prawa jest tak mizerny, iż Sąd Najwyższy stać tylko na tyle. Druga i trzecia każą mi wierzyć, że Sąd Najwyższy sobie zakpił. Tylko z kogo? Czy ze Ślązaków, pokazując im figę. Pokazując, że nie mają się zamiaru z nami liczyć i nawet im się nie chce poważnego uzasadnienia napisać. Czy też być może sędziowie podlegali politycznym naciskom, sił domagających się, aby SONŚ zdelegalizować. I postanowili zakpić sobie z naciskających, stworzyć takiego konia trojańskiego. Czyli uzasadnienie tak kiepskie, że każdy międzynarodowy trybunał nie zostawi na nim suchej nitki. Problem polega na tym, że każdy z tych wariantów bardzo źle świadczy o stanie polskiej palestry. I tylko ona na tym straci. Bo akurat narodowość śląska na tym orzeczeniu tylko zyskuje. 5 grudnia i w dniach następnych oburzenie Ślązaków było jeszcze większe, niż po słowach Jarosława Kaczyńskiego o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Jestem pewny, że gdyby spis powszechny przeprowadzić miedzy 5 a 20 grudnia 2013 roku, to narodowość śląską zadeklarowałby nie mniej niż milion mieszkańców regionu. Także tych, którzy do 5 grudnia określali się jednoznacznie jako gorole. darIUSz dYrda

- Na konferencji prasowej 6 grudnia powiedział pan, że spodziewał się takiej decyzji Sądu Najwyższego, ale sądził, że będzie ona prawniczo finezyjna. A to było łomem w łeb. - Rzeczywiście, mniej więcej tak się wyraziłem. Ale też powiedzmy sobie wprost, że argumentacja, której użył Sąd Najwyższy, jest żenująca. Wszystkie te argumenty obaliliśmy już na etapie rejestracji SONŚ. Potem w sądzie apelacyjnym. Udowodniliśmy, że słowo narodowość w nazwie, według polskiego prawa nie daje nam przywilejów wyborczych przysługujących mniejszościom narodowym. We wniosku rejestracyjny obszernie udowadnialiśmy, że narodowość śląska jest uznawana w Europie, także w Polsce, od stuleci. Dostrzegał ją chociażby sławny polski kronikarz z XV wieku Jan Długosz. Wykazywaliśmy, że już od XVI wieku spotykamy się z deklaracjami narodowości śląskiej. Że po I wojnie światowej deklarowały ją setki tysięcy ludzi. Podobnie jak dziś w spisie powszechnym. A co na to Sąd Najwyższy? Nawet się do tego nie odniósł, tylko napisał, że narodowości śląskiej nie ma, bo nie ma. Napisali „nie można jednak zaakceptować sugestii, iż tworzy się naród śląski, bądź już istnieje”. A niby dlaczego nie można? Bo się to panom sędziom nie podoba? Co to ma do rzeczy? - Ale SONŚ nie operuje nawet pojęciem narodu, tylko narodowości… Choć różnicę, przyznaję, rozumie niewielu. - Owszem, niewielu! Ale akurat sędziowie Sądu Najwyższego powinni. Bo oba te pojęcia definiuje polskie prawo. W roku 2010 ustawa polskiego sejmu zdefiniowała, że narodowość to indywidualne

uznać taki argument, że nazwa stowarzyszenia nie może wprowadzać w błąd, to jakim cudem istnieje na przykład stowarzyszenie Zero Grawitacji. Nie wiem, czym się zajmuje, ale nazwa na pewno wprowadza w błąd. Bardziej niż nasza – bo my udowadniamy we wniosku, ze naród śląski istnieje, a sąd tego dowodu

We wniosku rejestracyjny obszernie udowadnialiśmy, że narodowość śląska jest uznawana w Europie, także w Polsce, od stuleci. Dostrzegał ją chociażby sławny polski kronikarz z XV wieku Jan Długosz. Wykazywaliśmy, że już od XVI wieku spotykamy się z deklaracjami narodowości śląskiej. Że deklarowały ją setki tysięcy ludzi. A co na to Sąd Najwyższy? Nawet się do tego nie odniósł, tylko napisał, że narodowości śląskiej nie ma, bo nie ma. odczucie człowieka. Więc niby co sądowi do moich odczuć. Natomiast aby być uznanym w Polsce za mniejszość narodową, trzeba posiadać własne państwo narodowe. Dlatego Niemcy czy Ukraińcy są w Polsce mniejszościami narodowymi, a Łemkowie czy Tatarzy są tylko mniejszościami etnicznymi, bo państwo tatarskie czy łemkowskie nie istnieje. Więc i my zgodnie z polskim prawem mamy szanse zostać uznani za grupę etniczną, ale nie za narodową. I nazwa SONŚ tego nie zmienia. - Jednak Sąd twierdzi, że nazwa stowarzyszenia nie może wprowadzać w błąd. A ta wprowadza, sugerując, że sąd uznał istnienie narodu śląskiego. - To jest kompromitacja polskiego wymiaru sprawiedliwości! Sąd powołał się nie na faktyczny stan prawny, tylko na wypowiedzi w Internecie. Ale nawet gdyby

nie obalił. Dlatego muszę uznawać, że decyzja ta nie została podjęta w oparciu o argumenty prawnicze, tylko polityczne.

- Na polityczne zamówienie? - Nie twierdzę, że na sędziów były naciski. Nie wiem. Myślę raczej, że jak większość Polaków nie mają pojęcia o

właśnie polskim ciosem łomem w łeb, który nas z tego sentymentu leczy. W moim przekonaniu ta decyzja jest dlatego nie tylko antyśląska, ale też antypolska. - No dobrze, ale co dalej z SONŚ? - Naród śląski zawsze żywił szacunek dla prawa, dla organów państwa. Tak jest i tym razem. Nie wyjdziemy na ulicę palić opon, rzucać mutrami w sąd. Będziemy przestrzegać litery prawa, a nasze działania pójdą w zgodzie z nim. A w zgodzie z prawem na razie SONŚ działa legalnie, czekamy na rozstrzygnięcie sądu opolskiego. Bo pamiętajmy, że Sąd Najwyższy jedynie unieważnił decyzję opolskiego i odesłał mu sprawę do ponownego rozpatrzenia. A w Opolu sąd może utrzymać swoje poprzednie stanowisko.

- Wbrew Sądowi Najwyższemu??? - Szansa niewielka, ale jest. Jeśli to nie przyniesie rezultatu, mamy jeszcze drogi odwoławcze w trybunałach międzynarodowych. Muszę tu dodać, że już kilka kancelarii prawniczych zadeklarowało

Myślę , że sędziowie jak większość Polaków nie mają pojęcia o Śląsku i Ślązakach. Najpierw sami siebie karmili bajkami, jak to Ślązacy przez wieki trwali przy polskości, więc teraz trudno im uwierzyć, że nie trwali, że czujemy się tylko i wyłącznie Ślązakami. Śląsku i Ślązakach. Najpierw sami siebie karmili bajkami, jak to Ślązacy przez wieki trwali przy polskości, więc teraz trudno im uwierzyć, że nie trwali, że czujemy się tylko i wyłącznie Ślązakami. A nawet jeśli czasem czujemy sentyment do polskości, to każda taka decyzja jest

prowadzenia naszej sprawy przeciw państwu polskiemu. Niektóre bezpłatnie, inne nam tylko bezpłatnie doradzają. Wśród nich, jako jedna z pierwszych, zgłosiła się polska kancelaria, która w sporach z państwem litewskim reprezentowała mniejszość polską na Litwie. Najwyraźniej


7

GrUdzIeŃ 2013 r. prawnicy ci widzą, że to jest podobny przypadek! I głęboko wierzę, że w trybunałach międzynarodowych wygramy!

- Związek Ludności Narodowości Śląskiej przegrał. Sąd Najwyższy powołuje się także na to! - Tylko Sąd Najwyższy zapomniał, że w międzyczasie zmieniło się w Polsce prawo! Do 2005 roku uznanie za narodo-

zaczął się śmiać i skwitował, ze ten, co to pisał 5 grudnia, chyba jeszcze nie przyszedł do siebie po imieninach Barbary… W statucie nie ma nic o władztwie narodowości śląskiej na terenie Śląska. Jest natomiast zapis, w tym paragrafie 8 punkt 4, że jednym z celów SONŚ jest: „Kształtowanie i rozwijanie wśród ludności Śląska aktywnej postawy obywatelskiej, sprzyjającej powstaniu poczucia pełnego wło-

Jeśli wiara, że poczucie współodpowiedzialności za losy ojczyzny i wiara że mieszkańcy włodarzą na terenie na którym mieszkają, godzi w polską jedność i integralność, to aż się boję, co sędziowie pod tymi pojęciami rozumieją. Jakim prawem więc Polska próbuje nauczać demokracji na Ukrainie czy Białorusi, skoro swoich obywateli traktuje jako ludzi drugiej kategorii, którzy nie mają prawa do postaw obywatelskich lub współodpowiedzialności za ojczyznę? wość skutkować mogło właśnie przywilejami wyborczymi. To dlatego w Strasburgu skarga ZLNŚ została odrzucona, Trybunał uznał, ze może to być próba obejścia ordynacji wyborczej. Ale dziś, o czym mówiłem już wcześniej, taki przypadek nie występuje. To już nie ma nic do rzeczy.

- Sąd uznał jednak także, że SONŚ jest zagrożeniem dla Polski. Pozwolę sobie zacytować kawałek komunikatu Sądu Najwyższego: „Dążenie do uzyskania autonomii i poczucia pełnego władztwa osób „narodowości śląskiej” na terenie Śląska (antycypację czego zawiera § 8 pkt 4 statutu stowarzyszenia), należy ocenić jako dążenie do osłabienia jedności oraz integralności państwa polskiego, co jest sprzeczne z zasadą wynikającą z art. 3 Konstytucji RP.” - Nie wiem, co mam powiedzieć, Jeden z moich kolegów po przeczytaniu tego

darzenia i współodpowiedzialności za swoją ojczyznę”. Proszę zauważyć, że nie narodowości śląskiej, tylko ludności Śląska. A więc wszystkich, którzy tu mieszkają. Jeśli wiara, że poczucie współodpowiedzialności za losy ojczyzny i wiara że mieszkańcy włodarzą na terenie na którym mieszkają, godzi w polską jedność i integralność, to aż się boję, co sędziowie pod tymi pojęciami rozumieją. Jakim prawem więc Polska próbuje nauczać demokracji na Ukrainie czy Białorusi, skoro swoich obywateli traktuje jako ludzi drugiej kategorii, którzy nie mają prawa do postaw obywatelskich lub współodpowiedzialności za ojczyznę? Kiedy przestaliśmy być obywatelami RP, że próbuje się nas w ten sposób zastraszać?

- Sąd nie wskazał rzeczywiście, które z działań SONŚ godzi w tę integralność… - No tak. Więc może jest to Krajoznawcza Odznaka Górnośląska? Przyzna-

Kiedy niebieskie jest na górze, a żółte na dole, to mamy flagę Ukrainy. I wszystkie polskie organizacje i partie polityczne prześcigają się w poparciu dla demokratyzacji kraju. Ale gdy ją odwrócimy żółtym do góry a niebieskim w dół, co daje śląskie barwy, naraz te same organizacje, nabierają wody w usta. Chór poparcia dla swobód demokratycznych milknie. wana nie tylko Ślązakom, jeśli honorową odznakę z numerem 1 posiada pani redakcyjna koleżanka, mieszkanka Czeladzi. A może zagroziliśmy państwu polskiemu, gdy zbieraliśmy pieniądze na dzieci z Śląskiego Centrum Pediatrii i Onkologii Dziecięcej w Chorzowie? Albo tłumacząc starogrecką tragedię na język śląski? Dlatego o tym fragmencie komunikatu mówię ze szczególnym zażenowaniem, bo mi po prostu wstyd, że Sąd Najwyższy mógł napisać coś takiego.

- Wracając jednak do planów, co teraz? - Mówiłem już o dalszej drodze prawnej. Ale nie tylko ona. Mamy też propozycje zarejestrowania SONŚ w Czechach i Szwajcarii, gdyby państwo ostatecznie nas zdelegalizowało.

- I przeniesiecie się? - Na pewno nie! Owszem, może założymy tam organizacje narodowości śląskiej, bo ich istnienie będzie kolejnym dowodem na istnienie narodu śląskiego. Zwłaszcza, że ten naród zamieszkuje też na terenie Republiki Czeskiej, na tak zwanym Śląsku Cieszyńskim i Opawskim. Ale przede wszystkim będziemy działać w Polsce, na polskim Śląsku. Zwłaszcza, że nawet jeśli zostaniemy wykreśleni, w niczym nie utrudnia to działania osób przyznających się do narodowości śląskiej. Nie będziemy mogli jedynie występować jako stowarzyszenie funkcjonujące w polskim systemie praw-

nym. Jednak żadne sankcje, restrykcje za takie działania nie grożą.

- Więc będziecie normalnie działać, jak do tej pory? - Bardziej! Bo może warszawski sąd też tego nie rozumie, ale dał Ślązakom ogromnego, pozytywnego kopa. Od 5 do 7 grudnia do SONŚ zapisało się kolejne 100 osób, teraz nie nadążamy z rejestrowaniem następnych. Mamy teraz nawet większą falę deklaracji członkowskich, niż bezpośrednio po zarejestrowaniu SONŚ. Widać ogromne poparcie dla nas w Internecie – co mnie bardzo cieszy, zważywszy że Sąd Najwyższy przyznał się, że swoje

Ukrainy. I wszystkie polskie organizacje i partie polityczne prześcigają się w poparciu dla demokratyzacji kraju. Ale gdy ją odwrócimy żółtym do góry a niebieskim w dół, co daje śląskie barwy, naraz te same organizacje, poza jednym jedynym Kongresem Prawicy, nabierają wody w usta. Chór poparcia dla swobód demokratycznych milknie. Smuci mnie to, bo oznacza, że my Ślązacy będziemy się coraz bardziej oddalać od polskości. - Dlaczego? - To proste. Polska emigracja w Anglii, Holandii, Szwecji to wciąż tania siła robocza, najczęściej nie znająca języka, żyjąca poza nurtem spraw publicznych. Jednak niemal wszyscy Ślązacy „od zawsze” mają krewnych za polską zachodnią granicą. Dlatego wiemy, że państwo może funkcjonować inaczej, niż ten bajzel. Że państwo nie ryzykuje niczym, dając małym narodom prawo do istnienia, jak Niemcy dają Łużyczanom czy Fryzom (naród fryzyjski ma też swobodę działania w Danii

Państwo polskie, decyzją z 5 grudnia, postanowiło pójść drogą upokarzania Ślązaków. Odrzucania. Widać uznało, że jeszcze ma za mało problemów gospodarczych, więc warto teraz zaangażować się w problemy społeczne. wyroki feruje w oparciu o Internet. Dziś wielu z tych, którzy jeszcze dwa tygodnie temu deklarowali się jako Polacy i Ślązacy, mówią o sobie: Ślązak, nie Polak! Ba, oburzonych jest też wielu rdzennych Polaków, którzy uważają, że ten wyrok jest skrajnie niedemokratyczny.

- Pan też tak uważa? - Ja? Mnie dziwią standardy, zmieniające się zależnie od tego, jak odwrócić flagę.

- Słucham? - To proste. Kiedy niebieskie jest na górze, a żółte na dole, to mamy flagę

i Holandii). Że państwo może o mniejszości się troszczyć, albo je szmacić. Państwo polskie, decyzją z 5 grudnia, postanowiło pójść drogą upokarzania Ślązaków. Odrzucania. Widać uznało, że jeszcze ma za mało problemów gospodarczych, więc warto teraz zaangażować się w problemy społeczne. Smuci mnie to, bo chcę być lojalnym obywatelem państwa polskiego. I wcale nie uśmiecha mi się sądzenie się z nim w międzynarodowych trybunałach. Ale jak trzeba, to trzeba. - Dziękuję za rozmowę. - Ja również.

Komunikat Sądu Najwyższego z 5 grudnia 2013 r. Sąd Najwyższy w dniu 5 grudnia. 2013 r. w sprawie III SK 10/13, po rozpoznaniu skargi kasacyjnej Prokuratora Okręgowego w Opolu, uchylił postanowienie Sądu Okręgowego w Opolu z dnia 7 września 2012 r., i przekazał temu Sądowi sprawę do ponownego rozpoznania. W zaskarżonym postanowieniu oddalono apelację Prokuratora od postanowienia Sądu Rejonowego w Opolu z dnia 21 grudnia 2011 r., mocą którego Sąd Rejonowy postanowił wpisać do rejestru stowarzyszeń "Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej".

W

ocenie Sądu Najwyższego organizowanie stowarzyszeń jest jednym z wyrazów wolności obywatelskich. Nazwa stowarzyszenia pozostawiona jest jego założycielom, jednak nie może ona wprowadzać w błąd. W tym kontekście należy wskazać, że wbrew wyraźnemu stanowisku zawartemu w zaskarżonym postanowieniu Sądu Okręgowego w Opolu, pojawiły się (np. w Internecie) artykuły zawierające konstatację, że Sąd uznał istnienie narodu śląskiego.

Nazwa w/w stowarzyszenia wprowadza więc w błąd co do tej kwestii, co może wywoływać dalej idące konotacje w aspekcie posługiwania się desygnatem naród, narodowość i mniejszość narodowa. Może to np. dotyczyć stosowania art. 197 § 1 Kodeksu wyborczego, w myśl którego komitety wyborcze utworzone przez wyborców zrzeszonych w zarejestrowanych organizacjach mniejszości narodowych mogą korzystać ze zwolnienia list tych komitetów z warunku, o którym mowa w art. 196 § 1 (limitu otrzymania co najmniej 5% ważnie oddanych głosów w skali kraju). Mogłoby to prowadzić do nieuzasadnionych preferencji i stanowić naruszenie praw innych osób, które muszą spełnić ten warunek. Szanując przekonanie części Ślązaków o ich pewnej odrębności, wynikającej z kultury i regionalnej gwary, nie można jednak zaakceptować sugestii, iż tworzy się naród śląski, bądź już istnieje - w liczbie kilkuset tysięcy osób, którzy zadeklarowali taką przynależność w spisie powszechnym. Dążenie do uzyskania autonomii i poczucia pełnego władztwa osób „narodowości śląskiej” na terenie Śląska (antycypację czego zawiera § 8 pkt 4 statutu stowarzyszenia), należy ocenić jako dążenie do osłabienia jedności oraz integralności państwa polskiego, co jest

sprzeczne z zasadą wynikającą z art. 3 Konstytucji RP. Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 18 marca 1998 r., I PKN 4/98 (OSNAPiUS 1999, Nr 5, poz. 170) oddalił kasację dotyczącą rejestracji zrzeszenia pod nazwą "Związek Ludności Narodowości Śląskiej" stwierdzając, że "wolność wyboru narodowości może być realizowana tylko w odniesieniu do narodów obiektywnie istniejących, jako ukształtowanych w procesie historycznym". Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku z dnia 20 grudnia 2001 r. (skarga nr 44158/98) przyjął, że nie jest jego zadaniem wyrażanie opinii na temat, czy Ślązacy są mniejszością narodową (par. 62). Z analizy obowiązujących uregulowań prawnych wywiódł jednakże wniosek, że "grupy, które nie były uznane za mniejszości narodowe w umowach dwustronnych o dobrym sąsiedztwie powołanych w pkt 53, mogły wyłącznie uzyskać uznanie niebezpośrednio poprzez procedurę rejestracji stowarzyszeń" (pkt 62 in fine). Z kolei porównanie przepisów statutu z przepisami wyborczymi skłoniło Trybunał do przypuszczenia, że zbieżność słów "organizacja", "mniejszość" i "narodowa" wraz z nazwą proponowaną dla stowarzyszenia przez skarżących, sprawia wrażenie, że w przyszłości członkowie

stowarzyszenia mogliby, poza zajmowaniem się celami wyraźnie wymienionymi w programie, aspirować do wystartowania w wyborach. Trybunał przypomniał, że pluralizm i demokracja są, z natury rzeczy, oparte na kompromisie, który wymaga różnych ustępstw od jednostek i grup jednostek. Obywatele muszą czasami być przygotowani na ograniczenie niektórych z ich wolności, aby zapewnić większą stabilność kraju jako całości. Szczególnie, jeśli chodzi o system wyborczy, który ma pierwszorzędną wagę dla każdego demokratycznego państwa. W związku z tym uznał, że "w szczególnych okolicznościach tej sprawy, było rozsądnym ze strony władz działać tak, jak to uczyniły w celu chronienia systemu wyborczego państwa, systemu, który jest niezbędnym elementem właściwego funkcjonowania demokratycznego społeczeństwa w rozumieniu art. 11". Trybunał w wyroku z 17 lutego 2004 r. (Gorzelik i inni przeciwko Polsce) nie stwierdził naruszenia art. 11 Konwencji. W konkluzji przyjął, że w rozpoznawanej sprawie władze polskie odmawiając rejestracji zrzeszenia pod nazwą "Związek Ludności Narodowości Śląskiej" nie przeszkodziły w utworzeniu zrzeszenia dla wyrażania i propagowania charakterystycznych cech mniejszości, lecz jedynie zapobiegły utworzeniu jednostki prawnej

(legal entity), która poprzez rejestrację i nazwę uzyskałaby specjalny status i związane z nim przywileje w rozumieniu prawa wyborczego. Odmowa rejestracji musi być uznana jako konieczna w społeczeństwie demokratycznym. Sprawa odmowy rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej - Stowarzyszenia Osób Deklarujących Przynależność do Narodowości Śląskiej w Katowicach zakończyła się oddaleniem skargi kasacyjnej tego Związku postanowieniem Sądu Najwyższego z dnia 14 lutego 2007 r., III SK 20/06 (OSNP 2008, Nr 3-4, poz. 54). W uzasadnieniu tego orzeczenia stwierdzono, że nie można deklarować przynależności do narodu, który nie istnieje. Zdaniem Sądu Najwyższego, rozpoznającego obecnie skargę kasacyjną, należy zaaprobować stanowisko zaprezentowane w w/w judykatach i uznać, że również wyniki spisu powszechnego przeprowadzonego w 2011 r. nie mogą implikować poglądu o istnieniu narodu śląskiego. Ponadto nie wynika to z żadnych przepisów; w szczególności w ustawie z dnia 6 stycznia 2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym (Dz. U. Nr 17, poz. 141 ze zm.) wśród mniejszości narodowych lub choćby etnicznych – nie wymienia się Ślązaków.


8

GrUdzIeŃ 2013 r.

Kożdoń był liderem narodowości śląskiej O Kożdoniu i polityce, z dariuszem Jerczyńskim - rozmawia Paula Zawadzka

- Józef Kożdoń, wybitna postać dla wielu Ślązaków. Jego kandydatura w konkursie Dziennika Zachodniego na najwybitniejszego Ślązaka piorunująco pnie się w górę. Co pan na to? - Ja to w ogóle jestem pod wrażeniem, że uwzględniono jego osobę! Tego się nie spodziewałem, gdyż polskie elity na Śląsku starają się z historii wymazać jego nazwisko. Gdyż był liderem narodowości śląskiej, przywódcą dążeń do niepodległości Śląska. Ale cóż innego pozostało Dziennikowi Zachodniemu po tym, jak poseł Marek Plura zgłosił kandydaturę Kożdonia?

- A skarga do Organizacji Narodów Zjednoczonych? - Dla mnie ONZ to momentami wybitnie nieporadna organizacja.

- A co pan, autor „Historii Narodu Śląskiego” czuje, kiedy sądy wmawiają , że mimo historii, odrębnego języka, deklaracji narodowościowych spisu powszechnego - naród śląski nie istnieje? To jeszcze jest smutek czy może już rozbawienie? - Zdążyłem do tego przywyknąć. Przyzwyczaiłem się do polityki, ale smutek pojawia się czasem. Z drugiej strony bawią mnie różne „głupoty”.

- Jednak to Gerard Cieślik prowadzi. - Tylko, że Cieślikowi przybyło, bodaj 5 grudnia, w ciągu zaledwie kilku godzin, 3000 głosów! Zauważyłem za to, że Kożdoniowi nagle około 1000… ubyło.

- Podobno są programy komputerowe „nabijające” głosy. - Nie można tego wykluczyć. To nie przypadek. Dziennik Zachodni nie dopuści do wygranej Kożdonia, ponieważ byłby to śląski triumf. A na to nie mogą sobie pozwolić. - „Czy nazistowski kolaborant może być bohaterem dla współczesnych Ślązaków ?” - takie pytanie w sprawie Kożdonia stawia wicewojewoda śląski,

za obywatela Republiki Niemieckiej Austrii, a po podziale Śląska Cieszyńskiego przyjął obywatelstwo Czechosłowacji. W okresie międzywojennym był burmistrzem Czeskiego Cieszyna, podczas wojny mieszkał na czeskiej stronie Śląska, podobnie jak po wojnie. Więc niby dlaczego go mieli sądzić Polacy? Dlatego, że urodził się w Lesznej Górnej koło Cieszyna i że po polskiej stronie jego idea niepodległego

Po polskiej stronie jego idea niepodległego Śląska lub bardzo szerokiej autonomii terytorialnej, politycznej, kulturowej i narodowościowej, w ramach Czechosłowacji, miała tysiące zwolenników? To się mogło polskim nacjonalistom nie podobać, ale nie skutkuje stawiania go przed polskim sądem. Chociaż rzeczywiście Polacy chcieli tego starego już człowieka po II wojnie światowej porwać.

Piotr Spyra. Co pan na to? - Polski nacjonalista zawsze będzie atakował śląskość. Na każdej płaszczyźnie. Casus Kożdonia nie jest tu wyjątkiem. Warto natomiast dodać, że w Czechosłowacji postawiono mu zarzut kolaboracji. I czeski sąd zwolnił go z tego zarzutu.

- Ale znajomi wicewojewody Spyry podnoszą, że nie sądził go polski sąd! - Ani polski, ani szwedzki, ani rumuński. Ani żaden inny poza czechosłowackim, Czemu? Bo Kożdoń nigdy nie był obywatelem Polski. Urodził się jako obywatel Austro-Węgier, w 1918 po ich rozpadzie i ogłoszeniu polskiej władzy przez samozwańczą Radę Narodową Księstwa Cieszyńskiego konsekwentnie uznawał się

Śląska lub bardzo szerokiej autonomii terytorialnej, politycznej, kulturowej i narodowościowej, w ramach Czechosłowacji, miała tysiące zwolenników? To się mogło polskim nacjonalistom nie podobać, ale nie skutkuje stawiania go przed polskim sądem. Chociaż rzeczywiście Polacy chcieli tego starego już człowieka po II wojnie światowej porwać. Natomiast jeszcze w 1938 roku, po zajęciu przez Polskę, do spółki z Hitlerem, tak zwanego Zaolzia, Kożdoń został przez polskie władze zmuszony do opuszczenia miasta i granic II RP, więc wyjechał na terytorium Śląska w III Rzeszy, konkretnie do Opawy.

- Ale przyjął obywatelstwo III Rzeszy…

- Dla niego agresja hitlerowska na Polskę była rzeczywiście wyzwoleniem Cieszyna spod polskiej okupacji i powrotem reszty Śląska do naturalnej, historycznej przynależności państwowej, gdyż od XIV do XIX w. Śląsk w całości był jednym z krajów, należących do Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, czyli do I Rzeszy. Przy czym należy przypomnieć, że I Rzesza nie była monolitem, tylko zróżnicowanym etnicznie zlepkiem samodzielnych królestw, księstw i hrabstw, w którym obok Niemców żyło wiele innych narodów, w tym również Ślązacy. Podczas wojny Kożdoń przyjął swoje pierwotne obywatelstwo (skoro Niemiecka Austria, została przyłączona do Rzeszy Niemieckiej), więc o kolaboracji nie może być mowy, tak jak w przypadku wschodnich Górnoślązaków, którzy w 1941 po prostu wrócili do obywatelstwa sprzed roku 1922. Wiele wypowiedzi z lat 1939-45 dowodzi jednak, że Kożdoń był wobec III Rzeszy bardzo krytyczny.

- Rozumiem. Przejdźmy teraz do tematu Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Czy przewidywał pan takie zakończenie sprawy? - Wyrok Sądu Najwyższego z 5 grudnia nie jest dla mnie zaskoczeniem. - Dlaczego? - Cóż, decydują tu względy polityczne. Wyrok jest w pewnym sensie odzwierciedleniem polskiej polityki. Jest to kom-

promitujące i żałosne, gdyż sądy powinny badać zgodność statutu z przepisami.

- Ale sądy niższych instancji nie dostrzegły wad prawnych statutu SONŚ… - Tak, ale Sąd Najwyższy ukrócił marzenia SONŚ. Ciekawe czemu nikomu nie przeszkadzają trzy stowarzyszenia romskie, mające w nazwie mniejszość narodowa, chociaż ustawa kwalifikuje Romów, jako mniejszość etniczną, a nie narodową? Z drugiej SONŚ nie ma ani

- Jakie „głupoty”? - A choćby takie, że „Ślązacy nie są narodem” z argumentacją „Nie, bo nie”, do której nie sposób się odnieść albo takie, że „Ślązacy zawsze trwali przy polskości”. W ramach tego „trwania przy polskości” m.in. w XV w. śląscy Piastowie stawiali zacięty opór Jagiellonom, warunkowo dopuszczając ich zwierzchność wyłącznie jako władców Czech, nigdy jako królów Polski, w 1881 Bytomianie nie chcieli poprzeć nawet wystawienia polskiej listy wyborczej, po I wojnie światowej cieszyńscy Ślązacy w większości woleli poprzeć autonomię w Czechosłowacji, niż w Polsce, roku 1921 Górnoślązacy w większości głosowali za Niemcami i zasili Selbstschutz w podobnej liczbie jak szeregi powstańcze, natomiast w okolicach Opawy

Sąd Najwyższy ukrócił marzenia SONŚ. Ciekawe czemu nikomu nie przeszkadzają trzy stowarzyszenia romskie, mające w nazwie mniejszość narodowa, chociaż ustawa kwalifikuje Romów, jako mniejszość etniczną, a nie narodową? Z drugiej SONŚ nie ma ani w statucie ani w nazwie takiego pojęcia, a prokuratura i SN argumentują tak, jakby ono tam było. w statucie ani w nazwie takiego pojęcia, a prokuratura i SN argumentują tak, jakby ono tam było. Tak, czy inaczej, teraz pozostaje tylko odwołanie do Strasburga, chociaż i to nie gwarantuje sukcesu.

żaden Ślązak nigdy nie uważał się za Polaka. To chyba niezbite dowody tego „trwania Ślązaków przy polskości”?

- Nie bardzo. Dziękuję za rozmowę. - Ja również.

DaRiuSz JeRczyńSKi (ur. 1968), działacz śląski i pisarz. Autor jedynej „Historii Narodu Śląskiego” (obecnie w sprzedaży wydanie III, rozszerzone) oraz obszernej biografii Józefa Kożdonia. Na koncie ma także wiele artykułów i inne książki o śląskiej tematyce, jak chociażby „Orędownicy Niepodległości Śląska” czy „Śląski Ruch Narodowy”. Przez lata aktywny działacz RAŚ i Związku Ludności Narodowości Śląskiej, obecnie jeden z czołowych działaczy „Ślonskij Ferajny” i wiceprezes stowarzyszenia Nasz Wspólny Śląski Dom.


9

GrUdzIeŃ 2013 r.

Odpowiedzmy Pozbawiono

obywatelskim projektem Z Markiem Plurą, jedynym polskim posłem oficjalnie deklarującym przynależność do narodowości śląskiej - rozmawia Dariusz Dyrda

- Według tej ustawy nie możemy być narodem. Bo mniejszość narodowa w jej rozumieniu mieszka w Polsce, ale poza Polską naród ten posiada własne państwo. - To prawda, ale możemy być grupą etniczną. Taką jak mieszkający w Polsce Łemkowie, Karaimowie, Tatarzy. To pozwoli nam chronić język, kulturę i wreszcie zrzeszać się. Jeśli będziemy uznani za grupę etniczną, żaden sąd nie uzna też SONŚ-u za nielegalny.

- Panie pośle, i jak się pan czuje po orzeczeniu Sądu Najwyższego ? - Jak każdy Ślązak. Jakby mi ktoś dał w pysk. Przecież oni potraktowali nas gorzej niż komunistów i faszystów. Bo faszyści mają zakaz zrzeszania się, ale nie mają zakazu posiadania poglądów. Natomiast my tak. Bo narodowość to indywidualne odczucie. Tak rzecz definiuje ustawa. Więc jeśli sąd mówi, że nie ma narodowości

śląskiej, tak jak i o narodowości kaszubskiej”. - Zaraz jednak premier, Kaszub, dodał „na Kaszubach praktycznie nikt nie ma wątpliwości, że Kaszuba to

W PO można się do narodowości śląskiej przyznawać, a przypuszczam, że z PiS natychmiast by się za to wyleciało. U nas można rozmawiać o narodowości śląskiej, u nich to wręcz zdrada stanu. śląskiej, to mówi, że nie wolno mi mieć takiego odczucia! Ten sąd zabrania mi czuć się tym, kim się czuję. Po prostu brak słów.

- Jest pan jednak posłem Platformy Obywatelskiej. Niby władza sądownicza od ustawodawczej jest niezależna, ale jednak poseł ma pewne możliwości działania. Zwłaszcza poseł partii rządzącej. - Pod warunkiem, że w tej partii podziela jego stanowisko. Jestem w PO, bo zgadzam się z programem tej partii. Ale akurat stosunek do narodowości śląskiej i języka śląskiego różni mnie od większości działaczy Platformy Obywatelskiej, nie tylko posłów. Na Śląsku nie jest jeszcze tak źle, ale w reszcie Polski wielu członków PO wciąż jeszcze nie rozumie naszej specyfiki. Pracuję nad tym, żeby to zmienić, żeby ich przekonać…

- Efekt może być mizerny, jeśli zarazem Donald Tusk mówi 9 grudnia: „Ślązacy i Kaszubi to Polacy, którzy płacili wyjątkową cenę za polskość na swoich ziemiach - Na pewno nie mówiłbym o narodowości

jest Polak, to jest pewien rodzaj Polaka. I dlatego ja mam wrażenie, choć nie chcę za nikogo decydować, że tak samo powinniśmy mówić o Ślązakach”. Podkreśla, że to jego opinia, ale nie chce za nas decydować, Ale to tylko potwierdza, że nie jest łatwo przekonać PO jako politycznej całości do narodowości śląskiej. Z drugiej strony w PO można się do niej przy-

- Wpisanie do tej ustawy języka śląskiego nie udało się, mimo wielu pana prób… - To prawda, już drugą kadencję sejmowa komisja mniejszości narodowych i etnicznych zaprzepaściła tę ideę. W obecnej kadencji Sejmu nie widzę dla niej już szans. Ale możemy stworzyć obywatelskie projekty ustaw o języku regionalnym, o śląskiej mniejszości etnicznej. Obywatelski projekt ustawy ma dwie przewagi nad poselskim. Pierwsza formalna – wszystkie poselskie projekty wraz z końcem kadencji lądują w koszu na śmieci. W nowej kadencji trzeba całą procedurę zaczynać od nowa. Tymczasem obywatelski projekt przechodzi z kadencji na kadencję, nie można go więc tak łatwo zablokować przewlekłością. Druga jego przewaga to siła społeczna. Podpisało się 100 000 ludzi. To dowodzi, że jest to dla nich ważne.

- Ale jeszcze trzeba te sto tysięcy podpisów zebrać… - Sam pan mawia, że jeśli nie potrafimy ocalić bez państwowych pieniędzy naszego języka, to on nie zasługuje na ocalenia. To ja odpowiem podobnie: jeśli nie zdołamy zebrać stu tysięcy podpisów za narodowością śląską – to nie zasługujemy na to, byśmy mogli być mianowani narodem.

Jeśli nie zdołamy zebrać stu tysięcy podpisów za narodowością śląską – to nie zasługujemy na to, by być narodem. Inne narody za swoją wolność przelewały krew, więc my chociaż przelejmy atrament. znawać, a przypuszczam, że z PiS natychmiast by się za to wyleciało. U nas można rozmawiać o narodowości śląskiej, u nich to wręcz zdrada stanu. SLD jest również zdecydowanie na nie. Więc z trzech największych polskich partii to jednak Platforma jest najbardziej otwarta na śląskość. Niemniej na pewno Platforma nie będzie walczyć o uznanie narodowości śląskiej. Dlatego ja sam 9 grudnia rzuciłem pomysł obywatelskiego projektu ustawy o dopisaniu Ślązaków do ustawy o mniejszościach narodowych.

Inne narody za swoją wolność przelewały krew, więc my chociaż przelejmy atrament. Jest RAŚ, jest SONŚ, jest Ślůnsko Ferajna, jest „Ślůnski Cajtung”, jest moje biuro poselskie, biuro senackie Kutza i wiele innych organizacji, instytucji. I co, nie damy rady zebrać stu tysięcy popisów? Powiem tak: na te Boże Narodzenie winszuja wom a siebie, coby w 2014 roku ten projekt był gotowy i podpisany niŷ bez sto, a bez dwiesta tysięcy ludzi. - I jo wim tego winszuja.

mnie złudzeń Z andrzejem roczniokiem o procesach sądowych Związku Ludności Narodowości Śląskiej, Strasburgu i kompletnej kompromitacji Polski - rozmawia Paula Zawadzka

- Jak wyglądają kwestie sądowe związane z rejestracją Związku Ludności Narodowości Śląskiej? Na jakim to jest obecnie etapie? - Obecnie toczą się trzy postępowania. Dwa w Strasburgu: jeden o rejestrację ZLNS i drugi o niedopuszczenie naszej organizacji do wyborów. Oprócz tego jest postępowanie przed sądem w Katowicach, również dotyczące nie zarejestrowania ZLNS. Ta ostatnia drażni mnie najbardziej, bo dokumenty w tej sprawie przetrzymywane są już rok, proces jest przewlekły, ponad ustawowy trzymiesięczny termin.

- W związku z powyższym, jak pan sądzi, jak długo będzie pan zmuszony do używania nazwy: „Związek Ludności Narodowości Śląskiej w rejestracji”? Czy nie do końca unormowana sytuacja prawna wpływa na funkcjonowanie organizacji? - Nie wiem jak to długo jeszcze potrwa, ale nie wykluczam, że na pamiątkę batalii sądowej zostawi my drugi człon… „Związek Ludności Narodowości Śląskiej w rejestracji” ! Tak, to przypominałoby o całym pro-

- Spokojnie możemy mówić o kompromitacji całego kraju! Polska tradycja prześladowań mniejszości ma się bardzo dobrze. Cały świat idzie naprzód, Szkoci np. bardzo wyraźnie dążą do autonomii i niezależności, ba, wręcz niepodległości, a Anglicy patrzą na to ze spokojem. Wiele narodów ma poczucie swojej odrębności w państwach swoich większych sąsiadów. .. Czemu Polska tkwi w zaścianku, zamiast zacząć obserwować Europę? Cóż, polskim władzom wydawało się, że lata dyskryminacji Ślązaków przyniosły efekt, że my już o odrębności

Szczerze mówiąc, patrząc na dwa pierwsze wyroki sądów w sprawie SONŚ, zacząłem mieć nadzieję, że państwo polskie zmądrzało. Jednak pozbawiono mnie złudzeń i tym razem: wyrok Sądu Najwyższego jest wyrokiem stricte politycznym. blemie z rejestracją i skłaniałoby do refleksji.

- Podobne problemy z rejestracją ma od niedawna Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. Co Pan sadzi o tej sytuacji? - Szczerze mówiąc, patrząc na dwa pierwsze wyroki sądów, zacząłem mieć nadzieję, że państwo polskie zmądrzało. Jednak pozbawiono mnie złudzeń i tym razem: wyrok Sądu Najwyższego jest wyrokiem stricte politycznym. Nie odwołuje się do przepisów prawa, nie odnosi się do statutu. - Czy w tej sytuacji możemy mówić o kompromitacji polskiego wymiaru sprawiedliwości?

zapomnieliśmy. Niestety, gorzko się pomyliły.

- A może problem tkwi w tym, że rządzący nie rozumieją idei autonomii tak dalece, że negują absolutnie wszystko, co z nią związane? Czy wręcz przeciwnie: rozumieją i nie chcą do niej dopuścić? - Ależ oni doskonale dawno pojęli o co chodzi. Nie pasuje im to bardzo. Szkoda, że nie wzięli pod uwagę, że milion obywateli tego kraju ma jedyny, największy problem: chcą odzyskać to, co im się należy. Cała reszta schodzi dla nas na boczny plan. - Dziękuję za rozmowę. - I ja dziękuję pani.

aNDRzeJ RoczNioK (ur. 1958 w Zabrzu) – Były działacz Ruchu Autonomii Śląska. Od 2002 przewodniczący działającego nielegalnie Związku Ludności Narodowości Śląskiej – organizacji śląskiej mniejszości narodowej. Prowadzi wydawnictwo Narodowa Oficyna Śląska.


10 Siemieniotka (wg tomka Wrony): 50 dkg konopi (ale zwykłych, nie indyjskich!); 1 cebula; 1 l mleka; 1 łyżka masła; 2-3 łyżki kaszki jaglanej (może być zwykła mąka pszenna w ostateczności); Sól, cukier do smaku; ½ kg kaszy gryczanej(krupów pogańskich) Na dzień przed gotowaniem konopie zamoczyć we wodzie. W dzień wigilii wodę odlać, zastąpić nową- nastąpi płukanie, postawić na piecu i gotować około 1 godziny, aż popękają ziarna komopi. Następnie tłuczkiem tłuc konopie, aż wyjdzie zawarte w nich mleczko. Zalać

GrUdzIeŃ 2013 r.

chopy warzom Wilijo We XXI storoczu warzom niŷ ino baby, i niŷ ino Remigiusz Rączka. Pokozało sie, co wszyjskie nasze autory rade warzom. Bez tuż mocie konsek wilijnyj kuchnie, wele chopůw, autorůw „Ślůnskigo Cajtunga”. wodą, gotować do ½ godziny. Następnie wywar zlać przez sito do drugiego garnka. Znowu tłuc konopie i zalać wodą- gotować- te czynności powtarzać kilka razy aż zostaną wytłuczone ziarna i wypłukane z nich zostanie mleczko. Można też na koniec zemleć ziarna w mikserze.

Odlewany wywar ciągle podgrzewać w drugim garnku z cebulą. Na koniec dodać masło, sól, cukier, wlać mleko i zagotować. Na koniec zmielić na mąkę kaszkę jaglana, wymieszać z wodą i wlać do zupy, mieszając (można zastosować zwykłą mąkę). Zagotować, mieszając zupę. Podawać z ugotowaną na sypko kaszą gryczaną.

Moczka (wg darka dyrdy) piernik (im ciemniejszy, tym lepszy) – ilość wedle uznania; 300 g rodzynek i fig; 300 g różnych orzechów (laskowe, włoskie, migdały); 100 g suszonych śliwek (albo flaumusu czyli powideł śliwkowych); 2 kilogramy ryb; 3 marchewki; 1 seler; 2 pasternaki (nie pietruszka!); 1 litr kompotu z agrestu; 1 litr innych kompotów (najlepiej gruszkowy i śliwkowy); 0,5 litra piwa jasnego; 0,5 litra piwa ciemnego, karmelowego 300 g miodu (lub cukru); 1 cytryna; szczypta goździków mielonych; szczypta cynamonu; szczypta imbiru; ewentualnie zasmażka, jeśli wyszło za rzadkie… Jo warza moczka jak „za starego piŷrwy”, to je na rybach a piwie. Uważom, że je lepszo jak moczka na samym kompocie, abo kompocie

i piwie. Robienie moczki zaczynamy od warzenie rosołu z ryby i włoszczyzny. Nie musi to być karp, może być leszcz, karaś, płotki. Bo mięso i tak po ugotowaniu musi zostać do moczki przetarte. Równocześnie z gotowaniem rosołu namaczamy piernik w piwie. Musi wyraźnie rozmięknąć i „wypić” całe piwo. Gdy rosół jest gotowy, przecedzamy go, a rybę przecieramy przez drobne oczka (tak by zatrzymać ości) nazad do wywaru. Piwo z piernikiem i wywar rybny zlewamy do jednego gara. Dolewamy następnie po pół litra każdego kompotu. Kiedy zawartość zacznie się delikatnie gotować, dorzucamy bakalie i śliwki (lub powidła). Trzeba pamiętać o stałym mieszaniu, bo moczka lubi się przypalić. Chociaż minimalnie powinna, wtedy jest smaczniejsza. Po godzinie gotowania dodajemy przyprawy. Sok z wyciśniętej cytryny wciskamy pod koniec gotowania. Miodem (albo cukrem) doprawiamy według uznania. Ale moczka musi być słodka!!! Można słodzić pod koniec, wtedy się mniej przypala. Gotująca się moczka powinna mieć gęstość zawiesistej zupy-kremu czy gęstej grochówki. Jeśli jest gęstsza, możemy dolać pozostałe kompoty (w przeciwnym razie można je wypić). Jeśli jest zbyt rzadka, można dodać rozmoczonego piernika. A jeśli go nie mamy, można

moczkę uratować dodając nieco zasmażki, jednak pamiętając, że mąki ma być w niej dość dużo a masła maluteńko. U mie w doma moczka jado sie na ciepło a na zimno. Na letnio tyż!

Makówki (według adama Moćki) 2 litry tłustego mleka; 600-800 g mielonego maku; Kostka (250 g) masła; 200 g miodu; 200 g cukru; 1 duża chałka (ewentualnie 10 pszennych bułek); 150 g orzechów laskowych; 100 g orzechów włoskich; 200 g rodzynek; 50 g fig Wiem, że większość osób mak gotuje w mleku, ale ja uważam, że jeśli jest on dobrze zmielony, to czynność ta jest zbyteczna. Podobnie jak moja mama biorę wysoki garnek i sypię warstwę maku (ok. 0,5 cm) na co układam warstwę pokrojonej w kostkę (wielkości drobnego gulaszu) chałkę, na to sypię bakalie. I znów mak, i znów chałka, i znów bakalie. Co najmniej trzy warstwy, a może być i pięć. Jednocześnie w garnku podgrzewam mleko, pilnując aby się nie przypaliło Kiedy jest gorące, rozpuszczam w nim masło i miód oraz cukier. Bardzo gorącym mlekiem, na granicy wrzenia, zalewam moje makówki tak długo, aż mleko wsiąka. Gdy zacznie zostawać na górze, kończę. Garnek trzeba szybko przykryć i po kwadransie odstawić do wystygnięcia. Gdy masa jest ciepła, ale już nie gorąca, makówki starannie mieszam. Jeśli są zbyt gęste, zawsze można dolać dosłodzonego mleka. Jeśli zbyt rzadkie, dorzucić (dopóki są ciepłe) nieco drobno pokrojonej chałki czy bułki. Smacznego.


11

GrUdzIeŃ 2013 r.

I zawrzało! Po wyroku Sądu Najwyższego pojawiły się liczne oświadczenia, stanowiska i komentarze. Najważniejsze jest oczywiście to wydane przez samo Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej. ale inne też są ważne, ciekawe. Oto one.

Ze

Oświadczenie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej

spokojem, ale też ze zdumieniem przyjęliśmy decyzję Sądu Najwyższego RP podważającą zasadność rejestracji naszej organizacji pod obecną nazwą. Ponieważ naród śląski zawsze żywił dla prawa głęboki szacunek i przestrzegał jego litery, zatem i teraz nasze działania będą odbywały się w zgodzie z nim. Znaczy to, że do chwili ponownego rozpatrzenia sprawy przez Sąd Okręgowy w Opolu, SONŚ będzie działać na dotychczasowych zasadach. Potem działania nasze dostosujemy do wytworzonej sytuacji, czyli uczynimy wszystko, by móc działać legalnie w ramach obowiązującego w RP i na terenie Unii Europejskiej prawa. W tym miejscu apelujemy do wszystkich, poczuwających się do członkostwa w naszej wspólnocie narodowej, a którym los Śląska i Ślązaków nie jest obojętny, o szybkie zapisywanie się do naszego Stowarzyszenia. Wracając do decyzji Sądu Najwyższego RP a konkretnie do tej części, w której jest ona uzasadniana. Z prawdziwym smutkiem przyjmujemy słowa podważające prawo Ślązaków do samookreślenia swej tożsamości. Wpisuje się to w wieloletni ciąg praktyk dyskryminacyjnych wobec naszej społeczności, które w warunkach demokracji nie powinny mieć miejsca. Czyni to z nas de facto obywateli gorszej kategorii, podludzi, którzy nie mają prawa o sobie decydować. Ta swoista reglamentacja praw obywatelskich w stosunku do Ślązaków podparta została argumentem, iż uznanie naszych aspiracji jest w sprzeczności z art. 3 Konstytucji RP. Dziwić musi, że argument ten wysuwany jest jedynie w stosunku do nas, zaś nie stosuje się do pozostałych mniejszości narodowych i etnicznych, z jakich składa się społeczeństwo RP. Jednocześnie próbuje nam się imputować wrogie wobec państwa zamiary wbrew temu, co sami zawarliśmy w naszym statucie. To krzywdzące, niesprawiedliwe i bolesne. Sugeruje, że jesteśmy kłamcami o nieuczciwych i niebezpiecznych zamiarach. Wśród naszych członków są również potomkowie Powstańców Śląskich, którzy będąc Ślązakami, czując swoją własną narodową tożsamość ukształtowaną w wielowiekowych historycznych procesach, chcieliby być równoprawnymi obywatelami państwa polskiego. Dla tych osób szczególnie jest to policzek od tegoż państwa, który musi skłaniać do refleksji nad własną kondycją w społeczności obywateli RP i nad tym, czym tak naprawdę dla tego państwa jest leżący w jego granicach Śląsk. My Ślązacy czujemy się spadkobiercami ponad tysiącletniej kultury i historii naszej

ziemi, która w tym czasie wchodziła w granice różnych państw – bywało, że także w granice Polski, tak jak to ma miejsce teraz. Czasem Ślązacy sami podnosili głos za lub przeciw wejściu w granice któregoś z państw. Jednocześnie, Ślązacy będąc lojalnymi obywatelami państw, w których przyszło im żyć, pielęgnowali własną tożsamość – w tym narodową. Chcemy kontynuować dzieło naszych przodków i cieszyć się należnymi nam prawami, nie szkodząc nikomu i szanując każdego. Radzi byli byśmy, gdyby inni, także nas uszanowali takimi, jakimi jesteśmy.

N

Oświadczenie Kongresu Nowej Prawicy

owa Prawica ze zdziwieniem przyjmuje do wiadomości orzeczenie Sądu Najwyższego odmawiające Ślązakom prawa do swobodnego zrzeszania się. Naszym zdaniem decyzja Sądu Najwyższego jest rażącym naruszeniem praw i wolności obywatelskich. Za dziwne i niezrozumiałe uważamy uzurpowanie sobie przez sędziów SN prawa do decydowania o istnieniu bądź nieistnieniu narodu. Sąd Najwyższy rozstrzygając o dopuszczalności nazwy Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej wykroczył poza ramy ustawy prawo o stowarzyszeniach. Oceniając zgodność celów Stowarzyszenia z porządkiem konstytucyjnym RP sędziowie Sądu Najwyższego nie zapoznali się ze statutem Stowarzyszenia, a swoje wiadomości o celach SONŚ czerpią jedynie z plotek. Nowa Prawica nie zajmuje stanowiska w kwestii istnienia bądź nieistnienia narodu śląskiego, uznając prawo obywateli do samookreślenia i prawo badaczy do toczenia na ten temat sporów i swobodnego formułowania hipotez. Stanowczo sprzeciwiamy się natomiast ingerencji władz państwowych w sumienia obywateli.

Oświadczenie związku Ludności Narodowości Śląskiej (fragment) (…) Sąd Najwyższy wydał wyrok w sprawie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej pokazujący, że sędziowie tego sądu mają aż taki wielki immunitet, że nie

muszą rozpatrywanych spraw rozpatrywać w zakresie prawnym, a mogą dać upust swoim poglądom politycznym. Odwoływanie się do kwestii autonomii w wyroku Sądu Najwyższego świadczy, że sędziowie mają problem czytania ze zrozumieniem. W statucie SONŚ nie ma jakiejkolwiek wzmianki o autonomii, a Sąd Najwyższy jednak umiał uczynić taką ekwilibrystykę intelektualną, by wyrazić swoje ciągoty do dyskryminowania i zanegować prawo narodowości śląskiej do zrzeszania się, a przy okazji zaszaleć i zanegować warunek Ligi Narodów o przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, który mówił o autonomii tych ziem w Polsce. Sąd Najwyższy to niestety obraz polskich elit, które zwłaszcza w stosunku do mniejszości narodowych są szczególnie wrogie. Od czasu odzyskania niepodległości, wcześniej dobrowolnie zrzeczonej się m.in. w czasie Sejmu Rozbiorowego, polskie elity zaserwowały obywatelom polskim m.in. negację odrębności języków - litewskiego, białoruskiego, łemkowskiego, ukraińskiego, kaszubskiego, śląskiego - od języka polskiego; getta ławkowe, Polenaktion 1938, Żydzi na Madagaskar, Akcja Wisła, pomnik dla Hitlera za rozwiązanie kwestii żydowskiej, polskie obozy koncentracyjne wraz z obozami tworzonymi przez Sikorskiego przy wojsku polskim na emigracji, Marzec 1968, to tylko krótkie wyliczenie świadczące o szowinizmie polskich elit. (…) Mając powyższe na uwadze, a zwłaszcza fakt, że władze polskiej ulegają tylko pod presją, chcemy zachęcić wszystkich do rozważenia bojkotu najbliższych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Przedstawiciele z Śląska nie są zainteresowani reprezentowaniem narodowości śląskiej i języka śląskiego w tym Parlamencie, a więc po co się wysilać i tracić czas na te wybory. Europa musi się dowiedzieć, że nie tylko przedstawiciele środowiska, którzy ślą do nich swe pisma, ale również osoby deklarujące narodowość i używanie języka śląskiego mają dość bezczynności Europy na jawną dyskryminację Ślązaków i nasyłanie na nas służb specjalnych. Nasza pokojowa droga potrzebuje wsparcia.

N

Kamil durczok (publicysta telewizyjny), fakty tVN:

iewiele mniej niż milion ludzi uznało się za Ślązaków. To państwo polskie dało im taką możliwość, wprowadzając w spisie powszechnym odpowiednią rubrykę, a w niej narodowość śląską. Teraz w imieniu tego samego pań-

stwa Sąd Najwyższy mówi Ślązakom – tylko się Wam wydaje, że istniejecie. W rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak naród śląski. A jak myślicie inaczej, to jesteście wichrzyciele i godzicie w jedność Rzeczpospolitej. Więc pamiętajcie – nie wolno się Wam zrzeszać, organizować ani wspólnie działać. Nawet jeśli to działanie to nauczanie gwary, przypominanie historii i pielęgnowanie własnych zwyczajów. Bo jesteście Polakami. Nie Ślązakami. Zrozumiano? Ano właśnie kłopot w tym, że nie. Bo trudno coś z tego zrozumieć. Poza tym, że skoro władza – bez znaczenia czy wykonawcza, czy sądownicza – tak się tego śląskiego narodu boi, to on faktycznie istnieje. Większy i silniejszy, niż się wszystkim dookoła zdaje. Dziwny to sąd, który wie lepiej od obywateli, kim ci się czują.

Szczepan twardoch pisarz, laureat „Paszportu Polityki”

Umieścił na swoim prywatnym profilu na facebooku, ale sprawa szybko trafiła do mediów: Kilkaset tysięcy ludzi zasadniczo myli się w kwestii własnej tożsamości etnicznej; sędzia z Warszawy wie lepiej, bo tak go w szkole nauczyli. Za to wielkodusznie przyznaje prawo do "pewnej odrębności". Pierdol się, Polsko. W wywiadzie dla Polska the Times, dwa dni później: strasznie zabawne jest to, że trzeba powiedzieć "Pierdol się, Polsko", żeby zostać usłyszanym w kwestii, o której mówię od 5-10 lat, o której wypowiadam się publicystycznie, literacko i w każdy inny sposób w rozbudowanych formach. A tu się nagle okazuje, że to wszystko było niepotrzebne, wystarczy powiedzieć "Pierdol się, Polsko". Nie dziwi mnie to, ale zasmuca. W takim świecie żyjemy. (…) Powiedzenie "Pierdol się, Polsko" oddaje mój stan emocjonalny po zapoznaniu się z orzeczeniem Sądu Najwyższego na temat rejestracji Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Jest to stan tak zwanego wkurwienia. Wkurwiony człowiek właśnie tak reaguje. Tak wtedy pomyślałem. Przypomina mi się tutaj pewna wypowiedź Andrzeja Horubały. Była kiedyś w "Rzeczpospolitej", w czasach, w których było jeszcze po co czytywać gazety, taka ankieta, śmieszna raczej, z pytaniem "Czy Polska jest sexy". Różni ludzie różnie odpowiadali, jedni - że jest, inni - że nie jest, a Andrzej Horubała odpowiedział jednym zdaniem: "Tak, Polska jest sexy, i dlatego wszyscy ją pierdolą". To tak na marginesie.

Jerzy Gorzelik, (lider ruchu autonomii Śląska) na blogu:

Sądowe orzeczenie nie powstrzyma procesów tożsamościowych, które dokonują się na Górnym Śląsku. Spowoduje jedynie radykalizację postaw i zatruje relacje między większością a mniezością. Reprezentująca państwo instytucja przejęła wykluczającą narrację nacjonalistycznych publicystów. Nic dziwnego zatem, że wielu Ślązaków wątpi dziś w to, czy po drugiej stronie jest partner gotowy do dialogu. W tej sytuacji apolskość części z nich i przekonanie o lichości polskiego państwa przerodzić mogą się w antypolskość i postrzeganie Rzeczypospolitej jako wroga. Zamykając kolejne furtki, ograniczając możliwość legalnego realizowania śląskich pragnień, państwo wchodzi na ścieżkę konfrontacji. Polsko, nie idź tą drogą! W tym konflikcie nie będzie zwycięzców. Chciałbym wszystkim tym mięczakom, cieplarnianym patriotom, łzawym obrońcom dobrego imienia RP uzmysłowić - reprezentujący Rzeczpospolitą Polską Sąd Najwyższy obraził właśnie kilkaset tysięcy obywateli. Bluzg Szczepana to przy tym niewinny wyraz dezaprobaty.

Paweł Polok (kandydat raŚ na senatora w rybniku w roku 2011 i 2013)

Na Facebooku: - Myślałem, że bękart wersalski (a, sorry, Polska) już mnie niczym nie zaskoczy. No bo w końcu jak tu przebić najdroższe w Europie autostrady, NFZ odmawiający leczenia ciężko chorych, prezesa partii "patriotycznej", który nie zna słów hymnu czy ministra finansów, który podnosząc podatki obniża jednocześnie wpływy do budżetu i jeszcze się temu dziwi.Ale tym razem to - za przeproszeniem - państwo dało dupy do bólu. Pokazało, że w Sądzie Najwyższym nie ma prawników-fachowców, tylko dyspozycyjni funkcjonariusze. Takie Józki Musiołki 30 lat później. Dobrze, że Ojciec już nie żyje i nie musi oglądać takiego skur…..a. Dowidzeniasiępaństwu. Cóż za zniewieściałe, przeczulone na własnym punkcie towarzystwo!


12

GrUdzIeŃ 2013 r.

hobbit to przeca po ślůnsku! hoby-ty!

Nasze som dzieciątko a biskup Mikołoj. I herringi. Merry christmas nie

Beranie pod kri

Grudzień, czas magiczny. Ale dla nas też czas refleksji nad tradycją. Nad tym co nasze, śląskie. I nad tym, co nieśląskie. Choć niekoniecznie polskie, bo może też być amerykańskie na przykład.

C

Můj ôjciec robi we Njymcach, matka na zmiany, to jo porzont je u moi omy. Ŏstatnio pokozołech ji na DVD „Hobbita”. Pedzieć musa, co ji się podobało. Po filmje niŷwiela godała. Możno bez dwie godziny niyŷpedziała ani słowa.

N

ale razŷm ôroz mi pado tak:Ty wjys synek, skond się tyn hobbit wzion? - Ze książki – godom.-No przecams, ale skon się wzion w ty ksionżsce? Wjys?- Tolkien jom napisoł.- Synek (omka jus dopolono była fest ) skon ôn wjedzioł ô tym hobbicie? - Jakeście take mondre, to wy mi powjŷdzcie - padom.- A cobyś wjedzioł, że ci powjŷm.- Cekom… - pedziołech i zaconech blikać na oma.- Najsamprzod ci wyklaruja te słowo „hobbit”. Wjys co to znacy? - No niŷ. Suchom…- Hobbit to je po ślůnsku! - Co??? - No, dyć po naszymu. „Hoby ty”. Przŷ jejch anglickij wymowie: hobyt. A potŷm hobbyt. Na koniec hobbit.To my som hobbity? – patrzołech na oma i nadziwić zech sie niŷ mog, co ôna ôsprawio. - Wejrzi na to tak. Mos tam ludziůw, krasalůw i elfůw, a do tego te cołke hamozie: gobliny, orki i cołko reszta.- Nic z tego niŷ rozumja.- Juże ci tuplikuja. Som nacyje

co som fest za pijendzmi. Dos jym koncek placu a ône wykopjom cosik. Pojedzies na Gory, to tam we Sztolni Cornego Pstronga ôbejrzis. Mos i Ludzi, te zaś som fest za władzom, dlo niych rzondzić, to rzec nojważniejszo na cołkym świecie. - A te Elfy?- Te niŷ majom swojego placu, po swiecie łazom i durś szukają, kaj nojlepjy do niych. Myślom, co som nojlepsze, nochole wysoko nosom, ale ône szukajom, to co je nojpjynkniejsze na świecie. Dzieci niŷ majom wjela. Jak to elfy.- Aha. Jus wiŷm! Niŷmce to som krasnoludy, Poloki to Ludzie… A te Elfy to fto?- Ŏne mogom ci się trefić w kożdy nacyji. - No to teroski wjym wszystko. I ôd těj godki ze omom wiŷm, co Tolkien boł zakamuflowano opcjo ślůnsko. I co ślůnsko godka mioł za magicno. Beztuż ech wom to pod krsibaumŷm, kiery tyż je magiczny, ôsprawioł. fraNcISzeK GrYSzczYK

RamkaDla tych którzy nie władają śląskim Babcia tłumaczy wnuczkowi, że słowo hobbit pochodzi od śląskiego zwrotu „hoby ty”, który znaczy „tak jak ty/ taki jak ty”. Ślązacy musieli stać się inspiracją dla twórcy „Władcy pierścieni”, bo hobbici mają wiele wspólnych cech ze Ślązakami. Są pracowici, dowcipni, lubią kopać w ziemi, kochają swoje ogrody i bywają wykorzystywani przez narody ościenne do najprzeróżniejszych posług. Ślązacy wolą przebywać w domu, dalekie podróże są u nich czymś wyjątkowym. Co ciekawe dla Tolkiena inspiracją były także narody ościenne. Krasnoludy szukają bogactw i mogą przypomnieć Niemców (popatrzcie jakie figurki znajdziecie w niemieckich ogrodach). Ludzie pożądają władzy? Tu inspiracją wydają się Polacy, zaś elfy to miłośnicy sztuki i ich znaleźć można w wielu nacjach.

hoćby taki Mikołaj. Kiedy mówimy o śląskiej tradycji, to trzeba zapytać wprost: co tŷn podciep w szerwonych galotach, ruskich walonkach, szerwonŷj jakli a szerwonŷj mycce z bomblŷm mo spůlnego, ze św. Mikołajŷm? Co ze św. Mikołajŷm majom spůlnego renifery??? I Laponia. Za Laponią jest do tego historia śmieszna, bo córka naszej znajomej usłyszała od nauczycielki w szkole, że Laponia nie istnieje, że to tylko taka bajkowa ojczyzna Mikołaja. Sęk w tym, że mała Majka w Laponii była! I doskonale wie, że istnieje. Teraz tylko ma swoją nauczycielkę za nieuka. Który nie wie, że owszem, w Skandynawii, na samej północy leży Laponia . Region to na tyle duży, że rozpościera się w Rosji, Finlandii,

W kulturze europejskiej św. Mikołaj był biskupem, który przybywał z Orientu, żeby wraz ze swym służącym-murzynem, rozdawać prezenty. To Amerykanie wymyślili zamiast niego podciepa w czerwonych galotach, czerwonej kufajce i czerwonej mycce. I jeszcze do pomocy dołożono mu jakąś śnieżynkę… zresztą mundurkiem z ruskim Dieduszkom Morozem, Dziadkiem Mrozem. Ten podciep zamiast biskupa pojawił się w Ameryce, podczas wojny secesyjnej. 3 stycznia 1863 roku w gazecie w "Harper's

Kiedy mówimy o śląskiej tradycji, to trzeba zapytać wprost: co tŷn podciep w szerwonych galotach, ruskich walonkach, szerwonŷj jakli a szerwonŷj mycce z bomblŷm mo spůlnego, ze św. Mikołajŷm? Co ze św. Mikołajŷm majom spůlnego renifery??? Norwegii i Szwecji. Najbardziej znanym miastem Laponii jest Murmańsk. Laponia wpisana jest na światową listę dziedzictwa UNESCO i mieszkają tam Lapończycy. I dla turystów jest tam świętomikołajowy przemysł rozrywkowy. Z tym, że św. Mikołaj tam nie mieszkał.

azjatycki biskup, nie podciep z bieguna Mieszkał dokładnie na drugim końcu Europy, a nawet ciut poza nią. W dzisiejszej Turcji, w mieście Myra (dziś Demre). Był biskupem, ale ponieważ podobnie jak papież Franciszek też zwolennikiem ubóstwa, to majątek rozdawał biednym, a jeździł zapewne na osiołku, nie na reniferze. Renifer w Turcji zdechłby z gorąca po godzinie. No i ciągnąć sanie po kamienistej pustyni niepraktycznie. To wspomaganie biednych i rozdawanie dóbr spowodowało, że został „patronem prezentów”. A ponieważ jest świętym jeszcze z czasów przed rozbiciem chrześcijaństwa, to czci go zarówno Kościół zachodni, jak i prawosławny. Przy czym przez stulecia czczono go jako szacownego biskupa, w biskupich szatach - a nie podciepa w czerwonej elfiej mycce i czerwonym arbajtancugu. Tożsamego

Weekly" wydrukowano obrazek przedstawiający rozdającego żołnierzom prezenty Mikołaja ubranego właśnie w taki strój – i tak zaczął się światowy marsz czerwonego podciepa. Skirz tego, co szerwony stary elf je o wiela barżyj bajkowy, magiczny, niż taki ańfachowy biskup, kiery bajtlom niŷ kojarzy sie z niczym miłym. Do końca XIX wieku czerwony podciep zawojował całą Amerykę, a poczynając od naszego stulecia, zaczął też podbijać Europę. Dziś rozpycha się nawet w buddyjskiej Azji! Choć nie jest tam żadnym świętym, lecz po prostu Klausem! Aha, renifery? Są starsze od podciepa, bo pochodzą z 1822 roku. Wówczas to amerykański pisarz i profesor literatury orientalnej oraz greckiej a zarazem biblista napisał poemat „Wizyta św. Mikołaja” – w którym przybywa on z bieguna, na saniach z reniferami. Ale przybywa biskup, nie czerwony podciep! Ale tak przyjechał do Ameryki.

W europie przybywał z Orientu, nie bieguna U nas, w Europie, było inaczej. W średniowiecznym Amsterdamie Sinter Klaas (święty Klaus) przybywał żaglowcem z cie-

płych krajów, a prezenty niósł za nim jego murzyński sługa, Czarny Piotruś (Zwarte Piet). Według legendy to niewolnik Petrus, którego św. Mikołaj wykupił z niewoli, a ten z wdzięczności pozostał przy boku biskupa. I to on łazi z prezentami przez komin, a nie kościelny dostojnik. Oczywiście czyni to 6 grudnia. Ta europejska tradycja była nam znacznie bliższa, niż anglosaski podciep w elfiej mycce. Ale nie zostało po niej nic. Dziś Mikołaj w czerwonej kufajce i walonkach, amerykańskim obyczajem, próbuje się wedrzeć także pod choinkę. Gdzie u Ślązaków od stuleci prezenty przynosi Dzieciątko Jezus. Czym zresztą różnimy się też od tradycji polskiej, gdzie przynosi je Aniołek, albo wręcz jakiś Gwiazdor (a jak gwiazdor to kto wie, może na przykład Olaf Lubaszenko?).

agrest, piwo, piernik i zasmażka!!! to je ale dobre

Nasza śląska tradycja jakże różni się od polskiej na wigilijnym stole. Już na etapie zakupów przybyli na Śląsk Polacy dziwują się, że coraz częściej można kupić „piernik do ryby”. Patrzą zdumieni i pytają w myślach, co ma piernik do wiatraka, pardon, do ryby. Bo skąd mają wiedzieć, że kultowe wigilijne danie, moczkę, robi się na bazie piernika, a nierzadko też ryby. Choć wersja bez jest dziś chyba znacznie popularniejsza. Dziś moczkę częściej warzy się bez ryby, chociaż ten dawny przepis pozostał właśnie w nazwie piernika: do ryby! No i nasi dziennikarze, kosztując wiele moczek, stwierdzają jednogłośnie: ta z rybą jest lepsza! Moczka! Powiedzcie Polakowi, że tę cudowną śląską potrawę (w najbardziej kla-


13

GrUdzIeŃ 2013 r.

e je. Naszo je moczka, niŷ kutia

Sporo ludzi pyta nas, jak dawniej (a w zasadzie całkiem niedawno), nim kultura masowa ujednoliciła święta, wyglądały one w śląskich domach. Postanowiliśmy oddać głos mysłowickiemu ekspertowi od tych spraw, jedynemu znanemu nam Ślązakowi średniego pokolenia, który razem ze swoją ślubną potrafią pokazać się na mieście ubrani „po chłopsku”, czyli tak, jak się u nas noszono kilkadziesiąt lat temu.

isbaumŷm GOdY sycznej, choć dziś zapomnianej nieco wersji) warzy się z: gotowanej ryby, piernika, piwa (jasnego i malcu, czyli ciemnego), kompotu (koniecznie agrestowy, ale nie ino), bakalii (rodzynki, figi, migdały, orzechy), cytryny, śliwek (abo flaumusu) i opcjonalnie czekolady. No i zasmażki! Zasmażki! Kiedy Polakowi powiecie, że z tego wszystkiego warzycie ni i zupa, ni to deserowy krem – to uzna, ze sobie z niego jaja robicie. Albo że to jakieś wyjątkowe świństwo. Ani nie wie, jakie to dobre. I woli się zajadać kutią, o której my prywatnie sądzimy to, co on zapewne o moczce. Bo u nos ziarna pszenicy to się kurom suło, a niŷ dowało jeść ludziom, pra!?

stopą życiową z Francuzami, Holendrami, Anglikami). Kraje te nie miały też floty dużej floty rybackiej, więc i o dobrego śledzia było ciężko. Dlatego nagle po obu stronach granicy – a na dodatek w Czechach, gdzie, co oczywiste, floty rybackiej nie ma wcale – rybą wigilijną został masowo hodowany, szybko rosnący karp. Z musu, a nie z wyboru, stał się tym świątecznym symbolem. I polubiliśmy jego smak, choć narody od stuleci rozmiłowane w rybach (jak Anglicy, Portugalczycy, Włosi) nie umieją się nadziwić, jak można żreć karpia. Dla nich zjeść karpia, to tak, jak dla nas zjeść wronę. No niby można, ale po co, chyba z głodu?

Bóg się rodzi, karp truchleje

Ponbůczek jod tilapia

Kaper (bo przeca karp jest polski, my zawdy mieli kapra! ), dziś niemal symbol świąt, pojawił się na naszych stołach późno. To znaczy na wigilijnym stole. Bo hodowano go w środkowej Europie, od XVI wieku, chociaż – co pewne wielu zdziwi – ryba ta się u nas nie rozmnaża, i narybek przywozi się z południa, tak poczynając od dorzecza Dunaju. Niemniej był karp rybą dość rzadką, raczej na pańskie stoły. Rybą zaś powszechną, ludową, robotniczą i chłopską był śledź. I to śledzia jadano na wigilijnych stołach naszych om i starzŷkůw. Kartofle (bez ômasty!), kapusta z grochŷm – były ku heringowi, jak godo sie u nos na ta ryba. A zupa rybno warzono z tego wszyj-

Dziś karp króluje. Choć coraz więcej ludzi wybiera jednak (z lenistwa) rybę bez ości. A ludzie głęboko wierzący powinni chyba sięgać chętniej niż po karpia – po tilapię. Bo ta nieduża rybka jest bez wątpienia tą, którą odławiał święty Piotr, którą żywiła się Święta Rodzina. To właśnie z pyszczka tilapii Piotr Apostoł wyjął monetę, którą zapłacił podatek na budowę świątyni. To cudownie rozmnażając pięć chlebów i dwie tilapie Chrystus nakarmił 5 tysięcy ludzi. Skąd to wiemy? Z prostej przyczyny – jest to jedyny gatunek ryby żyjący masowo w Jeziorze Galilejskim. Bliski Wschód i Afryka to naturalne miejsca życia tej hodowanej dziś także u nas ryby. Dlatego dawniej często nazywana była „Rybą św. Piotra”. Jeśli więc

Kiedy Polakowi powiecie, że z ryby, piwa, piernika, kompotu, bakalii, czekolady i zasmażki warzycie ni i zupa, ni to deserowy krem – to uzna, ze sobie z niego jaja robicie. Albo że to jakieś wyjątkowe świństwo. Ani nie wie, jakie to dobre. I woli się zajadać kutią, o której my prywatnie sądzimy to, co on zapewne o moczce. Bo u nos ziarna pszenicy to się kurom suło, a niŷ dowało jeść ludziom, pra!? skigo, co szło chycić po stowkach a rzykach: karasi, leszczy, płotek, okońków, kiełbi a inakszŷj rybnŷj drobnicy. Usmażyć tego niŷ szło, ale uwarzyć w zupie – ja! A Poloki, kiere padajom na zupa rybno „fuj, do ust bym proszę pana zupy rybnej nie wziął, skądże znowu” – ani niŷ wiedzom, jaki to poradzi być kustne!!! Wracając do karpia, pojawił się on u nas dość powszechnie po I wojnie światowej, gdy hodowla ryb rozwinęła się na wielką skalę. Polska była największym na świecie producentem hodowlanego karpia, stąd w polskiej części Śląska stawał się popularny nieco wcześniej, niż w niemieckiej. Na stołach pszczyńskich czy rybnickich jest częścią wigilijnej wieczerzy już często w latach 30-tych XX wieku, na stołach gliwickich czy opolskich pojawił się dopiero po II wojnie światowej. Bo w latach 40 i początku 50. głód i niedobór mięsa panował w Polsce oraz Niemcach (ja, ja, we Rajchu tyż, po wojnie Niŷmce byli biŷdne, swůj dobrobyt dziepiŷro nazod budowali i tak kole 1960 roku zrównali się

chcemy jeść to, co jadł Chrystus i apostołowie – jedzmy tilapię. Z tym, że podobno inne ryby są zdrowsze od niej. No ale nic dziwnego, obecni hodowcy mnożą je w sposób nie tak cudowny jak Jezus, lecz stosując wiele niezbyt zdrowych sztuczek. Ale siadając do wilijnego stołu pamiętajmy, że my momy swoja tradycjo. I że także to jest nasze śląskie dziedzictwo. Pisze też o tym w innym miejscu gazety, nieco dalej, Tomasz Wrona. Jego tekst jest jednak znacznie poważniejszy, opowiada o tym, jak wyglądały Gody (czyli święta Bożego Narodzenia) u nas sto lat temu. A ten tekst miał być lekki i przyjemny. Niestety, musimy kończyć. Idom gody, bez tuż prza poschroniać chałpa, umyć ôkna, pomiŷniać gardiny. Trza polekku kupować wszyjsko na moczka, makůwki, siěmiěniotka, na kołocze. Trza kupić gŷszynki. Inoś kaper a goik bydom czakać do końca, kupiěmy jejch kaś 22 abo 23 grudnia. Tuż wyboczcie, ale nom sie spiecho rychtować sie na Wilijo a Gody. Patrzcie tam jako! darIUSz dYrda, MaGda PILOrz

tomasz Wrona

Ludzie tysz zaglondali w niebo, bo wierzyli, że fto jes bes grzychu, tyn ôboczy Świŷnto Familijo. Piŷrwy na pastyrki do kościoła się u nos niŷ chodziło. Starsi godajom, że dziepiŷro w latach 20. minionego storoczo zaczŷni u nos na Ślůnsku ôdprowiać pastyrki. Ale niy uwożało się to za mszo świonteczno. Jak się szło na pastyrka, i tak trza było iś drugi ros we świynto.

A

Po wiliji świŷnta

W mysłowickiej Brzezince Tomasz Wrona i jego znajomi odrodzili tradycję Herodów. Chodzą po dzielnicy już od kilkunastu lat.

coż to za nazwa te Gody? Ano, stare Ślůnzoki padajom tak na świynta Bożŷgo Narodzŷnio. To inaksi Świŷnta Godnie. Kyj się zacynajom? U nos już po świŷntym Jŷndrzeju. Toć - momy Jadwynt. I roroty i świŷntego Mikołoja i Barbůrka i Łucyje. Sprzontanie i ablucyjo we suchatelnicy kościelnyj. I jeszcze się piyknie ôblyc i już… wilijo.Piŷrwy we wilijo to sie stowało wczas rano. Bo było kupa roboty, coby przīrychtować wszysko na wieczerzo a świŷnta. Baby warzyły, chopy rychtowali gojik i go mojýli. A niý ino gojik. Wiýszali pod lampom astki chojny i mojyli je rostomajtymi piernikami, bombonami a nawet (jak mieli) ciaćkami z dziurkom. Wszyjscy mieli storani sie porzondnie zachowywać, zwłaszcza bajtle, bo sie wierzy u nos zowdy, że jaki bydziesz we wilijo, taki bydziesz cołki rok.

chneda bydzie wilijo No i wszyjscy pościyli. Nic piýrwy niy jodali bes cołki dziŷń. Dzisioj to trocha pomŷniyli, ale i tak jyndykůw we wilijo niŷ jodomy. Za to rychtowali siŷmiyniotka , ftoro sto lot nazod jodali chned w kożdyj chaupie, śledzie w ôccie, mocka, makůwki, teros tysz kapra. No i kartofle, kapusta z grzībami. Ku tŷmu komport s piecek (czyli suszonych owoców). Razým szykowało się stoł, przīkryty biołym serwetym. Pod niego wrożało się pijondzie (coby się cowieka trzīmały na bezrok) i łuski z kapra (potym, do bajtlika - coby trzīmały w bajtliku pijondzki) i troszka siana, ale niŷ do jedzynio. Na stoł stowiało się krzīż ze świŷckami. Szykowało się dwanoście potrow, bo było dwanoście apostołůw abo miesiŷncy. Zowdy szykowało się jedyn talŷrz wiŷncy. Do przībytnigo, jak prawili w XX wieku, abo do duszycki umartego latoś z naszy familije - bo była przīwiarka, że umarci mogli w Gody prziś do swojich familii.

Siedź abo pominiesz Wieczerzo zaczynała się, jak się ćmiło. Zapolali świŷcki, wszyjscy stowali wele stoła - rzykali. Zaczynoł ôjciec familije. Potym sie łomali. Hańdowni sznitkom chleba, w XX wieku ôblatym. A razŷm jedli. Trza

było sprůbowac kożdego jedzynio. I niý dało się ôdyńś ôd stoła, bo sie godało, że tyn, fto ôdyńdzie przed końcŷm wilije, na bezrok pominie. Na koniec wilije były kolŷndy i wrůżby. Czaskało sie ôrzechy i paczyło. Eli ôrzech był zdrowy - rok bydzie pomyśny. Kiej zespusty, rok bydzie zły. Rostomajcie ludzie

Piŷrsze świŷnto godnie to był czos na dychani. Ludzie siedzieli w chałpach i nawet się niŷ godziyło do kogoś iś. Śpiŷwali kolŷndy, dyskutowali, śmioli sie. Nawet niŷ warzyli ôbiadu, ino jedli co ôstało z wilije. Trza tysz było iś do kościoła, niŷ ino na mszo ale tysz na niŷszpor. I tak szło piŷrsze świŷnto. Ale druge to już jes inno sprawa. Chodzowało się do familije w ôdwiedziny, przīchodzili goście. Ale tysz pojawiali się

wnętrze mieszkania rodziny Sorek z II połowy lat 30. Brzezinka te wrózby robili - jedni czaskali sztŷry ôrzechy - na kożdo pora roku inkszy, drudzy dwanoście - na kożdy miesionc.

Po wilije Po wiliji bajtle lecieli pod gojik, zaglondać, co latoś prziniysło dzieciontko. Piŷrwy geszynki były małe, ale dzisiej to placu pod gojikym brakuje. Dziouchy jak zymiatały izba po wiliji, to robiyły to ôdwrotnie - ôd dźwiyrzy do ôkna. Śmieci rozciepowały na wszyske strony świata. Dziouchy tyż trzynsły potym i suchały, skond pies szczeko - wierzyły, że stamtond przŷdzie do nich zolytnik. We wiecor w downych czasach ludzie siedzieli dugo i śpiŷwali kolŷndy. Niŷ ino te z kościoła. Niyftore były śmiŷszne: Zagrzmiało, rombało w Beltyjym ziými, niý było, niý było Jozefa w doma” abo „Twych szczewiczkow Jezus niý chce, bo śmierdzom dzieksym”.

kolŷndniki. Bajtle poprzewlŷkani za pastuszkůw śpiŷwali kolŷndy. Godali na nich pastuszki. Ale u nos (ponoć ino na wschodni czyńści Ślůnska) byli tysz Herody. To grupa dorosłych, ftoro ôdgrywała, co się to wyrobiało na dworze Heroda, kiej się dowiedzioł ô Jezusicku. Był Janioł, ftory go kcioł nawrůcić, i Diobeł, ftory go kusiył. W końcu tysz Śmiertka, ftoro ucinała mu gowa i Żyd. Herody po wszyskim tysz śpiŷwali kolŷndy. A zaś razŷm ludziom wiynszowali. Żydowi dowali na koniec jaki pijondz abo co dobrego, czasŷm czŷnstowali gorzołom abo winym. Herody ôdwiydzali chałpy aż do 6 stycznia. I ludzie jich radzi witali, bo to było na szczŷńście. I tak schodziły Gody - na radości i świŷntowaniu.A wom wszyskim wiynszuja na Nowy Rok tak, jak ludziom śpywali na mojich rodzinnych Kosztowach Herody: „Za kolynda dziŷnkujymy, zdrowio, szczyńścio wiynszujymy, cobyście tu dugo żyli, a po śmierci się cieszyli wroz z janiołami”.

Mieszkający w mysłowickiej dzielnicy Kosztowy autor jest historykiem oraz czołowym śląskim folklorystą. Jako radny (w poprzedniej kadencji sejmiku, obecnie – podobnie jak w latach 2002/6 - rady miasta Mysłowice) działa także na rzecz języka śląskiego i narodowości śląskiej. Swoim uczniom wpaja oprócz obowiązkowego programu nauczania także historię Śląska.


14

GrUdzIeŃ 2013 r.

Kożdoń tam i nazod – czyli plebiscyt dziennika zachodniego

Łączy nas maszynka?

Plebiscyt ruszył 25 listopada, na internetowym profilu najpopularniejszej regionalnej gazety – „Dziennika Zachodniego”. Nosi on nazwę: Kto łączy Ślązaków? Wybitne postaci ze Śląska i dla Śląska.

G

azeta zachęca, bo każdy czytelnik głosował na jedną ze wskazanych osób. Jest ich aż 55, a reprezentują najróżniejsze postawy. W gronie tych „wybitnych” widzimy całą różnorodność śląska na przestrzeni wieków. Wśród kandydatur na tego, który łączy, znalazł się też Józef Kożdoń, zgłoszony przez posła Marka Plurę. – Dziwię się, że w ogóle go dopuszczono do konkursu. Polacy nie cierpią Kożdonia – mówi jego biograf Dariusz Jerczyński (wywiad na str. 8). Sam Kożdoń, ceniony polityk Śląska Cieszyńskiego, od 1918 roku aż do śmierci, po II wojnie światowej, stale podnosił ideę stworzenia państwa górnośląskiego. Do Polski żywił głęboką nieufność, jeśli już miał wybierać, to wolał widzieć Śląsk w rękach czeskich niż polskich. Przez polskich nacjonalistów na Śląsku jest uważany za zdrajcę. Dał zresztą temu wyraz wicewojewoda Piotr Spyra, pisząc o plebiscycie: „Czy nazistowski kolaborant może być bohaterem dla współczesnych Ślązaków?”. Warto więc dodać, że Kożdoń został przez państwo czeskie oskarżony o kolaborację z Niemcami – i z zarzutów tych oczyszczony. Przed sądem polskim – jak chciałby Spyra – nie stawał, bo niby dlaczego miałby stawać, jeśli nigdy nie był obywatelem polskim, a nawet nigdy nie mieszkał na terytorium Polski. Całe życie był obywatelem austro-węgierskim a później czechosłowackim.

Kożdoń na prowadzeniu Spyra 1 grudnia pod swoją wersją jego życiorysu dopisał: „Byłoby chyba trochę głupio, jakby ktoś taki jak J. Kożdoń wygrał plebiscyt na najwybitniejszego Ślązaka”. Napisał tak, bo Kożdoń dość szybko objął w owym plebiscycie prowadzenie. Wprawdzie przez dwa pierwsze dni prowadził niejaki Dominik Ździebło-Danowski, ale powiedzcie sami, kto o takim człowieku (poza Piotrem Spyrą) słyszał? Był to lokalny działacz Armii Krajowej, do tego w Krakowie. Ze Śląskiem miał tyle wspólnego, że urodził się w Jastrzębiu. To oczywiste, że osoba taka, nie znana na Śląsku, nie może w sposób

naturalny wygrywać w tym plebiscycie, dystansując wyraźnie Konstantego Wolnego, Eichendorffa, Korfantego, Godulę, Wilimowskiego, von Donnersmarcka, kardynała Hlonda, śląskich Piastów, Krystynę Bochenek czy niedawno zmarłego Gerarda Cieślika. I wielu innych. Oraz oczywiście Kożdonia. Było oczywiste, że musi to być sztuczna zorganizowana akcja, promowania tego Ździebły. Że na niego klika jakaś… klika. Mechanizm plebiscytu był taki, że każdy internauta może głosować codziennie. Aby nie oddawał więcej głosów niż wolno, serwer Dziennika Zachodniego sprawdza indywidualny numer IP komputera, z którego wysyła się sygnał głosowania. Tylko – informacja dla mnie obeznanych z Internetem – klienci niektórych firm telekomunikacyjnych, na przykład TP SA, nie mają stałego IP. Za każdym połączeniem się z Internetem przydzielane jest im inne. Więc łącząc się w ciągu dnia wielokrotnie, można dziennie oddać nawet ponad setkę głosów. I tylko ostatni naiwniak mógł wierzyć, że ów Ździebło

skiwał po dwieście w godzinę. Szybko zbliżając się do Kożdonia. Jeszcze dziwniejsze rzeczy działy się jednak koło miejsca 30, gdzie kandydaci mieli średnio po 300-400 głosów ogółem. Tam znajdował się św. Jacek. I nagle temu średniowiecznemu dominikaninowi, który dotychczas dostawał po 20 głosów dziennie – zaczęło przybywać po 20 na godzinę. Po 500 na dzień. Koło 11 grudnia Ździebło był już bardzo blisko Kożdonia, zmniejszył

Cieślika. Bo oto stał się cud ogromny – piłkarzowi zaczęło przybywać głosów jeszcze szybciej, niż świętemu. Walka na cuda trwa. Jeśli wykluczymy cud, to możliwość jest tylko jedna. W naszym przekonaniu nie ma mowy, by działo się to za sprawą jakiejś mobilizacji dominikanów bądź kibiców Ruchu. Mogła natomiast zadziałać komputerowa maszynka, czyli program do nabijania głosów. - Średnio uzdolniony programista napisze taki program w dwie godziny. Trzeba tylko posiadać łącze pozbawione stałego IP – wyjaśniają nam studenci informatyki. Czyli na przykład takie łącze, jak w TP SA. Teraz już nie człowiek łączy się ze stroną Dziennika Zachodniego. Robi to za niego komputer. Łączy się, oddaje głos, rozłącza – i po kilkunastu sekundach znów łączy, mając już inne IP. Tak działający program potrafi nabić kilkaset głosów w ciągu godziny. Kilka tysięcy na dzień. Najpewniej więc w plebiscycie brali udział nie czytelnicy Dziennika Zachodniego, lecz z jednej strony (pod

Najpewniej więc w plebiscycie brali udział nie czytelnicy Dziennika Zachodniego, lecz z jednej strony (pod jego koniec) program jakiegoś informatyka, zarazem fana Ruchu Chorzów i Cieślika – z drugiej zaś „maszynka” jakiegoś polskiego narodowca, który, jak wicewojewoda Spyra, nie chciał się pogodzić z faktem, że wygrać może „nazistowski kolaborant i volksdeutsch Kożdoń”. wygrywa inaczej, niż w taki sposób. Ale i tak tylko przez kilka dni. Popularność niedawno zmarłego Gerarda Cieślika oraz – wśród Ślązaków świadomych historii regionu – Józefa Kożdonia, spowodowała, że obaj panowie szybko przegonili Ździebłę. I zaczęli między sobą bój o pierwsze miejsce, przekraczając tysiąc głosów, dwa tysiące, trzy tysiące, pięć tysięcy. Prowadził Kożdoń, ale Cieślik deptał mu po piętach. Ździebło był daleko za nimi, ledwie z tysiącem, a po plecach deptali mu już Karol Godula i Joseph Eichendorff.

cuda zaczęły się w Barbórkę Nagle coś dziwnego zaczęło dziać się 4 grudnia. Relacjonował to na bieżąco Andrzej Roczniok, śląski działacz narodowościowy: „Nie wiem czy ta zabawa ma jakikolwiek sens, gdyż Józef Kożdoń miał już ponad 6.000 głosów i prawie tysiącem prowadził z Cieślikiem. W ciągu około godziny Kożdoniowi odjęto około tysiąca głosów, a Cieślikowi przybyło 3.000 głosów”. I nagle Gerard Cieślik wyskoczył przed Kożdonia. Od tego czasu dziwnym trafem, różnica pomiędzy nimi utrzymywała się stale na poziomie tych 3000. Koło 8 grudnia zaczęło się dziać coś jeszcze dziwniejszego. Nagle w pościg za tą dwójką ruszył, mający 4000 straty, Ździebło-Danowski. On, który w ciągu dwóch tygodni zgromadził 6000 głosów (czyli średnio 500 na dzień), teraz zy-

stratę o trzy tysiące i wydawało się, że połknie go jutro, pojutrze. W tym czasie św. Jacek z miejsca trzydziestego przebił się – w trzy dni – do pierwszej piątki, gromadząc już po 2000 głosów dziennie.

aK-owiec się poddał, cuda trwają 12 grudnia stało się coś jeszcze dziwniejszego. AK-owiec Ździebło nagle się poddał, przestał walczyć o głosy. Nagle, tak jak przed 4 grudnia, głosowało na niego zaledwie po kilkadziesiąt osób dziennie. Kożdoń zaczął się oddalać. 14 grudnia wyprzedził go nawet Godula, zdobywając przez cały okres mozolnie głosy, dzień po dniu. Mimo to Kożdoń nie był już na drugim miejscu, bo w tym samym czasie przeskoczył go … św. Jacek. Ten, na kogo jeszcze tydzień wcześniej nie głosował niemal nikt, teraz dostawał po 3000 głosów dziennie. Było oczywiste, że lada dzień przeskoczy też Cieślika. I nagle okaże się, że osobą najbliższą wszystkim Ślązakom jest właśnie on, święty Jacek Odrowąż, który jednak – powiedzmy to sobie wprost – dla śląskich katolików ma jednak znacznie mniejsze znaczenie niż choćby św. Jadwiga Śląska (też znajdująca się w tym plebiscycie i walcząca o miejsce w pierwszej dziesiątce, mając pięć razy mniej głosów od Jacka!). Ale 14 grudnia okazało się, że może jednak Jacek nie przekoczy Gerarda

jego koniec) program jakiegoś informatyka, zarazem fana Ruchu Chorzów i Cieślika – z drugiej zaś „maszynka” jakiegoś polskiego narodowca, który, jak wicewojewoda Spyra, nie chciał się pogodzić z faktem, że wygrać może „nazistowski kolaborant i volksdeutsch Kożdoń”. Jego maszynka najpierw nastawiona była na Ździebłę, ale gdy zorientowano się, że w jego zwycięstwo nikt nie uwierzy, to postawiono na świętego. Ale dlaczego na Jacka, nie na Jadwigę, żyjących przecież w tych samym czasie? To proste, Jadwiga była Niemką, a Jacek Odrowąż Polakiem. A przecież idea maszynki była taka, by łączył nas Polak, nie Ślązak… Padło więc na św. Jacka Odrowąża. Zwolennicy świętego wprawdzie twierdzą, że oni grają uczciwie, ale też, że głosują… Polacy (i nie tylko) z całego świata. Więc co to ma wspólnego z plebiscytem „postaci łączące Ślązaków”. Nasza gazeta poszła do druku 16 grudnia, plebiscyt skończył się dwa dni później. Nie wiemy więc, kto wygrał. Ale kogo by nie ogłosił DZ, my wiemy, że wygrał Kożdoń. Bo tylko on swoje miejsce uzyskał bez żadnych nagłych skoków, dzień w dzień uzyskując podobne ilości głosów swoich fanów.

dalsze miejsca pokazują prawdę Ważniejsze jest jednak to, co działo się na dalszych miejscach. To one świetnie pokazują, kto dla mieszkańców Śląs-

ka jest ważny, kto nas łączy, a kto nie. Okazuje się otóż, że nie łączą nas polonizatorzy Śląska. Według stanu na 15 grudnia, najwyżej z nich jest Wojciech Korfanty – na miejscu 18. Jerzy Ziętek dopiero na 21, Stanisław Ligoń 33, Ludwik Musioł – 36, ks. Jan Macha – 37, Karol Miarka – 41, Józef Lompa – 44, Wilhelm Szewczyk – 45, ks. Franciszek Michejda – 50 a Michał Grażyński – 53. Wysoko tylko jeden – na miejscu 5. ten Ździebło-Danowski, ale w sposób wiadomy. Jakże inaczej ma się z tymi, którzy Śląskowi nieśli cywilizację, a nie polskość. Na miejscu czwartym, zaraz za Kożdoniem – Karol Godula. 6 – wielki śląski i niemiecki poeta Joseph von Eichendorff, 7 – ks. Carl Ulitzka, podobnie jak Kożdoń zwolennik utworzenia republiki górnośląskiej, 8 – Konstanty Wolny, wprawdzie działacz polski, ale przywódca śląskiej autonomii, 9, 10 i 12 – trzy święte śląskie kobiety (św. Jadwiga, bł Maria Merkert i Eva von Tiele-Winkler), 13 – najwybitniejszy śląski sportowiec wszechczasów, deklarujący narodowość śląską Ernest Wilimowski, 14 – przemysłowiec Guido Henckel von Donnersmarck, 15 – prymas Polski, mysłowiczanin August Hlond, 16 – pruski minister górnictwa von Reden, 17. Książe pszczyński Johann Heinrich XV voh Hochberg. Dopiero za nim Korfanty! A dalej znów śląscy przemysłowcy (Georg von Giesche, John Baildon), uczeni (Maria Goppert-Meyer, Zbigniew Religa), artyści (Angelus Silesius, Franz Waxman, Henryk Mikołaj Górecki), śląscy władcy, którzy nie uznawali polskiej zwierzchności (Jerzy Hohenzollern, Władysław Opolczyk, Jan II Dobry, Henryk Brodaty, Mieszko Plątonogi). Z polskich działaczy politycznych najwyżej – na miejscu 11. Jan Mitręga, minister górnictwa i wicepremier za czasów Edwarda Gierka, autentyczny Ślązak, który walczył w ramach elit komunistycznej władzy o to, by naszego regionu nie eksploatowano nadmiernie. Polonizatorzy dopiero z tyłu, za nimi wszystkimi. Ta część plebiscytu, poza miejscami na podium, odbywała się bez maszynek. Ta pokazuje rzeczywiste preferencje czytelników gazety. I ta mówi jasno, kto nas łączy, a kto nie. Kto jest nam bliski, a kto nie jest. Może wziąłby to pod uwagę sejmik wojewódzki, który w listopadzie uroczystą uchwałą uczcił ks. Franciszka Michejdę, polonizatora z Cieszyna (pozycja w plebiscycie – 50), a nie umie uczcić tych, których czczą mieszkańcy regionu: Kożdonia, Eichendorffa, Ulitzki, Wilimowskiego). I zastanawiam się, czy jednak Dziennik Zachodni nie umiałby zrobić plebiscytu, gdzie może głosów byłoby mniej, za to dałoby się ustrzec przed maszynką? Może głosowania imienne? Chyba, że im chodzi tylko o ilość wejść na stronę, a nie o jakikolwiek miarodajny plebiscyt.


15

GrUdzIeŃ 2013 r.

P

fIKSUM dYrdUM

Wilijo narodowości śląskiej

isałem już chyba o tym w Cajtungu, ale dla mnie Wilijo to dzień najszczególniej szczególny. Nie tylko dlatego, że atmosfera świąt, że „Bóóóg sięęę rodziii, mooc truchleje” i „Stiileee Naaacht, heiliiigee naacht”, że moczka i gŷszynki – ale też dlatego, że dokładnie 24 grudnia uświadomiłem sobie, że jako Ślązak nie jestem Polakiem! Nie mogę być Polakiem!

nigdy! Że oni jedzą kutię a my moczka a makůwki. Że na Wielkanoc oni lotają ze święconym, a u nas ten zwyczaj przyjmował się z trudem, gdy byłem dzieckiem, bo go polski Kościół bardzo promował. I tak dali i tak dali. Aha, że dla nich dziadek w Wehrmachcie to coś złego, a do mie to tak samo naturalne, jak oma we kuchni! U nich wujek z AK, a u mie też, tela że nasze AK to Afrikakorps…

Nagle prezenterka w TV mówi do mnie słodkim głosem: żaden Polak nie wyobraża sobie wigilii bez barszczu… Ŏ pieronie! Żodŷn Polok niŷ forszteluje se wilije bez barszczu??? Tuż wyboczom paniczko, ale jo za pierona Polokiým niŷ je! Nie pamiętam już, który to był rok, ale jakoś tak pod sam koniec komuny. Może 86, może 88, a może i 89. W każdym razie po południu, gdy Goik był już ôbleczony, kiej na stole była już serweta a pod serwetom siano, alo do Wiliji było jeszcze kupa czasu - siedziołech przed telewizorem. A hań ôroz… Nagle prezenterka w TV mówi do mnie słodkim głosem: żaden Polak nie wyobraża sobie wigilii bez barszczu… Ŏ pieronie! Żodŷn Polok niŷ forszteluje se wilije bez barszczu??? Tuż wyboczom paniczko, ale jo za pierona Polokiŷm niŷ je! W pierwszej chwili potraktowałem tę myśl jako żart. Ale po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że wcale nie jest taka żartobliwa. Że rzeczywiście, polskie obyczaje są zupełnie inne od moich. Że im prezenty pod choinkę nosi Aniołek, a u nos wyszynki Dzieciontko Jezus, że Polacy jedzą barszcz a u nos jedni jedzom siemieniotka, insi zupa grzŷbowo, jeszcze insi grochowo abo rybno – ale barszczu

Miałem już wtedy lat dwadzieścia kilka. Kończyłem studia. I przecież wiedziałem, czułem, że od moich kolegów zza Przemszy różnię się kulturowo, mentalnie. Są to moi koledzy i dziś, jednego z nich nazywam nawet moim przyjacielem, ale jednak z Polakiem rozumiem się o wiele gorzej, niż z Hanysem. Nie ma w nas tej zajadłości, nie ma rozpychania się łokciami, a jest za to tyle życzliwości dla innych i radości życia. Chociaż też nie oszukujmy się – dziś śląskie cechy bardzo są w polskim morzu rozpuszczone i u Hanysów co raz wyłazi to, co jeszcze kiej żech był bajtlem, stare ludzie mianowali u nos „polskim chacharstwŷm”. Czekając na ta wilijo, błyskawicznie dochodziłem do wniosku, że ta prezenterka mimowolnie powiedziała mi prawdę. Że Polacy na wigilię jedzą barszcz. Ci, co nie jedzą, nie są Polakami! Nie jestem Polakiem! A wszystko, co wiem o mojej tożsamości, o śląskiej historii (a znałem ją już wtedy całkiem dobrze, choć gorzej niż dziś), o

mojej familii (nawet uwzględniając polskie korzenie mamy) – potwierdza mi jedynie tę prawdę. Przy tamtej Wiliji, lot tŷmu ze 25, zapytołech fatra, jak miarkuje, eli my som, eli niŷ som Polokami. A fater – rīchtig intelektualista – bliknoł na mie roz, bliknoł wtury, i pado: Jak wiesz nigdy nie narzucałem ci mojego światopoglądu. Uważam, że każdy człowiek musi sobie zbudować sam swój. Owszem, starałem ci się pokazać, co jest dobrem, a co złem, ale nic ponadto. Nie nakłaniałem cię więc do religii, ale i od niej nie odwodziłem. Nie przekonywałem do komunizmu, ani do antykomunizmu. I tak samo nigdy nie mówiłem ci, kim jesteś i kim się masz czuć. Ale czy tyś synek słyszoł kiej mie, abo moich kamratůw, śpiewać Rota? Czy jo cie uczył: „Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały”. Tuż ty se możesz być kim chcesz. Możesz jechać do vaterlandu i ôstać Niŷmcŷm. Papiůry na to mosz.

swoimi kamratami wieczorem siedzieli przy stole, przy brandy albo whisky (mój ojciec i jego kumple czystej raczej nie pijali), to rozmawiali ze sobą więcej po niemiecku, niż po polsku. Co mnie zawsze bawiło, bo wszyscy czterej byli doradcami komitetu wojewódzkiego PZPR w kwestiach społecznych i wizerunkowych. Zastanawiałem się, jak by zareagował towarzysz sekretarz, gdyby się dowiedział, że w swoim gronie śpiewają nie „szła dzieweczka do laseczka”, tylko „heili, heilo, heili ha ha ha”. I całą noc potrafią przegadać w języku „germanów”. Ale wtedy ojciec mówił do mnie po śląsku. Żeby pokazać, że to wciąż jest mowa jego serca. Od tego dnia, od Wiliji roku, kierego se spomnieć niě poradza, wiŷm, że moja narodowość jest śląska. Duże prawdopodobieństwo, że 24 grudnia 2013 roku minie właśnie 25 lat od tej chwili. I niezależnie od tego, jak potoczą się losy SONŚ widzę, jak daleko za-

Przy tamtej Wiliji, lot tŷmu ze 25, fater pado: Tuż ty se możesz być kim chcesz. Możesz jechać do vaterlandu i ôstać Niŷmcŷm. Papiůry na to mosz. Możesz se być Polokiým. Ale kiej mie pytosz ô moja narodowość, to ci ôdpowiadom, tak, jak godoł tyżź můj starzīk: Jo je Ślůnzok! Niŷ Niŷmiec, niŷ Polok, ino Ślůnzok. Możesz se być Polokiým. Ale jo som ze polskigo nacjonalizmu, w kierym chowała mie polsko szkoła, wyleczył sie w latach 1940-43. Wehrmacht przekonoł mie, że chocia Niŷmcůw mom rod, to som żech Niŷmcem niŷ je. I kiej mie pytosz ô moja narodowość, to ci ôdpowiadom, tak, jak godoł tyż můj starzīk: Jo je Ślůnzok! Niŷ Niŷmiec, niŷ Polok, ino Ślůnzok. Ojciec po śląsku godoł rzadko. Na co dzień posługiwał się raczej językiem polskim, a kiedy ze

szliśmy! Bo ja ojca zapytałem o śląską narodowość, gdy byłem dorosłym mężczyzną. Moje dzieci wiedzą, co czuje się tata, od zawsze. Chociaż oczywiście same wybiorą sobie narodowość, ja – podobnie jak mój ojciec – niczego im narzucał nie będę. Zresztą ojciec-Ślązak, matka-Polka, mogą wybrać różnie. Ale wierzę, że cała trójka w spisach powszechnych, w rubryce narodowość, będzie wpisywała: śląska! darIUSz dYrda


16

GrUdzIeŃ 2013 r.

O tym my pisaliśmy w 2013 roku

To już ostatni numer „Ślůnskiego Cajtunga” w roku 2013. W poprzednich numerach wiele tekstów wzbudziło żywe reakcje czytelników, pisaliście do nas maile i listy, telefonowaliście. Przypominamy więc fragmenty tekstów, które wywoływały najżywsze emocje. Przypominamy czytelnikom, którzy je już czytali. A tym, którzy kupują nas od niedawna, przybliżymy tymi tekstami najważniejsze tematy, jakimi Cajtung zajmował się w mijającym roku. Styczeń

Ślůnsko bana na politycznych glajzach Rzeczom, kierom mieli my sie asić, były „Koleje Śląskie”. Spůłka, kiero przýnoleży do województwa a sama – sto razy lepij jak centralne Koleje Regionalne – miała pokozać, co znaczy ślůnski wirszaft! Nasza ślůnsko bana miała rajzować jak szwajcarski zěgorek. Obiecowoł t o marszałek województwa, obiecowoł RAŚ, obiecowoł tyż prezes těj ślunskij Banu,kiery juże we sierpniu wzion za swoja super-robota 20 tauzenůw premie! „Koleje Śląskie” sztartły we grudniu, i żol pedzieć, ale miasto „ślůnskigo wirszaftu” mieli my „polski bajzel” we najgorszym wydaniu. Cugi abo nie jeździły wcale, abo zaś jeździły nie ůwdy, kiej były we rozkładzie. Dziepiero ůwdy pokozało sie, co prezes Kolei Śląskich, Marek Worach je fest specjalistom, ale ôd … teologie. Tuż możne zdowało mu sie, co trefi sie cud! Ku těmu teolog těn pokozoł sie już jako blank niewydarzony ciućmok we biznesie. A możne nie inoś ciućmok, skirz tego co we gerichtach mo sprawa karno ze tego, jak regierowoł inakszymi spůłkami. Skond sie wzion Marek Worach – terozki niě wiě nikt. Marszałek Adam Matusiewicz pado, co zno go kupa lot, nale fto mu przepowiedzioł Woracha niě wiě. Nom się zdo, co teologa musieli mu przepowiedzieć po kościelnej linie, możne we kurie? Nale tak abo inacěj, Worach prezesem ôstoł. I to je festelny feler Ruchu Autonomie Śląska. RAŚ był tajlom koalicje, kiero regierowała województwem. A „Koleje Śląskie” miały być sztandarowom inwestycjom, ważnom do RAŚ-a, skirz tego, co miała pokozać, na wiele autonomiczno ślůnsko bana je lepszo ôde centralněj. Bez tuż RAŚ mioł wachować, jak tym Kolejom idzie, jak się rychtujom do swojigo sztartu. A tym rajce RAŚ i wicemarszałek Gorzelik jakby sie nie zajmowali. (…)Bana, kiero miała być dowoděm wyższości autonomie nad centralizměm – stała sie jednom wielgom kompromitacjom. I nima sie ani co dziwać, iże przeciwniki autonomie padajom: tyż se pofilujcie, cołko a waszo autonomio bydzie wyglondać tako, jak te Koleje Śląskie!

Nowy marszałek fanzolom Mirosław Sekuła, kiery chneda bydzie, wierza, nowym marszałkiěm naszego województwa, pado, iże autonomisty robiom Ślůnskowi szkoda. A to skirz tego, co inwestory niě chcom przýchodzić do regionu, kaj autonomisty som politycznom siłom. Diobli wiedzom, skond panoczek Sekuła bierom taki teorie. Kiej poblikać po Europie, chneda kożdy zocniejszy region mo, abo chce mieć, autonomio. Nale możne inwestory genau mijajom te regiony? Eli tak rchtycznie się dzieje, to inoś we świecie panoczka Sekuły. A zaś we świecie, kiery opisywo amerykański wydawnictwo Financial Times je blank na ôpak. Ôpublikowoli ôni dziepiěro co lista 20 regionůw świata ze nojsrogszym wzrostem

zagranicznych inwestorůw we I połowinie 2012 roka. I ôboczcie panoczku Sekuła, Wiěrchni Ślůnsk ja na 11 placu we cołkim świecie! A zaś kielecczyzna, Podkarpaci, Lubelszczyzna a polski Pomorze, kaj autonomistůw ni ma, jakosikej do inwestorůw atrakcyjne niě som. Ani tyż Warszawa niě je. Tuż poradzicie nom panoczku Sekuła wytup likować, czamu tak je? Przeca inwestory – jak padocie – bojom się autonomie! A mozne tyz je blank na ôpak. Możne to, iże sam chcemy autonomie je dowoděm, iże my chcemy sami gospodarzyć, sami mieć o sia storani, a niě czakać, co nom fto do. I bez tuż inwestory widzom, iże werci sie stawiać werki hań, kiej ludzie chcom mieć storani o swůj hajmat. Możne ôni wiedzom, że ludzie, kierzy dopominajom sie autonomie, niě chcom wyemigrować (do Irlandie, Anglie, Holandie) – inoś chcom sam żyć.

narodową. – Tym razem briftriger nie niósł we swojij taszy listów, że zginął ten czy tamten. Tym razem był to nekrolog całej armii. Armii, w której każdy z nas miał jakiegoś kolegę czy kuzyna. To był straszny cios dla całych Tychów. Dla każdego śląskiego miasta. Naraz przestaliśmy być niezwyciężonym narodem niemieckim, niepokonaną armią. Nic więc dziwnego, że niektórzy przypomnieli sobie, że przecież mają słowiańskie korzenie, że poradzą nie ino szprechać ale i godać. Jakby co, my niŷ som Niemce. Naraz w jeden dzień my, chłopcy, dojrzeliśmy. Zrozumieliśmy, że z tej zabawy w wojnę można naprawdę nie wrócić. A przecież był oczywiste, że za rok do Wehrmachtu idzie mój rocznik. Ale po Stalingradzie, po Kursku, nie mogłem już o tym myśleć jako o przygodzie, tak jak w 1941 roku myślał mój starszy brat – opowiada mój ojciec.

Luty

Marzec

Wielka klęska niezwyciężonych – rok 1943

Metropolia Śląska się rozlatuje. Katowice albo Gliwice

Młodzi chłopcy, służący w Wehrmachcie, przyjeżdżając na urlauby z entuzjazmem opowiadali o wspaniałym blitzkriegu, o błyskawicznych ciosach, jakie niemiecka machina wojenna zadawała Francuzom, Grekom, Skandynawom. Śląscy chłopcy byli w tej wojnie zwycięzcami, dumnie paradowali w mundurach po podbitym Paryżu, Brukseli, Pradze, Belgradzie, Atenach. Panowie Europy! To mogło zawrócić w głowie im i ich rodzinom. Wprawdzie volkslista pokazała, że Ślązacy nie do końca należą do „narodu panów”, ale przecież po wygranej wojnie się to zmieni. (…) Walki były jednak coraz bardziej zacięte. Coraz częściej do jakiejś rodziny stukał briftriger, przynosząc list od dowódcy. Że syn poległ na polu chwały, za fűhrera i niemiecki Reich. Jakoś zawsze ginęli od jednej kulki, nie męcząc się. Ale takie odwiedziny listonosza były wciąż rzadkie i rzadko która matka opłakiwała syna. (…) Każdy kocha być zwycięzcą! A ci śląscy chłopcy służący w Wehrmachcie w latach 1938-42 byli zwycięzcami. (…) I wtedy nastał Stalingra (…) wydawało się, że losy bitwy są przesądzone. Z jednej strony wciąż bite wojska Jeremienki, z drugiej maszerująca przeciw nim niezwyciężona armia Paulusa, licząca 750 tysięcy żołnierzy. (…) W armii Paulusa Ślązaków były tysiące, dziesiątki tysięcy. – Prawie na każdej ulicy, w każdej wsi mieszkała rodzina, której syn służył w 6 albo 4 armii – wspomina mój ojciec, sam wówczas 16-latek, do Wehrmachtu zaciągnięty dwa lata później. (…) - No i cierpiały rodziny. Teraz briftrigier, kiery przynosił wiadomość o śmierci, trafiał najczęściej do tych rodzin, kiere miały syna w Stalingradzie. Prawie żech sie cieszył, że můj brat Hajnel je pod Moskwom – wspomina mój ojciec. (…) 26 stycznia niemieckie oddziały zostają rozcięte. Częścią południową dowodzi Paulus, północną gen. Strecker. To już agonia. I rzeczywiście, 31 stycznia skapitulował Paulus, zaś 2 lutego oddziały Streckera. Ale kapitulacji doczekał zaledwie co czwarty żołnierz, który walczył w Stalingradzie. Z 350 tysięcy uczestników bitwy poddało się 90 tysięcy. Reszta nie żyła. (…) W Niemczech ogłoszono trzydniową żałobę

(…) śląscy posłowie PO szli do wyborów z hasłem, że w ciągu stu dni Sejm uchwali Metropolię Silesia. Minęło dni niemal 500, metropolii nie ma, bo nikt się z nimi we własnej partii nie liczy. W tym jedynym przypadku to dobrze, bo chcieli zafundować Śląskowi kolejne rozmywanie jego granic. I Górny Śląsk i Zagłębie są wystarczająco duże, by funkcjonować samodzielnie, zamiast sztucznego małżeństwa, nie z miłości, a jak widać po GZM, także nie z rozsądku. Chyba tylko z warszawskiej dyrektywy. Silesia to Śląsk. Metropolia Silesia powinna zrzeszać śląskie miasta, a nie trochę śląskich i trochę zagłębiowskich. W tej „metropolii” jest Sosnowiec, a nie ma Rybnika. Co zaś najciekawsze, mieszkańcy Zagłębia upominają się o zmianę nazwy, tak aby uwzględniała też ich. Chociaż ogół Ślązaków zdecydowanie woli metropolię bez Altrajchu. I pewnie byłaby o to wojna, gdyby nie fakt, że GZM, a więc idea metropolii się rozłazi. (…) Najpierw wyleciały z niej trzy miasta. Są to Ruda Śląska, Piekary Śląskie i Mysłowice. (… ) Twierdzą wprawdzie, że przypadkiem. Ale jakoś dziwnie ten przypadek zdarzył się dwóm miastom, które graniczą z Zagłębiem: Piekarom i Mysłowicom. A może ich radni zrozumieli, że mieszkańcy nie chcą takiego śląsko-zagłębiowskiego supermiasta. I że lepiej do niego nie należeć. Być może taka sama motywacja zawalenia sprawy przyświecała też władzom Rudy śląskiej? Oby! (…) Jedno wydaje się pewne – jeśli śląskie ambicje autonomiczne się spełnią, to miasto, które na nie postawi, którego władze na czas poczują, skąd wieje wiatr, wybije się na wiodące w regionie. Mogą to być Katowice, mogą Gliwice, może Opole. I to ono będzie górnośląską metropolią. Innej, tej z Sosnowcem, daj Boże nie doczekamy.

Śląski durś drożeje Władze województwa śląskiego szacują, że dokończenie budowy zadaszenia na Stadionie Śląskim będzie kosztować 129 milionów. Mimo to trzeba jednak budować – w przeciwnym razie trzeba bę-

dzie oddać dotację budżetową na przebudowę tego stadionu. A to znacznie wyższa kwota. . (…) Tak więc na dziś nasze województwo jest skazane na budowę stadionu, który przy obecnej polityce państwa polskiego jest zbyteczny. Zbyteczny, gdyż centralne władze sportowe nie umieszczają go w swoich planach, a wobec braku autonomii Śląska – władze regionalne nie mają najmniejszych szans na organizowanie naprawdę wielkich imprez sportowych. (…) Stadion pozostanie więc pusty i niepotrzebny, chociaż w końcu zadaszony. Kiedy, nie wiadomo, przerwa w budowie trwa już prawie dwa lata. Gdy prace ruszą, chodzi nie tylko o dach lecz także roboty dodatkowe zgłoszone przez wykonawcę (70 milionów) czy ogrodzeniem i „przedpolem wschodnim” (24 miliony). Sam dach to 31milionów, zaś demontaż dotychczasowego prawie tyle samo. Radni wojewódzcy uznali – bo niby jak inaczej – że prace należy kontynuować. A potem pofantazjowali, zalecając zarządowi województwa, żeby zgłosić stadion do Euro 2020. Pofantazjowali, bo prezes PZPN Zbigniew Boniek nie widzi w swoich sportowych planach Śląskiego w ogóle. A z województwem bez silnego lobby parlamentarnego, nikt się przecież w Warszawie nie liczy.

Kwiecień

Kraków – stolica Wiěrchigo Ślůnska Podczas wspólnej sesji dwóch sejmików na Wawelu radni województwa śląskiego i małopolskiego postanowili powołać wspólny Region katowicko-krakowski. Trudno nie odnieść wrażenia, że to dla Górnego Śląska żaden interes. Trzeba ponadto powiedzieć wprost: to dalsze zamazywanie tożsamości Śląska, więc bolesne jest, że ideę tę poparli też radni RAŚ. Przez całe lata na sztandarach RAŚ widniało hasło zjednoczenia ziem górnośląskich w jednym województwie. Z Katowicami i Opolem, z Bielskiem i Nysą, z Cieszynem i Kluczborkiem. Działacze RAŚ podkreślając, że historyczną stolicą regionu jest Opole, proponowali na przykład rozwiązanie, że siedzibą sejmiku (Sejmu) Śląskiego Katowice, a wojewody właśnie Opole. Wymarzone województwo śląskie miało być naprawdę śląskie. (…) Ale w pierwszy czwartek kwietnia stała się rzecz bez precedensu. Przewodniczący RAŚ jako członek zarządu województwa poparł tworzenie wspólnego regionu z Krakowem! Na wspólnej sesji sejmików województwa śląskiego i małopolskiego zdecydowano, że województwa będą zacieśniać współpracę jako Region Południowy państwa polskiego. To odwrócenie się plecami od górnośląskich opolskich ziem, a tworzenie jednego organizmu z Małopolską. (…) Jakie jeszcze cele stawia sobie strategia? Otóż… Olimpiadę zimową w Krakowie. W Zakopanem marzą o niej od lat, ale nareszcie zrozumieli, że miastami olimpijskimi nie są takie pipidówki. I wtedy wpadli na pomysł: olimpiada zimowa w Krakowie. A że ich szanse nadal są mizerne, to partnerstwo zaproponowali też Słowakom, oddając im narciarstwo alpejskie i hokej. I w takiej kombinacji Kraków, Zakopane i Poprad mają się starać o Zimowe Igrzyska Olimpijskie


17

GrUdzIeŃ 2013 r. 2022. W zamian Kraków popiera Katowice w staraniach o …Europejską Stolicę Kultury”. Ale porównanie igrzysk olimpijskich z ESK ma taki sam sens, jak porównanie wyprawy do Kenii z wycieczką do pobliskiego parku.

***

GUS Ślązaków nie uznaje. Przez półtora roku GUS nie umiał doliczyć się, ile osób zadeklarowało narodowość śląską w spisie powszechnym. Najpierw czekaliśmy całymi miesiącami na jakiekolwiek informacje. Potem (w marcu 2012 r.) okazało się, że narodowość śląską zadeklarowało 809 tysięcy osób. W lipcu było już 917 tysięcy. Po kolejnych kilku miesiącach, że jednak … 847 tysięcy. A nagle, w marcu 2013 roku, okazało się, że żadnych deklaracji śląskich nie ma! Tak przynajmniej wynika z notatki, którą sejmowej komisji ds. mniejszości narodowych dostarczył 21 marca Janusz Witkowski, prezes Głównego Urzędu Statystycznego. Notatka poświęcona była problematyce narodowo-etnicznej oraz językowej, wynikającej ze spisu. No i oczywiście przedstawiono w niej narodowości i języki zadeklarowane w spisie. Narodowości nawet tak marginalne jak ormiańska (1683 osoby) czy tatarska (1828 osób). Zapomniano jednak o drugiej najliczniejszej po Polakach narodowości w spisie deklarowanej (…) o Ślązakach. Prezes Głównego Urzędu Statystycznego nie uznał za stosowne poinformować Sejmu RP, że do narodowości śląskiej przyznaje się prawie 850 tysięcy ludzi – a połowa z nich nie czuje się wcale Polakami, lub też przede wszystkim Ślązakami a dopiero potem Polakami. Trudno to nazwać inaczej, niż celową dezinformacją posłów – bo o przeoczeniu chyba trudno mówić.

Maj

Nareszcie wolni od Sekuły RAŚ nie jest już w koalicji rządzącej województwem. I choć media piszą, że RAŚ stracił, to wśród członków i sympatyków tej organizacji słychać westchnienia ulgi: nareszcie! Jak pisaliśmy przed miesiącem, ta koalicja uwierała niemal każdego, kto poczuwa się do narodowości śląskiej lub choćby do idei autonomii. Dlatego, kiedy polscy dziennikarze piszą, że RAŚ obecnie traci poparcie, to my odpowiadamy, że wprost przeciwnie. Zaczął je odzyskiwać 22 kwietnia, gdy Jerzy Gorzelik zrywając koalicję powiedział do marszałka Mirosława Sekuły: „Panie Marszałku, nie gańba wom?”. My czujemy, że bez tej koalicji znów jesteśmy naprawdę wolni. (…) Zrywając koalicję lider RAŚ wymienił nieudolność PO w zarządzaniu Kolejami Śląskim czy Stadionem Śląskim, ale bardziej wyeksponował zawirowania z Muzeum. RAŚ ciągle stał na stanowisku, że nie będzie się godził na dalsze fałszowanie historii Śląska w polskich placówkach muzealnych. Ma tam być prawdziwa historia Śląska a nie polska historia Śląska. Nas już nie interesuje opowieść o tym, jak Polacy widzą historię naszego regionu, lecz jaka ona była naprawdę. Jerzy Gorzelik o współpracy z PO mówi: „Błędy można robić, ale tylko oferma nie uczy się na błędach. A do spółki z ofermami nie zamierzam brać odpowiedzialności za województwo.”

Czerwiec

Jak Lompa polskość rzekomo rozbudzał W marcu minęła 150 rocznica śmierci Józefa Lompy, w czerwcu mamy rocznicę jego urodzin.

To dość niezwykła postać – bo w pierwszej połowie XIX wieku człowiek ten zaczął znienacka mówić Ślązakom, że są Polakami. Początkowo wywoływało to u nich jedynie zdumienie, ale jak dziś widać, aktywność Lompy i jego następców przyniosła ogromne efekty. (…) W lipcu 1848 roku powstał w Bytomiu polskojęzyczny „ „Dziennik Górno-ślązki”, (a od 4 listopada „Dziennik Górno-szląski”). Jego redaktorami byli Józef (Joseph) Lompa spod Lublińca, Emanuel Smółka (Emmanuel Smolka) z Bytomia, Józef Łepkowski z Krakowa i Aleksander Mierowski z Mysłowic, zaś redakcja mieściła się na plebani ks. Szafranka. Na jego łamach początkowo nie głoszono jednak ideologii narodowo-polskiej, która nie znalazłaby zrozumienia wśród Górnoślązaków, więc szerzono panslawizm pisząc: Do braci Ślązaków! Należycie do wielkiego plemienia Sławian […] Jako gałąź wielkiego drzewa razem z braćmi Sławianami postępować winniście […] Chwila wyzwolenia jest bliska, olbrzymia rodzina Sławian będzie wolną i braterską. Natomiast w innym tekście na łamach tej gazety konfrontowano z niemczyzną – język polski i chłopskie pochodzenie, a przede wszystkim bycie rdzennym Ślązakiem (a nie Polakiem): Nas tu chłopów sto razy więcej, jak Niemców, a dlaczego nie możemy mieć polskiej nauki w szkołach? A potem, czemu nie mogą być w urzędach Szlązacy, kiedy oni do tego większe mają prawo, bo się na tej ziemi rodzili, a znikąd tu nie przywędrowali. Na łamach gazety nie zwracano się więc do Polaków z Górnego Śląska, lecz do „rodaków śląskich po polsku mówiących”. (…) Teza o polskojęzyczności Ślązaków też była zresztą naciągana, skoro np. wydany w 1821 polskojęzyczny podręcznik położniczy dla niewiast musiał zostać zaopatrzony przez wydawcę w słownik najważniejszych terminów przetłumaczonych na „górnośląski ięzyk”. Jeszcze w roku 1827 „Schlesische Provinzial-Blätter” pisał o potocznym, słowiańskim języku śląskim: Jaka mieszanina czeskiego, morawskiego i łużyckiego. W Krakowie nikt nie zrozumie z tego ani słowa. No i wracamy do Lompy. Gdyż kilku przedstawicieli górnośląskiej inteligencji z Josephem (Józefem) Lompą na czele, zamiast kontynuować pracę w kierunku standaryzacji języka śląskiego, poszła na łatwiznę i uznała mowę śląską za narzecze języka polskiego, a polską spuściznę kulturową za własną. W ten właśnie sposób odreagowali oni swój kompleks niższości wobec Niemców, mogąc przeciwstawić, dominującej na Górnym Śląsku kulturze niemieckiej, cały dorobek kultury polskiej, nie przejmując się tym, że kultura polska ze względu na różnice w mentalności i doświadczeniach historycznych, była dla Ślązaków zupełnie obca, dziwaczna i niezrozumiała.

Lipiec

co Śląsk zawdzięcza Lwowiakom 13 lipiec 2013 roku. W dniu, gdy w Katowicach maszeruje Marsz Autonomii, to na Wołyniu dzieją się obchody Rzezi Wołyńskiej. Podczas II Wojny Światowej UPA w imię jednorodnej etnicznie Ukrainy mordowała Polaków. Po wojnie wiedzieli oni, że nie mają tam czego szukać. Wyruszyli szukać nowej ojczyzny na Zachód. Wielu z nich dotarło na Górny Śląsk. A Ślązacy powinni umieć się wczuć w ich położenie. W imię jedności etnicznej, odmawia się uznania za odrębny naród czy choćby grupę etniczną. Ślązacy mieli swój odpowiednik Rzezi Wołyńskiej – Tragedię Górnośląską. Wielu, podobnie jak Lwowiacy, w poszukiwaniu nowej ojczyzny wyruszyło na Zachód. Dotarło do Westfalii, Bawarii. A Lwowiacy do nas. I lwowscy lekarze, architekci, prawnicy – w dużej części zdołali zastąpić tę inteligencję, która uciekła przed sowietami (i Polską).

Za PRL-u na Śląsk zjechało wielu „goroli”. Przywykło się wrzucać ich do jednego wora. Ale to nie jest jeden worek, bo Lwowiacy od reszty zasadniczo się różnili. To nie tylko „hadziaje” z wołyńskich i podolskich wsi, którzy kulturą rolną zdecydowanie ustępowali Ślązakom. To także jedyna taka polska imigracja na Śląsk, która nie tylko przyjechała jedynie brać, habić, grabić i awansować kosztem Ślązaków – ale też przywiozła własną, dość wysoką, austro-węgierską, kulturę. I przywiozła nam kilka wartościowych „gotowych produktów”, jak choćby Opera Bytomska czy Politechnika Lwowska. Więc gdy na Śląsku pomstuje się na goroli, warto jednak obiektywnie spojrzeć na tych goroli lwowskich, którzy jakże pozytywnie wyróżniają się od samej reszty. I cierpią, bo chociaż minęło 70 lat, wciąż tęsknią za swoim Lwowem, tak jak wielu Ślązakom w Niemcach cni sie bez ślůnskigo hajmatu. Warto zauważyć za ś.p. Michałem Smolorzem, że : „(…)choćby nie wiem jak udowadniać różnice między losem wysiedlonego Ślązaka i ekspatriowanego Kresowiaka (…), zawsze będą to światy równoległe, kierujące się identycznymi emocjami i racjami”. (…) Mimo tego Lwowiacy do dziś pielęgnują pamięć o swojej dawnej ojczyźnie. To jest przyczyna, dla której asymilują się wolniej, niż inni „gorole”. Ale też trzeba powiedzieć sobie wprost – ci inni przyjechali na Śląsku z terenów o znacznie niższej kulturze, dla nich był to awans cywilizacyjny „z kongresówki” do europejskiego Śląska. Lwowiacy przyjechali z Europy do Europy, oni byli od Ślązaków inni, ale cywilizacyjnie nie gorsi. Dlatego też niech dwa razy zastanowią się Ci, którzy obarczają Lwowiaków za nieszczęścia, które dotknęły Śląsk. Jest to pogląd rażąco niesprawiedliwy i godzący w ludzi, którzy od Śląska dużo wzięli, ale też dużemu dali.

Sierpień

Jeden rzut oka na mapę wystarczy, żeby zobaczyć, gdzie leży Górny Śląsk. Po prostu tam mieszkają Ślązacy Długo to trwało! Ponad dwa lata. Tyle czasu potrzebował Główny Urząd Statystyczny, by policzyć deklaracje narodowości śląskiej z podziałem na powiaty. Na informacje, jak wypada to w poszczególnych gminach nadal czekamy. Ale już wiemy, gdzie narodowości śląskiej jest najwięcej, a gdzie niemal zupełnie znikła. (…) Chociaż kilka niespodzianek – owszem. Nie dziwią bardzo wysokie wyniki deklaracji śląskich w powiatach rybnickim, mikołowskim i bieruńsko-lędzińskim. Narodowość śląską deklarowało tu mniej więcej 4 na 10 badanych. 40 procent ludności – o takim wyniku mniejszość niemiecka, litewska na terenach gdzie mieszka może tylko pomarzyć. Jeśli to są średnie dla powiatów, to jest oczywiste, że są też gminy, gdzie deklaracji tych jest ponad 50 procent. (…) W powiecie rybnickim 41,5 procent, w mikołowskim 40,5 procent. Mimo to kandydat RAŚ w roku 2011 uzyskał tu 22% poparcia, a w uzupełniających w 2013 – zaledwie 13 procent. (…) Jak więc widać, osoby deklarujące się jako narodowość śląska wcale niekoniecznie popierają RAŚ. I RAŚ sobie musi na ich poparcie zapracować. Na pewno nie robi tego, gdy radni wojewódzcy podnieśli rękę za tzw. „Krakowicami” wspólną strategią dla województw małopolskiego i śląskiego. Ale ostatnio RAŚ wyraźnie skręca na zachód, w stronę Opola. Bo wynik z podziałem na powiaty potwierdził to, że Górny Śląsk, mimo że rozdarty między dwa województwa, wciąż pozostaje jednością. Chociaż przez ostatnie kilkadziesiąt lat państwo polskie robi, co tylko się da, żeby wymazać go ze świadomości mieszkańców, także dziś wy-

starczy spojrzeć na mapę narodowości śląskiej, żeby wiedzieć, gdzie leży Górny Śląsk. Bo wszędzie na nim deklaracje narodowości śląskiej wynoszą od kilku procent w górę. Wszędzie poza nim jest poniżej 1 procenta. Patrząc na naszą mapę nie znajdziemy granicy między województwem śląskim i opolskim. Wbrew zwolennikom „Opolszczyzny” nie będącej rzekomo Górnym Śląskiem, tak daleko jak sięga Górny Śląsk, deklaracji śląskich jest całkiem sporo. Powiaty opolski, krapkowicki i strzelecki mają deklaracji śląskich ponad 20 procent. Strzelecki prawie 30, więc nieco więcej, niż sąsiednie, leżące w województwie śląskim lubliniecki i gliwicki, a tylko trochę mniej, niż tarnogórski. Tam, gdzie w województwie opolskim na mapie jest biało, mamy po prostu Śląsk Dolny, a nie Górny. To powiaty namysłowski i brzeski. (…) W samym Opolu jednak kilka procent Ślązaków jest. A można liczyć, że będzie ich przybywać. (…) Górny Śląsk definitywnie utracił już Bielsko-Białą i Nysę. W obu tych miastach ilość deklaracji śląskich jest poniżej 1 procenta. W Bielsku praktycznie tyle, ile w Sosnowcu! Mieszkańcy Nysy utożsamiają się z Dolnym Śląskiem, Bielska z Małopolską. Czym innym jest natomiast powiat bielski. Ilość deklaracji na poziomie 1,9 procenta wskazywałaby, że tamtejsze okolice też się kompletnie spolonizowały. Tylko trzeba pamiętać, że tylko niewielka część powiatu leży na Śląsku. Miasto Czechowice-Dziedzice, gminy Jasienica, Jaworze i już. To zaledwie 1/3 powierzchni powiatu, gdzie mieszka mniej niż połowa jego ludności. Reszta jest „od zawsze” Małopolską. Ale wynika z tego, że w śląskiej części narodowość śląską deklaruje około 5 procent ludzi. Czyli podobnie, jak w powiecie cieszyńskim. I na te dwa powiaty śląskie organizacje powinny szczególnie zwrócić wzrok. Są tam jeszcze ludzie, którzy pamiętają, że są Ślązakami a nie żadnymi, za przeproszeniem, podbeskidzianami. Jeśli będą mieli wsparcie, aby przekonywać do swoich racji, żeby przypominać historię Śląska, to może się tam zdarzyć takie śląskie rozbudzenie, jak w okręgu przemysłowym. Przecież na jego terenie w ciągu 10 lat, pomiędzy spisami 2002 a 2011, ilość śląskich deklaracji wzrosła pięciokrotnie. Więc podobnie może być i tam, w Czechowicach, w Wiśle, Istebnej, Skoczowie, Cieszynie. Musimy tylko stale przypominać, że wprawdzie Szczyrk to Małopolska, ale Wisła, Koniaków, Ustroń – to Śląsk. Górny Śląsk! (…) Patrzącego na tę mapę bawić muszą słowa abp. Wiktora Skworca w Piekarach Śląskich o tym, że wszyscy jesteśmy Polakami. Bo akurat te Piekary są miastem na prawach powiatu, gdzie deklaracji śląskich jest najwięcej. Bardzo śląski Chorzów jest dopiero trzeci, wyprzedza go jeszcze Ruda Śląska, z 36 procentami deklaracji. Ta Ruda, której niedawny prezydent a zarazem prezes Związku Górnośląskiego, Andrzej Stania, niedawno ogłosił, że narodowość śląska nie istnieje. Jak widać Stania, który przez 10 lat był prezydentem tego miasta, nie ma pojęcia, kim czują się jego mieszkańcy.

***

Dieter Przewdzing, burmistrz Zdzieszowic w województwie opolskim, z dnia na dzień stał się postacią publiczną, niema celebrytą. Rzucił wyzwanie ustrojowi państwa. Twierdząc, że Warszawanas rozkrada i czas z tym skończyć. W ustach członka RAŚ słowa ostre, ale w zasadzie normalne. Ale Przewdzing nie jest członkiem RAŚ. Nigdy nie uczestniczył w żadnym Marszu Autonomii, ani żadnych happeningach autonomistów. Jest z Mniejszości Niemieckiej, a ta jak wiadomo do autonomistów sympatią nie pała. Bo autonomiści chcą w jednym województwie zjednoczyć cały Wiěrchni Ślůnsk, a mniejszość chce, żeby maleńkie województwo opolskie trwało, bo tylko w takim


18

GrUdzIeŃ 2013 r.

może być poważną siłą. Niemniej jednak to Przewdzing właśnie dziś mówi najwyraźniej, ostrzej niż RAŚ: niech żyje autonomia Śląska, dość rozkradania nas przez Warszawę! Warszawa zrobiła z nas biedaków.

Wrzesień

czy harcerstwo służy do propagowania cygaństwa? Durś o tej wieży. Wiela idzie… Każdego roku, z początkiem września katowiccy harcerze przeprowadzają inscenizację o nazwie „Obrona wieży spadochronowej”. Trudno nawet się im dziwić, wszak katowicki hufiec ZHP nazywa się imieniem Bohaterów Wieży Spadochronowej. Inscenizacja wzorowana jest na obrazach z dawnego filmu „Ptaki ptakom”. Niemcy nacierają a dzielni polscy harcerze bronią się pod wieżą i na wieży. W końcu Niemcy punkt oporu zdobywają a nieletnich obrońców bestialsko mordują, zrzucając z tej wieży. Bardzo sienkiewiczowskie, bardzo polsko-patriotyczne. Tak bardzo, że w roku 2011 na obchodach inscenizacji pojawił się nawet prezydent RP Bronisław Komorowski. Jest tylko jeden problem: nic nie wskazuje na to, by ta historia była prawdziwa. Nie ma żadnych dowodów, że harcerze bronili się na wieży, więc tym bardziej nie ma dowodów, że zostali z niej zrzuceni. Katowicki hufiec harcerski ma więc może imię czegoś, czego nie było. Cała ta historia to literacka legenda, pochodzącą z powieści Kazimierza Gołby „Wieża Spadochronowa. Harcerze śląscy we wrześniu 1939” wydanej w 1947 roku. (…) Jednak powieść mało znanego pisarza nie przebiła się do masowego odbiorcy. Dopiero gdy dwadzieścia lat później, wziął ją na warsztat Wilhelm Szewczyk i stworzył własną „Ptaki Ptakom” – legenda nabrała rozpędu. Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, które ją wydało, rekomendowało powieść: „Książka stanowi swoisty dokument bohaterstwa i ofiarności ludu śląskiego w walce z hitlerowskim najeźdźcą. Ukryj”. Chociaż mamy do czynienia z fikcją, pada tu już słowo „dokument”. Mit zaczyna udawać fakty. W 1976 roku w oparciu o tę powieść nakręcono film pod takim samym tytułem. Śląskie (a może nie tylko śląskie) szkoły szły na niego obowiązkowo do kin. Do mniejszych szkół przyjeżdżało kino objazdowe. Literacka wersja wydarzeń stawała się znana wszystkim. I tak mit wieży stał się powszechny. Na tyle powszechny, że zaczęto mylić go z rzeczywistością. Rzecz jest charakterystyczna. Powieść Gołby ukazała się w 1947 roku, zaledwie 8 lat po rzekomych wydarzeniach. Mimo tego jednak nie udało się ustalić ani jednego nazwiska obrońców wieży. Nie udało się ustalić, z jakiej harcerskiej jednostki byli. Ba, nie ma nawet dowodów, że próbowano ich wtedy szukać. Istnieje tylko jedna logiczna odpowiedź na pytanie „dlaczego”? Ano dlatego, że żadnej harcerskiej obrony wieży nie było. I wtedy, w 1947 roku wszyscy o tym wiedzieli. Dopiero później zaczęto wierzyć, że to historia prawdziwa. (…) To tylko mit. Bajka taka sama, jak o Popielu, co go myszy zjadły i o Wandzie, co nie chciała Niemca. Mimo tego jednak w obronę komunistycznego mitu zaangażował się i prezydent Bronisław Komorowski, i kuria arcybiskupia w Katowicach. (…) Jak widzimy na fotografiach z 4 września – dorośli mieszkańcy Katowic witają wkraczające wojska niemieckie owacyjnie. Pewnie, że nie wszyscy mieszkańcy, ale na pewno sporo, znacznie więcej niż w Pradze, Paryżu, o Warszawie nie wspominając. Tak nie wygląda witanie wkraczającego okupanta. (…) Gdyby więc harcerze bronili Wieży, wyszłoby na to, że dorośli witają Niemców kwiatami, a jedynie dzieci, wychowane w nacjonalistycznej szkole, podpuszczone przez nauczy-

cieli, idą strzelać do witanych przez rodziców kwiatami wojsk. I to tych dzieci jest garstka, bo przecież nie był to masowy opór. Jeśli w liczącej kilkaset tysięcy ludzi aglomeracji strzela do nadchodzących wojsk niemieckich kilkudziesięciu nawet harcerzy – to cz są oni dowodem polskiego patriotyzmu Ślązaków? A skąd, są raczej dowodem, że prawie nikomu ci nowi panowie nie przeszkadzają. A wielu czekało na nich z utęsknieniem. Obroną wieży – prawdziwą lub fikcyjną – mogą się szczycić tylko Polacy! Każdy inny naród wstydziłby się, że regularne wojsko zwiewało ile sił w nogach, miejscowi czekali na rozwój wypadków, a tylko gromadka dzieci chwyciła za broń. To tak, jakby Niemcy szczycili się, że do obrony miast przed Armią Czerwoną posyłano dzieci z Hitlerjugend. Niemcy się tego wstydzą, nie chwalą. No ale Polacy lubią się chwalić dziećmi idącymi na barykady i ginącymi na nich, zamiast się uczyć.

haja o „janosikowe” Pora dni nazod pokozało sie, że wjewůdztwo mazowiecki niě zapłaci swojij tajli podatku Janosikowego. Niě do i już. Mo dać 55 milionůw, ale mazowiecki marszałek pedzioł, co tego geltu ni mo, może dać 123 tauzěny. 123 tauzěny miast 55 milionůw, to je ino 1 złotek za kożde 450, kere som winni! Już widzěmy, co by to było, kiej by tako informacjo poszła ze Katowic. Zaro by polityki a media zaczěni nagrować: „To pierwszy krok w kierunku oderwania Śląska od Polski”; „Rozwiązać samorząd wojewódzki i ustanowić kuratelę premiera”; „Zakamuflowana opcja niemiecka coraz zuchwalsza!” i tak dali. A premier i minister finansůw chned by ogłosili, że sami se weznom. Bo przeca każdego kwartału skarb państwa posuwo do miast gelt. Tuż by minister finansůw pedzioł: nic niě szkodzi, zrobiěmy kompensata. My som winni gelt wom, wy nom. Tuż my tyż niě poślěmy wom 55 milionůw, kiere skarb państwa je wom winiěn – i bydymy kwit! Jeszcze by nom wziěni, wierza, sztrafôdsetki. A kiej swoje powinności ôsmoliła Warszawa? Nic. Abo i gorzěj jak nic! Ŏroz premier Donald Tusk pado, co podatek „janosikowy” je zły, i do 2015 roku půdzie raus! I pado tela, co miasto niěgo bydzie subwencja na konkretne zadania… To bydzie znaczyć tela, co ôd wszyjskich bydom brać, a dować po uważaniu. Tym, kierzy majom we sejmie srogi lobby. Tuż Ślůnskowi niě. Za to Warszawie – ja. Juże dzisio kiej Warszawa pado, iże płaci srogi „janosikowe” – to je lekim cygaństwěm. Skirz tego, co prowda, płaci, inoś baji taki metro (abo Stadion Narodowy) buduje ze dotacji ôd skarbu państwa do miasta. Tuż dali „cały kraj buduje swoją stolicę”. A ta stolica jeszcze nagrowo, co niě do 55 milionůw kiere je winno.

o tragedii ludu górnośląskiego, przeżywaną w latach 1945-48. Ale wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk i nowy arcybiskup Wiktor Skworc uznali, że takie tablice będą niebezpiecznym orężem w rękach RAŚ, który może przy okazji zechcieć mówić o narodowości śląskiej. Więc chociaż projekt RAŚ złożono już w kurii, wojewoda z arcybiskupem porozumieli się za plecami pomysłodawców i powiesili w katedrze inną tablicę – tym razem jednoznacznie sugerującą, że Tragedia Górnośląska odnosi się do wywózek Ślązaków do ZSRR. Teraz okazało się, że podobny zabieg zastosowano także w Zagłębiu Donieckim. Także tam umieszczając tablice zapominano o żyjących jeszcze ofiarach Tragedii. A arcybiskup Skworc w swojej homilii mówił: „W bydlęcych wagonach tysiące Górnoślązaków – bez względu na swoją świadomość narodową, pochodzenie, zawód, pozycję społeczną – jechało tygodniami w nieznane, na wschód, do przymusowej pracy. Dla większości była to podróż w jednym kierunku, a stacją końcową – śmierć na obczyźnie w bezimiennym grobie. Ślązacy dopełniali w ten sposób wojennego losu tych Polaków, którzy od pamiętnego dnia 17 września 1939 roku byli mordowani lub deportowani na wschód jako element obcy narodowo i klasowo.” Tak więc według Skworca ci niewolnicy to byli … Polacy. Zgoła to dziwne, bo Rosjanie deportowali ich jako Niemców, których – w myśl porozumień jałtańskich – mieli prawo używać jako niewolniczej siły roboczej. Przywiezionych ze Śląska górników osadzano tu w obozach dla Niemców, nie dla Polaków. Można więc deportowanych uznać albo za Niemców, albo za Ślązaków. Ale jakim prawem za Polaków? To już jawne nadużycie, wręcz kłamstwo. (…) W swojej homilii Wiktor Skworc mówił o wywózkach: „To właśnie przez to „oczyszczanie” mocno ucierpiała na Górnym Śląsku polska świadomość narodowa, bo przecież wywożono ludność autochtoniczną, która się identyfikowała z polską ojczyzną i śląska ojcowizną”. Tak więc nagle okazuje się, że ci wywożeni Niemcy to wręcz… ludność „która się identyfikowała z polską ojczyzną”. Od czasu, gdy Wiktor Skworc, z końcem 2011 roku, został arcybiskupem metropolitą katowickim stale zdarza mu się mylić rolę duszpasterza z rolą polonizatora. Obecne polonizowanie Tragedii Górnośląskiej to tylko kolejny przykład takich działań. Próbuje „podpiąć” śląską tragedię pod represje, które spotkały Polaków od ZSRS poczynając od 17 września 1939 roku. Ale Tragedia Górnośląska to nie Katyń, nie Miednoje, nie Ostaszków. Tamte działania wymierzone były w Polaków, natomiast Tragedia Górnośląska była działaniami mającymi na celu spolonizowanie Śląska, wypędzenie stąd, zniszczenie, zastraszenie tych, którzy Polakami się nie czuli.

Październik

***

Jak polski biskup na Ukrainie historię fałszuje

Rząd premiera Donald Tusk nagle, jak Filip z Konopi wyskoczył z informacją, że rząd przygotowuje przepisy, w myśl których od 2020 roku w domowych kotłowniach nie będzie można palić węglem. Uzupełnił to zapewnieniami, że dla górnictwa nie jest to żadne ryzyko, bo i tak większość węgla sprzedaje do elektrowni i elektrociepłowni. A mieszkańcy też nic nie stracą, bo wprawdzie przejdą na droższy gaz albo olej opałowy czy energię elektryczną – ale państwo wyrówna im różnicę w cenie. Deklaracje te wywołały zdumienie na Śląsku. Po pierwsze z lęku o losy kopalń. Wprawdzie nie każdy zna liczby, ale intuicyjnie czujemy, że to zagrożenia dla kopalń. I dobrze czujemy, bo domowe kotłownie spalają w ciągu sezonu 12 milionów ton. To wydobycie czterech kopalń. Czyli bez tego rynku zbytu cztery kopalnie będą do zamknięcia! Dla regionu to ogromy cios. Według

W ostatnich dniach września bardzo dostojna śląska delegacja odwiedziła Donieck – miasto partnerskie Katowic. Partnerskie dlatego, że jest stolicą ukraińskiego zagłębia węglowego Donbasu. Fedrują tam liczne kopalnie. A w tych kopalniach kilkadziesiąt lat temu niewolniczo pracowali Ślązacy. I z tej przyczyny Donieck odwiedzili marszałek województwa Mirosław Sekuła, wicewojewoda Piotr Spyra, arcybiskup Wiktor Skworc. Można by się cieszyć z ich aktu, gdyby nie jeden szkopuł. Dwa lata temu otóż działacze RAŚ zgłosili pomysł, aby Tragedię Górnośląską upamiętnić tablicami w katowickiej archikatedrze i gdzieś w Zagłębiu Donbasu, gdzie wywieziono dziesiątki tysięcy śląskich górników. Tablice miały mówić,

rządu to …żadne ryzyko. A dla nas oznacza to likwidację kilkunastu tysięcy miejsc pracy na Śląsku, likwidację kilkuset firm funkcjonujących wokół górnictwa. (…) I może wreszcie śląscy posłowie zabiorą głos w sprawie swojego regionu?

Listopad

Wielkiego wywiadu z panem Gerardem więc już nie przeprowadzę. ale z tych strzępków naszych rozmów o Śląsku udało mi się stworzyć wywiad poniższy. z Gerardem cieślikiem rozmawiał dariusz dyrda (…) - Zaczŷni my ôd godki ô Wos a Wilimowskim. Ernest Wilimowski groł we manszafcie Polski a Niŷmiec. Som mioł sie ani za Poloka, ani za Niěmca, inoś za Ślůnzoka. A Gerard Cieślik? - To niŷ je tako prosto sprawa. Jo groł ino we reprezentacji Polski, szczeliłech do nij pora ważnych goli, po kierych mieli mie chneda za bohatera narodowego. Tuż chocia mom sie przede wszyjskim za Ślůnzoka, niŷ je mi lekko pedzieć: jo je Ślůnzok, niŷ Polok. Ftoś mi padoł, iże poniŷkiere aktywisty RAŚ niě kibicujom polskij reprezentacje. Eli tak je u „narodowości śląskiej”, to jo niom niŷ je, skirz tego, co jo Polokom kibicuja. Chocia żol, jak ôni dzisio grajom. (…) - Ale zaś pofantazjujmy. Kiejbyście żyli w czasach jak Ernest, i by naroz Polski nie było, a przýszło powołani do manszaftu Niěmiec, to co? - Dzisio je lekko pedzieć, ja abo niŷ. No ale byda uczciwy. Przeca kiej ech zaczon grać we Ruchu, to boło to Bismarckhütter Sport Verein. Tuż pewnie, kiej by dali boły Niěmcy, grołbych w niemieckich klubach, a możne i nimieckij reprezentacji. Inoś widzicie – mie Niěmcy zabili taty. Takich rzeczy siě niŷ przepomino! Bez tuż jo nienawidził III Rzeszy i kiej ech trefił do Wehrmachtu we 1944 roku, toch chcioł pora razy zdezerterować, coby Hitlerowi niŷ służyć. Bez pora dni we kasarni ech niě chcioł ani jejch munduru założyć, tak ech tego wafenroka nienawidził! Tuż może bych i w nimieckij reprezentacji groł, ale mie nikej, nikej, niě boło za jedno, Polska abo Niěmcy. - Przeca Polska tyż wom nawyrzondzała. Baji zmieniła miano. Urodziliście sie przeca niŷ jako Gerard Cieślik inoś Gerhard Ceszlik. Zmieniono wom i imie i nazwisko, coby było barżyj po polsku… - No ja, we powojěnnyj Polsce tyż Ślůnzokom niě było leko. Poloki sami niŷ wiedzieli, czy chcom w nos widzieć Niěmcůw, czy Polokůw, czy pieron wiŷ kogo. Niějeděn Ślůnzok, co przůdzij Polsce pszoł, zaczon jom ůwdy nienawidzić. No ale jo ůwdy groł z orzełkiem na tresku, był chneda bohaterem narodowym. Czułech sie Polokiŷm. Dzisio se tak czasem ô tym rozmyślom – i se myśla, jak się czuł taki Siergiej Bubka abo bracia Kliczko, kierzy byli sportowcy ZSRR a naroz stali sie ukraińscy. I powiěm wom tak: kiejby ůwdy, we 1945 roku, powstała republika ślůnsko, tuż bych ze zocom ôblěkoł modry tres ze żůłtym orłym. Ale nimieckigo, nawet kiej bych w niemieckim manszafcie groł, rod bych ni mioł. Mogą być Polokiěm, mogą być Ślůnzokiěm, ale Niěmcem na pewno niě!

Grudzień?

Jest na wszystkich pozostałych stronach tej gazety


19

GrUdzIeŃ 2013 r.

taKO PadO LYJO

PISaNe za BrYNIcĄ

I

nie mowa tutaj o Polakach, ale o Pawle Poloku, członku rady naczelnej RAŚ, przewodniczącym koła RAŚ w Rybniku. Paweł Polok, na swoim prywatnym profilu na facebook’u napisał:” Myślałem, że bękart wersalski (a, sorry, Polska) już mnie niczym nie zaskoczy(…). Państwo dało dupy do bólu”. Wypowiedź dotyczyła orzeczenia Sądu Najwyższego z 5 grudnia, dzień przed Mkołajem, w sprawie niezarejestrowania SONŚ.

Najgorszy prezent mikołajkowy w życiu Poloka

jego znajomych, jeszcze inni zapowiedzieli bojkot jego twórczości. Cóż za zniewieściałe, przeczulone na własnym punkcie towarzystwo!” To jak to jest, panie Gorzelik? Broni

Jak to jest, panie Gorzelik? Broni pan Twardocha, a atakuje Poloka? Bliższy jest panu pisarz, aniżeli promowany na senatora członek RAŚ, przewodniczący koła? Po co atakować człowieka, w którego promocję zainwestowało się mnóstwo siły i energii. Działanie lidera Ruchu Autonomii Śląska jest nielogiczne. Niemal w tym samym czasie, również na swoim prywatnym profilu, Szczepan Twardoch, uhonorowany za książkę „Morfina „ Paszportem Polityki, napisał :” Pierdol się, Polsko”. Ogólnie rzecz ujmując, nikt nie przebierał w słowach, wielu ludzi ujawniało na internetowych, prywatnych profilach swoje opinie na ten temat, opinie indywidualne, wzburzone i najczęściej krytyczne w stosunku do państwa polskiego. I to całe wzburzenie: i „bękart” i „pier*** się Polsko” i „Ślązacy, ujawniamy się” – absolutnie wszystko jest dla mnie zrozumiałe. Kręcąc się od kilku lat między Hanysami rozumiem, ile ta ślůnsko nacyjo dla was znaczy. A c robi Jerzy Gorzelik, arcyślązak podobno? Powoli dopisuje do bękarciego postu Poloka komentarze: „reprezentując nie tylko siebie powinien bardziej ważyć słowa i zastanawiać się nad ich odbiorem(…)” , „zastanów się, jaki cel chcesz osiągnąć.”. Zaś 13 grudnia RAŚ wydaje oświadczenie o następującej treści:” Informujemy, że po rozmowie z przedstawicielami władz Ruchu Autonomii Śląska przewodniczący koła RAŚ w Rybniku, pan Paweł Polok, zapowiedział złożenie rezygnacji z członkostwa w naszym stowarzyszeniu. Tematem rozmowy były ostre słowa opublikowane przez Pawła Poloka na jednym z portali społecznościowych w reakcji na skandaliczne orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Reakcja ta spotkała się z krytyką w szeregach RAŚ jako naruszająca standardy dyskusji publicznej.” Dalej jest prośba RAŚ do działaczy o panowanie nad emocjami. Jednocześnie, krytykując Poloka, wydając skandaliczne oświadczenie(bo przecież istnieje coś takiego jak sąd koleżeński, a wyrzucanie z organizacji osoby, przez lata promowanej jako lokalnego lidera, jest bezsensowne, ale o tym za chwilę) broni Szczepana Twardocha, który podobnie- na prywatnym profilu – stwierdził: „Pierdol się, Polsko!”. Emocjonalnie, wyraźnie wzburzony Gorzelik, stwierdza: „Szczepan Twardoch, wkurzony na kompromitujące Sąd Najwyższy orzeczenie w sprawie Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej, walnął na FB między oczy tekstem: "Pier...l się, Polsko!". I ustawiła się kolejka rozmaitych "patriotów", gotowych wylać na pisarza kubły pomyj, inni wypisali się z grona

pan Twardocha, a atakuje Poloka? Bliższy jest panu pisarz, aniżeli promowany na senatora członek RAŚ, przewodniczący koła? Po co atakować człowieka, w którego promocję zainwestowało się mnóstwo siły i energii. Działanie lidera Ruchu Autonomii Śląska jest nielogiczne, a całe ogłoszenie w sprawie odejścia wygląda, jakby Polok został zmuszony do rezygnacji. Za co? Za pisanie swoich przemyśleń na prywatnym profilu? Gdzie jego wypowiedzi są dostępne jedynie dla znajomych i nikogo więcej?

ro Gorzelikowi wolno opowiadać, że będzie wnosił do sądu o delegalizację RAŚ i zejdzie do podziemia, skoro wolno mu bronić Twardocha (po co, powtarzam), to Polokowi wolno cytować Mołotowa. I tak, cała ta sytuacja powinna przejść bez echa. Kończąc już, życzę moim czytelnikom Radosnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. Dziękuję z całego serca panu Stefanowi Lebochowi, który wiernie czytuje moje wypociny i pisze wspaniałe listy do redakcji. Przede wszystkim życzę smacznego, podkreślając, jak co roku, że kolacja wigilijna należy do najsmaczniejszych (oczywiście, ta przyrządzona przeze mnie osobiście).Szczególnie ciepło zwracam się do Pawła Poloka, życząc mu bardziej udanych prezentów i cierpliwości w członkostwie RAŚ (jeśli zdecyduje się pozostać). Równie serdecznie kieruję swe słowa do pana Szczepana Twardocha, życząc mu sukcesów literackich i bardziej rozgarniętych znajomych na facebook’u, którzy nie będę sprzedawali jego prywatnych wypowiedzi mediom. I

Może Gorzelik dba o to, aby nikt w RAŚ-u poza nim nie miał prawa do ostrzejszych słów? Żeby tylko on mógł błysnąć antypolskim bon-motem? A reszta działaczy, jak Polok, ma stanowić dla niego tylko żółto-niebieskie tło? A poza tym, najbardziej emocjonalny w tej całej sprawie jest właśnie Jerzy Gorzelik! Niepotrzebna jest obrona Twardocha, który sam w wywiadach prasowych świetnie sobie radzi. Za to słowa Gorzelika o Polakach, że to „zniewieściałe, przeczulone na własnym punkcie towarzystwo” budują negatywny wizerunek RAŚ-u. A afera z Polokiem sprawia, że RAŚ zaczyna się jawić jako organizacja wewnętrznie rozdarta. Jeżeli zaś są to prywatne opinie przewodniczącego, to powinien zastosować się do reprymendy udzielonej Polokowi. W końcu wszyscy powinni odpowiadać za własne słowa. Przypomnijmy sobie za to, kto jest znany ze swojej wypowiedzi, iż „polska małpa zepsuła zegarek”? Albo „Niczego od Polski nie dostałem, więc niczego jej nie jestem winien”? Albo „Zwycięski ciul na zawsze pozostanie ciulem” (odnośnie meczu piłki nożnej, gdzie znienawidzone Warszawiaki wygrały z ukochanym przez niego Ruchem Chorzów)? Pan Gorzelik właśnie. Więc może Gorzelik dba o to, aby nikt w RAŚ-u poza nim nie miał prawa do ostrzejszych słów? Żeby tylko on mógł błysnąć antypolskim bon-motem? A reszta działaczy, jak Polok, ma stanowić dla niego tylko żółto-niebieskie tło? Czyżby Gorzelikowi podobał się wzorzec PiS-u, gdzie tylko prezes Kaczyński może mieć własne zdanie? W chwili, kiedy oczy całej Polski, za sprawą orzeczenia Sądu Najwyższego, skierowane są na wszystkie organizacje pro-śląskie, nie tylko na SONŚ, każde ugrupowanie winno być zwarte, gotowe i reprezentować podobne argumenty. Sko-

oczywiście, członkom Ruchu Autonomii Śląska, z Panem Jerzym Gorzelikiem na czele życzę najrychlejszej autonomii i przypominam, iż na święta nie warto się kłócić. Inaczej wszyscy będziemy „pochajani” przez cały 2014 rok. Do poczytania w przyszłym roku WaSza GOrOLIca PaULa zaWadzKa

R

zeczpospolita (baczność! Najjaśniejsza, spocznij!) to bardzo fajne państwo jest. Każdemu pomoże (no dobra, bez przesady, chorzy zwykle muszą sobie radzić sami), każdego otoczy opieką i każdemu udzieli ojcowskiej (albo matczynej; już sam nie wiem, bo raz to jest macierz, a raz ojczyzna) rady. Ostatnio Rzeczpospolita (baczność! Najjaśniejsza, spocznij!) udzieliła rady nieistniejącemu narodowi śląskiemu. Udzieliła właśnie takiej rady, że mają Ślązacy siedzieć i pyski trzymać, bo nie istnieją. Tzn. istnieją jako Polacy. W ten sposób udało się Rzeczypospolitej (baczność! Najjaśniejsza, spocznij!) pokonać odwieczny problem logiki: jak odnieść się do czegoś, co nie istnieje? No ale jak widać można. Już Arystoteles głowił się wszak nad rozwiązaniem wielkiego problemu: Jak odróżnić ludzi

F

Ujawniomy sie

rele, Karlusy, Paniczki, i Panoczki ze neca dowejcie pozůr co piszecie bażi, niż eli byście godali, bo to co roz do neca trefi, je hań do końca świata i jeděn dziěń dużyj. Jak ftoś doł hań film ze tekstěm: „fto niy skace, tŷn je gorol” to choćby sie ze***ł to ôn tam je i szlus. Terozki młodzioki zbajstlowali akcyjo „ujawniomy sie” i dowajom bildy ze cetlěm „Jo je Ślonzok”, „Je żech Ślůnzok” abo cosik we tym stylu. I nagrowajom, eli fto taki, jak jo, się hań tyż ze takim cetlěm niě pokoże. Jo chyntnie bych wspor akcyjo, ale jak ftoś fto zowdy we klapie ancuga na wszystkich fajerach mo RAŚ-owo szwalbka, a ôd trzech prawie lot pod niom szlajfka ze naszymi farbami

Bez tuż jo sie nie mogą ujawnić, żech je Ślůnzok. Bo jo to głosza kupa lot. A ku těmu… cetla „Je żech Ślůnzokiěm” może se tyż dać baji wicewojewoda Piotr Spyra, kiery niě uznowo narodowości ślůnskij. Może se dać senator Maria Pańczyk, kiero tyż ô nacyji ślůnskij słyszeć niě chce. Ŏni przeca tyż som Ślůnzokami, inoś padajom, co Ślůnzoki to Poloki. Genau, jak těn gericht, kiery wydoł swůj rozsondek 5 grudnia. Przeca ôni niě pedzieli, iże ni ma Ślůnzokůw, ino że Ślůnzoki to niě nacyjo! Bez tuż, eli sie juże chcecie ujawnić, to piszcie „Ślůnzok, niě Polok”. Jak Anzlem Eforyn, kiery 500 lot nazod napisoł: Silesius, non Polonus”. Tuż těn, co downo deklaruje: „Ślůn-

jak ftoś fto zowdy we klapie ancuga na wszystkich fajerach mo RAŚ-owo szwalbka, a ôd trzech prawie lot pod niom szlajfka ze naszymi farbami miołby sie „ujawniać”? Lyjo Swaczyna ujawniający się, że jest narodowości śląskiej ma taki sam sens, jak Donald Tusk ujawniający się, że należy do PO, Barack Obama ujawniający się, że jest murzynem, albo abp Wiktor Sworc ujawniający się, że jest katolikiem. miołby sie „ujawniać”? Dejcie sie młodzi pedzieć, co „ujawnić” sie może inoś těn,, fto sie przůdzij ukrywał. Eli fto zawdy był jawny, to ôn sie wtůry roz ujawnić niě może. Lyjo Swaczyna ujawniający się, że jest narodowości śląskiej ma taki sam sens, jak Donald Tusk ujawniający się, że należy do PO, Barack Obama ujawniający się, że jest murzynem, albo abp Wiktor Sworc ujawniający się, że jest katolikiem. Chociaż, co do tego czy ten ostatni jest na pewno katolikiem rzymskim, a nie jakimś polskim, mam już wątpliwości. Bo zbyt często naucza polskości a zbyt rzadko nauk naszego zbawiciela Jezusa Chrystusa. No ale to tylko dygresja.

zok, niě Polok” – ujawnić sie ni może. No chyba, że fto przůdzij bołby wtykom polskich SS (Służb Specjalnych!) i w ramach nawrůcynio coś takego zbajstlowoł - to bych boł doma. Abo tyż tyn alert je dlo tych co zarozki po Marszu Autonomie z gańby wartko seblykajom ślůnski tres i ôblykajom bele jaki, coby wele ich domu żodyn niě kapnoł, sie co ôni som Ślonzoki abo Ślonzoczki. I tera wziěni na ôdwaga, i napisali: Je żech Ślůnzok! Tuż padom: dejcie sie pokůj ze „ujawnianiem” a zacznijcie hań, kaj ino idzie, sie asić coście ŚLŮNZOKI. LYJO SWaczYNa (KatOLIK rzYMSKI, NIě POLSKI)

POLOK - NIe zNaczY POLaK

Przecież nie istnieją

od zwierząt? Otóż - wywodził Arystoteles - ludzie mówią, a zwierzęta nie. Wielkiemu filozofowi spędzał sen z powiek jeden tylko problem: Każdego dnia spotykał zwierzęta, które mówią. Te zwierzęta zwane były " niewolnicy" i można było nimi handlować. No patrzcie: zwierzęta, a mimo wszystko mówią. Ze Ślązakami jest w zasadzie tak samo - mieszkają w Polsce, więc są Polakami, a jeśli nie są, to nie istnieją. Już się Państwo pogubiliście? Ależ nie szkodzi. Tak tu u nas jest z wieloma rzeczami. Z kontraktem dla rybnickiego szpitala na przykład. Szpital jest to wojewódzki i zabezpiecza specjalistyczną opiekę dla ok. 500 000 obywateli. Tzn. nie zabezpiecza, bo nie ma pieniędzy. A nie ma, bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie daje. A nie daje, bo przeznacza na coś innego. Bo to w końcu jest fun-

dusz zdrowia, a nie choroby. Czy ktoś z Państwa miał problemy z NFZ będąc zdrowym? Pewnie nie. No i dobrze, bo to fundusz zdrowia. Dla zdrowych czyli. I tak samo jest z Polską - Polska jest dla Polaków. I tylko Ślązacy ciągle szukają dziury w całym i wymyślają jakieś problemy. Domagają się szacunku, wolności stowarzyszanie się i czegoś tam jeszcze. Aha, pieniędzy na służbę zdrowia się domagają. A mogłoby być tak pięknie, gdyby nie te ich pomysły. Jak mówiła śp. aktorka Anita Dymszówna: Aktorstwo to byłby piękny zawód, gdyby nie ta pieprzona publiczność. No właśnie. Byłoby pięknie, gdyby nie ci pieprzeni Ślązacy. Ale oni na szczęście nie istnieją. No to, cholera, dlaczego mimo wszystko mówią? PaWeŁ POLOK


20

GrUdzIeŃ 2013 r.

Olimipada w Krakowie? czamu żoděn niě piere sie ô Ślůnsk???

Lepszy je cieszyn!

C

Pokazywo sia, jak mo wyglondać ta społu praca miendzy Małopolskom a Ślůnskiěm we dogodanych „Krakowicach”. Ino co, a Kraków sztartnoł do rywalizacje ô organizacjo zimowěj olimpiady we 2022 roku. A my, skuli tych „Krakowic”, muszŷmy mu pomogać. Co je ze festelnom stratom do Ślůnska. zamu? Po piŷrsze skirz tego, co juże tera Kraków a Małopolska som srogszom atrakcjom turystycznom, jak nasz hajmat. Kiej Polska bydzie promować Igrzyska Zimowe 2022, to ta dysproporcjo jeszcze sztajgnie. Wielgi polski gelt půdzie na krakowskie inwestycje, na hale, na obiekty. Na drogi a na lotnisko. A do nos psinco.

bez gůrůw zimowŷj olimpiady ni ma. Cołki skijani alpejski – zjazdy a slalomy, snowboard a inaksze – abo sanki, bobsleje; tŷmu wszyjskimi trza gůrůw. A zaś furgani na skijach? Toć, co bez gůr skoczni ni ma. Lotani na skijach tyż niŷ je po plaskatym, inoś po wiěrchach. Tuż olimpiadzie zimowěj potrza gůrůw, jak rybie wody. A we Krakowie gůrůw ni ma…

Lodowisko w Nowym Targu i w Ostrawie. Taka jest różnica infrastruktury sportowej w Małopolsce i na Śląsku… Przed Euro 2012 wszyjscy mi widzieli, co we cołkij Polsce rychtowali drogi a cesty, autobany, inoś u nos niě. A zaś nojbarżyj hań, kaj fusbalorze mieli grać: wele Gdańska, Poznania, Warszawy, no a Wrocławia. U nos bez te roki, ze 2009 do 2012, żodnych autoban, cest niě rychtowali. I tera zaś, zacznom rychtować komunikacjo we Małopolsce, ze Krakowa do Zakopanego, do Popradu a drugich małopolskich miast. Wierza, bydom tŷż

Tuż se we Małopolsce wymedīkowiali, iże olimpiada bydzie sie mianować we Krakowie, nale tak rīchtig, to bydzie we Tatrach. A skirz tego, co polsko infrastruktura je hań bele jako, to po polskij ale tyż słowackij zajcie, we Zakopanŷm a słowackim Popradzie. Tuż chneda cołko olimpiada bydzie hań, we Tatrach. A we Krakowie inoś konkurencje na lodzie. Te chopcy, kiere ciepiom po lodzie czajnikami (tzn. curling), szlyjzuchy figurowe a hokej. Cołko reszta w Tatrach.

Kiejby dzisio międzynarodowo komisja olimpijsko ze MKOl-u wlazła na banhof we Krakowie, a ôboczyli, że 150 kilometrůw ze Krakowa do Zakopanego cug jedzie sztŷry godziny – tuż by dostali ôd lachanio hercklekotůw. We XXI wieku cugi taki dystans jadom we Europie 30 minut, a we Krakowie – 4 godziny. rychtować autobana ze Bielska, bez Wadowice, do Krakowa a Zakopanego. We gůrach tako autobana bydzie ale drogo!

Infrastruktura hań belejako A trza wybudować cołko infrastruktura ze Krakowa do gůrůw. Skirz tego, co Kraków we gůrach niě leży, a zaś

Tuż w te Tatry trza zrychtować autobany. A ajzybana tyż! Bo kiejby dzisio międzynarodowo komisja olimpijsko ze MKOl-u wlazła na banhof we Krakowie, a ôboczyli, że 150 kilometrůw ze Krakowa do Zakopanego cug jedzie sztŷry godziny – tuż by dostali ôd lachanio hercklekotůw. We XXI wieku cugi taki dystans jadom we Europie 30 minut, a we Krakowie – 4 godziny. I bez tuż Kraków może sie asić ino

strzedniowieczŷm, bo ôni hań durś majom tako technika!

Pyrzowice? zapasowe do Balic! Ale! Rząd juże dzisio pado, iże na infrastruktura Kraków bydzie mioł 21 miliardůw. 16 z budżetu państwa, 3 od MKOl-u a inoś 2 włosne, małopolski. Za těn gelt Kraków wyrychtuje se nowe hale lodowe, nowe tory lodowe a pieron wiě, co jeszcze… Půł miliarda mo kosztować rozbudowa lotniska w Balicach. A my se spominomy, iże ślůnskie rajce, kiej propagowali „Krakowice” to padali, iże flugportem numer 1. bydom nasze Pyrzowice, a Balice takim barżyj rezerwowym. Tera pokazywo sia, iże Balice majom być luftportŷm zaro za Okęciem, a nasze prowincjonalnym do Krakowa. I nom sie zdo, co cołki tŷn „krakowicki” geszeft bydzie tak wyglondoł. Zresztom – pisali my ô tym ôd poczontku. Ale my sie wetnymy, co to niě je koniec. Co drugi, srogi gelt půdzie na cołko małopolsko infrastruktura. Na cesty do Krakowa ze Bielska, ze Warszawy, skirz tego, co ôni hań majom dobro autobana inoś ôd nos, na Ślůnsk.

My momy infrastruktura a gůry I bez tuż nadziwać sie niě poradzymy, czamu zaś ô ta olimpiada staro sie Kraków, a ôsmoliły to ślůnski miasta: Gliwice, Rybnik. A nojlepi Cieszyn. Abo na Dolnym Ślůnsku – Jelenia Góra. Przeca jak by niě filować, kożde ś nich je lepszym kandydatěm do olimpiady, niźli Kraków. Po piěrsze, momy bliżej gůry. Ze Krakowa do Zakopanego je 150 cu-

giěm kilometrůw a po ceście – 105 km. Do Popradu – dali… A ze Gliwic w gůry je 60 kilometrůw, ze Rybnika 30. Nojwygszo gůra we těj tajli Beskidu

Lake City (IO 2002) – 180 000, Innsbruck (IO 1964 I 1976)– 120 000, Grenoble ( IO 1968) - 150 000 ludzi. Nale i tak kaj im do Krakowa?

Půł miliarda mo kosztować rozbudowa lotniska w Balicach. A my se spominomy, iże ślůnskie rajce, kiej propagowali „Krakowice” to padali, iże flugportem numer 1. bydom nasze Pyrzowice, a Balice takim barżyj rezerwowym. Tera pokazywo sia, iże Balice majom być luftportŷm zaro za Okęciem, a nasze prowincjonalnym do Krakowa. I nom sie zdo, co cołki tŷn „krakowicki” geszeft bydzie tak wyglondoł. to Łyso Góra. Na nia je trocha dali, ale i tak bliżej, jak ze Krakowa do Zakopanego. A zaś ze Cieszyna měnij, jak 20 km. Tuż czamu stolicom igrzysk niě może być Cieszyn? Miasto symboliczne, baji ze legendy o Lechu, Czechu i Rusie. Stolica tzw. Śląska Cieszyńskiego, miasto, kiere dzisio leży we dwůch państwach – Polsce i Czechach. A po wszystkich trzech tajlach grenicy (20 km dali je Słowacjo) je jeděn europejski region – Ślůnsk. Powiě ftoś, iże Cieszyn je za mały? Tuż trza pedzieć, co polski (36 000) a czeski (25 000) mo do kupy 60 000 ludzi. A wiela majom inne stolice zimowych igrzysk? Som taki srogi jak Kraków? Kaj! Nojmeńszo była Cortina d'Ampezzo (igrzyska 1956) – 6000 mieszkańcůw. Squaw Valley (IO 1960) w USA mo 7000 mieszkańcůw. Francuskie Albertville (IO 1992) to tyż miasto miary Radzionkowa abo Bierunia – 19 000 ludziůw. Norweskie Lillehammer (olimpiada 1994) tak samo – 26 000. Przý nich Cieszyn je srogom metropoliom. Koreańskie Pyeongchang (pieron wiě jak to czytać) kiere je organizatorem Igrzysk Zimowych 2018 tyż je ôd Cieszyna měńsze. Mo 40 000 ludzi. Jako widać, zimowe olimpiady som we małych miastach. Inaczěj, jak letni. Po prowdzie som też większe. Salt

Jak Kraków to som Turyn, Sapporo, Vancouver – wielgi miasta. Inoś ôd Krakowa różniom sie jednym – leżom we gůrach, a niě 100 km ôd nich! A jakoś Italoki niě chciały zimowěj olimpiady w Wenecji (150 km w Alpy) abo Niemcy we nizinnym Hamburgu. Poloki zaś – we Krakowie!

Komunikacjo? cieszyn mo lepszo, jak alpy Komunikacjo? Lepszyj ni majom ani kurorty alpejski! 50 kiloemtrůw dali je gliwicki krojcůng autobanůw. Bez Cieszyn idzie droga ekspresowo ze Ołomuńca do Bielska, kiero 10 km od Cieszyna mo krojcůng ze ekspresůwkom Katowice-Ustroń. Do autobany ôd Gliwic do Czech tyż je 20 kilometrůw. Lotniska? Do flugportu we Ostrawie je 20 kilometrůw (Zakopane do Krakowa mo 110!), do Pyrzowic 100, nale dwie ekspresowe drogi do wyboru! A cug? Banhof we Czeskim Cieszynie noleżoł do najważniejszych we Austro-Węgrach a cugi jeździły stond po cołkij Europie. Po polskij zajcie kolej je bele jako (jak bana w cołkim kraju), nale czesko je dobro. A polsko styknie wyremontować. Baza turystyczno? We Beskidach niŷ je gorszo, jak w Tatrach, a zdo sie, co lepszo. Blisko som Wisła, Ustroń, Istebna, Brenna, niedaleko tyż Szczyrk… Po czeskij zajcie tak samo, a ku těmu jeszcze na Słowacja, do Czadcy, je 20 kilometrůw! No i cołko aglomeracja rybnicko-jastrzębsko, ostrawsko a trocha dali katowicko. I to wszyjsko w jednym regionie, na Ślůnsku!

My baza sportowo momy Widok na Łysą Górę z Jastrzębia Zdroju. Z Cieszyna jest jeszcze bliżej. Ona naprawdę leży tuż obok, a nie 100 kilometrów od olimpijskiego miasta.

Nale nojważnieszo je baza sportowa. A zaś po czeskij zajcie, na stokach Łysŷj Gůry (1324 metry) som mnogi ôśrodki do skijanio, i idzie hań tyż


21

GrUdzIeŃ 2013 r. narychtować trasy do zjazdu, slalomu. No a przeca je tyż Czantoria, je Szczyrk, kiery mo staro FIS-owsko trasa, a inaksze. Sam je wszyjsko, co trza do narciarstwa alpejskiego a klasycznego. Skoki? Dyć Wisła, ze kierýj je Adam Małysz, leży 20 km od Cieszyna. Był sam Puchar Świata. Trzeba co dodać, że sam je dobry plac do furganio na skijach? No i dyscypliny lodowe! To sam, 10 kilometrůw ôd Cieszyna, leży Trinec, kaj gro jeděn z najlepszych klubůw czeskigo hokeja. A czeski hokej to światowo elita. Ino trocha dali je Ostrawa, a hań jeszcze lepszy hokejowy klub! Tafle Ocelari Trinec a Ostravy, to lodowiska europejskij czołůwki. 10 kilometrůw dali je tyż tafla Banika Karvina. Nale i po polskij zajcie grajom we hokeja. 20 km od Cieszyna leży Jastrzębie, a hań gro aktualny wicemajster Polski. Trocha dali chneda połowa polskich lodowisk: we Tychach, we katowickim Janowie, we Bytomiu, we Opolu. A katowicki Spodek to noj-

Zakopianka czyli droga olimpiady w Krakowie – i skrzyżowanie w Gliwicach, czyli droga olimpijska na Śląsku. Komentarz nawet zbyteczny… rowych lodowisk, niźli cołko Polska! We Polsce nikaj ni ma lepszŷj infrastruktury do sportůw zimowych, jak kole Cieszyna. Tatry to przī tym … prowincjo. Powiě ftoś, co to wszyjsko ni mo znaczenio, skirz tego, co Beskidy to gůry lecy jaki, ani 1400 metrůw ni majom, kaj im do Tatrůw?

Komunikacjo? Lepszyj ni majom ani kurorty alpejski! 50 kiloemtrůw dali je gliwicki krojcůng autobanůw. Bez Cieszyn idzie droga ekspresowo ze Ołomuńca do Bielska, kiero 10 km od Cieszyna mo krojcůng ze ekspresůwkom Katowice-Ustroń. Lotniska? Do flugportu we Ostrawie je 20 kilometrůw (Zakopane do Krakowa mo 110)21 srogszo hala hokejowo we Polsce. Jeszcze sroższo, na 15 000 ludziůw budujom we Gliwicach. Je hań tyż drugo hokejowo tafla, politechniki. Wiěrchni Ślůnsk mo wiěncěj wymia-

I bydzie mioł recht, ino eli tak, to i Tatry som maluśki. Wszyjski olimpiady były na wyższych gůrach, jak w Zakopanŷm, a tym barżyj w Popradzie. Zawdy 3000 metrůw nad poziom mo-

Skocznia narciarska w Wiśle – na Śląsku jest gotowa niemal cała infrastruktura olimpiady zimowej

rza, abo lepij. A Poprad to Niżne Tatry, menij jak 2000. Tuż, eli gůry majom być wysoki, to Tatry tyż niě stykajom. Nale to piěrwyj gůry musiały być wysoki, skirz tego, co to gwarantowało śniŷg. We XXI storoczu we kożdych gůrach idzie mieć zimom śniěg. Przeca kożdy, fto jeździ na skijach wiě, że w Wiśle, we Cadcy, abo pod Łysom Gůrom idzie jeździć na skijach cołko zima.

Olimpiada winna być u nos Tuż trza pedzieć, to my winni niŷ filować, jak Kraków (a Zakopane) mo starość coby nafasować Olimpiada – ino sami to rychtować. To winiěn robić sejmik wojewůdztwa ślůnskigo – a niŷ podpisywać umowy o „Krakowicach”. Do kupy z Ostrawom rychtować naszo, lepszo ôde krakowskij, ôferta! Nale eli komu Łyso Góra je mało – to je jeszcze Śnieżka. Tyż na Ślůnsku, chocia Dolnym. Mo godnij jak 1600 metrůw, to ôde gůr we Popradzie je już ino trocha mŷńszo. I je tam miasto olimpijskie jak sie patrzī – Jelenia Góra. Miasto mo 80 000 ludziůw, a kole niego leżom widzane ôśrodki narciarski: Szklarska Poręba, Karpacz, Jakuszyce (polsko stolica lotanio na skijach) a drugi. Po wtůrŷj zajcie granicy Harrachov, kiery tyż zno kożdy, fto rod mo sporty zimowe. 20 kilometrůw od Jeleniej Góry, niě 150 jak Poprad ôd Krakowa! Hokej? Ino trocha dali je Liberec, a hańkejsze Bílí Tygři Liberec to tyż elita europejskiego hokeja.

Olimpiada we Jeleniej Górze (abo we Szklarskij Porębie) byłaby szansom do społupracy trzech ślůnskich woje-

torio, zno tyż miano Sudety. A Tatry? Inoś poniěkierzy. Kraków niŷ je we gůrach, infra-

Poloki chyba durś niě do końca wierzom, że te ziemie som rýchtig jejch, tuż wolom juże 50 lot lotać za olimpiadom we Tatrach, niźli we Sudetach (abo Beskidach). Chocia sam szanse byłyby duże wiŷnksze – bo chneda kożdy we Europie, fto zno trocha historio, zno tyż miano Sudety. A Tatry? Inoś poniěkierzy. wództw: dwůch gůrnoślůnskich (po mianach: śląskiego a opolskieg) a dolnośląskiego. Nale to trza chcieć. Zaś Poloki chyba durś niě do końca wierzom, że te ziemie som rýchtig jejch, tuż wolom juże 50 lot lotać za olimpiadom we Tatrach, niźli we Sudetach (abo Beskidach). Chocia sam szanse byłyby duże wiŷnksze – bo chneda kożdy we Europie, fto zno trocha his-

struktura mo bele jako, hańkejszo olimpiada mo być rozciepano we poru miejscach – tuż mogěmy się wetnonć, co Polska olimpiady zimowěj 2022 niŷ nafasuje. I bez to już dziś trza agitować: Olimpiada Zimowo we Polsce? Ja, nale ino na Ślůnsku! Możne 2026, 2030 abo dali. Momy przecz czas! adaM MOĆKO

Szczyt Śnieżki zimą – idealne miejsce na widokówkę olimpiady. Tatry nie mają nic równie ładnego.

Nie znamy własnej historii Z Januszem Pendolskim, wydawcą górnośląskich kalendarzy, właścicielem drukarni w katowickich Szopienicach i pasjonatem historii Śląska rozmawia Paula Zawadzka

- Skąd pomysł na taki akurat, historyczny, górnośląski kalendarz? - Zawsze dostrzegałem piękno górnośląskich miast, nie miałem więc problemu z doborem obiektów. Sam zresztą prywatnie, w ramach hobby zajmuję się fotografią. Kalendarz ścienny nazwałem „Miasta Górnego Śląska, lata przedwojenne – Dawny Śląsk Alte Oberschlesien” . Zawierają reprinty starych pocztówek. Oprócz tego, jest jeszcze kalendarz biurkowy, również śląski. - Jak na kalendarze reagują Ślązacy?

- Nie wspominając o tych pozytywnych reakcjach (i zakupach), to niestety wielu ludzi dostaje gęsiej skórki na widok niemieckich nazw miast w kalendarzu!

- Jak to? - Zazwyczaj mówią: szkoda, że po niemiecku. Argumenty, że Śląsk w okresie, gdy robiono te zdjęcia był niemiecki, są jak grochem o ścianę. Ludzie ci odpowiadają, iż był to polski Śląsk pod zaborem i niemiecka nazwa miejscowości jest nie do zaakceptowania.

- Ale przecież to tylko podpisy. I one i nazwy miesięcy są również w języku polskim. A poza tym z zaborem to nieprawda. Śląsk nie był pod żadnymi zaborami. Ślący Piastowie sami wybrali przynależność do rzeszy niemieckiej, jeszcze średniowieczu. I Śląsk był w Niemczech do XX wieku. - Tak, ale sprzedając te kalendarze przekonałem się, że ludzie są u nas momentami bardzo antyniemieccy. Co ciekawe, nie tylko przybysze, rdzenni Ślązacy też. Dowodzi to, jak bardzo nie

znają historii Śląska. I prawdziwa historia budzi w nich niechęć.

- Żałuje pan więc, że wydał te kalendarze? - Ależ skąd. Przymierzam się przecież do strony internetowej „Dawny Śląsk Alte Oberschlesien”, żeby promować piękną historię tej krainy. Te dwa kalendarze są jedynie początkiem tej działalności. - Dziękuję za rozmowę i życzę udanej sprzedaży, gdyż kalendarze są piękne.


22

GrUdzIeŃ 2013 r.


23

GrUdzIeŃ 2013 r.

Nasz Ślůnski raj utracony Z Marcinem Melonem, współpracownikiem naszej redakcji, laureatem drugiego miejsca w konkursie na „Jednoaktówkę po śląsku” – rozmawia Magda Pilorz

- Pogodomy czy porozmawiamy? - Pogodejmy lepij. Zowdy jak je z kim pogodać, to wola godać. Ale rozumia, że tak po prowdzie to pytosz ô to, kerom godkom posługuja sie lepij: ślůnskom, polskom eli anglickom? No to musza pedzieć, że chyba ślůnsko bydzie na… trzecim placu.

żech boł ino w stanie naszrajbować to boła jakoś licho imitacja Janoscha. Pomyślołech, że jak w jury majom być chopy z Koreza, kere Cholonka grali piŷtnoście tysiŷncy razy, to pieron ich szczeli, kej zoboczom coś w tym stylu jeszcze roz. No i poszołech blank w inkszo zajta. Przůdzij jużech mioł naszrajbowane pora ôpowiadań ło tym ślonskim policaju, komisorzu Hanusiku, wzion żech jedne z nich i przerobił na jednoaktówka. Ale te spominki moji Oumy tyż przīdom dran, byda musioł ô nich naszrajbować kejś.

-To kero je właściwie twoja muterszpracha? - Ślůnsko godka, bo ino ôna chyto mie za serce. Polsko i angielsko szpracha to do mie taki wercojg, narzŷndzia, kerych używom, co by sie komunikować z ludźmi, ale jak mosz czuć emocje do jakigoś narzyndzio? To tak, choby ci kozali przoć młotkowi eli colsztokowi.

- Publika lachała sie fest, co potwierdzo, że ślůnsko godka do ôsprawianio wicůw na zicher sie nadowo. - To je komedyjo, mo być śmiŷszno. Tam niŷ ma skuli czego ślimtać. Je szwarc-charakter, kery je ryży (a ryże je przeca zowdy frechowne, pra?) i planuje zawrzīć premiera w haźlu, przeblyc sie za niego i narobić ôstudy. I je nasz

- To tak po prowdzie poradzisz godać po naszymu, tak richtich czy ino koncek? - Moja ouma godali dwa razy lepij niż jo, a jeji ouma jeszcze lepij, no to co jo mom pedzieć? Jo je z pokolenio późnego Gierka. Matka zowdy godali, że jak sie przī bajtlu niŷ bydzie godało, to nie erbnie „akcŷntu” i nie bydzie mioł potym problemów, kiej půdzie do szule. No i jo żech tego „akcŷntu” nie erbneł i po polsku godom tak, że niekiery sie nie pokapuje skond jo je. Ale żebych mioł skuli tego w życiu mni problŷmów, to bych nie pedzioł…

- A kej żeś sie pokapowoł, że godka sie werci znać? - Mieli my może po jedenoście lot, kej z synkami na placu kapli my sie, że jak ftoś poradzi godać, to niŷ musi mu być gańba, Kapli my sie, że niŷ jeden by chcioł, a nie poradzi. Miołech takigo kamrata, echt gorol, kery fest boł rod, kej my przī nim godali. Padoł, że momy go uczyć. No to my mu tuplikowali: „Niŷ Konrad, ty ni mosz kanapki z serem, ty mosz sznita ze kyjzom”. A ôn sie śmioł i powtarzoł,: „Sznitę z kejzą mam, tak? Ale fajnie!” Moja matka i ôjciec, kerych za bajtla prali w szkole za godanie, ciŷnżko mieli spokopić, że coś sie zmienio, że terozki już niŷ musi nom być gańba, że nawet gorole chcom sie uczyć naszy godki.

- Niekiere sie bojom, że hnet bydymy gwołtem uczyć bajtle godki, nawet te, u kerych w doma sie nikej niŷ godało. - Nie znom żodnego, fto by mioł takie gupie plany. Ja, uważom, że wiedza o historii i kulturze regionu powinna być obowionzkowo, bo inakszy niŷ do sie wychować regionalnych patriotůw. Ale nauka godki ino do tych, kere chcom, bo inakszy efekt bydzie ôdwrotny do

Pokozało sie, że co by nauczyć godki to nie styknie ino pedzieć, że to je szrank a to je ryczka, a w antryju na bīfyju stoi som wiesz co. Trza jeszcze wiedzieć coś ô gramatyce, składni, fleksji. Weź takie nojprostsze zdanie: „Jo godom po ślůnsku”. Bajtel, kery w doma nie godo, może pedzieć „Jo godam”. No i trza tuplikować, że „jo godom”, „my godomy”, „ty godosz”. No to za chwila bajtel sie spyto, że skoro „jo godom”, to czemu „ône godajom”, a nie „łone godojom”? No i robi sie problŷm…

Dużo czytom po ślůnsku. Dzisio mało fto już poradzi godać, bez tuż niŷ idzie se spominać godki ze słuchu. Ale we ślůnskich ksiůnżkach a gazetach, choby „ślůnskim Cajtungu” som słowa a formy gramatyczne, kiere mało fto już pamiento… sie, że tak bydzie łatwij. Ino że hnet żech sie kapnoł, że tak sie nie do, bo to som rzeczy, o kerych niŷ do sie szrajbować i godać inakszy, jak ino po ślůnsku.

- Downy Ślůnsk to magiczno kraina, godosz. A możne ino ciebie sie tak zdowo, bo żeś sam przŷszoł na świat i

Przeca na tym Ślůnsku, ô kerym jo pisza, kożdy godo po naszymu! Tak wyglondo współczesny Ślůnsk? Niŷ, to je raczy jakiś Ślůnsk alternatywny, tak by tukej mogło być. Abo inakszy: tak tukej durś jeszcze może być.

- A po jakiemu zaczon żeś szrajbować po ślůnsku? - Ze strachu. Cołkie życie rod żech słuchoł, jak starzīki łosprawiali mi ô tym Ślůnsku, co go już niŷ ma. A kej jejch brakło, to żech sie wylŷnkoł, że jo pozapominom hnet to, co ône godali i już żodŷn tego sie nie spomni. A tamten downy Ślůnsk, to je tako magiczno kraina, o kery niŷ mogŷmy zapomnieć. No i zaczon żech szrajbować – przýdzij po polsku, bo zdowało mi

ino pedzieć, że to je szrank a to je ryczka, a w antryju na bīfyju stoi som wiesz co. Trza jeszcze wiedzieć coś ô gramatyce, składni, fleksji. Weź takie nojprostsze zdanie: „Jo godom po ślůnsku”. Bajtel, kery w doma nie godo, może pedzieć „Jo godam”. No i trza tuplikować, że „jo godom”, „my godomy”, „ty godosz”. No to za chwila bajtel sie spyto, że skoro „jo godom”, to czemu „ône godajom”, a nie „łone godojom”? No i robi sie problŷm…

tukej żyła twoja familjo? A jakbyś boł z Altrajchu, to byś godoł, co magiczny je Altrajch… - Na zicher mosz koncek recht, do kożdego szpecjalny je jego Hajmat. Ale to niŷ ma wszystko. Marcel Proust pedzioł kejś, że rŷchtich raj, to je ino ten raj, kery my stracili. A tamtŷn Ślůnsk my stracili. Żoděn już nie ôdŷmknie nazod tych pozawiŷranych grubów, kaj robili nasze starziki, żoděn niŷ postawi nazod tych zomków, co je Poloki pobulili, niŷ

ma już mentalności tamtym Ślůnzoków. Ale zamiast tego erbli my cosik inkszego: spominki, w kerych tŷn Ślonsk, kerego już niŷ ma, ôroz stoł sie magiczny, genau niŷ z ty ziŷmi. Jaki to je ale futer do wyobraźni kożdego wrażliwego Ślůnzoka!

- Twoja sztuka, kero zajmła drugi plac w konkursie na Jednoaktówka po ślůnsku, niŷ rozgrywo sie na hańtym Ślůnsku magicznym, to je sztuka współczesno, pra? - Katać tam współczesno?! Przeca na tym Ślůnsku, ô kerym jo pisza, kożdy godo po naszymu! Tak wyglondo współczesny Ślůnsk? Niŷ, to je raczy jakiś Ślůnsk alternatywny, tak by tukej mogło być. Abo inakszy: tak tukej durś jeszcze może być.

- A czamu niý těn downy? - Tak po prowdzie, to przůdzij chcioł żech szrajbować sztuka wele tego, co mi moje Oupa i Ouma ôsprawiali. Co by wypuścić te spominki z moji gowy, co by inksi tyż je znali. Zaczon żech szrajbować i… niŷ poradziłech. To, co

komisorz, kery musi go chycić. No i je cołki Ślůnsk w tle. W inkszych ôpowiadaniach ło Hanusiku pojawiajom sie jeszcze elementy paranormalne – ale durś blank ślůnskie.

- A jako rola gro godka w twoji robocie? - Jo żech je rechtorem, ucza bajtli angielskigo, ale edukacjo regionalno to moje hobby. A godka je w edukacji regionalny blank ważno. Jo robia w szkole nr 37 w Tychach, kaj dyrekcja fest ślůnskości przaje, ale ciynżko znojść bajtla, kery by godoł w doma. Łońskigo roku robili my przedstawiynie po ślůnsku, poru bajtli musiało sie uczyć godki choby ôbcy szprachy. No i pokozało sie, że co by nauczyć godki to nie styknie

tego, co chcŷmy. Jak ftoś pado, że Ślůnzoki bydom chcieli gwołtem uczyć dzieci ôd Poloków godanio, to je to kolejny roz, kej ftoś chce nami straszyć. To je ańfach cygaństwo. A może sam sie ôdzywo czyjeś nieczyste sumienie? Może ftoś sie boi, że jak downij nasze bajtle boły lone w szkołach za godanie po ślůnsku, to terozki przīdzie czas, że my bydymy prać polskie dzieci za to, że pedzom, co majom „sznitę z kejzą”, a nie „sznita z kyjzom”? Tym, kere sie tego lynkajom, ôd razu mogemy pedzieć: Nic sie nie starejcie, nikt na siła godać nikogo nie bydzie uczył. Ale widza, że coroz to wiŷncy bajtli same chce sie uczyć godanio. I to je blank naturalne, bo kożdy potrzebuje swojich korzŷni. Krzoki tyż.

W katowickim teatrze Korez po raz trzeci już miał miejsce uroczysty finał konkursu na jednoaktówkę po śląsku. W pierwszej edycji, w 2011 roku, jednym z laureatów był nasz redaktor naczelny, Dariusz Dyrda. W kolejnych edycjach udziału już nie brał, gdyż jego sztuki po śląsku („Marika” i „Hebama”) i bez konkursów przyciągają liczną widownię. Tym milej nam zawiadomić, że w tegorocznej edycji drugą nagrodę zdobył przyjaciel i współpracownik naszej redakcji – Marcin Melon, znany naszym czytelnikom jako zapalony śląski regionalista. Jego sztuka nosi nazwę „Komisarz Hanusik i warszawiok”. Zwycięzcą III edycji został Maciej Sojka za sztukę „Freedland” a trzecie miejsce w „Jednoaktówkach po śląsku 2013” uzyskał Marcin Szewczyk za sztukę „świynto wojna”. Ponadto przyznano siedem wyróżnień.


24

GrUdzIeŃ 2013 r.

W tym numerze nie ma kolejnego odcinka historii Śląska. Opowiadać miał bowiem o dążeniu Ślązaków, ponad 100 lat temu, do uznania własnej narodowości. zamiast jednak tę historię czytać, możemy ją wszyscy sami tworzyć. Wstępując do Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej.

Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.

„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. cena 60 złotych.

„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. cena 28 złotych.

„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. cena 20 złotych.

„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. cena 10 złotych.

Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 501-411-994. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.

Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.