M I C H E L HOUELLEBECQ B E R N A R D - H E N R I LÉVY
WROGOWIE PUBLICZNI pr ze łoż y ł Ma rek J. Mosa kowsk i
Bruksela, 26 stycznia 2008 Drogi Panie, Wszystko, jak mówią, nas dzieli – z wyjątkiem jednego, jesteśmy obaj osobnikami godnymi pogardy. Pan, specjalista od chwytów poniżej pasa i medialnych błazenad, wszystkiemu przynosi ujmę, nawet noszonym przez siebie białym koszulom. Zaufany możnych tego świata, opływający od dziecka w nieprzyzwoite bogactwa, jest Pan symbolem tego, co pewne czasopisma, te z dolnej półki, jak „Marianne”, nadal zwą „kawiorową lewicą”, a co publicyści niemieccy określają bardziej finezyjnie jako Toskana-Fraktion. Jest Pan filozofem pozbawionym głębszych przemyśleń, choć nie bez towarzyskich stosunków, a ponadto autorem najbardziej żałosnego filmu w historii kina. Nihilista, reakcjonista, cynik, rasista i bezwstydny mizogin: zaliczenie mnie w poczet niezbyt powabnej rodziny prawicowych anarchistów to i tak zbyt wielki dla mnie zaszczyt. Zasadniczo jestem tylko twardogłowym mieszczuchem. Płaskim, pospolitym, pozbawionym stylu autorem, który zyskał literacką sławę tylko i wyłącznie na skutek nieprawdopodob-
7
nego uchybienia w poczuciu smaku, jakiego przed kilku laty dopuścili się zdezorientowani krytycy. Na szczęście od tamtej pory moje dychawiczne prowokacje zaczęły nużyć. Obydwaj doskonale symbolizujemy przerażające skretynienie francuskiej kultury i umysłu, zauważone ostatnio, z całą surowością, lecz słusznie, przez pismo „Time”. W niczym nie przyczyniliśmy się do odnowienia francuskiej sceny electro. Nie umieszczono nas nawet w czołówce Ratatuja. Płaszczyzna sporu została nakreślona.
Paryż, 27 stycznia 2008 Sporu? Możliwe są trzy tropy, drogi Panie Houellebecq. Trop numer 1. Brawo. Wszystko tu jest. Pańska mierność. Moja nicość. Owa donośna pustka, która zastępuje nam myśli. Owo wspólne nam zamiłowanie do komedii, jeśli nie do oszustwa. Od trzydziestu lat zadaję sobie pytanie, jak ktoś taki jak ja mógł, i nadal może, zwodzić. Od trzydziestu lat, zmęczony czekaniem na bystrego czytelnika, który wreszcie będzie umiał mnie zdemaskować, mnożę błazeńskie samokrytyki, pozbawione talentu, nieszkodliwe. Lecz oto trafia się okazja. Dzięki Panu, Pańskiej pomocy, być może mi się to uda. Dzięki Pańskiej i mojej własnej próżności. Mojej i Pańskiej niemoralności. Jak ująłby to inny godny pogardy człowiek, ale wyższych lotów niż my, Pan odkrywa swoje karty, ja swoje – co za ulga! Trop numer 2. Pan, zgoda. Ale dlaczego ja? Dlaczego właściwie miałbym wprawiać się w sztuce samooczerniania? I dlaczego miałbym pójść śladem okazywanego przez Pana jawnie zamiłowania do piorunującej, miotającej przekleństwami i upokarzającej autodestrukcji? Nie lubię nihilizmu. Nienawidzę wiążącego się z nim resentymentu i melancholii. Sądzę, że literatura ma wartość o tyle, o ile przeciwstawia się depresywizmowi, który bardziej niż kiedykolwiek przed-
9
tem staje się hasłem naszej epoki. Mógłbym tu poświęcić się wyjaśnianiu, że istnieją także ciała szczęśliwe, dzieła udane, żywoty bardziej harmonijne, niż zdają się o tym sądzić nienawidzący nas seksualni frustraci. Mógłbym przyjąć niewdzięczną, choć uczciwą rolę Filinta przeciw Alcestowi1 i zdobyć się z konieczności na słuszną pochwałę Pana książek i, jeśli już przy tym jesteśmy, moich też. To kolejna możliwość. Kolejny sposób na otwarcie dyskusji. I w końcu trzeci trop. Odpowiedź na pytanie, które zadał Pan pewnego wieczoru w restauracji, gdy wpadliśmy na pomysł niniejszego dialogu. Dlaczego tyle nienawiści? Skąd się ona bierze? I skąd bierze się to, że owa nienawiść, kiedy rzecz zaczyna dotyczyć pisarzy, ma tak skrajną tonację i zjadliwość? Dotyczyć Pana, w istocie. I mnie. Ale w przypadku Sartre’a, którym rzygali jego współcześni, jest to jeszcze poważniejsze... W przypadku Cocteau, który nigdy nie mógł obejrzeć do końca filmu, ponieważ zawsze ktoś na niego czekał przy wyjściu z kina, by rozwalić mu gębę... Pounda zamkniętego w swojej klatce... Camusa w swoim pudle... Baudelaire’a, który w strasznym liście opisuje sprzymierzoną przeciw sobie „ludzką rasę”... Lista byłaby długa. Bo należałoby przywołać całą historię literatury. I być może – taka byłaby moja teza – należałoby pokusić się o zbadanie jedynego właściwego pisarzom pragnienia. Jakiego pragnienia? Powiedzmy, że pragnienia niepodobania się. Skłonności do potępiania siebie samego. Zawrotu głowy, jaki daje rozkosz infamii. Proszę wybierać.
1 Filint i Alcest – postaci Molierowskiego dramatu Mizantrop. Alcest to tytułowy mizantrop, Filint z kolei jest towarzyskim hipokrytą (wszystkie przypisy pochodzą od redakcji wydania polskiego).
SPIS RZECZY
7
List z 26 stycznia 2008
W którym Michel Houellebecq otwiera ogień: „Obydwaj doskonale symbolizujemy przerażające skretynienie francuskiej kultury i umysłu”. 9
List z 27 stycznia 2008
W którym Bernard-Henri Lévy odpowiada, przywołując lincz dokonany na Sartrze, Poundzie, Célinie i Baudelairze przez ich współczesnych. 11
List z 2 lutego 2008
W którym Michel Houellebecq sięga po Schopenhauera, aby poinformować o pragnieniu pisarzy podobania się, niepodobania się i zwycięstwa. 18
List z 4 lutego 2008
W którym Bernard-Henri Lévy, zanurzając się we wspomnienia z dzieciństwa, wskrzesza widmo pewnego małego kozła ofiarnego, którego losy stanowią ilustrację i przedłużenie teorii Girarda i Clausewitza. 29
List z 8 lutego 2008
Ja społeczne? Ja głębokie? Zasady, którymi należy się kierować w przypadku przedłużonego wystawienia się na promienie Spektaklu Zintegrowanego (pojęcie Guya Deborda)? Michel Houellebecq nakłania Bernarda-Henri
Lévy’ego do towarzyszenia mu na – niebezpiecznej – drodze „literatury wyznania”.
36
List z 16 lutego 2008
Pochwała literatury zimnej, w której nie ma wyznania (Flaubert); pochwała kalkulacji, wojny i maksymalnego udawania (Pessoa). Tym razem jest to odpowiedź Bernarda-Henri Lévy’ego. 45
List z 20 lutego 2008
W którym Michel Houellebecq mówi o swym ojcu, o relacji między jego ojcem i matką, i w ten sposób odsłania rąbek tajemnicy. 54
List z 23 lutego 2008
W którym Bernard-Henri Lévy mówi o swoim ojcu i ujawnia, że ojciec uprawiał ten sam zawód co jeden z najsłynniejszych bohaterów Robbe-Grilleta. 65
List z 1 marca 2008
W którym Michel Houellebecq powraca do Céline’a i Prousta... W którym opowiada, że klientami jego ojca, przewodnika wysokogórskiego, byli Valéry Giscard d’Estaing oraz Antoine Riboud. I jak sam zapałał namiętnością do postsowieckiej Rosji – do jej młodych kobiet, jej muzyki, jej entuzjazmu. 77
List z 12 marca 2008
W którym Bernard-Henri Lévy z wielką gwałtowno-
ścią piętnuje zbrodnie „putinizmu”. W którym przechodzi do wyznania, ujawniając niektóre z prawdziwych powodów (wyznawalnych... niewyznawalnych...) zaangażowania pisarzy i ich troski o świat. 89
List z 16 marca 2008
W którym Michel Houellebecq przywołuje powody (zaszczytne, niezaszczytne) swojego niezaangażowania – i w którym przy okazji tłumaczy się z powodów swego irlandzkiego wygnania. Niezdolność do posłuszeństwa. Nieufność wobec heroicznych postaw.
102
List z 21 marca 2008
W którym Bernard-Henri Lévy powraca do uwagi Michela Houellebecqa (między cytatem z Goethego a komentarzem do tekstu Dürrenmatta) w sprawie jego niezdolności odróżnienia wojen słusznych od tych, które nimi nie są. Rimbaud i Komuna Paryska. Mallarmé i bolączki świata robotniczego. 118
List z 24 marca 2008
Michel Houellebecq nie lubi braku porządku. „To z braku porządku biorą się największe niesprawiedliwości”. Przywołanie postaci Philippe’a Muraya; sprawą pilną i konieczną jest to, by nie mylić ze sobą „reakcjonistów” i „konserwatystów”; o tym, co mogłoby skłonić Michela Houellebecqa do ewentualnego powrotu do Francji. 133
List z 4 kwietnia 2008
Bernard-Henri Lévy boi się pustki, lecz lubi tajnych agentów. De natura rerum czy Księga Rodzaju? Materializm Lukrecjusza czy też – do wyboru – materializm
Proroków, Spinozy lub Emmanuela Lévinasa? Według niego należy dokonać wyboru. Ludzkość nie dysponuje aż tak dużą liczbą wielkich ksiąg – więc niestety trzeba wybierać. 150
List z 10 kwietnia 2008
Pierwsza młodzieńcza podróż do Niemiec. Pierwsze olśniewające spotkanie z Pascalem. List, w którym dowiadujemy się wiele rzeczy o chrześcijańskiej pokusie Michela Houellebecqa. 164
List z 17 kwietnia 2008
Wspomnienia o wujku Mojżeszu, Hyamine, Macloufie i Messaoudzie. Przypomnienie haniebnego postępku Jeana-Ederna Halliera. List, dzięki któremu możemy zrozumieć, dlaczego dziecko urodzone nazajutrz po Szoah, jak Bernard-Henri Lévy, nie mogło być ani chrześcijaninem, ani też do końca Żydem. 180
List z 26 kwietnia 2008
W którym Michel Houellebecq wyraża radość na widok Żydów gotowych przeciwstawić się nowemu panteizmowi, który jest prawdziwą religią naszej epoki. I w którym pojawia się kwestia Comte’a, Chateaubrianda, Biblii i ponownie Schopenhauera. 192
List z 1 maja 2008
W którym przerażony Bernard-Henri Lévy rezygnuje z przywoływania szaleństwa Kanta, partii szachów Marcela Duchampa lub potajemnego pokrewieństwa Comte’a i Althussera, by skłonić Michela Houellebecqa do tego, by zareagował na książkę swej matki. 204
List z 8 maja 2008
Odpowiedź Michela Houellebecqa, który mówi o swej matce, trochę o swej siostrze, a także o nienawistnej sforze, która jego zdaniem będzie go ścigać aż do śmierci, a nawet nieco dłużej. 217
List z 12 maja 2008
Odpowiedź Bernarda-Henri Lévy’ego, który, opierając się na spinozjańskiej teorii smutnych namiętności, przepowiada klęskę sfory. 233
List z 20 maja 2008
Należy „pisać dalej”. Ale co jest achillesową piętą pisarza? Pieniądze? Sława? 250
List z 27 maja 2008
O tym, że pisze się tak, jak uprawia się miłość, i na odwrót. O tym, że Baudelaire jest zdecydowanie lepszy od Rimbauda. Kto ma rację, litewscy rabini, uczniowie Gaona z Wilna, czy też Sartre, autor Krytyki rozumu dialektycznego? 268
List z 3 czerwca 2008
Dowiadujemy się, że Michel Houellebecq uważa powieść za „gatunek podrzędny” w porównaniu z poezją. „Radioaktywna poświata” poezji; „moc słów”. Pojawia się również kwestia Jeana Cohena i Wiktora Hugo. 283
List z 8 czerwca 2008
W którym Bernard-Henri opowiada o wieczorze spędzonym z Louisem Aragonem w nieistniejącym już dziś Paryżu. 299
List z 26 czerwca 2008
Czy lepiej uprawiać miłość wczesnym rankiem, czy też
w stanie pełnej jasności umysłu? Odpowiedź Flauberta i Michela Houellebecqa. Czy Schopenhauer i Platon to mistrzowie, czy też koledzy? Kolejna odpowiedź Michela Houellebecqa. 313
List z 30 czerwca 2008
Czy Malraux jest wzorem? Prawda o sprawie Gary’ego? Co w ostatecznym rozrachunku łączy Michela Houellebecqa i Bernarda-Henri Lévy’ego? Odpowiedź Bernarda-Henri Lévy’ego. 330
List z 3 lipca 2008
Co zapominamy najszybciej, przebieg własnego życia czy też książki? 332
List z 11 lipca 2008
Dlaczego należy starać się niczego, absolutnie niczego nie zapominać – i dlaczego Nietzsche pomylił się w swej teorii resentymentu.
Michel Houellebecq, Bernard-Henri Lévy Wrogowie publiczni Warszawa 2012 Tytuł oryginału: Ennemis Publics © Copyright by Flammarion / Grasset & Fasquelle, Paris 2008 © Copyright for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2012 Wydanie I Printed in Poland ISBN 978-83-62467-70-9 Tłumaczenie: Marek J. Mosakowski Redakcja: Jolanta Sheybal Korekta: Danuta Sabała Projekt okładki, układ typograficzny i skład: Katarzyna Błahuta Zdjęcie na okładce: Olivier Laban-Mattei / AFP / EAST NEWS Druk i oprawa:
www.opolgraf.com.pl
Wydawnictwo Krytyki Politycznej ul. Foksal 16, p. II 00-372 Warszawa www.krytykapolityczna.pl redakcja@krytykapolityczna.pl Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej są dostępne w siedzibie Krytyki Politycznej (ul. Foksal 16, II p., Warszawa), Świetlicy KP w Łodzi (ul. Piotrkowska 101, Łódź), Świetlicy KP w Trójmieście (ul. Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (ul. Zamkowa 1, Cieszyn) oraz księgarni internetowej KP (www.sklep.krytykapolityczna.pl), a także w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.