Wreszcie ktoś wpadł na pomysł, że nie zaszkodziłoby poprzedzić powieści słowem wstępnym zawierającym zwięzły opis zasad gry z definicjami jej swoistego żargonu. Zaraz potem padła sugestia, że najlepiej z owym zadaniem poradziłbym sobie ja. O nie, ze mną ten numer nie przejdzie, pomyślałem i uprzejmie, ale stanowczo odmówiłem. Podręcznik gry w baseball to cegła grubości dobrych sześciu cali, istne nieprzebyte pole minowe nafaszerowane tajemniczymi terminami i odzywkami. Czytałem kiedyś w fachowym czasopiśmie artykuł, którego autor do znudzenia analizował wszelkie plusy i minusy wspomnianej wyżej reguły piłki wewnątrzpolowej. Każdy kibic baseballu uważa się za wybitnego eksperta od zasad tej gry i nieraz byłem już naocznym świadkiem karczemnych awantur spowodowanych różnicą zdań co do interpretacji jakiegoś nie do końca sprecyzowanego przepisu. Tego by tylko brakowało, żebym i ja wsadzał kij w mrowisko! Ale kiedy Brytyjczycy sobie coś umyślą, to już nie odpuszczą. Na początku próbowano odwołać się do mojej ambicji. Czy uznanemu autorowi, a przy tym takiemu znawcy tej dyscypliny sportu, wypada wymigiwać się od wyjaśnienia na pięciu, no, góra dziesięciu 8
stronach, na czym właściwie polega ta gra? Nie ugiąłem się jednak, mając świadomość, jakie to niewdzięczne i niebezpieczne zadanie. W trakcie deseru podjęto kolejną próbę, jeden z rozmówców zauważył mianowicie, a wszyscy przy stole natychmiast się z nim zgodzili, że taki dodatek bardzo podniósłby sprzedaż zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w innych krajach. I tu skapitulowałem. Cóż, jestem tylko człowiekiem. Poniżej przedstawiam rezultat moich starań przybliżenia laikowi zasad mej ulubionej gry. Z zadaniem przekazania w zwięzłej i klarownej formie swej niewątpliwie rozległej wiedzy o baseballu wielokrotnie próbowali się już mierzyć ludzie o wiele bardziej ode mnie utalentowani — i polegli. Jeśli też się nie spisałem, to mogę się przynajmniej pocieszać, że nie ja pierwszy i nie ostatni. Oceńcie sami: Wyobraź sobie, czytelniku, że masz na sobie strój meczowy, jesteś baseballistą, członkiem drużyny baseballowej liczącej dwudziestu pięciu zawodników i jednym z dziewięciu graczy składu podstawowego, którzy wychodzą na boisko jako pierwsi. Twoja drużyna to goście, wasi przeciwnicy są gospodarzami, a ciebie wyznaczono na pierwszego pałkarza, czyli jesteś graczem ofensywnym. Wstajesz z ławki swojej drużyny 9
i maszerujesz w kierunku bazy domowej, nazywanej krótko domem. Jest to biały pięciokąt z grubej gumy o powierzchni siedemnastu cali kwadratowych, wypoziomowany z powierzchnią boiska. Dla celów poglądowych załóżmy teraz, że postanawiasz stanąć na bazie domowej i zawołać czas. Czas trwania meczu baseballowego nie jest normowany, ale zawodnicy i trenerzy mogą w jego trakcie prosić o czas, czyli o przerwę w grze. W prawdziwym meczu nie zrobiłbyś tego na samym wstępie, ale cierpliwości. Stojąc na bazie domowej z pałką (to idealnie wyprofilowany kij z drewna jesionowego, klonowego albo orzechowego, nie dłuższy niż czterdzieści dwa cale i o średnicy nieprzekraczającej dwóch i trzech czwartych cala), rozglądasz się po boisku. Na prawo od siebie, w odległości dziewięćdziesięciu stóp i pod kątem czterdziestu pięciu stopni w stosunku do osi boiska, widzisz pierwszą bazę — białą, grubą na trzy do pięciu cali płócienną poduchę o powierzchni piętnastu cali kwadratowych. Na lewo, czterdzieści pięć stopni w stosunku do osi boiska i dziewięćdziesiąt stóp od ciebie, znajduje się trzecia baza. Drugą bazę masz na wprost, przed sobą, i dzieli cię od niej sto dwadzieścia osiem stóp. Te cztery bazy — domowa, pierwsza, druga i trze10
cia — tworzą wierzchołki kwadratu (czy może raczej, z twojego punktu widzenia, rombu), który stanowi pole wewnętrzne. Za polem wewnętrznym znajduje się pole zewnętrzne, tak zwane zapole, połać murawy ciągnącej się aż do ograniczającej ją ściany zapolowej (płotu). Obszar za drugą bazą to zapole środkowe. Obszar za pierwszą bazą nazywany jest zapolem prawym, a za bazą trzecią — zapolem lewym. Wszystkie wymiary pola wewnętrznego są ściśle określone i niezmienne, natomiast odległość od bazy domowej do ściany zapolowej jest różna na różnych boiskach, ale w zasadzie mieści się w przedziale od trzystu dwudziestu pięciu do czterystu stóp. Linia autowa, zaznaczona zwykle białą kredą, biegnie od bazy domowej poprzez krawędź pierwszej bazy aż do prawego skraju ściany zapolowej zaznaczonego wysokim żółtym słupem autowym. Ta linia i ten słup oddzielają terytorium autowe od pola gry. Identyczna linia autowa biegnie od bazy domowej poprzez trzecią bazę do lewego skraju ściany zapolowej. Jeśli odbita przez pałkarza piłka uderza w którąś z tych linii albo w słup, uznaje się ją za piłkę dobrą (taką, która nie opuściła pola gry). Nie pytajcie dlaczego. 11
Stojąc na bazie domowej, rozglądając się po boisku i kontemplując swoją sytuację pierwszego na pałce, widzisz zawodników drużyny broniącej. Przed sobą masz graczy pola wewnętrznego, tak zwanych polowych — pierwszobazowego, drugobazowego i trzeciobazowego; za nimi, już na polu zewnętrznym, czyli na zapolu, stoją tak zwani zapolowi — prawy zapolowy, środkowy zapolowy i lewy zapolowy. Po twojej lewej, między drugą a trzecią bazą, pozycję zajął, tak jakby na przyczepkę, łącznik, zazwyczaj najlepszy gracz pola wewnętrznego. Na wprost ciebie stoi jeszcze miotacz, ale o nim za chwilę. Dziewiątego członka drużyny broniącej masz za plecami. To łapacz, postawny facet w grubej masce, napierśniku i nagolennikach, zabezpieczony dodatkowo wszelkiego rodzaju ochraniaczami. Za łapaczem stoi sędzia główny. On również jest w grubej masce i nagolennikach, oprócz tego ma na sobie napierśnik i innego rodzaju ochraniacze. W polu wewnętrznym jest jeszcze trzech sędziów, po jednym przy pierwszej, drugiej i trzeciej bazie, ale ci ubrani są zwyczajnie, można nawet powiedzieć, że wyjściowo, i nie mają żadnych ochraniaczy. Na wprost ciebie, w połowie odległości między bazą 12
domową a drugą bazą, znajduje się płaski, starannie wyprofilowany kopczyk ziemi wznoszący się na dziesięć i pół cala ponad poziom boiska. To górka miotacza. W poprzek niej biegnie pas twardej białej gumy szeroki na sześć i długi na dwadzieścia cztery cale. Jest to próg miotacza, nazywany potocznie „gumą”. Górka jest stanowiskiem najważniejszego gracza drużyny broniącej, mało tego, najważniejszego na całym boisku — miotacza. Jego zadaniem jest takie narzucanie piłek baseballowych na bazę domową, żebyś ty, pałkarz, miał trudności z ich odbiciem, a łapacz bez trudu mógł je wychwycić. W pewnym momencie sędzia główny wydaje komendę: „Gra” i musisz zająć pozycję na wybranym przez siebie stanowisku pałkarza. To zaznaczony sproszkowaną kredą prostokąt o wymiarach cztery na sześć stóp. Są dwa takie stanowiska, jedno po lewej, drugie po prawej stronie bazy domowej, jedno dla prawo-, drugie dla leworęcznych pałkarzy. Zdarzają się pałkarze obustronni, którzy potrafią odbijać piłkę zarówno z lewej, jak i z prawej strony bazy domowej. Tylko od nich zależy, które z tych dwóch stanowisk wybiorą. Ponieważ pałkarze są w większości praworęczni, załóżmy, że i ty się do takich zaliczasz, zajmujesz 13
więc odpowiadające ci stanowisko pałkarza. Łapacz za tobą przykuca nisko i przygotowuje się do przechwycenia piłki, którą zaraz narzuci miotacz. Stojący za łapaczem sędzia główny przygotowuje się zaś do oceny narzutu. Ty, jako pałkarz, masz za zadanie odbić narzuconą piłkę i w miarę możliwości przebiec od bazy domowej do pierwszej bazy, stamtąd do drugiej, następnie do trzeciej i z niej z powrotem do bazy domowej. Jeśli ci się to uda, twojej drużynie zaliczony zostaje obieg. Zwycięża drużyna, która zdobędzie więcej obiegów. W tym krótkim pojedynku za groźnego przeciwnika masz miotacza, którego zadaniem jest utrudnienie ci zdobycia pierwszej bazy, a pisane mu wywiązać się z tego zadania częściej niż tobie ze swojego. Miotacz staje jedną nogą na gumie (na progu miotacza) w pozycji wind-up, czyli twarzą do bazy domowej, i zaczyna się „nakręcać”. Jest to krótki, poprzedzający sam narzut rytuał — miotacz podrywa kolano drugiej nogi pod brodę, kręci młynka stopą, wywija teatralnie rękami, a wszystko po to, żeby: (1) nadać piłce jak największy pęd, by ta lotem błyskawicy pomknęła w kierunku bazy domowej, oraz (2) rozkojarzyć pałkarza, czyli ciebie, i zdezorientować go co do kąta, 14
pod jakim zamierza narzucić piłkę. Nie ma dwóch identycznych wind-upów, miotacze wypracowali masę takich choreografii obliczonych na zmylenie pałkarzy. Celem miotacza jest posłanie piłki w strefę strajku, obszar ogólnikowo zdefiniowany i zmieniający swoją wysokość oraz swoje położenie względem podłoża. Przepisy określają strefę strajku następująco: Jest to przestrzeń (korytarz powietrzny) nad bazą domową, określona szerokością bazy domowej z jednej strony, z drugiej zaś (wysokość) zawarta między górną granicą przebiegającą w połowie odległości od barków pałkarza do góry spodni jego stroju a granicą dolną, która znajduje się na wysokości wgłębienia pod jego rzepką kolanową. Sędzia decyduje, gdzie w danym momencie znajduje się strefa strajku, biorąc pod uwagę postawę pałkarza, gdy jest on gotowy do wykonania zamachu na narzut.
„Przestrzeń nad bazą domową...” — to jeszcze pół biedy, wymiary bowiem i usytuowanie bazy domowej są ściśle określone. Gorzej z częścią, w której mowa o barkach, spodniach, kolanach i postawie pałkarza. 15
Tutaj wymiarów nie sposób jednoznacznie zdefiniować. Ponieważ nie ma dwóch takich samych pałkarzy, strefa strajku, technicznie rzecz biorąc, znajduje się w przypadku każdego z nich na innej wysokości. Żaden aspekt baseballu nie wzbudza tylu kontrowersji, co strefa strajku. Każdy sędzia główny widzi ją trochę inaczej, a często po dwóch godzinach meczu i trzystu narzutach daje o sobie znać zmęczenie i decyzje sędziego mogą się stawać dyskusyjne. Doprowadza to do frustracji zarówno miotaczy, jak i pałkarzy. Narzut, w wyniku którego piłka przelatuje przez strefę strajku i nieodbita przez pałkarza zostaje przechwycona przez łapacza, sędzia główny kwalifikuje jako strajk. Trzy strajki i zostajesz wyeliminowany, inaczej wykluczony. Narzut, w wyniku którego piłka zostaje przechwycona przez łapacza, a nie przeleciała przez strefę strajku, to piłka. Cztery takie piłki i zostajesz nagrodzony spacerkiem, inaczej bazą darmo, co znaczy, że przez nikogo nienagabywany przebiegasz niespiesznym truchcikiem ze stanowiska pałkarza do pierwszej bazy. Jeśli ty, pałkarz, próbujesz odbić narzuconą piłkę i nie trafiasz, to niezależnie od tego, czy mieściła się ona w strefie strajku, czy nie, jest to również strajk. 16
Zdarzy ci się często, że odbijesz piłkę, ale nieczysto, i ta wykozłuje albo nie odbijając się od ziemi, wyleci na terytorium autowe. To piłka autowa. Za każdym razem, kiedy jesteś przy pałce, twoje pierwsze dwie piłki autowe uznawane są za strajki. Potem możesz już bezkarnie „autować” tyle narzucanych piłek, ile ci się zamarzy. Dobrzy pałkarze odbijają tylko dobre piłki — te wlatujące w strefę strajku — a odpuszczają sobie te, które się w tej strefie nie mieszczą. Naprawdę dobrzy pałkarze z rozmysłem nie odbijają piłek, które im nie leżą, i czekają na bardziej korzystne dla nich narzuty. Prześledźmy zatem sekwencję narzutów z punktu widzedzenia pałkarza. Pierwszy narzut to szybka piłka — narzut najpowszechniej stosowany. Piłka mknie z ogromną szybkością po linii prostej i przelatuje kilka cali na prawo od granicy strefy strajku. — Piłka raz! — wrzeszczy sędzia. Stan: jeden-zero, jedna piłka, żadnego strajku. Poprawia ci to humor, bo jesteś (chwilowo) „do przodu na punkty”, masz, jako pałkarz, niewielką przewagę, chociaż prawdopodobnie nie na długo. Łapacz odrzuca piłkę miotaczowi i ten przygotowuje się do następnego narzutu. Podrywa nogę do brody, nakręca się i narzuca kolejną piłkę. Tym razem jest to rogal — piłka skrę17
cająca w locie dla zmylenia pałkarza. Przelatuje na wysokości twojej klatki piersiowej, poza strefą strajku. — Piłka dwa — orzeka sędzia. Miotacz ma w swoim arsenale wiele rodzajów narzutów. Najczęściej są to szybka piłka i rogal. Ale jest ich dużo więcej i nie każdy miotacz ma je wszystkie opanowane. Większość miotaczy stosuje kilka swoich ulubionych, wytrenowanych do perfekcji narzutów; historia baseballu pełna jest prób wypracowywania nowych sposobów trzymania, podkręcania i wypuszczania piłki z dłoni, a wszystko po to, żeby jeszcze bardziej sfrustrować i upokorzyć pałkarza. Ja pałkarzem byłem marnym, przez co mam silną awersję do miotaczy. Zawsze uważałem ich za ludzi bez sumienia, okrutników, a nawet sadystów. I kiedy pewnego dnia, a miałem wówczas dziewiętnaście lat, zobaczyłem wirującą piłkę zmierzającą z szybkością ponad dziewięćdziesięciu mil na godzinę w kierunku mojej głowy, natychmiast dałem sobie spokój z baseballem. I to bez większego żalu. Tak czy owak, ponieważ nie uprawiam już czynnie tego sportu i nie jestem na bieżąco, trudno mi omawiać niuanse rozmaitych narzutów. Ogólnie rzecz biorąc, piłka rzadko kiedy mknie z ręki miotacza do rękawicy 18