Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 4
Tytuł oryginału: Błokadnyj dniewnik Wydawca Daria Kielan Redaktor prowadzący Tomasz Jendryczko Redakcja Ewa Woźniakowska Korekta Maciej Korbasiński Mirosława Kostrzyńska © Editions Robert Laffont, Paris 2013 © Central National Archive for Historical-political Documents, St. Petersburg, 2012 © Commentaries and introduction by Dr. Alexander Chistikov, Dr. Alexander Rupasov and Dr. Vladimir Kovalchuk, 2012 Copyright © for the Polish translation by Alicja Wołodźko-Butkiewicz, 2014 Copyright © by Świat Książki Sp. z o.o., Warszawa 2014 Świat Książki Warszawa 2014 Świat Książki Sp. z o.o. 02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2 Księgarnia internetowa: Fabryka.pl Skład DINKOGRAF Druk Pozkal Dystrybucja Firma księgarska Olesiejuk sp. z o.o., sp. k.a. 05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 e-mail: hurt@olesiejuk.pl tel. 22 721 30 00 www.olesiejuk.pl, ISBN 978-83-7943-272-1 Nr 90090374
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 5
Lena Muchina na granicy epok
Dziennik leningradzkiej uczennicy Leny Muchinej z czasów blokady to dokument pod wieloma względami niezwykły. Odnosi się wrażenie, że mamy przed sobą powieść z zawiązaniem akcji i fabułą. Podobnie jak w tragedii klasycznej występują tu trzy jedności – czasu, miejsca i akcji. A finał, łatwy do przewidzenia, przepełnia czytelnika goryczą. Pierwszy zapis w dzienniku Leny pochodzi z 22 maja 1941 roku. Nic jeszcze nie zapowiadało nieszczęścia. Zbliżało się lato, zajęcia w szkole dobiegały końca. Lenę czekały egzaminy, lecz częściej myślała o koledze z klasy o imieniu Wowa niż o nauce. Dziewczęce tajemnice, rozmyślania o chłopcach – który z nich najbardziej jej się podoba i dlaczego – taka jest główna treść przedwojennej części dziennika. I od razu, już od pierwszych stron, można wyczuć szczególną intonację w zapisach Leny. Dziewczyna nie tylko opowiada o wydarzeniach ze swego życia, ważnych lub mniej istotnych, lecz także wpatruje się w samą siebie, analizuje swoje wrażenia, pragnie uporządkować i zrozumieć świat własnych uczuć. A próbuje to wszystko wyrazić za pomocą języka artystycznego, choć nie zawsze potrafi. Kształtowanie się „indywidualnego stylu” obserwujemy już w notatkach z czasów pokoju, majowych i czerwcowych. Ale dopiero „czas śmierci” nadaje relacji Leny dramatyczną intonację, utrwala i umacnia impulsy artystyczne. Dzień 22 czerwca miał na zawsze przekreślić życie tej dziewczyny, ale wiedzieć o tym wówczas nie mogła. Opowieść Leny o pierwszych dniach wojny przepełnia patos – niemal w całości 5
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 6
cytuje ona w swym dzienniku komunikaty Informbiura*. Język zapisów z tych dni też wywodzi się z oficjalnych prasowych informacji, lecz w przekazie Leny staje się szczery i bezpośredni. Dziewczyna niejako obudowuje dziennikarskie teksty własną leksyką, wykorzystując zasób patetycznych „dorosłych” słów, raczej nieużywanych przez nastolatków: „(...) idą zmobilizowani, odprowadzają ich żony, dzieci, ukochane dziewczęta”. Lena poddaje się atmosferze zbiorowego entuzjazmu, trudno jej powstrzymać krzyk, a notatki istotnie przypominają głośne hasło: „Zwycięstwo będzie nasze, towarzysze!”. Ale po tygodniach patos się wycisza. Nie można żyć wyłącznie egzaltacją, troski dnia codziennego pokonują nas i przytępiają ostrość doznań. Wróg jest gdzieś daleko, komunikaty z frontów brzmią mętnie i wymijająco, nie ma jeszcze ani nalotów, ani ostrzałów, na razie głód nie doskwiera mieszkańcom miasta. Uczennica Lena ma własne zainteresowania i fascynacje, których nie przesłania nawet wojna. Chce pisać o tym, co dobrze zna i lubi – od lipca do sierpnia wciąż jeszcze przeważają w jej dzienniku liryczne obrazki i refleksje. Wszystko zmienia się gwałtownie we wrześniu 1941 roku. Im później, tym bardziej dramatyczne staje się życie oblężonego miasta. Wieści z frontu nie są już pocieszające, rozwiała się nadzieja na szczęśliwe, rychłe zakończenie wojny. I okropnie chce się jeść, ciągle „ssie w żołądku”, bez końca toczą się rozmowy o czasach, gdy wszyscy byli najedzeni. „O mój Boże, co oni z nami robią...” – tym krzykiem Lena wyraża grozę, jaka ogarnęła ginące miasto. „Lenuś, jakie my jesteśmy nieszczęśliwe!” – poskarży się jej przed śmiercią mama Lena, przybrana matka dziewczynki. Ponure, pełne beznadziejnej rozpaczy zapisy ze stycznia i lutego potwierdzają wiarygodność tych słów. Wiosną 1942 roku dziennik Leny coraz bardziej zaczyna przypominać księgę buchalteryjną. Staje się monotonny, nie tak * Informbiuro – sowiecka agencja informacyjna do połowy lat 50. XX w. (przyp. tłum.).
6
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 7
jak dawniej. Zapisy dotyczą wciąż tego samego: kiedy będzie ewakuacja, co Lena zjadła dzisiaj i co zje jutro, jakie produkty można w danym dniu wykupić na kartki. Emocjonalne eksplozje, tak częste niegdyś, teraz zdarzają się rzadko, znacznie mniej zamieszcza też Lena własnych prób poetyckich i „opowiadań-fantazji”. Nic jej nie interesuje, nic nie wzrusza: to, co minęło, boleśnie rani, a przyszłość wydaje się nierealna. Dramatycznymi przeczuciami kończy się dziennik Leny. Ten dokument ma jednak unikatową wartość dzięki osobowości diarystki – dziewczyny niezwykle wrażliwej, nerwowej, reagującej gwałtownie na wszystko, co się wokół dzieje. Nastrój Leny często się zmienia – jego nagłe przeskoki następują czasem co kilka godzin. Na przykład bolesne spostrzeżenie „rozpacz, rozpacz mnie gryzie i zżera” niemal sąsiaduje z takim oto radosnym okrzykiem: „(...) chce mi się śpiewać i śmiać. Jest mi tak dobrze, że to po prostu cud”. Uwagę diarystki przykuwają wyraziste sceny. Najbardziej dramatyczne opisuje ona szczegółowo, a „blade”, nieciekawe – krótko, lakonicznie, czasem aż tak skrótowo, że trudno pojąć, o co jej chodzi. „(...) nagle złapał mnie dłońmi za skronie, gwałtownie przytulił i pocałował w czoło (...) tak delikatnie, czule pocałował” – ze ściśniętym sercem słucha zwierzeń przyjaciółki o jej pożegnaniu z ukochanym i starannie je zapisuje. Szuka takich historii, wypytuje o nie i je uwiecznia. Wszystko, co budzi silne emocje – zwłaszcza śmieszne dziecięce wierszyki, liryczne i sentymentalne romanse, „błatne” piosenki, zgrabne zagadki, „piękne” cytaty z książek i, rzecz jasna, własne wiersze – obowiązkowo umieszcza w dzienniku. Wszystko, co niezwykłe, wyraziste. Nawet wiosną 1942 roku, gdy apatia i zmęczenie coraz bardziej dają się Lenie we znaki, pragnie ona nowych spotkań, wrażeń, nowego życia, kontaktów z nowymi ludźmi. Charakterystyczną cechą tej dziewczyny jest zmysł obserwacyjny. Lena przygląda się uważnie każdemu szczegółowi życia, ze wzruszeniem przeżywa każdy epizod z czasów blokady. Toteż jej obrazki nabierają plastyczności, a sceny z życia codziennego pozostają w pamięci. W schronie, gdzie niejeden naoczny świadek 7
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 8
blokady widział tylko wystraszony tłum, Lena zwraca uwagę na to, jak wygląda siedzący obok wyrostek, szczegółowo opisuje kolor jego oczu, wyraz twarzy, niewinny, przepraszający, wstydliwy uśmiech... Gesty, słowa, sytuacje, portrety osób bliskich i obcych – wszystko to Lena utrwala w dzienniku z niemal pedantyczną skrupulatnością. O „choince” czasów blokady opowiadało wielu leningradczyków – zazwyczaj mimochodem, gdy wspominali świąteczne prezenty. Lena wspomina ją inaczej. Niekiedy pojawia się wrażenie, że to my stoimy na schodach, czekamy na naszą kolejkę, wychwytujemy pogłoski o obiadowym jadłospisie, krytycznie oceniamy zawartość talerzy, ukradkiem przekładamy „papkę” do szklanego naczynia, by je potem zanieść matce. W opowieści o „choince” nie ma ani jednej fałszywej nuty, nie ma nawet aluzji, że takie zachowanie może być nienaturalne, nie ma patetycznych okrzyków. Bo jakiż to patos można odnaleźć w słowach: „(...) korzystając z tego, że jest ciemno, wyczyściłam palcami cały garnuszek”. Wielosłowne, zawiłe, obrazowe, emocjonalne opisy wymagały również nowego języka. Nie tego, jakim pisze się wypracowania szkolne, klarownego i poprawnego, lecz zróżnicowanego, barwnego, czasem aforystycznego. Gramatykę i ortografię Lena zna niezbyt dobrze. Liczne słowa, zwłaszcza te, które nie bardzo rozumie, zapisuje ze słuchu, na podstawie audycji radiowych bądź rozmów. O dwójce, jaką jej wlepiono za wypracowanie, także wspomina w swoim dzienniku. Podoba się jej, gdy ktoś ładnie pisze, ale jak to zrobić, gdy w pracy pisemnej trzeba przedstawić ucisk mas ludowych za caratu? Jednakże pisać pięknie, poetycko, niebanalnie Lena próbuje i właśnie dzięki temu wzbogaca swój leksykon – przecież niepodobna za pomocą tych samych słów zobrazować uczucia i ich niuanse, nastroje lub portretować twarze. „Szeroka, spokojna powierzchnia rzeki srebrzyła się w spokojnym blasku księżyca” – Lena usiłuje wejść w rolę pisarki, opisując w dzienniku pracę przy ryciu okopów we wsi Tarkowicze. Nawet na podstawie tej krótkiej notatki można zauważyć, jak trudno jest Lenie uniknąć beletrystycznych schematów i odświeżyć swój, na razie jeszcze 8
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 9
skromny, słownik. „Literackość” najczęściej rodziła się pod piórem Leny żywiołowo, pobudzana przez znienacka napływające uczucia, a nie myśli. Powstaje specyficzna językowa mieszanka – podniosłe metafory przeplecione z leksyką potoczną, niekiedy wręcz prostacką. Romantyczne, górnolotne słownictwo Leny często wypiera sowiecka nowomowa z jej charakterystycznymi stereotypami: „Życie powojenne będzie łatwe, radosne, twórcze dla wszystkich obywateli radzieckich (...)” – oto jeden z zapisów w dzienniku. Zalążki własnej, barwnej narracji z trudem przedzierają się pod piórem Leny przez pancerz politycznych i obyczajowych frazesów. Zresztą jak uprawiać twórczość w warunkach blokady? Niejeden pretendujący do artyzmu opis przerywają prozaiczne rozmyślania o chlebie, kartkach, racjach żywnościowych, trumnach – jak więc tu dobierać „piękne” słowa i zwroty? O dniu powszednim lepiej i zrozumialej mówi się prosto i zwyczajnie – właśnie taka narracja przeważa w zapisach między grudniem 1941 a lutym 1942 roku. Retoryka polityczna zajmuje sporo miejsca w tekstach między lipcem a wrześniem 1941 roku, lecz stopniowo zanika około listopada i grudnia. Wyrazisty pod tym względem jest zwłaszcza zapis z początku stycznia 1942 roku: Lena irytuje się, że „oni tam żrą” na Kremlu. Nie przypadkiem nauczycielka skarciła ją kiedyś za to, że w klasie należy do „uczniów nastawionych najbardziej antyradziecko”. „Słuszny” język sowiecki znów zaczyna się wślizgiwać do narracji, począwszy od końca stycznia 1942 roku – czasem jako wyraz wdzięczności za zwiększenie racji żywnościowych. Ale w całości dziennik pozostaje apolityczny. To zresztą zrozumiałe – niezbędny byłby nie lada wysiłek, by po koszmarach zimy 1941/1942 zapełnić jego stronice patetyczną frazeologią. Pierwszą i wyraźną próbą przeobrażenia dokumentu osobistego w literaturę piękną jest wprowadzenie do niego dialogów. Widać to zwłaszcza w zapisach z lata 1941 roku – później Lena będzie rzadko korzystała z tego chwytu. Niedoświadczonemu pisarzowi jest z pewnością łatwiej wprowadzić do swego utworu 9
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 10
stenogram rozmów, niż je oszlifować, świadomie przerwać narrację, by wywołać efekt artystyczny, podkreślić, uwypuklić, wysunąć na plan pierwszy najbardziej wyraziste szczegóły. Dialogi to dla Leny niewątpliwie najlepszy sposób zobrazowania opisywanych wydarzeń w sposób świeży i oryginalny. Inny rodzaj beletrystycznych próbek to „opowiadania-fantazje” na temat wspaniałego powojennego życia. Warto zatrzymać się przy nich nieco dłużej. Pisanie dziennika było – trzeba o tym pamiętać – jednym ze sposobów rugowania ze świadomości traumy wywołanej blokadą, próbą zastąpienia koszmaru czymś innym, radosnym. W dzienniku jest to wszystko, czego Lenie brakowało i o czym marzyła podczas tych strasznych dni. Ale zadziwiające jest to, że najokrutniejsze epizody blokady – porzucone na ulicach, sprofanowane i ograbione trupy, bójki przed sklepami spożywczymi o cukier i masło, kradzież kartek żywnościowych, szczury, wszy, niekończący się łańcuch „opatulanek” (zawiniętych w prześcieradła zmarłych wiezionych na cmentarz), zabrudzone fekaliami schody i podwórza – albo w ogóle nie są zarejestrowane w dzienniku Leny, albo opisuje je ona mniej szczegółowo niż inni pamiętnikarze. Może podświadomie broni się przed najgorszym koszmarem. Na początku swego dziennika, zwłaszcza latem 1941 roku, poświęca mnóstwo ciepłych słów koledze z klasy, który się jej podoba. Ale gdy go spotka już po katastrofie, w kwietniu 1942 roku – potwornie wycieńczony chłopiec szuka ucieczki przed śmiercią głodową w jednodniowym szpitalu, tzw. stacjonarze – nie reaguje gwałtownie, nie opisuje tego spotkania barwnie czy z uczuciem. Narracja błyskawicznie się urywa, właściwie już na samym początku. Lena lubi zapisywać, gdy coś się jej udaje – to, jak korzystnie wymieniła meble na jedzenie, jaki zawód zdobędzie w przyszłości, jakie śliczne pocztówki kupiła na bazarze. Wciąż wylicza w swym dzienniku produkty żywnościowe – te, które zdobyła dzisiaj lub które ma nadzieję zdobyć jutro. Zapisane 16 listopada 1941 roku opowiadanie o tym, co Lena będzie jadła, gdy wreszcie skończy się blokada, jest zainspirowane owymi wyliczeniami 10
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 11
i zwiększa ilość zjadanych produktów niemal bezgranicznie. Wyliczanie żywności jako sposób „zastąpienia” tej, której brak, to charakterystyczna cecha prawie wszystkich dokumentów osobistych z czasów blokady, ale pod piórem Leny obraz ten nabiera wręcz hiperbolicznego wymiaru. Na stole, przy którym, jak sobie wyobraża, wyprawi po wojnie ucztę, Lena umieszcza mnóstwo dań, zdolnych porazić każdą wyobraźnię. Próbuje zagłuszyć głód nie opisem ubogich, przedwojennych lat, lecz rysując bogactwo dań, różnorodnych i obfitych. Tylko ta przesadna obecność cech cywilizowanego życia pozwoliła dziewczynie na chwilę zapomnieć o koszmarze głodowej udręki. „Opowiadanie-fantazja” o przyszłej podróży po kraju skonstruowane jest również za pomocą chwytu „zastąpienia”. Lena z bólem patrzy na zbombardowane, zrujnowane domy – toteż wagon podróżników powinien być ciepły i jasny. Ciepły, bez wilgoci przemarzniętych leningradzkich mieszkań. Jest w tym wagonie przytulnie – w oknach wiszą niebieskie zasłonki, na stoliku stoi herbata ze smacznymi ciasteczkami, za oknem widać piękną przyrodę. Z ekstazą Lena wyrywa się z piekła blokady w stronę tego, co dobre i piękne. Opowieść o tym, jak zmarła przybrana matka Leny i jak dziewczyna przeżyła tę tragedię, to nie „fantazja”, lecz i tu można dostrzec chwyty umożliwiające „psychologiczną” samoobronę. Czego tylko Lena sobie nie wmawia, by złagodzić swoją rozpacz! Zapewnia samą siebie, że nie jest teraz głodna, że odczuwa zadowolenie z życia, ale ból nie mija. Jest gotowa uwierzyć, że matka nie zginęła, że tylko wyszła z domu, lecz wróci – jednak i to nie pomaga. Wspomina rozmowę z matką na kilka godzin przed jej śmiercią. Oto jej żywy głos, niezręczne ruchy: matka wciąż jest razem z Leną – ale nie, to się nie może zdarzyć. Naturalistycznych opisów śmierci bliskich osób jest w literaturze z czasów blokady mnóstwo. Ale Lena widzi tylko agonię matki. Przede wszystkim dziewczyna stara się odnotować, że matka była dzielna i umierała z godnością. Nie była chciwa ani rozdrażniona, nie poniżała się nieustannymi prośbami, do 11
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 12
nikogo nie miała pretensji. „Mamusiu, umarłaś, słabłaś z każdym dniem, ale bez jednej łzy, bez skarg i jęków, starałaś się mnie pocieszyć, nawet żartowałaś”. „Postanowiłam teraz pisać mój dziennik w nowej formie. W trzeciej osobie. Tak jakby to była powieść. Taki dziennik można będzie czytać jak książkę” – pisze Lena 30 kwietnia 1942 roku. Może i to jest pragnienie gry, zabawy, która oderwie diarystkę od rutyny obrzydłego życia, ale też przeczucie czegoś nowego, interesującego, niezwykłego – Lenę zawsze coś takiego pociągało. To prawda, lecz być może tkwi tu jakaś tajemnica, niezbyt jasna dla dziewczyny. Dokąd ją ta gra zaprowadzi? Trudno nie zauważyć, że narracja w trzeciej osobie to również sposób, by odgrodzić się od koszmaru, powiedzieć sobie, że działo się to nie ze mną, a z kimś innym – i tym samym oddalić się od kogoś, kto stracił tylu bliskich, doznał tylu potwornych nieszczęść i ugina się pod ich ciężarem. Takie rozdwojenie to nie tylko chwyt artystyczny, wyczuwamy za nim dramat ludzki, niewypowiedziany, lecz determinujący dalsze postępowanie. Zbyt późno Lena zaczęła tworzyć swoją powieść. Próba pisania w trzeciej osobie mało zmieniła treść dziennika. Z czasem tekst sprawia wrażenie mniej literackiego niż wtedy, gdy pisała swoje „opowiadania-fantazje”. Wszystko się wypaliło, na nic już nie ma sił, Lena chce tylko jednego – jak najprędzej uciec z miasta. Dziewczyna pragnęła stworzyć coś, co byłoby dziełem literackim, ale nie było to potrzebne. Jej dziennik sam przez się, bez żadnych dodatkowych starań i wysiłków stał się powieścią – gigantycznym freskiem małego świata osamotnionego człowieka, freskiem, który pomaga poznać świat ludzi blokady. Ten dziennik jest wielopłaszczyznowy. To zarówno obraz codziennej walki o przeżycie – z wyliczaniem kartek, talonów, gramów, niekończących się „wymian”, jak i zapis odczuć – życia w ciemnościach, beznadziejnej rozpaczy, niesprawiedliwości. To również świadectwo męstwa tych, którzy nie zostawili swych bliskich i przyjaciół w trudnych chwilach. Ale nie tylko o tym jest ten dziennik. To także stenograficzne świadectwo zaniku norm moralnych. Widzimy, jak blokada ła12
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 13
mała ludzi, pozbawiała ich współczucia, sprawiała, że obojętnieli, stawali się okrutni i wyrachowani. Każdy marzył o przetrwaniu – zmieniały się więc wyobrażenia o uczciwości i przyzwoitości, przychodziła do głowy myśl, że można żyć lepiej i jeść więcej, jeśli nie będziemy dzielić się żywnością z niepracującymi krewnymi. Lena boi się do tego przyznać nawet przed sobą, ale głód coraz bardziej daje się we znaki, pokusy pojawiają się coraz częściej. A oto jeden z najbardziej gorzkich zapisów, których Lena będzie się potem wstydzić: gdy wyznaje, że czeka na śmierć Aki – serdecznej przyjaciółki jej przybranej matki – która mieszkała razem z nimi. „(...) tak będzie lepiej i dla niej” – pisze. I natychmiast przeraża się na myśl o sobie: „Sama nie wiem, jak mogę pisać coś takiego”. Lena Muchina znalazła się na granicy różnych epok – wojny i pokoju, dzieciństwa i młodości. Bez żadnych ulg wkroczyła w życie, straszne i bezlitosne. Ogłuszona nim, nie zdążyła się za siebie obejrzeć i pożegnać z własną przeszłością, nie potrafiła złagodzić koszmaru, który wkrótce nastąpił. Chciała badać „aż do atomu” przyrodę. I napisać książkę o przyjaźni i pierwszej miłości. Pojechać w góry i nad morze. Mieć album z pięknymi fotografiami. I kupić kilogram razowca oraz pierników, grubo posmarować je masłem. Napiec pierożków z ziemniakami, mięsem, kapustą i marchewką. Jak dziecko chciała mieć wszystko – ale nic zdobyć się jej nie udało. Pozostała na granicy epok – po dziecięcemu bezpośrednia, nieuznająca autorytetów, nieumiejąca godzić się z niesprawiedliwością, wrażliwa na to, co piękne, niezwykłe, zmysłowe. „I przyjdzie do ciebie, panienko miła, dzięki mężowi twojemu kochanemu, szczęście ogromne. I będziesz sobie żyła zawsze wesoła, złych dni nigdy nie zaznasz” – wywróżyła jej kiedyś Cyganka. Ale ta wróżba się nie sprawdziła. Ani męża, ani dzieci Lena nie miała. Z trudem wiązała koniec z końcem, wciąż poszukując stałego zatrudnienia. Często chorowała. Przez wiele lat musiała mieszkać w hotelu robotniczym. „Mój kochany dzienniku, bezcenny przyjacielu. Tylko ty jesteś ze mną, mój jedyny doradco. Tobie zwierzam się ze wszyst13
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 14
kich zmartwień, kłopotów i smutków. I proszę cię tylko o jedno: zachowaj moją smutną historię na swoich stronicach, a potem, gdy będzie to potrzebne, opowiedz moim krewnym, żeby się o wszystkim dowiedzieli, rzecz jasna, jeśli będą sobie tego życzyć”. To zapis z kwietnia 1942 roku. Od razu ewakuować się Lena nie mogła. Coraz bardziej słabła, myślała, że nie przetrwa – ale bała się obciążyć swoich bliskich tragedią, która stała się jej udziałem, nie chciała wprawiać ich w przygnębienie (...) „jeśli będą sobie tego życzyć” – w tym delikatnym zastrzeżeniu przymierającej głodem dziewczyny wyraźnie widać wielkość ducha, niezwyciężonego mimo okrutnych, nieludzkich czasów. Siergiej Jarow
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 15
Bądź pewien, że dzień, w którym nie dowiedziałeś się niczego nowego, nie nauczyłeś się niczego pożytecznego, jest dla ciebie stracony! Każdy może być zręczny, silny, odważny. Potrzebne jest do tego tylko jedno – trzeba chcieć! Silna wola zwycięża. Ten, kto ma silną wolę, jest wytrwały i uparty. Człowiek nie rodzi się silny, śmiały, zręczny. Uczy się tego z uporem i wytrwałością tak samo jak czytania i pisania.
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 16
Klasa Leny, Leningrad 1941
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 17
Dzisiaj jest 22 maja
Położyłam się spać o piątej rano, przez całą noc wkuwałam literaturę. Dzisiaj wstałam o dziesiątej i do za piętnaście pierwsza znów się uczyłam tej okropnej literatury. A za piętnaście pierwsza poszłam do szkoły. Przed wejściem widzę – stoją nasi: Emma, Tamara, Roza i Misza Iljaszow, już zdali, szczęśliwcy. Życzą nam powodzenia. Przywitałam się z Lusią Karpową i z Wową. Dzwonka na lekcje jeszcze nie było, czekaliśmy w sali. W naszej grupie są wszyscy chłopcy prócz Wowki Klaczko. Spytałam Wowę, czy zdążył powtórzyć cały materiał. Powiedział, że nie, a ja chciałam coś jeszcze dodać, ale poszedł do kolegów. Rozległ się dzwonek, więc weszliśmy na schody, a potem do klasy. Wszyscy strasznie się denerwowali, ale ja byłam spokojna, bo miałam pewność, że obleję ten egzamin: życiorysy poplątały mi się w głowie, daty również. W dodatku nie zdążyłam wszystkiego przeczytać. Trzeba mi oddać sprawiedliwość – o siebie bałam się mniej niż o innych. Zajęłyśmy z Lusią miejsca w przedostatniej ławce. Przed nami siedli Lonia, Jania, a w środku Wowka. Zaczęto nas wywoływać. Ale Oczywiste pomyłki poprawiliśmy, zachowując jednak leksykalne i stylistyczne właściwości tekstu. W nawiasach kwadratowych zamieszczamy brakujące słowa lub ich fragmenty. Nieodczytane słowa oznaczamy za pomocą skrótu (niezrozum.). W przypisach na dole stron odnotowane zostały błędy zmieniające sens słów, niewyraźnie zapisane w tekście słowa, a także nieukończone zdania. Krótkie komentarze, niezbędne do uściślenia realiów życia w czasach wojny, a w szczególności blokady, zamieszczamy na końcu dziennika. Wydawcy (wszystkie przypisy pochodzą od wydawcy rosyjskiego).
17
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 18
ja bardziej myślałam o Wowce niż o egzaminie. Nie znaczy to, że się o niego martwiłam, wprost przeciwnie, nawet chciałam, żeby oblał. Bardzo chciałam mieć z Wowką do czynienia, rozmawiać z nim, czuć, że na mnie patrzy, i w ogóle być jak najbliżej niego. Gdyby oblał, byłby smutny i zmartwiony, a ja tak lubię patrzeć na niego, gdy jest taki. Kiedy jest smutny, mam wrażenie, że jest mi bardzo bliski, chciałabym położyć mu rękę na ramieniu, pocieszyć go, żeby spojrzał mi w oczy i czule, z wdzięcznością uśmiechnął się do mnie. A teraz był tak blisko, że gdybym tylko trochę wyciągnęła rękę, dotknęłabym jego łokcia, który oparł na naszej ławce. Ale nie zdecyduję się na to, jest tak daleki ode mnie, z tyłu siedzą dziewczynki i zauważą mój ruch, a obok Wowki siedzą jego koledzy. Zauważą, coś sobie pomyślą, a wtedy wszystko będzie całkiem inaczej. Jak? Sama nie wiem. Siedziałam, podpierając się rękami, i tak żeby nikt nie widział, obserwowałam Wowę. Nie, nie obserwowałam, po prostu patrzyłam na niego. To ogromna przyjemność przyglądać się jego plecom, włosom, uszom, widzieć jego nos i wyraz twarzy. Wowa siedział na pół odwrócony, patrzył na odpowiadającego Dimkę i z rzadka wymieniał uwagi z Janią lub z Leną. Żeby choć raz odwrócił się i spojrzał w moją stronę. Dlaczego z Jańką i z Leną wciąż rozmawia i na nich patrzy, a mnie jakby w ogóle nie widział? Zresztą gdzie mi do nich: Wowa to nie dziewczyna, a ja nie jestem chłopcem. I wcale nie jestem wyjątkiem, na inne dziewczęta też nie patrzy. Przez chwilę zapomniałam o wszystkim, położyłam głowę na ławce. Ale znów spojrzałam na niego, i nie, nie mogę, czego się właściwie ba[ła]m, mój kochany Wowka wygląda tak samo jak wtedy w teatrze, ma na sobie ten sam garnitur, tak samo się uśmiecha. Moje onieśmielenie jakby ręką odjął, kocham go bardziej niż kogokolwiek, pomyślałam, i wcale nie speszyły mnie te myśli. Przysunęłam do siebie zeszyt Lusi z programem literatury i napisałam na okładce: „Życzę ci, żebyś zdał na piątkę”. Szturchnęłam Wowę w łokieć i podsunęłam mu to, co napisałam. Natychmiast się odwrócił, i chyba sprawiło mu to przyjemność, cały się rozpromienił, powiedział, że życzy mi tego samego. Wymamrotałam coś niezrozumiale i kiwnęłam głową, chciałam mu w ten sposób dać do zrozumienia, że na pewno obleję. 18
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 19
Potem mnie wywołali, usiadłam w drugiej ławce, ani razu nie obejrzawszy się na chłopców, więc nie widziałam Wowki i nie wiem, czy interesował się moim losem. Siedziałam i wiedziałam, że za mną siedzą jeszcze niewywołani do odpowiedzi chłopcy oraz Wowka. A tak chciałam, żeby on wtedy myślał o mnie, niepokoił się, czy zdam. Może zresztą tak było. Prawdę mówiąc, nie wiem. Wkrótce wywołali także i jego, więc usiadł przede mną. Wyciągnęłam okropne pytania, nie umiałam odpowiedzieć ani na pierwsze, ani na drugie. Postanowiłam trochę posiedzieć i wymienić kartkę z pytaniami. Nic innego mi nie pozostawało. Wowa siedział skulony i chyba się denerwował. Zapisaną przed chwilą kartkę miął i rwał na kawałki. Potem zaczął szarpać sobie włosy, zamyślił się, wreszcie zaczął pisać. Kilka razy obejrzał się za siebie i raz nasze oczy się spotkały. On patrzył bezradnie, a ja patrzyłam pytająco. Umiesz? Niepewnie kiwnął głową. Potem znów coś zaczął pisać... Wzięłam drugą kartkę z pytaniami, spojrzałam na nie i zozumiałam, że jeszcze nie wszystko przepadło: 1. Motywy liryki Puszkina. 2. Sentymentalizm. 3. Kompozycja Bohatera naszych czasów. Odpowiedź na drugie pytanie znałam dobrze, na trzecie też, a na pierwsze musiałam sobie przypomnieć. Ale już wiedziałam, że zdam literaturę. Wowa już się przygotował i siedział na samym brzegu ławki, często się za siebie oglądał. Nie patrzyłam na niego. Z trudem starałam się sobie przypomnieć lirykę Puszkina. Ale widziałam, że Wowa martwi się o mnie. Pewno nie umknęło jego uwadze, że wyciągnęłam kartkę egzaminacyjną po raz drugi i siedzę nad nią taka smutna. Ale coś innego było straszne. Otóż gdy udaje mi się osiągnąć to, na czym mi zależy, i ktoś zaczyna na mnie zwracać uwagę, staram się ze wszystkich sił, by nikt nic nie dostrzegł, boję się, że ktoś coś zauważy. Prawda, że to głupie? Ale tak jest. Wowa spytał, patrząc mi w oczy (on zawsze, kiedy rozmawia, patrzy prosto w oczy, czego ja często nie potrafię), czy znam ten materiał. Kiwnęłam potwierdzająco głową, a on uspokoił się. 19
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 20
Potem odpowiadał, następny po Griszce. Mówił wyraźnie, zrozumiale, szybko. Nie dawali mu skończyć i nie puścili bez dodatkowych pytań. Wtedy ja poszłam do odpowiedzi. Wowa wyszedł z klasy. Wówczas zapomniałam o nim, nie wiem, może się zainteresował i widział przez drzwi, jak odpowiadam. A może z radości zapomniał o mnie. Poszedł szukać kolegów. Nie będzie przecież o mnie myślał przez całe życie. Tak więc 2 sprawdziany mam z głowy. Dzisiaj. Cały dzień słodkie lenistwo. Moje serce zaznało spokoju. Jeszcze mam 3 dni, zdążę. Tak jest zawsze, gdy tylko przyjdzie mi do głowy nieco odpocząć, trudno mi z powrotem wziąć się w karby. A dzień mija niepostrzeżenie. Słuchałam [przez] radio Ballad niemieckich, a ja bardzo lubię ballady. Po tej audycji wzięłam Puszkina i przeczytałam wszystkie jego ballady jak leci. Jednak to dobrze, że nie ma na świecie potępionych dusz. Bo nie dawałyby nam żyć. Jest już koło dziesiątej, a ja obiecałam mamie, że pójdę spać o dziewiątej. Mama może wrócić w każdej chwili. A wtedy okaże się, że nie dotrzymałam słowa. Byłby to cios w moją ambicję. No i po prostu wstyd. Ale wciąż nie mogę skończyć. Rozpisałam się. Postanowiłam od tej pory staranniej prowadzić mój dziennik. Kiedyś dla mnie samej będzie ciekawie go czytać. Mój Boże, Aka1 weszła do pokoju, a ja jeszcze nie w łóżku. „Przecież obiecałaś, masz leżeć*”. „Tak, tak – mówię. – Zaraz”. I piszę dalej (Aka wyszła z pokoju). Chcę opisywać w dzienniku wszystkie moje przeżycia, absolutnie wszystkie, tak jak to robił Pieczorin. Jakże ciekawie czyta się jego dziennik. Ale ja popełniłam przestępstwo – piszę w notesie mamy, mama może się rozgniewać. Cóż, może jakoś ją przekonam, a na razie położę wszystko na miejsce.
* Słowo prawdopodobne, zapisane niewyraźnie.
20
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 21
23/V
Niech to diabli, nikt mnie nie obudził. Obudziłam się o dziesiątej. I znów się nie gimnastykowałam. Słuchałam audycji dla dzieci Młodość Amundsena2. Jaki to był uparty człowiek! Osiągnął to, czego chciał. Gdybym była chłopcem, z pewnością naśladowałabym Roalda. Ale ani razu nie czytałam, żeby dziewczynka tak pracowała nad sobą. A samej zacząć strach. Chciałabym, żeby Wowa marzył, by zostać polarnikiem, uczonym lub alpinistą. Ale on chyba się tym nie fascynuje, nie chce „łamać” sobie głowy w lodowych szczelinach. Zresztą muszę go o to zapytać. Ale tylko kiedy uda się zapytać? Może pojadę do niego w gości na letnisko i wówczas porozmawiamy. O sprawach 9 klasy, o jego przyszłości i o mojej. Jeśli, rzecz jasna, zechce ze mną rozmawiać. Zresztą może się mylę, może wcale mu się nie podobam. Nie, to niemożliwe. Chociaż troszkę, odrobinkę, podobam się Wowie. No, czas siadać do książek. Trzeba kuć niemiecki. Jest już dziesiąta wieczór. Znów sięgam po pióro. Byłam u Lusi Karpowej. I dowiedziałam się o wynikach egzaminu. Wowa, Grisza, Misza Iljaszow, Lowa, Lonia, Jania, Emma, Tamara, Lusia, Beba, Zoja, Roza zdali na pięć. Dimka i Misza Cypkin – do[brze] i jeszcze kilku też. A reszta – dos[tatecznie]: Kira, ja, Lusia, Lida Klemientjewa, Lida Sołowjowa, Jasia Barkan... Dzisiaj zrobiłam bardzo mało. Dopiero wieczorem zabrałam się do roboty jak się patrzy. Nauczyłam się paragrafu 4. Byłyśmy dzisiaj z Lusią na spacerze w ogródku3. Mnóstwo tam młodzieży. Jak w mrowisku. Ale Wiki nie było. Wciąż czegoś mi brakuje. Odczuwam pustkę. Na przykład byłam z Lusią na spacerze, poszłam do niej do domu, ale wciąż to 21
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 22
nie to. Nie, Lusia mnie nie zadowala. A poza nią nie mam nikogo. Czuję to zwłaszcza teraz, w dniach przed egzaminami. Łatwiej byłoby mi przygotowywać się we dwoje. Zwłaszcza do niemieckiego. Ale Lusia chce przygotowywać się sama. I w ogóle Lusia nie jest dla mnie parą, wiem to od dawna. Strasznie zazdroszczę kolegom. Emma uczy się razem z Tamarą, Roza z Bebą, Lusia też z kimś. Inne dziewczęta też się jakoś urządziły. A nasi chłopcy ciągle się ze sobą kontaktują. Wowka co prawda uczy się sam, bo tego chce, ale gdy znudzi mu się samotność, od razu otaczają go koledzy. Zresztą nie tylko Wowka, oni wszyscy są tacy. A ja jestem całkiem sama, nie mam przyjaciółki ani nawet kolegi. Mama czasem chce, żebym ją pocałowała, przytula się do mnie, a ja chodzę smutna, bo niewesołe myśli krążą mi po głowie. Strasznie chce mi się płakać, głośno krzyczeć. Powstrzymuję się, nie widać tego po mnie, ale w głębi serca nie mogę. Wciąż czuję, że mi czegoś brak. Gdy mamy nie ma w domu, chcę, żeby przyszła, gdy wróci, marzę, by jej nie widzieć, nie słuchać. Mam ich po prostu dość – i mamy, i Aki. Pragnę nowych spotkań, nowych ludzi, czegoś nowego. Ale tego nie ma – a ja nie mogę tego znieść. Chciałabym natychmiast uciec daleko stąd, że[by] nikogo nie widzieć, nie słyszeć. Nikogo. Ale nie. Chciałabym pójść do mojej najlepszej przyjaciółki, która mnie lubi, i opowiedzieć jej, co mnie martwi. Tylko tyle. A wtedy poczułabym się lepiej. Ale nie mam nikogo, jestem samotna. I nikomu o tym nie mogę powiedzieć. Mamie? Pocałuje mnie, przytuli, powie: „Co robić”. Ona sądzi, że nie mam koleżanek, bo jestem od nich lepsza, a one są gorsze ode mnie. Głupiutka, nie rozumie wielu rzeczy. Bardzo wielu. Jestem całkiem zwyczajna i niczym się od innych dziewcząt nie różnię. Może tylko myśli mam w głowie więcej. Ale to przecież nie zaleta, lecz wada. To, że wciąż rozmyślam, a przede wszystkim że każdy swój krok analizuję, rozkładam na czynniki pierwsze – czyż to nie wada? Gdybym myślała choć trochę mniej, gdybym była lekkomyślna, lżej by mi się żyło na świecie. No, pora spać.
22
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 23
28 maja
Zdałam sprawdzian z niemieckiego. Wszystko poszło dobrze. Dostaliśmy trzynaście pią[tek]. Wowa zdał na czte[ry]. Nie wiem dlaczego. Odpowiadał ledwo ledwo na dostateczny. A wyciągnął bardzo łatwe pytania. Jutro będę zdawała algebrę. Już wkrótce będę wolna. Mam dużo planów. Nie pojedziemy w tym roku na daczę. Nie mamy pieniędzy. Ale nie potrzeba, to nawet bardzo dobrze, już dawno nie spędzałam lata w mieście. Muszę koniecznie pracować. I kupię sobie jakieś ubranie. Skończyłam już przecież 16 lat, a nie mam nic przyzwoitego, „modnego”. Poza tym codziennie, poczynając od 7 czerwca, będę uczyła się niemieckiego, żeby w klasie 9 być dobrą uczennicą i nie słyszeć słowa „słabiutka”. Zresztą wstyd mi czołgać się z chemii na ocenę dos[tateczną]. Tak często widziałam (niezrozum.) Annę Nikiforownę i jej Adka...*. Nie, w 9 kl[asi]e powinnam uczyć się chemii na piątkę. Klasa 9 zdaje egzaminy z chemii. Więc powinnam przez cały rok dobrze uczyć się chemii i zdać egzamin na piątkę. A w tym celu**
* Tak w tekście. ** Zdanie nieukończone.
23
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 24
30 maja
Pogoda jest ładna, ale mi smutno. Dzisiaj są urodziny mamy, a ja nic nie mam. Mama pojechała pracować, żeby zdobyć pieniądze. Co prawda nie głodujemy, ale to niewielka pociecha. Wciąż żyjemy za cudze pieniądze. Mama ciągle pożycza i pożycza. Wstyd pokazać się na oczy w mieszkaniu, każdemu jesteśmy coś winne. Jeszcze nigdy tak nie żyłyśmy. Wczoraj zdaliśmy algebrę. Wowa na czw[órkę], ja na pią[tkę], a Lusia na tr[ójkę]. Jak poszło innym, nie wiem. 28. cały wieczór spędziłam u Wowki. My, to znaczy Wowa, ja i Dima, rozwiązywaliśmy zadania i przykłady z algebry, ale głównie strzępiliśmy sobie języki. Wowka bardzo dowcipnie potrafi gadać o byle czym. Relacje między nami układają się lepiej niż w zimie. Zawsze teraz wita się ze mną jak z dobrym kolegą. Sprawia mi to dużą przyjemność. I w ogóle im częściej z nim się spotykam, to znaczy bywam u niego, tym mniej myślę, że go kocham. Ale wystarczy, że go długo nie widzę, a znów zaczynam kochać. Chcieliśmy tego lata się zebrać i pojechać do niego w gości na cały dzień. Ale teraz rozmyśliliśmy się, to zbędne, nie trzeba, lepiej, jeśli się z nim nie zobaczę przez całe lato. A jesienią, gdy się spotkamy, przywitam się z Wowką jak ze starym znajomym i w ten sposób jeszcze bardziej zbliżę się do niego. Zanim rozstaniemy się na lato, muszę koniecznie go poprosić, by zrobił sobie zdjęcie w dużym formacie, a jesienią, gdy tylko się spotkamy, znów go poprosić, by się sfotografował, będzie to ciekawe i dla mnie, i dla niego, przecież to ciekawe, jak zmieni się w ciągu lata. Chciałabym jeszcze dostać zdjęcie od Dimki, skoro mi obiecał, i od Miszy Iljaszowa, a także od Emmy, Lusi Iwanowej, Tamary Artemjewej i Beby, ale ich fotografie zdobyć będzie trudniej. 24
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 25
Jutro geometria. A potem tylko jeszcze dwa sprawdziany. Anatomia i fizyka. Anatomii się nie boję, ale fizyki – bardzo. Na fizykę mam tylko 2 dni. To bardzo mało. I jeszcze jedno, co jest fatalne – na fizykę nasza gr[upa] ma przyjść o dziewiątej rano. Fizyk jest wtedy rześki i bardzo wymagający. Druga gr[upa] będzie miała lepiej. Gdy on się zmęczy, drzemie. A wtedy odpowiadać jest łatwo. A Wowka to dobry chłopiec, słowo daję, dobry. Gdyby tak był starostą w 9 klasie. Ale nie, to tylko marzenia. Teraz pewno nawet nie chce o tym myśleć. Cóż, to jego sprawa. A ja niczym ryba w wodzie czuję się z rodziną Wowki. Zawsze po tym, jak pobędę u nich, jestem taka energiczna, tak mi dobrze, a wtedy nurt życia jest dla mnie jak strumyk, z wodą tylko po kolana. Gdy skończyły się konsultacje z algebry, koledzy stłoczyli się wokół Wiery Nikiticznej. Wowa i inni chłopcy stali przy oknie. Podeszłam do tablicy, oparłam się o nią, zawołałam Wowę, a on odwrócił się żywo w moją stronę i podszedł do mnie, a razem z nim Lonia. – Rozwiązywałeś zadania z algebry? – Nie, nie miałem ochoty. – Słuchaj, rozwiążmy chociaż kilka... – Oj, Lena, strasznie mi się nie chce. – Wiesz co, Wowa – mówię, smarując kredą tablicę – zupełnie zapomniałam, jak trzeba rozwiązywać niektóre zadania. Jutro mogę się na tym przejechać. – No co ty, jutro dadzą nam łatwe zadania. – Ale jednak. Zaraz do ciebie przyjdę. Zgoda? Kiwnął potakująco. – Lońka, chodźmy do mnie. Ja nie znam tych wymyślnych sposobów. Rozwiążemy parę zadań? – Nie, Wowka, teraz absolutnie nie mogę... Chłopcy wszyscy razem wyszli ze szkoły. Szłam obok Wowy, a potem obok Jani. Pytam: „Wowka, dlaczego tak kiepsko zdawałeś niemiecki?”. Wowa nic na to nie odpowiedział. Jania odezwał się zamiast niego: „Przecież nie odpowiadał źle. Dostał czwórkę”. – Nie chodzi o ocenę, odpowiadał marnie. 25
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 26
– A ty odpowiadałaś dobrze? – To już inna sprawa. Teraz mówię nie o sobie, a o Wowce. – Nie mówiłabyś tak, Lena, gdybyś go widziała przed egzaminem: wyglądał jak umierający Hamlet.
Byłam teraz w ogródku. Po drodze spotkałam Gienkę Nikołajewa. Przywitaliśmy się. Trochę porozmawialiśmy. Ale ja, jak zawsze, byłam i pozostałam idiotką. Mogłam go zapytać o wiele rzeczy. A ja, głupia, zamieniłam z nim kilka słów i od razu – do widzenia! A on uśmiecha się szeroko i pyta: – Tak w ogóle, to co słychać? Jakie masz stopnie? A ja, głupia, szybko zatrajkotałam w odpowiedzi. I nawet nie podałam mu ręki na pożegnanie, puściłam się biegiem jak najdalej od niego, nawet się za siebie nie obejrzałam. A on pewno obejrzał się i pomyślał: Jaka śmieszna. Głuptas ze mnie, po prostu idiotka. Spotkałam Gienkę i nie umiałam z nim porządnie porozmawiać. Jeśli spotkam go gdzieś raz jeszcze, przeproszę za moją gapiowatość i wypytam, co robi, jak chce spędzić lato. O niejedno można go zapytać. I poprosić, by dał mi swoje zdjęcie.
26
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 27
31 maja
Dziś jest ostatni dzień maja. A jutro już czerwiec – lato. Zdałam geometrię na do[brze]. Co prawda mam szczęście, wciąż wyciągam łatwe pytania. Teraz zostały już tylko anatomia i fizyka. Prawdę mówiąc, geometrii uczyłam się tylko przez 3 godziny. 2 wczoraj i dzisiaj godzinę. Ale oblać geometrii po prostu się nie dało. Lida Sołowjowa nie umiała nic, wyciągnęła kartkę z pytaniami, potem kolejną, a mimo to dali jej trój[czynę]. Gdybym była na jej miejscu, poradziłabym sobie – wystarczyłoby tylko pomyśleć. Ale ona myśleć nie umiała. Teraz już nie mogę iść do Wowki – nie mam pretekstu. Nie wypada. Powiedziałabym mu: „Wiesz, Wowa, szkoda, że nie jestem chłopcem, wtedy przychodziłabym do ciebie często. Bardzo dobrze się czuję wśród twoich bliskich. Gdy odwiedzałam cię wcześniej, miałam pretekst – razem uczyliśmy się geometrii lub algebry. A bez pretekstu mi głupio”. Ale boję się, że Wowa rozzłości się i powie: „Jakaś ty «mądra»”. Ale dla mnie nie ma różnicy między chłopcami i dziewczętami. Albo coś w tym rodzaju. No dobrze, idę uczyć się anatomii.
27
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 28
2 czerwca*
Zdałam anatomię na pią[tkę]. Prawie wszyscy zdali na pią[tkę]. Okropna dzisiaj pogoda. Najpierw padał grad, a potem śnieg wielkimi płatkami. Zimny wiatr przenika na wskroś. Od czasu do czasu pojawia się słońce, ale szybko znika. Pozostało mi zdać tylko fizykę. Czas biegnie niepostrzeżenie. Wkrótce nadejdzie lato. Przede mną wiele spraw. Lato w tym roku nie powinno być podobne do minionego nawet odrobinę. Minione lato to stracony czas. To lato nie będzie takie, daję na to słowo honoru Radzieckiego Ucznia. I to wcale nie jest trudne. Tylko nawet przez chwilę nie wolno sobie folgować. Rzecz w tym, że gdy uczeń zdaje egzaminy, jest to dla niego wielkie moralne przeżycie: wie, że powinien uczyć się i odpowiadać, ale gdy zda ostatni egzamin, odczuwa jakąś pustkę, ma wrażenie, że wszystko się skończyło, a przed nim jest tylko pustka. No i niektórzy mają pecha, poddają się... a wtedy wszystko idzie jak po maśle. Wałęsają się po ulicach, chodzą do kina, raz w miesiącu zaglądają do książki, wstają o dziesiątej przed południem, a kładą się o dwunastej w nocy. I tak mija im lato. Dni ciągną się monotonnie, nieoczekiwanie podkrada się dzień, w którym trzeba wrócić do szkoły. Ale zupełnie inaczej upłynie mi czas, jeśli się nie poddam i zwalczę lenistwo. A cóż to jest lenistwo? Cecha niegodna Radzieckiego Ucznia. To znaczy, że lenistwo trzeba przezwyciężyć. Więc zrobię tak: Będę wstawała o siódmej i gimnastykowała się przy dźwiękach muzyki radiowej. * W tekście: maja.
28
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 29
Pierwsze dni. Będę jeździła z mamą do Puszkina4, będę tam pracowała. Podczas przerwy będę spacerować. O piątej będę stamtąd wyjeżdżać, a o siódmej obowiązkowo będę już w domu. Od wpół do ósmej do wpół do dziewiątej będę uczyć się niemieckiego, a potem pić herbatę, słuchać radia lub czytać. O wpół do jedenastej pójdę się umyć, potem gimnastyka i o jedenastej położę się spać, wyłączywszy radio nawet w czasie najciekawszej audycji. A potem, gdy mama skończy pracę w Puszkinie i razem będziemy robiły wykresy, podzielę czas następująco: o siódmej pobudka, gimnastyka z radiem. O dziewiątej zacznę pracować, o czwartej skończę. Pójdę na spacer. Gdy wrócę, napiję się herbaty. Godzinę będę uczyła się z Aką niemieckiego. Potem czytanie, słuchanie radia.
29
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 30
4 czerwca
Jutro sprawdzian z fizyki. Idę na pierwszą turę. W tej sytuacji nie mogę liczyć na ranne godziny, więc jestem roztrzęsiona i demonstruję małoduszność. Wstyd mi się przyznać, że nie mogę się opanować. Przecież to ostatni egzamin. Jeszcze jeden, ostatni wysiłek i będę wolna. Nie poddam się na samym końcu. Rozkleję się. Ale nie, mowy nie ma. Zaraz będę się uczyć, nawet do pierwszej w nocy, ale jutro zdam egzamin. Gdybym nie zdała, byłoby to śmieszne, znaczyłoby, że niepotrzebnie wytężałam resztki sił. To przecież ostatni egzamin. Leno, spręż się i jutro będziesz wolna. Wolna, rozumiesz – wolna! O nie, nie jestem małoduszna. Jutro zdam fizykę!
30
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 31
5 czerwca
No i jestem wolna. Zdałam fizykę na do[bry]. Nie na próżno przez całą noc siedziałam nad książką. Przede mną zasłużony odpoczynek. Zaczęły się wakacje. Niech żyje wolność!
31
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 32
6 czerwca
Obudziłam się o dziesiątej. Ulitowano się nade mną i nie budzono mnie. Aka przyniosła mi do łóżka herbatę. Gdy tylko zaczęłam ją pić, nagle ktoś dwa razy zadzwonił do drzwi. Mama poszła otworzyć. Słyszę głosy: to mama i jakiś mężczyzna. Przemknęło mi przez głowę, że pewno mamie coś przynieśli, podmakietnik5 lub jeszcze coś innego. Szybko zgasiłam światło, zdjęłam okulary i opatuliłam się kołdrą. Mama mówi do kogoś: „Proszę chwilę poczekać”. Potem weszła do pokoju i mówi do mnie: „Wowa przyszedł po książki, czy może wejść?”. – Naturalnie, niech wejdzie. – Przepraszam, że tak wcześnie, ale potrzebne mi są książki. – Mamo, daj mu je, stoją tu na półce. A ja właśnie miałam zamiar do ciebie iść, zwrócić książki. – No widzisz, wyprzedziłem cię – powiedział z lekkim uśmiechem. Mama zaczęła szukać na półce. – Wowa, tę ona już przeczytała – i pokazuje mu książkę Levine6. – Ależ nie, nie te książki są mi potrzebne, tylko podręczniki. W tym momencie przypomniałam sobie, że Wowa jest odpowiedzialny za zbiórkę podręczników, by je oddać do szkoły. Mama zaczęła zbierać książki. „Siadaj, Wowa” – mówiła co chwilę. – Ależ nie, postoję. Czekają na mnie koledzy. Mama zapytała go jeszcze, dokąd jedzie, a on odpowiedział, że na razie nie wie. – Wowa, pojedź z nami nad Wołgę. Zbieraj na to pieniądze. – Skąd miałbym wziąć tyle pieniędzy? 32
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 33
A ja mówię do niego: „Wowa, wpadnij do nas w tych dniach. Porozmawiamy o dziewiątej klasie i w ogóle”. Nie od razu odpowiedział: „Dobrze, wpadnę kiedyś”. Gdy wychodził, powtórzyłam: „Wowa, przyjdź, proszę cię”. Ale on na to nic nie odpowiedział. – Postanowiłeś chodzić po mieszkaniach i zbierać książki? – Tak. – A u kogo już byłeś? – U nikogo, zacząłem od ciebie. – Dlaczego ode mnie? A Roza, Lusia? Poprosił mnie o telefon Lusi, powiedział, że pójdzie do Rozy. Potem dowiedziałam się, że był u Rozy, a do Lusi zatelefonował. O pierwszej, tak jak powiedział Wowa, poszłam do szkoły po pieniądze. W klasie, gdzie oddawano podręczniki, od podłogi do sufitu leżały całe ich stosy. Byli tu także nasi chłopcy – Wowa, Jania, Misza Iljaszew – oraz Asia, Tamara, Roza, Lusia Iwanowa. Ze szkoły wyszliśmy wszyscy razem. Najpierw dziewczęta: Roza poszła z Tamarą w tamtą stronę, potem ja, a jeszcze później chłopcy. Dziewczęta nie pożegnały się ze mną, tak jakbyśmy były sobie obce. Odeszłam już od szkoły kilka kroków i nie mogłam się nie odwrócić. Chłopcy właśnie wyszli i Wowa ukłonił mi się, a właściwie nie ukłonił, tylko zrobił taki pożegnalny gest ręką. Nie, chyba nie przyjdzie do mnie. A ja do niego nie pójdę. 9. zobaczymy się na naszym klasowym spotkaniu, a wtedy go zapytam, dlaczego nie przyszedł, i poproszę, by mnie odwiedził. A może nie trzeba? Zobaczymy.
33
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 34
7 czerwca
Dziś rozpoczęłam dzień jak należy. Wstałam piętnaście po siódmej, gimnastykowałam się przy dźwiękach radia, umyłam się, uczesałam, posłałam łóżko i poszłam na podwórze do ogródka. Nikogo tam jeszcze nie było. Rozeźlony dozorca kończył sprzątanie. W ogródku jest cudownie. Śpiewają ptaki, przelatują z krzaka na krzak. Potem wróciłam do domu, słuchałam radia: o podwodnikach. Jakie trudne i ważne [są] nauka i życie naszych radzieckich podwodnych marynarzy. Na przykład uczą się obsługiwać okręt w ciemnościach, na oślep. Życie wszystkich na łodzi zależy od każdego kursanta z osobna. Obowiązki są podzielone tak, że nawet kucharz nie tylko przygotowuje posiłki, ale w godzinach alarmu bojowego biegnie na swoje stanowisko – do działa. Z dnia na dzień taki trening odbywają żołnierze i ich dowódcy, a gdy wrogowie na nas napadną – co jest nieuniknione, wcześniej czy później wybuchnie wojna – możemy być pewni zwycięstwa. Mamy co bronić, czym bronić i kogo bronić. Pewnego dnia żołnierze – lotnicy i marynarze floty podwodnej – zorganizowali towarzyskie spotkanie. I zaczęli opowiadać sobie o swoich profesjach. Lotnicy mówią, że opuszczać się w głębinę na dno morza to straszne, to nie dla nich. Co innego latać po niebie. A marynarze odpowiadają: latać nad ziemią i morzem, o nie, to zbyt straszne, co innego pod wodą* – człowiek pływa jak ryba. * W tekście: ziemią.
34
Muchina_Layout 1 13-12-05 13:26 Strona 35
Wczoraj kupiłam dwa podręczniki do literatury dla klasy dziewiątej. Gdy zobaczyłam, jaki obszerny jest program, postanowiłam czytać już teraz. Zaczęłam od Turgieniewa, skoro mam go w domu. Czytam teraz Rudina. Oto co sobie stamtąd wypisałam: „Nie ma nic gorszego nad świadomość głupstwa, które się przed chwilą popełniło”. „Przecież to także swojego rodzaju wyrachowanie – człowiek wkłada na siebie maskę obojętności i lenistwa; a nuż, mówi sobie, ktoś pomyśli: ileż ten człowiek stłumił w sobie talentów. A jeśli się przyjrzeć dokładniej, nie ma w nim żadnych talentów”. „Człowiek, który wszystkiemu przeczy, może łatwo zasłynąć rozumem – to znany sposób”. (przekład polski: Jadwiga Dmochowska).
35