Kobieta Szpieg Clare Mulley
Jak zapewne przystało na tajnego agenta, mistyfikacje i niejasności, które były nieodłączną częścią życia Christine, zaczęły się już w chwili jej narodzin*. Jedna wersja głosi, że Christine urodziła się w rodowym majątku Skarbków pewnego burzliwego wiosennego wieczoru w 1915 roku, a jej przyjście na świat zbiegło się z pojawieniem się na niebie Wenus, Gwiazdy Wieczornej. W związku z tym nazywano ją „Vesperale”. Według jeszcze bardziej romantycznej wersji wydarzeń urodziła się „na dzikim pograniczu pomiędzy Polską a Rosją”, w rodzinie, która była szlachetna, „nieustępliwa, nawykła do najazdów, wojen, Kozaków, bandytów i wilków”. W rzeczywistości „Gwiazdeczka”, bo tak między innymi nazywał ją ojciec w dzieciństwie, przyszła na świat w piątek 1 maja 1908 roku w domu rodzinnym swojej matki przy ulicy Zielnej w centrum Warszawy. Wówczas jednak Warszawa należała do Rosji, a Polska, nie licząc krótkiego wskrzeszenia z łaski Napoleona, przez ponad stulecie była podzielona na trzy części podległe różnym imperiom: Rosji, Austro-Węgrom i Prusom. Christine urodziła się w rodzinie patriotów,wiernej krajowi, który oficjalnie nie istniał do chwili, kiedy skończyła dziesięć lat. Była drobnym i kruchym na pozór dzieckiem, tak delikatnym, że rodzice obawiali się o jej życie, i została ochrzczona jako Maria Krystyna Janina Skarbek przez miejscowego księdza niespełna dwa tygodnie po urodzeniu. Pięć lat później Christine przeszła przez ten rytuał po raz drugi w Bęczkowicach, dokąd jej rodzice przenieśli się w 1913 roku. Świadectwo owego powtórnego chrztu zachowało się jakimś cudem w tamtejszym archiwum parafialnym pomimo wojen. Wypisane po rosyjsku, jest datowane zarówno według rosyjskiego kalendarza juliańskiego, jak i polskiego gregoriańskiego, na 17 i 30 listopada 1913 roku2. Kościół nie uznaje oficjalnie drugiego chrztu, ale rodzice Christine, mający luźny związek z Kościołem rzymski katolik i niepraktykująca Żydówka, od dawna pragnęli uczcić przyjście na świat córki w sposób bardziej uroczysty, niż to było możliwe przy jej narodzinach. Po przeprowadzce z Warszawy doszli do porozumienia z nowym proboszczem. Dwa świadectwa chrztu, wydane w pięcioletnim odstępie i zawierające różne daty, stanowiły więcej niż wystarczające potwierdzenie narodzin Christine. Ale jest tylko jeden akt zgonu, częściowo wypisany na maszynie, częściowo uzupełniony piórem na drukowanym formularzu Urzędu Stanu Cywilnego RoyalBorough w Kensington. Widnieje tam jej przybrane nazwisko „Christine Granville”, jako zawód figuruje „była żona”, a chociaż akt nosi datę „1952”, jej wiek jest zapisany jako trzydzieści siedem lat. Gdzieś pomiędzy rokiem 1908 a 1952, pomiędzy Warszawą a Londynem, narodzinami a śmiercią, Christine zmieniła nazwisko i narodowość, porzuciła dwóch mężów i licznych kochanków, zdobyła międzynarodowe zaszczyty, ale pogrzebała swoją karierę i wycięła siedem lat ze swojego życia. Ojciec Christine, hrabia Jerzy Skarbek, był czarującym mężczyzną. Opisywany przez swoje kuzynki jako atrakcyjny brunet z „uwodzicielskim wąsikiem”, a przez siostrzenice jako „niezwykle przystojny mężczyzna o patrycjuszowskiej urodzie”, przejawiał godną pozazdroszczenia zdolność, ponieważ był ogromnie lubiany przez przyjaciół, zarazem niemal nieodparcie atrakcyjny dla kobiet, którymi zdawał się nieustannie otaczać3. Ale ujmująca powierzchowność hrabiego nie szła w parze z jego charakterem. Był archetypem arystokratycznego chama i bufona. Jerzy Skarbek wiódł wystawne życie, typowe dla bogatego ziemiaństwa i bardzo dalekie od walki o istnienie, którą prowadziła większa część polskiego społeczeństwa pod koniec dziewiętnastego stulecia. Hrabia od dziecka był „panem”, przyzwyczajonym do tego, że ma lokaja i kamerdynera. Była to część ustalonego porządku świata. A mimo to, jak się zdaje, Jerzy Skarbek wcale nie był hrabią. Z wyjątkiem kilku litewskich rodów książęcych bardzo liczna polska klasa uprzywilejowana, czyli szlachta, nie posiadała tytułów arystokratycznych. Jej przedstawiciele od wieków hołdowali idei równości stanu szlacheckiego,
zwracali się do siebie „panie bracie”, a nawet – kiedy Polska wciąż jeszcze była niepodległym państwem – wybierali króla. A wiele rodów szczycących się wspaniałymi tytułami zawdzięczało je obcym monarchom. To car rosyjski Mikołaj I nadał Skarbkom tytuł w połowie dziewiętnastego stulecia. Fakt, że Jerzy Skarbek nie pochodził z tej gałęzi rodziny, nie miał większego znaczenia dla jego pozycji społecznej. Był znany jako przedstawiciel jednego z najstarszych rodów w Polsce i z pewnością był akceptowany jako arystokrata w kręgach, które jego zdaniem się liczyły. Jerzy Skarbek z pewnością był bardzo wyczulony na punkcie honoru swojego rodu i każdy domniemany afront ranił go do żywego. Christine zapamiętała z dzieciństwa, że pewnego razu wstał od stołu, kiedy jeden z gości oświadczył, że jest potomkiem ostatniego polskiego króla Stanisława Augusta. „[A ja] pochodzę od szewca!” – odparł Jerzy z godnością, nawiązując do krakowskiego szewczyka, który zabił słynnego smoka wawelskiego, podsuwając mu do pożarcia owczą skórę wypchaną siarką, i którego mienił się potomkiem. Niewiele rodów mogło się poszczycić pogromcą smoka wśród swoich przodków, nie mówiąc już o takim, który poślubił później królewską córkę. Było wiele takich opowieści, w których dzieje Skarbków przeplatały się z polskimi legendami i które umacniały później w Christine poczucie osobistej, rodowej i narodowej dumy. Jedynym klejnotem, który nosiła przez całe życie, była nie obrączka ślubna, lecz sygnet herbowy Skarbków. Jak mówi rodzinna legenda, w jego oku był osadzony kawałek żelaza; miał on upamiętniać zuchwałego szesnastowiecznego Skarbka, który nie ukorzył się przed niemieckim cesarzem, gdy ten pokazał mu skrzynie wypełnione złotem. Dumny Polak wrzucił swój złoty pierścień do cesarskiej szkatuły ze słowami: „Idź złoto do złota, my, Polacy, bardziej w żelazie się kochamy!”. Urażony cesarz został później pokonany w wielkiej bitwie, a polskie miecze rzeczywiście dowiodły swojej wyższości nad opłacanymi złotem niemieckimi wojskami najemnymi. Nie wszyscy godni wzmianki Skarbkowie byli jednak tak wojowniczy. Dziewiętnastowieczny hrabia Fryderyk Florian Skarbek był wysoko cenionym ekonomistą, historykiem, pisarzem oraz działaczem społecznym i politycznym, który jako prezes Rady Głównej Opieki Zakładów Dobroczynnych przeprowadził wiele ważnych reform społecznych. Hrabia Fryderyk dorastał w majątku rodzinnym w Żelazowej Woli, gdzie jego korepetytorem był Mikołaj Chopin. Majątek nie był bardzo bogaty, a sam dom dosyć skromny, z tradycyjnym ciągiem niskich pokojów okalających czterokolumnowy ganek z balkonem na górze. W salonie był fortepian, a po ganku spacerowały swobodnie gęsi i kaczki. Kiedy w 1810 roku korepetytorowi urodził się syn, otrzymał imię na cześć hrabiego, którego naturalnie poproszono, aby został ojcem chrzestnym chłopca. Pierwszy wydany drukiem utwór Fryderyka Chopina, polonez, by łdedykowany „á Son Excellence Mademoiselle la ContesseVictoire Skarbekfaite pour Frédéric Chopin Musicianagé de huit Ans” (Jaśnie Pani Hrabinie Wiktorii Skarbkównej, skomponowany przez Fryderyka Chopina, ośmioletniego muzyka). Hrabia Fryderyk prawdopodobnie zapłacił za druk utworu, z tej zapewne przyczyny dedykowanego jego siostrze, i został jednym z najwcześniejszych i najbardziej oddanych wielbicieli Chopina. Rodzina Skarbków ogromnie się szczyciła tym związkiem, zwłaszcza kiedy po swojej śmierci w 1849 roku Chopin został powszechnie uznany za ucieleśnienie polskiego patriotyzmu i ducha narodowego. Jerzy Skarbek odziedziczył szlacheckie nazwisko, bogatą historię rodzinną i bardzo niewiele poczucia umiaru. Skarbkowie posiadali rozległe włości, wiele domów, kilka dworków i stajnie pełne koni czystej krwi, ale w wieku dwudziestu kilku lat Jerzy, mając upodobanie do wina i kobiet, ruletki i wyścigów, szybko pomniejszał swoje dochody. W 1898 roku rodzina zaaranżowała jego małżeństwo z niezwykle bogatą, inteligentną i „absolutnie piękną” córką żydowskiego bankiera. W grudniu tegoż roku Stefania Goldfeder, świeżo ochrzczona, weszła do jednego ze starych polskich rodów. Małżeństwo wywołało skandal, chociaż niezbyt wielki. Nikt w Warszawie nie miał najmniejszych wątpliwości co do motywów pana młodego i nie obeszło się bez porozumiewawczych uśmiechów, kiedy w kronikach towarzyskich uczczono rodzinę Goldfederów jako należącą do „klasy finansistów aktywnie zaangażowanych w dzieło materialnej odbudowy naszego umęczonego kraju”.