Maria

Page 1


Fragment ze strony 96-97. „ Pośrodku stołu, na białym talerzyku, przykrytym haftowaną serwetką leżał opłatek. Po godzinie osiemnastej zaczęli schodzić się goście. Antosia, ubrana w nową sukienkę z białym kołnierzykiem, uczesana w nową fryzurę zapraszała serdecznie za stół. Na honorowym miejscu siedział Wincenty Koziński. I kiedy już wszyscy zasiedli na swoich miejscach, gospodyni podała opłatek dziadkowi Wincentemu. Ten przełamał go na pół i podzielił się najpierw z Dominikiem, potem za Zdzisiem, Adamem, Heleną, Antosią, Marysią i po kolei ze wszystkimi. Wszyscy z wszystkimi składając sobie nawzajem życzenia, życzyli sobie wesołych świąt. W takim dniu jak Wigilia można było odczuć najbardziej spójność rodziny. Wincenty wzruszył się tak bardzo, że oczy miał pełne łez. Z kieszeni spodni wyjął chusteczkę i powycierał sobie oczy. Widząc to Antosia pogłaskała teścia po ramieniu. On odwzajemnił się, uśmiechając się do niej. - Dobre z ciebie dziecko jest – powiedział ciepło patrząc na nią. Po chwili gospodyni przyniosła z kuchni wazę gorącego i pachnącego barszczu i postawiła ją na stole, tuż przy dziadku Wincentym. Jemu pierwszemu nalała. W pewnej chwili Wincenty Koziński spojrzał na swoje dzieci zebrane przy stole i powiedział: - Wybaczcie staremu, ale tak mi brak mojej Michasi. – Cieszyłaby się z was, gdyby dożyła tej chwili. Po słowach ojca i Dominikowi stanęły łzy w oczach. Ukradkiem zaczęła wycierać łzy także Helena. Zdziś spojrzał na Marysię i pokręcił głową. Oparł się o poręcz krzesła, wzruszony i przejęty. Jedli w milczeniu podany przez Antosię barszczyk, jakby chcąc tą ciszą ukoić ból po stracie matki, uspokoić ojca i siebie. Żeby już rozładować napięcie żalu i wspomnień, gospodyni nalała nalewki do kieliszków, przy każdym z gości, pomijając tylko Antosia. Adam natychmiast podniósł toast: - Da Bóg za rok doczekać! - Za wasze zdrowie, wszystkie moje dzieci tutaj. – I za Franka, gdzieś w świecie. – Ciekawy tylko jestem, czy nadal gdzieś gra, w jakiejś orkiestrze? – Mówił z rozrzewnieniem Wincenty. - To wam nie mówiłem? – odezwał się jak dotąd milczący Rysiek Romaniewicz. - Pisała mi Halinka, że wujek gra w orkiestrze przy Domu Kultury w Nidzicy. - Naprawdę? – ucieszył się dziadek. Wszyscy spojrzeli na Rysia, który nagle ożywił się, ale ponieważ stał się nagle kimś w centrum uwagi, zrobił się czerwony jak burak. - Halinka….- zadumał się Wincenty. – Ciekaw jestem, jaka ona jest? – Pewnie już duża panienka i śliczna jak jej mama. - Mam zdjęcie, pokażę dziadkowi – kontynuował dalej swoją rozmowę z dziadkiem Ryś, na chwilę zapominając o tremie. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął zdjęcie dziewczyny z warkoczami w szkolnym fartuszku i podał dziadkowi. Wincenty założył na nos leżące na stole okulary, wziął do ręki zdjęcie i oglądając je uśmiechnął się z zachwytem. - Noo, patrzcie tylko, jak ta koza urosła… Noo, Noo… - Przypatrywał się zdjęciu. – Ładna ta moja wnusia, podobna do ojca…Po chwili zdjęcie wędrowało już z rąk do rąk, aż wróciło z powrotem do


Rysia. Żeby już odwrócić od siebie uwagę, Rysiu nagle poczuł się głodny i zaczął jeść jajka nadziewane, które stały najbliżej niego. Wincenty nie dał się jednak zbić z tropu, pytając wnuka: - Rysiek, powiedz no mi, czym ty będziesz, jak pokończysz swoje szkoły? Rysio napełniając usta jajkiem po chwili, kiedy już przełknął, odpowiedział: - Nauczycielem, albo adwokatem – wypalił bez namysłu nie patrząc na dziadka. - Zuch chłopak – pochwalił go Wincenty Koziński i dodał: - Babcia by się cieszyła, oj jak ona ciebie pilnowała. – Zawsze nam przykazywała: - Tego mojego chłopca, pilnuj mi i Wicuś, z niego kiedyś będą ludzie. – Taak, tak mówiła, widzisz. – Znów dziadek wzruszył się. Rozmowy przy stole przerwała Helena, intonując Kolędę „ Cicha noc, ciemna noc, pastuszkowie od swych trzód…..” Wszyscy się przyłączyli i nagle zrobiło się uroczyście, pięknie, świątecznie i niezwykle przy stole wigilijnym u Kozińskich w Kosarzynie w 1948

Fragment ze str. 87-88

„ W drzwiach stanął Władek…Z teczką i bukietem konwalii. Wchodząc powiedział: - „Dzień dobry” i zdejmując wojskową czapkę, przywitał się najpierw z Malwiną całując ją w rękę. Potem z Marysią. Maria oparła się z wrażenia o kuchenny stół, zaskoczona nie mniej od matki. Już nie było jej do śmiechu. Spojrzała na niego i zapraszając do środkowego, gościnnego pokoju poszła przodem. Po chwili znaleźli się oboje w tym samym pokoju, z którego przed dziesięcioma minutami wyszedł Zdzisław. Patrzyła na niego, jak rozbierał się z wojskowego płaszcza. Wysoki, przystojny z błyszczącymi oczami. Na pagonach munduru połyskiwały dwie lśniące gwiazdki. Piękny i wymarzony. Jej marzenie stało przed nią. Najukochańsze i najdroższe na świecie. - Ale czemu przyjechał dopiero teraz? – Po tylu długich miesiącach i latach, nie licząc listów, które przychodziły bardzo rzadko? – Dlaczego dopiero teraz? – Gdzie był i z kim we wszystkie minione święta i sylwestry? Te i inne pytania weszły w nią i kłuły swoją niewiadomą. Przytulił ją mocno do siebie i nie puszczał długo z ramion. - Miła moja i najdroższa dziewczyno. – Szeptał wzruszony chwilą. – Wiesz jak ja o tobie marzyłem, myślałem, śniłem. – Czy ty to czułaś? – Wiedziałaś że tak tęsknię? Maria patrzyła na niego z oczami pełnymi łez. Usiadła przy piecu przysuwając krzesło. Wszystko na nim lśniło i emanowało wielkim światem. Mundur, koszula, krawat. Nawet włosy pachniały perfumowaną wodą kolońską. Trzymał jej dłonie w swoich czystych i wypielęgnowanych. Głaskał jej długie rozpuszczone loki spływające na ramiona. A ona?...Miała na sobie nową, ale przerobioną sukienkę ze starego płaszcza ojca i była w niej dla niego najpiękniejsza. Dawno temu podarował jej jedwab na sukienkę, ale go sprzedała. Za ładny był dla niej, a trzeba było mieć pieniądze na inne, ważniejsze od niej rzeczy i sprawy, które zajmowały jej życie. Niespodziewany i nagły, niezapowiedziany jego przyjazd całkowicie pozbawił ją sił. Siedzieli oboje przytuleni do siebie w ciszy, w niemym trwaniu radości i szczęścia. Nie mogła uwierzyć że jest tutaj, obok niej. W nowym,


pachnącym mundurze z błyszczącymi gwiazdkami na pagonach, taki inny od innych. Z innego świata, z innej bajki przybył tutaj do niej na koniec świata, gdzie dalej już pojechać nie można. Gdzie w odległości trzystu metrów znajduje się pas graniczny pomiędzy Polską a Niemcami. Dotknęła ręką jego włosów, potem twarzy. Przytrzymał na chwilę jej dłoń całując czule. - Przyjechałeś do mnie? – Na długo? – zapytała cicho. - Przyjechałem do ciebie i po ciebie kochana moja – odpowiedział tuląc jej dłoń. Pochyliła głowę. Łzy spływały jej po twarzy spadając na sukienkę. Wyjął z kieszeni chusteczkę i przyłożył jej do oczu. Wzięła ją od niego i powycierała oczy i twarz. - Ukończyłem studia, dostałem mieszkanie w Poznaniu. – Teraz wszystko zależy od ciebie, czy ze mną zostaniesz w tym mieszkaniu i w moim życiu, najdroższa moja Marysiu. Po chwili wstał i otworzył teczkę. Wyjął z niej książeczkę do nabożeństwa i podał ją jej. - Zobacz, mam książeczkę do nabożeństwa. Dała mi moja mama dla ciebie. Żebyś nie myślała że jestem „bolszewik”, jak mnie niektórzy nazywali, bo wybrałem wojsko. Maria doskonale wiedziała że ci „niektórzy” to jej mama, czyli Malwina Zawadzka. Wzięła od niego książeczkę i przytuliła ją do serca. - Dziękuję kochany, będę ją zawsze miała przy sobie. Władek spojrzał na nią niepewnie i z przestrachem, bojąc się zapytać wprost czy wyjdzie za niego. Z kieszonki munduru wyjął malutkie, niebieskie pudełeczko i otwierając je podał Marii. - Zostań moją żoną – powiedział głośno, patrząc jej w oczy. Patrzyła z niedowierzaniem, że to dzieje się naprawdę. Nie mogła oderwać oczu, od tego co trzymała w dłoni. Pierścionek ze szczerego złota z kryształowym oczkiem, czekała na to….Pierścionek od ukochanego chłopca, takiego, którego zazdrościł jej cały świat koleżanek, kolegów, rodziny, o którym marzyła. Ten wspaniały, najukochańszy, jej Władek teraz oświadcza się jej. Daje jej cały świat, spełnia się jej marzenie. Po chwili wziął od niej pudełeczko z pierścionkiem, otworzył je, wyjął z niego pierścionek i delikatnie wsunął jej na palec. Ten dzień w przeddzień Wielkanocy 1948 roku, pozostanie w pamięci Marii na zawsze. Nazajutrz rano, po uroczystym śniadaniu z całą rodziną, oni oboje pójdą na długi spacer wokół jeziora Borek. Będzie to pożegnanie Marii z jej ukochanym chłopcem. Pożegnanie z marzeniem, ze snem, który nie miał się nigdy spełnić…”


iRoku.

Na choince paliły się świeczki, na zastawionym stole stały dwie lampy naftowe, dające jasne światło i nastrój świąt. Antosia z uśmiechem patrzyła jak chłopcy zajadają gołąbki i rybę. Jak znikają śledzie z salaterki. Babcia Malwina z apetytem zajadała karpia z chrzanem. Podnosząc kolejny toast Dominik Koziński powiedział: - Za to że żyjemy, za życie! – Było z nami już tak źle, że gorzej być nie mogło. – Jak my to wszystko przetrwaliśmy, sam Pan Bóg to tylko wie. – Jak patrzę na ten nasz świąteczny stół, wszystko mi się przypomina! - Nasz dom na Wołyniu! – Nasze Święta! – Nie myślałem, że przeżyję, że wszyscy przeżyjemy! - Jak my wszyscy, Donik, jak my wszyscy – odezwał się cicho Zdziś. - Pamiętasz Mewszę? – zapytał patrząc na brata Zdzisław. - Tego małego Żydka? – pamiętam – odpowiedział Dominik. - Ten mały Żydek wyjechał do Ameryki. – Jeszcze jak byłem u Franka, zanim tu przyjechałem, przyszedł list od Jewki do Franków. – Wszystko opisała. Wyjechali wszyscy Żydzi, co wtedy z nami razem uciekli do lasu, jak Banderowcy palili Budki Borowskie, Dołhań i Okopy. - Niesamowite wprost – zdziwił się Dominik. - Przeżył….- Jak go wtedy zobaczyłem, na tym śniegu, na mrozie, takiego zmarzniętego, głodnego, nie dawałem mu szans. - A jednak żyje…! Dominik z entuzjazmem i radością spojrzał na gości. - Wyszedł z takiego piekła! – Taki malec! – Trząsł się z zimna, ale nie wypuścił chleba z rąk! Zawsze myślałem i wiem to też, że człowiek ma w sobie ukrytą moc i siłę, dzięki której pokonuje to, co w logicznym myśleniu pokonać by nie mógł! - To tak jak z miłością! – Prawda kobiety?! – uśmiechnął się do żony. Jeszcze długo w nocy biesiadowano, kolędowano i opowiadano, wspominano i płakano. Kozińscy cieszyli się życiem, świętami, wolnością. Chociaż ich Wołyń, tam gdzie się urodzili , pozostanie na zawsze w ich pamięci….”


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.