oczami c贸rki
1
Oczami c贸rki
Oczami corki-m.indd 1
13-10-14 10:47
2
alexandra styron
I\[ho I\[hW mifecd_[Ĝ
Oczami corki-m.indd 2
13-10-14 10:47
oczami c贸rki
3
Alexandra Styron Oczami c贸rki Wspomnienia
P Wd]_[bia_[]e fhp[ e木o Jerzy Korpanty
Oczami corki-m.indd 3
13-10-14 10:47
4
alexandra styron Tytuł oryginału Reading My Father. A Memoir Wydawca Daria Kielan Redaktor prowadzący Tomasz Jendryczko Redakcja i indeks Jan Jaroszuk Korekta Elżbieta Jaroszuk
Copyright © 2011 by Alexandra Styron Copyright © for the Polish translation by Jerzy Korpanty, 2013 Świat Książki Warszawa 2013 Świat Książki Sp. z o.o. 02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2 Księgarnia internetowa: Fabryka.pl
Skład Marzenna Łopaciuk CMYK-DTP STUDIO
Druk i oprawa Pozkal Dystrybucja Firma Księgarska Olesiejuk sp. z o. o., sp. k. a. 05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 email: hurt@olesiejuk.pl, tel. 22 721 30 00 www.olesiejuk.pl
ISBN 978-83-7943-212-7 Nr 90089210
Oczami corki-m.indd 4
13-10-14 10:47
oczami córki
5
Dla Eda, a także Hucka i Marthy
Oczami corki-m.indd 5
13-10-14 10:47
6
Oczami corki-m.indd 6
alexandra styron
13-10-14 10:47
oczami córki
7
Zeszłam na dno, żeby zbadać ten wrak. Te słowa to powody. Te słowa to mapy. Zeszłam na dno, żeby z bliska obejrzeć zniszczenia oraz skarby, których wciąż jest tu przecież bez liku. Adrienne Rich, Diving into the Wreck
Oczami corki-m.indd 7
13-10-14 10:47
8
Oczami corki-m.indd 8
alexandra styron
13-10-14 10:47
oczami córki
9
ROZDZIAŁ 1
Po pogrzebie, wracamy do domu
P
ochowaliśmy ojca w niezwykle ciepłe listopadowe przedpołudnie 2006. Z naszego rodzinnego domu na wyspie Martha’s Vineyard na mały cmentarz jest mniej niż pół kilometra, dlatego wszyscy udaliśmy się tam pieszo. Nasza milcząca, niewielka grupka szła drogą, po której – ponieważ było już po sezonie – nie przejechał ani jeden samochód. Stając w cieniu wysokiego dębu błotnego, zgromadziliśmy się wokół grobu. Razem z nami zjawiło się kilkanaście osób spośród najbliższych przyjaciół moich rodziców. Ceremonia zaplanowana została w taki sposób, jaki – naszym zdaniem – Jemu także przypadłby do gustu: niewiele podniosłości i jeszcze mniej religii. Dwie osoby zabrały głos; przyjaciel ojca Peter Matthiessen i buddyjski duchowny, który wygłosił krótkie błogosławieństwo, potem zaś my, jako rodzina, odczytaliśmy wspólnie wiersz Emily Dickinson, który ojciec cytuje na końcu swojej powieści Wybór Zofii:
Oczami corki-m.indd 9
13-10-14 10:47
10
alexandra styron
Suto ściel to łóżko. I ściel je w bojaźni; Śpij w nim schludnie, aż dzień sądu W górze się rozjaśni. Wygładź prześcieradło I popraw poduszki; Niechaj żółta wrzawa brzasku Tej gleby nie wzruszy.* Ponieważ ojciec był kiedyś amerykańskim marine, w miejscowym biurze departamentu do spraw weteranów wojennych zaproponowano nam zorganizowanie pogrzebu z pełnym ceremoniałem wojskowym. Mając na względzie wrażliwość ojca, zrezygnowaliśmy z udziału kapelana. Podziękowaliśmy także za potrójną salwę honorową. Byliśmy jednak pewni, że Tata byłby zadowolony z sześcioosobowej asysty honorowej, która przekazała mojej matce [zdjętą z trumny] złożoną flagę amerykańską, a także samotnego trębacza, który na zakończenie odegrał sygnał ku czci poległych. Na temat mszy wojskowej ojciec napisał kiedyś: „Było to doświadczenie, na którego przegapienie nie mogłem sobie pozwolić; już choćby dlatego, że stanowiło ono poważne wyzwanie dla mojej wytrzymałości oraz zdolności znoszenia wszelkiej mizerii, zarówno fizycznej, jak i duchowej”. Trębacz zaspokoił więc jeszcze jedno z dziwactw ojca: jego zamiłowanie do dobrej metafory. Półtora roku później, szłam przez West Campus Quad Alma Mater mojego ojca, Uniwersytetu Duke’a. Spoglądając na imponujące gotyckie wieże Perkins Library, weszłam do środka, po czym skierowałam się do działu Rare Books, Manuscript, and Special Collections Library. To właśnie tam przechowuje się liczący sobie dwadzieścia * Emily Dickinson, 100 wierszy, przeł. Stanisław Barańczak, Kraków 1990 (przypisy – o ile nie zaznaczono inaczej – pochodzą od tłumacza).
Oczami corki-m.indd 10
13-10-14 10:47
oczami córki
11
dwa i pół tysiąca stron zbiór materiałów, tak zwany William Styron Papers, dokumentujący jego życie i twórczość. Kończyłam właśnie trzeci w ciągu tyluż miesięcy pobyt badawczy w Karolinie Północnej. Przed odlotem do domu w Nowym Jorku tego dnia po południu miałam jeszcze nadzieję na przejrzenie papierów zebranych w dwóch wielkich pudłach. W 1952 roku, w wieku dwudziestu sześciu lat, ojciec doczekał się wydania swojej pierwszej powieści Pogrążyć się w mroku. Książka okazała się wielkim sukcesem, on zaś sam został wkrótce okrzyknięty jednym z najbardziej utalentowanych pisarzy swojego pokolenia. Jako spadkobiercy tradycji Lost Generation*, ojciec oraz jego rówieśnicy-pisarze: Norman Mailer, James Jones i Irwin Shaw, wzięli na siebie rolę Big Male Writers**. Przez całe lata utrwalali oni z premedytacją wizerunek utalentowanego, ostro pijącego, buńczucznego pisarza, który to stereotyp odcisnął się na znacznej części [amerykańskiej] literatury dwudziestego wieku, przydając jej charakterystycznej aury męskiego wigoru. W 1967 roku, po rozczarowaniu, jakie wiązało się z reakcją krytyki na jego drugą powieść Na pastwę płomieni, ojciec opublikował Wyznania Nata Turnera. Książka trafiła na pierwsze miejsce list bestsellerów, przyczyniła się do dodatkowego podgrzania gorącej debaty narodowej na temat kwestii rasowych, a także wywołała kolejną, tym razem dotyczącą granic wolności artystycznej. Wybór Zofii, powieść wydana w 1979 roku, spotkała się z bardzo pozytywnym przyjęciem zarówno ze strony recenzentów, jak i zwykłych czytelników na całym świecie, przynosząc ojcu znaczą popularność. Trzy lata później, po wejściu na ekrany nakręconego na jej podstawie filmu z Meryl Streep i Kevinem Kline’em w rolach głównych, powieść ta pozwoliła poznać mu także pozaliteracki wymiar sławy. Zdobywca
* Grupa pisarzy amerykańskich, w większości mających za sobą udział w I wojnie światowej, działających w Paryżu w latach dwudziestych XX w. (m.in. Ernest Hemingway, John Dos Passos, Francis Scott Fitzgerald). ** Chodzi o twórców reprezentujących „męskie, twarde pisarstwo”, zajmujących się tematyką wojenną.
Oczami corki-m.indd 11
13-10-14 10:47
alexandra styron
12
takich prestiżowych nagród, jak Prix de Rome*, American Book Award, Nagroda Pulitzera, Howells Medal przyznawany przez American Academy of Arts and Letters oraz francuskiej Legii Honorowej, ojciec uważny był za jednego z najwybitniejszych powieściopisarzy swoich czasów. Z pochwałami i uznaniem ze strony być może jeszcze szerszego grona czytelników spotkała się także Ciemność widoma, szczera relacja z jego osobistych zmagań z ciężką depresją, która nawiedziła go w 1985 roku. Ta opowieść o pogrążeniu się w chorobę, a następnie mozolnym powrocie do zdrowia niosła ogromną nadzieję i pocieszenie wszystkim tym, którzy – podobnie jak on sam – cierpieli na depresję, a także ich rodzinom. Jego niezwykle bezpośrednia, przemawiająca do wyobraźni proza odwiodła niewątpliwie całe zastępy potencjalnych samobójców od swoich zamierzeń, z niego samego zaś uczyniła, niejako przy okazji, jedną z pierwszych osób publicznych mówiących otwarcie o własnej depresji jednobiegunowej. Jak się jednak okazało, depresja nie zakończyła jeszcze swoich porachunków z moim ojcem. Myślę, że w następstwie jego dramatycznego załamania nerwowego wszyscy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że Bill Styron o d z a w s z e miał depresję. Często zaglądając do kieliszka, wykorzystywał alkohol nie tylko jako środek znieczulający, lecz także pobudzający tkwiące w nim ogromne pokłady energii twórczej. Kiedy w wieku sześćdziesięciu lat zauważył, że wysokoprocentowe trunki przestają mu służyć, ze zdumieniem odkrył, iż tak oto został pozbawiony wsparcia ze strony swojego dotychczasowego najwierniejszego sojusznika. Przez wiele lat po owym dramatycznym epizodzie z 1985 roku, udawało mu się utrzymywać kruchą równowagę psychiczną. Jednak blizny po głębokich przeżyciach, które diametralnie go zmieniły, nie dawały o sobie zapomnieć. Prześladowało go poczucie winy i wstydu. Kolejne kryzysy psychiczne, miniataki ciężkiej depresji, jeszcze bardziej go upokorzyły i przygnębiły, przyczyniając się do dalszego podkopania zaufania we własne siły i osłabienia pewności siebie. Wyglądało na to, że „karta wyjścia z więzie* William Styron był laureatem nagrody Rome Prize.
Oczami corki-m.indd 12
13-10-14 10:47
oczami córki
13
nia”*, jaką dysponował ojciec, została mu bezceremonialnie raz na zawsze odebrana. I choć jak dawniej zajmował się swoimi sprawami, stał się człowiekiem, który czuł się zarówno coraz bardziej zgnębiony, jak i udręczony. *** Któregoś dnia, kiedy byłam tak mała, że nie umiałam jeszcze chodzić, moja matka wyszła z domu, zostawiając mnie pod opieką siedmioletniego brata Tommy’ego i dziewięcioletniej siostry Polly. Przed wyjściem wstawiła mnie do dziecięcego chodzika. Przez jakiś czas Polly, Tommy i dwoje ich kolegów bawili się na podłodze w obszernej kuchni naszego domu, podczas gdy ja, zaciskając mocno dłonie na poręczy chodzika, krążyłam wokół stojącego na środku kuchennego stołu. Następnie, jedno po drugim, każde ze starszych dzieci wymknęło się cichaczem z domu. Jakieś pół godziny później wszystkie dotarły do prowizorycznego straganu ze słodyczami, który w małej, stojącej u stóp naszego wzgórza szopie prowadził Carl Carlson. Żadne z dzieci nie potrafiło oprzeć się pokusie odwiedzenia go w te dni w tygodniu, kiedy bywał otwierany. Dopiero napatrzywszy się do woli i pogrzebawszy wśród pudełek balonowej gumy do żucia i cynamonowych cukierków do ssania Fireballs, moje rodzeństwo uświadomiło sobie w końcu z przerażeniem, że Dziecina została w domu całkowicie bez opieki. Co sił w nogach Polly pobiegła z powrotem na szczyt wzgórza, wpadła do kuchni, jednak mnie tam już nie było. Po jakiejś minucie usłyszała ciche kwilenie. Idąc za tymi odgłosami, dotarła do drzwi prowadzących do piwnicy. Wciąż tkwiłam przymocowana na szelkach w chodziku, z tym że do góry nogami i na dodatek na betonowej podłodze piwnicy, tak jak spadłam z mocno rozchwianych drewnianych schodów. Na czole miałam potężny guz. Moje oczy były szkliste i nieruchome. Przerażeni Polly i Tommy tulili mnie i kołysali w swoich ramionach przez kolejną godzinę, * Jedna z kart używanych w grze Monopoly; synonim atutu, umożliwiającego wyjście z trudnej sytuacji.
Oczami corki-m.indd 13
13-10-14 10:47
14
alexandra styron
aż w końcu do domu wróciła moja matka i zabrała mnie czym prędzej do szpitala. Tę słynną rodzinną historię opowiadano mi od najmłodszych lat. Jednak dopiero kiedy byłam już po trzydziestce, Polly wyjawiła mi pewien istotny szczegół, o którym nie miałam wcześniej pojęcia: otóż kiedy to wszystko się wydarzyło, nasz ojciec przez cały czas był w domu i drzemał w sypialni na piętrze. W takim samym stopniu bojąc się o moje, co i swoje własne życie, Polly nie odważyła się go obudzić. Przed 1985 rokiem gwałtowny temperament ojca zdominował życie naszej rodziny w tym samym stopniu, w jakim dostojna powaga charakteryzowała jego publiczny wizerunek. Czasami zrzędliwy i małomówny, uszczypliwy i zamknięty w sobie, melancholijny, kiedy był trzeźwy, i skłonny do wybuchów wściekłości, kiedy sobie podpił, budził w nas strach i odrazę o wiele częściej, niż wypadałoby się do tego przyznać. Jednak to samo ogólne złe samopoczucie, które miało tak destrukcyjny wpływ na pogodę ducha ojca, kiedy popadał w depresję, łagodziło skutki wewnętrznych burz, które nim targały, kiedy z niej wychodził. W moich dorosłych latach ojciec stał się zaskakująco łagodnym człowiekiem. Zimą przypominał lwa, pił mniej i robił się bardziej zrelaksowany. Wykazywał większą cierpliwość, był milszy, a także od czasu do czasu przejawiał oznaki wielkiej czułości wobec swoich dzieci, rosnącej gromadki wnuków, a zwłaszcza żony. Udało mu się również, po raz pierwszy w dorosłym życiu, uzyskać dostęp do wciąż niezbadanych, bolesnych wspomnień z czasu własnego dzieciństwa. W 1987 roku napisał Poranek w Tidewater, krótkie opowiadanie, w którym w przejmujący sposób przedstawił siebie, trzynastoletniego chłopca, zmagającego się z myślami o chorobie nowotworowej, a następnie śmierci matki. Opowiadanie to, wraz z dwoma innymi, również odnoszącymi się do najważniejszych, traumatycznych wydarzeń z jego młodości, zostało opublikowane w 1993 roku w zbiorze o takim właśnie tytule. W tamtych latach ojciec napisał także kilka dłuższych esejów do „New Yorkera”,
Oczami corki-m.indd 14
13-10-14 10:47
oczami córki
15
„Esquire’a”, „New York Timesa”, „Newsweeka” i innych czasopism. Był również autorem kilkunastu artykułów wstępnych w różnych gazetach; napisał około trzydziestu różnego rodzaju przemówień okolicznościowych, mów pożegnalnych wygłaszanych do absolwentów wyższych uczelni, mów pochwalnych i jubileuszowych; często jeździł także po kraju z pogadankami na temat chorób psychicznych. Jeśli chodzi o dłuższe formy literackie, to nie mieliśmy pewności, czym wówczas się zajmował. (Jeśli w okresie mojego dorastania w naszym domu obowiązywała jakaś żelazna reguła, to sprowadzała się ona nieodmiennie do stwierdzenia: „Nigdy nie pytaj Taty o to, nad czym aktualnie pracuje”). Ojciec był przede wszystkim powieściopisarzem. „Najwyższy kapłan pełniący posługę przy ołtarzu literatury pięknej”, jak o nim pisze Carlos Fuentes, czuł wzniosłe powołanie do tego, by tworzyć Powieści. Pisał głównie po to, by zgłębiać tego rodzaju wielkie, egzystencjalne tematy, których złożoność i zasięg daje się najlepiej wyrazić w dłuższych formach literackich. Angażował się w to z czymś w rodzaju religijnego poświęcenia, przeświadczony o wielkiej potędze narracyjnej tkwiącej w każdej dobrze napisanej historii – z owym procesem tworzenia związane było oczywiście również wielkie wewnętrzne cierpienie. Jego proza, spisywana eleganckim charakterem pisma, ołówkiem Venus Velvet nr 2 na bloku z żółtego papieru w linię, płynęła bardzo wąskim strumieniem. Ojciec cyzelował każde słowo, poprawiał w trakcie pisania, by w końcu powstał rękopis, który, po postawieniu ostatniej kropki, nie wymagał już w zasadzie żadnych poważniejszych korekt. Jednak nawet wtedy, kiedy znajdował się u szczytu swoich sił twórczych, jedną jego większą powieść od drugiej dzieliło czasami dziesięć i więcej lat. Jak przed biegnącym w ciemności maratończykiem, szlak pisarski ojca bywał czasami równie długi i mroczny. *** Cisza klimatyzowanych pomieszczeń biblioteki Uniwersytetu Duke’a działała na mnie jak zwykle kojąco. Zach, mój ulubiony student, który pracował tu jako dyżurny bibliotekarz, uraczył mnie znajomym
Oczami corki-m.indd 15
13-10-14 10:47
16
alexandra styron
uśmiechem, skinął głową, po czym ponad bibliotecznym kontuarem podał mi małą kłódkę. Jeśli ktoś był kiedyś w czytelni zbiorów specjalnych, to wie, że system służący zabezpieczeniu zgromadzonych tam dokumentów może wydawać się nieco zbyt rygorystyczny. Zgodnie z obowiązującym regulaminem, w szatni należy pozostawić wierzchnie ubrania i nakrycia głowy, a także wszelkie torby. Osoby korzystające z czytelni obowiązuje zakaz wnoszenia posiłków i napojów, także wody. Przy robieniu notatek można posługiwać się wyłącznie ołówkiem. Dopuszczalne jest używanie notatników, jednak tylko takich, które nie mają żadnych bocznych kieszeni ani grubych okładek, ułatwiających ewentualne ukrycie w nich jakichś materiałów i wyniesienie na zewnątrz. Do przeglądania fotografii należy obowiązkowo zakładać białe bawełniane rękawiczki. W bibliotece Uniwersytetu Duke’a dostaje się poza tym ofoliowaną kartę z numerem miejsca, które należy zająć, a także specjalną plastikową teczkę, do której wkłada się dokumenty przeznaczone do skopiowania. Opuszczając czytelnię, trzeba poddać się kontroli. Dyżurny bibliotekarz przerzuca kartki notatnika, stempluje luźne. Wszystko odbywa się w miłej atmosferze, rytuał ten jest jednak obowiązkowy i dotyczy absolutnie każdego; jest konieczny ze względu na bezpieczeństwo wszystkich tych wyjątkowo rzadkich, łatwo ulegających zniszczeniu i dlatego bardzo cennych dokumentów, nad którymi pieczę sprawuje biblioteka. Kiedy zaczęłam bywać w czytelni zbiorów specjalnych, uderzyło mnie to, jak osobliwie znajoma wydawała mi się cała ta procedura. Po pewnym czasie, kiedy zdałam już sobie sprawę z tego, o co chodzi, miałam niezły ubaw: wszystko to bowiem przypominało sposób postępowania z pacjentami w szpitalu psychiatrycznym. Zająwszy miejsce przy jednym z długich drewnianych stołów, rzuciłam okiem na spis zawartości oraz sygnatury pudeł, które chciałam przejrzeć tego przedpołudnia. Dotychczas większość czasu, jaki spędzałam w bibliotece Uniwersytetu Duke’a, poświęcałam na czytanie korespondencji ojca, próbując odświeżyć sobie niektóre ze wspomnień związanych z człowiekiem, o którym nieco nazbyt pochopnie zgodziłam się napisać książkę. Nie wiem, jak to się stało, ale od czasu
Oczami corki-m.indd 16
13-10-14 10:47
oczami córki
17
śmierci jego obraz w moim umyśle uległ znacznemu zatarciu. Myślałam więc, że jeśli znów usłyszę głos docierający do mnie za pośrednictwem spuścizny epistolarnej, to ten obraz ponownie mi się wyostrzy – i tak się też stało, w stopniu jeszcze większym, niż się tego spodziewałam. Nie tylko zaczęłam przypominać sobie ojca takiego, jakiego kiedyś znałam, ale także poznawać go jako syna, mentora i przyjaciela, a więc tego, kim był on dla innych. Poza listami przeglądałam zbiory wycinków prasowych, esejów i artykułów, transkrypcji wywiadów, dzienniki, kasety audio oraz mnóstwo innych zapisków, a także różnego rodzaju drobiazgów. Nie będąc ani naukowcem, ani krytykiem, postanowiłam nie uwzględniać na mojej liście ogromnej masy maszynopisów, korekt oraz fragmentów opracowań monograficznych, które nigdy dotąd nie były publikowane. Po kilku miesiącach intensywnej pracy, pozostały już tylko dwa pudła, których zawartość budziła moją ciekawość: „WS16: Podkategoria – mowy i przemówienia, 1942–1996” i „WS17: Podkategoria – utwory nieukończone, 1970–1999 i niedatowane”. *** Na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, wkrótce po ukazaniu się Wyznań Nata Turnera, ojciec zaczął pracę nad nową powieścią. The Way of the Warrior (Droga wojownika), której tytuł nawiązywał bezpośrednio do nazwy bushido, czyli niepisanego zbioru zasad etycznych japońskich samurajów, miała być opowieścią, której akcja toczy się w czasie II wojny światowej. Ojciec żywił nadzieję na przedstawienie w niej specyficznego, wojskowego sposobu myślenia, a także swojego ambiwalentnego podejścia do takich kwestii jak chwała i honor, kojarzonych zwykle z patriotyczną służbą ojczyźnie. Tak jak w kwestiach poruszanych w Wyznaniach Nata Turnera znajdowały swoje odbicie idee ruchu na rzecz równouprawnienia i zniesienia dyskryminacji rasowej, tak siłą nowej powieści, rozpoczętej w okresie wojny w Wietnamie, miała być w zamierzeniu ojca aktualność i temperatura poruszanego w niej głównego tematu. Jednak najważniejsze elementy opowieści nie chciały zespolić się w jedną całość
Oczami corki-m.indd 17
13-10-14 10:47
18
alexandra styron
i Tata zaczął się coraz bardziej zniechęcać. Następnie, w 1973 roku, niczym przebudzony nagle z głębokiego snu, przypomniał sobie pewną kobietę, niedoszłą ofiarę Holokaustu, którą jako młody człowiek poznał pewnego razu na Brooklynie, gdzie wówczas mieszkał. Odkładając na bok The Way of the Warrior, szybko przystąpił do pracy nad urzeczywistnieniem swojego nowego pomysłu literackiego. Sześć lat później w wydawnictwie Random House ukazał się Wybór Zofii. Tak jak niektórzy ludzie, starając się umiejscowić w czasie jakieś określone zdarzenie rodzinne, przypominają sobie bank, w którym tego samego roku zatrudnił się tata, lub to, na którą zmianę pracowała wtedy mama, tak każda kolejna faza mojego dzieciństwa i młodości kojarzy mi się z powieścią, którą pisał akurat ojciec. Kiedy ukazał się Wybór Zofii, miałam dwanaście lat. Wchodząc właśnie w okres dojrzewania, stawałam się coraz bardziej dotkliwie świadoma samej siebie, a także miejsca mojej rodziny w świecie. Odnosiłam nieodparte wrażenie, że przez całe dotychczasowe życie ciągle czekałam na to, żeby ojciec s k o ń c z y ł w r e s z c i e t o c o ś, c o w ł a ś n i e r o b i ł. Mając jedynie bardzo mgliste wspomnienia związane z powstawaniem Wyznań Nata Turnera, zaczęłam na poważnie zastanawiać się nad tym, czy ojciec w ogóle cokolwiek robi poza tym, że przesypia całe przedpołudnie, po czym resztę dnia spędza na wchodzeniu i wychodzeniu ze swojego gabinetu. Dlatego stanowiło to dla mnie ogromną osobistą ulgę, kiedy w końcu Wybór Zofii trafił do czytelników, dając tym samym świadectwo owocnej, kilkuletniej pracy ojca, a tym samym, pośrednio, dowartościowując także mnie samą. O ile historia Zofii towarzyszyła mi we wczesnych latach szkolnych, to książka ojca o marines w znacznym stopniu wpływała na nastrój w naszym domu, kiedy byłam już nastolatką. Na początku lat osiemdziesiątych, kiedy szum i zamieszanie wokół Wyboru Zofii nieco przycichły, ojciec ponownie z wielkim zapałem zabrał się do The Way of the Warrior. Ów projekt, jego Następna Wielka Powieść, zaznaczał w naszym domu swoją stałą, acz niemą obecność, niczym kanapa, wokół której podświadomie wszyscy się gromadziliśmy.
Oczami corki-m.indd 18
13-10-14 10:47
oczami córki
19
Mniej więcej w tym samym czasie wyjechałam z domu, podobnie jak wcześniej moje rodzeństwo, i zaczęłam chodzić do szkoły z internatem. I choć wiedziałam niewiele o tym, o czym właściwie pisał ojciec, to, że znałam tytuł przyszłej powieści, sprawiało mi przyjemność. Dla tej części mnie, którą określała jego profesja – a także dla tych, którzy pytali mnie o niego – to w zupełności wystarczało. Latem 1985 miesięcznik „Esquire” opublikował na swych łamach opowiadanie Love Day*, anonsując je jako fragment długo oczekiwanej powieści. Ojciec został zasypany listami zarówno od przyjaciół, jak i fanów, których reakcja była bardzo spontaniczna i w przeważającej mierze pozytywna. Świat literacki z uwagą nadstawił uszu. Bill Styron znów stworzył coś wybitnego; literatura amerykańska będzie się miała czym pochwalić. I wtedy przyszło załamanie nerwowe. Dziś symptomy choroby ojca zostałyby szybko i właściwie rozpoznane. Wtedy jednak, jeśli chodzi o leczenie depresji klinicznej, żyliśmy w epoce kamiennej. W świecie połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku nie tylko nie było prozacu, lecz także nikt nie mówił głośno na temat depresji – dodające otuchy głosy wołających na pustyni dały się słyszeć dopiero znacznie później. Kay Jamison, Andrew Solomon i, oczywiście, Bill Styron mieli dopiero przemówić; w owym czasie nie było jeszcze nikogo, kto, powróciwszy do zdrowia z piekła depresji, przystąpiłby do spisywania swoich przeżyć, a następnie udostępnienia pobudzających do myślenia relacji innym. Tak więc, podobnie jak wszyscy inni, którzy znajdowali się wówczas blisko ojca, także nasza rodzina z przerażeniem obserwowała jego nagłe popadnięcie w spiralę depresji – paraliżujące go lęki, atrofię emocjonalną, niepokój i chaos myślowy, myśli samobójcze. A przecież wszystko tak dobrze mu się układało, nieprawdaż? Miał kochającą rodzinę, niepospolity talent literacki, pieniądze, przyjaciół. Kiedy tuż przed Bożym Narodzeniem moja matka zawiozła ojca, za jego zgodą, na * Później weszło ono w skład zbioru Poranek w Tidewater (wyd. pol.: przeł. Elżbieta Petrajtis-O’neill, Gdańsk 1995).
Oczami corki-m.indd 19
13-10-14 10:47
20
alexandra styron
izbę przyjęć oddziału psychiatrycznego Yale–New Haven Hospital, nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, co się z nim dalej stanie. Kiedy dwa miesiące później ojciec został wypisany ze szpitala, po czym oświadczył nam, że został wyleczony, równie szybko jak on sam uwierzyliśmy w trafność tej diagnozy. Wkrótce ojciec po raz trzeci powrócił do pracy nad The Way of the Warrior. Nie wiem dokładnie, jak długo trwała tamta kolejna runda. Będąc wówczas już w college’u i mieszkając poza domem, nie tylko nie wykazywałam żadnego zainteresowania ojcem, lecz wręcz pragnęłam za wszelką cenę uwolnić się od niego, podobnie zresztą jak i od matki, a także tego całego „wariatkowa”, czyli domu, w którym się dotychczas wychowywałam. Spełniając swoje odwieczne pragnienie, by jak najszybciej stać się dorosła, razem ze znacznie starszym ode mnie chłopakiem wynajęłam w wielkiej, starej kamienicy mieszkanie, w którym wiodłam życie niczym ktoś, kto ma trzy razy więcej lat niż ja wówczas. I jak ktoś, kto ani nie ma, ani nie potrzebuje rodziców, zwłaszcza tak szurniętych jak moi. Tym, co przetrwało między ojcem a mną, okazała się nasza trwała płaszczyzna porozumienia, praktycznie jedyna dziedzina, która umożliwiała spotkanie: wspólne nam obojgu poczucie humoru. Jako zdecydowanie najmłodsze z czworga dzieci moich rodziców nazywana byłam, i to znacznie dłużej, niżby to wypadało, Dzieciną. W dzieciństwie często przebywałam w domu sama z ojcem. Siostry i brat wyprowadzili się, kiedy ja byłam dopiero w czwartej klasie; z kolei matka, która przebywając z mężem w domu, często czuła się tak, jakby siedziała na beczce prochu, zaczęła intensywnie podróżować po świecie, kiedy skończyłam pięć lat. Stary, skrzypiący wiejski dom w Connecticut, w którym mieszkaliśmy przez większą część roku, budził we mnie strach. Jeszcze większy strach odczuwałam przed ojcem. Udało mi się przeżyć tylko dzięki temu, że wykorzystując najlepsze dziecięce instynkty, zapewniałam sobie to, co było mi niezbędne do przetrwania. Nie kwękałam, nie stawiałam żądań, wszystkie zaś swoje niepowodzenia i lęki skrywałam pod gładką i starannie pielęgnowaną maską samowystarczalności. Przede wszystkim jednak
Oczami corki-m.indd 20
13-10-14 10:47
oczami córki
21
udawało mi się łagodzić „dzikość serca” i rozpogadzać mroczną duszę* ojca, doprowadzając go do śmiechu, przy czym – jeśli chodzi o poczucie humoru – udawało mi się sprostać nawet najbardziej ekstremalnym jego wymaganiom i zawsze dzielnie dotrzymywać mu kroku. Po ukazaniu się Ciemności widomej ojciec znów został zasypany listami od czytelników. Nie była to tylko korespondencja od fanów, lecz także spontaniczna reakcja pragnących podzielić się z nim swoimi przemyśleniami licznych ofiar depresji – zarówno tych wszystkich udręczonych towarzyszy w cierpieniu, którym udało się wyrwać ze szponów tej choroby, jak i tych, którzy wciąż jeszcze w nich tkwili, a także pogrążonych w smutku i żalu matek, mężów i córek tych wszystkich, którzy nie będąc w stanie przetrwać w nieznośnym bólu kolejnego dnia, zdecydowali się popełnić samobójstwo. Zdarzało się również, że czytelnicy skracali dystans i kontaktowali się z nim nie tylko listownie. Ludzie podchodzili do ojca na ulicy, na przyjęciach, a także po zakończeniu prelekcji czy wykładu. Zwracali się do niego, jak co najmniej do wybitnego lekarza specjalisty, jeśli nie do kogoś w rodzaju boskiego medium, którego empatia ma nadprzyrodzoną moc uzdrawiania. Kilkakrotnie późną nocą ojciec odbierał telefony z policji. Okazywało się, że jakaś osoba, która właśnie zamierza popełnić samobójstwo, wielokrotnie powtarza nazwisko Williama Styrona. Może więc on sam mógłby przemówić jej do rozsądku i odwieść od zamiaru odebrania sobie życia? Ojciec poświęcał ogromną ilość czasu, który normalnie przeznaczyłby na pracę, na bliższe i dalsze kontakty z czytelnikami. Rozmawiał, pisał, słuchał, wyrażał opinie, doradzał. Oczywiście nie każdy, kto próbował się z nim skontaktować, był do niego mile i przyjaźnie nastawiony. W masie codziennej poczty często znajdowały się epistoły od zdegustowanych czytelników, którzy za nic mieli jego opinie na * Nawiązanie do słów wiersza Williama Congreve’a: „Music has charms to sooth a savage breast, to soften rocks, or bend a knotted oak” („Muzyka ma w sobie czar, który łagodzi pierś dzikusa, zmiękcza skały i zgina twarde dębowe gałęzie”).
Oczami corki-m.indd 21
13-10-14 10:47
22
alexandra styron
temat zdrowia psychicznego lub którzy radzili mu, by raczej zajął się propagowaniem ich własnych metod umożliwiających jakoby szybsze i skuteczniejsze wychodzenie z depresji i powrót do szczęśliwego życia. Przychodziły także listy od osób kompletnie zbzikowanych (co dla ojca nie stanowiło jednak żadnego zaskoczenia, jako że był on pierwszym, który przyznawał, iż kiedy człowiek rzeczywiście pogrąża się w ciężkiej depresji, często zachowuje się tak, jakby brakowało mu piątej klepki). Do ojca zawsze regularnie pisywali również wszelkiego rodzaju maniacy, fanatycy i świry – jego powieści traktujące o niewolnictwie i Holokauście stanowiły wdzięczny temat ich własnych rozważań, pozwalając ujawnić się skrywanej dotąd prawdziwej naturze – nigdy jednak w takiej liczbie jak po ukazaniu się Ciemności widomej. W trakcie pobytu na Uniwersytecie Duke’a miałam okazję zapoznać się z dziesiątkami takich listów. Większość z nich ma charakter intymny i zawierają wyznania, niektóre głęboko poruszają i skłaniają do refleksji. W sumie stanowią one namacalny dowód niezwykłej siły oddziaływania autobiograficznego eseju ojca. Jednak z drugiej strony lektura tych listów, które są czymś w rodzaju epistolarnej wieży Babel, przytłacza i przygnębia, tak że nawet najbardziej doświadczony i opanowany psychiatra miałby po niej, jak sądzę, kłopoty z zachowaniem pełnego spokoju i trzeźwego spojrzenia na świat. Przeglądając te papiery, zaczęłam się zastanawiać nad destrukcyjnym oddziaływaniem zapisanych na nich słów na wciąż kruchą i wyjątkowo wrażliwą psyche ojca. A działo się to przecież każdego dnia, rok po roku. Myślałam również, zresztą nie po raz pierwszy, o niesamowitym, pełnym gorzkiej ironii paradoksie dotyczącym relacji ojca z czytelnikami, paradoksie, z którym wciąż nie mogłam się uporać, próbując teraz, już po jego śmierci, dowiedzieć się, kim był naprawdę; jak człowiek, którego przemyślenia skłaniają obcych mu ludzi do tak przejmujących, wzniosłych wynurzeń, mógł być przez tak wiele lat tak wrednym i podłym draniem w stosunku do swoich najbliższych? Czasami nachodziła mnie ochota, żeby całymi garściami wyrzucać te listy w powietrze, wykrzykując przy tym na cały głos w niczym niezmąconej ciszy czytelni, w której właśnie przebywałam: „LUDZIE!
Oczami corki-m.indd 22
13-10-14 10:47
oczami córki
23
Przecież wy nie macie zielonego pojęcia o tym, do kogo tak naprawdę piszecie!”. Wiosną 2000 roku, piętnaście lat po pierwszym poważnym załamaniu, ojciec ponownie poczuł „podmuch powietrza wprawionego w ruch skrzydłem szaleństwa”*. Wkrótce wpadł w prawie tak samo ciężką depresję, jak ta, która nawiedziła go w 1985. W czerwcu Mama znów zawiozła go do Yale Psychiatric Institute**. Zaalarmowani stanem zdrowia ojca, wszyscy ponownie zgromadziliśmy się wokół jego szpitalnego łóżka. Siedzieliśmy przy nim na zmianę, obserwując ataki psychozy, rozmawiając z lekarzami, a także spacerując z nim ponurymi, szpitalnymi korytarzami, na których świeciły lampy fluorescencyjne. Kiedy całej naszej czwórce zdarzało się być razem – Susanna, Polly, Tom i ja byliśmy już dorosłymi osobami – przekomarzaliśmy się ze sobą, śmialiśmy się i przerzucali opowieściami w stylu „nie uwierzycie, co się dzisiaj stało”. I każde z nas, starając się zagłuszyć w sobie ambiwalentne uczucia, kibicowało ojcu w jego walce z depresją, mając nadzieję, że uda mu się ją pokonać tak samo jak poprzednio. Tym razem jednak miało być inaczej. Latem ojciec, namawiany przez matkę, opuścił YPI po spędzeniu tam dwóch pełnych rozpaczy i chaosu miesięcy, w czasie których jakakolwiek poprawa jego nastroju psychicznego została całkowicie zniweczona przez dramatyczne pogorszenie się jego kondycji fizycznej. Przyjechał do naszego domu na Vineyard wynędzniały, otumaniony i trzymający się na nogach tylko dzięki lekom psychotropowym, które spajały go niczym klej potłuczoną porcelanową lalkę. A potem zaczął się zjazd po równi pochyłej. Choć ojciec żył jeszcze sześć lat, połowa 2000 roku wyznaczyła niewątpliwie początek końca. ***
* Ciemność widoma, przeł. Jerzy Korpanty, Warszawa 2012, s. 72 oraz odpowiedni przypis na tej stronie; Styron cytuje tu Baudelaire’a. ** Autorka ma na myśli Yale–New Haven Psychiatric Hospital.
Oczami corki-m.indd 23
13-10-14 10:47
24
alexandra styron
Parę lat przed śmiercią ojca w ręce wpadł mi jego ostatni rękopis. Był wrzesień, postanowiliśmy z mężem zabrać syna do domu w Connecticut, w którym od miesięcy nikt nie mieszkał. Wiosną doszło do wielce symbolicznego zdarzenia – w wyniku długotrwałych opadów deszczu w salonie zapadła się podłoga. Przeprowadzone następnie oględziny ujawniły nie tylko uszkodzenia spowodowane przez wodę, lecz także obecność termitów, niestabilność fundamentów oraz kominka. Mama przeniosła się do domu na Vineyard, w którym pojawiał się również ojciec w przerwach między powtarzającymi się kolejnymi dłuższymi i krótszymi pobytami w szpitalu. Latem w domu w Connecticut zjawiła się ekipa budowlana, która starała się doprowadzić go do jakiegoś porządku, podobnie jak cała nasza rodzina zabiegała o to samo w odniesieniu do Taty. Nikt, być może z wyjątkiem naszej nastrojonej niepoprawnie optymistycznie matki, nie spodziewał się, że on znów zacznie pisać. Wałęsając się po domu i sprawdzając jego stan, weszłam do dawnego pokoju mojej siostry Polly, w którym – gdy wszystkie dzieci wyprowadziły się już z domu – ojciec urządził sobie pracownię. Jego biurko z regulowanym nachyleniem blatu pokrywała cienka warstwa kurzu. Poza tym jednak wszystko znajdowało się dokładnie na swoim miejscu, tak jakby ojciec wyszedł na moment z pokoju, aby zjeść lunch, i dosłownie lada chwila miał doń wrócić. Po prawej stronie biurka piętrzyła się sterta zapisanych kartek żółtego papieru w linię. Na jej wierzchu leżał plik żółtego papieru listowego z podpiętą doń spinaczem kopertą ze znaczkiem i stemplem pocztowym z 1914 roku. „Droga Eunice”, zaczęłam przebiegać wzrokiem tekst listu, wyławiając co ciekawsze fragmenty. „Ostatniej niedzieli pojechałem do Goldsboro w nadziei, że, «jak to dawniej bywało», zobaczę Cię i usłyszę Twój głos… mój umysł i duszę dręczą wspomnienia z przeszłości, sumienie zaś to, co mogłoby się było wtedy wydarzyć… Z trudem przychodzi mi wypowiadać te słowa – niedługo wychodzisz przecież za mąż… W skarbnicy pamięci zachowuję już tylko Twoją przyjaźń”. Autorem tego niesamowicie smutnego i przejmującego listu był mój dziadek William Clark Styron Sr. Choć nigdy wcześniej go nie
Oczami corki-m.indd 24
13-10-14 10:47
oczami córki
25
czytałam, wiedziałam, o co w nim chodzi i dlaczego znajdował się on na biurku ojca. Przez jakiś czas bowiem ojciec pracował nad powieścią dotyczącą w mniej lub bardziej bezpośredni sposób życia jego ojca, inżyniera budującego okręty, którego specyficzny charakter i osobowość bardziej niż cokolwiek innego ukształtowały jego własną mentalność. Na temat tej nowej powieści wiedziałam bardzo niewiele – pewnego razu słyszałam tylko, jak opowiada o niej matka; zdaje się również, że przeczytałam o niej coś w jakimś wywiadzie, którego ojciec udzielił kilka lat wcześniej. Jak zwykle miała to być „Wielka Książka”, tym razem traktująca o sprawach odnoszących się do trudnej i powikłanej historii amerykańskiego Południa, na którym urodził się i wychował ojciec. Jej głównymi tematami miały być wojna oraz problemy rasowe. Główny zaś wątek miała stanowić historia miłosna. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy o tym usłyszałam, pomyślałam o Miłości w czasach zarazy Gabriela Garcíi Márqueza i o tym, że bardziej ucieszyłabym się, gdyby ojciec napisał historię miłosną, a nie wojenną, ku czemu od zawsze się skłaniał. Tamtego dnia w jego gabinecie pochyliłam się nad biurkiem i zaczęłam czytać początek pierwszego rozdziału. Miałam jednak w sobie tak głęboko zakorzenione poczucie winy z powodu myszkowania bez pozwolenia wśród papierów ojca, że nie pozwoliłam sobie nawet na to, żeby doczytać ostatnie zdanie, którego koniec znajdował się już na następnej stronie. Gdzieś z piwnicy dochodziły mnie odgłosy wiercenia i wbijania gwoździ. I nagle przyszło mi do głowy: „To wszystko tak tu sobie po prostu leży. A gdyby tak ktoś to ukradł? A gdyby dom się spalił? Koniecznie trzeba się bardziej zatroszczyć o te papiery”. Kilkanaście dni później, pewnego wyjątkowo deszczowego przedpołudnia, przyniosłam rękopisy ojca zapakowane w różową torbę na zakupy z salonu Jill Stuart do gabinetu wydawcy książek ojca, Roberta Loomisa, w siedzibie wydawnictwa Random House. Położyłam torbę na biurku Boba, wygładzając jej rogi mankietem bluzki, którą miałam na sobie. Przez chwilę gawędziliśmy o stanie zdrowia i samopoczuciu ojca, o naszych rodzinach oraz zbliżającej się, organizowanej przez redakcję „The Paris Review” imprezie okolicznościowej ku
Oczami corki-m.indd 25
13-10-14 10:47
26
alexandra styron
jego czci. Dostarczenie go tam mogło okazać się nie lada wyzwaniem. Będziemy musieli najprawdopodobniej przewieźć go bezpośrednio z Mass General*, w którym aktualnie przebywał, i w tym celu wynająć pewnie jakiś samochód. W końcu jednak, powiedziałam, któż może wiedzieć, jak będzie się czuł za kilka tygodni. Może do listopada poczuje się dobrze i wszystko uda się zorganizować bez większych problemów? Należałoby raczej powiedzieć lepiej niż teraz, a nie dobrze. Przecież gdyby miało być inaczej, nie byłoby mnie tutaj. Choć nie mówiliśmy o tym głośno, to zarówno Bob, jak i ja, spoglądając na leżącą na biurku torbę z rękopisami, doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ojciec nigdy już nie będzie czuł się naprawdę całkiem dobrze. *** Pudło z przemówieniami z biblioteki Uniwersytetu Duke’a okazało się znacznie bardziej interesujące, niż się tego spodziewałam. Znajdowało się w nim prawie pięćdziesiąt różnego rodzaju wystąpień, w tym mowa wygłoszona przez ojca na moim uniwersytecie podczas uroczystości rozdania dyplomów, w której sama uczestniczyłam jako świeżo upieczona absolwentka; fascynujące wspomnienie o tym, jak to niegdyś nie przyznano mu, mimo że początkowo wszystko było na jak najlepszej drodze, stypendium Rhodesa**, a także przemówienie do studentów jednego z college’ów, które zwróciło moją szczególną uwagę, ponieważ data wskazywała na to, że zostało wygłoszone przez ojca w samym środku jednego z głębokich ataków depresji. Mając zaledwie nie więcej niż pół godziny, by dostać się na lotnisko i złapać samolot do domu, w końcu otwarłam ostatnie pudło z niedokończonymi pracami ojca. W środku znajdowało się kilka grubych tekturowych teczek. Otwierając je kolejno, przekonałam się, że zawartość każdej z nich została opisana w krótkiej notatce sporządzonej przez Jamesa Westa, * Massachusetts General Hospital na przedmieściach Bostonu. ** Najstarsze na świecie, prestiżowe międzynarodowe stypendium naukowe, umożliwiające studia podyplomowe na Uniwersytecie Oksfordzkim.
Oczami corki-m.indd 26
13-10-14 10:47
oczami córki
27
który w stosunku do ojca był kimś w rodzaju Boswella. Jako autor starannie przygotowywanej przez dziesięć lat autoryzowanej biografii ojca William Styron: A Life, Jim stał się postacią, która odgrywała kluczową rolę w przechowywaniu i opracowaniu jego spuścizny. To właśnie za jego sprawą do bibliotecznych pomieszczeń Uniwersytetu Duke’a trafiały najrozmaitsze materiały mające związek z ojcem. W ostatnich zaś latach jego życia, Jim podjął się skomplikowanego zadania porządkowania i redagowania prac, których ojciec nie miał już siły opracowywać, i które, co było bardziej niż prawdopodobne, miały zostać opublikowane już po jego śmierci. „THE WAY OF THE WARRIOR” – brzmiał wypisany dużymi drukowanymi literami nagłówek pierwszej notatki. I dalej: „Zgromadzone w tej teczce rękopisy wydają się być częścią materiału powstałego w okresie, kiedy Styron podjął pierwszą próbę napisania powieści pod takim właśnie tytułem”. Jim zamieścił następnie ogólne informacje na temat tego materiału, po czym na zakończenie dodał krótką, szczerą uwagę od siebie: „Nie mogę stwierdzić z absolutną pewnością, że materiały te stanowią część rękopisów, jakie powstały przy pierwszej próbie napisania The Way of the Warrior, sądzę jednak, że dokonana przeze mnie identyfikacja jest prawidłowa”. Przyglądając się rękopisom, stwierdziłam jednak, że pierwsza strona ma numer 5 i że zaczyna się w połowie zdania. Druga miała numer 11, po czym liczby zachowywały prawidłową kolejność do strony 33, po której następowała od razu strona 39. Dalej numeracja zaczynała się cofać, po czym znów szła do przodu. Strona 22, 199, 68 – ta ostatnia dwukrotnie. Cztery różne strony miały numer 74, 77, 70, 1, 3, 173. Reszta wyglądała mniej więcej tak samo; setki ponumerowanych stron były w większości ze sobą wymieszane, niektórych zaś zupełnie brakowało. Aktualny „porządek” rękopisu nie miał absolutnie żadnego sensu, choć nie wątpiłam w to, że zarówno Jim, jak i pracownicy biblioteki Uniwersytetu Duke’a dołożyli wszelkich starań, by, podobnie jak w przypadku wszystkich zgromadzonych w tym archiwum materiałów, właściwie zatroszczyć się o te dokumenty. Otwarłam drugą
Oczami corki-m.indd 27
13-10-14 10:47
28
alexandra styron
teczkę z The Way of the Warrior. Mniej więcej to samo, z tym, że tym razem nieco więcej materiału – dziewięćdziesiąt może sto tysięcy słów – który jednak, o ile to w ogóle możliwe, był jeszcze bardziej nieuporządkowany. Pierwsza strona nosiła numer 105, ostatnia 211. Kartki w trzeciej teczce były na szczęście całkowicie prawidłowo i starannie poukładane, od strony 1 do 159, a poza tym opatrzone krótką, sporządzoną osobiście przez Tatę notatką skierowaną do kuratora działu rękopisów. Widniała na niej również data: 2 luty 1985. Siedziałam przez chwilę w bezruchu, starając się zrozumieć, co właściwie mam przed oczami. Co tu się, do diabła, wydarzyło? Przeglądając ponownie teczki, przekonałam się, że nie chodziło tylko o poukładanie stron we właściwej kolejności. Nawet kiedy brałam do ręki dwie strony z numerami następującymi bezpośrednio po sobie, okazywało się, że fragmenty zdania, które powinno je spajać, nie pasowały do siebie. Wyglądało to tak, jakby ktoś wziął wielkie pudło pełne puzzli, kilka garści wrzucił do jednego, kilka do drugiego mniejszego pudełka, po czym pozbył się reszty. W rezultacie nic tu do siebie nie pasowało. Jeszcze większe zaniepokojenie budziła obszerność znajdującego się tu materiału. Wyglądało na to, że do historii z czasów II wojny światowej, czymkolwiek ona była, ojciec w ciągu lat zabierał się wielokrotnie, i to bardzo poważnie. Cały rękopis liczył dwieście pięćdziesiąt, może trzysta tysięcy słów. Starannie wycyzelowane, wyszlifowane i wypolerowane zdania. Precyzyjnie wykoncypowane ciągi myślowe, narracja oparta na górach zgromadzonej i wnikliwie przestudiowanej dokumentacji. Mnóstwo niezwykle interesujących, tworzących wielkie i długie pętle, osobistych wspomnień, niosących ze sobą potężny ładunek emocjonalny. Wielki gmach epickiej opowieści, przez całe lata wielokrotnie konstruowany, burzony i znów odbudowywany. Przez głowę zaczęły przelatywać mi obrazy Taty niczym projekcje z jakiegoś rozregulowanego rzutnika slajdów, dręcząco chaotyczne i nieuporządkowane, dokładnie tak samo, jak jego proza, którą miałam właśnie przed sobą. Po chwili poczułam lekki zawrót głowy. Czy mogłam się jeszcze dziwić temu, że ojciec cierpiał na depresję?
Oczami corki-m.indd 28
13-10-14 10:47
oczami córki
29
Z powrotem zajrzałam do pudła, w którym znajdowało się jeszcze kilka innych teczek. Kiedy przeglądałam zgromadzony w nich materiał, zaczęłam do tego stopnia wytężać wzrok, że moje widzenie nabrało charakteru tunelowego – ostro widziałam tylko to, w co się wpatrywałam, obrzeża zaś pola widzenia zaczęły się niepokojąco rozmywać. Czułam, że wszystkie funkcje mojego organizmu zwalniają, ustępując mózgowi, który z niezwykłym skupieniem i intensywnością przyswajał docierające do niego nowe informacje. Czy to możliwe? A więc przez te wszystkie lata ojciec zaczynał pisać nie jedną, jak mi się wydawało, ale aż c z t e r y różne książki? Wypisane dużymi literami na kolejnych teczkach nagłówki – „Ojciec”, „Dziadek”, „Nikaragua”, „Szpital” – wskazywały na ich zawartość. Jedne rękopisy były grube, inne cienkie, wszystkie jednak zostały sporządzone ręką Taty na jego „firmowym” żółtym papierze w linię – każda z kartek zapisana była od marginesu do marginesu jego starannym odręcznym pismem. Ten materiał też był nieuporządkowany, wymieszany i pełen luk; numery kolejnych stron świadczyły o tym, że spore fragmenty zostały zeń usunięte lub po prostu gdzieś przepadły. Cała ta wielka sterta papierów emanowała energią twórczą, jaką z uporem próbował z siebie wykrzesać. A także pewnego rodzaju szaleństwem. Wyszłam z biblioteki, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Dosłownie pod każdym dębem wierzbolistnym, które to drzewa okalały czworokątny dziedziniec uniwersytetu, stały grupki przyszłych studentów oraz ich rodziców. Oprowadzający je młodzi przewodnicy gestykulowali z zapamiętaniem, co chwila otwierając usta, żeby wypowiedzieć potok słów, których nie mogłam dosłyszeć. Słońce ostro przypiekało. Poszłam za róg, by schronić się w cieniu magnolii i zadzwonić z komórki do Susanny. Choć jest ona najstarsza z całej czwórki rodzeństwa – różnica wieku między nami wynosi dwanaście lat – to właśnie do niej przez te wszystkie lata najbardziej się zbliżyłam. Często się ze sobą kontaktujemy i rozmawiamy, dlatego tamtego dnia Susanna dobrze wiedziała, gdzie jestem i co robię. – No cześć – powiedziała na powitanie, widząc moje imię na wyświetlaczu swojego telefonu.
Oczami corki-m.indd 29
13-10-14 10:47
30
alexandra styron
– Ale numer, mówię ci – zaczęłam. – Co się dzieje? – W sumie to sama nie wiem – odparłam, krążąc wokół drzewa i wciągając w płuca gorące powietrze Południa. – Atmosfera trochę jak z Pięknego umysłu. Wszystkie te rękopisy. Cała sterta. Straszny nieporządek, ponumerowane strony wymieszane ze sobą bez ładu i składu. Dziwne. I trochę przerażające. Wiedziałaś o tym? Nie wiedziała. Ale po chwili, rozmawiając ze mną, użyła słów, o których właśnie myślałam. – Wiesz – powiedziała w pewnym momencie. – W sumie to znakomita metafora, co? – No właśnie – przytaknęłam. – Tylko czy on był w depresji i dlatego nie mógł pisać? Czy może nie był w stanie pisać i właśnie to doprowadzało go do szaleństwa?
Oczami corki-m.indd 30
13-10-14 10:47