Wstęp
Współcześni duchowni Kościoła katolickiego głoszą, iż sto-
ją na straży godności natury ludzkiej, strzegąc ludzkość przed wszelkimi zmianami poglądów, zwłaszcza przed tymi, które poniżają lub też „nieumiarkowanie wynoszą” ciało człowieka. Co więcej, według hierarchów kościelnych żadne prawa ustanowione przez rządy nie mogą zabezpieczyć ludzkiej godności, ani wolności człowieka, jak czyni to Ewangelia, pozostawiona przez Chrystusa i powierzona przez niego właśnie Kościołowi. To właśnie Kościół proklamuje prawa człowieka, jednocześnie przepajając je duchem dziedzictwa Syna Bożego i zabezpieczając ludzi przed złudnym i, według duchownych, zwodniczym oraz z gruntu fałszywym przekonaniem, że prawa osobiste jednostki są zabezpieczone jedynie wówczas, gdy zostaną wyłączone spod wszelkiej normy prawa boskiego. Sam Kościół katolicki, z trudem pogodziwszy się w końcu z teorią ewolucji i uznawszy, że nie przeczy ona ani samej wierze w Boga, ani dogmacie o boskim stworzeniu świata, nie tylko korzysta pełnymi garściami ze zdobyczy nauki i techniki, ale nawet oficjalnie chwali postęp i zdobycze cywilizacyjne. Kolejni papieże zasiadający na Stolcu Piotrowym po II Soborze Watykańskim nawołują ludzkość do pokojowego współistnienia, niezależnie od wyznawanych przez nich poglądów i religii, głosząc solidarność Kościoła z ludźmi cierpiącymi i prześladowanymi. Tymczasem sam Kościół ma na sumieniu życie wielu ludzi, co więcej, w swojej przeszłości, w imię Boga, Chrystusa czy Matki Boskiej, dopuszczał się czynów, które w rozumieniu p rawa 7
o bowiązującego współcześnie należałoby uznać za zbrodnie przeciwko ludzkości. Co więcej, to właśnie duchowieństwo stworzyło mechanizmy, z których pełnymi garściami czerpały najbardziej zbrodnicze systemy XX wieku – hitleryzm i stalinizm. Getta, żółte gwiazdy noszone przez ludność żydowską, masowa eksterminacja całych narodów – to wszystko wcześniej wynalazł Kościół, a zbrodnicze reżimy tylko je „odkurzyły” i unowocześniły… Nie można się więc dziwić ani oburzać, że wielu ateistów uważa tę instytucję za najbardziej zbrodniczą w dziejach ludzkości. Kościół, będąc początkowo wielką wspólnotą wiernych, z czasem stał się wielką instytucją, państwem dysponującym aparatem władzy i wyjątkowo skutecznymi środkami przymusu. W końcu stał się tak potężny, że w całej Europie nic nie działo się bez jego woli – miał wpływ nie tylko na wszczynanie i przebieg wojen, ale nawet na obsady tronów w poszczególnych państwach oraz śluby koronowanych głów. Co więcej, nadzór kleru rozciągał się na coraz rozleglejsze sfery ludzkiego życia, w końcu obejmując całość życia społecznego, z życiem seksualnym włącznie. I to właśnie sprawy seksu i seksualność człowieka stanowiły przez wieki jeden z największych problemów, z którym hierarchowie kościelni, teologowie, jak również szeregowi kapłani nie potrafili sobie poradzić ani w znaczeniu teologicznym, ani w aspekcie praktycznym. A kwestia ta dotyczyła nie tylko samych wiernych, ale nawet najwyższych dostojników kościelnych. Krytycy Kościoła słusznie zarzucają, że jego przedstawiciele, począwszy od Augustyna i Tomasza, poprzez scholastyków, wręcz szerzyli strach przed płciowością, otaczając całym systemem zakazów moralnych ludzką seksualność, zmuszając wiernych do tłumienia popędów i działania przeciwko naturze. I choć pozornie współczesny Kościół odcina się od tych zachowań, to nadal wciąż z wielką lubością zagląda swoim owieczkom pod kołdrę, chociażby piętnując stosowanie środków antykoncepcyjnych czy też homoseksualizm. 8
Tymczasem w łonie Kościoła, co dobitnie udowodniły ostatnie afery pedofilskie, często szerzy się zło i zepsucie. I choć wśród duchowieństwa odzywają się głosy, że jest to wynik liberalizacji, stygmat czasów, w jakich działa Kościół, to problem ten jest tak stary, jak historia tej szacownej instytucji, a przynajmniej jak historia papiestwa. Wbrew temu, co uparcie głoszą niektórzy biskupi, wyciąganie tych spraw na światło dzienne nie jest jedynie próbą ataku na Kościół, prowadzoną przez jego wrogów, zaciekłych antyklerykałów, czy też liberałów. Od wieków bowiem hierarchowie Kościoła, z papieżami na czele, mieli bardzo poważny problem z zachowaniem zakazów i nakazów, które z taką lubością nakładali na wiernych. Co gorsza, jeżeli przyjrzymy się bliżej historii tej instytucji, okaże się, że wbrew szumnym hasłom, z lubością do dziś powtarzanym przez biskupów i księży, o wyższości prawa boskiego nad prawem stanowionym przez ludzi, żaden zbrodniarz i łajdak nie okazał się na tyle zły, by odstręczyć Watykan od współpracy z nim. O ile, oczywiście, jego działalność w jakikolwiek sposób przyczyniała się do dobra papiestwa… Poza tym, jak się okazuje, owe rygory moralne, z celibatem oraz ograniczeniem roli kobiet do macierzyństwa i opieki nad ogniskiem domowym, mają tak naprawdę niewiele wspólnego z nauką Chrystusa. I właściwie nie ma się co dziwić tej hipokryzji, skoro w 726 roku ludzie Kościoła poważyli się zmienić nawet sam Dekalog, usuwając z niego raz na zawsze drugie przykazanie, a dziesiąte dzieląc na dwa odrębne, tylko po to, by móc czerpać niemałe zyski z handlu dewocjonaliami i wizerunkami świętych… Co więcej, jak się przekonamy, u powstania samego Państwa Kościelnego leży zwyczajne fałszerstwo, a wśród papieży, którzy, jak głosi oficjalna nauka Kościoła, wybierani są z natchnienia Ducha Świętego, możemy znaleźć cynicznych zbrodniarzy, zwykłych karierowiczów, a nawet rozpustników. Tryb życia, jaki prowadziło wielu z nich, wręcz wołał o pomstę do nieba, a ponieważ przykład idzie z góry, biskupi i inni 9
ostojnicy nie pozostawali w tyle, o zwykłych księżach nie d wspominając, a klasztory stawały się często siedliskiem rozpusty. W podziemiach wielu budowli, będących siedzibą żeńskich konwentów, znajdowano szkielety dzieci zamordowanych bezpośrednio po przyjściu na świat… Jak się przekonamy, wielu z papieży nie tylko chętnie widziało u swego boku piękne kurtyzany, ale nawet czerpało niemałe zyski z nierządu. Niniejsza publikacja przedstawia skandale w łonie Kościoła, które bulwersowały Europę. Ponieważ mieszkamy w Polsce, w której od wieków przedstawiciele Kościoła mają wiele do powiedzenia, zajmiemy się też przedstawicielami naszego rodzimego duchowieństwa, którzy mieli poważny problem z zachowaniem celibatu. Jak się przekonamy, kwestia ta sprawiła niemało kłopotów nawet duchownym, którym opatrzność powierzyła kierownictwo Kościoła na ziemiach polskich. Zarówno prymasi, jak i hierarchowie polskiego Kościoła nie stronili od rozkoszy łoża i stołu, uciekali się do przekupstwa, a co gorsza, działali na szkodę państwa polskiego i przyjemności życia doczesnego przedkładali nad swoje powinności kapłańskie. Prawda, choć bolesna, nie może być zamiatana pod dywan. Jak słusznie zauważył arcybiskup Dublina, Diarmuid Martin, komentując afery pedofilskie w podległej mu diecezji: „Prawda nas wyzwoli, ale nie w banalny sposób. Prawda boli. Prawda oczyszcza nie jak delikatne, eleganckie mydło, ale jak ogień, który pali, rani i przecina. Musimy się nauczyć, że prawda ma moc wyzwalającą, której nie mają półprawdy. Próby unikania skandalu doprowadziły Kościół do jednego z największych skandali w historii”*. Jak się przekonamy, nie pierwszy i chyba nie ostatni raz. * Za: Jenner Marta, Czy na pewno «tematy zastępcze»?, na: wiadomości24.pl [online], dostępne w internecie: http://www.wiadomosci24.pl/artykul/czy_na_pewno_tematy_zastepcze_261821.html.
10
Celibat Wprowadzenie celibatu Celibat jest słowem pochodzącym od łacińskiego „caelebs” – „bez żony”, „samotny” i oznacza nie tylko dobrowolną rezygnację z małżeństwa, ale z uprawiania seksu w ogóle. Wbrew powszechnemu mniemaniu nie jest związany wyłącznie z duchowieństwem Kościoła katolickiego, w celibacie żyją chociażby mnisi buddyjscy. Ale to właśnie celibat duchownych katolickich wzbudza ostatnio najwięcej kontrowersji, głównie za sprawą seksualnych skandali, które wstrząsnęły Kościołem w Irlandii czy Stanach Zjednoczonych. Na domiar złego główni „bohaterowie” owych bulwersujących afer, osoby duchowne, zwyczajni księża, a nawet dostojnicy kościelni, zostali oskarżeni o pedofilię. Wraz z doniesieniami o kolejnych pozwach wnoszonych przez poszkodowanych, krociowych odszkodowaniach i nieudolnych próbach zamiatania grzechów księżowskich pod dywan, odżyła po raz kolejny dyskusja o celibacie. Raz po raz odzywają się głosy o bezsensowności zakazu małżeństw osób duchownych, upatrujące w nim źródło wszelkiego zła, w tym również genezy homoseksualizmu czy nawet pedofilii wśród duchowieństwa. Niezdrową sensację wzbudza też fakt, iż Kościół, niemalże od zarania swego istnienia jako instytucji, interesował się sferą płciowości człowieka obwarowując ją całym arsenałem zakazów i nakazów. Z czasem żyjący w celibacie duchowni stali się niemalże policjantami seksualnego pożycia wiernych, a nawet kontrolerami małżeńskiej sypialni. Tymczasem, jak się okazuje, 11
sami księża mają poważne kłopoty z zachowaniem czystości, o czym świadczą chociażby ostatnie skandale obyczajowe w Kościele katolickim w Stanach Zjednoczonych. Co więcej, w powszechnej opinii, nadszarpnęły one autorytet samego papieża, który, według opinii wiernych oraz ludzi pozostających poza Kościołem, z problemem tym nie umiał, a być może nawet nie chciał sobie poradzić. Zamiast przedsięwziąć odpowiednie środki, usunąć z Kościoła duchownych, którzy bez wątpienia skrzywdzili powierzone ich pieczy dzieci i oddać ich w ręce aparatu sprawiedliwości, nieudolnie próbował zatuszować całą sprawę. W niektórych przypadkach jedynym podjętym środkiem było przeniesienie księdza do innej parafii, gdzie… nadal pracował z dziećmi! Przy tej okazji światło dzienne ujrzały też inne ciemne sprawki duchowieństwa: kontakty księży katolickich z prostytutkami, ich romanse z parafiankami, dzieci spłodzone przez duchownych, a nawet ich związki homoseksualne. Niewątpliwie istnieją kapłani, którzy potrafią dokonać sublimacji swego życia seksualnego w imię miłości do Boga, to jednak wielu z nich ma z tym naprawdę poważne problemy. Według współczesnych naukowców zajmujących się płciowością człowieka i wpływem życia seksualnego na nasze zdrowie, celibat, jako sprzeczny z ludzką naturą jest wręcz szkodliwy dla zdrowia. Problemem tym zajął się chociażby polski seksuolog profesor Zbigniew Lew-Starowicz. Kiedy owe haniebne postępki ujrzały światło dzienne, oczywiście odezwały się głosy broniące istniejącego starego porządku. W opinii najzacieklejszych obrońców Kościoła, wszystkie te seksafery są nie tylko atakiem na instytucję Kościoła, czy samego papieża, ale przede wszystkim efektem… rewolucji seksualnej, która niszcząc wszelkie normy etyczne i moralne wartości ludzkiej egzystencji, przeniknęła do wszystkich dziedzin życia społecznego, w tym także dotknęła członków kościelnej 12
wspólnoty. Co więcej, wszelkie próby ujawniania kościelnych skandali traktowane są jako wyraz negowania chrześcijańskich korzeni Europy. Obrońcy Kościoła, a przede wszystkim zaciekli dewoci, głusi i ślepi na wszystkie argumenty, dowodzą, iż zepsucie nie dotknęło duchownych, a wszyscy papieże, biskupi oraz szeregowi księża zawsze i wszędzie propagują, promują świętość życia, zwłaszcza w odniesieniu do czystości seksualnej. Dowodzą oni, że nauka Kościoła opiera się wyłącznie na zdrowych, moralnych i etycznych wartościach, wynikających z prawa naturalnego. Nie można nie zgodzić się z papieżem Franciszkiem, który nie widzi najmniejszego związku między skłonnościami pedofilskimi wśród kapłaństwa a celibatem, argumentując: „Ponad siedemdziesiąt procent przypadków pedofilii zdarza się w środowisku rodzinnym i sąsiedzkim – dotyczy dziadków, wujków, chrzestnych, sąsiadów. Sprawa nie ma związku z celibatem. Jeśli ksiądz jest pedofilem, to był nim przedtem, zanim został księdzem”1. Niestety, trudno przyznać mu rację, kiedy stwierdza: „Na razie jestem za utrzymaniem celibatu, z jego plusami i minusami, ponieważ przemawia za nim dziesięć wieków doświadczeń raczej pozytywnych niż negatywnych”2. Wszak właśnie „dziesięć wieków doświadczeń” przemawia raczej za odrzuceniem celibatu! Jak się przekonamy, sami hierarchowie, z papieżami na czele, nie potrafili ustrzec się pokusy łamania szóstego przykazania, bowiem w historii Kościoła istnieli nie tylko rozpustni księża, zakonnicy czy biskupi, których postępowanie budziło niekłamane oburzenie wiernych, ale także papieże, płodzący dzieci ze swymi kochankami, a nawet… czerpiący korzyści z nierządu! Celibat, wbrew obiegowym sądom, nie wynika ani z dogmatów Kościoła katolickiego, ani z zasad wiary, jest po prostu tradycją, narzuconą przez kościelną hierarchię. Sam Chrystus nie wyrażał się negatywnie o małżeństwie ani o płciowości 13
c złowieka, czy też jego pożyciu seksualnym. Co więcej, wydaje się, że jedynym Jego uczniem pozostającym w stanie bezżennym był Jan i to wyłącznie ze względu na swój młody wiek. Z całą pewnością żonaty był święty Piotr, któremu Chrystus, zgodnie z tradycją powierzył pieczę nad Kościołem i który w Kościele katolickim uznawany jest za pierwszego papieża. Według niektórych źródeł jego żona miała na imię Perpetua, według innych – jej imię zginęło w mrokach historii. Wbrew powszechnemu mniemaniu Piotr nie porzucił swej małżonki w dniu, kiedy zdecydował się przyłączyć do grona uczniów Jezusa z Nazaretu, a jawnym dowodem na to jest jego córka, święta Petronela. Otóż zapoznając się z historią jej życia dowiadujemy się, że przyszła na świat… dziesięć lat po zmartwychwstaniu Chrystusa! Co więcej, narodziny dziewczynki były błogosławieństwem dla Piotra i jego żony, bowiem para od lat czekała na potomka. Tak więc święty nie mógł żyć w celibacie, a małżeństwo nie przeszkadzało mu w pełnieniu posługi ani nie osłabiało jego autorytetu w oczach współwyznawców! Święta Petronela towarzyszyła swemu ojcu w Rzymie i tam, podobnie jak on, zginęła męczeńską śmiercią i została pochowana w katakumbach Domicyli. Kult tej świętej był bardzo żywy w starożytności i w pierwszych wiekach średniowiecza, a władca Franków, Pepin Krótki, wybrał sobie tę męczennicę na patronkę. W związku z tym, papież Paweł I w 757 roku przeniósł jej szczątki do Bazyliki Świętego Piotra, a mauzoleum, w którym odtąd spoczywało jej ciało, stało się osobistą kaplicą królów Franków. Dziś rzadko o niej słyszymy, choć Kościół bynajmniej nie wypiera się jej istnienia ani pochodzenia. Czyżby dlatego, że istnienie córki świętego Piotra mogłoby służyć jako kolejny argument dla osób opowiadających się za zniesieniem celibatu? Co ciekawe, image apostoła żyjącego w stanie bezżennym, jest tak trwały, że uległ mu sam Dan Brown, autor poczytnego Kodu Leonarda. Święty Piotr został tam przedstawiony jako 14
zaciekły wróg kobiet, stojący w opozycji do „prawdziwej spadkobierczyni” Jezusa, Marii Magdaleny, według autora powieści – małżonki Chrystusa. Pisarz, ustami jednego z bohaterów, stawia tezę, jakoby to właśnie ten apostoł był odpowiedzialny nie tylko za utajnienie faktu małżeństwa Jezusa z Nazaretu, ale też, co prawda pośrednio, za wprowadzenie celibatu i lata poniżania kobiet przez Kościół. Bestseller Browna wywołał istną burzę, głównie za sprawą postawionej tam śmiałej hipotezy dotyczącej związku Chrystusa i Marii z Magdali. Tymczasem Kod Leonarda jest fikcją literacką i należy ją traktować jako doskonale skonstruowaną, trzymającą w napięciu powieść, a nie jako pracę naukową. Zresztą autor, na co niejednokrotnie zwracają uwagę krytycy, bardzo zręcznie manipuluje faktami. Błędem jest też uznanie go za odkrywcę prawdy o małżeństwie Chrystusa. Hipoteza o tym, że Nazarejczyk mógł mieć żonę, pojawiła się już wcześniej, chociażby w książce Michaela Baigenta, Richarda Leigha oraz Henriego Lincolna – Święty Graal, Święta Krew, a średniowieczni katarzy uznawali Magdalenę za żonę lub konkubinę Jezusa. Nad kwestią ewentualnego związku małżeńskiego Chrystusa pochyla się także katolicka teolożka Uta Ranke-Heinemann w swej pracy Eunuchy do raju. Przywołuje badania żydowskiego religioznawcy Szaloma Ben-Chorina, który twierdził, że Jezus z Nazaretu był człowiekiem żonatym, choć w Nowym Testamencie próżno szukać choćby wzmianki na ten temat. Zdaniem naukowca nie dowodzi to wcale, że był kawalerem, Ewangelia wszak nie wspomina ani o Jego dzieciństwie, ani o wczesnej młodości, a przecież były to etapy życia każdego człowieka. Jeżeli więc Jezus, jak chce tego Ewangelia według świętego Łukasza, był poddany swoim rodzicom, można przypuszczać, że żył jak każdy współczesny Mu żydowski młodzian. A ponieważ w Talmudzie czytamy: „Młodzieniec dwudziestoletni, który żyje bez żony, jest nawiedzany przez grzeszne myśli”, a mężczyzna nieżonaty jest niemal bezustannie w mocy 15
popędu, żydowscy mężczyźni żenili się wcześnie. Żonaci byli także kapłani i nauczyciele. Kiedy żyjący w II wieku naszej ery Ben-Asaj postanowił żyć w stanie kawalerskim, by bez przeszkód poświęcić się badaniom Tory, ściągnął na swoją głowę gromy i powszechne potępienie. Stąd Ben-Chorin wysnuł wniosek, że Jezus jako posłuszny syn swoich rodziców, wychowany na prawowiernego żyda musiał jako młody człowiek stanąć pod ślubnym baldachimem. Co więcej, gdyby gardził małżeństwem, z pewnością wytknęliby mu to krytykujący bezustannie Jego nauki faryzeusze. Trzeba przyznać, że konsekwentne przemilczanie przez Pismo Święte kwestii stanu cywilnego Jezusa jest co najmniej zastanawiające… Ranke-Heinemann zastanawia się także nad kwestią małżeństwa świętego Pawła, którego jeden z najzagorzalszych krytyków Kościoła, w tym także przeciwnik celibatu Karlheinz Deschner uważa za inicjatora pogardy dla cielesności, a przede wszystkim zmysłowej miłości. Co więcej nazywa go wręcz impotentem „o krzywych nogach kawalerzysty, który miewał ataki, połączone z halucynacjami, o podłożu epileptycznym”3 i był „pełen seksualnych kompleksów”4. Deschner uważa także, że listy Pawła przenika nienawiść „do ciała i wszelkiej namiętności cielesnej”5. Niemiecki racjonalista pod tym względem jest nieodrodnym synem dziewiętnastowiecznego filozofa Friedricha Nietzchego, który uznawał nawoływanie do wstrzemięźliwości seksualnej za publiczne podjudzanie przeciwko naturze, a samego świętego Pawła za piewcę nienawiści… Tymczasem Ranke-Heinemann nie ma wcale tak złego zdania o świętym Pawle, a już z całą pewnością nie czyni z niego impotenta (o krzywych nogach kawalerzysty także zresztą nie wspomina). Co więcej, według niej, Paweł, podobnie jak Piotr, był człowiekiem żonatym i udowadnia czarno na białym, iż celibat bynajmniej nie wynika z nauk apostolskich. Choć Paweł w pierwszym liście do Koryntian wyraźnie mówi, iż nieżonaci 16
lepiej służą Panu, nie znaczy to, iż jest zwolennikiem celibatu! Wszak w tym samym liście opowiedział się za prawem apostołów do zabierania swych żon w podróże misyjne. Jeden z Ojców Kościoła, Klemens Aleksandryjski, wybitny teolog wczesnochrześcijański, jeden z pierwszych ortodoksów głoszących świętość małżeństwa, uważał Pawła za człowieka żonatego, a w czasach, w jakich przyszło mu żyć i tworzyć był to pogląd powszechny. W jego dziele Kobierce zapisków filozoficznych dotyczących prawdziwej wiedzy znajdziemy taki ustęp: „Również Paweł nie ma zastrzeżeń, by w jednym ze swych listów wspomnieć swoją małżonkę (Flp 4,3), której ze sobą nie brał w podróże, tylko dlatego by być wolnym od przeszkód w sprawowaniu swego urzędu. Dlatego też w jednym ze swych listów wspomina «czyż nie mamy także brania ze sobą siostry jako małżonki, jak pozostali apostołowie?»”6 (oczywiście pisząc o siostrach, święty Paweł miał na myśli siostry w wierze, czyli kobiety wyznające chrześcijaństwo). Poglądy Klemensa nie przeszkodziły jego drodze na ołtarze, gdyż obecnie jest on świętym katolickim i prawosławnym. Winą za całe zamieszanie z żonami w zasadzie można obciążyć świętego Hieronima, autora łacińskiego przekładu Biblii. Otóż w pierwszej wersji przekładu tłumacząc przywołany przez świętego Klemensa fragment dotyczący żon apostołów, posłużył się słowem uox – żona, natomiast w kolejnym, dokonanym w 385 roku, użył słowa mulier, które można przetłumaczyć zarówno jako żona, jak i kobieta. Nietrudno się domyślić, że święty był wielkim zwolennikiem wstrzemięźliwości płciowej, ku chwale Bożej, ale także bezwzględnego zakazu zawierania małżeństw przez duchownych. W ten sposób zmienił się sens zdania napisanego przez Pawła i odtąd uznano, że święty miał na myśli jedynie kobiety służebne, nie małżonki. Z czasem ów ustęp pozbawiono jego pierwotnego znaczenia, zniekształcając go zupełnie i, jak to określiła Ranke-Heinemann 17
został „unieszkodliwiony”. Nigel Cawthorne w swej pracy stawia tezę, że święty Paweł owdowiał, doświadczywszy bardzo nieszczęśliwego małżeństwa, stąd też jego późniejsza awersja do związków. Z żonatych apostołów uczyniono więc żyjących w cnocie kawalerów, którym towarzyszyły kobiety, pomagające im w codziennych posługach… Można oczywiście tłumaczyć to błędnym przekładem, ale taka interpretacja słów świętego Pawła ociera się niemalże o fałszerstwo. Nie pierwsze i nie ostatnie w dziejach Kościoła. Bodaj najbardziej bulwersująca jest manipulacja dokonana przez Kościół w przypadku Dekalogu. Biblijna wersja dziesięciu przykazań różni się znacząco od tej, którą znamy z katechizmu. Czwarte przykazanie mówi wyraźnie o sobocie, jako dniu świętym, tymczasem wersja „katechizmowa” mówi wyłącznie o dniu świętym, który należy święcić. To jeszcze jakoś da się wytłumaczyć, wszak Chrystus zmartwychwstał w niedzielę, a sobotę święcą żydzi. Znacznie gorzej wygląda sprawa drugiego przykazania, którego w wersji biblijnej próżno szukać w jakimkolwiek katechizmie: „Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał ani służył. Ja jestem Pan, Bóg Twój, mocny, zawistny, karzący nieprawość ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą, a czyniący miłosierdzie tym tysiącom tym, którzy mnie miłują i strzegą moich przykazań”. W 787 roku na II Soborze Nicejskim usunięto je z oficjalnego Dekalogu. Aby jednak nadal pozostało dziesięć przykazań, przykazanie dziesiąte, które pierwotnie brzmiało: „Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego, ani będziesz pragnął żony jego, ani sługi, ani służebnicy, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest”, podzielono na dwa odrębne, które w wersji katechetycznej brzmią: „Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego” oraz „Ani żadnej rzeczy, która jego jest”. Czemu miał 18
służyć ów karkołomny zabieg? Jak zwykle, kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Usunięcie zakazu wykonywania obrazów umożliwiło bowiem handel wizerunkami świętych w postaci obrazków, szkaplerzy, medalików itp., który stał się niemałym źródłem dochodów Kościoła… Choć w tym przypadku nie powinniśmy narzekać. Jakże ubogi byłby nasz świat bez obrazów o tematyce religijnej, autorstwa Giotta, Michała Anioła czy Leonarda da Vinci. Jeżeli więc Kościół poważył się na manipulację w przypadku dziesięciu przykazań, nic dziwnego, że przymknął oczy na niedokładny przekład, który służyć miał propagowaniu idei celibatu. Hierarchowie Kościoła w ogóle niechętnie patrzyli na lekturę Pisma Świętego przez wiernych, uznając to za prostą drogę do herezji. W trosce o prawomyślność owieczek, sobór w Tuluzie w 1229 roku pod karą śmierci zakazał wszystkim, poza kapłanami, posiadania Pisma Świętego w jakiejkolwiek formie. A już najgorszym przestępstwem było dokonywanie przekładu Biblii na języki ojczyste. W efekcie, pomniejsi duchowni nie znali nawet treści Pisma Świętego i nie ma się co dziwić, że nikt nie kwestionował bezżennego stanu apostołów, ani świętego Pawła, z którego z czasem uczyniono celibatariusza… Jak pamiętamy, chociażby z lekcji religii, przed nawróceniem Paweł, noszący wówczas imię Szaweł, na cześć jednego ze swych szacownych przodków pierwszego króla Saula, był członkiem stronnictwa faryzeuszy, najżarliwszych patriotów i wyznawców judaizmu. Jeszcze długo po nawróceniu sam z dumą nazywał się faryzeuszem, chociażby w liście do Filipian, gdyż w owych czasach słowo to nie było jeszcze synonimem fałszu i obłudy. Protestancki teolog Joachim Jeremias twierdzi, iż w momencie swego nawrócenia Paweł był już wyświęconym uczonym faryzejskim, a więc musiał przekroczyć już wiek średni. Z całą pewnością nie miał pełnych trzydziestu lat w chwili uczestnictwa w kamieniowaniu pierwszego męczennika 19
chrześcijańskiego, świętego Szczepana, gdyż, jak wspominają Dzieje Apostolskie, nie mógł uczestniczyć bezpośrednio w egzekucji, powierzono mu więc pilnowanie szat oprawców. Tymczasem Żydzi w czasach, w których żył Paweł zawierali małżeństwa stosunkowo wcześnie, w wieku dwudziestu, a nawet osiemnastu lat. Co więcej, uczeni w piśmie uważali, że zawarcie związku małżeńskiego stanowi bezwzględny obowiązek mężczyzny. Paweł musiał więc być żonaty. Być może jednak w okresie pisania pierwszego listu do Koryntian był już wdowcem, nigdy jednak nie opowiadał się za wstrzemięźliwością małżeńską, propagowaną przez gnostyków, do których za chwilę wrócimy. Wyraźnie mówił małżonkom: „nie unikajcie jedno drugiego”. Co więcej, bynajmniej nie był zwolennikiem celibatu wśród duchownych. W liście do Tymoteusza naucza: „Oto prawda niewątpliwa: jeśli ktoś pragnie biskupstwa, dobrej rzeczy pragnie. Niech jednak pamięta, że biskup powinien być człowiekiem, któremu nic nie można zarzucić: wolno mu być mężem tylko jednej żony, musi być [zawsze] trzeźwy, roztropny, przyzwoity, gościnny, powinien posiadać pewne zdolności do nauczania. Nigdy nie może przekraczać miary w piciu, nie może być porywczy, lecz opanowany, powściągliwy w słowie, nie żądny grosza. Powinien też mądrze zarządzać własnym domem, ciesząc się posłuszeństwem własnych dzieci i pełnym z ich strony szacunkiem. Jeśli bowiem ktoś nie potrafi sobie poradzić z własnym domem, to jakże będzie mógł zatroszczyć się skutecznie o Kościół Boży?”7. Opacznie rozumiano też pierwszy list do Koryntian, w którym Paweł, indagowany przez wiernych pozostających pod wpływem wrogości do ludzkiego ciała, odpowiadał na ich pytanie: czy dobrze byłoby, gdyby mężczyzna nie dotykał kobiety? Postawione przez nich pytanie Paweł zacytował wyłącznie po to, by mu zaprzeczyć. Tymczasem w Kościele katolickim fragment ten interpretowany jest jako twierdzenie, podczas gdy zawiera on jedynie pytanie postawione świętemu. Z czasem, głównie 20
za sprawą świętego Augustyna oraz innego mizoginicznego filozofa, świętego Tomasza, który z lubością cytował w swych dziełach to wyrwane z kontekstu zdanie, wyłoniło się na tej podstawie uzasadnienie celibatu, traktowane niemalże jak apostolskie zalecenie. Według Ranke-Heinemann święty Paweł pośrednio świadczy również o… małżeństwie samego Jezusa! W liście do Koryntian stwierdza bowiem, że nie zna stanowiska Jezusa w sprawach bezżenności i może wypowiadać się wyłącznie we własnym imieniu. Gdyby więc Nauczyciel prowadził zupełnie niezwykłe jak na owe czasy życie kawalera, święty Paweł nie poprzestałby zapewne na stwierdzeniu, że Jezus nie wypowiadał się na ten temat. Pamiętajmy, że tekst Nowego Testamentu, w formie, w jakiej znamy go dzisiaj, został ustalony dopiero na I Soborze Nicejskim w 325 roku, gdy ustalono jego kanon. To właśnie wówczas, według zwolenników tezy o małżeństwie Jezusa, usunięto i zniszczono wszelkie dokumenty świadczące o jego związku z kobietą. Ale porzućmy temat hipotetycznego małżeństwa Chrystusa i zajmijmy się Kościołem, instytucją założoną przez jego uczniów. Jak widać celibat nie ma źródeł w Biblii, ani w dogmatach wiary. Skąd się więc wziął w Kościele? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy zagłębić się w historię tej instytucji i prześledzić, jak instytucjonalizowano bezżeństwo kapłanów. Pierwsi chrześcijanie, którzy czekali na rychłe ponowne nadejście Pana, żyli rzeczywiście w pewnej izolacji, zwłaszcza na terenie cesarstwa rzymskiego. Nie chadzali do teatrów, ani na igrzyska z udziałem gladiatorów, nie uczestniczyli też w uroczystościach na cześć bogów, czy łaskawie panującego cesarza. W oczach innowierców uchodzili co najmniej za dziwaków, niektórzy uważali ich też za… ateistów. Co więcej, ich spotkania na nabożeństwach odprawianych często w katakumbach i pod osłoną nocy budziły niezdrową sensację. Mówiono, że 21
odprawia się tam jakieś magiczne rytuały, czy nawet uprawia orgie, a powszechnie sądzono, iż chrześcijanie dzielą się żonami… Wbrew obiegowym poglądom, społeczeństwo starożytnego Rzymu nie nurzało się w rozpuście. Wręcz przeciwnie: ideałem rzymskiego obywatela był wierny mąż, ojciec rodziny. Cesarze, którzy dopuszczali się jakichkolwiek naruszeń norm moralnych, jak chociażby Tyberiusz, jego następca niesławny Kaligula czy prześladowca chrześcijan Neron, byli powszechnie potępiani i z czasem tracili władzę, często, jak dwaj z wyżej wymienionych, na skutek zamachu. Heliogabal, jeden z najbardziej zdeprawowanych cesarzy, zginął, bo poważył się targnąć na największą świętość rzymian, gwałcąc jedną z dziewic bogini Westy. W oczach przeciętnego rzymianina chrześcijanie ze swymi tajemniczymi rytuałami, wiarą w uniwersalnego, jedynego Boga, który miał zastąpić ówczesny panteon niepozbawionych ludzkich wad bóstw rzymskich, i wieszczeniem rychłego końca świata, wydawali się być niebezpieczną sektą… Wbrew obiegowym opiniom, świat antyku nie był więc światem pełnym radości, w którym bez skrępowania hołdowano przyjemnościom ciała i dopiero chrześcijaństwo ze swą pogardą dla zmysłowości położyło temu kres, krępując ludzką seksualność całym arsenałem zakazów i nakazów. Mylą się także współczesne feministki oskarżając Kościół o skrajny antyfeminizm, obwiniając tę instytucję o sprowadzenie kobiety wyłącznie do roli matki rodzącej i wychowującej dzieci, ewentualnie do zamkniętej w klauzuli zakonnicy. Jednak to nie hierarchowie i Ojcowie Kościoła stworzyli antyfeminizm, ale przejęli go od starożytnych Greków, a zwłaszcza od platońskich nurtów filozofii greckiej, która głosiła nie tylko prymat ducha nad ciałem, ale także gardziła cielesnością. To właśnie na fali tych poglądów już w starożytnej Grecji pojawiło się przekonanie o wyższości wstrzemięźliwości seksualnej nad życiem płciowym. Co ciekawe, owe zapatrywania miały także swoje źródło w… ówcze22