***
Następnego ranka, kiedy Luke był w barze, zadzwoniła do niej jakaś kobieta. Znała jej imię, powiedziała do niej po prostu: „Isabelle...”. Potem oświadczyła, że jest dziewczyną Luke’a i że ich związek trwa pięć lat. – Wiem o tobie wszystko, Isabelle – powiedziała. – Nie sądzisz, że czas, żebyś i ty dowiedziała się o mnie? Isabelle oparła rękę na blacie kuchennym. – Jestem w ciąży i pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć – dodała nieznajoma. Isabelle poczuła, że nogi się pod nią uginają. – Ktoś dzwoni do drzwi – zdołała wyszeptać i szybko odłożyła słuchawkę. Nie reagowała, kiedy telefon zadzwonił znowu. W ciąży! Ona i Luke rozpaczliwie pragnęli dzieci. Próbowała zajść w ciążę przez dziesięć lat, w końcu, kiedy zawiodły wszystkie testy, zioła i kuracje – załamała się. Luke nawet nie chciał myśleć o adopcji. – Czy to naprawdę najstraszniejsza rzecz na świecie, jeśli ty i ja nie będziemy mieli dzieci? – pytał. Isabelle właśnie tak uważała i nie umiała sobie z tym poradzić. Poprosiła męża, żeby pomógł jej przekształcić wolny pokój, który miał być pokojem dziecinnym, w ciemnię. Jedynymi dziećmi, które tam zamieszkały, były dzieci z jej fotografii. W pierwszej chwili, kiedy dowiedziała się o ciężarnej dziewczynie Luke’a, pomyślała, że to koniec świata. Ale potem przyszło jej do głowy, że to tylko koniec jednego, określonego świata. Z całą pewnością zasługiwała na więcej niż to, co miała do tej pory. Postanowiła porzucić dotychczasowe życie niczym bezużyteczny kokon. A teraz bolą ją plecy. Stara się wyprostować, siedząc cały czas na fotelu kierowcy. (…) Mgła gęstnieje coraz bardziej, widoczność to jeden wielki koszmar. Nie ma wątpliwości, zgubiła się. Nie powinna skręcać w tę boczną drogę. Ale przecież w każdej chwili może zawrócić i znaleźć się na autostradzie. Dobrze byłoby zatrzymać się w jakiejś taniej restauracji, zjeść wszystko, czego nie powinna, a co tak uwielbia: jajka, bekon, kiełbaski... Dociera do niej, że nagle zrobiło się naprawdę ciemno. To o tej porze dnia zupełnie nienaturalne i chociaż wie, że to tylko mgła, zaczyna czuć dziwny niepokój. Mruży oczy i próbuje zobaczyć coś więcej niż parę metrów przed maską – ale wszechobecna mgła nie ułatwia jej tego zadania. Isabelle decyduje się na światła postojowe – może one zdołają przeciąć ciemność. Mgła nieznacznie ustępuje, dosłownie na moment, a Isabelle dostrzega jakby kawałki podartej fotografi i. Coś czerwonego. Błysk chromu. Na środku drogi stoi jakiś samochód, pod prąd, z wyłączonymi światłami. Isabelle zauważa czerwoną sukienkę. Podskakuje. Wie, że tamten samochód stoi, odnosi jednak wrażenie, że pędzi w jej stronę. Isabelle robi wszystko, żeby się do niego nie zbliżać, a on mimo to rośnie w oczach, z każdą chwilą robi się coraz większy. Droga jest zdecydowanie za wąska, wysadzona wysokimi gęstymi drzewami. Isabelle wpatruje się w swój pas, nie ma pola manewru. Za mało miejsca, żeby wykręcić, za mało czasu, żeby zahamować, choćby z całej siły naciskała hamulce. O Jezu. W ostatniej chwili decyduje się na gwałtowny skręt, chce uderzyć w drzewa. Samochód szarpie nią do przodu. Czas zmienia się w nieskończoność, wszystko odbywa się w zwolnionym tempie. Isabelle jest w szoku, widzi kobietę o krótkich, jasnych i nastroszonych włosach. Czerwona sukienka łopocze wokół jej kolan. Postać staje się coraz wyraźniejsza, nabiera kształtów, zupełnie jak negatyw zanurzony w mlecznej kąpieli wywołującej. Kobieta stoi na środku drogi, przed swoim samochodem – nie rusza się. Wpatruje się w Isabelle, jakby wiedziała, co się za chwilę stanie, jakby na to czekała. Isabelle znowu skręca, teraz z piskiem opon i jeszcze gwałtowniej – cały czas ma ściśnięte serce. – Zejdź z drogi! – krzyczy. Rozpaczliwie ściska kierownicę. – Co ty wyprawiasz! – wrzeszczy, ale kobieta stoi niczym przyklejona do ziemi. Z daleka Isabelle słyszy jakiś głos. I wtedy pojawia się dziecko – dziecko! – chłopiec z ciemnymi, falującymi na wietrze włosami.
Kiedy ją zauważa, on też na moment zamiera w bezruchu. Jego oczy wwiercają się w jej oczy i przez jedną mrożącą krew w żyłach chwilę Isabelle czuje się jak zahipnotyzowana. Przez sekundę także i ona nie może się ruszyć. Wreszcie wali w klakson, a przestraszony chłopiec rzuca się do ucieczki, przebiega przez drogę i znika w lesie. Isabelle nadal jedzie zbyt szybko, ale nie może się już zatrzymać. Serce jej wali. Traci nad wszystkim kontrolę i wbrew sobie zaczyna się modlić: „Boże. Jezu”. Wtedy znowu słyszy klakson, który mija ją i mknie w noc. a stojąca przed nią kobieta wreszcie zaczyna się ruszać: cofa się i rozpaczliwie próbuje przycisnąć się do sedana. Ale jest już za późno. Oba samochody łączą się w śmiertelnym pocałunku. ***