Od redakcji
Słowo Ojca Proboszcza
Drodzy Czytelnicy Oddajemy do Waszych rąk drugi numer naszego parafialnego czasopisma.
O
ddajemy do Waszych rąk drugi numer naszego parafialnego czasopisma. Dziękujemy tym, którzy sięgnęli po „Róże Świętej Elżbiety” w czerwcu przed wakacjami. Naszych świeżo upieczonych Czytelników oraz tych niezdecydowanych, wahających się jeszcze: „Czytać albo nie czytać?”, zachęcamy gorąco: „Czytać!”. Nie znamy
wszystkich opinii na temat artykułów z pierwszego numeru. Za uwagi, które do nas dotarły – zarówno te pozytywne, jak i krytyczne – dziękujemy; staramy się uwzględniać je w naszej pracy. Jest już wrzesień. Dzieci wróciły do szkół, dorośli – do pracy. Pewnie większość zapomina już o wakacjach – bo były nudne, deszczowe, może spędzone w domu, bo brakło pieniędzy na wyjazd… Mimo to zachęcamy Was do refleksji nad różnymi – niekoniecznie kosztownymi -sposobami spędzania wakacji. Na portalu internetowym www.wiara.pl (gorąco zachęcam do odwiedzania!) w lipcu pojawił się komentarz ks. A. Stopki dotyczący „wakacyjnej oferty Kościoła”. Określenie to wzbudziło najpierw oburzenie: przecież Kościół to poważna instytucja, a nie biuro podróży! Potem jednak przyszło zastanowienie: Kościół powinien wskazywać i stwarzać wiernym różne formy odpoczynku. A jest ich przecież tak wiele, choćby wycieczki do znanych sanktuariów, pielgrzymki, rekolekcje oazowe dla młodzieży, festyny parafialne czy dożynki jako sposoby świętowania, wyrażania radości ze wspólnych dokonań. Trzeba pokazać wszystkim, że wypoczynek z Panem Bogiem to nie wstyd czy wykroczenie przeciwko „nowoczesnemu i tolerancyjnemu” społeczeństwu. Pan Bóg nie przeszkadza nam w zwiedzaniu atrakcyjnych miejsc, zażywaniu morskich czy słonecznych kąpieli, czy w przeżywaniu pierwszych wakacyjnych miłości. On cieszy się każdym naszym zachwytem, radością, uśmiechem. Chce, żebyśmy naprawdę dobrze wypoczęli. Przecież powiedział nam: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy zmęczeni i utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię” Z tych przemyśleń powstał nasz drugi numer, poświęcony wspomnieniom z wakacji. Niech ta „letnia retrospekcja” będzie dla nas wszystkich bodźcem i źródłem siły do dobrej i sumiennej pracy i pociechą wtedy, gdy przyjdzie smutek. Wszystkim tym, którzy zechcieli napisać dla nas relacje z wakacyjnych wojaży i wędrówek oraz parafialnych festynów i uroczystości, serdecznie dziękujemy!
Małgorzata Świtała
Kochani Parafianie Wakacje, wakacje…Tyle było planów, wizji, zamierzeń, pragnień! Już po. Skończyło się.
M
yślę jednak, że dla tych, którzy naprawdę chcieli przeżyć ten czas – ciągle są wakacje. Prawdziwe wakacje to nie tylko czas wolny, ale sposób wypoczywania po rzetelnej pracy. Kto umie dobrze pracować, ten będzie umiał dobrze wypoczywać. Wakacje 2011 to czas przeszły, ale ten, kto umie przeżywać, to wie, że to co się naprawdę zaczęło, trwa. To, co się skończyło, tak naprawdę nigdy się nie zaczęło. Wielu ucieka w pracę, rozrywki, używki, używanie życia, zamiast życie przeżywać. Nie umiemy wypoczywać, bo nie mamy dystansu do siebie, życia, innych. Dziś żyjemy w wielkich iluzjach. Iluzji wielkości, bogactwa, mądrości. Po wakacjach zostają zdjęcia, foldery, pamiątki, wspomnienia…Często piękne, ale bywają i przykre. Może warto dziś zastanowić się nad sobą, upływającym czasem i pomyśleć o przyszłych wakacjach, aby ich nie zmarnować. Może warto pomyśleć o tych, którzy wakacji nie mieli albo w ich czasie doznali bólu, ogarnęło ich przerażenie, obawa, troska o siebie, a przede wszystkim – o innych. Dla naszej Pielgrzymkowej Czerwonej Jedynki był to czas trudny, ale i błogosławiony. Nasi bracia przeżyli trudny czas pytań, rozterek, bólu tak fizycznego, jak i duchowego. Pamiętajmy o nich w modlitwie, której zapewne dalej potrzebują. Niech lektura drugiego numeru „Róż Świętej Elżbiety” będzie dla nas okazją do przemyśleń i decyzji na przyszłość. Może warto popracować też nad swoją duchowością, by świat materialny stał się dla nas wspaniałym darem.
Z pamięcią modlitewną O. Faustyn Zatoka ofm, Proboszcz
Spis treści: Z życia parafii • Aktualności
4-5
Temat numeru • Wakacje z Bogiem
6-10
Statystyka • Chrzty • Śluby • Pogrzeby
10
Nasi franciszkanie • O. Ignacy Wojciech Szczytowski OFM
11
Wspólnoty parafialne • Rada Parafialna
12
Kultura • Do poczytania
13
Naszym zdaniem • Ojciec - to brzmi dumnie?
14
Forum czytelników • W rocznicę ślubu
15
Kościół, parafia i okolice • Historia Regulic
16
Dla dzieci i młodzieży • Opowiadanie • Krzyżówka
17
Konkursy • Rozstrzygnięcie wakacyjnego konkursu fotograficznego
18
Cz as opi sm o p a ra f ii R zy m skoka tolickiej p w. Św. Elżb iety Węgierskiej w Ny sie. Redaguje zespół:
Małgorzata Świtała, O. Faustyn Zatoka OFM - proboszcz parafii; Grażyna Hamiec, Agnieszka Marciniszyn, Adam Zelent – redaktor techniczny.
Adres redakcji:
Nysa, Aleja Wojska Polskiego 31, e-mail: gazeta@nysaofm.pl
Opracowanie graficzne:
Adam Zelent, Jakub Burek / VEKTOR Studio
Skład komputerowy i druk:
VEKTOR Studio, Nysa – ul. Prudnicka 3, tel. 77 433 07 65, www.vektor.com.pl
3
Z ŻYCIA PARAFII - AKTUALNOŚCI RADIO „PLUS” - Transmisja W ostatnią niedzielę czerwca, gościliśmy w naszej parafii ekipę Radia „Plus” z Opola. Głównym celem tej wizyty była transmisja Mszy świętej o godz. 11 z naszego kościoła.
O
prócz tego redaktorzy, panowie: Artur Pieczarka i Sebastian Pec, rozmawiali „na antenie” z naszym proboszczem, O. Faustynem, przedstawicielami naszych wspólnot: Rady Parafialnej, redakcji „Róż Świętej Elżbiety”, chóru „Fraternitas”, parafialnego zespołu „Caritas” oraz Wspólnoty Pogodnej Jesieni i Róż Różańcowych. Możemy więc z dumą powiedzieć, że zaistnieliśmy w eterze! Katolickim, oczywiście. ms
Redaktorzy radia „Plus” oraz „piękniejsza część” chóru wraz z p. Anną Bernat, która prowadzi „Fraternitas”
JEZU, UFAM TOBIE W dniu 19 czerwca 2011r. o godz.12 odbyła się w kościele w Regulicach uroczysta Msza Św. z okazji poświęcenia obrazu Bożego Miłosierdzia oraz poświęcenia sztandaru Św. Franciszka, który jest jego patronem.
O
braz Jezusa Miłosiernego został namalowany przez młodego artystę Wojciecha Klisia. Pochodzenie obrazu wiąże się z wizją, jaką siostra Faustyna miała w Płocku 22 lutego 1931r., w czasie której Chrystus wyraził życzenie, by namalować Jego portret i umieścić słowa: „Jezu ufam Tobie”. Jezus powiedział: „Pragnę, aby cały świat poznał miłosierdzie moje. Przez obraz ten udzielę wiele łask duszom, on ma przypominać żądania mojego miłosierdzia, bo nawet wiara najsilniejsza nic nie pomoże bez uczynków. Podaję Ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim; pierwszy- czyn, drugi- słowo ,trzeci-modlitwa.” Wierzymy mocno, że poprzez obraz ten doznamy wielu łask i umocnimy naszą wiarę , bo przecież jak powiedział Jan Paweł II „Bóg jest pierwszym źródłem radości i nadziei człowieka „. Podczas całej Mszy Św. strażacy z naszej miejscowości trzymali w mundurach
4
straż przed obrazem i przy sztandarze, a chór parafialny „Fraternitas” uświetnił ją swoim śpiewem. We Mszy św. oprócz mieszkańców naszej miejscowości uczestniczyło też wielu gości i darczyńców obrazu wraz z naszą Panią burmistrz Jolantą Barską , za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Całą tę przepiękną uroczystość prowadził niezastąpiony proboszcz naszej parafii O. Faustyn Zatoka. Następnie z tej okazji odbył się rodzinny festyn, gdzie nasi parafianie, mieszkańcy Nysy i okolicznych miejscowości doskonale bawili się do białego rana. Jeszcze raz składamy serdeczne podziękowania wszystkim Dobrodziejom i Przyjaciołom naszego Kościoła i naszej Parafii. „Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, Lecz przez to, kim jest; Nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.” Jolanta Matoga
Obraz Pana Jezusa Miłosiernego w kościele w Regulicach
Z ŻYCIA PARAFII - AKTUALNOŚCI Boże Ciało
Dożynki
Trasa procesji eucharystycznej wiodła w większości przez osiedle Podzamcze.
W dniach 14 i 15 sierpnia 2011r. odbyły się w Regulicach Dożynki Parafialne.
W
ierni przybyli licznie, z całymi rodzinami. Nie zabrakło też „kibiców” zerkających ukradkiem zza firanek lub też „odważnie” spoglądających w dół z balkonów. Dla idących w procesji to święto wyznania wiary w Chrystusa Eucharystycznego, dla innych – barwne widowisko, czasem, niestety, wzbudzające uśmiech politowania (sic!). Nieliczne – a szkoda! – okna w blokach osiedlowych udekorowano obrazami świętych, kwiatami, świecami, itp. Mimo drobnych, nie zawsze pozytywnych akcentów, cała uroczystość przebiegała w podniosłej atmosferze modlitwy i w słonecznej oprawie (tym razem pogoda dopisała!). Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym roku dzień Bożego Ciała był jednocześnie pierwszym dniem wakacji. Jakże piękny początek lata! ms
U
Przy jednym z ołtarzy
roczystości rozpoczęły się poświęceniem korony żniwnej na placu RSP i dziękczynną Mszą Św. O. Proboszcz poświęcił bochen chleba, ofiarowany Bogu przez Starostów Dożynek w podziękowaniu za zebrane plony, a upieczony z tegorocznych zbiorów. Bochen ten według tradycji został podzielony i rozdany przez o. Faustyna wszystkim mieszkańcom, gościom i uczestnikom Dożynek. Po Mszy św. wszyscy udali się na plac zabaw , gdzie czekało ich mnóstwo atrakcji min. zabawa dla dzieci prowadzone przez zespół Vertini, pyszne ciasta i zakąski przygotowane przez gospodynie, a o zmroku odbył się pokaz tańca z ogniem i wspólne puszczanie do nieba lampionów szczęścia wraz ze swoimi marzeniami. J.Matoga
Festyn Świętego Rocha Jak co roku Festyn Świętego Rocha kończył wakacje i pomagał nam wrócić do codzienności.
A
trakcji było wiele i było z czego się cieszyć, wszak święty Roch to patron znamienity i konkretny. Festyn to okazja by spotkać znajomych, porozmawiać i pobawić się przy dobrej muzyce. Tak było i 27 sierpnia. Dzieci, dzięki Firmie Wertini, przeżyły radosne chwile zabaw i konkursów. Można było spróbować wspaniałych ciast, które smakowały wszystkim. Warto wspomnieć też o grilowanych mięsach, kiełbaskach i bigosie. Były lody i różne napoje. Była również dobra muzyka i okazja do tańca. Strzelano z broni pneumatycznej, aby wygrać pluszową zabawkę. W loterii fantowej każdy los uprawniał do nagrody. Dziękując Bogu za ten czas, dziękujemy też i świętemu Rochowi. Nisko kłaniamy się tym, którzy przyczynili się do tego dzieła. Bóg zapłać. Do następnego razu. Antek
Zabawy dla dzieci w czasie festynu
5
TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM
Nasza grupa w drodze, czyli „jedynka czerwona” z Nysy
Pielgrzymka na Jasną Górę Początek naszej drogi do Maryi był trudny – zimno, pochmurne niebo, deszcz, a nawet strugi deszczu, psujące się nagłośnienie. Bolały stopy, kolana, pojawiały się pierwsze odciski. ...wokół wszystko było mokre. Nawet w czasie postoju nie zawsze można było usiąść. Ale kroczyliśmy dzielnie, modląc się i ufając, że pogoda się poprawi.
I
rzeczywiście na Górze św. Anny zaświeciło słońce – tu mieliśmy dłuższy odpoczynek. Nareszcie spotkaliśmy się ze strumieniem z Raciborza, który prowadził o. Waldemar. Razem z grupą raciborską „1 czerwona” liczyła ponad 100 osób, w tym dwóch kapłanów, trzech kleryków, jednego brata zakonnego i aż dwanaście sióstr zakonnych. Mocna ekipa. Mszy św. w grocie przewodniczył ks. biskup Jan Kopiec, a przepiękne wieczorne nabożeństwo transmitowane przez Radio Plus od strony muzycznej prowadziła między innymi młodzież z naszej grupy. Środa przywitała nas piękną słoneczną pogodą. Nagłośnienie działało i nareszcie kroczyliśmy wszyscy razem. Niestety trwało to bardzo krótko – do momentu, kiedy w tył kolumny naszej grupy uderzył samochód… Wiele osób upadło, niektórzy jakoś się pozbierali, inni leżeli. Obecny z nami ojciec Waldemar, choć sam poszkodowa-
6
ny, szybko zaczął udzielać rozgrzeszenia osobom leżącym na asfalcie. Nasze pielęgniarki natychmiast zajęły się poszkodowanymi, po paru minutach przyjechały karetki i straż pożarna. Kiedy rannym udzielano pomocy pozostali z naszej grupy stojąc na polnej drodze, odmawiali z ojcem Waldemarem koronkę do Miłosierdzia Bożego… Aż 11 pielgrzymów zabrało pogotowie, ale poturbowanych było więcej. Jakże trudno było iść dalej – strach o los potrąconych przez samochód, lęk przed kolejnym wypadkiem, i ta niepewność – jak będzie dalej? Jak iść? I dlaczego tak się stało? Przejmujące były słowa ojca Waldemara, który donośnym głosem wołał, że szatan mocno działa w tej grupie. Ale mówił on też, że Bóg był w tym momencie z nami…
>>> dokończenie na str. 9
Tegoroczna wędrówka przyniosła ból i cierpienie, ale przecież dała nam wiarę, odwagę, siłę i nadzieję. Pokazała dobroć i miłość wielu ludzi, przypomniała, że nie można się poddawać, że bez Boga nie możemy nic. Dała nam odczuć, że On jest zawsze z nami i że we wspólnocie naprawdę można więcej.
TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM U Matki Bożej w Medjugorie Z naszej parafii w dniach 2-10 lipca wyruszyła grupa do Medjugorie w Bośni i Hercegowinie, aby oderwać się od spraw codziennych i oddać się głębokiej modlitwie różańcowej
N
a trasie naszego przejazdu znalazła się miejscowość Ludbreg w Chorwacji. Miejsce szczególne, ponieważ 600 lat temu miał tam miejsce cud eucharystyczny. Mieliśmy to szczęście nawiedzić to miejsce dwa razy oraz sprawować tam Eucharystyczną ofiarę. Medjugorie- miejsce objawień Matki Bożej, choć jeszcze nieuznane przez kościół i nie zatwierdzone ponieważ Watykan bada tę sprawę, ale miejsce modlitwy, które przyciąga wielkie tłumy ludzi z całego świata. Dokonują się tam niezwykłe sprawy, jak choćby panuje tam wielki duch modlitwy a także wielkie rzesze ludzi korzystają z sakramentu pokuty – wiele ludzi się nawraca. Podczas naszego pobytu odbywały się także międzynarodowe rekolekcje dla kapłanów. Byliśmy na górze objawień – górze Podbrdo, oraz wielu innych miejscach modlitwy. Każdy przedkładał Maryi swoje sprawy i intencje dla każdego ważne i osobiste. Wielki duch modlitwy panuje w Medjugorie, czego sami byliśmy
świadkami i sami mogliśmy oderwać się od spraw codziennych i oddać się głębokiej modlitwie różańcowej do której wzywa Matka Boża. Jak w wielu innych miejscach szczególnego kultu Matki Bożej tak i Medjugorie Maryja wzywa do modlitwy, nabożnego uczestnictwa we Mszy świętej, czytania Pisma świętego, postu i co miesięcznej spowiedzi – oto przesłanie jakie płynie z Medjugorie. Dzisiejszy świat i człowiek w nim żyjący potrzebuje wyciszenia i poświecenia Bogu siebie i nade wszystko czasu na modlitwę. Podczas naszego pobytu, mieliśmy okazję podziwiać piękno tych terenów. Na trasie naszego wyjazdu znalazły się miejsca turystyczne: Dubrownik i jego architektura sięgająca jeszcze czasów rzymskich, sanktuarium św. Błażeja który jest patronem miasta Dubrownik, przepiękna wyspa Lokrum, Mostar jak również był i czas by skorzystać z kąpieli słonecznej na Riwierze Makarskiej. Wszystkie miejsca piękne, ale chyba najbardziej pozostało w
W Medjugorie - Maryja wzywa do modlitwy, nabożnego uczestnictwa we Mszy świętej, czytania Pisma świętego, postu i co miesięcznej spowiedzi sercach to niezwykłe miejsce - Medjugorie. Każdy odebrał to miejsce inaczej i w sposób dla siebie najbardziej osobisty. Wspomnień wiele i u każdego inne, ale czas przeżyty bardzo owocnie – może nawet były to nasze rekolekcje. Czy będą następne? Myślę, że tak. Dziękuję tym którzy byli i dali świadectwo wiary. Niech Matka Boża oręduje za nami i naszymi rodzinami. Kralica Mira – moli za nas. Królowo Pokoju – módl się za nami. O. Ignacy Szczytowski OFM
Nasi Pielgrzymi w Medjugorie
7
TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM DZIEŃ Z ŻYCIA OAZOWICZA Są przeróżne sposoby spędzania wakacji przez nastolatków. Pechowcy zostają wywożeni przed rodziców do babci na wieś, gdzie nie ma zasięgu w „komórce”, nie mówiąc już o Internecie.
I
nni jadą z rodzicami nad morze. O ile dziewczyny mogą do woli opalać się na rozgrzanym piasku i przyglądać się przystojnym ratownikom, chłopcy nudzą się tam niemiłosiernie. Szczęśliwcy wyjeżdżają na obozy i kolonie, gdzie cieszą się mnóstwem świętego spokoju od rodziny i obowiązków domowych. Jeszcze inni nie wybierają się nigdzie i ignorując letnie słońce, odpływają w ekran komputera. W tym miejscu należy wspomnieć o nielicznej grupie desperatów, która w powakacyjnych statystykach jest zwykle pomijana. Oazowicze. Ludzie na tyle odważni i szaleni by wyjechać na dwutygodniowe rekolekcje w górach. Przyczyny zdecydowania się na oazę są przeróżne. Namowy znajomych, fakt, że moderatorem jest zaprzyjaźniony ksiądz (ewentualnie animatorką jest dziewczyna z podwórka) lub też niepohamowana chęć wyjechania gdziekolwiek i myśl: „w końcu nie będziemy się modlili całą dobę”. Rzadko zdarza się, by ktoś wyjeżdżał na oazę dla Pana Jezusa, ale dla Niego to nie stanowi żadnej przeszkody. Jemu wystarczy byśmy tylko lekko uchylili drzwi swojego serca. Wystarczy zrobić krok w Jego stronę, a On już biegnie do nas z otwartymi ramionami. Jednakże nie o tym mowa będzie w niniejszym artykule. W niniejszym artykule zastanowimy się nad tym, jak przetrwać oazę, kiedy już się tam znajdziemy. Jak wytrzymać wieczny bałagan w siedmioosobowym pokoju, odprawianie Mszy Świętych w garażu (nazywanym przez animatorów kaplicą), fakt, że na około czterdzieści osób w domu są tylko dwie łazienki, półtorej godziny czasu wolnego, który co czwarty dzień marnuje się na zmywanie po posiłkach i największą zmorę wszystkich oazowiczów- rozpoczynające się o 21.00 silentium sacrum. Przyjrzyjmy się przeciętnemu dniu przeciętnego uczestnika rekolekcji. Rozpoczyna się on wraz z pobudką o 7.00 rano. Przeciętny oazowicz wstanie o 7.15, podczas gdy przeciętna oazowiczka nastawi budzik na piątą, by mieć czas na poranną toaletę i oczywiście prostowanie włosów. O 7.30 wszyscy czekają już w garażowej kaplicy z brewiarzami w rękach na rozpoczęcie się jutrzni. Ci, którzy mają dyżur liturgiczny, muszą się martwić o to, by nie zafałszować antyfony, czytanie przeczytać głośno i wyraźnie i nie zapomnieć o responsorium. Pozostali martwią
8
się tylko o to, by nie było słychać burczenia ich zgłodniałych żołądków. Po długo wyczekiwanym zakończeniu się nabożeństwa, wszyscy biegiem udają się do jadalni, mieszczącej się w drugim garażu. Tam ma miejsce pełna napięcia cisza, gdy każdy w skupieniu poszukuje wśród talerzy swojego numerka i modli się o miejsce obok swoich ziomków. Rozczarowanie po tym, kiedy się okazuje, że takowego miejsca nie otrzymał, ustępuje żądzy jedzenia na widok półmisków z chlebem, szynką, pasztetem i ogórkami. Jeszcze tylko modlitwa przed posiłkiem i można dosłownie się na nie rzucić, byleby tylko nie zabrakło. Najbardziej rozchwytywana jest margaryna. Margaryny nigdy nie ma się dosyć, czule rozsmarowuje się ją na chlebie, o margarynie śpiewa się piosenki. Dużą popularnością cieszy się także ketchup, który świetnie smakuje z szynką, pasztetem, żółtym serem, a najlepiej z samą margaryną. O 9.00, kiedy dyżur gospodarczy upora się ze zmywaniem, wszyscy zbierają się w kaplicy na szkole liturgii. Młody kleryk, kiwając się w przód i w tył na krzywej ambonce, niestrudzenie tłumaczy znudzonej młodzieży znaczenie wszystkich słów i gestów mających miejsce na Mszy Św. Ci, którzy wstali za wcześnie lub zasnęli za późno, drzemią cichutko w kątach. Natomiast ci, którzy tego dnia się wyspali, wdają się z klerykiem w długie dyskusje o sprawach ostatecznych, co interesuje ich o
Jak wytrzymać wieczny bałagan w siedmioosobowym pokoju, odprawianie Mszy Świętych w garażu (nazywanym przez animatorów kaplicą), fakt, że na około czterdzieści osób w domu są tylko dwie łazienki, półtorej godziny czasu wolnego, który co czwarty dzień marnuje się na zmywanie po posiłkach i największą zmorę wszystkich oazowiczówrozpoczynające się o 21.00 silentium sacrum. wiele bardziej niż temat lekcji. Nieco ożywienia wnosi następująca zaraz po szkole liturgii szkoła śpiewu. Co prawda tylko mały odsetek grupy śpiewa, a reszta przekrzykuje się nawzajem, jednak wszyscy, łącznie z grającym na gitarze animatorem są niesamowicie zadowoleni. Uczestnicy co dzień poznają nowe piosenki, które następnego dnia przerobią na pieśni pochwalne na cześć margaryny. 10.45 to godzina rozpoczęcia się Eu-
TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM charystii. Zwykle przed nią następuje bunt oazowiczek, które przymuszane są do włożenia zakrywających kolana spódnic, podczas gdy chłopcy mogą przyjść do kaplicy w zwykłych dżinsach. Wszyscy oczekują kazania księdza moderatora, który zawsze potrafi rozśmieszyć czymś swoich podopiecznych. Jak więc możliwe jest to, że na drugi dzień kazanie pamięta najwyżej 1/4 słuchaczy? Nieodgadniona tajemnica. Po Mszy czas na krótkie ogłoszenia. Prosi się wszystkich, którzy czegoś potrzebują o przygotowanie listy zakupów, po które ksiądz z animatorami pojadą na czasie wolnym. 12.00. pierwsze spotkanie z animatorem lub animatorką grupy, nazywane wyprawą otwartych oczu. Małe grupki oddalają się w swoje ustronne miejsca i kontemplując przyrodę, rozmawiają na temat aktualnego dnia rekolekcji. Czas wolny następuje po obiedzie. Czasem jest to po prostu bezczynne leżenie w pokojach i zajadanie pysznych góralskich oscypków (czy też rogalików 7days w przypadku, gdy ktoś oscypków nie lubi). Czasami jeden z kleryków ogłasza, że zabiera chętnych nad strumyk, co zwykle nagradzane jest entuzjastycznym aplauzem. Za kilka minut chętni (czyli cała oaza) są gotowi. Wyruszamy w wybrane miejsce zwartą kolumną. Nad strumykiem chłopcy przystępują do swojej ulubionej zabawy. Wrzucania dziewczyn w ubraniach w zimną, przejrzystą wodę. Dziewczyna wrzucona kilkukrotnie ma odczuwalny dowód na swoje powodzenie u płci przeciwnej, dziewczyna wrzucona jako ostatnia ma powód, żeby się obrazić. Kiedy wreszcie wszystkie przedstawicielki płci pięknej są już równomiernie mokre i pogodzone ze swoim losem przestają piszczeć, połowa przystępuje do budowy tamy z kamieni, których wszędzie pełno, a druga połowa poszukuje nad brzegiem porwanych przez rwący nurt klapek. Trwa to do momentu gdy budowniczowie są tak zmarznięci, że uznają, że powstała tama jest całkiem OK. Niepojętą zagadką jest fakt, iż wszystkie klapki udaje się odnaleźć. Powrót znad strumyka idealnie zgrywa się w czasie z powrotem księdza z zakupów. Po otwarciu tylnych drzwi z samochodu wysypują się przeróżnych rozmiarów butelki CocaColi, na którą na oazie jest największe zapotrzebowanie. Dużo osób wypija dwa litry tego cudownego napoju w ciągu godziny, a potem aż do końca dnia są w świetnym humorze. Tak świetnym, iż zrodził się pomysł stworzenia sali wytrzeźwień. O 15.15 wszyscy spieszą na koronkę. Jeżeli dyżur liturgiczny chce się popisać, koronka jest śpiewana. Bezpośrednio po niej rozpoczyna się Namiot Spotkania.
Każdy wybiera sobie miejsce w ogrodzie, gdzie rozważa wyznaczony fragment Pisma Świętego. Większość osób dzielnie zmienia swoje miejsca, za każdym razem natrafiając na kolejne mrowisko, aż wreszcie uzyska poczucie, że zrozumiał Słowo Boże, ale są i tacy, którzy zamiast przeżyć Namiot Spotkania, wolą spotkać się w namiocie z kumplami. Bezpośrednio po tym, oazowicze udają się na Ewangeliczną Rewizję Życia. Brzmi strasznie, ale to tylko kolejne spotkanie w małych grupkach. Tylko trochę poważniejsze. Animatorzy rywalizują ze sobą, kto dłużej je poprowadzi. Wbrew pozorom nie jest to aż tak nudne, zwłaszcza dla dziewczyn, które na koniec mają okazję poplotkować trochę z animatorką. O 18.00 przeciętny oazowicz idzie na kolację, na której jest powtórka ze śniadania. Trwa zażarta walka o margarynę. Po kolacji następuje czas, który swoją atrakcyjnością prawie dorównuje czasowi wolnemu. Pogodny wieczór. Odpowiedzialna za niego grupka przygotowuje gry i zabawy dla całej oazy. Można się wyszaleć, potańczyć i pośmiać, aż przez godzinę do adoracji wieczornej. I tak dochodzimy do magicznej godziny dwudziestej pierwszej. Silentium. Cisza. Tylko czy to w ogóle jest możliwe, w domu w którym mieszka trzydziestu nastolatków mających dla siebie tylko dwie łazienki? Odpowiedź brzmi: nie. Dlatego o 21.00 animatorzy i uczestnicy dzielą się na dwa obozy przeciwników. Animatorzy są gotowi za wszelką cenę silentium bronić, a uczestnicy za wszelką cenę chcą je zakłócić. Po pierwszym tygodniu oazowicze odpuszczają i zamiast wygłupiać się na schodach, chodzą do kuchni robić sobie kisiel. To kolejny zwyczaj niespotykany nigdzie indziej jak tylko na oazie: jedzenie kisielu w kolejce do łazienki. W końcu nasz przeciętny oazowicz doczeka się na swoją kolej. Jest już tak zmęczony, że tylko ochlapie twarz zimną wodą i ubierze się w piżamę. Wolniutko uda się do pokoju, gdzie nikt nie śpi, lecz wszyscy leżą w śpiworach z słuchawkami MP3 w uszach. Zanim dostanie się na swój materac, musi pokonać w ciemności prawdziwy tor przeszkód, uważając, żeby kogoś nie poturbować i jednocześnie samemu się nie zabić o czyjeś rzucone byle jak ubrania. Wejdzie do swojego śpiwora, połknie na dobranoc czekoladowy batonik i jeśli to oazowicz, zaśnie od razu. Jeżeli to oazowiczka nastawi jeszcze budzik na piątą. Mogłoby się wydawać, że następny dzień będzie bliźniaczo podobny do opisanego, a jednak będzie zupełnie inny. Lecz nasz przeciętny oazowicz jeszcze tego nie wie. „Przeciętna oazowiczka”
>>> dokończenie ze str. 6
Pielgrzymka na Jasną Górę
J
eszcze tego samego dnia ze szpitala zostali wypisani wszyscy oprócz trzech najbardziej poszkodowanych osób. Na pielgrzymi szlak powróciły tylko dwie osoby. Kilkoro młodych pielgrzymów w tym br. Pacyfik oraz br. Makary postanowiło pozostać i dojeżdżać autami. Środa była najtrudniejszym i najbardziej smutnym dniem pielgrzymki… Ale radość pielgrzymowania powracała – następnego dnia, kiedy ze szpitala docierały do nas uspakajające wieści, grupa szła dzielnie modląc się i śpiewając. Wiedzieliśmy, że bez Boga nic nie możemy. Wróciła nadzieja, częściej pojawiał się uśmiech. I od tej pory było już tak do końca pielgrzymki – Ojciec Waldemar wygłaszał piękne konferencje, zawsze wesoła siostra Rut zarażała wszystkich swą radością, a siostra Aleksandra, franciszkanka z Kietrza, która nie wiedzieć czemu kroczyła z nami, przygrywała na gitarze, nie zrażając się brzmieniem poturbowanego w wypadku instrumentu. Bardzo cierpiący Ojciec Ignacy (z wielkimi odciskami na stopach) nie zawsze kroczył z nami. Jednak dzielnie opatrywał nasze bolące nogi na postojach. Przy mikrofonie młodzież pomagała jak mogła. Nasi kierowcy również służyli pomocą. Na trasie i noclegach widywaliśmy siostry i braci poszkodowanych – trzeba przyznać uśmiechniętych, choć przecież cierpieli nie tylko przez ból, ale i przez to, że nie mogą iść z nami. A ciepłe słowa pątników z innych grup i ich zapewnienia o modlitwie dodawały wszystkim otuchy. I tak w sobotę mimo ogromu przeciwności dotarliśmy do stóp Maryi. Najświętszej Panience powierzyliśmy nasze wszystkie intencje, które nieśliśmy do Niej cały tydzień. Tu spotkała nas niespodzianka – biskup Andrzej Czaja odwiedził naszą grupę, rozmawiał, dopytywał o zdrowie i zapewniał o modlitwie. Tegoroczna wędrówka przyniosła ból i cierpienie, ale przecież dała nam wiarę, odwagę, siłę i nadzieję. Pokazała dobroć i miłość wielu ludzi, przypomniała, że nie można się poddawać, że bez Boga nie możemy nic. Dała nam odczuć, że On jest zawsze z nami i że we wspólnocie naprawdę można więcej. Bracie i Siostro! Jeśli zastanawiasz się, czy iść z nami za rok, życzę Ci abyś „nie kalkulował”, czy warto. Naprawdę warto! Pątniczka z „1 czerwonej”
9
TEMAT NUMERU - WAKACJE Z BOGIEM Święto Młodzieży Bez zastanawiania się dnia 18 lipca - na plecy założyłam spakowany na tydzień plecak i wyruszyłam do Babci Pana Jezusa na Święto Młodzieży, w tym roku 15 - jubileuszowe.
N
a Górze św. Anny czekali z otwartymi do powitań ramionami Ojcowie Franciszkanie, którzy zapewnili nam tydzień, przepiękny tydzień, gdzie był czas sacrum i czas profanum, czas zabawy i czas modlitwy, czas radości i czas wyciszenia, czas słuchania konferencji i czas na dzielenie się z innymi swoimi przeżyciami, a przede wszystkim czas spotkania z Bogiem w sakramentach, głoszonym słowie, drugim człowieku. Najważniejszym punktem programu każdego dnia była
Święto Młodzieży na Górze Świętej Anny, lipiec 2011 Eucharystia, w czasie której rozważaliśmy kolejno przypowieści. Dzień rozpoczynaliśmy od Jutrzni, następnie konferencja, praca w grupach, Eucharystia, obiad i czas wolny, po którym spotykaliśmy się pod namiotem na Koronce do Bożego Miłosierdzia, albo rozmawialiśmy z gościem. Wieczorami zaś gromadziliśmy się na koncertach, a każdy dzień kończyliśmy nabożeństwem. We wtorek zamiast wieczornego koncertu udaliśmy się na tyły Domu Pielgrzyma, gdzie urządzo-
no nam teatr i wystąpił dla nas Gliwicki Teatr „A” z przedstawieniem pt. „Siewca”. Środa była dniem świętowania jubileuszu, na który Ojcowie przygotowali wiele niespodzianek dotyczących historii święta młodzieży i pierwszych wspomnień. Natomiast piątek był dniem Święta Rodziny – mogliśmy wtedy witać swoje rodziny i pokazać im, jak dobrze zrobiły, że zaufały Ojcom i powierzyły nas ich opiece. am
STATYSTYKA nasi parafianie w liczbach, ale nie bezimienni! Podajemy dane statystyczne - chrzciny, śluby, pogrzeby od 11 czerwca 2011 r. do dnia zamknięcia numeru.
Chrzty „Przez chrzest każde dziecko zostaje przyjęte do grona przyjaciół, którego nigdy nie opuści ani za życia, ani po śmierci.” Benedykt XVI Dzieci, które przyjęły sakrament chrztu św. 1. Franciszek Koryciński 2. Klaudia Kuźniar 3. Tomasz Zwierzyński 4. Emilia Korzeniewska 5. Bartosz Paluch 6. Dominik Worek 7. Szymon Kaszowski 8. Aleksander Szklarczyk 9. Szymon Jania 10. Lena Paściak 11. Adrian Letki
10
Śluby
6. Anita Furtak – Dawid Bednarz 7. Alicja Lewandowska – Wayne Stafford 8. Justyna Juszczyk – Rafał Pawlusek 9. Agnieszka Odziemska – Wojciech Bieganowski 10. Izabela Snitczuk – Szymon Tarasek 11. Anna Kubica – Dominik Górski 12. Marta Teper – Mateusz Stasica 13. Joanna Tubek – Piotr Kozakiewicz 14. Marta Lamber – Adam Kuć 15. Anna Ślęk – Krystian Lech 16. Monika Balcerek – Dariusz Merchut 17. Anna Tylek – Rafał Charytanowicz
„Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu. Bo mocna jak śmierć jest miłość, jej zazdrość gwałtowna jak kraina umarłych. Żar jej jest żarem ognia, jej płomienie to płomienie Pana. Wody głębokie nie potrafią ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki.„ Pnp 8, 6-7
„Czasem szukania Boga jest życie. Czasem znalezienia Boga jest śmierć. Czasem posiadania Boga jest wieczność. „ Św. Franciszek Salezy
Sakrament małżeństwa zawarli: 1. Małgorzata Żukowska – Paweł Kozdraś 2. Katarzyna Zawadzka – Edmund Koryciński 3. Ewa Jastrzębska – Bartosz Kazimierz 4. Kamila Stokowa – Mateusz Sołtys 5. Marta Dziergas – Krzysztof Strześniewski
Odeszli od nas: 1. Wiesława Pikuła 2. Wanda Mach 3. Karolina Tylecka 4. Czesław Bawiec 5. Julian Liszka 6. Kazimiera Rybska 7. Marianna Hyz
Pogrzeby
NASI FRANCISZKANIE Wydarzenia z życia o. Ignacego WojciechA Szczytowskiego OFM Urodziłem się w Kłodzku 15.06.1978 roku jako czwarte dziecko Mariana i Krystyny. Na chrzcie świętym w Żelaźnie w parafii św. Marcina otrzymałem imię Wojciech, a proboszcz parafii dodał mi imię patrona miejsca, św. Marcina. Dzieciństwo spędziłem w Ołdrzychowicach Kłodzkich, gdzie krótko przed moimi narodzinami przeprowadzili się moi rodzice.
R
ozpocząłem naukę w szkole podstawowej w Ołdrzychowicach w 1985 roku a zakończyłem w 1993 roku. Dość wcześnie, bo od 4 roku życia byłem ministrantem w domu macierzystym Sióstr Franciszkanek Szpitalnych, a służyłem przez 15 lat. Po ukończeniu podstawówki rozpocząłem naukę w Technikum Gastronomicznym w Kłodzku jako technik technologii żywienia i zakończyłem ją egzaminem zawodowym i maturą w 1997 roku. W klasie maturalnej zapadła decyzja, by wstąpić do Zakonu Braci Mniejszych. 8 września wstąpiłem do postulatu po maturze i odbywałem go w Kłodzku, miejscu i mieście które znałem. Następnie odbyłem nowicjat w Borkach Wielkich, składając tam pierwsze śluby zakonne. W latach 1999 – 2005 studiowałem w naszym Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu, które ukończyłem tytułem magistra teologii, pisząc pracę magisterską „Franciszkanie Prowincji św. Jadwigi w Kłodzku w 1915-1972”. Uwieńczeniem lat studiów były święcenia kapłańskie, które przyjąłem we Wrocławiu 14 maja 2005 roku z rąk metropolity wrocławskiego abpa Mariana Gołębiewskiego. Krótko, bo rok czasu 2005-2006 pracowałem jako katecheta w szkole podstawowej w Raciborzu Płoni i jako duszpasterz tej parafii. W latach 2006-2008 pracowałem w Niemczech. Najpierw w Norymberdze gdzie szlifowałem język niemiecki i jednocześnie pomagając współbraciom pracującym w tym mieście. Następnie zostałem skierowany jako duszpasterz katolików języka niemieckiego do parafii w Goerlitz. Posługę w Niemczech zakończyłem w styczniu 2008 roku i zostałem skierowany do pracy do klasztoru w Głubczycach, gdzie jako duszpasterz rekolekcyjny często wyjeżdżałem na rekolekcje, odpusty i zastępstwa. W sierpniu 2008 roku, a dokładnie 28 przyjechałem do Nysy, by tu służyć w parafii jako wikary. Przez dwa lata byłem katechetą w Zespole Szkół Sportowych, a od roku jestem katechetą w Specjalnym
O. Ignacy Wojciech Szczytowski OFM
Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. W czerwcu br. ukończyłem w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym w Opolu kurs oligofrenopedagogiki. Od chwili przybycia do Nysy jestem przewodnikiem naszej franciszkańskiej grupy pielgrzymkowej „czerwonej 1”. Podczas pracy w parafii organizowałem i nadal pragnę organizować wyjazdy wypoczynkowe dla dzieci, młodzieży, ministrantów i marianek. Byliśmy m.in. w naszym klasztorze w Dusznikach Zdroju oraz
w malowniczej miejscowości Murzasichle na Podhalu. Były także wyjazdy pielgrzymkowe, rekolekcyjne i wypoczynkowe, np.: szlakiem Jana Pawła II, Medjugorie, Góra św. Anny. W parafii pracuję z młodzieżą, jestem opiekunem lektorów i starszych ministrantów, oraz jestem opiekunem parafialnego chóru Fraternitas. Od maja 2010 roku zostałem poproszony by pełnić funkcję kapelana Maltańskiej Służby Medycznej oddziału Nysa. •
11
WSPÓLNOTY PARAFIALNE Rada Parafialna - członkowie W czasach, gdy tak niewielu pragnie zrobić coś dla innych, osoby bezinteresownie angażujące się w działalność katolickiej parafii są postrzegane co najmniej jako kosmici udający się dobrowolnie na skraj galaktyki do kolonii karnej na ciężkie roboty. A już poważniej: gdy dookoła morze obojętności, warto pokazać tych, którzy chętnie i energicznie pracują na rzecz wspólnoty, poświęcają swój wolny czas i po prostu pomagają, tworzą, działają. Za darmo! Należy jeszcze dodać: „ad majorem Dei gloriam”, czyli: „na większą chwałę Boga”. Dziś przedstawiamy dwie osoby należące do Duszpasterskiej Rady Parafialnej: panią Helenę Serafin i pana Krzysztofa Wawrzaka. Na pewno znamy ich choćby z widzenia, bo często są w kościele.
Helena Serafin
Krzysztof Wawrzak
M
Ż
ężatka z 36-letnim stażem małżeńskim (mąż – pan Aleksander) ma dwóch dorosłych żonatych synów i jest szczęśliwą babcią dwójki wnucząt. Pracuje jako pielęgniarka w nyskim hospicjum „Auxilium”. O swojej trudnej i odpowiedzialnej pracy mówi krótko: „Praca w hospicjum jest bardzo specyficzna, bo pacjenci tej placówki wymagają szczególnej troski i opieki.” Od 1980 roku pani Helena jest naszą parafianką. Bardzo energiczna, pomysłowa, pracuje na rzecz naszej wspólnoty nie tylko w Radzie Parafialnej, do której została zgłoszona jej kandydatura -przez parafian- i to parafianie właśnie wieloma głosami ją wybrali, za co serdecznie swoim wyborcom dziękuje. Należy do Róż Różańcowych oraz do Wspólnoty Pogodnej Jesieni. Wraz z członkiniami tej ostatniej bardzo dba o porządek i czystość pomieszczeń i sprzętów w domu katechetycznym (nieliczni z parafian, bywający od czasu do czasu w domu mają świadomość tego, że tam też trzeba sprzątać i ktoś to robi). Pani Serafin żałuje, że tak niewiele osób świeckich działa na rzecz naszej parafii. Mówi: „Myślę, ze nie wszyscy są tak bardzo zapracowani – jest przecież tylu bezrobotnych – aby nie mogli pomóc w różnych sprawach. Przecież to jest nasz kościół, nasza parafia, nasza wspólnota. Ojcowie franciszkanie są z nami – jedni dłużej, inni krócej – ale wciąż się zmieniają, przychodzą i odchodzą. My zostajemy i dlatego powinniśmy bardziej angażować się zarówno duchowo, jak i fizycznie, poprzez liczne uczestnictwo w nabożeństwach, spotkaniach, wykładach, koncertach oraz poprzez prace w kościele, domu katechetycznym, w trakcie przygotowań do uroczystości, festynów, itp. Każdy z nas powinien zastanowić się nad swoją aktywnością w parafii i pomyśleć o tym, że nasze życie nie kończy się tu, na ziemi. Na wieczne szczęście trzeba zapracować tu i teraz, choćby poprzez działanie na rzecz wspólnoty parafialnej.” Trudno nie zgodzić się z refleksjami Pani Heleny. Dziękujemy za te spostrzeżenia. Miejmy nadzieję, że trafią na podatny grunt i znajdzie się więcej takich, którzy pomogą w zwykłych pracach w kościele czy wokół niego. ms
12
onaty – żona Elżbieta – od 1981 roku jest naszym parafianinem. Od ponad 30 lat pracuje w Zespole Opieki Zdrowotnej w Nysie. Jest członkiem Rady Parafialnej wybranym na drugą kadencję (nie licząc tej krótkiej, od kwietnia do września br.). Do swoich wyborców mówi tak: „Jest to dla mnie bardzo miłe, iż zgłoszono moją kandydaturę i wiele osób głosowało na mnie, za co bardzo serdecznie dziękuję: Bóg zapłać.” Pan Wawrzak – oprócz przynależności do Rady Parafialnej – pełni funkcję świeckiego szafarza Komunii Św. i co dwa tygodnie odwiedza chorych, niosąc im Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Ubolewa nad naszym zaangażowaniem w sprawy duchowe. Stwierdza: „W obecnych czasach można zauważyć wyraźny spadek liczby wiernych uczestniczących we Mszy św. niedzielnej, nie mówiąc już o dniach powszednich. Niewielki jest udział dzieci i młodzieży w nabożeństwach. Wierni, nawet jeśli są obecni w kościele, często nie włączają się do wspólnej modlitwy czy śpiewu. Może sytuację poprawiłoby zainstalowanie video-projektora, ale to z kolei duży wydatek i znowu potrzebny byłby sponsor.” Na opisaną sytuację pan Krzysztof nie ma jednak gotowej i jednoznacznej recepty. Co chciałby zmienić w naszym kościele i parafii? Jest cała lista spraw, która powinna być systematycznie realizowana. Obejmuje ona problemy materialne i finansowe, np. spłacenie pożyczki zaciągniętej na remont dachu, wymiana instalacji elektrycznej i nagłośnienia, malowanie kościoła, renowacja szopki betlejemskiej, itd. Do tego należy dodać tematy związane z tożsamością parafii i tzw. polityka informacyjna, np. publikowanie wiedzy historycznej o naszym kościele, zakonie franciszkańskim, bohaterskich braciach i ojcach pomordowanych przez wojska sowieckie w 1945 roku (od red.: część tej wiedzy można znaleźć na stronie internetowej naszej parafii; ponadto dużą rolę mogą odegrać w tym względzie „Róże Św. Elżbiety”, czyli my). Jako świecki szafarz Najświętszego Sakramentu zwraca uwagę na potrzebę udzielania Komunii Św. pod dwiema postaciami: Chleba i Wina, przynajmniej raz w roku, tj. w Wielki Czwartek. ms
KULTURA Do poczytania i nie tylko W tym numerze proponujemy lekturę dwóch książek. Pierwsza z nich to historia nawrócenia mordercy skazanego na karę śmierci. Co najciekawsze, Jacques Fesch – bo o nim mowa – jest kandydatem na ołtarze, toczy się obecnie jego proces beatyfikacyjny! Druga pozycja to katechizm dla młodzieży – i nie tylko – przeznaczony do stałego studiowania, a nie – jednorazowego przeczytania. Taki przewodnik po naszej wierze dla każdego, nawet słabo zaawansowanego katolika. Pierwsza książka znajduje się w naszej parafialnej bibliotece, druga – mamy nadzieję, że wkrótce tam dotrze. Książki recenzują Małgorzata Świtała i Halina Skirzewska.
YOUCAT – katechizm tylko dla młodzieży?
DZIENNIK WIĘZIENNY = DZIENNIK DUCHOWY
S
K
zczególna to książka. Myślę, że nie tylko dla młodych, choć na ich zapotrzebowanie i przy ich współudziale napisana. Dziwny tytuł pochodzi od dwóch angielskich wyrazów: „youth” czyli „młodzież” oraz „catechism”. YOUCAT został opracowany na podstawie Katechizmu Kościoła Katolickiego (KKK), wydanego z inicjatywy Jana Pawła II w 1992 roku. Składa się z czterech części: 1. „W co wierzymy” – zawiera wyjaśnienie prawd wiary; 2. „Jak celebrujemy misteria Kościoła” – opisuje liturgię; 3. „W jaki sposób mamy życie w Chrystusie” – wykłada podstawy etyki chrześcijańskiej; 4. „Jak powinniśmy się modlić” – wskazuje, jak i dlaczego każdy z nas powinien rozmawiać z Panem Bogiem. Zagadnienia opracowano wg tradycyjnego schematu „pytanie – odpowiedź”, wzbogaconego o krótki i przystępny komentarz. Na marginesach znajdują się cytaty z Biblii, definicje trudniejszych terminów oraz myśli sławnych uczonych, pisarzy oraz świętych. Całość dopełniają piękne ilustracje i grafiki oraz „ludziki”, które swym schematycznym wyglądem i pozą „komentują” bieżący tekst. YOUCAT został napisany pod patronatem kard. Christopha Schönborna z Wiednia. Oryginalny tekst powstał w j. niemieckim, jako efekt pracy zespołu księży, zakonników, teologów i pedagogów oraz 50 młodych osób. Tłumaczem polskiego wydania jest Michał Szczepaniak z Kielc, doktor teologii, biblista i tłumacz, zaś wydawcą – Edycja Św. Pawła. Ten lapidarny „podręcznik” naszej wiary jest przystępny, przejrzysty i ciekawy, ułatwia zrozumienie Bożych i ludzkich spraw nawet tym, którzy rzadko sięgają po katolickie publikacje. Benedykt XVI napisał w przedmowie: „ Musicie wiedzieć, w co wierzycie.” Ma rację. Musimy. Małgorzata Świtała (wykorzystano informacje z artykułu ks. Tomasza Jaklewicza „Katechizm jak kryminał”, „Gość Niedzielny”, nr 22, 5.06.2011)
siążka Jacquesa Fescha - „Dziennik więzienny - za pięć godzin zobaczę Jezusa” przedstawia dziennik duchowy, jaki pozostawił po sobie uwięziony, a następnie skazany na śmierć, przypadkowy morderca policjanta, Jacques Fesch. Wydarzenie to miało miejsce w powojennej Francji i do dziś jest powodem wielu kontrowersyjnych komentarzy i ocen. Dość powiedzieć, że 30 lat po śmierci Fescha arcybiskup Paryża kard. Jean – Marie Lustiger podjął odważną decyzję rozpoczęcia procesu jego beatyfikacji. Gdyby został wyniesiony na ołtarze, byłby to pierwszy przypadek od czasu Dobrego Łotra, który uzyskał od Chrystusa na krzyżu obietnicę: „Zaprawdę powiadam Ci: dziś będziesz ze mną w raju” i czczony jest jako święty. Pierwsza część książki to biografia autora napisana przez jezuitę Ojca Andre Manaranche. W zakończeniu zaś przedstawiono kilka świadectw ludzi młodych oraz więźniów, na których Jacques wywarł duży wpływ. Czytając książkę zaczynamy sami przeżywać rozterki i męki skazanego mordercy i razem z nim dokonywać przewartościowań zachowań ludzkich w sytuacjach ekstremalnych. W trakcie swych rozważań Jacques dochodzi do przekonania, iż: 1. jego czyn jest karygodny 2. on wie, że skazanie go na śmierć jest niesprawiedliwe 3. Bóg kierując wydarzeniami i prowadząc go na śmierć zachowuje od ponownego popadnięcia w zło, które jest nierozłącznie związane z jego bytem W tym znaczeniu egzekucja będzie dla niego ocaleniem. Z lektury dowiadujemy się, że autor w celi więziennej z osoby sceptycznie odnoszącej się do wiary staje się głęboko wierzący. Jego grzech nieoczekiwanie zaowocował Łaską: grzech był wielki, ale Łaska jeszcze większa. Już przed straceniem wypowiada znamienne słowa: „Śmierć nie jest śmiercią! Jest początkiem wędrówki do Boga! Do Jezusa!” Książka jest przeznaczona dla młodzieży starszej i dorosłych w różnym wieku. Życzę refleksyjnych przeżyć w czasie czytania polecanej przeze mnie książki. Halina Skirzewska
13
NASZYM ZDANIEM OJCIEC - TO BRZMI DUMNIE? 23 czerwca, jak co roku, obchodziliśmy Dzień Ojca. Święto trochę zapomniane, przyćmione blaskiem przeżywania macierzyństwa. Czy to oznacza, że ojciec jest „mniej ważny” od matki? W czasach, gdy wiele krajów europejskich funduje swoim osieroconym nieletnim obywatelom możliwość posiadania obojga rodziców jednej płci zamiast tradycyjnego pakietu „tata plus mama”, słowo OJCIEC zaczyna tracić swoje szczególne znaczenie, swoją jedyną, męską rolę w życiu dziecka.
K
im więc jest ojciec dla każdego z nas? Czy tylko biologicznym dawcą genów, zapomnianym ze wstydem lub wspominanym z nienawiścią, bo zdradził, odszedł, zostawił i nigdy nie zainteresował się swoją rodziną? A może to surowy apodyktyczny władca, który w domu nie znosi sprzeciwu, terroryzuje żonę i dzieci? Czasem słaby człowiek, topiący swoje zmartwienia – bezrobocie, choroby, kłopoty finansowe – w kolejnych kuflach i kieliszkach, będący obciążeniem, a nawet przekleństwem rodziny cierpiącej z powodu alkoholowej metamorfozy ojca, który bije i niszczy. Po lekturze prasy, po obejrzeniu wiadomości i reportaży TV, można nabrać przeświadczenia, że ojcowie to w większości alkoholicy albo narkomani, gwałcący swoje nieletnie córki i znęcający się psychicznie i fizycznie nad żonami. Pojedyncze przypadki czy nawet grupowe patologie nie mogą przesłaniać lepszej większości. Nasi ojcowie to dzielni zabiegani mężczyźni, którzy pracują w trudnych warunkach, dniami i nocami, aby zapewnić lepszy byt swojej rodzinie, czy choćby utrzymać ją w przeciętnej kondycji. Często trudno znaleźć im czas na wypady do lasu, zwiedzanie ciekawych miejsc czy wspólne łowienie ryb. Z drugiej jednak strony tata to główny pomysłodawca wszystkich ekstremalnych zabaw, na które z pewnością nie zgodziłaby się mama. Na pewno wielu z nas „latało samolotem”, „wisiało na spadochronie” czy też „jeździło konno” po całym domu, a głównym wykonawcą tych ewolucji był tata (dobrze, że mama tego nie widziała!). A kto nauczył nas pływać, jeździć na rowerze, rozróżniać gwiazdy na wieczornym niebie? Z kim stawialiśmy pierwsze futbolowe kroki? Kto pomagał nam cierpliwie znosić matematyczne i fizyczne tortury, czyli wyjaśniał nam tajniki zasad Newtona czy obliczał prędkości pociągów jadących z miasta A do B?
14
Tata musi być. Prawdziwy tata – prawdziwy mężczyzna, nie – substytut.
Tata to główny pomysłodawca wszystkich ekstremalnych zabaw, na które z pewnością nie zgodziłaby się mama. Na pewno wielu z nas „latało samolotem”, „wisiało na spadochronie” czy też „jeździło konno” po całym domu, a głównym wykonawcą tych ewolucji był tata (dobrze, że mama tego nie widziała!). A kto nauczył nas pływać, jeździć na rowerze, rozróżniać gwiazdy na wieczornym niebie? Z kim stawialiśmy pierwsze futbolowe kroki?
Na pewno na miano ojców – bohaterów zasługują ojcowie, którzy w chwili zagrożenia życia ratują własne rodziny, narażając się na kalectwo czy śmierć. Nieliczni bohaterowie codzienności samodzielnie wychowują dzieci i prowadzą dom, bo żona zmarła lub odeszła w poszukiwaniu „prawdziwej wolności”. Cała gama postaw, szeroki asortyment wad i zalet – podobnie jak w przypadku kobiet – matek. Jedno w tym wszystkim jest pewne: każde dziecko potrzebuje zarówno matki, jak i ojca, obojga rodziców kochających i zatroskanych o jego dobro i prawidłowy rozwój, wkładających duży wysiłek w najtrudniejszy chyba proces: WYCHOWANIE. Tata musi być. Prawdziwy tata – prawdziwy mężczyzna, nie – substytut. Małgorzata Świtała
NASZE HISTORIE - FORUM CZYTELNIKÓW W rocznicę ślubu „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” Mt 19,6 Trwa okres wakacyjny – lato 2011 roku. Podziwiając piękno otaczającej przyrody; dzieła naszego Pana i Stwórcy wracam do wspomnień, które również dotyczą czasu letniego, a w kalendarzu liturgicznym związane są ze świętami Maryjnymi: Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny oraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
B
yło to 46 lat temu kiedy przed ołtarzem w kościele pw. Świętego Antoniego w miejscowości Borek Strzeliński, wypowiadałem sakramentalne słowa: „...i że Cię nie opuszczę aż do śmierci...” Minęło wiele lat, a ja trwam w tym przyrzeczeniu, ciągle odkrywając uroki kolejnych przeżytych dni. „...Odkrywam ciągle nową radość z tego, że żyję. Nigdy się tym nasycić i napić nie mogę Głowa już posiwiała i sił ubyło tyle, A ja ciągle przeżywam czwartą, piątą młodość. Kiedyś lubiłem wiosnę, potem miodne lato, Teraz jesień czaruje mnie swymi blaskami: Lubię dojrzały owoc oliw, śliw przepyszny zapach Grusze i winogrona i lasy z grzybami I ludzką przyjaźń coraz bardziej cenię, Niepowtarzalne spotkania, rozmowy. Książki dobre – a proste, które tak jak drzewa Zapuszczają w głąb duszy mądrości korzenie. Świat się zmienia i ludzie, krajobraz u okien, Tylko dusza nie może wyjść z tego zdziwienia, że nie zmienia się nigdy, że trwa rok za rokiem Wieczna młodość i radość istnienia.” Mogę więc w pełni świadomie zacytować mojej żonie, Halince, wiersz Danuty Kobyłeckiej: „...Ukradłaś mnie wszystkim, pochłonęłaś, zagarnęłaś dla siebie. Drobiną Ciebie jestem, twym oddechem. Pierwszym srebrnym włosem – wypatrzonym. Łzą, kroplą potu, uśmiechem, A ty... daj mi swoją dłoń.” Wszystko to jednak mogło i może
się realizować dzięki naszym kochanym Rodzicom. Urodziłem się na Wołyniu, na rubieżach II Rzeczypospolitej. Opatrzność Boża zrządziła, że wychowałem się w rodzinie katolickiej, w której żywy był zawsze kult Matki Bożej. Wędrówka ludzi po II wojnie światowej spowodowała, iż wraz z rodzicami dzieciństwo spędziłem na Kujawach pod opieką Matki Bożej Łaskawej (w miejscowości Pieranie), której opiece polecali się również: Jan III Sobieski i Stanisław Leszczyński. Tam moi rodzice uczyli mnie pierwszych prawd wiary, kultu Maryjnego, uczestniczenia w nabożeństwach majowych. Młodość przeżyłem w Niemodlinie, gdzie patronką kościoła parafialnego była Matka Boża Niepokalana. Tam też przyjąłem I Komunię Św. oraz bierzmowanie. Obok rodziców i dziadków dużą rolę w umacnianiu mojej wiary odegrał zasłużony proboszcz parafii, śp. ks. Henryk Słodkowski, który notabene przyjechał ze Wschodu wraz ze swymi wiernymi, na tzw. Ziemie Odzyskane. Już w dorosłym życiu swą macierzyńską opieką otoczyła mnie Matka Boża Bolesna, patronka kościoła OO Werbistów, którego przez niemal dwadzieścia lat byłem parafianinem. Tu spotkałem wielu księży – misjonarzy, którzy poszerzyli moje horyzonty myślowe na temat wiary. Wspomnę tu tylko dwóch werbistów, będących wówczas młodymi księżmi – O. Jerzego Mazura, aktualnie biskupa diecezji ełckiej oraz O. Henryka Kałużę, autora wielu utworów religijnych, szczególnie maryjnych. Tutaj zacząłem zgłębiać myśl Antoine de Saint-Exupery: „Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, ale patrzeć w tym samym kierunku.” Mieszkając w tym czasie w dzielnicy Nysa – Południe, odwiedzaliśmy teściów na Podzamczu, gdzie uczestniczyliśmy w ważniejszych uroczystościach parafii franciszkańskiej. Bardzo mile wspominamy ówczesnego proboszcza, śp. O. Hilarego. Dużą rolę w
pogłębianiu naszej wiary odegrała moja teściowa, Danuta. Dzięki niej wyrobiliśmy u siebie potrzebę wyjazdów na pielgrzymki do sanktuariów maryjnych. Dziś już jesteśmy dziadkami, a śp. teściowa z pewnością wyprasza dla nas łaski u Pana Boga. Dzięki dobrym rodzicom i księżom całkowicie zawierzyłem Panu Bogu i Matce Przenajświętszej, która przez całe dotychczasowe życie mi towarzyszyła i towarzyszy do dziś. Mam żonę, na którą mogę zawsze liczyć. W chwilach zwątpienia sięgamy po niezawodne koło ratunkowe – różaniec, który od wielu lat jest dla nas najlepszym lekarstwem i sposobem przezwyciężania wszelkich trudności, jakie napotykamy w codziennym życiu. Pragnę podkreślić, że nasze życie nie byłoby tak optymistycznie odbierane przeze mnie i moją żonę Halinkę, gdyby nie wiara w Boga i opieka Matki Bożej. Myślę, że moje wyżej przedstawione świadectwo życia duchowego, związane z trwaniem przy Bogu, może być godne naśladowania przez młodych (statystyki biją na alarm – co trzecie małżeństwo w Polsce się rozwodzi). W tym wszystkim najważniejsza jest miłość i to miłość bezwarunkowa, której nauczył nas nasz Mistrz, Jezus Chrystus. Najlepiej ,w sposób poetycki, oddał to śp. ks. Jan Twardowski: „…Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą I Ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości Czy pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą...” Na koniec dodam, że od 25 lat jestem parafianinem u Ojców Franciszkanów (Parafia pw. Świętej Elżbiety Węgierskiej) i na miarę swoich sił i umiejętności próbuję brać czynny udział w jej życiu. Przez parafian wybrany zostałem na członka Rady Parafialnej, a żona piąty już rok prowadzi bibliotekę. Edward Skirzewski
15
KOŚCIÓŁ - PARAFIA - OKOLICE HISTORIA REGULIC Wspólnota wiernych w Regulicach to filia naszej parafii. Ostatnio dużo się tam działo, czego dowodem są informacje zawarte w dziale: Z ŻYCIA PARAFII. Między innymi z tego powodu piszemy dziś o historii Regulic.
Kościół w Regulicach
W
ieś Regulice koło Nysy leży na wysokości ok. 200 m n.p.m. na Przedgórzu Sudeckim w regionie Wzgórz Strzeleckich. Krajobraz jest tutaj bardzo urozmaicony – malownicze pagórkowate okolice są wynikiem zlodowacenia środkowopolskiego. Regulice to bardzo stara osada, która powstała w XIII wieku w czasie kolonizacji prowadzonej przez biskupa wrocławskiego Tomasza I. Pierwszy dokument pisany, mówiący o tym, że Kasztelania Otmuchowska, w skład której wchodziły Regulice, jest własnością biskupów wrocławskich, pochodzi z 1155 roku – była to bulla papieska. W 1300 r. wieś obejmowała 28 małych zagród, młyn wodny, po którym ślady są widoczne do dziś na polach Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, a także: masarnię, piekarnię i dwie kuźnie. Na początku XIV wieku właścicielem młyna był nyski obywatel Herdamus, zaś Tommo von Temeritz posiadał 8 zagród. Sołtys Regulic miał 1,5 zagrody, a kościół św. Michała 10,5 zagrody. 3.08.1334 r. wrocławski biskup Nankier uwolnił wiernego sobie obywatela nyskiego Hanko Krapisza od wszystkich ciężarów podatkowych, jakimi były obłożone jego posiadłości w Regulicach, z wyjątkiem corocznej dziesięciny. W 1336 roku Regulice stały się własnością zakonników z kościoła św. Krzyża
16
w Nysie. Przeor tego zakonu, Paweł Hantke, oddał w posiadanie tercjuszowi zakonu, Kleinowi, pół zagrody w sołectwie regulickim, za wielkie zasługi wobec zakonu podczas wojny i morowej zarazy. Do początku XV wieku liczba gospodarstw i zagród w Regulicach nie zmieniła się, co wynika ze spisu dochodów biskupstwa wrocławskiego z obszaru Księstwa Nyskiego z 1424 roku. W opisie Śląska z 1784 roku Zimmermann podaje, że Regulice oddalone są o 3/4 mili od Nysy i składają się z czterech części: 1. część należąca do biskupa, która obejmowała „ośmiu całkowitych wieśniaków, czterech wolnych ogrodników, dwóch chałupników i dwie kuźnie”. Wolni poddani tej części byli zależni od nyskich poborców podatkowych. 2. część należąca do Zakonu Św. Krzyża, obejmująca „pięciu całkowitych
Pierwszy dokument pisany, mówiący o tym, że Kasztelania Otmuchowska, w skład której wchodziły Regulice, jest własnością biskupów wrocławskich, pochodzi z 1155 roku – była to bulla papieska.
W 1300 r. wieś obejmowała 28 małych zagród, młyn wodny, po którym ślady są widoczne do dziś na polach Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, a także: masarnię, piekarnię i dwie kuźnie. wieśniaków, dwóch wolnych ogrodników i dwóch chałupników”. 3. folwark należący do probostwa w Nysie. 4. młyn wodny będący własnością nyskiego szpitala. Początek historii Regulic w powojennej Polsce to dzień 19.03.1945 roku. Wtedy wojska sowieckie wkroczyły do opustoszałej wsi; miejscowa ludność została przymusowo wywieziona przez Niemców w okolice Jawornika w Czechach. Armia Czerwona stacjonowała we wsi do 9.05.1945 roku, czyli do dnia przejęcia Regulic przez polską administrację państwową. Starosta nyski, Wincenty Karuga, włączył wieś w skład gminy Złotogłowice. Od 1975 roku Regulice należą do gminy Nysa. (ms) (na podstawie informacji na stronie internetowej: www.regulice.pl )
DLA DZIECI I MŁODZIEŻY Wystarczy uwierzyć Opowiadanie dla młodzieży
C
iężkie deszczowe krople czyniły świat jeszcze bardziej szarym i pozbawionym nadziei. Ale Wiktor był z tego zadowolony. Gdy uderzały w dach zatłoczonego pociągu, do którego wpychali się przemoknięci ludzie, zagłuszały nawet jego myśli. Zimno mokrej kurtki i koszuli odciągało jego uwagę od wczorajszych wspomnień. Jednym słowem, ulewa ułatwiała mu ucieczkę przed sobą samym. Wreszcie i on, jako ostatni stanął w wejściu do wagonu. Pomyślał, że to już koniec, lecz przecież nic w tym złego. Skoro był początek musiał nadejść i koniec, choćby nie wiadomo jak bardzo nie podobało się to zbolałemu sercu. Głupie serce. I wtedy usłyszał wołanie. Ktoś biegł ku niemu i wykrzykiwał jego imię. Z początku zignorował to, uznając za figiel własnej wyobraźni. Usłyszenie czegoś w rzęsistym deszczy, na wypełnionym tłumami ludzi dworcu graniczyło z cudem. Ale po chwili krzyk rozbrzmiał tuż za nim. Odwrócił się. I ją zobaczył. Klęczała na ziemi, potrącona przez któregoś z przebywających na peronie. Jej kasztanowe włosy ociekały wodą, biała, teraz brudna bluzka lepiła się do bladych ramion. Spojrzała na niego przestraszona. Wiktor wiedział, że powinien już wsiadać. Ale zamiast tego zawołał: - Sylwia! Co ty tu robisz?! W pierwszej chwili miała ochotę zwyczajnie odwrócić się na pięcie i odejść. Ale potem spojrzała na swoje kolano, rozbite przy którymś z upadków, których nawet nie liczyła. Na sandały z podartymi paskami od długiego biegu. Wiedziała, że policzki ma pokryte tuszem do rzęs, rozmazanym przez deszcz i łzy, ale do tego drugiego wolała się nie przyznawać. I pomyślała, że raz w życiu ma prawo posłuchać serca. Raz w życiu ma prawo zrobić wielką głupotę. - Nie mogłam pozwolić, abyś odjechał. Powiedziała prawdę. Wiktor znał prawdę i ta świadomość napawała ją lękiem. Te słowa sprawiły, że poczuła się bezbronna. A z drugiej strony przyniosły jej ulgę, jakiej jeszcze nigdy nie czuła. Po raz pierwszy miała wrażenie, że jest właściwym człowiekiem we właściwym miejscu i do tego o właściwej porze. I choćby zaraz miała odejść stamtąd ze złamanym sercem, już zawsze będzie mogła się szczycić, że pewnego dnia wykazała się odwagą. Wiktor nie mógł temu zaprzeczyć: poczuł nieokiełznaną radość. Ale wraz z nią w jego umyśle zagościło bezbrzeżne zdumienie. - Dlaczego? Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Od początku zdawała sobie sprawę, że ta próba naprawienia własnych błędów będzie nieudolna i rozpaczliwa. Jednak teraz ogarnęła ją fala
paniki, bo naprawdę nie wiedziała, co dalej. - Wczoraj, zanim się pokłóciliśmy- Sylwia spuściła głowę i zdecydowała się wypowiedzieć pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy- mówiłam szczerze. I wiem- wbrew samej sobie podniosła wzrok i spojrzała mu głęboko w oczy- że ty również byłeś szczery. Zdumienie i radość ustąpiły miejsca frustracji. Wiktor zeskoczył z powrotem na peron, wprost w kałużę brudnej wody, której nie zauważył. Do jego uszu doszło stłumione chlupnięcie w przemoczonych adidasach. - Ty nic nie rozumiesz.- starał się mówić najłagodniej, jak tylko potrafił.- To koniec. To się nie uda. - Dlaczego?- Sylwia zadała to samo pytanie. Wiktor musiał się chwilę zastanowić. - Bo tutaj to się nie zdarza. To nie książka czy film. Może tutaj szczęśliwe zakończenia po prostu nie istnieją? - Nieprawda!- Sylwia sama była zaskoczona mocą swojego sprzeciwu.- Istnieją, choćby przez to, że ja w nie wierzę. I jeżeli nawet jestem jedyną osobą na Ziemi, która w nie wierzy, ist-
nieją dla mnie. Zostań ze mną, a będą istniały dla nas. W tym momencie pociąg ruszył. Wraz z walizką Wiktora. - Wystarczy tylko, że uwierzysz- szepnęła Sylwia. Wciąż jeszcze mógł pobiec i wskoczyć do środka. Tak, to dobra decyzja. Ruszył silnym zrywem mięśni i zaczął doganiać swój rozpędzający się wagon. Sylwia przyjęła porażkę z przerażająco chłodnym spokojem. Uderzyła ją tylko nagła refleksja, jak trudno jest ludziom wyciągnąć rękę po szczęście. Wolą się poddać i z przekonaniem powtarzać, że cuda się nie zdarzają, bo tak im łatwiej. Wygodniej. Boją się tego, czego skrycie pragną, czego najbardziej potrzebują. A potem zasłaniają swoje tchórzostwo stwierdzeniem, że taki już jest ten świat. Czysta dezercja. I wtedy Wiktor zrobił coś, czego Sylwia się nie spodziewała. Odwrócił się i począł biec w przeciwnym kierunku. Do niej. Pochwycił ją w ramiona. Przez dłuższą chwilę kręcili się, trzymając się za ręce, by dać upust szalejącym w nich emocjom. Obok przechodzili zajęci swoimi sprawami ludzie. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Niemiłosierny deszcz nie przestał padać, ale Sylwii wydał się, że zza chmur wyjrzało słońce. W głowie wciąż słyszała echo własnych słów. - Wystarczy, że tylko uwierzysz… „Magnolia”
Krzyżówka
1. Pierwszy człowiek na Ziemi. 2. Za panowania jakiego króla narodził się Jezus? 3. Jak się nazywa Eucharystia, którą odprawia wraz z wiernymi dwóch lub więcej kapłanów? 4. Jak nazywa się góra na którą Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, gdzie przemienił się wobec nich a Jego postać stała się lśniąca i świetlista. 5. Kto w przypowieści przyszedł modlić się wraz z faryzeuszem do świątyni? 6. Kogo Kościół katolicki uznaje za pierwszego papieża? 7. Jak nazywa się uniwersalny sposób głoszenia Ewangelii, zawarty w 6 punktach?
17
KONKURS ROZSTRZYGNIĘCIE WAKACYJNEGO KONKURSU FOTOGRAFICZNEGO Jak pamiętacie zapewne, nasi kochani Czytelnicy, w poprzednim numerze ogłosiliśmy konkurs na ciekawą fotografię obiektu sakralnego (kościoła, kaplicy) odwiedzonego w czasie wakacyjnych wędrówek oraz krótkiego opisu. Ostatecznie, po trudnych wyborach i długich dyskusjach, udało się wyłonić zwycięzcę. Konkurs wygrał pan Marek Bar z Nysy, który nadesłał zdjęcia kapliczki znajdującej się w pobliżu Sękowic, oraz krótki komentarz.
Fragment zwycięskiej fotografii autorstwa Marka Bara
N
agrodę odbierze pan Marek w czasie dyżuru redakcyjnego w Domu Katechetycznym, z rąk samego Ojca Proboszcza. Termin uzgodnimy „mailowo”. Panu Markowi serdecznie gratulujemy. Pozostałym uczestnikom przygotujemy nagrody pocieszenia. A oto zdjęcie kapliczki (powyżej) i komentarz pana Marka: Przesyłam zdjęcia kapliczki, która znajduje się w połowie drogi z Nysy do Sękowic jadąc od ul. Orląt Lwowskich i dalej wzdłuż torów kolejowych. Patrząc inaczej to jest przedłużenie ul. Oświęcimskiej. Pamiętam, że kiedyś ludzie z Sękowic i Regulic chodzili na piechotę do naszego kościoła (Wielkanoc, Boże Narodzenie) przez ul. Oświęcimską, ale to były inne czasy. Nie wiem, czy dzisiaj ktoś na piechotę z tych wsi chciałby przyjść na pasterkę. Tą kapliczkę znam od około 50 lat i jest ona dla mnie szczególna, jestem tam minimum kilka razy w roku i widzę, że cały czas ktoś się tą kapliczką opiekuje. Dobrze by było wiedzieć, kto to jest, może to mieszkańcy Sękowic?
Marek Bar Nysa
18
Mali Artyści Dobrze wiemy, że w naszej Parafii znajdzie się wielu artystów wśród dzieci i młodzieży, dlatego postanowiliśmy stworzyć i dla was kącik w naszej gazetce. W każdym numerze ukaże się temat, a waszym zadaniem będzie stworzenie rysunku, obrazu. Zapraszamy więc was, abyście wzięli do ręki kartkę, kredki, farbki i inne materiały i namalowali rysunek na dany temat. Pierwszym tematem jest: „Kocham Pana Jezusa”. Jedna najlepsza praca zostanie opublikowana w naszej gazetce parafialnej. Natomiast z wszystkich prac zostanie utworzona galeria, którą będą mogli zobaczyć wszyscy parafianie oraz goście. A nagrody? Hm, niespodzianka! •