Słowo Ojca Proboszcza
Od redakcji
Spis treści: Z życia parafii • Aktualności
4
Temat numeru • Święta rodzina
7 9
Drodzy Czytelnicy
Kochani Parafianie
Edukacja - Wychowanie • Całe życie jest... • Nasza sonda...
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, będące inspiracją lub tematem wielu filmów, książek, piosenek.
Boże Narodzenie. Ileż mamy myśli, gdy sercem pragniemy ogarnąć całą rzeczywistość Narodzenia Bożej Dzieciny!
Statystyka • Chrzty, pogrzeby
11
T
le radości w nas, gdy widzimy tęsknotę i wyczekiwanie dzieci, żar modlitwy i pragnienie uporządkowania po Bożemu życia wielu z nas. Cieszymy się także z tego, że w czasie Świąt będziemy w Waszych domach wraz z 4 numerem „Róż Świętej Elżbiety”. Być z Kimś w ważnym dla niego momencie życia to zaszczyt i zaufanie, na które należy odpowiedzieć tym samym. Ufamy, że nasza obecność u Was pozwoli Wam z tej gościny wynieść dużo wrażeń, przemyśleń i postawy wiary, która wiedzie ku Miłości. Rodzina to największy dar, jakiego Bóg może nam udzielić. Rodzina to zaufanie Boga, który rodzi się we wspólnocie serc i pragnień małżonków, rodziców i dzieci. Święta Rodzina jest dla nas wzorem i inspiracją, aby żyć jak Jezus, Maryja i Józef, którzy słuchali Boga i kroczyli po Jego drodze. To również zachęta do służenia sobie nawzajem w miłości i wzajemnym szacunku. Wizyta duszpasterska powinna pogłębić to nasze wspólne wrastanie w Boga i Kościół, który jest naszym domem. Niech lektura „Róż” pomoże nam w odkrywaniu darów, jakie niesie nam Boża Dziecina i niech nasze Rodziny będą miejscem, gdzie Bóg pragnie się narodzić i przebywać. Na błogosławiony czas Świąt Bożego Narodzenia oraz na cały nowy Rok Pański 2012 życzymy Wam doświadczenia Miłości i błogosławieństwa Tego, który do końca nas umiłował.
Wspólnoty parafialne • Rada Parafialna • Fraternia
12
Nasi franciszkanie • O. Faustyn Zatoka OFM
14
Forum czytelników • Elżbieta z... - cz. II
15
Kultura • Boże Narodzenie... • Poezja świąteczna
19
Naszym zdaniem • Świąteczna Rodzina
19
Nauka i wiara • Czas księgowania
22
Kościół, parafia i okolice • Dom Świętej Rodziny
25
Dla dzieci i młodzieży • Tajemnica białej... • Mali Artyści
26
rudno też nie zauważyć, jak bardzo uległy komercjalizacji, nad czym ubolewamy co roku, zwłaszcza po 1 listopada, kiedy w supermarketach w miejscu zniczy powoli pojawiają się czerwone krasnale (czytaj: amerykańskie Santa Klausy, era Dziadka Mroza słusznie bowiem przeminęła). Często mówimy: „magiczne święta”, „rodzinna atmosfera”, „White Christmas” – żeby użyć drugiego, prawie oficjalnie obowiązującego języka w Polsce. A oto elementy owej „magii”: radość, pokój, zgoda, do tego suto zastawiony stół, w tle choinka, szopka z mnóstwem aniołów. Wspaniale oświetlony dom, balkon – żeby tylko ładniejszy i bogatszy od sąsiadów. Wreszcie - śnieg i nocny pośpiech. Na pasterkę, bo tradycja musi być zachowana. Piękny obraz, prawda? A komu z nas Boże Narodzenie kojarzy się przede wszystkim z historią zbawienia ludzkości? Kto myśli dziś poważnie o powtórnym przyjściu Chrystusa, czyli o tzw. Paruzji? Wigilia – jedyny wieczór w roku, kiedy wyjątkowo uroczyście spotykamy się w gronie najbliższych i staramy się być dla siebie dobrzy. Jednakże o rodzinie należy pamiętać nie tylko 24 i 25 grudnia. Rodzina „jest przewidziana” na wiele, wiele dni i lat. Dlatego trzeba o nią dbać, pielęgnować w niej miłość i zgodę. Polityka prorodzinna państwa jest ważna i potrzebna (choć w Polsce dużo się o niej mówi – i tylko mówi!). Priorytetem powinno być jednak moralne wsparcie rodziny ze strony władzy, polityków i całego społeczeństwa, oparte na Dekalogu i tradycyjnych wartościach, a nie na medialnej promocji żałosnych – a często niebezpiecznych - poglądów członków niektórych partii. Zachęcając Was, kochani Parafianie, do czytania i refleksji w ten niezwykły czas, życzymy Wam błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia i „pomyślności Bożej”, zgodnie ze słowami księdza-poety, Jana Twardowskiego. Niech w nadchodzącym 2012 roku (niekoniecznie ostatnim w dziejach świata) wszystko dzieje się „po myśli Pana Boga”. Zresztą, nie tylko w 2012. Zawsze „bądź wola Twoja”, Ojcze nasz niebieski. Małgorzata Świtała
I
Z pamięcią modlitewną O. Faustyn Zatoka ofm, Proboszcz
Czasopismo zawiera dodatek specjalny:
KALENDARZ PARAFIALNY 2012 Cz as opi sm o p a ra f ii R zy m skoka tolickiej p .w. Św. Elżb iety Węgierskiej w Ny sie. Redaguje zespół:
Małgorzata Świtała, O. Faustyn Zatoka OFM - proboszcz parafii; Grażyna Hamiec, Agnieszka Marciniszyn, Adam Zelent – redaktor techniczny.
Adres redakcji:
Nysa, Aleja Wojska Polskiego 31, e-mail: gazeta@nysaofm.pl
Opracowanie graficzne:
Adam Zelent, Jakub Burek / VEKTOR Studio
Skład komputerowy i druk: VEKTOR Studio, Nysa – ul. Prudnicka 3, tel. 77 433 07 65, www.vektor.com.pl
3
Z ŻYCIA PARAFII - AKTUALNOŚCI Rekolekcje... ... Adwentowe dla Młodzieży i Studentów
C
hcąc jak najlepiej przygotować się do świąt Bożego Narodzenia studenci i młodzież przeżywali w dniach 12-14 grudnia Rekolekcje Adwentowe. Słowo Boże głosił ks. Krzysztof Bytomski. W poniedziałek miało miejsce spotkanie, we wtorek Adoracja Najświętszego Sakramentu. Natomiast w środę została odprawiona Msza św., która zakończyła trzydniowe przeżywanie rekolekcji. Agnieszka Marciniszyn
Roraty Tegoroczne roraty przeżywamy razem z błogosławionym Janem Pawłem II.
P
odczas rorat poznajemy coraz lepiej osobę Ojca Świętego, którego życie i pontyfikat jest już historią. Spotykamy człowieka wielkiej wiary, który chciał być święty. Uczymy się od Niego tej postawy. Pierwszego dnia, na Mszy św. otrzymaliśmy dużą planszę z ilustracją papieskiego Anioła Stróża, na którą każdego dnia przyklejamy obrazki przedstawiające zdjęcia z różnych etapów życia Karola Wojtyły. Podczas rorat towarzyszy nam piosenka Arki Noego „Fajrant w Niebie”.
Zbiórka krwi Regulicach 6 listopada od godz. 11:00 Regulice przed kościołem zorganizowały zbiórkę krwi. Była to akcja tamtejszego sołectwa w hołdzie Janowi Pawłowi II.
Agnieszka Marciniszyn
Dzień... ... Niepokalanego Poczęcia NMP. Podczas Mszy świętej 8 grudnia o godz. 18.00 do grona Dzieci Maryi zostały przyjęte nowe dziewczyny.
B
yła to dla nich uroczysta chwila, jak również dla pozostałych, gdyż wspólnota, którą tworzą, powiększyła się. Od tej pory Marianki cieszą się także nowymi strojami. W czasie Mszy św. wraz z Mariankami uroczyste chwile przeżywali również członkowie wspólnoty Różańca Rodziców. Odnowili bowiem akt zawierzenia modlitwy różańcowej w intencji swoich dzieci. Przypomnijmy, iż spotkania Dzieci Maryi odbywają się w czwartki o godz. 17:30. am
4
N
ie chodzi bowiem wyłącznie o stawianie mu pomników z marmuru. Jan Paweł II uczył nas miłości do drugiego człowieka, wzajemnego szacunku i pomocy, stąd ta akcja – mówi pani sołtys, Jolanta Matoga. – Zbiórka ta jest kontynuacją żywego pomnika błogosławionego Jana Pawła II. Nie chcemy poprzestać na stawianiu mu pomników z marmuru czy brązu. On nas uczył miłości, a przecież miłość to dobro. Chcemy poprzez tę zbiórkę pokazać jego żywy obraz. Życie samo w sobie nie jest dobre ani złe, życie jest miejscem na dobro i zło. Wszystko zależy od tego, czym je wypełnimy. Ważne jest także nie tyle to, co robimy, ale to, co po sobie pozostawimy – tłumaczy pani sołtys. am (na podstawie informacji - radio.opole.pl)
Przed kościołem w Regulicach zaparkował specjalny ambulans do poboru krwi. Mieszkańcy w zamian za dar otrzymywali róże i słodki upominek.
Z ŻYCIA PARAFII - AKTUALNOŚCI Relikwie Św. Elżbiety w Parafii Kościół franciszkanów w Nysie ma wreszcie relikwie swojej patronki. W niedzielę, 13 listopada obchodziliśmy odpust ku czci św. Elżbiety Węgierskiej.
P
odczas sumy odpustowej o godzinie 12:00 ojciec prowincjał Wacław Chomik OFM uroczyście wprowadził relikwie naszej patronki. Wydarzenie to nie tylko wpisało się w historię naszej parafii, ale także w nasze serca. Niezwykle uroczysta była to Msza, bowiem pięknie ustrojony kościół, a także dźwięki orkiestry podkreślały atmosferę wielkiego święta. Podczas procesji do Ołtarza wraz z relikwiarzem mogliśmy odczuć, że to sama święta Elżbieta kroczy wśród nas.
W czasie homilii ojciec prowincjał przybliżył nam postać świętej oraz pokazał aktualność jej przesłania w dzisiejszym świecie. Zwrócił uwagę na to, że dostrzeganie ludzi potrzebujących oraz pokora – to cnoty, które charakteryzowały naszą patronkę i które powinniśmy naśladować swoim w życiu. Wyjaśnił, czym są relikwie dla wierzących. Przypomniał ich stopnie oraz ich wartość religijną. Mówił, że ich fizyczna obecność wielu ludziom pomaga umocnić ich wiarę. Myślę, że każdemu z nas stała się bliższa nasza patronka, a co za tym idzie, częściej i bardziej świadomie będziemy zawierzać się Jej wstawiennictwu, aby pomagała wypraszać nam i naszej parafii wiele łask u Boga. Nie ma tutaj ograniczeń. Powinniśmy z wiarą prosić o cud dla nas, naszych bliskich, dla naszego życia. Cieszymy się niezmiernie z faktu, iż będziemy mogli oddawać cześć św. Elżbiecie poprzez ucałowanie jej relikwii. Musimy pamiętać, że „każdy dar nam dany jest również zadany”.
Foto: Janusz Figiel
Cieszymy się niezmiernie z faktu, iż będziemy mogli oddawać cześć św. Elżbiecie poprzez ucałowanie jej relikwii. Musimy pamiętać, że „każdy dar nam dany jest również zadany”
Relikwie umieszczone są we franciszkańskiej „tauce”
Agnieszka Marciniszyn
5
TEMAT NUMERU - ŚWIĘTA RODZINA
Szopka w naszym kościele
Święty Franciszek a sprawa szopki Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Myślę więc, że warto wspomnieć w tym numerze o historii szopek (skąd się wzięły, kto pierwszy zbudował) tym bardziej, że jest to numer świąteczny.
C
o roku w naszym kościele budowana jest piękna szopka, która przybliża nas do głębi misterium samouniżenia się Boga. Czy jednak wiemy skąd wziął się ten zwyczaj? Jeśli jeszcze tego nie wiemy, to musimy przeczytać ten artykuł do końca, a jeśli posiadamy wiedzę na ten temat, to warto myślę sobie ją odświeżyć, przypomnieć. Pierwszą szopkę przygotował i celebrował św. Franciszek w Greccio, na trzy lata przed swoją śmiercią w 1223 roku. Z pewnością nawet nie podejrzewał, w jaki piękny zwyczaj to przejdzie. Pięć lat później, Tomasz z Celano, pierwszy biograf św. Franciszka, opisuje to wydarzenie w następujący sposób: „Nastał dzień radości, nadszedł czas wesela. Z wielu miejscowości zwołano braci. Mężczyźni przygotowali świece i pochodnie dla oświetlenia nocy, co promienistą gwiazdą oświetliła niegdyś wszystkie dnie i lata. Wreszcie przybył święty Boży i znalazłszy wszystko przygotowane, ujrzał i ucieszył się. Mianowicie nagotowano żłóbek, przyniesiono siano, przyprowadzono wołu i osła. Uczczono prostotę, wysławiono ubóstwo, podkreślono pokorę, i tak
6
Nasz kościół już niedługo także stanie się dla nas małym Betlejem. Gromadźmy się więc w nim całymi rodzinami, niech Pan Jezus nowonarodzony nam wszystkim błogosławi.
Greccio stało się jakby nowym Betlejem. Noc stała się widna jak dzień, rozkoszna dla ludzi i zwierząt. Przybyły rzesze ludzi, ciesząc się w nowy sposób z nowej tajemnicy. Głosy rozchodziły się po lesie, a skały odpowiadały echem na radosne okrzyki. Bracia spieszyli, oddając Panu należne chwalby, a cała noc rozbrzmiewała okrzykami wesela. Święty Boży stał przed żłóbkiem, pełen westchnień, przejęty czcią i ogarnięty przedziwną radością. Ponad żłóbkiem kapłan odprawiał uroczystą Mszę świętą, doznając nowej pociechy. Święty Boży ubiera się w szaty diakoń-
skie, był bowiem diakonem, i donośnym głosem śpiewa świętą Ewangelię. A jego głos mocny i słodki, głos jasny i dźwięczny, wszystkich zaprasza do najwyższych nagród. Potem głosi kazanie do stojącego wokół ludu, słodko przemawiając o narodzeniu ubogiego Króla i małym miasteczku Betlejem. (…) A pewien cnotliwy mąż miał dziwne widzenie. Widział w żłóbku leżące dzieciątko, bez życia, ale kiedy święty Boży zbliżył się doń, ono jakby ożyło i zbudziło się ze snu. To widzenie nie jest nieodpowiednie, gdyż w wielu sercach dziecię Jezus zostało zapomniane. Dopiero Jego łaska, za pośrednictwem sługi Świętego Franciszka, sprawiła, że zostało w nich wskrzeszone i utrwalone w kochającej pamięci.” Po tym wydarzeniu franciszkanie, klaryski, a także Trzeci Zakon Świeckich bardzo szybko rozpowszechnili ten zwyczaj, razem ze specjalnym nabożeństwem do Dzieciątka Jezus, wszędzie tam, gdzie sami dotarli. Dzięki ich ożywionej działalności, już w latach trzydziestych XIII wieku dotarł on do Polski, zwłaszcza na Śląsk. Obecnie szopkę możemy spotkać w
TEMAT NUMERU - ŚWIĘTA RODZINA każdym kościele, nawet tym najmniejszym. Łatwo zauważyć, że niektóre są małe, skromne, charakteryzujące się prostotą wykonania, z małymi gipsowymi figurkami, czasem wraz ze skarbonką w kształcie aniołka kiwającego główką po wrzuceniu pieniążka. Inne zaś monumentalne, często wkomponowane w główny ołtarz, sięgające aż po sklepienie, figurami naturalnej wielkości, czasem ruchomymi, bogato przystrojone kolorowymi światłami, z obracającym skrzydłami wiatrakiem, żywo mrugającym ogniskiem, szemrzącym strumykiem, śpiewającymi ptakami itp. Możemy również spotkać żywe szopki, które są dosłownym odniesieniem do tej, którą w Greccio stworzył św. Franciszek. Tutaj myślę warto wspomnieć, iż szopkę rozpatrywać można na płaszczyźnie religijnej, ale także i świeckiej. Od samego początku szopka pełni rolę ewangelizacyjną, katechetyczną. Ukazuje jak prostą, a zarazem tajemniczą, zwyczajną-niezwyczajną drogę wybrał w swej wolnej miłości Bóg, aby objawić się swemu stworzeniu. Uwrażliwia nas na wartość cnót ubóstwa i pokory, które pomagają nam się pojednać z otaczającym światem, z bliźnim, ale przede wszystkim z Bogiem. Patrząc na Świętą Rodzinę czerpiemy wzór do naśladowania i dbania o wartości i godność życia. Jednak funkcja religijna nie jest jedyną, którą spełniała i do dzisiaj spełnia szopka, bowiem wskazując na wartości religijne, uczy jednocześnie prawdziwego człowieczeństwa. Dlatego też możemy mówić o jej funkcji społecznej: integracyjnej, wspólnototwórczej. Przy niej można spotkać nie tylko ludzi wierzących, dla których jest niejako uobecnieniem wydarzeń sprzed blisko dwóch tysięcy lat, ale również tych, których przyciąga jedynie czy to aura tajemniczości, czy wspomnienia z lat dzieciństwa, czy potrzeba doznań estetycznych albo też zwykła ludzka ciekawość. To właśnie żłóbek częstokroć daje możliwość nie tylko powrotu do życia wiary, nadziei i miłości, ale także wzajemnego spotkania się i wymiany poglądów na temat człowieczeństwa. Niejednokrotnie przy okazji świąt Bożego Narodzenia spotykają się członkowie rodziny, którzy na co dzień mieszkają w innych miejscach, czasem odległych o wiele kilometrów. Także w czasie świąt bardzo dużo sporów, kłótni zostaje zażegnananych, tworzy się w rodzinach bardzo radosną, bratnią atmosferę. Nasz kościół już niedługo także stanie się dla nas małym Betlejem. Gromadźmy się więc w nim całymi rodzinami, niech Pan Jezus nowonarodzony nam wszystkim błogosławi. Niech i w naszych sercach znajdzie się miejsce dla Niego. Niech to On będzie w tych świętach najważniejszy! Agnieszka Marciniszyn
Święta rodzina z nazaretu Narodzenie Dzieciątka w noc betlejemską dało początek Rodzinie. Dlatego niedziela w czasie oktawy Bożego Narodzenia jest świętem Rodziny z Nazaretu.
J
est to Święta Rodzina, ponieważ została ukształtowana przez narodzenie Tego, którego nawet Jego „przeciwnik” będzie zmuszony proklamować pewnego dnia „Świętym Bożym” (Mk 1, 24). Święta Rodzina, ponieważ świętość Tego, który się narodził, stała się źródłem szczególnego uświęcenia, zarówno Jego Dziewicy-Matki, jak jej Oblubieńca, który wobec ludzi, jako prawowity małżonek, był uważany za ojca Dzieciątka narodzonego w czasie spisu ludności w Betlejem. Ta Rodzina jest równocześnie Rodziną ludzką, i dlatego Kościół, w okresie Bożego Narodzenia, zwraca się przez Świętą Rodzinę do każdej rodziny ludzkiej. Świętość wycisnęła na tej Rodzinie, w której przyszedł na świat Syn Boży, znamię jedyne, wyjątkowe, niepowtarzalne, nadprzyrodzone. A jednocześnie to wszystko, co możemy mówić o każdej rodzinie ludzkiej, o jej naturze, o jej obowiązkach, o jej trudnościach, możemy powiedzieć
także o Świętej Rodzinie. Istotnie, ta Święta Rodzina jest naprawdę uboga; w chwili narodzenia Jezusa jest bez dachu nad głową, potem będzie zmuszona do ucieczki, a kiedy niebezpieczeństwo minie, pozostanie rodziną żyjącą skromnie, w ubóstwie, z pracy swoich rąk. Jej położenie jest podobne do położenia tak wielu innych rodzin. Ona jest miejscem spotkania naszej solidarności z każdą rodziną, z każda wspólnotą mężczyzny i kobiety, w której rodzi się nowa istota ludzka. Jest rodziną, która nie pozostaje tylko na ołtarzach jako przedmiot uwielbienia i czci, lecz – dzięki wielu epizodom znanym nam z Ewangelii świętego Łukasza i świętego Mateusza – zbliża się w pewien sposób do każdej rodziny ludzkiej. Obarcza się tymi głębokimi problemami, pięknymi i jednocześnie trudnymi, które życie małżeńskie i rodzinne ze sobą niesie. Jan Paweł II „Modlitwy i rozważania na każdy dzień roku”.
Kościół, w okresie Bożego Narodzenia, zwraca się przez Świętą Rodzinę do każdej rodziny ludzkiej
7
TEMAT NUMERU - ŚWIĘTA RODZINA Święty Józef. Opiekun nie tylko Świętej Rodziny Wszyscy znamy św. Józefa, czy to z kolęd („…Józef święty Ono pielęgnuje…”), czy z jasełek i betlejemskiej szopy. Czy jednak wiemy choć trochę więcej? Czy zdajemy sobie sprawę z Jego roli we współczesnym Kościele i świecie? Kim jest dla nas, katolików, starzec z brodą trzymający na ręku małego Jezusa? Często postacią nieomal bajkową, podobnie jak skomercjalizowany św. Mikołaj. Milczący święty Ewangelie poświęcają św. Józefowi razem 26 wierszy. Nie zapisano w nich ani jednego jego słowa. Nie wiemy jak wyglądał, choć podobno – wbrew powszechnym wyobrażeniom – był silnym i przystojnym mężczyzną. Wg św. Mateusza Józef pochodził z królewskiego rodu Dawida, ale nie miał żadnego majątku. Mieszkał w Nazarecie, w skromnym domku i pracował jako cieśla, wykonując narzędzia gospodarcze i rolnicze. Był zaręczony z Maryją, córką Anny i Joachima. W konfrontacji z tajemnicą zwiastowania próbował – choć wówczas formalnie, wg żydowskiego prawa, był małżonkiem Maryi – usunąć się z życia swej wybranki, aby nie narażać jej na zniesławienie. Wizja anioła tłumaczącego Józefowi we śnie tajemnicę Bożego wcielenia rozwiała wątpliwości. Oblubieniec Maryi poddał się woli Bożej i przyjął rolę przybranego ojca Chrystusa. Na kartach Ewangelii spotykamy go w Betlejem przy narodzinach Jezusa, a potem w drodze do Egiptu, uciekającego razem z Maryją i Dzieciątkiem przed siepaczami Heroda. Ostatni raz widzimy go szukającego 12-letniego Jezusa w Świątyni w Jerozolimie. Gdy Chrystus rozpoczął swoją publiczną działalność, św. Józef prawdopodobnie już nie żył. Mąż sprawiedliwy Święty Józef był wzorowym mężem i ojcem. Ciężko pracował na utrzymanie swoich bliskich, dbał o ich bezpieczeństwo, opiekował się nimi. Kochał swoją rodzinę, był cierpliwy, pełen pokory i skromności, stał w cieniu swej małżonki i Bożego Syna. Wychowywał Jezusa tradycyjnie, wg przepisów Prawa. Nie buntował się przeciwko Bożym planom zbawienia i odegrał w nich znaczącą rolę. Pewnie dlatego Ewangelia nazywa Józefa „mężem sprawiedliwym” i wybranym przez Boga. Kult Świętego Józefa Już na początku istnienia Kościoła św. Józef miał wielu czcicieli, także wśród pisarzy
8
Fragment obrazu Guido Reni „Święty Józef i Jezus. Narodzenie Jezusa”
katolickich, takich jak Orygenes, św. Ambroży, św. Jan Chryzostom czy św. Augustyn. Chrześcijański Wschód o wiele wcześniej rozwinął kult św. Józefa w porównaniu z zachodnią Europą. Już w VII wieku w Kościele koptyjskim w Egipcie dzień 20 lipca poświęcono ziemskiemu opiekunowi Pana Jezusa. W Kościele zachodnim benedyktyni z Reichenau rozpropagowali kult św. Józefa, wspominając go co roku 19 marca, w dniu jego prawdopodobnej śmierci. W średniowieczu naukę o Józefie rozwinęli m. in. św. Bernard z Clairvaux , św. Tomasz z Akwinu czy św. Albert Wielki. W późniejszych latach św. Teresa z Avila, reformatorka Karmelu, wielką czcią otaczała św. Józefa, fundując pod jego wezwaniem wszystkie swoje klasztory. Był on też patronem jej wszystkich dzieł. Zakony i zgromadzenia karmelitów bosych, cystersów, dominikanów i franciszkanów, a także jezuitów rozpowszechniły kult św. Józefa w całej Europie. W 1621 roku papież Grzegorz XV wprowadził święto ku czci św. Józefa w całym Kościele. W 1726 r. Benedykt XIII włączył Józefa do Litanii do Wszystkich Świętych, a w 1870 r. Pius IX ogłosił go patronem
Kościoła powszechnego. Kolejny papież, Pius X, w 1911 r. w dniu 19 marca ustanowił uroczystość św. Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, Wyznawcy i Patrona Kościoła powszechnego. Od 1 maja 1955 r. obchodzone jest święto św. Józefa Robotnika, patrona ludzi pracy. Józef był także patronem II Soboru Watykańskiego, co w 1961 r. ogłosił papież Jan XXIII. Patron Wiele Kościołów lokalnych obrało sobie św. Józefa za opiekuna, np. w Austrii, Czechach, Hiszpanii, Kanadzie czy Peru. Jest on patronem czystej miłości, małżeństw i rodzin, ojców i sierot, a także drwali, cieśli, robotników i rzemieślników. Jego pomocy i wsparcia oczekują nawet uciekinierzy. Wzywa się go szczególnie jako patrona dobrej śmierci. W Polsce najbardziej znane sanktuaria św. Józefa to Kalisz (od XVII wieku) i Wadowice (kościół karmelitów.) Małgorzata Świtała (na podstawie: M. Balon, B. Hanusiak, H. Bejda , „Święty Józef. Historia życia, modlitwy, świadectwa łask”)
SZKOŁA - EDUKACJA - WYCHOWANIE
Wielką radością i chlubą naszej szkoły są sportowcy
Całe życie jest szkołą...
(Jan Amos Komeński)
W poprzednim numerze rozpoczęliśmy cykl artykułów o placówkach oświatowych i wychowawczych na terenie naszej parafii. Teraz czas na Zespół Szkół Sportowych, w skład którego wchodzi szkoła podstawowa i gimnazjum. Na terenie naszej parafii znajduje się Sportowa Szkoła Podstawowa i Gimnazjum Sportowe, które stanowią Zespół Szkół Sportowych. Na pewno niektórzy mieszkańcy pamiętają początki naszej placówki, a sięgają one minionego stulecia… Już 4 września 1945 roku w naszym mieście rozpoczęły pracę dwie podstawówki: „jedynka” i „trójka”, ale w wyniku napływu ludności polskiej powstała konieczność otwarcia kolejnej placówki i tak w październiku tegoż roku uruchomiono naszą szkołę, wtedy 4-klasową pod kierownictwem Tadeusza Witka, a jako siłę nauczycielską przydzielono Annę Witek. Nowi gospodarze w budynku przy ulicy Łąkowej, pierwszej siedzibie szkoły, zastali: niewypał armatni o średnicy 200 mm, 11 ławek szkolnych czteroosobowych, kredens z prywatnego mieszkania i 2 połamane szafy biblioteczne. Pierwszy nabór liczył 15 uczniów. Rok później, a więc w 1946 roku, w budynku działała już 7-klasowa Szkoła Ogólnokształcąca Stopnia Pierwszego Nr
Wielkość człowieka przejawia się w podejściu do ważnych wydarzeń, do tradycji, do Świąt i jest potwierdzana życiem zgodnym z głoszonymi wartościami. Przekazywanie młodemu pokoleniu narodowych tradycji, dorobku kulturowego i mądrości jest podstawą kształcenia i wychowania w naszej szkole. 2, licząca 154 uczniów i przez 14 lat funkcjonowała w pierwszej siedzibie. W 1960 roku, dzięki staraniom pani Anny Witek, która kierowała placówką w latach 1946-1963, stanął nowy budynek przy ulicy Bramy Grodkowskiej – jak na
owe czasy bardzo nowoczesny – z dużym holem, aulą, salą gimnastyczną i boiskiem. Otwarcia szkoły dokonał ówczesny Minister Oświaty – Wacław Tułodziecki, a 1 lipca 1961 roku szkole nadano imię Powstańców Śląskich. W tymże roku pan Jan Hyncman zorganizował niewielką sekcję gimnastyczną i tak rozpoczęła się era szkoły sportowej, a już w 1972 r. utworzono pierwszą klasę sportową. Od tego czasu zaczęły się prawdziwe sukcesy nyskiej gimnastyki na arenie krajowej i międzynarodowej. W 1975 r. szkoła otrzymuje status „szkoły sportowej o profilu gimnastycznym”, a rok później zostaje „Najbardziej usportowioną szkołą w Polsce”. Obecnie nasza szkoła mieści się w dwóch budynkach; jeden przy al. Wojska Polskiego, gdzie uczą się dzieci klas nauczania zintegrowanego, a od tego roku szkolnego również oddziały przedszkolne potocznie zwane „zerówkami”. Drugi – przy ul. Bramy Grodkowskiej, który został >>> dokończenie na str. 10
9
SZKOŁA - EDUKACJA - WYCHOWANIE >>> dokończenie ze str. 9
wyposażony dodatkowo w najnowocześniejszą w województwie salę gimnastyczną z zapleczem hotelowym przystosowaną do ćwiczeń i pokazów gimnastycznych, co daje możliwość organizowania zawodów międzynarodowych. Budynki, w miarę możliwości, są na bieżąco remontowane i wyposażane w najnowocześniejsze środki audiowizualne, dlatego w większości sal lekcyjnych znajdują się komputery z dostępem do Internetu, rzutniki i ekrany/tablice interaktywne, które uatrakcyjniają edukację i ułatwiają poszerzanie wiedzy naszym uczniom. W roku szkolnym 2011/2012 do naszej placówki uczęszcza ponad 600 uczniów, a kadrę pedagogiczną stanowi blisko 70 nauczycieli. Nasi uczniowie są finalistami i laureatami powiatowych i wojewódzkich konkursów przedmiotowych i artystycznych. Są dobrze przygotowani do kontynuowania nauki w szkołach średnich. Szkoła zawsze uczyła, wychowywała i przygotowywała do pełnienia różnych ról życiowych, dlatego w naszej placówce działają różne koła zainteresowań, rozwijające pasje młodych ludzi i kształtujące ich osobowość. Rokrocznie organizowane są kiermasze okolicznościowe, festyny, „zielone szkoły”, wycieczki krajoznawcze, wyjścia do teatru czy kina – wszystko to ma zapewnić wszechstronny rozwój młodych ludzi i nauczyć ich korzystania z dóbr kultury, jakie oferuje współczesny świat. Rajdy, wyjazdy integracyjne, imprezy szkolne i klasowe mają uczyć życia i pracy w grupie, bo te umiejętności wydają się niezbędne w nowoczesnym społeczeństwie obywatelskim. Staramy się także kształtować system wartości naszych wychowanków, dlatego w okresach przedświątecznych, w sklepach znajdujących się na trenie naszego miasta, Szkolne Koło Caritas „Alatores” organizuje charytatywne kwesty na rzecz potrzebujących rodzin naszych uczniów, czy zbiórki dla domów dziecka. Włączamy się również w ogólnopolskie akcje, np. „Góra grosza” czy zbieranie zakrętek plastikowych w akcji „Bądź pozytywnie zakręcony…”. Staramy się nagradzać wszelkie inicjatywy młodych i doceniając wysiłek uczniów rokrocznie przyznajemy statuetki „Ikar Roku” i bony pieniężne w czterech kategoriach: działalność charytatywna i pomoc koleżeńska, wybitne osiągnięcia, wybitne osiągnięcia sportowe i osobowość roku. Doceniając osiągnięcia w nauce prowadzimy „Ranking Najlepszych”, a koniec roku
10
CAŁE ŻYCIE jest szkołą... szkolnego to wybór „Złotej 10 Absolwentów”. Uczniowie również nagradzają najlepszych kolegów, wybierając spośród siebie „5 Wspaniałych”, stosujemy także inne formy nagradzania w myśl zasady: „Każdego można za coś pochwalić”. Nasi wychowankowie otrzymują prestiżowe nagrody i wyróżnienia w nauce i sporcie, najważniejsze z nich to: 17 Nagród Marszałka Województwa Opolskiego „Prymus Opolszczyzny”, tytuł „Omnibusa Gminy Nysa”, czy „Tryton” w 2004 r. dla Nyskiego Towarzystwa Gimnastycznego działającego przy naszej szkole, które zrzesza naszych uczniów i absolwentów, w 2007 r. „Tryton” za wybitne osiągnięcia dla naszego gimnastyka – Macieja Łabutina, a w 2010 r. „Tryton” dla Uczniowskiego Ludowego Klubu Sportowego „Dwójka Nysa”, w którym nasza młodzież trenuje hokej na trawie. Wielką radością i chlubą naszej szkoły są sportowcy - nasi podopieczni - powoływani do kadry Polski w gimnastyce czy w hokeju na trawie. Wysiłek najlepszych uczniów i sportowców jest systematycznie nagradzany, dlatego rokrocznie zdobywają stypendia Burmistrza Nysy i Marszałka Województwa. Nasi wychowankowie często powracają do nas, a to jako praktykanci wyższych uczelni, a to młodzi pracownicy, czy rodzice kolejnego pokolenia – zawsze czekamy na Was z radością. W obecnych czasach nic nie może funkcjonować bez sponsorów, a szczególnie oświata, która zawsze ma większe marzenia i potrzeby, niż pozwalają na to możliwości, dlatego w imieniu wszystkich uczniów i pracowników szkoły składam Państwu serdeczne podziękowania. Wszystkim, którzy wspieracie nas i niejednokrotnie jesteście naszymi dobroczyńcami, dzięki którym możemy realizować nawet najodważniejsze projekty, z serca dziękujemy!!! Grudzień to czas życzeń i serdeczności w oczekiwaniu na Boże Narodzenie, to duchowa pielgrzymka do czasu i miejsca, gdzie dzieje człowieka nabierają sensu… dlatego, korzystając z okazji, w imieniu wszystkich osób związanych z naszą szkołą pragnę złożyć Państwu najserdeczniejsze życzenia pokoju i miłości, siły i wytrwałości w pokonywaniu trudności dnia powszedniego, aby nasz wspólny wysiłek kształtował Wasze dzieci, a naszych uczniów, na dobrych i wartościowych ludzi, którzy będą źródłem dumy dla nas wszystkich. Radosnych i spokojnych Świat! Ryszard Łoboda
Z historii naszej szkoły: Październik 1945 r. Otwarcie 4-klasowej Szkoły Podstawowej w budynku przy ul. Łąkowej, kierownikiem placówki zostaje Tadeusz Witek. Wrzesień 1946 r. Utworzenie 7-klasowej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego Nr 2 z liczbą 154 uczniów. 1946 r. – 1963 r. Placówką kieruje pani Anna Witek. 22 październik 1960 r. Przeniesienie szkoły do nowego budynku przy ul. Bramy Grodkowskiej, wyposażonego w salę gimnastyczną, aulę i boisko szkolne, uroczyste otwarcie placówki przez Ministra Oświaty – Wacława Tułodzieckiego. 1 lipca 1961 r. Nadanie szkole imienia Powstańców Śląskich. 1961 r. Zorganizowanie sekcji gimnastycznej przez p. Jana Hyncmana. 1972 r. Utworzenie pierwszej klasy sportowej 1975 r. Szkoła otrzymuje status „szkoły sportowej o profilu gimnastycznym” 1975 r. Pierwsze medale dla gimnastyków naszej szkoły: Aleksandra i Mariusza Wilińskich, Adama Łabutina i Leona Biskupa na Ogólnopolskich Igrzyskach Młodzieży Szkolnej i Mistrzostwach Polski. 1976 r. Szkoła zdobyła tytuł „Najbardziej usportowionej szkoły w Polsce”. 17 październik 2003 r. Powstanie Uczniowskiego Ludowego Klubu Sportowego „Dwójka Nysa” zrzeszającego zawodników hokeja na trawie. 2004 r. Przyznanie prestiżowej nagrody „Trytona” dla Nyskiego Towarzystwa Gimnastycznego działającego przy Zespole Szkół Sportowych. 2007 r. Przyznanie prestiżowej nagrody „Trytona” dla gimnastyka naszej szkoły Macieja Łabutina za wybitne osiagnięcia 1 październik 2010 r. Ufundowanie nowego sztandaru dla Sportowej Szkoły Podstawowej 2011 r. Przyznanie prestiżowej nagrody „Trytona” dla Uczniowskiego Ludowego Klubu Sportowego „Dwójka Nysa”
SZKOŁA - EDUKACJA - WYCHOWANIE Nasza Sonda: Definicja Wychowania Zapytaliśmy naszych Parafian, czym jest dla nich proces wychowania dzieci i młodzieży. Zaledwie trzy osoby znalazły czas, aby krótko podać nam swój pogląd na ten temat. Szkoda, że inni, do których zwróciliśmy się z tym pytaniem, nie odpowiedzieli. Może uznali, że sprawa jest mało istotna. Czy na pewno?... Jeśli macie ochotę, kochani Czytelnicy, podzielić się z nami swoją opinią na ten lub inne tematy, prosimy, piszcie: albo na adres internetowy gazety (gazeta@nysaofm.pl) albo „ręcznie”, przekazując rękopis komuś z naszej redakcji. Na pewno przeczytamy, a ciekawsze wypowiedzi zamieścimy na łamach „Róż”. Grzegorz Bernat Wychowanie to patrzenie w przyszłość i przewidywanie. To umiejętność słuchania, zrozumienia, rozmowy, okazywania szacunku, miłości i cierpliwości. To także rozważne pozwalanie na błędy, ciągła, uważna obserwacja. To wszystko wymaga poświęcenia, nierzadko zapomnienia o sobie samym. A efekty widać dopiero po latach…
Lucyna Zalewska Poproszona o krótką wypowiedź w sprawie wychowania, muszę pominąć wielość książkowych definicji, a także to, co w nich wspólne a oczywiste, że to zadanie odpowiedzialne. Położyłabym nacisk na to, że ktokolwiek ś w i a d o m i e wychowuje, musi sobie zadać pytanie podstawowe: „Do czego tak naprawdę wychowujemy nasz dzieci, do jakiego życia i według jakich wartości?”. Żeby uniknąć własnej grandilokwencji, posłużę się refleksją Zbigniewa Herberta, który nie zalecał hołdowania tzw. nowoczesności, a opowiadał się za „staroświecką” rzetelnością. Więc wbrew modnym dziś hasłom podpisuję się pod poetą, piszącym do młodych: „Czeka Was życie wspaniałe, okrutne i bezlitosne. Bądźcie w każdej chwili (…) po stronie wartości, za pięknym rzemiosłem przeciw tandecie, za prawdą przeciw obłudzie, kłamstwu i przemocy. (…) Hołdujcie w sobie odwagę i skromność. Niech Wam towarzyszy wiara w nieosiągalną doskonałość i nie opuszcza niepokój i wieczna udręka, że to, co osiągnęliśmy dzisiaj, to jeszcze stanowczo za mało”.
Dużo w tym metafory, ale istota słów jest czytelna: warto uczyć podejmowania rzeczy trudnych, by żyć życiem pełnym, pięknym i wartościowym, o jakim wszyscy przecież marzymy.
biegów mających na celu ukształtowanie człowieka pod względem fizycznym, moralnym i umysłowym oraz przygotowanie go do życia w rodzinie i społeczeństwie;
Jedną z wielu przedstawianych w materiałach źródłowych definicji wychowania jest ta, która mówi iż:
Wykształcenie w określonym kierunku, wychowanie estetyczne, muzyczne, plastyczne, patriotyczne, religijne. Wszystko to winno sprzyjać wychowaniu wartościowej jednostki w danym społeczeństwie.
…Wychowanie jest szeregiem za-
(fragment dłuższej wypowiedzi)
Edward Skirzewski
STATYSTYKA nasi parafianie w liczbach, ale nie bezimienni! Podajemy dane statystyczne - chrzciny, śluby, pogrzeby od 4 listopada 2011 r. do dnia zamknięcia numeru.
Chrzty
Pogrzeby
„Jeśli ktoś nie narodzi się z wody i Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego.” J 3,5
„Czasem szukania Boga jest życie. Czasem znalezienia Boga jest śmierć. Czasem posiadania Boga jest wieczność. „ Św. Franciszek Salezy
Dzieci, które przyjęły sakrament chrztu św.: 1. Olga Zielińska 2. Jakub Gromuł 3. Remigiusz Strzałkowski 4. Julia Kryworuka
Odeszli od nas: 1. Stanisław Parys 2. Oliwier Ozga 3. Agnieszka Klimas 4. Jadwiga Nowakowska 5. Szczepan Nowakowski 6. Maria Sadowska 7. Zofia Wawrejko
11
WSPÓLNOTY PARAFIALNE Rada Parafialna - członkowie Dziś przedstawiamy kolejne dwie osoby należące do Duszpasterskiej Rady Parafialnej: panią Iwonę Chorostecką i pana Edwarda Skirzewskiego.
Iwona Chorostecka
O
dkąd pamiętam należę do chóru parafialnego. Najpierw dyrygował nami ojciec Kapistran Martzall. Śpiewanie Bogu na chwałę, a ludziom na pociechę, to moja pasja - jeżeli tak można powiedzieć. Smutno mi jednak, gdy nie czuję troskliwej opieki osób, które z racji pełnionych funkcji mogłyby nam dać odczuć, że chór jest potrzebny; wszyscy chórzyści są akceptowani, mile widziani i wręcz zachęcani do odbywania prób w ogrzewanym pomieszczeniu. Nie ma nic gorszego, jak trząść się z zimna w czasie próby. Dużym mankamentem chóru jest brak głosów męskich. Panowie! Zapraszamy, spróbujcie. To nic nie kosztuje. Panie! Poślijcie swoich małżonków na próbę. W naszej parafii nie brakuje mężczyzn, którzy pięknie śpiewają. Odwagi Panowie! W Radzie Parafialnej jestem bardzo krótko. Moje obowiązki zawodowe pielęgniarki w Polsko – Amerykańskiej Klinice Serca często kolidują z posiedzeniami Rady, stąd moje częste absencje. Uważam jednak, że dla większej „popularności” Rady dobrze by było, gdyby przewodniczący Rady od czasu do czasu mógł przed Mszą Świętą zabrać głos na temat tego, czym Rada się ostatnio zajmowała. Myślę, że informacje o pracy Rady przyczyniłyby się do zmiany opinii o niej. Od pewnego czasu są w naszym kościele organizowane katechezy. Przykład z pewnego czwartku. Z wieczornej Mszy Świętej wychodzi grupa około 30 wiernych, a do kościoła wchodzi 5 osób mających głosić katechezę. Dla kogo? Smutne to zjawisko. Jak to zmienić? Jeżeli proboszcz uzna, że to co mają do powiedzenia katecheci jest ważne i dobrze byłoby, by parafianie to usłyszeli, niedzielni kaznodzieje mogliby użyczyć części swego czasu jednemu katechecie. Jeśli to nie jest możliwe, to należy przenieść katechezy do salki parafialnej. Wcześniej zainteresowani wierni mogliby się dowiedzieć z biuletynu, jaka w danym dniu ma być realizowana tematyka i od niej uzależnić swój udział w katechezie. Uważam, że wierni naszej parafii mogliby pilniej i gorliwiej uczestniczyć w nabożeństwach przez śpiew i modlitwę. Proponuję zakupić i założyć rzutnik dla tekstów pieśni i modlitw. Każdy mógłby czynnie uczestniczyć, śledząc tekst na ekranie. Tym bardziej, że organiści podają tylko numery pieśni zawartych w „starych” Drogach do Nieba, a przecież wielu parafian posiada już nowe książeczki , w których jest zupełnie inna numeracja. Uważam, że rola świeckich w kościele jest ogromna. Począwszy od pilnego uczestnictwa w nabożeństwach, a na szeroko pojętej pomocy wszelkiego rodzaju kończąc. Mam na myśli pomoc przy budowie szopki, grobu Pańskiego, sprzątaniu itp. Myślę, że zachęta ojca – kapłana aż po jego osobisty przykład mogą odnieść sukces.
12
Duszpasterze jak wszyscy ludzie różnią się od siebie. Czego bym oczekiwała od nich? Jeszcze większej dążności do coraz lepszego wykonywania swoich trudnych, odpowiedzialnych, różnorodnych – zarówno religijnych, jak i świeckich - zadań. Cieszyłabym się bardzo, gdybym w kontakcie z którymkolwiek z ojców wyczuwała, iż bardzo angażuje się w problem, z którym do niego przychodzę, chce mi pomóc, bym mogła powiedzieć – parafrazując wypowiedź jednego chórzysty : Taki ojciec mi „pasuje.” A co jeszcze o mnie? Chętnie uczestniczę w pielgrzymkach organizowanych corocznie do naszej Pani Jasnogórskiej. Przeżycia duchowe, społeczne i religijne nie mają sobie równych. Wystarczy raz spróbować .Uczestniczyłam już 6 razy. Zapomniałam się przedstawić. Iwona Chorostecka- od 20 lat mężatka. Mam męża Krzysztofa i dwie córki – Angelikę (19 lat) i Anię (16 lat). Parafianką kościoła Świętej Elżbiety jestem od roku 1972 i życzyłabym sobie nią długo pozostać.
Edward Skirzewski
Ż
onaty z 46 – letnim stażem małżeńskim (żona Halina – prowadzi bibliotekę parafialną), syn Wojciech – absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu oraz 1 wnuczka i 5 wnuków. Od kilku lat na emeryturze. Całe życie zawodowe poświęcił pracy pedagogicznej pracując niemal 40 lat w Rolniczym Centrum Kształcenia Ustawicznego Zespół Szkół Rolniczych w Nysie najpierw jako nauczyciel, a później dyrektor Wydziału Kształcenia ludzi dorosłych w Zespole. Wiele czasu i energii poświęcił pracy społecznej na rzecz bliższego i dalszego środowiska. Prowadził wiele szkoleń i kursów rolniczych, był ławnikiem oraz dwukrotnie radnym wysokiej rady. Hobby to turystyka i sport. W młodości czynny lekkoatleta, mający spore osiągnięcie w biegach średnich i olimpiadach. Od 25 lat należy do parafii św. Elżbiety Węgierskiej. Aktualnie członek rady parafialnej wybrany demokratycznie przez parafian. Wybór ten to z jeden strony satysfakcja, z drugiej zaś zobowiązanie wobec wyborców. Będąc po raz pierwszy w takim gremium najpierw spróbuję przyglądać się działalności osobób z większym doświadczeniem, by w przyszłości ze swej strony wykazać się swą aktywnością. Zdaję sobie również sprawę, że Rada Parafialna jest tylko ciałem doradczym w działalności proboszcza i ojców z nim współpracujących. >>> dokończenie na str. 13
WSPÓLNOTY PARAFIALNE
Spotykamy się dwa razy w tygodniu w poniedziałki i czwartki o godzinie 19:30.
Fraternia - to braterstwo Franciszkańskie Duszpasterstwo Akademickie FRATERNIA powstało w 2003 roku. Wszystko rozpoczęło się, kiedy do Nysy przybył O. Faustyn Zatoka, który postanowił zadbać o dusze studentów Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej.
N
azwa naszego duszpasterstwa wywodzi się od włoskiego słowa frater - czyli brat, stąd już łatwo zauważyć, że fraternia to przede wszystkim braterstwo, ale i miejsce, gdzie spotykają się bracia. Naszym patronem jest św. Franciszek z Asyżu, od którego pragniemy uczyć się radykalnego życia Ewangelią oraz życia w braterstwie.
>>> dokończenie ze str. 12
Spotykamy się dwa razy w tygodniu w poniedziałki i czwartki o godzinie 19:30. W poniedziałki są to spotkania formacyjne w domu katechetycznym, gdzie szukamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania, rozmawiamy na tematy wiary, dzielimy się swoimi doświadczeniami, problemami itp. Aby nie zaschło nam w gardłach, towarzyszy nam franciszkańska herba-
Rada Parafialna...
Chciałbym przede wszystkim być przekaźnikiem głosów płynących z ust parafian. Na miarę możliwości, zdrowia i własnych uzdolnień, aktywizować do rozwijających różnych form aktywności w parafii. Pomagać w organizowaniu parafialnych uroczystości: odpust, festyn św. Rocha itp. Wspólnie z żoną należymy do tzw. „Margaretek” systematycznie modląc się w intencji wybranych ojców pracujących w naszej parafii (żona za o. Bernarda i o. Gustawa, ja natomiast za o. Paulina). W miarę swoich możliwości będę próbował pisać coś ciekawego (mam nadzieję) do naszej parafialnej - niedawno powstałej - gazetki „Róże św. Elżbiety”. Chciałbym, by zwiększył się udział parafian w uroczystościach kościelnych (Msze św., spotkania z zaproszonymi gośćmi), a parafianie, zamiast narzekać na duszpasterzy i w ogóle na kościół, mogliby sami bardziej uczestniczyć w życiu parafii. Od niektórych ojców oczekiwałbym większej otwartości w kontaktach z parafianami. Dla wielu starszych wzorem w tym względzie był śp. o. Hilary. Poza tym cieszę się, iż jestem parafianinem właśnie tej parafii p.w. św. Elżbiety Węgierskiej i że mamy takich, a nie innych duszpasterzy. Chodzi tylko o to, byśmy poczuli się jako „mieszkańcy z Podzamcza” bardziej zintegrowaną rodziną.
ta (wiadomo: najlepsza!). Natomiast w czwartki gromadzimy się w kościele św. Elżbiety Węgierskiej na Eucharystii, dzięki której nabieramy sił, a przede wszystkim doświadczamy wielkiej miłości Boga. Nasza wspólnota jest niewielka, a mimo to nasz duszpasterz nie zniechęca się, widzi sens w jej prowadzeniu, wszędzie się nami chwali. O. Faustyn jest naszym prawdziwym Ojcem duchowym. Wszyscy bardzo dobrze wiemy, że zawsze możemy na niego liczyć, zawsze nam pomoże, wesprze, pocieszy, ale czasem i nakrzyczy, jeśli jest taka potrzeba. Działamy dość prężnie pomimo małej ilości osób, co bardzo łatwo można zauważyć, a nawet usłyszeć. Chociażby przez organizowaną coroczną Akademicką Drogę Krzyżową ulicami Nysy, podczas której chcemy pokazywać i przypominać ludziom prawdę o wielkiej miłości Boga do człowieka. Ostatnio można było usłyszeć o nas także w Radiu Plus. Wybieramy się też na różnego rodzaju koncerty, wyjazdy (np. na Akademicką Pielgrzymkę na Jasną Górę,). Dużo można by było mówić, dużo pisać, a najlepiej jak przyjdziesz sam i się przekonasz. Żadna relacja nie zastąpi ci własnej. Zapraszamy. Agnieszka Marciniszyn
13
NASI FRANCISZKANIE Wydarzenia z życia o. Faustyna Zatoki OFM Urodziłem się… bo innego wyjścia nie miałem! I dobrze. Potem w życiu wiele razy nie miałem wyjścia… Trzeba było żyć… czasem na kredyt, czasem na zaufanie, czasem na ostatni oddech. Trzeba było iść do szkoły, pracować na gospodarstwie, znosić liczną Rodzinę (mam tylko 3 braci i 5 sióstr – w tym jedna w niebie).
T
rzeba było radzić sobie z problemami, radościami, z życiem, z wyjazdem w wieku 15 lat do Zabrza, do szkoły. To, co wydawało mi się krzywdą, złem, z czasem zamieniało się w dobro, szansę, możliwość wzrastania. Trzeba było dokonywać wyborów, które z czasem okazały się działaniem Bożego palca. W życiu miałem dużo szczęścia. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, także w Nysie. Zobaczyłem wiele pięknych miejsc w Polsce i nie tylko. Od dzieciństwa lubiłem wędrówki. Ciekawił mnie świat, przyroda i to, co nieodgadnione. Ludzie też są ciekawi. To oni pomagali i ciągle pomagają z zachwytem patrzeć na świat, w gwiazdy, w przyszłość. Fascynuje mnie także muzyka, poezja i …cisza. Zawsze pociągał mnie żywioł: woda, góry, przestrzeń, dal i głębia. Z czasem pomagało to odkrywać Boga, wiarę, powołanie i to, co jest po... wołaniu. Antonina Krzysztoń wydała taką płytę: „Wołanie”. Myślę, że w moim życiu dużo było różnego wołania, bo :”Jest inny świat” (też AK). Ten inny świat pociągał, fascynował, czasem doświadczał. Nieraz wystarczyło przetrzymać zimno, mgłę, zniechęcenie, by zobaczyć (jak kiedyś) w Tatrach Zachodnich granat gór na tle czystego nieba. Chciałem się z życiem zmierzyć, skosztować, tak jak mając 17 lat wychodziłem nieprzetartym szlakiem od Ochotnicy na Lubań w Gorcach. Do tej pory słyszę, jak cicho padał śnieg, a ja bałem się głośniej oddychać, by nie zmącić tego, co mnie otaczało. A potem... potem była nagroda. Niezapomniane, potężne, fascynujące Tatry strzelające z mgły. Albo zmrok na Babiej Górze i gwiazdy, które dech zapierały. Warto było żyć! Warto było spać samemu w bacówce i całą noc walczyć z... myszą, która mi pół chleba zjadła. Kiedy 9 lat temu dowiedziałem się, że idę do Nysy, byłem bardzo zdziwiony i zaskoczony. Pocieszeniem było to, że jest tu jezioro, przy którym –myślałem - będę szukał ukojenia, gdy będzie mi źle. Na ogół jestem tam, gdy ktoś mnie odwiedza. Nad pobliskim Jeziorem Otmuchowskim, w niedzielę, 19 sierpnia 1984 roku, podjąłem ostateczną decyzję wstąpienia do franciszkanów – najlepszego, jak wtedy uważałem, zakonu na świecie. I dalej tak myślę. Kiedyś nasz magister (główny wychowawca) w seminarium w Kłodzku powie-
14
O. Faustyn Zatoka OFM
dział: Świat nie stracił, Zakon nie zyskał. Wiem, że to ja najbardziej zyskałem. Czasem trudno spłacać dług wdzięczności wobec Boga, ludzi, rodziny. Wiem, że wielu ludzi skrzywdziłem. Wiem też, że wielu pomogłem. I wciąż zadaję sobie pytanie: „Kim jestem?”, ciągle szukam odpowiedzi. Tak trudno być światłem, które nie razi i solą, która nadaje smak życiu. Kiedyś we Wrocławiu przyszła do mnie na furtę pewna kobieta z dzieckiem w wózku. Po chwili rozmowy powiedziała: Ojcze! To „twoje” dziecko! Bardzo się z tego ucieszyłem….. Tego dziecka miało nie być! Urodziło się, a jego matka jest bardzo szczęśliwa, jest ono teraz dla niej wielką radością. Zaufała mi i otworzyła swe zranione serce. Ktoś zrobił jej wielką krzywdę. Często i długo rozmawialiśmy. Dałem jej nadzieję i wiarę, że da radę, że będzie szczęśliwa. Ma takie szczęśliwe oczy, gdy po raz kolejny dziękuje za ocalenie jej Skarbu. Dla takich chwil warto żyć! W takich chwilach bardzo lubię, gdy mówi mi ktoś OJCZE. Żałuję też. Żałuję, że tak mało jestem
dla … przyjaciół. Nie chcę iść do piekła, ale zapewne będę w czyśćcu. Wiem nawet za co. Za „brak czasu” dla Boga, ludzi, przyjaciół. Często się „nakręcam” i zapominam o tym, co najważniejsze. Starając się być „dobrym” proboszczem, księdzem – staję się czasem urzędnikiem. Zdarza mi się grać rolę „ważnego”, a potem żałuję, bo odwracają się ci, na których mi zależy. Choć lubię słuchać, trudno jest mi otworzyć serce. Na obrazku prymicyjnym mam napisane: „Jezu, ufam Tobie”. Ciągle się tej ufności uczę. Ufam, że Bóg będzie miłosierny, że bliscy przygarną, że życie przeżyję zgodnie z Ewangelią, którą głoszę. Ufam, że choć raz światło zaświeci w sercu tych, których spotkałem w życiu. Najpiękniejsze są chwile. Wiem, że papier nie odda tego, co kryje serce. Dlatego może kiedyś spotkam się z Tobą i porozmawiamy o tym, co ważne, piękne, co kryje dusza. Modlę się za Ciebie, by Twoje życie było błogosławieństwem dla innych. Modlę się bym był -jak głosi tytuł tego działu- „naszym franciszkaninem”. O. Faustyn Zatoka OFM, proboszcz
NASZE HISTORIE - FORUM CZYTELNIKÓW Elżbieta z Turyngii - cz. II Elżbieta – mój Bóg = siedem (moim Bogiem jest siódemka) W związku z uroczystością św. Elżbiety Węgierskiej publikujemy II część życiorysu naszej patronki, napisanego przez franciszkanina z Niemiec, o. Justina Langa, w tłumaczeniu naszego parafianina, pana Bolesława Kokota.
Szczęście Miłość obojga bardzo młodych małżonków nie była słomianym płomieniem. W krótkich odstępach czasu przyszło na świat ich troje dzieci: 1222r. - Hermann, 1224r.Sophie, 1227r.- Gertrud. Hrabia wprawdzie dużo podróżował, jednak zawsze gdy wracał, Elżbieta konno jeździła na spotkanie z małżonkiem i gorąco go witała. Dbała też o to, by w czasie wspólnego pobytu na zamku w Wartburgu razem spożywać posiłki, co nie odpowiadało zwyczajom dworskim. Nie podobało się również dworzanom, że oficjalnie całowała swego małżonka. Elżbieta w ogóle nie zwracała uwagi na to, co ludzie sądzą o jej miłości do małżonka. Za to do dzisiaj jesteśmy jej wdzięczni. Nie łudźmy się. Fascynacja, którą obserwujemy w tej młodej świętej, zrodziła się w tych sześciu szczęśliwych i mężnie przeżytych latach małżeńskich, przeplatanych czystym erosem i uskrzydloną miłością. Problemem publicznym było bogate życie ludzi dworu i bardzo ubogie życie ludzi zwyczajnych w tych kręgach. Jeszcze dziś Turyngia należy do tzw. „zielonego serca Niemiec” (duże połacie zielonych lasów i dużo wąskich zagonów należących do poszczególnych obywateli). Te skromne własności nie zaspokajały przecież podstawowych potrzeb mieszkańców. Jest godne odnotowania, iż Konrad z Marburga zalecił Elżbiecie sprawdzanie czy napoje i posiłki dworskie pochodzą z legalnego źródła. Tam, gdzie stwierdzano wątpliwości był nakazany post. Być może, iż Konrad chciał w ten sposób przypomnieć, że hrabiowie ziemscy konfiskowali dobra kościelne. Elżbieta w każdym razie szanowała – jedyne w swoim rodzaju na owy czas – postanowienie zacnego męża Kościoła Konrada. W roku 1223 – za zgodą i przyzwoleniem Ludwika – wybudowała Elżbieta szpital w miejscowości Gotha. I tam, gdzie jeszcze dzisiaj stoi drewniany krzyż, u podnóża Wartburga, Elżbieta postanowiła przygotować z w roku 1226 (roku wielkiej biedy) miejsce na szpital z 28- ośmioma łóżkami. Tu własnymi rękami pielęgnowała chorych. Dwie pochodzące z owego okresu le-
gendy są różnego charakteru i o różnej sile wymowy. O ile legenda o różach odpowiada żądaniom ówczesnego romantyzmu i na tej drodze daje się wyjaśnić, o tyle legenda o trędowatym, którego Elżbieta w czasie nieobecności jej małżonka umieściła w jego łóżku, by go pielęgnować, a który po powrocie małżonka przemienił się w obraz Chrystusa ukrzyżowanego, świadczy o głębokim religijnym charakterze tego wydarzenia, jak również o wzruszeniu Elżbiety nad cierpieniem samego Chrystusa, i o jej wewnętrznych przeżyciach pochodzenia nadprzyrodzonego. Pomijając cierpliwość i tolerancję jej współmałżonka oraz podziw dam dworu Gudy i Isentrud, należy stwierdzić, że Elżbieta przez to, iż pomagała biednym i chorym stawała się na dworze osobą nie lubianą. Służące zaświadczają: „Od możnych tego świata i kraju musiała znosić szyderstwa i znieważanie, tak iż jej krewni ani z nią spotykać się nie chcieli, ani rozmawiać. Uważali ją za nierozsądną i błądzącą, ponieważ odrzuciła bogactwa tego świata. Szydzili i prześmiewali się z niej”. A gdy w latach 1225-1226 – w czasie nieobecności jej małżonka – otworzyła magazyny żywności, by w ten sposób uchronić wielu przed śmiercią głodową, spotyka ją również nienawiść. Wiadomo było, że korzystając z pozwolenia małżonka, mogła czynić co w swym sumieniu uważała za właściwe. Postępowała więc mądrze, roztropnie i rozważnie. Był to sens, który dzisiaj nazwalibyśmy „pomocą dla samopomocy”, z tym, że pomocą bardzo radykalną i zgodną z duchem Ewangelii. Tego oczywiście nie mógł zrozumieć szwagier Raspe i nie tylko on. Śmierć Źródłowa Kronika Reinharda wspomina o pewnej podróży pary młodej pod koniec 1222r. do Pressburga. Była to równocześnie trochę spóźniona podróż poślubna pary młodej. Z pewnością fantazja kronikarza odegrała tutaj dużą rolę, gdyż wyobrażenie o tej podróży jest za piękne, by mogło być prawdziwe. A czasu na wspólne podejmowanie przez parę jakichś przedsięwzięć było mało.
Przygotowania do szóstej wojny krzyżowej były wszędzie widoczne, także w niemieckich landach (krajach). Również Ludwik II zapowiedział swój udział w wojnie; co potwierdził w maju 1224 w czasie dworskiego święta we Frankfurcie. Przygotowania trwały do stycznia 1227 r. tj. do czasu, aż Ludwik został wezwany przez Papieża Honoriusza III do stawienia się we Włoszech jeszcze latem tego roku. Los jednak nieubłaganie pokazuje swój bieg. I gdy pewnego dnia Elżbieta znajduje krzyż, który należy do jej męża, a który oznacza, że on jest krzyżowcem - przerażona śmiertelnie pada na podłogę i mdleje. Jeszcze trzecie dziecko nie przyszło na świat, a już czarne chmury rozpostarły się nad szczęściem młodej pary. Kronika przedstawia w różny sposób tygodnie przed wymarszem wojsk na południe. W czasie nieobecności Ludwika Elżbieta staje się regentką. Fakt ten został uwidoczniony na monetach w roku 1227. Z jednej strony widoczny Ludwik z krzyżem i mieczem, a z drugiej strony Elżbieta dzierżąca berło i jabłko – znak godności cesarskiej. Dziecko mające się narodzić poświęcają rodzice Bogu. Jeśli to będzie chłopak, zostanie skierowany do klasztoru Bernardynów w Rommersdorf, a jeżeli dziewczyna, to do takiego samego klasztoru, ale w Altenbergu. W dniu św. Jana, 24 czerwca otwarte zostają wrota klasztoru i wojsko wyrusza w drogę. Cicho i z wewnętrzną rozterką, by nie powiedzieć z rozpaczą, podąża Elżbieta konno obok małżonka aż do Schmalkelden. Tutaj Hrabia Ludwik wyjmuje z teczki pierścień i mówi: „Moja najukochańsza siostro spójrz na ten pierścień, na którym wyryty jest Baranek Boży z chorągwią i napisem w szlachetnym szafirze: to ma być dla ciebie znak prawdy, obojętnie przez kogo on zostanie ci przekazany, temu powinnaś w pełni i całkowicie uwierzyć w to, co on ci o moim życiu lub o mojej śmierci przekaże”.
>>> dokończenie na str. 16
15
NASZE HISTORIE - FORUM CZYTELNIKÓW >>> dokończenie ze str. 15
29 września Elżbieta urodziła dziecko, a kilka tygodni później przybywa posłaniec z pierścieniem Hrabiego. Brak mu jednak odwagi, by przekazać tę smutną wiadomość młodej wdowie. O pośrednictwo prosił matkę hrabiego, przebywającą w klasztorze św. Katarzyny. Również i ona nie potrafi zapobiec zachowaniu się Elżbiety na wieść o śmierci małżonka. Pełna rozpaczy woła: „Śmierć, tylko śmierć ma mi się teraz stać radością tego świata”. Nie chce sławy, świat się dla niej załamał, słońce dla niej zaszło, chociaż nie nadszedł jeszcze wieczór jej życia. 2. Siostra w świecie. Nowy początek. Teraz po śmierci małżonka Ludwika, Elżbieta jeszcze mocniej odczuwa odtrącenie. Nie pozbawiona prawa, ale bezbronna, coraz mocniej odczuwa wrogie nastawienie współdworzan. Nagromadzona wokół niej nienawiść, jeszcze za życia małżonka nasila się. Dziś trudno ustalić czy opuszczenie przez nią zamku w Wartburgu było skutkiem wypędzenia, czy też może wynikiem jej własnej decyzji. W każdym razie pierwszą noc spędziła w schronisku w Eisenach. Guda i Isentrud zaświadczą później: „W tym domu spędziła ona tę pierwszą noc z ogromną radością”. Jest zima i pytanie dokąd teraz z trójką małych dzieci staje się coraz bardziej natarczywe. Elżbieta modli się żarliwie do wielkiego Boga. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w owym czasie miała wizję Chrystusa. Po żarliwej modlitwie w pewnym kościele traci świadomość i gdyby nie obecność Gudy i Isentrud, upadłaby na podłogę. One ją podtrzymały i zapobiegły upadkowi. Wierne służące zauważyły, jak bezwładna najpierw się uśmiechała, potem płakała i znów pojawiła się radość na jej twarzy. Potem znowu łzy i w zachwycie mówiła: „Jeżeli Ty, o Boże chcesz przy mnie pozostać, wówczas ja chcę na zawsze należeć do Ciebie i nic nie będzie mogło nas rozłączyć”. Zapytana co to znaczy - powiedziała do Isentrud: „Widziałam otwarte niebo i Chrystusa. Zbliżył się do mnie, by mnie we wszystkich moich cierpieniach pocieszyć. Gdy go zobaczyłam, cieszyłam się, ale gdy się oddalił, zaczęłam płakać. Wówczas spojrzał na mnie pełen współczucia - powiedział: „ Jeśli ty chcesz być ze mną, będę i Ja z tobą”. Odpowiedziałam mu na to, co przedtem ode mnie usłyszałaś. Nic nie wyjaśni lepiej i więcej następnych czterech lat jej życia, jak opisane wyżej mistyczne doświadczenie. Trudno jest historykowi uporządkować w logiczną całość pojedyncze fakty, które nastąpiły w życiu młodej wdowy, podążającej śladami ubogiego Chrystusa. Dotychczasowe, podwójne przecież życie, które
16
Elżbieta z Turyngii - cz. II prowadziła: z jednej strony jako kochająca małżonka, matka i arystokratka, a z drugiej strony jako ascetyczka, służąca biednym i chorym - dobiegło końca. Żadna droga nie powinna ją już prowadzić na zamek w Wartburgu. Naśladowczyni Chrystusa sama będzie kierować swymi krokami i postępowaniem. Zgodnie ze słowami ewangelisty Łukasza (14,26), czuje się władną zrzeczenia się ze swej przynależności do rodziny arystokratycznej i wyrzeka się własnych dzieci. W wielki piątek, 24 marca 1228r, w obecności swego ojca duchowego i spowiednika Konrada z Marburga składa ślubowanie dobrowolnej rezygnacji z wszelkich radości ziemskich związanych z rodziną, rodzicami i dziećmi. Czyni to z własnej woli. W liście do papieża Grzegorza IX tak charakteryzuje Konrad tęsknotę swej petentki: „ Do śmierci Ludwika troszczyła się ona o pełną doskonałość. Spytała mnie, jak
Trzy korony, z którymi jest często na obrazach przedstawiana informują najpierw o jej królewskim pochodzeniu, o księżnej jako takiej i wreszcie o jej koronacji przez cesarza.
mogłaby się bardziej przysłużyć przez życie w odosobnieniu, np. w klasztorze klauzurowym lub temu podobne. Pragnęła chodzić od drzwi do drzwi, by żebrać dla ubogich i potrzebujących. Ze łzami w oczach prosiła mnie o zrozumienie”. Tego zrozumienia nie uzyskała jednak od swego surowego mistrza. O tym, co później nastąpiło zdecydowali ciocia Matylda i wujek Eckbert. Ta pierwsza, jako przełożona klasztoru w Kitzingem, ten drugi, jako biskup z Bamberg. Rzeczywistość jest taka, że Elżbieta spędziła kilka tygodni na zamku w Pettestein w charakterze poddanej, gdyż wujek Eckbert miał wobec niej duże plany. Prawdą również jest to, że Elżbieta w wielki piątek 1228r. w pewnym kościele franciszkańskim – złożyła ślubowanie ubóstwa. Dopiero, gdy na początku maja przywożą do Bamberga szczątki Ludwika, działalność wdowy nabiera bardziej czytelnego charakteru i kierunku. Elżbieta bierze udział w uroczystości powitania konduktu żałobnego w będącej w budowie katedrze. Jest też obecna na uroczystości pogrzebowej zwłok małżonka w domu
klasztornym w Reinhardsbrunn. Przy tej okazji dochodzi do wyjaśniających rozmów z nowym władcą Wartburga, Henrykiem Raspe IV. Rozmów nie tyle pomiędzy szwagrem i szwagierką, co pomiędzy opiekunem prawnym jej syna i niektórymi rycerzami, których opinie różniły się od zamiarów młodej wdowy. Konrad z Marburga też włącza się do organizacji uroczystości pogrzebowej, by w ten sposób pomóc swej duchowej podopiecznej. Tutaj i teraz zarysowuje się plan przygotowania w najbliższej przyszłości mieszkania – przytułku dla Elżbiety w Marburgu. Jeszcze jednak przez pewien czas Elżbieta musi zamieszkiwać w zamku w Wartburgu. Marburg leży na zachodnim brzegu dóbr władców Turyngii, oddalony około tygodnia podróży od Eisenach. Tutaj znajdowały się dobra, które Ludwik zapisał Elżbiecie na wypadek wdowieństwa. Marburg był też ojczyzną mistrza Konrada. Te fakty przemawiały za tym miastem. Korzystając z tej bliskości, Elżbieta mogła tutaj zbudować szpital. Stało się to potem, jak jej zabroniono stać się żebraczką. Mistrz Konrad zatroszczył się o to, by Elżbieta mogła rozporządzić swym spadkiem. Mogła więc pomyśleć o budowie szpitala, bo środki na ten cel miała dostępne. Do tego czasu mieszkała ze swymi towarzyszkami Isentrud i Gudą w pewnym domu u Wehrda obok Marburga. Jeszcze przed końcem 1228r. ukończona została budowa skromnego obiektu. Nowy budynek stanął u podnóży miejskiej wyżyny Marburga. Nadano mu imię ogłoszonego w tym samym roku świętym, Franciszka z Asyżu. To był pierwszy patronat św. Franciszka na północy Alp i nic nie potwierdza bardziej uwielbienia przez Elżbietę św. Franciszka, jak nadanie szpitalowi jego imienia. Zgodne wydaje się tutaj przytaczanie legendy jakoby św. z Asyżu swej wiernej uczennicy płaszcz przysłał. Szpital jego imienia zupełnie wystarczy, by świadectwo miłości i szacunku, jakim darzyła Elżbieta św. Franciszka było pełne. Ostatnie trzy lata życia Elżbiety utkwiły w pamięci potomnych, jako lata jej działalności w zgromadzeniu tzw. „sióstr w świecie” bardziej, aniżeli działalność księżnej z Wartburga. Wiadomo jest, że Elżbieta pracowała z oddaniem i poświęceniem w szpitalu św. Franciszka. Również modliła się żarliwie. Żadna praca nie była dla niej zbyt uciążliwa, żadna choroba pacjentów i podopiecznych odrażająca, żadna ofiara z jej strony za ciężka. Na potwierdzenie tych faktów nie brak świadectw i dowodów. Człowieczeństwo Elżbiety wysuwało się na pierwsze miejsce. Szlachectwo i wysokie urodzenie pozostawały w tyle. To postrze-
NASZE HISTORIE - FORUM CZYTELNIKÓW gali u tej młodej matki – księżniczki potomni. Ówczesna ikonografia tj. obrazowe przedstawienie Świętej zbyt mało pokazuje ją jako osobę służącą biednym i chorym, czy jako pielęgniarkę opiekującą się chorymi. A przecież z tej działalności znamy ją przede wszystkim. Była pełna łaskawości i zatroskania dla dręczonego chorobą i biedą otoczenia. Trzy korony, z którymi jest często na obrazach przedstawiana informują najpierw o jej królewskim pochodzeniu, o księżnej jako takiej i wreszcie o jej koronacji przez cesarza. Również tam, gdzie widzimy ją niosącą chleb i dzban, nie brak informacji o jej wysokim tytule szlacheckim, elitarnym pochodzeniu i wysokiej pozycji społecznej. A przecież sztuka też powinna troszczyć się o ukazanie z godnością tej roli świętej, którą pełniła w czasie swego życia, by pamięć o tym nie przestała istnieć w świadomości potomnych. Matka ubogich w marburgskim szpitalu nie była wytworną damą, lecz tylko służącą. Zwraca uwagę fakt, że ona swą służbę nie pełni jako zakonnica i nie w roli kierownika grupy kobiet i mężczyzn, która się wokół niej utworzyła, lecz jako równa wśród równych. Szary strój, który ona i jej służba nosiła nie świadczą o przynależności do zakonu – co dzisiaj uznaje się za prawdę – lecz prędzej o ruchu religijnym, który szerzył się wśród świeckich. Posłuszeństwo winna jest Elżbieta tylko swemu spowiednikowi i ojcu duchowemu Konradowi z Marburga, przełożonemu szpitala. Trudno dzisiaj zrekonstruować skład szpitalnego gremium, gdyż życie szpitalne, budowla jako taka i personel nie są wystarczająco opisane. Wydaje się być pewnym, że żaden lekarz do społeczności szpitalnej nie należał. Był tylko brat świecki, który zajmował się sprawami zewnętrznymi szpitala. Obie wierne towarzyszki Elżbiety zostały przez Konrada zwolnione, gdyż i tę pociechę chciał jej odebrać. Na ich miejsce wyznaczył Irningard i Hedwig Seebach - młodą dziewczynę z jednej strony i z drugiej - niezadowoloną, o złym humorze, wdowę. Obie, ani zastąpić te poprzednie nie umiały, ani też nie było im tego wolno. Isentrud pisze: „Wcześniej magister Konrad poddawał jej stałość częstej próbie, przy czym często dawał jej zadania, których nie cierpiała. Aby ją jeszcze bardziej doświadczyć odsuwał od niej kochających ją ludzi tak, by każde rozstanie boleśnie przeżywała i odczuwała. Tak też odsunął mnie od niej, tę jej ukochaną Isentrud. Nasze rozstanie było bardzo bolesne i pełne łez z obu stron. W końcu doprowadził jeszcze do oddalenia mojej towarzyszki Gudy, która była z Elżbietą od dzieciństwa i którą bardzo lubiła”.
Relikwie św. Elżbiety w naszym kościoła Rolę jaką w ostatnich latach życia Elżbiety odgrywał ten rygorystyczny „mistrz – hodowca” (tłumaczenie dosłowne), należy do najbardziej niepojętych, jakie z tego pełnego ascezy programu znamy, a przy pomocy którego Konrad z Marburga chciał swoją podopieczną uczynić świętą. Mowa jest o policzkach, które jej wymierzał i o krwawej chłoście, którą wobec niej stosował. Najbardziej przykrym było wymierzanie chłosty rzekomo nieposłusznej Elżbiecie przez innego brata cywilnego, gdy tyran, o którym mowa wyżej, w tym czasie recytował psalmy pokutne. Miewał też sprytne pomysły dotyczące jej różnych spraw. Nie pozwolił jej wydać jednorazowo majątku. Zabronił jej całować owrzodzenia chorych, odejmować sobie od ust koniecznego pożywienia i oddawać je ubogim. Nie wszystkie pomysły należy oceniać negatywnie. Również reguły życia, które ustalił dla Elżbiety i dla małej społeczności szpitalnej nie należą do najgorszych lub pokrętnych. One brzmią: 1. Znoś cierpliwie pogardę w dobrowolnej biedzie! 2. Pozwól pokorze przebywać w swym sercu! 3. Unikaj pożądliwości ciała i ludzkich uciech! 4. Bądź miłosierny wobec bliźnich! 5. Miej Boga stale w swoim sercu i w myślach. 6. Dziękuj Bogu za to, że przez Swoją śmierć wybawił cię od piekła i wiecznej śmierci.
7. Ponieważ Bóg wiele dla ciebie wycierpiał, noś cierpliwie swój krzyż! 8. Poświęć siebie, swoje ciało i duszę w całości twemu Bogu! 9. Miej w świadomości zawsze to, że jesteś dziełem rąk Boga i dąż do tego, byś na zawsze mógł być zjednoczony z Bogiem! 10. Co byś chciał, by ludzie tobie czynili, czyń i ty im! 11. Myśl zawsze o tym, jak krótkie jest życie człowieka, a także o tym, że młodzi tak samo jak starzy umierają. Dlatego dąż zawsze do życia wiecznego. 12. Żałuj zawsze za swoje grzechy i błagaj Boga o przebaczenie! Mimo przerażającej bezduszności nie można Konradowi odmówić roli opiekuńczej, którą okazywał i pełnił wobec Elżbiety. Być może chronił ją przed herezją. Śluby posłuszeństwa, które Elżbieta złożyła, chroniły ją przed wprowadzeniem w życie własnych poglądów i przez to ustrzegła się konfliktu z kościołem katolickim. „Ekstremalni” chrześcijanie należeli do ludzi, którym groziło spalenie na stosie. Nie brakowało też głosów, które informowały o niestosownym zachowaniu się Elżbiety do jej spowiednika. Jednemu z rycerzy, który zwrócił jej na to uwagę odparła: „Błogosławiony jest mój Pan i Bóg, który i to na mnie nakłada. >>> dokończenie na str. 18
17
NASZE HISTORIE - FORUM CZYTELNIKÓW >>> dokończenie ze str. 17
Wyparłam się szlacheckiego rodu i by spełnić wolę Bożą z miłości do Chrystusa stałam się sługą, wzgardziłam bogactwami i sławą tego świata, stałam się ubogą, zniszczyłam piękno mojej młodości, nie dbałam o urodę niewiasty, ale dbałam o honor, sławę i chlubę kobiety. Teraz również dziękuję Bogu i za to, co mnie spotyka, że i to mogę mu ofiarować. By jednak rycerzu nie podejrzewać mnie o szyderstwo, proszę spojrzeć tu.” Zdjęła suknię ze swoich ramion i pokazała ślady uderzeń rózgą oraz zakrwawione miejsca, mówiąc: „Spójrzcie, to jest miłość, którą mnie obdarza magister Konrad, by przez to mnie do Boga przyciągnąć.” Wszystkie te – krążące o niej – bzdurne opinie, już jej nie poruszały. Zamierzała przeciwności przeciwnościami zwalczać. Na luksus i bogactwo odpowiadała biedą, na brutalność reagowała dobrocią, na kłamstwo odpowiadała prawdą, na złośliwość reagowała miłością. Tak więc po ciężkim upokorzeniu jej przez magistra Konrada mogła powiedzieć: „Z nami jest tak, jak z trzciną, która rośnie w rzece. Opada woda, trzcina pochyla się, jest przypływ wody, trzcina podnosi się. Tak też my musimy pod wpływem różnych czynników naginać się i znowu radośnie się podnosić”. Wraz z ogromnym oddaniem i troską, z jaką opatrywała ciężkie rany chorych, mogła swoim współsłużącym, których odór ran stał się nieznośny, powiedzieć: „Jakim szczęściem jest dla nas kąpać naszego Pana, opatrywać jego rany i go przykrywać”. Zawsze umiała uzasadnić swoje wyobrażenie o swej wewnętrznej potrzebie pomagania innym, mówiąc: „ Popatrzcie, przecież mówiłam, że powinniśmy ludziom sprawiać radość i ich rozweselać.” Te opisane tutaj fragmenty życia Elżbiety i towarzyszących jej kobiet przypominają to wszystko, czym żył i co robił Franciszek z Asyżu. Godne dostrzeżenia jest to, jak Elżbieta w końcowym etapie swej drogi nakładała na siebie i na innych trudne zadania do wykonania. Przyjmując pewną starszą kobietę do szpitala, przymusza ją kilkoma uderzeniami do przystąpienia do sakramentu pokuty, co jednak irytuje współczesnego, nowoczesnego czytelnika. Jeszcze dziwniej odbiera się karę, jaką wymierzyła pewnej dziewczynie, która nieświadomie zlekceważyła obowiązujące ją zarządzenie: obcięła jej włosy. A gdy nieporozumienie się wyjaśniło, zawołała dziewczynę do siebie i zapytała ją, czy nigdy się nie zastanowiła nad tym, by doskonałe życie prowadzić? Tak - odpowiedziała biedaczyna: „ gdy myślę o swoich pięknych włosach, klasztorne myśli wypierają tamte”. Na to Elżbieta: „Milsze jest mi to, że ty straciłaś swoje włosy niżby syn mój miał zostać cesarzem”. Zaraz też dziewczę zdecydowało się dołączyć do społeczności szpitalnej. Ta dziewczyna ma na
18
Elżbieta z Turyngii - cz. II imię Hildegrund i sama podawała ten przydomek do protokołu. Elżbieta nie była osobą zrównoważoną, jaką się nam w słowach i obrazach ją przedstawia. Lubiła kierować postępowaniem innych. Przykładem jest mała Gertrud, której nie pozwoliła samodzielnie podjąć decyzji o zamążpójściu czy też o wyborze życia zakonnego, czym sprawiła jej przykrość, a sama wykazała się dużą niecierpliwością. Sama też nie była wzorem dzielności i umiejętności gospodarczych, np. nie umiała doić krów ani gotować lub szyć. Z pracującymi z nią współsługami była na „ty” i siadała z nimi przy wspólnym stole. Traktowała je jak swe siostry. Dzieci swoje powierzyła Bogu: „Bóg jest mi świadkiem, że o moje dzieci troszczę się jak o bliźnich, niech Bóg rozporządzi nimi według swego uznania”. Dobrze jest, jeśli my te różne większe i mniejsze niedoskonałości poznajemy. Uświadamiamy sobie, że święty człowiek też nie jest idealny, ale w całości i ze wszystkim oddany jest Bogu.
Zawsze umiała uzasadnić swoje wyobrażenie o swej wewnętrznej potrzebie pomagania innym, mówiąc: „Popatrzcie, przecież mówiłam, że powinniśmy ludziom sprawiać radość i ich rozweselać.” Szwagier Raspe nazywał ją „głupstwem całego świata”, przy czym nie miał na uwadze głupstwa krzyża.(1 Kor 2-3) Nic sobie z tego nie robiła. Przeciwnie: wszystko, co wynikało z nakazu Jezusa ona wprowadzała w życie i urzeczywistniała. Przede wszystkim dobre uczynki. Uwielbiała Ojca niebieskiego, współczuła ubogim i chorym, zawsze gotowa do pomocy innym. Boża miłość przyjęła ciało ludzkie i zamieszkała między nami. Tajemnica wcielenia nie tylko płynie ze słów, ale staje się rzeczywistością w słabym, bladym ciele młodej kobiety, która płacząc potrafi się uśmiechać. Brak pewności czy Elżbieta w owym czasie nigdy nie opuszczała szpitala. Chociaż faktem jest, że pewien rycerz z Węgier spotkał ją pracującą przy czesaniu wełny, co nie było czynnością przypisaną córce króla. Jest jednak pewne to, iż stosunek szwagra Raspe i Konrada do Elżbiety zaczął się pozytywnie zmieniać. Od czasu jej pobytu w Marburgu stawała się osobą bardzo podziwianą i znaną. Nic nie stoi na przeszkodzie, by z tak sławnym członkiem rodziny znowu żyć w pokoju i zgodzie. Istnieje decyzja, na podstawie której papież pozwolił szpitalowi przejąć patronat
nad kościołem i kaplicami w mieście. W ten sposób dobra kościelne przekazane zostały szpitalowi, co znacznie poprawiło jego sytuację materialną. Magister Konrad pozwolił Elżbiecie przybyć do Eisenach, gdzie mogła raz jeszcze przypomnieć sobie miejsca swej młodości, co też przyczyniło się do umocnienia zgody między nimi. Ale siły życiowe Elżbiety systematycznie i szybko się wyczerpały. Jej choroba trwała tylko 12 dni. Prawdopodobnie była to gruźlica, która w owym czasie szczególnie prześladowała młodych ludzi. Pewna służąca mówi: „gdy moja pani leżała na łożu śmierci, dotarł do mnie miły dźwięk, który wydobywał się z jej gardła. Ona leżała odwrócona do ściany, Po godzinie zwróciła się do mnie i zapytała: „gdzie jesteś luba?” i zapytała jeszcze czy słyszałam ten dźwięk? Gdy to potwierdziłam, mówiła dalej: „mówię ci, między mną, a ścianą był ptaszek, który mi radośnie przyśpiewywał. Jego miły śpiew zmuszał mnie również do śpiewu”. Trzy dni przed swą śmiercią nie przyjmowała odwiedzin. Tylko pewien mały chłopak, którego wyleczyła z groźniej choroby mógł usiąść na brzegu jej łóżka. Jej ostatnie dyspozycje i słowa są bardzo czytelne... Zadowólmy się tym, że Elżbieta krótko przed świętem, dnia 17.11.1231r. zasnęła. Jej śmierć była w istocie zgaśnięciem. Życie jej zaistniało jak pieśń chwały dla Stwórcy i jak ostatnia zwrotka się skończyło. Tak umiera święty człowiek. Było jasne, że ta pieśń chwały dalej dźwięczeć będzie i nie ma prawa zamilknąć. Bolesław Kokot
KULTURA Boże Narodzenie w literaturze Recenzja antologii poezji i prozy. W kościele katolickim kolejny raz przeżywamy Adwent – okres radosnego oczekiwania. Oczekiwania na wspomnienie narodzin naszego Pana i Zbawiciela – Jezusa Chrystusa, w ubogiej betlejemskiej stajence. Nasz wielki poeta Cyprian Kamil Norwid tak pisał o tym wyjątkowym dniu: Jest w moim Kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny, Przy wzejściu pierwszej Gwiazdy wieczornej na niebie Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny, Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie rzygotowując się na ten świąteczny i bardzo wyjątkowy dzień, chciałabym Państwu polecić do przeczytania książkę pt. „Boże Narodzenie w życiu i literaturze”, wydaną przez księży Marianów. Jest to antologia, czyli wybór utworów i wspomnień różnych autorów polskich i zagranicznych. Niektóre z nich traktują o osobistych przeżyciach z okresu Bożego Narodzenia, inne są rozwinięciem słów zawartych w Ewangelii św. Łukasza i św. Mateusza, a dotyczą właśnie narodzin Jezusa Chrystusa. Inne jeszcze to opowiadania i wspomnienia ludzi znanych w świecie artystycznym, gospodarczym, politycznym a także bardzo przeciętnych mieszkańców naszego globu. Z bardziej znanych wymieniłabym ks. M. Malińskiego, R. Brandstaettera, H. Sienkiewicza, Stanisława Wyspiańskiego, a także Luciana Pavarottiego – znanego włoskiego tenora, który w swoim krótkim opowiadaniu - „Boże Narodzenie, którego nigdy nie zapomnę”- bardzo pięknie i emocjonalnie wspomina szczęśliwe uratowanie swego życia podczas lądowania samolotu i refleksje z tym związane. Z pełną odpowiedzialnością i przekonaniem o swojej racji polecam tę książkę zarówno dzieciom, jak i młodzieży oraz dorosłym. Przeczytanie jej, szczególnie w tym okresie, skłoni do refleksji i głębszego przeżycia okresu Bożego Narodzenia. Życzę wielu wzruszeń podczas czytania polecanej przeze mnie pozycji, a na zbliżające się najbardziej szczęśliwe święta Bożego Narodzenia wiele radości z przeżywania Narodzin Bożej Dzieciny.
P
… bo ktoś zapytał „Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia? Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie? Dlaczego śpiewamy kolędy?
Fragment okładki I-szego wydania książki by później odpowiedzieć: Dlatego, żeby się uczyć, miłości do Pana Jezusa Dlatego, żeby podawać sobie ręce. Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie, Dlatego, żeby sobie przebaczać. I tak, jak kiedyś, tak i dziś znamienne wydają się być słowa Stanisława Wyspiańskiego, który w „Wyzwoleniu” pisze: …Boże Narodzenie to noc jest dla nas święta. Niech idą w zapomnienia
niewoli gnuśne pęta Daj nam, poczucie siły i Polskę daj nam żywą by słowa się spełniły nad ziemią tą świętą. Jest tyle sił w narodzie jest tyle mnogo ludzi niechże w nie duch twój wstąpi i śpiące niech pobudzi Wesołych Świąt H. Skirzewska
19
KULTURA Poezja świąteczna Nie można wyobrazić sobie Świąt Bożego Narodzenia bez naszych polskich kolęd. Jednak nie tylko one oddają podniosłość i atmosferę tego czasu. Przeczytajmy i przypomnijmy sobie wiersze polskich poetów, pięknie opisujących narodziny Jezusa. Gwiazdka Dzisiaj o zmierzchu wszystkie dzieci, Jak małe ptaki z gniazd, Patrzą na niebo, czy już świeci Najpierwsza z wszystkich gwiazd.
i ten, który bez nadziei czeka, i ten rycerz w rozszarpanej zbroi by jak człowiek szedł do Boga -Człowieka, aniołowie, aniołowie biali. K. K. Baczyński
O zimne szyby płaszczą noski W okienkach miast i wsi, Czy już sfrunęła z ręki Boskiej, Czy już nad nami tli. Różowe niebo pociemniało, I cień błękitny legł Na ziemię białą, białą, białą, Na nieskalany śnieg. Anioły mogą zejść do ludzi, Przebiec calutki świat: Śnieg taki czysty, że nie ubrudzi Białych anielskich szat. Białe opłatki, białe stoły, Świeżych choinek las... Doprawdy mogą dziś anioły Zagościć pośród nas. Tylko ta gwiazda niech zaświeci Nad ciszą białych dróg I zawiadomi wszystkie dzieci, Ze się narodził Bóg. Bronisława Ostrowska
*** Aniołowie, aniołowie biali, na coście to tak u żłobka czekali, pocoście tak skrzydełkami trzepocąc płatki śniegu rozsypali czarną nocą? Czyście blaskiem drogę chcieli zmylić tym przeklętym, co krwią ręce zbrudzili? Czyście kwiaty, srebrne liście posiali na mogiłach tych rycerzy ze stali, na mogiłach tych rycerzy pochodów, co od bata poginęli i głodu?
Boże Narodzenie Pusty rynek. Nad dachami Gwiazda. Świeci każdy dom. W zamyśleniu, uliczkami, Idę, tuląc świętość świąt. Wielobarwne w oknach błyski I zabawek kusi czar. Radość dzieci, śpiew kołyski, Trwa kruchego szczęścia dar. Więc opuszczam mury miasta, Idę polom białym rad. Zachwyt w drżeniu świętym wzrasta: Jak jest wielki cichy świat! Gwiazdy niby łyżwy krzeszą Śnieżne iskry, cudów blask. Kolęd dźwięki niech cię wskrzeszą Czasie pełen Bożych łask! Joseph Von Eichendorff
Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia? Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia? Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie? Dlaczego śpiewamy kolędy? Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa. Dlatego, żeby podawać sobie ręce. Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie. Dlatego, żeby sobie przebaczać. ks. Jan Twardowski
Ciemne noce, aniołowie, w naszej ziemi, ciemne gwiazdy i śnieg ciemny, i miłość, i pod tymi obłokami ciemnymi nasze serce w ciemność się zmieniło.
Modlitwa Wigilijna Maryjo czysta, błogosław tej, Co w miłosierdzie nie wierzy. Niech jasna twoja strudzona dłoń Smutki jej wszystkie uśmierzy. Pod twoją ręką niechaj płacze lżej.
Aniołowie, aniołowie biali, O! poświećcie blaskiem skrzydeł swoich, by do Pana trafił ten zgubiony i ten, co się oczu podnieść boi,
Na wigilijny ześlij jej stół Zielone drzewko magiczne, Niech, gdy go dotknie, słyszy gwar pszczół, Niech jabłka sypią się śliczne.
20
A zamiast świec daj gwiazdę mroźnych pól. *** Przyprowadź blisko pochód białych gór, Niechaj w jej okno świecą. Astrologowie z Chaldei, z Ur, Pamięć złych lat niech uleczą. Zmarli poeci niechaj dotkną strun Samotnej zanucą kolędę. Cz. Miłosz
*** Jest taki dzień bardzo ciepły, choć grudniowy; dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory. Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich. Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski.. Niebo ziemi, niebu ziemia, wszyscy wszystkim ślą życzenia. Drzewa ptakom, ptaki drzewom. W wiewie wiatru płatkom śniegu. Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku; Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku. Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem. Dzień, piękny dzień, dziś nam rok go składa w darze. Niebo ziemi, niebu ziemia, wszyscy wszystkim ślą życzenia. A gdy wszyscy usną wreszcie moc igliwia zapach niesie. Seweryn Krajewski
*** Przy wigilijnym stole, Łamiąc opłatek święty, Pomnijcie, że dzień ten radosny W miłości jest poczęty; Że, jako mówi wam wszystkim Dawne, prastare orędzie, Z pierwszą na niebie gwiazdą Bóg w waszym domu zasiądzie. Sercem Go przyjąć gorącym, Na ścieżaj otworzyć wrota Oto co czynić wam każe Miłość - największa cnota. J. Kasprowicz
NASZYM ZDANIEM Świąteczna Rodzina Każdy z nas ma swoje marzenia. Czasem bardzo skromne: dzieci marzą o wakacjach przez cały rok albo o chomiku, dorośli – o chwili wytchnienia w rozpędzonym tygodniu zdarzeń.
Kochająca się rodzina, to największe szczęście w życiu
N
iekiedy nasze pragnienia przybierają bardziej wyszukaną formę: spacer po Polach Elizejskich, przejażdżka własnym Ferrari, narty w Alpach włoskich czy może ogromna wygrana w Lotto, która mogłaby wreszcie zaspokoić „apetyt na wszystko”. Jednakże z pewnością większość ludzkości pragnie mieć własną, kochającą się rodzinę. Wyobraźmy sobie ją. Mąż i żona pragnący tylko szczęścia drugiej „połowy”. Dzieci (na pewno więcej niż jedno, a najlepiej – kilkoro; jak to się ma do „kosztów utrzymania”? Nijak, bo tu nie o pieniądze chodzi) szanujące rodziców, obowiązkowe, z dobrymi ocenami w szkole, nie przysparzające większych zmartwień i trosk mamie i tacie. Wreszcie dziadkowie, otaczani miłością i respektem, starający się mądrze wspierać swoje dzieci i wnuki. Nadchodzi Boże Narodzenie. Jak
zachowuje się nasza idealna wspólnota bliskich sobie osób? Na pewno przygotowuje tradycyjną polską Wigilię, znosi zakupy, przygotowuje prezenty, sprząta i dekoruje mieszkanie… Przede wszystkim jednak pamięta o duchowym wymiarze tych świąt, o kolejnym „sprzątaniu serca”, o miłości, która bez przerwy ogrzewa w domu wszystkie zakamarki. Wigilia Bożego Narodzenia. Tak naprawdę to nie tylko rodzinne święto. To powinno być Święto Każdej Rodziny, tchnące radością, ciepłem i zgodą… Pachnące ciastem, pierogami z kapustą i kompotem z suszonych owoców… Z białym obrusem na stole, z sianem i kruchym opłatkiem. Z życzeniami składanymi drżącym ze wzruszenia głosem. Rozświetlone choinką błyszczącą wszystkimi kolorami… Z prezentami dla każdego i pustym miejscem przy stole dla niespodziewanego gościa… Rozbrzmiewające rzewnymi kolędami…Oprószone śnie-
giem padającym na tych, co śpieszą w mroku nocy na Pasterkę… Piękny, tradycyjny obrazek. Ilu z nas odnajdzie na nim siebie i swoich bliskich? Czy dla wszystkich te święta są tak samo rodzinne, spokojne i radosne, uzdrawiające nadwątlone więzi, łagodzące spory i kłótnie? Cóż powiemy, gdy do każdego z nas przyjdzie mały Jezus z prośbą o miłość? I wreszcie: dlaczego ta wspaniała atmosfera, zgoda i miłość, szacunek i poruszenie serc pojawiają się tylko raz w roku? Poczciwy Elvis śpiewał i marzył, aby każdy dzień w roku był jak Boże Narodzenie. Dlaczego nie jest? Życzmy więc sobie wszyscy, aby Boże Narodzenie – naprawdę Boże, a nie magiczne i skomercjalizowane – trwało w nas i w naszych rodzinach przez cały rok. Przez całe nasze życie. Małgorzata Świtała
21
NAUKA I WIARA
Kadr z filmu „2012” - katastroficzna wizja zapowiadająca koniec świata
Czas księgowania Dobiegający koniec pewnego cyklu w życiu człowieka był zawsze momentem szczególnym. Był to czas podsumowań i zamykania rachunków. Przełom roku jest właśnie takim momentem, w którym człowiek zastanawia się jaki był miniony rok. Za chwilę jednak przychodzi następna refleksja. Jaki też będzie następny rok i co nas czeka w przyszłości. Myślenie o przyszłości jest zajęciem o wiele bardziej frapującym niż spojrzenie na czas, który jest za nami. Od niepamiętnych czasów ludzie różnymi sposobami starali się odkryć to, co nas czeka w przyszłości. Zbliżający się 2012 rok również stwarza ku temu okazję tym bardziej, że według wielu ma być rokiem ostatnim. Końce bez końca Po świecie krąży wiele opowieści, wizji, podań i przepowiedni dotyczących naszej bliższej lub dalszej przyszłości. Pismo Święte, ta najważniejsza księga chrześcijaństwa, zawiera mnóstwo proroctw wydarzeń, które już się ziściły i takich, które dopiero nastąpią. Nic więc dziwnego, że ludzie, niezależnie od objawionego Słowa Bożego, niejako na własną rękę i użytek, mają również inne lepsze lub gorsze proroctwa. Wszystkie one zawierają pewien dreszczyk emocji, gdyż opisują przyszłe wydarzenia jako katastrofę mającą spaść na ludzi niczym grom z jasnego nieba. W zeszłym roku, dla przykładu, za sprawą wielebnego Harolda Campinga - 90 letniego pastora z USA, mieliśmy dwa „końce świata”: 21 maja i 21 października. Według pastora, obliczony na podstawie „dogłębnych studiów” Biblii, koniec miał
22
nastąpić nagle w jeden dzień 21 maja, a gdy to nie nastąpiło, spokojnie oznajmił, że pomylił się w obliczeniach i koniec nastąpi również 21, ale października. Co ciekawe, zwolennicy pastora i wszyscy ci, którzy się do niego przyłączą, mieli koniec świata przeżyć. Wcześniej regularnie co jakiś czas przeżywaliśmy kolejny zapowiadany koniec świata, szczególnie, gdy ulegano magii dat (1.01.1000, 1.01.1001, 1.01.2000 itp.). Ktoś kiedyś nawet pokusił się o wyciągniecie średniej z tych zapowiedzi i okazało się, że ludzkość przeżywa bardziej znany lub nie koniec świata średnio co 7 lat. Kres czasu Majowie byli rozwiniętą cywilizacja żyjącą na kontynencie amerykańskim na długo przed powstaniem chrześcijaństwa. Posiadali oni zadziwiającą dzisiejszych ludzi
wiedzę z astronomii i fizyki nieba. Posługiwali się oni skomplikowanym, aczkolwiek bardzo precyzyjnym kalendarzem opartym o ruchy księżyca i innych ciał niebieskich. Kalendarz ten przewidywał precyzyjnie ruchy i pozycje gwiazd na niebie oraz występowanie pór roku, dni powszednie i dni świąt rytualnych, przesilenia wiosenne i jesienne itd. Był on w zasadzie kalendarzem wiecznym tzn. sięgającym w dowolną przyszłość, jednakże Majowie bardzo wyraźnie zaznaczyli na nim KRES CZASU. Przekładając to na współczesny nam kalendarz gregoriański, kalendarz Majów kończy się 21 grudnia 2012 roku. Dalej Majowie wyraźnie zaznaczają, że nastąpi zagłada całej ziemi i wszystkich żyjących na niej stworzeń włącznie z ludźmi. Kres czasu nie nastąpi jednak nagle, ale poprzedzi go swoiste preludium wszelkiej maści kata-
NAUKA I WIARA klizmów i klątw spadających na ludzkość. W swojej wymowie katastroficznej wizja ta nasuwa nieodparcie obrazy wydarzeń z Apokalipsy. Dodatkowo niektóre obserwacje naukowe oraz gwałtowność i zwiększająca się częstość wszelkich katastrof, powodzi, tsunami, trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów nieodparcie prowadzi nas do stwierdzenia „co się dzieje? Kiedyś tego nie było!”. Wystarczy również rozejrzeć się dookoła ile wśród ludzi nienawiści, wojen, zwyrodnialstwa. Czy to możliwe, że żyjemy w czasach ostatecznych? Badania naukowe zdają się potwierdzać obserwowane znaki. Dość powiedzieć o rosnącej aktywności Słońca, która zagraża Ziemi, kilku obiektach na krańcach Układu Słonecznego odkrytych przez teleskopy umieszczone na orbicie, a zmierzających w kierunku Ziemi, które mogą przelecieć dostatecznie bisko, aby zagrozić bezpośrednio ekosferze Ziemi. W końcu cykliczny proces geologiczny przebiegunowania Ziemi, zdarzający się średnio co 250 tys. lat, a który ostatnio miał miejsce około 780 tysięcy lat temu i wszystko wskazuje na to, iż pora, aby znowu przestawił bieguny. Nieznane są przyczyny tego procesu (mówi się o wyjątkowo dużej aktywności wiatru słonecznego co 12 tys. lat), jednak gdyby przytrafił się nam teraz, miałby katastrofalne wręcz skutki. Ziemia po takim procesie (wg symulacji i badań geologicznych trwa on zaledwie 3 dni) na chwilę stanęłaby w miejscu, a po chwili ruszyłaby w swoim obrocie w druga stronę tzn. ze wschodu na zachód. Dla nas wschód stałby się zachodem, a zachód wschodem, jednak oceany ziemskie dzięki swojej bezwładności poruszałyby się po staremu z zachodu na wschód. Dalej brakuje już wyobraźni, ale wystarczy sobie uzmysłowić sytuację, kiedy jedziemy samochodem z miską wypełnioną wodą i samochód nagle gwałtownie hamuje, a następnie rusza z tą sama prędkością na biegu wstecznym i co stanie się z wodą w misce. Czy nadal możemy spokojnie nie przejmować się i twierdzić, że to tylko zbiegi okoliczności, a nie znaki dane nam na rozpoznanie nadchodzących wydarzeń? Warto uwierzyć w koniec świata Apokalipsa św. Jana bardzo precyzyjnie i z detalami opisuje wydarzenia poprzedzające i wreszcie sam moment końca świata pełen bólu, cierpienia i krwi. Apokalipsa jest oczywiście objawieniem i proroczą wizją. Warto jednak zastanowić się czy aby na pewno? Rzut oka na słowa Apokalipsy sprawia, że tekst wydaje się nam niezrozumiały i delikatnie mówiąc dziwny. Jeśli jednak dokładniej przyjrzymy się mu, to porazi nas dokładność i precyzja przekazu. Język jest być może trochę archaiczny, ale ... Spójrzmy np. na taki fragment (13.1617): „I sprawia , że wszyscy: mali i wielcy,
bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może nic kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia (…)”. To opis jednego ze znaków czasów ostatecznych. Pomyślmy jednak chwilę. To proroctwo spisane prawie dwa tysiące lat temu spełnia się właśnie na naszych oczach. Wszelkiego rodzaju karty kredytowe w naszych portfelach, karty chipowe w naszych paszportach, różne karty identyfikacyjne z zapisanymi na nich danymi o stanie konta, biometrycznymi itd. tak głęboko wdzierają się w nasze życie, że niedługo nie podobna będzie się bez nich obejść. A to dopiero początek. Coraz częściej mówi się o identyfikowaniu ludzi poprzez wszczepianie pod skórę (nomen omen) prawej ręki (rzadziej czoła) chipów elektronicznych, na których zapisane będą wszelakie dane dotyczące naszej osoby. W USA już, w ramach walki ze światowym terroryzmem, pracuje się nad ustawą o chipie RAFID - indywidualnym układzie elektronicznym wszczepianym w ciało każdego obywatela, a zawierającym wszelkie dane identyfikujące człowieka od danych biometrycznych począwszy poprzez dane zdrowotne i kwalifikacyjne, a na danych finansowych skończywszy. Ba, zostały już przeprowadzone pierwsze testy na ochotnikach i jak sami przyznają są z posiadania tego „znamienia” bardzo zadowoleni. Jeśli taka jest przyszłość i rozwój technologii, to rzeczywiście brak tego znamienia uniemożliwi człowiekowi życie. Skoro zatem wierzymy, że Apokalipsa św. Jana to Słowo Boże, to uwierzmy, że jest to również jak najbardziej realna czekająca nas lub nasze dzieci rzeczywistość, która dzieje się właśnie tu i teraz. Oczywiście nie ma tu mowy o żadnej dacie, jednak scenariusz opisany w Apokalipsie dziwnie zbieżny jest ze scenariuszem badań naukowych i również tym, zapowiadanym przez Majów. Ewangelia św. Mateusza (24.36) słowami Jezusa Chrystusa przekazuje nam prawdę: „o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec”. I jest to prawda. Istnieje w filozofii paradoks zwany paradoksem kata (czasami zwany paradoksem skazańca). Sąd skazuje winnego na karę śmierci dodatkowo zalecając katowi, aby humanitarnie wykonał wyrok w ciągu najbliższego tygodnia, ale tak, aby skazaniec nie spodziewał się chwili kaźni. Skazaniec mówi do sądu: „Jeśli dożyję do ostatniego dnia tygodnia, to kat nie może wykonać wyroku, ponieważ właśnie tego dnia będę się go spodziewał. Rozumując w ten sposób mogę się wyroku spodziewać dnia przedostatniego i dalej - poprzedniego i poprzedniego. Zatem jeśli każdego dnia będę się spodziewał wyroku, to tego wyroku nie można wykonać”. Kat jednak, chłop prosty i rzetelny, przyszedł wykonać wyrok w środę po obiedzie ku ogromnemu
zaskoczeniu skazańca. Podobnie z nami. Wydaje się, że jeśli na świecie żyje choć jeden człowiek, który spodziewa się w danej chwili końca świata, to przez wzgląd na niego i słowa Ewangelii koniec ten nie nastąpi. Nic zatem prostszego jak tylko spodziewać się końca świata, a niechybnie unikniemy nieuniknionego. Gdyby jednak koniec świata zaczął się w tej oto chwili np. w trakcie czytania tego tekstu, to i tak (podobnie jak w paradoksie kata) nie znalazłby się nikt, kto nie byłby zaskoczony. Jeśli rodzina terminalnie chorej osoby spodziewa się jej śmierci w najbliższym czasie, to i tak jeśli ta śmierć w końcu nastąpi, moment ten, jest dla członków tej rodziny zaskakującym. Chrystus poucza nas w ewangelii św. Marka (13.35,37): „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. (…) Lecz to wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”. Zatem nie oznacza to nie dajcie się zaskoczyć, ale bądźcie przygotowani, abyście mogli z czystym sercem i spokojem stanąć przed Panem. Co ciekawe nawet sam Jezus nie wie kiedy to nastąpi – tylko Ojciec. Nie ma co się łudzić – będziemy zaskoczeni i to jak, zaś przygotowany dla nas scenariusz wydarzeń trudno będzie przegapić. Tekst Apokalipsy wskazuje nam jednak znaki, abyśmy byli czujni i właściwie je odczytali oraz abyśmy byli gotowi. W odróżnieniu do wszelkich przewidywań naukowych i innych, a także wróżb rodem z fusów z kawy treścią chrześcijańskiego końca czasu jest Paruzja, czyli bezapelacyjne i totalne zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad złem tego świata w momencie powtórnego przyjścia Zbawiciela. W tym powinniśmy upatrywać źródło nadziei, siły i radości podobnie jak pierwsi chrześcijanie. Radość tę głosił św. Paweł w słowach swojego listu do Filipian (4.4-5): „Radujcie się zawsze w Panu,(…) Pan jest blisko!”. Czymże są wszelkie kataklizmy jeśli poczujemy bliskość Boga, Jego moc i siłę. Dlatego warto być przygotowanym na Paruzję, która jest chrześcijańską perspektywą końca świata i w którą naprawdę warto uwierzyć niezależnie od momentu, w którym Ona nastąpi. To nasza przyszłość i przeznaczenie. Przekonanie, że żyje się w czasach ostatecznych, napełniało radością wczesnych chrześcijan. Może warto przypomnieć sobie o tym i warto być czujnym. Jak? Cóż, trzeba słuchać nauki naszego Pana płynącej z Ewangelii. A tak całkiem po ludzku to warto przypomnieć sobie słowa byłego sekretarza generalnego ONZ Daga Hammarskjölda: „Gdy się rodziłeś to wszyscy się cieszyli, a ty jeden płakałeś. Żyj tak, że gdy będziesz umierał, to żeby wszyscy płakali, a ty jeden abyś się cieszył”. Adam Świtała
23
KOŚCIÓŁ - PARAFIA - OKOLICE Dom Świętej Rodziny Przy Alei Wojska Polskiego w Nysie, tuż przed wejściem na trasę prowadzącą do leśnej kaplicy Maria Hilf, znajduje się klasztor Sióstr Maryi Niepokalanej.
Klasztor Sióstr Maryi Niepokalanej
S
iostry marianki z tamtejszej wspólnoty najczęściej kojarzone są przez mieszkańców Nysy z prowadzonym przez nie Domem Pomocy Społecznej dla niepełnosprawnych chłopców i mężczyzn. Budynki tego ośrodka znajdują się na terenie otaczającym klasztor. Jednak sam klasztor sióstr ma o wiele dłuższą historię niż sam DPS, a życie sióstr nie ogranicza się jedynie do pracy w ośrodku. Szczególnym zadaniem Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej jest troska o dziewczęta moralnie zagrożone, ubogie, opuszczone i chore. Jednak przez ponad 150 lat istnienia, zgromadzenie pozostawało wrażliwe na inne, aktualne potrzeby Kościoła. Otwarte na potrzeby najuboższych i najmniejszych. Siostry podejmowały prace w szpitalach, w domach opieki dla osób niepełnosprawnych i dla osób starszych, w domach dziecka, ochronkach i przedszkolach. Pierwsze siostry marianki przybyłe z Branic do Nysy zamieszkały w budynku
24
dawnego Sanatorium św. Rocha w 1910 r. i nadały mu nazwę Dom Nazaret. Fundatorem domu był ks. Józef Marcin Nathan. Początkowo siostry zajmowały się ambulatoryjną opieką nad chorymi oraz dziećmi w ochronce, a w czasie I wojny światowej klasztor służył jako szpital wojskowy. Po II wojnie światowej całkowicie zmieniła się specyfika domu, gdyż w willach „Słońce” i „Zacisze”, należących do zgromadzenia, zostali umieszczeni w 1958 r. niepełnosprawni chłopcy i mężczyźni i tak jest po dziś dzień. Oprócz całodobowej opieki, pomocy przy prostych, codziennych czynnościach, towarzyszenia lekarzy, pielęgniarek, opiekunów i terapeutów, mieszkańcy domu otrzymują również wychowanie do życia w wierze. Przez katechezę poznają Osobę Jezusa i Matki Bożej, zapoznają się na miarę swych możliwości z podstawowymi prawdami wiary, uczą się modlitwy oraz zostają przygotowani do Sakramentów Pojedna-
nia i Eucharystii, do których mogą regularnie przystępować. W nyskim Domu Pomocy Społecznej pracuje obecnie 5 sióstr marianek. Pozostałe siostry ze wspólnoty - z których większość jest już na emeryturze po wieloletniej posłudze w różnych zawodach - swą codzienną modlitwą i posługą, w prostych pracach w domu czy w ogrodzie, wypraszają potrzebne łaski dla wszystkich ludzi. Cicha modlitwa, praca i cierpienie sióstr marianek z nyskiej wspólnoty często znane są jedynie Bogu. Przez to ukrycie i prostotę życie sióstr przypomina życie Jezusa, Maryi i Józefa w Nazarecie. Nie przypadkowo więc klasztor ten nosi nazwę Nazaret, a znajdujący się w głównym ołtarzu kaplicy sióstr obraz Świętej Rodziny nieustannie przypomina modlącym się tam osobom o ogromnej wartości codziennego, zwykłego dnia, który jest z miłością ofiarowany Bogu. s. Łucja
DLA DZIECI I MŁODZIEŻY Tajemnica białej karteczki Pewnego popołudnia Iskierka i Promyczek siedzieli na ławce, wystawiając twarze do Słoneczka. Nagle nieopodal ławki coś zaszeleściło. Iskierka spojrzała w dół i zauważyła małą białą karteczkę. Podniosła tajemniczy skrawek papieru i zaczęła głośno czytać: – Jest cierpliwa, łaskawa, nie zazdrości, nie unosi się pychą, nie pamięta złego, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma i we wszystkim pokłada nadzieję. Głos Iskierki usłyszała Akuku i ciekawość natychmiast przywiała ją na miejsce, gdzie – zdaje się – działo się coś ciekawego. – Co czytacie? – zapytała z zainteresowaniem. – Sami nie wiemy, co to jest – odpowiedziała Iskierka. – Znalazłam ten papierek koło ławki. Posłuchaj – i powtórnie przeczytała na głos tajemniczą treść kartki. – Hmm… To brzmi intrygująco – rzekła Akuku. – Rzeczywiście, ciekawe, kogo w ten sposób opisano. Iskierko, czy na pewno nie ma tam niczego więcej? Może jakiś podpis? – zasugerował Promyczek. Iskierka uważnie przyjrzała się karteczce i dopiero teraz zobaczyła, że bardzo małymi literkami napisane było pod tekstem: „Taka jest M…”. Tyle dało się odczytać, bo ostatni wyraz był całkowicie zamazany. – M…? Jak myślicie, o kim mowa? – Iskierka wydawała się coraz bardziej zaciekawiona. Akuku zadumała się i w końcu odpowiedziała: – Nie wiem, ale mam pewien pomysł. Zabawmy się w detektywów! Może wspólnymi siłami odkryjemy, kogo tak pięknie opisano w zagadkowym tekście. – Dobrze! Zawołajmy Słoneczko i naradźmy się, co zrobić. Słoneczko zbliżyło się do przyjaciół i kiedy usłyszało całą historię oraz treść karteczki, powiedziało: – Myślę, że to może być o Matyldzie z II a. Podobno to bardzo dobra dziewczynka, świetnie się uczy i jest niezwykle koleżeńska. – W takim razie chodźmy to sprawdzić – zaproponował Promyczek. – Wiem, gdzie ona mieszka. Po kilku minutach dzielni detektywi pukali do drzwi domu Matyldy. Kiedy po chwili czytali koleżance dobrze im już znany tekst i wyjaśniali, w jakiej sprawie przyszli, zobaczyli szczere zdziwienie w oczach dziewczynki.
– Ojej… – westchnął Promyczek. – A czy może domyśla się pani, jak mógł wyglądać ten zamazany podpis? – zapytał z nadzieją w głosie, bo wierzył, że mądra mama Matyldy poda im jakąś istotną wskazówkę.
– Ależ nie! Jestem pewna, że to nie o mnie! Nawet nie wiecie, jaka ja potrafię być niecierpliwa! Moi rodzice ciągle na to narzekają. Poza tym często jestem zazdrosna o zabawki mojej starszej siostry albo o jej oceny. Jak widzicie, to „M” z pewnością nie oznacza „Matyldy”. Pozostałej czwórce opadły ręce. – A może wiesz, o kim mowa? – z nadzieją w głosie zapytała Iskierka. – Hm… – Dziewczynka zamyśliła się. – Sądzę, że tam mogło być napisane „Mama Matyldy”. Bo musicie wiedzieć, że moja mama jest naprawdę cudowna. Tak! Ten opis idealnie pasuje do mojej mamusi. Z resztą zaczekajcie, zaraz ją zawołam. Mamooo! – krzyknęła Matylda. Po krótkiej chwili w drzwiach pokoju stanęła uśmiechnięta brunetka. Najpierw uważnie wysłuchała sprawy, z jaką przyszli do niej mali detektywi, a potem w milczeniu wzięła do rąk białą karteczkę i przeczytała ją wnikliwie. W końcu się odezwała: – Bardzo mi miło, że pomyśleliście o mnie, jednak z pewnością nie ja zostałam w ten sposób opisana. Matyldo, dobrze wiesz, że czasami zbyt długo gniewam się na ciebie czy na tatę. Naprawdę daleko mi do takiego ideału, o jakim przed chwilą przeczytałam. – Ojej… – westchnął Promyczek. – A czy może domyśla się pani, jak mógł wyglądać ten zamazany podpis? – zapytał z nadzieją w głosie, bo wierzył, że mądra mama Matyldy poda im jakąś istotną wskazówkę.
– Tak, rzeczywiście, coś mi to przypomina… – zastanowiła się. – Ach, tak! Przecież to fragment listu świętego Pawła do Koryntian! Przyjaciele spojrzeli po sobie. Dopiero teraz zorientowali się, że podobny tekst czasami bywa czytany w kościele podczas mszy świętej. – Kochani! Ten podpis musiał brzmieć: „Taka jest MIŁOŚĆ” – powiedziała mama Matyldy uradowana, że udało jej się rozwikłać zagadkę. – To jest część „Hymnu o miłości” świętego Pawła. – Ale co to właściwie znaczy, że taka jest MIŁOŚĆ? – zapytała Iskierka. Mama Matyldy zastanowiła się, bo odpowiedź na to pytanie nie była prosta. W końcu rzekła: – Sami widzicie, kochani, jak wiele jeszcze mamy w sobie niedoskonałości. Ani ja, ani Matylda, ani – jak podejrzewam – żadne z was nie odważyłoby się zapisać swojego imienia pod tym hymnem. Może to dobrze, bo mamy świadomość własnych słabości. Wcale nie jesteśmy cierpliwi ani łaskawi, często zazdrościmy, jesteśmy pełni pychy… Jeśli jednak naprawdę będziemy kierować się w życiu miłością, to pod tym pięknym opisem, który znaleźliście, bez wahania można będzie napisać imię każdego z nas… Dzieci uśmiechnęły się i pomyślały, że zagadka została rozwiązana, ale następne wyzwanie przed nimi: żyć tak, aby na białej karteczce napisać swoje imię. •
25
DLA DZIECI I MŁODZIEŻY mali artyści W tym numerze publikujemy dwie prace, których autorki zwyciężyły w konkursie plastycznym „Jakie dary przyniósłbyś / przyniosłabyś małemu Jezusowi do szopki w Betlejem?” z cyklu „Mali artyści”.
Dla spostrzegawczych Patrz z uwagą na pokłon Kacpra, Melchiora i Baltazara. Przypomnij sobie, jakie dary złożyli Bożej Dziecinie i odnajdź 10 szczegółów, którymi różnią się obrazki.
26