Kurier Wleński nr 14

Page 1

NUMER 14 – 13.03.16 – WYDANIE KINOWE NIEREGULARNIK LOKALNY (ISSN: 2353–6780)

W tym numerze: Weekend otwarcia nowego kina JUTRZENKA we Wleniu! ZDJĘCIA SALI KINOWEJ NA STRONIE 10.–13. REPERTUAR NA MARZEC NA STRONIE 6.

Zbadaj się i wygraj rower! WIĘCEJ NA STRONIE 37.


Czytaj na: www.issuu.com/kurierwlenski Kurier Wleński Nieregularnik Lokalny ISSN: 2353–6780 Numer 14 – 13/03/16 Wydanie Kinowe. Ośrodek Kultury, Sportu i Turystyki 59-610 Wleń ul. Chopina 2 Kontakt: tel/fax: 75 7136 268 kurierwlenski@gmail.com Redaktor naczelna: Justyna Bar Redakcja: Anna Komsta Jacek Gładysz Małgorzata Nauka Jacek Knap (rysunki) Przemysław Zatylny (foto) Wydanie internetowe issuu.com/kurierwlenski Projekt graficzny i skład: Bartosz Rzeźnik Autorzy zdjęć: Okładka Archiwalne zdjęcie asystenta operatora kina JUTRZENKA we Wleniu—Stefan Czaja, lata 80te XX wieku. Strony od 11. do 13. Przemysław Zatylny

2


Wiosna przyniesie „Jutrzenkę” „Książę sezonu”, „Skąpani w ogniu”, „Droga do raju”, „Trick”, ... malowniczy, tajemniczy krajobraz naszej gminy przyciąga filmowców już od dawna. Oko niejednej kamery zarejestrowało sceny kręcone m.in. na Zaporze Pilchowickiej, dworcu kolejowym w Nielestnie, uliczkach Wlenia, ... Filmowcy nie przestają zachwycać się tym terenem, więc jestem przekonana o tym, że lista nie jest zamknięta. W wielkim napięciu czekałam na wieści od dyrektor OKSiT o tym, czy i kiedy uda się stworzyć kino we Wleniu. A teraz, kiedy wiem, że otwarcie niewielkiego, ale w pełni profesjonalnego, klimatycznego studyjnego kina nastąpi już w tym miesiącu, bardzo się cieszę. Radością tą będziemy mieli okazję dzielić się wspólnie w Filmowy Weekend Inauguracyjny 18-20 marca. Po latach przerwy mieszkańcy gminy będą mogli siadać w czerwonych fotelach przed srebrnym ekranem w nowym Kinie za Rogiem „Jutrzenka” w budynku domu kultury. XIV numer Kuriera będzie z tej okazji bardzo filmowy. Ale nie zabraknie oczywiście pięknej poezji, relacji z wernisarzu (bo nie tylko filmowcy, ale również inni artyści są zachwyceni Parkiem Krajobrazowym Doliny Bobru), historii, ciekawostek archeologicznych i matematycznych, wieści z gminy i działalności OKSiT, informacji przydatnych na co dzień, artykułów z zakresu pedagogiki, zdrowego żywienia, przepisów kulinarnych, ... W imieniu całego Zespołu redakcyjnego życzymy Państwu przyjemniej lektury i zapraszamy do współpracy. Justyna Bar — redaktor naczelna.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

3


4


Weekend Otwarcia Kina za rogiem JUTRZENKA! Kino za Rogiem JUTRZENKA we Wleniu oficjalnie wystartuje 18. marca. OKSiT ul. Chopina 2 / I piętro Projekt uruchomienia KzR Jutrzenka we Wleniu dofinansowano z środków PISF PO Rozwój kin Priorytet Modernizacja Kin oraz środków własnych OKSiT (Gmina Wleń).

18–19–20. marca zapraszamy Was na Weekend Otwarcia Kina. W piątek, sobotę i niedzielę będziemy wyświetlali po dwie popołudniowo-wieczorne projekcje. W sumie 6 różnych filmów. Nasze kino jednorazowo pomieści 20 widzów, dlatego mamy do Was ogromną prośbę—jeśli chcecie być pewni, że zasiądziecie na widowni podczas Weekendu Otwarcia koniecznie zarezerwujcie bilety! Można to zrobić następująco: −− osobiście wpisać się na listę w sekretariacie OKSiT, −− zrobić rezerwację telefoniczną pod numerem 75 7136268, −− zrobić rezerwację mailową na kzr.wlen@gmail.com.

Bilet zawsze kosztuje 5 złotych. Rekomendujemy, byście w wiadomości prywatnej bądź na skrzynkę mailową kzr.wlen@gmail.com wysyłali nam Wasze adresy mailowe—wtedy zawsze będziecie powiadamiani o wydarzeniach w naszym kinie, konkursach, spotkaniach i repertuarze oczywiście. I co najważniejsze—szybko zrobicie rezerwację. Nie zniechęcajcie się, jeśli nie uda się Wam dostać na projekcje kinowe w pierwszych dniach otwarcia. Kino za Rogiem JUTRZENKA we Wleniu będzie z Wami przez lata, nigdzie się stąd nie wybieramy!

Pierwsze kinowe emocje Podróż w czasie do kina niemego.

fot. Karolina Komsta

Już za chwileczkę, już za momencik. Tak, tak—chyba wszyscy już wiedzą—otwieramy KINO we Wleniu. PRAWDZIWE kino! Przed oficjalnym otwarciem zaprosiliśmy do kina dzieciaki. To najlepsi recenzenci. Jeszcze nie było zamontowanych foteli kinowych, jeszcze kotary nie przesłaniały światła. Emocje były niesamowite. Bawiliśmy się w niemy film. Za pomocą gestów, mimiki, póz, kostiumów odgrywaliśmy skrajne emocje: strach, lęk, grozę, błogość, radość, entuzjazm, zadziwienie...

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

Rudolf Valentino, Eugeniusz Bodo, Charlie Chaplin a nawet Shirley Temple byliby by pod wrażeniem talentów aktorskich dzieci z Wlenia. No i fotosy—profesjonalne, filmowe, które zrobiła wolontariuszka-animatorka Karolina Komsta. Świat pomalowany jest kolorami ludzkiej wyobraźni, a nasza ostatnio jest bardzo, bardzo filmowa.

5


6


Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

7


Wizualizacje kina JUTRZENKA (Fan FIL)

8


Pomocnik operatora kina we Wleniu STEFAN CZAJA, POMOCNIK OPERATORA KINA WE WLENIU W LATACH 80-TYCH (GÓRA) I DZIŚ RAZEM Z ADAMEM KONDRATOWICZEM (DÓŁ)

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

9


10


Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

11


12


Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

13


Kinowe ferie w OKSiT: między kulturami, między emocjami Powoli zadomawiamy się we wleńskim kinie. Och, były emocje przy oglądaniu filmów, które nakręciliśmy. Śmiech gromki. Łzy wycierane ukradkiem. Ale pssssst, niech to zostanie naszym sekretem, dobrze? Te ferie pozostawią w nas wiele emocji i pozytywnych doświadczeń. Będziemy je długo wspominać. Bardzo filmowe i kinowe, bardzo cyrkowe, bardzo artystyczne. Było nam razem ze sobą niezwykle dobrze i radośnie. Wszystkim za wspólną pracę, zabawę i energię dziękujemy! Tylko we Wleniu, jak w dobrym kinie, szybko, ciekawie przemija czas...

14

Zbudowane na emocjach, zaciekawieniach, wspólnym przeżywaniu. Dzieciaki fantastyczne. A nasi wolontariusze ze świata zadziwiają nas opowieściami o swoich krajach, historii, kulturze, zwyczajach. I do tego tacy utalentowani! W pierwszym tygodniu: Priscilla Grigo z Włoch—baletnica, która w mig znalazła wśród dziewczynek pokrewne taneczne dusze. Ulukbek Kalambekov z Kirgistanu grał na ludowym, kirgiskim instrumencie. Na naszym pianinie zagrał również utwory Beethovena. Allan Pooley z Australii zadziwił nas informacją, że na jego kontynencie właśnie jest lato. Poza tym dał nam lekcję gry w rugby. Do tego Adam Kondratowicz koordynował warsztat filmowy związany z wywiadami, Rufi Rafi pokazał klasę swoim cyrkowym show i nieustannie poprawiał nasze umiejętności kręcenia talerzami, żonglowania i rozśmieszania innych. Nasi animatorzy-wolontariusze— Karolina Komsta i Korneliusz Gorczyca, studenci artystycznych kierunków— rozpoczęli z dziećmi pracę nad filmem animowanym i dokumentują to, co się u nas dzieje. Michał Sękowski praktycznie otworzył na czas ferii małą szkółkę aktorską z planem filmowym. Ania Komsta prowadziła zabawy plastyczne i muzyczne

i koordynowała czujnym okiem działania tej dynamicznej, barwnej, twórczej grupy, jaką razem tworzyliśmy. Jednym słowem: Cisza na planie! Scena trzecia, ujęcie piąte! Kamera! Akcja! Mamy to! Drugi tydzień ferii zimowych rozpoczęliśmy przywitaniem Chińskiego Nowego Roku. Dlaczego? Otóż wśród wolontariuszy AISEC znalazła się Lui z Malezji i Label z Hong Kongu, które z wypiekami na twarzy opowiadały o miejscach, w których żyją. Shifa z Turcji podarowała każdemu dziecku broszkę ze szklanym niebieskim oczkiem, ależ niespodzianka. Przez cały tydzień świetnie się bawiliśmy obmyślając scenariusz filmu poklatkowego, stojąc w wielkich bańkach mydlanych. Rufi Rafi nie raz zresztą nas zaskakiwał— tu maszyna wprawiająca obrazki w ruch, tam teatr cieni. Karolina i Korneliusz z grupą młodych filmowców pracowali nad filmem animowanym. Ten kilkunastosekundowy obraz wymagał ciekawego scenariusza, świetnych rysunków do animacji i dużo cierpliwości. Ale za to jaki efekt— fantastyczny—zresztą sami wkrótce zobaczycie! Grupa Adama zdobyła kilka niezłych wywiadów na temat kina we Wleniu, i nie tylko. Powstały też piękne dekoracje do hollu kinowego.


Trzech Króli, 25 kolęd i ponad 250 wspólnie śpiewających gości wieczoru W Wieczór Trzech Króli, czyli w święto Objawienia Pańskiego sala widowiskowa w Ośrodku Kultury pękała w szwach.

Już od dziewięciu lat mieszkańców miasteczka i gminy łączy tradycja wspólnego kolędowania. To właśnie w ten wieczór scena staje się na moment symboliczną szopką betlejemską, a my wszyscy- kolędnikami. Ten piękny, ciepły w przekazie i wzruszający koncert to efekt współpracy środowiska lokalnego. Każdy, kto chciał, mógł dodać swój osobisty wkład w koncert. Wspaniałej wleńskiej publiczności bardzo dziękujemy za wspólne przeżycia, a wszystkim uczestnikom—za tak emocjonalne wystąpienia. Koncert otworzyła Renata Galik piosenką „Zapalmy lampy”. Życzenia świąteczne już na początku wszystkim przybyłym złożyli włodarze—przewodnicząca Rady MiG Wleń Katarzyna Kotołowska oraz burmistrz Artur Zych. W koncercie wystąpili (wraz z opiekunami): Renta Galik, 5-latki Smurfy z Przedszkola we Wleniu (Urszula Kurek), uczniowie kl. I–II Filii Szkoły Podstawowej w Pilchowicach (Joanna Skrobuk,

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

Małgorzata Wojciechowska, Marta Sawko-Wachowicz), kl. Ia SP Wleń (Ewa Frąckowiak), zespół Wesołe Nutki (Małgorzata Typer), kl. Ib (Małgorzata Matejewicz), kl. IIa (Barbara Worobij) kl. III (Stanisława Pudło), zespoły OKSiT Wleń, Białe Słowiki i TRIO Moment (Anna Komsta), Martyna Bukowska, Emil Kowaliszyn z kl. IV-VI (Łukasz Markowski), Sołectwo Nielestno i Schola Elżbietańska Wleń (sistra Dobrosława), zespół gimnazjalny (Łukasz Markowski). Gorąco dziękujemy dyrektorowi Zespołu Szkół im. św. Jadwigi Śląskiej we Wleniu Wiesławowi Gierczykowi oraz proboszczowi wleńskiej parafii ks. Krzysztofowi Madejowi za wieloletnią współpracę przy przeglądzie kolęd. Scenografia: Andrzej Górecki, OKSiT Nagłośnienie: Adam Kondratowicz, Tomasz Chmura, Prowadzenie: Anna Komsta, OKSiT.

15


Glosariusz Wleński BYŁY KIBIC Czesław Mirosław Szczepaniak

16

Uprzedzam zagorzałych kibiców sportowych, że tekst będzie drastyczny. Lepiej wcześniej o tym poinformować, żeby potem nie było rozczarowania. W latach 60. XX w., kiedy to byłem pacjentem sanatorium dziecięcego PKP Leśny Dwór, na Osiedlu Południowym, to namiętnie czytałem o sporcie w Gazecie Robotniczej i Przegląd Sportowym. Mam do tego, co piszę czarno-białe zdjęcie grupowe. Siedzę, trzymając kolegę prawą ręką, zaś w lewej mam Przegląd Sportowy ze zdjęciem boksera Józefa Grudnia, mistrza olimpijskiego. To znak, że do zdjęcia kazano mi się ustawić w trakcie, kiedy byłem zaczytany. Aha! Wdać też, że mam urwany guzik w koszuli, spod którego fragment podkoszulka spoziera. O tym zapewne mogliby powiedzieć byli wychowawcy z leśnego: pan Andrzej Szewczyk (z Płakowic, a może ze Lwówka Śląskiego), pan Wacław Nazarewicz albo Józef Bohatyrewicz. Dzisiaj już tacy starsi panowie. Pan Wacław sportem mnie „demoralizował”, o nim zamieściłem taki passus w felietonie: (…) Do dziś wspominam i podziwiam: (…) pana Wacława Łazarewicza, który zabierał nas na mecze piłki nożnej Pogoni Wleń (grał w pomocy). Strzelał wspaniałe bramki. A my, po każdej Jego bramce, wbiegaliśmy na boisko z okrzykiem: „Brawo! Panie Wychowawco!” (…) (Listy z „Leśnego Dworu” Garść słów, Tygodnik Kulturalny 1984, nr 7). Pan Wacław grał ze mną w warcaby i szachy. Nauczył mnie rozgrywać symultany zgodnie z książką. W niedzielę zabierał mnie na barana na rynek, gdzie się spotykali wleńscy szachiści; to było nieopodal kina Jutrzenka. A podczas balu karnawałowego zaproponował, żebym się przebrał za piłkarza. Założyłem spodenki gimnastyczne, koszulkę, długie skarpety (getry), i usiadłem na ławeczce. Byłem piłkarzem. Pan Wacław do mojej koszulki szpileczkami doczepił tabliczkę Ernest Pohl. Pyta mnie, czy znam, mówię, że to piłkarz Górnika Zabrze. I że powinno być Pol, bo tak piszą w gazetach. On odpowiada, że

piszą niepoprawnie. Opowiadam, jak mój ojciec zachwyca się Lucjanem Brychczym z Legii Warszawa, jak ceni Gerarda Cieślika z Ruchu Chorzów. Siedzę na ławeczce. Patrzę na kule. Jest mi smutno, bo wiem, że nigdy nie pobiegnę za piłką. Nie strzelę gola, jak to czynią zdrowi chłopcy. Jestem straszliwie przygaszony. Tylko pan Wacław chwali mój piłkarski strój. Oto jakie przechowuję w skarbonce pamięci o nim wspomnienia. Aha! Kiedyś latem ojciec zabrał mnie z Leśnego Dworu do domu. Jechaliśmy pociągiem z panem Wacławem do Jeleniej Góry. Mój tata cały czas z nim rozmawiał. I kiedy się rozstali, powiedział: To jest równy gość! Było. Minęło. I ten młody kibic gdzieś się we mnie zapodział. Nie pamiętam, kiedy ostatnio obejrzałem mecz, nie wiem, kiedy ostatnio byłem na stadionie. Sportowe pasje ode mnie odeszły. Wzrokiem omiatam sportowe kolumny w gazetach. Kiedy byłem na siłach, to przyjechałem na I Memoriał Uliczny im. Michała Fludra, 5 kwietnia 1992 roku. Bieg Michała z latami przyciąga coraz więcej dzieci i dorosłych. W kalendarzu polskim ma swoje stałe miejsce. Oczywiście, że zaglądam do internetu, żeby zerknąć na tabelę wyników i ikonografię. Czasami sprawdzam, jak sobie radzą piłkarze Pogoni Wleń. Z nienasyconego miłośnika sportu zszedłem na dziady. Przyznam się, że we Wleniu podczas meczu piłki nożnej nieraz wykazaliśmy się odwagą i krzyczeliśmy zbiorowo: Sędzia kalosz! Czyniliśmy tak, gdy pan sędzia nie odgwizdał faulu na panu Wacławie. Na trybunie drewnianej z daszkiem obitym papą starsi krzyczeli takie słowa, które dzisiaj też można usłyszeć na stadionie. Nie będę ich cytował, kursywa jego mać!


WSPOMNIENIA WARTOŚĆ SENTYMENTALNA Czesław Mirosław Szczepaniak

Miejsca, w których przebywaliśmy w młodości nabierają po latach wartości i mocy. Mówi się wartość sentymentalna, czyli zabarwiona uczuciem, sympatią i przywiązaniem. §Mogą to być rzeczy albo miejsca, których już najczęściej, poza nasza pamięcią, nie ma, niestety. Im więcej człowiek w dzieciństwie peregrynuje po świecie, tym na starość cięższy dźwiga tłumoczek wspomnień. W moim przypadku było tak, że od I do VIII klasy wyjeżdżałem do szpitali, sanatoriów, żeby leczyć się i uczyć w szkole. Musiałem pogodzić rehabilitację z nauką. Oczywiście że pomagali mi starsi . W czasie szkolnym uczeń nie zajmuje się takimi sprawami, jak wikt, opierunek, nauka, dach nad głową. Daje nura w dzieciństwo i nie myśli, że to się wszystko kiedyś skończy. Że tak szybko się dorasta. We Wleniu byłem trzy razy. Od jesieni do wiosny. Przebywałem w sanatorium dziecięcym PKP Leśny Dwór. Uczyłem się i sprawiałem kłopoty. To jest wpisane w dzieciństwo. Na krótką metę łatwo być grzecznym, ale dłużej się nie da. Trzeba troszeczkę poszaleć, by potem ciut zbastować. Miejsca, gdzie bywałem, odwiedzam przez internet. Rekompensuję sobie to, że od lat nie ruszam z domu. Takie czasami bywają przypadki, że już się nie da. Że kule i nogi, i ręce nie niosą, choć głowa całkiem sprawna i nie najgorsza pamięć. Tak więc, jestem na bieżąco z miejscami sentymentalnymi. Przepraszam, jeżeli kogoś to bulwersuje. I wolą szkiełko i oko. Nie mieszam tu serca, które jest ważnym

mięśniem. Uczucia rodzą się w głowie. Zakwitają, dojrzewają, owocują i … gasną. Jak wszystko, co się zaczyna, kończy się, niestety. Przed świętami pan Witold Płoński, piekarz z Wlenia, z ulicy Kościelnej 5, podesłał mi publikacje dotyczące ziemi lwóweckiej i książkę Henryka Ogonowskiego, MIASTO I GMINA WLEŃ, Ośrodek Kultury, Sportu i Turystki we Wleniu, Wleń 2012, ss. 99. Na 1. stronie niebieskim długopisem był wpis: Mirkowi! Miłemu i sympatycznemu byłemu wychowankowi Leśnego Dworu Henryk Ogonowski, Wleń – Grudzień 2014 rok. Da mnie ten wpis ma wartość sentymentalną. Przecież pan Henryk Ogonowski był moim kierownikiem szkoły. O jego dowcipie wspominałem w felietonie pt. Listy z „Leśnego Dworu” Garść słów, Tygodnik Kulturalny 1984, nr 7. A kiedy znalazłem się w Kurierze Wleńskim i ujrzałem jego nazwisko, to pomyślałem, w życiu bym nie pomyślał, że się spotkamy na łamach nieregularnika lokalnego. Nauczyciel i uczeń. Dla mnie to ostrzeżenie, żebym się starał, bo mnie czyta mój kierownik szkoły pan Henryk Ogonowski i ci, co mnie z Leśnego Dworu pamiętają. I sprawa robi się poważna. Tu, co tu dużo pisać, chodzi o kondycję wspomnień. Czyli o wartość sentymentalną, która jest podstawą wzruszeń. Trzeba bardzo uważać, bo od łez nieszczęść do łez szczęścia jest niedaleko.

Kącik poezji Stefania Krawiec

WIEM

BICIE SERCA

Wiem, nadejdzie taki dzień, W którym mnie nie będzie. I szafirowa noc, której nie zobaczę. Więc trzeba mądrzej żyć, Szczerzej i inaczej. Oddychać wonią lata, Rozumieć innych ludzi, Zanim nadejdzie dzień, W którym nikt mnie nie obudzi.

Jeszcze bije moje serce, Wyrzeźbione bólem I wciąż traconą nadzieją. Bije uparcie. Jak kobieta prosząca O wsparcie Dla chorego dziecka. Jeszcze płonie Między przeszłością I przyszłością. Nie zamieniło się w popiół Widzę, słyszę, czuję... Żyjemy: moje serce i ja.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

17


O wędrującym garncarzu-zdunie, co był w XVI wieku Przemysław Nocuń

O architekturze zamku we Wleniu pisano i pisze się bardzo dużo. Ja w tym krótkim tekście chciałbym skupić się na czymś o zdecydowanie mniejszej skali i porozprawiać o zabytku pochodzącym z wleńskiego zamku, a eksponowanym obecnie na wystawie w Ośrodku Kultury, Sportu i Turystyki we Wleniu. Na pierwszym piętrze budynku prezentowana jest bowiem skromna, ale jakże ciekawa wystawa wybranych zabytków z badań archeologicznych zamku. Mieszkańcy Wlenia i turyści odwiedzający przez ostatnich 20 lat górujące nad miastem ruiny, niejednokrotnie mogli przyjrzeć się pracy archeologów, którzy odsłaniali fundamenty kolejnych budynków na zamku, a przy okazji odnajdowali liczne zabytki metalowe, fragmenty ceramiki, szkła. Oczywiście należy traktować je jako bardzo ważne znaleziska, niosące informacje o codziennym życiu na zamku w minionych stuleciach. Z jednej strony więc archeolodzy i architekci zdobywali nowe informacje na temat kształtu i przemian murowanej twierdzy, której architektura musiała być odpowiedzią na panujące trendy, nowości w taktyce oblężniczej, ale i mieścić się w zakresie możliwości finansowych właściciela. Z drugiej strony- fragmenty naczyń, narzędzi i urządzeń przynosiły informacje między innymi na temat jakości życia na zamku. Jednym ze zjawisk, które rozumiemy dziś pod pojęciem komfortowego życia jest ogrzewanie. Na zamku we Wleniu archeolodzy w toku swoich prac odsłonili między innymi pozostałości pieca hypokaustycznego (jednego z najstarszych na Śląsku), czyli systemu ogrzewania na gorące powietrze – jednak to nie o nim chciałbym dziś napisać. Od XIV wieku na śląskich zamkach, dworach oraz w bogatych miejskich domach stawiano już nowe urządzenia grzewcze (znane do dziś) – piece kaflowe. Były one budowane z kafli – początkowo naczyniowych (przypominały bowiem swoim kształtem naczynia – garnki lub miski), ale już od XV wieku licznie pojawiały się kafle płytowe, na których można było umieścić rozmaite przedstawienia. Dzięki pracy archeologów znamy ze Śląska średniowieczne kafle

18

z wizerunkami świętych—najczęściej ze św. Jerzym walczącym ze smokiem, spotykamy kafle heraldyczne, z przedstawieniami rycerzy itp. Sto lat później, czyli w XVI wieku, kiedy to w architekturze i sztuce pojawił się styl renesansowy, także dekoracja na kaflach stawała się coraz bogatsza. Znamy nawet z imienia niektórych mistrzów, którzy je wykonywali – były to niekiedy prawdziwe dzieła sztuki. W Krakowie działał Bartosz z Kazimierza, który wykonał kafle pokryte wielobarwną glazurą, z których zbudowano między innymi wspaniałe piece na przebudowywanym w stylu renesansowym zamku na Wawelu. Na wielu stanowiskach w Małopolsce – zamkach, dworach i w miejskich kamienicach odnajdowano skromniejsze już kafle wzorowane na tych wawelskich, a może nawet wyciskane z tych samych matryc, ale nie zdobione już tyloma kolorami glazury. I tu pojawia się pojęcie matrycy, czyli drewnianej tabliczki, w której, jak w przypadku form do pierników, ryto obraz, który następnie wyciskano w glinie tworząc płytę licową kafla. Do niej doklejano komorę i w ten sposób uzyskano element budujący piec—kafel. Badacze zakładają, że matrycami handlowano, ale także wędrowano z nimi z miejsca na miejsce i przy ich użyciu produkowano identyczne kafle, z których następnie stawiano piece. I tu historia przenosi nas z powrotem do Wlenia. Na wspomnianej wystawie archeologicznej w ośrodku kultury, wśród zabytków z zamku znajduje się piękny XVI-wieczny kafel pokryty zieloną glazurą, a przedstawiający scenę polowania. Widzimy na nim w centralnej części dzika, do którego z prawej dobiega pies myśliwski, natomiast po jego lewej stronie dostrzegamy uciekającego jelenia. Polowanie było typową rozrywką szlachty, która zamieszkiwała wtedy wleński zamek. Dlatego jako element kultury dworskiej i szlacheckiego życia, zostało ono przedstawione także na zamkowym piecu. Niestety nie można na razie jednoznacznie stwierdzić, kto zadecydował o postawieniu pieca ze sceną polowania na zamku we Wleniu, choć prawdopodobne jest, że dokonali tego von Zedlitzowie, którzy w drugiej połowie szesnastego stulecia dokonali znaczącej przebudowy zamku.


u we Wleniu… i w Siedlęcinie Bardzo interesujące jest to, że tu nasza historia wcale się nie kończy. Kiedy odwiedzimy wieżę książęcą w Siedlęcinie, położoną kilkanaście kilometrów na południe w górę Bobru, na tamtejszej wystawie archeologicznej dostrzeżemy dwa fragmenty kafla z przedstawieniem dzika identycznego jak ten z Wlenia. To wspaniały dowód konkretnej historii,

Siedlęcin (góra) Wleń (dół)

pokazujący nieznanego niestety z imieniagarncarza-zduna, który ze swojej matrycy wyciskał nie tylko płytki do kafli we Wleniu, ale także pracował w Siedlęcinie. Niewielka odległość i położenie na nadbobrzańskim szlaku może pomóc nam zbudować obraz sprzed prawie pięciuset lat – obraz jadącego wozem garncarza oferującego swoje usługi od zamku do zamku, od dworu do dworu. Ciekawe, czy właściciele tych zamków odwiedzali się i widzieli w swoich rezydencjach te same piece. A może to jeden pozazdrościł drugiemu i wezwał tego samego rzemieślnika, aby równie piękny piec postawił i w jego siedzibie… Archeologia to wspaniała nauka, rozwija wyobraźnię i przywraca duszę odkrywanym – nawet we fragmentach, zabytkom. O kolejnym z nich następnym razem.

Reformacja na Pogórzu Kaczawskim SZWENKFELDERZY SZFENKFENDLYŚCI TWARDOCICE HARPERSDORF CASPAR SCHWENCKFELD VON OSSING

Teren dzisiejszego Pogórza Kaczawskiego niem. Bober-KatzbachVorgebirge, czes. Kačavské podhůř, zamieszkiwany był przed kilkoma wiekami przez chrześcijan nazywanych „Wyznawcy Chwały Chrystusa”.

Łukasz Zemła

Cała historia rozpoczęła się przeszło 500 lat temu w okresie reformacji, ale jest obecna w lokalnej społeczności do dziś. Jej uczestnikami jest Caspar Schwenckfeld von Ossing i jego zwolennicy, którzy po dzień dzisiejszy praktykują podjętą filozofię życia w USA w Pensylwanii. W latach pięćdziesiątych XV w. w Tardocicach, Bielance, Czaplach, Dłużcu, Sobocie i Proboszczowie osiedlili się zwolennicy reformy religijnej (ok. 1500 osób). Ich główna filozofia życiowa łączyła się z takimi ideami, jak: rozdzielenie Kościoła od państwa, budowanie bliskiej społeczności z Jezusem Chrystusem, fakt, że wiara powinna być żywym doświadczeniem w życiu chrześcijan. Do czołowych haseł szwenkfeldystów głoszonych w czasie wolności religijnej w Europie należało również: odrzucenie chrztu dzieci jako aktu, w którym nie widzieli duchowego znaczenia,

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

uznanie równości kobiet i mężczyzn, upowszechnienie idei, że tylko Kościół duchowy (w odróżnieniu od widzialnego) ma jakąś wartość, a chleb i wino przemienia się tylko mistycznie w ciało Chrystusa. Caspar Schwenkfeld, zwany był również tak: Eliander, Caspar Greysencker, Greisenecker, Gryseneggerus, Caspar Dinopedius, Johan Dinopedius von Greiseneck, Konrad Bleckschaff1. Caspar Schwenckfeld von Ossing 1490–1561 Kaspar Schwenkfeld jest twórcą Kościoła Szwenkfeldystów i należał do uczniów samego Marcina Lutra. Jego młodość związana była z miejscowością Osiek pod Lubiniem, gdzie jako syn miejscowych szlachciców wychowywał się w duchu katolicyzmu. Jako młodzieniec opuścił rodzinne ziemie i podróżował do Kolonii i Frankfurtu nad Odrą, gdzie studiował i w 1519 r. pod wpływem idei Marcina Lutra zmienił religię na protestantyzm. W kolejnych latach jako kaznodzieja szerzył nowe idee na Śląsku, w tym na dworze Fryderyka II Legnickiego, który uczynił luteranizm religią państwową. Był on radcą dworu księcia, przyczynił się do powstania protestanckiego uniwersytetu legnickiego i szerzenia nauk filozoficznych2. ↘

19


Reformacja na Pogórzu Kaczawskim ↘

fot. Łukasz Zemła marzec 2015

Archiwalne zdjęcia Kościoła w Twardocicach4

20

Kaspar podważał naukę głoszoną przez Lutra i zarzucał mu, że niepotrzebnie tworzy nowy Kościół, zamiast reformować już istniejący. Zarzucał mu nawet, że robi tak, kierując się żądzą władzy. Dziś nad okolicą górują ruiny starego kościoła. Według niektórych źródeł posiadał on 2400 miejsc siedzących, jednak zdarzało się w początkach XVIII w., że gromadziło się w nim do 11 000 osób. Wówczas pełnił on funkcję kościoła ucieczkowego3. Budowla szerokości 25 m i długości 41 m stanowiła jeden z największych kościołów ewangelickich w regionie.

Kaspar Schwenfeld wiele czasu spędził na studiowaniu koncepcji, które coraz częściej okazywały się sprzeczne z nauczaniem Lutra. Ostatecznie przeciwstawił się twórcy reformacji i w Wittenberdze odstąpił od jego koncepcji, gromadząc swoich zwolenników wokół własnej charyzmatycznej osoby. Poprzez swoje działanie naraził się na silny ostracyzm ze strony zwolenników Lutra, co doprowadziło do scalenia grupy

i przejścia do tajnego nauczania oraz działania w konspiracji. Nigdy jednak nie stworzył własnego kościoła, co zarzucali mu jego zwolennicy i potomkowie pierwszych szwenkfeltystów. Drugim ważnym nazwiskiem obok Kaspar Schwenfeld był kolejny duchowny przywódca schwenkfeltystów Valentin Krautwald. W kolejnych latach Kaspar Schwenkfeld rozpoczął swoją misję życiową i nauczał w Strasburgu, Augsburgu, Ulm czy Esslingen am Neckar. U schyłku życia w związku z prześladowaniami religijnymi przebywał w ukryciu i do dziś miejsce jego pochówku nie jest znane i pozostaje tajemnicą. Od początku powstania nowego ruchu jego zwolennicy doświadczali prześladowań ze strony kościoła katolickiego, luterańskiego i władz świeckich, dlatego przez większość czasu ich spotkania odbywały się potajemnie. Przez lata w ramach „wojen religijnych” karano ich grzywnami, zabraniano praktykowania obrzędów, więziono czy nawet odbierano im dzieci. Najtrudniejszym okresem dla wyznawców nauki Kaspara Schwenfelda był okres panowania Karola VI, który w 1719 r. sprowadził na teren Dolnego Śląska jezuitów. Za główne ich działanie uznano uzyskanie jedności religijnej kościoła katolickiego. Sytuacja z roku na rok stawał się coraz trudniejsza, zaś każde ograniczenia powodowały, że życie szenkfeldystów było walką o przetrwanie. Na rozkaz cesarza przybyło dwóch księży jezuitów, których zadaniem było nawrócenie schwenckfeldystów na rzymsko-katolicyzm. Skłócili schwenckfeldystów i luteran ze sobą, niszcząc ład społeczny. Również w 1719 r. utworzono specjalną misję jezuitów w Twardocicach do szerzenia i pielęgnacji religii katolickiej. Od tego czasu schwenckfeldyści obowiązkowo musieli uczęszczać na nauki, a za niestawienie się płacili wysokie kary. Pierwsza nieusprawiedliwiona nieobecność kosztowała 10 talarów, druga- 20, trzecia36. Z zebranej kwoty 12.000 talarów w 1732 r. wybudowano kościół katolicki. Ich małżeństwa uznano za nieważne oraz zakazano związków mieszanych z luteranami. Chrzest mógł być tylko katolicki, dzieci do chrztu odprowadzało wojsko cesarskie. Nad sierotami sprawowano


Płyta nagrobna na murze kościelnym w Twardocicach, fot. Łukasz Zemła marzec 2015

specjalny nadzór, wychowując je na katolików. Zakazane książki i pisma były konfiskowane, a praktyki religijne ściśle zakazane. Często zakuwano ich w dyby i stawiano pod pręgierzem, tych, którzy odmawiali wykonywania rozkazów więziono w zamkach książęcych w Legnicy, Jaworze oraz na Grodźcu. Skazywani byli nawet na galery, jako niewolnicy. Nie mogli sprzedawać swojej własności, ani kupować ziemi, czy gospodarstw. Mieli zakaz opuszczania miejsc zamieszkania bez specjalnego zezwolenia. Dodatkowo zakazano im grzebania zmarłych na lokalnym cmentarzu w tzw. święconej ziemi (taki zakaz dotyczył tylko samobójców i kryminalistów), co oznaczało, że nie mogli być pochowani w obrządku chrześcijańskim. Pozwolono im grzebać zmarłych jedynie na Bydlęcej Ścieżce (Viehweg). Dlatego zmarłych chowano w lasach i na polach, poza granicami wsi (podaje się, że w latach 1720-1740 pochowano tak 200 – 300 osób). Na pamiątkę tych wydarzeń w roku 1863 został wystawiony pomnik4. Na piaskowcu w dwóch językach: polskim i angielskim widnieje napis: „tym miejscu spoczywają w Bogu wierni Schwenckfeeldyści, pochowani w latach 1720–1740. Pomnik ten ufundowali w 1863 roku mieszkający w Ameryce północnej ziomkowie z Proboszczowa, Twardocic, Dłużyca, Bielanki”. W ramach kontrreformacji ruszyła specjalna misja i megalomania w myśl hasła: Cuius regio, eius religio, a jednym z przykładów były działania skierowane przeciwko zwolennikom Kaspara i jego kościołowi.

Pod koniec lat 20 XVIII w. szwenkfeltyści uzyskali przychylność saksońskiego księcia Nicholasa von Zinzendorfa. Było to jednak chwilowe, bo po jego śmierci jezuici domagali się wydania wszystkich innowierców, którzy doświadczając kolejnych prześladowań udali się do Holandii, a stamtąd do Ameryki. W sumie do 1737 r. przypłynęło do Ameryki sześć grup. Razem było to 209 osób5. W latach 30 XVIII w. nastąpiła kolejna emigracja. W 1826 r. umiera na Dolnym Śląsku ostatni szwenfleder. Obecnie Kościół Schwenkfelderów (Schwenkfelder Church) posiada sześć wspólnot (około 2800 wiernych), a liczbę 209 potomków ocenia się na około 500 000 osób. W utworzonej bibliotece i centrum dziedzictwa (Schwenkfelder Library – Heritage Center6) zgromadzono dzieła teologiczne reformatora w 19 tomach, mających 18 000 stron. Znalazły się w nich 1252 dokumenty, zawierające 408 tekstów teologicznych. Ponadto znajdują się tam liczne książki, grafiki, publikacje Schwenkfelderów, akty chrztu, świadectwa małżeństw, zgonów i inne dokumenty z przeszłości. Polska → Niemiecka nazwa Rochów → Armenruh Zbylutów → Deutmannsdorf Twardocice → Harpersdorf Czaple → Hockenau Dłużec → Lang Neundorf Bielanka → Lauterseiffen Pielgrzymka → Pilgramsdorf Proboszczów → Probsthein Sobota → Zoboten

Obecny widok na Kościół Szwenkfeltystów—Valley Forge Road, Worcester Montgomery, County Pennsylvania, USA

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

21


PRZYPISY DO ARTYKUŁU „REFORMACJA NA POGÓRZU KACZAWSKIM”: 1. w ww.centralschwenkfelder.com/im-new/church-history (13.02.2015) 2. w ww.discoversilesia.pl/wp-content/uploads/2014/09/140901-Wycieczka-jednodniowa- Magia-Go%CC%81r-Kaczawskich-i-mas%CC%81c%CC%81-na-latanie.pdf (18.02 2016) 3. w ww.instytutdidaskalos.pl/historia-protestantow/twardocice-niem-harpersdorf (18.02.2016) 4. w ww.wyszedlzdomu.pl/twardocice-wielki-exodus-szwenkfelderow (18.02.2016) 5. w ww.pl.wikipedia.org/wiki/Szwenkfeldy%C5%9Bci 6. w ww.schwenkfelder.com/Schwenkfeldian/Schwenkfeldian_spring_2015.pdf (06.05.2015)

Paradokumentalnie… Dla dzieci? Anna Duda

Drodzy Czytelnicy! W tym numerze pragnę poświęcić swoją uwagę serialom paradokumentalnym obiegające nasze środowisko w szybkim tempie. Coraz więcej programów pojawia się w telewizji, ukazując problemy dzieci, uczniów, rodziców, ogólnie współczesnego świata. Do analizy tych programów i odbiorców nakłonił mnie wyjazd na zimowisko, w trakcie którego duża grupa dzieci poświęcała swój czas na oglądanie owych programów. Chciałabym zastanowić się nad wpływem przedstawianej rzeczywistości na poglądy i spostrzeganie dzieci. Aby rozpocząć analizę, należy zastanowić się, czego młode osoby szukają w takich serialach? Czy to zwykła ciekawość, czy zaspokojenie potrzeb, które są pomijane w ich środowisku, a może to wpływ rówieśników? Przyczyn może być wiele… Często dzieci wraz z rodzicami oglądają tego typu programy, w których szukają autorytetów, sposobów rozwiązywania problemów, czy po prostu rozrywki. Zastanawia mnie jednak, czy treści przedstawiane w tych produkcjach są odpowiednie dla dzieci. Czego one uczą? Skupienia się na konsumpcjonizmie, hedonizmie, cielesności, fałszywej przyjaźni, kłamstwa… no cóż, można rzec, że w takim świecie żyjemy, że współczesny świat jest inspiracją dla producentów… ale czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci w taki sposób poznawały ten świat? Seriale paradokumentalne nie zostawiają perspektywy do analizy, głos narratora, który ocenia zachowania bohaterów nie daje szansy na ocenę i własną interpretację. Powoduje to, że odbiorca jest bierny

22

i przyjmuje gotowe założenia. Nie mamy kontroli nad tym, co oglądające dziecko rozumie i jak przyjmuje gotowe wzorce. W związku z tym uważam, że takowe seriale mogą powodować zaburzenia percepcji świata i zniekształcić dziecka wyobrażenie o rzeczywistości. Nie każde dziecko spotyka się w swoim życiu z takimi problemami, jakie przedstawiają seriale. Zazwyczaj są to problemy skrajne, z pogranicza prawa, bądź zachowania niemoralne. Nie przedstawiają one pozytywów oraz zachowań godnych naśladowania, a jeśli się pojawiają, to bardzo rzadko. Młody odbiorca, pozostawiony sam sobie, może sobie nie poradzić z treściami, które są dla niego niezrozumiałe i trudne. Wniosek ten skłonił mnie do wykorzystania treści przedstawianych w serialach jako materiału edukacyjnego. Skoro dzieci i tak się z nimi spotykają, to fakt ten może być wykorzystany na ich korzyść. Zajęcia wychowawcze mogą dotyczyć samych problemów prezentowanych w poszczególnych odcinkach, co może być podstawą do analizy takiego zachowania. Dzieci poznają swoje opinie i mogą próbować na nie wpływać, bądź zmieniać je pod wpływem konstruktywnych argumentów swoich kolegów. Jak zawsze nie podaję gotowej odpowiedzi na pytanie, czy dzieci powinny oglądać seriale paradokumentalne, w jakich okolicznościach powinno się to odbywać, ale podaję swoją propozycję rozwiązania problemu, jakim jest obcowanie ze światem przedstawiającym wartości, które często są nieznane dzieciom.


Seniorzy dopisali, zapowiada się piękny klub Opowiadaliśmy, wspominaliśmy dawne wleńśkie kino...

Nie da się ukryć, że z mobilizacją Seniorów do wspólnego działania mieliśmy zawsze problem. Na spotkania przychodziła zawsze garstka osób. Dodatkowym kłopotem było wybranie dogodnej dla wszystkich pory dnia i godziny. I pytanie: co tu właściwie robić wspólnie?

A dziś? Dziś seniorzy nas całkowicie zaskoczyli. Do kawiarni OKSiT przyszło ponad pięćdziesięciu wspaniałych ludzi. Te wspólnie spędzone chwile były dla nas w pewien sposób odświętne. Gwar, wspólna herbatka, ciasteczka, uśmiechy. Do sukcesu dzisiejszego spotkania przyczynił się jego inicjator—burmistrz miasta i gminy Wleń Artur Zych. Dyskutowaliśmy o formach aktywizacji czasu wolnego seniorów—zajęciach w domu kultury, ale również o brydżu, spacerach na „kijkach”, spotkania z ciekawymi ludźmi. Burmistrz odpowiadał na ważne, nurtujące mieszkańców pytania dotyczące opłat, podatków, wodociągów, wywozu śmieci, wycinaniu starych drzew na cmentarzu. Umówiliśmy się na spotkanie za dwa tygodnie, by skonkretyzować plany na przyszłość i zawiązać Klub Seniora. Nie odmówiliśmy sobie zaproszenia do wleńskiego Kina za Rogiem JUTRZENKA. Opowiadaliśmy, wspominaliśmy dawne wleńśkie kino... A potem... Usiedliśmy wspólnie na czerwonych fotelach w nowiutkim kinie i... trudno to opisać. Połączyły nas emocje.

Tradycyjne XII już Targi Gołębi we Wleniu Sala Widowiskowa pękała w szwach!

Hodowcy dyskutowali, wymieniali doświadczenia, kupowali i sprzedawali. Targi Gołębi otworzyli: burmistrz MiG Wleń Artur Zych, dyrektor OKSiT Anna Komsta oraz prezes PZHG Sekcji we Wleniu Stanisław Pachota. Hodowcy dotarli do Wlenia tradycyjnie —w niedzielę tuż przed Popielcem— z różnych stron regionu. Nie zawiedli nas również przyjaciele z Czech oraz z Nowogrodu Bobrzańskiego, którzy zawsze we Wleniu, podczas naszych targów wręczają najlepszym hodowcom trofea za loty gołębi. Ze wspólnych partnerskich rozmów wynika, że zapowiada się ciekawa współpraca na linii rzeki Bóbr.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

23


Zaskoczenie w Museo del Cinema a Milano Justyna Bar

13 lutego minęło 121 lat odkąd bracia Auguste i Louis Lumière opatentowali kinematograf (czyli aparat do realizacji i ekranowej projekcji ruchomych obrazów), wnosząc tym samym wielki wkład w rozwój sztuki filmowej. Oczywiście narodzin kina nie można wiązać tylko z tym jednym nazwiskiem i jedną chwilą olśnienia.

Na sukces kinematografu złożyły się inne wcześniejsze i późniejsze wynalazki konstruktorów, wśród których są Polacy. 28 grudnia 1895 roku w paryskim Salonie Indyjskim Grand Cafe miała miejsce pierwsza publiczna projekcja króciótkich filmów braci Lumière. Wyświetlono wówczas m.in. Wjazd pociągu na stację w La Ciotat, podczas którego podobno widzowie siedzący najbliżej ekranu uciekali w popłochu, przerażeni widokiem zbliżającej się w ich kierunku lokomotywy. Jak to się pięknie złożyło, że tu we Wleniu przygotowujemy się do otwarcia kina a miesiąc temu, podczas swojej krótkiej wizyty w Mediolanie, trafiłam do Muzeum Kina. Decyzja o wybraniu tego miejsca zapadła spontanicznie na stacji metra: a może tak niestandardowo, zamiast do centrum, jechać tym razem w drugą stronę, wysiąśc na stacji Biocca i przejść kawałek do niewielkiego muzeum, gdzie w ciemnej sali, gorącej od włączonego sprzętu audiowizualnego, można poznawać

Gdy lekarz nas zbywa List od czytelnika

24

Szanowna Redakcjo Za pośrednictwem Kuriera Gryfowskiego chciałbym serdecznie podziękować Powiatowi Lwóweckiemu za projekt „Promocja i profilaktyka chorób układu krążenia dla mieszkańców Powiatu Lwóweckiego”. W ramach tego projektu przebadano wielu gryfowian, między innymi także i mnie. Po wstępnej diagnostyce skierowano mnie na badania specjalistyczne do kardiologa. Ważne dla mnie było to, że wszystko odbywało się za darmo i szybko, w przeciągu dwóch tygodni, a nie jak to w naszym kraju bywa, że do kardiologa czeka się wiele miesięcy. A zanim się człowiek w taką kolejkę zapisze, to jeszcze musi udowodnić, że nie jest wielbłądem. Wiele lat krążyłem sobie pomiędzy różnymi lekarzami starając się ustalić przyczynę mojego wysokiego ciśnienia. Na wstępie każdy miły pan doktor zapisywał mi tabletki na nadciśnienie w różnych dawkach. Nikt nie widział potrzeby wysyłania mnie do kardiologa, bo EKG było w normie. Nie brałem tych tabletek, bo się bałem i... okazało się, że miałem rację. Dzięki projektowi powiatowemu

dostałem się do kardiologa, który zlecił mi dwa holtery: ciśnieniowy i EKG. Po całym dniu noszenia okazało się, że nie mam żadnego nadciśnienia, tylko chorobę serca. Dostałem tabletki na tę chorobę, a nie na nadciśnienie. Trzy razy zadałem pytanie, czy aby na pewno nie mam nadciśnienia i czy nie są mi potrzebne leki. I trzy razy kardiolog odpowiedział, że nie. Zresztą, mam dowód w postaci wydruku komputerowego. A zapisywano mi tabletki na nadciśnienie od lat. I nikt nie chciał mnie wysłać do kardiologa. Piszę to z dwóch powodów. Po pierwsze, chcę zachęcić wszystkich do badań w tym programie (o ile jeszcze są), po drugie, chciałbym zwrócić uwagę na sytuację w naszej służbie zdrowia, kiedy to czujemy, że lekarz nas zbywa. Zapisuje coś bez badań specjalistycznych i po prostu skąpi skierowania. W takiej sytuacji chyba warto nawet iść prywatnie do specjalisty, niż pochłaniać leki dobrane na chybił trafił. Pozdrawiam czytelników Kuriera Gryfowskiego i życzę wszystkim zdrowia, bo to największy dar.


filmowe historie sprzed lat. Tuż przed wejścem zajrzałam do przewodnika i bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie informacja, że to właśnie tu znajduje się słynny kinematograf braci Lumière. Od wejścia poprosiłam panią przewodniczkę, by mi go pokazała. Fakt, że patrzę na wynalazek tej klasy i tego znaczenia, zrobił na mnie

duże wrażenie. Stałam z uśmiechem na twarzy, wpatrzona w gablotę z napisem: Cinematografo, 1895 anni, a właściwie w to, co się za nią znajdowało- opatrzone starymi dokumentami tajemnicze pudełko z obiektywem, które tak wiele zmieniło w historii świata.

Pchli Targ we Wleniu rozwija się z miesiąca na miesiąc W każdą ostatnią sobotę miesiąca zapraszamy wystawców i klientów do dużej sali w domu kultury we Wleniu na Pchli Targ. Odbywa się on już od jesieni ubiegłego roku.

Z miesiąca na miesiąc przybywa nam stoisk, ale kupujący także chętnie do nas zaglądają. A oferta jest intersująca, zresztą, kto był kiedykol-wiek na pchlim targu to wie, jakie cudeńka i niespodzianki można w takim miejscu znaleźć. Na naszych stoiskach: fajne ubrania, zabawki dla dzieci, drobny sprzęt AGD, bibeloty, biżuteria, książki, płyty, firany, akcesoria dla dzieci. Wszystko pachnące, od konkretnego sprzedawcy i przede wszystkim niedrogie. A kto jeszcze potrafi się targować i wymieniać, ten wyjdzie niezwykle zadowolony.

się z sekretariatem OKSiT i śledzić ogłoszenia. Wleński pchli targ ma również rodzaj integracyjnego spotkania lokalnego. Rozmawiamy ze sobą, dzielimy się spostrzeżeniami, przepisami kulinarnymi, rodzinnymi sukcesami. Pijemy wspólnie kawę, a przy niej świetnie spędzamy wspólny czas- na przykład organizując małe pokazy mody z ubrań, które są na naszych stoiskach. Dużo frajdy, dużo uśmiechów. Wszyscy zadowoleni. Sprzedawcy- bo przewietrzyli swoje szafy, a klienci, bo właśnie nabyli coś, czego długo szukali.

Nasz pchli targ ma bardzo ciepłą, przyjacielską atmosferę. Mamy już grupę stałych wystawców, ale oczywiście gorąco zapraszamy wszystkich chętnych. Wystawienie stoiska jest bezpłatne. Wystarczy tylko wcześniej skontaktować

Zapraszamy na Pchli Targ do Wlenia. W kwietniowej edycji, kiedy będzie już ciepło- planujemy połączyć go z wleńskim Śniadaniem na Trawie na Skwerze Gołębiarki. Koniecznie śledźcie nasze wydarzenia i dołączcie do nas!

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

25


Slow Food: Dlaczego warto żyć w rytmie SLOW? Anna Rumińska SlowFoodDolnySlask.org slowfooddolnyslask @gmail.com

Poniżej: Warsztat kulinarny WOJ Slow Food „Na Kanapce w Artecubo”—dzieci uczyły się robić różne rodzaje kanapek szkolnych.

SFojaki to członkowie Slow Food Dolny Śląsk, osoby zaangażowane w edukację rolniczą, kulinarną lub żywieniową. Do Slow Food nie należą tylko producenci żywności. Zrzeszamy wszystkich, którzy chcą wspierać wytwarzanie lub konsumpcję dobrej, czystej i lokalnej żywności. Minimalna składka roczna 15€ przeznaczana jest na działania na całym świecie. Producenci żywności uczestniczą w lokalnych wydarzeniach na odrębnych zasadach. Każda osoba, która należy do naszego convivium Slow Food Dolny Śląsk (lider: A. Rumińska) lub Slow Food Wrocław (lider: M. Horszowski), ma bezpłatny wstęp na nasze produktowe seminaria edukacyjne, na których kolejny cykl zaczynamy już w kwietniu. Organizujemy też warsztaty kulinarne i produktowe, na których uczestnicy dzieci lub dorośli - przyrządzają określone potrawy z użyciem SFojskich produktów, np. soków, mąki, kasz, serów, kiszonek itp. Kurs ten nazywamy „WOJ: WIEDZA O JEDZENIU”, analogicznie do szkolnych przedmiotów: WOS: Wiedza o Kulturze i WOK: Wiedza o Kulturze. Uważamy bowiem, że w szkole podstawowej powinny być lekcje z przyrządzania posiłków, jak dawniej.

Nasz kurs WOJ wojuje ze śmieciowym jedzeniem i spożywczymi opakowaniami szkodliwymi dla środowiska i ludzi. Uczymy holistycznie, tj. o tym, co wiąże się z jedzeniem, np. o opakowaniach, ogrodnictwie, rolnictwie, fotografii kulinarnej, handlu i jarmarkach, nakrywaniu do stołu, czytaniu etykiet, dietetyce, chwastach jadalnych itd. Jeśli chcecie nas do siebie zaprosić, napiszcie do nas! Slow Food to angielski termin oznaczający dosłownie powolną żywność—przeciwieństwo żywności typu fast food lub junk food (śmieciowa żywność). Na Dolnym Śląsku jest wiele osób, które nie muszą utożsamiać się z globalno-lokalnym ruchem Slow Food, ale z krwi i kości są slowfoodowcami—prawie SFojakami. Wytwarzają czyste jedzenie, pozbawione zbędnych pogarszaczy (niesłusznie zwanych polepszaczami). Uprawiają warzywa lub zboża, nie stosując desykacji, która zagraża naszemu zdrowiu i wciąż jest dozwolona. Polega ona na tym, że około dwa tygodnie przed zbiorem rzepaku, gryki lub prosa, rolnicy opryskują pola tzw. randapem, co powoduje równomiernie wysychanie ziaren i ułatwia im zbiory. Niestety w efekcie ów herbicyd trafia na nasze talerze, a wielu konsumentów nieświadomych tej fatalnej praktyki, konsumuje coraz większe ilości pozornie zdrowej żywności: olejów, kasz lub mąki. Dlatego tak ważna jest bliska znajomość z rolnikiem i świadomość, jak uprawia swoje rośliny. Na szczęście coraz większa liczba rolników odwraca się od rolnictwa intensywnego, konwencjonalnego i zwraca ku egologicznemu (certyfikowanemu), tradycyjnemu (bez certyfikacji) lub ku permakulturze (o tym – w kolejnym artykule). Na szczęście też wielu konsumentów ma coraz większą świadomość jakości żywności, a także jej pochodzenia i sposobu wytwarzania. Coraz więcej kucharzy i kucharek, szefów i szefowych kuchni, pomocy kuchennych i kelnerów docenia czystość i uczciwość tworzenia produktów spożywczych. Wiele jest szkół, które rezygnują z niepewnego cateringu i wracają do szkolnych stołówek i kuchni. W nich zaś ceni się na powrót wartościowe składniki i posiłki podawane naszym dzieciom.

26


W powrocie do dobrej żywności i zdrowia pomaga inicjatywa Zdrowe Żywienie Małych Wrocławian, którą ze wszystkich sił wspieramy. Z powodzeniem pączkuje ona na całą Polskę - na Dolnym Śląsku powstało także Zdrowe Żywienie Małych Czerniczan, zachęcamy więc do zakładania podobnych inicjatyw w innych wioskach i miastach naszego województwa. Inicjatywa ta wspiera rodziców dzieci korzystających ze stołówek w placówkach oświatowych i prowadzi ich przez żmudny proces dosłownego wyczyszczenia stołówek i sklepików szkolnych ze śmieciowego niby-jedzenia. Udało się to już we Wrocławiu. Jeśli inne przedszkola lub szkoły dolnośląskie chciałyby to osiągnąć, skontaktujcie się z pionierami: www.aktywni-rodzice.pl O czystość i bezpieczeństwo żywności na Dolnym Śląsku i w Polsce walczy także inna inicjatywa: Poszukiwacze Bezpiecznej Żywności. Rodzice starają się o zmianę w prawie, która doprowadzi do jednoznacznego określenia składu produktów spożywczych, aby każdy konsument wiedział, czy zagrażają one zdrowiu i życiu osób szczególnie uczulonych np. na orzechy, gluten, czy inne składniki. Kontakt: www.bezpiecznazywnosc.net Nasze convivium Slow Food Wrocław (czerwony ślimak) konsultuje też działania posłów w celu ułatwienia gospodarzom handlu czystą, lokalną żywnością. Są to żmudne i czasochłonne działania, wymagające pogodzenia interesów pozornie sprzecznych. Tak - to pozorne sprzeczności, bo zdrowo jeść i żyć chcemy wszyscy, prawda?

Góra: Warsztat kulinarny WOJ Slow Food „Męki Mąki” dzieci uczyły się o różnych rodzajach mąki i wykonały ciasto na kluseczki.

Dół: Seminarium edukacyjne WOJ Slow Food na Pergoli przy Hali Stulecia we Wrocławiu - Romek Fryst z Zagrody przy Szlaku Dragonów Pruskich uczył dzieci bruszenia ziarna na mąkę na archaicznych żarnach rotacyjnych.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

27


Najciekawsza matematyka, o jakiej nie usłyszysz w szk Jacek Gładysz

Na ile osób mogą ustawić się w kolejce do kina trzy osoby? Na to pytanie odpowiada wprawdzie matematyka, o której słyszy się w szkole, jednak—niestety—jest to moim zdaniem zbyt późno wprowadzany materiał, bo dopiero w liceum. A można by go wprowadzić nawet już w podstawówce —o czym z powodzeniem się przekonałem prowadząc zajęcia z uczniami z klasy 5–tej. Dla trzech osób problem można sprowadzić nawet do wypisania (narysowania) możliwych rozwiązań (matematycy mówią wtedy: rozwiązanie można pokazać na palcach).

za pierwszym, drugim ani trzecim razem. I okazuje się, że wymnożenie tych wszystkich możliwości: 4 x 3 x 2 x 1— jest odpowiedzią na szukane pytanie. Z elementów zbioru {K, I, N, O} można utworzyć dokładnie 4 x 3 x 2 x 1 = 24 różne słowa. I to jest już wszystko, czego nam potrzeba. Miejsca w pierwszym rzędzie możemy ponumerować liczbami od 1 do 5 (choć jak widziałem, są one inaczej ponumerowane —i bardzo dobrze! Podoba mi się taki nieporządek, w którym można szukać ukrytych znaczeń), ale możemy je też oznaczyć literami: A, B, C, D, E—to bez znaczenia. Grunt, żebyśmy mieli świadomość liczby elementów zbioru: 5, oraz sposobu liczenia liczby różnych możliwości ustawień tych elementów, a zatem: 5 x 4 x 3 x 2 x 1. Stąd wiemy, że grupa 5-ciu znajomych może na 120 sposobów zająć miejsca w pierwszym rzędzie wleńskiego kina!

Drugi rząd ma 7 miejsc, a zatem otrzymany wyżej wynik mnożymy jeszcze przez 6 i 7, a trzeci rząd 8—stąd domnażamy jeszcze przez 8 (otrzymując odpowiednio 5040, 40320). Gdyby 7-miu znajomych chodziło do kina 5 razy w tygodniu, tydzień w tydzień, na każdym seansie siadając Co jednak, gdy mamy więcej osób do inaczej, wypróbowanie wszystkich ustawienia? Przenieśmy się do nowej sali możliwych ustawień w drugim rzędzie kinowej we Wleniu. W rzędzie pierwszym zajęłoby im około 20-tu lat. W rzędzie mamy 5 miejsc. Na ile sposobów grupa trzecim jest to niewykonalne, bo 5-ciu znajomych może zająć te miejsca? przećwiczenie wszystkich możliwych Zanim odpowiemy na to pytanie, sposobów różnego zajęcia miejsc przy zastanówmy się nad czymś innym. KINO— powyższych warunkach zajęłoby 155 lat. litery tworzące to słowo możemy traktować „Takie tam, matematyczne zabawki” jak to jak elementy zbioru: {K, I, N, O}. Z tych ktoś tam kiedyś powiedział. Czy aby na liter można utworzyć wiele różnych słów: pewno? Choć przedstawiane tutaj przeze KINO, KONI, KOIN, itd.—jedne z nich będą mnie treści (zaliczające się do działu miały sens w języku polskim, inne w języku zwanego fachowo kombinatoryką) wydają indonezyjskim (koin – moneta), a jeszcze się jedynie igraszką, czymś, co może inne nie będą mieć żadnego sensu. Dla nas stanowić rodzaj matematycznej ciekawostki to jednak bez znaczenia, bo interesuje nas —warto mieć świadomość, że jest to co innego: ile różnych wyrazów (mających fundament wielu dziedzin matematyki: sens lub nie) można utworzyć z tych liter? począwszy od „starożytnej” teorii liczb, Spójrzmy na to w następujący sposób: przez analizę matematyczną, a na rachunku pierwszą literę możemy wybrać na cztery prawdopodobieństwa i statystyce sposoby—możesz wybrać Czytelniku skończywszy. Cała informatyka stoi na dowolną, którą chcesz. Następną kombinatoryce, więc tym „matematycznym wybieramy już z pozostałych trzech liter. zabawkom” zawdzięczamy między innymi Kolejną—z dwóch. A na koniec została bezpieczne przesyłanie informacji przez nam tylko jedna, której nie wybraliśmy internet.

28


kole: Kombinatoryka Omawiane tutaj „narzędzie obliczeniowe” nosi nazwę permutacji i jest jednym z elementarnych pojęć kombinatorycznych omawianych w liceum. Dlaczego dopiero wtedy? Czy nie łatwiej byłoby zainteresować młodych ludzi matematyką pokazując im takie życiowe jej zastosowania, zamiast wzorów skróconego mnożenia i usuwania niewymierności z mianownika? Wyniki otrzymywane dzięki liczeniu permutacji n-elementowych zbiorów mają oczywiste interpretacje, jak przedstawione tutaj: sposoby ustawienia ludzi w kolejce czy zajęcia miejsc w kinie, ale także wiele innych: ile rejestracji samochodowych da się utworzyć mając dostępne litery alfabetu i cyfry, ile jest numerów telefonu zaczynających się na 695, na ile sposobów można rozdać trzem osobom talię kart, itd. Potrafię policzyć każdą z tych rzeczy, ale nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: dlaczego kombinatoryki uczymy dopiero licealistów, którzy już dawno zdążyli zrazić się do matematyki, nie widząc jej przydatności w życiu codziennym?

Przepisy Cioci Misi PASTA Z CZERWONEJ FASOLI Składniki: −−1 puszka czerwonej fasolki −−3 łyżki koncentratu pomidorowego −−1 szczypiorek (mały pęczek) lub 1 mała cebula −−1/2 łyżeczki papryki słodkiej −−sól, pieprz do smaku (można dodać 1 ząbek czosnku). Wykonanie: Fasolkę podusić widelcem, szczypiorek posiekać, wszystkie składniki zmielić blenderem. Uwaga: jeśli pasta jest zbyt gęsta, warto dodać odrobinę przegotowanej wody. Można też zamiast koncentratu użyć 1 szkl. orzechów włoskich, 2 ząbków czosnku i 2 łyżek oleju, zielonej natki pietruszki (zamiast szczypiorku); wszystko według własnych upodobań smakowych. CIASTECZKA GRYCZANO-OWSIANE

Sudoku 7 7 8 5 2 3 9 7 5 6 3 7 4 6 3 5 3 1 9 6 7 3 1 5 8 5 7 9 4 3 Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

Składniki na dużą porcję: −− szklanki mąki gryczanej −−1 szklanka mąki owsianej −−20 dag masła (lub margaryny) −−1/2 szklanki oliwy −−1/2 szklanki cukru pudru −−2 łyżki miodu −−szczypta soli −−1/2 banana −−olejek waniliowy −−2 łyżki mleka Wykonanie: Oba rodzaje mąki wymieszać, dodać masło, wyrabiać ciasto, dodać oliwę, cukier, miód, rozgniecionego widelcem banana, olejek waniliowy i mleko. Zagnieść ciasto i na 30 minut włożyć do zamrażalnika. Następnie rozwałkować. Wycinać ciasteczka o grubości 3-5 mm. Piec 10 minut w temperaturze 180 ºC.

29


Hana Bakkera w Galerii im. M. Fludra MANEWRY BUKOLICZNE Wystawa Hana Bakkera w Galerii im. M. Fludra. Wystawa kolaży Hana Bakkera w Galerii im. M. Fludra we Wleniu można zobaczyć do końca marca. Kuratorem wystawy jest Andrzej Górecki.

30

W piątkowy wieczór kończący styczeń spotkało się bardzo wyjątkowe, międzynarodowe towarzystwo, by delektować się bukolicznymi krajobrazami holenderskiego artysty Hana Bakkera. Dla naszej Galerii to była historyczna chwila, ponieważ po raz pierwszy zaprosiliśmy do współpracy zagranicznego artystę. Przyznać jednak należy, że nie do końca „obcego”, ponieważ Han należy do grupy Holendrów, Belgów, Walijczyków, Kanadyjczyków, którzy od kilku lat osiadają w naszej okolicy. Motywy takich życiowych decyzji są na pewno złożone, ale jednym z ważniejszych powodów jest niezwykły, niezadeptany krajobraz Dolnego Śląska, Pogórza Izerskiego, Karkonoszy. Sielski, poprzecinany pagórkami, wzgórzami, rzekami, potokami, jeziorami , bezkresnymi lasami. Szumiący wiosną łąkami gęstymi

od zielonych traw, latem—kłosami zboża, jesienią pachnący grzybami i czerwonymi owocami z pogarbionych jabłonek, zimą zaś odkrywający życie natury przez spotykane gdzieniegdzie i coraz częściej tropy różnych zwierząt. I taki sielski, czasem senny, idylliczny krajobraz pokochał u nas Han Bakker. W pracach artysty nie odnajdziecie jednak odtworzenia natury, zapisów obserwacji okolicy. Bakker eksperymentuje, szuka własnych interpretacji, technik, połączeń, skojarzeń. Obrazom artysty towarzyszą tajemnicze, zaskakujące przedmioty wykonane ze znalezionych podczas długich wędrówek śladów natury- pni drzew, wysuszonych kości zwierząt. Intrygujące to, warte obejrzenia.


Najważniejsza jest opowieść Jacek Gładysz

Film to medium naszych czasów. Nie jedyne—dobrze się mają także książki, historie opowiadane, gry komputerowe, słuchowiska radiowe (dla niepoznaki nazywane dziś audiobookami) i opowieści obrazkowe, czyli komiksy—ale film, dla mnie osobiście, jest medium z tych wszystkich najciekawszym. Łączy w sobie obraz i dźwięk, pozostawia mniejsze pole do wyobraźni niż wszystkie powyższe, uniemożliwia charakterystyczną dla gier komputerowych ingerencję w świat przedstawiony, inaczej niż przy książkach, komiksach i audiobookach pozwala zamknąć się w krótkim odcinku czasu. Wymaga zgaszonego światła, dobrze gdy ma się pod ręką coś dobrego do jedzenia (cola + popcorn i orzeszki w czekoladzie, ewentualnie chipsy/pizza + piwo). Wówczas można wyłączyć się z wszystkiego i oddać opowieści. Bo film to dla mnie przede wszystkim opowieść. Opowieść ma początek, rozwinięcie i zakończenie, opowieść ma czas i miejsce akcji, opowieść ma bohaterów i fabułę. O wszystkich powyższych postaram się trochę słów napisać, odwołując się do moich ulubionych opowieści, tak książkowych jak filmowych, bowiem nie czynię tutaj jakiegoś drastycznego rozgraniczenia. Nie uznaję sztuki, do której trzeba dorastać. Jeśli ktoś mi mówi, że jakiegoś filmu „nie zrozumiałem”, że trzeba na coś patrzeć inaczej albo, że to jest sztuka wyższych lotów—skreślam owe „dzieło” z automatu. Wzrok mam może słaby, ale patrzeć staram się głęboko. Wyciągam z filmu tyle ile potrafię, ale nie uważam wcale, żeby to było głównym jego celem. Jeśli miałbym ochotę na wznioślejsze treści, poczytałbym dzieła jakiegoś mistyka. Film ma być przede wszystkim rozrywką. Fajnie, jeśli jest to rozrywka wielowymiarowa, z drugim i trzecim dnem, której reperkusje pozostają w głowie na długo—ale nie wymagam tego, i jeśli mam do wyboru rozrywkę niskich lotów (czyli: spójną opowieść, przyjemną wizualnie, bez nie wiadomo jak rozbudowanego morału) lub wzniosłą sztukę, którą trzeba „odpowiednio odebrać”—wybieram pierwszą. Bo film ma bawić, ma cieszyć, ma czasem zasmucić a czasem poruszyć—ale wystarczy, gdy jest poprawnie zrobiony.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

Co to znaczy film zrobiony poprawnie? Cóż—to znaczy między innymi, że opowieść ma być uzasadniona. Każdy z bohaterów powinien mieć w niej swoje miejsce, każdy artefakt, każde zdarzenie, mają swój cel. Kluczem do sukcesu jest konflikt. Nie ma dla mnie większego znaczenia, czy to jest konflikt elfów z orkami, czy konflikt wewnętrzny bohatera, bo ciągnie go do Jasnej Strony Mocy (jak w przypadku Kylo Rena z najnowszej części Gwiezdnych wojen)—konflikty są podstawą opowieści. Żeby opowieść wciągnęła, musimy o coś walczyć. O miłość. O sprawiedliwość. O władzę nad światem. O poczucie własnego spełnienia. O cokolwiek. Bylebym—jako widz—chciał opowiedzieć się po którejś stronie. Bylebym trzymał kciuki, czy ona go zechce, czy on go pokona, czy Pierścień zostanie zniszczony, czy przywrócona zostanie równowaga Mocy. Być może zaskoczeniem będzie to co powiem, ale nie ma dla mnie większego znaczenia początek opowieści. Może być nudny, może być dziwny, może być nijaki, może go też właściwie wcale nie być—nie gniewam się zbytnio, gdy reżyser rzuca mnie od razu w samo centrum akcji (jak w Testosteronie). Ważniejsze od rozpoczęcia jest zakończenie. Zakończenie nie musi być wcale szczęśliwe. Nie mówię też, że powinno być smutne. Zakończenie ma być odpowiednie. Ma mi dać poczucie katharsis. Ma mówić: opowieść dobiegła końca. Może opowieść będzie kontynuowana w następnej części (jak w przypadku Hobbita podzielonego na 3 filmy), ale chcę czuć, że w tym miejscu jest kropka. I kiedy krasnoludy z Gandalfem patrzą w stronę Samotnej Góry miałem takie właśnie poczucie. Kiedy Smaug odleciał zniszczyć Miasto na Jeziorze—też to poczułem. Ale przy Hobbicie trzecim— Bitwie pięciu Armii—coś nie zagrało. Być może mój odbiór zakończenia jest tak negatywny, ponieważ cały film mi się nie podobał—nie wiem. Ale gdy Bilbo wraca do domu i rozprzedają jego majątek—nie czuję, żeby to był definitywny koniec. Choć w książce wyglądało to dokładnie tak samo. Skąd wniosek, że film nie zawsze powinien podążać za książką. ↘

31


Najważniejsza jest opowieść ↘

Ale lubię, gdy twórca filmu książkę przeczyta. Lubię, gdy przeczytał ją wielokrotnie. Gdy zrobił to z pasją. Niestety—w przypadku Władcy Pierścieni tak nie było. Peter Jackson pierwowzór Tolkiena może i czytał, ale bez zrozumienia. Wielu postaci nie zrozumiał, niektóre istotne wątki usunął, inne—przeinaczył. Jestem w stanie wybaczyć mu usunięcie Toma Bombadila, tłumacząc tą decyzję długością filmu, ale nie jestem w stanie usprawiedliwić przerobienia każdego z ludzkich władców na zarozumialca, głupka lub bufona. Taki los spotkał na ekranie Dwóch wież Theodena, tak potraktowany został w Powrocie króla Denethor, ale największym bólem jest takie obejście się z Aragornem. W książce każda z wymienionych postaci cechowała się mądrością i dalekowzrocznością, i jakkolwiek, błędy im się zdarzały—to jednak wpisywali się oni w archetyp mądrego władcy. Szkoda, że film mija się w tym zakresie z książką. Niepotrzebnie. Przykładem opowieści, która wyglądała w filmie inaczej niż w książce, jest Sherlock. Mam na myśli serial Sherlock i książki Conana Doyle’a. Jest to przykład adaptacji moim zdaniem doskonałej—choć niejednokrotnie autorzy filmu odbiegali od tego co było napisane w opowiadaniach. Ale zawsze było to odbieganie z sensem. Jak wtedy, gdy główny bohater filmu— Sherlock Holmes—wyśmiewał komisarza Scotlant Yardu, że odczytał napis „Rache” na ścianie, jako „zemsta” w języku niemieckim. Przecież jest oczywiste, że to niedokończone imię „Rachel” (bo takim tropem podążył serialowy Sherlock, choć przecież jego książkowy pierwowzór był tym, który ów napis przełożył na niemiecki i dopatrzył się w zabójstwie motywu zemsty). Lubię, gdy autorzy w taki sposób korespondują z widzem. Gdy mówią mu: wiemy, że rozumiesz ten zabieg. Lubię, gdy traktuje się mnie poważnie. Nawet odwracając znaczenia i zmieniając bieg opowieści diametralnie. Ale wciąż pamiętając, że po drugiej stronie ekranu siedzi ktoś, kto chce dostać opowieść pełną i wartościową. Takie podejście, mam wrażenie, dominowało przy tworzeniu serialu Sherlock (gdzie pełno było nawiązań i aluzji do pierwowzoru, przy przekręcaniu tytułów oryginalnych opowiadań Watsona,

32

przy przeinaczaniu fabuły przygód Sherlocka, itd.), i takiego podejścia, mam wrażenie, zabrakło przy ostatniej części Hobbita (gdzie, haniebnie się ze mnie kpi, sprowadzając wzniosłą opowieść do „jaaa, ale go walnął!” dla 12-to latków). Opowieść nie musi być wzniosła i dotyczyć losów świata. Czasem wystarczą losy dwójki osób: chłopaka i dziewczyny. Jako romans, który mi się podobał z czystym sercem wymieniam pierwszą część Zmierzchu. Historia była przemyślana, dobrze opowiedziana, do dzisiaj podoba mi się tak samo, i choć była kręcona na podstawie książki (której nie czytałem, bo zbyt dobrze znałem film)—to następnych części nie potrafię pochwalić (książki czytałem, ale na negatywną ocenę nie ma wpływu odstępstwo od pierwowzoru literackiego). Były to filmy słabe między innymi dlatego, że autorzy nie potrafili się zdecydować, w którą stronę iść—opowieści o miłości czy fantastyki z elementami nawalanki. Niezależnie od tego, pierwszą część uważam za arcydzieło—tak w warstwie wizualnej, jak i muzycznej—a wiele piosenek z soundtracku do dzisiaj jest stałymi elementami moich podróży z mp4. Lubię gdy opowieść pozostanie w głowie na dłużej, ale—jak już mówiłem—nie wymagam tego. Czasem wystarczy, bo obraz był przyjemny dla oka (choć opowieść koniecznie musi być poprawnie skonstruowana—to jest warunek wstępny!). Przykładem niech będą Tajemnice Lasu z Meryl Streep jako Czarownicą, i pojawiającym się na moment Johnnym Deppem jako Wilkiem. Film nie należy do dzieł wiekopomnych, które zmienią cokolwiek—czy to historię kina, czy czyjeś życie—ale jest doskonałą wizualizacją tego, o czym tutaj mówię: historii, która ma ręce i nogi, ale będąc jedynie ponownym opowiedzeniem znanych motywów z baśni, nie niesie za sobą żadnych odkrywczych myśli—choć niewątpliwie przyjemnie się prezentuje. Przykładem opowieści wielowymiarowej są natomiast Gwiezdne wojny. Film łączy w sobie praktycznie wszystko, czego można chcieć od dzieła ekranowego: western, romans, wątki detektywistyczne, opowieści arturiańskie, machlojki polityczne, a przy tym wciąż pozostaje dziełem z gatunku


kina rozrywkowego. Wszystkie sześć klasycznych części oglądałem niezliczoną ilość razy, a mimo to, do dzisiaj wyciągam z nich coś nowego przy każdym seansie. I dlatego tak mnie boli, że najnowsza część Gwiezdnych wojen—Przebudzenie Mocy—choć szalenie miła dla oka—jest w dużej mierze jedynie zbitkiem motywów z części wcześniejszych. To przykre, twórcy uważają najwidoczniej, że widzowi spodoba się jedynie to, co dobrze mu znane i kojarzone. Tym bardziej przykre, że film ten miał potencjał na bycie czymś nowym—i kilka takich wątków się w nim pojawiło (ot, przyciągnięcie miecza świetlnego przez Rey, podczas gdy bardziej od niej doświadczony w Mocy Kylo miał z tym problem—przepiękne wykorzystanie motywu Excalibura). Oprócz tego niestety mamy tutaj mieszaninę wielu złych rzeczy: autoplagiatu, muzyki przeciętnie dopasowanej do obrazu, taniej tandety spod znaku „zabili go i uciekł”, grania na uczuciu nostalgii. Szkoda. Gdybym miał wymienić film, który uważam za dzieło doskonałe, bez zawahania wymieniłbym disneyowskiego Jeźdźca znikąd. Zarzut dla tego filmu był taki, że jest on przeniesieniem Piratów z Karaibów na dziki zachód—może. Ale ani trochę mi to nie przeszkadza. Lubię Johnny’ego Deppa, ale Jeździec znikąd podoba mi się nie dlatego, że Johnny tam grał. Jego rola nie była nie wiadomo jak cudowna. Cudowna była natomiast sama opowieść—i sposób jej opowiadania. Każdy artefakt miał tu znaczenie (np. pojawiający się co jakiś czas srebrny zegarek, otwierany charakterystycznym gestem—symbolizujący przemijanie). Każde wydarzenie było tutaj po coś lub z jakiegoś powodu. Historia umieszczona była w konkretnym kontekście politycznym i ekonomicznym—oto budowana jest kolej i problem pojawia się wówczas, gdy wkraczamy na ziemię Indian. Poznajemy dwóch braci „dobrych” i dwóch braci „złych”. Widzimy, jak jedni pną się do celu po trupach, a inni uciekają przed konsekwencjami swoich dawnych czynów. Ma miejsce odpowiednie wyważenie sfer sacrum i profanum—obok wpływającego na los wydarzeń Ducha Wędrowca (granego przez białego konia) mamy prostytutkę,

która chce się zemścić za stratę nogi. Film kończy się sceną Indianina Tonto odchodzącego po latach w stronę prerii i choć doskonale wiem, że nie wydarzy się już nic więcej—oglądam napisy do samego końca. Ponieważ każdy kolejny krok bohatera jest częścią opowieści. A ta była jedną z najlepszych. O filmach, które mi się podobały lub nie podobały, mógłbym pisać długo, ale nie taki był cel tych rozważań. Celem było wyszczególnienie kilku cech opowieści, które są dla mnie kluczowe—czy mi się to zadanie udało—każdy Czytelnik oceni sam. W telegraficznym skrócie postaram się podsumować, czym dla mnie jest dobra opowieść. Opowieść to przedstawienie ciągu spójnych wydarzeń—nie wszystkie z nich muszą być miłe, nie każde musi mi się podobać— ale każde powinno wynikać z konkretnej postawy bohaterów. Chcę czuć, że postać postępuje świadomie, że sprawca miał motyw. Wówczas mogę opowiedzieć się za lub przeciw. Mogę zaangażować się w którąś ze stron konfliktu. Bo to jest wszystko, co jako widz mogę. Rzucony w wir wydarzeń chcę by ze mną korespondowano—by mówiono mi (nie wprost, oczywiście): znamy ten motyw literacki, celowo go tutaj wykorzystujemy. Stosujemy go w wersji klasycznej—lub wręcz przeciwnie—świadomie odwracamy go o 180 stopni. Lubię, gdy mi się opowiada historię, która niesie za sobą jakieś treści. Z której mogę później wyciągnąć być może więcej niż zostało pokazane. Ale nie wymagam tego. Natomiast tym, czego bezwzględnie wymagam jest stosowne zakończenie. Nie koniecznie szczęśliwe, nie koniecznie smutne—ale adekwatne do całości opowieści. Takie, by po wszystkim czuć się spełnionym jako widz. Dostałem opowieść, którą warto było przeżyć.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

33


Dzień Babci i Dziadka bardzo artystycznie! Spektaklem o perypetiach Czerwonego Kapturka podczas świąt Bożego Narodzenia oraz pokazem tańca nowoczesnego wleńskich Dolnośląskich Stokrotek uczciliśmy wspólnie święto Babci i Dziadka.

Z widowni sali widowiskowej OKSiT we Wleniu słychać było westchnienia wzruszenia, ale przede wszystkim radość i gromkie brawa. Był jeszcze zachwyt nad talentami dzieci i młodzieży oraz pracy, jaką wykonali nauczyciele, rodzice i wszyscy, którzy połączyli siły, byśmy w to popołudnie poczuli się wyjątkowo. Spektakl “ Zaczarowana Gwiazdka Czerwonego Kapturka” to bardzo interesujący organizacyjnie projekt

MSW i Szkółka, czyli Filii Szkoły Podstawowej w Pilchowicach. Kilka tygodni wcześniej obejrzeliśmy premierę spektaklu i było dla nas jasne, że chcemy się tymi emocjami podzielić również z wleńskimi widzami. Scenariusz do spektaklu napisał a- specjalnie dla tej grupy- jedna z nauczycielek pilchowickiej szkoły- Małgorzata Wojciechowska, która była reżyserem widowiska, wcieliła się również w rolę narratora. Niezwykłą siłą tego spektaklu jest bardzo ciepła historia opowiedziana na scenie i tu- niespodziankanie tylko przez uczniów szkoły, ale także przez wszystkich nauczycieli oraz panie... kucharki. To doskonały przykład pracy środowiskowej, łączącej społeczność małej szkółki wokół wspólnych celów i emocji. W przygotowania włączyli się również rodzice przygotowując scenografię i wyjątkowe kostiumy dla aktorów. Pozostajemy pod wielkim wrażeniem przedsięwzięcia, zaangażowania i tak ciepłego w odbiorze spektaklu. Brawa były długie i gromkie. I my się do nich przyłączamy, czekając na kolejny spektakl, który szykuje się na wiosnę. Drugą część prezentacji talentów dziecięcych wypełniły dynamiczne pokazy tańca nowoczesnego. Właśnie w ten sposób zakończyliśmy projekt Dolnośląskich Stokrotek, którego koordynatorem była Agnieszka Marcelukinspektor oświaty w Urzędzie Miasta i Gminy Wleń. Młodsza grupa przygotowana została przez trenerkę Justynę Grochowską. Dzieciaki tryskały energią, a ich prezentacje były niezwykle dynamiczne i radosne. Maluchy wspierały tanecznie starsze koleżanki z gimnazjum- Sandra Spyrka i Angelika Ostańska. Starszą grupę taneczną do finału przygotowała trenerka Paulina Rypuła. Było nie mniej dynamicznie, radośnie, energetycznie. Projekt warsztatów tanecznych Dolnośląskie Stokrotki, realizowany na przełomie listopada i grudnia 2015roku,współfinansowany był z środków Województwa Dolnośląskiego i Gminy Wleń. Prezentacje zakończyły się późnym popołudniem. Miło było patrzeć na uśmiechnięte twarze babć, dziadków, rodziców, nauczycieli, sąsiadów. Wszystkim bardzo dziękujemy za tyle wspaniałych talentów i emocji!

34


Kwestionariusz Prousta Adam Kondratowicz

GŁÓWNA CECHA MOJEGO CHARAKTERU? Zorganizowany. CECHY, KTÓRYCH SZUKAM U MĘŻCZYZNY? Powinien być zdecydowany, zwięzły. CECHY KTÓRYCH SZUKAM U KOBIETY? Kobiecość, delikatność. CO CENIĘ NAJBARDZIEJ U PRZYJACIÓŁ? Szczerość. MOJA GŁÓWNA WADA? Niepowodzenia obniżają moją pewność siebie. MOJE ULUBIONE ZAJĘCIE? Wszystko, w czym widzę sens. MOJE MARZENIE O SZCZĘŚCIU? Aktywna stabilizacja. CO WZBUDZA WE MNIE OBSESYJNY LĘK? Wizja czegoś złego. CO BYŁOBY DLA MNIE NAJWIĘKSZYM NIESZCZĘŚCIEM? Choroba kogoś bliskiego.

PRZEPYTYWAŁA ANNA KOMSTA KIEDY KŁAMIĘ? Gdy wiem, że nie urazi to drugiej osoby. SŁOWA, KTÓRYCH NADUŻYWAM? Brak. ULUBIENI BOHATEROWIE LITERACCY? Komisarz Kurt Wallander. KIM LUB CZYM CHCIAŁABYM BYĆ, GDYBYM NIE BYŁ TYM, KIM JESTEM? Nie wiem. ULUBIENI BOHATEROWIE ŻYCIA CODZIENNEGO? Ludzie ambitni. CZEGO NIE CIERPIĘ PONAD WSZYSTKO? Braku szczerości i braku humoru. DAR NATURY, KTÓRY CHCIAŁBYM POSIADAĆ? Umiejętność latania. JAK CHCIAŁBYM UMRZEĆ? Przy kimś, kogo kocham. OBECNY STAN MOJEGO UMYSŁU? Skupienie. BŁĘDY, KTÓRE NAJCZĘŚCIEJ WYBACZAM? Takie, które rozumiem.

Nowa strona OKSiT i nowe logo Jeśli chcecie śledzić wleńską kulturę, odwiedzajcie nas na co dzień w budynku OKSiT i obserwujcie nas w internecie. www.oksit.wlen.pl www.facebook.com/ OKSiT-Wlen

Drodzy Czytelnicy! Czas na zmiany. Świat się rozwija, zmienia. I my też. Zmieniamy się wizualnie na lepsze.

Przy okazji zmieniliśmy logo OKSiT:

Zapraszamy na naszą nową stronę internetową. Tu znajdziecie aktualne informacje o tym, co się u nas dzieje. Dziękujemy, że tak aktywnie i licznie zaglądacie na naszego Facebooka. To platforma komunikacji między nami i miejsce, gdzie publikujemy setki zdjęć, relacji, filmików. Zadajemy Wam pytania i na bieżąco informujemy, co w kulturalnej trawie piszczy.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

35


Wiadomości z Gminy Wleń oraz Powiatu Lwóweckiego

Drodzy Mieszkańcy Miasta i Gminy Wleń! INFORMACJA OD BURMISTRZA

Jeśli chcą Państwo podzielić się ze mną ważną informacją, zgłosić problem, uwagę, inicjatywę, pomysł, serdecznie zapraszam do kontaktu. Możecie Państwo dzwonić pod numer telefonu 757136049, pisać e-maile na adres: burmistrz@wlen.pl, bądź kontaktować się ze mną osobiście. Zapraszam zarówno w poniedziałki od godz. 13:00 do 17:00, jak również w inne dni. Z uwagi na liczne spotkania, wyjazdy służbowe, mając na uwadze Państwa czas, proszę o kontakt telefoniczny w celu ustalenia konkretnego terminu spotkania. Burmistrz Miasta i Gminy Wleń Artur Zych

Azbest Burmistrz Miasta i Gminy Wleń zawiadamia o złożeniu do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu wniosku pn. „Usuwanie wyrobów zawierających azbest z terenu gminy Wleń – etap II.” w ramach programu - Program Priorytetowy NFOŚiGW pt.: „SYSTEM - Wsparcie działań ochrony środowiska i gospodarki wodnej realizowanych przez WFOŚiGW. Część 1) Usuwanie wyrobów zawierających azbest”. Przedmiotowy wniosek zakłada demontaż, transport i utylizację około 50 ton wyrobów zawierających azbest z terenu gminy, przy dofinansowaniu na poziomie 85% na w/w zadanie.


Zbadaj się! Możesz wygrać rower! Dodatkowe informacje na temat Konkursu udzielane są przez Macieja Lecha, tel. 516-144-993.

Potocznie nazywany jest projektem norweskim. Dokładnie chodzi o badania profilaktyczne w kierunku kardiologicznym sporej grupy osób naszego powiatu. Badania wykazały bowiem, że znajdujemy się w niechlubnej czołówce powiatów w związku z umieralnością na choroby układu krążenia. Mieszkańcy powiatu dali się namówić na badania. Wielu jest zadowolonych, niektórzy twierdzą, że uratowano im życie. To wystarczy, aby powiedzieć że projekt był potrzebny, zdał egzamin. Zależy nam jednak na włączeniu do niego większego grona dzieci w wieku 10- 19 lat. Do tej grupy wiekowej adresujemy konkurs, w ramach którego wśród uczestników rozlosujemy 5 rowerów. Oto wyciąg z regulaminu: Organizatorem Konkursu internetowego w ramach Programu promocji zdrowia i profilaktyki chorób układu krążenia dla Powiatu Lwóweckiego jest Powiatowe Centrum Zdrowia Sp. z o. o. z siedzibą w Lwówku Śląskim, fundatorem nagród w konkursie jest Starostwo Powiatowe w Lwówku Śląskim. Konkurs przeprowadzony będzie w grupie dzieci i młodzieży w wieku 10-19 lat, które zostały objęte badaniami w ramach usług medycznych w Programie promocji zdrowia i profilaktyki chorób układu krążenia dla Powiatu Lwóweckiego do dnia 31.03.2016 r. Osoby w wieku 10-19 lat, które zostały objęte badaniami w ramach usług medycznych w Programie promocji zdrowia i profilaktyki chorób układu krążenia dla Powiatu Lwóweckiego do dnia 31.03.2016 r. zostaną pogrupowane w 5 tzw. zbiorów danych

dzieci. Każdy ze zbiorów będzie zawierał dane dzieci zamieszkujących w jednej gminie powiatu lwóweckiego tj. Lwówek Śląski, Gryfów Śląski, Wleń, Lubomierz, Mirsk. Z pięciu zbiorów, o których mowa wyżej, Komisja wylosuje po jednym laureacie, ogłaszając podczas konferencji imię nazwisko i miejsce zamieszkania laureata. W ten sposób zostanie wyłoniona grupa pięciu laureatów. Nagrodą w konkursie jest ROWER dla każdego laureata wyłonionego drogą losowania. Fundator przyznaje Zwycięzcy dodatkową nagrodę w formie pieniężnej w wysokości odpowiadającej podatkowi dochodowemu od osób fizycznych tytułu wygranej w Konkursie, liczonemu od ubruttowionej o należny podatek dochodowy wartości nagrody pieniężnej. Kwota ta nie podlega wypłacie na rzecz uczestnika, lecz przeznaczona jest do zapłaty należnego podatku dochodowego od wartości nagrody, obciążającego Zwycięzcę („ubruttowienie nagrody”) zgodnie z Ustawą z dnia 26 lipca 1991 o podatku dochodowym od osób fizycznych (tj. Dz.U. z 2012 r., poz. 361 z późn. zm.). Fundator zgodnie z tą ustawą obliczy, pobierze i odprowadzi do właściwego urzędu skarbowego zryczałtowany podatek dochodowy od wartości nagród pieniężnych w wysokości 10% wartości nagrody otrzymanej przez Zwycięzcę. Treść niniejszego Regulaminu będzie dostępna na stronie internetowej: www.norwaygrants.powiatlwowecki.pl

W ramach projektu norweskiego promujemy również zdrowy styl życia —tu rozpoczęcie sezonu rowerowego w Żaclerzu.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

37


Sprawy Obywatelskie 1 marca 2015 r. weszły w życie nowe ustawy: Prawo o aktach stanu cywilnego, Ustawa o dowodach osobistych oraz Ustawa o ewidencji ludności. Wprowadziły one zmiany, które mają ułatwić mieszkańcom załatwianie spraw w urzędzie. Najważniejsze ze zmian to: REJESTRACJA STANU CYWILNEGO Wraz z rejestracją nowo narodzonego dziecka, w urzędzie stanu cywilnego dokonywać się będzie jego zameldowanie. Ponadto System Rejestrów Państwowych wygeneruje dla dziecka nr PESEL. Urząd Stanu Cywilnego we Wleniu jest właściwy, jak dotychczas, dla rejestracji zdarzeń z zakresu: urodzeń, zgonów oraz zawierania małżeństw na terenie Gminy Wleń. Natomiast w nowej ustawie określono, iż odpisy aktów stanu cywilnego pobrać będzie można w każdym urzędzie stanu cywilnego, niezależnie od tego, gdzie nastąpiło urodzenie, zgon czy zawarcie małżeństwa. Jest to odmiejscowienie wydawania odpisów z aktów stanu cywilnego. Np.: jeśli urodzenie zarejestrowano w USC w Lwówku Śląskim, odpis aktu urodzenia pobrać można w we Wleniu lub każdym innym USC. Będzie również istniała możliwość pozyskania odpisu poprzez platformę ePUAP. Zawarcie związku małżeńskiego poza urzędem stanu cywilnego: Ustawodawca rozszerzył możliwość zawarcia związku małżeńskiego poza urzędem stanu cywilnego. Dotyczyć to będzie nie tylko osób w stanie zagrożenia życia lub zdrowia albo pozbawionych wolności, ale także narzeczonych, którzy wskażą miejsce zawarcia małżeństwa zapewniające zachowanie uroczystej formy jego zawarcia oraz bezpieczeństwa osób obecnych na uroczystości. DOWODY OSOBISTE: Wprowadzono możliwość złożenia wniosku o dowód osobisty w dowolnym urzędzie miasta/gminy w Polsce. Wniosek o dowód osobisty można złożyć również drogą elektroniczną. W takim przypadku Obywatel odwiedzi Urząd Miasta i Gminy Wleń wyłącznie w celu odbioru gotowego dokumentu tożsamości. Formularz wniosku należy opatrzyć bezpiecznym podpisem elektronicznym weryfikowanym przy pomocy ważnego kwalifikowanego certyfikatu lub podpisem potwierdzonym profilem zaufanym ePUAP. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych uruchomiło na platformie ePUAP2 www.ePUAP.gov.pl centralną usługę, z użyciem której można załatwić w drodze elektronicznej sprawę związaną ze złożeniem wniosku o wydanie dowodu osobistego. W celu skorzystania z ww. usługi niezbędne jest posiadanie indywidualnego konta na platformie ePUAP (loginu i hasła), które służą do zalogowania się na stronie oraz podpisywania przesyłanych do urzędu dokumentów. Instrukcja założenia konta na tej platformie znajduje się na stronie www.ePUAP.gov.pl. W imieniu osoby nieposiadającej zdolności do czynności prawnych lub posiadającej ograniczoną zdolność do czynności prawnych ubiegającej się o wydanie dowodu osobistego wniosek składa jeden rodzic lub opiekun prawny. Możliwość działania przez pełnomocnika w sprawie odbioru dowodu osobistego istnieje jedynie w przypadku, gdy wnioskodawca jest osobą niepełnosprawną, chorą, nie wychodzącą z domu, Zgłoszenia utraty lub uszkodzenia dowodu osobistego można dokonać drogą elektroniczną, za pośrednictwem ePUAP. Ujednolicony został wzór fotografii dołączanej do wniosku o wydanie dowodu osobistego

38

Informacje z Gminy Wleń


z przepisami ustawy o paszportach. Obowiązek dostarczania przez wnioskodawcę dodatkowych dokumentów, w formie aktów stanu cywilnego, został ograniczony wyłącznie do przypadku niezgodności danych wskazanych we wniosku, z informacjami istniejącymi w posiadanych przez organ rejestrach. W dowodach osobistych nie zamieszcza się się danych o adresie zameldowania, a w przypadku zmiany adresu zameldowania dowód osobisty nie podlega wymianie. Nowe rozwiązania docelowo mają być dla klientów korzystne. Jednak w pierwszym okresie ich obowiązywania czas załatwiania spraw może się wydłużyć. Utrudnienia, jakie mogą wystąpić w czasie obsługi klientów w zakresie ewidencji ludności, wydawania dowodów osobistych i rejestracji stanu cywilnego mają związek z tworzonym przez MSW od kilku lat systemem opartym na budowie centralnych rejestrów. Aplikacja informatyczna, która wspierać będzie System Rejestrów Państwowych obarczona jest wadami i nadal modyfikowana. Centralny rejestr aktów stanu cywilnego nie zawiera aktów archiwalnych, czyli zarejestrowanych przed dniem 1 marca 2015 r. Akty stanu cywilnego są przenoszone do rejestru elektronicznego w przypadku dokonywania czynności z zakresu rejestracji stanu cywilnego lub po otrzymaniu wniosku o wydanie odpisu aktu stanu cywilnego. Czas oczekiwania na wydanie odpisu wyniesie w takim przypadku do 7 dni roboczych od dnia złożenia wniosku lub do 10 dni roboczych, gdy wniosek został złożony do kierownika urzędu stanu cywilnego, który nie przechowuje aktu.

Kurier Wleński — Numer 14. — Wydanie Kinowe

39



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.