6 minute read

Pod ziemią, na ziemi i ponad ziemią

David Samuel/ Shutterstock.com

Czasopismo „Przegląd Techniczny” z 1928 r. donosiło o renesansie drewnianych wodociągów, powszechnie spotykanych jeszcze w XIX w. Okazuje się, że w Niemczech w latach 20. ubiegłego wieku dalej takie kładziono. Rury, zbudowane z dokładnie obrobionych klepek drewnianych, były „okręcane maszynowo drutem żelaznym i ze strony zewnętrznej pokrywa się je asfaltem lub innym materiałem zabezpieczającym”. Dalej dowiadujemy się, że „Najdłuższy przewód drewniany w Niemczech wykonano w 1925 r. – przewód zasilający w wodę miasto Gotha. Przewód ten, przy średnicy 0,40 m i długości 9,3 km, doprowadza jej 180 l/s.”. Potem znajdujemy inne wiadomości, jak choćby o największym w tym czasie wodociągu drewnianym, użytkowanym w Kalifornii: „Ma 4,88 m średnicy i 402 m długości, przeprowadza 85 m3/s wody; ciśnienie 18 m słupa wody” – informowało pismo, podkreślając zalety takich rur: „są odporniejsze [od żeliwnych – przyp. K.F.] na wpływy chemiczne i mniej się ścierają przez wodę piaskonośną – z tego powodu wylot warszawskiego kolektora kanalizacyjnego do Wisły tworzy rura dębowa o średnicy 1,60 m (…). Na ściance rur drewnianych tworzy się powłoka śluzowa, zmniejszająca tarcie…”.

Advertisement

To nie koniec historii wodociągów z drewna – również dziś bywają w użytku. Na przykład na karaibskiej wyspie Dominika dostarczają wodę do miejscowej hydroelektrowni. Rurociągi mają średnicę od pół do ponad jednego metra i zbudowane są z klepek daglezjowych.

Wracając zaś na krajowe podwórko, warto przyjrzeć się dachom zabytkowych chałup (i współczesnych drewnianych obiektów stylizowanych na stare) – w wielu z nich zauważymy dobrze zachowane i wciąż doskonale sprawdzające się w czasie deszczu drewniane rynny.

Przypatrzmy się też pokryciom dachów. Na wielu z nich zobaczymy drewniane gonty – deseczki o przekroju klina – bądź wióry w specjalny sposób łupane lub strugane, nasuwane warstwami na siebie niczym dachówki ceramiczne. Gonty łączy się ze sobą na wpust; w pokryciach wiórem znajduje zastosowanie inna technika.

Krycie dachów gontem ma długą tradycję. Nie był to tani materiał, toteż w pierwszej kolejności gonty trafiały na dachy domów osób zamożnych, dworów szlacheckich czy kościołów. Zaletą takiego pokrycia jest niewielki ciężar, co sprawia, że w wypadku lekkich, mniej wytrzymałych konstrukcji więźby dachowej jego użycie bywa wręcz jedynym wyborem. Gont cechuje się też dobrymi właściwościami termoizolacyjnymi

Cerkiew bojkowska pw. św. onufrego-Pustelnika z Rosolina, (Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku)

K.F.

K.F.

Drewniana rynna na góralskiej chałupie z 1768 r. (Muzeum Regionalne „Stara zagroda” w Ustroniu)

i tłumi hałas. Znajdował zresztą zastosowanie nie tylko jako pokrycie dachu, ale i ścian zewnętrznych. Aż do XVIII w. warstwą gontów kryto drewniane konstrukcje zrębowe, chroniąc w ten sposób belki przed niekorzystnymi wpływami atmosferycznymi (później zaczęto stosować szalunek z desek). Szczególnie chroniono pierwszą belkę zrębu (podwalinę), osłaniając ją tzw. fartuszkiem gontowym.

Tereny, na których w przeszłości upowszechniło się tego rodzaju pokrycie, wyraźnie pokrywają się z obszarami występowania dwóch podstawowych gatunków drzew, których drewna najczęściej używano do wyrabiania gontów – głównie świerka i jodły. Na Pomorzu Zachodnim, w Wielkopolsce i na Mazowszu charakterystyczne drewniane klepki na dachach nie były więc częstym widokiem – na taki zbytek mogli pozwolić sobie tylko co zamożniejsi. Na dachach wiejskich chałup dominowały znacznie tańsze – i powszechnie dostępne na nizinach – słoma i trzcina. Tymczasem w górach, gdzie świerka i jodły było pod dostatkiem, gonty zdobiły bez mała każdy dach. Tak było aż do czasu upowszechnienia się nowocześniejszych i łatwiejszych do kładzenia pokryć, np. z blachy.

Doskonałej jakości gonty wytwarzano z żywicznego drewna modrzewiowego – poddawane promieniowaniu słonecznemu, samoistnie pokrywały się warstwą żywicy, zapewniającą naturalną impregnację pokrycia. Niekiedy też sporządzano gonty z surowca sosnowego, a nawet dębowego. Z kolei na Podlasiu powszechne było krycie dachów struganym wiórem osikowym – taki materiał nie wchłania szybko wody, a jego specyficzny zapach odstrasza szkodniki.

W dzisiejszym budownictwie drewnianym gonty wracają do łask. Spotkamy je na dachach domów stawianych z bali, budynkach nawiązujących architekturą do dawnych dworów, na stylowych, choć całkiem współczesnych zajazdach i karczmach przydrożnych. Impregnacja zabezpiecza

K.F.

Zwieńczenie bramy wjazdowej podlaskim wiórem struganym (Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego w Suchej)

takie dachy przed destrukcją, chociaż właściciele owych nieruchomości muszą się liczyć z koniecznością systematycznego powtarzania zabiegów pielęgnacyjnych.

Pokrycie dachu gontem z deseczek łączonych na wpust (Mazowsze)

K.F.

Jak wspomnieliśmy, gontem można kryć dachy o lekkiej (a więc mniej kosztownej) konstrukcji. Nowoczesne impregnaty zapewniają 30–40-letnią, a nawet dłuższą trwałość, pozostawiając w pobitym polu wiele pokryć. Jak zawsze, gdy ma się do czynienia z drewnem, nie wolno też zapomnieć o profilaktyce przeciwpożarowej.

Historia zatacza koło. W dobie wielkiej popularności paneli podłogowych z rynku budowlanego płyną sygnały, że coraz większym zainteresowaniem cieszą się podłogi z litych desek, a nawet z belek (brusów), łączonych metodą na pióro i wpust. Warto zauważyć, że najstarsze podłogi tej konstrukcji, odkryte na terenie Norwegii, mają około tysiąca lat.

Wraca moda na bruk drewniany. Ten rodzaj nawierzchni ulicznej znany jest od starożytności. W XIX w., a nawet

Bruk drewniany – rodzaj nawierzchni znany od starożytności

Reinhold Leitner/ Shutterstock.com w pierwszej połowie XX w. był popularny w Stanach Zjednoczonych – do dziś przetrwały fragmenty takiego bruku w mieście Pensacola na Florydzie i w Chicago. Także w polskich miastach są takie miejsca – w Gdańsku i we Wrocławiu nawierzchnie z kostki drewnianej zachowały się w sieniach przejazdowych ponadstuletnich kamienic.

W 1911 r. „Przegląd Techniczny” informował, że paryski magistrat „zdecydował zastąpić bruk asfaltowy na wszystkich ulicach o większym spadku przez kostki drewniane”, bowiem „asfalt posiada wprawdzie zaletę taniości, lecz bruk drewniany nie jest tak ślizgi”. Smołowane drewno skutecznie tłumiło hałas pojazdów konnych, a przy tym zapewniało odpowiednią trwałość nawierzchni. Bruk taki stosowano zresztą nie tylko na miejskich ulicach, ale również na mostach, zwłaszcza zwodzonych – w tym wypadku przemawiała za tym lekkość konstrukcji.

Obecnie wraca się do takich nawierzchni w ogrodach, parkach, altanach, na tarasach, w miejscach reprezentacyjnych (np. na podjazdach do rezydencji). Współczesny bruk drewniany ma najczęściej kształt tzw. okrąglaków lub kostki. Do wytwarzania tych elementów najlepiej z gatunków rodzimych drewna nadaje się dębina. Dobrze znosi obciążenia, jest twarda oraz – dzięki dużej zawartości garbników – trwała i odporna na zmienne warunki atmosferyczne. Rzadziej stosowane jest drewno świerkowe i sosnowe, wymagające solidnej impregnacji. Sposób układania kostki drewnianej jest podobny jak w wypadku popularnej kostki betonowej typu Bauma. Nie można jednak układać jej zbyt ściśle, drewno bowiem „pracuje” – wciąż pęcznieje i kurczy się w zmiennych warunkach pogodowych.

Osobną kategorią nawierzchni są drewniane posadzki przemysłowe, stosowane w halach produkcyjnych (np. w przemyśle ciężkim, motoryzacyjnym itp.) – tu zadaniem drewna jest tłumienie hałasu, a przede wszystkim drgań podłoża, wywoływanych przez ogromne maszyny.

K.F.

Także dziś drewna używa się do budowy dróg. Przykładem mogą być tzw. dylówki na szlakach zrywkowych w lesie (zrywka to transport drewna z miejsc ścinki do leśnych składowisk, do których mogą już dojechać ciężarówki). Dylówka jest rodzajem nawierzchni z drewna okrągłego, ułożonej pień przy pniu i łączonej gwoździami oraz klamrami ciesielskimi. Niczym podłogę kładzie się ją na legarach, spoczywających wprost na podłożu, a potem przykrywa kilkucentymetrową warstwą gleby.

Dylówki nie są czymś nowym – już dawno kładziono je na wschodnich rubieżach ziem polskich, na terenach podmokłych i trudno dostępnych. Wraca się do tej idei np. w Beskidach. Urządzenie takiego traktu wiąże się z bez porównania mniejszą ingerencją w środowisko niż budowa tradycyjnej drogi i nie prowadzi do odwodnienia okolicznego terenu. Mało tego, produkty powoli postępującego rozkładu drewna zasilają glebę, nie degradując jej. Dylówki są zatem rozwiązaniem w dwójnasób przyjaznym środowisku – zbudowane są z ekologicznego materiału, a ich konstrukcja w bardzo ograniczonym stopniu narusza naturalny ład w otaczającej przyrodzie. Są elastyczne i trwałe. Jeśli tylko zostaną wykonane fachowo, z wysokiej jakości żywicznego surowca iglastego, to będą służyć nawet dwadzieścia lat, nie wymagając większych napraw.

Jeszcze inną ekologiczną alternatywą w leśnym drogownictwie są płyty ze sprasowanych, spiętych drutem gałęzi wierzby (tzw. energetycznej, uprawianej na plantacjach). Na terenach o grząskim, podmokłym podłożu, dziesięciocentymetrowej grubości maty mogą posłużyć do utwardzania dróg technologicznych, dojazdów do obiektów leśnej infrastruktury, ale też do umacniania brzegów cieków i zbiorników wodnych. Lekkie, łatwe do układania maty, przysypane warstwą ziemi, mają wiele cech użytkowych wspomnianych wcześniej dylówek, nie wyłączając walorów ekologicznych.

83

This article is from: