Andrzej Karczmarzewski
Bogaty materiał źródłowy, z którego korzystał autor – dr Andrzej Karczarzewski, jak i niezwykły zbiór reprodukowanych fotografii, pozwalają wierzyć, że książka stanowi próbę podsumowania wiedzy etnograficznej na temat Łemków i Łemkowszczyzny. Podkreśla rolę tradycji łemkowskiej kultury, obrzędów, pieśni, stroju i wierzeń, ale też budownictwa drewnianego, jako nieodzownego elementu współczesności terenów Beskidu Niskiego, Sądeckiego i Bieszczadów.
ŚWIAT ŁEMKÓW
Łemkowie to grupa górali ruskich, niezwykle barwna pod względem obrzędów, stroju, wierzeń, ale też kultury materialnej, której śladem są wspaniałe drewniane cerkwie, jak choćby te w Powroźniku, Kwiatoniu, Skwirtnem i Komańczy. Górale ci, których podstawowym zajęciem była uprawa roli i hodowla zwierząt, słynęli także z rzemiosła, jak wytwarzanie łyżek w Nowicy, mazi i dziegciu w Łosiu, czy kamiennych krzyży i żaren w Bartnem. W latach międzywojennych na terenie Polski mieszkało ponad 100 tysięcy Łemków. Dzisiaj, część z nich, mimo tragicznej historii przesiedleń i akcji ,,Wisła”, wróciła na tereny Beskidu Niskiego.
Andrzej Karczmarzewski
ŚWIAT ŁEMKÓW Etnograficzna podróż po Łemkowszczyźnie
Rymanów, Łemkinie na targu, fot. Gottdank
Andrzej Karczmarzewski
ŚWIAT ŁEMKÓW Etnograficzna podróż po Łemkowszczyźnie
10 niebieskie, wyszywane na czerwono. Łemkowie wyróżniali się też zdobieniem łajbyków mosiężnymi guziczkami. Nosili też czuchanię nieznaną u Bojków [15: 47]. Różnili się również nakryciami głów. Kobiecy ubiór bojkowski był prosty. Koszule, spódnice i zapaski szyto z samodziałowego płótna, skromnie zdobiono szlaczkami z czerwonych wyszyć. Kamizelki (łajbyki) i płaszcze (siraky) szyto z samodziałowego brązowego sukna. Kobiety łemkowskie ubierały się w odzież kolorową szytą z fabrycznych tkanin. Obie grupy miały silne poczucie odrębności kulturowej, a nawet niechęci, czy wręcz wrogości wobec siebie. Mogła temu sprzyjać izolacja, brak dróg, góry porośnięte puszczą i gęstymi lasami: W XIX w. Beskid Niski i Bieszczady niewiele przypominały obraz tych gór z pierwszej połowy XX w. Jak pisał Ludwik Zajszner: Pół mili za Baligrodem kraj staje się w najwyższym stopniu dziki, tak, że go nie mogę porównać z żadnym znajomym w Europie. Potargane góry okrywają dziewicze lasy, rozpościerające się tak na szczytach wierchów, jako i po równinach. […] Niezmiernej wielkości świerki mają pospolicie sążeń w średnicy, a nawet półtora i więcej [63: 285]. Koni po nadzwyczajnie kamienistych drogach nie można używać, zastępują ich więc woły, które zaprzęgają do ciężkich, niezgrabnych wozów, do których nie używają żelaza, a nadto osi nie smarują. Już z daleka słychać zbliżające się wozy po niemiłym skrzypiącym głosie. Jakaż to przepaść jest pomiędzy wydoskonalonymi środkami, ułatwiającymi przenoszenie się w krajach ucywilizowanych, a tymi drogami karpackimi [63: 286]. Zarówno Bojkowszczyzna, jak i Łemkowszczyzna, izolowane i położone w odległym górskim terenie nie wzbudzały w XIX w. zainteresowania etnografów i innych badaczy. Krystyna Pieradzka napisała: Był to zabity kąt świata, nikogo prawie nie interesujący. Gdyby Kolberg poświęcił bodaj niewielki ustęp Łemkowszczyźnie zachodniej, nie byłyby zaginęły dawne piosenki, obrzędy, tradycje, o których wiadomości są dziś bardzo ubogie [36: 129]. Bojkowszczyzna została na terenie polskich Bieszczadów całkowicie zniszczona i niemal wszelkie ślady po niej zostały zatarte. Jedynie nieliczne cerkwie i zbiory w kolekcjach muzealnych, świadczą o jej przeszłości.
Łemko bieszczadzki w grafice K.W. Kielisińskiego, akwarela, ok. 1836 r.
Dołżyca, naprawa wozu, ok. 1940 r.
11
Bardzo podobna sytuacja jest też na terenie Łemkowszczyzny. Łemkowie zostali wysiedleni po II wojnie światowej na tereny Ziem Odzyskanych oraz do obwodów tarnopolskiego, lwowskiego i iwanofrankowskiego w byłej Ukraińskiej SRR. Roman Reinfuss o losie kultury Łemków pisał: Dziś nie ma już, ani w Polsce, ani w całej Europie, zakątka gdzie by tradycyjna kultura ludowa utrzymywała się w swym pełnym, niezmienionym kontekście. Wszędzie zaszły większe lub mniejsze zmiany i ubytki, a to co jeszcze można oglądać „na żywo”, są to jedynie zachowane ślady tego, co zostało bezpowrotnie zmiecione przez walec współczesnej cywilizacji. Zmiany, jakie zaszły na Łemkowszczyźnie mają jednak inny charakter. Nie były one wynikiem płynnego ustępowania dnia wczorajszego przed dzisiejszym, ale jednorazowego totalnego wstrząsu, który przerwał naturalny łańcuch przemian i zniszczył dorobek kulturalny Łemków w sposób dogłębny [44: 5]. Los obu grup, wypędzonych po II wojnie światowej z ziem, które zamieszkiwali od wieków, jest podobny do losu Polaków z Kresów Wschodnich, także wypędzonych i pozbawionych swojej ojczyzny.
Dołżyca, przed chałupą, naprawa wozu, ok. 1940 r.
24
Łemkowie przed chatą zdobioną charakterystycznie dla doliny Wisłoka, fot. Gottdank
25
Zwierzchność gminna
W
sie bojkowskie i łemkowskie, podobnie jak w Małopolsce i Rusi Czerwonej miały własne samorządy zwane zwierzchnością gminną. Oczywiście w dużym stopniu uzależnione one były od dworu. Po uwłaszczeniu, samorządy podlegały administracji powiatowej. Każda wieś stanowiła gminę, w której obieralną władzę na określoną kadencję sprawowała zwierzchność gminna. Był to wójt, a u słowackich Łemków rychtar albo birov, podwójci i w zależności od ilości gospodarstw pięciu do siedmiu przysiężnych. Do urzędu gromadzkiego należał także policjant. Na ogół funkcje z wyboru sprawowali właściciele gospodarstw, urząd policjanta powierzano komuś z wiejskiej biedoty. Ponadto z co dziesiątego domu wyznaczano dziesiętników, którzy pomagali w egzekwowaniu wychodzenia do prac w ramach szarwarku (powinności gromadzkiej) lub w innych przypadkach. Z gromady wyłączeni byli Żydzi i Cyganie. W ogólnych zebraniach zwanych gromadą brali udział tylko gazdowie, tj. mający własne gospodarstwa. Obradowano na nich o sprawach dotyczących całej społeczności; jak wypełniać powinności gromadzkie, rozstrzygano spory,
Biała Woda, druciarz, fot. R. Reinfuss, 1936 r.
28 Czarna Woda, spichlerz, fot. R. Reinfuss
Kwiatoń, gazda w białej huni, chołoszniach i kierpcach, fot. R. Reinfuss, 1935 r.
Tak jak na terenach nizinnych, jednostką osadniczą były łany, a we wsiach na prawie wołoskim było to dworzyszcze wołoskie. Duże wsie miały 15–22 dworzyszcz (Zyndranowa), średnie – 5–15, małe nawet 2–3 dworzyszcza (np. Ropianka). Mniejszą jednostką osadniczą były półdworzyszcza [42: 10]. Zdecydowanie przeważały wsie położone w dolinach potoków o układzie łańcuchówki, charakterystyczne dla terenów górskich. Sporadycznie występował układ niwowy regularny. Wsie miały kształt ulicówki. Bywały też z placem w centrum. Takimi były Uście Ruskie i Jaworki [8: 6]. Większość wsi powstała w XIV–XVII w. Do najstarszych należą Radoszyce i Surowica założone w 1361 r., Binczarowa (1365), Hyrowa i Mszana (1366), Wola Cieklińska (1377)
29 i Florynka (1391). Proces zasiedlania Łemkowszczyzny zakończył się w XVII w. W kształtowaniu się kultury łemkowskiej współdziałały trzy główne czynniki: • polski – wnoszący elementy rolnicze (do XIV w.); • wołosko-ruski – pasterski (od XV w.); • spiski (albo „północnosłowacki”), którego wpływ trwał nieprzerwanie do XIX w.
Dzieci łemkowskie, fot. Photo-Plat, przed 1938 r.
44 Miejscami, w których spotykali się mieszkańcy z obu stron Beskidu Niskiego były targi, jarmarki i odpusty. Łemkowie ze Słowacji przyjeżdżali na targi do Rymanowa, Gorlic, gdzie handlowano końmi i do Bukowska, gdzie kupowali prosięta. Natomiast Łemkowie z Polski odwiedzali duże targi w Starej Lubowli oraz mniejsze w Svidniku, Stropkovie, Zborowie, jarmarki na woły w Starej Lubowli i na ruski odpust w Lewoczy. W Bardejowie i Starej Lubowli kupowano kożuchy, zwłaszcza kobiece. Na Słowacji kupowano płótno czarne lub „siwe” w drobny biały rzucik, gładkie niebieskie sukno na męskie kamizelki, skirnie – buty męskie z cholewami i ciżmy z żółtej lub czerwonej miękkiej skóry. Dla kobiet czarne zapaski z haftem maszynowym i białe kożuchy z aplikacjami. W Starej Lubowli kupowane skrzynie malowane w kwiaty. Żelazo do kuźni, okucia budowlane, pługi, naczynia gliniane przywożono z Bardejowa, Preszowa, Pozdysowiec, Kołaczyc i Żmigrodu. Ważną rolę we wzajemnych kontaktach pełniły miejsca odpustowe, zarówno greckokatolickie jak i rzymskokatolickie. Łemkowscy pielgrzymi nie tylko z Polski, ale i ze Słowacji pielgrzymowali do Starej Wsi, Kobylanki, Tarnowca i Biecza, gdzie umieszczony na figurze Matki Boskiej napis fundacyjny głosi: Za staraniem panny Soltis 1868, Kompania węgierska z Koszyc [46: 178]. Szczególnym kultem, nie tylko ludności łemkowskiej, cieszyła się Mrukowa. W położonej w lesie, przy starym trakcie węgierskim, kapliczce znajduje się wmurowany w ścianę kamień z tzw. bożą stopką – wgłębieniem przypominającym odcisk stopy. Na odpusty przychodzili Łemkowie z obu stron granicy. Kamień ten otoczony był czcią: Całują… zębami gryzą, wołając: „Maticzko nasza” [18: 138]. Lokalnym sanktuarium maryjnym była też góra Jawor, gdzie w okresie międzywojennym miała się ukazać pewnej starej kobiecie Matka Boska. Jest tam obok kapliczki źródełko z uzdrawiającą wodą, a wokół pielgrzymi ustawiają przyniesione ze sobą krzyże. Łemkowie z północy przychodzili do Krásnego Brodu na odpusty – kermesze, odbywające się w Rusalia. Odwiedzali
Muszyna, kobieta na targu, 1933 r.
45 też bazyliański klasztor w Borkowskiej Horce koło Stropkova, gdzie odbywał się odpust na Wozdwiźenie św. Kriesta, a także Lewoczę w czasie ruskiego odpustu 2 lipca, w święto Matki Boskiej. Z obu tych miejscowości przywożono na Łemkowszczyznę wschodnią mosiężne krzyże z Chrystusem, noszone we wsiach nad Osławą, krywulki – siedmiogrodzkie naszyjniki z drobnych szklanych koralików i włochate gurby – rodzaj kożucha noszony przez Bojków i Łemków po słowackiej stronie. Odwiedzanymi miejscami odpustowymi były też Krasna Horka, Bardejów i Gabołtov [46: 178–180].
Grybów, targ, fot. J. Masley, 1923 r.
50 Na Łemkowszczyźnie hodowano siwe długorogie woły – siejki, które kupowano w Bardejowie. Kupowanymi na wiosnę obrabiano ziemię, a potem jesienią sprzedawano je w Lutowiskach. Kupowano także woły na wypas, których nie używano do pracy i również jesienią sprzedawano na targach w Gorlicach, Grybowie, Uściu, Nieznajowej czy Lutowiskach. Ważną rolę w handlu wołami pełnił Tylicz, dokąd na jarmarki przypędzano woły z Segedu i Marmaroszu. Tam także przywożono ręcznie malowane płótna, tkaniny fabryczne, ceramikę z różnych ośrodków garncarskich, madziarskie kosy i bułgarskie osełki [46: 175]. Duże stada wołów przepędzano na Śląsk i Morawy [38: 104]. Jednak lepszy zarobek osiągali Łemkowie na sprzedaży owiec. Pasieniem owiec i krów zajmowali się starsi ludzie albo kilkunastoletni chłopcy. Pasły także dzieci. Musiały wstawać około trzeciej w nocy i wypędzały zwierzęta na pastwiska. Około dziesiątej spędzały je i szły do szkoły, gdzie przebywały do trzeciej po południu. Po obiedzie pasły jeszcze do zachodu słońca [58: 29–30]. Pasterze mieli kije i trąby zwane trubami albo trembitami, długości około półtora metra. Używali także trąb z rogów krów i wołów. Trąbami tymi porozumiewali się przy pomocy specjalnych sygnałów [38: 111].
Karlików, gazda w łajbyku i chołośniach, fot. R. Reinfuss, 1935 r.
Najczęściej bydło i owce wypasano wspólnie na halach lub w pobliżu wsi. W tym drugim wypadku wypasano po jednej stronie doliny i nazywano ją wówczas tołoka. Na przeciwnej stronie zwanej caryna, na części użyźnionych pastwisk uprawiano owies. Po roku następowała zmiana i zmieniano też nazwy części doliny. Owce i bydło na halach zamykano na noc do koszaru. Były to zagrody o ścianach plecionych z pletaru lub pletiła o prostej konstrukcji: trzy poziome żerdki, przez które przeplatano dronki, czyli deski darte z pnia. W razie potrzeby koszary przenoszono co noc w inne miejsce. Pasterze spali pod gołym niebem przy ognisku, albo ustawiano dla nich niewielkie koliby, często umieszczane na płozach, żeby można je było przesuwać w pobliże koszaru. Koszary tego typu najdłużej zachowały się w Rychwałdzie (Owczarach) i w Wapiennem [38: 108]. Częściej występowały koszary nakryte dachem z gałęzi o prymitywnej konstrukcji na sochę i ślemię. Nowszą formą były stajanki – stajnie letnie, małe budynki, znacznie trwalsze od koszarów, stawiane na pastwiskach,
Muzeum Etnograficzne im. S. Udzieli w Krakowie, kierpce z nawłokami z Białej Wody
51 o ścianach z belek i dachach z dranic lub gontów. Występowały w rejonie wsi Bartne, Leszczyny, Łosie, Przegonina (Bodaki). W paśmie Magury Wątkowskiej, oprócz drewnianych, budowano stajanki o ścianach kamiennych. Pasterz spał albo w pomieszczeniu gdzie były zwierzęta, albo na stryszku gdzie miał wymoszczone z gałęzi i siana posłanie [38: 109]. W stajniach, rozrzuconych na zboczach gromadzono nawóz, który wiosną rozrzucano na wyżej położonych polach. Wiosną i latem wypasano owce z dala od wsi. Jesienią pędzili je zarówno Łemkowie z Polski, jak i ze Słowacji, na targi do Zdyni, Uścia Ruskiego, Łabowej Bardejowa, Gorlic, Grybowa, Żmigrodu. Po jesiennych targach zostawały w gospodarstwach po trzy krowy i para wołów. Na wiosnę udawali się na wschód w okolice Tuchli, na Huculszczyznę lub w góry Marmaroskie i kupowali nowe owce na wypas. Wędrówki te ustały po I wojnie światowej, kontynuowali je jedynie mieszkańcy Rzepedzi i Rychwałdu. Mieszkańcy tej ostatniej wsi znani byli jako handlarze owiec i bydła w całej środkowej i zachodniej Łemkowszczyźnie.
Berest, zwózka zboża z pola, fot. J. Masley, 1923 r.
Berest, wóz zaprzężony w krowy, fot. J. Masley, 1923 r.
74
75 Żubracze, Łemkowie wschodni, fot. R. Reinfuss
Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej, strój kobiecy: koszula (oplicza) gorset, czepiec, spódnica i zapaska, fot. A. Karczmarzewski
Muzeum Etnograficzne im. S. Udzieli w Krakowie, gerdan z okolic Krynicy
110
Sądecki Park Etnograficzny, wnętrze kurnej chałupy z Łabowej, fot. P. Droździk
111
170 chłopcy, którzy składali życzenia, za które dostawali niewielkie bułeczki, orzechy, jabłka. Chodzili pojedyńczo, a w izbie mówili: Chrystos Rożdajetsia, Szczoby sia porodyła pszenycia, żyto, jarec. // Chrystus się rodzi, Żeby urodziła pszenica, żyto, jęczmień. Potem składali życzenia domownikom, dziewczętom: Szczoby wam zakwytła biła lelija, Szczoby wam toho roku buło weselija [44: 53]. // Żeby wam zakwitła lilijia biała, Żeby się panna wasza w tym roku wydała. Życzeń wygłaszanych przez połaznyków było wiele, były darem słowa, które miało zapewnić spokojne i dostatnie życie w nadchodzącym roku: Bażajemo u szczasti swjata prowodyty // Winszujemy szczęśliwego świętowania A za rik szcze kraszczych w zdorowju dożyty // Zdrowych, lepszych świąt za rok też doczekania Daj Boże u miri swjata prowodyty. // Daj Boże w spokoju święta obchodzić, A po śwjatach dobri żyty, // A po świętach dobrze dożyć, Do Bohojawlenia i do Woskresenija // I do Objawienia, i do Zmartwychwstania I tak rik do roku, // I tak rok po roku, Wam wsem mnohih lit [3: 326]. // Wszystkim wam sto lat. Po obdarowaniu połaznyka proszono, żeby przyniósł wody z potoku, którą wlewano do cebrzyka, wrzucano do niej dużo pieniędzy, a w niektórych wsiach także kromkę chleba W wodzie tej wszyscy obmywali się co nazywano myty sia hroszamy. Miało to zapewnić zdrowie, dużo pieniędzy i powodzenie w nadchodzącym roku [5: 326]. Wczesnym rankiem gospodarz wprowadzał do izby owcę, byka lub konia na pamiątkę tego, że były obecne przy narodzeniu Chrystusa [29: 280, 44: 53]. Zwierzęta dostawały chleb i owies, a rytualną czynnością było czesanie ich.
Ruś Szlachtowska, kożuch zdobiony wyszyciem, fot. R. Reinfuss
171
Zwyczaj ten zaniknął w okresie międzywojennym [44: 53]. Oprowadzanie zwierząt w tym okresie, zwłaszcza koni, występowało także w innych regionach, najdłużej, bo do końca lat sześćdziesiątych XX w., utrzymał się na terenie Puszczy Sandomierskiej. Wspólnymi dla tradycji polskiej i łemkowskiej były takie zachowania jak zakaz wykonywania w Boże Narodzenie właściwie wszelkich prac z gotowaniem włącznie. Nie sprzątano i nie usuwano słomy z podłogi. Czekano z tym do następnego dnia. Nie wolno było także położyć się. Jeśli zrobił to mężczyzna woda miała zalać siana, jeśli kobieta — ziemniaki miały zarosnąć chwastami [3: 237]. Przez dwanaście kolejnych dni odpowiadających poszczególnym miesiącom obserwowano pogodę i przepowiadano jaka będzie przez cały rok. Innym
Jaworzyna Krynicka, gospodarstwo filialne, fot. R. Reinfuss
192
Konieczna, cerkiew pw. św. Bazylego z początku XX w., fot. R. Reinfuss
Światoho Jury, Jurija (św. Jerzego) 6 V (jul.)/ 23 IV (greg.) Jak w czasie kilku innych świąt: w Zwiastowanie, czy w Wielki Czwartek, obawiano się czarownic. Przed świtem miały bosorkinie zbierać zioła, którymi potem szkodziły krowom podbierając im mleko. Biegały też nago przed świtem dookoła stajni okadzały krowy dymem, spalając ucięty kawałek ogona krowy z innej zagrody. Broniąc się przed nimi, kładziono przed drzwiami stajni bronę do góry zębami, a gospodarze pilnowali w nocy obejścia. Dziegciem robiono znaki krzyża na drzwiach stajni, kółka na maślnicy i znaki na rogach krów [24: 260]. W tym dniu wypędzano też po raz pierwszy po zimie zwierzęta na pastwiska. Wykonywano przy tym szereg
193 czynności mających zabezpieczyć zwierzęta i zapewnić żeby dobrze się pasły. W Bielance gazdynie podkładały pod próg stajni chleb i jajko, w Łosiach sierp, nóż i skrawki chleba, w Nowicy rysowały na progu stajni kredą krzyż, a na podwórku kropiły zwierzęta wodą święconą, w Bielance okadzały je ziołami. W Bartnem kiedy gazdyni wyprowadzała owce, kropiła je wodą święconą i szeptała zamówienia. Pocierała też im boki słoniną, obchodziła je i jadła chleb krusząc go, żeby była obfitość paszy [38: 111–112].
str. 192 dół Ikona św. Jerzego z końca XVII w., z cerkwi w Tyliczu, ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, fot. P. Droździk
Dzień ten był także świętem pasterzy pasących bydło, co wiązało się z praktyką wypędzania po raz pierwszy krów na pastwisko. Pastuch dostawał jako posiłek – meryndię – gotowane jajko i chleb, a w Nowicy także dorę. Kiedy przygnał zwierzęta na pastwisko, obchodził je trzy razy z chlebem i jajkiem, żeby bydło było tak okrągłe jak jajko i nie rozchodziło się na pastwisku. Potem zjadał meryndię, starannie składał skorupki z jajka w jedno miejsce, żeby się bydło nie pogubiło [38: 112]. W tym dniu zwierzętom miały szkodzić czarownice. Żeby ochronić przed nimi zwierzęta zakładano krowom na rogi wianki, na progu stajni układano ostre przedmioty jak siekiery, sierpy itp. Pastuch obiegał zwierzęta trzykrotnie, żeby nie rozchodziły się na pastwisku. W Jasielu pasł tego dnia, trzymając zamkniętą kłódkę, żeby zamknąć paszczę wilkowi. Po powrocie z pastwiska zwierzęta okadzano dymem z wielkanocnej paschy i święconych ziół [44: 57]. Bosorki zagrażały także ludziom. Żeby się przed nimi ochronić Łemkowie na blacie stołka rysowali spiralę w lewą stronę, w środku rysowali krzyżyk i przykładali stołek na głowę, bo czary bosorek uderzają najczęściej na głowę [44: 57]. Zielone Świątki Były świętem pasterzy, którzy przeganiali bydło z tołoki na carynę. Dostawali ser urobiony z miętą homilki (gomułki), śpiewali i bawili się. W cerkwiach święcono
Szlachtowa, cerkiew zburzona na początku XX w.
215 Również u pana młodego zbierała się jego drużyna. Swatowie przybierali kapelusze owsem i czekając na rodzinę młodego śpiewali: Szczo za Boża hodyna, ne schodyt sia rodyna, Czy z pola ne zrobyła, czy sia desy zabawyła. // Cóż to za godzina, nie schodzi się rodzina, Czy z pola nie wróciła, czy gdzieś się zabawiła. Kiedy krewni przyszli, młody kłaniał się każdemu trzy razy i prosił o błogosławieństwo. Potem kropił wszystkich święconą wodą i orszak udawał się do domu ksieni jak nazywano pannę młodą. Drużyna pana młodego przychodziła późnym wieczorem [48: 154]. Przed zamkniętymi drzwiami śpiewali: Czy to tota chyzońka, szczo w niej nasza Ksenońka, Bo my do niej wwojdene i Ksenonku najdeme [48: 155]. // Czy to jest chałupeczka, gdzie mieszka ta Kseneczka, Bo my do niej wejdziemy i Kseneczkę znajdziemy. Kiedy otworzono im drzwi śpiewali: Nasz lubeńkij swatu, rozpychaj swoju chatu, Ji toty nowy siny, żebyśmo sia zmistyły [48: 155]. // Nasz kochany swacie, przygotuj miejsce w chacie I w tej nowej sieni, żebyśmy się zmieścili. Przy dźwiękach kapeli bawiono się do samego rana. W dniu ślubu druhny ubierały pannę młodą. Potem przychodził pan młody z drużbami. Ci mieli przypasane szable, prawdziwe lub drewniane, albo toporki. Zastawali drzwi zamknięte i nieraz długo trwały targi zanim zostali wpuszczeni. Zapewniali, że są uczciwymi ludźmi, nie zbójami, kazano się im legitymować „papierami”, zadawano zagadki. Między przybyszami a domownikami rozgrywał się dialog: – Chto tam je? (Kto tam?) – pytano z chaty – My, ludy podorozni, spokojni, choczymo u was widpoczaty (Jesteśmy
248
Krynica, parobek w stroju zwykłym, gospodarz w stroju do wyjścia, Andrzej Grabowski, 1860 r.