Droga Legionisty 1

Page 1


NA DOBRY POCZĄTEK

WSTĘP Witam Was – prosto z kraju prezydenta analfabety…Z kraju gdzie, jak podaje milicja na swojej stronie (sprawa z marca’11): 25-letni Przemysław J. próbował wykorzystać sytuację i „przytulił” się do posiadacza ważnej karty kibica na Legię... Po przedstawieniu zarzutów mężczyzna dobrowolnie poddał się karze… 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Ma też dwuletni zakaz wstępu na imprezy masowe…Za próbę wejścia na mecz „na lewo” zawiasy! A w Kielcach zakazy za przeklinanie na stadionie! Rozumiecie to? W kraju gdzie wskakiwało się przez płoty na -imprezy masoweoraz lało na murawach podczas meczów kara się za coś takiego czy za niecenzuralne słowa…Oto przygotowania do Euro 2012 i „nowy lepszy świat”… Policja rozwala z shotguna twarz małolatowi ze Świdnika, nic nie robiąc sobie z prawa nie podaje numerów dany funkcjonariusz, a ABW zajmuje się ściganiem „blogowych terrorystów” (czytaj: politycznie niepoprawnych). A na sam koniec wszyscy „z góry” dziwią się, że narasta kult JP/CHWDP, a Polacy nie mają szacunku do prawa. Do jakiego prawa pytam? Coś na wzór -szacunku do prawa- ma tylko Kowalski, który nie zajmuje się niczym prócz pracą i domem. Policjant powie, że tak właśnie ma wyglądać przykładny obywatel – Kowalski „nie rzuca się” to ma („przecież”) spokój w Polsce. Dokonało się tu przestawienie pojęć. Bo jako ludzie mamy prawo do zabawy i wolności. Do wyrażania własnego zdania. Państwo prawa nie polega na tym by zamknąć wszystkich potulnie w domu, a jeśli ktoś chce na przykład protestować przeciwko promocji zboczeń (11.06.11 Warszawa) – traktować go jak obywatela drugiej kategorii. Patologa, bandytę… bo czuje potrzebę wyjścia na (powstające ponoć dla niego) ulice… Skandal. Tylko ludzie aktywni społecznie, interesujący się życiem dookoła czy polityką – dostrzegają drugą Białoruś w kraju nad Wisłą. To nie jest slogan, to jest prawda. Tuż pod nosem mamy tzw. demokratyczną dyktaturę, a więc dyktaturę bardzo cwaniacką – pod płaszczykiem utopijnego gadania o miłości, równości i pokoju. W tym „lepszym” świecie witająca Was redakcja odnajduje się średnio, a zatem… Zimowe (2010/2011) ślizgawki. Już w tamtym okresie powstawał ten numer. To tam wysłano redakcję zina do jakże „przyjemnego” odrabiania godzin na rzecz miasta. A, że pora była taka, że „normalni ludzie” robią zazwyczaj inne rzeczy niż jeżdżenie na łyżwach, odbywał się akurat trening młodych łyżwiarek figurowych. Jako, iż wynagrodzenia za powód mej pracy nie przewidziano, przyjemność trzeba czerpać z innych kwestii niż (znowu!) finansowe…To chyba mnie prześladuje, heh. W każdym razie przy dźwiękach muzyki klasycznej i wśród tańczących, kręciłem swoje piruety i spirale…z panią miotłą i panem mopem. Można więc rzec, że uprawiam coś na wzór par sportowych :-). W każdym razie myślałem w takich i innych sytuacjach - o czym Wam napiszę, a efekty możecie przeczytać już teraz. W pierwszym numerze zina papierowego „Droga Legionisty”, który wyjdzie także (a nawet głównie) jako PDF! Powstał on po to by utrwalić najważniejsze rzeczy pisane na e-zinie o takim samym tytule. Zine „Droga Legionisty” będzie głównie rozpowszechniany w formacie PDF, a każdy będzie mógł sobie go wydrukować na własną rękę! Z tego powodu unikniemy wysyłek, przelewów i problemów z Pocztą Polską! W jakiej atmosferze powstaje zine? Jak zwykle, ulicznej wojenki o Prawdę, o której nieco wspomniałem już z początku… Znajdziecie tu dużo klimatów stadionowych i ulicznych czy też kulturalnych. Wszystko zamyka się w jednej głównej kwestii… Nie można mieć szacunku do tzw. wymiaru sprawiedliwości. Nie po tym co wyprawiało w Polsce ZOMO, a także po tym co wyprawia do dziś prewencja. Świeży przykład mam z brzegu – po meczu z 1wszego marca 2011, Ruch – Legia w Pucharze Polski. I ich „interwencja” na dworcu zakończona rozbitą głową dziewczyny, mój kumpel, który bokserskim unikiem uchronił się od szpitala po lecącej w kierunku jego głowy pałce policyjnej (był spokojny)… Przykłady można mnożyć… Sądy, cały ten system – też do dupy. Bo nas się ciąga za pierdoły, połowa patroli szuka też „pijanych rowerowych kierowców po jednym piwie”, sądy ich chętnie skazują, a mordercy z 1970 roku nadal bez kary…Nie mówiąc o prześladowanych przez ABW patriotach z dzisiejszego Wrocławia (12 marca 2011 była manifestacja m.in. w związku z tym) itp. albo wspomnianym na początku kibicu z zawiasami. Nie no…żyć nie umierać, kultura CHWDP, JP czy też ACAB jest w pełni nieuzasadniona, a my popadliśmy w zbiorowe szaleństwo… Według „Gazety Wyborczej”, TVNu, a także posłusznych owieczek Systemu – tak właśnie jest. „Łyse żule w dresach”, „faszyści” kontra „nowy, lepszy świat”. Rok 2010 był jednak krokiem na przód…Kontynuujemy ten krok w roku 2011. Także walka trwa! Strona internetowa: www.drogalegionisty.fuckpc.com. Aby iść cały czas do przodu czujemy potrzebę i mamy chęci by pisać te teksty i dawać Wam niezależną Mail redakcji: drogalegionisty@gmail.com. lekturę! Póki my, kibice jesteśmy – ten syf, główne media i System – nigdy ostatecznie nie zatriumfują. Redaktor naczelny: Ł. Pełen nadziei, że ten zine wypełnia jakąś lukę – życzę Wam miłej lektury. Przy numerze pomagali: Darek, H., Żyła, White Patriots, K., H.NDM, P., Pomagało mi przy wydaniu aż kilkanaście osób, którym GP, Norbert, F. & T., J., Hubson, Przemek, D., Vego, R, Lewy’77, Yob. dziękuję! Pozdrawiam nastawionych patriotycznie oraz Wszystkich oraz tych, o których zapomniałem – pozdrawiam! nacjonalistycznie kibiców warszawskiej Legii, którym dedykuję swoją pracę. Podziękowania również dla osoby, która zaprojektowała okładkę i dużo innych rzeczy – GP. A na kolejnej stronie będziecie się mogli bardziej szczegółowo dowiedzieć czym jest „Droga Legionisty” i to od tego tekstu polecam zacząć lekturę. Ł.

Strona

2

„DL” zine nr 1


NA DOBRY POCZĄTEK

KILKA SŁÓW O ZINIE Pierwszy numer zina który właśnie czytacie - powstał z e-zina o takiej samej nazwie – „Droga Legionisty” – założonego w maju 2007 roku. Dokładnie 3 lata później – w maju 2010 – dzięki atakowi hakera na starą stronę, zmotywowałem się do założenia nowej – nieco lepszej, którą oglądacie do teraz pod adresem www.drogalegionisty.fuckpc.com. Na początek proponuje kilka słów o tym czym jest „DL” i do kogo min jest zin kierowany… Mimo „mitycznej” nazwy nie jest to jakiś opis „drogi”, „pamiętnik nastolatki” itp. :-). Wybrałem taką, a nie inną nazwę żeby jakoś przyciągała – kogo by interesowała bowiem setna witryna z „Legia” (legia.com.pl, legia.net itd.) w nazwie. Jest zatem „Droga Legionisty”, która ukazuje nie tylko życie poszczególnych piłkarzy Legii, a wręcz…nie ukazuje go niemal w ogóle :-). Nie jest to bowiem zine czysto informacyjny, jest to zine nastawiony głównie na publicystykę i pisanie o tym o czym inni nie piszą…”DL” to próba zapełnienia luki i próba prawdziwie wolnej publicystyki…Niezależnej od niczego i od nikogo.

Staram się pisać o wszystkim co interesuje szarych kibiców z szarych bloków – o kibicowaniu, sporcie oglądanym i uprawianym, o prawdziwym życiu – o jakim nie przeczytamy w GW i nie obejrzymy w TVN (chyba, że w jakimś programie jako przykład negatywny…).

Ba – nawet często kibicowskie strony unikają „kontrowersyjnych” tematów. Takie czasy…Nie oznacza to, że „DL” pisze o tym o czym się powszechnie nie pisze w światku kibiców…Nie. Kiedy trzeba specjalnie milczy, nie ma też za zadanie kreowanie i komentowanie kontrowersyjnych faktów z życia kibiców Legii.

Ale stara się podejmować tematy, których inne strony nie chcą gdyż boją się reakcji…no właśnie, kogo? Chyba oficjalnych mediów…A może jest jakiś inny powód? Nie wnikam i nie będę tego komentował – po to jest „DL” by kibic mający gdzieś polityczną poprawność miał o czym poczytać. Inni nie muszą.

Jest to subiektywny zine skierowany do kibiców raczej o poglądach prawicowych, a wręcz nacjonalistycznych. Tym samym „DL” chce wyjść trochę ponad samo kibicowanie – pisać także o patriotyzmie, naszym kraju, światopoglądzie, patologiach bądź też o filozofii życiowej, podejściu do CAŁEJ (nie tylko sportowej) codzienności w jakiej się obracamy. Prócz tekstów typowo legijnych znajdziecie więc materiały interesujące tylko część fanów: i do tej części „DL” jest właśnie skierowane. Polityka, nacjonalizm, zdrowie, sztuki walki – to tylko część tematyki zina.

„DL” jest dla kibiców, którzy uważają, że bycie kibicem to coś więcej niż tylko chodzenie na mecze…Dla czytelników, którzy mają gdzieś tak zwane normy społeczne narzucone przez tych, którzy nie powinni być dla nas żadnym autorytetem…

„Droga Legionisty” nie jest zinem żadnej grupy kibiców Legii. Teksty i relacje, refleksje i poglądy wyrażają tylko zdanie piszącego dany tekst. „DL” nic nie narzuca, a jedynie stara się rozważać na pewne tematy, wprowadzić coś nowego do nie zawsze interesujących kibicowskich mediów. „DL” to po prostu zin – indywidualne spojrzenie na sprawę i tak proszę go traktować – nie jako zdanie jakiegokolwiek ogółu. Piszący tutaj są zwykłymi, szarymi kibicami…

Po prostu nasze hobby (prócz wielu innych) to pisanie…Pozdrawiam w imieniu swoim oraz korespondentów „DL” oraz zapraszam wszystkich do (mam nadzieję interesującej) lektury…

Ł.

Strona

3

„DL” zine nr 1


FELIETONY KIBICOWSKIE

PAMIĘTAJMY CZYM JEST ULTRA U nas w Polsce - piłkę kopią jakby nie patrzeć, cienko. Mimo budowanych multipleksów poziom ligi się nie zmienia. W porównaniu do innych państw umiejętności zawodników są zerowe... Kiedy widzimy w prasie nie naciągany artykuł typu „piękny mecz w wykonaniu X i Y w polskiej ekstraklasie”? Rzadko. Prędzej natniemy się na artykuł o chuligańskich wyczynach kibiców, a jeśli piszą coś więcej o piłce samej w sobie, to gustują w aferach, plotkach itp. Gwiazdy są przepłacane, a umiejętności techniczne, którymi można się jarać, posiadają nieliczni. Stąd stadionowym magnezem dla młodzieży jest głównie ruch ultras. Idea piękna lecz zagrożona przez modernizm…podobnie jak cała piłka nożna. Wizja „nowoczesnego ultrasa” mnie przeraża, podobnie jak wizja nowoczesnej piłki nożnej w naszym kraju i na świecie. Z tym drugim to trochę się spóźniłem – fakt. Już dawno mamy drużyny będące bezbarwną mieszanką obcokrajowców, najważniejsza stała się kasa, a nie sport i barwy. „Nowoczesny futbol” po woli niszczy to co w piłce było najpiękniejsze. Do rzeczy jednak, bo nie o „modern football” będzie ten tekst... Kiedyś słowa ultras i hooligans w naszym kraju pokrywały się. Jeszcze pod koniec lat 90-tych „nie gryzły się” ze sobą w Polsce, bo nie było tak wyraźnego podziału. Jak powiedział K. w słynnym już odcinku „Fanatyków” – wtedy był „taki kibic osiem w jednym”. Najnowsze pokolenie kibiców wychowuje się już na przekonaniu – hooligans to panowie od sportu, a ultras to Ci, którzy przygotowują oprawę. I basta. Czytając jakąś relację z Polski można naciąć się często na tekst typu „a nasi ultrasi przygotowali oprawę zaprezentowaną przez resztę na sektorze”. Kim jest zatem reszta stojących w młynie? No właśnie…Nie ingeruję w sekcje sportowe, ale reszta, młyn i Żyleta także powinna mieć odpowiednią mentalność i być gotowa na wszystko. Czyż nie? To trybuna fanatyków, pamiętajmy, a korzenie (z najpiękniejszych lat, najchętniej wspominanych) jasno pokazują nam drogę. Polecam wywiad z Mirko Otto, wydawcą niemieckiego ultra magazynu „Blickfang Ultra” (TMK+, Nr. 4/30 zima 2010), a także inne teksty dotyczące niemieckiej specyfiki. Tam ruch ultras, przynajmniej w zachodniej części był ugrzeczniony, źle rozumiany i teraz prawdziwi ultra (nawet na wschodzie) skarżą się na wysyp wynalazków. Ludzi na tyle nieogarniętych, że znana niemiecka grupa zastanawiała się czy jest w ogóle sens coś robić z tymi ludźmi. By nie doprowadzić do czegoś takiego trzeba młyn odpowiednio wychować – nie oszukujmy się, czasem są potrzebne radykalne środki. Ugrzecznienie i złe pojmowanie sensu ultra może doprowadzić do zatarcia się priorytetów i zrobienia z ultrasa pokornego chłopca od machania balonem, który w sytuacji kiedy nie powinien – nadal będzie stał na krzesełku i patrzał na zawodników. Co z tego, że taka Borussia ma młyn kilka tysięcy, skoro chyba nawet na przeciętnej scenie niemieckiej zbyt wiele nie znaczą? Nie liczy się to ile na stadionie zostanie podniesionych kartoników…To tylko jeden z dodatków. A kultowe już jest zapytanie odnośnie kolejnego meczu „oprawa będzie?”… a jak nie będzie to co? Nie przyjdziesz? Czym jest więc ultra? Według kilku źródeł ruch ultras powstał we Włoszech, w latach 60-tych/ 70- tych. Znalazłem tezę, że nazwa wywodzi się bezpośrednio od nazwy reakcyjnych grup politycznych istniejących po II wojnie światowej, dążących do utrzymania kolonialnego panowania w Algierii. Ultras w sensie kibic, to jest człowiek kochający swoją drużynę, podróżujący za nią na wyjazdy, wspierający ją głośnym dopingiem. I nie zawsze jest grzeczny, co właśnie odróżnia go od zwykłego fana. Grupy ultras to nowszy wynalazek, kiedyś określenie ultras było ogólne do całego młyna (przynajmniej w Polsce). Kto się nim czuł – był nim. Każdy ultra powinien bronić swoich barw, a także odpowiednio reagować na obce. W każdym tego słowa znaczeniu. Według dzisiejszych spotykanych gdzieniegdzie pseudo definicji, że „ultras to tylko te osoby od opraw meczowych”, ultrasami można nazwać także „młyny” na takiej NHL, czy jakiś zwykłych fanów siatkówki, koszykówki (dobrym przykładem jest tu jeżdżąca i posiadająca młyn Astoria Bydgoszcz). Tworzą oprawy meczowe? Tworzą. Podróżują za swoim klubem? Podróżują. Dopingują? Tak. A, jednak moim zdaniem czegoś im do określenia ultrasami brakuje. Tej specyficznej mentalności, dzikości i…czasem niegrzeczności. Ultras według mnie to nie jest osoba wyznająca „pokój”, ograniczająca się do „sędzia kalosz” czy ludzie idący na wszystkie ugody z klubem jeśli ten na przykład atakuje najświętsze wartości klubowe. Zmiana herbu, sponsor w nazwie – takie zagrania garniturków nigdy nie były tolerowane. Ultras to fanatyk, a nie osoba robiąca to na, co mu regulamin pozwala. Ultras to według mnie każdy fanatyczny kibic z młyna, wiedzący „o co chodzi”. Nie jakiś clown typu „oficjalny klub kibica” ograniczający się do kulturalnego dopingu (jak „Gazeta Wyborcza” każe) i machania balonikiem. Dlatego wiele piknikowych ekipek używa moim zdaniem tego określenia bezpodstawnie. Nie każdy może być w grupach ultras, nie każdy chce czy się do tego nadaje. A, jednak według prawdziwej definicji jest typowym ultrasem, bo różni się w opisany wyżej sposób od reszty publiki na stadionie. Ultra w prawdziwym wydaniu to cały młyn, gotowy na różnego rodzaju poświęcenia dla kochanego klubu. Ultras to osoba, która wybrała pewien styl kibicowania. Lubi doping, wyjazdy, ale i przygodę z klubem w różnym tego słowa znaczeniu. Jeździ na wyjazdy, lubi różne wrażenia i emocje, potrafi cieszyć się także z gry swojego zespołu i przeżywać porażki bardziej niż zwykły fan. Trudno zamknąć w klamrę charakterystyczne cechy ultrasa, bo taka klamra jest po prostu niemożliwa. Powodem dla, którego nie da się tego zrobić jest m.in. coś co fanatycznego kibica charakteryzuje – to spontan, dzikość... Jeden bardziej lubi to, drugi tamto, ale wszystkich łączy jedno – bezgraniczna miłość do klubu. I miłość do kibicowskiego światka, respektowania jego ogólnopolskich (a czasem ogólnoświatowych) zasad odróżniających ultras od reszty publiki. Są ekipy, które różnie do sprawy spontanu podchodzą. Moim zdaniem te „równe i ułożone”, wyglądające w swoim działaniu jak chórki kościelne przeczą idei ultra. Mentalność ultras to według mnie głównie spontan w postaci wybuchających fajerwerków, wiszących na płocie fanów – dzikiej, fanatycznej grupy. Nie „chórki kościelne” w stylu „to nie wypada” i tak dalej. Patologiczną jest sytuacja jeśli ultras (jakiegokolwiek klubu) chce się przypodobać tym, którzy go na co dzień próbują zniszczyć. Staje się z czasem takim jakiego chcą go widzieć media, mundurowi i postronni obserwatorzy. Tu pytanie jest jedno – co nas oni wszyscy obchodzą? Przecież jakkolwiek byśmy się zachowywali i tak znajdą „argument” by zmieszać nas z błotem. Przykładem niech będzie swego czasu „ułożony Lech”, który stał się i tak ofiarą środowiska Michnika…Bo sprzedawał bilety najaktywniejszym. Zawsze coś znajdą na nas – aż nie nastanie „druga Anglia”, której przecież nie chcemy. Tak więc apel do każdego nowicjusza z Żylety – pierdol System chłopaku :-). O to w tym chodzi, a nie o rekord w kartonach czy najrówniejsze śpiewanie przerobionych hitów z Bałkanów. Ultra to nie są dotacje z Unii Europejskiej na oprawy, jak już to bardziej pojedyncze achtungi lecące w sektorach gości podczas wizyty Legii w Chorzowie i Bytomiu. Ultra to na pewno nie jest nie odpalanie pirotechniki bo klub zakazał, prawdziwe ultra było m.in. na meczu Legia – Arka Gdynia, o Meczu dla Wojtka nie wspominając. Ultra było też w Łodzi i innych miejscach. Wiara z Łazienkowskiej 3 to czuje, grunt by mentalnością zostały zarażone pozostałe osoby przychodzące do młyna i jeżdżące na wyjazdy. Prawdziwi ultras są wśród nas (oczywiście nic o nich nie wiemy :-) i oby ich mentalność przechodziła na mentalność całej Żylety. My jesteśmy Legia, czołowa trybuna z polskich trybun i tradycja musi zostać podtrzymana. Na polskiej scenie nie ma miejsca dla „drugiej Anglii” czy zrobienia pożytku z multipleksów takiego jakiego chcą go zrobić ludzie w garniturach. Już podczas rundy jesiennej 2010 Żyleta pokazała, że nie zamierza zbaczać z jedynej słusznej ścieżki. Przy okazji, pokazaliśmy, że wygraliśmy konflikt z właścicielem i pozostaliśmy sobą w tej tragicznej do niedawna sytuacji… Z ITI wygrało nic innego jak prawdziwy duch ultra. Powyżej podjąłem kilka wątków. Jaki to ma związek ze sobą? Taki, że musimy pilnować naszych świętości. Zaczynając od tego by ruch ultras pozostał ruchem ultras, a kończąc na tym by panowie w garniturach nas nie udupili za naszym całkowitym przyzwoleniem. Ultra kultura (gdyż to cały szereg różnych zasad i wartości) to piękna sprawa, tym bardziej warto o nią dbać i pilnować by mentalność, fanatyzm się gdzieś po drodze nie rozpłynęły. Nie powinniśmy zmienić zdania co do jednego – miejsce pikników jest w innej części stadionu i jak ktoś „nie wchodzi” w to, co oferuje mu młyn, czyli doping, fanatyzm I ZASADY, powinien być z sektora wypraszany. Zresztą wiele osób (choć wydaje mi się, że każdy z nas powinien o to zadbać) zwraca uwagę dziwakom i dobrze! Jeśli „to coś” ten duch zginie to ciężko będzie go odbudować… Na koniec pozdrowienia dla wszystkich, którzy wiedzą i czują to czym jest ultra, a także dla grup ultras z Legii, które dobrze weszły w erę z nowym stadionem. Achtungi na lidze – to było to. I życzę nam wszystkim by na Żylecie było jak najwięcej bluz ninja, a jak najmniej kapeluszy :-). Ultras! No fans! ZDJECIE: Na zdjęciu mecz koszykówki Legia Warszawa (III liga) – MKS Ochota Warszawa (15.01.2011). (W tekście wykorzystałem kilka cytatów ze swoich starszych tekstów o ultra, nie było sensu pisać niektórych wątków od nowa, tekst ukazał się na stronie zyleta.info) Ł.

Strona

4

„DL” zine nr 1


FELIETONY KIBICOWSKIE

PATO(L)EGIA – ZJAWISKO NEGATYWNE! Patologia na wyjazdach – to stale przewijający się temat. Na stronach w sieci, na forach, a także na samych dworcach, w pociągach i na sektorach. Garść osób wkłada mnóstwo energii w to by mecz naszej Legii różnił się od sobotniej dyskoteki bądź imprezy plenerowej przypominając o zostawieniu trunków w domach. Podzielam takie podejście, dlatego kolejnym tematem mojego felietonu będzie słynna (niestety) patologia. Zjawisko wracające jak bumerang…bywa raz lepiej, a raz gorzej, ale niestety znaczna część nadal nie rozumie sensu słów „wszyscy na trzeźwo”, które wbrew pozorom nie są tylko pustym sloganem wymyślonym przez kogoś dla hecy. Reprezentujemy bowiem Legię Warszawa, a chwiejący się na nogach pijak na pewno nie jest godny reprezentowania tych świętych barw. Może kilka ostatnich przykładów. Wrocław, runda jesienna 2010. Bodajże na tym wyjeździe zabierane były na dworcu flaszki i browary…Zamiast zrozumieć po co to wszystko jest (możliwa, -że tak powiem- „potrzeba” trzeźwych sprawnych osób w różnych sytuacjach) część wiary kombinuje jak tu schować, przemycić alkohol i potem łoi go w pociągu specjalnym. Chodzący po nim ludzie raz jeszcze muszą zwracać uwagę… Czy ci przemycający oszukali sprawdzających? Nie! Oszukali barwy Legii Warszawa i zasadę ich godnego reprezentowania. Oszukali swoich – osoby decyzyjne. Chorzów, Bytom…Wszystko gdzie jedziemy zahaczając o Sosnowiec. Wiadomo, że sztama i fajny klimat, ale czy imprezowania nie można zostawić ewentualnie na po wyjeździe? A nie, że zostaje kilka godzin do pierwszego gwizdka, a część wiary nie nadaje się kompletnie do niczego? Czy od dziś wiadomo, że może się coś wydarzyć? Szczecin, Puchar Polski na jesień 2010. Stoję w kolejce po bilet, a tu podbija typ z hasłem „Siemasz, dorzucisz jakieś grosze na melanż dla Legii Warszawa”? Yyyy…ale wstyd…ja też z Legii, ale ciekawe do ilu Portowców tak podbił? Zero poczucia wstydu, obowiązku godnego reprezentowania barw i brak hamulców…Byle zalać pałę, każdym sposobem. Gdyby poznał braci na szlaku i podczas działań kibicowskich na pewno nie musiałby pytać jak żebrak o hajs tylko sami by się nim zajęli…Ale skoro ktoś tylko melanżować potrafi? To tak jak inny nałogowiec, -żul z ulicy- zdobywa fundusze…Tylko szkoda, że ma na sobie najpiękniejszy z herbów… Bytom, ostatni wyjazd rundy jesiennej 2010. Ludzie ogarniający krzyczą by przygotować bilety oraz dowody osobiste, a także by nie pchać się bez sensu na przód. Kto tego nie rozumie? Głównie najebany. Znalazł się przy kołowrotku, ale mimo wielokrotnego przypominania na głos – nie wie co powinien mieć przygotowane i jak się zachowywać…Nic do niego nie dochodzi, opóźnia całą grupę. Na środku sektora też nie ma z niego pożytku. Nie śpiewa, wygląda niegodnie, jest obrazem żenady, który nie pasuje do szczytnych haseł wykrzykiwanych przez nas na meczach. Jako przykład może też posłużyć pijany jegomość na jednym ze styczniowych meczów koszykarskiej Legii. I takich przykładów można podawać w nieskończoność. Zresztą jest to plaga niemal każdej ekipy jeżdżącej setkami. Co nie oznacza, że należy przejść z tym do porządku dziennego… Po prostu jest grupa osób, dla której najważniejsze nie jest reprezentowanie barw Legii Warszawa lecz nieograniczony melanż. Wyjazd równa się dla nich nieumiarkowanemu zalewaniu pały, a mecz bez fazy to mecz stracony. Taki delikwent najwidoczniej zapomina, że naszym głównym nałogiem powinna być LEGIA, a co za tym idzie – musimy robić tak by ta grupa miała jak największą jakość. Jak najlepszy doping, prezentację bądź też wartość sportową. Nie możemy też dawać durnych argumentów milicji i innym pseudosłużbom bezpieczeństwa by przeszkodzili nam w dotarciu do celu. Albo pismakom by pisali o pijanej, nie nadającej się do niczego dziczy…Nie wspominając o udzielaniu wypowiedzi mediom, będąc pod wpływem alkoholu, co było plagą głównie pod koniec lat 90tych. Kopenhaga, ostatni wyjazd europejskich pucharów, trwa jeszcze konflikt z ITI. Jak zawsze część (większa) godnie reprezentuje barwy, ale co z tego skoro grupa gospodarzy może kojarzyć fanatyków CWKS z kilkoma pijakami leżącymi pod ich stadionem…Trzy osoby wśród walających się puszek, butelek i wylanego śmierdzącego piwa. A to wszystko z przeplatającymi się barwami naszej Legii. Na szczęście miała wtedy miejsce „interwencja” i patologia została pojechana, zresztą podobnie jak w kilku innych przypadkach – chociażby z rundy jesiennej 2010. Są więc ludzie, którzy tego pilnują, ale powinniśmy zrozumieć, że mamy pilnować się sami. Nie pić, nie ćpać bez umiaru, być ogarniętym i gotowym na wszystko co się może wydarzyć. Bywa różnie i znacznie lepiej Ci pójdzie jeśli będziesz trzymał się na nogach, a nie majaczył coś pod spuszczonym łbem. Pijana osoba jest uciążliwa dla reszty, bo z jednej strony nie zostawi się brata, ale z drugiej on sam powinien być odpowiedzialny i poczuwać się do bycia wzmocnieniem grupy, a nie wręcz przeciwnie. Polecam całkowitą trzeźwość wyjazdową. Będziesz ogarniał co się dzieje, przeżyjesz wyjazd w pełni świadomie i mocno, a także…nie będziesz blokował pociągowego i stadionowego kibla :-). Ten ostatni argument wbrew pozorom nie jest bzdurny. Elana – Sosnowiec, jesień 2010. Psy trzymały nas wraz z Zagłębiem na toruńskim dworcu, staliśmy tam kilka godzin bez podstawionego WC. Ci, którzy całą drogę pili browary byli u skraju wytrzymałości i musieli spędzić mnóstwo czasu na nie zawsze skutecznych „rozmowach” z psami… A wąsy miały satysfakcję, że opity kibol ma ból pęcherza… Po co to? Trzeba takim sytuacją zapobiegać, być w pełni ogarniętym i gotowym. Polecam wszystkim bez wyjątku zdrowe podejście nie tylko do wyjazdów, ale i do życia, odżywiania, polecam spędzanie czasu na siłowniach i salach treningowych. Znacznie wolę taką modę niżeli modę z zielonym liściem i butelką alkoholu…Reprezentujmy godnie Legię Warszawa! Pilnujmy swoją grupkę by nie imprezowała na wyjazdach. Lepszy zgon czy psikus i emocje? Jasne, że psikus :-). Ł.

DOPING NIEZALEŻNY OD WYDARZEŃ NA BOISKU? Ostatnio często się słyszy, że „doping ma być niezależny od wydarzeń na boisku”. Czyli co by się nie działo na placu gry – fani mają ciągnąć dalej śpiewaną pieśń i nie zwracać uwagi na nic. Ideałem według zwolenników tej idei byłoby gdyby udało się całą połowę skakać w melodyjnym śpiewie i nie zwracać uwagi na wydarzenia boiskowe…Mimo, iż wyznaję zasadę „klub to my” – pozwolę sobie nie zgodzić się i polemizować z tym trendem narzucanym przez wielu polskich gniazdowych. Felieton potraktujcie jako luźną publicystykę, a nie jakąś śmiertelnie poważną sprawę :-). I tyczy się on całej sceny, a nie konkretnej ekipy. Wiele bardziej wolę polski styl złożony z niedługich pieśni przerywanych okrzykami niżeli „trans” polegający na śpiewaniu całą połowę jednej nuty…Nie pasuje mi do tego nasz temperament…Nie zrobi się z nas na siłę Greków czy kogoś w ich stylu. Krótkie, kultowe okrzyki, bluzgi na rywala, okrzyki do sędziów i własnych piłkarzy…Oczywiście – czasami można zarzucić coś na dłużej lecz bez przesady, nie pół meczu…I do tego bez jakiejkolwiek reakcji na to co dzieje się na stadionie. Jasne, że klub to my, ale wydaje mi się, że lepiej wszystko funkcjonuje kiedy choćby trochę reakcja trybun współgra z wydarzeniami na boisku/ lodowisku/ parkiecie. Tym bardziej w wielkim klubie, kiedy wymagania w stosunku do piłkarzy są większe niż w mniejszych ośrodkach…Całkowite olanie grajków i lekceważenie wtapiania przez nich 0-3 na własnym stadionie wydaje się nieco hmm nienaturalne… „Hej X nic się nie stało” po wcześniejszej mega wtopie zawodników i ciągnięciu przez cały mecz jednej wesołej pieśni przez ultras? Jest to w pewnym sensie zezwolenie na egzystowanie pasożytów nazywanych piłkarzami, którzy biorą sporą kasę za swój zawód, a nie chce im się biegać. Myślę też, że kiedy reakcje trybun w jakimś stopniu współgrają z wydarzeniami na zielonym prostokącie – grajkom dodaje to skrzydeł. Np. przepychanka pomiędzy obiema drużynami i wsparcie w tym momencie swoich…Albo nasz piłkarz nie zgadza się z kontrowersyjną (bądź nie :-) decyzją sędziego…Wtedy nasze bluzgi na arbitra, wsparcie dla swoich mogą go podkręcić, spowodować, iż wejdą w zawodnika nowe siły do walki na całego. Wiadomo, że trzeba głównie śpiewać swoje, a najważniejsi nie są sportowcy tylko nasz kibicowski światek. Tylko moim zdaniem powinno się to uzupełniać…i jednak przeplatać z dopingiem dla drużyny. Czy zależy nam na stworzeniu z naszych stadionów „papek” bez większych emocji, dreszczyku i poczucia więzi? Takich, że będzie nam zwisało, iż banda pseudosportowców niszczy nasze wartości i niweczy wysiłek? Czy naprawdę należy „żyć własnym życiem” i całkowicie dystansować się od meczu? Krótkie charakterystyczne okrzyki, niektóre mecze będące festiwalem bluzg na rywala…Czy nasz polski styl nie jest bardziej imponujący i trzeba udawać Greków, Bałkany bądź cholera wie kogo? Ł.

Strona

5

„DL” zine nr 1


FELIETONY KIBICOWSKIE

PRZED EURO 2012 – WIELE W NASZYCH RĘKACH… Niegdyś „płonące derby Warszawy” przejawiały się w spalonym magazynku na stadionie Polonii, wygonionej przez Legionistów z trybuny zwanej „Kamienna” policji za pomocą m.in. długich breszek. Na innych derby Stolicy Legia ruszyła na KSP przez murawę ich stadionu…Przy Łazienkowskiej też bywało różnie – m.in. latające krzesełka na nadgorliwą milicję czy słynny rajd Legionisty z racą pod sam sektor gości. Kolejne spotkanie fanów Legii i Polonii nastąpiło wiosną 2011 przy Łazienkowskiej 3. Czy paliły się jakieś magazyny? Czy rzucono chociażby jednym krzesełkiem? Czy na butach został wygoniony pojedynczy milicjant? Nic z tych rzeczy…O co więc afera, zamieszanie związane z zawieszonym zamknięciem Żylety, ostatecznie zamienionym na…45 tysięcy złotych kary? O rzucone pojedyncze świecidełka w okolice bramki…”O jeju”. Były to z dwa „wytwarzacze dymu”, rzucone w doliczonym czasie gry. Fakt – przerwało to spotkanie na minutę czy dwie…Pojedyncze świecidełka na pełną trybunę o ok.7.000 ludzi pojemności! Myślę, że na tym warszawskim przykładzie łatwo porównać koniec lat 90tych, a nawet pierwszą połowę nowego wieku, z rokiem 2011…Panowie, bądźmy szczerzy – jest dramat, przynajmniej jeśli chodzi o klimaty na nowych stadionach i tzw. Komisję Ligi. Ale przetrwamy – o ile będziemy czujni i sami nie damy się ugrzecznić. Legia na Cracovii (nowy stadion), wiosna 2011. Odpalane race, coś tam leci w gospodarzy, ale na dobrą sprawę nie dolatuje. Mecz jest w sumie spokojny. Po ostatnim gwizdku psy ustawiają się i wyłapują pirotechników…Jakakolwiek próba awantury skazana jest raczej na porażkę, bo od strony murawy obstawia ochrona, a z drugiej strony stadionu fani mają naprzeciwko uzbrojony oddział policji, polewaczki itp. A w środku tego wszystkiego monitoring, który nie jest już tak kiepski jak na starych obiektach (choć nie jest idealny…). Zresztą czy po kilku większych awanturach na polskich boiskach Ekstraklasy ktoś będzie jeszcze ryzykował walki w starym klimacie na nowym multipleksie? W niższych ligach jest łatwiej i znajdują się ryzykanci (na przykład Zawisza na Elanie, o co pretensje mieli miejscowi – powód, zakazy, które zresztą po tym dymie dostali, i inni…), ale na powstających nowych obiektach nie bardzo… Nadzieją są być może stare stadiony, bo przecież niewiadomo jak wyglądałby dziś ruch kibicowski na Legii oraz ogólna sytuacja gdyby w październiku 2010 ktoś nie zespawał płotu na Widzewie podczas jesiennego spotkania obu drużyn… Mogło być grubo. I to w sezonie przed Euro 2012! Nie wyszło jak miało wyjść, ale dzisiaj każdy może sobie wyobrazić jak niewiele brakowało do powtórki starych czasów (w sensie hulanek po stadionach Ekstraklasy)…Naprawdę krok. Tak więc grzebać polskiego ruchu kibicowskiego nie można, bo jesteśmy zdecydowanie najlepsi w Europie jako całość oraz najbardziej wierni niepokornej kulturze stadionów. Ugrzecznić Polaków może mało co… Od odpalania pirotechniki nie odciągają nas nawet duże represje czy też skanowanie oczu (jak na „Pasach”…). Myślę, że największym problemem możemy być…my sami. Czyli sytuacja kiedy fanatycy godzą się, że…są te nowe obiekty i -czas umierać-… Stańmy się grzeczną firmą, a ultrasi w stylu zachodnioniemieckim zrobią wszystko by nie narazić klubu na straty – tak to czasami wygląda w różnych rejonach kraju. Moim zdaniem wszelkie rozmowy z ludźmi w garniturach, którzy nie są związani z barwami – powinny odbywać się na zasadzie ściemy. A nie partnerstwa…Chuj nas przecież oni obchodzą. Liczy się ruch kibicowski, a także ultra klimat w prawdziwym znaczeniu. Reasumując: nie, że jest nowy stadion i „poradzili sobie, bierzemy zabawki – czas zawijać”…tylko trzeba kombinować jak robić by stare wzorce przenieść na nowe obiekty. Nie wszyscy się budują…Może idą po prostu czasy gdzie na większości meczów (nawet hitów) będzie spokój, a na kilku „kurnikach” będzie można wprowadzić w czyn niegrzeczne hasła z barw klubowych…Kto wie…bo awantury na nowych stadionach jakoś nie jestem sobie w stanie wyobrazić. Wprawdzie coś tam było podczas Lech – Wisła, ale nie oszukujmy się – dążono w kierunku uspokojenia sytuacji, a nie konkretnej konfrontacji. Mimo to, iż Wisła należy do klubów, z którymi ludzie się „raczej” nie umawiają gdzieś w krzakach… Filipiak, właściciel Cracovii tak podniecał się swoim super nowoczesnym monitoringiem, a prawda jest taka, że na kilkanaście rac i achtungów rzuconych tam przez Legionistów – złapali tylko jedną osobę. Można? Jasne, że można…tylko trzeba kombinować. I być niepokornym w stosunku do działaczy. „Panie, ja nie wiem kto to odpala, my nie mamy nad nimi kontroli” – a co…nie prawda? Sami kibice nie są od zapewniania porządku i bronienia regulaminu na stadionie. Kropka. A resztę można wykiwać… Najgorsze to dać palec. Jestem pewien, że wezmą wtedy całą rękę… Jak chociażby tzw. Komisja Ligi. Wyczuli, że jest przyzwolenie (Euro 2012), że nie ma reakcji (brak zorganizowanego protestu) i karzą tak absurdalnie jak Legię na wiosnę – 45 tysięcy za kilka świecidełek na boisku. Co było do niedawna niepojęte – zwraca się uwagę na przeklinanie, a także coraz więcej „treści niezgodnych z meczem”. Po raz kolejny przywołuję derby Warszawy choćby z początku tego wieku…Różnica diametralna. Rozbestwili nam się betony… Pytanie – jaką drogę obierzemy? Nie mam wątpliwości, że najlepsza jest droga buntu…Jest to jedyna droga zgodna z naszymi zasadami. Czyli robić swoje. Jak trzeba to odpalać, jak trzeba to reagować na wroga odpowiednio do…przyśpiewek oraz haseł na barwach. Czytałem niedawno nowy wywiad z fanatykiem CSKA Moskwa, który ubolewał, że fani zrobili się u nich ciency w portkach, bo chuligani mają wyjebane na młyny, na mecze – i mają swoje 5 bojówek na ekipę głównie poza stadionami…I przychodzą derby, CSKA – Spartak, klasyk, a barwy obu klubów mieszają się ze sobą! Taki jest niestety efekt, takie jest disco polo gdy niegrzeczni ludzie machną ręką na mecze i przeniosą się tylko poza trybuny…Na szczęście w Polsce jeszcze wszyscy co trzeba są na trybunach. I by było dobrze, by do młynów przychodzili ludzie z zasadami, a nie jakieś lapsy typu zachodnie Niemcy – muszą być! Może nie wszystko, ale wiele jest w naszych rękach. Nie wszystko, bo czasami poważnie trzeba pomyśleć czy coś się opłaca pod czujnym okiem kamer, które wykryłyby jeden siwy włos…Kilka meczów na wiosnę już pokazało, że wychodzimy z batalii przeciwko modern football całkiem dobrze…A, że klimat lat 90tych już nie wróci to niestety inna sprawa… Ł.

CZĘSTO RYZYKUJĘ – TAK ŻYCIE POJMUJĘ „Siemano pokolenie zatrute komercją” – ten felieton można zacząć od cytatu z „Ostrego”… To właśnie pokolenie zatrute komercją, materializmem, konsumpcjonizmem ma największy problem z poświęceniem życia dla wartości, chwil, idei, pasji… A jednak…my uchowaliśmy się w czasach gdy jest coraz gorzej z zaspakajaniem wyższych instynktów oraz z wyższymi potrzebami…Jesteśmy, a przeciwko nam jest nie tylko najbliższe otoczenie - z mediów możemy dowiedzieć się, iż bliscy jesteśmy mentalności… terrorystów. A to wszystko za poczucie wolności, za niezależność i bycie innym od społeczeństwa. Politycznie poprawny, „postępowy” świat uznaje tylko „inność” w sensie różnego typu seksualnych dewiacji, a zatem miejsca dla mnie i dla Ciebie bracie fanatyku w „zmierzającej ku Zachodowi” Polsce nie przewidziano. Tym bardziej, że coraz bliżej Euro 2012 – coś czego ponoć my, najwierniejsi kibice nie potrafimy zrozumieć i jesteśmy dla tego czegoś zagrożeniem (paradoks, no nie?). Trudno…nigdzie się stąd nie ruszymy, bo to nasz kraj, nasze trybuny! I zszokowani widokiem „narzędzia zbrodni” w postaci …rękawic bokserskich telewidzowie TVNu nadal będą o nas oglądać…Podkręci ich premier Tusk populistycznym paplaniem o siekierach i tasakach. To jednak tylko jego PR i tzw. skutki uboczne. A to co w nas to fanatyzm i nikt nie jest w stanie go ugasić. Gadają od zawsze, a my nadal ryzykujemy trwając w swej pasji. Zarywamy życie, zaniedbujemy obowiązki…Tak pojmujemy swoje żywoty, a to coś więcej niż naciski FIFA, „polska polityka” i normy społeczne razem wzięte… Fanatyzm często…nie pozwala nam na tzw. normalną egzystencję w społeczeństwie. Ile razy mieliście zrobić coś do szkoły/ pracy lecz wylądowaliście w aucie na wyjazd? Może inni mieli już kilka razy odłożone pieniądze na nowy ciuch, studia, długi, prawo jazdy…ale co weekend „pożyczali” stówkę z odłożonej kasy? My kibice nie jesteśmy tacy sami, różnimy się i jest wśród nas kilka typów. Niektórzy świetnie się organizują i znajdują tzw. środek, a niektórzy są totalnymi świrami i gdy zbliża się meczowy weekend mają wszystko głęboko w dupie… „Witajcie w klubie”.

Strona

6

„DL” zine nr 1


FELIETONY KIBICOWSKIE Szukam w pamięci i bez problemu przypominam sobie niejedną sytuację gdy usiadło się w chwili spokoju i kalkulowało…Nie mam tego, nie zrobiłem tamtego…”No muszę”. Ale plany giną, polegną w starciu z brutalną (czytaj: meczową) rzeczywistością. Pożyczki, kombinacje, ściemy – ukierunkowane, podporządkowane tym kilku godzinom z takimi samymi jak Ty wariatami. Czasami po weekendzie jest kac…Długi pieniężne oraz problemy rosną. Alkoholicy mawiają, że najlepsze na kaca jest piwo, a kibole wiedzą, iż najlepszy na brak meczu jest…kolejny wyjazd. Auto, pociąg, sektor, trasa dojazdowa…Podsycana całą tą kulturą: uliczną muzyką, sportowym trybem życia, patriotyzmem…Czy jest coś wspanialszego? Czy wreszcie mało mamy przykładów tzw. ułożonych obywateli, którym nagle życie się posypało i z „życia od linijki”, według wszelkich norm – pozostały tylko szczątki? Dlatego chyba jednak trzeba dziękować losowi za posiadanie tego spontanu w sercu…Spontanu, który jest darem gdyż szarzy osobnicy się najzwyczajniej w świecie go boją…Boją się ryzyka, wolą kasę i święty spokój. I jest to powiązane z całym życiem, jest jego odbiciem. Jak się zaczyna w szkole od buntu w ostatniej ławce, ucieczek z lekcji w celu posmakowania pierwszych zakazanych owoców – to tylko krok do stadionowego fanatyzmu. A jeśli to pokochasz – odkochać się ciężko ponieważ Twoja miłość cały czas na Ciebie czeka…wierna jak rzeka, co ligowa kolejka gotowa by Cię porwać. Ma wiele zalet i kusi, a Ty lecisz do niej jak do kobiety popsikanej afrodyzjakiem. „(…) Ja stanąłem, ale świat dalej pędził…Nawet nie wiem kiedy skręcił - po co mi to? (..)” – to Grammatic z Fiszem. No właśnie…kiedy rówieśnicy zdobywają kolejne papierki – Ty zdobywasz kolejne sektory, a także dajesz coś światu od siebie: poprzez sztukę, sport, twórczość. Czy dlatego, iż ktoś (władza, pieniądz) wyznaczył inne priorytety to znaczy, że są one jedyne właściwe? Wystarczy zobaczyć jak skorumpowani ludzie napędzają tę patologiczną machinę by znaleźć w sobie wieczny bunt… nie mający nic wspólnego z wiekiem czy też wykształceniem. Życie według zasad. Twórczość - to powinna być podstawowa cecha -pana cywilizacji-, czyli białego człowieka. Bycie mrówką zaś, wpadanie w schematy to mentalność niewolnicza… Dlatego „(…) Często ryzykuję – tak życie pojmuję (…)” – jak rymowała z kolei Molesta w kawałku „Armagedon”. Nie ma ryzyka, nie ma zabawy…Nie ma spontaniczności – nie będzie przygód. Nie ma pasji, fanatyzmu, silnej woli – nie będzie satysfakcji. Osoby z naszym temperamentem po prostu nie wysiedzą dwóch tygodni bez skoku adrenaliny…”ADHD…ADHD” – jak śpiewa Zagłębie Sosnowiec… Tyle w tym felietonie cytatów z hip hopu, ale chodzi w tym wszystkim o to byście mogli zanucić na mecie życia jak…Stachursky: „Żyłem jak chciałem” :-). Zaczęliśmy cytatem z O.S.T.R, to by było ładnie – również nim te rozkminki skończymy. „(…) Tak sobie myślę teraz, że ja nawet nie chodzę do fryzjera – jak żul się ubieram. Mam czuć się gorszy? Brat – wręcz przeciwnie. Jebać silikon – i każdą z telewizji pizdę (…)”… Pamiętajmy…ich są miliony. Niech gadają co chcą. A my jesteśmy elitą. Dlatego idźmy swoją drogą – z podniesioną głową i dumą z tego kim jesteśmy. „Świat kocha tych co śmiało idą pod wiatr” – tak napisała mi niedawno pewna dziewczyna…I zgadzam się z nią marząc by jak najwięcej ludzi wcielało to w życie... Ł.

DWIE LEGIE Prawda jest taka, że po słynnym Wilnie’2007 wyraźnie obserwujemy „dwie Legie”. Niczym „dwie Polski” po 10 kwietnia 2010…Dwie zupełnie inne wizje, jedna typowo polska, a druga chcąca być na siłę „europejską” – mimo, iż niesie to za sobą masę obłudy i złych priorytetów (przerost formy nad treścią). Nasza Legia – Legia fanatyków z Żylety oraz taka jaką chcemy ją widzieć w swoim idealistycznym rozumowaniu jest niczym filmy „Mgła” oraz „Krzyż” – przekazywana w drugim obiegu. Zakazana, wyklęta, uważana za wcielenie wszelkiego zła. Według „Ich Legii” – tę swoją powinniśmy porzucić, ponieważ nasze zasady są nienowoczesne i wstydliwe dla rzekomo tej błyszczącej, oficjalnej „Ich Legii”, a więc KP, a tym bardziej środowiska GW. Nikt jakby nie chce zauważyć, że my działamy z prawdziwym uczuciem do klubu z Łazienkowskiej, fakt faktem w radykalny sposób wytykając błędy w rozumowaniu (czytaj: biznesie) ITI. Nasza Legia jest czasem niegrzeczna, kontrowersyjna – lecz jest prawdziwa… nie jest zaś zlepkiem pseudomarketingu i PRu (niczym III RP). W środowisku zwanym Legia – jeśli założymy, że są to wszyscy, od sportowców przez działaczy po każdy typ kibica – jesteśmy uważani za „moherów” tudzież dinozaury. Lansowany na siłę plastykowy wizerunek, m.in. za sprawą miesięcznika „Nasza Legia” (która z tytułem stworzonym przez ŚP Pana Gillera nie ma nic wspólnego, gazeta ta nazywana jest słusznie „Ich Legią” z powodu braku krytyki chybionych ruchów klubu), a także oficjalnej strony KP – nijak nie przystaje z naszym dżihadem, achtungami, niecenzuralnym dopingiem i czasami liściem dla pyskującego gwiazdora. Zderzenie dwóch światów. Ostatnio próbuje się znaleźć jakiś „środek”, które to rozwiązanie neguje ze strony klubu radykalne środowisko „Gazety Wyborczej” („żadnej współpracy z kibolami” itp.). Po drugiej stronie też nie brakuje osób, które uważają, że jakiekolwiek układanie się z klubem można o kant tyłka potłuc. Gdzieś po środku próbuje egzystować Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa i czasami klub (patrz: oświadczenie skierowane do „Gazety Wyborczej”). Nie mają lekko, z pewnością. Fakt, iż to ITI stworzyło wokoło Legii świat iluzji – bardzo łatwo udowodnić. Któż bowiem jeśli nie działacze umieścili na bilboardzie stado piłkarzy, z których część nie zagrała ani jednego dobrego meczu – okrzykując ich drużyną marzeń? Kto jest autorem reklamy stadionu, z której śmiała się cała Polska? Dla porównania – gdy zakończył się protest i na trybunach panuje fanatyczna atmosfera, nie trzeba praktycznie siać żadnej propagandy…Mimo, iż zespół gra fatalnie. Czy wyobrażacie sobie komplet widzów kiedy Żylety by nie było, panowałaby cisza, w której ci „piłkarze” przegrywają kilka meczów z rzędu u siebie? Po góra jednym sezonie piknikowcy w różowych koszulkach i ślicznotki w legginsach wybraliby inną rozrywkę. To Nasza Legia – nie „Ich Legia” napędza Warszawiaków i przede wszystkim fanów spoza Warszawy na uczestniczenie w meczach Wojskowych! Jako kibic Legii mam nadzieję, że nie będę musiał się o tym przekonać, mimo wspominania protestu (czasu wartości, dżihadu) z (mimo wszystko) dużym sentymentem. Pytaniem jakie się nasuwa jest: jak długo dwa światy, dwie Legie wytrzymają obok siebie? Już pierwszy sezon „pokoju” przyniósł kilka prób. Achtungi, pirotechnika na murawie przy Ł3, liść dla Rzeźniczaka, po którym S. znów dostał zakaz stadionowy…Bardzo szybko zrobiło się „ślisko” – aczkolwiek póki co całość jako tako się jeszcze trzyma. A, że będą problemy – obie strony musiały wiedzieć, nie wiem więc jak Wy – ale ja, jako całkowity przeciwnik ITI jestem i tak mile zaskoczony, że działacze nie szaleją. Ich list do GW uważam za mimo wszystko umiarkowany jak na dawne czasy. A towarzystwo z Żylety robi swoje – na ile nam nowy stadion i inwigilacja pozwala. Jeśli więc miałbym na siłę zrobić się obiektywnym (co jak na fana hasła dżihad jest dla mnie nienaturalne) – trzeba przyznać, że SKLW i klub starają się często znaleźć środek i nie popadać w obie skrajności. Czy to wytrzyma? Tu mam wątpliwości… Bo po pierwsze: jest Błędowski, a po drugie: są zasady kibicowskie i honor, które niewątpliwie trzeba wcielać w życie. Na ile ludzie w garniturach to kumają? Nie wiem, nie mam do nich jako szaraczek dostępu. Fakt jest jednak taki, że flaga OFMC oraz barwa dla polskich Litwinów nie może ostatnio zawisnąć przy Ł3. Moim zdaniem liść dla urodzonego w Łodzi Rzeźniczaka nie był niczym nadzwyczajnym, tym bardziej, że piłkarz sam przyznał, iż zagalopował się z odpyskowaniem (a kibic oficjalnie przyznał z kolei swoje przegięcie). No, ale takie wydarzenie nie pasuje do zbliżających się Mistrzostw Europy, a także plastykowego wizerunku „Ich Legii”, chwalonego przez GW (próba dogadania się z fanami jest tam negowana). Każdy szary człowiek przyzna, że po prostu sportowca i fanatyka poniosły zdrowe emocje, wyjaśnili sobie w męskich słowach, silniejszy dał chlapacza pyskującemu słabszemu i sprawa załatwiona. Sama natura. Jakby obrońca milczał – sprawy by nie było. A nacisk, oburzenie są takie jakby ludzie mieli być pozbawieni jakichkolwiek uczuć, emocji, zasad… Czy u dziennikarzy w redakcji nie zdarzyły się kłótnie pomiędzy pracownikami, szefostwem? Zapewne tak – wszak ludzie się różnią, różne są zdania. Czasami wykrzyczenie sobie prawdy jest potrzebne by było lepiej i by był przełom. Czy dziennikarzom nie zdarzy się przeklnąć? Mało jest przykładów ze stacji TVN? Durczok, Meller i inni… No dobra, nie można tego wydarzenia z Legia – Ruch nazwać normalnym, ale wywołana afera jest iście nieadekwatna do wydarzenia. Podnieceni dziennikarze, Błędowski („znalazłem haka”), policja i inni, którzy nie mogą wytrzymać tego, że kibice tworzą tak wspaniałe społeczeństwo obywatelskie. W Naszej Legii są zasady. W „Ich Legii” – tych zasad nie ma. Liczy się tylko biznes i PR. Utopia. „Gazeta Wyborcza” i inne media sugerują zaś, że rządni emocji i adrenaliny ludzie uczestniczący w meczach powinni być niczym zombie. Zawsze opanowani, ułożeni, nie przeklinający i bez wad. Przecież to najzwyczajniej w świecie niemożliwe! Dlatego polecam każdemu kibicowi Legii stanąć po stronie prawdy i zasad. Po stronie honoru i kibicowskiego światka. Róbmy swoje. S. trzymaj się. Ł.

Strona

7

„DL” zine nr 1


FELIETONY KIBICOWSKIE

TO AKCJA WZBUDZIŁA NASZĄ REAKCJĘ „Ja bym chciał żeby nie było wybiórczej”… ja też, ale będzie! „Ja nie będę chodził na Łazienkowską, bo jest ITI i multipleks”… ale to ITI będzie tu jeszcze bardzo długo, a multipleks nie stanie się znowu klimatycznym starym stadionem! Do czego zmierzam? Niektórzy z nas narzekają na wszystko wokół, załamują ręce i strzelają focha na rzeczywistość. Odpuszczają i stają się zrzędami zamiast kibolami, aktywistami. Michnik, zakłamanie mediów, biznesmeni widzący w futbolu tylko okazję do zarobku – niestety z takimi patologiami musimy egzystować na tej planecie. My kibole to ludzie, którzy starają się wprowadzić chociażby jakąś równowagę do tego systemu. My jesteśmy potrzebni im, a oni nam do walki. Wojna z mediami i pieniędzmi jest czymś pięknym oraz szlachetnym, ale nie miałaby przecież miejsca gdyby tego nie było. Tak więc wspomnienia, zasady i wszystko co najwartościowsze bierze się z tego, że mamy możliwość walki z czymś frajerskim, nieszlachetnym i sprzedajnym. Chiński znak równowagi. Nigdy nie będzie idealnie i zawsze będziemy zmuszeni do pozostania w pełnej gotowości. Zawsze w stanie mobilizacji. Zawsze musimy orientować się co dzieje się dookoła nas, analizować rzeczywistość. Walka trwa! Bez Mariusza Waltera nie byłoby przesłania o sile miłości, która niszczy siłę pieniądza. Bez „Wybiórczej” nie byłoby oprawy przeciwko Michnikowi w Poznaniu, która sprawiła, że wszyscy poczuliśmy się jako aktywiści działający w imieniu naszego pięknego kraju. Gdyby nie multipleks nie byłoby porównania do starych czasów, starej Żylety i tych pięknych chwil jakie dane nam było przeżyć. Wszystko ma swoje miejsce. Wartości i wspomnienia rodzą się z walki i faktów. Musi być ciężko – by pod względem satysfakcji nastąpiło spełnienie. „Freedom fighters” nie mogą egzystować bez zagrożenia dla „freedom”, no nie? Gdybyśmy zatem nie dzielili planety z Michnikami, Walterami i ich organami medialnymi – kim bylibyśmy dzisiaj? Stadem pikników machających balonem? Najpewniej… To wróg uczynił nas twardymi, świadomymi ludźmi. Nie – nie będę mu za to dziękował, bo pozostaje znienawidzonym wrogiem. Ale nienawiść nienawiścią, a fakt faktem. Fakt jest taki, że wróg egzystuje i będzie egzystował – bo świat jest różny. Ani nie składający się z samych kiboli, ani z samych żydów… Świat to bogactwo ideologii, setki różnych podejść do życia. Dla mnie tą jedyną jest opcja kibolsko nacjonalistyczna, widzę w niej szczerość, szlachetność i jedyną opcję dla siebie. Ale nigdy nie uda mi się przekonać do niej całego kraju. Siedzę sobie w Urzędzie, czekając znudzony na swoją kolejkę, a obok siada paniusia. Gazeta „Claudia” – czytanie z przejęciem na twarzy artykułu „Moja indyjska miłość”, być może marzy o poznaniu ciapatego, który wierzy w odrodzenie się w krowie (hinduizm…). Jedyna myśl to „Ja pierdolę”…no, ale cóż zrobić – nie zabiję jej przeca. Można rzec: ktoś musiał zarazić się HIV od Simona Mola, by inny z jego syfa skorzystał w postaci nabycia ostrożności w tego typu kontaktach. Simonie dziękujemy? Dokładnie… a to przecież wróg, no nie? Nasze życie to walka – warto się na to nastawić. Ta walka się nie skończy, wrogów jest zbyt wielu. Można albo machnąć ręką – albo stać do końca obok swoich przyjaciół i braci po szalu. Stawka jest wysoka. Wolność, prawda historyczna, futbol jako sport a nie biznes, stawką jest świadomość Polaków. Sektorówką z Michnikiem daliśmy przekaz setką tysięcy rodaków. 36 tysięcy widziało ją na stadionie, kolejne tysiączki dowiedziały się z sieci oraz zdjęć. Przekaz poszedł w świat… Gdyby nie kibole, kto krzyczałby o komunistycznym zbrodniarzu Szechterze? To nasz styl życia bracia, niekończący się bunt. Nie ma końca tej walki…Olee to my kibole! Ł.

ZAWSZE ZNAJDZIEMY NASZ FUTBOL Fakt – mogłoby na upartego nie być tych kar, dałoby się jakoś ich uniknąć. W Poznaniu nie poleciałyby achtungi, nie przeszłyby do historii gadżety w barwach Lecha, a w Bydgoszczy z radości kibice Legii nie wbiegliby na murawę… Pewnie wtedy by się doczepili do tego, że śpiewamy „kurwa” zamiast „motyla noga”, ale w to chyba mało który zwolennik ugrzecznienia chce wierzyć… No i co z tego…? Moglibyśmy pojechać do… Gdyni, bo Zabrze oraz Białystok nie mają sektorów, a także fani Legii uczestniczyliby w porywającym widowisku przy Łazienkowskiej 3 z Koroną Kielce… Tylko czy wtedy różne serwisy pokazywałyby protestujących na ulicy 3 tysiące ludzi? Ich hasła, transparenty – sprzeciw wobec Tuska, który nawet bez zamknięcia stadionów na protest zasługuje…? Wszystko ma swoje plusy… A niezależny ruch ultras jest jedną z wartości, o które warto walczyć do końca! Bez tego nie ma futbolu. Zakazów by nie było, ale czy chcemy takie stadiony…? Bez achtungów, bez kończących żywot flag… teatry gdzie „wykroczeniem” jest przeklinanie? To nie jest mój stadion… To nie jest nasz futbol. Pomyślcie tylko – jedziecie podstawionym pociągiem specjalnym do takiego Poznania, ładnie grzecznie autobusami na stadion, stanie jak w Kościele, pełna kultura, oglądanie „porywającego” meczu polskiej Ekstraklasy, powrót, autobus, specjal…zero wspomnień, ani jednej petardy, oprawy dotyczącej Michnika … bo to nielegalne i nie wypada. I 15 takich wyjazdów w sezonie. Specjal, autobus, „mecz”, teatr, do domku tak samo… No super – komplet zaliczony, klub ma 0 zł kary. Mariusz Walter zadowolony, tak samo pan milicjant i pikniki. Smutny tylko ultras i Ekstraklasa S.A., bo brak zarobku :-). Już teraz te wygodne wyjazdy hodują część wygodnisiów, którzy zamiast dbać o przygodę – dbają o komfort jazdy. Nie ma jak spontan wyjazd rejsówką, furą – wtedy jest szansa na jakieś wspomnienia… A jeśli już ten specjal, to jest szansa, że chociaż wydarzy się coś na stadionie… Że rano będzie się coś pamiętać z meczu, a tym bardziej kilka lat po nim… Nie ma nic za darmo. By poczuć prawdziwy futbol, który tylko my – ultras, rozumiemy – trzeba dać coś w zamian. Teraz pokutujemy, nie po raz pierwszy w tym sezonie – ale głowy do góry, Legia Warszawa wróciła w wielkim stylu. Pamiętajmy, że to nasz pierwszy sezon po latach protestu! Sięgam wstecz i co widzę? Najpierw zaskoczenie z pirotechniką na Łazienkowskiej, potem Widzew na wyjeździe, teraz ta Bydgoszcz gdzie nie działo się wprawdzie nic wielkiego, no ale coś tam się zapamięta z tego wypadu… Co mogliśmy to robiliśmy – w tych ciężkich czasach, bo nie można nie brać ich pod uwagę – pokazujemy czym jest ultra. Rząd robi pokazówkę, antyterroryści wpadają do domów ludzi, których i tak zaraz wypuszczą… Euro tuż, tuż… Musimy dać radę… Spokojnie – po imprezie nie będzie już im się tak chciało. Teraz Donald gra stanowczego by jak zawsze stwarzać pozory dbającego o bezpieczeństwo obywateli (to samo hazard, dopalacze…). Jakby zakazy dawane fanatykom Legii czy Lecha miały jakiś wpływ na Euro :-). Przecież tam na stadionach będzie piknik, ciężko nawet młyn zorganizować, a jak ktoś będzie się napierdalał to poza stadionem – na co Donek nie ma już wpływu. Pieprzona prowizorka… Apeluję byśmy z tego najtrudniejszego okresu – roku przed Euro 2012 wyciągnęli także wnioski polityczne. Obserwujcie, zobaczcie jak funkcjonuje Matrix. Myślę, że po wakacjach 2012 każdy fan będzie politycznie dojrzalszy, jeszcze bardziej świadomy. Ilość wypowiadanych przez polityków bzdur urośnie do maksimum. Debilizm nie przechodzi bez echa – naprawdę multum dziennikarzy jest też za nami, za normalnością. Nie będzie lekko, ale damy radę! Bo tego naszego futbolu – zawsze będziemy szukać i zawsze gdzieś znajdziemy. Czytam, że klub Legia szykuje kilkadziesiąt zakazów za mecz z Widzewem… Za spotkanie, na którym nie było gości, był spokój, ale marzeniem Mariusza Waltera – emitującego chama Wojewódzkiego – jest by było kulturalnie. Nie ma wątpliwości, jest ciężko… Ale to nowy obiekt przy Ł3… Na którym świat się nie kończy. Są wyjazdy, protesty, mecze ziomali – działalność pozasportowa. Jeśli będziesz chciał, zawsze znajdziesz futbol – wsiądziesz w furę czy rejsówkę i śmigniesz na jakiś Puchar Polski, mecz ziomali na wiosce, tam gdzie nie dotarł stadionowy modernizm bądź zorganizujesz manifestację :-). Jasnym było, że przed Euro będzie lipa także nie popadajmy w panikę. Jak to ktoś napisał – taką tu Tusk zrobi Anglię, jak z Polski drugą Irlandię (będącą wtedy pozytywem)… Ł.

Strona

8

„DL” zine nr 1


PRZYGOTOWANIA DO SEZONU

OBÓZ ZIMOWY NA CYPRZE Przejdźmy od razu do rzeczy :-). 22.01.11 MORDOWIJA SARAŃSK 1-1 LEGIA WARSZAWA: 22 stycznia Legia grała pierwszy sparing w tym roku. Na owym sparingu nie było kibiców nie licząc kilku osób w szalikach…Polski. Mecz odbył się na typowym boisku treningowym bez trybun. Dzień później, w niedzielę Dejan Kelhar opuścił Ayia Napę gdzie przebywa Legia. Słoweniec o godzinie dziewiątej wyleciał do Belgii, bo takie były ponoć ustalenia z jego klubem od początku testów. Wcześniej zaliczył cały mecz w barwach najlepszego klubu w Polsce. W pierwszej połowie Legia stworzyła kilka groźnych sytuacji, a na wyróżnienie zasługuje strzał Borysiuka, obroniony przez bramkarza Rosjan. Pierwszy gol należał jednak do naszych rywali, a zdobyli go w 48’ minucie po błędach warszawskiej obrony. Skaba obronił pierwsze uderzenie, a przy drugim był bez szans. Wyrównał po naprawdę świetnej akcji Legii – młody Efir (84’ minuta). LEGIA: I połowa: Antolović - Jędrzejczyk, Kelhar, Kneżević (33' Zbozień), Komorowski - Wolski, Łukasik, Borysiuk, Żyro - Szałachowski, Chinyama (33' Efir). II połowa: Skaba - Rzeźniczak, Kelhar, Astiz, Kiełbowicz - Radović, Vrdoljak, Cabral, Manu (81' Efir) - Mezenga, Kucharczyk. BRAMKI: Paneczko (48,), Efir (84’). 27.01.11 KRYLJA SOWIETOW SAMARA 0–3 LEGIA WARSZAWA (Mecz 1, 10:00): 27 stycznia Legia zagrała dwa sparingi z klubem rosyjskiej Ekstraklasy. Pierwszy o 10:00, a drugi o 15:30 czasu polskiego. Krylia została założona w 1942 roku, ale najwyższe miejsce zdobyte w lidze (jeszcze ZSRR) to 4 w 1951 roku. W 2004 zajęli 3 miejsce w rozgrywkach Rosji, a także znaleźli się w finale Pucharu Rosji. I to w zasadzie tyle. Mecz odbył się na typowym boisku treningowym ze śladową ilością obserwatorów. Nie stał (według skrótu) na jakimś szczególnym poziomie, ale to Legia wygrała aż 3-0. Dwie bramki strzelił Wolski, oby przebił się do składu jak jego kolega Kucharczyk. LEGIA: Machnowskij (46' Szumski) – Jędrzejczyk, Kneżević, Zbozień, Kiełbowicz – Manu, Łukasik, Cabral, Żyro – Efir, Chinyama (46' Wolski). KRYLJA: Jurczenko – Tiemnikow, Kowba (66' Dichiara), Djordjević (62' Chochłow), Nowickij – Chruszczow (46' Ryłow), Dichiara (55' Gridniew 68' Czapidze), Escobar (62' Popow), Alison – Szalajew, Sawin (46' Miazin). BRAMKI: Chinyama (45’), Wolski (56’,69’). CZERWONA KARTKA: Djordjević (62’). 27.01.11 KRYLJA SOWIETOW SAMARA 0–1 LEGIA WARSZAWA (Mecz 2, 15:30): Drugi z czwartkowych sparingów to skromniejsze zwycięstwo Wojskowych, ale obie ekipy grały w silniejszych składach. Mecz odbył się na kameralnym stadionie (z trybunami) ze śladową ilością obserwatorów (ok.20). Jedyną bramkę zdobył z rzutu karnego (faul na Radoviću) Vrdoljak. LEGIA: Skaba (46' Antolović) –Rzeźniczak, Astiz, Wawrzyniak, Komorowski –Radović, Vrdoljak (84' Zbozień), Borysiuk, Rybus (46' Manu 77' Jędrzejczyk) – Kucharczyk, Mezenga. KRYLJA: Rais M'Bolhi – Całłagow Ibrahim, Rżewskij Wladimir, Steeve Joseph-Reinette – Siergiej Ponomarienko, Dmitrij Molosz, Oleg Samsonow, Anton Sosin, Siergiej Kuzniecow – Wladimir Pryjomow, Uche Nwofor (46' Jewgienij Sawin 72' Dawid Janczyk). BRAMKA: Vrdoljak (16’). ŻÓŁTE KARTKI: Borysiuk - M'Bolhi, Mołosz. 29.01.11 KAMAZ NABIERIEŻNYJE CZEŁNY 2–2 LEGIA WARSZAWA: Jak zobaczyłem nazwę naszego kolejnego rywala na Cyprze pomyślałem sobie…no nie, to jest zamach na pismaków. Słyszał ktoś o tym dziwolągu bądź chociaż o mieście, z którego pochodzi? Jak się okazało graliśmy z czwartą drużyną poprzedniego sezonu rosyjskiej Pierwszej Dywizji. Ten 30sto letni klubik nie ma żadnych sukcesów. Prawie byśmy wygrali kolejny sparing. Prawie. Legia wygrywała do 90’ minuty, ale po golu niejakiego Lukjanowa stanęło na remisie 2-2. Dla Wojskowych strzelał Bruno M. i Szałachowski. Spotkanie odbyło się na typowym treningowym boisku z garstką obserwatorów. KAMAZ: Wawilin - Lebamba, Rykow, Putilin, Ganijew, Koronow, Kriendielow, Pimienow, Sagirow, Druzin, Kobiałko. Z ławki wchodzili: Slawnow, Maluszenko, Piminow, Achmetazow, Wisiamow, Lukjanow, Anisimow. LEGIA: Skaba, Kneżević (46' Rzeźniczak), Jędrzejczyk, Komorowski, Kiełbowicz (46' Wawrzyniak), Wolski (46' Radović), Zbozień (46' Borysiuk), Łukasik (46' Cabral), Żyro (46' Szałachowski), Efir (46' Manu), Kucharczyk (46' Mezenga). BRAMKI: Pimienow (5’), Mezenga (74’), Szałachowski (83’), Lukjanow (90’). 31.01.11 TOBOŁ KOSTANAJ 1–1 LEGIA WARSZAWA: Mieliśmy grać z CSKA Moskwa, napisałem nawet na e-zina ładne chuligańskie przedstawienie rywala, a tu dupa. Zamiast z utytułowanym rywalem graliśmy z mistrzem… Kazachstanu, drużyną Toboł Kostanaj. Nasz rywal powstał w 1967 roku i było to jego pierwsze mistrzostwo kraju. Chuj jednak z nimi, kogo oni obchodzą. Warto dodać, że w dniu sparingu wyszło info o pokłóceniu się Skorży i Jóźwiaka. Ten drugi miał komentować złe zagrania piłkarzy, co wkurwiło Maciusia i krzyknął do Marka „Wypierdalaj!”. Jóźwiak, który to bardziej był kojarzony z takim językiem – zamilkł. No proszę. To Skorża tak potrafi :-)? Zresztą śledzę zgrupowanie na Cyprze i wychodzą jakieś cechy Maćka niewidoczne na C+…Podobno mobilizował na sparingu piłkarzy krzycząc jak opętany, że „nie mają po prostu prawa przegrać tego meczu”…Nie przegrali. Zobaczymy wiosną jak to wpłynie na zespół. Maciek narzekał zresztą nie tylko na Jóźwiaka, ale i na stan boisk oraz sparingpartnerów…a kilka godzin przed poniedziałkowymi zmaganiami…szukano odpowiedniej murawy. Profesjonalizm. Zresztą cyrk trwał nie tylko przed meczem, ale głównie w trakcie… Legia rozpoczęła sparing w niby najsilniejszym składzie, tak jak na Wielki CWKS przystało – dwoma napastnikami (szkoda, że jeden z nich to Bruno M.). Co jednak z tego skoro już po pierwszych 15stu minutach gry mogło być 2-0 dla Toboła? Kazachowie strzelili jakiś czas później, ale szybko mogliśmy doprowadzić do wyrównania. Sędzia podyktował rzut karny, ale… między faulem, a wykonaniem jedenastki było kilka minut przerwy. Z tego powodu Vrdoljak zamiast strzelać, podał do bramkarza (na wniosek Skorży). Przedtem Toboł…zarzucił focha i zszedł z boiska, a jeden z nich zobaczył czerwoną kartkę. Po namowach Kazachowie wrócili…Ładny cyrk, co? Potem strzelaliśmy w poprzeczkę (coraz ładniej uderza Borysiuk, tylko bramek brak) i w siatkę ze…spalonych (2). Wyrównaliśmy po strzale z rzutu karnego (którego podyktowanie jak całe sędziowanie wywołało śmiech) w 84’ minucie. Mecz grano na jakimś małym stadioniku praktycznie bez kibiców. Wnioski nie są zbyt ciekawe. Niby to tylko sparing, ale gdy nie widać różnicy klas w graniu najlepszym składem, a do tego kiedy rywalem jest mistrz Kazachstanu to nie wróży to zbyt dobrze na przyszłość. LEGIA: Antolović (46' Machnowskij) –Rzeźniczak (68' Kneżević), Jędrzejczyk (79' Zbozień), Komorowski, Kiełbowicz (46' Wawrzyniak) – Manu (79' Żyro), Borysiuk (75' Łukasik), Vrdoljak (46' Cabral), Radović (68' Szałachowski) –Kucharczyk (75' Wolski), Mezenga (79' Efir). TOBOŁ: Pietuchow - Kucera, Owszynow, Bogdan, Danajew, Sljivić, Bogdanow, Savėnas, Wołkow, Jurin, Popović i pewnie jakieś inne dzikusy :-). BRAMKI: Jurin (28’), Komorowski (84’, karny). ŻÓŁTA KARTKA: Manu. Ł.

OBÓZ ZIMOWY W HISZPANII „Legia Warszawa w ostatniej chwili zmieniła miejsce drugiego zimowego zgrupowania. Stołeczna drużyna przez najbliższe 12 dni trenować będzie w Costa Ballena, a nie w Chiclana de la Frontera, jak pierwotnie zostało to zaplanowane. Powodem takiej decyzji jest zły stan boisk. Nie wiadomo także z kim ostatecznie drużyna Macieja Skorży zagra spotkania sparingowe” – poinformowała 5tego lutego strona legioniści.com. Czy zdajecie sobie sprawę, co ITI robi z naszym klubem? Kompletna amatorka opakowana w kłamstwo i PR – podobnie jak TVN. I dotyczy to wszystkiego…od „truskawek”, poprzez umieszczanie na bilboardach piłkarzy, którzy nie zagrali ani minuty w CWKS aż po złe przygotowanie obydwu (!) zgrupowań! Nawet jeśli wina leży po stronie hiszpańskiego organizatora…czy to samo można powiedzieć o zamieszaniu ze sparingami?

Strona

9

„DL” zine nr 1


PRZYGOTOWANIA DO SEZONU 8.02.11 LOKOMOTIV MOSKWA 1–2 LEGIA WARSZAWA: 8 lutego o 16:00 – Legia Warszawa zagrała pierwszy sparing na zgrupowaniu w Hiszpanii. Rywalem nie byle kto, bo doskonale znany fanom piłki Lokomotiv Moskwa. Jest to utytułowany (chociaż mniej od derbowych rywali) klub będący częścią bogatej piłkarskiej struktury stolicy Rosji. Tak jak CSKA, Spartak czy Dinamo – Lokomotiv posiada wielu kibiców, a także wiernych fanatyków. Potrafią się oni dobrze zaprezentować, często afiszują poprzez flagi swoje nacjonalistyczne bądź antylewackie poglądy. Więcej o nich – może kiedy indziej… Sparing w Hiszpanii odbył się rzecz jasna w mocno sparingowej atmosferze. Boisko treningowe, sędzia liniowy z nadwagą…obok pasące się owce. Widzów praktycznie nie było. W tym kontekście – kibicowska jakość rywala traci na znaczeniu. Szkoda, że jakby przestawał błyszczeć Kucharczyk…Ani w sparingach ani w meczu Mołdawia- Polska nie pokazał nic nadzwyczajnego. Chyba oczekiwanie na polskiego napastnika z krwi i kości jeszcze odłożyło się w czasie…Tymczasem znowu strzela Chinyama – i to on w 77’ minucie dał Legii zwycięstwo. Wcześniej z rzutu wolnego ładnie strzelił Vrdoljak. Wracając do Kucharczyka – pojawiają się głosy, że został wypuszczony na zbyt głęboką wodę…Ciężko się z tym zgodzić i pozostaje rzucić znanym (prawdziwym) hasłem – na Zachodzie w jego wieku są już największe gwiazdy…Do trzydziestki ma czekać by wystrzelić? Piszcie tak więcej to chłopak będzie sobie powtarzał ciągle, że jeszcze ma czas… I ten czas skończy się nim nadejdzie. LOKOMOTIV: Guilherme - Janbajew (70' Ilić), B.Ilić (46' Remniew), Basa, Nachuszew (46' Iwanow), Połoz (46' Draman), Głuszakow (46' Łośkow), Ibricić (46' Iwanow), Ignatjew (46' Marenicz), Maicon (46' Minczenkow), Syczow (46' Fall). LEGIA: Skaba - Rzeźniczak (65' Kneżević), Astiz (65' Komorowski), Jędrzejczyk (78' Żyro), Wawrzyniak (46' Owusu), Manu (78' Efir), Vrdoljak (78' Łukasik), Cabral (73' Borysiuk), Radović (73' Wolski), Szałachowski (46' Kucharczyk), Mezenga (46' Chinyama). BRAMKI: Syczow (11’), Vrdoljak (73’), Chinyama (77’). 11.02.11 KUBAŃ KRASNODAR 2–0 LEGIA WARSZAWA: Drugim sparingpartnerem Legii był znany nam już (w 2009 roku wygraliśmy z nimi 2-1) Kubań Krasnodar. Nasz rywal jest beniaminkiem najwyższej klasy rozgrywkowej w Rosji. Powstał w 1923 roku, ale nie odniósł żadnych sukcesów. I to w zasadzie wszystko co można o nich napisać. Mecz odbył się wreszcie na normalnym, choć kameralnym stadionie. Widzów jednak śladowe ilości, wisi jakaś ruska flaga. Sportowo mecz był totalną klapą. Przegraliśmy z tymi cieniasami 0-2, a ocena poziomu naszej drużyny jest niska. Legia ponoć bardzo ciekawie wygląda na treningach, ale nie przekłada tego na mecze…I tak do zajebania? Skorża narzeka i…dobrze, że narzeka. Na dzisiejszą Legię nie da się nie narzekać i tylko spocony Janek U. robiący się na Hiszpana mógł się uśmiechać widząc to co się dzieje… Wracając do sparingu – najciekawszym fragmentem była chyba przepychanka między oboma jedenastkami. Po naszej stronie najaktywniejszy Vrdoljak. KUBAŃ: Kariukin, Kozłow, Zuela (61' Armas), Huth (46' Rogoczij), Zamperini, Corajew (69' Padierin), Tlisow (77' Szachow), Kulik (61' Ne), Varga, Kalimulin (61' Skwierniuk), Dawydow (77'Traore). LEGIA: Antolović - Rzeźniczak (46' Kneżević), Jędrzejczyk (46' Astiz), Kelhar, Komorowski (46' Wawrzyniak) - Manu (46' Radović), Cabral (46' Borysiuk), Vrdoljak (46' Łukasik), Żyro (46' Efir) - Wolski (46' Szałachowski), Mezenga (46' Chinyama). BRAMKI: Dawydow (35’), Skwierniuk (87’). ŻÓŁTE KARTKI: Kelhar, Łukasik - Fidler, Armas. 14.02.11 FK INDIJA 0–2 LEGIA WARSZAWA: Kolejnym rywalem piłkarzy w Hiszpanii był serbski zespół FK Indija. Nasz przeciwnik po rundzie jesiennej zajmuje tylko 12 miejsce w tabeli słabej serbskiej ekstraklasy. Jego największym sukcesem jest…awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. No cóż…Miał być CSKA Sofia, a jest coś takiego…Przejdźmy więc do rzeczy, bo o przeciwniku nie ma co się rozpisywać. Co do meczu to było dość sporo sytuacji z obu stron (Kelhar prawie strzelił samobójczą, Chinyama uderzył w poprzeczkę itd.), ale skończyło się na 2-0 dla CWKS. Pierwszą bramkę po zamieszaniu w polu karnym Serbowie strzelili sobie sami. Poprawił Manu i było „po zawodach”. Spotkanie grano na kameralnym stadionie przy niemal zerowej liczbie obserwatorów. I właściwie tyle. FK: Vujasinović - Novaković (49' Dimitrov), Jovanović, Živanović, Joksimović (60' Neziri) - Davidov (46' Misini, 88' Lemajić), Vukobratović (46' Kostić), Tomanović, Slović (76' Marković) - Isidorović (60' Bubalo), Mladenović (60' Antonić). LEGIA: Skaba –Rzeźniczak, Astiz (46' Jędrzejczyk, 83' Komorowski), Kelhar, Kiełbowicz (46' Wawrzyniak) – Manu, Borysiuk, Vrdoljak (71' Szałachowski), Radović – Kucharczyk (66' Cabral), Chinyama (66' Mezenga). BRAMKI: Jovanović (50’ samobójcza), Manu (77’). ŻÓŁTA KARTKA: Wawrzyniak. 16.02.11 CADIZ FC 2–1 LEGIA WARSZAWA Ostatnim rywalem Legii w Hiszpanii był Cadiz FC. Jest to hiszpański klub, który powstał w 1910 roku. Mimo, iż ma za sobą sezony w najwyższej klasie rozgrywkowej – obecnie występuje zaledwie w odpowiedniku polskiej II ligi, czyli tak naprawdę 3 klasy rozgrywkowej. Legia dotychczas nigdy nie grała z tą drużyną. Żal – tak można podsumować „występ” piłkarzy Legii. Występ do dobre słowo, bo w tym meczu większość czasu robili za statystów. Wynik 1-2 z tego typu ciotami mówi wszystko…nie można być optymistą przed startem wiosny. Cadiz grał dwoma składami i na żaden z nich nie wymyśliła patentu drużyna Wojskowych (przypominam – oni grają w 3 lidze…). Mecz odbył się na boisku bez trybun ze śladową ilością obserwatorów. Szkoda gadać… CADIZ: I połowa: Pascual –Cifuentes, Jurado, Diaz, Lopez – Juanse, Moke, Josemi, Caballero, Ortiz –Pachon. II połowa: Pascual - Paris, Gabi, Jurado, Reyes Silva (79' Alex), Diaz (71' Fran), Cortes (59' Polo), Bueno - Velasco, Garcia. LEGIA: Antolović (46' Szumski) –Kneżević (46' Kelhar), Jędrzejczyk, Komorowski, Wawrzyniak (46' Efir) –Szałachowski, Łukasik, Cabral, Żyro, Wolski (66' Kucharczyk) –Mezenga. BRAMKI: Wolski (28’), Pachon (34’), Jędrzejczyk (44’ samobójcza). Ł.

OKIENKO TRANSFEROWE – ZIMA 2010/2011 ODESZLI: - Maciek Iwański. Pomocnik Legii odszedł w styczniu do tureckiej drużyny Manisaspor. - Po testach na Ukrainie – bramkarz Legii Machnowskij został wypożyczony do Obołoni Kijów. PRZYSZLI: - Janusz Gol. Przyszedł z GKS Bełchatów, ale na Łazienkowskiej miał grać dopiero od…lipca. Jak okazało się (na szczęście) 24 lutego (dzień przed inauguracją wiosny!) Gol już od wiosny będzie piłkarzem Legii Warszawa! Znany ligowiec, reprezentant Polski – liczę na niego. Zadebiutował na PP w Chorzowie. -Pierwsze wzmocnienie (chociaż to się okaże…) przyszło do nas na początku lutego. Jest nim urodzony w 1984 roku Dejan Kelhar. Słoweniec przyszedł do nas z Cercle Brugge, a jego pozycja to obrona. Umowa na 2,5 roku. Zagrał pierwszy raz w Krakowie na inaugurację wiosny… - Michal Hubnik został nowym piłkarzem Legii! Jak informuje oficjalna strona naszego klubu, 27-letni napastnik pozytywnie przeszedł badania medyczne i podpisał 2,5 - letnią umowę z CWKS. Nowy piłkarz w ostatnich latach występował w Sigmie Ołomuniec, dla której zdobył 30 bramek w 142 meczach. Bez szału, ale w ostatniej rundzie strzelił 12 goli w czeskiej ekstraklasie! No, no – trzeba przyznać, że brzmi nieźle…Tylko stary jakiś. No, ale jak zaskoczy i będzie wzmocnieniem od teraz- to na bank lepszy taki niż jakiś Bruno Mezenga. W końcu jakaś pozytywna wieść. Tym bardziej, że w pierwszym swoim sparingu (Legia 3-1 RTS) zdobył dwa gole. Zadebiutował w lidze przeciwko Cracovii – i od razu zdobył gola. - Do CWKS dołączył kolejny gracz – jedyny murzyn wypożyczony w tym okienku transferowym. Nazywa się Felix, podobnie jak (poważnie!) pies mojej ŚP. ciotki…Z tym, że ten Felix jest cały czarny, mojej cioci zaś był ciapaty. No nieważne, tak mi się jakoś przypomniało to wredne psisko :-). Aha – mam nadzieję, że piłkarz Felix nie gryzie swoich... jak owy pies. Jeśli pogryzie graczy Groclinu, Widzewa czy Wisły to ujdzie :-). Wiadomo było, że Ogbuke dołączy w marcu, ale załatwiał długo formalności. Ostatecznie, zadebiutował przeciwko Groclinowi – 6.03.2011 (grał 5 minut). Ł.

Strona

10

„DL” zine nr 1


RELACJE / HISTORIA

TRENING WOKALNY NA STADIONIE LEGII WARSZAWA 13.02.2011 Na treningu wokalnym pojawiło się około 1000 fanatyków Legii. Katowana była głównie piosenka "Szkoła, praca, rodzina....", która pod koniec przy odpaleniu pirotechniki wychodziła naprawdę kozacko. Na sam koniec pobluzgaliśmy trochę na czarnulki, co jak można się było spodziewać wyszło zdecydowanie najgłośniej ze wszystkiego. Z ciekawostek można dodać, że na wejściu... ochroniarze dopierdalali się do papierosów, jeśli ktoś miał zapalone. Później na samym treningu był już z tym luz. Jak wiadomo na nowym obiekcie Legii wprowadzono zakaz palenia. Przed stadionem rozdawano ulotki zachęcające do wzięcia udziału w manifestacji poparcia dla serbskiego Kosowa. Zapraszam na dwie relacje! Ł. W niedzielne (mroźne) popołudnie kibice Legii korzystając z przerwy w rozgrywkach mieli sprawdzić formę wokalną oraz popracować nad jej poprawieniem przed zbliżającą się rundą wiosenną. Co warte podkreślenia - przed wejściem na stadion rozdawane były ulotki zachęcające do jak najliczniejszego stawienia się 20 lutego na demonstracji poparcia dla serbskiego Kosowa (organizowaną w związku z trzecią rocznicą odłączenia tego regionu od Serbii). Przy bramkach wejściowych nieliczni tego dnia ochroniarze…robi problemy osobom palącym papierosy, co może świadczyć o tym, że na poważnie trzeba potraktować komunikat klubu w sprawie palenia tytoniu na meczach Legii. Na samym stadionie jednak problemów już nikt nie robił. Na Żylecie zgromadziło się około 500 osób i po kilku minutach organizacyjnych ogłoszeń, rozpoczęły się – niemrawe z początku – śpiewy. Z minuty na minutę doping był coraz głośniejszy i co ważne - względnie równy. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że uda się to powtórzyć na wszystkich meczach przy Łazienkowskiej w nadchodzącej rundzie wiosennej. Przez większą część czasu ćwiczona była piosenka „Szkoła, praca, rodzina, dziewczyna…”, która potencjał na dobrą przyśpiewkę kibicowską ma ogromny. Trzeba przyznać, że pod koniec równy, głośny śpiew dawał naprawdę kozacki efekt, a atmosferę nakręcało dodatkowo pojawienie się pirotechniki. Obyło się bez reakcji służb porządkowych, choć ochroniarze nerwowo łapali za swoje krótkofalówki po odpaleniu rac. Na sam koniec pozdrowiono jeszcze sąsiadów zza miedzy po czym większość osób udała się do domów, a część pozostała by już teraz pomóc przy przygotowaniu oprawy na święto przy Ł3. P. Po osiągniętym porozumieniu wiele osób stawiało sobie pytanie: jak w rundzie jesiennej będzie wyglądał doping dla Legii? W ciągu trzech lat ciszy, reszta kibicowskiej Polski nie próżnowała. Nowe pieśni, skomplikowane teksty, wymyślne melodie, błyskotliwe odpowiedzi - to wszystko powoduje znaczny wzrost jakości dopingu na polskich stadionach i wydawałoby się zdystansowanie zawsze przecież głośno i wytrwale dopingujących Legionistów. Nic bardziej mylnego! Runda jesienna przy Łazienkowskiej wyglądała co najmniej dobrze. Atmosferę na Legii zachwala wiele osób m.in. przebywający na naszym stadionie goście. Jednak dobrze to tylko 4 w ocenie szkolnej, a skala ma 6 stopni… W myśl hasła "walczyć, trenować - Warszawa musi panować" oraz mając w świadomości nieuchronną wizytę na wiosnę przy Ł3 kibiców takich drużyn jak KSP Groclinu, Wisły czy Widzewa zorganizowany został "Trening Wokalny". "Trenować" przybyło około 1000 głodnych okrzyków kiboli w tym co najmniej 5 Nowodworzan. Wszyscy zebrali się na dolnej trybunie po czym na gniazdo wszedł Staruch i oznajmił kilka komunikatów. Rozpoczęliśmy od „Legia Warszawa" i „my kibice z Łazienkowskiej". Następnie zaczęliśmy nieśmiało trenować przyśpiewkę "szkoła, praca". W jej trakcie ktoś z zarządców stadionu (??) wpadł na pomysł ogłoszenia alarmu :-). Było to nawet zabawne, twórca żartu postarał się i wystosowano nakazanie opuszczenia stadionu zarówno po polsku jak i po angielsku. Jako że nużył nas już ten dźwięk przygłuszyliśmy go głośnym „Legiaaaaa Legiaaa Warszawaaa". Powróciliśmy do "szkoły, pracy" która szła coraz lepiej. Czasem przerywana innymi melodiami (np. „moja jedyna miłość") bądź uwagami Starucha. Jedna z nich wyrażała niezadowolenie, że Polacy nie umieją bawić się jak Włosi czy Grecy… Chwilę później odpalona została petarda. Jedna, druga, trzecia... śpiew „szkoły, pracy" zdecydowanie się ożywił. Dodatkowo pojawiły się pojedyncze race i ognie wrocławskie, co wznieciło „piekielny ogień" :-). Pod koniec obok Starucha pojawił się kibic, który zaintonował solo piękną i długą pieśń o klubie z Konwiktorskiej. Trening trwał około godziny i spełnił swoje zadanie. Pozostaje mieć nadzieję, że efekty tego treningu przyjdą już od pierwszego meczu na wiosnę. H.NDM

HISTORIA OLIMPII ELBLĄG Na początku był chaos... Historia piłkarskiej Olimpii Elbląg sięga roku 1945... Już na wstępie dodam, że historia Olimpii w jej początkowej fazie jest bardzo skomplikowana i składa się na nią cała mozaika elbląskich klubików... Wraz z końcem wojny do Elbląga napływa masa uchodźców z innych polskich miast, w przeważającej większości mieszkańcy zrujnowanej Warszawy. W maju 1945 roku powstaje MKS Syrena Elbląg, która zgłasza się do rozgrywek Gdańskiego Okręgu Związku Piłki Nożnej. Udział w rozgrywkach okazuje się ponad siły nowopowstałego klubiku, który na jesieni tego samego roku wycofuje się z rozgrywek i w lutym 1946 roku zmienia nazwę (ze względu na nowego sponsora) na K.S. Stocznia Elbląg. Już 3 miesiące później, Stocznia zmienia nazwę na K.S. Olympia Elbląg. Pierwsze sezony w B klasie to nieudane próby awansu do wyższej klasy A. Olympia Elbląg W kwietniu 1947 roku powstaje w Elblągu inny klub piłkarski – ZKS Turmas Elbląg, który połączył się z zespołem Zakładów Taboru Kolejowego – Tabory, tworząc w ten sposób Stal Elbląg. Wraz ze stalinowską reformą sportu – zamianą klubów w zrzeszenia oraz wprowadzającą inne nazwy (co dotknęło choćby Legię Warszawa zamienioną na CWKS Warszawa) Olympia zmienia nazwę na Ogniwo. 1949 rok to pierwszy sukces i awans Ogniwa do A klasy. Radość nie trwała niestety długo, ponieważ 2 lata później, Ogniwo zostaje rozwiązane a jego piłkarze tworzą nowy klub – Budowlani. W tym samym - 1951 roku, na sportowej mapie Elbląga pojawia się kolejny klub, którego historia będzie związana z Olimpią, mianowicie Kolejarz Elbląg. Teraz uwaga, będzie ostro...:-). W 1954 Kolejarz zmienia nazwę na Spójnię, w 1955 na Spartę. Wcześniej była mowa o Stali Elbląg, która w 1955 zmienia się na Turbinę. Budowlani w tym samym roku wracają do nazwy (współcześnie już pisanej) Olimpia, ale po roku łączą się ze Spartą, i zmieniają nazwę na TKS Polonia. 23 grudnia 1959 Turbina łączy się z Polonią i zmieniają nazwę na Olimpia Elbląg! Co ciekawe - nazwa ta zostaje wybrana w ogólnym referendum wśród pracowników elbląskich fabryk. Oprócz nazwy Olimpia, można było również głosować na Pogoń oraz (znalazłem źródła podające sprzeczne wersje) Polonia albo Elblążanka. Szersze wody Początkowo Olimpia zaczyna grę w A klasie ale w 1962 roku w wyniku reorganizacji rozgrywek trafia do III ligi, w której pozostaje przez następnych 14 lat. Największy sukces tego okresu to rok 1966 i awans do 1/16 Pucharu Polski, gdzie spotyka się z pełną gwiazd drużyną Legii Warszawa, której ulega 2-0. Pierwsza poważna próba awansu do II ligi nadarzyła się w roku 1974, niestety Olimpia poległa w meczach barażowych. Co nie udało się wtedy, udało się pod wodzą Wojciecha Łazarka w sezonie 1976/77, w którym ma miejsce historyczny awans na zaplecze Ekstraklasy.

Strona

11

„DL” zine nr 1


RELACJE / HISTORIA Rok ten to także największy w historii sukces na arenie Pucharu Polski. Olimpia dochodzi do 1/8, gdzie w dogrywce dopiero ulega I-ligowej Wiśle Kraków. Sezon ten to najwyższa w historii klubu frekwencja na meczach, wahająca się w okolicach 12 tysięcy. Przygoda z II ligą trwa niestety tylko rok i na następne 3 lata Olimpia ponownie spada do III ligi. Złota dekada W 1980 roku ma miejsce kolejna reorganizacja polskiej piłki. W jej wyniku Olimpia zostaje przeniesiona z okręgu gdańskiego na mazowiecki i warmińsko-mazurski, co równa się z tym, że trafia na tereny słabsze piłkarsko niż dotychczas. Dekada ta kojarzyć się może kibicom Olimpii z czasem największej stabilności klubu oraz najwyższym, utrzymywanym poziomem sportowym. Wystarczy powiedzieć, że na łącznie 8 sezonów, które Olimpia grała w II lidze aż 6 przypada na lata 80-te. Klub mając duże wsparcie w miejskich przedsiębiorstwach miał dobre warunki do rozwoju, których jednak do końca nie wykorzystał. Najwyższa lokata końcowa jaką zdołał zająć to 8 miejsce. Jak miało pokazać życie, złota dekada miała się bardzo brutalnie skończyć.... Sezon 1991/1992 to Olimpia grająca w II lidze – po raz ostatni w swojej historii... Upadek Zmiany ustrojowe jakie zachodziły w kraju spowodowały, że powszechne stały się problemy finansowe klubów sportowych. Dotknęło to również Olimpię, którą z powodu zaległości zaczęli opuszczać zawodnicy, czego efektem był spadek do III ligi. Problemy finansowe oraz nieudolność działaczy spowodowały, że klub stanął na granicy bankructwa. Aby tego uniknąć w 1992 roku zmieniono jego nazwę na Polonia. Niewiele to pomogło i w 1997 roku zespół wycofano z rozgrywek III ligi, staczając go na dno czwartoligowe. Powstanie z kolan – powrót Olimpii Początek XXI wieku okazał się pomyślny dla Olimpii. Pod wodzą wychowanka Olimpii, byłego utytułowanego piłkarza Legii Warszawa, Adama Fedoruka zespół w 2002 roku powrócił na boiska III ligowe, i utrzymał się tam przez 2 lata. 15.10.2004 po długich staraniach kibiców, klub wrócił do swojej dawnej nazwy – Olimpii. Na jeden, krótki sezon 2006/2007 Olimpia wraca do III lecz m.in. z powodu konfliktów w drużynie nie udaje jej się tam pozostać w efekcie czego wraca do IV ligi, która w wyniku reformy nazywana jest obecnie III. Runda jesienna 2008/2009 to popis Olimpii, która zajmuje 1 miejsce nie przegrywając żadnego meczu. Kilka miesięcy później, podczas wyjazdu do Morąga, w obecności 600 swoich kibiców, wywalcza awans do „nowej” II ligi. Dodatkowo, do kolekcji dorzuca Wojewódzki Puchar Polski. Kolejne dwa sezony to spokojny II ligowy byt. Olimpia dziś Na półmetku 2010/2011 Olimpia zajmuje 5 miejsce w lidze, tracąc do lidera 3 punkty. Ważne zmiany zaszły w klubie od strony organizacyjnej. Nowy prezes klubu, jak większość członków zarządu, wywodzi się ze środowiska kibicowskiego. Przeprowadzono reorganizację klubu, sprawiając, że wszystkie jego sekcje (mające jednak własne zarządy) podlegają prezesowi. Utworzono drużynę rezerw, wprowadzono system szkolenia młodzieży, uporządkowano kwestie finansowe czy wyremontowano budynek klubowy. Ruszyło się również poważnie w temacie nowego stadionu Olimpii. Obecny stadion, mieszczący się przy ulicy Agrykoli, powstał w latach 50-tych. Dawno minęły czasy kiedy mógł przyjmować 10-12tys kibiców. Dziś jego pojemność ograniczono do zaledwie 3 tysięcy. Jak można ostatnio usłyszeć bliżej jest do koncepcji budowy nowego stadionu, w innym miejscu, zamiast remontu dotychczasowego. Żyła

LEGIA WARSZAWA 2–2 OLIMPIA ELBLĄG 19.02.11 (Sparing) A miało być tak pięknie. 6 lutego 2009 graliśmy z Olimpią przy nadkomplecie widzów, były oprawy, super doping i atmosfera przyjaźni. Wtedy był konflikt z ITI i się udało…teraz konfliktu nie ma i wydawało się, że tym bardziej powinno się udać. Nic z tych rzeczy…to jest ITI i to jest milicjant Błędowski. Mecz z Olimpią Elbląg ustalono na godzinę 12:00 na stadionie przy ul. Obrońców Tobruku 11 na Bemowie. Niby tak jak przed dwoma laty, ale…Teraz w przedmeczowy wtorek wyszła informacja, że Błędowski robi problemy z kartami kibica dla fanów Olimpii (na Bemowo?), a także z organizacją tzw. imprezy masowej. Nawet tego im się nie chce ogarnąć by fanatycy mogli na spokojnie obejrzeć mecz. Weekendową karuzelę wydarzeń (to, hokej, Widzew – ostatecznie bez publiki…, drugiego dnia Serbia i trening wokalny) rozpoczęliśmy więc o 12:00 na warszawskim Bemowie. W pierwszym tego dnia sparingowym meczu piłkarzy podejmowaliśmy przyjaciół z Olimpii Elbląg. Na te spotkanie obowiązywało chore ograniczenie widzów do 950 wydane przez milicjanta Błędowskiego…Do tego ZKS narzekał, iż Legia wystawia tylko rezerwowy skład oraz zarządza mecz na tak wczesną godzinę. Atmosfera daleka od sparingu z 2009 roku kiedy to fanatycy obu klubów żyli tym. No, ale trzeba było iść i cieszyć się tym co jest – wszak tęsknota za sezonem sięgnęła zenitu. Wyszło jednak mocno tak sobie… Na pół godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego na Bemowie było może kilkadziesiąt osób…Część czytała sobie rozdawane ulotki dotyczące manifestacji dla Serbów, a część pomału wchodziła na obiekt. Kilku ochroniarzy na krzyż sprawdzało karty kibica i przeszukiwało fanatyków…Zła propaganda, zapowiedzi szarego meczu spowodowały, że nie zapełniliśmy tych 950 miejsc, które dla nas były. Młyn na trybunie wynosił może 300 osób, a na wale po drugiej stronie murawy przewinęło się ok. 100 Legionistów. Jakby nie patrzeć jest to wynik słaby. Gdyby pod tą bramą z tymi kilkoma psami i ochroniarzami zebrało się np. tysiąc wiary z Żylety to podejrzewam, że chuja by nam zrobili i ograniczenia Błędowski mógłby sobie wsadzić w dupę. Zresztą o tym samym mówił gniazdowy na niedzielnym treningu wokalnym. Gdyby… Olimpia wywiesiła 3 flagi, a my żadnej. Na płocie stanął S. i wraz z Olimpijczykami prowadzony był doping dla obu zespołów, pobluzgano też nieco na inne kluby. Dookoła wiało amatorszczyzną. Śmialiśmy się, że sędziego wzięli prosto z…wuefu w jakiejś szkole. Koleś w szeleszczących dresach, miał gwizdek to wsadzili go w auto i zawieźli na Obrońców Tobruku. A tak poważniej – owego sędziego można w sumie zrozumieć, bo w ten weekend pogoda dała nam bardzo popalić…Mróz, opady śniegu, czasami ciężki do wytrzymania podmuch wiatru. Dlatego w gronie piszącego radzono sobie różnie…Popularnością cieszył się tzw. „hard bass”, który nie pozwalał zamarznąć przez wymagający weekend. Instrukcja tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=gLw2d9L5ZhU . Musicie przyznać, że na wschodzie wiedzą jak się nie nudzić…Przejdźmy jednak do sparingu. Po murawie biegali sobie piłkarze obu drużyn, Wojskowi mobilizowani byli słowami „Gramy na remis, hej Legio gramy na remis”. I faktycznie zagrali…2-2, a o poziomie nic Wam nie napiszę gdyż owego wyniku dowiedziałem się dopiero podczas powrotu. Po skrócie widać, że bardzo ładne trafienie zanotował Szałachowski…Było to jednak średnio istotne.

Strona

12

„DL” zine nr 1


RELACJE Kibice skupili się na zabawie. Odpalono trochę pirotechniki (świece, race), a także przeprowadzono kilka…ataków śniegowych na ochroniarzy. Po odliczaniu od 10 do 1 z młynka poleciały w stronę nadgorliwców kulki śnieżne. Po drugiej stronie murawy, od strony wału śmiano się trochę z dziadka- ochroniarza, który ze wzrokiem szeryfa czujnie obserwował co kto wyciąga z kieszeni i czy nie wykonuje żadnych gwałtownych ruchów…No cóż, jak nie ma szału to trzeba się chociaż pośmiać… Po końcowym gwizdku piłkarze podeszli pod młynek podziękować za doping. Mieli problem do kogo podejść bowiem nawoływania usłyszeli z…trzech różnych części stadionu :-). Po tym fakcie można było udać się…to do domów, to na imprezy, a część na odbywający się o 15:30 hokej. Z tego ostatniego rozwiązania skorzystał piszący relację. Pozdrowienia dla wszystkich zaprzyjaźnionych z CWKS kibiców. Olimpia! (zdjęcia autorstwa „DL”) Ł. LEGIA: Antolović (41’ Szumski) - Jędrzejczyk, Knežević, Komorowski (57’ Michalak), Żyro Szałachowski (57’ Kopczyński), Łukasik, Wolski, Broniszewski - Mezenga (57’ Tietz), Efir. OLIMPIA: Sobański (63’ Pająk) - Loda, Dremluk, Chrzanowski (66’ Staszczaniuk), Czegladze (41’ Żuraw) - Bułka, Szepietowskij, Matwijów (73’ Liszko), Hałgas (41’ Pietroń) - Jackiewicz, Lubenow. BRAMKI: Efir (20’), Jackiewicz (46’), Szałachowski (52’), Matwijów (57’). ŻÓŁTE KARTKI: Wolski, Michalak, Knežević - Staszczaniuk, Szepietowskij. WIDZÓW: 400 (w tym fani Olimpii Elbląg oraz osoby z Sosnowca).

LEGIA WARSZAWA 3–1 WIDZEW ŁÓDŹ 19.02.11 (Sparing) A mogło być tak pięknie. Mogli zorganizować na przykład coś na wzór dnia otwartego przy Ł3, a piłkarze zagrali by przy kilku tysiącach widzów dwa sparingi po sobie! ITI nie ma ani trochę chęci, wyobraźni i dobrej woli dla kibiców. Bo im się nie opłaca wynająć pieprzonej ochrony i paru bab od cateringu. 19sty luty to kolejny przykład na brak profesjonalizmu u tych ludzi…Przykład, że są oni okupantem i tak długo jak tu będą – nie będzie do końca pozytywnego klimatu i dobrego stosunku fanów do właściciela. ITI go home! Bezbarwny mecz z Widzewem Łódź zakończył legijną sobotę… Mógł być w miarę pozytywnym akcentem, ale ludzie w klubie nie mają –co wiadomo nie od dziśwyobraźni. Tak więc w arktycznych warunkach, na Bemowie, a nie jak miało pierwotnie być – przy Łazienkowskiej, Wojskowi pokonali 3-1 rywala z Łodzi. Oglądało to zaledwie kilkadziesiąt osób, którym chciało się stać za płotem w śniegu…Znowu by obejrzeć sparing CWKS najwięksi maniacy legijnej piłki muszą swoje odcierpieć ponieważ ITI ma ich w dupie…W tym samym czasie fanatycy Legii bawili się na hokeju gdzie pokazali dwie oprawy i głośno dopingowali. Piłka nożna dla kibiców! Bilety na Legia- Widzew sprzedawane były od przedmeczowego czwartku godziny 10:00 w systemie internetowym. No właśnie bilety…Na sparing. Kosztowały 10 zł, zalogowałem się o 16:00 by kupić i już nie było…Pomyślałem wtedy - świetnie. Jest zapotrzebowanie, nie ma miejsc na stadionie…Ponad 20 tysięcy zostaje wolne gdyż ITI nie chciało się wynająć więcej ochrony dla własnych fanów. Pomijając fakt absurdu jakim jest bilet na spotkanie towarzyskie. Za co? Za to, że się kompletnie nie postarali i olali fanatyków? Ograniczenia na Elblągu, ostatecznie… bez widzów na Widzewie…Przecież oni po całości spieprzyli tą ciekawą sobotę. Gdyby reklamowali te mecze jak należy i stworzyli wokoło nich pozytywną atmosferę – na bank liczby byłyby czterocyfrowe… Przejdźmy jednak dalej do „Widzew Story”. Najpierw podali, że sprzedaż biletów została wstrzymana „ze względów bezpieczeństwa” i zagadka pustego systemu sprzedaży on-line się wyjaśniła… Dzień przed meczem oznajmili, iż na trybuny nie wejdzie…nikt. Oto cały komunikat: „Sobotnie sparingowe spotkanie z Widzewem Łódź, z uwagi na decyzję Policji oraz Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu m.st. Warszawy, kwalifikujące mecz jako spotkanie podwyższonego ryzyka, zostanie rozegrane bez udziału publiczności. Kibice, którzy dokonali zakupu biletów na ten mecz, otrzymają zwrot poniesionych kosztów. W przypadku wejściówek nabytych przez Internet pieniądze zostaną przelane na konto, z którego dokonano płatności. Kibice, którzy kupili bilety w kasach, będą mogli odebrać zwrot gotówki również w kasach stadionu w piątek do godz. 19:00, w sobotę w godz. 10:00–17:00 lub w przyszłym tygodniu w godz. 10:00–19:00.” Czy ja śnię czy wielki koncern nie potrafił zorganizować sparingu? Na to bracia nie ma żadnego wytłumaczenia! Amatorka. Mecz miał odbyć się na Łazienkowskiej 3, ale ostatecznie przeniesiono go na Bemowo, a grobowa cisza przy Ł3 zdziwiła fanatyków wychodzących z odbywającego się po przeciwnej stronie hokeja… Na Bemowie nie wpuszczano kibiców, ale kilkadziesiąt osób obserwowało dobrą jak na warunki atmosferyczne grę ze słynnego wału po jednej ze stron boiska. Legia wygrała 3-1, a aż dwa gole (w tym jeden bardzo ładny) zdobył nowy napastnik Legii – Hubnik. Wszystko i tak zweryfikuje liga, ale ten występ bądź 12 goli w czeskiej ekstraklasie zdobytych jesienią przez tego gracza, dają jakieś nadzieje…I tak skończyła się legijna sobota, która mogła wyglądać dużo lepiej. Oczywiście do późnych godzin trwała integracja, bardziej lub mniej dostępna dla wszystkich zainteresowanych… Ł. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Kelhar, Astiz, Wawrzyniak (66’ Komorowski) - Manu, Borysiuk, Cabral, Radović (66’ Szałachowski), Kucharczyk (72’ Mezenga) – Hubnik. WIDZEW: Kaniecki (41’ Mielcarz) - Radhia, Madera, Bieniuk (41’ Ukah), Paraíba - Budka (53’ Grzelczak), Pinheiro (41’ Broź), Panka (72’ Mroziński), Riski (41’ Dzalamidze), Grischok (41’ Grzelak) - Sernas (62’ Durić). BRAMKI: Hubnik (6’, 28’), Cabral (35’), Panka (46’). ŻÓŁTE KARTKI: Rzeźniczak – Dzalamidze. WIDZÓW: zamknięty stadion! Kilkadziesiąt osób za płotem.

TRENING WOKALNY NA STADIONIE LEGII WARSZAWA 20.02.2011 Tuż po manifestacji Kosowo jest serbskie, na godzinę 18:00 zorganizowany został drugi tej zimy trening wokalny fanatyków z Łazienkowskiej. Fajnie się składało, bo ludzie zebrani na demonstrację mogli spokojnie sobie zdążyć na stadion Legii, nieco podkręceni klimatem głośnego wyrażenia poparcia dla braci Słowian. Na szlifowanie formy niepotrzebna była nawet karta kibica, Nieznani Sprawcy apelowali o jak najliczniejsze przybycie. I Legioniści nie zawiedli – było około 1000 osób. Mimo arktycznych warunków, wielkiego mrozu – było konkretniej niż za pierwszym razem. Zapraszam na kilka zdań o tym wydarzeniu. Na początku S. podziękował za liczne przybycie na manifestację poparcia dla serbskiego Kosowa. Były też sprawy związane z podejściem do kibicowania – by było takie jakim powinno być. Cenne uwagi i odpowiednia propaganda w stronę młodzieży. Opis tego czym ruch kibicowski jest w rzeczywistości – mam nadzieję, że jak najwięcej osób zrozumiało przekaz i nie będzie ruch ultras na Legii szedł w kierunku zachodnioniemieckim. Wszystko zmierza raczej w dobrym kierunku…Wielu ludzi nad tym pracuje. Po długim wstępie oraz ogłoszeniach związanych ze sprzedażą gadżetów – przeszliśmy do trwającego 1,5 godziny treningu wokalnego! Było konkretnie… Na początku katowana była nowa piosenka „Szkoła, praca…”, która wychodzi nam już bardzo dobrze. Szybko weszła ludziom w krew i na bank stanie się hitem rundy wiosennej. Poprawialiśmy jeszcze nieco rytm, a podczas tej pieśni odpalone zostały race i rzucane były petardy hukowe. Ogólny entuzjazm wzbudził utwór poświęcony KSP, a mianowicie „Wyrósł chwast w Warszawie”. Trzeba przyznać, że jest niezły, a leci on tak: „Wyrósł chwast w Warszawie - który w czarnych barwach gra, każdy kibic wie, że przecież to ta kurwa Polonia. Hej Polonio stara kurwo, postąpiłaś bardzo źle, że do Legii przyszurałaś, za to zajebiemy Cię. Lalalalala”. Kolejną nowością jest zajebisty „wstęp” do znanego okrzyku „Legiaaa, Legiaaa Warszawa”, który ma go poprzedzać. Śpiewamy: „Hej Legio, do boju naprzód marsz, hej Legio zwycięstwo czeka nas, hej Legio, Tyś najlepsza jest, hej Legio my kochamy Cię". W międzyczasie następuje klaskanie i rozkładanie rąk niczym przy „Legia gol aleee aleee”…

Strona

13

„DL” zine nr 1


RELACJE Przez trening przewinęła się również: „Najwspanialszy klub na świecie, co kibiców mnóstwo ma, każdy kibic wie, że przecież, to jest Legia Warszawa. Strzelić bramkę, by mecz wygrać, aby punkty zdobyć trzy, aby mistrzem Polski była - nasza Legia z Warszawy" (śpiewana na melodię „Sailing" Roda Stewarda). Prócz tego kilka innych bardziej i mniej znanych pieśni z naszego szerokiego repertuaru. Warto dodać, że zadebiutowała zajebista flaga na kiju…Ze znaną już czaszką i z wiadomego powodu: z innym nieco herbem…S. mobilizował by robić coś dla Legii z własnej inicjatywy, a flaga powiewała przed „młynem”, a potem na gnieździe. Klimat flagi jak i treningu wokalnego – w starym dobrym stylu…Oby tak dalej. Około 19:30 trening się skończył i można było zakończyć ten bogaty w wydarzenia weekend. Teraz przed nami liga i pierwszy wyjazd rundy wiosennej – Cracovia w Krakowie. Ł.

CRACOVIA KRAKÓW 3-3 LEGIA WARSZAWA 25.02.11 (16 kolejka Ekstraklasy) Warszawa Zachodnia, tłum ludzi, podjeżdżający pociąg (szkoda, że specjalny, ale takie czasy)…No stęsknił się za tym człowiek przez tą długą zimę, a czym starszy tym bardziej zajarany. Uwielbiam ten klimat i by go poczuć mogę nawet gorzej jeść, zresztą lubię się śmiać, że skończę z wydziaraną…panoramą Dworca Zachodniego na plecach. Sentyment, masa wspomnień. Piątek 25 lutego. Kraków – pierwszy wyjazd wiosny (ładna mi wiosna w której facjata sztywnieje…). Miał być w grudniu, ale Ekstraklasa S.A. wolała by kibolom było jeszcze zimniej w dupę. Tak więc dwie bluzy i kurtka zimowa, którą spokojnie można nazwać „namiot” była dobrym rozwiązaniem :-). No, ale zacznijmy od początku. Na nowym stadionie Cracovii jeszcze nie byliśmy, a poza tym Kraków to odwieczna kosa (do tego pasiasta strona tego miasta jest zaprzyjaźniona z KSP), a zatem ciśnienie jest zawsze odpowiednie. W yjazd kosztował 80 zł – tylko 15 zeta bilet i 65 przejazd. Ujdzie…Zapraszam na gorącą relację prosto po Krakowie – pisaną na jednym wydechu (z tego też powodu może niepełną itp., oficjalna relacja będzie na zyleta.info – i tak przez cały sezon). Co ciekawe – od godziny 13:00 w dzień wyjazdu klub zaczął sprzedawać przez Internet bilety na pseudo derby. Przypadek? Rozpocząć kolportaż kiedy grupa najbardziej aktywnych i fanatycznych wlecze się 7 godzin na mecz ukochanej drużyny? Nie wiem czy popadam już w manię prześladowczą czy ITI naprawdę liczyło, że jak najmniej z potencjalnych „sprawców kłopotów” znajdzie się w pierwszy weekend marca na Łazienkowskiej 3? Przejdźmy jednak do rzeczy. Na Dworcu Zachodnim pierwsze grupki krążyły już przed 10:00. Kiedy wybiła godzina odjazdu pociągu – 11:00, my przemieszczaliśmy się na peron gdzie czekał już na nas specjal. Wbijamy do niego bez sprawdzania wcześniej odebranych wejściówek i można „instalować się” na siedzeniach. Ruszamy z delikatnym acz symbolicznym opóźnieniem, po drodze powiększając je poprzez zaciąganie hamulca dla spóźnialskich. W pociągu panuje raczej spokojna atmosfera, a większa patologia nie rzuciła się piszącemu w oczy. W pierwszą stronę podróż do Krakowa miała trwać... 6 godzin, a to z powodu remontu torów. I faktycznie – wleczono nas ślimaczym tempem przez jakieś pola, pagórki i lasy, a podróż trwała nie 6, a 7 godzin! Co oczywiste – podczas takiej drogi trzeba zająć sobie czas. O spaniu nie było mowy, a zatem w otoczeniu piszącego zaczęto zapodawać coraz to większe głupoty :-). Bohaterem stał się wokalista wszystkim znanej kapeli disco polo – Akcent. „Zenek z Akcentu – walczy bez sprzętu”, „Zenek z Akcentu – sprawca zamętu” itp., kreatywności nie było końca, a za najbardziej wymyślny rym o „królu disco” można było wygrać coś do picia bądź szamy. Zenek przewijał się już do końca, a uprzedzając fakty – podczas powrotu fan Pogoni „poprawił” puszczeniem klipu owej kapeli… „Królowa nocy” – jak zgodnie stwierdziliśmy, ten tytuł najbardziej pasuje do sprzedawczyni w nocnym monopolowym…No, ale koniec tych pierdoł. Na –słynną- stację Kraków Mydlniki wjeżdżamy o 18:00. Wita nas rzecz jasna oddział psów w ilości XXL, a także podstawione autobusy miejskie do których się pakujemy. Mimo, iż do stadionu Cracovii nie jest wybitnie daleko – psy robiły wszystko by wyprowadzić nas z równowagi. Jechaliśmy slalomem między jakimiś domkami jednorodzinnymi w tempie 20 km na godzinę. Jakby tego było mało – kierowca nagrzał w autobusach jakby pomylił nas z nacją kojarzoną bardziej z sympatykami gospodarzy…I chciał usmażyć. Pod nowym stadionem „Pasów”, który według mnie wygląda z zewnątrz jak Tesco bądź Real – meldujemy się około 19:00 (!). Na styk…mimo tak wczesnego wyjazdu z Warszawy. Wszyscy mają już dość tej podróży…Na szczęście za chwile humory nam się poprawiają. Okazuje się bowiem, że na stadion wchodzi się niesłuchanie sprawnie…I to nawet mimo tego, iż mit okazał się prawdą – Filipiak skanuje tam oczy. Po przyłożeniu biletu do czytnika trzeba spojrzeć w kamerę i dopiero wtedy kołowrotek się przekręci. Otwartych jest chyba 5-6 bramek i dosłownie po chwili instalujemy się na sektorze gości bądź przy miejscowym cateringu. Jeśli chodzi o trzepanie to zależy na jakiego ochroniarza kto trafił – ja wniosłem puszki z rybami i widelec :-), ale już koledze kazali stać na palcach czy nie jest pijany (był całkowicie trzeźwy) itp. Tragedii jednak nie ma…a to wszystko w związku z tym, że miejscowi są tak pewni tego swojego monitoringu. Zresztą podobnie jak na Legii…Na oba „niezawodne” systemy kamer znalazł jednak kibol sposób. Chociaż to już nie to samo i za głupią race można mieć problemy (o czym później), co nie jest moim zdaniem normalne… Jak stadion „Pasów” prezentuje się od wewnątrz? Sektor gości w narożniku, niezła widoczność na boisko, każda trybuna o innej wysokości, ale w miarę sensownie to wszystko się prezentuje. Gdyby wykręcić pieprzony monitoring – byłoby super, ale niestety pieprzone kamery znacznie ograniczają nam zabawę…Dlatego całkowicie wysokiej oceny być nie może – w piątek w Krakowie czuć było nienawiść, ale już nikt nie wyskakiwał przed sektor…Eh. Od kibiców gospodarzy odgradzały nas dwa niewielkie sektory buforowe, a przed naszym młynem stanęli ochroniarze, których cały czas przybywało adekwatnie do stale rosnącej ilości bluzg z obu stron. Młyn Cracovii znajdował się po naszej przeciwnej stronie, a zatem większy kontakt wzrokowy mieliśmy z napinaczami z prostej. Byli bardzo żałośni i śmianie się z nich zajęło dużą część pierwszej połowy. „Hej opalony – czym byłeś dziś przecwelony”? – to tylko jedno z haseł…Cracoviak zaś z groźną miną…nagrywał nasz sektor na telefon…Jako, że pojawiła się też stara piosenka mówiąca, iż „Pasy” bratają się z policją – kto wie komu owy filmik przekaże…W napinaczy i ochronę poleciało trochę petard. U nas z boku płotu pojawiły się flagi Ultras Schools, Deyna, Semper Heroica…Po środku sektora wisiały małe fany CC oraz Szyderców. Przed sektorem gości wisiała „Warriors”, „A melanż trwa”, a także mała flaga Pogoni, która podobnie jak pozostałe zgody była obecna tego dnia w Krakowie (podawania liczb się nie podejmuję, z moją grupką było trzech Portowców – Sosnowca bodajże kilkadziesiąt osób). W rękach ktoś trzymał małą flagę z syrenką w barwach Stolicy. Na płocie pojawił się gniazdowy, który szybko zdarł głos podkręcając nas do dopingu. Dużo było bluzgów na Cracovię i jej zgodę z Konwiktorskiej, podkreślaliśmy też co powinno się zrobić z narodem utożsamianym z kibicami „Pasów”. Na nas bluzgał cały stadion – razem i z osobna. Atmosfera czasami napięta, ale do tej z Widzewa dużo jeszcze brakowało…No, ale było całkiem przyjemnie i czuć było klimat normalnego (czyli niepoprawnego) meczu piłkarskiego. W pewnym momencie zaczęto nawet trząść płotem dzielącym nas od głównej, ale nic z tego nie wyszło i we własnym gronie uspokojono się. Cracovia wywiesiła trochę swoich flag, ale bez szału. Dużą część meczu wisiał transparent do oprawy – „Mają flagi, mają szale, wszystko ku Cracovii chwale"…W drugiej połowie zauważamy flagę oczerniającą naszą legendę Kazimierza Deynę. Wisiała na głównej trybunie KSC, w miejscu z którego po meczu dochodziły do nas jakieś żałosne ciche bluzgi. „Deyna Kazimierz – nie rusz Kazika bo zginiesz” – rozbrzmiewało nad stadionem Cracovii…Oni takich idoli nie mają, musi im wystarczyć śpiewanie o Cabaju… co zresztą przed spotkaniem uskuteczniali. „Cabaj ty głupku – Cabaj zatańcz przy słupku”, podsumowaliśmy…Bo jaki klub – tacy idole :-). Co do „idoli” – w Krakowie gra były piłkarz Legii, niezbyt przez nas lubiany. Dlatego gdy wykonywał rzut rożny obok naszego sektora usłyszał: „Hej Giza chuj ci na imię”… Cracovia pokazała przeciętną oprawę złożoną ze sreberek na dwóch prostych i pasiastych flagach na kijach w młynie. Pirotechniki nie odpalali – pewnie boją się monitoringu na nowym stadionie, nie to co my przy Łazienkowskiej…No cóż – nie każdy ma jaja :-). Naszą oprawą była zaś wyłącznie ukochana pirotechnika – odpalana w większych i mniejszych ilościach na spontanie. Efekt jak zawsze rewelacyjny. Niestety było to powodem pomeczowych komplikacji, o czym później. Widzów mało – 10.000. Jeśli na Legii nie ma kompletu to będą go mieli tylko na derbach – nie jest to jednak naszym problemem…Nas było 750 – tylu ile biletów. Nasz doping nie był w pierwszej połowie najlepszy, ale mi się podobał z powodu różnorodności okrzyków oraz dużej liczby bluzgów. Co ciekawe – naśladowaliśmy też pewne zwierzęta gdy przy piłce był gracz Cracovii - Ntibazonkiza. U nas też grali ciemni, w tym Chinyama, który pofarbował się…na rudo. No cóż… Bohaterami byli jednak biali – dwóch Polaków i nowy napastnik – Hubnik! Ogólnie po niemrawym początku z perspektywy sektora gości w pewnym momencie miałem wrażenie, że oglądam jakąś gorszą odmianę Premier League :-). Akcja za akcją, ambicja, wślizgi, trzy razy dogonienie wyniku, karny, gole z pierwszej piły – brawo! Mimo, iż z wyniku nie jestem zadowolony to nie miałem wątpliwości, że po ostatnim gwizdku, kiedy do nas podeszli – należały im się brawa. Dobry mecz, dobre emocje, dobra walka – nawet na chwilę człowiek zapomniał, że Cracovia miała przed tym meczem tylko 8 punktów…Z drugiej jednak strony: co oni teraz mają do stracenia? No właśnie – nic. Trzy głośne wybuchy radości – wspierane wybuchami pirotechnicznymi – podkręcały fajny klimat tego meczyku. Pod koniec wpadliśmy w trans z piosenką „Legia gol aleeee aleeee”, którą śpiewaliśmy dobre kilkanaście minut – do końca spotkania. Trans był taki, że kilkanaście osób zapomniało, iż temperatura to pewnie z -10 stopni i rozebrało się do pasa. Niestety nie wyczarowaliśmy czwartego trafienia i skończyło się na słabym dla nas i „Pasów” podziale punktów… Ale dobrze było…Czegoś na tym wyjeździe brakowało lecz trzeba inauguracje podsumować pozytywnie. Przy bluzgach napinaczy, podeszli do nas zawodnicy, najpierw poklaskali z murawy, a potem przeskoczyli reklamy i przybili graby. Rozpoczęliśmy wiosnę w dobrej atmosferze, uważam że obie strony się do tego przyczyniły! Warto dodać, że karetką został odwieziony do szpitala Vrdoljak (uderzył głową w twardą, zmrożoną murawę – 54’ minuta), który w momencie gdy stracił przytomność dostał nasze wokalne wsparcie. Jak podały krótko potem media – nic poważnego mu się nie stało.

Strona

14

„DL” zine nr 1


RELACJE / FELIETON No, ale mecz to 90 minut dla pracowników klubu, dla nas to znacznie więcej…Z ostatnim gwizdkiem spotkanie się więc nie skończyło. Mieliśmy z Krakowa wyruszyć o 23:00, a wyruszyliśmy ponad godzinę później…Trzymano nas trochę na sektorze gości, a kiedy otworzono nam bramy okazało się, że psy pozostawiły tylko małą furtkę i ustawili się tak byśmy wychodzili pojedynczo do podstawionych autobusów. Było jasne, że interesują ich Ci, którzy odpalali pirotechnikę...Widząc to zrobiliśmy w tył zwrot i wróciliśmy na sektor. Przy wyjściu ustawiła się polewaczka, a przed sektorem gości (gdzie się ponownie znaleźliśmy) wzmożona ochrona zaczęła formować szyki z tarczami…Coś wisiało w powietrzu, a byliśmy otoczeni dość sporymi uzbrojonymi oddziałami psów i ochrony. Do tego kamera na kamerze. Trwały negocjacje i zaczęliśmy wychodzić. Ostatecznie do niczego nie doszło lecz (według legionisci.com) zawinęli niestety jedną osobę... Wbiliśmy się do autobusów i szybciej niż w stronę stadionu udaliśmy się z powrotem na dworzec. Szybka instalacja w specjalu i można wyruszać po godzinie 0:00…Jako, że tradycyjnie rwany jest hamulec – meldujemy się na Dworcu Zachodnim o 3:20 (wracaliśmy już normalną, szybszą trasą…). I tak kończy się ten zimny acz raczej sympatyczny wyjazd. Runda wiosenna oficjalnie otwarta! Ł. CRACOVIA: Kaczmarek - Jarabica, Nawotczyński, Trivunović, Kosanović - Ntibazonkiza, Klich, Giza (81' Krzywicki), Radomski, Suworow (71' Visnakovs) - Dudzic (90+6' Szeliga). LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Kelhar, Astiz, Wawrzyniak - Manu, Vrdoljak (56' Cabral), Radović, Borysiuk, Kucharczyk (73' Chinyama) - Hubnik (88' Mezenga). BRAMKI: Jarabica (35’), Kucharczyk (45’), Suworow (49’), Hubnik (61’), Ntibazonkiza (65’), Wawrzyniak (78’). ŻÓŁTE KARTKI: Ntibazonkiza (Cracovia) oraz Rzeźniczak, Vrdoljak, Borysiuk, Kelhar i Astiz (Legia). WIDZÓW: 10.000 (w tym 750 gości wraz ze zgodowiczami).

TRENING WOKALNY NA STADIONIE LEGII WARSZAWA 27.02.2011 W niedzielę 27 lutego po raz ostatni trenowano wokalnie przy Łazienkowskiej 3. I znowu można było kupić gadżety, a także pomóc Nieznanym Sprawcom przy oprawie na najbliższe mecze. Znowu zebrał się spory tłumek kibiców, znowu odpalana była pirotechnika w postaci petard oraz rac…Na gnieździe stanął oczywiście S., który zarzucał stare i przede wszystkim nowe (bądź „odkurzone”) pieśni… Nie obyło się bez „solówek” w wykonaniu naszego wodzireja i treningu melodii poszczególnych piosenek…Teraz pozostaje czekać na efekt i zobaczyć jak dostosuje się do dopingu ta część Żylety, która na treningach pozostawała pusta, a zapełni się podczas meczów ligowych. Legia! Ł.

WIOSENNY SEZON WALKI Z MODERNIZMEM ROZPOCZĘTY! Jesteśmy po pierwszym wyjeździe rundy wiosennej. Jak było? Całkiem sympatycznie…Liczba dobra, pirotechnika, ciekawy mecz…A jednak czegoś moim zdaniem brakło…Czego? Pewnie zacząć by trzeba było od wykręcenia wszechobecnych kamer, które aż kuły w oczy…Jeszcze bardziej dosłownie w oczy uwierało czerwone światełko kamery, do której trzeba było się uśmiechnąć zanim poruszy się krakowski kołowrotek. To słynne skanowanie źrenic od pana Filipiaka. Taki znak czasów…i smutna cena za „fajną widoczność na piłkę” oraz gonienie „europejskich standardów”. W tym wszystkim musimy odnaleźć się my – ze swoimi tradycyjnymi wartościami i fanatyzmem. Jeszcze 10 lat temu niemal każdy marzył o nowych stadionach…Zamienił stryjek siekierkę na kijek? Czy przywołanie tego przysłowia jest w kontekście inauguracji dosłowne? To już wiedzą fani Cracovii co mieli za kurtkami :-). W każdym razie dawniej marzyliśmy o wyjeździe na taki stadion jak Cracovii, a teraz z niecierpliwością czekam na kolejny wypad do Widzewa bądź na inny stary obiekt z odpowiednio wysokim ciśnieniem na trybunach. Przynajmniej może „zaiskrzyć”. Na takim obiekcie jak KSC robić pewnych rzeczy się po prostu nie opłaca i musimy to przyznać ze smutkiem w oczach… Jeden z fanatyków przekonał się także (3 lata zakazu stadionowego oraz zawiasy), że by działać cokolwiek na multipleksach należy dobrze się zamaskować. Kamery - jakie by nie były - można przechytrzyć, ale należy traktować je poważnie i nawet do odpalenia jednej pieprzonej petardy odpowiednio się przygotować. Takie czasy…Zresztą na starych stadionach też poukrywali kamery po krzakach, a my – bywalcy Żylety – pamiętajmy, że kręcono nas już dawniej, z dachu Krytej. Było dobrze to i teraz, na stadionach wyglądających jak Tesco – musi być. Tyle, że na starych stadionach było więcej „zakamarków”. Na nowym obiekcie Legii, Cracovii, pewnie także Arki (a raczej Bałtyku) itd. tylko w kiblach brakuje monitoringu, a kto wie co nam przyszłość przyniesie…Wszak na całym „nowym lepszym świecie” dla walki z „terroryzmem” można robić wszystko…A ultras to już prawie terroryści no nie, dziennikarzu wybiórczej? XXI wiek wymaga ulepszeń w kibicowaniu…Tak jak ulepszyły się stadiony i tzw. służby porządkowe – tak i my musimy wyciągać wnioski. I to wnioski nie tego typu, że porzucimy wszystko i zostaniemy drugą Anglią tylko trzeba kombinować: jak to zrobić by był ultra klimat, ale by w komplecie wrócić do domu…Oto prawdziwa sztuka i nasze wyzwanie przed Euro 2012. Trzeba być cwańszym od nich, a nie dać się ugrzecznić, nie zostać –firmą PRowską- jak niektóre Stowarzyszenia w Polsce…tylko pozostać starymi dobrymi kibolami w nowym wydaniu. Starymi dobrymi kibolami z zasadami. Fundament pozostaje taki sam. Jeśli mamy jaja – nasz ruch musi wyjść zwycięsko z tej batalii. Ostatnie czasy na Legii pokazują, że nie spoczniemy na laurach tylko podejmiemy rękawice. Mimo fatalnej do niedawna sytuacji wracamy i to w prawdziwym znaczeniu słowa ultras. O szczegółach pisałem w podsumowaniu rundy jesiennej w wykonaniu kibiców Legii oraz w felietonie „Pamiętajmy czym jest ultra”. Możemy wygrać z modernizmem! Dowód daliśmy na Cracovii, bo przecież złapali tylko (tak wiem, z drugiej strony: aż) jedną osobę na wiele bawiących się pirotechniką! Kilkanaście (rac) do jednego (złapany) dla nas! Nie tylko my podejmujemy rękawicę w walce z modernizmem. Oprawa „Against modern ultras", z latającymi na murawę racami, była zdecydowanie najciekawszą choreografią pierwszej wiosennej kolejki. Wykonał ją Widzew, którego Stowarzyszenie tak bardzo ośmieszyło się niedawnym pucowaniem na temat „kulturalnego dopingu” do znienawidzonych przez nas mediów. Lepiej późno się obudzić niż wcale? Dokładnie…każdy jeszcze ma szansę zejść ze złej drogi jaką jest samougrzecznianie się i dbanie o przesadnie pozytywny PR (po co?). Robimy swoje…Stowarzyszenia pomagają domom dziecka, robią inne akcje charytatywne, udzielają się patriotycznie…kto tego nie widzi to i tak ślepcem pozostanie. Po co wychodzić przed szereg i wprowadzać w dzikiej Polsce model zachodnioniemiecki? Trzeba walczyć z tym trendem…Sezon wiosenny rozpoczęty! Ł.

RUCH CHORZÓW 1-1 LEGIA WARSZAWA 1.03.11 (1/4 Pucharu Polski) We wtorek 1wszego marca o godzinie 18:30 Legia zagrała pierwsze spotkanie 1/4 Pucharu Polski. Naszym przeciwnikiem był Ruch z Chorzowa, któremu ludzie z…Trójmiasta muszą ostatnio przypominać, że Śląsk jest zawsze polski. Fani RAŚ spod znaku eRki pewnie tego nie rozumieją, zresztą nie raz wygwizdali hymn naszego pięknego kraju. Ich wybór…szkoda tylko, że sieją propagandę wśród normalniejszych Ślązaków…Szkoda też, że nie uczy ich nic przykład albańskiego Kosowa, które raczej negują środowiska NR, NS, a także skrajnej prawicy – a ludzi o takich poglądach w HKS ponoć nie brakuje. W każdym razie 1 marca spotkaliśmy się po raz kolejny w tym sezonie na ulicy Cichej. 12 września 2010 na lidze (1-0 dla Ruchu) było 6.000 widzów w tym około 1.100 gości licząc Zagłębie Sosnowiec, które przybyło w ok. 150 szala. Trzeba zaznaczyć, że młyn miejscowych to była może połowa (a nawet nie) sektora gości… To nie był zbyt ciekawy wyjazd. Teraz widzów była ponad połowa tego co na lidze, podobnie z frekwencją w sektorze gości. Wynik nieco lepszy, ale tylko nieco… Pierwsza połowa była beznadziejna…Tym bardziej szkoda, że na murawę wyszła „Biała Legia” :-). ”Mecz walki” – jak to mówią „eksperty”…Ruch konsekwentnie grał pressingiem, Legia nie mogła się rozkręcić…Młyn. Potencjał ofensywny i cienka jak nigdy defensywa z Astizem, który macha ręką zamiast cisnąć do końca – tak to można opisać…Druga odsłona nieco lepsza, Legia przycisnęła, oddawaliśmy strzały, ale precyzji z Krakowa to one nie miały…Ostatecznie wyrównaliśmy z rzutu karnego, było 1-1 co jest wynikiem dla nas korzystnym i jak nie stanie się tragedia to wreszcie wyeliminujemy hanysów z PP. Ale poziom pozostawia wiele do życzenia…Z ocenami się jednak wstrzymam…chociaż pewne jest, że nie tak ma grać nasza ukochana drużyna! Zapraszam na relację z wyjazdu… Ł.

Strona

15

„DL” zine nr 1


RELACJE Jeśli gramy w Pucharze to jak mogliśmy wylosować inaczej, jeśli nie Ruch Chorzów. Ostatnio mamy pecha do tej drużyny. Pecha bo gramy z nimi często, a ominął nas np., ciekawy wyjazd do Bielska. Sosnowiec przywitał Legionistów (tam mieliśmy zbiórkę o 15:00) ciepłym, wiosennym słońcem i zapowiadało się na kolejny nudny wyjazd do Chorzowa. I ciepło i nuda po kilku godzinach się zmieniło, niekoniecznie na przyjemne. Na Patelni szybko musiałem znaleźć jakiś bilet, potem były spotkania ze znajomymi z Zagłębia (pozdrawiam!) i kiedy wszyscy już byli, po 16 mogliśmy się załadować w rejsową osobówkę. Kolega znalazł miejsce idealne, bo nie dość, że siedzące to jeszcze naprzeciwko blondynki z cyckami na jakie gapiło się pół wagonu. Droga mija szybko i spokojnie na rozmowach, potem krótki spacer na stadion, a tam mieliśmy do meczu jeszcze jakieś 1,5h godziny. Według LL! Było nas 500 osób (oczywiście wspierało nas Zagłębie), wchodzenie trwało do rozpoczęcia spotkania, a kilkadziesiąt osób, weszło później. Jako, że nie było mnie na liście to wbijam się na sektor w 15 minucie, a piłkarze postanowili powitać mnie strzeleniem bramki. Szkoda tylko, że zrobił to Ruch. W sumie meczu za bardzo nie widziałem, ale skoro był remis to musieliśmy zagrać słabo, a Niebiescy całkiem nieźle-więc pokazali się lepiej niż ich kibice. Na całym stadionie zajęte są w sumie może ze 4 sektory chorzowskich, wisi 5 ich flag. Doping prowadzili (z początku na łuku, później na prostej) nienajgorszy przy takiej liczebności. My natomiast byliśmy z flagą „Legioniści”, a śpiewy w naszym wykonaniu były najgorsze od…od dawna. S. na płocie starał się mobilizować, ale wtorek zdecydowanie nie był dla nas wokalnie dobrym dniem. Druga połowa była już ciekawsza. Najpierw po wyrównaniu przed sektor lecą petardy, później całkiem dobrze wychodziło nam „gooool, hej Legia gol”. Oprócz Ruchu i Widzewa trochę miejsca poświęciliśmy też KSP. Dalej trwał już tylko festiwal piosenki wszelakiej, a szczególnym powodzeniem cieszyły się szlagiery o „ruchaniu Rucha”. I w takiej zabawnej atmosferze upłynęła nam druga połowa. Piłkarzom udało się nie przegrać z Chorzowem – co po innych meczach na wyjeździe u nich nie było takie pewne, a my po pożegnaniu się z nimi zaczęliśmy opuszczać sektor. I tu sytuacja z Krakowa się powtarza, czyli przy wyjściu kogoś powinęli. Cała grupa stanęła przed i na schodach sektorowych, czekaliśmy co dalej. Po wyśmianiu prośby ochrony, żeby „kibice gości przeszli na pastwisko” w końcu idziemy na to pastwisko-plac przed bramkami na sektor gości („bydło na pastwisko!” :D). Nie mam pojęcia co z tym zawiniętym. Koło 21.00 psy zaczynają nas prowadzić na dworzec i tu skończył się wesoły, ale nie za ciekawy wyjazd. Podobno grupka chciała się odłączyć i przespacerować po chorzowskich podwórkach, zostają zawróceni, a psy wpadają w amok. Zaczynają każdego poganiać i napierdalać tych co są najbliżej. Jedni się stawiają, drudzy chowają a Ci idioci leją wszystkich. Bez różnicy czy w głowę czy po plecach. Obok mnie przestali dopiero kiedy zaczęliśmy im się drzeć, że są tu kurwa dziewczyny i nie mają jak przejść przez barierkę. Chwila spokoju, niby idziemy dalej i od nowa, te kurwy przegoniły nas tak kilkaset metrów. Przed samym wejściem na dworzec po zaśpiewaniu co o nich myślimy urządzili sobie szturm na ludzi będących z tyłu tyle, że teraz dołożyli już w korytarzu gaz. Debile to mało powiedziane, byli tak nakręceni, że ich dowódca mógł sobie co najwyżej pogadać, żeby się uspokoili. Wyżyli się na nas. Do Sosnowca wracaliśmy w nerwowej atmosferze, bo każdy był już nieźle wkurzony. Tam jeszcze kilka słów, żeby zgłaszać pobicie na psach i dawać do odpowiednich osób filmy, jeśli ktoś to kręcił jak biją i kopią spokojnych ludzi. Powoli po 23.00 każdy zaczął się rozchodzić i rozjeżdżać w swoją stronę. I tak dzięki śląskiej psiarni zwykły mecz na Ruchu przestał być przeciętnym wyjazdem i na pewno sporo osób zapamięta go na długo. ACAB! Legia i Zagłębie! K. Podczas meczu Ruch – Legia zaśpiewaliśmy hymn dla Żołnierzy Wyklętych – bowiem 1wszego marca było ich święto. NSZ i inni – to piękna historia walki Polaków z czerwonym okupantem. Ruch hymnu nie śpiewa, bo Żołnierzy Wyklętych poprzez wyrzekanie się Polskości ma w dupie. Zastanawia mnie jak można być Polakiem i podjąć taką decyzję by gwizdać na Mazurka…Ale dla większości to pewnie durny, smutny image…W środku wiedzą, że są narodem polskim, a nie żadnym narodem śląskim…Nie wierzę, że nie... A co drugi pewnie jednego tekstu RAŚ nawet nie przeczytał tudzież go nie rozumie…Chuj jednak z tym. Jak zauważył serwis legioniści.com Ruch podczas dopingu uskuteczniał ten patent: http://www.youtube.com/watch?v=sjejxVitQMc i robił ciuchcię. „Hamas…” – podsumował to sektor gości. A propos wydarzeń boiskowych to warto jeszcze wspomnieć o przepychance jaka miała miejsce w polu karnym Ruchu. Było tragikomicznie. Niczym dziewczyny w przedszkolu – piłkarze targali się za uszy, naciągali policzki i odpychali. Hokeiści CWKS widząc to pialiby ze śmiechu. Rozumiem, że na boisku muszą uważać by nie dostać czerwieni, ale skoro aż tak się wkurwią to czemu nikt nie powie do nikogo „chodź, załatwimy to po meczu jak faceci”? A może tak jest? Wątpię. A teraz kolejne, ciekawe relacje wyjazdowiczów Legii z Chorzowa. Jest co czytać… Ł. Runda wiosenna wystartowała w piątek. Po wyjeździe do Krakowa nie wszystkim jeszcze minęła chrypa, a już jechali we wtorek pierwszego marca na kolejny wyjazd tym razem do dobrze nam znanego Chorzowa. Mecz z Ruchem był pojedynkiem 1/4 Pucharu Polski. Można powiedzieć, znowu ten Ruch i to był znowu ten sam Ruch, nic się nie zmieniło: przed wyjazdem gościna z braćmi z Sosnowca, piłkarsko znów nie wygraliśmy, znów mieliśmy powolne wchodzenie na sektor i znów policji nie podobało się, że „Jesteśmy zawsze tam..!”. Zacznijmy od początku. Jeszcze przed wyjazdem do Krakowa trzeba było się określić w ile osób jedziemy do Chorzowa i zakupić bilety. Jak na wtorek, dzień pracujący udało nam się zebrać niezłą, 10cio osobową grupę. Bilety kosztowały 20 zł. Legia dostała około 500 wejściówek i część przekazała Zagłębiu Sosnowiec. Wyjazd miał odbyć się na własną rękę do Sosnowca i stamtąd rejsówką do Chorzowa miała pojechać już cała grupa. Zbiórka była na patelni o godzinie 15 i trwała godzinę, w tym czasie kibice z Warszawy zjeżdżali się do Sosnowca. Inni kończyli przedmeczową gościnę, a inni jeszcze opanowywali pobliski kebab. Kilka minut po godzinie 16 wszyscy udali się na słoneczny tego dnia peron i czekali aż podjedzie nasz pociąg. Rejsówkę wypełniliśmy po brzegi, było ciasno i gorąco, ale nikomu to nie przeszkadzało w drodze na mecz. Po dojechaniu na stację Chorzów Batory czekał nas krótki spacer na stadion, któremu oczywiście towarzyszyły już śpiewy. Nie zabrakło pozdrowień dla miejscowych. Po dojściu do stadionu zaczęło się wchodzenie na sektory. Jak pisałem wcześniej, nic tutaj się nie zmieniło, tym bardziej na lepsze. Bilet, dowód, sprawdzanie na liście „– jest? – jest, może wchodzić.”, przejście przez kołowrotek, zdjęcie z dowodem robione przez jakiegoś gargamela i macanka tyłem. Wejścia były tylko dwa więc trochę zeszło, zwłaszcza jak ktoś nie był na liście wyjazdowej. Jeszcze przed rozpoczęciem meczu zaliczenie stoiska z kiełbaską i gorącą (słodką w chuj) herbatą. Można było ulokować się na trybunie. Na płocie zawisła jedna flaga wywieszona od zewnątrz, mianowicie „Legioniści”, a dopingiem kierował S. Gdy większość była obecna już na stadionie, wodzirej poprosił nas abyśmy zeszli się w jedną grupę i ruszyliśmy z dopingiem. Zagłuszyć miejscowych nie było żadnego problemu, ponieważ ich początkowy młynek śmieszył, zresztą ich cała liczba na meczu u siebie śmieszyła. Śmieszyła też umiejętność wieszania flag przez kibiców Ruchu. Żebym nie skłamał, około 30 minut walczyli z powieszeniem flagi RUCH na ogrodzeniu za sektorem, tylko po to by po 5-10 minutach ją przewiesić, ponieważ młyn przeniósł się na sąsiedni sektor. Doping zaczęliśmy od „Mistrzem Polski” i po kilku minutach zaczęły się wrzuty. Tych wtorkowego wieczoru było sporo i całkiem nieźle nam wychodziły. Były także przeróbki naszych Legijnych hitów m.in. „Nasza Legia najlepsza w Polsce jest…” na „Nasza Legia najlepiej rucha Rucha..” Oberwało się ich zgodowiczom czyli żydkom z Łodzi. ”Hamas, hamas…” pozdrawialiśmy kibiców Widzewa. Jak to powiedział wiadomo kto: „Nie przyjechaliśmy tu obejrzeć meczu, w którym Legia aplikuje worek bramek drużynie z Chorzowa, przyjechaliśmy tu, żeby im kurwa poubliżać!” :-). W szerokim repertuarze oczywiście kilkukrotnie pozdrawialiśmy naszych braci z Sosnowca. Były także pozdrowienia dla Olimpii Elbląg i Pogoni. Do przerwy nasi zawodnicy przegrywali 0-1, później wyrównał z rzutu karnego ktoś z numerem 17. Większej owacji nie było na sektorze, lecz po chwili na murawę poleciało kilka petard hukowych co wystraszyło ochroniarzy i reporterów. W drugiej połowie więcej i lepiej dopingowaliśmy nasz zespół jednak wygrać spotkania znów się nie udało. Po meczu piłkarze podeszli przybić piątki, a Borysiuk znów oddał swoją koszulkę. Można było czekać na wypuszczenie z sektora. Stojąc bezczynnie zaczęliśmy znów „ruchać Rucha” ponieważ niedaleko sektora trwało jeszcze „studio” pomeczowe. Zaczęliśmy opuszczać sektor i nagle stop, wracamy! Cała grupa ustawiła się na schodach i przed nimi grzecznie oczekujący kiedy psy nas puszczą, były przyśpiewki m.in. na temat spottersów. Chcieli kogoś zawinąć, ale chyba się im nie udało, po kilku minutach przez megafon odezwał się jakiś pies i zaprosił nas na „pastwisko” grożąc, że użyją siły jeżeli sami nie pójdziemy „na pastwisko” :). S. zaczął dialog pytając się gdzie jest owe pastwisko i za chwilę cała grupa śpiewała polską piosenkę „tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco…” :-). Było sporo śmiechu i za moment wszyscy poszliśmy na plac przed kołowrotkami. Skoro byliśmy na „pastwisku” kibice zaczęli udawać zwierzęta, były odgłosy krów, koni, osłów itp. Około godziny 21 wyruszyliśmy w kierunku dworca. W tym czasie kończy się część humorystyczna naszego wyjazdu. Podczas przemarszu, ktoś oznajmia, że na pobliskim podwórku znajduje się bar lub sklep (różne słowa padały) kibiców Niebieskich. Część grupy postanawia zwiedzić lokal, lecz zostają cofnięci. Psy wpadają w szał. Zaczyna się ostre pałowanie i gazowanie wszystkich, którzy się nawinęli. Nie patrzyli, czy kobieta, czy dziecko lat 15, tłukli wszystkich. Do tego również tajniaki próbują zawinąć kilka osób. Cała akcja dzieje się na skrzyżowaniu przed wejściem na dworzec. Po kilku chwilach się uspokaja i idziemy dalej, wchodzimy na dworzec przy okrzykach anty policyjnych. Psom puszczają nerwy i zaczyna się ich drugi atak, ponownie gazują i napierdalają pałami po całym ciele, nie patrzą czy głowa, plecy czy ramiona. Kilka osób dostaje ostro, a jedna kobieta nawet ma rozciętą głowę! Masakra, psy urządzają sobie dosłownie jatkę na ostatnich kibicach z tłumu, którzy wchodzili jeszcze na dworzec. Po kilku minutach wychodzimy na peron gdzie podjeżdża rejsówka, która zawiezie nas do Sosnowca. Nagle ku naszemu zaskoczeniu, w przedziale do którego za chwilę będziemy się wbijać siedzi trzech murzynów. Od razu lecą hasła „White Power” itp. i grupa kibiców „załatwia” owych pasażerów psychicznie (wysiadają na następnej stacji). Atmosfera w pociągu jest napięta. Wszyscy, którzy mieli nagrania na telefonach lub zdjęcia z tego zajścia proszeni są by po dojechaniu na miejsce udali się na patelnie. My oganiamy jednego z naszych, który dostał od psów i udajemy się do busa. Około 22.30 ruszamy w drogę powrotną do Płońska. Podróż spokojna i w domu jesteśmy na godzinę drugą w nocy.

Strona

16

„DL” zine nr 1


RELACJE / RYWALE LEGII Krótko mówiąc, niby nic nowego, a jednak coś. Było sporo śmiechu na trybunach i sporo wkurwienia na psy. Dziękuje kibicom Zagłębia za wsparcie, osobiście mogę powiedzieć: do zobaczenia w Bydgoszczy! Pozdrawiam obecnych wyjazdowiczów! Legia i Zagłębie! A.C.A.B! HUBSON (FANATICOSS’03) Wyjazd na Ruch rozpoczyna się stosunkowo wczesną zbiórką. W Chorzowie i tak przy ich „skrupulatności”, dwóch bramkach oraz tempie pracy ochroniarzy (włoski strajk ochrony?) nie ma możliwości, żeby wszyscy pojawili się na sektorze na czas. Ostatnio legijna, dużo liczniejsza grupa zakończyła wchodzenie na sektor w 60 minucie. Tym razem pojawiamy się w Chorzowie skromniejszym osobowo (około 450 osób w tym spora grupa wspierających nas Zagłębiaków – pozdrawiam!) składem, naprawdę wcześnie, a i tak na nic się to nie zdaje, bo ostatnie osoby zjawiają się na sektorze w 15 minucie meczu. Poprzedził to szybki dojazd pociągiem i dojście z dworca na stadion okrężną drogą (mając do wyboru czy pójdziemy bliższą, czy dalszą trasą - służby mundurowe wybierają... ano wybierają). Po przejściu bramki szybka fotka, bardzo dokładne przeszukanie (na niewiele ono się zdało :-) i można iść na sektor. Jako, że mecz w Pucharze Polski to „na gnieździe” jakiś czas niewidziany S. Jednak nie udaje mu się zmusić wyjazdowiczów do jakiegoś wielkiego wysiłku. Odświeżamy kilka jakiś czas niesłyszanych na wyjazdach piosenek, nie zapominamy o pozdrowieniach dla Ruchu, Widzewa oraz zbliżających się derbach z tworem DyskoPolo. Mecz nie wzbudził jakiegoś szczególnego zainteresowania ze strony Chorzowian. Trybuny raczej puste niż pełne, doping i oflagowanie również nie powaliło na kolana. Pewnie ze względu na dzień rozgrywania meczu (środek tygodnia) oraz wydaję mi się co ważniejsze – niesprzyjającą pogodę. Naiwnie sądziłem, że zimniej niż na Cracovii być nie może. W końcu zawsze kilka dni bliżej kalendarzowego lata, więc pogoda mogłaby sobie trochę odpuścić :-). Jednak niestety nie rozpieszczała obecnych na meczu, mimo z mojej strony solidniejszego przygotowania na ową ewentualność niż w ostatni piątek. Kontynuując krótki opis naszego sektora: wywieszamy jedną flagę – Legioniści. Z szeroko pojętych atrakcji ultras z naszej strony kilka petard hukowych, Ruch nie prezentuje niczego. Z wydarzeń okołopiłkarskich tracimy gola w pierwszej połowie. W drugiej połowie przeważamy, mamy kilka okazji do zdobycia bramki, wyrównać udaje się po rzucie karnym wykorzystanym przez Marcina Komorowskiego. Żadnej z drużyn nie udaję się strzelić zwycięskiej bramki, mecz kończy się wynikiem remisowym, co patrząc na nasze ostatnie wyniki uzyskiwane w Chorzowie jednak fatalnym rezultatem nie jest. Po meczu podobnie jak w Krakowie problemy z wypuszczaniem. Jak w Krakowie wracamy na sektor po czym po dłuższej chwili najpierw udajemy się na „pastwisko” po czym zostajemy wypuszczeni i ruszamy w kierunku dworca. Jako, że w ostatnim czasie Chorzów zdarza się dość często, w zapamiętaniu wyjazdu jako specyficznego „pomagają” służby mundurowe. Około 100 metrów przed dworcem zaczyna się z ich strony agresja, wydawanie dziwnych komend i generalnie jak leci (nie patrząc starszy, młodszy, chłopak, dziewczyna) napierdalanie pałkami. Sam przyjmuję kilka strzałów, hitem jest pies podbiegający do mnie i próbujący mnie trafić centralnie w głowę. Unikam tego jednak, już na dworcu pomagam zamroczonemu, nie mającemu kontaktu ze światem kibicowi (pewnie nie udało mu się zablokować ciosu pałką na głowę). Po tych „atrakcjach” w zasadzie standardowo rozpylony zostaje gaz. CHWDP. Po wbiciu się w zbyt mały pociąg, już bez problemu docieramy do miejsca docelowego. Z Chorzowa Adrian, Legia Warszawa :-) RUCH: Perdijić - Djokić, Grodzicki (46' Szyndrowski), Stawarczyk, Derbich - Grzyb (70' Olszar), Malinowski (74' Jankowski), Kornac, Straka, Janoszka – Piech. LEGIA: Skaba - Kneżević, Astiz, Komorowski, Wawrzyniak - Kucharczyk (79' Wolski), Gol (46' Manu), Borysiuk, Cabral, Radović – Hubnik. BRAMKI: Piech (15’), Komorowski (54’ – rzut karny). ŻÓŁTE KARTKI: Perdijić i Komac (Ruch) oraz Kucharczyk, Radović, Komorowski i Wawrzyniak (Legia). WIDZÓW: 3.500 (w tym 500 gości wraz z Zagłębiem).

KS GROCLIN -2008- WARSZAWA & „ANTYFASZYSTKI” Parę lat nie było w Warszawie pojedynku derbowego – oficjalnie aż do 8 sierpnia 2008 kiedy przy Łazienkowskiej podejmowaliśmy coś co nazywa się formalnie Polonia. Ale według kibiców Legii…cały czas tych prawdziwych derbów nie ma. „Jesteś z Grodziska mówię ci – zawsze nią byłaś skończ już wreszcie śnić, nie jesteś z Warszawy mówię ci - jesteś z Grodziska” – oto przeróbka słynnego „Jesteś szalona” mega formacji Boys śpiewana m.in. 8.08.08 przy Łazienkowskiej 3. Odbyły się wtedy według mediów derby Legia- Polonia, a według nas: spotkanie Legii Warszawa z drużyną Groclinu Warszawa. Padł w nich słaby dla Wojskowych wynik 2-2, ale nie on jest najważniejszy…Dziś, na jakiś czas przed meczem z tym tworem trzeba przypomnieć w jaki sposób powstało -to coś- co przywłaszczyli jako swoje fani KSP…Nie ma żadnych derbów, jest tylko mecz z frajernią o nazwie Groclin. Nie ma więc mowy o przedstawieniu rywala jako KS Polonia Warszawa. Kibicom tych ostatnich wytkniemy jednak lewackie korzenie. Za Groclinem na Łazienkowską przybyli 8 sierpnia’08 fani Polonii. Ta grupka rozśmiesza kibiców Legii po raz pierwszy już przed tamtym meczem, wywieszając transparent „Nie spodziewaliście się nas tak wcześnie”. No w sumie się nie spodziewaliśmy, bo… KSP grało na zapleczu straszną kupę (trzeba o tym pamiętać!) i nie powinno grać w Ekstraklasie! Nie awansowałoby. „Wóz Drzymały” odsyłali wcześniej fanatycy z Wrocławia, potem ze Szczecina, a na Konwiktorskiej przyjęto go z otwartymi rękoma, mimo, iż nowy twór przejął tradycje klubu z Grodziska! Oto „honorowa” Polonia Warszawa, jak zwykle bez ambicji i zasad. Zero protestu, a wręcz chwalenie się łamaniem standardów naszego kibicowskiego światka. Pamiętam jak stawiałem w czasach II ligi (dzisiejszej pierwszej) kupony u buków na porażkę KS Polonia – w pewnym momencie zawsze wchodziło :-). Ale jak widać dzięki kasie można dziś wszystko…remisować (a ostatnio nawet wygrać) z Wielką Legią. Podziękujcie więc czarnulki panu Drzymale i zawodnikom Grodziska, a nie czemuś co wyszło z samej Polonii Warszawa…Gdyby nie fuzja – kto wie, może gralibyście derby z Hutnikiem, który tak na marginesie jest drugą siłą Warszawy. Polonii wypominano 8 sierpnia 2008 Grodziski rodowód, brak ambicji, konfidenctwo i częste ucieczki, oni natomiast postanowili obrócić w żart całą sytuację z Groclinem rycząc, że… jak się wkurwią to Legię też kupią. No cóż, argumentów brak to trzeba odstawiać absurdalny cyrk. Po przerwie KSP wywiesza taki transparent: „Jak się wkurzymy, to was też kupimy" – miało być śmiesznie, a jest żałośnie. Moim zdaniem nie ma się naprawdę czym chwalić, ale „co klub to obyczaj”…

Strona

17

„DL” zine nr 1


RELACJE / RYWALE LEGII Nie mam żadnego ciśnienia publikując to info, nie łykam jednak „szydery” w wykonaniu kibiców KSP…Oni po prostu złamali zasady i cieszyli się z tego, sądząc, iż odwrócą kota ogonem. Nie ma szans…jesteś Groclinem, nie Polonią… Grasz w Ekstraklasie dzięki KASIE i FUZJI, bez awansu sportowego. I to tyle o Groclinie Warszawa, który powstał w 2008 roku. Kłócenie się o historię i fakty z życia KSP mnie nie interesuje, bo Polonia to inny klub niż to z czym gramy. Co innego zaś kibice Polonii, którzy dzisiaj wspierają Groclin Warszawa, który przyjął oficjalnie nazwę oraz barwy ich klubu. Po prostu disco polo. Fani Polonii historię mają żenującą, podobnie jak noszący dziś czarne trykoty gracze Drzymały & Wojciechowskiego. Nie będę wnikał w historie fanatyków KSP w tym przedstawieniu rywala, ponieważ o walkach wewnątrz Warszawy się nie pisze, a poza tym mam na bank niepełne informacje. To zadanie dla kogoś starszego… A zatem to co mnie interesuje…lewactwo na Polonii. Tak haniebnej historii i korzeni nie ma żadna polska ekipa…Bodajże jako pierwsi wpuścili murzyna w swoje szeregi, na bank jako pierwsi mieli na młynie lewaków i anarchistów. Jako jedyni (nie licząc wynalazków typu Wkra Żuromin) wieszali na płocie antyfaszystowskie oraz lewackie flagi…Jako dowód publikuję zdjęcia oraz skan z zina „Czarni Rycerze” (wydawany przez Zawiszę Bydgoszcz, a nie KSP) w którym sami się przedstawiają (pamiętajmy, że to rok 1997). Miłej lektury i zabawy :-). Na skanie przeczytacie, że skinhead’s (w rozumieniu NR i NS) było na KSP bardzo mało, powód jest prosty: owi skinhead’s chodzili na Legię (m.in. White Legion, ale też pozostali, nie zrzeszeni) i bili Polonistów. Chętnie brano więc w sz eregi czarnulek byle kogo (lewactwo) – oby tylko był przeciwko „faszystom z Legii”. Dzisiaj na Polonii są ludzie z obu stron politycznej barykady, ale co to za nacjonalista, który staje ramie w ramie z przeciwnikiem Polskości, tęczowym lewakiem rzucającym w patriotów kamieniem? Chuj z takimi nacjonalistami… Wiem, że życie na forach internetowych to nie jest poważna sprawa, ale jednak temat „Marszu Niepodległości” (11.11.10, Warszawa) został tam zablokowany, a przesłanie brzmiało „nie dzielcie Polonii”. Czy tak robią administratorzy wiedząc, iż ich młyn jest czysty od lewactwa? Wiadomo jak jest…A każdy polski kibol, nawet apolityczny – dobrze wie, że lewactwa i ich tęczowych kolegów należy do stadionów nie dopuszczać. Na Polonii tego nie wiedzą…podobnie jak tego, że nie kupuje się ligi i nie robi wielu innych rzeczy. To nie jest żadna „propaganda Legii” – to są czyste fakty. Ciekawych faktów dotyczących fanów Polonii jest dużo, dużo więcej, ale powiedzmy, że „DL” to nie miejsce na to. Ja wiem jedno – jestem dumny z historii sportowej i kibicowskiej mojej Legii, a Groclinem i Polonią gardzę… Ł.

LEGIA WARSZAWA 1-0 GROCLIN WARSZAWA 6.03.11 (17 kolejka Ekstraklasy) Mimo, iż to pseudo derby – tym spotkaniem żyła cała Warszawa i okolice. W sumie napięcie było ogromne…informacje o tych wszystkich zbiórkach, przekładanie ich godziny, zastanawianie się jak dziewczęta wraz z ciotkami, szwagrami i kuzynkami dotrą w święte miejsce znajdujące się przy Łazienkowskiej 3 itp. Szybko sprzedane bilety, dodatkowe przystanki autobusów, milicyjna mobilizacja na Mazowszu, plotki, ploteczki, działania nieoficjalne…Napięcie także jeśli chodzi o aspekt sportowy. Mobilizacja, wypowiedzi, analizy…Bezsensowne przypominanie statystyk spotkań z Polonią…kiedy gramy z Groclinem pana Drzymały. Nie ma dłuższej historii z tym tworem niż rok 2008, dłuższa opowieść jest ewentualnie o frajerach, którzy zaczęli mu kibicować jako swoim…Mimo to – był to mecz inny niż dotychczasowe. Pierwsza wizyta kibiców KSP na nowym stadionie Legii, największe w historii liczby na jednej imprezie sportowej z udziałem fanów Legii i Polonii. To powodowało adrenalinę, oczekiwanie i całkiem przyjemną atmosferę nienawiści – najbardziej intensywnego z uczuć. Mecz rozpoczynał się o 17:00, a już w okolicach 12:00 fani obu zespołów mieli być blisko swoich miejsc docelowych. Zapraszam na relację. Ł.

Za nami kolejne pseudoderby, tym razem rozpoczynające wiosenną kolejkę na nowym stadionie przy Łazienkowskiej 3. Stadion Legii ponownie gościł komplet widzów (blisko 23 000 ludzi), a swój sektor w sporym stopniu (po raz pierwszy w historii) wypełniły także czarnuchy z Konwiktorskiej, przyodziani w jednakowe czapki i szaliki. Warszawskie realia mają jednak swój specyficzny klimat i nawet w pełni zapełniony przez fanów KSP sektor na Łazienkowskiej tego nie zmieni, tak więc o sąsiadkach w tej relacji zbyt wiele nie będzie, poświęcając ją przede wszystkim wydarzeniom z legijnej trybuny. Okolice stadionu zaczęły być oblegane przez Legionistów już przed godziną 12:00, a to za sprawą zwołanej zbiórki pod wejściem na Żyletę, na którą sprawnie dojechały ustawione wcześniej ekipy z poszczególnych dzielnic, czy podwarszawskich miejscowości. Dało się poczuć klimat starych dobrych czasów, kiedy to bramki pod stadionem były szczelnie wypełnione już na wiele godzin przed meczem, zaś w pobliskim „Źródełku” wspólnym śpiewom i toastom nie było końca. Klimat ten dało się odczuć również chwilę po otworzeniu bramek (godzina 15), gdy jak za dawnych lat cała żyletkowa kibolownia ruszyła biegiem na trybunę, aby zająć dobre miejscówki na samym środku legijnego serca – Żylety. Odnośnie bramek i wpuszczania na stadion nie można pominąć faktu mega wkurwiającej i przyczepiającej się do wszystkiego co możliwe ochrony. Co i raz odprowadzali kogoś do wyjścia, w tym nawet kibiców, przy których znalezione zostały szaliki przemalowanego klubu z Grodziska (!). Mimo tego, Żyleta zapełniła się jednak całkiem szybko. Na wyjście piłkarzy przygotowana została oprawa złożona z małych flag i wywieszonych transparentów o jasnym i klarownym przekazie. Całość zaprezentowała napis: „Jedna jest siła w tym mieście. LEGIA to potęga, a wy kim jesteście?”. Wszystko to urozmaicone pirotechniką m.in. w postaci petard hukowych! Moc! Jak łatwo się domyślić, zgodnie z tradycją efekt końcowy wypadł świetnie i warto również zaznaczyć, że w przygotowaniach do oprawy ultrasów wspomogli również „szarzy” kibice, którzy specjalnie w tym celu zbierali się po treningach wokalnych na Żylecie. Doping podczas meczu stał na wysokim poziomie – szczególnie dobrze wypadły zmiany -nazwijmy to- „trybu klaskania” podczas pieśni, które ostatecznie kończyło się na konkretnym darciu mordy. Do śpiewów włączał się cały stadion, nie stroniąc również wspólnego tańczenia czy wymachiwania szalikami. Sąsiadki usiłowały przebić się kilka razy ze swoim konfiturskim pomrukiwaniem, jednak dosyć szybko byli gaszeni czy to przez legijne pieśni, czy wszystko mówiący okrzyk „tak się kurwy napinacie, a na mieście spierdalacie”.

Strona

18

„DL” zine nr 1


RELACJE Bluzgów podczas meczu było sporo, choć rzecz jasna nie zdominowały one repertuaru. Doping, choć jak już wspomniałem, stał na wysokim poziomie, w kilku momentach na bocznych trybunach Żylety nieco rozwalany był przez stefanów, którzy zdają się bardziej emocjonować wydarzeniami na boisku, niż tworzeniem fenomenalnej atmosfery. Niestety nie brakowało również niedoszłych fotoreporterów czy kamerzystów, co i raz przejeżdżających swoim telefonikiem po trybunie, jak też znalazło się kilku paziów w gadżetach z trumną. Czy naprawdę tak trudno przeczytać i zrozumieć kilka prostych zasad (http://zyleta.info/?p=38)? Z tego, co zauważyłem, walenie w łeb czy nawet zwykłe werbalne zjechanie nie przynosi zbyt wielkich efektów… Po dobrej pierwszej połowie, zakończonej wynikiem 1-0 dzięki uprzejmości zawodnika Polonii, który postanowił władować piłkę do własnej bramki, można było chwilę odsapnąć i zebrać siły na dalsze bezustanne darcie mordy. Ciekawym zjawiskiem podczas przerwy było zachowanie sąsiadek, które w większości opuściły sektor, chociaż na kilka dni przed meczem ogłaszali na wszelakich forach i fejsbukach, iż z pewnością nie będą korzystać z cateringu na Legii. No, ale nie ma tu się do czego przyczepiać – w końcu każdy z nas nie zrealizował nigdy wszystkich noworocznych postanowień ;-). Druga połowa pod względem dopingu również stała na wysokim poziomie. Na kilkanaście minut nastąpiła zmiana gniazdowych, jednak nie przełożyło się to w żaden sposób na głośność pieśni – no, może delikatnie na repertuar. Gdy mecz dobiegał już końca, wśród fanatyków na Żylecie wędrować zaczęły flagi oraz transparenty na dwóch kijach. Po wspólnym odliczaniu od 10 do zera całą trybunę ogarnął flagowy chaos połączony z głośnym dopingiem, a całości dopełniła pirotechnika, z której część wylądowała na murawie – po prostu KIBOL FACTORY! Sygnał był jasny: nie chcecie pirotechniki na trybunach – będziecie ją mieli na boisku. Proste. A odpalona podczas drugiej oprawy pirotechnika bynajmniej nie była niskiego sortu, co potwierdzić może wielu kibiców, nad którymi podczas wybuchu petardy zatrząsł się dach :-). W tym samym czasie swoją (tą samą) oprawę ponownie zaprezentowały czarnuchy, a złożyły się na nią flagi w barwach i polonijne transparenty rozłożone kolejno na górnym i dolnym sektorze – nic specjalnego, aczkolwiek zapewne ich ukochana spotterka na nic więcej by nie pozwoliła. Po meczu piłkarzyny otrzymują zasłużone brawa, po czym podchodzą pod Żyletę i ustawiają się do wspólnego „Ole!” oraz tradycyjnego odśpiewania „Warszawy”. Na tym się jednak nie skończyło, bowiem z trybun poleciała do nich komenda „Śpiewajcie z nami!”. I być może nie byłoby w tym niczego szczególnego gdyby nie fakt, że z Żylety popłynęło gromkie „Polonia Kaa….!” połączone z wesołym podskakiwaniem. A grajkowie? Bawili się z nami w najlepsze :-). Oj, coś czuję, że będzie z tego afera :-). Nie ukrywam, że po tym przyjemnym dla oka zdarzeniu pierwszy raz od bardzo dawna zdarzyło mi się ciepło pomyśleć o tej pociesznej zgrai. I obyśmy wszyscy mieli takich sytuacji jak najwięcej, oczywiście nie tylko ze względu na chwilową zabawę z piłkarzami. J. Dużo jest zastrzeżeń do kibiców Legii po meczu z Groclinem Warszawa. Smutne to…Kiedyś płonęły magazynki klubowe, bito się na murawie, a teraz miękkim chujem robionych konfidentów obraża normalna rzecz jak flaga dla mieszkańców Lwowa (!?), a element oprawy mówiący, iż: "Jedna jest siła w tym mieście. To potęga, a wy kim jesteście?" – uznawany jest na prowokacyjny. Pewnie autorzy „Arbait macht frai” z Legia- Widzew (kilka lat temu) łapią się za głowę…Już w „po pseudoderbowy” poniedziałek tzw. Komisja Ligi podjęła decyzję o zamknięciu Żylety do czasu najbliższego posiedzenia tj. 10 marca 2011. Zawieszono sprzedaż biletów (Legia- Śląsk) na trybunę północną. Jak za starych czasów no nie? Tyle, że „czyny” jakże bardziej lightowe w stosunku do kary…A niejaki szef Biura Sportu, Wiesław Wilczyński żali się wybiórczej, że stadion przy Łazienkowskiej nie jest obiektem rodzinnym i jeśli…dalej będziemy przeklinać to zabraknie na nim rodzin. Niezły Matrix…Ja bym temu panu polecał ograniczyć solarium gdyż sukcesu na miarę Andrzeja Leppera i tak nie osiągnie, a jak widać mózg mu się przegrzewa. Komplet widzów, dla wielu zabrakło wejściówek, a on przewiduje kryzys, bo „kurwy i chuje” lecą…Wyzwiska na stadionie będą zawsze…czy to w Polsce czy Anglii…nie ma recepty. Szkoda nerwów i tuszu w drukarce…No, ale to samo można powiedzieć o 90% zawartości gazety Michnika. Wreszcie piłkarze CWKS zbierają dobre opinie w mediach oraz u kibiców i wreszcie na nie zasługują! Szału jeśli chodzi o poziom nie było, ale była walka i 3 punkty! Dobrze pseudoderby opisało weszlo.com, „Legia fizycznie wdeptała Polonię w glebę”: http://www.weszlo.com/news/6448 . Zresztą równie trafnie skomentowali nagonkę na fanatyków w wykonaniu GW: http://www.weszlo.com/news/6455 , hehe - no są chłopaki mistrzami szydery, trzeba im przyznać. Z innej beczki. 'Zróbcie wszystko, żebyśmy po tym meczu mogli spokojnie wyjść z rodzinami na ulicę' – powiedział do piłkarzy Legii przed meczem z groclinem Maciej Skorża (źródło: „Przegląd Sportowy”, wypowiedź Kelhara z piątku 4.03.11). Warto odnotować. Z kolei po spotkaniu rzekł o naszej drugiej oprawie (ze wrzuceniem piro na boisko): ‘Co myślę o zachowaniu fanów z końca spotkania? Kibice widzieli, że siadamy fizycznie i dali nam trochę odpocząć’ (źródło: legioniści.com). Wstydu ze Skorżą nie ma…Potrafi się wypowiadać, wybrnąć z cięższych pytań i w przeciwieństwie do Urbana zna wartość Legii Warszawa! Warto wspomnieć, że przed meczem odbyło się kilka akcji towarzyszących jak m.in. plakatowanie Stolicy oraz transparent wiszący na wiadukcie i mówiący (podobnie jak plakaty), że to żadne derby…Na samym spotkaniu zadebiutowało efektowne płótno grupy ultras – Nieznani Sprawcy, ze znanym już logiem NSów. Delegat PZPN nie wpuścił biało-czerwonej flagi Wilno – Lwów o czym pisała zyleta.info, a także komentowało weszlo.com pod podanym wyżej linkiem… Ł. Na pseudoderby jedziemy prosto z Hagi z meczu ligowego Den Haag – NEC Nijmegen (relacja jest w zinie). Ciśnienie na to spotkanie było spore. Pierwsze spotkanie przy Łazienkowskiej na wiosnę i jednocześnie ciekawy kibicowsko pojedynek zgromadził na trybunach 22.894 widzów. Pierwszy raz na nowym stadionie tak długo stałem w kolejce do wejścia, ale w ogóle cudem jest to, że kupiłem bilet. Miałem dużo szczęścia i dziękuje jak zawszę przyjacielowi który to ogarnia. Po wejściu na Żyletę widzimy, że jest małe zamieszanie na sektorach, które bezpośrednio się łączą, czyli nową i starą Żyletą. Kilkadziesiąt osób przeskakuje barierki i znajduje się tym sposobem w młynie... Do gniazda co jakiś czas lecą szmaty w barwach polonii które są wywieszane do góry kołami, a doping prowadzi Staruch , który z tyłu głowy ma wyciętą eLkę niczym Szamotulski w latach 90tych. W końcu na rozgrzewkę wychodzą piłkarze Groclinu, od razu głośne ożywienie, a naszym ulubieńcem jest jak zawsze Majdan i Przyrowski - oj nasłuchali się chłopaki. Piłkarze Legii wychodzą w koszulkach „Ukochany klub stolicy” z Herbem klubu. Na wyjście zawodników z naszej strony oprawa: transparenty „Jedna jest siła w tym mieście. To potęga, a wy kim jesteście ?” do tego wielki napis –LEGIA- ułożony z tysięcy czerwono biało zielonych chorągiewek. W tym samym czasie fanki tworu z Grodziska, bo przecież Polonia to nie jest już klub z Warszawy - machają flagami w barwach na górnym sektorze, a na dolnym mają transparenty z herbem KSP. Tą samą oprawę pokazują jeszcze raz pod koniec meczu.

Strona

19

„DL” zine nr 1


RELACJE Jeśli jestem przy kibicach gości to napiszę, że było ich 1400 - pierwszy raz w historii wykorzystali przyznaną im pulę biletów. Mieli jednakowe czapki i szaliki, na płocie wisiało 11 szmat. Kilka razy coś tam krzyknęli, ale ogólnie bardzo słabo dopingowali zresztą i tak nie mieli szans. Z naszej strony jak zawsze głośny doping, chociaż uważam, że mogło być jeszcze głośniej. Cały czas wszyscy nie dawali z siebie 100 %. Na płocie debiutują dwie flagi w tym „Nieznanych Sprawców”, a oprócz tego kilka flag na kijach, które dają naprawdę fajny klimat. Co jakiś czas wybuchają petardy tak jak na meczu z Arką - mam nadzieję, że mimo represji będzie to stały element przy Łazienkowskiej 3. Staruch mobilizuje brać z całych sił, na chwilę do mikrofonu przemawia nawet Bosman aż w końcu dopingiem kieruje Szczęściarz. Legia strzela gola i wielki szał radości. Na meczu wspierają nas nasze zgody w tym przyjaciele z Hagi, których przez ostatnie spotkanie u nich postrzegam jeszcze bardziej pozytywnie. Nowym hitem śpiewanym przez nas była piosenka disco polo: „rzeki przepłynąłem, góry pokonałem, wielkim lasem szedłem, nocy nie przespałem, żeby ciebie spotkać gdzieś na Muranowie, żeby tobie kurwo poskakać po głowie”. Zabawa trwała w najlepsze – a w 91’ minucie po tradycyjnym odliczaniu robimy wielki chaos z małych flag, transparentów - do tego race i świece dymne oraz petardy. Wielki pokaz, cały młyn żyje tym co się dzieje - trwa nieustanny doping, a świece lecą na murawę. W końcu sędzia przerywa spotkanie na kilka minut, a spiker grozi walkowerem. Kary są nieuniknione, ale gorącą atmosferę będziemy pamiętać bardzo długo. Piłkarze po wygranym spotkaniu jak zawsze dziękują nam za doping, śpiewają z nami „Warszawę” i tańczą do piosenki „polonia k polonia s...” - widok bezcenny. Po bardzo udanym weekendzie wracamy do domu. Na tym meczu z Grudziądza około 10 osób. Na drugi dzień w mediach jak zwykle w takich przypadkach wielka afera, że race, że same wulgaryzmy, że piłkarze źle się zachowali ............a tam. Niech żyje ruch ULTRAS!!!!!! Pozdrowienia dla FC Rypin. Przemek (L) Grudziądz LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Astiz, Komorowski, Wawrzyniak - Manu, Vrdoljak, Cabral (55' Gol), Radović (90+3' Wolski), Kucharczyk (88' Ogbuke) – Hubnik. GROCLIN: Przyrowski - Cotra, Sadlok, Jodłowiec, Tosik - Gancarczyk (46' Adamović), Trałka, Bruno (73' Wszołek), Rachwał, Mierzejewski – Sobiech. BRAMKA: Sadlok (26’ – samobójcza, odbita po strzale Hubnika). ŻÓŁTE KARTKI: Kucharczyk, Rzeźniczak i Vrdoljak (Legia) oraz Tosik, Rachwał i Pietrasiak (Groclin). WIDZÓW: 23.000 (w tym 1.400 gości).

LEGIA WARSZAWA 1-2 ŚLĄSK WROCŁAW 11.03.11 (18 kolejka Ekstraklasy) Komisja Ligi Ekstraklasy SA zadecydowała w czwartek, że Żyleta podczas piątkowego spotkania Legii ze Śląskiem Wrocław zostanie zamknięta. Ponadto klub będzie musiał zapłacić karę finansową w wysokości 15 tys. zł. To wszystko oczywiście za piro w trakcie ostatniego meczu z Groclinem. Tym samym tzw. Komisja pobiła swój niechlubny rekord gdyż za kilka świecidełek na boisku pozbawić chciała klub kilkuset tysięcy złotych! I nie wmówi mi nikt, że to kibice narazili klub na koszta gdyż decyzja była skandaliczna i zajebiście nieadekwatna. Po tej decyzji (bo było też te 15 tysięcy kary) umocniliśmy się w czołówce ukaranych klubów: 1. Lech Poznań - 56 000 złotych, 2. Widzew Łódź – 48 000, 3. Legia Warszawa - 47 000 (stan do 18stej kolejki Ekstraklasy). Legia złożyła odwołanie od czwartkowej decyzji Komisji Ligi…Przyszedł piątek, a fanatycy nadal nie wiedzieli czy zasiądą na Żylecie. Po godzinie 14:00 (6 godzin przed pierwszym gwizdkiem!) niejaki: Związkowy Trybunał Piłkarski przy PZPN, niekorzystną dla nas decyzję zawiesił! Parę petard i tyle szumu…Co za czasy. Warto dodać, że wcześniej swój sprzeciw wobec chęci zamknięcia Żylety głośno wyraziło SKLW oraz miasto Warszawa, a także sam klub (nie dziwota, chodziło o kasę). Ostatecznie w młynie zasiadło kilka tysięcy Legionistów, ale do kompletu nieco zabrakło. Doping nie pomógł piłkarzom w odniesieniu zwycięstwa… Na wstępie nie można nie wspomnieć o powrocie krejzola o ksywie „Mop”. Tak – Rafał Stec znowu przemówił na łamach wybiórczej. Kibol odzyskał Legię! Jak bystrym okiem – tymczasowo nie zasłoniętym mopem – zauważył Rafał…A teraz poważnie… Przed spotkaniem minuta ciszy z powodu trzęsień ziemi i tsunami w Japonii. Mimo biedy…cieszmy się, że mieszkamy w tej części świata. Żywioły to największa dziwka…Co z tego, że masz wszystko skoro nagle ziemia się zatrzęsie, a Twój dorobek zrówna z błotem pędząca kilkaset km na godzinę fala? Ciężka sprawa… Teraz o meczu…niestety. Za często przegrywamy na swoim stadionie…Bełchatowy, Lechie – teraz Śląski…Nie są to drużyny walczące o Mistrza, a mimo wszystko wtapiamy…Ze Śląskiem rozpoczęliśmy tak jak mieliśmy. Szybko strzelona bramka (w końcu weszło Borysiukowi) oraz ogromna przewaga w posiadaniu piłki. Super poziomu nie było, ale zapowiadało się na mały pogrom…Nic z tego. Do przerwy 1-1, a tuż po niej 1-2…I nic to, że bramka dla gości zdobyta ze spalonego…Ważne, że my nie potrafiliśmy nic strzelić mimo wielu szans (głównie Komorowskiego). Następnie przestrzelony rzut karny przez Kazimierczaka, a więc nadzieje odżyły. I CWKS próbował, cisnął, bardziej zabrakło szczęścia, umiejętności i indywidualności niżeli ambicji… Grają i tak lepiej niż na jesień, ale co z tego skoro znowu mogliśmy być choćby przez chwilę liderem i znowu sprzątnięto nam tą opcję sprzed nosa… Niezłe spotkanie rozgrywał Hubnik, ale musiał zrobić wymuszoną zmianę z powodu urazu (59’ minuta)…Za niego wszedł „as przestworzy”, boiskowy filozof Chinyama…I był może z dwa razy przy piłce – ani razu nie oddał strzału na bramkę gości…Mało tego – kiepsko pokazał się inny zmiennik, Wolski. Gubił piłki, potykał się – to nie był jego dzień. Rzeźniczak, dopiero co dostał powołanie do pseudokadry (z Rogerem), a coś szybko się zestresował i grał bardzo nerwowo (zresztą to po jego faulu był ewidentny karny…). Drugi „reprezentant” – Kucharczyk, nieco lepiej, ale nie starczyło choćby na punkt ze Śląskiem…Szczerze mówiąc to nawet gdybym nie był rasistą to i tak napisałbym, że najgorsi na boisku byli czarnoskórzy: Chinyamy nie warto komentować, Manu żenada, a Ogbuke prócz dziwnych oczu nie ma w sobie niczego ciekawego (dużo strat, podobnie jak Manu)…Zamiast jarać się umiejętnościami - ludzie kminią jak on się napierdalał z tą żoną w domu :-). Tym bardziej, że ponoć ona go lała…ciekawe jak wygląda czarnoskóra Kazimiera Szczuka. Ostatni gwizdek - smerf (Mila) i spółka niemal spuścili się ze szczęścia na murawie, a o wyniku trzeba powiedzieć mimo ambicji graczy – żenada. Zbyt często przegrywamy u siebie…Ł3 to powinna być twierdza – a nie fabryka punktów dla przeciętniaków. A teraz zapraszam na relacje z trybun. Ł. Spotkaniu Legii ze Śląskiem towarzyszyło ogromne zamieszanie ze względu na karę jaką było zamknięcie Żylety po meczu z dysko polo. W czwartek ok. godz. 18 dowiedzieliśmy się, że nasza trybuna zostanie zamknięta - ale klub będzie odwoływał się od tej decyzji. Nie ryzykując i nie czekając na to co będzie dalej, postanawiamy, że kupimy bilety na trybunę Brychczego. W piątek ok. godz. 14 podano komunikat, że pzpn zmienił decyzję komisji ligi i można kupować wejściówki do młyna. Niestety jak się później okazało „wyjątkowo” w tym dniu nie można było zwracać biletów i zamieniać na inne sektory… Trudno - będziemy siedzieć z piknikami. Z Grudziądza ruszamy autem w 5 osób. Trochę stoimy w korku, bo jakiejś ciężarówce otworzyła się klapa i na ulicy wylądowało tysiące ulotek. Straż pożarna musiała to posprzątać… Przez to przy stadionie jesteśmy dopiero 15 minut przed spotkaniem i do tego strasznie wkurwił nas jeden pies który uparcie nie pozwolił nam zaparkować w miejscu gdzie spokojnie moglibyśmy to zrobić. Na trybunach ok. 15 tyś kibiców, a na Żylecie trochę wolnych miejsc. Spowodowane jest to oczywiście tym całym zamieszaniem przedmeczowym. Przed spotkaniem minuta ciszy przerwana przez pojedynczych napinaczy, a potem „Sen o Warszawie”. Były z nim małe problemy ponieważ puszczono taśmę bez słów – sama muzyka, klub zafundował nam karaoke - lepiej by było jakby spiker o tym prędzej poinformował. Jak się okazało do puszczania śpiewu swojego męża ma jakieś „ale” jego żona…Bez komentarza. Przez chwilę mieliśmy takie myśli żeby przez barierki przedostać się na Żyletę, ale było to niemożliwe tym bardziej, że w miejscu gdzie na poprzednim meczu sporej grupie udało się przeskoczyć podwyższyli płot... Na spotkaniu debiutuje nowa flaga FC Chełmża - była to jedyna fana fan clubowa wywieszona na trybunach.

Strona

20

„DL” zine nr 1


RELACJE Z naszej strony doping przez całe spotkanie, piłkarze walczyli ale niestety przegrali 1:2. Nie chce być złym prorokiem, ale szanse na mistrzostwo maleją, bo jeśli nie wygrywa się takich spotkań u siebie? Przyjezdnych z Wrocławia 1.400, wspierają ich zgody, mają 11 flag i w miarę dopingują. Szczególne ożywienie z ich strony po drugiej bramce - w pewnym momencie mają jakieś spięcie z ochroną, chodziło o jakąś flagę (Wisły? Sami opiszą w relacjach…) na co cały stadion śpiewał „zostaw kibica ..” i „ ochroniarze chuj wam w twarze.” Warto napisać też o tym, że naprzeciwko ich sektora był ustawiony wielki głośnik z którego podawano komunikaty, że wulgaryzmy są zabronione i takie tam głupoty - to samo już było na pseudoderbach. Szkoda wyniku i tego całego cyrku z komisją ligi bo młyn na pewno by pękał w szwach i atmosfera byłaby jeszcze lepsza, ale co nas nie zabije to nas wzmocni ... Przemek (L) Grudziądz Polska piłka to niezmiennie burdel na kółkach. Po meczu z groclinem, Legia sama profilaktycznie zamknęła Żyletę, w czwartek (a więc dzień przed meczem) Ekstraklasa przybiła ten werdykt, by w piątek o 14 (6 godzin przed meczem) PZPN uchylił decyzję i dopuścił Żyletę do normalnego użytku! A w tym wszystkim, gdzieś tam, z boku, a może nawet nigdzie...znajdują się kibice. Nieważne, że 3,500 tysiąca osób, które kupiło karnety na cały sezon, jeszcze w dzień meczu nie wiedziały czy w ogóle wejdą na mecz ze Śląskiem! Czy znajdą miejsce na swojej Żylecie, czy klub ich wpuści na inne trybuny czy może mamy wypierdalać i zadowolić się ochłapami w ramach jakiejś „rekompensaty”. Nic to, że mnóstwo osób aby dojechać na Legię muszą przejechać dziesiątki i setki kilometrów, co w perspektywie kołowania wolnego piątku i ewentualnego odbicia się od zamkniętej bramki wejściowej, przyjemną wizją nie jest. Jakby tego było mało, po podaniu do wiadomości, że trybuna będzie jednak otwarta, uniemożliwiono kupno biletów przez neta, więc trzeba się było po nie pojawić pod stadionem osobiście.... Cała ta sytuacja zapowiadała, że o komplecie na stadionie nie ma co marzyć. I faktycznie, Żyleta na tym meczu zapełniona była w ¾, co jednak poszło w jakość! Na pozostałych trybunach również świeciło sporo miejsc – poza sektorem gości, który zapełniony został w komplecie. Co do gości, to Śląsk wraz ze zgodami wykupili wszystkie bilety i nieźle oflagowali swój sektor. Wejście chyba nie szło najsprawniej, a jakoś na początku meczu mieli oni jakieś spięcia z ochroną na tyłach sektora. Wokalnie zaprezentowali się przeciętnie, bardzo rzadko było ich słychać. Czasem poskakali, podnieśli barwy w górę, ale z dopingiem wyglądali cienko. Trzeba jednak w tym miejscu wspomnieć o jednej rzeczy. Głośnik, który stał na derbach przy sektorze gości i miał ich zagłuszać ponownie tam stał i wkurwiał! Osobiście uważam, że to zagrywka ITI, która przynosi wstyd również nam, bo śmierdzi wiejskim stylem zagłuszaniem gości. Z naszej strony, zabrakło piro, oprawy, bluzgi też były nieliczne ale doping....był o wiele lepszy niż na derbach! Jak napisałem wcześniej, mniejsza ilość poszła w wyższą jakość. Na początku niestety zaliczamy falstart ze „Snem o Warszawie”. Okazało się, że żona Niemena nie życzy sobie aby bydło śpiewało tę piosenkę na meczach, więc klub nie ma prawa jej odtwarzać. Zaczęliśmy więc śpiewać ją acapella i po kilku linijkach tekstu....z głośników poleciał podkład muzyczny. Brak synchronizacji i ogólne zamieszanie wprowadziło straszny burdel, każdy stracił rytm i dopiero w połowie piosenki udało nam się wrócić w odpowiedni rytm. To były jednak niemiłe, dobrego początki ;-). Naśpiewaliśmy, naskakaliśmy i naklaskaliśmy się tego dnia porządnie. Bluzgi oraz uprzejmości ze Śląskiem ograniczone były do minimum. Zajebisty poziom na trybunach (choć dupy nie urywa i może być zdecydowanie lepiej!!) zdecydowanie wyglądał lepiej niż gra naszych. Mimo dynamicznej, pełnej sytuacji gry, strzelonej przez nas już w 7’ minucie bramki, przegraliśmy 1-2 z jakimiś cieniasami!!! I tak właśnie traci się Mistrza.... ŻYŁA LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Astiz, Komorowski, Wawrzyniak - Manu, Vrdoljak, Radović (46' Ogbuke), Borysiuk (71' Wolski), Kucharczyk - Hubnik (59' Chinyama). ŚLĄSK: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Pawelec - Ćwielong, Sztylka (39' Gikiewicz), Gancarczyk (78' Sobota), Kaźmierczak, Mila - Szewczuk (57' Łukasiewicz). BRAMKI: Borysiuk (7’), Kazimierczak (28’), Mila (49’). ŻÓŁTE KARTKI: Manu i Wolski (Legia) oraz Kaźmierczak (Śląsk). WIDZÓW: 15.000 (w tym 1.400 gości).

LEGIA WARSZAWA 2-0 RUCH CHORZÓW 15.03.11 (1/4 Pucharu Polski) Wtorek 15stego marca był „wtorkiem z Ligą Mistrzów”. Kogo to jednak obchodzi gdy gra ukochana Legia? Zresztą – nawet jak nie gra to kogo to obchodzi :-). Na to spotkanie bilety schodziły wolniej niż zwykle. Rywal raczej do dupy, dzień tygodnia do dupy, rozgrywki PP nie są uważane u nas za atrakcyjne, dopóki nie ma finału – i to też nie zawsze... Tym bardziej frekwencja przy Ł3 zasługuje na uznanie i wyróżnia się na tle szarej Polski. Żyleta miała prześwity, ale i tak większość ekip chciałaby mieć tak liczny młyn na swoich najważniejszych meczach :-). Tym bardziej, że doping był na poziomie i pomógł piłkarzom w pewnym zwycięstwie nad dopingowanymi tylko przez ponad 300 osób Niebieskimi. Tym samym przerwaliśmy niechlubną passę z tym zespołem i awansowaliśmy do półfinału Pucharu. Przy Łazienkowskiej zadebiutowała mała lecz klimatyczna flaga Tarchomina. W pierwszej połowie mecz na boisku był bardzo nudny…W drugiej też nie porywał, ale Legia narzuciła swój styl gry, prowadziła – mogła prowadzić wyżej, a Ruch w pewnym momencie stanął i nie wiedział co się dzieje. Legia wymieniała między sobą kilkanaście podań…2-0, bez wątpliwości kto lepszy. Tak powinno być przy Ł3 z cieniasami. Zajebisty mecz zagrał Kucharczyk (drugi pod rząd) i po jego strzałach powinniśmy wygrać wyżej…Graj tak dalej chłopaku, a kwestią czasu jest kiedy znowu Polak będzie dawał Legii zwycięstwa. Oby. Kucharczyk i Hubnik mogą wyrosnąć na dobry duet, Chinyama i Mezenga – z tych gości już nic nie będzie…Dobry mecz zagrał też Vrdoljak – zdobywca obu bramek, jedna po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, a druga z dystansu. Lepiej niż podczas meczu ligowego zagrał Rafał Wolski i o ile ostatnio, przy Śląsku widać było jego braki fizyczne – we wtorkowy wieczór było znacznie lepiej. A teraz trzeba iść na przód…aż po wzniesienie Pucharu nad głowy… CWKS to ma być maszyna do odnoszenia sukcesów. Brać co tylko się da frajerom spod nosa. Warszawa musi panować! Ł. Mecz z chorzowskim Ruchem nie powodował jakiegoś mega ciśnienia w szeregach. Godzina 18:30 była średnio korzystna, bo prosto z pracy trzeba było jechać na stadion, także na Źródełko można było poświęcić tylko 1-2 piwka czasu ;-). Pod Żyletą meldujemy się ok. 18 i..... łapiemy się za głowę. Kolejki mega a skurwiała ochrona dała prawdziwy popis nieudolności, złośliwości i opieszałości. Tempo wpuszczania oraz przeszukiwania dorównywało najcięższym wejściom na stary stadion. Przepustowość nowoczesnych bramek, którą szczyci się klub, w rzeczywistości wyglądała tak, iż na minutę wchodziło z 5 osób na jedną bramkę!! Po odstaniu ponad 20minut, wbijamy na trybunę akurat kiedy cały stadion śpiewał nasz klubowy hymn - Mistrzem Polski jest Legia. Warto dodać, że na bramkach sprawdzane są szaliki, hasła na nich itp. Komuna. Stadion z bardzo wieloma pustymi miejscami, tak słabo chyba jeszcze na nim nie było. Trybuna wschodnia pusta tak, iż bez problemu można było odczytać ułożony z krzesełek napis LEGIA, Żyleta zapełniona w 75%, a trybuna Brychczego, szkoda gadać.... Szkoda i równocześnie dziwne, że na Żyletę nie było tylu chętnych co np. na derby, mimo że bilet kosztował tylko 25zł. Kolejny jednak raz, okazało się, że ilość nie równa się jakości. Mimo, iż młyn nie był pełen, doping był bardzo dobry! Równo, głośno, bez wyścigów. Pierwszy raz na meczu u siebie długo katowana została „praca szkoła...” i wychodziła naprawdę pozytywnie. Jeszcze kilka spotkań-treningów i będzie bardzo dobrze. Ale każdy medal ma dwie strony.... Wprowadzane nowe piosenki przyjmują się całkiem dobrze, a tymczasem kiedy zarzucono kilka starszych, jak choćby „jeden go, drugi gol....” to minimum pół młyna nie znało słów!! No ale to kolejny, wypływający na wierzch, efekt kilkuletniego konfliktu i braku dopingu oraz napływu świeżej krwi. Tak czy inaczej, wokalnie tego dnia było naprawdę dobrze. Innym powodem, dla którego zapamiętamy ten mecz to nieoczekiwane wbiegnięcie na murawę kota :-). Śierściuch chyba wpadł w lekki szok, aż w końcu biegnąc wzdłuż band reklamowych od strony boiska został złapany przez ochronę. Momentalnie został on atrakcją meczu i powstało na jego temat (oraz zatrzymania go) kilka spontanicznych kibolskich piosenek ;-). Co do gości..... mieli wyjazd autobusowy i pojawili się na Łazienkowskiej w ok.300-350 osób. Powiesili 3 albo 4 flagi i mieli jedną na sztycy. Niby chujowo, ale z drugiej strony to PP i środek tygodnia, więc źle nie było. Jeśli chodzi o ich doping to ciężko stwierdzić, bo przebili się tylko dwa razy. Po meczu w internetowych relacjach można było wyczytać, że błędowska nie zezwoliła na wniesienie flagi Widzewa, który dosiadł się do chorzowskich w Tomaszowie Mazowieckim.

Strona

21

„DL” zine nr 1


RELACJE Ruch nie szczędził nam ponoć uprzejmości, które jednak nie bardzo było w młynie słychać. Za to oni, kto ich najlepiej rucha, wiedzą na pewno doskonale :-). Dzięki Bogu, zniknął sprzed klatki głośnik zagłuszający na ostatnich 2 meczach kibiców gości... To był dopiero obciach w wykonaniu KP… Po dosyć emocjonującym (chyba) meczu i dwóch golach kapitana - wchodzimy do półfinału, bez niepotrzebnej nerwówki. Oby kolejna runda była ciekawa kibicowsko i zwycięska piłkarsko! ŻYŁA LEGIA: Skaba – Rzeźniczak, Kelhar, Komorowski, Wawrzyniak – Radović, Vrdoljak (82' Gol), Wolski (69' Manu), Cabral, Kucharczyk – Mezenga (67' Ogbuke). RUCH: Pesković – Jakubowski (69' Djokić), Stawarczyk, Grodzicki, Derbich – Lisowski, Komac, Straka (46' Piech), Janoszka – Olszar (77' Jankowski), Abbott. BRAMKI: Vrdoljak (45’, 59’). ŻÓŁTE KARTKI: Wawrzyniak (Legia). WIDZÓW: 11.000 (w tym 330 gości).

GKS BEŁCHATÓW 2-0 LEGIA WARSZAWA 20.03.11 (19 kolejka Ekstraklasy) Na jesień skompromitowaliśmy się przegrywając przy Łazienkowskiej 3 z Bełchatowem…Było to dokładnie 27 sierpnia 2010 i polegliśmy u siebie 0-2…O tym, że Legii nie przystoi przegrywać, tym bardziej u siebie – z tego typu drużyną, wie każdy... Teraz przyszedł czas na rewanż w województwie łódzkim…Kibicowsko Bełchatów jest w zupełnie innej lidze niż Legia (jesienią było ich przy Ł3 trzysta osób), ale jak na tego typu ekipkę radzi sobie nawet nieźle. Liczny młyn, zaliczone wyjazdy, częste awantury na podwórku. Na jesień co najmniej 3 razy większe starcia z miejscowym Widzewem, a także dym na PP w Radomsku. GKS stara się wykorzystywać swój potencjał pod każdym względem i według mnie wychodzi z tego z twarzą jak na takie małe miasto. No, ale jak wspomniałem – zupełnie inna liga od fanatyków CWKS. A po niedzielnym meczu nie podnieśli swoich notowań… Przed tym meczem było kilka miłych informacji dotyczących wyników innych spotkań…Przede wszystkim znowu wtopił Białystok, tym razem na Lechu w Poznaniu, który niebezpiecznie zbliżył się do czołówki. No, ale Jaga nam nie odskoczyła dalej…Wtopiły też niebezpiecznie rozpędzające się, Gdańsk oraz Zabrze…Nie pozostawało nic innego jak zdobyć 3 punkty w Bełchatowie, przy okazji żegnając raczej przeciwnika z europejskimi pucharami. Jakież to proste, no nie :-)? Niedzielny termin (o godzinie 14:45…) dał nam wgląd na większość wyników i pozostawało zrobić swoje. Niestety…Od lat kiedy Legia ma robić swoje – robi dokładnie odwrotnie i wszystko chuj trafia. CWKS zagrał najgorszy mecz na wiosnę, poziom był zerowy i sam Hubnik nie zdołał dać Legii choćby punktu (sprowokował karnego, którego nie wykorzystał Vrdoljak) …Do Bełchatowa ze względu na ograniczoną ilość miejsc – nie mogło się wybrać tylu Legionistów ilu chciało…Niestety – plus starego sektora gości na GKSie był taki, że mogliśmy pojechać w półtorej tysiaka i rządzić na trybunach…teraz było nas mniej, ale wystarczająco by po żenującym spotkaniu udzielić na oczach całej Polski (transmisja w C+) reprymendy piłkarzom…Bo tu jest Legia i tu trzeba wygrywać! A przede wszystkim wkładać serce…Nie ma co rozkładać tego meczu na czynniki pierwsze gdyż po prostu drużynie zabrakło serca i ambicji…trzeba przyznać – od dawna się tak nie zdarzyło…Po nas, o 17:15 grała Wisła w Bytomiu. Pozostało liczyć na cud, że rozpędzone Krakusy tam przegrają…Zremisowali. Strata – 6 punktów. Zapraszam na obszerne relacje z trybun i…spoza trybun. Ł. Na ostatni dzień kalendarzowej zimy przypadł Legionistom wyjazd do Bełchatowa na mecz z tamtejszym GKSem. Od dawna wiadomo, że Bełchatów kibicowsko jest mało atrakcyjnym wyjazdem, oprócz tego jest to jeden z bliższych wyjazdów dla kibiców ze Stolicy. Spotkanie zaplanowano na godzinę 14.45 więc wyjazd na ten mecz nie wydawał się „hitem”. Bełchatowianie przekazali nam tylko 385 biletów, które rozdzielało SKLW. Wejściówki rozeszły się jednego dnia, a osób chcących jechać na mecz było znacznie więcej. Kibice na ten wyjazd postanowili zorganizować autokary. Cena niedzielnej wycieczki to 65 zł (bilet + przejazd) szkoda, że coraz częściej zwykłe drukowane bilety zastępowane są kartami magnetycznymi, które po wejściu trzeba zwracać ochronie, tak było i tym razem. Wyjazd planowany był na godzinę 10, więc zbiórka pod Torwarem była umówiona na 9.30. Wszystko po to aby każdy zdążył trafić do swojego autokaru i zajął miejsce. Nas z FANATICOSS ’03 na wyjazd wybrało się 6 i trafiliśmy do autokaru numer 4 wraz z ekipą Sochaczewa, było także kilka osób z Nowego Dworu Maz. oraz grupa A. i K. Kilka minut po dziesiątej ruszyliśmy w kolumnie autokarowej z obstawą. Droga mijała nawet szybko, kilka osób wspominało starsze wyjazdy autokarowe jak np. do Łęcznej lub ostatni na ŁKS w Pucharze Ekstraklasy :-). Nie chcę oceniać innych autokarów, ale w naszym panował spokój, było trochę śpiewania i żartowania, ale najważniejsze - nikt nie przeginał z alkoholem. Podczas drogi zrobiliśmy dwa lub trzy postoje na odlanie się lub papierosa. Fajnie to wyglądało, jak na poboczu trasy zatrzymywała się cala grupa i wszyscy (większość już na biało) rozstawiali się po polu w celu załatwienia potrzeby. Parę minut po 13 zameldowaliśmy się w Bełchatowie pod stadionem, doszliśmy pod sektor i zaczęło się wchodzenie. Wcześniej jeszcze E. dał jasno to zrozumienia, żeby nikt nie rzucał podczas meczu żadnych achtungów itp. ponieważ następny wyjazd jest do Poznania i nie chcemy dostać zakazu na ten mecz. Pod stadionem było kilku kibiców, którzy na wyjazd udali się na własną rękę, niektórzy z biletami na inne sektory (nie wiem czy wszyscy weszli, ale ktoś mówił, że kilka osób zostało pod bramą). Wchodzenie na sektor szło sprawnie, chociaż był tylko jeden kołowrotek. Stadion Bełchatowa jest dla piszącego tą relację śmieszny: dachy nad trybunami jakieś takie dziwne, więcej budynków klubowych itp. niż krzesełek, nie fajny jest i tyle. O sektorze gości nie wspomnę, z dołu oczywiście nic nie widać ale mniejsza z tym. Początkowo ten brzydki stadion świecił pustakami, pustkami takimi, że ultrasi GKSu oprawę zaprezentowali dopiero w 20 minucie meczu. Oprawa wywołała sporo śmiechu w naszym sektorze, a wszystko przez hasło z transparentu: „Decybele Ponad Normę – Południowa PRUJE Mordę”, szczególnie określenie „pruje” rozśmieszyło towarzystwo z Warszawy. Dopełnieniem ich oprawy była sektorówka i kartony ułożone w barwy. Później miejscowi machali flagami na kijach. Ładnie oflagowali swój młyn. Nasz sektor wypełniliśmy cały, a na ogrodzeniu od strony zewnętrznej wywiesiliśmy nasze flagi min. WARRIORS, AMT, Legioniści. Z boku na ogrodzeniu wisiały Capital City i Legionowo. W pierwszej połowie wisiał także transparent „w Łęcznej tylko Górnik!”. Doping prowadził kolega z ekipy Szyderców’99. Kilka słów o dopingu, jednym się podobał innym nie. Jednym brakowało ubliżania ekipie z Bełchatowa, a innym nie podobało się, częste zmienianie naszych przyśpiewek. Ja oceniam tak 6,5/10. Piłkarsko no cóż – dno. Na początku beznadziejnie niewykorzystany rzut karny, później strata bramki i dobicie nas w ostatniej minucie meczu na 2-0 dla GKS. Dobrze, że Legia to MY a nie piłkarzyki, którzy bez ambicji próbują grać w piłkę. Po meczu trochę dostało się im za „walkę” o zwycięstwo. Kilku nawet nie podeszło pod nasz sektor, a Ci co podeszli „stracili” swoje koszulki, ale nie wszyscy je rzucali w trybuny. Kibice ściągali im je mówiąc, że nie zasługują na noszenie eLki w kółeczku. Były śpiewy o hańbieniu naszej Legii oraz ostrzeżenie, co może ich spotkać po porażce z Lechem. Na koniec Michał Kucharczyk dostał od kibiców z Nowego Dworu Maz. szalik Nowodworskiej grupy. Chwila czekania i mogliśmy wychodzić ze stadionu, krótki spacer i znowu wsiadaliśmy do autokarów. Ruszyliśmy w drogę powrotną, podczas niej chyba wszyscy szybko zapomnieli o porażce i bawili się wyśmienicie. W naszym autobusie panował dosłownie weselny klimat, a gwiazdą powrotu okazał się „Arczi”. Arczi to kibic, który wczoraj zaliczał swój 32 wyjazd, pokazał wszystkim, że to on powinien być wodzirejem teraz na Legii, jego „Ceee..” oraz „Wojnaaa” przeszło do historii. Wywołał wiele emocji u ludzi wracających po meczu, były nawet łzy, ale tylko ze śmiechu :-).

Strona

22

„DL” zine nr 1


RELACJE „Gwałcić, rabować” lub „ na ulicy Piłsudskiego..” w jego wykonaniu było wręcz fenomenalne! Kibice dziękowali mu za doping w autobusie skandując, że „sztywny Arczi najlepiej rucha Rucha” oraz, że ma w sobie diabła :-). W tym miejscu także napiszę, że cały autokar dał jasno do zrozumienia, kim jest jeden z byłych członków grupy S(L)G. Atmosfera naprawdę była super. Wielkie podziękowania dla kibiców z Rawy Mazowieckiej, którzy na jednym z przystanków przekazali nam „prowiant” na drogę powrotną! – Wielkie dzięki! Skoro jesteśmy przy przystankach, to hitem na jednym z nich była piosenka o kataklizmie w Japonii i sugerowanie, że następnym celem będzie stadion Polonii Warszawa. Około godziny 20:30 wjechaliśmy do Warszawy, dziwne uczucie mieli niektórzy, ponieważ było jakoś tak za wcześnie by wrócić do domów po wyjeździe. Podsumowując wyjazd, poprzez drogę powrotną pozostanie na długo w pamięci. Był autokarowy więc rzadko spotykany na Legii. Serdecznie pozdrawiam wszystkich obecnych, oczywiście pozdrawiam cały autobus numer 4, jeszcze raz dziękuje ekipie z Rawy Mazowieckiej! „Piwo płynie, melanż trwa – Płońsk, Sochaczew i Rawa!!!” Arczi 3maj się! :-) HUBSON (FANATICOSS’03) Relację z wyjazdu zacznę od tego, że nie spodziewałem się takiego jego przebiegu. Na początek dojazd do celu (bez żadnych przygód), następnie ogarnięcie sytuacji, zakup biletu i czekanie na przyjazd głównej grupy. Pierwsze spotkanie z Legionistami to mijanie chłopaków idących na sektor. Krótka rozmowa na odległość, piszący dla „DL” Ż. (nie poznaję na pierwszy rzut oka) krzyczy -za kim jesteście-? Za Legią. Dzwonię do wspomnianego wcześniej Ż. i uświadamiam chłopaka kto, co, jak. Zdziwienie (bezcenne :-), zmieszanie, przeproszenie – żaden problem, zdarza się w ferworze walki :-). Pod sektorem od ochrony dowiaduje się, że zostaniemy wpuszczeni jak wejdzie grupa z plastikowymi kartami. Po wejściu grupy trwają dalsze negocjacje na temat naszego wpuszczenia. Ktoś, delegat bądź jakiś dyrektor odmawia wejścia. Dziwne zwyczaje, grupa przed sektorem liczyła jakieś 70-80 osób. Po chwili zostaje 40-50 osób. Do tej pory Bełchatów był raczej przyjaznym miejscem jeśli chodzi o wpuszczanie. Tym razem mimo tego, że osoby głównie z FC stojące przed sektorem gości w większości posiadają bilety wraz z tymczasowymi kartami kibica - nie zostajemy wpuszczeni. Na sektorze Legioniści rozpoczynają doping, przedstawiciel SKLW nie zdołał nic wskórać i odchodzi. Tymczasem my jeszcze chwilę czekamy, próbujemy negocjować z ochroną, nic z tego nie wynika, więc zbieramy się spod sektora. Na koniec psy wywożą nas za Bełchatów i tym dla nas kończy się marcowy wyjazd do Bełchatowa. W mojej legijnej blisko 10-letniej przygodzie pierwszy wyjazd, na który nie udaje mi się dostać. Jeśli tak ma wyglądać Euro i rzeczywistość po Euro – karty, plastiki to pierdolę, postoję :-). Skończę tym co zacząłem – nie spodziewałem się możliwości nie wejścia na stadion w Bełchatowie. Idzie nowe, a ja poproszę stare… Adrian „(…) Ostatecznie Bełchatów strzelił dwa gole, Legia oczywiście - jako zespół permanentnie bezradny w ofensywie - żadnego. Obrazą dla naszej ekstraklasy jest fakt, że w bądź co bądź czołowym zespole gra taki paralita jak Manu. Gdyby ten facet był Polakiem, to nie wyszedłby poza czwartą ligę, ale że ma inny kolor skóry, to trenerzy wmawiają sobie, że coś w nim musi być. Nie musi. Portugalczyk jest - jak by to ujął trener Kotas - piłkarskim debilem i wpuszczanie go na boisko po prostu obniża prestiż klubu i całych rozgrywek (…).” Weszlo.com PS: Na płocie pojawił się dawny wodzirej - Różyk :-). PPS: Na fladze Legii wisiał transparent popierający walkę kibiców Górnika Łęczna z niszczeniem tradycji. GKS: Sapela - Fonfara, Drzymont, Lacić, Popek - Wróbel (75' Buzała), Sawala, Cetnarski (63' Komołow), Baran, Małkowski - Żewławkow (71' Nowak). LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Astiz, Komorowski, Wawrzyniak - Manu (69' Ogbuke), Vrdoljak, Radović, Borysiuk (46' Cabral), Kucharczyk (74' Szałachowski) – Hubnik. BRAMKI: Żewłakow (36’), Małkowski (90’+2’). ŻÓŁTE KARTKI: Sapela, Baran, Małkowski, Buzała i Sawala (GKS) oraz Rzeźniczak (Legia). WIDZÓW: 4.000 (w tym 384 gości + 50 nie wpuszczonych).

LEGIA WARSZAWA I 4-1 LEGIA WARSZAWA II 24.03.11 (Sparing w przerwie na „reprezentację”, Józefów) Sparing Legii z… Legią odbył się w czwartek 24 marca w Józefowie, gdzie CWKS przebywał na dwudniowym zgrupowaniu. Pierwotnie mieliśmy grać z miejscowymi, potem z Młodą Legią, ale plany uległy zmianie i rozegrano gierkę wewnętrzną. Na ten niepozorny sparing trwający dwa razy po 30 minut przyszło aż pół tysiąca widzów! Oczywiście sympatyzujących z Legią Warszawa, bo inny klub tego dnia nie grał :-). I choćby w związku z tą frekwencją warto odnotować owy „mecz”. Ł. LEGIA I: Skaba (25' Antolović) - Jędrzejczyk, Kelhar, Komorowski, Lisiecki - Manu, Łukasik, Cabral, Radović (do 35 min.), Ogbuke – Mezenga. LEGIA II: Szumski (40' Skaba) - Kneżević, Cichocki, Astiz, Wawrzyniak - Szałachowski, Vrdoljak, Gol, Rybus - Chinyama, (od 35 min.) Radović. BRAMKI: 1-0 Mezenga (30’ + 1), 2-0 Ogbuke (45’), 3-0 Cabral (47’), 3-1 Gol (51’), 4-1Mezenga (58’). WIDZÓW: 500.

WIDZEW ŁÓDŹ 0-0 LEGIA WARSZAWA 26.03.11 (Sparing w przerwie na „reprezentację”) Jako, że trwa przerwa na „kadrę” – piłkarze Legii rozegrali w sobotę 26 marca sparing w Łodzi z Widzewem. W drużynie na Litwę znalazł się (niestety) Brazylijczyk Roger, który być może przeżył wstrząsy gdyż przypomniał mu się ten kraj i to co robili w nim kibice klubu, w którym już na szczęście nie gra :-). Bo Litwinom czy to z Wilna czy Kowna – na bank polski futbol i kibice kojarzył się z lipcem 2007 roku…Teraz dojdzie jeszcze ta wizyta naszych rodaków :-). No nieważne, miało być o Widzew - Legia. Sparing odbył się podobnie jak ten w Warszawie – bez udziału publiczności. Mimo to – obserwowało go ok. 100 obserwatorów. Na boisku bezbramkowy remis, Legia bez powołanych do „reprezentacji” oraz m.in. kontuzjowanego Hubnika. Po skrótach – typowa kopanina, zero postępu. Ziew. Ł. WIDZEW: Kaniecki – Ben Radhia (88' Bartkowski), Ukah, Bieniuk, Dudu, Ostrowski (62' Budka), Pinheiro, Broź (83' Kuklis), Grzelak (86' D. Ceglarz), Oziębała (62' Radzio), Grzelczak (74' S. Ceglarz). LEGIA: Antolović – Jędrzejczyk, Komorowski, Kelhar, Wawrzyniak (46' Kneżević) - Rybus (62' Łukasik), Cabral, Gol, Radovic (46' Manu), Ogbuke - Mezenga (46' Chinyama). WIDZÓW: Mecz bez udziału publiczności (100 obserwatorów).

Strona

23

„DL” zine nr 1


FOTOREPORTAŻ „DL”

TURNIEJ KIBICÓW W GRYFINIE (19.02.2011) 20 zespołów w tym złożony z kibiców warszawskiej Legii wzięło udział w trzecim Halowym Turnieju Kibiców Regionalnych – Pogoni Szczecin w Gryfinie. Turniej miał miejsce 19 lutego 2011, a z CC było na nim 15 osób. Nie były to zwykłe zmagania piłkarskie, a przede wszystkim akcja charytatywna (dla chorego chłopca z Gryfina zebrano prawie 1,500 zł) oraz integracja ze zgodowiczami. Na parkiecie wygrali fani Pogoni Szczecin (drużyna o takiej nazwie), a Legia Capital City zajęła 6te, dobre miejsce. Impreza trwała 7 godzin, a prócz zespołów przewinęło się dużo innych fanatyków. Pojawiła się pirotechnika i flagi. Pełny i dokładny „rozkład jazdy” oraz artykuł z prasy znajdziecie pod tym linkiem: http://www.ultrasgryfino.pl.tl/III-edycja.htm . Podziękowania dla CC za ogarnięcie zdjęć, a także korespondentowi GP za nadzorowanie ich „transferu” na redakcyjnego kompa :-). Ł.

Strona

24

„DL” zine nr 1


RYWALE LEGII

RUCH CHORZÓW – KLUB Z GÓRNEGO ŚLĄSKA Z Ruchem Chorzów Legia Warszawa zagra w sezonie 2010/2011 po raz…czwarty. Raz spotkaliśmy się w lidze, dwa razy w Pucharze Polski, a teraz czas na rewanż za rundę jesienną. Z kim my w ogóle gramy :-)? Najwyższy czas na przedstawienie rywala, z którym spotykamy się w ostatnim okresie bardzo często. Ruch Chorzów powstał 4 lata później od Legii – w 1920 roku (w Wielkich Hajdukach), a za barwy przyjął biało niebieskie. Nazwa klubu nawiązywała ponoć do ruchu narodowo-wyzwoleńczego jaki rodził się wtedy na Śląsku. W latach 30tych powstał stadion przy Cichej 6, który mieści się tam do dziś. I prawdopodobnie niewiele się przez te ok. 80 lat zmienił :-). Ma 10.000 pojemności. Klub z Górnego Śląska przyjął przydomek Niebiescy. Jego kibice uważani są słusznie za najlepszą ekipę w tamtym regionie. Najlepsze dla Niebieskich były lata 70te, kiedy to pojawiły się również pierwsze oznaki kibicowania (pierwsza na Śląsku była jednak Polonia Bytom). Mistrzostwa, Puchar, ćwierćfinał finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (my – Legia, byliśmy raz w półfinale, a raz w ćwierćfinale zanim nastał czas Ligi Mistrzów, w której byliśmy w ćwierćfinale’1996), ćwierćfinał Pucharu UEFA (my byliśmy trzy raz y w 1/8 finału)…Finałem Pucharu Intertoto niech się wcale hanysy nie chwalą, bo my wygraliśmy -to coś- w 1968 roku. W sumie Ruch zdobył 14 Mistrzostw Polski, a także 3 krajowe Puchary. Co jednak z tego, że Ruch Chorzów ma więcej tytułów Mistrzowskich? Legię Warszawa w szczytowym momencie tworzyło aż 26 sekcji, których sportowcy wywalczyli…2164 tytuły Mistrza Polski, 89 tytułów Mistrza Świata, 91 tytułów Mistrza Europy, zdobyli łącznie 86 medali Igrzysk Olimpijskich w tym 15 złotych…Wyodrębnijmy od tego sukcesy piłkarzy, których przecież jest niemało (9 Mistrzostw, 13 Pucharów, 3 Superpuchary, Puchar Ligi), z historycznym awansem do ćwierćfinału, w miarę teraźniejszej, elitarnej Ligi Mistrzów - na czele…To daje nam obraz kto jest prawdziwą chlubą polskiego sportu. Tym bardziej, że Legia Warszawa, jej powstanie, historia oraz my kibice to po prostu Polskość – od „Drużyny Legionowej” po patriotów z Żylety. Nie zaś coś co ma 14 tytułów Mistrza Polski, a jego kibice … gwiżdżą na hymn narodowy i barwy biało czerwone… Zresztą umówmy się. Fakt faktem – Mistrzostwo Polski zawsze jest celem, ale zdobycie Mistrza Polski w tej tandetnej lidze to trochę tak jak dostanie –wyróżnienia- „pracownik miesiąca” w azjatyckim koncernie :-). Legia Warszawa to coś więcej, to prawdziwa sportowa potęga, która do dziś wychowuje sportowców w wielu dyscyplinach indywidualnych oraz drużynowych. Warto dodać, że chorzowianie kilkakrotnie spadali z Ekstraklasy… Obecnie jesteśmy także faworytem każdego meczu z Ruchem Chorzów, a szczególnie przy Łazienkowskiej 3. Żadne nazwisko ze składu Niebieskich nie powinno robić na nas wrażenia i nie robi…Jeśli Legia przegrywa z dzisiejszym Ruchem, to po prostu przegrywa…sama ze sobą. Proste. Jeśli chodzi o kibiców – to fanatycy Ruchu, podobnie jak ich drużyna – są jednymi z najbardziej znanych. Obecnie trzymają z Widzewem, a także utrzymują kontakty z Elaną i Apatorem Toruń. Zagraniczne sympatie ukierunkowali na Atletico Madryt, na którym wywieszali głośne derbowe transparenty (kontakty zapoczątkowane zostały w 2003 roku, fan Ruchu będący na emigracji nawiązał kontakty w ekipie Frente Atletico za pomocą swojego ziomka). Co do sztamy z „całym Toruniem”, który przecież się nie lubi nawzajem to sprawa jest prosta. W czasach gdy Apator z Ruchem zawiązywali zgodę o rządzącej dziś w Toruniu Elanie nikt nie słyszał, bo ta ekipa po prostu nie istniała. Elana powstała z Apatora, na początku skromna, by dziś przejąć władzę w Grodzie Kopernika. Kosy Ruchu są dobrze znane, głównie GKS Katowice oraz Górnik Zabrze. Wysoko w hierarchii znajdujemy się także my – Legia Warszawa, co nie jest zaskoczeniem gdyż jak wiadomo: nikt nas nie lubi, mamy to gdzieś…Potwierdzają moje słowa fani Ruchu, którzy zaakceptowali informacje o sobie jakie ukazały się w nieistniejącym już niestety zinie „Ultra”. O kosie Ruchu z Legią piszą: „Kibice Legii od zawsze byli znienawidzeni na ziemiach Śląska. Nie inaczej jest w przypadku Ruchu. Mieszkańcy stolicy to oprócz Górnika i GieKSy chyba najbardziej nielubiana ekipa. Ciężko wskazać przyczynę takiego stanu rzeczy-tutaj jak ulał pasują słowa piosenki: ...i bez powodu, i bez przyczyny śpiewamy dziś na cały świat....(…)”. Ruch nie lubi też Sosnowca, Bytomia i innych… Niegrzeczne kibicowanie Ruchowi ma swój początek w latach 80tych, a w połowie lat 90tych postanowiono założyć elitarną ekipę chuliganów, która zrzeszała tylko tych najlepszych. Tak powstała dobrze wszystkim znana banda „Psychofans”, która istnieje do dziś jako jedna z najlepszych ekip w kraju. Ruch praktycznie zawsze dobrze jeździ na wyjazdy, nie licząc epizodu, problemów z milicją po słynnej awanturze na meczu Chorzów – ŁKS Łódź, po których jednak HKS się podniósł! Dzisiaj dziwić może ich marna frekwencja u siebie, nie licząc derby Górnego Śląska. W rundzie jesiennej 2010/2011 nasz młyn na Cichej wynosił chyba więcej osób od młyna gospodarzy… Jako, że Ruch odrzuca Polskość, a jego fani uważają się za rodowitych Ślązaków – nigdy nie mieli ciśnienia na reprezentację Polski. Pojawiali się tylko na meczach na Śląsku – i to nie wszystkich, w celach czysto chuligańskich. Znane są częste przypadki gwizdania na hymn Polski przez kibiców Ruchu, Legia ostatni raz słyszała to 1wszego marca 2011 w Chorzowie – podczas dnia Żołnierzy Wyklętych. Taki stan wyrósł z ekipy, którą w znacznej mierze zapoczątkowali skinheadzi…Nie znałem nikogo z Chorzowa, ale wychodzi na to, że byli to skini bardziej zapatrujący się na „Adiego” niżeli polski nacjonalizm (w innych częściach kraju zdania były przynajmniej podzielone…). Jak to było? W latach 1993/1994 na Ruchu rozpoczęła działalność młoda ekipa, która z meczu na mecz się powiększała. Wtedy, podobnie jak w innych rejonach Polski - swoją działalność na piłce nożnej rozpoczęli skinheadzi, którzy silnie akcentowali swoją obecność również na Cichej 6. Jak możemy przeczytać w historii fanów „R” na stronie niebiescy.pl - moda na skinowanie objęła także stadion Ruchu, a niemal wszyscy (!) członkowie młodej bojówki udzielali się w ruchu skinheads. Czasem na trybunach królowała przyśpiewka "Adolf Hitler KS Ruch". Szkoda, że najwidoczniej niewielu z nich doszło do odpowiednich wniosków dotyczących Polski…Jak to się stało z Łysymi z wielu innych rejonów kraju, którzy do dzisiaj tworzą ekipy czynnie wspierające prawdziwy polski nacjonalizm i patriotyzm. A przecież też zaczynano od fascynacji NS oraz tego typu symbolami…Nie oszukujmy się, że tak było gdyż młodzież kręcił głównie ekstremizm, niewiele było refleksji. Potrzebowała ona lat by znaleźć ten jedyny odpowiedni pogląd na politykę oraz historię…Jak widać, nie wszędzie. Ł. Źródła: Historia Ruchu Chorzów: http://www.niebiescy.pl/historia.php Historia chuliganów Ruchu: http://www.niebiescy.pl/historia_kibicow.php

Strona

25

„DL” zine nr 1


RELACJE

LEGIA WARSZAWA 2–3 RUCH CHORZÓW 2.04.11 (20 kolejka Ekstraklasy) 2giego kwietnia po 2 tygodniach przerwy, na murawę wybiegli gracze Ekstraklasy. Forma zawodników z tej dziwnej ligi jest niewiadomą nawet „z niedzieli na środę”, a co jeszcze gdy nie gra się prawie czternaście dni…Taka prawda, że spodziewać się można wszystkiego – i to chyba nie jest pozytywna sprawa jeśli chodzi o Legię. „Liga atrakcyjna dla kibiców” – no niech sobie będzie, ale gdzieś tam w ogonie – bo na czele ma być Legia Warszawa pokonująca każdego, przynajmniej u siebie. Rządni zwycięstwa i gry na miarę Wielkiego CWKS – zasiedliśmy do oglądania sobotniego meczu 20 kolejki. Szary mecz ligowy zapowiadał się całkiem pozytywnie na trybunach. Bilety na Żyletę zostały wyprzedane kilka dni przed pierwszym gwizdkiem, a mocno mobilizowali się goście, którzy otrzymali 1.400 biletów. Niestety mocno zawiedli piłkarze Legii, którzy prowadząc 2-0 przegrali 2-3, a goli mogło paść jeszcze więcej… Po takich meczach czasem żałuję, że muszę coś w miarę sensownego o nich wymyślić, bo na usta cisną się same bluzgi…I poniekąd ich używając można rzec: wszystko poszło się pierdolić. Utopijne paplanie ITI, bilboardy z piłkarzami, którzy nie zagrali jeszcze ani minuty, „drużyna marzeń” itp. Cofam się do roku 2004 i obietnic ITI dotyczących Legii w Lidze Mistrzów…Zobaczmy jaką mamy Ligę Mistrzów. Trzecia porażka pod rząd z ligowymi średniakami, do tego kolejna na własnym obiekcie. Na obiekcie, na którym jak zwykle nie zawiedli jedyni godni marki Legii – kibice. Poszedł się jebać także Hubnik jako napastnik- zbawiciel, ale ten ostatni nie do końca (kontuzje) mógł nam pokazać na co go stać gdy jest w pełni sił w każdym meczu. W tych, w których mógł grać – pokazywał się wszak nieźle. No, ale od meczu z Ruchem można marzyć co najwyżej o europejskich pucharach (z taką grą nie przejdą wstępnych rund), Pucharze Polski i kolejnym sezonie…Kolejnym sezonie, w którym nadal będzie ITI oraz ci działacze…a także brak większej kasy na transfery – co już zapowiedziano. Lipa i pesymizm… Zaczęło się dobrze, szybkie prowadzenie 2-0, aczkolwiek mecz był słaby…Coś tam cisnął Rybus, nawet murzyn próbował grać z sensem (co mu się dawno nie zdarzało), ale reszta bez szału i chęci. Było 2-0 to cieszyłem się nawet, że ten Rybus tak ciśnie i nieco odżył, bo czym lepszy on - tym dalej Manu od podstawowego składu…No, ale Wojskowi zafundowali nam wszystkim huśtawkę nastrojów, pozytywy zeszły na dalszy plan po czym znikły kompletnie... Dostaliśmy bramkę kontaktową do szatni i zrobiło się niebezpiecznie. Trener Skorża wystawił w pierwszym składzie aż 5 nowych zawodników – w tym Skabę zamienił na bramce Antolović. Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Smutne, ale my po prostu nie mamy w tym sezonie bramkarza…I możemy wrócić myślami do Legii Urbana oraz Białasa – zdajmy sobie sprawę jak wiele zawdzięczaliśmy Janowi Musze jeśli chodzi o wynik. W polu gramy bowiem żenująco nie od dziś… Antolović nie wybronił nam nic groźnego, a wpuścił wszystko co leciało w bramkę (fakt, pomogli mu śpiący bądź mylący się obrońcy)… Druga połowa żenująca w wykonaniu CWKS, 64’ minuta jest remis, a kilka minut później Piech z 2-0 robi 2-3 dla Ruchu. To był jego dzień i wykorzystując słabą grę Legii zdobył przy Łazienkowskiej trzy bramki. Ostatni gwizdek sędziego i Jakub Rzeźniczak mógł po raz kolejny w tym sezonie popłakać się na murawie. A Chorzowscy zdobyli premie, bowiem obiecano im kasę za zwycięstwo na Legii. Grajki z Warszawy zarabiają krocie, mają kurwa wszystko, ale i tak nie potrafią przez 90 minut się skupić na grze. Ich „występ” podsumował gwizd oraz bluzgi lecące z sektorów gospodarzy. Tu jest Legia i tu się wymaga. Liczba porażek w sezonie 2010/2011 jest niedopuszczalna…A pierwszy sezon nowego stadionu imienia Wojska Polskiego to prawdziwa czarna plama na honorze zespołu – tak wielu porażek u siebie chyba nie pamiętają dużo starsi od piszącego Legioniści… PS: Kilka dni po meczu nie milkną echa wydarzeń z Łazienkowskiej 3. Atmosferę sportową po ostatnim gwizdku częściowo oddaje notka z portalu wp.pl, aczkolwiek „gwoździa programu” nie odhaczyła :-): http://ekstraklasa.wp.pl/kat,32284,title,Potezne-gwizdy-chusteczki-dla-Skorzy,wid,13282925,wiadomosc.html?ticaid=1c0ee . Owy gwóźdź programu to oczywiście cios jaki otrzymał Jakub Rzeźniczak od S., kiedy wyszedł po meczu na rozbieg. W dniu meczu powiedziano o tym na C+ w programie ligowym, ale kamery TV tego nie zarejestrowały. Za to Błędowski chwali się, że ma nagranie. Co nieco pokazało środowisko GW w swoim tandetnym reportażu. W poniedziałek – 4tego kwietnia pojawiło się oświadczenie piłkarza i kibica. Obie strony oficjalnie stwierdziły, że działały w afekcie – jeden za dużo powiedział, a drugi nie był w stanie się powstrzymać od czynu, który nie powinien mieć miejsca. Jak podsumowało to SKLW - dla wszystkich, którym dobro Legii Warszawa leży na sercu emocje w aktualnej sytuacji muszą być zrozumiałe. A już zaczęło się prorokowanie kolejnego protestu, m.in. na weszlo.com: http://www.weszlo.com/news/6595 . Mimo tego oświadczenia – klub nałożył na S. ponownie zakaz stadionowy. Redakcja „DL” uważa, że to mimo wszystko dobrze, że ktoś stara się trzymać zasady i nie pozwala pryszczatemu łodzianinowi wozić się przy Ł3. Moim zdaniem jeśli ktoś działa według zasad to zawsze działa dobrze. M.in. dzięki takim incydentom, które mają miejsce na Legii co jakiś czas mam poczucie, że jeszcze nie wszystko co wartościowe się skończyło. Inną kwestią jest także nie pozwolenie na wywieszenie flagi OFMC, a także tej dotyczącej „polskiej części Litwy” – kiedy w sektorze gości normalnie wisi barwa „To my naród śląski”. Paradoks. A tymczasem zapraszam na relacje z trybun. Ł. Mecz z Ruchem zapowiadał się dosyć nieźle. Niedawno ograliśmy ich w PP więc wszyscy liczyliśmy na powtórkę. Wiadomo również było, że sektor gości będzie prezentował się okazalej niż na pucharowym spotkaniu. Niestety tego pierwszego nie było wcale, a to drugie wypadło znów poniżej oczekiwań. Dzień meczowy otwieramy „zimnym” w Źródełku już o 13. Kręci się już trochę osób, bo część dotarła na zapisy na wyjazd do Gdańska, część korzystała z pięknej pogody a jeszcze inni…. byli ze Szczecina :-). Chłopaków z Pogoni było tego dnia w Warszawie ok. 70-ciu (z flagą), bo wykorzystali okazję na umacnianie zgody w postaci swojego meczu w Ząbkach dzień później. Z biegiem czasu, pogoda, morze ludzi i piwko powodowało, że na stadion, mimo wszystko, aż się odechciewało iść :-). Na 45min przed meczem na bramkach na Żyletę znowu kurwa Sajgon. Jebana ochrona wpuszcza po 1 osobie, którą rewiduje 1 ochroniarz. Po wejściu każdy mógł (i powinien!) dorzucić się NS-om na zbiórkę na oprawę. Niestety ale błędowska wbrew ustaleniom robiła problemy i nie pozwalała zbierać kasy na innych trybunach za co serdeczny „wiadomo co mu w co”. Po wbiciu na Żyletę małe zdziwko – otóż sektor gości prezentuje się dosyć przeciętnie… Jak się okazało, Ruch wykupił tylko 1200 biletów a z tego 300 osób na stadion nie weszło. Lipa panie. Niestety nowej/starej wersji „Snu o Warszawie” nie śpiewamy, bo tkwiliśmy jeszcze w kolejce do wejścia… Z naszej strony doping tego dnia wyglądał niby dobrze. Piszę niby, bo były momenty zajebiste, ale były też pod koniec bardzo słabe. Co ciekawe bluzgów nie było prawie w ogóle, nie licząc „ruchania Rucha”, co można uznać na punkt na minus. Goście za to cisnęli nam nie raz i nie dwa, a ogólnie dawali radę w 2 połowie, bo pierwsze 45minut nie było ich słychać niemal wcale. Im bardziej zmieniał się wynik z korzystnego dla Legii na korzystny dla Ruchu (2-0 dla nas 45min, a ostatecznie 2-3 w plecy) tym jakość dopingu malała wraz z zaangażowaniem grajków na boisku. Osobiście odniosłem wrażenie, że doping był jednak trochę za bardzo oderwany od tego co się faktycznie dzieje na boisku. Czy był to gol dla nas, czy dla Ruchu, czy faul, czy sędzia powinien dostać opierdol czy cokolwiek - u nas ciągle leciało to samo.

Strona

26

„DL” zine nr 1


RELACJE Po przegranym meczu, trzecim z rzędu i w dodatku w tak głupi sposób, drużyna została tak zjebana i wygwizdana, że osobiście nie pamiętam już kiedy dostało im się tak mocno. Piłkarzyki chyba nie wierzyli, że coś takiego ich czeka, bo część sprawiała wrażenie, że nie wie jak się zachować, a część miała autentyczne przerażenie w oczach. Warto dodać, że ITI w momencie kiedy cały stadion (a nie tylko Żyleta) cisnął po drużynie odpaliło reklamy z głośników - tak głośno, że się nie słyszało samego siebie. Podsumowując, mecz ten miał dostarczyć zdecydowanie innych wrażeń. Ruch kibicowsko zaprezentował się przeciętnie, za to piłkarsko pokazał jak słabi są nasi. Po pomeczowych wydarzeniach o których gada teraz cała Polska można się spodziewać, że mecz ten pozostanie na długo w pamięci. ŻYŁA LEGIA: Antolović - Rzeźniczak, Kelhar, Komorowski, Wawrzyniak - Radović, Vrdoljak, Kucharczyk (71' Hubnik), Cabral (75' Gol), Rybus (75' Ogbuke) – Chinyama. RUCH: Perdijić - Grzyb (83' Nykiel), Djokić, Stawarczyk, Jakubowski- Zieńczuk, Malinowski, Komac (78' Lisowski), Janoszka (90+3' Pulkowski) - Jankowski, Piech. BRAMKI: Rybus (8’), Radović (24’), Piech (45’+3, 64’, 66’). ŻÓŁTE KARTKI: Stawarczyk, Piech i Perdijić (Ruch). WIDZÓW: 17.300 (w tym 1.200 gości z czego 250 nie weszło).

LECHIA GDAŃSK 0-1 LEGIA WARSZAWA 6.04.11 (1/2 Pucharu Polski) Jak meczów CWKS dwa tygodnie nie było to nie było (bo grał Roger z kolegami), a ostatnio sypnęło nimi konkretnie. Najpierw Legia- Ruch w lidze, dzień później Pogoń w Ząbkach, a już w środę 6tego kwietnia kolejny mecz Wojskowych. Jechaliśmy do Gdańska na pierwszy mecz półfinału Pucharu Polski. Wyjazd był kołowy, a zapisy odbywały się przed meczem z Chorzowem w Źródle. Liczba miejsc była ograniczona… Spotkanie jak wiadomo odbywało się w „atmosferze skandalu” w postaci liścia na pryszczatą twarz Jakuba Rz. (50 tysięcy złotych kary dla Legii!). Znowu fanatycy Legii to samo zło, najgorsi i w ogóle strach wychodzić z domów. „Gazety Wyborcze”, TVNy, TVP ogłaszają stan wyjątkowy. We don’t care :-). Kibice CWKS nie od dziś są znani z różnego typu klimatów i musicie przyznać, mimo całej tej lipy – że dzięki nam nie ma w Polsce nudy :-). Więcej optymizmu bracia i kibolskiej, niepoprawnej politycznie dumy i czarnego humoru. Zapraszam na tekst o meczu w Gdańsku. Już przed pierwszym gwizdkiem plotkowało się, że jak Skorża przegra to na jego miejsce wejdzie Kasperczak. Wieści o Heńku zdementowano, a wspierany przez sektor gości Maciej wygrał mecz! Po raz kolejny okazało się, że Legia wygrywa wtedy kiedy najmniej się po nich można zwycięstwa spodziewać. Ł. Półfinał Pucharu Polski w Gdańsku zapowiadał się bardzo ciekawie. Nad morze pojechało ponad 600 fanów Legii licznie wspieranych przez Olimpię Elbląg. W klatce było sporo osób z fan clubów - głównie z północy. My do Gdańska jedziemy w 8 osób dwoma autami, dwóch ziomków z Rypina - reszta Grudziądz. Wchodzenie na sektor ogólnie bardzo sprawne, chyba wszyscy weszli na pierwszy gwizdek i można było jechać z dopingiem. Ten mimo zakazu, który nie obowiązuje na PP prowadził Staruch w bardzo fajnej okazjonalnej koszulce… Na naszym płocie pojawiają się 4 flagi plus transparent pozdrawiający Skrzypka. Od początku przeważający repertuar to wrzuty na Gw i ogólnie na dziennikarzy (wiadomo dlaczego): „dziennikarze chuj wam w twarze” czy też „Steca, Steca do pieca ..” - to tylko niektóre z pieśni śpiewanych przez Legionistów. Żeby tego było mało hitem zarzucono: „tak was to boli, że Legia to klub kiboli..” Oberwało się Miklasowi i Jóźwiakowi - ten pierwszy ma zostać sprzedany do burdelu, a obydwaj dostaną po… dwa liście. Jeśli chodzi o gospodarzy to jak zwykle słabo. Na trybunach 7.250 widzów, dobrze oflagowany płot, sektorówka koszulka i flagi na kijach pokazywane na początku spotkania jak i w drugiej połowie. Jakaś dziwna moda żeby dwa razy w meczu pokazywać to samo - od razu przypomnieli mi się kibice dysko polo. W całym meczu dużo wymiany uprzejmości z Gdańszczanami którzy gwizdali kiedy chcieliśmy żeby zaśpiewali razem z nami co myślimy o dziennikarzach. Piłkarze na boisku jak zwykle słabo, ale cudem strzelili bramkę pod koniec spotkania i awans do finału w Bydgoszczy jest bardzo blisko. Trzeba wspomnieć o tym, że trener Skorża kilkakrotnie w trakcie meczu dostał nasze poparcie za, co podziękował. Z piłkarzy na szacunek może liczyć tylko Kucharczyk, Radović i Vrdoljak. Po spotkaniu piłkarzyki podeszli pod nasz sektor podziękować za doping. Bardzo nie na rękę było Rzeźniczakowi - dobrze że się nie popłakał, ale było blisko… w końcu podszedł też i przybijał piątki. Po meczu ok. 40 minut czekamy na wyjście - większość już żyje wyjazdem do Poznania na mecz z Lechem. Podsumowując wyjazd ciekawy, jeszcze jest ten stary stadion Lechii, a więc jest specyficzny klimat . Przemek (L) Grudziądz Patrząc po ostatnich wynikach Legii w Ekstraklasie (chociaż ta nazwa nie pasuje) o „wakacjach z Legią” można chyba tylko marzyć. Jedyną szansą na wakacyjne wojaże po Europie za naszym klubem jest wygranie Pucharu Polski. Aby jednak wejść do finału trzeba pokonać Lechię Gdańsk. Mecz 1/4 z Lechią przypadł na środę. Nasza grupa dostała 11 biletów na to spotkanie i wszystkie wykorzystaliśmy. Wyjazd miał być furami więc postanowiliśmy, że pojedziemy busem + furą wraz z chłopakami z FC Ciechanów i dwoma znajomymi z Piotrkowa Trybunalskiego. Ruszyliśmy o godzinie 10:30 z miejsca naszej zbiórki. Droga mijała spokojnie, na stacjach benzynowych było widać sporo samochodów Warszawskich fanatyków. Na trasie również co chwila albo się wyprzedzało kogoś kto również jechał na mecz, albo ktoś z Legii wyprzedał nas. Jechało się bardzo dobrze, aż do 183 km w stronę Gdańska, to właśnie tam nasz bus odmówił posłuszeństwa. Zagotował się, jak się okazało padła pompa wody. Dalsza jazda nie była możliwa. Stanęliśmy na poboczu. Dookoła tylko roboty budowlane przy nowej trasie, która za jakiś czas pewnie powstanie. Zero parkingu, zero stacji benzynowej. Nic nie dało się wykombinować, więc padły słowa: „laweta i powrót..” wkurwienie było wielkie, ale nic się na to nie poradziło. Na CB - radio zaczęliśmy szukać „mobilków” którzy kierują się w stronę Elbląga, by część z naszej grupy zabrali przynajmniej na miejsce zbiórki. Machaliśmy także na stopa. Po około 15 minutach zatrzymał się jakiś stary typ i oznajmił, że może podrzucić 4 osoby do Pruszcza Gdańskiego. Szybka wyliczanka i czwórka z nas pakuje się do samochodu. Pozostałe cztery osoby zmuszone są czekać na lawetę, która przyjeżdża po około godzinie i następnie 1,5 godziny wciąga busa na siebie, ponieważ jak to mówił kierowca „nie ma siły wciągarka”. Był plan taki, że jeżeli szybko pójdzie i dotrzemy do Płońska to przesiądziemy się w osobówkę i ruszymy znowu w kierunku Gdańska. Niestety do Płońska docieramy dopiero o godzinie 17.20 i bez szans na to by zdążyć (nasi znajomi byli już pod stadionem), musimy odpuścić. Szkoda, że zawiódł sprzęt, ale czasem tak bywa. Dobrze, że nie był to właśnie wyjazd na finał Pucharu Polski. HUBSON (FC PŁOŃSK) LECHIA: Małkowski - Andriuskevicius, Bąk, Vućko, Deleu - Pietrowski, Nowak, Bajić (76' Buval), Dawidowski (87' Poźniak) - Traore, Lukjanovs. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Astiz, Choto, Komorowski - Manu, Vrdoljak, Borysiuk, Radović (90' Cabral), Rybus (71' Kucharczyk) - Hubnik (86' Chinyama). BRAMKI: Kucharczyk (88’). ŻÓŁTE KARTKI: Choto. WIDZÓW: 7250 (w tym 600 gości wraz z Olimpią).

LEGIA WARSZAWA 2–2 ZAGŁĘBIE LUBIN 9.04.11 (21 kolejka Ekstraklasy) Dzień przed pierwszą rocznicą katastrofy Smoleńskiej (miała miejsce minuta ciszy) Warszawa oglądała kolejny mecz ligowy. Kolejny mecz przy Łazienkowskiej 3 – kolejny zawód. Tylko 2-2 z ligowym cieniasem – Zagłębiem z Lubina. Gola na wagę jednego punktu (wstyd) zdobył Czech – Hubnik, który biorąc pod uwagę kontuzje i tak dużo robi w tej rundzie. Nasz obiekt nie jest żadną twierdzą, wstyd przyznać, ale Ł3 jest za panowania ITI… coraz częstszym dostarczycielem punktów, a zakompleksionym (przez bezbarwną historię) klubom daje -„drużyna” Skorży- chwilę podniety i satysfakcji. A to wszystko kosztem naszych nerwów i marki o nazwie Legia. Remis u siebie z Lubinkami już nie dziwi, po tym co miało miejsce w ostatnich tygodniach. Lepiej było na trybunach, z oprawą „Gówno Prawda” oraz dobrym dopingiem na czele. Mającego wiadome problemy S. zastąpił nowy gniazdowy. Wreszcie udało się kibicom Legii wywiesić biało czerwoną barwę Wilno – Lwów, a na polską Pogoń ze Lwowa były zbierane pieniądze. Zapraszam na dwie relacje z tego spotkania. Ł.

Strona

27

„DL” zine nr 1


RELACJE Mecz z Zagłębiem u nas w domu był kolejnym spotkaniem rozgrywanym na przestrzeni zaledwie kilku ostatnich dni, w których mamy niezły meczowy maraton. Bilety na to spotkanie sprzedawały się słabiej niż na poprzednie, dlatego w necie pojawiło się ogłoszenie NSów zachęcające do przyjścia, bo w przeciwnym wypadku szykowana oprawa może nie wyjść tak jak powinna. Ostatecznie na stadionie wg oficjalnych komunikatów było 16 tysięcy z kawałkiem. Jeśli przyjąć, że pojawiają się pierwsze oznaki zniechęcenia pikników wywołane słabymi wynikami drużyny, to jeśli chodzi o Żyletę tradycyjnie nie miało to znaczenia i młyn był pełen. Z pewnością ze swojej frekwencji nie powinni się cieszyć goście. Zagłębie przyjechało do nas w naprawdę słabe, ok. 200 osób. Mizernie to wyglądało na tle pustego w 75% sektora... No ale jebać ich :-). Przed wejściem na stadion (nie tylko na Żyletę) rozdawane były elementy oprawy. Zbierano również na pomoc dla Pogoni Lwów, dla której ostatecznie zebrano ponad 10 tysięcy złotych! Na wejście piłkarze Żyleta prezentuje oprawę, która myślę, wielu zaskoczyła. Zaprezentowano dawno w Polsce nie widzianą baloniadę, która przedstawiała przerobione logo „Gazety Wyborczej” na „Gówno Prawda”. Chwilę potem, na 1 gwizdek sędziego cały stadion podnosi, rozdawane wcześniej o czym była mowa, żółte kartki skierowane do dziennikarzy. Warto dodać, że na odwrocie każdej kartki była informacja co nam się w poczynaniach pismaków nie podoba i dlaczego protestujemy. Jak widać, cały stadion mniej lub bardziej świadomie stanął po naszej stronie i przyłączył się do akcji. „Oprawie” tej towarzyszyły chóralne pociski na dziennikarzy i media. Jeśli chodzi o sam mecz, to Legia kolejny raz dała ciała i dzięki mega szczęściu (karny w 46min i gol na 2-2 w 92min) uratowała remis. Chujnia z grzybnią taka, że krew człowieka zalewa kiedy to ogląda. Doping na szczęście, tradycyjnie, był na zdecydowanie wyższym poziomie. Na gnieździe stał L., zastępujący obecnie Starucha, a przez kilka pierwszych minut pomagał mu również A., który chyba zatęsknił za staniem na gnieździe :-). Przez cały mecz śpiewaliśmy co jakiś czas „ole to my kibole”, które myślę jest pewniakiem do zadomowienia się na stałe w repertuarze. Kolejny raz obrażanie gości było zminimalizowane, chociaż lubinianie jechali nam nie raz. Ogólnie goście pokazali się dosyć słabo, mieli 3 flagi, w 1 połowie nawet nie wiem czy śpiewali, natomiast w drugiej widać było, że się bawią, choć z usłyszeniem ich też był problem. Do większego wysiłki poderwała ich 2 bramka, która dała Zagłębiu prowadzenie. Z naszej strony był dobry doping przez większość meczu, który mocno osłabł po drugiej bramce aby na koniec być znowu na zajebistym poziomie. Ostatecznie mecz kończy się wynikiem 2-2, a u nas następuje szał radości, kiedy strzelamy gola w 92 minucie. Po meczu z wyniku zadowolony nie był chyba nikt, bo dla nas to kolejny słaby mecz, a Zagłębie pluło sobie w brodę, bo przecież 2 razy wychodzili na prowadzenie. Zawodników żegnały przeplatające się gwizdy z brawami, których jednak było więcej. Za co? Naprawdę nie wiem. Jako ostatni do szatni schodził Kucharczyk, który dostał zasłużone brawa, a Żyleta skandowała jego nazwisko. Po meczu mocno piździ, więc odpuszczamy sobie Źródełko i wracamy na piękne rejony nowodworskie. Żyła Mecz z Zagłębiem Lubin w Warszawie to mecz ze sportowymi smaczkami. Czy Legii uda się przełamać serię trzech porażek (kurwa nie do uwierzenia!), wreszcie trenerem Lubinków jest były trener Legii, Jan Urban. Mecz kończy się remisem, gdyby Legioniści byli skuteczniejsi lub zagrali cały mecz tak jak drugą połowę to końcowy rezultat różnicą kilku bramek dla Nas nikogo by nie dziwił… Od początku. Jako, że z powodów niezależnych od nas nie udaje się dotrzeć pod stadion wcześniej, nie zaliczamy planowanego w większym gronie popołudniowego piwka. Za to przed meczem odbieram kieliszki „Better Dead Than Red”. Patrząc na nie mordka sama się cieszy, można zrobić wyjątek od niepicia alkoholu, który z tak zacnych kieliszków ma dużo lepszy smak :-). W tym miejscu pozdrowię tych, których w sobotę miałem okazję poznać, jak również spotkać na stadionie czy też pod. Samo wejście na stadion w miarę szybkie i kulturalne. Pokazanie ochroniarzowi Karty Kibica, sprawdzenie przez niego czy buźka na KK zgadza się ze stanem faktycznym, delikatne pomacanie i stadion wita. Niedaleko wejścia zbiórka na stojącą kiepsko finansowo drużynę ze Lwowa. Mam nadzieję, że wszystko w temacie dobrze się ułoży, jeszcze ze dwa wyjazdy na Litwę i polskie miasta wrócą do Polski :P... Warto odnotować, że tym razem flaga -Wilno Lwów- mogła zawisnąć na płocie. Nie znam decyzji delegata, co tym razem skłoniło go do wydania zgody, a co wcześniej w tej zgodzie przeszkadzało. Nie znam, ale i tak nie zrozumiałbym motywów szanownego Pana, pozostaje wierzyć że wszystkie zakazane flagi wrócą, a biało – czerwona -Wilno Lwów- bez przeszkód będzie wisieć już zawsze, gdy będą tego chcieć kibole. Dwa słowa o Lubinkach. Czytałem o jakiś ich rekordach, biciu rekordu frekwencji wyjazdowej itp. Liczba Zagłębia Lubin nie powalała na kolana, raczej o żadnym zbliżeniu się do rekordu nie mogło być mowy (przyjechali w 200 osób). Wywiesili oni 3 flagi, nie mieli żadnej pirotechniki, nie zaprezentowali żadnej oprawy. Po bramkach było ich na chwilkę słychać, oprócz tego kilkukrotnie widziałem jak w połowie ubrany na pomarańczowo sektor klaskał i w zasadzie tyle o kibicach z Dolnego Śląska. Na naszą oprawę składały się czarno (litery) – białe (tło) balony, z których na całej Żylecie ułożony został napis wiernie przypominający znak graficzny GW – „Gówno praWda” poświęcony szmacianej gazecie atakującej kibiców i wszystko co tylko nie jest lewackie, pedalskie, czarne, „tolerancyjne”. Kibice (kibole!) pokazali też wspomnianej gazecie żółtą kartkę, gdy wszyscy kibice podnieśli nad głowy… właśnie żółtą kartkę wielkości A4 (na której odwrocie opisane zostały działania GW, coś typu ulotka dla pikników itp.). Z dopingiem było różnie – zależnie od połowy choć generalnie dobrze. Zadebiutował nowy gniazdowy – L.. i w mojej opinii był to dobry debiut. Pierwsza połowa dopingiem raczej słabiutka, ale z czasem wszystko się rozkręciło. Druga połowa, pierwsze piętnaście minut drugiej połowy to ciągniecie przez nas „Legia gol allez allez”, które wyszło naprawdę kozacko. Nie wiem dlaczego zostało przerwane, tak naprawdę w połowie, bo późniejszy powrót do pieśni nie był już tak dobry. Zaznaczę, że koło mnie stała sympatyczna blondynka (pozdrawiam z tego miejsca :-) i dziewczyna dawała radę z dopingiem. Zasadniczo jestem przeciwnikiem zbyt dużej ilości dziewczyn na Żylecie, ale jeśli trafi się taka jak opisana przed chwilką koleżanka, która wie po co tam stoi to nie mam nic przeciwko (szczególnie, że miejsce nie było szczególnie eksponowane). Wracając na chwilkę do emocji czysto piłkarskich, to po naporze Legii trwającym całą druga połowę końcówka meczu była taka jak być powinna. Remis w doliczonym czasie gry, szkoda że nie zwycięstwo (patrząc na ostatnią cieniznę...), będący ukoronowaniem dobrej pod względem dopingu i emocji drugiej połowy meczu. Pod względem dopingu był to dla mnie jeden z lepszych ostatnio meczów przy Łazienkowskiej. Adrian LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Astiz, Choto, Wawrzyniak - Kucharczyk, Vrdoljak, Radović, Borysiuk (79' Cabral), Rybus (65' Ogbuke) - Chinyama (57' Hubnik). ZAGŁĘBIE: Isailović - Rymaniak, Stasiak, Horvath, Kocot - Abwo, Hanzel, Dąbrowski, Wilczek (88' Woźniak), Osmanagić (68' Bryła) - Traore (90' Ekwueme). BRAMKI: Abwo (14’), Vrdoljak (45+1’ – rzut karny), Wilczek (87’), Hubnik (90+2’). ŻÓŁTE KARTKI: Rymaniak. WIDZÓW: 16.300 (w tym 200 gości).

LECH POZNAŃ 1-0 LEGIA WARSZAWA 16.04.11 (22 kolejka Ekstraklasy) Dwa pociągi specjalne (+ jeden Pogoni), większa niż zazwyczaj „samokontrola” nad pasażerami, ogarnianie, szybko sprzedane bilety mimo zerowego poziomu prezentowanego przez drużynę Legii w ostatnim czasie. Tak, to kibice CWKS znowu pokazują klasę i bez żadnego problemu wykorzystują przyznaną pulę ponad 2 tysięcy biletów do Poznania. Niepotrzebne nam jakieś „filmiki mobilizujące” i inne rzeczy…chętnych i tak było więcej. Wyjazd rundy (?) odbywał się w atmosferze robienia z kibiców wroga publicznego numer jeden z Polsce. Zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić, a okrzyk „olee – to my kibole” na stałe wszedł w repertuar fanatyków z Łazienkowskiej 3. Media nie mogą bez nas żyć. Czy to faktycznie podpalony był stadion KSP’1997 bądź własny’2001 czy też na murawie pojawia się ledwie kilka świecidełek’2011 – i tak jest „zadyma”. No więc jeśli nie widzą zmian i co by się nie działo, uderzają w ten sam ton? To tak po prostu chyba musi być…Chuj z tym. W sobotę 16stego kwietnia warszawskie dworce – z Zachodnim na czele – oblegane były przez Legionistów. Po 8 rano wyjeżdżały dwa pociągi na podbój Pyrlandii. „Na wykopki” jechali „ogrodnicy” w białych czapeczkach i ciemnych okularach :-). A teraz przeczytacie z tego obszerną relację i garść różnego typu mniej lub bardziej potrzebnych refleksji :-). Wspomniane we wstępie gadżety – ciemne okulary oraz biała basebolówka z herbem Legiuni – dodane były do ceny biletu oraz przejazdu. Autor pomysłu bardzo dobrze trafił gdyż 22 kolejka Ekstraklasy przywitała szlachtę z Łazienkowskiej piękną pogodą… Jak to się mówi „dziesięć na dziesięć”. Na nowym obiekcie Lecha, który nawet według co szczerszych poznaniaków okazał się klapą – jeszcze nie mieliśmy okazji być. Dziwactwo zwane stadionem, na którym zresztą chyba piąty raz wymieniali murawę – ma ten plus, że zwiększyła się pojemność sektora gości. Nie 500, nie 1000, a 2038 kibiców gości mogło zasiąść na Bułgarskiej. Wiadomo, że wyjazdy na Lecha to nie to samo co przeżywali kiedyś Legioniści, a KKS sam uspakaja się w przypadku „niepokoju” – ale liczby kiboli zmierzających na stadion musiały robić wrażenie i pobudzać wyobraźnię. Pewnym było, że na mecz przyjdzie wiele tysięcy chorych z nienawiści mieszkańców Wielkopolski, a obie grupy „tych co są zawsze” - szykują efektowne oprawy. Na meczu Lech – Legia, transmitowanym przez dwie telewizje (TVP, C+) „powiało Europą”… Żyła tym cała piłkarska i kibicowska Polska.

Strona

28

„DL” zine nr 1


RELACJE Nas jednak nie interesują wsadzający palce w dupę czarnoskórzy piłkarze, nowoczesne stadiony, rosnący komfort, czystość oraz spokój – przynajmniej część old schoolowców (niekoniecznie wiekiem…) to wręcz martwi. Możliwy był scenariusz, że mimo 40stu tysięcy ludzi będzie wiać chujem, czego spodziewała się szczerze mówiąc osoba pisząca tą relację. Wyjazd jest udany jeśli coś się z niego zapamięta, pociągi specjalne, przejazd autobusami i super kontrola nie napawały optymizmem tych, którzy modern football mają w głębokim poważaniu. Wizja „pełnej kultury” była tym realniejsza, że wcześniej racami rzucał tu Widzew i miejscowym dostało się po pupach za wpuszczenie pirotechników. W czasie trwającej non stop nagonki na fanów ciężko było dostrzec światełko w tunelu jeśli chodzi o chęci harcowania, tym bardziej gospodarzy. Nie te czasy? Po to zebraliśmy się na dworcach by się o tym przekonać na własnej skórze :-). Wszak domysły domysłami, a mecz meczem i nie przeżyć poznańskiego najazdu byłoby czymś niewybaczalnym dla szanującego się wyjazdowicza CWKS. No to jedziemy… Dla piszącego ten tekst, wyjazd zaczyna się już w środku nocy kiedy to dochodzi do spotkania z ziomkiem :-). Musimy jeszcze odebrać bilety itp. więc krążymy sobie już grubo przed 7:00 rano na miejscu zbiórki. Mimo, że „to nie te czasy” – czuć jakieś pozytywne napięcie i ciśnienie na ten wyjazd. Wszak nie wiedzieliśmy co nas czeka i jak ten najazd wyjdzie w praktyce. Ja, jak już może wyczuliście w przydługim wstępie oczekiwałem mimo „powiewu Europy” – jak najwięcej „powiewu polskiego starego stylu kibicowania”, czyli w skrócie: jebać plastyk i otoczkę, przybyliśmy czynić…swoje, by nie rzec – zło :-). Tak sobie czytałem oczekując na ten wyjazd (wieczór wcześniej) opis derby Berlina w „To My Kibice+”… i w sumie, plastyk plastykiem, ale nadal niewyobrażalnym jest by nawet pikniki w szalach Legii i chociażby Lecha mieszały się ze sobą… Jak w przypadku meczów na Zachodzie, a nawet…Wschodzie (na derby Moskwy też wieje ponoć żalem i biją się tylko chuligani). Także monitoring monitoringiem – na stadionach nieco ogarnął temat, ale nadal mamy polski temperament we krwi i ludzie w szalach wroga nie zniosą się obok siebie. Nie wyobrażam sobie ciągle by nawet wśród największych pikników poznańskich mógł pojawić się Legionista w szalu i mieć spokój… I bardzo dobrze, disco polo niech sobie grają w Niemczech czy też Mediolanie. Tu jest 24/h wear, że tak powiem szyfrem :-). A więc z drugiej strony nachodzą myśli…a może nie jest z tymi świętymi wojnami w Polsce aż tak źle? Skończmy te rozkminki, bo coś ciężko mi dziś przejść do sedna :-). My jechaliśmy pierwszym pociągiem, a do jednego znajomka wpadło trzech Holendrów z Den Haag. Dwóch w miarę normalnych, a jeden w szlafroku :-). No cóż…Z braku laku – cała droga mija nam na integracji z fanami DH. Dwóch „tłumaczów” i heja – pytamy o klimaty chuligańskie, a także rasowe na stadionie Den Haag i ulicach Hagi. Ze świadomością polityczną chłopaków nie jest źle, stwierdzają stanowczo, że muzułmanie i czarnoskórzy sprawiają problemy i w niektóre miejsca lepiej się nie zapuszczać będąc białym. Z ciekawszych rzeczy na tematy hool’s można odnotować fakt, iż cała Holandia tak nienawidzi Ajaxu, że kiedy trzeba to nawet wrogowie potrafią sobie pomóc w batalii przeciwko żydkom. No tak…nigdy nie przepadałem za tą sceną :-). Pozdrowienia dla Den Haag! Droga mija nam w miarę – na dyskusjach i plotkach dotyczących drugiego specjala…Cieszą „pielgrzymki” po specjalu ludzi ogarniających, którzy zapowiadają, że za picie piwa zostanie się zostawionym w polu. Brawo! I od razu było przyjemnie i niepatologicznie. W danym wagonie była też osoba odpowiedzialna za hamulec bezpieczeństwa, ponieważ psiarnia zapowiedziała, że kiedy będziemy go zrywać – mogą nas zawrócić. W naszym wagonie odpowiedzialnym był kumpel, a więc teksty „powiedz, że jestem piękny bo zerwę”, „pożycz dyszkę” – były standardem dla uszu podenerwowanego chłopaka :-). Wyjechaliśmy po 8:30, w Poznaniu byliśmy bodajże grubo przed 13:00. Wysadzono nas na jakimś zadupiu, a szlachta w białych czapeczkach i cwaniaki w ciemnych okularach wydali z siebie pierwsze okrzyki :-). Wita nas oczywiście masa milicji, która prowadzi Legionistów do podstawionych autobusów miejskich. Nuda i ziew, garstka miejscowych napinaczy-pikników pokazujących środkowe palce zza pleców policji. Leci trochę petard (podobnie jak podczas drogi pociągiem) i odjeżdżamy pod eskortą. Pod sektorem gości jesteśmy jakieś 2,5 godziny przed pierwszym gwizdkiem. Nieźle. Wpuszczanie odbywa się w żółwim tempie. Ustawiamy się nazwiskami, a przy każdej bramce jedna osoba sprawdza nazwiska na liście. Czy naprawdę tak trudno wydać 50 groszy na ksero i dać takie same listy trzem osobom? U nas jedna pryszczata ochroniarka gubi się w kartkach, a masa jej koleżanek stoi bezczynnie. No, ale po co dać trochę komfortu tam gdzie faktycznie jest on potrzebny? Ścisk, słońce, pierwsze oznaki znużenia i wkurwienia. W końcu wchodzimy na stadion, gdzie od razu witamy się ze znajomymi, którzy przyjechali wraz z licznymi tego dnia Portowcami! Wejście na trybuny to istny labirynt. Powstaje szybko teoria, że to kostka Rubika, a kiedy wszyscy zameldujemy się na sektorze – ktoś ją przekręci i wyjścia ulegną zamknięciu :-). Scenariusz z filmu „Cube” kilkakrotnie miał tego dnia miejsce – kiedy odwracaliśmy się, a otwarte przed chwilą drzwi były zamknięte. Na szczęście pod koniec zadziałało to również w drugą stronę, na plus… Tony betonu tworzą „klatki schodowe” na nowym stadionie Lecha. Pierwszy kontakt wzrokowy z trybunami robi jakieś tam wrażenie, ale ładną bym nazwał tylko „prostą”, która – szczególnie wypełniona widzami – prezentuje się efektownie. Młyn gospodarzy nie ma za to żadnego klimatu, kiepska jest akustyka. Sektor gości to już w ogóle wynalazek nie z tej ziemi. Najdziwniejszy sektor na świecie? Myślę, że w czołówce…Chyba 4 oddzielone od siebie trybuny mówią same za siebie. Wieszane są flagi Legii i Pogoni, a my „atakujemy” słynny (heh) miejscowy catering. Owy jest skandalem… 8 zł za zimnego hot doga, bez komentarza. Zjadłem dwa, a i tak byłem głodny. No i liczba ogarniających to żarcie była iście irytująca. Zmienia się infrastruktura, nie zmienia się minimalizm jeśli chodzi o organizacje meczu. Jedna baba z listą, jedna baba od cateringu – zmieńcie najpierw to, a potem pierdolcie o Europie. No, ale nie jedzeniem człowiek w dniu meczu żyje. Głodni wracamy na sektor :-). Pojawiają się flagi „Warriors”, „Teddy -95- Boys”, OFMC, „Ultras School’s”, „Legioniści”, „Legionowo”, „A melanż trwa”, „Semper Heroica”, „Żyleta” i na bank jeszcze inne. Wisi flaga Hagi, Olimpii, Wilno- Lwów, a także kilka licznie wspierającej nas Pogoni – z „Dumą Pomorza” na czele. Portowcy odwiedzili nas ekipą i ta była całkiem spoko. Pomału zapełniają się trybuny gospodarzy, pojawia się pierwsza napinka i doping dla rozgrzewających się zawodników. Wsparcie otrzymuje Maciej Skorża. Po jakichś problemach dobija drugi specjal i coraz więcej białych czapeczek z herbem mieni się w narożniku stadionu przy Bułgarskiej. „Przyszliście chamy – dlatego, że my tu gramy”, komentujemy ponad 36 tysięcy widzów obecnych po stronie Lecha. Nie pozostajemy obojętni na zachowanie Arboledy, który lubi wkładać palec w tyłek…W związku z tym powstaje kilka okolicznościowych okrzyków oraz ostrzeżenia by nie stawać zbyt blisko murawy :-). Wreszcie przychodzi moment wyjścia obu jedenastek na boisko. Lech śpiewa jakiś dziwny, niezrozumiały hymn, a my swoje „Mistrzem Polski”. Trwają obustronne bluzgi.

Strona

29

„DL” zine nr 1


RELACJE To co w pewien sposób łączy nas z Lechem to bycie numerem jeden na czarnej liście antykibicowskich mediów z GW na czele. Ksywki Lechitów i Legionistów co rusz odmieniane są w prasie przez wszystkie przypadki, a kibolami określa się nas na tyle często, że sami coraz częściej używamy tej nazwy. Lech zrobił sobie flagę, my stworzyliśmy różne pieśni. Spotkały się zatem nie tylko dwie czołowe drużyny piłkarskie, ale i prawdziwa „loża kiboli” :-). Same VIPy :-). Obie ekipy dały głośno wyraz temu co myślą o dziennikarzach. „Dziennikarze – chuj wam w twarze” – niosło się po Bułgarskiej. My i Lech wywiesiliśmy podobne transparenty dotyczące faktu, iż fanatycy to temat zastępczy dla niespełnionych obietnic rządu. Prócz tego z naszego sektora poleciało w „gniazdko dziennikarzy” jakieś pojedyncze piro oraz przede wszystkim rozwinięto ogromną sektorówkę tematyczną. Ta pokazywała nam wizerunek Adama Michnika i pytanie zadane z użyciem prawdziwego nazwiska Michnika (żydowskim) – czy przeprosi za brata i ojca? To był naprawdę dobry, polityczny motyw…Legia! Wcześniej Lech pokazał przygotowane choreo. Te, jak zwykle w przypadku Kolejorza – według mnie nie powalało na kolana, a pozbawione było jakiegokolwiek klimatu. Kartoniki w barwach, z „ciętej sektorówki” napis „Kolejorz” oraz dwa długie transparenty mówiące coś o wierze w klub. Do tego malutko pirotechniki, którą trzeba jednak zapisać na plus i mała sektorówka, która się zresztą im zaplątała. Całkowicie bez szału. Na prostej pojawiła się „sektorówka- transparent” o tym, że rząd daje dupy z przygotowaniami do Euro 2012. Rozwijana ona była dwukrotnie. Wszelkie „ładne oprawy” polegają w starciu ze starym klimatem. Dlatego cieszyła oko zawieszana flaga „Terror Corps” MKSu, a obok niej skrojona flaga jednego z FC Lecha. Po niedługim czasie owa flaga została na „nowym obiekcie” spalona – jak za starych czasów na obiektach „nienowoczesnych”, heh. Zapach spalenizny – wreszcie coś, zapach hot dogów nie był bowiem zbyt przyjemny :-). Legia pokazała kilka opraw, a każdej z nich towarzyszyły achtungi. Głowna oprawa przewidziana była na koniec spotkania. Podnieśliśmy w górę czerwono zielone sreberka, a z góry zjechała sektorówka przedstawiająca „pirotechnika”. Towarzyszyły do tego trzymane transparenty na kijach, fajną czcionką napisane było „Stadionowi zadymiarze”. Kiedy sektorówka zjechała – odpalono konkretne świece dymne, a także kolejne petardy. Część z nich poleciała w stronę sektora gospodarzy, a także ochrony & dziennikarzy. Oprawa miała klimat – w przeciwieństwie do tego co pokazali w sobotę gospodarze. Większych emocji piłkarskich przy okazji tego wyjazdu brak. Chłopcy Skorży szybko stracili realne szanse na Mistrza, przegrywając u siebie ze Śląskami, Ruchami czy też remisując w Warszawie z Zagłębiami. Dno jak chuj, a paradoksalnie wydaje się, że po latach Urbanowego grania tyłami – ruszyło się w legijnej ofensywie. No, ale jak z przodu nieźle to z kolei z tyłu do dupy i bez głowy… Tracony punkt za punktem i zrobiła się mega strata do lidera, który na dodatek wygrał dzień wcześniej kolejny swój mecz. Kibice między sobą mówią raczej o zdobyciu Pucharu Polski, a w Poznaniu Legia miała po prostu wygrać, bo…tak. Po pierwsze – bo jest Legią i zawsze gra o 3 punkty, a po drugie – by nie pozwolić na zbiorowy orgazm w Wielkopolsce. Przy Łazienkowskiej na jesień pokonaliśmy Lecha, nie chcieliśmy tam przegrać i dać „Arboledom” satysfakcji… i na tym mniej więcej polegało „ciśnienie na wynik”. Niestety nie udało się i w końcówce meczu 36 koła ludzi oszalało z radości – udało się strzelić znienawidzonej Legii gola. „O Boże” – Mariany przez miesiąc mają o czym gadać w poznańskich fabrykach. Mimo niekorzystnego wyniku z sektora gości było widać, że coś tam walczyli i próbowali, a więc dostali raczej zasłużone brawa za podejście pod sektor. „Hej Legio jesteśmy z Wami” – nie raz niosło się tego dnia przy Bułgarskiej. A gracze Lecha zrobili rundkę dookoła stadionu. Czy Arboleda przybijał piątki (palcem) ze swoimi fanami – nie stwierdzono :-). Obiekt Lecha dość szybko opustoszał, a my zaczęliśmy zbierać się do wyjścia ze stadionu. Piszący tą relację wraz z trzema Portowcami miał inny pomysł na powrót, a zatem ani nam się myślało wracać do miejskich autobusów :-). Zanim ekipa z sektora gości zaczęła być wyprowadzana – znajdujemy lukę w „kostce Rubika” i całkiem zgrabnie i prosto znajdujemy się „po drugiej stronie mocy” – incognito wśród pikników gospodarzy. I na tym moja relacja się kończy, bo nie wracaliśmy żadnym specjalem… Podsumowując – wyjazd raczej spokojny, fajna liczba ludzi po obu stronach, klimat zrobiło spalenie flagi i choreografie przygotowane przez ultras Legia. Gospodarze kompletnie bez szału, na mnie sama liczba i kopiowane przyśpiewki z Bałkanów nie robiły nigdy i nie robią żadnego wrażenia. Po naszej stronie całkiem spoko, pojazd z wybiórczą, zakazane piro. Warto było pojechać i pokazać się lepiej niż Lech w Warszawie. Ł. LECH: Kotorowski - Wojtkowiak (76' Injac), Arboleda, Bosacki, Henriquez - Wilk, Djurdević, Murawski, Kriwiec -Mikołajczak (53' Rudnevs), Ślusarski (66' Kiełb). LEGIA: Skaba – Rzeźniczak, Astiz, Choto, Wawrzyniak – Manu, Vrdoljak, Borysiuk, Radović (83' Cabral), Kucharczyk (76' Rybus) – Chinyama (76' Hubnik). BRAMKI: Rudnevs (82’). ŻÓŁTE KARTKI: Vrdoljak (8'), Borysiuk (8'), Astiz (82'). WIDZÓW: 36.000 (w tym 2038 gości, kilkunastu niewpuszczonych, Legia wspierana przez kilka setek Pogoni, 3 osoby z Den Haag i inne zgody).

LEGIA WARSZAWA 4-0 LECHIA GDAŃSK 20.04.11 (1/2 Pucharu Polski) Odetchnęliśmy z ulgą. Gra Legii jest jak wiadomo ostatnio zagadką, a więc zaliczka z Gdańska (1-0) wcale nie dawała nam pewności na uzyskanie awansu. Na szczęście tym razem CWKS miał więcej szczęścia i wykorzystał kilka sytuacji na zdobycie gola. Już w Poznaniu byliśmy lepsi od Lecha, a teraz Lechię udało się rozgromić. I chociaż trochę zatrzeć to żałosne 0-3 z jesieni. Jak widzicie gdańszczanie – tamto to był tylko fart, a potem Legia przeszła do pokazywania wam miejsca w szeregu. 4-0, w dwumeczu 5-0 i finał 3 maja jest nasz. Podejmujemy tam Lecha i to będzie dopiero hicior na stadionie Zawiszy… A przed meczem PP z Lechią dowiedzieliśmy się, że otrzymaliśmy za Poznań…zakaz wyjazdowy na ligę do końca rundy wiosennej (+ 10 tysięcy). Jak tam ledwie co się działo, a ten mecz tak naprawdę prócz „aejao” wykrzyczanego przez poznańskich Marianów nic nie wniósł do polskiego ruchu kibicowskiego… Oj przewrażliwione te Komisje… byle nas udupić. Damy się? Umówmy się – Puchar Polski, prócz finału – nie jest w Polsce traktowany zbytnio poważnie. Słabe zazwyczaj mecze, kiepska frekwencja – chyba, że trafi na wynalazek typu Podbeskidzie, które zrobi komplet na kameralnym kurniku. W tym wszystkim bardzo dobrze wychodzi Żyleta, która mimo przeciętnego meczyku – nabita była do końca! Ponad 7 tysięcy ludzi w młynie, co oni by bez nas wszyscy zrobili…? Nie dziwię się, że ITI gadało z kibicami, bo jak byłby protest to na takim spotkaniu – mimo nowego obiektu – wiałoby nieźle chujem. A tu proszę. Ekstra doping, mnóstwo flag, fanatycy bez koszulek. W środę była jakość! Zawodnicy wreszcie zagrali dla nas i rozpykali rywala 4-0. Nie ma sensu rozwodzić się szczegółowo nad tym meczem – byliśmy po prostu lepsi pod każdym względem. Piłkarzem meczu na moje Michał Kucharczyk – wszedł pod koniec, strzelił bramkę i zaliczył asystę. Na naszych oczach wyrósł bardzo solidny ligowiec. Gdyby Legia takimi chłopakami stała – byłoby dobrze. Nieźle też Hubnik, jeśli coś się działo – to zawsze on, niczym dobry duch – był w pobliżu :-). Śmiać się chce z tego Manu – typ nie trafiłby chyba z metra w pustą bramkę. Widzów w sumie 16 tysięcy. Kibiców gości przyjechało około 400. Słabo dopingowali i skupili się przede wszystkim na bluzgach. Żyleta nie pozostawała dłużna i dość często trwała wymiana uprzejmości. Dostało się znów dziennikarzom. Doping dla Legiuni dobry, część fanatyków dopingowała w ten ciepły wieczór bez koszulek. Po ostatnim gwizdku wspólna radość z zawodnikami i głośne obwieszczenie im, że kibice CWKS chcą kolejny Puchar do klubowej gabloty. Bydgoszczo – nadciągamy! Dostaliśmy 5 tysięcy biletów, które mają być imienne. Ł. LEGIA: Skaba – Rzeźniczak, Choto, Astiz, Wawrzyniak – Manu, Borysiuk (84' Cabral), Radović, Vrdoljak, Rybus (73' Kucharczyk) – Hubnik (80' Żyro). LECHIA: Kapsa – Pietrowski, Bąk, Vucko, Andriuskevicius (46' Hajrapetjan) – Buval, Nowak, Surma, Bajić (64' Dawidowski), Lukjanovs (78' Poźniak) – Traore. BRAMKI: Radović (24’), Vrdoljak (63’), Bąk (77’ – samobójcza), Kucharczyk (79’). ŻÓŁTE KARTKI: Vrdoljak i Manu (Legia) oraz Nowak, Surma i Traore (Lechia). WIDZÓW: 16.400 (w tym 400 gości).

Strona

30

„DL” zine nr 1


RELACJE

LECHIA GDAŃSK 2-1 LEGIA WARSZAWA 23.04.11 (23 kolejka Ekstraklasy) Kilka dni później (po meczu PP) znowu spotkały się zespoły Lechii i Legii. Tym razem w lidze i tym razem nad morzem. Najważniejszą kwestią było to, iż fanatycy Legii mieli na ten mecz zakaz…podobnie jak na pozostałe wyjazdowe spotkania rundy wiosennej. Powód? Parę petard, flaga i mały pożarek w sektorze gości. Pff. Euro tuż, tuż. Oby po nim wyluzowali szorty gdyż robi się to irytujące. Skromny apel…nie dajmy się. Nie ugnijmy się pod ciężarem kar wymyślanych i nakładanych przez szuje w garniturach! Wracając do świątecznej soboty – trochę Legionistów wybrało się tego dnia z Olimpią do Płocka. A spotkanie 23 kolejki Ekstraklasy zwracało uwagę głównie ze względów sportowych: czy drużyna Skorży po pogromie w 1/2 PP nie podłoży się w lidze? Czy nie będziemy świadkiem (używając terminologii świątecznej :-) wielkich jaj? Zapraszam na kilkanaście zdań o sobotnim meczu i trochę rozkminek. David Beckham jak wiadomo przejawiał często odruchy komercyjno-modern footballowe, ale nie da się nie zauważyć, że to świetny zawodnik – tym bardziej za czasów dominacji Manchesteru United pod koniec lat 90tych. Oglądałem kiedyś film dokumentalny o szkółkach MUFC i moją uwagę przyciągnął jeden fakt. Kiedy Beckham miał 11 lat i grał już w czerwonej koszulce, prasa pisała o nim wiele artykułów. „Little Devil” – czyli „Mały diabeł”, brzmiał jeden z nich – na całą stronę ze zdjęciami małego Davida. Przypominam – miał 11 lat. U nas piłkarz ma 20 i wszyscy srają w portki, że jak media raz napiszą, że zapowiada się dobry grajek to spocznie on na laurach. To co jest nie tak z psychiką polskich piłkarzy? Że w Anglii 11sto latkom nie odbija palma i nie demotywują się? Też zarabiają. Po co o tym piszę? Legia ma młodego Kucharczyka i najwyższy czas by stał się polskim liderem, prawdziwą podstawą CWKS. To jest już stary koń, a nie pierdolenie, że ma jeszcze czas i „nie wymagajmy od niego cudów”. Gra ostatnio bardzo ambitnie, robi dużo szumu i ma chęć do gry, zdobywania goli, podboju ligi. O to chodzi – ten piłkarz powinien non stop grać, nabierać doświadczenia, otrzymać nagrodę (zaufanie) ze swe zaangażowanie – by w momencie kiedy przyjdzie czas pojedynku np. w Poznaniu – również się wyróżniać. Być PRZYZWYCZAJONYM do presji…Jeśli tą presję się omija, tonuje do 25tego roku życia to jak on ma potem grać na miarę Wielkiej Legii? Jak ma grać REGULARNIE na wysokim poziomie, skoro grzechy mu się odpuszcza w imię młodości? To tak na marginesie. Kucharczyk podczas ostatniego meczu Legia – Lechia w PP, strzelił gola, a przy drugim – samobójczym „asystował”. A wszedł w…końcówce. Aż kipiał z chęci do gry… Zastanawiałem się jak będzie wyglądał w kolejnych meczach. Teraz graliśmy w Gdańsku mecz 23 kolejki. Kucharczyk zagrał od początku, ale Legii nie zbawił… Przegraliśmy 1-2 po beznadziejnym spotkaniu, w którym bramki strzelali tylko gospodarze. No, ale jak piłkarze, m.in. wspomniany Kucharczyk – stwierdzili już dawno, że jest „po lidze” i trzeba skupić się tylko na PP? A jak widać grająca piach Wisła gubi punkt za punktem i profesjonaliści powinni gonić ją z zaciśniętymi zębami do końca. A nie, minimalizm w stylu ligowego średniaka…No tak – my nim niestety jesteśmy. Lechia jest raczej słaba na wiosnę i przegrywając z nią, przegrywamy z samymi sobą. Kafarski długi czas trzymał tam poziom, ale nagle zaczął mu się walić grunt pod nogami, zamykał treningi, zwalał na dziennikarzy… No cóż. Na Legię Mariusza Waltera, wystarczyło… A Skorża moim zdaniem sam zbyt szybko zaczął paplać, że liga jest już raczej przegrana. Gdzie wiara? Ligowa wiosna jest beznadziejna. Pytaniem, które mi się po tym meczu nasunęło…jako, że skupiłem się na sprawach piłkarskich było… Gdzie jest Gol? Tak – mamy takiego zawodnika. Miałem w związku z nim pewne nadzieje przed rundą, a tu dupa. Miał być alternatywą w środku, tym bardziej, że odszedł…oskarżony, Maciej I., heh. No nic, pies to jebał – nawet nie chce mi się wgłębiać w sam mecz, wolę sobie popisać o Beckhamie, heh – ile można do chuja pisać, że jest bardzo źle? Jeśli nie wygramy Pucharu Polski to przy Łazienkowskiej 3 będzie klęska…Kolejna. W sumie, już jest – wystarczy spojrzeć na miejsce w tabeli i liczbę porażek. Dzień po meczu na antenie Orange Sport Info odbyła się debata z udziałem rzecznika prasowego Legii, Koseckiego, Śliwowskiego i dziennikarza „Rzeczpospolitej”. Nazywała się „Co z tą Legią”. Padły tam ostre, ale bardzo celne słowa ze strony dawnych graczy CWKS. Nie jestem fanem posła PO, ale jakieś tam pojęcie o tym czym jest marka o nazwie Legia ma i miło się słuchało jak jadą po Kociębie. Celnie zauważono, że Legia to multi kulti, że ci zawodnicy nie wiedzą gdzie są, nie mają serca, charakteru do Legii i chęci umierania za nią. Zgadzam się, Legia powinna stać Kucharczykami, nawet młodym Koseckim, który fakt faktem jest nieco pedałkowaty, ale stary mu pewnie zamontuje kilka zasad gry z „eLką” na piersi, bo jak widać – nieźle je rozumie. Pytanie – czy ITI wyciąga jakieś wnioski z tego typu podpowiedzi? Czy może dalej twierdzi, że z koncernem TV się udało to z piłką też się uda, bo to firma jak każda inna…Eh. Jak wspomniałem – Legia miała zakaz wyjazdowy na ten mecz. Miejscowych ponad 7 tysięcy. Gospodarze pokazali oprawę „Jak potęga Hetmańska” (na górze prostej), „Ze Lwowa do Gdańska” (na płocie) + malowana flaga sektorowa. Jak na nich nawet ładna. Prócz tego wisiał jakiś transparent dla Małeckiego, a także znany z pozostałych stadionów – przeciwko propagandzie mediów. I to w sumie tyle o tym meczu. Ł. LECHIA: Kapsa - Deleu, Bąk, Vucko, Airapetian - Nowak, Surma, Pietrowski - Traore (78' Bajić), Dawidowski (50' Buval), Lukjanovs. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak (46' Kneżević), Choto, Komorowski, Wawrzyniak - Manu, Borysiuk, Kucharczyk, Cabral (82' Ogbuke), Rybus (61' Radović) – Hubnik. BRAMKI: Bąk (7’ – samobójcza), Traore (23’), Pietrowski (59’). ŻÓŁTE KARTKI: Surma i Pietrowski (Lechia) oraz Hubnik, Rybus i Borysiuk (Legia). WIDZÓW: 7.100 (Legia miała zakaz wyjazdowy na ten mecz).

LEGIA WARSZAWA 1-0 WIDZEW ŁÓDŹ 29.04.11 (24 kolejka Ekstraklasy) Przed długo oczekiwanym finałem Pucharu Polski – zagraliśmy ligowy mecz z Widzewem przy Łazienkowskiej 3. Ciśnienie skupione raczej na 3 maja, obojętność wywołana brakiem gości (zakaz) nie przeszkodziły jednak w sprzedaniu wszystkich wejściówek na Żyletę w przedsprzedaży! Czy można powiedzieć, że to RTS wywołuje takie ciśnienie? Nie sadzę – bo na każdym meczu nasz młyn jest pełny. Aczkolwiek Widzew to nie Zagłębie Lubin – zawsze porusza nieco wyobraźnię, jak i przyjemniej obejrzeć gdy piłkarze czerwonych przegrywają z Wojskowymi. Przegrali, ale poziom prezentowany przez Legię i wypowiedź Skorży, że zagraliśmy trochę jak… Real Madryt z Barceloną (modne ostatnio stwierdzenie) – żałosne… Mianem jakiegoś wyjątkowego meczu wydarzeń z 29 kwietnia 2011 na bank nazwać nie można, przejdzie to spotkanie do historii jako jedne z mniej barwnych w dziejach warszawsko- łódzkich. Na stadionie 16.400 widzów w tym 0 gości z powodu zakazu. Żyleta nabita, dopingująca… niezadowolona z postawy zawodników i działaczy. Tak można podsumować ten nudny mecz, na którym warte podkreślenia są jedynie dwa transparenty związane z protestami fanatyków. No i antywidzewskie okrzyki, przerobione przez media na antysemicki skandal. Zieeew. Na szczęście to nie dziennikarze będą uczyć Legię jak śpiewać na meczach swojej drużyny. Decydują Ci, którzy zarywają noce i poświęcają czas Legii… Proste. Na boisku pierwszy raz od dawna można było zobaczyć Janusza Gola oraz Jędrzejczyka. A pierwszego gola w barwach CWKS zdobył przereklamowany „mistrz świata” – Cabral. I to w zasadzie tyle o meczu, którego niemal…nie było. Kopanina, gwizdki, ziew, nuda, przerywane autami i rogami. Smutna rzeczywistość, ligowa monotonia, legijna piłkarska bylejakość – znakiem teraźniejszości. Wynik 1-0, 3 punkty, ale dla zawodników gwizdy. Białymi koszulkami zamiast chusteczkami żegnano Leszka Miklasa, który jest symbolem nędzy i upadku marki piłkarskiej Legia. To co, że mógł otworzyć szampana w 2002 roku skoro reszta lat pokazała dobitnie jak żałosnym jest działaczem i jeszcze bardziej żałosnym człowiekiem. Takiego typu karierowicza nie powinno być w sporcie i polityce, czyli tam gdzie pracuje się prócz tego, że na własną (wysoką) pensję - także dla rzesz ludzi. Miklas powinien być co najwyżej nadzorującym zbiór truskawek w pakistańskiej wiosce. Z dala od sportu, z dala od tego kraju. Razem z Walterem i Błędowskim największa plaga Legii. Na meczu z Widzewem dostało się także Walterowi i Jóźwiakowi. A w tej kolejce Wisła straciła kolejne punkty… Najżałośniejszy piłkarsko sezon jaki pamiętam. Ł. LEGIA: Skaba - Jędrzejczyk, Astiz, Choto (46' Komorowski), Wawrzyniak - Manu, Borysiuk, Radović, Gol (57' Cabral), Rybus (63' Kucharczyk) – Hubnik. WIDZEW: Mielcarz - Budka, Merda, Bieniuk, Szymanek - Nakouluma (58' Ostrowski), Panka, Broź, Dzalamidze (80' Grzelczak), Oziębała (77' Radowicz) – Sernas. BRAMKI: Cabral (‘65). ŻÓŁTE KARTKI: Jędrzejczyk (Legia) - Panka, Szymanek (Widzew). WIDZÓW: 16.400 (w tym 0 gości – zakaz).

Strona

31

„DL” zine nr 1


RELACJE

PISANE PRZED FINAŁEM PUCHARU POLSKI… Takie mecze jak finał w Bydgoszczy zdarzają się…raz na, hmm 30 lat? Dwie wielkie ekipy, duża kosa – w jeszcze innym atrakcyjnym mieście, do którego jedni mają tylko 1,5 godziny, a drudzy godzinę więcej drogi pociągiem. Stadion Zawiszy, według mnie bardzo ciekawy – bez zbędnych balkonów i z niskim płotem. Prosty sektor, w przeciwieństwie do poznańskiej „kostki Rubika”. Cieszę się, że jedziemy tam na jeden finał, a nie obowiązuje na przykład polecany przez kiepskiego dziennikarza Tarleckiego – dwumecz. Kolejne spotkanie na dziwnym stadionie Kolejorza? Po co? Już ciekawiej byłoby w Bełchatowie. Zresztą ostatni dwumecz piłkarze KKS mimo zdobycia Pucharu wspominają raczej kiepsko gdyż na trybunę Krytą przyszła po nich legijna sprawiedliwość :-). Teraz czas na rewanż na boisku. Według portalu weszlo.com, ten triumf nie zrobiłby dobrze Legii i ITI dalej mydliłoby oczy o tym, że jest przy Ł3 ok. Czy ma to 3 maja jakieś znaczenie? W tym finale czuć prestiż. Byłem na Jaga – Pogoń w zeszłym roku i fakt faktem był to dla naszych braci (i ich rywali) wielki mecz, ale że tak powiem – bez większych podtekstów. Legia z Lechem grała w finale PP i napierdalała się przy tej okazji jeszcze za (głębokiej) komuny… Potem wiadomo – Leszek z II ligowego cieniasa zacząć piąć się pomału w górę i udało mu się awansować do wspomnianego już finału – dwumeczu. Do tego toczyliśmy nieco bardziej - niż wcześniej - prestiżowe pojedynki w Ekstraklasie. Wiele meczów, nerwów, kompletów widzów, awantur na meczach i poza. To jest ta różnica. To jest Legia – Lech. Kawał historii i trzeba przyznać, rywalizacja pracująca od lat na miano klasyku. Mimo, iż dla polskiego sportu to Legia zrobiła zdecydowanie dużo więcej. Kilka meczów Lecha w Lidze Europejskiej tego nie zmienia. Finał w Bydgoszczy ma ogromne znaczenie. Po pierwsze zwycięzca zagra w europejskich pucharach, a przez ligę możemy tam nie dojść. Po drugie – sam Puchar to kolejne trofeum do ligowej gabloty, ważna sprawa! Po trzecie: mecz pokaże kto jest lepszy. W Warszawie na jesień wygraliśmy, w Poznaniu wiosną Lech – kto wygra na neutralnym terenie? Po czwarte: wygrana na boisku ma większe znaczenie niż w finale z Podbeskidziem, jakby nie patrzeć… Wreszcie po piąte: rywalizacja kibiców! Tu chyba nie muszę nic dopowiadać. Finał z wieloma podtekstami, „małymi meczami”, ważnymi kwestiami i niewiadomymi. Ten finał to jest coś! Naprawdę… 23 kwietnia o 18:30 kanał Orange Sport Info transmitował na żywo derby Belgradu, Partizan 1–0 Crvena Zvezda! Nareszcie liga serbska na żywo… pomyślałem, krojąc sałatkę na świąteczny wieczór. Przebywałem 40 km od domu – u mamy, a więc posiadanie przez niej owego kanału przyjąłem jako zbawienie. Narobię żarcie, potem pokibicuje Czerwonej Gwieździe… to był dobry plan. Gdy zaczęła się transmisja z gorącej Serbii (aczkolwiek był to teatr jednego aktora – biało czarnych) – przed oczyma stawał mi co chwila zbliżający się szybkimi krokami finał PP. Czy uda nam się stworzyć piekło? Czy czuję atmosferę wojny? Czy musimy wygrać? Tak! Zgadzam się w 100% ze wspomnianym we wstępie komentarzem weszlo.com, ale 3 maja schodzi to na dalszy plan… Nie ma miejsca na kalkulację. Chęć zwycięstwa i upokorzenia rywala jest niewątpliwie ogromna. Lech wcale nie ma u siebie derby (ma Wartę z ostatnio 15stoma tysiącami widzów, co jest śmieszne według mnie), a my mamy pseudo derby, w których zwycięstwo jest ważne, ale nie aż tak, bo na trybunach stanowimy zdecydowaną większość i lepszą siłę. W Bydgoszczy – obie ekipy stać na wystawienie ponad 6 tysięcznych reprezentacji i nie muszą one prosić o wsparcie ciotek, kuzynek jak KSP bądź wpuszczać za darmo jak Warta… A więc prestiż rywalizacji Legii z Lechem jest niewątpliwie większy… Już mówi się o tym meczu jako o „derby Polski”. Mi, jako Legioniście chce się z tego trochę śmiać i jest to kolejny dowód na naszą potęgę. Czemu? Bo zmieniają się tylko rywale, a zawsze to my jesteśmy przystawiani do tego miana. Dawno temu Legia – Zabrze, potem lata 90te, Legia- Widzew, następnie Legia- Wisła i Legia – Lech. Kto następny chce się ustawić obok nas na zdjęciu:-)? Ostatni finał PP graliśmy w Bełchatowie z Wisłą – w 2008 roku. Wygraliśmy to trofeum, a spotkanie zostało na chwilę przerwane ponieważ legijni chuligani wjechali na murawę. Zanim się coś zaczęło – szybko się jednak skończyło, a media jak zwykle rozdmuchały temat. Tym bardziej, że wyjazd organizowało SKLW, a konflikt był wtedy w fazie zaawansowanej. Dużo kibiców Legii gadało o strzale w stopę i czymś wręcz nieodwracalnym, a tymczasem… dzisiaj jest jak jest, no nie? Bez paniki :-). Legioniści zajęli wtedy cały sektor za bełchatowską bramką, teraz będzie nas ponad dwa razy tyle. Nadciągają legijne hordy! Bydgoska prasa już szykuje pełne grozy tytuły :-). Od dnia kiedy wyeliminowaliśmy (w łatwy sposób) gdańszczan w 1/2, odliczam godziny do pojedynku na Zawiszy. Oby było to godne podsumowanie tego udanego dla fanów CWKS sezonu 2010/2011. I oby piłkarze chociaż częściowo zachowali twarz po tych hańbiących seriach porażek w lidze… Ł.

LECH POZNAŃ 1-1 (4-5) LEGIA WARSZAWA 3.05.11 (Finał Pucharu Polski, Bydgoszcz) Jest. Wreszcie ten pieprzony wtorek, 3 maja. Odprowadzam ukochaną kobietę na dworzec, a sam wsiadam w transport pędzący gdzieś indziej – na Bydgoszcz! Z jednego typu przyjemności na drugi, skrajnie inny. Tam o 18:30 ma rozpocząć się Finał Pucharu Polski pomiędzy ukochaną Legią Warszawa, a Lechem Poznań. Podekscytowanie spore. Tym bardziej, że znowu wyjazd na własną rękę, a nie z całą grupą. Nie można powiedzieć, że Bydgoszcz jest tego dnia dla osoby z wyglądem -typowego kibica- całkowicie bezpieczna, a poruszanie po niej komfortowe i beztroskie. Nie raz już miałem głowę pełną myśli czy mam na czole wypisane „kibol”, a także samokrytyki, że „incognito” przez moją osobę uskuteczniane jest do niczego :-). Co bowiem z tego, że brak klubowych barw skoro w szafie i na sobie od stup do głów ubrania raczej kojarzone z kibicowaniem :-). No, ale oczywiście te myśli krążą po łysej głowie dopiero wtedy kiedy but szura chodnikiem miasta będącego tego dnia potencjalnym miejscem bitwy :-). To chyba z nudów te myśli, bo adrenalina jest tym co żywi i nie bierze pod uwagę faktu odpuszczenia takiego meczu Naszej Legii. Zapraszam na bardzo obszerną relację i refleksje z finału PP. Jak prawie zawsze – ma ona charakter publicystyczny, a zatem jeśli ktoś chce szybko i kompletnie dowiedzieć się „co i jak” to nie trafił raczej na właściwy adres. Będzie to spojrzenie subiektywne, pisane na gorąco acz rozważnie :-). SŁOWEM WSTĘPU…CZYLI PRZYPIERDOLĄ SIĘ NAWET DO BIAŁYCH ŚCIAN :-) Wiem, że czasy nie te, ale nie oszukujmy się – Legia kontra Lech’2011 w Bydgoszczy poruszał wyobraźnię już od czasu awansu do finału. Nawet gdy ktoś niejedno widział. A tym bardziej gdy ktoś był rok temu na finale Pogoń Szczecin – Białystok. Ten meczyk też był na Zawiszy, a ja po ostatnim gwizdku odbijałem incognito w miasto. Chodzące na luzaku, po dwie osoby, grupki Portowców w barwach nie były niczym dziwnym, podobnie jak kilkanaście osób siedzących w osiedlowym barze gdy szliśmy przed spotkaniem ze specjala na Gdańską. Dziwne kurwa… Takie sytuacje na Legia – Lech cały czas wykraczały poza moją wyobraźnię mimo, iż trochę się już meczyków przeżyło. Grupki kiboli bez eskorty poruszające się po Bydgoszczy? No zobaczymy. W każdym razie tego typu myśli miałem lądując dość wcześnie w mieście nad Brdą. Kogo zastanę? Czy po mieście śmigają jakieś grupy Lecha, Legii - które przyjechały niewielką odległość na własną rękę? A może Zawisza tym razem nie pozostał w domach? Są niewiadome, jest ciśnienie, jest fajnie…Nawet mimo to, że w Internecie pojawiały się kilka dni przed spotkaniem tego typu informacje, że władza szykuje prowokację względem kiboli podczas tego meczu. Ponoć wykorzystując fakt, że właśnie w Bydgoszczy spotkają się zantagonizowane, a zarazem najbardziej społecznie & politycznie aktywne grupy: Lech i Legia, szykowana była spora akcja pokazowa. Miało niby dojść do prowokacji, która skutkować będzie "modelową interwencją" służb porządkowych. Ludzie z Wiary Lecha apelowali, że jeśli nie chce się zostać spałowanym, trafić do aresztu i otrzymać wyroku w zawieszeniu to żadnego alkoholu, żadnej bujanki, żadnej agresji. Jak zapewniali - to nie będzie zwykły mecz, władza chce na nim rozbić polski ruch kibicowski. Pierwsze źródła to strona WL na fb / forum Lecha (27.04.11). Potem w podobnym tonie „wypowiedziała się” zyleta.info. Pytaniem jakie się nasuwało jest: a jeśli władza i policyjni agenci co mecz by wysyłali takie info? Mają nas? Plotki, ploteczki, Lech ugrzeczniał – jak zawsze. A działania w związku z Euro 2012 i tak były pewne… Mamy nieodpowiednie dla władzy poglądy i śmiemy wcielać je w życie, udzielać się, tworzyć niezależną społeczność. To musi budzić gniew Systemu… Trzeba to pierdolić, ważną częścią mojego życia jest Legia oraz ta kultura i zamierzam za nią śmigać tak długo jak będę tylko mógł oraz będę w stanie. Ugrzecznianie to zabijanie tej kultury. Czasami się śmiejemy z kolegą, że gdyby do nacjonalisty na chatę wpadła policja i nie znalazła nic ciekawego, a jedynie zastała pusty pokój i białe ściany to… I tak stwierdziłaby, że owe pomieszczenie służyło zapewne do przetrzymywania i psychicznego terroryzowania w nim żydów :-). Jaki z tego morał? Jak chcą – to coś znajdą. Ponad 6 tysięcy Legii i Lecha, wiadomym było, że znajdą jakiś punkt zaczepienia by się dopierdolić w razie potrzeby. Wystarczy, że będą chcieli – jak na „Widelcu”. Dlatego lepiej nie dawać się zwariować, zastraszyć, ponieść fantazji i robić swoje. Pamiętając co jest ważną częścią ruchu kibicowskiego – spontan, dzikość…nie teatr. Co ciekawe - policja z Bydgoszczy wydała negatywną opinię w sprawie organizacji tego finału, ale spotkanie i tak doszło do skutku. Niezbędna była warunkowa zgoda wydana przez prezydenta miasta. Mundurowi mieli zastrzeżenia do bezpieczeństwa na drogach dojazdowych po stronie Poznaniaków. Kibice Legii do Bydgoszczy przyjechali bowiem czterema pociągami specjalnymi, a Lech wybrał transport kołowy gdzie jak wiadomo – łatwo się odłączyć itp. Już kilka dni przed pierwszym gwizdkiem wiedzieliśmy, że na mecz nie będzie można wnieść sektorówek i flag na kiju. Finał PP to także spora mobilizacja policji w…Toruniu, mają oni bowiem kompleks przejeżdżających kibiców: Legii z PP rok temu (Pogoń- Jaga) oraz Widzewa, także z PP na Zawiszy. Za te dwa „zabezpieczenia” dostali ostry opierdol od miejscowej prasy. Tak więc teraz strzegli Torunia jak twierdzy. Czy im się udało? Mam cichą nadzieję, że nie :-).

Strona

32

„DL” zine nr 1


RELACJE Przyznacie, że ten wstęp jest przydługi, ale chciałem pokazać jak wiele niewiadomych, plotek i nerwów towarzyszyło organizacji tego finału. W programie ligowym na C+ gdzie starają się nie mówić niemal wcale o nas – tym razem Smokowski powiedział tylko jedno: mam nadzieję, że będzie spokojnie gdyż finał odbywa się w Bydgoszczy. O piłce nic nie mówił :-). I miał rację – piłkarsko nie było co oglądać, natomiast kibicowsko – było kilka ciekawych momentów. Przejdźmy zatem wreszcie do rzeczy. WIELE ŚCIEŻEK… …prowadziło na stadion Zawiszy. Pociągi, transport kołowy, jeszcze inne… W Bydgoszczy melduję się około 13:30. Jestem ustawiony z jednym ze zmotoryzowanych kumpli, który czeka na mnie w umówionym miejscu grodu nad Brdą. Wszystko spoko, tylko okazuje się, że… on jest, ale samochodu brak :-). Nie ma jak niespodzianki. No nic, pakujemy się w tramwaj i na Gdańską 163. Bez problemu podbijamy pod kasy Legii (aczkolwiek widząc po drodze „podejrzaną” grupkę bez barw) i do późniejszej pory – rozchodzimy się w swoje strony. Pod bramkami fanów Legii jest już ponad 100 osób, nie było jeszcze załogi pierwszego specjala z Warszawy. Dotychczas tylko słyszałem o smutnych przypadkach gubienia się biletów innych fanów, a tym razem zaginął… mój :-). Na szczęście myk, myk i około 16:00 wchodzę na imię i nazwisko kogoś innego, a wejściówkę podarowali znajomi przy uldze osoby która bilet zapodziała – dziękować. W każdym razie, pan z wąsem nie robi problemu z faktu, iż dane niekoniecznie odpowiadają tym z dowodu osobistego… Żadnych list, sprawne wchodzenie. Elegancko – jak rok temu na Pogoni. Co ciekawe – ten sam ochroniarz, który mnie wpuścił mówił, że Polacy sprzedali jakimś Anglikom wejściówki i nie powiedzieli jednego szczegółu – bilety są imienne :-). Turyści z Wysp nie weszli…heh. Może to i dobrze? Na bank ktoś by im „zasłaniał”. Wcześniej przyjeżdżają dwa pociągi. Duże siły policyjne, helikopter, raczej cisza i spokój. Otwarta stacja (okienko), niedaleko kiełbaski, karkówka i szaszłyki ponieważ nieopodal odbywała się… wystawa psów – i nie chodzi wcale o panów i panie z prewencji. Piknik. Jest trochę patologii, pojedyncze śpiewy, ale raczej cisza i spokój. Przemyka się jakaś zakręcona rodzinka w barwach Lecha, ale jako, że to zestaw tata, mama i dziecko to słyszą tylko bluzgi i znikają za plecami pilnujących policjantów. Dało się słyszeć różne opowieści z centrum, z drogi – coś tam się działo czasem… Stojący na osiedlu Leśnym osobnik w koszulce Lecha (są na świecie zakręty, no nie?) „wpada” do klatki schodowej. Zachodu nie ma. Uff. Po 17:00 stoimy już z kumplem na sektorze, jest już chyba każdy pociąg, a jeden z nich miał po drodze awarię. Nie lubię specjali… Sektory pomału się zapełniają, jest Pogoń, pozostałe zgody, rozłożona jest oprawa wraz z instrukcją jak ją ogarnąć dla potencjalnych pikników i zakręconych ludzi, których przy takiej liczbie Legionistów nie brakowało. No cóż – 3 maja wszystkie drogi prowadziły na stadion Zawiszy. MECZ NA TRYBUNACH – POCZĄTEK Pierwsze okrzyki miały miejsce na dwie godziny przed meczem. Jak nietrudno się domyśleć – były to bluzgi. Tych jednak w przekroju całego spotkania było moim zdaniem niewiele. Piłkarze wybiegli na rozgrzewkę, a nas do dopingu mobilizowało kilku gniazdowych rozciągniętych na całej szerokości sektorów. Siedzieliśmy tam gdzie rok temu Jagiellonia, a także na prostej – w miejscu młyna Zawiszy. Lech tam gdzie rok temu my z Pogonią, a zatem bardziej ściśnięci i w mniejszej liczbie. Nie podejmuję się ocenie ilości, ma to w sumie niewielkie znaczenie. Na wyjście piłkarzy unosimy kartoniki tworząc napis „Ultras” i szachownicę w barwach. Do tego klimatyczny buldog z pasów materiału – efekt pioronujący. Lech nie pokazuje nic, „zakazali” czy jak? Nie wnikam. Wcześniej – gdy grano hymny obu klubów, zrobiliśmy próbę generalną szali pasiaków, które dodawane były do każdego biletu. Miazga jednym słowem… Prezentowaliśmy się dużo ciekawiej od Poznaniaków. Przed meczem grany jest hymn narodowy, a my już mamy dosyć miejscowego spikera… Koleś chyba pracował w jakiejś komunistycznej telewizji, bo wstawki miał niczym z kronik PRLu. Wiejski festyn to dla niego za wysoka poprzeczka, a co jeszcze finał PP z udziałem Legii. W każdym razie cały mecz gadał ostre bzdury, wczuł się w rolę, wyczuł swoje pięć minut. Kiedy śpiewamy Mazurka Dąbrowskiego – nadal trzymamy w górze kartony. Na znak rozrzucamy je nad głową i…wychodzimy za sektory. Był to protest przeciwko PZPNowi, dziennikarzom, rządowi. Zostawiamy gołe trybuny (to samo robi Lech) ozdobione transparentami. Ich treści nie sposób przytoczyć ponieważ było ich bardzo dużo (polecam galerie zdjęć z legijnych portali). Przynajmniej jeden z nich zerwała z przyczajki (tunelu dla piłkarzy) ochrona. Po ok. 10 minutach wracamy na swoje miejsca, na płotach pojawiają się flagi oraz rozpoczyna się doping. Ten jest głośny, konkretny i jak na taką ilość – w miarę równy. Podczas meczu śmieszna „służba porządkowa” stojąca przed sektorem Legionistów - w zielonych kamizelkach, zapewne żałowała, że nie przydzielono jej do fanów Lecha. Jeśli dobrze widziałem to KKS nie odpalił żadnej pirotechniki, a do ostatniego karnego stał raczej jak w teatrze. Z kolei z sektorów CWKS co chwila leciały petardy hukowe (60-70?) na dmuchaną i chuchaną przez bydgoszczan bieżnię lekkoatletyczną. No cóż, należy żywić nadzieję, że pani Fiut, a musicie uwierzyć w autentyczność lekkoatletki o takim nazwisku (heh!) nie wywróci się podczas sprintu o dziury przez nas stworzone :-). Ogólnie jednak był nakaz nieodpalania swojej pirotechniki, mimo to – znalazło się kilku do których owy zakaz najwidoczniej nie doszedł… Kilka rac spontanicznie paliło się na sektorze ubranym na biało. Na sektorze Poznaniaków nie działo się za to…nic, prócz znanych bałkańskich przyśpiewek i skakania tyłem, którym podjarali się frajerzy z Manchesteru :-). Nie raz pisałem, że wolę nasz spontaniczny styl od ich teatru, nie będę się powtarzał prócz krótkiego – jesteśmy lepsi…Albo inaczej. Prawdziwsi. W drugiej połowie pokazana jest kolejna oprawa. Tym razem na środku rozwijane są pasy materiału z buldogiem, a po kilku minutach w tej okolicy rozpalonej zostaje sporo pirotechniki. Świece, stroboskopy – efekt daje radę, a spiker z PRLu czyta regulamin :-). Lech patrzy… I część z nich pewnie żałuje, że prawdziwy spontan ultra styl owszem ma miejsce – ale nie w ich ekipie. W różnych miejscach trybun palone są też zdobyte gadżety Lecha. MECZ NA MURAWIE, CZYLI NAJSŁABSZE OGNIWO WIECZORU… Z boiska generalnie wiało nudą. Z perspektywy trybun była to zwykła kopanina, a Lechowi na 1-0 wyszedł strzał życia któregoś z grajków. Potem człowiek łapał „odloty” patrząc w stronę murawy i nawet wysoka stawka spotkania nie mogła zmusić do uważnego śledzenia gry. Manu był najlepszy – niech to wystarczy za komentarz :-). Doping, rozmowy, telefony – to był pomysł na zabijanie czasu. Wreszcie Legia wyrównała i szał radości. „Puchar jest nasz” – niosło się po obiekcie Zetki. 90 minut nie starczyło i tak jak w 2008 roku z Wisłą potrzebna była dogrywka, a następnie rzuty karne. Przed dogrywką Poznaniacy cichną, a my bez przerwy jedziemy z koksem. Wielkich emocji podczas dodatkowych pół godziny nie było i zbliżały się jedenastki… Loteria. Kto zagra w europejskich pucharach? Kto okaże się lepszy na terenie neutralnym? Kogo fanatycy będą mieli powody do świętowania? Na chwilę patrzę ku murawie :-). MECZ NA TRYBUNACH 2, CZYLI COŚ TAM COŚ TAM Pod koniec dogrywki do prowizorycznej ochrony w zielonych kamizelkach dołączyli koledzy w kamizelkach odblaskowych. Już wtedy podkurwili oni część ludzi swoją obecnością, a więc kibice urządzili sobie rzut butelką czy też innymi gadżetami z sektora. W ochronę co chwilę lecą achtungi, a po pierwszym karnym Lecha – obronionym przez Skabę, pierwsi ludzie przeskakują niski płotek Zawiszy. Jeszcze ktoś zaganiał fanów z powrotem, ale gdy Legia strzelała kolejne gole – na bieżnię wyskakiwały grupki na całej długości naszych sektorów. Było wiadomo, że nie uda się zapanować nad emocjami, co zresztą było do przewidzenia z tak niskimi płotami i tak spontaniczną ekipą jak my. Kiedy przed meczem wszedłem na sektor napisałem jadącym autem znajomym sms, że jak tu będzie kompletny spokój to ja jestem Świętym. Miałem rację, ale przewidzieć to było tak prosto jak przewidzieć, że uderzy fala tsunami kiedy ta jest już w zasięgu wzroku. Za rok finał PP w Warszawie, a zatem CWKS godnie pożegnał gościnny obiekt Zawiszy…

Strona

33

„DL” zine nr 1


RELACJE Ostatni karny – strzelamy! Puchar jest nasz! Kolejne trofeum do klubowej gabloty. Gramy w Lidze Europejskiej! Lech milczy, u nas trudna do ogarnięcia jedną parą oczu feta. Zbiegam do płotu i już widzę kontem oka wiele białych „czapek” z Łodzi, zapiętych bluz ninja i chust hulających po boisku. Będzie ciekawie. Fajowsko – jak mawia moja kobieta, z którą parę godzin temu żegnałem spokojne spędzanie czasu :-). Życie prócz kłód pod nogi, podrzuca nam wiele przyjemności… Jedna z nich miała miejsce tu i teraz. Nic się nie liczy. Żyjemy chwilą! No więc z uśmiechem na ustach „witaj murawa” – jest nas na niej kilkaset osób, część (większa) po prostu się cieszy z Pucharu, a część spogląda w stronę przeciwnego łuku. Ludzie w kominiarkach ściskający się z piłkarzami, ultras w bluzach ninja ściągający grajkom skarpetki – proszę, nie mówcie, że jakaś Grecja ma klimat – to Polska ma klimat, to Legia ma klimat :-)! Celem wizytacji murawy była feta i wyraźnie można było to odczuć, ale jasnym jak słońce było, iż coś tam zaiskrzy. Szybko przybiegli ochroniarze z tarczami i gazami, organizator pozwolił na wejście psiarni, która jakiś czas po tym stała na murawie z shotgunami. Poszły jakieś prowokacyjne okrzyki z Lechem (który jeszcze dalej stał niczym w teatrze na trybunach) i zaczęto się przemieszczać w ich stronę. Na drodze stała owa ochrona, w którą poleciały wszelkie będące pod ręką rzeczy. I to w zasadzie tyle, nastąpił z tego co widziałem szybki odwrót. Miejscem do rozważania na ten temat, owa relacja jest średnim, a zatem poprzestańmy na suchym fakcie. W każdym razie przynajmniej jedna osoba za odwrót dostała po głowie. No, bo jak się mówi A to trzeba powiedzieć B, no nie? S. zaczął nawoływać do powrotu na trybuny, tak też zrobiono. Kiedy zbierano nowe siły i chęci – podbiegli pod płot ochroniarze i rozpylili mnóstwo gazu, co powoduje cofnięcie o kilka rzędów krzesełek w górę. Białe nakrycia twarzy zmieniają częściowo kolor na pomarańczowy…Pęka kilka siedzeń stadionu Zawiszy i leci na, i tak zaśmieconą bieżnię, nad którą płakać będą zapewne działacze WKSu. Psy stoją w kordonie, to samo ochrona. Nagle patrzę i oczom nie wierzę – teatr pomylił wyjścia :-). Tak, to Leszek też biega po bieżni i obrzuca się ze „służbami porządkowymi”. Ponoć wyrwali ogrodzenie (?). Leci jakaś raca itp. Jesteśmy już na trybunie kiedy ochrona chyba wywala Lecha ze stadionu. Śpiewamy „Zostaw kibica”. Trybuny Kolejorza szybko pustoszeją, a u nas emocje opadają. S. zarzuca „Puchar jest nasz” i po woli wszystko przeradza się w fetę – znowu. Wygwizdujemy piłkarzy KKS, a brawami witamy tych, którzy wymęczyli nam w tym słabym sezonie chociaż jedno trofeum. Gracze idą odebrać medale i puchar, a po tym fakcie piszący relację opuszcza stadion. Jakoś więzi z poszczególnymi zawodnikami nie czuję, a zatem potrzeba patrzenia na nich z bliska pod płotem nie była jakaś nadrzędna…Ale radość, satysfakcja jest – i to mi wystarczy. DO DOMU WRÓCIMY… Wbijam w osiedle Leśne, solidnie obstawione przez psy, a przez nie pomyka już kilkaset osób do specjala stojącego na stacji Bydgoszcz – Leśna. Na ulicach brak ludzi prócz kibiców, jest zimno i nieprzyjemnie. Udajemy się z kumplem na miejski autobus i odbijamy jak najdalej od psów – w Bydgoszcz. Robiliśmy kilka przesiadek i w każdym z autobusów jadą Zawiszacy (wygląd incognito) i rozmawiają o finale. W tym momencie moja relacja ucina się. Ogólnie było całkiem sympatycznie jak na rok przed Mistrzostwami Europy w Polsce. To czy rozkręci się na Zawiszy większa awantura zależało tylko od nas, bo organizator niezbyt ogarniał sytuację. Jedno jest pewne – ultra klimat pełną gębą. Pirotechnika, wizytacja murawy, opary gazu, protest, oprawy… Chyba tego spodziewała się część optymistów, w tym autor relacji. Zawsze mogło być lepiej, ale – w oparciu o przedmeczowe ploty, dzisiejsze ciężkie czasy – nudów nie było. No i Legia Warszawa zdobyła Puchar Polski. A co działo się w mieście Bydgoszcz i na trasach? Takiej pełnej relacji nie jestem w stanie ogarnąć, bo liczby ludzi i liczby ścieżek były zbyt wielkie. Ale różnego typu incydentów była niezliczona ilość, wnioskuję chociażby z opowiadań ledwie kilku znajomych (a co jeszcze gdyby wszystkie fakty zebrać..)… I to by było na tyle. Relacja pisana na gorąco – kilka godzin po finale, bez znajomości wszelkich wydarzeń towarzyszących temu spotkaniu. Zapewne będę wracał do meczu na „DL”. Puchar jest nasz! Pod każdym względem… ECHA FINAŁU (PISANE PÓŹNIEJ) - Wszyscy oszaleli. Idę tu, mówię, że byłem na meczu. Chórem: „Na tyyym meczu?” – wiedzą wszyscy… Idę gdzieś indziej – to samo. Wprowadza się na pokój nowa lokatorka- studentka, mówię, że generalnie to jestem zajechany bo byłem na meczu „yyy, na tyyym meczu”? Mam propozycję dla Donka oraz innego biznesowo politycznego towarzystwa. Zamknijcie nas wszystkich wpizdu do końca Euro. Jak mówiło się za gówniarza – za chęć do życia i miłość do Ojczyzny. W tym wypadku – dosłownie. O kibolach mówią wszystkie telewizje, piszą portale i gazety. Wypowiadają się politycy, ponuracy z TVN i „fajowi” z weszlo.com. Brakuje tylko opinii czarnoskórej pogodynki TVN, geja Piróga oraz Bartoszewskiego. Może jutro? A teraz sport :-). Takie kwestie jak ta, że zdobywa się 14sty w historii Puchar Polski dochodzą do człowieka po czasie. Podczas meczu żyłem głównie trybunami, potem miastem, ale gdy na spokojnie się obudziłem w środę pierwsze co pomyślałem to… o kurwa, gramy w Lidze Europejskiej i dodajemy kolejne trofeum do gabloty. Mimo wszystko – zajebiście. A Lech się na naszych oczach smucił, Arboleda ponoć podczas wręczania srebrnych medali myślał tylko o wsadzeniu komuś palca w dupę (chodzące plotki :-). A Puchar pojechał do Stolicy :-). - Linka do artykułu „Tylko Staruch jest gotowy na Euro 2012” nie będę Wam z litości podawał, chociaż owy tytuł jest doskonałym komentarzem do skali debilizmu jaka zawładnęła mediami po finale PP. Przecież tam się mało co działo, a jak nie widzą różnicy między wielkimi awanturami typu derby’97, Ruch – ŁKS kilka lat później, a tym czymś z Bydgoszczy to ładne z nich ślepoty... Czy na Zawiszy w ogóle choćby raz ktoś kogoś uderzył? Heh… Aha – czy „użycie polewaczki” = wjechanie nią kawałek na stadion? - „Ostatnio dużo mówi się w prasie o tym jak zachowują się kibice w Polsce. Sam nie mam do nich zastrzeżeń. W całej Europie zdarzają się konflikty i złe zachowania fanów. Nie można cały czas przedstawiać polskich kibiców jako tych złych. Wydaje mi się, że to bardziej taka nagonka przed wielką imprezą, jaką będzie Euro 2012" - powiedział po finale PP Jakub Wawrzyniak (źródło: legioniści.com). Nie lubię tego piłkarza, ale myślę, że to nie czas zastanawiać się czy powiedział to na pokaz czy też nie. Niech się wypowiadają w takim tonie… I fajnie, że zachowali zimną krew w tych karnych, nie wierzyłem w to do środy rano. Trzeba było się kimnąć by to przetworzyć. - „Mamy listy kibiców, wiemy gdzie dana osoba siedziała, w którym sektorze i na którym krzesełku. Łatwo będzie sprawdzić, czy siedzisko np. Kowalskiego z któregoś z klubów jest zniszczone” – podkreślił szef PZPN, Grzegorz Lato dla TVP. Czyli mamy już jedną rzecz która mu się w karierze prezesa udała. Załatwił nam, kibolom – wymarzoną „numerację”. Drżymy przed nią zgrzytając zębami. Jakie szczęście, że siedziałem podczas finału na barierce, bo już mnie Grzegorz prawie miał :-). Ach ta kibolcza intuicja. - Co włączysz portal informacyjny: TVN czy też TVP Info – na pasku leci o PP w Bydgoszczy… Tak przynajmniej było w środę w nocy. Propaganda, zbiorowe wbijanie do świadomości szarych Polaków i załatwianie sobie przyzwolenia na „interwencję”. Tak samo jak z zabiciem Bin Ladena przez USA. Kilka dni leci ryj Busha, Obamy – kiedy mówią, że kwestią czasu jest gdy zabiją tego typu osobników. A potem info, że wojna z terroryzmem się nie kończy, a wręcz przeciwnie – niebezpieczeństwo narasta. No tak – bo Stany muszą przecież mieć pretekst do „misji pokojowych”, a rządy powód do stawiania coraz to liczniejszych kamer. Powtarzają w kółko, budują nastrój zagrożenia, powodują przyzwolenie obywateli na bezwzględną walkę z wszystkim co przez nich symbolicznie przeklęte. Tak więc należy się spodziewać, iż polski rząd – niczym amerykański – wyruszy w „misję pokojową” przeciwko piłkarskim kibicom oraz założy jeszcze więcej kamer by „obywatele czuli się bezpiecznie”. Walka trwa każdego dnia – walka na argumenty, czyny, walka propagandowa.

Strona

34

„DL” zine nr 1


RELACJE - Kotorowski żali się, że być może obroniłby karnego gdyby nie widział dookoła kibiców Legii. Stwierdził, iż nie wie co by się działo gdyby obronił, ale według bramkarza Lecha - strach nawet pomyśleć… I opisał to zdarzenie, uprzejmie na nie doniósł. Żalił się też, że przez biegnący tłum został targany na lewo i prawo… Na moje i tak miał sporo szczęścia, że nikt nie chciał być sławny i wymierzyć mu sztuki :-). Tak jak piłkarze nie doceniają uspokojenia polskich kibiców – tak też politycy i media. Ł. Na wiele dni przed tym wielkim meczem w Chełmży rozpoczęło się nakręcanie ludzi na Puchar w Bydgoszczy. Plakaty, transparenty, a nawet specjalnie założona z tego powodu strona FC Chełmża (fcchelmza.tk). Wszystko po to, by z naszego miasta na finał ruszyła godna horda kiboli. W końcu nadszedł ten wielki dzień. Ustawiam się z kolegami i ruszamy do baru, gdzie nieoficjalnie odbywa się zbiórka naszych Legionistów. Większość na biało, co daje super efekt. No i rzecz jasna wszyscy pozytywnie nastawieni na to święto. Podjeżdżają środki transportu, a my maszerujemy na miejsce startu wycieczki. Robi się nas coraz więcej. Przybywają nasze zgody i wszyscy czekamy na to, by wreszcie wsiąść do autobusów i ruszyć na Bydgoszcz! Policja przebiera się za żołnierzy GROM-u :D i udaje że panuje nad sytuacją. Rozdawane są okazjonalne szaliki, pakujemy się do autobusów (Chełmża wystawia 2 autobusy plus zgody 2 autobusy). Chełmża wysyła ogółem do Bydgoszczy 108 osób. Droga mija nam w towarzystwie piesków, ale spokojnie. W Bydgoszczy jesteśmy sporo przed rozpoczęciem meczu, po chwili turystycznych wycieczek wchodzimy wszyscy bezproblemowo na stadion. Kibice obu ekip są już obecni, Lech nie robi jakiegoś większego wrażenia jeśli chodzi o wizualny wygląd. Na naszym terenie trwają przygotowania do meczu. Zaczyna się finał, każda z ekip odśpiewuje swój hymn oraz hymn państwowy. Podczas śpiewania „mistrzem Polski jest Legia” podnosimy kartony, które układają się w ogromy napis ULTRAS. Efekt jest kozacki i zapiera dech w piersiach! Po tym wszyscy kibice wychodzą ze stadionu w ramach protestu wymierzonego w rząd i media. Po około 10 minutach wracamy na sektor, wywieszamy flagi (My wywieszamy jedną Chełmży „DWIE LEGIE JEDNA WIARA”, pojawiają się też flagi naszych braci m.in. Kwidzyna i dwie Sparty Brodnica), można dopatrzyć się większości flag znanych z Żylety. Miłym akcentem jest trzymanie w rękach flagi „Wilno & Lwów”. Atmosfera jest nie do opisania. Pojawia się też cięta sektorówka (powiewa starym dobrym klimatem). Na bieżnię pod nogi ochrony lecą non-stop petardy hukowe. Doping w pierwszej połowie, według mnie, trochę słabszy (mimo to i tak lepszy od kibiców Lecha), lecz w drugiej połowie po prostu zwala z nóg. Odpalane są race oraz pirotechnika, co daje efekt, jakby na trybunie wybuchł wulkan! Tego, co się działo, po prostu nie da się opisać! Stadion cały jest poobklejany vlepkami (L). Dochodzi do dogrywki, atmosfera na trybunie jest skrajnie nerwowa, acz wiemy jedno - puchar MUSI być nasz! Piekło! Co jak co, ale S. wie, co robi! Końcem końców dochodzi do karnych… Kibice zaczynają powoli przeskakiwać przez płotek ... i jest WYGRANA! Nic, ani nikt, nie może nas powstrzymać - lądujemy wszyscy na murawie! Kibice i piłkarze ściskają się z radości! Po prostu euforia! Lech milczy. Zabawa na murawie przeciąga się, co wykorzystuje Lech, wybiegając ze swoich sektorów. Między kibiców wpada ochrona oraz policja, ostro gazując i jest po sprawie. Wracamy na swój sektor świętować zwycięstwo! Lech jeszcze tam dymi na swoim terenie z policją, a u nas uspokaja się! PUCHAR JEST NASZ! Piłkarze robią honorowa rundkę przed swoimi kibicami. Coś pięknego! Na koniec puchar wędruje w ręce S. , co jest swoistym symbolem! To my razem z grajkami wygraliśmy ten puchar! Powrót totalnie wesoły i bezproblemowy z naszej strony! Opowiadać o tym meczu będziemy jeszcze przez długi czas :D. Dziś, oglądając TV lub słuchając radia, wiem jedno. Daliśmy pstryczka prosto w nos „elitom” naszego kraju. Oczywiście wszyscy przeżywają, jak to trzeba walczyć z nami, kibolami! A ja mówię tak… oby więcej takich meczy! FUCK EURO! VEGO LECH: Kotorowski – Henriquez, Bosacki, Wojtkowiak, Wołąkiewicz – Wilk (75' Kiełb), Injac (78' Stilić), Murawski, Stilić, Kriwiec (103' Mikołajczak) – Rudnevs. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Astiz (46' Komorowski), Choto (76' Cabral), Wawrzyniak - Manu, Vrdoljak, Borysiuk, Radović, Rybus (59' Kucharczyk) – Hubnik. BRAMKI: Injac (29’), Manu (66’). RZUTY KARNE: 1. Bosacki (nie strzelił), Cabral (strzelił), 2. Stilić (strzelił), Komorowski (strzelił), 3. Rudnevs (strzelił), Vrdoljak (strzelił), 4. Mikołajczak (strzelił), Rzeźniczak (strzelił), 5. Wołąkiewicz (strzelił), Wawrzyniak (strzelił). ŻÓŁTE KARTKI: Wilk, Injac, Bosacki, Rudnevs, Djurdjević i Wojtkowiak (Lech) oraz Rzeźniczak, Vrdoljak, Hubnik i Wawrzyniak (Legia). WIDZÓW NA STADIONIE ZAWISZY: 16.500 (w tym ponad 6 tysięcy fanów Legii, Lecha ze zgodami oraz kilka tysięcy miejscowych sympatyków futbolu).

LEGIA WARSZAWA 3-1 KORONA KIELCE 6.05.11 (25 kolejka Ekstraklasy) Nie sposób nadążyć za wieściami płynącymi zewsząd po finale Pucharu Polski. W piątek 6 maja mieliśmy wrócić do szarej ligowej rzeczywistości, a tu działający emocjonalnie niczym dziecko wojewoda – zamknął nam pod wpływem polityków stadion! Pod wpływem impulsu, zapewne też słów samego premiera (że nie będą dopuszczać do organizacji meczów jak nie będzie zgody psów, czyli takie luźne przyzwolenie na radykalne działania…) dopatrzono się uchybień na Ł3 i na stadionie Lecha… Na najnowocześniejszych stadionach w Polsce :-). A za rok Euro 2012, w tym mecz na Bułgarskiej, heh. Myślę, że po chwili wkurwienia można jednak się uśmiechnąć – strzelają sobie w stopę, a z tak nierozważnie działającymi ludźmi powinno się w końcu wygrać. Czytaj: powinno być jak zawsze. Wszak przeciwko nim będą Ci normalniejsi dziennikarze, działacze (klubowi, Ekstraklasa S.A.), kibice – wielu niezmanipulowanych jeszcze TVNem i GW. W czwartek zamiast dopingu na Legia – Korona zaplanowano pikietę na godzinę 18:30! Kolejna manifestacja fanatyków miała miejsce! Walka trwa, a nasz przeciwnik jest wyjątkowo krótkowzroczny. Tyczy się to także milicji. Jak powiedział RMF komendant główny policji - zamknięcie stadionów Legii i Lecha to na pewno jest prewencja, a decyzja została podjęta po bardzo głębokiej analizie :-). Andrzej Matejuk dodał, że po owej analizie ryzyka policja doszła do wniosku, że podobne zamieszki jak w Bydgoszczy mogą mieć miejsce na stadionach przy Łazienkowskiej w Warszawie i Bułgarskiej w Poznaniu. Hehe. Bracia – to jest naprawdę bardzo zabawne i nawet nie ma co się wkurwiać. Współczuję tylko fanom Korony Kielce, którzy przez idiotów musieli odwołać swój wyjazd (chociaż kilkudziesięciu i tak przyjechało). Jeśli chodzi o sam mecz to szału się nie spodziewano. Wszak ostatnie ligowe potyczki – porażka w Gdańsku i denna wygrana z Widzewem były obrazem nędzy, i rozpaczy. Poziom zero, nudy, ziew. A tymczasem wymagaliśmy by wygrywali, poprawili jakość gry – by dalej nie kompromitować się w Ekstraklasie. Piłkarze po wygraniu Pucharu Polski balowali do 4:00 rano w bydgoskim hotelu, ciekawy byłem czy będą mieli w ogóle siły na 90 minut w piątek. Tak sobie rozkminiałem popularne ostatnio stwierdzenia, że -kolejne porażki dobrze nam zrobią-, bo -czym gorzej tym lepiej- (tak jak ze stanem państwa, bo jak bardzo źle to będzie bunt) – coś w tym jest. Ale z drugiej strony… dojdzie przykładowo do kolejnej rewolucji w składzie i co? I od nowa będzie paplanina o zgraniu, braku zrozumienia itp. Ci co są już zaczynali grać – rundę wiosenną rozpoczęli nienajlepszymi wynikami, ale ciekawą ofensywną grą! Były nadzieje na przyszłość. Niestety – w Bełchatowie znów zaczęli się cofać, a ostatnio pokazali poziom V ligi. Kulminacją nędzy był mecz Legia 1-0 Widzew, którego nie dało się oglądać. Najnudniejszy mecz za Urbana stał na lepszym poziomie… a gdyby nie Żyleta – pikniki i telewidzowie najprawdopodobniej by usnęli. Brak im motywacji, większej presji… Moim zdaniem: błąd tkwi w ITI, działaczach takich jak Miklas, średnio mobilizujący Walter… Szkoda gadać. Przy pustych trybunach gwizdek sędziego rozbrzmiał o 20:00. Ale doping dla Legii było słychać… Nie – to nie garstka oficjeli zebrana na prostej postanowiła dopingować CWKS, tylko robili to zebrani pod stadionem fanatycy Legiuni. Znienawidzeni kibole, którzy dopingowali Legię przez całe spotkanie – równocześnie protestując przeciwko politycznym decyzjom w związku z finałem PP. W 33’ minucie MKS, który bardzo dobrze wszedł w mecz – zdobył pierwszego gola. W przeciwieństwie do poprzednich meczów ligowych – Wojskowym się jednak chciało, o dziwo – nie mieli przygotowanego wytłumaczenia o zmęczeniu PP i dążyli do wyrównania. Udało się to w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Druga próba Cabrala, zmobilizowanego powołaniem do którejś tam kadry Argentyny – i na przerwę gracze schodzą remisując 1-1. Nieźle zaprezentował się w ataku młody Żyro – mający w piątek szansę zagrać w wyjściowej jedenastce. W drugiej połowie Korony w ogóle nie było. Była za to –w przeciwieństwie do spotkania z RTS – Legia! Radović strzelił dwie bramki – w 79’ minucie, a także w doliczonym czasie gry – kiedy kielczanie „hokejowo” wstawili swojego bramkarza w pole karne Wojskowych – podczas wykonywania ostatniego stałego fragmentu gry. 3-1 i 3 punkciki zostają przy Łazienkowskiej! Trzy zasłużone punkciki, dodajmy – a mecz ten, jak na rozegrany przy pustych trybunach stał na całkiem niezłym poziomie i dało się go oglądać. Zresztą jak niemal każdy mecz Legii z Koroną – mi się ta para kojarzy z gwarancją niezłego spotkania! Cały mecz rozegrał Gol i mimo kiepskich prób strzałów (prócz nie zaliczonej bramki!) próbował pomagać zespołowi. Nie poniosło go też po wygwizdaniu podczas schodzenia na zmianę tydzień temu i na pytanie dziennikarza C+ nie odpowiedział krzywdząco dla kibiców… Powinno mu to wyjść na dobre. Bo na chłopaka na pewno nie ma co zwalać niepowodzeń… Próba generalna po letnim okresie przygotowawczym choć fakt faktem nieco przypomina mi nieporadnością i…miną – Piotrka Gizę. Obym się mylił.

Strona

35

„DL” zine nr 1


RELACJE W Koronie cała kolonia z przeszłością w Legii: Korzym, Janczyk, Vuko, a szczególnie – przyznam się – mój idol z lat 90tych, którego plakaty wieszałem na ścianie – Grzegorz Szamotulski. Sentyment mam do typa chyba po grób… Elka z włosów, fuck off dla kibiców Widzewa – miało to dla mnie wielkie znaczenie… Gdzie są teraz tacy piłkarze młodego pokolenia? Słucham wywiadu z Żyro, spoko chłopak – powodzenia, naprawdę – ale chyba „to” już nie wróci… Chociaż – trzeba dodać, że piłkarze walczyli (słownie) z ochroną o to by puściła ich do kibiców, którym podziękowali za doping. Nie było to poste ponieważ ochroniarze pruli się do nich… Trzeba zapisać to na plus. A teraz relacja od ziomka, a z aparatem biegał – J. Obu panów pozdrawiam :-). Ł. Legia Warszawa – Korona Kielce: zamiast na stadionie, poza jego obrębem z antyrządowymi hasłami. W ramach przypomnienia: obiekt przy Łazienkowskiej zamknięty został w związku z hiperbolizacją „ekscesów”, do jakich doszło na murawie stadionu Zawiszy Bydgoszcz po meczu Pucharu Polski. Po zwycięskiej dla Legii serii rzutów karnych nasi kibice wbiegli na murawę, by cieszyć się wspólnie z piłkarzami z sukcesu, co stanowi pewną tradycję przy okazji tego typu meczów. W pewnym momencie, na rzekome prowokacje adresowane wobec Lecha, na murawie pojawiła się ochrona używając m.in. gazu, co wprowadziło nieco niepokoju. Ów niepokój urósł w następnych dniach do rangi zamieszek, co najmniej do tych z płonących derbów przy K6 z roku 1997. Doprawdy, szokujące – kogoś biją bez przyczyny i ten ktoś się broni…Kibice Legii mają sumienie czyste, jak jest w przypadku poznańskiego Lecha, niech odpowiedzą sobie sami, zastosowano jednak odpowiedzialność zbiorową. Abstrahuje od absurdalności zarzutu, gdyż poza wbiegnięciem na murawę bydgoskiego stadionu innych przewinień faktycznie nie było (o ile generalnie spontaniczną radość można traktować w tych kategoriach), to czy przypadkiem ta tzw. „odpowiedzialność zbiorowa” nie narusza demokratycznych swobód… Oba obiekty piłkarskie zostały objęte zakazem rozgrywania najbliższych spotkań przy udziale publiczności. W Warszawie decyzją ową firmował swym nazwiskiem wojewoda mazowiecki – Kozłowski. Co istotne, wojewoda stanowi terenowy organ administracji rządowej, warto sobie to zakodować, gdyż w związku z powyższym naturalnym wnioskiem jest, iż nakaz wyszedł od ludzi usytuowanych wyżej w hierarchii. Stąd też zwołany pod Źródełkiem protest, a którego miejscem docelowym był stadion przy Łazienkowskiej (od strony Żylety) przybrał właśnie antyrządowy wymiar. Kilkaset metrów do przejścia dzielące pub Źródełko od naszego stadionu nieśliśmy z okazjonalnym banerem o treści „Otworzyć stadiony. Zamknąć wojewodów”. Protest organizacyjnie zasadniczo przypominał ten zeszłoroczny, wzdłuż ulicy mieliśmy transparenty o wymowie naprzemiennie humorystycznej, ale też i politycznej: „Bez nas nie ma widowiska. Bez nas nie ma piłki”, „Tusk jak Kononowicz – nie będzie niczego”, „Legia to nie stocznia, nie zlikwidujesz nas!”, czy też „Tusk pamiętamy jak latałeś ze szlaufem” nawiązujący do ekscesów chuligańskich aktualnego premiera RP. Różnice opierały się na liczbie biorących udział: rok temu koło 2 tysiące, wczoraj w kulminacyjnym momencie nawet i 5, wówczas wszystko odbywało się w obrębie chodnika i parkingu przed Torwarem, przy okazji meczu z Koroną mieliśmy do dyspozycji jeden pas ruchu, ponadto rzecz naczelna – w obu przypadkach inne były hasła protestów. Doping średni, urozmaicany ze śpiewami sławiącymi naszą drużynę z niepochlebnie wyrażającymi się o całokształcie wątpliwej polityki reprezentowanej przez Donalda Tuska i jego świtę jak dosadna, acz mało wyszukana prognoza „Tusk ty matole, twój rząd obalą kibole”. Nie zabrakło także odniesień do przeszłości premiera, który miał przyjemność wielokrotnie dowiedzieć się, co to znaczy być stadionowym bandytą (czy też pseudokibicem) i myśleć tymi schematami na obiekcie gdańskiej Lechii. Co ważne w trakcie II połowy dołączyli do nas w liczbie szacowanej przeze mnie na kilkadziesiąt osób kibice Korony Kielce bez barw, dołączając się do kilku okrzyków jak „Ole, to my kibole”, „Piłka nożna dla kibiców” etc. Przyznam, że widok sporej ekipy idącej w naszym kierunku z okrzykiem „Korona Kielce” wywołał w kilku mniej zorientowanych konsternacje, aczkolwiek incydentów nie zanotowano. Protest odczytuje za udany. Premier zaś niech się tak nie irytuje, gdyż ludzie idą przecież jego śladem. W USA „amerykański sen” wygląda następująco: od pucybuta do milionera. W Polsce idziemy śladem prezesa RM – czyli od chuligana i człowieka używającego środki psychoaktywne do premiera. Tusk, wytyczyłeś pewien szlak, nie dziw się więc masie naśladowców. Co do rodzących się w Was obiekcji nt. słuszności inicjatywy antyrządowej polecam cytat: "System niech sobie będzie dobry, ale my go i tak nie chcemy. Żaden argument nie jest w stanie nas przekonać!" Ernst Junger. R. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Vrdoljak, Komorowski, Kiełbowicz - Manu, Gol, Borysiuk (74' Rybus), Cabral (90+1' Wawrzyniak), Kucharczyk - Żyro (64' Radović). KORONA: Małkowski - Golański, Markiewicz, Hernani, Dirceu - Korzym, Lech (79' Jovanović), Vuković, Edi (64' Janczyk), Lisowski (90' Bąk) – Niedzielan. BRAMKI: Lech (33’), Cabral (45’), Radović (79’, 90’). ŻÓŁTE KARTKI: Cabral (Legia) oraz Hernani (Korona). WIDZÓW: 0 (zamknięty stadion). FREKWENCJA KIBICÓW NA MANIFESTACJI: Minimum 3.000 (w tym kilkudziesięciu Koroniarzy, którzy krzyknęli spod sektora gości).

GÓRNIK ZABRZE 1-1 LEGIA WARSZAWA 10.05.11 (26 kolejka Ekstraklasy) Ta runda jest bardzo dziwna. Ale i… owocna, a więc piszący płakał nie będzie :-). Uważam bowiem, że i tak warto było jako Legia odpalić co nieco w Pyrlandii, a także cieszyć się (jako ogół) po wygraniu 14stego Pucharu Polski na murawie w Bydgoszczy. W efekcie: pozbawiono nas wyjazdów do końca rundy i zamknięto stadion przy Ł3. Nie ma niczego – jak mawiał Kononowicz? A właśnie, że jest. Była manifestacja, byli piłkarze, którzy chcieli się dostać do kibiców mimo ochrony/ Gestapo. Ludzie widzą tą nieporadność, my walczymy – puszczamy w świat nasz przekaz. Dzieje się. Wolę zakaz wyjazdów i zamknięty stadion niżeli dać się ugrzecznić i dać sobie wmówić, że jestem najsłabszym ogniwem tego państwa… Nie ma niczego? A właśnie, że jest… klimat i zasady! Tak wiem, dużo ludzi musi się nawkurwiać, napracować… Ale co byśmy zapamiętali z sezonu 2010/2011 gdyby nie ta murawa, ta pirotechnika? Manu – pędzącego wodza z kogutem na głowie? Litości bracia. A mecz Górnik – Legia? Smakołyki, Canal+, też mają czasem swój urok :-). Tym bardziej, że obiekt KSG i tak byłby dla nas zamknięty w ten wtorkowy późny wieczór (brak sektora gości). Spotkanie rozpoczynało się o późnej porze – 20:45. Mecz odbywał się w kolejnym dniu mega nagonki i słynnego już „zatrzymania” Starucha. Musiałbym być chory psychicznie gdybym miał to śledzić artykuł po artykule, ale jak żyję – nie widziałem jeszcze takiej nagonki na kogokolwiek. Mimo, iż były dużo brutalniejsze czasy… Nie pozostało nic innego jak skupić się na aspekcie piłkarskim i popatrzeć w TV co tam przygotowali żabole. Od śledzenia doniesień z PP puchną oczy i więdną uszy…

Strona

36

„DL” zine nr 1


RELACJE Legia zaczęła agresywnie, do przodu, od razu narzucając swój styl gry. I co ważne oraz nietypowe – grała tak przez większość meczu, szczególnie drugiej połowy! Myślałem sobie: to jest to, tego wymagam od Wojskowych – by siedzieli na rywalu i konstruowali akcje. Wiadomo, że będą kiksy, coś tam się zjebie itp., bo to liga polska, a nie hiszpańska – wiadomo. Ale chodzi o to by w miarę możliwości dominować cieniasów na murawie. Tak było w Zabrzu. KSG w drugiej połowie nie istniał.. W 59’ minucie Wawrzyniak zdobył gola głową, a mogliśmy wygrywać kilkoma bramkami więcej (choć KSG też miał poprzeczkę). Najlepszą sytuację – na pustą bramkę, zmarnował Michał Kucharczyk. I ona się zemściła. Prócz Kucharczyka bramce zagrażał Borysiuk, Hubnik – były jakieś przewrotki i ogólnie dobre spotkanie, którego się nie spodziewałem przy tak napiętym tygodniu. Brawo! Oglądało się wreszcie z chęcią… Pytanie brzmi – czy można w tak frajerski sposób oddać ważne 3 punkty? Przecież mogliśmy wskoczyć na pozycję wicelidera, zrównać się punktami z Jagą, którą podejmujemy za kilka dni. A potem Wisła u siebie… Jeszcze dużo mogło się zmienić, a plamy na honorze klubu częściowo zamazać… Białystok jest po dymisji trenera, rozbity psychicznie i przy pełnej spince można było kminić poważne zbliżenie się do lidera. Niestety… Tym razem w roli głównej wystąpił przeciętny bramkarz – Wojtek Skaba. W 90’ minucie, a raczej 93’ ktoś oddał strzał, Skaba zamiast złapać przyjął na klatę, futbolówka odskoczyła, a Sikorski dobił… 1-1 i ostatni gwizdek sędziego. Co z tego, że grali momentami bardzo dobrze (wreszcie!) skoro od lat to samo – w decydujących momentach dają ciała i tracą punkty. Brak słów… Zawsze coś. Fani KSG bawili się sami. Wywiesili transparent „Po ruchu pędzla poznasz prawdziwego mistrza”, nad którym rozciągnęli przeciętną sektorówkę z napisem „Ultras”. Ja po tym ruchu pędzla mistrza nie poznaję :-). Machali jeszcze flagami na kijach. Potem opuścili sektor zostawiając na nim transparenty dotyczące zamykania stadionów. Zabrzanie pokazali też żółte kartki Frankowi Smudzie w proteście przeciwko niszczeniu kadry! Przy tym śpiewali „Polska, biało czerwoni”… Jako, że ich sąsiedzi z Chorzowa na Polskę gwiżdżą – całkiem fajny pomysł. Do tego stonka zamiast biedronki i stylizowany na logo marketu napis „Nas też wypróbuj”. Franiu nie był obecny na trybunach…KSG wywiesił też trans „Jaka to melodia?” – odpowiadam, na bank grecka :-). Ostatnimi kawałkami materiału wieszanymi przez gospodarzy były te z napinką na Legię. Ł. GÓRNIK: Stachowiak - Bemben, Banaś, Danch, Magiera - Przybylski, Kwiek (77' Nowak), Gierczak (53' Jeż), Marciniak, Pietrzak (55' Wodecki) – Sikorski. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Vrdoljak, Komorowski, Wawrzyniak - Manu, Borysiuk, Żyro (69' Cabral), Gol, Radović (90' Rybus) - Hubnik (75' Kucharczyk). BRAMKI: Wawrzyniak (59’), Sikorski (90’). ŻÓŁTE KARTKI: Bemben i Banaś (Górnik) oraz Rzeźniczak (Legia). WIDZÓW: 9.800 (w tym 0 gości, brak sektora+ zakaz stadionowy).

JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 0-0 LEGIA WARSZAWA 13.05.11 (27 kolejka Ekstraklasy) Takie mecze nie powinny być rozgrywane, bo mogą człowiekowi obrzydzić miłość do piłki nożnej. Brak sektora gości i przebudowa w Białymstoku jest stanem przejściowym, a więc pół biedy… Jakby tego było mało – ważne spotkanie o miejsce na podium ligi toczyło się przez premiera Tuska w atmosferze stypy. Brak fanatyków gości (wspomniany brak sektora plus zakaz wyjazdowy za drobnostki), a przede wszystkim gospodarze nie mieli zamiaru ubarwić meczu, którego rozegranie polski rząd uważa chyba za zło konieczne. W całej Polsce atmosfera wojny, która właśnie od 27 kolejki Ekstraklasy się oficjalnie zaczęła. Fani nie dopingują i nie pokazują opraw. OZSK zbiera siły i pomysły na długą walkę przed Euro 2012. Fani Wojskowych zbierają zaś podpisy do pozwu zbiorowego dotyczącego zamykania stadionów i stosowania odpowiedzialności zbiorowej. Sezon się już w pewnym sensie (bo dla fanatyków trwa on cały rok…) dla kibiców Legii skończył, bo nie pojedziemy na żaden wyjazd… U siebie też ma być stypa, a więc rozpoczynamy kontrę do nerwowych ruchów rządu. Przed 27 kolejką pozamykali kilka stadionów, co można przyjąć ze śmiechem gdyż ich nieporadność wychodzi aż miło…Na meczu Jaga – Legia około 6.000 widzów. Sceneria jak na meczyku gdzieś w „głębokiej Ukrainie”. Bez dopingu, śmiechy i gwizdy… „Atmosfera” znana z czasów konfliktu kibice Legii kontra ITI – teraz zagości w całej Polsce. Pamiętam jak męczyli się dziennikarze oraz działacze gdy ciszą walczyliśmy z Walterem oraz spółką. Teraz odczują to też inni. Moim zdaniem to bardzo dobre rozwiązanie – stypa, na dobry początek. Jaga jednak kilka razy nie wytrzymuje i zarzuca parę „piosnek” tematycznych, a także dopinguje swój klub w ostatnich 5ciu minutach. Ogólnie jednak wyszło dobrze, a komentatorzy głośno negowali zastana sytuację. Tysiące telewidzów może się zainteresują dlaczego i dojdą do „świetnych” pomysłów rządu… Oglądałem w TV ten mecz, usypiając i co chwila zawieszając się gdzieś na jakichś bardziej interesujących zakątkach dobrze mi przecież znanego własnego pokoju :-). Nuda, brak śpiewów, wspomniana „głęboka Ukraina”… W drużynie Białegostoku na bramce stanął jakiś niedoświadczony nastolatek, ale i tak nie dano mu zbyt wielu szans na popełnienie błędu. Tym razem lepiej szło też Wojtkowi Skabie chociaż pewnie łapać to on nadal nie potrafi... Tym razem bez konsekwencji. Kolejny cały mecz zagrał Janusz Gol, który wreszcie włączył się do walki o miejsce w podstawowej jedenastce Wojskowych. Oby jeszcze się rozkręcał. Po długim czasie przerwy wrócił Jędrzejczyk… Ostatni jego poprawny mecz to bodajże otwarcie nowego stadionu z Arsenalem. Zagrali wtedy nieźle… jak prawie zawsze gdy nie ma żadnej presji. Teraz dopadła ich chyba znowu „presja podium” gdyż na Jadze była kopanina. W Białymstoku nie było bramek – były za to kartki. Brzydka, co chwilę przerywana gra. Od 59’ minuty CWKS grał już w…dziewiątkę. Z tego powodu Skorża skomentował, że był to najciężej wywalczony punkt w sezonie. Bo bliżej wygranej był w tym meczu (nie robiący jednak szału) Białystok… Od czasu tych dwóch czerwonych kartek – spotkanie przypominało mi hokejowy pojedynek, kiedy jedna z drużyn stale gra w przewadze, a druga rozpaczliwie broni dostępu do bramki. Ta gra w przewadze „pszczółką” nie wyszła. Ostatni gwizdek, 0-0. Nudny mecz na boisku i trybunach. Było to transmitowane w C+ pod nazwą „Super piątek”, ale jako, że był to piątek trzynastego – nasz pech polegał chyba właśnie na tym, że trzeba było to oglądać… Ł. JAGIELLONIA: Słowik - Norambuena, Skerla, Arzumanyan, Pejović, - Burkhardt, Grzyb (77' Pawłowski), Lato - Kupisz, Frankowski, Seratlić (61' Makuszewski). LEGIA: Skaba - Wawrzyniak, Vrdoljak, Komorowski, Kiełbowicz - Manu (90+6' Rybus), Borysiuk, Radović, Gol, Żyro (54' Jędrzejczyk) - Hubnik (87' Kucharczyk). ŻÓŁTE KARTKI: Seratlić, Burkhardt, Arzumanyan i Norambuena (Jagiellonia) oraz Borysiuk, Vrdoljak i Radović (Legia). CZERWONE KARTKI: Vrdoljak (52’ - za faul), Borysiuk (59’ - za drugą żółtą). WIDZÓW: 6.000 (w tym 0 gości – brak sektora + zakaz wyjazdowy).

LEGIA WARSZAWA 2-0 WISŁA KRAKÓW 21.05.11 (28 kolejka Ekstraklasy) Dzień przed meczem 28 kolejki Ekstraklasy przychodziły ciekawe smsy, że należy przyjść na Legia – Wisła w klapkach i z ręcznikiem :-). Wszak maj przerodził nam się niemal w lato, a w -dzień końca świata- warto być luźno ubranym :-). O 14:30 nastąpiła zbiórka i miała miejsce kolejna manifestacja w wykonaniu legijnych dżihadowców, którzy zaprosili gościa specjalnego. Mecz był wcześnie, bo już o 15:45 w sobotę. Transmisja szła w dwóch stacjach: C+ i TVP. Kibice oczywiście nie skupiali się na wyniku tylko na walce z totalitarnymi praktykami rządu Donalda Tuska. Atmosfera w kraju – dyskusja nad cenzurą, zatrzymania za poglądy. Niestety przed Legia- Wisła też doczepiano się do koszulek kibiców. Dzieje się. Nawet Mistrzostwo jakie zdobył nasz rywal kolejkę wcześniej przeszło jakoś bez echa i specjalnego poruszenia. Ale piłkarze zrobili swoje i pokonali GTS 2-0 - miło.

Strona

37

„DL” zine nr 1


RELACJE Zbiórka plażowiczów wyznaczona była na godzinę 14:30 w Źródełku. Zapowiedziana była znana osobowość. Jak się okazało, kielecka Korona wprawdzie zrobiła kiedyś oprawę z Kononowiczem – ale jej nie wpuszczono, Legia była lepsza gdyż sprowadziła samego „polityka” :-). Wpuścić musieli. Niby to za Konona „nie miało być niczego”, a tymczasem to premier Tusk zamyka stadiony, a jego policja ludzi za wyrażanie swojego zdania. Słynny Konon pojawił się nie tylko na przedmeczowym happeningu, ale i na legijnym gnieździe :-). Zdjęcie „salutującego” Kononowicza w swetrze – bezcenne. Sam Donald Tusk raczej by nie przyszedł, zresztą kto by go tam chciał, ale pojawiła się jego atrapa (z gumowej lalki) – również tam gdzie stoi zazwyczaj prowadzący doping Wojskowych. Po środku Żylety fanatycy rozstąpili się, zostawiając kilkunastu fanów z napisem na tyle koszulek „Twardy kibic z młyna”. Był to cytat samego premiera, wypowiedziany przez niego w TV. „Twardy kibic” teraz zamyka stadiony – nie tylko twardym kibicom, ale i miękkim… Wszystkim! Tusk dostał do ręki swój sprzęt, a więc węża, a potem „szybował” po sektorze. Innymi przewidzianymi atrakcjami były dmuchane piłki, koła ratunkowe, a nawet materac –w skrócie, gadżety plażowe. Zamiast buldogów pojawił się ten żółty kaczorek z bajek („Tłiti”?) :-). Zamiast flag wisiały…ręczniki (był też transparent „Wolność słowa”), a doping nie był prowadzony. Z haseł pojawiły się te antyrządowe, prokibolskie i szydercze w stylu piosenek disco polo i pozdrowień dla Konona, Małysza, Kubicy. Legia Warszawa po raz kolejny pokazała, że nawet dżihad może być wesoły :-). Gości – z powszechne znanych powodów – być nie mogło, a KP po raz pierwszy wpadł na jakiś w miarę sensowny pomysł i zaprosił za darmo jakieś dzieciaki na sektor gości. Inwestycja na przyszłość – Ci, którym się spodoba wrócą już za kasę. Proste jak drut – nooo, chyba że nie będą mogli wrócić bo Donek zamknie bramy. Albo nie zajarają się, bo przez Donka nie ma atmosfery. Prócz fanów gospodarzy w sektorze gości – po raz pierwszy kibice zasiedli na czwartej trybunie, dawnej Krytej! 21.05.11 – pierwszy mecz Legii przy całym otwartym stadionie! Szkoda, że okoliczności nie takie jak być powinny… No, ale na decyzje rządu już nie mamy wpływu i liczą się zasady. Nie to co na Wiśle, która dopingowała kolejkę wcześniej „bo derby” (bez gości ponieważ mieli niesprawiedliwy zakaz – super mi „derby”…). Legia też mogła powiedzieć „bo nowy stadion”, a np. Zawisza „bo 65 lecie klubu”. Liczy się solidarność. Widzów na Ł3 było 19.200 – nieźle jak na pewny brak dopingu i „mecz o nic”. Przejdźmy do meczu. Obie drużyny przystąpiły do niego w zmienionych składach. W Legii pauzy za kartki, kontuzje, a Wisła przede wszystkim ma wyjebane gdyż w poprzedniej kolejce zapewniła sobie Mistrzostwo Polski. Z tego powodu potencjalny hit aż tak nie elektryzował. Wisła ma tytuł, my mamy już europejskie puchary (dzięki zdobyciu PP) – walka toczy się „tylko” o to jakie miejsce CWKS zajmie na koniec nieudanego sezonu 2010/2011. Dodatkowo wydaje się, że dni Maćka S. są przy Ł3 policzone, a w takich warunkach trudno się zapewne wszystkim zmobilizować… Ziew. Mimo to – podeszli do meczu poważniej niż Wisła, u której tylko Małeckiemu (wygwizdywany) chciało się tam grać. Po dłuższym czasie – mecz rozegrał Jędrzejczyk. Powód – kontuzje niemal całej podstawy linii defensywnej. Legia od początku narzuciła swój styl gry i dominowała. Pod koniec pierwszej połowy za faul wyleciał bramkarz Wisły i goście kończyli mecz w dziesiątkę. Do karnego podszedł Cabral i zdobyliśmy gola do szatni. W drugiej połowie z boiska wiało nudą. Brak dopingu nie pomagał w promocji rozgrywek, ale o to chodzi – by odczuli. Niezłą końcówkę rozgrywek ma Manu, ale w przeciągu sezonu myślę, że nie zasługuje on na grę w Legii :-). Podobnie szybki jak Manu jest Szałachowski, który ma jednak pecha w postaci kontuzji. Pojawił się pod koniec meczu i wpisał na listę strzelców. 90’ minuta – Szałach dobija Krakusów. Wcześniej znakomitą sytuację miał Kucharczyk… ale tak jak w Zabrzu – nie potrafił postawić kropki nad i. Jest objawieniem sezonu 2010/2011, ale napastnikowi nie wypada zawodzić w tak ważnych fragmentach meczu… Oby było lepiej. Tak jak z całą Legią w przyszłym sezonie. W sobotę zdobywca Pucharu Polski lepszy od Mistrza Polski. Przedostatnia kolejka odbędzie się w środę 25 maja, a CWKS jedzie do Gdyni na Arkę. Niedługo czas podsumowań. A protest trwa… Ł. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Jędrzejczyk, Komorowski, Wawrzyniak (81' Kiełbowicz) - Manu, Gol, Cabral, Rybus (68' Ogbuke) - Kucharczyk (86' Szałachowski), Radović. WISŁA: Pareiko - Cikos, Chavez, Kowalski (83' Rios), Paljić - Małecki, Siwakow, Sobolewski, Jirsak (74' Garguła), Melikson (45+2' Jovanić – rezerwowy bramkarz) – Genkov. BRAMKI: Cabral (45’ – rzut karny), Szałachowski (90’). ŻÓŁTE KARTKI: Wawrzyniak, Rzeźniczak i Cabral (Legia) oraz Jirsak i Paljić (Wisła). CZERWONA KARTKA: Pareiko (45’). WIDZÓW: 19.200 (w tym 0 gości – zakaz).

ARKA GDYNIA 2-5 LEGIA WARSZAWA 25.05.11 (29 kolejka Ekstraklasy) Ostatni wyjazd sezonu 2010/2011. Ostatni wyjazd dla piłkarzy, bo zorganizowana grupa fanatyków gości nie mogła po raz pierwszy odwiedzić nowego stadionu Bałtyku Gdynia zwanego obiektem Arki. Szkoda – bo wielu miało go obowiązkowo na rozkładzie, tym bardziej, że piłkarzom MZKS delikatnie mówiąc „nie szło” i cholera wie kiedy ich człowiek następnym razem ujrzy w Ekstraklasie. Ten smutny mecz wypadł w środę – 25tego maja na godzinę 19:00. Na kolejkę wcześniej, miejscowy zespół „przebudził się” i kiedy zazwyczaj jest raczej najnudniejszą drużyną ligi – przeciwko Polonii Bytom zagrał „po europejsku”. Byli zdeterminowani by zostać w najwyżej klasie rozgrywkowej, pokonali sąsiadów w tabeli. Pozostawało pytanie – jak zareagują na to piłkarze z Łazienkowskiej, którzy mają mniejszy ale zawsze cel – wicemistrzostwo Polski? I jak zareagują… sędziowie, bo PZPN zmieniał ich przed tym meczem… dwukrotnie! Kibicowi Ekstraklasy od razu pachnie to wałem i jest to lęk oparty na historii naszych rozgrywek… A więc lęk uzasadniony. No, ale… sędzia wywalił gracza… Arki, a nie uznał tylko jednego gola dla Legii (prawidłowego) – zaś uznał aż pięć, także chyba wałka nie było :-). Spotkanie zakończyło się ku zaskoczeniu obserwatorów obiektywnych, wysokim zwycięstwem CWKS, w hokejowym stosunku 5-2. „Niestety obudziliśmy się za późno” – te słowa Radovića o sezonie 2010/2011 najlepiej oddają jednak „radość” z tego zwycięstwa. Jest umiarkowana… Co ciekawe – gospodarze kończyli spotkanie w ósemkę. Trener Arki wykorzystał wszystkie zmiany, a dwójka jego graczy doznała kontuzji. W drużynie Wojskowych dobrze zaprezentował się najmniej zarabiający Kucharczyk, który przez pomyłkę arbitrów nie ustrzelił klasycznego hat-ticka. Na trybunach Arkowcy ubrani w znacznej mierze na czarno – w formie protestu. Przynieśli też na stadion czerwone wuwuzele. Do tego nawiązywał transparent „Mistrzowska atmosfera” z barwami RPA. Wisiała też podobizna kaczora… Donalda. Widzów było 8.000 – w tym zero Legii z wiadomych powodów. Gospodarze nie prowadzili dopingu, ograniczając się do pojedynczych bluzg na Legię Warszawa. Mają też problem z piknikami, którzy nie zgadzali się z protestem młyna. Jak widać – przy Łazienkowskiej 3 jest w tym temacie naprawdę nieźle i mimo rysujących się po konflikcie z ITI podziałów, hasło „cała Legia zawsze razem” nadal na tle Polski prezentuje się wyśmienicie. Przedostatnia kolejka Ekstraklasy żadnych rozstrzygnięć nie przyniosła. W tej kolejce poznaliśmy za to naszych nowych przeciwników w przyszłym sezonie. Z I ligi awansował ŁKS Łódź oraz Podbeskidzie Bielsko Biała. Mam nadzieję, że w tym drugim mieście wybudują jakiś sektor gości, bo już widzę nadciągającą legijnozagłębiowską hordę :-). EŁKSę też się chętnie odwiedzi. No tak…jest jeszcze Donek i „ostatni sezon przed Euro”. I możemy pojechać tak jak do Gdyni… Teraz został ostatni mecz z Bytomiem u siebie i wakacje. Warto go wygrać, liczyć na stratę punktów przez Śląsk i zająć to drugie miejsce. Dla CWKS to i tak porażka, ale jak Śląsk będzie wyżej od nas to podniecą się tam niesamowicie :-). Ł. ARKA: Moretto - Wilczyński (53' Zawistowski), Szmatiuk, Rozić, Noll - Ivanovski, Siebert, Bożok, Siemaszko (46' Czoska), Glavina (64' Budziński) – Labukas. LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Choto, Komorowski, Kiełbowicz - Radović, Vrdoljak (55' Borysiuk), Cabral, Gol (66' Wolski), Manu (90' Szałachowski) – Kucharczyk. BRAMKI: Manu (28’), Radović (45’), Kucharczyk (49’, 60’), Szmatiuk (67’, 69’), Borysiuk (85’). ŻÓŁTE KARTKI: Siebert i Moretto oraz Vrdoljak. CZERWONA KARTKA: Siebiert (44’ - za drugą żółtą). WIDZÓW: 8.000 (w tym 0 gości – zakaz).

Strona

38

„DL” zine nr 1


RELACJE

LEGIA WARSZAWA 4–0 POLONIA BYTOM 29.05.11 (30 kolejka Ekstraklasy) Legia Warszawa trzecia na koniec sezonu 2010/2011. Mistrzem Wisła – 56 punktów, potem Śląsk z 49 oraz my z tyle samo acz gorszym bilansem. Za nami Jaga – 48 punktów (też grają w pucharach) i dopiero później były Mistrz Polski – Lech z 45cioma oczkami. Oznacza to, że Poznaniacy nie zagrają w europejskich pucharach. He, he. Polonia Bytom spadła do I ligi. I dobrze – bo co „takie coś” robi w Ekstraklasie? Stadion z tunelem dla piłkarzy jak skocznią dla Małysza, stary rupieć – miałoby to plusy gdyby cokolwiek się na tym obiekcie działo… Drużyna też bez stylu. Płakać chyba nikt nie będzie. Utrzymała się Cracovia, drużynę mieli faktycznie najlepszą z dołu tabeli – szkoda tylko, że nie mieliśmy okazji pojechać na nowy stadion w Gdyni. Arka też spadła. No cóż – trzeba coś zostawić na przyszłe lata kibolskiego żywota. Jaki był to piłkarski sezon dla CWKS? Mimo zdobycia Pucharu Polski – słaby, zbyt dużo porażek w lidze. Zbyt wiele klęsk na własnym stadionie. Mimo wszystko pozytywnym jest profesjonalne podejście piłkarzy do końca rozgrywek i zwyciężenie walczących o utrzymanie Arki i Poloni. To sprawia, że nawet nie czuję na nich jakiegoś wielkiego wkurwienia. Tym bardziej, że na trybunach dzieją się rzeczy ważniejsze – ciągle walczymy z rządem. Na meczu pojawił się transparent „Maciej Skorża – dziękujemy”. Szczerze mówiąc nie wiem za co, bo zdobył absolutne minimum (PP). Może za profesjonalizm? Przed tym meczem Maciej Skorża dowiedział się, że jednak zostaje w Legii! Była to decyzja zaskakująca, bo wszystkie znaki na ziemi wskazywały, iż zespół z Łazienkowskiej przejmie Weiss. Ponoć na drodze stanęło to, co mi również przeszkadzało – zagraniczny szkoleniowiec opiekowałby się równocześnie reprezentacją. Szczerze mówiąc – mam jednak mieszane uczucia. Na wiosnę było widać rękę Skorży – drużyna grała ofensywniej, ładniej dla oka, stwarzała sytuacje. Jednak przegrała wiele spotkań u siebie, nie była skoncentrowana, zmobilizowana (?) – zagrała żenujące spotkanie w Bełchatowie. Szybko straciła szanse na Mistrza Polski. Z drugiej strony – czy to tylko wina trenera? No i wreszcie – jest to Polak, który dodatkowo nie gada głupot o kibolach, a zajmuje się swoją robotą, przemilcza pewne sprawy i nie musi komentować na głos każdego wybryku fanów (za co faktycznie można podziękować). Jego pozostanie przy Łazienkowskiej 3 przyjmuję spokojnie acz przyznam, że czekałem już czy faktycznie Weiss weźmie grajków za szmaty tak jak to zapowiadał Kowalczyk. No cóż – nie przekonamy się. A co do transparentów wiszących na meczu – pojawił się też „Manu do Man U” :-). Ale o trybunach opowie Wam Żyła. Ł. To nie był koniec sezonu jaki byśmy wszyscy chcieli....Brak Mistrza Polski. Brak prawdziwej drużyny i zarządu - obecność Miklasa i Błędowskiego. Brak atmosfery. Brak tego w co wierzyliśmy na początku sezonu (wyniki) i brak tego co tak pięknie się zaczynało wraz z nowym sezonem (względna normalność na trybunach). Co pozostało niezmienne przez cały sezon, i mało tego- od zawsze (!), to fanatyzm i to, że LEGIA TO MY! Ostatni mecz sezonu z Polonią Bytom przypadł na niedzielę, co jest kurwa skandalem!!!!! Ale tego dnia niestety niejednym....Wbrew podejściu Polonii do nas, tzn, żadnych układów i wpuszczania do siebie po meczu na Stadionie Śląskim, tym razem hanysy zostali zaproszeni przez nas. Owym skandalem było kolejny raz zablokowanie przez KP wyrobionych i wyrabianych kart kibica, tym razem przez osoby z Bytomia. Piłka nożna dla kibiców!! Na 2 godziny przed spotkaniem, w Źródełku morze ludzi z czego 50%....to matki z dziećmi. Otóż okazało się, że w tym samym czasie w Łazienkach odbywa się jakiś festyn z okazji dnia dziecka. Efektem był brak choćby jednego miejsca parkingowego w okolicach stadionu, Torwaru czy źródełkowego melanżu!! Jebane psy zamiast zadbać o potrzeby kibiców oczywiście skupiły się na wlepianiu mandatów za wszystko co się da. Sam mecz....Mało jest dla mnie tak przygnębiających momentów stadionowych (bo nie meczowych) jak ten, który oglądaliśmy przed rozpoczęciem meczu na Ł3. Mam na myśli doping z kasety.... Do końca życia kojarzyć mi się to będzie z KSP, które puszczały doping na meczach z magnetofonu. Oni to robili świadomie i przy akceptacji wszystkich, niestety, ale KP również ma ciągąty do takich frajerskich zachowań co pokazali puszczając najpierw Sen o Warszawie, a następnie Mistrzem Polski jest Legia z głośników przy absolutnej ciszy trybun.... A trybuny milczały solidarnie z większością stadionów w Polsce. I jako ciszę można opisać pierwsze 75minut meczu. Latały co prawda dmuchane piłki, balony oraz palma, który w końcu zajęła naczelne miejsce na gnieździe, ale podobnie jak z Wisłą na Żylecie panował piknik. Rozkręcać doping na własną rękę próbowały dzieci, których ponad tysiąc siedziało w klatce dla gości, ale małoletnim Legionistom nie wystarczyło sił na zamiary. Legia dokonała na boisku bardzo rzadkiej sztuki w tym sezonie – odniosła efektowne zwycięstwo. Polonia dostaje wpierdol 4-0 i spada z ligi!....W moim osobistym odczuciu, szkoda, że spada właśnie Bytom oraz Arka. Idealnym układem byłby czarne kurwy i Cracovia.... To co kochamy nadeszło w 75 minucie. Powstał gniazdowy, powstała cała Żyleta, powstał ogień na trybunach! Ostatnie 15minut meczu jedziemy z zajebistym dopingiem, który jednak przez tak małą ilość czasu nie był w stanie być zaprezentowanym w pełnej krasie. Zabrakło kilku hitów wg mnie oraz solidnego wykrzyczenia, co czeka naczelnego MATOŁA!! Owe 15minut zlatuje baaaaaaaaaardzo szybko...Po meczu piłkarze robią rundę honorową wokół stadionu i...nie reagują kiedy krzyczymy -chodźcie do nas-. Czyżby łaskę znowu robili?? Mało tego, po meczu z ust tego, który nie ma (L) w sercu i nadaje się tylko do sprzedawania Polonezów usłyszeliśmy, że Skorża ma całkiem udany sezon za sobą!! Jest 3 miejsce-sukces kurwa! Fetujmy! Jest też PP, którym teraz każdy nieudolny fiej może sobie wycierać mordę i twierdzić, że sezon przecież z tryumfem.... Nadchodzący sezon - kto wie jaki będzie? Zapewne pełen protestów przeciwko Donaldowi, co MA TOLĘ oraz restrykcjom klubowym, psiarskim i władz piłkarskich....Jedno jest pewne. Dopóki mamy wiarę i fanatyczne oddanie Legii – damy radę! ŻYŁA LEGIA: Skaba - Rzeźniczak, Choto (40' Borysiuk), Komorowski, Wawrzyniak - Manu, Vrdoljak, Radović, Gol, Szałachowski (65' Wolski) - Kucharczyk (82' Chinyama). POLONIA: Juszczyk - Hricko, Żytko, Telichowski, Król - Vascak, Hanek, Barcik, Kobylik (65' Bażik), Radzewicz (52' Jarecki) - Drozdowicz (52' Podstawek). BRAMKI: Radović (30’, 67’, 84’), Szałachowski (44’). ŻÓŁTE KARTKI: Komorowski, Barcik. WIDZÓW: 15.600 (w tym 0 gości – zakaz).

Strona

39

„DL” zine nr 1


RELACJE Z INNYCH SEKCJI

CENTRALNY WOJSKOWY KOCHANY SPORTOWY Premierowe zawody hokejowe na warszawskim Torwarze obejrzało w 1954 roku 4.000 widzów. Dziś chodzi tam maksymalnie (przy dobrych wiatrach) niecałe 300, a zazwyczaj ok. 150 widzów. Tak zmieniły się czasy i sposób na rozrywkę. To co kiedyś było hitem, wyróżniało się – dzisiaj ginie w „tłumie” stołecznych rozrywek dla mas, które są mniej przeszczepione pasją, a więcej konsumpcjonizmem. Hokeiści CWKS nie są dziś znani, a sami ledwo wiążą koniec z końcem, brakuje pieniędzy i normalnych warunków treningowych. Pamięta o nich garstka pasjonatów, a także fanatyków Legii. Zresztą owy przykład dotyczy nie tylko Warszawy, warto choćby wspomnieć o zainteresowaniu boksem w powojennej Polsce…Sportowcy byli dumą regionu, a ich występy jedną z głównych rozrywek facetów. A przecież mieć swoją drużynę to coś zajebistego, sezon po sezonie, mecz po meczu to jak „Moda na sukces” dla kobiety :-). Kolejny odcinek, w którym zobaczymy co się nowego wydarzy…z tą różnicą od wspomnianego serialu, iż sami będziemy w centrum akcji. I będziemy mieli cały wachlarz możliwości. Cała Legia to jest potęga, nie wyobrażam sobie nie zobaczyć jak radzą sobie hokeiści, koszykarze, czy zmieniło się coś w sekcji siatkarskiej bądź spytać znajomego jak tam treningi na boksie spod znaku „L” w kółku. Pamiętajmy, że jesteśmy kibicami potęgi, z której być może – z przyzwyczajenia – nie zdajemy sobie sprawy. Śpieszmy się kochać sekcje…bo tak szybko odchodzą (chociażby siatkarska…). Legia to ogromne emocje, jej kibice rządzą w Warszawie, a prócz tego klub ma fanatyków w każdym mieście Polski (tak, nawet w takich gdzie są dwie znane firmy). Ta nazwa to magia – CWKS się zazwyczaj albo kocha albo nienawidzi. Różni kibice innych klubików próbują zarzucić Legii, że jej siła jest w FC. Są to oczywiście bzdury. Bo fan cluby to tylko część publiki - wiadomo, że największa siła Legii jest w Warszawie. Legia to przede wszystkim Warszawa, a do tego jeszcze dochodzą fani spoza Warszawy. Najbardziej śmieszni są goście, którzy udają, że jest to do dupy, a oni to są „rodowici”. Ale, kiedy do nich przyjedzie ktoś spoza ich własnego miasta to chętnie go przyjmą na trybunę. Tak robił/ robi na przykład ŁKS – nazywają siebie „Rodowici Łodzianie”, wyzywając Widzew, że ich fani to sami ludzie spoza Łodzi. Ale, kiedy do nich jeździ Włocławek czy Pabianice to już jest wszystko w porządku… Faktem jest też, że zin „Galera News” w którym były częste wrzuty na fan cluby Widzewa, wychodził za swoich najlepszych czasów … w Pabianicach. Gdzie tu logika, zważywszy na to, iż przesiąknięty był hasłami „Rodowici Łodzianie”? Wszystko to prowadzi tylko do jednego: cała to „rodowitość” to jakieś bezsensowne pierdolenie. Na szczęście na Legii nie ma z tym problemów, o ile FC jest ogarnięty i „niejednomeczowy”. Wróćmy jednak do sedna. Ilość fanatyków CWKS nie przekłada się niestety na frekwencję. Od kiedy pamiętam na starym dobrym stadionie Legii były prześwity, z krótką przerwą kiedy w 100% udała się akcja SKLW dotycząca zapełniania stadionu. Komplety na Odrze Wodzisław plus kilka opraw na mecz to był standard. Ale tak to stało nas w młynie jak na Stolicę niewielu…Ja tam i tak uwielbiałem ten klimat i atmosferę, kiedy inni wypominali tą frekwencję, a my i tak byliśmy najlepsi i mieliśmy ich w dupie :-). Teraz jest stadion, jest szał…zobaczymy ilu pikników zostanie po minięciu tego szału. Niewykluczone też, że kiedyś znowu na Żylecie będzie czasem młyn nie 7.000 (jak teraz) tylko na przykład 2.000. Dziwi jednak, że z tych fanatyków, choćby mała część (1.000 osób) nie pokochała przebywać na innych sekcjach…Tu znowu wychodzi specyfika nie tylko polska, ale stołeczna. Grający na Bemowie III ligowi koszykarze, a także biedni hokeiści z zaplecza – giną w tym wielkim mieście. Nie wspominając o siatkarzach, których występami mało kto się interesował. Ja tam szanuję tych chłopaków i to, że są częścią wielkiej firmy Legia (w rozumieniu sportowym) nie podlega wątpliwości. Na starszej odsłonie e-zina „Droga Legionisty” (sprzed maja 2010) wywiadu udzieliło mi dwóch hokeistów, do dziś grających w CWKS. Spytałem gracza legijnego napadu czy nie przeszkadza mu kierunek światopoglądowy tej strony. Powiedział, że ma to w dupie, bo moje poglądy są moją prywatną sprawą. I tu jest różnica między prawdziwym sportowcem, grającym dla pasji, za darmo i nie dotkniętym modernizmem, a rozpuszczoną gwiazdeczką napinającą się do pustych trybun jak Bartek Grzelak. Z owym hokeistą mam kontakt do dzisiaj, gadamy czasem i uwierzcie, że oni bardzo chcą wygrywać. Nie dla kasy, bo kasy…nie ma. Dlatego namawiam nie tylko do dopingowania innych sekcji, ale także do związania się z nimi. Poznania ich historii, interesowania się układem tabeli, składami i tym jak im idzie. Nie jestem fanem kosza (co innego hokeja), ale nie wyobrażam sobie nie sprawdzić co słychać u chłopaków, jak stoją w tabeli i jakie są szanse na powrót do II ligi…To też jest Legia! A jeśli się wgłębić to na pewno bardziej Legia niż piłkarze z Ekstraklasy! Porównajcie sobie na przykład „Warszawa” śpiewane na dwa głosy z piłkarzami i koszykarzami…W tym drugim przypadku brzmią oni jak zaangażowana i wdzięczna grupa (zespół) facetów, a z piłkarzy kiedy podchodzą pod sektor na wyjazdach to (wybaczcie) chce mi się tylko śmiać…Bruno Mezenga, ale i Maciek Rybus…skąd oni się kurwa wzięli. Na szczęście są normalniejsi, Rado czy Kucharczyk…No, ale ogólny obraz jest żenujący. Wiem, że nie jest tak hop, nie na wszystko jest czas – ale dajmy im szansę zainteresowania nas. I tyczy to nie tylko fanów z Warszawy, bo na niektóre wyjazdowe mecze sekcji kibice Legii z innych miast mają nawet bliżej (chociażby incognito). Zainteresujmy się, przeglądajmy na legioniści.com co słychać w zakładkach: kosz, hokej, siatka. To wszystko Centralny Wojskowy Klub Sportowy! Który kochamy…prawda? Ł. „(…) Powiem ci kurwo czemu nienawidzisz mnie…Bo ja kocham Legię i ty dobrze o tym wiesz! (…)” ZDJĘCIE: Na zdjęciu mecz Legia- Cracovia w 1948 roku. Jeszcze nie na Torwarze, ale już z masą widzów…

SEKCYJNI FANATYCY 4.01.11 UNIA OŚWIĘCIM 6-10 LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): 4 stycznia hokeiści Legii sprawili nam miłą niespodziankę pokonując w Oświęcimiu Unię 10-6. No, w sumie Unia to nie ta Unia sprzed kilku lat, ale zawsze jakaś hokejowa marka…Oby tak dalej! 5.01.11 NAPRZÓD JANÓW ?–? LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): Dzień później łyżwiarze CWKS mieli wylądować w Katowicach na meczu z…Naprzodem Janów. Dlatego ten FC Ruchu gra w Katowicach, bo jak wiele klubów hokejowych z Polski przeżywa spore kłopoty finansowo organizacyjne. I środowy mecz ostatecznie został odwołany, przełożony…W tym okresie koszykarze Legii grali sparing. OSSM Warszawa 88-85 Legia Warszawa po…rzucie za 3 punkty na koniec meczu, niczym w NBA :-). 8.01.11 AZS UW WARSZAWA 69-81 LEGIA WARSZAWA (KOSZ): W sobotę o 12:00 Legia zagrała „wyjazdowy” mecz w kosza. Na hali gdzie gra AZS UW Warszawa, Wojskowych dopingowało około 200 fanów! Wywieszono flagi, prowadzono doping i machano balonami w barwach Legii. Pojawiła się też ładna malowana flaga z wizerunkiem Żyletki, a asystowały jej zimne ognie. Koszykarze wygrali ten najważniejszy póki co mecz w III lidze! Brawo. Po spotkaniu tradycyjne podziękowania kibiców z zawodnikami. 9.01.11 LEGIA WARSZAWA 8-1 SMS II SOSNOWIEC (HOKEJ): Przed niedzielnym meczem wypłynęło po raz kolejny to co wiadomo od dawna – hokejowa Legia ma problemy z wynajmem hali. To co powinno być dostępne dla zawodników chcących uprawiać sport w Warszawie – jest dla nich zamknięte. Pomóc klubowi może m.in. kupno biletów na mecze, które kosztują 10 zł. Na taki krok zdecydowało się w niedzielę 150 Legionistów. I zobaczyli oni pogrom jakiego ich zespół dokonał na II zespole SMS Sosnowiec. Wisiała flaga Capital City i prowadzony był doping (zdjęcie obok). Liczebność młynka pozostawiała jednak sporo do życzenia.

Strona

40

„DL” zine nr 1


RELACJE Z INNYCH SEKCJI 10.01.11 LEGIA WARSZAWA 12–3 SMS I SOSNOWIEC (HOKEJ): Kolejny mecz hokejowy wypadł w poniedziałek. Jako, że nawet o dogodniejszych porach jest problem z zapełnieniem hali, można się było bać o frekwencję. Tymczasem mega zaskoczenie…Około 300 widzów (na ten czas jest to komplet) oglądało kolejne zwycięstwo Legionistów! Utworzono kilkudziesięcioosobowy, a czasami nawet trzycyfrowy młyn, a doping prowadził Sz. Na balkonie pojawiła się znana flaga „Ultras Schools”. Prócz tego, znany głównie z kosza trans „JP 100%”. Warto dodać, że tego dnia była rocznica śmierci Przemka! Nie zapomnijmy zbrodni jebanym katom. ACAB & CWKS! 15.01.11 LEGIA WARSZAWA 93-80 MKS OCHOTA (KOSZ): Na III ligowej (czyli tak naprawdę czwarto) koszykówce znowu dopingował Legionistów trzycyfrowy młyn. Za plecami fanatyków pojawiła się flaga „Ultras School’s”, mała CC i transparent „JP 100%”. Prócz tego flagi wisiały z boku młyna. Były to: Żyletka w barwach, Legiunia. W przerwie odbył się konkurs dla kibiców. Ultrasi przygotowali oprawę złożoną ze sreberek w barwach oraz bengali (na zdjęciu obok fragment choreografii). Koszykarze znowu wygrali i po spotkaniu tradycyjnie pośpiewali z kibicami oraz przybili graby. Widzów: 299. Zapraszam na relację innego kibica Legii! Ł. Tym razem koszykarskiej Legii przyszło grać z MKS Ochotą. Na długo przed 17:00 znajdujemy się już przy ulicy Obrońców Tobruku. Nie jesteśmy jedynymi głodnymi koszykarskich wrażeń, przed halą czeka już spora grupa osób. Zakupujemy bilety, wypełniamy karteczki (akcja „Rywalizacja Dzielnic”) i kierujemy się na trybunkę. Przy wejściu można zakupić vlepy z serii „Legia Basketball” promującej legijnego kosza. W centralnym punkcie młyna wywieszona zostaje flaga „Ultras Schools”. Obok niej „JP 100%” i „Capital City”, w innej części hali zawisła „Legiunia”, której towarzyszyła namalowana Żyletka będąca częścią oprawy na ostatnim meczu koszykarzy na Służewcu przeciwko AZS UW. Frekwencja wraz z chwilą rozpoczęcia spotkania prezentuje się okazale, co stało się ostatnio normą na koszu. Zaczynamy! My balet na trybunach z dużą ilością decybeli, a koszykarze drogę po zwycięstwo. Tradycyjnie genialnie wyszło „hej Legia kosz”, odbyła się też pomyślna „rywalizacja” na dwie grupy (piosenki „Za nasze miasto” „Warszawa”). Kilka razy – za każdym razem głośniej, intonowaliśmy „CeWKę”. Duża siła dopingu utrzymywała się do przerwy. Kilka minut trzeciej kwarty to przygotowania do oprawy dopełniającej fajną atmosferę tego dnia. Zaprezentowane zostały sreberka w barwach i kilka ogni bengalskich. Efekt taki sobie, ale czy to ważne :-)? Później sreberka latają nad naszymi głowami. Po oprawie doping stał na gorszym poziomie niż w pierwszych dwóch kwartach jednak dalej było nieźle. W końcówce część osób postanawia dopingować bez koszulek. Za to na parkiecie Legia wygrywa z MKS 93-80. Po meczu z koszykarzami na zmianę lecimy „Warszawę”. Następnie Legioniści z trybun i Legioniści z parkietu dziękują sobie za dzisiejszy mecz. Oprócz tego należy wymienić i pochwalić obecność braci na trybunach. Na pewno po kilka sztuk reprezentantów Pogoni i Zagłębia. Po zakończonym meczu przy przystanku wybuchają achtungi. Zaczęli się tym interesować milicjanci którzy jednak zachowują spokój… do czasu gdy autobus w rytmie „walczyka” nie zaczyna się bujać :-). Psy srają się i grożą końcem wycieczki w policyjnej kabarynie jednak po krótkiej wymianie „uprzejmości” z legijną młodzieżą, odpuszczają. Na tym kończy się kolejny fanatyczny koszykarski dzień. H. 16.01.11 LEGIA WARSZAWA 8-4 SMS I SOSNOWIEC (HOKEJ): Dzień po koszykarzach, w porze obiadowej 200 kibiców oglądało kolejne zwycięstwo Legii. Hokeiści rozjechali SMS I 8-4. Jak to przeanalizował jeden z serwisów hokejowych – Legioniści zabierają punkty dobrym, a rozdają słabym…Do tego dodać należy dwa walkowery. Gdyby ustabilizować formę – CWKS na pewno stać na włączenie się do walki o awans. Przypominam, że z niekwestionowanym liderem z Torunia przegraliśmy pechowo 0-1…A oni zazwyczaj wszystkich gromią. Mam nadzieję, że kiedyś się uda… Od kiedy na dobre zajarałem się hokejem jednym z głównych marzeń związanych ze sportową stroną Legii jest hokej w najwyższej klasie rozgrywkowej…Tylko jak nie wiadomo o co chodzi…to wiadomo o co chodzi - $. I tak przy okazji. Wszystkich fanatyków Legii Warszawa zapraszam do obejrzenia filmiku z naszą sekcją hokejową w roli głównej: http://oognet.pl/content/details/379 . Wypowiedzi działacza, zawodników, fragmenty meczów, kulisy z szatni. Polecam i podsyłajcie linka znajomym, którzy być może nie wiedzą, że Legia to nie tylko piłeczka. Szkoda, że akurat pokazali mecz, na którym było niecałe 100 osób, ale nie oszukujmy się – taka jest często rzeczywistość. 22.01.11 LEGIA WARSZAWA 5–7 POLONIA BYTOM (HOKEJ): Niecałe 300 widzów obejrzało porażkę hokeistów Legii z bytomską Polonią. Młyn liczył ok. 100 osób. Niestety hokeiści tym razem nie popisali się i przegrali 5-7 z tym przeciętnym przeciwnikiem. Kibice Legii utworzyli młyn i prowadzili doping przy pomocy bębna. 23.01.11 LEGIA WARSZAWA 5-6 ORLIK OPOLE (HOKEJ): Dzień później 150 widzów obserwowało kolejną porażkę hokeistów…Tym razem punkty oddaliśmy w karnych. Przegrane znów oddalają nas od PO. 22.01.11 LA BASKET WARSZAWA 54–83 LEGIA WARSZAWA (KOSZ): 250 Legionistów dopingowało koszykarzy na warszawskim Bródnie podczas ostatniego meczu tej fazy rozgrywek. Z tego powodu można uznać tą sobotę za udaną, oczywiście jak na warunki panujące na sekcjach gdyż zawsze może być znacznie lepiej. Dwa razy po ponad 250 na meczach (po sobie, w innych częściach miasta) to jednak przyzwoity wynik. Wisiały transparenty „JP 100%” oraz „Maniek trzymaj się”. Do tego mała flaga CC. Koszykarze wygrali ten etap rozgrywek i będą dalej walczyć o awans do II ligi. Brawo! Ł. 29.01.11 HC GKS KATOWICE 5-10 LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): W sobotę 29.01.2011 hokejowa Legia grała spotkanie w Katowicach. Faworytem był GKS, ale że warszawiacy potrafią wygrywać z faworytami pokazali już nie raz. Jakoś na to spotkanie nikt ze znajomych nie miał czasu się wybrać, więc podejrzewam, że w katowickim lodowisku nie było nikogo więcej z Legii. Zacznę więc od sprawy najnudniejszej czyli … kibiców. Widzów było około 200, większość weszła tuż przed samym spotkaniem, a wszyscy z plakatami (do biletu-9zł-dostawało się kalendarz z drużyną HC GKS). Uformował się młynek kilkudziesięciu osób, ale to był taki… nie śpiewający młyn :-). Raz krzyknęli i na tym koniec atrakcji kibicowskich. Acha, odpalili też jeden stroboskop. Zapraszam na relację z Katowic! Ale przechodząc do tego, co najważniejsze, czyli hokeistów. Chłopaki zagrali naprawdę zajebiste spotkanie. Aż się gęba cieszyła widząc jak ładują Katowicom bramkę za bramką, a na trybunach jedno wielkie niedowierzanie. Zaczął Mateusz Bepierszcz świetnym strzałem z daleka. Ogólnie to zdobył najwięcej bramek w meczu, bo aż 4, a do tego miał udział w kilku innych, czyli naprawdę świetny mecz zawodnika z numerem 24! Dalej już poszło łatwo, niby GKS miał jakieś okazje, ale nic z nich nie było, a my ładowaliśmy kolejne bramki. Druga część meczu zaczęła się idealnie, Rafał Stajak przejechał pół lodowiska, minął kilku hanysów i oczywiście krążek w bramce. U mnie na twarzy od razu radość, a w głowie myśl „no to teraz ich rozjebią”. Ale ta brama podziałała mobilizująco na faworytów i Ci strzelili z szybkiej kontry, a na dodatek grając w osłabieniu. Druga tercja to wymiana ciosów (bramek) z przewagą dla katowiczan. Były momenty, że robiło się bardzo nieciekawie, tym bardziej, że w całym meczu GKS miał dużo dobrych i niewykorzystanych sytuacji (2 słupki), ale Legia to jakoś przetrwała i przyszła 3 tercja. Tutaj już nerwów nie było, Stajak na początek strzelił bramkę po świetnej dwójkowej akcji, potem chłopaki dołożyli jeszcze 2 i mecz zakończył się wynikiem 10:5 dla Legii Warszawa! Przez całe spotkanie trener krzyczał coś do swoich hokeistów, podpowiadał, pomagał, widać, że facet żył tym, co się działo. A najlepsze było jego machanie rękoma na znak, że mają się wracać. Legia gra od kilku lat w tej samej lidze, niby nic się nie zmienia, ale postęp w grze widać zdecydowany w porównaniu z dwoma sezonami w tył. Przecież jeszcze 2-3 lata temu w Katowicach traciliśmy, co najmniej 10 bramek w trakcie meczu. Dzisiaj (wiadomo, że z już dużo słabszym GKS’em) potrafimy tyle strzelić. Wiem, że kilku hokeistów czasem czyta tego zina, tak więc gratulacje za ten mecz. Legia Warszawa! K. 30.01.11 SIELEC SOSNOWIEC 0-14 LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): 40 widzów w tym sympatyk Legii obejrzało pogrom jakiego dokonali hokeiści Legii w Sosnowcu. Nie trudno się domyśleć, że Wojskowi przeważali nad Sielcem pod każdym względem. Brawo! A po spotkaniu jeden z hokeistów napisał mi, że -TKH też rozjebią- (pisownia oryginalna:-).

Strona

41

„DL” zine nr 1


RELACJE Z INNYCH SEKCJI 5.02.11 BIATRANS BIAŁYSTOK 92–56 LEGIA WARSZAWA (KOSZ): Przy 200 widzach koszykarska Legia doznała pierwszej porażki w tym sezonie. Białystok rozgromił nas 9256. Spotkanie oglądali pojedynczy Legioniści. Co ciekawe rozegranie meczu stanęło pod wielkim znakiem zapytania, kiedy to popsuła się jedna z obręczy! Gospodarze nie kwapili się do naprawy, a co za tym idzie - Legii przysługiwałby walkower. Jednak prezes Wojskowych naprawił obręcz i mecz doszedł do skutku! To się nazywa działanie zgodnie z duchem sportu! Szacunek. Miejscowi nie posiadają młyna, kilka osób w barwach Jagi, ale bez bluzgów na CWKS. 6.02.11 SMS I SOSNOWIEC 1–9 LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): 6 lutego mający przysłowiowy nóż na gardle hokeiści Legii zagrali wyjazdowy mecz w Sosnowcu. Rywalem był SMS I. Nasi zawodnicy rozgromili Sosnowiczan aż 9-1. Widzów jak zwykle niewielu, ale tym razem nie 50, a…kilku. Zmagania rozpoczynały się o 20:00. 12.02.11 LEGIA WARSZAWA 65–76 ROSA SPORT RADOM (KOSZ): W sobotę o 17:00 koszykarze grali ważny mecz, na którego prowadzona była przedsprzedaż biletów. Na warszawskim Bemowie zmierzyli się dwaj pretendenci do awansu - Legia Warszawa i Rosa Sport Radom. Nasz rywal to rezerwy czołowej drużyny występującej na zapleczu koszykarskiej ekstraklasy. Po dotkliwej porażce w Białymstoku mieliśmy nóż na gardle i praktycznie musieliśmy to wygrać. Dawno ta sekcja nie interesowała tak bardzo pod kątem czysto sportowym, są emocje, jest walka o awans do II ligi…Niestety, po końcowej syrenie nasze szanse zmalały…Nie daliśmy rady i polegliśmy 65-76. Na meczu pojawiło się 220 fanatyków Legii, którzy stworzyli dość liczny młyn. Wisiała mała flaga CC. Część osób dopingowała Legię bez koszulek. W trakcie meczu można było kupić różne rzeczy, a także odbył się konkurs rzutów do kosza. Po spotkaniu tradycyjnie zawodnicy przybili graby ze swoimi fanatykami. I tylko wyniku szkoda…Obok dwa zdjęcia z tego meczu (jedno koszykarskiej serii vlepek). WALKOWER…TYM RAZEM DLA HOKEISTÓW LEGII: Ukarani w tym sezonie dwa razy walkowerem hokeiści Legii tym razem poprzez walkowera zdobyli punkty. Nasi zawodnicy otrzymali walkower za zaległy mecz z Naprzodem Janów, który miał się odbyć na początku stycznia. Mecz mieliśmy grać w Katowicach. Co jednak z tego, skoro... 12.02.11 POLONIA BYTOM 7–6 LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): Na drodze ku Play Off hokeiści Legii Warszawa grali 12 lutego na Polonii w Bytomiu. Ten pojedynek rozpoczął się o godzinie 18:00. Niestety, podobnie jak koszykarze – nasi sportowcy zawiedli i przegrali (6-7). Widzów ok. 150. 13.02.11 ORLIK OPOLE 8–6 LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): Niestety hokeiści Legii stracili szanse na awans do PO przegrywając z Orlikiem w Opolu 6-8. Co ciekawe – mecz był transmitowany przez stronę internetową Orlika Opole i chętni mogli go zobaczyć na żywo. Tylko szkoda, że taka słaba reklama… Co do fanów Orlika to wyprowadzili jakieś tam niemrawe okrzyki czy gwizdy…Warto dodać, że ta zabawna grupka jeździ czasem na wyjazdy (zaliczyli np. TKH). Na meczu z Legią 200 widzów i kilkadziesiąt osób w klubowym barze. 19.02.11 LEGIA WARSZAWA 3-6 HC GKS KATOWICE (HOKEJ): Pomiędzy sparingami z Olimpią i Widzewem grali nasi hokeiści. Przeciwnikiem nie byle kto bo nasz odwieczny rywal hokejowy – GKS Katowice. Meczyk był fajną alternatywą dla odbywającego się o 17:00 meczu piłkarzy (bez publiczności)…Można było poczuć się milej widzianym, a (jak się pierwotnie wydawało) przy okazji zobaczyć co się dzieje przy Łazienkowskiej 3 (po drugiej stronie lodowiska)… Bilet kosztował tyle samo co miało kosztować wejście na sparing, z tą różnicą, że sekcji hokeja te 10 zł naprawdę robi różnicę, a Walter bez skrupułów zdzierać chciał z najwierniejszych fanatyków legijnej kopanej…Kiedy powinien zrobić darmowe sparingi i to bez śmiesznych ograniczeń i co za nimi idzie – chujowej reklamy. Hokejowy pojedynek o nic (bo wcześniej straciliśmy szansę na awans do PO) rozpoczynał się o 15:30. Jak się okazało – obejrzał go komplet 300 fanów! I działo się jak na taki mecz całkiem sporo… Fanatycy Legii zaczęli wchodzić na Torwar II około pół godziny przed meczem. Ultrasi szykowali oprawę, a chętni do śpiewu Legioniści gromadzili się w ich pobliżu. Na hali pojawił się komplet 299 widzów (ograniczenia). Młynek wynosił blisko 100 osób. Z powodu wcześniejszego meczu z Elblągiem – spora część dopingu poświęcona była naszym ziomalom, których przedstawiciele byli na meczu. Śpiew wspierany był bębnem i jak na ostatnie realia Torwaru II – był całkiem głośny i dobry. Pierwsza oprawa miała miejsce na wyjazd hokeistów. Przed młynem pojawił się bardzo staranny transparent „Legia Warszawa”, a w górę poszła flaga sektorowa. Na czerwono- zielonej szachownicy widniał old schoolowy buldog, a napis brzmiał Total Bandits. Bardzo fajna oprawa ze starym dobrym klimatem. Pod sektorówką wybuchały achtungi, które wzbudziły ciekawość ochrony, ale z tego co wiem – nikogo nie powinęli. W przerwie między tercjami wyjeżdżali najmłodsi hokeiści, wzbudzając jak zawsze aplauz. Drugą, ciekawą choreografię pokazał Rembertów. Jej specyfika polegała na tym, że miała miejsce… za szybą lodowiska (na Torwarze II po jednej stronie jest trybuna, a po drugiej szkło). Kibice z Rembertowa udostępnili zdjęcia szykowania choreo „od kuchni” i jej pokazania. Zobaczcie sami: http://tinypic.pl/6wzkrmn8vug6 , http://tinypic.pl/ayk8y8kt877d , http://tinypic.pl/bv7teylkweon , http://tinypic.pl/6ctsr6n2da6v , http://tinypic.pl/vejgj91286f8 . Oprawa wyszła zaś chłopakom następująco (najpierw filmik pokazujący całe –przedsięwzięcie-): http://www.youtube.com/watch?v=ps6RQHC7_Pk , http://tinypic.pl/4jkataj27wge , http://tinypic.pl/o9wq3v9wrwrd , http://tinypic.pl/bngfm7n80gf0 , http://tinypic.pl/48mvq7r4l9x7 . Przyznacie, że z pozoru szary mecz hokeja miał fajny ultra klimat! Mam nadzieję, że dzięki pracy chłopaków coraz więcej osób będzie chciało w tym uczestniczyć. Jeśli chodzi o mecz to był niezły. Jak często z hanysami – doszło do kilku walk. Nie były to tylko lekkie przepychanki, ale i normalne wymiany ciosów. W jednej z nich – za bramką, Legionista rozjebał hanysa, którego kask, kij i ochraniacz leżały pewną odległość od siebie…Trzymając się za ryj zjechał do ławki kar, a zawodnik CWKS otrzymał zasłużone brawa za powalenie rywala strzałem na mordę. To się nazywa sport :-). Hokejowo niestety nie daliśmy rady i mimo, iż do pewnego momentu nieźle się trzymaliśmy – ostatecznie polegliśmy 3-6. Stawka meczu zresztą i tak była niemal żadna…

Strona

42

„DL” zine nr 1


RELACJE Z INNYCH SEKCJI Po ostatniej syrenie hokeiści podziękowali sobie z rywalami, a potem podjechali do swoich kibiców. I można było udać się wyjścia…Ze znajomymi byliśmy pewni, że po drugiej stronie – na stadionie – piłkarze grają sparing z Widzewem (bez publiczności). Było jednak dziwnie cicho i ciemno…Zaczęliśmy się zastanawiać czy może „ze względów bezpieczeństwa” nie kazali im grać po cichu, a sędzia nie gwiżdże bez gwizdka – pod nosem…Okazało się jednak, iż przeniesiono sparing na warszawskie Bemowo gdzie rano graliśmy z Elblągiem. Tak jak założył klub – meczu nie widzieli fani… (Zdjęcie z Legia- GKS, autorstwa „DL” – niżej)

20.02.11 LEGIA WARSZAWA 15-3 UKS SIELEC SOSNOWIEC (HOKEJ): 120 kibiców oglądało niedzielny mecz Legii na Torwarze II. Poziomem spotkanie przypominało bardziej sparing niżeli ligowy pojedynek, który miał miejsce chociażby dzień wcześniej. Hokeiści CWKS rozgromili Sosnowiec 15-3. 26.02.11 TKH TORUŃ 3-2 LEGIA WARSZAWA (HOKEJ): Dzień po piłkarzach w Krakowie – w Toruniu grali hokeiści Legii. Był to ich ostatni mecz wyjazdowy w sezonie 2010/2011. Sezonie bardzo nieudanym dodajmy…Szybko straciliśmy szansę na PO, nawet nie chce mi się liczyć na ile przez walkowery, a na ile przez nieustabilizowaną formę zawodników. W każdym razie żal serce ściska, bo ulubiona sekcja znowu będzie grać na zapleczu Ekstraklasy. A zaplecze hokejowej Ekstraklasy w Polsce to dno i kilometr mułu…zresztą tylko trochę większe od najwyższej klasy rozgrywkowej, eh. No, ale jak nie ma kasy by powalczyć nawet o awans? To trzeba chyba wegetować w I lidze…Powiedzmy, że jest to jednak mało istotne w porównaniu do tego, że Centralny Wojskowy Kochany Sportowy trzeba wspierać zawsze – na dobre i na złe. Przyjdą lepsze czasy dla naszego hokeja – wierzę w to…A by grać wyżej wystarczy wyprzedzić w tabeli ledwie kilka zespołów. W końcu musi się udać…Przejdźmy do meczu w Toruniu, który pokazał, że można. Gospodarze zazwyczaj gromią swoich rywali i nie zostawiają wątpliwości kto jest lepszy. W Warszawie wygrali jednak tylko 1-0, zdobywając gola pod koniec meczu. W Toruniu nie mieli łatwiej… Nasi hokeiści przegrali tylko 2-3 pokazując, że mogą nawiązać walkę z każdym. Pierwsi szybko strzelili gospodarze i wydawało się, że z Legionistów uszło powietrze w związku z czym dadzą się rozgromić murowanemu kandydatowi do awansu…Nic z tych rzeczy. Michał Strąk – nasz bramkarz – nie załamał się i został jednym z głównych aktorów spotkania. Bronił wyśmienicie, a co rusz chwaliła go miejscowa publika nie mogąc uwierzyć, że ich drużyna nie może przejść Warszawiaka z numerem 1. Strąk zebrał też dobre recenzje w mediach. Mało tego – atakować zaczęli nasi gracze z pola. Z 0-1 jeszcze w I tercji zrobiło się 2-1 dla Wojskowych! Uwagę zwracała nasza dobra gra obronna gdy rywale grali w przewadze jednego hokeisty. Sami także lądowali na ławce kar lecz CWKS tak skuteczny w ataku jak w obronie nie był…Czasem gra Legionistów 5 na 4 była wręcz żenująca (dał się we znaki mały czas treningów na lodzie, z krążkiem?)…No, ale po 20 minutach wygrywali, co było zaskoczeniem na plus. W II tercji Legia spisywała się nieco gorzej i przegrała ją 0-1. Ostatnie 20 minut zapowiadało się bardzo interesująco…Stan 2-2, a TKH prowadziło szturmy na bramkę Strąka. Legię stać było od czasu do czasu na kontrę, ale siła ognia była zdecydowanie większa u Torunian. No i stało się…jeden z szarży zakończył się golem. Po końcowej syrenie na telebimie widniał wynik 3-2 dla miejscowych. Rozgrywany o 16:00 mecz nie cieszył się dużą popularnością. Na Tortorze (dużo ładniejszy odpowiednik naszego Torwaru) zasiadło może nieco ponad 200 osób. Miejscowi, którzy mają gadżety z nazwą TKH, a nie Nestea (oficjalna nazwa toruńskiej drużyny w tym sezonie) nie wystawili nawet piknikowego młynka i nie wywiesili żadnej flagi. Podczas meczu widzowie nie wydobyli z siebie ani jednego okrzyku dopingującego swoich. Były tylko typowe dziadkowe komentarze dotyczące arbitrów i słabej dyspozycji strzeleckiej własnych hokeistów. Nie mogli się też nadziwić interwencjom Strąka… Był to kolejny dobry mecz Legii w ten weekend. W piątek piłkarze 3 razy gonili wynik i zremisowali na Cracovii po meczu pełnym walki. W Toruniu również Wojskowi walczyli do końca i wierzyli w zwycięstwo. Niestety nie udało się…ale i tak należy się szacunek za włożone serce. CWKS nie grał już o nic, a jednak chciał wywieść z Grodu Piernika korzystny rezultat. O to chodzi. Taka jest idea sportu i taka powinna być idea grania w jakiejkolwiek sekcji Legii Warszawa! Na drugi dzień hokeiści Legii zagrali w Warszawie z TKH Toruń w ostatnim meczu tego sezonu. 27.02.11 LEGIA WARSZAWA 3-7 TKH TORUŃ (HOKEJ): 27 lutego Legia zagrała ostatni hokejowy mecz w sezonie 2010/2011. Dzień wcześniej bliska była sprawienia niespodzianki w Toruniu…Zanim przejdziemy do kilku słów o spotkaniu należy się kilka słów o różnicy pomiędzy oboma zespołami. TKH ma swoją halę, kasę, sponsora, który kupuje im wszystko…Ma zagraniczne gwiazdeczki, a trenuje dwa razy dziennie! Hokeiści Legii to chłopaki grający za darmo, dla sportu i kibiców. Nasi mają utrudnione korzystanie z lodowiska. Torunianie mieli obiecaną premię za wygranie sezonu bez poniesienia porażki, a to właśnie biedny CWKS sprawiał im najwięcej problemów (poprzednie mecze przegrane przez Wojskowych tylko 0-1 i 2-3). Legia pokazywała, że gdyby miała kasę to nawet w tym składzie Wojskowi mogliby powalczyć o awans! Trzeba bowiem zaznaczyć, że czasami grali w około 10 osób…I o ile jeden mecz można jeszcze jakoś tak zagrać to dwa spotkania dzień po dniu w kilku hokeistów, to niezły hardcore dla organizmu. Gdyby gracze nie musieli się martwić o byt – mogliby skupić się na sporcie. A tak – hokej jest tylko jednym z zajęć. 27 lutego doznaliśmy najwyższej porażki z Toruniem, 3-7, a zadecydowała jedna z tercji przegrana aż 1-5…Na trybunie pojawiło się może 150 widzów i nie było to zbyt godne pożegnanie sezonu…W przerwie publikę rozbawiali najmłodsi hokeiści CWKS…Teraz czeka nas rozłąka z gumowym krążkiem…Oby do lepszego sezonu 2011/2012. Legia zajęła 5 miejsce na 13 drużyn, do Play Off zabrakło wyprzedzenia jednej drużyny – Orlika Opole.

Strona

43

„DL” zine nr 1


RELACJE Z INNYCH SEKCJI / WYWIAD 2.03.11 ROSA SPORT II RADOM 71-72 LEGIA WARSZAWA (KOSZ): Legia pierwszym zespołem, który pokonał rezerwy Radomia i to jeszcze na jego terenie! Legioniści poprzez jednopunktowe zwycięstwo przedłużyli swoje szanse na awans do II ligi kosza! Według legionisci.com oglądało to…25 widzów w tym osoby za Legią. A trybuna na hali całkiem przyzwoita… 18.03.11 JAGIELLONKA WARSZAWA 82–86 LEGIA WARSZAWA (KOSZ): W piątek o 16:45, na ulicy Jagiellońskiej w Stolicy – Legia podejmowała Jagiellonkę. Celem – przedłużenie marzeń o awansie do II ligi, a by to zrobić trzeba było wygrać. I cel udało się osiągnąć lecz potrzebna była dogrywka…Po regulaminowym czasie było 77-77. Oglądało to 70 widzów, a kilkunastu prowadziło doping. 26.03.11 LEGIA WARSZAWA 67-73 BIETRANS BIAŁYSTOK (KOSZ): 200 kibiców Legii oglądało w sobotę jak nasz zespół traci szansę na awans do II ligi kosza…Na Bemowie niestety polegliśmy z Białymstokiem 67-73…A aby awansować do półfinałów o II ligę musieliśmy pokonać Biatrans różnicą aż 38 punktów…Było więc daleko. Na hali wisiały flagi: „Legia”, „Jelonki”, „Capital City”, a także nowa mała „Legia Warszawa” z wzorkiem. Przez cały mecz trwał doping, a mimo klęski fani przybili graby ze swoimi koszykarzami. Biatrans Białystok wygrał pewnie grupę mazowiecko-podlaską i awansowali do turniejów ogólnopolskich o II ligę. Rywalizację dzielnic, którą prowadzili na koszu fanatycy Wojskowych wygrał Mokotów. Zdjęcie z Bemowa specjalnie dla Was wykonał GP. NIESPODZIEWANY KONIEC SEZONU Ostatnim meczem koszykarskiego sezonu 2010/2011 miał być Legia – Jagiellonka Warszawa. Ale stwierdzono, że jako, iż oba zespoły o nic nie grają to…meczu nie będzie, „szkoda kasy”. CWKS skończył rozgrywki III ligi na słabym – 3 miejscu. Tym samym -inne sekcje- Legii mają przerwę do „po wakacjach” i pozostaje nam dopingowanie Legii z Ekstraklasy piłkarskiej. Ł.

„(…)Gdybym nie wierzył, to nie byłoby sensu grać(…)” WYWIAD Z PATRYKIEM WĄSIŃSKIM – HOKEISTĄ LEGII Nie ważne, że dzisiaj są nie opłacaną, pół amatorską drużyną grającą w słabej I lidze polskiego hokeja… Nie ważne, że nie ma kasy i sensownej organizacji…Liczy się to, że grają z czerwono- biało- zielonym herbem z czarną literą „L” w kółku. Hokejowa Legia Warszawa to sekcja z wieloma sukcesami, z bogatą tradycją. I chociaż teraz –jak niemal wszystkie sekcjema kryzys sportowo – finansowy, to czasami wspierana jest przez kilkuset kibiców. Dlaczego? Właśnie dlatego, że jest Legią, a nie zwykłą zbieraniną sportowców- amatorów! Młodzi chłopacy grający w tej drużynie muszą o tym pamiętać. Na początku marca – tuż po zakończeniu słabego dla CWKS sezonu, przepytałem Patryka Wąsińskiego – jednego z czołowych zawodników tej sekcji, który ma za sobą najlepszy (indywidualnie) sezon w karierze. Zapraszam na lekturę wywiadu specjalnie dla Was i tego zina! Będzie o Legii, o hokeju i o nas – kibicach. Ł: Na początek przedstaw się czytelnikom „DL”. Od jakiego czasu grasz w Legii i jakie miałeś statystyki w sezonie 2010/2011? Patryk Wąsiński (numer 98): Patryk Wąsiński, 20 letni, bez nałogów :-). Jestem zawodnikiem Legii czwarty sezon, wcześniej grałem w drużynach młodzieżowych tego klubu, które występują pod nazwą UHKS Mazowsze. Sezon 2010/2011 był dla mojej skromnej osoby zdecydowanie najcięższym, ale zarazem i najlepszym pod względem statystyk. Jako jeden z 3 zawodników naszej drużyny zagrałem we wszystkich spotkaniach w tym sezonie. Zdobyłem 65 punktów za 31 bramek i 34 asysty w 33 spotkaniach. Nie mogę być jednak zadowolony z tego wyniku ponieważ jak pokazało życie, nie wystarczył byśmy mogli zagrać w Playoffach. Ł: „DL” to zine dla kiboli :-). Nie obawiasz się udzielać mu wywiadu? My fanatycy jesteśmy często krytykowani w mediach, a „Gazeta Wyborcza” i policja widzą w naszej pasji niemal wroga numer jeden. A co jeszcze gdy do tego dojdzie polityka… PW: Szczerze powiedziawszy, jestem trochę wkręcony w tematykę fanatyzmu na stadionach. Regularnie odwiedzam Twoją stronę, książki "Hoolifan" i "Congratulations. You have just met the I.C.F." czytałem po kilka razy, a film "Hooligans" strasznie mi się podobał :-). Czego miałbym się obawiać? Ł: Spoko :-). Do tematu kibiców wrócimy. Miniony sezon moim zdaniem nie należał do udanych. A jak Ty byś go ocenił? Co wpłynęło na to, że nie włączyliście się do walki o Play Off (szybko Legia straciła realne szanse)? PW: Moim również. Patrząc na potencjał naszej drużyny, finał był w naszym zasięgu. Niestety kłopoty kadrowe, kontuzje, walkowery ale przede wszystkim brak pełnej mobilizacji w meczach z juniorami pogrzebały szanse chociażby na Playoffy. Bardzo żałujemy, bo podczas tych kilku meczy zdobywa się więcej doświadczenia niż przez cały sezon zasadniczy. A tego właśnie nam brakuje najbardziej. Bardzo często tracimy bramki seriami, albo trwonimy 2 lub 3 bramkową przewagę. Jednak najbardziej dobitnym przykładem jest mecz z Nestą Toruń (kibice używają nazwy TKH) w Warszawie. Cały mecz gramy zgodnie z założeniami, ostatnia minuta i młodzieńcza fantazja pozbawia nas dobrego rezultatu. Szkoda tym bardziej, że jako jedyni z całej ligi mieliśmy realne szanse na odebranie im jakichkolwiek punktów. Ł: Jaką widziałbyś receptę aby wyeliminować opisaną przez Ciebie dekoncentrację w kolejnym sezonie? Abyśmy walczyli tak jak teraz z Toruniem, Katowicami, a poza tym wygrywali spotkania, w których jesteśmy faworytem na papierze? PW: Przede wszystkim musimy mieć do dyspozycji całą kadrę. W tym sezonie były mecze w których graliśmy w dziesiątkę... Ciężko jest wytrzymać na pełnych obrotach chociaż 2 tercje, nie wspominając już o całym meczu. Jeśli chodzi o naszą motywację: problem polega w tym, że ciężej nam się gra ze słabszymi ponieważ dostosowujemy się do nich poziomem gry. Gdybyśmy grali w tych wszystkich meczach tak jak z Toruniem (TKH), awans do PO nie byłby żadnym sukcesem.

Strona

44

„DL” zine nr 1


WYWIAD Ł: A dlaczego na mecze jeździ tylko 10 zawodników? Przecież jest Was dużo więcej, a do tego jest jakieś zaplecze złożone z młodszych hokeistów. PW: Zaplecze jest w postaci juniorów młodszych, ale oni też mieli swoje rozgrywki i nie mogli być w dwóch miejscach jednocześnie. Dodając kilka kontuzji i to, że kilku zawodników zakończyło swoją przygodę z hokejem okazało się że w drużynie zostało 10 zawodników. Nie powinno dochodzić do takiej sytuacji w momencie gdy drużyna jeszcze walczy o PO... Ł: Czy zmiana trenera, na Pana Stajaka została przez Was jakoś wyraźnie odczuta? Co sądzisz o trenerze Małkowie…zagląda on jeszcze czasem do Was? Wiadomo, że zajmuje się teraz młodszymi Legionistami… PW: Oczywiście, że zagląda. Jest na każdym naszym meczu w Warszawie a czasami dodatkowo przychodzi na niektóre treningi i ogląda je z wysokości trybun. Widać, że zależało mu na dalszej pracy z nami. My osobiście, darzymy go ogromnym szacunkiem. Zarówno dla jego dokonań jak i do tego że wprowadzał większość z nas do seniorskich rozgrywek. Zmiana trenera nie wpłynęła jakoś specjalnie na nasze zachowanie na lodzie. Pewnie dlatego, że trener Stajak był asystentem trenera Małkowa i ich wizja naszej gry była bardzo zbliżona. Ł: Możesz opisać jak teraz wyglądają Wasze treningi? Ile razy w tygodniu, po ile godzin…I jak to wygląda w porównaniu z tymi zespołami I ligi, które są przed Legią? PW: Tak naprawdę, tylko 1 drużyna w 1 lidze jest w pełni profesjonalna. To Nesta Toruń. Trenują dwa razy dziennie, mają do dyspozycji pełny sztab szkoleniowy włącznie z masażystami i osobami odpowiedzialnymi za przygotowanie fizyczne. Reszta drużyn podobnie tak jak my, trenuje raz dziennie. Jeśli chodzi o teraźniejszą sytuację to w dalszym ciągu trenujemy na lodzie, ponieważ niektórzy z nas przygotowują się jeszcze do baraży Centralnej Ligi Juniorów. Po tym wydarzeniu prawdopodobnie dostaniemy trochę wolnego, by wrócić w maju i budować formę już na przyszły, miejmy nadzieję udany sezon. Ł: Trenujecie raz dziennie? To chyba i tak dobrze, bo do niedawna były spore problemy z wynajmem Torwaru II? Jak teraz wygląda sprawa tej fatalnej jak na Stolicę hali i Waszej egzystencji w niej? PW: Nadal nie jest kolorowo. Nie wiemy jak to dokładnie wygląda, bo zarząd klubu nas za bardzo nie wtajemnicza, ale wiemy że część pieniędzy która była przeznaczona na sprzęt, odżywki itd. została przeznaczona na wynajem lodu. Godziny treningów też znacznie odbiegają od takich, w których powinny być przeprowadzane. Ale komercja niestety wygrywa ze zdrowym rozsądkiem i kto więcej płaci ten dostaje lepsze godziny. Ł: Czy z tego powodu, że jesteście Legia Warszawa, a nie jakiś bezpłciowy klubik bez tradycji – mieliście kiedyś jakieś szczególne nieprzyjemności podczas meczu wyjazdowego? PW: Kilka razy zdarzyło się, że kibice chcieli nas zaatakować, jednak zawsze kończyło się na wyzwiskach. Szczególnie w Janowie- Katowicach takie sytuacje miały miejsce, mimo iż nie graliśmy z tą drużyną przez ostatnie kilka sezonów. Jednak tam jest nasza baza hotelowa i zawsze gdy przyjeżdżamy witają nas wspomnianym właśnie sposobem. W zbliżającym się sezonie będziemy mieli okazję częściej się z nimi spotykać ponieważ Naprzód Janów spadł do 1 ligi. Ł: Co sądzisz o bójkach między hokeistami? Ostatnio dość ciekawie było na meczu z naszym odwiecznym hokejowym rywalem (za komuny biliśmy się z nimi o Mistrza Polski) GKS Katowice. Czy zdarzyło się, że lodowe starcia przenosiły się na po meczu? Czy może wraz z końcową syreną emocje opadają? PW: Mimo iż jest to liga półamatorska szanujemy się wzajemnie i to co dzieje się na lodzie tam zostaje. W Europie w odróżnieniu do NHL bójki są zabronione i z reguły kończy się to karą meczu. Moim zdaniem to zbyt surowa kara. Często podczas bójek dochodzi do kontuzji i to jest główny powód dla którego IIHF nie chce godzić się na taki sposób załatwiania konfliktów. Ł: Jak podobają Ci się oprawy przygotowane przez kibiców Legii? W tym sezonie fani pokazali dwie ciekawe jak na hokej choreografie. Czy w innych miastach, na wyjazdach – jest podobnie? PW: Kibice Legii Warszawa to bez dwóch zdań najlepsi kibice w Polsce. Ich polot i fantazja przy prezentowaniu opraw przekracza normy dobrych lig europejskich, stąd też nie ma żadnego równorzędnego rywala w naszym kraju. Jeśli chodzi o samo kibicowanie to w 1 lidze też nie ma równych ponieważ prawie nigdzie nie jest organizowany doping. Jednak w Ekstralidze znalazłoby się parę klubów, które mogłyby z Legią rywalizować, przykładowo Cracovia gdzie na każdym meczu jest prawie 2000 osób z czego większość fanatycznie kibicuje. Zagłębie Sosnowiec czy Unia Oświęcim też mają swoje młyny, które regularnie zjawiają się na meczach. Ł: Na koniec napisz… Czujesz jeszcze motywację by walczyć z Legią Warszawa o awans? Macie wiarę w sukces? PW: Pewnie! Gdybym nie wierzył, to nie byłoby sensu grać. W drużynie zostali teraz tylko tacy, którzy wierzą i chcą grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mamy nadzieję, że wkrótce będziemy mogli cieszyć się z awansu. Już nie są to słowa rzucane na wiatr, bo potencjał mamy ogromny co pokazaliśmy w meczach z Toruniem. Ł: I to na tyle. Do przyszłego, oby bardziej udanego sezonu hokejowego! Dzięki za wywiad. „Walczyć trenować – Warszawa musi panować”! PW: Również mam nadzieję, że będzie bardziej udany. Pozdr(L)! 9 marca 2011 rozmawiał: Ł. PS: Rysunek na pozór nieadekwatny, a jednak – zwróćcie uwagę, że w „sekcjach” często grają zamiast wynalazków, normalni polscy chłopacy/ sportowcy. Warto ich wspierać. Warto kochać całą Legię i inne dyscypliny, w których nie ma jeszcze modernizmu.

Strona

45

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY

DEN HAAG 3-0 VVV VELNO 2.02.2011 (Eredivisie) Przygoda, przygoda; każdej chwili szkoda - w zasadzie tak mógłbym rozpocząć, streścić i skwitować ostatni weekend w którym to było nam dane odwiedzić naszych holenderskich braci. Jak wiadomo - po październikowym „Meczu dla Wojtka” jeszcze mocniej zostały zacieśnione relacje pomiędzy Legią i Den H. Idąc za ciosem również i my postanowiliśmy zrobić coś w tym kierunku, i wybraliśmy się do Hagi. Całe przedsięwzięcie okazało się wbrew pozorom dość proste do ogarnięcia z logistycznego punktu widzenia i pozostawało nam tylko czekać na wyznaczony dzień odlotu do Holandii. Niestety z biegiem czasu liczba zadeklarowanych osób malała i ostatecznie chętnych do eskapady pozostało nas tylko… 2, ale i tak niczego to nie zmieniło. Zabawa była przednia, a ci co nie mogli z nami polecieć niech żałują, bo jest czego ;-). (M.,H.,,,K." - pozdrawiamy!). A teraz przejdźmy do bardzo obszernej relacji. Będą też zdjęcia, które wykonaliśmy. PODRÓŻ, CZYLI ZNISZCZYĆ WALIZKĘ! Już od samego początku naszej podróży było wesoło. Zaczęło się na lotnisku przed wylotem do Eindhoven, gdzie pewna młoda kobieta poprosiła nas abyśmy...zniszczyli jej walizkę! Dziwna sprawa - pomyślałem patrząc na T., który wsłuchując się w monolog owej damy potwierdził i uwiarygodnił jej intencje. Otóż jak się okazało miała za duży rozmiar bagażu podręcznego toteż jedynym wyjściem było usunięcie pewnych elementów walizki tak co by rozmiar i obwód takowej się zmniejszył. Możecie się domyślać jak wyglądała reakcja ludzi stojących nieopodal w kolejce do odprawy – na dwóch gości pastwiących się nad walizką ;-). Jak się za chwilę okazało wysiłek poszedł na marne gdyż ustrojstwo przymocowane do walizki było na tyle stabilne że choć nie wiem jak byśmy się starali nie dałoby rady go wyrwać. Na szczęście znaleźliśmy wyjście awaryjne i cała zawartość jej walizki wylądowała ostatecznie w kilku reklamówkach wziętych z pobliskiego sklepu bezcłowego - Polak potrafi! I tym sposobem pomogliśmy szczęśliwe wejść na pokład pewnej pięknej nieznajomej, która jak się później okaże również nam się odwdzięczy nie małą przysługą (nie, nie było to, to o czym myślicie ;-). Sama podróż samolotem przebiega spokojnie: wejście na pokład - ok. 1,5h lotu-lądowanie. Oczywiście w trakcie lotu kolejne rozmowy z panią umilają nam czas. Jako ciekawostkę dodam, że za nasz bagaż podręczny robiły reklamówki z 4-pakami piwa i wódką-czyli typowe polskie prezenty dla przyjaciół z zachodu :-). Jak już wcześniej wspomniałem, nasz samolot lądował w Eindhoven więc do Hagi pierwotnie mieliśmy udać się na własną rękę gdzie czekać na nas mieli kibice Den H. Godzina późna, do Hagi dość daleko (jak na holenderskie warunki), więc postanowiliśmy zapytać naszej towarzyszki dokąd dalej jedzie. Ku naszej uciesze poinformowała nas, że do Amsterdamu (zawsze to bliżej) i że jedzie samochodem ze swoim chłopakiem. Dla uzupełnienia dodam że był to ten sam kierunek podróży co nasz z tym, że do Hagi trzeba nadłożyć ok. 60km. Szybka konsultacja pomiędzy nami i rozmowa z koleżanką sprawiła, iż jej chłopak w ramach rewanżu zawiózł nas do naszego celu! Zaoszczędziliśmy dobre 2 godziny czasu oraz kilkanaście Euro: całkiem przyzwoity wynik jak na sam początek. Trasa do Hagi mija dość szybko, rozmowy, śmichy - chichy, podziwianie deszczowego krajobrazu Niderlandów i jesteśmy na miejscu! Pamiątkowa fotka ze sprawczynią zamętu i w tym momencie nasze drogi się rozchodzą. (Nie byłbym sobą gdybym nie omieszkał wspomnieć że mój współtowarzysz wziął od owej damy e-mail ;-)...). Za chwilę zjawia się nasz kolega z Hagi, który zabiera nas do mieszkania czekającego na nas znajomego i zaczynamy zabawę! Na dzień dobry typowe braterskie przywitanie, radość, wręczenie pamiątek no i piwko. Zważywszy na późną porę, pierwszego dnia balet nie trwał długo, raczej na spokojnie rozmawiamy o podróży, planach na kolejne dni i rzecz jasna o Den Haag oraz Legii. W końcu ustalamy wspólną wersję wycieczki na jutrzejszy dzień i zmęczeni kolejnymi puszkami i butelkami piwa udajemy się spać. NOWY STADION DEN HAAG – HOLENDERSKIE GUANTANAMO! Sobotni poranek wita nas całkiem przyzwoitą pogodą - jak się okazało był to jeden z nielicznych dni o tej porze roku kiedy się przejaśniło i deszcz przestał padać. Szybkie ogarniecie się w domu i wyruszamy na zwiedzanie! Pierwszą rzeczą jaką zobaczyliśmy w Hadze-zapewne ze względu na najbliższą odległość od mieszkania R. był nowy Stadion Den Haag. Wybudowany w 2007 roku obiekt jest w stanie pomieścić 15 tys. Widzów - i niemalże identyczna liczba kibiców zjawiła się tego wieczoru na meczu. Kibice gości nie wyrazili zainteresowania przybyciem na stadion w Hadze, więc również na sektorze przeznaczonym dla kibiców przyjezdnych zasiedli sympatycy spod znaku bociana. Pierwszą różnicą jaką dostrzegliśmy pomiędzy naszym, a ich stadionem był bardzo duży parking, którego brak warszawiakom doskwiera. Z zewnątrz konstrukcja wygląda dość typowo - po prostu nowy, zadbany stadion. Ponadto wewnątrz obiektu znajduje się fitnessclub, sklep z pamiątkami oraz jakieś biuro (?). Z pozoru wszystko ok., jednak po chwili zaczyna się najciekawszy moment zwiedzania... Chłopaki postanawiają nas zabrać do wejść dla gości - obchodzimy dookoła stadion, mijamy kolejny parking i nagle staję na chwilę. Kurwa - więzienie. Wymogi i standardy bezpieczeństwa rozdmuchane według mnie do granic absurdu. Pomijając kamery umieszczone na każdym rogu w promieniu kilometrów od stadionu, szlaban zamykający się za wjazdem na parking, kolejne siatki bramy i bramki, kołowrotek, pancerne ogrodzenia i kamery wewnątrz obiektu. Uwagę moją przykuło jeszcze jedno: pomiędzy stopniami schodów prowadzących do samego wejścia na sektor gości przymocowane są poprzeczne metalowe blokady, tak żeby przypadkiem nikt nie podał nikomu jakiegokolwiek przedmiotu! Diabeł tkwi w szczegółach i właśnie ta rzecz dość mocno mi utkwiła w głowie. Rozmawiając na temat ich obiektu i bezpieczeństwa wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że hascy kibice przez wiele lat intensywnie pracowali nad tym jak są postrzegani w kraju i w Europie. Ado = Problems ;-). Wartym wspomnienia jest również pomnik stojący przed wejściem na stadion - upamiętniający Aada Mansvelda- legendę Den Haag. Wracając do samochodu widzimy vlepki naszej ukochanej drużyny (z tego co pamiętam to min. Kwidzyn oraz Ursynów).

Strona

46

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY MIASTO, CZYLI NASZ SZYBKO… Następnym punktem wycieczki był rynek - główny plac w Hadze oraz stare miasto. Jako samo miasto Haga sprawia wrażenie dość przyjemnego i przyjaznego miejsca. Jak później sami dostrzegliśmy i nasi holenderscy znajomi podkreślali jest o wiele tu mniej różnego rodzaju kolorowych, emigrantów i innych wynalazków aniżeli w multi-kulti Amsterdamie. Robiąc dość spore kółko dookoła podziwiamy kolejne miejsca oraz budynki. Wszystko jednak odbywa się w szybkim tempie, gdyż tego dnia grafik mamy dość napięty, a przed nami jeszcze kolejne miejsca do zobaczenia, kolejni ludzie do spotkania no i wreszcie mecz! STARY STADION DEN HAAG – ZUIDEPARK! Po zwiedzeniu miasta, skosztowaniu tradycyjnego dania - ryby w cebuli- którego to podjął się T. udajemy się na stary stadion czyli legendarny Zuidepark. Wejście na sam obiekt wygląda jak typowy polski stadion. Kasy biletowe pokryte graffiti (głównie motywy DH, ale widoczne również akcenty legijne i kilka polskich wrzutów np. Lechia Kurwa), barierki przed wejściem i typowa brama - zupełnie jak u nas. Aktualnie obiekt sportowy służy dzieciakom, które odbywają tu swoje treningi. Wejście na sam obiekt było zamknięte na jakiś zamek, jednak po chwili majstrowania okazuje się, że nie jest to zabezpieczenie jak na nowym obiekcie i możemy stanąć na murawie ;-). W chwili obecnej wokół boiska pozostała już tylko jedna trybuna - przeciwległy sektor został zburzony. Podczas rozmowy dowiadujemy się, że obiekt służył piłkarzom i kibicom z Hagi dokładnie 103 lata! Kawał historii! Naprawdę widać, że to miejsce miało i nadal ma swój wyjątkowy klimat, którego niestety na próżno szukać pośród nowoczesnych obiektów sportowych...Szalone lata 90-te: tak właśnie chciałoby się rzec. Ostatnie spojrzenie na trybunę, pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej. Tym razem udaliśmy się do domu pewnego kibica Ado, gdzie czekał na nas dość mocny komitet powitalny i delikatna przedmeczowa, symboliczna impreza ;-). W MIESZKANIU U EDA Ed, gospodarz domu jest właścicielem i redaktorem jednej ze stron internetowych naszych przyjaciół, a mianowicie www.northside.nl - fajna sprawa, pomyślałem - na pewno interesujący gość, od którego dowiem się kolejnych rzeczy o kibicach z Hagi i Holandii (a zawsze staram się zapamiętać jak najwięcej). Jak się okazało z Edem miałem już okazję spotkać się w październiku w jednym z warszawskich pubów wówczas okupowanych przez rozśpiewanych i będących w dość mocno ,,karnawałowych" nastrojach kibiców Legii & Den Haag ;-). Rozmowa z Edem to głównie wspomnienia poprzedniej jego wizyty w naszej stolicy oraz plany odnośnie kolejnej wycieczki na Legię oraz moja wrodzona wścibskość i konsekwencja w zdobywaniu informacji z kibicowskiego światka ;-). Szczerze przyznam się, że do owego sobotniego popołudnia niewiele wiedziałem o przyjaźni łączącej kibiców Den Haag z Walijczykami ze Swansea. Tym milej słuchało się licznych opowieści Eda na rzeczone tematy! Wierzcie mi - poznać takiego gościa jak Ed to naprawdę uśmiech od losu - odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Wszystko co chciałem wiedzieć, a czego nie potrafili wyjaśnić nam nasi holenderscy ,,opiekunowie", Ed nawijał bez problemu ;-). Samo mieszkanie wygląda jak muzeum - pełno w nim pamiątek Ado oraz zgodowiczów. I tak na ścianach widoczne fotografie, obrazy, piłki, szaliki, koszulki, bluzy, czapki, rękawiczki i wszystko inne co tylko ludzkość jest w stanie wymyślić w barwach Ado, Juve, Legii, Brugge oraz Swansea. Mieszkanie sprawia wrażenie niesamowitego miejsca! Dosłownie wszędzie zielono - żółte barwy - nawet w ubikacji znajdował się stosowny kalendarz w jedynych słusznych barwach ;-). Kolekcja imponująca - więc i my postanowiliśmy ,,dorzucić cegiełkę", i obdarowaliśmy naszego przyjaciela kolejnym szalikiem w barwach naszej drużyny. Sporo było śmiechu przy tym gdyż stwierdziliśmy, że powoli zaczyna brakować wolnego miejsca na ścianach gdzie można by kolejne gadżety umieszczać. Wspólne rozmowy, piwka i żarty umilają czas w towarzystwie Eda oraz kolegów z HCF, który to czas niestety biegnie nieubłaganie i nadchodzi moment opuszczenia jakże zacnej miejscówki i czas podróży na mecz. Przeciwnikiem Den Haag tego wieczoru była jedna z ostatnich drużyn w tabeli – nie wzbudzające większych emocji VVV Velno. MECZ ORAZ HOLENDERSKI KLIMAT… Podczas rozmowy z holendrami, można było wyczuć, iż wszyscy oczekiwali jednego - piłkarskiego nokautu ze strony rewelacyjnie spisujących się w tym sezonie gospodarzy. Ośmieliłem się jednak stwierdzić, że najpiękniejsze w piłce jest to, iż jest ona nieprzewidywalna chłopaki zgodnie przyznali mi rację- i jak się okazało pierwsza połowa była zupełnie inna aniżeli nasze oczekiwania. Przed wejściem na stadion udaliśmy się jeszcze do otwartego sklepu z pamiątkami (podczas porannej wizyty zamkniętego). Niestety nie mam porównania jak wygląda nasz oficjalny sklep prowadzony przez KP gdyż w nim nie byłem, jednak holenderski sklep prezentował się naprawdę dobrze. Nie będę wymieniał tutaj wszystkich rzeczy jakie się w nim znajdują, gdyż wydaje mi się to zbędne - standardowy asortyment pamiątek klubu piłkarskiego - tyle musi Wam moi drodzy czytelnicy wystarczyć ;-). Wynajdujemy coś dla siebie razem z T., rzecz jasna czynimy kolejne zdjęcie wewnątrz tłocznego sklepu i udajemy się na spotkanie z kolejnym kibicem. Tym był nasz przyjaciel który zorganizował dla nas bilety na ten mecz. Niestety tym razem nie dane nam było wspólnie oglądać pojedynku gdyż przybył na mecz ze swoim małym synkiem, a więc udali się na inny sektor. Swoją drogą mały miał ok. 2,5 roku - tego dnia był jego debiut na trybunach! Oby więcej takich światłych ojców! Niech kolejne pokolenia fanatyków nam rosną! Pamiątkowy szalik dla małego, na nową - fanatyczną drogę kibicowskiego życia ;-). Stojąc w kolejce jednomyślnie wraz z T. postanowiliśmy rozruszać towarzystwo -tańcem lambada- i razem z naszymi kolegami doskonale znającymi słowa piosenki (!!!) skaczemy w najlepsze. Niestety niewiele osób się przyłączyło do wspólnej zabawy, jednak przychylne nam uśmiechy i brawa na słowo - klucz ,,Legia Warszawa" zrekompensowały wszystko. Mijając dość sprawnie kontrolę biletów na wejściu oczom naszym ukazuje się graffiti na murze oddzielającym boisko od trybun. Prace wykonane na naprawdę wysokim poziomie poruszały wiadomą tematykę. Najbardziej jednak do gustu przypadł nam zgodowy wrzuty DH&Legii (bociana w żyletce) oraz drugi przedstawiający kibica Den Haag pośród zagranicznych przyjaciół. Znajomi naszych gospodarzy już czekali na nas od kilku dobrych minut - rzecz jasna mieliśmy lekki poślizg: a to sklep, a to bilety itp. itd. więc od razu przeszli do konkretów trzymając w rękach kufle ze złocistym trunkiem. Po chwili udajemy się już większą liczbą znajomych na sektor i oczekujemy początku meczu. Do pierwszego gwizdka było jeszcze kilka minut więc jeden z naszych ,,opiekunów" zapytał mnie czy nie chciałbym z nim udać się w górę sektora. Oczywiście zgodziłem się i udaliśmy się wyżej. Nie małą radość sprawił mi widok kolejnego koleżki którego spotkałem w Warszawie i pomogłem mu się wtoczyć (dosłownie) do jego pokoju w jednym z warszawskich hoteli ;-). Serdeczne powitanie, wymiana zdań i już razem z nami trzeci kompan wraca na dół ;-).

Strona

47

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY Po chwili rozpoczyna się mecz i piłkarską karuzelę rundy wiosennej 2011 uznaliśmy za otwartą! Pierwsza połowa jak już wspomniałem nie zachwyciła sympatyków Den Haag. To piłkarze gości stwarzali większe zagrożenie, wydawali się być lepszą drużyną. Nic szczególnego nie zapadło nam w pamięć prócz poprzeczki dla drużyny VVV. Druga odsłona na szczęście potoczyła się inaczej - stroną przeważającą i powiększającą przewagę z każdą chwilą byli gospodarze i wynik 3-0 był doskonałym odzwierciedleniem gry! Na szczególną pochwałę po meczu zasłużył Rosjanin grający w barwach Ado, Bulikhin(?), który strzelił 2 bramki i prezentował się naprawdę dobrze. Na obecną chwilę ma już strzelonych 15 bramek w lidze i jest wiceliderem strzelców. Wszystko - ku zdziwieniu i kibiców gospodarzy - idzie ku europejskim pucharom! Ado bowiem zajmuje obecnie 5-te miejsce premiujące ich grą jesienią w europejskich rozgrywkach! Trzymamy kciuki! O piłce w zasadzie tyle - wszak i za bardzo się na niej nie znam ;-). Dlatego też w tym miejscu pozwolę sobie opisać atmosferę panującą na stadionie. Zacznę od tego, że jeszcze przed meczem jeden z holendrów podkreślał żebyśmy nie oczekiwali atmosfery panującej na Ł3. Młyn gospodarzy znajduje się za jedną z bramek - tam też zasiada ich główna ekipa zarzucająca doping. Faktycznie - to nie to sam co u nas, dość częste - jednak krótkie pieśni na przemian zarzucane przez nich jak i przez ludzi siedzących na naszej trybunie nie były tym samym co doping Legionistów. Wszyscy zgodnie skwitowaliśmy - potrzebny im gniazdowy ;-). Pomimo tego cały czas byłem - i jestem nadal pod wrażeniem atmosfery panującej na trybunach. Nie można tego w żaden sposób przyłożyć i przyrównać do tego jaki jest klimat w Polsce. Inna mentalność, większe zainteresowanie wydarzeniami na boisku są główną różnicą pomiędzy naszym rozumieniem szeroko pojętego ultras. Takie jest przynajmniej moje prywatne zdanie. Jednak mimo to świetnie się rozumiemy i odnajdujemy wspólne mianowniki. Radość po strzelonych golach czyniona na warszawską modłę - pozwalała przybliżyć nasze odmienne mentalności ;-). Ciężko mi w tym miejscu jest podjąć się szerokiej próby wyjaśnienia ich modelu kibicowania, gdyż naprawdę wiele czynników wpływa na stan rzeczy (podobnie jak i u nas), jednak istotnym faktem jest to, że należy mocno zaakcentować przeszłość jaką mają za sobą kibice Den Haag. Wieloletnie problemy z prawem i policją. Liczne awantury z kibicami z innych miast, blokady autostrad czy swawole w obcych miejscach - to wszystko sprawiło (a raczej konsekwencje tych wydarzeń), że na dzień dzisiejszy można to porównać do zwierzęcia w klatce. Zwierze jest nadal silne i żądne krwi, jednak zostało umieszczone w solidniejszej klatce, a i ,,opiekunowie" są jakby bardziej nadgorliwi w swoich obowiązkach. Szukaliśmy właśnie tego klimatu starych holenderskich czasów - ośmielę się napisać że częściowo się udało! To wciąż stare dobre Den Haag ;-). PUB Kolejnym miłym akcentem była wizyta w pubie znajdującym się przy stadionie w którym to przesiadują kibice Den Haag. Taki odpowiednik naszego Źródełka. Od zewnątrz wygląda jak...pub - po prostu pub przy stadionie ;-). Wewnątrz zaś od razu da się zauważyć kto jest bywalcem tego przybytku. Wywieszone na ścianach barwy klubowe mówią same za siebie. Wszyscy piją piwko na stojąco - żadnych krzeseł (jedne to te które są powieszone nad głównym wejściem - jak mniemam pamiątka ze starego stadionu) oraz stołów! Zarówno wewnątrz oraz przed wejściem cały czas panuje wesoła atmosfera umilana śpiewem i alkoholem. Wartym dodania jest fakt, iż po meczu przybył do pubu jeden z piłkarzy oraz trener - podziękowali za doping na stadionie, obiecali dalszą walkę o puchary i zawinęli się z powrotem. Bardzo miły gest z ich strony. W naszych warunkach rzecz niebywała... Po bardzo fajnie spędzonym czasie w pubie powracamy do naszej bazy zregenerować siły i po raz kolejny wyruszamy w miasto. Kolejne miło spędzone chwile przy rozmowach i planach na temat następnych naszych wspólnych wizyt pozwalają zapomnieć o codziennych sprawach i problemach. Dla takich chwil człowiek żyje, spełniając swoje marzenia, krocząc swoją własną drogą, nie zważając na słowa innych i przeciwności dąży do kolejnych celów żyjąc pełnią życia! Każdego dnia dziękuję Bogu że jestem Legionistą! Chcieć to móc! Obyśmy nigdy nie zeszli z obranej drogi! Tak nam minął kolejny dzień naszej eskapady. A, ŻE NIE MA RELACJI, BEZ POLITYKI… :-) Niedziela była typowym dniem odpoczynku. Cała nasza paczka zgodnie ustaliła że spożytkujemy ją relaksacyjnie. I tak też zrobiliśmy. Zaczęliśmy od wizyty nad Morzem Północnym Haga jest nadmorskim miastem. Morze wydaje się być zimniejsze, ale czystsze niż nasz ,,wysłużony" Bałtyk ;-). Dużo turystów, pływające żaglówki po morzu -mimo nie najcieplejszej pory roku ruch turystyczny nie zamiera. Wracając do domu mijamy budynek Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości oraz więzienia w którym trzymany był Slobodan M. Od tego momentu zeszliśmy na tematy światopoglądowe, które jak się okazało nie były różne od naszego polskiego punktu widzenia. Chłopaki ku naszemu zdumieniu i niemałej aprobacie otwarcie mówili o czarnoskórych i kolorowych emigrantach jako źródle problemów doskwierających społeczeństwu. Oto ukazał nam się obraz całkiem innej rzeczywistości zachodniego społeczeństwa, a niżeli ten relacjonowany przez Gazietke oraz inne media! Nie omieszkali stwierdzić, że problemem dla nich jako społeczeństwa jest to, że wszyscy napływowi ludzie przybywają w dużej mierze z myślą o socjalach. Siedzą na dupach żyjąc na koszt państwa, ,,wychowują" swoje dzieci (najczęściej na złodziei i innej maści degeneratów), nie płacą podatków (nawet udało nam się wymyślić wspólnie okazjonalną piosenkę na tą okoliczność, która stała się jednym z naszych ulubionych powiedzeń ;-). A wszystko to w imię szeroko pojętej tzw. wolności i praw człowieka. Zgodnie spuentowaliśmy rozmowę, że aby mówić o prawach należy zacząć od obowiązków, których to poczucia imigranci zazwyczaj nie mają za grosz... To samo stwierdziła… matka jednego z naszych kolegów do której zostaliśmy zaproszeni na kawę. Typowa rozmowa - a skąd się znamy, co robimy itp. itd. W końcu rozmowa znowu zeszła na temat obcych w Niderlandach. Pani mama powtórzyła dosłownie to samo! Mało tego urzekła nas przy tym swoim niemałym poczuciem humoru w tejże materii. Niech przykładem będzie wyrzucenie przez nią lalki - zabawki jej wnuczki do ogrodu, dlatego, że owa lalka jest ciemnej „skóry” i z pewnością nie płaci podatków ;-).

Strona

48

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY Jak widać nie wszystkim imponują liberalne modele zachowań opierające się na rozwiązłości obyczajów, legalnej prostytucji, aborcji, eutanazji itd. Szczerze napisawszy nie spodziewałem się tego! Owszem mogłem być nastawiony na podobny tok myślenia z ich strony (zważywszy że podczas październikowej wizyty wspominaliśmy o podobnych sprawach) to jednak ich szczerość i zaangażowanie pozytywnie mnie zaskoczyły - świat da się lubić! Jest to moim skromnym zdaniem kolejny przykład, że w bardzo prosty sposób można obalić kolejny mit. Tym razem mam na myśli rzeczony liberalizm w wydaniu holenderskim. Owszem - żadna holistyczna teoria się tu nie sprawdzi - nadal są i będą tam legalne związki oraz dragi i burdele, ale biorąc pod uwagę i przyglądając się najzdrowszej, podstawowej i najważniejszej ,,tkance" społeczeństwa jakim jest rodzina i normalni ludzie wyłania nam się zupełnie inny obraz! Wystarczy pojechać i to sprawdzić. Nie wątpię w to, że ten kto będzie szukał ,,standardowych atrakcji" jakie zapewnia Holandia z pewnością je znajdzie - wszak są one powszechnie dostępne. Lecz zejdźcie trochę w bok, kawałek dalej od centrum - dosłownie i w przenośni- a zobaczycie zupełnie co innego. Tym bardziej doceniam ten wyjazd ze względu na to co zobaczyłem i usłyszałem od naszych przyjaciół! PIŁKARSCY PASJONACI – CZYLI JAK ZAINTERESOWAŁA NAS PIŁKA :-) Jak się również okazało są tradycjonalistami - w każdą niedzielę o godzinie 19, od wielu, wielu lat mają program z relacjami z ostatniej kolejki Erdevise, którą to namiętnie oglądają. Skala zjawiska jest na tyle duża i serio traktowana, że nawet w terytoriach zamorskich Holandii ten kanał TV jest w podstawowym/obowiązkowym pakiecie - właśnie ze względu na niedzielną powtórkę piłki kopanej. Nasi gospodarze będąc pasjonatami także i stricte piłki nie odrywali oczu przez 1,5godz od telewizora. T. i ja przez grzeczność gapiliśmy się w szkiełko bez większych emocji, co chwila siadając przed komputer, czy też zaglądając do lodówki ;-). W pewnym momencie T. zauważył, że i my wciągnęliśmy się w jeden z pojedynków. Śmiech był niemały gdy powiedzieliśmy Holendrowi, że właśnie o tym samym gadaliśmy w naszym języku. Nareszcie zainteresowała nas sama piłka nożna :-). Tak w zasadzie minął nam cały wieczór i podsumowanie naszej wizyty w Hadze, gdyż następnego dnia podążyliśmy już sami zwiedzać Niderlandy. Wstępnie - i daj Boże oby na pewno-kolejnym terminem naszego spotkania będzie pewien kwietniowy weekend ;-). POWRÓT Poniedziałek był ostatnim dniem naszej eskapady - już bez akcentów kibicowskich, typowa turystyka. Poranna kawa, ,,ogarniecie ryja" i razem z naszym gospodarzem jedziemy na dworzec w Hadze skąd już sami dalej zmierzamy ku Amsterdamowi. Podróż pociągiem trwa ok. 1,5 godziny - szybko mija i ani człowiek się obejrzał byliśmy już u celu. Pogoda tego dnia przywitała nas deszczem, przez chwilę dość uprzykrzającym życie - ale jak zgodnie stwierdziliśmy ,,ubrania wyschną, a wspomnienia zostaną"! A więc hej przed siebie ku nowej przygodzie. Pierwszą rzeczą jaką chcieliśmy zobaczyć był kościół znajdujący się nieopodal dworca głównego Amsterdamu - jak się okazało był zamknięty. Widniała jedynie tabliczka z informacją o godzinach otwarcia - zupełnie jaki jakiś sklep czy też biuro...Naszą uwagę przykuła oczywiście bardzo duża liczba rowerów, bez względu na aurę najpopularniejszy środek transportu - nikogo nie dziwi osoba z parasolem nad głową jadąca na rowerze - sport to zdrowie! Ciekawa architektura, niewysoka zabudowa centralnej części miasta - typowe zachodnie niskie kamienice otaczające liczne kanały - tworzą klimat tego miejsca. Celem naszej podróży było po prostu jego zobaczenie. Nie nastawialiśmy się na jakieś fajerwerki i faktycznie nie znaleźliśmy ich. Kolejne spędzone chwile pośród multi-kulti miasta nie zrobiły na nas szczególnego wrażenia. Nie nasz świat. Teraz już się dziwię ludziom którzy mówiąc o Amsterdamie wpadają w zachwyt. Architektonicznie - typowe holenderskie miasto w kształcie promieni rozchodzących się od placu głównego (zupełnie jak nasz Szczecin czy Paryż). Widocznie szukają tu innych uciech... W zasadzie to tyle co mógłbym napisać o tym miejscu. Bylim-widzielim i tyle. Odpoczywając w jednym z pubów wraz z T. podsumowujemy wyjazd i akcentujemy, że rundę wiosenną śmiało możemy uznać za rozpoczętą. Dokładnie w tym samym momencie rozbrzmiewa mój telefon z smsem od chłopaków z Pogoni (pozdrawiam S.!) co by im ogarnąć bilety na nasz wyjazd na Cracovię :-) - karuzela się rozkręca! Co do akcentów kibicowskich w Amsterdamie - więcej było ich widocznych w Hadze, może i ze względu większą multi-kulturowość Amsterdamu, kilka pojedynczych czapek i szalików Ajaxu, oraz napis sławiący...PSG! Ku mojej uciesze był to tag Kop de Boulogne! Szybki obiad na mieście, zakup drobiazgów i udajemy się na pociąg do Eindhoven skąd mamy samolot do Warszawy. Droga powrotna mija równie szybko jak przylot do Eindhoven. T. podczas lotu układa w głowie kolejny szatański plan odnośnie Holandii, a mi nie pozostaje nic innego jak przystać do niego. Tak więc nasza warszawsko-haska sztama będzie się miała jeszcze lepiej i zawołanie Legia&Den Haag nie będzie tylko pustym frazesem. Ostatni epizod wycieczki to kontrola celna mojego bagażu - wyrywkowa! Strzeżcie się dzieciaki narkotyków! Nawet nie mając ich przy sobie jesteście potencjalnymi podejrzanymi - akurat moja kontrola niczego nie wykazała, poza nasionami tulipana dla mojej mamy, heh. Nic więcej nie mam do dodania, jeśli czegoś wartego uwagi tutaj nie umieściłem to tylko i wyłącznie przez zawodność mojej pamięci. Tak czy siak był to nad wyraz udany weekend w doborowym towarzystwie! Rewanż za dwa miesiące w Warszawie :-)! Legia & Den Haag, Legia& Den Haag, ejaeja Legia & Den Haag! F. & T. (Legia Warszawa)

Strona

49

„DL” zine nr 1


INNE RELACJE

SWANSEA CITY 3-0 DONCASTER ROVERS 19.02.2011 (Football League Championship) Jakiś czas temu na jednej ze stron internetowych Legii pojawiła się fotka nowego zgodowego graffiti naszych przyjaciół z Hagi. Pewnie każdy z Was je widział, robi wrażenie. Mnie jednak w największe osłupienie wprawił jeden z elementów tego malowidła. Kibic piłkarski Swansea City. Tak się złożyło, iż obecnie przebywam w tym mieście. Jednak klimat zorganizowanych grup fanatyków piłki nożnej nie jest tu odczuwalny (nie licząc naklejek na samochodach w postaci czarnego łabędzia herb S.C.). Samo Swansea to prawie 230tys mieszkańców. Od miejscowych dowiedziałem się, że zdarzają się im awantury w czasie spotkań z największym rywalem, drużyną z walijskiej stolicy Cardiff. Postanowiłem więc osobiście przekonać się jaki panuje klimat na stadionie jednego ze zgodowiczów Den Haag. Po szybkim sprawdzeniu terminarza na stronie czarnych łabędzi na mojej twarzy ukazał się szeroki uśmiech Middlesbrough i to jeszcze dziś o godzinie 15! Udało się na szybko skołować jednego chętnego i migiem w stronę stadionu. Wszędzie jakoś dziwnie cicho, brak tłumów baa w ogóle ludzi niewielu się kręci. Dopiero pod samym stadionem dotarło do mnie, iż właśnie zaliczam jedną z największych wtop na kibicowskim szlaku. Mecz owszem dziś, owszem o 15 ... ale na wyjeździe :D, no cóż trzeba było poczekać jeszcze jeden tydzień i dokładnie sprawdzić terminarz… 19 lutego o godzinie 15 rywalem Swansea był angielski Doncaster Rovers. Pod stadionem pojawiamy się 2 godziny przed pierwszym gwizdkiem. Pojazd zostawiamy na jednym z około stadionowych parkingów, oczywiście płatnym. W drodze na stadion spotykam kibica, odróżniającego się wyglądem od reszty piknikowego towarzystwa, zachęca nas do kupienia kibicowskiego zina za jednego funcika. Dwadzieścia stron w czerni i bieli kredowy papier na okładce, a w środku nudy, nudy, nudy o kopaczach. Tak więc tylko dla amatorów tego typu produkcji (naczelnemu zostanie dostarczony :-). Pod samym stadionem ludzi niezbyt wielu. Największe skupiska ludzi oczywiście w pubach. Tak więc z jasnym pełnym w ręku dokonujemy obcinki towarzystwa. Pierwszy szok nastąpił gdy się zorientowaliśmy że siedzimy z browarami wśród przyjezdnych, przyodzianych w czerwono-białe koszulki. Między nimi kręci się kilku miejscowych w czarnych barwach. Wszyscy grzeczni, spokojni. Cały tłum ogarniają DWIE policjantki na konikach. Zero klimatu polskiej piłki. Atmosfera raczej z jakiegoś dnia otwartego dla dzieci, ale nie meczu piłkarskiego. Postanowiliśmy wbić na trybuny wszak tam jest młyn i ma być lepiej. Odwiedziliśmy jeszcze sklep z gadżetami. Każdy słyszał o bogatym asortymencie w pamiątkarskich sklepach na wyspach. Tutaj oczywiście to samo. Ja jednak szukałem czegokolwiek z motywem ekipy ADO i nic. Podbiłem do kasjerki, ta zielona, nie zna takiej drużyny! Bilet na stadion niestety dla nas najdroższy. Kobiety, dzieci, studenci, emeryci mogą liczyć na upusty reszta, w tym my, nie. Wjazd 20 funtów, zero jakichkolwiek kart kibica, fotek, spisywania adresów itp. Liczba bramek wejściowych grubo ponad 20, wszystkie oczywiście czynne. Wchodzi się bardzo wąskim przejściem. Podajesz wejściówkę bileterce, ona oddziera kawałek dla siebie, kołowrotek się kręci i już jesteś na stadionie. ZERO trzepania, kontroli plecaków czy czegokolwiek innego. Stadion otwarty w 2005 roku na 20tys miejsc w pełni zadaszony, jakoś nie robi wrażenia. Trzeba czekać do rozpoczęcia meczu, wszak klimat mają robić kibice a nie stadion. Do rozpoczęcia meczu pozostawało zaledwie 20 minut stadion nie wypełniony nawet w 20%. O namierzeniu młynu też nie może być mowy. Jednak jak to u Brytyjczyków w zwyczaju pojawili się na 5 minut przed pierwszym gwizdkiem, błyskawicznie zapełniając około 70% trybun. W raz z pierwszym gwizdkiem wyłączona została muzyka dudniąca ze stadionowego nagłośnienia a na trybunach nastała .. cisza. Czekałem na głośne melodyjne pieśni a tutaj tylko coś dla fanatyków gry Championship Manager, same OOOCH, AAAACH, EEEECH i klask klask. Jednym słowem tragedia. Zaczęliśmy zwiedzać stadion żeby nie zasnąć. Co tu dużo mówić… dramat. Mało kto w ogóle posiada barwy własnej drużyny. Główną część publiki stanowili emeryci oraz emerytki (!) oraz ich wnuczęta. Sam miałem miejsce koło staruszki która miała taką brodę i wąsiska jakiej nawet ja bym się nie dochował po długim weekendzie ;-). Wyglądała trochę jak czarodziej Gandalf z Władcy Pierścieni, na dodatek truła dupę wypytując się co nam najbardziej smakuję. Później okazało się, że miała w tym ukryty cel. Mianowicie miała ze sobą reklamówkę z Tesco w której było pełno jedzenia, kanapek batonów soczków itp. Nie wiem tylko czy się pytała by trafić w mój gust czy może z obawy że mogę ją objeść ;-). Po dłuższych poszukiwaniach udało się namierzyć także młyn. Grupa około 40 osób prowadząca doping na siedząco! Dwie, może trzy flagi metr na dwa przyklejone gdzieś do ścian były zupełnie niewidoczne wśród pstrokatych reklam. Jakichkolwiek akcentów Den Haag nie stwierdzono. Następnie dopadli nas stewardzi uprzykrzający się nie wiedzieć czemu tylko nam i odprowadzili na swoje miejsca. Przypominając o zasadach i obyczajach. Setce zakazów itp. Jedyne ciepłe słowo rzec można o kibicach przyjezdnych. Większość w klubowych koszulkach, kilkanaście szalików. Cała grupa liczyła około 150 osób był bęben plus trzy duże flagi rozłożone na krzesełkach. Doping prowadzili gdzieś do momentu straconej trzeciej bramki. Jednak w porównaniu nawet ze średnimi ekipami z Polski, wypadli by jednak dość mizernie. Co ciekawe bufor między przyjezdnymi, a miejscowymi stanowiły czarne płachty materiału rozłożone na krzesełkach plus paru stewardów. W przerwie tradycji musiało stać się zadość i trzeba było oszamać stadionową giętą. W wielkim skrócie i jednym słowem - tragediodramat! Za cenę jednej czwartej biletu dostajesz frytki z curry plus ich gówniana kiełbaska, coś na kształt mięsa mielonego we flaku. Gdy wróciliśmy na trybuny na murawie stadionu rozstawiono mnóstwo zraszaczy, a między nimi biegali jacyś goście w gumowcach z widełkami i wbijali je w murawę. Mi najbardziej do gustu przypadła teoria o eksterminacji kreciego gatunku, co by murawy nie rozkopały ułatwiając gościom obronę ;-). Niestety, wcześniej wypite piwo plus szum zraszaczy zmusił mnie już po rozpoczęciu drugiej połowy do poszukania toalety. Rozpędzony wpadam do pomieszczenia z napisem WC nad drzwiami i konsternacja. Nie ma pisuarów, same kobiety .. czyżby toaleta koedukacyjna?? Wrzask i pisk wyrwał mnie z zamyślenia i uświadomił, iż wcześniejsze założenia były błędne. Niestety tego co się tam działo opisywać nie będę - wiadomo kto ma wiedzieć ten wie ;-). Na końcu dodam tylko, iż Swansea wygrało mecz 3:0 dzięki czemu sponsorem mojego biletu został bukmacher. Po ostatnim gwizdku piłkarze czmychają do szatni, a ludzie z trybun. 30 minut i nie ma żywej duszy poza kilkoma sprzątaczami. Aż ciężko uwierzyć, że przed chwilą był tutaj mecz. Taki to już tam klimat, właściwie jego brak. Na podstawie tylko tego jednego meczu w skali szkolnej Swansea City oceniam na 2- (i tak naciągnięte dzięki chuligańskiej akcji w WuCecie ;-)). Skąd ta zgoda z Den Haag i dlaczego? Chętnie sam bym się dowiedział…Pozostaje nadzieja, że jest tam jakaś ekipa, która być może –jak to niektóre mają w zwyczaju- nie uczestniczy po prostu w takim „meczu”. Norbert

Strona

50

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY

POGOŃ SZCZECIN 1-1 ŁKS ŁÓDŹ 4.03.2011 (I liga piłkarska) „Od Szczecina do Opola płynie piosnka ta wesoła, czy staruszek czy małolat – każdy śpiewa Pogoń gola”. Któż z Legionistów tego jeszcze nie zna :-)? 4 marca – w piątek, Pogoń Szczecin zainaugurowała rozgrywki rundy wiosennej. Rywal od razu ciekawy – Łódzki KS. Na trybunach klimatycznie…pikników mało, ale kogo to obchodzi – ważne, że fanatyków zebrała się odpowiednia ilość, nie zawiedli także goście (łącznie 4.000 widzów w tym ok. połowa kiboli – 580 gości w tym 8 Zawisza i 2 Resovia). Na boisku spotkanie miało dramatyczny przebieg i mimo, iż Portowcy przegrywali do…95’ minuty 0-1, to we wspomnianej minucie strzelili gola z karnego! Jako, że ŁKS to pewny faworyt do awansu, a MKS broni się przed spadkiem – wynik w sumie nienajgorszy. Ze zgodowiczów Legii grać miała w ten weekend także Olimpia Elbląg (z Łowiczem u siebie), ale spotkania tej kolejki II ligi wschodniej zostały przełożone ze względu na złe warunki atmosferyczne. Sosnowiec przy 732 osobach w sektorze gości zremisował z Zawiszą 2-2. A teraz przenieśmy się do Szczecina. Długa i wyczerpująca relacja F.! Ł. Kolejną wyprawę do Szczecina mógłbym w zasadzie zacząć opisywać od...powrotu z wyjazdowego meczu w Krakowie, który to odbył się w poprzedni weekend. Wtedy jadąc z chłopakami z Pogoni (dzięki za wsparcie!) zadeklarowałem się na wycieczkę do Szczecina w celu rozpoczęcia rundy przy Twardowskiego. Słowo się rzekło i po kilku dniach znowu wyruszyłem w trasę - jak dobrze, że już nastała wiosna - po kilkumiesięcznej przerwie znowu człowiek może normalnie funkcjonować, czyli jeździć na mecze! Sama podróż do Szczecina przebiegła zgodnie z planem - o dziwo trafił mi się cały przedział wolny dla siebie i po kilku godzinach jazdy i snu przerywanego konduktorską kontrolą biletową dotarłem na miejsce. Na dworcu już czekali granatowo-bordowi przyjaciele i weekend można uznać za rozpoczęty. Przed rozpoczęciem wiosennej karuzeli piłkarskiej docierały do mnie liczne informacje odnośnie mobilizacji Portowców w nadchodzącej rundzie - filmy w internecie, mobilizacja na forach, ogłoszenia od znajomków - zarówno na wyjazdach jak i u siebie. Jak się później okazało, moim zdaniem wysiłek nie poszedł na marne: sektory 11 i 12, czyli zajmowane przez fanatyków Pogoni - wypełnione były dość mocno (około 1,5 tys.), czego niestety o pozostałych miejscach przeznaczonych dla ,,oglądaczy piłki" napisać nie mogę. Jednak wg mnie informacja dotarła do tych, którym zależało na wspieraniu Dumy Pomorza i stawili się tego wieczoru w dobrej liczbie. Wejście na sektor wydłużało się na tyle mocno, że postanowiliśmy przyspieszyć takowy proces dobrze znaną nam metodą ;-). Przy okazji spotykamy kolejne znajome mordy i mobilizujemy się na kolejne wydarzenie tego weekendu, czyli niedzielny mecz przy Łazienkowskiej 3. Kibice gości również nie zawiedli - wg relacji jeszcze przed meczem zadeklarowali się na 500 osób i w podobnej, a nawet na moje oko większej liczbie stawili się na miejscu. Ubrani w jednakowe białe koszulki, dobrze oflagowani prowadzili przez niemal całe spotkanie równy, solidny doping, jednak nie słyszalny po drugiej stronie boiska - w młynie gospodarzy. Nie obyło się bez obustronnych ,,pozdrowień" oraz przypomnieniu ,,pochodzenia" sympatyków z miasta Łodzi. Jak już wcześniej wspomniałem liczba w młynie gospodarzy stała na całkiem niezłym poziomie. Podobnie w piątkowy wieczór było z dopingiem prowadzonym tradycyjnie przez L. W miarę rozwoju wydarzeń na boisku ,,wybudzaliśmy się" z zimowego snu coraz głośniej dopingując i reagując na radosną twórczość zarówno piłkarzy oraz sędziego na boisku. Początek rundy - dobry doping, mobilizacja na najbliższy wyjazd Pogoni - czuć potencjał i ciśnienie w Szczecinie, jeszcze żeby tylko wyniki były lepsze, gdyż obecny sezon mówiąc delikatnie pozostawia sporo do życzenia. Wydarzenia boiskowe zakończyły się zasłużonym wg mnie remisem. Szczęśliwym, gdyż wyrównującą bramkę piłkarze Pogoni zdobyli z rzutu karnego na 10 (!) sekund przed upływem doliczonego czasu gry. Ambicji oraz woli walki młodym i nowym nabytkom gospodarzy odmówić nie można, jednak większe zaangażowanie pozostałej części lanserów jak to określił jeden z moich znajomych - z pewnością przyczyniłoby się do lepszego rezultatu. Po szczęśliwym -,,zwycięskim remisie" w dobrych nastrojach jako jedni z ostatnich opuszczamy sektor 11 radując oczy płonącymi barwami Łksu. Tradycyjnie po meczu udajemy się na wspólną biesiadę trwającą do wczesnych godzin porannych z mocnymi akcentami kibicowskimi. Nie mogło się obyć także bez wspomnień z poprzedniej wspólnej trasy, której to bohaterem był lider pewnej kapeli disko polo... Kto nie był ten niech żałuje, a przez skromność nie napiszę, bo i tak nie uwierzycie ;-). I tak mijają najpiękniejsze chwile w życiu pośród przyjaciół ze Szczecina, z dala od plastikowego świata i popkulturowej papki którą jesteśmy bombardowani na co dzień. To miejsce ma coś w sobie - chciałoby się tu zostać na dłużej, jednak obowiązki fanatyka wzywają i w sobotnie popołudnie wyruszam w powrotną drogę do Warszawy. Ku mojej uciesze w niedzielne południe w dobrze znanym warszawskim fanatykom miejscu spotykam tych samych Portowców, którym odmówiłem wspólnej podróży do Stolicy porannym pociągiem - ich miny po warszawskiej wersji ,,umacniania zgody"- bezcenne;-). Jest jeszcze jedna rzecz o której nie wspominałem, a chciałem zostawić ją sobie na ,,deser", czyli kwestia stadionu. Wszyscy doskonale wiedzą i widzą jak wygląda stan obiektu na którym swoje spotkania rozgrywa Pogoń. Zgodnym głosem wiele osób w portowym mieście, nie tylko stricte kibice – mówi, że nowy obiekt MUSI powstać- i to jak najszybciej. Podzielam ich zdanie - liczba trochę ponad 3,5tys. widzów na stadionie w relacji telewizyjnej wyglądała delikatnie mówiąc chujowo. Niestety/stety obiekt jaki aktualnie jest,,na stanie" nie jest w stanie przyciągnąć dużej liczby widzów. Nowy stadion dla Pogoni to przyszłość. Olewani kibice Portowców nie składają jednak broni i za kilka dni zainteresowani tematem będą się mogli o tym przekonać... Serdeczne podziękowania za tradycyjnie mistrzowskie przyjęcie oraz spędzony czas przez kolegów ze Szczecina oraz Polic! Legia& Pogoń! F.(Legia Warszawa)

DEN HAAG 5-1 NEC NIJMEGEN 5.03.2011 (Eredivisie) Relacje w roku 2010 czy 2011 (a także lata wcześniej) nie są zazwyczaj zbyt ciekawe…ktoś komuś da po mordzie to albo nie można o tym pisać z jednego powodu, albo z drugiego: bo milicja jest mądrzejsza niż w latach 90tych…Inne są też mecze, inne stadiony, inne systemy bezpieczeństwa i inne wyjazdy. Ludzie jarają się wzorami vlepek, fan clubowymi koszulkami itp. No fajne to jest – też lubię, ale nie macie wrażenia, że jest to u zbyt wielu na pierwszym miejscu? Spontan, fanatyzm, niepoprawność, niegrzeczność – to jest to czego często brak u tzw. szarych fanów… Możecie mnie nazwać takim czy owakim, ale tu chodzi o krzyk rozpaczy – jebać postęp techniczny oraz pociągi specjalne. U nas w Polsce jest już inaczej w porównaniu do lat wstecz, a co jeszcze na zachodzie…W Holandii napierdalali się na meczach dawno (Haga, Ajax, Feynoord, Utrecht), potem pobudowali im te tunele, multipleksy i wolność holenderska polega na byciu luzaczkiem oraz paleniu marihuany, heh. Nie oszukujmy się – normalnych ludzi jest tam garstka. Do niczego konkretnego nie nawiązuje, ot - wzięła mnie taka pesymistyczna refleksja. A teraz zapraszam na relację korespondenta z meczu Den Haag – NEC Nijmegen. Ł. JEBAĆ AMSTERDAM To, że pojedziemy do Hagi do naszych przyjaciół planowaliśmy już kilka miesięcy prędzej i nasz plan wykonaliśmy... Mecz miał odbyć się w sobotę, a nasza 7 osobowa grupa wyruszyła o północy z Grudziądza w składzie: 2 FC Rypin i 5 FC Grudziądz. Podróż do Holandii trwała do południa następnego dnia. W aucie bezustanny melanż, a naszym pierwszym celem jest Amsterdam. O tym co działo się w czasie podróży nie będę pisał - było bardzo wesoło. W piątek ok. 15 jesteśmy w Amsterdamie, prawie całą drogę pokonaliśmy przez autostrady i bardzo dużo brakuje jeszcze polskim drogom do takiego stanu jak na zachodzie. Aby nie tracić czasu jak najszybciej chcemy znaleźć parking, ale szukamy chyba… godzinę i to jeszcze 4 E za h kosztuje (to ta gorsza część zachodu :-). Zwiedzamy miasto, chodzimy po tych wszystkich uliczkach wszędzie pełno coffeshopów zapach zioła czuć wszędzie, tysiące rowerów, sex shopy nawet koleś który prowadzi śmieciarkę (czarnuch w dredach) słucha reagge i pali… Taki widok to szok dla przeciętnego Polaka. Stoimy na jakimś placu robimy sobie zdjęcia, a jakieś murzyny coś tam na nas… rapują :-). Jednak hitem były słynne czerwone latarnie, niektóre kobiety naprawdę ładne i bardzo się złościły kiedy chciano robić im zdjęcia. Nie chciałbym aby w naszym kraju coś takiego miało miejsce: tęczowe flagi, puby pedałów… ułożyliśmy nawet piosenkę: „Amsterdamskie ideały same kurwy i pedały”. Im późniejsza pora tym więcej czynnych latarni, w porównaniu do innych miast w Holandii to Amsterdam pod takim negatywnym względem wyróżnia się najbardziej. Późnym wieczorem znajdujemy hotel - 26 E za osobę, ze śniadaniem i można wreszcie się umyć oraz położyć, co robimy bardzo późno w nocy (bo cały czas trwa dobra zabawa)... Rano jedziemy jeszcze pod stadion Ajaxu, ale nie wchodzimy na obiekt - wszyscy zgodnie twierdzimy, że nie warto (po prostu za drogo). Więc strzelamy fotkę przy obiekcie i ruszamy do Rotterdamu. Po drodze ciekawy widok, niedaleko było lotnisko, a jeden z samolotów leciał prosto na nas :-). W mieście Feyenoordu nie było już widocznych aż tak dużo rowerów co w Amsterdamie ale też było ich sporo… Za długo tam nie jesteśmy, objazd po mieście, krótki spacer widok portu robi wrażenie, ale naszym celem jest Haga. Nie będę więc dłużej zanudzał „turystyką” tylko przejdę do rzeczy ...

Strona

51

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY DEN HAAG – NEC NIJMEGEN (5.03.2011) Przed stadionem Den Haag jesteśmy kilka godzin przed meczem. Przyjeżdża do nas Marcel, który miał dla nas ogarnięte bilety. Chwilę rozmawiamy, pyta gdzie spaliśmy, jak odpowiedzieliśmy, że w Amsterdamie to skwitował to po angielsku… „o mój Boże” :-). Po rozmowie i wręczeniu mu szalika Legii, kieruje nas do centrum miasta gdzie znajduje się sklep z pamiątkami. Ten przy stadionie jest otwarty dopiero 2 godziny przed meczem. W sklepie wymiana szalikami, drobne zakupy, zostawiamy vlepki i jedziemy jeszcze trochę zwiedzić miasto. Naprawdę Haga robi wrażenie: wszędzie czysto, ładne domki, kamienice, odnosi się wrażenie, że nikt tam nie jest biedny… Po krótkiej wizycie w centrum wracamy pod stadion. Niedaleko sklepiku klubowego stoi pomnik legendy Den Haag - na elewacji stadionu widzę vlepki FC Kwidzyn, teraz nasze Grudziądzkie też są widoczne. Ogólnie obiekt z zewnątrz nie robi aż tak wielkiego wrażenia i gdyby nie jupitery to chyba w ogóle nie przypominałby stadionu. Jak to powiedział kolega z Rypina - wygląda jak puszka po konserwach :-). Zwiedzamy oficjalny sklep kibica, w którym nie ma za dużego wyboru - ABJ ma zdecydowanie większy asortyment, to co mogło się rzucić w oczy to różowe szaliki klubu dla dziewczyn. Ale nie chciałbym żeby można było kupić szale Legii w takich barwach…Tym bardziej po tym jak KP szalało z naszymi barwami. Udajemy się do pubu kibiców, tam już zaczynała się zabawa, dostajemy piwa - co ciekawe są one w małych kubkach 0,2. Znowu wymiana pamiątek z miejscowymi fanami, którzy oczywiście byli dla nas bardzo mili: śpiewy, muzyka, stawianie itd. Pub ten w środku bardzo fajnie był ozdobiony w szaliki, koszulki oraz zdjęcia Den Haag i wszystkich zgód. Sporo barw Legii. Zbliża się czas meczu więc idziemy pod bramy, a tam nawet ochrona i policja oswojone, bo co można powiedzieć o psie który mówi do ciebie ‘hay”, a ochroniarz przy wejściu śpiewa… Inny świat, niekoniecznie lepszy. Bo by pies był miły musiano mu nie zajść za skórę :-). Przekroczenie bram bardzo szybkie, lekkie trzepanie i można zająć miejsce na trybunie za bramką. Stoimy tuż za naszą flagą zgodową, stadion wypełniony prawie w całości, czyli około 15 tyś kibiców (w tym 40 przyjezdnych z dwoma flagami, świecą dymną i tylko tyle można o nich napisać). U nas w młynie skromna oprawa: sektorówka i serpentyny w barwach. Ludzie normalnie piją piwo, palą zioło na trybunach pełen light - mi osobiście za bardzo się to nie podoba, ale co kraj to obyczaj. Doping bardziej spontaniczny, nie ma takiej petardy jak u nas - powiewają wielkie flagi na kijach, a w pewnym momencie kibice śpiewają… jedną ze świątecznych piosenek na Boże Narodzenie i dzwonią kluczami…Jeden z naszych zmienia to na mniej kulturalną przyśpiewkę o jednym z obozów koncentracyjnych :-). To my, Polacy. Piłkarze wygrywają wysoko 5:1, radość wielka, runda honorowa na około stadionu. Po spotkaniu szybko idziemy z powrotem do pubu gdzie zabawa jest przednia: tłumy ludzi, pozdrowienia z miejscowymi kibicami, naszymi braćmi - spotykamy nawet kilku Polaków. Głośna muzyka, głośne śpiewy - czego chcieć więcej. Marcel ważna osobistość wśród kibiców Den Haag załatwia nam jeszcze czapki na pamiątkę. Dostajemy jedzenie i musimy szybko wracać do Warszawy na pseudoderby. Gdyby nie ten ważny mecz w Stolicy, pewnie byśmy balowali tam do rana. Kiedy wychodzimy - akurat do pubu przychodzą piłkarze DH, to się nazywa klimat. Wyobrażacie sobie żeby któryś z naszych piłkarzy przyszedł do Źródełka po meczu na piwo? Podsumowując: wyjazd super, warto było zobaczyć coś innego, zupełnie inną kulturę, spotkać się z przyjaciółmi. Teraz już będzie nam na pewno łatwiej jak będziemy jechać tam następnym razem, a pojedziemy... Wielkie podziękowania dla Marcela z Holandii za gościnę, dziękuje też bardzo moim towarzyszom podróży: chłopakom z Grudziądza i Rypina - bez których ten wyjazd niemiałby sensu. Przemek (L) Grudziądz

ZAWISZA BYDGOSZCZ 2-2 ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC 6.03.2011 (II liga piłkarska) Kiedy my graliśmy pseudo derby z Groclinem – nasi przyjaciele z Sosnowca pojechali (w 732 osoby…) na ciekawy wyjazd do Zawiszy Bydgoszcz (na meczu łącznie 4.000 widzów). Mimo, iż prawie cała legijna brać znajdowała się przy Łazienkowskiej 3 – nie dla wszystkich starczyło biletów. Jeden z Legionistów zamiast siedzieć w domu – postanowił wspomóc braci na Gdańskiej 163 w Bydgoszczy. I napisał dla Was obszerną relację z tego wyjazdu. Spotkanie było ważne także pod względem sportowym – jeśli Sosnowiec chce awansować, musi gonić m.in. znajdującego się nad nim Zawiszę. Udało się tylko zremisować, po ciekawym meczu było 2-2. Najważniejszy jest jednak kibicowski światek. Nasi zgodowicze pokazali się u Zawiszaków konkretnie. Ł. Bardzo pięknie zaczęła się runda wiosenna dla kibiców warszawskiej Legii. W ciągu 9 dni można było zaliczyć sporo meczów, zaczynając od wyjazdu na Cracovię, poprzez wyjazdowe spotkanie z Ruchem Chorzów w Pucharze Polski, dochodząc do weekendu 5-6 marca. Weekend spożytkować można było różnie, jedyni już w piątek, a nawet czwartek udawali się do Szczecina, by zaliczyć spotkanie Portowców z Łódzkim KS-em. Inni wybierali opcję pobytu w Warszawie i oczekiwali na niedzielny pojedynek pseudo derbowy Legii Warszawa z Polonią, a jeszcze inni, którzy z różnych powodów nie chcieli lub nie mogli uczestniczyć w meczu Legii wybrali się na podbój Bydgoszczy gdzie tamtejszy Zawisza podejmował zaprzyjaźnione z Legionistami - Zagłębie Sosnowiec. Na ten ostatni mecz postanowiły wspólnie wybrać się grupy kibiców z Płońska i Ciechanowa. Mecz z Zawiszą zaczynał się o godzinie 17:00. Kibice z Sosnowca wyjechali pociągiem około godziny 6 rano. My swoją zbiórkę ustawiliśmy na godzinę 11 w Płońsku, gdzie dojechała delegacja FC Ciechanowa w osiem osób i fan club z Nacpolska w dziewięciu. Niestety koledzy po szalu z Nacpolska udali się do Warszawy na mecz Legii, chociaż jeszcze przed samym wyjazdem byli nakłaniani na wyjazd do Bydgoszczy. Z naszej grupy FANATICOSS ’03 na zbiórce zawitało 8 osób i razem z Ciechanowem ruszyliśmy na trzy fury w kierunku Bydgoszczy. Podróż mijała szybko i w dobrych humorach, jedynie może było trochę mniej komfortowo dla kolesia, który całą podróż spędził w bagażniku :-). Około godziny 16:00 zawitaliśmy pod stadion Zawiszy i to od razu „wjazdem pod kasy”, poprzez omyłkowy skręt w prawo, zamiast w lewo. Kilka osób się kręciło w barwach, ale na każdym kroku była policja więc nawet nie atakowaliśmy pojedynczych jednostek dochodzących do stadionu. Po zrobieniu nawrotu i dojechaniu pod właściwy sektor zostawiliśmy fury na parkingu i poszliśmy odebrać nasze bilety. Ustawiliśmy się w kolejkach i oczekiwaliśmy na wejście. Wchodzenie na sektory trwało strasznie długo, ochrona wpuszczała osoby pojedynczo, z każdej kolejki (były 4 wejścia). Wiele osób przed meczem dopisywało się do listy wyjazdowej. W międzyczasie dojechała do nas ekipa Olimpii Elbląg oraz FC Legii Warszawa z Chełmży i Brodnicy. Po odstaniu swojego, nastąpił kolejny etap wchodzenia czyli kontrola osobista, sprawdzenie danych z listą, macanka i zdjęcie dowodu osobistego. Po tym wszystkim, można było odebrać przygotowane dla większości – okolicznościowe szaliki robione na wzór flagi Zagłębia „Wiara, która przetrwała” i udać się na sektor. Zagłębie ładnie oflagowało swój sektor, centralnie na płocie wisiała właśnie flaga „Wiara która przetrwała”, a po bokach można było dostrzec kilka flag BKSu Bielsko, jedną fanę Olimpii Elbląg oraz pozostałe flagi Zagłębia. Na sektorze łącznie pojawiły się 732 osoby. Pod bramą zostało 12 kibiców. Na wejście piłkarzy miała być przygotowana oprawa, ale przez powolne wchodzenie trzeba było poczekać kilka minut z jej prezentacją. Gdy większość zajęła miejsca na sektorze w górę poszła sektorówka, która przedstawiała herb Zagłębia Sosnowiec. Dopełnieniem oprawy był transparent o treści: „symbol wiary”. Dalsza część oprawy to odpalenie kilku stroboli w momencie schodzenia sektorówki i zaprezentowanie jednakowych szalików. Doping stał na średnim poziomie, kilkukrotnie pozdrawiane były zgody Zagłębia. Nie mogło zabraknąć także uprzejmości dla gospodarzy, a więc kilkukrotnie „prosiliśmy o ciszę..” pozdrowiliśmy ich zgodowiczów z Tychów oraz Łodzi. Zawisza początkowo nie reagował, dopiero pod koniec drugiej połowy wyskoczyli najpierw z czymś podobnym do „po chuj się prujesz?” następnie „jazda z …”. Z naszej strony zaczepki szły o wiele częściej i głośniej. W przerwie meczu można było udać się do cateringu, kiełba kosztowała 10 zł i podawał ją chłopaczyna, w czapce WKSu, na którą to polowało kilku kibiców z Sosnowca :-). Kilka słów o kibicach gospodarzy: Stadion świecił pustkami, łącznie było ich około 3 tysięcy. W młynie zawisło kilka flag (chyba łącznie 7), w drugiej połowie zrobili oprawę poświeconą komuś z Zawiszy (sektorówka + flagi machajki). Przejdźmy może do opisu meczu jako pojedynku piłkarskiego. Już w pierwszej minucie spotkania sędzia wskazał „wapno” dla gospodarzy. Chwilę po tej decyzji na zegarze było 1-0. Dwadzieścia minut później piłkarze z Sosnowca wyrównali i wynik 1-1 utrzymywał się do 90 minuty meczu. W meczu było sporo kartek w tym dwie czerwone, po jednej dla piłkarza Zawiszy i Zagłębia. Podczas tego spotkania, obie drużyny miały kilka okazji by jeszcze coś ustrzelić. Gdy sędzia techniczny pokazał, że dolicza aż 5 minut w sektorze Zagłębia zrobiło się głośno. W 93’ minucie nastąpił prawdziwy horror, piłkarz Zagłębia sam sobie wpakował piłkę do siatki. Piłkarze się załamali, a na trybunie Zawiszy kibice zdjęli swoje koszulki! „coście tak cicho..” leciało w naszym kierunku, a my dawaliśmy z siebie jeszcze więcej i jeszcze głośniej – do końca! W 95’ minucie stadion zamarł, a nasz sektor wybuchł radością! 2-2!! W ostatniej akcji meczu bramkę zdobył „na raty” ten sam zawodnik co minutę wcześniej wpakował swojaka. Teraz to my pytaliśmy się Zawiszy, dlaczego jest tak cicho?! :-).

Strona

52

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY Po meczu piłkarze podeszli podziękować za doping i przybili piątki, z naszego sektora leciało „Wiara, która przetrwała… Wiara..”. Można było przygotować się do wyjścia. Oczywiście policja nie chciała nas od razu wypuścić więc dobre 30 minut staliśmy na schodach za trybuną. Było nawet straszenie nas przez polewaczkę wody, ale do niczego nie doszło. Gdy wyszliśmy od razu udaliśmy się na parking, kibice, którzy jechali pociągiem zostali odprowadzeni na stację, a my samochodami rozjechaliśmy się w różnych kierunkach. Przejazd przez miasto poszedł szybko, szkoda, że teraz niestety nie widzieliśmy nikogo w obcych barwach. Podróż mijała spokojnie, wszyscy dzwonili do znajomych spytać czy działo się coś na pseudo derbach itp. Hitem powrotu była przyśpiewka „wyrósł chwast w Warszawie…”. Około godziny 23:00 zameldowaliśmy się w domu. Śmiało można stwierdzić, że wszyscy którzy wybrali pojedynek Zawiszy z Zagłębiem, zamiast iść na „derby” nie mieli czego żałować. Dobry wyjazd, dobra nasza liczba i fajna oprawa. Wynik może cieszyć - ważne, że nie przegraliśmy. Legia – Olimpia – Zagłębie! Do zobaczenia na szlaku.. HUBSON (FANATICOSS’03)

OKS OTWOCK 0-3 OLIMPIA ELBLĄG 12.03.2011 (II liga piłkarska) 12stego marca – po przełożonej pierwszej kolejce – II ligowa Olimpia Elbląg zainaugurowała rundę wiosenną. A, że pierwszy mecz grała na prolegijnym OKSie Otwock – było wiadomo, że nie zabraknie Legionistów. Tym bardziej, że swój mecz graliśmy w piątek. Spotkanie odbywało się w fajnej atmosferze czego dowody możecie zobaczyć na galerii zdjęć: http://www.oksotwock.pl/galeria.php?idGaleria=43 . Mam też dla Was relacje prosto z sektora Olimpii. Co ciekawe – nasi przyjaciele po tej kolejce awansowali na pozycję lidera II ligi wschodniej, co sprawia, że walka o awans nabrała realnych kształtów. Inni zgodowicze – nasi i Olimpii – Zagłębie Sosnowiec, pewnie wygrali w Nowym Tomyślu 4-1 (gości 8 dych z flagą). Z tego wyjazdu też miała być relacja, ale korespondent zina się rozchorował. Przy okazji kontuzjogennemu członkowi redakcji życzę szybkiego powrotu do zdrowia :-). W piątek 11 marca trwało zamieszanie związane z zamknięciem Żylety, a na 20:00 zaplanowany był pojedynek Legia- Śląsk. Nie wszyscy Legioniści nastawiali się jednak na spotkanie 18stej kolejki Ekstraklasy…I ligowa Pogoń Szczecin w piątek podejmowała KSZO w Ostrowcu Świętokrzyskim. Niestety Portowcy na boisku się nie popisali i zanotowali kolejny remis na wiosnę – tym razem bezbramkowy. A więc cały czas jest nerwowo i cały czas MKS walczy o utrzymanie…Na sektorze gości zameldowało się 203 fanatyków gości w tym aż ok. 40 Legionistów. A teraz oddaję głos kibicowi Legii obecnemu w sobotę 12 marca w Otwocku. ZKS! Ł. Po długiej przerwie zimowej Legioniści mieli utrudnione zadanie jeśli chodzi o wspieranie przyjaciół. Mecze Pogoni Szczecin w Ostrowcu z KSZO czy Zagłębia Sosnowiec z bydgoskim Zawiszą zostały przełożone na termin podobny do meczów Legii przy Łazienkowskiej. Inaczej wyglądała sprawa meczu Olimpii Elbląg w Otwocku z tamtejszym OKSem. Bliska odległość, sobota po południu, zalążek pięknej wiosennej pogody i przyjemny klimat otwockiego stadionu powodował sporą chęć pojawienia się na tym spotkaniu. Z Warszawy ruszamy wraz z około 20 - 25 osobową grupą w tym gościnnie 2 osoby z Ujpestu. W podróży towarzyszy nam urodziwa pani kierownik której nie podobają się bluzgi, przelewany alkohol i wszędzie goszczące vlepki :-). Jednak chyba nas polubiła bo w czasie kłótni ze zwykłym pasażerem pogroziła owemu pasażerowi, że "zaraz panem zajmą się moi chłopcy" :-). Przemierzamy około 2 kilometry na stadion i praktycznie na styk zjawiamy się na miejscu. Przed kasą stoi gromadka kibiców jednak postanawiamy wejść na mecz innym wejściem. Nie był to większy problem więc udajemy się spokojnie na trybunę. Na niej około 75-90 OKSu wraz z przyjaciółmi oraz Olimpia (około 3 dyszek) z Legią (sądzę, że ponad 200 w tym m. in. Mława, Garwolin, Legionowo itd.). Z NDM co najmniej 4 osoby. W pierwszej połowie doping dla Olimpii taki sobie, dało się czuć rozleniwienie pogodą i u sporej części alkoholem. Sporo wysławiania Legii, zdarzyły się wspólne pieśni z OKSem typu "Warszawa", "rzeki przepłynąłem". Spontanicznie przez cały mecz lecą również petardy o sporej sile rażenia. Sprzedawane są vlepki i zgodowe tkane szaliki "Olimpia et Legia". Po przerwie następuje ogarnięcie się w kwestii dopingu - swoje tu zrobił zapożyczony od otwoczczan bęben. Kilka pieśni lecimy dłużej, część pozbywa się koszulek, panuje przyjemna zabawa. Miejsce ma również skromny prysznic z browara :-). Po meczu w którym Olimpia dość gładko pokonuje przeciwników 3:0 przybijamy z piłkarzami piątki i udajemy się w podróż powrotną... ... . Właśnie podróż powrotną. Co się działo to nie sposób opisać. Przelewany alkohol, wiele śmiechowych akcji, pociąg przez cały...pociąg bez koszulek. Atmosfera nie do opisania. Początkowo skład opóźnia swój start ze względu na niezadowolenie pani kierownik, które nasilało się podczas tańców i lekkiego bujania się pociągu. W końcu ruszamy i zaczyna się konkretna zabawa. Śpiewy niosące się na cały przedział, różne zabawne jak i te poważne przemówienia starszych, wychwalanie swych dzielnic, naszych zgód, pociski na niektóre mało sympatyczne klubiki :-). W pewnym momencie pada pomysł ściągnięcia z siebie koszulek "cała Legia bez koszulek". Długo nie trzeba było namawiać wobec czego chwilę potem spora grupa ustawia się w pociąg i w rytmie lambady porusza się wzdłuż składu. Niektórzy byli nastawieni pozytywnie jednak niektórych starszych babć wzrok mógłby zabijać demony :-). Ciągle panuje melanż i wspólne śpiewy. Pod koniec trasy ktoś kmini, że jedzie z nami tajniak. Zostaje wyproszony i niedługo wycieczka dobiega końca. Każdy uderza w swoje strony. Warto nadmienić i podkreślić, że Olimpia na wiosnę gra również w pobliskich miejscowościach takich jak Pruszków czy Płock. H.NDM

DOLCAN ZĄBKI 0-2 POGOŃ SZCZECIN 3.04.2011 (I liga piłkarska) Kiedy podano, że Pogoń gra w Ząbkach dzień po spotkaniu Legii – wiadomym było, iż do podwarszawskiej miejscowości wybiorą się liczni fanatycy Wojskowych. Sektor gości w Ząbkach liczy tylko 250 osób i szybko owe bilety zostały wyprzedane w Portowym mieście. Legionistom pozostało więc zaopatrywać się w miejscówki na sektorach pro-legijnych gospodarzy - Dolcanu. I tak też zrobiono, a Dolcan wystawił swój młyn (100-120), prowadził doping, a także zaprezentował oprawę. Pogoń wygrała w końcu mecz i po zwycięstwie 2-0 nieco polepszyła swoją kiepską sytuację w tabeli I ligi. W zależności od źródeł – Pogoni i Legii było w Ząbkach razem 500-600. Miały miejsce jakieś incydenty. A teraz zapraszam na relację z trybun gdzie więcej szczegółów. Ł. Dzień po meczu z Ruchem na Łazienkowskiej śmigamy w 5 osób do podwarszawskich Ząbek, wspierać Pogoń Szczecin. Nie byłem tam rok temu, więc Ząbki były dla nas czymś nowym. Kilka pierwszych spostrzeżeń jeszcze sprzed meczu to…. Niemal zero policji (chociaż armatka wodna była), sklep z wyłącznie ciepłym piwem oraz trochę problemów z wypatrzeniem stadionu, który ukryty jest w środku osiedla domków jednorodzinnych. Pod kasami jesteśmy jako jedni z pierwszych, więc bez problemu kupujemy bilety (po 6 i 10zł) na trybunę miejscowych. Rok temu z tego co znajomi opowiadali - ochrona trochę pajacowała i na -wydawałoby sięwakacyjnym wyjeździe gdzie nic nie ma prawa się dziać, gazu nie żałowała. W niedzielę tego elementu też nie zabrakło… Przy wchodzeniu na stadion doszło do jakiegoś zamieszania, w którym ochrona chciała wyrzucić na zewnątrz kilka osób. Dochodzi do przepychanki w bramie, a po chwili ochrona strzela nam w twarze z gaśnic. We wszystko po chwili mieszają się psy, które niemal zawinęły jedną osobę, ale zdecydowana reakcja pozostałych kibiców pozwala odbić chłopaka. Kilka minut napięcia i wstrzymane wpuszczanie kogokolwiek, ale ostatecznie wszystko się rozchodzi po kościach. Na stadionie całkiem sporo osób, a uwagę wszystkich przykuwała budowana trybuna wzdłuż boiska. Trzeba przyznać, że gabarytowo robi spore wrażenie! Zwłaszcza jak się popatrzy na obecne trybuny Dolcanu ;-). Na sektorze gości melduje się ok.250 osób a na trybunie obok klatki dobija wg legialive kolejnych ok. 300 osób. Wyłamane zostaję 2 furtki między trybuną i sektorem i cała brać miesza się ze sobą. Wywieszone zostają 4 flagi (w tym jedna z najładniejszych wg mnie w Polsce, długa MKS POGOŃ SZCZECIN, dzień wcześniej wisi na Ł3, na Legia – Ruch 7 dych Pogoni) a przez cały mecz prowadzony jest średni doping. W 2 połowie odpalone zostaje kilka świec dymnych i achtungów. Kilka słów zdecydowanie należy się miejscowym. W młynie był ich (na moje oko) ok. 100 osób i zaprezentowali się naprawdę nieźle! Mieli chyba 2 albo 3 flagi, podświetlaną sektorówkę (ząb wkomponowany w znaną postać Bad Boy’a) z transem (który jednak był mało czytelny), konfetti, serpentyny, flagi na kiju i naprawdę spoko doping. Po porażce Dolcanu mieli też chyba ochotę ręcznie wytłumaczyć swoje racje piłkarzom. Jednym słowem – ja byłem w mega szoku i dałbym, oczywiście uwzględniając proporcje, jakieś 5-. Pod koniec meczu kilku ochroniarzy wchodzi między nas, a sektor gości, co kończy się przepychankami i rozpyleniem gazu. My możemy zawijać do domu, a Pogoń po odczekaniu 20min również jest puszczona. ŻYŁA

Strona

53

„DL” zine nr 1


RELACJE - ZGODY / FAN CLUBY LEGII

WISŁA PŁOCK 3-0 OLIMPIA ELBLĄG 23.04.2011 (II liga piłkarska) Kiedyś mieliśmy przyjemność robić jako Legia (słynne wtedy w kraju) najazdy ligowe na bliski Płock. Były to czasy gdy liczba 2.500 na wszystkich robiła zajebiste wrażenie, mimo niewielkiej odległości. Zawsze się coś działo od ciemnej strony mocy, całkowitych nudów raczej nie uświadczono. Wisła nazywała się Petrochemia, Petro, Orlen by w końcu zgodzić się na powrót do nazwy Wisła, którą używa jednak jedynie część kumatych kibiców. Ot – specyfika płocka, której nie zazdroszczę. Teraz zespół z Mazowsza gra ledwie w II (czyli trzeciej) lidze wschodniej – wraz z naszymi ziomalami z Olimpii Elblag. 23 kwietnia obie ekipy spotykały się w Płocku. Było wiadomo, że nie zabraknie tam Legionistów – tym bardziej, że otrzymaliśmy zakaz na ligowy mecz Legii w Gdańsku (rozgrywany tego samego dnia). No to na Płock… Ostatnio wspomagaliśmy tam Pogoń Szczecin – teraz czas na Wisła – Olimpia. Zapraszam na relację. Niestety lider z Elbląga doznał wysokiej porażki. Ł. Prawie jak co roku - podczas Świąt Wielkanocnych wypada nam jakiś wyjazd na mecz ligowy. Nie inaczej było tego roku, na Wielką Sobotę wypadły nam nawet trzy wyjazdy – Legia Warszawa grała w Gdańsku, Zagłębie Sosnowiec wybierało się na mecz w Turku, zaś Olimpia Elbląg podejmowała w Płocku tamtejszą Wisłę. Wstępnie wszyscy zapisywaliśmy się na wyjazd do Gdańska, lecz niestety na Legię nałożono zakaz wyjazdowy za ostatnią naszą wizytę w Poznaniu. Skoro sprawa wyjazdu do Gdańska obrała taki kierunek - trzeba było szybko się ogarniać i wysyłać do braci z Olimpii listę danych na wyjazd do Płocka. Płock leży w niewielkiej odległości od nas więc okazało się, że chętnych jest więcej niż na pierwotną podróż do Gdańska. Ostatecznie na listę wpisało się 17 osób z naszej grupy. Cena biletu wynosiła 10 zł. Mecz w sobotę zaplanowany był na godzinę 14.30, więc zbiórkę zrobiliśmy przed godziną 12. Na niej stawiło się niestety tylko 14 osób i ruszyliśmy w kierunku Płocka busem + dwiema furami. Wstępny plan był, że czekamy na FC Ciechanów i jedziemy razem, ale niestety koledzy z Ciechanowa trochę „zaspali” :-). Droga na mecz mija szybko i spokojnie, pod stadionem meldujemy się pierwsi i czekamy na ekipę Olimpii Elbląg, która jechała na 3 autokary + fury wraz z fanami Legii z Chełmży, Brodnicy oraz Rypina. Z drugiej strony miasta natomiast miała przyjechać grupa Legionistów z Warszawy i miejscowości leżących po trasie do Płocka (m.in. Wyszogród). Warto tu napisać, że właśnie ta ekipa podczas drogi pod stadion trafia kilka osób z Wisły Płock zabierając kilka szali, dodatkowo rozdając „świąteczne” klapsy oraz kopniaki :-). Wchodzenie na stadion szło bardzo sprawnie, najpierw weszła oprawa z flagami, a następnie pozostali kibice, nie było problemu nawet, jeżeli ktoś nie miał biletu, po prostu kupował go pod wejściem oraz wpisywał się na listę. Osoby, które nie miały dowodów oraz były po większej alkoholizacji musiały poczekać na samym końcu ale również udało im się wejść na sektor gości. Olimpia na początek meczu zaprezentowała oprawę, którą tworzył spory transparent: NORTH POWER wraz z kilkudziesięcioma flagami na kijach. Efekt bardzo fajny, a sam styl transparentu taki old school z dobrym klimatem! Po oprawie na ogrodzenie powędrowały flagi, a było ich chyba 8 w tym dwie fany Sparty Brodnica oraz transparent: „Wojciech trzymaj się”. Doping tego dnia był przeciętny, jednym się chciało innym nie. Nie zabrakło oczywiście ubliżania gospodarzom i to chyba właśnie wychodziło nam najlepiej. Specjalne „życzenia” dostał także gniazdowy Wisły, któremu się przytyło :-). Podczas meczu nie brakowało obustronnej napinki, która za każdym razem kończyła się próbą sforsowania bramy od sektora buforowego. Niestety ochrona za każdym razem używała sporej ilości gazu, który rozpylony z wiatrem dawał się odczuć w większej części naszego sektora. Były także próby pałowania nas przez ogrodzenie, z drugiej strony latały tylko butelki od Coli i innych napojów. Śmiesznym incydentem było, gdy po jednym z ataków ochrony gazem ucierpiał jeden z ochroniarzy – „Łysy, Łysy trzymaj się!” krzyczeli kibice z Elbląga szyderczo się śmiejąc z zagazowanego ochroniarza. Innym śmiesznym akcentem był także bieg kobiety z ochrony, która dostała ksywę „Helga” wraz z 4 lub 5 pełnymi butlami gazu, w celu uzupełnienia magazynków. Więcej atrakcji nie było. Była za to akcja, w której ucierpiał młody kibic, został z bliska zagazowany przez ochronę, już po meczu - gdy czekał z ojcem na wyjście z sektora. Kilka słów o Nafciarzach. Na wejście piłkarzy zrobili jakąś oprawę z sektorówką, coś tam ubliżali i coś tam śpiewali zwłaszcza po golach swoich zawodników. Mecz zakończył się wynikiem 3-0 dla Wisły Płock. Po przegranym meczu odczekaliśmy jeszcze jakieś 30 – 40 minut, a stadion szybko opustoszał. Można było wychodzić ze stadionu i kierować się na parking. Po kilkunastu minutach wszyscy ruszyliśmy w kordonie opuszczając Płock. My wraz z FC Ciechanowem oraz chłopakami z Nacpolska postanawiamy wybić się w pewnym momencie z kordonu i udajemy się do Drobina (podobno FC Wisły Płock). Chwilę kręcimy się po wiosce, lecz nic z tego nie wychodzi. Rozdzielamy się i wracamy do swoich domów. Ciekawiej było wieczorem w miejscowości „Mała Wieś” gdzie wpadła grupa Legionistów z Nacpolska i Wyszogrodu wymienić kilka zdań z tamtejszymi nafciarzami. Podsumowując, mecz i cały wyjazd sympatyczny, ale bez większych atrakcji. Lepsze to niż wyjście ze święconką więc pozdrawiam z tego miejsca wszystkich, którzy wybrali się na mecz zamiast do kościoła z koszykiem :-). Do zobaczenia w Bydgoszczy! Legia & Olimpia!!! HUBSON (FANATICOSS ’03)

LEGIA CHEŁMŻA Chcę dziś napisać o FC Legii Warszawa, a mianowicie o Legii Chełmża, której jestem kibicem od ładnych paru lat. Czasami na „DL” są jakieś wspomnienia o nas przy okazji relacji z meczów Legii/Zagłębia/Pogoni, acz nigdy nie było napisane dokładniej kim jesteśmy itd. Chciałem ten „błąd” naprawić :-). Nie będę opisywał niewiadomo jak zamierzchłych czasów, bo znam je tylko z mglistych opowiadań starszych kolegów. Zajmę się trochę bardziej aktualnymi wydarzeniami, w których sam brałem udział :-). Tak więc jak wcześniej napisałem jesteśmy FC Legii Warszawa z Chełmży (kujawsko-pomorskie). Nasza drużyna nazywa się Legia Chełmża i gra teraz w IV lidze kujawskopomorskiej. Chełmża jest 15 tysięcznym miastem leżącym niedaleko Torunia. Jedyną atrakcją w naszym mieście jest właśnie nasza kochana Legia i mecze z nią związane :-D. Mamy zgody ze Spartą Brodnica, Rodłem Kwidzyn oraz Chełminianką Chełmno (wszystkie to FC Legii). Trudno określić początki ruchu kibicowskiego w Chełmży, ale pewne jest to, że już w latach 90tych można było spotkać ciekawą ekipę kiboli na naszym stadionie :-). Ale nie miałem pisać o przeszłości, tylko skupić się na czasach nam bliższych.

Strona

54

„DL” zine nr 1


FAN CLUBY LEGII / RELACJE Kilka lat temu paru kibiców wpadło na pomysł, by bardziej poważnie podejść do kibicowania naszej drużynie. Mieliśmy wprawdzie kilka flag, a na ciekawszych meczach (np. z Elaną Toruń lub Zawiszą Bydgoszcz) pojawiał się nawet dość duży młyn, lecz nie byliśmy dobrze zorganizowani. Tak więc kilku bardziej kumatych kibiców zaczęło nakręcać nowych ludzi jak i starszych na to, by tchnąć trochę życia w nasze szeregi. Efekt był bardzo dobry. Udało się zorganizować dość duży młyn i nawet konkretny doping. Nastaje mała moda na bycie Legionistą w tak małym mieście. Nie byliśmy podzieleni na ultrasów czy chuliganów - grupa była jedna i zajmowała się wszystkim od śpiewania i opraw, do lania się po ryjach :-D. Szybko nasze oprawy zaczęły robić naprawdę fajny efekt, a my jako kibice staliśmy się większą atrakcją niż sami piłkarze (ludzie przychodzili na stadion zobaczyć, jak my się bawimy, a nie jak radzą sobie grajki). Po pewnym czasie, kiedy zaczęła się zgrywać ekipa, powstała pierwsza grupa kibicowska o nazwie „Dynamit Boys”. Byli to starsi łowcy adrenaliny, którzy zajęli się sportową drogą życia. Chwilę później także młodym zachciało się broić, więc powstała druga grupka poszukiwaczy adrenaliny – „Młoda banda”. W tamtym czasie zaczęliśmy organizować porządne wyjazdy na mecze i z dość dużą frekwencją (jak na nasze miasto jak i na naszych rywali, nasz młyn wahał się wtedy od 40, do nawet 300). Myślę, że wielu naszych rywali z tamtego czasu miało przez nas kompleksy (np. Olimpia Grudziądz). Swego czasu w naszej czwartej lidze mieliśmy ciekawych przeciwników (Olimpia, Elana, Zawisza), więc zdarzało się wiele ciekawych meczów z incydentami (np. spięcie z Zawiszą). W końcu nasza Legia, przez zmiany w organizacji lig, wymknęła się z IV ligi do III. Wtedy doszło do chyba najciekawszych meczów w naszej historii - mianowicie mówię o dwóch słynnych na cały kraj potyczkach z Górnikiem Konin. Na pierwszy wybraliśmy się trzema zapakowanymi autobusami (wraz ze zgodami). Droga płynęła nam dosłownie sielsko, lecz wszystko skończyło się po podjechaniu pod stadion Górnika, który wysypał się od razu na nas :-D. Policja starała się, byśmy nie mogli wyjść z autobusów w celu konfrontacji z przeciwnikiem, przez co do pierwszego starcia staje tylko mała grupa tych kibiców, którym mimo pałek udało się wydostać. Wielu zostaje jednak uwięzionych w autobusach. Pierwsze starcie wygrał Górnik, ale mimo ogromnej przewagi Górnika i wszechobecnej policji, dochodzi do drugiego starcia. Ostra wymiana argumentów między kibicami była naprawdę niesamowita, niestety wąsy wpadają nam w plecy i to koniec walki na dziś. Na drugi mecz wybraliśmy się już 4 autobusami. W trakcie drogi policja nie daje nam żyć. Co chwilę kontrole itd. Kiedy pierwsze dwa autobusy docierają na stadion i wchodzimy do klatki, zostajemy zaatakowani przez kibiców Górnika (kamieniami). Następuje wymiana argumentów przez ogrodzenie. Górnik rozbija policję (A.C.A.B.!) , o czym było głośno w całej Polsce. Ostatnio niestety spadliśmy znów do IV ligi i nie mamy godnych siebie przeciwników. Do tego dochodzi chora sytuacja w klubie. Zrezygnowaliśmy z wyjazdów i (do 2 kwietnia) dopingu ze względu na sytuację w klubie i lidze. Nie znaczy to jednak, ze zniknęliśmy. Postawiliśmy na większe pokazywanie się jako FC Legii Warszawa. Nasza grupa jest regularnie na stadionie Wojskowych (najwięcej było na charytatywnym z Den Haag). Często da się zauważyć naszą flagę „DWIE LEGIE JEDNA WIARA”. Jeździmy tez na mecze Zagłębia Sosnowiec i Pogoni Szczecin. Nasza grupa jest teraz mniej liczna, ale za to bardziej kumata i ogarnięta. Tak jak wszyscy porządni kibice prezentujemy prawicowe i patriotyczne podejście do życia (dwóch było na Marszu Niepodległości oraz Marszu Grunwaldzkim w roku 2010). Stawiamy na sportowy tryb życia. Prowadzone są nawet zajęcia z boksu dla kibiców (L), więc nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Nasze plany na przyszłość wiążą się z dalszym sukcesywnym fanklubowaniem Legii Warszawa (oraz wspomaganiem jej zgód), a także wspieraniem Legii z Chełmży. Do zobaczenia więc na kibicowskim szlaku! DWIE LEGIE JEDNA WIARA! Vego

SPARTA BRODNICA 2-0 LEGIA CHEŁMŻA 14.05.2011 (IV liga, Kujawsko Pomorskie) 14 maja, odbył się mecz dwóch zaprzyjaźnionych fan clubów Legii Warszawa (Legii Chełmża i Sparty Brodnica). W Brodnicy i w Chełmży akcja promocyjna tego wydarzenia zaczęła się praktycznie na 3 tygodnie przed. Plakaty, transparenty, zapowiedzi na stronie internetowej – wszystko to po to, by w jak największej liczbie zawitać na stadionie w Brodnicy. W dniu wyjazdu spotykamy się na zbiórce w Chełmży i od razu jesteśmy zawijani przez policję (A.C.A.B.), która zamiast spisywać nas jak zwykle na miejscu, wyprowadziła nas na tył dworca, gdzie dokonywali spisywania (jak zwykle się nie spieszyli i nie wyglądali na zadowolonych z tego faktu). Po przebyciu spisywania i fotografowaniu do albumu policji, my, kibole, ups przepraszam – stadionowi bandyci, ładujemy się do autobusu. Ja wraz z kolegami zajmujemy pierwsze miejsca i próbujemy ogarnąć sytuację (co jest strasznie trudne, bo jak to bywa podczas meczów zgodowych, alkohol leje się strumieniami i większość z nas jest już lekko podpita, co przeraża ze względu, że kibice Sparty zakupili 700 piw :-D ). Dogadujemy się z kierowcą (wporzo chłop) i ruszamy w stronę Brodnicy. W autobusie swojska atmosfera. Ja wraz z kolegami sprzedaję okazjonalne koszulki. Cała droga można powiedzieć, że bez żadnych ekscesów, nie licząc miłego faktu, iż kierowca zgubił w połowie drogi policję :-D. Gdy dojeżdżamy na stadion w Brodnicy, witają nas nasi bracia. Powitaniom i śpiewom nie ma końca. Po zaopatrzeniu się w pobliskim sklepie w napoje energetyczne ruszamy na stadion. Mimo, że to IV liga, stadion w Brodnicy jest sympatyczny i dobrze się na nim można odnaleźć. Sparta w tym meczu była faworytem i my, jako Chełmżyniaki, zdajemy sobie z tego sprawę, jak to się mówi – wygra lepszy. Kibiców Sparty jest dużo, zapełniają cały stadion. Wywieszamy transparent na płocie („niespełnione rządu obietnice, temat zastępczy – kibice”). Nie wywieszamy żadnych flag klubowych w ramach protestu związanego z tym, co się dzieje na linii rząd-kibice. Po pierwszym gwizdku rozpoczynającym spotkanie, wszyscy kibice udają się na tył stadionu, gdzie rozwijany jest następny transparent o tej samej treści (tym razem Sparty Brodnica) i ruszamy z antyrządowymi hasłami. Obrywa się naszemu „kochanemu” premierowi oraz jego świcie, a także PZPN. Po około 20 minutach wracamy na stadion, ale nie dopingujemy i nie wywieszamy dalej żadnych flag. Sparta Brodnica była bardzo ładną ekipą, cieszy, że ostało się wśród nich sporo skinheadów. Ja wraz z moimi kolegami ruszamy na patrol po mieście w poszukiwaniu prowiantu. Na stadionie można było spożywać napoje procentowe (kibice Sparty dogadali się z zarządem klubu w tym temacie). Niestety przed pobliskim sklepem policja jak zwykle musiała przyszpanować, co dla kilku chłopaków z Brodnicy i jednego naszego fana z Chełmży, kończy się mandatami i pouczeniami. Sparta gładko wygrywa mecz, acz Legia w drugiej połowie dostaje jakiegoś przebudzenia i przeprowadza nawet kilka ładnych akcji. Mecz dobiega końca, a my ruszamy na pobliskie miejsce zabawy, gdzie zorganizowany został swoisty piknik dla przybyłych kibiców. Miejsce fajne, nad rzeczką. Są ławki, boisko do siatki (która służy do powieszenia transparentów). Rozpalamy ognisko. Sparta dowozi 50kg kiełbasy i wspomniane już wyżej piwa i rozpoczynamy melanż. Wspólne śpiewy, tańce i okrzyki nie mają końca. Sparta najprawdopodobniej ma szanse na III ligę, więc to mógł być nasz na razie ostatni mecz przyjaźni w lidze, dlatego atmosfera jak najbardziej radosna i przyjazna. Po najedzeniu się i obfitym napojeniu, dzielimy się na 2 grupy (mniej więcej) i śpiewamy razem nasze ulubione piosenki i hasła. Furorę robi piosenka „piwo płynie, melanż trwa…” oraz „Legia, Sparta, dwa bratanki!”. Zaczynamy robić wspólne zdjęcia, a ja wraz z kilkoma znajomymi z Chełmży postanawiamy rozkręcić pogo :-D. Efekt jest kozacki i przechodzi nasze najśmielsze oczekiwania. Niektórzy lądują na glebie. Większość na pewno poobijana, ale jak najbardziej szczęśliwa. Nie zapominamy o tym, co się dzieje w Polsce i co jakiś czas pozdrawiamy nasz rząd. Zabawa konkretna i mogłaby trwać do samego rana, gdyby nie nasz kierowca autobusu, który cały czas do nas dzwonił i podwyższał cenę przejazdu i postoju. W końcu musimy się zmywać. Żegnamy naszych braci (bardzo długo i wylewnie). Po wielu niezłych hecach, w końcu pakujemy się do autobusu. O ile w drodze do Brodnicy było wesoło, to teraz już nawet niewiadomo było jak to nazwać. Ruszamy w drogę powrotną w wybitnych humorach. Po drodze próbujemy zebrać resztę kasy, żeby zapłacić kierowcy. Atmosfera udzieliła się driverowi, bo aż zaczął z nami śpiewać i tańczyć nawet labada, prowadząc swój autobus :-D. Policja jak zwykle formuje wokół nas kordon, robiąc więcej szumu niż to warte. W końcu dobijamy do Chełmży, załatwiamy sprawy związane z autobusem i idziemy dalej świętować dzisiejszy dzień do pobliskiego baru. Podsumowując – był to niesamowicie udany wyjazd. Spotkały się dwa zaprzyjaźnione ze sobą kluby, które połączyła miłość do Legii Warszawa. Atmosfera typowa dla meczu zgody. Vego

Strona

55

„DL” zine nr 1


WSPOMNIENIA KIBICA

MŁAWIANKA MŁAWA – HUTNIK WARSZAWA 17.04.2010 Mecz który pierwotnie miał się odbyć 17kwietnia 2010 został przeniesiony z powodu żałoby narodowej na 26maja (środa!). Mimo to na ten chyba najciekawszy wyjazd w sezonie zbieramy się w jakieś 140 osób. Wspiera nas 5 osób z Wisły Puławy i 10 z MKS Ciechanów. Ruszamy dwoma przepełnionymi autokarami na mecz z MKS’em Mławą, potocznie zwaną Mławianką, czyli FanClub Lechii Gdańsk, co oczywiście oznaczało, że był to wyjazd z serii ‘sportowych’. Podróż standartowo na wesoło ;-). W drodze na mecz zatrzymujemy się przy ssaku leśnym z gatunku znanego jako tirówka, który o dziwo nie chcę wsiąść z nami do autokaru więc ruszamy dalej tym samym składem jakim wyruszyliśmy. Podróż mija szybko, a przed Mławą łapiemy ogon który jedzie z nami już pod sam stadion. Podjeżdżając pod bramy stadionu w Mławie widzimy grupkę ok. 60 osób z Mławianki pod kasami, na widok naszej liczby chyba trochę ich zatkało, tym bardziej jak na chwilę się zatrzymaliśmy centralnie obok nich gdyż tak nas prowadziły psy. I tu ciekawostka, po meczu na stronce Mławianki ukazuje się relacja z tego meczu, gdzie opisują oni tą sytuację tak, że widzą nas jak podjeżdżamy bez obstawy (!) i mimo chęci z ich strony nikt od nas się do nich nie wysypuje.. ;-). Ale wracając do rzeczywistości, psy (których mieliśmy obstawę zarówno z przodu jak i z tyłu więc nie wiem jakim trafem ludzie z Mławy ich nie zauważyli) kierują nas pod wejście na sektor gości i tam się wysypujemy i ładujemy powoli na nasz sektor. Na trybunie prostej obok sektora gości widać Mławską Legię od której dostaliśmy wodę oraz która przyłączała się do zarzucanych przez nas pieśni sławiących Legię Warszawa. Na płocie wiszą 2 nasze flagi i 1 Wisły Puławy. Kibice Mławianki mieli wtedy jakiś tam chyba protest i mieli nie wchodzić na stadion na tym meczu, ale jednak się pojawili na trybunie naprzeciwko nas, jak się później okazało byli wspierani przez swoją zgodę Mazur Pisz, a ponadto w ich szeregach pojawiła się delegacja Lechii Gdańsk oraz Śląska Wrocław. Podczas meczu jedziemy z dopingiem, bluzgami na Lechię i Mławiankę oraz na ‘różowego’. Już tłumaczę, pewien kibic w młynie Mławianki pojawił się na trybunach w pierwszym rzędzie .. w różowych spodniach ;-). To aż się prosiło aby powstały na ten temat jakieś pieśni, tak też się stało i powstało parę ciekawych hitów typu „Hej różowy spójrz za siebie, tamte maszty są dla Ciebie” ;-) (gdyż za trybuną Mławy były maszty na flagi) i wiele, wiele innych. Ale wracając do rzeczy poważnych, podczas meczu prezentujemy baloniadę a pod koniec na płocie ląduje transparent „Precz z komuną i jej spadkobiercami” z przekreślonym sierpem i młotem oraz logo ITI (który był widoczny również podczas pikiety pod stadionem Legii przed meczem z GKS’em Bełchatów parę dni wcześniej). Podczas meczu cały nasz sektor oczekiwał jakiegoś ruchu ze strony Mławianki bo byliśmy nakręceni na to, że coś się jednak wydarzy, ale tak się nie stało. Podczas przerwy paru od nas poszło do okolicznego sklepu po trunki wyskokowe przez co po ich powrocie było lekkie spięcie z ochroną na wejściu, ale ochrona słusznie zauważyła, że nic nie zdziała i ostatecznie wszyscy stawili się w jednym kawałku na trybunie. Część trunków poszybowała nad płotem do sektora, i tu trzeba było dobrego łapacza, żeby czasem się nic nie stłukło bo szkoda by tego było ;-). Część została wniesiona w kieszeniach, kapturach itd.. Po meczu, który niestety przegraliśmy 0-1 zostawiamy transparent na płocie i zawijamy się do autokarów podstawionych pod wyjście z sektora. Z obstawą kilku radiolek ruszamy w drogę powrotną do Warszawy. Podczas powrotu znalazło się parę balonów, które zostały nadmuchane i puszczone w środku autokaru, co z Manieczkami puszczonymi akurat z głośników dało śmiechowy efekt i śmiem wątpić, że bawiliśmy się lepiej niż ludzie na Mayday’ach, Sunrisach i innych tego typu baletach ;-). Parę kilometrów przed Warszawą jesteśmy zatrzymani przez parę radiolek, jak się później okazało za promocję na stacji kawałek wcześniej. Z początkowo paru radiolek nagle zrobiło się ich więcej niż nas. Trzymali nas tam ponad 3 godziny, ponieważ najpierw każdego spisywali, potem sprawdzali i takie tam pierdoły, nic więc dziwnego, że w efekcie nudów powstawały różnego typu atrakcje, zaczynając od „On zamknie tooo !” czyli stawanie wokół kogoś kto dopiero kupił browara i zmuszanie poprzez tą pieśń go do tego aby zamknął browara jednym duszkiem, idąc przez jedną z głównych piosenek tego ‘postoju’ czyli „ Huta Huta Huta Hutaaaa!” na melodię piosenki „Jazda jazda jazda jazda” ;-), a kończąc na grze ‘anse kabanse’ w liczbie około 100 osób. Widok miny psów patrzących na 100 kiboli grających w tą grę.. bezcenny ;-). Po wspomnianych 3 godzinach puszczają nas, a my docieramy do Warszawy już w spokoju i w środku nocy. Tak więc podsumowując kolejny bardzo ciekawy wyjazd mieliśmy za sobą, oby więcej takich! White Patriots

SPECYFICZNE DROBNOSTKI :-) Dziś jak wiecie, redakcja tego zina namawia Was do zdrowego życia i sama tak żyje… Ale nie oznacza to, że zawsze tak było…Codzienny melanż ma wiele minusów, które przeważyły o tym, że rzuciłem to w pizdu - kosztem sportu i lepszego samopoczucia…Ale czasami za czasów melanżowych też bywało śmiesznie oraz specyficznie. Każdy z nas ma swoje, mniejsze lub większe – patologiczne bądź po prostu specyficzne przeżycia z miejskiej dżungli. Wzięło mnie dziś na opis kilku z nich. Mam nadzieję, że chętnie poczytacie co to się w tych miastach wyrabia… Są to drobnostki, ale myślę, że w jakiś sposób charakterystyczne… Nie będę opisywał jakichś pijackich rozpierduch, które zawsze są podobne - tylko różne pierdołki… Czy to jeszcze wspomnienia kibica? Jasne, bo gdybym nie był tym kim jestem nie poznałbym ludzi z fantazją :-). Lub jej brakiem. Póki co - krótko opisuje to co sobie przypomniałem, może kiedyś wrócę do tematu…A Was zapraszam do wysyłania na maila redakcji wszystkich specyficznych historii z kibicowskiego oraz ulicznego szlaku… „BAGAŻ”… Impreza z K. Nie było nudów z typem. Płonące na balkonie flagi, wyrzucane ze szczytów wieżowca dywany…Dziś petardy hukowe na środku mieszkania w bloku, spanie po pijaku w…otwartym pierwszym lepszym samochodzie na parkingu. Tego typu klimaty. Kiedyś umówił się z panną na randkę, ale po drodze się napił z nami i wylądowaliśmy na owej randce we trzech z tą jedną kobietą :-). Nie była zadowolona. Ale miały być kwestie specyficzne… Miałem kiedyś w domu dużego żółwia wodnolądowego. Był atrakcją kiedy nie było co robić do wódki. Miał ustawki z różnymi czworonogami i co ciekawe – każdy pies się go bał. Tak wiem, mało to było humanitarne, ale opitemu spirytem towarzystwu mało to wadziło…Pewnego dnia piliśmy od samego rana…A, że szybko skończył się spiryt, poszliśmy w poszukiwanie picia i przygody. Nic szczególnego gdyby nie to, że K. – 100 kilogramowy skinhead przed trzydziestką wziął owego żółwia do…kieszeni swoich bojówek. Tak ot, dla towarzystwa. Nosił go tam przez wiele godzin…Narobiliśmy sporo boruty i po czasie zastanawiamy się co byłoby gdyby podszedł patrol psiarni i kazał nam wyjąć wszystko z kieszeni :-). Dokumenty, telefon, żółw, chusteczki…Standard zestaw?

Strona

56

„DL” zine nr 1


WSPOMNIENIA KIBICA „GWIAZDA DAWIDA”… Był też Dawid. Skin, a jakże… Kiedyś w barze spytał ludzi – czy wiedzą jak wygląda „gwiazda Dawida”? Po czasie samemu zapragnął ją pokazać…Nie, nie narysował flagi Izraela tylko w owym barze… Dawid skin zaczął robić znane z lekcji WF gwiazdy przy zdziwionych gapiach :-). „KĄPIEL”… S. nie miał zbyt wielkiej fantazji…Kiedyś spałem u niego kilka dni na kawalerce, po jakimś meczu, a przed manifestacją polityczną. Szlajaliśmy się po Stolicy, a wróciliśmy do domu we troje – ja, S. i jego panna. Jeden pokój w kawalerce, no to leżymy – oni na jednej kanapie, a ja na drugiej. Była to jego stała kobieta z którą był jakiś czas, a więc nie sądziłem, że będzie chciał akurat teraz coś pokombinować jak jestem. Tym bardziej, że był trzeźwy. A jednak. Zamiast powiedzieć mi wcześniej na boku, że mam sobie iść do kuchni kolację zrobić czy coś w tym stylu, bo on chce „powalczyć”, S. nie powiedział mi nic…Bodajże 2:00 w nocy, zabieram się do spania, a nagle S. wpadł na pomysł, że zrobi mi kąpiel. „Ł. chcesz się wykąpać”? – no chcę – pomyślałem, że nawet nieźle to wykombinował, ja skorzystam - on skorzysta :-). Wygrzeje się – pomyślałem. Woda się lała i lała, panowie od złomu za jego wielką wannę by dostali chyba ze 100 zł... Wbijam zadowolony do łazienki, a S. zamykając za sobą drzwi zarzucił beztrosko „nie mam ciepłej wody, ale dasz radę no nie?”. Wlał mi po szyję lodowatej… W listopadzie…kiedy miałem gorączkę i ledwo funkcjonowałem (na antybiotykach). Zamknął drzwi i z poważną miną poszedł walczyć z panną…Najlepsze w tym jest to, że to taki typ człowieka, który jest przekonany, że nic dziwnego nie zrobił :-). „KOLACJA”… Po jednym z koncertów spało u mnie około 30 skinów. W bloku :-). Cała lodówka wódki, zero jedzenia… Mieliśmy już nieźle w czubie kiedy towarzystwo zrobiło się głodne. Wysłano mnie oraz wspomnianego już K., do sklepu…Mieliśmy kupić jedzenie. Po drodze toczyliśmy spirytusowe spory i debaty, których do dziś nie pamiętam :-). W każdym razie podczas… 100 metrowej drogi do sklepu zapomnieliśmy co mamy kupić…No więc kupiliśmy…wódkę. Wracamy do domu, otwiera nam głodne towarzystwo, a my mimo kilkunastu flaszek w lodówce z zadowoleniem weszliśmy z kolejną wódką…I bez szamy… Już nas nikt do sklepu nie wysyłał. A K. miał zwyczaj podchodzić do nieznajomych kobiet na przystankach i pytać z poważną miną: „Dzień dobry. Czy byłyby możliwe między nami jakieś stosunki seksualne?”, „Yyyyy – nie”, „Aha. Dziękuję, trudno, przepraszam”…Aż trudno mi uwierzyć, że dziś umawiamy się m.in. na bieganie, a nie na melanże :-). „WALKA Z PSEM”… Na tej samej imprezie pokoncertowej. 30 skinheadów na chacie, niczym w filmie, każdy śpi w poprzek, w powietrzu wisi mega kac. Jeden z Łysych – koleżka z Gdyni – przez sen walczył z…psem. Wyobraźcie sobie leżącego po przekątnej łóżka skina, z 27 lat na karku, machającego łapami i mówiącego przez sen do czworonoga „Ty kurwo…pogryzłaś mi glany”, „Wypierdalaj”… Zaś podpity K. przechylając kolejny kieliszek spirytusu pół dnia mówił, że ma pomysł na życie i będzie rozwoził mleko po wioskach :-). Oczywiście, rano koncepcja na udaną przyszłość padła…Jak wiele koncepcji wymyślonych po piciu. „OKNO”… Myślę, że warto wspomnieć o kolesiu o ksywce M. Bo czy znacie kogoś kto nagle, pod wpływem alkoholu zaczyna wyrzucać pieniądze krzycząc, iż są one dla żydów :-)? Nie, M. nie jest miliarderem, a wręcz przeciwnie :-). M. miał też inną kultową historię. Grupa Łysych poszła zrobić awanturę na lewackim koncercie. Poszli tam prosto z imprezy, na spontanie. Pod lewackim klubem stał rower…M. postanowił wrzucić go do środka przez okno. Zamach, rzut…ale rower wraca. M. ogłupiał, a że niedowidział – chwycił rower raz jeszcze i cisnął w okno. Rower znowu wrócił…Czego nie zobaczył pijany i zdziwiony M.? Że w oknie były kraty… „ODDAJ KOLEGĘ” Początek nowego wieku, jeden z wioskowych meczów klubu prolegijnego. Grupka patologicznej młodzieży opanowała miasteczko :-). Promocja za promocją, z czasem ciekawe krajobrazy…Pustka na ulicach a nagle grupka kilku osób obok siebie…Jedni się kłócą, drugi ich uspokaja, trzeci jeździ wokoło nich na „pożyczonym” od chama rowerze, a dookoła spromowane zgrzewki picia itp… Nagle wioskowy patrol milicji zawinął jednego z nas…Że nie mieli miejsca – wzięli tylko jednego do (chyba) poloneza. Pijany B…. biegł za radiowozem krzycząc „Hej kurwo oddaj kolegę” na stadionową nutę (!). Psy zatrzymały się, wypuściły tamtego typa – a zwinęli „ścigającego”…Mecz przesiedział na komisariacie, a potem wsadzili go w pierwszy lepszy pociąg z wioski…Ale kolegę oddali… TYLKO… …pamiętajmy, że z czasem lepiej obudzić się z alkoholowego Matrixu. By nie stać się „Zabłąkaną owcą” - jak rymuje Pewna Pozycja. Wszystko w życiu ma swój czas…był czas na melanż, ale basta. Sala treningowa, wysiłek, rozwój duchowy i fizyczny – nie są to wartości tak specyficzne i zabawne, ale dużo bardziej szlachetne! A na kibicowskim, politycznym szlaku i tak nie brakuje specyfiki oraz humoru, nie potrzeba do tego chlania i ćpania…Bo gdyby M. z historii wyżej był trzeźwy to nie traciłby energii na rzucanie roweru przez kraty tylko spożytkował ją lepiej w tamtej sytuacji…A więc gdy nie ma alkoholowej beki jest miejsce na dające innego typu radość rzeczy, które niekoniecznie można opisywać...I tak jest lepiej. Trzymajcie się! Ł.

BYĆ LEGIONISTĄ W NIETYPOWYM MIEŚCIE Legia Warszawa to klub, który ma wiernych kibiców w całej Polsce. Czasami kiedy jedziemy na wyjazd i rozdaje się w naszym gronie bilety dla FC, sam człowiek jest zdziwiony gdzie jeszcze nasz Wielki CWKS ma fanatyków... I nie mówię tu o „fanach” jednomeczowych, sezonowych…typu tacy, których po sukcesach w Lidze Europejskiej’2010 ma Lech Poznań... Mówię o takich na dobre i na złe, wiernych – jeżdżących w różne miejsca. Poznałem Legionistów chyba z wszystkich najbardziej nietypowych dla Legii Województw i są to osoby zakręcone na punkcie Wojskowych oraz wiedzące czego chcą. Tego typu fani – z Wielkopolski, Łódzkiego, ze Śląska czy też Małopolski żyją w otoczeniu kibiców wrogich ekip. Praca, szkoła, osiedla – wszyscy kibicują komuś obcemu…a jednak Ty jeden (lub kilku) się uchowałeś…Wbrew wszystkiemu i pod wiatr. Czy Wy też mieliście jakieś specyficzne rozmowy, przygody, wydarzenia z tym związane? A czasami jest bardzo specyficznie i nie tylko „rodowici” przeżywają ciekawe chwile związane z kibicowaniem naszej Legiuni :-). Jedną przykładową sytuację postaram się Wam teraz opisać. Oczywiście w taki sposób byście do końca nie wiedzieli o kogo konkretnie chodzi, bo nie w tym rzecz. Nie napinka lecz specyfika! A swoje własne przeżycia oraz refleksje wysyłajcie na maila redakcji. Polecam także temat „Być Legionistą w nietypowym mieście” na forum Legii Warszawa! „DLACZEGO?” – NIE OŚMIESZAJ SIĘ… „Legia Warszawa” – i wszystko jasne. Nie ma innego tak wyczerpującego wytłumaczenia „dlaczego ten klub” niż te dwa wielkie słowa…Jak dla mnie nie trzeba nic tłumaczyć, może ktoś pytający nas o to, widzi sprawę inaczej…? Niepojęte. Przecież w tych dwóch słowach zawarte jest wszystko: miłość, nienawiść, potęga, magia, wszystko co najlepsze…Nienawiść w rozumieniu - niechęć całej Polski do naszych barw, co sprawia, że satysfakcja z wszystkich sukcesów Legii jest podwójna. Nie ma dumniejszych słów niż „Jestem za Legią” oraz okrzyku bardziej na czasie niżeli: „Legia Warszawa – to nasza duma i sława”. Zawsze! Bo nawet kiedy jest konflikt z ITI oraz puste trybuny, porażki zespołu to Legia Warszawa jest ciągle Legią Warszawa. Dwa słowa, które mówią wszystko – moc, potęga, historia…Połowa słownika.

Strona

57

„DL” zine nr 1


WSPOMNIENIA KIBICA Gdyby ktoś urodził się w nietypowym województwie dla Arki Gdynia, Śląska Wrocław – można by pytać z zaciekawieniem „dlaczego Arka/ Śląsk”, bo to faktycznie dziwne... A „dlaczego Legia”? Jest to pytanie absurdalne i bezpodstawne. Nie ważne czy ktoś urodził się w Kłodzku czy w Mielnie…Tak to widzę – okiem fanatyka zakochanego w barwach CWKS. Miłość nie wybiera… A WIĘC… W anegdocie podaję nazwy „ekipa X, Z” itp., bo to mało istotne i nie zależy mi na robieniu szumu. Kiedyś byłem na koncercie kapel skinheads gdzie kumpel „komuś” kto stał na bramce przypadkiem powiedział, że jestem za Legią (nieuwaga przy stoliku, procenty) i tamci już wiedzieli, że jeżdżę na nią… Nic się tego dnia nie wydarzyło, piłem jeszcze wtedy dużo wódki, browarów, dobrze się bawiłem, a po koncercie spokojnie udałem na domówkę (na której tak na marginesie było prawie 30stu skinów z różnych ekip…przeżyliśmy, dom też :-). Chociaż cytaty z tej imprezy mogłyby służyć za kolejny tekst :-). Jakiś czas (rok?) później skomplikowana sytuacja. Otóż znałem wszystkich Łysych w mieście gdzie mieszkałem. Tego dnia miała miejsce manifestacja przeciwko lewakom, a po niej (na marginesie: spokój, ze 150 psów na nas 30stu :-) udaliśmy się bandą do jednego z pubów... Ja do końca nieświadomy co tam się dzieje… Ktoś tam miał u mnie spać, jacyś skini znajomi – no spoko, nie dopytywałem o szczegóły, bo to był standard wtedy. A tam jak się okazało grubszy temat…Zacząłem rozumieć dlaczego mnie nie wtajemniczono, bo o takich wydarzeniach zazwyczaj wie wąskie grono, a mój znajomy był wtedy że tak powiem „dalszy”. Ekipa X przybijała układ z ekipą Z, której to ekipy Z przedstawiciele w całości złożeni byli ze skinheads i innego typu działaczy tej strony mocy. Część naszej grupy znała i jednych i drugich, a, że „nowi układowicze” byli z „BeHa” poproszono miejscowych Łysych (a więc moich ziomków) aby to właśnie oni się nimi zaopiekowali…Miejscowi Łysi… no i ja. Ze wspomnianymi ludźmi wiązały mnie klimaty polityczne oraz bycie z jednego środowiska, a każdy kto zna klimaty skinheads itp. wie, że mają miejsce takie znajomości. No więc chłopaki z ekipy Z, znane osobistości ruchu, tak się złożyło, że mieli spać u mnie na kwadracie, bo inni Łysi nie mieli miejsca :-). Wszystko niby spoko, po cichu, bez afery…Jest ok. Nie odzywamy się zbyt dużo, niech sobie gadają przy tym stoliku na zapleczu, a my siedzimy w pubie, potem jak skończą bierzemy Łysych na chatę i pogadamy o polityce… W pewnym momencie udaliśmy się na takie jakby zaplecze pubu, że tak powiem – dla kumatych – na zaproszenie X. Okrągły stolik, ekipa X oraz wspomniani skinheads/hool’s z grupy Z, no i teraz też miejscowi skinheads wspomagani moją skromną osobą :-). Zostaliśmy poczęstowani szamką oraz alkoholem. Siadamy przy stole. Gadki szmatki, jest ok. Towarzystwo dość „grube”. 2 metrowe pizze, baniaki alkoholi i kelnerki latające z dostawkami. Milutko i syto. Nagle jednemu z ekipy X zaświeciła się lampka... Tak nagle… Jak w filmie. Piiiing- tylko takiego odgłosu brakowało! Przypomniał sobie opisany na początku mojego opisu koncert i moje sympatie klubowe. Ups. Gadka, szmatka, śmiechy, hihy (nie na tematy „głęboko kibicowskie”, przy nas ich już nie poruszano – załatwili wcześniej sprawę), ja wyluzowany, a nagle pytanie „Tyyy, a ty nie jesteś za Legią? Bo coś kurwa cię kojarzę”…Nie zdążył kolo skończyć, a drugi (jego kumpel) mu przerwał: „Daj spokój, przecież on nie wie o czym ty mówisz”…Temperatura wzrosła, bo wpatrywano się we mnie jak w kosmitę. No to chuj – raz się żyje, „Wiem” – powiedziałem i w tym momencie wszystkie pary ważących często sporo kg oczu (heh) skierowane zostały na mnie (przypominam, że to najważniejsze osoby z ekipy, przybijające układ). Nastała cisza… Byłem pod wpływem browarów i spirytu, ale momentalnie wytrzeźwiałem – daję słowo. „No, tak jestem za Legią”…Cisza. ”A dlaczego?”…”No tak wyszło” (nie będę im tłumaczył tego co tylko my – fani Legii ze specyficznych miejsc wiemy, bo i tak nie skumają, co mam im o meczach w TVP opowiadać i jak z domu za dzieciaka uciekałem bo „L” to „L” i tyle?)… Serce biło mi jak sam skurwysyn, a adrenalina rozsadzała żyły…Tylko czekałem z której strony okrągłego stołu dostanę strzała. Kumple – Łysi, też z przerażeniem czekali co się wydarzy…Znali miejscowych z ekipy X, zareagowaliby, ale myślę, że nie na tyle ich znali by jeśli ktoś zechciał mnie koniecznie ubić to dałoby radę uratować sytuację... Teraz można gdybać, skupmy się na faktach. Wydarzyło się coś czego nikt się raczej nie spodziewał mianowicie ten, który mnie wykminił, chwile jakby próbował styrać mnie psychicznie – ale tak kulturalnie, heh („to Twoi koledzy z Legii nam zadzwonili, że tu jesteś” – jasne heh, wcześniej kumpel –nie z Legii- mi się przyznał, że przypadkiem podsłyszeli ludzie z bandy X na tym koncercie, teraz już wiedziałem konkretnie którzy kolesie :-) po czym…nalał mi spirytu. „Jebnij sobie młody, nie dygaj” (był z 13 lat starszy ode mnie). Wypiłem…i to bardzo szybko. Podobnie jak kolejne kieliszki, które miały spowodować, że choć trochę rozładuję stres, który mi towarzyszył do końca siedzenia w tym pubie. Czułem się jak (że użyczę porównania Kelnera z „Fanatyków”) murzyn na zebraniu Ku Klux Klanu chociaż to przecież mi było bliżej do poglądów KKK, do jasnej cholery :-). To były długie minuty…Zastanawiałem się czy odpuścili mi, czy czekają do końca baletów, tysiąc myśli na sekundę…a sekund wiele. Nie będę przecież stamtąd spierdalał jak laps. Każda sekunda trwała godzinę i zastanawiałem się co oni teraz knują. Mnóstwo urojonych scenariuszy. Nie wierzyłem w happy end…a jednak. Do dzisiaj nie wiem czy nie dostałem w ryj dlatego, że: przyznałem się, że ja to ja, a może bo znałem dalszych kolesi ich kolesi czy też dlatego, że Łysi z ekipy Z mieli kimać tam gdzie miałem kwadrat. Może też X po prostu są honorowi i nie chcieli bić jednego typa, który i tak miał serce w gardle :-)... Może wszystko po trochu…Pamiętam jednak niezręczną sytuację w jakiej się znaleźli. Nowi układowicze kimać będę u kolesia, który jest za Legią Warszawa mimo, iż sami nie mają z (L) nic wspólnego :-). Przypominam, że nas z ekipą Z łączyły klimaty polityczne, a za Legią byłem w tym gronie tylko ja. Jakoś wynieśliśmy się z tego pubu, wsiedliśmy do taksówek i odjechaliśmy. Już tylko w skinheadowskim, bardziej swojskim gronie gdzie każdy każdego rozumie i kluby schodzą na drugi plan. Odetchnąłem z ulgą. Tematu mojej osoby już tej nocy nie było, każdy widział, że miałem dosyć nerwów :-). Ł. „Ilu ochotników zgłasza się dziś, co chcą za nas ponieść nasz krzyż? Chcecie się przejść w naszych butach, pobyć nami rok? Poczulibyście na sobie wtedy swój własny wzrok”

STARZY GRACZE WCIĄŻ TU SĄ W chwili obecnej przebywam poza granicami Polski, wredny los spłatał mi takiego figla. Parę dni temu było mi dane powrócić na kilka chwil do kraju nad Wisłą. Korzystając z okazji koniecznie trzeba było wpaść na Legię. Udało się zaliczyć dwa spotkania: Ruch Chorzów, Zagłębie Lubin. Moja ostatnia wizyta na Łazienkowskiej to jeszcze nasz stary poczciwy stadion, pełny krat i cementu. Ostatnie wspomnienia to czasy konfliktu z koncernem firmującym się niebieskim logo. To były czasy jedności na trybunach i specyficznej niezapomnianej atmosfery. Kierowany tęsknotą za tymi odczuciami powróciłem na Łazienkowską. Sam obiekt robi wrażenie. Zwiedziłem kilka stadionów na wyspach i przyznam szczerze, że ten w Warszawie podobał mi się najbardziej. Wszystko dopieszczone, ładne, kolorowe cieszące oczy. Wyrobienie karty kibica (żadna nowość co kilka lat działacze aplikowali nam kolejne) zajmuje kilka minut. Następnie kupno biletu, który zostaje załadowany na ową kartę (aha wciąż je robią z tym posranym czarnym trójkątem) i możesz wbijać na stadion. Nie wiem jak inni ale mi brakuje tych starych kartonowych biletów. W dość dziwnym formacie, często z wytłaczanymi literkami, ciekawą grafiką. To była prawdziwa gratka dla kolekcjonerów. Pamiętam wizytę na stadionie Schalke 04 - jak zobaczyłem bilet to od razu stwierdziłem że najbrzydszy jaki widziałem, a przecież to ma być europejski poziom. No i niestety i u nas nastała era biletów a`la paragon z „Biedronki”. Oba mecze obejrzałem niestety z trybuny południowej. Wejście na obiekt sprawne i szybkie. Trzepanie baardzo pobieżne, kontrola karty kibica i wchodzisz. Zwiedziłem większość dostępnych kątów. Pierwszy komentarz jaki przyszedł mi namyśl – uuuuu AMERIKA. Dostępność oraz mnogość żarełka na stadionie robi wrażenie. Dla każdego coś się znajdzie. Toalety hmmm ciepła woda, mydło :-) - to kibica starej daty potrafi zszokować. Doskonale pamiętam czasy toi-tojek za Żyletą które umownie wyznaczały strefę wc. Każdy oczywiście szedł za toi-tojkę odlać się na siatkę. Kto więc wchodził do środka i w jakim celu ??? Na to pytanie odpowiedzieć może nam redaktor naczelny Ł ;-). (OD RED. – korespondentowi najprawdopodobniej chodzi o to, że kiedyś przesiedziałem przerwę w toi-toiu ponieważ był mroźny wiatr oraz deszcz, a ja nie miałem nawet kaptura na swą łysinę – Ł.). Czasy starego dobrego cateringu. Na papierowej tacy bułka, gięta, ogórek i kapka musztardy. Co bardziej operatywni jedli na stolikach bądź specjalnych parapetach. Natomiast bardziej wygimnastykowani kładli tackę na kolanie i kontynuowali konsumpcję :-). Dość charakterystycznym elementem jedzenia na kolanie było słyszalne raz na jakiś czas przeciągłe pełne nieopisanego bólu w głosie „kuuuuurwaaaaaaa” pozostawało już tylko patrzeć jak nieskonsumowana gięta odpierdala fikołki na schodach lecąc w dół trybuny. Kto pamięta herbatę w okresie zimowym, która była po prostu kubkiem gorącej przegotowanej wody. Walory smakowe niskich lotów ale rozgrzewającą funkcję spełniała jak cytrynowy Lipton :-).

Strona

58

„DL” zine nr 1


WSPOMNIENIA KIBICA Wejście na trybunę nowego stadionu to znów zachwyt i jedna myśl – w tv wyglądał na większy. Powiem Wam moi mili, że tak sobie siedziałem na dwie godziny przed meczem i wystarczyło mi 15-20 minut żeby stwierdzić że nie czuje się już starej dobrej piłki. Może i narzekam i zrzędzę na wyrost. Fakt, nie siedziałem w młynie ale jednak... to ma być stadion piłkarski. Ja natomiast czułem się jak w jakimś multipleksie. Do tego uczucie pełnej inwigilacji. Na starym stadionie człowiek czuł że trybuny należą do nas, kibiców. Nikt nie ma prawa i odwagi ingerować w życie które tu płynie. A teraz odnosi się takie wrażenie, że jeśli tylko upadnie Ci musztarda na ziemię to zaraz Cię wyczytają przez megafon. Odczucie jak się później okazało nie było takie bezpodstawne. Ponieważ przed jak i w trakcie meczu miałem wątpliwą przyjemność rozmowy najpierw ze stewardem później z ochroniarzem. A to, że stoisz, a powinieneś siedzieć bo polityka trybuny (CO KURWA ?!?) jest inna. A to, że nie na swoim miejscu, a pokaż kartę kibica itp. Przyznam że wkuwienie narastało coraz większe. Do tego puszczanie tej durnej muzyki w momencie gdy przyjezdni intonują wulgarne przyśpiewki. To się nawet komentować nie chce próby „ochrony” dziecięcych uszu przed wulgarnym słownictwem. Widząc jakie wiązanki puszczali ojcowie w obecności swoich pociech po kolejnych popisach piłkarzy, śmiem wątpić iż ta muzyka spełni pokładane w niej nadzieje ;-). Jedno co cieszyło mnie na tym całym nowym stadionie to kibicowski młyn. Żyleta prezentuje się jak zawsze wyśmienicie. Zarówno wizualnie jak i wokalnie. Czasami jak się udało zebrać i równo zacząć to takie pierdolnięcie aż ciarki człowieka przechodzą. Wracając z meczu morda znów się roześmiała na widok wesołych autobusów. Tutaj nic się nie zmieniło. Nabite pod sufit rozhuśtane i rozśpiewane od głupawych acz wesołych przyśpiewek. Oby tak zostało. Na koniec chwila refleksji. Starsi kibice mają porównanie ze starymi czasami. Mogą więc sobie dywagować czy lepiej było kiedyś czy może teraz. Za czym tęsknimy a czego nam nie brakuje. Natomiast kibicowski narybek już takiego porównania zrobić nie może. Młodzi zaczną sobie tworzyć kibicowski świat w oparciu na tym co mają. Jakie pokolenie wyrośnie nam na multipleksowych stadionach? Kiedyś kibic to było zło konieczne. Wszyscy dookoła zniechęcali jak potrafili a my wbrew wszystkiemu i tak trwaliśmy, przychodziliśmy, organizowaliśmy i tworzyliśmy nadając kolorytu. Dziś stadion musi „coś” zaoferować by wygrać konkurencje o klienta. Klienta nie kibica, niestety. Każdy z nas widział jak wiele osób opuściło trybuny w końcówce meczu z Zagłębiem. Klient nie zadowolony z towaru dał temu wyraz wychodząc. Ot i to wszystko albo aż wszystko. Jakoś nie widać było tej charakterystycznej cechy dla stadionowych kibiców – wierności do końca mimo i przeciw wszystkiemu. Z drugiej jednak strony przed nami starzy też narzekali, że kiedyś było lepiej, trudniej. Nie było łatwo dostępnych klubowych gadżetów, brak wydzielonych osobnych sektorów dla przyjezdnych itp. Pomimo wielu udogodnień śmiem twierdzić, iż pokolenie kibiców lat 90tych nie ma sobie nic do zarzucenia. Może więc odrzucić wieczne malkontenctwo i powiedzieć sobie wprost: kiedyś było kiedyś a teraz jest teraz. Zmieniły się warunki i reguły gry, ale starzy gracze wciąż tu są. To od nich zależy jakimi regułami kierować będą się kolejni, młodzi gniewni. NORBERT

SPECYFICZNE DROBNOSTKI (2), :-) Wyjazdy to nie tylko to co zazwyczaj opisujemy w relacjach. Doping, podróż, płonące barwy, race i przepychani z milicją. To także dużo specyficznych drobnostek. Sytuacji, które trzeba kochać, doceniać - by dawały Wam one paliwo do funkcjonowania. Jeśli kochacie styl polskich ulic i specyfikę naszych zwariowanych rodaków – wiecie o co mi chodzi. Opiszę zatem jedną z drobnych sytuacji. Jeden z wyjazdów, nie opisywałem tego motywu w relacji, nie było czasu. Wsiadam w pociąg o 2 w nocy, po 3 dosiada się w innej miejscowości kumpel. Ja jadę już wtedy w rozgadanym przedziale, a spodziewałem się, że podróż w godzinach 2-6 nie będzie należała do zbytnio żywych. Nic z tych rzeczy. Od początku. Okazało się, że jadę z jakimś białym murzynem z ekipy Wielkie Joł, który jest DJem i grał na jakichś imprezach. Wracał lekko najebany i mocno upalony. Poczucie humoru miał typu, hmm – wczesny Chris Tucker, jeśli znacie tego murzyńskiego aktora i jego kilka znanych ról gdzie robił z siebie durnia. Nie mógłbym mieć takiego kolegi na co dzień, ba – podejrzewam, że po dniu z nim rzuciłbym się na niego wreszcie, ale na wprowadzenie w klimat wyjazdowy bardzo przypasował… Co on pierdolił. I to na „pół pociągu”…Specyfika tego typu, że był to pociąg bez grupy kibiców, normalni pasażerowie, normalna rejsówka…Sennie, ciemno…Tylko brakowało muzyki granej na skrzypcach do atmosfery pogrzebu. Z samego początku spokojnie, nagle zagaduje, szybkie zejście na politykę i kolo przyznaje, że komuniści zrujnowali ten piękny kraj. Ok., dogadamy się jakoś :-). Szybko się rozkręcił. Zawalony pociąg, późna noc, człowiek zazwyczaj ma kryzys i chce mu się spać…Nie on. PKP jak to PKP – dało dupy i godzinę staliśmy na zadupiu z powodu awarii. Ludzie gnietli się na korytarzu, sapali ze sfrustrowania, a nagle wychodzi do nich coś wielkiego. Wielki kurwa grubas – w jeszcze większych spodniach z głupkowatym wyrazem twarzy, jakoś przed trzydziestką. Głos miał donośny. Jest przed 3:00 kiedy wydarł się w kierunku jakiejś pary: -„Wiem kurwa”. -„To jest pociąg wampirów”. Ludzie w szoku, publiczność to kilkanaście osób na korytarzu plus ludzie śpiący (już nie) w przedziałach. Kolo mówi do zszokowanej pary: -„Niedługo będziecie się wpierdalać.” (krzyczy, zero wstydu, pluje lekko) Paluchem wskazuje na twarz jakiegoś kolesia i tekst: -„Ty wjebiesz ją, a ty (pokazuje na jakiegoś, zupełnie innego faceta) nagrasz to na telefon i wpierdolisz na youtube”. To nie był koniec, to był początek… Ludzie zszokowani, do mnie dobija kumpel, przeciska się przez korytarz i sam jest zaskoczony atmosferą panującą o tej godzinie oraz widokiem mnie zwiniętego w kłębek ze śmiechu. Koleś gadał tego typu głupoty przez 4 godziny, zjebała go tylko jedna odważna laska…Na chwilę zamilkł. Tylko na chwilę. Wyszedł na korytarz, obok niego przeciska się najzwyklejszy w świecie facet w koszuli. Leci tekst prosto w oczy: -„Ten jak się kurwa ubrał, jak Pastor z Missisipi”. Przedział „położony” :-). Za chwilę owy facet wraca, był pewnie w kiblu. Naszemu clownowi fantazja podkręcona roślinką podpowiedziała, że przeszedł obok niego niczym „z egipskiego profilu”, że machał szyją jak postacie na malunkach w starożytnych piramidach :-). Naprawdę brakuje mi słów by opisać sytuacyjne żarty i głupoty wypowiadane przez tego kolesia. Jeśli macie specyficznych ziomków co powodują wesołą atmosferę sianiem głupot to ten był na bank dwa razy konkretniejszy :-). Po kilku godzinach spędzonych w takim pociągu, przesiadamy się na nasz – już z kibicami Legii. Nie ma jak pozytywne wprowadzenie się w dzień wyjazdu… A potem innego typu przygody – już związane z klubem. Tak żyjemy tylko my kibice, żyjemy wesoło bądź na adrenalinie. I za to nas nienawidzą. Pierdol ten świat bracie. Amen. Ł.

MOJE WSPOMNIENIA Z LAT 90-TYCH Kibicem Legii zostałem w 1989 roku, dokładnie od meczu z Jagiellonią w finale Pucharu Polski. Mecz finałowy w Olsztynie miał dobry klimat i na zawsze zapadł mi w pamięci. Jako nastolatek zacząłem swoją fascynację piłką nożną, głównie oczywiście skupiając się na polskiej lidze. Na początku lat 90tych nie było za kolorowo na trybunach, ale i tak szybko można było zachłysnąć się klimatami kibicowskimi, bo w moim przypadku głownie kibice powodowali zainteresowanie tym sportem. Pamiętam, że każdą kolejkę ligową śledziło się słuchając studia S-13, a wieczorami oglądając „Sportową Niedzielę”. Wynik Legii wiadomo, że zawsze był ważny, lecz oglądając skróty meczów zawsze większą uwagę skupiałem gdy pokazywali migawki z trybun. PAMIĄTKI Zawsze, kiedy Legia grała na wyjeździe próbowałem dostrzec jak duża grupa kibiców przyjechała dopingować CWKS. W tamtych czasach grały w I lidze kluby, o których słuch dawno zaginął. Pamiętam Górnik Wałbrzych, Stal Mielec, Igloopol Dębica, Szombierki Bytom, dwa dziwne poznańskie kluby Warta i Olimpia. Warta pamiętam, że miała dość duży stadion, który zawsze był prawie pusty. W Mielcu mieli takie charakterystyczne trybuny po których zawsze ten stadion się rozpoznawało. Razem z kumplem zaczęliśmy zbierać wszystko, co było związane z Legią.

Strona

59

„DL” zine nr 1


WSPOMNIENIA KIBICA Pisaliśmy do klubu o pamiątki, przyszedł cennik. Połowa pamiątek wymienionych w spisie była niedostępna. Najważniejsze, że udało się kupić szaliki- oczywiście same barwy bez nadruku, ale szalik nr1 do dzisiaj. Z innych pamiątek udało się kupić proporczyki, długopis, metalową wpinkę- herb, flagę która była wielkości mniej więcej szer.40cm i dług. 60cm, wykonana na materiale podobnym do firanki z wydrukowanym herbem Legii i napisem fan club CWKS LEGIA. Jakościowo to nie był szał, nawet jak na tamte czasy, ale była wielka radość. Była także kamizelka (grubość swetra) czerwono biało zielona i na białym kolorze były dookoła czarne eLki. Klub zawsze wysyłał do zakupionych pamiątek programy meczowe z różnych spotkań. Zbierało się wszystko co było związane z Legią. Pisaliśmy też z ciekawości do innych klubów o wykaz pamiątek. Pamiętam, że Górnik Wałbrzych przysyłał wtedy bloczek naklejek z herbami wszystkich klubów, które grały wtedy w pierwszej lidze. PIERWSZY MECZ U SIEBIE Pierwszym meczem Legii jaki zobaczyłem na żywo był mecz Legia- Hutnik Kraków, chyba rok 1990 lub 91? Nie pamiętam nawet teraz jaki był wynik. Siedziałem na trybunie Krytej i obserwowałem dookoła trybuny i flagi, które wisiały na Żylecie. Frekwencja nie była za duża, z Krakowa przyjechała mała grupka i siedzieli cicho na swoim sektorze. Mecz bez historii, lecz dla mnie historyczny – pierwszy. Kolejnym meczem było spotkanie z Zawiszą, także obserwowane z Krytej trybuny. Z Bydgoszczy było kilkadziesiąt osób. Zawisza miał wtedy zgodę z Lechem, pamiętam jak Legia krzyczała „pachołki Lecha!” i „czekamy po meczu!”. Widziałem po meczu jak psiarnia prowadziła Zawiszę na dworzec i ostro ich poganiali, prawie biegiem się poruszali. Na samym meczu też bez większych emocji. WYJAZDOWO Jeśli o Zawiszy mowa to byłem dwa razy na wyjeździe w Bydgoszczy. Pierwszy mecz to było lato 91’ lub 92’ i z Warszawy przyjechała ekipa prawie samych skinów. Kilka flag i mały transparent z napisem FANS HOOLIGANS FROM LEGIA. Nie było chyba na tym meczu nikogo ze starych kibiców oprócz jednej znanej osoby. Na meczu spokój, jak zawsze wyzwiska z obu stron. Jeśli się nie mylę to w tym spotkaniu grał w barwach Legii Albert Świetlik, który zapowiadał się na dobrego piłkarza. Później jakoś o nim słuch zaginął, ale nie znam jego historii . „POLSKA DLA POLAKÓW” Kolejnym meczem było spotkanie z Ruchem przy Łazienkowskiej. Siedziałem przy płocie oddzielającym otwartą od łuku przy Łazienkowskiej. Na samym łuku siedziała ekipa skinów. Kilka godzin przed meczem tą samą ekipę było widać na dworcu Zachodnim jak bacznie obserwowali przyjeżdżające pociągi… Mecz już trwał i nagle niewiadomo skąd pod kasami Żylety pojawiła się grupa kibiców Ruchu. Na łuku poruszenie i od razu lecą w stronę kibiców Ruchu kamienie i butelki. Do akcji szybko wkraczają psy i jeden z kibiców z łuku stojąc na górze trybuny krzyczy do pozostałych „Chodźcie! Nie bójcie się!” i zaczyna się dym z pałami. Walka trwa kilka minut, po czym sytuacja się uspokaja. Jeden z kibiców w trakcie walki traci przytomność. Później na meczu w większości bluzgi obydwu ekip. Legia śpiewa w stronę Ruchu „Polska dla Polaków!”. Mecz Zawisza- Legia w roku 94’. Pamiętam jak w czasie meczu dwóch lub trzech spóźnionych kibiców Legii znajdując się daleko od sektora Legii wbiegło na murawę z zamiarem dostania się na sektor legionistów. Ochrona wkroczyła do akcji i jedną lub dwie osoby powalając zaczęła ostro katować. To sprowokowało kibiców Legii i na sektorze zaczęła się awantura z psiarnią. Na następnym meczu w Warszawie była organizowana zbiórka pieniędzy na kaucje dla jednego z kibiców, który został zatrzymany w Bydgoszczy. EUROPEJSKIE PUCHARY Ciekawe występy czekały Legię w rozgrywkach PZP 1990/ 1991. Po wyeliminowaniu FC Swift Hesperange kolejnym przeciwnikiem był Aberdeen FC. Po remisie 0:0 następny mecz przy Łazienkowskiej. Zwycięską bramkę zdobywa w 84 min. Krzysztof Iwanicki i Legia gra w ćwierćfinale. Super! Przeciwnik? Sampdoria Genua! Na dwóch pierwszych meczach nie byłem, wybrałem się na mecz z Włochami. Napięcie było, przeciwnik bardzo wymagający. Opiszę tylko jedno zdarzenie kibicowskie jakiego byłem świadkiem przed meczem. Wesoły autobus 166 zbliżający się do Torwaru wypełniony po brzegi kibicami Legii, zatrzymał się na jednym z przystanków. Na ulicy zostało namierzonych kilku kibiców z Włoch w barwach. Z autobusu wybiegła grupa kibiców i konkretnie „przywitali” kibiców Sampdorii. Z tego co widziałem to wątpię, aby któryś z nich obejrzał wtedy mecz… Po wyjściu z autobusu pod Torwarem podchodzi do mnie starszy kibic i chce… kroić mnie z szalika i metalowej wpinki - herbu, wstawia się za mną również starszy kibic widzący sytuację i tamten odpuszcza… Poza tym na samym meczu była super atmosfera, dużo jak na tamte czasy serpentyn i konfetti, dobry doping, oflagowanie i co najważniejsze bardzo dobry wynikLegia wygrywa 1-0, zdobywcą bramki jest Dariusz Czykier. Pamiętam, że kibice bardzo dokuczali jednemu z piłkarzy Sampdorii - Attilio Lombardo. Wyjazdowy mecz w Genui. Telewizor był obijany pięścią i odliczanie minut do końca i niezapomniane bramki Wojtka Kowalczyka. Włosi chyba nie wierzyli w to co stało się 20 marca 1991. W Warszawie święto! Legia w półfinale spotkała się z Manchesterem United. Pierwszy mecz w Warszawie 10 kwietnia 1991. Anglików przyjechało sporo, widać było ich na mieście i dużo flag angielskich było wywieszonych przez okna hotelu Forum. Kibice zbierali się na stadionie długo przed rozpoczęciem meczu, na trybunach było widać podniecenie. Piłkarze MU wychodzą na boisko, jeszcze w garniturach, obejrzeć chyba stan boiska. Na Żylecie słychać pojedyncze gwizdy, prowadzący na tym spotkaniu doping ucisza kibiców krzycząc „tyle lat na nich czekaliśmy a wy gwiżdżecie?” i zaczyna skandować „Welcome Manchester”. Reszta kibiców skanduje za prowadzącym. Widać było, że kibice są Legii są podzieleni co do sympatii do MU, słychać było co jakiś czas głosy „idziemy lać Angoli!”. Przez głośniki puszczali jakieś stare rock’and rollowe piosenki przy których Anglicy mieli dobrą zabawę i urządzali sobie tańce na swoim sektorze. Zaczął się mecz. Po zdobyciu bramki przez Legię szał na trybunach, lecz wyrównanie pada błyskawicznie, niektórzy nawet nie przestali się jeszcze cieszyć ze zdobytej bramki… Legia przegrywa, ale było git! Na tym meczu miałem swoją flagę na płocie, malowana ręcznie na prześcieradle- herb i napis CWKS LEGIA WARSZAWA KING. Był też z tego meczu reportaż z trybun robiony przez TVP. W drugim meczu remis 1:1 i Legia honorowo kończy grę w PZP 1991. LEGIA MISTRZ Na meczu z Górnikiem w 94’ też były emocje i wreszcie mistrzowska feta! Z Zabrza przyjechało dużo ludzi, ale nie dane było im się cieszyć. Kilka ławek niżej siedziała osoba, która przykuwała mój wzrok, skin w koszulce z napisem England, pokaźnej postury i tatuażami na całych rękach. Wywieszał niedużą flagę w barwach z czaszką i napisem Oi! Później finał Pucharu Polski z ŁKS. Przed meczem ŁKS traci chyba jedną lub dwie flagi, które miał już zawieszone na płocie. Kibice z Łodzi zajmują cały łuk i mają okolicznościowe kartonowe czapeczki. Oprócz flag ŁKS, widoczna flaga Zawiszy. Jeszcze przed meczem wpada na sektor graniczący z łukiem ekipa psów ubranych na czarno z tymi ich pałkami drewnianymi i sieje chwilowo zamieszanie, lecz sytuacja się uspokaja. Po meczu super zabawa na Starym Mieście. W eliminacjach do LM 1994 Legia trafia na Hajduk Split. Przed meczem widać ganianki za Chorwatami w okolicach stadionu. Wchodzę dopiero na drugą połowę nie będąc posiadaczem biletu. Eliminacje przegrane. Hajduk za mocny. W roku następnym na drodze do LM IFK Goteborg. Ze Szwecji nie przyjechało za dużo kibiców, podobno byli bardzo wystraszeni złą sławą kibiców Legii i woleli odpuścić. Wynik pozytyw i gramy dalej. Właśnie ten następny mecz w Szwecji zaliczam do niezapomnianych i do dzisiaj żal, że nie byłem na tym spotkaniu. To było po prostu marzenie. Już na samym początku transmisji jak zobaczyłem nasz sektor to był ogień, później straszna nerwówka i upragniony awans. Biegiem wyleciałem z domu żeby opijać to zwycięstwo. KOŃCÓWKA Na żadnym z późniejszych meczów w LM nie byłem. Ostatni mój mecz na Legii to pamiętna przegrana z Widzewem, czyli stracone mistrzostwo w 5 minut. Na mecze reprezentacji nie jeździłem, byłem tylko na dwóch w Poznaniu z Turcją, chyba w 93r i w Zabrzu z Rumunią 94’ lub 95’. Szkoda nieobecności na meczu z Anglią w 93’ w Chorzowie. Był na nim mój kumpel, którego zawinęli na pobliski komisariat i pies obszukując go wyjął mu bilet meczowy z kieszeni, splunał na bilet i przykleił kumplowi na czoło mówiąc do swojego kompana „zobacz kurwa! Następny łysy skurwysyn” i kazał kumplowi spierdalać… Lata 90-te kojarzą się z wieloma rzeczami np. pomarańczowe fleyersy, notoryczne burdy na trybunach, wyjazdy pociągami rejsowymi i innymi rzeczami. Czas, który dla wielu był najlepszym okresem kibicowania. LEWY’77

Strona

60

„DL” zine nr 1


WSPOMNIENIA KIBICA

SPECYFICZNE DROBNOSTKI (3), :-) Za oknem pogoda taka, że jakieś dziwne ciśnienie rozsadza mi czaszkę, duszno, burze, a wyjazdy w sezonie 2010/2011 dobiegły przedwcześnie końca… Na brak – najlepiej powspominać coś starego. Tyczy się to zarówno kobiet jak i meczów wyjazdowych. Osobiście od długich, nużących wyjazdów pociągami specjalnymi wyżej cenię wypady transportem kołowym. Zazwyczaj jeździ się autem, ale opowiem przygody z jednego gościnnego wypadu autokarowego. Uważam, że specyfika została zachowana :-). Pod względem chuligańskim nie działo się nic, a zatem historie raczej z serii tragikomicznych :-). Ale przypominając sobie te wesołe chwile jeszcze raz dziękuję Bogu, że jestem kibicem. Na rannej zbiórce jest nas ze 20 osób. Spotykamy się na jednym z osiedli, o których zapomniał chyba nawet Bóg i na skróty udajemy się na miejsce gdzie stoją pozostałe autokary. Skład ogarnięty z wyjątkiem dwóch najebanych, acz znanych wszystkim typów. Nagle jeden się odwraca, patrzy na resztę i mówi: „ja pierdolę – same karki”. A „karków” wśród nas nie było ani jednego :-). No cóż. Jak sam się bawi z fetą to każdy jest dla niego karkiem… Docieramy na parking i trzema autokarami ruszamy w daleką podróż. Towarzystwo w większości doborowe, klimat odpowiedni – humory dopisują. Czego chcieć więcej? W autokarze czułem się jak w filmie o angielskich kibolach. Na środku był stół, a dookoła niego krzesła z konsumentami. Na stole oczywiście wszelkie zaopatrzenie, ludzie biegają z „tackami” po autokarze i częstują. Towarzystwo, że tak powiem – pobudzone :-). „Free shopy” nawiedzane hurtowo. Jedziemy z obstawą, ale dwie suki nie panują całkowicie nad sytuacją. Jakby ich nie było. Często stajemy, robimy co chcemy. Niektórzy żywią się kofeiną, inni – niestety alkoholem. Kierowcą był Krzysztof. Co, ciekawe – na tą wycieczkę postanowił zabrać żonę. Śmialiśmy się, że pierwszy raz zabrał gdzieś kobietę po ślubie, a tu trafiło jej się takie towarzystwo :-). Oczywiście nie przekraczając granicy chamstwa, ale jednak postanowiono się z kierowcy pośmiać. Autokar był marki Volvo – więc powstała pieśń „Krzysztof z Volvo – gwiazdą porno”… Kreatywności nie było końca, a więc były i takie hity jak: „Z Volvo Krzysztofie – przycinasz w Libii na ropie” :-). Krzysztof nie mówił nic, ale po minie wywnioskowaliśmy, że nigdzie już z kibicami nie pojedzie. A od żony za wycieczkę dostanie chyba patelnią… Na meczu, będącym najnudniejszą częścią wyjazdu - jeden z typów, który przyjechał samochodem nudził się, a więc wziął czapkę i zbierał… na cykl :-). Przeszedł pomiędzy rzędami i drugą połowę spotkania liczył zebrane drobniaki. Podczas zawodów postanowiono drzewcami od oprawy próbować ściągać kiełbaski z grilla. Wsadzało się przez kraty dzielące nas od caterringu dwie „pałeczki” i niczym Chińczycy łapaliśmy gięte. Obsługa nie reagowała, ale nie udało się nikomu przechwycić kiełby :-). Pozostało zakupić…Furorę zrobił jeden kolega zupełnie nie kminiący przepisów. Myślałem, że całkiem poważne gadki w stylu „którzy to nasi” są domeną smutnych żon i matek… No, ale jak na co dzień uprawia się zupełnie inny sport? Powrót do domu. Na jednej ze stacji, zamknięto przed nami drzwi i udawano, że robi się jakieś tam rozliczenie. 40 chłopa stało przed wrotami i coraz bardziej nerwowo je chciało otworzyć, a w środku dwie sprzedawczynie. Policjanci tylko stali i modlili się o jak najszybsze przyjechanie kolegów. Najpierw przyjechała „ochrona”. Jeden jak wysiadł od razu zobaczono w nim… Adama Małysza. „Panie Adamie czy po zakończeniu kariery myśli pan o MMA?” – spytano… Ochroniarz chciał ugadać jakiś spokój, ale zamiast odpowiedzi na temat słyszał kolejne zwroty „Panie Adamie to”, „Panie Adamie tamto”… Koleś się pruje, a jednocześnie przed nim ustawiają się kibole i z uśmieszkami od ucha do ucha oraz dziwnymi pozami robią sobie zdjęcia… W końcu „Pan Adam” chyba dał sobie wmówić, że faktycznie jest Małyszem, bo podsumował „no cóż…taka jest cena popularności” :-). „W telewizji wygląda Pan na niższego” – zagadał ktoś z boku…Po jakichś 40 minutach wrota stacji otworzono i... zrobiono swoje :-). „Adam” stał i patrzył… Po jakimś czasie i zamieszaniu z policją, która liczniej przybyła na stacje – najedzeni i napici ruszamy dalej. Eskorta po czasie znowu topnieje… Z nudów – o jakiejś 3:00 w nocy na postoju zaczęto pociskać z jednego typa. Zgredzik niesamowity, od opowieści z jego życiowych „akcji” wszyscy mimo pory leżeli niemal na asfalcie. A to biegł (grubas) kilometr przez pole na promocję i spromował… jednego Marsa (którą to promocją się chwalił), a to kiedyś w autobusie miejskim podbiły do niego kanary, a on sam wcisnął im bez słowa swoje dokumenty… Prawdziwy hooligan :-). Nie byłoby to może śmieszne gdyby nie jego wyraz twarzy. Płaska morda, jak deska – ludzie z niego pociskają, on udając że nic nie kuma, komentuje – „o Boże, takie to śmieszne, że mam nietypowe nazwisko?” :-). „Nietypowego nazwiska” nie znał niemal nikt… Za to jego kojarzyli już wszyscy uczestnicy wycieczki. Psy razem z panem Krzysztofem stały z miną będącą połączeniem zdziwienia, podziwu i nienawiści, a kibole leżeli ze śmiechu, w innej części „rozdziewiczano” jakiegoś wyjazdowego debiutanta lejąc go pasami. Obstawa była zbyt mała by panować całkowicie nad sytuacją. W sumie pełna kultura… z ich strony. A u nas chaos. Przez ok. 20 godzin królował śmiech, pompa, dobre samopoczucie… W przerwach rozmowy o sporcie, kibicowaniu, polityce… Jakaś 5 rano, autokar powoli popadał (dopiero!)... Ja zmrużyłem oczy i oparłem głowę o siedzenie. Obok mnie siedział koleś, który był po zapoznaniu się z zawartością tacki – jak więc łatwo się domyślić – spać mu się nie chciało. Był to ten sam koleś, który przed wyjazdem mówił o „samych karkach”. Absolutny świr – patolog. Nie chciałbym mieć takiego kolegi… W każdym razie…nagle przemówił do siebie, pod nosem. Cisza w autokarze, a typ z oczami jak pięciozłotówki półszeptem – aczkolwiek słyszalnym dla mnie mówi: „Porozwalam czaszki”… cisza… „To czy ten autokar dojedzie cały - zależy tylko ode mnie” :-). Z trudem powstrzymałem śmiech…co za świr. Oczywiście majaczył sobie tylko i nic nie zrobił. To jest dopiero „swój świat”. Do domu dojeżdżamy o 5:30 rano… W kilku poszliśmy jeszcze zobaczyć czy może odbywa się jakiś koncert + after party w jednym z lewicowych klubów, ale niestety impry nie było i emocje musiały się skończyć na kupie śmiechu i pozytywnych wspomnień :-). Dla takich dób chce się żyć… Ł. PS: Jeśli ktoś nie wie co to jest (odnośnie grafiki) hard bass to polecam wpisać to na youtube. Emocje gwarantowane :-).

Strona

61

„DL” zine nr 1


STADIONOWI RADYKAŁOWIE / RECENZJE

ARSENAŁ KIJÓW, CZYLI JAK LEWACTWO WYKORZYSTAŁO STADION DO CELÓW POLITYCZNYCH… Tzw. antifa w sierpniu 2010 nie miała dla swoich sympatyków dobrych wieści :-). Dopiero co wpadł Zenit na mecz „antyfaszystowskiej” ekipki spod Sankt Petersburga, a już przyszły kolejne wieści ze Wschodu... W Rosji akcja działa się 14 sierpnia 2010. Dzień później – 15.08.10 – rozliczyć lewaków z ich światopoglądu postanowiła inna ekipa, tym razem ukraińskie Dynamo Kijów. Arsenał Kijów, na którego mecze chodzi miejscowa antifa grał z Wołyniem Łuck. Na mecz wpadło 50 chuliganów Dynama (z okrzykami m.in. „White Power”), którzy mieli sprzęt w tym ostry. Jeden z fanów Arsenału dostał 3 kosy w plecy, miał uszkodzone płuca i był operowany. Zatrzymano, w zależności od źródeł 4-6 hool’s Dynama. Dziś chciałbym nieco zatrzymać się przy „ekipie” Arsenału. Klub Arsenał Kijów został założony w 2001 roku. Występuje w ukraińskiej Premier Lidze. Gra na Stadion Kołos o pojemności 5.654 widzów. Jego barwy są czerwono niebieskie. Arsenał Kijów jest następcą wojskowego klubu CSKA Kijów i nie ma na swoim koncie żadnych sukcesów. I tyle o sporcie. Lewacka propaganda, anarchistyczni bajkopisarze, przy których Adam Michnik to człowiek- prawda, często zarzucają, że „neofaszyści wykorzystują stadiony do celów politycznych”. Każdy kto ogarnia temat wie, że to gówno prawda…Polityka była na stadionach od zawsze: w Polsce, na Wschodzie związane jest to często z poglądami antykomunistycznymi. Dodatkowo subkultura skinhead’s NR oraz NS, która od lat 90tych obecna była/ jest na stadionach całej Europy…Ruch kibicowski silnie związany jest z nacjonalizmem, „prawymi” skinami, a gdzieniegdzie także z klimatem nazi – taka jest prawda. Źródła są takie, że nie skinhead’s wykorzystywali stadiony do celów politycznych tylko stadionowe ekipy wykorzystywały skinhead’s do bójek! Skini byli we wielu ekipach, lubili się napierdalać po pyskach i byli po prostu kibolami. A kibice walczyli wcześniej z Systemem na ulicach miast, nie pozostając apolitycznymi. Dzisiaj czasy w porównaniu do lat 90tych się zmieniły, mniejszy jest nacisk na subkulturę, a większy na patriotyzm czynu – świadome poglądy polityczne. Wielu bywalców patriotycznych obchodów, manifestacji - to kibice…Nikt nie ma do nikogo pretensji za krzyż celtycki, bo środowiska kibiców i nacjonalistów po prostu od zawsze się w tej części Europy przenikały… Byliśmy tu od zawsze: jeśli lewak nie wierzy to jego problem, polecam zapoznać się z historią ruchu kibicowskiego w Polsce, Rosji, na Ukrainie itd. Jak w świetle tych zarzutów o „wykorzystywanie stadionów politycznie” wygląda jedna z lewackich ekipek, Arsenał Kijów? Historia zaczęła się mniej więcej w 20042005 roku w Kijowie. W tym mieście egzystowała sobie mała ekipka antifa, która nie miała nic wspólnego z chuliganką itp. Jak mówi JEDEN Z NICH na łamach jednego z lewackich zinów (nie chcę robić mu reklamy) w pewnym momencie – „zaczęli rozumieć”, że potrzebują aby ich ruch rozwijał się „wokół czegoś konkretnego”. Gdzieś gdzie mogą poznać nowych ludzi i budować tzw. ruch antyfaszystowski. Tak też (a nie z powodu bycia kibicami, fanatykami!) lewactwo trafiło w latach 2005/2006 na kijowski Arsenał! W 2006 odbyła się pierwsza walka z kibicami Dynama Kijów, 15 na 15, a anarchiści ponieśli klęskę (potem była jeszcze jedna awantura z nimi i tym razem ponoć wygrali). Z początku było ich 20-30, a potem powołali do życia ekipę o nazwie Hoods, ale nadal to max kilkadziesiąt osób. Co ciekawe – sam fan Arsenału przyznaje, że na jego klub chodzą też jacyś nacjonaliści i patrioci, ale zasiadają w innym miejscu niż lewactwo… Największą kosą Arsenału jest oczywiście Dynamo, które ma w swoich szeregach nacjonalistów. Podobnie Karpaty Lwów, skupiające najwięcej osób o poglądach nazi bądź pro-Banderowskich. Na Ukrainie Arsenał nie ma przyjaciół, ale trzyma kontakty z innymi lewusami jak: St. Pauli (Niemcy, Hamburg), MTZ Ripo (Białoruś, Mińsk), Babelsberg (Niemcy). Na ulicach Kijowa trwa walka nacjonalistów z lewakami. Jak przyznaje fan Arsenału, w użyciu jest ostry sprzęt, czyli noże. Zresztą potwierdza to opisana we wstępie akcja chuliganów Dynama. Po co opisuje tą ekipkę? Byście m.in. przekonali się jak lewactwo wykorzystuje stadion do celów politycznych… Ł.

RECENZJE KIBICOWSKIE „THE FIRM” (Film fabularny, 1988) Na wstępie UWAGA – będzie zdradzenie zakończenia gdyż jest to bardziej opis :-). Dla wielu angielskich fanów - „The Firm” to kultowy film o miejscowych chuliganach. Akcja rozgrywa się w Londynie tuż przed Mistrzostwami Europy, które mają odbyć się w RFN. Głównym bohaterem filmu jest Clive „Bex" Bissellw, w którego rolę wcielił się sam Gary Oldman. Wzorowy mąż, przykładny ojciec mieszka w dobrej dzielnicy, jeździ dobrym samochodem i ma bardzo dobrą pracę. Oprócz tego… jest przywódcą Inter City Crew. Ekipy chuliganów West Ham United. Marzeniem i celem Bexa jest zjednoczenie londyńskich ekip na Mistrzostwa Europy. Żeby tego dokonać musi obić dwie rywalizujące z nim ekipy: Oboes Birmingahm i South Londons Buccaneers, których przywódcą jest koleś o ksywie Yeti. Pomiędzy przywódcami trzech ekip zostają ustalone terminy potyczek. Niestety nie wszystko układa się po myśli Bexa. Z ekipy odpadają kolejni jej członkowie. Jeden z nich zostaje „ożeniony" kosą, a drugiemu płonie samochód. Domowa sielanka też ulega destrukcji po tym jak małe dziecko Bexa przez przypadek… tnie sobie buzie nożem ojca. Tym samym nożem Bex pociął jednego z rywali...Bex wyprowadza się do rodziców gdzie ma swój własny pokój, pełen pamiątek związanych z West Ham. W szafie trzyma „niezbędny zestaw" kibica: pałka teleskopowa, skórzane rękawiczki z metalowymi ćwiekami, gaz itp. Kulminacyjnym momentem filmu jest wjazd ICC do pubu, w którym czas spędzają Buccaneers. W czasie walki w pubie - Bex wyciąga na ulice Yetiego. Daje upust swojej furii i z pianą na ustach katuje rywala na ulicy. Jednak to nie on zostaje zwycięzcą tego pojedynku. Yeti wyciąga rewolwer i jednym strzałem kończy fanatyczne życie Bexa. Scena kończąca film to rozmowa (oczywiście w pubie) z kibicami (już zjednoczonymi) londyńskich ekip ubranych w barwy narodowe, wybierających się na Mistrzostwa Europy. Kolesie z poszczególnych ekip wypowiadają się na temat idei, która stała się obsesją Bexa. Podsumowaniem filmu jest ostatnie zdanie wypowiedziane przez jednego z chuliganów: „Jeżeli oni (rząd) powstrzymają zadymy na stadionach to mamy jeszcze boks, snooker i dart” :-). Ogólnie film warty obejrzenia i polecam go wszystkim, a w szczególności fanom angielskich klimatów. Darek / obecnie Anglia

Strona

62

„DL” zine nr 1


RECENZJE „ARKA GDYNIA – DAWNYCH WSPOMNIEŃ CZAR” (Książka, 2010) „Arka Gdynia – Dawnych wspomnień czar” to stosunkowo nowa (2010) pozycja na rynku książek kibicowskich, dostępna do kupienia w sieci (księgarnia unibook.com). Książka ma tylko 142 strony w czerni i bieli. Okładka miękka, kolorowa. Kosztuje aż 62 zł, co jest ceną z kosmosu…No, ale trudno – wielkiego wyboru w tego typu lekturze nie ma. Nie jestem -delikatnie mówiąc- zwolennikiem Arki, ale fakt, iż trzeba się zapoznać z owym wydawnictwem to chyba oczywistość w „fachu” jakim jest prowadzenie zina z recenzjami. Przeczytałem. I nie zawiodłem się…mimo, że książka ma klimat niczym wyselekcjonowane wypowiedzi z forum dyskusyjnego – zebrane w kupę tworzą bardzo klimatyczną całość. A jak książka przeczytana, to trzeba dla Was zrecenzować :-). „By żyło się lepiej” – jak mawia gumowy Donek... fan Lechii zresztą :-). Wypowiadają się kibice Arki oraz ich zgód znani w swojej ekipie, a także znani czytelnikom zinów z lat 90tych i kibicowskich for: 4skins, Szczur, Yankee, Paweł z Warszawy, Bartek, Kenzo, Cygan, Lord of north, Mucha, Slavko88, Asar, Mlch, Krystian, kibic z Tczewa, Miki, Fiera, Zduno, Megafon, Wierny, Róża, Krostech, Krupski, ChrisdeNe, Barca, ŚP Que, Zagór, Veteran, Mawff, Malboro, Leonidas…uff. Wypowiadają się oni chaotycznie, na przemian. Są zamieszczone wspomnienia z poszczególnych wyjazdów, imprez, zadym…A także kalendarium gdyńskiej Arki przepisane z zinów. Różne relacje różnych osób, klimat przemocy i alkoholu :-). Nie ma miejsca na nudę. Mecze Arki, zgodowiczów, a także hity z kadry. Wśród tych opisów charakterystyka ekipy MZKS od różnej strony. Od lat 70tych do okolic roku 2000. Wiadomo, że na bank nie wszystko jest tam w 100% prawdą, bo w kibicowskich awanturach każda strona ma swoją własną prawdę i wersję historii. Dlatego nie będę tu rozstrzygał, co słyszałem, iż miało miejsce, a co wyglądało według drugiej strony nieco inaczej…Tym bardziej, że opisywane czasy to nie moje czasy, a wspominający Arkowcy to kibice starszej daty. Podchodzę do tego na miękko i jak do po prostu interesującej lektury… Mimo, iż książka jest tylko zbiorem zinowych opisów i chaotycznych wspomnień – była jedną z najlepszych książek z klimatu jakie czytałem. Ciekawe opisy, przygody, awantura za awanturą, opisana specyfika lat 70tych (!), 80tych i głównie 90tych, a także początku nowego wieku. Pasy, brechy, latające kosze, zaciągane hamulce, ale i dyskoteki, alkohol oraz panny (w tym oszukiwana żona :-). Ganianki po murawach, krzakach, dworcach i knajpach. Znajdziemy też info o sztamach Arki – tych starszych i nowszych, a także kulisy zrywania i zawierania niektórych sojuszy. Nie tylko tych bardziej znanych jak Górnik Zabrze (kiedyś) bądź Lech, ale znajdziemy także ciekawostki z wizyty Marsylskich brudasów. Są też komentarze do pewnych wątków historii jak na przykład stadion przy Ejsmonda, a dzisiejsze miejsce rozgrywania spotkań przez MZKS. Zainteresowało mnie to, iż jeden z Arkowców określił się fanem ST. Pauli – no spoko, czarna owca wszędzie się znajdzie. Tylko tak sobie przypominam pewien turniej (w Niemczech?) gdzie MZKS dopingował na jednej hali z brudami wymachującymi flagą z „Che”. Przypadek? To już wiedzą sami zainteresowani… Fajny klimat książki, chuligański – oddaje to co już minęło i nie wróci w takiej samej postaci (chociaż dla chcącego nic trudnego…na Wyspach się potrafią lać na ulicy to w Polsce tym bardziej można, zresztą jeśli byliście np. na 11.11.2010 w Stolicy to wiecie, że czasami pieski się przeliczą, a monitoring nie wszędzie dotrze…). Opisane wiele wydarzeń, które przeszły do historii polskiego ruchu kibicowskiego. Same fakty – zero fikcji. A jak wiadomo – przed Grabiszyńską i w erze R. (a także grupy krzyczącej „Młodzi Chuligani – zawsze z wami”), Arka była w polskiej czołówce i wymiatała na tych III ligowych pastwiskach oraz w miastach i miasteczkach. Teraz mogą sobie powspominać, czego efektem jest projekt Cygana. Polecam lekturę wszystkim – bez względu na barwy klubowe. Wiadomo, że część osób nie będzie zadowolona (głównie Bałtyk, ale i inni…), ale do tego typu książek trzeba mieć po prostu dystans. Ł.

„SKRZYDLATE ŚWINIE” (Film fabularny, Polska, 2010) Podczas miłego majowego posiedzenia z kobietą, w obroty poszło kino polskie, nieco zaległości, starszych i nowszych. Świetne (acz straszne) „Cześć Tereska” oraz „Różyczka” – pokazujące różnego typu polskie patologie oraz recenzowane teraz „Skrzydlate świnie”. Największe gówno z wymienionej trójki. Dwóch pierwszych tytułów nie chce mi się póki co recenzować, musiałyby to być recenzje bardzo obszerne oraz zahaczające o kwestie społeczne, polityczne… Pójdę więc na łatwiznę i wyżyję się na nieudolnej próbie ukazania środowiska kibiców piłkarskich przez Polaków. Czytałem…pozytywne recenzje pisane przez niektórych kumatych kibiców czego kompletnie nie rozumiem. Tak – nawet mimo faktu, iż film podejmował motywy wierności barwom itp. Jebie kiczem na kilometr… Całość pokazana była bowiem nieudolnie, coś typu jeden z odcinków dennego serialu TV. Postacie pokazane jako liderzy grupy kibicowskiej żenujący, połączenie żula z disco polowcem oraz czasami błaznem ze wspomnianego polskiego tasiemca… Wątek „Baśki”, która lubi „poultrasować i nieco przychuliganić” na bank przeraził wszystkie kumate dziewczyny z polskich grup ultras. Nieliczne momenty awantur stadionowych, a także poza stadionowych - pokazane moim zdaniem kiczowato, sztucznie, kumaty fan odczuje raczej żal niż chociażby trochę nakręcenia (jak po „Football Factory”). Zresztą – z produkcjami o angielskich hool’s nie ma nawet co tego gówna porównywać gdyż tamto przynajmniej w części oddaje klimat. Nie żenuje, nie śmierdzi kiczem. Czy żyjecie tak jak bohaterowie „Skrzydlatych świń”? Przy ognisku i alkoholu, żulerskim głosem gadacie o zasadach i honorze? Ten film nie odzwierciedla życia żadnej normalnej ekipy, chyba że głęboko wiejskiej. Myślę, że nawet dla prawdziwych fanów Dyskobolii Grodzisk – wątki ich miasteczka są obrazą… Nie znajduję w „Skrzydlatych świniach” żadnego pozytywu. Oglądanie tego było udręką, przerywaną uśmiechem politowania. Najgorszy film jaki widziałem od dawna… A szkoda, że jako jedyny –niby- był o kibicach. Nie polecam. Ł.

„NOWE PAŃSTWO” (Miesięcznik, Czerwiec 2011) Kilka razy gdy zdarzyło mi się być złapanym, spisywanym przez policję podczas różnych wydarzeń związanych ze „zgromadzeniami” – politycznymi czy też meczowymi - padało z ich ust pewne sformułowanie, które utkwiło mi jakoś w pamięci. Patrzyli z udawanym bądź naturalnym zażenowaniem i pytali „ile ty masz lat?”. Mam dwadzieścia parę. Różne miejsca, sytuacje, różne psy… Pytanie powraca… Po którymś z rzędu zastanawiam się - co oni mają właściwie na myśli? Czy jeśli minie wiek lat nastu to mamy zamknąć się w domach? Nie wypada już chodzić na mecze, działać politycznie? A może tak jak oni zostać sługusem Systemu trzeba? No nieważne, wejść w psychikę psa nie sposób - to jest innego typu psychika – przeciwny biegun, coś niewyobrażalnego. W każdym razie -wieczny dzieciak- znowu postanowił coś dla innych, -pełnoletnich dzieci-, które według milicji nie dorosły do bycia posłusznymi obywatelami – napisać :-). Bo przeczytał coś także przez -dorosłe dzieci- napisanego… Był to czerwcowy numer miesięcznika „Nowe Państwo”. Recenzję tej gazety pisałem w poprzednich latach już dwukrotnie na swojego e-zina – niestety po Smoleńsku, moim zdaniem NP straciło swój smaczek. Numer 5/2011 (#63) o nakładzie 40.000 zatytułowany został jednak „Polska kibolska”, a rysunek na okładce był autorstwa Starucha. W środku pełno treści o nas – fanatykach. Trzeba było kupić, co uczyniłem z chęcią. Szczerze mówiąc - kiedy usłyszałem o tym projekcie – opadła mi kopara. Nie dość, że fanatycy poszli w maju do wszystkich możliwych mediów przedstawić swój punkt widzenia to jeszcze jedna z prawicowych gazet poświęca tematyce kiboli niemal cały numer. Numer jest jak zwykle ładnie wydany, kosztujący wprawdzie aż 12 zł – dostępny w Empikach. Będzie fajna pamiątka, z tego (moim zdaniem z góry wygranego przez ultras) dżihadu… W opisywanym numerze NP - zamiast propagandowych, pustych, płytkich hasełek Lisów, Tomaszewskich i innych Steców, artykuł o Staruchu zatytułowany jest „Romantyk z Łazienkowskiej”. O Litarze z Lecha, Filip Rdesiński pisze zaś „Pozytywista z Bułgarskiej”. Jest kulturalnie acz swojsko i prawdziwie.

Strona

63

„DL” zine nr 1


RECENZJE „Nowe Państwo” dotyczące w znacznej części kibiców ma 75 stron, dobrej jakości papier. Artykuły, wywiady oraz felietony są ciekawe, dobrze się je czyta. Są prawdziwe, nie naciągane – wnoszące coś do obserwacji sprawy wojny rządu z kibicami. Wnoszące prawdę. Bo też nikt nie napisał, że jesteśmy aniołkami. O kibolach wypowiadają się różne osoby (mężczyźni, kobieta) co przynosi nam spojrzenie na „problem” z perspektywy różnych przychylnych naszej sprawie ludzi. Bądź takich opierających się po prostu na prawdzie, a nie na stereotypach. Politycy, zwykli dziennikarze, sami fanatycy… Każdy przedstawia swoje racje, które łączą się w sensowną całość. Łączą się w normalne postrzeganie sprawy kiboli. Można? Jasne, że można… Tylko trzeba mieć otwarty umysł. Wykazać się np. rzetelną analizą zjawisk sprzed roku 1989 kiedy to kibice aktywnie uczestniczyli w wojnie z czerwonymi i przełożyć to na teraźniejszość. Teraz – w roku 2011 rozpoczęła się nowa, jakby nie patrzeć upolityczniona batalia ultrasów z Systemem. Czy znowu przyczynimy się do obalenia rządzących? Według znanego już hasła o matole – jak najbardziej :-). Nie tylko o będących dzisiaj na czołówkach gazet – Staruchu i Litarze – pisze „Nowe Państwo”… Ks. Jarosław Wąsowicz wraca do kultowej postaci Tadeusza Duffeka, który tak się zasłużył, że mimo zabicia fana Arki – został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski przez Lecha Kaczyńskiego. Możemy więc wrócić do wspomnień lat 70tych i 80tych, a stronę dalej przeczytać o współczesnym patriotyzmie kiboli w artykule polityka PiSu Ryszarda Czarneckiego. Znany obrońca kiboli Piotr Lisiewicz oferuje czytelnikom tekst o tytule rodem z kawałka Slums Attack: „Szacunek Ludzi Ulicy”. Prócz różnego typu materiałów o kibolach, znajdziemy w „Nowym Państwie” garść artykułów i felietonów politycznych, światopoglądowych, gospodarczych czy też historycznych. Wszystko prawicowym okiem. Tu można się zgadzać lub nie – zależy od poglądów czytającego. Szczerze mówiąc – wiedząc, że wydanie o kibolach kupi mnóstwo młodzieży – lepiej dobrałbym światopoglądówki. Dał jakieś bardziej ogólne, które pozwolą otworzyć oczy nie tylko w temacie postrzegania fanatyków. Jakieś prawicowe ABC. A tak – jest po prostu nudno dla człowieka średnio zainteresowanego polityką… Niestety NP poświęcony kibolom nie dotrze do wielu domowych gospodarstw, nie oszukujmy się. Mimo 40.000 nakładu zaryzykuję domysł, że gazeta trafi głównie do stałych czytelników, a więc tych szukających inteligentnego prawicowego słowa oraz do nas – kiboli, bo będziemy chcieli mieć pamiątkę. Ale na pewno ktoś pod wpływem lektury zmieni zdanie bądź zwróci uwagę na ciekawą okładkę w kiosku… I dlatego tak czy siak – super akcja, gratulacje dla pomysłodawców i szacunek dla środowiska „Gazety Polskiej” wydającego „Nowe Państwo”. A w tym tygodniku również regularnie popiera się nasze, kibicowskie akcje… Nie jesteśmy sami. Ł.

RECENZJE POZASPORTOWE PARIAS & SOKÓŁ + MARYSIA STAROSTA (Płyty rap, Polska, 2011) My piszący oraz Ci śpiewający oraz uprawiający inny styl przekazu – uzupełniamy się. W pewnym sensie jako felietonista mam większe pole manewru niżeli posiadający 2-3 zwrotki na temat wykonawca, a jednak często w kilkunastu słowach on mówi więcej niż ja (czy też niż poważniejszy pismak…) przez kilka stron! Czasem wręcz przeciwnie, nie może wokalista rozwinąć tematu i żaden utwór tak dogłębnie nie odda tematu jak rzetelny artykuł go podejmujący. Szanuje każdą sztukę przekazu, która ma w sobie to coś. Która trafia. Jakkolwiek. Wiele już zostało napisanych felietonów, artykułów i recenzji na temat upadku cywilizacji, kultury, na temat czasów komercji i pustki. Gdzie wszystko jest na sprzedaż: godność, zdrowa żywność, wolność słowa – czasy komputeryzacji i odsunięcia człowieka do roli bycia jedynie skutkiem ubocznym. Jedną z form przekazu, która dobitnie pokazuje szukającej prawdy młodzieży w jakim miejscu się znajdujemy – jest część sceny hip hopowej. Mimo niechęci do tych pozujących na białych murzynów (Gural np.) – odnajduję tych prawdziwych, a docenić ich dzieła sztuki po prostu trzeba. Część z tekstów – gdyby przepisać je na papier, odebrane by były przez kogoś interesującego się poezją XIX wieku – za część tej poezji, tyle, że współczesnej. Dobór słów, przykładów, metafor itd. sprawia, że część płyt rap jest sztuką najwyższego rodzaju. Wpływa ta sztuka na ludzi, przy pomocy bitów opowiada im prawdę. Oczywiście nie można wszystkich wrzucać do jednego wora w jedną bądź w drugą stronę, dlatego chciałbym skupić się na dwóch produkcjach które zrobiły na mnie duże wrażenie – Projekt Parias oraz Sokół i Marysia Starosta. Oba krążki to świeże materiały z roku 2011. Ponad połowa kawałków z każdej płyty wbija w fotel… Bo czasami trzeba refleksji, ucieczki od syfu, a niektóre teksty są tu wręcz kontrrewolucyjne – tak to trzeba określić. Nie obchodzi mnie zbytnio kto jest kim, bo wiadomo, że typowy nacjonalista to przypadek na tej scenie (chociaż prawicowców nie brakuje: poparli Marsz 11 listopada). Ważne by nie był lewakiem, dewiantem i osłem. Włodi, Pelson, Eldo (kiedyś niby lewak, potem mówił że jest narodowcem…, no nie ważne), a także Sokół (prawicowiec?) na bank nimi nie są. Wręcz przeciwnie – obok O.S.T.R jest to czołówka raperów z według mnie najgłębszym przekazem i największą umiejętnością poruszania ważnych kwestii społecznych za pomocą słów. Dwie wymienione przeze mnie płyty są jak wspomniałem z roku 2011 i poruszają aktualne tematy. Nikt inny prócz niezależnych muzyków i prawicowych publicystów ich nie porusza… No…tak się złożyło. Specjalnie wybrałem płyty bez przekazu kibicowskiego bądź ściśle antyrządowego – chodzi mi bardziej o rozkminy egzystencjonalne w tej recenzji. Dawno takiej dawki nie dostałem… Z jednej strony książki Stanisława Grzesiuka przenoszą mnie w świat przedwojennej Warszawy, a potem dwa stołeczne krążki do kraju nad Wisłą ad 2011. Ludzie z siłą przekazu byli, są i będą. Nawet jak już System wczepi ostatniego chipa pod skóry… znajdą się tacy co wprowadzą wirus. Te płyty to wirus na panujące pustkowie. Parias (Włodi, Pelson, Eldo – długo oczekiwany projekt) ironią atakuje „nowy lepszy świat” w kawałku „Wzorowy”. Kamery, inwigilacja, obniżony wiek szkolny, niezdrowe jedzenie – protest przeciwko temu wszystkiemu znajdziemy w tych kilku zwrotkach! Parias jedzie też po politykach („Kontrasty”) i popkulturze (m.in. „Kariery”). Ciarki wywołują wspomnienia Włodiego i Pelsona w osobistym kawałku „Drzazgi”… o zmianach jakie zachodzą w każdym człowieku. Jeden ma siłę się zmienić na lepsze, a drugi płynie i kończy pod „Żabką”… „W sekundę”… też bardzo dobrze się słucha. „W sekundę – zobaczysz błysk w jej oczach, pokaże dekolt nie będziesz spał po nocach. W sekundę – czule szepnie, że kocha….o połowę majątku upomni się jej adwokat”. Prawdziwe, nie? Od płyty Pariasów mimo, że dobra – bardziej zachwycam się jednak „Czystą brudną prawdą”. Inteligentny rap Sokoła doskonale współgra z głosem Marysi Starosty. Do tego ciekawy podkład, bębny – kawałek i buja, i pobudza wyobraźnie. Niemal każdy… Tytuł płyty „Czysta brudna prawda” i normalny deptak na okładce – deptak pełny zwykłych ludzi. To co nas otacza, ulica – ta płyta jest prawdziwsza niż kilkanaście które ostatnio przesłuchiwałem. Najpierw był Parias – trzymałem się fotela, ale tutaj, przy Sokole i Staroście niemal z niego spadłem… Dlaczego? Idziecie tym deptakiem, który jest na okładce… widzicie tych wszystkich ludzi. Wyścig szczurów, puste oczy, pokolenie facebooka… My publicyści mamy to do siebie, że idąc przez miasto często się zastanawiamy – obserwujemy i układamy sobie w głowie teorię, którą Wam wyłożymy pisząc. Może Wy też zastanawiacie się nad tym co mijacie…Muzyka jest dla felietonisty natchnieniem, niektórym – w tym mi – pomaga poczuć ten klimat, złapać coś co chcę opisać. Gdybym szedł przez starówkę, przyglądał się pędzącym bez refleksji zombie i miał na uszach dodatkowo mp3 z utworem „Obojętnie” Sokoła i Marysi to wyglądałbym chyba jak ta wariatka z „Requiem dla snu” co wyrwała się dopiero z czterech ścian i jest w głębokim szoku… „Wciąż jest taaak – obojętnie” powtarzane w kółko ze świetnym bitem, bębnami i dobrymi zwrotkami mimo elektroniki, którą pewnie zarzucą sympatycy tradycyjnych instrumentów…. Mnie to załatwiło – daje słowo, a jestem osobą uważającą za najlepszy zespół z Polski - rockową Republikę. Mimo to, nie zaszkodzi zażyć magii innego stylu. Tego co najlepsze we współczesności. Tego co pozwala współczesne rozwiązania i możliwości wykorzystać w sposób najlepszy z najlepszych. „Mijam cię i widzę, że ty patrzysz na mnie obojętnie…obojętnie”, a to wszystko zaśpiewane…obojętnie, powtarzane w kółko. Trafia do mnie. Magia. „Patrzę prosto w oczy ci tak jakby cię nie było – obojętnie”… Miazga. Odbicie pędzącego społeczeństwa. Oddanie tego co się dzieje. Po prostu obojętnie… Rap Sokoła też świetny. To jest krzyk naszego pokolenia – dwudziestoparolatków, którzy jednak otarli się nieco o „stare czasy”, a teraz obserwują pędzący modernizm, komercjalizację, pogoń za pieniądzem… To jest krzyk rozpaczy tych, którzy się zatrzymali i mają pretensje do tych, którzy ślepo, bez chwili refleksji dołączyli do wyścigu… Zazwyczaj płytę słucham na kilka razy. Od krążka Sokoła i Marysi się nie oderwałem od początku do końca. Chyba dlatego, że czysta brudna prawda jest faktycznie dookoła nas. Swoje robi też gust jeśli chodzi o samą muzykę – brudna prawda jest opowiedziana na ciekawych podkładach i przyjemnie się tego po prostu słucha. Nie wszystko, ale która płyta jest super od A do Z…? Prócz faworyta, czyli „Obojętnie” – najbardziej trafia do mnie „Reset” i „Zły sen”. „Reset” to kawałek pokazujący nam początek, punkt odniesienia – można się zawiesić i zobaczyć gdzie jesteśmy dziś, gdzie są dzisiaj ci ludzie, których mijamy na deptaku… Wszystko jest dla ludzi – ale zacznij od początku… Żyjemy tak nienaturalnie dzisiaj wszyscy… No właśnie. Czeka ziemia – naturalne pragnienia. Dobry rap Sokoła i chwytający ze serce refren Marysi… Nie wiem czemu krytykanci na to narzekają. Te refreny nie są na siłę, nie są wcale takie same – świetnie dopasowują się do przekazu, są jego podkreśleniem. Są ucztą po kilku słowach brudnej prawdy. Podkład w „Złym śnie” – magiczny, senny klimat, psychodeliczny, coś więcej niż utwór… Śni ci się czasem polowanie na zło? Obudziłem się tak wykręcony – jakbym wciągnął cały koks Maradonny… Ja się tak czułem po odsłuchaniu tego kawałka.

Strona

64

„DL” zine nr 1


RECENZJE „Cynamon” też jakiś taki prawdziwy… I ten bit – też ma coś w sobie… Tylko te okrzyki rodem z orgii połączone z siłą przekazu mają hmm - inny wydźwięk… Nie taki jak z orgii będącej czymś pozytywnym. Raczej odbijają te bębny i krzyki coś niepokojącego w otaczającym nas świecie… Ciary… i chociaż nie uwierzycie – nie, nie dlatego, że dziwka fajnie piszczy :-). Spójrzcie w tym kontekście na to co uważamy o końcu wartości, o stylu zabawy wyzbytych zahamowań ludzi, o pustce… Dno, upadek – dziwki, szmaty… Poczuj pogardę. Klimat przypomina mi nieco jedną z ostatnich scen „Requiem” – kiedy ćpunka już bez skrupułów waliła się za coś czego akurat potrzebowała (u murzyna na imprezie)… „W sercu” – też porusza wątki damskomęskie. I ciekawe zjawisko przyciągania kobiet przez zimnych typów… I znowu refren Starosty… Perfekcyjny. Nie, nie standardowy – trafny. Tylko poczujcie kawałek, wsłuchajcie się… Więcej pisał nie będę. Płyty obowiązkowe dla zadających sobie pytanie – co się do kurwy nędzy dzieje się z tym światem? Czy tylko ja to widzę? Płyty dają nam odpowiedź: nie! Jest nas wielu. I za ich pomocą – będzie nas jeszcze więcej. Nie rozumiem krytyków projektu Sokoła i Starosty – wszak liczy się przekaz. A ten krążek jest aż nadto oddający pewne kwestie, pomaga też wgłębić się wraz z artystami w psychodeliczne nieco rozkminy. Niektóre kawałki z „Czarnej brudnej prawdy” pozostawiają odbiorcę przygnębionym…jak po pierwszym kontakcie z mistrzem filmu w „Requiem dla snu”. Oba przekazy są mocne, chociaż jakże inne od siebie. Te wolne od polityki kawałki pomogą potem w analizie rzeczywistości. Pomogą nawet w polityce. Są doskonałym dodatkiem do życia. Jako lubujący się w pisaniu relacji z ulicznych manifestacji, z wyjazdów na mecze, podejmujący wątki społeczne – dziękuję za te płyty. Pokornie – mimo, iż kiedyś byłem nastawiony bardzo sceptycznie do tej kultury. Nie potrafiłem zbytnio oddzielić ziarna od plew. Do dojrzałych tekstów trzeba dojrzeć. Pamiętajmy, że każda era ma swój przekaz i swoje problemy. Aborcja, seks oddzielony od uczucia, wyścig szczurów – niestety, to jest problem cywilizacyjny ad 2011… Poeci XXI wieku muszą się z nimi rozliczyć jak Ci z XIX wieku ze swoimi po swojemu… A my? Nie patrzmy obojętnie… Niech ten refren, ten głos rozpaczy – każdy odczyta po swojemu. Nie patrzmy też obojętnie na wartościowe dzieła sztuki chcące nam coś przekazać – płyty rockowe, hip hopowe – książki, filmy… SOKÓŁ I JEGO FANI O RECENZJI Z „DL”: Słowo nieadekwatnego wstępu :-). Ulica, godzina 23:00, idzie dwóch żuli – mocno opitych rzecz jasna. Nagle jeden potknął się o krawężnik. Gleba. Wąsaty Henryk wstał, napiął się chwiejąc na nogach i przejechał dłonią poprawiając tłuste włosy. Wytrzepał stare, za krótkie spodnie sprasowane na kant i z gestykulacją polityka, jak najbardziej poważnie wydarł się na całą ulicę plącząc język: „Kurrrrwa! Jutro każę wypieeerdolić te krawężniki!”. I wszystko jasne. Taki oto obraz ukazał mi się kiedyś na spacerze z byłą kobietą zamiast fiołków i ptaszków :-). Wiem, że często piszę Wam o pierdołach, ale kocham polską specyfikę. Jej zalety, ale i wady – czasem to taka wesoła patologia. Bo wiem, że ta patologia nie jest do końca winą moich rodaków. Nie prosiliśmy się o PRL, który opóźnił nas w rozwoju, ograniczył perspektywy oraz dzisiejszych polityków, którzy z tych czasów wyrośli i są równie nieudolni jak miniony System. Oczywiście – kto chce ten będzie na poziomie, ale „idealnie” to było tylko w planach Stalina i Hitlera. Nie udało im się (i dobrze). O polskiej ulicy, brudnej czystej prawdzie – opowiada (nadal świeża) płyta Sokoła i Marysia Starosty. Facebooków nie śledzę, ale na maila mojego e-zina doszło info, że ku zaskoczeniu - raper wrzucił na swoim profilu linka do mojej recenzji i nawet się do niej odniósł. Sokół pisze na profilu: „Droga Legionisty prezentuje bardzo zaskakującą recenzję naszej płyty i Pariasu w jednym tekście, jak wnioskuję po wstępie - autorstwa narodowca - który bardzo ciekawie analizuje nasz album. Od razu wyjaśnię - jestem lekko konserwatywnym liberałem, wielbicielem Słowian, patriotą, ale narodowcem nigdy nie byłem. Poglądowo jestem z centrum. Szanuję wszystkie poglądy o których da się rzeczowo dyskutować. Dodam tylko, że cieszy mnie, że chociaż z autorem tekstu mamy nieco inne podejście, to zwracamy uwagę na te same rzeczy. Od konsumpcjonizmu, przez obojętność aż po ograniczenie wolności kamerami na ulicach i ciągłą inwigilację. Dlatego jestem właśnie wolnościowcem. Rób co chcesz dopóki nie szkodzisz innym. Ale z drugiej strony są rzeczy, które obyczajowo delikatnie mi nie pasują, stąd też jestem lekko konserwatywny. Co ciekawe, mamy więcej wspólnego z autorem, bo ja też jaram się Darrenem Aronofskym i między innymi jego "Requiem dla snu", "Czarnym łabędziem", czy "Źródłem". No i też uważam Republikę za jeden z najlepszych polskich zespołów." Nie dziwi mnie to, bo jak ktoś szuka egzystencjonalno- światopoglądowych rozkmin to czy jest liberałem, narodowcem czy lewakiem to najpewniej trafi do tych samych mistrzów. M.in. „Requiem” czy (coś z całkiem innej beczki, ale łączy ją z „Requiem” bądź… „Obojętnie” jedno - ciary) Republika… Ja też nie mam jakoś wyrzutów sumienia o recenzję tej płyty, bo dyskutować mogę również z każdym – prócz lewaka, szczerze mówiąc :-). Liberalizm jest nieco groźny, bo jak dajemy komuś wolność, całkowite prawo wyboru – to naturalną koleją rzeczy jest, że wynurzać się zaczną coraz to „ciekawsi” dewianci twierdząc, iż są normalni i mają prawo być takimi jakimi są… (mam zdjęcie gościa trzymającego transparent „zalegalizujmy zoofilię”, którego niósł na skandynawskiej „paradzie równości” - liberał). Także liberalizm ma różne twarze…jak wszystko. A więc wolę już trzymać się twardo jakiejś nieobiektywnej, nacjonalistycznej prawdy – że są ludzie normalni i zboki. Wiem, że to nie dla wszystkich do przyjęcia… Tak samo jak dla wszystkich nie do przyjęcia jest całkowita wolność jednostki :-). I tak w koło... Recenzja została też dość bogato skomentowana, a przynajmniej „DL” do takiej ilości komentarzy nie jest przyzwyczajona. Jeden z komentujących na profilu Sokoła i Marysi dziwi się, że ja narodowiec, a inspiruje się Grzesiukiem – szkoda, że nie przeczytał recenzji jego książek napisanych na „DL” bo by zrozumiał znacznie więcej… Inny by też zrozumiał po recenzji „5 lat kacetu” (Grzesiuka) jakie mam podejście do III Rzeszy… I przestał powielać stereotypy. Widzę jednak, że są tacy, którzy potrafili odrzucić je i docenić te skromne wypociny. Cóż, jestem lekko zaskoczony, że odniesiono się do mojej recenzji. I jak widać te wszystkie opinie o „wyżarciu”, „gwiazdowaniu” Sokoła można faktycznie o kant dupy potłuc, bo jakiś rozpieszczony gwiazdor raczej o jakimś tam e-zinie przeznaczonym dla „marginesu” nawet by nie wspomniał… A tu jak widać w odstawkę poszło to kim jestem, a liczyła się treść. Sympatycznie. Pozdrawiam i zapraszam na „DL”… Profil projektu: http://www.facebook.com/sokolimarysiastarosta Komentarze do recenzji „DL“: http://www.facebook.com/sokolimarysiastarosta/posts/101146176645257 PS: Jeśli znajdziesz gdzieś opinie o „DL” – proszę o wysłanie jej na maila redakcji. Ł.

Strona

65

„DL” zine nr 1


RECENZJE „THIS IS ENGLAND” (Film fabularny, Wielka Brytania, 2006) Teraz będzie kilka słów o filmie fabularnym „This Is England”. Pewnie każdy z Was go oglądał, a zatem nie wkurwicie się małym opisem o czym jest film :-). Opowiada on o grupie skinów, ale raczej takich jakich chcieli by ich widzieć lewacy – mieszanych z kolorowymi, apolitycznymi i jedynie pijącymi piwo wraz z sianiem bezcelowej rozpierduchy. Oglądałem film, fajnie się oglądało, ale generalnie obraz tam pokazany napawa mnie obrzydzeniem. To jednak nie przeszkodzi w opisie :-). Tylko jedna porada: nie uczcie się o ruchu skin’s z tego czegoś. Wbrew pozorom – jest to obraz dla ludzi używających mózgu. „This is England” to film pokazujący Anglię lat 80tych, tak bardzo burzliwych dla tego kraju: wojna o Falklandy, strajki robotników i napływająca fala emigrantów, głównie z Indii. Akcja filmu toczy się w małym mieście położonym gdzieś w północnej Anglii. Bohaterem jest 11 letni chłopak o imieniu Shaun. Młody w życiu nie ma łatwo, jest wyśmiewany i tępiony przez swoich rówieśników w szkole i poza nią. Dodatkowym ciosem dla Shauna jest strata ojca który walczył na Falklandach. Pewnego razu Shaun spotyka na swojej drodze grupę skinów, ale nie w rozumieniu polskim tej subkultury – tylko brytyjskim. Od tego momentu jego życie nabiera całkiem innych barw. Shaun bardzo szybko wtapia się w ekipę i spędza z nią każdą wolną chwilę. Pewnego dnia młody (ku rozpaczy matki) zostaje ogolony na zero. Wkurzona mamuśka idzie z synem do kawiarni w której skini popijają herbatkę. Ku mojemu zdziwieniu nie dzieją się jednak żadne dantejskie sceny. Mamuśka udziela reprymendy dziewczynie z ekipy, która ogoliła głowę Shaunowi i to tyle :-). Swoją drogą w filmie nie brakuje zwrotów akcji i zaskakujących scen, znacznie bardziej niż ta opisana. Wspomniana grupa spędza czas głównie na rozpierdówie opuszczonego osiedla i na imprezowaniu. Właśnie podczas jednej z takich domowych imprez pojawia się nieoczekiwany gość. Combo, bo to o nim mowa: jest przywódcą grupy, który po kilkuletniej odsiadce odzyskuje wolność. Jest nacjonalistą brytyjskim i próbuje wpoić tego typu ideały pozostałym członkom załogi. Jak to w życiu bywa - wszystko co dobre szybko się kończy. Część osób przyłącza się do Combo, a reszta wybiera imprezowy styl życia. Którą grupę wybrał mały bohater i jak kończy się film? Tego tym razem nie zdradzę :-). Koniec filmu jest dość zaskakujący i zachęcam do obejrzenia :-). Podsumowując opis. Jak dla mnie bardzo dobry film. Polecam każdemu: kibicom, nacjonalistom, a przede wszystkim fanom angielskiego stylu casuals. Darek/obecnie Anglia

„ZEITGEIST MOVING FORWARD” (Film dokumentalny, USA, 2011) W styczniu 2011 miała miejsce światowa premiera kolejnej części filmu z cyklu „Zeitgeist”. Kilka lat temu pierwsze video wypuszczone przez tych rewolucjonistów (nieco utopijnych, jak niemal wszyscy…) podbiło Internet. Ja wcześniej nie spotkałem się z próbą negacji zastanej rzeczywistości na taką skalę i w takiej jakości. Filmy z gatunku „Zeitgeist” próbują po swojemu wyjaśniać świat, obalać mity, a także snują tzw. teorie spiskowe (chociaż w najnowszej części tego nie ma). Mam wrażenie, że mieszają naprawdę ciekawe spostrzeżenia ze zbyt dalekim zagalopowaniem się by wywołać efekt szoku i chęć rewolucji będącej wizją 94letniego Amerykanina. W każdym razie cenię ich produkcje bardzo wysoko i podziwiam. Dlaczego tak jest, będę się starał wyjaśnić Wam w tym artykule. Być może pomoże Wam w wejściu do tego poziomu filozofii i (nie oszukujmy się) sztuki manipulacji jaką proponuje „Zeitgeist”. Wielkich odkryć nie dokonam, ale mam nadzieję, że ten wstęp do filmu pozwoli Wam uniknąć ewentualnego zbłądzenia w kilku kwestiach na lat kilka, jakie przydarzyło się m.in. redakcji tego zina dopóki nie skumała kilku kwestii. Najpierw kilka zdań o tym czym jest ruch Zeitgeist. Został on stworzony pod koniec 2008 roku, istnieje jako „komunikacyjne oraz aktywistyczne ramię organizacji o nazwie Projekt Venus”. Podstawowym dążeniem tego ruchu jest „zapoczątkowanie przemiany w nowy, trwały projekt społeczny nazwany "Gospodarką zasobową"”. Ten termin został stworzony przez Jacque Fresco ze wspomnianego Projektu Venus i odnosi się do „struktury ekonomicznej opartej jedynie na zarządzaniu surowcami i odpowiedniej edukacji”. Więcej o wymienionych ruchach i aktywistach znajdziecie na ich polskiej stronie: http://tzmpolska.org/index.php . Polecam zapoznać się przed projekcją filmów. Ci ludzie proponują nam nowe spojrzenie na świat i nowy pomysł by był on lepszy. Tak, wiem…wielu było takich – wcale nie chciałbym żyć w świecie zaprojektowanym przez Venus, ale nie zaszkodzi się zapoznać z filmami i wizjami... Ruch Zeitgeist wypuszcza swoje produkcje filmowe, które za darmo trafiają do Internetu i zyskują sporą popularność. Nie wiem ile rzeczy wyjaśnianych w serii filmów jest prawdą, a ile fantazją autorów. Nie jestem na tyle wtajemniczony, nie jestem ekonomistą. We mnie każdy „Zeitgeist” wywołuje dreszcze z nieco innego powodu. Udowadnia bowiem, że zastaną rzeczywistość można interpretować na bardzo wiele sposobów i podać w niezłym i przekonywującym –opakowaniu- jako prawdę. Osoby podatne na wpływy, a już szczególnie te mniej wykształcone łykają filmy jak świeże bułeczki. Moim zdaniem „Zeitgeisty” mają sporą siłę oddziaływania i zmontowane są niemal perfekcyjnie…A, że niosą ze sobą konkretne argumenty – mają również moc i fascynują. Negują wszelką religię, sugerują nam, iż jesteśmy sterowani przez różne grupy interesów, pokazują jak daleko zaszedł konsumpcjonizm i jak ogromna jest siła pieniądza we współczesnym świecie. Częstym motywem jest zbrodnicza działalność banków, „pieniądze jako dług”. Połączenie wyrwanych z kontekstu cytatów, czasami powtarzanych podobnie wyrwanych z kontekstu wypowiedzi, a także najbardziej druzgocących fragmentów omawianych wydarzeń. Do tego odpowiedni klimat, muzyka i atmosfera, która podpowiada nam stale, że oglądając ten film „doznajemy olśnienia” i „otwieramy oczy”. Jak to ktoś skomentował – grafiki niczym z „Matrixa”, animacje 3D, opowieści o tym jak jest źle i jak dobrze będzie gdy zaakceptujemy wizję rewolucji proponowaną przez ruch Zeitgeist. Tylko jak zacząć tą rewolucję? No właśnie…na to chyba nigdy nam nikt nie odpowie. I tu tkwi paradoks haseł o rewolucji. Najnowsza część „Zeitgeist Moving Forward” zaczyna się jak wszystkie od klimatycznego wstępu…I ta muzyka…i ta wypowiedź, polityczna filozofia wywołująca ciarki – trzeba im przyznać. Są mistrzami w robieniu klimatu filmów rewolucyjnych. Śledzę kanał Davida Duke, nacjonalisty – lecz mimo, iż treść jest mi znacznie bliższa niż posądzany o lewactwo bądź wręcz anarchię Zeitgeist to nie ma porównania do jakości montażu i niewidzialnych fal wbijających się w umysł oglądacza. Tym bardziej – jak wspomniałem – podatnego na wpływy i mało wykształconego. „Zeitgeist”, jeśli delikwent szuka swojej (bądź „swojej”) drogi może z nim robić co zechce. Pewnie więcej do powiedzenia autorom mieliby sami ekonomiści…A może nie i ruch ten mówi całkowitą prawdę o systemie monetarnym jaki znamy? Początek „Zeitgeist Moving Forward” mimo, iż myślałem, że uda mi się podejść do niego na miękko – znowu wywołał ogromne wrażenie. Wyjaśnienie na przykładzie gry w Monopol bezsensu konsumpcjonizmu i zadanie pytania kiedy poczujesz się spełniony jeśli chodzi o materialne potrzeby wywołało we mnie ogromną chęć podzielenia się z Wami moimi odczuciami odnośnie tych mistrzów przekazu video i oddziaływania. Bo z wieloma wnioskami aktywistów Projektu Venus po prostu nie sposób się nie zgodzić – z patologiczną władzą banknotu na czele. Kiedy zaś narzekają, że dzisiejszy konsumpcyjny świat niestety nie potrzebuje kultury to trochę gryzie się to z ich negacją religii, która jest przecież podstawowym fundamentem kultury na świecie. Czy kulturą mają być dziwne domy projektantów z Venus i zielone krzaczki? No też właśnie…Dlatego oglądając MYŚLMY – a „Zeitgeist” będzie filmem edukacyjnym nie zaś praniem mózgu, po którym zaczniecie napadać na ludzi pod Krzyżem. Ten silny przekaz ma dwie strony medalu. W najnowszej części video-przesłania ruchu Zeitgeist sporo jest o biologii, o tzw. „genetycznych uwarunkowaniach” i jak to się ma do niedoskonałego Systemu. Bardzo ciekawe wypowiedzi na temat tego, że „choroby” są wymyślane i naciągane by zakryć nieudolność Systemu, a to właśnie w tym ostatnim powinno się szukać przyczyn złego samopoczucia i patologii takich jak uzależnienie. Przyznacie, że ciekawe i daje do myślenia. Zresztą tą pozytywną stroną „Zeitgeistów” jest mówienie o kwestiach podstawowych, ale z powodu naszego „uzależnienia” od powszechnego postrzegania otaczającej nas rzeczywistości –niezauważalnych- dla większości z nas. Podczas oglądania serii dokonuje się wielu ciekawych odkryć o panujących Systemach i naszej (mrówek) w nich roli. Obnażane są także absurdy demokracji (aczkolwiek bardziej w poprzednich częściach filmu). Jest to postępowe i chyba „new agowe” lecz momentami naprawdę mądre i ciekawe…

Strona

66

„DL” zine nr 1


RECENZJE Najnowszy „Zeitgeist” zaczyna od biologii i próbuje tłumaczyć naukowo i logicznie, od czego i od jakich zachowań, patologii społecznych zależne są nasze zachowania, postawa życiowa, cechy charakteru, skłonności do różnego rodzaju zachowań. Jak zawsze spora dawka filozofii i światopoglądu, z którego najmniej będą chyba zadowoleni…prawicowi chrześcijanie. Lecz paradoksalnie ruch Zeitgeist, a raczej obnażane przez niego fakty mają duży związek z częścią idei pojawiających się we współczesnym nacjonalizmie (a więc także rewolucji, kontrrewolucji…). Ja wyciągam z tych filmów dużo do swoich poglądów i czuję, że w jakimś stopniu mnie to rozwija. No cóż, nikt nie mówił, że trzeba łykać wszystko…Trzeba podejść z głową i wyciągnąć to co najlepsze i przydatne. Jednocześnie pamiętając, że tłumaczenie wszystkiego nauką i totalny modernizm nie zawsze ciągną za sobą postęp i pozytywne zjawiska w społeczeństwach, o czym słusznie przypominają często publicyści prawicowi, konserwatywni, a także nacjonalistyczni. Kolejnym motywem w najnowszym „Zeitgeiście” jest znany już motyw gospodarki, ekonomii. Paradoksy płynące z obecnego Systemu są oczywiste tylko pytanie czy po rewolucji jaka jest proponowana byłoby lepiej? Pewnie pod jednym względem tak, ale pod drugim nie. Jak przygotować ludzi do takiego przeskoku…Czy ogarnięto by panikę i strach? Śmiem wątpić. Dlatego we wstępie piszę o utopii i sceptycznie podchodzę do Projektu Venus, który zniszczyłby wiele rzeczy, które kochamy – z narodami na czele. Polecam Wam wszystkie części „Zeitgeista”, także nową, ale pod kilkoma warunkami. Jeśli jesteście silni i świadomi politycznie. Inaczej naprawdę łatwo jest zbłądzić…Teraz mniej więcej ogarniam, ale kiedy oglądałem lata temu pierwsze filmy tych ludzi jako jeszcze polityczny żółtodziób – zabłądziłem w kilku kwestiach (m.in. religijnej) na lata! „Zeitgeist” może naprawdę namącić w głowie i odwrócić postrzeganie kilku kwestii do góry nogami, jeśli jesteście skłonni do filozofowania nad zastaną rzeczywistością i wchodzicie w tego typu labirynty myślowe, co ja jako pismak rzecz jasna czynię. Tak czy siak – styczniowa, najnowsza część serii znów dostarcza wielu wrażeń, ciarek i materiału do myślenia. Mistrzowie takich produkcji! Niekoniecznie mistrzowie polityki… Zróbcie sobie dużo przystawek i trzymajcie się mocno fotela. Wskazana dobra kondycja umysłowa, brak zmęczenia i odpowiedni klimat oraz nastawienie gdyż film trwa 2 godziny i 40 minut. Na „Zeitgeist Moving Forward” trzeba mieć po prostu dzień i podstawową wiedzę. Ł.

„MECHANICZNA POMARAŃCZA” (Film fabularny, USA, Wyspy Brytyjskie, 1971) „Mechaniczna pomarańcza" to kultowy w pewnych kręgach film oparty na powieści Anthony"ego Burgessa. Inspiracje „Clockworkiem” (fakt faktem coraz rzadsze…) widać wśród niektórych kibiców (m.in. Juventus Turyn, z Polski kiedyś Pogoń Leżajsk…) oraz skinhead’s (zazwyczaj Oi!, ale także nacjonalistów i lewaków). Ten film z Malcolmem McDowellem, Patrickiem Magee, Michaelem Batesem, Warrenem Clarke, Johnem Clive, Adrienne Corri, czy Carlem Dueringiem opowiada o czteroosobowej paczce czegoś na wzór ekipy wandali. Ich rozrywka polega zazwyczaj nie na równych walkach z podobnymi sobie lecz na brutalnych napadach na dużo słabszych –obywateli-. Gwałcą i psują co tylko mogą…W końcu musiało się to skończyć tragicznie – lider paczki, doskonale znany z bycia ikoną „Mechanicznej Pomarańczy” Alex – zabija kobietę i trafia do więzienia na 14 lat. W więzieniu dostaje propozycje nie do odrzucenia - ma możliwość wyjścia na wolność, po poddaniu się nowoczesnej terapii, która trwa tylko 2 tygodnie (w gatunku filmu prócz dramatu wymienia się także S-F…). Co mogło porwać kiboli i łysych w tym filmie? Zapraszam na garść refleksji. Należy pamiętać, że „Mechaniczna Pomarańcza” to film z lat 70tych (a dokładniej z 1971 roku, wyprodukowany przez Wyspiarzy oraz USA). Dlatego dzisiaj morał tego dramatu może wydawać się powszechny, banalny, a nawet nieco nużący. Ot – typowe przesłanie „karta się jeszcze może odwrócić”. Dlatego film może być atrakcyjny i inspirujący dla kibiców czy skinheadów w zasadzie tylko przez pierwszą godzinę… Mimo, iż trwa aż 136 minut. Przez większą połowę filmu oglądamy bowiem resocjalizację Alexa, zachodzące w nim zmiany, z którymi ekipy mocnych wrażeń „raczej” nie chciałyby się utożsamiać. Z twardziela, bezwzględnego bandyty – główny bohater staje się „przykładnym chrześcijaninem”…takim, którym chyba nikt nie jest – czyli autentycznie nadstawia drugi policzek, brzydzi się przemocą. Dosłownie liże oprawcy buty i ma blokadę przed seksem oraz uderzeniem frajera. Reżyser i scenarzysta Stanley Kubrick udowadnia nam, że nie warto być złym gdyż to zło wraca do Ciebie…Stajesz się wtedy mały – tak jak Twoi wrogowie gdy ich bezwzględnie niszczyłeś…Ty się zmieniasz na lepsze, ale ich niekoniecznie musi to obchodzić i satysfakcjonować…Oni cały czas pamiętają co im zrobiłeś i pragną zemsty na takim Tobie jakiego pamiętają z czasów doznanej krzywdy. O tym opowiada nam „Clockwork Orange”. Czy jest tak w samym życiu? Momentami jak najbardziej… Mimo wszystko film może nieść przesłanie także dla nas – dla tych, którzy nie mają zbytnio zamiaru się „resocjalizować”. Jakie? Otóż takie, że w bandyckim czy chuligańskim życiu należy postępować według zasad…Wtedy (być może) kumple nie odwrócą się od Ciebie, a Twoi wrogowie nie zmieszają Cię z błotem…tak jak Ty wcześniej bezlitośnie potraktowałeś ich. Oko za oko ząb za ząb, nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe, po naszemu – lej po pysku, ale tylko tych co też się leją …A nie tych, którzy tego nie zrozumieją i dołożą wszelkich starań by Cię później zniszczyć. A w ekipie nie staraj się wywyższać, wodzować, zdobądź szacunek czymś innym… Szanuj swoich, szanuj też wroga… Lubię ekipę „Mechanicznej Pomarańczy” z co najmniej jednego powodu…Ekipa Alexa nie pije alkoholu tylko mleko. Po naszemu – sportowcy :-). Warto zwrócić uwagę na muzykę. Wandale (celowo pomijam słowo chuligani, bo jednak gwałcenie kobiet i bicie starców nie pasuje mi do tego słowa!) słuchają dziewiątej symfonii Beethovena. Dzisiejszym fanom rapu i techno może to wydawać się mało chuligańskie :-). W filmie z 1971 roku było normalne, a dziś stwarza fantastyczny klimat filmu sprzed 40 (!) lat…Cytaty Alexa wzbogacone muzyką klasyczną i biciem, a także dobrą grą aktorską powodują, iż „Clockwork” to kultowy dramat… I to mogło zafascynować piłkarskich chuliganów oraz ulicznych wojowników w postaci skinów. Bezwzględność (fakt faktem do pewnego momentu…) bandy Alexa, a także styl życia głównego bohatera zanim trafił do więzienia. Awantury, seks, szlajanie się z kumplami i wieczne wagary w szkole. Ulicznicy w postaci kiboli oraz wcześniejszej młodzieży żyjącej ruchem skinhead’s mogli się z tym utożsamiać i wyrażać swój bunt poprzez symbole z „Pomarańczy” rodem…Tak więc klasyczne grafiki z opisywanego filmu nie raz pojawiały się jako typowe dla naszych środowisk prowokacje…na trybunach, ubraniach, koncertach czy płytach. Jestem przekonany, że jeśli jeszcze nie znasz „Mechanicznej Pomarańczy” to koniecznie musisz zobaczyć ten klasyk. „(…) Naprzód, naprzód Durango 95, szybciej, szybciej – jedziemy po śmierć (…)” Ł.

Strona

67

„DL” zine nr 1


RECENZJE „CZARNY CZWARTEK” (Film fabularny, Polska, 2011) W środę 2giego marca, dzień po święcie Żołnierzy Wyklętych wreszcie udałem się do kina na „Czarny czwartek”. Ustawiliśmy się z kumplem na dawkę historii ukazaną w filmie fabularnym, na kolejny bardzo ważny film dla Polaków, a nie na kaloryczny popcorn i kuszące „naczos” (czy jak to się tam pisze). Przed wyjściem z domu: głębokie wdechy – oby nie było tam gimnazjalnej wesołej wycieczki, której będzie trzeba przetrzepać tyłki ze względu na Dodowe zachowanie i Wojewódzkie komentarze (na szczęście czegoś takiego nie było)…Po chwili urojeń nadszedł czas na zderzenie się z najgłośniejszym ostatnio nad Wisłą tytułem. To wbrew pozorom nie jest łatwe zadanie gdyż trzeba zacisnąć pięści widząc kurwy z MO lejące rodaków…Tak było…są i żyją takie zera, które występują przeciwko swojemu narodowi w służbie Systemowi. Nie będę skupiał się na głównych aktorach, reżyserach itp. – tylko napiszę swoją recenzję, odczucia, wnioski. Wbrew pozorom oglądanie takiego filmu to nie jest prosta błahostka…Trzeba być takim małym twardzielem by przejść przez to bez skoków adrenaliny i odruchów bezwarunkowych…No chyba, że ktoś ma w dupie Polskę bądź ojca rodem z ZOMO…, który opowiadał jak to „bandytów” w 1970 roku z kolegami lali… „Czarny czwartek” opowiada o tym jak (często pijana) władza PRLu uderzyła na naszych rodaków idących do pracy w Stoczni…Oddano strzały, na ulicach stały czołgi, a wieczni milicyjni frajerzy kierowali lufy w rodaków…Brak słów jakim frajerem trzeba być aby pójść do milicji czy prewencji…I zachowywać się w taki sposób jak ten ukazany na filmie…katować rodaków za poglądy i styl życia. Często za nic. A wiemy, że ciągle tak jest i durne uśmieszki nie zniknęły z milicyjnych pysków…Taki policjant nie jest człowiekiem, jest zerem… „Czarny czwartek” jest smutny i do atmosfery przygnębiania nie jest nawet potrzebna muzyka, którą oceniam raczej kiepsko. No, ale nie o muzykę tu chodzi lecz o kolejną po „Katyniu”, filmie o Księdzu Popiełuszce – ekranizację ważnych dla naszego kraju wydarzeń. Wspomniane filmy mają dobre i złe strony, ale główny przekaz – jebać komunę – jest na tyle czytelny, że przyszłe pokolenia powinny go odpowiednio odebrać. Dlatego opisując wyżej wymienione filmy mniej wgłębiam się w obsadę, kto kręcił, jakiej stacji logo się wyświetla…Schodzi na drugi plan. Co jest nie tak w „Czarnym czwartku”? A Jaruzelskiego gdzieś wjebało…co zauważa każdy, od Ziemkiewicza w TVP po podziemnych publicystów i zwykłych komentatorów z for internetowych. Ja też zauważam…Razi brak tej „osobistości”, a ciekawe czy gdyby idol prezy (tfuuuu) denta pojawił się jako prawdziwy on (czyli kawał chuja) to honorowy patronat nad filmem objąłby Bronek? Ma tupet…Ściskać się z katem, a potem takiemu filmowi patronować…kto mu pozwolił? Panujący „light” mnie zniechęca do wszystkiego…I wątek Komorowskiego & Jaruzelskiego obniża notę „Czarnemu czwartkowi”. Jeśli pokazujecie to dzieciakowi – wspomnijcie o Wojtusiu… Mimo to – trzeba zobaczyć. Trzeba się przemęczyć…bo dobrze ukazane bestialstwo milicji nie należy do przyjemnych obrazków do popcornu. Dużo bicia naszych, dużo smutku, dużo płaczu i dużo spranych czerwonych beretów. Propaganda mediów oraz „zwykli urzędnicy”, którzy zamiast dołączyć się do walki przyczynili się do zła…Kręcone sceny przeplatają się z archiwalnymi nagraniami walk na ulicach Trójmiasta, co dodaje niesamowitego klimatu i jest to motyw na zdecydowany plus! Ma się wrażenie, że autorzy rozwijają poprzez swój film to czego nie udało się zachować na taśmach z lat 70tych…Myślę, że przekaz wyszedł im całkiem klarowny – PRL to było zło, milicja to było zło…O to chodzi… Ciekawy jestem czy milionom widzów jacy niewątpliwie zobaczą film otworzą się trochę oczy na milicję/ prewencję…Może gdy zobaczą potem podczas powrotu z pracy czarnego skurwysyna z shotgunem, gazem, pałą – biegnącego na kibiców w Chorzowie (1.03.11 Ruch – Legia) i bijącego kobietę w głowę – poskładają pewne fakty. Oni się nigdy nie zmienią… 100% ACAB! Film obowiązkowy…dajmy im zarobić to może powstaną kolejne tego typu. Oby już z wątkiem Jaruzelskiego… Ł.

„UWAŻAM RZE” (Tygodnik, Polska, numer 7/2011) Uważam, że… najwyższy czas na recenzję tygodnika… „Uważam Rze”. Ma on być alternatywą dla „Wprostów”, „Newsweeków” oraz innych niezbyt patriotycznych tytułów…Na początku gazeta wychodziła w wersji „demo” – na brzydkim papierze, a od numeru 6 wychodzi na papierze przypominającym ww. tytuły. Ja skupię się na wydaniu najnowszym, w czasie pisania owej recenzji – na numerze 7, który wyszedł na 21-27 marca 2011. Ten numer mimo, iż na ładnym papierze i z równą liczbą 100 stron – pozostaje nadal w cenie promocyjnej, mianowicie 2,90 zł. Docelowo UR ma kosztować podobnie jak konkurencja – około 5 zł. I mimo, iż tytuł prezentuje lightową wersję prawicy to jednak od czasu do czasu kupie ją sobie do pociągu, autobusu czy na wykłady…I mam nadzieję, że „Uważam” odbije nieco czytelników Tomaszowi Lisowi oraz innym równie tandetnym dziennikarzom (widzieliście jego antypolską batalię, którą przeprowadził w marcu ze Szczuką i Najsztubem w swoim programie?)…Ma na to szanse! Ja pozostaję pod pozytywnym wrażeniem siódmego numeru i mam nadzieję, że jak najwięcej przyszłych wydań dorówna mu poziomem. Jeśli naród będzie czytał o polityce i światopoglądzie chociażby to – nie powinno być najgorzej…A zestaw UR + GP dałby nam obywatela wolnego od Michnikowszczyzny, gumowego Donalda oraz mistrza języka polskiego - Komorowskiego :-). Czyli obywatela wolnego. Fajnie, że „Uważam Rze” wzięło się za różnego typu tematykę interesującą spragnionych lektury prawicowców. Bo po katastrofie Smoleńskiej „Gazeta Polska” i „Nowe Państwo” –zbyt wiele miejsca temu poświęcają – a piszę to jako ich fan… Nie sądzę niczym lewactwo, że o bardzo ważnej sprawie Smoleńska nie należy pisać, broń Boże, ale wspomniane GP i NP ta tematyka, plus antyPlatformość – zdominowały. A czy prawica, konserwatyzm to nie dużo, dużo więcej? Uwierzcie, takim natłokiem informacji (o dwóch sprawach) nudzą się nie tylko ci co mają wszystko w dupie, ale także popierająca prawicę część ludzi, która ma ochotę na różnego rodzaju publicystykę… Ja nawet nie patrzę na artykuły, wywiady związane ze „ścisłą górą” sceny politycznej lecz szukam w pierwszej kolejności interesującej mnie tematyki światopoglądowej, ideologicznej, kulturowej oraz publicystyki bardziej „ogólnopolitycznej”. Nie sądzę bym był odosobniony, poznałem opinię znajomych, którzy po Smoleńsku też coraz mniej kupują GP… Nakład gazety rośnie, ciekawi mnie tylko czy gdyby zmniejszono ilość wątków typowo Smoleńskich i antyPO – czy nie wróciliby także Ci, którzy mają po woli dosyć monotonii…A szukają po prostu prawicowej publicystyki na wszelkie tematy. Równowaga. Konserwatyzm, prawica – to szerokie kwestie, nie można ich krzywdzić zamykając się w tematyce 10 kwietnia i sprzeciwie wobec PO. Kiedyś „Nowe Państwo” doskonale się z tego wywiązywało…Dzisiaj – co przedyskutowaliśmy ze znajomymi podczas długiej podróży specjalem na Cracovię…pismo prezentuje szczebel niższy poziom. Oczywiście – nie chodzi o to, że „całkowicie się przerzucam” i pojeżdżam po GP. Podobnie jak obecnie, od czasu do czasu kupię „Gazetę Polską” (która mimo wszystko również oferuje mi trochę ciekawego, chociażby teksty Lisiewicza – obrońcy nas kibiców, Roberta Tekieli i innych), ale rzadziej, bo jeśli „Uważam” zaoferuje mi chociażby taki zestaw jak w nr 7/2011 – to raczej wybiorę na długą przejażdżkę ten właśnie tytuł... Jest bowiem co poczytać…Wymienię tylko kilka przykładowych artykułów. Uwierzcie, że ta recenzja mogłaby mieć dużo więcej zdań! „Śląsk dla Ślązaków?” – to artykuł o niebezpiecznym zjawisku o nazwie Ruch Autonomii Śląska, popieranym chociażby przez część kibiców Ruchu Chorzów. Jarosław Kałucki nawet wspomniał w nim o narodowcach z Ligi Obrony Suwerenności (fakt faktem – różnie odbieranej w naszych klimatach)… Warto o tym mówić gdyż jak wiadomo – RAŚ wraz z PO i PSL ma już coś do powiedzenia w tamtym regionie…Żebyśmy wszyscy kiedyś nie byli zdziwieni… Jako, że piszącemu recenzję coraz bliżej z katolikami, polecam również „Prorok czasów ostatecznych”, materiał na temat Benedykta XVI i jego podejścia do „nowoczesnego świata”. Bo jak wiadomo nie od dziś – istnieje konflikt pomiędzy „postępem” oraz wszelkimi religiami i tradycyjnymi wartościami. Mimo ciężkich czasów – obecny Papież „nie daje się”, a przypominam, iż w 2007 roku demonstracyjnie Stolica Apostolska wycofała się z poparcia dla zlewaczałego Amnesty International (głosi m.in. prawo do aborcji). Na tym m.in. przykładzie widzimy, że Kościół stoi (oczywiście nie cały, ale ten prawdziwy – tradycyjny) po naszej, nacjonalistów stronie. Warto o tym pamiętać i nie być uprzedzonym jak chociażby…piszący te słowa, jeszcze kilka lat temu. No cóż…”nie bój się zmiany na lepsze”. „Europa wychodzi z letargu” to artykuł o kończącym się poparciu dla idei multi-kulti. Wielokulturowy eksperyment, tolerancja – nie zdały egzaminu i zauważa to coraz więcej „poważnych ludzi” nie tylko „ekstremistów” jak nazywają nacjonalistów inni…Merkel, Sarkozy – ci czołowi światowi politycy oficjalnie podkreślają, że kończy się sielanka i dalsze zalewanie Europy czarno- arabską falą…Jak to wyjdzie w praktyce i czy nie jest na większą skalę tylko utopią mającą zagrać na emocjach społeczeństwa? Czas pokaże…parę samolotów z cyganami Sarkozy wysłał… A jakoś ciężko mi sobie wyobrazić zwrot wydarzeń w owładniętych polityczną poprawnością (co jest wynikiem m.in. działalności ich rodaka – Hitlera) Niemczech i zwrot ku idei czystych rasowo Szwabów… No nie?

Strona

68

„DL” zine nr 1


RECENZJE Skromnie dodam, że o fakcie, iż Europa ma wyraźnie dość imigrantów pisałem już po wyborach do europarlamentu kilka lat temu…Gołym okiem było widać, że europejczycy głosują na hasła anty imigranckie (choć liberalne szmatławce zganiały to na strach i kryzys finansowy….jak zawsze). Teraz nie tylko Sarkozy ma duże poparcie, ale rośnie nawet popularność córki Le Pena…Bardziej odpowiedniego do zrobienia porządku z multi-kulti człowieka niż Nicolas… Zobaczymy jak to się potoczy… Dmuchany balon pierdolnie – mówiliśmy o tym od dawna, ale nikt nie chciał nas słuchać – jakkolwiek to brzmi. Pokłonów „budzącym się” politykom, którzy doprowadzili do takiego stanu rzeczy – bić więc nie będę…Zawracajcie te łajby, wsadzajcie ich w samoloty - bo to wasz pieprzony obowiązek. Terrorowi politycznej poprawności trzeba powiedzieć „stop” – bo obudzimy się z ręką w nocniku. Wielu siewców „politycznej poprawności” podaje za argument, że kiedy muzułmanin wychowa się, od małego, w kraju cywilizowanym – wyrośnie na normalnego człowieka. Artykuł z „Uważam Rze” podważa tą tezę, podając fakt, iż zamachów w Londynie’2005 dokonali muzułmańscy fanatycy URODZENI już w Wielkiej Brytanii. Byli urodzeni na ziemi angielskiej, znakomicie wykształceni w Europie, a jednak wybrali terroryzm! To o czymś świadczy…Powoduje niepokój. By zakończyć optymistycznie – mam nadzieję, że Europa nauczy się na swoich błędach. Tyle, że (tu jednak szczypta realizmu) odkręcić sprawę nie będzie tak łatwo, mając na uwadze „anty dyskryminacyjne” wymogi Unii Europejskiej…Zobaczymy. Póki co – fajnie, że zaczęło się wyjście z letargu…chociaż coś. Felieton „Wolność słowa dla niektórych” to jakby dopełnienie artykułu o zmierzchu multi-kulti. Filozof Agnieszka Kołakowska bardzo trafnie rozkminiła i porównała pewne mechanizmy…Przeczytanie tego materiału spowodować może powstanie w Waszej głowie filtra, przez który będziecie przepuszczać informacje wypuszczane przez wszelkich głosicieli „równości”, „tolerancji” itp. I o to chodzi…Tego mi brakuje w prasie oficjalnej. Bardzo wartościowy felieton! Wbrew temu co napisałem z początku recenzji – tematyki Smoleńskiej nie brakuje i są to teksty wartościowe. Na przykład „Katastrofa po katastrofie” dobrze znanego Rafała Ziemkiewicza. Tego czołowego polskiego publicysty oraz osoby, która szła z nami w Marszu Niepodległości’2010 nie trzeba przedstawiać i komentować…Jak zwykle cenne uwagi napisane przystępnym językiem. Tematem numeru jest zaś „Gaszenie pamięci” na temat skandalicznego usuwania zniczy z Krakowskiego Przedmieścia. O polskiej polityce też znajdziecie sporo…Oraz o zbrodniarzu Jaruzelskim… Jest też nieco o sprawie Krzyża, krótsze, ciekawe notki na aktualne tematy polityczne, m.in. coś o blogu córki Tuska, Lisie, Michniku, recenzje, wywiad itp., itd. To i wiele innego znajdziecie w tygodniku „Uważam Rze”. Uważam, że warto się zapoznać :-). 100 stron bardziej lub mniej ciekawych materiałów. Ł.

„BOSO, ALE W OSTROGACH” (Książka, Polska, 1961) Recenzja książki Stanisława Grzesiuka (ur. 6 maja 1918 w Małkowie koło Chełma, zm. na gruźlicę 21 stycznia 1963 w Warszawie) jest dla mnie – nacjonalisty – trudna. Powiecie: no co Ty…prościzna, kolo kojarzony z typowym „warszawskim cwaniakiem”, charakterniak, po obozie – niemal idealny jako przykład dla kibola. No tak, tyle, że Grzesiuk to nie tylko pisarz, pieśniarz, a z zawodu elektromechanik. I autor popularnej w kręgach legijnych, autobiograficznej trylogii literackiej – „Boso, ale w ostrogach”, „Pięć lat kacetu” (po skończeniu tej recenzji pomału będę się za nią brał…) i „Na marginesie życia”. Te książki (+ pieśni) pozwoliły go zaszufladkować jako popularyzatora przedwojennego folkloru czerniakowskiego, o którym pisze w naprawdę niesamowitym klimacie. No, ale – dla piszącego recenzję, jest też drugie dno: Grzesiuk to działacz społecznolewicowy, antyklerykał i proPRLowski ateista. Niby każdy może zbłądzić, też część swojego życia uważałem się za ateistę, obecnie dużo się we mnie zmienia… Ale Grzesiuk – jak dowiadujemy się z recenzowanej książki – przeciwnikiem kościoła i typem raczej lewicowym stał się pod wpływem majstra z fabryki, który był ateistą oraz…komunistą – i tak zostało. Tak wiem, przed wojną różniejsi ludzie nimi byli – ale hasło smash the red’s głęboko tkwiące w moim sercu nie pozwala mi o tym nie wspomnieć i nie zanegować! Mimo to – przyznaję Grzesiukowi, „Boso, ale w ostrogach” jest dziełem fenomenalnym. A on – jeśli nie koloryzuje – prawdziwym kozakiem (taką miał też ksywę na swojej Tatrzańskiej)… „Boso, ale w ostrogach” nie jest jednak książką polityczną. Jest książką o przedwojennym i wojennym klimacie w Warszawie. Codziennym życiu, dorastaniu charakternych chłopaków oraz ich codziennych zajęciach. Grzesiuk oddaje nam klimat tamtych dni, przedstawia słynnych „warszawskich cwaniaków” na podstawie swojego życia, swojego otoczenia: ulicy, dzielnicy, paczki kumpli. Posiadam wydanie z roku 1982 (książka napisana w 1961), które ma 262 strony, podzielone na trzy działy: „I takie bywa życie”, „Wojna” oraz „Nie ma życia”. Owe trzy rozdziały podzielone są na mniejsze podrozdziały z konkretną tematyką opowiadań. Czyta się bardzo szybko, wygodnie i przyjemnie. Jest to lektura maksymalnie na kilka posiedzeń. Lekka i wciągająca. Każdy kibol będzie zadowolony – większą część zajmują opisy „draki”, czyli awantur z różnych powodów. Grzesiuk opisuje jak od zawsze był charakterny, walczył o swoje i… trenował ciosy z bańki :-). Nie przepuszczał nikomu kto wszedł mu w drogę bądź powiedział pod jego adresem coś niezgodnego z panującymi zasadami. Życie płynęło autorowi na pracy zarobkowej, szkole, a także na balangach, spotkaniach i zadymach wraz z chłopakami z jego ferajny. Można to nazwać – osiedlowym życiem sprzed II wojny światowej. Czyta się to perfekcyjnie – to historia polskiej ulicy, ale ocena nie może być jednoznaczna… Grzesiuk powtarza często, że „kapować nie wolno” (jest nawet taki podrozdział), ale hasła CHWDP jeszcze wtedy nie znali w dzisiejszym rozumieniu :-). Nie kablowali niby na nikogo – zamiast skarżyć, odpłacali się, bili – z policją się ganiali i unikali ich - nazywając tak jak my dziś - „psami”. Tym bardziej gdy przyszła wojna i policjanci trzymali z Niemcami. Ale z drugiej strony, za jakieś tam kradzieże… doprowadzali innych do komisariatu. Dziwne zwyczaje…jak widać potrzebowaliśmy czasów komuny, PRLu by zrozumieć dostatecznie czym jest zawód psa. I do charakteru ulicznika dodać całkowity zakaz współpracy z mundurowymi. Grzesiuk też dał się wciągnąć w propagandę czerwonych. Niestety – jest to moim zdaniem plama na jego honorze. Nienawidził obcych – Niemców, a z innymi obcymi sympatyzował… Nie wiem dokładnie na jakiej zasadzie, bo nie znam jeszcze jego politycznych wywodów. Od początku książki towarzyszymy jej autorowi w różnych etapach życia. Od podstawówki do szkoły średniej, praktyk, pracy – po wojnę. W każdym wieku Grzesiuk miał do rozwiązania różnego typu problemy i starał się wychodzić z nich zawsze z twarzą! O tym jest ta książka – o charakterze. Opisy wydarzeń, anegdot – konfliktów z pracodawcami, kolegami i nieznajomymi. Czytamy opisy co można było, a czego nie na warszawskiej dzielnicy biedy. Nie będę Wam opisywał każdego podrozdziału – powiem tyle, że nie oderwiecie się od nich szybko… Moją uwagę przykuło powszechne używanie przez warszawskich chłopaków noży. Wielu (wszyscy?) nosiło ostry sprzęt i nie bało się go użyć. W kontekście kibicowania jestem przeciwnikiem kos, ale wiadomo, że na osiedlowych „sprzeczkach” cały czas się on pojawia – nie tylko w Krakowie. Jak widać, kosy nosi się nie od dzisiaj – ba, dzisiaj nosi się tego sprzętu mniej. Na Czerniakowie w 1933 roku mieli łatwiej z jego użyciem… Inne prawo, brak czegoś takiego jak kamery, dużo mniejszy przypał… Mimo wszystko – zamiłowanie na dzielniach do noszenia ostrzy nie zanikło… Czasami się nie dziwię… Jak wspomniałem – CHWDP ad 2011 wymaga całkowitego braku współpracy z policją. A czasami jesteś sam przeciwko kilku patologom, którzy przejadą Cię na pasach jak nie pobiegniesz przez nie sprintem bądź burzą - gdy tylko w tramwaju krzywo się spojrzysz… Nie ma akurat kumpli, a policji nie będzie nigdy – ale to z zasady. I co teraz? Trzeba sobie radzić… W kontekście kibicowania zgadzam się z całkowitą negacją ostrzy, ale są jeszcze inne sytuacje od kibicowskich… Tu każdy musi ocenić sam. „Boso, ale w ostrogach” czytałem z sympatią do ostrych narzędzi, a opowieści o szybkim wyciąganiu kosy z rękawa przyprawiały o dreszczyk. Muszę się przyznać…Zresztą sprawdźcie sami zapoznając się z książką – założę się, że nie będę odosobniony. Druga część książki to jak wspomniałem – „Wojna”. Tu już opisy dzielnicowych podchodów zmieniają się w opisy podchodów z okupantem. Grzesiuk również doskonale opisuje jak wyglądała Stolica – tym razem podczas II wojny światowej. Codzienne perypetie, problemy, trzymanie się zasad i nienawiść do Niemców. Osobiście bardziej wolałem pierwszą część książki, ale druga też ma w sobie „to coś”. Teraz kradzieże, wyuczone kombinowanie – można wykorzystać w praktyce, kiedy wróg zaatakował kraj. Grzesiuk zrobił podczas wojny wiele dobrego, przykładowo nocne ryzyko związane z rozrzucaniem kradzionego chleba po bramach, tak by nasi rodacy mieli co jeść. Jak sam pisał – lubił to nie tylko dlatego, że było pożyteczne lecz także dostarczało mu tak lubianej adrenaliny spowodowanej niebezpieczną sytuacją. Dzięki wychowaniu ulicy, byciu charakterniakiem i łobuziakiem – Grzesiuk miał jaja działać podczas wojny na rzecz Polaków, nie zgodził się na pozostanie posłusznym obcemu. Kiedyś mścił się na wrogach ze szkoły, dzielnicy – teraz to wszystko przeniosło się na wrogów Ojczyzny - Szwabów.

Strona

69

„DL” zine nr 1


RECENZJE Czy jacyś frajerzy podjęliby się takich działań? Czy nie trzeba być zahartowanym człowiekiem aby ryzykować w imię kogoś, w imię wartości? Tak jak pisał autor książki – „wielcy politycy”, ze szczytnymi hasłami na gębach – uciekli za granicę, nie walczyli. Na tej podstawie można zadać pytanie: czy medialna nagonka na łobuziaków, w tym kibiców - jest dzisiaj uzasadniona? Bo śmiem zakładać, że mądrzy zza biurka politycy oraz „żurnaliści na zamówienie” – nie potrafiliby zrobić czegoś więcej dla Polski niż uliczne środowisko. Tak było często - podczas II wojny, tak było też za realnego socjalizmu… Parafrazując znane hasło kibiców – Polska to my! Ludzie… Dzieci tych ulic. Najbardziej zżyci ze zwyczajami, kamienicami, tradycjami i takimi jak my… Ostatnim rozdziałem jest coś w stylu zakończenia, czyli -przeniesienie w czasie- do roku 1958 i porównanie z czasami przedwojennymi i wojennymi, mówiącej „nie ma życia” młodzieży… Według Grzesiuka – po wojnie to życie było, w przeciwieństwie do czasów, w których on sam miał niewiele lat… Dzisiaj wiemy, że PRL także nie była normalnym państwem… Podsumowując – bardzo polecam „Boso, ale w ostrogach”. Nie tylko Warszawiakom, ale wszystkim zainteresowanym klimatem starej polskiej ulicy i realiami wojny widzianymi okiem charakternego człowieka. A mnie teraz czeka „Pięć lat kacetu” – czyli wspomnienia Grzesiuka z obozu koncentracyjnego. Lektura jeszcze obszerniejsza od „Boso…”. I bardzo się cieszę, bo autor wie czym jest lekkie pióro oraz poczucie humoru. Miazga jednym słowem! 9/10. Ł. Na maila „DL” (drogalegionisty@gmail.com) wpłynęły opinie na temat książek Grzesiuka (recenzja „Boso, ale w ostrogach” dodana przeze mnie wraz z apelem o maile 8 maja na e-zina). Czekam na więcej. Ocena Grzesiuka nie jest jednoznaczna – z jednej strony jego charakter, to co przeżył (a do czego wszyscy jesteśmy „mali”), a z drugiej - poglądy polityczne. Jak powinniśmy do tego podchodzić? Jakie Twoje wrażenia po trylogii bądź jednej z książek? Ufam, że ktoś jeszcze coś napisze od siebie… Pozdrowienia dla czytelników – dzięki za linki, propozycje, maile. A teraz maile na temat Grzesiuka i bardzo obszerny tekst będący odpowiedzią Cygana na moją recenzję. Zapraszam do dyskusji! Ł. Witam! Mylisz się kolego co do postaci Grzesiuka. Kilka ładnych lat temu czytałem wywiad z jego siostrą i mówiła, że rodzina (wliczając i ją) miała mu mocno za złe, zrobienie z siebie i swojego ojca lewicowców, wręcz bojowników socjalizmu. Podobno sprawy polityczne niezbyt Grzesiuka obchodziły, on sam bronił się przed tymi zarzutami mówiąc, że musiał tak pisać, bo...by mu książki nie wydrukowali. Co ciekawe ten wywiad był w GóWnie, więc myślę, że jest paradoksalnie w miarę wiarygodny, bo im raczej nie zależałoby na tym by Grzesiuka oczerwienić ;-). Pozdrawiam P.S. Super blog, chociaż mógłbyś mieć bardziej pro-katolickie poglądy ;-). RKS 1955 (mail do wiadomości redakcji) – 9.05.11 Od redakcji: Dzięki za maila. Moje poglądy są pro-katolickie aczkolwiek jeśli chodzi o samą wiarę to cały czas gdzieś tam szukam, błądzę i rozkminiam. Tak to jest jak się zanurzy w modernistycznym gównie, ateistycznych filmach oraz tekstach. Potem trudno jest wrócić do źródła – do wiary wyniesionej z domu. Tak więc dwa razy się zastanówcie zanim zaczniecie oglądać Zeitgeisty i wgłębiać w ich tematykę… A co do Grzesiuka – to jakby potwierdziłeś to, co dalej rozkminiać będzie Cygan. Ł. Witam! Piszę na temat książek Stanisława Grzesiuka. Czytałem jego wszystkie książki, a „Pięć lat kacetu” kilkakrotnie z uwagi na potężne wrażenie jakie ta książka na mnie zrobiła. Pozostałe są także ciekawe, lecz bliższe pewnie Warszawiakom, w których oddaje się klimat miasta tamtych czasów. Wracając do „Pięć lat kacetu” to uważam, że osobie która jej nie czytała trudno byłoby nawet uwierzyć w historie, które są w książce opisane. Czasami trudno też uwierzyć, że człowiek może przeżyć takie piekło jak Grzesiuk i inni więźniowie. Co do poglądów politycznych autora łatwo jej wychwycić w jego książkach. Biorąc pod uwagę jego poglądy zastanawiać może, jaki stosunek miał Grzesiuk jako rdzenny Warszawiak do Powstania Warszawskiego? Książki ciekawe, wciągające niesamowicie, osobowość autora może imponować charakterem, lecz jego poglądy polityczne niestety nie są godnym wzorem do naśladowania. Z patriotycznym i legijnym pozdrowieniem! Marcin (mail do wiadomości redakcji) – 9.05.11 Od redakcji: No właśnie. Patrzeć na Grzesiuka można z kilku stron. Zastanawiam się na ile prawdą jest to, co mówiła jego siostra (patrz – tekst RKS 1955). Możliwe, że faktycznie nagiął to na tyle na ile było trzeba… Ł. Odnośnie recenzji „Boso, ale w ostrogach” Odnośnie tego spojrzenia to mam ciut inne, ale tylko ciut. Chodzi o to, że zwróciłbym bardziej uwagę na tamtejsze realia jak i na późniejsze, znaczy się po obozie, gdy przewartościowaniu uległy pewne zasady i ogólnie nastąpił upadek moralności, a życiu w komunie i tym zwykłym życiu i otaczającej go rzeczywistości ..w kontekście tych osobistych, indywidualnych doświadczeń itd. Gdy spotykał na swej drodze takich a nie innych ludzi, z reguły księży, urzędników, nauczycieli czyli ogólnie inteligencje która nie podołała i nie dała rady zachować się godnie, poza wyjątkami. Charakterniakiem, jakby w tym kontekście takim uczciwym cwaniakiem, chłopakiem, który miał takie trochę socjalistyczne wzorce już w domu poprzez ojcarobotnika, sytuacje w fabryce z majstrem też ale i ogólna bida powodowała, że było to dość łatwe do wykorzystania przez propagandę lewicową, nędza, brak perspektyw tworzy sprzyjające warunki do przyjęcia pomocnej dłoni a tu zazwyczaj pomocną dłonią był jakiś czerwony lub potem w obozie okazywało się, że na swej drodze spotykał dużo takich dobrych Rusków. Nie miał chyba dużej wiedzy politycznej, ale miał dużą wiedzę o biedzie, życiu na ulicy i raczej stał przed nim wybór między kryminałem a tą przesiąkniętą niesprawiedliwością szkołą, fabryką, kościołem..., relacjami między wyższą bogatszą klasą, a zwykłymi biednymi ludźmi, między hipokryzją, sztywniactwem, a ludźmi biednymi, charakternymi i w jego mniemaniu pokrzywdzonymi. Można powiedzieć też, że to zwykły bunt przeciw władzy, zastanemu systemowi...potem jemu podobne cwaniaki, złodzieje jakże często mawiali "w mordę jebana komuna" czy "bić komunę" ale wielu nie miało w bagażu doświadczeń tej biednej przedwojennej ulicy no i przede wszystkim obozu koncentracyjnego. Inne realia, inny świat, nie tak łatwo zinterpretować tamten czas z dzisiejszego punktu widzenia, a zwłaszcza spojrzeniem nacjonalisty mającego na uwadze politykę i patriotyzm, gdy książka przedstawia w sumie osobisty pamiętnik i przy opisie stosunków i czasów w jakim tym ludziom przyszło żyć...Polityka w jego wykonaniu była raczej taką polityką bliską ulicy, umysł łapał podsuniętą prostą idee, która wydawała się uczciwa i ulegał jej bo wydawała się pozornie słuszna, zawsze znalazł się ktoś kto po swojemu na czerwono wyjaśniał świat młodemu a młody inteligentny, chłonny by ktoś odpowiedział na nurtujące pytania po takim upadku wartości? Po takich przeżyciach, nie wiem? A może nie miał szczęścia do spotkania odpowiednich wzorców, autorytetów. Kościół chyba był znienawidzony ot tak przez złego katechetę, księdza co mu przeszkadzały sztandary, kościół-zwykły system też niezbyt sprawiedliwy w odczuciach człeka biednego w trudnej chwili, na przeciwko ksiądz pretensjonalny uzurpator a z drugiej strony robotnicza brać, tu to zwykłe zakapiorstwo nie pozwalało ulec i poszedł za ludźmi, kolegami taty i w mniemaniu, że ojciec by tak wolał, niestety nie za wiarą, a może już nie wierzył po tych lekcjach religii. Moi starzy jak się chajtali nie mieli dosłownie nic, włamali się do opuszczonego drewniaka by mieć dach nad głową, bida straszna, a tego rodzaju ksiądz nie chciał dać im ślubu bo nie mieli tyle pieniędzy na "co łaska" - trochę zabrakło... ksiądz usłyszał klasyczne słowa ulicznego łobuza, takie, że uszy więdły i ojciec do czasu mej komunii kościoła nie odwiedził, wzięli ślub kościelny dla mnie po 10 latach - bym mógł do komunii przystąpić.......takie charakterne- Cygan na łaskę to kładzie laskę. Zaprowadzili kogoś na komisariat? A opisał coś takiego, fakt... tyle, że tu też można zastosować takie powiedzenie: „nawet cygan na własnym podwórku nie kradnie", poza tym to chyba taki był edukacyjny rozdział o gówniarzach okradających pijaczków, a tu w dodatku swojego chłopaka.....Jak tata złodziej wpierdoli synowi za takie złodziejstwo to zmienia się perspektywa i może szczylowi przejdzie taka łatwizna, bo oskubanie beja to tak na prawdę nie jest prawdziwa "robota" tym bardziej wyczesanie kogoś z ferajny, przecież wiedzieli, że nie z frajerów, a z drugiej strony "Kozak" nie był klasycznym złodziejem tylko zwykłym chłopakiem z ulicy, co mieli jakąś krwawą dintojre wobec nich uskutecznić, głupio trochę dzieci bić?...Opisał wspomnienie i już, nie było tak czarno-biało jakby niejeden chciał ale faktycznie słabe - choć priorytetem było odzyskanie fantów. Pierwsze książki z półki rodziców jakie pamiętam to właśnie Grzesiuka, pierwsze chyba jakie w ogóle samodzielnie czytałem (chyba w domu nie było innych wtedy), akurat dziadek żony siedział z Grzesiukiem w obozie (notabene zginął od kosy po wojnie w sprzeczce z sąsiadem...o gołębia) jeszcze mój dziadek wspominał wspólne picie z Grzesiukiem (mieszkał niedaleko szpitala) i nie wiem ile w tym prawdy, ale pamiętam jak opowiadał, że nieźle klął komunę na marginesie życia ...

Strona

70

„DL” zine nr 1


RECENZJE Tak jakoś się więc poczułem by coś napisać. Może to i głupie te moje spojrzenie ale jakoś trochę to rozumiem, te jego lewicowe poglądy, bo tak myślę, że tak jak pisał o obozie to wielu spraw nie da się łatwo zrozumieć a tym bardziej zinterpretować gdy się samemu tego nie przeżyło. Może trochę musiał, może inaczej by nie wydali, może ciężko się żyło i zwyczajnie jak wielu wtedy potakiwało a myślało swoje. Jak nie byłeś to nie wiesz i raczej się nie dowiesz, jak nie przeżyłeś to i nie zrozumiesz tak łatwo...broń Boże nie bronię tych poglądów, nienawidzę komuny ale dla mnie to taka książka o człowieku i te poglądy są jakąś tylko podpórką, czerwoni by nie wydali wtedy książki bez przesłania "jedynie słusznej idei" a przekabacić łobuzów to bardzo chcieli, zmanipulowany czy szantażowany nie jeden "git" był .... Ł. recenzja mi się podobała i uważam, że dobra jest, napisałem tylko takie swoje przemyślenia co mnie akurat po przeczytaniu dopadły. A pro po kosy, wiecie, że są tacy których jak nie zakopiesz to nie odpuszczą, dostanie z ręki a nie da rady to przyjdzie z deską, dostanie kijem to przyjdzie z nożem, nie da rady to złapie siekierę....Byli tacy co nie zniosą porażki nigdy, słabszy fizycznie albo sam przeciw wielu to i nóż w łapie dobry jest, takie klimaty, dziś głupotą jest nosić kosę, cyganie mówią, że prawdziwy cygan jak wyjmie nóż, to musi go już użyć.....albo tak na ostro, na śmierć i życie....kto wymięknie..., lepiej się zastanowić, porażki to też element życia, element który może wzmocnić....zadźgać kogoś to nie sztuka, sztuką jest się podnieść i walczyć dalej.. Nie poddawać się, walczyć jak Grzesiuk w szpitalu, nawet gdy nadzieję tracił, w obozie jak żadnej szansy na ratunek nie było, walczyć tak jak ten sportowiec kiedyś powiedział:wstań i walcz, bo to twoje życie, twój największy skarb. Tak odbieram tą książkę, jako walkę, jako walkę o uczciwość, jako walkę człowieka o człowieczeństwo. Walka bardziej dosłownie niż w przenośni...o życie, tak za "mali" jesteśmy.. Taki przekaz dla mnie zostawił i za to szacunek, politycznie zbłądził, ale może życie nie dało mu dużego wyboru, nie wiem ja to zostawiam bo z tym można długo polemizować, większą wartością jest ten sznyt i te przesiąknięte Warszawą historie, wbrew wszystkim krytykom co kiedyś się śmiali, że prymitywna, infantylna słaba literacko uważam, że jest wartościowa bo ma przesłanie. Jest ponadczasowa o czym świadczy, że kolejne pokolenia czytają i się podoba, zresztą powinien się ktoś jeszcze starszy ode mnie wypowiedzieć, starszy i mądrzejszy, co zna jego całą biografie. Eee,chyba na siłę chcę ma głowa tegoż bronić, trzeba chyba zwyczajnie podejść tak odrzucając politykę a biorąc te podstawowe zasady..itp. Cygan – 9.05.11 (odpowiedź na reklamę recenzji „DL” na forum Legii) Od redakcji: Jak zwykle Twój tekst konkretny i pełny trzeźwej oceny. Uwierz, że czytając książkę i kminiąc nad recenzją – też miałem to (okoliczności, czasy, niewłaściwi ludzie na drodze) na uwadze, ale zastanawiałem się czy można tłumaczyć zejście na czerwoną ścieżkę czymkolwiek. Bo przecież gdybyśmy każde przypadki rozpatrywali indywidualnie to niezwykle trudno byłoby rozliczyć okres PRLu… Każdy jeden by się zapewne podobnie tłumaczył. Recenzja ukazała się dlatego, bo też dostrzegam plusy Grzesiuka – jest to mimo wszystko książka fenomenalna. A co do Twojej analizy stania się czerwonym – myślę, że trafiłeś w samo sedno i tak najpewniej było. I to niejeden na takiej zasadzie zapewne zrobił się czerwonym… pytanie – jak ich oceniać? Smash the red’s czy świat nie jest czarny i biały? He – no jest rozkmina… Ł.

„PIĘĆ LAT KACETU” (Książka, Polska, 1958) Po lekturze „Boso, ale w ostrogach” – od razu, tego samego dnia zacząłem czytać „Pięć lat kacetu” Stanisława Grzesiuka. Posiadam wydanie z roku 1985, ma ono 393 strony i podzielone jest na cztery rozdziały. Wszystkie obszerne, bez podrozdziałów. I tak są to kolejno: „W drodze do Dachau”, „Dachau”, „Mauthausen”, „Gusen”. Już po tytule i nazwach rozdziałów można się łatwo domyślić – są to wspomnienia autora z pięcioletniej tułaczki po obozach koncentracyjnych (nazistowskich) podczas II wojny światowej. Co ciekawe – ta książka jest drugą w kolejności autobiograficznej książką tego autora, ale wydana została wcześniej niż „Boso, ale w ostrogach” – w 1958 roku. To właśnie ona przyniosła Grzesiukowi sporą sławę oraz zmotywowała do dalszego pisania – i wcale się nie dziwię. Odciska bowiem piętno na zapoznającym się z nią umyśle. Zmienia postrzeganie historii. U każdego. Zapraszam na recenzję – jak to często bywa, będącą również zbiorem własnych refleksji nie tylko związanych ściśle z poruszanym podmiotem. Jako, że jestem nacjonalistą, a we wcześniejszej młodości owy nacjonalizm przejawiał się jeszcze skrajniej niż dziś – często słyszałem od jakichś niekumatych starych bab i pejsiastego nauczyciela historii, że „gówno wiem o II wojnie” i dlatego noszę tego „nazistowskiego celta” :-). Nie lubię gówno wiedzieć, a zatem zacząłem czytać o obozach – nie tylko w podręcznikach szkolnych, ale również opowieści samych żydów. Temat na maturę również wybrałem o tzw. Holocauście i muszę się pochwalić, że mimo, iż to ja byłem tym wytykanym przez nauczycieli (prócz świetnej polonistki, działaczki Solidarności, która potrafiła dostrzec coś więcej niż łysą glacę…) wyrostkiem – przeczytałem od deski do deski wiele lektur na ten temat. Politycznie poprawnych rzecz jasna. Innych nie ma – chyba, że w podziemiu bądź oficjalnie przeklętych (Irving itp.). Żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak teraz książka Grzesiuka. Maturę zdałem bardzo dobrze - mimo, iż po polecanych lekturach o obozach się przed komisją po prostu –przejechałem-, bo mało w nich było mocy i brak miejsca na inny punkt widzenia (np. esesmani pokazujący ludzką twarz – Grzesiuk o nich wspomina, jest sprawiedliwy = ufam mu). Prócz „Rozmów z Katem” Moczarskiego ani jedna nie jest godna zapamiętania. I kiedy już coś więcej niż „gówno” o obozach wiedziałem – nadal pozostałem nacjonalistą i nie lubię żydów (III Rzeszy też…), bo stereotyp nacjonalisty to… stereotyp. „Jak możesz nie lubić żydów, przecież tyle wycierpieli za II wojny”… ile razy to kolego nacjonalisto słyszałeś? A to pójście na skróty i manipulacja. To co – jak wycierpieli to znaczy, że kolejne ich pokolenia są święte? Niemcy dali im wieczne rozgrzeszenie? Jednym jest przecież bestialska fakt faktem metoda Szwabów, a drugim sama kwestia żydowska (Palestyna, wpływy w innych krajach – na politykę, kulturę itd.). Można odrzucić III Rzeszę lecz nadal twierdzić, iż „naród wybrany” czyni zło. Bo czyni. Niemcy też czynili: do obozów zabierali także zwykłych, takich jak my polskich łobuziaków z ulic i gnębili. Za pomoc rodakom, za próbę życia w piekle, które… sami nam m.in. zaserwowali. Za polskie myślenie. Niemcy zabili też wielu polskich nacjonalistów – tak jak potem komuna po II wojnie. III Rzesza i ZSRR (w tym ich „satelita” PRL….) to byli wrogowie Polskości. Bo pamiętajmy naczelną zasadę – NIKT nie powinien Polakom narzucać swoich idei oraz wprowadzać tu swojego porządku. Ani Rzesza, ani Związek, ani dzisiaj Unia… Zapożyczenia z innych kultur były, są i będą, ale co innego takie „zapożyczanie” niektórych fajnych (muzyki, sztuk np. walki) czy mniej fajnych („zapożyczenia” językowe) rzeczy, a co innego narzucanie siłą wszystkiego co możliwe i wrzucanie do więzień, obozów za brak akceptacji rewolucji. Bądź za niewinność, bo nie spodobałeś się jakiemuś mundurowemu. Znając nasze zakazane mordy i tryb życia – też byśmy mogli się nie spodobać… Wracając do lektur o obozach. Grzesiuk ma zaś taki styl, że opowieści obozowe przyswaja się z większą chęcią – choć jest to książka w gruncie rzeczy straszna. Na bank pozostaje moim faworytem w kwestii uświadamiania jak wyglądało tam życie. Autor „Pięć lat kacetu” ma dar pisania, lekkie pióro – i ciekawą osobowość, którą polecam poznać najpierw z „Boso, ale w ostrogach”. Po tej ostatniej lekturze – byłem bardzo ciekaw jak wychowanie na warszawskiej ulicy i lata awantur przełożyły się na sztukę przetrwania sytuacji wręcz kryzysowych. Przełożyły się – Grzesiuk dał radę. Chociaż jak się dowiecie – przeszedł przez coś, co nazwane piekłem – jest nazwane zbyt lekko. Nigdy nikt z nas czegoś takiego nie przeżyje. Autor szybko skapnął się, że by przetrwać w obozie – należy jak najwięcej kombinować. Starać się za wszelką cenę unikać pracy, kiedy tylko esesman nie patrzy – spać, jeść… I przy okazji mieć silną psychikę oraz być odpornym na choroby. Grzesiuk to wszystko posiadał, zachowywał zimną krew nawet w miejscu gdzie zabijanie i bicie na każdym kroku, za nic – to codzienność. W obawie o swoje życie człowiek się po prostu stawał czasami obojętny na wszechobecną śmierć, czego nie boi się napisać o sobie Grzesiuk. Szczerze, ale prawdziwie… wszak człowiek to taka istota, która się przystosowuje, a gdy ma dookoła siebie niebezpieczeństwo włącza się naturalny instynkt – chęci przetrwania za wszelką cenę. A gdy była możliwość – autor książki pomagał tym, z którymi z jakiegoś powodu się zżył. Pełna, szczera solidarność – nawet kosztem własnego głodu. Zasady wyniesione z ulic przedwojennej Warszawy. Wyżywający się na obozowiczach Niemcy to nie byli ludzie. Nie – nie tylko w III Rzeszy byli tacy kaci… Nie potrafię zrozumieć sadystów, pozbawionych jakichkolwiek odruchów ludzkich. Zarówno półgłówków z III Rzeszy, Związku Radzieckiego jak i bardziej współczesnych idiotów którym odbija kiedy dostali trochę władzy i wolnej ręki, na przykład ZOMO. Czy lejący Polaka kijem po głowie Szwab w roku 1941 różni się od polskiego milicjanta, lejącego pałką po głowie dzieciaka w roku 1980 bądź 1997? Czy różni się od pijaka za darmo bijącego żonę w roku 2011? To jest po prostu w miarę ten sam typ chuja bez serca… I takie chuje sprawują często władzę nosząc mundury. Po prostu trzeba być gnojem bez zasad by bez skrupułów korzystać z przyznanego prawa, bycia silniejszym i wyżywać się za damski… Wyładowywać kompleksy. Nie ważne w imię jakiego prawa się katuje. Uważam, że wojna też ma swoje zasady – branie jeńców będzie zawsze, ale nieludzkie odruchy rodem z Mauthausen (bądź Guantanamo w czasach nieodległych) to po prostu ZOO… A nie wszyscy byli tacy, o esesmanach z bardziej ludzką twarzą także wspomina Grzesiuk, chociaż proporcje były na ich niekorzyść… Jak widać – gdy jest przyzwolenie na bicie, wielu ludzi z niego korzysta. Ciekawe dla socjologów… Dam sobie rękę uciąć, że my – przeklęte łobuziaki i kibole mamy większe serca niż większość tych którzy chronić mają prawa. Moim zdaniem na tego typu traktowanie zasługują jedynie pedofile, gwałciciele, mordujący bez powodu, a także krzywdziciele dzieci – wraz z chcącymi je wychowywać homoseksualistami (a więc homo/trans aktywistami) co także jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Ich bym nie żałował.

Strona

71

„DL” zine nr 1


RECENZJE / FELIETONY POZASPORTOWE Do pacyfisty mi baaardzo daleko, ale historią naszego narodu jest walka w miarę (w porównaniu do innych krajów) uczciwa. USA katuje w Guantanamo i chce być światowym żandarmem, Szwaby i ZSRR w obozach koncentracyjnych, Czesi chodzą obsrani, a wytykany jako zaścianek Europy Polak to wojownik. Nie zawsze super poprawny i grzeczny, ale nasza historia: 1920, Powstanie Warszawskie, Solidarność i wiele innych – to prawdziwe powody do dumy. Ludzie byli waleczni, ale i honorowi oraz działający w imię polskiej sprawy. Przeciwko złu. Jesteśmy szlachetnym narodem i stwierdzenie jakiegoś Niemca, że jego kultura jest wyższa i dlatego naszych rodaków wychowa właśnie w niej – jest po prostu bezpodstawne… I potem katowanie za Polskość – odruchy budzące odrazę. O szczegółach tego katowania, metodach, o obozowym życiu – opowiada nam „Pięć lat kacetu”. Niestety pisane przez gościa, który sam poglądowo błądził… Bo panowie od „czerwonych sztandarów” gnębili tradycyjnych Polaków. Ale obozowego klimatu tak nie oddał chyba nikt… Grzesiuk wprowadza nas w wygląd obozów, warunki w nich panujące, zwyczaje, a także przedstawia nam czarne charaktery w postaci kapo, esesmanów. Opisuje dokładnie bestialskie zagrywki, którymi brzydzi się nawet on – dzielnicowy chuligan. No właśnie… bo nie tylko aniołki brzydzić powinni się znęcaniem nad ludźmi. Można nienawidzić kogoś (a strażnicy byli często takimi tumanami, że nienawidzili dla nienawiści – bo byli za głupi by zrozumieć o co chodzi w wojnie, polityce, a nawet człowieczeństwie), ale czy wrogowi politycznemu (chyba, że ten sam robił krzywdę!) sypałbyś piach w oczy, po czym lał kijem do śmierci albo dla zabawy wyciągał okna w środku zimy? Nie oszukujmy się – trzeba być zakompleksionym milicjantem by czerpać radość z sadystycznych metod. To nie leży w polskiej naturze. Takie odruchy mieli tylko ZOMOle, a więc pachołki Rosji – żadni Polacy. Książka „Pięć lat kacetu” i dokładny opis kombinowania przez Grzesiuka utwierdziły mnie w przekonaniu – warto ryzykować. Kto nie ryzykuje, tego wpierdoli System – czy to obozowy – czy też w czasach współczesnych, oczywiście w innym znaczeniu – ten w którym egzystujemy. Grzesiuk poprzez ryzykowanie w naprawdę wielkich kwestiach, balansując na krawędzi – gdy śmierć czeka za każdym rogiem – uczy, że my w swoich małych sprawach życia codziennego – tym bardziej nie powinniśmy się bać. Trzeba wiedzieć jak się poruszać by dobrze na tym wyjść. Grzesiuk to cwaniak? Co z tego… a czy Systemem nie rządzą cwaniacy, z tym że innego – mniej honorowego kalibru? Jasne, że tak… Nie oszukujmy się – polityczna tzw. elita to więksi bandyci od ulicznych łobuziaków… Nie ma co się im podporządkowywać. Przykładów nie braknie, a politycy zacierają je manipulacją o nazwie PR. Z Grzesiukiem dzisiaj nie stałbym po jednej stronie. W „Boso, ale w ostrogach” sam chwalił się, że lubił czasem „zrywać mieczyki” z klap. A więc kawał historii warszawskiej i polskiej ulicy napisał niestety ktoś ze strony czerwonej… Mimo to – książki autora bardzo polecam… Nie można wszak budować wiedzy na podstawie jedynie lektur nacjonalistycznych. A historia pokazała, że politycznie Grzesiuk nie miał racji – czerwoni pokazali prawdziwą twarz, a dzisiaj, w roku 2010 (11 listopada) warszawska ulica stanęła z tymi od „mieczyków”… Bo przecież nie można mówić „warszawska ulica” o degeneratach z drugiej strony barykady, no nie? Także zbłądziłeś panie Stanisławie… Mimo żeś pan wiele przeżył. Przeżył takich lat, o których nawet nam się w najgorszych momentach naszych żywotów nie śniło. I jesteśmy zbyt mali by w dwóch słowach całkowicie zanegować autora „Pięć lat kacetu”. Ł.

ZMIANA ZAMIAST DEPRESJI Mimo, iż jestem łysy mogę rzec – czuję we włosach lato :-). Panom z wymyślnymi fryzurami powiem nawet, że nasze łysiny w lato mają wyjątkowy atut w postaci higieny, co w porównaniu do tłuszczącej Wasze kłaki swastyki (słońca :-) jest bardzo wygodne. A dziewczyny, wbrew krążącym o nas stereotypom – kochają łysych chamów :-). Chamów nie znaczy pustaków… Wprawdzie w czasach wczosnoporannych wizyt nigdy nie wiesz czy doczekasz wschodu słońca, ale kiedy będziesz miał szczęście przeżyć kolejny dzień na wolności – warto integrować się z matką naturą i przebywać z ludźmi. Kibolskie wakacje trwają, liga stanęła, a humor w człowieku jakby narastał. Mimo, iż proza życia podsuwa pod nos kolejne zaskakujące zwroty akcji. Lato na dworze, lato w duszy. Tak jakoś. Dawne słowa okazują się słowami wypowiedzianymi na wyrost, a gra pozorów pęka niczym wszystko będące tylko tym pozorem. Pustym sloganem, bańką mydlaną. Znacie to? Pozostaje kolejna nauka, zdobycie doświadczenia, bycie o ten zwrot akcji bogatszym. Najważniejsze to być sobą i być postępującym według zasad, dobrym człowiekiem dla drugiego dobrego człowieka. I człowiekiem pokornym. Jeśli masz czyste sumienie – podniesiesz się po każdym upadku. A ci co wbrew logice będą brnąć w absurd – zostaną rozliczeni przez los… Świat jest bowiem zaskakująco sprawiedliwy. Nie tylko w piłce nożnej suma szczęścia na koniec sezonu równa się zero. W życiu też ile dasz od siebie – tyle dostaniesz w zamian. Jeśli nie teraz, to za kilka lat. Jeśli zginiesz niedoceniony – docenią Cię po śmierci. Itp. Wszystkie znaki na ziemi mówią nam: warto żyć zgodnie ze sobą, ale trzeba też szanować i być pokornym. Każdy szasta tymi słowami, wartościami, ale niekoniecznie je rozumie. A jeśli jesteś faktycznie dobrym człowiekiem, to dobro do Ciebie wróci. Oczywiście kminie sobie na tematy życia codziennego, bycie dobrym człowiekiem niekoniecznie dotyczy wrogów światopoglądowych, politycznych oraz kibicowskich. Nie, nie kochani – nie zostałem łysym pacyfistą :-). Ale gdy ma się tylu wrogów jak my: innych kibiców, lewaków, liberałów – warto zostawić coś z dobra… Choćby dla równowagi. Bo na samej nienawiści nie dojedzie się nigdzie – chyba, że na własny pogrzeb. Fizyczny, a szczególnie psychiczny. Pozostanie prozack… Nie neguję nienawiści, ale trzeba mieć w sobie dobro – to jest właśnie Polska. U nas nawet jak przodkowie ścinali głowy to byli pełnymi pokory chrześcijanami, dbającymi o wnętrze, o ducha. Kochającymi swoich bliskich patriotami. A gdy nie walczyli akurat z Krzyżakami bądź ZOMO – kochajacymi mężami, synami… Naturalna sprawa – równowaga. Ale bez adrenaliny nikt z nas dzisiaj sobie życia nie wyobraża. Mecz, polityka, danie komuś bądź dostanie po pysku na treningu. To jest życie… Jeszcze będzie czas na przysłowiowy Ciechocinek :-). Nie raz zapewne byłeś na coś zły i w emocjach rozwiązywałeś problemy. Gadałeś głupoty, w które sam nigdy nie wierzyłeś. Dlatego warto czasem przeczekać, stonować emocje, bo wiecie co? Jak emocje opadną – pozostaje tylko czysta prawda! Dopiero wtedy. Tak jak jest z decyzjami Donalda Tuska, tak samo jest w relacjach międzyludzkich. Historia cię zapamięta Donald takim jakim byłeś… Fałszywcem. Gdy po kłótniach w życiu osobistym opadną emocję i kurz – też pozostaje tylko to co było prawdziwe. Żadna maska i kurtyna tego nie przykryje. Jakie to jest zajebiste – jakie to jest sprawiedliwe… Każdy odpowiada za swoje zachowanie i wcale nie mam na myśli sądów… Jeśli wie, że się mylił i wbrew logice „rozwiązał problem” – ból przyjdzie do niego po kilku miesiącach, a nawet latach… Wróci. Sumienie nie da spokoju. Nie da się zrobić kroku na przód nie będąc rozliczonym z własną przeszłością. Brnięcie dalej w swój egoizm, brak pokory to brnięcie w absurd. Gwóźdź do trumny. Zapowiedź powtórki z rozrywki. Jak Wałęsa. Powodzenia. Prosta linia do samotności bądź upadku. Nie ma prostszej linii do autodestrukcji jak bycie złym dla dobrego dla siebie człowieka. Po piłkarsku jest to gol samobójczy. Sam też strzelałem kiedyś takiego samobója… a Ty? Dlatego czasem warto posypać głowę popiołem, docenić dobro. Czasami ktoś musi nam w tym pomóc, ktoś podesłąny przez los… Człowiek uczy się na swoich błędach, a jego postrzeganie wszelkich spraw to wynik jego życiowych doświadczeń, nowych sytuacji, porównań. Dlatego mówimy, że człowiek uczy się przez całe życie. Kiedy myśli, że już jest mądry, kolejnego dnia odkrywa nowe wątki. Pobiera nowe nauki o ludziach, o mechanizmach – o zasadach. Jest to w gruncie rzeczy pozytywne zjawisko, bo można ciągle się rozwijać duchowo, stawać się lepszym człowiekiem. Podstawą jest pokora. Jeśli potrafisz patrzeć na siebie – potem dzieją się dookoła Ciebie prawdziwe cuda. To są dopiero loty. Nie potrzeba do nich koksu Maradonny :-). Jakkolwiek by nie było źle – nie reaguj bezpodstawną (!) złością. Wygrasz na tym… Po czasie, ale wygrasz. Bo – powtażając – gdy opadają emocje, pozostaje prawda. Ten felieton ma jeszcze drugie dno. Najgorzej stać duchowo w miejscu. Być zapatrzonym w siebie i nie zmieniać swoich złych nawyków, zachowań, przyzwyczajeń. Tych faktycznie złych, które dojrzeć ułatwi właśnie pokora. Ci, którzy nie mają tego uczucia, tak wykpiwanej przez „postępowców” pokory – nie potrafią zrobić kroku na przód i gniją. Tkwią w marazmie, zmiana jest dla nich czymś niwyobrażalnym. Boją się zrezygnować z czegokolwiek ze swych wad, bo zgrzytają zębami przed spojrzeniem w lustro. Ludzie słabi, niewiedzący czego chcą, często alkoholicy… Ze strachu nie podejmujący wyzwań i ryzyka. Bez silnej woli by wygrać z włąsnymi słabościami. Wyładowujący swą frustrację na niewinnych. Każdy z nas mógł być kiedyś taki. Grunt to pokora, silna wola, chęć zmiany… Wyrzucenie na śmietnik sztucznego, żałosnego ego. Nie bój się zmiany na lepsze. Będzie cieżko, ale odbierzesz zasłużoną nagrodę. Prędzej czy później (silna wola!). I w ten sposób, a nie w imię jakiejś patologicznej pseudodumy polegajacej na brnięciu we własny absurd – stajemy się pełnowartościowym człowiekiem. Takim, który ma pozamaterialne skarby, zna swoją wartość i z podniesioną głową robi krok na przód. Wraz z innymi, różnymi – lepszymi i gorszymi acz wyzbytymi egoizmu ludźmi. Nie ma znaczenia stan materialny, to kim jesteś z zawodu, ani jaką masz skończoną uczelnię. Liczy się to jakim jesteś człowiekiem. To jest podstawowa zasada, ale jakże warta przypomnienia… Ł.

Strona

72

„DL” zine nr 1


FELIETONY POZASPORTOWE

WIERNOŚĆ…NIE TYLKO KLUBOWI ! Wierność. Bardzo częste hasło w odniesieniu do naszych klubów. Niemalże równie częste w odniesieniu do takich zasad jak CHWDP, kumple z bloków czy też innych wartości prosto z ulicy. W przeciwieństwie do szczurów i fanów popkultury – na ulicy wierność ma bardzo duże znaczenie. Ja jednak nie będę dzisiaj pisał o kibicowaniu, dzielnicowej ekipie bądź nienawiści do policji... O tym już było. Będzie fakt faktem o wierności, ale od nieco innej strony. W ramach pozasportowych rozkminek egzystencjalnych naczelnego :-). Jeśli publicystyka w tym zinie ma dotyczyć również szarego życia – tego tematu zabraknąć po prostu nie mogło. Na starcie swojego niezbyt długiego jeszcze (choć zależy dla kogo :-) życia redakcja tego zina była w miarę grzeczna. Od 8 roku śmigania po Planecie Ziemia, przez 4 lata uprawiała sport, uczyła się na tych czwórkach. Nagle wszystko potoczyło się zaskakująco szybko i palenie fajek za szkolnym rogiem przestało wystarczać :-). Nagle w wieku hmm, ledwie nastoletnim redakcja ubrana w kanciki i koszulę trafiła do pseudokulturalnej dyskoteki gdzie średnia wieku wynosiła ponad 25 lat i trzeba było mieć szczęście by 120 kilogramowy selekcjoner przepuścił takiego małolata…Trzeba było się napiąć i zgolić na łyso :-). Udało się, a wtedy człowiek czuł się taaaaki dorosły. Potem pamiętam tylko szybko wypitą wódkę, lecący hit (hehe) i tańcząc z dużo starszymi kobietami przy „Wszystko mija gdy znajdę się w klubie” straciłem kontakt z rzeczywistością na parę lat, a według mojej mamy – do dziś :-). Następnie dyskoteki bywały coraz mniej kulturalne, podobnie jak kontakty z paniami, heh. W każdym razie, niestety grzeczne życie szkolne oraz sportowe wydało się nudne i na parę lat byłem stracony jako przykład zdrowo żyjącego dzieciaka :-). No cóż…trzeba było chyba przejść przez alko, narko i związane z tym problemy by dzisiaj polecać Wam jednak życie trzeźwe i uprawianie sportu. Jak rymował Włodi: „(…) Ale najpierw musiałem to wszystko pojąć…stojąc pod blokiem obserwowany z okien (…)”. Życie ma swoje etapy. Wtedy, w czasach melanżu nie liczyła się wierność dziewczynie czy umiar w zabawie. Byliśmy panami parkietów i klatkowych parapetów :-). Mówi Ci to coś? Czy odsłaniam dużo swej prywatności? E tam, każdego nagle porwało i część popłynęła, a Twój życiorys wygląda pewnie podobnie. Ważne, żeby kreski amfy zostały ostatecznie zastąpione na całe miarki Carbo :-). Też proszek, a jakże inne cele, heh. Za stroboskopy robi stadionowa pirotechnika, a tańczące wokoło kobiety zastąpiła ta jedna i jedyna – taka jest kolej rzeczy i syndrom zmiany na lepsze. Wierność kobiecie nie jest niczym złym, a wręcz przeciwnie. Narodowcy – jak sama nazwa wskazuje – to ludzie uznający naród za najwyższą wartość. Silny naród to zbiór zdrowych, szczęśliwych rodzin – o czym niestety wiele osób zapomina. Szczęśliwa rodzina to na bank nie taka ze zdradzającym mężem czy żoną… Oczywiście, trzeba znaleźć odpowiednią kobietę. O co niestety nie łatwo, bo ta –wychodzi na to, że degeneracyjna- pseudo kultura dyskotekowa wychowuje głównie ludzie pustych…Nie każdy się ocknie kiedy by wypadało… Naprawdę cieszę się, że mi się udało… I nie mógłbym wrócić do tamtych czasów. Zresztą, jeśli lubicie tradycje wojownicze, rycerskie (a tak jest często w klimatach kibiców i nacjonalistów) to wiecie, że byli to ludzie honoru. Parafrazując hasło wiadomych najeźdźców (które jednak jako hasło jest sympatyczne…) „Mój honor to wierność” – uważam, że powinien on dotyczyć nie tylko klubu, poglądów, kumpli, ale także rodziny czy dziewczyny jeśli na to zasługuje (a mówimy o czasie stabilizacji, więc powinna zasługiwać)! Jeśli nie znaleźliście wiernej osoby to znaczy, że szukacie w złych miejscach bądź może z Wami jest coś nie tak…W każdym razie – szukajcie (niekoniecznie w miejscach „buntu młodzieżowego”…), a znajdziecie. Warto, naprawdę warto budować związek na prawdzie i silnym fundamencie zwanym wierność. Trzeba skumać, że jest czas stroboskopów, kresek i jest czas wartości…Taka kobieta, a potem rodzina – może być ostoją, podporą w trudnych momentach. Oczywiście każdy jest „twardziel” i trudno mu się o tym mówi na co dzień. Wychodzi z niego to czego potrzebujemy jako ludzie przy np. słuchaniu ulicznego rapu, który często porusza wątek kobiet (chociażby ostatnia zwrotka w „Satysfakcji” [1]). Ja raperem nie jestem, heh, robię zaś zina i też uważam, że wierność dla dobrych ludzi to podstawa pod trwały fundament. Nie można odpłacać zdradą za dobro…czy to kobiecie czy ziomkom. Oba fakty to nic innego jak kurestwo. W wydaniu obu płci. Trzeba odróżnić dziwkę od kobiety. Kobiety nie wyginęły, uwierzcie – tylko nie szukajcie w klubach na parkiecie. Tam szuka się czegoś in nego za małolata…Po co pisałem o tym rapie? Bo od lat funkcjonuje chory trend, że wierność jest zarezerwowana dla słabych i zniewieściałych…Trudno o dziwniejsze tezy – stąd podkreślam, że ulica (różne nurty) też o tym mówi. Los dał mi drugą połówkę mieszkającą bardzo daleko i trzeba opierać wiele na zaufaniu…Kilka wizyt w miesiącu, dużo nerwów, rozmów, nauki panowania nad swoją wyobraźnią. Życie. Trzeba być wiernym jak nie patrzy. Podobnie jak trzeba być wiernym klubowi, gdy jest się w innym mieście, a także ziomkom – gdy nie widzą. Ta sama zasada. Wierność to dobra cecha, być może dlatego wyśmiewają ją i gardzą nią żydzi z Hollywood, Kuba Wojewódzki i MTV. Zazwyczaj nie mamy problemu z gardzeniem kurestwem…pamiętajmy tylko, że slogan sloganem, a samym sobą trzeba reprezentować odpowiedni poziom w życiu. To jest trudniejsze niż powielanie modnych na ulicy haseł… Następna ważna rzecz – nikt prawdziwy nie ulega presji otoczenia. Filmy, muzyka, telewizja oraz „znajomi” ze studiów i pracy najprawdopodobniej (tak jak ich nauczono) gardzą tym co wymaga opanowania, przemyślenia. „Gdy nie widzi” dobra dla nich osoba – oszukują ją we wszystkich możliwych aspektach życia. Oczywiście gdyby ich postawić w sytuacji pokrzywdzonego – być może nawet zachlastali by się na śmierć. Nie warto przechodzić z taką hipokryzją do porządku dziennego… Bo strach o naszą cywilizację po prostu. Dlatego nie bójmy się zmiany na lepsze. I niech wierność towarzyszy nam w odniesieniu do wszystkich wartości, które na nią zasługują. Ł. PS: Tekst dedykowany kobietom :-). [1] http://www.youtube.com/watch?v=T1Njv3G56MY .

CO DALEJ? Obecnie w polskich ekipach kibicowskich trwa prawdziwy „boom” na patriotyzm czynu. Trudno mi powiedzieć na ile ma na to wpływ 10 kwietnia, na ile fatalne rządy PO, a na ile 11 listopada 2010 w Warszawie…Pewnie wszystko po trochu. Nie jest to jednak ważne…najważniejsze, że zyskuje na tym Polska i patriotyczno nacjonalistyczny odcień sceny politycznej. Ulica jasno opowiedziała się po stronie Polskości, przeciwko kłamstwom mediów i naciąganej lewackiej „tolerancji”. Zastanawiałem się w pewnym momencie, głównie po roku 2000 czy można jeszcze liczyć na rodaków i okazuje się, że można…Manifestacje w Warszawie wspierane setkami przez Legionistów, grupy „United Patriots” w Gdyni, potem „Katowiccy Patrioci” w GKSie, a także kilka innych podobnych (na Widzewie chociażby). Manifestacje organizowane przy pomocy Stowarzyszenia Portowcy w Szczecinie, już kilka dużych demonstracji we Wrocławiu: z konkretnym udziałem kibiców Śląska i Sparty itd. To wszystko pomogło także w ogarnięciu samej sceny nacjonalistycznej, która jest obecnie po prostu Polska – z coraz mniejszym marginesem subkulturowym. Nacjonalizm nie jest subkulturą, a co najwyżej skupia przedstawicieli różnych subkultur: kibiców, skinhead’s, a także hip hopowców (Pih, Zjednoczony Ursynów i inni)… Rok 2010 był dla tych tematów przełomowy…nie mam wątpliwości. Pytanie – czy coś się z niego narodzi? Czy może za kilka lat to się znudzi i nastaną jakieś nowe trendy? Czy są to w ogóle trendy czy może już dojrzałe poglądy patriotyczne? Ja mam nadzieję, że kibic rozróżni modę na skinowanie (lata 90te), hip hop (początek XXI wieku) z prawdziwym patriotyzmem czynu (obecnie) i w tym zostaniemy. Jeśli chodzi o świadomość patriotyczną/polityczną to uważam ostatni okres za najbardziej chlubny w historii polskiego ruchu kibicowskiego! Coraz bardziej widoczne obchody Powstania Warszawskiego przez Legionistów, Lech organizujący obchody Powstania Wielkopolskiego z ogromnym rozmachem…Trwa pozytywna rywalizacja…Kto jest lepszym patriotą – to na pewno jasna strona naszych działań napędzająca pozytywną machinę.

Strona

73

„DL” zine nr 1


FELIETONY POZASPORTOWE Moim marzeniem jest by coś się z tego narodziło…kolejne patriotyczno/ nacjonalistyczne ekipy/stowarzyszenia/ grupy, które będą na co dzień zajmowały się walką o Polskość. Plakaty, organizacja manifestacji, spotkań, dbanie o groby bohaterów czy też walka w imię tradycji. Jest co robić…i mam nadzieję, że w jeszcze większym stopniu zajmiemy się tym my – kibice. Jaka to konkretnie opcja polityczna to już wybór każdego z nas, byle działać po stronie prawdy i prawej strony! Na lewej jest patologia i Robert Biedroń, a więc obiektywnego nawet nie będę tu udawał. Jest nas coraz więcej i dobrze by też było gdyby zauważyli nas ludzie, którzy chcą uprawiać opartą na patriotyzmie politykę dla Polski. Nacjonalistycznej partii z prawdziwego zdarzenia brak, a nie wszyscy nabierają się na to, iż PiS bądź tym bardziej PJN zaprowadzi nas tam gdzie byśmy chcieli…Mimo, iż sam głosowałem ostatnio na dużo mniejsze zło (Jarka, przeciwko proJaruzelskiemu Komorowskiemu) to nie oszukujmy się – obecna tzw. prawica jest niemal w całości proamerykańska, a co za tym idzie – proizraelska. I o ile z linią światopoglądową takiej „Gazety Polskiej” (90% proPiS) mogę się zgodzić to ich wywody o „rasizmie”, Ameryce (Bush ok.? pff) i państwie Izrael powodują u mnie odruchy wymiotne…Nie można wspierać tego co oni robią w Palestynie i na świecie oraz nie zauważać, że wbrew tym faktom – chcą uczyć cały świat tolerancji i pacyfizmu…Nie ma chyba większego politycznego absurdu na obecnym świecie. Przydałby się taki ulepszony NOP – z jasno zadeklarowaną ideologią. Sprzeczności ideologicznych PiS z nacjonalizmem jest więcej. Mam nadzieję, że nie tylko rośnie liczba manifestantów (2.500 w Warszawie na 11.11…), a także kibiców w to zaangażowanych (…na niej kilkuset Legionistów w tym ekipa!), ale również wyłoni się z tej liczby jakaś grupa ludzi chcących działać dla nas oficjalnie! Jest to Polsce bardzo potrzebne, bo stoimy cienko w porównaniu do innych krajów: z Węgrami na czele. Polska to ciągle katolicki kraj, myślący prawicowo – tylko niestety bardzo naiwny. Elektorat LPRu jest obecnie w PiSie…ale jest! Potencjalni nacjonalistyczni politycy – pamiętajcie o tym. I nie kalkulujcie jak karierowicze. I ogarniajcie się. Miejcie jaja zaryzykować kariery tak jak kibice i bojowi nacjonaliści ryzykują wolność walcząc w imię idei z lewactwem. Zaryzykujcie tzw. pozytywny PR jaki robi tolerancyjnym sprzedawczykom TVN, zaryzykujcie znalezienie się po latach (jeśli nie uda się wygrać) na politycznym marginesie…Zróbcie coś dla Polski, bądźcie prawdziwymi politykami, jak w II RP – dla kraju, nie dla kasy. Są jeszcze tacy ludzie? Bo ich potencjalni żołnierze jak najbardziej… My, zwykli, szeregowi nacjonaliści będziemy starać się aby na manifestacje przychodziło jak najwięcej ludzi. Celem jest także by nasz głos dotarł w końcu do kogoś takiego kto zacznie reprezentować nas w rządzie. I wierzymy, że nasza praca/ działalność/ misja ma sens, a Ty jeśli masz predyspozycje do polityki – nas nie zawiedziesz. Nacjonalizm jeszcze nie powiedział ostatniego słowa… Nie damy się „tolerancyjno”/ tęczowej rewolucji. Dbajmy o polityczne zaplecze! Ł.

SPOŁECZEŃSTWO MONITOROWANE Po ataku w Nowym Jorku (na World Trade Center, 11-tego Września 2001) pojawiło się wiele spekulacji wokół tego tematu. Całej prawdy o tragedii zapewne nie dowiemy się nigdy... Druga tak znacząca agresja na społeczeństwo USA od czasów "Pearl Harbor" była faktem. Skutki były tragiczne, trwają one zresztą po dziś dzień. W największej potędze świata - Stanach Zjednoczonych oraz w Wielkiej Brytanii zaczęto wydawać fortuny na kamery i różne najnowsze systemy „pomagające schwytać potencjalnych sprawców przestępstwa”. Kiedy świat był jeszcze w szoku, w zastraszającym tempie zaczęto przyjmować ustawy na temat walki z terroryzmem. Zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić do tego, że się nas filmuje, nie ważne kto w jakim kraju żyje. Lecz w Wielkiej Brytanii liczba kamer przekroczyła już dawno granice absurdu. W samym Londynie znajduję się ich około 4 milionów! Każdy, nawet najmniejszy krok jest rejestrowany na taśmę. Rządy USA zaczęły działać poza prawem, podsłuchując i prześladując rzekomych przestępców. Niedawno zresztą w Polsce... "wyszło szydło z worka"- działało tutaj nielegalne więzienie. Według światków bito i torturowano więźniów w celach politycznych. Masowa inwigilacja społeczeństwa narodziła się w Stanach Zjednoczonych Ameryki gwałcąc i naruszając prawa obywatelskie, takie jak prawo do prywatności, które jest naruszane przez np. wyżej wspomniane podsłuchiwanie. Masowe kontrolowanie rozmów, które "tak czy siak" nie poprawia bezpieczeństwa USA... To przecież tak jak szukanie igły w stogu siana. Chora polityka Stanów chce utrudnić życie "terrorystom" a wiecie jaka jest rzeczywistość? Prawa obywatelskie naruszane są na ogromną skale, w praktyce uprzykrzając życie tym normalnym obywatelom. Co nas może jeszcze czekać? Głośnia sprawa to tzw. "chipy". Implanty wszczepiane pod skórę przeznaczone dla ludzi, które działają podobnie jak kod kreskowy. Będzie tam wiele naszych danych, które mają pomóc policji oraz zapobiegać podrabianiu dokumentów. Jak na razie są one stosowane dla niektórych ludzi, których najbliżsi boją się o zdrowie, np. człowiek z zespołem "Downa" czy "Alzheimera" – żeby można było go szybko zlokalizować w przypadku ewentualnych nieprzyjemności. Według ekspertów ten sposób nie jest bezpieczny, a "czytniki" owych "chipów" ułatwiają działanie tym, przed którymi miało nas to chronić. Co bowiem w momencie gdy taki system dostanie się w niepowołane ręce? Co wtedy gdy (co miało nie raz miejsce w historii) ludzie wybiorą nieodpowiednią władzę, która nas doprowadzi do roli niewolników? Po co? Dlaczego? Aby można nam było założyć kaganiec. Najlepiej żebyśmy siedzieli cicho i udawali, że wszystko jest pięknie. Musimy mieć tylko nadzieje, iż "postępowy świat" nie zawita szybko u bram Polski… Bądźmy czujni jako społeczeństwo. Manifestujmy gdy polityczną ręką łamie się nasze prawa. D.

NIEPOPRAWNI POLITYCZNIE….OPTYMIŚCI „Czy wiesz – czy widzisz, że… znowu pięknie jest?” – śpiewał jakiś śpiewak, a my możemy dziś za nim - widząc poprawiającą się, kwietniową jeszcze pogodę. Humory się poprawiają, wiemy to my – wiedzą to nasze kobiety (legginsy to nie spodnie – to styl życia :-). Mi to się zawsze przypominają wraz ze zbliżającym się majem - te lata beztroski, przesiadywania na dworze za dzieciaka… Teraz już stale pod blokami siedzieć się nie chce, lepiej popisać e-zina w domu. Zgredzik? E tam, wszak siedzenie pod blokiem to tylko wczesny etap na ścieżce poznawania świata od tej lepszej strony :-). Polityczny/ stadionowy aktywizm, zarwane noce, ale i… kobieta, fontanny, gofry…równowaga :-). Jeszcze trochę musi się w życiu poukładać i świat może być naprawdę do zniesienia, tak – nawet na trzeźwo Boguś :-). Tak sobie myślałem pędząc chodnikiem, łapiąc pierwszy ciepły wiatr we…nie no, w jakie włosy :-). Już niedługo kolejne wakacje, obozy, spływ, mam też nadzieję, że fala z ukochanego morza bałtyckiego tym razem zabierze ze sobą Donalda oraz Adama Michnika, może też Wojewódzkiego Kubę :-). Prosto do Szwecji… a tam, „postępowi” tęczowi chłopcy będą wiedzieć co zrobić z ich tyłkami. Ups. „Mowa nienawiści”…SLD już myśli jak tu za nią Polaków ścigać, nie wiem czy wiecie – zamierzają złożyć w Sejmie projekt ustawy. Oczywiście wszystko jest mową nienawiści prócz ich ataków na patriotyzm, tradycję – na Polskę. No właśnie…to od politycznego syfu, którym jako nacjonaliści interesujemy się na co dzień pomaga uciec na chwilę kobieta, rodzina, a także będąca dziś punktem zaczepienia - ładna pogoda… Tnący się żyletkami emo powie, że jego jakieś jebane promyczki słońca nie radują, a mnie kibola – tak, mimo upływu lat i narastających problemów życiowo finansowych. W życiu piękne są tylko chwile – jak śpiewał artysta, który się zabił na własne życzenie… no i chuj, ale swoje przeżył :-). Nie no, Ryśka za wzór stawiać nie będziemy… A jak już zrobi się milion stopni na dworze i łysa glaca będzie się odbijać w lusterku kierowcy komunikacji miejskiej – człowiek zamarzy o śniegu i z radością go przyjmie. Cholera…chyba potrafię się cieszyć rzeczami małymi, a jeszcze jakiś czas temu nie potrafiłem, będąc wymagającą sknerą. Katując się systemem.

Strona

74

„DL” zine nr 1


FELIETONY POZASPORTOWE Sport, Polska, bliskie osoby – to się liczy. A Polska to nie tylko lanie lewaków (chociaż też), ale i jej piękno – nadmorskie miejscowości, szlaki kajakowe, góry… To jest mój kraj. Kocham go i kocham specyficznych ludzi jakich wychował – oczywiście nie tą część, która chłonie bez chwili refleksji propagandę lewacko liberalną z guru Szechterem & Walterem na czele. Zresztą ponoć ci guru ogłupionych to nie Polacy lecz nieco inna nacja – pejsiastość przechodzi więc na słabe masy. Ups. Panie Napieralski – znowu „mowa nienawiści”. Naślecie gończe psy? Polacy są specyficzni, nikt tak jak my nie jest szalony, wojowniczy, ale też mamy na każdym osiedlu masę charakterystycznych osób, z wyjebanymi w kosmos życiorysami ulicznymi, na temat których można by napisać książkę. Ludzie piękni – dzięki swoim charakterom, specyfice, sposobie bycia. Warto to dostrzegać – my kibice, potrafimy. Żarty sytuacyjne, zryte banie, pozytywni psychopaci. Niektórzy nie skończyli dobrze. „Ziomek był zakochany nie obyło się bez łez – dzisiaj biega naćpany miał emocjonalny chrzest – nie gadaj z nim on nawet nie wie kim jest” (Fokus), znacie pewnie tego typu temat od siebie z rewiru… A kiedyś „napierdalałeś z nim, bo był ziomek fest”… No tak…niektórym promyczki słońca szkodzą i z luźnego lata już nie wracają… Może też z powodu tego, że my… wiemy kim jesteśmy, jak się nazywamy i która jest godzina – chłodny napój bez procentów wypity gdzieś tam na spacerze z kochającą kobietą, powinien nam sprawiać radość? Wszak jesteśmy z tej samej ulicy co ci, którzy nie wrócili ze swojego poszukiwania szczęścia… Jesteśmy też z tej samej ulicy co fanatycy „Gazety Wyborczej”. Cholera… chyba mamy szczęście. Jesteśmy ludźmi wolnymi… Mimo, iż nie ma pewności, że za cząstkę naszej wolności nas kiedyś nie zakajdankują. Wszak na tych samych ulicach mieszkają też osobnicy wolnością się brzydzący i kochający ją odbierać… Jeden cieszy się ze słońca, a drugi z odebrania mu tego słońca. Są takie skurwysyny. Są także mądrzy staruszkowie siedzący w parkach, obcinający dziewczyny odsłaniające swoje ciała. Staruszkowie wiedzący czym był terror komuny i wyzywani przez GW oraz TVN od moherów… Nazwani nienowoczesnymi. Apeluje – nie dajcie w swoim otoczeniu bluzgać swoich rodaków… No chyba, że byli komunistami. „Nowocześni” opanowali głównie centra…hipermarkety, dyskoteki, drogie knajpy. Różowe ciuszki i gadki w stylu „ale wiocha” kiedy widzą coś typowo polskiego. Nowe pokolenie, Kuby Wojewódzkie, „przeciwnicy krzyża”, naiwniacy głosujący kiedyś za Unią Europejską, a dziś za Komorowskim. Pozwolę sobie ich wrzucić do jednego wora, ponieważ kiedy reszta bywa różna – oni są zazwyczaj tacy sami. Bez własnego zdania, pasji, odmienności (którą to niby my „faszyści” chcemy ograniczać, heh)… By poznać 50% każdej starówki w wielkim mieście (tzn. ludzi przebywających tam w celach zakupowo imprezowych) wystarczy przeczytać „Cosmopolitan”, „Claudię”, obejrzeć „Dzień dobry TVN” tudzież przelecieć wybiórczą po nagłówkach. Specyficzny typ osób…czasami dochodzi do „konfrontacji” (czytaj: musu przebywania z nimi i poznania ich żenujących zajawek). W szkołach, pracy, pociągu, autobusie, na deptaku – zawsze tacy sami, Michały Pirógi bez wrażliwości, próbujący odwracać kota ogonem (że oni to niby normalni, a tradycyjni Polacy to wieś…). Scyzoryk (pozdrawiam K. :-) się w kieszeni otwiera. Nasze ulice mają bogatą strukturę. Różni ludzie, czerpiący satysfakcję z różnych rzeczy oraz czynności. Warto wiedzieć kto jest kto, kiedy walczyć, a kiedy spojrzeć w niebo i cieszyć się z polskiej wiosny. Walka jest bowiem walką z wiatrakami, którą trzeba prowadzić w celu równowagi, ale tej batalii prawdopodobnie nie wygramy za naszego życia. Dlatego też kocham nasze czarne poczucie humoru, nasz bunt i ideały. W tym całym syfie trzeba się po prostu umieć cieszyć i śmiać. Inaczej skończymy w kaftanach… gdzie naszym sąsiadem będą chorzy z nienawiści, pełni histerii dziennikarze wybiórczej bądź TVN. Chcecie być w takim nudnym gronie? Ł.

DŁUGI TO NIE MATERIA Kolejne zera dopisane w notesiku przy zakładce „długi”. No, ale – na Pucharze Polski trzeba było być… Robi się też baner nacjonalistyczny, szykują kolejne wyjazdy, a i na co dzień trzeba jakoś egzystować, co kosztuje… Wiadomo. Długi to nie materia – ten tekst Leszka (za którym jako osobą nie przepadam nadal) pobudza do myślenia. Czy bowiem długi mamy tylko w notesiku, w bankach czy też u okazujących pomoc znajomych? Tak myśli większość ludzi. A co z innego typu długami… niematerialnymi, które dziedziczymy rodząc się w Polsce i potem dorastając na ulicy i stadionie? Ten kraj i ta kultura nas wychowały, jesteśmy – mamy zaszczyt być – dumnymi Polakami, ale że tak powiem „nie ma nic za darmo”. Nie musimy oddać Polsce hajsu (chociaż też, bo płaci się przecież masę skandalicznych podatków…nie tym co trzeba), ani stadionowi dokupić dwóch krzesełek na których staliśmy. Musimy oddać im część siebie, swojego czasu, nerwów, krwi i miłości – to jest nasze oddanie długu. Długi to nasze ciała, słowa, myśli, krew w arteriach – to jakimi się staliśmy, żyjąc tu gdzie żyjemy. Albo spłacamy ten dług należycie – będąc oddanymi patriotami i wiernymi kibolami, ale uciekamy gdzieś bocznymi ścieżkami. Jak chadzający kanałami dłużnicy… Wracam z wizyty w rodzinnym domu, mijam szkołę podstawową do której uczęszczałem oraz boisko na którym grałem w piłkę. Kiedyś żwir, dzisiaj tzw. Orlik. Cholera, to już tyle lat… Nie raz człowieka ściska za serce jak przechodzi obok miejsc dla niego ważnych, kultowych. Nazywam to jedną z pochodnych patriotyzmu, przywiązaniem do ziemi, faktów mających na jej kawałku miejsce, migawek z pamięci. To te chwile, ten kraj, to miasto, te osiedle kreowało nas na tych kim teraz jesteśmy. Bez tej ziemi, ludzi, wydarzeń, specyfiki – nie byłoby nas, świadomych patriotów – kiboli/ nacjonalistów. Dzielnicowych łobuziaków. W chwili gdy to piszę – wreszcie czytam „Boso, ale w ostrogach” Grzesiuka. Myślę, że dusza, klimat, zasady – mimo wszystko są także w czasach teraźniejszych (a tego typu książki nie pozostają bez znaczenia przy budowaniu tożsamości). Też moglibyśmy pisać książki naszych czasów i też w tym całym konsumpcjonizmie są rzeczy wartościowe, tyle, że trzeba zajrzeć w głąb. W głąb ulicy, własnego życia… Spojrzeć na szkołę i osiedle inaczej niż na obowiązek oraz musowe miejsce zamieszkania. Żyć chwilą lub chociażby potrafić dostrzec tę chwilę. Uchwycić to co nas ukształtowało. Spojrzeć przychylniej na trudniejsze, cięższe dni w naszej Polsce, bo to one kształtują charakter – charakteru dodają blizny. Bo chyba zgodzicie się ze mną, że wartościowszy polski chłopak dający radę w biedzie i patologii niżeli wychowany na MC Donaldzie i Disneylandzie Zachodni grubas… Włączam do śniadania kanał informacyjny i podają tam, że zabito Bin Ladena. Ja pierdolę…to już 10 lat. Czas przemija. Pamiętam jak dziś, mam „flesze” - również chodząc ulicami rodzimego miasta – jak staliśmy z chłopakami za murkiem, spożywaliśmy różnego rodzaju trunki i dyskutowaliśmy o tym, że nadchodzi III wojna światowa. Świat był w szoku… Wtedy jeszcze nie było kamer, nie tyle… Byliśmy zbyt naiwni i nie rozumiejący otaczającej nas rzeczywistości by przewidzieć, że rozpocznie się inwigilacja, która 10 lat później na dobre rozkręcać się będzie także w naszym kraju. Przyzwolenie na zwalczanie realnych i przede wszystkim wyimaginowanych „ekstremizmów”, podsłuchy, „zapobieganie”…aresztowania i brane pod polityczną rozkminę zakazy noszenia nakryć głowy. Kaptur = zło…większe niż zalewająca Zachód sztuczna żywność i inne „niepozorne”, realne zagrożenia dla zdrowia każdego (!) obywatela. Kasa misiu…kasa. Koncerny mogą nam wciskać wszystko – nawet szczepionki na dziwne „choroby”, a co jeszcze świecące po nocach „owoce” i „mięso” będące standardem. Boli mnie to jako polskiego patriotę… Zachód, a raczej to co w nim najgorsze (patrz: chociażby dzisiejsza polska służba zdrowia) coraz bliżej. Ta zmiana, którą zapamiętam mniej więcej jako „po wrześniu 2001”. Tak na marginesie a propos Osamy – informacje o ucieczce pół tysiąca terrorystów jakoś się schowały… Stany sieją propagandę – daliśmy radę, szef nie żyje… Zostawmy to jednak. Wystarczy poczytać starsze książki, zajrzeć na tradycyjną polską wieś bądź poszukać typowych klimatów z polskich starych kamienic. Posłuchać starszych osób siedzących na ławkach i przypomnieć sobie jak tu było kiedyś – chociażby w latach 90tych. Nie cierpię zmodernizowanej „kultury” Zachodu z wielokrotnie opisywanym już na tych łamach brakiem wartości, zasad i klimatu… Globalna wioska, jaką również z Polski chcą uczynić liberałowie i być może mniej świadomie – lewacy. Ale mamy rok 2011 i na polskiej ulicy trwa protest. Można go określić jako sprzeciw środowisk prawicowych, nacjonalistycznych i oczywiście kibicowskich. Wspólne manifestacje, spotkania, protesty w miastach i na trybunach. Prawicowy wydźwięk mają nawet kawałki hip hopowe, co lata temu było nie do pomyślenia. Nikt nam za to nie płaci, nie jesteśmy koncernem, nie ścigają nas też unijni urzędnicy by gonić „normy europejskie”. My po prostu spłacamy dług… Ojczyźnie, stadionowi, ulicy… Nie jestem w tym dlatego, że wiążę z tym faktem swoją karierę, widzę przyszłość bądź jedyną szansę na wartościowe życie… Jesteśmy w tym dlatego, bo czujemy, że mamy do spłacenia dług. Stoimy na sektorze, siedzieliśmy na ławce, graliśmy za dzieciaka w piłkę oraz lataliśmy po osiedlach. Rozmawialiśmy o życiu, polityce, sporcie… Stało się to częścią nas. Czujemy, że się to zabija i nie chcemy na to pozwolić. Piłka bez ultras jest niczym… Tak jak Polska bez niezależnych artystów, prawicy i nacjonalistów… Ł.

Strona

75

„DL” zine nr 1


FELIETONY POZASPORTOWE

O SPOŁECZEŃSTWIE INFORMACYJNYM SŁÓW KILKA Od jakiegoś czasu zwracam uwagę na artykuły oraz felietony dotyczące tzw. społeczeństwa informacyjnego. Termin społeczeństwo informacyjne wprowadził Japończyk T. Umesao (1963) i miała być to realna strategia zakładająca informatyzację kraju, prowadzącą do rozwoju intelektualnego oraz tworzenia wiedzy. Tymczasem wnioski są takie, że nie wgłębiamy się w ten ogrom informacji, a jedynie zapoznajemy się z szybkimi notkami… Jak to ktoś określił – jedynie „liżemy” napotkane teksty… Zainteresował mnie ten temat, bo sam zacząłem zauważać, że staram się być na bieżąco ze wszystkim co tylko możliwe - choć czasem bywa to uciążliwe. 20 razy dziennie e-mail, włączone oczywiście gg, czytanie aktualizacji na garści ulubionych stron i for – jak nie ma czasu w dzień – to w nocy. Jak nie ma czasu w kilka dni i nocy – to w pierwszy dzień i noc które są wolne. Uzależnienie? Jak najbardziej. Jesteśmy społeczeństwem uzależnionym od Internetu i szybkiej informacji. Nie ma to samych minusów, ale niewątpliwie zjawisko ma też niebezpieczne przełożenie na naszą cywilizację. Puste boiska, zamknięci w sobie ludzie, nie znający się sąsiedzi – tak, tak – to także przez to. A my jesteśmy tego częścią, chociaż często uważamy się za lepszych. Czy pudełka zwane komputerami nie przysłaniają postrzegania świata? Dużo piszemy o pustym pokoleniu, które nie sprawdza portali informacyjnych bądź nie pogłębia swojej pasji, a tylko klika bez sensu w facebooka, ogląda durne filmiki oraz ściąga nowe dzwonki… Ale druga część ludzi siedzących w sieci – m.in. my, osoby rządne informacji – także jesteśmy narażeni na patologie. Dała mi do myślenia notka w którejś z gazet - mówiąca o tym, że gdzieś na Zachodzie nawet w WC zamieszcza się telewizory z lecącymi informacjami. Sam jestem fanem czytania na kiblu (heh), ale żeby robienie kupy było tak cennym czasem, że trzeba wtedy spojrzeć na twarz prezenterki telewizyjnej? Najwidoczniej – w tą stronę idziemy jako ludzie… Być dobrze poinformowanym to zaleta, ale czy nie popadamy w skrajność? Wszak informację trzeba przyswoić, przemyśleć… Kiedy? Skoro za jedną nadciąga kolejna? Receptą na to wszystko jest chyba właśnie nie popadanie w skrajności. Znalezienie równowagi – nie tylko komputer, ale także ruch, sport oraz przede wszystkim - rozmowy z ludźmi. Dbanie o drugą połówkę i życzliwe osoby z rodziny. Umiejętność odrzucania niepotrzebnych informacji, robiących niepotrzebny bałagan w mózgu i zajmujących szybko lecący na komputerze czas. Jako, że jestem publicystą do tego kształcącym się w stronę dziennikarską – nie jest to łatwe, ale myślę, że już teraz trzeba to sobie uświadomić. I zmieniać. Bo pisanie felietonów, artykułów to najlepszy relaks przy kawie, a jedzenie obiadu najbardziej lubię przy ciekawej lekturze aktualności na podstawie której mogę potem snuć swoje refleksje. Dzięki temu – aktualizacja mojej strony jest częsta, a informacje na czasie. Ale wiem, że z czasem się to będzie musiało zmienić i ograniczyć do rzadszej (acz może jeszcze bardziej przemyślanej?) publicystyki. Kiedy? Nie wiem… ale na bank lepsze to niż… popadanie w skrajność i całkowita rezygnacja ze słowa pisanego oraz czytanego. Bo to, że jest to częścią mnie i nie zrezygnuje całkowicie – mogę już dzisiaj zadeklarować. Od dziecka lubiłem pisać i czytać – i to w czasie kiedy Internetu w polskich domach nie było. Grunt by nie wpaść w pułapkę. I grunt by cenne chwile związane z realnym życiem nie przeciekły przez palce. Kolejną patologią związaną z Internetem, która mnie już na szczęście w żadnym stopniu nie dotyczy - jest dobieranie znajomych. My mamy ich m.in. na stadionach, w klubach sportowych, z osiedli itp. – ale ci młodzi i starsi (!), którzy nie maja pasji, hobby? Ci nieakceptowani w szkołach, otoczeniu? Teraz mają nową szansę – łatwiejsza znajomość internetowa, nie wywierająca presji przełamywania własnych lęków. Tu się odnajdują. Pokazanie tylko swoich lepszych stron na facebooku itp. Portale społecznościowe owładnęły jednak nie tylko nieśmiałymi i zamkniętymi w sobie... Kiedy weszła nasza-klasa, jak każdy byłem ciekaw co słychać u ludzi z którymi zerwałem więzy. Założyłem fikcyjne konto i szukałem znajomych z podstawówki. Sami ludzie sukcesu… Kto bardziej błyszczący, która z bardziej przystojnym mężem bądź który z lepszym samochodem – ten skończył lepiej… Facebook, naszaklasa daje się im podkręcić, dowartościować, pokazać lepszą stronę życia – niech inni zazdroszczą. Co z tego, że koleżanka, którą oglądam wkładała ręce w spodnie połowie mojej klasy, przyjeżdżali po nią do szkoły i brali na hotel traktować jak dziwkę – co zresztą lubiła… Teraz (tylko 9 lat później) może pozować z niewinnie wyglądającym chłopaczkiem na tle gór i podpisać to w „sweetaśnym języku” – jest „love”, jest super… Ma tupet. A może to chęć zmazania plamy? Niestety… takiej plamy zmazać się nie da. Przynajmniej według mnie. Być może naszo-klasowe grono przyjmie dziwkę w swoje, jakże pożądane szpony komentarzy brzmiących: „o, jak ładnie razem wyglądacie, sweet”. Gratulacje Marta – byłaś dziwką, teraz jesteś jedną z nich. Rozgrzeszona – nawet Marta ma chłopaka i jeździ w góry. Nowe pokolenie, wychowujące się od małego w świecie facebooka – od razu ma gotowe wzorce, wzór sukcesu i szablon co zrobić by być szanowanym w swoim gronie. Powszechne dla kobiety: wystawić usta jak do uprawiania miłości francuskiej, odpicować twarz i ustawić się z jak najlepiej zbudowanym chłopakiem, recepta na sukces faceta: zdjęcie w pozie na cwaniaka przy jak najlepszym aucie. Albo dla obu: fotoreportaż z jak najlepszej (najbardziej ekskluzywnej) imprezy bądź wakacji (najlepiej w nietypowym miejscu). Ilu z nich zastanawia się czy faktycznie jest szczęśliwa z takimi „osiągnięciami”? To nie ważne – na portalach społecznościowych normy są spełnione. Uff… nie jesteś wyrzutkiem. Jesteś „In”. Sukcesów duchowych nasza-klasa nie promuje, bo sukces duchowy jest widoczny tylko w realnym życiu, podczas kontaktów międzyludzkich. Portale społecznościowe promują sukcesy materialne. Facebook zaś z szybkością światła dostarcza nowe linki. Jak wyraźnie mówią nam badania – szybkość informacji, ich wielość, powodują, że tracimy umiejętność koncentracji, mamy słabszą pamięć. Robiąc wszystko na komputerach cofamy się niejako w rozwoju, co widzę wyraźnie po swojej znajomości ortografii! W szkole podstawowej byłem z tego asem, a jak zasiadłem na Internet w czasie pełnoletności, a w publicystyce poprawia mnie Word, łapie się na tym, że gubię podstawowe zasady ortografii! Moim sposobem na to jest czytanie mądrzejszych gazet i przede wszystkim – co jakiś czas jakiejś książki. „Może pomoże”. Wyłączyć tego wyjącego, promieniującego grata – położyć się wygodnie i poczytać dzieło, na które autor poświęcił więcej czasu niż przeciętny czas pisania posta na forum. Cofnąć się, zatrzymać, pomyśleć… skoncentrować. Nie mogę złapać odlotu, bo jutro zamiast artykułu o sporcie bądź polityce byście znaleźli zdjęcie autora na tle gór (dokleiłbym w paincie, bo ostatnio byłem w górach w 4 klasie podstawówki), czyjegoś samochodu (bo swojego nie mam) czy też siedzącego za biurkiem. Ten mebel akurat posiadam, założyłbym garniaka i pisząc Wam tekst kazał zrobić sobie fotkę. Podpisałbym, że robię akurat karierę, a jeden felieton kosztuje pracodawcę 200 zł. Byłbym „In”, a koleżanki z podstawówki by napisały „Łukaszowi to się udało”… Bo to co myślisz, kim jesteś – mało kogo w społeczeństwie informacyjnym obchodzi… Nie ma czasu się zatrzymać, pomyśleć. Czas leci… Trzeba zdobywać, osiągać, chwalić się… nie odstawać od peletonu. Niedoinformowanym też nie wypada być. No jak to? Nie słyszałeś? Ł.

„WYCHOWYWANIE” MŁODZIEŻY Jakiś czas temu przeczytałem w felietonie w DL, iż osoby niezwiązane bezpośrednio z ruchem narodowym są jego sojusznikami, jeżeli w pewnych kwestiach posiadają podobne poglądy do narodowców. Stwierdzenie to zaintrygowało mnie i zmusiło do refleksji. Czy rzeczywiście to pewne słowa klucze sprawiają, iż niektórzy mogliby postrzegać mnie osobę niezaangażowaną politycznie w jakikolwiek sposób, aczkolwiek o wykrystalizowanych poglądach jako narodowca? Być może. Szczerze mówiąc jest mi wszystko jedno do jakiej szufladki zostanę zakwalifikowany. Wydaje mi się jednak, iż rzeczą, która sprawia, że mógłbym do niej trafić jest autonomiczność myślenia, zdolność analizowania faktów oraz nabyta nieufność. Cechy te pozwalają patrzeć na świat w sposób krytyczny i zauważać zarówno absurdy jak i te potencjalne niebezpieczeństwa. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy niebezpieczne idee są wstrzykiwane do głów osób na to nieprzygotowanych i najbardziej bezbronnych, czyli dzieci. Kilka tygodni temu byłem w odwiedzinach u swojego dwuletniego chrześniaka. Szkrab rośnie niesłychanie szybko, biega już za piłką jak szalony, a największą radochę sprawia mu, gdy biorę go do auta na kolana, siadamy za kierownicą i jeździmy w kółko po podwórku. Już teraz widać, że niezły cwaniak z niego wyrośnie. W każdym razie przed kolejną wizytą postanowiłem sprawić małemu prezent w postaci książki z bajkami. Poszedłem więc do jednego z warszawskich Empików i skierowałem swe kroki do stoiska z książkami dla dzieci. Rzeczą, która najszybciej mi się rzuciła w oczy nie był jednak niestety zbiór baśni Andersena lub braci Grimm, ale seria Mała książka o... . No właśnie o czym? Możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy na półce pod szyldem Literatura dla dzieci stały kolejno Mała książka o miesiączce, Mała książka o feminiźmie, Mała książka o kupie, Mała książka o homofobii, Duża książka o aborcji oraz Wielka księga cipek i Wielka księga siusiaków. O ile istnienie pierwszej pozycji jestem w stanie uznać za sensowne, o tyle na widok reszty książek przyznam szczerze, że zdębiałem. Omówmy jednak trochę dokładniej treść wyżej wymienionych tytułów.

Strona

76

„DL” zine nr 1


FELIETONY POZASPORTOWE Gdyby mój chrześniak za 10 lat przeczytał Małą książkę o homofobii autorstwa Anny Laszuk dowiedziałby się z niej między innymi, iż: Gender oznacza płeć spłecznokulturową, a więc te cechy i zachowania, które nazywamy "typowymi" dla kobiet lub mężczyzn. Nabywamy ich, kiedy dorastamy i jesteśmy tak wychowywani, aby różnić się pod względem swoich ról życiowych, sposobu ubierania się i tego, co nam wypada lub nie, w zależności od tego, czy urodziliśmy się z cipką, czy z siusiakiem. To właśnie jest gender, a pierwszy okrzyk "To dziewczynka!" lub "To chłopiec!" oznacza, że świat ma już pewien życiowy plan dla tłumu niemowląt z porodówki. Osobny dla dziewczyn, osobny dla chłopaków. Autorka w dalszej części książki zapewnia młodego odbiorcę jednak, iż płeć społecznokulturowa nie musi iść w parze z płcią fizyczną i to, którą drogę wybierze młody człowiek zależy tylko od niego. Stąd zapewne również ten różowy pan na okładce, który może wydawać się dziwny, może wydawać się fajnie wyglądający, ale w rzeczywistości jest po prostu inny (cytat z pamięci). W każdym razie książka namawia do odkrywania swojej własnej seksualności niezależnie od wzorców kulturowych oraz religijnych oraz propaguję ideę tolerancji wobec osób LGBT. Sposób przedstawienia homofobów możecie sobie wyobrazić. Po nabyciu odpowiedniej wiedzy na temat mniejszości seksualnych mój chrześniak mógłby teraz sięgnąć po Małą księgę o feminiźmie, która jednak nie jest warta komentarza jeżeli jej zawartość porównamy z treściami zawartymi w Dużej książce o aborcji. Książka jest adresowana do młodych dziewcząt w wieku 13-17 lat i ma przełamać tabu wokół tego zagadnienia. Autorki Katarzyna Bratkowska oraz Kazimiera Szczuka zapewniają, że książka rozwiewa mity narosłe wokół zabiegu przerywania ciąży. Tyle zatem teorii. Mój chrześniak dowiedziałby się z niej jednak, iż: Aborcja nie jest morderstwem. Aborcja to inaczej przerwanie ciąży, sztuczne poronienie albo – jak dawniej mówiono – spędzenie płodu. Morderstwo to pozbawienie życia człowieka już urodzonego, fizycznie obecnego na świecie. Polskie prawo przewiduje za morderstwo maksymalne kary dwudziestu pięciu lat więzienia czy nawet dożywocia. Sami przyznacie, że całkiem ciekawe teza. Szkoda tylko, że fałszywa. Efekt takiego myślenia i wykładania takich bzdur dzieciom można obserwować w Wielkiej Brytanii, w której ilość ciąż wśród nastolatek jest największa w Europie. Ilość wykonywanych aborcji w przedziale wiekowym 12-18 również. Równie ciekawą lekturą może się okazać Wielka księga siusiaków oraz Wielka księga cipek. Pierwszej pozycji przyznam szczerze, iż nie przejrzałem dokładnie, bo druga skutecznie zwróciła moją uwagę informacją o treści: Uwaga, treści zawarte w książce mogą obrażać uczucia religijne. W książce oprócz danych o budowie żeńskich narządów rozrodczych znalazły się między innymi teksty dotyczące prześladowania kobiet przez mężczyzn za pomocą tzw. pasa cnoty. Rozdział miał podtekst mocno feministyczny, ale ten szczegół już pomińmy. Dużo ciekawszy fragment pozwolę sobie zacytować: Jezus kobietą? Historyk Herman Lindqvist napisał książkę o tym, dlaczego Jezus jest tak często przedstawiany nago. Twierdzi, że w całej Europie nie ma kościoła, w którym nie byłoby przynajmniej jednego obrazu nagiego Dzieciątka z wyraźnie zaznaczonym siusiakiem. Uważa, że hierarchowie Kościoła chcieli w ten sposób podkreślić, że Jezus był mężczyzną. Dlatego władza mężczyzn w społeczeństwie wydaje się czymś oczywistym, ponadto jak dotąd tylko mężczyźni mogą być księżmi i papierzami. Ciekawe co by było, gdyby Jezusa przedstawiano z cipką, czyli gdyby był kobietą. Hmm, na pewno byłoby zupełnie inaczej. Obok przytoczonego fragmentu tekstu znajdowała się ilustracja nagiej kobiety na krzyżu z przebitym bokiem. Dalszy komentarz wydaje mi się absolutnie zbędny. Zastanawia mnie w tym wszystkim jedno: jak będą wyglądały następne pokolenia jeżeli wychowa się je z wykorzystaniem książek podobnych do powyższych. Świat się zmienia i wyżej wymienione publikacje znajdują coraz szersze grono nabywców. Także w naszej ukochanej Warszawie. Kolejne pokolenia są coraz bardziej pozbawione ambicji, nastawione na konsumpcję oraz bezmyślne, ponieważ zaniedbujemy wychowanie i pozostawiamy edukację m.in. takim książkom oraz mediom. Zastanawia mnie ilu rodziców zamiast porozmawiać z dzieckiem, iż płodność jest nie tylko związana z ogromną przyjemnością, ale i odpowiedzialnością oraz szacunkiem do drugiego człowieka, kupiło jedną z tych książek i uznało sprawę za załatwioną. Skutki takiego zachowania mogą być jednak opłakane. Coraz częściej słyszę komentarze koleżanek, iż już teraz wielu facetów jest spedalonych. Kto za pięćdziesiąt lat będzie w polskiej armii? Kiedyś usłyszałem anegdotę, iż w czasach świetności Rzymu, gdy znudziły się ludziom jęzorki kanarków zaczęli jeść ziemię. Poprzewracało im się w dupach jeszcze w kilku kwestiach i zakończyło się to wszystko upadkiem ich imperium. Oby nasze Państwo mimo strzelania sobie takich samobójów przetrwało. Tak jak napisałem na początku tego artykułu nie uważam się za narodowca. Uważam się jednak za patriotę, który podobnie do chłopaków z tego ruchu stara się trzeźwo patrzeć na otaczającą go rzeczywistość i troszczyć się zarówno o przeszłość jak i przyszłość Polski. Pozdrawiam, Yob – Legia Warszawa.

CO TY JESTEŚ? CZŁOWIEK? ZAPYTAJ LUDZI! W Polsce ścigają nawet „piłkarzy nazistów” (nie ma sensu przytaczać szczegółów, każdy słyszał o tej żenadzie) – a tymczasem fani FC Barcelona (podobnie jak kiedyś po Mistrzowskiej fecie Legia) – trochę siali chaos na ulicach (po kolejnym sportowym triumfie ich drużyny). Taki tam patologiczny „dym”, nagłośniony przez media i pacyfikowany przez tajniaków w barwach FCB. Ogólnie ostatnie tygodnie w Europie przynoszą przykład za przykładem, że Polska nie jest wcale takim „dzikim wschodem” lecz incydenty, a nawet awantury, przerywanie meczów – zdarzają się w całej Europie (bo w Ameryce nawet co chwile ktoś ginie w związku z rozgrywkami ligowymi…). Natomiast jesteśmy jako kraj chyba liderem w szukaniu rzekomych „winnych” złego stanu państwa… Tematy zastępcze polityków teraz dotyczą nas, kiboli. Znajomy podsyła linka do artykułu w „Rzeczpospolitej”, że ABW trzepie blogi oraz fora szukając terrorystycznego niebezpieczeństwa na Euro 2012. Czytając to zastanawiam się – jaki ten świat jest głupi, a szary człowiek naiwny… A chyba nawet samo ABW nie sądzi, że jeśli ktoś planuje jakiś zamach to pisze o tym na blogu w Internecie :-). Tym bardziej będąc Polakiem piszącym z Polski gdzie ustalenie takiego adresu IP to chwila moment… Ktoś taki, „siejący zagrożenie” na forum czy blogu to najpewniej jakiś bałwan, ale skoro nie potrafi się ścigać prawdziwych bandytów? No właśnie – to trzeba ścigać bałwanów, by nie było, że „nic nie robimy”. Standard. Smutny standard, przez który państwo nie idzie do przodu, a „rozwiązywanie problemów” jest tymczasowe. A raczej jest to zamiatanie pod dywan problemów prawdziwych. Bo wolność słowa powinna być fundamentem zdrowego państwa! To nie my jesteśmy dla instytucji tylko podobno instytucje są dla nas. Tyle o teorii… ABW tropi blogi, a zwykła policja wlepia mandaty za krzyczenie o „matole”. Absurd tych działań jest ciężki do opisania. Podobnie jak przyzwolenie, a także niezdawanie sobie sprawy przez zwykłego Heńka, że żyje na drugiej Białorusi. Potrafi tylko Kowalski czytać o -totalitarnym kraju obok-, ale brak samodzielnego myślenia nie pozwala mu na analizę sytuacji spod… własnego nosa. Cóż za Matrix. Zastanawiająca jest także psychika samych policjantów. To jak? Niby dostajecie furii jak ktoś krzyczy do was ZOMO, a potem mandaty i wjazdy za wyrażanie swojego własnego zdania? To ma być „nowoczesna policja Zachodnia”? I jeszcze uważanie się za szlachetnego „Strażnika Teksasu”… działającego w słusznej wierze. „Co ty jesteś? Człowiek? – Zapytaj ludzi!”, jak mówi klasyk ze „Skandalu”, płyty starszej niż służba niejednego psa z prewencji. Normalni ludzie wiedzą kim jesteś, wstawiając z uśmiechem na twarzy mandaty i wyroki za wyrażanie własnego zdania. Żadni z nas kurwa terroryści…a z was żadni ludzie honoru. Bo świat na pewno nie polega na zamknięciu „niepoprawnych” buzi na kłódkę, a państwo na tym by być formą uścisku dla normalnych obywateli rządnych rozrywki (w tym wypadku meczowej). Tym bardziej gdy wcześniej jacyś dewianci wyzywają modlących się na Krakowskim Przedmieściu ludzi i mogą wszystko – kląć, wyzywać, sikać na znicze… W centrum Warszawy! I reakcji brak… Jak więc widać – są równi i równiejsi. Kiedy premier z PO albo jego ziomki mają problem, wtedy jest interwencja. Oto Polska 2011. Jak to mówią: „22 lata po”. Sprawa kibiców, strony „AntyKomor” pokazują dobitnie, że wcale nie przesadzamy nazywając dzisiejszą Polskę dalszym ciągiem dyktatury… Pytanie na ile uda się zatrzymać ludzi w domach, a kiedy granica zostanie przekroczona i w TV znajdziemy nie tylko migawki z Egiptu, Hiszpanii… Ł.

Strona

77

„DL” zine nr 1


RELACJE POZASPORTOWE

KOSOVO JEST SERBSKIE! 20.02.2011 (Warszawa) Ulotki, vlepki, film zapraszający, reklama na dużej ilości for internetowych oraz stron… To wszystko po to by 20 lutego o godzinie 15:00 pojawiło się jak najwięcej chętnych do wsparcia okradzionych z ziemi Serbów. Zbiórka wyznaczona była na Metrze Świętokrzyska w Warszawie. Było wiadomo, że po Marszu Grunwaldzkim oraz Marszu Niepodległości – będzie to kolejna demonstracja, w której licznie wezmą udział fanatycy warszawskiej Legii. Akcenty popierające Serbów w ich walce z Albańcami, Unią Europejską i innymi terrorystami niejednokrotnie pojawiały się na meczach Wojskowych, czy to u siebie czy na wyjeździe, a Legioniści udowadniają, że częste udzielanie się „pozasportowe” nie jest im obce… Zresztą od poprzedniego roku w całej Polsce ruszyło się z patriotyczną/ polityczną wzmożoną aktywnością piłkarskich fanatyków. Większa manifestacja odbyła się też w Białymstoku (około 100 ludzi). Mniejsza miała miejsce m.in. w Szczecinie, a akcje informujące o tym haniebnym fakcie robiono przykładowo w Kołobrzegu (transparent) bądź Tczewie (plakaty). Zapraszam na relację ze Stolicy! W związku z rocznicą kradzieży Kosowa, na słynnym murze -przy wyścigach- powstało graffiti tematyczne. Były z nim niezłe jaja. „Powisiało” sobie niecałą dobę po czym ktoś je pomazał bazgrołami. Zostali wysłani jacyś grafficiarze, którzy mieli to poprawić…Niestety dla nich, dużo ludzi wzięło ich za niszczących pracę :-)…Jak sami przyznali „nawiedzały ich” 3-4 ekipy (w zależności od wersji), niektóre chcąc poobcinać im łapska :-). Jak widać – w Warszawie nie opłaca się niszczyć tego typu prac. A malunek został odnowiony w ciągu kilku godzin. Chłopacy pewnie puszczą niezłe wieści w Stolicę – nie niszczcie nic Legionistom, bo wyjdą Wam zza kilku rogów :). Ale zajmijmy się manifestacją. Na Metro Świętokrzyska docieram jakieś 30 minut przed wyznaczoną godziną zbiórki. Kręci się już sporo osób i dochodzą kolejne grupki. Widać dużo barw warszawskiej Legii i zaprzyjaźnionych ekip – głównie Olimpii Elbląg i Zagłębia Sosnowiec. Zresztą do czasu kiedy nie ruszyliśmy – w powietrzu unosi się kilka okrzyków sławiących sztamy CWKS. Po drodze też ktoś coś pojedynczego krzyczał. Około godziny 15:00 w okolicach Metra Świętokrzyska zaczynamy formować szeregi, rozwijać banery i transparenty. Pojawiają się dwa ładnie wykonane malowane transy tematyczne, a także banery dla Serbów w tym patronata – inicjatywy „Polacy na rzecz serbskiego Kosowa”. Reszta trzymanych „wizytówek” należała głównie do autonomicznych nacjonalistów: organizatorów z Warszawy (którym pomagał w ogarnięciu demo Zjednoczony Ursynów), a także aktywistów z Wielkopolski czy ze Śląska (Białe Orły). Dało się zauważyć flagi Młodzieży Wszechpolskiej, Związku Słowiańskiego czy banery ONR-u i innych. Kiedy minęła 15:00 usłyszeliśmy kilka kwestii organizacyjnych z ust organizatora i nadszedł czas ruszać. Ustawiło się nas około 650 osób, co przerosło moje oczekiwania o ponad 150 ludzi. Skład głównie młodzieżowy, dużo kibiców (150?), nacjonalistów, ale także tzw. zwykli ludzie – rodzice z dziećmi, starsze osoby i podobno ok. 30 Serbów. Dostajemy oczywiście liczną eskortę policyjną i idziemy na Centrum Warszawy! Mijają nas setki samochodów, wiele autobusów oraz ludzi, którzy mieli okazję usłyszeć nasze hasła, a także otrzymać ulotki rozdawane przez różne grupy (w tym jedna ze szczegółowym wyjaśnieniem problemu Kosowa). Zarzucane hasła to m.in. „Tylko serbskie, tylko serbskie – Kosowo!”, „Serbia tak! Unia nie!”, „Kosowo jest serbskie!”, „Cześć i chwała bohaterom”, „Precz z Albańską okupacją!” itp. By jeszcze bardziej rzucać się w oczy mieszkańcom Warszawy – podczas drogi odpalaliśmy spontanicznie pirotechnikę i rzucaliśmy achtungi. Race pojawiły się na przedzie oraz tyle pochodu, a ludzie wyglądali zza okien… Ogólnie marsz przebiegł bardzo spokojnie i prezentował się efektownie – tak jak miało być. Można rzec – bez większej historii. Kiedy doszliśmy do budynku Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce, wygłoszone zostały trzy krótkie przemówienia. Szczególne wrażenie zrobiło to wypowiedziane do megafonu przez Serba, który musiał uciekać z Kosowa…Wzbudził on entuzjazm ciekawie mówiąc – co ważne – poprawną polszczyzną. Podczas przemówień także odpalana była różna pirotechnika…Obecni kibice z pewnością czuli się jak na stadionie :-). Około 16:30, po wszystkich przemówieniach - manifestacja została rozwiązana przez organizatora. Wszyscy chętni zostali zaproszeni do klubu N44 na zapowiadaną dyskusję dotyczącą interesujących nas tematów politycznych. Większość kibiców Legii, w tym piszący ten tekst – miała jednak mało czasu na zjedzenie czegoś ciepłego, bo już na 18:00 zaplanowany był drugi trening wokalny przy Łazienkowskiej 3. Pozostaje podziękować organizatorom, a także wszystkim obecnym! Do zobaczenia na kolejnych akcjach. „Solidarność naszą bronią”! Ł.

Strona

78

„DL” zine nr 1


RELACJE POZASPORTOWE PS: Informacje o manifestacji i jej skali podała serbska agencja prasowa "Beta", a za nią dzienniki serbskie "Politika", "Vesti", "Danas", "Blic" i czarnogórskie "Vijesti" oraz portale w Serbii (w tym albański w Kosowie) i w Chorwacji. U nas szalały politycznie poprawne media, a ich głupot nie ma co masowo podsuwać Wam pod nos. Gazetka nadal drwi z rzetelnego dziennikarstwa i swoich czytelników podając im wieści z kosmosu… PPS: Wszystkie zdjęcia autorstwa „Drogi Legionisty”.

W OBRONIE POLSKOŚCI ŚLĄSKA! 26.02.2011 (Katowice) W sobotę 26 lutego Liga Obronny Suwerenności zorganizowała w Katowicach manifestację w obronie polskości Śląska. Idąc tam nie liczyłem na zbyt wiele i nie spodziewałem się specjalnych atrakcji, ale w okresie kiedy głośno jest o Ruchu Autonomii Śląska na taki marsz powinno przyjść jak najwięcej patriotów. Manifestacja rozpoczęła się o 16.00. Na miejscu nie zastałem zbyt dużo ludzi. Koło 50 osób, połowa to ludzie starsi. Reszta - osoby młode, dość dużo kobiet, czyli profil manifestantów „nieco” inny niż choćby ostatnich licznych i konkretnych marszów w Warszawie (11.11, Kosowo…). No, ale organizował to LOS – organizacja dużo mniej „młodzieżowa” niż ONR bądź autonomiczni nacjonaliści itp. Było kilka starszych osób z klubu „Gazety Polskiej” z Chrzanowa, i osoby z KPN (Konfederacja Polski Niepodległej). Zaśpiewaliśmy hymn, Rotę, było kilka przemówień, raczej krótkich. Skupiały się na niebezpiecznym wzroście popularności RAŚ i historii ostatniego Powstania Śląskiego. Nie będę dokładnie przytaczał wypowiedzi, każdy może sobie poszukać w Internecie dlaczego RAŚ jest organizacją antypolską, jaka była historia Powstań Śląskich oraz co najbardziej oburzało organizatorów, że to właśnie szef RAŚ jest odpowiedzialny za zorganizowanie obchodów 90 rocznicy powstań. Przed i w czasie przemówień przewijały się osoby z lokalnych mediów, robiły wywiady itd. Druga część manifestacji to marsz pod pomnik Wojciecha Korfantego. Po drodze były wznoszone okrzyki takie jak „Śląska Niemcom nie oddamy” „Śląski honor, polska duma”, „Polski Śląsk”, „Bóg, honor i ojczyzna”. Ogólnie rzecz biorąc wychodzi to bardzo marnie, mało osób krzyczy, efekt słaby. Po drodze mijamy jakąś kontrę, która krzyczy do nas „faszyści” – dokładnie tak jak podpowiada im Adam Michnik i jego gazeta. Dalej już wszystko przebiegało spokojnie, pod pomnikiem jeszcze raz zaśpiewana była Rota, krótkie przemówienia i manifestacja została rozwiązana. Zdecydowanie plus za inicjatywę, gorej wyszło wykonanie, być może jeśli kto inny podejmie się podobnej inicjatywy środowiska narodowe bardziej się zmobilizują. Na tyle, żeby godnie pokazać, że Górny Śląsk jest zawsze Polski! K.

77 ROCZNICA POWSTANIA OBOZU NARODOWO RADYKALNEGO! 16.04.2011 (Opole) 16.04.2011. Kiedy moi znajomi wyruszali na mecz warszawskiej Legii do Poznania, ja byłem już w drodze na manifestację ONR w Opolu. Ruszyliśmy busem w sile 7 osób. Bus konkretny, kierowca w porządku, więc jechaliśmy w całkiem dobrych humorach w stronę Śląska. Droga mija nam szybko i bez żadnych problemów. W busie cały czas trwają dyskusje na różne tematy. Od polityki, po sprawy sportowe, na tatuażach kończąc... Około godz. 14:30 dobijamy do Opola. Błądzimy po mieście, szukając miejsca zbiórki, aż trafiamy na… zbiórkę kibiców Odry Opole :-). Odra jechała chyba na jakiś wyjazd, a my nieświadomi niczego wpakowaliśmy się busem w samo centrum wydarzenia. Odra rusza, my zostajemy… Kiedy kibice Odry znikają, my ruszamy dalej błądząc po mieście. Samo Opole robi fajne wrażenie, czyste, zadbane itd. Itp. W końcu trafiamy na miejsce – zbiórkę manifestacji ONR. Oprócz naszego busa nie ma jeszcze nikogo… Za chwilę niestety zjawia się policja. Kolega daje znać ONR-owcom, że już dotarliśmy. Zjawia się kilka osób, by nas zaprowadzić do pobliskiego baru, gdzie czekała reszta narodowej bandy ;). W pierwszym momencie kłuje nas w oczy mała ilość ludzi (około 40). Jednak z czasem zaczyna gęstnieć towarzystwo i mogę śmiało powiedzieć, że ekipa była naprawdę porządna. Powiewało starym klimatem, bo większość ekipy stanowili źli skini ;-). Obok nas na bębenkach gra jakiś antypolak, więc ruszamy z kolegą posłuchać go z bliska. Mimo, że zachowujemy się uprzejmie i tylko słuchamy wygrzewając się w słońcu - koleś postanawia się zwinąć. Wkoło pełno policji więc jest spokój. Obok nas przechodzi wycieczka turystów z Niemiec, na nasz widok padają komentarze „Ja, Ja, das ist skinheads”. Ruszamy na miejsce startu manifestacji, ludzi zaczyna się robić coraz więcej. Pojawiają się znajome twarze np. Dżambodżet z grupy ZU, Kostyła (niegdyś wokalista zespołu LEGION) oraz prezesi MW i ONR. Spotykam starych znajomych z Wrocławia, z którymi niegdyś „terroryzowaliśmy Wrocław” :-D. Wszystkich uczestników robiło się coraz więcej, większość, tak jak wspominałem to byli skini, acz trafił się np. jeden punk z irokezem w koszulce ANTY-ANTIFA. Pojawiło się dużo -ciężkiej piechoty-, co robiło naprawdę duże wrażenie! Nasz bus posłużył za przechowalnię wszelkich fantów oraz prywatnych rzeczy uczestników. Rozdawane są flagi i transparenty, powoli formowany jest odpowiedni szereg. Ruszamy! Ludu ok. 300, może trochę więcej. Przodem idą ONR-owcy w mundurach ze sztandarami (efekt kozacki). Niestety krzyczane hasła słabo wychodzą, jest kilka poważnych wpadek. Marsz powoli przemierza ulice Opola nie napotykając żadnych przeszkód. Po dotarciu pod pomnik zostają odczytane przemówienia. Mi szczególnie podobało się przemówienie Winnickiego. Niestety, niektórzy panowie ze starej gwardii wypili trochę za dużo, co było widać i słychać. Takie coś niestety daje argumenty Wybiórczej, że narodowcy to bandyci, chleje i żule… Dopiero po długiej chwili uświadamiamy sobie, że kawałek od nas jest mała lewacka kontra. Wszyscy kryją się za jedną dużą flagą. W ogóle ich nie słychać, więc nie ma o czym gadać. Heca zaczyna się, kiedy brudasy się zwijają, bo okazuje się, że jest ich około… 15, z czego połowa to dziewczyny! Po chwili śmiania się z tych oferm życiowych, ruszamy z powrotem do busa. Rozdawane są rzeczy uczestników marszu, a my podwozimy Dżambodżeta na miejsce koncertu (w drodze dowiadujemy się niestety o przegranej Legii). My (ja i kolega), nie możemy zostać z bardzo ważnego powodu, więc zawijamy się całą ekipą z powrotem. Ogółem marsz na plus, szkoda, że taki krótki oraz że „doping” był tego dnia słaby. Było trochę wstydu z powodu amatorów %, co niestety trzeba odnotować – by było lepiej. Mimo, że nie zostaliśmy na koncercie, to od znajomych wiem, że doszło na nim do małych spięć. Około północy jesteśmy już w domu. Vego

STOP PROMOCJI ZBOCZEŃ! 11.06.2011 (WARSZAWA) „Symbol walki o równość i tolerancję zawisł przed ursynowskim ratuszem” – poinformowały 4tego czerwca 2011 media. Tęczową szmatę zwaną owym symbolem wciągnął na maszt burmistrz Piotr Guział, które to nazwisko warto zapamiętać… Co z tego, że flaga „pojawiła się na chwilę”. Ma to znaczenie symboliczne. Po krótkim czasie flagę „zdjęto”. To wydarzenie zainaugurowło tzw. początek „Tygodnia Równości” na warszawskim Ursynowie. Następnie w szkołach (!) tej zasłużonej dla historii dzielnicy, odbyły się zajęcia poświęcone tematyce tzw. „praw mniejszości”, a w urzędzie dzielnicy odbywały się pedalskie wykłady i dyskusje. Nie zgadzała się z tym młodzież nacjonalistyczna oraz wspierajacy ją jak zawsze fanatycy warszawskiej Legii (i klubów pro-legijnych). 11 czerwca w Stolicy Polski odbywał się wielki spęd tęczowych aktywistów – tak więc za datę kontry wybrano właśnie ten dzień. Zapowiadało się na kolejne ciekawe miejskie podchody w Stolicy. Młodzi, aktywni, radykalni zacierali ręce :-). Zbiórka była wyznaczona na jednej z ursynowskich stacji metra o godzinie 11:00. Kiedy wybiła „godzina zero” – było nas 150-200 osób, trudno mi jak zwykle ocenić. Skład młodzieżowy, dużo autonomicznych nacjonalistów (również przyjezdnych m.in. z Torunia, Grudziądza) oraz kibiców o podobnych poglądach. Widoczne oczywiście barwy Legii, ale także Hutnika Warszawa, Hutnika Huta Czechy itp. Ok. 11:00 formujemy pochód, pojawia się kilka banerów. Na czele nowy „Zjednoczony Ursynów”, a po bokach m.in. znany już baner warszawskich AN i debiutujący Toruńskiej Inicjatywy Narodowej „14”. Powiewa także kilka flag na kijach. Z małym opóźnieniem – po informacji wykrzyczanej z megafonu – ruszamy.

Strona

79

„DL” zine nr 1


RELACJE POZASPORTOWE Do przejścia była niedługa trasa po warszawskim Ursynowie. Krzyczymy znane ze stadionów hasło „Donald matole – twój rząd obalą kibole”. Są też inne motywy tego typu, jak „nam stadiony zamykacie, a pedałów popieracie”. Prócz tego liczne okrzyki narodowe i antypedalskie. „Pozdrawiamy” też burmistrza dzielnicy Guziała, zaznaczając, że nie podoba nam się jego decyzja w sprawie promowania tęczowych. Manifestacji towarzyszy wyjątkowo mało policji. Jest jednak bardzo spokojnie – nie licząc petard hukowych rzucanych po bokach. Odpalone zostają race. Ursynowska manifestacja kończy się pod Urzędem Dzielnicy. Tam rozwinięty zostaje transparent odnośnie stadionów i pedałów, a manifestanci krzyczą podobne hasła jak podczas pochodu. Lecą jakieś świece dymne, stroboskopy i kolejne petardy hukowe. Oczywiście nie liczono, że ktoś będzie z nami rozmawiał – wszystko miało charakter symboliczny. I manifestacja spełniła swoje zadanie. Około godziny 12:00 byliśmy więc po pierwszej akcji tego dnia… Nie było zapowiadanych przemówień gdyż nie starczyło na nie czasu. Bo to nie był koniec sobotnich obowiązków… Na 12:00 swój marsz zalegalizowała Młodzież Wszechpolska wraz z ONR i Kongresem Prawicy. No to jak mają legala to jedziemy :-). Ponad setka osób (raczej kibolsko autonomicznego składu) ładuje się do metra i jedzie kilka stacji dalej – na Politechnikę. Dobry efekt dały śpiewy w metrze, a także na stacji. Odpalono też jakieś petardy hukowe. Wysypujemy się z metra, skład prezentuje się liczbowo całkiem nieźle, byłem większym pesymistą odnośnie przenosin z Ursynowa na kolejną manifestację. A jednak. Chciało się – i o to chodzi… Razem zbiera się nas około 400-500 osób (różnie się ocenia), myślę, że Młodzież Wszechpolska stanowi zdecydowaną mniejszość, ale to w sumie nieważne. W znacznie większej obstawie niż na Ursynowie ruszamy nieopodal miejsca zbiórki zboków. Po drodze krzyczymy hasła zarzucane przez MW… Pojawiają się flagi MW, nacjonalistyczne banery nie były już rozwijane. Docieramy pod pomnik przed 13:00, tam jest już rozwinięta „sektorówka” ze znanym logiem „Zakazu pedałowania”. Są flagi NOP, ONR, MW, ta szydercza o hulajnodze itp. Skład jest już różny – nacjonaliści z różnych grup/ organizacji/ partii, trochę kibiców i zwykłych ludzi. Część od nas od razu odbija gdzieś w boczne uliczki i liczba nie jest imponująca, ale i tak jest większa niż przed rokiem na „euroshame”. Słyszysz to oficerze? Mimo trzymania nas kilka godzin w zeszłym roku – liczba wzrosła. Bardzo liczny kordon tworzą psy – był on wręcz poczwórny. Nie ma szans na chociażby najmniejszy kontakt fizyczny (i nie mam na myśli tego co dla nich przyjemne :-) z drugą stroną. Ale, że fizyka ma swoje prawa – w zbierajacych się tęczowych lecą butelki, petardy, jajka i inne rzeczy. Dewianci przechodzą niedaleko nas, trwają jakieś bluzgi, które nie mogły przerodzić się w nic innego za sprawą policji. Ci zachowywali się jednak „po swojemu”, a więc przeciwnie do ideii lansowanego „państwa prawa”. Zero oznakowania umożliwiającego złożenie skargi, brak udzielania informacji do których trzymani w kordonie mają prawo. Nie wspominając o możliwości pójścia do sklepu czy WC (w innym kierunku niż manifa zboków). Pedały i lesby się zbierają, są ich ukochane partie, SLD, morda Kalisza, Palikota, jakiś „ksiądz” w tęczowych barwach… Pełno obrzydliwych homosi i transwestytów, a także ich sympatyków. Ma miejsce profanacja symboli narodowych oraz religijnych. Tęczowi mają durne hasła na transparentach, wśród nich stoją standardowe platformy z muzyką techno, na których pokazują swe zboczenie znacznej części miasta. Faceci w dziwnych ciuchach, sukienkach, budzący odrazę i obrzydzenie – nagle w ich stronę leci tak pokaźny zestaw przedmiotów, że zmuszeni są odunąć się od naszej kontry. To samo robi na chwile kordon, unikając ciosów ze strony ciskających kontrmanifestantów. Wybuchają petardy, słychać dźwięk tłuczonego szkła. Odczuli naszą obecność… Jakoś około 14:00 zboki ruszają na pochód – w przeciwnym kierunku do naszej demonstracji. Nas oczywiście nie puszczono za nimi… Kto był przed rokiem na kontrze przeciwko „euroshame” ten pamięta kilkugodzinne spisywanie. Nie odstraszyło to ludzi, bo przyszło nas… więcej. Mimo to – po raz kolejny chcieli trochę nas przetrzymać w słońcu. Czyżby dbali o naszą opaleniznę? Chyba tak, bo na bank nie dbają o świeżość swych ciał, które pod tym „żółwiem” muszą nieźle cuchnąć :-). W każdym razie otoczono nas szczelnie kordonem setek policjantów, w kaskach oraz cwaniakującym oddziałem w kominiarkach. Liczba psów większa niż nasza. Zaczyna się spisywanie, powolne – trwające znowu ok. 2-3 godzin (?). Policjanci oczywiście nie spieszą się oraz kozaczą, ale nie powoduje to jakoś ograniczenia szyderczych komentarzy. Wszyscy spisani, skamerowani – niektórzy przeszukani bądź baczniej sprawdzani przez „stróżów prawa”, którzy mimo, iż powinni się wylegitymować na proźbę obywatela – nie robili tego. Jak to na drugiej Białorusi bywa… Pozdrowienia dla wszystkich, którym mimo monotonii podobnych kontr – chciało się wyjść z domów i powalczyć o tradycyjną Polskę. „Fajnie” na kontrze nie było, „fajnie” nie stoi się kilku godzin w policyjnym kordonie. Ale walka o swoje nie musi być „fajna”. Wystarczy, że jest słuszna! Pozdrowienia dla wszystkich nacjonalistów i kiboli warszawskiej Legii! Ł.

Strona

80

„DL” zine nr 1


ZDROWIE

KIEDY JUŻ PODEJMIESZ DECYZJĘ Dla kogo konkretniej jest ten tekst? Jeśli jesteś „zapuszczony”, uważasz się za zniszczonego (np. przez papierosy, alkohol) – lecz dałeś sobie mimo to szansę. Tak jak polecałem w poprzednich „Legionach”, zapisałeś się na sztukę walki, uczęszczasz na nią regularnie. W odbudowie formy pomogą Ci absolutnie podstawowe suplementy oraz przede wszystkim odpowiednia dieta, której przykład tu podam. Jeśli chcesz zrobić coś ze swoim życiem (na co NIGDY nie jest za późno) musisz przestawić się na zdrowe jedzenie (w celu m.in. poprawy sylwetki oraz samopoczucia) i regularnie uprawiać sport jaki wybrałeś. Dlatego polecę dziś coś co będzie zarówno zdrowe i przy okazji pasujące do treningu SW. Trzeba pamiętać by nie przesadzić z wielkością porcji. Godzina posiłków zależy m.in. od tego, o której wstajecie, a także od godziny treningu. Jeśli chcecie redukować wagę pamiętajcie również o 10 podstawowych zasadach żywieniowych, o których znajdziecie dużo w sieci. Jest to powszechna, absolutna podstawa przetestowana na niezliczonej ilości osób. A niżej przykład zdrowej diety! Nie ważne jak, ale podane składniki muszą znaleźć się w Waszym organizmie. Do picia GORZKA zielona herbata i woda mineralna. Wszelkie kolorowe gówna to syf, ja pozwalam sobie na to od święta podczas wyjazdów (zresztą podobnie jest z odstępstwami od diety, polecam jednak wozić plastykowe opakowania w miarę możliwości). Śniadanie : -kilka jajek -kilka kromek chleba razowego pełnoziarnistego (masło, nie margaryna) - sałata, pomidor - szklanka mleka (0,5 %) Śniadanie 2: - kilka kromek chleba razowego - sałata, papryka - wędzona rybka Obiad: - ryż brązowy/ kasza gryczana/ makaron razowy - kurczak/ rybka/ świnia/ krowa (rybę smażymy na oleju z pestek winogron, kurczak najlepiej na parze) - warzywa Kolacja: - rybka, twaróg lub jajka - kromka chleba razowego - warzywa Jeśli będziecie tak jeść i regularnie trenować, gwarantuje, że polepszy się Wasze samopoczucie. Dodatkowo podkręcane świadomością, że robicie coś sensownego ze sobą! Czym bardziej jesteś zepsuty na przykład używkami bądź otyły – tym większa będzie satysfakcja podczas takiego typu zmiany. Na koniec absolutnie podstawowa suplementacja, którą mogą wprowadzić w życie ćwiczący sztukę walki (ja np. mam dokładnie taką). Dzienna supremacja, byście podczas tych trzech treningów tygodniowo mieli w sobie wszystko co potrzebne, może wyglądać tak: OMEGA 3: Kwasy tłuszczowe omega 3 biorą udział w metabolizmie cholesterolu, polepszają ukrwienie naczyń mięśnia sercowego, bardzo ważny suplement prozdrowotny. Posiada tak wiele zalet, że polecam poczytać trochę więcej na jego temat. PREPARAT WITAMINOWY: Zestaw wszelkich witamin oraz minerałów, zazwyczaj jeszcze z dodatkami enzymów trawiennych. Absolutna podstawa suplementacji. ODŻYWKA WĘGLOWODANOWA (Carbo/Vitargo/Vextrago/Waxy Maize): Odżywki węglowodanowe o zróżnicowanym indeksie glikemicznym są podstawowymi mieszankami odżywczymi, stosowanymi w sporcie, w celu uzupełnienia energii podczas wysiłku oraz nadkompensacji glikogenu w okresie powysiłkowym.. ODŻYWKA BIAŁKOWA (WPC/WPI/WPH): Białko jest podstawowym budulcem tkanek organizmu ludzkiego, a najważniejszą z nich z punktu widzenia progresji sportowej jest oczywiście tkanka mięśniowa. Przy chęci uzyskania szybkich przyrostów beztłuszczowej masy mięśniowej zalecane jest spożycie dwóch bądź nawet trzech gramów białka na kilogram masy ciała. By zacząć taki tryb życia musicie mieć na start ok. 200 zł. Zrobić zakupy suplementów (powyższy zestaw razem 106 zł w tym 14 zł kurier za pobraniem na ponad miesiąc, niektóre suple na dłużej!), a także dobrze zaopatrzyć lodówkę w zdrowe składniki. Potem się przyzwyczaicie i zobaczycie, że to naprawdę takie same siano jak przy niezdrowym odżywianiu i melanżu, a nawet wychodzi taniej… Tak więc do roboty! Pamiętajcie: w zdrowym ciele zdrowy duch. A zdrowy duch jest znacznie trudniejszy do manipulowania. Zdrowe ciało zaś bardziej przygotowane do działania…Kibicowsko i politycznie. Ł.

KONFRONTACJA SZTUK WALKI 15 19.03.2011 – WARSZAWA (TORWAR) 19stego marca 2011 odbyła się kolejna gala Konfrontacji Sztuk Walki. Była to jej 15sta odsłona, a walki toczyły się tym razem w Stolicy. Nie byłem na gali na żywo, ale jak zapewne każdy z Was – oglądałem całą transmisję w TV i chciałbym podzielić się wrażeniami oraz uwagami. Było fajnie gdyż można było się skupić na sporcie, a nie na pajacowaniu w stylu Najmana itp. (chociaż przed kamerami trochę „dał czadu” Świerczewski…:-). Ciekawy zestaw par, ciekawe pojedynki. I nawet ta cała komercja odchodzi na dalszy plan ponieważ promocja uprawiania sztuk walki idzie w Polskę. Na co dzień oglądam raczej zawody jednej konkretnej SW, którą uprawiam, ale jak jest KSW to trzeba popatrzeć trochę na (modne – i dobrze) MMA…Tak więc jeśli chodzi o mieszane sztuki walki to na bank jestem laikiem, no ale jako nałogowy pismak – popisać muszę :-). Niestety nie była to udana gala dla biało czerwonych…a kolejni Warszawiacy przegrali swe pojedynki. KSW to z jednej strony lans wszelkich celebrites, którym wielki chuj w dupę (chociaż dla niektórych dewiantów z pierwszych stron gazet to pewnie przyjemność…), ale z drugiej to znakomita, masowa promocja zdrowego stylu życia. Dlatego jestem dużym zwolennikiem takich gal, bo niosą za sobą sporo dobrego – wielu dzieciaków i ich starszych kolegów łapie zajawkę na napierdalankę, uprawianie sportu i w efekcie ląduje zamiast w barze na sali treningowej. Oglądalność jest tak ogromna, że nie wierzę, iż tego typu efekt nie występuję u jakiegoś procenta widzów.

Strona

81

„DL” zine nr 1


ZDROWIE Transmisja rozpoczęła się w Polsacie Sport o 20:30 i mogliśmy rozkoszować się całkiem przyjemną napierdalanką aż do późnej nocy. Chyba nawet wolę oglądać to w telewizji niż płacić hajs i tam być, walki MMA to nie piłka nożna – lepiej chyba skupić się na dokładnej analizie sytuacji w ringu. Rozsiąść się wygodnie, postawić smakołyków i podpatrywać co tam kto wymyślił. Pełen chęci pstryknąłem czerwony przycisk pilota… Jak nigdy :-). Pojedynek numer jeden to Aslambek Saidov vs. Ruben Crawford. Na rozgrzewkę, na miękko. Kuzyn bardziej znanego w naszym kraju Czeczena zajmującego się MMA - okazał się lepszy… Szczerze mówiąc to nawet ciężko mi sobie przypomnieć w jaki sposób…Skupiłem się na kolacji :-). Następnie walczyło dwóch Polaków: Marcin Różalski vs. Marcin Bartkiewicz, a więc pierwsze emocje i skupienie uwagi. Różalski wyglądał jak Tong Po z filmu „Kickboxer”…z tym, że był to Tong Po nie tajski lecz satanistyczny….z wydzieranymi pentagramami :-). Tong Po nie był przekonywująco lepszy od swojego rywala, ale w pewnym momencie walki nie dopuszczono go do kontynuacji ponieważ krwawił i nie szło tego zatamować…Zresztą od początku KSW 15 lało się dość sporo krwi i białe rękawice uczestników nabierały z czasem barw patriotycznych :-). Walka nr. 3 to fight Michał Materla vs. Gregory Babene. Znowu nasz rodak, a zatem znowu samo z siebie - ciekawe. Michał skończył walkę w swoim stylu – Brazylijskiego Jiu Jitsu. Za rywala miał murzyna z Francji, który jest niezłym stójkowym wariatem…Tym razem jednak sobie nie pohulał, a Michał dał nam Polakom, nieliczną tej nocy satysfakcję i powód do dumy. Napierdalanka czwarta to Antoni Chmielewski vs. James Zikic. Polak z „bandy” KSW team, trzeba kibicować. Judoka, ale z poprawioną stójką…Potrzebna była dogrywka lecz wcześniej Polak doznał jakiejś kontuzji kolana i dogrywka była jednostronna na niekorzyść biało czerwonego. A dwie 5 minutowe rundy całkiem, całkiem… W Warszawie triumfował Anglik. Piątą ringową batalią była walka Polaka Karola Bedorfa z Rogentem Lloretem. Nasz rodak wywodzi się z BJJ, a więc liczono, że „przekula” w parterze swego rywala. Niestety to Hiszpan „przekulał” jego - lecz jest to jeden z najlepszych zawodników tej wagi na świecie. Zwinny, genialnie kontrolujący w parterze, nie dał szans Polakowi i nie było wątpliwości, że był lepszy. Nasz rodak zazwyczaj skulony w „żółwika” i do tego odwrócony plecami… Potem zaczęło być naprawdę ciekawie i interesująco. Polski mistrz taekwon-do ITF, potem dobry fighter MMA, kibic Legii oraz komentator sportów walki: Łukasz Jurkowski zmierzył się z naziolem o nazwisku Toni Valtonen. Jestem fanem Jurasa, a to, iż za przeciwnika miał typa z politycznymi dziarami – tylko potęgowało ciekawość z jaką zasiadłem do oglądania tego pojedynku! Zawsze oglądając Jurkowskiego czekam na prześwity z jego źródłowej sztuki walki (taekwon-do), bowiem na początku swojej przygody z ringiem lubił jeszcze pomachać nogami w stójce…Swego czasu Juras miał szkołę ITF w Warszawie, ale przez nadmiar obowiązków, urodziny dziecka i konkretne wejście w MMA odpuścił prowadzenie zajęć w koreańskich dobokach…Szkoda. Juras mówił, że Fin padnie jak faszyzm w 1944 roku, ale faszyzm do końca wtedy nie padł i nie padł także na ringu Valtonen…Valtonen, którego ubrali w bluzę gdyż ma tatuaż ze swastyką……Łukasz sprzedał kilka laczków, ale rozpoczynającą walkę obrotówkę złapał Fin i sprowadził go do parteru. I tak toczyła się większość walki, którą Jurkowski zdecydowanie przegrał…A, że była to jego 10ta porażka – zgodnie z obietnicą postanowił zakończyć karierę na ringu! Oznajmił to zebranej publiczności przez mikrofon ze środka ringu. Wcześniej wyszedł na niego w towarzystwie flagi z napisem „Waleczne serce” i znanym logiem „Taekwon-do Extreme” plus wizerunkiem zawodnika. Szkoda… będzie mi brakować Jurasa na polskiej scenie MMA. Jakby politycznych…zakrytych tatuaży i naziolstwa było mało – siódmą walkę stoczyli: nasz karateka Maciej Górski vs słynny Fin Niko Puhakka, który tak na marginesie po KSW poprowadzi seminarium MMA w Lublinie (tylko za 60 zł)! Lubię styl Górskiego, jako zwolennik stylów tradycyjnych z ciekawością oglądałem jego walkę w stójce oraz „karatową gardę” podczas KSW 14 oraz oczekiwałem tego również tym razem. Z kolei Puhakka znakomicie radzi sobie w parterze, no i ta „poker face” – hehe, typowa twarz skinheada. W każdym razie najbardziej czekałem właśnie na walki Jurkowskiego oraz Górskiego. Niestety obaj zawiedli…Górski bardziej starał się robić swoje lecz w pewnym momencie po akcji Niko sędzia przerwał walkę twierdząc, że Polak na chwilę „odpłynął”. Sam Góral nie zgadzał się z tą decyzją… Szkoda, szkoda – wielka szkoda. Ma chłopak serce i bardzo przeżywa każdą wygraną i porażkę. Podobnie jak judoka Antoni Chmielewski – Górski wszedł na ring w tradycyjnym kimonie od swojej bazowej SW. Puhakka w bluzie…wygrała polityczna poprawność, chociaż Niko swastyki nie ma i chyba mógł się trochę pokłócić. No, ale pewnie były odpowiednie –polityczno poprawnenaciski na organizatora. A lewactwo jak nikt inny lubi latać do prokuratury… Pojedynek nr. 8 to Jan Błachowicz vs. Thierry Sokodjou. Nasz tajski bokser ostatnio (KSW 14) efektownie znokautował swojego rywala w stójce, co jest tym co lubi się chyba najbardziej…Przynajmniej mi bardziej imponuje piszczel na twarz niżeli dźwignia, ale umówmy się, że to rzecz gustu. W każdym razie – walka Błachowicza również była smakowitym kąskiem tej nocy. I nie spodziewałem się, że „stójkową jakość” da mi nie Juras ani Górski, ani nawet Błachowicz ale…Afrykańczyk Sokodjou. Efektowne low kicki załatwiły nogę naszego tajskiego boksera i kolejny Polak poległ tej nocy…Murzyn ma przeszłość w Pride, ćwiczy w Stanach i pokazał różnicę między tamtymi fighterami, a naszymi najlepszymi…Jak stwierdzili komentatorzy: jest to przepaść. A naszego rodaka zniesiono na noszach z potężnym krwiakiem na lewej nodze… KSW 15 zakończyła walka naturalizowanego Czeczena Mameda Khalidova z Jamesem Irvinem. Nie jestem fanem tego typa, bo taki z niego Polak jak z koziej dupy trąbka, a więc fight obejrzany bez jakichkolwiek emocji. Do poduchy…Na dowidzenia z 15 galą KSW… Kolejna już w maju w Gdańsku…A na niej kolejny pojedynek Mariusza Pudzianowskiego oraz…zapewne wiele ciekawszych batalii. Wracając do naturalizowanego Czeczena – szybko zakończył swoją walkę przed czasem, poprzez efektowną dźwignię. Jego rywal olał galę i nie zrzucał wagi…był ok. 10 kg cięższy, ale muzułmanin przyjął wyzwanie. Gala moim zdaniem nawet nawet, przede wszystkim ciekawie spędzony wieczór i pół nocy podczas jej oglądania. Fajne nazistowskie postaci, dobrzy polscy zawodnicy – czego chcieć więcej? Może jedynie wycięcia pierwszych rzędów :-). No i zwycięstw Polaków…Tego najbardziej zabrakło. Mam jednak nadzieję, że po KSW 15 kolejne dzieciaki zamiast torby palenia wezmą torby treningowe i udadzą się na treningi! I to jest największy sukces tych transmisji. Ł.

PETROVSZKI ATTILA MMA. Kolejny zawodnik obnoszący się z naszymi poglądami politycznymi. Petrovszki Attila walczący ze wzorem Good Night Left Side. Podesłał GP. Zobaczcie zdjęcia, na youtube znajdziecie walki. Ł.

Strona

82

„DL” zine nr 1


ZDROWIE

IŚĆ SWOJĄ DROGĄ Jest sobota. Idąc na mecz miejscowej drużyny przez bloki, na których się wychowałem ogarniają mnie mieszane uczucia. Staję na skrzyżowaniu pod moim blokiem. Jest pusto, nikogo nie ma. Jeszcze kilka lat temu czekałaby na mnie ok. 20 osobowa ferajna udająca się na mecz. Dziś nie ma nikogo - zero, pustka, zostałem tylko ja. Trudno - idę sam. Na trybunie spotkam ostatnich fanatyków… szkoda. Kiedyś było inaczej. Sam pamiętam, jak z moich bloków na mecz wyruszało się dużą ekipą. Byliśmy młodzi gniewni i jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas czeka w przyszłości. Sobota była dla nas świętem! Każdy z nas chciał być kibolem :-). Mieliśmy dużo zapału. Chodziliśmy na siłownię (każdy miał być kabanem ;-). Razem spędzaliśmy czas, mieliśmy podobne spojrzenie na otaczający nas świat, które wpoili nam starsi koledzy. Mimo młodego wieku (od 13 do maks 16) byliśmy zafascynowani sportowym stylem życia (żadnych narkotyków oraz fazowania do rana). Cały czas siłownia i boisko. To było piękne. Mieliśmy swoje ideały i wierzyliśmy w to co robiliśmy. Kiedy inni tylko fazowali i ćpali, my staraliśmy się być lepsi! Ćpanie w naszej ekipie!? O nie! Tak mijały nam pięknie lata naszej młodości. Sport i walka! Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Niektórzy z naszej ekipy coraz bardziej pochłonięci kulturą hip-hopu i THC woleli fazy od chodzenia z nami na siłkę i mecze. Olewaliśmy ich! To oni byli idiotami! To oni szli na dno. My dalej robiliśmy swoje. Nasza grupa cały czas się kurczyła, odpadali kolejni, którzy nie dawali rady żyć sportowym stylem życia. To było dla nich za trudne. Woleli fazować, rymować i mieć wszystko w dupie. Takich jak my nazywali oszołomami (może nie mogli zrozumieć tego, że dla kogoś nie liczyła się faza, tylko ukochana ekipa piłkarska i Ojczyzna). Z roku na rok nasza młoda ekipa się wykruszała. Jedni wybyli za chlebem za granicę, drudzy dołączali do armii zombi –fazowiczów. Smutne, ale taka prawda. Z grupy około 20 młodych ludzi z moich bloków zostałem tylko ja. Jedyny który nie wciągnął się w narkotyki i bezsensowne konflikty z prawem (kradzieże i drukowanie pieniędzy na domowej drukarce tylko po to, by mieć na zioło to raczej głupota!). Szkoda. Szkoda wszystkich tych z nas, którzy nie dali rady. Ale co zrobić? Po dotarciu na stadion humor trochę mi się poprawia. Spotykam ludzi, którzy dali radę. Którzy dalej ćwiczą, dopingują i mają swoje zasady. Dobrze, że chociaż tu, na trybunie mogę czuć się w miarę normalnie z moim podejściem do życia. Stadion - ostatni bastion zdrowych normalnych ludzi. Co za ironia. Miejsce, które przeciętnemu Kowalskiemu kojarzy się z bandytami i faszystami (dzięki GW), jest ostatnią ostoją zdrowej młodzieży (i nie tylko). Oby zostało tak jeszcze długo! Tu na ukochanej trybunie czuję, że jestem u siebie. Szkoda tylko, że brakuje tu moich młodych gniewnych, którzy nie dali rady…. BĄDŹCIE AKTYWNI! NIE DAJCIE SIĘ!!! Vego

DO – JAK DROGA Przypominam, że teksty z działu „Zdrowie” nie mają na celu napinki, zaś mają stanowić publicystykę dla trenujących bądź mobilizację dla tych, którzy jeszcze się nie zdecydowali na rozpoczęcie swojej…drogi w sporcie. A jak to felietony z tego zina - mają charakter rozkminek bądź rozmów z samym sobą opartych na doświadczeniu własnym bądź innych. Przejdźmy do rzeczy. Sportowe życie powinno polegać przede wszystkim na małych, ciągłych postępach i małych osobistych sukcesach. Już pisałem kiedyś o tym, że metodą tych małych kroczków i realnego obrazu (siebie) w lustrze, można osiągać postępy. Ten proces nigdy się chyba nie kończy – trwa tak długo aż starczy nam sił do pracy. Zawsze bowiem może być lepiej, zawsze jest coś do poprawy i zawsze jest nad czym pracować. Piszący ten tekst miał ostatnio okazję przekonać się, że jeszcze jest tak naprawdę na starcie, jeśli chodzi o obiektywne spojrzenie na siebie na tle innych zawodników. Małe sukcesy, owszem – są, jest powód do dumy, zdrowe życie, ale to tylko ta jedna strona, wewnętrzna satysfakcja – że doszedłeś chociażby do tego miejsca. Obiektywnie zaś – wiele jest jeszcze do poprawy, nauki, wiele lat treningu…Kiedy zaś można nazwać się dobrym? I czy w ogóle? Bo to chyba nie my powinniśmy o tym decydować… Fajnie, że w ogóle człowiek ma jakąś pasję i „dopóki walczy – jest zwycięzcą”, ale nie można spocząć na laurach, zadowalać się tym sloganem i trzeba ostro cisnąć do przodu. Przełamywać kolejne bariery, wyznaczyć sobie cel na najbliższy rok. Ten poprzedni, jak się wydawało kilka lat temu – wielki cel - został zrealizowany. Dziś to co udało się osiągnąć wydaje się małe, ale tylko dlatego, iż apetyt rośnie w miarę jedzenia. I słusznie… Na tym polega postęp. Tak więc należyta satysfakcja – fajnie, że jestem gdzie teraz jestem, ale czas zarzucić torbę na ramię i rozpocząć kolejną drogę. Bo jest ciągle słabo… DO – tak w dalekowschodnich sztukach walki określa się ową drogę. Rozmawiałem kiedyś w wywiadzie na „Drodze Legionisty” z kumplem będącym dość doświadczonym zawodnikiem tajskiego boksu, który stwierdził, że ćwiczenie tradycyjnej sztuki walki nie przeszkadza w nacjonalizmie gdyż filozofię wschodu po prostu można odrzucić. Z tym, że DO (z karate-do, taekwon-do itp.) można czytać również po swojemu…Że sztuka walki to nie tylko pięść i stopa, ale i droga…niekoniecznie w sensie dalekowschodnim, ale droga każdego z ćwiczących, każdego zawodnika. Bo europejczyk, w tym Polak uprawiający sztukę walki – także uczestniczy w dalekiej drodze, dopiero jeśli tą drogę odpowiednio sobie wyznaczy – jego ręce i nogi zaczną śmigać tak jak trzeba. DO, droga to po prostu ogarnięcie swojej drogi przez uprawianie sportu, nadanie jej sensu, wyznaczanie kolejnych celów. Takie cechy charakteru jak pokora, samokontrola, silna wola i inne. A więc bez drogi (DO) duchowej, bez pracy wewnętrznej – nie będzie sukcesu i postępu w sztuce walki. Chaos nie zrobi z nikogo zawodnika utrzymanego w dobrej formie. Azjaci wiedzieli więc jaki człon umieszczają w nazwach swoich sztuk… Jest on niezbędny. Tyle, że u nich łączy się to z medytacją, buddyzmem, w Europie nie jest to konieczne. Inna mentalność, inne cele… Kiedy zaczynasz - najpierw sala treningowa uzmysławia Ci jaki jesteś cienki…A kiedy szedłeś na nią, byłeś taki pewny siebie. Gdy ćwiczysz już jakiś czas i wyróżniasz się na sali – kolejną lekcję pokory dają Ci pierwsze zawody sportowe. Cofnięcie stanu umysłu, „wszystko zaczyna się od nowa”, znowu potrzeba pokory, silnej woli i upartości w dążeniu do celu. Znowu jesteś słaby… Czy jednak na pewno tak jest? Owszem…ale z jednej strony, tej zawodniczej. Twe wnętrze cały czas się rozwija prawidłowo, mobilizuje się od nowa, musisz się znowu zmusić do pracy. Odnaleźć tą siłę. Żyjesz…pełnią życia. Przed chwilą dowiedziałeś się na macie, że wiele jeszcze brakuje…Ale przynajmniej znasz prawdę o sobie. Tą najprawdziwszą… Głowa zatem do góry gdyż to trochę wyższy poziom wiedzy o sobie niżeli przedlustrowa napinka w bluzie hooligan, hee? Może więc nie jest tak źle? Może to innym wydaje się, że jest z nimi dobrze? Zapewne DO każdego z ćwiczących da mu po latach odpowiedź… PS: A tak w ogóle to według walczących z kibolami mediów uprawianie sztuk walki jest zbrodnią…W latach 90tych było źle bo kibic był pijany, a gdy wziął się za siebie – też jest źle z powodu trenowania. Czyli chyba musimy strzelić sobie w łeb by byli usatysfakcjonowani… PPS: Informacja o KSW 16 znajduje się w dziale „O wszystkim i o niczym”. Ł.

Strona

83

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI

O WSZYSTKIM I O NICZYM Jak to mówi słynny już w całym kraju „hardcorowy koksu” – „nie ma opierdalania sjjjee”, a zatem czas na kolejne „O wszystkim o i niczym” :-). Swoją drogą owy „hardocorwy koksu” nieco głupi, ale żonę ma, pasję ma, sport uprawia (kulturystyka to przecież mega wysiłek psycho fizyczny, nie tylko koksy!), a nawet na jednym z filmików pojechał z nielubianym w „DL” alkoholem :-). Kasę chyba też kosi…lepsza taka „gwiazda Internetu” niż Lech Roch Pawlak, hehe. No, ale przejdźmy do rzeczy, czyli kibicowsko-sportowopolitycznej rzeczywistości. 1.01.11 GKS PRZEPRASZA ITI Smutni ludzie Mariusza chcieli od Bełchatowa 300 tysięcy złotych za „krzywdy” jakich rzekomo doznali przez wywieszenie przez fanów Legii transparentów m.in. o Wejchercie oraz poprzez okrzyki anty ITI. Ostatecznie skończyło się na ugodzie oraz przeprosinach ze strony działaczy GKS. Ugodą zakończył się także sądowy spór o naruszenie dóbr osobistych między Stowarzyszeniem "Wiara Lecha" a członkiem zarządu Legii Warszawa Jarosławem Ostrowskim. Chodziło o wywiad dla wybiórczej, w którym gruby oczerniał kibiców z Poznania. 8.01.11 LEGIONIŚCI NA PIELGRZYMCE KIBICÓW 8 stycznia 2010 odbyła się III Pielgrzymka Kibiców. Nie zabrakło przedstawicieli Legii z flagą wyjazdową OFMC. Relacja i galeria ze strony Rakowa (jedno z ujęć znajduje się obok): Pielgrzymka z Częstochowy była też tematem aktualizacji na: http://zyleta.info/?p=645 . SPROSTOWANIE ZE STYCZNIOWEGO „TMK” Do magazynu „To My Kibice” napisał fan Okęcia Warszawa, odnośnie mojej relacji z 11.11.10. Cytuję: „W ostatnim numerze TMK (111) zaszła pewna pomyłka w artykule „11 listopada Marsz Niepodległości”, dotycząca błędnego rozpoznania barw. Otóż w Warszawie na Marszu była obecna grupa kibiców RKS Okęcie Warszawa, a nie Lecha Poznań. Dokładna liczba kibiców RKS-u na marszu to 5 w barwach biało- niebieskich”. Drogi fanie Okęcia – na Marszu było ok. 2.500 ludzi, 5 osób w szalach RKS nie widziałem, ale na zbiórce mijałem o metr kilkunastu Pyrusów w barwach :-). Lepiej najpierw się upewnić, a potem pisać sprostowania. Pozdrowienia. Z WYWIADU Z FANEM KARPAT KROSNO… Zostajemy w styczniowym TMK. Wywiad z Siksą, starszym fanem Karpat Krosno. Pytanie redaktora: „Który z meczów, który widziałeś na własne oczy był dla Ciebie najlepszym? Opowiedz o tym wydarzeniu coś więcej.” Odpowiedź fana Karpat: „Było kilka ciekawych meczów. Do tej pory wspominam Puchar Polski z Legią, był to rok 1992, 13 tysięcy ludzi na stadionie w Krośnie, ogólnie święto. Każdy, kto miał bilet na mecz pokazywał go w szkole i miałeś usprawiedliwione lekcje. Ogólnie szał (…).” Ciekawe gdzie jeszcze zostaliśmy dostarczycielem wspomnień na całe życie? Myszków, Sanok, pewnie Zamość, Poznań :-)…Pamiętajmy kim jesteśmy. Legia Warszawa! 11.01.11 W ROSJI CIĄGLE SIĘ DZIEJE 11.01.2011 - miesiąc po wiadomym wydarzeniu, na ulice Moskwy znów wyszli nacjonaliści. Policja nie dopuściła do większych zamieszek. Sporo osób miało koszulki z napisem „The authorities are in a coma, the Caucasians are having fun, we must defend ourselves" – mniej więcej: „Władza śpi, Kaukazi się bawią (albo mają zabawę) musimy bronić się sami”. Ponoć manifestacje mają odbywać się co miesiąc o czym pisał autonom.pl. NIE MA LEGII NIE MA HITU :-) Około połowy wolnych miejsc zostało na hali w Poznaniu podczas tegorocznego styczniowego Remes Cup. Niech organizatorzy zaproszą w przyszłym sezonie Legię – znowu będzie pękać w szwach. Młoda Legia grała zaś w styczniu na dwóch turniejach halowych, które zgromadziły jej fanów, ale głównie kibiców mniejszych klubów prolegijnych (m.in. Legionovia, Dolcan, OKS Otwock i inni). PRZETERMINOWANA CIEKAWOSTKA „We Francji studenci i demonstranci, w Serbii chuligani i faszyści" – taki ciekawy transparent zaprezentowali fanatycy Zvezdy podczas 139 derby Belgradu (październik 2010). „ATAK CHULIGANÓW” W Krakowie chowają się przed nożami po śmieciarkach, w Czechach piłkarze…Odry Wodzisław chowają się…przed swoimi kibicami – i tak leciał „sensacjami” sezon ogórkowy 2011… Tak w związku z tym – jeśli ktoś nie czytał artykułu poświęconego styczniowym wydarzeniom to polecam: http://sport.interia.pl/pilka-nozna/1-liga/news/czechy-atak-chuliganow-na-polskich-pilkarzy,1586035 . Powiem Wam szczerze, że chciałbym zarabiać na życie jako pismak (rzetelny rzecz jasna, nie łowca tanich sensacji) i zawsze jak czytam takie artykuły to uważam, że świat jest niesprawiedliwy. Kto temu debilowi dał pisać za hajs? Ewa Sonet by lepiej napisała o swoich cyckach… Nie chce mi się wyławiać wszystkich fragmentów, które spowodowały śmiech politowania więc wyróżnię najlepszy. „Wkroczyli na sztuczną murawę boiska i zaatakowali piłkarzy obrzucając ich stekiem wyzwisk i groźbami karalnymi"…to ci kurwa atak. W Argentynie i Grecji są aż zazdrośni. A jak Ci się nie podoba treść mojego zina to uważaj…mam w zanadrzu niejedną groźbę karalną :-). 2.02.11 WIESŁAW GILLER – PAMIĘTAMY! 2gi luty to pierwsza rocznica śmierci właściciela starej dobrej „Naszej Legii” Wiesława Gillera. Pamiętam jak dziś wielki wpływ jaki miała na moje kibicowanie Legii ta gazeta. Co tydzień odłożona lektura, zajawka na czytanie o drużynie i kibicowaniu. Wszystko bez cenzury i widziane okiem kibica, a nie jak dziś – klakiera ITI. Mam czyste sumienie, bo kupowałem ją do ostatniego numeru…I przez wiele lat stanowiła jedną z najważniejszych części każdego mojego tygodnia. Dzięki Panie Giller! Tak samo jak za wszystkie inne akcje na rzecz naszej Legii. A my mamy nauczkę – jeśli jest coś dobrego i niezależnego, wspierajmy to, nie dajmy temu zginąć… LEGIA NA CZELE Dwie oprawy Legii zostały wybrane jako najlepsze choreografie wszechczasów do roku 2002 w Polsce. Zwyciężyła „Witamy w piekle”, po której nastąpiła słynna awantura z Widzewem na murawie. Legia!

Strona

84

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI RADOVIĆ O „ROZMOWIE WYCHOWAWCZEJ” Radović pamięta sytuację po meczu jesiennym w Lubinie, kiedy do autokaru piłkarzy podjechali kibice. „Oprócz mnie wyszli też Tomek Kiełbowicz, trener Magiera, trener Skorża. Naprzeciwko nas było 40-50 osób z ekipy, hmmm, jakby to powiedzieć, po której widać, że dużo czasu spędza w siłowni. To nie było sielankowe spotkanie. Rozumiałem ich rozgoryczenie, zajmowaliśmy 13 albo 14 miejsce w tabeli, a oni jeździli za nami po kilkaset kilometrów i patrzyli, jak ciągle przegrywamy. Po tamtej wizycie było zwycięskie spotkanie z Lechem w Warszawie, z dramatycznymi okolicznościami, gdy całą drugą połowę graliśmy w 10. Wtedy coś się ruszyło" - wspomina na łamach „Przeglądu Sportowego” Serb. No proszę, nie żali się tylko mówi, że rozumie. I o to chodzi… 6.02.11 MOŁDAWIA 0–1 POLSKA 6 lutego, po godzinie 20:30 reprezentacja Polski zagrała z Mołdawią mecz towarzyski. Jako, że ostatnim meczem, który widziałem był Polonia Bytom – Legia na jesień, postanowiłem go obejrzeć. Tęsknota za futbolem jest naprawdę wielka, mimo iż ostatnio Smuda robił wszystko by do końca obrzydzić kadrę. W składzie zagrali Borysiuk, Rzeźniczak, debiutant Kucharczyk oraz Gol. Portugalski sparing stał na żenującym poziomie i patrzenie na zmagania grajków było prawdziwą męką…Czyżby to próba generalna przed wiosenną ligą :-)? Mecz odbył się na kameralnym stadionie przy niewielu widzach. Była jednak spora grupa Polaków, z klubowymi flagami i dopingiem. Bluzgano PZPN oraz policję. 7.02.11 TRWA BUDOWA STADIONU LEGII Trwa budowa ostatniej trybuny na nowym stadionie Legii – obecnie czekamy na dokończenie głównej. Będą tam oczywiście najdroższe miejsca. Jak informuje serwis legioniści.com: miejsca na trybunie zachodniej za cały sezon 2011/12 kosztują odpowiednio 10 i 15 tysięcy złotych. Rozumiem, że Błędowski „burżujów” złapie za wszarz i wpierdoli do namiotów. A jak? Zdjęcia trzeba zrobić i karty kibica wyrobić. Wszak każda osoba to potencjalny bandyta – tym bardziej łysy…A jak wiadomo „burżuje” zazwyczaj są łyse…to co, że ze starości :-). 9.02.11 NORWEGIA 0-1 „DRUŻYNA O NAZWIE POLSKA” W drużynie Smudy pojawił się (mimo zapewnień selekcjonera z początku jego „kadencji”) Brazylijczyk Roger. Z tego powodu o czymś takim jak reprezentacja Polski w piłce nożnej niestety znowu nie może być mowy…Wielka szkoda, liczyłem, że Smuda przerwie to szaleństwo, ale jak już wspominałem – jest marionetką i hipokrytą. Roger, Olisadebe…Arboleda – nigdy nie będziecie Polakami! Fuck off Euro 2012. GODZINKOWE ROZKMINKI Jeden z miejskich parkingów gdzie ludzie odrabiają godzinki „na rzecz miasta”, czyli pokutują za grzechy. Statystycznie najwięcej skazuje się…pijanych bądź ledwie pijanych rowerzystów. Po 100 godzin za ledwie wypite…milicja bez kitu nie ma co robić. Pamiętam jak mnie niemal siłą zgarnęli spod klatki do auta, bo byłem łysy i jechałem na rowerze. A jak łysy to pewnie pijany…no cóż mieli pecha i z widocznym rozczarowaniem mnie puścili. No, ale ja dziś nie o tym, że psy zajęte są dupą Maryny kiedy dzieciom dzieje się krzywda przez patologiczne rodziny itd. … No powiem Wam, że w naszej kochanej Polsce to są asy…Bo jak inaczej nazwać 50 letniego siwego, który wygląda jak miły dziadziuś, a siedział 11 lat za chyba wszystko co możliwe? Podjeżdża na parking jakaś szycha, odjebana panienka typu prezes najnowszym błyszczącym samochodem…Dziadek odśnieża jej obok miejsca parkingowego…Słodka mina + „dzień dobry pani kochana, proszę zobaczyć jak ładnie pani odśnieżyłem”… do tego gest ściągnięcia czapki i małego pokłonu dla damy…Och, ach…Pani odwzajemnia uśmiech i dziękuje, udając się do miejsca pracy…Po chwili dziadziuś sprawdza na parkingu czy może ktoś zapomniał bądź źle zamknął furę…w tym podnosi klamkę owej pani… O co chodzi? Żyjemy w świecie pozorów. Trzeźwego łysola z twarzami bandytów wciągają do milicyjnego auta by dmuchał w alkomat, a „ten miły dziadziuś” z parkingu to złodziej…Stereotypy, osądy, patrzenie z góry…Ciężko się czasami porusza po tej planecie i na to wszystko patrzy. LEGIA ZORGANIZUJE PIŁKARSKIE KOLONIE… …podał portal legioniści.com. Wiem, że to w sumie patologia śmiać się ciągle z właścicieli własnego klubu, ale z ITI nie można inaczej…Kiedy to przeczytałem zastanawiałem się czy będą mieli ciepłą wodę, bo Legia jak dotychczas dała ciała przy obu zgrupowaniach pierwszej (!) drużyny. To co jeszcze u dzieciaków?…A tak poważniej: kolonie sportowe, do tego z instruktażem zdrowego odżywiania to świetna sprawa. Walczyć, trenować! 22.02.11 „GW” A „DL” „Gazeta Wyborcza” powołała się w swoim tandetnym artykule o manifestacji (w sprawie Kosowa) na „DL”. Mimo, iż nieco mnie to irytuje to w sumie dzięki marnej moim zdaniem jakości dziennikarzy tego tytułu – „DL” wypływa na jeszcze szersze wody. A zatem redaktorki dodają zinowi prestiżu wśród tzw. masy. Kiedyś wybiórcza załatwiła nowych czytelników portalowi autonom.pl – wrzucając pełnego linka do ich materiału. Ponoć weszło z niego kilkaset osób…Kto wie – może wąsaty Henryk, fan Platformy i Michnika wpisze tajemniczą nazwę „Droga Legionisty” w google i dostanie olśnienia :-)? Tylko pamiętaj Heniu – kiedy już przerzucisz się z „GW” na „DL” musisz zgolić wąsy i nieco schudnąć. No i nie głosować na Platformę… 26.02.11 PREMIER LEAGUE PRZY KAŁUŻY :-)… …powiem Wam, że 25 lutego spodziewałem się wygranej, porażki…ale nie spodziewałem się tak dobrego i ciekawego meczu. Pamięta ktoś tak fajne spotkanie jak Cracovia- Legia na inaugurację jakiejkolwiek rundy (jesiennej bądź wiosennej) w wykonaniu naszego zespołu? Jeśli tak to proszę (całkowicie poważnie) o maile na redakcyjny adres. Mi się pierwszy mecz Wojskowych po okresie przygotowawczym kojarzy z jakimś 0-0, albo bezbarwnym 1-0 z cieniasami…a ostatnio nawet gorzej. Czy słusznie? Nie mam czasu na statystyki. Dzień po Krakowie obejrzałem sobie ten mecz na komputerze, po wcześniejszym pobraniu go z forum Legii (temat „Legia TV”). Po zobaczeniu na ekranie – mecz wydał mi się jeszcze lepszy niż na żywo. No i chyba powinniśmy go wygrać…W 28’ minucie kontrowersyjna sytuacja – możliwe, że sędzia powinien wskazać na środek boiska po tym jak bramkarz „Pasów” wyjął piłkę zza linii bramki. Karny też kontrowersyjny…ba – pojawiają się plotki i teorie dotyczące przekupstwa. Może… Akcja Legii z 19’ minuty to coś co bym chciał zawsze oglądać w grze Legii…Rzeźniczak jak dzieci mija dwóch obrońców rywala, idealnie dośrodkowuje, a Hubnik niczym rasowy napastnik uderza na bramkę. Bardzo dobra interwencja bramkarza Cracovii spowodowała, że „Pasy” nie przegrywały od wspomnianej minuty 01…Takie akcje (były i inne!), 3 bramki – mówcie co chcecie, ale często tego w drużynie Legii nie ma. Kolejne mecze dadzą nam odpowiedź na co stać ten zespół…Gra lepsza od wyniku, tak to można podsumować…i dodać, że szwankowała defensywa oraz ręce Skaby, z których często wylatywała piłka. Jak bowiem nie byłby ciekawy ten mecz – trzeba zwrócić uwagę na to, iż sytuacja się odwróciła – dobrze graliśmy w ofensywie, a słabo w obronie, zazwyczaj bywało odwrotnie…Trzeba to poprawić, bo 3 bramki w plecy z ostatnim zespołem ligi mimo wszystko chluby nie przynoszą… NIE KRYTYKUJĘ… …Chinyamy za beznadziejny mecz w Krakowie (zagrał kilkanaście minut, a zanotował najwięcej strat!) z tylko jednego powodu…Kiedy przyjdzie jego lepszy mecz i da nam zwycięstwo – i tak nie przejdzie mi przez gardło (czy tam palce) by go pochwalić :-). I kto tu mówi, że białasy są niesprawiedliwe? Świetnie zagrał natomiast Rzeźniczak, który prowadzi się chyba najbardziej jak na sportowca przystało, z całej obecnej kadry CWKS. Tylko ten syndrom płaczka i przeszłość w pejsach…Pokutuj Kuba, pokutuj. STRONA CWKS ZNOWU AKTUALIZOWANA! Jest ciągle grupka maniaków, która nie zapomniała o CWKS Legia z Ligi Okręgowej. Za czasów konfliktu wspomagaliśmy chłopaków czasami w grubych setkach…Warto interesować się co słychać u tego zespołu: http://cwks.legia.net . Strona znowu aktualizowana! Podaj dalej…

Strona

85

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI ST.PAULI…GEGEN DEUTSCHLAND! A teraz ciekawostka pokazująca co się dzieje gdy da się rozkręcić lewakom. Niemiecka „ekipa” z Hamburga, wszystkim znana lewacka St.Pauli – wywiesiła transparent…”Gegen Deutschland”. Niemcy przeciwko Niemcom? Nie inaczej…Zresztą to tam lewactwo płakało, że wywieszanie flagi narodowej na ulicach jest…szowinizmem! Obok zdjęcie transparentu…A my pamiętajmy jak lewactwo zachowywało się po katastrofie smoleńskiej (imprezy okolicznościowe m.in. na Rozbracie w Poznaniu) i zastanówmy czy chcemy mieć w kraju całkowity brak zasad…GNLS! 28.02.11 „MIKI” RIP Teraz trochę historii. Niedawno mijała rocznica pewnego morderstwa. 28 lutego 1975 w Rzymie przez lewaków został zastrzelony Mikis "Miki" Mantakas. Mantakas, student greckiego pochodzenia należący do Frontu d'Action National University (FUAN). Podczas procesu członków bojówki lewackiej sądzonych za podpalenie 16 kwietnia 1973 roku mieszkania Mario Mattei, w którym zginęło dwóch jego synów (10 i 22 lata!) dochodzi do walk pomiędzy prawicą, lewicą i pilnującymi gmachu sądu karabinierami. Bodajże 3 dnia procesu grupa około 100 "czerwonych" atakuje siedzibę MSI (Italian Social Movement), w której znajduje się ok. 25 włoskich nacjonalistów min Mikis. Budynek zostaje obrzucany butelkami z benzyną, padają strzały. Mantakas pada zabity podczas próby wydostania się z budynku. 1.03.11 KIBICE ŻOŁNIERZOM WYKLĘTYM Dnia 1 Marca obchodziliśmy po raz pierwszy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Z tej okazji kibice przeprowadzili w Polsce szereg akcji. Wspomnę o kilku z nich. Fanatycy GieKSy zrzeszeni w nieformalnej grupie „Katowiccy Patrioci” (kolejna!) postanowili przypomnieć mieszkańcom Katowic o naszych bohaterach. Rozdali ulotki, wywiesili transparent itp. , więcej informacji tutaj: http://www.sk1964.pl/1-marca-narodowy-dzien-pamieci-zolnierzy-wykletych . We Wrocławiu kolejna świetna manifestacja – 500 osób w tym nacjonaliści, a także fanatycy Śląska i Sparty (z zajebistą flagą ze skreślonym Jaruzelem). A teraz coś bardziej ze swojego podwórka, czyli Szczecin i relacja zyleta.info: http://zyleta.info/?p=1577 . Kibic – najzdrowsza tkanka tego społeczeństwa! Fani Legii 1 marca byli na meczu PP w Chorzowie. ZVEZDA PAMIĘTA O POLAKACH… Obok wrzucam zdjęcie transparentu ze spotkania Zvezda - FC Smederevo. Z CYKLU – LEWACTWO STRZELA SOBIE W STOPĘ… …a strzela sobie po prostu mówieniem prawdy o swoich przekonaniach gdyż nikt normalny ich nie zaakceptuje :-). W takim zabawnym lewackim zinie pełen kompleksów lewacki redaktorek pyta „antyfaszystowskiego kibica Babelsberg” (Niemcy): Czy wybieracie się do Polski na Euro 2012? Na co lewacki kibic, który wcześniej stwierdził, że „chuliganka jest głupia”: „Nie!!! Narodowe rozgrywki nie są wpierane przez nas…podczas każdych mistrzostw świata mamy fajną zabawę, kiedy staramy się ukraść jak najwięcej flag i spalić je lub używamy ich wycinając żółty pasek i mamy czerwono-czarną flagę! (kolory niemieckiej flagi: czarny, żółty i czerwony). To patriotyzm sprawia, że imigranci są deportowani w świetle prawa, więc oglądanie w telewizji meczów reprezentacji i jej kibicowanie jest głupie! Naprawdę, nikt nie może być dumny ze swojej narodowości”. Wszystko jest głupie! Chuliganka, narody, reprezentacje…zostańmy lewakami, nie będzie niczego :-). A na koniec żaden zespół nie będzie mógł wygrać, będziemy grali tak by nikt nie rywalizował (czyli nie poniżał drugiego…) – jak hipisi z USA opisani w książce niejakiego Jankowskiego (o ile dobrze pamiętam „Hipisi. W poszukiwaniu ziemi obiecanej”). Alle luja! BYĆ LEWACKIM…JAK POLONIA (HEH) Ten sam zin, który daje mi sporo zabawy i radości :-). Wywiad z „kibicem antyfaszystą” jakiegoś rosyjskiego KS Mosenergo. Opisując historię powstania swojej patologicznej gejowskiej „ekipy” pisze takie zdanie: „Dzięki BTF, Mosenergo buduje image klubu antyfaszystowskiego, tak jak niemiecki St.Pauli albo też polska Polonia. Na ten moment BTF ma około 10 członków”. To ci kurna ekipa…10 osób…(może ustawicie się z Polfą Tarchomin, z całym szacunkiem do Polfuni? :-). Tym bardziej jak na warunki rosyjskie gdzie takie CSKA ma „sześćset” bojówek „po 100 osób” każda…Że tajniak za tajniakiem się wpierdala. A ta polska Polonia obok niemieckiego St. Pauli … :-). Lewacy….piszcie artykuły, róbcie wywiady. Jest wesoło. SPIDERMANY CZY ZAPAŚNICY Z WIDZEWA? Mecz z inauguracji rundy wiosennej w Poznaniu, Lech- Widzew. Prócz Spidermana, gwiazdy Wrestlingu przychodzi mi jeszcze na myśl jakiś hmm sado maso? Oceńcie sami.. Fotka wyżej. ROZSTRZYGNIĘCIA W POLSKIM HOKEJU Z naszej ligi hokeja do wyższej klasy rozgrywkowej awansował TKH Toruń. Grać w 2011/2012 będziemy m.in. z Naprzodem Janów, który jest FC Ruchu i spadł… Mistrzem Polski została znowu Cracovia Kraków. Na jej hali o pojemności 2.500 widzów zasiadło 4.000 w tym wielu fanatyków. Pasy na lodowisko wjechały z bramą, przeganiając ochroniarzy (gazowali). Całkiem sympatyczny finał. „MARSZ, MARSZ BANDROWSKIE…” Weszlo.com jako jedyny popularny serwis (?) wprost pisze o naturalizacji Arboledy i innych „nie Polaków”. Tym razem przeprowadzili wywiad oraz nagrali część „hymnu” wyśpiewanego przez Kolumbijczyka. Weszlo kilka razy mieli wtopy, niepotrzebnie pisali o kilku kwestiach, ale zazwyczaj trzymają poziom… Tutaj link: http://www.weszlo.com/news/6482 . Arboleda - nigdy nie będziesz Polakiem! Zbliża się Euro to zapragnął być biało- czerwony…żenada. A pozostając przy tym temacie, warto przeczytać to: http://www.futbolnews.pl/informacje/flesz-news/art,16672,melikson-gra-dla-polski-pomysle-jak-dostanepowolanie.html . Tę sprawę również skomentowało weszlo.com: http://www.weszlo.com/news/6491 . Kto jeszcze? Kadra skończyła się wraz z przyjściem Olisadebe…Wcześniej było utożsamianie się i emocje. Pamiętacie jak na Polska-Anglia’99 cisnęli na boisku, jaki to był zajebisty remis i zajawka? Angole byli gorsi zarówno w parku (choć tego nie widziałem niestety) i na murawie :-). Byli gorsi od POLAKÓW! Bez wsparcia z zewnątrz…A teraz po najkrótszej linii…bez wysiłku, byle coś ugrać na komercyjnych Mistrzostwach Świata zwanych Mistrzostwami Europy. Żenada, bojkot… Bawcie się same.

Strona

86

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI FACET OD PIERDZENIA… A jeśli już jesteśmy przy weszlo.com to nie sposób nie zahaczyć o ten tekst: http://www.weszlo.com/news/6478 . „(...) Niech jednak Mareczek nie próbuje udawać kogoś, kim nie jest. Był w Legii gościem od pierdzenia w tunelu przed meczem albo od wylewania wiadra wody na srającego kolegę, a teraz próbuje wskoczyć w dyrektorskie buty i zgrywać ważniaka(…)”. Padłem :-). Z CYKLU „W ANGLII TO SOBIE PANIE PORADZILI” „(…)Chcemy brać przykład z Anglii, gdzie wszyscy grzecznie siedzą i nie śpiewają brzydkich piosenek takich jak „Fuck the Jews, oh fuck the Jews”, czy „Adebayor, Adebayor, your father was an elephant, your moher was a whore” (pierwsza o Tottenhamie Londyn, druga o byłym piłkarzu Man City)(…)”. Cały tekst tutaj: http://wybrzeze24.pl/gazeta-gdanska-felietony-komentarze/o-porzadnych-kibicach . Anglia? Kultura panie, tylko w Polsce kibol przeklina i jest rasistą… SPROSTOWANIE W 1988 roku po raz pierwszy użyto gumowych kul w kierunku kibiców, a miało to miejsce na stadionie Ruchu Chorzów. Takie źródło podaje książka M.Filipiaka, „Od subkultury do kultury alternatywnej. Wprowadzenie do subkultur młodzieżowych” (Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 1999). Prostuje sam siebie gdyż przy opisie ekipy Cracovii napisałem, że po raz pierwszy psy strzelały na Arka- Lechia w latach 90tych…I taka chyba krąży wersja. Ciekawe… BĄDŹMY AKTYWNI Jakiś tam Heniek, czytelnik „Gazety Wyborczej” – po prostu kupuje ten tytuł, bo leży zawsze z wierzchu, kojarzy go z reklam i pasuje mu do kawy w przerwie na magazynie…Jest ich, Heńków wielu – to fakt. Ale oni raczej czytają i rzucą to w kąt…Przeciwników GW również jest wielu – chociażby wszyscy kibice. Heniu od nas kibiców różni się tym, że nie puści wieści o poziomie gazety w świat, najwyżej wśród najbliższych znajomych…czy też wśród takich samych jak on, Heńków – zamkniętych w pracy i stojących pod sklepem z piwem. My działamy…znamy ludzi, tworzymy strony internetowe, transparenty, oprawy, organizujemy manifestacje i akcje informacyjne…Mamy też ze sobą część niezależnych bądź prawicowych publicystów…Kiedyś karta się odwróci! Tylko szkoda, że oni maja prawo głosu…Róbmy swoje… PADNIESZ SZMATO …jak chociażby swoje robi weszlo.com. Walcząc z dziwnymi redaktorami gazetki. Tu kolejna notka: http://www.weszlo.com/news/6496 . Trzeba ich punktować. Konsekwentnie i każdy musi dać z siebie wszystko - ile może, a także wykazać się cierpliwością. W taki sposób osiąga się wszelkie sukcesy. I w taki sposób będziemy zmniejszać też nakład wybiórczej…Pokazywać jej prawdziwą twarz. A po nas przyjdą następni, którzy będą robić to dalej… Wygramy! Nie dziś, nie jutro, ale wygramy. Tandeta nie może pokonać ludzi…Nie pokona. Być może szmata będzie wychodzić, bo nigdy nie będzie idealnie, ale by zachowana została równowaga – my także musimy być stale na nogach… 20.03.2011 JÓŹWIAK W „CAFE FUTBOL” Cenzurująca stacja Polsat, przeciętny program CF, broniący się głównie świetnym zawsze Kowalczykiem…20 marca zaproszony został Jóźwiak, trzeba było pobrać odcinek i rzucić okiem. Dyrektor sportowy powspominał trochę z pulchnym Kowalem Sampdorię i można było przejść do szarej teraźniejszości…Mnie zaciekawiło polecanie przez Romana „Arboledy” Kołtonia polskich piłkarzy do Legii. Kto jak kto ale on, fan naturalizacji? Hipokryta. 20.03.11 DEN HAAG 3–2 STOWARZYSZENIE HOLENDERSKICH ŻYDÓW „AJAX” Kiedy Legia grała w Bełchatowie, nasi holenderscy przyjaciele z DH podejmowali u siebie Ajax Amsterdam. Mecz rozpoczął się o godzinie 12:30. Na meczu wisiały flagi Legii: „Legia” a także osiedlowa Jelonek. Prócz tego masa barw miejscowych, co powodowało, iż młyn DH prezentował się nieźle jak na warunki holenderskie. Odpalono też sporo pirotechniki. W pierwszych minutach część publiczności mogła się zdziwić ponieważ na stadionie Den można było usłyszeć: „Złodzieje i pijacy są – kibice z Warszawy…”, oczywiście po polsku - w wykonaniu Legionistów. Mecz wygrał Den Haag i choć mistrza nie zdobędzie to chociaż oddali od niego zespół w pejsach…Tak trzymać. Ujęcia wycięte z fotorelacji zamieszczonej na legioniści.com. 21.03.11 PRZECIWKO POLSCE Widzieliście, co 21wszego marca działo się w programie „Tomasz Lis na żywo”? „Najlepiej ubrany”, na którego patrzeć nie mogę (niestety, tego wieczora nie wiedząc czemu poległem…) rzucał gazetami Bubla wrzeszcząc o antysemityzmie zoologicznym…Pomijając fakt, iż Bubel działa tak jakby był od nich i dawał im argumenty, to jego gazety kosztują po 9 zł i nikt tego nie kupuje…Nie wspominając o braniu ich na poważnie. Nic to…zrobili z tego poważny polski problem, podobnie jak z wystąpień jakiegoś czubka, którego zresztą nie znam. I w oparciu o to przekonują, że Polacy to straszny naród, który powinien rozliczyć się ze swoją potworną historią i szowinizmem…Dziwne. Przecież nikt nie mówi, że wszyscy nasi rodacy byli szlachetni i wspaniali, ale nie oznacza to, że trzeba wydawać bzdury w stylu Grossa i robić z tego (domysłów, niedomówień) bohaterskie walenie się w pierś. W pierś walą się ci, którzy pięknej historii Polski nienawidzą, chociażby jak feministka z typowo lewackim wyrazem mordy – Szczuka. Żydów przepraszał za Polaków Kwaśniewski, Gross (ktoś ostatnio podał jego książkę do prokuratury, oburzony oszczerstwami i kłamstwami), a teraz Tomasz Lis ze swoimi gośćmi. Kto dał im na to przyzwolenie? A założę się, że w przypadku „II wojny światowej bis” to „faszyści” pomagaliby żydom i innym ściganym, a Lisy, Szczuki i inne Kwaśniewskie spierdalałyby z kraju pierwszym lepszym…Żeby rączek nie pobrudzić oraz garnituru nie podrzeć. Myślicie, że to nierealny scenariusz? ZAMIANA Centrala „zamieniła” karę zamknięcia Żylety po meczu Legia- Groclin na karę 45 tysięcy złotych kary! Za jakieś dwa świecidełka, które nie leżały na murawie minuty…Powtórzę się – co za czasy…Nie dajmy się! NOWY WYWIAD Z FANATYKAMI CSKA MOSKWA Fragment: „Co chyba naturalne, najbardziej nienawidzimy Spartaka. Ale nawet ta rywalizacja odchodzi na drugi plan w przypadku rywalizacji z drużynami kaukaskimi. To ważniejsze niż piłka nożna. Kaukaskie, muzułmańskie drużyny są wprowadzane do najwyższej klasy rozgrywkowej przez rząd z powodów politycznych. Dodaje nam to wyjazdy w regiony gdzie Rosjan się po prostu nienawidzi. Władza w ten sposób chce pokazać, że tam toczy się spokojne, normalne życie, ludzie grają w piłkę etc., ale to wszystko jest po prostu jednym wielkim spektaklem. Żaden z tych urzędników nie stał nigdy na sektorze, który był obrzucany cegłami przez miejscowych "kibiców", a mi się to zdarzyło. Oczywiście są wśród nich normalni ludzie jak np. kibice Ałanii, ale ogólnie to prawdziwe dzikusy. Macie naprawdę spore szczęście, że żyjecie w swoim jednonarodowym kraju, jak Polska” . Polecam cały wywiad z fanem CSKA, który przeczytacie pod tym adresem: http://legionisci.com/news/41691_Wywiad_z_kibicami_CSKA_Moskwa.html . O CSKA pisałbym więcej, ale ten Widzew przeważył na „nie”.

Strona

87

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI POLSATOWA CENZURA Sport, KSW 15. O ile cenzurowanie Valtonena jestem w stanie zrozumieć, bo ma wydzieraną swastykę w dokładnym wydaniu III Rzeszowym, a jakby nie patrzeć nasz kraj sporo przez Rzeszę wycierpiał – to o tatuaże Puhakki można się kłócić…Poglądy są jego sprawą. Sprawa zakładania bluz na wojowników MMA nabiera też innego, mniejszego znaczenia przy głośnej ostatnio sprawie z „tolerancyjnym jury”. Sztaba, Zapendowska, Kora i Łozowski uznali, że „bogojczyźniana retoryka i patriotyzm to coś strasznego”…cała sprawa ukazana jest tutaj: http://narodowcy.net/w-polsacie-patriotyzm-zakazany/2011/03/20 (filmik już wycięli cenzuranci). Brak słów...Celebryci i pieprzona popkultura. Z polityczną poprawnością na dokładkę. Raz w programie o muzyce, raz u Lisa…I tak hodują ludzi zombie. NIKO PUHAKKA SIĘ NIE WYPIERA Pozostając przy KSW 15 i zawodniku Niko Puhakka. Oczywiście samym faktem zaproszenia takich fighterów oburzyła się wybiórcza. Fragment jej artykułu, który mnie zainteresował: „Niko Puhakka, sobotni przeciwnik Macieja Górskiego na gali KSW w Warszawie, swoich faszystowskich poglądów nie kryje. Gdy zapytaliśmy go, czy tatuaż "Blood and Honour" opisuje jego poglądy stwierdził krótko: - Tak. To moja sprawa jakie mam poglądy we własnym kraju. W Polsce nie zamierzam nikogo do nich przekonywać. Wypierać się też nie mam zamiaru”. No i gra…Przy okazji wyprostowała się informacja mówiąca o tym, iż u Puhakki polityka to przeszłość o czym przekonywali chyba także komentatorzy podczas KSW 14. Wierzyć mi się nie chciało – zbyt dużo „kumatych” dziar by wyprzeć się ich w tak młodym wieku. No i fakt wychodzenia przy takiej a nie innej muzyce na ring. Żal mi Górskiego, dobry typ, ale Puhakkę też lubię. W przeciwieństwie do Polsatu. A po KSW 15 Fin przeprowadził seminarium w Lublinie, a skorzystało z niego ok. 40 osób (zdjęcia znajdziecie na www.autonom.pl). 20.03.2011 FRONT NARODOWY – 15% Polityka. Kilka razy wspominałem Wam o niezłych prognozach dla córki Le Pena i jej ruchu. 20 marca 2011 Front Narodowy uzyskał w pierwszej turze 15% głosów, o zaledwie 1% mniej niż partia Nicolasa Sarkozy’ego, Unia na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP)! W niektórych kantonach, np. w Marsylii, nacjonaliści uzyskali aż 30% głosów. Nie trzeba wspominać chyba Wam kibolom jaka sytuacja etniczna panuje w Marsylii. Podpowiadam tylko, że jak za dobrych czasów jechali tam Boulogne Boys z PSG to żartowali między sobą, że trzeba brać paszporty, bo Marsylia to już nie jest Francja…Cały czas trzyma się u żabojadów czerwone ścierwo, ale trzeba zacisnąć zęby i cieszyć się, że Front Narodowy także ma swoich zwolenników. A kiedy u nas partia narodowa z prawdziwego zdarzenia?

NOWE GRAFFITI Kolejną ciekawą pracę wykonali ludzie zajmujący się legijnym graffiti. Fragment wklejam wyżej, a całość oraz inne wrzuty znajdziecie na: http://www.wfs.fotolog.pl . Galeria prac związanych z Legią znajduje się również w marcowym „TMK”. „ULUBIEŃCY” Z ZAGŁĘBIA… …niestety nasi przyjaciele nie są ulubieńcami tych co mogą namącić. Co rusz mają problemy, albo zamykają im skandalicznie własny stadion, a teraz doszedł absurdalny zakaz wyjazdowy. Za „niewłaściwe zachowanie kibiców" w czasie meczu Raków - Zagłębie, rozegranego 17 października zeszłego roku (!) Związkowy Trybunał Piłkarski postanowił zamienić karę finansową na... dwa mecze zakazu wyjazdowego dla sosnowieckich kibiców. Tym samym odpadły ziomalom wypady do Chojnic (już robili zapisy) oraz Zielonej Góry. Piłka nożna dla kibiców! LEGIJNA DZIARA… …znalezione w Internecie. Dziarka przypadła redakcji zina do gustu, a więc wrzucam zdjęcie. KIBOL – WRÓG NUMER JEDEN W POLSCE Kibole przejmują Polskę – chyba tak będzie brzmiał kolejny tytuł w mediach…Kibol rządzi narkotykami, spirytusem, kibol chce mieć władzę i w ogóle jest stwórcą największego zła w kraju. Chodzą słuchy, że wywołał też tsunami w Japonii. Ile już razy o tym pisaliśmy…Nie dość, że System musi stwarzać pozory przed komercyjnym Euro 2012 to jeszcze kibol jest doskonałym tematem zastępczym. Można łatwo mu wszystko przypisać, podciągnąć pod ekipy fanów wszelką patologię, przestępczość i stworzyć pozory, że państwo robi coś by chronić swych obywateli. Smutne to…Ale kibol się trzyma i jest nas zbyt wielu by dać się zniszczyć. Do tego mamy polski charakter, który mobilizuje nas gdy jest wyjątkowo źle…Damy radę. Polish Fans! Against modern football. To będzie scena, która bez szwanku przetrwa Euro! EURO-SZALEŃSTWO… …czyli po meczu Litwa – drużyna o nazwie „Polska” szaleją dziennikarze, milicja, a także politycy: http://www.sportowefakty.pl/pilka-nozna/2011/03/28/prokuratura-wszczela-dochodzenie-ws-zamieszek-wkownie/ . Sądy na stadionach, kraty na obiektach, co jeszcze? Zrobią co tylko będą mogli aby pokazać, że sobie „poradzili”, a zatem bądźmy czujni. A niewyżyty milicjant z pianą w pysku będzie prowadził przypadkowe osoby z sektora pod sąd…a sądy pod wpływem presji nowego projektu i emocji – będą nas skazywać. Taki mamy System… Ale przetrwamy. Niech się nie łudzą. Zbyt wielu kocha tą kulturę. A propos drużyny o nazwie „Polska” – 29tego marca grali z Grecją, znowu zagrał Brazylijczyk i zremisowali 0-0 po tandetnym spotkaniu.

Strona

88

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI 30.03.11 CIEKAWE DODATKI W SŁABYCH GAZETACH Ostatnio, w kolejno: bardzo słabej i przeciętnej gazecie pojawiły się ciekawe dodatki. Bardzo słaba to oczywiście „Nasza Legia” zwana m.in. tutaj „Ich Legią” z powodu zależności od klubu oraz braku głębszej krytyki skandalicznych działań związanych z naszym klubem. Miesięcznik ten, od kiedy oddał go Pan Giller – zszedł na psy i znaleźć tam coś interesującego jest dużą sztuką. Od marcowego wydania pojawił się jednak ciekawy dodatek na 95cio lecie CWKS. Jest to historia Legii, która będzie ukazywać się co miesiąc, i którą można wyrywać oraz dopinać do dodanego segregatora (ten mógł być nieco lepszej jakości…). Przeczytałem pierwsze wydanie i jest naprawdę ciekawe, w historię Legiuni wplecione są wątki historii Warszawy. Cena za numer niestety wysoka – 9,90 zł! Przeciętną gazetą jest „Rzeczpospolita”, przynajmniej ja nie lubię. Ale dodatek zrobili świetny…Od środy 30tego marca 2011 co tydzień dodawać będą kilkudziesięciostronicową książeczkę o Żołnierzach Wyklętych! Cena za „Rzepe” z dodatkiem – 7,90 zł. Warto… „TO NIE JEST WOJNA BOŻA – TO WOJNA O ROPĘ BLISKO MORZA” Polityka. Stany Zjednoczone znów toczą (jak to sami nazwali) konflikt zbrojny przeciwko Libii. Niby w "imię tolerancji" i przeciw reżimowi Kaddafiego, może i bym w to uwierzył gdyby nie był to kolejny kraj gdzie… znajdują się bogate złoża paliwa. „Liberalizm i Demokracja” znów robią swoje. Ale to może i dobrze, mam taką nadzieję, że ludzie w końcu przejrzą na oczy... Dzisiaj niestety dla "Marianów" liczy się tylko kasa i wrażenie przed znajomymi, a te wrażenie spowodowane jest nowym iPhonem bądź innym "wystrzałowym" wynalazkiem. Notkę podesłał D. Trudno nie przyznać racji…wszak USA nie powie wprost, że idzie po ropę – pamiętajmy o tym i nie łykajmy informacji podawanych przez media. Zarówno o kibicach jak i o polityce. SERBOWIE NA REPREZENTACJI Ivan Bogdanow – fanatyk Crvenej Zvezdy Belgrad i aktywista serbskiego antyreżimowego ruchu Naši 1389 został skazany na trzy lata i trzy miesiące pozbawienia wolności za przerwanie słynnego meczu Włochy – Serbia (październik 2010) w Eliminacjach ME. Prócz niego, uznanego za głównego prowodyra – skazano 3 osoby. To bardzo wysoki wyrok, zważywszy na to, że to tylko (tak!) przerwanie meczu (7’ minuta), wycinanie sobie dziur w ogrodzeniu (wleciały przez nie race) i spalenie flagi znienawidzonej przez Serbów Albanii. Ponad 3 lata więzienia… Nawet nie chce mi się grzebać w wyrokach dla pedofilów i innych skurwysynów oraz porównywać gdyż można by dostać drgawek…A nie raz czytało się o „5ciu latach pozbawienia wolności” za naprawdę złe rzeczy… Po tym słynnym meczu Serbscy kibice mają zakaz wyjazdowy na resztę spotkań Eliminacyjnych do pieprzonego Euro 2012. Jednak na mecz Estonia – Serbia udała się delegacja, na miejscu wspierana przez liczną grupę… Rosjan. Fanatycy wywiesili transparent: „Serbia i Rosja. Bracia na zawsze". M.in. po jego wywieszeniu (oraz flagi narodowej Serbii) wezwano psy. W efekcie - 72 osoby zostały aresztowane za „prowokacyjne zachowanie" (heh). Trzeba jednak dodać, że przed meczem delegat UEFA zgodził się na doping dla Serbii, ale zabronił wywieszania flag i transparentów. A.C.A.B./ Kosowo jest serbskie! Piłka nożna dla kibiców! TO CUCHNIE CZY NIE? 300 tysięcy kary nałożył na TVN przewodniczący KRRiT z powodu chwalenia się swoim kurestwem przez nieletnie osoby podczas programu „Rozmowy w toku”. Wypowiedzi Mariusza Waltera, który swego czasu z pianą w buzi krzyczał, że „nasz produkt cuchnie”, bo… kibice przeklinają na trybunach – brak. Po programie Drzyzgi telewidzowie wysłali ok. 1000 skarg…czy wysłano kiedyś chociażby jedną po meczu piłkarskim? Pamiętamy waszą hipokryzję… BOJKOT? OBY Na szczęście żydzi paplają coś ostatnio o „bojkocie Polski”, a zatem być może dojdzie on do skutku i nie będziemy musieli oglądać tu aż tylu izraelskich wycieczek z rozstawionymi po skrzyżowaniach tajniakami. Kurwa…jeden naród, bez swojego kraju tak naprawdę, a tyle robi zamieszania na świecie. Wszędzie, w każdym państwie element spraw żydowskich – wszędzie muszą namotać i rzucać się w oczy. A tymczasem jak pokazały badania (wyniki publikował autonom.pl) – znaczna część mieszkańców Izraela najchętniej zlikwidowałaby Palestynę. Czy zatem pejsy nie powinny zakładać kolejnych organizacji, które ogarną własnych obywateli? Pytanie retoryczne – jasne, że powinni się na tym skupić, a z czystej skromności nie wchodzić europejczykom (i to niewinnym) na głowy. Żydzi i …skromność, to dałem czadu – wszak prima aprilis był 1wszego kwietnia…

FLAGA ZAGŁĘBIA Wrzucam dwa zdjęcia ciekawej flagi naszych przyjaciół z Zagłębia Sosnowiec. Zabarwienie polityczne jest chyba dla wszystkich czytelne. I tylko biednych lewaków znowu żal. Tak czasami piali z zachwytem, że Zagłębie jest „apolityczno Oi-owe” albo nawet gorzej, a tu proszę – taki chuj :-). Zresztą niepoprawne politycznie koszulki widziałem u naszych braci na niejednym ich meczu w tym wyjazdowym – zero zdziwień. Po roku 2010 mam nadzieję, że te ścierwa spod znaku „A” w kółku w końcu zrozumiały, że nie ma dla nich miejsca ani na polskiej ulicy, ani tym bardziej na polskim stadionie. Wypierdalać na squaty! Pozdrowienia dla Zagłębia! I szacun za flagę. MANIPULACJA Niedawno przeczytałem gdzieś, z powodu wszechobecnej nagonki na kibiców zapomniałem nawet gdzie, że podczas meczu Legia – Polonia (Groclin) były „zadymy”, bo ITI poszło na ugodę z fanatykami. „Zadymy”? Tak czytelniku, chodzi o tych kilka świecidełek na murawie…Myślicie, że oni są idiotami i w dupie byli gówno widzieli? Być może część…Ale pamiętajcie o taktyce tzw. zmiany języka, którą stosują chociażby środowiska homoseksualnych aktywistów. Polega to na tym by milion razy powtarzać jedno i to samo, nazywać dane rzeczy inaczej, zmieniać ich znaczenie – tak długo aż społeczeństwo również przyjmie ową terminologię. Przykład: słowo „homofobia” – ono przecież nie istnieje, to ich wymysł. Na podobnej zasadzie mówi się o „zadymie” przy opisaniu małego incydentu, a sprawę Piotrka rozdmuchuje się do miana tragedii narodowej. Nie dajmy sobą manipulować, nie porzucajmy swoich zasad i nie odwracajmy się od braci. Musimy być czujni i bacznie analizować rzeczywistość. Przetrwamy! Jeśli nie udało się komunistom po 1945 to w czasach wolnego Internetu nie uda się także dzisiejszym manipulantom…Walka trwa! Walka, która dać nam może dużo satysfakcji, nie tylko napsuć krwi! A nasza satysfakcja to ich gul, a zatem walczmy, bo warto.

Strona

89

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI 8.04.11 SĄDY NA STADIONACH Jak podaje m.in. „Rzeczpospolita” – kibiców będzie można sądzić na stadionach. Jeśli się jednak poszuka głębiej, można znaleźć głosy mówiące, iż taki sposób karania winnych (i jak wiadomo – również niewinnych) zakończyć się może kompromitacją. Portal autonom.pl przywołuje wypowiedź mecenasa Pietrzaka: „– Obawiam się, że mamy do czynienia z gniotem legislacyjnym, a skutek będzie taki, że te wszystkie procesy będą powoli obalane przed sądami wyższej instancji bądź przed Trybunałem Konstytucyjnym, bądź przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. A co gorsze, po prostu nie będzie dochodziło do zakończenia tych postępowań.” Można się tylko domyślać, że chodzi im o stworzenie pozorów, pozytywny oddźwięk społeczny (czytaj: obsranych w portki pikników) i udawanie przed światem, że coś robią. Jeśli do tego dojdzie, niestety wielu normalnych kibiców na tym ucierpi, nadgorliwie sądzonych za bzdety… Nie jest bowiem tajemnicą, że wyrok na tego typu „stadionowych wirtualnych rozprawach” jest z góry wiadomy…”Winny”. RAŚ Polityka. Posłowie PO złożyli doniesienie w katowickiej Prokuraturze Okręgowej na prezesa i Radę Polityczną PiS. Powodem było stwierdzenie, iż „śląskość” jest pewnym sposobem odcięcia się od Polskości. Oczywiście partia „młodych wykształconych” zarzucała „dyskryminację”. Po tym fakcie, PiS wprowadził poprawki w swoim stanowisku i dodał, że chodzi o „śląskość”, która odrzuca polską przynależność narodową. Brzydzi mnie ta cała „śląskość”, tym bardziej mając na uwadze, iż w czasie wojny Górnoślązacy mieli pod górę: albo obóz w Oświęcimiu albo niemiecki mundur (jak stwierdził Forajter, radny ze Śląska). Jak więc łatwo się skapnąć: Polskość na Śląsku nie była mile widziana przez OKUPANTA. A przewodniczący RAŚ, Jerzy Gorzelik o którym to w kraju jest za głośno by go lekceważyć, deklarował, że jest Ślązakiem i nie czuje się zobowiązany do lojalności wobec Polski. A politycznie poprawni i tak sądzą, iż…to PiS dzieli Polaków (!?). Ciekawe, skoro czegoś takiego jak narodowość śląska po prostu nie ma…Kto dzieli ten dzieli. NACISKI… Unia Europejska naciska na Polskę nie tylko w sprawach cukru. Parlament Europejski przyjął 5tego kwietnia 2011 „strategię dla Romów” – jak politycznie poprawnie nazywa się cyganów. Jak stwierdzili „siewcy równości” – ta grupa etniczna skazana jest na wykluczenie społeczne. Heh. I pewnie znowu jest to nasza, normalnych ludzi, wina. Nie cyganów, którzy zamiast ubrać się jak człowiek i iść do szkoły, „kultywują swoją kulturę” polegającą na wysyłaniu dzieci do żebrania… Zapewne także naszą winą jest, że tylko 42% cygańskich dzieci kończy szkołę podstawową (!), a co za tym idzie – stanowią znaczną część półmózgich sprawców niepotrzebnych kłopotów. Po co o tym piszę? Bo pewnie zamiast wziąć się za ich podejście do życia, wezmą się za nas – z naczelnym hasłem „rasizm” na czele. Od dupy strony. A „mniejszości” żerują na naiwności i głupocie polityków wyciągając co się da. POPULIZM SARKOZ’YEGO? A we Francji (gdzie jakiś czas temu skapnięto się, iż z „Romami” daleko się nie zajedzie…) Sarkozy próbuje odebrać głosy partii Front Narodowy. Rządząca „prawica” zorganizowała bowiem debatę na temat zagrożeń wynikających z rosnącej liczby muzułmanów, o której informacje przebiły się także do ważnych polskich mediów. Nicolas bredzi, że nigdy nie zgodzi się na Islam we Francji, ale zgodzi się na…powstanie „francuskiego Islamu”. Zacierania granic ciąg dalszy…Ciąg dalszy mydlenia oczu i strachu przed nazwaniem czarnego czarnym, a białego białym. Jednak. Partia przygotowała w każdym razie 26 propozycji, które mają wzmocnić laickość Francji, a jedną z nich jest… przymus uczestniczenia w lekcjach o Holocauście. No właśnie, jedno to Sarkozy a muzułmanie, a drugie to Sarkozy a żydzi… I tak jest często w tzw. lightowej prawicy europejskiej. Dlatego na Sarkozy’ego patrzę z dystansem, życząc sukcesów córce Le Pena. LACOSTE Redakcja w dobrym humorze, a zatem nietypowo… Żartem. Z Europy wyjechała do Afryki grupa niosąca pomoc humanitarną. Zajechali do wioski, a przywitać ich wyszła miejscowa, czarnoskóra ludność. Nagle na oczach przybyszów z Europy, krokodyl zjadł murzyńskie dziecko. Widząc to - jeden z misjonarzy rzekł: „My tu przyjeżdżamy do was z pomocą humanitarną, a wasze dzieciaki śpią w śpiworach Lacoste?”. Ha ha, mam nadzieję, że ten czarny humor nieco bardziej spowodował Wasz uśmiech niżeli Strasburger w „Familiadzie” :-). MICHAŁ KUCHARCZYK ZARABIA ZA MAŁO Daje się słyszeć, że najlepszy w ostatnim czasie gracz Legii – młody Polak Michał Kucharczyk – zarabia śmiesznie niskie pieniądze w porównaniu z innymi. No tak… nie jest czarny i nie jest „gwiazdą mediów”, a po prostu stara się dobrze grać w piłkę i pozostaje normalnym chłopakiem (w przeciwieństwie do np. Macieja Rybusa). Podwyżka dla Kucharczyka! Manu na kasę do „Biedronki”. „W DUPĘ PALEC” :-) Arboleda (Lech) w meczu na Groclinie sprowokował Smolarka i ten za uderzenie przeciwnika wyleciał z boiska. Kolumbijczyk ponoć wkładał napastnikowi nibyPolonii… palec w tyłek. W pomeczowym wywiadzie Smolarek powiedział: „on chciał wsadzić palec tam, gdzie mi się nie podoba”, heh – cóż za klimaty. I w sumie wszystko w temacie :-). Aha – afery po uderzeniu piłkarza, takiej jak w przypadku S. – w mediach brak. I też wszystko w temacie… MANUEL PRZEMAWIA OPRAWĄ „Robię to co kocham. Choć chcą mnie za to karać, nie zrezygnuję z tego.” – brzmiało hasło z górnej części oprawy Lecha. Kiedy pojawiło się na sektorze gospodarzy, cześć sektora gości była pewna, że to manifest wygłoszony przez Manuela Arboledę w związku ze sprawą palca. Kamery telewizyjne póki co nie zarejestrowały kolejnego palcowego ataku czarnoskórego obrońcy Lecha. Czy w związku z nowoczesnym monitoringiem Arboleda przeniesie się ze swoją działalnością na ulice w ubraniu „casual”? Rząd jest bezsilny wobec futbolowej przemocy… ŻADNE USTAWY NIE POPSUJĄ ZABAWY Chuligaństwo na stadionach jest tak stare jak sam futbol. Fajny artykuł na ten temat pojawił się w RP: http://www.rp.pl/artykul/60511,638842_Zadymiarze-zmiedzywojnia.html , „Zadymiarze z międzywojnia”. Było, jest i będzie – dlatego słowa milicjanta w programie „Gliny” (że chuligaństwo na stadionach dobiega końca) dotyczącego derby Warszawy są bardzo naiwne. I jeśli owy policjant w to wierzy to chyba tylko dlatego, że jest to jego pobożne życzenie. Wyzwiska też były na porządku dziennym, już od roku 1921 jest to odnotowane. Nie przeszkadza to pseudodziennikarzom oraz pseudodziałaczom XXI wieku oburzać się gdy słyszą „kurwa” z ust kibiców. Mało tego…Tak zwany rasizm też od zawsze jest obecny. Antysemicko nastawieni kibice… Korony Warszawa bili się z żydowskimi zwolennikami Makabi. W 1926 roku (!) podczas meczu ok. 20 chuliganów napadło na żydowskich widzów - bili ich pałkami i obrzucili kamieniami. Takie wydarzenie odnotowuje Robert Gawkowski - historyk sportu, pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego. Nacjonalizm też obecny na trybunach – co najmniej od lat 30stych… Czy zatem dzisiaj jesteśmy świadkami czegoś nowego, typowego dla XXI wieku? W żadnym wypadku – to po prostu przeniesienie standardowych emocji i nastrojów na lata współczesne. I tak jak zawsze – tak dzisiaj istnieją „zmieniacze świata”, którym ten proces jak zwykle się nie uda. ARBOLEDA CD… Sotirović z Jagielloni trzymał Arbolede za chuja, podczas meczu Lecha z Białymstokiem. Tego dowiedziałem się z wywiadu C+ z Manuelem A. przed meczem Lech – Legia. Pobrałem sobie jak zawsze meczyk by na spokojnie obadać jak grali, a tu takie kwiatki. Kolumbijski palec w dupę, serbska garść na jajach… A ponoć to my kibole demoralizujemy dzieci :-). A co do Arboledy – myślę, że po takich „niePolakach” jak Olisadebe i Roger – po nim pozostanie naszej Ojczyźnie największy wstyd… Na szczęście jeszcze jest chwila czasu… Może posądzi z jakiegoś (jak zwykle błahego) powodu także Komorowskiego o rasizm i jednak nie dostanie papierka…? Sprzątaczki z Lubina mógł to prezydenta też może…Wracając do faktów i wywiadu… „Słuchaj, to jest piłka i możesz robić dużo rzeczy” – powiedział Manuel na temat piłkarskich prowokacji. Jak myślicie, wsadzi Poloniście następnym razem coś innego :-)?

Strona

90

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI JEST WYPŁATA – JEST HUMOR? Karierowicze – jedne z największych kurew chodzących po ziemi. Nie tylko dzisiaj, nie tylko w erze konsumpcjonizmu. Karierowiczem był też Jaruzelski czy kat „tata Michnik”, który rwał się do wydawania wyroków śmierci byleby wspinać się wyżej i wyżej. To robi z ludzi kasa, brak zasad i człowieczeństwa. Jest też typ karierowiczów w piłce nożnej. Takimi są dzisiejsi piłkarze. „Możemy już sobie odpuścić walkę o mistrzostwo Polski i musimy skupić się na pucharze Polski. (…) Mimo słabych wyników, atmosfera w zespole jest bardzo dobra" - powiedział po Lech- Legia Kucharczyk na antenie RDC. Co do pierwszej części – nie, nigdy nie powinno się odpuszczać dopóki są nawet teoretyczne szanse. A motyw z bardzo dobrą atmosferą mimo braku wyników? Jak dla mnie to dowodzi jednego – liczy się tylko wypłata na koncie, a nie barwy! Posłuchajcie gwiazdeczki Kowalczyka co mówi o SWOJEJ Legii, której styl gry go BOLI. Rozumiecie to? Złe wyniki Legii kogoś mogą kurwa boleć, martwić, wprowadzać w depresję… Nie macie się załamywać, ale powinniście czuć, że dużo jest w grze CWKS nie tak! Pokory, szacunku. Eh. Dobra atmosfera… w najgorszej drużynie rundy wiosennej. Nie życzę złej atmosfery w szatni mojego klubu, ale ona mnie w obecnej sytuacji po prostu dziwi… A ITI zapamiętam nie tylko jako okupanta, ale także jako biznesmenów, którzy zrobili z mojego ukochanego klubu ligowego średniaka. PRZECIWKO PEDAŁOWANIU TAKŻE…RASTAFARIANIE :-) „Palić, palić, palić”… te słowa z kawałka „Chwasty’ zna już chyba każdy :-). Ja byłem w szoku kiedy to usłyszałem, od teraz dwa razy zastanowię się przed „debatą” z jakimś dredziarzem na ulicy :-). Wybiórcza oczywiście robi aferę, a wykonawca fajnie z tego wybrnął stwierdzając, iż to jego prywatny kawałek, za którego pojawienie się w sieci nie odpowiada. Rafał Stec zapewne jest w szoku…nawet jego ludzie (w tłustych kłakach) są przeciwko jego poglądom :-). ROCZNICA KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ – RELACJA Polecam relację z Warszawy, którą napisał na swojej stronie były felietonista „DL” – Goły. Dodał też fotki więc możecie zobaczyć sobie jak owy tekściarz wygląda :-). Wbijajcie pod podany adres: http://ostatniakohorta.fuckpc.com/index.php?option=com_content&view=article&id=370:rocznica-zamachu-warszawakwiecie-2011opis&catid=41:inne&Itemid=93 . Jednocześnie można wyrazić ubolewanie nad tym co robi portal nacjonalista.org w związku z rocznicą Smoleńska. Rozumiem, że nie każdy musi żyć tym 24 godziny na dobę, ale chyba nie ulega wątpliwości, że rocznica śmierci 96 znanych osób nie jest zwykłym dniem… Koledzy – nie strzelajmy sobie w stopy. Nie róbmy z Polski Woodstocku. I pamiętajmy kto szedł z nami 11 listopada… Też wolałbym partię nacjonalistyczną od PiS, ale to tym bardziej skupcie się na ogarnianiu partii NR zamiast na walce z innymi… Tym bardziej wtedy kiedy nie czas na to, bo nasz potencjalny elektorat stoi za prawicą. I pytanie do Was – czy w rocznicę takiego wydarzenia naród powinien milczeć? Przecież to niedorzeczne… A skoro ktoś uważa, że tam było kłamstwo, a nawet zbrodnia to jasnym jest, że używa tego jako jeden z głównych argumentów przeciwko oddającym śledztwo rywalom politycznym… Z jednym się zgodzę: nie może to być tematem zastępczym. Ale jako ważny aspekt – jak najbardziej powinien być Smoleńsk poruszany. KOSMALA PRZEPRASZA… … Michnika za oprawę Legii w Poznaniu! I wszystko jasne. Nic to, że choreo dotyczy faktów… „Wodza” trzeba przeprosić i basta. Dlatego redakcja „DL” wiedziała co robi pisząc po zmianie: lepszy to prezes od Miklasa, ale ciągle z ITI – dlatego po kres, okupant. Precz z komuną. A sport.pl oczywiście odnotował fakt przeprosin, ale nie odniósł się do faktów z szechteriada.org. Typowa zagrywka „na górze”. By pozamiatać pod dywan, zmienić ton, skupić na czymś innym. Klub przeprasza za kiboli – czyż nie brzmi to jednoznacznie? Marian ma myśleć – kibole nie mieli racji. Bo to kibole… I tyle. MANU – KRÓL WIATRU Wróćmy do piłki kopanej. Cytat z zyleta.info: „Manu jeżeli chodzi o Legię, to bardziej nadaje się do oprowadzania dzieci po klubowym muzeum, albo jakiegoś programu kulinarnego odsłaniającego tajniki kuchni portugalskiej, niż strzelania, podawania i innych ważnych piłkarskich umiejętności”. Wiem, że ironia, ale do ironii dodam…swoją ironię. Do oprowadzania dzieci też nie bardzo, bo raz, że za szybki (nie nadążą), a dwa: wygląd diabła (przestraszą się). No niestety – „Legia nie dla Manu”. HUMOR Dostałem (poważnie!) ciekawego maila. Myślę, że jako ciekawostkę można go przytoczyć. A więc: „Panowie gdzie jest recenzja z pucharu? Ładnie musieliście zapić. Czekam, wierny czytelnik. Pozdrawiam. Łukasz niestety (dla Was) za Lechią”. Miło, że jesteś stałym czytelnikiem, ale co to jest recenzja z pucharu :-)? Pomijając fakt, iż mail doszedł kiedy relacja (!) z pucharu była już na stronie. Pozdrawiam. Łukasz – niestety dla Ciebie – za Legią :-). WIERSZYK Na maila „DL” trafił wierszyk o „nowym Polaku”. Nie wiem kto jest autorem, ale myślę, że warto przytoczyć nieco sztuki :-). A swoją drogą, gdybym zmienił nazwę „O wszystkim i o niczym” na „Uwaźaj, Uwaźaj news” :-)? Jest to jakaś myśl… Ściśnij mocno swe poślady bo inaczej będzie bieda już Cię dojrzał, już wyczaił z palcem biegnie Arboleda. On gra ostro i uczciwie w starciu z nim nie leżą trupy lecz gdy staniesz mu na drodze palec wsadzi Ci do dupy Więc posłuchaj mnie piłkarzu do Ciebie jest moja mowa chcesz by Manu swoim palcem zrobił z Ciebie Jacykowa? „MOWA NIENAWIŚCI” Polityka. SLD zamierza złożyć w Sejmie projekt ustawy zakazujący tzw. mowy nienawiści. Jak wszyscy postkomuniści bądź współcześni marksiści w innych krajach Europy. Oznacza to w praktyce, że nie będziesz mógł mówić tego co myślisz, ustawa uderzy bardzo w prawicę, nacjonalizm, ale także (a jak) w środowisko kibiców. Cenzura w imię wolności – większego absurdu niż lewica – świat nigdy nie widział. Ale to jest właśnie ich pomysł na sprawowanie swej dyktatury. Ciekawe czy są świadomi swej hipokryzji - czy sami siebie oszukują, że działają w imię jakiegoś dobra?

Strona

91

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI 29.04.11 -MAJĄ MNIEStałem się regularnym czytelnikiem tygodnika „Uważam Rze". Nie tylko mają stale ciekawe światopoglądówki, ale także o kulturze ciekawe kwestie. Łączona recenzja "Sali samobójców" oraz "Erratum" z numeru 12 mnie zniszczyła. Zarówno jako fana publicystyki oraz kończącego specjalizację dziennikarską. A tu jakiś kolo z innych mediów pisze, że UR jest słabe... Jest bardzo ciekawe, mimo iż nie jestem fanem PiSu... Po prostu dobry poziom, nie traci się czasu. Już nawet nie chodzi o to, że światopogląd bliższy sercu, ale zasypia się właśnie przy „Wproście", którego kilka numerów ostatnio też przeczytałem i gdybym był liberałem czy tam innym postępowcem - skarżyłbym się na to gówno... Mała rzecz, lekka prawicowa gazeta, a w dzisiejszych czasach – cieszy. „ŁYSA PRAWDA” Waldemar Łysiak zadebiutował felietonem w „Uważam Rze”. Jak się możemy dowiedzieć – w młodości miał ksywę Łysy, stąd nazwa jego rubryki – „Łysa prawda”. Ja też o ową ksywę, że tak powiem – się ocieram, Łysy to również jeden z moich ulubionych publicystów wczesnego buntu młodzieńczego, publicysta kibolskich zinów. Czy wszystkie Łyse to zatem dobre chłopaki? W rzeczy samej… :-). O NAS W POLITYCE To co odpierdala Niesiołowski na swoim stanowisku jakie pełni w Sejmie – przekracza ludzkie pojęcie. Wyzywa chcących przemawiać polityków od Lepperów, a sam zachowuje się jakby tam nie ważyły się losy Polski tylko trwał cyrk. A z uśmieszkiem przygląda się temu Donald Tusk. W ostatnich dniach doszło do debaty oszołoma (słowo odpowiednie, wystarczy zobaczyć jak się zachowuje) z PO z Girzyńskim z PiSu. Odparł on, że nie da sobie narzucić tematów zastępczych, że mamy rozmawiać o finansach i gospodarce. Nie to jest jednak ciekawe – Girzyński życzył kibicom CWKS: „Legia mistrzem”, a także zareagował w sprawie wycierania sobie dupy fanatykami i używaniu nas jako kolejnego tematu zastępczego. Walka trwa, jak widać – na wielu płaszczyznach. FANATYK ZVEZDY Z MNIEJSZYM WYROKIEM! Uroš Mišić - kibic Crvenej Zvezdy skazany w pokazowym procesie (wywołanym nagonką medialno policyjną) na 10 lat więzienia za "usiłowanie zabójstwa" policyjnego prowokatora, spędzi w więzieniu tylko 5 i pół roku. A.C.A.B.! MANIFESTACJE: 1,2,3 MAJA! Nacjonaliści na początku maja pojawili się w kilku miejscach – nie tylko Polski. 1 maja delegacja udała się do czeskiego Brna, na manifestację „Przeciwko inwazji obcych pracowników i exdodusowi naszych ludzi”. Polaków reprezentowali autonomiczni nacjonaliści z Warszawy i Wielkopolski w ilości kilkunastu aktywistów. Jeśli chodzi o Polskę to 1 maja nacjonaliści ponownie wyszli na ulicę m.in. Bytomia, ale liczby są coraz mniejsze. Może to i dobrze – wszak to my dawaliśmy zazwyczaj rozgłos w mediach umarłemu gatunkowi czerwonych. 2 maja w Katowicach odbył się Marsz Powstańców Śląskich, zorganizowany w 90 rocznicę wybuchu III Powstania śląskiego przez Młodzież Wszechpolską. Wzięło udział ok. 200 osób. Obecni prócz Wszechpolaków to: ONR, Liga Obrony Suwerenności, Opcja Społeczno-Narodowa, NOP, autonomiczni nacjonaliści z Warszawy i Wielkopolski oraz kibice GKSu Katowice. Była pirotechnika, przemówienia, a na sam koniec koncert gdzie zaprezentowano szeroką gamę styli – od RAC po hip hop! Na zakończenie narodowej majówki przenieśmy się do Wrocławia. 3.05.11 odbył się Marsz Patriotyczny, który zgromadził pół tysiąca osób! Więcej informacji oraz zdjęcia ze wspomnianych manifestacji znajdziecie na portalach autonom.pl oraz nacjonalista.org. Jeśli chodzi o Marsz we W rocku – zajrzyjcie też na miejscowe stronki. Kibice Legii i Lecha – 3 maja podczas finału Pucharu Polski w Bydgoszczy, poprzez opuszczenie trybun i transparenty – razem walczyli z polskojęzycznymi mediami oraz tematami zastępczymi rządu Tuska. Walka trwa! KTO PRACUJE W POPULARNYCH MEDIACH? Nie jest tajemnicą, że w „Gazecie Wyborczej” pracują lewacy. Na forum Legii ktoś wrzucił zbliżenie z jakiejś konferencji prasowej, na której widać napis „antifa” na aparacie jednego z reporterów GW. Koleś typowy lewak, dredy, kolczyki w całym ryju. Nie jest to jedyny przypadek, a po ich artykułach czuć typowy lewacki styl, propagandę – na przykład ostatnie o tym, że PiS manifestował we Wrocławiu (3 maja 2011) ze „skrajnymi nacjonalistami” z NOP (linka podesłał czytelnik – dzięki). Wydźwięk wiadomy – pokazujący NOP jako nie mających prawa bytu kosmitów. Zresztą nie tylko GW opanowana jest przez lewaków, ale także inne „obiektywne” media. Przed finałem PP „zagadałem” pstrykającego fotki typa z lewacką wpinką w czapce. Po usłyszeniu, że nie jest to dla niego najlepsze miejsce i pytaniu czy jest z GW wypierał się – twierdząc, iż jest z „normalnego bydgoskiego portalu” (po czym na wpinkę nałożył kaptur i odjechał na swej kozie…). Tak więc widać jak na dłoni kto często próbuje wpływać na myślenie szarych Polaków – nie można się dać wychowywać tego typu wynalazkom (bądź wynalazkom innego typu, patrz: Szadkowski). Ciekawi też postawa „antysystemowców” za jakich uważają się anarchole przy równoczesnym pracowaniu (!) dla wspierających System mediów. Gratulacje. Faszyzm nie przejdzie! Tyle, że ten faszyzm uprawiają media głównego nurtu…Hipokryci. TOMEK ZAMIAST MEDIÓW :-) Wszędzie pełno „debaty o kibolach”. Polska oszalała, a S. staje się nie ze swojej winy – celebrytą. Naprawdę rzygam tym wszystkim, a widząc kulturalnych Henryków uważających się za z góry mądrzejszych od nas – zwykłych ludzi, ręka sama naciska czerwony przycisk w pilocie, a ani złotówka nie ląduje na ladzie by kupić piszącą o nas prasę. Jako, że od tematyki kiboli można dostać zawrotów głowy – coś na rozluźnienie :-). Nie będziemy wszak tańczyli tak jak oni nam zagrają. Tomek nie był normalnym człowiekiem. Miałem z nim kontakt tylko 1,5 roku, ale pozostał jednym z najbardziej dziwnych ludzi jakich spotkałem. Sytuacja ukazująca jego specyfikę – myślę, że jedna styka. Tomek został kiedyś studentem i bardzo był podjarany swoją legitymacją studencką. Jakby było czym, ale to już inna kwestia… Był zajarany na tyle, że myślał, iż pomoże mu ona w podrywaniu dup – na co dzień Tomek całymi dniami siedział po pubach gdzie chlał i grał we wszelkie gry (często na kasę). Jechał Tomek pociągiem, w przedziale z młodymi laskami. Myślał jak przyszpanować, ale niezbyt mu to szło – sznyta przez cały polik nie dodawała mu uroku… Nagle wszedł kanar z typowym dla jego zawodu: „Poproszę bilety do kontroli”. No to Tomek wyciąga bilet ulgowy i…czeka. Kanar, ku jego zdziwieniu po prostu przebija bilet i dziękując – oddaje go… Tomek zawiedziony, iż nie wyjął swojej „szpanerskiej” legitymacji mówi: „A nie chce pan zobaczyć mojej legitymacji”? Kanar widząc skierowany ku sobie wzrok zaskoczonych nieco współpasażerów Tomka, od niechcenia rzuca: „Nooo, pokaż pan”. Tomek szuka i… jak się okazało zapomniał zabrać tego dnia owej legitymacji :-). Kanar nie miał wyboru… „NIE BĘDZIE ZADYMY” Nie – nie chciałem oglądać o kibolach… chciałem wyprasować. Tak – redakcja „DL” prasuje, jak na margines społeczeństwa przystało :-). Ustawiwszy deskę do prasowania włączyłem TV. Było o…kibolach, a jak… 11 maja mówią, że zastanawiają się czy dopuścić stadion Zawiszy do kolejnego meczu II ligi, ale zgodzili się z tym, że pod warunkiem m.in. braku fanów gości o czym informował podniecony redaktor. 4 specjale z chuliganami Lechii Zielona Góra, musiały niestety zostać odwołane :-). A ja chętnie bym ich wszystkich w tych mediach też przeprasował… Razem z majowymi dziwolągami „bawiącymi się” na jude-naliach, bo mama pozwoliła raz w roku. BOJĄ SIĘ KIBOLI Słyszeliście kiedyś o panicznym strachu przed… radością na murawie? „Nie chcemy sobie fundować takiego horroru jak w Bydgoszczy. Po konsultacjach z wieloma środowiskami i ze służbami podjąłem decyzję o rezygnacji z tego spotkania. Najważniejsze dla nas jest bezpieczeństwo naszego miasta i jego mieszkańców" - mówi Olgierd Dąbrowski, burmistrz Ostródy. I takim oto sposobem, plany rozegrania Superpucharu Polski (23.07.11) w mieście FC Stomilu – legły w gruzach :-). A chuligani tyle biegli z tego Wilna… specjalnie na Ostródę. Może następnym razem… Jako, że biegną ulicą – radzimy burmistrzowi zamknąć także jezdnie. Wszak bezpieczeństwo jest najważniejsze…

Strona

92

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI KOLEJKA 4 DNIOWA… A teraz takie ciekawostki z tej naszej bardziej zgredowej strony życia :-). Przez kolejne lata, ligę głównie pokazywać będzie C+. Do tego dochodzą transmisję meczów w… Polsacie oraz Eurosporcie 2! Przez to na bank więcej osób będzie miało do Ekstraklasy dostęp. A Mariusz jak zwykle na lodzie :-). Niestety, za sprawą tego, iż kolejka będzie rozłożona od piątku do…poniedziałku – nieco wykiwani są również pracujący wyjazdowicze. KIBICE DZIAŁAJĄ, CZYLI POZYTYWNE SKUTKI KAMPANI NIENAWIŚCI OD RZĄDU I MEDIÓW 9 maja kibice i narodowcy wspólnie przeprowadzili w Łęcznej akcję plakatową mającą na celu zwrócenie uwagi mieszkańców na „Gazetę Wyborczą”. Podczas rozklejania plakatów również zwrócili uwagę na bardzo ważny problem ostatnich miesięcy polskiego rządu – kibice, temat zastępczy. .Akcja przebiegła bez żadnych ekscesów. Rozklejono ok. 200 plakatów. Informacje podesłał fanatyk Górnika. Przy okazji – trzymajcie się w walce z tą pieprzoną Bogdanką! Ładnie macie pod wiatr od lat, jak nie to, to tamto – ale przyznam szczerze, że jeszcze z 10 lat temu bym nie powiedział, że Górnik Łęczna będzie tyle się trzymał… No nie? Legia grała tam spar ing w 1999 lub 2000, może ktoś pamięta – to było ich z 30 dzieciaków w młynku… 11.05.11 AGAINST MODERN FOOTBALL MADE IN UKRAINA Kiedy w Polsce protest jest raczej light – na Ukrainie nie szczypią się… 11 maja, mecz Dynama Kijów z lewackim gównem Arsenałem. Pamiętacie „stewardów” jakich wprowadziło ITI na starą Żyletę? No, to takich samych dali na trybunie gdzie jest młyn biało niebieskich. Efekt? Napierdolili ich i zrzucali z kilku metrowych „fos” :-). I co ciekawe – zdeterminowani byli na tyle, że nawet nie zasłaniali ryjów, każdy w kamizelce odblaskowej wpierdol i nara za barierkę. Jak spadnie nikogo nie obchodziło… Zdjęcia i film: http://www.vivafcdk.kiev.ua/?id=40&show=full . GTS MISTRZ… Na 3 kolejki przed końcem sezonu 2010/2011, 15stego maja - Wisła Kraków zapewniła sobie Mistrzostwo Polski. Umówmy się – na koniec fatalnego pod względem poziomu sezonu. Wisła niczym szczególnym się nie wyróżnia, wątpliwe by zaszła daleko w europejskich pucharach, tak jak – niestety – Nasza Legia. 14.05.11 DŻIHAD LEGIA Zgodnie z zasadami fanatycznej wojny – kibice Legii nie składają broni po nagonce „pobydgoskiej”. Jedną z odsłon były materiały, które ukazały się w większych mediach – „RP” oraz Polsacie. W „Wydarzeniach” tysiące Marianów miało okazję zobaczyć niezmanipulowany wywiad ze Staruchem. Żeby nie było tak fantastycznie – Polsacik, newsa po Staruchu dał jakieś pierdolenie o derby Krakowa itp. By bilans im się zgadzał… No, ale wyszło ogólnie dobrze. Wywiad już hula po sieci. Jeśli się wahacie w ocenie czy to był dobry krok to pomyślcie jaka minę zrobił Tomasz Lis, Tomaszewski czy Rafał Stec :-). „Terrorysta który nie powinien istnieć” - w „Wydarzeniach”… Koniec świata :-). DONALDA TUSKA... ...przetrwamy, a szczególnie my – fanatycy Legii. Mamy doświadczenie. Kilka lat chciało nas zniszczyć ITI. Dżihad stał się częścią naszego stylu i kibolskiej tożsamości. Korzystajmy z doświadczenia bracia. Spokój, opanowanie – cierpliwość i konsekwencja. Bo my tu chcemy być na zawsze – oni tylko strzelają pokazówkę związaną z wyborami oraz Euro. Siła miłości zniszczy ponownie siłę pieniądza. Nie mam wątpliwości. Nie obędzie się bez rannych po naszej stronie – ale takie jest prawo świętej wojny. To jest nasza pasja, a im się znudzi i odpuszczą. 17.05.11 BIAŁORUŚ? Ostatnie wydarzenia całkowicie obnażają to w jakim państwie my żyjemy. Państwie policyjnym z polityczną policją. Grupa protestujących ludzi z transparentem w kulturalny sposób krytykujących rząd (a już na pewno w słowach nie gorszych od tych padających z sejmowej mównicy w kierunku np. PiS) staje się powodem do interwencji. Komentatorzy mówią niemal jednym głosem: Białoruś. W Białymstoku milicja zatrzymała protestujących poza stadionem fanów Jagi. We Wrocławiu też – jak przyznał jeden policjant – mieli polecenie zatrzymywać osoby z transparentami. PRL bis. A milicjant w Białymstoku nawet nie potrafił odpowiedzieć dlaczego jest zatrzymanie. Tylko hasło „ja wydaje panu polecenie”. A potem się dziwią, że kult CHWDP narasta. Donald musi wiedzieć, ten wielki „opozycjonista” – hipokryta, że historia go rozliczy… Nas interesuje prawda, wyrażanie swojego zdania, a na ten polityczny burdel patrzymy z politowaniem. Teraz zabrania się nam nawet krytyki. PO wchłania lewaka Bartosza Arłukowicza, który jeszcze raz udowadnia, że politycy z górnej półki to zazwyczaj prostytutki. Do tego te stadiony, odpowiedzialność zbiorowa… nie krytykować tej partii nie sposób. Jak to rymował pewien nacjonalistyczny skład hh: mam odwagę mówić to co myśli wielu – za to pewnie dostanę jutro wyrok w zawieszeniu. Fani Jagi dostali póki co po 500 zł mandatu -na odstraszenie-… ŁAMISTRAJKI Polonia Bytom, a także Wisła Kraków i Cracovia wyłamały się z ogólnopolskiego protestu i dopingują swoje drużyny. „Bo walka o utrzymanie”, „Bo derby”, „Bo pikniki”… tłumaczenia żałosne. Chuj kogo obchodzi w tym momencie wynik sportowy, rząd chce nas wykończyć, a oni piłkarzom będą śpiewać… Bez szacunku. DLACZEGO UGRZECZNIENIE JEST BEZ SENSU? Bo i tak do czegoś się doczepią! Pisałem to od zawsze i na zawsze będę pisał. Nie pozwólmy na przesuwanie granicy. Na derby Krakowa brak gości, kultura, doping – to doczepili się do koszulek „Śmierć Cracovii”, a media trąbią o jakichś oszołomach rzekomo idących przez miasto (!) ze swastyką i krzyczących o Adolfie Hitlerze. Co następne? Zakaz stadionowy za wstawanie z miejsca? Kampania medialna bo ktoś coś brzydkiego krzyczał na dzielnicy, a to „zapewne kibic”? Białoruś… SWANSEA – STADIONU NIE ZAMYKAJĄ! 16 maja na zapleczu Premier League odbył się mecz między Swansea City (sztama Den Haag), a Nottingam Forest. Mecz toczony o bardzo dużą stawkę mianowicie o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Swansea wygrała mecz 3-1, co miejscowi kibice postanowili uczcić wizytą na murawie stadionu. Fetowaniu, radości nie było końca i odbyło się bez interwencji służb ochrony. W gazetach i telewizji dowiedzieć można się jedynie o sukcesie piłkarzy oraz radości kibiców. Nikt nie porusza tematów chuligaństwa, żadnych propozycji zamykania stadionów. Najwyższy czas aby wszystkie te przemądrzałe "gadające głowy" przestały wreszcie cisnąć swoje bzdury w stylu "a w Anglii sobie z tym poradzono i nie ma tam takich incydentów". Tylko przejrzały na oczy, że w tej ich -cywilizowanej Europie- wypranej niemal całkowicie ze szczerości i naturalnych zachowań ludzkich - wciąż jeszcze jest zrozumienie na "odbiegające od normy" zachowanie w miejscu gdzie emocje są tak duże. Notkę podesłał przebywający tam na emigracji - N. Pozdrawiam.

Strona

93

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI KIBOLE.INFO Kiedyś była strona „Koniec ITI”, już nie istnieje, bo wygraliśmy i przestała być potrzebna. Teraz powstała nowa strona – www.kibole.info – dotycząca ogólnopolskiego Dżihadu. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy czy tam lat – ją również można będzie usunąć i unieść ręce w geście zwycięstwa. Walka trwa. Jarajcie się, promujcie, działajcie. „Mały sabotaż” dużo daje… MAJ 2011: POLACY PRZECIWKO DEWIANTOM 14 maja miała miejsce kontra w Łodzi. Jak na to miasto, nawet nieźle dali radę – kilkadziesiąt młodych osób przeszkadzających w tęczowym spędzie. Na kontrę namawiali fani Widzewa, a demonstranci pokazali mieszkańcom Łodzi kilka transparentów. 21 maja miała miejsce kontra w Krakowie. TVN24 pokazał to (live) nieźle, mówiąc, że odbyła się manifestacja NOP, odbywa się pikieta tęczowych, ale co chwila „dobijają grupki młodzieży rządne konfrontacji z drugą stroną”. Aura: burza, deszcze – według uczestników zachowanie tamtejszej milicji wyjątkowo spokojne aczkolwiek zwinęli kilkanaście osób i były jakieś zabawne ganianki. Lepiej wyszła sama manifestacja niż kontra (a więc czas gdy już pedały dotarły na rynek). Media mocno zawyżają liczbę homosi, a ta jest na tyle mała, że prawa zmieniać na pewno nie trzeba… I zawsze będzie zbyt mała…mam nadzieję. Na krakowskim rynku ktoś rozwiesił transparent o treści „Tusk zamknij też rynek”, ale niestety dość szybko zwinęła go tzw. straż miejska. Warto o tym wspomnieć… „UWAŻAM RZE” WYGRYWA W WYBORACH CZYTELNIKÓW Według danych ZKDP z marca 2011 tygodnik „Uważam Rze” sprzedaje się w ilości 140.687. Dla porównania: „Newsweek” 115.455, „Wprost” 112.390, „Przekrój” 41.567, a „Polityka” 133.184. Co to oznacza? Z jednej strony myśl prawicowa cały czas jest Polakom potrzebna. Z drugiej – aż 115.455 osób czyta artykuł „Teddy Boy” o Staruchu i być może uważa to za rzetelne dziennikarstwo… 21.05.11 KSW 16 Sporty walki. Po meczu Legia – Wisła (21 maja), można było jak na zgreda przystało obejrzeć w TV kolejną Konfrontację Sztuk Walki. Moi faworyci tym razem nie walczyli (kończący karierę Juras czy nasz karateka który powiedział, że za mało zarabia…), zestaw par taki sobie, a więc na długie pisanie o tej imprezie mi się jakoś nie zbierało. No, ale zawsze warto rzucić okiem co tam na polskiej gali MMA słychać. Tym razem walczono w Gdańsku. Fajna walka Błachowicza (odzyskał twarz) – na „Mahomedzie”, wybaczcie - zasnąłem :-). Pudzian poprawił taktykę lecz nie poprawił kondycji, a jego brat powinien występować w Disco Relaxie. Ciekawie też Materla z tym „pół Anglikiem” który był mocno wkurwiający na poprzednich edycjach. Podsumowując – fajny piknik i kilka godzin przed TV. Impreza na stałe wpisała się w kalendarz ważnych wydarzeń sportowych. I dobrze promuje zdrowie, napierdalankę – treningi. Chociaż jak były reklamy na Polsacie to włączałem na Eurosport na K1 – mała gala, a poziom zajebisty – nokauty kopnięciami okrężnymi „na porządku dziennym”. I nie trzeba było „amerykańskiej oprawy”. ZAKAZY Klub Piłkarski Legia nałożył na 21 osób zakazy stadionowe po meczu Legia - Widzew. Ukarano osoby, które „naruszyły porządek, poprzez intonowanie i wykrzykiwanie wulgarnych i antysemickich haseł oraz łamanie regulaminów stadionu i imprezy masowej”. Zakazy będą obowiązywać, w zależności od przewinienia, od 6 do 12 miesięcy. Niestety takie czasy, taki modern football i ofiary świętej wojny na pewno jeszcze będą… W końcu zaplączą się z tymi zakazami za wulgarność, bo gdyby chcieli być konsekwentni to muszą… zamknąć boiska oraz dać zakazy piłkarzom. W kategorii porażki środowiska nie można tego traktować, bo to niestety następstwa nowoczesnych stadionów z super monitoringiem… FREEDOM Wizyta Obamy w Polsce była propagandowym cyrkiem. Śmiać mi się chciało jak włączyłem na chwilę TV, a tam murzyn opowiada z Tuskiem, że Białoruś to dyktatura, a Polska zrobiła wiele przez ponad 20 lat wolności. Szczególnie wiele zrobił ostatnio Tusk, zamykając stadiony, a także milicja – wstawiając mandaty za krytykę rządu. No i ABW w sprawie strony o Komorowskim. Freedom! Jak krzyczą Amerykanie… 29 maja Legia grała z Bytomiem w Warszawie. Psy zatrzymały autobus i ukarały pasażerów za „matoła”. Freedom! Raz jeszcze… 5.06.11 POLSKA 2-1 ARGENTYNA Na Legii odbył się mecz reprezentacji Polski z którąś tam reprezentacją Argentyny, do której powołana została nawet ta łajza Cabral (pracownik CWKS). PZPN doprowadził do tego, że owy mecz raczej mało kogo obchodził… A już na pewno nie obchodził ultras. „Bobo król kibiców” (?!) czuł się jak u siebie… Ochrona dwukrotnie zabraniała wywieszenia reprezentacyjnej flagi Śląska Wrocław (?!). Na Łazienkowskiej 12.000 widzów. W barwach Polski zagrali dwaj gracze Legii: Wawrzyniak oraz Kucharczyk. LEGIA MISTRZ… … wśród klubów ukaranych w sezonie 2010/11 za zachowanie kibiców. Oto tabela: 1. Legia Warszawa - 157 000 złotych, 2. Lech Poznań - 71 000, 3. Widzew Łódź – 52 000, 4. Śląsk Wrocław - 43 000, 5. Ruch Chorzów - 36 000, 6. Lechia Gdańsk - 33 500, 7. GKS Bełchatów - 31 000, 8. Jagiellonia Białystok - 30 000, 9. Wisła Kraków - 29 000, 10. Korona Kielce, Zagłębie Lubin - 17 000, 12. Cracovia - 15 000, 13. Górnik Zabrze - 14 500, 14. Polonia Bytom - 14 000, 15. Arka Gdynia 10 000, 16. Polonia Warszawa - 7 000. Ta tabela to według mnie autentyczny wynik „ligi ultras”. Nie ilość legalnie ułożonych kartonów, a właśnie rzeczy zakazane, karane przez tych niszczycieli prawdziwego futbolu są wyznacznikiem niezależności ultra. Także bracie po szalu, składam Ci najserdeczniejsze gratulacje. Legia Mistrz! Najgorsi? Jak zwykle KSP… ZEBRANIE OZSK Na początku czerwca odbyło się zebranie Stowarzyszeń Kibiców, wybrano nowe władze. Pojawił się też nowy projekt „Kibice za bezpieczeństwem”. Pozwólcie, że nie będę tego komentował, bo nie potrafię obiektywnie i prawdziwie komentować działań oficjalnych grup. Także przypomnę tylko raz jeszcze, że „DL” nie zajmuje się raczej „ustaleniami na górze”. Tak będzie lepiej. „ŁAKOMY KĄSEK” Zawsze irytował mnie charakter Jakuba Wawrzyniaka, a konkretnie jego wypowiedzi odnośnie własnej osoby. Kolesia tak nieskromnego dawno nie było w Legii. Gdy mówi o sobie robi to robi to z wypisanym na twarzy „jestem gwiazdą”. Teraz, po sezonie 2010/2011 powiedział o sobie, że jest „łakomym kąskiem”… Myślałem, że takie słowa powinni wypowiadać inni – ci, którzy się nim ewentualnie interesują, dziennikarze, menadżerowie, trenerzy. No cóż… człowiek uczy się przez całe życie. MLADIĆ W HADZE Polityka. Tysiące Serbów, serbskich patriotów i specyficznych tamtejszych nacjonalistów protestuje przeciwko aresztowaniu Ratko Mladića. Karadżić, teraz Mladić, który był zresztą prawą ręką tego pierwszego… Bohaterowie Serbów jakich my podziwiamy, powoli będą się kończyć, a zapewne ten szlachetny naród zostanie prędzej czy później wepchnięty w szpony Unii. Mam nadzieję, że sprzeciwią się Serbowie konkretniej niż nasi rodacy, którzy skusili się na obiecanki raju na ziemi i powiedzieli „Tak”. No i mamy… Ci co chcieli – spierdolili z kraju, a my tu kupujemy cukier po 5 zł (na szczęście nie słodzę :-), a kasa starcza na coraz mniej rzeczy. No i „normy unijne” – zarówno dla rolników jak i normy obyczajowe odnośnie pedałów itp. Wow, ale czad, że tak powiem po europejsku… Serbowie – trzymajcie się!

Strona

94

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI ORDER Kolejną „super” akcją wodza rodem z PO jest danie orderu „antyfaszyście” Marcinowi Kornakowi – twórcy słynnego „Nigdy Więcej”. W internecie można znaleźć fotki Donka oglądającego „Brunatną księgę” wręczoną mu przez Marcinka. Teraz Tusk będzie miał więcej określeń na „faszystów”, a według odznaczonego – są nimi wszyscy. Faszyzował już Rydzyk, Lepper – Kaczora zapewne też nie będzie problemu podciągnąć. Pytanie brzmi: kogo jeszcze wyróżni Komorowski? I czy „Nigdy Więcej” ma jakieś sukcesy prócz wyprodukowania zabójcy białych dziwek Simona Mola? Ups… niewygodnych faktów nie ma co przywoływać, no nie Marcin? Bo to mowa nienawiści. A ty przecież jesteś dobry chłop, co to wespół z czerwonym PZPNem zakazuje w wolnej Polsce (heh) wywieszania… legalnych symboli na stadionach. Bez kitu – „Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski” za zakazywanie m.in. Mieczyka Chrobrego… Za wrzucanie patriotyzmu, a nawet jakiejś pseudoprawicowej (nie mówiąc o prawicowej…) polityki do jednego worka z niemieckim nazimem… Kto następny? 9.06.11 POLSKA 0-1 „FRANCJA” 31.000 widzów obejrzało przy Łazienkowskiej mecz Polska 0-1 „Francja”. Zagrał „łakomy kąsek” Wawrzyniak, a Kucharczyk przesiedział na ławce. Na meczu piknik, a także obecna jakaś grupka francuskich błaznów w barwach. Nikt o zdrowym rozumie nie dopingowałby bowiem takiej „reprezentacji”. SZKODA ŻYCIA I NERWÓW NA PLOTKI Gazety coś tam piszą, że Radović nudzi się polską ligą, a sam piłkarz wraca z urlopu i dzwoni do jednego z legijnych serwisów, że on nic takiego nie powiedział… Wierzę mu. Nie wierzę natomiast plotkom międzysezonowym i właśnie dlatego się nimi brzydzę. Nie potrafią chuje napisać czegoś twórczego (co jest dziwne przy tej pensji którą mają) to wymyślają głupoty, które (o dziwo) typowy wąsaty Hendryk lubi czytać (gdyby nie lubił to by nie drukowali – wszystko dziś opiera się na badaniach klientów). I kręci się Matrix. Nie wierzcie w to co piszą, opierajcie się na faktach. Od plotek lepsze jest świeże powietrze. Sport, spotkanie z ludźmi. Realnymi – nie wirtualnymi. PIERWSZE WZMOCNIENIE Do dnia 14stego czerwca 2011 Legia ma jedno wzmocnienie – Michała Żewłakowa. Kłócili się ponoć o kasę, ale wreszcie dogadali. Tak więc mamy polskiego obrońcę (oby jego powrót do Ekstraklasy nie był w stylu Mięciela…) – mamy też polskiego napastnika, bo z wypożyczenia do Łodzi wrócił strzelajacy na zapleczu młody Kosecki. Żewłakow związał się z CWKS rocznym kontraktem. W swojej karierze jeden ze znanych braci zagrał aż 102 mecze w reprezentacji Polski. LEGIA WARSZAWA ZGŁOSZONA DO ROZGRYWEK I LIGI HOKEJA NA LODZIE Nasi hokeiści przystąpią do rozgrywek w przyszłym sezonie hokeja na lodzie. Zostali zgłoszeni. Niestety, z tego co do mnie dochodzi – perspektywiczny, młody, ambitny skład nieco się sypie… Zobaczymy jaka będzie kadra na 2011/2012. I pamiętajmy – Legia to całość, nie tylko piłka… OLIMPIA ELBLĄG W I LIDZE! Po ostatniej kolejce Olimpia Elbląg awansowała na zaplecze Ekstraklasy! ZKS zremisował w Niepołomicach, ale mecze ułożyły się tak, że nawet porażka Olimpii promowałaby naszych przyjaciół. Gratulacje – bardzo cieszy perspektywa meczów ZKS w tej klasie rozgrywkowej. Awansował także bydgoski Zawisza. Już teraz można szykować się na ciekawy pojedynek Olimpii z Zetą w Elblągu. Obie ekipy spotykały się jeszcze w IV lidze. Zawisza dymił z psami w Elblągu (poza stadionem), a kiedy nasi ziomale pojechali na Brdę Bydgoszcz około roku 2000 (1999?) – Zawisza zaatakował ich na tym znajdującym się obok Gdańskiej obiekcie. Tak więc kontakty mają swoją małą tradycję. Teraz te ciekawe ekipy grają już na zapleczu Ekstraklasy! ZKS! POGOŃ SZÓSTA, SOSNOWIEC PIĄTY Wydawało się, że Portowcy mogą mieć problem z utrzymaniem w I lidze, a tymczasem zajęli aż 6 miejsce na koniec rozgrywek! Tak więc na zapleczu prócz Olimpii zagrają również Szczecinianie. Niestety działacze MKS wprowadzają jakieś chore karty kibica, które utrudnią nam Legionistom udział w meczach Pogoni. Z kolei Zagłębie Sosnowiec ostatecznie zlądowało na 5tym miejscu w grupie zachodniej II ligi. Awansował Zawisza i Olimpia Grudziądz. -NIEZALEŻNA- O RECENZJI Z „DL” 16.000 egzemplarzy „Nowego Państwa” o kibicach musiała dodrukować redakcja tego miesięcznika. Opublikowała ona też tekst na niezalezna.pl z podsumowaniem recenzji tego szczególnie nam bliskiego wydania „NP”. Redakcja boi się o to czy sprzeda „16 koła” – ze swojej strony postaram się o umieszczenie recenzji i reklamy w TMK, raczej powinno się udać. A w tekście na niezalezna.pl znalazło się też miejsce dla kilku słów o recenzji „DL”. Całość autorstwa Lisiewicza znajdziecie pod tym linkiem: http://niezalezna.pl/11878-dodruk-kibolskiego-%E2%80%9Enowego-panstwa%E2%80%9D . Niżej fragment o „DL”: „Klimatyczną” recenzję „NP” zamieścił autor e-zina „Droga legionisty”. Czytamy w niej: „Kilka razy gdy zdarzyło mi się być złapanym, spisywanym przez policję podczas różnych wydarzeń związanych ze „zgromadzeniami” – politycznymi czy też meczowymi - padało z ich ust pewne sformułowanie, które utkwiło mi jakoś w pamięci. Patrzyli z udawanym bądź naturalnym zażenowaniem i pytali „ile ty masz lat?”. Mam dwadzieścia parę. Różne miejsca, sytuacje, różne psy… Pytanie powraca… Po którymś z rzędu zastanawiam się - co oni mają właściwie na myśli? Czy jeśli minie wiek lat nastu to mamy zamknąć się w domach?”. Autor pisze, że w „NP” „przeczytał coś także przez dorosłe dzieci napisanego”. Jego zdaniem nasze teksty „są prawdziwe, nie naciągane – wnoszące coś do obserwacji sprawy wojny rządu z kibicami. Wnoszące prawdę. Bo też nikt nie napisał, że jesteśmy aniołkami. O kibolach wypowiadają się różne osoby (mężczyźni, kobieta) co przynosi nam spojrzenie na „problem” z perspektywy różnych przychylnych naszej sprawie ludzi. Bądź takich opierających się po prostu na prawdzie, a nie na stereotypach”. Jak stwierdza, w „NP.” „każdy przedstawia swoje racje, które łączą się w sensowną całość. Łączą się w normalne postrzeganie sprawy kiboli. Można? Jasne, że można… Tylko trzeba mieć otwarty umysł. Wykazać się np. rzetelną analizą zjawisk sprzed roku 1989 kiedy to kibice aktywnie uczestniczyli w wojnie z czerwonymi i przełożyć to na teraźniejszość. Teraz – w roku 2011 rozpoczęła się nowa, jakby nie patrzeć upolityczniona batalia ultrasów z Systemem. Czy znowu przyczynimy się do obalenia rządzących? Według znanego już hasła o matole – jak najbardziej :-)”. DANIEL LJUBOJA NOWYM NAPASTNIKIEM CWKS! Po Michale Żewłakowie kolejnym wzmocnieniem (i to kolejnym białym) jest Serb Daniel Ljuboja, który podpisał roczny kontrakt. 32-letni piłkarz występował m.in. w PSG i VfB Stuttgart, a ostatni sezon spędził w OGC Nice. Jest też 19-krotnym reprezentantem Serbii. Ponoć to nerwowy gość. Czas pokaże czy zasłuży przy Łazienkowskiej na liścia :-). Daniel był wolnym zawodnikiem. Odszedł natomiast Szałachowski, nie przedłużono z nim kontraktu. Szkoda, że tyle się leczył i był kontuzjogenny. Według mnie – kiedy jest zdrowy, jest lepszy i równie szybki co taki Manu… BIAŁORUŚ CD… Usunięto namiot Solidarnych (także z kibicami…) 2010. W przeciwieństwie do czasów komuny – mamy internet, są filmiki. Będzie dowód dla przyszłych pokoleń i być może prawdziwie polskich sędziów. Bo ci nasyłający służby mundurowe (jak i one same) to bandyci. Tylko pytanie: czy filmiki z usuwania ludzi spod namiotu nie zginą w „tłumie” „fajnych, ciekawych filmików”? Medal (nowoczesność, Internet) ma dwie strony… WZNOWILI TRENINGI W poniedziałek 20stego czerwca do treningów wrócili piłkarze Legii Warszawa. Ćwiczono jeszcze nie w pełnym składzie. Teraz czekają ich badania, testy i tego typu pierdoły. Na początku lipca jadą na obóz do Austrii gdzie zagrają 4 sparingi. 15stego lipca poznamy rywala w europejskich pucharach, a 23ciego gramy Superpuchar.

Strona

95

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI

FANI NA JUNIORACH Jakiś czas temu na jakiś mecz juniorski Legii oraz KSP przyszło kilkunastu Polonistów. 19 czerwca zaś na mecz Legii 1997 z Polonią 1997 przybyła kilkudziesięcioosobowa grupa kibiców Legii, ale ochrona i policja nie wpuściły fanatyków na trybuny. Jeszcze inni młodzieżowcy grali z Jagą w Białymstoku i gospodarzy dopingowało kilka setek kibiców „pszczółek”. Legia wygrała mimo dopingu Jagi w stosunku 3-1. Co ciekawe – na rewanż (1-1, awans CWKS) zawitała 50-osobowa grupa fanów Jagiellonii, którzy przez cały mecz prowadzili doping (bez koszulek itp.). Ciekawa sprawa. LUDZIE JARAJĄ SIĘ… … fotkami niemal skończonych, nowych stadionów. Przypominam jednak, że w nowoczesnej (bo prezydencję w Unii mamy :-) Polsce - mecze kibice oglądają spod stadionu, a nie z trybun. Prędzej powinniśmy jarać się zatem nowymi placami przed obiektami czy też parkingami. Jakieś foto? HARD BASS JEST PRAWICOWY :-) Znów zacytowano „DL”, tym razem na konserwatysta.pl: http://www.konserwatyzm.pl/artykul/756/golebiowski-hardbass-jest-prawicowy . Pragnę jednak dodać, że zanim hardbassowała Jaga, ŁKS i inni – gdzieś tam w Warszawie, w podziemnych tunelach, parkach i na zbiórkach niezależnych nacjonalistów z „eLką” w sercu – odbywały się pierwsze kameralne hard bassy :-). Jeden miał nawet miejsce w okolicy koncertu, na którym „tańczy się” zazwyczaj nieco inaczej… 22.06.11 DONALD GRA W PIŁKĘ… Na Dworcu Centralnym gasną światła, a Donald Tusk gra w piłkę na Agrykoli… Typowy obrazek sprzed Euro 2012, może połączenie tych dwóch faktów jest średnio sprawiedliwe, ale mimo wszystko chyba wymowne. Ciekawi mnie co by było gdyby zgasło światło podczas przebywania na dworcu części fanów „reprezentacji” Francji i Anglii. Ci jak wiadomo są czasem czarnoskórzy, a zatem czarno to widzę… Żart może żałosny mi wyszedł, ale uczą mnie „najlepsi z TVNu” czyli m.in. Kuba Wojewódzki. To chyba dobrze co, kulturalny Walterze? 22 czerwca parę minut po 15:00 odbył się happening na Agrykoli skierowany przeciwko Donaldowi „matołowi” Tuskowi, który rozgrywał mecz z dzieciakami. Akcja miała charakter spontaniczny. Liczba nie powala na kolana - nie wiem jakieś 80 osób (?), ciężko powiedzieć. Zbieraliśmy się w Źródełku już od tak mniej więcej 14:30. Akcja nie była nagłaśniana na jakichś forach itp., tylko we własnym gronie. Było kilka ciekawych transparentów, pozdrawialiśmy Tuska, zaznaczyliśmy swoją obecność okrzykiem „Legia Warszawa” i innymi. Wypomnieliśmy matołowi, że woli grać z jakimiś dziećmi niż dbać o drogi, koleje - których nie ma. Jak matoł był przy piłce to był bardzo sowicie wygwizdywany, również przypomnieliśmy, że rozliczymy się przy wyborach ;-). Paweł Media 1: http://www.polskatimes.pl/pap/418503,donek-wroc-do-pacanowa-kibice-protestuja-a-tusk-gra-z,id,t.html?cookie=1#material_2 Media 2: http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/963227,premier-tusk-gral-w-pilke-z-dziecmi-na-agrykoli-za-plotem,id,t.html?kategoria=667 CHINYAMA ODCHODZI Z LEGII! Po przyjściu do nas najlepiej zarabiającego piłkarza w Ekstraklasie (!), znanego Serba – z Legii wreszcie odszedł Chinyama! Teraz trzeba trzymać kciuki by podczas zgrupowania w Austrii nie testowali jakiegoś kolejnego afrykańskiego zaciągu… A co do obozu w Austrii to gramy tam 5 sparingów: pierwszy 5 lipca z SV Horn. Nasi przeciwnicy są żałośni w kontekście zbliżających się meczów w Lidze Europejskiej. „KTO NIE Z NAMI – TEN WARIAT” Polityka. W Polsce trzeba uważać by nie odbiegać zbyt daleko od „jedynych słusznych” (z PO), bo uznają Cię za wariata. Przekonał się o tym wysyłany na badania Kaczyński oraz Rydzyk, o którym trąbią od wielu dni media. Wariaci, bo nie gadają jak Komorowski „zgoda buduje” i nie odstawiają jak matoł teatrów z Obamą, a ostatnio z Merkelową. Śledzenie portali informacyjnych oraz donosów z TV nadal jest ciekawą lekcją „czym jest Matrix”… ALE… … jak ktoś (zapomniałem kto, a jako że to tylko zine to mi wybaczycie :-) powiedział – czy oby na pewno ogół obchodzą sprawy ważne? Wychowane na reality show i ju ken dens Mariolki z żelazkami lubią tak naprawdę słuchać afer, skandali, „hitów” i innych donosów. Sprawy inflacji, gospodarka niekoniecznie interesuje znaczny procent wyborców. Uwierzcie – gdyby interesowały to by o tym więcej mówili, bo oni postępują zazwyczaj tak, jak wynika z badań nad społeczeństwem. Smutne to… ale na szczęście jest futbol :-). NIE OŚMIESZAĆ SPRAWY Swoją drogą jeśli chodzi o mówienie o Polsce jako kraju totalitarnym to warto ważyć słowa. Bo bardzo łatwo ośmieszą… Wiadomo, że demokracja to fikcja – wystarczy przywołać sprawę strony AntyKomor, mandatów za „matoła”, namiotu Solidarnych itd. Ale nie porównujmy tego do Stanu Wojennego, bo zwolennicy PO łatwo wyłapią te wypowiedzi i ośmieszą w swoich programach typu „Szkło kontaktowe”. Mariolka z żelazkiem szybko przypomni sobie lata 80te i powie „wtedy były czołgi, godzina milicyjna – a teraz nie ma”… I z gadania o państwie totalitarnym wychodzi komedia. Działajmy z głową… Starajmy się tonować emocje – wiem, że ciężko, ale komu potrzebne samobóje?

Strona

96

„DL” zine nr 1


KRÓTKIE NOTKI OBCHODY ROCZNICY URSUSA Na blogu RKS Ursus Warszawa pojawiła się relacja i zdjęcia z obchodów wiadomych wydarzeń mających miejsce na ich dzielnicy (szerzej piszę o tym w dziale „Warszawa” na e-zinie „DL”). Polecam zapoznanie się: http://rksursus.blogspot.com/2011/06/czerwiec76-obchody-35-rocznicy.html#more . Zobacz po raz kolejny, że kibole pamiętają… POPISAŁOBY SIĘ… …o czymś sympatycznym z ultra-niepoprawnego świata, ale nie ma zbytnio do tego klimatu. Trwa wojna. Nasi wrogowie również punktują, niestety… Zamiast skupić się na kibicowskim światku śledzimy doniesienia mediów, kroki rządu… Ma to dobre strony, ale i złe. Bo są tu młodzi, którzy rządni są stadionowych wrażeń, są i starsi, którzy również cenią sobie to co najlepsze – dzikość serca. No, ale jeśli ktoś „od nich” myśli, że wygrywa, zmienia mentalność to niech spróbuje na derby wyłączyć monitoring i wyprowadzić służby porządkowe :-). Na polskich osiedlach nadal kwitnie stare dobre podejście do rywala i policji. I to jest najcenniejsze. Zawsze. W każdej sytuacji. TUSKA STAĆ Niestety rządzi nami ktoś kto mimo panującej tu biedy obiecuje Grekom milion złotych, byleby przyklasnęli mu możni UE jako -człowiekowi szlachetnego serca-. Dla jedynego o co dba – PR, to dobrze… Wiem, że nam także w przeszłości pomagali inni… Tyle, że byliśmy zniszczeni po II wojnie światowej i nasza wina była żadna. Grecy – bankruci – są ofiarami swego życia grubo ponad stan i przywilejów socjalnych obowiązujących w tym pięknym kraju. Czy oby na pewno opłacało się obiecywać ratowanie tonącego z własnej winy okrętu? Tym bardziej – kiedy własny okręt, w nieco inny sposób, ale jednak także przecieka… Nie ważne, że Greków nie wspomożemy – kolejny PRowski zabieg Donka warto zapamiętać. HIPOKRYTA Stefan Niesiołowski żali się u Moniki Olejnik, że w Internecie pełno jest chamstwa sugerując, iż to dobrze, że PO „coś z tym robi”… Ma tupet. Facet, który sprowadza język polityczny w Polsce na dno – zarówno na sejmowej mównicy jak i w mediach. Zgadzam się, że Ryszard „tęczowy” Kalisz to „porno grubas”, ale jeśli Niesiołowski używa takiego języka to niech będzie łaskawy nie pouczać nas internautów o chamstwie. Przykład idzie z góry… A Monika Olejnik powinna chyba takiego właśnie argumentu przeciwko swojemu rozmówcy użyć… Niestety, jej się wydaje, że jak w jednym pytaniu na dziesięć zaatakuje lekko koalicję to już będzie obiektywna… MY ZOSTANIEMY – ONI SIĘ PRZERZUCĄ Niedługo do kibicowskiego slangu wejdzie zawołanie „przerzut jak Kluzik-Rostkowska”, bo owa pani zmienia partie jak rękawiczki. Rok 1999, może nawet 2000 – kumpel pożycza mi oryginalną kasetę Konkwisty „Biały honor biała duma”. Kupił ją… gdzieś tam w kiosku przy dworcu. Takie były czasy… Konkwista w sklepach, a ci którzy dzisiaj pozują na hip hopowców pozowali na skinheadów i nosili flayersy. Taka moda. Aż trudno uwierzyć, że to już za nami… To było tak niedawno. To historia najnowsza polskiej ulicy, a jednak już historia… „Przyjeżdżają z obcych krajów ucząc się na uniwersytetach – a gdy pytamy kto za to płaci – nazywają nas rasistami” – pamiętacie to? Ja pamiętam swoje ciary i zdziwienie mojej mamy gdy owe dźwięki rozbrzmiewały ze starego magnetofonu. Albo otwórzcie ziny, przeczytajcie relacje z meczów chociażby z roku 2005… Rzućcie okiem na fotki, poczujcie raz jeszcze tą wolność. Bo dziś wolności nie ma, a na naszych oczach zaciska się nam pętle. Wyjdziemy z tego – jak zwykle, ale po kolejnej batalii nasz ruch przejdzie kolejne przeobrażenie. Z jednej strony zapewne będzie silniejszy – poprzez kolejne zgranie się, wspólne przeżycie trudnych chwil, z drugiej strony – ulegnie osłabieniu, bo walka z rządem zamiast walka z kibicowskim rywalem nieco osłabi ogólny klimat ultra w kraju. Na jakiś czas znów wszystko traci swój smaczek. W miejsce międzykibicowskiej walki wchodzi na pierwszy plan inny – dżihad – też go lubię, ale jednak rywalizacja na trybunach i nie tylko jest bardziej pociągająca. Kamery, karty, skanowanie oka… No cóż… widocznie tak musi być. Nie ma co płakać, bo Polska na naszej walce z rządem zyska. Co z tego, że Tusk będzie gadał o nas kłamstwa, które gada się od początku powstania ruchu kibicowskiego? To już było… to jest i to będzie. Ale my dajemy w przeciwieństwie do lat 90tych bardzo bolący „elity” przekaz: Szechter przeproś za brata! Donald matole! Zna to cała Polska, piszą o tym poważni ludzie i mówią mniej poważni dziennikarze… Kibole i nasze hasła są na ustach wszystkich i Donald tego wymyślonego przez S. okrzyku nie zamiecie pod dywan… Śmieją się z tego, podoba się to nawet ludziom mediów. Tusk stał się obiektem żartów, bilans z Kaczorem w pewnym sensie mu się wyrównuje. Matoł, który oddał śledztwo smoleńskie i nie potrafi dotrzymać terminów związanych z Euro 2012. Ale niestety jest coś niepokojącego… Mimo tylu wpadek – PO trzyma się dobrze, a przewaga liczbowa umownych -Mariolek z żelazkiem- nad rozsądnymi ludźmi jest jak widać znacząca. Niby normalne… zawsze ludzi głupich jest więcej niż mądrych. Ale jednak jest to wkurwiające gdyż ci ślepi, nie widzący nieudolności, kłamstw rządu – wybiorą nam podobny w najbliższych wyborach… Czy Mariolka nie może przełożyć swego ukochanego z TV hasła „Mam talent” na własny talent do trafnej analizy rzeczywistości? Przekonamy się za kilka miesięcy… Wracając do wstępu – Kluzik-Rostkowska, przykład politycznego braku honoru się przerzuca, raz PO krytykuje by za chwilę pochwalić – a my trwamy przy swoim. Niech to będzie pewnym symbolem jakości naszych ludzi i jakości ludzi rządu. Oni przeminą, my zostaniemy. Pytanie tylko ile niewygodnych ustaw za sobą pozostawią i ile zainstalują kamer… Nic nie poradzimy. Podnieś głowę i zaciśnij pięść… 28.06.11 UNION BERLIN 1-0 POGOŃ SZCZECIN 3 tysiące Niemców i 700 Portowców wspomaganych Legią oglądało sparing Union Berlin 1-0 Pogoń Szczecin. MKS super się zaprezentował odpalając pirotechnikę, dopingując i wywieszając transparent „Fuck Euro”. Takie jest właśnie zdanie polskiej ulicy o tej imprezie… Pogoni nie pozwolono na wniesienie oprawy, trochę osób zawiniętych. ZADYMY NA ŚWIECIE, „REAKCJA” W POLSCE W Ameryce słynna drużyna spadła z ekstraklasy = awantury, w Kanadzie po hokeju jakaś kolorowa patologia skakała po samochodach, a ich skośnoocy koledzy kręcili to najnowszymi modelami telefonów komórkowych. A gdzie kibice są tematem zastępczym? W Polsce. Po tym jak „miarka się przebrała” i fani wbiegli na murawę świętować zdobycie Pucharu Polski przez Legię Warszawa. Puste sektory gości, psy na stadionach – oto co czeka nas w „ostatnim sezonie przed Euro”. Działania bezsensowne. To tak jakbym zjadł 10 tabletek leku przeciwbólowego ponieważ mam zęby, a więc jakiś „być może” nagle zaboli… Paranoja. NA KONIEC… 18sty czerwca, siedzę z „kumplem” ze studiów w barze i wpierdalamy obiad podczas przerwy we wpisach. Gadamy o książkach, przynajmniej zaczynamy. Jeeest – jeden, który nie żyje „Tańcem z gwiazdami” lub wypadkami na rondach – tak sobie pomyślałem. Zapowiada się nieźle… jest szansa zjeść w normalnej atmosferze podczas studiów. Szok. Czy to nagroda za 3 lata pustkowia? „Teraz czytam takie coś” – opowiada „znajomy” i wyciąga… książkę Grossa. No to wszystko chuj strzelił. Na moją negatywną recenzję… ucieszył się – „no wiem, jest kontrowersyjna” + cieszy miskę. Eh… utwierdził mnie tylko, że negatywne komentarze tego gówna miały dla jej rozgłosu również dobre strony. No, ale ten dzień nie skończył się jeśli chodzi o kontakt z zombie źle… Chłopaczyna taki był zajarany, że jest trendy, iż pochwalił się co czyta nawet doktorkowi podczas wpisów. Na jego nieszczęście – nawet nieco zlewaczały wykładowca wykręcił mordę jak ujrzał to coś :-). Jak więc nasz bohater się przekonał – ciężko błysnąć książką żyda. Gdziekolwiek… Ot, anegdotka. Zmieniając temat przy końcu. Chciałbym raz jeszcze podziękować za wszystkie maile. Nawet nie wiecie jakie są ważne i mobilizujące! O wiele procent potrafią powiększyć chęć napisania kolejnego tekstu. Jak się czuje, że jest dla kogo – wtedy zawsze, w każdej dziedzinie – bardziej chce się kontynuować swoją pracę. Pozdrowienia dla czytelników! Ł.

Strona

97

„DL” zine nr 1


NA DOBRY KONIEC

KIBICE BAWIĄ SIĘ I WALCZĄ - PROLOG 19.06.2011 (Warszawa – Toruń) Zina skończymy nietypową relacją:-). W opisywany weekend dużo się działo, więc opiszę to po kolei. W dwa dni zaliczyliśmy jako (L) Chełmża koncert w Warszawie oraz wizytę w imperium Ojca Dyrektora w Toruniu, gdzie zostaliśmy zaproszeni do udziału w programie o tematyce kibicowskiej. Na początek pragnę się z wami podzielić relacją z koncertu. Wybrałem się do Warszawy wraz z jedną złą skinówą na koncert Horrorshow. Sam byłem sceptycznie do tego pomysłu nastawiony, ale owa skinówa nie dała za wygraną, więc w sobotę grzecznie siedziałem z nią w pociągu do Warszawy :-). Humor poprawiał mi się na myśl, że na koncercie będzie sporo (L), jak i że Horrorshow śpiewa kawałki o Zagłębiu Sosnowiec. W Warszawie odbiera nas dwóch młodych narodowców oraz jeden Warszawiak. Chwila turystyki i ruszamy na miejsce koncertu. Było trochę zastanawiania się, jakie towarzystwo tam zastaniemy, bo wiadomo że na koncertach Oi! bywa różnie. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że jest przyzwoicie - dużo łysych fanów (L) oraz znalazło się nawet kilku Punków (w koszulkach antykomunistycznych!). Po szybkim przedstawieniu przez koleżankę z Warszawy (POZDRAWIAMY!) z resztą ekipy, zaczynamy spokojnie słuchać pierwszej kapeli (Oi!Brygada). Drugą kapelą byli znakomici The Sandals, którzy rozgrzali publiczność :D. Pozytywne komentarze budziła moja koszulka (FC (L) CHEŁMŻA). W końcu zagrali chłopaki z Horrorshow! To, co działo się pod sceną jest nie do opisania! Do tego piosenki o Zagłębiu, które śpiewała cała wiara zgromadzona pod sceną, jak i w całym lokalu. Miłym akcentem było to, że chłopaki z Horrorshow ponarzekali na niejakich antyfaszystów i jak to o sobie stwierdzili „że kierownicę mają po prawej stronie”. Koleżanka z Wawy umówiła się z nami, że następnego dnia razem śmigniemy do Torunia z kibolami (L) na nagranie programu w TV TRWAM pt. „Kibice jako nadzieja Polskiej piłki”. Następnego dnia ruszyliśmy mieszaną ekipą Warszawsko-Chełmżyńską w kierunku Torunia. Po drodze dogadywałem ostanie szczegóły z kibicami z Chełmży w sprawie występu w TV. Wszyscy spotykamy się w Toruniu na miejscu nagrania programu. Zebrała się ciekawa grupa kibiców mających brać w nim udział. Z tego co naliczyłem pojawiło się: 3 kiboli Zawiszy Bydgoszcz (dwóch brało udział w programie), 3 Kiboli Lechii Gdańsk, 1 Widzewa, 3 Legii Warszawa, 4 Sparty Brodnica, 2 z Wisły Płock no i 6(!) z Legii Chełmża. Wszyscy w barwach swoich klubów, co robiło pozytywne wrażenie. Miło nas zaskoczył profesjonalizm ludzi przygotowujących ten program. Wysoki poziom wiedzy robił naprawdę wrażenie. Można też powiedzieć, że wszystko było zapięte na ostatni guzik. Co można powiedzieć o samym przebiegu programu? Ogółem, uważamy, że wyszło bardzo dobrze. Członkowie stowarzyszeń jasno nakreślili sytuację kibiców w Polsce, i to co nas niepokoi oraz denerwuje. W programie była podjęta próba zmienienia wizerunku kibola i pokazania też dobrej strony naszej działalności, co myślę, że udało się w 100%, o czym świadczyły choćby telefony od dwóch Ew z Warszawy. Obie były pozytywnie zaskoczone naszą działalnością :D. Podkreślaliśmy, że jako kibice czujemy się patriotami i w związku z tym, staramy się godnie czcić wszelkie święta narodowe oraz upamiętniać wszelkie ważne wydarzenia oraz ogólny wkład w krzewienie wartości Narodowych. Myślę, że wyszło to bardzo dobrze. Po programie zostajemy zaproszeni na kolację z samym Ojcem dyrektorem. Korzystamy z zaproszenia i udajemy się we wskazane miejsce (siedziba Radia Maryja). Tam witają nas bardzo serdecznie, za co wielkie dzięki :P. Krótko mówiąc: Ojciec Rydzyk miło nas zaskoczył i okazał się serio spoko człowiekiem, nie takim jakiego kreują go media. Sam stwierdził, że wizerunek „mohera” został wykreowany w ten sam sposób, co wizerunek kibola dziś. Po kolacji i integracji z „moherami” (Ojciec Dyrektor w szaliku Legii Chełmża z celtykiem, to widok niezapomniany :-D), udajemy się na audycję na żywo w Radiu na temat kibiców. Uczestnikami tej audycji są oczywiście kibole, z czego większość stanowią właśnie kibice Legii Chełmża :-). Myślę, że nie ma sensu opisywać całej audycji lepiej posłuchajcie jej sobie sami :-). Pozdrawiam na koniec wszystkich spotkanych kiboli (niezależnie od barw), skinów oraz Warszawiaków! -DONALD!!!! - Co? - TY WIESZ CO :P !!!!!!!!! Vego

„WYSPA” – PROLOG 2 Jesteśmy dziś, zwolennicy tradycyjnej Polski – jak niegdyś chrześcijanie, oblężeni (inna sprawa, że wśród nas zapewne większość to także chrześcijanie…). Jak to powiedział pewien ksiądz, nawiązując do jednego z przemówień Benedykta XVI – jesteśmy dzisiaj wyspą. Otoczoną ze wszystkich stron obcymi. Podobnie mieli kiedyś chrześcijanie, otoczeni pogaństwem i przeklęci. Z tamtych chrześcijan możemy jako nacjonaliści, jako broniący normalności brać przykład. Bo mimo oblężenia – trwali oni w swej wierze. Konsekwentnie ją głosili… I z małej „wyspy” chrześcijan zrobił się kontynent pod znakiem krzyża…Dzisiaj sytuacja się powtarza. Pełno wrogów, najazd innych kultur, przeklęcie tradycji. Musimy robić swoje i wierzyć, że nasza siła pozwoli nam zaszczepić w ludziach patriotyzm, nacjonalizm – sprzeciw wobec bezmyślnej lewackiej rewolucji obyczajowej. Że wyspa będzie się rozrastać. A dopóki jest wierny ostatni z nas – wyspa nie będzie bezludna i gotowa na całkiem obce panowania… Ta historia chrześcijan może dać wiarę, że nie ilością lecz jakością szerzących idee i ich zaangażowaniem można przechylić szalę na swą korzyść. Dlatego jak widzicie wszędzie zboków, kity mediów oraz popkulturę – nie załamujcie się. Ważne, że wyspa się jeszcze całkowicie nie zalała chociaż widać jej coraz mniej w stosunku do reszty. Trzeba trzymać się razem. Krzyczeć swoje racje. Bez wiary nie damy rady… Co jakiś czas przechodzą przeze mnie kolejne fale wiary i znów czuje się dobrze. Polecam wszystkim aktywne udzielanie się patriotyczne. „Póki my żyjemy” nie jest pustym sloganem, a dotyczy wszystkich patriotycznych jednostek z naszego narodu. Aborcja modna w społeczeństwach Zachodnich – wielodzietność typowa dla kolorowych, a szczególnie przebywających w Europie muzułmanów. Słyszałem kiedyś –nie wiem na ile prawdziwe- informacje o bardzo dużej patologii związanej z aborcjami w Serbii. A potem Kosowo zostało utracone… Bo wyznawcy Mahometa rozmnażają się jak króliki, a białej Serbii nie miał w pewnym momencie kto bronić. Mężczyźni, którzy być może nie dopuściliby do tej zbrodni – zginęli w łonie matki… Zgodnie z „europejskim postępem”. Można więc powiedzieć, że pretensje musimy mieć przede wszystkim do siebie. Za aborcję, za politykę jednego dziecka. Wyspa się wyludnia przez nas samych, a raczej przez zdrajców tego samego (bądź podobnego…) koloru skóry. Przez lewaków i liberałów przez, których z jednej strony zabijane są białe dzieci w łonie matki (w imię „wolności wyboru”), a z drugiej (w imię „tolerancji”) zapraszani są bardzo płodni przedstawiciele innych cywilizacji. Prosta linia do zagłady. Demografia. Trzeba na sprawę wojny cywilizacji, konfliktu kulturowego patrzeć właśnie szerzej, z góry, a nie (jak przekonują nas „postępowcy” przy pomocy m.in. popkultury, lekkiego kina), że „znam murzyna, jest w porządku – gadacie bzdury”. Pewnie, że pojedynczy przedstawiciele innych kultur mogą być „w porządku”, ale pamiętajmy, że my uprawiamy politykę, jesteśmy patriotami – aktywistami. Wszyscy niestety nie mogą być zadowoleni, a wszelkie „wyniosłe ideały” spełnione. Pacyfizm to utopia, a coś kosztem czegoś. Chcesz być „tolerancyjny”? Wiem, że to modne, ale kiedy patrzysz na sprawę szerzej, przez pryzmat przyszłości naszego kontynentu – musisz wiedzieć, że działasz na jego niekorzyść. Albo „tolerancja” albo dobro kraju… Czy tak szanowani przez nas Serbowie, których jako kibice i nacjonaliści na każdym kroku staramy się wspierać – zastanawiają się czy jakiś Albańczyk, który okupuje Kosowo jest fajnym, sympatycznym gościem? Nie – bo tu nie chodzi o to jakim kto jest człowiekiem tylko o sprawę krwi, ziemi, o politykę… Kochasz swój kraj = jesteś bezwzględny w jego obronie. To jest nacjonalizm. Ugrzecznione tęczowe wynalazki nie będą o nas w TV czy swojej muzyce mówić dobrze, bo dla nich liczy się tylko jednostka, nie zaś prawo jakiejkolwiek zbiorowości. A my jesteśmy narodem. „Postępowi” nie chcą o tym, że są z kimś związani bądź (o zgrozo) od czegoś zależni słyszeć… Nie przyjmują do wiadomości, że mamy do spłacenia długi ziemi. A mamy… Na tej „wyspie” zawsze byli jej obrońcy. Nie możemy zawieść i my. Ł. NUMER ZAMKNIĘTO 29 CZERWCA 2011

Strona

98

„DL” zine nr 1


MEDIA O LEGIONISTACH

Strona

99

„DL” zine nr 1



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.