LOST iZine #4 PL

Page 1



Liars & Sinners PIATAESENCJA.PL


fot. jandaciuk.tumblr.com


CONTENT 8 - Beaver - wywiad 24 - Marksman - wywiad 38 - Skate & Destroy - felieton 44 - Soundcheck: Justin Collier 48 - Bloody Knees - wywiad 56 - Client. - wywiad 66 - Nazywam siÄ™ Oskar Heleniak 80 - Klasyka: Evergreen 82 - Recenzje



hardtobreathe

nowy materiał Hard To Breathe, biały i czarny winyl, 2 wersje okładki, listopad 2014

antenakrzyku.pl seeyousoon.pl


BEAV

facebook.com beaverhc.ban

fot. Bernard Śmiałek


VER

m/BEAVERHC ndcamp.com


Siemanko! Co tam słychać? Przedstaw się ziomuś! Siema, jestem Przemek. Wróciłem właśnie z wakacji życia do najsmutniejszego kraju – nie jest dobrze! Czy wakacje życia oznaczają noc w Las Vegas i ile przegrałeś? Vegas było akurat najsłabsze. Przegrałem parę dolców choć przez chwilę byłem krezusem (jakieś 30 sekund). To co najbardziej podobało Ci się w Stanach? Wiem, że udało Ci się nawet zobaczyć tam La Dispute, czego mega Ci zazdroszczę! Czym różnią się koncerty tam od tych u nas? Przyroda i otwarci, luźni ludzie. Miasta jak San Francisco czy San Diego są przezajebiste ale jednak obcowanie z naturą, namiot, zachody słońca na plaży to były najlepsze chwile tego wyjazdu . Amerykanie mają super ogarnięte parki narodowe gdzie przyroda jest praktycznie w stanie nienaruszonym, a miejsca jak Grand Canyon czy góry w Yosemite to są widoki, które będę nosił w sercu i głowie do końca życia. Koncerty różnią się na pewno tym, że na event zapisane było 49 osób, a przyszło 500+ czyli całkiem odwrotnie niż u nas. Ale przyznam szczerze, że chyba wole europejskie klimaty. Koncert był w LA, w klubie El Rey, gdzie na początku z głośników poszedł

komunikat głosem lektora z filmowych trailerów co było dość zabawne, na temat zasad bezpieczeństwa i odpowiedzialności karnej za łamanie jakiejś ustawy, a ochrona bardzo aktywnie kręciła się po sali. Oczywiście nie muszę wspominać o barierkach. To był dość spory koncert ale mimo wszystko w Europie można poczuć chyba trochę więcej swobody. Byłem na La Dispute w Berlinie i bardzo pijany nurkowałem ze sceny w ludzi, którzy nie łapali ale i tak bardziej mi się podobało ;) Z drugiej strony koncerty tego typu w Polsce to fashion week. W Stanach nie ma spiny kto ma modniejsze buty, dłuższą brodę czy kotwice na czole. Na koncercie było mnóstwo młodych ludzi ale byli tez +40 którzy na pewno nie trafili tam z przypadku. I to było mega fajne. Widać, że muzyka tego typu ma korzenie w tym kraju. Na koniec miły akcent. Na koncert wpadli kolesie z Touche Amore, którzy mieszkają chyba w okolicy i zrobili featuring przy Why it scares me. Byłem wtedy najszczęśliwszy:) Super! Teraz zazdroszczę jeszcze bardziej, eh... Wracając do Twojej osoby - jesteś człowiekiem legendą. W podstawówce na polaku pisałem esej o tym, że jak dorosnę chcę być Tobą...chodzi głównie o tatuaże. A tak serio - w ilu kapelach już grałeś stary? Ile w ogóle grasz na gitarze?


Zacząłem grac jak miałem 14/15 lat czyli pół swojego życia – ten długi okres nie przekłada się w żaden sposób na moje umiejętności. Zacząłem dlatego, ze byłem gruby i brzydki. Nie umiałem grać w nogę, a bycie dobrym w nogę było praktycznie 100% pewnym sposobem na skosztowanie miłości fizycznej w tamtych czasach. Tak wiec szukałem jakiegoś innego skutecznego sposobu na dziewczyny i gitara miala mi pomoc . Niestety nie udało sie, a wyszlo wrecz odwrotnie. W między czasie moje pragmatyczne podejście do gitary przerodziło się w pasje i prawdziwą miłość. Jeśli licząc kapele koncertujące to grałem w 3, Czy granie modnej muzyki sprawia, że czujesz się młodszy ? Nie ma szans, zebym poczul sie staro na tej scenie. Tutaj wszyscy mają naście lat bez wzgledu na metryke. Haha, coś w tym jest! Wracając do Beavera - niezłe zamieszanie zrobiliście swoim demem, nowym materiałem zresztą też, ale o tym później. Kilka słów o powstaniu kapeli? Nie stoi za tym żadna wyjątkowa historia. Z Karolem znamy się najdłużej,

graliśmy razem parę lat temu w żenującym zespole ‘Foreplay’ i wypiliśmy w życiu żenująco dużo alkoholu. Od kilku lat próbowaliśmy stworzyć zespół z rożnymi osobami, ale dopiero jak usłyszeliśmy Janka to doszliśmy do wniosku, że to ma sens. Przez chwilę był z nami również Kuba, który obecnie gra na basie w WKS. Nie długo później dołączył człowiek o złotym sercu czyli Winiu i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zaczęliśmy próby początkiem 2013 roku, a w czerwcu tego samego roku mieliśmy już nagrane demo i parę koncertów na koncie. Tak jak wspomniałem, Wasze demo narobiło sporo zamieszania, wszyscy o Was gadali i rozkminiali na temat nowego materiału, myślicie że Cold Hands sprostało oczekiwaniom? Jaki feedback otrzymaliście te 2 miesiące po premierze? Póki co feedback pozytywny i raczej pochlebne komentarze, choć cześć osób wzdycha z nostalgią do naszego starego materiału. Podesłano nam linki do 2 dużych recenzji Cold Hands ale były tak przesłodzone, że postanowiliśmy ich nie publikować. Mimo wszystko miło było je przeczytać:) Pierwsza EPka była spontaniczna, bez większego przygotowania, weszliśmy i nagraliśmy i może w tym tkwiła jej siła.


fot. www.facebook.com/roxshotsgigs



Z Cold Hands było już więcej zabawy ale też bez przesady. Z pierwszej epki lubię ‘Struggles’ i ‘Brad’ i chciałbym je kiedyś nagrać ponownie na LP ale osobiście uważam, że ‚Outsider’ to jest najlepszy numer jaki dotychczas zrobiliśmy. Fakt, że nasz materiał ukaże się wkrótce na winylu w Niemczech i Francji też świadczy o pozytywnym odbiorze za granicą. Własnie - Hopeless jest o tym, że jesteście beznadziejni czy że nie macie nadziei na to żeby polskie labele wydawały fajne kapele na winylu? O tym jest faktycznie? :) Polskie środowisko scenowe jest wbrew pozorom bardzo hermetyczne. Szczerze mówiąc nawet nie szukaliśmy możliwości wydawania się w kraju. Niestety sporo kapel ostatnio na tym cierpi...ale nie ma co narzekać, bądź co bądź - Cold Hands ukaże się na winylu! Opowiedz coś o tym! Będzie kolorowo?

Wydawnictwem zajmują się dwa małe labele Lifeisafunnything z Niemiec i Anarchino Records z Francji. Btw. kontakt do niemieckiego labelu dostaliśmy od Ciebie za co dziękujemy! Będzie kolorowo, będzie około 400 szt. z czego 150 w rożnych kolorach. Przyjemność po mojej stronie! Wracając do samej Epki, wydaje mi się ona bardziej punkowa niż demo. Z g a d z a się? Taki był zamiar czy po prostu jestem głuchy? Jest bardziej punkowa. Trzymaliśmy się umiarkowanych temp ale nie wiem czy taki był zamysł, nie planowaliśmy jej jakoś szczególnie. Po prostu postanowiliśmy nagrać część nowego materiału. W mojej opinii jest bardziej przebojowa ale za to z mniejszą dozą melancholii, za którą niektórzy mogli zatęsknić. Ciężko mi zaklasyfikować nas do jakiegoś nurtu ale to chyba najmniej ważne. Ja już myślę o nowej nagrywce.


PIATAESENCJA.PL


Racja, początek Cascades brzmi trochę jak radiowy przyjazny punk rock Są hiciory - liczyliście na sławę, pieniądze czy kobiety? Czy na wszystko? Akurat nasz wydawca bardzo lubi Cascades ! Szczerze, liczymy tylko na jedno - na koncerty w fajnych miejscach. Bardzo chcielibyśmy pojeździć po Europie i może niebawem uda nam się zrealizować krotki wypad poza Polskę. A zabierzecie mnie, mój aparat i umiejętności nagrywanio-montażowe? Tour video, coś? Nie :( Ok, to lecimy dalej haha Momentami, gdy czytałem Wasze teksty odnosiłem wrażenie, że jesteście jedną z kapel, która stawia bardziej na doznania muzyczne, niż liryczne. Oczywiście nie mam nic do wokalu Janka, który jest świetny i niewątpliwie wyróżnia się na naszym podwórku - chodzi mi o teksty. Kto się tym zajmuje? Haha teksty pisze Janek, a my staramy się za bardzo w to nie ingerować. Ciężko mi wypowiadać się w jego imieniu. A z drugiej strony nie mogę sobie wyobrazić Janka śpiewającego o problemach trapiących polskie społeczeństwo – Generał Petko kojarzy mi się zupełnie z czymś innym. Ja dbam o doznania muzyczne i o to mnie pytaj.

Czym inspirowaliście się/czego słuchaliście podczas tworzenia materiału na Cold Hands Mamy spory punkowy background. To nie jest tak, że jarają nas tylko smęty, a nasz perkusista Winiu to wręcz w takich klimatach w ogóle nie gustuje, także przewijają się rożne inspiracje od Defeatera (Hopeless) po midwestowe klimaty (Cascades). Ok - swoją drogą robisz świetną robotę, momentami ma się wrażenie (przynajmniej ja) że jest dwóch gitarzystów, fajnie, że pomimo jednej gitary dbasz o to żeby muza była w miarę urozmaicona, propsy! To chyba odpowiednie miejsce, żeby zapytać Cię o sprzęt - czego używasz? Ostatnio trochę się to zmieniło, co? Dzięki, w studio oczywiście nagrywam kilka ścieżek gitar aby urozmaicić aranż ale też nie przesadzam bo musi to też odpowiednio zabrzmieć na żywo no i muszę to zagrać w pojedynkę. Dość regularnie zmieniam gitary, średnio raz na rok. Obecnie gram na LP firmy na E, co prawda jakiś lepszy model ale nadal chińszczyzna. Traktuje ją jako instrument przejściowy przed konkretną inwestycją. Póki co jestem zadowolony choć cały czas za mną chodzi Jaguar.


Gram na wzmacniaczu Orange AD140 którego niczym nie dopalam. Z efektów używam DD7 (delay) Boss’a. Paczkę lubię taką jaką dadzą. Cieszę się jak jest to 1960 ale ją chyba każdy lubi. Jakoś nie jarają mnie paczki Orange. Nie słyszę tej niesamowitej różnicy między innymi paczkami opartymi na tych samych głośnikach. Zabij mnie. Mmmmm, Jaguar... Już chyba o tych offsetowych gitarach kiedyś gadaliśmy, w każdym razie, jak oceniasz przeskoczenie na największego konkurenta Fendera? Jakie różnice w stosunku do tele na którym grałeś wcześniej? Lubię gibsonowskie gryfy i brzmienie bardziej mi odpowiada, ale przyznam że wizualnie fendery są fajniejsze. Tele na którym grałem, a był to Blacktop z dwoma humbackerami był naprawdę spoko i teraz żałuje, że go sprzedałem. Haha niestety często tak bywa... Powiedz mi - jakie najbliższe plany z Beaverem Sezon koncertowy się zaczyna wiec zagramy tu i tam. Mam nadzieje, że też w Poznaniu. No i nagrywamy klip ale nic więcej nie mogę powiedzieć.

O ja, klip!!! Super. Mam również nadzieje zobaczyć Was w Poznaniu, bo poprzedni raz był świetny, a teraz będzie przynajmniej opcja się tekstów nauczyć i wspomóc Janka! Planujecie już jakieś nowe numery czy na razie pławicie się w sławie Cold Hands? Mięliśmy dłuższą przerwę w graniu wiec teraz ćwiczymy ‚stary’ materiał ale mamy ciśnienie żeby zrobić przynajmniej 1 nowy numer na te koncerty. Wena jest king-konga. Cieszy mnie to! Zauważyłeś ostatnio wysyp fajnych kapel w Polsce? Chyba zaczyna być spoko, czy nie? Jest bardzo spoko. Wiesz, ja pamiętam czasy, kiedy fajne kapele można było zliczyć na palcach jednej ręki. No może przesadzam ale było ich 1/10 tego, co jest teraz i nie było to wcale tak dawno temu. Ostatnie lata to straszny wysyp. Może dlatego że, jest łatwiejszy dostęp do sprzętu, płytę w miarę dobrze brzmiącą jesteś w stanie nagrać w domowych warunkach. Jest mnóstwo świetnych, inspirujących kapel z zachodu. Ludzie jeżdżą na koncerty za granice a i do Polski przyjeżdża mnóstwo czołowych scenowych bandów. To już nie jest święto, gdy Listopadzi przyjeżdżają do miasta. Teraz naprawdę można wybrzydzać.


Szczególnie w Krakowie gdzie jeden koncert na tydzień to naprawdę biedny tydzień. Obecnie jest kupę utalentowanych młodych kapel jak Lie After Lie, Brooks Was Here, The Lowest czy dłużej już grające, ale bardzo aktualne Hard to Breathe i Drip of Lies. Naprawdę długo by wymieniać, ale kapele z początku pierwszej dekady 2000 i końca lat 90tych zmieniły tą scenę i są już praktycznie legendami, a klimat tamtych lat już raczej się nie powtórzy. Za bardzo wszystko się zglobalizowało. Właśnie, miałem też pytać - jakie czasy były, według Ciebie, najlepsze dla muzyki? Do „kiedy” chciałbyś się cofnąć, jeśli byś mógł? 7-10 lat wstecz. Najmilej wspominam ten czas jeśli chodzi o klimat i koncerty, a i miałem wtedy dużo mniej trosk - więc może też dlatego :) Ale muzycznie teraz jest naprawdę dobrze i to co kapele wypierdalają to kosmos. Muzycznie wolę teraz. I

tak

wiem,

że

Nirvana!

Nirvana swoja drogą. Chyba bardzo cierpisz, że nie dorastałeś w latach 90’ i o MTV puszczającym Sunny Day Real Estate to słyszałeś tylko w opowieściach?:) Żarty żartami, ale stary, na prawdę to jest dla mnie mega ból... I tak nie jest najgorzej, bo jakoś musnąłem te lata 90te. Współczuję dzieciakom wychowującym się na tych dziw

nych talo

współczesno techno korach

mehehe

Trzeba sobie powiedzieć jasno, ze ten czas był i już się nie powtórzy. Fajnie, że nowa fala inspiruje się latami 90’ (Rooftops, Basement itp.) ale wiesz, to jest trochę jak z tymi filtrami na instagramie. Dokładnie, lepiej bym tego nie ujął Doooobra, koniec już tej żenady! Pozdrawiasz kogoś prawilnie bo czas antenowy nam się kończy? Mam dość wredne usposobienie do świata i ludzi. Jako typ kręcący bata na siebie całe życie powiedziałbym ‘jebać was’ ale, że na stare lata człowiek łagodnieje to chciałbym pozdrowić wszystkich tych pozytywnych ludzi, których spotkałem na swojej drodze przez ostatnie 1,5 roku grając w Beaverze. Tomek i Krzysiek z HTB, Radziej i chłopaki z LAL, Szczepan z AL, Koti oraz naszego wydawce Marcusa, znajomków z Krakowa, tym którzy nam kibicują ale i tych co nas nienawidzą – was też potrzebujemy. Najbardziej podzrawiam jednak moją dziewczynę!!! Pozdrawiam Ciebie też Sebastku najmilszy, śpij dobrze. Hahaha, pomimo że czasem mnie wkurwiasz, to uwielbiam Cię typie :) dzięki za wywiad, 5!

//Bastian




POLAR //fot. jandaciuk.tumblr.com



Cavalcades // fot. Michael Sangster


MARKSMAN


facebook.com/marksmanhc marksman.bandcamp.com


Siema, co tam jak tam? Słyszałem, że mieliście ostatnio małe roszady w składzie, ale już jest ok? Przemek: Czołem Bastian. Rzeczywiście, nastąpiły u nas zmiany, pożegnaliśmy się z Łukaszem i wynikało to jakby z różnej wizji przyszłości zespołu – Łukasz ma wymagającą pracę nie pozwalającą mu na granie z taką częstotliwością z jaką chcielibyśmy grać koncerty i tu często się ścieraliśmy. Jego wkład w zespół jest jednak bezdyskusyjny i mimo różnic jakie się pojawiły już na samym końcu jestem mu zobowiązany i bardzo wdzięczny za to co zrobił przez te ponad trzy lata i jeśli to czyta, to naprawdę mu dziękuję. Rozglądaliśmy się już od kilku miesięcy za kimś kto mógłbym zaangażować się na podobnym poziomie jak nasza trójka. Z Marcinem się znamy od lat właściwie i propozycja była spontaniczna tak naprawdę nie wiedząc co odpowie – okazało się, że mega się zajarał, z miejsca zaczął wysyłać nam swoje pomysły, był dociekliwy i głodny grania w kapeli, więc do pierwszej próby czułem, że to będzie formalność i rzeczywiście zagraliśmy próbę i okazało się, że numery dostały dużo świeżości i zabrzmiały lepiej niż do tej pory, co nie znaczy, że Łukasz grał je gorzej – grał je zupełnie inaczej, a to nowe spojrzenie sprawiło, że czuję, że w pewien sposób ten zespół to nowa

jakość i naprawdę nie mogę się doczekać jesiennych koncertów. Kuba: Siemasz. Nie mogę zaprzeczyć temu co powiedział wcześniej Przemek na temat Łukasza. Był bardzo ważną postacią w tym zespole, oddał tyle serca i czasu ile pozwalały na to realia. Chcielibyśmy mu bardzo serdecznie podziękować za jego wkład. Emocje powoli opadły i otwieramy nową kartę. Mam jednak pewność, że pomimo tej zmiany, razem z Marcinem stać nas będzie na to by jeszcze nie raz zaskoczyć. Maciek: Marcin już wkradł się w nasze serca, rzucając totalnymi betonami i sucharami na prawo i lewo, hehe. Ma chłopak potencjał, umie grać na gitarze, w głowie siedzi mu mnóstwo pomysłów na numery, myślę, że będzie to bardzo owocna współpraca. Marcin: No cóz, z mojej strony mogę powiedzieć, że jestem dobrej myśli co do tego co wyjdzie z naszej współpracy. Cieszę się, że wchodzę do składu z osobami bardzo ambitnie podchodzącymi do grania w zespole. Na pewno owoc tej współpracy zaskoczy nie tylko mnie. Szczerze mówiac już trochę zacieram ręce nie mogąc sie doczekać pierwszych koncertów, bo jestem po dość długiej przerwie grania w zespole, więc tym bardziej mam duży zapas energii i pomysłów.


PIATAESENCJA.PL


Opowiedzcie pokrótce o powstaniu Marksmana, jak to u Was było ?

Przemek: Pomysł założenia zespołu padł od Łukasza lata temu w naszej rozmowie na koncercie ówczesnego zespołu Maćka, sprawa ucichła na rok, dwa, po czym w wyniku rożnych splotów zdarzeń reaktywowałem ten pomysł i zebrałem nas do kupy, zagraliśmy w trójkę z Łukaszem i Maćkiem, a włączenie Kuby było naturalnym posunięciem, ponieważ kumplowaliśmy się od czasów liceum. Tak bujaliśmy się przez te ponad trzy lata w czwórkę nagrywając dwie demówki, grając niewiele koncertów i tym sposobem jesteśmy w tym miejscu. Kuba: Odebrałem telefon od Przemka i od tamtego czasu do dnia dzisiejszego minęło trzy i pół roku i nadal trwa. Po drodze nie obyło się bez paru potknięć, ale nie upada ten kto nic nie robi. Jak to jest mieć jeden z najlepszych obecnie wokali w składzie hehe? A na poważnie – czego ostatnio słuchacie i czym się inspirujecie? Przemek: Zupełnie poważnie - Kuba rzeczywiście ma coś w wokalu takiego co przekonuje wiele osób do Marksman i wiele wskazuje właśnie ten element za najmocniejszą stronę zespołu, ja nie chciałbym tego oceniać,

jednak prawda jest taka, że nie wyobrażam sobie nikogo na jego miejscu w każdym aspekcie – od instrumentu jakim dysponuje ani to kim jest personalnie. U mnie ostatnio rządzą kompletnie rzeczy spoza hardcore punka, przeżywam drugą miłość do Beastie Boys, Gary Clark Jr, NWA, a z tych bliższych tematu to Trash Talk, Ewa Braun, All Pigs Must Die. Sporo słuchałem ostatnio Blink182, bo zajebiście lubię te głupie piosenki. Kuba: Minęło właśnie lato i w tym okresie idealnie w odtwarzacz zmieścili się Gnarwolves z nowymi kompozycjami. Zaczyna się moja ulubiona pora roku, która sama w sobie jest inspiracją, bo jesienią właśnie uruchamiam najtęższe procesy myślowe. Maciek: Mocno siedzę w postach wszelkiej maści (co stanowczo słychać na części kawałków z nowej płyty), ale myślę, że powoli trzeba będzie od tego odchodzić, bo ile można smucić. Lada moment premiera nowego albumu. Dlaczego trzeba było tyle czekać ? Przemek: Przez trzy lata grania zagraliśmy nieco ponad 10 koncertów zaliczając po drodze prawie półroczną przerwę w graniu – to już chyba mówi samo za siebie dlaczego to trwało tak długo.


Po mojej wyprowadzce z Trójmiasta do Krakowa ciężko było by to ogarnąć logistycznie - próby, utrzymanie kontaktów koleżeńskich, w dodatku musieliśmy sobie dać czas na poradzenie sobie z bardziej przyziemnymi problemami – nie zrobiliśmy sobie przerwy dlatego, bo świetnie się nam razem grało, były perspektywy i wszystko szło jak należy. Nikt z nas grając „ostatni” koncert w Gdyni nie myślał o tym, że spotkamy się jeszcze, nagramy płytę i tak dalej – „powrót” był również spontaniczny. Doszliśmy do wniosku, że chyba dorośliśmy do tego by zmierzyć się z tym jeszcze raz. Maciek: I nie ukrywajmy, że główną przyczyną tak rzadkiego grania koncertów była słaba dyspozycyjność Łukasza – wiadomo, wymagająca praca, zwłaszcza, że dopiero zaczynał karierę, więc ciężko wymagać od niego większych poświęceń. Mam nadzieję, że z roszadami w składzie przyszła pora na częstsze gigi. Zwłaszcza, że zrobiliśmy tę płytę, i trochę po kraju pojeździć trzeba będzie, hehe. Kuba: Granie w zespole, kiedy ma się własne obowiązki, nie należy do najlżejszych zadań. Jeśli miałbym w skrócie zdefiniować przyczynę to wskazuję na odległość-czas-finanse. Life is life na na na na na. Kilka słów o tworzeniu materiału i procesie nagrywania?

Przemek: Z nowymi numerami wystartowaliśmy na jesień zeszłego roku, zaczęliśmy od tego, który już funkcjonował od miesięcy i był grany na tych incydentalnych koncertach. Łukasz wysyłał pomysły, do tego coś tam kleili z Maćkiem, po czym na początku roku rozpoczęliśmy cykl prób na które zjeżdżałem z Krakowa, na których je konfrontowaliśmy – z tego co odrzuciliśmy można by było zrobić jeszcze z dwa dema, selekcja była naprawdę bardzo duża. Okazywało się, że to co na przykład w wersji roboczej brzmiało świetnie na próbie w ogóle nie żarło, a te pomysły, w których nikt nie widział z początku potencjału stawały się podwalinami numerów, które usłyszycie na płycie. Robiliśmy sobie takie obozy twórcze i graliśmy przez trzy dni po trzy godziny dziennie – do takich spotkań doszło najpewniej 4 razy. Cały materiał tworzyliśmy z myślą o wydaniu go z prawdziwego zdarzenia na 12, więc mieliśmy cel, który trzeba było zrealizować. Ostatnią piosenkę zrobiliśmy na ostatniej próbie utrwalającej dwa tygodnie przed wejściem do studia. Wybór studia był moją propozycją, podsunął mi ją Krzysiek Pacior, ale zanim zapadła klamka spędziliśmy godziny na rozmowach z Piotrkiem omawiając różne pomysły, on podsyłał mi ścieżki bębnów ze swoich realizacji, prowadziliśmy dyskusje o mikrofonach, generalnie naprawdę nudy.


No właśnie. Realizatorem „Awaken” był Piotrek Greunpeter z Satanic Audio współpracujący głównie, ale nie tylko, ze studiem Maq Records w Wojkowicach, który prócz pracy realizatorskiej jest wokalistą oraz specjalistą od niepokojących dźwięków w THAW. W dużym studio w kwietniu zrealizowaliśmy bębny, po czym przenieśliśmy się na trzy dni na gitary i wokale do mniejszego. W maju dograliśmy jeszcze wokale w Gdańskim studio Velur. Piotr prócz realizacji, mixu oraz masteringu dograł nam partię drugich gitar, co wyszło też spontanicznie. Ostatecznie wyszło tego naprawdę sporo co bardzo urozmaiciło całą płytę nadając jej ostatecznego kształtu – warto wspomnieć, że ze wszystkich jego pomysłów zrezygnowaliśmy tylko z jednego, cała reszta została. Jak przysłał swoją pierwszą propozycję do jednego z numerów to zwariowałem, chłopaki zresztą podobnie. Mieliśmy duże szczęście pracować z pasjonatem i przede wszystkim profesjonalistą w swojej robocie, dzięki czemu płyta brzmi w całości zgodnie z naszą wizją, a nawet i lepiej. Poza tym Piotrek to ekstra koleś, bardzo się zakolegowaliśmy i czas spędzony razem zaliczamy do bardzo, bardzo udanych i efektywnych. Same mixy to była kropka nad i, Piotr doskonale zrozumiał o co nam chodzi i co chcemy osiągnąć, więc cała produkcja albumu od momentu wejścia do studia do ostatecznego

kształtu brzmieniowego to był niecały miesiąc, wszystko poszło bardzo sprawnie i w ekstra klimacie. Uważam, że współpraca z Piotrkiem to była najlepsza rzecz jaka mogła spotkać ten zespół. Od strony lirycznej – mamy tutaj bardziej concept album czy piosenki niekoniecznie są ze sobą powiązane? O czym jest płyta? Kuba: Wspólnym mianownikiem dla lirycznej warstwy płyty jest jej tytuł. Jest to zbiór moich rzeczonych „przebudzeń”, które rodziły i rodzą się we mnie nadal. To moje obawy, zastrzeżenia, mój lęk i gniew. Bardzo osobiście traktowałem to co piszę, teksty obejmowały moje życie i relacje z najbliższymi mi ludzi, a ponadto dodatkowo postanowiłem na tej płycie spojrzeć w skali makro na to jak nadal nie potrafimy koegzystować na tej planecie. Zdecydowaliście się na polski akcent na płycie, mówię o „Granicach”. Skąd pomysł na ten numer? Przemek: To był w sumie mój pomysł, który wszyscy podchwycili właściwie z miejsca, prócz Maćka, który na początku był sceptyczny, ale właściwie nie miał wyjścia, hehe. Chcieliśmy wykonać jakiś ukłon w stronę ojczystego języka nie wiedząc co z tego będzie, a jako, że od początku językiem urzędowym był angielski to wydało mi się to dosyć interesujące i grzechu warte. To było bardziej na



zasadzie "sprawdźmy co się stanie" niż "musimy to zrobić". Zrobił się z tego dwuczęściowy numer. Maciek: Dodam tylko że z czasem totalnie przekonałem się do numeru po polsku, a nawet uważam go za nasz najlepszy obecnie kawałek! Kuba: Początkowo nie było sztywnego konceptu na utwór w języku polskim, proces twórczy pod kątem muzyki przebiegł standardowo. Pisanie tekstu, a raczej wykreślanie kolejnych linijek zajęło trochę czasu, a efekt finalny pozostawiam do subiektywnej oceny. Plany

na

wydanie

fizyczne?

Przemek: W tej chwili mamy jeden label, który jest zainteresowany wydaniem "Awaken" na 12, ale potrzebuje z tym pomocy, ponieważ takie przedsięwzięcie wymaga dużych nakładów finansowych. Nie ma póki co mówić o szczegółach, jednak znalezienie wydawcy dla zespołu znikąd to niestety nie jest prosta sprawa, w pewien sposób mści się na nas naszą znikoma przeszłość koncertową, przez to wydawcy obawiają się wtopy. Liczę na to, że po tym jak płyta wyjdzie i zaistnieje gdzieś w świadomości dalej to może ktoś zaryzykuje w to wejść. Przy robieniu tej płyty przyświecał nam cel by „Awaken” wyszło na płycie winylowej, jest to nasze marzenie i liczę, że uda się je urzeczywistnić koniec końców. W tej chwili nie przewidujemy innego nośnika, ale rok temu nie wiedziałem czy cokolwiek nagramy, więc nie ma co gdybać.

Jakieś przemyślenia na temat sceny emo/screamo i ogólnie „smutów” w naszym kraju? Jak to wygląda z Waszego punktu widzenia?

Przemek: Myślę, że nie tylko ta odnoga sceny ma się dobrze, ale i w ogóle polski hardcore/punk. Nie tak dawno trasę po USA jako pierwszy zespół w historii polskiego punka wybrało się Goverment Flu, które jest chwilę po wydaniu doskonałego „Tension” – czyli jednak da się. Mamy wiele interesujących zespołów ze smutnego hardcore’a – warto wspomnieć o dwóch zawodnikach, czyli Beaver i Moja Połowa. Są ludzie, którzy chcą robić koncerty i na nie przychodzić, więc myślę, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zaraz z nowymi płytami wyskoczy Astrid Lindgren, Hard To Breathe, Aporia. Poza warstwą muzyczną dzieciaki zaczynają się interesować wegetarianizmem, prawami zwierząt, działaniami antyfaszystowskimi, tym na czym została postawiona ta scena i to co rozróżnia to środowisko od innych – na refleksji nad otaczającym nas światem i buntem wobec postaw, poglądów bazujących na nienawiści do różnorodności. Wasz gorszy

najlepszy

i najkoncert?

Przemek: Najgorszy koncert do tej pory dla mnie to ten przed Loma Prieta w zeszłym roku w warszawskiej Przychodni. Było mega gorąco, w trakcie z trzy razy


wypadły mi pałki i mało brakowało do spektakularnej wtopy, ale jakoś się dokulaliśmy do końca. Byłem naprawdę zażenowany sobą po tym koncercie i długo do siebie dochodziłem, w dodatku po gigu zawijałem się do roboty, więc godzinę po koncercie byłem w pociągu do Kołobrzegu, jak się okazało zaraz za Warszawą z kluczami od samochodu Kuby w kieszeni. Później były akcje, że musiałem wysiąść w Sochaczewie i czekać przez trzy godziny, co było dla mnie mega traumatyczne, na kogoś kto zabierze mnie z powrotem do Warszawy. Uratował nas Mokwa z HTB, któremu chyba nigdy nie będę potrafił się odwdzięczyć (bardzo Ci dziękuję Michał, jesteś przegość, nagramy coś, wierzę). Kuba ma z kolei zupełnie inne spojrzenie na ten koncert. Najlepsze koncerty przed nami, tak myślę, ale jeden z moich ulubionych z własnych pobudek to Gdynia z The Stubs. Kuba: Wspomniany przez Przemka koncert na Przychodzi ja z kolei wspominam jako mój ulubiony pod każdym aspektem. Pamiętam wspaniałą atmosferę, liczną i aktywną publikę, wielu znajomych z każdej części kraju, którzy przyjechali pogadać i nas posłuchać, fizycznie czułem się świetnie. Jeśli chodzi o najbardziej traumatyczne wspomnienia to przychodzą mi na myśl koncerty w gdyńskim Uchu przed Touche Amore oraz Calm the Fire i ostatni nasz występ w Krakowie na HabaFeście.

Pomimo rozgrzewki gardło nie chciało ze mną współpracować i przez pół godziny jedyne o czym marzyłem to to, żeby set dobiegł końca. Przemek: No tak... Graliśmy przed Touche Amore... To była niezła bieda. Na chuj przypominałeś?! Maciek: Pomimo tego że obsmarowany przez Przemka warszawski koncert był bardzo pozytywnie przyjęty przez publikę, to stanowczo należał on – tuż obok naszego pierwszego gigu, te całe wieki temu! – do tych gorszych. Wiadomo, że zdarzały się wtopy na każdym naszym graniu, ale tych dwóch nic nie przebije, hehe. Ten gig przed TA i CTF też zaliczałbym do tych średnich, jeśli nie słabych. Chyba trochę narzekam, haha! A najlepszymi koncertami były nasze oba na poznańskim Rozbracie, bez dwóch zdań. Dzięki za wywiad i gratuluje nagrania świetnej płyty! Przemek: Bardzo dziękuję za poświęcony nam czas i miłe słowo. Jebać nacjonalizm, jebać Kuba: To my dziękujemy za zainteresowanie. Co dobre jest wybierzemy sami! Maciek: OKOŃ.

//Bastian



PIATAESENCJA.PL




W momencie, w którym dowiedziałem się o powstawaniu Lost iZine, ucieszyłem się, że w końcu na polskim podwórku znajdzie się coś, co łączy moje dwie zajawki – deskorolkę i punka (co prawda w wydaniu emo, ale punk to punk). Wydaje mi się, że w dalszym ciągu w naszym kraju powiązanie między tymi dwoma środowiskami nie jest tak wyraźne, jak na zachodzie, choć i tam już dawno doszło do jego rozmycia. Spytajcie mniej kumatych znajomych, z czym kojarzy im się „skejt”. W odpowiedzi zazwyczaj pada opis stereotypowego hip-hopowca, jedną nogą robiącego triki na desce, drugą tańczącego breaka, jednocześnie tagując ściany i rapując. A jak się okazuje, związek skateboardingu z punkiem to coś więcej niż zapraszanie pro skaterów na Warped Tour, czy wrzucenie kilku kapel na soundtrack do gier Tony’ego Hawka. Patrząc na korzenie deskorolki, prędzej czy później musiała zetknąć się z tym nurtem. Początkowo powiązana była bardziej z kulturą surferską, z której się wywodziła, jednak z czasem, gdy zaczęło przybywać skaterów w stanach USA bez dostępu do oceanu, jej obraz uległ zmianie. Do głosu doszły dzieciaki z suburbii, zbuntowane, pełne frustracji, nonkonformistycznie nastawione do norm i praw. Nic sobie nie robiąc ze znaków „No skateboarding”, katowały truckami własność prywatną i publiczną. Undergroundowa zajawka przeistoczyła się w swoistą kontrkulturę, która potrzebowała także swojego wyrazu poprzez muzykę. Nic nie pasowało lepiej do outsiderów na deskach niż punk.



Ten sam bunt, chęć życia po swojemu zamiast popadania w utarte społeczne schematy. Nietrudno znaleźć w necie oldschoolowe foty Iana MacKaye’a i Henry’ego Rollinsa na deskorolkach. Jednak właściwy skate punk zaistniał m.in. dzięki JFA, kapeli złożonej w całości ze skaterów. Agent Orange również mieli swój wkład, łącząc punk rocka z muzyką surferską. Szaleńcy z Suicidal Tendencies nazwali się tak przez swoje kaskaderskie wyczyny na desce. Opętani skateboardingiem nagrali kultowy kawałek „Possessed to Skate”. Steve Caballero – żywa legenda deski – udzielał się w kapeli The Faction. Po latach ich utwór „Skate and Destroy” znalazł się nawet w grze Tony Hawk’s Pro Skater 4. Lata 90-te to już dosłowny wysyp kapel mniej lub bardziej nawiązujących do skateboardingu. Co ciekawe, zajawka przeszła nawet do Skandynawii, skąd pochodzi band Millencolin. Chłopaki nie ograniczają się tylko do grania skate punka, ale także kręcą swoje skate videos, a nawet mają własny skate park. Pro skater Mike Vallely pogrywał w kilku zespołach, m.in. w Mike V and The Rats, by w końcu zostać nowym wokalistą reanimowanego Black Flag. Z nowszych i bardziej emowatych kapel – chociażby Gnarwolves, którego członkowie nie ruszają się na trasę bez swoich desek. Duże znaczenie ma także działalność magazynu Thrasher, który od lat podtrzymuje obraz deskorolki jako rebelii, przypominając jej brudny, punkowy charakter. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, nie pozostaje więc nic innego jak wykrzyczeć SKATE PUNX NEVER DIE i ruszyć na deskę! // Marcin





SOUNDCHECK Justin Collier ( Man Overboard ) //Bastian

Jakich gitar obecnie używasz? Która jest Twoja ulubiona? W trasie z Man Overboard zazwyczaj gram na Gibsonie Les Paul Custom 1976 (tobacco burst) i Gibsonie Les Paul Standard Goldtop 2005. Są to moje główne gitary ale w domu mam również Gibsona SG 1971 i nowszego Jazzmastera blacktop. Mam również telecastera którego czasami używał Zac, ale ostatnio sam kupił świetnego tele. Jaka była twoja pierwsza gitara? Moją pierwszą gitarą był cała czarna podróba stratocastera o krótkiej skali...nie pamiętam firmy, ale gitara była do dupy haha Jakich efektów/kostek używasz? Używam stroika Boss'a, Ibanez Tube Screamer'a, delaya Boss DD7 tap tempo i MXR Phase 90 używałem też chorus'a i noise suppressora ale zdjąłem je ostatnio z pedal boarda.



Twój ulubiony wzmacniacz/kolumna? Dlaczego? Na wszystkich orginalnych nagraniach Man Overboard - Hung Up On Nothing, Dahlia, Before We Met i Real Talk używaliśmy heada VHT Deliverance który należy do Jessiego Cannona u którego nagrywaliśmy. Przez jakiś czas miałem Mesa Boogie triple rectifier ale wydaje mi się że to jakby za dużo dla naszej kapeli. Znalazłem więc tanio VHT Deliverance na ebayu i od tamtej pory jej używam. Jest prosta i dobrze mi służy. Mam też Mesa Boogie DC-5 który jest podobny do Mesa Mark4 - ma graficzny EQ. Jest z nim ostatnio parę problemów więc jest w naprawie, ale może kiedyś zazna życia w trasie :) O jakim sprzęcie marzysz? Szczerze mówiąc zawsze chciałem Les Paula albo dwa, i to właśnie mam więc jestem dość szczęśliwy. Chciałbym bardzo Gibsona ES. Wayne kupił jednego rok czy dwa lata temu, ale jest leworęczny więc nie mogę go ograć. Pewnego dnia też sobie kupię!



BLOODY


Y KNEES

facebook.com/bloodyknees soundcloud.com/bloodyknees

fot. Luca Giorietto www.lucagiorietto.com


Jak leci? krótko

Możesz się przedstawić?

Hej, mam na imię Bradley, śpiewam i gram na gitarze w zespole Bloody Knees. Właśnie wydaliście świetną, moim zdaniem, płytę w Dog Knights Productions – jakie to uczucie? Spotkaliście się już z pierwszymi opiniami na jej temat? Dzięki! Stary, to wspaniałe uczucie. Wszyscy bardzo ciężko nad nią pracowaliśmy, i jesteśmy szczęśliwi, że w końcu się ukazała. Na razie odbiór płyty jest dla nas, szczerze mówiąc, nie do ogarnięcia. Wszystkie czasopisma i blogi oceniły ją dość wysoko, co napawa nas optymizmem. NME dało jej 9/10, co kompletnie nas rozwaliło. Jesteśmy bardzo zadowoleni z wydania jej przez label taki jak Dog Knights, ponieważ mają oni pod swoimi skrzydłami kilka niesamowitych kapel, i to świetna sprawa być częścią czegoś takiego. Nieźle, cieszę się razem z Tobą. Nawiązując do waszych ostatnich sukcesów – jak było na Reading Festival? Reading był szalony! W zeszłym roku otwieraliśmy scenę lock-up, co było świetne, ale w gruncie jesteśmy wciąż mało popularni, więc na koncercie publika nie była zbyt głośna. Za to w tym roku zagraliśmy z impetem, przez co udało nam się pociągnąć za sobą tłum który śmiał się, robił circle

pity i śpiewał razem z nami. To było fantastyczne! Leeds też było wspaniałe. Cudownie jest grać na takich festiwalach również dlatego, że możesz na nich zobaczyć tyle innych zespołów. Niesamowite było ujrzeć jak Basement rozpieprza namiot lock-up. Tak samo koncert Queens Of The Stone Age. To było szalone. Wasz występ na youtube ogląda się z przyjemnością, więc bycie tam musiało być już całkowicie niesamowitym doświadczeniem. Dobra, może teraz trochę na temat inspiracji. Na płycie słychać dużo wpływu pop punka, emo oraz grunge’u, prawda? Czym inspirowaliście się podczas pisania i nagrywania „Stitches”? Masz absolutną rację na temat wpływów muzycznych na płycie. Powiedziałbym, że wszystkie z wymienionych są na niej obecne. Jeśli chodzi o pisanie utworów, to po prostu czerpałem inspiracje z rzeczy, które działy się ( lub wręcz przeciwnie ) w moim życiu w tamtym czasie. Poczucie bezcelowości i bycia bezwartościowym jest głównym tematem w tego typu gatunkach muzycznych, i ich styl wydaje się dobrze wpasowywać w to uczucie beznadziejności. Staram się nadać temu co piszę osobistego znaczenia, i kawałki na płycie są tego rezultatem. Wychowywałem się na muzyce takich zespołów jak: Alkaline Trio, Jimmy Eat World, Foo Fighters, Saves The Day, Deftones, Weezer, Nirvana, itp., a ostatnio


także Title Fight, Tigers Jaw i Manchester Orchestra. Czuję więc, że rzeczy które próbuję pisać, są, muzycznie, mieszaniną wszystkich tych zespołów. Mniej lub bardziej. Oczywiście jestem fanem wielu innych zespołów reprezentujących wiele różnych gatunków, ale wymieniłem te, ponieważ najlepiej odzwierciedlają moje inspiracje. Jasne, rozumiem! Jeśli mam być szczery – w nadchodzącej recenzji waszej płyty napisałem ”Ich brzmienie raz sprawiło że pomyślałem, że Nirvana powróciła z nieznanym bękartem Kurta” [recencja na portal FYH -dop. Bast.] (bez obrazy za słowo „bękart” proszę). To dlatego, że Wasz styl przywodzi mi na myśl prosty, „nirvanowy” styl pisania kawałków. Oprócz tego wokal – miejscami delikatnie krzykliwy, innym razem „znudzony” dał mi o tym dużo do myślenia. Haha, Przepraszam, po prostu kocham Nirvane i obsesyjnie widzę wszędzie podobieństwa. Dzięki stary! To spory komplement. Żaden problem, komplement zasłużony! Powiedz nam, jak ustawiłeś gitarę aby uzyskać to grunge’owe brzmienie? Mój „set-up” jest naprawdę bardzo prosty! Obecnie używam Gibsona SG. Gram nim na wzmacniaczu Orange Tiny Terror i kolumnie Orange 2x12. Jedyne efekty z jakich korzystam to Japoński Boss CE-3 z lat 80’, a tak że Boss SD-1 Super Overdrive

na niektóre partie gitary prowadzącej. Wystarczy podkręcić gain na wzmacniaczu aby uzyskać ten brudny dźwięk. Nasz drugi gitarzysta, Scotchy, używa wzmacniacza Peavey T-60 i kolumny Vox AC30 i w cholerę efektów, których nazw nawet nie znam (śmiech). Wracając do szałem że za wałka kryje ria. Możesz

„Stitches” - słytytułem tego kasię jakaś histoją opowiedzieć?

Haha, rzeczywiście, jest taka historia! Otóż byliśmy w trasie z naszymi znajomymi z Wolf Alice. Pewnej nocy po koncercie w Leicester wszyscy wyszliśmy na miasto i dość mocno się najebaliśmy. Poszliśmy do McDonald’s i zaczęliśmy grać w Kamień, Papier, Nożyce. Zadaniem dla przegranego było skoczyć w znak. Przegrałem. Jednak pierwszy zrobił to Theo z Wolf Alice. Ja ruszyłem za nim, przeskoczyłem go i po krótkim locie zatrzymałem się na znaku.




Okręciłem się wokół niego i wylądowałem twarzą na płytkach. Miałem kompletnie rozwalony łuk brwiowy, i było widać mi czaszkę. Resztę nocy spędziłem na pogotowiu. Ze szpitala wyszedłem dopiero około 4 nad ranem, i zaraz potem wyjechaliśmy do Bristolu na następny koncert na trasie. To było całkiem zabawne. Pokażę Ci nawet kilka zdjęć z tamtej nocy. Hahahaha, człowieku, dobrze że żyjesz! Jakieś inne zabawne opowieści z trasy? Dobra, a więc innym razem graliśmy koncert w Brighton z kumplami z zespołu Birdskulls w pewnym klubie artystycznym. Ogólnie rzecz biorąc, publika trochę się rozszalała, i właściciel przerwał gig podczas naszego seta. Mogliśmy przejąć się tym i pozwolić temu zrujnować naszą noc, ale zamiast tego kupiliśmy masę alko i po prostu imprezowaliśmy w mieście. W pewnym momencie wspiąłem się na okno domu jednego z moich znajomych i skoczyłem w całą grupę ziomków. House dive style. http:// instagram.com/p/lVIwJDwYtW. Tej nocy świetnie się bawiliśmy mimo wcześniejszego przerwania koncertu. Haha, stary, teraz musisz przyjechać do Polski żebyśmy mogli się spotkać! Jakie są wasze plany na przyszłość? Euro-tour? Robimy trasę w Wielkiej Brytanii z naprawdę dobrą kapelą o nazwie Honeyblood during September. Chcemy też nagrać kilka kawałków i wydać je jeszcze przed końcem roku. Bardzo chcielibyśmy odbyć trasę po Europie ale w obecnej chwili tego nie planujemy. Miejmy nadzieję, że w 2015!

Jeśli będą jakieś plany – daj mi znać! Na zakończenie chciałem zapytać Cię o brytyjską scenę muzyczną. Wiele się dzieje, jest sporo świetnych kapel i wszystko wydaje się rozwijać, prawda? Racja, w tej chwili jest tyle zna komitych kapel! A jeszcze lepsze jest to, że dzięki temu, że gramy w Bloody Knees mieliśmy ogromne szczęście wiele z tych zespołów poznać osobiście. Nai Harvest, Birdskulls, The Magic Gang, Wolf Alice, Abattoir Blues, Crows, Best Friends, Playlounge, Poledo. Mógłbym wymieniać w nieskończoność. To niesamowite być tego częścią. Tak, zwłaszcza kiedy młode brytyjskie kapele zostają docenione nie tylko w Europie. Basement koncertuje niemal na wszystkich kontynentach, Gnarwolves, Neck Deep and Nai Harvest podpisały kontrakty z amerykańskimi wytwórniami... Wiele się dzieje. Powiedz nam na sam koniec – jakie jest twoje największe marzenie? Moim największym marzeniem to móc utrzymywać się z tego co robię, i móc robić to do końca życia. A z tych bardziej realistycznych, z których uważam, że są możliwe do zrealizowania ( jeśli dalej będziemy pracować tak ciężko), to zagranie trasy koncertowej po Europie i Ameryce z moim zespołem. To byłoby cudowne. Życzę Ci tego wszystkiego! Wielkie dzięki za wywiad, i powodzenia w tym, co robisz! Dzięki,

naprawdę to doceniam! //Bastian / tłum. Dawid G.



CLIE


ENT.

facebook.com/Clientishere client.bandcamp.com fot. Johannes Bรถttge


Siema,

co

u

Was?

Cześć! Nic ciekawego, właśnie wróciliśmy z kolejnej “przygody”. Jak tam Wasze LP? Pdsłuch jest już w sieci, dotarły już do Was jakieś opinie? Jak porównalibyście to do Waszych poprzednich wydawnictw? Tak, odbiór jak na razie jest świetny! Bardzo się cieszymy, że ludziom się podoba. Włożyliśmy dużo wysiłku w tą płytę i jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego! Gracie nych

jeszcze

w inkapelach?

Client. ma swój projekt poboczny, który nazywa się Angst. To swego rodzaju hardcore z metalowymi akcentamiz prawie całym Client. w składzie. Jeśli lubisz kapele takie jak Integrity czy Buried Alive, to polecam obczaić! Jesteście mocno powiązani ze sceną hardcorową, co sprawiło, że zaczęliście robić lżejszą, bardziej melodyczną muzykę? Tak naprawdę nie pamiętam skąd wziął się pomysł na muzykę którą aktualnie gramy...po prostu się stało i wciąż się dzieje! Jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni, bo pisanie tych numerów to świetna zabawa! Jak opisalibyście swoją muzykę?

Zawsze ciężko jest opisać swoją muzykę...myślę, że nową płytą zbliżamy się bardziej w kierunku alternatywnego rocka.Z pewnością nie jest tak szybka i surowa jak nasze pierwsze numery. Od pewnego czasu obserwowalna jest silna fala muzyki inspirowanej grungem/emo, jak sprawa wygląda w Niemczech? W Niemczech rozwija się to coraz prężniej. Mamy parę ciekawych kapel z tego gatunku. Obczajcie Rivers and Tides, Sandlotkids lub New Native z Austrii. Opowiesz coś o pisaniu/ nagrywaniu, o samym albumie o jego oprawie graficznej, która jest świetna?! Oprawa graficzna płyty została wykonana przez Floriana Schommera z AYS. Brakuje nam słów aby opisać jak zadowoleni jesteśmy z efektu końcowego. Jest idealnie, koniec kropka! Proces pisania był, szczerze mówiąc, niezbyt ekscytujący. Gitarzyści układają jakieś riffy i składamy to w całość krok po kroku. Na koniec piszę jakiś tekst i ogrywamy całość. No a później studio :) Moglibyście wspomnieć coś na temat sprzętu gitarowego którego używacie na żywo/w studiu?


fot. André Wimmer AnWiPHOTOGRAPHY.de


fot. André Wimmer AnWiPHOTOGRAPHY.de


Na żywo i w studiu używamy praktycznie tego samego. Wypróbowywaliśmy różne wzmacniacze Marshalla, przestery (Tube Screamer) oraz chorus/delay przy niektórych motywach. Na żywo ja (Alex) używam używam Marshalla jcm 800, overdrive’a marki maxon oraz a chorusa mxr. Nasz drugi gitarzysta korzysta ze sprzętu orange. Polecisz

mi

jakieś

fajne

płyty

których

słuchasz

ostatnio?

Ciężko powiedzieć...po prostu skorzystam z okazji aby podpromować kolegów,którzy również niedługo wydają nowy materiał: obczajcie Gone To Waste i Dull Eyes. Szykują naprawdę dobrą muzykę! Ostatnio słucham sporo kapel takich jak My Bloody Valentine, Slowdive i Sebadoh. Jeśli ich nie znasz, koniecznie nadrób zaległości! Ok, na koniec - jakie macie z zespołem plany na najbliższą przyszłość? Próbujemy grać ny koncertowe,

jak najwięcej zobaczymy

koncertów. Mamy już plajak wszystko się ułoży. //Bastian



fot. André Wimmer AnWiPHOTOGRAPHY.de



fot. André Wimmer AnWiPHOTOGRAPHY.de


Nazywam się

Oskar Heleniak fb.com/OskarHeleniakfoto Nazywam się Oskar Heleniak, mam 17 lat. Czym jest dla mnie fotografia ? Przede wszystkim życiową zajawką, która pośrednio i bezpośrednio miała wpływ na moje życie, na to jakich ludzi poznawałem, jakie mam wspomnienia, podejście do życia, jak postrzegam otaczający mnie świat. W zasadzie pierwszą lustrzankę cyfrową (sony a450) kupiłem z ciekawości, nie czytałem żadnych poradników, tylko oglądałem inne zdjęcia i próbowałem fotografować sam. Fotografię kocham ze względu na możliwość pokazania innym własnego punktu widzenia i zatrzymania ulotnych chwil. Obecnie panuje przekonanie, że fotografia cyfrowa „zabija” piękno tej profesji. Jest to po części prawda, ponieważ teraz „fotografem” może zostać każdy, ale nie można popadać w paranoje, digitalizacja znacznie ułatwia pracę.


Zdecydowana większość moich prac to fotografie sportowe, dlaczego? Bo właśnie taki rodzaj fotografii mnie najbardziej kręci. Lubię tę zależność, aby stworzyć coś naprawdę dobrego potrzebne jak zaangażowanie obydwu stron (skatera/ridera i fotografa). Na dobre zdjęcie składa się wiele czynników, trick, spot, kadr oraz kwestie techniczne jak przysłona, czas oświetlenie, a przede wszystkim zaufanie, szacunek do pracy każdego z nas oraz dobra atmosfera między stronami. Uwielbiam fotografię czarno-białą… Myślę, że właśnie taka odzwierciedla moje postrzeganie świata najlepiej. Ogromnym wyróżnieniem było wybranie mnie na staż w roli fotografa na największy deskorolkowy obóz w Europie – Woodcamp. Moja praca na owym obozie polegała na uwiecznianiu wszystkich eventów, gier i zabaw a potem publikowanie ich wraz z menagerem (pozdro Tomek) na woodcampowym blogu. Roboty było bardzo dużo, ale współpraca z wcześniej wspomnianym menagerem układała się genialnie i po kilku dniach rozumieliśmy się bez słowa. Zdjęcia były dość ważnym aspektem i musieliśmy wrzucać je na bieżąco. Mega dobrze wspominam również powrót z Lines of Bielawa 2013. Jechaliśmy ze Stokiem z owej Bielawy do Jeleniej Góry. Nie byłoby w tym nic ciekawego gdyby nie fakt, że jechaliśmy czerwonym fiatem 125p (duży fiat). Było ciemno, cholerna ulewa, a nam nie działałby wycieraczki… Jechaliśmy chyba dwa razy dłużej niżeli powinniśmy. Z perspektywy czasu to wszystko brzmi komicznie, ale nam wtedy nie było do śmiechu … Gdyby nie fotografia nie poznałbym Stoka, pewnie nie byłoby mnie na Bielawce i nie zrobiłbym pewnego mega sentymentalnego zdjęcia. Reasumując, nie traktuje fotografii jako hobby… bardziej jak życiową pasje i miłość. Bez niej nie poznałbym tylu ciekawych ludzi, postrzegałbym świat, kolory i ludzkie zachowanie zupełnie inaczej, bardziej ubogo. Właśnie ta zajawka nauczyła mnie dostrzegania małych, niepozornych rzeczy. Można powiedzieć, że jestem w pewnym sensie uwiązany, bo muszę zabierać aparat zawsze i wszędzie. Teraz jest to dla mnie zupełnie naturalne i oczywiste… a jak postrzegają to inni zupełnie mnie nie obchodzi…














KLASYKA : EVERGREEN Czasem zdarza się, że nawet nie szukając nowej muzyki, natykamy się na twórczość danego zespołu zupełnie przypadkiem. Czasem zdarza się również, że po chwili dźwięki wydobywające się z głośników uruchamiają w nas nieodparte, nostalgiczne wrażenie, że kiedyś już słyszeliśmy dany utwór. Jest nam dziwnie znajomy i bliski. Nagle wszystko się zgadza, właśnie odkryliśmy ścieżkę dźwiękową do naszego życia i dziwimy się sobie, że dopiero teraz dowiedzieliśmy się o jego istnieniu. W tym wydaniu tak zwanej klasyki chciałem odkopać według mnie jeden z najbardziej niedocenionych i zapomnianych zespołów emo/punk. e

v

e

r

g

r

e

e

n

Evergreen powstał na początku lat 90-tych, na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych i jak można się było spodziewać zespół już nie istnieje. Mimo, że był to jedynie trzyosobowy skład, to ich brzmieniu niczego nie brakowało na żadnej płaszczyźnie. Za znak rozpoznawczy Evergreen wielu uważa unikalny, czasem zadziorny wokal (Aaron Calvert), natomiast sam zwróciłbym uwagę na dynamiczną grę perkusisty i basisty(Andy Ward, Jason Boesel) z charakterystycznie dudniącym Rickenbackerem na czele. Członkom zespołu udało się osiągnąć szorstką, surową estetykę brzmienia bez zbędnych wrzasków i przepełnionych pedalboardów, obecne jest za to do perfekcji opanowane stopniowanie napięcia utworów (Freight Trains And Windsongs, Loose Ribbons / Eric And the Digger Blue). Na koncie Evergreen znajdziemy kilka wydawnictw, w tym split ze Still Life oraz najdłuższy i najbardziej pożądany z racji niskiego nakładu dwunastocalowy krążek Seven Songs. Nie wiem jak bardzo Evergreen wpisuje się w kategorię „klasyki” (może nawet bardziej nadaje się do nieistniejącego działu „Aron poleca”), jednak obecnie trudno jest mi znaleźć inny zespół o tak unikalnym, nieprzeprodukowanym brzmieniu. Poza tym myślę, że warto jest zwrócić uwagę na mniej znane, ale znaczące zespoły, niż pisać o tym co wszyscy i tak już dobrze znają (co nie Bastian?). //Aron Klichowicz



A POSŁUCHAĆ WARTO

Gnarwolves - Gnarwolves Brytyjscy deskorolkowcy pną się po szczeblach tzw. „kariery” w zawrotnym tempie – masa koncertów w Europie i Stanach, kontrakt, artykuły w branżowych pismach, a to wszystko po wydaniu zaledwie trzech epek! Przyszedł jednak czas na nagranie debiutu w pełnym wymiarze. Jak to powiedział Redaktor Naczelny, Bastian, „Gnarwolves znaleźli w antykwariacie przepis z lat ‘80/'90 na idealną płytę skate punkową” ;) Coś w tym jest, chłopaki bowiem gdzieś po drodze zgubili przedrostek emo na rzecz brudnego skate punka właśnie. Ale spokojnie, nie da się tak łatwo pozbyć skłonności do melancholii. Jest ona nadal wyczuwalna, szczególnie w wokalu. Reszty płyty nie powstydziłoby się np. takie NOFX – szybki punk z kopalnią melodii, które jak już wbiją się do głowy, to nie chcą z niej wylecieć. Nie jest to może szczyt oryginalności, ale to nie „Teraz Rock”, tylko punkowy napierdol ;P Szczerość, pasja oraz miłość do deskorolki i pizzy to coś, co charakteryzuje tę kapelę. Jeśli tak grają skaterzy na Wyspach, to ja poproszę więcej! // Marcin Lie After Lie - Unsaid Chyba najbardziej wyczekiwana ostatnio polska płyta... Po singlach słyszałem nawet opinie, że jest to jedna z najlepiej zrealizowanych polskich hardkorowych płyt. A co ja sądzę? Że wrocławskie LAL grubo przebiło moje oczekiwania odnośnie tej płyty. 9 świetnych utworów, w tym - miła niespodzianka - 3 po polsku!!! Miła dlatego, że moim zdaniem numery z polskim tekstem są najlepszymi na płycie, aczkolwiek nie ma ona chyba słabych momentów. Niektóre motywy skojarzyły mi się z Touche Amore, niektóre bardziej z modernowymi klimatami, ale z pewnością nie można zarzucić zespołowi braku oryginalności. Chwytliwe, łatwo zapadające w pamięć numery, ciekawy wokal i świetne teksty. A na dodatek za produkcję materiału odpowiedzialny był Jay Maas z Defeatera! Nie mogę się doczekać ich koncertów we Wrocławiu i Poznaniu...JAK TO JEST GDY TRACISZ ODDECH?! // Bastian Basement – Further Sky Wiele osób czekało na ten moment, w którym ukochane Basement powróci i zaserwuję coś nowego. Co prawda nie doczekaliśmy się nowej długogrającej płyty, ale krótkiej EPki, na której znajdują się 3 utwory. Lepsze to niż nic! Po 2 latach przerwy Basement wraca z ‚Further Sky’. Pierwszy singiel promujący płytę ‚Summer’s Colour’rozwala na łopatki. Utrzymany w basementowym stylu, wnoszący nieco z brit popu i dający zarazem coś zupełnie nowego. Niestety moim zdaniem to tyle. Kolejne dwa numery już nie powalają. Oczywiście nie można powiedzieć, że są słabe, jednak nie jest to poziom, którego moglibyśmy się spodziewać od Basement. Odnosze wrażenie jakby były nagrane jako ‚zapchaj dziury’. Jednak to oczywiście moja subiektywna opinia. Ostatni kawałek na płycie ‚Animal Nitrate’ jest coverem Suede. Można powiedzieć, że panowie się nie wysilili. Jednak jak sami często podkreślali, nie mają zamiaru się do niczego zmuszać i robić czegokolwiek na siłę. Są po prostu świetną paczką kumpli, którzy spotykają się na granie kiedy mają ochotę. Może to i dobrze... ‚Further Sky’ to na pewno jedna z pozycji obowiązkowych w tym roku. Moich (możliwe zbyt wysokich) oczekiwań do końca nie spełniła. Przekonajcie się sami, czy spełniła Wasze. // T. Masłowski


Client. - Joy is the only treat Wszechobecna “moda” na lata 90te mocno odbiła się na rynku muzycznym, i alternatywna scena europejska w żadnym wypadku od tego nie odbiega, czego dobrym przykładem jest niemiecki Client. ze swoim debiutanckim LP. Widać “progress” w stosunku do poprzednich wydawnictw, kapela rozwinęła styl który zaczął klarować się na poprzednim EP. 11 utworów (jak mówi kapela, inspirowanych mocno alternatywnym rock’iem i latami 90tymi) nie tylko przywołuje skojarzenie ze sceną amerykańską (Citizen, B&C, Turnover), ale, moim zdaniem, nie odbiega zbytnio poziomem od tamtejszych kapel. Niemcy czasami czerpią od Pixies i Nirvany budując specyficzną dynamikę w utworach. Pełno też zapadających w pamięć riffów i melodii. Przejmujące teksty z którymi praktycznie każdy może się utożsamić nie są bynajmniej minusem. Client. tym albumem zapewnił sobię miejsce w czołówce emo/punkowej sceny nie tylko na starym kontynencie, i życzę im żeby ta płyta obeszła cały świat! // Bastian Postblue - I Hope They're Praying For Me Muszę przyznać, że moja wiedza na temat australijskiej muzyki zamyka się na postaci Nick'a Cave'a, The Birthday Party i Violent Soho. Po trzech kawałkach z debiutu Postblue wiedziałem, że taka ignorancja to ogromny błąd. Postblue to trio pochodzące z Melbourne, mocno siedzące w latach dziewięćdziesiątych (a to niespodzianka). Okładka płyty jest dość miernym rip-offem z „Loveless” My Bloody Valentine, co na początku trochę mnie do nich zraziło. Jak miało się później okazać zupełnie niepotrzebnie. „I Hope They're Praying For Me” to 10 zgrabnych numerów, z fajnymi melodiami i wpadającymi w ucho refrenami. Z samego początku byłem przekonany, że będę miał do czynienia z bandem, który gra bardziej w stylu np. The Kids' Crusade, jednak Postblue wydają mi się bardziej „europejscy”. Pierwsze skojarzenia pofrunęły w kierunku space rock'owego Swervedriver i w ogóle ówczesnej sceny brytyjskiej. Wszystko to pięknie okraszone grandżowymi gitarami w stylu Dinosaur Jr czy Nirvany, trochę emo klimatu i mamy efekt końcowy w postaci niezłej płyty. Na wyróżnienie zasługują przede wszystkim „Way To Heaven” ze świetnym refrenem i około-shoegazowymi gitarowymi zagrywkami oraz „Wallow”, który z kolei mógłby spokojnie stanąć w szranki z piosenkami choćby Daylight (no dobra, niech będzie Superheaven), w konkursie na ulubioną smuto-punkową piosenkę. Następne piosenki warte uwagi to „Teeth” i „Pig” Życzę chłopakom z Postblue takiego sukcesu jaki odniósł album „Hungry Ghost” Violent Soho. Pomimo tego, że VS dalej pozostaną moim ulubionym australijskim zespołem, do „I Hope” będę często wracał bo to kawał dobrego najntisowego grania, które uwielbiam. // Paweł Kowalewicz Joyce Manor - Never Hangover Again Myślę, że najnowsze dziecko Joyce Manor nikogo nie zawiodło. Trzeci album długogrający amerykańskiej kapeli to pop-punk w nieco brudniejszym, już charakretystycznym dla JM stylu z elementami emo, alternatywy a momentami nawet surf rocka (In The Army Now). Na szczęście nie spełniły się przepowiednie haterów co do długości płyty i zamiast przewidywanych przez nich 10 minut mamy dwa razy tyle, NA SZCZĘŚCIE. Każda spośród 10 piosenek jest pełna przyjemnych melodii i jest potencjalnym hitem. Głos Barry'ego jak zwykle nie zawodzi i idealnie z tymi melodiami współgra. Podsumowując – jak dla mnie najlepsza płyta JM i jedna z lepszych ostatnio płyt pop-punkowych, brakuje mi ostatnio takiej muzy. // Bastian


Dead Dingo x There Is No Tomorrow split Przyznam szczerze, że o tym splicie widziałem od dłuższego czasu i nie mogłem się na niego doczekać. Nie tylko dlatego, że to świetne kapele, ale Dead Dingo to moje bliskie ziomki, co tylko potęguje zajawe! “Strona” Dead Dingo to dwa numery: wolniejszy, lekko sludge’owy a momentami nieco black metalowy “Black Clouds” i szybszy, bardziej hardcore’owy “Decay ( The Tomb )”. Drugi numer jest zdecydowanie moim faworytem, ciekawie napisany, lekko połamany i bardzo energiczny utwór. Jedyne, co nie do końca mi “siada”, to wokal (lekko bez wyrazu i za grubo jak dla mnie, ale to tylko i wyłącznie osobiste preferencje, na pewno niektórzy w wokalu się zakochają!), ale i tak jest bardzo spoko! Strona TINT to mathcoreowa, połamana, dwuipółminutowa sieka. Tutaj nawet do wokalu nie mogę się przyczepić :) Bardzo dużo się tutaj dzieje, zmiany tempa, ciekawe riffy i niepokojąca końcówka! Zdecydowanie polecam split fanom mroczniejszych odmian hardcore’u, i nie tylko!// Bastian 52 Hertz to bardzo „świeże” niemieckie power trio grające emo. Epka Somnolence to pięć piosenek o surowym, momentami aż przeładowanym emocjami brzmieniu. Specyficzna gitara z mnóstwem tappingu i melodyjek przywodzi skojarzenie z American Football i całą późniejszą falą „twinkly” emo (Snowing, Algernon Cadwallander czy ostatnio Sport). Podział na dwa, a czasami nawet trzy wokale jest bardzo ciekawym urozmaiceniem i dużo tym utworom daje. Wśród piosenek na epce możemy doszukać się zarówno melodii wokalnych rodem ze sceny pop-punkowej , jak i desperackiego krzyku, budzącego skojarzenie bardziej ze sceną hardcore/punkową oraz skojarzeń z alternatywą. Wszystko to daje mieszankę wybuchową i sprawia, że Somnolence jest jak dla mnie jedną z lepszych krótkogrającą płyt 2014 roku. Czyżbyśmy mieli swój europejski Snowing? // Bastian Karate Free Stylers - Northern Youth Północna młodość chłopaków z KFS musiała być burzliwa, bo trochę taka jest ta płyta...mamy dużo emo/grandżowych momentów, smutnych tekstów o złamanych sercach, mamy sporo Foo Fighters, punk rocka...konsekwentnie w 90sowych klimatach. Bardzo dobre debiutanckie LP, ale... No właśnie, ALE. Spodziewałem się czegoś więcej po chłopakach, którzy niejedno już zagrali/nagrali/napisali, więcej mocy. Odnoszę wrażenie, że numery, które są już dobre mogłyby być jeszcze lepsze, gdyby ekipa z Olsztyna poświęciła im jeszcze trochę czasu. Nie zmienia to faktu, że jest to pozycja niewątpliwie warta polecenia, brakuje takiego grania w naszym kraju! // Bastian Keep - Hypnosis for Sleep Kilka chwil przed rozpoczęciem pisania tej recki, dowiedziałem się że Keep dzieli jednego członka z Turnover. No to czekałem na pop punk, a tu takie zaskoczenie. Ale po kolei. „Hypnosis for Sleep” to zaledwie dziesięciominutowa epka, która zawiera trzy utwory. I cóż takiego przygotowali nam chłopaki z Virginii na debiutanckim EP? Potężną dawkę starego, dobrego shoegazu i dream popu, ostatnio dość popularnego w tym środowisku za sprawą choćby Whirr czy Pity Sex. Keep grają wolno. Po kilkunastu sekundach pierwszego numeru „Cry”, pomyślałem, że Cloakroom spotkali Slowdive. Jest smutno, jest przestrzennie, jest dobrze. // Paweł Kowalewicz


Beaver - Cold Hands Krakowski Beaver narobił w ubiegłym roku wiele zamieszania swoim materiałem demo, po którym wszyscy czekali na więcej. I tak oto jakiś czas temu ukazała się debiutancka EPka chłopaków, która mnie nie zawiodła w żadnym cału. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jeszcze bardziej przekonała mnie do muzyki tej kapeli. Pomimo słyszalnego ułonu w stronę bardziej punkowego brzmienia w stosunku do dema, Beaver nie stracił swojego charakterystycznego brzmienia. Mamy 6 numerów z czego każdy moim zdaniem wyróżnia się na tyle by być singlem. Nie ma zamulaczy, tempa wahają się od dość szybkich do zapierdalających, jest melodycznie, jest smutny, charakterystycznie zawodzący wokal, czego chcieć więcej? Moim faworytem jest niemalże popowe Cascades (przyśpiewki perkusisty!), chociaż całe EP bez wątpienia trzyma wysoki poziom. Oby więcej takich kapel na zachodnim poziomie w naszym kraju! // Bastian Turnover - Blue Dream Osobiście nie jestem zwolennikiem przydługich materiałów, dlatego cieszy mnie ilość EPek wydawanych ostatnimi czasy. Niedawno właśnie miała miejsce premiera krótkogrającego krążka ekipy z Turnover wydanego, ku mojemu zdziwieniu, nie przez RFC, ale przez Broken Rim/Dog Knigts. Ciekawostka związana z tym albumem jest taka, że na początku miał być to album akustyczny, jednak producent przekonał kapelę do nagrania tego jako'full band'. Możliwe, że właśnie dlatego nowe dzieło Turnover jest bardzo spokojne, utrzymane w dosyć wolnym tempie i przepełnione melancholią. Nowe dzieło różni się od poprzednich nagrań mocno zabarwianych pop-punkowym brzmieniem. Na 'Blue Dream' znajdują się zaledwie 3 numery. Naszą podróż z niebieskim snem rozpoczyna kawałek 'Disintegration', który wprowadza nas w błogi nastrój rozpieszczając nas pięknymi gitarami. Numer długo się rozkręca jednak warto czekać na energiczny, niesamowicie chwytliwy refren. Następny track 'Read my mind' prezentuje krótszy wstęp za to równie chwytliwy i wpadający w ucho refren. Panowie nie zapomnieli także o dobrze dobranych przestrzeniach gitarowych i kilku wysokich dźwiękach na zakończenie. Ostatni numer'Bella Donna' to natomiast bardzo spokojny numer idealny na zakończenie płyty. Jest to numer prawie w całości akustyczny. Po mimo mieszanych uczuć do albumu bardzo się do niego przekonałem i z miłą chęcią pieszczę nim swoje uszy.// T. Masłowski Fight Them All - No More Orders Poznański hardcore od początku istnienia stoi na bardzo wysokim poziomie. Personalnie związani z takimi sławami jak THUG X LIFE, ONE KIND WORD, CANDID czy SNUFF OUT chłopaki z FIGHT THEM ALL podnoszą poprzeczkę jeszcze wyżej!W porównaniu do wcześniejszego materiału,NO MORE ORDERS wydane na siedmiocalowym winylu jest jeszcze szybsze i agresywniejsze. 8 numerów tworzy miks surowego hardcoru bez dawki modernu,metalu, bez pierdolenia, bez niepotrzebnych dźwięków, dostajemy natomiast 100% wymaganego brudu i szczerości, która nie przekracza 8 minut .Jasny przekaz, prosta muzyka, szybka perkusja, wokal z pazurem, bas i gitara wyjęte rodem z amerykanskiego hardcoru lat 80. Jeździsz na desce, nosisz trampki? To muzyka na pewno dla Ciebie!Słuchasz konkwisty, pracujesz na komisariacie?Chłopaki na pewno kazaliby Ci wypierdalać! // xkro


Torn Shore „Savage” Debiut ekipy z Wrocławia pokazał, że hardcore w dalszym ciągu może zaskakiwać i być eksploatowany na przeróżne sposoby, uciekając od utartych schematów i klisz. Już od pierwszych dźwięków słychać, że nie mamy do czynienia z nowicjuszami, bowiem w skład Torn Shore wchodzą członkowie takich kapel, jak Objects i Borderline Collie. Ściana noise’owego jazgotu z hardcore’m skłonnym do eksperymentów to ich sposób na wylanie z siebie całej wściekłości. Surowe, „charczące” brzmienie wraz z siarczystym wokalem tworzą razem klaustrofobiczny klimat, mający w sobie coś z kapel dark hardcore. Słychać też w tych kawałkach deklarowaną przez część zespołu miłość do Converge. Średnie tempa, które budują nastrój, atakowane są szybkimi, lekko chaotycznymi i połamanymi partiami, co świetnie się komponuje. Zespół ma ciekawe pomysły na aranżacje, nie boi się kombinować, zachowując przy tym hc/punkowego ducha, obyło się więc bez asłuchalnych udziwnień. Dość ciekawie i przewrotnie został na płycie potraktowany tytułowy kawałek, zachęcam więc do sprawdzenia! // Marcin Marksman - Awaken Debiutancki album słupsko-trójmiejskiego Marksmana to bardzo miła niespodzianka, i to nie tylko ze względu na zawartość na wysokim poziomie, lecz po prostu przyznam, że sam news o przygotowywanym długograju był dla mnie zaskoczeniem. Ale – skupmy się na muzyce. Płyta składa się z 8 utworów w typowej dla Marksmana smutnej stylistyce budzącej skojarzenie z modern-screamowymi kapelami typu Pianos Become The Teeth, La Dispute czy Touche Amore oraz zimnym FJØRT. Już otwierająca album perkusja z bardzo fajnym biciem (przywodzącym na myśl „The Most Beautiful Bitter Fruit” La Dispute) sprawiła, że pomyślałem „będzie dobrze”. I jest – niesamowity wokal Kuby i aranżacje instrumentalne reszty kapeli tworzą genialny klimat i przyjemnie się tego wszystkiego słucha. Nie jest jednolicie,nie jest na jedno kopyto i na pewno nie jest „sucho”. Są zmiany tempa, są „petardy” (Jak mój faworyt „ The Aviator”) ale i wolniejsze momenty, jak zamykające płytę „Hart Island”. Ciekawostką jest również polski akcent na krążku – dwuczęściowy utwór „Granice”. Sam już nie wiem w której językowej odsłonie wolę Marksmana, wiem natomiast, że odwalili kawał dobrej roboty, i nie mogę się doczekać tej płyty na mojej półce! Jeszcze nie wiem,czy najlepsza, ale zdecydowanie najzimniejsza płyta roku! // Bastian Sandlotkids - I Will Wait Here Sandlotkids to młoda stażem (zespół powstał w 2013 roku), monachijska ekipa, która właśnie debiutuje pierwszą epką. Do tej pory na ich bandcampie wisiał singiel „Loner”, który prezentował mieszankę emo punku i melodic hc na dość przyzwoitym poziomie. Wraz z debiutem przyszły dość gruntowne zmiany. Zespół skierował się w stronę alternatywy i emo, które możemy znać choćby z dokonań Brand New (ostatnio bardzo modna inspiracja, patrz LP Moose Blood). Największą zaletą tej epki są niewątpliwie niebanalne pomysły na płaszczyźnie konstrukcji utworów. Chłopaki kombinują zarówna ze strukturą piosenek jak i instrumentarium (dęciaki w „Down Memory Lane”). Zarzuty? Mnie ta płytka trochę znudziła. Brakuje chwytliwych melodii czy łatwo zapamiętywalnych refrenów. Niemniej „I Will Wait Here” to 5 zgrabnych numerów, których słucha się całkiem przyjemnie. I chyba to powinno wystarczyć. // Paweł Kowalewicz


New Jersey Vampire to jednoosobowy projekt z UK. Wszystko co usłyszycie po odpaleniu bandcampa to muzyka w całości skomponowana i nagrana DIY w czterech ścianach pewnego pokoju w londyńskim mieszkaniu, utrzymana w konwencji lo-fi, co może odstraszyć niektórych „purystów” ;) Na 10-utworowym „My Shitty Album” bardzo dużo się tu dzieje – mamy trochę shoegaze'u/ noise'u, alternatywnego rocka (a w tekstach odwołania do alternatywnej legendy – Pavement), emo a nawet delikatne akustyczne granie w duecie damsko-męskim. Pomimo, że autor piosenek, podczas rozmowy ze mną stwierdził że „w sumie to nagrał to dla żartu i nie podchodził do tego na poważnie” to kompozycje wydają mi się dość przemyślane. Następnie przechodzimy do dwunumerowego „Home time”. Tytułowy kawałek zaczyna się dość ciężkim riffem aby przejść w delikatną, bardzo przyjemną melodie i wyśpiewane „welcome to my room”. Bardzo melodyczny refren ze zdublowanym wokalem i powrót de emowych melodyjek. Utwór podsumowałbym następująco – 90s emo meets grunge meets pop. „Some piece of shit i found on my computer” to smutniejszy, wolniejszy utwór z ciekawymi efektami – lo-fi pełną gębą. Podsumowując – jestem pod wielkim wrażeniem, ponieważ Isaac kosztem przejściówki na mini-jacka coś, co nie udaje się wielu kapelom za grube dolary w studiu - cofnął mnie na kwadrans do lat 90tych. O mamo, ja chce jeszcze! // Bastian Hidden World to ekipa z Puław, która, choć założona przez starych wyjadaczy, to niedawno wypłynęła na scenę , i sporo na niej namieszała! Przyglądając się bardziej ich trzyutworowej epce, Vows, jedyne co przychodzi na myśl to niedosyt. Zarówno w ilości utworów jak i w warstwie kompozycyjnej. Gdyby to nieco lepiej rozplanować i rozbić to na 5 czy 6 numerów, byłoby idealnie. Tak – dostajemy materiał nieco przeciętny, a przede wszystkim zlewający się. Utwór tytułowy i końcówka ‚Day Full of Useless Worlds’ to geniusz. Z kolei numer otwierający tę krótką EP brzmi nieco jak lekkie pogubienie zainspirowane Wolves Like Us. Niemniej jednak, to bardzo ciekawe granie na naprawdę wysokim poziomie technicznym i produkcyjnym. Trzeba je nieco tylko trochę oszlifować. JESZCZE ZE DWIE EP I WYDADZĄ LP OGŁOSZONE PŁYTĄ ROKU. // Igor Prusakowski I Hope You Die - Dom Samobójczych Snów W końcu pojawił się na naszej scenie nowy zespół, który tworzy mroczne, zmetalizowane screamo. Tego typu kapel jest na zachodzie pełno, jednak IHYD wypracowało własną formułę, dzięki której nie sprawiają wrażenia kolejnej kopii – pewnie też przez polskie teksty. Materiał wyszedł już z rok temu, ale dopiero teraz się na nich natknąłem. Muzyka I Hope You Die to mocne screamo mieszające się z metalcore’owym ciężarem, potrafiące nagle wyskoczyć z melo-metalowym riffem. Jeśli chodzi o wokale, to też nie jest nudno. Opętańcze wrzaski sprawnie dopełniane są dodatkowym głosem, który z powodzeniem podejmuje się m.in. czystego śpiewu, jednak nie zahacza przy tym o żadne fashioncore’y. Na płycie pojawia się parę instrumentalnych fragmentów, które niestety lekko nużą, jednak reszta materiału tak bardzo wciąga, że można im to wybaczyć;) Elementy depresji, cierpienia i rozpaczy tworzą przytłaczającą całość, po wysłuchaniu której aż chce się zabić, ale akurat w tym przypadku to duży plus! // Marcin


Bloody Knees – Stitches Mogę śmiało powiedzieć, że dla mnie jest to chyba album tego roku jeżeli chodzi o te klimaty. Bloody Knees to pozycja obowiązkowa dla fanów grunge’owych, emocjonalnych brzmień. Zespół w tym roku wydał swój nowy album ‚Stitches’ nakładem wytwórni Dog Knight Productions, która ostatnio serwuje nam coraz więcej ciekawostek. Od czasu poprzednich nagrań zespołu słychać sporo zmian. W szczególności w samym brzmieniu płyty jak i w podejściu do materiału. Odnoszę wrażenie, że ten album jest już dużo bardziej spójny i przemyślany. Chłopaki chyba zdecydowali, w którym kierunku należy podążać. Mimo wszystko został zachowany charakterystyczny dla Bloody Knees brud oraz klimat. // T. Masłowski Moose Blood - I’ll Keep You In Mind, From Time To Time Moose Blood to kolejny mocny punkt reprezentujący emo revival prosto z Wysp. Interesujący jest już sam początek albumu, ile bowiem znacie kapel, które rozpoczynają płytę urokliwą balladą? Później jest już tylko lepiej – tempo się podkręca, wlewają się przyjemne harmonie, a emocje wychodzą na wierzch. Zespół, czerpiąc inspiracje z alternatywy połowy lat ’90 i klimatycznego midwest emo, nie stara się wiernie odtworzyć minionej epoki, lecz nadaje całemu brzmieniu posmaku nowoczesności. Pakiet melodii, jaki tu znajdziecie, nie pozwala się nudzić, każdy kawałek ma w sobie to coś, co przyciąga i każe wracać do tego albumu. Zespół zaliczył wyraźny progres w jakości nagrań i ich złożoności – pod pozorną prostotą kryje się wiele ukrytych w tle smaczków, które aż chce się odkrywać. Życzyłbym sobie tylko, żeby było więcej nakładających się na siebie wokali, jak pod koniec „Swim Down”. Uwielbiam ten motyw, a chłopakom wychodzi to świetnie! Z kolei w utworze „Bukowski”, podczas refrenu, miałem wrażenie, że Moose Blood zostało zastąpione przez Angels & Airwaves, ale to nie zarzut ;) Album szczególnie dobrze sprawdza się podczas chłodnych, jesiennych wieczorów ze względu na ciepło, jakie z niego bije. Ognisko na okładce nie jest więc chyba takie przypadkowe. // Marcin Rooftops - WUF Dość długo czekałem na tą płytę... Spodziewałem się czegoś w stylu “Things We Do Before We Die”, czyli lekka inspiracja 90sami i kapelami w stylu Title Fight i Basement, przy zachowaniu hc/punkowego rdzenia...W wywiadzie i prywatnie chłopaki sugerowali mi kierunek alternatywno-90sowy, ale w dalszym ciągu proporcje były dla mnie zagadką, a efekt końcowy totalnie mnie zaskoczył...Przyznam szczerze, że za pierwszym podejściem płyta mi nie siadła, byłem autentycznie zawiedziony...ale za drugim...? Przed chwilą sprawdziłem - kilkaset odtworzeń w mojej ‘biblioletce’ mówi samo za siebie. Przez pewien okres byłem wręcz uzależniony od tej płyty. Odnośnie zawartości - stylistycznie zespół przeszedł wielką metamorfozę. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że słychać więcej shoegaze’owych inspiracji niż hardcorowych. Jest pełno genialnych melodii, motywów na dwa wokale które bardzo dobrze robią nietórym numerom oraz charakterystyczna dla “rooftopsów” szczerość i emocjonalność. Szczerze zachęcam do ogarnięcia tej płyty, jeśli po kilkukrotnym przesłuchaniu nie będziecie sobie nucić “1989”, “WUF” bądź “Take Me Back” to będę zdziwiony! A te piosenki na żywo, mmm... :) // Bastian


GUTS OUT – Guts Out Ta młoda straight edge’owa ekipa z Moskwy od pierwszego przesłuchania ich krótkiej EP zdobyła moje serce. Myślę, że nie tylko moje. I choć nie prezentują sobą niczego odkrywczego i to typowy sxe hardcore, przy którym można sobie pobiegać od ściany do ściany, w 4 numerach potrafili skondensować to co w tej muzyce najlepsze. Na uwagę zasługuje przede wszystkim utwór Гнет, w którym znalazło się miejsce i dla fajnych zaśpiewów przed breakdownem, dla wyeksponowania świetnie brzmiącego tu basu, dla sieki w szybkim tempie, jak i dla bardziej moshable momentów. Последнее Взыскание za to jest rasowym kopem dla całego świata wymierzonym od wkurzonych, strejtedżowych dzieciaków! I choć wychwytuję tylko pojedyncze słowa, to wielki plus za śpiewanie w ojczystym języku. Na polskiej scenie często idzie zasłyszeć zdanie „dlaczego nie po polsku?!”, więc jeśli w Rosji jest podobnie – są uratowani. Nie da się ukryć, że w tego typu muzyce nie wymyślono nic nowego od czasu melodyjnych wokali wprowadzonych przez 7 Seconds czy Gorilla Biscuits, czy też „umetalowienia” tej muzyki w drugiej połowie lat 90tych. Jednakże... czy w prostym, sxe hardcorze trzeba wprowadzać cokolwiek nowego? EP Guts Out jest taka, jak być powinna. I boli tylko jedna rzecz...DLACZEGO TYLKO 4 UTWORY?!// Igor Prusakowski His & Hers – The Worst People I Know His & Hers to kapela z Brighton grająca wypadkową emo, post- i pop-punka, math rocka, itp., itd... To bardzo szeroko pojęta alternatywa. I, będąc szczerym, alternatywność ta nie jest ani trochę wymuszona. Jeśli dalej będą dążyć w tym kierunku, jednak nieco okiełznają swój twórczy chaos, nie będzie żadnych przeszkód, by kandydować na nową kapelę w wytwórni Sub Pop. To jak spotkanie Nirvany (koniecznie z etapu Bleach!) z kapelami w rodzaju Snowing i Don Caballero. Matematyczne odjazdy i dysonanse przeplatają się z wesołymi, punkowymi melodiami. Najbardziej słychać to w numerze Any Cretin Can Be A Father, I Wanna Be A Champion, które po rasowym emo-punku atakuje nas mathcore’owymi gitarami i wrzaskami. The Worst People I Know to nie jest EP do słuchania, gdy jesteś: smutny, wesoły, zły, gdy masz ochotę się wyluzować czy wkurwić po ciężkim dniu. Ta EP to pomieszanie każdego z tych nastrojów. Daje to więc nieco schizofreniczny obraz...Tak jak pisałem, jeśli zachowując młodzieńczą agresję uda im się być bardziej dojrzałymi kompozycyjnie, będzie to naprawdę mocna kapela na post-punkowej mapce UK. Póki co – idealna dla fanów twinkly emo i mathcore’a wszelakiego, a więc dla ludzi z dość eklektycznym gustem. Drzemie w nich jednak niesamowity potencjał. ZBYT CHAOTYCZNIE, ALE BARDZO CIEKAWIE. // Igor Prusakowski Rough Hands - Nothing’s changed Londyńskie Rough Hands gra hardcore we własnym, ciekawym stylu. Mrok, brud i ciężar. Te trzy słowa chyba najlepiej określają charakter ich najnowszej płyty. No i w sumie niepokój, przynajmniej w moim odczuciu. 5 numerów ( w tym intrumentalne ‘Interlude’) wydanych przy współpracy 3 świetnych labeli: Day By Day Rec., Holy Roar Rec. oraz Illegal Activity Rec (sam ten fakt świadczy o jakości!) z czego każdy to swoista dawka wkurwienia, brudu i mroku. Pierwszym skojarzeniem były nasze rodzime Dead Dingo i Torn Shore. I ta świetna okładka! Jeśli lubicie mroczny hardcore, czy hardcore/punk w ogóle, koniecznie obczajcie Rough Hands! // Bastian


Wherebirdsmeettodie / Dearest Split Mamy przed sobą szybki strzał – split dwóch kapel, po dwa kawałki każdy, łącznie prawie 13 minut muzyki. Pierwszy wchodzi Wherebirdsmeettodie prosto z Uniontown w stanie Pennsylvania. Sami nazywają swoją twórczość mianem „basement emo”, co uważam za trafne określenie. Można wyczuć ten „piwniczny” klimat choćby dzięki produkcji – podkręcone Indie melodie, które wręcz płyną, a w tle lekko wyciszony, chwytający za serce wrzask. Powiedziałbym, że kapela reprezentuje tę bardziej poetycką, łagodniejszą odmianę screamo, właśnie dzięki inspiracjom zaczerpniętym z Indie. Drugi zespół to niemiecki Dearest uprawiający post-hardcore na dwie gitary z dość przygnębiającym, mniej marzycielskim klimatem. Chłopaki budują swoje utwory w typowy sposób, mieszając średnie tempa z gwałtownym przyspieszeniem perkusji i wzmożonym hałasem wydobywającym się z gitar. Teksty obu zespołów standardowo eksplorują smutek, samotność, rozczarowanie. Choć splity to nie pojedynki, nie da się uniknąć porównań obu grup. Jak dla mnie Wherebirdsmeettodie mocniej oddziałuje nastrojem, poza tym mają absolutnie zajebistą nazwę! // Marcin escapism - escapism No nie powiem...screamo w Polsce nie jest gatunkiem często granym, a DOBRE, PRADZIWE screamo to już w ogóle. Tym bardziej cieszy, że ekipa z Krakowa przygotowała materiał, który jako jeden z nielicznych “screamowych” projektów w naszym kraju trafia w moją osobistą definicje tego gatunku. Odnośnie moich ulubionych momentów na tej 8-numerowej płycie - strasznie podoba mi się gitara w “Past Cure Past Care”, ale zdecydowanie moim faworytem jest kawałek “Ennui”, który od razu skojarzył mi się z moim skrimowym numerem jeden - Saetia. Ogólnie rzecz biorąc, jest tu wszystko, czego mogłyby wymagać gatunkowe standardy, czyli... chaos, wolność, emocje, które wręcz rozdzierają od środka i szczerość. Oczywiście nie jest idealnie, chłopaki muszą jeszcze sporo popracować i poćwiczyć, ale już to, co prezentują aktualnie bardzo dobrze wróży na przyszłość!// Bastian Reason To Care „Evyn” Jeśli ktoś uważa, że niszowe, undergroundowe zespoły nie tworzą dzieł sztuki, tylko dlatego, że „drą ryja i szarpią druty”, to nie ma już chyba większej ignorancji w muzyce. Najnowszy album Reason To Care jest najlepszym przykładem ambitnego, szerszego projektu, który zachwyca i skłania do refleksji. Ekipa z Niemiec przygotowała bowiem koncept album, tworzący jedną wielką całość – opowieść o czternastoletnim chłopcu Evynie, który samotnie wyrusza w podróż pełną przykrych, łamiących serce doświadczeń, jak i tych dających nadzieję i ukazujących prawdziwe wartości w życiu. Teksty prowadzące całą akcję napisane są w formie prozy z wyraźnym, poetyckim zacięciem. Wykorzystując bogate słownictwo, stworzone zostały plastyczne opisy, dzięki którym jeszcze lepiej możemy wczuć się w historię. Warstwa muzyczna natomiast jest tłem, którego zadaniem jest nadbudowywanie atmosfery i potęgowanie uczuć. Zespół eksploatuje współczesne, post-hardcore’owe brzmienie bez większych eksperymentów, tak więc mamy tu nastrojowe, ciche partie, jak i mocniejsze momenty, a krzyk miesza się ze spoken word. Często spotykane są porównania do Defeatera, nie bez przyczyny zresztą. Warto przysiąść nad tymi dziesięcioma utworami, przeczytać uważnie teksty, dać się wciągnąć historii. Kryją się w niej bowiem ciekawe spostrzeżenia chłopca, który może i jest naiwny, ale za to z całym sercem na dłoni. // Marcin


Hey, Joni - En Fuego Brytyjska emo ekipa uderza z nową dawką twinklowanych kawałków. 5 niby smutnych, ale jednak wesołych (albo na odwrót?) piosenek, częściowo śpiewanych, częściowo krzyczanych. Jak dla mnie głównym atutem zarówno Hey, Joni jest wokal. I nie chodzi o to, że muzyka słaba...po prostu zarówno głos wokalisty jak i melodie wokalne oceniam jako genialne. Myślałem, że kapela nie będzie w stanie stworzyć czegoś na równi z ich hitem “Isabelle” z poprzedniej EP, jednak myliłem się. Praktycznie całe nowe wydawnictwo to w mniejszym lub większym stopniu emo-hiciory! Pomimo etykietki “twinkly emo” mamy tutaj różnorodne motywy, m.in. trochę cięższe, grubsze (lekko grungowe?) gitary w “Ice Cream” i mnóstwo popowych melodii! Aż chce się podśpiewywać :) // Bastian Nothing - Guilty of Everything Ameryka, punk rock, bójka, więzienie, Slowdive. W tych paru słowach można by było scharakteryzować Nothing, ale byłaby to ogromna ujma dla tej kapeli. Otóż zespół ten nagrał jedną z najlepszych płyt ostatnich lat. Od czasu długogrającego debiutu Superheaven vel. Daylight chyba nie było kapeli, którą tak mocno bym się emocjonował. Grają shoegaze, przynajmniej tak się o nich mówi, co jest dość dziwne patrząc na przeszłe dokonania Dominica Palermo czy Brandona Setty (Horror Show, More Than Life). Ale do rzeczy. „Guilty of Everything” to 9 zgrabnie skomponowanych utworów, które łączą w sobie typowy brytyjski shoegaze spod znaku tych najlepszych (chyba nie będę wymieniał :D) oraz post-hardcorowego amerykańskiego grania. I właśnie ta amerykańskość wyróżnia Nothing wśród innych hałasujących bandów. Pod tymi wszystkimi ścianami gitar i rozmytymi wokalami słychać jednak typowe amerykańskie granie. Zwłaszcza w Bent Nail czy Get Well, gdzie punkowy rytm i motoryka w połowie numeru przeistacza się w konkretną gitarową jazdę, której nie powstydziliby się goście z Ride. Ale nie tylko o ściany gitar tutaj chodzi. Melodie wygrywane przez Brandona Settę (patrz Somersault, Dig) wkradają się pod czaszkę i nie chcą opuścić głowy przez przynajmniej tydzień. Płyta rewelacyjna i kropka. Dawno nie było lepszej!// P. Siwicki Whirr - Sway Tak jak w przypadku Nothing i ich fantastycznego debiutu mamy tutaj do czynienia z jedną z najlepszych shoegaze’owych płyt ostatnich lat, jednkaże nie tak fantastyczną jak „Guilty of Everything”. Nie oznacza to jednak, że jest to płyta zła. Wręcz przeciwnie, panowie z San Francisco nagrali bardzo dobry, solidny album, w którym wszystko od początku do końca trzyma się kupy i dla fanów takich brzmień jest to prawdziwa gratka. To co zachwycało w debiucie Nothing (mocno chwytliwe melodie), nie jest już tak oczywiste na „Sway”, ale wśród ścian gitar wychwycić można naprawdę bardzo dużo fajnych smaczków (utwory „Press” czy „Lines” to jedne z mocniejszych stron tej płyty). Amerykańskość zespołu nie jest już tak uwydatniona jak „punkowców” z Nothing; usłyszeć można raczej nostalgiczną tęsknotę za brytyjskimi gigantami, takimi jak Slowdive czy Ride. Jeden z moich znajomych scharakteryzował nawet Whirr jako „Slowdive, które nigdy nie odważyło się tak grać”. I coś w tym jest. Utwory są ciężkie, mroczne, nie tak delikatne jak u Brytyjczyków. Spokojnie mogą spodobać się fanom post-metalu czy podobnych klimatów. Ale punkowości tutaj brak. I to jest mój jedyny zarzut, bo ta cecha odróżnia właśnie amerykański shoegaze od wyspiarskiego. Mimo wszystko stawiam tę płytę w czołówce albumów 2014, bo mało jest takich płyt, które nie nudzą i wciągają od początku do końca zostawiając pewien niedosyt. // P. Siwicki


Liars & Sinners – 7 Songs Jedno z najbardziej wyczekiwanych wydawnictw – i wierzę, że nie tylko przeze mnie. Chuck Ragan? Obecny. Dallas Green? Również. Porównania do obu panów są jak najbardziej na miejscu – i to nie porównanie rodzaju „zrzyna!”, a raczej „tak samo wspaniałe jak ich dokonania”. Każdy numer, dosłownie każdy po kolei napawa myśleniem „ten jest najlepszy”, „jednak ten”. Jest tu wszystko, co potrzebne fanom akustycznego grania. Dallasowe smuty w postaci Small Talks, akustyczne panki na zamknięcie płyty (To All Of My Friends) czy ogniskowe, przyjemne granie (broń Boże w harcerskim wydaniu, raczej w hipsterskim!) - Dogs With Paper Teeth. 7 SONGS? DAJĘ 7/6. // Igor Prusakowski

by Cezary Kortylewski



fot. jandaciuk.tumblr.com


Defeater // fot. jandaciuk.tumblr.com


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.