![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/0ad50a30547f7756ce07e0424f04180d.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
7 minute read
Kiedy szliśmy przez Pacyfik II
from MAEM MAGAZINE 12 PL
by MAEM
WSPOMNIENIA Z WYŻSZEJ SZKOŁY MORSKIEJ 1969 - 1973
Zapraszamy do zapoznania się z serią artykułów, które przeniosą nas w trudną rzeczywistość lat 70. i 80. Dla większości znanej tylko z opowieści rodziców czy dziadków. Ich autorem jest Pan Andrzej Buszke, absolwent WSM w Gdyni, marynarz, który na morzu przepracował 28 lat swojego życia. Opowiadania są relacjami oraz opisem subiektywnych odczuć autora. Opisują rzeczywistość komunistycznej Polski, a także Świata, którego już nie ma, widzianego oczami adepta, a potem ETO.
Studium Wojskowe
Pomieszczenia Studium Wojskowego znajdowały się w głębi prawego skrzydła. Szkolenie trwało pięć semestrów (2,5 roku) i kończyło się egzaminem na oficera. Z zajęć zwolnieni byli ci, co już odbyli służbę wojskową. Mieli dzień „laby”. W tym jednym dniu, ubrani w wojskowe białe sukienne mundury (szyte na wzór tych z filmu Pancernik Potiomkin Siergieja Eisensteina) i czarne berety z orzełkiem bez korony, byliśmy oddani w opiekę Siłom Zbrojnym. Trzeba było uważać przy wyjściu na zewnątrz Szkoły, bo mogliśmy być zatrzymani przez patrole WSW np. za niekompletne umundurowanie lub brak zasalutowania. Wykłady prowadzone przez komandorów odbywały się w kilku specjalistycznych salach. Ciekawa była sala broni podwodnej, małe muzeum z poglądowymi planszami, gadżetami min i długą torpedą w przekroju. W części przedniej torpedy można było się wygodnie położyć, a że byliśmy notorycznie niedospani, prowokowała do konkurencji: „kto pierwszy zajmie tam miejsce” podczas długiej przerwy, trwającej 20 min. Reszta musiała zadowolić się miejscem z beretem pod głową na parkiecie poprzednio przez nas pracowicie wywiórkowanym i nawoskowanym. Bosmani prowadzili zajęcia polowe, na strzelnicy i poligonie. Na któryś ćwiczeniach pt. „marynarz w obronie” bosman nakazał założenie masek przeciwgazowych i zagnał nas do głębokiego dołu. Następnie wrzucił tam kilka granatów gazowych. Siedzieliśmy w oparach niebieskiego gazu dobrych 10 minut. Siedząc w rowie, słyszałem obok dziwne odgłosy
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/34fb7a000ac1fe6ac6ad1d814beee673.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/cd3d6c10f789f3cbe4da46fb8a193450.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/e77a644ceb2ba2e7748609aed683669e.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
Pod koniec trwającego 2,5 roku Studium Wojskowym dostaliśmy nowe mundury moro.
wydawane przez kolegę. Jakieś świsty i chrapanie. Wyszliśmy z dołu, zdjęliśmy oblepiające twarze maski. Przeraziłem się, gdy zobaczyłem twarz Zbigniewa. Zasmarkaną, czerwoną i spuchniętą. Okazało się, że nie zakręcił giętkiej rury do pochłaniacza i oddychał gazem.
Co jakiś czas przypadała nam nocna służba do pilnowania magazynku z bronią. Wydawano nam wtedy magazynek z ostrą amunicją do kbk AK.
Z wydarzeń w ramach Studium Wojskowego utkwiły mi w pamięci ćwiczenia na zatapialnej komorze tzw. kesonie. Odbyły się w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej na Oksywiu. Ćwiczenia polegały na tym, że dwójkami umieszczano nas w kesonie razem z kołkami, klinami i zamykano właz. Następnie stalowy cylinder zatapiano. Przez liczne otwory sikała do wnętrza woda, której poziom szybko się podnosił. Nasze zadanie polegało na jak najszybszym uszczelnieniu otworów i zatamowaniu napływającej wody. Kabina wyposażona była w iluminator do kontrolowania tego, jak dajemy sobie radę. Był to dość emocjonujący „drill”. Pamiętam, że zatkaliśmy szpary, gdy woda podchodziła już do ramion. Byli też tacy, co nie zaliczyli egzaminu i byli wyciągani na zewnątrz, gdy groziło im utopienie.
Wydarzenia grudniowe – 14 grudnia 1970 roku
Odbywały się poniedziałkowe zajęcia w Studium. Siedziałem przy oknie na wykładzie i usłyszałem odgłosy, jakby terkoczącej maszyny krawieckiej. Na tle nieba rysowały się sylwetki helikopterów. To one wydawały te dźwięki. Był to dzień słynnej masakry stoczniowców na drewnianym pomoście stacji Gdynia Stocznia. Przyjechali kolejką elektryczną do pracy w Stoczni Komuny Paryskiej. Później wiele razy oglądałem postrzępione kulami deski pomostu, w które wsiąkła krew stoczniowców…
Przez następne dwa dni nie wiedziano co z nami zrobić. Byliśmy szkołą ze strukturą paramilitarną, organizacyjnie podzieloną na drużyny, plutony i kompanie. Obawiano się, abyśmy spontanicznie nie włączyli się w bieg tragicznych wydarzeń grudniowych. W nocy wywieziono broń z magazynku broni. „Ciało pedagogiczne” przebywało na terenie szkoły 24 h/dobę. Rektorzy, dziekani, kierownicy wydziałów i wykładowcy spali w swoich gabinetach, jedli z nami posiłki, które wyraźnie zyskały na jakości. Pamiętam ich miny, gdy jedli na kolację naszą ulubioną kaszankę.
W końcu zdecydowano, że trzeba nas rozesłać do domów. Pomaszerowaliśmy plutonami na dworzec Gdynia Główna, wręczono nam bilety do miejsca naszego stałego zameldowania. Mnie do Słupska.
Praktyka na Stoczni im. Komuny Paryskiej
Po pierwszym roku mieliśmy miesięczną praktykę w „Komunie”. Na tym samym masowcu „Manifest Lipcowy”, gdzie rok wcześniej ciągnęliśmy kable. Teraz, pachnący świeżo położoną farbą, stał na wybrzeżu wyposażeniowym. Pierwszych kilka dni spędziłem w CMK, przyglądając się biernie, jak technicy i inżynierowie podłączają do GRT i pulpitów elektrykę i elektronikę. Później udało się wejść „w porozumienie” z pilnującym nas kierownikiem praktyk i po przebraniu się w robocze ubrania – mieliśmy własne szafki w szatni – wychodziliśmy boczną bramą na teren stoczniowej elektrociepłowni.
Nawiązaliśmy współpracę z studencką spółdzielnią pracy „Techno-Service” w Gdańsku Wrzeszczu i mieliśmy książeczki pracy. Roczny limit zarobków – pamiętam, to było 1800 zł. Niebotyczna suma jak na studencką kieszeń. W ramach umowy oczyszczaliśmy dach elektrociepłowni z pyłów kominowych. Szuflami przekopywana była warstwa sadzy sięgająca pół metra, która była zrzucana na dół.
Prace były różne, najczęściej fizyczne. Na stoczni „Komuny” było to: sprzątanie tuneli w dnie podwójnym budowanych statków i rusztowań z odspawanych kawałków stali; wnoszenie żeliwnych kostek balastowych i układanie na dnie jednostek rybackich budowanych w stoczni; przeprowadzki. Największą fuchą była praca, którą załatwiłem dla siebie i czwórki kolegów z Wydziału – na 18 pożyczonych książeczek (bo obowiązywał limit zarobków). Myliśmy szyby w halach i pomieszczeniach biurowych Stoczni Wojennej na Oksywiu. W jednej z hal woził nas od okna do okna na suwnicy sam wicedyrektor „od czegoś tam”. Po obu stronach suwnicy ustawione były drabiny, wiadra i dwuosobowa ekipa ze szczotkami. Pełna automatyzacja. Wicedyrektor zarobił na wożeniu nas suwnicą, praca została wykonana szybko i sprawnie.
Po zainkasowaniu wynagrodzeń urządziliśmy huczny bal dla wszystkich, którzy użyczyli nam swoich książeczek.
Pamiętam, jak kiedyś po rozładowaniu z kolegą węgla z 24-tonowego wagonu – węgiel był rozwożony taczkami po deskach ułożonych na hałdzie – po przepracowanej nocy nie poszliśmy rano na zajęcia.
Kiedyś robiłem pomiary i szkice do projektowanej instalacji odgromowej na dachu fabryki octu i musztardy.
W miarę upływu czasu, z każdym rokiem, a nawet miesiącem, rygor dyscyplinarny słabł.
Szkoła morska posiadała chyba 3 szalupy sześciowiosłowe. Odbywały się na nich wyścigi międzywydziałowe do Cypla Redłowskiego i z powrotem. Na II roku, w maju, czerwcu urywaliśmy się z wykładów i ćwiczeń „na wiosła”. Wypływaliśmy z basenu jachtowego i po krótkiej kąpieli w bardzo zimnej wodzie energicznie wiosłowaliśmy, aby się rozgrzać.
Ilość mieszkańców sypialni w miarę przybywania nowych pomieszczeń zmniejszała się. Z 12 do 10, 8 – na ostatnim IX semestrze, po przeprowadzce do nowych akademików na ul. Sędzickiego, mieszkałem w pokoju trzyosobowym.
Strajk szkolny
Na drugim roku Wydział Elektrotechniki i Elektroniki zorganizował strajk głodowy polegający na dobrowolnym, solidarnym oddaniu kartek żywnościowych i wysłaniu pisma do Ministerstwa Żeglugi, Komitetu Miejskiego PZPR, władz Uczelni i Wydziału. „Zaczynem” była groźba relegowania jednego studenta z błahego powodu. Postulatów było kilka, głównie socjalnych, ale były też personalne zarzuty wobec osób z Rady Wydziału, odnoszące się do przypadków poniżającego traktowania i ubliżających naszej godności. Były na pewno jeszcze jakieś inne postulaty, dotyczące struktury samej uczelni.
Żądania sfery socjalnej dotyczyły: poprawienia jakości posiłków, ciepłej wody w kranach, wymiany zagrzybionych gretingów w umywalniach i pod prysznicami. W akcji strajkowej brali udział tylko studenci WSM. Słuchacze III roku PSM, uczący się jeszcze równolegle z nami, byli „na wylocie” i nie chcieli się narażać. Kilka dni zawieszeni byliśmy w niepewności. Sprawa stała się politycznie głośna, były podobno propozycje, aby rozwiązać „zbuntowane” roczniki.Strajk zakończył się sukcesem. Odeszło kilka osób, poprawiło się wyżywienie, wymieniono gretingi. Czy rano pojawiła się ciepła woda w kranach umywalni, już tego nie pamiętam. Nikt nie został relegowany. Szukano autorów protestu. Badano czcionki, aby odszukać maszynę do pisania, która była użyta do redagowania tekstu petycji. O ile wiem, oficjalnie nic nie znaleziono.
Klub studencki „Bukszpryt”
Mieścił się na I piętrze przy holu w zachodnim skrzydle. Inauguracja była chyba w 1971? Było to bardzo potrzebne miejsce spotkań towarzyskich, z bliskimi. Później odbywały się tam wieczorki taneczne. Na występy przyjechała młodziutka Maryla Rodowicz z nieodłączonymi gitarzystami. Wieczorki taneczne ściągały dużo dziewczyn. Potworzyły się pary. Niektóre zostały małżeństwami
Bardzo ciekawe i wzruszające spotkanie odbył z nami Leonid Teliga, wspaniały żeglarz, który na malutkim jachcie „Opty”, z ożaglowaniem bermudzkim, opłynął samotnie kulę ziemską. Prosiliśmy Go o autografy. Podróżnik, który zrealizował swoje pasje był już bardzo chory. Było to Jego jedne z ostatnich spotkań. Zmarł pół roku później.
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/46b9ee2633d4dcf47006c641bf4c2db1.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
Spotkanie w "Bukszprycie”
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/1063cac890912619f0e50071efaeb48e.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
NASTĘPNY NUMER MAGAZYNU UKAŻE SIĘ JUŻ W STYCZNIU
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/39dd7e0834d4f13d926f6dec91660222.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
Zeskanuj mnie*
*Ten QR kod, po zeskanowaniu za pomocą aplikacji mobilnej, pozwoli Ci obejrzeć krótki film o MAEM.
Czy jesteś zadowolony z dotychczasowej współpracy z MAEM? Czy nasze produkty spełniły Twoje oczekiwania? Jeśli tak, to poleć nas swoim partnerom biznesowym.
Twoja rekomendacja jest dla nas bardzo ważna
Obserwuj MAEM na:
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211118075725-66fc44acdeed56cd292578bfdaa5c04b/v1/7e6c3e7fc71e8b72634d45c3749d85af.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
www.maem.com
MAEM nie ma żadnych powiązań ani nie jest dystrybutorem produktów marki: Allweiler, Aquafine, Alfa Laval, Colfax IMO, Desmi, Jowa, Kral, Moatti, Nirex oraz Westfalia. Wszelkie domniemane skojarzenia z powyższymi markami są całkowicie przypadkowe i niezamierzone. MAEM zgodnie z prawem, jest dostawcą w pełni wymiennych nieoryginalnych części zamiennych (części alternatywnych, zamienników) do urządzeń produkowanych przez: Allweiler, Aquafine, Alfa Laval, Colfax IMO, Desmi, Jowa, Kral, Moatti, Nirex oraz Westfalia. Części zamienne produkowane przez MAEM są wytwarzane według własnej dokumentacji technologicznej opracowanej przy użyciu reverse engineering.