Obsesje Nr 1/2013

Page 1

magazyn dla otwartych na literaturę i smaki

1 / 2013 (1)

Imbirowy szał

Przepisy na zimę

spoiler WIlczy bilet w sieci

Mama muminków Podróż z Tove Jansson


Kontakt z Redakcją

Na dobry początek…

redakcja@magazynobsesje.pl Redaktor naczelna Agnieszka Pohl Redakcja i korekta Anna Stokłosa Projekt okładki i skład Mateusz Pohl

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów oraz nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam.

W następnym numerze: Coco Chanel, Audrey Hupburn, Marylin Monroe i inne…

Pomysł na magazyn pojawił się w mojej głowie już jakiś czas temu. Jednak zawsze odkładam tę myśl na potem, a jej realizację na jeszcze bardziej odległe i bliżej nieokreślone czasy. Bardzo długo moje plany kiełkowały, zmieniały kształt. Niejednokrotnie przychodziły chwile zwątpienia i zniechęcenia. Mimo to, w końcu dojrzałam do pewnych decyzji. Pełna obaw zaczęłam pracę, by podzielić się z Wami tym magazynem. Oto rezultat. „Obsesje”, to e-czasopismo skierowane do smakoszy wszelkiego rodzaju, zwłaszcza łasuchów literackich. Jednak nawet koneserzy dobrego jedzenia znajdą tu coś dla siebie, gdyż w magazynie będziemy testować i prezentować sprawdzone przepisy kulinarne. W przyszłości znajdziecie tu także teksty inspirowane muzyką, a nawet filmem. Każdy spokojnie będzie mógł oddać się swoim obsesjom bądź zarazić nimi innych. Mam skrytą nadzieję, że ten magazyn zachęci nawet najbardziej zatwardziałych do przeczytania chociażby jednej książki w miesiącu. Pragnę również podkreślić, że jest to mój debiut jako redaktor naczelnej, więc mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali i wybaczycie pewne niedociągnięcia. Ja ze swojej strony zapewniam, że dołożę wszelkich starań, aby pismo się rozwijało i przyciągało czytelników. Zatem, nie przedłużając, oddaję w Wasze ręce pierwszy, świeżutki numer „Obsesji”.

„Małe kobietki”

Miłej lektury! Redaktor Naczelna

Słodkie babeczki

Agnieszka Pohl

czyli różne oblicza kobiet ;)

Słów kilka

2


Na dobry początek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2

Subiektywny wybór Zimową porą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4

Pysznie na talerzu Imbirowy szał. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6

Temat numeru Mama Muminków . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8

Magia wspomnień Muminkowy czar. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10

Kącik dziecięcy (Nie) nudne popołudnia. . . . . . . . . . . . . . . . 11

Felieton Spoiler. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12

Poradnia językowa …aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14

Niezbędnik mola Na randkę z książką. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15

Z zagranicy „The Unseen” Katherine Webb . . . . . . . . . . . 16

Obiektywnie Zimowe piękno. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17

3

Zawartość numeru

W numerze

Słów kilka


Zimową porą

Czas, kiedy na zewnątrz robi się nieznośnie zimno, to odpowiedni moment na sięgnięcie po lektury, które choć odrobinę ocieplą nasze serca, podniosą na duchu i przyjemnie wypełnią dłużące się wieczory. Często nasze wybory książkowe nie są takie oczywiste, głównie kierujemy się swoim nastrojem, możliwościami czasowymi i zasobami naszych sił. Zwykle jednak o takiej porze mamy ochotę na coś lekkiego, niezobowiązującego, co pozwoli się nam bez przeszkód zrelaksować. Oto kilka propozycji, która idealnie wpasowują się w tę kategorię.

Strajk na Boże Narodzenie Sheila Roberts Świat Książki, 2011 To historia opowiedziana z perspektywy kobiet, które zmęczone corocznymi przygotowaniami świątecznymi postanawiają oddać w ręce mężczyzn stery na ten bożonarodzeniowy czas. Może się to okazać bardzo ryzykownym posunięciem, bo faceci okazują się być jak błądzące dzieci we mgle, które nie mają zielonego pojęcia o przygotowywaniu świąt. Dzięki takiej zamianie ról, Sheila Roberts daje nam kawał dobrej powieści z dobrym jedzeniem, duchem świąt i zabawnymi sytuacjami. Z całą pewnością jest to idealna pozycja na wieczór, która nawet wiele tygodni po świętach wprowadzi nas w grudniowy klimat, bo być może niektórzy już zdążyli się za nim stęsknić.

Psy, Rachel i cała reszta

Spacer po szczęście

Lucy Dillon Prószyński i S-ka, 2010

Lucy Dillon Prószyński i S-ka, 2011

Lucy Dillon tworzy bardzo cieplutkie powieści ze zwierzętami w tle. To właśnie w nich odnajdziemy miłość, siłę do działania i sprawczą moc czworonogów, dzięki którym na nowo odrodzimy się jak feniks z popiołu. Dzięki tym wiernym przyjaciołom życie zaczyna się od początku. Wszystko to pisarka okrasza słodkościami, lekkim piórem i dobrą dawką obyczajowego tła, co może stać się nie lada gratką na ten mroźny czas.

Szczęśliwe zakończenie Lucy Dillon Prószyński i S-ka, 2012

Subiektywny wybór

4


Święta, święta…

Nowy początek

Annie Sanders Świat Książki, 2008

Jill Barnett Świat Książki, 2012

To wprost wymarzona pozycja na Boże Narodzenie, ale również bardzo dobrze sprawi się jako niezobowiązujące czytadło na każdą inną porę roku. Z przyjemnością będziemy śledzić losy bohaterki, która zmaga się z przeszłością swojego męża i próbuje dorównać jego zmarłej żonie. Pragnie wyprawić równie huczne przyjęcie świąteczne jak jej poprzednika. Jednak sukces wisi na włosku, a katastrofa jest tuż tuż. Książka serwuje nam mnóstwo życiowych sytuacji, niezliczonych zbiegów okoliczności i zawirowań rodzinnych, i choćby właśnie dla nich warto poświęcić parę chwil.

Piękna zimowa sceneria, jazda na snowboardzie i wielka miłość, która nagle i zupełnie nieoczekiwanie się kończy są głównymi elementami tej powieści. Niemniej jednak, ta książka nie jest zwykłym czytadłem, gdyż traktuje o wielkim żalu, żałobie po śmierci najbliższej osoby, o przezwyciężeniu trudnych chwil i rozpoczęciu nowego życia ze starym bagażem doświadczeń. A przy tym jest mądrze napisaną historią, która w bardzo ciepłych i pięknych słowach zabierze nas w świat wielkich uniesień, smutku i rodzinnego ogniska domowego.

Białe trufle

Błędne siostry

N. M Kelby Znak Literanova, 2013

Renata L. Górska Prószyński i S-ka, 2012

N. M. Kelby napisała przepyszną książką, która fenomenalnie pobudza kubki smakowe oraz drażni przyjemnymi zapachami nozdrza czytelnika. Książka „Białe trufle”, o francuskim kucharzu, Escoffierze - dla którego gotowanie to wielkie misterium, to sposób na życie i uwodzenie kobiet - została zgrabnie i smakowicie napisana. Z pewnością uwiedzie niejednego łasucha i smakosza.

To powieść, której akcja toczy się w ośnieżonych górach. Oprócz zimowej scenerii bohaterom towarzyszy kominek, dobre wino i masę życiowych problemów. A domek na odludziu wydaje się być najlepszym azylem i ucieczką przed wszelakimi utrapieniami. Ta lekka, dość długa historia będzie odpowiednim lekarstwem na nudę.

Polecam serdecznie i życzę miłej lektury oraz owocnych poszukiwań.

fot.: materiały prasowe wydawnictw

5

Subiektywny wybór


Agnieszka Pohl, Anna Stokłosa

Imbirowy szał Imbir to przyprawa, która nadaje pikanterii posiłkom przygotowywanym w zaciszu domowej kuchni. Dzięki niej potrawy przyjemnie palą nasze podniebienia i brzuchy. Wielu z Was zapewne zna przepis na genialny napój, który zapobiega przeziębieniom lub pomaga nam je leczyć. Mowa tutaj o czarnej herbacie z imbirem, dużą łychą miodu i odpowiednią ilością soku z cytryny. Chciałoby się rzec: miód malina. Znany jest także z innych właściwości, równie istotnych dla naszego zdrowia. Imbir to bakteriobójczy i przeciwzapalny dodatek, świetnie komponujący

się z mięsami, ciastami czy deserami, który również reguluje procesy trawienne i uwalnia nas od uporczywych wzdęć. Natomiast jego spożywanie niewskazane jest przy przewlekłych problemach z żołądkiem czy wątrobą. Mimo wszystko w zimowe dni świetnie rozgrzewa i jest niezastąpionym elementem niezapomnianych doznań smakowych. I aby nie być gołosłownym, przygotowaliśmy dwie propozycje, które z powodzeniem mogą zagościć na Waszych stołach podczas domowych imprez nie tylko zimą.

Pysznie na talerzu

6


Lody imbirowe z sosem gruszkowym wej. Pozostawiamy do ostygnięcia. Wcześniej przygotowane gruszki kroimy w drobną kostkę, a pozostałą część śmietany ubijamy na sztywno. Dodajemy gruszki do masy oraz dokładnie, ale ostrożnie mieszamy ją z ubitą śmietaną.

Lody Gruszki wyjmujemy z zalewy i zostawiamy na sicie do odsączenia. W rondlu o grubym dnie ubijamy żółtka z cukrem na puszystą masę. Wlewamy połowę śmietany i podgrzewamy na niewielkim ogniu, dalej ubijając śmietanowo-jajeczną masę. Robimy to tak długo, aż zacznie gęstnieć. Zdejmujemy z ognia, dodajemy starty imbir, ziarenka z laski wanilii, bądź esencji wanilio-

Lody »»6 żółtek »»20 dag cukru »»2 kopiaste łyżki świeżo startego imbiru

»»750 ml śmietany kremówki »»1 laska wanilii lub naturalna esencja waniliowa

»»3 połówki gruszek z zalewy

Przekładamy masę do kokilek lub formy, przykrywamy folią i wkładamy do zamrażalnika. Należy je wyciągnąć trochę wcześniej przed podaniem by zmiękły.

Sos »»Puszka gruszek w zalewie

Sos

Uwaga

Gotujemy pozostałą część gruszek wraz z zalewą do miękkości, aż zaczną się rozpadać. Następnie miksujemy je na gładką masę i gotujemy aż sos bardzo zgęstnieje. Dodajemy sok z cytryny i porcje alkoholu. I schładzamy w lodówce. Sos powinien być przygotowany dzień przed podaniem lodów.

Cukru można dać połowę mniej.

(ok. 850 ml)

»»Sok z 1 cytryny »»40 ml groszkówki lub rumu

Zamiast niego można dodać stevii bądź syropu z agawy, które będą odpowiednie dla osób borykają-

cych się z problemem przyswajania cukru przez organizm oraz dla

diabetyków. Jednak wtedy smak

lodów nie będzie intensywny, bo te

substancje słodzące łagodzą smak.

Przepis zaczerpnięty z książki Marzeny Wasilewskiej Boże Narodzenie, kuchnia świąteczna, wydawnictwo Świat Książki, str. 104.

Napój imbirowy na gorąco i na zimno Starty imbir zalewamy w szklance wrzątkiem i pozostawiamy pod przykryciem na ok. 10 minut. W tym czasie imbir się zaparzy, a woda zdąży odrobinę ostygnąć. Dzięki temu miód i cytryna nie utracą swoich dobroczynnych właściwości. Miód i sok z cytryny dodajemy do smaku i mieszamy. Taki napar działa bardzo rozgrzewająco. Nie ma jednak żadnych przeciwwskazań, aby pić go latem na zimno z lodem, gdyż jest niezwykle orzeźwiający. Wystarczy tylko

Składniki napoju »»Łyżeczka świeżo startego imbiru »»Miód »»Sok z cytryny »»Woda składników dodać podwójną ilość. Pozostawić zaparzony imbir do całkowitego wystygnięcia i dopiero wtedy dodać również podwójną ilość miodu i soku cytrynowego. Taką esencje podawać z dużą ilością lodu. Można ją bez szkody przechowywać w lodówce dwa dni, np. w czystej plastikowej butelce.

fot.: Stock.XCHNG/ lizerixt, Stock.XCHNG /abcdz2000, Mateusz Pohl

7

Pysznie na talerzu


Agnieszka Pohl

Podróż z Tove Jansson za kulisy powstawania Doliny Muminków ove Jansson jednoznacznie i bezapenej wyprzedzała trendy. Nie wzorując się na lacyjnie kojarzy się z Muminkami. innych, sama próbowała znaleźć swoją drogę, W zasadzie trudno się dziwić, skoro to właśnie swój własny styl, co spotykało się z negatywną dzięki opowiadaniom o tych małych, momenoceną krytyków i odbiorców. zięki malowaniu, rysowaniu i pisaniu tami przerażających, trollach wypłynęła na poTove Jansson wyrażała siebie. Słowem wierzchnię sławy. Znana była głównie właśnie i obrazami komunikowała się z odbiorcami, jako „muminkowa mama”, autorka książek dla gdyż to były najodpowiedniejsze media. Przy dzieci. A mimo to do tej pory niewiele o niej ich pomocy informowała świat o tym, co dziewiedzieliśmy, była dla nas tajemnicą, nieodje się w jej życiu. Życie stało się inspiracją do krytą kartą, która po ukazaniu się biografii tworzenia przygód o Muminkach oraz innych Boel Westin odsłania przed nami zupełnie utworów. To wydarzenia, które przeżywała inne oblicze skandynawskiej artystki. kazuje się bowiem, że Jansson była nie miały wpływ na to, co pojawi się książce, na tylko pisarką. Była także graficzką, ryrysunku bądź obrazie. ardzo przywiązywała się do swoich sowniczką i malarką. W gruncie rzeczy była dzieł. Potrafiła bez skrupułów wyrazić bardziej malarką i tak o sobie myślała. Chociaż swoje niezadowolenie, jeśli to, co stworzyła w pewnym okresie swojego życia posługiwała zostało zmienione bądź przedstawione w innej się więcej słowem pisanym niż obrazem. W pełformie, niż sobie zaplanowała. Miała wysoko ni oddawała się swojej twórczości i z ogromrozwinięte poczucie własności do swojej wyną pasją dążyła do wyznaczonych celów. Na muskanej twórczości. pewno jednak była Była też swoim najsuniezwykłą, bardzo Pisała i malowała całe swoje życie, ale rowszym krytykiem. oryginalną postacią. przeciętny człowiek nie miał bladego Jedną nowelę potraBez wątpienia jest pojęcia, jak bardzo była utalentowana. fiła zmieniać wieloikoną sztuki, która krotnie, aż osiągnęła niezwykle inspirosatysfakcjonujący ją rezultat. By potem, po kilwała i odznaczała się niesamowitym talentem, ku latach i tak zmienić koncepcję. Dowiodła, wyssanym z mlekiem matki. ej matka od zawsze oddawała się pasji że najistotniejsze w tworzeniu jest: odkrywarysowania i tworzenia okładek granie i Obrazów i Słów, tego, co nie ma końca1. Tworzenie i odkrywanie nowych historii spraficznych na zlecenie. Ojciec również podążał wiało Tove radość i wydawać by się mogło, że drogą artystyczną, rzeźbił przez wiele lat. Silne jej praca nigdy nie była skończona. Nawet raz więzi z matką i różne, chociaż w przeważającej wydane dzieło nieustannie podlegało surowej części ciepłe stosunki z ojcem niezmiernie odocenie autorki i było zmieniane, ulepszane by działywały na kształt jej twórczości, gdyż rona nowo mogło ujrzeć światło dzienne. dzina zawsze jej towarzyszyła. isała i malowała całe swoje życie, ale iezmiernie wrażliwa na krytykę, czaprzeciętny człowiek nie miał bladego sami bywała zniechęcona i zmęczopojęcia, jak bardzo była utalentowana. Tove 1 „Tove Jansson Mama Muminków” Boel Westin, Wydawnictwo Marginesy, str. 471. Jansson szukając swojej tożsamości artystycz-

Temat numeru

8


na. Oczekiwała na samotność i spokój, które okresie jej życia kierowana była już do dorouwielbiała. Te chwile były dla niej cenne i dasłych czytelników, to jednak krytyka nie mowały wiele wytchnienia. To one sprawiały, że gła i nie chciała zaakceptować tej zmiany. Nie była wytrwała i nawet chwilowe załamania nie patrzyli na Tove Jansson inaczej niż przez prypozbawiały jej radości ducha. Umożliwiały zmat Muminków. aki jej obraz powstaje w głowie po osiągnięcie tego, co sobie zaplanowała. Dzięki zapoznaniu się z estetycznie wydaną temu, że taka była, teraz mamy możliwość poi kuszącą oko biografią „Tove Jansson, Mama znania tego, co wyszło spod jej pióra. parta, wolna, ale nie samotna, za to ceMuminków” autorstwa Boel Westin. Jest to niąca swoją niezależność, stała się znadość drobiazgowy materiał, który odsłania na na całym świecie. Spowita mgiełką tajemniwiele z kulisów życia i twórczości Tove Jansson, cy, niechętna zakładaniu rodziny i zakochana zarazem chroniąc jej prywatność i intymność. w mężczyznach, a potem i kobietach. Tworzy I co prawda dowiadujemy się, że była w związnietuzinkowe utwory, które jednak nie zawsze ku z kobietą, jednak autorka książki nie zagłęsą doceniane, albo zwykle docenianie są za bia się w szczegóły, nie analizuje plotek dotypóźno. Doświadczyła biedy na własnej skórze, czących życia Jansson. Za to dzieli się z nami by potem odnieść sukces, który bywał czasahistorią powstania Muminków, dzięki czemu mi dla niej wręcz męczący. Przeżyła rozkwit finanso- Zaszufladkowana w Dolinie Muminków nie mogła wy oraz czerpała korzyści się wybić na żadnym innym polu. Zawsze była „troll z według niej nadmiernej fali zainteresowania Mu- mamą”, która stworzyła podwaliny świata dla dzieci. minkami. Które to stworki my, dorośli całkowicie inaczej spojrzymy na odzwierciedlały lęki Tove, jej niepokoje. aszufladkowana w Dolinie Muminopowiadania o tych stworkach. Dla dzieci boków nie mogła się wybić na żadnym wiem bez wątpienia już zawsze będzie to świat innym polu. Zawsze była „troll mamą”, która pełen przygód, który uczy i niesie ze sobą wiele stworzyła podwaliny świata dla dzieci. Chocennych wartości. ciaż jej twórczość ewaluowała i w późniejszym

fot.: Mateusz Pohl

9

Temat numeru


Muminkowy czar Pamiętam, że jako dziecko, często przesiadywałam u dziadków. Pamiętam dni, kiedy spędzałam wiele godzin w małym pokoju na rozkładanej sofie, czytając mnóstwo powieści. Od Edmunda Niziurskiego przez Lucy Maud Montgomery po Tove Jansson. Małym pokojem nazywaliśmy pomieszczanie przylegające do kuchni, które było w dodatku najmniejsze w całym mieszkaniu. Dalej ciągnął się ciemny przedpokój, cały obity boazerią, który prowadził do stołowego. To tam co weekend jadaliśmy obiady. Punkt czternasta musieliśmy już siedzieć przy stole. Ten czas był niczym świętość. Obiad musiał się odbyć punktualnie. Obok jadalnego pokoju był tak zwany ostatni pokój, w którym dziadek spędzał najwięcej czasu, najczęściej oglądając programy historyczne bądź przyrodnicze na Discovery. Jednak ze wspomnień, najbardziej utkwił mi w pamięci ten mały pokój i Muminki. Ich świat był niesamowitym azylem i ucieczką przed obowiązkami. Potrafiły mnie wciągnąć i porwać na wiele godzin. Wtedy nie było ze mną kontaktu. Dopiero po zakończeniu lektury odzyskiwałam siebie i powracałam do otaczającej mnie rzeczywistości. Stanowiły niezawodny sposób na nudę i na podróże, bo to były czasy kiedy nasz kraj budził się do życia w Europie i na świecie. Rodzice nie opływali w luksusy, a w sklepach wolno poszerzał się asortyment, mimo że komuna już od kilku lat była za nami. Państwo dopiero zaczynało rozkwitać, więc książki były środkiem transportu do innych miejsc, substytutem podróży. Teraz, kiedy posiadamy pieniądze, wsiadamy w samolot i za kilka, kilkanaście godzin znajdujemy się na drugim końcu globu, to czasy, gdy przemieszczanie się było prawie niemożliwie, wydają się nam być bajką. Jak przez mgłę widzę okładkę. Była chyba zielona bądź niebieska. Strony były żółte i chropowate, pełne czarno-białych obrazków ze stworkami wymyślonymi przez Tove Jansson. Już wtedy była to stara książka, która miała swoją historię i służyła jednemu pokoleniu. Nie mogę sobie przypomnieć, która to była część. W zasadzie to nie miało wtedy żadnego znaczenia, bo zainteresowałam się tą książką z jednego prozaicznego powodu: uwielbiałam oglądać Muminki, wredną Małą Mi i Włóczykija. Same Muminki budziły we mnie ogromną sympatię, chociaż niektórych przerażały. Mnie przypadły do gustu, bo postaci były narysowane w bardzo prosty i nieskomplikowany sposób. Nie było na nich wielu szczegółów. Dla mnie były wprost idealne. Zawsze niecierpliwie oczekiwałam na dzień, w którym wieczorem mogłam usiąść na podłodze przed telewizorem i obejrzeć Muminki. To oczekiwanie było wiecznością, toteż książka okazała się być uzupełnieniem wieczorynki. Dzięki niej mogłam zagłuszyć tęsknotę. Po wydanie papierowe mogłam sięgnąć w każdym dowolnym momencie, kiedy tylko naszła

Agnieszka Pohl

mnie ochota na przygody o małych stworkach. Dobranocka była emitowana w określonych godzinach i nie w każdy dzień miałam okazję posłuchać mądrości Mamy Muminka. Po latach z nieukrywaną przyjemnością, kiedy tylko dowiedziałam się, że Nasza Księgarnia wydała wszystkie tomy w dwóch księgach, postanowiłam je nabyć, by powrócić do dzieciństwa i powspominać dawne czasy. A kupując je, miałam cichą nadzieję, że mój synek też polubi Dolinę Muminków i będzie podzielał mój entuzjazm. Bo opowiadania Tove Jansson nie są takimi zwykłymi historiami, które uczą i bawią. Patrząc z perspektywy czasu są to ponadczasowe książki, na których zapewne jeszcze nie jedno pokolenie się wychowa. Fenomenem jest to, że dorosły w opowiadaniach o Muminkach odnajdzie głębie przesłania, a dziecko potraktuje je jako bajkę, przy której miło spędza się czas. Ta uniwersalność wiekowa jest godna literackiej nagrody Nobla. Rzadko bowiem zdarza się, by twórczość zjednywała sobie wszystkich czytelników, niezależnie od ich wieku. Ja czytając po latach wybrane tomy, obudziłam w sobie wspomnienia beztroskich czasów. Jednym obowiązkiem była szkoła i odrabianie lekcji. Pozostały czas mogłam poświęcić na spotkania z Muminkami bądź innymi bohaterami książek. Kiedyś to były dla mnie dziecięce opowiadania. Teraz stały się dla mnie bardzo ważnymi opowieściami, niosącymi ogrom wiedzy i przesłań, które warto przekazać swoim pociechom. Sama jeszcze nie raz i nie dwa powrócę do twórczości Tove Jansson, bo wpływa zbawiennie na mój nastrój. Kiedy otworzyłam pierwszą księgę, najpierw z wielkim nabożeństwem przekartkowałam całą pozycję, potem przyjrzałam się bliżej obrazkom, które były dziwnie znajome. Po tych wnikliwych oględzinach zabrałam się za lekturę. Drugi tom, „Kometa nad Doliną Muminków” wywołała u mnie uśmiech, który długo nie mógł zejść z mojej twarzy. Znane postacie z dzieciństwa znowu nabierały kształtów, znowu stały się bliskie. Włóczykij na nowo zaczął dawać rady, które miały ułatwiać podróże. Paszczak udzielał wyczerpujących informacji na temat komety. A Ryjek pesymista i Muminek stopniowo poznawali świat, a ja razem z nimi. Przyznam się szczerze, że odczuwałam ogromną przyjemność w odkrywaniu kolejnych historii, które jednak za szybko się kończyły, bo niestety apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić Was do ponownego sięgnięcia po wszystkie dziewięć tomów, bo nigdy nie wiemy, jakie wspomnienia na nas czekają. I życzę Wam, żeby to były tylko miłe powroty do przeszłości. Magia wspomnień

10


Agnieszka Pohl

NiE

nudne popołudnia

Każdy, kto ma dziecko od czasu do czasu staje w obliczu opłakanej sytuacji: moja mała pociecha się nudzi. Nudzi się, bo za oknem panuje siarczysty mróz, bo pada deszcz, bo jest chore i nie poszło do przedszkola, bo siedzi ciągle z mamą w domu i nadszedł czas na zmiany. W takim wypadku my, rodzice mamy nie lada orzech do zgryzienia. Musimy wymyśleć coś, żeby chociaż na chwilę nasz mały skarb się czymś zajął. Dobrze jeśli nasza kreatywność nie zna granic, jednak czasem i ona nas zawodzi.

Aby uniknąć takich przykrych sytuacji, mamy dla Was propozycję, którą bez problemu można wykonać w domu, dobrze się przy tym bawiąc. Zapraszamy Was do wykonania eksperymentów wraz z dziećmi, by zabić nudę, która ogarnia domowników.

Do przeprowadzenia eksperymentu potrzebujemy: • pojemnik, może to być odcięty spód od butelki, kubeczek plastikowy, miseczka • czysty pędzelek do farb • kilka cytryn (ilość zależy od tego, ile sympatycznego atramentu chcemy uzyskać) • niezapisane, białe kartki • rozgrzane żelazko i deskę do prasowania • wyciskarkę do cytrusów

EKSPERYMENT DLA MAŁYCH EKSPERTÓW Pisanie niewidzialnym, magicznym atramentem, który nie jest niczym innym jak sokiem z cytryny, może być ciekawym doświadczeniem. Mniejsze dzieci mogą przy jego pomocy narysować tajemnicze obrazki, starsze mogą zostawiać sekretne informacje rodzicom. Wszystko tak naprawdę zależy od Waszych pomysłów. Zanim zabierzemy się do pracy, dobrze jest wyczyścić i wyparzyć cytryny. Powinna to zrobić osoba dorosła, bo dziecko może się z łatwością poparzyć. Jest to być może oczywista wskazówka, o której jednak często zapominamy. Bezpieczeństwo najmłodszych jest i powinno być dla wszystkich priorytetem. Następnie, po ostudzeniu cytryn, wspólnie wyciśnijcie sok do pojemnika. Kiedy atrament będzie już przygotowany możecie zabrać się do części twórczej. Pędzelkiem napisać list do mamy, taty bądź namalować magiczny obrazek niewidocznym atramentem. Po wykonaniu tej części osoba dorosła rozgrzewa żelazko i ciepłe przykłada do zapisanej/zamalowanej kartki. Pod wpływem ciepła sok z cytryny reaguje z kartką 11

Kącik dziecięcy

i niewidzialna twórczość zaczyna zmieniać kolor. Staje się czytelna dla wszystkich. Obrazków i liścików można wykonać ile tylko dusza zapragnie i aż nasz szkrab nie powie nam stanowczo: dość!

Dodatkowa propozycja Jeśli w pojemniku zostanie jeszcze odrobina soku można do niego wrzucić żetony, monety, nawet te najbardziej brudne. Dziecko bez trudu zauważy, że sok cytrynowy potrafi usunąć brud z pieniędzy. Bo oprócz właściwości zdrowotnych i magicznych, posiada on jeszcze jedną: reaguje z zabrudzeniami i rdzą, usuwając je. Okazuje się, że ten zwykły owoc jest w gruncie rzeczy niezwykły i daje mnóstwo frajdy.

Uwaga Po tym eksperymencie warto umyć ręce, gdyż monety są bardzo brudne i pełne bakterii.


Anna Stokłosa

Spoiler Jeśli mam być szczera, to tamtego pięknego, letniego dnia miałam świadomość, że dzieje się dla mnie coś ważnego. Nie wiedziałam tylko, że przyjdzie mi za to osobiste święto słono zapłacić. 21 dzień lipca 2007 roku. Cudowny, słoneczny, pełen radości z lata i wakacji. Gorące, rozświetlone powietrze wpada do mieszkania przez firankę, leniwie falującą w upale. Przepełnione głośnym trelem ptasim i ludzkim. Idylla! I ja w tej idylli rozpieszczająca się na potęgę swoją cotygodniową sesją czytelniczą w wannie. Radyjko na pralce sprzedawało między suchymi trzaskami kolejne letnie hity, mniej lub bardziej nadające się do słuchania. Było mi dobrze i błogo. Do czasu. Po wiadomościach, nadanych w południe w znanej rozgłośni, przyszedł czas na serwis informacji kulturalnych. Gdzie prym wiódł niepodzielnie temat angielskiej premiery VII tomu przygód Harry’ego Pottera – powód mojego świętowania. Dlatego z lubością słuchałam, jak dzikie tłumy oblegają księgarnie na Wyspach, jak celebryci odnoszą się do całości sagi o młodym czarodzieju, jaki był nakład i kiedy premiera w Polsce. I wtedy to się stało. Po latach dochodzę do wniosku, że nawet nie miałam, jak się obronić. Redaktorka wydania, którą zawsze uważałam za profesjonalistkę, wyskoczyła do słuchaczy z tekstem, że jeśli ktoś nie chce poznać zakończenia siódmej książki, powinien teraz zatkać uszy. Oniemiałam. No przecież się nie ośmieli! Zamar-

Czyli Jak zarobić w sieci wilczy bilet łam w bezruchu, jak małe zwierzątko na widok kota. Rozdarta między odruchem ciśnięcia odbiornikiem o drzwi, a próbą zatkania sobie uszu słuchawką od prysznica, którą akurat miałam w ręku. Ośmieliła się. A jakże. A ja usłyszałam. Wszystko… Szlag trafił kąpiel, drące się za oknem bachory, srające wszędzie gołębie i spiekotę. Wypadłam z tej wanny w stroju z piany godnym Wenus z Milo. Zostawiając mokre tropy z łazienki do pokoju. Włączyłam komputer i napisałam uprzejmego maila do pani redaktor, powstrzymując demona łaknącego zemsty, szalejącego w mojej głowie. Wiadomość była tak taktowna, że aż lodowata. Nigdy nie dostałam na nią odpowiedzi. Spoiler. Nie mylić ze spojlerem. Wyraz pochodzący od angielskiego spoil, oznaczający dosłownie i w przenośni: psuć; uszkadzać; zepsuć; zniszczyć; niszczyć. Spoiler to jakikolwiek fragment bądź streszczenie dowolnego utworu pisanego, komiksu, serialu, filmu, sztuki teatralnej, a od niedawna nawet gry komputerowej, które zdradza kluczowe dla fabuły wątki. Wyjawione komuś, kto tej fabuły nie zna, może zepsuć wrażenia z oglądania bądź czytania danej historii. Zazwyczaj spoilerami są niepożądane informacje, które dotyczą zakończenia historii bądź treści kluczowe dla jej budowy. Spoiler odbiera odbiorcy możliwość samodzielnego odkrycia ważnych dla fabuły faktów. Jest to szczególnie dotkliwe w przypadku kryminałów i thrillerów, które zasadzają się na budowaniu napięcia właśnie w oparciu o niewiadomą, po-

fot.: www.asmussenfoto.dk, Stock.XCHNG /Ale Paiva

Felieton

12


zostającą tajemnicą czasami do ostatnich minut filmu bądź stron książki. Jest to zjawisko stosunkowo młode, a od rozwoju nowych mediów przeżywa wręcz swój rozkwit. W latach 90. poprzedniego wieku spoiler istniał, a i owszem, ale siła jego rozpowszechnienia nie była tak duża jak dziś. Dopiero ogólnodostępność Internetu uczyniły nawet niewinne spoilerki groźnymi bombami, bo ich zasięg był już globalny. Jedyne ograniczenie spoilera w sieci, nie licząc oczywiście skrajnych sytuacji, gdy rząd jakiegoś państwa cenzuruje globalny Internet, to ograniczenie językowe. Ale i tutaj współczesna łacina – lingua franca w postaci języka angielskiego rozszerza siłę rażenia spoilera. Nowe media musiały nauczyć się radzić sobie z tym kulturalnym problemem. Wytworzyć dyskurs, w jakim będą o nim mówić i sposób postępowania w jego obliczu. Dzisiejsza netykieta nakazuje użytkownikom wyraźne ostrzeganie innych przed ewentualnym spoilerem. Zazwyczaj stosowane jest „SPOILER ALERT” – pisane właśnie tak, kapitalikami i wściekle czerwoną czcionką. Okraszone dowolną ilością gwiazdek i innych symboli. Często też jeszcze można trafić na tak zwaną spoiler space, czyli przerwę między ostrzeżeniem o spoilerze, a tekstem wynoszącą 25 linijek. Na końcu tekstu zawierającego spoilery powinna być umieszczona wyraźna informacja, o tym, że w tym miejscu się one kończą. Ktoś, kto spoileruje w Internecie bez ostrzeżenia, musi się liczyć z ostracyzmem ze strony społeczności danego forum. Na porządku dziennym jest nawet blokowanie niepokornych użytkowników przez administratorów. Dziki spoiler w sieci, to jedna z większych zbrodni, jakiej można dopuścić się w wirtualnej rzeczywistości. Jednak pod koniec XX wieku, kiedy przez świat tsunamiczną falą przetaczała się potteromania, nie było w Internecie takiej ochrony przed spoilerami. Wiem to, bo przez jakieś piętnaście miesięcy byłam moderatorem na forum Wydawnictwa Media Rodzina – polskiego wydawcy książek Rowling. Potter jest tu świetnym przykładem, bo ten 10-letni, masowy rozrost jego popularności nałożył się w czasie na rozwój Internetu. Na doświadczeniach tysięcy polskich fanów wypracować przyszło odpowiednią reakcje na spoilery, bo dotychczas żadnego oręża przeciw nim nie było. Nie było bowiem takiej potrzeby. Nowe sytuacje potrzebują nowych środków. W owym czasie w regulaminie forum MR nie istniała żadna wzmianka na temat spoilerów. Wraz z angielską premierą kolejnego tomu miałam ręce pełne roboty. Wywalałam kolejne posty użytkowników, którzy skończyli czytać szybciej niż inni i którzy

13

Felieton

czasem bezmyślnie, a czasem z premedytacją niszczyli setkom użytkowników przyjemność z poznania fabuły. Na początku nawet słowa na to nie mieliśmy. Poza tym, nie wszystkim spoilerującym podobało się to, że cenzuruje ich posty i głośno dawali upust swoim obiekcjom. Cyrk na kółkach. Czasami głupio było nawet iść spać, bo coś w międzyczasie mogło się wydarzyć na forum. Nie wspominając o tym, że fabułę znałam lepiej niż ktokolwiek inny. To spoilery wypaliły mnie i sprawiły, że zrezygnowałam z funkcji. Spoiler jest tym bardziej przykry, że okrada człowieka z możliwości celebrowania danego filmu lub książki, po długim czasie oczekiwania na nie. A właśnie ten moment jest nagrodą za cierpliwe wyczekiwanie i miesiące unikania miejsc w sieci, gdzie na spoiler można się natknąć. Spoiler kusi zaspokojeniem ciekawości, ale w zamian zostawia człowieka z przeświadczeniem, że całą reszta historii pozbawiona zostanie smaku w momencie jej poznawania. Że właśnie sam siebie okradł z tej przyjemności, że historia już nie da mu tyle emocji. To ludzie ludziom gotują taki los. Warto się zastanowić dlaczego. Przede wszystkim z niewiedzy. Ktoś nie ma świadomości, że dana informacja może być dla kogoś spoilerem. Albo zakłada, że już wszyscy wiedzą, to co on. Wiec palnie coś bezmyślnie i nim moderator, czy administrator zdąży zareagować, kilkadziesiąt osób zdąży już sobie wyrwać spore kępki włosów z głowy. Coś podobnego przedstawili twórcy


Simpsonów w swoim animowanym serialu. Homer wychodził z żoną z kina i głośno wyraził swoje zaskoczenie faktem, że Darth Vader jest ojcem Luka. Niestety zrobił to przy całej kolejce ludzi czekających na kupno biletów. Nie byli zachwyceni. Drugą, znacznie groźniejszą grupą są ludzie, którzy robią to z premedytacją. Dla zabawy. Na YT do dziś można obejrzeć filmik dokumentujący takie zachowania, nakręcony bardzo kiepskim sprzętem. Narratorem jest kierowca samochodu, który podjechał pod księgarnię, przed którą stała kolejka fanów wyczekujących na książkę. Odsunął szybę i krzyknął im zakończenie książki, po czym odjechał na pełnym gazie, goniony przez okrzyki oburzenia. Swego czasu modne były koszulki z nadrukiem, informującym kto kogo i na której stronie morduje w VI tomie przygód Pottera. Jest jednak i taka grupa użytkowników Internetu, która szuka spoilerów nie po to, aby zepsuć sobie przyjemność, ale po to, aby znaleźć rozwiązanie łamigłówki, przed którą staje jego postać w takiej, czy innej grze komputerowej. Takie poradniki, czy solucje, to również są spoilery. Tylko trochę innej kategorii. Ale nawet ktoś niezorientowany połapie się, że informacja o tym, jakie przełączniki włączyć w danym miejscu w „Alanie Wake’u” to jeszcze nie spoiler, ale zdradzenie, co staje się na końcu z żoną głównego bohatera gry – to już owszem, spoiler pierwszej kategorii. Dla niektórych nawet samo napomknięcie, że coś się dzieje pani Wake, bez uściślania co konkretnie, to już jest spoiler. Jest to szczególnie ważne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że dzisiejsze gry mają świat bardziej otwarty, niż te z końca poprzedniego wieku. Co za tym idzie? Mnogość możliwych zakończeń gry. Autorzy, w za-

leżności od rozwoju postaci, jaki gracz przyjmie dla swojego awatara oraz w zależności od tego, co uda mu się zdziałać, mogą zaoferować nawet kilkanaście zakończeń jednej gry. Nie tylko - dajmy na to - dobre, złe i neutralne. Ale bardzo dobre, średnio dobre i tak dalej. Na koniec trzeba powiedzieć, że bardzo ciężko stwierdzić, kiedy coś przestaje być spoilerem. Na pewno w miarę upływu czasu od premiery danego filmu, bądź książki przybywa ludzi, którzy zdążyli zapoznać się z fabułą i spoiler przestaje być dla nich spoilerem. Można więc założyć, że im więcej czasu minie, tym mniejsze prawdopodobieństwa „skrzywdzenia” kogoś spoilerem. A nawet jeśli, jest to już czyjś osobisty dramat. Nie łączy się ze społecznym potępieniem autora spoilera. Ciężko też zaspoilerować coś, co uchodzi za kanon. Np. historie Romea i Julii, czy Czerwonego Kapturka. Ale są wyjątki. Mój znajomy opowiadał mi, że był w USA akurat w czasie, kiedy „Troja” wyszła na DVD. Mówimy o tej adaptacji, w której wystąpił Brad Pitt. Tenże znajomy był u swoich amerykańskich przyjaciół w domu, akurat kiedy oglądali ten film. Rzucił z westchnieniem uwagę, że niepotrzebnie ci Trojańczycy się tak napinają, skoro i tak przegrają. Spojrzało na niego bacznie kilka par oczu i usłyszał pełne zdziwienia pytanie „Skąd wiesz?! Oglądałeś to już?” Dlatego kończąc swój wywód, chciałabym życzyć wszystkim czytającym ten tekst wiele przyjemności z dorobku kultury – tak szeroko dzisiaj dostępnego, a niezniszczonego przez czyjś nieuważny, lub celowy spoiler. Chce też prosić, żebyście opowiadając znajomym o fajnych książkach, serialach bądź grach, mieli świadomość, że oni także tę przyjemność mieć by chcieli.

„…aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…” IDZIE LUTY... ...podkuj buty albo: Idzie luty – obuj dobre buty, albo: Na luty wdziej dobre buty, albo: Spyta cię luty, czy masz dobre buty – to przysłowie ma kilka wersji, ale jedno znaczenie: przygotuj się, będzie ostra zima, mrozu i lodu nie zabraknie (ciepłe buty – rzecz naprawdę cenna w dawnych czasach – uchronią cię przed odmrożeniami, a w podkutych butach, tj. podbitych specjalnymi blaszkami, nie poślizgniesz się na oblodzonej drodze). Luty uchodził za najmroźniejszy miesiąc w roku, stąd jego nazwa: luty to dawny przymiotnik o znaczeniu ‘srogi, mroźny, ostry’. Kiedyś mówiło się nie tylko o lutej zimie i lutych mrozach, ale także o lutym zwierzu czy lutym rycerzu („Nie czyńże tego, luty rycerzu, lepiej od razu mnie zetnij!” – pisał Sienkiewicz). [D. Kopczyńska, Centrum Kultury Słowa] Ciekawostki językowe zaczerpnięto z profilu kampanii społeczno-edukacyjnej „Ojczysty – dodaj do ulubionych”, zamieszczonej na portalu facebook.com: https://www.facebook.com/jezykojczysty

Poradnia językwowa

14


1

2

na randkę z książką 3

4

Kiedy temperatura na zewnątrz nie sprzyja spacerom, naszym najlepszym przyjacielem staje się książka. A nawet cały ich stos. Jednak nie tylko on poprawi nam nastrój. Z dobrą powieścią najlepiej komponuje się kubek ciepłego napoju bądź wygodny fotel. W związku z tym przygotowaliśmy dla Was kilka ciekawych propozycji, niezastąpionych przy delektowaniu się literaturą.

1. Stos miękkich poduszek, którymi można się obłożyć i osiągnąć najwygodniejszą pozycję do czytania 2. Wygodny fotel, w którym

godzinami można przesiadywać z dobrym kryminałem w ręku. 3. Miękki w dotyku, kolo-

rowy kocyk, który ochroni nas przed zmarznięciem. 4. Aromatyczny, słodki pier-

nik na podniesienie poziomu endorfiny i oszukanie głodu. 5. Kominek, a w nim przy-

5

6

jemnie trzaskający ogień, który nada czytaniu niepowtarzalnego klimatu. 6. Ciepłe skarpety będą odpowiednie dla wiecznych zmarzluchów, którzy nie mogą na niczym się skupić, kiedy ich stopy są skostniałe od zimna.

7

7. Imbryczek z herbatą i filiżanką, to najlepsze akcesoria przydatne do przetrwania wielu godzin spędzonych nad powieścią.

fot.: Fotolia

15

Niezbędnik mola


Agnieszka Pohl

„The Unse en” Katherine Webb Książki są sposobem na ponure, szare życie. Zabierają nas w zupełnie inny świat. Świat, w którym problemy nie są nasze. Bohaterowie bywają dziwnie podobni do nas lub całkowicie odmienni. Mimo to z przyjemnością przewracamy kolejne kartki i niecierpliwie czekamy na rozwój akcji. A kiedy już fabuła się rozkręci, historia niestety dobiega końca. Wtedy z poczuciem ogromnej satysfakcji i odrobiny żalu odkładamy książkę na półkę. Z przeczuciem, że pewnie jeszcze do niej wrócimy. A może jednak już nigdy więcej jej nie otworzymy? I chyba – mówię to bez żalu - „The Unseen” należy właśnie do tej drugiej kategorii. „The Unseen” to powieść, która przykuła moją uwagę już jakiś czas temu. Wiedziałam jedynie, że w Polsce wydano „Dziedzictwo” tej autorki. Miałam ochotę ją poznać, ale zawsze coś innego było ważniejsze. W końcu udało się. Przeczytałam. I dzięki temu mogłam przeżyć przygodę, podróżować sto lat wstecz i oderwać się od czasów współczesnych. A mimo to uważam, że nie jest książka zapadająca w pamięć na długo. Bowiem Katherine Webb podała czytelnikom przyjemne czytadło z ciekawą fabułą. Poznajemy Hester Canning wraz z jej mężem Albertem, pastorem. Hester w ciszy przeżywa swoje problemy małżeńskie i nieudane pożycie. Kobieta zatrudnia Cat Moreley, dziewczynę o ciemnej i niechlubnej przeszłości, która nie należy do aniołków i ma niewyparzony język. Jak się okazało, decyzja o jej przygarnięciu nie była trafiona. Równolegle odkrywamy historię Leah, która próbuje rozwikłać zagadkę listu sprzed wieku, znalezionego przy szczątkach żołnierza. Krok po kroku poznaje dawne dzieje i próbuje dojść do prawdy. Jak można zauważyć, pisarka poprowadziła akcję powieści dwutorowo, co zdecydowanie było korzystnym posunięciem. Inaczej cała historia niczym by się nie wyróżniała. A powiem szczerze, że to głównie wątek, którego wydarzenia osadzone są w 1911 roku jest tak bardzo wciągający i inspirujący. Niewątpliwie to dla niego zatrzymałam się przy tej pozycji na dłużej. Bez niego historia zdecydowanie straciłaby na wartości. Warto także wspomnieć, że napisana jest zgrabnym językiem, bardzo czytelnym w odbiorze. Z dużą łatwością pozwala przyswoić bieg wydarzeń, mimo ciągłego

balansowania między czasami współczesnymi a odległą przeszłością. Bez większych problemów nasz wzrok sunie po kolejnych stronicach. Z ogromną przyjemnością poświęcamy swój czas zgrabnie uplecionej fabule, z tajemnicą sprzed stu lat w tle. A co najważniejsze, ożywczym elementem jest obecność wróżek, które wprowadzają odrobinę inności, czegoś fascynującego, co jest dla nas obce i niezbadane. Jest to odpowiednia lektura na zimne wieczory. Pod warunkiem, że nie mamy wygórowanych oczekiwań. Przy niej zrelaksujemy się i odpoczniemy od poważnej literatury, która zmusza do ciągłych przemyśleń. Na pewno nie będzie to jednak pozycja numer jeden w Waszej biblioteczce.

Z zagranicy

16


Zimowe piękno

fot.: Mateusz Pohl

17

Obiektywnie


Chcesz dołączyć do naszej drużyny? Chcesz podzielić się z nami wrażeniami po lekturze magazynu? Chcesz byśmy objęli patronatem medialnym Twoją książkę? Pisz na adres: redakcja@magazynobsesje.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.