Magazyn dla otwartych na literaturę i smaki
KUCHNIA WŁOSKA
WIOSENNY STÓŁ
Nr 2/2014 (7)
ISSN 2353-6594
WŁAŚCIWOŚCI
ZIÓŁ OBLICZA
DIETY
PROZA POEZJA ŻYCIE W AFRYCE
FELIETONY
MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI: reklama@magazynobsesje.pl
REKLAMA
2
REDAKTOR NACZELNA
KONTAKT W SPRAWIE REKLAMY
Agnieszka Pohl
reklama@magazynobsesje.pl
WSPÓŁPRACOWNICY
MAGAZYN W INTERNECIE
Aurora Agata Jezierska Alicja Pohl Asia Flasza Beata Cieślowska Ewa Bawolska Hanna de Broekere Klaudia Maksa Magdalena Kazubska Magdalena Żerek Maciej Zborowski Mariusz Jagiełło Patrycja Cieślowska
http://magazynobsesje.pl /MagazynObsesje /MagazynObsesje
REDAKCJA I KOREKTA Anna Stokłosa
SKŁAD Agnieszka Pohl Mateusz Pohl Ilustracja na okładce: © RFsole - Fotolia.com
KONTAKT Z REDAKCJĄ redakcja@magazynobsesje.pl
3
W NASTĘPNYM NUMERZE Smak
WYDAWCA STUDIO WYDAWNICZE „ZAKLĘTY PAPIER” Agnieszka Pohl ul. Henryka Pobożnego 10/6 58-100 Świdnica Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów oraz nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam.
ZAKLĘTY PAPIER STOPKA REDAKCYJNA
W NUMERZE SŁÓW KILKA Żyj!.........................................................................................5 O NAS O nas.....................................................................................6 SUBIEKTYWNY WYBÓR Życie......................................................................................8 NA ŚWIECIE Afryka...................................................................................9 PODRÓŻE „Anywhere”, czyli w pogoni za przygodą...............10 FELIETON Dolce Vita!.......................................................................14 Ile żyć przeżywa człowiek?....................................... 17 Kobitki, dietkujemy!....................................................19 Transplantologia – drugie życie............................... 21 PORADNIA JĘZYKOWA Tulipan...............................................................................18 MAGIA WSPOMNIEŃ Życie może być piękne................................................24 WYWIADY Z każdą z bohaterek poszłabym na kawę............ 26 Czytelnicy znajdą tu „znajomych”, o których plotkujemy..................................................28 PYSZNIE NA TALERZU Ekspresowy mazurek..................................................30 OPOWIADANIE A życie toczy się dalej..................................................32
W NUMERZE
LITERACKO Och, życie, życie............................................................. 35 Erasmus, szkoła wariatów......................................... 36 KUPA TRUPA Jeśli człowiek jest gotowy, złe duchy nie ważą się go tknąć...................................................39 ZDROWY TALERZ Dziesięć BRAKujących elementów, by Twoja dieta odchudzająca była skuteczna.......................40 TEMAT NUMERU Życie bez pasji................................................................42 W MINIONYCH CZASACH Serce w starym portfelu............................................. 46 POETYCKO Limeryk.............................................................................48 Człowiek z brudnopisu............................................... 49 Miasto jest schronieniem..........................................50 nadzieja.............................................................................53 o pomarańczy sercu i pękaniu.................................54 NIEZBĘDNIK MOLA Wielkanoc za stołem................................................... 56 KĄCIK DZIECIĘCY Wiosna w dziecięcej kuchni......................................58 ZIOŁOWO Dobroczynny wpływ ziół na nasz organizm.......60 OBIEKTYWNIE Wiosna.............................................................................. 65
4
ŻYJ!
Życie bywa kruche, zaskakujące, tragiczne albo szczęśliwe. Każdy żyje według własnej receptury, własnych zasad i zgodnie z tym, co podpowiada mu serce. Jedni robią to lepiej, drudzy gorzej. Każdy jednak robi to na swój sposób. Działamy, a słońce, które z dnia na dzień coraz szybciej wstaje, napędza nas do działania. Tworzymy, zmieniamy i wymyślamy. Ale to nic dziwnego, w końcu wiosna to czas przemian, nowej energii, przedsięwzięć i pomysłów. W „Obsesjach” dokonało się kilka istotnych zmian, które zwiastują nowe życie. Magazyn posiada już swój własny, unikalny numer ISSN oraz wydawcę, który czuwa nad całym procesem wydawniczym. Także 10 marca „Obsesje” skończyły rok. Jest to dla bardzo ważna rocznica, która zapoczątkowała zupełnie niespodziewany i inspirujący etap w naszym życiu. Bardzo kolorowy, niezwykle twórczy i kreatywny. Obyśmy doczekali kolejnych, równie ważnych rocznic. Równocześnie dziękuję całej Redakcji za pomoc, wsparcie i zaangażowanie, a Czytelnikom za bycie z nami i przemiłe słowa, które od Was dostajemy! Wraz z nadejściem wiosny i zbliżającymi się świętami Wielkanocnymi, chcę wszystkim życzyć smacznej kiełbaski, pyszniutkiego jajeczka, mokrego Dyngusa i nieustającej pogody ducha. Zatem nie pozostaje nam nic innego, jak żyć i rozkwitać wraz z przyrodą, która nas otacza. Działajmy, żyjmy i dajmy się ponieść radosnej, wiosennej atmosferze, która, mamy nadzieję, już zapanowała w Waszych sercach.
Redaktor naczelna Agnieszka Pohl
5
SŁÓW KILKA
O NAS Patrycja Cieślowska http://www.z-pamietnika-dietetyka.pl
Klaudia Maksa http://k-maksa.blogspot.com
Studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Niepoprawna optymistka, w życiu kieruje się mottem: If you can dream it, you can do it. Nie istnieją dla niej rzeczy niemożliwe, doskonale wie czego chce i sukcesywnie do tego dąży. Jej największą miłością są podróże za jeden uśmiech, dzięki nim czuje się szczęśliwa i wolna od wszelkich ograniczeń. Pomiędzy wyprawami eksperymentuje w kuchni, czego efekty regularnie publikuje na blogu.
Z wykształcenia pedagog. Zawodowo zajmuje się terapią logopedyczną. Prowadzi także zajęcia z języka francuskiego dla dzieci dyslektycznych. W wolnych chwilach uprawia szeroko pojęte dziennikarstwo. Permanentnie obserwuje ludzi i uczy się. Nierzadko na własnych błędach, choć uważa, że każdy z nich jest potrzebny do samorozwoju. Amatorka dobrych książek, kotów i zdrowej kuchni. Prowadzi blog z poradami dla kobiet Co to ja dzisiaj miałam.
Beata Cieślowska http://www.z-pamietnika-dietetyka.pl
Magdalena Kazubska http://kobieceatelier.blogspot.com
Miłośniczka zdrowego jedzenia i gotowania. W kuchni czuje się jak bogini, nie wyobraża sobie mieszkania bez dobrze wyposażonej kuchni i dużego stołu wokół którego mogłaby zgromadzić rodzinę i przyjaciół. Jej miłość do jedzenia jest na tyle silna, że postanowiła uczynić z tego pożytek i zostać dietetykiem. Swoją wiedzą i przepisami dzieli się również na swoim blogu Z Pamiętnika Dietetyka.
Prawie 23 letnia, niepoważna – choć próbująca taką zgrywać. Zakochana w czterech „P”: Portugalii, Portugalczyku, pisaniu i podróżach. Były Erasmus. Autorka portalu kobiecego, pozytywnie nastawiona do życia, próbująca czerpać z niego garściami. Z milionem pomysłów na teksty na sekundę. Stawia pierwsze kroki w sztuce pisarskiej, chcąc opowiedzieć wam przygodę swojego (dotychczasowego) życia.
Aurora http://www.blogczekolady.pl
Alicja Pohl
Indiana i Bridget Jones w spódnicy. Blogerka i felietonistka rozkochana w czekoladzie - jej smaku, historii i tym, co można z niej wyczarować w kuchni. Prowadzi warsztaty, produkuje trufle, a w wolnych chwilach planuje otwarcie własnej czekoladziarni. Jej misją jest znalezienie idealnej receptury na ciasto czekoladowe oraz miłość.
O NAS
Doktorantka, uwielbia to, co robi, kocha warzywa, pracę w laboratorium, dobrą kawę i książkę. Nie lubi być sama, lubi towarzystwo i pogaduchy.
6
Agata Jezierska http://agaciorkowo.blogspot.com
Anna Stokłosa
Ruda dusza. Obserwatorka świata, ludzi, kultury, animator, pedagog, wolontariusz. Zaangażowana w działania WOŚPu i propagowanie transplantologii. Nie wyobraża sobie dnia bez kawy i muzyki, rozmów z bliskimi. Miłośniczka herbat i yerba mate. Wierząca w moc pacyfki i uśmiechu. Marząca o podróży na wschód, mieszcząca w sobie Małą Mi i Włóczykija. Kocha poznawać, podróżować, doświadczać, przeżywać i pisać...
Redaktor, masażysta, animator, Kobieta-pióro, wolontariusz. Od małego zafascynowana książkami. Jako brzdąc skrobała zapamiętale prozę fantastyczną. Rozmiłowana we współczesnej muzyce filmowej. Kocha zwierzęta i kupować tanio książki w sieci. Z uporem maniaka propaguje gdzie się tylko da idee krwiodawstwa i głośnego czytania dzieciom. Ma nieuleczalną słabość do cukierków maltesers oraz szczurków domowych. Posiada bzika na punkcie smoków maści wszelakiej i swojej rodziny.
Hanna de Broekere
Maciej Zborowski
Tłumaczka z języka angielskiego. W dorobku ma ponad dwadzieścia tłumaczeń, począwszy od tzw. literatury kobiecej, poprzez powieści dla młodzieży i poradniki po udział w tłumaczeniu zbiorowym. Miłośniczka Jane Austen, P. G. Wodehouse’a, Agathy Chrisite i Wisławy Szymborskiej. Uprawia również – nieregularnie, ale z pasją – własną twórczość literacką.
Asia Flasza Uwielbia gotować, nie znosi jeść. Przepada za pisaniem, niestety nie do końca opanowała tę umiejętność, ale na szczęście jak dotąd nikt jeszcze się nie zorientował. Filolog rusycysta, rusofil. Oddana wielbicielka Scarlett O’Hary.
7
Ur. 30.04.1986 absolwent filologii polskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Krośnie. Autor tekstów piosenek, oraz tworów wierszoi limerykokopodobnych zebranych w czterech tomikach poezji. Pasjonat muzyki, śpiewu i informatyki Dziennikarz hobbysta. Rozmiłowany w smakach kuchni włoskiej.
Magdalena Żerek http://czytamto.pl Dziennikarka i recenzentka książek. Po ukończeniu filologii polskiej, pracowała w wydawnictwie. Następnie prowadząc własną firmę, zajmowała się promocją literatury. Prowadzi blog Czytam to!
O NAS
ŻYCIE Agnieszka Pohl Materiały prasowe Życie bywa zaskakujące. Bywa słodkie, a czasem gorzkie. Problemy nie zawsze są prawdziwymi problemami. A te prawdziwe okazują się być nie takie łatwe do rozwiązania. Życie jest jak sinusoida. Raz jest lepiej raz gorzej, ale zawsze mamy na nie wpływ. Możemy większość sfer naszej egzystencji kontrolować, jedynie nad nałogiem i chorobami nie możemy do końca zapanować. Udowadniając Wam powyższe stwierdzenia, polecamy Wam dwie skrajne różne pozycje, traktujące o życiu.
SMACZNE ŻYCIE CHARLOTTE LAVIGNE 1 NATHALIE ROY
MOJE ŻYCIE Z FARRAH RYAN O’NEAL
WYDAWNICTWO LITERACKIE, 2014
ŚWIAT KSIĄŻKI, 2014
Jest to wyśmienita i smakowita powieść na weekendowe wieczory. To lekka historia z typu chic lit, która niezwykle relaksuje i sprawia, że po kilku stronach wyszlibyśmy do restauracji na kolację. Z przyjemnością spróbowalibyśmy nowych potraw i nowych połączeń smakowych. Niemalże każdy rozdział tej książki powoduje, że mamy ochotę na te dania, o których pisze Nathalie Roy. Oprócz jedzenia możemy poczytać o miłosnych perypetiach tytułowej bohaterki, Charlotte. Jej nieudane związki wydają się być dla niej końcem świata i jedynym zmartwieniem spędzającym sen z powiek. Całe jej życie kręci się wokół pracy, kariery, romansów, zdrad i alkoholu. Wszystko jest podszyte humorem, serią komicznych gagów i opowiedziane lekkim językiem.
SUBIEKTYWNY WYBÓR
To autobiograficzna książka o życiu, wielkiej miłości, śmierci i nałogach. Napisana niezwykle przystępnym językiem, opisuje kulisy życia Farrah Fawcett, która po prawie trzyletniej walce z rakiem zmarła w 2009 roku. W NBC w maju 2009 roku emitowano film dokumentalny o jej walce z choroba, która wyniszcza i dewastuje organizm.
Jest to również zapis życia celebryty, który okazuje się, że wiedzie życie takie, jak inni. Tak samo jak wszyscy musi zrobić zakupy, przypilnować dzieci, dodatkowo musi stawić czoła mediom i niepochlebnym artykułom. Trzeba jednak przyznać, że jest to historia dość gorzka i trudna, przeplatana momentami szczęścia i radości.
8
AFRYKA Agnieszka Pohl Materiały prasowe Nie wiemy nawet, jak nam dobrze. Codziennie rano wstajemy, mamy ciepłą wodę. Ba! W ogóle wodę. Możemy napić się kawy, zjeść kanapkę z czym tylko sobie zapragniemy. A tam gdzieś na świecie, setki tysięcy kilometrów od nas ludzie umierają z głodu. Są napadani, brani do niewoli, traktowani nieludzko. Odarci z godności walczą o każdy dzień. Nie poddają się. Z determinacją uciekają przed goniącą ich śmiercią.
Wystarczy sięgnąć po „Afrykańskie równanie” autorstwa cenionego pisarza francuskojęzycznego Yasmina Khadra, by poczuć ducha Afryki. Żar lejący się z nieba. Przerażenie i poczucie niesprawiedliwości to emocje towarzyszące bohaterowi książki, którego życie nie rozpieszcza. Do nas też powoli dociera to niebezpieczeństwo, które rozpanoszyło się na tym kontynencie. Strach białych ludzi przybywających do Afryki, a także rdzennych mieszkańców opisany na karatach powieści jest czymś zupełnie zwykłym i mało zaskakującym, choć ciągle równie wstrząsającym. Przewracając karty nie do końca możemy poradzić sobie z zasadami i prawami panującymi w Somalii czy Sudanie. Europejczycy traktowani są jako towar, na którym można zarobić. Liczą się dziwne układy, obowiązuje prawo dżungli. Ludzkość spychana jest na dalszy plan. A mimo to Afryka kusi swoją „dziwnością”, zmusza do powrotów. Wyprawa w tamte rejony sprawia, że wracamy odmieni, patrzymy na świat w inny sposób, dostrzegamy drobiazgi, które kiedyś były dla nas powszednie. Po podróży wydają się być ważne i cenne w codziennym życiu. Doceniamy to, co mamy.
9
Drugą książką – równie mocno oddziałującą na nas – jest zbiór opowiadań „Urodziłam się dziewczynką” autorstwa kilku pisarzy, między innymi Joanne Harris (autorki książki „Czekolada”). Z Sudanu przenosimy się do Ugandy, na Dominikanę, do Kambodży czy Brazylii. Jest tam równie gorąco i równie trudno dostosować się do panujących tam warunków. Kobiety postrzegane są jedynie jako obiekty seksualne, które zamiast uczyć się, mają być inkubatorami i rodzić dzieci. Brud, brak podstawowych leków, rozprzestrzeniające się HIV i AIDS oraz korupcja tworzą niezwykle szokujący obrazek. To lektura dla tych, co ciągle narzekają i nieustannie mają roszczeniową postawę wobec życia. Gwarantuję, że po przeczytaniu tego zbioru przestaną „zrzędzić” na niesprawiedliwe traktujący ich los. Te dwie pozycje stanowią – uzupełniające się nawzajem – niezwykłe kompendium wiedzy o człowieku, ilu rzeczy może doświadczyć, ile upokorzeń jest w stanie wytrzymać. Czuję, że jest to jedynie początek moich literackich podróży w ten gorący zakątek świata. Niezdecydowanym szczerze polecam te dwa tytuły.
NA ŚWIECIE
„ANYWHERE”, CZYLI W POGONI ZA PRZYGODĄ… Patrycja Cieślowska Patrycja Cieślowska http://www.z-pamietnika-dietetyka.pl/
Wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet… – te słowa popularnej niegdyś piosenki są teraz tak samo aktualne jak lata temu. Z pewnością przyświecały nie jednej podróży, bo kto by nie chciał zostawić problemów gdzieś daleko za sobą, spakować plecak i ruszyć naprzód bez konkretnego planu? Szalone inicjatywy i pomysły na spędzenie wolnego czasu należą do mocnych stron przygodowych zapaleńców. Nieskromnie powiem, że mogę zaliczyć się do tego grona, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych, jedynym ograniczeniem może być wyobraźnia…
W poszukiwaniu samej siebie przemierzę najdalsze zakątki świata, by parę tysięcy kilometrów od domu stwierdzić, że to, czego brakuje mi na co dzień, jest właśnie tu, w podróży. Może wydawać się to dziwne i irracjonalne, jednakże czuję jak miejska dżungla wysysa ze mnie całą energię, to tak jakby dzikie zwierzę nagle zamknąć w klatce i uniemożliwić ucieczkę. W moim przypadku jest podobnie. Podróżowanie to stan ducha, poczucie wolności od szarej rzeczywistości i monotonii dnia codziennego. Jakiś czas temu czytając książkę o blogerze i jego wyprawie na drugi koniec świata, trafiłam na słowa, które nasuwały pewną myśl – jeśli mamy jakiś pomysł i potrafimy o nim marzyć, to nie powinniśmy bać się wdrożyć go w życie, bo jeśli my tego nie zrobimy, to za pewien czas nie będzie on już należał do nas. Tak samo jest z naszym życiem i podróżowaniem. Nie warto pozostawiać marzeń tylko w sferze fantazji, bo czas będzie działał na naszą niekorzyść – wiem to z własnego doświadczenia, im dłużej zajmuje nam podjęcie decyzji, tym większe prawdopodobieństwo zaniechania planów. Czas zbyt szybko ucieka, by spędzać go na siedzeniu przed tele-
PODROŻE
10
wizorem czy komputerem, dlatego warto wziąć torbę w rękę i ruszyć przed siebie np. autostopem, który nic nie kosztuje, a zapewnia sporo adrenaliny. Parę lat temu, jeszcze za czasów licealnych, postanowiłam wyruszyć w pierwszą bardzo daleką podróż, poza granicę Europy. Pech chciał jednak inaczej i w rezultacie wyprawa, która miała być nagrodą za trzy miesiące ciężkiej pracy, pozostała tylko w sferze marzeń. W ten dzień przyrzekłam sobie, że już nigdy więcej nie skorzystam z biura podróży i od teraz sama będę planować moje wojaże po świecie. I jak powiedziałam, tak zrobiłam. Od zawsze żyłam z pragneniem odkrywania najdalszych zakątków Europy czy świata, marzyłam by oderwać się od standardowego wizerunku turysty za granicą i poznać miejsca, do których rzadko ktoś dociera. Rozwiązanie znalazło się bardzo szybko – podróż autostopem. Bez wahania podjęłam wyzwanie, którym była Barcelona, Rzym a potem Dubrovnik - oddalone o ponad dwa tysiące kilometrów od Polski. Dystans choć ogromny jak na początek, to poczucie realizowania moich najskrytszych planów było silniejsze niż strach. Właśnie – strach?! Jest nieistotny, zapomina się o nim w natłoku emocji, ważne jest to, co jest tu i teraz. Podróże autostopowe mają to do siebie, że trzeba przygotować się na różne nietypowe sytuacje, jak nocleg w namiocie pośrodku autostrady - dokładnie na pasie zieleni, czy wycieczka samochodem z prędkością 150 km/h – nie było by to dziwne, gdyby nie brak bocznych szyb. Przeżycia niesamowite, a poziom adrenaliny podnosi się po każdym przejechanym kilometrze, dochodzi do granic możliwości, gdy nieuchronnie zbliżamy się do celu. Z pewnością podróżowanie w ten sposób umożliwia dotarcie do miejsc mało popularnych, obserwowanie miejscowych zwyczajów, czy przekonanie się o tym, że na świecie są jeszcze dobrzy ludzie, którzy wpuszczając autostopowicza do samochodu, nie chcą 11
zabić go łopatą z bagażnika. Większość poznanych w drodze osób nie tylko proponuje przejazd, ale także nocleg u siebie w domu czy w samochodzie ciężarowym, który należy do ulubionych środków transportu – jedzie daleko i relatywnie szybko. W moim przypadku udało się trafić na polskich kierowców, dzięki którym dotarłam z Niemiec do samej Barcelony. Jednak zdarzają się sytuacje, w których nieoczekiwanie zachodzi słońce, a wokół tylko ciemny las i zero ulicznego światła, pewnie niejednemu zmroziłoby krew w żyłach, lecz podstawowa i jednocześnie najważniejsza zasada podróżowania „okazją” mówi, by w sytuacjach stresowych nie panikować i zachować trzeźwość umysłu, wykorzystując wszystkie dostępne możliwości, może akurat znajdziemy stację kolejową czy kawałek pasa zieleni na autostradzie. W końcu robimy to dla przyjemności, a nie z obowiązku. Dodatkowo jadąc autostopem, poznajemy lepiej nie tylko naszego towarzysza, ale i samego siebie, mierzenie się z problemami o pokroju – braku miejsca do spania czy środka transportu w normalnych warunkach nie stanowi problemu, jednak tu jest zupełnie inaczej, trzeba być przygotowanym na wszystko. Podróżowanie dało mi wolność, której od zawsze szukałam, nikt nie zmusza mnie do powtarzania planu codzienności, ważne jest tylko to, co jest teraz. Nie szuka się problemów tam, gdzie ich nie ma, a ludzka życzliwość daje nadzieję na lepsze jutro.
PODRÓŻE
Zdrowych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy Życzy Redakcja
OD REDAKCJI
12
MĄŻ ZASTĘPCZY Joanna M. Chmielewska
Mimo poważnego tematu to książka niezwykle zabawna.
JUŻ W SPRZEDAŻY
13
PATRONATY
FELIETON
14
DOLCE VITA! Aurora, konsultacje: Janusz Profus archiuwm prywatne Janusza Profusa http://www.blogczekolady.pl/
Pamiętacie głównego bohatera z książki “Charlie i fabryka czekolady”? Chyba nikomu nie trzeba go specjalnie przypominać. A to dlatego, że pewnie każdy, jak Charlie, chciał wygrać bilet do fabryki czekolady. Niestety, dla większości dziecięce marzenia pozostają marzeniami, wraz z wejściem w dorosłość. Na miejscu fantazji pojawia się normalna praca, czyli najczęściej - biurko, stos papierów, komputer. Chyba, że ktoś postanowi sobie nieco osłodzić to życie i zwykłe biurko zamieni na czekoladowe, a stos papierów, na papierki po czekoladzie. Tak, jak zrobił to Janusz Profus w słynnej wedlowskiej Fabryce Przyjemności. Poznajcie człowieka, który od ponad 20 lat prowadzi prawdziwe Dolce Vita! Wstęp do fabryki czekolady Wedla jest nie mniej pilnie strzeżony, niż twierdza Willy’ego Wonki. Całe
15
szczęście, sam maestro prawie w niczym nie przypomina ekscentrycznego pana w cylindrze z powieści Roalda Dahla. Jest ciepły i otwarty. I tylko jedno łączy go z Willym Wonką - absolutne zamiłowanie do ziaren kakaowca. Janusz Profus poszedł nieco dalej, niż zwyczajny zjadacz czekolady. Uczynił z niej swoją życiową pasję, a nawet zajął się nią zawodowo! Poznał jej tajniki do tego stopnia, że otrzymał - zasłużony tytuł „maestro czekolady”. Czym konkretnie zajmuje się ktoś, kto pełni tak apetyczną funkcję? Jak wygląda jego prywatne życie? Do rozmowy na te niezwykłe ciekawe tematy zasiadłam z Januszem Profusem przy filiżance pysznej, gorącej czekolady oraz pralinkach. Oczywiście, skomponowanych i zaprojektowanych przez mojego rozmówcę! Pralinki, podobnie jak wszystkie desery oraz
FELIETON
cały asortyment firmowych czekoladowych butików Wedla, to jego dzieło. Maestro czuwa nad jakością czekolady i wszystkich innych składników, jakie się w niej pojawiają. Pan Janusz może opowiadać godzinami o tym, jak temperuje się czekoladę, by gotowa tabliczka odpowiednio trzaskała przy łamaniu jej na kostki i pięknie błyszczała. Jego wiedza zdumiewa. Tym bardziej jednak, gdy widzi się jej przełożenie na rzeczywistość. Trudno uwierzyć, gdy patrzy się na wykonane jego ręką czekoladowe rzeźby, jak na przykład naturalnych rozmiarów podobizna Adama Małysza albo warzący pół tony orzeł z rozpostartymi skrzydłami. Do obowiązków maestro należy nie tylko dbałość o to, co dzieje się w samej fabryce i pijalniach czekolady, ale też promowanie marki na zewnątrz. Jeżdżenie na różnego rodzaju targi oraz ich organizacja (ExpoSweet), pokazy na żywo, występy w telewizji i współpraca z blogerami. Sporo tego jak na jedną osobę. Czekoladowe życie, jak to czekolada, ma też gorzki smak. Na szczęście w czekoladowej tabliczce życia maestro pojawił się też pewien niezwykły dodatek, który sprawił, że tabliczka ta nabrała pełni smaku. Mowa o żonie pana Janusza, Joannie. I nie byłoby w ich związku nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że połączyła ich miłość nie tylko do siebie, ale też do czekolady! Razem pracują już 15 lat, w tym aż 10 w Wedlu (od 2004 roku). Pani Joanna, z zawodu również cukiernik, jest nie tylko partnerką w życiu, ale też prawą ręką swojego męża. Kiedyś, uczennica pana Janusza, dziś mistrzyni sztuki czekoladowej, może pochwalić się równie wielkimi osiągnięciami. Nie bez powodu otrzymała taki tytuł - ma niezwykły zmysł artystyczny, dlatego nieraz całymi tygodniami ręcznie zdobi pralinki oraz czekoladowe figurki na specjalne okazje. Jak każda kobieta interesuje się też modą, dlatego dodatkowo postanowiła szyć sukienki. Z czekolady, ma się rozumieć! Jej kolekcje można podziwiać nie tylko w kraju, ale też na światowych salonach. Zdaje się, że czekolada zdominowała życie Janusza Profusa całkowicie. Nawet, gdy w czasie rozmowy ze mną popija swoją ulubioną białą czekoladę z pistacjami, odpowiada telefonicznie na pytania partnerów biznesowych. Zatem i mi pozostaje zadać ostatnie, FELIETON
ważne pytanie - czy czekolada może się przejeść, tak w sensie przenośnym, jak również dosłownie? Jako świeżo upieczony cukiernik, pan Janusz zajmował się karmelem. Podjął też temat szeroko pojętej gastronomii, a nawet w pewnym momencie zaczął studiować architekturę ogrodu. Z zyskiem dla nas ostatecznie wybrał jednak czekoladę. Właśnie ze względu na to, że tak trudno się nią znudzić. Jest produktem niezwykle plastycznym, pod względem smakowym jak i technologicznym. Można z niej przyrządzać potrawy wytrawne (jak wymyślne połączenie zupy szparagowej z orzechami i białą czekoladą autorstwa pani Joanny), jak i nieskończone wariacje deserowe. O tym, że jest to nie tylko fascynacja, ale życiowa misja, przekonuje fakt, że maestro nie czuje znużenia ani zmęczenia wielogodzinną pracą, nawet jeśli w danym dniu jest to zmiana ważącej tonę dekoracji czekoladowej witryny fabryki Wedla. Po takim dniu pan Janusz opuszczając fabrykę, nadal ma ochotę na czekoladę. Jaka jest jego ulubiona? Najchętniej sięga po czekoladę gorzką z męczennicą jadalną, czyli po prostu marakują. Lubi też niecodzienne połączenie z miętą, chili oraz przyprawami korzennymi. W związku z licznymi podróżami i ciągłym rozwojem w profesji pojawiają się nowe smaki, nowe połączenia. Jest tylko jeden pewnik w życiu maestro czekolady – czekolada.
16
ILE ŻYĆ PRZEŻYWA CZŁOWIEK? Anna Stokłosa
Zasłużeni dawcy szpiku, czyli tacy, którzy oddali już swój szpik lub komórki macierzyste, często podkreślają, jak marzą o tym, żeby spotkać swojego biorcę. Bardzo interesuje ich, jak on/ona się czuje, jak wygląda, czym żyje, co jest dla niego/niej ważne. Prawo polskie umożliwi im spotkanie się dopiero w dwa lata od donacji i tylko pod warunkiem, że chcą tego obie strony. Do tego czasu dawca wie tylko, ile lat ma jego biorca, skąd pochodzi i jakiej jest płci. Tak mało i dużo zarazem. Ale kiedy już dochodzi do spotkania, media mają wtedy używanie. Nic się tak dobrze nie sprzedaje, jak bardzo wzruszająca i przecież prawdziwa opowieść o ludzkiej bezinteresowności z happyendem. Ale dawcy pozostają zupełnie tego szumu nieświadomi. Oni żyją po donacji jakby podwójnym życiem, cały czas świadomi, że gdzieś tam jest ich bliźniak genetyczny. Człowiek, który w wyniku choroby stał się dla nich bratem lub siostrą. Złe dobrego początki. Błądzą myślami do swoich bliźniaków, często łapią się na snuciu wizji o nich i o tym, jak wspaniale to będzie, kiedy już będą mogli się uścisnąć. Żyją drugim życiem. Nie swoim, ale tak bardzo, bardzo im bliskim. Przypomina to trochę zakochanie. Wtedy też stajemy się „myślowym” cieniem osoby ukochanej. Do tego stopnia, że zastanawiamy się, czy makaron, który teraz jemy, smakowałby tej jedynej. Albo jaką herbatę zażyczyłaby sobie do śniadania. Jaką ma teraz pogodę za oknem, co się jej śniło i jak dzielnie znosi muchy w nosie szefa.
17
Pytanie, co to jest i jak nazwać ten stan chyba nie ma sensu. Ważne i piękne jest to, że ludzie odnajdują go nie tylko przez akt wielkiego dobra, jaki współdzielą z drugą osobą w codziennym życiu. Takiego jak miłość czy bezinteresowne poświęcenie. W naturze naszej jest zakorzenione dobro. Pozytywne uczucia zawsze zwyciężą w ludzkiej podświadomości negatywne. Dążymy do nich. Chcemy być szczęśliwi, a szczęście nieodmiennie łączy się z dobrem naszym i ludzi, na których najbardziej na świecie nam zależy. Kultura – jako duchowy wytwór człowieka – jest drugim źródłem „nie naszych żyć”, które z chęcią i wypiekami na twarzy przeżywamy. Z tym, że te opowieści, oferowane przez kulturę, są płaskie. Owszem, dają nam katharsis, ale jest ono może nie tyle płytsze, co nie ciągnie za sobą odpowiedzialności za życie i uczucia drugiej osoby. Śledzimy je z bezpiecznej przystani fotela, uzbrojeni w kubek herbaty. Nie musimy moknąć, czuwać całymi nocami przy łóżku chorego, albo pracować ponad siły, żeby zdobyć pieniądze na taki, czy inny cel. I w każdej chwili, kiedy opowieść nas przerasta, możemy ją odłożyć, ochłonąć, odsapnąć i wskoczyć w nią ponownie. Kiedyś, przeglądając sieć trafiłam na mem, na którym był rysunek otwartej książki z parującej z niej zawartością, a pod nim tekst o tym, że każda przeczytana przez nas książka, to jakby kolejne życie, które przeżywamy. Coś w tym pewnie jest, ale kwantyfikator trochę za duży – całe życie to sporo czasu. Zakładając
FELIETON
oczywiście optymistycznie brak nieszczęśliwych wypadków czy dziesiątkujących populacje chorób. Mogę stwierdzić, że rozumiem, co autor mema miał na myśli i jednocześnie się z nim nie zgodzić, ale myśl zaczerpnięta z tamtego obrazka jest dobrym przyczynkiem do dalszych dywagacji na ten temat. Nie chodzi bowiem o życie ludzkie w pełnym jego wymiarze, ale o rodzaj przeżycia, pewną przygodę, która w nas zostaje, która do nas wraca w najmniej odpowiednich momentach i którą żyjemy czasem nie tylko przez tydzień, po przeczytaniu książki, ale czasem nawet latami. W kulturze znaleziono na to nazwę - ukuto pojęcie „książki pokoleniowej” czy „pokoleniowego filmu”. Bo sądzę, że i te nośniki historii powinny być brane pod uwagę. Ba! Podciągnęłabym pod te kategorię nawet i gry wideo. To zwłaszcza jest ciekawy i jeszcze nieprzegadany punkt widzenia. Obecnie bowiem firmy tworzące gry komputerowe prześcigają się w tworzeniu opowieści coraz to bardziej porywających. Osiągają to nie tylko przez zapierającą dech w piersiach grafikę, ale także przez zatrudnianie rasowych kompozytorów muzyki filmowej oraz prawdziwych aktorów, których grę przenosi się potem w wirtualną rzeczywistość. A przede wszystkim dzisiejsze gry komputerowe porywają nas rozbudowaną psychiką postaci i dużą decyzyjnością co do kierowania fabułą, którą pozostawiają w naszych rękach. To z kolei sprawia, że możemy prowadzić opowieść tak, jak się nam żywnie zamarzy, niejako kręcąc własny film. Co od razu powoduje też, że przywiązujemy się do postaci, którymi gramy. Stają się one nam bliskie przez to, że reagują na pewne sytuacje w sposób, w jaki my by-
śmy zareagowali. Twórcy gier doskonale o tym wiedzą i coraz częściej drzewko decyzyjne stworzone przez gracza w pierwszej odsłonie jakiegoś tytułu jest importowane do jego kontynuacji – wtedy tworzymy już nawet nie tyle los postaci, co kierujemy całym uniwersum, a wpływ powziętych przez nas kroków rozchodzi się w historii świata baśniowego niczym kręgi na wodzie, po wrzuceniu w nią kamienia. Jest jeszcze jedna kwestia, którą zostawiałam sobie na koniec, jako wyjątkowo smaczny kąsek. Życia przeżywane na pograniczu rzeczywistości i fikcji. Lidia Amejko napisała pod koniec poprzedniego stulecia sztukę teatralną „Farrago”. Jest to niesamowita opowieść o aktorze i o postrzeganiu aktorstwa. Umiera znany z krwawych filmów sensacyjnych aktor. Trafia do nieba na Sąd. I tutaj pojawia się zasadniczy problem, bo Bóg zamierza go sądzić nie tylko za jego życie, ale także za setki zabójstw, których dopuścił się na planach filmowych. Wiktor Farrago musi wytłumaczyć różnice między graniem, a nie-graniem, pozostając jednak aktorem – wyznawcą sztuki, który przecież na scenie czy przed kamerą wchodzi w postacie, które gra, użycza im swojego ciała i umysłu. Żyje ich życiem. Szersze grono zapewne widziało adaptacje tej sztuki w Teatrze Telewizji, gdzie tytułową rolę zagrał Cezary Pazura, Ekscelencje na wyżyny możliwości artystycznych wyniósł nieżyjący już niestety Marek Walczewski, a Świętego Piotra zagrał Wiktor Zborowski. Tym, którzy nie widzieli, polecam, ponieważ jest do obejrzenia w sieci, jeśli się trochę poszpera. To ważny głos w tej dyskusji. Być może po jego obejrzeniu przyjdą Wam do głowy jeszcze inne życia, którymi żyjecie.
„…ABY JĘZYK GIĘTKI POWIEDZIAŁ WSZYSTKO, CO POMYŚLI GŁOWA…” TULIPAN Wyraz ten jest zapożyczeniem, pochodzącym według niektórych językoznawców z języka włoskiego (wł. tulipano), według innych z języka niemieckiego (dawne nm. Tulipan, dziś skrócone do Tulpe). Jeszcze w czasach Jana III Sobieskiego i królowej Marysieńki tulipan zwany był tulipantem. Pierwotnym źródłem nazwy tego kwiatu we wszystkich językach najprawdopodobniej było dawne tureckie słowo tülbend ‘turban’ – roślinę nazwano tak ze względu na podobieństwo kielicha kwiatu do zawoju, którym okrywano głowę.
Ciekawostki językowe zaczerpnięto z profilu kampanii społeczno-edukacyjnej „Ojczysty – dodaj do ulubionych”, zamieszczonej na portalu facebook.com: https://www.facebook.com/jezykojczysty
PORADNIA JĘZYKOWA
18
KOBITKI, DIETKUJEMY! Asia Flasza Wszystkie nicki zostały zmyślone, a zawarte w tekście wątki są luźno oparte na historiach z różnych forów internetowych. Początkowo tekst miał mieć charakter komiczny, jednak efekt końcowy zaskoczył nawet mnie samą i pozostawiam w gestii czytelnika, czy zechce się nad nim przez chwilę zastanowić, czy tylko pośmiać. Lojalnie uprzedzam, że proponowane przez bohaterki plany dietetyczne są raczej nieskuteczne, a przy tym bezpieczne mniej więcej tak samo, jak głaskanie wygłodzonego kuguara. Nie polecam. Pozdrawiam.
[Kurtyna podnosi się.] [grycanka19] Kochane kobitki, witajcie w moim nowym dietkowym wątku. Jestem Patrycja, mam 19 lat i ważę 97,5kg. Mam już dość bycia grubą. Kilka razy byłam na diecie, ale ją zaniedbałam i wyszło jak wyszło. ALE TERAZ WIEM, ŻE MI SIĘ UDA!!! [puuuusia23xd] Hej Grycanka, dobrze wiedzieć, że ktoś poza mną też dietkuje, będziemy się wspierać, może jeszcze inne kobietki do nas dołączą, będzie raźniej! Mam na imię Paula, mam 23 lata i ogólnie problemy z wagą miałam od dziecka, ale teraz ważę 106kg i najwyższy czas coś z tym zrobić, bo już nie mogę na siebie patrzeć, najgorszy ten brzuch, bo reszta to jeszcze ok. [niezalogowany] Boże, takie młode i takie grube, dziewczyny weźcie się za siebie… [grycanka19] Ej, ale nie oceniaj nas po opisie i wyglądzie! Nasza waga to jest problem genetyki i nie mamy na to wpływu, ja wcale nie jem dużo w dzień, tylko kolacje lubię obfite niestety, a pieczywo jem tylko ciemne, a i tak grubnę! [niezalogowany] Ruszaj się lepiej, a nie zwalaj na geny. [puuuusia23xd] Pati nie przejmuj się, co oni wiedzą o nas i naszych problemach, w ogóle nie mają pojęcia, jak to jest! [ana32steele] Witam babeczki, chętnie do was dołączę, jeśli można, jestem Kasia, mam 32 lata i ważę 92kg przy wzroście 1,65. Trochę mi się przytyło po urodzeniu dzieciątka, ale z waszą pomocą na pewno wszystko szybko zrzucę! Jakie macie plany dietkowe? Podzielcie się! Ja się wybieram za niedługo do dietetyczki, tylko jeszcze nie wiem, kiedy. [puuuusia23xd] Hej Kasia, fajnie że jesteś, im 19
więcej nas, tym lepiej! Ja tam sobie plan układam sama, w końcu skąd dietetyczka będzie wiedzieć, co ja lubię jeść! Myślę, że tak 1000 kcal dziennie będzie ok i schudnę w mgnieniu oka! Wieczorem ci napiszę dokładnie, co zjadłam przez cały dzień, to sobie zobaczysz. [grycanka19] Kobitki, a wy robicie sobie oddzielne posiłki, czy jak? Bo ja mieszkam z chłopakiem, ale nie chce mi się gotować osobno dla niego i dla siebie co innego… [puuuusia23xd] Grycanka, ja myślę że nie ma sensu gotować osobno, przecież się zamęczysz, bo to tyle pracy, ja swojemu mężusiowi powiedziałam, że on też musi być na diecie, żeby mnie wspierać. Trochę był zły na początku, a teraz w sumie stołuje się na mieście, więc nawet dobrze, mam więcej czasu dla siebie! [ana32steele] Ja ogólnie już od jakiegoś czasu jem zdrowiej, mężulkowi gotuję normalnie, a sobie to staram się robić jedzonko tak, żeby nie było dużo szykowanka, np. jakiś serek wiejski z pomidorkiem albo puszkę tuńczyka otworzę i posiłek gotowy. [grycanka19] A co myślicie o herbatkach odchudzających? Znalazłam jedną w domu, ale nie wiem, czy to działa… Myślałam też sobie kupić jakieś tabletki wspomagające, czytałam, że dobrze jest pić ocet jabłkowy w czasie odchudzania, że dużo pomaga. [ana32steele] O! O tym occie to nie wiedziałam, chociaż trochę sobie nie wyobrażam, jak można to pić, ale postaram się spróbować! [puuuusia23xd] Grycanka tak z tymi herbatkami to ja za bardzo nie wiem, ale zawsze pewnie coś pomogą, ja piję i jeszcze używam takiego żelu chłodzącego na cellulit, chyba nawet efekty są. Ana, tu masz taki mój przykładowy jadłospis z dzisiaj, może piszmy soFELIETON
bie w ogóle, co zjadłyśmy, wtedy nie będziemy oszukiwać i sobie nawzajem pomożemy! I śniadanie: 2 kromki chleba chrupkiego z serkiem topionym grzybowym + kawa z mlekiem bez cukru, II śniadanie: jogurt truskawkowy i jabłko, obiad: pierś z kurczaka + warzywa na patelnię, podwieczorek: serek wiejski z pomidorem, kolacja: puszka tuńczyka + ogórek kiszony. [ana32steele] Pusia, ale mało zjadłaś, nie ciągnie cię do słodyczy? Ja tak sobie myślę, że dietkę zacznę od jutra, a dzisiaj jeszcze zjem normalnie, i akurat wtedy będą równie 2 tyg. do tłustego czwartku, to zrobię sobie dzień na przyjemności i jakiegoś pączusia, co wy na to? [grycanka19] Wiadomo że na tłusty czwartek trzeba zrobić przerwę, bo jak to tak bez pączka! Ja już trzeci dzień jestem na diecie, nie jem ani trochę słodyczy, chociaż mama mi mówi, żebym nie przesadzała z odchudzaniem i ciągle mnie kusi czymś słodkim… Co dzisiaj zjadłam: I śniadanie: pół bułki grahamki z twarożkiem czosnkowym, pomidor i plaster szynki z indyka, II śniadanie: jogurt light ananasowy z płatkami fit, obiad: pierś z kurczaka i brokuły z serem niskotłuszczowym, podwieczorek: danio i 5 mandarynek, kolacja: makrela i koktajl jagodowy. [ana32steele] Zazdroszczę wam kobitki, ja się dzisiaj skusiłam wieczorem i zjedliśmy kebaba na pół z mężulkiem do piwka, ale w sumie wcześniej się trochę poruszałam, bo wzięłam syneczka na dłuuugi spacer, także mam nadzieję, że coś tam się spaliło… [puuuusia23xd] Ana najważniejsze jest to, żeby się ruszać, ja się staram ćwiczyć z Ewą Chodakowską, ale czasem robię swoje własne ćwiczenia, żeby nie było za nudno, np. jakieś pajacyki, wykroki itp. Jak chcesz to Ci później napiszę, bo teraz jedziemy z mężem do teściów, i tak myślę, że dzisiaj sobie chyba odpuszczę dietę, bo przecież u nich się nie da nie zjeść, a jeszcze teściowa mi mówi, że ja zawsze pięknie wyglądam i nie ma się co odchudzać, nie wytłumaczę takiej… [grycanka19] Pusia nie martw się, jeden dzień to się nic nie stanie, ja zresztą czytałam, że to ważne raz na jakiś czas zrobić sobie dzień przerwy od diety, bo organizm tego potrzebuje i potem szybciej chudnie. [niezalogowany] polecam tasiemce [ana32steele] Widzę, że znowu jacyś frustraci nam wchodzą na forum, ale kobitki nie damy się, ja już widzę pierwsze efekty dietki, od wczoraj schudłam 800g! Nawet mężuś mi powiedział, że lepiej wyglądam! Jak myślicie, czy makaron w ogóle wykluczyć z diety, czy czasem można jeść? I mam do was takie pytanko, robicie sobie czasem kanapeczki do pracy? Bo wg mnie to dość wygodne, tylko szybko mi się nudzi, bo na chlebek kładę sobie albo serek odtłuszczony albo szynkę drobiową, i już mi się to nudzi troszkę… A dzisiaj mój jadłospis wyglądał tak: I śniadanie: kawa bez cukru z mlekiem + grejpfrut, II śniadanie: pieczywko chrupkie z serkiem i z szynką, obiad: makaron (bo FELIETON
miałam resztkę i by się zepsuł) z warzywkami, podwieczorek: 2 banany, jogurt wiśniowy light i wafle ryżowe w czekoladzie dla cukrzyków, kolacja: sałatka z warzyw i indyka. [grycanka19] Ana możesz przecież położyć sobie jakiegoś ogórka, pomidorka, cebulkę na kanapki, dużo jest możliwości, zależy co lubisz! [puuuusia23xd] Ana uważaj na grejpfruty, jeśli bierzesz antykoncepcję, bo słyszałam, że mogą obniżać jej skuteczność! Ja się dzisiaj złamałam i wzięłam pizzę na obiad dla wszystkich, bo była promocja w markecie i płaciło się połowę ceny za 3… No, ale czasem trzeba, dla oszczędności. [ana32steele] Dzięki Grycanka, nie pomyślałam o tym, że na kanapki można dać warzywka! Ja mam akurat te dni i ogólnie czuję się bardzo słabiutko, lenia mam, chyba odpuszczę sobie ćwiczonka na trochę, bo się nie mogę zmusić, zresztą przecież nie wygram z naturą, ech… I skoro tak mówisz, to odstawię grejpfruty, a to tylko one tak działają, czy wszystkie cytrusy? [grycanka19] Jak się źle czujesz i jesteś słaba to lepiej odpuść, bo jeszcze coś ci się stanie! Muszę wam powiedzieć, że nic nie schudłam przez ten tydzień od początku dietki, więc zapisałam się do lekarza ogólnego, bo to na pewno wina hormonów, może on mi coś podpowie… [puuuusia23xd] No jak przez ten tydzień waga nie drgnęła to faktycznie, może jesteś na coś chora? Ma ktoś w twojej rodzinie problemy z tarczycą? Zresztą to łatwo sprawdzić, ludzie z chorą tarczycą mają opuchniętą szyję, sprawdź sobie. A co do ćwiczeń to nawet nie wolno codziennie, bo organizm nie ma się jak zregenerować, najlepiej podobno 3 razy w tyg., tak czytałam. Ana, chyba tylko grejpfruty, ale może sprawdź dla pewności w necie. Ja już 1 kg do przodu! [ana32steele] Dziewczynki, co tu tak cicho? Jesteście? [grycanka19] Ja czekam na wyniki hormonów, ale czytałam w internecie, że jak nie może schudnąć, to na pewno przez to, więc póki co nie dietkuję, bo mama powiedziała, że jeszcze mi się coś stanie od tego, skoro jestem chora. [puuuusia23xd] Grycanka, bardzo Ci współczuję, ja też dopiero co wróciłam ze szpitala, mam straszne problemy z kręgosłupem, w ogóle się nie mogę ruszać, tylko leżę, odpuściłam sobie dietę na razie, żeby szybciej nabrać sił, może od tego intensywnego odchudzania mam takie kłopoty… [ana32steele] Wiecie ja też chyba zrezygnuję na razie, stwierdziliśmy z mężusiem, że dla naszego synka dobrze by było, żeby się nie wychowywał sam, i staramy się o rodzeństwo dla niego, także teraz nie za bardzo mogę się odchudzać… Za to po porodzie to już obowiązkowo przejdę na ścisłą dietę! Do zobaczenia kobitki! [Kurtyna opada.] 20
TRANSPLANTOLOGIA – DRUGIE ŻYCIE Agata Jezierska
Gdyby nie ta blizna i konieczność zażywania leków kilka razy dziennie nie różniłabym się pewnie niczym, od tych wszystkich „innych”. Bliznę mam jednak tylko tą na ciele, bo w głowie absolutnie wszystko to co mi się przytrafiło rozumiem, ba nawet tym wszystkim się cieszę. Bo gdyby nie te wydarzenia, byłabym inną osobą, albo nie byłoby mnie wcale – z pewnością byłabym zupełnie inną Agatą, taką której wyobrazić sobie nie umiem. Bo to jest moje życie. I było nim od początku. Nie wiem, czy miałam trudniej, chyba nigdy nie rozważałam opcji „łatwiej”, po prostu od początku było jasne, że mam chore serce, że muszę, a przede wszystkim moi bliscy muszą na mnie uważać, uważaliśmy: zażywałam leki, jeździłam na badania. Ale mimo wszystko żyłam normalnie, bo mnie rwało do życia, a moi Rodzice na szczęście mimo choroby nie zamknęli mnie w szklanej kuli tylko pozwolili żyć, doświadczać, bawić się, zwiedzać. Czas mijał, rosłam, dojrzewałam i rosła ona, moja choroba, która powodowała zbyt intensywne wzrastanie serca. Do czasu kiedy któreś kolejne badanie wykazało, że tak naprawdę mojego życia nie zostało za wiele, a miałam wtedy jedenaście lat i cholerny apetyt na życie. Dziś mam dwadzieścia sześć i apetyt nie zmalał, wzrósł jedynie. Przeżyłam. Choć faktycznie moje serce umarło. Na szczęście serce innego człowieka przeżyło jego śmierć i bije od piętnastu lat we mnie. Z takim zapałem, że ani ja, ani ono – nie myślimy o odchodzeniu. Dużo mówi się o transplantologii, czasem mam wrażenie, że aż za. Ale może to dlatego, że ja ten temat bacznie śledzę. Nadal zdarza się, że ktoś pyta czy mam plastikowe serce, czy czuje, czy kocham, czy się zakochuje. Bo ludziom wciąż kojarzy się, że czuje się sercem, zwłaszcza w walentynki, bo przecież każdy wysyła serduszkowe kartki, wręcza serduszkowe pluszaki – chociaż te serduszka nie mają nic wspólnego z sercem ludzkim, które w moim od21
czuciu jest miliard razy ładniejsze od tego walentynkowego. Więc czuje. O transplantologii mówić jest trudno, bo zawsze kiedy się o niej mówi, trzeba zmierzyć się z tematem śmierci. A nasza kultura ani podejście do życia absolutnie temu nie pomaga. Bo choć religia nakazywałaby cieszyć się z odchodzenia jako możliwości spotkania z Bogiem, to nam samym trudno przychodzi zmierzyć się z wizją świata bez nas, bo jak to: mnie kiedyś nie będzie? Ale właśnie dzięki transplantologii możesz BYĆ dłużej, możesz dać komuś możliwość oddychania, cieszenia się życiem, przeżywania pasji, miłości, przyjaźni i tego wszystkiego co sam przeżywasz. Życie po przeszczepie wcale nie jest mniej fajne, mniej intensywne, mniej kolorowe. Jest bardziej, na pewno dla mnie jest bardziej niż z czasów przed. Bo to przed mnie jakoś bardziej wszystko bolało, przed byłam mniej silna, bardziej chorująca – po wszystko się pozmieniało. Dorosłam, przeżyłam kilka tysięcy fascynujących dni, poznałam przyjaciół, zwiedziłam kilka uroczych miejsc, wysłuchałam miliard genialnych utworów, przeczytałam poruszające książki i wiem, że każdy kolejny dzień daje mi dokładnie takie możliwości. Więc rozważania mędrców, czy warto, czy to tylko „chwilowa” metoda leczenia podsumuję jednym: JESTEM z „nowym” sercem dłużej niż ze swoim biologicznym, które lata temu zostało oddane studentom medycyny. Więc jeśli nadal jakiś mędrzec twierdzi, że nie warto – niech sobie wyobrazi, że jego świat też mógł zamknąć się piętnaście lat temu. A tym wszystkim, którzy chcieliby zostać dawcami polecam wystukanie w jakąkolwiek przeglądarkę internetową: oświadczenie woli, wydrukować je, podpisać, przegadać temat z bliskimi. A teraz jeszcze za życia można zostać dawcą krwi, szpiku – a wszystko to powoduje, że KTOŚ, tak jak ja, otworzy oczy o ten kolejny dzień więcej… FELIETON
WŁOCHY OD KUCHNI Promocyjny materiał prasowy © Subbotina Anna - Fotolia.com http:// www.amo-italia.com
Chyba każdemu z nas Włochy, jeśli chodzi o jedzenie kojarzą się z pizzą i spaghetti, które stały się niezwykle popularne w naszym kraju. Co prawda coraz częściej są to gorsze zamienniki oryginalnych dań, mające niewiele wspólnego z przysmakami słonecznej Italii. Jaka naprawdę jest włoska kuchnia? Spróbujmy się jej trochę dokładniej przyjrzeć. Oregano, bazylia, parmezan, oliwa, pomidory, czosnek, oliwki – to chyba główne składniki każdego idealnego, włoskiego dania. Oczywiście mięso i ryby też mają nie małe znaczenie, gdyż kuchnia włoska jest niezwykle różnorodna. Na północy je się ryż i polentę, częściej stosuje się masło, na południu przeważają niezliczone gatunki makaronów i oliwa. Każdy z 20 regionów oraz wiele miast mają swoje kulinarne specjały. Emilia-Romania to ojczyzna faszerowanych pierożków, Sycylia i Siena słyną z deserów, rejon Valle d’Aosta z fondue, Florencja szczyci się befsztykiem i wieloma innymi daniami mięsnymi, Turyn kurczakami, Bolonia sosem mięsnym (bolognese), a Neapol – tradycyjną pizzą. Miejscowości górskie charakteryzują się bardziej kalorycznymi potrawami. Trudniej tam o świeże ryby, dlatego też zastępuje się je przeróżnymi ciepłymi daniami mięsnymi i zupami z dodatkiem roślin strączkowych. W rejonach nadmorskich posiłki są zdecydowanie lżejsze. Jeśli chodzi o jedzenie, Włosi lubią sobie pofolgować. W końcu jest to jedna z ich wielkich miłości. Tradycyjny posiłek włoski składa się z antipasto (przystawka), primo piatto (zazwyczaj pasta lub inne danie mączne, zupa); secondo piatto: główne danie to ryby, mięso albo drób wzbogacone sałatką. Taki posiłek zakończony jest deserem Klasycznym daniem włoskim jest makaron, który może zostać przygotowany na wiele różnych sposobów. Najbardziej popularne jest oczywiście spaghetti bolognese, czyli długie nitki makaronowe (oczy-
MATERIAŁ PROMOCYJNY
wiście ugotowane al dente) przygotowane z sosem mięsno-pomidorowym. Inne odmiany spaghetti to między innymi carbonara – z sosem przygotowanym na bazie boczku, śmietany i parmezanu, czy lasagne, czyli zapiekane płaty makaronu przekładane mięsem mielonym, śmietaną i serem, występujące również w wersji wegetariańskiej na przykład ze szpinakiem. Oprócz makaronów we włoskiej kuchni króluje oczywiście pizza, czyli w wersji podstawowej jest to płaski placek z wytrawnego ciasta makaronowego, (znacznie później zaczęto także używać ciasta drożdżowego - focaccia), posmarowany sosem pomidorowym, posypany tartym serem mozzarella i ziołami, pieczony w bardzo mocno nagrzanym piecu. Tradycyjna pizza neapolitańska jest przygotowywana z lokalnych produktów i wyróżnia się jej 3 rodzaje: pizza marinara, która zawiera pomidory, czosnek i oregano oraz oliwę z pierwszego tłoczenia (większość pizzerii w Neapolu dodaje do tego rodzaju również bazylię), pizza Margherita, zawierająca pomidory, plasterki mozzarelli, bazylię oraz oliwę; oraz pizza Margherita extra, która zawiera pomidory, mozzarellę z Campanii (w okrągłych plasterkach), bazylię i oliwę. Włosi uwielbiają również przekąski: 250 rodzajów wędlin, ponad 400 rodzajów sera, prawie 200 sposobów przygotowania przetworów rybnych i warzywnych, kilkadziesiąt rodzajów pieczywa do tego wiele odmian wina, zróżnicowane produkty z oliwek oraz niezliczona ilość produktów cukierniczych. Raj dla smakoszy. Poza bogactwem smaków kuchnia włoska, a szerzej śródziemnomorska została uznana za jeden z najzdrowszych sposób żywienia. Jest smaczna, bogata w doznania i do tego potrafi być zdrowa i dietetyczna. Czego więcej potrzeba. Zapraszam na wypróbowanie jednego z włoskich specjałów.
22
PIECZONY KURCZAK MAMMA MIA
SKŁADNIKI
23
drobno posiekane liście z 2 gałązek świeżego rozmarynu, 2 łyżki posiekanego tymianku, 2 wyciśnięte ząbki czosnku, 4 łyżki oliwy z oliwek, 1,25 kg pokrojonego w ćwiartki kurczaka, 300 ml wytrawnego białego wina, sól morska, świeżo mielony czarny pieprz
PRZYGOTOWANIE Rozgrzej piec do 180°C. Wymieszaj zioła i czosnek z 2 łyżkami oliwy i dopraw solą oraz pieprzem. Obtocz kawałki kurczaka w mieszance z ziół, dbając o to, by powstała równomierna powłoka. Rozgrzej pozostałą oliwę na dużej patelni, dodaj kurczaka i smaż przez 2 minuty z każdej strony, aż będzie złotobrązowy. Przełóż na blachę do pieczenia. Dodaj do soków na patelni wino i zagotuj, mieszając. Gotuj przez 3 minuty, następnie polej kurczaka winem. Piecz mięso przez 40 minut, aż będzie wypieczone i miękkie. Podawaj je od razu, polewając sokami z pieczenia. Najlepiej podawać tę potrawę z pieczonymi ziemniakami i szpinakiem. Dobrze użyć organicznego albo hodowanego w naturalnych warunkach kurczaka, który ma znacznie lepszy smak niż kurczak chowu przemysłowego.
MATERIAŁ PROMOCYJNY
ŻYCIE MOŻE BYĆ PIĘKNE
Magdalena Żerek © Małgorzata Ziminiak, http://gosiarysuje.pl http://czytamto.pl Moja babcia ma dziewięćdziesiąt trzy lata. Opiekowała się mną, kiedy byłam dzieckiem. Towarzyszyła mi w niemal wszystkich najważniejszych momentach życia. Jej postać pojawia się w wielu wspomnieniach z przeszłości. Do dzisiaj jest aktywna i sprawna fizycznie, choć od wczesnej młodości miała problemy z sercem i przewidywano, że nie będzie żyła długo. Kiedy zapytać ją o sposób na długowieczność, odpowie: „ciężka praca na świeżym powietrzu”. To wszystko? Nie. Babcia nigdy się nie zatrzymuje. Musi ciągle coś robić. Wstaje wczesnym rankiem, je w pośpiechu i spieszy do swoich obowiązków. Kiedy przyjeżdżam ją odwiedzić, nigdy nie zastaję jej w domu. Ciągle powtarza: „Muszę im pomóc. Nie wiem, kto im pomoże, kiedy mnie nie będzie”. Uświadomiłam sobie, że jestem do niej podobna. Nie lubię bezczynności. Moja praca mnie uszczęśliwia, bo zorganizowałam ją w taki sposób, by nic nie tracić z życia rodzinnego. Piszę w domu. Mogę w każdym momencie zająć się córką i jestem obecna, kiedy ktoś nas odwiedza. Poświęcam zawsze kilka minut na rozmowę z paniami obsługującymi mnie w sklepie, z listonoszem i urzędnikami. To pozwala na pielęgnowanie więzi z ludźmi mieszkającymi w najbliższym otoczeniu. Kiedy moja przyjaciółka upiecze ciasto, podaje mi kawałek w torebce zawieszonej na szczotce, ponieważ mieszka w szeregowcu, którego ogródek niemal styka się
MAGIA WSPOMNIEŃ
z moim ogródkiem. Witamy się machnięciem ręki przez okno każdego ranka. Moi najbliżsi sąsiedzi pomagają mi zawsze, kiedy tego potrzebuję. Wkrótce będziemy mieli małe dziecko za ścianą. Posadzimy więc krzaczek malin, ale tak blisko ogrodzenia, by maluszek – kiedy tylko podrośnie – mógł zrywać owoce ze swojego ogródka. Cieszę się, że spotkałam tak wielu dobrych ludzi. Być może dlatego udało mi się osiągnąć szczęście. Kiedy siostra mamy – jedna z ważniejszych osób w moim życiu – zmarła na raka, żałowałam, że nie powiedziałam jej, jak bardzo ją kocham. Nie zrobiłam tego, ponieważ wierzyłam, że wyzdrowieje. Nie wiadomo, jak długo jeszcze potrwa moje życie. Postanowiłam nie marnować go na kłótnie, plotkarzy, zawistników, dowartościowujących się stanem konta i udających przede mną, że są kimś lepszym, niż są w rzeczywistości. Lubię ludzi szczerych i optymistycznie patrzących na życie, bo tylko oni są w stanie pokonać wszystkie problemy. Poszukuję przyjaciół wśród osób, które nie oceniają innych po wyglądzie i wystroju mieszkania. Wielokrotnie przekonałam się, że biedni są w stanie dać człowiekowi więcej niż niejeden bogacz, a prawdziwie bogatym jest ten, kto sam ciężką pracą doszedł do tego, co posiada. Co zaś najistotniejsze, jeśli ktoś jest ważny w moim życiu, mówię mu to, by już nigdy nie żałować, że tego nie zrobiłam.
24
BARDZO WIELKIE POJEDNANIE Krzysztof Maćkowski
To powieść błyskotliwa i zadziorna. Pełna humoru, ale i gorzkiej ironii. JUŻ W SPRZEDAŻY!
DON KICHOT Z LA MANCZY Miguel de Cervantes
Przypadki Błędnego Rycerza z La Manczy i jego giermka zamieszkują wciąż naszą wyobraźnię. JUŻ W SPRZEDAŻY!
25
PATRONATY
Z KAŻDĄ Z BOHATEREK POSZŁABYM NA KAWĘ Wydawnictwo Literackie Materiały prasowe Obyczajowe powieści kobiece są niczym jajko z niespodzianką. Niby wiemy po okładce, czego spodziewać się w środku, a jednak często jesteśmy zaskoczeni. Taką, pełną niespodzianek, Serię z fasonem wypuszcza właśnie na rynek Wydawnictwo Literackie, rozpoczynając – nie bez kozery – od książki Jajko z niespodzianką. Polska literatura kobieca ma swoje gwiazdy. Czy Wydawnictwo Literackie odkryje przed czytelnikami kolejne?
Wreszcie Karolina Frankowska – osoba, która powołała do życia Agatę Przybysz (tak, tak, tę z Prawa Agaty) i napisała chyba pierwszą polską książkową (!) komedię romantyczną, znakomitą opowieść o Zosi, z której perypetii można się śmiać, ale nie sposób jej nie lubić. Karolina to autorka o niezwykłym literackim słuchu, ze swobodą posługuje się językiem warszawskich 25-latków, czuje ich żarty i jednocześnie ma dla swoich bohaterów wiele życzliwości.
Wszyscy autorzy Serii z fasonem to ludzie z dużą literacką klasą i znakomitym warsztatem, a prywatnie Dorota Wierzbicka, redaktorka i producentka Serii – szalenie mili, sympatyczni. Współpraca z nimi to dla z fasonem: – Co do tego nie mamy wątpliwości. Se- redaktora przyjemność i wielka satysfakcja. rię z fasonem rozpoczynamy mocnym uderzeniem – powieściowym debiutem Agnieszki Krakowiak-Kon- Co wyjątkowego jest w Serii z fasonem? W jaki spodrackiej, scenarzystki Na dobre i na złe, która od lat sób została pomyślana? tak opowiada o perypetiach lekarzy z Leśnej Góry, że serial święci tryumfy oglądalności, zgarnia nagrody, – Zawsze mieliśmy intuicję i mocne przekonanie, że na a Hanę i Piotra Gawryło widzowie po prostu uwielbia- półce literatury popularnej jest pewna luka; w księją. I nie wątpię, że każdy kto darzy sympatią serialową garniach jest wiele tytułów ambitnych, bardzo wyrafiHanę, polubi też Adę, bohaterkę Jajka z niespodzian- nowanych, podejmujących poważną, ciężką tematykę, ką. Świat snobistycznego przedszkola, do którego albo rozrywki o dość… słabym – delikatnie mówiąc Ada posyła trzyletnią córeczkę, to fascynujące zjawi- – warsztacie. Inteligentne czytelniczki, szukające rozsko samo w sobie, a jeśli dojdą do tego damsko-męskie rywki czasami wychodziły z księgarń z pustymi rękaperypetie… w Hollywood nie wymyśliliby tego lepiej. mi. Seria z fasonem to solidny warsztat i przyjemne chwile. Jak powiedział Jerzy Niemczuk „świetna rozAgnieszka Olejnik to kolejne zjawisko wśród literac- rywka, która nie zniechęca czytelnika o wyższych litekich debiutów – autorka, po której książki nie radzę rackich oczekiwaniach”. sięgać bez zapasu chusteczek. Sama zużyłam ze dwie paczki (śmiech). To tego rodzaju autorka, której po- To też – co chcemy podkreślić – świetna szansa dla wieści nie da się czytać „po kawałku”. Jeśli zaczniesz debiutantów. Udało nam się jak dotąd zaprosić do wieczorem, choćbyś miała czytać do rana, nie odło- współpracy ludzi niezwykle utalentowanych, o dużej żysz wcześniej – doświadczyliśmy tego w wydawnic- wrażliwości literackiej, wyobraźni, autorów niebanaltwie dość zgodnie. nych i wyrazistych. Przed czytelnikami niejedna niezwykła literacka przygoda, i – co ważne – naprawdę Jerzego Niemczuka, współautora znakomitego – na przyjemna. ekranie, jak i kartach książki – Rancza, przedstawiać nie trzeba. Niezwykła kultura literacka, doświad- Czym różni się praca redakcyjna nad pojedynczą poczenie i warsztat, jakiego wielu może mu zazdrościć. wieścią od pracy nad serią wydawniczą? Czytelnicy wydanego przez nas „Rancza”, którego jest współautorem, dzwonią dopytując o dalsze części – – Różnica na pewno dotyczy koncepcji graficznej – to chyba najlepsza reklama dla autora. musimy spójnie pomyśleć o wielu tytułach; stworzyć WYWIADY
26
pewną całość – koncepcyjnie, graficznie, promocyjnie, nie ograniczając jednocześnie osobnej przestrzeni żadnego z tytułów. Bo każdy z nich jest przecież odrębną historią. To było i jest największe wyzwanie dla wydawcy. Autorka Jajka z niespodzianką jest scenarzystką telewizyjną. Wcześniej WL wydawał także Jerzego Niemczuka i Agnieszkę Pilaszewską. Na kogo teraz kolej?
mi któregoś z graficznych projektów, ale bezwiednie do ręki biorą inny i wybierają go spośród dziesięciu teoretycznie(!) atrakcyjniejszych. Tak było w tym przypadku. Mamy nadzieję, że szata graficzna tej serii stanie się po prostu znakiem jakości i przyjemności – np. leniwej, przyjemnej lektury na piątkowy wieczór. Co sprawia, że proponowane przez WL tytuły będą wyjątkowe?
– Bohaterowie z krwi i kości, którzy nie są papierowi, – Jeszcze w tym roku czytelnicy znajdą w księgarniach sztuczni. Stworzyć takie postacie to wielka sztuka, powieść Karoliny Frankowskiej i Bat na koty Jerzego właśnie dlatego że to ludzie tacy jak my, możemy ich Niemczuka. Ta druga to powieść o tym, jaką siłę ma minąć na ulicy i w tramwaju. Właściwie z każdą z bodobro. Głównej bohaterce wali się po kolei wszyst- haterek chętnie poszłabym na kawę. ko i autor nie opowiada tego bynajmniej komediowo. W sposób bardzo prawdziwy, bardzo życiowy W sztuce są na szczęście pewne wartości i jakości pokazuje jak wielkie rzeczy zaczynają się od małych niemierzalne – zachwycamy się czymś, przeżywamy, gestów, jak dobro nas tworzy, jak wraca, jak jesteśmy z pasją o czymś dyskutujemy; coś nas porusza. Tak sobie nawzajem potrzebni. Piękna opowieść osadzo- właśnie jest z tymi powieściami – nawet my, wydawcy, na w pięknej mazurskiej scenerii. Gdyby stworzyć którzy czytamy na co dzień bardzo dużo, siadaliśmy osobną serię Książki dobre, piękne i mądre, Bat na nad książkami „z fasonem”, planując, że przeczytamy koty mógłby z pewnością ją otwierać… trzy rozdziały, a wstawaliśmy po kilku godzinach, odkładając kartkę z napisem „Koniec”, czasem bardzo Powieść Karoliny Frankowskiej to z kolei czysty wzruszeni, czasem rozbawieni. To jest właśnie taka wdzięk, urok i dowcip. Ale najsympatyczniejsi są seria. chyba i tak główni bohaterowie – trójka przyjaciół jeszcze z czasów szkolnych; teraz wszyscy są już po studiach i próbują w głośnej, szybkiej i modnej Warszawie spełniać swoje marzenia. Chyba od czasów Magdy M. nie mieliśmy takiej książki o Warszawce (śmiech), Karolina Frankowska opowiada o niej jednak w sposób niepozbawiony ironii. Z Zosią, Kaśką i Bartkiem czytelnicy zaprzyjaźnią się na pewno – są przede wszystkim bezpretensjonalni, naturalni i niedoskonali, wrażliwi; takich przyjaciół chce się mieć, także tych książkowych. I w końcu wspomniana już wcześniej powieść Agnieszki Olejnik, nauczycielki, a prywatnie też mamy i kobiety o wielu pasjach. „Zabłądziłam” to jedna za najbardziej elektryzujących powieści o dojrzewaniu ostatnich… może nawet dekad? Porażająca i świetnie napisana historia szesnastoletniej Majki, jej wchodzenia w dorosłość, dojrzewania i dorastania do miłości, także fizycznej. Przejrzymy się w tej opowieści wszystkie – i te 40-letnie i te 18-letnie. Polecam serdecznie. Stworzenie dobrej serii to niełatwe zadanie, także pod kątem szaty graficznej. Czy była dużym wyzwaniem? – Zdecydowanie, ale nowoczesny, a zarazem miękki, ciepły projekt Uli Gireń ujął nas od razu. Czasem działa to podprogowo: wiele osób dyskutuje nad walora-
27
WYWIADY
CZYTELNICY ZNAJDĄ TU „ZNAJOMYCH”, O KTÓRYCH PLOTKUJEMY Wydawnictwo Literackie ©Adam Golec Rozmowa z Agnieszką Krakowiak-Kondracką, wieloletnią scenarzystką serialu „Na dobre i na złe” i autorką książki Jajko z niespodzianką, która 3 kwietnia ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Dziennikarka, scenarzystka, pisarka… Czy to naturalna kolej rzeczy? Czy marzyłaś o napisaniu książki?
książkę trzeba być jednocześnie scenografem, reżyserem i scenarzystą. Ale na szczęście nie trzeba wstawać o piątej rano, żeby dojechać w tym celu na plan.
AKK: — Byłoby fantastycznie, gdyby wszystko dało się zaplanować. Ale u mnie niestety częściej rewo- Skąd czerpiesz pomysły? lucja niż ewolucja. Może to banał, ale życie naprawdę pisze scenariusze. Wczoraj, po latach miałam się — Wszędzie słyszy się dobre historie. Najczęściej od spotkać się z koleżanką. Dokładnie przygotowałam osób, które nie zdają sobie sprawy z tego jaki dobry program. Dokąd pójdziemy, co robimy. Tymczasem film albo książka mogłyby powstać na podstawie ich okazało się, że telefon nie działa, więc nie możemy losów. Lubię rozmawiać z ludźmi. Wszyscy mają w sosię znaleźć, a mój klucz od samochodu stracił kontakt bie coś inspirującego. Mąż wspominał kiedyś jak na z polem elektrycznym, co ponoć zdarza się „raz na mi- imieninach, barwnie opowiadającego gospodarza, lion”. Wszystkie misterne plany wzięły w łeb. Niespo- było kilkoro scenarzystów. Filmowcy zaczęli się kłódzianki mnie prześladują. cić, kto z tego i co rezerwuje dla siebie. Lubiłam być dziennikarką, to dawało wspaniałe Są też oczywiście gazety, reportaże. Ale ja wolę kontakty z ludźmi. Dzięki tej pracy odwiedzałam miej- wyszperać coś mniej oczywistego. Mniej nagłaśniasca, w których inaczej nigdy bym się nie znalazła. Jako nego. Poszukać emocji. scenarzystka musiałam sobie ludzi i świat wymyślać. Książka, powieść, to jeszcze jedna odsłona. Chyba Jajko z niespodzianką to doskonały, przezabawny jeszcze ciekawsza. Nie tylko można sobie wszystko portret przedszkolnego środowiska. Pokazałaś typy wymyślić, ale wejść w głowę tych stworzonych przez rodziców i bolączki, które zaprzątają obecnie ich siebie ludzi i dokładnie przekazać co czują. Podobało głowy… mi się to. — Mam nadzieję, że czytelnicy znajdą tam „znajomych”. Czym książka różni się od serialu? Takich, o których plotkujemy. Lubiących zaszpanować: sobą, dzieckiem, majątkiem. Trochę denerwują— W scenariuszu myśli się obrazem, sceną. No i koncych, mających się za lepszych aspirujących do bycia strukcją. Ma być wyraźny początek, rozwinięcie, kokimś, czasem za wszelką cenę. Ale i odkryją świat, do niec. Pointa w scenie. W książce też nie chciałam iść którego może nie mieli dotąd dostępu. Świat dużych za strumieniem świadomości. Uznałam, że czytelnipieniędzy, prywatnych szoferów, całodobowych niań, kowi, tak jak widzowi „należy się” przyzwoicie skondzieciaków, które mają wszystko. To cała galeria bostruowana historia z wyrazistym bohaterem. Więc na haterów. Mam nadzieję, że niejednoznacznych i zapewno mój debiut powieściowy jest trochę „filmowy”. skakujących. Takich jak Adam, potężny biznesmen, Dzieje się dużo. Miałam początkowo problem z opiktóry stwarza wrażenie niedostępnego i antypatyczsem miejsc, tego jak kto jest ubrany i co robi w danej nego, a w rzeczywistości… chwili. Strasznie dużo didaskaliów! W scenariuszu, Patrycja, która jest ikoną stylu i rywalką mojej przynajmniej serialu, dominuje jednak dialog. Ale po bohaterki. Tomasz — ochroniarz z przedszkola, aspijakimś czasie zrozumiałam, że żaden reżyser nie zrorujący do lepszego życia. Maja, która wydaje się być bi tu za mnie nastroju i nie doda nic od siebie. Pisząc WYWIADY
28
idealną przyjaciółką. Nie mogę oczywiście zdradzić szczegółów, ale bogacze też nie zawsze są szczęśliwi. Mam nadzieję, że czytelnicy polubią też moich dziecięcych bohaterów. Często to ich oczyma będziemy poznawać świat dorosłych. W ostatnich latach podejście do rodzicielstwa bardzo się zmieniło. Jesteśmy bardziej świadomi, niż nasi rodzice. Jak myślisz, skąd się to bierze?
się twardymi prawami. Kilka razy źle „zainwestowała” swoją wiarę w ludzi. Sparzyła się, ale w efekcie stała się odważniejsza. Nauczyła się, że czasem warto odciąć się od przeszłości, i że ryzyko może się opłacić; że jest nie tylko matką, ale i kobietą. Mam wielką nadzieję, że czytelnicy razem z moją bohaterka i jej bliskimi będą się bawić i wzruszać. Z akcentem na „bawić”.
— Świat się zmienił. Nie ma zabaw na trzepakach, dzieciaki nie noszą klucza na szyi. Ich codziennością są wypełnione grafiki zajęć rozwijających, dziesiątki kilometrów przemierzane w korkach. I to często, gdy berbeć nosi jeszcze pieluchę. Ilu rodziców, tyle modeli na najlepsze wychowanie. I tyle potencjalnych konfliktów. Szczepić — nie szczepić, wymagać i dyscyplinować czy dawać twórczą swobodę, pozwalać na kreskówki czy zlikwidować telewizor. Wakacje na Majorce czy w gospodarstwie ekologicznym. Mamy wiele możliwości i wiele trudnych wyborów. Decydujemy i decydujemy właściwie od urodzenia naszych dzieci. Świat daje aż za wiele możliwości, żeby się w tym nie pogubić. To często niestety rodzaj szumu informacyjnego. Wyposażamy dzieci na wyrost, a zapominamy o podstawach. Rozmowie, zabawie. A może to obawa, że jeżeli my im czegoś nie damy, to w świecie bezrobocia i bezlitosnej walki, nie będą miały szansy same tego zdobyć? Dla małej Julki luksusowe przedszkole ma być parasolem ochronnym, trampoliną w dorosłe, spokojne życie. Czy myślisz że takie inwestycje — prywatne przedszkole, prywatna szkoła — są dobre dla dzieci dzisiaj? — Chcemy dzieci żywić zdrowo, chronić je przed chorobami, zapewnić im najlepszy start. Jedni rodzice uważają, że dziecko tylko w zwykłym przedszkolu i podstawówce nauczy się życia, tam zawalczy o swoje. Inni sądzą, że trzeba je do lepszego życia odpowiednio wyposażyć i zaprogramować. Elitarną szkołą, przedszkolem dwujęzycznym. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co jest lepsze. Obawiam się, że za każdym razem można użyć stwierdzenia „czas pokaże”. Ale na pewno za często dopingujemy dzieci do rywalizacji, a za rzadko do przyjaźni. Jak zmienia się bohaterka książki Ada w czasie lektury? Co dało jej obcowanie z tym specyficznym środowiskiem? Jak na nią wpływa? — Ada weszła w środowisko ludzi majętnych, mając na względzie dobro córki. Była trochę naiwna, sądząc że nic ją z tym światem nie zwiąże. Ale stała się jego cząstką. Nie wiedziała, że to dżungla rządząca
29
Agnieszka Krakowiak-Kondracka urodziła się i dorastała w Kielcach. Zawsze chciała pisać. Swoją pasję rozwijała najpierw jako dziennikarka w kieleckich mediach. Nie podobał jej się jednak kierunek, z którym zmierzało przed laty dziennikarstwo. W końcu zakochała się w scenarzyście, a za tą miłością poszła też miłość do tworzenia — wciąż na nowo — życia na ekranie. O swojej profesji mówi: „To bajka, która opowiada o dobrych ludziach, a o złych tylko wtedy, kiedy mają szansę się zmienić i odnaleźć w sobie ten dobry pierwiastek”. Lubi tworzyć tę bajkę, brać w swoje ręce losy przeróżnych postaci i „łamać sobie głowę, jak im skomplikować życie”. Pisanie wciąż sprawia jej satysfakcję, zwłaszcza wtedy, gdy „kogoś wzruszy lub ucieszy”. Powieść to kolejny krok, rozwijanie pasji, która stała się sposobem na życie; profesji, która nie tylko pozwala na finansową stabilizację, ale nieustannie daje satysfakcję. Bohaterki Jajka z niespodzianką — Ada i mała Julka — są jej dziś równie bliskie, co lekarze z Leśnej Góry. WYWIADY
PYSZNIE NA TALERZU
30
EKSPRESOWY MAZUREK Agnieszka Pohl © Mateusz Pohl, © Paulista - Fotolia.com W gorączce przedświątecznej możemy zapomnieć, jak przyjemne potrafi być gotowanie smacznych potraw czy pieczenie ciast w domowej kuchni, które cieszą podniebienia naszych najbliżych. Może czasem więc warto siegnąć po łatwy przepis, który przypomni nam, jak szybko i prosto można przygotować świąteczne ciasto.
SKŁADNIKI
PRZYGOTOWANIE
´´ ´´ ´´ ´´ ´´ ´´ ´´ ´´ ´´
Wymieszaj ze sobą mąkę, cukier puder, zmielone orzecchy, sól. Dodaj masło. Szybko nożem posiekaj produkty sypkie z masłem. Dodaj żółtko i zagnieć szybko ciasto na gladką masę. Wyrobione ciasto owiń w folię spożywczą i włóż do lodówki na 20 minut. Po tym czasie wyciągnij ciasto z lodówki. Rozwałkuj je między folią na prostokąty. Wyłóż nim formę o tym ksztacie. Ponakłuwaj ciasto widelecem. Włóż formę do piekarnika nagrzanego do 180 stopni,
150 g mąki pszennej, najlepiej krupczatki 50 g zmielonych orzechów laskowych 50g cukru pudru trzcinowego szczypta soli 75 g zimnego masła 1 żółtko 200g czekolady melcznej do gotowania 2 łyżki soku pomarańczowego 1 duża pomarańcza
i piecz przez około 10-15 minut aż ciasto nabierze złotego koloru. Po tym czasie wyciagnij ciasto z piekarnika i odstaw do wystygnięcia. W między czasie w kąpieli wodnej z dwiema łyżkami soku rozpuść czekoladę. Sparz poamarańczę. Pokrój ją w plasterki. Na wystudzone ciasto nałoż czekoladową masę. Na nią położ plasterki pomarańczy. Tak udekorowane ciasto możesz podać zgłodniałym biesiadnikom.
31
PYSZNIE NA TALERZU
A ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ Maciej Zborowski © Uros Petrovic - Fotolia.com
Marcin i Olga przywitali kolejny dzień, napawając – Pomyślałem wtedy: „Teraz albo nigdy”, to jest ten się szczęściem niedawnych zaręczyn. Poranek był czas i odpowiednie okoliczności, żeby cię o to zapytać. słoneczny, a światło wpadało do środka przez duże Życie tak szybko ucieka i nigdy nie wiadomo, co przyokna pokoju hotelowego. Na ich twarzach malowały niesie jutro. Być może to egoistyczne, ale chciałem cię się szczere uśmiechy, które świadczyły o tym, że nic mieć dla siebie i to nie ze względu na to, że traktuje cię i nikt nie jest w stanie zepsuć im dobrego humoru. jak swoją własność, bo dobrze wiesz, że tak nie jest, Każde z nich zastanawiało się, jak ułoży się teraz ich tylko wręcz przeciwnie. Jesteś najbardziej wyjątkową życie. Dawniej wszystko robili spontanicznie, plano- kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem i właśnie wtedy wali tylko wyjazdy, a to co działo się podczas eskapad, doszło do mnie, że jesteś częścią mnie. W ten dzień było tak naprawdę podyktowane potrzebą chwili przyrzekłem sobie, że zrobię wszystko, aby chwila nai niejednokrotnie zbiegiem przypadków. Przypadków szych zaręczyn była dla ciebie niezapomnianym wyna tyle szczęśliwych, że doprowadziły ich do przypie- darzeniem – Marcin zakończył swoją długą opowieść, czętowania decyzji o związku. biorąc głęboki oddech. Olga popatrzyła na Marcina z poważną miną i za– I udało ci się! Ze wzruszenia nie mogłam wydusić pytała: słowa. Jeszcze nigdy nie odczułam tylu pozytywnych – Powiedz mi, długo planowałeś te zaręczyny? emocji. Jesteś specjalistą od zapewniania wyjątko– Pamiętasz ten pierwszy wieczór, kiedy przyjecha- wych wrażeń w szczególnych okolicznościach, ot co! liśmy do Paryża? – podsumowała z zadowoloną miną Olga. – Tak bardzo dobrze - odpowiedziała z uśmiechem. – Wiesz ja już nawet myślę, jak będzie wyglądała
OPOWIADANIE
32
nasza przyszłość - oznajmił z przekonaniem w głosie. – Tak? To przedstaw mi swoją wizję mój myślicielu – powiedziała zaczepnie dziewczyna. – Do momentu ślubu będziemy podróżować, a potem chciałbym kupić duży dom w miejscu z dobrym klimatem, gdzieś nad Morzem Śródziemnym i tam znaleźć stałą prace dla nas. Dodatkowe źródło utrzymania mogłaby stanowić książka będąca opisem naszych podróży. Myślałem też, że moglibyśmy zaproponować którejś stacji telewizyjnej formułę programu telewizyjnego, w którym Ty pokazywałabyś, jak ugotować dania charakterystyczne dla miejsc, które odwiedziliśmy, a ja w każdym odcinku pokazywałbym informatyczne gadżety i przeprowadzał ich testy. Co najważniejsze, marzy mi się duża rodzina, gromadka dzieci – Marcin zawiesił głos z rozmarzoną miną. – To niesamowite, jak my podobnie myślimy. Właśnie wypowiedziałeś większość z moich myśli i zamierzeń. Teraz wiem, że razem uda nam się osiągnąć wszystko! – wykrzyknęła z entuzjazmem Olga. – Cieszę się Kochanie, że się zgadzamy. To świadczy tylko o tym, że miałem świetny pomysł – powiedział stanowczo Marcin. – Już się tak nie przechwalaj, bo jeszcze mogę zmienić zdanie i co zrobisz, hm? – Oj, ciężko by było. Musiałbym szukać od nowa, a drugiej takiej dziewczyny na świecie nie ma. – Dobra, dobra. Ja wiem, że dzień bez wazeliny, to dzień stracony, ale wypadałoby się gdzieś ruszyć, nieprawdaż? – A tak tu miło, no ale masz rację. Może masz ochotę na małe zakupy. Jakieś buty, bo coś ostatnio mówiłaś, że któraś z Twoich osiemdziesięciu par się zużyła – powiedział bez grama ironii w głosie. – Widzieliście go. Tyle co mi GPS na palec włożył i już wylicza! Ale jak wychodzimy do miasta to ci zależy, żebym ładnie wyglądała. Przecież musze mieć z czego wybrać – udała oburzenie, by po krótkiej chwili się uśmiechnąć i wywołać u Marcina całkowitą dezorientację. – Dobrze, chodźmy już. Chętnie potowarzyszę ci przy kupowaniu, doradzę coś – zasugerował z ochotą godną najlepszej klasy eksperta. Na ulicach Paryża popołudnie toczyło się leniwie, a para naszych zakochanych bohaterów czuła się jak wśród swoich, ponieważ otaczało ich mnóstwo ludzi znajdujących się w identycznym stanie ducha. Olga z Marcinem przedzierali się uliczkami miasta miłości, by dotrzeć do sklepów. Nie przeszkadzał im zupełnie ten tłum, ponieważ w tej chwili w swoich głowach snuli plany na przyszłość, o których rozmawiali wczesnym rankiem. Zdawało im się, że płyną, jakby byli tylko i wyłącznie w swoim świecie. Wiedzieli jedno, ten pobyt w Paryżu zapamiętają na zawsze i będą tu wracać jak do źródła, jeśli zdarzyłoby im się kiedyś zwątpić w miłość, która się między nimi narodziła
33
powoli, ale trwale. Nieśmiało, ale z wielką energią. Ta mieszanka emocji, która trwała w nich teraz, napełniała ich nieopisaną radością. Radością, o której nie przeczytamy w romansach czy nie obejrzymy na szklanym ekranie. Radością prawdziwą, bo powstałą na gruncie rzeczywistych przeżyć. Marcin chciał zrobić Oldze kolejną niespodziankę. Zaprowadził ją do sklepu firmowego jej ulubionej kreatorki mody, aby tam mogła wybrać sobie buty w ramach dodatku do pierścionka. Dziewczyna była bardzo zaskoczona, ale ponieważ wiedziała, że Marcin lubi o nią dbać, bo ma swoje żelazne zasady w tym względzie, nie dyskutowała zbyt długo i wybrała modny wzór z poprzedniej kolekcji, aby nie nadwyrężyć zbytnio zasobów jego karty kredytowej. Marcin docenił w duchu ten gest Olgi. Po tym bowiem poznaje się kobiety z klasą, że nawet podczas zakupów znają granicę dobrego smaku. Był to zarazem dobry prognostyk na przyszłość, gdyż ten rodzaj umiaru sugerował również oszczędne zarządzanie budżetem rodzinnym. Między innymi te cechy, w połączeniu z urokiem osobistym Olgi, sprawiały, że Marcin tak bardzo ją kochał. I trudno się dziwić, bo kiedy dwoje ludzi dobiera się dzięki wspólnym pasjom, a co za tym idzie mają wspólne tematy do rozmów i dobrze się rozumieją, to coraz więcej zaczyna ich łączyć, a wtedy już tylko krok do udanego życia, które wielkimi krokami zbliżało się w stronę dwojga młodych ludzi, czekających z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń.
OPOWIADANIE
POMYŚLĘ O TYM JUTRO Katarzyna Michalik-Jaworska
„To się czyta! Mimo trudnych tematów, które porusza autorka. Dobrze skonstruowana fabuła trzyma w napięciu, a historia «wzięta z życia» wykracza poza banał". Justyna Hofman-Wiśniewska dziennikarka, publicysta, krytyk teatralny
JUŻ W SPRZEDAŻY!
CO SIĘ ZDARZYŁO W HOTELU GOLD Grzegorz Kozera To współczesny kryminał z historią miłosną w tle podszyty lekką ironią.
JUŻ W SPRZEDAŻY!
PATRONATY
34
OCH, ŻYCIE, ŻYCIE Hanna de Broekere © Es75 - Fotolia.com Rozmówki w Klubie Apetycznych Babek
35
Mgły snuły się po ogrodzie, korowody ptaków cięły niebo, na wsiach paździerze oddzielano od włókien… W kominku płomień łapczywie pochłaniał kolejne polano. – Tęsknię za młodością… – powiedziała w pewnej chwili Zuza. – Ty?! – wykrzyknęłam do głębi wstrząśnięta. – Przecież jesteś młoda! – oburzyła się Lukrecja. – Za młodością tegorocznych poziomek – wyjaśniła melancholijnie Zuza. – Teraz rozumiem. – Lukrecja westchnęła. – Czas ucieka… Jak nieczuły kochanek. Dolała każdej z nas cloudy bay sauvignon blanc. – Wiesz, Zuza, to była dojmująco mądra myśl – odezwała się Isabel. Powiało egzystencjalizmem. Dyskretnie rozejrzałyśmy się po salonie. Coś, jakby duch Sartre’a, zamajaczyło w kącie…
LITERACKO
LITERACKO
36
ERASMUS, SZKOŁA WARIATÓW Magdalena Kazubska © Shchipkova Elena - Fotolia.com http://kobieceatelier.blogspot.com/
ROZDZIAŁ IV Następnego dnia obudziłam się z lekkim bólem głowy. Do pokoju przedzierały się nieśmiało pierwsze promienie słoneczne. W nocy zmarzłam i oprócz głowy bolało mnie też gardło. Nic mi się nie chciało, a na pewno nie wstawać. „Co ja narobiłam?!" – pomyślałam. Starałam się o ten wyjazd cały rok, a teraz, kiedy już jestem na miejscu, nie potrafiłam się z niego cieszyć, mało tego bałam się! Bałam się, że zostanę sama, że się nie odnajdę, nie dogadam. – Lenka! Wstawaj! - tata pukając, krzyczał przez drzwi. Nie miałam obawy, że ktoś może zrozumieć. Byłam za granicą. – Już, już – powiedziałam i wsuwając stopy w kapcie, wstałam z łóżka. Otworzyłam zasuwkę i moim oczom ukazała się tak znajoma i kochana twarz ojca. – Dziś pojedziemy na Cascais. Musisz zobaczyć wrota piekieł – uśmiechnął się. – Moje piekło zacznie się tu jak pojedziesz – uśmiechnęłam się smutno. – Nie marudź. Wiesz, ile osób chciałby być teraz na twoim miejscu? Miał rację. Niewielkie jest grono tych, którym państwo płaci za możliwość poznania nowych miejsc i nowych ludzi. – Tato, potrzebuje pół godziny na to, żeby się doprowadzić do stanu używalności. 37
– Dobrze, ale najpierw śniadanie, kupiłem ci dżem z wiśni. I posprzątałem w lodówce – byłam w szczerym szoku. Tata z racji tego, że był kucharzem, owszem, nigdy nie zadziwił mnie tym, że coś mi ugotował. Ale, żeby posprzątał moją półkę?! Wyrazy ojcowskiej miłości przekazywane są w dziwny sposób. Popatrzyłam na zegarek, była jedenasta dwadzieścia. Szybka kalkulacja, musiał wstać jakoś o dziewiątej. Zwiedził szybko okolicę, poszedł do sklepu, posprzątał i zrobił mi śniadanie i przede wszystkim – dał mi pospać do jedenastej! Cudownie. Mój tata mnie kocha – uśmiechnęłam się w duchu. Przeciągnęłam się raz jeszcze i poszłam zjeść pyszne kanapki z dżemem. Wypiłam herbatę, wzięłam prysznic i byłam gotowa do podboju Portugalii. Spokój psychiczny, jaki zapewnił mi mój własny, prywatny ojciec, nie równał się z niczym innym. W jednej chwili moje podejście zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni – on we mnie wierzył, wierzył, że uda mi się trzy i pół tysiąca kilometrów od domu. Musiałam uwierzyć w siebie, tak jak od początku wierzyli we mnie rodzice. Mama, pomimo że została w domu, kibicowała mi z całych sił. Nie mogłam ich zawieść – musiałam wziąć się w garść. ROZDZIAŁ V Dzień był cudowny. Słońce grzało, a w powietrzu unosił się słodki zapach wiosny. Ubrana w sweter w różowo-szare paski, czarną kurtkę, jeansy, które leLITERACKO
dwo trzymały się na moim chudym tyłku i szare botki udałam się na podbój Cascais. Tata zapewniał, że tego widoku nie zapomnę do końca życia, ale kto by się spodziewał, że może być tak pięknie?! Fale roztrzaskiwały się o skały, rosząc moją twarz lekką bryzą. – Oddychaj! Poczuj ten zapach morza. To jest zapach, za którym tęskni się całe życie – powiedział i nabrał powietrza w płuca. Zrobiłam to samo i chwilę potem poczułam pierwszy raz w życiu smak morza. Drobinki soli unoszące się w powietrzu wtargnęły do mojego nosa i ust. Nie wiedziałam jeszcze wtedy o czym on mówi. Ale kiedy teraz zamykam oczy i widzę morze, to w tym samym momencie pojawia się w moich ustach ten znajomy smak. I tak, miał rację – tęsknię za tym. Na wyspie była mała latarnia morska i marina. Patrząc na morze czułam się taka szczęśliwa. Chyba wtedy po raz pierwszy poczułam, że będzie dobrze. Że dam radę. Zmęczeni spacerowaniem poszliśmy na obiad. – Co chcesz zjeść? – zapytał. – Jakąś sałatkę – uśmiechnęłam się. – Na obiad? Magda nie da się samą sałatą żyć – uśmiechnął się, ale wiedziałam, że nie żartuje. – Wiem – powiedziałam cicho – niech będzie z tuńczykiem i jajkiem. Jeszcze rok temu byłam 20 kilo cięższa. Przy wzroście 150 wyglądam jak wielki pączek. I sama ni to z żartu, ni z powagi śmiałam się, że jak tak dalej pójdzie, to będzie łatwiej mnie przeskoczyć niż obejść. Ale nie było mi wcale do śmiechu. Potem zachorowałam na żołądek... kilogramy uciekły. A ja dalej chudłam, nie mogąc tego zatrzymać. Nie, nie byłam anorektyczką, ale prawię o tą anoreksję się otarłam. Siedząc wtedy z tatą w restauracji ważyłam 39 kg, a jeansy które miałam na sobie zapinałam od tyłu wsuwką do wło-
LITERACKO
sów, żeby ich po drodze nie zgubić. Ten wyjazd, Portugalia odblokowała coś we mnie i zaraziła chęcią poznawania nowych smaków. – To jutro wyjeżdżasz – powiedziałam, wbijając widelec w kawałek sałaty. – Oszem – tata uśmiechnął się i pociągnął z kufla łyk piwa marki Sangres. – No i co ja mam zrobić? – zapytałam z przekorą. – Żyć i cieszyć się swoją przygodą – uśmiechnął się. – Chyba brzmi nieźle. Postaram się z całych sił, aby to była przygoda. Wracaliśmy pociągiem, a ja przysypiałam. Obudziłam się z otwartą buzią na stacji przed Entrecampos. Stamtąd od domu dzieliło nas parę kroków. Ten dzień nas wyczerpał i padliśmy ze zmęczenia godzinę po tym, jak dojechaliśmy do rezydencji. ROZDZIAŁ VI Pojechał. Rano o 6 samolot z Lizbony zabrał mojego tatę do Polski. Przekręcając sie na drugi bok zostałam ze świadomością, że jestem sama. No, nie do końca sama. Z moją nową rodziną – rodziną z wyboru. Tym właśnie są dla mnie moi przyjaciele. Przed wylotem tata zapukał do moich drzwi i przytulając mnie na do widzenia, powiedział: – No, trzymaj się mała, kocham Cię, dasz radę. Uśmiechnęłam się przez sen, przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. – Dobranoc, ja idę spać. – No, buziaczki – powiedział troskliwie. – Buziaczki, napisz jak dolecisz. Zamknęłam drzwi na zasuwkę i poszłam spać dalej. Obudziłam się o 10 w moim nowym samodzielnym życiu.
38
JEŚLI CZŁOWIEK JEST GOTOWY, ZŁE DUCHY NIE WAŻĄ SIĘ GO TKNĄĆ Magdalena Żerek http://czytamto.pl/ Inspiracją do napisania tego tekstu stała się książka Priscilli Sibley „Obietnica gwiezdnego pyłu”, Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2013.
Niewielu jest takich ludzi, którzy są gotowi na śmierć najbliższych. Mocno trzymamy się życia. Wierzymy, że nam i otaczającym nas ludziom nic złego nigdy się nie przytrafi. Kiedy nadchodzi ciężka choroba, wypadek kończący się śmiercią, walczymy do ostatniego tchnienia człowieka. Choć wszyscy wokoło mówią, że już nie ma szans na przetrwanie, że trzeba przygotować się na najgorsze, nie wierzymy im. Czasem trudno jest określić, kto jest mniej gotowy na śmierć – odchodząca osoba czy jej bliscy. Matthew Beaulieu tracił swoją ukochaną żonę, Elle McClure, kilkakrotnie. Kiedy byli nastolatkami, zaszła w ciążę, którą poroniła. Wówczas jakaś część dziewczyny odeszła wraz ze zmarłą córką. Później jeszcze kilka razy traciła ciąże i musiała pożegnać Dylana, który nie przetrwał porodu. Psychicznie Elle niszczona była przez długie lata choroby matki, umierającej w cierpieniu na raka. Musiała szybko dojrzeć. Tylko ona mogła wówczas zaopiekować się bratem i rodzicami, ponieważ ojciec-alkoholik nieustannie pił. Jako genialna astronautka wyruszyła w podróż na Księżyc. Tam też niemal zginęła. Wszystkie kobiety w rodzinie jej mamy umierały przed czterdziestką, dlatego i Elle zawsze dbała o to, by zabezpieczyć swoich najbliższych na wypadek, gdyby sama wcześnie odeszła. Nie miała jeszcze czterdziestu lat, kiedy spadła z drabiny i doznała śmierci mózgowej. Jej mąż dowiedział się wtedy, że kobieta jest w ciąży. Postanowił zrobić
39
wszystko, by uratować dziecko. Mimo że inni w to wątpili, wiedział, że Elle chciałaby, aby ono dostało swoją szansę na życie. „Obietnica gwiezdnego pyłu” Priscilli Sibley to powieść poruszająca, pokazująca, jak kruche jest ludzkie życie. Człowiek sam sobie je komplikuje, nieustannie poszukuje swojego szczęścia, zaś kiedy go osiągnie, zauważa, jak wiele czasu stracił. Nie zawsze jest na to szczęście gotowy. Brakuje mu odwagi na wyznanie miłości, na spełnianie marzeń i realizowanie wyznaczonych celów. Elle osiągnęła pełnię szczęścia, kiedy została żoną Matta i kiedy po raz kolejny zaszła w ciążę. Było już jednak za późno. Wkrótce uległa wypadkowi i zmarła. Matt postanowił, że epitafium, wypisane na jej grobie, nie będzie jedynym, co po niej pozostanie. Stał się gotowy na walkę o dziecko, które mogło być najpiękniejszym darem od życia. Elle powiedziała kiedyś: „Teraz jestem gotowa, a jeśli jesteśmy gotowi, złe duchy nie ważą się nas tknąć”. Prawdziwe życie jest gotowością do bycia szczęśliwym, do kochania i bycia kochanym. Trzeba tylko znaleźć w sobie odwagę. Trzeba walczyć! Priscille Sibley uświadamia czytelnikom, jak wiele mogą stracić, jeśli nie będą potrafili odnaleźć w sobie siły na zmianę, która może prowadzić do osiągnięcia pełni szczęścia. Pokazuje też, że życie może zaskakiwać. Śmierć nie jest końcem ludzkiego istnienia. Czasem przynosi odrodzenie.
KUPA TRUPA
DZIESIĘĆ BRAKUJĄCYCH ELEMENTÓW, BY TWOJA DIETA ODCHUDZAJĄCA BYŁA SKUTECZNA! Beata Cieślowska © Tijana - Fotolia.com http://www.z-pamietnika-dietetyka.pl
Zmieniająca się pora roku zachęca do odmiany. Większość osób zaczyna swoją metamorfozę od zmiany wyglądu własnego ciała i sięga się do różnych diet odchudzających. Plan jest względnie prosty – ograniczyć porcje jedzenia, jeść regularnie, więcej się ruszać, jeść więcej warzyw i owoców, pić więcej wody, dostarczać organizmowi więcej błonnika, więc dlaczego nie wychodzi? Poniżej znajdziecie dziesięć najczęściej wskazywanych BRAKujących elementów, od których zależy skuteczność Waszej diety (kolejność przypadkowa). Pierwszą kwestią i chyba najważniejszą jest BRAK właściwego zbilansowania diety. Sięgając po pierwszą lepszą rozpiskę, nie znajdziecie planu żywieniowego odpowiedniego dla Was. Zależy on od wielu czynników, zaczynając od zapotrzebowania energetycznego, pór posiłków a na indywidualnych preferencjach żywieniowych kończąc. Dlatego warto poświęcić więcej uwagi podczas dobierania planu, tak by miał on szanse sprostać wymaganiom stawianym mu przez Wasz organizm. Jeśli sami nie potraficie tego zrobić, to najlepiej zwrócić się z tym do dietetyka. Drugi punkt dotyczy BRAKU wiedzy. Decydując się na redukcję masy ciała, nie trzeba być specjalistą w tej kwestii, ale jak z każdą materią należy się na początku z nią zapoznać. By wiedzieć, co Was czeka, jak cały proces powinien wyglądać i jak go kontrolować.
ZDROWY TALERZ
Trzecia kwestia wynika bezpośrednio z poprzedniej, a mianowicie jest to BRAK przygotowania. Nie chodzi tu już o samo przygotowanie merytoryczne, ale bardziej o przygotowanie psychologiczne – właściwe podejście do tematu oraz o przygotowanie własnego organizmu do podjęcia diety redukcyjnej. Często lepiej robić to stopniowo, by zaoszczędzić organizmowi szoku spowodowanego wprowadzeniem nowego planu żywieniowego. Czwarty punkt to BRAK możliwości modyfikowania ułożonego jadłospisu. Gdy decydujemy się skorzystać z ułożonych planów, to powinniśmy przestrzegać wszystkich ich założeń. Jednak nierzadko zdarza się tak, że możemy nie mieć ochoty na konkretny posiłek, nie mieć odpowiednich produktów lub możliwości ich przygotowania, co sprawia, że nowy jadłospis zamiast być dla Was ciekawą, nową przygodą, staje się uciążliwy i nieznośny. Piąty punkt to BRAK czasu. Obecnie, większość osób podaje ten argument jako główne źródło problemów z utrzymaniem diety. Fakt, sporo „gotowych” diet może być pracochłonnych i możemy nie mieć wystarczającej ilości czasu na przygotowywanie sobie posiłków. Jednak ten powód zazębia się z pierwszą omawianą kwestią, czyli brakiem indywidualizacji planu żywieniowego. Gdyby był on dobrze dobrany do Was, na pewno uwzględniałby indywidualny rytm dnia.
40
Kolejny punkt, to nic innego jak BRAK umiejętności gotowania. To następny z listy często podawanych argumentów. Fakt, dieta wymaga specjalnego sposobu przygotowywania potraw, innych technik kulinarnych, jednak nie są to rzeczy, których nie można by się nauczyć. By wytrwać na diecie nie musimy mieć zdolności szefa kuchni z najlepszej restauracji, wystarczy kilka prób i umiejętność uczenia się na własnych błędach. Siódmy powód, przez który przerywamy dietę to BRAK sprzętu niezbędnego do przygotowywania posiłków. Jeśli już znajdziemy trochę czasu i mamy przynajmniej minimalne umiejętności gotowania lub same chęci, to potrzebujemy sprzętów kuchennych, dzięki którym przygotujemy posiłek. Ten punkt trudno przeskoczyć, trzeba się zaopatrzyć przynajmniej w podstawowe elementy tj. garnek, patelnie, pokrywkę, nóż, drewnianą łyżkę, ewentualnie blender, który usprawni wiele zadań. Ósmy powód to BRAK silnej woli. Niestety, bez niej ani rusz! Jest ona motorem napędowym całego przedsięwzięcia, więc trzeba szczególnie zadbać o to, żeby jej Wam nie zabrakło. Przynajmniej do uzyskania pierwszych, widocznych efektów, potem najprawdopodobniej rezultaty diety odchudzającej będą mówić same za siebie. Dziewiąty punkt to BRAK wsparcia. Trudno
41
utrzymać zasady diety redukcyjnej, gdy w pobliżu roi się od Waszych ulubionych przysmaków, które właśnie spożywają Wasi najbliżsi. Warto powiadomić ich o Waszych planach i poprosić o odrobinę zrozumienia, wyjaśnijcie, jakie to dla Was ważne i poproście o wyrozumiałość. Ostatni bardzo ważny punkt, o którym może powinnam wspomnieć wcześniej, to BRAK celu. Trudno zmotywować się do działania, jeśli nie wiemy do czego zmierzamy. Określenie celu jest bardzo ważne, powinien to być jeden z pierwszych elementów planowania diety redukcyjnej. Konkretne i racjonalne określenie celu pozwoli Wam na równomierne rozłożenie pracy, którą musicie wykonać, by osiągnąć oczekiwany efekt. Pozwoli to również na utrzymanie właściwego poziomu zmotywowania, wprowadzając do całego procesu odchudzania element walki. Powyższe powody porzucania diety odchudzającej padają bardzo często w odpowiedzi na pytanie: dlaczego przerwałeś? Poznanie ich i uświadomienie ich pozwoli na lepsze przygotowanie do całego procesu. Potraktujcie je jako przestrogę i postarajcie się, żeby Wasza dieta redukcyjna nie skończyła się właśnie przez któryś z nich. Dieta redukcyjna może być przyjemna, prosta i efektywna, jeśli tylko wiemy, czego od niej oczekujemy i umiemy się do niej właściwie przygotować.
ZDROWY TALERZ
TEMAT NUMERU
42
ŻYCIE BEZ PASJI Agnieszka Pohl © Jonas Glaubitz - Fotolia.com
Wyobraźmy sobie, że przed nami kolejny dzień. Nudny, szary, ponury i do niczego. Już z samego rana pojawiają się przed nami strome schody. Za oknem leje, wieje i niemiłosierne zimno przenika przez mury do naszej sypialni. Przez sen słyszymy, że dzwoni nasz budzik, informujący, że zostało nam około dwie godziny na to, by znaleźć się w pracy. Przyciskamy z ogromną siłą poduszkę do głowy (tak, że aż knykcie nam bieleją), przykrywając nasze uszy, by wyciszyć irytujący dźwięk. Powtarzamy sobie, że jeszcze tylko dwie minuty i zaraz się podniesiemy. Zdążymy przecież dotrzeć na czas. Nagle urywa się nam film. Budzimy się za godzinę. O, cholera! Teraz to na pewno się spóźnimy. W pośpiechu biegniemy do łazienki na poranną toaletę, zahaczając po drodze o kuchnię, żeby włączyć ekspres. Wpadamy do łazienki, w tempie Luxtorpeda dokonujemy ratującej nam życie czynności. W równie szybkim tempie wypadamy do pokoju, nerwowo przeszukujemy szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Ubierając się i pakując do torebki czy aktówki potrzebne dokumenty, łykając szybko kawę, przeszukujemy w pamięci listę, co jeszcze musimy zabrać, o czym pamiętać. Raz, dwa, trzy wybiegamy z domu i pędzimy jak wariat do naszej znienawidzonej roboty. Przed nami osiem godzin koszmarnej nudy i męczarni. Potem zakupy, obiad dla rodziny, ogarnięcie domu i z czystym sumieniem możemy się położyć spać. [Wsiądźmy w wehikuł czasu i wróćmy się do początku dnia.] Przed nami kolejny dzień. Za oknem świeci słońce, topnieją resztki śniegu. Jest kilka stopni na plusie, ale przez szyby okien naszej sypialna docierają do nas ciepłe promienie słońca, które delikatnie łaskoczą naszą twarz. Budzimy się, leniwie się przeciągając. Za pięć minut będzie dzwonił budzik. Niespecjalnie nas to przeraża. Pełni energii dreptamy do kuchni, w zamyśleniu – zerkając przez okno – czekamy, aż ekspres
43
do kawy się włączy, a my będziemy mogli spokojnie delektować się świeżo zaparzoną kawą i artykułem w ulubionej gazecie czy rozdziałem książki albo dziesięcioma minutami tańca w kuchni do piosenki puszczonej w radiu. Pozytywnie nastrojeni po sesji z Pharellem Williamsem i jego piosenką Happy czujemy, że optymistycznie zaczął się nam dzień. Pełni pomysłów i werwy idziemy do pracy. Po pracy czeka nas szybka kawa z przyjaciółką. A weekend – kino. Po kawie trzeba będzie zająć się domem i zupełnie przyziemnymi czynnościami. Wieczorem, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, nagrodzimy się smaczną kolacją i snem. [Wracamy do rzeczywistości.] Tak, łatwo mówić. Przecież nie mamy czasu na rozkoszowanie się życiem, na kawę z przyjaciółką czy pójście do kina. Pracujemy i z jęzorem na brodzie załatwiamy szereg ważnych i mniej ważnych spraw, bo nikt za nas tego nie zrobi. Prawda. Każdy walczy z czasem, zawsze się gdzieś spieszy. Ale tak z ręką na sercu, powiedzcie, ile czasu dziennie spędzacie na Facebooku? Ile razy dziennie sprawdzacie pocztę? Ile razy dziennie marnujecie czas na bezcelowe łażenie po sklepie w poszukiwaniu idealnego produktu? Ile czasu…? Tyle pytań można mnożyć, że sami się zdziwicie. A podsumowując ilość zmarnowanego czasu stwierdzicie, że znajdzie się czas na przyjemności i własne pasje. Przyznajcie, że dobrze jest zacząć dzień od swoich ulubionych rzeczy. Przyjemnie jest robić to, co się lubi. Dzień wtedy nie musi być męczarnią. Znajdując czas na drobne przyjemności, świat staje się piękniejszy. Bez tych drobnostek stajemy się sfrustrowani. Nic nam się nie chce, czujemy się znudzeni monotonią i powtarzalnością. Tym czasem wystarczy przełamać rutynę i pójść na wiosenny spacer. Odrobina pasji nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Może nie warto zatrać się w codzienności i popadać w pracoholizm?
TEMAT NUMERU
LOT NISKO NAD ZIEMIĄ Ałbena Grabowska Materiały prasowe Fragment książki udostępniony dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zwierciadło.
Premiera: 16 kwietnia 2014 r. Wydanie: I Kategoria: Literatura piękna Liczba stron: 336 Wydawnictwo: Zwierciadło
MATERIAŁ PROMOCYJNY
Świeciło słońce. To było samo w sobie okropne. Niebo powinno płakać, słońce zgasnąć, ludzie powinni pogrążyć się w żałobie. Jak w tym słynnym wierszu. Tymczasem pogrążonych w żałobie było troje: ja i teściowie. Moi rodzice byli raczej „pogodzeni z wyrokami boskimi”, a matka miała minę, jakby mi tego wdowieństwa zazdrościła. W kościele ksiądz, którego nie znałam zupełnie, opowiadał o Sławku, jaki to był dobry i miły oraz że „przedwcześnie zgasł”. – Jego śmierć ma szczególne znaczenie, ponieważ przed nami pierwsza niedziela adwentu… – kiedy to usłyszałam, to we mnie się zagotowało. Podniosłam głowę i zatoczyłam zdziwionym spojrzeniem dokoła. Wszyscy wydawali się zgadzać, że pierwsza niedziela adwentu usprawiedliwia mord na moim mężu. Prawie że słyszałam Sławka, który w podobnej sytuacji powiedziałby: „Cóż za absurd…”. – A to okres radosnego oczekiwania na przyjście naszego Pana… – bredził ksiądz. Byłam wtedy już po okresie negacji i wchodziłam w okres buntu. Podobno to zupełnie normalne okresy żałoby. Wtedy tego nie wiedziałam. Miałam ochotę wstać i wywrzeszczeć temu człowiekowi prosto w oczy, że Sławek tu nie bywał i jego śmierć nie może być elementem radosnego oczekiwania na czyjekolwiek przyjście. – Nasz brat – ciągnął niezmordowanie ksiądz – już dostępuje zaszczytu zasiadania po prawicy… Na pewno nie zasiada po żadnej prawicy, co najwyżej trafi do czyśćca, myślałam, słuchając absurdalnych słów. Przecież był niewierzący, niepraktykujący. Ja podobnie. Co ja tam robiłam? – Spróbujmy znaleźć sens w tej nieoczekiwanej śmierci… – kontynuował ksiądz. Nigdy nie znalazłam sensu w jego śmierci. Nigdy się z nią nie pogodziłam. Stypę pamiętam jako niekończący się korowód szepczących postaci w czarnych strojach. Szepczących, jakby bali się, że kogoś obudzą. Wszystko odbywało się u nas w domu, bo ja nie chciałam żadnych restauracji. Nie wiem, czemu wolałam zrobić wszystko sama, zamiast pójść gdzieś na dwie godziny i „nie mieć kłopotu”. Matka argumentowała, że tak byłoby lepiej. Teściowa też proponowała, że stypę zrobimy w barze mlecznym nieopodal ich domu. W barze mlecznym… Sławek spadłby
44
z krzesła, gdyby się dowiedział, że ktoś całym swoim życiem zasłużył na pożegnalne przyjęcie jedynie w barze mlecznym. – Żartuje chyba mama… – powiedziałam. – I co ludzie będą jedli, naleśniki? Pani z okienka będzie krzyczała „leniwe raz”…? – Ależ Weronisiu – protestowała. – Bar będzie zamknięty… A pani Ziutka to moja znajoma. Ona przygotuje, co chcemy. Schabowe kotleciki albo mielone… Mizeria, ziemniaczki, dwie zupy do wyboru. Będzie bardzo ładnie, zobaczysz, i nie trzeba będzie chodzić do domu… – A tak przy okazji – wtrącił mój ojciec – to kogoś trzeba będzie przenocować? Nawet do głowy mi nie przyszło, że musiałabym znosić czyjąś obecność we własnym domu w nocy. Teściowa popatrzyła na mnie niepewnie. – Siedlce wrócą pociągiem. Basia i Kazio z Poznania… ale oni mają samochód. Grażynka przyjedzie ze Szczecina z mężem, on zdaje się, że ma Damian, tak Damian i właśnie ich by trzeba… – Nie – powiedziałam głośno i wyraźnie. – Ale nie wypada – wyszeptała teściowa. Teść pokiwał głową. – Zrozumieją – powiedziałam stanowczo. – To ty im sama powiedz, że ich nie przenocujesz… – stchórzył teść. – Nie chcecie, żebym ja cokolwiek mówiła, wierzcie mi… – popatrzyłam na nich oczami szalonej wdowy. Teściowa tradycyjnie zaczęła ronić łzy. Szczerze mówiąc, nie ruszyło mnie sumienie. Nie znałam Grażynki i Damiana. Ostatni raz widziałam ich na naszym ślubie, chociaż może Grażynka nie była wtedy z Damianem, tylko z innym. Z tego, co o niej wiedziałam, to miała wielu narzeczonych, którzy olśnieni jej urodą wytrzymywali u jej boku najwyżej rok (rekordzista chyba półtora) i uciekali gdzie pieprz rośnie. Szczerze mówiąc, zapomniałam, że Grażynka istnieje. – Może im powiedzieć, że u Weroniki już nocuje wujostwo, powiedzmy z Wrocławia… – zasugerował mój ojciec. – Ona to sprawdzi – zmartwił się teść. – U nas już nocuje Elbląg i pół Jeleniej Góry. – Powiedzcie jej, co chcecie – powiedziałam. – Nie będzie nikt u mnie nocował. Zjecie, wyjdziecie i zostawicie nas w spokoju. – Nas?... – nietaktownie zapytał ojciec.
45
MATERIAŁ PROMOCYJNY
SERCE W STARYM PORTFELU Klaudia Maksa © roobcio - Fotolia.com
Wraz z wiosną świat budzi się do życia. Często pod wpływem tego magicznego okresu podejmujemy różne, życiowe decyzję, bo rozkwitają także nasze siły witalne. Może do listy obietnic składanych samemu sobie warto przemycić tę najważniejszą - „być lepszym dla innych”. A żeby was do tego zachęcić, opowiem wam historię, która przydarzyła mi się wiele lat temu, ale nie zapomnę jej do końca życia, albowiem pokazuje, że w życiu warto wierzyć w drugiego człowieka. Że nie wolno wątpić w takie cechy, jak szczerość i uczciwość. – Mamo, daj mi 5 złotych – poprosił syn senior, wysiadając z samochodu. – O rany! – jęknęłam, wyjmując pieniądze z port-
W MINIONYCH CZASACH
fela. – Masz, tylko nie wydaj wszystkiego od razu w sklepiku. Dziecko porwało monetę i pobiegło w kierunku szkoły, rzucając pro forma: „Fęks mama”. – Czyżbyś żałowała swojemu dziecku kieszonkowego? – spytała zaczepnie Dorota. – Niee... Znowu zapomniałam odebrać z pralni żakiet Justyny. W portfelu mam kwitek. – Justyna nie może go odebrać sama? – drążyła Doris, próbując jednocześnie wyjechać z zatłoczonego parkingu. – Nie. Mieszka w Koszalinie. Będzie ci po drodze pralnia na Malczewskiego? – Jasne. Zapnij pasy.
46
Dorota zatrzymała się przed samymi drzwiami, na których wisiała wielka kartka „dzisiaj pralnia czynna od 10.30 – przepraszamy”. – Chcesz czekać, czy wracamy? – spojrzała na zegarek – Mamy jeszcze 15 minut. – Poczekam. Chciałabym to dzisiaj załatwić, żeby pozbyć się w końcu wyrzutów sumienia. Pożyczyłam ten żakiet od Justyny jakieś 3 lata temu, kiedy wracałyśmy wieczorem z parku. Na drugi dzień wyjechałam, potem ona wróciła do Koszalina. W zeszłym tygodniu robiłam gruntowne porządki w szafach i natknęłam się na niego. Pomyślałam, że go odświeżę i wyślę jej w paczce. – Słuchaj, a Justyna nie przyjeżdża do rodziny od czasu do czasu, chociażby na święta? Musisz jej ten żakiet wysyłać pocztą? Nie możesz jej go zanieść kiedy tu przyjedzie? – Nie. Wolę działać z zaskoczenia. Lubię widzieć ten błysk w oczach, czuć jak rośnie komuś wiara w człowieka. – Co?! Klaudia, ona mieszka w Ko-sza-li-nie! – przesylabizowała Dorota. Jak ty to chcesz zobaczyć?! – Wystarczy, że sobie wyobrażę. – Klaudia... Ty wierzysz jeszcze w takie rzeczy? W takie wiary w ludzi i błyski w oczach? – Wierzę. Dorota, ludzie chcą wierzyć w drugiego człowieka i zachwyca mnie fakt, że reagują afektywnie, kiedy utwierdzają się w przekonaniu, że warto ufać ludziom. – Mówisz jakby życie było disneyowską bajką. Life is brutal, moja droga. – Może uważasz, że to infantylizm, ale ja już kilka razy taki błysk w oczach widziałam. Pamiętasz, jak ci opowiadałam o Hiszpanie Blazie? Tym, co wysyła mi każdego roku życzenia na święta? – O tym sierocie z ćwiczeń z fonetyki, który nie grał z wami w karty, bo twierdził, że kłamstwo to grzech? Pamiętam. – Dorota przestań kpić. Blaz był katolikiem, przez duże K. Działał prężnie w jakiejś wspólnocie swojego kościoła. Przepełniony był radością życia, człowiek był dla niego KIMŚ. Ufał każdemu kogo znał. Wad ludzkich starał się nie widzieć, za to dostrzegał i doceniał ludzkie zalety. Lubiłam z nim rozmawiać. Był bardzo oczytany, ale nigdy nie dawał tego poznać komuś, kto zarabiał na chleb na zmywaku na przykład. Potrafił za to ująć tego kogoś chęcią nawiązania przyjaznego dialogu. – Wiesz, mam pomysł. Zaproś go do siebie. Chętnie poznam to ludzkie zjawisko. Może i mnie wróci wiara w człowieka, jak ty to mówisz… – Pomyślę. Słuchaj dalej. Pewnego razu stałam z nim w kolejce do dziekanatu, żeby okazać dowód wpłaty za czesne oraz poczynić wymagane formalności w celu kontynuacji nauki. Kolejka była długa,
47
ale czas mi upływał na przyjemnej konwersacji. Tuż przed wejściem stwierdziłam, że wpłaciłam za mało pieniędzy, bo była podwyżka czesnego. Blaz nie zastanawiając się ani chwili wypisał mi czek na brakującą, niewąską sumę pieniędzy. Byłam lekko zdeterminowana, więc czek przyjęłam, obiecałam dług oddać i poszłam do banku. Bank był nieczynny, więc wróciłam z powrotem na uczelnię z niezrealizowanym czekiem w garści. Okazało się również, że podwyżka mnie nie dotyczyła idodatkowe pieniądze nie były mi potrzebne. Jednak Blaza już na korytarzu nie było. Postanowiłam jakoś go odnaleźć. – Ale po co? Przecież nie zrealizowałaś tego czeku. – Nie zrealizowałam, ale byłam pewna, że chodzący z głową w chmurach Blaz prawdopodobnie nie zauważy, że pieniędzy na koncie mu nie ubyło, bo nie przywiązywał wagi do tak przyziemnych spraw, jakimi są wyciągi z banku. Na drugi dzień udałam się do jego kościoła. Tam miła pani mi powiedziała, że Blaz wrócił do Hiszpanii. – Tylko mi nie mów, że zdobyłaś jego adres i wysłałaś czek listem poleconym. – Lepiej. Schowałam czek do portfela, żeby się nie zgubił i żebym miała go zawsze przy sobie, tak na wszelki wypadek. I wyobraź sobie, że ponad dwa lata później wyszłam w pewną niedzielę na spacer do Parku Boulogne. Nagle spojrzałam przed siebie i aż przystanęłam ze zdziwienia. Na ławeczce siedział Blaz. – Blaz! Cześć! Człowieku, tyle czasu minęło! Blaz wstał i przywitał się jak dżentelmen. – Blaz, co słychać? Nie widzieliśmy się z jakieś trzy lata! – Tak, byłem w Hiszpanii... Zaczął opowiadać, co się z nim działo. Był niby taki sam, ale nie widziałam już w jego oczach tej ciekawości, tego blasku. Uciekał ode mnie wzrokiem. W pierwszej chwili pomyślałam, że w jego życiu wydarzyło się coś przykrego. – O rany... Blaz! – krzyknęłam nagle, bo dotarła nagle do mnie przyczyna tego chłodnego dystansu. Blaz, przecież ja mam coś dla ciebie! Słuchaj, pamiętasz, pożyczyłeś mi pieniądze na czesne? – Taaak – powiedział zgaszony. – No więc Blaz, masz, oddaję ci to. I wyjęłam z portfela wyświechtany już czek od niego. – Widzisz, nie zrealizowałam tego czeku. Proszę, z powrotem ci go oddaję... Kiedy spojrzałam na niego, utwierdziłam się jeszcze raz w przekonaniu, że Blaz był wrażliwym człowiekiem o dobrym sercu. W jego oczach ujrzałam wielką, szczerą radość. Natomiast ja czułam się tak, jakbym mu zwróciła zamiast pospolitego, bankowego czeku najcenniejszy skarb na ziemi.
W MINIONYCH CZASACH
LIMERYK Maciej Zborowski © ijacky - Fotolia.com
Pewien mieszkaniec Libanu Filozofował tak dla szpanu Temat owych dyskusji Nikogo nie kusił A sprawy chowali do turbanów
POETYCKO
48
CZŁOWIEK Z BRUDNOPISU Mariusz Jagiełło
Odcisnąłem twarz na zabrudzonych ścianach. W pomieszczeniach, gdzie szept rozchodzi się z prędkością światła. Hałas nie rozpuści makijażu. Powypadają rzęsy i paznokcie. Nazwisko pozostanie. W gazecie piszą o samobójcy z metra. Nic o mnie. Leżąc na dywanie łatwiej zaczerpnąć tchu. Kiedy wychodzę na spacer mijam ślady - są wyznacznikiem przetrwania. Chcę być człowiekiem z pierwszych stron brudnopisu. Spotykamy się w tłumie ludzi i przedmiotów codziennego użytku . Na pół etatu, wieczorami. W hotelowych pokojach uciekamy przed wyznaniami. Spojrzenie na ekranie monitora mówi więcej niż każdy tekst pj harvey słuchany w samotności.
49
POETYCKO
MIASTO JEST SCHRONIENIEM Mariusz Jagiełło
Od poczucia winy. Obietnice, wśród gwaru ulic, są puste niczym spojrzenia mijanych przechodniów. W wagonach metra jestem kolorem ubrań i kilogramami masy mięśniowej. Nie noszę dowodu tożsamości. W obcisłej koszuli mogę odpowiadać na uśmiechy kobiet. Przymierzam palce do ich warg, wieszam lustra na suficie, w wymyślonych sypialniach. Patrzę, jak bezkarnie czytają smsy od sąsiadów. Miasto budzi lęk. Uciekam w ramiona żony, której mąż pracuje nad zażegnaniem kryzysu. Wieczorami siada na moich włosach pozostawionych na fotelu. Przed snem opowiada dzieciom zmyślone historie.
MARIUSZ JAGIEŁŁO – ur. 19.01.1977 w Warszawie. Absolwent Pedagogiki na Wyższej Szkole Pedagogicznej TWP. Od kilku lat pracownik Urzędu Patentowego RP. Ma dwójkę dzieci. Publikował w „Pograniczach”, „LiTeracjach” , „Szafie”, „Debiutext”, „Desperat zine”, „Open Polish Magazine”. Niebawem ukaże się jego debiutancki tomik.
POETYCKO
50
ALEJA BZÓW Aleksandra Tyl Ciepła opowieść o przyjaźni i miłości
JUŻ W SPRZEDAŻY
NA PRAGĘ NIE WRÓCĘ Elżbieta Wichorwska
Niepokojący kryminał, pogmatwany romans, dziennik podróży po Europie.
JUŻ W SPRZEDAŻY
51
PATRONATY
SYLWETKA AUTORA Ewa Bawolska Ewa Bawolska
„Moją pierwszą pasją jest poezja i literatura, drugą: fotografia i dziennikarstwo, a trzecią, którą wyssałam z mlekiem matki: haftowanie, szydełkowanie i robienie na drutach” – tak mówi o sobie Ewa Bawolska, kobieta o duszy w kolorach tęczy, która nie skupia się na bylejakości, co szarą codzienność na mazurskiej wsi przeplata magią tworzenia. Pisze wiersze i publikuje je w wydawnictwach, m.in. w „Antologii poetów i pisarzy Oddziału Warmińsko-Mazurskiego Stowarzyszenia Autorów Polskich w Ostródzie" . Ewa Bawolska, mimo posiadania błękitnych skrzydeł u ramion, stąpa mocno po ziemi, a kierowana swoją wrażliwością stara się pomóc potrzebującym. W gminie Grunwald organizuje i prowadzi zajęcia dla osób niepełnosprawnych, zakładając stowarzyszenie SONIR. Inicjuje akcje społeczne, które mogą wesprzeć tych ludzi w potrzebie. Tak powstała m.in. książka „Znane i nieznane zakątki Gminy Grunwald”, która jest źródłem informacji i ciekawostek historycznych i geograficznych. Zajęta działalnością społeczną nie zapomina jednak, że aby móc pomóc, trzeba znać się na wielu sprawach w wielu dziedzinach, więc kształci się permanentnie. Najpierw w dziedzinie pedagogicznej, potem w zakresie pracy socjalnej, w końcu podejmując studia z administracji państwowej. Ewa Bawolska to także matka sporej gromadki dzieci i sprawna gospodyni, mocno trzymająca stery, żeby rodziną nie miotały zanadto wichry i burze. Poznajcie tę niezwyczajną osobę. Wczytajcie się w jej wiersze i odkryjcie w ich strofach duszę wrażliwej kobiety. POETYCKO
52
nadzieja Ewa Bawolska
A kiedy noc mnie kolejna zawoła i każe śpiewać hymn życiu pochwalny podniosę kielich i spojrzę dokoła szukając tego kto jest władny odmienić los nasz jak złą monetę i zamiast wołów dać może karetę A kiedy świt mnie kolejny obudzi i wezwie iść mnożyć nasze talenty spojrzę w oczy mijanych ludzi szukając tych którym lamenty i nocno-wieczorne przeszkadzają zwoje spisane bólem dziecka które nie moje A kiedy godzina przyjdzie moja i utnie się pieśni mojej wątek spojrzę za siebie by w życia podwojach pozbierać szczęście cały mój majątek i poniosę je w światło które w tunelu wołało do siebie i zwracało wielu Lecz na tę chwilę kiedy w mogile syn nie jeden już leży cierpliwie szukam ciebie który też wierzysz że potępienie na nikogo nie przyjdzie że wstąpi do nieba w Miłosierdziu Pana zamknięte przez Krasickiego w alegorii całe adamowe plemię
53
POETYCKO
o pomarańczy sercu i pękaniu Ewa Bawolska
już dziś na jutro napiszę wiersz bo jutro to wiesz przyjdzie stanąć na linie bez batutu lub na trampolinie skakać wiersz o pomarańczy o jej zapachu który tańczy jak tancerka w cyrku o jej kształcie jak słońce i o kolorach i o tym skojarzeniu że pomarańcze to metafora o złudzeniu bo nie ma w życiu jak we śnie że lina bez końca rozciąga się a trampolina do góry odbija w życiu pęka lina trampolina się przebija następuje zmiana po trupach lub ranach czasami solonych przez w torturach wyćwiczonych chciałabym rzec niech tam się co chce dzieje i oprzeć plecy o ciepły kaflowy piec i tylko w stronę dobrych wspomnień biec serce truchleje wyszłam choć fotochromy diabli wzięli i źga mnie ostrze bieli walczę z pogodowym kacem piję wody na mróz hektolitry jak po śledziach wypłukuję sól po marzeniach o morzu tylko może zostało nawet łzy dziś wyschły w kieszeni mam dwie pomarańcze trzecia pękła przy wsiadaniu do autobusu
POETYCKO
54
KSIĄŻKA JEST KOBIETĄ... PO RAZ DRUGI! Materiał prasowy http://ksiazkajestkobieta.pl Nowy rok, nowe wyzwania, noworoczne postanowienia. Nowy rok to także II już edycja Ogólnopolskiej Kampanii Społecznej „Książka jest Kobietą”, której – przypomnijmy – głównym celem jest przywrócenie, czy też stworzenie mody na czytanie, trendu, który można określić jako szlachetny snobizm. NOWOŚCI!
CO JUŻ ZA NAMI?
Idea pozostaje niezmienna, poza tym jednak w nowym roku wiele nowości i zmian. Do kampanii dołączają wciąż nowe Wydawnictwa, Patroni Medialni, Ambasadorki i Ambasadorzy. W 2014 roku do tego szacownego grona dołączyły między innymi prof. Ewa Woydyłło-Osiatyńska, Hanna Bakuła, Olga Borys, Ilona Felicjańska, Lidia Kopania, Anna Samusionek, Anna Gzyra, Anna Szymczak, Aldona Orman, Agata Załęcka, Krzysztof Sadecki, Witold Antosiewicz i Grzegorz Turniak.
Pierwsza edycja kampanii trwała przez cały 2013 rok, zaangażowane w nią były i są nadal największe wydawnictwa książkowe, wydawnictwa niszowe, nierzadko rodzinne przedsięwzięcia, media, osobistości ze świata kultury i show businessu.
Nowy rok to organizowana po raz pierwszy uroczysta Gala z udziałem Ambasadorów, Czytelniczek, laureatów całorocznych konkursów, przedstawicieli świata kultury, polityki i show-biznesu. Nowy rok to nowa, dedykowana kampanii domena: www.ksiazkajestkobieta.pl Bardziej przejrzysta, intuicyjna i responsywna. Możecie nas czytać w komputerze, na smartfonach i tabletach. To jeszcze więcej wartościowych treści i aktualizowane praktycznie codziennie informacje ze świata książki. Po raz pierwszy zamierzamy również wejść na rynek z własnym wydawnictwem! Czy będzie to jedynie wydawnictwo okolicznościowe? Pokłosie konkursu? Nowy, literacki tytuł, który – miejmy nadzieję – na stałe zagości na Waszych półkach? Nie chcemy zdradzać wszystkich szczegółów, wszak rok jest długi i wszystko może się jeszcze wydarzyć…
Kampania prowadzona była niemalże we wszystkich środkach przekazu – przede wszystkim na stronach internetowych Organizatora oraz w specjalnym, dedykowanym Kampanii serwisie Książka jest Kobietą (www.ksiazka.modaija.pl), w serwisach społecznościowych, w mediach drukowanych i elektronicznych, w telewizji, w wydawnictwach Patronów Medialnych, podczas spotkań autorskich, wydarzeń literackich i kulturalnych. Opublikowaliśmy blisko 400 recenzji literackich, zapowiedzi wydawniczych, zorganizowaliśmy prawie 30 konkursów dla naszych Czytelniczek i Czytelników. Dla organizatorów kampanii sukces to każda osoba, która dzięki nam odnalazła w sobie miłość do książek. Biorąc pod uwagę reakcje, z jakimi spotykamy się na co dzień, ilość i treść korespondencji, zaangażowanie Czytelniczek i Czytelników w różnego rodzaju akcje i działania, jesteśmy przekonani, że zamierzone cele udało nam się osiągnąć. Pełni pozytywnej energii i wiary wkraczamy wraz z Książką w nowy, 2014 rok.
Możemy natomiast obiecać, że o kampanii KjK będzie w tym roku głośno. Nie zamierzamy ograniczać się do jednego medium, jednego typu działań. Będziemy jeszcze bliżej Was, Czytelniczek i Czytelników – podczas spotkań, event’ów, warsztatów organizowanych na terenie całego kraju. Będziemy działać i łączyć różne sfery życia i aktywności Kobiet – bo w końcu Książka jest Kobietą, lecz Kobieta to nie tylko Książka. 55
PATRONATY
WIELKANOC ZA STOŁEM Materiały prasowe HOME&YOU http://home-you.com/pl/
Każdy mól książkowy kiedyś musi sobie odpocząć. Kolorem, który wpływa kojąco na człowieka, jest zielony. Dlaczegóż by więc choć na chwilę nie dać odpocząć oczom i nie przygotować w tym czasie wiosennego, świątecznego, zielonego stołu, by choć odrobinę poczuć, że zima już za nami.
Kolorowa patera na jajka, najlepiej faszerowane na wiele sposób (1), na pewno ożywi stół. Żółty koszyk (2) pełny smakołyków idealnie odda ducha świąt. Zielona miska w kształcie skorupki jajka (3) będzie wyśmienita na wiosenna sałatkę. Komplet zielonych świec (4) oraz zielony serwetnik (5) w kształcie kury nada lekkiego, zabawnego charakteru. Białe talerze z motywem kwiatowym (6) dodadzą elegancji i podkreślą barwy podawanych potraw.
NIEZBĘDNIK MOLA
56
1
2
3
4
5
6
57
NIEZBEDNIK MOLA
KĄCIK DZIECIĘCY
58
Wiosna w dziecięcej kuchni Agnieszka Pohl © agneskantaruk, © Hemeroskopion - Fotolia.com Wraz z wiosną zmieniamy naszą garderobę. Zmieniamy też nawyki żywieniowe. Częściej sięgamy po warzywa. Zatem jest to idealna okazja, by w weekend przygotować ze swoją pociechą przepyszne, kolorowe i zdrowe kanapki.
SKŁADNIKI
PRZYGOTOWANIE
ìì Chleb (ilość według uznania i Waszych apetytów) ìì Masło ìì Opakowanie twarożku ìì Kilka plasterków sera żółtego ìì Kilka plasterków wędliny (to coś zdecydowanie dla mięsożerców) ìì Pęczek rzodkiewki ìì Pęczek szczypiorku ìì Kilka pomidorów ìì Ogórek ìì Oliwki czarne i zielone ìì Papryka ìì Rzeżucha (niekoniecznie - można zastąpić innym ziołem) ìì Ulubioną sałatę ìì Foremki do ciastek do wycinania kształtów z chleba (w kształcie misia, bałwanka. etc.)
Możecie z tych składników wyczarować wszystko. Misia z wąsami. Biedronkę leżącą na sałacie. Ograniczyć Was może tylkowyobraźnia. Nam nasza wyobraźnia podpowiada, żeby przygotować misia polarnego. Przygotujcie foremkę do ciastek w kształcie misia. Przy jej pomocy wytnijcie z chleba zwierzątko Posmarujcie go masłem a potem twarogiem. Ukrójcie dwa plasterki z jednej czarnej oliwki i zróbcie z nich oczy. Ze szczypiorku zróbcie wąsy. Z połówki rzodkiewki nos, a z paseczka papryki uśmiechniętą buźkę. Jest to wyśmienita zabawa dla niejadków. Bo któż by nie zjadł tak kolorowych i zabawnych kanapek? A zwłaszcza takiego polarnego misia?
59
KĄCIK DZIECIĘCY
ZIOŁOWO
60
DOBROCZYNNY WPŁYW ZIÓŁ NA NASZ ORGANIZM Alicja Pohl © Jiri Hera , © Digitalpress - Fotolia.com O pozytywnym wpływie roślin na nasz organizm wiemy od dawien dawna, bowiem historia ziołolecznictwa jest tak długa jak historia cywilizacji, zatem warto poświęcić jej kilka słów.
Ojcem medycyny, jak dobrze wiemy, jest żyjący w V wieku p.n.e. Hipokrates, który do dnia dzisiejszego pozostał symbolem zarówno greckiej medycyny jak i zasad moralnych oraz zalet niezbędnych lekarzowi. W Europie początki wiedzy o ziołach w medycynie pochodzą z Grecji. W średniowieczu powstawały pierwsze klasztory Benedyktynów, którzy przepisywali ocalałe manuskrypty. Zakonnicy wzbogacali swoją wiedzę, czerpiąc informacje z wiedzy Egipcjan, która przekazywana była niezwykle sumiennie; Babilończyków i ludności Indii, której zawdzięczamy takie przyprawy oraz rośliny lecznicze jak: kminek, pieprz, kardamon, goździki, imbir, gałkę muszkatołową, trzcinę cukrową czy olej sezamowy; ludności Chin oraz arabskiego świata naukowego, którego gwiazdą medycyny był Awicenna z Buchary. Ważne jest, że pierwsze klasztory zajmowały się nie tylko szerzeniem wiary w sposób przyjemny człowiekowi, ale również niesiono pomoc w postaci leczenia. Księgi wędrowały wraz z Benedyktami po całej Europie, gdzie zakładali swoje klasztory, a przy klasztorach wirydarze, w których uprawiali zioła. Słynną osobistością, jaka pojawiła się w tym czasie, była ko61
bieta, św. Hildegarda. Możemy się obecnie dziwić, że w XII wieku kobieta mogła dokonać tak niezwykłych rzeczy. Nie tylko studiowała prace zielarskie swoich poprzedników, ale również jest autorką prac na temat zdrowia, odżywiania i wiary. Jej prace wywarły duży wpływ na rozwój nomenklatury roślin leczniczych. Była osobą traktującą wszystko racjonalnie. Uważała, że człowieka należy postrzegać jako całość nie odrywając problemów ciała od problemów ducha. Jej medycyna uwzględniała leczenie z chorób wynikających z trosk, smutków, złości czy niemocy wybaczania. W renesansie zaczęli pojawiać się lekarze-botanicy. W Europie zaistniały pierwsze apteki, początkowo zwane „sklepami korzennymi” czy „składami pieprzu”, ponieważ sprzedawano w nich nie tylko lecznicze zioła, ale również przyprawy oraz pachnidła. Do rozpowszechnienia wiedzy biologicznej przyczyniło się wynalezienie druku przez Gutenberga oraz odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba w 1492 roku. W Europie pojawiło się wiele nowych roślin oraz drukowanych zielników zawierających wiedze medyczną. Wydarzenia te wpłynęły na rozwój chemii medycznej. Powstawało wówczas wiele zielników zawierających ZIOŁOWO
ówczesne informacje na temat roślin leczniczych, zarówno miejscowych jak i zagranicznych. Prace wielu naukowców nowożytnych przyczyniły się do rozwoju chemii farmaceutycznej oraz do badań nad substancjami czynnymi występującymi w roślinach, które były wykorzystywane do produkcji leków. Zarówno chemia jak i farmakologia w późniejszym czasie zaczęły rozwijać się równolegle. Dzięki pracy profesora Tschircha zaliczono do nauk powszechnie uznanych badanie roślin oraz leków pochodzenia naturalnego. Obecnie używany jest termin fitoterapia (phytotherapia), która pochodzi od słów phyton - roślina i therapeuo - leczę, czyli całość zabiegów terapeutycznych z wykorzystaniem leków pochodzenia roślinnego. W pewnym momencie zaczęto lekceważyć prozdrowotne działanie ziół, wierząc w nowoczesne preparaty farmaceutyczne. Obecnie jednak fitoterapia przeżywa renesans. Metody leczenia z wykorzystaniem ziół bywają niezawodne. Pomimo niezaprzeczalnego faktu niesamowitego rozwoju medycyny, wiele osób zaczęło z dużym powodzeniem sięgać po sposoby naszych babć, pokazując nam, że zioła mogą zdziałać cuda. I jak powiedział Iwan Miczurin: „Nie możemy czekać na łaskawość przyrody. Naszym celem jest wziąć ją sobie od niej samemu”. JAKIE ZATEM SUBSTANCJE CZYNNE ODPOWIADAJĄ ZA DOBROCZYNNE DZIAŁANIE ZIÓŁ? Zioło powstaje z rośliny leczniczej dopiero po przemianach technologicznych, zawiera substancje czynne, które w większości przypadków działają na nasz organizm. Substancje, jakie warunkują właściwości chemiczne ziół, możemy zaliczyć do: alkaloidów, glikozydów, saponin, goryczy, garbników, związków aromatycznych, olejków eterycznych i terpenów, tłuszczów roślinnych, glukokinin, śluzów, hormonów i fitocydów. JAKIE „CUDA” MOGĄ ZDZIAŁAĆ ROŚLINY LECZNICZE? Rośliny dzielimy na grupy. Uwzględniając działanie jakie posiadają, należy pamiętać, że niektóre rośliny nie działają na jedno schorzenie ale zakres ich działanie może być szerszy. Ciężko byłoby podać, na jakie dolegliwości stosować poszczególne, zioła ponieważ ich ilość jest bardzo duża. Warto zaznaczyć, że do ziół o działaniu wykrztuśnym i łagodzącym napady kaszlu, który coraz częściej nam towarzyszy przy obecnej pogodzie, możemy zaliczyć: prawoślaz lekarski, podbiał pospolity (odwar z podbiału możemy natomiast wykorzystać do sporządzenia kąpieli w przypadku trudno gojących się ran), babkę lancetowatą, pigwę pospolitą czy lukrecję gładką. Działanie zmiękczające oraz wykrztuśne
ZIOŁOWO
ma również farbownik lekarski, którego młode liście są bogatym źródłem witaminy C i możemy je śmiało spożywać, przygotowując do obiadu jak szpinak czy sałatę. W swojej „domowej aptece” warto zaopatrzyć się w ususzone kwiaty lipy, które są doskonałym lekiem na przeziębienie. Przygotowany z nich odwar można wzbogacić w miód. Również wyciąg wodny z „owoców” dzikiej róży zwiększa odporność naszego organizmu na choroby, jak również skutecznie zwalcza przeziębienie. W przypadku wystąpienia gorączki warto sięgnąć po korę wierzby białej, która dzięki zawartości związków salicylowych jest świetnym środkiem przeciwgorączkowym oraz napotnym. Ulgę w czasie przeziębienia i gorączki mogą nam przynieść również ziółka z olszy czarnej. Jeżeli dokucza nam ból zęba, możemy sięgnąć po krwawnika kichawca i przygotować odwar w dawce dziennej dwie łyżeczki do herbaty pociętego kłącza na dwie filiżanki wody. Roślina ta, ceniona również za swoje walory ozdobne, zawiera olejek eteryczny leczący brak apetytu oraz choroby dróg moczowych. Natomiast bóle migrenowe złagodzą nam Arcydzięgiel Litwor czy mierznica czarna. Mając dzieci warto zaopatrzyć się w rumianek pospolity, który jest najczęściej stosowany właśnie w pediatrii (wykorzystuje się suche koszyczki) i nostrzyk żółty (posiada właściwości przeciwzapalne), które świetnie wspomagają na gojenie ran. Na drogi moczowe przeciwzapalnie działa wrzos zwyczajny. Można mu również przypisać właściwości uspokajające. W przypadku wystąpienia róży świetnie zdaje egzamin poziomka pospolita, którą również możemy wykorzystać jako herbatę, a dokładnie jej sfermentowane liście. Herbata z liści poziomki podobnie jak liście maliny pobudza apetyt. Na naszych małych lub dużych niejadków możemy znaleźć też inny sposób, wykorzystując zioła o działaniu regulującym funkcje żołądka, które zalecane są do spożywania przed posiłkami, np. bylica boże drzewko, bylica piołun, bylice estragon (żucie świeżych liści zapobiega miażdżycy) czy tatarak zwyczajny (leczy zaburzenia czynności układu pokarmowego). Mamy również grupy ziół takie jak: zioła ułatwiające pocenie (bez czarny, dziewanna, lipa, dymnica pospolita, porzeczka czarna, przetacznik leśny) oraz te, które zapobiegają nadmiernemu poceniu się stosowane zewnętrznie (dąb i orzech włoski) i stosowane wewnętrznie (pokrzyk wilcza jagoda czy szałwia). Zioła wiatropędne usuwające gazy z przewodu pokarmowego, zawierające rozkurczowe substancje czynne to np. znany nam koperek, kminek zwyczajny (zapobiega powstawaniu niekorzystnej mikroflory i pasożytów jelitowych) czy hyzop lekarski. Natomiast do grupy tych pomocnych w wydalaniu moczu
62
możemy zaliczyć bez czarny (kwiat), jałowiec pospolity, borówkę i korzeń pietruszki. Kobietom ulgę mogą przynieść buławinka czerwona, czarnuszka siewna (jest stosowana już od czasów starożytnych jako namiastka pieprzu) czy dziurawiec zwyczajny, wpływając na zmniejszenie bóli miesiączkowych czy łagodząc skurcze mięśni gładkich. Stosowanie ich powinno jednak odbywać się pod okiem lekarza. NA CO NALEŻY ZWRÓCIĆ SZCZEGÓLNĄ UWAGĘ? Można zatem powiedzieć, że zioła nas uzdrawiają, nie wywołując przy tym katastrofalnych skutków ubocznych. Pijąc je mamy świadomość, że nie robimy sobie krzywdy, ale tylko wtedy, kiedy bezpiecznie z nich korzystamy. Stosować je możemy praktycznie na wszystko. Ale musimy pamiętać, aby tak jak do wszystkiego, tak i do ziół podchodzić z umiarem. Należy pamiętać, że stosowanie ich może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego jeżeli są nieodpowiednio stosowane. Co więcej leki ziołowe mogą wchodzić
63
w interakcje z innymi lekami, które przyjmujemy, dlatego konieczna jest konsultacja z lekarzem. BALNEOTERAPIA? Popularne obecnie stają się kąpiele i okłady ziołowe, które jednak znane są od dawien dawna, ale niestety mało poświęca się im uwagi. Polegają one na niczym innym, jak na wymianie substancji pomiędzy organizmem a roztworem, w którym odbywa się kąpiel. Substancja lecznicza wnika do naszego organizmu, a substancje szkodliwe opuszczają nasz organizm. Oczywiście, jak zawsze i tutaj też są wyjątki, kąpieli takich nie mogą zażywać m.in. osoby, które cierpią na epilepsje, na nadczynność tarczycy, osłabione czy cierpiące na choroby dróg oddechowych. CO WARTO ZAPAMIĘTAĆ ? Warto zapamiętać, że zioła należy pić z wiarą w ich skuteczność, zioła pomagają, jeżeli się wierzy, że jest to coś co nas uzdrowi i jest dla nas dobre.
ZIOŁOWO
NOWY NUMER BRZDĄCA
JUŻ WKRÓTCE
REKLAMA
/mgazynbrzdac.pl /MagazynBrzdac http://magazynbrzdac.pl
64
WIOSNA © Fotolia.com
65
OBIEKTYWNIE