magazyn dla otwartych na literaturę i smaki
5 / 2013 (5)
AZJA
KULINARIA NA STOLE I NA PAPIERZE
ORIENTALNE KLIMATY
ZDROWY TALERZ GEJSZE KOBIETY WSCHODU DIETETYK W NATARCIU
JEDZENIE JESIENNE W CHINACHMENU SEZONOWE PRZEPISY
ODKRYWAMY NIEZNANE
PROZA CZAR ŚWIĄT POEZJA FELIETONY
PIĘKNY MAGICZNY CZAS
KONTAKT Z REDAKCJĄ
Egzotycznie i świątecznie
redakcja@magazynobsesje.pl STRONA WWW
Drodzy Czytelnicy!
http://magazynobsesje.pl
Jest dla nas ogromnym wyzwaniem tworzyć dla Was ten magazyn. Chcemy Was ciągle zaskakiwać i ciągle podążać za Waszymi oczekiwaniami. Tym razem chcielibyśmy Was zabrać do świata Azji i wprowadzić trochę w świąteczny nastrój.
REDAKTOR NACZELNA Agnieszka Pohl REDAKCJA I KOREKTA Anna Stokłosa Joanna Gontarz WSPÓŁPRACOWNICY Agata Jezierska Beata Cieślowska Hanna de Broekere Karolina Małkiewicz Magda Sieczko Maciej Zborowski SKŁAD Scared Dragon Studio Mateusz Pohl Zdjęcie na okładce: © lian_2011 - Fotolia.com Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów oraz nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam.
W NASTĘPNYM NUMERZE:
Będzie z całą pewnością smacznie i aromatycznie. Będzie książkowo i to nawet bardzo. Wprowadziliśmy nowy dział „Odpowiednie słowo”. Naszym celem jest odsłonić kulisy tłumaczeń i pracy tłumacza. Bo warto zauważyć i docenić trud, który włożony jest w przekład literatury. Wraca również dział historyczny, który mamy nadzieję już na dobre zagnieździ się u nas. Chcemy Wam życzyć Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku 2014, gdyż jest to nasz ostatni numer w tym roku. Spotkamy się dopiero w styczniu. Mam nadzieję, że z nowymi pomysłami i ciekawymi artykułami. Życzymy Wam, by ten przedświąteczny i świąteczny okres był najpiękniejszym czasem, spędzonym w zdrowiu, w gronie rodziny, w ciepłej i przyjemnej atmosferze, przy suto nakrytym stole. Pragniemy byście mogli ten czas spędzić przy blasku choinki z dobrą lekturą na zimowe wieczory. Poza tym, dziękujemy Wam, że wiernie z nami trwacie. Każda Wasza uwaga jest dla nas bardzo cenna. Liczymy, że jeszcze nie raz się spotkamy. Do zobaczenia w Nowym Roku! Redaktor Naczelna
Miłość
Słów kilka
2
W NUMERZE SŁÓW KILKA
ZDROWY TALERZ
Egzotycznie i świątecznie. . . . . . . . . . . . . . . . 2
Jedzenie w Chinach. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22
O NAS
OPOWIADANIA
Autorzy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4
Azjatycka przygoda, odc. 1 . . . . . . . . . . . . . . 26
SUBIEKTYWNY WYBÓR
FELIETON
Podróż przez Azję . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6
Podręcznik survivalowy dla TK w Krakowie. . . 15 Góry. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28
PYSZNIE NA TALERZU
KĄCIK DZIECIĘCY
Orientalne smaki. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8
Zimowe zabawy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30
ODPOWIEDNIE SŁOWO
W CZASACH MINIONYCH
Odpowiednie słowo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14
Gejsze. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
PORADNIA JĘZYKOWA
NIEZBĘDNIK MOLA
Który i jaki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16
Choinka z książką . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36
TEMAT NUMERU
DEKORACYJNIE
Amerykańska Chinka. . . . . . . . . . . . . . . . . . 18
Na świątecznym stole . . . . . . . . . . . . . . . . . 41
POETYCKO
KUPA TRUPA
Limeryk. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20
Piękna kobieta, piękny przedmiot, czyli... . . . . . 42
MAGIA WSPOMNIEŃ
OBIEKTYWNIE
Haczyk azjatycki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21
Świątecznie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43
3
Zawartość numeru
O NAS
BEATA CIEŚLOWSKA - miłośniczka zdrowego jedzenia i gotowania. W kuchni czuje się jak bogini, nie wyobraża sobie mieszkania bez dobrze wyposażonej kuchni i dużego stołu wokół którego mogłaby zgromadzić rodzinę i przyjaciół. Jej miłość do jedzenia jest na tyle silna, że postanowiła uczynić z tego pożytek i zostać dietetykiem. Swoją wiedzą i przepisami dzieli się również na swoim blogu Z Pamiętnika Dietetyka.
»» http://z-pamietnika-dietetyka.blogspot.com
KAROLINA MAŁKIEWICZ - miłośniczka literatury, zwłaszcza historycznej i biograficznej oraz poezji Leśmiana. Zakochana w muzyce Mozarta i cudownym głosie Loreeny McKennitt. Pasjonatka mitów i wierzeń z różnych stron świata. W wolnym czasie odkrywa tajemnice starych zamczysk, fotografuje, usiłuje podróżować i razem z córką zgłębia sekrety dwóch cudownych świnek morskich.
HANNA DE BROEKERE - tłumaczka z języka angielskiego. W dorobku ma ponad dwadzieścia tłumaczeń, począwszy od tzw. literatury kobiecej, poprzez powieści dla młodzieży i poradniki po udział w tłumaczeniu zbiorowym. Miłośniczka Jane Austen, P. G. Wodehouse’a, Agathy Chrisite i Wisławy Szymborskiej. Uprawia również - nieregularnie, ale z pasją - własną twórczość literacką.
»» http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com fot.: Fotolia.com
O nas
4
MAGDA SIECZKO CUDOLEPEK - wesoła i szczera, ale ma też swoje humory. Artystyczna dusza. Kocha muzykę. Zdecydowanie ma swój świat, czasem niezrozumiały dla innych. Pasjonatka handmade pod wszelką postacią. Od 1,5 roku spełnia się jako dekorator cukierniczy. Często zamyka się w swojej kuchni ze słuchawkami na uszach, śpiewa, tańczy i piecze torty. Również gotowanie sprawia jej dużo przyjemności. Prowadzi bloga o „tortowaniu”. Jednym słowem - słodka z niej babka ;)
ANNA STOKŁOSA - redaktor, masażysta, animator, Kobieta-pióro, wolontariusz. Od małego zafascynowana książkami. Jako brzdąc skrobała zapamiętale prozę fantastyczną. Rozmiłowana we współczesnej muzyce filmowej. Kocha zwierzęta i kupować tanio książki w sieci. Z uporem maniaka propaguje gdzie się tylko da idee krwiodawstwa i głośnego czytania dzieciom. Ma nieuleczalną słabość do cukierków maltesers oraz szczurków domowych. Posiada bzika na punkcie smoków maści wszelakiej i swojej rodziny.
»» http://cudolepki.blogspot.com
AGATA JEZIERSKA - ruda dusza. Obserwatorka świata, ludzi, kultury, animator, pedagog, wolontariusz. Zaangażowana w działania WOŚPu i propagowanie transplantologii. Nie wyobraża sobie dnia bez kawy i muzyki, rozmów z bliskimi. Miłośniczka herbat i yerba mate. Wierząca w moc pacyfki i uśmiechu. Marząca o podróży na wschód, mieszcząca w sobie Małą Mi i Włóczykija. Kocha poznawać, podróżować, doświadczać, przeżywać i pisać...
MACIEJ ZBOROWSKI - ur. 30.04.1986 absolwent filologii polskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Krośnie. Autor tekstów piosenek, oraz tworów wierszo- i limerykokopodobnych zebranych w czterech tomikach poezji. Pasjonat muzyki, śpiewu i informatyki Dziennikarz hobbysta. Rozmiłowany w smakach kuchni włoskiej.
»» http://agaciorkowo.blogspot.com 5
O nas
fot.: Fotolia.com
Podróż przez Azję Daleka Azja kusi. Kusi, by ją zwiedzić wzdłuż i wszerz. By posmakować aromatycznych potraw, poznać kulturę – zupełnie odmienną od naszej europejskiej. Kusi kolorami, dziwnością. Jednak dzieli nas ogromna odległość. Jest to drugi koniec świata, często nieosiągalny. Ceny biletów lotniczych są dla większości z nas zaporowe. Pozostają nam więc książki, które zabiorą nas do tego bajkowego świata, pełnego intrygujących wydarzeń, niesamowicie charyzmatycznych postaci. Dzięki nim możemy odbyć podróż naszych marzeń, przepełnioną smakiem i barwami. I choć te podróże nieraz trwają kilkaset stron, to jednak czujemy niedosyt i żal, że nie możemy tego wszystkiego zobaczyć na własne oczy. Zresztą sprawdźcie sami!
W ŚWIECIE WIATRU I WIERZB Anonim Świat Książki, 2012 Powieść napisana przez anonimowego autora – lekko i przyjemnie. Przenosi nas do przeszłości Chinki, która wspomina swoją młodość i swoje życie jako kurtyzany. Niesamowicie barwny przekaz wspomnień, od którego czytelnik nie chce się oderwać. Zgrabnie ujęty temat. Dzięki przejrzystej i odważnej historii, możemy od podszewki poznać, jak wyglądało życie kobiet oferujących usługi seksualne. Wszystko to tonie w morzu herbaty. Aż sami nabierzecie ochotę na filiżankę zielonego, świeżo zaparzonego napoju. Choć jedna czarka to może być za mało. Przygotujcie sobie cały czajniczek tego smacznego naparu.
JEDZ, MÓDL SIĘ, JEDZ
KURTYZANA I SAMURAJ
Michael Booth PWN, 2012
Lesley Downer Sonia Draga, 2012
To pozycja dla tych, którzy trochę się pogubili. Michael Booth popada w depresję, pije, przeżywając w ten sposób kryzys wieku średniego. Namówiony przez żonę, zabiera swoją rodzinę do Indii, by tam odnaleźć siebie. Je wiele smacznych, aromatycznych potraw, medytuje. Razem z nim przemierzamy Indie, wędrujemy po ludzkich umysłach. Ale zapewniamy, nie jest to poradnik. To powieść z perspektywy faceta, który nie widzi dla siebie ratunku. Szuka równowagi i sensu życia. Świetnie napisana książka, z przymrużeniem oka. W sam raz dla sfrustrowanych życiem mężczyzn.
fot.: © -Marcus- - Fotolia.com, materiały prasowe wydawnictw
Lesley Downer pisze powieści, od których nie można się oderwać. Nie ma opcji, żeby przestać czytać jej historie. Trzeba je pochłonąć, najlepiej za jednym posiedzeniem. Zarwanie nocy zagwarantowane. Będzie to mile spędzony czas. Żona samuraja zostaje sama. Jej mąż wyjeżdża, by walczyć za ojczyznę. By przeżyć, trafia do domu kurtyzan. Wiedze zupełnie inne życie. Ze skromnej, poniżanej dziewczyny rodzi się kobieta pełna wdzięku. Jest to zdecydowanie pasjonująca i ekscytująca podróż po Japonii i wielu egzotycznych miejscach. Polecamy, a nuż Azja otworzy przed Wam swoje podwoje!
Subiektywny wybór
6
W JAPONII, CZYLI W DOMU
ZANIM PRZEKWITNĄ WIŚNIE
Rebecca Otowa Świat Książki, 2013
Aly Cha Prószyński S-ka, 2013
Amerykanka, która już od trzydziestu lat mieszka w Japonii, odważyła się napisać książkę. Pisze w niej o swojej adaptacji w Kraju Kwitnącej Wiśni. Mówi o niezwykłych zwyczajach, tradycjach i trudnościach, z którymi musiała się zmierzyć. Jest to całkiem interesująca książka. Spodoba się z całą pewnością wszystkim tym, którzy zgłębiają swoją wiedzą ma temat tej azjatyckiej kultury. Dzięki Rebecce Otowa możemy poznać Japonię od strony gaijin, obcokrajowca, który na swój sposób na dobre wpasował się w życie w całkowicie odmiennej rzeczywistości. To swego rodzaju subiektywny przewodnik po Japonii.
SERCE SMOKA
BAŚNIE JAPOŃSKIE
Javier Cortines Kwiaty Orientu, 2011
Royall Tyler National Geographic, 2012
To krótka opowieść o koreańskim chłopcu, który wraz z przyjaciółmi dojrzewa i musi walczyć o kraj. Niesamowicie fascynująca powieść o walce o wolność i miłość. Bardzo oryginalna historia, która porwie swoją unikalnością i zwięzłością. Nie jest przegadana. Całość tworzy chronologiczną opowieść. Wraz z głównym bohaterem dorastamy i stawiamy czoło wszelkim przeciwnościom losu. „Serce smoka” budzi w nas ducha walki o lepsze jutro. To idealna pozycja dla smakoszy literatury, która - choć na chwilę - pozwoli przenieść się do świata, w którym trzeba walczyć o ojczyznę i swoje dobre imię.
7
Aly Cha wciągnęła nas w historię. Historię niesamowicie prawdziwą i chwytająca za serce. Autorka zamknęła fabułę w klamrę, a wewnątrz niej wyjaśniła losy kobiet, których życie nie oszczędzało. Pisarka tak barwnie przedstawia postaci i wydarzenia, że nie chcemy kończyć swojej przygody z kobietami, które walczyły o swoją godność. I co najważniejsze, powieść jest nieprzewidywalna, pełna egzotycznej magii. Ten tytuł można od razu pokochać, choćby z powodu samej tylko kwitnącej wiśni, która nadaje historii niepowtarzalny klimat. Przyprawiony smakiem mochi nadziewanych słodką czerwoną fasolą. Istny rarytas dla czytelników.
Subiektywny wybór
Baśnie zwykle są poświęcone dzieciom. Te będą odpowiednie dla dorosłych. Wielka książka, mieszcząca w sobie ponad 200 historii. W sam raz na niedługą lekturę przed snem. Krótkie przekazy z morałem można dozować sobie w niewielkich ilościach. Każdy inny, każdy inspirujący. Ciekawa propozycja dla miłośników japońskich klimatów. To pozycja, do której można powracać i delektować się każdą opowieścią. Zdecydowanie warto poznać te niesztampowe baśnie. Może dzięki nim odnajdziecie swoją duchową drogę.
fot.: materiały prasowe wydawnictw
MAGDA SIECZKO | http://cudolepki.blogspot.com
ORIENTALNE SMAKI MAGDA SIECZKO cudolepki.blogspot.com
Azja to bardzo zróżnicowany kontynent. Kolorowy, egzotyczny, tajemniczy. W jej kuchni przeplata się milion nieznanych nam, Europejczykom, zapachów. Nieraz smaki są połączone zaskakująco, ale pysznie. Wszystko jest przyrządzane szybko i zdrowo. Jedno jest pewne. Za każdym razem można odkrywać w kuchni azjatyckiej coś nowego, niezwykłego. Kto raz jej zasmakuje, pewnie do niej powróci w przyszłości. Ja bardzo chętnie to robię. Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moim małym kawałkiem orientalnego świata. Mam nadzieję, że pokochacie go tak jak ja.
fot.: ©Magda Sieczko
Pysznie na talerzu
8
PR Z Y PR AW Y Bez nich kuchnia orientalna nie istnieje. Każdy zakątek Azji ma swoje ulubione i flagowe przyprawy. Intensywne, aromatyczne, wyjątkowe. Na szczęście polskie sklepy są co raz lepiej zaopatrzone i nie stanowi problemu znalezienie ich na półkach. Większość można dostać w wer-
sji suszonej i świeżej. Oczywiście polecam te nieprzetworzone. Czasem trzeba się bardziej nagimnastykować, żeby je dostać, ale uwierzcie mi, odpłacą za ten wysiłek cudownym, prawdziwym aromatem. Przedstawiam Wam te, które użyłam do moich potraw.
LIŚCIE KAFFIRU
PASTA RED CURRY
Prościej - liście limonki z odmiany kaffir. Są one inne niż te, które znamy. Pomarszczone. Widziałam je tylko w formie suszonej. Przypominają poskręcane liście laurowe. Jak można się domyślić, mają cudowny limonkowy zapach. Podobnie jak trawa cytrynowa – niejadalne. Używa się tylko ich aromatu.
Tajska, ostra przyprawa. W jej skład wchodzą: czosnek, limonka kaffir, szalotka, suszona papryczka chilli (nie mielona), sól, kmin, trawa cytrynowa, pieprz czarny, kolendra, galangal (podobny do imbiru). Dodawana do zup i mięs. Zawsze należy pamiętać, żeby ją przed użyciem najpierw przysmażyć. Wydobędziemy w ten sposób jej prawdziwy smak i aromat.
IMBIR Charakterystyczny korzeń. W całości wygląda jakby był obrośnięty mniejszymi bulwami. Dzięki temu często, kiedy potrzebuję niewielki kawałek, mogę urwać gotową, małą porcję, nie naruszając całości. Dopóki go nie skosztowałam, zawsze myślałam, że jest słodki… Nie wiem dlaczego. W rzeczywistości w zapachu i smaku ostry, świeży, korzenny. Doskonale nadaje się również jako przyprawa do ciast. Jako ciekawostka: imbir najłatwiej obrać… łyżką! Najlepiej taką do melona. Uwierzcie mi, to ułatwia życie ;)
TRAWA CYTRYNOWA Wygląda jak trawa. Używana w wielu dziedzinach. Można z niej uzyskać olejki zapachowe. Popularna w kuchni tajskiej. Dodana do herbaty wzbogaci ją o cudowny, cytrynowy aromat. Praktycznie niejadalna. Z suszonej można uzyskać napar i użyć go zamiast świeżej. W mojej kuchni doprawiam nią przeważnie zupy.
SOS SOJOWY
Kolejny, zaraz po sosie sojowym, na liście najpopularniejszych dodatków w kuchni wschodu. Powstaje ze sfermentowanych ryb, soli i wody. Może to zbytnio nie zachęcać, tak jak i zapach, ale użyty właściwie, daje wyjątkowy smak. Słony. W konsystencji bardzo gesty, a w kolorze ciemnobrązowy.
Słynny składnik większości azjatyckich potraw. Wytwarzany podczas procesu fermentacji ziaren soi, soli i wody. O brązowej barwie. W smaku bardzo słony. Ja osobiście często używam zamiast tradycyjnej soli albo maggi. Na pewno jest zdrowszy od nich. Trzeba się do niego po prostu przekonać. Nawet rosołek z sosem sojowym jest przepyszny i dodatkowo zyskuje złoty kolor!
Skoro już wiemy, z czego będziemy korzystać gotując, to przejdźmy do konkretów. Ja swoje orientalne dania przygotowuję w woku, ale można je zrobić na zwykłej patelni czy w garnku. Jeżeli jednak używacie woka, to pamiętajcie, że dobrze nagrzany
- dymi. Mam nadzieję, że poniższe przepisy będą tylko początkiem Waszej przygody z tą kuchnią. Zainspirujcie się i stwórzcie swoje niepowtarzalne dania. Bawcie się gotując, bo żadna przyprawa nie zastąpi tej najważniejszej - SERCA ;-)
SOS RYBNY
9
Pysznie na talerzu
ZUPA TAJSKA (OKOŁO 4 NIEWIELKIE PORCJE)
Kolorowo, zdrowo i pysznie! Jej odmian jest sporo. Moja ulubiona robiona jest na czerwonej paście curry, ale można zrobić wersję łagodniejszą, bez jej dodatku.
»» 200g oczyszczonych krewetek, bez ogonków »» 1 pojedynczy filet z kurczaka »» 1 puszka mleczka kokosowego »» 1 łyżka świeżego imbiru, startego na tarce o małych oczkach
»» 2 ząbki czosnku »» 1 łyżka pasty red curry »» 4 liście kaffiru »» 1 limonka »» 1½ łyżki sosu rybnego »» ½ papryki chilli »» 2 źdźbła trawy cytrynowej »» olej sezamowy »» 1 zielona cebulka na wykończenie
fot.: ©Magda Sieczko
Na osobnej patelni krótko przysmażamy pokrojony na kawałki filet z kurczaka. Na niewielkiej ilości oleju sezamowego szybko przysmażamy starty imbir i czosnek. Trzeba bardzo uważać, bo oba składniki szybko się przypalają. Po chwili dodajemy solidną łyżkę czerwonej pasty curry. Jak już wcześniej wspominałam, trzeba ją przysmażyć żeby uzyskać jej właściwy aromat. Uwaga! Bardzo ostry aromat. Zalewamy wszystko połową puszki mleczka kokosowego. Do całości wyciskamy sok z połowy limonki, dodajemy liście kaffiru i trawę cytrynową. Przez chwilkę gotujemy, aby wydobyć ich smak. Dorzucamy przesmażonego kurczaka i krewetki. Doprawiamy sosem rybnym. W tej chwili zupa może nie pachnieć zbyt zachęcająco, ale dajcie jej chwilkę, żeby smaki się połączyły. Na końcu dodajemy cienko pokrojoną papryczkę chilli. Jest ona dość delikatna, więc nie potrzebuje gotowania. Dolewamy resztę mleczka kokosowego, które łagodzi ogólny smak i doprawiamy sokiem z drugiej połowy limonki. Jeżeli jest zbyt gęsta, można ją rozcieńczyć odrobiną przegotowanej wody. Przed podaniem posypujemy świeżą, pokrojoną zieloną cebulką. Smacznego!
Pysznie na talerzu
10
SAJGONKI (OKOŁO 25 SZTUK)
Chińska przekąska znana na całym świecie. Podawana z różnego rodzaju sosami, występuje w wielu wersjach. Moja ulubiona jest w pełni wegetariańska. Jakoś nigdy nie przepadałam za mięsem w tej potrawie. To jednak nie znaczy, że nie można go dodać. To tylko kwestia gustu i smaku. Można dodać wszystko.
»» 700g białej kapusty »» »» »» »» »»
11
poszatkowanej ½ dużej marchewki startej na tarce o małych oczkach 60g makaronu sojowego 25g grzybów mun, namoczonych 1 pokrojony por 1 łyżka świeżego imbiru, startego na tarce o małych oczkach
Pysznie na talerzu
»» »» »» »» »» »» »» »» »»
2 ząbki czosnku 6–8 łyżek sosu sojowego 1½ pęczka szczypiorku 1 limonka pieprz olej 25 sztuk papieru ryżowego woda 1 jajko
Makaron ryżowy zalewamy wrzątkiem i moczymy przez około 3 minuty. Podobnie robimy z grzybami mun. Po tym czasie oba składniki odsączamy i kroimy na drobniejsze kawałki. Podobnie jak poprzednio, na oleju przysmażamy imbir i czosnek. Dosypujemy kapustę, chwilkę smażymy. Dodajemy marchewkę, por, makaron i grzyby. Mieszamy, aby się nie przypaliło. Wszystko przesypujemy do miski. Dodajemy pokrojony, świeży szczypiorek. Doprawiamy sosem sojowym, limonką i pieprzem do smaku. Odstawiamy całość do wystygnięcia. W głębokim garnku (albo woku) grzejemy 1,5 litra oleju. Przez talerz z wodą „przeciągamy” plaster papieru ryżowego i kładziemy na blat. Na jego środek nakładamy dwie łyżki farszu i zawijamy jak gołąbki - najpierw boki a potem całość. Końcówkę smarujemy jajkiem żeby dobrze się skleiła. Gotowe sajgonki wrzucamy partiami na rozgrzany olej. Smażymy do otrzymania złoto brązowego koloru. Gotowe odsączamy i wykładamy na ręcznik papierowy, żeby wchłonął nadmiar tłuszczu. Serwujemy z dipami. Dla przykładu: sos słodko-kwaśny lub sojowy będą idealne. Smacznego!
fot.: ©Magda Sieczko
CHIŃSKIE CIASTECZKA Z WRÓŻBĄ Powoli zbliżamy się do andrzejek. Połączenie tych dwóch tematów daje ten mały, słodki deser. Są bardzo łatwe i szybkie do przygotowania. Ciasto można przyszykować wcześniej, zawinąć w folię spożywczą i przechować w lodówce. Jeżeli ktoś ma życzenie dodać do nich trochę swojskiego akcentu, to proponuję starcie jabłka i dodanie szczypty cynamonu. Pyszny farsz gotowy.
»» 250g mąki pszennej »» 4½ łyżki cukru pudru »» 2 duże jajka »» ¼ miąższu z laski wanilii »» szczypta soli »» 1 jajko »» olej sezamowy »» 1 zielona cebulka na wykończenie
fot.: ©Magda Sieczko
Przygotowujemy karteczki z wróżbami. Podłużne paski zaginamy, tak żeby powstały małe trójkąciki. Składniki suche przesiewamy do miski. Dodajemy jajka, wanilię i sól. Wszystko mieszamy do połączenia składników. Chwilkę wyrabiamy ręcznie, tak żeby ciasto było elastyczne. Podsypujemy mąka i wałkujemy na grubość około 2–3mm. Wykrawamy szklanką kółka. Na boku układamy karteczki i zawijamy jak pierogi, delikatnie sklejamy brzegi jajkiem. Zawieszając na szklance lub miseczce z cienkiego szkła, formujemy charakterystyczne rogaliki. Zanim trafią na blachę powinny być bardzo mocno schłodzone w lodówce, żeby w czasie pieczenia nie wyrosły za bardzo. W międzyczasie piekarnik nagrzewamy do 180°C. Na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia układamy ciasteczka. Smarujemy jajkiem dla uzyskania blasku i złotego koloru. Pieczemy przez 15–18 minut. Po upływie połowy czasu przewracamy na drugą stronę (również smarując ją jajkiem). Jak ciastka ostygną, stają się kruche i pyszne. Wylosowana wróżba może dużo znaczyć, ale to już zależy od Was… Smacznego! Pysznie na talerzu
12
13
Pysznie na talerzu
fot.: ŠMagda Sieczko
HANNA DE BROEKERE
ODP OWIEDNIE S ŁOWO Przede mną na biurku leży pokaźny stos kartek formatu A4. To wydruk powieści, którą zaczynam tłumaczyć. Choć w dorobku mam już ponad dwadzieścia tłumaczeń, to przystępując do nowego zlecenia, czuję niemal dokładnie to samo co za pierwszym razem: mieszaninę radości, ciekawości i niepokoju. Cieszę się, bo tłumaczenie literatury to moja pasja. Lubię nowe doświadczenia, zmaganie się z nowym zadaniem to dla mnie szansa na rozwój. Jestem też czytelnikiem, więc zwyczajnie cieszę się na lekturę nowej książki. Zastanawiam się, jaka ona będzie. Moja ekscytacja jest pewnie podobna do tej, jaką czuje podróżnik przed wyprawą na nieznany ląd. Jednocześnie dręczy mnie też niepokój – i tu porównanie z podróżnikiem znowu wydaje mi się stosowne: co mnie czeka na tym nieznanym lądzie? Czy oprócz przyjaznych istot nie trafię na trudne do pokonania bestie? Czy wrócę z tej podróży z tarczą, czy na tarczy? Każde tłumaczenie wiąże się z potrójną odpowiedzialnością: wobec autora, wobec wydawnictwa, a także wobec czytelników. Jestem pośrednikiem między twórcą a jego polskimi odbiorcami, obowiązuje mnie zatem wierność w zakresie formy, stylu i przesłania dzieła. Zawsze stawiam sobie za cel stworzenie jak najlepszego tłumaczenia, co najmniej tak dobrego pod względem literackim jak oryginał (choć zdaję sobie sprawę, że pełna identyfikacja z autorem, ów przekład absolutnie doskonały jest niemożliwy, jak powiedział w jednym z wywiadów Maciej Słomczyński, wybitny tłumacz z języka angielskiego). Złe tłumaczenie może „zabić” utwór, a więc i pisarza, to znaczy sprawić, że nie stanie się on popularny w obszarze języka, na który został źle przetłumaczony. Natomiast dobry przekład daje utworowi szansę na „życie” i właściwy odbiór poza językiem, w którym został napisany. Przypomina mi się fragment z biografii Wisławy Szymborskiej: „»Bodegård – mówiła poetka na pierwszej konferencji prasowej po werdykcie Akademii – jest znakomitym tłumaczem i pewnie dzięki niemu tu dziś w ogóle rozmawiamy. (…)«. Powtórzyła to w Sztokholmie, że gdyby Bodegård był mniej utalentowany, prawdopodobnie nigdy nie do-
fot.: © Julija Sapic - Fotolia.com
stałaby nagrody”1. Te słowa mocno zapadły mi w pamięć. Wydawnictwo oczekuje ode mnie, że nie tylko dobrze przetłumaczę dzieło, ale również że gotowy tekst oddam w ustalonym terminie. Jestem tylko jednym z ogniw łańcuszka osób biorących udział we wprowadzaniu książki na polski rynek. Również ode mnie, od mojej solidności zależy realizacja planów wydawniczych dotyczących tłumaczonej przeze mnie pozycji. Muszę sobie zatem narzucić dyscyplinę czasową. Nigdy też nie przestaję myśleć o czytelnikach, którzy wezmą do ręki przetłumaczoną przeze mnie książkę. Słowa mają moc. Mogą nudzić i usypiać, śmieszyć lub wzruszać, mogą też być inspiracją do przemyśleń i działania. Od moich umiejętności językowych, a także od mojej wrażliwości i intuicji w dużym stopniu zależy, jaka będzie siła oddziaływania powieści na czytelników. Może „moja” książka sprawi, że ktoś postanowi coś zmienić w swoim życiu? Podejmie ważne decyzje? Stanie się lepszym człowiekiem? Taka wizja to chyba marzenie każdego twórcy – a także moja, tłumacza. Poza tym jednostkowym aspektem istnieje też szerszy: biorąc udział w procesie wydawania książki na polskim rynku, przyczyniam się – mając oczywiście świadomość proporcji – do tego, żeby Polacy korzystali z dorobku innych kultur. To bardzo duża odpowiedzialność. Tak więc kiedy zaczynam nowe tłumaczenie, czuję, jak nie tylko endorfiny wlewają się w mój krwioobieg, ale również adrenalina, co stanowi naprawdę przyjemną kombinację. Upewniam się, czy mam pod ręką wszelkie niezbędne pomoce: ołówek automatyczny, gumkę, nowy notes do tak zwanych uspójnień oraz zeszyt z alfabetyczną listą „raf do ominięcia”. Wszystko na swoim miejscu. Powtarzam sobie w myślach cytat z Norwida: „Odpowiednie dać rzeczy słowo”2, który stał się moją dewizą. Jestem gotowa. Witaj nowa przygodo!
1 A. Bikont, J.Szczęsna, Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej, Kraków: Znak, 2012, s. 280. 2 C. K. Norwid, Za wstęp (Ogólniki)
Odpowiednie słowo
14
ANNA STOKŁOSA
PODRĘCZNIK SURVIVALOWY DLA TARGÓW KSIĄŻKI W KRAKOWIE Targi Książki w Krakowie w tym roku odbyły się już siedemnasty raz. Ale ja, pomimo wielkiego zainteresowania książkami i relatywnie prostym i szybkim połączeniem komunikacyjnym z Krakowem, byłam tam do tej pory dwa razy. Już pierwsza wizyta w zupełności wystarczyła, żebym pokochała Targi miłością szczerą i odwzajemnioną. Udało mi się też nauczyć o nich tego i owego. Tą praktyczną wiedzą chętnie się z Wami podzielę. To, jak będziemy korzystać z targów zależy od tego, co chcemy zyskać. Czy zależy nam wyłącznie na obkupieniu się w związku z rabatami stoiskowymi i innymi promocjami, które w te dni wydawcy mnożą na potęgę, czy raczej jesteśmy łowcami autografów. Najspokojniejszym momentem na odwiedzenie targów jest piątkowe wczesne popołudnie. Tak między 1230 a 14. Dlaczego? W czwartek targi zaczęły się w południe. Wystawcy dopiero się rozkładali, ruch był wprawdzie nieduży, ale sporo można było stracić, odwiedzając targi wtedy, bo nie wszyscy wystawcy zdążyli się jeszcze rozłożyć. W piątkowe przedpołudnie gmach przy ulicy Centralnej oblegały dzikie tłumy dzieci z różnych krakowskich szkół. Dopiero przed pierwszą popołudniu robiło się luźniej. Bo szkoły wracały do domów, a Krakowianie jeszcze nie wyszli z pracy. To jest właśnie najlepszy moment na wizytę. Bo z kolei w sobotę i niedzielę Targi oblegane są przez mieszkańców Krakowa i przyjezdnych. Głownie studentów, którzy ściągają do Krakowa ze swoimi ukochanymi wykładowcami. Na tyle dobrymi, że poświęcają oni wolną sobotę na to, by grupkę swoich ulubieńców wywieźć kilkaset kilometrów od rodzimej uczelni, by wspólnie mogli się cieszyć z kontaktu z masą książek. Tak, zgadza się – w ten sposób po raz pierwszy odwiedziłam Targi Książki 15
Felieton
fot.: © gennaro coretti - Fotolia.com
w Krakowie i jestem za to bardzo wdzięczna. Pierwszy moment, po wejściu na hale wystawową jest dla mola książkowego spełnieniem wielkiego i intymnego marzenia. Oto znajduje się na gigantycznych przestrzeniach wystawowych, otoczony przez tony (sic!) książek i tabuny ludzi, tak samo zdrowo pieprzniętych na punkcie literatury, jak on sam. W dodatku, co krok kuszą rabaty na wybrane pozycje lub cały asortyment oferowany przez konkretne wydawnictwo. Jego wysokość zależy od wydawcy. Niestety rabat ten skurczył się wraz z mijającym czasem, ale wciąż możemy liczyć nawet na trzydziestoprocentową bonifikatę. Wielką gratką jest też to, że wystawcy oferują w Krakowie pozycje, których premiera ma się dopiero odbyć. Przez lata targów przybyło akcji towarzyszących, outletów książkowych (co się stało z pojęciem antykwariatu?), punktów bookcrossingowych, gdzie możemy wymienić swoje niechciane już książki, na tytuły przynoszone przez innych, albo jeszcze większe rabaty na książki. Namnożyło się też stoisk związanych z literaturą fantastyczną, które oferują zagraniczne komiksy, gry karciane i planszowe. Tym, którzy idą pierwszy raz, polecam wziąć w niedużym plecaczku małą butelkę wody i przynajmniej dwa krakowskie obwarzanki, bo wprawdzie na obiekcie jest ze dwa punkty cateringowe, ale albo ciągnie się do nich kilometrowy ogonek, albo ceny na nich podane magicznie pozbawiają człowieka apetytu i pragnienia. Zostawcie też płaszcz w szatni, a torebkę z dokumentami trzymajcie blisko siebie. Może się wydawać bezsensowne to, że o tym wspominam, ale w natłoku wrażeń można o tym zapomnieć. Tak samo jak o zaopatrzeniu się w plan stoisk, który bardzo ułatwi Wam życie, a który można dostać praktycznie zaraz po wejściu na halę. Targów nie polecam odwiedzać w sobotę i w niedzielę ludziom cierpiącym na klaustrofobię. Tłum, prący na spotkanie z siostrą Anastazją, albo z Beatą Pawlikowską może z powodzeniem przepchnąć na drugi koniec hali człowieka, który chciał iść w drugą stronę. Po-
lecam też dużo cierpliwości. Bo nawet małe kolejki do stoisk ustawionych przy dużym węźle komunikacyjnym mogą być skaraniem boskim. Patrzcie też pod nogi, bo wielu moli książkowych starszej daty, którzy nie kupują książek tanio w Internecie, czasami czeka cały rok na targi w Krakowie, żeby się obkupić. W związku z tym wszędzie za sobą ciągną małe i duże walizki na kółkach. W najlepszym razie przejadą wam nimi po nodze i nie zdążą nawet przeprosić, bo tłum pchnie ich dalej. W najgorszym, potkniecie się o nie… Dlatego polecam Wam, poza cierpliwością, dużo uśmiechu. Spokojnie, jesteście w miejscu, w którym zawsze chcieliście być, otoczeni przez tak samo zachwyconych, i tak samo łaknących literatury, ludzi. Jesteście wśród swoich. Nie dajcie się zwariować. Sama ulica Centralna, choć wbrew nazwie troszkę na uboczu od centrum, ma bardzo dobre połączenie komunikacyjne ze śródmieściem. Jest masę stron internetowych i aplikacji, które umożliwią nawet najbardziej „zielonym” przyjezdnym ustalenie najwygodniejszego dla siebie połączenia i dotarcie na targi i z powrotem z każdego miejsca w mieście. Ale jeśli już uderzyliście w podróżowanie po Krakowie, to – pozostając w oparach literatury – polecam Wam przewiezienie się do Biblioteki Jagiellońskiej. Jagiellonka sama w sobie ma niesamowity klimat i specyficzny charakter. Walkę o prym toczą w niej surowe, staroświeckie piękno oraz duch estetycznej i praktycznej nowoczesności. Warto ją zwiedzić. Nie tylko dla jej białych kamiennych ścian i przeszklonego dachu czytelni. Ale również dla złotawego światła, sączącego się z różnych, czasami dość nieoczekiwanych, miejsc, wagoników z książkami, pędzącymi pod sklepieniem. I wielkich drzwi, za którymi skrywają się bardzo stare manuskrypty, dokumenty, kroniki i inne, pachnąc historią perełki. Budowę gmachu biblioteki rozpoczęto w latach 30. poprzedniego wieku i od tego czasu jej mury przesiąkły całkowicie aurą literatury i magiczną ciszą, właściwymi tylko miejscom, w których przechowuje się książki.
„…ABY JĘZYK GIĘTKI POWIEDZIAŁ WSZYSTKO, CO POMYŚLI GŁOWA…” KTÓRY I JAKI Użycie zaimków KTÓRY i JAKI może budzić wątpliwości poprawnościowe. Jeśli zastanawiamy się, którego z nich użyć, skorzystajmy z następującej zasady: Jeżeli w poprzedzającym zdaniu można użyć zaimka ‘ten’, to wstawiamy zaimek ‘który’, np. Wybraliśmy [tego] kandydata, który (nie: jaki) znał najwięcej języków; Chciałbyś chyba [ten] model drukarki, który (nie: jaki) widziałeś na targach. Jeżeli w zdaniu nadrzędnym może wystąpić zaimek ‘taki’, to wstawiamy zaimek ‘jaki’, np. Wybrała [taką] melodię, jaką (nie: która) Basia bardzo lubiła; Były tu [takie] warunki, jakie (nie: które) miałam w dzieciństwie; Jedyny [taki] porządny człowiek, jakiego znałem, to Stefan; Jedyną [taką] nieomylną wróżką, jaką poznałem, była ciotka mojej matki. Ciekawostki językowe zaczerpnięto z profilu kampanii społeczno-edukacyjnej „Ojczysty – dodaj do ulubionych”, zamieszczonej na portalu facebook.com: https://www.facebook.com/jezykojczysty Poradnia językowa
16
UWAGA! * Chcesz do ł ą czyć do nasz e j d rużyn y? * Chcesz podzi e lić s i ę z n a m i wraż e nia m i po l ek t u rz e magazyn u?
* Chcesz byś m y obję l i pa tronat e m media ln ym Twoją książ k ę?
Pisz na ad res: redakcja@magazynobsesje.p l Wi ę c ej na s tron ie: h ttp://magazynobsesje.p l Pol u b nas na Facebooku: h ttp://facebook .com/magazynobsesje
17
Wywiad
AGNIESZKA POHL
AMERYKAŃSKA CHINKA
fot.: © macky_ch - Fotolia.com
Temat numeru
18
Stany Zjednoczone i Chiny to mieszanka dość wybuchowa. To smak zupełnie inny, czasem nie do przełknięcia. Inna kultura, inne obyczaje i tradycje. Nie mówiąc już o innym języku, nietolerancji. Dość trudno przychodzi mi wyobrażenie sobie życia w takiej mieszance narodowości. A mimo to, taka koegzystencja nikogo nie dziwi. I nikogo nie bulwersuje. Po prostu jest i można się do niej w przyzwyczaić. Można się o tym przekonać, sięgając po książkę Lisy See „Na Złotej Górze”. Lisa See, znana powieściopisarka, uwodzi swoimi egzotycznymi książkami, po które z przyjemnością sięgają czytelnicy. Opisywane przez nią historie wciągają człowieka razem z butami. Podobnie jest z opowieścią o jej rodzinie, którą poznajmy dzięki jej autobiograficznej powieści. Lisa See – Amerykanka, w której żyłach płynie chińska krew – to niesamowicie uzdolniona kobieta. W niezwykły sposób opowiada losy swoich bohaterów. Nie gubi wątków, każdym w równym stopniu potrafi zainteresować czytelnika. Ależ nic dziwnego. Jej pradziad i prababka byli przedsiębiorczy, rozwijali w Ameryce swoje firmy. Najpierw sklep i produkcję bielizny, potem sprzedaż antyków importowanych z Chin. Potrafili przetrwać najgorsze. Fong See i Ticie to barwne postaci, które na przekór tradycji, pobrały się. Amerykanka i Chińczyk. Z tego mieszanego małżeństwa urodziło się wiele dzieci, które po odejściu ojca do innej kobiety, przyjęły zwyczaje bardziej amerykańskie. Ze związku Fonga i Ticie urodził się Eddy. Dziadek Lisy, który niestety wziął przykład ze swojego ojca. Ożenił się z Amerykanką, Stellą, i zdradzał ją. Tak, jak jego ojciec zdradził Ticie. Owocem tego nieudanego małżeństwa był Richard, ojciec Lisy, który jak wynika z drzewa genealogicznego rodziny See, również nie stronił od kobiet. Monogamia zdecydowanie nie była mocną stroną rodu See. Richard poszedł w ślady ojca. Ożenił się z Carolyn Laws. W zasadzie z przymusu. Oboje myśleli, że Carolyn jest w ciąży. Jednak dopiero rok później, w 1955, urodziła się Lisa. Dziewczynka wychowała się z matką, gdyż ojciec szybko je opuścił. Mimo wyższego wykształcenia i pracy w szanowanym zawodzie, żenił się wielokrotnie, dużo pił. W dzieciństwie Lisa często przeprowadzała się wraz z matką i zmieniała szkoły. W końcu udało im się odnaleźć swoje miejsce. Matka, Carolyn See, stała się uznaną pisarką. Po latach, Lisa wraz z mężem Kendallem, prawnikiem, wybiera się do Chin, w ramach jego wyjazdu służbowego. Chce poznać swoje korzenie i zebrać materiał do książki. Czyni to bardzo skrupulatnie i rzeczowo. Z pasją i ogromnym osobistym zaangażowaniem pisze książkę, która zabiera czytelnika do 19
Temat numeru
rzeczywistości, w której dwa odmienne światy się ze sobą przenikają. Dzięki temu, czego udaje się jej dowiedzieć od żyjących członków rodziny, opowiada historię rodu, który wcale nie wiódł spokojnego życia. Choć przez pewien czas żyli dostatnio, to los ich nie szczędził. W takiej wielopokoleniowej rodzinie może zdarzyć się wszystko. Syn może wyjść za białą kobietę, ojciec może zdradzić matkę. Jednak miłość i emocje jej towarzyszące, to wartości, które w rodzinie See grały pierwsze skrzypce. Nawet surowe „rządy” Fong See, nie mogły zburzyć więzi łączących członków rodziny. Lisa See musiała zmierzyć się z rodzinnymi wspomnieniami, by chiński duch drzemiący w jej żyłach nie zniknął. Choć przez chwilę mogła przyczynić się do podtrzymania tradycji. Nie chce zapomnieć o rodzinie, która zostawiła po sobie takie bogactwo wspomnień. I jedno jest pewne, chińskie geny, historia sagi rodzinnej, odcisnęły swoje piętno się na twórczości autorki. Dzięki takiej bogatej przeszłości swojej rodziny, Lisa See może tworzyć rzeczywiste, wiarygodne, pełne egzotyki, nasycone azjatycką kulturą powieści, które porywają czytelnika już od pierwszych stron. Chyba nikt nie odważy się powiedzieć, że wydarzenia sprzed lat nie kształtują naszej osobowości, a zwłaszcza osobowości pisarza.
MACIEJ ZBOROWSKI
Leciwy żebrak z Tien’anmen miał bardzo proroczy sen Turysta mimochodem Daninę uiścił QR kodem z radością pomyślał: yes he can
fot.: © rigamondis - Fotolia.com
Poetycko
20
AGNIESZKA POHL
H AC Z Y K A Z J AT YC K I Na ten azjatycki haczyk nabrałam się będąc na studiach. Trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. Wszystko to za sprawą amerykańskiego filmu „Wyznania gejszy” opartego na książce o tym samym tytule, autorstwa Arthura Goldena. Choć film, uszyty na hollywoodzką miarę, odbiegał od realiów japońskich, zawładnął mną całkowicie. O odstępstwach świadczy chociażby fakt, że japońską gejszę zagrała Chinka. A jednak muszę przyznać, że orient skusił mnie swoją egzotyką. Totalnie i po uszy pokochałam ten świat. Pełen kolorów, konwenansów i dziwnych – dla nas Europejczyków – tradycji i zwyczajów. Po wyjściu z kina zachorowałam na gejszizm. Pokochałam ich klasę, ciekawe życie pełne wyrzeczeń. W księgarniach szukałam wszelakich pozycji o Japonii, gejszach, samurajach. Zauroczona tym krajem i kulturą postanowiłam stale zgłębiać swoją wiedzę. Dobrze, że nie zapragnęłam kupić sobie kimono, choć przyznam szczerze, że obok ubrań czy piżam stylizowanych na nie, nie przejdę obojętnie. Dobrze, bo wydałabym fortunę, a pewnie nie każdy doceniłby moje stylizacje modowe. Ci bardziej konserwatywni 21
Magia wspomnień
pukaliby mi do głowy. Natomiast u takich crazy freaks, w wolnym tłumaczeniu – oszołomów – jak ja, zyskałabym spore uznanie. I muszę przyznać, że ten azjatycki bakcyl sprawił, że oddałam swoją duszę. Gejsze stały się dla mnie moją pasją. Do tego stopnia ogarnął mnie szał poznawania tej ciekawej i dość niezrozumiałej dla nas kultury, że nawet pracę magisterską poświęciłam tym pięknym kobietom o kredowobiałych twarzach. Czułam z nimi niesamowitą więź. W końcu były takie zgrabne, delikatne i filigranowe jak ja ;-) Całkiem nieźle czułabym się w ich towarzystwie. Już nawet prawie zaczęłam uczyć się japońskiego. A nawet chodziła mi po głowie japonistyka, której niestety nie udało mi się połączyć z moimi ówczesnymi studiami. Żałuję bardzo, że z tego „prawie” nie zrobiło się nic pewnego. Mimo mojej ogromnej fascynacji muszę ciągle obchodzić się smakiem, gdyż życie wymusza na mnie posłuszeństwo. Ale i tak dopnę swego. Zostanę gejszą. Choćby tylko na balu przebierańców, który zbliża się wielkimi krokami. ilustr.: © Małgorzata Zimniak - www.gosiarysuje.pl
Beata Cieślowska
Jedzenie w Chinach
Pierwsze skojarzenia na temat kuchni chińskiej, jakie do głowy przychodzą sporej części Polaków, to ryż i chińszczyzna. Część ludzi wskaże jeszcze sos sojowy i wok. Jednak kuchnia chińska to nie tylko szybki obiad na wynos od chińczyka. To nie tylko miseczka ryżu, ale ocean smaków i aromatów. W tym artykule postaram się pokazać Wam różnorodność kuchni chińskiej oraz wskazać kilka ciekawostek, o których może jeszcze nie wiecie. Zapraszam na wycieczkę do Chin! W Chinach jedzenie odgrywa ogromną rolę i jest bardzo ważnym punktem każdego dnia. To czas spotkań z rodziną, znajomymi i dzielenia się posiłkami. Rytuał jedzenia jest w ich życiu na tyle ważny, że bardzo często zamiast tradycyjnego przywitania i zapytania „co słychać?” usłyszymy „co jadłeś na obiad?” lub „czy fot.: © Katarzyna Zakrzewska
jadłeś już obiad?”. Biznesmeni, którzy zainteresowani są nawiązaniem współpracy z Chińczykami, muszą znać podstawowe zwyczaje etykiety, które obowiązują również podczas spożywania posiłków. Jest wiele za-
sad, których trzeba przestrzegać, by nie okazać się niemiłym lub w najgorszym razie obrazić gospodarza, bo wtedy z interesów nici. Chińczycy mają nieco odmienny sposób spożywania posiłków. Nie są one jedzone na szybko i w wolnej chwili, ale są wręcz celebrowane. Na stole pojawia się wiele dań, często ich ilość dochodzi do dwudziestu, z czego większość jest przygotowana na ciepło. Wbrew powszechnemu przekonaniu ryż nie pełni tu bazy każdego dania, ale jest czymś w rodzaju „wypełniacza”. Można go porównać do staropolskiego zwyczaju spożywania chleba do sałatki, bigosu lub zupy. Oczywiście oprócz wystawnych bankietów, spotkań biznesowych odbywających się z reguły w restauracjach, bardzo znane i cieszące się dużą popularnością są uliczne budki z jedzeniem. Smak tego jedzenia jest również warty zapamiętania. W przydrożnych budkach dostaniemy najróżniejsze przekąski i dania,
Zdrowy talerz
22
począwszy od znanych pierożków gotowanych na parze – wontonów, nadziewanych bułeczek, mięs, świńskich ryjków po lody o smaku zielonej herbaty.
CODZIENNY RYTUAŁ ŻYWIENIOWY W CHINACH W Chinach, jak w większości krajów, spotkamy się z regionalizmem kuchni. W różnych obszarach Państwa Środka możecie spotkać inne dania, dlatego ja przedstawię Wam jedynie kilka przykładów. Zacznijmy od śniadań. Dla Europejczyka może ono być niemałym zaskoczeniem. Nie zjemy tu tradycyjnego muesli czy mleka z płatkami. Dlaczego? Otóż dziewięćdziesiąt procent Chińczyków cierpi na nietolerancje laktozy1. Wiąże się to z brakiem enzymu potrzebnego do trawienia cukru zawartego w mleku, czyli właśnie laktozy. Ze względu na tak wysoką skalę nietolerancji, w Chinach mleko i większość przetworów mlecznych jest bardzo dro-
ga i często uznaje się je jako produkt bardziej luksusowy. Kolejny powód, to ścisły związek jedzenia z wyznawaną przez Chińczyków filozofią i podziałem na produkty gorące, ciepłe, wychładzające, zimne i neutralne, które powinny być spożywane w określany sposób. Jogurt uznawany jest za pokarm zimny, czyli niekorzystny do spożywania o poranku, bo wychładza organizm i pozbawia go energii. Wracając jednak do dań, które możemy zjeść w Chinach na śniadanie, to są one bardzo podobne do dań obiadowych. W Chinach nikogo nie dziwi spożywanie o poranku zupy, ryżu, mięs i sosów. Jest to całkowicie normalne.
Chińczycy nie stronią również od herbaty, szczególnie tej zielonej. Popijają ją praktycznie cały czas, no może z wyjątkiem obiadu, gdzie napój zastępuje zupa. Poza tym w kulturze chińskiej siorbanie herbaty z filiżanki jest również dopuszczalne. Moją ciekawość wzbudza również kawa ze znanej sieciówki o smaku zielonej herbaty. Na obiad w Chinach możemy zamówić mnóstwo dań, począwszy od tych śniadaniowych po kulki nadziewane krewetkami, zupy z tofu, wołowinę na sposób słodko-kwaśny, kaczkę w przeróżnych sosach, krewetki przyrządzone na wiele sposobów, mątwę, warzywa z tofu, potrawy oparte na kapuście pekińskiej itp. Wybór jest ogromny, dlatego na stół trafia wiele dań i to w sporej ilości, tak by móc się nim dzielić z innymi biesiadnikami. Z WIZYTĄ W CHINACH? Jeśli będziecie mieli okazje odwiedzić Azję, a dokładnie Chiny, to powinniście pamiętać o panujących tam zasadach. Przede wszystkim nie spóźniajcie się, bo może to zostać źle odebrane. Zawsze zdejmujcie buty przy wejściu do domu czy świątyni. Gdy idziecie do kogoś w odwiedziny, to pamiętajcie by przywitać się najpierw
1
Janusz Górski, Na bakier z laktozą [w:] “Forum Mleczarskie Biznes” nr 2/2010, online: http://www.forummleczarskie.pl/RAPORTY/126/mleko-laktoza-nietolerancja/ (odczyt: 4 XI 2013).
23
Zdrowy talerz
fot.: © Katarzyna Zakrzewska
z najstarszą osobą w domu i jeść, pić wszystko, co zostanie Wam zaproponowane. W innym wypadku gospodarz może poczuć się urażony. Ważne jest, by pamiętać również o sposobie obchodzenia się z pałeczkami, gdyż z nimi wiążą się również pewne przesądy i zabobony. Nie należy celować nimi w drugą osobę, wbijać na wznak do ryżu. Należy pamiętać, by co jakiś czas je odkładać, nie rozmawiać i nie sięgać po inne danie, gdy mamy je w rękach. Należy jeść powoli, nie spiesząc się, kończąc posiłek odkładać pałeczki na specjalną podstawkę. Znakiem kończącym posiłek jest podanie owoców. Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że w Chinach nie ma zwyczaju zostawiania napiwku i dziękowania kelnerowi za przyniesione dania. Jeśli bardzo chcemy to zrobić to wystarczy, że postukamy lekko dwoma palcami w stół, gdy ten będzie nalewał nam herbaty.
fot.: © Katarzyna Zakrzewska
Chiny to bardzo ciekawy kraj i nie sposób opisać go w kilku zdaniach. To miejsce, gdzie przeplata się sporo kultur, smaków, kolorów. Lecz to także kraj, gdzie panują konkretne zwyczaje i tradycje. Dlatego, jeśli chcemy w pełni cieszyć się wszyst-
kim, co nam oferują, to musimy poznać obyczaje i ich przestrzegać, by zostać dobrze odebranym. Potem nie pozostaje nam już nic, jak tylko cieszyć się wszystkimi urokami, smakami i chłonąć atmosferę Chin najmocniej jak to tylko możliwe.
Zdrowy talerz
24
25
Patronaty
http://facebook.com/FestiwalDuzegoFormatu
MACIEJ ZBOROWSKI
Azjatycka Przygoda odc.1 Nadszedł kolejny słoneczny poranek pełen wrażeń. Wspólny urlop Marcina i Olgi dobiegał końca, ale oni nie mieli zamiaru się rozstawać. Ten czas przybliżył ich do siebie i nie wybrażali sobie, że mogą wrócić, jakby nigdy nic, do swoich samotnych światów. Teraz mieli siebie i wiedzieli, jak będzie wyglądało ich wspólne życie. Olga od dawna żyła w ciągłej podróży, więc dla niej poznawanie świata, ludzi, innych kultur nie było niczym nowym. Natomiast Marcin z nieukrywaną satysfakcją odkrył, że podziela pasję Olgi i mógł zacząć żyć tak jak ona. Zresztą w jego zawodzie i z posiadanymi przez niego kompetencjami zmiana trybu pracy nie byłaby niczym trudnym. Wystarczyłoby gdyby został freelancerem. Wtedy mógłby pracować praktycznie z każdego miejsca na Ziemi i dzięki temu łączyłby przyjemne z pożytecznym. Decyzję właściwie już podjął. Pozostało tylko porozmawiać z dyrektorem. Może znajdzie się jakieś tego typu stanowisko w dotychczasowej firmie, a jeśli nie, przyjmą go gdzie indziej - analizował sytuację. Gdy dziewczyna usłyszała o podjętej decyzji, niezwykle się ucieszyła, tym bardziej, że ona sama miała dla Marcina niespodziankę: – Marcin, co byś powiedział na to, gdybyśmy zaraz po załatwieniu przez ciebie wszystkich formalności w Warszawie polecieli w nową podróż? - zapytała z nadzieją w głosie. – Z Tobą nawet na koniec świata, byleby wi-fi było fot.: © lapas77 - Fotolia.com
w pobliżu - uśmiechnął się Marcin. – Myślałam o Azji. Pozwiedzalibyśmy Chiny, Pekin. Może zrobiłabym tam program. Fascynująca mieszanka kultur i smaków - mówiła z prędkością karabinu maszynowego. – Skarbie nie wiedziałem, że potrafisz się tak zapalać do tematu, ale powiem ci, że mi się to podoba. Kupione – stwierdził szczerze rozbawiony Marcin z nutką podziwu w głosie. – Coż, uczę się od Ciebie. Ostatnio, kiedy mi mówiłeś o tym nowym rewolucyjnym procesorze, twój sposób przekazu niewiele się różnił -zauważyła ze śmiechem. – Racja. Punkt dla Ciebie - przyznał z powagą. Po tej dość konstruktywnej wymianie zdań poszli się spakować, ponieważ właśnie kończyła się doba hotelowa i wszyscy uczestnicy wycieczki za dwie godziny mieli być już na lotnisku. Co prawda oboje zrobli odprawę przez telefon, bo już dawno zeskanowali bilety za pomocą specjalnej aplikacji, ale i tak musieli czekać na wszystkich. Mieli więc mnóstwo czasu dla siebie. Dzięki temu bardzo dokładnie przejrzeli przewodniki po zabytkach Azji, nanieśli adresy na mapy w swoich laptopach i w ten sposób zaplanowali własny szlak zwiedzania. Zarówno Olga, jak i Marcin pod tym względem byli bardzo zorganizowani i te dwa wspólne tygodnie wniosły wiele zmian na lepsze w życie każdego z nich. Dla Marcina teraz nie do pomyślenia byłoby pakowanie się Opowiadania
26
w ostatniej chwili, natomiast Olga przekonała się do nowych technologii. Następne cztery tygodnie po powrocie minęły im na przygotowaniach do wielkiej przygody. W dniu wylotu spotkali się rozemocjonowani na lotnisku. Wyposażeni we wszystko, co było im potrzebne, aby wyruszuć w nieznane. Marcin po długiej rozmowie ze swoim szefem dowiedział się, że firma nie zamierza pozbywać się tak cennego pracownika, a pomysł pracy na odległość spodobał się zarządowi na tyle, że Marcin objął stanowisko szefa departamentu ds. Rozwoju Międzynarodowego, co pozwalało mu pracować w dokładnie taki sposób, jaki sobie wymarzył. Teraz koncentrował się wyłącznie na podróży z coraz bardziej bliską jego sercu Olgą i nic innego się dla niego nie liczyło. Obydwoje bardzo przeżywali te wyprawę. Byli ciekawi tego, co zobaczą, jakich ludzi poznają, czego dowiedzą się o pasjonującej kulturze tej części świata i w jakim stopniu wpłynie to na ich życie: – Marcin jedno wiadomo na pewno - zaczęła z zagadkową miną Olga. – Co takiego? – Że w Pekinie nie będziemy mieli problemu z pożyczeniem roweru – A to dlaczego? - zdebiał Marcin. – Bo jest ich tam podobno 9 milionów. – A, o tym mówisz! - oboje jak na komendę wybuchnęli śmiechem. – Zobaczymy czy Melua miała rację - kontynuował z uśmiechem Marcin.
27
Opowiadania
– Ale przyrzeknij mi jedno - poprosiła z udawaną powagą. – Co tylko zechcesz - powiedział stanowczo. – Że nie będziesz ich liczył. My tam jedziemy, żeby zwiedzać zabytki a nie obiekty chińskiej służby zdrowia. A gdybyś zabrał się za liczenie rowerów, mógłbyś paść z wycieńczenia. Nie mieli czasu dokończyć żartobliwej wymiany zdań, ponieważ przerwał ją komunikat o konieczności zapięcia pasów z powodu lądowania. Pekin przywitał ich gęstą mgłą. Było późne popołudnie. Zdecydowali, że pojadą prosto do hotelu. Byli zmęczeni nie tylko lotem, ale przede wszystkim musieli się przyzwyczaić do siedmiogodzinnej różnicy czasu. Na szczęście mieli ze sobą melatoninę, z której dobroczynnego działania skwapliwie skorzystali. W hotelu od razu położyli się spać, aby mieć siły na zaplanowane następnego dnia pierwsze zwiedzanie i wstępne rozpoznanie terenu. Swoją podróż po stolicy Chin zaczęli od zwiedzania odcinków Wielkiego Muru Chińskiego, czyli systemów obronnych, składających się z zapór, fortów i punktów obserwacyjnych usytuowanych w najbardziej strategicznych miejscach. Następnie zwiedzili m.in.: Plac Tien’anmen, Zakazane Miasto, a jako miłośnicy sztuki – Chińskie Muzeum Narodowe. Tam, gdzie to było możliwe robili zdjęcia. Podjęli też decyzję, że założą fotoblog. Ich przygoda z Azją dopiero się zaczęła. Nie spodziewali się jednak, ile wrażeń ich tu jeszcze czeka... CDN
fot.:fot.: © chungking © derkien - Fotolia.com
fot.: Š blas - Fotolia.com
Felieton
28
Agata Jezierska
Rozmów o górach w mediach jest sporo – niestety zazwyczaj wtedy, kiedy z gór ktoś nie wraca. A przecież poza niebezpieczeństwem oferują też piękno. Moją miłość do gór dostałam w genach, więc trudno mi dyskutować z tymi, którzy jej nie czują. Nie wiem też, czy miłości tej da się w jakikolwiek sposób nauczyć. Na pewno da się nią zarazić. Sądzę, że wiem, co pcha ludzi tam, gdzie wielu nie sięga nawet myślą… Mówiąc o Azji, nie da się ominąć Himalajów i nie da się nie zauważyć Everestu, który jest przecież dachem świata. Jego szczyt znajduje się na wysokości 8850m n.p.m. – dla porównania Rysy, po polskiej stronie mają 2499m n.p.m. Czyli na Mount Evereście, Rysy mieszczą się ponad trzy i pół raza. Oczywiście ostatnie obliczenie mogłabym sobie darować, bo to że ktoś wejdzie na Rysy nawet osiem razy, nie oznacza że uda mu się zdobyć najwyższy szczyt. Bo przecież to warunki pogodowe, nachylenie stoku, brak tlenu – stanowią największe wyzwanie, a nie sam punkt na mapie. Sądzę, że właśnie to wyzwanie, to że jest tak trudno, pcha ludzi w tamto miejsce. Gdyby było łatwiej, wielu nie pomyślałoby nawet o szczycie,
29
Felieton
GÓRY bo czasem, aby pokonać coś w sobie, aby utwierdzić się w przekonaniu o swoich możliwościach, potrzebujemy Everestu. Dla niektórych to pokonanie własnych słabości, dla drugich cel. Jak mawiał Artur Hajzer, są ludzie od wszystkiego, także od gór. I on jednym z takich ludzi był. Kobietą zasługującą na uwagę jest Martyna Wojciechowska. Choć wielu nazwało by ją „panią od podróży”, to ona również zdobyła szczyt Everestu. W swojej książce „Przesunąć horyzont” opowiedziała o tym, jak wygląda zdobywanie nie tylko najwyższej góry świata, ale także pewności, że jeszcze nie wszystko stracone, za to wszystko możliwe. Nigdy nie wejdę na Everest. Nigdy też nie będę o nim marzyła. Życie uczyniło dla mnie Everest już z Rysów. Nawet jakbym znalazła kogoś, kto by mnie na ich szczyt przetransportował – samolotem, balonem, czy statkiem kosmicznym, to brak tlenu i aklimatyzacji zabiłyby mnie w kilka minut. A nikt przecież nie wyrusza w góry aby zginąć, nawet za cenę tego widoku. Jednak absolutnie rozumiem tych, którzy w te góry – choć to cholernie niebezpieczne - wyruszają, mając nadzieję na powrót.
fot.: © Maygutyak - Fotolia.com
ZIM OW E Z ABAW Y AGATA JEZIERSKA
Niestety już nie ma sensu się bronić, to nic nie da – jesień zawitała na dobre. Możliwe, że wkrótce nastąpi zima. Jeszcze kilka dni, a na półki i wystawy sklepowe przyjadą swoimi saniami Mikołaje w towarzystwie śnieżynek. Być może to faktycznie trochę za wcześnie, ale zamiast narzekać możemy ten czas twórczo wykorzystać.
ANIOŁY Z MASY SOLNEJ Co będzie nam potrzebne?
»» 1 szklanka mąka pszennej »» 1 szklanka soli »» ½ szklanki mąki ziemniaczanej »» woda - najlepiej letnia Wszystkie produkty dokładnie ze sobą wymieszaj. Jeśli ciasto bardzo się lepi, dodaj mąki. Idealne jest wtedy, kiedy przypomina ciasto na pierogi. Wyroby można wypiekać w temperaturze 100 stopni przez 60–90 minut bez termoobiegu. Można je także pozostawić do wyschnięcia. Potrzeba na to kilku dni. Dodatkowe produkty:
»» folia aluminiowa »» wyciskarka do czosnku »» nożyk
fot.: © VL@D - Fotolia.com
»» spinacze biurowe w przypadku Aniołów do zawieszenia »» pomoc osoby dorosłej lub starszego dziecka :) Tak naprawdę tutaj najtrudniejsze jest zrobienie ciasta. Później, to już cała przyjemność tworzenia, wszystko zależy od kreatywności. Ale oto moje małe podpowiedzi: Z foli aluminiowej uformuj na jednego Anioła dwie kulki – jedną większą (na brzuch) drugą mniejszą (na głowę). Kiedy obkleisz ciastem kulki, nie zapadną się jak mogłoby się zdarzyć w przypadku ich braku. Na skrzydła proponuję zrobić swój własny szablon – każdy Anioł może mieć inne skrzydła, ale skrzydła jednego Anioła będą wyglądały pięknie kiedy będą takie same bądź podobne. Praska do czosnku posłuży ci jako fabryka Aniołkowych włosów. Wystarczy, że wrzucisz do niej trochę ciasta i wyciśniesz… Oto włosy ;-) Pamiętaj, żeby później dokładnie umyć wyciskarkę. Już teraz Aniołkowi brakuje tylko nóg i rąk, które możesz zrobić tworząc z ciasta dwa dłuższe i dwa krótsze wałeczki. Dłuższe zakończ stopami lub bucikami, a dwie krótsze dłońmi. Jak połączyć wszystkie części ciała Aniołka? Wystarczy, że zamoczysz pędzel w wodzie i posmarujesz część do której chcesz przykleić drugą np. głowa-włosy, głowa-brzuch. Musisz działać szybko, tak aby ciasto przy pracy zanadto nie wyschło – wtedy trudniej jest je formować i z nim pracować.
Kącik dziecięcy
30
Pamiętaj, żeby wszystkie części ciała dostosować do możliwości Aniołka – jeśli ma wisieć, musi być mniejszy i formowany na leżąco. Dzięki temu jego tył się spłaszczy. Możesz pozbawić go też foli aluminiowej z brzucha, ponieważ może on być zupełnie szczupły. Jeśli Aniołek ma stać, to formuj go na stojąco tak, abyś od razu wiedział, czy Aniołek się nie przewraca. Co zrobić, aby Aniołek wisiał? Wystarczy rozgiąć spinacz biurowy i ukształtować z niego coś na wzór literki U. U należy umieścić w głowie Aniołka tak, aby zaokrąglona końcówka wystawała i mogła zawisnąć wraz z Aniołkiem na gwoździku. Nożykiem i patyczkiem można ozdobić ubranie Aniołka, stworzyć mu oczka, buzię, nosek. Natomiast, kiedy już wyschnie, można pomalować go farbami. Ja do swoich Aniołków używam plakatówek. Jeśli Aniołek będzie przygotowany odpowiednio wcześnie, to zdąży wyschnąć przed Świętami. Szczerze żałuję, że nie zobaczę Waszych Skrzydlatych arcydzieł. Wraz z dziećmi możecie również pomyśleć o tych, którzy z różnych powodów nie spędzą z Wami Świąt Bożego Narodzenia. Zwyczaj pisania kartek jest już prawie zupełnie zamieniony na wysyłanie maili i smsów, ale to absolutnie nie to samo. Dlatego ja zachęcam Was nie tylko do wysyłania życzeń tradycyjną pocztą ale również do własnoręcznego przygotowania kartek, które na pewno sprawią o wiele większą radość adresatowi, niż kupne. Technik do przygotowania takiej kartki jest mnóstwo – tak naprawdę możecie wybrać swoją ulubio-
31
Kącik dziecięcy
ną: wyklejanie kuleczkami bibuły, wydzieranie papieru kolorowego, rysunki – to tylko kropla w morzu możliwości.
GORĄCA CZEKOLADA A teraz coś w nagrodę – dla tych, którzy przygotowali kartki i podarki pod postacią Aniołów - kubek czegoś pysznego. Czego potrzebujemy? (przepis na dwie osoby)
»» 2 kubki mleka, »» 1 czekolada mleczna »» 1 laska cynamonu – można zastąpić również sypkim cynamonem
»» szczypta kardamonu Jak wykonać? Mleko wlewamy do garnuszka i stawiamy na niedużym ogniu. Do mleka wrzucamy połamaną czekoladę – szybciej się rozpuści, wkładamy przełamaną laskę cynamonu, wsypujemy kardamon. Dla łasuchów: można dodać łyżkę miodu, ale ja ten wariant stosuję tylko wtedy, kiedy mam gorzką czekoladę :-) Czekamy, aż mleko odpowiednio się zagrzeje, a czekolada rozpuści. Napój należy ściągnąć z ognia kiedy nieco zgęstnieje, rzecz jasna przed wykipieniem. Wlewamy do kubków i żadna szara jesień czy zimna zima nie jest nam straszna!
fot.: fot.: © Sea © Laure.C Wave --Fotolia.com Fotolia.com
Karolina Małkiewicz
GEJSZA Kultura japońska, mimo rosnącej popularności i coraz mocniej zaznaczającej się obecności w świecie Zachodu, nie przestaje zadziwiać swą egzotyczną odmiennością, a nieraz nawet szokować sposobem postrzegania pewnych zjawisk czy zachowań. Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni wytworzyli wiele specyficznych zwyczajów, tradycji i rytuałów determinujących każdą dziedzinę życia, tak kosmicznie odległych od europejskiej estetyki, filozofii, światopoglądu. Jednym z aspektów kultury, który od stuleci rozpalał wyobraźnię człowieka Zachodu, była sfera miłości i seksu. Najbardziej fascynującym i intrygującym jej przejawem - instytucja gejszy - klasa wyrafinowanych, wykształconych kobiet, podnoszących erotykę do rangi zrytualizowanej sztuki, odgrywających znaczącą rolę w procesie kształtowania się tradycyjnego japońskiego społeczeństwa. Klasa społeczna, którą stanowiły gejsze, narodziła się za czasów szoguna Tokugawy, na początku XVII wieku i była efektem ewolucji, do jakiej doszło w kręgach kobiet, których zadaniem było zapewnienie mężczyznom towarzystwa i rozrywki. Prostytucja w owych czasach stopniowo stała się legalna i unormowana. Jej przedstawicielki były zarejestrowane, miały wyznaczone limity i godziny pracy, powinności i obowiązki. Gejsze wyodrębniły się więc z grupy kurtyzan i prostytutek i miały wśród nich zdecydowanie najwyższą pozycję, były gwiazdami swojej epoki. Należy podkreślić, że istniała ogromna przepaść między kobietami, które sprzedawały własne ciało i tymi, które sprzedawały sztukę. Różnica między gejszą a prostytutką widoczna była na pierwszy rzut oka - w sposobie noszenia obi. Pas podtrzymujący kimono prostytutki wiązany był z przodu, ponieważ ktoś, kto bezustannie musi go zawiązywać i rozwiązywać, nie może tracić czasu na wiązanie go z tyłu, czyli tam, gdzie robią to gejsze. Gejsze, stanowiące już odrębną grupę, kierowały się pewnymi zasadami, które definiowały je jako kobiety zabawiające własną sztuką - stąd geneza ich nazwy: gei (sztuka) i sha (osoba). Te najbardziej znane pochodzą z Kioto i Edo, gdzie utworzono słynne dzielnice rozkoszy: Shimabara, Gion, Pontocho i Yoshiwara. Obecność gejsz przydawała tym miejscom prestiżu, gdyż stawały się tym samym centrami kultury, goszczącymi wszystkie formy sztuki. Przyszłe gejsze od najmłodszych lat zamieszkiwały fot.: fot.: ©© Apeiron NinaMalyna - Fotolia.com - Fotolia.com
W czasach minionych
32
oki-ya (dom gejsz), gdzie pod okiem oka-san (osoby odpowiedzialnej za dom gejsz) nabywały i doskonaliły swe umiejętności. Umowa zawierana przez oka-san z rodzinami adeptek sztuki pozwalała dziewczętom na odzyskanie w przyszłości wolności, aczkolwiek tylko wtedy, gdy swoją pracą udało im się zarobić trzykrotnie więcej, niż na nie wydano. Zarówno na utrzymanie, jak i wykształcenie. Z tego to powodu ciągle narastający dług praktycznie uniemożliwiał wykupienie się gejszy spod opieki oka-san. Jednak z drugiej strony sukces zawodowy zapewniał im wysoką pozycję społeczną, sławę, władzę, dobrobyt oraz zabezpieczenie ratujące je od biedy, w jakiej żyły ich rodziny. W ciągu sześciu lat kandydatki na gejsze stawały się mistrzyniami wszystkich dziedzin sztuki: klasycznego tańca, gry na tradycyjnych instrumentach, znajomości ceremonii parzenia herbaty, konwersacji, ikebany, kaligrafii, recytacji klasycznej literatury japońskiej, śpiewu. W oki-ya panowała ścisła hierarchizacja; na czele stała okami (matka przełożona), następnie onesan (starsze siostry, bardziej doświadczone gejsze), maiko (praktykantka), a na najniższym szczeblu nowe dziewczęta. Każda starsza siostra miała swoją podopieczną, którą uczyła wszystkiego, co sama potrafiła, wprowadzała ją na przyjęcia, przedstawiała opiekunom, danna. Zmiana statusu maiko na geiko dokonywała się podczas skomplikowanego rytuału zwanego mizuage - pozbawienia dziewczyny cnoty. Zwykle było to dziełem mężczyzny starszego, bogatego i powszechnie szanowanego i poprzedzała ją licytacja; suma pieniędzy oferowana za pozbawienie dziewictwa była oznaką popularności, jaką maiko cieszyła się w tym momencie oraz jej prawdopodobnego sukcesu jako gejszy. Proces edukacji przyszłej gejszy obejmował również dbałość o zewnętrzną atrakcyjność. Mało kto zdaje sobie sprawę, że np. sztuka noszenia kimona była bardzo ważnym aspektem jej umiejętności. Jego prezentacja, sposób noszenia i zakładania podniesiono do rangi prawdziwej maestrii. Jednym z najważniejszych punktów nauki gejszy była znajomość dziewięciu elementów piękna kobiety oraz ich zastosowanie. Pięć z nich odnosiło się do zewnętrznego piękna ciała, pozostałe cztery do piękna duchowego. Była to praktyka rozpoczynająca się od dążenia kobiety do osiągnięcia satysfakcji i poczucia, że jest się atrakcyjną pod względem fizycznym, a następnie duchowym. Klasyczny japoński ideał piękna, do jakiego dążyły gejsze, opierał się na ekspresywnym makijażu oczu i ust, którym należało nadać pożądany wygląd płatka kwiatu. Czernieniu zębów, bieleniu skóry; twarz biała jak śnieg, oczy i brwi pomalowane na czarno z purpurą oraz szkarłatne usta to makijaż gejsz, dzięki któremu stały się najbardziej rozpoznawalnymi twarzami na świecie. Kontakt z gejszą nosił wszelkie znamiona luksusu 33
W czasach minionych
i elegancji. Spotkania w herbaciarniach poprzedzał rytuał, w którym konieczność oczekiwania i cierpliwość były najważniejszym elementem. Gejsza zapewniała obcowanie z różnymi formami sztuki na najwyższym poziomie – intymne kontakty były surowo zabronione. Mężczyźni mieli w nich przyjaciółki, powierniczki i towarzyszki dające im poczucie zrozumienia i akceptacji. Zawsze miłe, kulturalne, o nienagannych manierach, równoprawne partnerki w dyskusji biegłe w sztuce dyplomacji. Wizerunek gejszy w oczach człowieka Zachodu zaczął kształtować się dopiero po roku 1860, kiedy cesarz Mutsuhito zlikwidował szogunat, zakończył epokę feudalną, a Japonia zaczęła proces modernizacji i otwarcia na wpływy Zachodu. Do Kraju Kwitnącej Wiśni zaczęli napływać podróżnicy, kupcy, misjonarze, którzy przywozili do swych ojczyzn wieści niebywałe, szokujące wiktoriańskie społeczeństwo. O kobietach, których towarzystwo japońscy gospodarze proponowali swoim kontrahentom i gościom, ci zaś, bez wnikania w szczegóły, uznawali je za gejsze właśnie. Stereotypowe rozumienie nazwy „gejsza” utrwaliło się jeszcze w latach powojennych, po kapitulacji Japonii - amerykańscy żołnierze terminem tym określali wszelkie kobiety lekkich obyczajów, na czym mocno ucierpiał wizerunek gejszy jako wysublimowanej artystki, strażniczki kultury, ucieleśnienia ideału piękna, zdegradowanej do roli zwyczajnej, sprzedajnej kobiety. Dla ludzi Zachodu takie niuanse były nieistotne, stąd krzywdzące i niesprawiedliwe, pokutujące do dziś przekonanie, że gejsza, kurtyzana i zwykła prostytutka tworzą jednolitą grupę społeczną, zaś terminy je określające to synonimy. Współcześnie towarzystwo gejszy jest symbolem zamożności i luksusu. Ekskluzywne spotkania dla najbogatszych, czyli przeważnie polityków, biznesmenów, rozchwytywanych artystów czy zagranicznych turystów o wyjątkowo zasobnym portfelu generują bajońskie sumy. Rachunek od osoby może wynieść do dwudziestu tysięcy euro! Obcowanie ze współczesną gejszą to przede wszystkim rozrywka na wysokim poziomie intelektualnym i estetycznym: taniec, śpiew, gra na tradycyjnych instrumentach, ceremonia parzenia herbaty, ikebana czy sztuka konwersacji. O tym, że gejsze nie świadczą usług seksualnych informują stowarzyszenia zrzeszające je lub agencje artystyczne zajmujące się organizowaniem spotkań z gejszami. Tajemnicza, wyrafinowana atmosfera artyzmu i tradycji spowijająca zawód gejszy budzi dziś nie mniejszą fascynację niż przed wiekami. Zainteresowanych tematem odsyłam do lektury „Gejszy” autorstwa amerykańskiej antropolog Lizy Dalby, „Wyznań gejszy” Arthura Goldena czy też autobiografii Mineko Iwasaki „Gejsza z Gion”. Ciekawą propozycją z pewnością okaże się również publikacja „Tajemnice sypialni gejszy” Carmen Domingo.
P
A
T
R
O
N
A
T
Y
„Lekkie jak kamień jasne jak zmrok” Barbara Maria Deja Poruszające, magiczne, niezwykłe... w gru d n i u ju ż w s p rz e d a ż y .
„Madre mia!” Dorota Żak Polska Bridget Jones podbija Hiszpanię! w gru d n i u ju ż w s p rz e d a ż y .
„Terapia zbiorowa” Anna Budzyńska Pamiętaj! Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki znajdującej się wewnątrz książki. w gru d n i u ju ż w s p rz e d a ż y .
Patronaty
34
NOWY CZĹ ONEK OBSESYJNEJ RODZINY www.magazynbrzdac.pl
http://facebook.com/MagazynBrzdac
CHOINKA
Z KSIĄŻKĄ aranżacja: © HOME&YOU
Niezbędnik mola
36
Niebawem Święta. Tylko znikają znicze ze sklepów, od razu pojawiają się ozdoby choinkowe. Już w listopadzie popadamy w zimowy, świąteczny nastrój. Skuszeni promocjami, kupujemy nowe lampki na choinkę, nowy obrus na stół, bo tamten przecież jest już poplamiony. No i niemodny. My postanowiliśmy zainspirować Was gamą skromnych prezentów, które idealnie będą komponowały się z książką.
37
Niezbędnik mola
1
2
Kubek (1) czy filiżanka (2) czegoś gorącego, najlepiej kakao, w świątecznych klimatach są idealnym drobiazgiem umilającym nam czas z książką. HOME&YOU - www.home-you.com/pl
fot.: © HOME&YOU
Niezbędnik mola
38
3 4
5
Także termofor z ciepłymi kapciami (3) wydaje się być rozsądną propozycją dla zmarzluchów. Kolorowe poszewki na poduszki z reniferami (4) wprowadzą obdarowanego w całkiem błogi nastrój. Świeczniki (5) nadadzą wnętrzu przytulności, a wieczornym sesjom czytelniczym przy choince odrobinę magii. HOME&YOU - www.home-you.com/pl 39
Niezbędnik mola
fot.: © HOME&YOU
6 7
8 Pojemniki na ciasteczka (6) powinny być pod ręką dla każdego łasucha, który pogrążył się we wciągającej lekturze. Zestaw świec (7) będzie idealny dla romantycznych dusz, bujających w obłokach. Zestaw ogrzewający (8) z kubkiem i termoforem to dobra propozycja dla bliskich łaknących ciepła w zimowe wieczory. HOME&YOU - www.home-you.com/pl fot.: © HOME&YOU
Niezbędnik mola
40
Garnuszek do grzanego wina
Bieżnik
Patera na ciasto
DUKA - dukapolska.com
DUKA - dukapolska.com
DUKA - dukapolska.com
NA ŚWIĄTECZNYM STOLE
41
Zestaw talerzy XMAS
Karafka z mikołajami
Ozdobne świece
DUKA - dukapolska.com
DUKA - dukapolska.com
DUKA - dukapolska.com
Dekoracyjnie
fot.: © DUKA Polska
AGNIESZKA POHL
PIĘKNA KO BIETA , PIĘKNY PR ZEDMIOT, CZ YLI JAK PIĘKN E PR ZEDMIOT Y KUSZ Ą PIĘKN E KO BIET Y Nie od dziś wiemy, że piękne przedmioty mamią człowieka. Nie inaczej jest z kobietami, zwłaszcza tymi urodziwymi. One również potrafią zauroczyć niejednego osobnika płci przeciwnej. Nic więc dziwnego, że dzieła sztuki zdobywają swoich zwolenników. Lubimy rzeczy ładne, oryginalne, które przykuwają naszą uwagę. By zdobyć arcydzieło kobiety nie cofną się przed niczym. Po trupach będą dążyć do swojego wcześniej wyznaczonego celu. Omotają mężczyzn, by osiągnąć to, co sobie zaplanowały. Szybko przystosują się do nowych okoliczności, atakując przeciwnika, kiedy tylko nadarzy się okazja. Nie dają sobą manipulować, ciągle są czujne i mają się na baczności. Same natomiast, używając swoich wdzięków, sterują męską częścią populacji. Wodzą ją za nos. Ale też skrupulatnie ją obserwują, by później wykorzystać nabytą wiedzę. Uczą się szybko nowych rzeczy. I wdrażają je w życie, by w mgnieniu oka wspiąć się na sam szczyt swojej kariery. Wydawać by się mgło, że takie kobiety nie mają uczuć. Nie zakochują się. Nikogo i niczego nie darzą uczuciem. To jedynie pozory. fot.: © shotsstudio - Fotolia.com
Lacey Yeager kocha sztukę i życie w Nowym Jorku. Wkrada się niepostrzeżenie do świata sprzedaży obrazów. Oczarowana tym środowiskiem, potrafi przekroczyć granicę prawa, by zyskać odpowiednią pozycję w branży. Oszołomiona możliwością zarobienia szybkich pieniędzy, wtapia się w nowojorskie towarzystwo kolekcjonerów sztuki, wykorzystując swoją inteligencję i seksapil. I choć można przypuszczać, że kocha tylko piękne przedmioty, to potrafi też przelać swoje uczucia na człowieka. Jest też w stanie na swój użytek zjednać sobie ludzi, dokonując rzeczy nielegalnych. Ponadto, bacznie przyglądając się innym, przyswaja zasady funkcjonowania świata dla niej początkowo zupełnie anonimowego. Czuje się w nim jak ryba w wodzie. W mgnieniu oka zyskuje pewność siebie, uniezależnia się i staje się królową swojego życia zawodowego. Warto poznać kobietę, która walczy o swoją pozycję i za wszelką cenę próbuje przebić się w handlu obrazami. Zmotywowana działa skutecznie, odnosząc sukces. Bo sukces to z pewnością jej drugiej imię. Piękny przedmiot, Steve Martin, Wydawcnictwo WAB Kupa trupa
42
Ś W I ĄT EC Z N I E
43
Obiektywnie
fot.: Fotolia.com