Polacy
Prawda to opowieść o tym, co mnie autentycznie trapi, a nie wydumana historia, która powstanie w wyniku spekulacji l Wymyślanie filmu to operacja na otwartym sercu. Ale w tyle głowy jest oczywiście
dbałość o dobrą formę i równoważenie uczuć, aby dzieło było strawne dla odbiorcy. l Zająłem się animacją dla przyjemności, gdy odkryłem, że jest to najciekawsza rzecz na świecie, pochłaniająca mnie bez reszty. l Pamiętam, że kiedy jeszcze malowałem, przeżywałem mocno sam proces twórczy. Natomiast później, gdy wystawiałem obrazy, przychodziło wielkie rozczarowanie. l Pandemiczne doświadczenia ludzi powodują, że mój film nabiera nowego znaczenia. l Młodzi są tak spragnieni rozmowy, kontaktu z drugim człowiekiem, że długie okresy izolacji zostawią blizny na całe życie. Widzę to u swoich studentów animacji w Szkole Filmowej w Łodzi. l Egocentryzm twórcy jest gwarancją uczciwości wypowiedzi. Z Mariuszem Wilczyńskim rozmawia Kamil Broszko.
Kamil Broszko: Co jest sensem życia? – chciałoby się zapytać po obejrzeniu filmu „Zabij to i wyjedź z tego miasta”. Mariusz Wilczyński: Życie ma sens wtedy, kiedy się robi to, na co naprawdę ma się ochotę i co jest dla nas ważne. Robienie filmu „Zabij to…” miało dla mnie ogromny sens. Nie jestem filmowcem – może teraz za niego uchodzę, bo otrzymałem Złote Lwy na festiwalu w Gdyni, ale z pewnością nie jestem filmowcem w takim rozumieniu, że muszę co dwa lata zrobić film i jeździć z nim po festiwalach. Nie mam podobnych ambicji. Robiłem wcześniej krótkie filmy animowane, ale tego zupełnie nie da się porównać z pełnym metrażem. „Zabij to…” jest dla mnie po prostu filmem i nie ma znaczenia, że to film animowany. Rysowałem go przez 14 lat, ale nie miałem poczucia zmęczenia, tylko poczucie głębokiego sensu swojego działania. Oczywiście nie śmiałem myśleć, że film będzie miał światową premierę na Berlinale, że dostanie tyle nagród na świecie i w kraju. Teraz dopiero jestem w dygotkach – kiedy ukazuje się tyle dobrych recenzji i kiedy wymienia się mnie wśród faworytów do nagród. 60
Zająłem się animacją dla przyjemności, gdy odkryłem, że jest to najciekawsza rzecz na świecie, pochłaniająca mnie bez reszty. Początkowo po „Zabij to…” zamierzałem zrobić film na podstawie „Mistrza i Małgorzaty”, ale zachęcony tak dobrym odbiorem mojego osobistego filmu postanowiłem się odważyć i nie podpierać się wielką literaturą, tylko kolejny raz zrobić swój film. Na szczęście mogę pracować na własnych warunkach i we własnym rytmie, bo jestem profesorem w szkole filmowej, więc mam środki do życia. Występuję też w dużych salach koncertowych z moimi „Wilkanocami”, czyli tworzę na żywo, na oczach publiczności, filmy animowane, do których grają zapraszani przeze mnie muzycy. A czasami to ja podążam za muzyką – to jest nieustanna wymiana, rodzaj jazzowego jam session, tyle że zamiast instrumentu muzycznego mam pędzle, ołówki i inne akcesoria potrzebne do tworzenia ożywionych obrazów, które filmuję kamerką trzymaną w lewej ręce i wyświetlam na wielkich ekranach zawieszonych nad sceną. Występowałem ze Stańką, Możdżerem, Urbaniakiem, Waglewskim, Fiszem i Emade, a od ja-
nr 1 (35), 2021