7 minute read

Ciasteczkowy potwór. Leonarda Cianciulli Amelia Czerczer

a jednocześnie aktualnych wywodów na ten temat jest „Międzymorze” Ziemowita Szczerka, który idealnie opisuje współczesne nastroje, ale i lokalne problemy Słowian i nieSłowian Europy gdzieś pośrodku (bo czy to Środek, czy już Wschód, to nie wiadomo, mówi Szczerek, wszystko zależy od perspektywy i intencji patrzącego). Szczerek podróżując po Międzymorzu dochodzi do wniosku, że nie da się naturalnie zjednoczyć wszystkich narodów Europy Środkowo-wschodniej. Na tych ogromnych terenach między morzami rozciąga się zbyt wiele kultur, by wszystko złożyć w całość. Podobieństwo języków to za mało. Potrzeba czegoś o wiele bardziej wartościowego, czego dziś na pewno brakuje - podobnego sposobu myślenia. Różne dzieje historyczne wykształciły w tym naszym pięknym Środku zażyłości i zależności, które nas wszystkich determinują, tak jak np. Serbów niechęć do Albańczyków i Bośniaków, Węgrów pogardzanie Rumunami, Litwinów żal do Polaków, Polaków poczucie wyższości nad Ukraińcami, itd, itd. My, jako Słowianie, mamy różne aspiracje i różne wzorce, różne pomysły na życie i różne na rozwój. Co kraj, co region, co miasto, a nawet co wieś, to jakaś zmiana. i o ile ta zmiana w wymiarze państwowym jest urocza i stanowi ciekawostkę, o tyle różnica między Haapsalu w Estonii a Plopeni w Rumunii jest już znaczna i zbytnio dzieli mieszkańców Środka, by ich zjednoczyć. Ale trzeba przyznać, że sama idea, bez nacjonalnej otoczki, jest bardzo pomysłowa. Dba o to, co tak wielu ludzi dzisiaj zaniedbuje - zachowanie kultury i tożsamości, tak ważnych dla współczesnych społeczeństw wartości, w obliczu niebezpieczeństwa. Na razie żadnego zagrożenia ze strony Rosji czy Niemiec nie ma, ale jeśli realia się zmienią, na pewno o tym pomyśle usłyszymy. i wtedy, zastanawiając się nad słusznością tej idei, będzie należało przypomnieć sobie o „Międzymorzu” i spróbować poszukać w kolorowej mozaice słowiańskich społeczeństw odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące przyszłości.

Wiele osób wyobraża sobie seryjnych morderców jako psychopatów ze złowrogim śmiechem, ukrytych w cieniu z piłą mechaniczną pod ręką. Kompletnym tego przeciwieństwem tego stereotypowego wizerunku jest natomiast zawsze uśmiechnięta, kochana przez wszystkich, pomocna

Advertisement

babcia, która częstuje wszystkich ciasteczkami. Ale co jeśli te chrupiące słodkości skrywają dość niesmaczną niespodziankę? Tak było w przypadku Leonardy Cianciulli znanej jako „Wiedźma z Coreggio” lub „Mydlarka”. Początkowo kochana przez wszystkich opiekuńcza matka po

ujawnieniu jej zbrodni została uznana za potwora.

Cianciulli urodziła się 18 kwietnia 1894 roku we Włoszech. Jej rodzicielka, która bynajmniej nie planowała zachodzić z nią w ciążę, wmawiała małej Leonardzie, że została przeklęta przez demona i całe jej życie będzie porażką. Nie trzeba być ekspertem, by wiedzieć że takie traktowanie przez rodzica źle wpłynie na rozwój dziecka. i tak też się stało.

„Próbowałam powiesić się dwa razy. Raz mnie odratowali, drugi raz urwał się sznurek. Mama dała mi do zrozumienia, że sprawił jej przykrość fakt, że przeżyłam. Próbowałam więc dalej. Raz połknęłam druty z jej gorsetu, następnym razem pokruszone szkło. i to nie dało żadnego rezultatu.” 2

Prawie uwolniła się od toksycznej rodzicielki w wieku 21 lat, gdy wyszła za dużo starszego od siebie urzędnika Rafaela Pansardi. Nie spodobało się to jednak jej matce, która chciała ją wydać za bogatego rolnika. Dlatego też w dzień ślubu przeklęła swoją córkę. Właśnie tym Leonarda tłumaczyła swoje nieszczęścia. Spośród 17 dzieci tylko czwórka przeżyła do wieku dziesięciu lat. Leonarda musiała czuć

2 Wszystkie cytaty pochodzą z pamiętnika „Mydlarki”.

dużą presję po tak dużej ilości poronień i śmierci łóżeczkowych w kraju, gdzie gloryfikowano „maternità”. Nie dziw, że po tych traumatycznych wydarzeniach była bardzo opiekuńcza dla swoich pociech. Jednak na tych nieszczęściach się nie skończyło. „Mydlarka” już w młodości miała problemy z prawem, a w wieku 33 lat została nawet skazana na więzienie za różne oszustwa, w tym też finansowe. Kilka lat później jej dom został zniszczony przez trzęsienie ziemi. Razem z dziećmi i mężem przeprowadzili się do Correggio, gdzie Leonarda otworzyła sklep z używanymi rzeczami. Była lubiana przez sąsiadów, których często zapraszała na coś słodkiego i herbatę. Jej dzieci dorastały w spokoju. Pomyśleć można, że jej pech się skończył, jednak była to tylko cisza przed burzą… Gdy w 1939 roku wybuchła wojna, a jej najstarszy syn i ulubieniec został weźwany do wojska, Cianciulli przeraziła się, że klątwa wróciła. Bała się stracić kolejne dziecko. „Nie mogłabym znieść śmierci kolejnego dziecka. Prawie każdej nocy śniłam małe białe trumny, które jedna po drugiej zapadały się pod ziemię. Zaczęłam studiować czarną magię, czytałam książki, które mówiły o chiromancji, astronomii, wywoływaniu duchów, klątwach. Pewnej nocy we śnie pojawiła się moja matka i oznajmiła mi, że aby uratować moje dzieci, muszę składać ofiary z ludzi.” Udała się do wróżki, by zapytać się o radę i dowiedzieć się czy rzeczywiście jest przeklęła. Jednak to tylko pogorszyło sprawę… „W twojej prawej ręce widzę więzienie, w twojej lewej azyl karny.”

Pod wpływem przepowiedni Leonarda podjęła decyzję, która całkowicie zmieniła życie kochanej przez wszystkich kobiety. Swoją karierę kryminalistki zaczęła tak naprawdę w 1939 roku. Jej pierwszą ofiarą była jej przyjaciółka - Faustyna Setti. Ta siedemdziesięcioletnia kobieta, półanalfabetka, nie stroniła od romansów. Chciała przed śmiercią wyjść za mąż. Leonarda wiedziała o tym i wykorzystała to do swojego planu. Obiecała biedaczce, że znajdzie dla niej ukochanego, po czym niedługo potem oświadczyła, że jest pewien mężczyzna, który mieszka w Puli. Oczywiście było to kłamstwo. Poleciła Faustynie, by nikomu tego nie zdradzała i by na czas wyjazdu uczyniła z niej zarządczynię swojego majątku. Setti zgodziła się. Feralnego wieczoru przyszła do „Mydlarki” na swój ostatni podwieczorek przed opuszczeniem miasta. i rzeczywiście okazał się być jej ostatnim… Leonarda dodała jej narkotyków do herbaty, a gdy ta zasnęła, zabiła ją i pokroiła na 9 kawałków siekierą. Jej krew zebrała do szklanego naczynia. „Wrzuciłam części ciała do kotła, dodałam siedem kilogramów sody kaustycznej, której używałam do robienia mydła, i mieszałam wszystko, gotując na wolnym ogniu, aż do chwili, gdy ciało przemieniło się w lepką ciemną masę. Wlałam ciecz do naczyń, a następnie opróżniłam je, wylewając wszystko do kanalizacji. Co do krwi - wlałam ją do formy i poczekałam, aż nastąpi proces koagulacji, następnie wysuszyłam ją w piecu, zmieliłam z mąką, dodałam cukru, czekolady, mleka, jaj i margaryny, utarłam wszystko

razem i upiekłam chrupiące ciasteczka. Częstowałam nimi wszystkich, którzy przychodzili w gości, ale jadłam je także ja i mój najstarszy syn Giuseppe.” Ten szalony pomysł podsunęła jej (pośrednio oczywiście) faszystowska propaganda, która promowała wśród ludności poszukiwanie sposobów na wytwarzanie produktów spożywczych niedostępnych już w sklepach. w imię zasady „nie marnuj, nie chciej” Leonarda Cianciulli jako matka rodziny postanowiła wykorzystać „resztki” do swo-ich wypieków. Kolejną ofiarą była miejscowa przedszkolanka - Francesca Soavi, której obiecała pracę w szkole żeńskiej w Piacenzy. Leonarda tuż przed morderstwem podyktowała jej listy pożegnal-ne, by mieć pewność, że nikt nie będzie jej szukał oraz - jak u poprzedniej ofiary - poleciła, by uczyniła ją zarządcą jej skromnego majątku. Soavi skończyła swój żywot w ten sam sposób co jej poprzedniczka. Uśpiona, a potem zabita siekierą, przy pomocy różnych narzędzi kuchen-nych została poćwiartowana z wpra-wą rzeźnika. Cianciulli zapytana póź-niej, jakim cudem była w stanie tak pokroić ludzkie mięso, porównała to do

oprawiania indyka. Leonarda rozgotowała poćwiartowane zwłoki z sodą kaustyczną i „upłynniła” lepką ciecz w kanalizacji. Specjalnie spreparowaną krew ofiary do-dała do swoich słynnych ciasteczek, którymi znów częstowała gości i sąsiadów, a z tłuszczu zrobiła mydła, które rozdała. Trzecią i ostatnią ofiarą „Wiedźmy z Coreggio” była Virginia Cacioppo, śpiewaczka sopranowa, która w czasach swojej świetności występowała w operach lirycznych we Włoszech i zagranicą. Leonarda obiecała jej dobrą pracę, dzięki której będzie mogła znowu śpiewać w operze. Wszystko pozostałe potoczyło się jak z pozostałymi ofiarami, z wyjątkiem jednego. Virginia zwierzyła się bowiem swojej przyjaciółce. Właśnie to przerwało ciąg makabrycznych morderstw „Mydlarki”. „Skończyła w kotle jak dwie pozostałe... Jej mięso było jednak tłuste i białe. Kiedy się rozgotowało, dodałam butelkę wody kolońskiej i zrobiłam pachnące, kremowe mydełka. Dałam je w prezencie sąsiadkom i znajomym. Również ciasteczka były o wiele lepsze. Ta kobieta była naprawdę słodka.” Bratowa Virginii Cacioppo - Albertina Fanti, przyjaciółka, której się zwierzyła, zaczęła się denerwować, gdy przez dłuższy czas nie przychodziły wiadomości od śpiewaczki. Zgłosiła jej zaginięcie i złożyła zeznania, ujawniając układ Virginii z Leonardą. Wszystkie podejrzenia padły więc od razu na „Mydlarkę” - ta jednak kategorycznie zaprzeczyła podejrzeniom. Także śledczy sądzili, że to mało prawdopodobne, aby drobna, starsza kobieta była w stanie zamor

dować trzy inne, dlatego też oskarżyli jej syna Giuseppe. Cianciulli nie była w stanie tego znieść i przyznała się do wszystkich zbrodni. Nikt początkowo nie chciał jej uwierzyć, myśląc, że chce wziąć winę syna na siebie. Jednak po tym, jak Leonarda zaprezentowała im, jak dokonała tych strasznych zbrodni, wszystkim zmroziło krew w żyłach. Proces był szybki. Sąd oskarżył ją, że zabijała swoje ofiary tylko dla zysków materialnych, ale „Mydlarka” zarzekała się, że było to poświęcenie, by uratować swoje dzieci. Powtarzała, że może ją zrozumieć tylko osoba, która jest matką. Drwiła z sądu i odzywała się niedopuszczona do głosu. Nawet silna obrona, korzystająca z pamiętników napisanych przez Leonardę w więzieniu, którego fragmenty znajdują się w artykule, nie mogła nic zrobić przeciw jednoznacznym i niepodwa-żalnym dowodom. Sąd uznał, że Leonarda miała lekkie zaburzenia psychiczne, ale swoje czyny popełniła świadomie. Leonarda Cianciulli-Pansardi została skazana na 30 lat więzienia i 3 lata w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym. Jednak odsiedziała jedynie 24 lata. Zmarła 15 października 1970 roku w neapolitańskim więzieniu w Pozzuoli, w tamtejszym szpitalu psychiatrycznym, w wieku 77 lat. Za kratkami

This article is from: