P O Z N A Ń ,
G R U D Z I E Ń
2 0 2 0
Niniejsza publikacja jest objęta licencją Creative Commons Uznanie autorstwa – Użycie niekomercyjne – Bez utworów zależnych 3.0 Polska Egzemplarz przeznaczony jest do bezpłatnej dystrybucji Autorka koncepcji oraz realizatorka projektu Magdalena Zylik-Kosmowska www.issuu.com/magdalenazylik Koordynacja procesu wydawniczego Jan Kosmowski Magdalena Zylik-Kosmowska Zrealizowano w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Transkrypcja nagrań Marcin Zylik Redakcja tekstów Magdalena Zylik-Kosmowska (rozdziały 1–9) Rafał Panas (rozdział 10) Redakcja techniczna i korekta językowa Anna Nowotnik Współpraca Karolina Bocian Marta Jaroń Jan Kosmowski Marcin Kosmowski
ISBN 978-83-946371-1-8 Wydanie elektroniczne Wydawca publikacji Magdalena Zylik-Kosmowska zylikmagda@gmail.com Skład i opracowanie graficzne Przemysław Krupski www.fruwamojamarynara.pl
ZrealizowanoZrealizowano w ramach Stypendium w ramach Stypendium Ministra Kultury Ministra i Dziedzictwa Kultury iNarodowego Dziedzictwa Narodowego
Wstęp ............................................................................................................................................ 7
ROZMOWA 1 - Dominika Dopierała, Anastasiya Voytyuk Muzyka (muzykoterapia) i jej wpływ na włączenie w kulturę .................................... 9 ROZMOWA 2 - Aleksandra Chodasz, Magdalena Kowalska Senior w kulturze – czy jest dla niego miejsce? ........................................................... 19 ROZMOWA 3 - Adam Świć, Dorota Todorska Małe miasta i wsie – czy tam kultura ma głos? ......................................................... 31 ROZMOWA 4 - Justyna Sobczyk, Janusz Szymański Teatr (teatroterapia) i jego wpływ na włączenie w kulturę ..................................... 41 ROZMOWA 5 - Katarzyna Pudło, Marta Tomczyk Festiwale – czy jest to przestrzeń dla osób wykluczonych? ........................................ 55 ROZMOWA 6 - Małgorzata Brus, ppor. Ewa Smolińska Rola kultury w zakładach karnych i aresztach śledczych .......................................... 67 ROZMOWA 7 - Anna Dąbrowska, Olga Stobiecka-Rozmiarek Wielokulturowość miast, kiedyś i dziś – jak wykorzystać ten potencjał do włączania w kulturę? ........................................................................... 77 ROZMOWA 8 - Agata Sztorc, Anna Żórawska Kultura bez barier – czyli jak tworzyć kulturę dostępną dla osób z niepełnosprawnościami? ............................................................ 87 ROZMOWA 9 - Jolanta Janiec, Karolina Suska Literatura (biblioterapia) i jej wpływ na włączenie w kulturę ................................ 99 ROZMOWA 10 - Dominika Kawalerowicz, Rafał „Koza” Koziński Kultura jako motor kreatywności i wzrostu innowacyjności ................................... 109
Goście ....................................................................................................................................... 123
5
Ponad piętnaście lat działań w obszarze kultury dało mi możliwość spotkania wielu niesamowitych osób, które tak jak ja znają jej ogromny potencjał. Jednym z tych potencjałów jest możliwość zmiany życia osób, które na co dzień spotykają się z wykluczeniem i odrzuceniem. Projekt pt. „Wł@cz kulturę!” jest zapisem w formie audiowizualnej (rozmowy opublikowane m.in. na YouTube oraz Facebook) i książkowej dziesięciu rozmów z dwudziestoma praktykami i pasjonatami kultury, którzy działają na rzecz m.in. włączania osób wykluczonych w wydarzenia kulturalne. Wszystkie teksty zawarte w niniejszej publikacji powstały na podstawie zapisów rozmów przeprowadzonych na żywo. Publikację tę można czytać na wiele sposobów. Dla niektórych może być ona zbiorem wskazówek, w jaki sposób tworzyć wydarzenia dostępne dla różnych grup odbiorców. Dla innych będzie to zbiór poglądów i dyskusji na tematy, o których nie mówi się głośno – bo nie wypada. Dla kogoś innego będzie to kolejna publikacja zapisana na dysku, do której – mam taką nadzieję – warto wrócić ;) Wraz z całym zespołem pracowaliśmy nad tym, aby publikacja była ciekawa, czytelna i przejrzysta. Każdy z dziesięciu tematów jest oznaczony innym kolorem dla ułatwienia poruszania się po książce. W każdym tekście zostały wyróżnione najważniejsze, moim zdaniem, wypowiedzi, które oddają kontekst rozmowy, a także są wskazówkami i dobrymi praktykami. Na końcu publikacji znajdują się biogramy osób, które wzięły udział w rozmowach. Drogie Koleżanki i Koledzy – bardzo Wam dziękuję! Bez Was te rozmowy i nagrania nie byłyby możliwe. Ponadto chciałabym podziękować za współpracę wszystkim, którzy pomogli mi w realizacji kolejnego szalonego pomysłu: • Jankowi – za kilometry cierpliwości, wsparcie techniczne przy nagraniach, godziny spędzone nad publikacją i dopracowywaniem miliona szczegółów; • Przemasowi – za grafiki, pomysły i dopięcie publikacji na ostatni guzik; • Marcie i Karolinie – za tłumaczenie nagrań na polski język migowy, wspólne rozmowy i inspiracje; • Marcinom – za pomoc mimo natłoku spraw i działań w trybie „na CITO”; • Pani Ani – za korektę techniczną i wszelkie wskazówki dotyczące spisanych rozmów.
Magdalena Zylik-Kosmowska
Projekt „Wł@cz kulturę!” został zrealizowany w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
7
R O Z
M
O W A
1
MUZYKA (MUZYKOTERAPIA) I JEJ WPLYW NA WLACZENIE W KULTURE G O
Ś
C
I
E
:
Dominika Dopierała, Anastasiya Voytyuk R
E
D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Bardzo miło mi was gościć w tej rozmowie. Będziemy mówić o muzyce i jej wpływie na włączenie osób wykluczonych w działania kulturalne. Powiedzcie, proszę, jaka jest wasza definicja słowa „wykluczony”? Czym dla was jest wykluczenie? [Dominika Dopierała]: Myślę o wykluczeniu jak o pewnej postawie, i to jest postawa dwutorowa dla mnie. Takie wykluczenie jest z jednej strony odpowiedzialnością społeczną, ponieważ społeczeństwo pomaga włączać osoby z różnego rodzaju niepełnosprawnościami do życia społecznego, do życia kulturalnego, albo właśnie to utrudnia. Włączanie natomiast to postawa społeczna pełna otwartości wobec osób, które w inny sposób korzystają z kultury, ale jest to też otwartość danej osoby na społeczeństwo i kulturę. Z drugiej strony myślę o niepełnosprawności jako o pewnego rodzaju relacji samego siebie ze swoją chorobą, swoim ograniczeniem. Jak radzimy sobie wobec ograniczeń, jakie dajemy sobie prawo do udziału w życiu społecznym – pomimo trudności. Dlatego myślę, że włączanie jest taką wzajemną postawą pełną otwartości, która pomaga to wykluczenie zniwelować albo przynajmniej zminimalizować. A wykluczenie jest czymś odwrotnym. Myślę, że pewnego rodzaju sztywnością w podejściu do kontaktu z drugim człowiekiem. Każdy z nas wymaga innego podejścia i ta elastyczność jest tutaj ważna. [Anastasiya Voytyuk]: Zgadzam się z Dominiką à propos społeczności. Moim zdaniem termin „osoby wykluczone” bardziej opisuje to, w jaki sposób spo-
10
łeczność odnosi się do tych ludzi, a nie jak te osoby odnoszą się do społeczeństwa. W różnych językach są różne terminy określające osoby z niepełnosprawnością. Na przykład podczas II wojny światowej używano terminu „inwalida”, który był bardzo mocno zakorzeniony zarówno w języku ukraińskim, jak i polskim. Inwalida był rozumiany jako osoba nieprzydatna do wykonywania pracy fizycznej, do realizacji pewnych czynności i działań. Później bardzo długo funkcjonował termin „niepełnosprawność”, ale widzę, że w Polsce obecnie używa się terminu „osoba z niepełnosprawnością”. Na tych przykładach widać, w jaki sposób słownictwo opisujące tę grupę ludzi się zmienia. Dla mnie te wszystkie słowa to tylko terminy, które są potrzebne w polityce, w społeczeństwie do tego, aby tę grupę w jakiś sposób określić. Ale za tymi wszystkimi terminami stoją ludzie, którzy są różnorodni, mają inne cechy osobowości, inaczej się poruszają, inaczej przyjmują świat. Być może te szczegóły są u nich bardziej widoczne niż u innych, ale ja wierzę, że każdy jest inny i to sprawia, że jesteśmy różnorodni. Dlatego przyjmuję, że termin „osoby wykluczone” to tylko termin – dla mnie nic więcej. [Magdalena]: To jest bardzo ciekawe, co powiedziałaś, Dominiko. Mianowicie pokazałaś, że każdy z nas jest lub może być z jakiegoś powodu wykluczony ze społeczeństwa. Zazwyczaj, mówiąc o osobach z niepełnosprawnościami, myślimy o kimś innym, nie o samych sobie. [Dominika]: Tak, i możemy zostać wykluczeni w różnych obszarach. W jednym jestem bardzo aktywna, w innym mam pew-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ne trudności i to, czy dam sobie prawo do aktywnego działania i czy moje otoczenie też mi takie warunki stworzy, będzie decydowało o moim wykluczeniu. Myślę tutaj też o takim spektrum. Wykluczenie też jest pewnego rodzaju spektrum, na którym się dość elastycznie poruszamy. Wykluczenie – swoboda – włączenie. [Magdalena]: Proszę, opowiedzcie, z jakimi grupami pracujecie. [Anastasiya]: Prowadzę organizację, która jest koordynatorem i producentem działań artystycznych, teatralnych i muzycznych. Zajmuję się w niej wieloma rzeczami. Na przykład jestem trenerką, prowadzę treningi z osobami, które mają wystawić sztukę teatralną, ale również jestem fundraiserką, która poszukuje pieniędzy na realizację działań artystycznych. Moim zadaniem jest także produkcja spektakli teatralnych. Dobieram zespół pod kątem możliwości osób z niepełnosprawnościami, współpracuję z reżyserami, choreografami, kostiumologami, tancerzami i muzykami. Jak widać, mam tam wiele zadań, obowiązków, i faktycznie na co dzień nie spotykam często osób z niepełnosprawnościami bezpośrednio, a tym bardziej w czasie kwarantanny, ponieważ są one bardziej zamknięte. Chociaż i kwarantanna nam nie przeszkodziła spotkać się z uczestnikami naszych działań. Ostatnio wzięliśmy samochód i jeździliśmy po całym województwie lwowskim, żeby odwiedzić w domach pięcioro niewidomych dzieci, które występują w naszym spektaklu. Te dzieci od pół roku siedzą w domu i bardzo trudno się z nimi skontaktować za pomocą internetu.
[Magdalena]: Powiesz coś więcej o tych odwiedzinach? Skąd ten pomysł, jak te osoby zareagowały? [Anastasiya]: Mamy we Lwowie przygotowany spektakl pt. Pogląd, który miał być prezentowany na Ukrainie, ale także w Polsce. Niestety ze względu na pandemię i kwarantannę musieliśmy premierę odłożyć na później. Przez ten cały czas próbowaliśmy na różne sposoby komunikować się z naszymi niewidzącymi aktorami za pomocą internetu. Dzieciom było trudno zainstalować program ZOOM, a to jest jedyny komunikator oprócz Google Meetsa, który pozwala brać udział w spotkaniu wielu osobom, widzieć się i słyszeć. Mamy zespół 14-osobowy, więc szukaliśmy rozwiązania, które pozwoli spotkać się nam wszystkim, chociażby online. Na Ukrainie bardzo popularny jest komunikator Wiber, ale tam komunikacja grupowa jest bardzo trudna. Więc w pewnym momencie ktoś zaproponował, aby po prostu pojechać i odwiedzić dziewczyny w domu. Zebraliśmy więc ekipę, wzięliśmy samochód, pieniądze i pojechaliśmy. Podczas tych wizyt dowiedzieliśmy się, że dzieci nie mogą nigdzie pojechać, że proponowana edukacja online jest dla nich nieskuteczna, ponieważ oni potrzebują żywego kontaktu, rozmowy, dotyku. To są te rzeczy, których im w tym momencie najbardziej brakuje. My też mamy swoją hipotezę na ten temat. Uważamy, że brakuje im ruchu. Mamy wiele doświadczeń z pracy z osobami niewidzącymi i wiemy, jak ważny jest dla nich głos, ruch, dotyk, bliskość drugiej osoby. Staraliśmy się być mniej więcej około 1,5 godziny u każdego w domu. Poznaliśmy rodziców naszych aktorów, porozma-
11
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
wialiśmy z nimi o ich stosunku do przygotowywanego spektaklu. Bardzo dużo pracy poświęciliśmy na pracę z tymi dziećmi. Podczas warsztatów było ponad sześcioro trenerów, zawiązywaliśmy sobie oczy i tak pracowaliśmy z nimi na przykład po 12 godzin. Chcieliśmy się dowiedzieć, jak to jest być prowadzonym przez kogoś, jak wyczuć przestrzeń, nie widząc kompletnie nic. Bywało tak, że to one nas gdzieś musiały zaprowadzić. Przez to my bardziej zrozumieliśmy ich potrzeby, a oni zobaczyli, jak bardzo są dla nas ważni. To był bardzo duży krok w kierunku integracji. I ten bliski kontakt pozwolił nam odkryć to, że trzeba się skupić na ich potencjale, który często drzemie w głosie, śpiewie, mówieniu, ruchu, orientacji w przestrzeni, tańcu. Zauważyliśmy, że mają mało szans na kontakt na przykład z tańcem współczesnym czy improwizacją. Wykorzystaliśmy więc ich mocne strony i dużo pracowaliśmy z dźwiękiem i ruchem. To ich pięknie rozwinęło i miało bardzo dobry wpływ na całą grupę. [Magdalena]: Powiedziałaś, Anastasiyo, że zawiązując sobie oczy, te dzieci niewidome, poczuły, że są ważne. A co to dało prowadzącym? [Anastasiya]: To dało nam doświadczenie niewidzenia. Doświadczenie ufania innym osobom. To jest doświadczenie pobytu, czyli jedzenia, spania, przemieszczania się do toalety, takich innych podstawowych czynności, które są bardzo ważne, nie widząc kompletnie nic. Kiedy zaczynasz grać na jakimś instrumencie z zamkniętymi czy zawiązanymi oczami, masz zupełnie inne odczucia tego instrumentu.
12
Mocniej koncentrujesz się na dźwięku i na jego formie. Bardziej niż w momencie, kiedy widzisz ten instrument. Zupełnie inaczej budujesz sobie przestrzeń w głowie, kiedy nie widzisz. Dźwięk ma wtedy o wiele więcej wymiarów, staje się bardziej złożony, a przez to ciekawszy. Na przykład, kiedy śpiewam i mam zamknięte oczy, nie widzę już ściany, komputera. Widzę wtedy kolor, budowę dźwięku, widzę, jak on sobie gdzieś tam leci. To bardzo rozwija warsztat pracy. [Magdalena]: Zostańmy jeszcze na chwilę przy tym spektaklu. Bo rzeczywiście z wielu twoich działań ten spektakl przykuł moją uwagę najbardziej, ze względu na wykorzystanie w nim wielu elementów muzyki i muzykoterapii. Czy możesz opowiedzieć o nim coś więcej? [Anastasiya]: Tak, pracowaliśmy jako muzycy we dwójkę przy tym spektaklu. Skupiliśmy się głównie na głosie. Chcieliśmy wydobyć z naszych uczestników dźwięki nietypowe dla ludzi. Na co dzień jesteśmy przyzwyczajeni do podziału głosów na pierwszy sopran, drugi sopran, alty itp. A tak naprawdę osoba może wyśpiewać każdy dźwięk, pracować nad nim i uzyskać bardzo niski albo bardzo wysoki jego ton. A wydobywający się z nas dźwięk to endorfiny. Jeżeli dobrze śpiewasz, ten dźwięk może fajnie masować twoje ciało, twój mózg. Jako grupa uwielbialiśmy być razem w dźwięku. Śpiewając, poszukiwaliśmy wspólnego tonu, potoku tego dźwięku. Takie spotkania, warsztaty pozwalają budować poszczególne części spektaklu, bo wiele z dźwięków, które wypracowaliśmy podczas naszych prób, znalazło swoje miejsce w scenariuszu. Mamy
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
też w spektaklu sceny, gdzie wspólnie z niewidomymi dziećmi gramy na instrumentach. Na przykład jest scena, w której pokazujemy świat podwodny i wykorzystujemy do tego tak zwane „bum, bum rurki”. Muzycy grają na nich, a nasi aktorzy podchodzą, dołączają się i wspólnie tworzymy rytm i dźwięk, które pozwalają widzom wyobrazić sobie, co dzieje się pod wodą. Innym przykładem jest to, jak podczas warsztatów zaczęliśmy bawić się takim zbitkiem sylab „te keku, keku te”. Wspólnie śpiewaliśmy te sylaby w różnych tonacjach i w różnym rytmie – to również wykorzystujemy w spektaklu. Tworzenie spektaklu jest organiczne i my jako muzycy czuliśmy, że te podkłady, które wymyślamy, są stworzone razem z uczestnikami. W czasie prób wszystko nagrywaliśmy, potem odsłuchiwaliśmy i wybieraliśmy poszczególne elementy, które następnie szlifowaliśmy do występu. To, co mnie zaskoczyło, to moment, kiedy rok po zakończeniu prób dzieci prosiły o zaśpiewanie piosenek narodowych, które podczas warsztatów wspólnie śpiewaliśmy na przerwach. Ja wyciągnęłam z tego taki wniosek: nieważne jest, jakiej piosenki uczymy, ważne, w jakiej odbywa się to atmosferze. Może to wszystko podsumuję. Najważniejsze w tworzeniu spektaklu było stworzenie lekkości w przestrzeni. Dbaliśmy o to, aby każdy mógł współtworzyć. Tak jak Julia, 13-letnia dziewczynka, która przychodziła podczas prób i mówiła do nas: „Ja mam ochotę zagrać na ksylofonie”, albo Maria: „Ja bym dzisiaj zagrała na klawiszach”. I one brały instrumenty, zaczynały grać. Potem wspólnie to rozwijaliśmy i te kompozycje również można usłyszeć w spektaklu. Nam się współtworzenie
spektaklu sprawdziło. Jesteśmy wszyscy bardzo zadowoleni z efektu końcowego. Mówiąc wszyscy, mam na myśli nie tylko trenerów i instruktorów, ale także aktorów. Bo wszystko stworzyliśmy razem. Dzięki temu w bardzo prosty sposób uzyskujemy to, że 12-, 13-, 14-latkowie odczuwają odpowiedzialność za spektakl i im również zależy, żeby wyszedł jak najlepiej. [Magdalena]: Dominiko, a ty z kim pracujesz i jakie działania realizujesz? [Dominika]: Tak jak już wspominałam, pracujemy z osobami z niepełnosprawnościami, ale staramy się wykonywać tę pracę w otoczeniu społecznym. To wynika z naszej misji, jak i z braku lokalu dla naszej Fundacji. Jednak bardzo szybko okazało się, że to jest właśnie miejsce, w którym powinniśmy być. Czyli w miejscach publicznych i ogólnodostępnych. Miejscach, w których możemy spotkać się z osobami, które nie szukają tego typu wydarzeń. Pracując w przestrzeniach otwartych, to my je odnajdujemy. Czyli na przykład na placach w miastach, w parkach, na rynkach, tam gdzie możemy spotkać przypadkowych przechodniów i również ich włączyć do wspólnego muzykowania. Zależy nam na tym, aby nasze sesje grupowe, muzykoterapeutyczne, były okazją do spotkań różnych grup. Bardzo często podkreślamy, że nie potrzeba doświadczenia muzycznego, żeby dołączyć do tego zespołu. Tak jak Anastasiya mówiła, każdy przychodzi ze swoją propozycją muzyki i naszą rolą, jako osób organizujących to wydarzenie, jest wpisać je w ogólną formę utworu czy w ogólną formę tego wydarzenia. Staramy się podkreślać obecność osób o różnych obszarach sprawności,
13
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
osób niesłyszących, osób niewidomych, osób z niepełnosprawnościami. Zawsze staramy się, żeby grupa zaproszonych gości nie była stworzona tylko z osób przebywających w ośrodkach specjalnych, ale włączamy w te sesje rodziny z dziećmi, osoby dorosłe. Chodzi nam o jak największą różnorodność. [Magdalena]: Czyli to wygląda tak, że podczas jednej sesji muzycznej mogą być osoby starsze i młodsze, z różnym typem niepełnosprawności i inne. [Dominika]: Tak, tak, zależy nam bardzo na tym, żeby osoby, które na co dzień mogłyby się nie poznać, mogły się spotkać w tych muzycznych zespołach, które tworzymy spontanicznie. [Magdalena]: Jaki jest cel tworzenia tych zespołów? Czy mogłabyś opisać, jak taka sesja wygląda? Czy spotykasz ludzi, którzy mają w sobie blokady i mówią: „Nie, ja nie potrafię grać...” albo „Nie gram zbyt dobrze…”? [Dominika]: To ja może zacznę od tej blokady. Jednym z celów naszych spotkań jest to, żeby tę blokadę zwolnić. To jest to włączenie, o którym mówiłyśmy, a właściwie wykluczenie. Włączenie tych osób to też częściowo nasze zadanie jako organizatorów muzykowania. Często poza samą realizacją wydarzenia musimy stworzyć dla niego warunki. Czyli rozpowszechnić różnymi kanałami informacje o wydarzeniu, dotrzeć do potencjalnych odbiorców, tak żeby faktycznie czuli się zaproszeni, często też zapewnić transport. Poza włączaniem osób wykluczonych do działań kulturalnych widzimy też, że te
14
spotkania są taką okazją do edukacji społecznej. Edukacja osób rozwijających się w ramach przyjętej normy na temat różnych niepełnosprawności, różnych sposobów funkcjonowania i ograniczeń, którym nie zaprzeczamy, bo one są widoczne i niekoniecznie chcemy je eliminować. Tak jak mówiłam wcześniej, na razie nie mamy swojej siedziby, więc edukacja społeczna dzieje się sama, naturalnie. Teraz występujemy na rynkach, placach, jeździmy też do ośrodków specjalnych, gościmy z takimi wydarzeniami, warsztatami, sesjami czy szkoleniami dla nauczycieli i pedagogów, terapeutów, którzy chcą elementy muzyki czy elementy muzykoterapii włączyć do swoich działań. Nasza działalność skupia się również na tym, żeby pokazać pedagogom i pracownikom, którzy na co dzień kontaktują się z osobami z niepełnosprawnościami, że muzyka jest również w ich zasięgu. Oni też mogą korzystać z tej muzyki w pracy nad celami rozwojowymi, niekoniecznie tylko muzycznymi. A wracając jeszcze do kwestii lokalu… Budujemy lokal mobilny, żebyśmy mogli dojechać do tych niemobilnych. To jest van, który będzie przejezdnym pokojem muzykoterapii, w którym będziemy mogli zapraszać do gry osoby wymagające indywidualnego podejścia. Nie wszyscy bowiem odnajdują się w tych grupowych, otwartych sesjach. Dla niektórych to za dużo, to za wiele jak na pierwszy raz. To jest droga, którą przechodzimy wraz z naszymi uczestnikami. Od izolacji do społeczeństwa. Dlatego na tej drodze na pewnym etapie jest też miejsce na to spotkanie jeden na jeden albo w małej grupie. Mobilne Centrum Muzyki – tak nazywa się ten van – to zamknięty pokój do muzy-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
koterapii, a po otwarciu jego bocznej klapy staje się też sceną. Więc będziemy mieli także możliwość koncertowania na otwartej przestrzeni. [Magdalena]: Czy waszym zdaniem osoby, które chciałyby wykorzystywać muzykę i muzykoterapię w swojej pracy, powinny posiadać jakieś specjalne umiejętności, kompetencje, wiedzę? [Anastasiya]: Ja myślę, że osoba, która prowadzi zajęcia muzyczne, musi do siebie dojść w tej muzyce. Czyli odkryć, kim ona jest, jeżeli chodzi o głos i bycie sobą w tym głosie. Wtedy może łatwiej otwierać inne osoby. Już tłumaczę, o co tutaj chodzi. Nasz głos bardzo mocno pokazuje nasz stan wewnętrzny. Jak my z tym głosem pracujemy. Jak się czujemy. Bardzo łatwo to sprawdzić. Trzeba się przyjrzeć, czy głos lekko płynie, czy powoduje ból w trakcie śpiewania i po nim, czy sprawia dyskomfort. A może jest odwrotnie – wypływa z nas lekko i swobodnie. Czy jest przyjemny dla ciała, dla osoby. Czy osoba może w każdym momencie zaśpiewać to, co chce, czy potrafi być skupiona na słuchaniu i powtarzaniu melodii, czy jest świadoma tekstu, który śpiewa. Czy jej ciało podczas śpiewu pokazuje, że jest zakotwiczona w tym, co robi, czy raczej rozdrgana. Tak samo jest, jak gramy na jakimś instrumencie. Bardzo ważne jest odpowiedzenie sobie na te pytania. Dla mnie głos jest najbardziej osobistym instrumentem, jaki mamy, odzwierciedla to, co czujemy. Dlatego podczas pracy z głosem tak dużo jest odkryć wewnętrznych, mam na myśli na przykład to, kiedy osoba śpiewa i nagle zaczyna płakać. Tak się dzieje, ponieważ
odkryła i dotknęła czegoś bardzo osobistego. Dlatego tak ważne jest, aby osoba pracująca z innymi za pomocą muzyki i muzykoterapii znała siebie, swoje możliwości i ograniczenia. Była siebie świadoma. Każdy może śpiewać, bo głos to taki instrument do komunikacji z samym sobą i ze światem. Instrument do oczyszczenia i wzmocnienia siebie. Dlatego uważam, że osoba, która chciałaby pracować z muzyką i włączać inne osoby, powinna przejść drogę poznawania siebie w muzyce. I na końcu tej drogi powiedzieć sobie: „Okej. Ja już wiem, jak się zakotwiczyć, kiedy i jak zrobić stop, jak się uruchomić. Wiem, jak powiedzieć szczerze to, co mam do przekazania”. Bo w muzyce i włączaniu innych osób chodzi o naukę bycia szczerym z samym sobą. Jeśli jesteś mocny w środku, będziesz mocny w społeczeństwie. I to jest to, co ja doceniam w muzyce. Podsumowując, ważna jest wiedza o tym, jak pracować z osobami z niepełnosprawnościami, jakie mają potrzeby, zasoby i ograniczenia. Ale najważniejsza jest świadomość samego siebie w muzyce. [Dominika]: Ja może pociągnę temat, który rozpoczęła Anastasyia. Mówiłaś o tym wsłuchiwaniu się w siebie, byciu szczerym z samym sobą jako terapeutą i przychodzeniu do pracy z pewnymi kompetencjami. Ale myślę, że równie ważną umiejętnością muzyka jest umiejętność wsłuchania się w możliwości drugiej osoby i potraktowania jej jako eksperta od swojej osoby, od swojego doświadczenia. Naszą rolą jest pomóc jej, jeśli sama nie potrafi, dostrzec to, co jest możliwe w jej sytuacji życiowej. Myślę, że muzy-
15
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ka pięknie nam to umożliwia, bo każdy ma ją w sobie. Zarówno w głosie, jak i w ciele. Cali jesteśmy dźwiękiem. Nasz oddech jest warunkiem naszego istnienia, więc każdy dźwięk jest pewnego rodzaju komunikatem „jestem”. I teraz chcemy, żeby ten komunikat był wzajemny i żeby był wykorzystany w relacji, w komunikacji. A żeby ta komunikacja zaistniała, musimy umieć słuchać siebie samych i siebie nawzajem. Więc to słuchanie zwłaszcza w przypadku muzyków, muzykoterapeutów jest czymś kluczowym, powiedziałabym nawet taką podstawową umiejętnością. [Magdalena]: To od czego, waszym zdaniem, powinna zacząć osoba, która wcześniej nie miała za bardzo styczności z muzyką, a teraz chce wykorzystywać ją w pracy z osobami wykluczonymi? [Anastasiya]: Przede wszystkim trzeba sobie powiedzieć: „Okej, nie wszystko na raz, ale małymi kroczkami” (śmiech). Po pierwsze, to pokochać siebie i zaufać sobie, polubić swój dźwięk, swoją grę, jeśli gra się na jakimś instrumencie. Nie krępować się, jeśli czegoś nie umiem. Próbować i iść dalej w to. To jest pierwszy krok. Drugi krok to jest to, o czym mówiła Dominika, otworzyć się na innego i doceniać każdy krok, który robi. Słuchać jej, wspierać ją i przyjmować wszystko, co na tym etapie robi. A trzeci krok, kiedy prowadzimy zajęcia grupowe, to budowanie dialogu, czyli że warto robić razem różnego rodzaju gry, ćwiczenia, zabawy. Stawiać na interakcję i na różnorodny kontakt całej grupy ze sobą.
16
[Dominika]: Moje pomysły pokrywają się z tymi Anastasyi. Ale może trochę rozwinę je. Myślę, że dobrze byłoby, aby osoba, która chciałaby wprowadzić muzykę do swojej pracy, szukała sytuacji, w których ona sama może aktywnie muzykować. Żeby nabrać w tym swobody. To jest, myślę, takie słowo klucz – swoboda. Niekoniecznie na podstawie wiedzy, tylko takiego poczucia, że moje ciało może, mój głos może. Ja mogę uderzyć w bęben, nawet nie wiedząc, jak nazywa się ten instrument albo w jaki sposób można na nim grać. Po prostu na nim gram, nie zastanawiając się nad wiedzą merytoryczną. Czyli podejście z taką swobodą do improwizacji ruchowo-dźwiękowej. Ale równolegle potrzeba też pewnego schematu i pewnej wiedzy, żeby mieć poczucie, że mamy od czego zacząć. Więc równocześnie uzupełnianie wiedzy merytorycznej i zapisanie się na warsztaty z gry na ukulele, które jest bardzo wdzięcznym instrumentem. Jest to bardzo prosty instrument i można naukę gry na nim potraktować jako przygodę wirtuoza (śmiech). Więc mam z jednej strony swobodę, a z drugiej strony wiedzę. I jeśli odnajdę się w tym, poczuję się komfortowo, to też warto byłoby dowiedzieć się troszkę więcej na temat różnych podejść w muzykoterapii, jeśli myślimy konkretnie o niej. Jak w każdej dziedzinie, tak samo w muzykoterapii jest wiele podejść, nurtów, które czasami są bardzo odmienne, niektóre wręcz wykluczają pewne swoje założenia. Ważne w tym wszystkim jest, żeby znaleźć ten nurt, który nam najbardziej odpowiada, i w nim pracować. Ten, w który wierzymy, ten, w którym czujemy się komfortowo, który może nam pomóc dalej się
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
rozwijać jako muzycy czy muzykoterapeuci, jeśli stwierdzimy, że to nasza droga. [Magdalena]: Myślę sobie, że to bardzo ważne, aby samemu praktykować to, co się robi. Zanurzać się w tym coraz głębiej. Trudno mi sobie wyobrazić człowieka prowadzącego zajęcia muzyczne, który nie gra na żadnym instrumencie, bo się na przykład boi, że źle wypadnie. [Dominika]: Ja myślę, że zawsze jedno występuje z drugim. Często jest lęk, strach i ograniczenie, które każdy z nas ma w różnych momentach, z którymi spotykamy się w trakcie sesji. Ale właśnie z tych lęków wynikają możliwości.
Więc to się też tak harmonijnie ze sobą łączy i uzupełnia. [Magdalena]: Stara prawda mówiąca o tym, że praktyka czyni mistrza, potwierdza nam się i w tym przypadku. Podsumowując, blokady i lęki występują w każdym z nas, niezależnie od wieku, płci, statusu społecznego. Zadaniem muzykoterapeuty lub osoby pracującej z innymi z wykorzystaniem muzyki jest to, aby umieć zwalniać te blokady w taki sposób, aby zachować podmiotowość uczestnika zajęć lub sesji, które prowadzimy. A żeby móc to robić, trzeba samemu praktykować grę lub śpiew, czuć się z muzyką komfortowo. Dziękuję wam bardzo za rozmowę.
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://youtu.be/9KfQbIfWq_s Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/2rOnH6OZwaRsIGOlf4Dlo9 • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-1---Muzyka-muzykoterapia-ijej-wpyw-na-wczenie-w-kultur-ejbl6q
Partnerzy: • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Fundacja Nordoff Robbins Polska - https://www.facebook.com/NordoffRobbinsPolska/ • Zespół Muzyczny Troye Zillia - https://www.facebook.com/troyezillia/
17
R O Z
M
O W A
2
SENIOR W KULTURZE - CZY JEST DLA NIEGO MIEJSCE? G O
Ś
C
I
E
:
Aleksandra Chodasz, Magdalena Kowalska R
E D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
ALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Cześć, dziękuję, że przyjęłyście zaproszenie. Rozmowy w ramach projektu „Wł@cz kulturę!” poświęcone są włączaniu w kulturę – w różne działania społeczne i kulturalne – osób wykluczonych. Niech to będzie nasz punkt wyjścia. Czy możecie powiedzieć, kim są dla was osoby wykluczone? Jak brzmiałaby definicja wykluczenia ukuta na podstawie waszych doświadczeń w tym obszarze? [Aleksandra Chodasz]: Dla mnie oznacza to po prostu utrudniony lub mniejszy dostęp do rozmaitych szans – z powodu wieku albo miejsca, w którym te osoby mieszkają. To tak pokrótce, ale nie chciałabym wprowadzać tu definicji książkowych. Będzie to więc mniejszy dostęp do szans, a osoby, które się z tym borykają, mają utrudnioną ścieżkę rozwoju, uczenia się. Mają też właśnie mniejszy dostęp do kultury. [Magdalena Kowalska]: Odpowiem podobnie jak Ola. Dla mnie też są to osoby, które mają ograniczony dostęp do usług, do pewnych zasobów. Ale mam poczucie, że osoby, które są wykluczone, często są wykluczone wbrew swojej woli i czasami też wbrew swojej świadomości. Myślę, że warto tu zaznaczyć, że osoby w wieku senioralnym po prostu są też często wykluczone, dlatego że same nie mogą realizować swoich potrzeb. [Magdalena Z.-K.]: Łączy was to, że obie pracujecie na rzecz osób starszych, seniorów. Różnica natomiast polega na tym, że ty, Olu, prowadzisz swoje działania na Podkarpaciu, w małej miejscowości, Magda natomiast w jednym z większych miast w Polsce – Poznaniu. Czy w swoich środowiskach spotykacie się z osobami wykluczonymi, na
20
przykład z wykluczonymi seniorami? [Magdalena]: Niestety tak. Wbrew pozorom grupy, z którymi pracuję, są bardzo mocno zróżnicowane. Mam poczucie, że jeśli chodzi o grupy wykluczone, tworzą je osoby niesamodzielne, zależne. Do takich osób zdecydowanie trudniej jest dotrzeć, a jest to naprawdę spora grupa. Mamy z nimi kontakt. Bardzo ważne jest też to, że trafiają do nas ich rodziny i sąsiedzi. [Magdalena Z.-K.]: Kim jest osoba zależna? [Magdalena]: W dużej mierze są to osoby, które nie wychodzą z domu. Mieszkańcy pierwszego, drugiego, trzeciego i kolejnego piętra w budynku, w którym nie ma windy, albo są to osoby z niepełnosprawnościami, które nie poruszają się samodzielnie. Do grupy osób zależnych należą również osoby leżące, cierpiące na poważne schorzenia, czasami borykające się z zaburzeniami psychicznymi lub lękowymi. Trudności w dotarciu do osób zależnych wynikają po pierwsze z tego, że one nie pojawiają się w społeczności, nie wychodzą z domu, nie wchodzą też w żadne relacje, nie utrzymują kontaktu z innymi. Są często wykluczone cyfrowo, więc nie mamy do nich dostępu przez komunikatory internetowe. Jeśli nie dotrzemy do nich przy pomocy sąsiadów, to ci ludzie są pozostawieni sami sobie. Wypadają z systemu pomocowego. [Magdalena Z.-K.]: Analizuję na szybko przypadki, o których mówisz. Wychodzi na to, że mamy tu do czynienia z wykluczeniem z powodów zewnętrznych. Zazwyczaj
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
nie jest to niechęć do korzystania z działań proponowanych przez różne instytucje, organizacje, osoby. Są to raczej czynniki zewnętrzne, takie jak przeszkody typu mieszkanie na pierwszym czy drugim piętrze albo niepełnosprawność. [Magdalena]: Tak, zdecydowanie myślę, że są to czynniki zewnętrzne. Ale mam poczucie, że jest to też brak świadomości tych osób, czego tak naprawdę mogą oczekiwać bądź z czego korzystać, do czego mogą się włączyć czy w czym współuczestniczyć. [Magdalena Z.-K.]: Olu, a czy w środowisku, w którym ty pracujesz, też są wykluczeni seniorzy? [Aleksandra]: Wątek, który poruszacie, dotyczy osób, które w ogóle nie biorą udziału w życiu społecznym i publicznym. Myślę, że w miastach to bardziej się rzuca w oczy z powodu budynków wielopiętrowych, często bez wind. Na terenach wiejskich dominują raczej domy parterowe. Dużą rolę odgrywa też Kościół. Bardzo często jest tak, że nawet jeśli seniorzy mają powyżej osiemdziesięciu lat, to aktywnie uczestniczą w życiu społecznym poprzez uczestnictwo w mszach – niektórzy nawet codziennie. To też pozwala tym osobom utrzymać aktywność. To jedna sprawa. A druga, że można do nich dotrzeć. One wychodzą na zewnątrz i chociażby za pomocą ogłoszeń parafialnych czy dzięki bezpośredniej rozmowie można spotkać takie osoby. Choć na pewno są też osoby, które w ogóle nie wychodzą z domu.CHODASZ, Należą MAGDALENA do nich często osoby ALEKSANDRA KOWALSKA z różnymi niepełnosprawnościami, także intelektualnymi. Takie osoby pochodzące ze wsi zaczęły więcej wychodzić, gdy po-
wstawały placówki dedykowane dla nich. Wydaje mi się, że osób starszych w mniejszych miejscowościach jest mniej, bardzo często cieszą się szacunkiem społecznym. Może to jest kwestia tego, o czym mówiła Magda – mniejszej świadomości, że jeszcze coś mi wolno, że jeszcze mogę mieć coś z życia, chcieć coś od niego. Często seniorzy sami sobie wmawiają, że mają być już tylko dla wnuków. A przez to mogą nie chcieć wziąć udziału w jakichś działaniach, oceniając je jako zbyt szalone albo zbyt dziwne, bo „tego u nas jeszcze nie było”. Oczywiście mnóstwo takich barier udało nam się pokonać i mamy świetne doświadczenia w kwestii włączania seniorów w działania. Myślę, że w bardzo małych miejscowościach i we wsiach, w których takich działań jeszcze nie organizowano, na początku problemem może być bardziej bariera mentalna niż fizyczna niesprawność. [Magdalena Z.-K.]: Jedenaście lat temu wyprowadziłaś się z Warszawy do małej miejscowości pod Rzeszowem. Jak zapamiętałaś lokalnych seniorów z tego czasu? [Aleksandra]: To był trochę powrót do domu. Miałam dziadków, którzy pracowali w polu. Czasem mówię o sobie, że ja to dziewczyna ze wsi, która się urodziła w Warszawie, bo tak po prostu się zdarzyło, że moi rodzice pojechali do Warszawy uczyć się i już tam zostali, więc jestem warszawianką z pierwszego pokolenia. To tak, jakbym wróciła do siebie. Wiele tych osób było dla mnie jak rodzina, ciekawiło mnie to, co opowiadali, jak żyli. Ważne jest, żeby nie mieć barier w głowie. Szybko udało mi się nawiązać kontakty. Projekty włączające seniorów i międzypokoleniowe to były jed-
21
ALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ne z pierwszych projektów, które fundacja Rozwoju „Dobre Życie” realizowała z dwiema najbliżej położonymi szkołami. [Magdalena Z.-K.]: Obie jesteście młode, a działacie na rzecz seniorów już od jakiegoś czasu. Ola mówi, że to było naturalne, taki powrót do korzeni. A u ciebie, Magda, skąd się to wzięło? [Magdalena]: Nie zastanawiałam się nad tym głębiej. Zadziało się to naturalnie, bo na mojej ścieżce zawodowej spotykałam różne grupy. Projekty międzypokoleniowe i związane z wolontariatem leżały w największym obszarze mojego zainteresowania. To mnie zawsze ciekawiło i chyba naturalnie doszło do tego, że pojawiały się osoby związane z projektami prosenioralnymi. Chyba połknęłam tego bakcyla przy okazji mojej pracy społecznej. [Magdalena Z.-K.]: Jakie działania podejmujecie na rzecz seniorów, żeby żyło im się lepiej? [Magdalena]: Podam przykład Wildeckiego Klubu Senioralnego „Schron Trzeciego Wieku”. To projekt, który realizujemy od stycznia tego roku. Wilda jest jedną z dzielnic Poznania i projekt jest przeznaczony przede wszystkim dla jej mieszkańców, ale z oferty mogą skorzystać wszyscy poznaniacy w wieku senioralnym. W jakimś stopniu oparliśmy ten projekt na potrzebach mieszkańców, których znaliśmy. Staraliśmy się jednak wprowadzić też coś nowego dla mieszkańców Wildy, którzy nieczęsto udają się do centrum, tylko korzystają z oferty na swoim fyrtlu. Proponujemy między innymi: trening pamięci, qigong, zajęcia międzypokoleniowe, takie jak klub po-
22
dróżnika czy spacery cyfrowe – w Poznaniu dość nowe działanie. Polega na tym, że zabieramy grupki seniorów i seniorek w miejsca, gdzie są na przykład bankomaty, paczkomaty, biletomaty, wypożyczalnie rowerów czy hulajnóg. I tam pokazujemy im, jak te sprzęty obsługiwać. To ich ośmiela do tego, żeby korzystać z oferty miasta, bo przecież jest ona również dla nich. Próbujemy ich zachęcić, żeby poznawali nowe rzeczy, do otwartości na nie, jak i do tego, żeby włączali w działania młodsze osoby. Staramy się tę ofertę mocno zróżnicować pod względem faktycznych potrzeb seniorów. Teraz, po czasie izolacji społecznej, seniorzy i seniorki sami przychodzą i podpowiadają, co chcieliby robić, czego potrzebują. Nasze propozycje są więc oparte na współpracy z tymi, do których są one adresowane. [Magdalena Z.-K.]: W jaki sposób znaleźliście odbiorców waszych działań? [Magdalena]: Wildecki Klub Senioralny działa w Schronie Kultury Europa. To miejsce istnieje na terenie Wildy od piętnastu lat. Nie jest więc tak, że szukaliśmy odbiorców naszego projektu, bo taka grupa istniała i systematycznie z roku na rok się powiększała. Stworzyliśmy zatem szerszą ofertę pod kątem zapotrzebowania. Od kilku lat w ramach Centrum Inicjatyw Lokalnych „WIL.DA.SIĘ” organizowane są śpiewanki senioralne. Seniorzy i seniorki pojawiali się na nich, widzieliśmy, że ta wspólna aktywność motywuje ich do wyjścia z domu. Dowiadując się, czego potrzebują, co chcieliby robić, co im naprawdę sprawia radość, co ich motywuje do przychodzenia do Schronu, tworzyliśmy ofertę, którą uzupełnialiśmy o własne pro-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
pozycje. Na początku zresztą od razu je skonsultowaliśmy, więc mieliśmy bazę pokazującą, czy te propozycje się sprawdzą. Pojawiały się wtedy głosy, czego seniorzy oczekują czy co byłoby dla nich przydatne, więc postawiliśmy przede wszystkim na współtworzenie. [Magdalena Z.-K.]: Nasuwa mi się od razu pytanie o fundusze, bo pozyskanie pieniędzy zawsze wydaje się najtrudniejsze. Skąd wziąć pieniądze na realizowanie takich działań? [Magdalena]: Fajnie, Magdo, że zwróciłaś na to uwagę, bo w mojej pracy, w której współpracuję z grupami nieformalnymi i poznańskimi klubami seniora, faktycznie kwestia finansowania jest priorytetowa. Nie zawsze osoby z grup nieformalnych wiedzą, skąd pozyskiwać takie środki. Nasz projekt Wildecki Klub Senioralny jest finansowany z budżetu miasta Poznania. W ramach otwartego konkursu ofert złożyliśmy swoją propozycję do Urzędu Miasta i stąd mamy dofinansowanie na projekt. Na marginesie chciałabym podpowiedzieć, że warto wnioskować o środki do budżetu publicznego, do władz miejskich czy wojewódzkich, a jeśli organizacja czy grupa jest odważniejsza, to może się ubiegać o środki ministerialne. Nie zapominajmy jednak, że grupy nieformalne działające w swoich gminach i miastach mogą skorzystać z przeznaczonych specjalnie dla nich środków. Warto pamiętać o tym, że takie środki istnieją. W Poznaniu są to między innymi środki z Centrów Inicjatyw LokalALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA nych czy z projektu „Wielkopolska Wiara” i „Mikrogranty dla seniorów”.
[Magdalena Z.-K.]: Olu, a wy jakie działania włączające prowadzicie i skąd czerpiecie fundusze? [Aleksandra]: U nas zaczęło się od Fundacji Rozwoju „Dobre Życie”, którą powołałam. Studiowałam dramę w Anglii, uczyłam się u Johna Somersa. John stosował bardzo dużo różnych technik, wiele nas nauczył. Zawsze miałam poczucie, że od niego nauczyłam się najwięcej. Całym sercem jest w community theatre, czyli w takim teatrze ze społecznością lokalną, teatrze zaangażowanym społecznie. W Stanach Zjednoczonych ten teatr wygląda trochę inaczej, bo aktorzy wykorzystują gotowy tekst, na przykład Hamleta, i odgrywają go. Ale w Anglii jest inaczej, ludzie opowiadają swoje prawdziwe historie, są one zbierane, a potem przy pomocy reżysera rozmyśla się, na przykład: to, o czym jest historia, jak wpłynie na widownię, od czego zacząć, czym dobrze jest skończyć spektakl. Takie historie tworzą przedstawienie. Nawet jeśli nie wszyscy w nim występują, to przez to, że te historie są prawdziwe i zbierane od reprezentantów pewnej społeczności, każdy z widzów trochę odnajduje w nich siebie. Kiedy jako fundacja zdobyliśmy zaufanie mieszkańców, zabraliśmy się do nagrywania teledysków, filmów i innych form. Przy tych działaniach współpracowaliśmy z wieloma świetnymi artystami, jak Łukasz Grodysz, Arek Ziętek, Ala Bąk, i wieloma innymi osobami, które pojawiały się po drodze i bardzo dużo wnosiły. Tak samo wolontariusze, animatorzy i inni. Nasze działania to była wypadkowa pomysłów i możliwości, oraz tego, na co osoby, z którymi pracowaliśmy, były gotowe.
23
ALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
W zeszłym roku powstała kampania społeczna, którą tworzyli seniorzy na rzecz innych osób starszych. Zawsze staramy się na tyle, na ile się da, tworzyć działania seniorów tak, aby były one do kogoś skierowane. Taka idea mi przyświeca, może dlatego że studiowałam profilaktykę społeczną i bardzo interesowałam się socjologią. Nasza fundacja przygotowywała mało działań tylko dla seniorów. To jakieś pojedyncze rzeczy. Oczywiście chcemy rozwijać umiejętności społeczne seniorów i tak dalej, ale to się dzieje jakby mimochodem przy okazji działań integrujących seniorów z innymi grupami i dawania im możliwości pokazywania swojego potencjału na zewnątrz. Taką wybraliśmy drogę. [Magdalena Z.-K.]: Jak tworzyć projekty, które włączają osoby starsze? Projekty, dzięki którym osoba starsza jest aktywizowana i zapraszana do współtworzenia? Gdzie leży granica między projektami aktywizującymi a działaniami, które są typowo „pomocowe” i polegają jedynie na jednorazowym wsparciu. Mam na myśli na przykład pomoc w myciu okien, posprzątaniu nagrobka na cmentarzu. [Magdalena]: Zaczęłabym od różnorodności grupy senioralnej. Senior to osoba po sześćdziesiątym roku życia, więc różnica wieku między osobami starszymi może wynosić trzydzieści albo nawet więcej lat. Pakiet „Viva Senior”, o którym wspominasz, jest skierowany przede wszystkim do osób, które nie wychodzą z domu, i do osób samotnych, którym nie ma kto pomóc. W dużej mierze są to osoby z tej starszej grupy senioralnej. Te projekty są potrzebne i nie wykluczają tego, że
24
osoba, która korzysta z pomocy w umyciu okien, nie skorzysta z projektów aktywizujących. Nie stawiałabym żadnych granic. Nie szufladkowałabym projektów pomocowych jako wykluczających czy nietworzących przestrzeni do włączania się, aktywizowania czy integrowania. Chciałabym, żeby takie projekty były realizowane. Warto się zastanowić nad ich skalą bądź zdefiniowaniem konkretnych odbiorców, czyli nad celowaniem działań pomocowych. A jeśli chodzi o projekty włączające, kluczowe są współpraca, współdziałanie i osadzenie w społeczności lokalnej, o czym mówiła też Ola. [Aleksandra]: Uważam, tak jak Magda, że projekty pomocowe są potrzebne – wiele osób z nich korzysta. Obecnie wchodzą na rynek na przykład systemy elektroniczne, dzięki którym senior może wezwać opiekuna, który jest opłacany przez gminę. Często w małych miejscowościach taką funkcję pełnią po prostu sąsiedzi, w dużych miastach jest już z tym problem. Nasza fundacja realizuje głównie projekty aktywizujące. Nagrywaliśmy na przykład podcasty z seniorami poświęcone bezpieczeństwu starszych osób. Podcasty dotyczyły m.in. tego, dlaczego nie wpuszczać do domu obcych ludzi, przestrzegano w nich przed różnymi „telefonami na wnuczka”, akcjami kupowania garnków, manipulacjami, do których dochodzi bardzo często właśnie w małych miejscowościach. Nasi uczestnicy byli bardzo aktywni i robili to dla innych seniorów. Trzeba pamiętać też o tym, że projekty społeczno-kulturalne są o wiele tańsze w realizacji niż projekty pomoco-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
we. Jeśli projekt zakłada jakieś spotkania, nie trzeba inwestować na przykład w środki sanitarne, środki czystości są ograniczone do minimum, bo wystarczy zmyć podłogę, a nie na przykład zmienić pościel. W obu typach projektów mówimy o zupełnie innych kategoriach wydatków. Jako mała fundacja jesteśmy finansowani głównie z ogólnopolskich konkursów, na przykład ministerialnych, i dlatego nie stać nas, aby realizować projekty pomocowe. Środki lokalne są bardzo ograniczone i często przeznaczone już na rzeczy, które są realizowane od lat. Jako fundacja nigdy nie występowaliśmy o środki w najbliższej gminie, bo byłoby to odebrane jako zabieranie środków innym mniejszym organizacjom. Zawsze więc staramy się te finanse pozyskiwać ze źródeł ogólnopolskich. [Magdalena Z.-K.]: Czy są takie projekty, w których seniorzy w ogóle nie chcą brać udziału? [Magdalena]: Nie przychodzi mi do głowy działanie, które nie cieszyłoby się wśród seniorów zainteresowaniem. Jednak w kwestii projektów długofalowych, jeśli organizacja czy instytucja realizuje projekty, które nie są współtworzone czy konsultowane z seniorami i seniorkami, to niestety naraża się na to, że projekt się po prostu nie sprawdzi. Trudno mi w tej chwili przypomnieć sobie taki projekt w Poznaniu, który – mówiąc wprost – był kompletnie nieudany i nietrafiony. Zazwyczaj jest tak, że jeśli projekty cieszą się małym zainteresowaniem, to z czasem wygasają. Seniorzy zawsze znajdą dla siebie jakąś przestrzeń, w którą ALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA mogą się włączyć, zaangażować. Odnoszę wrażenie, że uczestnicząc w projektach wieloletnich, mają więcej odwagi, by po-
wiedzieć, że coś nie zagrało, że coś chcieliby zrobić inaczej. I to jest ważny sygnał dla organizacji, która nie powinna tego przegapić. Jeśli mamy sygnał czy informację, że uczestnicy chcą coś robić inaczej, może mają inną propozycję czy inny pomysł, to bierzmy to, korzystajmy z tego, bo nie ma lepszego sposobu realizowania projektów niż właśnie odpowiadanie na potrzeby seniorów i seniorek. Znam jedną z takich grup senioralnych, której zaproponowano konkretne zajęcia fizyczne. Dopiero po pół roku ci ludzie powiedzieli, że woleliby jogę. No i wtedy oferta została aneksowana, a joga cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Wspomnę tylko, że w ramach projektu „Trener senioralny”, który bazuje na różnych aktywnościach fizycznych dla osób 60+, powstało działanie, które mnie fascynuje – to jest gimnastyka przy akompaniamencie fortepianowym. Seniorzy i seniorki mogą ćwiczyć przy muzyce na żywo. Wydaje mi się to fajną, innowacyjną formą. Wsłuchujmy się w te potrzeby, bo daje nam to dużo większe szanse na to, że projekty będą trafione i odbiorcy będą w stu procentach zadowoleni. [Aleksandra]: Trudno jest mi się wypowiedzieć, bo – tak jak wspomniałam – z racji tego, że jesteśmy małą organizacją, nie realizowaliśmy nie wiadomo ilu projektów. Jak coś robimy, to wiemy, że to będzie sukces. To takie połączenie determinacji, możliwości naszej organizacji i zespołu, który mamy, i jego kompetencji z tym, co wiemy o środowisku partnerów lokalnych. Staramy się robić działania złożone, żeby one były ciekawe dla ludzi, a jednocześnie ta złożoność daje wtedy możliwość wyboru. Jeżeli ktoś nie chce się na przykład
25
ALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ruszać albo nie może, to nie musi występować w scenie tańca, jeśli robimy teledysk. A jeżeli ktoś bardzo chce mieć solówkę, to też może. Zawsze tworzymy projekty razem z grupą, więc każdy może znaleźć swoje miejsce. Wszyscy biorą udział w warsztatach, w których kierujemy się kluczem radości, śmiechu, możliwości wyboru, bardzo szerokich interakcji. Uczestnicy poszerzają też w ten sposób swoje znajomości, dzwonią do siebie później. To, co będzie efektem końcowym, w przypadku projektów kulturalnych wyłania się jako ostatnie. Aspekt społeczny, to, co się dzieje po drodze, ten cały proces, to jest najważniejsze. [Magdalena Z.-K.]: Na co waszym zdaniem twórca projektu społeczno-kulturalnego powinien zwrócić szczególną uwagę przy realizacji działań z seniorami? [Magdalena]: Myślę, że tu wybrzmiewa cały czas to, o czym z Olą mówimy, czyli współtworzenie. Dajcie osobom w wieku senioralnym trochę przestrzeni, posłuchajcie ich. Odważcie się z nimi porozmawiać, a na pewno wam pokażą, jak realizować fajne projekty dla nich i z nimi. Nie bójcie się angażować osób młodszych, bo osoby w wieku senioralnym uwielbiają pracę w grupach międzypokoleniowych – zarówno w swojej senioralnej, jak również z osobami młodszymi. Ale też chciałabym powiedzieć trochę o takiej technicznej stronie realizacji różnego typu działań z osobami starszymi. Jest ona bardzo ważna i czasami jako osoby młodsze nie jesteśmy świadomi tego, że niektóre komunikaty do osób od nas starszych brzmią nieco niewyraźnie, mogą być niejasne. Pamiętajmy zawsze przy two-
26
rzeniu wszelkich plakatów czy kampanii informacyjnych, żeby były one czytelne. Zadbajcie o odpowiedni kolor czcionki, kolorystykę plakatów. Czasami nam się wydaje, że projekty dla osób w wieku senioralnym powinny być opatrzone kolorami złotymi, żółtymi, pomarańczowymi. Nie, kontrasty też są bardzo ważne, bo często osoby w wieku senioralnym, kiedy mają podobne tła i kolory liter, niestety mają trudności z odczytaniem informacji. Ważne są terminy i godziny spotkań, nie tylko ze względu na pewne zainteresowania, ale też ze względu na to, że seniorzy wolą spotkania przedpołudniowe. Nie chcą wracać po ciemku do domu, niektórzy mają daleko, nie chcą wracać w przepełnionych – w przypadku dużych miast – tramwajach. Pewnie u Oli jest troszkę inna sytuacja, ale u nas to odgrywa ważną rolę. Pamiętajmy też, tworząc różne wydarzenia kulturalne, o przerwach. To jest bardzo ważne, żeby dostosować czas do możliwości i percepcji innych. Zwróćmy również uwagę na potrzeby fizjologiczne osób w wieku senioralnym. Pamiętajmy, że powinien być dostęp do toalety, możliwość napicia się czegoś podczas przerwy. Dla osób starszych może to być nie lada wyzwanie wytrzymać bez picia cały dzień czy zaplanować trasę tak, by po drodze była możliwość skorzystania z toalety. Warto też pamiętać o dobrym nagłośnieniu. To zapewni komfort korzystającym z naszej oferty. Gdy robimy coś i chcemy do tego zaprosić seniorów czy seniorki, najważniejsze jest pamiętanie o tym, żeby oni czuli się ważni. Żeby każdy czuł się w grupie komfortowo, tak samo potrzebny i mile widziany. Czasami przychodzą na zajęcia osoby, dla których, tak jak mówiłyśmy, to
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
wyjście jest dużym wyzwaniem. Cieszmy się z tego, że te osoby są, i róbmy wszystko, żeby do nas wróciły. Bądźmy na siebie bardzo uważni. Myślę, że to jest bardzo ważne w robieniu projektów. [Magdalena Z.-K.]: Nasuwa mi się taka refleksja à propos liczby osób. Jako młode pokolenie jesteśmy mocno zadaniowi i nastawieni na liczebność. Dlatego zadbajmy o to, aby z tą samą energią przywitać dziesięć osób, jak i dwie, które przyjdą na zajęcia. [Magdalena]: Czasami mam wrażenie, że próbujemy na siłę seniorów i seniorki zaangażować w duże rzeczy. W projekt, którym można się pochwalić. A odwołując się do moich doświadczeń z klubów seniora i różnych grup nieformalnych, z którymi mam kontakt, myślę, że ważne są spotkania przy kawie. One dają przestrzeń na zintegrowanie się, na doprowadzenie do tego, że w klubie czujemy się jak w swoim domu. I tak też tworzą się kluby seniora – zbierają się osoby, które mają ochotę spędzać ze sobą czas, te grupy robią się coraz większe i dzięki temu są klubami, a nie po prostu spotkaniami koleżeńskimi. Wydaje mi się, że nie możemy bać się takich rzeczy jak spotkania przy kawie, bo tak się rodzą prawdziwe relacje międzypokoleniowe, także w rodzinach. I tak też się tworzą więzi sąsiedzkie. Odnoszę wrażenie, że trochę osadzamy się przy kawie jak przy wspólnym wykonywaniu pewnych działań, tak jak było kiedyś w kołach gospodyń wiejskich. Te formy kontaktu przy przysłowiowej kawie też ALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA są pewnego rodzaju działaniem, które motywuje do dalszych wyjść, do współtworzenia nowych działań czy powoły-
wania nowych form, chociażby takich jak kluby seniora. [Aleksandra]: Zgadzam się co do tego, co już powiedziałyście o takich aspektach, jak godziny, dni i włączanie seniorów w decyzje. To jest kluczowe i dużo anegdot się z tym wiąże. Mogę przytoczyć jedną. W jednym z projektów mieliśmy zaplanowane ognisko, którego seniorzy bardzo chcieli. No i ja wybrałam jakiś dzień z kalendarza, zaproponowałam im, patrzę na nich i jakoś nie widzę entuzjazmu. Uwaga! Ważne jest, żeby cały czas na spotkaniu z seniorami sprawdzać poziom entuzjazmu – jeśli on nie jest duży, to znaczy, że coś jest nie tak. I wtedy trzeba dopytywać (śmiech). No i pytam. Nie pasuje wam ten dzień? A oni: „Pani Olu, bo to jest piątek, to kiełbasy nie będzie można jeść” (śmiech). Czasami, zwłaszcza na początku działań z grupą, będzie nam trudno uzyskać od nich informacje, że coś im nie pasuje. Dopiero potem, jak się do nas przyzwyczają, nabiorą zaufania, to będą informować, że coś jest nie tak. Dlatego na początku trzeba dużo obserwować i zwracać uwagę na komunikację niewerbalną. Dodam jeszcze, że najważniejsze jest, żeby te osoby, które realizują projekty kulturalno-społeczne, po prostu chciały to robić. Czuły pasję, miały na to jakiś pomysł, świetnie, jeśli mają wykształcenie w tym kierunku albo intuicję podpowiadającą, jak to robić. Bardzo pomagają wszelkie animacyjno-facylitacyjno-trenerskie umiejętności i znajomość różnych metod. A poza tym pasja. Bycie w tym na całego i przygotowywanie dla tych ludzi czegoś specjalnego, żeby wiedzieli, że to nie jest taka
27
ALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA KOWALSKA
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
sztampa, tylko działanie szyte na miarę. Pokazywanie, że każda osoba jest ważna. Można więc na przykład pojechać po kogoś swoim samochodem, jeśli na zajęcia przywozi tę osobę córka, a ten jeden raz nie ma możliwości przyjechać. Zatem walczenie – w takim dobrym tego słowa znaczeniu – o każdą osobę, która już zadeklarowała się co do uczestnictwa. Inna rzecz – dzwonienie pomiędzy zajęciami do uczestników, uczestniczek i przypominanie o kolejnych spotkaniach. Albo na przykład jeśli kogoś nie było na zajęciach, to włączamy tę osobę, mówiąc jej przez telefon, co już było i co będzie następnym razem. Regularność uczestniczenia w zajęciach jest kluczowa i możemy o nią walczyć na różne sposoby. Przy rozpoczynaniu działań staramy się też, żeby wszyscy znali warunki projektu, cele i wiedzieli, co powstanie na końcu. Zauważamy, że bardzo wielu seniorów ma bardzo praktyczne podejście. [Magdalena]: Chciałabym jeszcze podkreślić to, co powiedziała Ola – dobrze jest, kiedy seniorzy i seniorki wiedzą, jaki jest plan działania w projekcie. Nie zapominajmy też, żeby powiedzieć, co dalej będzie się działo z projektem. Jeśli projekty są finansowane ze środków zewnętrznych, warto postawić jakąś ramę czasową, żeby osoby w nich uczestniczące nie były zaskoczone, że coś się kończy, i nie czuły się pozostawione same sobie. Żeby nie miały wrażenia, że nie wiedzą, co dalej, czy będziemy się spotykać, czy działania będą realizowane, czy dalej mogą przychodzić. Myślę, że warto dać jasną informację, z czego mogą korzystać, do kiedy i co dalej planujemy. Doświadczenia płynące z wielu projektów podpowiadają, że grupę czasami jest trudno zbudować i otworzyć
28
jej uczestników na siebie nawzajem. A przez niedopatrzenia, niezadbanie o komfort uczestników możemy stracić ogromny potencjał, który drzemie w tych osobach. Warto o tym pamiętać. Proponuję także, aby w projektach otwierać się na takie działania, które włączają osoby w wieku senioralnym do współtworzenia. Może podam przykład. Fajne są działania międzypokoleniowe, kiedy do domu pomocy społecznej przychodzi grupa przedszkolaków i robi przedstawienie albo kiedy zapraszamy osoby z domu pomocy społecznej na jakieś wydarzenie typu koncert. Pytanie jednak, co dalej, bo to tak naprawdę jest jeden dzień, odbiór wtedy jest raczej bierny. Nikt nie myśli, że te osoby chciałyby się włączyć na przykład z tymi przedszkolakami w stworzenie czegoś wspólnie. Dobrze jest zastanowić się i podpytać podczas tych spotkań, czy dla nich taka forma jest okej, czy może w ogóle ich to nie angażuje. Te osoby mogą mieć wręcz jeszcze większe poczucie osamotnienia, kiedy taka grupka dzieciaków czy grupa młodzieży z jakimś tematem przychodzi i wychodzi, a oni wracają do swojej, często szarej rzeczywistości. [Aleksandra]: Przypomniałaś mi o czymś ważnym. Ewaluacja jest bardzo ważna, dzięki niej możemy się dużo dowiedzieć, ale i seniorzy mogą sobie przypomnieć o tym, co robili, dlaczego to robili. I chociaż robimy podsumowanie i omówienia na zajęciach, to taka ewaluacja w formie wywiadu grupowego jest potrzebna. My współpracujemy z Anetą Szarfenberg, bardzo mi się podobają jej pytania i sposób prowadzenia rozmowy. Widzę, że uczestnicy po prostu lubią te wywiady. Nasi seniorzy w ogóle uwielbiają udzielać wywiadów,
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
momenty, kiedy ktoś ich nagrywa i oni mogą powiedzieć, co robili, dlaczego to robili, co to zmieniło. Zachęcam do takiej formy podsumowań i ewaluacji – rozmowy, to naprawdę jest świetne. Nie w ankiecie, bo ankiety niezbyt dobrze w przypadku seniorów się sprawdzają.
[Magdalena Z.-K.]: Współtworzenie, dbanie o relacje, odpowiadanie na potrzeby seniorów, ewaluacja. Wiele inspiracji, pomysłów i rad udało nam się zgromadzić podczas rozmowy. Serdecznie wam dziękuję.
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://youtu.be/BVW-Z3jilNc Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/4dz2X58DxGfndte1yfiHrl • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-2---Senior-w-kulturze--czyjest-dla-niego-miejsce-ejcij1
Partnerzy: • Centrum Inicjatyw Senioralnych - https://www.facebook.com/Centrumis/ • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Fundacja Rozwoju „Dobre Życie” - https://www.facebook.com/FundacjaDobreZycie/ • Stowarzyszenie Fyrtel - https://www.facebook.com/StowarzyszenieFyrtel/ • Wildecki Klub Senioralny „SchronKOWALSKA Trzeciego Wieku” - https://www.facebook.com/SchronTrzecieALEKSANDRA CHODASZ, MAGDALENA goWieku • DRAMA i Open Space Technology Ola Chodasz - https://www.facebook.com/AppliedDramaOpenSpaceTechnology/
29
R O Z
M
O W A
3
MALE MIASTA I WSIE - CZY TAM KULTURA MA GLOS? G O
Ś
C
I
E
:
Adam Świć, Dorota Todorska R
E D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Witajcie! Dziękuję, że przyjęliście zaproszenie do tej rozmowy. Macie wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu instytucjami kultury w małych miejscowościach, dlatego jestem przekonana, że ta rozmowa będzie niezwykle inspirująca. Zacznijmy jednak od początku. Powiedzcie, proszę, jak zaczęła się wasza przygoda z kulturą? [Dorota Todorska]: Wspomnienia związane z kulturą mam już od najmłodszych lat, ponieważ moi rodzice byli jej pasjonatami. Towarzyszy mi ona od dziecka na wszystkich szczeblach edukacji. Uczestniczyłam w niej jako widz, bezpośredni odbiorca, ale również jako organizator różnego rodzaju projektów społecznych. Odkąd pamiętam, przyświeca mi myśl, że jeżeli towarzyszy nam kultura w życiu, to świat może być po prostu lepszy. To moja życiowa filozofia. Nie wyobrażam sobie życia bez kontaktu z kulturą. Jest ze mną w wielu życiowych sytuacjach. Słuchanie muzyki, czytanie książek, wyjście na koncert czy do teatru jest dla mnie formą odprężenia, relaksu. To jest także sposób na odkrywanie siebie, nowych miejsc, trenowanie umysłu. Kultura pomaga mi poradzić sobie z tym, co się wokół mnie dzieje. [Adam Świć]: Kiedy przywołuję wspomnienia pierwszych kontaktów z kulturą, to widzę taras przy radzyńskiej Oranżerii, gdzie chodziłem w drugiej połowie lat 80. na przeróżne koncerty. Docierałem tam z boiska, pomiędzy jednym a drugim meczem podwórkowej drużyny. Później Dom Kultury w Radzyniu, bo taką ówcześnie nosił nazwę, był coraz bardziej przeze mnie oswajany. Do dziś pamiętam prze-
32
błyski z imprez, koncertów, seansów kinowych, na które jakimś cudem udało mi się wchodzić. Ostatnio wspomniałem Marka Grechutę w czarnym golfie, który na scenie radzyńskiej Oranżerii zaśpiewał Hop szklankę piwa, grając na pianinku, które do dziś stoi gdzieś przy ekranie kinowym. To są pierwsze wspomnienia. Dosyć szybko stałem się człowiekiem, który do tego domu kultury chodził i dyrektorom głowę zawracał, bo miał znajomego kogoś, kto fajnie grał i mógł zagrać zupełnie za darmo. Podświadomie zacząłem wykonywać to, co robię całe życie. A jak byłem starszy, to jeździłem na Republikę czy Lady Pank do Lublina. [Magdalena]: Zatoczyłeś pewnego rodzaju koło, bo tam, gdzie zacząłeś obcować z kulturą, potem zostałeś dyrektorem. [Adam]: No tak, tak się złożyło, że to miejsce, które polubiłem jako młody chłopak, później stało się przez osiem lat miejscem mojej pracy. Fajny czas, fajny okres. [Magdalena]: Jaka jest wasza definicja domu kultury, instytucji kultury? Definicja, która płynie z waszego doświadczenia, wyobrażenia? [Dorota]: Dla mnie przede wszystkim jest to miejsce spotkań wszystkich tych, którzy nawet nie wiedzą, co to jest kultura, albo zetknęli się z nią tylko podczas jednego, dwóch koncertów. Odpowiadając na pytanie, jak wyobrażam sobie dom kultury, wiem jedno, nie chciałabym, żeby to miejsce było instytucją. Chcę, żeby dom kultury kojarzył się z ciepłem, ciepłą kuchnią, przytulnym pokojem. Miejscem,
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
gdzie można napić się gorącej herbaty, kawy, porozmawiać o wszystkim. Mam wrażenie, że cały czas w Polsce domy kultury kojarzone są z ludźmi, którzy mają już jakąś określoną pasję, zainteresowania. Do naszego ośrodka kultury zapraszamy wszystkich. Przyjmuje u nas nawet psycholog, który jest z ramienia Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Otwiera to szereg możliwości dla osób, które z jego pomocy korzystają. Mamy przypadki osób, które przychodziły jedynie do psychologa, a stały się naszymi wolontariuszami, co oznacza, że znalazły dla siebie kawałek miejsca w domu kultury. Moim marzeniem jest prowadzenie takiego domu kultury, w którym wszyscy będą czuli się dobrze i zniknie mit o tym, że dom kultury to miejsce dla osób uprzywilejowanych z jakiegoś powodu. [Adam]: W małym miasteczku, jakim jest Kock, podstawowa potrzeba funkcjonowania domu kultury to danie dzieciom i młodzieży możliwości realizacji swoich talentów i pasji. Chcę podkreślić ważną rzecz, z Kocka już 15-latki wyjeżdżają i nie wracają. Czyli okres korzystania z zasobów domu kultury jest bardzo krótki. Zaszczepienie w tych dzieciach i młodzieży miłości do muzyki, teatru czy plastyki to nasz cel. Mamy na to mało czasu i musimy wypuścić tego 15-latka z Kocka już jako konsumenta kultury. Jeżeli nam się to uda, to wiem, że on sobie w życiu poradzi. Moje drugie skojarzenie z domem kultury jest takie, że to miejsce, gdzie ludzie mogą po prostu spędzić przyjemny wieczór. Musimy pamiętać o tym, że jako instytucja kultury wydajemy pieniądze podatników, a podatnikiem jest każdy. Zarówno ten, który jest mi-
łośnikiem muzyki disco polo, a jest ich wbrew pozorom całkiem sporo, Mozarta czy awangardowego jazzu. I trzecia, ostatnia sprawa, która definiuje moim zdaniem dom kultury, to brak miejsca na uprawianie monokultury. Właściwie te trzy proste prawdy staram się realizować. Nie wiem, czy mam rację. Pewnie nie, bo jakbym miał, to pewnie by mnie wzięli do jakiegoś większego miasta, a tak jestem tu ekspertem od domów kultury na wsi i w małych miasteczkach (śmiech). [Magdalena]: Myślę sobie, że utrzymanie motywacji do prowadzenia domu kultury w małej miejscowości jest dość trudne, kiedy macie świadomość, że odbiorcy, których wychowacie, za chwilę wyjadą do dużego miasta i najprawdopodobniej już nie wrócą. Skąd więc czerpiecie inspiracje i motywacje do realizacji kolejnych działań? [Dorota]: Tak, masz rację, rzeczywiście cały czas zaczynamy od nowa. Bywa i tak, że co roku zaczynamy od nowa, ponieważ musimy stworzyć całoroczny program i plan pracy naszej instytucji. Jesteśmy stosunkowo młodą jednostką, ponieważ działamy od 2015 roku, więc próbujemy, eksperymentujemy i sprawdzamy, co naszym odbiorcom odpowiada. Dlatego też nasz roczny program bardzo dynamicznie się zmienia. Jednak udało nam się stworzyć już kilka cyklicznych imprez, wydarzeń, które wpisały się na stałe do kalendarza. To, co chciałam zaznaczyć, to fakt, że jestem tutaj trzecim dyrektorem od pięciu lat funkcjonowania domu kultury. Więc dynamika zmian jest spora. Tak samo jak my, nowi dyrektorzy, musimy
33
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
poznać naszych odbiorców, tak samo oni muszą poznać nas. Oswoić się z nami, zaufać nam. Staram się przyglądać mieszkańcom, rozmawiać z nimi, słuchać, by nie tworzyć własnej wizji domu kultury, który prowadzę. Ważnym głosem dla mnie jest młodzież, która pozostawiona sama sobie potrzebuje naszego wsparcia. Współpracujemy z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej i szkołami. Staramy się pomagać w rozwiązywaniu różnego rodzaju problemów, wykorzystując do tego kulturę. Mamy u siebie nawet takie motto: „Podziel się z nami swoją pasją, a my damy Ci zaplecze i wsparcie”. Mamy w gminie kilkanaście miejscowości, do których musimy dotrzeć, bo wszędzie mieszkają ludzie, którzy mają problemy z dotarciem na nasze wydarzenia. Cały czas staramy się do nich docierać, aby włączać ich w działania kulturalne i zapewniać równy dostęp do dóbr kultury. Chcemy mobilizować ludzi do tego, żeby współpracowali z nami, angażowali się w pomoc przy realizowanych wydarzeniach. Jak z pewnością się domyślacie, kadra w domu kultury takim jak nasz jest niewielka. Dlatego potrzebujemy wsparcia wolontariuszy i mieszkańców, aby jakiekolwiek wydarzenie mogło być zorganizowane. [Adam]: Kiedy zastanawiam się nad inspiracjami, to myślę zawsze o innych ludziach. Czasem tą inspiracją są ludzie z naszej gminy, naszego miasteczka, a czasami ludzie zupełnie z zewnątrz. I tak na przykład dzięki tym ludziom z zewnątrz i ich inspiracjom mamy tak świetne imprezy jak: Międzynarodowy Festiwal „Śladami Singera” czy
34
Międzynarodowe Warsztaty Teatralne „Dialogi”. Inspiracje też niesie historia samego miasta, jak i tej instytucji. Kiedy objąłem posadę dyrektora domu kultury w Kocku, prawie 12 lat temu, zastałem pewne działania i pewne imprezy, które trwają do dziś. Uznałem, że one mają sens i wartość. Trzeba je jedynie lekko zmodyfikować, dostosowywać do rzeczywistości, która się zmienia. Warto również dbać o tradycję, bo ona jest zakorzeniona w świadomości konsumentów kultury. Pewne imprezy na przestrzeni lat odpadły z naszego kalendarza. Ludzie stracili nimi zainteresowanie i one się wypaliły. Publiczność głosująca nogami uznała, że ma ich dosyć. Jednak część imprez została i jest z nami do dzisiaj. Motywacja to jest przede wszystkim zainteresowanie ludzi. O wiele trudniej wypełnić salę w miejscowości, która ma 3 tysiące mieszkańców, niż w takiej, która ma 3 miliony mieszkańców. Dom kultury oznacza miejsce, do którego przychodzimy z przyjemnością, a nie z jakiegoś obowiązku albo żeby się pokazać w garniturze przed szefem. Dom to dom i przychodzimy do niego, bo jest nam w nim dobrze. [Magdalena]: Adam, powiedz, proszę, jakie wydarzenia zostały i do tej pory je realizujesz, a które odpadły. Jest to ciekawe w kontekście oferty kulturalnej, którą oferujecie mieszkańcom. [Adam]: Kock jest specyficznym miastem, jeśli mówimy o jego historii. Hasłem naszego miasta jest: „Kock miasto historii”. Kock kojarzy się z bitwą gen. Kleeberga, która zakończyła nie tylko działania wo-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
jenne w 1939 roku, ona zakończyła coś więcej. Zakończyła istnienie II Rzeczypospolitej, całej jej wielkiej kultury. I o tym pamiętamy poprzez realizację festiwalu Singera. Odchodzimy powoli od tego festiwalu na rzecz realizacji wydarzeń, które będą angażowały jak najwięcej mieszkańców. Na przykład, kiedy organizujemy wspomnienie bitwy, to nie poprzestajemy jedynie na staniu na baczność i złożeniu kwiatów, ale organizujemy m.in. biegi dla dzieciaków im. gen. Kleeberga i inne aktywności, które gromadzą całe rodziny. Realizujemy Festiwal Pieśni Patriotycznej – to jest też impreza, którą zastałem, i kontynuuję ją z wielką przyjemnością. W tym momencie przyjeżdża do nas pół Polski. Co zrobiłem? Zmieniłem regulamin i nie chcę już chórów. No bo wiadomo, chóry przyjadą, odśpiewają pieśni żołnierskie, zjedzą za dużo bigosu i pojadą. Stawiamy raczej na dzieci, młodzież, na solistów. Przyjeżdżają do nas nieprawdopodobnie uzdolnione dzieciaki. Później włączam telewizor i widzę je w programach telewizyjnych, jak się rozwijają i idą do góry. Wiem, że to, co robimy, jest dobrym kierunkiem. Realizujemy również standardowe, przewidywalne imprezy, na przykład związane z Bożym Narodzeniem albo kłusakami. Jednak zostawiam sobie też przestrzeń na improwizację, żeby raz na jakiś czas zaskoczyć odbiorców. [Dorota]: Ważne jest to, co powiedział Adam, co my też praktykujemy, żeby przemycić dodatkowe wartości. Przy okazji jednego wydarzenia realizujemy inne, które zwiększają liczbę publiczności, ale też pozwalają ludziom doświadczać
nowych wrażeń. Na przykład organizujemy bieg lub rajd rowerowy, a na jego zakończenie przewidziany jest koncert zespołu czy spotkanie z kimś, kto jest związany z tematem danego wydarzenia. To się sprawdza. [Adam]: Jasne. Ja to spraktykowałem, łącząc wernisaże z koncertami. Mamy wtedy miłośników plastyki, malarstwa, ale mamy też miłośników muzyki. Kiedy oni wszyscy przyjdą, zaczynają ze sobą rozmawiać i wymieniać się wrażeniami. To działa, potwierdzam. [Magdalena]: Myślę jeszcze o waszej motywacji do pracy w tej branży. I słyszę, że dużą radość daje wam, kiedy widzicie swojego wychowanka na dużej scenie albo wtedy, gdy rozwija się i osiąga sukcesy w tym, co robi. [Dorota]: Tak, naszą rolą jest pierwsza promocja talentów, które widzimy w naszych odbiorcach. Czasami jest tak, że to rodzic przyjdzie do nas, szukając dla swojego dziecka miejsca do rozwijania pasji i zdolności. Naszym zadaniem jest znaleźć dla takiego dziecka miejsce, aby mogło się rozwijać, a później przekazać je do innych ośrodków kultury, które realizują wydarzenia wyższe rangą. Wiadomo, na wsi nie ma tylu odbiorców i twórców co w mieście, więc my, mając kontakty, relacje, jesteśmy w stanie pomóc w promocji i rozwoju takiego dziecka. [Adam]: Tak jak powiedziałaś, to jest motywacja absolutna. Ja jestem człowiekiem, który ma skłonność do tego, że nie bardzo lubi mówić poważnie. Gdy ktoś mówi za poważnie, to ja od razu biorę szpilecz-
35
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
kę i przekłuwam balonik. Jednak muszę się przyznać, że autentycznie sam się wzruszam, kiedy sobie uświadomię, że na przykład Magdalena Zylik-Kosmowska zaczynała w Domu Kultury w Radzyniu, że Piotrek Bogutyn, który jest gitarzystą Budki Suflera, zaczynał na jakiś próbach w Domu Kultury w Radzyniu, że Michał Kapczuk, który jest jednym z najlepszych basistów, kontrabasistów jazzowych w Polsce, też gdzieś tam w piwnicy rżnął z chłopakami. To jest ogromna radość. Mam nadzieję, że te dzieciaki, które teraz przychodzą do domu kultury, również znajdą w tym wszystkim swoje miejsce i będą swoją pasję realizować. Natomiast należy pamiętać, że ktoś musi dać ten początek, i to jest właśnie rola domów kultury. [Magdalena]: Z jakimi instytucjami, środowiskami należy współpracować, prowadząc dom kultury w małej miejscowości? Po pierwsze, żeby to miejsce prężnie się rozwijało, a po drugie, aby mogło proponować ciekawą ofertę kulturalną dla swoich odbiorców. [Dorota]: Na pewno z klubami sportowymi. W związku z tym, że jesteśmy instytucją kultury, nie możemy organizować wydarzeń sportowych, dlatego musimy sobie radzić w inny sposób. Ściśle współpracujemy z klubami sportowymi, dzięki którym zrealizowaliśmy na przykład Wyścig Mikołajów czy Bieg Niepodległości. Jesteśmy młodą instytucją, więc trochę eksperymentujemy i powoli się rozkręcamy. Posiłkujemy się współpracą z różnymi środowiskami, w tym m.in. z ośrodkami kultury z terenu powiatu. Obecnie realizujemy projekt „Integracja i aktywizacja społeczna najlepszą inwesty-
36
cją”. Jest to projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu na rzecz rozwoju obszarów wiejskich, w którym skupiamy mieszkańców z naszej gminy i powiatu. Bardzo sobie cenię wychodzenie poza środowisko lokalne. Z tego względu, że obserwowanie innych środowisk, stowarzyszeń, mieszkańców z innych miejscowości jest niezwykle inspirujące i wartościowe. Poznawanie innych środowisk, integrowanie się, wymienianie się pomysłami procentuje. Dzięki tej współpracy tworzy się więź sąsiedzka. Na pewno nie będziemy chcieli zaprzestać tej działalności. A wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej rozwijać, bo przynosi ona wiele korzyści dla wszystkich. [Adam]: Staramy się współpracować ze wszystkimi. Dorota wymieniała klub sportowy, ja mogę powiedzieć dokładnie to samo. Tam pracują społecznicy, a społecznik, jak jest społecznikiem, to pomoże we wszystkim. Chłopaki z Ochotniczej Straży Pożarnej są niezastąpieni, absolutnie. Mając duże problemy transportowe, korzystam z ich pomocy, chłopaki z Ochotniczej Straży Pożarnej Talczyn – dziękuję wam, bez was byłoby inaczej. Kiedy przyszedłem do Kocka, funkcjonowały dwa zespoły śpiewacze. Początki naszej współpracy były bardzo trudne, bo to było na zasadzie: „a co łon tam wie, on tam psysed... nie wiadomo skąd, co łon wi?”. No nic nie wiedziałem, ale teraz się dowiedziałem i zespół z Talczyna nie dość, że zdobywa nagrody w Kazimierzu, to zapraszany jest na Festiwal Muzyków Prawdziwych do Szczecina. Panie teraz odkrywają, że kariera międzynarodowa dopiero przed nimi, i po 70-ce rozwijają skrzydła. Działa w Kocku
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
również Uniwersytet Trzeciego Wieku, którego działalność ja rozpocząłem. Wcześniej tego nie było. Stosunkowo najtrudniej jest z tak zwanymi ludźmi w wieku produkcyjnym, mamy młodzież, seniorów, a najtrudniej do domu kultury zaprosić tych, którzy pracują i rzeczywiście mają niewiele czasu. Specyfiką naszej miejscowości jest to, że bardzo wiele osób pracuje poza miejscem zamieszkania. Także to jest pewien problem, ale o problemach to może później. [Magdalena]: Mówiliście sporo o współpracy z różnymi podmiotami. Z moich obserwacji wynika, że wiele wydarzeń realizowanych przez domy kultury w małych miejscowościach często związanych jest z wydarzeniami historycznymi i świętami kościelnymi. Wiąże się to z reguły ze współpracą z Kościołem. Jak to u was wygląda? [Dorota]: Szczerze powiedziawszy, Kościół jest chyba instytucją, z którą najmniej współpracujemy przy realizacji wydarzeń. Ze względu na to, że my akceptujemy absolutnie wszystko i chcemy, aby naszymi odbiorcami byli wszyscy bez względu na poglądy czy wyznanie. Staramy się nie przekraczać pewnych granic. Chcemy działać i organizować wydarzenia zgodnie z tradycjami większości mieszkańców. Przykładem jest chociażby spotkanie opłatkowe, na które przyszło ponad 300 osób chcących zobaczyć występ dzieci, spotkać się, podzielić opłatkiem. Staramy się współpracować, nie przeszkadzać sobie i nie przeciągać na którąś ze stron. Rzeczywiście działamy oddzielnie, ale mamy jak najbardziej zielone światło, żeby zorganizować kon-
cert w kościele lub przy kościele. Nie narzucamy tego typu wydarzeń, ale odpowiadamy na potrzeby naszych mieszkańców. [Adam]: Kock i jego mieszkańcy nie znajdują się na pustyni, tylko w środowisku, gdzie jest zdecydowana większość ludzi wierzących. W związku z tym kalendarz roku kościelnego ma znaczenie w ustalaniu kalendarza imprez domu kultury. Byłoby źle przyjęte, i sam bym się z tym źle czuł, gdybym zrobił wielki festiwal muzyki dance w Wielkim Poście. Natomiast z drugiej strony jestem przeciwnikiem desakralizacji przestrzeni kościelnej. Kilka lat temu zdarzało nam się robić jakieś koncerty patriotyczne w kościele, ale przemyślałem swoją postawę i nie chcę, żeby ksiądz proboszcz się na to godził, więc teraz nawet go o to nie proszę. Parafia w Kocku sama w sobie jest instytucją kultury. W podziemiach kockiego kościoła zostało zorganizowane fenomenalne muzeum trzech kultur, poświęcone katolikom, żydom, właściwie chasydom, bo Kock był szczepem chasydzkim, oraz arianom. Muzeum jest z najwyższej półki i uzupełnia nasze bardzo nowoczesne, multimedialne Muzeum Historii Kocka. Uważam, że inne są zadania Kościoła, inne parafii, a jeszcze inne domu kultury, ale szacunek i współpraca to rzecz oczywista. [Magdalena]: W związku z tym, że cykl podcastów „Wł@cz Kulturę” dotyczy włączania osób wykluczonych w działania kulturalne, powiedzcie, czy na terenie miejscowości, w których prowadzicie domy kultury, występują osoby wykluczone?
37
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Adam]: To jest taka sprawa, która i dużo mnie kosztuje i z której jestem dumny. Ja tak w starym stylu dałem piwnicę zespołowi punkowemu. Ciągle mam z nimi problemy. Zamykam tę piwnicę, zmieniam zamki, oni przychodzą, przepraszają, a ja wtedy dorabiam im nowy klucz. I tak trwa to już parę lat. Muzycznie absolutnie się nie rozwijają. Natomiast wiem, że dla tych chłopaków, którzy są dotknięci bezrobociem, odrzuceniem społecznym, jest to być może jedyna wyższa wartość, którą mają w życiu. Od czasu do czasu organizuję im koncert, odchorowuję go później przez tydzień albo dwa, ale za rok znów go robię. Uważam, że dom kultury powinien pochylać się nad tego typu grupami, bo wiem, że człowiek musi gdzieś wykrzyczeć swój bunt. [Dorota]: U nas nie pojawiła się jeszcze grupa osób wykluczonych społecznie. Wszystkie osoby z jakimiś problemami, które są pod opieką ośrodka, uczestniczą w proponowanych przez nas wydarzeniach na swój sposób. One zawsze się pojawiają gdzieś w cieniu, chociaż na chwilę. Nie zmuszamy do korzystania z naszej oferty, obserwujemy i spokojnie czekamy. Zauważyłam, że na terenie Suchożebr jest spora liczba osób z Ukrainy i Białorusi, które nie uczestniczą w życiu kulturalnym. Myślę, że powodem może być to, że oni głównie przyjechali tutaj za pracą, ale dlaczego mieliby tylko na niej poprzestać? [Magdalena]: Mówiliśmy już o motywacji, radości, współpracy między różnymi osobami i podmiotami. Jestem ciekawa, jakie trudności spotykają was w prowadzeniu domu kultury w małej miejscowości?
38
[Adam]: Plusem jest to, że wszyscy się znamy. Dlatego pewne sprawy załatwia się przez telefon, nie trzeba oficjalnych pism. Wiadomo, że każdy dyrektor domu kultury chciałby mieć więcej wolności, poczucia zaufania od władz, które nadzorują działalność takich miejsc. Skoro jesteś dyrektorem i masz doświadczenie, coś ci wychodzi, no to dobrze byłoby robić to po swojemu. Też byłem samorządowcem i radnym przez trzy kadencje i wiem, że samorządowcom włączają się takie lampki: „A co on robi? Może to nie tak trzeba, może nie powinien. A może on za dużo pieniędzy wydaje? Może mniej mu tych pieniędzy trzeba?”. Staram się z tym żyć, choć czasami to wkurza. Nie jest to łatwe, ale wiadomo, na każdym stanowisku, w każdym miejscu jest potrzeba samostanowienia i zaufania. To jest problem, z którym się borykam. Drugą trudnością jest dotarcie do grupy osób pracujących. Ludzie są zmęczeni. Telewizja, internet zabierają ten czas, który kiedyś, w latach 70. czy 80., był przeznaczony na kulturę. Tego nie przeskoczymy, po prostu musimy się bardziej starać. [Dorota]: Jeśli chodzi o trudności, to w większości wiążą się one ze wsparciem finansowym. Nie jesteśmy instytucją, która zarabia. Mamy wielu sponsorów, którzy zawsze odpowiadają na nasz apel. Jednak liczymy się z tym, że wyciąganie ciągle ręki do tej samej osoby w pewnym momencie może spotkać się z oporem i odmową. Jest to dla nas trudne i smutne, że musimy uprawiać cały czas ten sport. Z drugiej strony wiemy, że bez tego wsparcia nie moglibyśmy sobie pozwolić na zaproszenie bardziej rozpoznawalnego gościa, ponieważ zjadło-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
by to połowę naszego rocznego budżetu. Trudnością jest także infrastruktura, która nie pozwala nam zrealizować wszystkich wydarzeń, które nam się marzą. Musimy często tułać się po wiejskich świetlicach, ale jakoś dajemy radę. Bardzo dużą trudnością jest zbyt mała kadra do funkcjonowania tego typu instytucji. Po prostu brakuje rąk do pracy. Chcielibyśmy pisać i realizować nowe projekty, ale często, jeżeli sięgniemy po środki zewnętrzne, rozliczenie ich i realizacja całego przedsięwzięcia spadają na jedną osobę. Często z tych projektów nie ma możliwości pokrycia kosztów administracyjnych, które są niezbędne do prawidłowego zrealizowania wydarzenia. Musimy pamiętać, że my i nasi pracownicy mamy swoje rodziny i życie prywatne, nie możemy ciągle stawiać na jednej szali życia zawodowego i prywatnego. Mam nadzieję, że do świadomości ludzi dotrze fakt, że kultura jest potrzebna do tego, żeby w naszych środowiskach żyło się lepiej. Najlepszym przykładem są ostatnie miesiące, kiedy ośrodki kultury były pozamykane. Nie mogliśmy wychodzić z domu i realizować swoich codziennych zajęć. Docierały do mnie liczne głosy rodziców młodzieży uczęszczającej na nasze zajęcia, że dzieci popadają w stany depresyjne, mają lęki. Ludzie muszą zrozumieć, że obcowanie z kulturą wpływa na nas pozytywnie, zwłaszcza w nieprzyjemnych i trudnych sytuacjach, które nas w życiu spotykają. [Magdalena]: Na koniec proszę was o kilka wskazówek dla lokalnych liderów, animatorów kultury i innych osób, które chcą tworzyć kulturę i włączać w nią osoby wykluczone na wsiach i w małych miejscowościach.
[Adam]: Przede wszystkim trzeba obserwować reakcje naszych odbiorców. Jeśli dom kultury jest miejscem, gdzie ludzie chcą przychodzić, albo zaczepiają cię na ulicy i pytają: „Kiedy coś się wydarzy?”, to jest to sygnał, że idziemy w dobrym kierunku. Unikać sztywności, oficjałek, starać się nawet poważne święta państwowe realizować tak, żeby z jednej strony ludzie poczuli dumę, że są Polakami, a z drugiej strony radość, że są Polakami. Można to osiągnąć w przeróżny sposób. Odejść od sztywnych akademii, włączać ludzi we wspólne świętowanie. To dotyczy mniejszych i większych wydarzeń. Także to, co Dorota podkreślała – współdziałanie – ktoś przyniesie ciasto, ktoś włączy się zupełnie społecznie w obchody dożynek. To jest sygnał, że ludzie oswoili tę instytucję kultury. Traktują ją jako coś ważnego, jako coś swojego. A jeśli traktują jako coś swojego, to będą o to dbać jak o swoje. [Dorota]: Ja zawsze wożę szpilki w samochodzie, ale chodzę w trampkach. Tak samo jak wszyscy przestawiam krzesła, witam się z gośćmi. Moja praca nie polega tylko i wyłącznie na siedzeniu za biurkiem, moim zadaniem jest także spotykanie się z ludźmi – rozmowy bezpośrednie i pośrednie, oficjalne i nieoficjalne, współpraca i pomoc sąsiedzka. Zawsze jesteśmy czyimiś sąsiadami, więc pomagajmy sobie, wspierajmy się i uczmy się od siebie. [Magdalena]: Dziękuję za rozmowę.
39
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://www.youtube.com/watch?v=9b-gvmavfMI Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/4qSwkraaElLKj30F9UYRoB • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-3---Mae-miasta-i-wsie---czytam-kultura-ma-gos-ejt9qb
Partnerzy: • Dom Kultury im. Księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w Kocku - http://www.kock.naszgok.pl/ • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Gminny Ośrodek Kultury w Suchożebrach - https://www.facebook.com/goksuchozebry/
40
R O Z
M
O W A
4
TEATR (TEATROTERAPIA) I JEGO WPLYW NA WLACZENIE W KULTURE G O
Ś
C
I
E
:
Justyna Sobczyk, Janusz Szymański R
E
D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Bardzo się cieszę, że przyjęliście zaproszenie do rozmowy. Tym bardziej że wasze wieloletnie doświadczenie może pomóc czytelnikom w stworzeniu przestrzeni i miejsc, które będą włączały osoby wykluczone w działania kulturalne. Powiedzcie, jak wy rozumiecie słowo „wykluczony”, kim dla was jest osoba wykluczona? Tylko proszę was o definicję wynikającą z waszego doświadczenia, nie taką, którą możemy znaleźć w słowniku języka polskiego. [Justyna Sobczyk]: Ja sobie tłumaczę wyrażenie „osoba wykluczona” tak: to osoba, która nie ma możliwości rozwoju, nie ma dostępu do uczestniczenia w życiu społecznym, kulturalnym, nie ma możliwości tworzenia. To osoba przez tzw. większość wyłączona z obiegu i zostawiona gdzieś na marginesie społecznym, artystycznym. Została zamknięta gdzieś w przestrzeni, nawet tak symbolicznie. [Janusz Szymański]: Dla mnie podobnie, jest to jakieś takie bycie poza. Bycie nie tam gdzie trzeba. Bycie w innym miejscu. I tak jak Justyna powiedziała, z ograniczeniem realizowania swoich własnych potrzeb i korzystania z tego, z czego mogą korzystać inni. Dla jednej osoby z jakiegoś powodu jest nieosiągalne to, co dla innych jest w zasięgu ręki. To jest wykluczenie. To postawienie granicy, przez którą bardzo ciężko przejść niektórym osobom. Paradoksalnie tę granicę bardzo łatwo jest zburzyć, ale wymaga to pomocy z zewnątrz. [Magdalena]: Rozumiem, że dla was wykluczenie jest spowodowane przez czynniki zewnętrzne, czyli niedopuszczenie
42
do czegoś lub niedanie możliwości przez kogoś. A czy spotykacie się z wyłączeniem, które jest spowodowane barierami wewnętrznymi? Na przykład brakiem świadomości, że z czegoś można skorzystać, albo brakiem chęci? [Justyna]: Jasne, że tak. Myślę, że ważne jest to, co podkreśliłaś. Faktycznie mogą być czynniki zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Tak naprawdę na te wewnętrzne pracuje też to, co jest zewnętrzne. Każdy z nas rozwija się i wzrasta w konkretnym środowisku, które pozwala w miarę upływu czasu dowiadywać się coraz więcej o sobie. I to środowisko otwiera przede mną nowe możliwości, ale też pozwala mi pragnąć więcej i się rozwijać. Myślę, że są też osoby, które same siebie zamykają na jakimś etapie swojego życia, swojego rozwoju, bo uwierzyły podmiotom zewnętrznym, że na przykład do czegoś się nie nadają lub że są stworzone do czegoś innego. Jakoś naturalnie przychodzą mi na myśl głównie postacie kobiece, które są zamknięte w przestrzeniach domowych, albo takie, które uwierzyły, że się do czegoś nie nadają. Spotkałam też na przykład dzieci z małych miejscowości, które potrafiły mi powiedzieć, że coś nie jest dla nich albo że coś ich nie dotyczy. I czułam, że te słowa wypływają z ich wnętrza. A jednocześnie widziałam wiele możliwości dla nich, które proponują różnego rodzaju instytucje. Wiedziałam, że to, co im proponowałam, było możliwe. Jednak z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że jest to pewien proces, którego te osoby muszą same doświadczyć. Uwierzyć, że mogą, że potrafią, by za jakiś czas mogły powiedzieć to swoim głosem.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Janusz]: Myślę, że ta motywacja wewnętrzna jest istotna. Możemy kogoś bardzo łatwo zdemotywować do wszystkiego, a z drugiej strony w prosty sposób też możemy tę motywację pobudzić. Okazuje się zatem, że bardzo łatwo jest kogoś wygonić gdzieś poza jakąś granicę, mówiąc mu, że tego mu nie wolno, tego on nie może albo, że to nie dla niego. Możemy też działać zupełnie odwrotnie. Mając świadomość wpływu na czyjąś motywację, możemy zobaczyć, jak można tę granicę wykluczenia w pozytywny bądź negatywny sposób regulować. To, co jest istotne, to fakt, że każdy potrzebuje inaczej się komunikować, potrzebuje innych bodźców, innych słów, żeby ta motywacja zewnętrzna lub wewnętrzna zadziałała. [Justyna]: Chciałabym jeszcze coś dodać, ponieważ to ciekawy wątek. Faktycznie, wydaje mi się, że instytucja, jaką jest szkoła czy też rodzina, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo, poza realizacją pewnego programu szkolnego czy wychowawczego, wdrukowuje nam nasze miejsce. Miejsce w przestrzeni klasy, wśród innych uczniów, bardzo szybko nas ustawiając czy pozycjonując względem innych osób. Albo w rodzinie – poprzez stosowanie porównań względem rodzeństwa, kuzynostwa. W sumie nieważne, do kogo nas porównują, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie lepszy lub gorszy. Nawet w szpitalu, kiedy się rodzimy, dostajemy określoną ilość punktów za to, jacy przychodzimy na świat. Szczególnie myślę tutaj o dzieciach z niepełnosprawnością, które dostają bardzo mało punktów. I tym samym ci rodzice otrzymują komunikat „z tego już nic nie będzie” albo że mogą pożegnać się z jakimiś marzeniami czy ambicjami. My-
ślę, że już tutaj na samym początku zaczyna się ten proces motywacji zewnętrznej i wewnętrznej. Ten proces zaczyna się od najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina, i po prostu idzie coraz dalej. [Magdalena]: Macie ogromne doświadczenie w pracy z osobami wykluczonymi w różnych częściach Europy. Współpracowaliście z organizacjami i osobami z m.in. Niemiec, Rumunii, Ukrainy. Czy podejście do osób wykluczonych w tych krajach różni się od podejścia w Polsce? Czy widzicie jakieś różnice? [Janusz]: Myślę, że podejście do osób z niepełnosprawnościami jest różne w różnych krajach. Przede wszystkim ze względów ekonomicznych, ponieważ przekłada się to na możliwości placówki, na metodykę pracy. Osoby pracujące z osobami z niepełnosprawnościami również są na innym etapie swojego zawodowego rozwoju. Natomiast chciałem powiedzieć, że to, co mnie zafascynowało w podejściu Wschodu, czyli m.in. Rosji, Ukrainy, Białorusi, to niesamowite zaangażowanie osób pracujących z osobami z niepełnosprawnością. Mam wrażenie, że pomimo braku narzędzi, wiedzy, różnych technicznych rozwiązań samym zaangażowaniem można wypracować o wiele więcej. Ci ludzie wykonują swoją pracę z potężną pasją, mimo że ten zawód jest bardzo trudny. Oni mają o wiele niższe pensje niż w innych krajach europejskich, nie mają takich narzędzi jak my, nie znają technik, które pozwalają szybciej osiągnąć pewne rezultaty, stawiać większe kroki. Pomimo to pokazali mi, że te wszystkie braki można nadrobić dużym zaangażowaniem i chęcią pracy z osobami z niepełnosprawnością.
43
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Justyna]: Ja mam małe doświadczenie, jeżeli chodzi o te kraje, o których mówi Janusz. Różnice są. Mogłam je zauważyć, kiedy studiowałam w Berlinie i miałam praktyki w tamtejszych teatrach zawodowych, które zatrudniają osoby z niepełnosprawnościami. Zauważyłam głównie różnice w sferze prywatnej aktorów. Aktorzy przychodzili do teatru, kończąc pracę na przykład w kawiarniach. Mieszkali ze sobą razem i byli w związkach. Aktorki korzystały z antykoncepcji i mówiły o tym bardzo otwarcie. Tak samo jak o swoim życiu seksualnym. Tego nie doświadczyłam, pracując od 15 lat w Polsce. My głównie współpracujemy z teatrami z Francji, Wielkiej Brytanii, Szwecji i widzę, że pracą artystyczną w teatrach Europy Zachodniej zajmują się artyści, nie terapeuci. W Polsce w teatrze mocno rozwinął się kierunek terapeutyczny, bo rozpoczął się przez ośrodki zajmujące się terapią czy związane z Kościołem. Dlatego ta praca jest tak mocno ugruntowana w poczuciu bazującym na pomaganiu innym, na miłosierdziu. W Europie Zachodniej tą pracą zajmują się artyści i zapraszają osoby z niepełnosprawnościami do wspólnego tworzenia. Myślę, że w Polsce dopiero teraz wydobywamy się z tego skojarzenia terapeutycznego, które tak mocno przylega do osoby z niepełnosprawności, czy osoby wykluczonej. No właśnie, gdyby tak krytycznie spojrzeć na czasownik „włączanie”. Jeżeli społeczeństwo jest różnorodnym systemem, który na tej różnorodności bazuje, to kto kogo włącza, skoro wszyscy należymy do tej samej wspólnoty? Jeżeli jesteśmy koherentną zbiorowością, to znaczy, że nikt raczej nie powinien być „bardziej w”, bo wszyscy stanowią tę samą grupę ludzi.
44
Jednak wracając do pytania… Bardzo ciekawym wątkiem jest Wielka Brytania, gdzie prawa osób z niepełnosprawnościami zostały wywalczone w latach 70., 80. i teraz artyści z niepełnosprawnościami są zatrudniani na tych samych prawach co artyści bez niepełnosprawności. Są oni tak samo widoczni w branżach takich jak m.in. sztuki wizualne czy performance. I to jest nowy obszar, który my jako Teatr 21 staramy się rozwijać, czyli tzw. disability studies. To jest nowe myślenie o niepełnosprawności, które mówi o tym, że jest ono konsekwencją wykluczenia większości. Naszym zadaniem jako społeczeństwa jest takie wspólne bycie, w którym każdy ma równe prawo do uczestniczenia i tworzenia w nim. Powiem szczerze, że to podejście i ten kierunek są dla mnie bardziej atrakcyjne, od tego, do którego zostałam przygotowana w Polsce. [Magdalena]: Jaka jest waszym zdaniem rola osoby, która chce pracować z osobami wykluczonymi, używając do tego narzędzia, jakim jest teatr. [Justyna]: To ja może zacznę. Chciałabym odpowiedzieć tylko w swoim imieniu, bo nie chcę mówić komukolwiek, jaka ta rola ma być. Dla mnie bardzo ważne jest to, żeby pracować na rzecz samodzielności artystów z niepełnosprawnością. Chciałabym również jako artystka rozwijać się i być w zgodzie z samą sobą. I ja sama po 15 latach widzę, że mi się też to zmienia. Na początku miałam bardzo mocno zarysowane priorytety, na przykład że każdy spektakl ma być osobistą wypowiedzią aktorów ze względu na to, że tak mało słyszalny jest ich głos i tak mało widoczna jest ich obecność. To bardzo mocno
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
przekładało się na formę teatralną, czyli nie było żadnych makijaży, masek, przebierania. Co swego czasu królowało na polskich scenach z niepełnosprawnymi. Teraz już wiem, że interesują mnie też jakieś inne aspekty. Mówię sobie na przykład: „A dlaczego nie wziąć jakiegoś tekstu?”. Mieliśmy swego czasu pewną bardzo krótką, 24-godzinną przygodę jako Teatr 21. W Teatrze Starym w Krakowie nasze aktorki czytały „Hamleta” Szekspira. Były nim zafascynowane! Nagle podczas czytania jedna z aktorek Teatru 21, która ma bardzo duży problem z wyraźną wymową, strasznie się jąka, czytając Szekspira, zaczęła mówić płynnie. Ani razu się nie zająknęła. Pozostałe dziewczyny były przejęte tym biegiem wydarzeń, były naprawdę zainteresowane tym tekstem. Zadałam sobie wtedy pytanie: „Dlaczego sobie zamknęłam te drzwi? Chcę je otworzyć”. Myślę, że z doświadczeniem daję sobie większe przyzwolenie, żeby nie zadowalać publiczności czy rodziców artystów z niepełnosprawnościami w ich oczekiwaniach. Obserwuję to, że nie tylko w teatrze polskim, ale w ogóle w Europie rodzice są bardzo blisko życia artystycznego swoich dzieci. Chcą decydować, wpływać, dowiadywać się, o czym będzie sztuka. A ja mam ochotę stwarzać sytuacje, które są jakimiś granicznymi sytuacjami, w które chcą zaangażować się aktorzy, z którymi pracuję. Chcę tworzyć przestrzeń wypowiedzi, która niekoniecznie ma kogokolwiek zadowalać. Chcę przez to powiedzieć, że ja miałam w sobie taki paradygmat, który bardzo silnie pracował przez to, że naoglądałam się teatru w Polsce. Teatru, który bazował na przebieraniu, tańcach i disco polo. Późno usłyszałam w sobie myśl, że aktorów z zespołem Downa – no bo z taki-
mi w większości pracuję – przedstawiałam jako osoby dorosłe, poważne, które mają swoje zdanie, swoją opinię. I okazało się, że nawet nie zauważyłam, że zrezygnowałam z pewnych obrazów, pewnego dowcipu i humoru, wygłupu, który oni też uwielbiają. I który ja też lubię. Ostatnio, zastanawiając się nad swoją pracą, zobaczyłam, że zatraciłam pewien obszar, który chciałabym teraz otworzyć. [Janusz]: Myślę, że ta rola to bardzo indywidualna sprawa. Przypomniałem sobie proces, kiedy zaczynałem robić teatr w latach 80., jeszcze w Monarze za czasów Kotańskiego, z taką bardzo patologiczną młodzieżą. Chciałem razem z nimi wykrzyczeć to, co oni chcą wykrzyczeć na cały świat. Pragnąłem, aby nasze spektakle były bardzo mocne, silne. Żeby były takim krzykiem z wykrzyknikiem. Jednak z biegiem czasu ten proces bardzo mocno się zmieniał i stał się procesem twórczym tych ludzi. Głównie zaczęliśmy bazować na ruchu. Być może dlatego, że ruchem jest dużo trudniej wypowiedzieć niektóre słowa. W swojej pracy poszukuję tego, co ludziom trzeba podpowiedzieć albo co uruchomić w nich, by przekraczali swoje wewnętrzne granice. Na przykład poprzez wykorzystanie odpowiedniej muzyki. I nagle przez taki niewielki element, jakim jest muzyka, otwiera się furtka do procesu twórczego. Okazuje się, że ktoś, kto nie potrafił się ruszać, potrafi tańczyć. I te chwile są najładniejsze, najpiękniejsze. To są momenty nie do powtórzenia. Takich sytuacji z prób czy spotkań warsztatowych nie da się w postaci spektaklu potem odtworzyć. Fajnie jest iść w ten proces twórczy i szukać tej sztuki oraz tego, by stwarzać okazję, aby
45
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
to oni tworzyli kulturę. To są artyści, wszyscy, którzy występują na scenie, są artystami, mają coś do powiedzenia, przekazania, chcą pokazać siebie, swoje problemy. Wypowiedzieć się na jakiś temat, bardzo często chcą opowiedzieć o sobie wzajemnie. Teatr to takie miejsce dla nich, gdzie mogą zaistnieć. Może nie tak mocno, artystycznie jak zawodowi aktorzy, bo być może nie zawsze wiąże się to z ich przyszłością. Natomiast przeżycie bycia na scenie, komunikacji z widzem, przekazania treści, która jest jasna dla wszystkich, jest niezastąpione. Po spektaklu okazuje się jeszcze, że widz potrafi dać komunikat zwrotny zupełnie inny, niż oczekiwaliśmy, że moja wypowiedź jest rozumiana szerzej. To jest element, który motywuje do tego, żeby robić następny spektakl, żeby znowu jeszcze o czymś powiedzieć. Coraz szerzej, coraz głębiej. I to sprawia, że możliwości i granice się poszerzają. Spójrzmy na teatr w sensie artystycznym – przykład lubelskiego festiwalu Artystów Nieprzetartego Szlaku. Od 30 lat to wydarzenie nosi nazwę: Festiwal Spotkania Artystów Nieprzetartego Szlaku. Nikt tam nie mówi o niepełnosprawności. Wszyscy, którzy wychodzą na scenę, są artystami. Oni tworzą tę kulturę. I ta walka u nas w Polsce przez lata – jak mówi Justyna – z kulturą przebierania ludzi w wieku 20 lat za Królewnę Śnieżkę. Sprowadzanie tych ludzi do bajek, które są kompletnie nieadekwatne do ich wieku i możliwości. A dzieje się to tylko dlatego, że na przykład w jakimś ośrodku pani miała jedynie stroje do bajki o Królewnie Śnieżce i te stroje od 20 lat biorą udział w spektaklach, bo tylko takie
46
są. Bajka ta sama, tylko aktorzy się zmieniają. Uważam, że to nie jest w porządku. Kluczem jest wyjście poza te ukute ramy. Pójście rzeczywiście w proces twórczy, który jest trudnym procesem, bo wymaga otwartości od osoby, która prowadzi zajęcia. Dla mnie praca z osobami z niepełnosprawnością jest osobiście bardzo rozwojowa. Szczerze mówiąc, po warsztatach na przykład z osobami niewidzącymi więcej biorę dla siebie niż oni. Warto więc stwarzać przestrzenie, które pozwalają uczyć się od siebie nawzajem, wspólnie się rozwijać. W takich momentach my prowadzący mamy motywację do tego, żeby robić to dalej. [Magdalena]: Skąd czerpiecie inspiracje do tworzenia i działania z osobami z niepełnosprawnościami? Inspirację do spektakli, warsztatów i innych działań, które realizujecie? [Justyna]: Ja myślę, że w przypadku przedstawień to za każdym razem jest inaczej. Czasami to jest książka, którą czuję, i widzę, że podejmuje ważny temat. Tak jest najczęściej w przypadku spektakli dla dzieci, które my też gramy jako Teatr 21. Uważam w ogóle, że w spektaklach granych dla dzieci przez aktorów z niepełnosprawnościami jest ogromny potencjał. Dlatego że dzieciaki na przykład w wieku przedszkolnym oraz wczesnoszkolnym nie są jeszcze przygotowane na podział ludzi na konkretne grupy. Podczas spektaklu widzą osoby z niepełnosprawnością w zupełnie nietypowej sytuacji. A potem na warsztatach po- spektaklowych jest możliwość porozmawiania o tym. Kolejną inspiracją są sytuacje z życia społeczno-politycznego, jak na przykład
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
do spektaklu „Rewolucja”, który był odpowiedzią na protest osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów w Sejmie. Po prostu wiedzieliśmy, że nie możemy takiej sytuacji pominąć milczeniem. Spektakl „Klauni” był wynikiem czujnej obserwacji naszych aktorów. Jest on odpowiedzią na to, że część aktorów zaczęła mieszkać w domach treningowych. Ten spektakl jest też bardzo mocno krytyczny. Nasi aktorzy są zachwyceni tą formą wsparcia i to wprowadzają do spektaklu. Jednak my, jako twórcy mówimy mocno krytycznie o tym projekcie. Trwa on krótko, w ogóle nie przygotowuje do dorosłego życia, co w spektaklu podkreślone jest przez naszą aktorkę, która gra Panią Prezydent, słowami: „Jesteście dorośli, ale mam nadzieję, że nie będzie z tego dzieci. Niech nas Bóg od tego ustrzeże”. My, jako twórcy, lubimy po prostu stawiać takie graniczne sytuacje, bo tak naprawdę większość widzów będzie się zgadzała z tym zdaniem, pomimo swojej deklarowanej otwartości. Mamy też swoje samodzielne inspiracje. Na przykład ostatnie przedstawienie dla dzieci „Trolle”, które wyreżyserowałam i grane jest w szkołach. Inspiracją do niego była wystawa w Centrum Sztuki Współczesnej. Norweska artystka Toni Raines pokazywała trolle. Poprzez system skojarzeń powstał pomysł na spektakl, scenariusz, w którym grupa trolli postanawia spotkać się z ludźmi. A na miejsce pierwszego spotkania wybiera szkołę. W ogóle bardzo lubię pracę nad spektaklem metodą skojarzeń, której nauczyłam się na studiach w Berlinie. W tej metodzie doskonale odnajdują się osoby z niepełnosprawnością intelektualną, bo nie wymaga od nich psychologicznego
budowania postaci. Jestem bliższa niemieckiemu podejściu, takiemu Brechtowskiemu, gdzie po prostu bardziej bawię się tym, kim ja jestem w konkretnej sytuacji, ewentualnie z pewną figurą, którą gram. Jeszcze à propos tej inspiracji w pracy z osobami wykluczonymi, to chciałabym powiedzieć otwarcie i głośno o Centrum Sztuki Włączającej (CsZW), które jest inicjatywą Teatru 21. To jest efekt myślenia, w które bardzo wierzę, i który pragnę rozwijać – organizacja rozwija się wraz z ludźmi, którzy tę organizację tworzą. Ewidentnie CSzW rozwinęło się z takiego potencjału twórczego, który wniosły osoby pracujące od lat w Teatrze 21. Mówię tutaj o Justynie Lipko-Koniecznej, tłumaczce książek i dramaturżce w Teatrze 21. Otworzyła w naszym teatrze kontekst i wątek naukowy, badawczy. I to właśnie ona pokazała nam kierunek na disability studies. Czy też Justyna Wielgus, która zajmowała się do tej pory ruchem i prowadziła treningi z aktorami. W swojej pracy patrzyła szerzej i dalej, to znaczy zajmowała się tańcem i tzw. nienormatywnym obrazem choreografii. Szukała artystów, dla których istotne jest to, co wnoszą osoby z niepełnosprawnością w obszarze ruchu i tańca oraz którzy zapraszają do współpracy osoby z niepełnosprawnością. Wychodzi na to, że jeżeli nie zablokujemy takiego marzenia gdzieś tam w sobie, to powstaje instytucja, tj. społeczna instytucja kultury, jaką jest Centrum Sztuki Włączającej. Jeżeli damy sobie możliwość i powiemy to otwarcie, że chcemy rozwijać miejsce, w którym jesteśmy, z tego, co jest w nas w środku, no to wtedy zaczyna rosnąć to, co robimy.
47
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena]: Janusz, jak u ciebie z inspiracjami? Skąd je czerpiesz? [Janusz]: Tak naprawdę chyba gdzieś od wielu lat z różnych kultur. To jeżdżenie po różnych krajach i poznawanie artystów stamtąd to powoduje, że cały czas coś nowego się poznaje. Taki przykład ostatnich Międzynarodowych Warsztatów Teatralnych „Dialogi” w Kocku, gdzie zaproszony był teatr hiszpański, który otworzył nam oczy na poezję i teksty hiszpańskie. Na podstawie tego zrobiliśmy niesamowity spektakl. Fascynująca jest ta różnica kulturowa w naszych gestach, znakach, ruchach, komunikacji. Każdy znak, wyraz twarzy, gest jest przypisany do naszych narodowości, do naszego kraju. I w momencie kiedy poszerzamy sobie tę pulę, nagle okazuje się, że więcej możemy zrobić, pójść jeszcze w inną stronę, o której w ogóle nie myśleliśmy w pracy z naszymi artystami. Międzynarodowe Warsztaty Teatralne „Dialogi” bazują na różnorodności, bo co roku mamy innego artystę, z innego kraju, z innego świata teatru, od pantomimy, po teatr tańca. Gościliśmy przez wiele lat przecież Iwonę Olszowską, więc pracujemy z artystami z górnej półki i z każdej dziedziny teatru. To sprawia, że ludzie, którzy przyjeżdżają na warsztaty, mogą poznać różne techniki, różne style pracy, później wybrać sobie coś dla siebie i realizować to w miejscach, gdzie pracują. Bo ta praca, przynajmniej dla mnie, jest takim zajęciem, gdzie ja muszę sam mieć motywację do tego, żeby pracować. Jeżeli osoba, która pracuje w teatrze, robi to z pasją, natychmiast widz to czuje. Jeżdżę po malutkich miejscowościach, gdzie często jest tylko jeden człowiek, który jest zainteresowany
48
teatrem i chce robić coś artystycznego w swoim ośrodku. I widzę, jaką niską motywację ma ta osoba, kompletnie nie czuje się profesjonalistą. A tak nie może być. Ja im powtarzam, że to jest strasznie ważne, żeby oni poczuli się profesjonalistami, ponieważ innego profesjonalisty tam nie będzie. Musi on poczuć, że to, co robi, robi dobrze. A nie osiągnie tego, kiedy wypracowany spektakl będzie pokazywany przez wiele lat w dwóch najbliższych ośrodkach. Trzeba szukać inspiracji, nakręcać się i wychodzić dalej. Bardzo często te osoby są gdzieś zamknięte. Nawet nie wiedzą, co się dzieje w tej ich dziedzinie w najbliższym regionie. Nie jeżdżą na większe festiwale, żeby się pokazać czy nawet zobaczyć, jak pracują inni. Niezastąpione są te spotkania i wymiana doświadczeń. Obecnie otworzyło się wiele możliwości ze względu na panującą epidemię. W Internecie można znaleźć wiele ciekawych narzędzi, materiałów, które dostępne są za darmo. I warto z tego korzystać. [Justyna]: Przez cały okres pandemii w Teatrze 21 prowadziliśmy na ZOOM-ie próby. Nie straciliśmy w ogóle kontaktu z aktorami, mieliśmy próby co tydzień. Oczywiście to było związane z tym, że potrzebowaliśmy przeszkolić we współpracy z opiekunami naszych aktorów, ale to się udało. Mam perspektywę z dużego miasta i wiem, że Teatr 21 nigdy by się nie rozwinął, gdybyśmy byli w innym mieście. Bo my rozwijaliśmy się dzięki współpracy z instytucjami publicznymi, z którymi realizując wspólne działania tak, naprawdę obustronnie się rozwijaliśmy.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Wydaje mi się, że ten obszar dzielenia się z ludźmi z małych miejscowości jest szalenie istotny. Uważam, że to nie chodzi tylko o motywację, ale też chęć rozwoju. Z doświadczenia wiem, że nie zawsze rozwój związany jest z mówieniem ciągle ludziom, że robią super robotę. Często tak jest, ale często jest tak, że instruktorzy pracujący z osobami z niepełnosprawnością mają bardzo stare podejście, używają metod, które w dzisiejszych czasach uważane są za nieskuteczne. Od języka przez sposoby komunikacji czy też współpracy. I jeżeli oni sami w sobie nie otworzą się i nie będą szukali okoliczności do poszerzania swojego warsztatu, do spotykania się, weryfikowania swojej dotychczasowej praktyki czy literatury, na bazie której pracują, to ta praca zostanie gdzieś w tyle. Dla mnie to oznacza postawienie sobie pytania: „Na ile sam siebie wykluczyłem z rozwoju?”. Na przykład jest mi wstyd pokazywać dyplom studiów, które ukończyłam – pedagogika specjalna, tzw. oligofrenopedagogika co oznacza z łaciny „mały mózg”. Ja mówię wszem i wobec, że w ogóle nie zgadzam się z tym tytułem. Co więcej, nie zgadzam się już po prostu z większością rzeczy, których tam zostałam nauczona. I to nie jest łatwa i komfortowa sytuacja. Ja cały czas wyprowadzam się na jakieś nowe pola, właśnie po to, żeby uczyć się nowego spojrzenia, na przykład jakim jest disability studies. To podejście w ogóle nie odwołuje się do medycznego czy też pomocowego podejścia. I dzięki temu pozwala stwarzać nowe, rozwijające sytuacje dla nas instruktorów, jak i dla naszych artystów. W Instytucie Pedagogiki Teatru, gdzie dzielimy się wiedzą i wspólnie się
rozwijamy, najtrudniejsze jest właśnie dotarcie do ludzi z mniejszych miejscowości. Przekonanie ich, dodanie motywacji, na przykład do tego, aby uzyskali dofinansowanie z instytucji, w których pracują. Dla mnie właśnie ten rozwój odbywa się w konkretnych miejscach, chociażby podczas spotkania z ludźmi, którzy odczuwają te same potrzeby, dochodzą do ściany w jakimś momencie swojej pracy czy mają kryzys. W takich miejscach spotykają się także ludzie, którzy są na różnych etapach swojego rozwoju zawodowego. Niektórzy wchodzą z nową energią wynikającą z tego, że są młodzi, a niektórzy dzielą się swoim doświadczeniem i krytycznym spojrzeniem na szereg spraw, które ich dotykają. Marzę, żeby Instytut stał się takim miejscem. [Magdalena]: Czy moglibyście podać przykłady zmian, które widzicie na przestrzeni lat w kontekście osób wykluczonych, osób z niepełnosprawnościami? [Justyna]: Przede wszystkim to, że mówimy „osoba z niepełnosprawnością”. Słowo upośledzenie już w ogóle wyleciało ze słownika. [Magdalena]: Albo inwalida. [Justyna]: Tak, kaleka, inwalida, niepełnosprawny. Uważam, że właśnie w języku bardzo dużo się wydarzyło. Nie mówi się już „osoba cierpiąca na zespół Downa”. Nasi aktorzy mówią: „My nie cierpimy z tego powodu. Jesteśmy, lubimy się śmiać” i w ogóle oni nie używają tego zwrotu. Myślę, że coraz bardziej jest praktykowana współpraca między osobami z niepełnosprawnością
49
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
a pozostałymi osobami. Janusz, dodał byś tutaj coś jeszcze? [Janusz]: Myślę, że bardzo ważne jest, że to słownictwo zaczęło się zmieniać, sposób mówienia o niepełnosprawności, nazywanie tych osób itd. Chcę zwrócić uwagę jeszcze na cały proces przystosowywania instytucji. Nagle okazywało się, że w szkole specjalnej nie ma podjazdu dla wózków. Zaczęło robić się o tym społecznie głośno i potrzeby tych osób zaczęły być zauważalne. Jednak jest też druga strona medalu. Bardzo często gdzieś w małej miejscowości jest dom kultury przystosowany dla osób z niepełnosprawnością, środki pozyskane z Unii Europejskiej, łazienki wybudowane itd., a kiedy pytam: „Jakie zajęcia dla osoby z niepełnosprawnościami są możliwe? Na przykład przychodzi dziecko na wózku i co możemy zaproponować mu w tym domu kultury?”, okazuje się, że niestety często podziękują takiemu dziecku, bo nie ma grupy, gdzie mogą je przyjąć. Dla mnie też jest bardzo bolesne, że gdzieś w aspekcie budowlanym, udogodnień, czysto takim sprzętowym, zostało coś zrobione, a potem to miejsce nie jest w ogóle wykorzystywane. Bo były pieniądze, bo był projekt i można to było zrobić. Tu jest jakiś taki rozjazd. Dla mnie praca z osobami z różnymi niepełnosprawnościami kompletnie nie różni się od pracy z osobami pełnosprawnymi. W ogóle tego nie rozróżniam. Ani w procesie budowania warsztatu, ani późniejszej pracy. W moim przekonaniu jest to tylko kwestia pewnej elastyczności i dostosowania się w momencie kiedy trzeba zrobić coś wolniej lub szybciej, inaczej. Natomiast jadąc poprowadzić warsztat, w ogóle nie mam w głowie
50
myśli, że jadę do ludzi z niepełnosprawnościami. Oni kompletnie się nie różnią od osób pełnosprawnych. Weźmy chociażby grupę dziesięciu nastolatków w wieku 16 lat. Powiedzmy im, żeby stanęli na głowie. Okaże się, że tylko jeden potrafi stanąć na głowie. No to można uznać, że pozostali są niepełnosprawni. Bo tylko ten jeden potrafi to zrobić. Albo odwrotnie. Jeden nie będzie potrafił. Wydaje mi się, że cały czas problemem jest społeczne traktowanie osób z niepełnosprawnościami. Nadal widzę, że kiedy ludzie mają styczność z osobą z niepełnosprawnością, traktują ją w inny sposób, mniej od niej wymagają, stawiają niżej poprzeczkę. [Justyna]: Mamy w tym obszarze jeszcze sporo pracy do wykonania, zdecydowanie. Uważam, że zmiany w tych miękkich obszarach, na przykład w myśleniu o osobach z niepełnosprawnością, są najtrudniejsze. Również bardzo doceniam wszystkie te zmiany architektoniczne, które się pojawiają. Kiedy jako Teatr 21 prowadziliśmy szkolenia dla Narodowego Centrum Kultury, w którym uczestniczyły osoby z różnych instytucji kultury w Polsce, zauważyłam, że podejście oraz świadomość są bardzo różne. Zobaczyłam, że ludzie oczekują gotowej instrukcji obsługi osoby z niepełnosprawnością. I bardzo się denerwują, jeżeli zapraszamy ich do jakiejś głębszej refleksji czy też pokazujemy, że takiej instrukcji nie ma. Spotkałam się na przykład z takim pytaniem: „Przychodzi grupa 15 osób z niepełnosprawnością intelektualną do naszego muzeum i jak my teraz sobie mamy z nimi poradzić? Mamy tylko 45 minut”. Pokazujemy wtedy, że należy zacząć zmiany chociażby od języka, którym posługuje
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
się instytucja w kontekście osób z niepełnosprawnościami. Chcemy prowadzić warsztaty, spotkania w instytucjach kultury językiem zbyt skomplikowanym, branżowym. A to nie tak, bo okaże się, że na końcu zwiedzania zostaną tylko ci, którzy udają, że są w temacie. Więc oczywiście musimy uprościć język, ale również szukać sposobów na przykład na utrzymanie myśli, uwagi czy koncentracji, rezygnacji z dużej ilości tekstu na rzecz działania. To są pewne zmiany, które zostały już przez niektóre instytucje kultury bardzo fajnie wprowadzone. Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki ma bardzo fajny program, który na przykład przetwarza pewne obiekty specjalnie na potrzeby osób niewidomych, tak aby mogły je „zobaczyć” rękoma. Oczywiście uwzględniając fakturę i materiał, z jakiego samo dzieło zostało wykonane. Zaangażowani są w te prace również studenci Akademii Sztuk Pięknych. I właśnie dzięki takiemu kreatywnemu przetwarzaniu świata i współpracy wszyscy się rozwijamy. Często chcemy, żeby w naszej szkole, instytucji, urzędzie i innych miejscach były osoby z niepełnosprawnościami. I to jest dobre, ale potem należy pomyśleć szczegółowo, jakie należy postawić kolejne kroki, aby obie strony coś dla siebie zyskały. [Magdalena]: I chciały do nas wrócić. [Justyna]: Dokładnie tak. [Magdalena]: W związku z tym, że ta publikacja i nagrania rozmów z gośćmi na kanale YouTube pt. „Wł@cz kulturę!” mają być inspiracją dla osób chcących włączać w swoje działania kulturalne osoby wy-
kluczone, proszę was o kilka wskazówek, którymi moglibyście się podzielić. [Janusz]: Myślę, że najważniejszy jest ten kontakt. Czyli taka bezpośredniość między nami a osobą z niepełnosprawnością. Nie wyobrażam sobie pracy z nikim, jeśli go wcześniej nie poznam i nie mam z nim bezpośredniego kontaktu. Dlatego bardzo istotne są te wszystkie elementy przygotowawcze, rozgrzewkowe. W procesie ruchowym bardzo szybko wiele rzeczy widać, np. dzięki różnego rodzaju zabawom integracyjnym. Po takim wstępie zaczynamy dopiero pracować z czymś poważniejszym. Czasami w ogóle kończy się proces warsztatowy na zabawie. Taką banalną, prostą i fajną rozgrzewką COVID-ową, która powstała na jednych z moich warsztatów, była prosta zabawa ze sznurkiem. Dzieci z różnymi niepełnosprawnościami dostały półtorametrowe sznurki i ich zadaniem było utrzymanie naciągniętego sznurka. Można było biegać, skakać, fruwać, wszystko, co się chce, tylko żeby sznurek był sztywny jak kij. Potem w procesie tego bawienia się zrobiliśmy połączenie takie, że jedna osoba ma nagle dwa sznurki i już troje uczestników jest połączonych. Potem okazało się, że udało nam się połączyć całą grupę sznurkami. Powstało niesamowite przestrzenne widowisko. Jak widać czasem z takiego prostego, banalnego pomysłu, poszukiwania pomysłu na zabawę, którą sami wymyślimy, można stworzyć cały spektakl. To nie jest tak, że jadąc na warsztaty, nie przygotowuję się. Absolutnie nie. Zapoznaję się z niepełnosprawnościami, które mają uczestnicy. Oczywiście wtedy wiem, co i jak można z takimi osobami zrobić. Natomiast traktuję
51
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ich na równi i tak samo im wyznaczam granice jak osobom pełnosprawnym. To nie znaczy, że mam ich nie spocić, że mam ich nie zmęczyć, że mam ostrożniej się z nimi jakoś obchodzić. Nie. Te granice są tak samo postawione. I ta radość z dochodzenia do granic możliwości, przekraczania ich jest niezastąpiona. Często, przygotowując się, układamy sobie ćwiczenia, nagle się okazuje, że jedno nie działa, drugie nie działa, trzecie nie działa i trzeba całkowicie wszystko zmienić, bo grupa akurat w tej chwili, w tym momencie jest na innym etapie lub czuje się inaczej, niż my zakładaliśmy. Więc myślę, że taka elastyczność, taka umiejętność obserwacji tego, co się z grupą dzieje, w jakim jest stanie, jest ogromnie ważna. Do tego potrzebujemy wiedzy, doświadczenia, pomysłów, z których będziemy korzystali podczas naszej pracy. Kolejna rzecz to nie bać się wymyślać samemu tego, co chcemy zrobić, i widzimy, że jest to zgodne z naszym procesem, z naszym działaniem do przodu. Tworzyć własną metodykę pracy, sposoby, ćwiczenia, żeby to było jak najbardziej nasze, osobiste, a z drugiej strony nie bać się tym dzielić. [Justyna]: Ja myślę, że bardzo ważne dla osób, które pracują właśnie w takich obszarach, są animatorami, instruktorami, pedagogami, artystami, którzy chcą pracować z osobami wykluczonymi, jest postawienie sobie celu, który nie jest tylko celem artystycznym. Dla mnie to jest taka kotwica. To znaczy, że robiąc kolejne przedstawienie, moim celem nie jest np. zrobienie przedstawienia, tylko otworzenie na pewne pole na przykład aktorów, ale też widzów. Ja sobie sama
52
stwarzam taką mapę, co i dlaczego jest dla mnie ważne. Żebyśmy nie pracowali tylko i wyłącznie dla celów artystycznych, chociaż one są również bardzo ważne. Warto przed rozpoczęciem pracy nad spektaklem zadać sobie pytania: „Po co ja to w ogóle robię?”, „Dobra, robię teatr, ale dlaczego ja to robię?”. Trzeba sobie to stale przypominać i wtedy, jeżeli usłyszę odpowiedź, że zależy mi na tym, żeby faktycznie ludzie weszli ze sobą w kontakt, żeby się poznali, mogli dowiedzieć się o sobie czegoś, to nie będę tak sztywno trzymała się punktów z konspektu warsztatu. Bo on wtedy schodzi na drugi plan. W ogóle każde spotkanie, każde działanie ma swoją dramaturgię. To nie znaczy, że pedagog, instruktor, animator ma po prostu worek z zabawami, które wysypuje. Nie, tak nie jest. Wtedy myślę o tym spotkaniu ludzi, które jest dla mnie nadrzędne. Z pewnością nie jest to łatwy proces. Na przykład, jeżeli taka grupa spotyka się, ma prawo mieć do siebie dystans i się siebie bać. Tym bardziej, że my ludzie mamy w głowie dużo stereotypów, wyobrażeń na swój temat, które często okazują się mylne. Jak się okazało na przykład przed spektaklem „Trolle”. Widziałam, że jeden chłopiec przez cały czas trwania spektaklu był wycofany. Miał 9 lat. Podczas warsztatów po- spektaklowych tak otworzyliśmy sytuację warsztatową, że on nagle powiedział, że na wakacjach widział dziewczynkę z zespołem Downa, która rzucała kamieniami do kota. I to jedno doświadczenie spowodowało, że on cały spektakl był wycofany. I mnie właśnie interesuje takie otwierania pola do rozmowy, dyskusji. Oczywiście nie mogę tego oceniać, powiedziałam tylko: „Aha bardzo niefajnie robiła ta dziewczyna. Musisz
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
wiedzieć, że rzucanie kamieniami w koty to nie jest cecha osób z zespołem Downa. I pytam naszych aktorów: „Rzucacie do kotów kamieniami?”. „No nie, nigdy”. I nagle z niego spadł cały ten ciężar, który miał w sobie na spektaklu. Ja po prostu lubię też bardzo czujnie obserwować to, co się naokoło mnie dzieje. O tym też chciałam powiedzieć, o tym byciu uważnym na to, co się wokół nas dzieje. Nie chodzi o pewien efekt artystyczny, którym ma się zakończyć nasze spotkanie, bo to jest ściema. Uważam, że teatr i obszar sztuki jest mistrzem w tym oczywiście. Jednak uważam, że w takiej pracy totalnie ważne jest to, że ja widzę, co się dzieje w grupie. Na przykład jest konflikt. Widzę, że ktoś ma przed kimś opór. I ja staram się teraz z tym pracować. Dlatego myślę, że taką właśnie umiejętnością, którą powinny w sobie rozwijać osoby pracujące z osobami z niepełnosprawnością, jest na przykład uważność. Jestem w ogóle zafascynowana językiem komunikacji bez przemocy. Bo wiem, ile w języku dzieje się niedobrego. Przyznam, że w pewnym momencie zauważyłam, że mam nawyki właśnie wyniesione jeszcze z czasów dzieciństwa, których bez jakiegoś szkolenia czy warsztatów w tym obszarze w ogóle sama nie rozwinę w sobie. Bo to, że o tym czytam, to jedna sprawa, ale wyjście na tereny, które nas doskonalą niekoniecznie artystycznie, jest szalenie ważne. Tym bardziej, jeśli pracujemy z drugim człowiekiem. [Janusz]: Kolejna sprawa to empatia, chęć pracowania z drugim człowiekiem i otwartość na niego, to tak naprawdę posłuchanie go, ciągłe poznawanie. To jest to, co pozwala potem z nim pracować,
bo w momencie gdy go wysłuchamy, to on czuje się wysłuchany. Taka prosta zasada. My potrzebujemy komunikacji. Potrzebujemy bycia zrozumianym, wysłuchanym i dzięki temu my nabieramy uważności na drugigo człowieka. Wiemy, że ktoś nas słucha i szanuje. [Justyna]: Jeszcze bym dodała, że do pracy z osobami wykluczonymi potrzebni są ludzie, którzy może trochę naiwnie mają w sobie uprawiane pole nadziei. Wierzą, że można pewne rzeczy wypracować. Dzisiaj też słuchałam właśnie takiego jednego podcastu, który mówił o tym, żeby tak naprawdę nie próbować zmieniać świata, tylko wprowadzać do niego nowe, dobre rzeczy. Bo jak zabierzemy się do naprawiania całego świata, to umoczymy się po pachy, bo roboty jest tyle, że nas to po prostu wypali i nie damy rady. Możemy jednak zainwestować w takie dobro na przykład poprzez dawanie nadziei w spektaklach. Jeden spektakl, który wyreżyserowałam, kończy się smutno, bez nadziei. To spektakl „Klauni” – o rodzinie, która nie może mieć dzieci. Końcowa scena wygląda tak, że jest pompowane łóżko, na którym wszyscy siedzą i zaczyna z niego schodzić powietrze. I Pani Prezydent mówi: „Koniec tego cyrku, koniec tego projektu”. Aktorzy Teatru 21 nie lubią grać tego spektaklu, chyba przez to smutne zakończenie. On jest bardzo gorzki. Widzę, że jest silna potrzeba dawania ludziom nadziei, sytuacji, które ich wzmocnią. Kolejna rzecz to to, że ludzie, którzy zajmują się pracą z osobami wykluczonymi, powinni bardzo o siebie dbać. To jest jedna z rzeczy, którą ja zauważyłam. Żeby czuć się dobrze z sa-
53
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
mym sobą na poziomie fizycznym, miłosnym, zawodowym. Dbać o siebie to nie zostawiać siebie w tyle, bo potem zaczyna się taka trochę fałszowana sytuacja, gdzie ja pracuję na rzecz innych, a sam nagle zostawiłem siebie w jakimś obszarze wykluczenia. Zapomniałem gdzieś o sobie, a chcę włączać innych. [Magdalena]: Bardzo ważny wątek poruszyłaś. Wynika z tego, że kiedy nie jesteśmy poukładani sami ze sobą, bardzo łatwo nam wchodzić w te wątki pomocowe, takiego współczucia, pomocnictwa, po to
żeby uzyskać dla siebie gratyfikację. Ktoś nas poklepie po ramieniu i powie: „Dobra robota”. [Justyna]: Tak. [Janusz]: Na podsumowanie chciałem jeszcze dodać takie zdanie, taką wytyczną teatralną: „Jak chcesz szokować, to szokuj pięknem. I proszę bardzo wtedy jak najbardziej”. [Magdalena]: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://www.youtube.com/watch?v=PVxqXC3w4vk&fbclid=IwAR3m0sk_5JlngsTWSi1bTA0pSAX6P tJ9VUxHsWRRyeENmg0KAlf4gM2RO_4 Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/2NXHL8KeNihhiErGgskKNi?si=7LEGZGfAQa2XBCNVDGt7eQ • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-4---Teatr-teatroterapia-ijego-wpyw-na-wczenie-w-kultur-ek8jhf/a-a3c9hvd
Partnerzy: • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Fundacja Nieprzetartego Szlaku - http://nieprzetartyszlak.eu/ • Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego - https://www.instytut-teatralny.pl/ • Międzynarodowe Warsztaty Teatralne Dialogi - http://kozirynek.online/blog/2019/08/13/ janusz-szymanski-i-joanna-winnik-podsumowuja-dialogi/ • Polskie Stowarzyszenie Terapii przez Sztukę PSTS - http://arteterapia.pl/ • Stowarzyszenie Pedagogów Teatru - http://pedagodzyteatru.org/ • Teatr 21 - https://teatr21.pl/
54
R O Z
M
O W A
5
FESTIWALE - CZY JEST TO PRZESTRZEN DLA OSÓB WYKLUCZONYCH? G O
Ś
C
I
E
:
Katarzyna Pudło, Marta Tomczyk R
E
D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Witajcie serdecznie. Bardzo się cieszę, że zgodziłyście się na rozmowę, która będzie dotyczyła roli osób wykluczonych podczas realizacji festiwali. Wspólnie zastanowimy się, czy w tej formie wydarzeń jest miejsce dla osób wykluczonych. Kasiu, Marto, od wielu lat jesteście bezpośrednio związane z festiwalami – zarówno komercyjnymi, jak i niekomercyjnymi. Mogłybyście coś więcej o nich opowiedzieć? [Katarzyna Pudło]: Chciałabym rozpocząć od tego, skąd się w ogóle wzięły nasze festiwale. Warsztaty Kultury w Lublinie zajmują się czymś, co lubimy nazywać kulturą aktywną albo kulturą czynną. Innymi słowy, ogromnie zależy nam na tym, żeby angażować i zaprzyjaźniać z kulturą jak największe i jak najbardziej różnorodne grupy ludzi. To pragnienie spowodowało, że powstały cztery urocze festiwale, które realizują powyższe podejście. Jeżeli chodzi o program, znacząco się różnią, natomiast mają jeden wspólny mianownik. Jest nim przestrzeń otwarta, a dokładnie – lubelskie Stare Miasto i jego okolice. Zwykle rozpoczynamy sezon Nocą Kultury, czyli szczególnym spektaklem miejskim, który prezentuje szereg różnorodnych wydarzeń kulturalnych – od koncertów, przez spektakle teatralne, piękne instalacje świetlne czy artystyczne, performance, odczyty wierszy i szereg bardzo różnych działań. Najważniejsze jest to, że wydarzenie to zmienia co roku przestrzeń Lublina i wyciąga na ulice Starego Miasta tysiące lublinian i nie tylko. Drugim festiwalem jest Wschód Kultury – Inne Brzmienia, czyli festiwal muzyczny. Skierowany jest do szero-
56
kiego grona wielbicieli muzyki alternatywnej, bardzo szeroko pojmowanej. Na tym festiwalu można usłyszeć krzewicieli takich gatunków, jak industrial, jazz, afro beat, reggae, dub, czy dobrą alternatywną muzykę rockową. Natomiast to, co warto podkreślić, to że ten festiwal, mimo że jest przede wszystkim festiwalem muzycznym, ma również kapitalny program literacki, filmowy, piękne wystawy, blok warsztatów dla najmłodszych i dla osób z branży muzycznej. Kolejny, chyba najbardziej ukochany przez większość lublinian festiwal – Carnaval Sztukmistrzów. Wydarzenie, które prezentuje aktywności w obszarze nowego cyrku, nie tylko tego typowo ulicznego, baskerskiego, ale również przełamującego cyrkowe stereotypy, w którym łączymy wydarzenia cyrkowe z artystyczno-teatralnymi. Oczywiście nie zapominając o tej najciekawszej atrakcji, czyli slacklinerach, którzy przechadzają się nad głowami tych, którzy chodzą po ulicach lubelskiego Starego Miasta. I ostatni z festiwali, który dzisiaj będę pewnie czasem wspominać, to Jarmark Jagielloński – wydarzenie, którego głównym celem jest promocja i krzewienie wiedzy o rzemiośle tradycyjnym i kulturze tradycyjnej. Jest to dla nas ważny festiwal, ponieważ niektóre obszary rzemiosła tradycyjnego niestety odchodzą w zapomnienie. W wielu punktach na mapie kraju mamy sytuację, gdzie na przykład specjaliści od plecionkarstwa w korze dębu są już jednostkami. Stąd ten festiwal przede wszystkim stara się o to, żeby tę pamięć zachować. Więc oprócz tego, że na jarmarku można kupować piękne rękodzielnicze cuda-wianki, programowi towarzyszy też szeroki program różnorodnych warszta-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
tów, piękne koncerty, świetne pokazy kinowe, fantastyczne potańcówki do muzyki na żywo i przede wszystkim ukochane przez wszystkich jarmarkowe podwórko. Mówię tu o miejscu, gdzie dzieciaki mogą zagrać w hacele, bule albo chociażby poskakać w gumę. [Marta Tomczyk]: Zacznę od tego, że będę mówić tylko o jednym festiwalu, który obecnie jest w moim sercu i którego jestem reprezentantką. Jest to Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego organizowany od 13 lat przez Fundację OFF CAMERA. Jesteśmy festiwalem, który realizuje dwa konkursy filmowe. Pierwszy z nich to konkurs 10 najlepszych polskich filmów fabularnych wyprodukowanych w 2019 roku. Drugi to konkurs główny, w którym bierze udział 10 produkcji międzynarodowych, które walczą o główną krakowską nagrodę. Te konkursy to trzon naszego festiwalu. Jednak nie zatrzymujemy się tylko na filmie. Organizujemy OFF SCENĘ z wydarzeniami muzycznymi, które w tym roku przeniosły się na nasz Facebook i inne kanały w social mediach. Oprócz wydarzeń muzycznych są też wystawy, wydarzenia okołofilmowe i audiowizualne. Działamy stacjonarnie w Krakowie, chociaż tak jak wspomniałam, realizujemy nasze działania również online, więc w tym roku rozprzestrzeniliśmy się na całą Polskę. Mam ogromną nadzieję, że tak zostanie również w kolejnych latach. [Magdalena]: W związku z tym, że ta publikacja ma dotyczyć głównie włączania osób wykluczonych w działania kulturalne, ważne jest dla mnie, byście powiedziały, jaka jest wasza definicja osoby wykluczonej albo wykluczenia.
[Katarzyna]: Ilekroć się nad tym zastanawiam, orientuję się, że jest to dla mnie bardzo szeroki temat. Wynika to z tego, że osobiście jestem bardzo zaangażowana w obszar badań, który nazywamy rozwojem widowni. Dla mnie każdy odbiorca jest ważny. Bardzo lubię przyglądać się odbiorcom, obserwować każdego z osobna, zastanawiać się, co może im odpowiadać, a co nie. I to powoduje, że grupa potencjalnego wykluczenia rozszerzyła się dla mnie. Oczywiste są wykluczenia osób z różnymi niepełnosprawnościami czy wykluczenia z powodów ekonomicznych. Natomiast często zastanawia mnie kwestia tego, jak wielu osobom wydaje się, że nie są przygotowane do odbioru wydarzeń kulturalnych. Wielokrotnie widać, że sporo osób boi się wejść do instytucji kultury. Czasem przeszkodą są na przykład masywne drzwi albo przekonanie, że do filharmonii, teatru należy finezyjnie czy elegancko się ubrać lub być specjalnie wyedukowanym. Ogromną rolę w wkluczeniach odgrywają standardowe stereotypy, na przykład dotyczące wieku. Mam taki przykład, który bardzo mocno zapadł mi w pamięć, dotyczący jednej z moich ukochanych wolontariuszek. Przed festiwalami ogłaszamy nabór na wolontariuszy, którzy chcą pomóc w organizacji danego wydarzenia. I ta wolontariuszka dzwoniła do mnie kilkakrotnie, dopytując, czy to prawda, że nie mamy ograniczeń wiekowych, bo ona bardzo chciała się zgłosić. Nie była pewna, ponieważ kiedy powiedziała o swoim pomyśle rodzinie, to jej własny syn odparł: „Ale gdzie ty się tam mama pchasz, przecież ty za stara jesteś”.
57
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Stąd wydaje mi się, że problem wykluczenia jest szerszy i większy, niż nam się częstokroć wydaje. Festiwale realizowane w przestrzeniach otwartych są szansą, żeby te sytuacje przełamywać. Zarówno pod kątem wykluczenia ekonomicznego, wykluczenia osób starszych, jak i pod kątem wykluczenia osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. [Marta]: Ja oczywiście podpisuję się pod tym, co powiedziała Kasia. U nas, z czego jestem bardzo dumna, zgłaszają się rokrocznie wolontariusze 60 plus i są z nami w zespole. Są najlepszymi wolontariuszami na świecie, tak samo osoby z niepełnosprawnościami fizycznymi. Zgłaszają się, biorą udział. To najlepsza ekipa, która z nami współpracuje. Wykluczenie, które bardzo nas interesuje to wykluczenie spowodowane pochodzeniem i narodowością, i od przyszłego roku chcemy, aby ludzie wykluczeni z tych powodów brali czynny udział w organizowanych przez nas wydarzeniach. Chcemy pracować nad tym, aby festiwal był nie tylko w języku polskim, ale także ukraińskim i rosyjskim. Patrząc na obecną sytuację obywateli Ukrainy, chcielibyśmy ich także włączać do odbioru naszych wydarzeń. Skoro z nami mieszkają, pracują, to dlaczego mają z nami nie brać udziału w festiwalach, które organizujemy? [Magdalena]: Z tego, co mówicie, wyłaniają mi się dwa podejścia dotyczące wykluczenia. Z jednej strony to te zewnętrzne, na przykład instytucjonalne, infrastrukturalne, narodowościowe czy spowodowane niepełnosprawnością fizyczną. Drugie
58
natomiast to wykluczenia wewnętrzne, które spowodowane są brakiem samoświadomości, chęci odbioru kultury lub powinnością, którą nam wpojono. [Katarzyna]: Myślę, że prowadzenie w miejscu, w którym się pracuje, rozmów na temat jakiegokolwiek wykluczenia, które może obejmować naszych odbiorców, jest początkiem drogi. Zwykle wygląda to tak, że kiedy zaczynamy myśleć o jednej grupie odbiorców, to potem przy kolejnych rozmowach pojawiają się kolejne grupy. Kiedy wyobrażamy sobie, kto może być naszym odbiorcą, kto jest nim już teraz, kogo chcielibyśmy mieć jako naszego odbiorcę, a w tym momencie jeszcze go nie mamy, to automatycznie pojawia nam się wiele kolejnych pytań, które możemy sami sobie zadać. Na przykład: czy nasze wydarzenie spełnia pewne wymagania, które muszą być spełnione, żeby te osoby chciały przychodzić na nasze wydarzenia i czuły się na nich dobrze? [Magdalena]: Jak wy i wasze zespoły podchodzicie do osób z różnego typu wykluczeniem podczas planowania wydarzenia? Jak to się dzieje, że otwieracie się na kolejne grupy osób wykluczonych? [Marta]: My po prostu obserwujemy i analizujemy naszych widzów. Myślimy, kto jest naszym stałym bywalcem, a o kim jeszcze nie pomyśleliśmy. Prowadzimy też statystyki na ten temat, żeby wiedzieć, kogo jeszcze możemy zaprosić. Rozmawiamy w naszym zespole, dzielimy się swoimi doświadczeniami i perspektywami na daną sprawę. Słuchamy wolontariuszy i osób
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
nam bliskich. Zdarza się też, że przedstawiamy perspektywę osoby, która do nas zadzwoniła albo w inny sposób przekazała informację zwrotną odnośnie naszej pracy. Przypomniała mi się pewna grupa osób wykluczonych, która z jednej strony może dziwić, ale z drugiej strony była całkiem oczywista. To były mamy z dziećmi. Mamy karmiące, które chciałyby pójść do kina ze swoim dzieckiem 6-miesięcznym, 3-letnim, 6-letnim. Wiedzieliśmy, że będą potrzebowały takich warunków, aby nikt na nie krzywo nie patrzył, kiedy wychodzą z dzieckiem do toalety albo kiedy chcą je nakarmić itd. Odpowiedzieliśmy na tę potrzebę. Przez 4–5 lat mieliśmy właśnie sekcję „Mama na OFF-ie”. Wprowadziliśmy seanse w godzinach porannych, które były z lekko przyciemnionym światłem. Myślę, że to był w pewnym sensie ukłon w ich stronę. Nieraz zdarzało się, że podczas organizacji i realizacji festiwalu mieliśmy w zespole osoby, które były wykluczone ze względu na niepełnosprawność ruchową. To one nas edukowały i nakierowywały na rozwiązania, które okazywały się niezastąpione. I takie właśnie sygnały, które otrzymujemy z różnych stron, możemy później wykorzystać przy następnych działaniach i tym samym rozwijać się i otwierać na kolejne grupy odbiorców. [Katarzyna]: Ja się absolutnie podpisuję pod zbieraniem informacji zwrotnej od wolontariuszy i od wszystkich osób pracujących przy wydarzeniach. Myślę, że warto też wspomnieć o tym, że w ogóle wydarzenia festiwalowe mają to szczęście, że są z natury bardzo interdyscyplinarne. Czyli nawet jeśli festiwal jest stricte literac-
ki, często jest tak, że towarzyszy mu program muzyczny, filmowy, wystawy, warsztaty. To stało się pewnego rodzaju standardem. To automatycznie otwiera szereg ścieżek, które mogą być kolejnym rozwiązaniem na zapraszanie konkretnych grup, które chcielibyśmy mieć na naszym wydarzeniu. Wspomnę chociażby o jednym bardzo prostym rozwiązaniu, które jest odpowiedzią na problem organizacyjny wielu festiwali, a który wiąże się z wykluczeniem cyfrowym niektórych odbiorców. Duże wydarzenia składają się z wielu elementów, w związku z czym bardzo często ostateczny program, który może pójść do druku, pojawia się relatywnie późno. Tym samym osoby, które nie korzystają z internetu, nie mają możliwości na bieżąco śledzić zmian w programie, które się pojawiły. To, co my często praktykujemy, to postawienie przynajmniej dzień przed startem wydarzenia otwartego punktu informacyjnego w centrum miasta, w którym zespół i wolontariusze informują na bieżąco, co się będzie działo. W ten sposób można dotrzeć z informacją do tych osób, które nie mają możliwości skorzystania z internetu. [Magdalena]: Z jakimi organizacjami, instytucjami, osobami współpracujecie, które pomagają wam wypracować standardy niezbędne do włączania kolejnych grup odbiorców? [Katarzyna]: Podam dwa przykłady, które pokażą, dlaczego warto współpracować z innymi organizacjami, osobami czy instytucjami, aby trafiać do większej grupy osób wykluczonych. Po pierwsze tłumacze polskiego języka migowego. Sam fakt, że
59
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
zaczynamy zapraszać ich do tłumaczenia różnego rodzaju wydarzeń kulturalnych, pokazuje, jak otwieramy się na kolejne grupy odbiorców. Ponadto dzięki temu osoby z naszego zespołu zaczęły uczyć się języka migowego. Te działania powodują, że naturalnie poszerza nam się grono odbiorców, ponieważ zrobiliśmy ten pierwszy krok do zniesienia ograniczeń dla osób głuchych. Poza tym ogromnie zachęcam do tego, żeby poznawać najbliższe sąsiedztwo, tj. kto działa i czym się zajmuje w naszej najbliższej okolicy. Przykład naszej zaprzyjaźnionej fundacji Sempre a Frente, która bardzo dużo pracuje z dzieciakami ze Starego Miasta, które często pochodzą z trudnych rodzin, rodzin z problemem alkoholowym. Dodatkowo prowadzą program wolontariatu międzynarodowego. Dla nas był to pretekst do włączania obcokrajowców w działania woluntarystyczne. Musimy też pamiętać, że nie pozjadaliśmy wszystkich rozumów i wiedza, którą posiadamy, nigdy nie jest pełna. Więc im częściej będziemy ją konsultować z ludźmi, którzy zajmują się działaniami praktycznymi, tym dla nas i dla naszych aktywności lepiej. [Marta]: My cztery lata temu poznaliśmy Fundację Kultury bez Barier. To był krok milowy dla naszej instytucji. Dzięki tej współpracy możemy m.in. tworzyć audiodeskrypcje do filmów, inicjować spotkania z projekcjami itd. Ja byłam totalnie zielona w kwestiach wykluczenia. Pierwszy rok był bardzo trudny, ale dzięki temu, że współpracujemy z fundacją, radzimy sobie coraz lepiej. Nasze kontakty zaczęły się rozszerzać i dzięki nim nasza publiczność zaczęła powiększać się o osoby wykluczone.
60
Po tych czterech latach współpracy mogę śmiało powiedzieć, że nie wiem wszystkiego, ale wiem, że idziemy w dobrym kierunku. Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie uda nam się dotrzeć do każdego widza na świecie czy też w Polsce, ale wiem, że z roku na rok każdy mały krok daje motywację do dalszego działania. [Katarzyna]: Myślę, że warto podkreślić to, że organizacje pozarządowe, które specjalizują się w sprawie osób wykluczonych, mam na myśli zarówno Fundację Kultury bez Barier, jak i Fundację Polska Bez Barier, są połączone z innymi świetnymi, często mniejszymi stowarzyszeniami czy fundacjami. To sprawia, że automatycznie mamy ułatwioną drogę dotarcia do tych informacji, które nas interesują. Dzięki takiej współpracy mamy na przykład w naszej instytucji osobę odpowiedzialną za obsługę osób z niepełnosprawnościami. Do jej zadań należy to, aby przy każdym wydarzeniu osoby z niepełnosprawnościami były jak najlepiej zaopiekowane i wiedziały, do kogo mogą zwrócić się z konkretnym tematem, który ich nurtuje, na przykład czy będą miały możliwość wejścia na wydarzenie kulturalne, a jeśli tak, to na jakich zasadach. Czy będzie potrzebna asysta lub jakiś inny rodzaj pomocy, której możemy im udzielić. [Magdalena]: Bardzo dobrze rozmawia nam się o owocnej współpracy z różnymi organizacjami, instytucjami. Jednak, jak wiemy, każdy kij ma dwa końce. Dlatego chciałam was zapytać o trudności, które napotykacie w swojej pracy, a które wiążą się z włączeniem osób z niepełnosprawnościami w działania kulturalne.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Katarzyna]: Najistotniejsza trudność z punktu widzenia festiwali to często niepewność. W tym znaczeniu, że kiedy wykorzystuje się szereg różnych przestrzeni, realizując festiwal, to może się zdarzyć, że jedna z nich w ostatnim momencie, kolokwialnie mówiąc, wypadnie. Bo coś się wydarzyło, ktoś zmienił decyzję, że jednak ta lokalizacja nie może być użytkowana. Nagle musimy ją automatycznie zmienić. Jednym z przykładów niech będzie sytuacja, kiedy planowaliśmy zrealizować wydarzenie na otwartym patio, które znajduje się na parterze budynku. W pewnym momencie zaczęło okropnie padać i jedyną możliwością na realizację tego punktu programu było przeniesienie go do sali na II piętrze w kamienicy bez windy. Więc czasem jest tak, że staramy się zaplanować wszystko, aby było jak najlepiej przygotowane pod kątem różnego rodzaju wykluczeń, a i tak może się zdarzyć, że z przyczyn niezależnych od nas ktoś nie będzie mógł skorzystać. Już nie wspomnę o tym, że na Starym Mieście w Lublinie mamy kocie łby, które w ogóle nie są przyjazne. Niemniej jednak są łatwiejsze do pokonania niż wąska drewniana klatka schodowa prowadząca do naszej siedziby. Jeszcze jedna z potencjalnych trudności, jaka przychodzi mi do głowy, to grono rozczarowanych osób, do których jakaś informacja nie trafiła na czas. I mimo że przekazujemy informacje w internecie, prasie, telewizji, to i tak ostateczna informacja może do każdego nie dotrzeć. Trzeba się z tym liczyć. [Marta]: My również działamy w przestrzeni Starego Miasta, a siedziba naszej fundacji znajduje się w starej kamienicy
bez windy, na najwyższym z możliwych pięter. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to ograniczenie dla wielu naszych odbiorców, jednak chcemy być jak najbliżej centrum miasta i stąd koordynować nasze działania. Odpowiadając na potrzeby osób z niepełnosprawnością ruchową, w zeszłym roku sprawdzaliśmy miejsca pod kątem dostępności. Okazało się, że wiele historycznych obiektów z pięknymi i zabytkowymi pomieszczeniami nie jest przystosowanych na tyle, aby zaprosić tam osoby z niepełnosprawnością ruchową. My jednak nie zaprzestaliśmy działań. Zaczęliśmy myśleć nad tym, co możemy w tej sytuacji zrobić. Jakie działania możemy zrealizować w plenerze? Gdzie jeszcze oprócz Starego Miasta będzie miejsce do realizacji działań, które chcemy zrealizować? W związku z tym w zeszłym roku, oprócz uczty dla ducha w postaci niesamowitych filmów, chcieliśmy zachęcić naszych odbiorców do uczty kulinarnej. Zaczęliśmy tworzyć mapę wszystkich zaprzyjaźnionych miejsc w Krakowie, gdzie można było w okresie festiwalu coś zjeść. I co się okazało? Wiele z tych miejsc, które bardzo chcieliśmy polecić, było po prostu na tyle daleko, że zaczęliśmy zawężać się do naprawdę niewielkiej liczby punktów gastronomicznych i dodawać miejsca, w których w ramach festiwalu odbywały się różne darmowe wydarzenia. [Katarzyna]: Myślę też, że duży problem, o którym często wiele osób zapomina lub być może po prostu nie wie, to fakt, że nad dużymi wydarzeniami często pracuje relatywnie mały zespół ludzi. To powoduje, że mamy na barkach tak dużo obowiązków, że czasem
61
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
nie starcza nam już czasu, przestrzeni, energii, żeby zrealizować wszystko, co byśmy chcieli. Chcę jednocześnie podkreślić, że to nie oznacza, że o niektórych obszarach zapominamy, to tak nie jest. W związku z tym mam taką wskazówkę dla osób, które w swoje wydarzenia chcą wprowadzać różne elementy – tworzenie wieloaspektowego wydarzenia czy festiwalu to proces, który trwa. Zacznijcie od drobnych, prostych elementów, bo one z czasem staną się prostsze. I kiedy te już będą prostsze, to będzie można do nich dokładać kolejne, bardziej rozbudowane. [Magdalena]: Co w sytuacjach, kiedy zespół organizatorów, kolokwialnie mówiąc, staje na rzęsach, żeby na przykład poinformować swoich odbiorców o zmianach, które pojawiły się w ostatnim momencie, albo robi wszystko, co w jego mocy, aby udostępnić wydarzenie jak najszerszej grupie odbiorców, a i tak spotka się z krytyką, pretensjami, roszczeniami? [Katarzyna]: Podam taki przykład, który – mam nadzieję – tak malarsko zobrazuje to, co chcę powiedzieć. Proszę nie brać tego dosłownie. Jako organizatorzy festiwalu Inne Brzmienia dopuszczamy wpuszczanie zwierzaków na teren naszego festiwalu. Mamy nawet punkty z miskami z wodą, żeby psiaki mogły się napić. Jesteśmy z tego pomysłu bardzo zadowoleni, ale pytanie brzmi: czy każdy pies będzie czuł się komfortowo przy dużym natężeniu hałasu albo wśród dużego tłumu ludzi? Uważam, że nie. Ta sama korelacja działa, jeżeli mówimy o konkretnych grupach osób wykluczonych. Po prostu nie każda przestrzeń będzie przystoso-
62
wana do tego, żeby osoba z konkretną niepełnosprawnością czuła się dobrze w danym miejscu. To również trzeba brać pod uwagę, przygotowując wydarzenia. My oczywiście uczymy naszych kochanych wolontariuszy kilometrów cierpliwości i anielskiego uśmiechu. I nie ukrywam, że przygotowujemy ich przy każdej możliwej okazji do tego, że czasem odbiór tego, co proponujemy, może być różny, że są osoby, które wyładują na nas swoje emocje czy rozczarowanie. Jestem jednak przekonana do tego, że tak długo, jak wykonujemy naszą pracę dobrze, nie mamy podstaw, aby czuć się źle czy brać do siebie to, co często ludzie w nerwach mówią. Od razu podpowiadam, szczególnie jeśli chodzi o osoby, które lubią przyjść i trochę się poawanturować, to w 99% lepiej działa spokój ducha i pacyfikowanie sytuacji niż próba stanowczego zaognienia czy wzywania od razu służb porządkowych. Wierzcie mi, niejednokrotnie bywało tak, że na przykład na jeden ze spektakli ulicznych wtargnął zakropiony pewnymi procentami pan z okolicznej zabudowy mieszkalnej i trochę przeszkadzał. Wtedy z nim spokojnie porozmawiałam i przede wszystkim potraktowałam jak człowieka, a on bez komentarza odszedł i jeszcze dziękował za to, że został potraktowany po ludzku. Przyjmowanie rzeczy ze spokojem, akceptowanie tego, że ludzie są różni, to jest klucz. Niektórzy są bardziej ekstrawertyczni, niektórzy są bardziej introwertyczni, a my jako te osoby, które proponują wydarzenia otwarte, które mają pomóc się rozwinąć, również tym trudnym osobowościom, po prostu musimy być cierpliwi.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena]: Czy znacie ze swojego środowiska artystycznego jakiegoś artystę, który był w grupie wykluczonej, a teraz stał się twórcą kultury? [Katarzyna]: Mamy kilka takich postaci w Lublinie, jednak najsłynniejszą jest na pewno Dariusz Jeż. Podejrzewam, że sporo osób go kojarzy nie tylko w Lublinie, ale w ogóle w Polsce. Darek jest znany najbardziej z tego, że trafił na warsztaty teatralne, odsiadując wyrok w więzieniu. Jest on rasowym przykładem tego, że warto wkraczać z wydarzeniami do miejsc, które traktujemy jako te, w których nie realizuje się działań kulturalnych. Jak widać, z tego mogą wyjść piękne inicjatywy. Obecnie Darek jest aktorem w Scenie Prapremier In Vitro, gdzie przez lata grał w spektaklu pt. „Zły”. Udziela się również w działaniach społecznych i wspiera społeczności lokalne. Pamiętam, że do udziału w jednej z edycji Nocy Kultury zostali zaproszeni osadzeni w jednym z zakładów karnych. Najpiękniejsze było to, że oni byli szczęśliwi z tego, że mogli włączyć się w przygotowanie tego wydarzenia. To jest to, o czym rozmawiamy – z jednej strony mamy osoby, które stały się popularne dzięki działaniom kulturalnym, w których wzięły udział. A z drugiej strony tworzymy wydarzenia, w których zwykli ludzie poczują się przez chwilę artystami. Wystarczy na przykład, że grupa artystów wraz z mieszkańcami wybranej dzielnicy przygotuje wspólnie gliniane kamieniczki odwzorowujące miejsca, w których mieszkają, i zostaną one zaprezentowane podczas wydarzenia. Widok ich zadowolenia i dumy z siebie jest niezastąpiony. Jednocześnie będą czuli
się wtedy częścią miasta i społeczności, w której żyją. Wtedy też zaczynają zauważać, że nie są traktowani obcesowo czy w jakiś nieprzyjemny sposób tylko dlatego, że mieli większego pecha w życiu. Trudniejszy start. [Marta]: Zastanawiałam się nad tym, czy kogoś takiego osobiście znam, niestety nie. Jednak chciałam się odnieść do tego, co Kasia powiedziała. Jakiś czas temu teatry w Krakowie zaczęły współpracować z nieaktorami, zapraszając ich do grania w swoich spektaklach. Przypomniał mi się spektakl w Teatrze Łaźnia, w którym główną rolę grał mieszkaniec Nowej Huty, jednej z dzielnic Krakowa. Mówił on później w wywiadach, że przez lata nie chodził do teatru. Obserwował go jedynie z okna. To była dla niego przestrzeń totalnie tajemnicza. Nie uważa się teraz za rasowego aktora, ale był szczęśliwy, bo artyści, którzy z nim współpracowali, traktowali go, jakby był aktorem po szkole aktorskiej. Wiadomo, pomagali mu, wysyłając wiele różnych filmików, aby mógł się odnaleźć, wysyłali też nagrania, na których mógł obserwować siebie i ćwiczyć poszczególne partie materiału. Dla niego najważniejsze było to, że zawodowi aktorzy traktowali go na równi ze sobą. Niby nic, a jak wiele. [Magdalena]: W waszych wypowiedziach było już kilka wskazówek, z których warto skorzystać podczas realizacji festiwali. Czy macie może jeszcze jakieś cenne rady dotyczące włączania osób wykluczonych w realizację takich wydarzeń jak festiwale? [Katarzyna]: Przywołam uroczą anegdotę z festiwalu Inne Brzmienia. To była pięk-
63
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
na noc, siedziałam w lobby hotelowym, ponieważ moim zadaniem było pokierowanie artystów do odpowiedniego busa, aby ten zabrał ich na lotnisko. Akurat pech chciał, że wyjeżdżali wszyscy w nocy, i to w odstępach mniej więcej dwugodzinnych. Ostatnim był muzyk ze składu Juno Reactor, który przygotowywał muzykę do filmu „Matrix” i do „Mortal Combat”. Kiedy zszedł do recepcji w hotelu, pierwsze, co do mnie powiedział, to: „Słuchaj, to był pierwszy raz w moim życiu, kiedy pod sceną na naszym koncercie widziałem starsze panie, które rewelacyjnie się bawią”. Był tym absolutnie zafascynowany. Otwarte festiwale, które wykorzystują przestrzeń miasta, są najprostszą drogą do dotarcia do wielu przypadkowych widzów, którzy na dane wydarzenie by się nie zdecydowali. Kiedy nasze wydarzenia dzieją się w przestrzeni otwartej, to ludzie nie muszą nigdzie specjalnie wchodzić, szukać. Oni na kulturę niejako wpadają i stają się uczestnikami wydarzenia, na które z własnej woli by nie przyszli. Wydarzenia uliczne, gdzie np. po spektaklu można podejść do baskera, który od razu nauczy żonglować, tylko dlatego, że się go o to poprosi, czy zwyczajnie rozpocznie rozmowę. To jest to, o co nam chodzi. Wskazówka, o której chcę z pewnością powiedzieć, to wzięcie pod uwagę współpracy z wolontariuszami. Wolontariusze, którzy pochodzą z różnych środowisk, są dla nas najlepszą drogą dotarcia do różnych grup odbiorców. Ja uwielbiam tę różnorodność, kiedy mam wolontariuszy z najróżniejszych szkół średnich, uniwersytetów, ludzi pracujących, ludzi, którzy sobie akurat czekają na lepszą propozycję życiową, ludzi odpoczy-
64
wających na emeryturze. Poza tym umówmy się, jeżeli chcemy mieć więcej osób młodych na naszych wydarzeniach, to kto ich lepiej zaprosi do przyjścia na festiwal, koncert, spektakl, pokaz kinowy, jeśli nie ich rówieśnik. Grupa wolontariuszy jest też relatywnie łatwą grupą do przeszkolenia i przygotowania do pracy przy różnego rodzaju wydarzeniach. Bo kiedy zapraszamy do poprowadzenia szkolenia wspomnianą Fundację Kultura bez Barier, to nasi wolontariusze wskakują na wózki i jadą na nich przez tereny realizowanego wydarzenia. Wtedy na własnej skórze mogą doświadczyć i poczuć, jak to jest pokonywać zbyt wysokie krawężniki, dowiedzieć się, jak niezbędny dla osoby niewidomej jest pies przewodnik. Dowiedzieć się, w jaki sposób zaoferować pomoc osobie z niepełnosprawnością lub w jaki sposób traktować osoby, które na pierwszy rzut oka wydają się nie z naszej bajki. A ta świadomość, której nabędą podczas takiego szkolenia, zostanie z nimi na zawsze. [Marta]: Ja na pewno będę polecać praktykę, bo sama wiem, że w teorii mogę przyjąć wszystko, w teorii wszystko wygląda cudownie. Praktyka weryfikuje to bardzo dobitnie. Tak właśnie było w pierwszym roku realizacji projekcji z audiodeskrypcją, którą wprowadziłam. W teorii naprawdę byłam mistrzem, wiedziałam, co, jak i dlaczego. Naszym błędem było sprawdzanie wszystkiego dopiero w dniu projekcji. Okazało się bowiem, że nie działają odbiorniki. Sala, która była przystosowana, nie miała jakiegoś niezbędnego podłączenia do prawidłowego funkcjonowania odbiorników. Praktyka jest więc kluczem do sukcesu.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Ponadto, a może przede wszystkim, to dawanie szansy osobom, które w naszym mniemaniu mogą nie poradzić sobie z jakimś zadaniem, na przykład z powodu jakiejś niepełnosprawności. Opowiem sytuację z własnego doświadczenia, z której wypływa ta wskazówka. Przez ostatnie trzy lata mieliśmy w naszym zespole osobę niesłyszącą, która przewoziła różnego rodzaju materiały z punktu A do punktu B, była głównym kierowcą festiwalu. Ponadto zmagała się również z wadą wymowy, która dodatkowo utrudniała komunikowanie się. W pierwszym roku wszyscy zastanawialiśmy się, jak on sobie poradzi, w jaki sposób mamy się z nim komunikować podczas jazdy samochodem. I tak zaczynaliśmy kombinować w zespole, zadając sobie różnego rodzaju
pytania, i zasiewać w sobie wątpliwości, czy to był na pewno dobry wybór. Stwierdziliśmy jednak, że damy mu szansę. I to była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Uwielbiam pracować z Michałem, bo on na wszystkie nasze obawy i wątpliwości ma rozwiązanie. Pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych. Musieliśmy się wspólnie nauczyć ze sobą współpracować. I to była dobra lekcja też dla nas jako organizatorów, którą zapamiętam do końca życia. [Magdalena]: Nie ma lepszego zakończenia naszej rozmowy jak puenta, żebyśmy dawali sobie i innym szansę. Żebyśmy nie wykluczali zarówno siebie, jak i innych. Dziękuję wam za rozmowę.
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://www.youtube.com/watch?v=J76K3c4ccq4&fbclid=IwAR0I7wxCn1KmO6x3cVBxZC7Z37GBSRKlf7llXTWvTbqveYTt8yeTSwybw6Y Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/16nyAhatvjYmxZG1mHlso3 • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-5---Festiwale---czy-jest-toprzestrze-dla-osb-wykluczonych-ekruos
Partnerzy: • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA - https://offcamera.pl/ • Warsztaty Kultury w Lublinie - https://warsztatykultury.pl/
65
R O Z
M
O W A
6
ROLA KULTURY W ZAKLADACH KARNYCH I ARESZTACH SLEDCZYCH G O
Ś
C
I
E
:
Małgorzata Brus, ppor. Ewa Smolińska R
E D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Dzień dobry, pani Małgosiu, pani Ewo. Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do rozmowy na temat działań włączających w kulturę osoby osadzone w zakładach karnych i aresztach śledczych. Na początku chciałabym panie prosić o definicję słowa „wykluczony/a”. [Małgorzata Brus]: Według mnie wykluczenie to brak dostępności, szeroko pojęty brak dostępności. Zaczynając ode mnie – noszę okulary z powodu wady wzroku i kiedy ich nie założę, nie mam już na przykład dostępu do wiedzy. Wykluczenie jest to brak dostępu również do kultury, edukacji, chociażby z powodu mieszkania w odległym miejscu, w którym nie ma takich możliwości jak w dużym mieście. Mamy jeszcze osoby, które przebywają w więzieniach. One są wykluczone z życia społecznego, ale pracownicy więzień, aresztów dbają o to, aby zapewnić im dostęp do różnych rzeczy, na przykład książek, edukacji, kultury. „Wykluczenie” to ogromne pojęcie. Tak szerokie, że chyba nawet encyklopedia i słownik nie są w stanie tego zjawiska ogarnąć. [ppor. Ewa Smolińska]: Moja definicja jest bardzo podobna do tej Małgosi. Jest to pojęcie, o którym można mówić bardzo dużo i wymieniać sytuacje, z jakiego powodu ktoś może być wykluczony. W skrócie, dla mnie jest to uniemożliwienie, ograniczenie i utrudnienie jakiejś jednostce bądź grupie społecznej dostępu do funkcjonowania w jakichś strukturach społecznych. I tak jak Małgosia wspomniała, osoby przebywające w więzieniach są największą i najszerszą grupą osób wykluczonych z życia społecznego.
68
Oczywiście brak okularów przy wadzie wzroku również powoduje pewne trudności w dostępie do pewnych działań, jednak odbywanie kary pozbawienia wolności wyklucza z korzystania z większości dóbr społecznych. [Magdalena]: Pani Ewo, w związku z tym, że reprezentuje pani jeden z aresztów śledczych w Polsce (Areszt Śledczy w Warszawie-Grochowie), to proszę powiedzieć, w jaki sposób umożliwiacie państwo działalność kulturalną swoim osadzonym. [Ewa]: W każdym areszcie śledczym i zakładzie karnym jest oddzielne stanowisko tzw. wychowawcy ds. kulturalno-oświatowych. Jest to osoba, która zajmuje się aktywizowaniem osadzonych do kulturalnego i pożytecznego spędzania czasu wolnego. Jako areszt jesteśmy zobligowani do współdziałania z fundacjami, stowarzyszeniami, różnymi instytucjami, które pomagają nam w readaptacji społecznej osób osadzonych. Zdawałoby się, że jesteśmy hermetycznie zamknięci, a jednak otwieramy nasze bramy na kulturę i zapraszamy wszystkich do pomocy nam w tej działalności kulturalno-oświatowej. Generalnie kultura i sztuka to są takie niematerialne przestrzenie, których nie da się jednoznacznie zaklasyfikować. Dlatego też współpracujemy z szeroką gamą organizacji pozarządowych i instytucji, aby nas wspierały w jak najlepszej realizacji działań penitencjarnych. [Magdalena]: Jeżeli w każdej jednostce jest specjalne stanowisko, na którym osoba odpowiada za działania kulturalno-oświa-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
towe, to mam wrażenie, że jest to dość ważny obszar działalności w jednostkach penitencjarnych.
ły z automatu po wyjściu z więzienia. I oczywiście będą one realizowane zgodnie z prawem.
[Ewa]: Zdecydowanie tak. Taki wychowawca odpowiada za wszelkiego rodzaju programy resocjalizacyjne, które kształtują postawy osadzonych i w znaczącym stopniu na nich oddziałują. Realizowane są programy historyczne, które mają za zadanie uczyć i przypominać historię, a tym samym budować tożsamość obywatelską. Mamy koła zainteresowań, które mają aktywizować i mobilizować do realizowania swoich zainteresowań, a także pokazywać, w jaki sposób można spędzać czas wolny po wyjściu z więzienia. Działania kulturalno-oświatowe pełnią bardzo ważną funkcję w zakładach zamkniętych i osadzeni bardzo chętnie biorą w nich udział.
[Magdalena]: Czy podczas prowadzenia zajęć w aresztach bądź więzieniach panują jakieś specjalne reguły, które muszą być przestrzegane przez prowadzących i osadzonych?
[Magdalena]: Czyli działania kulturalno-oświatowe prowadzone przez więzienia, areszty mają z jednej strony nauczyć osadzonych spędzania w inny sposób wolnego czasu, korzystania z dóbr kultury, a także zakotwiczyć w nich nowe nawyki, które będą realizować po wyjściu z więzienia.
[Małgorzata]: Z całą pewnością nie można robić rzeczy, które są niezgodne z regulaminem i z szeroko pojętą kulturą. Nie wolno nam wnosić do jednostki żadnych rzeczy bez zgody dyrekcji więzienia, na przykład: aparatów fotograficznych, urządzeń do nagrywania, kamer, ostrych narzędzi, chyba że mamy na to zgodę. Nie wolno fotografować osadzonych bez ich zgody, ale także bez zgody dyrekcji. Ponadto wszystkie publikowane treści muszą być również zaakceptowane. Tak jest w przypadku naszego bloga, który prowadzimy. Nie publikujemy treści, które byłyby w jakikolwiek sposób obraźliwe dla samych osadzonych, jak i służby więziennej, która jest dla nas niezwykle życzliwa i bardzo nam pomaga przy realizacji działań. Chciałabym przy-
[Ewa]: Między innymi tak. Generalnie na resocjalizację osadzonych składa się bardzo dużo czynników i działań. Natomiast bez wątpienia naszym celem jest stworzenie takich warunków osobom osadzonym, które pozwolą nauczyć ich zachowań, które dla nas, ludzi wolnych, są normalne, a dla nich są w pewien sposób nowe. Dlatego przez te wszystkie działania chcemy wyuczyć pewnych postaw i zachowań, które będą działa-
[Ewa]: Jeżeli zajęcia prowadzone są przez osobę z aresztu i nie ma nikogo z zewnątrz, to zawarty jest kontrakt, w którym mamy zapisane zasady. Jeżeli ktoś złamie którąś z zasad, to automatycznie jest z zajęć usuwany. Podobnie jest na zajęciach z osobami z zewnątrz. Jeżeli mówimy o zachowaniach, które muszą być przestrzegane przez osoby prowadzące, to są one zapisane w porozumieniu między zakładem a osobą bądź organizacją, która zaczyna z nami współpracę.
69
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
znać i podkreślić, że przez wiele lat przebywania w więzieniu na spotkaniach z ludźmi osadzonymi nigdy nie spotkała mnie żadna niestosowność, brak kultury, na przykład brzydkie słowo. Zawsze jest niezwykle serdeczna i miła atmosfera. Osadzeni są osobami niezwykle nam życzliwymi i wdzięcznymi, że do nich przychodzimy. [Magdalena]: Pani Małgorzato z pani biogramu wynika, że dużą część swojej kariery zawodowej poświęciła pani na pracę przy filmach i serialach. Skąd pomysł na współpracę z aresztem śledczym i osobami osadzonymi? [Małgorzata]: Tak, za mną jest 30 lat ciężkiej i trudnej pracy w polskiej kinematografii. Niezwykle wdzięcznej, ale bardzo wymagającej. To jest praca, która wymaga wysiłku intelektualnego, ale też fizycznego, bo kostiumy są ciężkie, proszę mi wierzyć. Ta praca jest niezwykle stresująca. W momencie kiedy został zakończony serial „Złotopolscy”, zdarzyła się okazja, aby zakończyć swoją karierę zawodową w branży filmowej. Stwierdziłam, że wypowiedziałam już wszystko, co miałam do powiedzenia. I pomyślałam, że czas coś w swoim życiu zmienić. Często jest tak, że przypadek pomaga nam w różnych kluczowych momentach. Tak było też w moim życiu. Moja córka zaproponowała, abym zaczęła współpracę z Fundacją Dom Kultury. Jest to fundacja prowadzona przez mamę koleżanki mojej córki. No i tak zaczęła się moja droga w organizacji pozarządowej. Muszę przyznać, że na początku język organizacji pozarządowych był dla mnie językiem obcym. Nie rozumiałam, o czym dziewczyny do mnie
70
mówią, musiałam się tego wszystkiego nauczyć. Ale skończyłam różne szkolenia, kursy. Wdrożyłam się w tę pracę i za nic w świecie nie chcę nic innego robić, tylko pracować właśnie w fundacji, na rzecz środowisk wykluczonych. Film został gdzieś daleko z tyłu jako miłe wspomnienie. Wolę pomagać, działać. Odnalazłam tutaj swoją drogę w życiu. U mnie to chyba rodzinne, ponieważ moja siostra cioteczna prowadzi schronisko dla zwierząt, a druga siostra pracowała w policji. Nawet śmiałyśmy się kiedyś, że ona zamyka osoby w więzieniach, a ja je potem edukuję i pomagam realizować działania w więzieniach (śmiech). Bardzo sobie cenię współpracę właśnie ze służbą więzienną. Służba więzienna zawsze kojarzyła mi się z hermetycznym, twardym i zimnym środowiskiem. Okazało się jednak, że pracują tam niezwykle mili, otwarci ludzie, którzy chcą działać na rzecz osadzonych i osób wykluczonych. Jestem pełna uznania i podziwu dla nich. [Magdalena]: Pani Małgorzato, wspomniała pani o Fundacji Dom Kultury, z którą obecnie jest pani związana. Na stronie fundacji znalazłam taki tekst „Przez ponad 10 lat działalności zyskaliśmy przekonanie, że kultura i sztuka ma sprawczą moc. Oddziałuje pozytywnie na każdego człowieka, niezależnie od pochodzenia, statusu, wieku i sytuacji życiowej”. Czy macie panie doświadczenia w pracy z osadzonymi, które potwierdzałyby to zdanie? [Ewa]: Jakiegoś takiego spektakularnego przykładu nie przytoczę, bo nic mi do głowy nie przychodzi. Natomiast jest wiele przykładów, które pokazują, że osadzeni dzięki zajęciom kulturalnym zmieniają
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
swoje nawyki czy postępowanie. Na przykład osoby, które na początku pobytu w jednostce nie chciały uczestniczyć w żadnych zajęciach dodatkowych, po pewnym czasie zaczynają przychodzić. Otwierają się i powoli zaczynają korzystać z tego co jest im oferowane w jednostce. To jest z pewnością duży sukces, że ci osadzeni, nawet po jakimś czasie, próbują. Nic nie robimy na siłę. Czekamy cierpliwie na ten moment, kiedy osadzony się otworzy i skorzysta z danej mu możliwości. Zdarza się też tak, że ten moment w ogóle nie nadchodzi przez czas pobytu w jednostce. [Magdalena]: Czekając na podjęcie przez nich decyzji o udziale w zajęciach, zachowujecie podmiotowość tych ludzi. Do nich należy wybór, czy skorzystają z oferowanej pomocy i wsparcia czy nie. [Ewa]: Oczywiście. My tylko zachęcamy, pokazujemy, jakie są korzyści z przystąpienia do różnego rodzaju aktywności proponowanych przez jednostkę. Próbujemy ze wszystkich sił, a Fundacja Dom Kultury nam w tym pomaga. Wspieramy siebie nawzajem i nawet fajnie nam to wychodzi. Nie ukrywam, że wielu osadzonych korzysta z proponowanych przez nas form aktywizacji, co nas niezmiernie cieszy. [Małgorzata]: Pierwszym widocznym krokiem zmiany jest to, że dziewczyny piszą na naszym blogu eWKratke.pl. Polecam Państwu oczywiście zaglądanie na tego bloga – jest to blog specyficzny, ponieważ tworzą go osadzone w Areszcie Śledczym w Warszawie-Grochowie. My tego bloga tylko moderujemy. Obserwu-
ję przez te parę lat, jak uczestniczkom zajęć zmienił się sposób wypowiadania, pisania, formułowania myśli. Prowadzimy blog od 2014 roku, w związku z tym mamy możliwość zaobserwowania tych zmian. Poza tym osadzeni w więzieniu patrzą przez swój pryzmat, pryzmat kultury więziennej. My jako fundacja pokazujemy im inne perspektywy sztuki i edukacji. Chcemy rozszerzyć im pole widzenia na rzeczywistość. To można porównać do ucznia, który uczy się czytać i pisać. Po jakimś czasie musi być efekt, prawda? Myślę, że ktoś powinien przeprowadzić badania i dotrzeć do osób osadzonych, które wyszły na zewnątrz, i zbadać, jak skorzystały z oferty kulturalnej jednostki penitencjarnej, bo to jest szeroka oferta. My jesteśmy tylko małym wsparciem w ich działaniach. Mamy kontakt na Facebooku z niektórymi osobami, które wyszły na wolność. Mówią nam: „No nareszcie ktoś do mnie o czymś mówi, a ja wiem, o co chodzi”. Na Służewcu jeden z bibliotekarzy powiedział mi, że więźniowie są drugą grupą czytelniczą po studentach. Najwięcej czytają. To ogromna zasługa pracowników zakładów penitencjarnych. Odsiadywanie wyroku jest czasem, który można bardzo dobrze wykorzystać, aby ci ludzie wyszli na wolność lepsi, mądrzejsi, bogatsi o wiedzę, którą próbuje im przekazać zakład karny. Kultura jest nadrzędna. Bez kultury, bez rozwoju kultury, uczestnictwa w kulturze nie ma rozwoju człowieka, nie ma rozwoju jednostki. Im szersza jest ta oferta, im szerszy ma zakres, tym lepiej. Tak że kara pozbawienia wolności nie jest czasem straconym, może on
71
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
być czasem dobrze wykorzystanym, pod warunkiem oczywiście, że te osoby będą chciały skorzystać. [Magdalena]: Pani Małgosiu, czy przygotowując się do warsztatów skierowanych do osób osadzonych w zakładach penitencjarnych, w jakiś szczególny sposób pani się do nich przygotowuje? Czy zajęcia prowadzone dla grupy osób, które są na wolności, projektuje się inaczej niż dla osób odbywających karę pozbawienia wolności? [Małgorzata]: Przede wszystkim chciałabym nadmienić, że projekty współtworzymy zespołowo. Oczywiście idea jest taka sama, bo po tamtej stronie lasu są tacy sami ludzie jak my. Zmieniają się może trochę narzędzia i możliwości dostępu do tych ludzi, którzy są w więzieniach, ale cel jest ten sam. Jeżeli robimy projekt z edukacji historycznej dla seniorów czy dla osadzonych, to bierzemy pod uwagę ten sam zakres wiedzy, taką samą liczbę osób, które będą zaproszone do poprowadzenia takiego projektu. Zmienia się tylko miejsce realizacji i warunki, o których wcześniej mówiłyśmy. Nie wyróżniałabym jakoś specjalnie projektów skierowanych do osadzonych w zakładach penitencjarnych. Po tamtej stronie muru spotyka się naprawdę niezwykle ciekawe osoby, które mają bardzo wiele do powiedzenia, mają ogromną wiedzę, czego często doświadczają prowadzący, odpowiadając na trudne pytania zadane przez uczestników. Podobnie jak na wolności, nie rozmawiamy o traumie, nie mówimy o ich przestępstwach, o powodach ich zamknięcia. Tylko wspólnie tworzymy,
72
pokazujemy im świat ten zewnętrzny, do którego oni przez jakiś czas nie mają dostępu. Dostarczenie bodźców z zewnątrz, opowiadanie o świecie zewnętrznym ma podwójną wartość. Oni naszymi oczami mogą zobaczyć to, czego na ten moment są pozbawieni. Oczywiście mają dostęp do książek, telewizji, ale mimo wszystko ten dostęp jest bardzo ograniczony. Izolacja, w której się znajdują, pozbawia ich komfortu uczestniczenia w tym, w czym my uczestniczymy na co dzień. W związku z tym może jest tak, że projekty, które z nimi realizujemy, są bardziej wartościowe od tych, które robimy dla ludzi na wolności. [Ewa]: To, co Małgosia powiedziała, jest prawdą i w zupełności się z nią zgadzam. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy podobni, tacy sami, tylko gdzieś w pewnym momencie jednemu trafia się droga usłana różami, a inni gdzieś zboczą i trafią tutaj. Dodałabym jeszcze, że w więzieniu są różne grupy społeczne. Są osoby mniej lub bardziej wykształcone, więc jeżeli przygotowuję projekt, muszę wziąć pod uwagę ich poziom wykształcenia. Muszę dobrać odpowiedni język, tak abym została zrozumiana. Jednak większość osób przebywających w jednostkach penitencjarnych to osoby, które nie ukończyły szkoły. [Magdalena]: Czy możecie panie powiedzieć, odwołując się do waszego doświadczenia, które z projektów cieszą się dużym zainteresowaniem osadzonych, a które nie?
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Małgorzata]: Z mojego doświadczenia wynika, że programy historyczne cieszą się większym zainteresowaniem w męskich więzieniach. Oczywiście to nie oznacza, że panie nie interesują się historią. Panowie zdecydowanie bardziej są sfokusowani na tym temacie. Z kolei wszelkie działania plastyczne, artystyczne, rzeźbiarskie cieszą się dużym zainteresowaniem w więzieniu na Grochowie. I chciałabym podkreślić tutaj ogromną rolę prowadzących, których zapraszamy. Często na początku projektów spotykamy się z niechęcią osadzonych: „E, ja nie umiem rysować… Ja nie potrafię tego zrobić…”, ale artyści, z którymi współpracujemy, wyzwalają w tych osobach niebywałą energię, która przeradza się w przepiękne prace. Realizacja i efekty prowadzonych działań w dużej mierze zależą od animatorów, z którymi pracujemy. I oczywiście od woli samych osadzonych. [Magdalena]: Czy projekty skierowane do osób osadzonych odbywają się tylko w murach zakładu? Czy jednak są działania, które pozwalają osadzonym uczestniczyć w działaniach poza jednostką penitencjarną? [Ewa]: Teraz niestety mamy pandemię, więc w tym roku nie było jeszcze zajęć poza terenem jednostki. Natomiast generalnie organizujemy wyjścia do muzeów, teatru, czasem uda nam się wyjść do kina, na spacer do Łazienek Królewskich. Zawsze przed takim wyjściem osadzone dostają zadanie, by zdobyć informacje o miejscu, do którego się udajemy, i później opowiedzieć pozostałym uczestnikom, czego się dowiedziały. To jest bardzo fajne i angażujące.
[Magdalena]: Skupiłyśmy się do tej pory w rozmowie na tym, że osadzeni są odbiorcami kultury. A czy są możliwości, które pozwalają osadzonym stać się twórcami kultury? [Ewa]: Oczywiście, jest mnóstwo konkursów, w których osadzone biorą udział. Służba więzienna wraz z różnymi instytucjami organizują różnego rodzaju przeglądy i konkursy, na przykład Przegląd Sztuki Więziennej w Poznaniu i Sztumie. Poza tym osadzone indywidualnie biorą udział w różnego rodzaju konkursach dotyczących rysunku, poezji, prac plastycznych czy wykonywania biżuterii z odpadów. Ostatnio na przykład osadzone wytwarzały biżuterię z nakrętek plastikowych, bardzo fajny pomysł i taki na czasie. Nasze osadzone uczestniczą również w różnego rodzaju akcjach charytatywnych, które są teraz na topie. Bardzo nas to cieszy, bo my, wychowawcy i funkcjonariusze, staramy się przekazać osadzonym również te wyższe wartości, jak na przykład pomaganie innym. Ostatnio pomagaliśmy dziewczynce o imieniu Hania. Osadzone szyją poduszki, worko-plecaki, legowiska dla zwierząt w schroniskach, wyplatają koszyki z wikliny papierowej, które ozdobione są potem za pomocą techniki decoupage’u. Muszę przyznać, że jest tego sporo. [Magdalena]: Rzeczywiście jesteście bardzo aktywnym i zaangażowanym aresztem śledczym. Współpracujecie z wieloma organizacjami i instytucjami. Zastanawiam się, skąd jednostki penitencjarne mają pieniądze na realizację tych wszystkich wydarzeń. Czy pozyskujecie finansowanie z zewnątrz,
73
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
na przykład od sponsorów albo z funduszy krajowych? A może sam areszt śledczy posiada budżet na tego typu działalność? [Ewa]: Mamy taki mały portfelik pieniędzy na działalność więzienną tutaj w areszcie, natomiast bardzo dużo rzeczy pozyskujemy nieodpłatnie. Nawiązuję kontakt z różnymi firmami i instytucjami i proszę, żeby nas wspomogli w działaniach. Odzew jest bardzo duży i pozytywny. Sporo ludzi chce „dodać swoją cegiełkę” do pomagania ludziom, którzy tej pomocy potrzebują. I to jest bardzo fajne, bo oni pomagają osadzonym, a osadzeni mogą pomóc komuś innemu. [Małgorzata]: Ja bym jeszcze dopowiedziała jedną rzecz à propos finansowania. Nasza fundacja działa głównie woluntarystycznie w więzieniu. Czasem uda nam się zdobyć dofinansowanie wspierające nasze działania, na przykład na wydanie wspólnego pisma „W Kratkę” lub na prowadzenie bloga ewkratke.pl. Generalnie jednak przez cały rok, raz albo dwa razy w tygodniu, spotykamy się woluntarystycznie z osadzonymi. To naprawdę jest działalność społeczna. Ja jestem na emeryturze, w związku z czym mogę sobie już pozwolić na takie działania. Jednak jest wiele osób, które nie mają takiej możliwości, aby w pełnym zakresie pracować charytatywnie. Nie pozostajemy jednak bierni i robimy, co w naszej mocy, aby utrzymać działania fundacji. Organizujemy na przykład zbiórki na rzecz fundacji, żeby móc normalnie funkcjonować. Zapraszam również bardzo serdecznie na naszą stronę internetową, gdzie można wesprzeć nas finansowo, wpłacając jedynie 23 zł na nasze cele. Poza źródłami finansowymi współpracujemy z wolontariuszami, którzy są
74
nieocenioną pomocą. Dlatego z ogromną przyjemnością zapraszam do współpracy chętne osoby, które chcą zaangażować się w działalność na rzecz osób osadzonych. Jest u nas co robić. Potrzebujemy wsparcia przy tworzeniu bloga, do przepisywania tekstów, tłumaczenia strony poświęconej blogowi na język angielski itp. [Magdalena]: Czy mogłyby panie przekazać dwie, trzy rady dla młodej osoby, młodego lidera społecznego, animatora kultury, który chciałby zrealizować działania na rzecz osób osadzonych? Od czego powinien zacząć? [Małgorzata]: Przede wszystkim należy zacząć od absolutnego przekonania, że się chce tym ludziom pomagać. Nie dla splendoru, nie dla żadnej pochwały, tylko po prostu, tak po ludzku pomagać. Trzeba pamiętać, aby nie krytykować, nie oceniać, nie zadawać niepotrzebnych pytań. Ta osoba musi być przygotowana psychicznie i wewnętrznie, bo ta praca wymaga pewnej dojrzałości i gotowości do niesienia pomocy innym. Myślę sobie, że nawet nie tak ważne jest wykształcenie, jak ta chęć niesienia pomocy, ta prawda wewnętrzna. Bo jak nie będzie tej prawdy wewnętrznej, to nikt nie uwierzy, że dana osoba chce zrobić coś dobrego. Potem to już tylko formalności. I wiadomo, trzeba mieć pomysł, jak ludziom pomóc i do nich dotrzeć. [Ewa]: I jeszcze jedno chciałabym dodać od siebie: ważne, aby w tym osadzonym zobaczyć człowieka, a nie osadzonego. [Magdalena]: Piękne podsumowanie rozmowy, dziękuję bardzo.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://www.youtube.com/watch?v=a2fce_A5oAY Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/3NboWkZqqVXQR7GPk5aS5m • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-6---Rola-kultury-w-zakadachkarnych-i-aresztach-ledczych-elae01
Partnerzy: • Areszt Śledczy w Warszawie Grochowie - https://www.facebook.com/Aresztgrochow/ • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Fundacja Dom Kultury (facebook) - https://www.facebook.com/FundacjaDomKultury/ • Fundacja Dom Kultury (www) - http://fundacjadomkultury.pl/
75
R O Z
M
O W A
7
WIELOKULTUROWOSC MIAST, KIEDYS I DZIS - JAK WYKORZYSTAC TEN POTENCJAL DO WLACZANIA W KULTURE? G O
Ś
C
I
E
:
Anna Dąbrowska, Olga Stobiecka-Rozmiarek R
E D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Cześć, dziękuję, że przyjęłyście zaproszenie do rozmowy. W związku z tym, że będziemy rozmawiać o wielokulturowości, chciałabym was poprosić o wyjaśnienie kilku pojęć, które – mam wrażenie – często są mylone. Te słowa to: migrant, migrantka, obcokrajowiec, cudzoziemiec, cudzoziemka, uchodźca, uchodźczyni, mniejszość narodowa, mniejszość etniczna. [Anna Dąbrowska]: Zacznijmy od początku. Jeśli chodzi w ogóle o ruchy ludzi, to mogą być ruchy wewnątrzpaństwowe, czyli migracje wewnętrzne – ludzie przemieszczają się, na przykład porzucając swoje małe miejscowości czy wsie i migrują do miast. Są też migracje zewnętrzne, związane z przekraczaniem granic. Tutaj mamy cały wachlarz różnych możliwości. Możemy emigrować, czyli wyjeżdżać ze swojego kraju, możemy imigrować, czyli przyjeżdżać do jakiegoś nowego kraju, w końcu możemy reemigrować, czyli powracać do kraju, z którego dawniej wyjechaliśmy. Jest jeszcze pojęcie uchodźstwa. To sytuacja, w której jesteśmy zmuszeni – najczęściej wskutek czynników politycznych – do tego, żeby z kraju właściwie uciec, dbając o zdrowie i życie swoje oraz swoich najbliższych. Imigrant to osoba, która przyjeżdża do nas, emigrant to ten, który wyjeżdża. Są jeszcze mniejszości. Mniejszość narodowa to grupa ludzi, która zamieszkuje obszar danego państwa, ale ma odrębne pochodzenie narodowe, kulturę, język, zwyczaje. W Polsce mieszkają społeczności mniejszości m.in. ukraińskiej, białoruskiej, litewskiej, rosyjskiej i in. Natomiast mniejszość etniczna to osoby, które tworzą pewną grupę w danym państwie, ale nie czują przywiązania do żadnego narodu. Bliskość
78
między osobami, które tworzą tę mniejszość, wynika raczej z kwestii kulturowych, językowych, czasem religijnych. Taką grupą w Polsce są na przykład Romowie czy Łemkowie. [Olga Stobiecka-Rozmiarek]: Chciałam jeszcze nawiązać do terminu „uchodźstwo”. Sytuacje, które zmuszają ludzi do opuszczenia swojego kraju, często są związane z kryzysami, wojną i wynikającymi z nich olbrzymimi kryzysami społeczno-ekonomicznymi. Czyli uchodźstwo to sytuacja przymusowego opuszczenia swojego kraju, do którego te osoby marzą, żeby wrócić, jak tylko sytuacja na to pozwoli. W Polsce są to grupy Czeczenów oczekujących na granicy, żeby móc znaleźć się w Polsce. Kolejną grupą uchodźców są osoby, które napływają od kilku lat do Europy w związku z wojną w Syrii. To jest bardzo ważne w kontekście historii naszego państwa i w związku m.in. z wojnami w XX wieku, kiedy miało miejsce mnóstwo przesiedleń. W gruncie rzeczy przez cały wiek XX w wielu miejscach naszego kraju wielokulturowość była naturalną sytuacją. Polska była miejscem, gdzie spotykali się m.in. Niemcy, Żydzi, Rosjanie, Polacy. [Magdalena]: Z tego, co mówicie, wyłaniają mi się dwie grupy osób migrujących. Jedna to taka, w której migracja spowodowana jest sytuacją, w której chce się coś zmienić, polepszyć swój byt, ale nie jest się do tego zmuszonym/zmuszoną. A druga grupa to ludzie, którzy zostali wręcz do tej migracji zmuszeni – z powodu wojny, kataklizmu lub innego czynnika zewnętrznego, który naraża ich i ich bliskich na utratę zdrowia bądź nawet życia.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Anna]: Ten podział, o którym mówisz, jest bardzo uproszczony, ponieważ kiedy sięgniemy głębiej, chociażby do dokumentów pobytowych, o które muszą starać się osoby chcące przebywać w Polsce legalnie, to sytuacja się trochę bardziej komplikuje. Pytanie, czy bardzo zła kondycja gospodarcza danego państwa to sytuacja, w której podjęcie migracji do innego państwa jest przymusem czy wciąż jest tylko wyborem. Czasem ta sytuacja jest tak ciężka, że trudno mówić o wyborze, raczej pewnej konieczności. Jednak patrząc na polską politykę w tym zakresie, trudno będzie takiej osobie uzyskać status uchodźcy w Polsce. Podobnie jest w przypadku dobrowolnych imigracji. Kiedy przypominam sobie różne spotkania z osobami, które przyjechały do Polski, to nawet jeśli nie miały żadnych większych problemów ekonomicznych, często obawiały się tego, że nie będą miały perspektyw, żeby robić to, co chcą w swoim kraju. Wyjazd na kilka lat do innego kraju jest trudną decyzją, nawet jeśli nie jest ona podjęta pod przymusem. Wyjazd zawsze wiąże się ze stresem i lękiem – jest potężnym stresorem, nawet jeśli jest wyborem. [Magdalena]: Wszystkie rozmowy w tej publikacji dotyczą włączania osób wykluczonych w działania kulturalne. W związku z tym chciałabym was zapytać o waszą definicję słowa „wykluczenie”. [Olga]: Ja będę mówiła głównie z perspektywy poznańskiego podwórka. Wszystkie grupy, z którymi w ostatnich latach współpracowałam, są grupami niewidzialnymi lub takimi, których społeczeństwo nie chce zobaczyć. Dzieje się tak z różnych względów, bo może ktoś
się czegoś obawia, nie rozumie drugiej strony, nie zna jej/jego języka, ma w głowie jakieś stereotypy i uprzedzenia na temat grupy, do której dana osoba przynależy. Osoby, które przyjeżdżają do Polski i wzbogacają naszą wielokulturowość, mają czasem inny kolor skóry niż Polacy, pochodzą z dalekiego kraju, nie są katolikami, mówią w innym języku, którego nie rozumiem. Jeśli pojawia się tyle nowości, to może jest dla mnie zagrożeniem? W tych ostatnich dziesięciu latach temat migracji stał się olbrzymim wyzwaniem dla naszego kraju. I myślę sobie, że część tych osób, które przyjechały do nas, nie tyle jest wykluczona, ile zagrożona wykluczeniem. A przechodząc do mojej definicji wykluczenia, to jest ono dla mnie ograniczaniem dostępu, równego dostępu do możliwości, jakie daje nasze społeczeństwo osobom, które ze względu na pochodzenie etniczne czy narodowość różnią się od nas. To jest też izolacja – ludzie żyją w swoich bańkach i nie są w stanie zintegrować się ze społeczeństwem, w którym przyszło im żyć. [Anna]: Mi też jest bardzo blisko do tego wyrażenia: „niewidzialni ludzie”, „niewidzialni mieszkańcy”. Sama od kilku lat posługuję się tym pojęciem. Pojawiło się ono w moim słowniku nieprzypadkowo. W ramach różnych badań, które prowadziliśmy w ostatnim czasie w Lublinie, wyszło nam, że faktycznie mamy do czynienia z ludźmi, których nikt nie widzi. To znaczy oczywiście nie widzi ich społeczeństwo, bo migracja, z którą mamy do czynienia w Lublinie, czyli migracja studencka, edukacyjna, związana między innymi z pięcioma uczelniami wyższymi, które są w tym mieście, sprawia, że przyjeżdża masa ludzi. Rocznie ponad 7 tys.
79
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
osób podejmuje tutaj studia. Część z nich to ludzie, którzy fizycznie w ogóle nie różnią się od Polaków i Polek, więc chociażby z tego względu nie jesteśmy w stanie ich zobaczyć. Grupy Ukraińców czy Białorusinów przyjeżdżających do Lublina niespecjalnie różnią się od nas, do momentu kiedy się odezwą. Więc wtapiają się w społeczeństwo i stają się niewidzialni. To, co nas najbardziej interesuje, to wykluczenie systemowe, na poziomie instytucji publicznych, których zadaniem jest tworzenie mechanizmów, dzięki którym wszyscy ludzie w równym stopniu mogą korzystać z administracji publicznej, kultury czy edukacji. Pamiętam kilka takich sytuacji, w których okazywało się, że mamy do czynienia z absolutną niewidocznością migrantów. W 2010 roku przeprowadziliśmy monitoring instytucji publicznych, które stoją na drodze cudzoziemca i cudzoziemki, którzy chcą zalegalizować swój pobyt w Polsce. Monitorowaliśmy lubelskie instytucje, które ten cudzoziemiec bądź cudzoziemka muszą odwiedzić, żeby tego dokonać. Wyszło nam, że jest to 11 różnych kroków, które ta osoba musi zrobić. To jest ogrom. To nawet dla Polaków stanowi wielkie wyzwanie, a co dopiero mówić o ludziach, którzy nie znają polskiego systemu administracyjnego, często nie rozumieją języka, nie znają miasta, nie wiedzą, gdzie te instytucje są... To, co jest kluczowe, to fakt, że w niektórych instytucjach panowie dyrektorzy nawet nie wiedzą, że zarządzana przez nich instytucja obsługuje cudzoziemców. To pokazuje skalę wykluczenia i niewidoczności tej grupy. Podobnie było dwa lata temu, kiedy robiliśmy badania dotyczące uczestnictwa migrantów w życiu kulturalnym Lublina.
80
Część dyrektorów instytucji kultury oczywiście ma świadomość, że cudzoziemcy mieszkają w Lublinie, natomiast nie mają żadnego pojęcia, co to są za ludzie, jakimi językami mówią, skąd przyjechali, jakie mają potrzeby. To powoduje, że ogromna ilość środków publicznych przeznaczana jest na działania służące wąskiej grupie odbiorców. Doskonale widać to w Lublinie, małym mieście, gdzie chodząc na kolejne wydarzenia kulturalne, spotykamy typologicznie bardzo podobnych do siebie ludzi. Tam nie pojawiają się ci, którzy tak naprawdę są również częścią społeczeństwa. I to jest dla mnie miarą wykluczenia – sam brak świadomości, że w Lublinie poza białym Polakiem, heteroseksualnym katolikiem mieszkają także inni ludzie, być może z innymi potrzebami. [Olga]: Ja mam sporo do czynienia ze społecznościami szkolnymi, ponieważ najczęściej pracuję z młodzieżą, dziećmi i uczącymi ich dorosłymi. Mam wrażenie, że to, o czym mówi Ania, świetnie widać właśnie w życiu szkoły. Obecnie mamy sporą falę migracji z Ukrainy do Polski. Na ten moment w Poznaniu i w Wielkopolsce jest to najliczniejsza grupa imigrantów. Przyjeżdżają osoby dorosłe ze swoimi dziećmi, które rozpoczynają naukę w zupełnie nowym środowisku w polskiej szkole. I kiedy przychodzę do jakiejś klasy przeprowadzić warsztaty dotyczące zjawiska dyskryminacji, okazuje się, że dochodzi do niej właśnie z powodu braku znajomości języka. To taki najprostszy powód, bo bez znajomości języka polskiego trudno mówić o budowaniu relacji z rówieśnikami z klasy i integracji zespołu klasowego. Taka sytuacja staje się wy-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
zwaniem dla obu stron. Odpowiedzialność za zintegrowanie klasy leży jednak po stronie gospodarza i gospodyń szkoły, wszystkich dorosłych – wychowawczyni(-cy), nauczycieli(-lek), rodziców dzieci z klasy przyjmującej nową osobę z innego kraju. Ci dorośli mają największy wpływ na zbudowanie bezpiecznej przestrzeni, przyjaznej i otwartej dla nowego ucznia, który nie mówi swobodnie w języku polskim. [Anna]: Uporządkujmy metafakty. W momencie kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, dołączyliśmy do toczącej się od dawna dyskusji, co powinno się wydarzyć, kiedy obcokrajowiec, cudzoziemiec, przyjeżdża do danego unijnego państwa. Poza sferą legalizacji pobytu, która jest uciążliwa i trudna, jest jeszcze sfera budowania tak zwanej spójności społecznej. To znaczy takiej sytuacji, w której ze względu na ruchy migracyjne próbujemy na nowo sobie wymyślić społeczeństwo, w którym chcielibyśmy wspólnie funkcjonować. Jeśli chodzi o Unię Europejską, to ona bardzo precyzyjnie definiuje, co ma na myśli, kiedy mówi o integracji. To nie jest sytuacja, w której cudzoziemcy przyjeżdżają i mają się dostosować do polskich warunków, porzucić swoją tożsamość i stać się Polakami. Takie podejście to asymilacja, którą Polska prowadziła w dwudziestoleciu międzywojennym. Polityka asymilacji jest dla mnie nie do przyjęcia. Natomiast jeżeli mówimy o integracji, mówimy o dwustronnym procesie, w którym obie strony – zarówno strona przyjeżdżająca, jak i strona społeczeństwa przyjmującego – mają pewną robotę do wykonania. Nie może siedzieć,
czekać i mówić: „Słuchajcie, to weźcie się z nami zintegrujcie”, bo to się oczywiście nie wydarzy. Czyli z jednej strony cudzoziemcy, którzy przyjeżdżają do Polski, muszą wykonać pewną pracę, muszą zalegalizować pobyt, nauczyć się języka, trochę poznać kraj, w którym będą w najbliższym czasie mieszkać. Cudownie byłoby, gdyby poznali też trochę kulturę, obyczaje itd. Natomiast z drugiej strony społeczeństwo przyjmujące też ma całą masę rzeczy do zrobienia. Między innymi powinno trochę poznawać kulturę ludzi, którzy przyjeżdżają do tego kraju. Wtedy będziemy mogli mówić o tym, że będą wydarzać się jakieś sensowne procesy, które mają nam budować bezpieczne i spokojne społeczeństwo, w którym będziemy potrafili razem funkcjonować. Ważne jest projektowanie różnych przestrzeni, które tę integrację mogłyby wspierać. W moim odczuciu idealnie nadają się do tego instytucje kultury. [Magdalena]: Powiedzcie w takim razie, czego – z waszego doświadczenia – potrzebują obcokrajowcy, aby włączyć się w działania kulturalne i społeczne. [Olga]: Przede wszystkim potrzebują tego, żeby zapytać ich, czego potrzebują. Każdy przyjeżdża w zupełnie innej sytuacji, czyli jest indywidualnym przypadkiem, ma swoją historię. Przyjeżdża sam, a może z kimś. Może za kimś będzie tęsknić, a może będzie martwić się o to, jak wesprzeć swoją rodzinę w tej nowej sytuacji, w nowym miejscu zamieszkania. Tak że to jest bardzo wielowymiarowe. Jednak żeby była przestrzeń do integracji i włączania w życie kulturalne
81
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
i społeczne, muszą wiedzieć, dokąd mają się udać zaraz po przyjeździe, gdzie uzyskać pierwszą pomoc i informacje – to jest niezwykle istotne. Ja w swojej pracy w obszarze edukacji kulturowej zajmuję się tym kawałkiem dalej, czyli kiedy ktoś, jak to się dzisiaj mówi, ogarnął sytuację. Ma gdzie mieszkać, potencjalnie ma pracę, ma szkołę dla swoich dzieci. Niezwykle istotne jest, żeby w procesie integracji dać przyjeżdżającym do nas ludziom przestrzeń na to, żeby mogli stać się kimś widzialnym; biorę udział w przedsięwzięciach międzykulturowych, żeby dać osobom przestrzeń na pokazanie tego, skąd przyjechały i co ze sobą przywiozły (doświadczenia, kulturę, tradycje, język, opinie, przekonania, wartości). To daje możliwość wyrażenia siebie, swojej tożsamości. [Anna]: Powiem o badaniach, które przeprowadziliśmy. Uważam, że zanim cokolwiek zaprojektujemy, warto ludzi zapytać, jak jest. Otóż z naszych badań wynika, że 41% osób nie wie, gdzie znajdują się instytucje kultury. I to jest potężna liczba, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że instytucji kultury w Lublinie jest 11, że generują one bardzo dużo różnych wydarzeń, że właściwie od 2010 roku Lublin w swojej polityce wewnętrznej stawia przede wszystkim na budowanie potencjału kulturalnego miasta. Druga ważna informacja jest taka, że 79% cudzoziemców, którzy mieszkają w Lublinie, doświadczyło w ciągu ostatniego roku aktu nietolerancji. Ta liczba jest potwornie wielka, ale mówi nam nie tylko o tym, że kogoś spotkało coś strasznego w przestrzeni publicznej, ale też o tym, skąd być może biorą się blo-
82
kady, dlaczego ludzie nie docierają ostatecznie na wydarzenia kulturalne. Być może boją się w ogóle w tej przestrzeni funkcjonować, może tak skonstruowaliśmy tę przestrzeń, że ona nie jest tak naprawdę przestrzenią wspólną? Nie jest taką przestrzenią, w której ludzie czują się bezpiecznie i mogą spokojnie wieczorem zabrać swoje dzieci i pójść na jakieś przedstawienie czy film, mimo że mają na to ochotę. Bariery grupują się w cztery pola. Pierwsze pole to jest coś o czym najczęściej mówili nasi respondenci i respondentki – poczucie niezaproszenia. Ludzie w ogóle nie czują się zaproszeni do tego, żeby w tej kulturze, która dzieje się w Lublinie, uczestniczyć. I z jednej strony to jest ta nieprzyjazna przestrzeń z aktami nietolerancji, których doświadczyli. Z drugiej strony zaproszenia na wydarzenia, które są kierowane na plakatach, ulotkach języku dla nich niezrozumiałym. Druga kwestia, która się pojawiła, to że imprezy w Lublinie często są zbyt drogie dla uczestników. Jednak gdy zaczynaliśmy dopytywać, to okazywało się, że oni tak naprawdę nie do końca wiedzą, ile kosztują te wydarzenia. Trzecia rzecz to oczywiście nieznajomość języka. I czwarta – brak czasu. To jest bardzo ważne z punktu widzenia projektowania działań, które mogłyby być wspólnotowe dla wszystkich. Otóż większość osób, które mieszkają w Lublinie i w innych większych miastach, to ludzie, którzy przyjechali tutaj do pracy. Ich praca twa często więcej niż osiem godzin w ciągu dnia. Jest to też często praca w systemie zmianowym. Momentem, w którym moglibyśmy im coś zaproponować, jest niedziela po południu – jedyny czas w tygodniu, kiedy odpoczywają z rodziną, dziećmi. Musimy
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
więc zaplanować nasze wydarzenie tak, żeby oni mogli uczestniczyć w nim razem. Istnieje jeszcze coś takiego jak „magia progu przejścia”. To jest coś, z czym spotykamy się od samego początku pracy z cudzoziemcami. Rozmawiamy dzisiaj o działaniach w kulturze, więc będę odnosiła się do tych budynków instytucji kultury. Wiele budynków, w których mieszczą się instytucje kultury, jest tak pięknie odnowionych i odmalowanych, że ludzie wstydzą się tam wejść. Co ciekawe, to nie jest tylko wstyd migrantów, ale to jest w ogóle wstyd osób, które z jakichś powodów czują, że nic z tego, co tam zobaczą, nie zrozumieją. Nie mają takich doświadczeń z przeszłości. Pamiętam taką historię znajomego, który opowiadał, jak jego mama powiedziała, że ona chyba nie pójdzie do odnowionego centrum kultury, bo nie ma nowej garsonki. I to jest jakby clue. To znaczy stworzyliśmy sobie piękne przestrzenie, do których ludzie boją się wejść, bo uważają, że nie mają wystarczających kompetencji, żeby móc uczestniczyć w proponowanych wydarzeniach. To powinien być w ogóle punkt wyjścia w myśleniu o tym, jak zapraszać ludzi, nie tylko cudzoziemców, do działań kulturalnych. Warto zadać sobie pytania: Jak wygląda nasze wejście do budynku? Czy ono jest zachęcające? [Olga]: Często te budynki to tylko taka fasada. Porównałabym to, o czym mówi Ania, do doświadczeń pracy z osobami z niepełnosprawnościami. Oni w Polsce bardzo często nie są zapraszani do żadnych budynków, bo te nie są dostosowane do ich potrzeb, więc z gruntu przestają na pewnym etapie szukać oferty dla siebie. To na szczęście się też zmienia.
Dla mnie bardzo ciekawy jest ten wątek, na ile dana instytucja daje jakieś mikroznaki, że każdy jest mile widziany, bez względu na to, jakim językiem się posługuje. I przypomniał mi się przykład z osiedla. Mam psa, czasem chodzę dla niego po smaczki do lokalnego sklepiku, w którym jest wszystko dla domowych pupili. W pewnym momencie zauważyłam, że przy wejściu pojawiły się tabliczki w czterech językach, które zapraszają do wejścia do środka. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Właściciel sklepu odpowiedział na potrzebę coraz większej liczby osób, które mieszkają na naszym osiedlu i pochodzą z Ukrainy czy Białorusi. [Magdalena]: Aniu, na twoim blogu przeczytałam taki cytat: „To prawda, jestem translatorką, kimś, kto zbiera cudze wyzwania, problemy i krzywdy. Klasyfikuje je, kataloguje, podlicza, a potem udaje się do ważnych ludzi w ważnych budynkach i opowiada im, operując znanymi dla nich słowami, w czym problem. Bezustannie ważę słowa i pilnuję się, aby nie ważyć cudzych żyć. Bywam też wymyślaczką. Czasem w swojej bezczelności powiem tym ludziom, co właściwie należałoby z tym problemem zrobić, ale tylko wtedy, jak widzę, że sami trudzą się bezcelowo. Więc tłumaczę jeden świat drugiemu światu. Tak to widzę”. Ten cytat jest da mnie niejako definicją roli animatora, osoby, która włącza osoby wykluczone w życie społeczne. Jak to jest? [Anna]: To ja tylko dodam do tego cytatu, że to jest nieustanna nauka. To znaczy, że bez takiej świadomości, że bardzo wielu rzeczy nie wiemy i że musimy się wielu rzeczy nauczyć, także języków, będzie bardzo trudno. Ja teraz uczę się
83
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ukraińskiego, bo życie mnie do tego zmusiło, bo jak chcę z tymi ludźmi rozmawiać, to czasem po prostu trzeba z nimi porozmawiać w ich własnym języku. Więc z jednej strony to jest nauka, a z drugiej strony ciągłe sprawdzanie się, na ile to jest moja własna opinia i mój własny etnocentryzm przemawia, przez moje widzenie świata, a na ile to jest faktyczny problem, z którym mierzą się ci ludzie. Moim celem jest to, żeby imigranci mieszkający w Polsce, imigranci mieszkający w Lublinie zaczęli mówić swoim własnym głosem. Wolałabym być już wtedy tylko wsparciem dla nich. Moim głównym celem jest empowerment, czyli taka sytuacja, w której to oni w pewnym momencie poczują się na tyle silni, na tyle zaproszeni do dialogu, także z władzą publiczną, żeby mówić już we własnym imieniu, a ja mogę być dla nich wtedy już tylko kibicem. [Olga]: Tak sobie pomyślałam o tym pomoście i byciu łącznikiem w tej integracji, wspieraniu każdej ze stron. Strach, złość czy uprzedzenia mogą pojawić się i tutaj, i tutaj. Integracja to tworzenie przestrzeni do dialogu i współtworzenie tej przestrzeni z osobami przyjeżdżającymi do nas z innych krajów. Przypomniałam sobie o wydarzeniu „Między nami sąsiadami” w 2015/2016, które współtworzyłam razem z Marysią Lebiodą w ramach działań Centrum Inicjatyw Międzykulturowych Horyzonty. To był czas, kiedy temat uchodźców i uchodźstwa był bardzo często poruszany i w głowach wielu osób uchodźca równał się terrorysta. Zaczęli do nas dzwonić nauczyciele, którzy chcieli o tym temacie rozmawiać w szkole. Było to dla
84
nas tym bardziej istotne, ponieważ CIM Horyzonty miało wtedy siedzibę na Łazarzu, gdzie znajduje się Muzułmańskie Centrum Kulturalno-Oświatowe (MCKO). Niestety w tym czasie w związku z narastającą wrogością, podszytą strachem i niewiedzą wobec osób wyznania muzułmańskiego, MCKO doświadczyło wielu aktów agresji i wandalizmu. Wobec tego wszystkiego utworzyłyśmy z Marią grupę „Między nami sąsiadami”, której zadaniem było przybliżenie poznaniakom kultury innych krajów. Włączyło się w to wielu europejskich wolontariuszy oraz społeczność z Muzułmańskiego Centrum Kulturalno-Oświatowego. Te działania były długofalowe i chcieliśmy włączyć w nie przede wszystkim poznaniaków z Łazarza. Udało się zaprosić kilkadziesiąt dzieciaków ze szkół na warsztaty. Udało się również zrealizować wiele spotkań ze społecznością łazarską, żeby pokazać, że różnorodność kulturowa niekoniecznie musi być trudna, a wręcz przeciwnie – ma olbrzymi potencjał i w gruncie rzeczy w wielu aspektach jesteśmy bardzo podobni do siebie. Obcokrajowcy, którzy włączyli się wtedy w realizację projektu, zobaczyli, że nie są sami w tym trudnym okresie, w którym doświadczyli różnych przejawów gorszego traktowania ze względów etnicznych czy religijnych. To działanie było niezwykle wzmacniające dla nich samych, to ten empowerment, o którym Ania mówiła. [Magdalena]: Jakich wskazówek mogłybyście udzielić osobom, które chcą pracować z osobami, które przyjechały do naszego z kraju zza granicy, lub na ich rzecz. [Anna]: Nie upupiajmy cudzoziemców, nie wsadzajmy ich w te nasze ciasne gorsety stereotypów i wyobrażeń, czym
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
oni powinni się zajmować jako twórcy i twórczynie kultury. Żebyśmy nie mieli takich oczekiwań, że Ukraińcy będą z radością gotowali nam barszcz i tańczyli hopaka, a Niemcy jodłowali. Ważne, żebyśmy mieli dużo więcej otwartości wobec tego, co mogą nam proponować, dali im wolny wybór i inicjatywę. Musimy pamiętać o tym, żeby myśleć procesem. Kiedy wprowadzimy nowe rozwiązania, nie oczekujmy, że za dwa tygodnie będzie u nas tłum cudzoziemców, który będzie z radością uczestniczył w naszych wydarzeniach kulturalnych czy społecznych. To tak się nie dzieje. Musimy zbudować sobie tę swoją publiczność i jakoś do siebie przekonać. Nie warto poddawać się po dwóch nieudanych czy średnio udanych próbach, tylko kontynuować tę pracę przez dłuższy czas. Druga kwestia jest taka, że nie ma instrukcji obsługi cudzoziemców i nie jesteśmy w stanie podać jednej czy dwóch zasad, dzięki którym tych cudzoziemców z łatwością włączy się i zaprosi. Ci ludzie pochodzą z bardzo różnych obszarów kulturowych, przyjeżdżają do Polski z bardzo różnymi doświadczeniami. Jeśli przyjeżdżają do nas ludzie, którzy mają pewien nawyk korzystania z kultury, jest duża szansa, że w krótkim czasie ten nawyk będą chcieli także kontynuować w Polsce. Są tacy, którzy przyjeżdżają w bardzo młodym wieku i nie mają jeszcze ścieżek wydeptanych do instytucji kultury. Trzeba zachęcać ich, żeby zaczęli korzystać z kultury. Z takich bardzo konkretnych rzeczy to z jednej strony jest to ogranie budynku, czyli to, o czym rozmawiałyśmy, to są te powitacze na budynkach, ale to są też te powitacze w trakcie imprez. Może warto zadbać o to, że na każdej
imprezie te dwa słowa: „Dzień dobry” będą wypowiadane w kilku językach. To naprawdę robi nam ogromną robotę. To, że na przykład podczas imprez kulturalnych mamy osoby, które mają plakietki na piersi z napisem „Mówię w języku ukraińskim” lub „Cześć, mam na imię Agnieszka, może chcesz porozmawiać?”. No i oczywiście plakaty – żeby na plakacie było na przykład napisane: „Hej, jeżeli nawet nie mówisz po polsku, możesz przyjść na to wydarzenie, spokojnie wszystko zrozumiesz”. Lub krótka informacja, że film w kinie będzie w języku polskim, ale organizatorzy zapewniają napisy w danym (obcym) języku. Plakaty też mogą być wielojęzyczne, w zależności od tego, jakie grupy językowe mieszkają w naszym mieście. I jest wolontariat dla migrantów i migrantek. Może warto mieć podczas realizacji imprez kulturalnych wolontariuszy z różnych krajów? Oni nam podpowiedzą, w jaki sposób dotrzeć do ich znajomych lub co należałoby poprawić, aby dana impreza dla określonej grupy obcokrajowców była bardziej włączająca i otwierająca. Ten głos od osoby z wewnątrz, która pracowała przy imprezie, jest niezwykle cenny. [Olga]: Zastanawiam się, co mogę jeszcze dodać. I tak myślę sobie, że jeżeli robimy działania integrujące, które mają spotkać ze sobą różnorodne grupy, to warto mieć w pamięci, że lokalsi też żyją w pewnych swoich schematach, wyobrażeniach i czasem to zajmie trochę czasu, zanim regularnie zaczną się włączać w działania integrujące. Drugą rzeczą jest to, żeby się nie spieszyć. Tylko dać czas temu procesowi i zain-
85
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
westować w budowanie relacji z tymi, którzy są na to gotowi i chcą włączyć się w lokalne działania oddolne, wolontariackie. Trzeba uważać, aby nie działać w dychotomii my – oni i za szybko nie wypychać nikogo w sytuacji, gdzie jest wystawiony na wysoką ekspozycję społeczną. Bo do tego dochodzi się powoli, trzeba zbudować zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i sprawdzić, kto ma na to ochotę. Nie każdy lubi wychodzić na forum prezentować siebie, swój kraj, obyczaje, tradycje. A to, do czego zachęcam, to żeby na wielu polach podkreślać i szukać podobieństw. To była chyba jedna z pierwszych rzeczy, których nauczyłam się jako początkująca edukatorka międzykulturowa, żeby mimo różnic wzmacniać i szukać tego, co nas łączy.
Może na pierwszy rzut oka różnimy się fizycznie od osób z innych kultur, ale w gruncie rzeczy z każdym na tej ziemi, póki jesteśmy z gatunku homo sapiens, jesteśmy w stanie znaleźć co najmniej jedną wspólną cechę, doświadczenie, które nas łączy, nawet jeżeli mamy zupełnie inny odcień koloru skóry, różne poglądy polityczne czy wyznanie. [Magdalena]: Olga, to znakomite podsumowanie naszej rozmowy. Z każdym człowiekiem na ziemi jesteśmy w stanie znaleźć przynajmniej jedną rzecz, która nas łączy. Moim zdaniem to podstawa do pracy na rzecz włączania osób wykluczonych w działania społeczne i kulturalne. Dziękuję za rozmowę.
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://www.youtube.com/watch?v=eqxb7Ixsosc Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/6FU3KN743u5BFVCtCee1NL • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-7---Wielokulturowo-miast-kiedy-i-dzi--jak-wykorzysta-ten-potencja-do-wczania-w-kultur-elt1n6
Partnerzy: • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Stowarzyszenie Homo Faber - https://www.facebook.com/Homo-Faber-222576883645/ • Imaginarium Olga Stobiecka-Rozmiarek - https://www.facebook.com/ImaginariumOlgaStobieckaRozmiarek/ • Centrum Inicjatyw Międzykulturowych Horyzonty - https://www.facebook.com/CIM.Horyzonty/
86
R O Z
M
O W A
8
KULTURA BEZ BARIER - CZYLI JAK TWORZYC KULTURE DOSTEPNA DLA OSÓB Z NIEPELNOSPRAWNOSCIAMI? G O
Ś
C
I
E
:
Agata Sztorc, Anna Żórawska R
E
D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Cześć, bardzo się cieszę, że w takim gronie będziemy rozmawiać o dostępności wydarzeń kulturalnych dla osób z niepełnosprawnościami. Zacznijmy zatem od początku. Jaka jest wasza definicja wykluczenia? [Anna Żórawska]: Dla nas, Fundacji Kultury bez Barier, wykluczenie oznacza brak zaproszenia, czyli to, że jesteśmy gdzieś niemile widziani. Często słyszymy z różnych ust, że niepełnosprawność nie jest sexy, co oznacza, że trochę niefajnie jest współpracować z osobami z niepełnosprawnością. Więc gdybym miała określić wykluczenie w dwóch słowach, to właśnie: niechciani, niezaproszeni. [Agata Sztorc]: Wykluczenie to też jest brak przestrzeni i warunków do tego, żeby osoby z niepełnosprawnościami, mogły w pełni korzystać z wydarzeń. To znaczy, że instytucja albo nie ma przygotowanej infrastruktury, która pozwoli przyjść na miejsce wydarzenia, albo nie ma możliwości zapewnienia dostępu dla wszystkich, na przykład tłumaczy polskiego języka migowego do swoich wydarzeń. Wykluczenie rozumiem również szerzej, nie tylko w odniesieniu do niepełnosprawności, ale też w stosunku do osób, które pochodzą z innych krajów albo należą do mniejszości seksualnych. Ten temat jest więc bardzo, bardzo szeroki. Mam wrażenie, że coraz więcej mówi się na szczęście o dostępności kultury i różnego typu wydarzeń dla osób z niepełnosprawnościami. Natomiast wiemy, że to się zmieniało na przestrzeni lat. [Magdalena]: Powiedziałaś, Aniu, że spotykasz się ze stwierdzeniem, że niepełno-
88
sprawność nie jest sexy. Wskazuje to na to, że nie ma w społeczeństwie na tyle otwartości i świadomości, żeby o niepełnosprawności mówić otwarcie i działać na rzecz dostępności. Czy możecie opowiedzieć, jak na przestrzeni lat to podejście się zmienia? Jest lepiej, gorzej? [Anna]: Moja przygoda z dostępnością i myśleniem o wydarzeniach dla wszystkich rozpoczęła się w 2007 roku, kiedy zaczęłam pracę w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” i tam trafiłam niemalże w pierwszym dniu pracy na artykuł Agnieszki Labisko z Polskiego Radia pt. Usłyszeć niewidoczne. Przeczytałam go i okazało się, że w Białymstoku został zorganizowany pierwszy pokaz filmowy z audiodeskrypcją dla osób niewidomych. Tak mnie to zainteresowało, że stwierdziłam: Okej, chciałabym to zobaczyć w Warszawie, więc zaczęłam szukać informacji w internecie. Okazało się, że w Białymstoku był pierwszy i jedyny na tamten moment pokaz filmu z audiodeskrypcją. Niewiele myśląc, zadzwoniłam do kina Pokój w Białymstoku i spytałam panią Urszulę Komstę, która była wtedy dyrektorem kina, jak oni to zrobili. Pani Urszula opowiedziała mi, jak to wszystko zorganizowali, na czym to polega. Odłożyłam słuchawkę i zaczęłam myśleć, kto ewentualnie z tymi niewidomymi chciałby być na widowni w kinie. Przyszło mi do głowy, że przecież na festiwalach filmowych są napisy pod ekranem, więc mogłyby skorzystać z tego jeszcze osoby słyszące i głuche. Zaczęłam więc kombinować, jak to zrobić. Długo nie czekając, poszłam do swojego ówczesnego prezesa i powiedziałam, że chcę zrobić kino dla niewidomych – przypomnę: był wtedy rok 2007. Prezes popatrzył na mnie
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
wielkimi oczami, uśmiechnął się i powiedział: „To rób”. Tyle mi wystarczyło, żeby zacząć działać. Miałam wtedy 22 lata. Dzwoniłam do dystrybutorów, producentów i słyszałam: „Wariatka!”, i rzucali słuchawką. I co krok to schody. Było bardzo ciężko na początku, bo nikt nie mógł pojąć: Jak to, kino dla osób z niepełnosprawnościami? Przecież oni nic nie zrozumieją, nic nie zobaczą, i tak w ogóle to jest obraza dla reżysera i jego osoby. Ale ja się nie poddawałam, starałam się szukać partnerów, chodziłam do różnych fundacji, organizacji z pytaniem, czy zechcieliby mnie wesprzeć. Składałam gdzie mogłam wnioski o dotację i w końcu się udało. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego dało pierwsze 30 tys. zł. Pamiętam, że płakałam wtedy ze szczęścia. To były takie emocje, że jak dzisiaj o tym mówię, to nadal się ekscytuję i przeżywam. Zrobiliśmy pierwszy pokaz w 2008 roku w kinie Muranów, była pełna sala, ludzie siedzieli na podłodze. Było pięknie, po prostu było bardzo dużo osób. I wtedy, jak już się udało kino, to stwierdziłam: No dobra, próbujemy z teatrem, a potem z muzeum. Przechodząc do Twojego pytania, co i jak się zmieniło. W kinie niestety nie za wiele. Bardzo trudno jest przekonać producentów, dystrybutorów do tego, żeby dodawali audiodeskrypcję. Warto podkreślić, że w dokumencie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej jest zapis, który zobowiązuje producentów i dystrybutorów do tego, aby dołączali audiodeskrypcję do filmów, jeśli są sfinansowane z ich środków. Natomiast jest luka w prawie. Nie wiadomo, kto ma te napisy i audiodeskrypcję dodać do nośnika, tak żeby można było to dystrybuować
w Polsce. Dlatego nadal w całym kraju nie ma filmu z audiodeskrypcją w kinie. Teatry to też bardzo zamknięte i hermetyczne środowisko. Bardzo trudno jest przekonać twórców w teatrze, żebyśmy zrobili audiodeskrypcję i napisy do spektaklu albo postawili tłumacza języka migowego. Jest to dla nas wielki ból, bo osoby z niepełnosprawnościami, zwłaszcza wzroku, bardzo chcą chodzić do teatru, żeby poczuć tę niepowtarzalną atmosferę. I jeśli chodzi o teatry, nie ma żadnego prawnego zapisu, który pozwoliłby na dostosowanie spektakli dla osób z niepełnosprawnościami. I mój ukochany obszar w kulturze, czyli muzea i galerie. To są dwie najwspanialsze dziedziny w kulturze. Tam są ludzie, którzy mają serducho po właściwej stronie – tacy jak Agata. Tak naprawdę dzięki muzeum i galeriom jest już w Polsce bardzo dużo wydarzeń dostępnych dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. Z wielkim uznaniem podchodzę do pracy wielu ludzi z przestrzeni muzealnej i galerii. Są to ludzie, od których można czerpać inspirację i dobre praktyki. Ktokolwiek chce zacząć działać w temacie dostępności kultury, niech zacznie właśnie od tych dwóch obszarów. [Agata]: Też trochę czuję się wychowanką Fundacji Kultury bez Barier, bo moja przygoda z dostępnością jest bardzo silnie związana z wami. Po raz pierwszy zetknęłam się z tym tematem na szkoleniu kadry kultury właśnie trzy–cztery lata temu w Radziejowicach i wtedy już połknęłam tego bakcyla. Chciałabym opowiedzieć o zmianach w dostępności z lokalnego punktu widzenia, z perspektywy Lublina w ciągu trzech ostatnich lat. Mam bardzo optymistycz-
89
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ne wieści. Jest dużo lepiej. Zaczęliśmy działać we współpracy z Urzędem Miasta i w zeszłym roku zostali przeszkoleni pracownicy miejskich instytucji oraz organizacji pozarządowych z dostępności instytucjonalnej. Jest naprawdę dużo lepiej, o czym świadczy między innymi to, że bardzo ciężko jest teraz zarezerwować tłumacza języka migowego, co jeszcze trzy lata temu nie było zbyt dużym problemem. Lublin też, jako małe miasto, ma tak naprawdę dwie tłumaczki, które współpracują z instytucjami kultury. Więc tym bardziej trzeba z bardzo dużym wyprzedzeniem dzwonić do nich i zapraszać je do współpracy. To oznacza, że osoby ze środowiska Głuchych mogą sobie wybrać, na jakie wydarzenie chcą pójść, bo wiedzą, że każde z nich będzie tłumaczone na polski język migowy. Każda miejska instytucja ma już koordynatorkę dostępności. My w Lublinie działamy dosyć kolektywnie, jeśli chodzi o koordynatorów dostępności. Bardzo często się spotykamy. Czasem włączają się w te spotkania koordynatorzy dostępności z urzędów i organizacji pozarządowych, które zaczęły włączać dostępność w swój program. Widzę, że jest naprawdę coraz lepiej. Myślę, że najwięcej jest wydarzeń skierowanych do osób Głuchych, ze względu na to, że to środowisko jako pierwsze wyszło i zaczęło mówić o swoich potrzebach. W 2017 roku był Lubelski Kongres Kultury, podczas którego Justyna Kieruzalska, przedstawicielka środowiska osób Głuchych, prowadziła panel dotyczący tego, że w Lublinie mało się dzieje w obszarze dostępności dla osób Głuchych i słabosłyszących. I to był początek myślenia
90
lubelskich instytucji o tym, jak włączyć tę grupę. Po drugie, modna w Lublinie stała się nauka języka migowego – i to jest kolejna bardzo dobra wiadomość. Chętnie szkolą się osoby pracujące w instytucjach oraz NGO-sach. Tak że bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że te kursy nie będą się kończyły jedynie zdanym egzaminem, tylko będą początkiem nawiązywania kontaktu z Głuchymi. [Magdalena]: Zmiany, które ja widzę, to z pewnością słownictwo, które wchodzi do języka polskiego, a związane jest z włączaniem osób z niepełnosprawnościami w wydarzenia kulturalne. Pojawiają się też nowe stanowiska w różnych instytucjach, jak na przykład koordynator dostępności. Kto to jest? Czym się ta osoba zajmuje? [Anna]: Dla nas, i na pewno dla Agaty również, „koordynator dostępności” nie jest nowym pojęciem. Tak naprawdę od samego początku prowadzenia przez nas szkoleń z obszaru dostępności, m.in. w Narodowym Instytucie Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, zachęcamy do tego, aby każda instytucja wyznaczyła sobie osobę, właśnie takiego koordynatora dostępności, która ma za zadanie myśleć i dostosowywać miejsce, w którym pracuje, do potrzeb osób z różnym typem niepełnosprawności. W ramach jej obowiązków jest zrobienie researchu w swoim otoczeniu pod kątem dostępności. Lublin, tak jak Agata powiedziała, doskonale się rozwija w tym temacie. Można Lublinowi pozazdrościć współpracy między urzędem a organizacjami pozarządowymi. Ale jest dużo takich miejsc w Polsce które rzeczywiście idą pod prąd i nie mają wsparcia.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Określenie „koordynator dostępności” nie jest z mojego punktu widzenia nowym wyrażeniem. Słowo „lider” funkcjonuje u nas w społeczeństwie już od dawna. Dużo mówi się o leadership, o ludziach, którzy przewodzą. I tak naprawdę, powołując choćby sieć liderów, liderek dostępności, myślałam o tym, żeby podążać za tym trendem. Dla mnie na przykład Agata jest liderką, bo ona wyprzedziła ustawę, która reguluje i poniekąd obliguje instytucje do realizowania działań dostępnych dla osób z niepełnosprawnościami. Ona nie musiała wcześniej tego robić. Więc koordynator dostępności to nie jest nowość. To jest coś, co ludzie tacy jak Agata już w sobie mieli, chcieli to robić, kiedy nikt ich nie wspierał. Dlatego dla mnie osobiście są to liderzy i liderki, których chcę wspierać. Termin „kultura dostępna”, o którym wspominałaś, Magdo, to również określenie, które funkcjonuje od jakiegoś czasu, choćby dzięki programowi Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Warto wspomnieć, że na początku Programu nie myślano o osobach z niepełnosprawnościami. Pierwsza edycja tego konkursu dotyczyła wyłącznie bariery ekonomicznej. Było założenie, które mówiło, że wydarzenia kulturalne mają być bezpłatne dla uczestników, i nie było tam ani słowa o osobach z niepełnosprawnościami. Wiele organizacji podniosło wtedy larum i na szczęście dużo programów rozszerzyło się o ten aspekt niepełnosprawności. Ale cały czas jest to proces, który trwa. Ja, Agata czy osoby ze środowiska zajmujące się dostępnością kultury wiemy o wielu rzeczach od dawna i próbujemy je wprowadzać systemowo. Dlatego jeśli miałabym coś suge-
rować nowym osobom, to zaczynajcie od tych, którzy już coś wiedzą, nie wyważajcie otwartych drzwi. Bo szkoda po prostu czasu, środków i energii. [Magdalena]: Świetnie, że są ludzie, którzy mają duże doświadczenie w temacie dostępności kultury. I mimo, że dla wielu jest to nowy temat, nie pozostają oni sami. Mogą polegać na was. Osobach, które przechodziły przez te wszystkie trudności i mają bagaż doświadczeń, który z pewnością pozwoli na wsparcie tych, którzy tę drogę dopiero zaczynają. [Anna]: Chcemy dawać wsparcie szczególnie dla ludzi. My od samego początku w Fundacji Kultury bez Barier podkreślaliśmy to, że najważniejszy w pracy jest człowiek. W dostępności szczególnie. Dlatego, że to od człowieka zaczyna się ta dostępność i na nim się zawsze będzie kończyła. Można mieć wszystkie gadżety, wszystkie technologie, ale one nie zadziałają w instytucji, w której nie będzie odpowiednio przeszkolonej i wrażliwej kadry. Człowiek jest zawsze na pierwszej linii i pomimo posiadania superfajnych gadżetów pomagających w dostępności instytucja może być dalej niedostępna. [Magdalena]: W takim razie opowiedzcie więcej, co może wiązać się z pracą na stanowisku koordynatora dostępności lub innej osoby, która działa na rzecz dostępności wydarzeń kulturalnych dla osób z niepełnosprawnościami. [Agata]: Chciałabym opowiedzieć o tym z perspektywy osoby, która zajmuje się tematem dostępności w jednej z instytu-
91
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
cji kultury w Lublinie. Na pewno trzeba być silnym w egzekwowaniu pewnych rozwiązań, ponieważ jeżeli instytucja godzi się na wprowadzenie do swojej jednostki koordynatora dostępności, musi liczyć się ze zmianą reorganizacyjną. Koordynator ma zarazem wdzięczną i niewdzięczną rolę osoby, która konstruuje na nowo formę działań, a także konsekwentnie wymaga i pilnuje, aby były one realizowane. Chcę podkreślić, że wiele rozwiązań organizacyjnych jest realizowanych „od zawsze” i wprowadzenie zmian na podstawowym poziomie może okazać się niezwykle trudne. O jakie zmiany chodzi? Posługując się przykładem z pola sztuki, może być to na przykład powieszenie obrazów na innej wysokości niż dotychczas, dzięki czemu prace mogą być swobodnie oglądane przez osoby poruszające się na wózkach. Może to też dotyczyć przyklejenia druków towarzyszących wystawie w odpowiednich miejscu. Na szczęście zmiany, o których mówimy, niekoniecznie wymagają wielkich budżetów, więc jest to ogromny plus. To, co Ania podkreśla, jest bardzo ważne. W pracy najważniejszy jest człowiek, ponieważ to od niego zaczynają się wszystkie zmiany. Począwszy od sposobu myślenia o osobach z niepełnosprawnościami, poprzez niewykluczający język, aż do uniwersalnego projektowania wydarzeń. Warto przeszkolić kadrę, która jako pierwsza spotyka w instytucji osoby z niepełnosprawnościami. Mam tu na myśli chociażby osoby pracujące w szatni, w kasie biletowej itp. Koordynator dostępności to osoba, która często nie jest na pierwszej linii kontaktu z osobami z niepełnosprawnością. Dla-
92
tego niezmiernie ważne jest, żeby każdy wiedział, co i w jaki sposób ma robić. Jeszcze jedno – rozwój. Zajmuję się tematem dostępności już kilka lat i cały czas mam poczucie, że muszę się jeszcze wiele nauczyć. Warto szukać wsparcia lokalnie. Wszędzie możliwe jest znalezienie specjalistów na miejscu. W naszym przypadku są to lubelskie uniwersytety, które robią wspaniałą robotę, jeśli chodzi o materiały tyflograficzne czy audiodeskrypcję. To też jest dla nas na pewno duże ułatwienie, z którego korzystamy. [Anna]: Chciałabym podkreślić wypowiedź Agaty. Warto się sieciować, spotykać systematycznie, rozmawiać, planować i realizować kolejne kroki w obszarze dostępności kultury. Koordynator dostępności oprócz ogromnej wrażliwości na drugiego człowieka musi mieć nie mniej cierpliwości, żeby się nie zrażać. Powinien być przede wszystkim konsekwentny i w przypadku gdy na wydarzenie nie przyjdzie dużo ludzi albo przyjdzie jedna osoba, dalej w tym trwać. Najważniejsze w tej dostępności jest to, że człowiek ma wybór. Bez możliwości wyboru okazuje się, że dla każdego z nas jest coś niedostępne. Jak zamknęliśmy się w domach przez COVID-19, to wszystko było dla nas niedostępne. Ludzie, przestrzeń, wystawy, energia na sali – to wszystko, za czym tęskniliśmy. Dlatego ważne jest, żeby pomimo tego, że ludzie nie przychodzą, nie rezygnować z podjętych działań, być konsekwentnym. Choćby na moim przykładzie, jak zaczynałam w 2008 roku, ta premiera, o której mówiłam wcześniej, w kinie Muranów, była super, ludzi pełno. No ale później przyszła ta regularność, bez fajerwerków,
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
tortów, znanych ludzi. I zdarzało się, że na seans przychodziła jedna, dwie osoby. I zastanawialiśmy się, co z tym zrobić, bo na dostępność materiałów filmowych pracuje sztab ludzi. Tłumacz, ktoś, kto pisze audiodeskrypcję, ktoś, kto obsługuje sprzęt, ktoś, kto później obsługuje ludzi. To jest naprawdę bardzo dużo rzeczy, które trzeba zorganizować, połączyć i opłacić. Podsumowując, będąc koordynatorem dostępności, musimy być cierpliwi, konsekwentni i uważni. Super byłoby, żeby zespół, który jest w danej instytucji, chciał z nami współpracować. Jak nie będziemy mieli wsparcia zespołu, to będzie o wiele trudniej. Więc to, co musi „zaklikać”, żeby była dostępność, to: koordynator, zespół, wsparcie i konsekwencja. [Agata]: Ważne też, żeby się nie zrażać. Każdemu może zdarzyć się, że o czymś zapomni i czegoś nie dopilnuje. My mieliśmy na przykład kiedyś taką sytuację: był wykład tłumaczony na język migowy. Wydawało się, że wszystko dopięte na ostatni guzik: Głusi przyszli na wydarzenie, tłumaczka przekłada treść wykładu. Nie przewidzieliśmy jednak tego, że osoba prowadząca będzie na koniec puszczać film. I nagle gasną światła, film leci, a tłumaczka znika w ciemności. Opowiadam o tym, żeby pokazać, że takie sytuacje naprawdę się dzieją i czasem nie da się wszystkiego przewidzieć. Dla mnie jest to nauczka, której nie zapomnę do końca życia. Myślę, że ważna jest też regularność organizowania szkoleń, ponieważ ludzie w zespołach często się zmieniają. Warto zadbać o to, by cały czas taka podstawa szkoleniowa, na przykład z savoir-vivre’u wobec osób z niepełnosprawnościami, była prowadzona.
[Magdalena]: Dobrze, mamy już przeszkoloną kadrę i przyszedł czas na promocję wydarzeń i kontakt z osobami z niepełnosprawnościami. Jak skutecznie wypromować wydarzenie, które przygotowaliśmy? [Agata]: To zależy od tego, co robimy i do kogo wydarzenie jest skierowane, ponieważ każda grupa ma swoje kanały, którymi się komunikuje. Jeśli robimy wydarzenie dla osób Głuchych, słabosłyszących, to musimy ich zaprosić w formie wideo, z tłumaczeniem na polski język migowy. Do zapraszania na nasze wydarzenia używamy różnych grup na Facebooku, gdzie są osoby Głuche, które są odbiorcami naszych działań. Ze względu na osoby słabosłyszące warto dodać do filmu także napisy. Gorzej jest z filmami, które stanowią część wystawy. Często ich autorzy nie godzą się na to, aby dodawać napisy po polsku, twierdząc, że rozbija to formę filmu. Można poradzić sobie, spisując w formie tekstowej dźwięki i ścieżki dialogowe. Drukowany tekst może być umieszczony przy filmie. Nie jest to idealne rozwiązanie, ale robimy, co w naszej mocy. Jeśli chodzi o osoby niewidome, to najłatwiej nam było dotrzeć do szkół, w których uczą się dzieci i młodzież z niepełnosprawnościami wzroku. Z wieloma osobami udało nam się nawiązać kontakt także za pośrednictwem uniwersytetów. Polecam też do współpracy stowarzyszenia zrzeszające osoby niewidome. Warto skorzystać z ich bazy i wiedzy. Jeżeli chcemy zaprosić osoby z niepełnosprawnościami intelektualnymi, to warto zgłosić się do różnych ośrodków, domów pomocy społecznej, warsztatów terapii zajęciowej itp. miejsc.
93
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Z punktu widzenia galerii, gdzie jest prezentowana przede wszystkim sztuka współczesna, najtrudniejszą grupą odbiorców są osoby niewidome i słabowidzące. Jest tak dlatego, że operujemy przede wszystkim zasobami wizualnymi. Przygotowujemy materiały tyflograficzne, czyli dotykowe obrazki, które są odtworzeniem pracy na wystawie. Czasami artyści pozwalają dotykać też oryginały swoich dzieł! Do opowiedzenia o dziełach na wystawie może służyć także audiodeskrypcja. Jest to opis w formie tekstowej, który może być nagrany w formie audio lub odczytany na żywo. Jeśli mówimy o wydarzeniu dostępnym dla osób słabowidzących – staramy się, aby teksty, które towarzyszą wystawie, były wykonane w czarnodruku, czyli dużą czcionką, z odstępami między wersami. Czcionka powinna być bez ozdobników, po to aby można było ją łatwiej odczytać. Dla osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi powinien zostać przygotowany tak zwany przedprzewodnik. Jest to krótka publikacja, która opowiada o tym, jak zachować się w instytucji i gdzie co się w niej znajduje. Przewodnik powinien być umieszczony na stronie z możliwością pobrania. My taki przedprzewodnik mamy – napisał go trzy lata temu pierwszy koordynator dostępności w Galerii Labirynt, Rafał Lis. Przedprzewodnik nadal nie stracił na aktualności. [Anna]: Jeszcze chciałabym dodać do tego, co powiedziała Agata, jedną rzecz, czyli jak szukać ludzi, odbiorców. Najważniejsze to zrobić porządny research. To oznacza, że zaczynamy od grupy, którą chcemy zaprosić. Nie zaczynamy od wydarzenia,
94
które chcemy zrobić, tylko od grupy, którą chcemy zaprosić. Bo może się okazać, że zrobimy coś dla nikogo, bo sobie coś wymyśliliśmy, a nie sprawdziliśmy, czy są na to chętni. Poznajcie instytucje, w których gromadzą się ludzie, których chcecie do siebie zaprosić. Porozmawiajcie z nimi. Dla mnie, kiedy robiłam ten pierwszy pokaz, było wielkim zaskoczeniem to, że organizacje są ze sobą w mniejszym lub większym konflikcie. Nie zrażajcie się tym, że ktoś ma z kimś zgrzyt. Zróbcie wtedy jeden krok do tyłu i mówcie: „Hello, my tu robimy instytucję kultury, my tu robimy ofertę kulturalną, kto chce, to przychodzi”. I to, co jest ważne właśnie na tym etapie, kiedy już sobie rozpoznacie te instytucje, stowarzyszenia, fundacje, które są wokół was, zapytajcie je o grafik. Bo może się okazać, że planujecie wydarzenie w czasie, w którym ludzie chcą iść na cotygodniową grę w szachy, którą już od lat praktykują w klubie osiedlowym. Nie możemy w tym czasie wchodzić z butami i mówić: „Ja tu robię dostępność, więc proszę przyjść” (śmiech). To wcale tak nie działa, więc tym bardziej w mniejszych miejscowościach bez porządnego badania otoczenia się nie obędzie. To, co tworzymy, musi być zawsze przygotowywane w kontakcie, dialogu z publicznością. I dalej pytać, pytać, pytać. Lepiej zadać jedno pytanie więcej, nawet co do którego czujemy pewną nieśmiałość, niż nie zadać go wcale. Kolejna rzecz to korzystać z tego, co już zostało zrobione. Doceniać pracę wykonaną przez inne osoby, to, że ktoś przetarł szlaki, po których my możemy teraz iść. Bardzo cenię sobie w ludziach to, że mówią o tym, co ktoś przed nimi wartościowego opracował. Tego bym
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
sobie życzyła w innych regionach, aby ludzie doceniali swoją pracę. [Agata]: Warto jest też zbierać dobre praktyki wewnątrz miejsca pracy, bo wtedy tworzy się coś takiego jak „pamięć instytucji”. To jest niesłychanie ważne, ponieważ kiedy następuje jakaś zmiana kadry, to osoba, która jest nowa, może w łatwy sposób dowiedzieć się, co zostało zrobione, jaki kierunek działania obrała dana instytucja i w którą stronę iść dalej. [Anna]: Ta „pamięć instytucji” bardzo mi się podoba. Oczywiście wiele się mówi o dobrych praktykach, ale pamięć instytucji jest bardzo fajnym określeniem, więc będę z niego korzystała podczas kolejnych szkoleń. Chciałam też podkreślić, że przy dużej mobilności osób z powodu zmiany pracy czy miejsca zamieszkania jest bardzo ważne, żeby gromadzić te informacje, które już zostały zdobyte i zebrane w danej organizacji. Co więcej… Wykorzystujcie ten zgromadzony potencjał wiedzy, ludzi i uruchomcie wizyty studyjne. Nie muszą się one odbywać między krajami. Jeśli chcemy wymienić się dobrymi praktykami, wykorzystajmy to, co mamy u siebie. Wizyty studyjne są naprawdę fajne, zarówno dla dyrekcji, jak i pracowników. Więc zachęcam: Niech instytucje kultury, które mają już dobre praktyki, które gromadzą tę pamięć instytucji, przygotują ofertę pod wizyty studyjne. Ja z chęcią, jak będę organizowała kolejny rajd, pojadę w kolejne nowe miejsca. I z chęcią zobaczę, co macie do zaoferowania. Serdecznie do tego zachęcam”.
[Magdalena]: Powiedzcie, gdzie koordynatorzy dostępności lub osoby zainteresowane tematem dostępności mogą szukać informacji dla siebie? [Anna]: Ja zapraszam do sieci liderów i liderek dostępności. Chcę tą grupę rozwijać i dzielić się swoim doświadczeniem. Chcę sieciować ludzi i ich wzmacniać. Jest wiele grup na Facebooku, forum koordynatorów i koordynatorek dostępności, strona projektu, o którym mówiłam wcześniej, „Małopolska. Kultura wrażliwa”, która gromadzi supermateriały do dzielenia się. Na stronie Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej jest również baza koordynatorów dostępności. Tam są głównie osoby wyznaczone na koordynatorów w jednostkach samorządowych, ale to nie oznacza, że my się tam nie możemy znaleźć. Więc to jest też takie miejsce, może bardziej formalne, gdzie można się wpisać jako koordynator, koordynatorka i powiedzieć: „Jestem, możecie się czegoś ode mnie nauczyć”. [Agata]: Mogę dodać jeszcze nazwy innych organizacji pozarządowych, które też robią fajne rzeczy. Pierwsza na liście jest Fundacja Kultury bez Barier, ale to oczywiste. My w Lublinie byliśmy przeszkoleni też przez organizację Polska Bez Barier, więc też bardzo polecam chłopaków z tej organizacji. Kolejne NGO-sy to: Fundacja Kulawa Warszawa, Fundacja Katarynka, która zajmuje się audiodeskrypcją we Wrocławiu. Poza tym tworząc nasze miejskie sieci koordynatorów, bardzo inspirowaliśmy się Małopolskim Instytutem Kultury, czyli projektem „Kultura wrażliwa”. Oni też mają bardzo fajnie opi-
95
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
sane praktyki, które zanim jeszcze były wytyczne ustawowe, były dla nas bardzo dużą inspiracją do tego, żeby prawidłowo opisać zakładki dostępności na naszych stronach internetowych. Na gruncie lubelskim zapraszam oczywiście do współpracy ze Stowarzyszeniem „Otwieracz”, też chętnie pomożemy. Ta lista mogłaby nigdy się nie skończyć. [Anna]: Jeśli myśleliście o wolontariuszach dla osób z niepełnosprawnościami podczas waszych wydarzeń kulturalnych, to śledźcie Wojtka Górę, który przecierał szlaki w tym temacie i ma pomysły na bardzo mądre rozwiązania. [Agata]: Mogę też polecić Centrum Aktywizacji Osób z Niepełnosprawnością Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tam pracuje prof. Bogusław Marek, który jest profesjonalistą i wynalazcą różnych rozwiązań związanych z osobami niewidomymi. U niego można zaopatrzyć się w różne narzędzia służące do tworzenia materiałów tyflograficznych, książek, dotykowych map itp. [Anna]: To bardzo trudne wymienić wszystkich i być w tym fair i uczciwym. Ja się tego zawsze boję. Boję się, że kogoś pominę, kogoś urażę, kogoś nie docenię. Więc to, co mogę zasugerować, to niezbędnik, który jest podręcznikiem pomagającym przebrnąć przez ustawę, w której są wymienione różne organizacje pozarządowe, do których można się zgłosić w kwestii dostępności. Wielu organizacji tam nie wymieniono, dlatego tym bardziej chciałabym podkreślić to, żeby zrobić porządne rozeznanie środowiska i być fair w stosunku do tych instytucji i organizacji pozarzą-
96
dowych, które przecierały szlaki. Jak by nie patrzeć, nie jesteśmy dużym gronem. Chcemy wspólnie pracować na to, żeby osoby z niepełnosprawnościami miały prawdziwy dostęp do kultury. Nie tak jak dużo instytucji kultury myśli: „dobra, damy bilet za darmo i mamy z głowy”. My chcemy, żeby osoby z niepełnosprawnościami były aktywnymi odbiorcami kultury. Na pocieszenie powiem, że to nie wygląda tak tylko w Polsce. Jesteśmy teraz w projekcie międzynarodowym, w którym okazało się, że we Włoszech myśli się, że jak osoba z niepełnosprawnością wraz z asystentem wchodzi za darmo na wydarzenie to jest ekstra. Kiedy zapytaliśmy Włochów o dostępność prezentowanych dzieł na przykład za pomocą audiodeskrypcji, materiałów dotykowych, to niestety nie usłyszeliśmy zbyt wielu odpowiedzi. [Magdalena]: Na zakończenie dopowiem jeszcze od siebie to, co podkreśliła Ania, że instytucje i organizacje, które wymieniłyście z Agatą, są tylko jednymi z wielu, które w Polsce robią wspaniałe rzeczy na rzecz dostępności kultury dla osób z niepełnosprawnościami. Wierzę w to, że zarówno Agata, Ania, jak i inne osoby z innych instytucji będą mówiły wam o kolejnych miejscach, instytucjach i ludziach, którzy będą mogli was wesprzeć w praktykowaniu i rozwijaniu dostępności. Nie faworyzujemy, tylko wskazujemy pierwszy kierunek, pierwszy krok, który możecie zrobić, żeby wasze wydarzenia kulturalne były coraz bardziej dostępne. Dziękuję serdecznie za rozmowę.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://youtu.be/WM5QskmE4hA Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/6Wd0m0fTT9MmiGYEPpVrCv • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-8---Kultura-bez-barier---czylijak-tworzy-kultur-dostpn-dla-osb-z-niepenosprawnociami-en9c5g
Partnerzy: • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Fundacja Kultury bez Barier - https://www.facebook.com/FundacjaKulturyBezBarier/ • Galeria Labirynt - https://www.facebook.com/GaleriaLabiryntLublin/ • Stowarzyszenie „Otwieracz” - https://www.facebook.com/Otwieraczlublin/
97
R O Z
M
O W A
9
LITERATURA (BIBLIOTERAPIA) I JEJ WPLYW NA WLACZENIE W KULTURE G O
Ś
C
I
E
:
Jolanta Janiec, Karolina Suska R
E
D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Cześć, dziękuję, że przyjęłyście zaproszenie do tej rozmowy. Macie ogromne doświadczenie w pracy biblioterapeutycznej i nie tylko, więc tym bardziej wierzę, że ta rozmowa będzie inspirująca dla czytelników. Przejdźmy do pierwszego pytania. Kiedyś do biblioteki przychodziło się wypożyczyć książkę, dzisiaj biblioteka pełni również wiele innych funkcji. Można powiedzieć, że jest takim małym centrum kultury. Czy możecie opowiedzieć, jak ten proces przemian wyglądał? Jakie są różnice między biblioteką kiedyś i dzisiaj? [Karolina Suska]: Od samego początku pracy w bibliotece wiedziałam, że chcę stworzyć miejsce, które będzie główną przestrzenią dla mieszkańców. To był mój pierwszy pomysł. Był rok 2009, kiedy Program Rozwoju Bibliotek zaczynał swoją pierwszą rundę w naszym kraju, a moim marzeniem było spowodowanie, żeby w społeczności, z której pochodziłam, stworzyć miejsce spotkań dla lokalnej społeczności. Niezależnie od tego, w jakim są wieku, jaki mają status zawodowy, co ich interesuje. Książka w tym wszystkim jest oczywiście bardzo istotnym elementem, ale pragnęłam, aby ludzie mogli przyjść i spotkać się z kimś ciekawym, porozmawiać, wziąć udział w różnego rodzaju zajęciach. Przez te wszystkie lata dążyłam do tego, żeby ludzie wiedzieli o tym, że mają takie miejsce, gdzie mogą realizować siebie na bardzo różnych płaszczyznach, żeby mieli dostęp do literatury na wysokim poziomie i wiedzieli, gdzie biblioteka się znajduje. Bo jak się okazało, nie zawsze było to takie oczywiste. I dzisiaj po tym procesie, który trwał ładnych kilkanaście lat,
100
można powiedzieć, że to się udało. Bardzo mnie cieszy, gdy moi mieszkańcy zapytani: „Gdzie idziesz?” nie mówią, że idą do domu kultury. Mówią: „Idę do biblioteki”. W mojej gminie ludzie chodzą do biblioteki. I to jest owoc pracy, którą wykonałam wraz z moim zespołem. [Jolanta Janiec]: Zgadzam się ze wszystkim, co powiedziała Karolina. Ja ujęłabym to w jednym zdaniu, pożyczonym od pani Szymborskiej: „biblioteka to jest miejsce, które zmienia się po to, żeby nic się nie zmieniło”. Czyli zostają wszystkie konstytutywne statutowe funkcje biblioteki, ale oprócz wypożyczania ma być to miejsce, które odpowiada na potrzeby współczesnego świata. A współczesny świat pędzi do przodu, ludzie się zmieniają, mamy pokolenie „Z”, z którym wchodzą nowe technologie. Ludzie potrzebują miejsca, w którym będą mogli się realizować, miejsca do spotkań człowieka z człowiekiem, a także miejsca do spotkań z książką. Jestem w Programie Rozwoju Bibliotek od pierwszej rundy i dla mnie to był strzał w dziesiątkę. Biblioteki od dekady zmieniają się, stają się miejscem aktywności społecznej, miejscem aktywności mieszkańców, miejscem, gdzie można się realizować. To nie jest tak, że sto procent społeczeństwa korzysta z biblioteki, ale też wiemy o tym, że sprawdza się kultura małych liczb. Nie chodzi o to, żeby robić masowo i dla wszystkich, ale żeby tworzyć wydarzenia czy przestrzenie do spotkań, takie, które będą odpowiadać jednostkom i w których te jednostki będą się rozwijać i wynosić coś z biblioteki.
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena]: Jednym z takich działań, które ściśle kojarzy mi się z biblioteką, jest wykorzystanie biblioterapii w pracy z różnymi grupami. I w związku z tym, że to też jest temat dzisiejszej rozmowy, chciałabym was zapytać: Czym jest ta biblioterapia, na czym polegają zajęcia z jej wykorzystaniem, do kogo one są skierowane? Czy osoba prowadząca powinna posiadać jakieś specjalne certyfikaty, kompetencje? [Karolina]: Dla mnie osobiście biblioterapia to sposób na rozwiązywanie wielu problemów i trudności, z którymi może borykać się człowiek, niezależnie od tego, w jakim jest wieku i w jakiej sytuacji życiowej się znajduje. My, jako osoby zajmujące się biblioterapią, możemy zaproponować poprzez wybrane i odpowiednio dobrane teksty literatury spojrzenie na ten problem z różnej, często innej perspektywy. Ma to służyć temu, aby sytuacja danej jednostki uległa poprawie. Biblioterapia to też forma rozwoju osobistego, z tego względu, że poprawiamy sytuację psychospołeczną osoby, która zmaga się z jakimś problemem. Dzieje się to w sposób przemyślany, dopasowany do problemu, za pomocą tekstu, który jest odpowiednio dobrany. Tekstów literackich poruszających różne problemy życiowe mamy ogrom. I dlatego ta selekcja jest bardzo istotna. Sztuką jest właściwy dobór tekstu, związanego z problemem, z którym ma do czynienia dana jednostka. Mówię tu o jednostce, ale mam na myśli dzieciaki, młodzież, osoby dorosłe, seniorów, osoby w traumie, osoby w żałobie, z problemami natury emocjonalnej, osoby w chorobie, zmagające się z problemami psychicznymi. To nie jest tak, że damy komuś tekst do przeczy-
tania i powiemy: „Teraz przeczytaj go i od razu zrobi ci się lepiej”. To jest cały proces. Oczywiście po zapoznaniu się z tekstem będziemy go analizować. Możemy to robić indywidualnie albo grupowo, ważne, żeby zrobić to w sposób przemyślany. Uważam, że biblioterapeuta powinien być osobą empatyczną, zorientowaną w kwestiach psychologicznych, społecznych. Osobą, która poradzi sobie z trudnymi pytaniami i sprawami, z którymi przychodzi czytelnik, uczestnik warsztatów biblioterapeutycznych. Temat jest bardzo szeroki i tych wątków biblioterapii można by poruszyć wiele. Ważne jest to, że poza analizą danego tekstu, problemu i sytuacji duże znaczenie z perspektywy biblioterapeutycznej powinno mieć dla nas wyciąganie wniosków. [Jolanta]: Bardzo często w naszych bibliotekach biblioterapia jest wpisana w planowane i celowe zajęcia, które mają charakter ogólnorozwojowy i wychowawczy. Adresowane są one do różnych grup odbiorców. W zależności od rodzaju grupy, z którą prowadzimy zajęcia, dobieramy odpowiednie środki. Nie prowadzimy zajęć według jednego scenariusza: czytamy tekst, analizujemy, wyciągamy wnioski i jest już uzdrowiony człowiek. W zależności od tego, do jakiej grupy idziemy i jakie wątki chcielibyśmy poruszyć, dobieramy środki wyrazu, metody i techniki, które stosujemy. Najczęściej biblioterapię stosujemy w pracy z ludźmi zdrowymi, którzy są w jakiejś trudnej sytuacji życiowej, borykają się z różnymi problemami, mają na przykład lęki, czują się odrzuceni, odizolowani, są apatyczni. Wtedy celem naszych zajęć jest to, żeby wywołać pożądane zachowanie, ewentualnie
101
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
poprawić komuś nastrój, wzmocnić poczucie własnej wartości, by uczestnicy mogli zobaczyć, że nie są sami z danym problemem. Biblioterapia, którą stosujemy, opiera się na wykorzystywaniu terapeutycznych wartości literatury i te wartości staramy się wpleść w normalną życiową opowieść. Pokazać, że wartość i siła jest w nas, że to my decydujemy i podejmujemy kroki zaradcze i działania, które potrafią nas wyprowadzić z danej sytuacji. Biblioterapia jest dla wszystkich. Podczas zajęć uwzględniamy potrzeby uczestników, ale tak jak mówiłam, środki dostosowujemy do ludzi, do ich możliwości percepcyjnych, fizycznych, psychicznych itd. Biblioterapia w mojej bibliotece ma zawsze charakter interdyscyplinarny i polega na współdziałaniu z baśnioterapią, bajkoterapią, arteterapią, wykorzystujemy też pedagogikę zabawy, dramę pedagogiczną i inne środki. [Karolina]: Chciałabym dodać, że w codziennym funkcjonowaniu, kiedy nie organizujemy zajęć, staramy się dać naszym odbiorcom inne możliwości kontaktu z nami. Dzięki temu nawiązuje się bliższa relacja i wtedy często słyszę: „A idę dzisiaj na biblioterapię. Żeby mnie dzisiaj pani Hania wysłuchała”. To dla naszych odbiorców też jest bardzo ważne, ta możliwość przyjścia do biblioteki i spotkania człowieka, który zechce ich wysłuchać. My czasami mamy takie poczucie, że mieszkańcy przychodzą do nas, żeby się po prostu wygadać, podzielić problemami. Ludzie chętnie przychodzą do nas już nie tylko po książki, ale także na inne formy aktywności, które proponujemy. Bo jeśli ja z kimś rozmawiam, słucham go, wiem,
102
z czym ten człowiek przychodzi, co go nurtuje, to potem mogę też bardziej świadomie i celowo doradzać mu książki do przeczytania. Często ten czytelnik nawet nie jest świadomy, że ta czy inna książka nie przypadkiem znalazła się na naszych zajęciach lub w jego mieszkaniu. [Jolanta]: Jeszcze dodam, że biblioteka sama w sobie jest miejscem, które u ludzi bardzo często wywołuje pozytywny odbiór, pozytywne skojarzenia. Dziesięć lat temu z koleżanką śmiałyśmy się, że w naszej filii powinna stać leżanka jak u terapeuty, bo ludzie przychodzą ze wszystkimi swoimi problemami i czasami wystarczy im dać się po prostu wygadać, i wychodzą uśmiechnięci. [Magdalena]: Mówicie o tym, że często biblioterapia jest skierowana do osób z problemami psychicznymi, w jakimś kryzysie, z jakimiś trudnościami itd. Przyszło mi do głowy takie pytanie: Jak zachęcić ludzi, żeby wzięli udział w takiej formie wsparcia, jaką jest biblioterapia? Wyobrażam sobie, że bardzo często osoby z różnymi trudnościami mają problem, żeby przyznać się przed samym sobą, że są w kryzysie, w jakiejś trudnej sytuacji. Do tego jeszcze pójść na spotkanie do biblioteki czy do jakiegokolwiek innego miejsca, żeby porozmawiać o tym z obcą osobą lub w gronie obcych osób, może być bardzo trudne. [Karolina]: No to ja powiem z mojej perspektywy – oswoić, nie przestraszyć. To jest pierwszy krok, żeby nie spowodować tego, że taka osoba z dużym problemem od razu trafi na grupę i będziemy oczekiwali, że ona tam się otworzy albo
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
nam opowie o sobie. Ja tak nie pracuję. Zawsze staram się z tymi osobami, które mają problemy i przychodzą do biblioteki, najpierw nawiązać relację, taką bliższą, „jeden na jeden”. Potem dopiero pokazać możliwości, jakie daje biblioteka w zakresie prowadzenia biblioterapii. Mamy taki sposób, że nawiązujemy relację, poznajemy się, pokazujemy, że jesteśmy bezpieczną przestrzenią, w której nie muszą od razu o sobie opowiadać. Traktuję to bardzo procesowo. Jest to metoda małych kroków. Dzięki którym okazuje się, że te osoby z różnymi problemami przychodzą i same decydują, kiedy chcą włączyć się do grupy biblioterapeutycznej. Poczucie bezpieczeństwa, które buduje biblioteka, tworzą ludzie, którzy w niej pracują. [Jolanta]: Pamiętajmy o tym, że nie musimy oflagowywać się, oznaczać, że to są zajęcia biblioterapeutyczne – masz problem, przyjdź, my ci pomożemy – bo to nie o to chodzi. Bardzo często jest tak, że my pracujemy z różnymi grupami osób. Na przykład ja pracuję z grupą seniorów z Hrubieszowskiego Domu z Klubu Złotego Wieku i jeżeli widzę sytuacje, w których można by było wykorzystać tekst, który pomoże im wyciągnąć wnioski, mieć refleksje, to z tego narzędzia, jakim jest biblioterapia, korzystam. Mieliśmy na przykład spotkanie o plotce i o tym, jak słowa mogą ranić, ja ich nie uprzedzałam o tym, że teraz to będziemy mieli zajęcia terapeutyczne. Po prostu realizujemy spotkanie z wykorzystaniem różnych metod aktywizujących, w których występuje tekst, do którego zadaję pytania, i ludzie sami wyciągają wnioski. Zdarza się, że po takich zajęciach przychodzi osoba i mówi: „Ja pani bardzo dziękuję, bo dla
mnie to była trudna sytuacja, źle się czułem i dobrze, że to wypadło na forum, że mogliśmy o tym porozmawiać. Dzięki tym zajęciom poznałem opinię innych ludzi”. [Karolina]: Uważam też, że bibliotekarz, który chce zajmować się biblioterapią, powinien być bardzo uważny i słuchać tego, z czym przychodzą ludzie, o czym rozmawiają. Bo na podstawie tego jest w stanie w przemyślany sposób dobrać temat i materiały na spotkanie. Książki jako utwory literackie mogą nam w tym świetnie pomóc, bo wtedy mamy bohatera naszych zajęć, ale on jest „z innej bajki”. [Jolanta]: Nie zamykałabym się też tylko na książki. Jest wiele tekstów literackich, z których można korzystać. Ja na przykład bardzo często wykorzystuję legendy, ewentualnie metafory, które pokazują różną perspektywę. Dla mnie to też jest tekst, na podstawie którego możemy pracować. Jak robimy warsztaty z młodzieżą, to ja ich nie zapraszam na zajęcia biblioterapeutyczne, tylko pracujemy rozwojowo. Jeżeli na przykład robimy studium przypadku, to wtedy mogę wykorzystać tekst literacki, ewentualnie opowiadanie o jakiejś osobie, i potem możemy przedyskutować pewne zachowania, postawy i wyciągnąć wnioski. [Magdalena]: Z naszej krótkiej dyskusji, która się wywiązała, mam takie przemyślenie, że włączanie poprzez literaturę czy biblioterapię zaczyna się od wejścia klienta do biblioteki albo nawet przechodzenia obok niej. I to, czy on zostanie włączony, w dużej mierze zależy od kadry biblioteki, od osób, które są na pierwszej linii spotkania z klientem.
103
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Karolina]: Na pewno bardzo istotne jest pierwsze wrażenie. Często nawet w małej społeczności nie każdy wie, gdzie jest biblioteka. W praktyce przekonałam się o tym niejednokrotnie i zaczęłam nad tym wątkiem bardzo mocno pracować. Zależało mi też na tym, żeby ludzie, którzy do nas przychodzą, czuli się u nas dobrze, żeby czuli, że to jest ich miejsce, dla nich i z nimi stworzone. Nie na zasadzie, że my jako bibliotekarze mamy swoją wizję i tylko ją będziemy wdrażać. Słuchanie i uważność były kluczowe. Dzięki temu jesteśmy w stanie realnie odpowiadać na potrzeby naszej społeczności. Jak będziemy to faktycznie wdrażać w życie i te realne potrzeby realizować, to potem nie będziemy mieli problemu z odbiorcami naszych działań. [Jolanta]: Ja jeszcze chciałabym dodać, że bardzo ważne jest miejsce, w którym pracujemy. My w Hrubieszowie mamy bardzo małą bibliotekę, co prawda za niecały rok przeprowadzimy się, więc prawdopodobnie działania z ludźmi zmienią swój charakter. Musimy dostosowywać środki i metody do warunków, w jakich pracujemy. Bo nawet najbardziej wykształcona kadra, z najlepszymi kompetencjami, nie da sobie rady w momencie, kiedy nie może całej grupy przyprowadzić do biblioteki i tutaj z nią pracować. [Karolina]: My też bardzo często wychodzimy z naszymi działaniami na zewnątrz, po to żeby pokazywać różne perspektywy. Jako przykład niech posłuży tegoroczne wyjście do pobliskiego zakładu karnego. Było to wyjście grupy kobiet, które były przekonane, że zakład
104
karny to dość „ciekawe” miejsce. Nie chodziło oczywiście o kwestie skazanych, ale o samo miejsce. Z pewnością te przekonania wypływały z różnych mitów i legend, które o tym mało znanym miejscu krążą po okolicy. Ja nigdy nie miałam przekonania, że tam może być w jakikolwiek sposób interesująco. Dlatego zorganizowałam wspólne wyjście do zakładu karnego, aby te kobiety mogły same zobaczyć, jak wygląda on w rzeczywistości. Podczas wizyty spotkałyśmy się z osadzonymi i te wspomnienia zostaną na pewno w każdej z kobiet na bardzo długo. Dużo rozmawiałyśmy z wychowawczyniami, które opowiadały o codziennej pracy ze skazanymi. Praca ta okazała się bardzo trudna i wymagająca. Następnie wizyta w zakładzie karnym została podsumowana z uczestniczkami w bibliotece. Od razu po wyjściu z zakładu karnego wspólnie rozmawiałyśmy o emocjach, refleksjach i przeżyciach. Dokładanie omówiłyśmy to, co tam zobaczyłyśmy. Ja wiedziałam, że jest to na tyle trudne miejsce, że nie można pozostawić tych pań, naszych czytelniczek, z emocjami, które zostały w ich głowie. Atutem takich doświadczeń jest to, że ludzie zmieniają postrzeganie, są bardziej refleksyjni, zaczynają brać odpowiedzialność za słowa. A także fakt, że po takiej wizycie po okolicy rozeszła się informacja, że zakład karny to jedno ze smutniejszych miejsc, w jakich mógłby się znaleźć człowiek. Umożliwienie przez bibliotekę zmiany perspektywy lub dotknięcia i poznania miejsc, które mamy w swoim zasięgu, daje jeszcze dodatkowo, oprócz wymiaru edukacyjnego, element terapeutyczny. Świadome zaplanowanie i zrealizowanie tego typu spotkań może spowodować też
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
zmianę w myśleniu i postrzeganiu różnego rodzaju miejsc. Nie zawsze są to łatwe tematy i miejsca, ale jeśli biblioteka tego nie zrobi, to ja nie widzę w małych społecznościach drugiej takiej instytucji czy też organizacji, która by tego typu wątki podjęła. [Magdalena]: Na co należy zwrócić szczególną uwagę podczas przygotowywania zajęć z wykorzystaniem literatury? Na co taki animator, edukator, który chciałby zająć się tematem biblioterapii, powinien zwrócić uwagę przy tworzeniu działań kulturalnych? [Karolina]: Dla mnie bardzo ważna jest przede wszystkim diagnoza i umiejętność jej zastosowania w praktyce. Zbadanie, z kim mam do czynienia, już na etapie planowania samej biblioterapii, zorientowanie się, kim może być potencjalny uczestnik i z jakimi problemami się zmaga. Diagnoza to podstawa. Druga kwestia to wiedza pedagogiczno-psychologiczna, o której już mówiłam. Pozwoli nam ona w mądry sposób przeprowadzić ludzi przez ten proces. Ważna jest też uważność i umiejętność pracy z grupą, znajomość procesu grupowego, jak on wygląda, w jaki sposób jest realizowany. Empatia to na pewno kolejny czynnik, który sprzyja dobrze przeprowadzonej, profesjonalnej biblioterapii. Umiejętność nawiązywania kontaktów z ludźmi, którzy korzystają z biblioteki. Musimy być osobami komunikatywnymi, świadomymi tego, jak wygląda proces komunikacji i co on może spowodować w trakcie trwania procesu, w którym jest biblioterapia. Myślę też, że jedna z ważniejszych rzeczy to kwestia znajomości literatury,
odpowiedniego doboru utworów literackich po to, żeby faktycznie odpowiadać na potrzeby i problemy ludzi, którzy będą brać udział w procesie biblioterapeutycznym. Podsumowując, z mojej perspektywy to takie punkty: diagnoza, empatia, dobra komunikacja, umiejętności psychospołeczne, trenerskie, edukacyjne i odpowiednio dobrana literatura. [Jolanta]: Zgadzam się z tym, co powiedziała Karolina, uzupełniłabym tylko o to, że każdy, kto planuje zajęcia, powinien zacząć od rozwoju własnych kompetencji. Miałam taki okres w życiu, gdy mówiłam, że mogę pracować z dziećmi, z dorosłymi, ale na pewno nie z młodzieżą. Byłam wtedy mamą dwójki nastolatków w domu, więc nie wyobrażałam sobie siebie w pracy z młodzieżą. Na szczęście ten okres minął i mam za sobą prowadzenie dwóch grup młodzieżowych, które mają duże osiągnięcia, i są w nich osoby, które bardzo chcą przychodzić, uczestniczyć, rozwijać się, planować itd. Musiałam dorosnąć do pewnych decyzji, aby odpowiedzieć na potrzeby ludzi, którzy do mnie przyszli. Tak samo jest z zajęciami nie tylko biblioterapeutycznymi, ale każdymi innymi. Jeżeli ja nie będę czuła tego, co robię, a tym samym nie będę w tym autentyczna, to ludzie za mną nie pójdą. To nie jest tak, że bierzemy gotowy scenariusz z internetu i przez trzydzieści minut realizujemy punkt po punkcie, nie mając uważności na grupę, nie znając jej potrzeb, nie rozumiejąc prawdziwych problemów, z którymi ci ludzie się mierzą. Ja na zajęciach muszę być sobą tu i teraz, muszę wiedzieć, że chcę to robić, że lubię, szanuję tych ludzi i że chcę być razem z nimi w procesie.
105
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Układam scenariusz pod potrzeby, które widzę w grupie. Czyli jeżeli idę do grupy seniorów, to wiem, że tej grupie potrzeba impulsu do tego, żeby mogli ze porozmawiać sobą, więc wybieram tekst literacki, przy którym będą mieli refleksję. Wiem również, że mają dodatkowo problemy z poruszaniem się, więc próbuję znaleźć ćwiczenia i metody, które sprowokują ich do tego, żeby przez chwilę poćwiczyli. Każdy scenariusz jest zbudowany w odpowiedzi na potrzeby grupy, które wynikają między innymi z moich obserwacji – raczej nie jest on uniwersalny. Wiadomo, mogę znaleźć w internecie gotowy, ale i tak zawsze filtruję go przez potrzeby, możliwości i talenty grupy. [Magdalena]: Czyli zaczynasz od tego, o czym mówiła Karolina – od diagnozy i poznania potrzeb osób, z którymi będziesz pracować. Następnie przechodzisz do doboru metod i narzędzi pracy. I jedną z metod, którą wykorzystujesz, jest metoda Marii Montessori. Ten sposób pracy kojarzy mi się głównie z dziećmi, a z tego, co wiem, wykorzystujesz tę metodę do pracy z seniorami. Proszę, opowiedz o tym więcej. [Jolanta]: Generalnie, tak jak powiedziałaś, jest to metoda opracowana przez Marię Montessori dla dzieci, początkowo ze specjalnymi trudnościami, później rozszerzona na proces edukacyjny w normalnej szkole. Pewna pedagożka z Austrii obserwowała tę metodę i jednocześnie zastanawiała się, jak można dzięki niej usprawniać i wzbogacać życie seniorów. W Polsce ta metoda nosi nazwę „Radość uczenia się przez całe życie według pedagogiki Marii Montessori L3M”. Miałam to
106
szczęście, że uczyłam się jej od samej twórczyni Christine Mitterlechner z Wiednia. W Montessori dla seniorów chodzi o to, że tak jak u dzieci, tak samo u dorosłych podstawą jest maksyma: „Pomóż mi to zrobić samemu”. W metodzie L3M główny nacisk kładzie się na wykorzystywanie własnego potencjału, czy to u dziecka, czy u dorosłego, i prowokowanie do tego, żeby się rozwijać, zdobywać wiedzę, dobrze czuć się w świecie. Metoda ta składa się z kilku faz. I są w niej dwa bardzo ważne elementy: czas i otoczenie. Jeżeli chodzi o czas, to zajęcia trwają dwie godziny. I przez te dwie godziny do sali nie wchodzi nikt z zewnątrz, nie ma obiadów, herbatek i innych podobnych rzeczy. Uczestnicy są skupieni na sobie i na procesie. Kolejny element to przygotowanie otoczenia, w którym będą realizowane zajęcia. To musi być przestrzeń zamknięta, przyjazna, w której uczestnicy będą dobrze się czuli. W sali stoją oddzielne krzesełka, na podłodze wyklejona jest elipsa, po której uczestnicy będą chodzić i ćwiczyć poczucie równowagi. Zazwyczaj na środku, gdzie siedzą ludzie, jest zaaranżowana przestrzeń i jeśli na przykład tematem zajęć jest jesień, to w elipsie na środku stoją dzbanki pełne liści, kasztanów, są cytaty, obrazy, które wprowadzają w temat. Jeżeli tematem są listy, to w elipsie znajdziemy skrzynki na listy, listonosza, stare koperty, kartki pocztowe itd. To wszystko już od samego początku wprowadza uczestników w temat, po to by odwoływali się do własnych wspomnień, wyobrażeń, doświadczeń. To pomaga, ludzie zaczynają się otwierać i oswajać wspomnienia w przyjaznej atmosferze. Bardzo ważne jest jeszcze to, żeby oddziaływać na wszystkie zmysły. Wprowadzenie
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
i stworzenie przyjaznej atmosfery jest ważne, ale Montessori posługuje się też opatentowanymi i specjalnie przygotowanymi materiałami edukacyjnymi. Są to zawsze materiały pięknie, estetycznie wykonane, kolorowe, takie, których z przyjemnością się dotyka, na które z przyjemnością się patrzy. Każdy uczestnik wybiera sobie jeden taki materiał i go realizuje. Na przykład jeżeli jest dwunastu uczestników, to mam również dwanaście różnych materiałów. W metodzie Montessori nie chodzi o to, żeby rywalizować i sprawdzać, kto zrobił szybciej. Chodzi o to, żeby mieć satysfakcję z czegoś, co się zrobiło samemu. Później jest chwila ciszy, refleksji, gdzie każdy zostaje sam ze sobą, i w tle płynie muzyka biblioterapeutyczna. Następnie przechodzimy do aktywizacji i tam zazwyczaj wymyśla się ćwiczenie, w którym prowokuje się ludzi do tego, żeby używali rąk, nóg lub innych części swojego ciała. Pamiętam, jak na jednych z zajęć z koleżanką zrobiłyśmy taką sieć, którą tworzy się poprzez rzucanie do siebie kłębka wełny. Potem tę sieć rozplątuje się w ten sam sposób. Była świetna zabawa. Seniorzy byli uśmiechnięci, ale dla mnie największą radością było to, że po zajęciach podeszła do mnie pani i powiedziała: „Ja mam problem z poruszaniem ręką, ja mam problem z tym, żeby się uczesać, a tutaj robiłam wszystko ze wszystkimi i sprawiło mi to przyjemność”. Więc to jest takie prowokowanie do rzeczy, które na co dzień odpuszczamy, bo wydają się zbyt trudne. To jest towarzyszenie w przekraczaniu granic i barier wewnętrznych. Po tej fazie aktywizacji, fazie pracy wolnej, fazie refleksji następuje faza wzmocnienia duchowego, w której bardzo często jest odniesienie do tekstu literackiego, ewentualnie metafory, która pomaga otworzyć
przestrzeń przepracowaną na zajęciach. To jest taki moment, w którym uczestnicy mogą wypowiadać się głośno, ale mogą też odpowiadać sobie na pytania wewnętrznie. Takie zajęcia są całym cyklem, który w bezpieczny sposób rozpracowuje dany temat. Pobudza do aktywności ruchowej, myślenia, refleksji, ale też do kontaktu z innymi. To nawet nie chodzi o integrację, ale o to, że to są ludzie w jednym wieku, z podobnymi problemami i bardzo często spychani na margines życia. [Magdalena]: Na zakończenie chciałabym was poprosić o trzy wskazówki dla osób, które będą chciały literaturę, biblioterapię wykorzystywać do swoich zajęć. [Karolina]: Przede wszystkim wrócę do diagnozy, o której już mówiłam. Zorientujmy się, kogo mamy w środowisku, w którym pracujemy, niezależnie od tego, czy to będzie biblioteka na dzielnicy, biblioteka miejska czy biblioteka powiatowa. Musimy znać społeczność lokalną. I dzięki temu też zagłębiać się w ewentualne trudne sprawy, trudne sytuacje, wątki, które mogą się dziać i na których możemy pracować. Współpracujmy z różnymi instytucjami i organizacjami. Następna sprawa to przygotowanie merytoryczne i kompetencje społeczne, edukatora, biblioterapeuty. Są one niezbędne i najważniejsze. Dalej to pokazywanie w praktyce, że biblioteka to miejsce bezpieczne, miejsce dla każdego. I jeszcze dodałabym do tego wszystkiego konsekwencję w działaniu. Jeżeli zaczniemy proces terapeutyczny, to musimy go dokończyć, musimy wziąć za niego odpowiedzialność, żeby nasz uczestnik, nasz czytelnik nie miał poczucia, że został z nim sam. I na koniec szukanie
107
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
nowych rozwiązań, nieustająca edukacja. [Jolanta]: Ja bym jeszcze dodała, że nie trzeba wyważać otwartych drzwi i od początku odkrywać, jak stworzyć koło. Jest mnóstwo inspiracji, dobrych praktyk i sposobów realizacji, które już stworzył ktoś inny, które można zaadaptować u siebie. Ale nigdy jeden do jednego. To, że u kogoś coś się sprawdziło, niekoniecznie musi sprawdzić się u mnie. I podkreśliłabym to, co powiedziała Karolina, czyli przed rozpoczęciem działań powinniśmy zrobić porządną diagnozę i określić własne cele: po co my to chcemy zrobić? Czyli robię diagnozę, planuję, realizuję i nie zostawiam w połowie.
[Karolina]: Ja bym jeszcze chciała dodać, jako taką dobrą wskazówkę, żeby pamiętać o tym, że biblioterapia jest procesem. Jest to duży tort, którego nie zjemy na jeden raz. Musimy go odpowiednio podzielić, jeśli faktycznie ma ona przynieść wymierne efekty. Miałam ją porównać do słonia, ale trochę szkoda słonia, żeby go na kawałki dzielić, dlatego stwierdziłam, że może lepiej podzielmy to na kawałki tortu. Budzenie pozytywnych skojarzeń jest w tym wszystkim bardzo istotne. [Magdalena]: Chyba nie ma lepszego zakończenia naszej rozmowy niż ten słodki tort. Pięknie wam dziękuję za tę bardzo interesującą rozmowę.
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://www.youtube.com/watch?v=znAxJFE5byc Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/1AbDE2KS0Bl7PRu0855kGx • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-9---Literatura-biblioterapia-ijej-wpyw-na-wczenie-w-kultur-ene56o
Partnerzy: • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Miejska Biblioteka Publiczna w Hrubieszowie - https://www.facebook.com/Miejska-Biblioteka-Publiczna-w-Hrubieszowie-195469023799270/
108
R O Z
M
O W A
1
0
KULTURA JAKO MOTOR KREATYWNOSCI I WZROSTU INNOWACYJNOSCI G O
Ś
C
I
E
:
Dominika Kawalerowicz, Rafał „Koza” Koziński R
E D A
K C
J A
:
Magdalena Zylik-Kosmowska
Niniejszy tekst powstał na podstawie zapisu rozmowy przeprowadzonej na żywo.
P A
R
T
N
E
R
Z
Y
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
[Magdalena Zylik-Kosmowska]: Cześć, dziękuję, że przyjęliście zaproszenie do rozmowy. Pierwsze pytanie, które dla was przygotowałam, to: Co było najpierw: kreatywność i innowacyjność czy kultura? Czy trzeba być człowiekiem kreatywnym i innowacyjnym, żeby zacząć tworzyć kulturę, a może odwrotnie? [Dominika Kawalerowicz]: To pytanie typu, co było pierwsze: jajko czy kura? Myślę, że te dwie rzeczy bez siebie nie potrafią funkcjonować. Kreatywny człowiek tworzy w swoim otoczeniu anturaż wartości, które później stają się kulturą. Chyba nie potrafię wskazać, co było najpierw. Na pewno od kilku lat myślenie o kreatywności przesunęło się z obszaru sztuki i artyzmu na obszar aktywności społecznej. To też jest pole nowego konfliktu, bo w kulturze jest sporo napięć, na przykład artyści kontra animatorzy kultury. Ja w swojej pracy udowadniam, że tak naprawdę każdy może być twórcą. Nie każdy, kto ma fach i artyzm w ręku, będzie artystą, na szczęście mamy od tego wspaniałych specjalistów, ludzi, którzy nas inspirują i których możemy podziwiać, ale każdy może tworzyć. Tak jak nie mamy już jednej definicji kultury, z podziałem na wysoką i niską, tak też pole kultury stało się tak pojemne, że w zasadzie każda aktywność społeczna, tworząca wartości, więzi, społeczeństwo obywatelskie, jest obszarem działań kulturalnych. [Rafał „Koza” Koziński]: Ja nie rozumiem słowa „kreatywność”, choć sam go czasem używam. Nie rozumiem tego słowa, nie znam jego definicji i chyba nie chcę poznać. Nie wiem, czy kreatywność to jest twórczość, czy innowacyjność, czy wymy-
110
ślanie nowych rzeczy. Dla mnie termin „kreatywność” jest bardzo ograny przez Unię Europejską w sensie przemysłu kreatywnego. I teraz: czy przemysły kreatywne są bazą kultury, jak ją pojmujemy zazwyczaj w Polsce? Nie sądzę, bo dla nas jednak kultura to teatry, filharmonie, koncerty, takie mamy pierwsze skojarzenia. Tymczasem dla Unii Europejskiej przemysł kultury to cała branża twórcza, bardziej kinowa, bardziej designerska, bardziej „apkowa” czy związana z grami komputerowymi. Z tego są duże pieniądze i chyba ta kreatywność przyszła do nas z Unii Europejskiej. Zapytajmy, czy słowo „kreatywność” jest teraz używane w kulturze? Na pewno są wyrażenia, które bardziej lubię: „twórczość”, na pewno jest „sztuka”, na pewno „poszukiwanie”. Czy jest „innowacyjność”? Na pewno jest „eksperyment” i „ryzyko” podejmowane przez artystów. To słowo „kreatywność” jest teraz ciekawe, modne. Pewnie dla ciebie, Magda, są normalne i oczywiste, bo jest między nimi niewielka różnica. Myślę, że w każdym aspekcie życia jest i kreatywność, i innowacyjność. Jeżeli mama musi wymyślić, jak na nowo nakarmić dziecko, żeby chciało jeść, to jest innowacyjna. Z drugiej strony każdy może być twórcą. Choć nie każde dzieło stworzone przez człowieka jest wartościowe. Narzędzia, które mamy obecnie dostępne, i ta możliwość bycia w internecie czy bycia z komputerem sprawiają, że nagle na przykład bez całego studia nagrań można nagrać w domu bardzo ciekawą płytę czy zrobić mema, który nagle „lata” w sieci w milionach odsłon. To pole kultury poszerzyło się przez nowe narzędzia, które mamy, ale też czasami uważam, że słowa „kreatywność” i „in-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
nowacyjność” są nadużywane. Richard Florida wprowadził narrację „trzech T” (trzy podstawowe wartości charakteryzujące klasę kreatywną: talent, tolerancja, technologia – przyp. red.). Teraz się z tego wycofał, po dekadzie swojego eksperymentu mówi, że niekoniecznie to tak miało być, bo to jednak nie wyszło tak, jak myślał. Uważam, że żyjemy w świecie twórczym i tak naprawdę ryzykujemy i eksperymentujemy przez cały czas. Nie silmy się, żeby wszystko było nagle innowacyjne. [Magdalena]: Ta innowacyjność i kreatywność przewija się bardzo mocno w konkursach grantowych ogłaszanych dla animatorów, twórców kultury, którzy chcą realizować swoje działania i zdobyć dofinansowanie. Zastanawiam się ile w ciągu roku można wytworzyć projektów innowacyjnych, kreatywnych, zawsze z dodatkiem czegoś nowego, czego w danej społeczności lokalnej jeszcze nie było? Ile w ciągu roku można stworzyć projektów, które będą innowacyjne, a do tego przydatne ludziom? [Dominika]: To jest odwieczny problem języka grantów i zdobywania punktów. Musi być jakaś skala, kryterium, i innowacyjność zawsze się pojawia. Dobrze pamiętam spotkanie, to był 2014 albo 2015 rok, kiedy pierwszy raz próbowaliśmy we Wrocławiu wdrożyć program „Mikrogranty” dla aktywnych mieszkańców Wrocławia działających w swoim najbliższym otoczeniu. Wtedy mieliśmy właśnie takie kryterium: innowacyjność. Pamiętam rozmowę z pierwszymi chętnymi do współpracy. Wszyscy nas pytali, o co chodzi z tą innowacyjnością, jak mają ją rozumieć. Tłumaczyli: „My nigdy nic nie robiliśmy, my chcemy spróbować, zacząć działać, może nam się to spodoba,
może pójdziemy w stronę animacji kultury lub animowania społeczności lokalnej, ale my przecież tego jeszcze nie wiemy”. Więc „innowacyjność” to jest takie słowo pułapka. Myślę, że pierwszym punktem działania na polu choćby animacji kultury musi być kontakt z odbiorcą, dla którego chce się coś zrobić. I może być tak, że w pewnej społeczności albo w pewnym kręgu osób, kiedy się nadstawi ucho i przyjrzy temu, jacy są ludzie, czego potrzebują, jak chcieliby działać, to można wpaść na pomysł „innowacyjnej ścieżki rozwoju”. To jest generalnie taka chęć, żeby po prostu poszukiwać, iść do przodu, nie wybierać scenariuszy, które były już użyte. Jednak z drugiej strony, dlaczego nie korzystać też z fajnych tropów? [Rafał]: Ja mogę w ciągu jednego dnia wymyślić kolejny innowacyjny projekt, tylko czy on jest potrzebny, czy będzie sprawdzalny i czy jego realizacja będzie miała sens? To jedna rzecz. Grantoza występuje, bo musimy mieć te kryteria do ocen, ale to jest naprawdę chore rozwiązanie, bo są w tym kraju inne sposoby. Są cudowne rozwiązania dla NGO-sów czy generalnie dla ludzi, którzy nie chcą działać instytucjonalnie. Istnieje na przykład we Wrocławiu stałe dofinansowanie dla pięknych NGO Wro Art Center czy teatr Art Spectatores, które nie składają co roku grantów do miasta, są jednak organizacjami pozarządowymi, mają zaufanie ratusza, dawcy pieniędzy, i działają. Pewnie są też kontrolowani w jakiś sposób. Ale w tę stronę należy iść. Jeśli ktoś udowodni, tak jak te dwa NGO-sy, że działa na polu kultury, sprawdza się, nie defrauduje pieniędzy,
111
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
a wręcz wytwarza innowacyjną sztukę czy kulturę, to warto mu zaufać. On nie musi już występować o granty. Oczywiście dla młodych ludzi potrzebne są konkursy, żeby się sprawdzili. Jednak one tak naprawdę wypaczają rzeczywistość, bo jak powiedziała Dominika, występuje to napięcie pomiędzy artystą i animatorem. Kiedyś było tak, że w kulturze artysta był tą najważniejszą postacią. Przez ostatnie lata trochę to się zmieniło. Animator, producent czy menadżer zdobywający grant rządzi finansami. I on po prostu używa tych narzędzi, których kiedyś używali artyści. Może dobierać ludzi, jak chce, nie patrząc na ich jakość, tylko czy mu bardziej odpowiadają, myśleć: „Może wziąć tego tańszego, bo tamten to jest problemowy” i tak dalej, i tak dalej. Artyści nagle stali się niewolnikami grantów i tych menadżerów, producentów, bo oni sami nie zajmują się materią zdobywania funduszy. Muszą liczyć na innych, podlizywać się na przykład kuratorom. To bardzo wypacza rzeczywistość i artyści są chyba coraz bardziej sfrustrowani. Może uczą się też zdobywania grantów, ale to wszystko jest nie tak. Kiedyś liczył się pomysł, idea. No i z czego to wynika, że teraz nie wszędzie ten nasłuch społeczny, jeżeli chodzi o te działania w bliskim otoczeniu, jest najważniejszy. Bo fajnie, że zrobimy innowacyjny projekt, że będziemy z seniorkami sadzili kwiatki na klatce schodowej, ale być może one to robią od 20 lat i nie potrzeba tutaj grantu. A może one by chciały wydać tomik poezji, o którym w życiu by nie pomyślały, bo jedna i druga, i trzecia pisały do szuflady. Albo w tym tomiku czwarta, która nie pisała, chciałaby zobaczyć najlepszy pomysł na lepienie pierogów napisany wierszem? Nie wiem, improwizuję teraz. Oczywiście musi być jakaś
112
skala oceny, ale to wszystko, co się teraz robi, jest takie antykulturowe. Kocham Unię Europejską i wierzę, że ona ma największy sens, ale te rozwiązania, które stamtąd idą, przyjmowane są przez nas bezrefleksyjnie, bezkrytycznie, i zaczynają nas wypaczać. Mówiliśmy kiedyś nie o kreatywności, tylko o eksperymencie i ryzyku, nie o innowacyjności, tylko o ciekawym pomyśle. Okazuje się, że Unia Europejska, czy Europa, kiedyś pisała o sobie eseje, pisała o sobie opowieści, malowała obrazy, a teraz liczy się w Excelu. Już nie opowiada o sobie, nie maluje swojego wizerunku, tylko się po prostu podlicza w tabelkach i wskaźnikach. To samo proponuje nam, a my bezrefleksyjnie przyjmujemy te „kreatywności”, te „innowacyjności”, to wszystko musimy uwzględnić, zrobić jakąś skalę, ocenić, dać środki, nie dać itd. Nie do końca tak to powinno wyglądać. Kryzys, który teraz mamy, i to jest najciekawsze, o tym wiele razy rozmawialiśmy z Dominiką, przybił tę sytuację. Pandemia, lockdown, zamknięte instytucje, nie wiadomo, jak działać, nie ma grantów. Kto się ruszył? Młodzi animatorzy, ci pomysłowi, którzy mają nieskrępowaną energię, stali się kreatywni i zaczęli działać w zupełnie inny sposób. Oni nigdy nie mieli środków, nigdy nie mieli zagwarantowanej sytuacji, i oni bardzo łatwo odnaleźli się w kryzysie. I tego nie trzeba było nazywać innowacyjnością czy czymś innym, bo oni po prostu z potrzeby serca wrócili do normalnego funkcjonowania na rynku kultury i wymyślają nowe rzeczy. Nie można się spotkać, no to zrobimy to inaczej. Pomysłowość i energia tych ludzi jest też niezwykle ważna. Czy jesteśmy w stanie ocenić ich w skali grantozy, zdecydować, czy dać im środki, czy nie dać? Myślę, że potrzeba poważ-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
nej refleksji po tym kryzysie kulturowym i społecznym, który nastąpił. Na przykład możemy powiedzieć: „OK, dajmy grant, ale dajmy go na trzy lata i zobaczymy, jak to wyjdzie po trzech latach”. [Dominika]: Koza zwrócił uwagę na bardzo ważną rzecz: procesualność w tworzeniu kultury. Bo nie możemy zapominać, w jakim jesteśmy momencie. Mamy rozhulaną pandemię, mamy sytuację, w której działamy w bardzo ograniczonym stopniu. Jestem zwolennikiem robienia w ogóle mniej, bo jak siądziemy z Kozą, to moglibyśmy tworzyć po jednym bardzo potrzebnym innowacyjnym projekcie na godzinę. Nieraz tak robiliśmy i to się udawało, ale później realizowaliśmy projekty, które trwały latami, które rozwijaliśmy, które trzeba przemyśleć, dla kogo są przeznaczone. Ludzie kultury nie działają dla siebie. Jesteśmy od tego, żeby robić coś dla ludzi i z ludźmi, żeby promować artystów, żeby wspierać świetne marki festiwalowe, idee, pomysły. To wszystko wymaga trochę czasu i refleksji. Może nas było za dużo, za dużo się działo, za intensywnie, pieniędzy było zbyt wiele? Ostatnie 10 lat w kulturze to był dobry okres, jeśli chodzi o fundusze i możliwości. Nie wiem, czy tak bardzo nam brakowało środków, choć oczywiście walczyliśmy cały czas o 1%, który w końcu uzyskaliśmy. Teraz trzeba się dobrze zastanowić, jak działać precyzyjniej, lepiej, z rozmysłem, a nie iść w ilość. [Magdalena]: To pytanie było trochę podchwytliwe, bo sama mam takie doświadczenia, że chcąc starać się o kolejne środki, trzeba mieć projekt zawsze innowacyjny, innowacyjny, innowacyjny, a nie
ma przestrzeni, żeby projekty doskonalić. Wiemy, że dostaliśmy pieniądze na projekt innowacyjny, mamy pewne refleksje, znaczy powinniśmy mieć pewne refleksje, bo wiadomo, że zderzamy swój pomysł z ludźmi, z rzeczywistością, której nie przewidzieliśmy. Fajnie by było rozwijać projekt i doprowadzić do takiego momentu, kiedy wszystkie strony – twórca, animator, odbiorca – są zadowolone i można kontynuować. Mam wrażenie, że zamykamy się na tę innowacyjność i cały czas gonimy za nowym, nowym, nowym. [Dominika]: Wiesz, w tym języku grantowym i projektowym od lat jest takie magiczne słowo „ewaluacja”. Tylko wciąż brakuje nam e-języka, który by mówił, że coś się nie udało lub coś trzeba zmienić. Czasami trzymamy się tak kurczowo pewnych pomysłów, na które wpadliśmy lata temu, że właściwie nie staramy się ich rozwijać. Czasem trzeba zrobić stop-klatkę, zastanowić się, co nam się sprawdza, a co nie. I to jest innowacyjność. Ciekawe, czy ktoś kiedyś złożył wniosek na projekt pt.: „mój stary festiwal uczyniłem innowacyjnym”? [Magdalena]: Trzeba zapytać grantodawców, może gdzieś się to zdarzyło. Sytuacja, o której rozmawiamy, ma też na pewne skutki negatywne, mam na myśli twórców i animatorów. Nie wiem, jak w waszym środowisku, ale w moim, które obserwuję na ścianie zachodniej w Poznaniu i w okolicach, coraz więcej osób, animatorów czy społeczników jest wypalonych. Ze względu na tę papierologię, biurokrację, ilość dokumentów do przerobienia, fakt, że zamiast skupić się na procesie twórczym, rozmowach z ludźmi, trzeba wypełniać masę do-
113
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
kumentów. Do tego dochodzi ta konieczność ciągłej innowacyjności. Jak jest u was? [Rafał]: Polską kulturę zabija biurokracja i urzędoza, która jest coraz bardziej dominująca. Chodzi o środki publiczne i każdy mówi: „To moje pieniądze, musisz się z nich wyspowiadać”. To powoduje zaciśnięcie procedur, robienie wszystkich tych rzeczy, które w kulturze nie do końca są potrzebne. Jeśli mamy jakieś zaufanie społeczne, ta papierologia będzie je po prostu zabijała. Wrócę jeszcze do poprzedniego wątku. Powiedziałaś, Magda, że animator co roku musi wymyślić coś nowego. Załóżmy, że ma doskonałą grupę seniorów i powie: „Dobra, w tym roku bawimy się w ogródek, w przyszłym roku robimy teatr, a za dwa lata będziemy się uczyć grać na ukulele. I ci seniorzy stwierdzą: „Zaraz, ale jak zrobiliśmy teatr, to chcielibyśmy ze dwa lata pograć ten spektakl, pojechać tu, pojechać tam. Nam się to podoba, chcemy się rozwijać”. Nie, on musi wymyślić coś nowego, bo teatr jest już odhaczony i koniec. To jest też refleksja dla organizatorów grantów. Z drugiej strony to, co powiedziała Dominika, też jest straszne. Wymyślamy festiwal, trzymamy się go, bo się podoba, bo fajnie napisały gazety, bo przychodzą ludzie ,i już do końca świata możemy go robić cały czas tak samo… Są brytyjskie badania dotyczące kultury festiwalowej, które mówią, że po 10–15 latach festiwal osiąga pewnego rodzaju szczyt, maksimum, a później jest tendencja schyłkowa. Już nie ma powrotu na ten top. Wtedy trzeba zdecydować: wywrócić cały festiwal albo go zamknąć i powołać nowy. Bo nie można latami ciągnąć tego samego. I to też jest chora sytuacja, bo są w Polsce festi-
114
wale, które trwają i trwają, i są takie same. Oczywiście one mają odbiorców, bo teraz nie jest trudno z tymi odbiorcami. Wrócę do pieniędzy. Była ogromna ilość funduszy w kulturze, choć oczywiście twórcom zawsze będzie brakowało, ale też pamiętajcie, że ta strefa kultury strasznie się poszerzyła. Działają nie tylko instytucje, ale i szereg NGO-sów, są też indywidualne stypendia twórcze, animacyjne, menadżerskie, tego jest naprawdę bardzo dużo. Zauważmy też, że mieszkańcy Polski zaczęli masowo uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych. Grupa tych odbiorców też się bardzo poszerzyła, kultura przestała być elitarna, a stała się bardziej egalitarna. Z drugiej strony jest festiwal kartofla, festiwal kapusty kiszonej czy festiwal pieroga, czy nie wiem nawet czego tam jeszcze. Nie wiemy, czy te tysiące festiwali mają sens czy nie. Jak patrzymy na wyniki ministerialnych grantów, to mamy uznawane dziwadła, już nie będę oceniał, czy przez obecne ministerstwa, czy przez poprzednią ekipę rządzącą. Brakuje nam standardów i poważnej reformy w kulturze, bo w edukacji to się trochę pozmieniało. Jest napisana ustawa o kulturze i rządzeniu kulturą, nie pamiętam już, czy są tam podmioty prywatne, które mogą prowadzić działalność kulturalną, czy nie. Chyba są w niewielkim stopniu uwzględnione. Mamy na przykład kreatywność knajp warszawskich, która jest legendarna. One stają się ośrodkami kultury. Jednak nie mogą być instytucjami kultury jako takimi, czyli przy firmie prywatnej trzeba założyć fundację żeby mogła dostać grant. I już się zamykamy na takie zjawiska. To problem systemowy. Z drugiej strony udało się na przykład Małopolskiemu Forum Kultury doprowadzić do sytu-
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
acji, że powstały Biblioteki Plus, że nie jest to tylko wypożyczalnia, ale również narzędzie do animowania rzeczywistości. Jest miejsce, są krzesła, stoły i już można robić warsztaty lub czytać książki. To wszystko powinno pójść od góry w dialogu ze środowiskami, ale to nie jest zadanie, umówmy się, ministerstwa, tylko tak naprawdę samorządów, bo większość kultury polskiej leży w samorządach. 80% kultury polskiej jest finansowane przez samorządy i to jest po prostu kultura samorządowa. Polska kultura jest z Poznania czy z małego miasteczka powiatowego. Problem polega na tym, że ministerstwo jakoś jej nie zauważa i nie chce dopuścić do głosu. Potrzebna jest poważna zmiana systemowa, żeby uciec od grantozy, a z drugiej strony zauważyć procesualność kultury, o której rozmawiamy. To będzie miało wielki sens, a nie robienie co roku innowacyjnego projektu. [Dominika]: Zapytałaś, Magda, o wypalenie, a to jest bardzo ciekawy wątek, on się pojawił we Wrocławiu. Szykujemy teraz Wrocławski Kongres Kultury, ważne i wyczekiwane wydarzenie. Zrobiliśmy nabór na tematy stolikowe i pewna bardzo znana i ceniona wrocławska menadżerka kultury zgłosiła temat wypalenia zawodowego w kulturze. Temat tabu. Bo przecież kreatywność obok wypalenia zawodowego nie leży. To nie może być tak, że ludzie, którzy są stworzeni do tego, żeby być kreatywnymi, aktywność jest ich pasją, nagle się wypalają. To tak, jakby te dwa procesy się nie widziały, a to jest chyba pokłosie profesjonalizacji branży. Jak w każdej innej dziedzinie, wypalenie zawodowe pojawia się jako skutek uboczny nad-
miaru różnych kryteriów, które na nas spadają, którym nie umiemy sprostać. Trzeba sobie z tym problemem radzić, tak po prostu, po ludzku, po zawodowemu, trzeba złapać byka za rogi i stwierdzić: jest taki temat. Mogą być wypaleni nauczyciele, mogą być też wypaleni animatorzy kultury. Koza wspomniał o różnych procesach animacyjnych. Pamiętajmy, że temat animacji pojawił się na fali zdenerwowania środowiska animatorów po Kongresie Kultury w 2008 roku w Krakowie, na którym animacji kultury w ogóle nie było. Więc animatorzy założyli Forum Kraków i „wychodzili” razem z Narodowym Centrum Kultury organizację NieKongresu Animatorów Kultury. Przez lata brakowało narzędzi kompetencyjnych, a teraz mamy ich zalew. To, co robisz, jest ważne, żeby różnym animatorom kultury, nie tylko z miast metropolitalnych, ale i z mniejszych ośrodków, powiedzieć, że bywają dołki w tej branży. [Rafał]: Ja się zgadzam, bo miałem projekt, który robiłem przez lata, i stwierdziłem, że chcę od niego odejść. Nie miałem wizji, stwierdziłem, że trzeba go zamknąć, bo to nie ma sensu. Po prostu chciałem go utopić. I tu jest problem, który bym połączył z problemem ewaluacji. Każda ewaluacja projektowa, grantozowa, musi być pozytywna. Ona musi wyjść correct, wszystkie wskaźniki mają być pozytywne. Nikt nie powie o bólu rozliczeń, nikt nie powie, że nie wyszło, nikt nie wskaże sytuacji, że coś mu się nie udało. Ten proces oceny tak naprawdę nie odbywa się w sposób realny i wiarygodny. Ta ewaluacja zawsze musi być pozytywna, bo inaczej trzeba zwrócić środki i kolejnym razem nie dostaniesz
115
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
grantu. Nie ma rzetelnej krytyki, takiego przejechania zrealizowanego projektu, wymienienia, co było dobrze, co było źle. Zawsze jest mówienie, że było fajnie. Później nie jesteś w stanie powiedzieć: „Ja już nie chcę robić tego projektu, nie chcę pisać kolejnego, chciałbym kontynuować to, co robiliśmy trzy lata temu”. Może wtedy nie byłoby takiego wypalenia? Z drugiej strony masz być cały czas hej do przodu, hej do przodu, hej do przodu, a twoja psychika i fizyka nie jest w stanie tego wytrzymać. Nie można być po prostu cały czas uśmiechniętym, tak mają Amerykanie, bo to w ich kulturze jest wręcz wymagane, i dlatego biorą Prozac. Mają tyle depresyjnych historii, a muszą być cały czas uśmiechnięci i zadowoleni. Jest super, a wracasz do domu i jest dół jak cholera. U nas zaczyna się robić podobna sytuacja, bo te kulturalne wydarzenia muszą być fajne, muszą być ładne, muszą być uśmiechnięte. Przypomnę, że kultura rozwijała się też na eksperymencie i ryzyku, na wielu błędach. Ilu mamy wspaniałych reżyserów, którzy popełniali strasznie kiczowate rzeczy, tworzyli złe spektakle i filmy, a potem doznawali olśnienia. Złego się już nie pamięta, ale ludziom wychodzą też kiksy. I co? I nie ma prawa do tego, by eksperymentować i szukać, żeby z tego później wychodziły genialne rzeczy. Nie wszystko musi być ładne. Chcemy być bardziej europejscy i amerykańscy, niż tak naprawdę jesteśmy. My jesteśmy jednak troszkę szaleni, troszkę niepoukładani, troszkę inaczej wrażliwi. Możemy popełniać błędy i grzechy. Mamy to zresztą w historii, bo przecież większość naszych powstań się nie udała, nie?
116
[Magdalena]: Takim fajnym doświadczeniem, które miałam tutaj w Poznaniu, były Innowacje Społeczne, podczas których instytucja zupełnie inaczej podeszła do dawania grantu. Znalazło się miejsce na popełnianie błędów, bo Innowacji nie rozliczano z twardych rzeczy, na przykład z liczby osób na spotkaniu czy liczby spotkań. Były miękkie założenia, które należało osiągnąć, i z nich się rozliczyć. Powiem szczerze, że to bardzo fajnie się sprawdziło. Był ten duży margines na weryfikowanie, zgłaszanie trudności i aktualizowanie wniosku, żeby na końcu było w porządku. Pojawiła się megaprzestrzeń do eksperymentowania, do wyciągania wniosków w trakcie działania, do robienia ewaluacji na bieżąco. Więc może to jest też pomysł na to, żeby w trochę inny sposób rozdawać pieniądze i zachęcać ludzi do działania. [Rafał]: Tak. Takie rozwiązania mają też bardzo fajne „Mikrogranty” z Wrocławia. To ma sens, tylko słuchajcie, to są promile w porównaniu do tej całej grantozy. Jeżeli policzycie wszystkie granty i stypendia dawane przez ministerstwo i samorządy, to kwoty idą w miliony złotych, a tak naprawdę tylko kilka projektów jest dobrze zewaluowanych czy zachęcających do poszukiwania i eksperymentowania. Przecież nie można założyć, że każdy pomysł nagle wyjdzie, to jest niemożliwe! [Dominika]: To też jest ciekawe zjawisko, jeśli chodzi o nasze biuro i Wrocław po zrobieniu dużego europejskiego projektu. Jego przygotowanie trwało pięć lat, później rok Europejskiej Stolicy Kultury i naprawdę wydaliśmy bardzo dużo pieniędzy, pracowało przy tym projekcie bardzo dużo osób, zrobiliśmy bardzo dużo działań. Myślę, że
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
to nasze doświadczenie z 2016 roku można by było spokojnie zamknąć w 10 latach pracy niejednej dużej instytucji. Nam bardzo zależało, żeby po 2016 wśród naszych kompetencji pozostała praca na rzecz praktyków kultury, bo środowisko nieustannie się zmienia. Oczekiwania ludzi względem kultury, sposób, w jaki w niej uczestniczą, to są rzeczy absolutnie zmienne, pojawiają się pewne mody i trendy. Wrocław był kiedyś odwrócony od rzeki, a od co najmniej dwóch lat jest bardzo zwrócony ku Odrze. Myślę, że beach bar, jakich we Wrocławiu wiele, jest dużą konkurencją dla niejednej instytucji kultury w mieście. Tam są ludzie, którzy słuchają muzyki, a dla kulturotwórców, animatorów, menadżerów to ciągłe zadanie, żeby się szkolić, poszukiwać, sprawdzać, co słychać u innych. Nie należy zamykać się, ograniczać do swoich utartych, ulubionych ścieżek realizacji projektów. Wspomniana ewaluacja jest superważna, my ją robimy po każdym, nawet najmniejszym projekcie. Jeżeli jest dla nas ważny i myślimy o tym, żeby go kontynuować, to nie obejdzie się bez ewaluacji. Taka ocena polega czasami, przy małym projekcie, na siedzeniu przy jednym stole i gadaniu do bólu: „Słuchaj, zawiodłeś mnie tutaj, a potrzebowałam pomocy, chyba źle się zrozumieliśmy”, a czasami jest to duża ewaluacja, procesualna, zlecana na zewnątrz. Fajnie, jak są środki na ocenę efektów projektów, ale do prawidłowej ewaluacji nie trzeba pieniędzy, tylko chęci. [Rafał]: Zauważcie, że my się w ogóle nie wymieniamy porażkami. A przecież te porażki też są wpisane w twórczość. Nie każdy spektakl musi być wybitny, moż-
na po prostu zrobić zły spektakl, myśląc, że będzie dobry. I trudno, artysta ma do tego prawo, bo później stworzy dzieło, które opisze rzeczywistość na nowo. Warto powymieniać się błędami. Mi się zdarzył w życiu jeden projekt, który wymyśliłem bez sensu. Uparłem się, znalazłem sponsora, no bo jak chciałem eksperymentować, to nie brałem środków publicznych. Przyszło kilkadziesiąt osób, załamałem się. Długo potem myślałem i już wiem, gdzie był błąd. Po prostu myślałem, że to poleci jak fala, jak to w przestrzeni miejskiej będzie... Nie, nie, nie. Mnie to strasznie zastanowiło, dobrze, że się sponsor wywiązał, bo tam miały być setki osób. O tej porażce opowiedziałem później w ratuszu, na czym polegała i z czego wynikała, żeby nie popełnili podobnego błędu. Można sobie po prostu pomóc w ten sposób. I tyle. [Magdalena]: Jesteśmy przy wątku ewaluacji, wiem, że instytucje kultury, które reprezentujecie, brały udział w różnego rodzaju badaniach dotyczących pandemii i zamknięciu wielu wydarzeń w internecie. Jakie są wnioski z tych badań? Czy to pomogło, jest więcej odbiorców, jest mniej odbiorców, jak twórcy na to reagują? [Dominika]: To jest bardzo płodny rok dla badań i myślę, że po pandemii zostanie nam sporo wiedzy, którą później będziemy mogli przez lata analizować i przerabiać. Zrobiliśmy na nasze potrzeby, chyba tuż po tobie Koza, badanie publiczności. Wykonaliśmy je w dwóch falach, na początku wakacji i na początku września. To są dla nas bardzo cenne dane. Dla mnie ciekawy wniosek jest taki, że pandemia bardzo odczarowała lato. Jak zaczynałam swoją pracę w kulturze, to wszyscy uciekali od miesięcy
117
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
letnich, teatry były zamknięte, filharmonie również, instytucje kultury miały wakacje, bo przecież działają w trybie semestralnym. Ten rok pokazał, że chodzi nie tylko o to, żeby działać na świeżym powietrzu, bo ludzie mniej się boją zarażenia. Kiedyś prof. Tomasz Szlendak powiedział, że w godle narodowym Polski powinien być grill i kiełbasa. I to oczywiście było powiedziane w pejoratywnym znaczeniu, ale jest coś w tym, że my po prostu odczarowaliśmy lato. Działajmy latem, róbmy dużo fajnych rzeczy dla ludzi. Można robić superkoncerty, festiwale w plenerze, jest też oczywiście cała narracja związana z katastrofą klimatyczną, ludzie to dostrzegają i wracają do zieleni. We Wrocławiu przetestowaliśmy podczas Europejskiej Stolicy Kultury duży projekt nazwany „Parki ESK”. Patent był prosty: postawiliśmy kontenery w kilku wrocławskich parkach, w środku były leżaki, piłki, paletki, sztalugi i farby. Animatorzy pracowali intensywnie co weekend i po Europejskiej Stolicy Kultury wiele osób nie chciało oddać tego projektu. On został w rękach Wrocławskiego Centrum Rozwoju Społecznego i z powodzeniem, zmodyfikowany, długo funkcjonował. Najważniejszy wniosek: trzeba trochę mniej bać się wakacyjnych miesięcy. Przez całe lata uważaliśmy, że nie możemy działać, kiedy nie ma studentów we Wrocławiu. To nieprawda. Jest wielu mieszkańców, którzy nie mogą sobie pozwolić na wyjazd lub wracają po dwóch tygodniach i resztę czasu siedzą na miejscu, i chcą gdzieś wyjść, zrobić coś fajnego. To taki wniosek na gorąco. Z ankiet nie wynika niechęć do kultury, wręcz przeciwnie, ludzie bardzo chcą w niej uczestniczyć, deklarują, że wydają na kulturę wciąż tak samo dużo pieniędzy. Chcą przycho-
118
dzić na wydarzenia, jednak boją się o swoje zdrowie. To sygnał dla nas, prowadzących instytucje kultury, że musimy przyszykować naszą przestrzeń tak, żeby uczestnicy czuli się komfortowo. Dezynfekcja rąk, maseczki, zachowanie odległości. To pewnie też nie wystarczy w zaostrzającej się sytuacji pandemii, ale to nie znaczy, że ci ludzie kiedyś do nas nie wrócą. Musimy tylko uszanować to, że każdy się boi. [Magdalena]: A jak było, Koza, u ciebie? [Rafał]: Najpierw chciałbym powiedzieć o działaniach online, bo tu był nagły zachwyt. To oczywiście każdy robił, bo chcieliśmy mieć kontakt z odbiorcą, być na bieżąco. Mieliśmy takich rzeczy strasznie dużo, mamy na pokładzie taką szaloną dziewczynę, która z Pracownią Sztuczka robi codzienne nagrywki z dzieciakami. Jest idolką i wyszedł hit. Ostatnio 5 tysięcy osób oglądało koncert, ona ma swoich odbiorców. To jest perełka i należy ją pielęgnować. Jednak cała reszta po prostu padła. Jest tak, jak mówiliśmy na początku: nie każdy będzie twórcą, nie każdy będzie artystą, nie każdy będzie świadomym odbiorcą. Pewne rzeczy pójdą, a pewne nie. Z tego „online’u” nie zostanie zbyt wiele. Fajnie, że jest edukacja, sam zauważyłem, że słucham podcastów i ciekawych rozmów. To czas debat, ocen i badań. Siedzimy w domach i rozmyślamy. Dobrze, że to wszystko jest rejestrowane. Tych rozmów jest strasznie dużo i oczywiście przez te dwie godziny usłyszę coś ciekawego lub nie, ale to jest nasz warsztat. Wracając do badań. Zrobiliśmy je szybkie: co by było, jakby mieli wracać nasi odbiorcy. Odpisało nam siedemset osób. I potwierdziło się to, o czym powiedziała
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Dominika. Najważniejsze, żeby się czuli bezpiecznie. Mnie to zaskoczyło, wyszło, że jak nie stworzymy ludziom komfortowej strefy, to nie przyjdą. Druga rzecz: ludzie chcą koncertów, chcą kina i chcą teatru. Ten teatr na trzeciej pozycji też mnie zaskoczył. Zaczęliśmy działać. Na początku daliśmy więcej koncertów, przez dwa tygodnie ludzie przychodzili powolutku, powolutku, a później już nam miejsc nie starczało przy tych reżimach covidowych. Posłuchaliśmy, czego pragną odbiorcy, i szybko zareagowaliśmy, to nie było jakoś wielce trudne. Trzeba jednak teraz słuchać i rozmawiać, bo to zostanie na lata. Być może ktoś za 10 lat będzie ewaluował to, co się zdarzyło z covidem w Polsce, jak się przyłożyła kultura, i takie rozmowy nagle będą im wracały w diagnozie. To jest bardzo ciekawe, choć myślę, że to jest też wielki czas na przeformatowanie polskiej kultury. Bo jest grantoza, instytucje, NGO-sy na boku jako ostatnie ogniwo, a już animatorzy, którzy nie założą stowarzyszenia czy fundacji – ich po prostu nie ma. Ubłagają kogoś, podczepią się albo po prostu zginą, bo z jednego projektu czy stypendium nie wyżyją. Nie ma możliwości, żeby ci animatorzy mieli szansę na rynku poza instytucjami czy grantami. Mają pasję, a im nie wyjdzie, a może czasami tworzą genialne rzeczy. Do przemyślenia jest, żeby na przykład instytucje miały przeznaczyć obligatoryjnie, nie wiem, 5–10%budżetu na wsparcie takich działań lub każdy powinien mieć takie mikrogranty, jakie ma Dominika, czy też mikrogranty dla animatorów. Tu jest dużo kwestii do przemyślenia, bo ta strefa kultury bardzo się poszerzyła na strefę społeczną. I jeżeli tę energię zaprzepaścimy, to po prostu ta kultura wróci do tego starego punk-
tu, tylko że straci odbiorcę. Bo estrada się starzeje i odbiorca też się starzeje. Moim wielkim bólem jest to, że my nie wiemy, co mają w głowach 18-latkowie. Pytam się wszędzie i okazuje się, że instytucje nie są przygotowane na 18–20 latków. Nie mają dla nich oferty. Dlaczego? Bo w tych instytucjach pracują 40–50-latkowie lub starsi ludzie, którzy już nie rozumieją tego świata kultury. Nie ma 18-latka, bo go nie zatrudnisz lub nie weźmiesz na eksperta, bo to nie do pomyślenia, żeby on powiedział, czego chcą jego rówieśnicy. Pamiętam, jak zapytałem, czy ktoś ma ofertę dla młodych, i okazało się, że jeden kolega opowiedział o kuzynce, która przyjechała na festiwal, o którym on nawet nie wiedział. To był festiwal wege. Ta dziewczyna przyjechała ze znajomymi w 15 osób na festiwal wege. Nie teatralny, nie muzyczny, nie komiksowy, nie gier, tylko festiwal wege ściągnął do obcego miasta kilkunastu młodych ludzi. My sobie nie zdajemy sprawy, co tam się dzieje w głowach, a to pokolenie za chwilę będzie nas wysadzało ze stołków. [Dominika]: Razem z Instytutem Kulturoznawstwa z Uniwersytetu Wrocławskiego robimy badania, jak instytucje odnalazły się online i czy wszystkie użyły tego narzędzia. Pierwszy wniosek jest taki, że wszyscy wypłynęliśmy na teren kompletnie nieznany. Wszyscy się uczymy. Wcześniej na przykład konferencje były robione tylko na żywo, o to przecież chodziło, żeby się na nie wybrać, nawet do innego miasta, a jak ktoś miał pieniądze, to robił streaming lub je nagrywał. Jednak to nie były działania obligatoryjne. Nam się online sprawdził, ale też nie we wszystkich obszarach.
119
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Kluczowe jest to, o czym powiedział Koza: jako twórcy kultury mówimy, że już mamy dosyć, bo jest bardzo dużo śmieci wśród tych „online’ów”, rzeczy nieprzemyślanych, źle skrojonych lub takich, których nie da się po prostu pokazać przed kamerą. Podam przykład działania, które bardzo się udało. Od lat w ramach projektu „Sąsiadujemy” robiliśmy spacery po Wrocławiu. To jest bardzo modny sposób aktywności tworzonej przez instytucje kultury, choć nie tylko. Polega na tym, że chodzi się szlakiem na przykład ciekawych miejsc lub ludzi, książek, bohaterów literackich. Nam się wydawało w maju, że w tym roku nie zrobimy żadnego spaceru. Jest pandemia, nie wiadomo, ile ona potrwa, musimy wymyślić coś innego. Postanowiliśmy wydać część budżetu na czteroodcinkowy serial, w którym ukochany przez naszych odbiorców przewodnik przejdzie po czterech dzielnicach. To było bardzo dobrze, fajnie nakręcone. Szymon Maraszewski odkrywał smaczki, mówił ciekawie. Tydzień po opublikowaniu odcinka mieliśmy 50 tysięcy wyświetleń. Nie ma szans, żebyśmy tyle osób mieli w trakcie spacerów, choćby przez całe lato. Jak się dobrze przemyśli temat, dobrze wyceluje, ma się na niego pomysł i nie robi tego z przymusu, tylko wkładając w działanie serce, to można trafić na żyłę złota i fajnych, nowych odbiorców. Na pewno ogromną zagwozdkę mają teatry. Przyjęło się, że teatr najlepiej oglądać, będąc na widowni, a aktorów na scenie, podobnie jest z koncertami. Ale jak się nie da, to ludzie chcą mieć po prostu dobry produkt, nagranie świetnej jakości. [Rafał]: To przecież jest proste, teatr i koncert na żywo, po to wymyślono kino, żeby
120
nie musiało być na żywo. Słuchajcie, ta innowacyjność. Mamy eksperyment, o którym mówi Dominika. Ciekawa historia, dobrze opowiedziana, dzielnice, spacer, robimy na przykład na przemian dwie kamery, trochę podmontujemy, wytniemy syfy, żeby było ciekawie, fajne kadry i wrzucamy do internetu. Można stworzyć stronę A4 z takimi zaleceniami i jestem pewny, że byśmy to samo zrobili w Lublinie czy wy w Gdańsku. To by hulało. Lokalna gazeta napisze, że możesz zobaczyć tajemnice swojej dzielnicy, i to jest, załóżmy, ta innowacyjność. Ona jest teraz we Wrocławiu, może rozlać się do innych miast i być co roku kontynuowana, ale w przyszłości potrzebna będzie kolejna innowacyjność. Czy będzie nią to, że ten szlak zostanie poprowadzony w nowy sposób, już nie śladem zabytków czy ludzi? Takimi pomysłami moglibyśmy się dzielić. Coś wyszło, na przykład webinaria, ale też trzeba sobie powiedzieć, że natworzyło się mnóstwo śmieci. [Magdalena]: Czyli tak: ewaluacja, dzielenie się pomysłami oraz trudnościami, które napotkaliśmy podczas realizacji różnych działań. Jakie macie jeszcze wskazówki dla animatorów i twórców kultury? [Rafał]: Nie bać się, a po drugie żądać. Przez wiele lat podchodziłem do tego tak, że mogę poprosić, ale nie wiem, czy się znajdzie dla mnie miejsce. Długo robiłem festiwal, o którym nikt nie wiedział w mieście, a po latach okazało się, że był ważny. Nie wiedziałem, że można żądać, nie wiedziałem, że można przyjść do instytucji i powiedzieć: „Heloł, potrzebuję coś wydrukować, dajcie mi biurko, chciałbym skorzystać z internetu, poproszę o hasło, może mi pomożecie tutaj coś wypełnić, dajcie mi
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
salę, pożyczcie oświetlenie” itd. Ten świat kultury należy do was, do każdego. Instytucje jednak się otworzyły i tak samo możecie żądać od urzędów pewnych rzeczy. Myślę, że to jest po prostu czas wymagania i możecie żądać, wymagać od rzeczywistości tego, co się wam należy. Ta kultura jest tak samo moja, jak i wasza. Po drugie, trzeba być strasznie krytycznym i się tego nie bać. I eksperymentować, bo ja naprawdę w kulturze lubię eksperyment. Jak lata temu wymyślałem pewne rzeczy w Lublinie i dla Lublina, to wszyscy patrzyli na mnie, że to jest niemożliwe, że się nie uda. A jak mi wszyscy mówili, że się nie uda, to ja stwierdziłem: A właśnie, że się uda. Teraz, kiedy pytam swoją grupę fokusową, czy ten plan ma sens, a oni mówią: „Nie, nie, nie”, to ja wiem, że się powiedzie. [Dominika]: Na pewno w przypadku działań społecznie zaangażowanych to przygotowanie projektu jest superważne, podobnie myślenie odbiorcą i jego potrzebami. Ważne jest, dla kogo się robi, bo można czasami zostać samemu na placu boju, a przecież praca animatorów czy twórców kultury to jest praca dla ludzi i z ludźmi. Im lepiej przyjrzymy się, dla kogo pracujemy, tym mniej błędów popełnimy po drodze. Odwaga, o czym mówi Koza, jest superważna. Powiedziałabym nawet, że czasami trzeba iść po bandzie. [Rafał]: W tajemnicy powiem, że jakby poszedł dziesiąty e-mail do Dominiki, toby jednak musiała się sprawą zająć. Uważam, że my jako instytucje jesteśmy, nazwijmy to, ludźmi wynajętymi przez społeczeństwo. Mamy kompetencje do tego, żeby
dobrze zarządzać środkami, mamy prawo do tworzenia, wymyślania, ale tak naprawdę my też służymy, także tym animatorom. Taki sposób myślenia realizuję teraz w Centrum Kultury w Lublinie. [Dominika]: Instytucje kultury mają swoją osobną ustawę, są autonomiczne, więc działają na bazie jakiegoś prawa. Od lat jest napięcie między NGO-sami a instytucjami kultury, bo instytucje mają przecież dyrektorów, często takich dyrektorów jak my, czyli programowych. Pojawia się kwestia współdzielenia zasobów. Ważne jest, że nie tylko instytucje kultury się otwierają, istotne, żeby druga strona nie bała się nas. My naprawdę pracujemy inaczej niż niejeden animator kultury, twórca czy osoba prowadząca organizację pozarządową. Bardzo często działamy nawet w innych godzinach. Przychodzimy rano, jesteśmy do popołudnia, a oni zaczynają robotę dopiero po pracy, bo często mają jakąś swoją inną pracę. Więc trzeba choćby przełamać te instytucjonalne bariery. Mam na koncie taką historię z ESK. Nie odpowiedziałam na jednego e-maila, który trafił do mnie w najmniej odpowiednim momencie, było wtedy najwięcej roboty i umknęła mi pewna sprawa. Nie wiedziałam, jak negatywnie wpłynęło to na drugą stronę, która uznała, że ją zlekceważyłam. Czasami jest tak, że mamy inne prędkości. Jak nie otrzymamy odpowiedzi na e-mail, to trzeba zadzwonić. Nie bać się, bo tam jest człowiek po drugiej stronie. My się po prostu często słabo znamy, więc myślę, że jak się jest początkującym twórcą w jakiejś społeczności, która jest bardzo określona, a mam w zasięgu jeden dom kultury albo jedną bibliotekę, to trze-
121
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
ba tam wejść... Przedstawić się, powiedzieć: „Robię to i to, teraz nic od was nie chcę, ale może za jakiś czas się odezwę. Może będę miał interes, może wy mi pomożecie, podzielimy się zasobami”. Na pewno odbiorcy to nasz wspólny zasób, którym musimy się podzielić. [Magdalena]: Ja w waszych wypowiedziach słyszę takie zaproszenie: „Animatorzy i twórcy, ślijcie do nas e-maile i CV”. [Rafał]: CV bez przesady, ale trzeba słać e-maile do nas i do urzędu, do osób, które tym zarządzają, bo umówmy się, samorządy muszą to robić, mają kulturę obligatoryjnie wpisaną w swoją działalność, mają też współpracę z organizacjami pozarządowymi. Może w danym mieście czy miasteczku nie ma na przykład programu stypendialnego, więc trzeba skopiować regulamin ze strony. Urzędnik jest w stanie powiedzieć: „No ale nie może-
my panu pomóc, bo nie mamy takich procedur”. To trzeba zrobić te procedury za nich. Pamiętam, jak w Lublinie zmieniła się trochę rzeczywistość. 10 organizacji od 10 lat dostawało te same granty na te same festiwale. Przyszedłem i powiedziałem, że tak po prostu już nie może być. To mi urzędnicy powiedzieli: „Napisz to na nowo”. Siedziałem trzy noce z kolegami i żeśmy to pisali. Internet jeszcze nie działał tak jak teraz, nie było BIP-ów, my tworzyliśmy na żywo ustawodawstwo, w którym urzędnicy zmienili tylko dwa słowa. Żeby dostać grant, musiałem zmienić swoją wewnętrzną lubelską uchwałę. Dlatego mówię, żeby być odważnym. To się po lubelsku nazywa dydłać. Trzeba dydłać, dydłać i wydydłać. [Magdalena]: No to dydłajmy w takim razie. Bardzo serdecznie dziękuję wam, Dominika i Rafał, za rozmowę!
Nagranie video dostępne na kanale YouTube „Wł@cz kulturę!” https://www.youtube.com/watch?v=Qld2yLQTNnU Nagranie audio dostępne m.in. na platformach: • Spotify https://open.spotify.com/episode/4aklGSIiZK9nrpbffvp92v • Anchor https://anchor.fm/magdalena-zylik-kosmowska/episodes/Odcinek-10---Kultura-jako-motorkreatywnoci-i-wzrostu-innowacyjnoci-eo4ptj
Partnerzy: • Centrum Kultury w Lublinie - https://www.facebook.com/centrumkulturywlublinie/ • Fundacja Deaf Respect - http://www.deafrespect.com/ • Strefa Kultury Wrocław - https://www.facebook.com/StrefaKulturyWroclaw/
122
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Małgorzata Brus ROZMOWA 6: ROLA KULTURY W ZAKŁADACH KARNYCH I ARESZTACH ŚLEDCZYCH
Od zawsze „pracuje w kulturze”, ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Pisze pracę magisterską na temat udziału w kulturze kobiet osadzonych z długoterminowymi wyrokami na podstawie własnych badań. Z Fundacją Dom Kultury jest związana od prawie 10 lat, wspólnie realizują projekty edukacji kulturalnej w więzieniach całej Polski, a w szczególności w Areszcie Śledczym w Warszawie-Grochowie i w Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka. Działa na rzecz społeczności romskiej i środowisk wykluczonych. Z ramienia Fundacji Dom Kultury prowadzi unikatowy blog kobiet osadzonych na Grochowie ewkratke.pl, prowadzi też dokumentację fotograficzną, warsztaty edukacyjne, koordynuje projekty. W 2020 roku otrzymała stypendium kulturalne Instytutu Solidarności im. Męstwa Witolda Pileckiego „Rozszerzona Rzeczywistość”. Współpracuje jako animatorka z Narodowym Instytutem im. Fryderyka Chopina i Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. W latach 1979–2012 projektowała kostiumy do około 30 filmów fabularnych i seriali, m.in. Dolina Issy, CK Dezerterzy, Siekierezada, Uprowadzenie Agaty, Faustyna, Piłkarski poker, Panna z mokrą głową, Złotopolscy. www.fundacjadomkultury.pl www.ewkratke.pl http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?osoba=1123910
Aleksandra Chodasz ROZMOWA 2: SENIOR W KULTURZE – CZY JEST DLA NIEGO MIEJSCE?
Certyfikowana trenerka i facylitatorka. Jej pasją jest spotykanie ludzi z ludźmi i docieranie do potencjałów. Do prowadzonych przez siebie warsztatów, debat i konferencji wnosi energię, ruch i radość. Dba, by były źródłem inspiracji do rozwoju i działania. Stawia na nowe w Polsce, angażujące metody. Wykorzystuje m.in. dramę stosowaną (ang. applied drama), którą studiowała na Uniwersytecie w Exeter, pracę z ciałem i Open Space Technology. Specjalizuje się w integracji zespołów i społeczności, komunikacji, współpracy, odporności psychicznej, mocnych stronach, motywacji i pewności siebie oraz wzmacnianiu kompetencji osób pracujących z grupami, w tym w stosowaniu metody dramy. Online prowadzi debaty, kongresy i kursy o angażowaniu grup w języku polskim i angielskim. Oprócz własnej firmy szkoleniowej, która współpracuje ze szkołami, organizacjami poza-
123
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
rządowymi, samorządami i biznesem z całej Polski, prowadzi na Podkarpaciu Fundację Rozwoju „Dobre Życie”, wspierającą młodzież, seniorów, społeczności lokalne i liderów społecznych. http://drama.chodasz.pl/ https://www.facebook.com/AppliedDramaOpenSpaceTechnology/ http://dobrezycie.org/
Anna Dąbrowska ROZMOWA 7: WIELOKULTUROWOŚĆ MIAST, KIEDYŚ I DZIŚ – JAK WYKORZYSTAĆ TEN POTENCJAŁ DO WŁĄCZANIA W KULTURĘ?
Aktywistka na rzecz praw człowieka, animatorka społeczna, prezeska Stowarzyszenia Homo Faber. Doktorantka na Wydziale Politologii UMCS (pracuje nad rozprawą doktorską na temat możliwości wsparcia integracyjnego migracji ukraińskiej przez mniejszość ukraińską mieszkającą w Polsce wobec braku wsparcia instytucjonalnego). Czasem także performerka. Ukończyła Szkołę Praw Człowieka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Instytutu Nauk Prawnych PAN, a także kurs trenerski Stowarzyszenia Trenerów Organizacji Pozarządowych (STOP). Od 2005 do 2008 roku była związana z Ośrodkiem „Brama Grodzka – Teatr NN” i programem „Akademia Obywatelska”. W Homo Faber jest od 2005 roku. Od 2011 roku jest prezeską Stowarzyszenia. Koordynuje program „Integracja”, gdzie zajmowała się wsparciem integracji studentów i studentek zagranicznych przyjeżdżających do miasta na studia (2009–2017 program „Witamy w Lublinie”). Obecnie skupia się na dorosłych imigrantach (program „Niewidzialni mieszkańcy” od 2018 roku) oraz na lobbowaniu w urzędzie zmian sprzyjających integracji (we wrześniu tego roku z jej inicjatywy powstanie pierwsza w Lublinie Komisja Dialogu Obywatelskiego ds. integracji imigrantów i imigrantek). Z ramienia Homo Faber jest także członkinią Rady Programowej Sieci Organizacji Pozarządowych Przeciwko Handlowi Ludźmi, koordynowanej przez Fundację La Strada. Jest też członkinią Stowarzyszenia im. prof. Zbigniewa Hołdy. www.hf.org.pl https://circlesofstrangeness.wordpress.com/ “Polacy Ukraińcy. Mity, plotki i fake newsy” https://hf.org.pl/ao/index.php?id=2345
124
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Dominika Dopierała ROZMOWA 1: MUZYKA (MUZYKOTERAPIA) I JEJ WPŁYW NA WŁĄCZENIE W KULTURĘ
Muzyk i certyfikowana muzykoterapeutka. Absolwentka studiów licencjackich w Katedrze Fortepianu w Royal College of Music oraz studiów magisterskich w Nordoff-Robbins Music Therapy Centre w Londynie. Po powrocie do Polski na trzy lata związała się z Akademią Muzyczną w Katowicach, prowadząc zajęcia dla studentów w Zakładzie Muzykoterapii. Jest autorką publikacji z zakresu muzykoterapii, prelegentem konferencji, prowadzi warsztaty dla muzyków, muzykoterapeutów i profesjonalistów z dziedzin pokrewnych. W 2016 roku założyła Fundację Nordoff Robbins Polska, która zajmuje się organizacją sesji muzykoterapii oraz wydarzeń muzycznych z udziałem różnorodnych grup społecznych. Jej osobistym celem jest upowszechnianie aktywnego muzykowania jako sztuki użytkowej – wykonywanej na co dzień i dostępnej dla każdego. Prowadzenie plenerowych sesji muzyki widzi jako sposób na integrację społeczną. Wierzy, że w szerszej perspektywie to właśnie poczucie wspólnoty pozwala społeczeństwu skutecznie mierzyć się z problemami świata, który tworzy. kontakt: dominika.dopierala@nordoff-robbins.pl www.nordoff-robbins.pl www.facebook.com/NordoffRobbinsPolska https://www.youtube.com/channel/UCliRtESW1l6PQOPhaMhRX8Q
Jolanta Janiec ROZMOWA 9: LITERATURA (BIBLIOTERAPIA) I JEJ WPŁYW NA WŁĄCZENIE W KULTURĘ
Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Hrubieszowie, w której zajmuje się nie tylko zarządzaniem, ale także działalnością animacyjną i edukacyjną placówki. Jest trenerem, bibliotekarzem, animatorem kultury, pedagogiem. Pracuje z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Aktywnie włącza się w działania środowiskowe sprzyjające upowszechnianiu i udostępnianiu szeroko pojętej kultury. Absolwentka Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie (kierunek: animator i menedżer kultury oraz pedagogika), I edycji Szkoły Trenerskiej STOP-PRB, kursu trenerskiego z zakresu facylitacji „Dobre Spotkanie – jak to zrobić”, Szkoły Liderów PAFW. Uczestniczka i ambasadorka Programu LABiB, Projektów „Czytanie dziedzictwa kultury” Ośrodek Brama Grodzka Teatr NN w Lublinie oraz I edycji Akademii Partycypacji Społecznej „Przystanek Animacja”, a także Akademii Partycypacji Społecznej „Desant animacyjny”. Posiada certyfikat w zakresie przygotowania do towarzyszenia seniorom w uczeniu się L3M „Radość uczenia się przez całe życie” wg M. Montessori, w ramach którego prowadzi zajęcia wpływające na zdrowie publiczne i włączanie seniorów w życie społeczne. Prowadzi szkolenia z zakresu szeroko pojętej animacji kulturalnej, fa-
125
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
cylitacji i prowadzenia spotkań (np. metoda debaty oksfordzkiej), zagadnień regionalizmu, pracy z różnymi grupami użytkowników biblioteki, promocji kultury, budowania zespołu i komunikacji, przeciwdziałania wykluczeniu cyfrowemu seniorów (np. finanse w bibliotece). Działa na rzecz rozwoju społeczności lokalnej, szczególnie w obszarze pracy z młodzieżą, kultury i działalności na rzecz innych. Pracuje dla ludzi i wierzy w ludzi. Prywatnie lubi ciekawe i inspirujące spotkania z drugim człowiekiem. https://epale.ec.europa.eu/pl/blog/radosc-uczenia-sie-przez-cale-zycie-wedlug-metodymarii-montessori-dla-seniorow-rozmowa-z https://www.mbphrubieszow.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=569% 3Alekturynki-aktorami&catid=16&Itemid=139 https://www.mbphrubieszow.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1529:jak-powstaje-plotka-warsztaty-z-seniorami&catid=23:imprezy-biblioteczne&Itemid=146 https://www.mbphrubieszow.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1613: hrubieszowskie-dobranocki-wakacyjna-wedrowka-malgorzataskowron&catid=24:bibliote ka-dzieciom&Itemid=147 https://www.mbphrubieszow.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1523:rozwijanie-przez-czytanie&catid=24:biblioteka-dzieciom&Itemid=147 https://www.facebook.com/pOBUDZENI https://www.facebook.com/Lokalsilhr
Dominika Kawalerowicz ROZMOWA 10: KULTURA JAKO MOTOR KREATYWNOŚCI I WZROSTU INNOWACYJNOŚCI
Absolwentka kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego i studiów podyplomowych dla menedżerów kultury „Akademia Liderów Kultury” realizowanych przez Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie przy udziale prof. Hausnera. Od czasów studenckich związana z wrocławskimi organizacjami pozarządowymi. Od 2012 roku pracowała w biurze Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 jako kierowniczka działu programowego, a od 2018 roku jest dyrektorem programowym Strefy Kultury Wrocław. W jej zespole realizowane są m.in. projekty z zakresu wolontariatu, podnoszenia kompetencji sektora kultury pod marką „Praktycy kultury”, działania międzynarodowe i rezydencyjne, kulturalne i animacyjne na wrocławskich podwórkach pod hasłem „Sąsiadujemy”, program wsparcia dla aktywnych mieszkańców Wrocławia „Mikrogranty”, Wrocławski Program Wydawniczy oraz Europejska Noc Literatury.
126
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Magdalena Kowalska ROZMOWA 2: SENIOR W KULTURZE – CZY JEST DLA NIEGO MIEJSCE?
Animatorka senioralna w poznańskim Centrum Inicjatyw Senioralnych, socjolożka, absolwentka psychogerontologii. Na co dzień pobudza do działania, inspiruje i wzmacnia kluby seniora oraz nieformalne grupy senioralne. Współautorka programu „Mikrogranty dla seniorów” w Poznaniu. Współpracuje ze Stowarzyszeniem Schron Kultury Europa jako koordynatorka Wildeckiego Klubu Senioralnego – Schron Trzeciego Wieku, gdzie realizowane są działania prosenioralne i międzypokoleniowe, w tym innowacyjne aktywności, takie jak spacery cyfrowe oraz międzypokoleniowe lekcje języka migowego. Zaangażowana w inicjatywy oddolne i działania skierowane do społeczności lokalnych. Inicjatorka i autorka projektu „Piątkowski Krąg Kobiet”, dedykowanego mieszkankom w każdym wieku, realizowanego przez Stowarzyszenie Fyrtel, którego jest członkinią. Łączy wieloletnie doświadczenie pracy w administracji samorządowej i sektorze pozarządowym. kontakt: magdalenab.kowalska@gmail.com, tel. 781 244 324 https://centrumis.pl/ https://www.facebook.com/SchronTrzeciegoWieku/ https://www.facebook.com/StowarzyszenieFyrtel/
Rafał Koziński ROZMOWA 10: KULTURA JAKO MOTOR KREATYWNOŚCI I WZROSTU INNOWACYJNOŚCI
Od lat 90. niestrudzony animator życia kulturalnego w Lublinie jako: kurator, kreator, producent, menadżer, kulturotwórca, edukator, artysta przestrzeni publicznej oraz organizator wydarzeń ogólnomiejskich. Kurator Festiwalu Kultury Alternatywnej „ZdAErzenia” (od 1998 roku, 12 edycji), Festiwalu Teatrów Niszowych „Theatrograf” i wielu innych inicjatyw w Akademickim Centrum Kultury UMCS Chatka Żaka. Laureat nagrody „Złota Gwiazda Partnerstwa” przyznanej przez Komisję Europejską w roku 2006 za projekt „Stereotypy a rzeczywistość”, realizowany we współpracy z Nancy (Francja) i Karlsruhe (Niemcy), który został uznany za wzorcowy projekt europejski. Laureat Nagrody Artystycznej Miasta Lublina oraz wielu innych nagród i wyróżnień za permanentną pracę nad tworzeniem kultury dla zmiany społecznej. Twórca i koordynator Nocy Kultury (6 edycji), największego publicznego fenomenu aktywności kulturalnej Lublina, co roku gromadzącego 100 tysięcy uczestników oraz ponad 250 wydarzeń artystycznych. Ukrainofil z tendencjami do zachwytu nad całą kulturą wschodniej Europy. Kreator programu współpracy kulturalnej „Trans_Misja_Lublin_Ukraina”. Twórca projektu „L² – potęgowanie kultury Lublina i Lwowa”– kulturalnych „najazdów” ponad 100 artystów Lublina na Lwów i vice versa. Kreator
127
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
projektu „Koalicja 2016”, kreującego innowacyjną formę współpracy miast Gdańsk, Katowice, Lublin, Łódź z Wrocławiem jako Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku. Koordynator koncepcyjno-programowy obchodów 700-lecia nadania Lublinowi prawa miejskiego magdeburskiego i obywatelskiego.
Katarzyna Pudło ROZMOWA 5: FESTIWALE – CZY JEST TO PRZESTRZEŃ DLA OSÓB WYKLUCZONYCH?
Absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej oraz historii sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od ponad 10 lat związana z Warsztatami Kultury w Lublinie, gdzie m.in. koordynuje takie działania, jak program szkoleniowy „Wolontariusz Kultury” czy klub filmowy dla dzieci „Magiczna Latarnia”. Pełni również funkcję koordynatora ds. wolontariatu i punktów informacyjnych przy czterech festiwalach: Noc Kultury, Wschód Kultury – Inne Brzmienia, Carnaval Sztukmistrzów” oraz Jarmark Jagielloński. Zawsze blisko ludzi i dobrej kultury. Za wkład i zaangażowanie w budowanie kulturalnego dorobku miasta oraz edukowanie i inspirowanie setek mieszkańców Lublina odznaczona Medalem Prezydenta Miasta Lublina. kontakt: k.pudlo@warsztatykultury.pl https://warsztatykultury.pl/
ppor. Ewa Smolińska (Areszt Śledczy w Warszawie-Grochowie) ROZMOWA 6: ROLA KULTURY W ZAKŁADACH KARNYCH I ARESZTACH ŚLEDCZYCH
Od 2012 roku wychowawczyni ds. kulturalno-oświatowych w Areszcie Śledczym w Warszawie-Grochowie. Od 2020 roku pełni również funkcję rzecznika prasowego dyrektora Aresztu Śledczego w Warszawie-Grochowie. Absolwentka Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Aktualnie studentka studiów podyplomowych APS – poradnictwo psychologiczne i interwencja kryzysowa. Prowadzi programy resocjalizacyjne z zakresu kształtowania umiejętności społecznych i poznawczych, przeciwdziałania prokryminalnym postawom, aktywizacji zawodowej i promocji zatrudnienia, integracji rodzin. Prowadzi zajęcia z zakresu wychowania fizycznego i sportu oraz koła zainteresowań. Wspiera twórczość własną osadzonych. Nadzoruje pracę biblioteki oraz radiowęzła w jednostce penitencjarnej. Prowadzi redakcję gazety więziennej. Współdziała z fundacjami, stowarzyszeniami w związku z art. 38 KKW. Organizuje wystawy oraz koncerty. Aktywnie motywuje osoby przebywające w jednostce penitencjarnej do udziału w akcjach charytatywnych oraz wszelkiego rodzaju akcjach kulturalnych – Narodowe Czytanie, Noc Bibliotek, BohaterOn.
128
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Justyna Sobczyk ROZMOWA 4: TEATR (TEATROTERAPIA) I JEGO WPŁYW NA WŁĄCZENIE W KULTURĘ
Twórczyni warszawskiego Teatru 21, pedagożka teatru, reżyserka, wykładowczyni na Akademii Teatralnej w Warszawie. Ukończyła Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Akademię Teatralną w Warszawie oraz Universität der Künste w Berlinie – wydział pedagogiki teatru. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, organizacji DAAD (dwuletnie stypendium w Niemczech). Absolwentka programów Szkoły Liderów: „Dwa sektory, jedna wizja” oraz Laboratorium Innowacji Liderskich. Tutorka innowacyjnych projektów w programie „Generator Innowacji” w Towarzystwie Inicjatyw Twórczych „ę”. Od 15 lat związana z Instytutem Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. Od 2005 roku z zaangażowaniem i pasją działa na rzecz pedagogiki teatru: projektując i realizując serię szkoleń, warsztatów i innych działań o charakterze edukacyjnym i artystycznym, współzałożycielka Stowarzyszenia Pedagogów Teatru (SPT). Od 2014 roku z ramienia Instytutu Teatralnego współkieruje dwuletnimi studiami podyplomowymi Pedagogika Teatru, które realizowane są w partnerskiej współpracy z Instytutem Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, który reprezentuje Zofia Dworakowska. Reżyserka spektakli, m.in. Teatralny Plac Zabaw Jana Dormana w Instytucie Teatralnym (2012), Ojczyzna w Teatrze Polskim w Poznaniu (2016), Szewcy w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie (2017), Superspektakl (Teatr Powszechny, 2017), Wróg – instrukcja obsługi (Teatr Zagłębia w Sosnowcu, 2018), Mur (Teatr Polski w Bydgoszczy, 2019). Wyreżyserowała spektakl z warszawskimi nauczycielami pracującymi w szkołach publicznych pt. Ciało Pedagogiczne (współpraca Instytutu Teatralnego oraz Warszawskiego Centrum Innowacji Edukacyjnych i Szkoleń (WCiES). Od stycznia 2020 współkieruje Centrum Sztuki Włączającej – powołanej przez Teatr 21 – społecznej instytucji kultury, dedykowanej sztuce osób z niepełnosprawnościami oraz edukacji włączającej. Laureatka nagród indywidualnych: „Kamyka Puzyny” przyznawanego przez miesięcznik „Dialog” i Instytut Książki (2016) za działalność teatralną i pedagogiczną, łączącą sztukę ze społecznym zaangażowaniem oraz nagrody „Wdechy” wręczanej przez magazyn Cojestgrane24.pl w kategorii człowiek roku.
Olga Stobiecka-Rozmiarek ROZMOWA 7: WIELOKULTUROWOŚĆ MIAST, KIEDYŚ I DZIŚ – JAK WYKORZYSTAĆ TEN POTENCJAŁ DO WŁĄCZANIA W KULTURĘ?
Socjolożka i antropolożka kulturowa, z pasji do pracy z ludźmi trenerka edukacji międzykulturowej, trenerka dramy stosowanej, instruktorka ruchu i tańca kreatywnego. Od 2005 roku pracuje z grupami młodzieży i dorosłych (wolontariusze(-szki), studenci(-ntki), animatorzy(-rki), edukatorzy(-rki), nauczyciele(-lki), nastolatki, młodzież z niepełnosprawnościami, seniorzy(-rki), grupy wielokulturowe, z doświadczeniem uchodźczym,
129
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
młodzież z placówek opiekuńczo-wychowawczych, młodzież w trudnej sytuacji ekonomiczno-społecznej). Współzałożycielka Centrum Inicjatyw Międzykulturowych Horyzonty (aktywna działaczka w CIM Horyzonty, 2003–2013). Obecnie jako freelancerka buduje autorską markę Imaginarium Olga Stobiecka-Rozmiarek. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi, Instytucjami Kultury i Oświaty w kraju i za granicą. Aktywna członkini Stowarzyszenia Praktyków Dramy Stop-Klatka, trenerka dramy II stopnia. Tworzy i realizuje autorskie programy edukacji kulturowej na rzecz aktywizacji młodzieży i społeczności lokalnych w obszarze: budowania relacji, rozwijania potencjału twórczego, edukacji międzykulturowej, różnorodności, edukacji antydyskryminacyjnej, aktywności obywatelskiej. Dbając o swój rozwój zawodowy, systematycznie szkoli się i korzysta z superwizji trenerskiej; jest pasjonatką metodologii Teatru Uciśnionych; jako jokerka Teatru Forum zrealizowała 8 interaktywnych spektakli w tym teatrze. Prywatnie miłośniczka dzieci, zwierząt, przyrody. Uwielbia podróże bliskie i dalekie, wędrówki po lesie, przytulanie się do drzew, pływanie w jeziorach, rzekach, morzach, taniec spontaniczny i muzykę etniczną. https://www.facebook.com/ImaginariumOlgaStobieckaRozmiarek
Karolina Suska ROZMOWA 9: LITERATURA (BIBLIOTERAPIA) I JEJ WPŁYW NA WŁĄCZENIE W KULTURĘ
Socjolożka, trenerka, tutorka, dyrektorka biblioteki działającej na wsi. Aktywna Kobieta Lubelszczyzny, laureatka tytułu Bibliotekarz Roku w województwie lubelskim, a także Stypendium im. Olgi Rok. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, Szkoły Liderów PAFW i Akademii Liderów Kultury. Wiejska aktywistka zafascynowana pracą na rzecz lokalnych społeczności, ze szczególnym uwzględnieniem działań na rzecz kobiet. Pasjonatka odkrywania potencjału drzemiącego w ludziach, przekonana o tym, że biblioteka może zmieniać życie jej odbiorców. Autorka wielu projektów społeczno-kulturalnych, które aktywizują społeczność, m.in. „Kobiety & Książki”; „Biblioteka jest Kobietą”, „Matki i córki – kobiety gminy Łaziska”; „Ferie i wakacje w BIBLIO!”, „Pikniki Sąsiedzkie”; „MBAK – Mobilna Biblioteka Aktywnych Kobiet”, „Kobiety SAD”; „Integrowanie przez wspólne działanie” itd. Ambasadorka EPALE. Uwielbia zmiany, bibliospotkania i aktywność rozwojową. W wolnym czasie miłośniczka podróży i fotografii społecznej. https://epale.ec.europa.eu/pl/blog/kobieca-aktywnosc-na-lubelskiej-wsi https://epale.ec.europa.eu/pl/blog/organizacje-wiejskie-w-czasach-zarazy https://inclusiveleadership.eu/pl/blog/ildocs/karolina-suska/ https://publicystyka.ngo.pl/przewiew-12-historii-otwartych-czyli-o-ludziach-ktorzydzialanie-maja-we-krwi http://www.sbp.pl/artykul/?cid=18249
130
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Agata Sztorc ROZMOWA 8: KULTURA BEZ BARIER – CZYLI JAK TWORZYĆ KULTURĘ DOSTĘPNĄ DLA OSÓB Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIAMI?
Edukatorka, animatorka kultury, historyczka sztuki, pasjonatka polskiego języka migowego. Kuratorka programu edukacyjnego oraz koordynatorka dostępności Galerii Labirynt w Lublinie. Członkini Stowarzyszenia „Otwieracz”. Prowadzi warsztaty edukacyjne dla dzieci, młodzieży, dorosłych i osób z niepełnosprawnościami, realizuje szkolenie dla nauczycieli, edukatorów oraz przygotowuje interaktywne wystawy sztuki współczesnej dla dzieci i młodzieży. Koordynatorka wielu projektów, w tym także tych poświęconych tematowi dostępności, m.in. „Dotknij tego, co widzę” (projekt fotografii osób niewidomych realizowany we współpracy z Fundacją Geografie Kulturowe z Kijowa), „Sztuka pełna zmysłów” (warsztaty sensoryczne dla dzieci z niepełnosprawnościami wzroku), spacery „Pokazywanie miasta” (spacery po mieście prowadzone przez niewidomych mieszkańców, projekt zrealizowany jako podsumowanie Szkoły Patrzenia we współpracy z Instytutem Fotografii Fort w Warszawie). Wykładowczyni na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Współpracowniczka Instytutu Psychologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z którym prowadzi badania percepcji sztuki współczesnej, współautorka artykułów naukowych. Stypendystka Prezydenta Miasta Lublina na udział w programie wyjazdowym „Trends in Interdisciplinary Studies. 4th Avant Conference 2019”, Porto, Portugalia. W 2019 roku otrzymała medal Prezydenta Miasta Lublina za działalność skierowaną do osób z niepełnosprawnościami wzroku. Laureatka nagrody „Żurawie Lubelskie Wyróżnienia Kulturalne” 2017 w kategorii animator kultury.
Janusz Szymański ROZMOWA 4: TEATR (TEATROTERAPIA) I JEGO WPŁYW NA WŁĄCZENIE W KULTURĘ
Pedagog, instruktor teatralny, wykładowca. Od 1986 roku zajmuje się technikami parateatralnymi z zakresu teatru, ekspresji ciała i ruchu, prowadził grupy teatralne w Zielonej Górze, Legnicy, Jeleniej Górze, Lublinie i w Radzyniu Podlaskim. W latach 1988–1991 uczestniczył w programie kształcenia liderów młodzieżowych prowadzonym przez Andrzeja Komorowskiego – ucznia Jerzego Grotowskiego. Od 1995 roku organizator i prowadzący Ogólnopolskich i Międzynarodowych Warsztatów Teatralnych „Dialogi” w Radzyniu Podlaskim i Kocku. W 2000 roku ukończył kurs z improwizacji kontaktu tańca współczesnego w Bremie (Niemcy). W 2002, 2003, 2005 roku prowadził międzynarodowe warsztaty teatralne w Egyek (Węgry). W 2005 roku realizował unijny program teatralny z udziałem młodzieży z Polski, Rumunii i Węgier. Od 1998 do 2008 roku prowadził zajęcia z zakresu porozumiewania niewerbalnego (ekspresja ciała) w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie na kierunku public relations. Od 2005 roku wykładowca chore-
131
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
oterapii na studiach podyplomowych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Stały, długoletni współpracownik Centrum Arteterapii w Lublinie oraz Nieprzetartego Szlaku. Od wielu lat prowadzi warsztaty międzynarodowe z zakresu pracy z ciałem (Polska, Niemcy, Ukraina, Węgry, Białoruś, Rumunia). Wiceprzewodniczący Polskiego Stowarzyszenia Terapii przez Sztukę. Nagrodzony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za zasługi na rzecz rozwijania i promowania kultury osób niepełnosprawnych. http://arteterapia.pl/ http://nieprzetartyszlak.eu/ http://www.kock.naszgok.pl/ https://www.facebook.com/terapiaprzezsztuke http://kozirynek.online/blog/2019/08/13/janusz-szymanski-i-joanna-winnik-podsumowujadialogi/
Adam Świć ROZMOWA 3: MAŁE MIASTA I WSIE – CZY TAM KULTURA MA GŁOS?
Od 2009 roku dyrektor Domu Kultury im. Księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w Kocku (w latach 1999–2007 dyrektor Radzyńskiego Ośrodka Kultury i Rekreacji). Z wykształcenia polonista. Organizował/organizuje lub współorganizował/współorganizuje m.in. Ogólnopolskie Spotkania z Piosenką Autorską „Oranżeria” (Radzyń Podlaski), Międzynarodowe Warsztaty Teatralne „Dialogi” (Radzyń Podlaski–Kock), festiwal „Śladami Singera” (Kock). W wolnych chwilach literat amator. Wydał m.in.: W oczekiwaniu (Lublin 1997, rzecz o Janie Pawle II), Ballady (Lublin 1997), Legenda o Smoku Wawelskim (Lublin 1998), Legendy lubelskie (płyta CD, Lublin 1998), Karel Gott mit uns (Radzyń Podlaski 1999), Los ultimos podrygos (Radzyń Podlaski 2001), Przyszłem wcześniej, gdyż nie miałem co robić (Radzyń Podlaski 2004), 77 limeryków (Radzyń Podlaski 2014). Przetłumaczył 33 wiersze Wasyla Kuzana (Kock–Radzyń Podlaski 2010). Od 2007 roku redaktor pisma literackiego „KOZIRYNEK”. Publikuje na portalu kozirynek.online. http://kozirynek.online/ http://kozirynek.online/blog/tag/purgatorium/ http://stabilizator.kozirynek.online/author/adamswic/ http://www.kock.naszgok.pl/ https://lublin.tvp.pl/20751581/po-lubelszczyznie-sladami-singera-festiwal https://lublin.tvp.pl/26283866/spacer-sladami-singera-festiwal-w-kocku https://lublin.tvp.pl/29133738/rekonstrukcja-historyczna-w-kocku-przypomnieli-epizod-zpowstania-styczniowego https://lublin.tvp.pl/33132692/w-kocku-otwarto-wystawe-zagadka-z-przeszlosci
132
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
https://lublin.tvp.pl/35213538/multimedialne-zbiory-w-kocku https://lublin.tvp.pl/37311353/wyplyn-na-glebie-widowisko-w-holdzie-sw-janowi-pawlowi-ii https://www.youtube.com/watch?v=aFIP8ltwX9E https://www.youtube.com/watch?v=aAfszXqr0PY http://kozirynek.online/blog/2020/08/19/retro-dialogi-2019/
Dorota Todorska ROZMOWA 3: MAŁE MIASTA I WSIE – CZY TAM KULTURA MA GŁOS?
Dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Suchożebrach, magister pedagogiki z/s kulturalno-oświatową, członkini Stowarzyszenia Praktyków Dramy Stop-Klatka w Warszawie oraz Forum Kultury Mazowsze, absolwentka podyplomowych studiów zarządzania UW, studentka podyplomowych studiów Psychologii Pozytywnej – trener umiejętności psychospołecznych UW, absolwentka rocznego kursu Dramy MCKiS (obecnie MIK) oraz uczestniczka wielu szkoleń, forów, warsztatów z zakresu pracy z grupą, animacji kulturalnej, zarządzania kulturą, pracy z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi oraz innych z dziedziny działań na rzecz społeczności lokalnych. Ponadto autorka i koordynatorka wielu projektów społecznych, realizowanych na szczeblu gminnym i powiatowym, których celem jest integracja i aktywizacja społeczna. Ceni sobie szeroką współpracę z organizacjami pozarządowymi, grupami nieformalnymi, Kołami Gospodyń Wiejskich oraz osobami prywatnymi i firmami, dla których kultura nie jest obca. Prywatnie pasjonatka fotografii, podróży i muzyki oraz mama dwóch synów. https://www.facebook.com/goksuchozebry
Marta Tomczyk ROZMOWA 5: FESTIWALE – CZY JEST TO PRZESTRZEŃ DLA OSÓB WYKLUCZONYCH?
(Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA w Krakowie) – absolwentka organizacji produkcji filmowej i telewizyjnej w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach i Uniwersytetu Jagiellońskiego na Wydziale Polonistyki, specjalizacja teatrologia. W branży festiwalowej od 2011 roku, pracowała m.in. przy festiwalach teatralnych: Interpretacje, Boska Komedia, Krakowskie reminiscencje teatralne, muzycznych: OFF Festival i filmowych: OFF CAMERA, z którym związana jest już na stałe od 2013 roku. Od 2016 roku nadzoruje realizację projektów Unii Europejskiej w Fundacji OFF CAMERA. kontakt: m.tomczyk@offcamera.pl, tel. 660 699 093 https://offcamera.pl
133
_ _ _ _ _ _ _______________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Anastasiya Voytyuk ROZMOWA 1: MUZYKA (MUZYKOTERAPIA) I JEJ WPŁYW NA WŁĄCZENIE W KULTURĘ
Muzyk, inicjator projektów edukacyjnych, muzycznych i teatralnych, szef organizacji „Unbeaten Path”, która od 15 lat organizuje we Lwowie Międzynarodowy Festiwal Teatrów Integracyjnych „The Way”. Badacz inkluzywności w sztuce. Prowadziła badania nad fenomenem amatorskiego teatru inkluzywnego na Ukrainie, a także porównywała możliwości kształcenia podyplomowego reżyserów teatralnych teatrów inkluzywnych na Ukrainie i w Polsce. Zasiada w radzie konsultantów jako ekspert muzyczny międzynarodowych inkluzywnych festiwali teatralnych w Lublinie (Spotkania Artystów Nieprzetartego Szlaku) i Brześciu. Jako muzyk gra w projektach muzycznych Troye Zillia i BanduraGirl na bandurze – współczesnym instrumencie ukraińskim, który powstał w latach 60. XX wieku, a pochodzi od dawnych instrumentów ukraińskich narodowych. Tworzyła akompaniament muzyczny do włączających spektakli teatralnych. Jest producentem spektaklu Pogliad (Spojrzenie), który łączy w jednym zespole dzieci niedowidzące oraz profesjonalnych tancerzy i muzyków. Spektakl został stworzony i zaprezentowany we Lwowie w 2019 roku. Na 2021 rok ekipa spektaklu planuje przedstawienia w Polsce oraz na Ukrainie i od sierpnia do listopada startuje crowdfunding, żeby zebrać pieniądze na podróż. https://www.facebook.com/neprotoptanastezhyna https://www.facebook.com/troyezillia https://www.facebook.com/BanduraGirl https://www.facebook.com/watch/?v=1675330422633932 (spektakl Pradawna legenda teatru inkluzywnego „Złota młodzież” ze Lwowa – akompaniament podczas spektaklu) https://www.facebook.com/pohlyadperformance (strona projektu „Pogliad” („Spojrzenie”) https://www.facebook.com/105103364161336/videos/545875729531884 (5-minutowy film o projekcie „Pogliad”)
Anna Żórawska ROZMOWA 8: KULTURA BEZ BARIER – CZYLI JAK TWORZYĆ KULTURĘ DOSTĘPNĄ DLA OSÓB Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIAMI?
Prezeska i współtwórczyni Fundacji Kultury bez Barier, ekspertka dostępnych wydarzeń; od 12 lat działa na rzecz udostępniania kultury osobom z różnymi niepełnosprawnościami, szczególnie wzroku i słuchu. Od stycznia 2011 roku koordynuje projekt pilotażowy „Kultura bez barier” dla Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Od 2011 roku prowadzi szkolenia z zakresu audiodeskrypcji oraz obsługi osób z niepełnosprawnością. Autorka
134
_ _ _ _ _ ________________ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
audiodeskrypcji do wielu tekstów kultury, m.in. filmów i spektakli teatralnych. Ekspertka w projekcie „Małopolska. Kultura Wrażliwa” Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego i Małopolskiego Instytutu Kultury, ekspertka w Zespole Sterującym do programu MKiDN Infrastruktura Domów Kultury na zaproszenie Narodowego Centrum Kultury, współautorka „Wytycznych ws. dostępności wydarzeń dla m.st. Warszawy”, członkini Rady Dostępności przy Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej. Inicjatorka Kolektywu Otwartej Kultury. Pomysłodawczyni i założycielka Sieci Liderek i Liderów Dostępności, wspierającej koordynatorów i koordynatorki dostępności z całej Polski.
Magdalena Zylik-Kosmowska AUTORKA KONCEPCJI I REALIZATORKA STYPENDIUM
Z zamiłowania i wykształcenia socjolog, trener dramy stosowanej rekomendowany przez Stowarzyszenie Praktyków Dramy STOP-KLATKA. Inicjatorka i koordynatorka wielu nagrodzonych i wyróżnionych projektów edukacyjnych, społecznych i kulturalnych. Organizuje i prowadzi warsztaty z doskonalenia kompetencji społecznych w różnych grupach wiekowych. Zawodowo i prywatnie – społecznica. Zafascynowana talentami i potencjałem ludzi, których spotyka na swojej drodze. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2016 i 2020 roku. Obecnie mieszka i pracuje w Poznaniu. kontakt: zylikmagda@gmail.com https://issuu.com/magdalenazylik https://www.youtube.com/channel/UCIx2uekIeSQrIMu0nshA8ig
135
Projekt pt. „Wł@cz kulturę!” jest zapisem w formie audiowizualnej (rozmowy opublikowane m.in. na YouTube oraz Facebook) i książkowej dziesięciu rozmów z dwudziestoma praktykami i pasjonatami kultury, którzy działają na rzecz m.in. włączania osób wykluczonych w wydarzenia kulturalne. Wszystkie teksty zawarte w niniejszej publikacji powstały na podstawie zapisów rozmów przeprowadzonych na żywo. Publikację tę można czytać na wiele sposobów. Dla niektórych może być ona zbiorem wskazówek, w jaki sposób tworzyć wydarzenia dostępne dla różnych grup odbiorców. Dla innych będzie to zbiór poglądów i dyskusji na tematy, o których nie mówi się głośno – bo nie wypada. Dla kogoś innego będzie to kolejna publikacja zapisana na dysku, do której – mam taką nadzieję – warto wrócić ;)
Ze wstępu
PARTNERZY PROJEKTU • • • • • • • • • • • • • • • •
Areszt Śledczy w Warszawie Grochowie Centrum Inicjatyw Międzykulturowych Horyzonty Centrum Inicjatyw Senioralnych w Poznaniu Centrum Kultury w Lublinie Dom Kultury im. księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej w Kocku DRAMA i Open Space Technology Ola Chodasz Fundacja DeafRespect Fundacja Dom Kultury Fundacja Kultury bez Barier Fundacja Nieprzetartego Szlaku Fundacja Nordoff Robbins Polska Fundacja Rozwoju Dobre Życie Galeria Labirynt Gminna Biblioteka i Dom Kultury w Łaziskach Gminny Ośrodek Kultury w Suchożebrach Imaginarium Olga Stobiecka-Rozmiarek
• • • • • • • • • • • • • • •
Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego Miejska Biblioteka Publiczna w Hrubieszowie Międzynarodowe Warsztaty Teatralne Dialogi Off Camera Polskie Stowarzyszenie Terapii przez Sztukę (PSTS) Stowarzyszenie Otwieracz Stowarzyszenie Fyrtel Stowarzyszenie Homo Faber Stowarzyszenie Pedagogów Teatru Strefa Kultury Wrocław Teatr 21 Unbeaten Path Warsztaty Kultury w Lublinie Wildecki Klub Senioralny Schron Trzeciego Wieku Zespół Muzyczny Troye Zillia
Zrealizowano Zrealizowano w ramach Stypendium w ramach Stypendium Ministra Kultury Ministra i Dziedzictwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Narodowego ISBN 978-83-946371-1-8