Niezależny Miesięcznik Studentów Numer 134 Grudzień 2012 ISSN 1506-1714
www.magiel.waw.pl
s.38 / film
s.12 / temat numeru
Kto jest Twoim
Supermanem? Rzecz o jakości obecnych autorytetów
Geniusz czy nie geniusz? czyli o dorobku filmowym Paula Thomasa Andersona
s.49 / turystyka
Sezon zimowy 2012/2013 na desce, na sankach, na nartach – tylko gdzie?
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
listopad 2012
spis treści / Beton na belce.
08
38
52
58
Po drugiej stronie okienka
Geniusz czy nie geniusz?
Samotność Pałacu
Hand Made in Poland
a Uczelnia
h Teatr
o Sport
p Czarno na Białym
06 08 10
26
Zmiany w regulaminie P o d r ug i ej s t r o n i e o k i e n k a Bałagan na studiach
Pikantny romans teatralnop o l i t yc z n y 27 R e c e n z j e
8 Temat Numeru
d Muzyka
12 W p o s z u k i w a n i u M i s t r z a
30 32 33
b Organizacje 16
K a l e n d a r z w yd a r z e ń
e Film
c Polityka i Gospodarka 17 18 20
N o w a ja k o ś ć L o - F i: w a l c z ą c y z d ź w i ę k a m i Recenzje
Handel wschodu z zachodem B a n k i e r z y c z y b a n k s t e r z y? Mikro rozwiązanie makro probl e m ó w? 2 1 Spalone dof inansowania 2 2 I n we s t yc je we d ł ug Tus k a 23 W i z y, t a r c z a a n t y r a k i e t o w a i r o we r
37 38
Recenzje G e n i us z c z y n i e g e n i us z?
f Książka 41 42 43
46
C z e s k a d o m i n a c ja?
i Człowiek z Pasją 47
Jestem tylko sklepikarzem
m Turystyka
58
k Po godzinach 61
Gdzie na Sezon Zimowy 2 01 2 /2 013?
62 Św i ą t e c z n a g o r ą c z k a p r z e d telewizorem
j Warszawa
r Kto jest Kim?
52
Samotność Pałacu
g W subiektywie 54
Depesza z końca świata
63
Wydawca:
Prezes Zarządu:
Jakub Warnieło jakub.warnielo@magiel.waw.pl Adres Redakcji i Wydawcy:
al. Niepodległości 162, pok.64 02-554 Warszawa tel. (022) 564 97 57
Rafał Mrówka/Mirosław Jarosiński
q Felieton 64
J a , c z y l i k t o?
u Rozrywka 65
Rozrywka
v Do góry nogami 66
Stowarzyszenie Akademickie Magpress
U s e n e t – d r ug a m ł o d o ś ć
t Trzy po Trzy
49
Kultura pod choinką Recenzje D e b iu t y
Ada Kolczyńska
Redaktor Naczelny:
Kto jest kim:
Z-ca Redaktora Naczelnego:
Rozrywka: Marlena Tępińska
Piotr Filip Micuła Ewa Stempniowska, Aleksander Reszka Redaktor Prowadzący: Aleksandra Wilczak Organizacje: Michał Wrona Uczelnia: Anna Grochala Polityka i Gospodarka: Robert Szklarz Człowiek z pasją: Jakub Warnieło Felieton: Karol Serena Film: Karolina Pierzchała Muzyka: Mieto Strzelecki Teatr: Aleksander Stelmaszczyk Książka: Anita Gadomska Sport: Michał Zajdel Turystyka: Agata Frydrych Warszawa: Magda Malec 3po3: Piotr Zawiślak
Hand Made in Poland
Po godzinach: Szymon Czerwonka Czarno na Białym: Maciej Simm W Subiektywie: Bohdan Ilasz Do Góry Nogami: Redaktor Nieodpowiedzialny Korekta: Bartosz Kosiński Dział foto: Ewa Przedpełska Dyrektor Artystyczny: Wojciech Kuczek Dział Księgowy: Przemysław Terlecki Dział Promocji i Reklamy: Jakub Warnieło Dział WWW: Aleksander Reszka
Świeże Pióra: Karen Ashley, Agnieszka Bartosiak, Bartek Bartosik, Marcin Bator, Jacek Bisiński, Anastazja Dębowska, Kasia Grabos, Jerzy Gut-Mostowy, Damian Iwanowski, Kaja Jankowska, Anastazja Kiryna, Karol Kopańko, Adela Kuczyńska, Bartosz Lada, Weronika Łopieńska, Marta Maślak,
Do góry nogami
Kasia Matuszek, Piotr Mucha, Tomasz Nisztuk, Danisz Okulicz, Kamil Osiecki, Paweł Romański, Agata Serock, Monika Sikorra, Urszula Stelmach, Alicja Sukiennik, Magdalena Szpądrowska, Paulina Święs, Kuba Torenc, Mateusz Umiastowski, Ewa Widenka, Mateusz Wikło, Aleksandra Wilczak, Paweł Żuk
Współpraca: Robert Bańburski, Dominika Basaj, Tomasz Bielak, Adam Boniecki, Piotr Dziadosz, Paulina Głogowska, Natalia Góral, Katarzyna Matus, Emil Marinkow, Kamil Mucha, Agata Napierska, Kama Olasek, Bartosz Olesiński, Krzysztof Pawlak, Arleta Piłat, Piotr Piłat, Paula Pogorzelska, Agnieszka Porzycka, Adam Przedpełski, Aleksander Pudłowski, Mateusz Radecki, Patrick Radecki, Janusz Roszkiewicz, Wojciech Sabat, Izabela Sochocka, Adrian Szorc, Aleksandra Szydłowska, Kacper Szyndlarewicz, Melania Śmigielska, Mikołaj Tchorzewski, Michał Wiaderek, Maciej Witkowski, Rafał Wyszyński, Maciej Zykubek, Paulina Żelazowska, Andrzej Żurawski Redakcja zastrzega sobie prawo do przeredagowania i skracania niezamówionych tekstów. Tekst niezamówiony może nie zostać
opublikowany na łamach NMS MAGIEL. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych reklam.
Artykuły, ogłoszenia i inne materiały do wydania styczniowego prosimy przesyłać e-mailem lub dostarczyć do siedziby Redakcji do 10 grudnia. Druk pokrywają w całości sponsorzy i reklamdawcy. Nakład: 7000 egzemplarzy Okładka: Ewa Przedpełska Makieta pisma: Maciej Simm, Olga Świątecka współpraca: Maciej Szczygielski
Kontakt do członków redakcji w formacie: imie.nazwisko@magiel.waw.pl Jesteś zainteresowany współpracą? Napisz na: rekrutacja@magiel.waw.pl
grudzień 2012
/ wstępniak Jak pszczoły w ulu, będzie głośniulu, idą Świętulu, radujmy się. – M.Ł.
Autorytety, o rety! PIOTR FILIP MICUŁA REDAK TOR NACZELNY
dobrym, choć nie porywającym filmie Mistrz reżyser Paul Thomas Anderson uchylił rąbka tajemnicy przemiany człowieka pod wpływem silnego autorytetu. Zdeprawowany Freddie odnajduje swojego „mentora”, który ma zadanie doprowadzić do porządku duszę zszarganą doświadczeniem miłosnego zawodu, tragedii rodzinnej i okrutnej wojny. Między bohaterami powstaje zależność mistrz-uczeń, urastająca niemal do siły związku miłosnego. Każdy autorytet ma przecież jedno, ale kluczowe zadanie – przekazywać innym wzorce postępowania. Czy taka relacja mieści się w głowie przeciętnego, młodego Polaka? I tu pojawia się problem. Wzorce owszem są w głównej mierze budowane przez nasze doświadczenia, ale w pierwszej kolejności przekazywane są przez instytucję rodziny. Jakie autorytety mieli nasi rodzice, którzy urodzili się w Ludowej Polsce? Czy był to raczej agent NKWD Karol Świerczewski, który „kulom się nie kłaniał” i którego propaganda komunistyczna wyniosła na ołtarze? Czy może jednak gen. „Nil”, bohater AK, którego skatowano w więzieniu naprzeciwko budynku A obecnej Szkoły Głównej Handlowej? Dysonans poznawczy, którego doświadczyli nasi rodzice, musiał odbić się na metodach wychowawczych zastosowanych wobec nas, ukształtowanych po roku 1989.
W
I śmieszno, i straszno – tak mawiają Rosjanie. Tak się właśnie robi, gdy czyta się głośne, przywoływane w artykule okładkowym tego numeru wyniki „rankingu autorytetów”
04-05
I śmieszno, i straszno – tak mawiają Rosjanie. Tak się właśnie robi, gdy czyta się głośne, przywoływane w artykule okładkowym tego numeru wyniki „rankingu autorytetów”. Na czele figurują głównie celebryci, kilku polityków z pierwszych stron gazet i Jan Paweł II – niczego oczywiście mu nie ujmując, wszak nie jest niczyją winą, że jego wielka i otoczona kultem postać znalazła się w tak lichym towarzystwie. Wniosek nasuwa się właściwie sam – młodzi ludzie po prostu nie mają autorytetów. I nie dlatego, że nie mają kogo wskazać – powszechne rozumienie tego słowa zostało oderwane od jego pierwotnego znaczenia. Młodzi nie wiedzą, kim powinien być autorytet, więc nie są świadomi tego, kogo należałoby wskazać. Choć głos w tej sprawie lepiej oddać specjalistom, których wypowiedzi możemy przeczytać we wspomnianym już artykule Moniki i Krzysztofa. Swoją drogą, zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Skojarzeń z tym wyjątkowym czasem można przywołać całe multum – znajdzie się miejsce na barszcz, Świętego Mikołaja, ciepłe kapciochy i świąteczne filmy (recenzje w 3PO3 na stronie 62). Niewątpliwie powinien to być przede wszystkim czas poświęcony rodzinie. A także duchowej kontemplacji, abyśmy w Nowy Rok śmiało wkroczyli pełni sił i moralnie lepsi. 0
aktualności / - Long time no sea - powiedział emerytowany pirat.
fot. Ewa Przedpełska
Aktualności
„Ketty, czas do szkoły!” FOTOGRAFIE:
M AG DA L E N A S K R O DZ K A
8 października 2012 ruszył MAGLOWY konkurs fotograficzny pod hasłem „Zdjęcia same się nie zrobią”. Wszyscy studenci SGH i UW mieli równo 21 dni aby wysyłać swoje prace, spełniające jedno z dwóch kryteriów. W pierwszej kategorii zwyciężył fotoreportaż, który w ramach nagrody publikujemy na łamach naszego miesięcznika.
grudzień 2012
/ nowy regulamin już puka do twych drzwi Dlaczego wrona leci do lasu? Bo las do niego nie przyleci.
Zmiany w regulaminie Nowy regulamin studiów w SGH budzi wiele kontrowersji. Czy jednak faktycznie mamy powody do oburzenia? t e k s t:
B a r t ło m i e j Wa l e n t y ń s k i
redakcja:
istoria powstawania nowego regulaminu jest ściśle związana ze zmianami w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym, które wymagały od Uczelni odpowiedniej reakcji, dlatego też sama sprawa nie jest najnowsza. Prace nad zamianami regulaminu rozpoczęły się w już 2009 roku, a pierwsze próby ich wprowadzenia podjęto w roku akademicki 2010/2011, kiedy to powstała pierwsza wersja dokumentu. Podobnie do obecnie wprowadzonego, zakładał on zmianę skali ocen, obowiązkowe ćwiczenia czy indywidualny tok studiów. Zapowiadany był jako ten, który diametralnie odmieni Wielką Różową. Tak się jednak nie stało – został odrzucony przez Senat, mimo
H
Ag n i e s z k a p o r z yc k a uchwalony w stosunku głosów 23 „za” i 3 „przeciw” (oraz 3 „wstrzymujących się”). Wydawać by się mogło, że jego burzliwa historia skończyła się właśnie w tym punkcie, jednak kiedy kilka tygodni później środowisko studenckie dowiedziało się, że regulamin studiów został zmieniony, sprawa stała się kontrowersyjna. Oburzenie żaków wywołał między innymi zaproponowany przelicznik ocen.
otrzymania pozytywnej opinii ówczesnej Rady Samorządu Studentów. W związku z tym, przez cały zeszły rok SGH trwała w swoistym zawieszeniu – funkcjonowała według regulaminu, który nie był do końca zgodny z obowiązującym już Prawem o szkolnictwie wyższym. Oczywistym stał się fakt, że zmiana dotychczasowych zasad funkcjonowania Uczelni jest tylko kwestią czasu. Kiedy spodziewany dokument został ukończony i miał być poddany pod głosowanie, otrzymał negatywną opinię na posiedzeniu Rady Samorządu (w marcu), a samo głosowanie zostało przełożone na ostatni z możliwych terminów – kwiecień, kiedy to po stosownych zmianach został
Liczmy więc! Przelicznik ten, w połączeniu z innymi usprawnieniami, jak choćby zmiana ocen na dyplomie, z punktu widzenia studentów może wydawać się nieodpowiednim rozwiązaniem. Podstawowym argumentem przeciw zmianom była ochrona praw nabytych – studenci zdążyli już podjąć pewne decyzje względem nauki, mając na uwadze stary system oceniania. Co więcej, komunikacja na linii Senat – Studenci również pozostawiała wiele do życzenia. Istotny był też fakt, że o nowym regulaminie szeroko nie poinformowały ani władze Uczelni, ani Samorząd. Nowy przelicznik nie bierze pod uwagę oceny dostatecznej, a jedynie rozpatruje „pełne” oceny – osobno z każdego terminu (przykładowym zaniżeniem skali ocen jest brak noty 3,25, którą otrzymuje się po otrzymaniu 2 w pierwszym i 4,5 w drugim terminie). Inaczej mówiąc: do tej pory w rankingu średnich na tym samym miejscu plasowali się studenci, którzy otrzymali 3 w pierwszym terminie, jak i ci, którzy uzyskali wówczas 2, a następnie poprawili egzamin na 4 [(2+4)/2=3]. Teraz sytuacja się zmieni – osoba, która otrzymała 3, uzyska zgodnie z nowym przelicznikiem także ocenę 3, jednak ten, kto dostał 2 i 4, otrzyma w zamian 2 i 3,8; które to łącznie dadzą uśrednioną ocenę 2,9. Oczywiście spowoduje to, że osoby mające na swoim koncie poprawki egzaminów przesuną się w dół w rankingu studentów.
fot. Zuzanna Napiórkowska
Praktyki lub wymiana
Czy nowy regulamin przyczyni się do pozytywnych zmian na Uczelni, choć wzbudza liczne kontrowersje?
06-07
Kolejnym problemem jest kwestia praktyk, które po rozliczeniu zamieniały się w ocenę 5,0. Zgodnie z nowym systemem, ci którzy zaliczyli praktyki przed 1. września będą mieli przeskalowaną ocenę w dół do 4,6. Pozostali, którzy zdecydowali się na rozliczenie praktyki później, otrzymają ocenę 5,0, która nie zostanie już im przeliczona. A jak wygląda sytuacja studentów, którzy wy-
nowy regulamin już puka do twych drzwi /
jechali na wymianę? Niestety – analogicznie jak w przypadku praktyk – mogli to zrobić zbyt wcześnie, aby uzyskać korzystny przelicznik ocen. Przykładowo - do tej pory przelicznik ocen z Norwegii wyglądał następująco: A – 5,5; B-5,0; C-4,0; D-3,5; E-3,0; F-2,0. Student otrzymując na wymianie dwa A, jedno B i jedno C uzyskiwał z wymiany średnią 5,0 (po zaokrągleniu); którą następnie zgodnie z tabelką przeliczy się na 4,6. Co by było jednak, gdyby ten sam student wyjechał semestr później i był rozliczany zgodnie z nowym, dużo bardziej oczywistym przelicznikiem (A-5,0; B-4,5; C-4,0; D-3,5; E-3,0; F-2,0)? Jak łatwo można policzyć, otrzymałby w takim przypadku średnią 4,625 – czyli wyższą.
A co z pracą dyplomową?
Jak widać w przypadku opisanych luk, ranking studentów może zostać zaburzony w wielu przypadkach, a to jeszcze nie koniec problemów. Do tej pory na dyplomie można było uzyskać następujące oceny: 3, 4, 5 oraz 5,5. Nowy system rezygnuje natomiast z oceny celującej (5,5), ale dodaje dwie nowe – 3+ i 4+. Wydawać by się mogło, że wspomniane rozwiązanie wprowadza lepsze rozróżnienie absolwentów SGH. Pomijany jest tu jednak problem uzyskania 5 na dyplomie. Logicznym jest fakt, że nowa ocena 4+ przypadnie części osób, które do tej pory kwalifikowałaby się na 5. Zgodnie ze starym systemem ocenę celującą może dostać osoba ze średnią uwzględniającą ocenę z pracy dyplomowej, która przekracza 5,1. Jak łatwo policzyć – w przypadku uzyskania 5,5 z pracy i z obrony, do oceny celującej wystarczy średnia ocen 4,7. Sytuacja jednak komplikuje się w przypadku nowego systemu. Jak się okazuje, żeby cieszyć się z oceny bardzo dobrej na dyplomie, trzeba uzyskać ostateczną średnią przekraczającą 4,65. Przy możliwości uzyskania oceny maksymalnie bardzo dobrej (5) z pracy licencjackiej student musi posiadać średnią ocen przekraczającą w starym systemie 4,77 (4,42 w nowym). Jak widać, osoba z przykładową średnią 4,75 mogłaby do tej pory liczyć na ocenę celującą. Zgodnie z nowym systemem zasługuje jednak maksymalnie na ocenę dobrą z plusem. Nie bez znaczenia jest też jej inny wydźwięk w stosunku do bardzo dobrej czy celującej. Nie bagatelizujmy znaczenia oceny na dyplomie licencjackim, bo w niektórych przypadkach jest on dokumentem po prostu niezbędnym. Choćby w przypadku gdy ma on posłużyć do aplika-
cji na zagraniczną uczelnię (gdzie czasami, jak w przypadku LSE, ocena bardzo dobra jest zgodnie z wytycznymi uczelni minimalną, bez względu na to czy na tam obowiązuje system 2-5, 2-5,5 czy 2-6), czy podczas rekrutacji do pracy (gdzie starsi koledzy będą mogli pochwalić się oceną bardzo dobrą na dyplomie). Co więcej, uczelnie zagraniczne czy niektórzy pracodawcy często wymagają określenia spodziewanej oceny końcowej, którą trudno jest ustalić w momencie, gdy mamy do czynienia ze zmianą skali ocen.
„Dlaczego?” Podstawowe pytanie, jakie nasuwa się po wprowadzonych zmianach brzmi – „dlaczego?”. Po pierwsze, według statystyk ocenę 5,5 otrzymywało jedynie 7 proc. studentów, a część wykładowców takiej oceny w ogóle nie wystawiała, w związku z tym stała się ona zbędna. Po drugie, skala ocen 2-5,5 sprawiała, że studenci SGH ubiegający się o stypendia MNiSW wypadali gorzej niż studenci uczelni, na których używa się skali 2-5. Co więcej, zmiana ocen na dyplomie była popierana faktem, że do tej pory w przypadku udanej obrony nietrudno było szczycić się piątką jako oceną końcową. Warto tu zaznaczyć, że właśnie z tego powodu nowy system w większej mierze bazuje na średniej ocen z przedmiotów – waga średniej została zwiększona z 0,5 do 0,6. Pierwsze dwa argumenty stoją są niezgodne z rzeczywistością. Skala ECTS zakłada wystawienie oceny „A” 10 proc. najlepszym studentom, którzy zdali egzamin (co w przypadku przykładowo statystyki przypadałoby w rzeczywistości ok. 5 proc. ogólnej puli studentów). Ponadto wymagania ministerialne zostały zmienione już przed wprowadzeniem nowego regulaminu – obecnie nie ma sztywnych progów dla średniej ocen – do rzeczonego stypendium uprawnione jest 5 proc. najlepszych studentów na kierunku niezależnie od zastosowanej skali ocen.
Nie jest źle... Oczywiście nie można mówić, że nowy regulamin jest zły. W wielu jego elementach wprowadzono bardzo dobre i innowacyjne zmiany, ale dezaprobatę budzą przepisy przejściowe. Można powiedzieć, że zmiany dotyczące skali ocen znacznie przyćmiły pozostałe zapisy, które pojawiły się w nowym zbiorze zasad. Nie można też zapomnieć, że regulamin w obowiązują-
cej dziś wersji znacząco różni się od dokumentów roboczych, które zawierały niekorzystne dla studentów rozwiązania. Na jego teraźniejszy kształt należy spojrzeć z innej perspektywy – obecny stan został osiągnięty na drodze konsensusu pomiędzy władzami Uczelni, a przedstawicielami studentów. Pierwotne wersje zakładały m.in. brak możliwości traktowania egzaminu zerowego jako osobnego terminu, ograniczenie możliwości zaliczania kilku specjalności jedną interdyscyplinarną pracą dyplomową czy też automatyczne skreślenie z listy studentów osoby, która na pierwszym semestrze nie zdała egzaminu (brak możliwości warunku) – zapis ten miał dotyczyć jednak studentów studiów magisterskich. Warto też zauważyć, że zrezygnowano z ograniczenia liczby dodatkowych ECTS-ów do 15 na semestr, a studenci nadal mają prawo zadeklarować 70. Wprowadzono natomiast obowiązek uzyskania zgody Dziekana Studium na podjęcie studiów na drugim kierunku, a przepis ten wynika bezpośrednio z konieczności wnoszenia opłaty za drugi kierunek dla osób przyjętych na studia po 30 września 2012 r.
Mogło być lepiej W nowym regulaminie pojawiła się też kwestia obowiązkowych ćwiczeń, na których sprawdzana ma być obecność i które trzeba zaliczyć w pierwszym terminie, by możliwe stało się podejście do egzaminu w pierwszym terminie. Takie rozwiązanie możemy uznać za optymalne, gdyż robocze wersje regulaminu nakładały na studentów obowiązek zaliczenia ćwiczeń przed rozpoczęciem sesji, w przypadku ich niezaliczenia za pierwszym podejściem. Wprowadzony przymus uczęszczania na zajęcia można tu uznać za podjęcie próby podwyższenia jakość kształcenia w SGH. Nie powinien dziwić fakt, że oburzenie środowiska studenckiego jest duże, gdyż łatwo zauważyć, iż przyjęty regulamin zdaje się zaburzać pojęcie sprawiedliwej oceny wśród studentów. Z technicznego punktu widzenia sam przelicznik ocen mógłby wyglądać inaczej i miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości zostanie opracowana taka jego wersja, która będzie jak najbardziej optymalna. Jednak dopóki to nie nastąpi, warto zastanowić się, czy niekorzystny przelicznik nie stanowi swego rodzaju przeciwwagi dla zapisów, których w nowym regulaminie nie znajdziemy. 0
List Rzecznika prasowego Szkoły Głównej Handlowej, Marcina Poznania Z zainteresowaniem przeczytałem tekst w ostatnim „Maglu” autorstwa Wojciecha Sabata porównujący SGH i Akademię Leona Koźmińskiego na podstawie rankingu „Financial Tmes”. Szkoda, że przy porównaniu nie sięgnęliście Państwo po więcej danych dotyczących SGH, które pozwalałyby na dokładniejsze porównanie obu uczelni. Mam tu na myśli np. liczbę obcokrajowców studiujących w SGH (w minionym roku akademickim 574 osoby z 44 krajów), istnienie i skład Rady Konsultacyjnej Partnerów Korporacyj-
nych SGH (www.sgh.waw.pl/ogolnouczelniane/bwb/rada_konsultacyjna/ ) czy liczbę pracodawców, z których ofert pracy, praktyk i staży mogą korzystać studenci i absolwenci SGH w ramach Serwisu Kariera SGH (obecnie ponad 100 ofert pracy, ponad 2300 zarejestrowanych pracodawców). Absolwenci SGH zresztą dość wysoko w cytowanym rankingu „FT” ocenili pomoc uczelni w znalezieniu zatrudnienia („Placement success rank”).
grudzień 2012
/ druga część wywiadu z władzami dziekańskimi studium magisterskiego
Po drugiej stronie okienka W tyn numerze prezentujemy drugą część wywiadu z Dziekan Studium Magisterskiego dr hab. Magdaleną Kachniewską i Prodziekan Studium Magisterskiego dr Katarzyną Górak-Sosnowską. Tym razem skupiamy się głównie na obowiązkach i prawach dziekańskich oraz na tym, co mogą zrobić studenci, by nieco ułatwić życie pracownikom Dziekanatu. rozmawia ły:
e wa p r z e d p e ł s k a , u r s z u l a s t e l m ac h
Z DJ Ę C I A :
A n n a d rw i ę G a , z u z a n n a n a p i ó r kow s k a
Jak uniknąć „bicia piany” przy okienku? Gdzie wypada zajrzeć zanim przyjdziemy z problemem, napiszemy maila, wypowiemy się na forum publicznym? Co wypada wiedzieć każdemu studentowi, jak dotrzeć do naszych praw? Gdzie powinniśmy szukać tych informacji?
skiej – oczywiście nie kolejny standard, tylko wskazówki, kwestii socjalnych i innych. Już zaczęła nad tym pracę nasza wspaniała grupa wolontariuszy.
MAGDALENA KACHNIEWSKA: Każdy student podejmując studia, powinien zapoznać się
m.k.: Obecnie pracujemy nad systemem oświadczeń. Są one bardzo sformalizowane, nie ma pola dla żadnej twórczości własnej, a studenci czują jej niedosyt. Np. przy wpisywaniu kierunków studentka podaje, że jest na urlopie macierzyńskim i nie ma gdzie tego wpisać. Nie chce się mieścić w ramach formularza, chce, aby minister Kudrycka pochyliła się nad tym, że Pani X jest w ciąży. K.G-S.: Z drugiej strony są minimaliści: „Zwracam się z prośba o przedłużenie sesji, bo potrzebuję przedłużenia sesji”. Z kolei legendą jest opowieść o studencie, który zwracał się z prośbą o przedłużenie terminu składania pracy magisterskiej, ponieważ miał dziewczynę w Zakopanem, ona go rzuciła i musiał do niej jechać na motorze. Jednym słowem doskonały motyw romantycznego studenta. M.K.: Takie podania ukazują przynajmniej jakiś wysiłek uzasadnienia niezłożenia pracy. Rozbrajające jest, jeżeli student „nie zdążył, bo nie zdążył”, albo „nie ma czasu”. Czasem studenci przychodzą do dziekanatu z rodzicami. A ci są rozgoryczeni, gdy podkreślam, że rozmawiać będę tylko ze studentem.
MAGIEL:
z prawami i obowiązkami, jakie na nim ciążą - przede wszystkim z regulaminu. Tymczasem studenci regulaminu nie znają (korespondencja na blogu pokazuje, że wykładowcy również). Staramy się przy pomocy bloga tę wiedzę choć trochę poszerzyć. A nawiązując do sformułowania „bicie piany” – takie zachowanie pokazuje, jaką klasę reprezentuje dany człowiek. Jeśli ktoś zaczyna od awantury, nie znając regulacji i nie dopytując się o nie – to wbrew pozorom łatwo mi się z nim rozmawia. Problem mam z tymi, którzy znają przepisy, wyłapują luki prawne i „na zimno” potrafią je egzekwować, a ja wiem, że mają rację. Takie sytuacje są nieuniknione, bo regulacje mamy dziurawe jak sito. Mówię nie tylko o prawie na poziomie Uczelni, ale też o tym, które narzuca np. ustawa. KATARZYNA GÓRAK-SOSNOWSKA: Jeśli chodzi o kwestie formalne, to będziemy rozbudowywać naszą stronę dziekanatową. Pojawią się też odnośniki do regulaminu oraz inne informacje dotyczące spraw często omawianych metodą poczty pantoflowej, np. związane z regulaminem praktyk, dotyczące pracy magister-
Wracając do podań, jakie „kwiatki” się w nich pojawiają? Jakieś ciekawostki?
Wbrew pozorom Dziekanat “od środka” to po prostu typowa przestrzeń biurowa i tony dokumentów....
08-09
druga część wywiadu z władzami dziekańskimi studium magisterskiego /
o współpracę z Rektorami – w ramach swojego bardzo ograniczonego czasu starają się w miarę płynnie rozpatrywać nasze wnioski i odpowiadać na pytania i prośby. Druga sprawa – na niższym poziomie – dotyczy instrukcji dziekańskich. Jeśli nie są one nie są sprzeczne z regulaminem, ustawą, statutem Uczelni itd. mogę je wdrażać relatywnie szybko. Czasami pozor,Czytając pań biografie, zainteresowania, zastanawiamy się, skąd pomysł na przejęcie obonie drobna zmiana, np. żeby to student mógł przynosić pracę magisterwiązków dziekańskich? ską do dziekanatu, a nie musiał tego robić jego promotor, wydaje się leżeć M.K.: Pomysł nie był nasz. Obydwie byłyśmy zaskoczone. Ja przez Rektora Szaw zakresie moich kompetencji. Tymczasem rozbijam się o zarządzenie piro, a Pani Prodziekan – przeze mnie. Propozycję dostałam nagle, nie miaRektora. Niejedna instrukcja dziekańska, którą teoretycznie mogę napiłam czasu skupić myśli. Praktycznie w ciągu jednej doby (sparaliżowała mnie sać w 5 minut, wymaga najpierw spędzenia 2-3 dni nad aktami prawnysobota i niedziela) musiałam znaleźć, poznać i zgłosić cały „gabinet”, żeby mi. Ale to nie znaczy, że nic się nie da zrobić. Gdyby tak było na pewno elektorzy mogli przegłosować kandydatury prodziekanów. Spędziłam noc bym już odeszła z dziekanatu. Ciągle jeszcze wierzę, że coś można. na telefonach, tym bardziej, że jedna kandydatka na prodziekan przebywała wtedy w USA. K.G-S.: Jeżeli czegoś nie zrobiłyśmy, czy nie zrobiliśmy w końcu zaniechałyśmy, to nie dlatego, że to „gdzieś tam przeleciało”. Chodzi o to, istnieją rzeczy nie do przeskoczenia, np. obsada nieobsadzonych zajęć, które Nie zmieniłyby Panie tej decyzji? poodwołaywano na początku października. Tutaj Pani Dziekan spędziM.K.: Nie chciałam postępować tak jak inni ludzie, którzy nic nie robią, tylko ła niejeden weekend na telefonach do różnych osób, zanim się okazało, że dają upust swojej frustracji „po kątach”. Mam mnóstwo zastrzeżeń do tego, nie uda się w każdym przypadku znaleźć zastępstwa. jak funkcjonuje Uczelnia, do przepisów, regulacji, sposobów zarządzania. Mogłyśmy dalej tylko narzekać, ale poM.K.: I to jest „gorąca linia”: jawiła się możliwość wywarcia choćby Wydzwanianie, odpowiedź, maleńkiego wpływu na to, co się dzieje. jeszcze raz prośba. A poPozostaje pytanie, czy nam się to uda. tem szukanie jeszcze kogoś, jeszcze jakiegoś znajomego. Z punktu widzenia studenW jakim stanie zastały Panie dziekanat i w jakim ta widać tylko, że były jachciałyby go zostawić? kieś wykłady zapisane w inM.K.: Wbrew pozorom (sama im dotychformatorze, zaznaczyłem je czas wierzyłam) dziekanat jest napraww deklaracji i dostaję infordę dobrze zorganizowany. Poprzednia mację „odwołany”. Ale proPani Dziekan i kierowniczka dziekaszę mi wierzyć, między tym, natu (Pani Barbara Kraszewska) dołokiedy student deklarował żyły starań, żeby w ramach istniejących wykład a tym, kiedy ja go ograniczeń funkcjonował możliwie odwołałam, upłynęły pełdobrze. Zła sława dziekanatu jest pone stresu dni i nieprzespane chodną tego, że czasami student obenoce, kombinowanie, szukarwie (słusznie lub niesłusznie) od swojej nie rozwiązania. I jeśli ostaasystentki toku. To jest wina zbyt dutecznie muszę poinformożej ilości zadań przerzucanych na dziewać studenta, że wykład jest kanat. Przy najlepszej organizacji nie odwołany, to znaczy, że wyjesteśmy w stanie zachować sympatii czerpałam już wszystkie i empatii dla studentów po kilku godzimożliwości. Odwołany wynach wytężonej pracy, w hałasie i perkład, to w tym samym stopmanentnym braku czasu. Spada na nas wiele spraw zaniedbywanych przez inne Niezbędnik pracownika dziakanatu - czyli jak sprawić, by student był szczęścliwy niu porażka studenta, który się na niego zapisał, jak jednostki. Chociażby niedawna kwestia i moja jako Dziekana (a szerzej Uczelni, która nie jest w stanie wywiązać protokołów. To my wysłuchujemy w dziekanacie od studentów pretensji, że się ze swoich zobowiązań i okazuje się nieskuteczna). ciągle nie ma ocen w Wirtualnym Dziekanacie. Tymczasem nie mamy żadnego wpływu na to, żeby zmusić wykładowców do terminowego składania protokołów. Nie są to podwładni Dziekana Studium Magisterskiego. Ale obCzy jest jeszcze coś, co chciałyby Panie dodać od siebie? Coś miłego, pozdrowienia dla porywają panie w dziekanacie. Przy nadmiarze obowiązków i w ramach mitomnych? zernych środków – mówię tu nie tylko o środkach finansowych, ale o liczbie M.K.: Chciałabym, żeby studenci i wykładowcy dali nam jakiś kredyt zapracowników, o sprzęcie, na jakim pracujemy, o sprawności i wydajności naufania. Pojawiły na blogu takie głosy: „Minął jeden miesiąc, minął drugi szych komputerów i drukarek – w tym zakresie, w jakim możemy się porui nic się nie zmienia”. Nawiązując trochę do naszego wpływu na uczelszać, dokonujemy cudów, żeby dziekanat po prostu nie stanął w miejscu. nianą rzeczywistość – proszę pamiętać, że nawet jeśli napiszemy, że nad czymś pracujemy, to może to trwać miesiącami. Musimy np. stworzyć nowy akt prawny, uchylić jakieś zarządzenie. Okazuje się, że tydzień po Czyli co w takim razie może zrobić Dziekan? W jakich aspektach autentycznie może coś zdziałać, tygodniu danej sprawy nie można uregulować. Nie chciałabym, żeby stua co zupełnie nie leży w jego gestii? denci i wykładowcy w związku z tym stracili do nas zaufanie, pomyśleli, M.K.: Dziekan może np. wnioskować o zmianę niektórych regulacji. Podkreże rzucamy obietnice na wiatr. Jeśli czegoś nam się nie uda zrobić, to z caślam – wnioskować, ponieważ faktyczna ich zmiana może nastąpić wyłącznie łym przekonaniem mówię: pewnie nikt inny też by tego nie zrobił. 0 na poziomie Rektora albo Senatu. Na razie nie mam zastrzeżeń, jeśli chodzi Zabrzmi to zasadniczo, ale studenci to dorośli ludzie. A inne osoby, to osoby postronne. Jest to niezręczna sytuacja, ale wypraszam „osoby postronne” z dyżuru dziekańskiego.
grudzień 2012
/ studia ekonomiczne
Bałagan na studiach Mówi się, że ekonomistów jest dzisiaj mnóstwo, a na rynkach finansowych panuje przesyt. Czyżby to uczelnie ekonomiczne zaczęły słabiej edukować młodych ludzi, czy też może ich potencjał pozostaje niewykorzystany? t e k s t:
Paw e ł R o p i a k
ILUSTRACJE:
Pau l i n a Ż e l a zow s k a
iele firm w Polsce narzeka na absolwentów uczelni wyższych, również kierunków ekonomicznych, zarzucając im brak realnego spojrzenia na świat oraz zdolności logicznego myślenia. Trudno wskazać jednoznaczne przyczyny tego problemu, jednak wszystkie z nich mają niewątpliwie wspólne korzenie.
W
Studia? Challenge accepted! Wzrost zainteresowania młodych ludzi edukacją wyższą sprawił, że znacząco zwiększyła się liczba studentów i osób posiadających tytuł magistra. Cały proces przyśpieszyło tworzenie małych, lokalnych i prywatnych uczelni, na których utworzono przede wszystkim kierunki humanistyczne, jak również ekonomiczne. Nikogo nie dziwi już też, że politechniki mają w swojej ofercie edukacyjnej choćby administrację, czy ekonomię. Wielu młodych ludzi, chcąc uzyskać wiedzę i dyplom, który pozwoli im zdobyć dobrze płatną pracę, postanowiło spróbować swoich sił na studiach. Efektem tych działań jest masowość kształcenia na wyższym szczeblu. Tzw. „masówka” sprawiła, że studia podejmują osoby, które nie mają do tego predyspozycji, a kiedy zbyt wiele osób zdobywa dyplom absolwenta danego kierunku, traci on na znaczeniu i nie jest już czymś wyjątkowym. Nadmiar studentów skutkuje również obniżeniem poziomu kształcenia. Sytuację pogorszył trend tworzenia wymyślnych kierunków studiów, np. zarządzania marką modową czy nowoczesnych metod prowadzenia stada bydła mlecznego. W efekcie pracodawcy uskarżają się na niekompetencję swych podwładnych, którzy są przecież po studiach...
nomię. Przyciągnął ich nie tylko prestiż najlepszych uczelni ekonomicznych w Polsce – praca w sektorze finansowym również wydawała im się bardzo atrakcyjna, gdyż niosła wiele możliwości awansu zawodowego i perspektywę wysokich zarobków, oczywiście przy odrobinie chęci i zaangażowania. Niestety, tak jak nie każdy jest dobrym matematykiem, tak i nie wszyscy studiujący ekonomię zostaną świetnymi ekonomistami. Gdy studia ekonomiczne rozpoczynają osoby do tego niepredysponowane lub słabiej wykształcone na poziomie szkoły średniej, wykładowcy z reguły obniżają poziom nauczania, aby nie pozostawić uczelni bez studentów. Na efekty nie trzeba czekać zbyt długo. Wśród absolwentów szkół wyższych, w tym również kierunków ekonomicznych, panuje obecnie niemałe bezrobocie. Przyczynia się do tego również rynek pracy przesycony osobami chlubiącymi się tytułem magistra. W rzeczywistości, nie posiadają oni jednak ani doświadczenia, ani kwalifikacji. I tak koło się zamyka.
By żyło się lepiej… Co zatem należy zrobić, aby podnieść poziom kształcenia na uczelniach ekonomicz-
nych w Polsce? Może zabrzmi to trywialnie, ale na początku warto zastanowić się nad tym, jak wygląda nauczanie ekonomii w szkołach wyższych. Choć zdania są podzielone zarówno w środowisku pracodawców jak i studentów, na pewno należy zwrócić uwagę na to, że wiedza przekazywana studentom nie ma pokrycia w biznesowych realiach. Często dopiero w pracy studenci dowiadują się, że hipoteza efektywnych rynków nie jest prawdziwa, a w świecie, w którym istnieją tak potężne gospodarki jak amerykańska, nie jest zachowana zasada neutralności pieniądza. Przykładów jest wiele, ale wszystkie wskazują na nieprawidłowe postrzeganie świata przez (teoretycznie) dobrze wykształconych ekonomistów. Na szczęście są też dobre projekty oraz koncepcje, za które należy studentów pochwalić, zachęcając ich do dalszych przedsięwzięć. Przykładem tego jest np. Ogólnopolski Kongres Kół Ekonomicznych, który przyczynia się do wymiany doświadczeń, poszerzania wiedzy i kształtowania przedsiębiorczości. Innym przykładem jest projekt „Dzień ze spółką” realizowany przez SKN Biznesu w SGH. Wizyta w znanej, notowanej na giełdzie spółce i rozmowa z dyrektorem finansowym to możliwość poznania w praktyce tego, cze-
„Chciałbym dużo zarabiać…” Ten „owczy pęd” znalazł również odzwierciedlenie na studiach ekonomicznych. Młodzi ludzie zaczęli masowo wybierać eko-
10-11
Wygląda na to, że trzeba całkiem sporo policzyć. Ciekawe, czy sobie poradzę...
studia ekonomiczne /
go studenci dowiadują się na uczelni (wszyscy przecież wiemy, że teoria bez praktyki to jak Amber Gold bez nowych klientów). Takie przedsięwzięcia sprawiają, że studenci zdobywają doświadczenie oraz nie ograniczają się wyłącznie do „suchej”, czasami już nieaktualnej wiedzy z wykładów.
Nie tylko chęci
na daną sprawę jak na wspólne przedsięwzięcie. To co może zrobić uczelnia, to zachęcać do przedsiębiorczości – nie tylko w wymiarze indywidualnym, ale także dla dobra wspólnego. Organizacja nauki w sposób, który nakazywałby studentom pracę w grupach w celu ukończenia poważnego projektu, pozwoliłaby im
ekonomicznych. Jedną z reform, które powinny być przeprowadzone, jest zwiększenie nacisku na ilość czytanej literatury oraz oparte na niej wypowiedzi ustne i pisemne. Studenci dzisiaj czytają znacznie mniej książek niż parę lat temu. Prawdopodobnie wynika to z obniżonego poziomu nauczania i coraz częstszego występowania testów zamiast egzaminów w formie otwartej. Rozwiązaniem mogą być np. debaty oksfordzkie, co potwierdzają pozytywne efekty z uniwersytetów brytyjskich. Nie zaszkodzi także wprowadzenie zwyczaju częstego pisania referatów. Umiejętność dłuższej pisemnej wypowiedzi jest niezwykle pożądana. Nie musząc pisać dłuższych wypracowań, studenci tracą umiejętność spójnej wypowiedzi, co potem fatalnie skutkuje w pracy zawodowej lub nawet na samej rozmowie kwalifikacyjnej.
Zmiana złych trendów wymaga zdecydowanych reform. Stwierdzenie to jest o tyle banalne, o ile trudne do wykonania. Niestety, w większości przypadków istnieje pewna grupa odpowiadająca za dotychczasowy stan rzeczy. Problem narasta, kiedy na uczelni występują zawiłe procedury biurokratyczne, a dodatkowo sami studenci, reprezentowani przez Samorząd Studentów, nie przejmują się za bardzo jakością i poziomem nauczania. Ta sytuacja wymaga przeprowadzenia reform stricte edukacyjnych. Absolwent studiów ekonomicznych powinien teoretycznie znać historię myśli ekonomicznej, historię gospodarczą i potrafić ocenić teraźniejsze wydarzenia z perspektywy podobnych procesów z przeszłości. Tymczasem na wielu uczelniach historia myśli ekonomicznej jest wykładana dopiero na studiach II stopnia, a na Do dzieła! innych nie ma jej w ogóle. Kiedy studenStudia ekonomiczne powinny reprezenci nie potrafią przedstawić tez Keynesa tować na tyle godny poziom, aby kształcić oraz skojarzyć Hayeka z austriacką szkoludzi o szerokich perspektywach, przedłą ekonomii, to nie potrafią efektywnie siębiorczych i gotowych na nowe wyzwafunkcjonować w ekonomicznej sferze nia. W końcu to ekonomiści stoją na czele życia, a pracodawcom pozostaje jedyHmm... O co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? najważniejszych instytucji finansowych, nie westchnąć. kreując realia gospodarcze nie tylko na Inną oczekiwaną reformą jest połopoziomie krajowym, ale i międzynarodożenie nacisku na naukę języków obcych. wykorzystać przyswojoną już wiewym. To najlepsi specjaliści z tej branży poW dzisiejszym świecie, w którym globalizacja dzę w praktyce, jednocześnie nabieradejmują decyzje w imieniu największych funstała się faktem, jest to nieodzowna umiejętjąc doświadczenia w sferze logistyki, zaduszy inwestycyjnych oraz decydują o rodzaju ność. Głębokie powiązania gospodarczo-porządzania, przedsiębiorczości, finansów prowadzonej w danym kraju polityki pieniężlityczne wielu krajów, jak i potrzeba współi wielu innych. Można śmiało powiedzieć, że nej. pracy wielkich międzynarodowych instytucji wprowadzenie dużej ilości projektów do syPrzed Polską stoi ogromna szansa na wy(np. MFW, EBC czy Bank Światowy) z wielabusów nauczania byłoby milowym krokiem kształcenie wielu zdolnych i wykwalifikowaloma państwami świata nie pozostawiają inw budowaniu kapitału społecznego u młonych specjalistów, którzy pomogą rozwijać się nego wyboru. dych studentów. Nie tylko pomogłoby im to polskim firmom i będą pracować na wysokich prowadzić wspólne przedsięwzięcia lub pracoinstytucjonalnych stanowiskach, reprezenwać razem w firmie, ale także przyczyniłoby tując nasz kraj. Zarówno aktualna i szeroka Jesteśmy częścią grupy się do stworzenia solidnych podstaw do wzrowiedza, jak i merytoryczny sposób prowadzeProf. Jerzy Hausner w rozmowie o gospostu gospodarczego w długim okresie. nia zajęć mogą pomóc wykształcić ludzi wydarce Polski powiedział: Za dużo kapitału, za jątkowych. Widoczna byłaby u nich więkmało kapitału społecznego. Twierdzi on, że Posza interdyscyplinarność, która niewątpliwie lacy dostosowali się do wolnego rynku, ale Mówię, więc jestem świadczyłaby pozytywnie o polskim absoldziałają na nim indywidualnie. Takie zjawiCzęsto poddawana krytyce jest nieumiewencie studiów ekonomicznych. Kształćmy sko występuje niestety także wśród studenjętność wypowiedzi u studentów. Optymisię zatem świadomie, gdyż nie wszystkie litertów kierunków ekonomicznych. Zainteresostyczny obraz nie wyłania się również, gdy ki przed nazwiskiem mają znaczenie. 0 wani są własną karierą i nie próbują spojrzeć weźmiemy pod uwagę studentów kierunków
grudzień 2012
TEMAT NUMERU
/ jakie mamy autorytety?
Wszystko ma swoje autorytety. Niestety.
Mistr
W pos
Każda epoka ma swoje paradoksy. Absurd najwyższym w historii wskaźniku kształcąc tego trendu jest degradacja systemu autor donizm faktycznie serwuje nam szarą prze T e k s t:
K r z y s z to f Paw l a k , M o n i k a S i ko r r a
utorytet w rozumieniu encyklopedycznym określany jest przez tak szerokie pojęcia jak powaga, znaczenie. W każdej próbie wyjaśnienia semantyki pojawia się jednak inne słowo – uznanie. Źródła tego uznania mogą być różne, począwszy od wartości, przez działania, po charyzmę. Omówimy aspekty, w których zwyczajowo można liczyć na występowanie autorytetu i postaramy się odpowiedzieć na pytanie czy w ogóle jeszcze istnieje? A pytanie jest niełatwe, gdyż rozmawiamy o miejscach, w których na jednej płaszczyźnie stawiani są Kuba Wojewódzki, Dalajlama, Robert Kubica i Jan Paweł II.
A
Od pokoleń Każdy z nas był świadkiem bądź uczestnikiem takiej sytuacji jak ta opisana przez Bogdana Kosztyłę w kwartalniku ”Być dla innych”: – Małe dziecko ze swoim rodzicem uczestniczy w nowym dla siebie doświadczeniu – przyszedł ktoś nieznajomy, weszli w nieznane miejsce, usłyszał nową informację. Czując się niepewnie, dziecko spogląda na twarz rodzica. Próbuje w niej znaleźć odpowiedź na pytanie: „Zagrożenie czy bezpieczeństwo, mam się bać czy mogę zaufać?” Opisana scena pokazuje spontaniczną reakcję dziecka – to rodzic jest naturalnym przewodnikiem w wędrówce życia” Rodzina odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu człowieka. Dawniej hierarchia członków rodziny była klarowna. Ojciec, który był żywicielem rodziny naturalnie stawał się głównym decydentem. Uczył syna jak być szewcem, a syn wiedział, że jeśli będzie dobrze szył buty, zgodnie ze wskazówkami taty, będzie w stanie zapewnić byt swojej rodzinie. Matka pilnowała tak zwanego ciepła domowego ogniska reprezentując wartości będące domeną kobiet, to jest wrażliwość, współczucie. Wychowywani w określony sposób młodzi ludzie nie mieli problemu z tym by odnaleźć wzorce, chcieli w dużym stopniu upodobnić się do opiekunów, którzy sprawowali jasno określone role. Wiele czynników przyczyniło się do zmiany modelu wychowania. Jego wcześniej obowiązują-
12-13
jakie mamy autorytety? /
TEMAT NUMERU
szukiwaniu
rza
dem obecnej jest upadek humanizmu przy ących się humanistów. Jednym z elementów rytetów. Czy nowo pojęty, XXI-wieczny heestrzeń bez wartości? F o t o g r afi e :
E wa P r z e d pe ł s k a
ce zasady zostały rozproszone przez emancypację kobiet, globalizację i idący z nimi postęp technologiczny. Wraz ze wzrostem zarabianych przez kobietę pieniędzy rosła rola partnerstwa w małżeństwie. Również dzieci stopniowo dochodziły do władzy, nastąpiła tak zwana demokratyzacja rodziny. Zaczęto wspólnie podejmować różne decyzje, np. związane z zarządzaniem domowym budżetem czy dotyczące wyboru miejsca wakacji. Co więcej, to zjawisko ciągle ewoluuje. – Dawniej dorosły wyglądał inaczej niż jego dziecko i to on prowadził syna do fryzjera. Teraz częściej sam chodzi do fryzjera preferowanego przez dziecko, ubiera się w tych samych sklepach, chce się przyjaźnić z kolegami syna, słuchać tej samej muzyki itd. – zwraca uwagę Zbigniew Kruszewski, polonista III LO im. Marynarki Wojennej w Gdyni, trener centrum Arrupe. Rodzic oddaje dziecku swój atrybut władzy – swoją decyzyjność. Dlatego w wielu przypadkach można zauważyć, że nie tylko rodzic przestał być wzorem dla dziecka, ale nastąpiło coś zupełnie odwrotnego. Istnieją predykcje, że koniecznością staną się kilkukrotne przekwalifikowania podczas życia zawodowego. Dorastający człowiek wie, że obecne czasy wymagają od niego elastyczności. Zdaje sobie sprawę z tego, że umiejętności poprzedniego pokolenia często nie są adekwatne do tych, obecnie potrzebnych. Dlatego syn już nie pyta ojca jak szyć buty. Nie oznacza to bynajmniej, że młodzi nie odnajdują w rodzicach wzoru. Zorganizowane w 2011 r. przez TNS OBOP badania pokazują, że 53 proc. ankietowanych młodych Polaków w wieku 19-26 lat docenia starania rodziców i wskazuje ich jako swój autorytet. Taką sytuację wyjaśnia dr Rafał Chwedoruk, politolog, pracownik Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego – Obecność rodziców w rankingu autorytetów nie dziwi, ponieważ we współczesnych czasach trendowi emancypacyjnemu i szybkiemu wchodzeniu w dorosłość towarzyszy brak podstaw ekonomicznych. Młodych ludzi zmusza się do pracy na zderegulowanym rynku pracy od osiemnastego roku życia, często łącząc to ze studiami. Jednocześnie system nie jest 1
grudzień 2012
TEMAT NUMERU
/ jakie mamy autorytety?
w stanie ich zatrudniać. Wymaga się od młodych ludzi rzeczy sprzecznych. W takiej sytuacji biorąc pod uwagę także niepewność społeczną, rodzina okazuje się jedna z trwalszych wartości. Stąd młodzi ludzie w Polsce, bardzo liberalni w wielu kwestiach, jeśli chodzi o relacje z rodzina, okazują się być bardzo tradycjonalistyczni.
W systemie Kiedyś nauczyciel postrzegany był jako mentor – człowiek wykształcony, obyty, wykazujący się prawością i kształtujący świadomość. Ekspert, którego warto naśladować. Równocześnie dziecko nieczęsto mogło mieć rację, wiązało się to przecież z umniejszeniem splendoru dydaktyka. Bycie nauczycielem wzmacniało prestiż społeczny. Obecnie młodzież pozwala sobie na zamykanie go w szafie czy wkładanie mu kosza na głowę. Jak możliwa jest tak drastyczna zmiana w odbiorze pedagoga? – Nauczyciele są profesją nieustannie dezawuowaną od 1989 roku. Przedstawiani jako grupa roszczeniowa, rewindykacyjna, źle przygotowana do wykonywanego zawodu. Tymczasem obowiązki nauczycieli znacznie wzrosły. Znakomita cześć z nich żyje w stanie niepewności co do przedłużenia swojego zatrudnienia. Czymś innym jest być nauczycielem w dużym mieście, czymś innym na prowincji. Gdyby młodym ludziom zadawać pytania o poszczególnych nauczycieli, z którymi mieli styczność i wyciągnąć z tego średnią ocen, to pewnie byłoby inaczej, pewnie byliby znacznie wyżej w hierarchii autorytetów. – uważa Chwedoruk. Nie tak wiele lat temu w Polsce wykształcenie kończyło się na szkole podstawowej bądź zawodowej. Człowiek wykształcony – w tym nauczyciel – był poważany, bo wiedział względnie więcej. Teraz większość obywateli może poszczycić się mniej lub bardziej rzetelnym wykształceniem. Główny walor nauczyciela w postaci wszechstronnej, niezastąpio-
14-15
nej wiedzy został wyparty przez Internet – wpisane w wyszukiwarkę hasło w ułamki sekund zmienia się w kilkustronicowe źródło wiedzy. Na szczycie popularności znalazły się źródła wiedzy powierzchownej, sponsorowanej przez wiki-żródło i internetowe dyletanctwo, wystarczająco wiarygodne by przekonać nowe pokolenia do swojej ponadczasowej roli, także w budowaniu postaw i wartości. Znaczącym aspektem jest także stosunek rodzica do belfrów. Teraz nie dziecko jest winne temu, że dostało jedynkę, lecz nauczyciel. Jest bezczelny, że ją wstawia i zbyt kiepski w swym fachu, skoro istnieje taka potrzeba. – Jestem zdania, że to dorośli zabierają dzieciom autorytety. Jakim autorytetem może być nauczyciel, jeżeli jest krytykowany w domu przez rodziców? Ja sobie nie przypominam, żeby moi rodzice przy mnie dyskutowali o nauczycielach, co dzisiaj jest na porządku dziennym. – pisze na internetowym forum dwudziestodziewięcioletnia Yvette. Nauczyciel czy wykładowca nie może liczyć na szacunek i podziw z urzędu. Aby cieszyć się uznaniem musi zawalczyć, udowodnić, że jest ich godny. – We mnie wzbudza respekt nauczyciel szczery, nie muszący udowadniać swojej potęgi, inteligentny, wyzbyty uprzedzeń, rozumiejący. pisze anonimowy forumowicz. Ola, studentka z Warszawy, podziela opinię, że istnieją belfrowie, którzy radzą sobie ze stawianymi im zadaniami. – Nauczyciel autorytet – absolutna rzadkość. Trzeba mieć dużo szczęścia, by na takiego trafić ale z autopsji wiem, że nie jest to niemożliwe. Gdyby nie on, pewnie do tej pory nie znałabym nut. Gdyby nie on pewnie nigdy nie wzięłabym do ręki żadnego instrumentu i z całą pewnością nie umiałabym docenić muzyki na tyle, na ile doceniam ją teraz. Dzięki niemu nauczyłam się bawić dźwiękiem, a to wszystko dlatego, że jak nikt inny umiał zainteresować przedmiotem i dzielił się z uczniami swoją pasją. Tak samo jak tytułowy „Pan od muzyki” Christophe’a Barratier. Mój pan od muzyki był jedyny w swoim rodzaju i z perspektywy czasu bardzo wiele mu zawdzięczam.
Za szklanym ekranem Młodzi ludzie są przekonani o swojej niezależności. Zaprzeczają, jakoby ich opinie i poglądy mogły być zależne od środków masowego przekazu. Bezsprzecznie jednak wysoki poziom zaufania do mediów, ukazuje ich opiniotwórczą rolę w życiu społecznym. Są źródłem informacji oraz sposobem na rozwój tożsamości poprzez integrowanie się w rozmaitych wirtualnych społecznościach. Bo w telewizji i innych mediach jest wszystko to, czego pragniemy – od sukcesu, po łatwą i tanią informację. Opinia publiczna dotyczy różnych zjawisk, które dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza dotyczy jednomyślnej zgodnej opinii, np. pogardy dla morderstwa, współczucia dla niepełnosprawnych czy szacunku dla osób starszych. Druga to aspekty niejasne, wątpliwe, takie jak aborcja, eutanazja, homo-
seksualizm. Na podstawie tej drugiej, opowiadając się po jednej ze spolaryzowanych stron, łatwo wzbudzić kontrowersje. Tę łatwość różne osoby wykorzystują by zbudować popularność a to ona, jak pokazuje zawarty poniżej ranking, jest wyznacznikiem autorytetów współczesnych młodych ludzi. W 2009 r. przeprowadzono ranking dotyczący autorytetów. Firma Millward Brown SMG/KRC zapytała 1000 uczniów w wieku 13-24 lat o osobę publiczną, która posiada cenione przez nich cechy. Ranking niemal w całości składa się z nazwisk znanych z ekranu telewizora. Zestawienie otwierają takie nazwiska jak Jurek Owsiak, Kuba Wojewódzki czy Szymon Majewski. W następnej kolejności widzimy Dalajlamę, Roberta Kubicę, a nawet Donalda Tuska. Na tego typu rankingach suchej nitki nie pozostawia nasz rozmówca, Rafał Chwedoruk – Ten ranking pokazuje pustkę życia społecznego w Polsce, bo z całym szacunkiem dla większości obecnych na tej liście, nie mają nic do powiedzenia we współczesnym świecie. Nawet w swoich dziedzinach są raczej popularyzatorami, niż innowatorami. Zastanawiam się czy większość odpowiadających wie, że Dalajlama sam siebie określa jako marksistę? Czy większość z badanych wie jak wyglądał Tybet bez Chin? Cóż takiego ważnego powiedział Robert Kubica czy Marcin Prokop? Donalda Tuska można cenić jako polityka skutecznego, który wyróżnia się pod wieloma względami od swoich antagonistów, ale cóż takiego ważnego zrobił on w ostatnich latach? Dziś młody człowiek potrzebuje autentyczności, a robienie rzeczy dużych, głośnych, kontrowersyjnych i odważnych może być z nią mylone. W codzienności przepełnionej konsumpcją chce on doszukać się czegoś, co się wyróżni, a przy tym będzie łatwo przyswajalne. Dlatego sukces, piękno, bogactwo i sława to coś, w czym większość odnajdzie zaspokojenie swoich pobudek. Patrząc na tę listę trudno się oprzeć wrażeniu, że tak naprawdę jesteśmy w świecie brazylijskich telenowel. Mianowicie, większość z nich poświęcona była życiu białej arystokracji, gdzie najliczniejszą grupę widzów stanowiły czarnoskóre służące, które pod żadnym względem nie staną się nigdy kimś, kogo oglądają na ekranach telewizorów. Tak też jest z młodymi ludźmi u nas, którzy są na tym etapie biednej brazylijskiej grupy społecznej. Patrzą jak w epoce feudalnej na spektakl na dworze i po prostu kibicują, mimowolnie akceptując zastany porządek społeczny. Nie zadają sobie pytania dlaczego ta konkretna osoba jest na świeczniku, czy zasłużyła sobie na to pracą, czy jest naprawdę wybitna. Widzą tylko, że tu jest Izaura, a tam jest Leonzio, tu jest bohater pozytywny, a tu jest „schwarzcharakter”. I przed nami leży lista tych, którym bliżej było do bohaterów pozytywnych, niż do „schwarzcharakterów”. Jurek Owsiak, Donald Tusk i Dalajlama grają w tej telenoweli nawet o tym nie wiedząc, kończy myśl dr Chwedoruk.
jakie mamy autorytety? /
Na bezrybiu W tym miejscu istotne jest rozróżnienie znaczenia słowa autorytet a idol – Częściej mamy idoli, czyli podziwiamy kogoś a nie naśladujemy. Ja rozumiem autorytet jako człowieka, któremu ufam zasadniczo – jego droga jest moim wzorem, a naśladowanie dotyczy istoty życia, jego sensu i stylu, a nie kroju majtek. – mówi Kruszewski. Autorytet jest często traktowany jak synonim idola, choć nie powinien. Chwedoruk dodaje – Mylimy dzisiaj pojęcie autorytetu z popularnością. To każe nam zastanowić się, czy bycie autorytetem ma w ogóle jakikolwiek sens. Nawet jeśli funkcjonuje jeszcze coś takiego, to wyłącznie na poziomie grup niszowych, w obrębie ich specyficznego sposobu porozumiewania się. O ile pozycja idola jest nietrwała, zależna od mody i oparta na pewnego rodzaju fascynacji, atrakcyjnym dla odbiorcy przymiocie, którego i tak prawdopodobnie nigdy nie posiądzie, o tyle autorytet winien całym swoim życiem prowadzić do dobra i być realnym wzorem naśladowanym w codziennym życiu. Podczas gdy idol bazuje na pewnych niedostatkach czy kompleksach, autorytet ma być bodźcem prowadzącym do rozwoju osobowości naśladowcy. Ile więc autorytetu w idolu? A może chodzi o coś zupełnie innego? Doktor Chwedoruk stawia tezę, że między autorytetem i idolem jest powiązanie – Pamiętajmy, że żyjemy w czasach, kiedy autorytet jest tylko jeden, krótko mówiąc – pieniądze. Nasze przeświadczenie o tym, że ktoś jest zamożny jest głównym wyznacznikiem wskazywania tej osoby. System mówi nam, że pieniądze są czymś najważniejszym. Nasza edukacja ma służyć zdobyciu zawodu, nie poznaniu wiedzy, a ów zawód ma służyć zdobyciu pieniędzy. I jednocześnie w tym systemie oczekuje się od ludzi wiary w autorytety. To sprzeczność, tak jak zogłoszeniami na rynku pracy: „najchętniej zatrudnimy młodych z pięcioletnim doświadczeniem”. O tak rozumianym deficycie autorytetów wypowiada się także Piotr Müller, przewodniczący Samorządu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego: – Niestety obecnie serwuje się nam „autorytety” w postaci celebrytów, którzy nie mają za dużo wspólnego z tym pojęciem. Często również próbuje się obalić samo pojęcie autorytetu, jako nierzeczywiste, niemożliwe. Tym samym wtłaczając do głowy młodym ludziom, że każda nasza wada może być akceptowalna lub wręcz może stać się naszym atutem. Oczywiście absolutnie nie twierdzę, że należy wmawiać naszym rówieśnikom, że możemy być doskonali! Uważam jednak, że praca nad budową swoich pozytywnych postaw jest koniecznym elementem dobrego funkcjonowania społeczeństwa. Krytyka współczesnego rozumienia autorytetów i ich wartości widoczna jest także w słowach ks. Andrzeja Zwolińskiego: – Obraz świata kreowany przez idola nie wymaga od fanów samozaparcia, trudu czy odpowiedzialności. Prowadzi w konsekwencji raczej do psychicznego osłabienia młodego pokolenia, łatwego ulegania wpły-
TEMAT NUMERU
wom, nikłej stabilności psychicznej, relatywności zasad moralnych. Jak napisał jeden z analityków współczesnego rynku muzycznego: „Od swych idoli nie oczekują refleksji nad otaczającym światem, lecz oderwania, zapomnienia, spędzenia kilku godzin w świecie fantazji, pełnym potworów i walki sił tajemnych”.
Mieć czy nie mieć? Wielu młodych ludzi zamiast wskazywać konkretną osobę jako wzór, który naśladują, odpowiada, że autorytetu nie ma bądź istnieją ludzie będące przykładem tylko w poszczególnych dziedzinach. Argumentują to najczęściej stwierdzeniami, że ich życie prowadzone jest według zbioru zasad nie mogących nazwać się żadną konkretną ideologią, a autorytety są przejaskrawione. Brak autorytetu to świadomy wybór, w Internecie odnaleźć można takie opinie: – W przeciwieństwie do osób wypowiadających się, stwierdzam, że ja autorytetu nie mam. Są osoby, które szanuję, których myśli lub zachowania podobają mi się, jednak nie mogę powiedzieć, że są to autorytety. Nie trzymam się kurczowo swojego zdania, moje opinie mogą ulec zmianie, dlatego dziś będę zgadzać się z panem X, a za kilka miesięcy, lat moje życie ulegnie zmianie. Stwierdzę wtedy, że pan X nie ma racji.” Według doktora Chwedoruka, niemożność wskazania autorytetu jest wadą systemu, w którym żyjemy: – Brak autorytetu to naturalny odruch obronny w systemie sprzeczności. Może to rodzić różnego rodzaju zagrożenia. Jest ryzyko, że w pewnych momentach przełomowych zawsze może pojawić się szarlatan, który będzie chciał pełnić rolę autorytetu. Kończy stwierdzeniem, że może to i lepiej. Właśnie taka opinia często pojawia się wśród ekspertów. Lepiej nie wskazywać autorytetu czy wskazywać autorytet powierzchownie, bez zastanowienia? Nasz rozmówca podaje tutaj przykład Jana Pawła II, który wysoko plasuje się w rankingach autorytetów: – Jan Paweł II jest oczywiście postacią wszechobecną w życiu publicznym w Polsce. Myślę, że jednak tylko w przypadku pewnych niszowych grup można mówić o pogłębionej wiedzy na jego temat. Młodzi ludzie w Polsce są zdecydowanie pro-rynkowi i umiarkowanie liberalni kulturowo, natomiast Jan Paweł II był umiarkowanie konserwatywny, zaś na Zachodzie uważany za bardzo konserwatywnego i umiarkowanie antyrynkowego. Trudno powiedzieć czy osoba wskazująca tę postać, jako swój autorytet zna te fakty, a wybór jest zgodny z jej własnymi poglądami.
– W latach osiemdziesiątych poprzedniego stulecia Axl Rose, wokalista grupy Guns N’ Roses, zwanej „najbardziej niebezpieczną grupą” tychże lat, zaczął pokazywać się na koncertach w koszulce z klasycznym wizerunkiem głowy Chrystusa w koronie cierniowej i napisem „Kill your Idols” – „Zabij swoich idoli”. U wielu wzbudziło to oburzenie – zestawienie świętego wizerunku, słowa „idol” i popkulturowy kontekst. Wielu interpretowało to jako wezwanie do odrzucenia wartości. Inni – nie dostrzegając różnicy semantycznej między słowami „mistrz” a „idol” – lokowali swoje interpretacje w kontekście filozofii Wschodu, które mówią, że tylko głupiec patrzy na palec wskazujący Księżyc, zamiast na sam Księżyc. Tylko głupiec nie schodzi z osła, gdy już wjechał na górę. Optymistyczną tezą jest, że te prawdy moralne są w stanie wytłumaczyć postawy młodych ludzi. Może podświadomie wiedzą, że powinno się nie tylko osiągnąć pułap reprezentowany przez autorytet, lecz dodatkowo sięgać jeszcze dalej. Jedna osoba nie może mieć monopolu na doskonałość czy nieomylność i dlatego niemożliwym jest, by wzorować się na niej całkowicie. Różnorodność faktów, opinii i percepcji istniała wcześniej, jednak nigdy wcześniej nie była tak łatwo dostępna. Im więcej możliwości, tym wybór staje się trudniejszy.
Pełno nas a jakoby nikogo… Wspólnie z ekspertami i komentatorami sprawdziliśmy, kim są dzisiejsze autorytety. Gdyby wszystkie wnioski zebrać w jednej osobie mistrza, dojdziemy do wniosku, że dziś autorytet jest konserwatystą i liberałem, ateistą i katolikiem, a od czasu do czasu buddystą, lubi się dzielić, a jednocześnie jest egoistycznym karierowiczem, ma zasady i łamie zasady, słowem – jest każdym i nikim. W tym bezmiarze identyfikacyjnym wcale nieźle się odnajduje, bo w istocie dziś nie jest istotne, kim on jest, ważne kim się staje po drugiej stronie szklanego ekranu. 0
Jestem Wam potrzebny Istnieje szokujące z perspektywy kultury europejskiej podejście do mistrza, czyli autorytetu. LinChi, Mistrz buddyjski z IX wieku, miał powiedzieć – Kiedy spotkasz na drodze Buddę, zabij go. Kruszewski ukazuje bardziej współczesne nawiązanie do tej prawdy:
grudzień 2012
/ kalendarz wydarzeń Jak nie Sylwia to kto? Micuła.
Kalendarz wydarzeń grudzień 2012 3-7 – Tydzień Uśmiechu NZS SGH
10 – Real Estate Conference S K N I n we s t yc j i i N i e r u c h o m o ś c i
10-11 – VIII Dni Biznesu w Sporcie SKN Zarządzania w Sporcie
11 – Dni Golfa AZS SGH
11 – Wykład How to make it big in Japan? ESN SGH
13 – Konferencja Czy atom nas wyzwoli? SKN Energetyki
18 – Świąteczny Koncert SGH
How to make it big in Japan?
Dni Golfa
Co dzieje się w kraju wschodzącego słońca
AZS SGH serdecznie zaprasza na Dni Golfa,
o zmierzchu i poza sezonem kwitnącej
które odbędą się 11 grudnia na Auli Spado-
wiśni? Joanna Skubisz, Lublinianka, miesz-
chronowej. Podczas imprezy każdy student
ka w Tokio od ponad dwóch lat. Pracuje jako
będzie miał okazję zapoznać się z działalnością
specjalistka ds. Public Relations i Marketingu
Akademickiego Klubu Golfowego, wziąć udział
w branży IT. Po godzinach, wraz z partnerem
w bezpłatnej lekcji prowadzonej przez znanych
z Hong Kongu Eric’iem Siu, prowadzi indy-
trenerów golfowych, skorzystać z symulatora
widualny projekt sztuki nowych mediów:
golfowego oraz dołączyć do grona pasjonatów
Touchy – Człowiek Aparat. Opowie o codzien-
golfa! A już 13 grudnia zapraszamy do salonu
nym jak i niecodziennym życiu w Japonii, ze
fimy Lexus w Warszawie, aby się zapoznać z gol-
szczególnym naciskiem na pracę nad Touchy.
fem w najbardziej profesjonalnych warunkach.
Spotkanie odbędzie się w Auli IV budynku G
Indoor golf jest symulatorem, który oferuje
Szkoły Głównej Handlowej już 11 grudnia (wto-
różnego rodzaju ćwiczenia pod nadzorem trene-
rek) między godziną 19 a 21. Wykład będzie
rów golfowych. To doskonała okazja, aby rozpo-
prowadzony w języku angielskim. You should
cząć swoją przygodę z golfem razem z naszym
come to learn How to make it big in Japan!
Akademickim Klubem Golfowym. Wstęp wolny!
Dni Biznesu w Sporcie
Real Estate Conference
NMS MAGIEL
Ile siły potrzeba aby udźwignąć polski sport?
styczeń 2013 10 – Wydarzenie z okazji 78. rocznicy urodzin Elvisa Presley’a NZS UW
Real
Estate
konferencja
Conference
to
organizowana
sztandaro-
Czy ogień olimpijski zapłonie w Polsce? Co w pol-
wa
przez
skiej piłce będzie po Lacie i dlaczego nie jesień?
Inwestycji i Nieruchomości. Kolejna edycja
SKN
Już po raz ósmy w murach SGH odbędą się Dni
odbędzie się już 10 grudnia w sali 4b budyn-
Biznesu w Sporcie, podczas których ludzie z róż-
ku C. Spotkanie zostanie poświęcone rynko-
nych gałęzi branży sportowej podzielą się z nami
wi nieruchomości biurowych. Przedstawione
swoją wiedzą i doświadczeniem. Sportowcy, dzia-
zostaną m.in. dane z rynku, omówione zosta-
łacze, menedżerowie, dziennikarze i – co najważ-
ną certyfikaty budynków oraz zmiany w infra-
niejsze – studenci będą wspólnie debatować nad
strukturze Woli jako przyszłej dzielnicy biurowej.
finansową i biznesową stroną sportu.
Więcej informacji: www.facebook.com/skniin
Czy atom nas wyzwoli? – perspektywy rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Konferencja rozpocznie się 13 grudnia 2012 roku o godzinie 13:30 w sali 3c budynku C Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Problematyka budowy polskiej elektrowni jądrowej zostanie omówiona z wielu perspektyw – ekonomicznej, prawnej, organizacyjnej, społecznej i środowiskowej. Prelegentami będą przedstawiciele Polskiej Agencji Atomistyki oraz Departamentu Energetyki Jądrowej Ministerstwa Gospodarki, PGE, Koalicji Klimatycznej oraz doktorant analizujący aspekty społeczne budowy takiej elektrowni. Gorąco zapraszamy do udziału wszystkich zainteresowanych!
Koordynujesz projekt? Organizujesz konferencję albo event? Możemy Ci pomóc dotrzeć do społeczności studenckiej SGH oraz UW. Napisz do nas, krótko przedstawiając swoją inicjatywę. Na pewno zaproponujemy Ci miejsce w kalendarzu wydarzeń. Ciekawsze projekty będą przez nas intensywniej nagłaśniane poprzez publikację tekstu informacyjnego lub relacji z projektu w wersji papierowej oraz na naszej stronie www.magiel.waw.pl. W MAGLU za kontakt z organizacjami odpowiada Michał Wrona. Aby dowiedzieć się więcej, napisz: patronaty@magiel.waw.pl Deadline na notki do następnego numeru: 13.12.2012 r.
16-17
Rosja w WTO / Bp widzisz skarbie. PiG należy do tych działów, które sprawy traktują poważnie.
Handel wschodu z zachodem
Wydarzeniem roku dla światowego handlu była bez wątpienia akcesja Rosji do WTO. Dlaczego jednak największe państwo świata wstępuje do organizacji zrzeszającej wszystkie liczące się gospodarki globu dopiero teraz? Anna Grochala
ejście do Światowej Organizacji Handlu zabrało Rosji więcej czasu niż jakiemukolwiek innemu państwu. Dyrektor generalny Światowej Organizacji Handlu (WTO) Pascal Lamy określił ten okres jako 18-letni maraton. Teoretycznie przystąpienie do takiej organizacji państwa, które stara się odgrywać jedną z najważniejszych ról na arenie międzynarodowej, powinno uchodzić za istotne wydarzenie gospodarcze, czy wręcz manifest polityczny, jak było to w przypadku Chińskiej Republiki Ludowej 11 lat temu. Wśród panującej wówczas niepewności co do intencji wschodzącego mocarstwa, poprzez akcesję Chiny zadeklarowały gotowość do akceptacji zachodnich „reguł gry”. W przypadku Rosji próżno szukać wielkich idei – być może jednak i nie o to chodzi.
W
Kto zyska najwięcej? W praktyce największym beneficjentem rozszerzenia Światowej Organizacji Handlu wydaje się być Unia Europejska, która jest kluczowym partnerem handlowym Rosji. Moskwa również nie ma powodów do narzekań, gdyż sama plasuje się na trzecim miejscu wśród partnerów UE. Wielkość eksportu UE w 2011 roku do Rosji wyniosła 108,4 miliardów euro, import zaś 199,5 mld. W kontekście powyższych danych szczególnie istotnym aspektem przystąpienia Rosji do WTO jest ułatwienie dostępu do rynku towarów i usług. Unia z pewnością sporo zaoszczędzi na obniżeniu ceł przywozowych dla wielu sektorów. Szacuje się, że łączna ich redukcja przyniesie unijnym eksporterom oszczędności sięgające 2,5 miliarda euro rocznie. Nie zapominajmy jednak, że UE jest również największym inwestorem zagranicznym w Rosji. – Wcześniej było wiele ograniczeń odnośnie dostępu kapitału zagranicznego, dotyczących m.in. sektora bankowego, czy też ubezpieczeń. Gdy po kilku latach miną wszelkie obostrzenia, te inwestycje będą mogły płynąć o wiele szerszym strumieniem – mówi dr Małgorzata Grącik-Zajaczkowski z Katedry Bezpieczeństwa Międzynarodowego SGH. Przede wszystkim obaj partnerzy skorzystają z nowych kanałów porozumienia, co bez wątpienia wzmocni ich wzajemne stosunki.
Co z tą Rosją?
Gaz, gaz, gaz na ulicach!
Z przystąpieniem Rosji do WTO wiąże się wiele nadziei i oczekiwań. Przede wszystkim podnosi się kwestię większej przejrzystości regulacji prawnych dotyczących handlu oraz przewidywalności warunków biznesowych, co jest ogromnym atutem dla zagranicznych inwestorów oraz partnerów handlowych. Zmniejszenie ryzyka inwestycyjnego sprawi, że odtąd kapitał chetniej będzie lokowany w Federacji. Co jednak zyskuje sama Moskwa? W odpowiedzi na to pytanie dr Grącik-Zajaczkowski przytacza wywiad z Władimirem Putinem, w którym był on pytany o przystąpienie Rosji do WTO – czy będzie to korzystne? – Powiedział, że umożliwi to przede wszystkim szybszą modernizację Rosji. Chodzi o to, że brak w tym momencie w Rosji czynnika, który popchnąłby reformy do przodu, a przystąpienie do WTO może być pewnego rodzaju „batem”.
Rosja zobowiązała się także do pewnych standardów związanych ze sprzedażą energii u siebie. Krajowe ceny mają być stopniowo podnoszone, co szczególnie będzie dotyczyć odbiorców przemysłowych. Ich produkty, dzięki taniej energii, były do tej pory pośrednio dotowane przez państwo, co czyniło je znacznie tańszymi w stosunku do ich zachodnich konkurentów Takie praktyki rodzą podejrzenia o dumping. Surowce naturalne, takie jak ropa i gaz, stanowią aż 70 proc. rosyjskiego eksportu. Z jednej strony jako członek WTO przestrzegający reguł tej organizacji, Rosja staje się bardziej wiarygodnym partnerem dla swoich odbiorców. Jednak rzeczywistość może wyglądać nieco inaczej. Wystarczy wspomnieć, że 4 września Komisja Europejska rozpoczęła postępowanie monopolistyczne wobec Gazpromu, aby sprawdzić, czy nie nadużywa on swojej dominującej pozycji jednego z głównych dostawców gazu do Europy Środkowej i Wschodniej i nie pogarsza w ten sposób bezpieczeństwa konsumentów w UE. KE podejrzewa, że Gazprom, należący w 50 proc. do państwa rosyjskiego, narzuca swoim klientom stawki za gaz w oparciu o ceny ropy i produktów ropopochodnych, a nie o ceny rynkowe gazu.
Ponura rzeczywistość rys. Anna Grochala
t e k s t:
Umowa z WTO porusza także kontrowersyjne kwestie dostarczaniu gazu do Europy. Dr Grącik-Zajaczkowski wyjaśnia, iż chodzi głownie o olbrzymie konglomeraty rosyjskie od wielu lat dotowane przez państwo. Wystawienie ich na zewnętrzną konkurencję spowoduje ich upadek. – Można zatem powiedzieć, że Putin chce posłużyć się m.in. WTO, aby się ich pozbyć. To oczywiście nie zlikwiduje korupcji, być może jednak Putin, który jest bardzo sprytnym politykiem, wykorzysta mechanizmy WTO, by załatwić pewne sprawy, jak np. upadek tych konglomeratów. Gdyby zrobił to sam, miałby na głowie protesty i oligarchów.
Na koniec jednak warto spojrzeć na wyniki badań Wszechrosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej. Wynika z nich, że tylko 30 proc. Rosjan uważa, że wstąpienie w struktury Światowej Organizacji Handlu jest korzystne dla ich kraju. Jedna czwarta ankietowanych uważa ten krok za niewłaściwy, a 45 proc. nie ma zdania w tej kwestii. Można oczywiście zakładać niewiedzę Rosjan i ogólną niechęć do wszelkich instytucji Zachodu wynikającą z zaszłości historycznych, ale w rzeczywistości to także obawa, że rosyjskie przedsiębiorstwa mogą wciąż nie być gotowe na konkurencję z zachodnimi. W ostatnich latach Rosja systematycznie spada w międzynarodowych rankingach konkurencyjności gospodarek. Akcesja do WTO to szansa na poprawienie tych wskaźników, W związku z tym obawy Rosjan dotyczące akcesji winny być skierowane do moskiewskich władz. W końcu Rosja wstąpiła do WTO równolegle z Samoa i Vanuatu. 0
grudzień 2012
/ banksterzy
fot. Piotr Zarobkiewicz CC
Bankierzy czy banksterzy?
Choć od upadku Lehman Brothers w 2008 r. na jaw wyszło już wiele nieprawidłowości w systemie finansowym, okazuje się, że banki ciągle mają dużo brudu za paznokciami. Czy pomimo tego są one w stanie utrzymać miano instytucji zaufania publicznego? t e k s t:
Karol serena
ieprzeni Amerykanie, kim jesteście, aby mówić nam, reszcie świata, że nie będziemy handlowali z Iranem!? – w ten sposób miał odpowiedzieć CEO Grupy Standard Chartered piszącemu do siedziby w Londynie spanikowanemu szefowi tego banku w USA. Biznes kręcił się na tyle dobrze, że wartość transakcji z bliskowschodnim reżimem sięgnęła 250 miliardów dolarów. Choć rozmowa miała miejsce w październiku 2006 r., światło dzienne ujrzała ona dopiero w sierpniu tego roku, kiedy Benjamin Lawsky, szef Departamentu Usług Finansowych, regulatora w amerykańskim stanie Nowy Jork, oskarżył bank o ukrywanie 60 tys. tajnych transakcji z irańskimi podmiotami. Zgodnie z treścią oskarżenia, wikłało to amerykański system finansowy w kontakty z terrorystami, wspomaganie handlu bronią i wsparcie wrogiego Stanom Zjednoczonym rządu. Proceder trwał przynajmniej dziesięć lat, angażując wiele osób i podmiotów w tuszowanie sprawy, w tym audytora Standard Chartered Bank. Dokładniejsze śledztwo wykazało, że bank robił interesy również z innymi państwami objętymi sankcjami Waszyngtonu, m.in. z Libią, Sudanem i Myanmarem. Zrugany przez dyrektora wykonawczego szef amerykańskiego oddziału Standard Chartered w swoim mailu do przełożonego przestrzegał go przed potencjalną katastrofą wizerunkową dla banku i pociągnięciem do odpowiedzialności karnej wielu osób. Jego obawy stały się faktem 6 sierpnia 2012 r., czyli w dniu wniesienia oskarżenia przez Lawsky’ego. Kurs akcji SCB poleciał na łeb na szyję, tracąc ponad 16 proc. podczas jednej sesji. Pod koniec października bank osiągnął
P
18-19
porozumienie z regulatorem stanu Nowy Jork w sprawie kary za operacje z Iranem, która miałaby wynieść 340 milionów dolarów. Jest to dużo, a jednak niewiele w porównaniu z planowanym na ten rok zyskiem brutto banku na poziomie 7,2 miliardów dolarów. O wiele dotkliwszy byłby postulowany na początku zakaz działalności na terenie jednego z najistotniejszych stanów USA. Z początku realna groźba, obecnie funkcjonuje raczej jako straszak.
Premia się należy Irańskie machlojki Standard Chartered rzuciły cień podejrzenia także na inne banki, wszak nie był to pierwszy taki przypadek w europejskiej bankowości. Już w 2009 r. brytyjski Lloyds TSB Bank musiał zapłacić 350 milionów dolarów za maskowanie źródeł płatności z rodowodem irańskim, libijskim i sudańskim. Później ze swoich grzechów musiały rozliczyć się również szwajcarski Credit Suisse i brytyjski Barclays. Z kolei śledztwo w bliźniaczej sprawie wobec Royal Bank of Scotland właśnie się toczy. Trzy lata temu RBS zasłynął również jako jeden z antybohaterów afery dotyczącej horrendalnie wysokich premii dla zarządów instytucji finansowych. Opuszczający stanowisko w 2009 roku, czyli bezpośrednio po wybuchu kryzysu finansowego, prezes RBS Fred Goodwin otrzymał 2,8 miliona funtów premii oraz kilkaset tysięcy funtów emerytury rocznie, co ostatecznie doprowadziło nie tylko do chuligańskich ataków na jego willę i auto, ale także do odebrania mu tytułu szlacheckiego przez królową Elżbietę II. Unia Europejska postanowiła ukrócić takie praktyki odgórnie, co zaczęło przynosić efekty.
W 2011 wprowadzono m.in. odroczenie premii za wyniki o 3 lata, co ma pozwolić na weryfikację przez rynek decyzji podejmowanych przez kadrę zarządzającą. Podobne cele przyświecają przymusowi wypłaty przynajmniej połowy premii w formie papierów wartościowych, których cena jest uzależniona od kondycji zarządzanej przez beneficjenta instytucji. Społeczny sprzeciw, walka o zachowanie wizerunku i unijne regulacje powinny doprowadzić do spadku wypłacanych premii w londyńskim City w 2012 r. o 63 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim oraz aż 86 proc. w porównaniu z rekordowym rokiem 2007.
Zmowa procentowa Wcześniej w tym roku światową opinią publiczną wstrząsnęła afera manipulacji stopą pożyczek międzybankowych LIBOR, w oparciu o którą udzielało się również setki tysięcy kredytów w gospodarce realnej, m.in. hipotecznych. Największe europejskie banki działały prawdopodobnie w zmowie, aby czerpać korzyści ze sterowania wskaźnikiem, który de facto same ustalały. Choć dotychczas grzywnę w wysokości 450 milionów dolarów musiał zapłacić jedynie Barclays, śledztwo jest ciągle w toku i ponad tuzin kolejnych podmiotów już niedługo prawdopodobnie usłyszy zarzuty. Na celowniku Financial Services Authority, brytyjskiego regulatora, znajdują się między innymi banki RBS, UBS, HSBC i Standard Chartered. Odkryły one, że manipulowanie wskaźnikiem raz w górę, a raz w dół w taki sposób, aby skorzystali na tym traderzy banku posiadający pozycje na rynku derywatów, których instrumentem bazowym był LIBOR, pozwoli wymiernie poprawić zyski. Z kolei po wybuchu
banksterzy /
kryzysu finansowego, kiedy zamarł rynek pożyczek międzybankowych, banki sztucznie zaniżały koszty kredytowania w celu wykreowania wrażenia siły finansowej banku i ukrycia narastających kłopotów.
Banki-cienie Jak do tej pory, rodzimy sektor bankowy wielkie skandale szczęśliwie omija – mowa jednak jedynie o bankach sensu stricto, czyli podlegających kontroli Komisji Nadzoru Finansowego. Inaczej sprawa wygląda w przypadku tzw. shadow bankingu, nad Wisłą znanego lepiej pod nazwą parabanków. O aferze Amber Gold powiedziano już bardzo wiele, jednak nieco w jej cieniu pozostają nieregulowane przez KNF instytucje udzielające tzw. parapożyczki, gdzie dług zaciągają osoby, którym banki odmówiły przyznania kredytu. Trzeba niestety przyznać, że oferujące „pożyczki bez BIK”, „od zaraz”, „przez sms” firmy niejednokrotnie okazują się nawet bardziej szkodliwe społecznie od Amber Gold lub Finroyal. O ile bowiem te ostatnie gromadziły oszczędności, czyli nadwyżki finansowe, Polaków wierzących w pewny, kilkunastoprocentowy zysk na złocie, to instytucje parakredytowe doprowadziły niejednego klienta do utraty majątku i… zdrowia. A mowa nie tylko o siwiejących włosach z powodu lichwiarskich odsetek, które szczególnie w przypadku opóźnień w spłacie mogą sięgać nawet do kilkudziesięciu tysięcy procent w skali roku. Na początku listopada „Rzeczpospolita” informowała o zatrzymaniu „parabankiera” z Mazowsza, który dopiero po ponad dziesięciu latach stanął przed wymiarem sprawiedliwości. Zgodnie z doniesieniami gazety, już w 2001 roku w niewielkiej miejscowości pod Garwolinem Tadeusz S. pobił dłużnika i zmusił go do przekazania mu 1,5-hektarowej działki. Oprócz grożenia pobiciem, w swoim dossier lichwiarz zdołał zgromadzić przejmowanie samochodów i komputerów wierzycieli, straszenie porwaniem dziecka lub zmuszaniem do prostytucji, a nawet wycinkę części prywatnego lasu dłużnika. A to tylko jeden z wielu przypadków brutalnego ściągania należności przez „parabankierów”, przypadki przejmowania nawet całych domów i mieszkań nie są odosobnione.
derywatów, które napędziły kryzys) albo CDS (ang. Credit Default Swap), które Warren Buffet określił jako finansową broń masowego zniszczenia, zaś George Soros porównał je do posiadania polisy na czyjeś życie i jednocześnie licencji na zabicie tej osoby. Przy takich wizerunkowych wpadkach miano banków jako instytucji zaufania publicznego, które rzekomo odpowiedzialnie zarządzają naszymi portfelami, przywołuje raczej skojarzenia z wyrafinowaną nazwą Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, którą pewien historyk skwitował: co słowo, to kłamstwo. W przestrzeni publicznej kwitnie krytyka instytucji finansowych. Popularność zyskało pojęcie „banksterstwa”, zaś prof. Tomasz Gruszecki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego nazwał ostatnio patologie współczesnych rynków finansowych żerowaniem na realnej gospodarce. W takiej sytuacji bardzo trudno będzie bankom odzyskać wiarygodność, której odzyskanie po kryzysie finansowym wymiernie przyspieszyłoby pokryzysową rekonwalescencję. Pozostaje mieć nadzieję, że wykrywane afery wpłyną na przynajmniej częściowe oczyszczenie systemu finansowego z niemoralnych praktyk. Przyszłość pokaże, czy skutek przyniosą także zmiany w unijnym nadzorze nad systemem finansowym oraz regulacje wprowadzane przez amerykańską tzw. ustawę Dodda-Franka. Wielu ekspertów wiąże nadzieje ze zmianami strukturalnymi, takimi jak konieczność podziału bankowości uniwersalnej na inwestycyjną i detaliczną. Jak nowa jakość w globalnych finansach wpłynie na moralność sektora? Choć dobiegają nas już pozytywne sygnały, trudno będzie zmienić rzeczywistość, w której rynek instytucje obracające pieniądzem są najbardziej kuszące dla tych, dla których ów pieniądz stanowi nadrzędną wartość. 0
O opinię na temat parabanków zapytaliśmy dr Stanisława Kluzę, pierwszego przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego oraz Ministra Finansów w 2006 r., uczestnika debaty „Sektor (poza)bankowy – tak czy nie dla regulacji?” odbywającej się podczas IX Targów Wydawnictw Ekonomicznych.
MAGIEL: W jakich przypadkach możemy nazwać dany podmiot parabankiem?
DR STANISŁAW KLUZA: Ponieważ jest to pojęcie raczej potoczne, nie ma jednorodnej definicji. Jako przykład można podawać zarówno instytucje, które wykonują czynności, które nie muszą podlegać nadzorowi finansowemu, co oznacza, że działają w pełni legalnie; jak i takie, które – wykorzystując luki w prawie – zajmują się działalnością dedykowaną stricte sektorowi bankowemu. W przypadkach wątpliwości co do zgodności z prawem, KNF może zawiadomić prokuraturę oraz umieścić taki podmiot na liście ostrzeżeń publicznych, która bywa również zwana „listą bezradności”. Komisja nie posiada bowiem formalnych uprawnień, aby kontrolować i sankcjonować jednostki np. z obszaru „shadow bankingu”. W jaki sposób można przyspieszyć egzekucję prawa w takich przypadkach jak afera Amber Gold, aby zapobiec w przyszłości narastaniu i załamaniu się kolejnych piramid finansowych? Warto zastanowić się nad wzorcami zagranicznymi. W Szwecji istnieje specjalna policja finansowa, wyszkolona specjalnie do walki z przestępstwami, które w Polsce podlegają kodeksowi karnemu skarbowemu. Istnieje również wyspecjalizowana w tym zakresie prokuratura, do której trafiają osoby znające się nie tylko na prawie, ale także na finansach i ekonomii, za co otrzymują wyższe zarobki. W mediach pojawiają się głosy, że istotną rolę w rozwoju parabanków odegrała wydana przez KNF Rekomendacja T, która zepchnęła wielu kredytobiorców w objęcia „shadow bankingu”. Po pierwsze sami klienci stali się ostrożniejsi w zaciąganiu kredytów. Widzą, co dzieje się z koniunkturą gospodarczą, boją się, że mogą stracić pracę i dlatego nie chcą nadmiernie się zadłużać. Po drugie – także banki same z siebie są bardziej ostrożne. Ale nie dlatego, że wprowadzono rekomendacje. Takie działania banków są zwierciadłem niepewności, którą teraz mamy w gospodarce. Po trzecie – większość banków ma swoje centrale („matki”) za granicą, a tam często nie najlepiej się dzieje. Dlatego nie zachęcają swoich „córek” do nadmier-
Instytucje nieufności publicznej
nie rozpustnej akcji kredytowej. Po czwarte – podwyżka stóp procentowych w maju otworzyła pytania o oczekiwaną skalę dalszej restrykcyjności polityki pieniężnej, rys. Anna Grochala
Niechlubne historie ze świata bankowej finansjery można niestety mnożyć niemal w nieskończoność. Przewinienia mają jednak charakter nie tylko jednostkowy. Wiele bolączek branży ma charakter systemowy, jak chociażby konstruowanie kontrowersyjnych i często niebezpiecznych instrumentów finansowych, takich jak CDO (ang. Collateralized Debt Obligation – król toksycznych
Parabanki pod lupą
Londyńskie city wytwarza 10 proc. brytyjskiego PKB i przynajmniej tyle smao skandali.
tym samym wprowadzając w konfuzję oczekiwania podmiotów gospodarczych. Hipotetyczne, poluzowanie rekomendacji, które się teraz rozważa, nie będzie miało obecnie istotnego wpływu na to, czy banki będą udzielały więc więcej kredytów czy mniej. Jak również na to, czy Polacy będą korzystać z parabanków czy nie.
grudzień 2012
/ mikrofinanse w Polsce
Mikro rozwiązanie makro problemów? Większości ludzi mikrofinanse kojarzą się z walką z ubóstwem w krajach trzeciego świata. Mikropożyczki udzielane bezrobotnym i wykluczonym, nie posiadającym oszczędności, mają być ich szansą na lepsze życie. Czy takie rozwiązanie może zdać egzamin w Polsce? t e k s t:
K atarz y na W i l k
a pierwszy rzut oka taki pomysł może się wydawać co najmniej dziwny. W końcu, dzięki systemowi świadczeń społecznych i socjalnych, ludzie nie umierają masowo na ulicach. Jednak pierwsze skojarzenia mogą być nie do końca trafne, gdyż po wnikliwszym zbadaniu tematu zauważymy, że pomysł nie jest aż tak egzotyczny, a nawet z powodzeniem funkcjonuje w naszym kraju od początku lat 90-tych.
N
Nowy-stary pomysł
rys. Agnieszka Porzycka
Początku mikrofinansów można doszukać się w tradycji spółdzielni oszczędnościowych i kredytowych, które zaczęły powstawać w XIX wieku. Dobry przykład stanowi tu model organizacji pomocowych i spółdzielni Raiffeisen oraz Schulze-Delitzsch oparty na wzajemnej pomocy. W późniejszym okresie koncepcja ta została zaadaptowana do stworzenia tzw. unii kredytowych – u nas SKOK-ów. W obecnym rozumieniu mikrofinanse, a przede wszystkim mikrokredyty, kojarzą się głównie z laureatem Nagrody Nobla, Muhammadem Yunusem, który w latach 70-tych stworzył w Bangladeszu Grameen Bank, udzielający mikropożyczek mieszkańcom najbiedniejszych re-
Celem mikrofinansów jest dostarczenie ludziom kapitału, który pozwoli im później na samodzielne utrzymanie.
20-21
gionów. Ich gwałtowny rozwój przypadł właśnie na lata 70-te i 80-te. Obecnie na całym świecie, również w Europie i Stanach Zjednoczonych, różnego rodzaju instytucje prowadzą tego typu działalność. Czym w takim razie różnią się mikrofinanse w krajach rozwiniętych od tych, które funkcjonują w biedniejszych regionach? Różnica tkwi przede wszystkim w zadaniach przed którymi stoją tego typu instytucje w poszczególnych państwach. W Europie nie tworzą one podwalin pod przyszły system bankowy. Poza tym, istotną kwestią jest rodzaj i zakres biedy, która dotyka ludzi. W bogatych krajach ma ona raczej wymiar wykluczenia społecznego i finansowego (a co za tym idzie ma również silny wymiar wizerunkowy). Często jest otyła, bo cały dzień spędza na kanapie z pilotem w jednej ręce i przegryzkami w drugiej. Nie przybiera ona więc rysów wygłodzonego dziecka w rękach równie wychudzonej, spracowanej matki.
Namierzyć cel Możemy wyodrębnić trzy główne cele funkcjonowania mikrofinansów w Europie. Są to: wspieranie przedsiębiorczości, pomoc jednostkom wykluczonym społecznie i finansowo oraz dostarczanie im przystępnych usług finansowych. W ten sposób mikrofinanse stają się narzędziem polityki społecznej i gospodarczej. Można powiedzieć, że każda „mikrofinansowa moneta” ma dwie strony. Po pierwsze, wspiera przedsięwzięcia, które w przyszłości mogą generować przychody (bezrobotni są nota bene kosztem zarówno dla budżetu państwa, jak i społeczeństwa). Po drugie, sprzyja inkluzji osób wykluczonych społecznie, wyciąga je ze stagnacji. Możliwości, jakie oferują mikrofinanse, w tym również ich elastyczność, zostały dostrzeżone przez wiele krajów europejskich. We Francji dofinansowywany przez państwo fundusz pożyczkowy Adie wspomaga samozatrudnienie wśród najbiedniejszych warstw społecznych, często imigrantów. W Niemczech i Holandii z kolei, przy udziale sektora publicznego i prywatnego, powstają inicjatywy udzielające pożyczki na rozpoczęcie działalności gospodarczej.
Przykłady te pokazują, że elastyczność mikrofinansów pozwala rządom stworzyć takie programy, a nawet systemy, które będą stanowiły odpowiedź na konkretne problemy. Gospodarki funkcjonują przecież w ramach różnych uwarunkowań społecznych, kulturowych, a nawet historycznych. -
Masowe wędkowanie?
W Polsce mikrofinanse zaczęły rozwijać się w latach 90-tych, podczas transformacji ustrojowej, która wymusiła racjonalizację nadmiernego zatrudnienia. Przełożyło się to na wysoką stopę bezrobocia, szczególnie na biedniejszych obszarach wiejskich. W ramach walki z bezrobociem rząd zdecydował się wspierać sektor małych firm oraz jednoosobową działalność gospodarczą. Właśnie w tym okresie, często przy udziale kapitału zagranicznego, powstało wiele organizacji mikrofinansowych w formie funduszy pożyczkowych i poręczeniowych. Swoją działalność wznowiły również SKOK-i. Do omawianych instytucji można zaliczyć też banki spółdzielcze, czy firmy pożyczkowe typu Provident – często są one jedyną możliwością zewnętrznego finansowania bieżących potrzeb osób o niższym statusie dochodowym. Można powiedzieć, że kryzys finansowy i sytuacja w ostatnich latach ponownie skierowały uwagę w stronę mikrofinansów. Z jednej strony kontrowersje budzi fakt braku odpowiednich regulacji tego sektora, przez co wiele przynależących do niego instytucji podchodzi pod pojęcie tzw. „równoległego systemu bankowego” (z ang. shadow banking). Brak odpowiedniego nadzoru może być potencjalnie niebezpieczny dla sektora finansowego, a popyt na pożyczki, „chwilówki” itp., ciągle rośnie. Z drugiej strony, mikrofinanse mogą być skutecznym sposobem na walkę z rosnącym bezrobociem, a nie od dziś wiadomo, że lepiej dać wędkę niż rybę. Wydaje się, że epoka, w której każdy ma pracę na pełen etat, dobiega końca. Wielu z nas będzie zmuszonych zatrudnić się samemu. Może wreszcie nadchodzi czas, by rząd przegonił ludzi z kanap i wysłał ich na wędkowanie? 0
tytoń w UE /
Spalone dofinansowania
Co trzeci Europejczyk jest palaczem. Co trzydziesty rolnikiem. Unia Europejska pragnie dobra każdego obywatela i mogłoby się wydawać, że ma w tym zakresie jasno określone cele – zarówno społeczne, jak i gospodarcze. Niestety, nie zawsze udaje się je ze sobą pogodzić, szczególnie jeśli dotyczą wyrobów tytoniowych.
t e k s t:
M a ł g o rzata gaw l ik
ampanie zwiększające świadomość negatywnych skutków palenia docierają współcześnie do każdego obywatela, a ich działania są coraz bardziej skuteczne. Jednak postępowanie UE w zakresie konsumpcji wyrobów tytoniowych dotyczy nie tylko akcji społecznych i prozdrowotnych, lecz także rolnictwa. Dotacje do plantacji tytoniu stosowane w Unii Europejskiej skutecznie zwiększają zyski rolników, zachęcając ich do produkcji surowca używanego w towarach nikotynowych. Jednocześnie podatki na tego rodzaju używki stale rosną, co prowadzi do sprzeczności w opiniach na temat działań Unii.
fot. Yana Voronovskaya
K
Unijna polityka antynikotynowa i dopłaty do rolnictwa to dwie strony tego samego papierosa.
Prawo może szkodzić palaczom Pierwsza legislacja mająca za zadanie zmniejszyć konsumpcję tytoniu została wprowadzona jeszcze w latach 80. dwudziestego wieku. Od 2011 roku wszystkie produkty nikotynowe w UE muszą posiadać pisemne ostrzeżenia o szkodliwości palenia, nie mogą zawierać niezgodnych z prawdą określeń jak np. „light”, ponadto uregulowany został skład i maksymalna zawartość substancji smolistych w papierosach. Zakazana została również reklama tego typu wyrobów w mediach. Komisja Europejska w dalszym ciągu planuje zaostrzyć dyrektywę tytoniową, a projekt jej nowelizacji obejmuje m.in. standaryzację opakowań oraz zakaz sprzedaży papierosów smakowych (stanowiących obecnie ok. 20 proc. produkcji), co powinno znacząco obniżyć ich konsumpcję. 16 czerwca 2011 r. Komisja Europejska rozpoczęła kampanię antynikotynową, której slogan brzmi Ekspalacze. Nic ich nie zatrzyma. Przedsięwzięcie zainaugurował John Dalli, były komisarz europejski ds. zdrowia i ochrony konsumenckiej. Bezpłatna pomoc może dotrzeć do palaczy pragnących zmienić swoje nawyki dzięki internetowej platformie iCoach, dostępnej we wszystkich językach Unii Europejskiej. Program skierowany jest przede wszystkim do osób w wieku 25-34 lat, a więc do niemalże 28-milionowej rzeszy młodych europejskich palaczy. Potrwa do 2013 roku, a łączne koszty z nim związane szacuje się na 72 miliony euro. Kolejnym działaniem mającym na celu zmniej-
szenie konsumpcji wyrobów tytoniowych jest stopniowe podnoszenie podatku akcyzowego. Kluczową rolę odgrywa także rynek nielegalnych wyrobów tytoniowych – zarówno podrabianych jak i przemycanych, którego rozwojowi sprzyja rosnąca akcyza.
wierzchnie uprawy (średnio wynoszą one zaledwie 1 ha). Warto zauważyć, że największym europejskim producentem tytoniu są Włochy, a zaraz za nimi Polska, gdzie z upraw tytoniu utrzymuje się 60 tys. osób, dlatego obcięcie dopłat wyjątkowo mocno uderzyłoby w nasze rolnictwo.
Dobro rolników czy palaczy?
Sprawa budzi kontrowersje
Reforma Wspólnej Polityki Rolnej z 2004 roku zakłada stopniowe odchodzenie od dopłat do upraw tytoniu. Mimo to w latach 2012-2013 resort rolnictwa zamierza przeznaczyć na wsparcie polskich rolników posiadających jego plantacje ok. 30 mln euro rocznie z budżetu UE. Nowe regulacje mają za zadanie podnieść konkurencyjność polskiego tytoniu, aby dorównywał on produkcji w innych europejskich krajach, które zdecydowały się utrzymać dopłaty. W takiej sytuacji Komisja Europejska musiała zgodzić się na płatności. Na wsparcie tylko polskich producentów tytoniu w ciągu bieżącego i następnego roku zostanie przeznaczona więc kwota ok. 60 mln euro, co przy 72 mln euro w przypadku trzyletniej ogólnoeuropejskiej kampanii antynikotynowej zdaje się być stosunkowo wysoką kwotą. Jednakże odchodzenie od dotacji spowoduje zmniejszenie lub nawet zaprzestanie produkcji tytoniu w UE. Szczególnie negatywny wpływ odczują regiony słabo rozwinięte, w których produkcja tytoniu jest największa oraz prywatni plantatorzy posiadający w większości niewielkie po-
Sytuacja jest niezwykle skomplikowana. UE nie może odmówić pomocy rolnikom tylko ze względu na rodzaj upraw. Z drugiej strony ciągle ma na uwadze zdrowie społeczeństwa i zniechęcanie go do nabywania wyrobów nikotynowych. Przeciwnicy dopłat do plantacji twierdzą, że pieniądze podatników nie powinny służyć wspieraniu produktów generujących negatywne skutki zdrowotne. Dotacje do upraw tytoniu są też sprzeczne z założeniami działających na szeroką skalę kampanii antynikotynowych. UE powinna jednak walczyć o utrzymanie produkcji i nie zastępować jej importem dóbr z innych regionów świata. Pozostaje jeszcze kwestia wpływu subsydiów na cenę produktów nabywanych przez konsumenta, która nie zmieni się znacząco w wyniku obcięcia dopłat, ponieważ zbyt duży udział ma tu podatek akcyzowy. Czy wobec tego jedynym rozwiązaniem jest propagowanie życia bez papierosa w kampaniach społecznych nie myśląc o polityce rolnej? A może odwrotnie? Zapomnieć o zdrowiu społeczeństwa, a w zamian polepszyć sytuację ekonomiczną rolników? 0
grudzień 2012
/ innowacje polskie
Inwestycje według Tuska
Jaka jest przyszłość inwestycji w Polsce? Czy zakręcenie kurka funduszy unijnych przyczyni się do wyschnięcia „zielonej wyspy”? Czy najnowszy plan naszego premiera się powiedzie? Skąd zdobędzie pieniądze i kto na tym skorzysta? t e k s t:
Woj ci ec h A damcz y k
apowiada się, że rok 2013 może być ciężki dla naszej gospodarki. Właśnie wtedy nastąpi wstrzymanie dotacji unijnych dla polskich projektów, co spowodowane jest okresem przejściowym, pomiędzy starą a nową perspektywą budżetową. W wyniku tej zmiany w gospodarce może dojść do zahamowania rozwoju inwestycji dotychczas dofinansowywanych przez UE. Do tej pory były one głównym motorem napędowym polskiej gospodarki, więc ich ograniczenie może doprowadzić do recesji. Receptą na ewentualny kryzys ma być program „Inwestycje Polskie”, którego utworzenie zapowiedział premier Donald Tusk podczas swojego drugiego w tej kadencji „exposé”.
są zgodni, że powinna być to osoba doświadczona oraz posiadająca na swoim koncie wiele sukcesów, a zarazem niezwiązana z polityką – tak, aby uzyskać jak największą wiarygodność i przyciągnać potencjalnych inwestorów CSI to tylko jedna z wielu części programu. Głównymi udziałowcami projektów będą podmioty prywatne, a tylko częściowym Spółka Celowa. Dzięki takiemu rozwiązaniu, prywatni inwestorzy posiadający know-how dotyczący danego sektora będą mieli pełną kontrolę. MSP zapowiedziało, że ma już przygotowaną wstępną listę projektów, w które mogłyby być zainwestowane pieniądze. Są to m.in. duże przedsięwzięcia drogowe, kolejowe, energetyczne i gazowe.
Spółka bez nazwy
Kontrowersyjne finansowanie
Z
Operatorem programu będzie Bank Gospodarstwa Krajowego. W początkowym okresie zostanie on dokapitalizowany za pomocą pakietów akcji spółek Skarbu Państwa. Pod zastaw tych papierów wartościowych będzie mógł zaciągać kolejne pożyczki, zwielokratniając swoje możliwości finansowe na zasadach zbliżonych do dźwigni. W późniejszym okresie Bank będzie dysponował możliwością ich odsprzedaży. Oprócz tego, podobną kwotą zostanie dofinansowana CSI, która będzie odpowiedzialna za i nw e s t ow a n ie kapitału w spółki celowe. Według wyliczeń, dzięki tym zabiegom do 2015 roku zaistnieje możliwość dof i n a n s ow ania inwestycji na łączną kwotę 40 mld zł. Ponadto CSI będą mogły wyemitować obligacje na łączną kwotę 30 mld zł, co pozwoli ukryć dług publiczny i zrealizować Czy BGK stanie się krajowym bankiem inwestycyjnym? założenia inweFot. Szczebrzeszynski CC
W celu realizacji Programu jeszcze w tym roku ma zostać powołana spółka, o roboczej nazwie: Celowa Spółka Inwestycyjna (CSI). Jak informuje Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP), na początku będzie to spółka z wyłącznym udziałem Skarbu Państwa, jednak rozważane jest, aby w przyszłości zaprosić do akcjonariatu także prywatnych inwestorów, a celem uzyskania jak największej przejrzystości ma być ona notowana na GPW. Obecnie nie wiadomo jeszcze, kto zostanie szefem CSI, ale eksperci
22-23
stycyjne. W ramach Inwestycji Polskich, może powstać też inny nowy projekt rządu pod nazwą „Innowacje Polskie”. Miałby to być fundusz venture capital, który finansowałby prywatne firmy, chcące wypromować nowe polskie technologie. Pozwoliłoby to uniknąć sytuacji, kiedy dobrze zapowiadające się wynalazki nie mają finansowego wsparcia.
Niewidzialny dług… Zanim kapitał trafi z „rąk państwa” do inwestora, musi on przejść przez ręce BGK, SCI i spółki celowej, a w każdej z nich są ludzie, których pracę trzeba opłacić. Według MSP mają oni być świetnymi fachowcami niezwiązanymi z polityką. Niestety doświadczenia z działalności Agencji Rynku Rolnego i Elewarru pokazują, że często efekt odbiega od pierwotnych założeń. Podaje się także wiele innych wątpliwości, jak na przykład przekonanie, że BGK mocno zwiększy liczbę udzielanych kredytów. Jednak tak duży wzrost mógłby doprowadzić do podwyższenia cen, a NBP, aby utrzymać inflację na mniej więcej stałym poziomie, musiałby podnieść stopy procentowe, czego skutkiem byłoby wystąpienie efektu wypierania inwestycji prywatnych. Finansowanie proponowanej formule może nie być do końca przejrzyste. Takie projekty są bardzo skomplikowane i dotyczą dużych inwestycji. Żeby uzyskać kredyt potrzebne są gwarancje państwowe lub zabezpieczenie finansowe (w tym przypadku akcje Skarbu Państwa). Wspomniane gwarancje będą wykonane, jeśli przychody z opłat od inwestycji okażą się niższe niż planowane, więc często nie są wliczane do długu publicznego, ale płaci się za nie w postaci np. droższych przejazdów autostradami. Co za tym idzie, dzięki temu mechanizmowi będzie można bardzo łatwo ukryć część długu publicznego – takie jakie to działania miały miejsce chociażby w Grecji. Czy w związku z wieloma znakami zapytania program Inwestycje Polskie spełni postawione mu zadania? Zdania są podzielone, ale jedno jest pewne – powinniśmy wierzyć, że się uda, ponieważ w przypadku niepowodzenia zapłacimy za niego wszyscy. 0
nowy ambasador USA w polsce /
Wizy, tarcza antyrakietowa i rower Dwudziestego czwartego października, w cieniu kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych, odbyła się zmiana warty w gmachu przy Al. Ujazdowskich 29/31. Kim jest Stephen D. Mull, nowy ambasador USA w Polsce? t e k s t:
Jaku b To r e nc
tephen D. Mull urodził się 30 kwietnia 1958 roku w Reading w stanie Pensylwania. Służba na stanowisku ambasadora będzie dla niego już trzecim doświadczeniem związanym z Polską, po pracy na placówkach w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, kiedy to opanował język polski w stopniu biegłym. Ponadto w latach 2003-2006 był on ambasadorem USA na Litwie. Dyplomata, jak sam mówi, wolny czas spędza z rodziną oraz jeździ na rowerze, jest również fanem baseballowej drużyny Boston Red Sox. 20 listopada, niespełna 2 tygodnie po złożeniu listów uwierzytelniających na ręce prezydenta RP, w rezydencji ambasadora odbyło się jego pierwsze spotkanie z dziennikarzami. Po krótkim wstępie, w którym gospodarz wspomniał, iż jego celem pozostaje zacieśnianie stosunków polsko-amerykańskich, oraz zapewnieniu, że będzie starał się być na tyle dostępnym i łatwym w kontakcie ambasadorem na ile to możliwe (głównie dzięki Twitterowi i licznym wizytom w całym kraju) zaczęły padać pytania. Jedną z pierwszych kwestii była tarcza antyrakietowa. Ambasador zapewnił obecnych, że tarcza antyrakietowa w Polsce jest nadal priorytetem Pentagonu oraz administracji Baracka Obamy i zostanie ona ukończona do roku 2018, czym uciął domysły i teorie na temat porzucenia planów budowy owej instalacji na terenie Polski. Tematem przewijającym się przez całe spotkanie były wizy. W tym przypadku ambasador Mull zaznaczył, że polityka wizowa USA wobec Polski jest bardziej związana z kwestiami administracyjnymi niż dyplomatycznymi, gdyż Polska nadal nie przekroczyła wymaganego progu poniżej 3 proc odrzuconych wniosków wizowych. Co ważne, dyplomata dodał, iż od jego pobytu w Polsce w latach osiemdziesiątych, kiedy odsetek odrzuconych podań o wizę oscylował wokół 50 proc., zmieniło się wiele i dlatego możliwe jest stworzenie wyjątku dla Polski. Podczas spotkania ambasador podkreślał nie tylko jak ogromne zmiany ekonomiczne zaszły w Polsce, ale również zachwycał się nad przemianą polskiego społeczeństwa. – Lądując w Warszawie dwa tygodnie temu, przechadzając się po centrum oraz jeżdżąc ukochanym rowerem po okolicy byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak pozytywną energię mają w sobie Polacy, jak dobrze wyglądają, jak bardzo się uśmiechają oraz jaki entuzjazm widać w tym narodzie. – mówił.
S
Konkretne informacje przedstawione przez Stephena Mulla napawają optymizmem w kwestii relacji polsko-amerykańskich. Trudno wyobrazić sobie natychmiastowe poprawienie stosunków, jednakże pozytywne nastawienie, otwartość i przede wszystkim sympatia do Pol-
e-K<30 <3zero prasa A4P 1
ski nowego ambasadora USA mogą wyłącznie temu sprzyjać. Miejmy nadzieję, że nie straci on entuzjazmu do odmienionego narodu polskiego i na swojej drodze będzie trafiał przede wszystkim na optymistycznych, szeroko uśmiechniętych Polaków. 0
grudzień 2012 12-05-11 17:06
ARTYKUŁ SPONSOROWANY / Reckitt Benckiser
FIRMA MOCNO CENIĄCA GENIUSZY, czyli obnażamy sekrety branży FMCG Na pewno wielu już o niej słyszało, wielu widziało, bo plakatów i banerów tej branży u nas pod dostatkiem. Może jednak nie wszyscy wiedzą, więc rozwijamy tajemniczy skrót: FMCG znaczy Fast Moving Consumer Goods, czyli w języku ojczystym dobra szybkozbywalne. T E K S T:
JUSTYNA ZAPOLNIK
&G, Unilever, Mars, BAT, ale też Grupa Żywiec i wiele innych – to jedni z głównych graczy tej branży. Do tego grona dodajmy Reckitt Benckiser, bo chyba nie ma osoby, która nie kojarzy takich marek jak Durex, Air Wick, Vanish, Strepsils czy Scholl. Właśnie my postanowiliśmy przedstawić Wam FMCG od kuchni, pokazać niewidoczne, objaśnić niezrozumiałe...
P
24-25
Na początek odwieczna zagadka – czy to prawda, że praca w FMCG to wyścig szczurów? Nie wydaje mi się. Jasne, że w większości koncernów praca jest intensywna, kariera dosyć szybka, a za tym idą nienajgorsze pieniądze. To wszystko składa się na to, że często po godzinie 17:00 w wielu wieżowcach świecą się wszystkie światła, krążą maile, a telefony dzwonią. Każdy chciałby szybko stać się Brand Managerem, Key Account Managerem, czy po prostu Managerem. Jednak w branży FMCG powiedzenie „każdy sobie rzepkę skrobie” raczej nie ma racji bytu. Każda firma FMCG to praca wielu działów. Ktoś musi wypromować produkt, ktoś sprzedać go do sieci handlowych, ktoś pomyśleć jak go ustawić na półce (żeby klient ostatecznie wybrał Durexa, a nie Unimila), ktoś wyliczyć opłacalność tych działań, no i ktoś, kto tych wszystkich ludzi zrekrutuje. Oczywistym jest, że każdy chce być doceniany, zostać po prostu najlepszym, ale tym stwierdzeniem raczej nie odkrywam niczego nowego, raczej potwierdzam zasadę znaną już z czasów podstawówki. Dynamiczne środowisko, ogromna konkurencja, a w konsekwencji potrzeba szybkiej reakcji na jej działania, ale też ciągle zmieniające się potrzeby konsumentów powodują, że właśnie w FMCG potrzebna jest współpraca jak nigdzie indziej. Nie bez powodu jednym z głównym kryterium rekrutacji w wielu koncernach jest właśnie umiejętność pracy w grupie i nie bez powodu pracownicy tych koncernów mają kalendarze wypełnione spotkaniami cross-funkcjonalnych zespołów. Na pewno nie jest to tryb pracy dla każdego, na pewno nie każdy się tu odnajdzie. Jedno jest pewne – po roku pracy w takiej korporacji żadnych szczurów nie widziałam, za to specjalistów kreujących nowe ścieżki dla biznesu, a przy tym zwyczajnie fajnych ludzi, naprawdę wielu. FirmaMocnoCeniącaGeniuszy, czyli FMCG
pół-żartem, pół-serio. Ale czy na pewno? Rynek dóbr szybko rotujących to rynek dynamiczny, z przyszłością, ale też z wyzwaniami. Dlatego firmy z tej branży poszukują równie dynamicznych i elastycznych ludzi, którzy oprócz tego, że szybko zorientują się w obecnej sytuacji, zrozumieją rynek i poznają konkurencję. Dostrzegą potrzeby klienta, będą też potrafili wyprzedzić swoich rywali, przewidzieć oczekiwania konsumentów, rozpoznać każdą szansę i reagować na zagrożenie. Geniusz, a może po prostu analityk, gotowy podjąć wyzwanie i nieustannie się rozwijać? Jedno jest pewne – praca w FMCG to nie kręcenie reklam telewizyjnych, ani organizowanie eventów PR-owych. FMCG to analiza, strategia i działanie. Póki co brzmi pewnie nieco lakonicznie, ale właśnie dlatego tu jesteśmy. Już w kolejnych wydaniach MAGLA opowiemy co robi Brand Manager, udowodnimy, że działem sprzedaży branża FMCG stoi. Zajrzymy też do skrzynek rekrutacyjnych działu HR i sprawdzimy, kto ma szansę na sukces w tym biznesie. 0
Justyna Zapolnik Junior HR Specialist w Reckitt Benckiser i studentka Zarządzania SGH. Nie uważa firmy w której pracuje za najlepszą w porównaniu z innymi, ale wytrwale szuka najlepszych pracowników dla Reckitta.
KONKURS Tymczasem ogłaszamy konkurs nas Wasze propozycje rozwinięcia skrótu FMCG. Trzy najlepsze propozycje nagrodzimy zestawami produktów od Reckitt Benckiser (Durex, Air Wick, Vanish, Scholl, Woolite). Swoje propozycje wysyłajcie na adres: RBnaSGH@rb.com
kultura / - Skąd tyle tej mgły!? -Narodowy paruje...
Trochę
Kultury Polecamy: 26 TEATR Pikantny romans teatralno-polityczny
Czy teatr ma jeszcze szansę na kształtowanie społeczeństwa?
30 MUZYKA Nowa Jakość Inspiracja lat 70. i nowa płyta Smolika 41 KSIĄŻKA Kultura pod choinką Jakie książki i dla kogo wybieramy?
Ecija, Hiszpania - P IO T R KONI ECZN Y Wyróżnienie w konkursie MAGLA „Zdjęcia same się nie zrobią”
Kulturowy analfabetyzm A d r i a n S zo rc naszym systemem edukacyjnym coś jest nie tak. Wie to każdy poczynając od nieświadomych jeszcze niczego pierwszaków, przez prawie dorosłych licealistów, na profesorach akademickich kończąc. O studentach nie ma nawet co wspominać. Ci ostatni to praktycznie gotowy już produkt maszyny, która miała na celu stworzenie z nich wartościowych obywateli i którzy po pierwsze znajdą dobrą pracę, a przy okazji jeszcze dołożą swoją cegiełkę do budowy lepszego świata. Teraz mają najwięcej wątpliwości co do jej skuteczności. To co schodzi z taśmociągów fabryki zwanej edukacją ląduje w bardzo różnych opakowaniach - z czego spora część na metaforycznym śmietniku. Czy jednak nie jest tak jak w przypadku koszuli, w której nawet gdy myślimy, że wszystkie guziki zapięliśmy poprawnie, pomyliliśmy się jednak przy pierwszym? Eric Donald Hirsch to emerytowany amerykański profesor. Pracując z młodzieżą pochodzącą z różnych środowisk zauważył dysproporcję umiejętności przeczytania prostego tekstu odnoszącego się do historii wojny secesyjnej, w zależności od pochodzenia danego studenta. Młodzież z gorszych środowisk, nie posiadająca możliwości dorastania w domu pełnym książek, sztuki czy rodziców zainteresowanych kulturowospołeczną rzeczywistością, gubiła się musząc odnieść się do podstawowych zagadnień nie związa-
Z
To co schodzi z taśmociągów fabryki zwanej edukacją ląduje w bardzo różnych opakowaniach.
nych z codziennym życiem. Hirsch odkrył, że nie jest to spowodowane brakami w słownictwie czy trudnościami z czytaniem. Problemem był brak szerszej wiedzy, która obejmowałaby podstawowe fakty niezbędne każdemu do świadomego funkcjonowania w społeczeństwie, a które wykształceni ludzie z “dobrych” domów uważają za oczywiste. Zaproponował zatem by podstawa programowa zawierała zbiór faktów, które każdy MUSI znać, a przyswajanie wiedzy było ściśle ustrukturyzowane. Akumulacja wiedzy od tej najbardziej podstawowej do zaawansowanej powinna być logicznym procesem, który nie każe dzieciom w podstawówce czytać pozycji, których nie mają prawa zrozumieć. Pomysł nie jest nowością, bo ma już ponad 20 lat. Co ciekawe, po wywołaniu swego czasu debaty w Ameryce, teraz zaczyna kiełkować w Anglii, gdzie ostatnio otworzono pierwsze szkoły oparte na metodzie Hirscha. Można w tym upatrywać pierwszych symptomów odwrotu od “nauki umiejętności praktycznych” promowanej przez ostatnie parę lat. Umiejętności w końcu i tak uczymy się “po drodze”, a kolejne reformy szkolnictwa raczej zubażają to, czego możemy się nauczyć w szkolnych ławkach. Tworzy się przez to stado zawieszonych w próżni baranów, zamiast jednostek sprawnie poruszających się w sieci przyczyn i skutków widzących więcej niż powie im pani w telewizji. 0
maj - grudzień czerwiec 2012 2010
/ refleksja nad relacją między teatrem i polityką Dać ależ ratunek i afekt!
Pikantny romans
teatralno-polityczny
Sztuka i polityka przenikają się od zarania dziejów. Współcześnie na scenach również nie brakuje nawiązań politycznych. Czy w czasach dyktatury mass mediów teatr ma jeszcze szanse wpływać na kształtowanie społeczeństwa? T E K S T:
A N N A G R O C H A L A , U R S Z U L A S T E L M AC H
ztuka od zawsze nawiązuje do ideologii politycznych, pomagając odbiorcy w ich interpretacji. W sytuacjach skrajnych, takich jak represje czy cenzura, czyni ludzką egzystencję mniej uciążliwą. Jednak w Polsce XXI wieku sens uprawiania polityki na scenie może wydać się wątpliwy, tym bardziej, że widzowie zwykli niechętnie odnosić się do manifestacji politycznych ze strony artystów. Te pytania sprowokowały fundację Otwarta Rzeczpospolita i Teatr Powszechny do zorganizowania debaty pt. Czy artysta jest osobą polityczną? dedykowanej pamięci Haliny Mikołajskiej (polskiej aktorki, reżyserki, działaczki opozycji i członkini Komitetu Obrony Robotników). Wybitne osobistości świata teatru: Paweł Łysak, Ewa Wójciak, Michał Zadara, Dorota Sajewska i Maciej Nowak pochyliły się wspólnie nad tą skomplikowaną kwestią.
S
Publicznie i politycznie Rozmówcy podkreślali, że teatr pełni pewne funkcje, ma określone obowiązki i misję, a więc staje się miejscem nieustannej dyskusji o otaczającej nas rzeczywistości i zaczyna kształtować ludzkie postawy (mówi się nawet o „rzeźbie społecznej”). W istocie wszyscy jesteśmy podmiotem
polityki i nie można od tego uciec, nawet sam angaż w sztuce może już mieć wymiar polityczny. Aktor wychodząc na scenę, staje się mimowolnie osobą publiczną. Ma ogromną siłę oddziaływania na widzów, pozostając jednocześnie zwyczajnym obywatelem ze swoimi przekonaniami i sympatiami. Osobami politycznymi są także scenarzysta i reżyser. W Polsce coraz częściej młodzi twórcy wypowiadają się przede wszystkim jako obywatele, a nie artyści. I robią to w absolutnie niebanalny sposób – przykładem może być choćby motyw Edwarda Gierka jako bogini Ateny w sztuce Oresteja w reżyserii Jana Klaty, symbolizujący próbę zakończenia krwawych rozliczeń. Nie można też zapominać, że spektakl jest okazją do wcielenia w życie nawet najbardziej utopijnych rozwiązań systemowych bez niczyjej szkody. Ten brak odpowiedzialności sprawia, że osoby przypisujące artystom tytuł osoby zaufania publicznego posuwają się zbyt daleko. Dlaczego więc teatr miałby stać się miejscem omijania tematów politycznych, a tym samym zawężania twórczości artystycznej?
Ręce precz od teatru! Po drugiej stronie barykady stoją osoby uważające teatr za przestrzeń która powinna być wolna od polityki. Zazwyczaj nie są one zachwycone ge-
stami politycznymi na scenie. Nawet jeśli artysta ma interesujące poglądy, to ich ostentacyjna manifestacja bardzo szybko potrafi zbudować w trakcie widowiska niewidzialny mur pomiędzy aktorem a publicznością. Warto też nadmienić, że prezentacja na scenie idei, z którymi aktorzy się nie zgadzają, bywa ogromnym wyzwaniem, niekiedy nie do przezwyciężenia. I nierzadko umniejsza to po prostu wartość spektaklu. Często publiczność nie jest też przygotowana na ich odbiór, ponieważ uwa-
W Polsce coraz częściej młodzi twórcy wypowiadają się przede wszystkim jako obywatele, a nie artyści. ża się za apolityczną, a teatr traktuje jako dziedzinę nadrzędną wobec polityki. Podkreśla się, że w teatrze widz nie powinien być traktowany jak cytryna, z której trzeba wycisnąć jak najwięcej banknotów i atakować politycznym przekazem. Przypomniała o tym głośna kampania Teatr nie jest produktem. Widz nie jest klientem.
Antyutopia?
Plac Teatralny w Warszawie (ok. 1925 r.). Po lewej ratusz, po prawej Teatr Wielki.
26-27
Coraz częściej jednak kwestionowana jest sama siła oddziaływania teatru który, mimo dysponowania przestrzenią publiczną, w wolnej Polsce niewątpliwie stracił nieco na znaczeniu. I choć zaproszeni na debatę goście byli zgodni, że nawet w teatrze nie można się uwolnić od rzeczywistości społeczno-politycznej, to zdania na temat samej misji współczesnego teatru i zakresu jego działania były podzielone. Z ust Pawła Łysaka padło stwierdzenie, że teatr jest doskonałym miejscem do rewolucji i głoszenia dziwnych poglądów, ponieważ na scenie przynajmniej nie leje się krew. Sajewska zaś określiła teatr jako doskonałe miejsce do kreacji utopijnego państwa. Trudno się z tym nie zgodzić. W teatrze bowiem, bez względu na przedstawienie idei utopii czy też antyutopii państwa, nadal pozostaniemy jedynie w bezpiecznej sferze rozważań. Na naszych
refleksja nad relacją między teatrem i polityką / recenzja Miasta snu /
oczach może dziać się wszystko, na co tylko pozwoli wyobraźnia reżysera i pewne normy społeczne. To doskonała cecha tej formy sztuki. W jakim jednak zakresie w teatrze na takie dywagacje można (tudzież wypada) sobie pozwolić?
Dyskutujmy więc! Dyskusja rozpoczyna się w momencie, gdy wykraczamy poza niezobowiązujące metafory, a sztuka zaczyna dotykać aktualnych sporów politycznych. I już nie wiemy kto jest z nami, a kto przeciw nam. Ewa Wójcik powiedziała pod-
czas debaty, że teatr jest od tego, by bronić pojedynczego człowieka, a nie państwa czy narodu. Może właśnie o to chodzi? I choć to trywialne stwierdzenie − teatr, jako synteza wszystkich sztuk, winien łączyć, a nie dzielić; sugerować, a czasem nawet nawoływać, ale nie indoktrynować. Celem debaty nie było zatem rozstrzygnięcie zasadności związku teatru z polityką, a tylko pokazanie niejednoznaczności tej relacji i postawienie kolejnych pytań. Tak jak powiedziała Anna Augustynowicz w „Gaze-
cie Łódzkiej” ponad 10 lat temu − Teatr nie jest instytucją oświatowo-wychowawczą, jest miejscem, gdzie można próbować włożyć kij w mrowisko. Nie odbierajmy mu zatem prawa do zabrania głosu nawet w kwestiach politycznych, pod warunkiem, że sztuka i człowiek pozostaną wciąż na pierwszym planie. 0 Nie zgadzasz się z tekstem? A może wręcz przeciwnie? W sprawie polemik prosimy o kontakt:
teatr@magiel.waw.pl
Miasto snu - sala snu? Wybuch, wizualizacja, nagość, czyli nowatorskie ujęcie tematu utopii w spektaklu Krystiana Lupy. Czy udane? W E R O N I K A ŁO P I E Ń S K A , E WA W I D E N K A
x yz z z
ocena:
T E K S T:
Miasto snu Reż. Krystian Lupa T R Wa r s z a w a
Z DJ Ę C I A :
K ATA R Z Y N A M AT U S Z E K
Krystian Lupa, reżyser znany z upodobania do ekspo-
lizowanie motywu utopii środowiska artystycznego
zycji ludzkiego ciała i awangardowych rozwiązań, już po
i poszukiwania własnego ja. Szkoda tylko, że trwało to aż
raz drugi podjął się próby realizacji Miasta Snu na podsta-
6 godzin, a komfort odbioru widowiska uniemożliwiały
wie powieści Alfreda Kubina Po tamtej stronie. Pierwsza
ławki wyjęte jakby prosto z trybun stadionu piłkarskiego.
realizacja tego projektu miała miejsce w Starym Teatrze
Być może twórca, zapraszając nas do hali na te właśnie
w Krakowie w 1985r. była pewnego rodzaju podsumo-
krzesła, chciał podkreślić wszechobecny absurd otacza-
waniem twórczości artysty związanej z tematyką po-
jącej nas rzeczywistości… być może. Prawdopodobnie
znawania samego siebie oraz otaczającego świata. Jak
spektakl jest skierowany do grupy odbiorców zaintere-
dowiadujemy się z jednego z wywiadów, reżyser podjął
sowanych awangardową formą sztuki. Warto zaznaczyć,
się ponownej realizacji powieści ze względu na potrzebę
że reżyser chciał udowodnić, że rzeczywistość snu Kubina
uaktualnienia wcześniejszych wizji, zarówno swoich, jak i
nie jest już dziś aktualna; żyjemy w innym śnie kreowa-
środowiska artystycznego.
nym przez media, a sama idea utopii, którą widział boha-
Podczas tworzenia spektaklu reżyser zastanawiał się
ter, przeszła do historii wraz z wydarzeniami XX wieku.
nad wpływem, jaki może wywrzeć na współczesny świat.
Pozytywnie natomiast zaskakuje wysoki poziom wizu-
Zaznaczył, że pierwotną intencją było upolitycznienie wi-
alizacji, które przełamują senną atmosferę, momentami
dowiska, jednak przy współpracy z aktorami zamierzenie
wręcz szokują. Kolejnym walorem jest pierwszorzędna
to straciło na znaczeniu, a spektakl przybrał inną formę.
gra aktorów. Spośród artystów na co dzień współpracu-
Niemniej, nie można się oprzeć wrażeniu, że pierwsza sce-
jących z TR Warszawa, warto wymienić Jakuba Gierszała,
na, w której obserwujemy głośne obchody narodowego
Władysława Kowalskiego, Sandrę Korzeniak oraz Piotra
święta, zbiega się w czasie z aktualnymi wydarzeniami.
Skibę.
Widz od samego początku może poczuć się przytłoczony
Podsumowując, podczas sześciogodzinnego spektaklu
dosadnością i swobodą przekazu sztuki. Niestety to, co
pełnego dłużyzn, monotonnych dialogów i bezsensownie
pierwotnie można uznać za atut i próbę przełamania tabu
uciętych wątków, myśli odbiorcy niejednokrotnie ucieka-
(np. nagość), wraz z rozwojem akcji staje się meczące
ją poza scenę. Dla wytrwałych polecamy zapoznanie się
i wulgarne. Zamiarem reżysera było dokładne przeana-
z treścią powieści oraz kontekstem twórczości reżysera.
grudzień 2012
/ recenzje / repertuar grudzień
Repertuar
warszawskich teatrów:
Z dreszczem oczekiwania a salwy śmiechu ustępują miejsca przemyśleniom.
Grudzień 2012
Osią fabuły jest Lia – kobieta cierpiąca po utracie syna, który zaginął podczas egzotycznej podróży. Razem
Bóg mordu
Kasta la Vista
Sceny niemalże małżeńskie...
Kabaretto Kolacja dla głupca La Boheme
Siła przyzwyczajenia
ocena:
Merylin Mongoł
xxxxz
TEATR ATENEUM
stępuje zwrot akcji.
R e ż . R e d b a d K l i jn s t r a Te a t r Sy r e n a
trzyma w napięciu. Ze względu na raczej trudny temat nie zawsze udane są żarty, które próbowano wpleść w bieg wydarzeń. Świetnie z główną rolą poradziła so-
ną kobietą z wyższych sfer. Momentami można jednak
również na deskach Teatru Syrena w psychologicznym
było odnieść wrażenie, że dystans zachowany przez ak-
dreszczowcu pt. Przebudzenie w reżyserii Redbada Klijn-
torkę jest zbyt duży jak na sytuację matki, która stanęła
stry. Spektakl cechuje mroczna atmosfera, łamie więc
w obliczu tragedii. Nie zmienia to faktu, że spektakl, choć
Tango
konwencję znanego ze świetnych sztuk rozrywkowych
niezbyt lekki, godny jest polecenia jako pozycja ciekawa
Taniec „Delhi”
teatru Wojciecha Malajkata. Tym razem dominującym
i pobudzająca do refleksji.
uczuciem jest nie tyle wesołość, co niebezpieczeństwo,
ALEKSANDER STELMASZCZYK
Udręka życia
Natan mędrzec
W mrocznym mrocznym domu
TEATR DRAMATYCZNY
Samotna, zagubiona, opuszczona
W imię Jakuba S
Trelińskiego nie jest dla ciebie. Liczba zmian wprowadzo-
Operetka
nych w stosunku do oryginału sprawia, że spektakl jest
Wieczór sylwestrowy
tak naprawdę swobodną wariacją na temat opery Pucci-
TR WARSZAWA Między nami dobrze jest
ocena:
Uroczystość
Teatr Syrena zaprasza na sceniczną odsłonę filmowego klasyka pt. „Hallo Szpicbródka”, Premiera odbędzie się już 15 grudnia!
niego. W spektaklu wyraźnie odbijają się doświadczenia reżysera zdobyte jeszcze w trakcie studiów w łódzkiej filmówce. Widzowi mogą nasuwać się skojarzenia z filmowymi adaptacjami popularnych powieści, które niekiedy również dość luźno podchodzą do treści ekranizowanego oryginału. Wśród nich zdarzają się takie, które przewyższają swoje literackie pierwowzory.
Manon Lescaut R e ż . M a r i us z Tr e l i ń s k i D y r. P a t r i c k F o u r n i l l i e r Te a t r W i e l k i - O p e r a N a r o d o w a
Niestety interpretacja Trelińskiego nie jest ani trochę bardziej atrakcyjną od pierwotnego zamysłu Pucciniego. Przede wszystkim przeniesienie akcji do współczesnej metropolii pozbawiło historię ważnego kontekstu historycznego. Z oczywistych względów Manon nie może zostać zesłana z Francji do Ameryki za „złe prowadzenie się”.
Od tych trzech słów rozpoczyna się słynna aria z opery
Zamiast na pustynię Nowego Orleanu trafia więc na stację
Manon Lescaut Giacomo Pucciniego. Główna bohaterka,
metra, na której śpiewa, że umiera z pragnienia. Widz ma
będąc u kresu sił po długiej pustynnej wędrówce, czuje że
prawo czuć się zdezorientowany. Takich zgrzytów między
śmierć jest blisko. Ukochany wyruszył po pomoc zostawia-
akcją, librettem i muzyką jest wiele. Opowiadanej historii
jąc ją samą. W panującej na pustkowiu przejmującej ciszy
nie ratują również śpiewacy, którzy nie posiadają odpo-
rozpamiętuje swoją przeszłość. Tragizm sytuacji potęguje
wiedniej charyzmy, by uwiarygodnić tragiczne losy boha-
przepiękna muzyka Pucciniego.
terów. W interpretacji Trelińskiego Puccini jest po prostu
Jeśli uważasz, że tak właśnie powinna wyglądać ta scena, to najnowsza inscenizacja opery w reżyserii Mariusza
28-29
Choć początkowo fabuła zdaje się rozwijać zbyt powoli, po przerwie wydarzenia toczą się szybko, a spektakl
zrozpaczonej matki, będącej jednocześnie zdystansowa-
Daily Soup
AUDIO.TR: Technologia słuchania - Wojtek Blecharz
staje się coraz trudniejsza – do momentu, w którym na-
zazwyczaj dobrą powieść kryminalną. Teraz zagościły
Księżniczka na opak wywrócona
Nietoperz
a wraz z upływającym czasem sytuacja w małżeństwie
bie Danuta Stenka, która wcieliła się w wymagającą rolę
Lekkomyślna siostra
„Oszalały Herakles” Eurypidesa – czytanie w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego
kami telewizji. Kolejne próby nie przynoszą rezultatów,
rozwiązanie zagadki – te elementy charakteryzują
TEATR NARODOWY
Pożegnania
sposobów, w tym kontaktów z jasnowidzami i pracowni-
Napięcie, niepewność, niecierpliwe oczekiwanie na
Georg Friedrich Händel – Mesjasz
Królowa Margot -premiera
mi odnalezienia ukochanej osoby. Chwytają się wszelkich
xxzzz
Koncert Adwentowy
Johann Sebastian Bach – Oratorium na Boże Narodzenie
tecznym pogodzeniem się z sytuacją, a kolejnymi próba-
Przebudzenie
WARSZAWSKA OPERA KAMERALNA Koncert Bożonarodzeniowy
z mężem Nickiem trwają w zawieszeniu pomiędzy osta-
nudny i niezrozumiały.
A R L E TA P I Ł AT
recenzje / repertuar grudzień /
Inwestujmy w Kim Jeśli wybierasz się na Biedną, ale sexi , nie bądź
Repertuar
warszawskich teatrów: Grudzień 2012
zaskoczony, gdy znajdziesz się w szkolnej klasie – dzona sala teatralna. Po kilku minutach ukaże się młoda dziewczyna na wysokich obcasach i w krótkich spodenkach, po czym zacznie sprzedawać erotyczną gazetę ze swoimi zdjęciami. Dlaczego? Ponieważ chce zostać celebrytką. Dobrą inwestycję widzi w sobie sa„z maturą, ale bez nadziei”, a po studiach „z pracą, ale bez pieniędzy”. Ta nietypowa dziewczyna ma na imię Marzena, ale
ocena:
mej i mówi, że nie warto się uczyć, bo po szkole jesteś
xxxxy
można ulec takiemu złudzeniu, choć to tylko urzą-
TEATR WIELKI-OPERA NARODOWA Oniegin Persona Dziadek do orzechów i król myszy
Biedna ale sexi
przedstawia się jako Kim Kowalski. Mieszka na Pradze
R e ż . Wo j c i e c h U r b a ń s k i Te a t r P o w s z e c h n y
i opowiada o biedzie, z którą spotyka się na co dzień, o seksie, a także trudnych tematach. Epatuje wulgarnością, a jej ostry i poruszający monolog, który często
Faza delta - premiera
Rewolucja Balonowa
Zbrodnia i kara
...,jesteś piękne – mówię życiu”… wg Wisławy Szymborskiej
Marzenie Nataszy Nieskończona historia
słów. Ona sama niczego się nie wstydzi, nie boi i nie
wszystkim ze względu na godną pochwały grę aktorską
Kwiaty dla Algernona
ma nic do stracenia. Wygląda na lekkomyślną, ale za
Magdaleny Wróbel. Jej zachowanie wzbudziło wesołość
Oskar i Ruth
nonszalancką postawą ukrywa się dziewczyna, która
wśród publiczności.
Zły
nie chce być uboga i całe życie szukać pracy, lecz wyrwać się z biedy.
Gala sylwestrowa
TEATR POWSZECHNY
MP4
przechodzi w dialog z widzami, pełen jest prostackich
Benefis Bernarda Ładysza
Gdzie radość, tam cnota - Wariacje Tischnerowskie
Biedna ale sexi to część projektu „Teatr w klasie”, polegającego na pokazywaniu uczniom szkoły średniej
TEATR NA WOLI
Główna myśl monodramu nie powinni utożsamiać się
spektakli o aktualnych zagadnieniach społecznych.
widzowie – lepiej będzie, jeśli nikt nie uzna, że uczenie
To jest pierwsze tego typu przedsięwzięcie w Polsce.
Prorok Ilja
Nasza klasa
się to strata czasu. Polecam to przedstawienie przede
A N A S TA Z J A K I R Y N A
Allegro Moderato
Złoty smok
Kabaret na koniec świata
Koziołek matołek
Plotkować każdy może
Merlin - Inna historia Operetka
Madame Ala z elementarza
TEATR SYRENA Po olbrzymim sukcesie Burzy Mai Kleczewskiej złożono
Hallo Szpicbródka premiera
Oresteja, na kanwie której napisano sztukę, wydawała się
Kot w butach
być trafionym wyborem – dzięki zaangażowaniu muzyków Teatru Wielkiego – Opery Narodowej i korzystaniu z tzw. „ustawień hellingerowskich” (grupowe ćwiczenie polegające na zorientowaniu się w stosunkach rodzinnych) trylogia Ajschylosa miała szanse powrócić do swojej pierwotnej, Główny wątek obraca się wokół stosunku do śmierci. Spektakl rozpoczyna się pojawieniem na pół realnego ciała ofiarowanego bogom przez ojca Ifigenii, zaś pierwszy akt kończy morderstwo Klitemnestry na Agamemnonie. Jego leżące na kanapie zwłoki są jednym z głównych motywów zakończonej matkobójstwem drugiej części spektaklu.
ocena:
katartycznej formy.
xxzzz
propozycję reżyserii spektaklu w Teatrze Narodowym.
Plotka Królowa Śniegu
TEATR ŻYDOWSKI Dla mnie bomba! Opowieści Chasydów Chanuka dla dzieci
Oresteja
Lechaim na Nalewkach - Noc Sylwestrowa Noc całego życia
Ach! Odessa - Mama...
Kamienica na Nalewkach
Pożegnania ‘68
Królewna Śnieżka
Skrzypek na dachu
Oberża pod złotym rogiem
R e ż . M a ja K l e c z e w s k a Te a t r N a r o d o w y
Niestety z wszechobecnej na scenie śmierci niewiele wynika. Nie wiadomo też, kto jest adresatem spektaklu –
wrażenie grę świateł. Zabrakło jednak pomysłu na to, co
z jednej strony trudno zrozumieć sztukę bez znajomości
efekty mają wnieść do sztuki.
trylogii Ajschylosa, z drugiej nachalność wielu rozwiązań
Nie znaczy to jednak, że Oresteja jest dziełem zupełnie
razi widzów nieco bardziej obytych. Reżyserka nie potra-
bezużytecznym. Genialna muzyka Agaty Zubel i doskonały
fiła zdecydować się na żadną z konwencji, w efekcie czego
warsztat aktorski Danuty Stenki potrafi wywołać sięga-
otrzymujemy połączenie niezbyt głębokiego teatru kla-
jące trzewi napięcie, zbliżając oglądającego do katharsis.
sycznego z popadającą w śmieszność makabreską (któ-
Sztukę można potraktować jako nieudany eksperyment
rej potencjał był spory). Wykorzystano wszystkie środki
pokazujący, że próba zadowolenia każdego widza jest
dostępne na scenie Teatru Narodowego – ciało Ifigenii
z góry skazana na klęskę.
tańczy na linie, a publiczność może obserwować robiącą
DA N I S Z O K U L I C Z
Interesujesz się teatrem? Masz uwagi dotyczące tekstów? Zapraszamy do kontaktu: teatr@magiel.waw.pl
grudzień 2012
/ Smolik Łosie w kosmosie, beton w bigosie, zęby w termosie.
Nowa
jakość
Podobno nic nie jest naprawdę tym, czym się wydaje. The Trip, ścieżka dźwiękowa do filmu duetu Kissinger Twins, autorstwa Smolika, ma udowadniać tę tezę. Zabiera nas w podróż do lat 70., kiedy to Jack Torrance, amerykański filmowiec, ucieka przed tajnymi służbami, które w 1969 roku zatrudniły go, by zabrał Amerykę na Księżyc. W podróż prosto na mroczną, zagubioną wyspę. R O Z M AW I A ŁY:
DAG M A R A R O D E , M E L A N I A Ś M I G I E L S K A
MAGIEL: Lubisz lata 70.? SMOLIK: Tak, choć lubię też obecne. Gdybym miał
wybierać to zastanawiałbym się w których czasach miałbym żyć. Teraz jest może ciekawiej – mamy szerszy dostęp do informacji, jednak lata 70. miały w sobie coś magicznego. Byliśmy zaawansowani technologicznie jako ludzie, ale wiele rzeczy było jeszcze nieodkrytych, dziewiczych, świeżych. Wydaje mi się, że żyło się bardziej burzliwie, otwarcie na wielu poziomach i właśnie to mi się tak podoba – rewolucja, otwartość, niefrasobliwość w życiu. Z tym przypływem wolności pojawiło się dużo fajnej sztuki, bardziej wyzwolonej. Lubię design z lat 70., samochody, muzykę, stroje, filmy. Jest coś bardzo pociągającego w tym czasie.
Pytamy, bo na Twojej nowej płycie słychać inspiracje latami 70. Skąd właściwie wziął się pomysł na The Trip? Zaczęło się w zasadzie niewinnie. Po wydaniu ostatniej płyty, cztery lata temu, postanowiłem zrobić stronę internetową i z różnym skutkiem szukałem webdesignerów, niestety nie do końca byłem zadowolony z wyników. Wtedy trafiłem na Kissinger Twins, czyli na Dawida i Kasię, których zapytałem, czy nie chcieliby zrobić mojej strony internetowej. A że są oni artystami poruszającymi się w środowisku interaktywnym, to pomyśleliśmy, że zrobimy stronę interaktywną. Powiedzieli mi, że potrzebują paru kawałków na tę stronę, żeby po prostu od czegoś zacząć. Zrobiłem kilka szkiców, a oni zaczęli działać. Te utwory skojarzyły im się z czasami retro, niekoniecznie latami 70., postanowili więc wziąć kilka filmów z public domain, by nadać tej stronie takiego „retrorysu”. I tak powstał pomysł na opowieść. Kiedy pojawiła się historia Jacka Torrance’a, człowieka mieszkającego na wyspie, pojawił się też pomysł na film interaktywny. Strona miała powstać w dwa miesiące, a powstawała w dwa
30-31
Z DJ Ę C I A :
A N N A G ŁU S Z KO
lata. Przerodziła się ostatecznie w płytę długogrającą.
Na tej płycie możemy usłyszeć znane już melodie, a także artystów, którzy wcześniej z Tobą współpracowali. Zaskakująca jest jednak obecność śpiewaczki operowej... The Trip jest z założenia projektem recyklingowym, mnóstwo tutaj przeszczepionych rzeczy, zarówno w treści wizualnej jak i muzycznej – część instrumentów i sampli zostało przeniesionych z moich poprzednich nagrań. Podobnie jak film, który też został zbudowany z produkcji już nakręconych. To jest po prostu kompilacja różnych rzeczy, które tworzą nową jakość. Dlatego w projekcie pojawiły się osoby, które były już na moich ostatnich płytach, kawałki ich wokali są wycięte i wsadzone w nowy kontekst. A żeby nabrało to patosu, grozy i ciężkości, uznałem, że świetnie by było, gdyby w utworze pojawiła się śpiewaczka operowa z prawdziwego zdarzenia. Miałem szczęście, że wspaniała diva Małgorzata Walewska zgodziła się zaśpiewać dla mnie tę jedną piosenkę.
Jak sam powiedziałeś, The Trip to nowa jakość. Zmierzasz w kierunku twórczości offowej. Jak ma się do tego Twoja wcześniejsza współpraca z artystami takimi jak Maryla Rodowicz czy Krzysztof Krawczyk? Robisz to dla profitów? Zawsze stałem w rozkroku pomiędzy dwoma światami, które w różnych proporcjach istniały w moim życiu. Wydaje mi się, że robię dużo rzeczy jednocześnie, z jednej strony bestsellerowa płyta dla Krzysztofa Krawczyka, a z drugiej rzeczy bardziej niszowe. Jeżeli muzycy żyją z muzyki, w jakimś stopniu robią ją dla profitów. Nie mówię o bezczelnym, cynicznym produkowaniu muzyki po to, żeby się podobała, ale wszyscy liczą na to, że znajdą publiczność, sprzedadzą płyty i bilety na kon-
Smolik /
cert. Ja też robiłem to dla profitów, ale głównie chciałem się zmierzyć ze zrobieniem płyty z ikoną polskiej muzyki rozrywkowej. Niewątpliwie Krawczyk czy Maryla Rodowicz to nie są przypadkowe osoby, ale najbardziej rozpoznawalni i najdłużej działający artyści. Współpraca z nimi to jak zanurzenie się w komiksie. Te osoby wydają się postaciami wymyślonymi, mitycznymi, bo po prostu znasz je od dziecka, kiedyś były nie-
osiągalne, a ostatecznie okazuje się, że z nimi pracujesz i stwarzasz nową jakość. To zaszczyt.
Ale czy zaszczytem jest pracować z gwiazdą, która jest sławna, chociaż niekoniecznie z powodu tworzenia dobrej muzyki? Nie mam prawa rozliczać kogoś za co stworzył, liczy się dla mnie to, co robimy razem. Krzysztof Krawczyk nagrał pewnie 50 płyt i część z nich zawiera bardzo dobre piosenki, teksty, a część jest naprawdę słaba, ale tak samo jest choćby z Rolling Stones. Patrzmy więc na to co jest, a nie co było. Uważam, że należy mieć szacunek do ludzi starszych, którzy coś już osiągnęli, nawet jeśli są już w nieco innym klimacie niż my sami. Na zachodzie od bardzo dawna jest tak, że młodzi producenci czy kompozytorzy tworzą płyty dla takich gwiazd jak Elton John czy Tom Jones i nie kojarzy się to pejoratywnie, a w Polsce ciągle narzekamy. Po prostu nie mamy szacunku i respektu. A zaszczytem jest pracować z kimś, kto tak wiele osiągnął.
kich, jakie by chciały, bo po prostu nie ma kto za nie zapłacić. Sami strzelamy sobie w stopę. Ci, którzy sięgną za darmo po swojego ulubionego artystę, nie robią mu krzywdy, bo przecież nie okradają go z jego pieniędzy, ale nie płacąc mu, osłabiają jego moc. Następna płyta może być słabsza, bo zabraknie możliwości, by nagrać ją w dobrych warunkach. Sytuacja na pewno się zmieni. Wierzę, że dojdziemy do momentu, kiedy muzyka, filmy, multimedia będą dostępne w pakiecie razem z kupnem komórki czy telewizora, ale to się dopiero wykluwa. Na pewno powstanie urządzenie, które będzie dystrybuować multimedia do domu – będzie się płaciło za dostęp do bazy danych, z której ściągniemy, co kto lubi. Pozwoli to rozliczać się z twórcami i dzięki temu nikomu już nie będzie się chciało wchodzić na pirackie strony i zasilać konta gangsterów.
Lata 70. miały w sobie coś magicznego. Byliśmy zaawansowani technologicznie jako ludzie, ale wiele rzeczy było jeszcze nieodkrytych, dziewiczych, świeżych.
Mówisz, że starsi cię inspirują. Jaki jest Twój stosunek do nowoczesności? W The Trip pada cytat: To technologia rządzi, a my się jej bezmyślnie podporządkowujemy. Zgadzasz się? Jedni bezmyślnie, inni bardziej świadomie, ale oczywiście się z tym zgadzam. Wyobraź sobie prostą sytuację – nagle wyłączamy prąd na kilka dni – nie masz swojego telefonu, komputera, Internetu albo nie działa twoja karta magnetyczna, nie odpala samochód. Wszyscy jesteśmy na Facebooku, w sieci połączonej korzeniami. Nie zastanawiasz się, wysyłając maila do kolegi, czy będzie przechwycony i zostanie wykorzystany w jakiś sposób. Nawet nie wiesz, czy Twoja kamera w komputerze nie działa, kiedy oglądasz sobie filmy albo słuchasz muzyki. Jesteśmy nadzy wobec narzędzia, jakim jest Internet.
A jak to jest z muzyką i technologiami? Myślę, że jesteśmy w momencie przemiany. Cyfryzacja jest wygodnym procesem. Używanie komputera znacznie usprawnia moją pracę, ale problem stanowi rozpowszechnianie piosenek bez mojej zgody. Sprzedajemy coraz mniej płyt, muzyka przestaje mieć wartość sama w sobie. Nikt nie uświadamia sobie, jak dużo czasu i pracy trzeba poświęcić, żeby nagrać nawet jeden utwór, obojętnie czy jest zrobiony na komputerze, czy w obecności 20 innych muzyków. Wydawcy mają coraz mniej pieniędzy, żeby inwestować w zespoły, więc nie mogą one nagrywać płyt ta-
Jednak mimo tego, że wiele osób ściąga Twoje piosenki z sieci, wciąż chcą przychodzić na koncerty i słuchać Cię na żywo. W jaki sposób radzisz sobie z koncertami, skoro na swoje płyty zapraszasz często kilku czy nawet kilkunastu gości? Kiedyś próbowałem organizować koncerty w większych gromadach, ale z perspektywy czasu doszedłem do tego, że lepsze jest jednak granie w mniejszym gronie. Dwoje wokalistów, zespół, jakaś oprawa wizualna i wychodzi o niebo lepiej. Może nie usłyszysz oryginalnych głosów, które śpiewały kawałki na płycie, ale skupienie energii i wypadkowa rzeczy pozytywnych jest większa. Wcześniej był za duży ruch na scenie – ktoś wchodził, wychodził. nie byliśmy w stanie nawiązać bezpośredniego kontaktu z publiką. Teraz od początku do końca cały zespół jest na scenie. Największe medium, którym jest wokalista, jest w stanie zawiązać jakąś rozmowę z ludźmi. Gramy te same kawałki, tylko w innych odsłonach – takie rozwiązanie świetnie działa.
Zamierzasz wyruszyć w trasę koncertową z The Trip? Myślę nad tym. W zależności od reakcji ludzi, na pewno będę starał się grać koncerty, tylko zastanawiam się, jak to właściwie będzie wyglądać. The Trip to bardzo specyficzna rzecz, taki niewyeksplorowany teren. Nie jest normalną płytą z piosenkami, nie jest też do końca krążkiem z muzyką instrumentalną. Jak to pokazać na koncercie? Zadaję sobie to pytanie od pewnego czasu. 0
grudzień 2012
/ lo-fi
Lo-Fi:
walczący z dźwiękami Wchodzisz do klubu, wokół ciebie tłum ludzi, wszyscy skaczą lub wykonują dziwne ruchy, nie jesteś w stanie zrozumieć ani jednego słowa piosenki, ale zdajesz sobie sprawę, że większość dokoła zna wszystkie utwory? Prawdopodobnie jesteś na koncercie zespołu lo-fi. T E K S T:
JA S I E K G R O M A DZ K I
raz pierwszy terminu lo-fi (jako antytezę dla hi-fi – wysokiej jakości) użyto w późnych latach 80. w USA. Określano nim zainspirowane punkiem zespoły, które decydowały się nagrywać muzykę w przydomowych studiach zgodnie z zasadą Do It Yourself. Przez ominięcie wielkich wytwórni muzycznych lo-fi słuchała jedynie garstka zbuntowanej amerykańskiej młodzieży. Sytuację zmienił jeden t-shirt, który Kurt Cobain założył na rozdanie nagród MTV w 1992 r. Na koszulce widniała okładka albumu Daniela Johnstona, jednego z prekursorów lo-fi, co zwróciło uwagę wielkiego biznesu na coraz silniej rozwijający się ruch w muzyce. Johnston wydał swój jedyny nagrany dla wielkiej wytwórni album, a jego utwory znalazły się na ścieżce dźwiękowej głośnego filmu Dzieciaki. Z kolei sukces Pavement pokazał, że można skutecznie zastosować lo-fi w muzyce indie. Nowy prąd szybko pojawił również się po drugiej stronie Atlantyku, a singiel Blur Song 2 symbolicznie zdetronizował ma-
P
nieryczny britpop. Zjawisko masowej popularności lo-fi trwało krótko, ale odcisnęło piętno na niemal wszystkich gatunkach muzycznych, włączając w to muzykę elektroniczną (m.in. Massive Attack).
Powracająca moda
W ostatnim czasie nurt ponownie zyskuje na znaczeniu. Konwencję lo-fi często wykorzystują artyści łączący rocka i blues (The Black Keys), do sprawdzonych metod w swoim solowym albumie wydanym w tym roku powrócił również Graham Coxon (Blur), a po odejściu z Red Hot Chili Peppers, także John Frusciante. Co najważniejsze młode zespoły grające indie świadomie wybierają „brudne nagrywanie” i tym samym odkrywają konwencję lo-fi dla tego gatunku na nowo. To zdecydowanie najciekawiej rozwijający się odłam alternatywy w 2012 r., czego dowodem są udane albumy wydane przez m.in. Cloud Nothings, Cursive, Ty Segall Band czy Japandroids. Przede wszystkim jednak lo-fi inspiruje nie tylko twórców, ale stanowi również propozycję dla tych odbiorców, którzy potrzebują energetycznej, wyrazistej muzyki i koncertów na których można wyładować emocje.
Na rodzimym podwórku Na polskiej scenie muzycznej nurt lo-fi praktycznie nie istnieje, jednak kilka dobrych, nagranych przez początkujące zespoły EP-ek sygnalizuje możliwość rozwoju ruchu również w naszym kraju. Mimo dużej liczby festiwali muzycznych organizowanych w Polsce, fanom gatunku ciężko jest znaleźć coś dla siebie. Potencjał lo-fi zdaje się dostrzegać jedynie OFF Festival, na którym w tym roku można było usłyszeć wyżej wspomnianego Ty Segalla czy Kurta Vile, a Polskę reprezentował zespół The Saturday Tea.
Fot. Guus Krol, CC
Przepis na lo-fi
Pavement
32-33
Mimo bardzo dużego urozmaicenia na scenie lo-fi, istnieją pewne cechy typowe dla reprezentantów tego nurtu. Pierwszą zasadą jest minimalizacja składu zespołu – wiele zespołów lo-fi to
duety perkusistów i gitarzystów (The Black Keys, The White Stripes czy Japandroids), dlatego w zdecydowanej większości wokaliści są zarazem instrumentalistami. W brzmieniu najważniejszą rolę odgrywają brudna, przesterowana gitara z tendencją do chaotycznych improwizacji oraz urozmaicona, podkreślająca rytm perkusja. Mało istotną rolę pełni z kolei bas, część zespołów nawet rezygnuje z tego instrumentu. Wszystko to ma pozwolić twórcom na osiągnięcie głównego celu, którym jest stworzenie utworów o niedoskonałym, wręcz złym brzmieniu.
Druga strona medalu Stereotypowy wizerunek zespołu lo-fi, który nagrywa w garażu, używając prostych mikrofonów i wzmacniaczy ma jednak obecnie niewiele wspólnego z rzeczywistością. Paradoksalnie wyprodukowanie udanego, a zatem „źle” brzmiącego utworu wymaga dużych umiejętności oraz dobrego sprzętu, a wielokrotnie przetworzonego nagrania nie można traktować wyłącznie jako zapisu naturalnej gry artysty. Z kolei występując na żywo, aby podkreślić głośność grania, zespoły często używają nagłośnienia o niewspółmiernie dużej mocy w stosunku do potrzeb klubu, a także korzystają z szerokiej gamy efektów, koniecznych do zrekompensowania braku innych instrumentów oraz wytworzenia brudnego brzmienia. Muzyka lo-fi istnieje od lat, ale to właśnie dzisiaj jest wyjątkowo potrzebna. Monotonni i bezbarwni muzycy głównego nurtu alternatywy poprzez nadmierny eksperymentalizm coraz częściej tracą kontakt z fanami, a ich koncerty przypominają smutne uroczystości. Lo-fi ze swoją bezpośredniością jest lekiem na nudę, która od dłuższego czasu panuje w muzyce alternatywnej. 0
Dlaczego 2012 jest rokiem lo-fi? Posłuchaj: 1. Ty Segall Band – Slaughterhouse 2. Cloud Nothings – Attack On Memory 3. Japandroids – Celebration Rock
x x x yz
ocena:
recenzje /
Crystal Castles III Fiction, Polydor
Wydawało się, że tak jak przeminął okres licealnych
doznają ogromu cierpień i przeżywają domowe horrory.
imprez, podobnie w niepamięć odszedł czas Crystal
Muzyka uciśnionych, przeżywających strach i poniże-
Castles, tak bardzo z tym okresem kojarzony. A tu-
nie w krajach, którym daleko do zachodnich cywilizacji.
taj – niespodzianka. Wraz z początkiem listopada na
Materiał na płycie taki jak sam zespół – zaangażowany
świecie pojawiło się najmłodsze dziecko kanadyjskie-
i charyzmatyczny.
go duetu w składzie Ethan Kath i Alice Glass, album III .
Crystal Castles nagrali krążek z sobie tylko zna-
I choć wychwalany przez liczące się, zachodnie porta-
nych przyczyn w Warszawie. To jednak nie jedyny
le muzyczne, klasyf ikujące go do jednej z najlepszych
polski wątek tej produkcji. Klip do piosenki Plague to
płyt roku, to w mojej subiektywnej ocenie krążek wieje
wybrane sceny z głośnego f ilmu Andrzeja Żuławskie-
nudą. Siłą i atutem Crystal Castles była ich eksperymen-
go Opętanie . W Polsce reżysera ostatnio niestety
talność i innowacyjność, której w przypadku III brak. To
znanego bardziej ze swojego romansu z początku-
solidna, dobrze wyprodukowana płyta, utrzymująca się
jącą aktoreczką, niż swoich zagranicznych dokonań
w klimacie niedomówień i nieoczywistości, charaktery-
f ilmowych. Tak jak Opętanie , tak samo III jest mrocz-
styczna dla kanadyjskiego duetu. III to porządna porcja
ny i chwilami przerażający. Dotyka spraw trudnych,
elektronicznego grania, jednak w wypadku tego zespo-
używa drastycznego języka, ocieka bólem, o którym
łu nie wystarcza to, aby krążek uznać za sukces.
tak wiele mówi.
Tematem i motywem przewodnim płyty są nierów-
III doskonale wpisuje się w konwencję i kreację arty-
ności społeczne, krzywdy i represjonowanie. Stąd też
styczną, jaką stworzyło dla siebie Crystal Castles. Od
pomysł na okładkę albumu – zdjęcie hiszpańskiego
osób z ich potencjałem i wyczuciem muzycznym wyma-
fotografa Samuela Aranda, przedstawiające kobietę
ga się jednak zdecydowanie więcej. Gdyby płyta była
czule obejmująca syna, który doznał obrażeń na skutek
debiutem, stałaby się zapewne odkryciem roku. Jako
użycia gazu łzawiącego na ulicach Jemenu. Jak matka
trzeci krążek po prostu rozczarowuje.
przytula ukochane dziecko, tak samo płyta miała traf ić i być pocieszeniem dla tysięcy młodych ludzi, którzy
M A G DA M A L E C
The world is the only stage big enough for your energy, your talent and your ambitions. So ING Bank has designed the ING International Talent Programme around your personal and professional objectives. You learn fast. The best professional and personal mentors help you to become the best. And you show the world what you can do. Check ing.jobs/graduates for more info or apply directly.
WWW.INGBANK.PL/KARIERA
xxxxz
ocena:
/ recenzje
Andy Stott Luxury Problems Modern Love
Późną nocą manchesterskie ulice spowija gęsty mrok.
Taką muzykę serwuje też album Luxury Problems.
Z zakamarków dawnych fabryk rozlegają się rytmiczne
Dzięki kobiecej wokalizie płyta zyskała na świeżości
uderzenia basu. Słychać niepokojące szumy uzupełniane
i bardziej ludzkim brzmieniu. Nie wystarczy to jednak, aby
elektronicznymi jękami. Dla jednych – brzmienie niszo-
twórczość brytyjskiego producenta z marszu stała się
wych imprez w brudnych, postindustrialnych halach, dla
lekka i przystępna. Jest mroczna, momentami napawa
innych – ścieżka dźwiękowa do koszmaru na jawie. Dru-
lękiem. Najnowszy album ponownie zdominowały spowol-
gie porównanie skądinąd słuszne, Luxury Problems jest
nione dźwięki, przecinane regularnym basem. To charak-
bowiem albumem, na którym zaciera się granica między
terystyczne dla Andy’ego Stotta, podobnie jak niewyraźne
nocą a dniem.
brzmienie, dające hipnotyzujące właściwości. Zrywa z po-
To trzecia płyta w dorobku Andy’ego Stotta, producen-
działem na noc i dzień, jawę i sen, tworzy nową, halucyna-
ta z Manchesteru. Polskim słuchaczom może być znany
cyjną rzeczywistość. Prowadzi w ciemne i obce nam zakątki
z występu na tegorocznym OFF Festivalu oraz zeszłorocz-
dawnych przemysłowych dzielnic angielskiego miasta.
nym Unsound w Krakowie. Szczególny rozgłos przyniosły
Choć na dłuższą metę nasilenie dźwięków i monoto-
mu zeszłoroczne EP-ki – We Stay Together i Passed Me
nia mogą męczyć, Luxury Problems świetnie nadaje się
By – wydane w niewielkiej wytwórni Modern Love. Za ich
na jesienne i zimowe noce. Warto przed snem zaszyć się
sprawą Stotta okrzyknięto mesjaszem gatunku dub tech-
w towarzystwie tej płyty pośród manchesterskich murów.
no. Techno czarnego, o gęstej atmosferze, w której ciężko
album, który nie dorównuje poziomem znakomitym Bad-
motorfinger czy Superunknown z początku lat 90., kiedy
z nim nie zgodzić. Od poprzedniej płyty Soundgar-
grunge rządził muzycznym światem, ale chyba nikt od
den minęło 16 lat. Grupa rozpadła się podczas trasy
nich nie oczekiwał stworzenia dzieła wybitnego. Otrzy-
w 1997 r., a członkowie zespołu skupili się na innych pro-
maliśmy za to sporą dawkę solidnego rocka. King Animal
jektach. Chris Cornell wraz z muzykami Rage Against The
to album trochę nierówny. Kilka utworów autorstwa Chri-
Machine stworzył Audioslave, piosenkę do Casino Royale
sa Cornella (Black Saturday, Halfway There) bardziej pa-
i nagrał popowy album we współpracy z Timbalandem,
suje do jego solowej twórczości. Na szczęście znajdzie-
kompletnie zrywając z wizerunkiem długowłosego bun-
my także bardzo dobre piosenki. Singiel Been Away Too
townika z lat 90. Matt Cameron od 14 lat bębni dla Pearl
Long to prosty, zapadający w pamięć kawałek – po kilku
Jam. Mimo to, stęsknieni za wspólnym graniem muzycy
przesłuchaniach będziemy podśpiewywać refren wraz
zdecydowali się w 2010 r. na reaktywację zespołu, a po
z wokalistą. Świetne są Bones of Birds, Taree i kończące
serii udanych koncertów w Stanach i Europie, postanowili
płytę bluesowe, klimatyczne Rowing .
nagrać nowy album. Powodów do powrotów po latach jest wiele – w większości przypadków główną motywację stano-
Czekałem na płytę, która będzie autentyczna i na niezłym poziomie. Taką płytę udało się Soundgarden stworzyć.
wią pieniądze, a efekt końcowy straszy. Muzycy z Seattle z łatwością bronią się przed takimi oskarżeniami. Nagrali
M I K O Ł A J TC H O R Z E W S K I
Soundgarden King Animal
Seven Four/Republic Records
x x x yz
I have been away for too long śpiewa Chris Cornell w refrenie utworu otwierającego album. Trudno się
ALEKSANDER RESZKA
ocena:
swobodnie oddychać, a powietrze odgarnia się oburącz.
18 grudnia 2012 Coraz bliżej święta! Już 14 grudnia poczuj magię świąt bawiąc się z nami w Auli Spadochronowej. ··Nie ma rzeczy niemożliwych! Weź udział w konkursie, a my pomożemy ci spełnić marzenie twojego przyjaciela. ··Kto da więcej? Wylicytuj kolację w jednej z modnych restauracji z wybranymi studentami SGH i wesprzyj fundację Mam Marzenie.
Partnerzy główni:
Partner złoty:
Partnerzy strategiczni:
recenzje / Dlaczego Cyganie lubią dywany? Bo łatwo je zwinąć
Mały Książę XXI wieku obserwowany na ekranie efekt „naczyń połączonych”. Bohaterowie czują podświadomie, że są związani ze sobą nienamacalną relacją, a ich działania w kolejnych wcieleniach mają swoje niebagatelne konsekwencje w dalekiej przyszłości. Co modne we współczesnym kinie − chronologia zdarzeń nie istnieje, opowieść płynie przenosząc
xxxxy
Ocena:
się z korzystającego z niewolniczej pracy południa USA do rustykalnej, postapokaliptycznej rzeczywistości. Odczytanie f ilmu przez pryzmat reinkarnacji byłoby jednak zbyt ubogie. Twórcy poruszają tu wiele problemów współczesnego świata − nowoczesną moralność, która godzi się na kolejne ustępstwa w imię zysku, a także odmienność jednostek i nowatorstwo ich poglądów, które mogą zmienić oblicze świata, mimo że początkowo traktowane są jako kuriozalne. W tym ostatnim aspekcie widać, jak bardzo osobisty jest to dla Wachowskich f ilm. Żaden news o Atlasie nie obejdzie się bez
Atlas chmur (Hongkong, USA, Niemcy 2012) Reż. Tom Tykwer, Lana & Andy Wachowski Premiera: 23 listopada 2012
wzmianki o zmianie płci, niegdyś Larry’ego, a dziś Lany Wachowskiej. Może transseksualizm, który obecnie w krajach tak konserwatywnych jak Polska uchodzi wręcz za chorobę, będzie kiedyś częścią naszej normalności?
Atlas chmur jest czymś w rodzaju opowiastki f ilozof icznej, nowym spojrzeniem na to jak zmieniał i zmienia się człowiek, w jakim kierunku zmierza nasza cywili-
Rozwój ludzkiej inteligencji jest procesem trwającym nieustannie od wielu tysię-
zacja, czy jest to degrengolada czy ewolucja, co napędza nasze istnienia i czy
cy lat, od rozbicia kamienia po rozbicie atomu. Kiedyś ktoś wpadł na pomysł, że życie
w ogóle mamy po co istnieć. W czasie seansu przypomniałem sobie szkolną lekturę
byłoby bardzo ubogie gdyby składało się z jednego tylko bytowania – od narodzin po
Małego Księcia , który także poruszał ponadczasowe problemy trapiące ludzkość.
grób. Tak powstała idea reinkarnacji, zgodnie z którą śmierć jest tylko niezbadaną
Film i książka mają jeszcze jedną wspólną cechę, najdonioślej oddziałują na młode,
bramą do nowego ciała. Pogląd ten jest osnową epopei Davida Mitchella, na pod-
chłonne umysły. Starsi kinowi widzowie mogą zaobserwować infantylne i schema-
stawie której rodzeństwo Wachowskich i Tom Tykwer zrealizowali genialną, trzygo-
tycznie rozrysowane historie, a także „zmatrixowienie”, objawiające się skrupulat-
dzinną f ilmową baśń rozpisaną na wiele historii zbiegających w jedną uniwersalną
nym przeplataniem elementów pouczających ze scenami kręconymi w slow motion.
opowieść. Historii mamy sześć, a w każdej z nich obsadzeni są ci sami aktorzy, co potęguje
Ale czy nie właśnie za to, że bawią, interesują i uczą morałem, lubimy baśnie?
K A R O L K O PA Ń K O
Koncentrat Burtonowy sji krótkometrażowego Frankenweenie z 1984 r. – na nowo rozbudził wyobraźnię swoich fanów. Czy warto było czekać na jego czarno-biały powrót do korzeni? Jak najbardziej. Frankenweenie jest f ilmem na wskroś burtonowskim, obf itują-
x x x yz
Ocena:
cym we wszystkie charakterystyczne dla autora elementy – fascynację gotykiem, ekspresjonistycznym kinem spod znaku Nosferatu i Gabinetu Doktora Caligari , szalone poczucie (czarnego) humoru i niezmierzone pokłady dziecięcej naiwności w patrzeniu na świat. Film zrealizowany został ponadto w uwielbianej przez reżysera technice animacji poklatkowej, co jeszcze bardziej podkreśla oldskulowy charakter dzieła. Film opowiada historię Victora – w zasadzie typowego chłopca z przedmieścia, naznaczonego jednak w pewien sposób „nożycorękim” rysem. Pewnego dnia, podczas zabawy jego najlepszy przyjaciel – pies Sparky – wpada pod samochód i
Frankenweenie (USA 2012) Reż. Tim Burton
Premiera: 7 grudnia 2012
umiera. Zrozpaczony chłopiec jest zdeterminowany by przywrócić przyjaciela do życia, co też czyni w iście frankensteinowskim stylu. Stara się utrzymać swoje dokonanie w sekrecie, ale nie jest to wcale tak proste, jak mogłoby się wydawać. Poza elementami typowymi dla reżysera, Frankenweenie naszpikowany jest dziesiątkami cytatów z klasyki kina grozy, ale także z wcześniejszych dzieł Bur-
Mało jest w dzisiejszym kinie reżyserów tak charakterystycznych jak najbardziej
tona. Rozpoznać można nie tylko znane motywy, ale także poszczególne ujęcia.
brodate dziecko Hollywood – Tim Burton. Wystarczy pierwsze kilkanaście minut
Samo wyławianie tych smaczków dostarcza widzowi sporo frajdy i pozwala żywić
któregokolwiek jego f ilmu (z nielicznymi wyjątkami), by dać się porwać na sza-
nadzieję, że jest to subtelna obietnica powrotu do dawnej formy.
loną przejażdżkę po świecie pełnym groteskowych postaci, tajemniczych miejsc
Mówi się, że najbardziej lubimy te piosenki, które już kiedyś słyszeliśmy. Oglą-
i dziwacznych zdarzeń. Choć ostatnio Burton nieco obniżył loty, serwując widzom
dając Frankenweenie trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić, bo choć ciężko
nijakie Alicję w Krainie Czarów i Mroczne Cienie , zapowiedziami i publikowanymi
nazwać go rewolucyjnym, to naprawdę wpada w oko.
sukcesywnie materiałami dotyczącymi jego najnowszego projektu – kinowej wer-
BARTEK BARTOSIK
grudzień 2012
/ Paul Thomas Anderson
fot : materiały prasowe
Geniusz czy nie geniusz? Reżyser i scenarzysta, Paul Thomas Anderson w ciągu ostatnich 16 lat nakręcił 6 filmów pełnometrażowych. Jednak to nie liczby zdumiewają, ale fakt, że mimo podejmowania różnorakiej maści tematów i swobodnego błądzenia po labiryntach gatunkowych, temu 42-letniemu filmowcowi jak dotąd udało się nie zagubić swojego celu nadrzędnego, jakim jest nakręcenie niezwykle dobrego obrazu. Jego najnowsze dzieło Master mimowolnie skłania do postawienia pytania: jak to właściwie z geniuszem Andersona jest? T E K S T:
E M I L M A R I N KOW
ego pierwszym dojrzałym projektem był Hard Eight (Sydney) z 1996 r. Koncept filmu wyłonił się z wcześniej nakręconej krótkometrażówki Cigarettes & Coffee, której akcja obracała się wokół losów 20-dolarowego banknotu łączącego w pewien sposób życie 5 osób. Anderson zaangażował Philipa Baker Hall (występującego już w C & C) oraz Johna C. Reilly, z którym PTA (Paul Thomas Anderson) współpracował przy swoich dwóch następnych realizacjach. W tym projekcie, tak jak i w większości, przeplata się historia młodego, zagubionego człowieka, który odnajduje swojego mentora. Anderson, zapytany o to, czy ten stały motyw ma jakieś szczególne znaczenie odpowiedział: Nie wiem, chyba nie, tak mi po prostu wychodzi. W samym filmie też próżno szukać odpowiedzi na to, dlaczego grany przez Reilly’ego John, który potrzebuje pieniędzy na pogrzeb matki, stał się podopiecznym podstarzałego hazardzisty Sydneya (granego przez Halla). Nie jest to jednak takie ważne, bowiem produkcję tę ogląda się dla samej przyjemności słuchania dialogu i podziwiania gry aktorskiej. Anderson ma świetne wyczucie – wie jak powinny zabrzmieć słowa w danej sytuacji w określonym czasie. Pozwala aktorom dawać lekcje życia, ale pozwala też widzowi zagłębić się w psychikę postaci i poznać studium ludzkiej natury od podszewki.
J
38-39
Młodzieńcza pornofascynacja Po ciepłym przyjęciu Hard Eight przez krytykę publiczności, PTA postanowił rozwinąć kolejny ze swoich młodzieńczych projektów. Mowa o The Dirk Diggler Story – krótkometrażowej produkcji mockumentary o gwieździe kina porno lat 70., Dirku Digglerze. Ten dość odważny projekt został nakręcony przez 17-letniego (!) wtedy Paula. Jednakże jak widać, reżyserowi pozostał pewien niedosyt artystyczny i 32-minutową historyjkę przeobraził w prawdziwą epopeję po szalonych, tryskających (no pun intended) wigorem latach 70., złotym wieku kalifornijskiego kina dla dorosłych. Dirk Diggler (grany przez znakomitego Marka Wahlberga) to „dobrze wyposażony” młody człowiek, który przypadkiem trafia na Jacka Hornera (ktoś w rodzaju Hugh Hefnera) i dostaje propozycję: mam przeczucie, że w tych jeansach kryje się coś wspaniałego, czekającego tylko na uwolnienie. Mimo, że fabuła kręci się wokół kina pornograficznego, ukazuje je nie jako sztukę, ale jako przemysł i biznes. Film pokazuje groteskowe, a czasami i ponure zaplecze pornografii. Widać, że wbrew pozorom w czasie nakręcania scen, nie ma w tym nic wyjątkowo przyjemnego. Diggler sam siebie uważa za gwiazdę światowego formatu. Czuje, że sława mu się należy jako rodzaj wynagrodzenia za to czym go obdarzyła matka natura. Boogie Nights to głównie opowiada-
nie o ludziach, których historie śmieszą, wzruszają i przerażają. Niesamowite jest to, jak Anderson potrafi przejść z jednego stanu uczuciowego do innego, skrajnego. Ma też umiejętność podążania za dynamiką akcji. Z jednej strony tworzy sceny tragikomiczne i statyczne, na granicy sensu jak z Pulp Fiction, a z drugiej swoim zaangażowaniem w produkcję nie pozwala się nudzić. Najważniejsze jest jednak to, że PTA stworzył film szczery, coś ludzkiego, dzieło, które demitologizuje przemysł porno. W rezultacie wszystko sprowadza się do produktu, aktorzy porno nie cieszą się z seksu, tak jak maszyna nie cieszy się z kolejnego wyprodukowanego samochodu.
Miłość, nienawiść i spadające żaby Magnolia powstała dwa lata po Boogie Nights i jedyną niepokojącą rzecz jaką można powiedzieć o tym filmie to pytanie: jak wysoko Anderson może sobie zawiesić kolejną poprzeczkę? Sam reżyser stwierdził, że to prawdopodobnie najlepsza ekranizacja jaką kiedykolwiek zrobił i zrobi. O co w niej chodzi? To panoramiczna historia ludzi mieszkających w Los Angeles, która wydarzyła się w ciągu jednego dnia. Składają się na nią przypadkowe spotkania, trudne i zaburzone relacje, losy przeplecione ze sobą. Dużo w tym filmie mówi się o śmierci, o nieudanym życiu. Powtarzają się schematy odrzucenia (mąż
odrzuca żonę, ojciec odrzuca syna) i niepohamowanej chęci niesienia pomocy (policjant, który zakochuje się w narkomance oraz pielęgniarz opiekujący się umierającym starcem). Anderson lubi umieszczać swoich bohaterów w sytuacjach beznadziejnych i kuriozalnych o głębokim podłożu zawirowań emocjonalnych. Warto wspomnieć o postaci granej przez Williama H. Macy’ego – geniuszu-nieudaczniku, który posuwa się do kradzieży, sądząc, że sfinansowanie aparatu na zęby rozwiąże jego życiowe problemy. PTA wydobył z kiepskiego aktora – Toma Cruise’a – zdolność zagrania kipiącego nienawiścią do kobiet męskiego guru asertywności. U Andersona jednak wszystko musi mieć swoje podłoże – nienawiść do płci pięknej powodowana jest nienawiścią do ojca. Wszystkie te pokręcone i splecione historie połączy zakończenie, którego nawet najbardziej wnikliwy i bystry widz by nie przewidział. Reżyser postanowił, że niespodziewany, prawie że biblijny, deszcz żab będzie dobrym zwieńczeniem jego wielowątkowej opowieści. I dobrze zrobił. Bo odpowiednią reakcją na zakończenie filmu powinno być jakże bardzo amerykańskie „WOW”. Reżyser bawi się w Boga, deszczem zwierząt udowadniając ludziom, że niezależnie od tego co planują, w ich gestii pozostaje niewiele. Tragizm bohaterów uzmysłowić sobie można tym bardziej, iż są ludźmi i planować nie przestaną.
Nie taki Sandler zły jak go malują Po niezwykle długiej i esencjonalnej Magnolii Anderson postanowił zrobić coś lżejszego i przede wszystkim krótszego – PunchDrunk Love. Zaangażował do tego filmu Adama Sandlera, aktora, który kojarzył się głównie z niezbyt ambitnym kinem komediowym. Nie wiem, doprawdy, nie wiem, jak mu się to udało, ale stworzył z Sandlerem dzieło zasługujące na najwyższe uznanie. U aktora nadal przebija się dziecinność i niefrasobliwość, ale dochodzi do tego tajemniczość, obsesja i siła przekazu aktorskiego. Grany przez niego Barr y Egan w jednej chwili przemienia się z człowieka o sztucznym uśmiechu w kierowanego wściekłością psychopatę. Jak większość bohaterów Andersona nie jest zadowolony z życia i czegoś mu brakuje. Żeby zapełnić pustkę i nadać sens egzystencji kupuje niezliczone ilości puddingu Healthy Choice, aby stać się beneficjentem ich promocji zdobywania mil lotniczych. W końcu zakochuje się, jednak sprawy z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Znowu pojawia się Anderson w najlepszej formie: głównym problemem Barry’ego jest niezapłacony rachunek za telefoniczne seks-usługi oraz przymus konfrontacji z właścicielem seks-linii. Jest to przede wszystkim przedstawienie zaburzonej osobowości oraz oneman show w wykonaniu Sandlera, co uznaję za
fot. materiały prasowe
Paul Thomas Anderson /
Joaquin Phoenix w Mistrzu największe osiągnięcie PTA. Jak sam powiedział – Przecież on nie może do końca życia robić tych kretyńskich komedii, prawda? Kto by zgadł, że ma on takie pokłady umiejętności?.
Kapitalizm był zły a ludzie brzydcy Z wydaniem swojego kolejnego filmu reżyser czekał aż 5 lat. There Will Be Blood, bo o tym dziele mowa, jest uznawane przez wielu krytyków jako majstersztyk Andersona. I faktycznie, ponura do bólu historia człowieka żądnego pieniędzy, mizantropa, ogólnie rzecz biorąc odrażającego typa, ma pewne cechy które predestynują tę produkcję do miana genialnej. Żeby daleko nie szukać, aktorstwo Daniela Day-Lewisa zasługuje na słowa: chapeau bas! Obawiam się jednak, że reżyserowi w tym dziele zabrakło dynamiki, którą powinien nadać bohaterowi. Przez cały pokaz wiemy, że postępowanie socjopatycznego manipulanta zajmującego się wydobywaniem ropy będzie miało negatywne nacechowanie. Nie ma tutaj elementu zaskoczenia, jedynie zaskakujące może być to w jaki tym razem sposób Daniel Plainview oszuka i zrani ludzi, których spotkał na drodze. Reżyserowi wyszedł plain view of charakter. Trudno także utożsamić się z jakimkolwiek bohaterem w tym filmie, co może i jest dobrym znakiem, bo świat przedstawiony jest smutny i okrutny i tacy też są ludzie. Nie zrozumcie mnie źle, to nadal jest bardzo dobry twór z genialną fabułą, grą aktorską i muzyką, po prostu nie jest to kreacja genialna.
To wcale nie jest film o sjento... Ostatnim dzieckiem reżyserskim Andersona jest wspomniany na początku „Master”. Kontrowersji i wątpliwości jest co nie miara. Jedni się
oburzyli, że dotyka on tematu religii, inni że robi to źle, następni pewnie, że za mało. Reżyser znów balansuje tu na granicy geniuszu. Sam przyznaje, że jego celem nie było wyśmianie ani scjentologów, ani innych tego typu organizacji. Każdy, kto obejrzał „Mastera” w pierwszej kolejności stwierdzi, że z czego jak z czego, ale z przedstawionego ruchu religijnego Anderson śmiał się najbardziej. W swój, przyznaję, specyficzny sposób, wspomagany przez wykraczającą poza ludzkie możliwości grę aktorską Philipa Seymoura Hoffmana (który swoją drogą nie wystąpił jeszcze nigdy w złym filmie) i Joaquina Phoenix, który przeraża, śmieszy, intryguje i odrzuca w tym samym momencie. Zarzuty wielu osób, iż między aktorami nie ma chemii pozostawiam bez komentarza. Jeśli to nie jest chemia, to cóż nią jest?! Być może inklinacja Andersona do bardzo długich, dla niektórych nudnych scen potrafi być irytująca i po prostu męczyć. Opinie te najczęściej wydają osoby, które wcześniej nie widziały innych jego dzieł. Nie potrafią mu wybaczyć i go zrozumieć. Zrozumieć to, że geniusz może więcej, jeśli ma fetysz zrobienia sobie takiej, a nie innej ekranizacji to znaczy, że jakiś cel mu przyświeca. A tym razem było nim ukazanie wahania, niepewności, zagubienia i szaleństwa przelewającego się na widza podczas pokazu.
Geniusz tkwi w detalach Trudno zdefiniować geniusz. Pokusiłbym się mimo wszystko o nieśmiałą próbę. Paul Thomas Anderson stworzył 6 bardzo dobrych filmów, z których przynajmniej połowa zahacza o świetność, przebija błonę dostępną dla niewielu reżyserów. Oprócz „There Will Be Blood” każdy obraz przedstawiał bohaterów, którzy zmagają się ze sobą, próbują odnaleźć na nowo swoją tożsamość. Reżyser im na to pozwala, zachęca, a nawet wydobywa z nich umiejętności, o które ich nikt nie podejrzewał – niesamowicie przekonujący Mark Wahlberg, charyzmatyczny Tom Cruise oraz wręcz mroczny Adam Sandler. Nie wspominając nawet o Philipie Seymour Hoffmanie, który w każdej produkcji Andersona w jakiej grał wspinał się na wyżyny swoich możliwości. Prawdą jest, iż jego dzieła niwe mają skomplikowanej fabuły, a podróż scenariuszowa jest prosta. Jednak PTA komplikuje rzeczy w inny sposób. W odróżnieniu od scenariuszowej, podróż osobowości jest kręta i często bez wyraźnego końca. Pozwala tym samym widzowi na zabawę z ekranem, zmusza go do myślenia, sprawia, że o jego twórczości się mówi. Moim zdaniem jest geniuszem, bez dwóch zdań, bowiem miarą geniuszu jest właśnie świadomość istnienia u Andersona skaz i niedoskonałości. Ale, zabijcie mnie, za cholerę nie pamiętam jakie one są. 0
grudzień 2012
Catering Niespodzianka zaprasza do współpracy!
Organizujemy szkolenia, imprezy okolicznościowe, konferencje, obiady na miejscu w bufecie ( SGH bud. A 1 piętro. ) Przyjmujemy indywidualne zamówienia. Zapraszamy do negocjacji cen. Kanapki bankietowe od 2,50 szt. Kawa w bufecie Niespodzianka 3,5 zł.
poradnik świąteczny / Wesołych Świąt Mamo i Tato! - Myszak
Kultura pod choinką Książki nieustająco pozostają w czołówce prezentów świątecznych. Są najczęściej kupowanymi – ale i najbardziej oczekiwanymi podarunkami – tak deklaruje aż 41 proc. ankietowanych. Wybieramy najczęściej te, które sami chcielibyśmy dostać. T E K S T:
A N I TA G A D O M S K A
rzerwa świąteczna to idealny czas na relaks i chwile dla nas samych. A nic lepiej nie pasuje do spokojnego, zimowego wieczoru, niż książka spod choinkowego drzewka. Warto zastanowić się nad jej wyborem już wcześniej, zanim odstoimy swoje w długich, księgarnianych kolejkach. Dobrym wyjściem jest zamówienie wybranej pozycji przez Internet – Od połowy listopada obserwujemy znaczny wzrost liczby zamówień – mówi Joanna Terkacz z Merlin.pl. W zeszłym roku prawdziwymi „internetowymi hitami” były Marzenia i tajemnice Danuty Wałęsy oraz biografia Steve’a Jobsa, napisana przez Waltera Isaacsona.
P
Dla mamy, taty i dziadka Nie ma jednej, uniwersalnej książki dobrej dla każdego. Co innego będzie odpowiadało rodzicom, dziadkom, a co innego nastolatkom. Pierwsze kryterium wyboru– z pozoru błahe – jest najistotniejsze. Należy zadać sobie pytanie, czy dana osoba czyta na co dzień, czy nie. Wybór książki dla kogoś, kto rzadko po nią sięga, jest trudny. Najlepiej wybrać pozycję zgodną z zainteresowaniami obdarowywanego. Ciekawym pomysłem mogą być bogato ilustrowane albumy tematyczne: o grupach muzycznych, gwiazdach kina, czy modzie. Z pomocą może przyjść strona internetowa sieci sklepów EMPIK. Znajdziemy tam wyróżnioną zakładkę „Prezenty” – z podziałem na wiekowe kategorie czytelników. Gdy szukamy książki dla zapalonego czytelnika, sprawa jest o wiele prostsza. Mól książkowy będzie najbardziej zadowolony z aktualnego utworu. Kupując literacką nowinkę, zmniejszymy ryzyko wyboru lektury już przeczytanej.
Męska rzecz Nie ma podziału na książki męskie i żeńskie. Jest jednak kilka utworów, które panowie przeczytają chętniej, niż panie. Do takiej kategorii z pewnością należy literatura o motoryzacji. Jeszcze ciepła (wydana pod koniec listopada) i pachnąca benzyną jest nowa książka Jeremiego Clarksona pt. Wytrącony z równowagi. To pozycja szczera, pełna humoru i ciekawostek – nie tylko o czterech kółkach. Księgarnie przygotowały także coś dla fanów piłki nożnej. Leonardo Faccio stworzył portret jednego z najsłynniejszych piłkarzy świata – Lionela Messiego. W biografii argentyńskiego sportowca – Messi.
Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy), znajdziemy szczegółowe opowieści o rodzinie, przyjaciołach i przekornej naturze. To nie tylko zbiór faktów, ale i historia niskiego, nieśmiałego chłopca, który został gwiazdą. W ostatnim czasie obserwujemy na portalach rosnącą liczbę wynurzeń celebrytów. Niektórzy idą o krok dalej i wydają książki. Intrygującą pozycją jest wywiad – rzeka z liderem Behemota – Nergal spowiedź heretyka. Darski opowiada o Kościele, rodzinie, muzyce, uczuciach i walce z chorobą. Ciekawa alternatywa dla historii z tabloidów. Dla miłośników dobrego humoru, wydawnictwo Znak przygotowało zbiór rozmów Mariusza Cieślika z Robertem Górskim, liderem Kabaretu Moralnego Niepokoju. Komik opowiada o tym, dlaczego nie został piłkarzem ani perkusistą i z czego śmieją się Polacy. To dobry pomysł na prezent - do wydania dołączono płytę DVD z najlepszymi skeczami Kabaretu Moralnego Niepokoju. Prawdziwym twardzielom może przypaść do gustu historia jednego z najbardziej znanych na świecie wywiadów. Mossad. Najważniejsze misje izraelskich tajnych służb to szczegółowe opisy misji. Michael Bar – Zohar i Nissim Mishal przedstawiają najciekawsze i najważniejsze operacje, które w ciągu ponad 60 lat istnienia służby wpłynęły na losy Izraela i całego świata - w tym schwytanie Eichmanna, czy zlikwidowanie Czarnego Września. Większość z tych informacji nigdy nie była podana do publicznej wiadomości, a książka w samym Izraelu bije rekordy popularności od pierwszego dnia sprzedaży.
Tej jesieni pojawiło się również kilka interesujących biografii. Jedna z nich to Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno Michele’a Fitoussiego. Ze zdziwieniem czytamy, że obwieszona klejnotami miliarderka urodziła się w Krakowie jako skromna Polka. To saga pełna miłosnych dramatów, małżeńskich kłótni, klejnotów i piękna – idealna na wieczór przy kominku. Na początku listopada w księgarniach ukazała się niezwykła pozycja – biografia fińskiej pisarki Tove Jansson – autorki Muminków. To ujmująca opowieść o pisaniu, malowaniu, miłości do drugiej kobiety i samych Muminkach. Wszystko okraszone pięknymi zdjęciami i reprodukcjami. Tove Jansson. Mama Muminków to wydanie dla miłośników historii w skandynawskim klimacie. Dla kochających podróże, Katarzyna Pakosińska przygotowała opowieść o swoim zauroczeniu Gruzją. Georgialiki. Książka pakosińsko – gruzińska jest zapisem wzruszających, zakaukaskich przygód samej autorki. Pierwsza miłość, szaleńcze tańce i biesiady suto zakrapiane winem, to tylko wycinek z orientalnych wspomnień kabaretowej aktorki. Książkowe prezenty wybierajmy tak, aby sprawiły radość i chwilę wytchnienia obdarowanym osobom. Na poświąteczną, literacką ucztę lepiej wybrać pozycje oryginalne i „lżejsze” , niż ciężkie traktaty. Kierujmy się intuicją i wybierajmy takie utwory, z których sami bylibyśmy zadowoleni. 0
O kobietach dla kobiet Zbliżające się Święta to czas, w który obserwujemy wysyp różnego rodzaju poradników. Przyjemnym (i pożytecznym) pomysłem może być zakup książki kucharskiej. W tym roku Magda Gessler wydała, pod chwytliwym tytułem Kuchenne rewolucje, niepublikowane dotąd nigdzie przepisy. Autorka podkreśla, że to zbiór najlepszych dań z telewizyjnego programu o tejże samej nazwie. Konkurencyjną pozycją dla polskiej szefowej kuchni jest książka Nigelli Lawson – Nigelissima. Włoskie inspiracje. To wydanie idealnie pasujące do zimowej aury. Oprócz prostych przepisów z wnętrza Italii, autorka opisuje apetyczne, świąteczna dania i pokazuje, jak przygotować smakowitą, bożonarodzeniową ucztę.
R ys. P
aulina
Żelaz
o w sk
a
grudzień 2012
/ recenzje
xxxxz
ocena:
Choć to szaleństwo, jest w nim przecie metoda
Tworki
Marek Bieńczyk Wydawnictwo Wielka Litera 29,99zł
Reedycje to częste zjawisko w działal-
Całość narracji jest ciekawa – autor,
cowanego, utartego i wyuczonego post-
ności wydawniczej, często motywowane
będący podmiotem lirycznym, znajduje się
modernizmu się zaczepił. Autor stara się
wolnorynkową żądzą większego zysku.
w
o jego nową definicję oraz o własny terminal
W przypadku Tworek pióra Marka Bieńczyka
i pisze opowieść, której bohaterami są Ju-
staram się dopatrywać bardziej ideologicz-
rek, Sonia, Janka i Marcel. Akcja toczy się
Książka przyprawiona jest szczyptą
nego podłoża. Bez wątpienia przyczynkiem
w tytułowych Tworkach, kojarzonych za-
ironii, która jako narzędzie wprawnego
do odświeżenia wydanej po raz pierwszy
zwyczaj z zakładem psychiatrycznym. Fabu-
i bogatego języka prozatorskiego sprawdza
w 1999 roku książki było uhonorowanie
ła przeplatana jest pozytywnymi emocjami,
się doskonale. Mimo że autor stosuje dość
najnowszego zbioru esejów Książka twarzy
miłostkami, zabawami czy obchodzeniem
szokujące metafory, jak „u Pana Boga w pie-
tegoroczną Nagrodą Nike.
urodzin, które stają się symbolem święta
cu”, nawiązujące do wywozu i eksterminacji
Tworki nie ustępują ostatnio wydanemu
młodości i życia. Z drugiej zaś strony są to
ludzi, to jednak stara się zachować wyczu-
zbiorowi, gdyż już 13 lat temu były nomino-
lata 1943-1945, kraj jest przytłoczony woj-
cie w ilustrowaniu ponurej strony świata.
wane do tej samej nagrody. Zdobyły jednak
ną a horyzont zabarwiony dymem płonące-
Paszport Polityki i Nagrodę Literacką im.
go warszawskiego getta.
bliżej
nieokreślonej
teraźniejszości
w tym nurcie.
Narrator pozwala wyczuć atmosferę szaleństwa, które udziela się nie tylko
Władysława Reymonta. Nawet niewprawny
Sama narracja, prowadzenie akcji, zdaje
bohaterom powieści, ale i nam – odbior-
czytelnik jest w stanie przyznać, że te wy-
się momentami wymykać autorowi i nabie-
com. Obłęd miesza z normalnością, śmierć
różnienia były zasłużone.
rać własnego tempa. W zawieszeniu między
z młodością, humor z nostalgią. Zespół
Trudno jest właściwie zinterpretować
melancholią a rozpaczą autor posługuje się
przeciwstawieństw rodzi więcej pytań
książkę − sam nie jestem pewien, czy odkry-
niebanalnym językiem, niekonwencjonalny-
i wątpliwości, aniżeli udziela odpowiedzi.
łem, „co autor miał na myśli”. Nie ma jednak
mi metaforami, oryginalnym ujęciem obrazu
Dzięki temu dzieło jest nieco niedopowie-
wątpliwości, że Tworki poruszają poważną
czy pobudzającymi wyobraźnię opisami.
dziane, a zarazem porusza tzw. sens ist-
tematykę Holocaustu, który zwykł być trak-
Pisze o tym z dystansem a zarazem z fascy-
nienia.
towanym w polskiej literaturze częstokroć
nacją – przeżywa przemijanie, dychotomię,
ze zbytnią emfazą. Autor nie jest pierwszym
kontrast emocji.
urodzonym po wojnie, który o nim pisze.
Cieszę
się,
Książka w moim odczuciu jest intrygująca i wartościowa. Nie porywa sensacyjną ani
właściwie
dynamiczną akcją, ale w wolnej chwili może
I w tej pozycji patosu nie uniknięto, kompo-
przypadkiem, po niniejszą książkę, nie
że
sięgając,
przynieść kilka przemyśleń nad istotą życia.
nuje się on pomiędzy wierszami, spaja opo-
spotkałem się z tworem kolejnego pono-
A o to chyba w literaturze chodzi.
wieści i nadaje im nowy wymiar.
woczesnego pisarza, który tego wypra-
Ł U K A S Z H N AT K O W S K I
rem ludzkich losów. Dociera tam, gdzie nikt
ma niezwykłą umiejętność rozmawiania
dotrzeć nie może, a czasem po prostu nie
z ludźmi i opisywania ich emocji. Mimo
pisano już wiele. Jedne opinie były bardziej
chce, boi się. Rozmawia z ludźmi, którzy nie
że jest to reportaż znajdziemy w nim nie
obiektywne i rzetelne, drugie mniej. Po-
chcą rozmawiać, dzielić się swoim losem.
tylko suche fakty, ale przede wszystkim
wstało mnóstwo krzywdzących stereoty-
A losy są tragiczne. W każdym rozdziale
uczucia. Historia opisana jest w bardzo
pów, które zamazały obraz współczesnego
mamy do czynienia z czyimś dramatem,
przystępny sposób, likwidując przy tym
Rosjanina. Tym samym ograniczyło to na-
problemem, patologią. Czytamy zwierze-
naukową barierę.
szą chęć dotarcia do prawdy. Na szczęście,
nia alkoholików, narkomanów, ludzi zara-
Niestety losy i tragedie rdzennych
dzięki takim ludziom jak Ryszard Kapuściń-
żonych HIV. Poznajemy życie Chrystusa na
mieszkańców Syberii po paru rozdziałach
ski czy Jacek Hugo-Bader możemy poznać
Syberii, Szamanki, Miss HIV, wymierającego
mogą być traktowane bardzo przedmio-
tę bliższą Rosję.
rodu Ewenków. Dowiadujemy się skąd i dla-
towo. Natłok informacji, historii kolejnych
Jacek Hugo-Bader, reporter „Gazety
czego wzięła się rosyjska mafia, jak tłuma-
ludzi i dramatów powodują, że pierwotne
Wyborczej”, wydał zbiór reportaży, które
czą sobie swój los bezdomni i czym kierują
przerażenie przeradza się w obojętność.
powstały na trasie Moskwa-Władywostok.
się prostytutki.
Jednostki zamieniają się w bezosobową
Ten niecodzienny pomysł na samotną po-
Historie w Białej gorączce są szczere –
dróż łazikiem przez nieznane, dzikie i nie-
prosto z serca i ciemnych zakamarków
Biała gorączka dodaje brakujący ele-
dostępne dla turystów tereny zaowocował
duszy. Autor nie chciał być traktowany jak
ment do naszego rosyjskiego obrazka.
masę.
Białą gorączką. Tytuł oznacza delirium tre-
obcy lub, co gorsza, turysta. Dlatego po-
Na pewno nie będzie on przyjemny, a ra-
mens, efekt długiego ciągu alkoholowego.
stanowił poruszać się zwykłym łazikiem,
czej naładowany bólem, biedą, marnością
Objawami mogą być nieuzasadnione lęki,
aby nie rzucać się w oczy. Chciał obserwo-
i niesprawiedliwością. Ale dla niektórych
agresja, halucynacje, obłęd.
wać ich codzienność, a nie sztuczne na-
właśnie tak wygląda życie.
dęcie wobec obcokrajowców. Hugo-Bader
ALA K.
Hugo-Bader jest genialnym kolekcjone-
42-43
xxxxy
Na temat Rosji, jej kultury, społeczeństwa oraz obyczajowości powiedziano i na-
ocena:
Łazik kontra upadające imperium
Biała gorączka
Jacek Hugo - Bader Wydawnictwo Czarne 46,90zł
debiut /
Ecce Homo Karol Kopańko jest studentem pierwszego roku studiów licencjackich SGH. Przedstawiamy fragment opowiadania jego autorstwa. Ecce Homo to opowieść o tym, jak decyzje podejmowane przez nas w szczególnych momentach życia, wpływają na naszą przyszłość. T E K S T:
K A R O L KO PA Ń KO
7 VII 1953
– Tego sam nie wiem. Bieńkowski może nie ma talentu do rysowania, ale według mnie wielkość nosa odpowiadała autentycznej. – Michaś, na miłość Boską, mówże jaśniej – powiedziała zdezorientowana matka. – Już mówię. Poczta Polska wydała znaczki
– Uważaj! Jeszcze gorące. – Nie mam czasu. Zaraz idę grać z kolegami w piłkę. – Michaś, jak wszystkiego nie skończysz, to nigdzie nie pójdziesz. – Nie mów do mnie „Michaś”. – Dla mnie zawsze będziesz małym Michasiem. – Dobrze, ale nikt poza nami ma się o tym nie dowiedzieć. Maria podeszła do chłopca obdarzonego burzą rudych włosów na głowie i ucałowała go pieczołowicie w czoło. – Kiedy wróci tata? – Już powinien być. Co tam w szkole? – zmieniła temat. – Mamy nową nauczycielkę od historii – odpowiedział poluźniając kołnierzyk mundurka. – I jak? Jakie zrobiłeś na niej wrażenie? – dopytywała się nakładając mu jajecznicę na talerz. – Nie wiem czy rozróżnia nas zza swoich grubych okularów (szkła grubsze niż denka butelek na mleko!), ale ma krzepę. – Podpadłeś jej na pierwszej lekcji? – zapytała podnosząc ton głosu i opierając ręce na biodrach. – Ja? Nie. Bieńkowski spod trójki. Jak go walnęła linijką po palcach to nie mógł pisać nawet na następnej lekcji – wypowiedź zakończył krótkotrwałym rechotem. Rys. Paulina Żelazowska – Za co mu się dostało? – zapytała matka, po której minie widać było, że nie poz podobizną Bieruta, więc Brzytwa − to znadzielała entuzjazmu pierworodnego. czy… nasza nauczycielka – zakupiła kilka – Zbyt duży nos narysował. i kazała nam przerysować do zeszytu. – Nie rozumiem. – Na lekcji historii rysowaliście portret Bieru– No… przerysowywaliśmy do zeszytu znata? – powiedziała Maria próbując powstrzyczek. mać śmiech. – Jaki? – Dokładnie. Najpierw powiedziała Bieńkow– Pocztowy. skiemu, żeby poprawił rysunek, ale on tak – Po co?
się denerwował, że zaczęła mu się lać krew z nosa (zawsze tak się dzieje, gdy podskoczy mu ciśnienie) i pierwsza kropelka spadła prosto na nieszczęsny nos. − Maria wybuchła śmiechem; nie był to jednak śmiech serdeczny, a trochę melancholijny i z nutką goryczy, wyrażający coś w rodzaju pogardy. Gdy go opanowała powiedziała: – Czysty absurd. – Co to jest absurd? Maria już miała rozpocząć wykład, gdy usłyszała walenie do drzwi. Pobiegła, aby je otworzyć. Gdy to zrobiła jej oczom ukazali się trzej mężczyźni, z których dwóch podtrzymywało trzeciego. Dwóch stojących o własnych siłach poznała od razu. Byli to koledzy jej męża z pracy. Trzeciego rozpoznała po chwili. – Boże, Kuba! Co Ci się stało?! Trzecim utrzymywanym przez kolegów był jej mąż. Nie miał jednak pogodnego oblicza jak zwykle… Prawie cała twarz była zakrwawiona, a nos w połowie długości nienaturalnie skręcał w prawo. Górnych siekaczy nie miał na pewno; dolne (jeśli były) zasłaniała spuchnięta warga, z której ściekała gęsta krew zmieszana ze śliną. Zdawało jej się, że chwila, gdy na niego patrzyła trwała wieki; przerwało ją prozaiczne pytanie: – Gdzie go położyć? Wskazała im wersalkę w najbliższym pokoju. – Michał, do kuchni – wrzasnęła widząc chłopca stojącego na korytarzu − zamykaj drzwi! Gdy położyli Jakuba na posłaniu, zdobył się on na bolesny wysiłek. Chwycił Marię za rękę i wyszeptał plując krwią: – Ja nie chciałem. – Co? – Nie chciałem… ale już nie dałem rady… to tak boli… chciałem, żeby przestali… musiałem podpisać… nie chciałem. 0
grudzień 2012
styl życia / Wała Tomaszowi Lisowi!
Styl
życia
Polecamy: 46 SPORT Czeska dominacja?
Tenisowy Puchar Davisa i Puchar Federacji po czesku
49 TURYSTYKA Gdzie na sezon zimowy 2012/2013 Recenzujemy polskie i zagraniczne ośrodki narciarskie
54 W SUBIEKTYWIE Depesza z końca świata Codzienność na Tajwanie
Pokolenia - Z uzanna N api ó rkowska Wyróżnienie w konkursie MAGLA „Zdjęcia same się nie zrobią”
A L E K S A N D E R P U D ŁOW S K I
to się na marsz wybiera? Poza członkami radykalnych organizacji – wszyscy, którzy mają pretensje do rządu. Lud smoleński oskarżający rząd o zbudowanie piramidy kłamstwa oraz zdradę interesu narodowego. Kibice z hasłami w rodzaju „Donald, matole...”. Solidarność i elektorat Jarosława Kaczyńskiego. Będą też tysiące zwykłych warszawiaków, którzy niekoniecznie wiedzą, że celem organizatorów „rodzinnego marszu” jest zamach na demokrację. Przydadzą się w PR-owskiej grze prowadzonej przez skrajnych narodowców. Szczególnie na tle nasyconego historyczną symboliką i apelami o świąteczną zgodę marszu prezydenckiego widać było, o co chodzi: dop... policji – to kibole; dop... Tuskowi i krzyczeć o zbrodni – to lud pisowsko-smoleński.
K
Mężczyźni w zgniłozielonych kominiarkach atakujący mundurowych, policja rzucająca racę, salwy z broni gładkolufowej w tłum, 176 osób zatrzymanych – to skutki policyjnej prowokacji w czasie Marszu Niepodległości. Jeszcze rok temu maszerowanie przez miasto z polskimi flagami było dowodem faszyzmu. Lansowano hasło Kolorowej Niepodległej. Tym razem impreza z tęczowymi flagami zeszła na drugi plan. Salon wystąpił z wojskową defiladą, biało-czerwonymi kotylionami i czołgiem z wojny polsko-bolszewickiej. Salon przeraził się odradzającej się dzięki drugiemu obiegowi polskiej tożsamości, tradycji, której istotą jest przejmowanie przez nowe pokolenia wartości ojców i wcielanie ich w życie czynem. Zwłaszcza gdy niepodległość jest zagrożona. 0
* Wszystkie zdania są cytatami z najpopularniejszych periodyków tj. Newsweek Polska, Gazeta Wyborcza, Gazeta Polska.
grudzień 2012
SPORT
/ biały sport
KKS Karpaty Krosno
Czeska dominacja? Nie samym Wielkim Szlemem tenis żyje. Rozgrywki drużynowe, czyli męski Puchar Davisa i żeński Puchar Federacji również elektryzują miliony kibiców na całym świecie. Po raz pierwszy w XXI wieku tenisowe drużyny z tego samego kraju zdobyły obydwa tytuły w jednym sezonie. Gdy dodamy, że Petra Kvitová i Tomáš Berdych wygrali również Puchar Hopmana, to czeską ekipę można nazwać „królami polowania” 2012 roku. T E K S T:
michał Zajdel
erze open, czyli w okresie od 1968 roku, gdy zezwolono na grę profesjonalistów i amatorów we wszystkich turniejach, Czesi są pierwszą europejską nacją, której obie drużyny doświadczyły glorii zwycięstwa w jednym sezonie. Dotychczas sztuka ta udała się tylko Australii w 1973 i sześciokrotnie Stanom Zjednoczonym, jednak ostatni sukces odnotowano stosunkowo dawno, bo w 1990 roku, czyli kilka tenisowych pokoleń temu. Aby uzmysłowić sobie jak wiele czasu upłynęło od tego wydarzenia, warto przyjrzeć się metrykom obecnych zawodników – drużyna USA z Andre Agassim w składzie zdobyła Puchar Davisa 2 grudnia 1990 roku – 19 dni po urodzeniu Jerzego Janowicza i 5 dni przed przyjściem na świat Urszuli Radwańskiej.
W
singlowe pojedynki bez straty seta. Zawiedli niestety jego koledzy – zwłaszcza Almagro.
Martin Del Potro - pierwszego dnia nabawił się kontuzji i nie zagrał w decydującym o awansie spotkaniu z czeską rakietą nr 1 – Tomášem Berdychem. W finale Czechom, grającym w składzie: Tomáš Berdych, Radek Štěpánek, Lukáš Rosol, Ivo Minář, przyszło rywalizować z Hiszpanami. Niejako tradycją podczas tej edycji Pucharu Davisa była absencja głównej gwiazdy rywali Czechów. Tak było i w finale, u Hiszpanów nie zagrał kontuzjowany Rafael Nadal. Finalistów, podobnie jak w turnieju pań, gościła zlokalizowana w stolicy Czech O2 Arena. Sam pojedynek był niezwykle zacięty, bowiem o końcowym sukcesie decydował ostatni mecz, w któ-
Teraz Polska?
Czeszki, po ubiegłorocznym zwycięstwie w Pucharze Federacji, były jednymi z głównych faworytek do końcowego sukcesu. W ćwierćfinale pokonały Niemki, w półfinale bez problemu ograły Włoszki, by w finale zmierzyć się z Serbkami, które z kolei wyrzuciły za burtę Rosjanki. Finał odbył się na początku listopada w pięknej, mogącej pomieścić 18 tysięcy widzów, O2 Arenie w Pradze. Zgodnie z przewidywaniami Czeszki, grające w składzie: Petra Kvitová, Lucie Šafářová, Lucie Hradecká i Andrea Hlaváčková, pokonały Anę Ivanović i Jelenę Janković, które najlepsze czasy mają już prawdopodobnie za sobą. Dziwił jedynie fakt, iż gwiazdą finału była sklasyfikowana na 17. miejscu w rankingu WTA Lucie Šafářová, która wygrała obydwa pojedynki singlowe. Dużo ciekawsze (jak to zazwyczaj bywa) okazały się rozgrywki drużyn męskich, a smaczku dodawał fakt, iż była to jubileuszowa, setna edycja rozgrywek o Puchar Davisa. Czesi na drodze do końcowego triumfu pokonali Włochów oraz Serbów, grających bez swojej największej gwiazdy – Novaka Djokovicia. W półfinale natomiast mierzyli się w Buenos Aires z Argentyną, gdzie rywale również nie grali w najmocniejszym składzie, bowiem lider Argentyńczyków – Juan
46-47
fot. Floflo62,cc
Złoty rok
Niepokonany w Pucharze Davisa w 2012 roku debel Berdych/Stepanek rym 34. letni Radek Štěpánek ograł w czterech setach Nicolása Almagro (w Pucharze Davisa, podobnie jak w turniejach Wielkiego Szlema, gra się do 3 wygranych setów). Na uwagę zasługuje także wspaniała gra Davida Ferrera, który wygrał
Patrząc na sukcesy naszych południowych sąsiadów samoistnie nasuwa się refleksja – czy możliwym jest, by w najbliższym czasie polskie drużyny wygrały Puchar Federacji lub Puchar Davisa? W 2013 roku obie reprezentacje zagrają w I grupie Euro-Afrykańskiej i miejmy nadzieję awansują do Grupy Światowej. Porównując polskie i czeskie zawodniczki niewątpliwie nie mamy się czego wstydzić. Agnieszka Radwańska, liderka naszej reprezentacji, jest sklasyfikowana wyżej w rankingu od czeskiej rakiety nr 1 – Petry Kvitovej, której największym sukcesem indywidualnym jest triumf na trawiastych kortach Wimbledonu w 2011 roku. Trzeba pamiętać o młodszej siostrze Agnieszki, która dopiero w tym sezonie poradziła sobie z kontuzjami i zaczęła dobijać się do światowej czołówki. Ula w kolejnych edycjach Pucharu Federacji niewątpliwie będzie silnym punktem reprezentacji. W drużynie męskiej od lat posiadamy świetny debel - Mariusz Fyrstenbergi Marcin Matkowski co roku ogrywają najlepsze pary świata. Nasze nadzieje możemy pokładać przede wszystkim w objawieniu tego sezonu – Jerzym Janowiczu. „Jerzyk” wreszcie zaczął grać na miarę swojego talentu, który ukazał tenisowemu światu w rozgrywkach juniorskich. Polak początkiem listopada sensacyjnie dotarł do finału turnieju rangi Masters w Paryskiej hali Bercy, po drodze wygrywając z zawodnikami z pierwszej dziesiątki rankingu – Murrayem i Tipsareviciem, ulegając tylko Ferrerowi. Jest również Łukasz Kubot, który jest już doświadczonym zawodnikiem. Miejmy nadzieję, że weźmie przykład z Radka Štěpánka i największy tenisowy sukces osiągnie u schyłku kariery. Ciekawy wydaje się pewien zbieg okoliczności, bowiem w październiku 2005 roku, 20letni wówczas Berdych sprawił sensację wygrywając turniej Masters w hali Bercy w Paryżu, czyli dokładnie tam, gdzie eksplodował talent Janowicza. Czy młody Polak osiągnie tyle co Czech? Przekonamy się wkrótce. 0
Luis Amaral / Odkąd przeczytałem beton w turystyce to jestem za tym, żeby je zlikwidować.
Jestem
tylko
„sklepikarzem” Spotkanie z Luisem Amaralem nie pozostawia złudzeń – przyznane przez czasopismo Forbes miano Lidera Biznesu 2011 nie jest przypadkowe. W rozmowie z MAGLEM Portugalczyk nie ukrywa, że jego apetyt na sukces rośnie w miarę jedzenia i tłumaczy, że polskie prawo handlowe nie jest takie straszne, jak je malują. R oz maw i al i :
M o n i k a s i ko r r a , m at e u s z u m i a s tow s k i
W Polsce pojawił się Pan w latach 90-tych, by rozkręcić należącą do rodziny Dos Santos mało znaną sieć dyskontów Biedronka. Jak wyglądały pierwsze kroki w Polsce? Jak doszło do tego, że kilkadziesiąt lat później wydzielił Pan Eurocash ze struktur Jeronimo Martins i zainwestował w nierentowny twór?
M ag i el :
L u i s A maral : Chcąc zacząć od początku, trzeba rozszerzyć tę historię. Przyjechałem do Polski w 1995 roku, by rozwinąć tu firmę Jeronimo Martins. Właściciel JM, A. Soares dos Santos wyznaczył jasno określony cel – miałem osiągnąć pozycję lidera rynkowego. W latach 1995-1999 rozwijaliśmy hurtownie Cash&Carry, sieć Biedronka i hipermarkety Jumbo, czego efektem było zdobycie w 1999 roku pozycji lidera, z rocznym poziomem sprzedaży ok. 1 mld dolarów. Osiągnąłem wyznaczony cel i wróciłem
do Portugalii, by zostać członkiem zarządu wykonawczego Jeronimo Martins Holding. Po 9 miesiącach zdecydowałem się odejść i rozpocząłem pracę w grupie inwestycyjnej w Ameryce Południowej. Pracowałem tam do 2003 roku, czyli do momentu, gdy poprzez wykup menedżerski nabyłem od Jeronimo Martins Eurocash Cash&Carry. Moja wizja rozwoju polskiego rynku od początku była inna od wizji większości zagranicznych detalistów. Przejęcie hurtowej części Jeronimo Martins było dla mnie podstawą realizacji strategii konsolidacji i optymalizacji łańcucha dostaw niezależnych detalistów. Mieliśmy jasną wizję, by stać się liderem rynku hurtowego w Polsce – mimo że byliśmy wtedy bardzo małą firmą, w porównaniu z Makro czy Selgrosem.
Czy już wtedy posiadał Pan wizję tak rozległej ekspansji? Oczywiste jest, że nie wróciłem do Polski, by osiągnąć drugą lub trzecią pozycję na rynku – od pierwszego dnia pracy mój zespół skupiał się na tym, by stać się liderem. I udało się już w 2008 roku.
KDWT, Delikatesy Centrum, PayUp, McLane Polska, Batna, Premium Distributors, Polcater, Tradis – wszystkie te spółki zostały przejęte przez Pańskie biznesowe dziecko – Eurocash. Jak daleko sięgają Pańskie aspiracje? Gdy znasz odpowiedź na to pytanie, oznacza to początek końca. Nasze aspiracje nie mają żadnych ograniczeń. Każdego dnia musimy robić wszystko co w naszej mocy, ale za każdym razem gdy zbliżamy się do realizacji naszego marzenia, przestaje być ono aktualne i zastępuje je inne, nowe. 1
Luis Amaral Pochodzący z Portugalii prezes zarządu Grupy Eurocash, największej w Polsce spółki zajmującej się hurtową dystrybucją produktów żywnościowych, chemii gospodarczej, alkoholu i wyrobów tytoniowych. Otrzymał pierwszą lokatę w rankingu Liderzy Biznesu 2011 za konsolidację rynku hurtowego i wrogie przejęcie spółki Tradis.
grudzień 2012
/ Luis Amaral
Nie jest Pan wyłącznym akcjonariuszem Eurocashu i musi Pan przekonywać udziałowców do swoich, nie ukrywajmy, bardzo ambitnych planów. Czy ma Pan specjalną metodę nakłaniania do swoich koncepcji, komunikacji oraz wdrażania planów? Udziałowcy Grupy Eurocash podzielają naszą wizję i wiedzą, jak bardzo jesteśmy zaangażowani, by przekuć ją w rzeczywistość. A zatem w większości przypadków popierają oni nasze decyzje. Nasze podejście to: pracować, być uczciwym względem udziałowców oraz klientów i nie przestawać marzyć.
Nie jest Pan jedynym portugalskim biznesmenem, który świetnie sobie radzi w realiach polskiej gospodarki. Pedro Pereira da Silva to dyrektor operacyjny Jeronimo Martins, właściciela popularnej sieci dyskontowej Biedronka (nota bene to w niej stawiał Pan pierwsze zawodowe kroki). Nie ukrywajmy, opanowaliście polski handel spożywczy! Czy Panowie się znają? Czy zauważa Pan jakieś cechy wspólne z da Silvą? Oczywiście znam Pedro i myślę, że wykonał świetną robotę w Biedronce. Jednak bardzo się różnimy i jesteśmy konkurentami. Moim zadaniem jest przeszkodzić mu w unicestwieniu moich klientów.
To wszystko brednie. Polska to niezmiernie przyjazne środowisko do prowadzenia biznesu. W mediach wykreowany został Pana wizerunek jako nastawionej na sukces, nieraz bezwzględnej osoby. Jak może się Pan odnieść do takich opinii? Media mnie nie znają. Jestem tylko „sklepikarzem”, który walczy o to, by moi klienci osiągali zyski oraz by przekształcić niezależnych detalistów w największą siłę polskiego rynku spożywczego.
Bycie dobrym menedżerem nie jest łatwe. Czy istnieje jakikolwiek autorytet bądź filozofia, które wywarły największy wpływ na to, jakim jest Pan menedżerem? Nie jestem pewien, jak definiować dobrego menedżera. I nie zaprzątam sobie głowy szukaniem odpowiedniej definicji. Najważniejsze, by zawsze dawać z siebie wszystko. Ja sam jestem szczęśliwym połączeniem kultury latynoskiej, wychowania danego mi przez rodziców, wspaniałej szkoły, różnorodnych doświadczeń zawodowych w wielu branżach i krajach, a także dużego szczęścia.
Jest Pan człowiekiem sukcesu, ale także „zwyczajnym” mieszkańcem Poznania. Od 17 lat mieszka Pan
48-49
w Polsce. Jak ocenia Pan zmiany w naszym kraju w związku z transformacją ustrojową? Co dla Pana było największym zaskoczeniem? Zawsze podziwiałem umiejętność Polski do przystosowywania się do zmian oraz przedsię-
Oczywiste jest, że nie wróciłem do Polski, by osiągnąć drugą lub trzecią pozycję na rynku – od pierwszego dnia pracy mój zespół skupiał się na tym, by stać się liderem. biorczość jej mieszkańców. Wiele historii sukcesu, które obserwuję w Polsce od czasu, gdy tu przybyłem, pokazują, że jest to kraj ludzi, którzy wiedzą, czego chcą i walczą, by to osiągnąć. Myślę, że jako cudzoziemiec mam bardziej obiektywne spojrzenie na polskie sukcesy. Polacy powinni być dumni z tego, co stworzyli przez ostatnie 20 lat. Bez wątpienia Polska jest jednym z największych krajów Europy – nie mam tu na myśli wielkości terytorium, ale właśnie nastawienie.
Dużo mówi się o biurokracji i trudnościach związanych z prowadzeniem przedsiębiorstwa w Polsce. Do jakiego stopnia w Pana odczuciu takie ograniczenia rzeczywiście istnieją i jak sobie z nimi radzić? To wszystko brednie. Polska to niezmiernie przyjazne środowisko do prowadzenia biznesu. Przyjechałem tu 17 lat temu i nigdy nie miałem poczucia, że prawo tego kraju jest dla mnie przeszkodą, by rozwijać działalność biznesową. Gdy tu przyjechałem w latach 90-tych słyszałem wiele historii na temat biurokracji, korupcji i tego,
Pracuję tylko 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, robiąc to, na co mam ochotę. jak ciężko będzie tu obcokrajowcom. Szybko zdałem sobie jednak sprawę, że były to tylko wymówki osób z innych krajów, które w ten sposób chciały wytłumaczyć fakt, że im się nie wiodło – nie potrafili otworzyć kolejnej placówki lub zarobić na prowadzonej działalności. W rzeczywistości problem polegał na tym, że obcokrajowcy często byli zbyt wygodni, by wyjechać zimą poza Warszawę albo zbyt leniwi, by spróbować zrozu-
mieć polskiego konsumenta i różnice między nim a konsumentem z Francji czy Niemiec.
W przeciwieństwie do poprzedniego, współczesne pokolenie polskich dwudziestokilkulatków uważane jest za przedsiębiorcze. Jakie rady, wskazówki dałby Pan studentom, którzy chcą zacząć swoją przygodę z biznesem? Młode pokolenie jest wspaniałe. Świat zmienił się diametralnie – ze świata korporacji na świat indywidualności, zarówno wśród konsumentów, jak i wśród pracowników czy przedsiębiorców. Moja jedyna rada na sukces jest taka, aby marzyć i nigdy nie rezygnować z marzeń. A gdy ktoś mówi ci, że to niemożliwe albo że ci się nie uda – po prostu go nie słuchaj. Świat jest pełen problemów, ale wiele z nich uda się rozwikłać rękami tego wielkiego i przedsiębiorczego pokolenia, które niebawem dojdzie do władzy, wnosząc powiew świeżości, umiejętność nieszablonowego myślenia i rozwiązania problemów, których obecni politycy i ekonomiści nie potrafią zrozumieć.
Jest Pan zapewne bardzo zajętą osobą. Czy ma Pan czas na relaks? Jakie hobby ma Lider Biznesu? Nie jestem zajęty – mam wiele wolnego czasu. Pracuję tylko 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, robiąc to, na co mam ochotę. Wydaje się to sprzeczne, ale wystarczy tylko zrozumieć moją potrzebę życia z pasją.
Czy jest Pan oszczędną osobą? Na co przeznaczył Pan pierwsze zarobione pieniądze? Jak wydałem moje pierwsze pieniądze? Nie mam pojęcia. Pamiętam jednak, że w mojej pierwszej dorywczej pracy, którą wykonywałem jeszcze jako student, zanim dostałem moje pierwsze wynagrodzenie, musiałem pożyczyć firmie własne pieniądze. Wszystko po to, by stać ją było na wypłacenie wynagrodzeń pracownikom. Firma była w naprawdę krytycznej sytuacji finansowej.
Jest Pan uznawany za osobę, która nie spoczywa na laurach. Jakie są Pana plany na przyszłość? Co jest Pana największym motywatorem? Plany na przyszłość są proste – nieustannie spełniać postawione przed sobą wyzwania, pomagać naszym klientom w stawaniu się najlepszymi detalistami na świecie, być najbardziej ekscytującym pracodawcą na rynku, zarabiać duże pieniądze dla naszych inwestorów i, oczywiście, skopać tyłki naszej konkurencji. Co według Pana determinuje sukces? Marzenia i nastawienie. Nastawienie jest zdecydowanie najważniejsze. 0
deska / Nadchodzi zima. Wreszcie nikt nie będzie wstanie rozpoznać, czy jestem pijany, czy jest ślisko.
Gdzie na
Sezon
Zimowy 2012/2013 Białka Tatrzańska Do Białki Tatrzańskiej, jednego z podhalańskich ośrodków narciarskich, najłatwiej dojechać małą grupą ludzi – do Nowego Targu busem, a następnie taksówką, która podstawi Was pod dowolny dom w miejscowości za około 20 złotych od osoby. Można oczywiście próbować dojechać PKSem bezpośrednio na miejsce, jednakże kursują one bardzo rzadko (mniej więcej co 4 godziny). Rozsądnie jest wcześniej załatwić sobie nocleg u osób prywatnych. Wynajęcie piętra domu z kuchnią, dwoma dużymi pokojami, łazienką i przedsionkiem kosztuje około 40 złotych od osoby na dzień, a często da się też wytargować nieco niższą cenę. Od rana do wieczora po głównych ulicach Białki kursują darmowe busy dowożące turystów do największego ośrodka narciarskiego – Kotelnicy. Stoki w Białce nie dościgają może alpejskich, ale są wystarczająco urozmaicone dla początkujących i średniozaawansowanych narciarzy. Opłaca się kupić karnet na cały tydzień lub zebrać się grupą
Krynica Zdrój Można powiedzieć, że w pewnym sensie Krynica jest przeciwieństwem innych ośrodków. Sama nazwa Zdrój sygnalizuje, że miejscowość, oprócz narciarskich, pełni funkcje uzdrowiskowe. Działa więc jak magnez na emerytów poszukujących nadziei w leczniczych właściwościach źródlanej wody, której w mieście można dostać więcej rodzajów niż lodów w Grycanie. Większość pensjonatów jest wyposażona w kompleks spa, co automatycznie podnosi cenę za wynajem pokoju. Przejdźmy jednak do meritum, czyli tras narciarskich – tych jest ledwie kilka, lecz z reguły są one dobrze przygotowane. Szczególnie wyróżnia
W związku z nieuchronnie zbliżającą się zimą tak jak i w zeszłym roku MAGIEL przedstawia Wam parę propozycji, gdzie spędzić można nadchodzący wyjazd na narty czy snowboard. Prezentujemy 8 wybranych ośrodków f e (c ) t dus i z Austrii, Francji, Włoch lub Polski, które zachęcają różnorodną ofertą spędzenia u nich zimowego szaleństwa na stokach. fo .
t n gaf k
c
1 powyżej dwudziestu osób, ale nawet wtedy każda dorosła osoba (powyżej 16 roku życia, brak tu zniżek dla studentów) zapłaci ponad 55 złotych za dzień. W pozostałym czasie można zrelaksować się w termach, pójść na basen lub imprezy organizowane w knajpach albo spróbować jazdy na skuterze śnieżnym – miasto oferuje pełen wachlarz górskich rozrywek. Białka to doskonałe miejsce dla tych, którzy wybierają się na odpoczynek z nartami, a nie uprawiać narciarstwo ekstremalne.
Ko n r a d O b i d o s k i
2 się jedna, na którą prowadzi charakterystyczna czerwona gondolka. Wjazd na nią zajmuje ponad kwadrans, ale za to średniozaawansowany narciarz/snowboardzista będzie z niej zjeżdżał przeciętnie około 5 minut – w sam raz, aby się lekko zmęczyć. Należy jednak dodać, że jedną minutę trzeba przewidzieć na wymijanie rodzin z małymi dziećmi lub starszych ludzi, którym kolana już nieźle strzykają, ale którzy nie chcą sobie odmówić przyjemności białego szaleństwa. W Krynicy ciężko trafić na jakiekolwiek „imprezownie”. Będzie więc świetnym miejscem, aby udać się do niej z rodzicami, krewnymi, dziadka-
1
2
mi (nawet w czasie świąt, kiedy chce się odpocząć od corocznego zgiełku), ale średnio polecam ją typowym studentom, głodnym imprez, towarzystwa i niedysponujących dużą ilością gotówki.
A n i a Paw e ł e k
zima 2012
/ narty
Risoul Patrząc z perspektywy studenta, Risoul wydaje się być idealnym miejscem na narciarski wypad – to francuskie miasteczko łączy w sobie wszystko, czego młoda dusza zapragnie. Na samym początku należy tu wymienić nie tylko ponad 150 km tras o różnym stopniu zaawansowania, ale i 2 snowparki z przeszkodami zarówno dla początkujących, jak i dla mocno zaawansowanych. Gdyby ktoś jednak narzekał, że pół dnia jazdy to dla niego niewystarczająca porcja wysiłku, może następne parę godzin spędzić na apres-ski w którymś z barów znajdujących się tuż przy stoku. Dodatkowo, istnieje możliwość wieczornych imprez w klubach takich jak Annapurna czy Grota Yeti. I choć ich wnętrza są dość obskurne, to z reguły przepełniają je młodzi, żądni
Andalo - Paganella Miasteczko jest jednym z trzech położonych wysoko na zboczach Paganelli we włoskich Dolomitach na pograniczu Parku Przyrody Adamello Brenta. To wyjątkowo urokliwe miejsce co roku gości tysiące turystów, którzy przyjeżdżają, by przez kilka dni szaleć na doskonale przygotowanych stokach. Andalo i sąsiednia miejscowość Fai della Paganella połączone są ponad 50 km doskonale przygotowanych tras o różnym stopniu trudności. Każdy znajdzie swoją ulubioną, choć zjazd na sam dół może się okazać sporym wyzwaniem, gdyż prowadzą tam tylko czerwone trasy. Ośrodek jest nieustannie doinwestowywany i unowocześniany. Nie zabraknie tu również snowparku przygotowanego dla fanatyków nieco bardziej szalonej jazdy. Pogoda sprzyja – zwykle w styczniu i lutym doświadczymy wielu słonecznych dni, bez opadów śniegu, z temperaturą oscylującą wokół zera. Nieraz do jazdy wy-
Les 2 Alpes Les Deux Alpes albo popularniej – Les 2 Alpes to drugi najstarszy francuski ośrodek narciarski. Centralna, a zarazem właściwie jedyna miejscowość ośrodka, czyli Vénosc, znajduje się wysokości 1650 m n.p.m., a najwyższy punkt, na jaki da się wjechać, korzystając w sumie z 51 wyciągów, ma 3600 metrów. To tam kończy się największy w Europie dostępny narciarzom lodowiec. Co ciekawe, mimo jego wielkości znajdują się tam właściwie same niebieskie trasy. Oczywiście dla początkujących jest to idealne miejsce do nauki, jednak bardziej wymagający raczej nie znajdą tam dla siebie miejsca. Inaczej sprawa wygląda niżej. Dolne stoki są w większości czarne. Do
50-51
1 zabawy ludzie. Jeśli chodzi o standard pokojów, sytuacja wygląda podobnie, co przekłada się na ceny bardzo przystępne na studencką kieszeń. Przeszkodą w szusowaniu w mroźnej porze może być fakt, że w Risoul nie funkcjonują gondolki, a krzesełka z reguły nie są wyposażone w okrycia przed śniegiem. Dlatego dobrym pomysłem jest załapanie się na wyjazdy takie jak Snowshow czy Snowball – odbywają się one na początku oraz na końcu sezonu i powstały właśnie z myślą o studentach. Wtedy na pewno nie zamarznie się na krzesełku – wręcz przeciwnie – jest tak ciepło, że na wyciągach można opalać się w bikini, trzeba być jednak przygotowanym na papkę zamiast śniegu.
in fot. dust
gaffke (cc)
A n i a paw e ł e k
2 starczy sam podkoszulek i kurtka. Dodatkowym atutem Andalo jest infrastruktura miasteczka, która zaskakuje niemal wszystkich. Przy zaledwie około 1000 mieszkańcach, Andalo posiada wyjątkowo szeroką bazę hotelową oraz SkiBus, który dowozi narciarzy z całej okolicy na stok. Ponadto, w ofercie znajdują się basen, lodowisko, dziesiątki sklepów i restauracji ze wspaniałą włoską pizzą. Andalo jest wspaniałym miejscem na spędzenie kilku dni na nartach lub desce, szczególnie dla tych, którzy lubią jeździć w słońcu.
1 3
A l e k s a n d r a Ko s i o r
3 tego dochodzi kilka fajnych i długich tras freeride’owych oraz jeden z największych i najciekawszych snow parków w Europie. Wieczorem mamy dostęp do dużego apres-ski. Jest tu kilka fajnych knajp, a fanom tłustego bitu polecam klub L’Avalanche. Niestety, wszystkie te atrakcje są dosyć drogie. Rekompensuje to jednak cena wina w supermarketach, oscylująca w granicach 2 euro. Żeby pojeździć na nartach w Les 2 Alpes trzeba wydać mniej więcej 1500 zł za wycieczkę organizowaną z przejazdem autokarem (w zależności od terminu). Istnieje również możliwość przelotu do Grenoble i transportu stamtąd (71km).
Dla gardzących zorganizowanymi wycieczkami cena skipassu od 23 lutego to 228 euro, a apartament dla sześciu osób w tym samym terminie to wydatek od 1417 do 2318 euro.
M ac i e j S zc z yg i e l s k i
sanki /
4 Bad Kleinkirchheim jest ośrodkiem narciarskim położonym w regionie Karyntii w Austrii, co skutkuje tym, że panujący tu klimat jest bardziej zbliżony do śródziemnomorskiego aniżeli do typowo alpejskiego. To fantastyczne połączenie pięknej włoskiej pogody z austriacką perfekcją w przygotowaniu stoków czyni miejsce, w skład którego wchodzi ponad 100 kilometrów tras, idealnym celem na narty. Wyciągi i stoki znajdują się na dwóch świetnie skomunikowanych wzgórzach. Najsłynniejszym zjazdem Bad Kleinkirchheim jest trasa biegu Franza Klammera, niesamowicie wymagająca i dość wąska, godna polecenia mistrzom narciarstwa. Trasy na zboczu najważniejszej tu góry Alberg osiągają długości bagatela ponad 6 km,
5
4 6 2 5
Ośrodek Passo Tonale, w porównaniu do innych miasteczek doliny Val di Sole, to spokojne miejsce. Życie nocne jest tu dość ubogie, a turyści większość czasu spędzają na lodowiskach, w restauracjach czy odpoczywając po intensywnym dniu. No właśnie! Bo do Passo przyjeżdża się ze względu na niesamowite trasy i widoki, które są głównymi walorami regionu. W skład ośrodka wchodzą dwie stacje − Passo Tonale i Ponte di Legno, które od kilku lat połączone są nowoczesną gondolą. Istotne jest to, że są to wioski typowo turystyczne, co skutkuje tym, że praktycznie
6
Zapierające dech w piersiach krajobrazy, świetnie przygotowane trasy, gościnni ludzie i przyzwoita infrastruktura – to wszystko ma do zaoferowania położony w samym sercu Parku Narodowego Wysokie Taury ośrodek narciarski Grossglock-
ner Resort Kals Matrei. Zimowe ferie w tej malowniczej części Austrii najwięcej satysfakcji przyniosą narciarzom co najmniej średniozaawansowanym, choć i początkujący znajdą tu coś dla siebie. Otoczenie ośrodka obfituje w dobrze zaopatrzone bary i restauracje, w których możemy zasmakować tradycyjnych tyrolskich potraw. Zakwaterowanie proponują zaś przede wszystkim dwie miejscowości − Lienz i Matrei, gdzie znajdziemy nieduże hotele oraz domy do wynajęcia. Warto dodać, iż oba miasteczka nie leżą bezpośrednio przy autostradzie, dlatego w naszym bagażniku nie powinno zabraknąć łańcu-
Bad Kleinkirchheim a przy tym nie są nudnymi nartostradami. W trakcie sezonu zdarza się stać w kolejkach do dolnej stacji gondoli, dlatego warto korzystać z pośrednich wyciągów. A gdy znudzimy się już jazdą na nartach, można wybrać się do jednej z nowoczesnych restauracji z tarasami widokowymi. Jeżeli chodzi o nocleg, to warto szukać apartamentów nad jeziorem Millstatter, głównie ze względu na niższe ceny. Bad Kleinkirchheim to opcja dość droga, jednak atrakcyjna ze względu na dużą liczbę rozrywek po nartach. Szczególnie warte polecenia są nowo otwarte termy, które okazują się zbawienne po ciężkim dniu na stokach. To wszystko czyni ośrodek ciekawym pomysłem na zimowe wakacje.
Jac e k B i s i ń s k i
Passo Tonale z każdego hotelu dotrzemy na nartach pod stoki. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa. Stacja oferuje prawie 70 km tras i ponad 30 wyciągów, które docierają na imponującą wysokość 3000 m n.p.m. Warto wybrać się na narty z samego rana, gdyż już w okolicach południa wszechobecne muldy zabierają frajdę z jazdy. Podczas słabszej pogody oraz silnego wiatru warto przenieść się na zalesione stoki miejscowości Temu, które oferują, w przeciwieństwie do Passo Tonale, trasy głównie dla zaawansowanych. Generalnie, w miejscu tym nie ma tłoku, nawet w szczycie sezonu, a na stokach słychać głównie język polski i włoski, który umila jazdę licznymi „krzesełkami”. Passo Tonale będzie idealnym wyborem dla studentów szukających genialnych stoków oraz widoków, jednak kosztem bogatego życia nocnego.
Jac e k B i s i ń s k i
Grossglockner chów na koła. Ceny w ośrodku i okolicach nie oscylują niestety wokół „studenckich”, jednak widoki i doskonale przygotowane trasy rekompensują wydane pieniądze. Zaletą jest, że śnieg w tym regionie utrzymuje się na stokach do połowy kwietnia, warto więc wybrać się do Tyrolu wczesną wiosną, kiedy jest cieplej i taniej. Ośrodek ten polecam głównie osobom szukającym odpoczynku w miłej atmosferze pośród oszałamiających krajobrazów, bowiem oferta apres-ski jest niewielka – imprezowicze mogą wyjechać stąd niezadowoleni.
E wa S i e wa r g a
zima 2012
Warszawa
Samotność Pałacu Gdyby zebrać wszystkie niezrealizowane projekty i koncepcje, które przeróżni architekci proponowali dla Warszawy od lat 90., to chyba połowa z nich tyczyłaby się otoczenia Pałacu Kultury i Nauki. Mimo że każdy kolejny prezydent stawiał sobie za cel i priorytet stworzenie atrakcyjnej przestrzeni w ścisłym centrum, to na Placu Defilad nadal hula wiatr... Michał puchała
roblemem otoczenia PKiN nie jest brak koncepcji na jego zagospodarowanie, ale właśnie ich nadmiar. Prawie każda kolejna ekipa rządząca w ratuszu po 1989 roku stawiała sobie za cel zaplanowanie zabudowy pl. Defilad i zademonstrowanie przez to swoich priorytetów. Tak jak chociażby koncepcja zrealizowana za prezydenta Wyganowskiego, zakładająca dosłowne otoczenie Pałacu wieżowcami i stworzenie kolistego bulwaru dookoła tego kompleksu. Podobnie jednak jak w przypadku późniejszych planów, wizja ta pozostała tylko na papierze. Kolejne projekty tylko mnożyły się w następnych latach. Postulowano wyburzenie Pałacu Kultury – nawet obecny minister spraw zagranicznych, Radek Sikorski, proponował wykopanie w jego miejscu stawu i urządzenie warszawskiego Central Parku. Mniej radykalni wizjonerzy ograniczali się do zasłaniania Pałacu innymi budynkami na różne sposoby. W 2005 roku przyjęto plan prezydenta Lecha Kaczyńskiego, szeroko nawiązującego do przedwojennych tradycji miasta, według którego plac miałby zostać zabudowany niską śródmiejską tkanką, przeznaczoną głównie na cele kulturalne i handlowe. Spotkał się jednak z krytyką. Zarzucano, że plan nie jest wielkomiejski i zamiast ograniczać dominację Pałacu Kultury w mieście, tylko ją podkreśla. Zaraz po wejściu nowej ekipy do ratusza został więc wyrzucony do kosza i przystąpiono do realizacji kolejnej koncepcji. Tym razem doszło do szerszych konsultacji
P
52-53 magiel
społecznych, które wzięto nawet pod uwagę. Plan wpisuje się w ogólną wizję miasta prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz – podobnie jak w projekcie z lat 90. Pałac jest w nim otoczony przez las wieżowców. Tym razem jednak siatka ulic nawiązuje do otoczenia i widać próbę wkomponowania placu w tkankę miejską, czyli naprawienie szkód wyrządzonych w latach 40. i 50. Śródmieściu Warszawy. Problemem pozostaje fakt, że od uchwalenia planu nie zbliżono się w ogóle do próby jego realizacji.
fot. CC
T E K S T:
Dar Stalina na pustkowiu Widok pustego placu w centrum miasta wydaje się już nie zastanawiać Warszawiaków. Mało kto w zasadzie wie, skąd pomysł na gigantyczny parking i dwa niezbyt foremne parki wokół Pałacu Kultury. Jeszcze mniej osób wie, jak okolica wyglądała przed wojną. Wśród przewodników warszawskich krąży anegdota o nauczycielce historii (sic!) pytającej podczas wycieczki, czy Pałac bardzo ucierpiał w Powstaniu Warszawskim. Może więc panuje przekonanie, że Plac Defilad to koncepcja dorównująca wiekiem rynkowi staromiejskiemu? Przed wojną okolice dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, który znajdował się w miejscu obecnej stacji Śródmieście, były gęsto zabudowaną siatką wąskich ulic, podobną do zachowanych do dziś rejonów po drugiej stronie Alei Jerozolimskich. Ulice takie jak Wielka czy Zielna były jednymi z najbardziej prestiżowych w Warszawie, nie wspominając już o Marszałkowskiej na tym odcinku. Pożoga Powstania zostawiła w większości puste skorupy wypalonych budynków lub kompletne ruiny. Trzeba jednak wspomnieć, że mimo to na terenie zrównanym z ziemią pod budowę Pałacu Kultury i Placu Defilad na początku lat 50. znów prowizorycznie mieszkało kilka tysięcy osób, które zostały stamtąd przymusowo wysiedlone. W 1951 roku podjęto decyzję – jako gest przyjaźni, Związek Radziecki podaruje Polakom wspaniały budynek, który zapowie od-
Warszawa
budowę nowej, lepszej i nowocześniejszej Warszawy – Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina. Żeby Pałac nie stał w morzu ruin i zniszczonych kamienic zdecydowano się przekształcić cały teren o powierzchni 24 hektarów w plac, na którym organizowane miały być wiece i defilady państwowe. Całość została ukończona do 22 lipca 1955 roku, kiedy to odbyła się pierwsza uroczystość. Plac w tej formie trwał przez prawie cały okres PRL, będąc miejscem donośnych wydarzeń, takich jak przemówienie Władysława Gomułki w '56, gromadzące rekordowy, 400-tysięczny tłum i zapowiadające odwilż w kraju. W 1987 roku papież Jan Paweł II odprawił na placu mszę i obudził w narodzie nastroje, które dwa lata później doprowadziły do ostatecznego krachu systemu komunistycznego.
miasto traci na niezagospodarowaniu terenów wokół Pałacu Kultury. Według ostrożnych wyliczeń można mówić o potencjalnych wpływach na poziomie 440 mln zł ze sprzedaży gruntów i 50 mln zł rocznie z wpływów podatkowych i wykorzystania uzyskanych pieniędzy. Problemem jest zatem nie tyle kwestia opieszałości kolejnych prezydentów w sprawie prestiżu i wyglądu miasta, ale zwyczajna niegospodarność władz, które w temacie inwestycji często zasłaniają się ograniczonym budżetem miasta.
Ta schizofrenia trwa w centrum Warszawy właściwie od upadku komunizmu.
Bękart PRL w wolnej Polsce Skrajnym przykładem nieudolności w postępowaniu z Placem Defilad jest kazus Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Po rozstrzygnięciu konkursu na projekt podpisano umowę z Christianem Kerezem i wszystko zapowiadało sukces w postaci świetnej placówki kultury w centrum Warszawy. Nic z tego. Poprzez opieszałość urzędników czy wręcz celowy sa-
Nie ma tego złego... Mimo całych lat zaniedbań, wciąż można spojrzeć na problem placu z drugiej strony – niewiele jest miast o skali i randze Warszawy, które w ścisłym centrum miałyby do dyspozycji tak atrakcyjne, niezagospodarowane tereny. Plac Defilad ma ciągle potencjał stania się prawdziwym centrum nie tylko z nazwy. Jeżeli uda się przezwyciężyć obecny impas i wreszcie wprowadzić plan zagospodarowania tego terenu w życie, to miasto nie tylko otrzyma kolejny zastrzyk energii i zapewne wiele ciekawych miejsc do odwiedzenia (choćby wspomniane MSN), lecz także budżet miejski zyska na tym finansowo. Promykiem nadziei może być deklaracja ratusza, że udało się wykupić wszystkie roszczenia przedwojennych właścicieli gruntów, którzy dotychczas blokowali sprzedaż części działek. Oby pani Gronkiewicz-Waltz okazała się pierwszą prezydent, która w sprawie Placu Defilad przejdzie od słów i planów do czynów. 0
UWAGA! KONKURS! Macie własny pomysł na zagospodarowanie terenów wokół pl. Defilad? A może uważacie, że Pałac Kultury i Nauki należy wyburzyć i postawić na jego miejsce coś zupełnie nowego? Może dar Stalina bardzo Wam się podoba, ale sądzicie, że należy go zmodernizować? Napiszcie nam swoje autorskie, najdziwniejsze propozycje, a my wybierzemy i nagrodzimy najciekawszy pomysł książką Jaorsława Trybusia Warszawa Niezaistniała. To publikacja zbierająca nierozpoznane dotąd i rozproszone projekty tworzone z myślą o Warszawie wczesnych lat 40. XX wieku. Niezrealizowane pomysły urbanistyczne i architektoniczne dla miasta dwudziestolecia miedzywojennego. Książka wyfot. CC
Po przemianach politycznych na początku lat 90., na plac wdarł się przebojem kapitalizm. Dotychczasowe miejsce ważnych uroczystości publicznych, ze względu na sąsiedztwo nielubianego PKiN jako symbolu komunizmu i skojarzenia z minionym systemem, zostało opuszczone przez władze, a zdobyte przez lud. Najpierw na placu pojawił się prowizoryczny bazar, potem nawet wesołe miasteczko, wreszcie dwie blaszane hale – Marcpolu i Kupieckich Domów Towarowych. Polacy zachłysnęli się wolnością i dostępem do wszelkich towarów, a estetyka przestrzeni publicznej czy dbałość o prestiż miasta spadły na daleką pozycję w hierarchii ważności. Ta schizofrenia trwa w centrum Warszawy właściwie od upadku komunizmu – z jednej strony powstają kolejne plany i szumne zapowiedzi wielkomiejskich kwartałów, z drugiej rzeczywistość coraz bardziej kłuje w oczy. 20 lat temu bazar na pl. Defilad nie raził tak bardzo, bo wszędzie dookoła panował bałagan i żywioł transformacji. Dzisiaj, kiedy Warszawa stała się zamożnym miastem z aspiracjami do bycia europejską metropolią, dziura w zabudowie wypełniona brudnym, nieciekawym parkiem i gigantycznym parkingiem jest rażącym zaniedbaniem. Forum Rozwoju Warszawy opublikowało ostatnio artykuł, w którym wyliczono, ile
botaż projektu (ponoć architektura budynku nie przypadła do gustu niektórym decydentom), miasto weszło w konflikt z architektem i zerwało umowę ponosząc straty finansowe i oddalając powstanie Muzeum w odległą przyszłość.
dana przez Muzeum Powstania Warszawskiego, Instytut Starzyńskiego i Fundację Bęc Zmiana. Odpowiedzi i wasze pomysły wysyłajcie na adres konkurs@magiel.waw.pl do 16 grudnia, a będziecie mieli szansę wygrać dla siebie prawdziwie świąteczny prezent.
grudzień 2012
/ azjatycka rzeczywistość – Tajwan “Z całym szacunkiem, ale tego nie da się czytać” A. Ż.
Depesza
z końca świata
fot. Bumblebee Photography, CC
Nauka języków obcych to całkiem niezła zabawa. Żyjąc sobie wygodnie w zachodnim kręgu kulturowym, siedząc w fotelu i pochłaniając kolejny amerykański serial, myślimy, że widzieliśmy już wszystko. Angielski stał się na tyle uniwersalny, że opisując rzeczywistość całego świata sprowadzamy ją do wspólnego mianownika. Co jednak, gdy wspomniana rzeczywistość nie do końca się na to zgadza? T e k s t:
A d r i a n S zo rc
I l u s t r ac j e :
K a m a O l as e k
auna. Pierwsze wrażenie nie pozostawiało wątpliwości. Ktoś odciął dopływ tlenu, dodając równocześnie do skali kilkanaście stopni Celsjusza. Coś jeszcze nie zgadzało się wybitnie, ach tak – drzewa rodem z doniczek, tylko większe. No cóż, pierwsze wrażenia zazwyczaj są prozaiczne.
S
po prostu zaufać, skoro już wylądowało na talerzu, to na pewno nie był to przypadek.
zuje się, że nie wszyscy są fanami komunikacji miejskiej. Ba, plasuje się ona daleko w tyle za samochodami, taksówkami i – no właśnie – skuterami. Miliony skuterów, a śmigają nimi wszyscy. Profesor, pan w garniturze, mama z czwórką dzieci za pazuchą, czyli każdy, kto ma potrzebę przemieścić się z jednego miejsca w drugie.
9:05, hotel
10:54, akademik
– „Przepraszam, chcemy zjeść śniadanie” – wydukałem. Uśmiech, potok słów. Domyślam się, że nie ma problemu i proszę – zapraszamy. Cena sugerowała mało turystyczny charakter miejsca i rzeczywiście, język Szekspira, uniwersalny ponoć na całym świecie, tutaj był bezużyteczny. Po krótkim rekonesansie w ofercie kulinarnej rozpoznaję bułkę, oczywiście gotowaną na parze, nie żadną tam kajzerkę. Po nieco dłuższym również jajecznicę. Reszcie postanawiam
Wolność gospodarcza wolnością gospodarczą, rozwój rozwojem, ale jakieś zasady mieć trzeba. Przekonuję się o tym dotkliwie, próbując wejść do damskiego akademika. Nie wolno. Chcesz porozmawiać? Dobrze, poczekaj pod drzwiami. Ewentualnie racjonalnie umotywuj swoją prośbę (nie, ten najoczywistszy powód raczej nie przejdzie), wtedy może uda się wejść, na półtorej godziny, w specjalnej żółtej kamizelce. Ale szansa na to jest raczej niewielka, więc tak, zapraszamy za drzwi.
54-55
22:48, samochód Piękna, równa i szeroka droga, a na prawym pasie coś jakby maraton dostawców pizzy. Oka-
azjatycka rzeczywistość – Tajwan /
16:05, park
poranny start od siódmej, ósmej i koniec około dziesiątej. Wieczorem. W międzyczasie oczywiście jakaś przerwa na śniadanie czy kawę, ale generalnie przed pójściem spać wchodzi raczej podręcznik niż piwo. Szalone czasy liceum, aj?
Słońce, leniwe popołudnie, turyści drepczą sobie wokół. W pierwszej chwili nawet nie zwróciłem uwagi na grupkę tubylców, którzy z zawstydzonymi minami próbują skleić rozmowę. Trzech chłopaków, trzy dziewczyny – na oko liceum, ale z nimi w sumie nigdy nie wiadomo. Niby nic szczególnego, ale przegapiłem cały rytuał, który tu się odbył. Ta przypadkowa z pozoru grupa została specjalnie dobrana, a po wstępnych rozmówkach nadszedł czas na wybór kluczyków przez dziewczyny (tak, do skuterów – nie masz skutera, nie masz dziewczyny). Tak dobrana para wyrusza potem w podróż do jednej z licznych restauracji, by na koszt chłopaka zjeść obiad i zapoznać się nieco lepiej. Ponoć zazwyczaj nic z tego nie wynika, ale nie oznacza to, że zabawa ta nie cieszy się popularnością.
15:43, galeria handlowa No to shopping. Wchodzę i chodzę. Chodzę, chodzę i wszędzie wokół damskie kosmetyki, czyli nudy. Piętro wyżej – buty, znowu damskie, hmm... Następne bielizna, trochę ciekawiej, ale nie tego szukałem. <10 poziomów wyżej> No i trafiłem do męskich działów. Fajnie mają, tylko współczuję mężom i chłopakom przemierzającym te niezliczone mile pomiędzy półkami. Ale kapitalizm jest, pełną gębą. Niezłe są księgarnie, takie od razu na sześć pięter. Pełnią one przy okazji funkcję otwartych 24/7 czytelni ze wszystkim, czego dusza zapragnie. Ciekawe, kiedy doczekamy się chociaż biblioteki działąjące na tych zasadach.
21:13, plac W końcu da się oddychać. W poszukiwaniu dogodnego miejsca na rozpracowanie tego i owego trafiamy do parku. W parku duży plac. Dookoła siedzą ludzie, rozmawiają. A w środku jakieś dziwne harce, plus-minus 200 osób żwawo sobie podskakuje. Po chwili z ogólnego chaosu wyłania się podział na kilkudziesięcioosobowe grupy, każda ze swoim prowodyrem-
20:37, herbaciarnia
vid Guetta, czy inne „Call me maybe”. W międzyczasie jakieś b-boyowe bitwy, nawet chłopaki z Białorusi przyjechały tu w pogoni za lepszym życiem, no i tańczą sobie, tydzień w tydzień, raczej nie chce im się wracać. Na pytanie, czy tubylcy nie gustują w tego typu aktywnościach, w odpowiedzi słyszę coś, co jako hasło w Polsce pewnie nie wygrałoby wyborów nawet do samorządu – często imprezujący ludzie mają ze sobą jakiś problem, z którym nie mogą sobie poradzić. A potem pewnie nie dostają notatek i problem robi się jeszcze większy.
08:49, łóżko instruktorem. Tańczą wszyscy i chociaż średnia wieku to bardziej -dziesiąt niż -naście, to po krótkiej chwili zmęczyłem się samym patrzeniem. Pęka to i tamto, a oni wciąż tańczą, tylko my, Polacy, z pogardą dla zdrowego trybu życia wytrwale niszczymy się w imię dobrej zabawy.
00:32, klub Ponoć jeden z popularniejszych w mieście, ha! Nagle wyrównana i wymagająca do tej pory gra, czyli zbieranie punktów za zauważenie białego człowieka, staje się bez sensu. Dużo ich tutaj, może nie większość, ale wciąż w liczbie niespotykanej chyba nigdzie indziej. Zresztą w ogóle całkiem tu „zachodnio” – kieliszek za 100 dol. (tajwańskich, oczywiście), a w głośnikach Da-
Budzik – wyłączony, śpię dalej. Łomot w drzwi – no tak, przyszli po mnie, zaraz zajęcia – rzecz święta. Na autopilocie prysznic, klima - niby jest nawet zimno, ale do umiarkowanego przejściowego jeszcze daleko. Puff, gorąco, przemykam jak najszybciej, by wrócić do lodówki, będącej tym razem klasą. I nie dziwię się opowieściom o dziewczynach, które słysząc, że czyjaś tam współlokatorka nie śpi akurat u siebie, biegną by zająć jej łóżko, bo w jej pokoju jest lepsza klimatyzacja. Nie dziwię się również ludziom wpadającym na drzemkę do biblioteki, czy tłumom pilnie uczących się w Burger Kingach i Starbucksach. Z tą nauką to w ogóle ciekawa sprawa. Ciężko wam było w liceum, jak mieliście osiem lekcji, co? To teraz sobie pomyślcie, że tutaj normą jest
Tłoczno, tłumy młodych ludzi (studenci, bo licealiści są jeszcze w szkołach). Znalezienie wolnego stolika w kolejnej kawiarni poziomem trudności dorównuje szukaniu miejsca przy barze w „Przekąskach” czy innej „Pijalni”. Hitem są herbaty mleczne i różne dziwne wynalazki. Taka z kuleczkami tapioki to pierwsze czego musimy spróbować, koniecznie. Nawet smaczna, a kuleczkami można strzelać – fajowo.
21:37, kolacja Życie stawia przed człowiekiem wiele dylematów. Jednym z największych jest z pewnością pytanie „co by tu zjeść?”. Bogactwo wyboru to wciąż bardziej problem niż pomoc, bo choć Warszawa z każdą chwilą oferuje więcej, to tajwańska gęstość lokali gastronomicznych na metrze kwadratowym długo będzie poza zasięgiem. Siedzimy w knajpie, z sinologicznym zacięciem studiując menu i odcyfrowując 1
grudzień 2012
/ azjatycja rzeczywistość – Tajwan
powoli kolejne pozycje. Nie jest łatwo. Straszliwy ruch, kucharze nad dymiącymi patelniami przywodzą na myśl herosów, którzy z nadludzkim trudem uwijają się bez przerwy w zwiększonej szybkości. Tymczasem jakiś starszy pan ze stolika obok, zaaferowany naszym translatorycznym trudem, oferuje łamanym angielskim swoją pomoc. Postanawiamy mu zaufać i źle na tym nie wychodzimy. Z krótkiej rozmowy jasno wypływa radość z faktu, że może pomóc ludziom z drugiego końca świata, którzy goszczą w jego ojczyźnie.
01:07, wszędzie Załóżmy, że nagle zachciałoby się nam zrobić pranie. Wysłać list, zapłacić rachunki, coś skserować. No, albo zjeść coś ciepłego, kupić zimne piwko, bilet do kina, na pociąg czy cokolwiek innego byśmy potrzebowali. Żaden problem, bo sprawa jest do załatwienia na każdym rogu, w sklepach 24/7. Takie spożywcze XXI wieku, nawet usiąść sobie można. I zawsze pełna kultura, pomimo dostępności alkoholu w godzinach nocnych – zaleta życia w rozwiniętym społeczeństwie.
56-57
23:48, night market Nocne łasuchy mają na Tajwanie łatwiej, to już uzgodniliśmy. Ale gdybyśmy jednak pogardzili bogatą ofertą gastronomiczną i zawsze otwartymi sklepami, możemy się wybrać na tzw. „night market”. Jest to dość osobliwy jarmark, na którym można zaopatrzyć się np. w ośmiornicę na patyku (asortyment różnych innych dziwnych rzeczy jest kosmiczny), postrzelać do balonów z wodą, a także zakupić każdy możliwy gadżet do smartfona czy jakiś damski fatałaszek.
dyjkę z czasów, gdy Nokia 3310 była synonimem lansu. Potem zza rogu wyłania się świecąca żółta ciężarówka. Sunie powoli, podbiegają do niej ludzie. „Lodziarka”! – myślę sobie, od razu pozytywniej nastawiony do życia. Aj, guzik – śmieciarka… Ktoś sprytnie wymyślił, że przechowywanie śmieci w koszach w tym klimacie to nie jest taki sprytny sposób, i tak zaczęła jeździć śmieciarka. Dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Wszyscy, słysząc wesołą melodię, zbiegają i pakują do niej swoje śmieci.
18:26, ulica
17:07, na koniec
Tiruri, tirurym, tirurum. Zawsze najpierw słychać charakterystyczną polifoniczną melo-
Słońce skłania się ku zachodowi, wokół góry. Znajdujemy się na wielkiej zielonej polanie. Na niej spore koło z ludzi, kilkaset nas w sumie jest, a pomiędzy nami tak z 10 balonów lata sobie w górę i w dół, zabierając jednorazowo parę szczęśliwców, która załapała się na bilety. Balony balonami, ale co się dzieje dookoła! Fotograficzne szaleństwo, foty z ręki, polaroidami, iPadami i telefonami. Z psem, bez psa, z każdą możliwą miną. Louis Jacques Daguerre wynajdując aparat nie miał prawa się spodziewać, że zostanie on kiedyś najpopularniejszym gadżetem całej Azji. A został. 0
varia / Nie mogę Ci pomóc. Jestem koniem.
Na koniec Polecamy: 58 CZARNO NA BIAŁYM Hand Made in Poland
Moda na rzemiosło i wyroby ręczne powoli wraca
62 TRZY PO TRZY Świąteczna gorączka przed telewizorem Co po wigilijnej kolacji? TVP, Polsat czy TVN?
64 FELIETON Ja, czyli kto? Plątanina współczesnego świata
Siła Argumentu - M ag da l e n a S k r o dz k a Wyróżnienie w konkursie MAGLA „Zdjęcia same się nie zrobią”
Radość utracona K u b a Ko p ry k
iezauważenie popadamy w stany, które do tej pory były nam zupełnie obce. Szukamy pomocy całkowicie po omacku – oddajemy swe zwątpienia w ręce złych przyjaciół, skupiamy się bez reszty na pracy lub, co gorsza, popadamy w marazm i zobojętnienie. Nie wiedzieć czemu nas, młodych i gotowych stawić czoła wyzwaniom tego świata ludzi, dopada choroba wieku. My, dwudziestoparoletni starcy, każdego dnia próbujemy rozpocząć „nowe życie”. Niepotrzebnie. Choć przyjęło się, że wskazówek zegara cofać nie wolno, zatrzymaj go choć na chwilę. Kilka głębokich wdechów, hipnotyzująca cisza warszawskiej nocy gdzieś na przystanku autobusowym. Nie zawsze życie prowadziło nas tą drogą, którą byśmy chcieli. Dawno, dawno temu, pewien dość znany nam filozof imieniem Sokrates spacerował po ulicach Aten i zadawał ludziom pytania. Absolutnie nie miał na celu udowodnienia im swojej intelektualnej wyższości (słynne Scio me nihil scire – Wiem, że nic nie wiem). Była to próba sił, podważenia wiary w czyjeś poglądy, aby stały się głębsze i lepiej sformułowane. Wielu w naszych czasach jest Sokratesów, lecz tak mało celnych pytań. Dzisiaj, kiedy na każdym kroku równoważy się pojęcia radości i zaspokojenia, dużo łatwiej o demagogów stawiających wiele pytań, z których tak mało wynika. Właśnie, radość. Co właściwie sprawia, że niegdyś potrafiliśmy się prawdziwie cieszyć, a dziś szczęście to
N
Nie wiedzieć czemu nas, młodych i gotowych stawić czoła wyzwaniom tego świata ludzi, dopada choroba wieku.
maska, spod której nie widać łez? Przecież nie może być tak do końca beznadziejnie. Gdzieś z tyłu głowy nadal tkwią momenty, na myśl których mówimy radośnie „O! Tak bardzo chciałbym to jeszcze raz przeżyć!” Pamiętasz, co wtedy robiłeś? Być może grałeś na gitarze gdzieś z kumplami w garażu, obchodziło Cię tylko tu i teraz? Może w pociągu relacji Warszawa – Kraków ruszałyście w pełną wrażeń podróż, poznając nowe miejsca i spędzając czas w klimatycznych, krakowskich kawiarniach? Od chwili, gdy nauczyłem się wspominać, nie nudziłem się już wcale. – tak mówił Albert Camus. Mawiali też dużo Rodzice, może prostszymi słowami, ale niezwykle trafnie. Jedno zapamiętałem w sposób szczególny – Możesz spędzać godziny przed komputerem, takie czasy, ale nie to będziesz wspominał po latach, tylko chwile spędzone z innymi ludźmi. Życie to szalenie trudna sztuka poszukiwania równowagi między tym, co konieczne, a tym, co naprawdę ważne. Za kilkadziesiąt lat usiądziesz w bujanym fotelu, jakkolwiek abstrakcyjnie to teraz brzmi i zaczniesz analizować. Pewien amerykański serial dowodził nawet, że moment umierania spędzony na myśleniu o rzeczach przyjemnych staje się bardziej znośny. Radość to potężna broń, odłożona gdzieś w kąt naszego arsenału. Tak dużo dzisiaj na świecie smutnych ludzi. Stać nas na znacznie więcej. 0
grudzień 2012
/ rzemieślnicy
Hand
Made in Poland T E K S T:
A DA KU C Z Y Ń S K A , M ac i e j S i mm
FOTOGRAFIE:
M AC IEJ S I M M
Jesień, sobota rano. Miasto powoli budzi się do życia. Przechodnie spoglądają zaspanym wzrokiem na witryny zamkniętych jeszcze sklepów. Niektórzy rozglądają się za nową parą rękawiczek na zimę. Kopernika 25 Pracownia kapelusznicza. Niepozorny zakład na skrzyżowaniu ulic Kopernika i Tamki. Wewnątrz cisza i spokój. Na wszystkich ścianach półki, na których rozłożone są czapki i kapelusze. Za ladą leży wystawa damskich. Na górze te z większym rondem, na dole te z mniejszym. Z tyłu męskie czapki i kaszkiety. Alpejki, angielki, belgijki, barety typu bask, cyklistówki, dżokejki i hamburki. Ciszę przerywa szelest kroków. Zza kotary wyłania się mężczyzna w średnim wieku. Zakłada okulary i po chwili milczenia mówi – Proszę Państwa… O czym tu rozmawiać? To nie ma przyszłości. To się kończy. Wykształcenie zawodowe jest dziś w cenie. Dane urzędów pracy pokazują, że rynek przesycony jest absolwentami studiów wyższych. Również pracodawcy narzekają na ich złe przygotowanie do pracy. Z drugiej strony, zainteresowanie młodych ludzi kształceniem zawodowym w ostatnich latach systematycznie rośnie i staje się alternatywą, dla ubiegania się o dyplom
58-59
magistra. Według danych Związku Rzemieślników Polskich, w 2008 roku liczba osób uczących się zawodu sięgnęła 92,7 tys., czyli niemal 9 proc. więcej niż dwa lata wcześniej. Moda na rzemiosło i wyroby ręczne powoli wraca. – Anglicy czy Francuzi się z nas śmieją – mówi Andrzej Zaremba, właściciel zakładu przy ul. Kopernika 25. – Polacy swojego nie szanują. Swoje produkty mają za nic. Taka prawda. Prawdziwe rzemiosło jest w cenie, tylko my tego nie umiemy uszanować. Po jego kapelusze przychodzą czasem obcokrajowcy i pytają – Handmade? – Very Good. No China!
Chmielna 10 Pracownia rękawiczek „T.Kowalski”. Na pierwszy rzut oka – zwykły sklep. Parasole, rękawiczki, portfele. Na frontowej ścianie wisi szyld z nazwą firmy – Rok założenia 1900. Rzemiosło jest zjawiskiem pokoleniowym. Przynajmniej tak było
rzemieślnicy / Andrzej Zaremba - Pracownia Kapeluszy. ul. Kopernika 25. Zajmuje się wyrobem i sprzedażą kapeluszy i czapek.
z lewej
Tadeusz Kowalski - Pracownia rękawicznicza. ul. Chmielna 10. Firma szyje skórzane rękawiczki oraz sprzedaje i naprawia parasole.
z p r aw e j
kiedyś. Zakład założył Apolinary Kowalski - dziadek obecnego właściciela. Manufaktura mieściła się przy ulicy Solec 101, natomiast sklep na Krakowskim Przedmieściu – zaraz obok Bliklego. Łącznie pracowało tam 20-30 osób. Brat dziadka miał garbarnię. Razem byli lokalnymi potentatami – śmieje się pan Tadeusz. Pokoleniowość zniknęła w czasach PRL-u. Władze mocno walczyły z rzemiosłem, choć w Polsce i tak udało się zachować odrobinę prywatnej inicjatywy. W czasach kiedy wszystkiego brakowało, drobni rzemieślnicy utrzymywali jakiekolwiek standardy na rynku. Np. w Czechach tak nie było. Tam władzy udało się wyeliminować prywatną działalność. Ale i u nas nie było lekko. Jak chcieli nam dokuczyć,
to podnosili czynsze. Więc mówiliśmy dzieciom – idźcie na studia, po co macie się męczyć. W latach 60. nikt nie sądził, że komuna się kiedyś skończy. Dzisiaj czasy są inne, inne też są problemy. Rękawicznik to jeden z zawodów rzemieślniczych, który jest mocno sezonowy. – Dawniej kultura była inna, nie do pomyślenia było, żeby kobieta wyszła na ulicę bez odpowiedniego kapelusza i rękawiczek, podobnie mężczyźni. Oczywiście dzisiaj też ludzie potrzebują takich rzeczy, ale jak pani pójdzie tam kawałek dalej to można kupić rękawiczki po 30 zł. Większość 1
Ryszard Baryliński – Pracownia Szczotek i Pędzli. ul. Poznańska 26. Jest jednym z ostatnich warszawskich szczotkarzy. Można u niego dostać miotły, szczotki do włosów, odzieży, pędzle, a nawet szczoteczki do zębów. grudzień 2012
/ rzemieślnicy
ludzi puka się po głowie, słysząc, że nasze kosztują ponad 150 zł. Ale to jest produkt trwały. Taka rękawiczka się nie niszczy.
Poznańska 26 Niewielki zakładzik wciśnięty między fryzjera i zakład jubilerski. Czerwone, przeszklone drzwi i witryna w której zwisają miotły i charakterystyczny, żółty szyld. Zza lady wygląda sympatyczny człowiek. – Czy to naprawdę służy do mycia zębów? - A czym Pan myje? Wykałaczką? Pracownia szczotkarska prowadzona przez Ryszarda Barylińskiego jest jedną z ostatnich w Warszawie. Na ścianie wisi fotografia starszego człowieka. – To mój ojciec. Ojciec przejął zakład po dziadku. Dziadek walczył w wojnie z bolszewikami i w wyniku wypadku stracił wzrok. Musiał znaleźć zawód i zaczął robić szczotki. Tak to się zaczęło. W dużym uproszczeniu, szczotka to trzonek i włosie. Zużyte włosie można łatwo wymienić. Stare szczotki posiadały często zdobione trzonki – na przykład z kości słoniowej. Do szczotek do włosów używa się włosia dzika. Do butów – końskiego. Podobnie w szczotkach do podłogi. Szczoteczki do zębów robione są ze świńskiej szczeciny. Do pędzli malarskich używa się włosia wiewiórki. Pędzel do golenia to borsuk. – Czasami człowiek powinien umieć wybrać. Mając kilka hektarów ziemi może zbudować albo wielką fabrykę tworzyw sztucznych, albo posadzić las i czerpać z niego różne surowce. Przy czym nie należy ulegać złudzeniu – czasami to co sztuczne też jest dobre.
Chmielna 10 bis Pracownia szewska. Zakład jest nieduży i dość chłodny. Niewielki stolik, lustro, a w rogu miejsce do siedzenia i skromna półka. Na nich
kilka par butów. Męskie – skórzane i zamszowe, nieco dalej piękne, czarne oficerki do jazdy konnej. Tadeusz Januszkiewicz zawodu uczył się podczas okupacji. – Cała moja rodzina studiowała, a potem pracowała, w handlu zagranicznym. Ja wybrałem rzemiosło. Na początku trochę z przymusu. Zwyczajnie przyszedł taki czas, że trzeba było zacząć coś robić. Z czasem urodziła się jednak pasja. Po 1968 roku, kiedy sytuacja polityczna w Polsce się trochę rozluźniła, założył własny zakład, który dziś mieści się przy ulicy Chmielnej. Podstawą jest kopyto. Bez kopyta nie ma mowy o dobrych butach. To taki element, który jest odlewem stopy – dopasowany indywidualnie do każdego człowieka. Na bazie kopyta formuje się bryłę buta. – Dawniej robiłem różne buty, ostatnio musiałem zrezygnować z damskiego obuwia. Roboty jest sporo, nie sposób tego przerobić. Po prostu brakuje dobrych rzemieślników. Wykonanie pary butów, trwa około czterech dni. – Czy jest jakaś para butów którą szczególnie pamiętam? Kiedyś przyszła do mnie kobieta z synem, który miał coś z nogami – nie mógł samodzielnie chodzić. Zrobiłem mu buty, przyjechali oboje na przymiarkę, założyliśmy mu te buty a ona do niego mówi – wstań i przejdź się. I on wstał i zaczął chodzić. To było niesamowite. Takie chwile dają dużą satysfakcję. *** – Niekiedy idę ulicą i się zastanawiam, co się dzisiaj stało z modą? To nie chodzi o to, że nie pasuje. To jest po prostu nieeleganckie. Jak można się tak ubrać? Świat się zmienia. Cóż na to poradzić. Trzeba robić swoje. 0
Tadeusz Januszkiewicz – Pracownia szewska. Ul. Chmielna 10. Wykonuje ręcznie robione buty na miarę. Specjalizuje się w męskim obuwiu. Na ścianie jego zakładu wiszą skóry używane podczas wyrobu – m.in. skóra węża boa.
60-61
usenet /
PO GODZINACH I tak poprawią mi na składzie.
Usenet - druga młodość Jego użytkowników na świecie można liczyć w milionach. W Polsce złą sławę zawdzięcza serwisowi Pobieraczek.pl. Czym jest Usenet i dlatego warto go poznać? T E K S T:
A r l e ta P i ł at
senet (pełna nazwa Users Network) to ogólnoświatowy system grup dyskusyjnych. Jego początki sięgają roku 1979, kiedy to dwaj absolwenci Uniwersytetu Duke’a wpadli na pomysł, jak umożliwić wymianę informacji między komputerami należącymi do różnych uczelni. System stworzony z pomocą Steve’a Bellovina z Uniwersytetu Karoliny Północnej pozwalał na transfer plików przy użyciu modemu telefonicznego. A to wszystko w czasach, gdy Internet dopiero raczkował. Z biegiem lat liczba serwerów rosła lawinowo. W 1979 roku były 3, rok później 15, a w 1981 r. już 150. Usenet odegrał kluczową rolę w popularyzacji Internetu, znacznie ułatwiając komunikację w sieci. Jego wkład w rozwój społeczności internetowej jest widoczny do dziś w warstwie językowej. Slangowe zwroty typu „LOL” czy „troll” wywodzą się właśnie z Usenetu.
U
Koniec pewnego okresu Dziś Usenet jest wypierany przez liczne fora internetowe i portale społecznościowe. Dość znamienną datą był 20 maja 2010 roku, kiedy to wyłączono historyczny serwer znajdujący się na Uniwersytecie Duke’a. Powody były prozaiczne: mały ruch i rosnące koszty utrzymania. Wbrew pozorom Usenet jednak nie zamierza wcale odejść do lamusa. On tylko przeobraża się, dostosowując do bieżących potrzeb internautów. Zamiast tracić niepotrzebnie siły na walkę z Facebookiem czy Twitterem, stał się potężną platformą wymiany plików. Pojawiły się i nadal powstają nowe grupy binarne zawierające ogromne ilości plików. Usenet stał się poważną alternatywą dla serwisów BitTorrent i tych oferujących hosting plików. Rosnące zainteresowanie tą formą wymiany plików było szczególnie zauważalne w styczniu tego roku po zamknięciu serwisu MegaUpload. Wkrótce po tym zdarzeniu, również dwa kolejne hostingi (Filesonic i Fileserve) wyłączyły możliwość udostępniania plików innym użytkownikom. Efektem był drastyczny spadek ruchu w obu serwisach. Internet jednak nie znosi próżni. Użytkownicy zaczęli szukać innych sposobów dzielenia się plikami w sieci. W kontekście ACTA i obaw o brak prywatności w sieci, dla wielu oferta Useneta okazała się rozwiązaniem idealnym.
Wyraźne zalety Usenet bowiem, oprócz ściągania plików z prędkością łącza, oferuje również szyfrowanie SSL. Jest ono znane osobom dokonującym zakupów online czy korzystającym z bankowości internetowej. W Usenecie zaś SSL chroni połączenie między komputerem użytkownika a serwerem grup dyskusyjnych przed wścibskim okiem osób trzecich. W praktyce nawet dostawca Internetu nie jest w stanie określić, jakiego typu treści umieszcza i pobiera jego klient. Opcja warta polecenia szczególnie osobom, które cenią sobie prywatność w sieci.
Początek przygody z Usenetem Aby uzyskać dostęp do Usenetu należy posiadać login i hasło do serwera oraz tzw. „czytnik grup dyskusyjnych”. Czytnik to program do obsługi danych tekstowych i binarnych, za pomocą którego użytkownik łączy się z serwerem grup dyskusyjnych. Serwery są dostępne zarówno w opcji bezpłatnej, jak i płatnej. Ta pierwsza pociąga za sobą ograniczenia, m.in. limit prędkości transferu. Niemniej dla wielu użytkowników będzie i tak bardziej funkcjonalna od darmowego hostingu plików. Należy podkreślić, iż duża liczba płatnych serwerów oferuje darmowe okresy próbne, w czasie których można przetestować usługę. A to wszystko przy nieograniczonej prędkości ściągania oraz dużym limicie danych. To, którą konkretnie opcję wybrać, zależy oczywiście od indywidualnych potrzeb użytkownika. Zachęcam do próbowania swoich sił w świecie Usenetu. Zwłaszcza, że do pierwszych testów wystarczy jedynie podanie własnego maila. 0
Kilka ciekawostek - Usenetem nikt nie zarządza, jest to sieć zdecentralizowanych serwerów - grupy dyskusyjne są zorganizowane w sposób hierarchiczny - użytkownicy nie muszą zapisywać się do grup dyskusyjnych by ściągać z nich treści - wiadomości i pliki zamieszczone przez innych użytkowników są przechowywane na serwerach grup dyskusyjnych - użytkownik sam wybiera, które treści ściąga na swój dysk (brak jest automatycznego rozsyłania wiadomości)
Skrót multimedialny Nexus Kilka tygodni temu Google zaprezentował światu dwa nowe Nexusy. Pierwszy z nich to stworzony we współpracy z Samsungiem tablet o przekątnej ekranu 10 cali, rozdzielczości 2560x1600 pikseli oraz 16 lub 32 GB wbudowanej pamięci flash. Drugie urządzenie, smartfon Nexus 4, to owoc współpracy Google i LG. Telefon wyposażony jest w wyświetlacz o przekątnej 4,7 cala i 8 lub 16 GB pamięci flash. Oba Nexusy działają na najnowszej wersji Androida. Niestety, w żadnym z nich nie ma możliwości rozszerzenia dostępnej pamięci.
Ciemna strona mocy Wraz z przejęciem przez Disney’a imperium George’a Lucasa, nad fanami gier LucasArts zaczęły zbierać się czarne chmury. Disney już zapowiedział, że skupi się przede wszystkim na grach społecznościowych i mobilnych. Na szczęście firma postanowiła dokończyć projekty rozpoczęte wcześniej przez LucasArts (w tym Star Wars 1313). Pocieszeniem dla fanów starszych gier LucasArts może być również fakt, że Disney zapewne zgodzi się na udzielenie licencji zewnętrznym studiom na wykorzystanie przejętych przez niego marek.
Darmowy Battlefield Z okazji dziesięciolecia serii Battlefield, firma DICE bezpłatnie udostępnia swoje pierwsze dzieło – Battlefielda 1942. Hit sprzed lat, w lekko odświeżonym wydaniu, można pobrać z sekcji „dem” w systemie cyfrowej dystrybucji Origin. Małym rozczarowaniem okazuje się jednak fakt, że darmowa wersja gry nie jest kompatybilna z jej sklepowymi odpowiednikami.
Steam i Linuks System cyfrowej dystrybucji Steam rozpoczął testy działania na Linuksie. Linuksie. Już Już teraz, teraz wybrana spośród 60 tys. chętnych, chętnych grupa szczęśliwców może sprawdzić, czy to naprawdę działa. Zapewne w niedalekiej przyszłości usługa zostanie udostępniona wszystkim zainteresowanym. Warto jednak zaznaczyć, że Steam nie będzie działał na systemach starszych niż Ubuntu 12.04.
grudzień 2012
/ filmy świąteczne Pozdrawiam Cię!
Świąteczna gorączka przed telewizorem Grudzień to strasznie słaby miesiąc. Człowiek chciałby dużo, a nie może nic. Check-in na pakerni nie wchodzi w grę. Odpadają szaleńcze próby znalezienia potencjalnej żony/męża. O wyjściu po bułki lepiej nawet nie myśleć! Czemu tak jest? Bo żyć się odechciewa, że ciemno robi się w południe, a psiarnia wydaje się oazą gorąca . Dlatego też MAGIEL zapodaje idealną rozrywkę na grudzień (bo nie wymaga ubierania się na cebulkę i wychodzenia z domu) – filmy świąteczne! Przedstawiamy trzy doskonale znane filmy, ale tak lubiane, że w tym roku obowiązkowo też trzeba je obejrzeć. I nawet nie spoilujemy!
Home Alone
Listy do M.
OCENA: 88888
OCENA: 88777
OCENA: 88897
Zdecydowanie najlepszy film z recenzowanych! Kilka po-
Fabuły nie trzeba opisywać, bo każdy oglądał ten film
Mam trochę mieszane uczucia co do tego filmu... Z jednej
przeplatanych ze sobą świątecznych historii sprawia, że na-
n razy. Niestety, jeśli chodzi o mnie, Kevin wieje trochę starą
strony Listy są taką polską wersja Love Actually, co sprawia,
wet oglądając obraz w środku lata poczujesz magię Bożego
skarpetą – w końcu ile można oglądać to samo? Co więcej,
że cały film jest strasznie przewidywalny. Z drugiej jednak
Narodzenia. Do tego dochodzą dobrze znani aktorzy (Colin
każda prawdziwa kobieta szuka w filmie chwil wzruszeń
jest to pierwszy rodzimy film świąteczny! No i Warszawa
Firth <3) w zupełnie nowych odsłonach. Wokół radość, kolę-
i wzniesień, a ten nie dostarcza żadnych romantycznych
jako tło wydarzeń, do której mam lekki sentyment.. Jedyne
dy i mnóstwo choinek, (nie)udana miłość, przyjaźń i zdrada
momentó. Tylko się biją, kłócą, podpalają, strzelają i takie
co irytuje to nachalny product placement i bezzębny Karo-
– czyli wszystko co zawiera film stający się kasowym prze-
tam nudy.. Nie ma też przystojnych aktorów, w których
lak! Ale trzeba przyznać, że jak na polskie realia to film się
bojem. Poza tym, kto nie lubi usiąść ze swoją drugą połówką
można by wlepiać oczy, gdy film nie porywa, dlatego jest to
wybronił, może oglądając go nie zapomniałam o „bożym
lub paczką chipsów na kanapie i posłuchać wspaniałego
raczej produkcja dla chłopców (szczególnie, forever alone-
świecie”, ale była miłość, święta i przystojny Borys Szyc,
brytyjskiego akcentu? Mój faworyt!
’owców), a nie dla dziewczynek i par.
a o to chodzi!
OCENA: 88888
OCENA: 88777
OCENA: 88887
OCENA: 88877
OCENA: 8888888888
OCENA: 88777
Cukierkowa historia, dobre zakończenie, ładne aktorki
Klasyka klasyki. Obowiązkowa pozycja powigilijna
W zasadzie to opis powinien być taki sam jak w przypad-
i przystojni aktorzy. Do tego garść świątecznego kli-
każdego szanującego się Polaka. Kevina zna absolut-
ku Love Actually. Koncepcja jest *identyczna*, wykonanie
matu i wpadające w ucho piosenki. Ma-sa-kra. Żaden
nie każdy, zaczynając od małego brzdąca, kończąc na
*prawie* równie dobre. Nawet plakaty wyglądają jak dwie
mężczyzna nie może się otwarcie przyznać, że lubi ten
poczciwej babci. Film POLSATu zawsze zbiera przed te-
krople wody z wanny po karpiu. Ciekawostka – zdjęcia do
film. Koniec, kropka. Ale i tak prędzej czy później będzie
lewizorem sporą publiczność i sprawia, że na twarzach
filmu zostały zrobione w 40 dni. To jak objechać pół świata
musiał go oglądnąć ze swoją ukochaną (może uda się
wszystkich dzieci i dorosłych pojawia się uśmiech!
dookoła.
Grincz
Artystyczna Stefanna
Romantyczna Paula
Love Actually
zasnąć tak, że nie zauważy?).
62-63 magiel
Rafał Mrówka / Mirosław Jarosiński/
Kto jest Kim? Rafał Mrówka Adiunkt Katedra Teorii Zarządzania
W i e k: 38 lat M i e j s c e U r o dz e n i a : Bytów (woj. pomorskie) T y t u ł N au kow y: doktor u ko ń c zo n a u c z e l n i a : Uniwersytet Warszawski, Wydział Zarządzania i Politechnika Warszawska, Wydział Elektroniki i Technik Informacyjnych
P r owa dzo n y P r z e d m i o t:
Warsztaty menedżersko-przywódcze, Public re-
lations, Przywództwo w organizacjach – analiza najlepszych praktyk (e-learning)
H o b by: rodzina, książki, rower N a j w i ę k s z a z a l e ta : solidność – jeśli obiecam, na pewno dotrzymam obietnicy
N a j w i ę k s z a wa da : zbytnia porywczość – trudno mnie zdenerwować, ale je-
Mirosław Jarosiński
Adiunkt Katedra Zarządzania w Gospodarce
W i e k: 46 lat M i e j s c e U r o dz e n i a : Warszawa T y t u ł N au kow y: doktor U ko ń c zo n a U c z e l n i a : Szkoła Główna Handlowa w Warszawie P r owa dzo n y P r z e d m i o t: jest ich kilka: Competitive Strategies, International Management, Strategic Analysis of European Markets, Strategic Management
H o b by: uprawianie działki N a j w i ę k s z a z a l e ta : wytrwałość w dążeniu do celu N a j w i ę k s z a wa da : drobiazgowość O s o b a p o dz i w i a n a : mam 3 takie osoby – moja żona i dwie córki. U l u b i o n y F i l m : jest ich naprawdę wiele, jestem bowiem filmomaniakiem. Filmem,
śli się to komuś uda, mam z tym problem
który sobie puszczam, gdy potrzebuję się zupełnie wyluzować jest Stawka większa
O s o b a p o dz i w i a n a : Jeff Bezos (CEO Amazon.com) U lu b i o n y F i l m : wszystko, co zrobił Kieślowski U lu b i o n a K s i ą ż k a : wiele U lu b i o n a g a z e ta : „Gazeta Wyborcza” U lu b i o n y a r t y s ta : Nina Simone, Ella Fitzgerald, Frank Sinatra, Louis Arm-
niż życie.
strong i wielu innych (nie tylko muzycy)
Ulubiona Książka:
to znowu jest trudne pytanie, ponieważ lubię wiele ksią-
żek. Ostatnio czytam z córkami serię książek Agaty Christie.
U lu b i o n a G a z e ta : raczej nie czytam gazet, wiadomości czerpię z Internetu U lu b i o n y a r t y s ta : Katie Melua U lu b i o n a p o s tać z f i l m u /k s i ą ż k i : będąc konsekwentnym: Hans Kloss N a j w i ę k s z y s u kc e s : prywatnie: 20 lat szczęśliwego małżeństwa,
U lu b i o n a p o s tać z f i l m u /k s i ą ż k i : nie ma jednej takiej postaci N a j w i ę k s z y s u kc e s : to, że udaje mi się godzić ciekawą i dobrą pracę z rodzi-
zawodowo: uruchomienie pierwszych w historii SGH regularnych studiów w języku an-
ną oraz wypoczynkiem
gielskim na makrokierunku International Business
N i e s p e ł n i o n e m a r z e n i e : wiele podróży Ż yc i ow e m o tto : nigdy się nie zastanawiałem – ale myślę, że dotyczy optymi-
N i e s p e ł n i o n e m a r z e n i e : samotny rejs dookoła świata Ż yc i ow e m o tto : Nigdy się nie poddawać
stycznego patrzenia w przyszłość, a nie ciągłego analizowania przeszłości, w tym ewentualnych problemów
Dlaczego wybrał Pan karierę nauczyciela akademickiego? Zawsze lubiłem uczyć. Od pierwszego roku studiów zarabiałem na życie ucząc an-
Dlaczego wybrał Pan karierę nauczyciela akademickiego? Lubię niezależność i uwielbiam uczyć.
Co Pana razi u studentów?
Zdarzająca się niesolidność, przyłapywanie na kłamstwach.
Co należy zmienić w SGH?
gielskiego i kiedy byłem na IV roku studiów jeden z wykładowców zapytał mnie czy myślałem kiedyś o pozostaniu na uczelni po studiach. To mnie skierowało na nowy tor myślenia o tym, co mógłbym robić po studiach. Już dawno miałem sprecyzowane tylko, że będzie to praca w PLL LOT, gdzie pracowałem już przed studiami. Pod koniec studiów o możliwość pracy w SGH zapytałem moją promotor dr Elżbietę Marciszewską (obecnie prof. SGH) i okazało się wtedy, że prof. Ma-
Taki problem nie może zostać poważnie omówiony w jednym krótkim zdaniu
ria Romanowska szuka kogoś nowego do swojej Katedry (Katedry Zarządzania
– wiele.
w Gospodarce), gdzie pracuję do tej pory.
Nie napiszę – ta osoba jeszcze studiuje.
Oczywiście dotyczy to tylko rzadkich przypadków, ale nienawidzę nieuczciwości.
Studiując myślcie o przyszłej pracy – o tym, co chcecie i możecie robić. To, czy
Na pewno potrzebna nam większa współpraca międzynarodowa na poziomie wy-
temat Was chwilowo interesuje, czy łatwo zdać egzamin – to są kwestie bez zna-
kładowców/pracowników naukowych w różnych projektach naukowych i dydak-
czenia. Ale myśląc o przyszłej pracy wybierajcie to, co może dać Wam przyjem-
tycznych.
Najciekawszy kwiatek z egzaminu? Jaką radę dałby Pan studentom?
ność. Praca powinna być także hobby.
Co Pana razi u studentów? Co należy zmienić w SGH?
Najciekawszy kwiatek z egzaminu? Stety albo niestety większość zaliczeń opieram na projektach, więc rzadko prowadzę typowe egzaminy.
Jaką radę dałby Pan studentom? Jeżeli naprawdę nie muszą, niech nie poświęcają się pracy zawodowej na studiach. Jeszcze się w życiu napracują. Wiem co mówię. Całe studia pracowałem i to niemal na dwa etaty, ale ja nie miałem innego wyjścia.
grudzień 2012
/ kilka słów o tożsamości Spontaniczne spacery nocą, niewymuszone uśmiechy i słowa - to magia bycia tak bardzo rozgoszczonym w teraźniejszości, że gdyby nie jakieś ego, mógłbyś rozkoszować się herbatką przez 3 godziny.
Ja, czyli kto? Robert Szklarz
S z e f Dz i a ł u P O L I T Y K A I G O S P O D A R K A
odźce, sygnały, miliony informacji, dziesiątki spraw do załatwienia, setki ludzi… Współczesny świat to plątanina, w której trudno się odnaleźć. Aby ułatwić sobie to zadanie, nauczyliśmy się upraszczać i kategoryzować. Nowe bodźce i informacje sprowadzamy do tego, co już znamy. W konsekwencji dzielimy otaczających nas ludzi na przyjaciół i wrogów, autorytety i idiotów, imprezowiczów i nudziarzy, hipsterów i dresiarzy… Potrafimy do jednego słowa sprowadzić całą złożoną osobowość człowieka. Teraz jednak spróbuj zapomnieć o tych wszystkich ludziach. Spójrz w lustro. Wyobraź sobie, że widzisz w nim zupełnie obcego człowieka. Kogo widzisz? Jaką łatkę przypniesz człowiekowi po drugiej stronie? Nie myśl za długo; niech to będzie pierwsza rzecz jaka ci przyjdzie do głowy. Może odpowiesz, że jesteś studentem. Oczywiście, że jesteś studentem (a przynajmniej tak zakładam, skoro czytasz studenckie jakby nie patrzeć czasopismo). No i co z tego? Czy to, że znajdujesz się na liście kilku tysięcy niebieskich ptaków, która zobowiązuje cię do stawienia się kilka razy w tygodniu w określonym czasie i miejscu, od razu determinuje twoją tożsamość? Teraz jesteś tym, co studiujesz. Po studiach będziesz swoim zawodem. A na emeryturze? Zgoda, nie możesz uciec od swojej łatki, ale czy naprawdę tylko studenta widzisz w lustrze? Są ludzie, którzy płacą setki dolarów by zobaczyć w filharmonii sławnego skrzypka i jego unikatowego stradivariusa. Ale co, jeśli ten sam skrzypek weźmie swój unikatowy instrument i zacznie grać na stacji metra? W 2009 roku przeprowadzono taki właśnie eksperyment, kiedy znany na całym świecie Joshua Bell zaczął grać przy wejściu do waszyngtońskiej kolejki podziemnej. Z 1097 osób, które go minęły podczas 43-minutowego koncertu, zatrzymała się zaledwie jedna. Co więc ludzie kupują? Kulturę, czy raczej świadomość, że są ludźmi kulturalnymi? Samym koncertem zapewne wszyscy będą zachwyceni. Dla kogo jednak będzie to dawka rzeczywistych doznań artystycznych, a kto raczej kupuje swoją tożsamość miłośnika kultury
B
Czy to, że znajdujesz się na liście kilku tysięcy niebieskich ptaków, która zobowiązuje cię do stawienia się kilka razy w tygodniu w określonym czasie i miejscu, od razu determinuje twoją tożsamość?
64-65
wysokiej? Ostatecznie piękna sala, wyrafinowane towarzystwo, któremu można się zaprezentować i przyjemne dla ucha dźwięki to dla wielu wystarczająca wymówka, aby pokazywać się regularnie w takich modnych miejscach. Czy taka sytuacja nie rodzi pewnego rodzaju konfliktu? Nagle okazuje się, że twoje postrzeganie samego siebie często wywiera większy wpływ na postępowanie niż to, kim naprawdę jesteś. Łatka, którą sobie przypinasz, działa jak samospełniająca się przepowiednia. Jeżeli nazwiesz siebie miłośnikiem sztuki, to nawet nie mając o niej najmniejszego pojęcia i przechodząc obojętnie obok światowej sławy muzyka w metrze, właśnie temu przekonaniu będziesz skłonny podporządkować wiele w swoim życiu. Czasem nawet niewielkie zmiany w postrzeganiu samego sobie mogą mieć fundamentalny wpływ na to, w jaki sposób żyjesz. Co więcej, tożsamość jest niezbędna do tego, by wyrobić w sobie przekonanie o słuszności swojego postępowania i poczucia sensu w tym, co się robi. Cykając zdjęcia na imprezie starą kompaktówką uważasz się za fotografa. Pisząc na blogu o tym, że dzisiaj spieprzył ci sprzed nosa autobus i czujesz się sad, uważasz się za blogera. I tak dalej, i tak dalej. Jesteś tym, co robisz. Zdarza się jednak i tak (na szczęście!), że twoje czyny wypływają z wewnętrznego przekonania. Jednak tylko klarowna wizja siebie umożliwia zachowanie konsekwencji i spójności w tym, co robisz. To kwestia samoświadomości. Na początek musisz wyjść w swoim myśleniu ponad swój zawód. Prawdziwa tożsamość nie wynika z jakiegoś odgórnego przymusu – ona jest w nas. W filmie Krzysztofa Kieślowskiego tytułowe Gadające głowy zapytane o to, kim są, zazwyczaj odpowiadały swoją profesją. Była jednak kobieta (dla pamiętających film: ta urodzona w 1952 roku), która odpowiedziała, że jest alpinistką. Trudno nazwać alpinizm zawodem, który uprawiała z przymusu, by zapewnić sobie utrzymanie. Jednak według niej właśnie to było odzwierciedleniem jej tożsamości. Wydobycie się z kajdan narzuconych kanonów i konwenansów to rzeczywiste wyzwanie. Życiowymi zwycięzcami są ludzie o spójnej osobowości – to samoświadomość napędza ich do działania. 0
– Mamo, kupisz mi loda? – To, że śpię z Twoim ojcem nie znaczy jeszcze, że od razu masz mi mówić „mamo”... – No to jak mam się do ciebie zwracać? – No normalnie, jak zawsze, Andrzej...
Sudoku
Trudne
Siedmioletni chłopczyk spaceruje sobie chodnikiem w drodze do szkoły. Podjeżdża samochód. Kierowca odsuwa szybkę i mówi: – Wsiadaj do środka to dam ci 10 złotych i lizaka! Chłopczyk nie reaguje i przyspiesza kroku. Samochód powoli toczy się za nim. Znowu się zatrzymuje przy krawężniku... – No wsiadaj! Dam ci 20 złotych, lizaka i chipsy! Chłopczyk ponownie kręci głową i przyspiesza kroku… Samochód nadal powoli jedzie za nim. Znowu się zatrzymuje. – No nie bądź taki. Wsiadaj! Moja ostatnia oferta – 50 złotych, chipsy, cola i pudełko chupa-chups! – Oj odczep się, tato! Kupiłeś Matiza to musisz z tym żyć!
Pewnego razu facetowi na tabliczce „Uwaga, zły pies” którą miał powieszoną na bramce – jakiś dowcipniś napisał „Ale nie ma zębów...” Normalny człowiek by to zmazał, ale ten dopisał coś jeszcze: Całość wyglądała tak: Uwaga, zły pies! Ale nie ma zębów... Ale zamymła na śmierć!
Valerie urodziła się później niż osoba z klaustrofobią Ava gra w bilard lub w kręgle Osoba grająca w kręgle nie ma agorafobii Osobą, która ma agorafobię jest Ava Spośród osoby z glassofobią i Lelanda, jedna uprawia curling, a druga urodziła się 1 marca Osoba z klaustrofobią urodziła się wcześniej niż osoba z glassofobią Madelaine nie uprawia curlingu Osoba urodzona 7 października nie gra w kręgle Osobą z arachnofobią nie jest Laland Osoba urodzona 11 listopada to nie Valerie ani osoba z arachnofobią Osoba urodzona 1 marca gra w hokeja
W pubie o bardzo ciemnym wnętrzu siedzi przy barze znudzony facet i popija drinka… Czuje, że obok też ktoś siedzi, wiec zagaduje: – Eee, opowiedzieć ci dowcip o blondynce? Na to kobiecy głos: – No, możesz. Ale musisz wiedzieć, że jestem blondynką 1,80 m wzrostu i 70 kg wagi i jestem naprawdę silna. A obok mnie siedzi też blondynka, 1,90 m wzrostu, 80 kg wagi i podnosi na co dzień ciężary. A jeszcze dalej przy barze siedzi kolejna blondynka, 2 metry wzrostu. To mistrzyni kickboxingu. Dalej chcesz opowiedzieć ten dowcip? Facet pociąga powoli ze szklanki, myśli i mówi: – Nie, już nie... Pie*dolę, nie będę go trzy razy tłumaczył…
1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11.
Znajdź liczbę posiadanych kart baseballowych, ulubiony zespół i numer telefonu każdej z osób, wpisując O i X w odpowiednie pola tabeli w oparciu o podane wskazówki
Łamigłówka
Humor w poziomie
Średnie Szatańskie
Do Góry Nogami
w podzięce za swą pra, że odchodzący Przewodniczący W tym numerze nie piszemy o tym cyjny SGH TV wygląda jaktformie, ani o tym, że film promo cę dostał szalet na jeżdżącej pla iast osobliwe zestawienie do pisania. Prezentujemy natom by został zrobiony na maszynie orządowej szafie Lesiaka. wierchuszki odnalezione w sam zdjęć nowego samorządowego
LN Y RE DA KT OR NI EO DP OW IE DZ IA
PR ZY GO TO WA Ł: ostatnich wyboajwięk szym przebojem iwie duet l już zap om niaorządowych był niewątpl sam rów impetem pow rócił niema onowska do Senatu. du ds. Studentów Sokół&Poło z hitem Poł ny Peł nomocn ik Za rzą ny zansl ator. Na fejs Choć śpiewając dziewczy Za gra nic znych a.k .a. Tra brak, to n Stupewniają, że amatorki bu kowej stronie Foreig orem zdr adz a nie da się ukr yć, że tym utw lidents at SGH nie tyl ko frazie now ych nadały nowe znaczenie prawd ziwe toż samości być goykhajryczny morderca. Aby nie człon ków Za rzą du SS (M odpoa, Luke łosłownym, Redaktor Nie lo Lubaś , Rosa Sok ołowsk bardziej ż dzięwiedzialny prezentuje naj Kry śkiew icz), ale rów nie y z rana intrygujący fragment: Gd iej prz ekuje... A z res ztą - najlep błysk, uld like budzi mnie gorący słońca czy tać samemu: We wo je, Sezał kow Koguta ryk ranną ciszę pru poto thanks Wojtk ow i Str nat nowych czł onków ind efa tiskiem u for a wh ole yea r ebuje. W niezrozumieniu czne talenty trz ygable work in behalf on the tego fragmentu przez prz SS nie tylko Sokół&Poło mają liry improvem ent of fat e of stu W żna szukać przyczyn poof ne szczur y esgiehowe mo ziem dents on our institution afsię jednak co zamart wiać engaging in the int ern al rażki w wyborach. Nie ma higher lea rning and also ć obno już dostały ofertę na Có ż, nie spo sób nie zgo dzi nad losem dziewczyn – pod fairs of Self-gover nm ent . do nowszą pły tę Comy. 0 wsk im, że um ięd zyn aro napisanie piosenek na naj się z rek torem Budn iko wię ksz ym sukces em. wienie SGH było jeg o naj
Z
N
Lubaś to!
Raz pewien Michał chciał być fajny chociaż widoki miał na Einsteiny A jeśli tego by było mało to mu się mamrotać zdarzało lecz został szefem SS ferajny.
Zagubiony w Jaskini Trend-set t er
Zam y śl o n y p o d drzewem
666