4 5
36
52
Wrzesień dopadł mnie z zaskoczenia. Wyssał energię letniego słońca, którą ponoć skumulowałam na cały okres jesiennozimowy. A potem wypluł w stronę pażdziernika. Mam ten 1 pażdziernika, od którego wszystko miało się ułożyć, spowszednieć i niezaskakiwać. A ja przede wszystkim miałam zacząć nadążać. Ze wszystkim. Nie nadążam. I robi się ciężko. Niosę na głowię pochyłą konstrukcję ułożoną z nieuregulowanych spraw i czuję, że za chwilę się pod nią zawalę. Pomysł mam jeden. Zupełnie niemądry, przyznaję od razu. Tchórzowski całkowicie i być może mnożący problemy, a wyrzuty sumienia na pewno. Odpocznę.
Na cały jeden dzień zrzucam z głowy pokaźną konstrukcję. Idę z chłopakami w świat. Padam na gromady liści, mrożę nos w chłodnym wietrze, grzeję w kubku goracego kakao. I dotykam sobie kasztanów. Bezczelnie, całymi garściami. Następnego dnia, wieża jest wyższa o kolejną cegiełkę. Ale głowa wzniesiona wysoko ku górze, dziwnie spokojnie znosi tą niedogodność.
P.S. Głos ten w sprawie konstrukcji jest niefortunnym wprowadzeniem w tematykę numeru. Przyjęłyśmy jako temat przewodni hasło 3M miasto, masa, maszyna. Na przekór o jesieni u nas mało (choć zupełnie nie miałyśmy serca o niej nie wspomnieć), za to sporo o budowaniu, niszczeniu, street artach, konstruowaniu, planach miast, a nawet o urban eksploration! Jeśli ustanie deszcz jesiennych liści, a bezcelowe włóczenie się po pażdziernikowolistopadowych ulicach da Wam w kość. Możecie spróbować bawić się w mieście z Pobitymi Garami.
5
Emil rozkręca a góra z rozkręconych elementów rośnie. Coś trzeba było z tym zrobić. Podczas zabawy Emil wymyślał nowe zastosowania dla rozkręconych części, układał i dopasowywał. Zebrałam wszystkie elementy, przygotowałam klej w "pistolecie" i zaczęliśmy tworzyć nowe rzeczy z tych przedmiotów. Duże części odkurzaczy i młynka plus małe elementy z wielu przedmiotów, zabawek stworzyły...ROBOTY. ROBOTY powstawały kolejno, przedstawiały się i wędrowały po ogrodzie, siadały na ławce, tańczyły pod murem robotowy taniec, rozmawiały z Emilem. Jeden robot skojarzył się Emilowi z babcią, czyżby "Robot kuchenny "? Teraz grzecznie śpią, ale już jutro od rana czekają je nowe przygody. Być może niedługo dołączą do nich nowi koledzy i koleżanki.
Wydawało mi się naturalne bawić się ze swoim dzieckiem w sposób, jaki bawię się, uczę z dziećmi na warsztatach. Prowadzę warsztaty i zajęcia plastyczne. Tworzę, wytwarzam, przetwarzam. Zajmuję się recycling artem, co często wykorzystuję w zajęciach. W twórczym spotkaniu z dziećmi i dorosłymi, najbardziej interesującą formą, jest dla mnie warsztat plastyczny. Nie zakładam, z góry, co ma powstać, ale określam cel. Najważniejsze jest to, co wydarzy się podczas pracy. Autorka bloga: www.emilowowarsztatowo.blogspot.com
7
Niedawno bawiliśmy się w tworzenie POKRYWKOWCÓW na babci płocie. Od pewnego czasu, "sadzimy" te stwory w przestrzeni miejskiej, wiejskiej,ogrodowej i niczyjej. Czasami Emil dorabia twarz z pokrywkowym kapeluszem, czasami ja. POKRYWKOWIEC może wyskoczyć ze słupka ogrodzenia, kamienia czy hydrantu. Nigdy nie wiadomo. Pokrywki noszę w plecaku, pastele też. Wykorzystujemy przedmioty z otoczenia (warzywa,kamienie, kwiaty) tak, aby nasz stworek miał duszę tubylczą.
9
Dzisiaj uprawialiśmy Urban exploration . Zwiedzaliśmy opuszczone, stare budynki majątku ziemskiego. Zanim zwiedziłam to miejsce, brałam pod uwagę niebezpieczne zjawiska i przedmioty (spadające dachówki,otwory,cegły,spróchniałe belki itp.) W niektórych miejscach, Emil mógł zaglądąć do środka, pozostałe miejsca odkrywałam sama (z aparatem). Opuszczone hale,obory, gorzelnia i inne zachwycały przestrzeniami i malarskimi pejzażami, łuszczących się z farb ścian. Ceglaste ściany porośnięte mchem i glonami, ptasie gniazda w murach, pozostawione olbrzymie, zardzewiałe elementy wyposażenia, zabite deskami okna, roślinność wewnątrz pomieszczeń, kolorowe, wielowarstwowe ściany i inne. Obraz przygnębiający, ale i interesujący ze względu na malarskość, kadry, architekturę. Gotowe obrazy i rysunki. Dla mnie i Emila to była niezapomniana wycieczka.
15
Tworzenie makiety miasta wciągnie dzieci w różnym wieku, prawdopodobnie wciągnie też rodziców. Zabudowania miejskie mogą być zrobione z czegokolwiek: z klocków, pudełek, z przedmiotów znalezionych dookoła, z papieru i tektury.
Wystarczy kilka grubszych kartek powyginanych i sklejonych w odpowiedni sposób i trochę czasu, aby metropolia mogła nabrać właściwych rozmiarów. Z czasem miasto zaczyna tętnić życiem…
Być może po pewnym czasie, kiedy mali lub więksi zaczną już mieć dość miejskiej twórczości, najwięksi dopiero będą nabierać rozpędu i wprawy.
Uwagi: Wykorzystane materiały: blok A4, kolorowe kartki, krepina, tektura falista, słomki, plastelina, magazyny podróżnicze, „papierowy drut“. Tworzenie bloków „z wklęsłymi balkonami“ – instrukcja: kartkę formatu A4 składamy w taki sposób, aby zrobić z niej cztery ściany (budynek). Narożniki budynku (sąsiadujące ściany) nacinamy w dwóch miejscach – następnie wywijamy nacięcie do środka. W ten sposób powstaje jeden „balkonik“. Gęstość, wysokość i układ balkonów w narożnikach papierowego budynku uzależniona jest tylko i wyłącznie od fantazji architekta. Zatem do dzieła! Tworzenie drzew: zieleń można zaprojektować na wiele sposobów, tym razem wykorzystaliśmy słomki, krepinę i plastelinę.
31
Lubię przyglądać się dzieciom wpadającym w wir zabawy ich fantazja w wykorzystywaniu rzeczy najzwyklejszych, umowność formy, rozmach mogą mocno zadziwić. W takich momentach staram się im nie przeszkadzać. Jestem psychologiem, pracuję z dziećmi. Interesują mnie zagadnienia związane z procesami twórczymi. Prowadzę blog "tektura & papier" www.tekturowo.blogspot.com
35
W temacie numeru Garów, ja zdecydowanie wybieram „miasto”. Dlaczego? Bo – czasem chcąc, a czasem nie chcąc – jest środowiskiem naszego codziennego życia. A skoro miasto, to także sklepy. Jak sklepy, to zakupy. Jak zakupy, to odwieczna zabawa w sklep i kupowanie. Zdaje się, że zabawa w sklep nie jest niczym odkrywczym. Sama pamiętam, jak jako mała dziewczynka bawiłam się układając kamyki, liście i tysiące innych przedmiotów na deskach półkach, a później z uporem maniaka (bo przez kilka dobrych lat) sprzedawałam je, a to kuzynce, a to cioci, a to siostrze, a to kolegom z podwórka, a to… komu się tylko dało. A ilu z Was bawiąc się w sklep miało szansę poznać układ dziesiętny? Kto po zabawach w sklep potrafił dodawać w zakresie 9 tysięcy? OK ja potrafiłam, ale to było gdzieś na poziomie drugiej klasy szkoły podstawowej i tylko dlatego, że o 5 lat starsza ode mnie kuzynka (nota bene córka sklepowej) miała bzika na punkcie zabawy w sklep, więc zbierałam przy niej żniwo. Tym razem chcę Wam opowiedzieć o tym, jak wykorzystując zabawę w sklep, możecie pomóc trzylatkowi doświadczyć układu dziesiętnego. Całą resztę trzylatek zrobi sam i nawet nie będzie wiedział kiedy nauczy się dodawać w zakresie 9 tysięcy. Aby tego dokonać zabiorę Was w podróż po montessoriańskim banku, który – przynajmniej w naszym domu – stanowi świetny zamiennik dla pieniędzy we wszelkich zabawach w sklep. Bank w podejściu Montessori, to 45 pojedynczych perełek, 45 sznureczków dziesiątek (10 perełek na jednym druciku), 45 setek, czyli drewnianych kwadratów z setką kółeczek reprezentujących perełki i 45 tysięcy, czyli drewnianych sześcianów też z ponaklejanymi kropkami. My w naszej domowej wersji mamy sześcianów jedynie 9, co powoduje, że możemy wykonywać wszystkie działania, ale nie zrobimy ćwiczenia, które się nazywa „bank z lotu ptaka”… Oprócz tego w skład banku wchodzą zestawy kart (małe i duże), a w każdym zestawie są: zielone jedności (1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9), niebieskie dziesiątki (10, 20, 30, 40, 50, 60, 70, 80, 90), czerwone setki (100, 200, 300, 400, 500, 600, 700, 800, 900) i zielone tysiące (1000, 2000, 3000, 4000, 5000, 6000, 7000, 8000, 9000). Wskazane kolory są bardzo ważne i jak się można domyślić powtarzają się w każdej pomocy i działaniu.
Bank dopełniają początkowe prezentacje (w dalszej części tekstu więcej o tym) i dlatego warto mieć w zestawie także perełkowy tysiąc (sześcian złożony z tysiąca koralików złotego koloru) oraz dziewięć perełkowych setek (czyli kwadratów złożonych ze 100 koralików; bok kwadratu to 10 koralików). To już cały montessoriański bank:
Myślicie może, że tak zaopatrzeni możemy zaprosić dziecko do zabawy w sklep? I tak i nie… Rzeczywiście materiałowo mamy już wszystko, czego potrzeba. Ważnym jest jednak, aby malucha do zabawy przygotować. Dziecko rzucone na głęboką wodę szybko się podtopi, ale jeśli pokażemy mu najpierw, jak super jest woda i jak się w niej chlapać, to z pewnością zaskoczy nas ilością basenów, jakie potrafi przepłynąć. Pierwsze ważne pytanie brzmi: kiedy mogę zaproponować dziecku zabawę w montessoriańskim banku. I jest to pytanie, które tu stawiam celowo, bo w większości sklepów z materiałami Montessori przeczytacie zalecenia, że bank jest dedykowany dzieciom 5+, a tymczasem ja tu pisze o trzylatku… No to jak z tym rzeczywiście jest? Otóż do banku można zaprosić dziecko, które ma już wykształconą stałość liczby (wie, że może tylko raz policzyć jeden element w danym zbiorze) oraz takie, które spokojnie radzi sobie z liczeniem do 10. Większość trzylatków to potrafi (a przynajmniej wszystkie, które ja znam).
Drugie pytanie brzmi, jak zacząć. Skoro nie od sklepu, to od czego. Otóż zaczynamy od pierwszej tacy prezentacji:
Jej zadaniem jest wprowadzić dziecko w świat systemu dziesiętnego. Dlatego całość pracy na tym etapie, to lekcja trójstopniowa (o lekcjach trójstopniowych pisałam przy okazji poprzedniego numeru PG). W ramach lekcji trójstopniowej prezentujemy jedność, dziesiątkę, setkę (nie „stówę” lub „stówkę”!) i tysiąc. W praktyce oznacza to, że pierwsza taca prezentacji przyda nam się maksymalnie przez kilka dni, aż maluch opanuje co jest czym. A że jest to dla zdrowego dziecka proste, to w naszym przypadku Starszak (teraz świeżo upieczony czterolatek) uczy 2,5latka i taką lekcję dla niego prowadzi.
39
Kiedy dziecko zna, rozpoznaje i potrafi nazwać jedność, dziesiątkę, setkę i tysiąc, wówczas prezentujemy mu, jak wygląda bank z lotu ptaka. A wygląda on tak:
Może to widać, a może nie, ale bank z lotu ptaka daje dziecku konkretne wyobrażenie, czym system dziesiętny jest i oczywiście na tym etapie nikt nie katuje malca pojęciami typu „system dziesiętny”. Ułożenie banku z lotu ptaka to głównie praca… fizyczna, bo dziecko się przy tym porządnie zmęczy, wszak będzie musiało chodzić do banku i przynosić kolejno jedną jedność, dwie jedności, trzy jedności itp. i układać je z góry na dół w zielonej części maty (prawy jej skraj). Jak już je ułoży, to rodzic poprosi: „przynieś jedną dziesiątkę i połóż ją tutaj”, przy czym wskaże miejsce na macie, gdzie ta dziesiątka będzie leżeć. Itd., itd., itd., i aż do 9 tysięcy ;) Później malec będzie mógł obejść swoją pracę dookoła podziwiając co zbudował, a przy okazji dokładnie sobie system dziesiętny obejrzy. Teraz dziecko potrzebuje treningu w budowaniu i rozpoznawaniu liczb. Aby malcowi taki trening zapewnić, my się po prostu bawiliśmy w bank. Maluch był bankierem, a ja przychodziłam do oddziału i wypłacałam z konta konkretne kwoty. Mówiłam np. „chcę podjąć ze swojego konta dwa tysiące sześć setek cztery dziesiątki i osiem jedności”. Ważne, aby właśnie w ten sposób prezentować liczby, a nie np. dwa tysiące sześćset czterdzieści osiem na ten sposób przyjdzie jeszcze czas. Po takim komunikacie maluch szedł do naszej półki z bankiem i na tacy przynosił wskazaną liczbę. Czasem potrzebował, aby tę liczbę powtórzyć, bo np. skupił się na przeliczeniu dziesiątek i zapomniał ile miało być setek i tysięcy. W naszym przypadku zabawa szybko ewoluowała i odział banku został zamieniony na laptopa, bo wszyscy wiedzą, że mama nie chadza do banku, tylko korzysta z internetu. Co więcej z tą zamianą nie miałam nic wspólnego – po prostu któregoś razu podczas zabawy mój Starszak oznajmił „nie chcę się bawić w taki bank, tylko w konto internetowe”, przez co ja się zakrztusiłam.
Po takich przygotowaniach dziecko jest gotowe, aby dodawać takie liczby:
I wszystkie te działania trzylatek z powodzeniem wykonuje. Co istotne dla rodzica (pod kątem przygotowania) to to, że w każdym z powyższych działań mamy do czynienia z tzw. dodawaniem statycznym (suma jedności, dziesiątek, setek, czy tysięcy nie przekracza 9). A kiedy ten wyczekiwany sklep? No właśnie teraz. Dziecko wybiera produkty (cokolwiek znajdzie w okolicy) i ustawia je na sklepowych półkach. Pod produktami znajdują się ceny (albo nie, jeśli maluch jeszcze nie operuje symbolami). Nie ma znaczenia jak się podzielicie rolami, bo tak w roli sprzedawcy, jak i klienta dziecko każde z działań wykona. Ma natomiast znaczenie, aby rodzic pilnował, że kupowane produkty są w cenie zapewniającej statyczne dodawanie. Proceduralnie zabawa wygląda tak: 1. Klient wybiera produkt 2. Sprzedawca podaje cenę 3. Klient idzie do banku, aby przynieść podaną kwotę 4. Klient wraca do sklepu i układa (może to robić wspólnie ze sprzedawcą) na dywaniku perełkową kwotę (konkret), liczbę (abstrakcja) i produkt. Istotny jest sposób ułożenia i wygląda on tak:
41
5. Sprzedawca sprawdza mówiąc „Ten produkt kosztuje (i tutaj kwota), a pan przyniósł (i tutaj kwota)”. Jeśli na tym etapie okaże się, że perełek jest za mało lub za dużo, to my zwalamy na źle działający system bankowy, błąd w przelewie itp. To dość bezpieczny sposób na poprawianie błędów i pozwala się maluchowi skupić na tym, co zrobić, aby naprawić, zamiast na tym, że właśnie coś źle przeliczył. 6. Później klient wybiera kolejny produkt 7. Sprzedawca podaje cenę drugiego produktu dbając o to, by mieć do czynienia z działaniem statycznym 8. Klient idzie do banku, przelicza i na tacy przynosi żądaną kwotę 9. Następuje wyłożenie na dywanik i sprawdzenie 10. Dziecko sumuje tak, aby sprzedawca mógł przekazać klientowi paragon. Sumowanie samow sobie jest specyficzne i należy zadbać w jego trakcie o konkretne czynności. Po pierwsze, sumujemy od prawej strony, czyli najpierw jedności, później dziesiątki, setki, a na końcu tysiące. Po drugie, samo sumowanie wygląda tak, że dziecko zsuwa w dół np. jedności, przelicza je i pod spodem układa kartę odpowiednim symbolem. Po trzecie sprzedawca każdorazowo mówi: „Kupił pan pierwszy produkt (np. książeczkę) i przyniósł pan z banku kwotę (i tu konkretna kwota). Później kupił pan drugi produkt (np. kostkę) i doniósł pan z banku kwotę (znowu nazwanie konkretnej kwoty). Oznacza to, że razem zapłacił pan (i tu kwota sumy)”. Dzięki takiemu komentarzowi dziecko układa sobie w głowie działanie dodawania i nie musi tu wiedzieć, że dodaje, że ma do czynienia ze składnikami i że jego produkt końcowy to suma. Jeśli planujesz zabawę w taki sklep, a Twój maluch jeszcze nie rozpoznaje symboli cyfr i liczb, to karty do banku nie będą Ci potrzebne i w ogóle nie musisz sobie nimi zawracać głowy. Jeśli natomiast Twoje dziecko już posługuje się abstrakcyjnymi symbolami, to musisz zadbać o jeszcze jedną kwestię – potrzebujesz wyprodukować jeden komplet dużych kart i
minimum dwa komplety kart małych (kompletów małych kart będzie dokładnie tyle, ile składników w Waszym dodawaniu, bo cena każdego dodawanego produktu jest układana z innego kompletu kart). Jak sugeruje nazwa karty różnią się one od siebie jedynie wielkością. Podczas dodawania z małych kart układacie ceny produktów, a z dużych ostateczny paragon. Ma to swój matematyczny sens, wszak składniki są mniejsze niż suma. Takie graficzne rozróżnienie daje dziecku dodatkowe, sensoryczne doświadczenie dodawania. Teraz jeszcze kilka praktycznych komentarzy. Może po lekturze powyższego artykułu zadajesz sobie pytanie: „No dobrze, ale życie wygląda inaczej. Nie kupuje się tylko rzeczy, które odpowiadają statycznym działaniom. Co jeśli będę chciał kupić samochodzik za 78 i namiot za 486?”. Cóż ja mogę na to odpowiedzieć… Nic oprócz „Masz rację!” Jednocześnie przygotowanie dziecka do działań dynamicznych wymaga dodatkowej pracy i szeregu innych ćwiczeń i prezentacji, więc pozwólcie, że stanie się to treścią innego artykułu. Poza tym – tak z perspektywy rodzica – jak mowa o pomocach Montessori, to od razu włącza się racjonalne myślenie. A wraz z nim ocena, że to przecież drogie jest i czy aby na pewno warto wydawać tyle kasy, żeby się z dzieckiem w sklep pobawić. Ja mogę z przekonaniem powiedzieć, że warto, bo bank służy nie tylko do statycznego dodawania, ale z jego pomocą dziecko wykonuje wszystkie działania na konkrecie, co oznacza, że spokojnie będziemy z banku korzystać przez 23 lata. Nie rozwiązuje to jeszcze kwestii ceny… Cóż szukając tańszych zamienników można: 1. Polować na okazje (ja tak zrobiłam) 2. Karty zrobić papierowe – wydrukować i zalaminować (z tego też skorzystałam) 3. Samemu bank zrobić (znam osoby, które się na to zdecydowały; ja z moim przekonaniem o dwóch lewych rękach nawet się na to nie porywałam) 4. Kupić tańszy zamiennik, który spełnia wszystkie wymogi montessoriańskiego materiału i (moim zdaniem) jest świetnym odpowiednikiem dla banku. Ten wynalazek nazywa się po prostu „system dziesiętny – klocki” i chyba najlepiej jest go kupować w zestawie sprawdzając jednocześnie, czy tysiące też są do niego dołączone. Teraz już zostaje mi trzymać kciuki za Wasze przedszkolaki i ich kupowanie oraz życzyć udanej, matematycznej zabawy w sklep.
Mam na imię Monika, dla przyjaciół – czyżyk. Z wykształcenia jestem psychologiem. Z powołania – trenerem i coachem. Z doświadczenia – handlowcem i menadżerem. Z przekory nie jestem żoną, a z miłości i z wyboru jestem mamą dwóch wspaniałych chłopaków: Gniewka i Dobrana. Na co dzień uczę się (czasem niestety na błędach), jak być zwykłym rodzicem, dla niezwykłych dzieci… Jestem założycielką platformy wymiany materiałów Montessori po polsku (mpp), autorką bloga: www.ponadsiebie.blogspot.com
43
Pewnie w końcu padnie fundamentalne pytanie. Co to jest prąd? No i tu w zależności od wieku dziecka wytłumaczymy na różne sposoby. Młodszym wystarczy powiedzieć, że jest to niebezpieczna siła, która napędza nasze przedmioty do działania. Starszym można już powiedzieć o strumieniu elektronów pędzących z ogromną prędkością napędzanych siłą, czyli napięciem elektrycznym. Gdy dziecko będzie nadal zainteresowane i będzie zadawać kolejne pytania polecamy portal http://www.planetaenergii.pl, który dostarcza wiele odpowiedzi i zapewnia świetną zabawę.
Zdjęcie pochodzi z książki Wiersze dla dzieci TUWIM wydawnictwa WYTWÓRNIA
Autorki tekstu założyły firmę EDURADO, której misją jest sprawianie, że edukacja jest RADOSNA. Katarzyna Włochowicz ścisłowiec z zamiłowaniem do alternatywnej dydaktyki, autorka programu Doświadczalnik eksperymenty dla dzieci.Jej specjalnością jest zarażanie dzieci pasją do matematyki. Ania Murzyn Romańczuk umysł "klasycznie" ujmowany jako humanistyczny, który jest przekonany, że każdy może się nauczyć przedmiotów ścisłych.
www.edurado.pl
50
Już jesień, a wraz z nią feria barw i zapachów, możliwość chlapania się kałużach i szurania butami w liściach. To wspaniały czas na wspólną, edukacyjną zabawę podczas wycieczek i spacerów. Wcale nie trzeba daleko się wybierać, aby się wiele nauczyć. Czasami najlepsze podróże są za rogiem… Zapraszamy Was w podróż z dzieckiem do miasta. Jeżeli mieszkacie w mieście to nie macie daleko. Jak jednak zwiedzać z dziećmi miasto, aby nie zanudzić i nie zniechęcić nadmiarem dat i dziwnych nazw? Polecamy aktywny sposób poznawania otoczenia – obserwując, szukając i zadając pytania. Oto kilka sprawdzonych podpowiedzi. Zapakujcie plecak małego tropiciela: Aparat fotograficzny – prosty w obsłudze i tani, poradzi sobie z nim nawet 4latek. Lornetka – wiele ciekawych rzeczy w mieście znajduje się wysoko Zeszycik i długopis/flamastry. Zachęć dziecko do notowania lub rysowania najciekawszych odkryć. W ten sposób powstanie wyjątkowa dokumentacja wycieczki. Miarka – w mieście często można różne rzeczy mierzyć np. wysokość drzwi, mosty, latarnie i co wam jeszcze do głowy przyjdzie.
Zwiedzamy miasto Szukamy ciekawych detali architektonicznych. Otwieramy oczy szeroko i rozglądamy się uważnie. Co znajdziecie na budynkach? Szczególnie kamienice mogą zachwycić różnorodnością z jaką są zdobione – znajdziecie tutaj proste elementy geometryczne , kwiaty, liście, zwierzęta, postacie bajkowe np. smoki czy gryfy oraz ludzi. Przytańcie przed kamienicą: czy potraficie rozpoznać co na niej jest? czy postaci opowiadają jakąś historię? czy rzeczy, które tam są mogą coś symbolizować np. winne grono, beczka, kosz? Możecie też szukać konkretnych elementów np. smoków. W okolicach wrocławskiego rynku znajdziecie aż cztery różnorodne smoki – trzy na ratuszu. Na zamkach, katedrach i ratuszach znajdziecie gargulce, czyli ozdobne zakończenia rynien. Bogactwo i pomysłowość w formie gargulców jest nieskończona najczęściej są to fantastyczne stwory, które zainteresują dzieci.
Zwiedzając miasto wyostrzcie zmysły. Miasto można badać wszystkimi zmysłami. Ludzie uczą się wszystkimi zmysłami. Ggdy zwiedzając miasto będziemy je również dotykać, wąchać i słuchać ,a nie tylko oglądać to lepiej je zapamiętamy.
51
Dotykamy miasta Zachęć dzieci, aby zamknęły oczy i dotknęły gładkiego betonu, chropowatej cegły, drewnianych drzwi, metalowych okuć. Wspólnie szukajcie najlepszych wyrazów, aby je opisać. Pamiętajcie, że nie chodzi tylko fakturę, ale tez temperaturę tego co się dotyka.
Słuchamy miasta
Tę zabawę można przeprowadzić w kilku różnych miejscach, po to aby usłyszeć różnicę np. na chodniku koło ruchliwej ulicy, w parku, na deptaku, w galerii handlowej. Poproś dziecko, aby zamknęło oczy i wsłuchało się w dźwięki miasta. Co słyszy? Szum samochodów? Rozmowy ludzi? Kroki? Szczekanie? Karetkę? Przeanalizujcie te dźwięki bliżej. Czy po dźwięku można coś powiedzieć o krokach? (szybkość? rodzaj butów? odległość? rodzaj podłoża?), a po szczekaniu coś wiemy o psie (wielkość psa, odległość)?etc.
Wąchamy miasto Miasto to również wiele zapachów. Nie tylko tych przyjemnych również zdarzają się zapachy odrażające i zniechęcające. Zachęcamy do wąchania wnętrz kościołów, kamienic, zajezdni tramwajowych i odgadywania co to tak pachnie. Kadzidło? Drewno? Wilgoć? Smary?
Szukamy legend i opowieści Nic tak nie wciąga jak dobra historia z dreszczykiem. Dzieci znacznie lepiej pamiętają legendy i opowiastki związane z miejscem niż fachowe nazwy. Dlatego warto sięgać do klasyki gatunku, czyli legend o smoku wawelskim, ale też szukać legend miejscowych. Coraz więcej miast zaczyna doceniać walor jakim jest legenda , dlatego można je znaleźć w centrach informacji turystycznej lub na Internecie.
Rozmawiamy Zadawanie pytań to często niedoceniany sposób na zachęcanie naszych dzieci do aktywnego poznawania świata. I nie chodzi tutaj o odpytywanie! Poprzez umiejętne zadawanie pytań możemy: pobudzić wyobraźnię – „jak sądzisz, co mogłoby mieszkać w takiej dziupli?” , zachęcić do obserwacji „z jakich zwierząt składa się gryf?” poszerzać wiedzę – „ obiekty na herbach zazwyczaj coś symbolizują. Co może symbolizować dzik?” zachęcać do wykorzystywania już posiadanej wiedzy – „jakie figury można znaleźć na tym budynku?” zachęcać do myślenia. Nierzadko na pytanie dziecka warto odpowiedzieć :”A jak ty sądzisz?” Często okazuje się, że dziecko bardzo dużo już wie i wielu rzeczy się domyśla. Rolą rodzica jest jedynie naprowadzić je na odpowiedź. Mamo, a dlaczego tutaj jest taki ładny statek na budynku? A jak sądzisz? Bo jest ładny? To też, ale ten statek mówi nam też coś o właścicielu tej kamienicy. Pływał na statkach? Może był kapitanem statku, ale wtedy mieszkałby dość daleko od morza. Jest jeszcze jedna możliwość. Do czego służą statki? Do pływania po morzu. A po co pływają? Przewożą ludzi. Również towary. Do dziś wielkie statki przewożą mnóstwo towarów, bo to najtańszy rodzaj transportu, tylko, że długo to trwa. W tamtych czasach wiele niezwykłych towarów kupiec mógł sprawdzać statkami. Co takiego? Takie niesamowite i rzadko spotykane rzeczy jak…. cukier trzcinowy albo kakao! Ważne abyśmy byli otwarci na pytania naszych dzieci i nie bali się przyznać do niewiedzy. Wiele rzeczy można sprawdzić w książkach czy w Internecie wspólnie po powrocie z wycieczki. Nierzadko znalezione informacje mogą nas zachęcić do wspólnych poszukiwań. Rozmowa może rozwijać skrzydła, zachęcać do myślenia. Może tez być zabójcza dla młodego chłonnego Psycholog specjalizujący się w zabawie badawczej, umysłu. Dlatego jako rodzice przyrodnik amator, autorka powinniśmy pozytywnie reagować na bloga: pytania dziecka nawet jeżeli są www.podrozezmamaitata.wordpress.com niezwykłe czy trudne. Powyższe wskazówki są przetestowane na naszym przedszkolaku, który uwielbia z nami odkrywać otoczenie i interesuje się dosłownie wszystkim. Dzięki dziecku zaczęliśmy inaczej patrzeć na świat i odkrywać go na nowo. Szukać informacji, poszerzać lub „odkopywać”(czasami trzeba nieźle pokopać) własną wiedzę. Dlatego zachęcamy wszystkich rodziców, aby wspólne rodzinne spacery, jednodniowe wycieczki i wakacyjne wyprawy zamienić w pasjonującą i edukacyjną przygodę. Nasze doświadczenia przekazujemy i opisujemy w blogu, na który serdecznie zapraszamy.
Recenzje
"Pomelo ma sie dobrze pod swoim dmuchawcem" Ramona Badescu, Benjamin Chaud Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2012
Sympatyczne rysunki dopełnione zabawnym tekstem. Niby nic specjalnego, ot radosna historyjka dla dzieci. A jednak mnie rozczula, a jednak do mnie trafia i bawi. Pytanie tylko, czy trafia również do moich dzieci? Owszem, do dzieci również. Nawet syn trzecioklasista przerwał lekturę ,,poważnej’’ książki, żeby z wysokości łóżka piętrowego posłuchać przygód pewnego słonia zamieszkującego pod dmuchawcem. Książkę przeczytaliśmy już trzy razy. cena: 26,91 zł
kolcki HOCKI tekturowe klocki konstrukcyjne Grupa odRzeczy www.sklep.odrzeczy.com.pl Idea jest wspaniała, bo to co zbudujemy możemy bez problemu zasiedlić! Oczywiście jeżeli mamy poniżej 1,20 m. A jest to zawsze kwestia zasadnicza, która w naszym domu nie podlega dyskusji. Domek to domek. Trzeba do niego wejść.
cena: od 59105 zł