23.02.2017
www.eteatr.pl/pl/artykuly/236710,druk.html
Festiwal festiwali. A przecież nie o to chodziło Rok 2016, w którym Wrocław pełnił obowiązki Europejskiej Stolicy Kultury, za nami. Organizatorzy odtrąbili sukces, media rozdały cenzurki, jednych chwaląc i głosząc zasługi, innych ganiąc i wyciągając niedociągnięcia. Niejasna pozostała tylko kwestia, ile w programie wrocławskiej ESK pozostało z aplikacji "Przestrzeni dla piękna", którą pięć lat temu Wrocław uwiódł paryskich jurorów i zdobył zaszczytny tytuł ‐ pisze Mariusz Urbanek w miesięczniku Odra. «Bo po upływie roku kulturalnoeuropejskiej stołeczności Wrocławia pozostaje wrażenie, że choć działo się w tym czasie sporo i czasem nieźle, to nie miało to wiele wspólnego z deklaracjami złożonymi przez Wrocław w czasie ubiegania się o tytuł. Owszem, podczas kończących kadencję Wrocławia uroczystości o aplikacji wspomniano, prezydent Wrocławia wymienił nawet nazwisko jej głównego redaktora prof. Adama Chmielewskiego, ale nad tym, ile i co udało się zrealizować, specjalnie się nie rozwodzono. Bo też temat nie był wygodny, gdzieś po drodze zgubiło się to, co było w aplikacji najważniejsze. Otwarcie się na dzielnice i środowiska wykluczone z kultury, dla których udział w wydarzeniach z zakresu kultury i sztuki jest trudny podwójnie. Bo nie tylko trzeba chcieć w kulturze uczestniczyć, ale przede wszystkim mieć po temu możliwości. MIĘKKIE PODBRZUSZE MIASTA Aplikacja wychodziła od tezy, że skoro z finansowanej przez samorząd a więc przez wszystkich mieszkańców kultury zdecydowana większość nie korzysta, należy zrobić wszystko, żeby to zmienić. Jak? Zmieniając myślenie o kulturze. Wychodząc naprzeciw ludziom, którzy nie brali dotąd udziału w wydarzeniach kulturalnych: spektaklach, koncertach, wystawach, bo nie przypuszczali nawet, że to możliwe. Bo kultura była gdzieś daleko, w centrum miasta, gdzie trzeba przede wszystkim dotrzeć, a więc podjąć wysiłek bez żadnej gwarancji, że będzie on wart zachodu. A potem jeszcze wrócić: na Huby, Pracze Odrzańskie, Psie Pole, do Leśnicy i Lipy Piotrowskiej, choć późnowieczorna i nocna komunikacja tego nie ułatwia. Wybór, a raczej brak wyboru, był prosty. Skoro uczestnictwo w kulturze wymaga nie tylko wysiłku intelektualnego i poświęcenia czasu, ale także sporych zabiegów organizacyjnych, to znacznie prościej, taniej i wygodniej odpuścić sobie. W końcu w telewizyjnym "Tańcu z gwiazdami" też biorą udział artyści, którzy na co dzień "kreują role" w jednym z licznym seriali z miłością w tytule albo w reklamie keczupu. W efekcie w życiu kulturalnym miasta uczestniczyło ok. 5 procent mieszkańców, którym się chciało. I którzy mogli. Zwycięska aplikacja Wrocławia obiecywała to zmienić. Upowszechnić wśród wrocławian kulturę, znieść bariery, przybliżyć sztukę ludziom, wyjść z nią na peryferie. Wiem, brzmi to jak herezja. Twórcy nie dość, że mają swoją sztuką czynić świat lepszym, to jeszcze mieliby iść ze swoimi dziełami "w lud. Ale to właśnie przekonało tych, którzy wydali werdykt, by przyznać tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w roku 2016 Wrocławiowi. Bo to nie była rywalizacja (z Warszawą, Lublinem, Katowicami, Gdańskiem i Łodzią) na spektakularne wydarzenia, wielkie festiwale, gwiazdy o najgorętszych nazwiskach. W przeszłości stolicami zostawały często miasta postindustrialne, zniszczone, nękane bezrobociem, położone nieco na uboczu, szukające dopiero dla siebie nowego pomysłu na przyszłość. Tytuł miał być dla nich wyzwaniem, a nie nagrodą. Tak samo było z tytułem ESK dla Wrocławia. Nie zdobyliśmy go, wygrywając casting na najbardziej kulturalne miasto w Polsce, ale odsłaniając miękkie podbrzusze, wskazując słabe punkty i przedstawiając plan, jak tę sytuację poprawić. Oczywiście nikt nie miał złudzeń, że nagle wszyscy wrocławianie ruszą do teatrów, galerii i sal koncertowych. Deklaracja złożona w trakcie starań o tytuł, że będzie ich dwa razy więcej niż dotąd, i tak była deklaracją rewolucyjną. Ale wystarczyło, Wrocław wygrał, należało jedynie obietnicę zrealizować. PIĘKNO JEST, ALE GDZIE TE PRZESTRZENIE Po ogłoszeniu decyzji, że to Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury, uczestniczyłem w kilku debatach programowych, w których brali udział dyrektorzy wrocławskich instytucji artystycznych. Ich oczekiwania były jasne. Zadeklarowali: dajcie nam więcej pieniędzy, a uczynimy naszą pracę jeszcze lepszą niż dotąd. I brzmiało to wiarygodnie. Naprawdę chcieli i naprawdę wiedzieli, jak uczynić swoje festiwale, przeglądy, galerie jeszcze bardziej atrakcyjnymi. Trzeba zaprosić więcej artystów o najgłośniejszych nazwiskach. Oni przyciągną widzów. I będzie pięknie, artykuły w gazetach, relacje w telewizjach i rozgłośniach radiowych, spotkania, wizyty w zakładach pracy. Tyle że to już wtedy nie miało nic wspólnego z wrocławską aplikacją. W miarę upływającego czasu i nerwowego wyczekiwania na program ESK (co będzie się działo w weekend inaugurujący
http://www.eteatr.pl/pl/artykuly/236710,druk.html
1/5