Czy już stać nas na dom?
Bieg Keshar biegnie. Po raz pierwszy od kilku lat. Na co dzień Keshar nawet chodzi powoli - utyka na jedną nogę, ale dzisiaj to nie ma znaczenia. Dzisiaj, jak tylko się zaczęło, rzucił pracę, wypadł przez drzwi młyna i teraz biegnie. Na oślep, w dół drogi, byle szybciej do domu. Zwykle zajmuje mu to 5 minut. Dzisiaj nie ma tyle czasu. Krzywi się, igły bólu przeszywają chorą nogę, ale się nie zatrzymuje. Nie można się zatrzymywać. Dzisiaj nawet ziemia się nie zatrzymuje. 8 godzin później. Keshar pada na ziemię obok ruin swojego domu. Jest zmęczony. Wokół niego: żona, syn, młodsza córka. I ciało tej starszej, tej ukochanej, tej, o której zawsze mówił, że zmieniła jego życie. Pył Sushma ma 16 lat, wtedy 15. Poszła do sklepu. Którego sklepu? Tego jedynego, u Ramkrishny, sam do niego chodziłem. Mały, biednie wyposażony, ale jest. Ot, po prostu pokój wydzielony z domu właściciela. Nie wchodzi się nawet do środka, wszystko przez ladę. Słodycze, jajka, warzywa, czasem mięso. Po co wtedy przyszła? Nie pamięta. Pamięta tylko huk i walące się drzewa. I pył. Chmury pyłu, w których utonęło wszystko. Utonęły słodycze, jajka, warzywa, może mięso. Utonął sklep i droga, znikły znajome twarze. Wzrok przestał być potrzebny. Słowo Jest nauczycielką. Mówi dużo. W pracy, w domu, zawsze tak miała. Ale gdy ją zapytać o tamten dzień Apsarze zostaje tylko jedno słowo. Koszmar. Jest 25 kwietnia 2015, godzina 11:56 czasu lokalnego. Największe od 80 lat trzęsienie ziemi właśnie zmienia historię Nepalu. Ile to 7,8? Każda sekunda zabierała ze sobą 177 istnień ludzkich. Każda sekunda raniła kolejnych 446 osób. Każda sekunda zrównała z ziemią ponad 12 tysięcy domów. Do zera, do ostatniego kamienia. 6 tysięcy tylko uszkodziła. Te może uda się odbudować. Co sekundę z powierzchni ziemi znikało 166 szkół i 10 szpitali. Kwietniowe trzęsienie ziemi trwało 50 sekund. Zabiło 8962 osób. Stosunkowo niewiele. Jak na magnitudę 7,8 wynik bardzo przeciętny. 2010, Haiti, ponad 100 tysięcy, dokładnej liczby nie poznamy nigdy. 1920, Gansu, 235 tysięcy. 1923, Tangshan, ponad pół miliona. 1
Piekło potraktowało Nepalczyków łagodnie. Uratował ich brak wieżowców, uratowała ich wieś. Nepal na liście najmocniej zurbanizowanych państw zajmuje 171 miejsce. Poza miastami mieszka ponad 70% ludzi. O 11:56 na wsi nie siedzi się pod dachem. O 11:56 na wsi pracuje się w polu. Widać to w statystykach. 56% ofiar to kobiety - gospodynie, strażniczki domu. Botj jest mężczyzną. Jego też uratowało pole: - Mieliśmy szczęście. - Szczęście? - To była sobota. - I co z tego? I tak zawaliła się cała wioska. - Tak. Ale szkoła była pusta. Sobota. Jedyny dzień wolny od nauki. Patrzę na to, co zostało ze szkoły. Na betonowy sarkofag opleciony pajęczyną pordzewiałych zbrojeń. Tak, piekło potraktowało Nepalczyków łagodnie. Nie odebrało im przyszłości. Dach Sushma, ta która w sobotę poszła do sklepu, od dwóch dni nie miała nic w ustach. Apsara, ta od koszmaru, nie ma domu. Tak jak jej sąsiedzi. Tak jak cała wioska. Tak jak cała prowincja. Tak jak prawie 3,5 miliona innych ludzi, którym codzienność znikła pod skałami, gruzem i błotem. 3,5 miliona. Tyle co Małopolska. Wyobraźmy to sobie. W Limanowej nie ma już ani jednego domu. Zniknął Nowy Targ, zniknęła Bochnia i Wadowice. Gruzy wyznaczają miejsce, gdzie kiedyś był Nowy Sącz i Rabka Zdrój. Tysiące ludzi śpi na krakowskich Błoniach, koczuje na Rynku wokół resztek Sukiennic . W ruinach kościoła Mariackiego - szpital polowy, pod Skawiną - brezentowe miasteczko prowizorycznych namiotów. Kilometry pustki - od Olkusza do Krynicy, od Tarnowa do Suchej Beskidzkiej - bez jednego dachu, bez jednej całej ściany. Kilometry pustki zamieszkane przez 3,5 miliona ludzi. *** Przerwa w pracy, siadamy na murku. -Jak tu wyglądało wcześniej?Przed trzęsieniem. -No, szkoła to wiesz gdzie stała. Jeden budynek nawet przetrwał, widziałeś. -A wasze domy? To stare czy nowe? -Jak kryte blachą falistą to nowe. Wcześniej tak nie budowaliśmy. -Botj. -Tak? -Tu wszystkie domy są kryte blachą. Wstaje, gasi papierosa. -Chodź, wracamy do pracy.
2
Budujemy szkołę. Tym w Nepalu zajmuje się All Hands - amerykańska organizacja charytatywna. Pierwszy budynek powinien być gotowy na początku 2017 roku. Wczoraj skończyliśmy wylewkę na pierwsze piętro. Na razie dzieci uczą się w tymczasowych budynkach postawionych przez UNICEF. Ściany z bambusa, dach z blachy. Każde słowo słychać trzy klasy dalej. Już niedługo. -Wracamy.
17 dni Thakur odzyskał przytomność dwie godziny temu. Wstał z ziemi i zaczął biec. Jego pamięć chwilowo nie sięga nigdzie dalej, biegnie więc całe swoje życie. Całe życie biegnie do domu, który już nie istnieje. Całe jego życie to ciężki oddech, ból w nogach i niepewność/strach/rozterka be. Żyją? Są cali? Już za chwilę. - Byli tam. Wszyscy. Żywi. Żona, teściowa, dwie córeczki. Tylko maleńka... - dalej opowiada żona. - Miałam szczęście. Wyszłam przed dom, o tutaj stałam. Ale Sonia została w środku. Cudem przeżyła. Wydostaliśmy ją z ruin i pojechaliśmy do szpitala. – mówi rzeczowo, prawie bez emocji. Prawie. - Potrzebna była operacja. 300 000 rupii. Nie mieliśmy pieniędzy. – 300 000 rupii to w Nepalu średnia pensja za 10 miesięcy. Oni byli poniżej średniej. Teściowa. Maleńka, przygarbiona. Pomarszczona twarz, głębokie ciemne oczy, na głowie zielona chusta. O takich twarzach mówi się, że są naznaczone życiem. Trzęsienie złamało jej rękę. Wzdycha, krzywi się z bólu, podwija rękaw. Staw łokciowy wygięty w drugą stronę, cała dłoń potrzaskana. Boli. To musi boleć. - Byłaś u niej w szpitalu? U małej? - Byłam - po raz pierwszy odwraca wzrok. 17 dni próbowali zdobyć pieniądze. 17 dni chodzili, błagali, prosili. O 300 000 rupii za życie córki. W końcu któryś bank się zgodził. Sonia zmarła dzień przed zabiegiem. Miała 9 miesięcy. 300 000 rupii to około 12 000 złotych. Świat Świat patrzy, świat pomaga. Jako pierwszy pomaga Narendra Modi. 15 minut po trzęsieniu ziemi premier Indii nakazuje wysłanie do Nepalu sił reagowania kryzysowego. 450 ratowników dociera na miejsce jeszcze tego samego dnia. Indyjska armia nada operacji kryptonim Maitri - „przyjaźń”. Weźmie w niej udział ponad tysiąc osób, do transportu wykorzystane zostanie kilkanaście wojskowych samolotów i śmigłowców. Przez granicę przejadą tony sprzętu, leków, namiotów i jedzenia. Ewakuowanych zostaną setki osób. 25 czerwca minister spraw zagranicznych Indii Sushma Swaraj powie: „zareagowaliśmy tak, jakby chodziło o nas.” 3
Pomaga nie tylko większy sąsiad. W międzynarodową akcję w ciągu kilku dni zaangażuje się ponad 50 państw. Do Nepalu strumieniem płyną paczki z pomocą, pieniądze, wykwalifikowane zespoły ratownicze. Z Australii, z Watykanu, z Korei. 50 tysięcy ton ryżu z Bangladeszu. Ośmiu ratowników z Brunei. 200 namiotów z Pakistanu. 26 kwietnia z Warszawy do Kathmandu wylatuje 81 strażaków z grupy poszukiwawczo-ratowniczej USAR. Do zbiórek pieniędzy rzuca się cały świat. Zbiera Czerwony Krzyż, zbiera UNICEF. Zbierają organizacje pozarządowe i charytatywne. Na portalach crowdfundingowych zbierają zwykli ludzie. Zbiera nawet Prabal Gurung - amerykański projektant mody. Uzbierał ponad 600 tysięcy dolarów (stan na 27 stycznia 2017). Chaos, prawda? Wszystkie dary trzeba przecież odprawić, skatalogować i dostarczyć. Na płycie lotniska rosną stosy paczek i kontenerów. Brakuje miejsca dla samolotów i kolejnych ładunków. 1 maja Nepal ze skutkiem natychmiastowym zawiesza cła na brezent i namioty. Największy problem jest z transportem. Brakuje ciężarówek, brakuje kierowców, większość wróciła do swoich rodzin. Jeśli pomoc faktycznie płynie strumieniem, to lotnisko w Kathmandu powoli zamienia się w tamę. Sama pomoc też nie jest idealna. Często nieprzemyślana, wysłana ad hoc, bo przecież lepiej tak, niż wcale. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Ale Nepal zagląda, bo zajrzeć musi. 2 maja Ram Sharan Mahat, minister finansów, oficjalnie apeluje: „nie przysyłajcie nam tuńczyka i majonezu”. Nepal prosi o ziarna, o cukier, o sól. O namioty, leki, pitną wodę i stacje do jej uzdatniania. Tuńczyk tylko zabiera miejsce. Przyjaźń Nie ma nic za darmo. Indyjska „Przyjaźń” też darmowa nie jest. Stawką jest wizerunek. Indie są liderem pomocy dla Nepalu, Indie podnoszą sąsiedni kraj z ruin. Indie to starszy brat. Ten, który wskaże drogę, wesprze ramieniem. Ten, który ma władzę. A przynajmniej tak przedstawia to armia. Nie, nie ta w mundurach. Nie ta pilotująca śmigłowce i ewakuująca ludzi. Premier Narendra Modi wysłał do Nepalu dwie armie. Tylko na konferencji prasowej zapomniał o tym wspomnieć. Ta druga to dziennikarze. To oni pokażą światu trzęsienie. To oni opowiedzą o heroizmie indyjskich żołnierzy. To oni zajmą miejsca w wojskowych helikopterach, to oni dostaną się w miejsca niedostępne dla nikogo innego. To ich kilka dni później Nepalczycy na Twitterze nazywać będą „sępami”, „dziennikarskimi hienami” i „tragedią gorszą niż samo trzęsienie”. Każdy kodeks etyki dziennikarskiej na świecie zawiera zapis chroniący prywatność bohaterów. W kodeksie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich to punkt szósty: „Nie wolno naruszać prywatności i sfery intymnej”. Indyjscy dziennikarze na kilka dni wymazują swój kodeks z pamięci. Wchodzą z kamerami na pogrzeby, ustawiają rannych, zakrwawionych ludzi do zdjęć. Jeden podchodzi do kobiety, która właśnie straciła syna. „Jak się Pani czuje?”.
4
4 maja najpopularniejszym hasztagiem Twittera jest: #GoHomeIndianMedia. Ponad 144 tysiące postów. Jugal Purohit był jednym z „indyjskich sępów”. Przez 8 dni relacjonował sytuację po trzęsieniu dla Headlines Today. I Jugal indyjskich mediów broni. Też robił wywiady z ofiarami, też latał wojskowymi helikopterami. I jemu nikt do domu wracać nie kazał. Jemu byli wdzięczni. Za wysiłek, za dotarcie do zrujnowanych wiosek, za zbieranie historii, których nie zebrała żadna nepalska redakcja. „Za nami zawsze szli ratownicy, zawsze szła pomoc. Z tego jestem najbardziej dumny.” A że latał śmigłowcami? Inaczej się nie dało. Konferencja 4 czerwca operacja Maitri oficjalnie dobiega końca. Dokładnie 3 tygodnie później Sushil Koirala, premier Nepalu, staje przed kamerami w hotelu Soaltee w Kathmandu. Przed chwilą wszyscy zgromadzeni obejrzeli krótki film dokumentalny o trzęsieniu. Wszyscy zgromadzeni, czyli przedstawiciele kilkudziesięciu państw, Unii Europejskiej i Banku Światowego. Koirala patrzy po sali, opiera się o mównicę. Jego słowa rozpoczną najważniejszą konferencję w historii Nepalu. „Natura jest nieprzewidywalna. Jej siły nie dzielą ludzi na lepszych i gorszych, nie znają praw ani granic. Są poza naszą kontrolą. [...] 25 kwietnia nas oszołomił. Straciliśmy tysiące ludzi, miliony nie mają dachu nad głową, nasze kulturowe dziedzictwo legło w gruzach. [...] Ale pośród tego cierpienia, jest też nadzieja. Nie poddaliśmy się. Odbudujemy nasz kraj. [...] Ale potrzebujemy waszej pomocy.” W ciągu 6 minut Koirala zdąży też przejść do konkretów. Pochwali się utworzeniem Narodowego Centrum Odbudowy. Zapowie szybkie opracowanie planów i błyskawiczną pomoc dla tych, którzy dalej przebywają w tymczasowych schronieniach. Zadeklaruje zero tolerancji dla korupcji i marnowania pieniędzy. Nepal otrzyma 4,1 miliarda dolarów. Z tego połowa w ramach dotacji. Resztę spłaci na bardzo łagodnych warunkach. 4,1 miliarda dolarów. W Polsce to: 2000 kilometrów autostrad, albo 8 Stadionów Narodowych, lub budżet Krakowa na 4 lata. W Nepalu dużo więcej. Minister finansów oświadcza, że państwo dopłaci 8000 złotych do każdego odbudowanego domu. W europejskiej skali niewiele, tutaj – wystarcza na nowy dom. To koniec kryzysu. Nepal wchodzi w fazę odbudowy.
8000 5
Netra ma 72 lata. Mieszka sama. Dom mały, drewniany, przylepiona do niego obórka z trzema kozami. Ludzkie miesza się ze zwierzęcym. Wzajemnie się ogrzewa, oswaja, troszczy o siebie. Netra wychodzi przed dom, rzuca im kukurydzę. Chrupią, pochrząkują, kiwają głowami w tych krótkich chwilach koziego szcześcia. Netra też uśmiecha się pod nosem i idzie do strumienia. Mija pręty zbrojeniowe, mija koparkę, mija cały ten budowlany rozgardiasz oblegający skromną drewnianą chatkę. Idzie do strumienia. Jak co rano. Pójdzie, nabierze wody, przyniesie nam na plac budowy. Potem pewnie chwyci łopatę albo zacznie podawać cegły. Netra często tak robi. Ciężkopisać o niej po imieniu. Ama. Tak lepiej. Tak mówi na nią cała wioska. Ama. Po nepalsku - Matka. Jej dom stał tutaj, tu gdzie teraz plac budowy, tu gdzie Ama przychodzi podawać nam cegły. Nowy jest w dole, bliżej drzew, bliżej pól, w cieniu ogromnego mangowca. Tam wyżej i tak zostały tylko ruiny. Gdy przyjechali wolontariusze, gdy okazało się, że jest szansa na nową szkołę, Ama oddała tę ziemię pod budowę. Za darmo. Z dnia na dzień. Sama się zgłosiła. Że zna idealne miejsce na nową szkołę, że zmieszczą się 2 budynki, że przy drodze. Ama ma 72 lata. Podaje mi srebrny dzbanek wody, biorę długi łyk. Zimna. - A tobie ktoś pomógł? - W czym? - Po trzęsieniu. - Wszyscy sobie tu pomagaliśmy. Razem wszystko odbudowaliśmy. - A rząd? - Mamy dostać po 200 000 rupii. Ale nie wiemy kiedy. Poczekać trzeba.
2 lipca 2016. Ponad rok po trzęsieniu. Ama nadal nie dostała obiecanej przez państwo pomocy. Nie dostała też rodzina Sushmy, tej ze sklepu. Jej rodzina mieszka w tak zwanym „schronieniu tymczasowym”. Po angielsku temporary shelter - ładnie wygląda w artykułach. Zazwyczaj przypomina prowizoryczny namiot harcerski - brezent podparty gałęziami, ściany wzmacnia się blachą. Na podłodze byle co, byle nie goła ziemia - zazwyczaj czarna guma albo stary dywan. Zimą zimno, latem sauna. Jak pada - jezioro na podłodze. A nadchodzi monsun. Nie dostała też Apsara. Ta od koszmaru. Ani Keshar, biegacz z kulawą nogą. Ani rodzina Kharki, ani Birman ze szczytu wzgórza. Nie dostał też Wishnu z Kathmandu, ani Temdi, ani nawet Botj. Tak naprawdę nie dostał nikt.
68 dni
6
Govinda Raj Pokharel był przekonany, że dostaną wszyscy. To on przygotował najważniejszą konferencję w historii Nepalu. To on opracował PDNA(Post Disaster Need Assessment) szczegółowy bilans potrzeb Nepalu po katastrofie. To on wreszcie miał pokierować Narodowym Centrum Odbudowy. To przez jego biuro miały przepłynąć miliardy dolarów. I on naprawdę wierzył, że przepłyną. Wierzył, kiedy tydzień przed konferencją parlament błyskawicznie przegłosował utworzenie NCO, żeby wzbudzić zaufanie darczyńców. Wierzył, kiedy wokół obsady stanowisk NCO przez 2 miesiące toczyły się polityczne targi. Wierzył, kiedy 13 sierpnia został oficjalnie zaakceptowany jako szef największego projektu pomocy międzynarodowej w historii. I to on, stopniowo, krok po kroku, musiał tę wiarę tracić. NCO powoływano w pośpiechu, na mocy wyjątkowego rozporządzenia parlamentu. Takie rozporządzenie trzeba poprzeć ustawą. Według nepalskiego prawa to konkretne musiało zostać ratyfikowane najpóźniej 29 sierpnia. 66 dni po konferencji. Rządząca krajem koalicja ma pełne ręce roboty, parlament pracuje jednocześnie nad nową konstytucją, ale 66 dni powinno wystarczyć. Ważne okazały się nazwiska, odpowiednie nazwiska na odpowiednich posadach. Nie da się tego napisać inaczej, nie ma innego powodu. Ważne okazało się to, że Govinda Raj Pokharel zbyt wyraźnie sympatyzuje z partią Nepalski Kongres. Ważne okazało się to, żeby we władzach NCO znaleźli się członkowie obu partii. Żeby każdy dostał po równo, ale im więcej dla nas tym lepiej. Dzień 50: rządzące partie wypracowują kompromis. NCO pozostanie pod kierownictwem Pokharela. W składzie znajdą się ministrowie, także ci z Komunistycznej Partii Nepalu(Marksistowsko-Leninowskiej, w Nepalu są dwa odłamy). Zgadza się premier Koirala, zgadza się koalicjant - Khagda Prasad Oli. Na 16 dni przed terminem kryzys wydaje się zażegnany. Dzień 60: do parlamentu trafia gotowa ustawa o NCO. Dzień 61: Subhas Nenbang, marszałek zgromadzenia, ogłasza przerwę w obradach. Jeśli ma to jakieś znaczenie, Subhas należy do KPN(ML) - partii Oliego, tej której nie w smak była kandytatura Pokharela. Dzień 69: Nenbang zwołuje pierwsze po przerwie obrady. 3 dni po terminie. Govinda Raj Pokharel zostaje szefem agencji, która nie istnieje. Dzień 88: Parlament realizuje najważniejszą obietnicę wyborczą z 2013 roku. 20 września 2015 przegłosowana zostaje nowa konstytucja Nepalu. Dzień 91: Granica z Indiami zostaje zablokowana.
Blokada Nowa konstytucja okazała się kontrowersyjna. Nie spodobała się zwłaszcza Madhezom, największej mniejszości etnicznej Nepalu. Madhezi to ponad jedna trzecia społeczeństwa. 7
Zamieszkują tzw. pas Teraju, który ciągnie się przez cały południowy Nepal. Teraz protestują. Uważają, że nowy podział administracyjny kraju spycha ich na boczny tor, traktuje jak Nepalczyków drugiej kategorii. Blokują drogi, okupują przejścia graniczne, wychodzą na ulice. Od 23 września 2015 do Nepalu nie docierają transporty z Indii. W kraju szybko zaczyna brakować paliwa, na stacjach ustawiają się olbrzymie kolejki, ludzie kupują na zapas. Wkrótce zacznie brakować też leków. Wkrótce, bo blokada potrwa ponad 4 miesiące. Cały obrót handlowy Nepalu zmaleje o 30%, a gospodarka zwolni z 6 do 2 procent. W zamieszkach zginie ponad 40 osób, a nepalska policja wiele razy zostanie oskarżona o brutalne traktowanie protestujących. Indie pokazują, jak bardzo Nepal jest od nich zależny. Są najważniejszym partnerem handlowym i jedynym dostawcą ropy. Bez Indii Nepal nie istnieje. Bez Indii nie ma w Nepalu paliwa przynajmniej dopóki nie zostanie zrealizowany szalony pomysł budowy tunelu kolejowego pod Everestem. Dlatego starszy brat protestom co najmniej nie przeszkadza. Władze Nepalu oskarżają Indie o aktywne wspieranie blokady. Narendra Modi twierdzi, że ciężarówki stoją w obawie przed zamieszkami na granicach, choć nepalskie transporty zatrzymywane są już w porcie w Kalkucie. Indyjski koncern naftowy bardzo oszczędnie realizuje paliwowe potrzeby Nepalu. Jeden z pracowników indyjskiej Straży Granicznej przyzna dziennikarzowi Economic Times, że był odgórny przykaz wstrzymywania dostaw do Kathmandu. 24 września Indian Express podaje sensacyjną informację. Władzom Nepalu miała zostać przekazana lista 7 poprawek, po których Indie zaakceptują nepalską konstytucję. Wszyscy rzecznicy prasowi w Delhi następny dzień poświęcili dementowaniu tej informacji, ale redakcja do dzisiaj uważa swoje źródła za niepodważalne. Jest 4 lutego 2016. Ostatni protestujący opuszczają przejście graniczne między Raxaul a Birgunj. Na co dzień tędy przejeżdża 70% ciężarówek z Indii do Nepalu. Ta, która przejedzie teraz, będzie pierwszą od 4 miesięcy. Silnik warczy i bucha spalinami, gdy cysterna przesuwa się pod bogato zdobioną bramą i wjeżdża na most łączący dwa państwa. Most Przyjaźni. Maitri.
Miliardy czekają Dla porządku. Dzień 107: Sushil Koirala ustępuje ze stanowiska premiera. Tylko dla porządku, bo wypada już przestać liczyć dni. Powyżej setki traci się poczucie skali. Władzę przejmuje koalicja obu odłamów Komunistycznej Partii Nepalu, a premierem zostaje K.P. Oli. Miliardy czekają. Ale nie będą czekać wiecznie. Miliardy mają to do siebie, że nigdy nie czekają zbyt długo. Tymczasem w Kathmandu trwa kryzys okołokonstytucyjny. Codziennie przez 8 godzin brakuje prądu. Nie ma paliwa, więc w parzyste dni mogą jeździć tylko samochody z parzystą tablicą rejestracyjną. W tej atmosferze władza podejmuje decyzję, którą powinna podjąć dawno, którą już raz podjęła, decyzję, w której większość ludzi dawno już postanowiła władzę wyręczyć. Decyzję o odbudowie. 16 grudnia powstaje Narodowe
8
Centrum Odbudowy. Każdy, kto w trzęsieniu stracił dom otrzyma 8000 złotych. Pieniądze mają być wypłacane w trzech ratach. 25 grudnia 2015, 8 miesięcy po trzęsieniu ziemi, do skromnego gabinetu w Kathmandu wchodzi Sushil Gyawali. To on pokieruje projektem. Wie, że zadanie nie jest łatwe. 25 grudnia, 8 miesięcy po trzęsieniu ziemi, za oknami skromnego gabinetu w Kathmandu zaczyna się zima. *** Ponad pół roku później. Kawiarnia w Kathmandu, ciepły sierpniowy poranek. - Temdi, jak wyście przetrzymali zimę? - Nie przetrzymaliśmy. Nasza wioska jest ponad 2000 metrów nad poziomem. Wyjechaliśmy do Kathmandu. - Ale dokąd? - Do obozu dla uchodźców. I tak muszę tu jeździć co tydzień. Interesy. Temdi handluje serami z mleka jaków. Przywozi z gór, sprzedaje w stolicy. - Byli tacy, którzy zostali? - Byli - kelner przynosi herbatę. Zabieloną mlekiem, słodką jak diabli. Ciepłą. Byli i przetrwali. Szacuje się, że w górskich wioskach pod prowizorycznymi schronieniami z blachy i kilku desek zimę 2016 przetrwało ponad 200 000 osób. - Dostaliście już pieniądze na odbudowę domu? Te 8000? - Nie. Nie wiemy kiedy. U nas rozdawali tylko tę pierwszą partię. Wiesz, to co obiecywali. Nie na odbudowę, tylko na przeżycie. 100 dolarów chyba. Na wasze będzie 400. Przyjechali 2 miesiące temu. Rok po trzęsieniu. Nawet nie odebrałem. Nie było mnie wtedy w domu. - A żona? - Żonie nie dadzą. Musi być gospodarz, właściciel domu. Inaczej nie dadzą. A mi się nie opłacało specjalnie wracać. Więcej bym stracił w pracy. - I przepadło? - Skądże znowu. Pokwitowanie dostała. Że się należy. Zobacz sobie - uśmiecha się pod nosem i wyciąga z kieszeni zwitek papieru. Trzyma na pamiątkę. - A samotne kobiety? Albo jak ktoś tylko wynajmuje? - Nie wiem. A ja wiem. Wynajmującym w świetle prawa nie należy się nic. Kobietom podobno się należy, jeśli są właścicielkami domu i ziemi. Tylko, że w Nepalu aż 80% domów należy do mężczyzn (stan na 2011, ostatnie badania). Należy się też tylko wtedy, gdy są na to dokumenty. Akt własności i potwierdzenie obywatelstwa. Najczęściej nie ma. Zdarza się, że przepadły wraz z trzęsieniem. Ale najczęściej nigdy ich nie było, w górskich wioskach mało która kobieta posiada choćby akt urodzenia. A wtedy się nie należy. Do 30 czerwca 2016 pierwszą ratę pomocy (2000 złotych) otrzymało 13 316 rodzin. Na jakąkolwiek pomoc wciąż czeka 50 razy tyle. 9
- Dlaczego to u was tak działa? Przecież widziałem was przy pracy, widziałem jak potraficie razem działać. Czemu tu wszystko musi iść źle? - To przez demokrację. - Jak, do cholery, przez demokrację? - Opowiem Ci, jak było kiedyś – każda wioska miała przywódcę. Nie wybierała go, po prostu zawsze był taki facet, którego wszyscy słuchali. Który potrafił coś zorganizować, skupić wokół siebie ludzi. Jak przestawał potrafić, zmieniało się faceta. Kilka najbliższych wiosek z reguły coś łączyło. Wspólny młyn do ryżu, jedna ciężarówka, koparka, czymś zawsze trzeba było się dzielić. I ci faceci reprezentowali osadę na zewnątrz. Chodzili, załatwiali. Jak trzeba było zorganizować się w większą grupę, to też wybierano przedstawicieli i wysyłano ich wyżej. Była w tym jakaś ciągłość. A teraz jaką masz ciągłość? Teraz co 5 lat do wioski przyjeżdża policja z kartami do głosowania. I każdy głosuje. Nawet jak nie umie czytać to i tak głosuje na jakiegoś gościa w garniturze w Kathmandu. I on ma go reprezentować?! Jak garniturek z Kathmandu może reprezentować stolarza analfabetę z górskiej chałupy w Langtangu? Czy dla stolarza jedna opcja na karcie różni się czymkolwiek od drugiej? Sprawdzam. W 2011 roku według badań UNESCO tylko 57% dorosłych Nepalczyków umiało czytać i pisać. Nic dziwnego, że Temdi demokratycznie wybraną władzę nazywa „garniturkami z Kathmandu”. *** Wysiadamy z taksówki. Neri nigdy do nich nie przywykła. Choroba lokomocyjna. Teraz zamyka drzwi, prostuje się, nawet trochę uśmiecha. Nadal jest drobna, ale już nie kuli się przerażona w fotelu. Nadal wydaje się krucha, ale już nie bezbronna. Z drugiej strony wysiada jej mąż i Temdi. Wspólnicy z pracy. Taksówka odjeżdża, a my idziemy. Przed nami Dom. To chyba najmniejszy obóz dla uchodźców w Kathmandu. W tym koło Boudhanath mieszka ponad 2000 ludzi. Tutaj 81 rodzin. Ot, kawałek łąki wycięty z mięskiej dżungli. Wygląda na zapuszczone boisko do piłki nożej. Jest finansowany prywatnie. Ktoś kupił ziemię i oddał ją ofiarom trzęsienia. Każdy, kto tu przyjeżdża, dostaje zapas brezentu i 14 arkuszy blachy. Od roku nepalska architektura opiera się głównie na brezencie i arkuszach blachy falistej. Zostać można maksymalnie 4 miesiące. W teorii. W praktyce większość mieszka tu od momentu, gdy stracili wszystko. Stracili to co mieli w Trisuli, w Nukawocie, stracili swój Langtang i Dumre. I przyjechali tutaj. Żyją tutaj od roku. W niekończącej się prowizorce, w namiotowej mozaice, w labiryncie sznurów z praniem. Namiot przy namiocie, jedne drzwi naprzeciwko drugich, ścieżynki wąskie jak na cmentarzu. Trwają. 81 rodzin. Bez prądu, z jedną pompą wody. Ręczną. Pompa to centrum życia, miejsce spotkań. Przynajmniej dla kobiet. Mężczyźni siedzą z drugiej strony obozu. Zaanektowali sobie jakiś betonowy murek z blaszanym zadaszaniem. I siedzą. Podchodzę, pytam jednego co robi. Z czego żyje, czym się zajmuje. Wzrusza ramionami. Neri i Krishna zapraszają do swojego namiotu. Wchodzę pod niebiesko-żółtą płachtę. Temporary shelter. Parę metalowych rur podpierających brezentowy dach, ściany umocnione blachą. Wieczna tymczasowość. W środku dwie kanapy ustawione plecami do 10
siebie, jakiś regał, kuchenka gazowa. Z sufitu zwisa żarówka, na półce stoi akumulator samochodowy. Jedyne źródło prądu. Ładują za 100 rupii w sklepie obok. Pod ścianami rupieciarnia, baniaki na wodę i zapasy. Ryż, jajka, ziemniaki, soczewica do dal bhatu. Podłoga wyłożona ciemną gumą, ale tylko tam, gdzie kanapy, gdzie kuchnia, gdzie żarówka. Z drugiej strony goła ziemia. Mieszka tu 6 osób. Neri pochyla się nad palnikiem, odpala gaz. Zaraz będzie obiad. Ziemniaki i jajko sadzone. Sięga po patelnię, zerka na mnie. Gestem zaprasza do środka. Wejdź, czuj się jak w domu. Wchodzę na zakurzoną gumową posadzkę. Ale wcześniej zdejmuję buty i ustawiam w rządku. Obok butów gospodarzy.
Epilog Dzięki wsparciu NCO jest już 41,311 nowych domów: stan na 29.1.2017 - prawie 2 lata po trzęsieniu ziemi. To jakieś 6% prac. Z całej Małopolski odbudowano Tarnów, Nowy Sącz i większość Limanowej. Od 11 stycznia Sushil Gyawali nie jest już kierownikiem NCO. Nowym szefem centrum został Govinda Raj Pokharel - jego twórca i patron. 4 sierpnia 2016 w Nepalu nastąpiła kolejna zmiana władzy. Pushpa Kamal Dahal jest dziewiątym premierem w ciągu 8 lat. Neri i Krishna nie mieszkają już w obozie. Pomogły im dwie dziewczyny z Polski. Na Facebooku uzbierały 8000 złotych. Wyręczyły Narodowe Centrum Odbudowy i garniturków z Kathmandu. Thakur ciągle spłaca pożyczkę, którą wziął na operację córeczki. Dużo pracuje, ale jest szczęśliwy. Jego dom odbudowali wolontariusze z amerykańskiej organizacji charytatywnej. Apsara nadal pracuje jako nauczycielka. Zarabia 400 złotych miesięcznie. W Nepalu to sporo, ale Apsara ma niepełnosprawnego brata, którym musi się opiekować. Jest jej ciężko, ale nie narzeka. Zawsze powtarza, że lubi wyzwania. Sushma wciąż mieszka w tymczasowym schronieniu i uczy się w tymczasowej szkole. W lutym pójdzie do nowej szkoły wybudowanej przez All Hands. Ama codziennie przynosi wolontariuszom wodę ze strumienia.
11