Ecce homo Kraków. Jesienny chłód daje się odczuć każdemu. Ludzie się spieszą, żeby nie zmarznąć. Nieruchomo stoi chłopak, pewnie umówiony na pierwszą randkę. Nerwowo patrzy na zegarek i pociera zziębnięte dłonie. Ale oprócz niego jest jeszcze kilka stałych punktów. Siedzą na ławkach na Plantach nawet całymi dniami. Obserwują tych, co się spieszą.
Janek przyjechał do Krakowa dwadzieścia lat temu. Nie mógł znaleźć swojego miejsca i wyjechał do miasta. Bez rodziny, bez nikogo, sam. Tutaj zaczął pracę na czarno, potem pojawił się alkohol. Pracę stracił, zaczęło się życie na ulicy. Dziś można go spotkać w jednym z klasztorów, gdzie w ciągu dnia zakonnicy pozwalają mu się ogrzać, dają kawę. Chodzi do urzędu, szuka zajęcia. Już kiedyś je znalazł, ale problem z alkoholem wrócił jak bumerang. - Przepierdoliłem i tyle - mówi. Do Krysi przyszedł komornik, a nie miała za co żyć. Bartek był informatykiem, dużo zarabiał, zna angielski, ale kiedy dziewczyna go rzuciła nie potrafił sobie z tym poradzić. Zaoszczędzone pieniądze wydał, swoje mieszkania posprzedawał lub potracił i tak się zaczęło.
Pomóż… - Każda historia jest inna, ale nie można do końca powiedzieć, że ktoś sobie to zaplanował i wybrał bezdomność - mówi brat Piotr, kapucyn pracujący w Dziele Pomocy św. Ojca Pio. Organizacja mieszcząca się na ul. Smoleńsk jest jedną z najpopularniejszych wśród bezdomnych. Bardzo często się słyszy od nich o pomocy kapucynów - począwszy od tej najbardziej podstawowej jak łaźnia, pomoc medyczna aż po konsultacje specjalistyczne: z pracownikiem socjalnym, doradcą zawodowym, psychologiem, psychiatrą. Brat Piotr: Z osobą bezdomną trzeba nawiązać więź. Czasem to trwa nawet rok, a nawet więcej zanim zaufa i poprosi o dalszą pomoc. Z każdym staramy się rozmawiać i zachęcać do skorzystania z pomocy, jednak warunkiem jest bycie trzeźwym. W przypadku braku dokumentów pomagamy je wyrobić. Osoby bezdomne także same muszą podjąć jakiś trud w
tym kierunku. Dla nas jest to ważna informacja, że są gotowe do zrobienia czegoś ze swoim życiem. Działa reguła małych kroków. Na celu mamy dobro człowieka i perspektywę wyprowadzenia go z bezdomności. Z bratem Piotrem trudno jest umówić się na rozmowę. Sprawia wrażenie zmęczonego. Sympatyczna i uśmiechnięta twarz, niezbyt gęsta broda i wytarty habit: - Kiedy zacząłem pracę w Dziele Pomocy, dostałem jedną szczególną poradę: Pamiętaj, że to są takie same osoby jak ty i ja. Na początku naturalny jest dystans jaki możemy czuć do osób bezdomnych. Nie znamy ich historii, możemy mieć różne wyobrażenia i doświadczenia ich dotyczące. Ale kiedy się przebywa z tymi osobami dłużej, ten dystans się zmniejsza, zaczynamy sobie ufać. Szczególnie odczułem to, kiedy zorganizowaliśmy pielgrzymkę do Rzymu. Wtedy przebywaliśmy z nimi cały czas i w różnych sytuacjach. Mogliśmy się lepiej poznać. W Krakowie funkcjonuje kilkadziesiąt ośrodków gdzie bezdomni mogą otrzymać pomoc, doraźną i specjalistyczną. Dostają też wsparcie od przechodniów, którzy kupują im jedzenie, przynoszą ubrania, śpiwory, częstują papierosem, albo dają pieniądze. Brat Piotr: dawanie pieniędzy może być najgorszym rozwiązaniem. Nie wiemy na co te pieniądze zostaną wydane. W większości przypadków idą one na alkohol lub inne używki, a więc zamiast pomagać przytrzymujemy osoby bezdomne na ulicy. W Krakowie jest dość ośrodków oferujących pomoc. Bezdomni, jeśli tylko naprawdę jej chcą to dostaną. Zawsze bardziej radzę podawać im informacje gdzie mogą w Krakowie otrzymać pomoc niż pomagać na własną rękę, najprościej dając pieniądze. Jeśli jednak decydujemy się na zakup jedzenia czy innej rzeczy, w miarę możliwości porozmawiajmy z osobą, której pomagamy. Na pewno nie zapomni takiego spotkania! Potrzeba relacji z drugim człowiekiem jest u niej zdecydowanie głębsza. Jedną z osób, które rozmawiają z bezdomnymi jest Grzesiek, na co dzień pracownik McDonalda. Chodzi do nich, pyta kim są, wspiera jak może. - Mam radość, gdy widzę, że pomogłem - mówi. - Jak zaczynasz przebywać z bezdomnymi, zaczynasz inaczej patrzeć na świat, przychodzisz do domu, kładziesz się na łóżku i doceniasz, że masz to wszystko. Bezdomni są fajni, fascynują mnie. Kiedyś jeden z nich mi powiedział: Kiedy widzisz drzewo, to co myślisz? Ja, kiedy je widzę, jestem wdzięczny, bo może dać mi schronienie przed słońcem. Oni patrzą inaczej niż my więc kiedy z nimi przebywasz dłużej, też tak zaczynasz.
Rodzi się w tobie więcej współczucia i w każdym dostrzegasz człowieka podobnego do ciebie. Kiedyś przechodziłem obok bezdomnych obojętnie, nie zwracałem na nich uwagi. Potem zamieszkałem w Krakowie na stałe i zacząłem z nimi gadać. Zaczęło się od tego, że jeden mnie poprosił żebym kupił mu jedzenie. Powiedziałem ok, ale opowiesz mi najpierw historię swojego życia. I tak się zaczęło. Potem ten bezdomny zabrał mnie do swoich kolegów.
...i pogadaj Bernard miał pracę, ale uległ wypadkowi, potem stracił mieszkanie. Dziś można go spotkać pod którymś z krakowskich kościołów. Powykrzywiane nogi, stoi o kulach, na szyi zawieszony ma karton z wypisaną prośbą o pomoc. Przekrzywione okulary, czapka jak u bajkowego krasnala i czarne wąsy przeplatane już siwymi nitkami. Opiera się na kulach, w jednej ręce trzymając jeszcze pudełko na pieniądze. Stoi i milczy, nie zaczepia ludzi. Bernard nie wygląda jak bezdomny. Jest nieogolony, ale czysty. Wielu innych bezdomnych przechodzi ulicami każdego dnia. Niektórych nie da się odróżnić od cywilów, jak nazywa „zwykłych” ludzi jeden bezdomny. Mają markowe ubrania, które dostali w placówkach pomocy, są czyści, nie żebrzą. Bernard: - Samotność dotyka najmocniej. Jedzenie się załatwi, nocleg też. Ale oprócz jednej siostry zakonnej nie ma kto ze mną porozmawiać. Łatwiej jest rzucić złotówkę niż stanąć i poświęcić kilka minut, szczególnie kiedy na zewnątrz zimno. W zamian można jednak zobaczyć radość. Ktoś dzięki temu zamieni choć parę słów, oderwie się od własnych myśli, może po raz pierwszy tego dnia. Zyskuje się też nowego znajomego, który następnym razem serdecznie się ucieszy na nasz widok. Bo spotkał znajomego i może z nim pogawędzić. Nawet jeśli sprowadza się to tylko do pytania „co słychać?” i odpowiedzi: „zima, to źle”. Ta wymiana zdań pozostaje w pamięci dłużej niż inne rozmowy. Albo, kiedy dwóch łysych bezdomnych w dresach, rodem z filmu o kibolach, wymienia z przechodniami życzenia noworoczne... Pozostają one w pamięci dłużej, niż jakiekolwiek inne.
Weterani
Im dłużej żyje się na ulicy tym mniejsze szanse na powrót do tzw. normalnego życia. - Kiedy człowiek traci dom, już sama bezdomność go przytłacza i można nie wytrzymać psychicznie - twierdzi X, który chce pozostać anonimowy. Takich bezdomnych można poznać, bo nie reagują, żyją we własnym świecie. Idąc ulicą obijają się o innych, patrzą obojętnie wokół. Skupieni są na sobie. Wojtek był kiedyś kompozytorem, pianistą. Ćwiczył grę kilka godzin dziennie. Dziś można z nim pogadać właściwie tylko o muzyce. - Ludzie to kosmici – rzuca. Przechodnie jednak próbują z nim rozmawiać bo ani inteligencji ani wiedzy muzycznej mu nie brak. Cała jego postać jest utopiona w warstwach ubrań, a spod gęstej brody i dwóch czapek wystaje nos i oczy. Paznokcie brudne i długie jak szpony wystają z czerwonej, grubej i popękanej od mrozu dłoni. Całymi dniami siedzi na ławce na plantach. W ręce ma szkicownik: - Spisuję dzieje świata. Za toaletę służą mu pobliskie krzaki. Choć Wojtek żyje w swoim świecie, bardzo dobrze orientuje się w innych sprawach. Wie, że było trzęsienie ziemi we Włoszech, który z muzyków niedawno zmarł, jaki organista gra (i jak gra!) w jakim kościele i gdzie można kupić szampana za 3,99.
Janek dwadzieścia lat żył jako krakowski bezdomny. Klnie. Na świat, na ludzi, na swoją rodzinę, na znajomych, na innych bezdomnych. - To kurwy i łajzy – denerwuje się. Sam dla siebie jest paniczem. Zakonnicy, którzy w ciągu dnia dają mu schronienie, u których pracuje i w zamian dostaje coś do jedzenia, to jedni z niewielu, których nazywa ludźmi. Janek może sprawiać wrażenie agresywnego. Sam jednak przyznaje, że jest nieszczęśliwy. Dwadzieścia lat życia na ulicy, odczuwania mrozu i ciepła, prób wychodzenia z picia i z bezdomności i znów powrót na ulicę. Świat zmienił się przez te dwadzieścia lat, a Janek? - Śpię byle gdzie. Jak chodzę do urzędu szukać pracy, to tam też mi pozwalają korzystać z toalety. Znają mnie i wiedzą, że pan Janek to porządny gość – opowiada. - Jestem sam, tylko zakonnicy mi pomagają. Inni bezdomni to łajzy! Kurwa, ukradli mi kiedyś buty, tacy to kurwa kumple. Człowiek się upił, spał na ławce to zabrali, jak świni po prostu. Inny też tu kiedyś
przyszedł cały najebany. Tutaj, do klasztoru, żeby mi wstydu narobić! Jak jest trzeźwy, to kurwa nie przyjdzie, ale dopiero żeby z nim się napić, to przylezie. Wypierdoliłem go stąd, co on myśli sobie kurwa. Ale potem poszedłem i się napiłem… Tacy to koledzy! Już nigdy więcej. Jak mi jeszcze jakiś przyjdzie to wezmę telefon od kogoś i zadzwonię na policję. Ludzie chętnie się pozbędą takiego chama. A policja tak go już spałuje, że popamięta, będą walić pałami, aż zacznie kwiczeć. Ja mam już tylko swoje pudełko, do którego czasem ktoś wrzuci pieniążka. W świecie musisz coś mieć, żeby się liczyć. Czy ja mogę mieć dziewczynę? Nie kurwa, nie mogę. Chuja znajdę nie dziewczynę. Bo one też czegoś oczekują. Za darmo nic nie ma. Ale wy tego nie rozumiecie. Inteligencja będzie pisać, niech pisze. Bogaci będą chlać i sprowadzą dziewczyny, bo mogą, mają kasę. Nikt o tym nie mówi, nikt się nie przyczepi. A my? Nie męczcie mnie już! chowa głowę w ramiona i tak już pozostaje na tle klasztornych murów, powtarzając cicho: chcę tylko spokoju.
Bezdomni różni jak cywile Młodzi dobrze wiedzą, co to znaczy być bezdomnym, ale jeszcze do tego tak nie przywykli. Widzą doskonale różnice między życiem cywili, a swoim obecnym. X jest na ulicy półtora roku. Jego kolega mówi o nim, że to jest człowiek dobry. Tak po prostu. Przypomina postać Simurina z „Hamleta we wsi Głucha Dolna”. Gęsta broda, niepoproszony nie będzie zabierał głosu, cichy i spokojny, ale swoje zdanie ma i swoje wie. W 2004 roku stracił mieszkanie. Dostał inne, socjalne. Jego stan, grzyb, brak wody, ubikacja na zewnątrz, sprawiły, że wolał się przenieść na ulicę. Nie korzysta z żadnych noclegowni ani pomocy społecznej: Ja jestem taki bezdomny zbuntowany – mówi. - Nie chcę pomocy, nie chodzę do noclegowni. Niektórzy chodzą na noc do takich ,,ogrzewalni”, jak ja to nazywam, a w ciągu dnia wychodzą na miasto, bo muszą. Ale ciężko ich nazwać bezdomnymi tak naprawdę. Śpi taki w łóżku, je obiady, dostaje zasiłki... To nie jest bezdomność, no. Ja nie korzystam z ,,ogrzewalni”, bo tam jest problem z higieną. Przychodzisz i po jednej nocy masz już wszy albo inne pasożyty. Poza tym ludzie kradną. Śpisz w takich pomieszczeniach, tam jest materac przy materacu, zasypiasz i rano, jak się budzisz, możesz już nie mieć plecaka. Poza tym,
żeby cię przyjęli gdziekolwiek, nie możesz nic pić. Zero! A jak tu nie pić? Trzeba trochę, żeby się zrobiło cieplej człowiekowi. Poza tym dla lepszego humoru. No i żeby zalać smutki. X codziennie musi samodzielnie znaleźć sobie coś do jedzenia. Zbiera puszki. Kolega zbiera butelki, więc nie wchodzą sobie w drogę. W dobry dzień to w parę godzin może nawet 200 zł zarobić. - Poza tym, to patrzę jeszcze do śmietników. Czasem znajdzie się jakaś gazeta, ale to tylko za dnia mogę czytać, bo nie widzę za dobrze. Jak widzę też jakiś portfel, to sprawdzam, co jest w środku. Jak pieniądze bez dokumentów, to biorę, jak dokumenty, to zanoszę na policję, czasem kilka na dzień. Już mnie tam dobrze znają. Ale ciężko jest. – narzeka. - Polska to nie jest kraj cywilizowany. Np. zagraniczni pomagają częściej i chętniej niż lokalni. Nasi zwykle źle patrzą, czasem zwyzywają. Bywa i lepiej. Teraz jedna pani kupiła mi śniadanie, a następnego dnia przyniosła termos, ubrania i śpiwór. Innym razem w czasie deszczu schował się pod rusztowaniem. Recepcjonistka z hotelu obok kazała mu stamtąd wyjść i znaleźć sobie inne miejsce, żeby nie odstraszać klientów. Nie ma reguły. Dodaje też, że u bezdomnych jak u cywili: ludzie są różni. Podkreśla, żeby nie mylić bezdomnych, ze zwykłą żulią i złodziejami: - Tak było też na Światowych Dniach Młodzieży. No naprawdę, ja nie wiem skąd tyle tego łajdactwa nagle się zjechało. Ludzie przechodzący obok X albo nie zwracają na niego uwagi, albo właśnie przyglądają się z ciekawością, niepokojem w oczach. Dla niego najważniejsza jest wolność. Nie palisz, ok, ale dlatego, bo ci nie wolno, czy nie chcesz? Ma marzenia, tak jak inni. Chciałby mieć mieszkanie. Uważa, że gdyby je miał mógłby zacząć pracę: Jak nie ma, to gdzie się człowiek umyje, przebierze? Bernard chciałby mieć zdrowe nogi. I żeby już było ciepło. Wojtkowi marzy się flet poprzeczny i komplet płyt. Janek: Chcę tylko spokoju.