Izabela Olczyk - Instytucja

Page 1

Instytucja 1. Centrum świata – Załóż szalik, bo w kościele jest zimno. Babcia stoi w korytarzu, przeczesuje włosy zielonym grzebieniem i spryskuje się odurzającymi perfumami. Jest jakoś przed dziewiątą, czekam w kuchni, aż będziemy mogły wyjść. Mam 10 lat, uczesany warkocz, dopasowane ubranka, książeczkę w kieszeni. Dziadek znad krzyżówki pyta, czy mam pieniądze na ofiarę. Nie mam. Przynosi swój portfel i wręcza mi symboliczną złotówkę. Babcia w pośpiechu, patrząc na swoje znikome odbicie w oknie stara się pudrować nos. – Złotówka? To prawie jak 50 groszy. Masz tutaj 2 złote, wrzucisz ładnie do koszyczka. – kwituje babcia już w drodze do kościoła. Wchodzimy w końcu do środka, maczam całą rękę w wodzie święconej, w czerwonym płaszczyku zmierzam dzielnie obok babci aż do pierwszej ławki, oczywiście przez sam środek świątyni. To miejsce robi na mnie wrażenie, a nawet przytłacza ogromem. Wierni doskonale wiedzą, że każdy ich ruch czy gest jest bacznie obserwowany, dlatego ważą każde słowo i każdy uśmiech. *** – W tych spodniach idziesz? Nie za zimno ci będzie? Babcia jak zwykle stoi w korytarzu, przeczesuje włosy zielonym, wyszczerbionym już grzebieniem i spryskuje się odurzającymi perfumami. Jest jakoś przed dziewiątą, ledwo zdążyłam przebrać się z piżamy. Dziadek pyta o pieniądze na ofiarę. Coś brzęczy w mojej prawej kieszeni. – Tak, mam. Wchodzimy do środka, do pierwszej ławki. Mieszkańcy Przeręba, Ciesiel, Bartodziej, Borek i Huty mierzą każdy mój krok, spojrzenie. Jedyne, o co się modlę, to żeby msza dobiegła końca. – Jako parafianie powinniście nieść pomoc kościołowi. Potrzebny jest remont, a co za tym idzie – pieniądze. Apeluję więc o kolejne zbiórki, które pozwolą nam na odnowienie naszej


świątyni. Należy wymienić witraże w oknach, odświeżyć parkan. Niestety do pracy nie ma zbyt wielu chętnych. Mam 18 lat, więc słucham tego starając się nie parsknąć śmiechem, a dla zdecydowanej większości ludzi te słowa to jak wbicie im noża w serce. Kościół to często ich jedyna ostoja w tej małej społeczności. Większość starszych mieszkańców mojej miejscowości pojawia się w kościele codziennie o siódmej, na porannej mszy. Po niej wracają do swoich zwykłych obowiązków. Kilka rodzin z Przeręba nie chodzi do kościoła. Jedna kobieta z mężem i dziećmi mieszka tuż obok świątyni, jednak wielokrotnie powtarzała, że nie będzie brać udziału „w takim cyrku”. Nie dlatego, że nie wierzy w Boga. Chodzi po prostu o działanie tej naszej małej instytucji. Cena za wybór? Opinia innych: – Niee, na nią to trzeba uważać. Ona to jakaś dziwna jest. Na drugim biegunie są zaangażowani. Głównie kobiety. Za „panowania starego proboszcza”, udzielały się, pomagały i działały na rzecz kościoła. Mama mojego przyjaciela do nich należała. Zapamiętałam ją jako bardzo miłą i ciepłą osobę gotową pomóc każdemu najlepiej, jak potrafi. Gdy pojawił się nowy proboszcz, zaczęła przewodzić w nowopowstałej Radzie Parafialnej. Na początku nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie odpowiada na moje „Dzień dobry”. Jednak po jakimś czasie zaczęłam rozumieć: nie trzymasz z kościołem, to ja nie trzymam z tobą. *** Na razie jest ciągle niedziela. Lokalny biznesmen dumnie wypina pierś w przedostatniej ławce. Obok niego miejsce zajmuje powszechnie szanowana małżonka. Błyszczy wśród masy szarych kobiet. Ułożone włosy, ładna sukienka, buty na małym koturnie. Mocno umalowane oczy. Pod makijażem siniak. W tej chwili to nie ma znaczenia, bo teraz stoją obok siebie, piękni, zakochani na zabój, w w samym sercu wiejskiej społeczności. Młodzi zostali na przykościelnym murku. Siedzą tam wszyscy moi znajomi z podstawówki, którzy rzadko mnie rozpoznają. Za murkiem w dłoniach trzymają odpalone papierosy, żują gumy i zastanawiają się, kiedy można się w końcu napić. Mają białe koszule, sukienki, makijaże i wypastowane buty.


Dla starszych ta msza to przede wszystkim forma rozrywki, a ksiądz jest dla nich bożkiem. Nie wiadomo, czy bardziej kochają jego, czy sam budynek świątyni. *** – Olka w jakiej sukni przyszła, Matko Boska. – opowiada babcia wstawiając wodę na gaz po przyjściu z kościoła. – A Pela w takiej garsonce, z taką torebką. Babcia lubi opowiadać o tym, co widziała podczas mszy. Mimo stanowiska w pierwszej ławce doskonale wie co dzieje się z tyłu i po bokach.

2. Festiwal – Cześć, chciałabym przyciąć trochę końce, bo mam strasznie zniszczone. Dałoby radę dzisiaj albo jutro? – Coś ty, wszystko mam pozajmowane. Przecież zaraz Wszystkich Świętych. To specjalny dzień. Każda mieszkanka Przeręba, niezależnie od wieku i statusu społecznego, chce wyglądać wyjątkowo. U fryzjera wszystkie terminy zajęte już od połowy października. Farbowanie odrostów, trwała, loki, a może nawet upięcia. Kosmetyczki także nie próżnują – hybrydy, a może akryle? Przedłużać czy może zostawić swoje naturalne paznokcie? No i przecież trzeba się jakoś ubrać. Królują garnitury, suknie, futra (zależnie od pogody). *** W supermarkecie witają mnie wielkie jak głazy wiązanki nagrobne. We wszystkich kolorach, rozmiarach, z wstęgą i bez. Staram się przejść dalej pomiędzy zatłoczonymi już alejkami, obrywam wózkiem czy koszykiem w nogę, ale idę dalej. W końcu stoję przed półkami uginającymi się od zniczy. Na pólkach te: najprostsze, najmniejsze, najmniej rzucające się w oczy,


średnie, umiarkowane, z odrobiną nonszalancji, największe, najdroższe, najbardziej zdobne, w kształcie serca, z krzyżem, bez krzyża, z Jezusem, z Matką Boską, z napisem, w kształcie Polski, z cyrkoniami, z brokatem, ze złotym wieczkiem, a może elektryczną lampką. Okoliczne sklepiki oferują szeroki wachlarz narzędzi potrzebnych do upiększania grobów. Pierwszolistopadowe gadżety zalewają każdy, nawet najmniejszy sklep, stragan, rynek czy targ. Ale najważniejsze są znicze. Na jednym grobie musi stać co najmniej pięć dorodnych lampionów i przynajmniej jedna wiązanka wielkości sporej walizki. – Ciociu, nie można trochę mniej?


– Nie można. Trzeba wszystko. Ciocia ma około 80 lat i swoje przekonania, których absolutnie nic nie zmieni. To dzięki niej zobaczyłam, jak naprawdę wyglądają przygotowania do pierwszego listopada. Jakiś tydzień przed całym wydarzeniem jedzie się na cmentarz, żeby umyć pomniki. Mają błyszczeć, świecić, lśnić, połyskiwać, a nawet razić swoim blaskiem. Mają być najczystsze spośród innych najczystszych na tym cmentarzu. *** Pierwszego listopada jak zwykle pada deszcz. Nie da się zaparkować, krążymy przez kilka minut w poszukiwaniu wolnego miejsca. W końcu udaje nam się je znaleźć. Uzbrojone w znicze, z mamą i babcią, idziemy do grobu moich pradziadków. Mijamy tabuny ludzi z naszej okolicy. Rzucają się w oczy stare i wyleniałe futra, ale tych świeżo kupionych również nie brakuje. Festiwal fryzur: włosów zakręcanych na lokówce, koków, idealnie wyprostowanych pasm, doklejonych paznokci i rzęs. Kozaki na wysokiej szpilce umoczonej do połowy w błocie i błyszczące rajstopy. Spod męskich kurtek i płaszczy wystają garnitury, białe koszule. Starannie wystylizowane włosy. Zapach tandetnej świeżości bije od świeżo ogolonych szyj. W powietrzu daje się wyczuć zapach deszczu, lasu, dymu ze zniczy, tanich różanych perfum z dodatkiem piżma, starych futer wyciągniętych ze strychu. Starsze panie, które mieszkają w mojej wsi, rozpoznałabym z zamkniętymi oczyma po zapachu kremu Nivea, lekarstw zażytych przed wyjściem na cmentarz, starego pudru, przeterminowanej szminki i mocno kwiatowych perfum. – Dzień dobry. – Dzień dobry, ale z ciebie to już panna. No i gdzie na te studia w końcu poszłaś? – Na Jagielloński, na dziennikarstwo. – Aha… No cóż, jakoś to musi być. *** Najważniejsza jest msza odprawiana na prowizorycznym ołtarzu. Poprzedza ją procesja po całym cmentarzu umożliwiająca obserwację każdego jego zakątku. Widzę wychylające się


z tłumu głowy szukające swoich znajomych ze szkolnych lat. Można zobaczyć, kto przytył, kto schudł (niestety), komu się pewnie wiedzie, a kto klepie biedę. Ten dzień to festiwal. Festiwal kreacji, ocen, obserwacji. Z każdej strony słychać słowa wypowiadane szeptem na ucho bliskich osób, w taki sposób, żeby nikt nie dosłyszał zbyt wielu szczegółów (swobodnie pogadać będzie można dopiero w domu przy rosole). – Ale ona się ubrała, jakie ma buty, o Jezu. – A jemu to się tak strasznie przytyło. – Zbrzydła. – W Warszawie teraz siedzi z tymi dziećmi. Dialogi przeplatane są dźwiękiem odpalanych zapałek i brzękiem wieczek od zniczy. – Ale ma suknię. – Schudł strasznie, pewnie ma raka. – Ja to słyszałam, że ten Marek to żonę zostawił i jakąś inną sobie znalazł. Gdzieś w oddali trwa msza. Od czasu do czasu trzeba klęknąć, przeżegnać się, wrzucić złotówkę na tacę. Przy niektórych grobach dalej trwają poprawki dekoracji: – Przesuń w lewo ten czerwony, a ten niebieski tam dalej postaw. – Odpal jeszcze te dwa i tę wiązankę jakbyś tak w lewo trochę. Później jedzie się do domu, je się rosół i pije się herbatę. Pierwszy listopada to taki wstęp do świąt Bożego Narodzenia. Jeden dzień wolnego spędzany z rodziną w miłej atmosferze cmentarnego zamętu. Zdarzają się też ludzie znajdujący się gdzieś poza tym całym zgiełkiem. Starsi, w przechodzonych i zniszczonych ubraniach. Pojawiają się na cmentarzu tylko na chwilę, rękawem przecierają blat pomnika i ustawiają jedną skromną lampkę. Potem znikają.

3. Procesja


Mama zakłada mi białą sukienkę, wręcza koszyczek z kilogramem płatków kwiatów. Po milionach odbytych prób do perfekcji mam opanowane systematyczne wyrzucanie garści kolorowej masy na gorący asfalt. Mama nie chce, żebym szła w procesji, bo jestem mocno uczulona na pyłki. Jednak idę, bo po prostu tak trzeba – wszystkie 9-letnie dziewczynki muszą się stawić, nie może zabraknąć ani jednej. Do końca procesji nie wytrzymałam, zmęczył mnie katar i łzawiące oczy. Musiałam wrócić do domu. Katechetka była niepocieszona. *** Babcia jak zwykle prosi mnie o przyklejenie do okien obrazków z Panem Jezusem. Wszyscy tak robią, wtedy widać, kto obchodzi Boże Ciało, a kto nie. Dziadek obwiesza płot kolorową girlandą. Sklep w ten dzień do południa jest nieczynny. W domach prasuje się koszule, robi makijaże i pośpiesznie je śniadania. Procesja rozpoczyna się w południe. Mężczyźni w koszulach z krótkim rękawem, kobiety w letnich sukienkach. Królują odświętne makijaże, tony biżuterii i litry lakieru do włosów. W Przerębie co roku wygląda to identycznie. Dwie godziny procesji, śpiewanie pieśni, poszczególne stacje pochodu. Rozmowy, tłok, sypanie kwiatków, białe sukienki. Wcześniej kupuje się najlepsze ubrania, najbardziej kolorowe sukienki, chabrowe spódnice i czerwone szpilki. Nie sposób nie zauważyć świeżo farbowanych odrostów i podciętych końcówek. Organista śpiewa, księdza prowadzi starannie dobrany orszak składający się z tutejszych grubych ryb. Najmocniej pamiętam charakterystyczny ból głowy spowodowany mieszanką ostrych zapachów. Pyłki kwiatów, słodkie, duszące perfumy uderzające z każdej strony, pot i kosmetyki. Dziś uwielbiam patrzeć z okna na moich dawnych znajomych, którzy wciąż w tym uczestniczą. Zakładają odświętne koszule i lakierki tylko po to, żeby za rogiem, kiedy nikt nie będzie patrzeć, odpalić odłożonego na tę chwilę papierosa. Najbardziej ciekawy jest obraz po procesji. Wymięte, kolorowe płatki kwiatów spoczywają na ulicach, wszyscy powoli się rozchodzą i zaczyna panować wielka cisza. Cisza, którą po południu przerywają odgłosy ulicznych bójek i dźwięk tłuczonego na chodniku szkła.


Po południu wchodzę do sklepu, z trudem otwieram drzwi, bo zaraz za nimi stoi gromada podchmielonych mieszkańców mojej wsi. Najpierw uderza mnie widok ich białych, lekko przepoconych już koszul i dłoni, w których dzierżą zazwyczaj najtańsze piwo. Patrzą na mnie, staram się przejść między nimi jak najszybciej, żeby uniknąć jakiejkolwiek interakcji. Najpierw tylko ze sobą rozmawiają, śmieją się, a potem wychodzą na zewnątrz. Zaczyna się od delikatnych pijackich dialogów, które przecież bawią wszystkich. – O, proszę. Jaka ładna panienka. – A ja to umiem 5 języków, za granicą się nauczyłem. – Jeszcze jedno piwo pani Basiu. Potem zaczepiają, szturchają się, szarpią, a nawet biją. Boże Ciało nie kończy się razem z procesją, lecz z ostatnimi słowami wykrzykiwanymi koło drugiej w nocy. Od teraz do następnego święta czas będzie odmierzany kolejnymi, zwykłymi, niedzielnymi mszami.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.