3 minute read
Czas oszczędzania i niepewności
Na początku była pandemia, potem wojna w Ukrainie, następnie potężna inflacja i zagrożenie spowolnieniem gospodarczym, a może nawet recesją. Teraz nadchodzi także kryzys energetyczny. Jak przetrwa te trudne czasy handel spożywczy?
Witold Nartowski
Dziennikarz
Coraz częściej docierają z rynku informacje o kolejnych firmach niewykluczających możliwości zaprzestania działalności już w najbliższym czasie. Niemała część z tych przedsiębiorców to osoby prowadzące sklepy detaliczne. I nie ma się tu czemu dziwić, gdyż udział niedużych, prywatnych firm jest w tej branży bardzo znaczący.
Przedsiębiorcy rezygnują...
Deklaracje ze strony detalistów, iż planują zamknąć swoje sklepy są coraz powszechniejsze. Zarówno już obecne, jak i przewidywane koszty utrzymania placówek handlowych wydają się nie do udźwignięcia dla wielu sklepikarzy. Nawet działania tak samych przedsiębiorców, jak i całych sieci handlowych zmierzające do ograniczenia nakładów finansowych nie są w stanie zrekompensować rosnących cen. Można zmniejszyć oświetlenie, wyłączyć część lodówek i zamrażarek, skrócić godziny funkcjonowania placówek... Gdy jednak mamy do czynienia ze wzrostem cen energii elektrycznej, nawet rzędu kilkuset procent, to oszczędności nie pokryją generalnego wzrostu kosztów. A podwyżki cen oferowanych produktów, i to w warunkach galopującej inflacji, nie wydają się właściwym rozwiązaniem. Dla tradycyjnych sklepów, które muszą konkurować z dyskontami, super- i hipermarketami wzrost cen oferty produktowej rekompensujący przewidywane podwyżki oznaczałby bowiem utratę klientów. To zaś stawia pod znakiem zapytania sensowność prowadzenia tradycyjnych placówek handlowych i prowadzi do takich, a nie innych deklaracji.
A imię jego chaos
Jednak nie tylko przewidywany wzrost kosztów utrzymania placówki handlowej stoi za wypadaniem z rynku kolejnych sklepów. Wszyscy przewidują, że szczyt wzrostu cen energii nastąpi zimą i na początku przyszłego roku. Nikt jednak tak naprawdę nie wie, jaka będzie skala tego skoku cen. Nikt także nie jest w stanie przewidzieć, czy i jakie mogą być działania osłonowe ze strony rządu. Sytuacja coraz bardziej zaczyna przypominać tę z początku bieżącego roku, kiedy to wszedł w życie tzw. Polski Ład i w całej gospodarce zapanował chaos, który rząd z trudem opanowywał przez całe półrocze, a w niektórych aspektach – nie opanował do dzisiaj. Wraz ze wzrostem cen energii także mamy kompletny chaos i przedsiębiorcy nie są w stanie niczego tak naprawdę zaplanować. Od kilku miesięcy rząd i parlament przyjmują kolejne ustawy, które szybko są nowelizowane, a nawet uchylane. Dobitnie świadczy o tym przykład ustaw związanych z zaopatrzeniem w węgiel. I ten właśnie czynnik – czynnik chaosu – wydaje się równie istotny dla deklaracji przedsiębiorców jak rzeczywisty (czy nawet przewidywany) wzrost cen energii.
Funkcjonowanie przedsiębiorstw w warunkach tak głębokiej niepewności finansowej, prawnej i organizacyjnej stawia pod znakiem zapytania sens dalszej działalności. Jeśli jeszcze wziąć pod uwagę, iż obecna sytuacja ma miejsce po dwóch latach trudów pandemii, prymatu działań politycznych nad tymi zmierzającymi do rozwiązania rzeczywistych problemów społecznych i gospodarczych (vide rezygnacja de facto ze środków europejskich z tytułu KPO i funduszy strukturalnych, które zmniejszyłby obecne zagrożenia) to zniechęcenie firm, w tym także sklepów detalicznych i ich właścicieli, wydaje się w pełni zrozumiałe. I będzie miało swoje konsekwencje.
Co dalej?
Jeszcze nie tak dawno koniec kryzysu wieszczony był przez ekonomistów na przyszły rok. Obecnie coraz częściej w tych przewidywaniach pada data 2024. Należy więc zakładać, że czeka nas wszystkich, bo nie tylko detalistów, kilkanaście prawdziwie ciężkich miesięcy. Powstaje więc pytanie jaki będzie kształt polskiego handlu AD 2024. Oczywiście to trochę wróżenie z fusów, jednak bezsprzecznie można prognozować, że będzie on zupełnie inny niż znamy go obecnie. Bez względu na to, ile klasycznych sklepów spożywczych przetrwa kryzys, ich udział w rynku zdecydowanie się zmniejszy.
O ile sieci franczyzowe wspierane przez największych dystrybutorów z pewnością sobie poradzą, to udział w rynku mniejszych szyldów, nie mówiąc już o sklepach w pełni niezależnych, wyraźnie się skurczy. Z pewnością najlepiej poradzą sobie wielcy operatorzy, których udziały w rynku obrotu produktami spożywczymi będą systematycznie rosły. Ich możliwości manewru, wprowadzania autentycznych oszczędności i dostosowywania się do bieżących warunków ekonomicznych są o wiele większe niż handlu tradycyjnego. Chociaż i oni sięgają często po metody oszczędności charakteryzujące raczej sklepy wiejskie niż wielkie obiekty handlowe. Na przykład Kaufland skraca czas funkcjonowania niektórych swoich marketów, zaś w Auchanie włączona była ostatnio tylko co druga lampa nad halą sprzedaży.
Wielu specjalistów od handlu twierdzi natomiast, że przed wielką szansą stają obecnie sklepy internetowe, które w niewielkim stopniu odczuwają obecny wzrost kosztów. Podobno już teraz wiele z nich notuje rekordowe wzrosty sprzedaży. Czy jednak tendencja ta zaowocuje przejęciem przez ten handel znaczącej części rynku spożywczego w perspektywie wieloletniej? Śmiem wątpić. Ale być może jestem zbyt stary, tradycyjny i zachowawczy... Czas pokaże!