W Czepku Urodzone nr 11

Page 1

Czerwiec 2018 / nr 2 (11)

POMAGAMY ZROZUMIEĆ DZIECKO ∫ OD PIERSI PRZEZ ŁYŻECZKĘ DO TALERZA... ∫ WARTO UFAĆ AUTORYTETOM WYWIAD Z KATARZYNĄ BOSACKĄ

ISSN: 2391-8705 MAGAZYN BEZPŁATNY

Z ŻYCIA POŁOŻNEJ ∫ BARBARA SZYSZKA CUD NARODZIN NIE PODDAJE SIĘ UPŁYWOWI CZASU ∫ PSYCHOZY POPORODOWE

CAŁA PRAWDA O KOSMETYKACH DLA DZIECI WARSZTATY JOHNSON’S� NA PÓŁMETKU

1


JOHNSON’S® – dowiedzione klinicznie jakość i bezpieczeństwo produktów My także jesteśmy rodzicami i tak jak Ty, chcemy wszystkiego, co najlepsze dla naszych dzieci. 2


EDYTORIAL

| Z pierwszej ręki

Drogie Czytelniczki

Agnieszka Machnio REDAKTOR NACZELNA

Tegoroczne warsztaty, które marka JOHNSON’S® organizuje pod hasłem „Sprawdzone – udowodnione! Czyli cała prawda o kosmetykach dla dzieci”, świetnie pokazują, że nasze wyobrażenia o produktach pielęgnacyjnych nie zawsze są zgodne z faktami naukowymi. Tak bardzo żyjemy już w świecie wirtualnym, że „za swoje” przyjmujemy funkcjonujące w nim półprawdy i przekłamania. W efekcie pielęgnacja skóry dziecka, ale też skóry dorosłych, zamiast być przyjemnością, staje się źródłem stresów i niepokojów. Cieszy nas, że tak chętnie obalacie z nami kosmetyczne mity i mamy nadzieję, że za Waszym pośrednictwem potwierdzona naukowo prawda o kosmetykach dla dzieci trafi do jak najszerszej rzeszy rodziców. Bieżący numer magazynu „W Czepku Urodzone” naszpikowany jest treściami mającymi ułatwić Wam codzienne kontakty z rodzicami. Nie unikamy tematów trudnych, a do takich zaliczają się psychozy poporodowe – wcale nierzadkie, dlatego warto być wyczulonym na ich objawy („Ciąża. Poród. Psychoza?”; str. 22) oraz narodziny dziecka z zespołem Downa. Warto posłuchać mamy, która ma takie doświadczenia i postawiła sobie za cel edukować zarówno innych rodziców, jak i położne, jak się z tą sytuacją zmierzyć („Inny scenariusz naszych marzeń”; str. 18). A ponieważ ten numer magazynu dotrze do Was w pełni wakacyjnego sezonu, przypominamy też o konieczności stosowania filtrów słonecznych („Filtr dla zdrowia i urody”; str. 40). Zresztą krem z odpowiednim faktorem jest nam niezbędny tak naprawdę o każdej porze roku. Dbajcie o swoją skórę i edukujcie w tym temacie młodych rodziców, którzy często zapominają, że ochrona skóry dziecka przed słońcem to jedno z podstawowych wyzwań pielęgnacyjnych.

3


Ze środka |

SPIS TREŚCI

Z wiedzą 6 Aktualności Od 1 czerwca zgłoszenie narodzin dziecka możliwe jest już nie tylko osobiście podczas wizyty w urzędzie, ale także za pośrednictwem internetu.

8 Warsztaty dla położnych na półmetku

8

12 Warto ufać autorytetom To my, rodzice, bardzo często infekujemy krem czy mydło, przenosząc bakterie ze swoich

Warsztaty dla położnych na półmetku

dłoni. Im kosmetyk ma mniej kontaktu z palcami, tym lepiej. Ten w słoiczku będzie mniej bezpieczny niż w tubie. Najbardziej sterylne jest opakowanie z pompką.

Z perspektywy 16 Aksamitna skóra Azji W Kambodży kosmetyki do pielęgnacji dzieci są tak dostępne, że nawet w najmniejszym słomianym sklepiku na wyspie można kupić całą wyprawkę.

17 Tam, przy słupie Powoli zdaję sobie sprawę, że dopóki dziecko jest małe i słabe, mogę po prostu je zabrać, ponieść na rękach.

18

Inny scenariusz naszych marzeń

Z oddziału 18 Inny scenariusz naszych marzeń Wiadomość o tym, że lekarze podejrzewają u mojej córeczki trisomię 21, została mi przekazana na szpitalnym korytarzu, w obecności osób, które przypadkiem tamtędy przechodziły.

22 Ciąża. Poród. Psychoza? Ryzyko przyjęcia do szpitala psychiatrycznego kobiety po porodzie jest siedmiokrotnie wyższe niż w tej samej grupie przed okresem ciąży, a w grupie pierworódek aż 35 razy wyższe.

Z troską 26 Od piersi przez łyżeczkę do talerza…

26

Od piersi, przez łyżeczkę do talerza…

4

U dzieci znacznie silniejszy niż u dorosłych jest tzw. efekt Garcii, czyli tendencja do unikania produktów, których zjedzenie spowodowało nieprzyjemne dolegliwości.

30 Cukrzyca ciążowa kontra ciąża diabetyczek Wbrew pozorom, w praktyce dieta przy cukrzycy ciążowej bywa bardziej restrykcyjna niż przy cukrzycy przedciążowej.


Z pasją 32 Cud narodzin nie poddaje się upływowi czasu

32

Cud narodzin nie poddaje się upływowi czasu

Dziś nikogo nie dziwią wycieczki ciężarnych kobiet, które przyjeżdżają do szpitala sprawdzić, w jakich warunkach będą rodzić.

Z kodeksu 36 Dane pod ochroną, czyli RODO w praktyce położnej Przepisy o ochronie danych osobowych wdrożone 25 maja 2018 roku stawiają większy akcent na samodzielność podmiotów przetwarzających je w zakresie decyzji o środkach niezbędnych do zapewnienia bezpieczeństwa danych.

36

RODO w praktyce położnej

Z przymrużeniem oka 40 Filtr dla zdrowia i urody Warto sobie uświadomić, że zadaniem kosmetyków ochronnych nie jest wydłużanie czasu ekspozycji słonecznej, a ochrona skóry przed jej działaniem.

Nasi eksperci

Katarzyna Bosacka

Dr inż. Magdalena Sikora

Lek. med. Małgorzata Maj

Dziennikarka, autorka publikacji na temat zdrowia, urody, nauki, medycyny i wychowywania dzieci. Gospodyni programu „Wiem, co jem i kupuję”. Uczy Polaków czytania etykiet produktów spożywczych i kosmetycznych. Z upodobaniem obala mity na temat tego, co zdrowe, a co szkodliwe. Prowadząca warsztaty dla położnych w ramach kampanii marki JOHNSON’S® Sprawdzone – udowodnione! Czyli cała prawda o kosmetykach dla dzieci.

Wykładowczyni akademicka (Politechnika Łódzka). Dyrektor studiów dziennych i podyplomowych z kosmetologii. Ekspert w zakresie surowców i półproduktów kosmetycznych. Popularyzuje wiedzę na temat bezpieczeństwa kosmetyków i ich działania. Ekspertka tegorocznej kampanii marki JOHNSON’S® Sprawdzone – udowodnione! Czyli cała prawda o kosmetykach dla dzieci.

Specjalista psychiatrii, na co dzień pracuje w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie oraz w Centrum Terapii Dialog. Specjalizuje się w diagnostyce i leczeniu depresji oraz zaburzeń psychicznych u osób dorosłych.

WYDAWCA:

Agencja Wydawnicza MUSQO ul. Piotrkowska 66, 90-105 Łódź, tel. (48) 42 209 39 36, www.musqo.pl, redakcja@wczepkuurodzone.pl NA ZLECENIE:

Johnson and Johnson Poland Sp. z o.o., ul. Iłżecka 24, 02-135 Warszawa, tel. (48) 22 237 80 02, www.johnsonsbaby.com.pl REDAKTOR NACZELNA:

Agnieszka Machnio

REDAKTOR PROWADZĄCA:

Małgorzata Marszałek WSPÓŁPRACA:

Magdalena Sikora, Małgorzata Maj, Marcin Pacho, Paweł Zawitkowski PROJEKT I SKŁAD GRAFICZNY:

Black Monkey Design ZDJĘCIA:

Dominik Figiel, Sebastian Ler, archiwa prywatne, Depositphotos REDAKCJA MERYTORYCZNA:

Anna Kotlińska

5


Ze świata | AKTUALNOŚCI

noworodka z domu 1 Rejestracja Od 1 czerwca zgłoszenie narodzin dziecka możliwe jest już

D szansą na ciążę? 2 Witamina Wśród kobiet planujących ciążę po wcześniejszym poronie-

nie tylko osobiście podczas wizyty w urzędzie, ale także za pośrednictwem internetu. Na zarejestrowanie narodzin dziecka rodzice mają 21 dni od chwili wystawienia karty urodzenia. Aby dokonać rejestracji bez wychodzenia z domu, niezbędny jest aktualny Profil Zaufany. Po wejściu na stronę obywatel.gov.pl należy wybrać usługę, z której chce się skorzystać. Po zalogowaniu trzeba zaznaczyć, że jest się matką/ojcem dziecka oraz potwierdzić własne dane, a także podać nazwę szpitala, w którym dziecko przyszło na świat, oraz wybrane imię. Aby ułatwić weryfikację danych należy podać numer aktu małżeństwa lub urodzenia, jeśli rodzice nie są w związku małżeńskim. Potem wpisać adres, pod którym chce się zameldować dziecko, a następnie wybrać sposób odebrania dokumentów. Do wyboru jest skrzynka na ePUAP, odbiór osobisty lub tradycyjna przesyłka pocztą. Ostatni krok to podgląd wniosku i podpis (Profilem Zaufanym). Odpis aktu urodzenia, w zależności od wybranej opcji, zostanie przesłany w wersji papierowej lub elektronicznej. Razem z nim rodzic otrzyma powiadomienie o nadanym numerze PESEL oraz zaświadczenie o zameldowaniu. Ministerstwo Cyfryzacji szykuje kolejne zmiany, dotyczące m.in. jednoznacznego powiązania danych rodziców i dzieci w rejestrze PESEL (tzw. parentyzacja). Numery PESEL rodziców pojawią się w danych gromadzonych przy akcie urodzenia dziecka oraz w rejestrze PESEL. Ten przepis ma wejść w życie od grudnia. Inną zmianą będzie szybsze poprawianie niezgodnych z prawdą informacji zgromadzonych w rejestrze PESEL. Od maja 2019 r. organy korzystające z dostępu do rejestru PESEL będą mogły zgłaszać niezgodność bezpośrednio do właściwego kierownika urzędu stanu cywilnego za pomocą przeznaczonej do tego e-usługi.

niu te, u których witamina D jest w normie, mają większą szansę na zajście w ciążę oraz urodzenie zdrowego dziecka – wynika z badania opublikowanego w piśmie „The Lancet Diabetes & Endocrinology”. Witamina D może odgrywać rolę ochronną w ciąży. Kilka wcześniejszych badań wykazało, że kobiety, które mają wyższy poziom witaminy D we krwi przed zabiegiem, mają większą szansę na zajście w ciążę niż te z niższym poziomem słonecznej witaminy. Amerykańcy naukowcy przeanalizowali dane zebrane w ramach badania o znaczeniu przyjmowania kwasu askorbinowego u kobiet, które wcześniej poroniły. Jednym z oznaczanych tam parametrów był poziom witaminy D. Oznaczono go u ponad 1200 kobiet przed poczęciem i ponownie w ósmym tygodniu ciąży. Naukowcy określili poziom witaminy D poniżej 30 nanogramów na mililitr jako niewystarczający. Kobiety, które miały wystarczające stężenie tej witaminy przed ciążą, miały o 10 procent większe szanse na zajście w ciążę i o 15 procent większe prawdopodobieństwo, że urodzą żywe dziecko, w porównaniu z osobami z niedostatecznym stężeniem witaminy D. Wśród kobiet, które zaszły w ciążę, każde 10 nanogramów na mililitr wzrostu poziomu witaminy D wiązało się z 12-procentowym niższym ryzykiem utraty ciąży. Jednocześnie nie wykazano, aby jej niski poziom w 8 tygodniu ciąży zwiększał ryzyko poronienia. Autorzy postulują przeprowadzenie dodatkowych badań w celu ustalenia, czy podanie witaminy D kobietom zagrożonym poronieniem może zwiększyć ich szanse na ciążę i poród. Witamina D nazywana jest witaminą słoneczną, bo organizm człowieka produkuje ją w kontakcie z promieniami słońca. Samo opalanie nie jest jednak zdrowe, w szczególności w okresie ciąży (może prowadzić np. do przebarwień na skórze). Dlatego o odpowiedni poziom witaminy D można dbać także poprzez właściwą dietę. Jej źródłem są tłuste ryby morskie (łosoś, makrela, śledź), wątroba wołowa czy żółtka jaj.

Źródło: Ministerstwo Cyfryzacji

Źródło: www.sciencedaily.com 6


na niepłodność 3 Dieta Niepłodność stała się dziś problemem społecznym. Stąd coraz większą wagę przywiązuje się do diety mającej płodność wspomagać. Statystycznie niepłodność dotyka jedną na sześć par w wieku rozrodczym. Wśród kobiet problem ten dotyczy zarówno pań z niedowagą, jak i z otyłością. Kobiety o mniejszej ilości tkanki tłuszczowej są narażone na zaburzenia hormonalne, które w efekcie mogą prowadzi do np. nieregularnych cykli miesiączkowych lub ich czasowego zaniku lub cykli bezowulacyjnych. Natomiast kobiety mające nadmiar tkanki tłuszczowej narażone są na miesiączkowania bezowulacyjne. Czynnikiem zwiększającym ryzyko niepłodności jest spożywanie zbyt dużej ilości kwasów tłuszczowych trans, które znajdują się w bardzo wielu produktach przetworzonych, np. w margarynach twardych, produktach w proszku, fast foodach czy słodyczach. Problemy z płodnością wiążą się także ze spożywaniem zbyt małych ilości kwasów tłuszczowych omega-3. Nie jesteśmy w stanie wytworzyć ich w naszym organizmie, więc powinniśmy je codziennie dostarczać. Źródłem kwasów omega-3 są oczywiście ryby, głównie tłuste, dlatego przyszli rodzice – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – powinni zwiększyć ilość tych produktów w swojej diecie. Oprócz tego bardzo ważna jest gospodarka węglowodanowa. Zbyt duża ilość przede wszystkim cukru prostego w diecie, ale również produktów z wysokim indeksem i ładunkiem glikemicznym, znacząco zaburza owulację. Zaleca się, żeby dieta kobiet planujących ciążę charakteryzowała się niskim indeksem glikemicznym i sporą zawartością węglowodanów złożonych, pochodzących z produktów pełnoziarnistych, takich jak kasze, ryż, w tym dziki i brązowy. Kobiety powinny też dostarczać organizmowi naturalny błonnik w postaci warzyw i owoców oraz unikać cukrów prostych. Negatywnie na płodność wpływa również nadmierna ilość białka zwierzęcego, szczególnie z drobiu. Badania pokazują, że już zamiana 5 proc. energii pochodzącej z białka zwierzęcego na korzyść białka roślinnego może zwiększyć płodność nawet o 20 proc. Dlatego w diecie przyszłej mamy powinno pojawić się więcej białka pochodzącego m.in. z fasoli, soi, ciecierzycy czy z orzechów. Źródło: Polska Agencja Prasowa 7


Sprawdzone – udowodnione! Warsztaty dla położnych na półmetku W kwietniu rozpoczęła się kolejna ogólnopolska akcja społeczna marki JOHNSON’S®. Pod hasłem „Sprawdzone – udowodnione! Czyli cała prawda o kosmetykach dla dzieci” odbywają się warsztaty edukacyjne, podczas których wyjątkowe ekspertki szkolą położne i rodziców w zakresie składów kosmetyków dla dzieci, ich bezpieczeństwa i właściwości. Małgorzata Marszałek

8


WARSZTATY JOHNSON’S®

| Z wiedzą

A

mbasadorkami tej wyjątkowej akcji są: dziennikarka Katarzyna Bosacka, biotechnolog dr inż. Magdalena Sikora oraz ekspertka marki JOHNSON’S® Agnieszka Machnio. Podczas spotkań, które zaplanowano w dziewięciu miastach Polski, uczestniczki warsztatów konfrontują się z powszechnie powielanymi mitami na temat kosmetyków dla dzieci i nie tylko. Niektóre z nich okazują się tak mocno zakorzenione, że ich obalanie wzbudza autentyczne niedowierzanie. Jak to możliwe, że coś, co przyjmowaliśmy za pewnik, nie ma nic wspólnego z faktami? Aby pozbyć się nieprawdziwych wyobrażeń na temat kosmetyków, uczestniczki warsztatów mają do dyspozycji specjalnie zaaranżowane laboratorium, w którym pod okiem biotechnologa samodzielnie przygotowują delikatny płyn do mycia skóry oraz najbardziej popularny emolient, jakim jest oliwka.

NOWE WYZWANIA NA WARSZTATACH JOHNSON’S®! Jak czytać etykiety produktów pielęgnacyjnych dla dzieci? Czym są kosmetyki hipoalergiczne? Czy oliwa z oliwek lub olej kokosowy mogą zastąpić krem? Czy sama woda wystarczy, aby umyć dziecko? Jaka jest różnica między kosmetykiem a dermokosmetykiem? Czy istnieją konserwanty naturalne? – podczas warsztatów mnożą się pytania do ekspertek i jest to pochodna bardzo mocnego trendu, który nazwać można chemiofobią, strachem przed kosmetykami, które jako produkty wytwarzane w laboratoriach kojarzone są z „niebezpieczną chemią”. Cóż takiego się stało, że produkty do pielęgnacji dziecka, zamiast kojarzyć się z przyjemnością i delikatnością, postrzegane są jako potencjalne zagrożenie dla jego zdrowia

9


Z wiedzą |

WARSZTATY JOHNSON’S®

i życia? To ciekawa zagadka, którą w trakcie warsztatów także udaje się (choć częściowo) rozwiązać. Podczas naszych spotkań mierzymy się z popularnymi mitami, mówimy bardzo dużo o faktach i poświęcamy czas na naukowe wyjaśnienie tematu. Zaproszona przez nas do przeprowadzenia warsztatów i wykładu doktor Magdalena Sikora z Politechniki Łódzkiej wprowadza gości w świat składników kosmetyków i ról, jakie pełnią w produkcie, od przyjaznej i zrozumiałej strony. Specjalistka – która na co dzień zajmuje się kwestiami surowców i półproduktów w kosmetykach i od lat popularyzuje wiedzę na temat bezpieczeństwa produktów pielęgnacyjnych i ich działania – pokazuje, w jaki sposób racjonalnie dokonywać wyborów i podkreśla, że głównymi cechami kosmetyków dla dzieci powinny być bezpieczeństwo i funkcjonalność. Do współpracy zaproszona została również znana dziennikarka Katarzyna Bosacka, która tłumaczy, w jaki sposób poradzić sobie z mnogością informacji w internecie, fake newsami i przemijającymi trendami. Wyjaśnia też, jak funkcjonują w świecie wirtualnym i realnym młode mamy, co zyskują, a co tracą, spędzając czas „w sieci”. EKSPERTKI OD OBALANIA MITÓW Podczas interdyscyplinarnego warsztatu w formie laboratorium pt. „Konserwanty bezpieczniejsze niż bakterie? Fakty i mity o składach produktów” można przekonać się na własnej skórze,

Podczas spotkań, które zaplanowano w dziewięciu miastach Polski, uczestniczki warsztatów konfrontują się z powszechnie powielanymi mitami na temat kosmetyków dla dzieci i nie tylko. Niektóre z nich okazują się tak mocno zakorzenione, że ich obalanie wzbudza autentyczne niedowierzanie. Jak to możliwe, że coś, co przyjmowaliśmy za pewnik, nie ma nic wspólnego z faktami?

10


WARSZTATY JOHNSON’S®

| Z wiedzą

jak powstaje kosmetyk. Uczestnicy, pod okiem dr Sikory, badają jego pH, dodają konserwanty, poznają proces produkcji i testują emolienty. Choć według przepisów obowiązujących w UE skład kosmetyków INCI (Nomenclature of Cosmetic Ingedriens) jest przedstawiany po łacinie, nawet zwykły użytkownik z pomocą podstawowej wiedzy może bez problemu przeanalizować produkt, który zamierza kupić. Katarzyna Bosacka – dziennikarka, współautorka książek poradnikowych „Cena urody” i „Jestem mamą” oraz prowadząca programy telewizyjne – przedstawia na to wyzwanie prosty przepis. Podczas wykładu „Jak mądrze kupować i nie zwariować, czyli cała prawda na temat kosmetyków” wyjaśnia uczestnikom, w jaki sposób odnaleźć się w informacyjnym chaosie i samodzielnie poradzić sobie z wyborem kosmetyku przeznaczonego do pielęgnacji skóry dziecka. Agnieszka Machnio, wieloletnia ekspertka marki JOHNSON’S®, w formie case study „Historia jednego produktu – tradycja czy innowacja” pokazuje perspektywę producenta kosmetyków. Prezentuje pięciostopniowy proces oceny bezpieczeństwa produktów i wymogi, które są brane pod uwagę podczas tworzenia kosmetyków przeznaczonych dla najmłodszej grupy wiekowej w firmie Johnson & Johnson. JOHNSON’S® NIE ZWALNIA TEMPA Duże zainteresowanie spotkaniami i liczne pytania do ekspertów podczas dotychczas zrealizowanych warsztatów w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Katowicach i Krakowie pokazały, że temat jest niezwykle aktualny i potrzebny. W każdym z miast spotkania „Sprawdzone – udowodnione! Czyli cała prawda o kosmetykach dla dzieci” trwają od godz. 9.00 do

13.00. Ostatnie warsztaty odbędą się w Gdańsku (18.09), Szczecinie (26.09), Wrocławiu (3.10) i Rzeszowie (10.10). Bezpłatne warsztaty „Sprawdzone – udowodnione! Czyli cała prawda o kosmetykach dla dzieci” to już trzecia edycja działań społeczno-edukacyjnych JOHNSON’S® skierowanych do położnych i rodziców. W ciągu dwóch lat, realizując wcześniejsze edycje warsztatów poświęcone zagadnieniom stymulacji wielozmysłowej i zdrowego snu dziecka, udało się przeszkolić ponad 2000 pracowników ochrony zdrowia oraz rodziców i przeprowadzić ponad 140 spotkań. A to jeszcze nie koniec!

11


Z wiedzą |

KATARZYNA BOSACKA

Warto ufać autorytetom Nadmiar informacji w mediach tworzy pseudonaukowy ekobełkot, niepoparty badaniami ani wiedzą. Widzowie myślą sobie: ten mówi słusznie i tamten też, to ja sobie wybiorę prawdę dla siebie – i zaczynają wierzyć znachorowi. W tak szalonych czasach żyjemy! Z Katarzyną Bosacką, dziennikarką, mamą czwórki dzieci, popularyzatorką wiedzy rozmawiamy o dżungli zakupowych wyborów i związanych z nimi faktach i mitach o kosmetykach pielęgnacyjnych dla dzieci. ROZMAWIAŁ

Po raz pierwszy została Pani mamą ponad 20 lat temu. Jakie wyzwania w pielęgnacji małego dziecka stały wówczas przed rodzicami? Kiedy dowiedzieliśmy się z mężem, że po raz pierwszy zostaniemy rodzicami, natychmiast zaczęliśmy się douczać. Kupiliśmy jedyną chyba wtedy sensową cegłę-poradnik „W oczekiwaniu na dziecko” i chłonęliśmy strona po stronie. Internet w Polsce dopiero raczkował, o portalach społecznościowych nikt nie miał pojęcia. Wiedzę czerpało się z książek, zajęć w szkole rodzenia, a więc od lekarzy i położnych, ale także od babć, cioć i doświadczonych macierzyńsko koleżanek. Modna wtedy była naturalna pielęgnacja dziecka. Pieluchy jednorazowe były jeszcze luksusem, przeznaczonym na noc i na spacer, więc Janek wychował się głównie na tetrowych. Miałam wtedy 25 lat i mętlik w głowie. Choć położne zalecały kosmetyki, nie odradzały np. kąpania w krochmalu, a mama i koleżanki – tylko naturalne sposoby, żeby nie zaszkodzić maluchowi. Dziecko trzeba było obowiązkowo codziennie kąpać w wodzie z dodatkiem mydła w kostce dla dzieci, albo nawet szarego, a potem natłuszczać skórę oliwą z oliwek. Po każdym zabrudzeniu pieluchy pupę dziecka trzeba było myć pod kranem i natłuszczać oliwą. Była to wiedza sprawdzana, powielana, ale jednak to nie było to. Pamiętam, jak szybko doszliśmy do wniosku, że ta mąka, ta oliwa, czyli cała ta kuchnia pielęgnacyjna nie ma sensu. Dziecko było tłuste i błyszczące jak flądra na patelni, 12

Marcin Pacho

dziwnie pachniało. Poszłam więc do sklepu i kupiłam kosmetyki do pielęgnacji skóry dziecka. Jakość życia nam się poprawiła. Podczas ciąży z Pani ostatnim synem zarówno podejście do kwestii pielęgnacji, jak i jakość wiedzy była już inna… To prawda. Frania rodziłam pięć lat temu. Położne w szpitalu powiedziały nam, że dziecka absolutnie nie wolno kąpać codziennie. Skóra malucha jest delikatna, cienka, słabo natłuszczona, taki maluch nie biega, nie poci się, nie skacze, nie ma potrzeby codziennie zmywać tej naturalnej bariery ochronnej naskórka. Pieluchy jednorazowe stały się normą – dobrej jakości i w rozsądnej cenie dostępne są nawet w dyskontach. W sklepie kupowałam płyn do mycia skóry noworodka i balsam natłuszczający. Latem dbałam, by miał skórę zabezpieczoną przed słońcem kremem dla dzieci z filtrami mineralnymi. Nie zaglądałam na portale społecznościowe, na fora internetowe, nie pytałam koleżanek, jak to robi wiele młodych mam. Nie miałam takiej potrzeby – mamą Frania zostałam po „40”, to było nasze czwarte dziecko, a ja za sobą miałam moją pierwszą książką, którą był właśnie konsumencki przewodnik po kosmetykach „Cena urody”, napisany wraz z dermatologiem, dr Marią Noszczyk, a także wiele artykułów o kosmetykach, liczne programy z cyklu „Wiem, co kupuję” oraz audycje dla młodych mam „O, matko!”.

Co było kiedyś łatwiejsze, a co trudniejsze jeśli chodzi o wybór kosmetyków, ich dostępność, nastawienie społeczne? Dwadzieścia lat temu nie było ani takiego wyboru w sklepach, ani takiego szumu informacyjnego, w którym dziś żyjemy – na portalach społecznościowych, blogach, w telewizji, radiu, na billboardach. Zewsząd atakują nas informacje. Nie wszystkie sprawdzone, a wiele wręcz kłamliwych. Przez media dociera do każdego z nas 100 tys. słów dziennie, przeszło dwa razy tyle, ile w latach 80. Naukowcy mówią wręcz o „smogu informacyjnym”. Informacje, zwłaszcza te internetowe, traktowane są na równi z informacjami specjalistów. Szerzy się plotka i głupota. Do tego żyjemy w kulturze strachu: tego nie jedz, tego nie pij, tego nie dotykaj. Rosną więc rzesze ludzi wierzących w to, że kawa zabija, szczepionki powodują autyzm, a konserwanty w kosmetykach dla dzieci trują i mordują. Gubimy się w tych informacjach? Jeszcze jak! Narasta w nas nerwica konsumencka – za dużo produktów, za dużo informacji, za dużo opinii, nie wiemy, komu wierzyć. W piątek wieczorem marzymy o tym, by już nic nie musieć – nie odpowiadać na e-maile i SMS-y, nie odbierać telefonu, nie przyjmować połączeń z kolejnej infolinii… Nic nie musieć. Nic nie słyszeć. Być poza zasięgiem, nareszcie offline. W weekend coś jeść trzeba, więc wpadamy do sklepu po jogurt i oliwkę dla niemowląt,


stajemy przed półką z setkami produktów, z milionem oznaczeń i jesteśmy totalnie zagubieni. Zakupy trwają całe wieki, bo musimy przestudiować etykietę, zobaczyć skład, a tych produktów jest bez liku. Totalnie załamani, zaczynamy tęsknić za czasami, kiedy mleko było w dwóch butelkach – ze srebrnym i złotym kapslem, pralka miała dwa programy – do białego i koloru, a w sklepie była jedna oliwka dla dzieci i szampon z żółtą kaczuszką. Z jakimi mitami na temat skóry niemowląt i jej pielęgnacji spotykała się Pani 20 lat temu? Wtedy także, podobnie jak dziś, część rodziców wyrażała nieufność do kosmetyków sklepowych. Z tym, że na topie była oliwa z oliwek, a nie olej kokosowy – dzisiejszy celebryta. Zamiast zasypek do pielęgnacji pupy, które – mam wrażenie – dziś już w ogóle nie są stosowane, używało się wspomnianej już mąki ziemniaczanej. Zamiast płynu do kąpieli – naparu z rumianku, który bardzo często uczulał. Mimo to jednak dopiero dziś możemy stwierdzić, że żyjemy w czasach prawdziwej ekorewolucji! W telewizjach śniadaniowych lansują się celebryci, którzy opowiadają o tym, że nie szczepią dzieci, piorą pieluchy w kasztanach piorących i smarują pupę dziecka olejem kokosowym. Wielu z nich ma poglądy radykalne i fundamentalne, wielu prowadzi blogi, wyraża opinie na łamach prasy. Znachor usadzony na kanapie obok znanego, wybitnego profesora przekonuje, że istnieje witamina C lewoczy prawoskrętna, która leczy nowotwory, a którą on dziwnym trafem sprzedaje za 140 złotych w swoim sklepie internetowym. To tworzy czasem pseudonaukowy ekobełkot, niepoparty badaniami ani wiedzą. Widzowie myślą sobie – ten mówi słusznie i tamten też, to ja sobie wybiorę prawdę dla siebie: i zaczynają wierzyć znachorowi. W tak szalonych czasach żyjemy! Katarzyna Bosacka, ekspert akcji JOHNSON’S® „Sprawdzone – udowodnione! Czyli cała prawda o kosmetykach dla dzieci” podczas jednego z warsztatów.

Jakie zatem mity o pielęgnacji skóry dzieci i kosmetykach można spotkać obecnie najczęściej? Na przykład to, że konserwanty to samo zło – szkodzą – nie tylko w żywności, także 13


Z wiedzą |

KATARZYNA BOSACKA

kasztanów piorących i zwykłej wody, ale bez szczepień, profesjonalnych fotelików samochodowych, preparatów micelarnych delikatnie myjących skórę dziecka czy kosmetyków z nowoczesnymi filtrami chroniących malucha przed słońcem będzie ciężko.

w kosmetykach. Takie poglądy wynikają z niewiedzy. Świat nie jest tylko czarny albo tylko biały, pomiędzy są jeszcze wszystkie odcienie szarości. Konserwanty w keczupie czy oliwce dla niemowląt rzeczywiście nie mają sensu, bo keczup jest pasteryzowany w wysokiej temperaturze, która niszczy bakterie, a oliwka zrobiona jest z tłuszczu, który jest sam w sobie naturalnym konserwantem. Jednak konserwanty w kiełbasie czy płynie do mycia noworodka mają sens – zabezpieczają nas przed całym wachlarzem bakterii chorobotwórczych. Lepiej zjeść kiełbasę z konserwantem niż ze śmiertelnym w skutkach jadem kiełbasianym. Lepiej umyć dziecko płynem z dodatkiem np. parabenów, niż doprowadzić do zakażenia bakteryjnego jego skóry. Jak, głównie z uwagi na temat pielęgnacji dzieci, szukać sprawdzonych informacji i dobrych źródeł wiedzy? Musimy wszyscy uświadomić sobie, że postęp cywilizacyjny jest nie do zatrzymania. Świat poszedł naprzód i trzeba zacząć korzystać ze zdobyczy nowoczesności. Nie da się tego jednak zrobić bez wiedzy. Płacimy za postęp czasem wysoką cenę – żywność w sklepach jest bar14

dzo mocno przetworzona, wiele kosmetyków zawiera mnóstwo niepotrzebnych, czasem wręcz szkodliwych składników. A my przesadzamy z nadmierną higieną, mamy problem z plastikiem, zanieczyszczonym powietrzem i nadużywaniem antybiotyków. Jednak pewne zdobycze cywilizacyjne są nie do przecenienia. Szczepionki, leki, specjalistyczne urządzenia, konserwanty w wędlinach czy kosmetykach, oczywiście w odpowiednio minimalnych ilościach – to jednak służy naszemu zdrowiu, bo bez nich umieralibyśmy z powodu zakażeń bakteriami chorobotwórczymi. Dlatego warto ufać autorytetom. Od lat to robię, bo jestem z wykształcenia polonistką, której przyszło uprawiać zawód dziennikarza. Nieustannie więc pytam – lekarzy, profesorów, dietetyków, dermatologów, położne, technologów żywienia, kosmetologów. To od nich czerpię wiedzę i u nich sprawdzam tę niepotwierdzoną. Nie ufam plotkom, ignoruję bzdury wypisywane w portalach społecznościowych. Pytam specjalistów, wyjaśniam wątpliwości. Gdybym dziś miała urodzić kolejne dziecko, pierwszym źródeł byłaby położna, lekarz prowadzący ciążę, a potem pediatra. Oczywiście jeśli ktoś sobie życzy, to może korzystać z pieluch tetrowych,

Każda młoda mama dzisiaj jest mniej lub bardziej, ale zabiegana, dlatego mimo najszczerszych chęci na pewno trudno jej skupić się tak całkowicie na wyborze najlepszych kosmetyków dla jej dziecka… Warto pamiętać, że małe dziecko nie potrzebuje całego arsenału kosmetyków – szamponu, odżywki, płynu do mycia ciała, osobnego do pupy, pięt i dłoni. W zasadzie na początku kupiłabym tylko dwa – łagodny płyn do mycia i oliwkę lub balsam do natłuszczania skóry. Sprawdziłabym skład tych produktów. Nie powinien być on zbyt długi – powinien mieć nie więcej niż 10 składników. Jaką firmę bym wybrała? Raczej tę, która specjalizuje się w produkcji preparatów dla dzieci niż tę, która produkuje kosmetyki dla kobiet po „20”, po „40”, po „50”, kremy dla mężczyzn, nastolatków czy na porost włosów i nagle zapragnęła zarobić jeszcze na kosmetykach dla dzieci. Na co poza składem kosmetyków rodzice małych dzieci powinni zwracać uwagę? Prawnie nie ma definicji kosmetyku dla dzieci. Każdy kosmetyk, bez względu na to, czy dla dzieci, czy dla dorosłych, musi spełniać wymogi bezpieczeństwa określone prawem. Na pewno nie kupowałabym dermokosmetyków, choćby takich dla alergików, w aptekach. Po pierwsze są zwykle droższe niż w drogeriach, po drugie – mogą zawierać składniki w kosmetykach dla dzieci zakazane. Nie kupowałabym też kosmetyków z wyciągami roślinnymi – aloesem czy rumiankiem, bo substancje naturalne też przecież mogą uczulać. Kupując kosmetyk dla dzieci, zwracałabym uwagę na opakowanie. To my, rodzice, bardzo często infekujemy krem czy mydło, przenosząc bakterie ze swoich dłoni. Im kosmetyk ma mniej kontaktu z palcami, tym lepiej. Ten w słoiczku będzie mniej bezpieczny niż w tubie. Najbardziej sterylne jest opakowanie z pompką.


Załóżmy, że jestem młodym rodzicem i mam w domu wiele kosmetyków do pielęgnacji dzieci – co jednak wybrać, kiedy są już otwarte, częściowo zużyte. Jak nimi „zarządzać” w domu? Nie warto kupować za dużo, na „zaś”, bo akurat była promocja. Im mniej kosmetyków dotyka skóry malucha, tym lepiej. Preparat do mycia i do nawilżania skóry plus krem przeciwsłoneczny wystarczą. Lepiej nie przechowywać otwartych kosmetyków w łazience, gdzie jest ciepło i wilgotno, więc bakterie szybciej się namnażają. Konserwanty dodawane w niewielkich ilościach do kosmetyków – zwłaszcza tych, w których jest dużo wody, a więc do mycia, chronią przed bakteriami, pleśniami, drożdżami czy grzybami. Oliwka dla niemowlęcia konserwantów mieć nie musi, bo tłuszcz, z którego głównie się składa, sam w sobie jest już wystarczającym konserwantem. Na opakowaniach kosmetyków, także tych dla dzieci, są różne daty, informacje, znaczki. Producent ma obowiązek umieścić na opakowaniu datę ważności (dzień, miesiąc, rok) poprzedzoną formułką: „należy zużyć przed końcem”. Jeśli takiej daty nie ma, a jest np. symbol otwartego słoiczka i liczba, wtedy mamy do czynienia z kosmetykiem, który ma dłuższą datę trwałości niż 30 miesięcy. Oznacza to, że można go przetrzymywać w tym czasie bez otwierania właśnie tak długo, ale po otworzeniu zużyć po 6 czy 12 miesiącach, o czym mówi nam symbol otwartego słoiczka z liczbą i literką „m”, oznaczającą miesiące. Czy w edukowaniu rodziców na temat pielęgnacji dziecka widzi Pani rolę dla położnych? Dobra położna jest jak siostra, czasem matka, przyjaciółka i powierniczka. Musi mieć wiedzę, bo wiedza buduje autorytet. To jeden z tych zawodów, gdzie cały czas trzeba się kształcić. Jeśli położna ma wiedzę, jest w stanie uspokoić młodych rodziców, rozwiać wątpliwości, a tego naprawdę chyba najbardziej im potrzeba. Nie chodzi jednak o traktowanie z góry i nakazywanie, ale podpowiadanie. Zwróćmy uwagę, że młode mamy w Polsce są nieustannie pouczane, traktowane przedmiotowo – jak inkubartory do rodzenia, strofowane, marginalizowane. Mają problem z przewijaniem i karmieniem piersią w miejscach publicznych. Non stop na łamach prasy, na blogach pojawiają się wpisy niezadowolonych bezdzietnych, bo dziecko płakało w samolocie, w restauracji, w autobusie, w kościele. Młoda matka w Polsce jest łatwym celem – zawsze można jej zwrócić uwagę np. w środkach komunikacji publicznej i pokazać swoją wyższość bez obawy, że wulgarnie odpowie. Wszyscy uczą ją, jak żyć. W efekcie nie wie, kogo słuchać. Z całym tym bagażem młoda mama rozdygotana staje przed półką w sklepie i musi zdecydować, co kupić. Dobra położna musi po prostu dawać praktyczne wskazówki, towarzyszyć rodzicom i w ten sposób służyć im pomocą i wiedzą, pozwalając dokonywać przemyślanych wyborów. 15


Z perspektywy... kobiety |

FELIETON

Aksamitna skóra Azji Pielęgnacja skóry dziecka jest tematem zróżnicowanym kulturowo. W Europie rodzice często dzielą się na tych, którzy kierują się zasadą „im więcej, tym lepiej”, i na tych, którzy uważają, że dziecko nie potrzebuje prawie niczego i ograniczają się do mleka mamy i oleju kokosowego. A jak to wygląda w kulturach Dalekiego Wschodu? Celina Szwinta

Położna, podróżniczka www.coztegozedaleko.pl

W

Kambodży o dobrostanie rodziny świadczy ilość kosmetyków używanych do pielęgnacji dziecka. Od samego początku używają mydeł, pudrów, oliwek, chusteczek. Nie oszczędzają ich, gdyż dziecko jest przecież najważniejsze! Kosmetyki do pielęgnacji dzieci są tak dostępne, że nawet w najmniejszym słomianym sklepiku na wyspie można kupić całą wyprawkę. Wszystko stosuje się w nadmiarze. Ludzie wierzą w bezpieczeństwo produktów, bo przecież są dla dzieci, a to, że pochodzą z Chin i mają niekończącą się listę składników, nie ma znaczenia. Dzieci kąpane są często, bo upał i kurz dają się we znaki. Potem nacierane są dużą ilością pudru. Podobno chroni on przed słońcem i ciepłem, a tak nawilżona skóra jest gładka i miękka, no i przede wszystkim… biała! A im skóra dziecka jest bledsza, tym większy powód do dumy. Pracując w szpitalu w Kambodży, byłam świadkiem takiego zdarzenia. Słyszę głośny krzyk noworodka. Wchodzę do pokoju, w którym niedawno urodziło się kolejne khmerskie dziecko. Cała rodzina stoi nad pociechą, a babcia smaruje ją rozgrzewającą eukaliptusową maścią. Rączki i główka stają się coraz bardziej czerwone. Przecież to musi strasznie piec?! Oburzona, pytam lokalnych położnych, o co chodzi. Wyjaśniają, że tak

16

się robi. Pilnują tego głównie babcie, żeby dziecku lepiej się oddychało… Od razu po porodzie zakłada mu się rękawiczki i wełnianą czapkę, pomimo upałów zawija się je w ciepły koc i układa na poduszce, żeby miało ładną i okrągłą głowę. Pomimo wielkich starań dzieci zazwyczaj i tak mają płaskie głowy, gdyż na rękach trzymane są głównie podczas karmienia. Resztę czasu spędzają w łóżeczkach. Na wsiach bardzo popularne są też hamaki i koszyki dla dzieci.

Noworodkowi po porodzie zakłada się czapkę, otula go ciepłym kocem, zawija w chustę i skuterem wraca się do domu. Przez pierwszych kilka tygodni mama wraz z dzieckiem nie wychodzi z domu. Dlatego też jego skóra nie jest narażona na działanie słońca, kurzu, spalin i wpływu złych duchów. Do pielęgnacji stosowane są naturalne kosmetyki, głównie na bazie kwiatów frangipani. Na ciemiączko robi się okłady ze specjalnie przygotowanej pasty z małych szalotek i ziół. Sposobem na

Na Bali w domu nowo narodzonego dziecka unosi się zapach kadzideł i kwiatów frangipani. Tam noworodki kąpane są rano i wieczorem. W tradycyjnej rodzinie codziennie rano smarowane są olejem kokosowym, chociaż coraz częściej zastępuje go rozgrzewający olej minyak telon. Najważniejsze jest utrzymywanie rozgrzanego ciała malucha. Dlatego dużą wagę przykłada się do masażu – poprzez dotyk przekazuje się mu mnóstwo miłości.

żółtaczkę jest wystawienie dziecka na poranne promienie słoneczne, częste karmienie piersią i codzienne picie przez mamę soku ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Poranne słońce ma uodpornić skórę i pomóc w zaadaptowaniu się dziecka. Obcinane włosy i paznokcie nigdy nie są wyrzucane, tylko palone. Balijczycy wierzą w „złą godzinę” między 17.30 a 19.00, wtedy nie wolno dziecku spać. To czas, kiedy demon może nim zawładnąć lub je porwać.


FELIETON

| Z perspektywy... mężczyzny

Tam, przy słupie Był słoneczny dzień, zbliżało się południe. Zabrałem córkę na spacer i poszliśmy do pracy jej matki, na godzinę jedenastą. Sara miała niecałe trzy lata, może niecałe cztery. Nie pamiętam. Kobiety pamiętają dokładnie (albo są przekonane, że pamiętają), ja zaś nie wyróżniam się wśród innych ojców. Piotr Kubic

N

awet nie wydaje mi się, że pamiętam. Mówiąc ogólnie, nie mam złudzeń, że wyróżniam się jako ojciec (piszę to z perspektywy czasu), zresztą naprawdę wystarczy, jeśli będę w średniej krajowej pod względem umiejętności i zachowania się ojców. Byleby nie poniżej. Chociaż nie zdziwiłbym się… Wracając do córki, spaceru oraz matki, która na nas czekała: skoro dziecko potrafi chodzić, niech chodzi jak najczęściej i najwięcej.

śmy coraz bliżej, już widać cel naszej przechadzki, jest za pięć jedenasta, dobry czas, ojca rozpiera szczęście. Córka przygląda się otoczeniu, uśmiecha do przechodniów (taki wiek! – więc musiała mieć cztery lata…), czasem chce podnieść coś z chodnika, zagląda przez ogrodzenia. Staje przy słupie, obejmuje go rączkami, chce się przytulić. Słup jak słup, ale dla dziecka pewnie nie jest słupem, czym jest, nie mam pojęcia (kotkiem, pieskiem?). Widzę,

I dziecko idzie, ochoczo, chodnikiem, przez miasteczko, a ojciec jest dumny (jak inni ojcowie). Mijamy drzewa, sklepy, ławki, przejścia dla pieszych (tu ojciec jednak dziecko bierze na ręce – co matka pochwaliłaby z pewnością). Słońce świeci, ale to jeszcze nie upał, wiatr lekki, drzewa zielone, niebo niebieskie. Najlepszy dzień na spacer. Jeste-

że jest stary, dziwnej konstrukcji: betonowy kloc wkopany w ziemię, do niego dużymi zardzewiałymi obejmami przymocowano drewniany trzon wspinający się wysoko ponad naszymi głowami. Patrzę na zegarek, dochodzi jedenasta, nie możemy się spóźnić. Córka wybrała słup, akurat ten, tu chce zostać.

Fotoreporter, pisze opowiadania i felietony

Próbuję ją oderwać, ona nie chce: nie, nie, nie!! Czas mija, co zrobić? Wyjścia wydają się dwa. Drugie, szybsze i prostsze, to złapać dziecko i ponieść dalej, spodziewając się wrzasku, płaczu, płynących łez. To da się przeżyć, na ulicy niewielu przechodniów, a matce jakoś się wytłumaczy, nawet jeśli odpowie: przecież to twoje dziecko! (I będzie miała rację – matki wiedzą najlepiej). Lepsze byłoby rozwiązanie pierwsze – przekonać: miłym tonem, celnym argumentem, uśmiechem, może obietnicą (nie mam przy sobie cukierka – ha, ojciec nie przewidział!). Powoli zdaję sobie sprawę, że dopóki dziecko jest małe i słabe, mogę po prostu je zabrać, ponieść na rękach. Ale co zrobię np. za dziesięć lat? Zamknę w pokoju, użyję kajdanek? Ojca dopada przerażenie. Jako zwolennik metod kompleksowych właśnie zdał sobie sprawę, że teraz, przy tym słupie, powinien rozwiązać problem, który będzie się pojawiał jeszcze nieraz. Jak długo? Rok? Dwa? Pięć? Od tamtego czasu minęło dziesięć lat. Gdy znów słyszę: nie, nie!, nie!! – mam wrażenie, że stoję przy tamtym słupie. Gorączkowo szukam nowych argumentów, bo stare jakoś szybko przestają działać. I liczę lata, ile jeszcze do osiemnastki… Naiwnie…

17


Z oddziału |

DZIECKO Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIĄ

Inny scenariusz naszych marzeń Karina Jankowska, socjolożka, nauczycielka języka angielskiego, terapeuta wczesnej interwencji. Współzałożycielka i prezeska Fundacji Wspierania Rozwoju „Montownia Marzeń”. Wolontariuszka Fundacji Wsparcie na Starcie. Prowadzi grupę wsparcia dla rodziców i opiekunów dzieci z zespołem Downa. Jest mamą sześcioletniej Zosi z zespołem Downa. Aleksandra Zalewska-Stankiewicz

Dlaczego postanowiła Pani edukować środowisko położnych w zakresie udzielania wsparcia rodzicom, którym rodzi się niepełnosprawne dziecko? Karina Jankowska: – Wielu rodziców nie wie o tym, że urodzi im się niepełnosprawne dziecko. Dzieje się tak, mimo że diagnostyka prenatalna jest bardzo rozwinięta i kobiety są regularnie badane przez lekarzy specjalistów. Tak było również w moim przypadku. W czasie ciąży żaden z lekarzy nie zauważył, że z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego. Sześć lat temu urodziła się Zosia. O tym, że ma wadę genetyczną i wadę serca, dowiedziałam się po porodzie. Podczas warsztatów zwraca Pani bardzo dużą uwagę na to, w jaki sposób lekarz powinien poinformować rodziców, że ich dziecko ma wadę genetyczną. K.J.: – Moje doświadczenie jest bardzo smutne. Wiadomość o tym, że lekarze podejrzewają u mojej córeczki trisomię 21, została mi przekazana na szpitalnym korytarzu, w obecności osób, które przypadkiem tamtędy przechodziły. Nie w gabinecie, bez tłumaczenia, na jakiej podstawie występuje podejrzenie zespołu genetycznego. To traumatyczne doświadczenie pozostanie ze mną do końca życia. Niestety, wielu rodziców ten moment wspomina podobnie. Część lekarzy przekazuje tę informację samej kobiecie, bez obecności taty dziecka. Cała odpowiedzialność i waga tej wiadomości jest zrzucana na mamę. 18

W jaki sposób lekarze powinni o tym mówić? K.J.: – Sposób przekazywania tej informacji odgrywa dużą rolę w zmniejszeniu lęku, jakiego doświadczają rodzice. Ja usłyszałam od lekarza bardzo suchą, medyczną informację, że moje dziecko ma podejrzenie trisomii 21. Akurat wiedziałam, że chodzi o zespół Downa, ale zapewne nie wszyscy rodzice mają taką wiedzę. Poza tym jest bardzo wiele wad genetycznych. Mają różne nazwy, często pochodzą one od nazwisk. Lekarz nie powinien używać zbyt fachowego języka, ale mówić w taki sposób i tak przedstawić podejrzenie wady genetycznej lub choroby, aby rodzic wiedział, z czym ona się wiąże. Nie powinien też zasypywać rodziców nadmiarem informacji, lecz w pierwszej rozmowie przekazać to, co najistotniejsze. Rodzic jest w takim szoku, że i tak niewiele zapamięta. Czy w ogóle istnieje jakaś recepta, dzięki której tę informację można przekazać w sposób jak najbardziej odpowiedni? K.J.: – Amerykańscy naukowcy (Cunningham, Morgan i McGucken) opracowali modelową procedurę informowania. Według niej istotne jest, aby wiadomość o podejrzeniu np. zespołu Downa u dziecka była przekazana rodzicom bez żadnych opóźnień, jak najszybciej. Lekarze nie powinni przedłużać tego momentu ani tym bardziej nie powinni zwodzić rodziców czy ich unikać. Ważne jest,

aby wiadomość została przekazana w obecności obojga rodziców. Jeśli tata dziecka nie może być obecny, niech będzie to inna bliska osoba, np. babcia. Chodzi o to, aby siła tej informacji rozeszła się na kilka osób. Lekarz powinien przekazać wiadomość w sposób jak najbardziej wyczerpujący, odpowiadając na wszelkie pytania. Rodzice też powinni mieć poczucie, że mogą do tego lekarza wrócić i później dopytać o nurtujące ich kwestie. Istotne jest to, by mama i tata mieli poczucie, że wiedzą wszystko o swoim dziecku, aby mieli pełny dostęp do informacji. Jak reagują rodzice, gdy dostają informację, że u ich dziecka podejrzewana jest wada? K.J.: – Trzeba pamiętać, że rodzice oczekiwali na zdrowe dziecko. Nagle okazuje się, że jest inaczej. W tym momencie wali im się świat. W przypadku wielu rodziców pojawia się poczucie osamotnienia, izolacji, napiętnowania, myśli w stylu: „Czemu to nam się przytrafiło?”, „W czym jesteśmy gorsi?”. Może być też inaczej – rodzice mogą być w takim szoku, że sami zachowują się irracjonalnie i np. na pytanie, czy wszystko jest w porządku, odpowiedzą, że wszystko jest wspaniale, a mogą być w głębokiej rozpaczy. Poza tym cały czas żyją nadzieją – lekarze informują, że podejrzewana jest wada. Dopóki nie przyjdzie wynik, rodzic jest zawieszony. Z jednej strony przeraźliwie się boi, z drugiej ma nadzieję, że to pomyłka.


19


Niektóre szpitale same wysyłają krew do badania (oczywiście za zgodą rodziców), ale znam też takie przypadki, że rodzice musieli zrobić to sami, bo szpital nawet tego nie zaproponował. To oczekiwanie, ta emocjonalna huśtawka, to najgorszy moment, który bardzo osłabia człowieka pod względem psychicznym i fizycznym. W jaki sposób położna może wesprzeć pacjentkę podczas pobytu w szpitalu? K.J.: – Położne powinny starać się być blisko pacjentki, obserwować, co się z nią dzieje. Ja nazywam to po prostu „byciem razem”. Nie wchodzić na siłę, ale być na wyciągnięcie ręki. Czasem wystarczy powiedzieć pacjentce: „Gdyby Pani czegoś potrzebowała, będę obok”. Rodzice czują się gorsi, bo mają „gorsze” dziecko, a nie takiego ślicznego, zdrowego bobasa jak z reklam tv. Dlatego tak ważne jest pokazanie im, że są ważni, że należą im się gratulacje z okazji narodzenia 20

potomstwa. Słowa: „Gratuluję, będzie Pani wspaniałą mamą”, „Będzie Pan wspaniałym tatą”, „Mają Państwo wspaniałe dziecko” są na wagę złota. Rodzice dzieci niepełnosprawnych nie słyszą gratulacji, nie mówi im się, że ich dziecko ma piękne niebieskie oczy czy zgrabną główkę. To bardzo deprymujące. Czego położna nie powinna mówić? K.J.: – Rodziców denerwuje, gdy słyszą od położnych, że wszystko będzie dobrze, że zawsze mogą postarać się o drugie, zdrowe dziecko albo że dzieci z zespołem Downa to takie słodkie istoty. Nie na miejscu jest wypytywanie pacjentki, czy wiedziała, że dziecko będzie miało wadę genetyczną, czy chodziła do lekarza. Odwoływanie się do religii i do własnych poglądów też nie do końca jest dobre, jak również mówienie rodzicom, że się im współczuje. Rodzice na takie próby wsparcia mogą źle zareagować.

Warto zwrócić uwagę na język. Rodziców dzieci z zespołem Downa np. denerwuje, gdy ktoś nazywa ich dzieci „chorymi”. Choroba jest czymś, co da się uleczyć. A na zespół Downa nie ma recepty, odmienności genetycznej się nie wyleczy. Czy położna powinna jakoś szczególnie traktować mamę? K.J.: – Istotne jest pamiętanie o intymności – nie należy rozmawiać z pacjentką w obecności innych obcych osób w sposób, który mógłby zdradzić problemy. Tym bardziej że często pacjentka jest na sali z innymi kobietami, do których przychodzi rodzina, znajomi. Uważam, że w standardzie powinno być, że pacjentka jest na sali sama. Wiem, że możliwości lokalowe są w wielu szpitalach ograniczone, ale jeśli jest taka możliwość i pacjentka wyraża taką chęć, dajmy jej osobną salę. Ja spędziłam prawie dwa tygodnie w sali, przez którą przewinęły się cztery inne mamy ze


DZIECKO Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIĄ

| Z oddziału

Rodzice też powinni mieć poczucie, że mogą do tego lekarza wrócić i później dopytać o nurtujące ich kwestie. Istotne jest to, by mama i tata mieli poczucie, że wiedzą wszystko o swoim dziecku, aby mieli pełny dostęp do informacji.

zdrowymi dziećmi – dla mnie to był koszmar, szczególnie gdy w odwiedziny przychodziły do nich rodziny i zaczynało się szczebiotanie o tym, jak to wszyscy się cieszą, że dziecko zdrowe i takie piękne. Kiedyś porównałam to do operowania na żywym organizmie bez znieczulenia – ja tak się wtedy czułam. Co może rodzicom pomóc w nawiązaniu więzi z dzieckiem? K.J.: – Często skupiamy się na tym, czy dziecko prawidłowo oddycha, czy ma żółtaczkę, czy ma odruch ssania – i oczywiście są to bardzo ważne kwestie, ale nie zapominajmy, że równie ważne jest nawiązanie bliskości na linii dziecko – mama. Są tacy rodzice, u których miłość do dziecka kwitnie od razu, ale są i tacy, którzy dziecko odrzucają, nawet oddają do adopcji. Ważne jest, aby nie robić nic na siłę. Ja zawsze powtarzam rodzicom, aby spojrzeli na dziecko jako na część siebie. Mówię: materiał genetyczny w części jest popsuty, ale w dużej części pochodzi od mamy i taty. Rodzice patrzą na położną jak na encyklopedię. Dlatego ważne jest, jak ona pielęgnuje nasze dziecko. Jak przytula, jak czule do niego mówi. Rodzic musi oswoić swoje dziecko, położna może tu odegrać wielką rolę, pokazując rodzicom, że zarówno oni, jak i dziecko mogą czerpać przyjemność z bliskości względem siebie. Ma Pani kontakt z wieloma rodzicami. Czy w szpitalu proponuje im się wsparcie psychologa? K.J.: – To zależy od placówki. W niektórych są osoby, które zajmują się fachową pomocą. Ja rodziłam w jednym z warszawskich szpitali. Leżałam w nim dziesięć dni. Przez ten czas nikt nie zapytał mnie, czy chciałabym

skorzystać z pomocy psychologa. Na pewno rodzice powinni mieć możliwość rozmowy z kimś innym poza lekarzem, który zajmuje się przecież przede wszystkim sprawami medycznymi. Wsparcie od osób zatrudnionych w szpitalu to jedno. Rodzice powinni otrzymać informację, że istnieją organizacje, gdzie mogą uzyskać pomoc. Byłoby idealnie, gdyby każdy szpital podawał kontakt do fundacji, która zajmuje się wsparciem w takich sytuacjach. Choć na początku rodzic może nie być zainteresowany taką formą pomocy. Dlaczego? K.J.: – Dla wielu rodziców myśl, że ich dziecko może być niepełnosprawne, jest na tyle irracjonalna, obezwładniająca, szokująca, że nie są w stanie o tym rozmawiać, czytać – stąd dawanie rodzicom na dzień dobry do przejrzenia w szpitalu broszur i publikacji dotyczących niepełnosprawności ich dziecka czasem mija się z celem. Rodzic nawet do nich nie zajrzy. Rodzice powinni otrzymać takie informacje do domu, z czasem do nich zajrzą i być może skorzystają. Mnie broszurę informacyjną dotyczącą zespołu Downa rzucono na łóżko, żebym sobie poczytała i oddała. Tę broszurę widziały również inne pacjentki, które leżały ze mną w jednej sali. Nie byłam w stanie czytać tych informacji. Nie pozwalał na to ani mój stan emocjonalny, ani fizyczny, byłam po cesarskim cięciu. Poza tym zbyt przerażające wydawało się czytanie o problemach zdrowotnych, które mogą towarzyszyć mojemu dziecku. Z moich rozmów z rodzicami wynika, że dla większości z nich najcenniejsza była możliwość rozmowy z innymi rodzi-

cami, którzy mają dziecko z zespołem Downa. Stąd też działam jako wolontariuszka Fundacji Wsparcie na Starcie i mój numer telefonu jest dostępny dla rodziców, opiekunów i wszystkich, którzy chcą porozmawiać o dziecku z zespołem Downa. Gdy nadejdzie etap akceptacji, grupa wsparcia jest wielką pomocą. W ramach działalności różnych organizacji pozarządowych funkcjonują grupy wsparcia dla rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Ja też prowadzę taką grupę w Warszawie, dla rodziców i opiekunów dzieci z zespołem Downa, i moim marzeniem byłoby, żeby wszyscy rodzice, którym urodziło się dziecko z trisomią 21, wiedzieli, że jest nasza grupa i mogą się spotkać z innymi rodzicami w podobnej sytuacji. Nasza grupa spotyka się raz w miesiącu i jest otwarta, czyli w każdej chwili można dołączyć – dla wielu rodziców to bezcenne, bo jak sami mówią, nikt ich nie zrozumie tak dobrze, jak inni rodzice. Dla tych, którzy wolą kontakt przez internet, podaję adres e-mailowy: montowniamarzen@gmail.com i link do naszej strony na FB: https://www.facebook.com/MontowniaMarzen A jaka jest Pani córeczka Zosia? K.J.: – Ma swoje zdanie i wie, czego chce. Wychowuję ją w taki sposób, aby mogła dokonywać wyborów i aby miała poczucie, że może robić to, czego zapragnie. Staram się jej pokazywać świat – była już i w górach, i nad jeziorem, i w lesie. Chodzi do przedszkola, interesuje się ludźmi, przyrodą. Sama nauczyła się jeździć na hulajnodze. Tak to pokochała, że i ja musiałam kupić sobie dorosłą hulajnogę. Teraz to ja muszę gonić moją córkę. Przy Zofii nie da się zwolnić. 21


Z oddziału | ZABURZENIA PSYCHICZNE

Ciąża. Poród. Psychoza? Okres okołoporodowy wiąże się ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia zaburzeń psychicznych. Poza łagodnym, samoustępującym obniżeniem nastroju (baby blues) oraz wymagającą leczenia depresją poporodową zdarza się, że kobiety doświadczają pogorszenia stanu psychicznego o charakterze psychozy. Psychozy to stan „oderwania od rzeczywistości”, w którym odbieranie otoczenia jest w znacznym stopniu zmienione, zaburzone i odbiegające od tego, co jest przyjęte w danej kulturze. Małgorzata Maj PSYCHIATRA

P

sychozy występują u 0,2–0,6 proc. kobiet na 1000 rodzących i zawsze wymagają leczenia farmakologicznego, a najczęściej także hospitalizacji psychiatrycznej. Ryzyko przyjęcia do szpitala psychiatrycznego kobiety po porodzie jest siedmiokrotnie wyższe niż w tej samej grupie przed okresem ciąży, a w grupie pierworódek aż 35 razy wyższe. Psychozy w okresie poporodowym wpływają na możliwość sprawowania opieki nad dzieckiem oraz stworzenia z nim więzi, na sposób karmienia go, mogą być potencjalnie zagrażające zarówno dla matki, jak i dla dziecka. PRZYCZYNY ZABURZEŃ Głównym czynnikiem ryzyka wystąpienia psychozy poporodowej jest podatność genetyczna. U kobiet, które jej doświadczyły po jednej z ciąż, ryzyko nawrotu po kolejnej wynosi od 20 do 50 proc. Nie wykazano różnic w stężeniach hormonów u matek z psychozą poporodową oraz innymi niż psychoza zaburzeniami psychicznymi po porodzie i u matek zdrowych. Jednak wysokie stężenie estrogenów w ciąży i ich gwałtowny spadek po porodzie przekłada się na zwiększoną wrażliwość receptorów dopaminergicznych, zaś dopamina jest głównym neuroprzekaźnikiem zaangażowanym w wystąpienie objawów psychotycznych. Częściej psychozy poporodowe występują u pierworódek, kobiet niezamężnych, rodzących przez cesarskie cięcie. Jednym z czynników ryzyka jest też ból, podobnie jak poród powikłany. Psychozy poporodowe bywają często pierwszą manifestacją choroby afektywnej dwubiegunowej, która ujawniła się w tym szczególnie wrażliwym okresie, jednak część kobiet doświadcza wyłącznie psychoz po porodzie, bez nawrotów w innych okresach życia. DEPRESJA PSYCHOTYCZNA Psychozy poporodowe bardzo często mają charakter epizodów afektywnych, czyli zaburzeń nastroju. Dochodzi albo do chorobowego podwyższenia nastroju, czyli manii, albo jego ciężkiego obniżenia, czyli tzw. depresji psychotycznej. W przypadku depresji obniżenie nastroju jest bardzo głębokie, spowolnienie psychoruchowe może mieć charakter stuporu, czyli skrajnego zahamowania motoryczne-

22

go, przy czym jednocześnie pacjentka może być w ogromnym lęku, napięciu i niepokoju związanym z objawami wytwórczymi. Depresyjne przekonania i poczucie winy zawsze obecne w depresji – w tym przypadku najczęściej dotyczące bycia złą matką, która nie potrafi zaopiekować się dzieckiem – osiągają nasilenie urojeń, tzn. nieprawdziwych sądów pochodzenia chorobowego, o których prawdziwości pacjentka jest przekonana i które nie są podatne na argumenty. Mogą one przybierać postać przekonania, że matka szkodzi dziecku, nie jest w stanie go pokochać, zapewnić właściwej opieki, inne osoby zatroszczyłyby się o nie lepiej, że decyzja o ciąży była błędna, ponieważ na dziecko czeka wiele trudnych wydarzeń, świat jest zagrażający i wrogi, lepiej byłoby, żeby dziecko nigdy się nie urodziło lub umarło w porównaniu z cierpieniem, jakie przyniesie mu życie. Myśli dotyczące nowo narodzonego dziecka często mają naturę obsesyjną. Urojenia mogą mieć także charakter prześladowczy, np. pacjentka może być przekonana, że inne osoby, np. ojciec dziecka, personel medyczny, starają się zrobić dziecku krzywdę, chcą jego śmierci czy choroby. Częste są także urojenia hipochondryczne, czyli fałszywe przekonania o ciężkiej, zagrażającej życiu chorobie dziecka lub własnej, okaleczeniu ciała, np. że podczas cięcia cesarskiego dokonano nieodwracalnych zmian, np. wycięto pacjentce macicę, a nawet przekonanie, że dziecko zmarło, zaś inne osoby temu zaprzeczają. Poza chorobowymi przekonaniami zdarzają się halucynacje, zazwyczaj słuchowe o charakterze zgodnym z nastrojem, np. głosy mówiące pacjentce, że jest złą matką, wszystko przepadło, dziecko umrze itp. Zdarzają się omamy słuchowe imperatywne, czyli wydające polecenia. Urojeniom depresyjnym towarzyszą często myśli samobójcze – „beze mnie dziecku będzie lepiej” – lub zabójstwa dziecka, zazwyczaj rozumianego altruistycznie – „lepiej, żeby nie żyło, niż ma tak cierpieć”. Przykładowy opis stanu kobiety z ciężką depresją psychotyczną: „Wewnątrz mnie jest ciemna siła, gdybyście ją zobaczyli, jak ze mnie wychodzi, wygląda tak jak ja, ale jest czarna; mimo to można przez nią patrzeć i włożyć do niej rękę. Cień otacza mnie i wszystko wokół mnie. Wczoraj cień kazał mi położyć poduszkę na moim synu, ale on


Psychozy poporodowe mają zazwyczaj dobre rokowanie, odpowiadają na leczenie, a pacjentki wracają do wyrównanego stanu psychicznego i podejmują obowiązki rodzicielskie.

ruszył nogą i sprawił, że czarna siła się schowała. Mogłam go udusić. Gdy czuję, że siła jest blisko, wychodzę z synem na ganek. Czy jeśli umrę, czarna siła także zniknie?” (źródło: Postpartum psychosis: Madness, mania and melacholia in motherwood; American Journal of Psychiatry 2016). MANIA PSYCHOTYCZNA Innym typem zaburzeń nastroju są zespoły maniakalne – stany podwyższonego nastroju i wzmożonej energii, czyli napędu. Podwyższony nastrój zazwyczaj nie ma charakteru euforycznego, ale dysforyczny, z dużym uczuciem złości, napięcia, rozdrażnienia, zaś wzmożony napęd jest niepozwalającym na wykonywanie obowiązków pobudzeniem z częstą dezorganizacją zachowania, czyli podejmowaniem chaotycznych, niejasnych, nieumotywowanych działań, które nie prowadzą do wykonania czynności do końca. W zespołach maniakalnych charakterystyczne są zaburzenia snu z bardzo znacznym jego skróceniem, chwiejność afektywna, tzn. zazwyczaj niezrozumiała dla otoczenia bardzo szybka zmiana nastroju – od płaczliwości do śmiechu. W epizodach maniakalnych psychotycznych występują chorobowe przekonania zazwyczaj o charakterze wielkościowym, np. o posiadaniu przez pacjentkę lub dziecko nadzwyczajnych uzdolnień bądź mocy, roli, jaką mają do spełnienia w historii itp. Często towarzyszą im przekonania prześladowcze odnoszące się do otoczenia, które w ocenie chorej chce przeszkodzić w realizacji nadzwyczajnych planów, zrobić krzywdę komuś o takim potencjale itp. Przykładowy opis początku choroby u kobiety z manią poporodową: „Pierwszego dnia po porodzie byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Piątego dnia siedziałam przed komputerem, syn spał obok w pokoju. Nagle moje myśli zaczęły pędzić jak szalone, fruwały na wszystkie strony, mój umysł był podłączony do wszystkich urządzeń elektrycznych w mieszkaniu, prawą ręką wykonywałam okrężne ruchy, których nie mogłam powstrzymać. Myślałam przez chwilę, że mam udar, ale mogłam chodzić i mówić, jednak czułam się zupełnie inaczej niż zwykle. Byłam połączona ze wszystkimi ludźmi na całym świecie przez niewidoczne przewody, chodziłam tam i z powrotem, nie wiedząc, co 23


Z oddziału | ZABURZENIA PSYCHICZNE robić. Wszystko wyglądało tak samo, a jednocześnie było zupełnie inne. Powiedziałam do męża: znajdę ci inną żonę. Widziałam lęk w jego oczach. Teraz jestem Bogiem – powiedziałam mu” (źródło jw.). UROJENIA I OMAMY Poza epizodami zaburzeń nastroju w okresie poporodowym może wystąpić, choć znacznie rzadziej (< 10 proc. przypadków), także psychoza niebędąca epizodem afektywnym (dotyczącym nastroju). Jej objawy mogą być bardzo różne, często wielopostaciowe i zmienne, np. urojenia i omamy wszystkich typów, w tym: • urojenia odsłonięcia myśli (inni ludzie znają myśli pacjentki), • urojenia oddziaływania (coś/ktoś wpływa na pacjentkę), • urojenia owładnięcia (jakaś siła kieruje pacjentką, jej zachowaniem czy myśleniem), • urojenia prześladowcze, • omamy słuchowe słowne i bezsłowne, • omamy wzrokowe i iluzje (zmienione postrzeganie realnie istniejącego bodźca). Zdarzają się zaburzenia orientacji, derealizacja i depersonalizacja. Towarzyszą im zaburzenia snu, chwiejność afektywna – od stanów głębokiego smutku do nieadekwatnego śmiechu, zaburzenia myślenia w postaci niejasnych, niezrozumiałych, niepowiązanych w sposób logiczny wypowiedzi, z agramatyzmami i neologizmami, dezorganizacja zachowania. PRZEBIEG PSYCHOZ POPORODOWYCH Psychozy poporodowe rozpoczynają się szybko, zazwyczaj w kilka godzin/dni po porodzie, najczęściej pomiędzy 3. a 10. dniem, niekiedy już w jego trakcie i nie później niż sześć tygodni po urodzeniu dziecka. Przebieg jest intensywny i burzliwy, objawy zmienne, a ich nasilenie duże. Stany te wymagają leczenia farmakologicznego, czasem także metod biologicznych, np. stosowania elektrowstrząsów. Ze względu na nieprzewidywalność zachowania pacjentki zazwyczaj wymagają hospitalizacji psychiatrycznej. W Polsce nie ma oddziałów, gdzie matki mogłyby przebywać z dzieckiem lub w jego pobliżu, zaś nasilenie i charakter objawów najczęściej opiekę nad noworodkiem uniemożliwiają. Psychozy poporodowe mają zazwyczaj dobre rokowanie, odpowiadają na leczenie, a pacjentki wracają do wyrównanego stanu psychicznego i podejmują obowiązki rodzicielskie. U części kobiet istnieje potrzeba leczenia podtrzymującego po ustąpieniu objawów. Zdarza się też, że psychoza poporodowa okazuje się pierwszym sygnałem przewlekłej choroby psychicznej, najczęściej choroby afektywnej dwubiegunowej. Ważną kwestią pozostaje karmienie piersią podczas leczenia – część pacjentek bardzo chce karmić lub od możliwości karmienia uzależnia swoją zgodę na leczenie. Wszystkie leki stosowane w leczeniu psychoz przechodzą do mleka matki, jednak w różnym stopniu, są takie, których stężenie u dziecka nie przekracza kilku procent stężenia u matki. 24

W literaturze można znaleźć opisy przypadków braku negatywnego wpływu na rozwój dziecka przyjmowanych przez matkę leków psychotropowych. Decyzja o karmieniu dziecka przez matkę przyjmującą neuroleptyki lub stabilizatory nastroju wymaga każdorazowo głębokiego zastanowienia nad bilansem potencjalnych zysków i strat, biorąc pod uwagę wpływ leków na rozwijający się, niedojrzały i niezwykle wrażliwy ośrodkowy układ nerwowy dziecka. Drugorzędną, choć w leczeniu bardzo istotną, sprawą jest fakt, że karmienie piersią na żądanie zaburza rytm dobowy matki, a jego uregulowanie w psychozach i zapewnienie wystarczającej ilości snu nocnego w znaczący sposób wpływa na poprawę stanu psychicznego. U starszych niemowląt czas przyjęcia leków można uzależniać od pory karmień, np. podawać lek po wieczornym karmieniu, przed najdłuższą nocną przerwą. CIĄŻA PRZY CHOROBIE PSYCHICZNEJ Ciąża u kobiety chorującej psychicznie powinna być w miarę możliwości planowana. Decyzja o odstawieniu lub kontynuowaniu leczenia jest zawsze indywidualna – zależy od dotychczasowego przebiegu choroby, liczby i nasilenia epizodów chorobowych, występowania podczas ich trwania zachowań zagrażających życiu (myśli, prób samobójczych). Jeżeli jest to możliwe, odstawia się leki przynajmniej na okres pierwszego trymestru (organogenezy) i włącza w drugim. Następnie 2–3 tygodnie przed porodem dobrze jest dawki leków zredukować, aby zapobiec objawom odstawiennym u noworodka. Często jednak podejmuje się decyzję o nieprzerywaniu leczenia podtrzymującego. W jednym z badań ryzyko nawrotu choroby u kobiet, które nie kontynuowały leczenia, wynosiło 66 proc. w porównaniu z 22 proc. u kobiet leczonych podczas ciąży. Jednak część leków, np. stosowanych w chorobie afektywnej dwubiegunowej, jest bezwzględnie w ciąży przeciwwskazana – kobiety przyjmujące je, a będące w wieku rozrodczym, należy edukować w tym zakresie, zalecać stosowanie skutecznej antykoncepcji, a w razie nieplanowanej ciąży należy je bezwzględnie zmienić na inne. Decyzję o nieprzerywaniu leczenia podejmuje się także wówczas, gdy ciąża nie była planowana, a w momencie, gdy kobieta dowiaduje się o niej, pierwszy trymestr się kończy. Jeżeli leki się odstawia lub znacznie redukuje, należy ponownie je włączyć w pierwszej dobie po porodzie. Wśród kobiet chorujących psychicznie najwyższe ryzyko psychoz poporodowych występuje u pacjentek z chorobą afektywną dwubiegunową, wynosi ono ok. 35 proc. U kobiet chorujących psychicznie, niezależnie od tego, czy leczą się, czy nie, częściej dochodzi do poronień, obumarcia płodu, porodów przedwczesnych czy powikłań położniczych, a także złego stanu noworodka. Uwagi dotyczące karmienia piersią przedstawione wyżej obowiązują także w tym przypadku. U matek chorujących psychicznie przed ciążą należy jednak zwrócić szczególną uwagę na znacznie zwiększone ryzyko nawrotu objawów chorobowych przy zaburzeniu rytmu dobowego i rekomendować karmienie nocne przez innych członków rodziny, a pacjentce zapewnić właściwą ilość snu dzięki odpowiedniej farmakoterapii.


Decyzja o karmieniu dziecka przez matkę przyjmującą neuroleptyki lub stabilizatory nastroju wymaga każdorazowo głębokiego zastanowienia nad bilansem potencjalnych zysków i strat, biorąc pod uwagę wpływ leków na rozwijający się, niedojrzały i niezwykle wrażliwy ośrodkowy układ nerwowy dziecka.

WSPARCIE POŁOŻNEJ Rola położnej może polegać na dostrzeżeniu w zachowaniu i reakcjach chorej objawów nietypowych, budzących niepokój. Ważna wydaje się tu współpraca z bliskimi, którzy często jako pierwsi dostrzegają zmianę w znanej im dobrze osobie. Początkowe objawy psychoz mogą przypominać baby blues (problemy ze snem, wahania nastroju, drażliwość), należy jednak uważnie monitorować, czy nie mają one tendencji do nasilania się. Obserwacja nastroju i zachowań młodej mamy powinna być tak samo naturalna, jak inne elementy opieki położniczej, tj. obserwacja prawidłowego zwijania się macicy czy kontrola laktacji. Niezwykle ważne jest wsparcie położnej w sytuacji pogorszenia stanu psychicznego pacjentki, podkreślanie znaczenia powrotu do wyrównanego stanu psychicznego nawet kosztem czasowego rozstania z dzieckiem czy karmienia mlekiem modyfikowanym. Istotne wydaje się także wspieranie ojców, którzy zazwyczaj, nawet wtedy, gdy liczyli się z możliwością wystąpienia takiej sytuacji, są bardzo zagubieni. Nie należy się obawiać zadawania bezpośrednich pytań o stan psychiczny, nastrój, lęk czy nawet myśli samobójcze. Dobrą formą zadania niełatwych pytań jest odwoływanie się do doświadczeń innych ludzi, co zmniejsza poczucie winy i izolacji z powodu objawów, np.: „Wiele kobiet w tym okresie doświadcza tak głębokiego smutku, że myślą o zrobieniu krzywdy sobie lub dziecku. Czy Pani także ma takie myśli?”. W każdym budzącym wątpliwość czy niepokój przypadku należy umożliwić pacjentce pilną konsultację psychiatryczną. 25


Z troską | DIETA NIEMOWLĄT

Od piersi przez łyżeczkę do talerza…

Jak umiejętnie wprowadzić niemowlę w świat jedzenia Przez pierwszy rok życia dziecko powinno być karmione przede wszystkim piersią. Jednak żeby dostarczyć intensywnie rozwijającemu się organizmowi odpowiednią porcję energii oraz składników odżywczych, jadłospis niemowlęcia musi być stopniowo rozszerzany. Tu rodzi się pytanie, kiedy i jak się za to zabrać. Magdalena Róg

O

bowiązujące kilkanaście lat temu standardy zakładały, że pierwszy kontakt z produktami innymi niż mleko matki lub mleko modyfikowane powinien nastąpić po ukończeniu przez dziecko 180 dni, czyli sześciu miesięcy. Obecnie uznaje się, że rozszerzanie diety należy rozpocząć nie wcześniej niż w 17. i nie później niż w 26. tygodniu życia. Płynność tej granicy wynika z faktu, że nie każdy maluch, który skończył cztery miesiące, mimo że przejawia zainteresowanie jedzeniem i np. odwraca głowę w kierunku łyżeczki z pokarmem, jest na to gotowy. Wiele zależy bowiem od tego, czy pojawił się już u niego odruch gryzienia. METODA MAŁYCH KROKÓW Zdaniem ekspertów rodzice często za bardzo się z jedzeniowymi eksperymentami spieszą, tymczasem dziecko należy zapoznawać z nowymi smakami bardzo ostrożnie. W praktyce oznacza to, że nie można włączać mu do diety kilku produktów jednocześnie, ponieważ w przypadku wystąpienia nietolerancji pokarmowej trudno będzie rozstrzygnąć, co ją wywołało. Nowe składniki powinny pojawiać się w jadłospisie maluszka pojedynczo i w małej ilości (należy podawać ich 3–4 łyżeczki przez trzy do pięciu dni, obserwując przy tym reakcje dziecka). Dzięki temu, jeśli pojawią się objawy takie jak: biegunka, wymioty, zmiany na skórze, niepokój lub nadmierna płaczliwość, łatwo będzie można ustalić ich przyczynę. OD CZEGO ZACZĄĆ Nie istnieją ścisłe zalecenia, które produkty włączyć do diety niemowlęcia jako pierwsze. Zazwyczaj są nimi przeciery z gotowanych warzyw i owoców lub kaszki. W tym miejscu warto podkreślić, że wprowadzania pokarmów alergizujących (np. zbóż zawierających gluten czy mleka krowiego) nie należy opóźniać. Uważa się bowiem, że im wcześniej dziecko się z nimi zetknie, tym lepiej będzie

26

je tolerowało. Pierwsze posiłki powinny mieć konsystencję gładkiej papki. Należy je podawać łyżeczką po zakończeniu karmienia piersią lub mlekiem modyfikowanym, choć w sytuacji, kiedy dziecko zdecydowanie odmawia próbowania nowych produktów, można tę kolejność odwrócić. Począwszy od 7. miesiąca życia serwowane dziecku posiłki powinny być coraz bardziej różnorodne pod względem smaku, stopnia rozdrobnienia oraz sposobu podawania. Wszystko po to, żeby dziecko, które skończyło roczek, miało okazję spróbować różnych produktów i zetknęło się zarówno z pokarmami płynnymi, papkowatymi, rozdrobnionymi serwowanymi łyżeczką, jak również miękkimi, ale podawanymi w całości lub kawałkach samodzielnie przez malucha trzymanych i gryzionych. UWAGA NA SOKI I MIÓD Składnikami, na które trzeba zwracać szczególną uwagę rozszerzając jadłospis niemowlęcia, są sól i cukier. Stąd posiłków dla dzieci nie wolno dosalać ani dosładzać. Niewskazane są też przekąski typu chipsy oraz słodycze. Te ostatnie nie mogą być dziecku dawane za każdy razem, gdy jest mu smutno i źle. Zgodnie z najnowszymi zaleceniami dzieci w 1. roku życia w ogóle nie powinny spożywać soków owocowych. Mogą one bowiem powodować nadmierny przyrost masy ciała, zmniejszenie apetytu na wartościowe produkty spożywcze, rozwój próchnicy oraz nieprzyjemne dolegliwości ze strony układu pokarmowego. Podstawę nawodnienia ma stanowić mleko matki oraz woda (podawana ze specjalnego kubka, a nie butelki ze smoczkiem). Ze względu na ryzyko botulizmu dziecięcego niewskazany jest również miód. Na liście pokarmów, których należy unikać, znajdują się też grzyby, produkty wysokoprzetworzone (z często serwowanymi maluchom parówkami włącznie), wędzone, smażone oraz w occie.


NATURALNE PREFERENCJE Człowiek nie przychodzi na świat z dokładnym opisem pokarmów, które będą mu służyły, posiada jednak coś na kształt wrodzonego kompasu, według którego je ocenia. Dla niemowląt naturalna jest preferencja smaku słodkiego. Poza tym dzieci zawsze intuicyjnie wybierają produkty bardziej tłuste. W genach mają też zakodowane unikanie pokarmów koloru zielonego, który dla naszych przodków stanowił sygnał: „Nie jedz tego, to jest niedojrzałe i może ci zaszkodzić”1. Rzeczą zupełnie zrozumiałą jest więc, że często maluchy chętniej zjadają jabłko lub banana niż brokuły. Żeby więc dać im szansę polubić warzywa, dietetycy zalecają ich wprowadzanie do diety przed owocami. U dzieci znacznie silniejszy niż u dorosłych jest tzw. efekt Garcii, czyli tendencja do unikania produktów, których zjedzenie spowodowało nieprzyjemne dolegliwości. Normalny etap w ich rozwoju stanowi również lęk przed próbowaniem i jedzeniem nowych pokarmów (tzw. neofobia), który zwykle pojawia się w wieku 2–5 lat. DLACZEGO SIĘ NIE UDAJE? Rozszerzanie diety dziecka nie jest zadaniem łatwym. Nie można jednak zbyt szybko się poddawać. Dwu- czy trzykrotna próba podania niemowlęciu danego produktu to jeszcze za mało, żeby stwierdzić, że pociecha go nie lubi. Czasem może się to udać dopiero po kilkunastu podejściach, tzw. ekspozycjach. Infekcja, alergia, ale

METODA BLW – WADY I ZALETY Ostatnio furorę wśród rodziców robi karmienie metodą BLW, której nazwa pochodzi od angielskiego zwrotu Baby Led Weaning, na polski tłumaczonego jako Bobas Lubi Wybór, a czasami Bierz Lub Wyrzuć. Polega ona na tym, że niemowlęciu, które potrafi samodzielnie usiąść (czyli takiemu w wieku 6–7 miesięcy), poza mlekiem mamy lub mlekiem modyfikowanym podaje się różne pokarmy stałe (warzywa, owoce, makarony, kasze) w formie łatwej do chwycenia rączką. Początkowo dziecko je palcami, potem przyzwyczaja się je do używania sztućców. Metoda ta ma wiele zalet, ponieważ otwiera dziecko na pokarmy zróżnicowane pod względem smaku, tekstury, zapachu czy wyglądu i uczy ich akceptacji. Wspomaga też rozwój psychomotoryczny dziecka. Specjaliści podkreślają jednak, że etap karmienia łyżeczką i podawania niemowlęciu papek, który w BLW się omija, uaktywnia kolejne mięśnie w obrębie twarzy i jamy ustnej konieczne do nauki mówienia. Dlatego zalecają tę metodę jako uzupełniającą w procesie nauki jedzenia. Prawdą jest również, że metoda BLW wymaga czasu i odpowiednich warunków, ponieważ dziecko je wolniej, początkowo niemiłosiernie przy tym bałaganiąc, dlatego trudno ją stosować np. w podróży, na spacerze czy w żłobku.

27


Z oddziału | FOKUS NA MATKĘ

także brak ruchu, obserwowane na placach zabaw czy spacerach praktycznie nieustanne serwowanie dziecku różnego typu przekąsek albo soków między posiłkami, także mogą hamować dziecięcy apetyt. Zdarza się również, że rodzice niewłaściwie interpretują zachowania malucha. Na przykład wypychanie jedzenia z ust za pomocą języka przy pierwszych próbach karmienia łyżeczką to reakcja zupełnie naturalna i przejściowa. Bywa również i tak, że rodzice na własne życzenie zmieniają dziecko w niejadka. KTO MÓWI DOŚĆ? U podstaw tego zjawiska leży brak wiedzy na temat potrzeb żywieniowych dzieci oraz tzw. kontrolujący styl karmienia. O ile bowiem podczas karmienia piersią matki respektują niewerbalne komunikaty mówiące o tym, że pociecha ma dość, o tyle na etapie rozszerzania diety i podawania pokarmów łyżeczką prawa do określenia ilości zjadanego pokarmu zazwyczaj odmawiają. Większość rodziców próbuje wtedy przejąć pełną kontrolę nad wielkością oraz częstotliwością posiłków, ignorując wyraźne sygnały sytości ze strony dziecka. Dekoncentracji, odwracania głowy na widok łyżeczki z pokarmem, zaciskania ust, grymaszenia czy zabawy jedzeniem nie da się przecież nie zauważyć. 28

BOTULIZM DZIECIĘCY, CZYLI DLACZEGO MALUCHOM NIE NALEŻY PODAWAĆ MIODU Szacuje się, że około 15 proc. przypadków botulizmu u niemowląt spowodowane jest przez spożycie miodu skażonego przetrwalnikami Clostridium botulinum (laseczka jadu kiełbasianego). W około 85 proc. przypadków problemem są laseczki jadu kiełbasianego występujące w glebie czy powietrzu. Mogą zostać przeniesione wraz ze smoczkiem, który upadł na ziemię, na rękach, które małe dziecko często wkłada do ust. Źródłem zakażenia może być również pożywienie, posiłki przygotowane bez zachowania odpowiednich zasad higieny. Toksyna botulinowa to jedna z najgroźniejszych trucizn, która negatywnie wpływa na układ nerwowy. Botulizm niemowlęcy powoduje: zaparcia występujące nawet kilka tygodni przed pojawieniem się następnych objawów, tj.: osłabienie dziecka, cichszy płacz, wolniejsze ruchy, marazm, trudności ze ssaniem, trudności z połykaniem, senność, rozdrażnienie, opadanie powiek, rozszerzenie źrenic, ostra biegunka.


Mimo to rodzice niestrudzenie walczą o każdy kęs. Kolejne porcje są wmuszane dzieciom np. metodą „za mamusię, za tatusia, za babcię”, w ruch idą także wszelkiego typu zabawiacze i odwracacze uwagi, np. bajka w telewizji. Przy stole zaczynają padać groźby, pojawiają się kary i nagrody. ZAUFAĆ DZIECKU Taka praktyka, choć początkowo skuteczna, z czasem prowadzi do tego, że dziecko kompletnie odmawia jedzenia albo je tylko wybrane produkty. Sprawia, że posiłki stają się dla niego stresujące. Może ona też spowodować regularne przekarmianie malucha, który przestaje uważać jedzenie za coś, nad czym ma kontrolę. Tymczasem dzieci są pod tym względem naprawdę mądre. Każde z nich – o ile jest zdrowe i rodzice pozwolą mu odczuć głód – potrafi upomnieć się o jedzenie np. płaczem, pobudzonymi ruchami rąk i nóg, otwieraniem ust i kierowaniem głowy w stronę łyżeczki, wpatrywaniem się w opiekuna, drapaniem po brzuszku, w którym czuje dyskomfort, czy też wskazywaniem palcem pokarmu. Każde doskonale też wie, ile powinno w danym momencie zjeść. Co więcej, naukowo dowiedzione zostało, że jeśli da się dziecku do wyboru odpowiednio zbilansowane posiłki, to skomponuje sobie z nich jadłospis, który pozwoli mu prawidłowo się rozwijać. Jako pierwsza wykazała to dr Davis na początku XX wieku już na przykładzie dzieci sześciomiesięcznych. Wyniki jej obserwacji zostały potem potwierdzone w innych badaniach. CZYM SKORUPKA ZA MŁODU NASIĄKNIE… Rolą rodziców w tym procesie jest wyznaczyć granice. To znaczy zdecydować co, gdzie i o jakich konkretnych porach dziecko będzie jadło. Ważne jest też, żeby rodzice dawali maluchowi przykład, czyli jedli razem z nim, a także uatrakcyjniali to, co znajduje się na talerzu. Trzeba również pamiętać, żeby dostosowywać wielkość porcji do możliwości małego brzuszka (w prawidłowym ich oszacowaniu pomoże przyjrzenie się piąstce dziecka, która rozmiarami odpowiada pojemności jego żołądka). Należy mu też pozwolić na samodzielność, dać wybór (ograniczony, ale jednak), a nade wszystko zadbać o przyjemną atmosferę przy stole. Okres wczesnego dzieciństwa, liczony do ukończenia 3. roku życia, jest bowiem szczególnie ważny dla kształtowania się nawyków żywieniowych. Jeśli więc rodzice chcą, by ich pociechy, gdy nieco podrosną, ze smakiem zjadały warzywa, nie pocieszały się słodyczami, nie podjadały między posiłkami, a siedząc przed telewizorem lub komputerem nie pochłaniały kilku paczek chipsów, to muszą nad tym wcześniej popracować. 1. Twierdzenie odnosi się do wykształconego na drodze ewolucji mechanizmu selekcji pożywienia na podstawie koloru, z którego – zgodnie z wynikami badań Francesco Foroniego i współpracowników – człowiek nadal korzysta. Zielone pokarmy uznawane były i są za mniej wartościowe i potencjalnie szkodliwe. Stąd właśnie, a także z naturalnej preferencji smaku słodkiego wynika, że dzieci, mając do wyboru słodki żółty owoc lub wytrawne w smaku zielone warzywo, z większym prawdopodobieństwem sięgną po ten pierwszy produkt.

29


Z troską | CUKRZYCA

Cukrzyca ciążowa kontra ciąża diabetyczek Cukrzyca ciążowa diagnozowana jest obecnie u około 10 proc. ciężarnych. Pod terminem tym kryje się hiperglikemia, która po raz pierwszy została zdiagnozowana w okresie ciąży. Jednocześnie coraz częściej na oddziały położnicze trafiają kobiety chorujące na cukrzycę typu 1. i będące w ciąży (cukrzyca przedciążowa). Warto wiedzieć, że cukrzyca ciążowa oraz ciąża u diabetyczki to dwa zupełnie różne wyzwania. Małgorzata Marszałek

J

eszcze trzy dekady temu diagnoza cukrzycy typu 1. u kobiety w młodym wieku najczęściej zamykała jej drogę do macierzyństwa. Urodzenie przez diabetyczkę zdrowego dziecka było postrzegane w kategorii cudu medycyny. Nowoczesne metody leczenia diabetes mellitus diametralnie zmieniły rokowania w tym zakresie. Dzisiaj ciąża u kobiety chorującej na cukrzycę nie jest żadnym ewenementem, choć nadal jest ogromnym wyzwaniem dla medycyny. Zdecydowanie większym niż przypadki cukrzycy ciążowej. HIPERGLIKEMIA, ALE JAKA? Istotą problemu w cukrzycy jest nieprawidłowy, podwyższony poziom cukru we krwi. W przypadku cukrzycy ciążowej przyczyną hiperglikemii są zmiany hormonalne wynikające z ciąży, które prowadzą do insulinooporności. Insulinooporność to mała wrażliwość tkanek na działanie własnej insuliny, mimo że trzustka wydziela dużo tego hormonu i tak dochodzi do czasowych, niewielkich przecukrzeń, głównie po posiłkach bogatych w węglowodany proste. Aby wyeliminować hiperglikemię u pacjentek z cukrzycą ciążową w zdecydowanej większości przypadków wystarczają modyfikacje w diecie – unikanie nadmiaru cukrów prostych, wybieranie produktów o średnim i niskim indeksie glikemicznym, spożywanie niewielkich posiłków w regularnych odstępach czasu. Zupełnie inna jest przyczyna hiperglikemii u kobiet z cukrzycą typu 1. (w wieku rozrodczym są przede wszystkim kobiety chorujące na ten typ cukrzycy). Z powodu autodestrukcji komórek beta trzustki produkujących insulinę nie mają one endogennej insuliny. Hormon ten muszą podawać same. Większość ciężarnych diabetyczek – i w okresie przygotowań do ciąży, i w jej trakcie – korzysta z pomp insulinowych, dzięki którym insulinoterapia jest najbardziej precyzyjna i pozwala na bardzo dobre wyrównanie cukrzycy, co zgodnie z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego jest warunkiem świadomego starania się o dziecko.

30

O ile w przypadku cukrzycy ciążowej wahania glikemii są znikome (cukry przekraczają normę w bardzo niewielkim stopniu), o tyle przy cukrzycy przedciążowej mogą być one bardzo duże. Organizm pozbawiony własnej insuliny całkowicie zdany jest na dostarczenie tego niezbędnego do życia hormonu z zewnątrz i wszelkie błędy insulinoterapii (np. awaria pompy) natychmiast negatywnie odbijają się na glikemiach. CUKIER W NORMIE Niezależnie od typu cukrzycy w ciąży, pacjentki powinny dążyć do normoglikemii, czyli wartości cukru we krwi zbliżonych do tych, jakie występują u ludzi zdrowych. Aktualne zalecenia PTD podają następujące wartości glikemii w samokontroli: • na czczo i przed posiłkami: 70–90 mg/dl (3,9–5,0 mmol/l); • maksymalna glikemia w 1. godzinie po rozpoczęciu posiłku: < 140 mg/dl (< 7,8 mmol/l); • między godziną 2.00 a 4.00: > 70–90 mg/dl (> 3,9–5,0 mmol/l). DIETĄ I INSULINĄ W CUKIER Kobiety z cukrzycą ciążową dążą do normoglikemii poprzez odpowiednią dietę, ciężarne diabetyczki – odpowiednio dawkując insulinę na posiłki i w okresach międzyposiłkowych. Wbrew pozorom, w praktyce dieta przy cukrzycy ciążowej bywa bardziej restrykcyjna niż przy cukrzycy przedciążowej. Jeśli kobieta chorująca na cukrzycę potrafi przeliczać węglowodany, białko i tłuszcz w posiłkach na wymienniki węglowodanowe i białkowo-tłuszczowe i na tej bazie obliczać odpowiednią dla siebie dawkę insuliny, jest w stanie zapanować nad cukrami nawet po posiłkach zawierających węglowodany proste. Oczywiście, że nie są one zalecane na co dzień, niemniej kluczowa jest tutaj umiejętność dawkowania insuliny, a nie samo jedzenie. Z kolei pacjentki z cukrzycą ciążową w znakomitej większości do regulacji glikemii mają tylko dietę. Każde odstępstwo od zasad żywienia będzie skutkowało hiperglikemią poposiłkową.


CUKRZYCA CIĄŻOWA

CUKRZYCA PRZEDCIĄŻOWA

Wynika ze zmian hormonalnych prowadzących do insulinooporności

Powodowana jest destrukcją komórek beta trzustki, czego efektem jest brak endogennej insuliny

Wahania glikemii są niewielkie, główny problem – hiperglikemia poposiłkowa

Wahania glikemii mogą być bardzo znaczące, problemy – hiperglikemia i hipoglikemia

Glikemia regulowana jest za pomocą diety

Glikemia regulowana jest za pomocą insuliny

Samokontrola – badanie cukru na czczo i po posiłkach

Samokontrola – wielokrotne w ciągu dnia pomiary cukru: na czczo, przed posiłkami, po posiłkach, przed snem, w sytuacji gorszego samopoczucia

Newralgiczne drugi i trzeci trymestr ciąży, ryzyko – duża masa dziecka, hipoglikemia u dziecka

Newralgiczny pierwszy trymestr ciąży, ryzyko wad wrodzonych

Ryzyko dla mamy – cukrzyca przedciążowa to prognostyk cukrzycy typu 2. w późniejszym okresie życia

Ryzyko dla mamy – nawet mimo wzorcowej samokontroli może dojść do progresji powikłań cukrzycy – retinopatii, nefropatii

KRYTERIA ROZPOZNANIA CUKRZYCY CIĄŻOWEJ NA PODSTAWIE WYNIKÓW 75 G OGTT Czas wykonania oznaczenia

Stężenie glukozy w osoczu [mg/dl] [mmol/l]

Na czczo

92–125 5,1–6,9

60. minuta

≥ 180 ≥ 10,0

120. minuta

153–199 8,5–11,0

INNA SKALA RYZYKA Szanse na urodzenie zdrowego dziecka przez kobietę chorującą na cukrzycę w największym stopniu zależą od stopnia jej wyrównania metabolicznego nie tylko w ciąży, ale też w okresie około sześciu miesięcy przed poczęciem. Rekomenduje się, aby planować ciążę przy odsetku hemoglobiny glikowanej poniżej 6,5 proc. Równie restrykcyjnie należy dbać o glikemie w czasie dziewięciu miesięcy oczekiwania na dziecko, przy czym kluczowe znaczenie mają pierwsze tygodnie ciąży – między 4. a 8. tygodniem, w okresie organogenezy. Hiperglikemia na tym etapie to ogromne ryzyko wad wrodzonych u dziecka. Niewyrównana cukrzyca przedciążowa w pierwszym trymestrze zwiększa również ryzyko poronień. U kobiet z cukrzycą ciążową pierwszy trymestr najczęściej nie jest zagrożony hiperglikemią. Nieprawidłowa tolerancja glukozy zwykle pojawia się podczas testów przeprowadzanych pomiędzy 24. a 28. tygodniem ciąży. Glukoza jest materiałem energetycznym, a jej nadmiar przedostaje się przez łożysko do płodu, dzieci kobiet z nieuregulowaną cukrzycą ciążową zwykle osiągają dużą masę urodzeniową –

ponad 4 kg. Rodzą się one niejako przekarmione nadmiarem glukozy. Duży płód to zwiększone ryzyko powikłań okołoporodowych, czyli przedłużającego się porodu, urazów, niedotlenienia, co może mieć konsekwencje neurologiczne nawet na resztę życia dziecka. Na rozwijający się płód niekorzystnie wpływa także hiperinsulinomia – przy dużej insulinooporności (charakterystycznej dla cukrzycy ciążowej) organizm wydziela duże ilości insuliny, jej wysoki poziom znajduje się nie tylko we krwi matki, ale także we krwi dziecka. Insulina jest hormonem anabolicznym, który także prowadzi do nadmiernego przyrostu masy ciała, ale również do przerostu narządów czy niedojrzałości płuc dziecka w stosunku do masy ciała. Dzieci kobiet z cukrzycą ciążową często doświadczają hipoglikemii i muszą mieć monitorowany poziom cukru we krwi w pierwszych godzinach po porodzie. Jeśli wynosi on poniżej 30 mg/dl, powinny mieć podaną glukozę. Niedocukrzenie u noworodka to konsekwencja przeinsulinowania w okresie płodowym i pewnego przyzwyczajenia organizmu do wysokiego poziomu insuliny. W momencie odcięcia pępowiny, czyli zahamowania dopływu glukozy z organizmu matki, dochodzi do czasowego zaburzenia gospodarki węglowodanowej, które wyrównuje się w ciągu kilku godzin. 31


Z pasją | BARBARA SZYSZKA

Cud narodzin nie poddaje się upływowi czasu Małe sale, a w nich po kilka metalowych łóżek. Często dostawki oraz dodatkowe miejsca na korytarzach. Pacjentki w jednakowych koszulach związywanych trokami. Położne w białych fartuchach biegające od rodzących do noworodków. To obraz porodówki z lat 80. XX wieku. Aleksandra Zalewska-Stankiewicz

A

porodówka dziś? Niebieskie, zielone, różowe, a nawet w sowy czy misie – uniformy, w których pracują położne w szpitalu powiatowym w Stargardzie, są różnokolorowe. To znak czasów. – Tradycyjny strój przeszedł do przeszłości. Robimy wszystko, aby pacjentki nie cierpiały na syndrom białego fartucha – mówi Barbara Szyszka, oddziałowa położnictwa i ginekologii w szpitalu w Stargardzie.

metrów, aby zwiedzić szpital. Organizują sobie sesje objazdowe, pytają o udogodnienia na sali porodowej, o poziom opieki położniczej, o referencyjność szpitali. Dopytują o dostępność usług niestandardowych, czyli na przykład o osobną salę, w której mogłyby przebywać po porodzie. Akurat w szpitalu, w którym pracuję, nie ma takich możliwości, ale cierpliwie odpowiadamy na wszystkie pytania. A tych pojawia się dużo i na każdy temat.

Sale są kameralne, najczęściej leżą w nich po dwie pacjentki. Na ścianach fotografie uśmiechniętych dzieci. Ciepłe kolory ścian, domowa atmosfera. Dziś szpitalna codzienność wygląda inaczej niż 26 lat temu, kiedy po ukończeniu Medycznego Studium Zawodowego w Gnieźnie Barbara Szyszka rozpoczynała pracę w szpitalu w Gryficach. Po czterech latach urodziła córkę, potem syna. W 2007 roku odnowiła prawa wykonywania zawodu i wróciła do szpitala na stanowisko położnej oddziałowej. W międzyczasie ukończyła studia na kierunku położnictwo oraz specjalizację pielęgniarstwa rodzinnego dla położnych.

Rodzące są dziś o wiele bardziej otwarte niż przed laty. – Kiedyś poród był tematem tabu. Kobiety nie opowiadały o swoich doświadczeniach z porodówki, zwłaszcza tych negatywnych. A dziś zdarza się, że nawet na Facebooku relacjonują, co dzieje się na porodówce. Oczywiście piszą bardzo subiektywnie, z własnej perspektywy. Że cierpią, że nikt do nich nie podchodzi, nikt nie pomaga. To krzywdzące dla położnych, ale i z takimi sytuacjami musimy się mierzyć. Telefon komórkowy w rękach rodzącej to bardzo częsty widok na sali porodowej. Pacjentki się z nim nie rozstają. Dla większości z nich to najważniejszy rekwizyt.

Szpitale z początków lat 90. i te współczesne to niebo a ziemia. Dziś nikogo nie dziwią wycieczki ciężarnych kobiet, które przyjeżdżają do szpitala sprawdzić, w jakich warunkach będą rodzić. – Musimy być otwarci, ponieważ nawet wśród szpitali publicznych jest konkurencja. Pacjentki potrafią przejechać 500 kilo32

Przed laty kobiety przychodzące do porodu zdane były wyłącznie na pomoc położnych i lekarza. – Pacjentki były bardziej uległe, słuchające. Ale też bardziej zamknięte i przestraszone. Teraz wszystko się zmieniło. Kobiety nie tylko są bardziej bezpośrednie, ale i świadome tego, czego chcą. Często powołują się na akcję „Rodzić po ludzku” – mówi Barbara Szyszka.

Niektóre pacjentki przychodzą do szpitala z planem porodu. Każdy punkt mają rozpisany krok po kroku. Kiedy poród zaczyna przebiegać inaczej niż według schematu z książki, rodzące zaczynają się denerwować. – Tłumaczymy, że nie da się wszystkiego dokładnie zaplanować. Każda kobieta jest inna, ale od tego jest wiedza i doświadczenie położnej, aby zareagować nawet w nagłej sytuacji. Bywa, że pacjentkom trudno jest wytłumaczyć, dlaczego w ich przypadku poród przebiega inaczej niż napisano w sieci lub w książce. Samotne macierzyństwo też nie jest zaskoczeniem dla położnych. Przybywa kobiet, zwłaszcza tych po trzydziestce, które otwarcie mówią, że nie potrzebują mężczyzny. Do porodu przychodzą same, w dokumentacji medycznej nie wskazują ojca dziecka. – Kiedyś takie sytuacje należały do rzadkości. Jeśli już się zdarzały, były niezręczne, zarówno dla położnej, jak i dla matki. Dziś rodzące nie kryją swojej niezależności – mówi Barbara Szyszka. Rodzące chcą być traktowane przez położne po partnersku. Mówią, czego się boją, jakie mają oczekiwania w związku z porodem. Po jednej stronie są kobiety, które chcą rodzić naturalnie i robią wszystko, aby tak się stało. Unikają medykalizacji. Po drugiej stronie są pacjentki, które przychodzą nastawione na poród ze znieczuleniem albo na cesarskie cięcie. Pojawiają się w szpitalu z zaświadczeniem od lekarza specjalisty, na przykład od


Najczęściej w trakcie porodu nie chcą o tym rozmawiać, a potem, kiedy już dziecko przychodzi na świat, otwierają się i opowiadają, z czego wynikały wcześniejsze złe doświadczenia. okulisty czy ortopedy. Jest też sporo kobiet, które mają za sobą traumatyczne przeżycia z poprzednich porodów. – Najczęściej w trakcie porodu nie chcą o tym rozmawiać, a potem, kiedy już dziecko przychodzi na świat, otwierają się i opowiadają, z czego wynikały wcześniejsze złe doświadczenia. Mówią o tym, że zawiodły się na lekarzu lub personelu medycznym, że poród się przeciągał w nieskończoność, że nie czuły wsparcia personelu medycznego.

Kiedyś położne miały autorytet z zasady. Teraz muszą na ten autorytet zapracować. Dlatego w zespole Barbary Szyszki pracują położne, które cały czas podnoszą swoje kwalifikacje. – W tej pracy nie możemy się zatrzymać. Mechanizm porodu się nie zmienia, ale medycyna wciąż idzie do przodu. Pacjentki mają coraz większe oczekiwania. Położne biorą udział w szkoleniach, na które deleguje je szpital, dotyczących przetaczania krwi i jej składników. Ale też często z

własnej inicjatywy zapisują się na warsztaty (np. z komunikacji interpersonalnej) czy specjalizacje z pielęgniarstwa położniczego. Dla współczesnych mam bardzo ważna jest bliskość z dzieckiem. Do przeszłości odeszły czasy, gdy noworodkami zajmowały się pielęgniarki i położne, a mamy dostawały dzieci tylko do karmienia. – Tak było na początku mojej pracy. Wówczas pacjentki miały więcej czasu, aby po porodzie dojść do siebie, ale brakowało elastyczności ze strony personelu. Postępowanie i podejście do pacjentki było bardzo rutynowe, podczas porodu obowiązywała pozycja leżąca, a dziecko zaraz po przyjściu na świat było zabierane mamie i poddawane zabiegom mierzenia i ważenia. Teraz wszyscy szanują ten moment, kiedy kobieta i jej dziecko widzą się po raz pierwszy. To jest ich czas. Czasem na chwilę ten moment zostaje zaburzony, ale za zgodą rodzącej. 33


Z pasją | BARBARA SZYSZKA Zawsze pytamy, czy neonatolog może sprawdzić czy z dzieckiem jest wszystko w porządku. Mamy wyrażają na to zgodę, jednocześnie podkreślając, że kontakt skóra do skóry jest dla nich bardzo ważny. Przyszłe mamy chętnie biorą udział w zajęciach w szkole rodzenia. Angażują w to również swoich partnerów, którzy są bardziej aktywni niż panie. Zadają mnóstwo pytań, np. czy położna nie wyrwie dziecku głowy podczas porodu, jak kąpać dziecko, by nie zrobić mu krzywdy, jak wspomóc kobietę. A w czasie akcji porodowej zachęcają partnerki do ćwiczeń i do przyjmowania pozycji wertykalnych czy bocznych, które poznali w szkole rodzenia. Można powiedzieć, że nadrabiają te wszystkie lata, kiedy jedynym mężczyzną na sali porodowej był lekarz, a ojcowie widzieli swoje dzieci kilka dni po narodzinach. A kobiety mogły im co najwyżej pokazać noworodka przez okno. W kwestii karmienia piersią historia zatoczyła koło. W latach 90., kiedy na rynku pojawiły się mieszanki, sztuczne karmienie przeżywało rozkwit. – Rodzice byli zalewani reklamami. Kolorowe butelki i nowoczesne puszki z mlekiem kusiły i sprawiały wrażenie, że są w tym momencie najlepsze dla maluchów. Kilka lat temu sytuacja odwróciła się diametralnie. Dziś niemal od każdej mamy słyszymy, że będzie karmić naturalnie. Kobiety są świadome, że mleko matki jest bardziej wartościowe, poza tym taka forma karmienia jest również wygodniejsza. Ale nie wszystkim paniom karmienie naturalne przychodzi łatwo. Czasem muszą podjąć duży trud, aby to się udało. Szpital w takich sytuacjach również służy pomocą. Współpracujemy z położnymi laktacyjnymi. Kiedyś sale porodowe były szare i gołe. Oddziały położnicze odcięte były od odwiedzin, kobiety nie widziały się z rodziną przez parę dni. Typowym obrazkiem były rzesze tatusiów, babć i dziadków przy szpitalu, wypatrujących w oknach znajomej buzi z zawiniątkiem – czyli owiniętym w becik noworodkiem. 34

Zdarzyło mi się, że zapytałam jedną z mam, czy w opiece nad dzieckiem nie będą jej przeszkadzać paznokcie o długości 7 centymetrów. Usłyszałam: Moje dziecko, moja sprawa. Dziś pachną w nich świeże kwiaty, w górze unoszą się baloniki wypełnione helem. Na szafkach siedzą duże pluszowe miśki. – Czasem pacjentki przesadzają w drugą stronę. To naturalne, że chcą zapewnić swojemu dziecku wszystko, co najlepsze. Ale tłumaczymy im, że dziecko zaraz wyrośnie z maleńkich ciuszków, a na kupowanie zabawek jest jeszcze za wcześnie. Nie trzeba przebierać noworodka co dwie godziny, aby sprawdzić, jak prezentuje się w kolejnych ubraniach. Mówimy: małe dziecko – mały wydatek. Na te duże wydatki przyjdzie jeszcze czas. Ale nie zawsze młode mamy chcą słuchać rad. – Zdarzyło mi się, że zapytałam jedną z mam, czy w opiece nad dzieckiem nie będą jej

przeszkadzać paznokcie o długości 7 centymetrów. Usłyszałam: Moje dziecko, moja sprawa. Mimo że współczesne mamy żyją w bardziej nowoczesnych czasach niż rodzące w poprzednim wieku, nie zmieniło się jedno. Jeśli pacjentce uda się zbudować intymną relację z położną, kobieta słucha jej i odwrotnie, poród przebiega sprawniej, a moment narodzin dziecka jest jeszcze bardziej wyjątkowy. – Niejednokrotnie płaczemy razem z rodzicami. Bo choć świat idzie do przodu, najważniejszy w naszej pracy jest cud narodzin. A to zawsze moment wyjątkowy, niezależnie od tego, w jakich czasach i w jakich warunkach się odbywa – dodaje oddziałowa.


35


Dane pod ochroną, czyli RODO w praktyce położnej Od 25 maja 2018 roku rozpoczęto stosowanie przepisów ogólnego Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych, zwanego skrótowo RODO. Pomimo dwuletniego okresu przejściowego od czasu wejścia w życie regulacji, nadal pojawia się wiele pytań o praktyczny wymiar zmian, zwłaszcza dla sektora ochrony zdrowia. Iwona Magdalena Aleksandrowicz

W

prawnik

codziennej praktyce osób wykonujących zawody medyczne niezbędne jest przeprowadzenie wielu operacji związanych z przetwarzaniem danych osobowych. Cykl życia danych osobowych w służbie zdrowia rozpoczyna się od pierwszego kontaktu z pacjentem i założenia dokumentacji medycznej, poprzez uzupełnianie wpisów dotyczących kolejno udzielanych świadczeń, po wieloletnie przechowywanie i archiwizację danych. Nierzadko położne mają do czynienia także z koniecznością wymiany danych o pacjentach z innymi instytucjami czy też udostępnianiem dokumentacji medycznej uprawnionym podmiotom. Wszystkie te

36

procesy wymagają starannego uregulowania i rozważenia zarówno pod kątem formalnym, jak i ze względu na konieczność wdrożenia środków organizacyjnych i technicznych pozwalających na odpowiednie zabezpieczenie posiadanych informacji. ADMINISTRATOR DANYCH Obowiązek zadbania o bezpieczeństwo danych osobowych spoczywa na ich administratorze, którym zgodnie z RODO jest osoba fizyczna lub prawna, organ publiczny, jednostka lub inny podmiot samodzielnie lub wspólnie z innymi ustalający cele i sposoby


RODO W PRAKTYCE

przetwarzania danych osobowych. Administratorem danych osobowych w przypadku podmiotów wykonujących działalność leczniczą może być zatem zarówno duży, wieloprofilowy szpital, jak i indywidualna praktyka. Przyczyną wielu trudności z należytą realizacją obowiązków przez administratorów jest nadal nieukończona informatyzacja sektora ochrony zdrowia, skazująca placówki medyczne na operowanie zarówno dokumentacją medyczną w wersji papierowej, jak i przekazywanie danych sprawozdawczych w wersji elektronicznej. Wymusza to wdrażanie niezbędnych środków bezpieczeństwa w odniesieniu do dokumentacji papierowej, takich jak: należyte zabezpieczenie pomieszczeń i ograniczenie dostępu do nich jedynie do osób uprawnionych, posiadanie zamykanych na klucz szaf kartotekowych czy prowadzenie spełniającego odpowiednie warunki archiwum, ale i zabezpieczanie danych przechowywanych w systemach informatycznych. W przypadku systemów informatycznych niezbędne jest: • posługiwanie się wyłącznie aktualnymi, korzystającymi ze wsparcia producenta wersjami oprogramowania, • zainstalowanie pochodzących z legalnego źródła programów antywirusowych, • zapewnienie bezpiecznego dostępu do internetu, • wypracowanie procedur tworzenia, weryfikacji i odpowiedniego przechowywania kopii zapasowych.

| Z kodeksu

zgody na przetwarzanie danych jest istotne dla położnych, które uzyskują dane pacjentek nie w związku z udzielanymi świadczeniami, ale np. żeby w przyszłości informować je o prowadzonej działalności, nowych wydarzeniach czy usługach. ELIMINOWANIE ZAGROŻEŃ Edukacja w zakresie zasad przetwarzania danych to również istotny element działania administratora względem zatrudnionego personelu, któremu nadał uprawnienia do przetwarzania danych. Konieczność przeszkolenia występuje zarówno w przypadku podjęcia współpracy, zmiany wewnętrznych procedur czy nowelizacji przepisów, ale i cyklicznego przypominania obowiązujących zasad. Cennym źródłem wiedzy na temat pojawiających się w podmiocie zagrożeń jest analiza zgłaszanych incydentów bezpieczeństwa. Warto także zwrócić uwagę na treść i zakres stosowanych w organizacji upoważnień do przetwarzania danych, jako że katalog czynności związanych z przetwarzaniem uległ zmianie. Co istotne, konieczność zapoznania się z zasadami dotyczącymi ochrony danych osobowych i uzyskanie upoważnienia do przetwarzania danych dotyczy wszystkich osób działających na rzecz administratora, bez względu na formę wykonywania zawodu.

RODO W PIGUŁCE podstawowe zasady przetwarzania danych

Dużej ostrożności wymaga w szczególności dokumentowanie świadczeń realizowanych w domu pacjentki. W takim przypadku pojawiają się bowiem zagrożenia związane z przewożeniem dokumentacji medycznej poza właściwe miejsce udzielania świadczeń, ale i wątpliwości związane z korzystaniem z dostępu do internetu z niezabezpieczonych źródeł.

• zgodność z prawem, rzetelność i przejrzystość

NOWE ZASADY Przepisy o ochronie danych osobowych wdrożone 25 maja 2018 roku stawiają akcent na samodzielność podmiotów przetwarzających dane w zakresie decyzji o środkach niezbędnych do zapewnienia bezpieczeństwa danych. Administratorzy zyskali większą samodzielność, ale muszą też liczyć się z większą niż dotychczas odpowiedzialnością, w tym z możliwością nałożenia kar pieniężnych. Nowe podejście do danych osobowych koncentruje się jednak nie na sankcjach i silniejszych narzędziach kontroli. Kluczowy jest element informacyjny. Administrator musi w przystępny sposób przekazać osobom, których dane przetwarza, jakie mają one prawa związane z faktem przetwarzania ich danych osobowych przez określony podmiot. Zgody na przetwarzanie danych muszą natomiast być sformułowane w sposób jasny i zrozumiały dla odbiorców oraz zawierać informacje o celu przetwarzania danych, ich zakresie, administratorze i ewentualnym przekazywaniu zebranych danych innym podmiotom. Sformułowanie nowych formularzy

• integralność i poufność

• ograniczenie celu • minimalizacja danych • prawidłowość • ograniczenie przechowywania • rozliczalność Jedną z kluczowych informacji, jaka powinna zostać przekazana personelowi, jest opisanie postępowania w przypadku incydentów naruszenia bezpieczeństwa danych. Wszelkie nieprawidłowości i zagrożenia, takie jak zaginięcie dokumentacji, stwierdzenie działania wrogiego oprogramowania na komputerze czy dostęp osób nieuprawnionych do pomieszczeń, w których są przetwarzane dane, wymagają bowiem zgłoszenia i podjęcia niezbędnych kroków, mających na celu ograniczenie skutków incydentu. Na zgłoszenie incydentu mamy 72 godziny od czasu uzyskania informacji o zagrożeniu, niekoniecznie zatem od chwili wystąpienia zagrożenia. Opóźnienie w tym zakresie będzie skutkować koniecznością złożenia dodatkowych wyjaśnień. Przydatne okazują się zatem dane kontaktowe Inspektora Ochrony Danych, ale i dostęp do wewnętrznych regulacji dotyczących ochrony danych. 37


Ważny jest skutek – bezpieczeństwo danych, a nie sposób, w jaki się je zabezpiecza RODO jest przykładem tzw. inteligentnego aktu prawnego, który nie tłumaczy krok po kroku schematu postępowania. O sposobie dbania o dane osobowe decyduje podmiot, który tego typu informacje zbiera, magazynuje i przetwarza. Dane osobowe muszą być bezpieczne, a w razie takiej konieczności, na przykład w przypadku kontroli, musimy udowodnić, że dochowaliśmy wszelkiej staranności, aby nie doszło do zdarzeń niepożądanych. Nowe obowiązki wynikające z RODO • Jednym z wymogów formalnych jest wyznaczenia inspektora ochrony danych osobowych. Dotychczas taką rolę pełnił administrator bezpieczeństwa informacji. Do zadań inspektora należy przetwarzanie danych osobowych szczególnie chronionych (wcześniej zwanych wrażliwymi), a więc m.in. dotyczących pacjentów. • Kolejny wymóg dotyczy konieczności poinformowania prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych – który zacznie funkcjonować na miejscu Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych – o fakcie naruszenia danych osobowych i to w ciągu 72 godzin po stwierdzeniu naruszenia. Dane osobowe szczególnie chronione Do organu nadzorczego nie trzeba będzie zgłaszać naruszeń, jeśli administrator oceni, że jest mało prawdopodobne, by skutkowały one ryzykiem naruszenia praw lub wolności osób fizycznych. W przypadku służby zdrowia, która przetwarza dane wrażliwe, można stwierdzić, że takie incydenty będę skutkowały naruszeniem praw i wolności osób fizycznych.

38

CELOWOŚĆ GROMADZENIA DANYCH Analizując zasady wprowadzone przez RODO, odnieść należy się do wymogu celowości przetwarzania danych. Każda informacja, którą zamierzamy uzyskać, powinna być niezbędna dla realizacji celu, jakim w tym przypadku jest ochrona zdrowia i udzielanie świadczeń zdrowotnych. W swojej codziennej pracy położna uzyskuje i odnotowuje w dokumentacji medycznej wiele danych osobowych, w tym dane o szczególnym charakterze, które do tej pory określano mianem danych wrażliwych czy sensytywnych. Stąd też konieczność przeanalizowania dotychczas stosowanych formularzy pod kątem zasadności uzyskiwania danych. Najczęściej występującym naruszeniem w tej materii jest nieuzasadnione zbieranie większej niż przewidziano w Ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta liczby informacji dotyczących pacjentki, np. numeru dowodu osobistego, miejsca urodzenia czy nazwiska rodowego. Ponadto w dokumentacji medycznej pojawia się wiele danych o sytuacji rodzinnej pacjenta czy innych szczegółach dotyczących jego życia prywatnego. Istotna jest w tym przypadku refleksja nad wagą danych i ich niezbędnością dla udzielenia świadczeń. Jeżeli pozyskiwanie pewnych informacji nie jest niezbędne z perspektywy zapewnienia pacjentowi odpowiedniej opieki, wówczas informacje te nie mogą być zbierane przez administratora. PRAWIDŁOWOŚĆ I KOMPLETNOŚĆ DANYCH Dokumentowanie udzielanych świadczeń rozpoczyna się od zapisania w dokumentacji medycznej danych podmiotu udzielającego świadczeń i pacjenta. Podstawą do ustalenia danych pacjenta jest przedłożony dokument tożsamości, nie powinny zatem pojawiać się w tej materii błędy w zapisie. Mogą one natomiast występować w przypadku adresu zamieszkania, czyli informacji opartej na deklaracji pacjenta. Niemałym problemem są dane osobowe noworodka. Wskazane jest, by przyszła mama uzyskała od położnej informacje na temat zasad oznaczania dziecka w dokumentacji medycznej, jeszcze za-


nim zgłosi się do porodu. Wiele szpitali popełnia bowiem błąd polegający na oznaczaniu dziecka poprzez wskazanie nazwiska odpowiadającego nazwisku matki oraz płci (np. „Kowalski, syn Anny”). O ile imię nie jest wpisywane, z uwagi na możliwość zmiany decyzji przed zarejestrowaniem dziecka w urzędzie stanu cywilnego, o tyle rzadko taka refleksja pojawia się w odniesieniu do nazwiska. Tymczasem personel medyczny nie ma żadnych podstaw, by przypisywać dziecku nazwisko jedynie na podstawie nazwiska matki. Na gruncie art. 89 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego przesądzono, że jeżeli ojcostwo zostało ustalone przez uznanie, dziecko nosi nazwisko wskazane w zgodnych oświadczeniach rodziców, składanych jednocześnie z oświadczeniami koniecznymi do uznania ojcostwa. Rodzice mogą wskazać nazwisko jednego z nich albo nazwisko utworzone przez połączenie nazwiska matki z nazwiskiem ojca dziecka. Jeżeli rodzice nie złożyli zgodnych oświadczeń w sprawie nazwiska dziecka, nosi ono nazwisko składające się z nazwiska matki i dołączonego do niego nazwiska ojca. Taki zapis sprawia, że nie można przyjąć, że noworodek będzie nosił nazwisko matki. Jedyną pewną informacją na temat tożsamości dziecka na etapie jego urodzenia w szpitalu jest zatem imię i nazwisko matki oraz jej numer PESEL lub odpowiednio numer dokumentu tożsamości. KONTROLA PROCESÓW I ROZLICZALNOŚĆ Wejście w życie RODO spowodowało, że przestała obowiązywać nie tylko dotychczasowa Ustawa o ochronie danych osobowych, ale i wydane do niej rozporządzenia. Jak dotąd odpowiednie wskazania dotyczące zawartości polityki bezpieczeństwa informacji oraz instrukcji zarządzania systemem informatycznym znajdowały się w rozporządzeniu Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 29 kwietnia 2004 r. w sprawie dokumentacji przetwarzania danych osobowych oraz warunków technicznych i organizacyjnych, jakim powinny odpowiadać urządzenia i systemy informatyczne służące do przetwarzania danych osobowych (DzU 2004 nr 100 poz. 1024). Zgodnie z nowym podejściem do ochrony danych osobowych, niezbędna jest koncentracja na procesach, a nie jak dotąd na zbiorach oraz przestrzeganie zasady rozliczalności polegającej na możliwości wykazania przez podmiot przetwarzający odpowiednich środków organizacyjnych i technicznych dla zabezpieczenia danych. Sytuacja położnej jest o tyle szczególna, że w toku udzielanych świadczeń pozyskuje wiele informacji o pacjentce i jej bliskich, których ujawnienie mogłoby wiązać się z poważnym naruszeniem dóbr osobistych pacjentki. Jednak w wielu przypadkach odstąpienie od odnotowania określonych informacji w dokumentacji medycznej czy przekazania ich innym instytucjom może wiązać się z zagrożeniem życia pacjentki lub jej dziecka. W każdym przypadku niezbędne jest zatem określenie celu przetwarzania danych oraz ustalenie legalności działania. 39


Z przymrużeniem oka | FILTRY SŁONECZNE

Filtr dla zdrowia i urody Filtry słoneczne, jeszcze nie tak dawno kojarzone głównie w wakacjami nad morzem, obecnie można znaleźć także w wyrobach przeznaczonych do codziennej, całorocznej pielęgnacji skóry, a nawet w kosmetykach kolorowych. Dlaczego powinniśmy chronić skórę przed słońcem i jak wybierać kosmetyki ochronne, by mieć pewność, że dobrze spełniają swoje zadanie? dr inż. Magdalena Sikora

Ś

wiatło słoneczne niesie wiele korzyści dla naszego organizmu. Powoduje wzrost syntezy witaminy D, która pozwala lepiej przyswajać wapń, łagodzi objawy łuszczycy i egzem. Działa przeciwdepresyjnie, sprzyja poprawie nastroju, zwiększa efektywność funkcjonowania układu krążenia, zapewnia lepszą ochronę organizmu przed mikroorganizmami. Jednocześnie może być przyczyną nowotworów skóry oraz znacznie przyspieszać jej starzenie. Negatywne skutki działania promieni słonecznych kumulują się, a mechanizmy obronne skóry z wiekiem maleją. To dlatego słońce odciska na niej trwały ślad. Przez lata uważano, że szkodliwe dla skóry jest jedynie promieniowanie UVB, które wywołuje opaleniznę. Jednak w 2009 r. IARC (International Agency for Research on Cancer) potwierdziła, że promienie z zakresu UVA wywołują takie same szkody w strukturach DNA jak promieniowanie UVB. Następstwem nadmiernej ekspozycji słonecznej jest tworzenie się różnego typu reaktywnych form tlenu, które przyspieszają proces starzenia skóry. Powodując zmiany w strukturach kwasów nukleinowych, m.in. w kodzie genetycznym, mogą one także działać, jako czynniki muta- i kancerogenne. Uważane są między innymi za główną przyczynę czerniaka. Działania promieniowania UVA nie czujemy, ale to właśnie ono wnika głębiej w skórę właściwą, powodując w niej wiele trwałych zmian. Co istotne, przenika ono przez chmury, szyby, ubrania. Działa na fibroblasty i naczynia kapilarne w obrębie skóry właściwej, a także włókna kolagenowe i elastynowe tkanki podskórnej. To promienie UVA w głównej mierze przyczyniają się do starzenia, wywołują odczyny fototoksyczne i fotoalergiczne. Promienie UVB mają silne działanie rumieniotwórcze, powodują mocne zaczerwienienie skóry, oparzenia, stany zapalne. Odpowiadają także za teleangiektazje, czyli rozszerzanie i pękanie naczyń włosowatych. FILTRY CHEMICZNE Preparaty chroniące przed słońcem zawierają filtry chemiczne, mineralne lub mieszankę jednych i drugich. Spośród popularnych związków chemicznych stosowanych w kosmetykach można wy-

40

mienić benzofenon-3 i butylometoksydibenzoilometan. Oba związki są efektywnymi surowcami promieniochronnymi, pierwszy głównie w zakresie UVB, drugi natomiast UVA. Aby preparaty zwierające te substancje miały przyjemniejszą konsystencję, do ich produkcji wykorzystuje się technologię zamykania substancji organicznych w otoczki krzemowe. Nie tylko ułatwiają one wprowadzenie modyfikowanego filtru do wyrobu, ale także powodują jego fotostabilność oraz podwyższają zakres działania promieniochronnego, zapewniając bardziej skuteczną ochronę. Kapsułkowanie powoduje ponadto ograniczenie kontaktu filtru ze skórą, dzięki czemu tak modyfikowany środek promieniochronny nie wywołuje podrażnień. MINERALNA BARIERA W kosmetykach ochronnych wykorzystuje się także związki pochodzenia mineralnego tworzące na powierzchni skóry film, od którego odbijane są promienie słoneczne. Działają one w szerokim zakresie zarówno promieniowania UVA, jak i UVB. Do grupy tej należą ditlenek tytanu i tlenek cynku. Na szczególną uwagę spośród filtrów mineralnych zasługuje pierwszy z wymienionych związków – naturalny minerał, który ze względu na barwę znany jest również jako biel tytanowa. Surowiec ten jest uznawany za bezpieczny i nieulegający bioakumulacji w organizmie. Z tego też powodu został on dopuszczony do stosowania w kosmetykach naturalnych przez trzy najważniejsze organizacje certyfikujące kosmetyki ekologiczne w Europie: Soil Association, ECOCERT oraz BDIH Kontrollierte Naturkosmetik. Jednak kosmetyki z wysoką zawartością filtrów mineralnych bardzo często są źle oceniane pod względem rozprowadzania, właściwości aplikacyjnych i odczuć na skórze. Często mocno bielą skórę. Częściowe rozwiązanie tego problemu stanowią coraz częściej spotykane tzw. kosmetyki tinted, zawierające odpowiednio dobrany barwnik, lekko tonujące i korygujące koloryt skóry. Do istotnych wad filtrów mineralnych należy również łatwość ich ścierania, wpływająca na obniżenie właściwości ochronnych preparatu. Takie ryzyko istnieje, kiedy filtry mineralne stosowane są pod makijaż. Z tego też powodu kosmetyki słoneczne coraz częściej zawierają filtry mineralne w postaci nanocząsteczek, które eliminują te problemy.


FILTRY SŁONECZNE

JAK WYBIERAĆ PREPARAT Z FILTREM? Skuteczność zabezpieczania skóry przed słońcem w preparatach z filtrem definiuje współczynnik ochrony słonecznej – tzw. SPF (Sun Protection Factor) podawany przez producenta na opakowaniu kosmetyku. Określa on właściwości ochronne kosmetyku przed poparzeniami słonecznymi wywołanymi promieniami UVB. Jego wielkość wyrażona liczbowo w pewnym stopniu przekłada się na to, ile razy dłużej możemy przebywać na słońcu, jeżeli nasza skóra chroniona jest za pomocą preparatu, dla którego wskaźnik ten

| Z przymrużeniem oka

został oznaczony. Wyroby kosmetyczne o określonych wartościach SPF powinny być dobierane w zależności od tzw. fototypu skóry, który określa się między innymi opierając się na karnacji, czyli kolorze skóry, oczu, włosów. Najprostszy ich podział, dotyczący osób żyjących w umiarkowanej strefie klimatycznej, można ustalić także na podstawie obserwacji reakcji skóry na słońce w czasie pierwszych 30 minut jej ekspozycji w okresie letnim.

Fototyp

Karnacja

Reakcja skóry

SPF – pierwsze dni opalania

SPF – kolejne dni opalania

I

skóra bardzo jasna, włosy jasnoblond lub rude, oczy niebieskie lub jasnoszare

znaczny rumień, brak pigmentacji, bardzo duże ryzyko poparzenia

30+

25

II

skóra jasna, włosy blond, ciemny blond, oczy niebieskie lub zielone

znaczny rumień, słaba pigmentacja, duże ryzyko poparzenia

25

16

III

włosy ciemny blond do brązowych, oczy szare, brązowe

niewielki rumień, znaczna pigmentacja, małe ryzyko poparzenia

16

6

IV

skóra jasnobrązowa, oliwkowa, włosy brązowe, czarne, oczy ciemne

brak fazy rumieniowej, silna pigmentacja, małe ryzyko poparzenia słonecznego

10

6

Warto sobie jednak uświadomić, iż zadaniem kosmetyków ochronnych nie jest wydłużanie czasu ekspozycji słonecznej, a ochrona skóry przed jej działaniem. SPF informuje o zabezpieczeniu przed rumieniotwórczym promieniowaniem UVB, a jego wartość określa zmniejszenie jego działania. I tak SPF 2 blokuje je w 50 proc., SPF 15 – 93,3 proc., SPF 30 – 96,7 proc., a SPF 50 – 98 proc. Jak wynika z przedstawionych danych liczbowych, im wielkość SPF wyższa, tym lepsza ochrona skóry. Za nieprawdziwe należy jednak uznać informacje, iż jakikolwiek produkt stanowi całkowite jej zabezpieczenie przed promieniami słonecznymi. Z tego też powodu napisy typu: 100 proc. ochrony, pełna ochronna itp. nie powinny pojawiać się na opakowaniach preparatów promieniochronnych, ponieważ praktycznie nie ma takich środków, które byłyby zgodne z tą deklaracją. Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż według obowiązujących wytycznych preparaty o wartości SPF niższej od 6 nie są trak-

towane jako środki promieniochronne. Wskaźnikami takimi mogą charakteryzować się wyłącznie kosmetyki codziennego użytku. CAŁOROCZNA OCHRONA PRZED UVA Produkty przeciwsłoneczne o równych faktorach SPF nie zawsze zapewniają skórze taką samą ochronę. Niektóre wyroby o wysokim filtrze UVB mogą nie zabezpieczać jej odpowiednio przed promieniami UVA. W odróżnieniu od promieni UVB ich natężenie w słonecznym spektrum tylko w nieznacznym stopniu zmienia się w zależności od szerokości geograficznej, pory roku, dnia, pogody. Znaczna ich ilość, o zdolności głębokiego przenikania, jest obecna w świetle dziennym przez cały rok, nawet w średnio nasłonecznionych regionach. Podczas całego życia skóra otrzymuje duże dawki promieniowania UVA, które są przyczyną jej przyspieszonego starzenia, określanego coraz częściej mianem fotostarzenia (ang. photoaging). Podobnie jak przy41


Z przymrużeniem oka | FILTRY SŁONECZNE padku SPF, im wyższa ochrona przed promieniami UVA, tym lepsze zabezpieczenie skóry. Z tego też powodu coraz częściej na opakowaniu kosmetyku ochronnego oczekuje się więc także informacji na jej temat. Komisja Europejska przyjęła założenie, że minimalna ochrona preparatu przed promieniami UVA powinna wynosić jedną trzecią ochrony deklarowanej dla promieniowania UVB, czyli 1/3 SPF. W celu ujednolicenia informacji dotyczącej ochrony preparatu przed promieniami UV, wprowadzono ich podział na cztery grupy. Opisowa forma ich działania także powinna być zakomunikowana na opakowaniu.

Kategoria ochrony

Wskaźnik ochrony przed promieniowaniem UVB

Minimalna ochrona przed UVA

Niska

6–14

1/3 SPF

Średnia

15, 20, 25

1/3 SPF

Wysoka

30, 40, 50

1/3 SPF

Bardzo wysoka

50+

1/3 SPF

GRUBĄ WARSTWĄ Rzetelne oznaczenie współczynnika fotoochrony jest istotne zarówno dla klienta, jak i dla producenta. Z tego też powodu coraz częściej mówi się o konieczności podawania na opakowaniu informacji o tym, jaka ilość użytego preparatu zapewnia nam deklarowaną fotoochronę. Średnio przyjmuje się, że jest to 2 mg aplikowanego kosmetyku na centymetr kwadratowy powierzchni skóry. Informacja ta jest zatem istotna, ponieważ daje gwarancję, że wprowadzony na rynek kosmetyk stosowany zgodnie z zamieszczoną ulotką zapewnia określone bezpieczeństwo użytkownikowi. Zbyt mała ilość użytego produktu może bowiem powodować obniżenie jego efektywności promieniochronnej. CZYM JEST FOTOSTABILNOŚĆ? Pod pojęciem fotostabilności filtrów słonecznych rozumiemy ich zdolność do zachowania właściwości ochronnych w stanie niezmienionym w okresie, kiedy poddane są działaniu promieni słonecznych. Prowadzone badania wykazują bowiem, że niektóre syntetyczne surowce tego segmentu mogą ulegać fotodegradacji prowadzącej do znaczącego zmniejszenia efektywności ich działania. Niestabilność filtrów może być także przyczyną powstawania form reaktywnych wywołujących stany zapalne skóry czy też różnorodne odczyny alergiczne. Problem fotodegradacji dotyczy głównie filtrów UVA oraz nielicznych UVB. Generalnie przyjmuje się, że w celu zapewnienia maksymalnej ochrony przed promieniami słonecznymi najlepszym rozwiązaniem wydaje się być stosowanie w jednym kosmetyku kilku składników tego segmentu, w tym łączenia filtrów chemicznych i fizycznych. 42

FILTRY DLA DZIECI W wyrobach adresowanych do dzieci poniżej trzeciego roku życia powinny znaleźć się przede wszystkim tzw. filtry fizyczne. Do grupy tej zaliczane są ditlenek tytanu oraz tlenek cynku. Są to naturalne związki mineralne, które tworzą na powierzchni skóry cienki film, od którego odbijane są promienie słoneczne. Komponenty te nie są wchłaniane przez skórę, są fotostabilne, działają w szerokim zakresie zarówno promieniowania UVA, jak i UVB. Jakość i działanie filtrów mineralnych uwarunkowane są w dużej mierze stopniem rozdrobnienia. Stąd tendencja, by wykorzystywać filtry mineralne zmikronizowane, które nie pozostawiają na powierzchni skóry białego filmu, wykazują znacznie większą trwałość w trakcie użytkowania, zapewniają lepszą ochronę. Preparaty kosmetyczne dla dzieci obok filtrów coraz częściej zawierają w składzie recepturalnym surowce wspomagające ich działanie ochronne, takie jak witamina E, C czy flawonoidy. Prowadzone badania potwierdzają, że ograniczają one niekorzystne efekty promieniowania, które przedostało się do głębszych warstw skóry. Komponenty takie określa się czasami mianem wtórnych substancji promieniochronnych. Ich obecność zapobiega poparzeniom słonecznym, chroni skórę przed przedwczesnym starzeniem, a także nowotworami. Do surowców często stosowanych w preparatach słonecznych dla dzieci należą także substancje nawilżające i kojące, spośród których na szczególną uwagę zasługują: D- pantenol, alantoina, algi lub wyselekcjonowane ekstrakty roślinne, między innymi z nagietka (Calendula officinalis), aloesu (Aloe barbadensis) czy rumianku (Chamomilla recutita). JAK JESZCZE CHRONIĆ DZIECI PRZED SŁOŃCEM? W okresie lata niemowlęta i dzieci nie powinny przebywać na słońcu między godziną 11 a 15, kiedy intensywność promieni słonecznych jest największa. Ponieważ fotostarzenie skóry oraz niekorzystne zmiany w niej zachodzące rozpoczynają się już w dzieciństwie, dzieci od małego należy przyzwyczajać do stosowania kosmetyków z filtrami UV. W przypadku zabezpieczania ich skóry należy wykorzystywać wyroby o wysokim lub bardzo wysokim współczynniku ochrony. W celu osiągnięcia optymalnej ochrony preparat powinno nanosić się na skórę 15–20 minut przed planowanym wyjściem z dzieckiem na dwór. Należy także pamiętać, iż efekt jego działania w dużym stopniu zależy od grubości warstwy nałożonej na skórę. Zbyt mała ilość kosmetyku w znaczący sposób może obniżyć współczynnik fotoochrony oznaczony przez producenta. Warto również wybierać produkty odporne na wodę określane mianem water resistance. Jednak nawet w ich przypadku należy powtarzać aplikację preparatu kilkakrotnie w ciągu dnia, szczególnie zaś po kąpieli lub gdy dziecko mocno się spoci. Pod wpływem wody kosmetyk może zmniejszyć swoje działanie ochronne nawet o 50 proc.


43


WIEDZA Od ponad 125 lat dbamy o skórę dzieci BEZPIECZEŃSTWO Przeprowadziliśmy ponad 8000 badań klinicznych, aby udoskonalić nasze produkty ZMYSŁY Propagujemy stymulację wielozmysłową dla zdrowego rozwoju dziecka

JOHNSON’S®

Jako lider w pielęgnacji skóry noworodków, mamy ogromną wiedzę na temat unikalnych potrzeb skóry dziecka, nieustannie badamy bezpieczeństwo wszystkich składników i tworzymy produkty, które stymulują dziecięce zmysły, przyczyniając się do ich rozwoju. JOHNSON’S® łagodny płyn do mycia ciała i włosów 3 w 1 został tak opracowany, aby zaspokoić potrzeby rozwijającej się skóry dziecka. 44

MAT/4627/10/2017

wyznaczamy standardy w pielęgnacji skóry noworodka


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.