Jaroszek i mała Rozalka

Page 1



Jaroszki, polne duszki ze śląskich baśni, mieszkały na łąkach, mokradłach i pustkowiach. Mogły zamieniać się w zające, bażanty lub kuropatwy i w tej postaci zwodzić ludzi, aż zabłądzili i zgubili drogę do domu. Jeśli komuś udało się Jaroszka złapać, to w zamian za miseczkę mleka opiekował się domem i gospodarstwem. Nic dziwnego, że nasz Jaroszek mówi czasem po śląsku. Sto lat temu na wsi, z której pochodzi, tak właśnie mówiono.


Kiedy prawie zasypiał z nudów, usłyszał śmiech. Gdzieś na pierwszym piętrze biegały dzieci. Jaroszek mieszkał w Muzeum Śląskim już od kilku tygodni i zdążył poznać tutejsze obyczaje. W ciągu dnia sporo dzieci przychodziło oglądać wystawy, ale o tej porze muzeum było już nieczynne, w pustym budynku zostali jedynie strażnicy i Jaroszek, którego i tak nikt dorosły nie mógł zobaczyć.


– Co o tej t porze robią dzieci w muzeum? – poczciw wy duszek mocno się zaniepokoił. poczciwy Może jacy yśś mali żartownisie ukryli się gdzieś jacyś w zakama arrkach sal, a teraz zobaczą, że zakamarkach zamknięto o ich w pustym ciemnym gmachu i na pewno bard dzo się przestraszą. Niedługo zaczną bardzo wołać o pom moc. pomoc. – Już do wo os leca! – z tym okrzykiem rzucił się na wos ratunek. Biegł, ile sił w nogach no ogach i… już po chwili szorował brzuszkiem ki po błyszczą błyszczącej podłodze korytarza. Wyhamował dopiero na drzwiach Galerii Malarstwa Polskiego, robiąc przy okazji porządny hałas. – Czy aby pan nie doznał jakiej krzywdy? Jaroszek obejrzał się zdumiony, zobaczył bardzo elegancką dziewczynkę w jasnej sukience i wysokich, sznurowanych bucikach. Przyglądała mu się z naganą w oczach. – Takie bieganie to zupełny brak dobrych manier. Dzieci nie powinno być słychać, należy chodzić powoli, nie przeszkadzać starszym i odzywać się tylko wtedy, gdy o coś zapytają – mała dama chyba często wysłuchiwała podobnych uwag, bo znała je na pamięć.


– No nie wiem – dama o łagodnym głosie wciąż jeszcze nie była przekonana. – Ależ pani Zofio, miło jest poznać kogoś nowego. Witaj, duszku – pyzata, uśmiechnięta dziewczyna wyskoczyła z ram, zręcznie unosząc długą, koronkową suknię. Serdecznie ucałowała kudłaty pyszczek skrzata. – Mam na imię Wanda. – Pięknie ktoś panią namalował – Jaroszek bardzo chciał pokazać, że potrafi być grzeczny i dobrze wychowany. Jego słowa sprawiły dziewczynie wielką radość. – O tak! Mój brat, Henryk Rodakowski, był wspaniałym artystą. Na tym płótnie pokazał mnie w stroju ślubnym. Piękna suknia, prawda? – zakręciła się tanecznie, a białe koronki zawirowały dookoła. – Panią Zofię Dzieduszycką też on namalował. Jaroszek zerknął na surową damę w czerni. Musiał ją jakoś do siebie przekonać. Ukłonił się jeszcze raz. – Widzę tu rękę mistrza, pani perły są zachwycające – nareszcie się uśmiechnęła. – Czy są tu dzieci? – skrzat przypomniał sobie, że głosy, które słyszał, dobiegały właśnie z tych sal. – Oczywiście, ale zanim je poznasz, pokażę ci, gdzie mieszkam – Rozalka wskazała duży obraz, a potem złapała Jaroszka za rękę i pociągnęła w głąb ramy.




Rozalka przedstawiła Jaroszkowi swoje koleżanki – panny Kijeńskie w granatowych sukienkach i czarnookie dziewczynki z obrazu Olgi Boznańskiej. Już całą grupką odwiedzili kolejne dzieła. Wstąpili do słonecznego ogrodu, gdzie miła dama z parasolką poczęstowała ich czereśniami. – Rozalko, dlaczego ta pani nosi parasol, skoro nie pada? – Bo widzisz, Jaroszku, damy w dawnych czasach osłaniały się parasolkami przed słońcem. Żadna elegantka nie chciała się opalić. Modna była blada cera. – Aha – wychowany na wsi duszek nigdy dotąd nie słyszał o takiej modzie, ale uwierzył Rozalce od razu. Ona też miała bledziutką buzię.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.