3 minute read
Zostawiła mikołaja na PK
Zostawiła mikołaja na PK
Studenci podchwycili tę myśl. Odtąd każdego roku organizowali zbiórki, przygotowywali mikołajowe paczki i rozwozili je dzieciom do różnych ośrodków opiekuńczych. Z roku na rok rosły zebrane kwoty i powiększała się liczba obdarowywanych.
Advertisement
Pani Bernardeta odeszła na emeryturę, ale mikołaj na PK pozostał. Każdego roku, gdy zbliża się 6 grudnia, kibicuje więc studentom, uczestniczącym w tej akcji i wspomina poprzednie. Pamięta, jak w pierwszych latach studenci zbierali datki, kupowali prezenty i wybierali ośrodki opiekuńcze, w których obdarowywali dzieci. Na początku udawało się zebrać drobne kwoty, za które kupowano słodycze, ale w następnych latach przybywało studentów uczestniczących w mikołajkowej akcji. Zaczęto wychodzić ze zbiórką poza akademik „Rumcajs”, a potem poza uczelnię. Pieniędzy zbierano coraz więcej: w 2005 r. było to ponad
10 tys. złotych, a cztery lata później — 26 tys. złotych, w następnych zaś latach — ponad 40 tys. złotych. Paczki przekazywano głównie dzieciom pokrzywdzonym przez los: czekającym na adopcję, tym z autyzmem, niedosłyszącym czy niedowidzącym. A odbywało się to w szczególnej atmosferze — mikołaj z workiem prezentów szedł w orszaku z diabełkiem, aniołkami i dobrymi duszkami, w strojach wykonanych przez studentów i pracowników administracji, zaś obdarowywane dzieci były zwykle bardzo wzruszone i wdzięczne. Dziękowały wierszykami, piosenkami, wykonanymi przez siebie laurkami, zaś kierownictwo ich placówek opiekuńczych słało podziękowania nawet do samego rektora.
— Ze łzami patrzyłam na wzruszone dzieci, przytulające się do nie mniej przejętych tą chwilą studentów — opowiada pani Bernardeta. — Staraliśmy się spełniać życzenia dzieci wyrażone w listach do świętego mikołaja, ale prośby czekającego na adopcję chłopca, by mikołaj podarował mu… rodziców, spełnić nie sposób. Nie wiem, jakie podziękowania są zawarte w wierszu „Kasztany”; wierszu, który napisało do mnie brajlem jakieś dziecko, lecz z pietyzmem przechowuję ten list. (…) Wspólnie ze studentami robiliśmy zakupy, pakowaliśmy prezenty, szyliśmy stroje. Jakże się cieszyli, gdy zebrali więcej pieniędzy niż się spodziewali albo gdy otrzymali od firm dodatkowo zabawki czy różne
inne upominki dla dzieci. Pamiętam studenta, który kilkakrotnie wcielał się w mikołaja, a wcześniej długo „hodował” brodę, by była prawdziwa, bo dzieci lubią sprawdzać, szarpiąc ją, czy aby nie została przyklejona. Miło to wspominam i cieszę się, że mikołaj na Politechnice Krakowskiej stał się tradycją.
— Z radością usłyszałam, że w tym roku studenci Politechniki znów podjęli tę piękną akcję. Uczestniczy w niej aż 80 wolontariuszy, zbierają pieniądze na ten cel, wyszli już do potrzebujących dzieci poza uczelnię, a nawet poza Kraków. Oczywiście, życzę im powodzenia mówi pani Bernardeta. — Utworzyliśmy w akademiku DS1 salkę „Niezapominajkę”, w której są różne pamiątki po mikołajowych akcjach z kolejnych lat — listy od dzieci, podziękowania, plakaty. Pragnę, by ta tradycja trwała jeszcze długo. Chciałabym kiedyś spotkać osobę, która niegdyś, jako dziecko, została obdarowana przez mikołaja z naszej Politechniki (kr)