7 minute read

Duchowa Opowieść o Dwóch Miastach

zwyciężył! Jest to dla nas radosna nowina. Jesteśmy zbawieni przez Jego uczynki, a nie przez nasze (...). Nasz Pan powiedział: «Pokój wam, spójrzcie na moje ręce». Spójrz, człowieku, to ja, ja sam zniweczyłem twe grzechy i odkupiłem cię. A teraz daję ci pokój, mówi Pan”. {WB 80.5}

Luter kontynuował mówiąc, że przejawem prawdziwej wiary jest świątobliwe życie: „Skoro Bóg nas zbawił, żyjmy tak, aby nasze czyny podobały się Mu. Jesteś bogaty? Przeznacz swe bogactwo na potrzeby biednych. Jesteś ubogi? Idź i pracuj u bogatych. Jeżeli zaś uważasz, że twe własne czyny wystarczą ci do zbawienia, to twoja służba dla Boga jest tylko oszustwem, kłamstwem”. Tamże VII, 7. {WB 81.1}

Lud jak urzeczony słuchał jego słów. Głodne dusze otrzymywały chleb żywota. Wreszcie ujrzeli Chrystusa wywyższonego ponad papieży, legatów, cesarzy i królów. Luter ani razu nie wspomniał o swym niebezpiecznym położeniu. Nie chciał stać się przedmiotem podziwu i współczucia. Głosząc Chrystusa stracił z oczu samego siebie. Ukrył się za Mężem Boleści, dążąc jedynie do przedstawienia Jezusa jako Zbawiciela grzeszników. {WB 81.2}

Kontynuując swą podróż reformator wzbudzał olbrzymie zainteresowanie. Tłumy zaciekawionych ludzi tłoczyły się wokół niego, a przyjazne głosy ostrzegały przed zamiarami władz rzymskich. Niektórzy mówili: „Spalą cię i ciało twoje zamienią w proch, jak to uczynili z Janem Husem”. Na to Luter odpowiadał: „Gdyby nawet na całej drodze między Wormacją a Wittenbergą zapalili ogień sięgający aż do nieba, to i tak przejdę przez niego w imieniu Pańskim. Wejdę do paszczy smoka i skruszę mu zęby, wyznając Jezusa Chrystusa”. Tamże VII, 7. {WB 81.3}

Wiadomość o zbliżaniu się Lutra do Wormacji wywołała wielkie poruszenie. Przyjaciele reformatora obawiali się o jego bezpieczeństwo, wrogowie zaś bali się, czy uda im się dopiąć swego. Usilnie odradzano mu wejścia do miasta. Z drugiej strony, zwolennicy papieża, prowokując, namawiali go, by udał się do zamku pewnego przyjaźnie nastawionego rycerza, gdzie jak twierdzili wszystko da się polubownie załatwić. Przyjaciele Lutra chcieli wzbudzić w nim troskę o siebie, przedstawiając grożące mu niebezpieczeństwa. Jednak wszystkie wysiłki były daremne. Luter wciąż nieporuszony oświadczył: „Nawet gdyby w Wormacji było tyle diabłów, ile dachówek na dachach tego miasta, wejdę tam jednak”. Tamże VII, 7. {WB 81.4}

Przy wjeździe do Wormacji liczba tych, którzy wyszli na przywitanie Lutra, była większa od tłumu witającego wcześniej cesarza. Panowało ogromne podniecenie. Nagle spośród zebranych dobiegł przenikliwy i żałosny głos, który zaintonował pogrzebową pieśń, mającą być ostrzeżeniem dla Lutra przed czekającym go losem. „Bóg będzie moim obrońcą” rzekł reformator, wysiadając z pojazdu. {WB 81.5}

Przedstawiciele papieża nie wierzyli, że Luter odważy się zjawić w Wormacji, toteż jego przybycie wprawiło ich w przerażenie. Cesarz niezwłocznie zwołał swych radców, aby omówić metody postępowania. Jeden z biskupów, gorliwy zwolennik papieża, powiedział: „Już dosyć długo o tym radziliśmy. Niech Wasza Cesarska Mość natychmiast zgładzi tego człowieka. Zygmunt przecież kazał spalić Husa na stosie. {WB 81.6}

Nie musimy dawać heretykowi glejtu cesarskiego, ani dotrzymywać przyrzeczeń”. „Nie odpowiedział cesarz musimy dotrzymać naszej obietnicy”. Tamże VII, 8. To zadecydowało, że reformator miał zostać wysłuchany. {WB 81.7}

Całe miasto chciało zobaczyć tego szczególnego człowieka i wkrótce tłumy zebrały się przed mieszkaniem, gdzie Luter przebywał. Reformator nie wyzdrowiał jeszcze po niedawno przebytej chorobie. Poza tym był zmęczony podróżą, trwającą całe dwa tygodnie. Musiał też przygotować się na ważne wydarzenia czekające go następnego dnia, potrzebował więc spokoju i odpoczynku. Jednak pragnienie zobaczenia go było tak wielkie, że reformator miał tylko kilka godzin do własnej dyspozycji, stale bowiem przybywali do niego rycerze, szlachta, księża i mieszczanie. Wśród nich było wielu spośród tych, którzy tak odważnie żądali od cesarza usunięcia kościelnych nadużyć i którzy jak powiedział Luter „zostali uwolnieni przez moje poselstwo”. Martyn 393. Przychodzili zarówno przyjaciele jak i wrogowie, chcąc zobaczyć nieustraszonego mnicha. Reformator przyjmował wszystkich z niezachwianym spokojem, odpowiadając godnie i mądrze. Jego zachowanie było odważne i stanowcze. Blade i wychudłe oblicze reformatora, na którym widać było ślady zmęczenia i choroby, miało pomimo wszystko przyjazny, a nawet radosny wyraz. Uroczysty charakter i powaga jego słów dodawały mu mocy, której nawet wrogowie nie mogli się całkowicie oprzeć. Zarówno przyjaciele jak i przeciwnicy spoglądali na Lutra z podziwem. Niektórzy byli przekonani, że towarzyszy mu wpływ niebios, inni tak jak faryzeusze o Jezusie mówili: „On ma diabła”. {WB 81.8}

Następnego dnia wezwano Lutra przed sejm. Urzędnik cesarski miał go zaprowadzić do sali przyjęć, z trudem jednak zdołał Luter dotrzeć do przeznaczonego miejsca. Wszystkie ulice przepełnione były widzami chcącymi ujrzeć mnicha, który odważył się sprzeciwić papieżowi. {WB 82.1}

W chwili gdy Luter miał już stanąć przed swymi sędziami, odezwał się do niego pewien stary dowódca, weteran wielu walk. „Biedny mnichu powiedział biedny mnichu, udajesz się teraz w drogę, aby zająć takie stanowisko bojowe, którego ani ja, ani żaden inny dowódca nie zajął w najkrwawszych naszych walkach. Ale jeśli twoja sprawa jest słuszna i jesteś o tym przekonany, idź naprzód w imię Boże i nie obawiaj się niczego, bowiem Bóg cię nie opuści”. D’Aubigné VII, 8. {WB 82.2}

Wreszcie Luter stanął przed radą. Cesarz siedział na tronie. Był otoczony najdostojniejszymi osobistościami kraju. Dotychczas żaden człowiek nie stanął przed bardziej dostojnym zgromadzeniem, przed którym Marcin Luter miał bronić swej wiary. „Samo zjawienie się Lutra było już znakiem zwycięstwa nad papiestwem. Papież potępił tego człowieka, a mimo to stanął on jeszcze przed trybunałem, który sądząc Lutra tym samym nie uznał wyroku papieża. Papież wyklął Lutra, wykluczając go ze społeczeństwa ludzkiego; a jednak został on wezwany z pełnym szacunkiem i przyjęto go przed najdostojniejszym zgromadzeniem świata. Papież skazał go na wieczne milczenie, a on miał przemawiać do tysięcy słuchaczy przybyłych z najodleglejszych zakątków chrześcijańskiego świata. W ten sposób za sprawą Lutra dokonał się ogromny przewrót w ówczesnych stosunkach kościelnych. Rzym schodził ze swego tronu, a spowodował to głos jednego mnicha”. D’Aubigné VII, 8. {WB 82.3}

Wśród tych potężnych i dostojnych osobistości Luter wydawał się zmieszany i przestraszony. Kilku książąt, którzy zauważyli jego niepewność, zbliżyło się do niego, a jeden z nich szepnął: „Nie bójcie się tych, którzy ciało zabijają, lecz duszy zabić nie mogą”. Inny powiedział: „Gdy was zaprowadzą przed książąt i królów dla imienia mego, Duch Ojca waszego da wam, cobyście mówić mieli”. W ten sposób słowa Chrystusa zostały przekazane przez możnych tego świata, aby w godzinie doświadczenia pocieszyć i wzmocnić na duchu sługę Bożego. {WB 82.4}

Gdy Lutra zaprowadzono bezpośrednio przed tron cesarski, w sali zapanowała głęboka cisza. Potem wyznaczony przez cesarza mówca wstał i wskazując na pisma Lutra zażądał, aby ten odpowiedział na dwa pytania: czy książki te uznaje za swoje i czy zamierza odwołać poglądy, jakie w nich spisał. Kiedy odczytano tytuły książek, reformator odpowiadając na pierwsze pytanie, powiedział, że wymienione książki uznaje za swoje. „Jeśli chodzi o drugie pytanie oświadczył to ponieważ jest to sprawa dotycząca wiary i zbawienia dusz, a także Słowa Bożego, które jest największym skarbem w niebie i na ziemi, postąpiłbym nieostrożnie, gdybym powiedział cokolwiek bez zastanowienia się. Mógłbym powiedzieć za mało, niż wymaga tego okoliczność albo za dużo, niż żąda tego prawda; w ten sposób zgrzeszyłbym przeciwko słowom Chrystusa: «Kto się mnie zaprze przed ludźmi, zaprę się go przed Ojcem niebieskim». Mateusza 10,33. Dlatego najpokorniej proszę Jego Cesarski Majestat o danie mi czasu do namysłu, abym bez uszczerbku dla Słowa Bożego mógł na to pytanie odpowiedzieć”. D’Aubigné VII, 8. {WB 82.5}

Luter postąpił bardzo mądrze prosząc o czas do namysłu. Jego zachowanie przekonało zebranych, że nie działa impulsywnie kierując się namiętnościami. Spokój i opanowanie, jakich nie spodziewano się po tym, który działał tak odważnie i nieugięcie, podniosły autorytet Lutra i umożliwiły mu później przemawianie z ostrożnością, zdecydowaniem, mądrością i godnością, które zaskoczyły i rozczarowały jego przeciwników, a także były oskarżeniem ich zuchwalstwa i dumy. {WB 83.1}

Następnego dnia reformator miał się zjawić przed zgromadzeniem, aby dać decydującą odpowiedź na zadane mu pytanie. Luter, uświadomiwszy sobie moce sprzymierzone przeciwko prawdzie, stracił na chwilę odwagę. Wiara jego zachwiała się, opanowały go obawa i drżenie. Niebezpieczeństwo widział w podwójnym wymiarze, wydawało mu się, że wrogowie zwyciężą a duchowa ciemność znów spowije ziemię. Zebrały się nad nim chmury, które wydawały się odłączać go od Boga. Pragnął się więc upewnić, że Pan zastępów jest razem z nim. W udręce padł twarzą na ziemię, wymawiając nie dokończone i wyrażające płacz serca słowa, które jedynie Bóg rozumiał. {WB 83.2}

„O, wszechmocny i wieczny Boże! modlił się. Jakże staszliwy jest ten świat! Spójrz, chce mnie pożreć, a ja tak mało mam ufności w Tobie (...). Jeśli mam ufać jedynie w siły tego świata, to przegrałem (...). Moja ostatnia godzina nadeszła, wydano już na mnie wyrok (...). O Boże! Pomóż mi, błagam, przezwyciężyć mądrość tego świata. Uczyń to (...). Jedynie Ty (...) bo to nie jest dzieło moje, lecz Twoje. Ja sam nie mam tu nic do zrobienia, nic, o co musiałbym walczyć z wielkimi tego świata (...). Lecz sprawa ta jest Twoja (...) a jest ona sprawiedliwa i wieczna. O Panie, pomóż mi! Wierny i niezmienny Boże, nie polegam na żadnym człowieku (...). Wszystko, co jest ludzkie, jest niepewne; wszystko to jest przemijające (...). Ty wybrałeś mnie dla swego dzieła. Stań przy moim boku dla sprawy Twego umiłowanego Syna, Jezusa Chrystusa, który jest moją obroną, tarczą i warownym grodem”. Tamże VII, 8. {WB 83.3}

Opatrzność Boża pozwoliła Lutrowi zdać sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa po to, aby nie ufał swym własnym siłom i przez zuchwałość nie wpadł w zastawione nań sidła. Napełnił go strach. Nie była to jednak obawa przed cierpieniami, przed widmem tortur lub śmierci. Był to po prostu kryzys, w którym odczuł, że nie potrafi sprostać wyznaczonemu dla niego zadaniu. Obawiał się, że z powodu jego słabości prawda może ponieść szkodę. Modlił się żarliwie do Boga nie o swoje bezpieczeństwo, lecz o zwycięstwo ewangelii. Obawa i wewnętrzna walka podobna była do nocnej walki Jakuba przy potoku Jabok; tak jak Izrael, tak i reformator odniósł zwycięstwo. W zupełnej bezsilności uchwycił się w wierze Chrystusa, potężnego Zbawiciela. Wzmocniło go zapewnienie, że przed sejmem nie stanie sam. Pokój znowu zapanował w jego sercu i reformator cieszył się, że będzie mógł wywyższyć Słowo Boże przed władcami narodu. {WB 83.4}

Ufając mocno Bogu Luter przygotował się na czekającą go walkę. Planował jak będzie brzmiała jego odpowiedź, sprawdzał niektóre wyjątki ze swych pism i szukał w Słowie Bożym właściwych tekstów na poparcie swego stanowiska. Następnie, kładąc lewą rękę na leżącą przed nim otwartą Biblię, a prawą podnosząc ku niebu, przysięgał „pozostać wiernym ewangelii i bez obaw wyznać swą wiarę, nawet gdyby miał przypieczętować to własną krwią”. Tamże VII, 8. {WB 83.5}

This article is from: