5 minute read

Duchowa Opowieść o Dwóch Miastach

lata głoszono w stolicy Francji ewangelię i choć wielu ją przyjęło, większość odrzuciła prawdę. Franciszek okazywał pewną tolerancję religijną jedynie po to, aby służyła mu w realizacji własnych celów. W wyniku tego zwolennicy papiestwa zdobyli ponownie przewagę. Zamknięto kościoły i znów zapłonęły stosy. {WB 118.2}

Kalwin wciąż jeszcze był w Paryżu i poprzez studia, rozmyślania i modlitwę przygotowywał się do dalszej pracy, nie przestawał też szerzyć światła ewangelii. W końcu jednak i na niego padło podejrzenie. Władze Kościoła postanowiły spalić go na stosie. Uważając, że jest bezpieczny w swym zacisznym schronieniu, nie myślał o niebezpieczeństwie. Wtem nieoczekiwanie przybyli do jego pokoju przyjaciele z wiadomością, że żołnierze znajdują się już w drodze, by go zaaresztować. W tym momencie usłyszeli głośne pukanie do drzwi wejściowych. Nie było czasu do stracenia. Kilku przyjaciół zatrzymało żołnierzy przy wejściu, podczas gdy inni pomogli reformatorowi spuścić się z okna na ulicę i szybko uciec na kraniec miasta. Kalwin znalazł schronienie w chacie pewnego wieśniaka, który był przyjacielem reformacji. Tam przebrał się w strój swego gospodarza i z motyką na ramieniu poszedł w dalszą drogę. Kierując swe kroki na południe znalazł schronienie w posiadłościach Małgorzaty. Patrz D’Aubigné, History of the Reformation in Europe in the Time of Calvin II, 30. {WB 118.3}

Tutaj przez kilka miesięcy przebywał bezpiecznie pod opieką możnych przyjaciół i zajmował się, jak poprzednio, swoimi studiami. Jednak będąc stale całym sercem przy głoszeniu ewangelii, nie mógł długo trwać w tej bezczynności. Gdy tylko burza trochę przycichła, poszukał nowego pola pracy w Poitiers, gdzie znajdował się uniwersytet i gdzie nowe poglądy spotkały się z życzliwym przyjęciem. Ludzie wszystkich stanów z radością słuchali ewangelii. Kalwin nie głosił jej publicznie, lecz w domu burmistrza, w jego własnym mieszkaniu, a czasem w jednym z parków. Przekazywał Słowa Żywota tym, którzy chcieli je słuchać. Po jakimś czasie, gdy liczba słuchaczy wzrosła, uznano, że bezpieczniejsze będzie zebranie się za miastem. Na miejsce spotkań wybrano pieczarę na stoku głębokiego i wąskiego wąwozu, gdzie drzewa i wystające skały gwarantowały odosobnienie. Małe grupki ludzi, opuszczając miasto różnymi drogami, w końcu spotkały się w wąwozie. Na tym ustroniu czytano i wyjaśniano Pismo Święte. Tutaj po raz pierwszy protestanci Francji obchodzili wieczerzę Pańską. W tym małym zborze wyrosło kilku wiernych ewangelistów. {WB 118.4}

Kalwin jeszcze raz wrócił do Paryża. Miał wciąż nadzieję, że cała Francja przyjmie reformację. Niestety, drzwi każdego domu były zamknięte. Głoszenie ewangelii równało się z wybraniem bezpośredniej drogi na stos. W końcu więc zdecydował się udać do Niemiec. Ledwie opuścił Francję, gdy rozpętała się burza nad protestantami, która gdyby dłużej się zatrzymał zniszczyłaby i jego. {WB 119.1}

Francuscy reformatorzy chcieli dotrzymać kroku swoim kolegom w Niemczech i Szwajcarii, więc postanowili odważnie wystąpić przeciwko zabobonom Rzymu, co poderwałoby, jak sądzili, cały naród. W ciągu jednej nocy wywieszono w całej Francji plakaty potępiające mszę. Jednak zamiast pomóc reformacji, ten gorliwy, ale źle obliczony krok przyniósł zagładę nie tylko jego sprawcom, ale i przyjaciołom zreformowanej wiary w całej Francji. Dostarczył zwolennikom papiestwa tego, czego od dawna pragnęli, mianowicie pretekstu do żądania wytępienia heretyków jako buntowników, zagrażających bezpieczeństwu tronu i pokojowi całego narodu. {WB 119.2}

Jakaś nieznana ręka czy to nierozważnego przyjaciela czy też chytrego wroga, czego nigdy nie stwierdzono przybiła taki plakat na drzwiach prywatnego apartamentu króla. Monarcha przeraził się. Na plakacie tym bezlitośnie atakowano zabobonne zwyczaje, istniejące od wieków. Ta bezprzykładna zuchwałość nalepienia wstrząsających wypowiedzi wzbudziła gniew króla. Zaskoczony, stał przez kilka chwil drżąc i nie mogąc nic powiedzieć. Potem jego wściekłość wybuchła w słowach: „Chwytać każdego podejrzanego o luteranizm. Wytępię ich wszystkich”. Tamże IV, 10. Kości rzucono. Król stanął całkowicie po stronie Rzymu. {WB 119.3}

Rozpoczęły się aresztowania wszystkich luteranów w Paryżu. Schwytano między innymi biednego rzemieślnika, zwolennika reformowanego wyznania, który zwoływał wiernych na tajne zebrania i pod groźbą natychmiastowej śmierci na stosie kazano mu zaprowadzić papieskich wysłanników do mieszkań wszystkich protestantów w mieście. Odrzucił tę nikczemną propozycję, ale w końcu strach przed ogniem zwyciężył i zgodził się zostać zdrajcą swych braci. Z niesioną przed nim hostią, otoczony orszakiem księży, ministrantów, mnichów i żołnierzy, zdrajca wraz z Morinem, królewskim sędzią śledczym, szedł wolno i milcząco przez ulice miasta. Pochód odbywał się rzekomo ku czci „najświętszego sakramentu”, jako pokuta za obrazę, której dopuścili się protestanci wobec mszy. Jednak prawdziwy cel tej ceremonii był inny. Kiedy orszak zbliżał się do domu jakiegoś protestanta, zdrajca dawał odpowiedni znak, nie wypowiadając przy tym żadnego słowa. Procesja zatrzymywała się, papiescy urzędnicy wchodzili do budynku i wywlekali stamtąd ludzi, zakutych już w kajdany. Potem orszak ruszał w dalszą drogę po nowe ofiary. „Nie szczędzono ani dużych, ani małych domów, nawet budynków uniwersytetu paryskiego (...).

Przed Morinem drżało całe miasto (...). Był to czas grozy”. Tamże IV, 10. {WB 119.4}

Ofiary zabijano wśród potwornych tortur, wyszedł bowiem specjalny rozkaz, by zmniejszyć natężenie ognia, żeby skazanym przedłużyć męki. Umierali oni jednak jako zwycięzcy. Ich stałość była niewzruszona, a spokój niezmącony. Prześladowcy, bezsilni wobec ich nieugiętej postawy, czuli się pokonani. „Stosy ustawiono we wszystkich dzielnicach Paryża, a palenie heretyków odbywało się codziennie przez dłuższy okres. Przedłużając czas egzekucji chciano wzbudzić u ludzi strach przed głoszeniem herezji. Jednak w ostatecznym rozrachunku zwycięstwo przypadło ewangelii. Cały Paryż mógł przekonać się na własne oczy, jakich ludzi wydaje nowe wyznanie. Żadna ambona nie była tak wymowna jak stos męczennika. Pogodna radość promieniująca z twarzy ludzi idących na miejsce stracenią, ich bohaterska postawa wśród płomieni, a także przebaczenie prześladowcom doznanych krzywd, zamieniały gniew wielu we współczucie, nienawiść w miłość i wymownie świadczyły o chwale ewangelii”. Wylie XIII, 20. {WB 119.5}

Duchowni, chcąc za wszelką cenę utrzymać wzburzenie narodu, rozgłaszali najpotworniejsze oskarżenia przeciwko protestantom. Oskarżano ich o zamiar dokonania masakry na katolikach, zamordowania króla i obalenia rządu. Nie mogli oni jednak znaleźć nawet najmniejszego dowodu na poparcie swych twierdzeń. Jednak przepowiednie owych nieszczęść, choć w zupełnie innych okolicznościach i z odmiennych przyczyn, miały się spełnić w przyszłości. Okrucieństwa, z jakimi katolicy potraktowali niewinnych protestantów, w ciągu stuleci gromadziły się w pamięci tych ostatnich, wzbudzając chęć odwetu i po wielu latach spadły, według przepowiedni, na króla, jego rząd i poddanych, jednak tę klęskę sprowadzili na siebie sami zwolennicy papiestwa oraz niewierzący. To nie z powodu powstania, lecz tłumienia protestantyzmu, trzysta lat później spadły na Francję straszne nieszczęścia. {WB 120.1}

Podejrzliwość i strach zapanowały teraz we wszystkich warstwach społeczeństwa. Wśród ogólnego zamieszania okazało się, jak głębokie korzenie zapuściła nauka Lutra w sercach tych, którzy pod względem wykształcenia, wpływów i charakteru zajmowali wysokie pozycje. Stanowiska wymagające zaufania i poważania okazały się nagle nie obsadzone. Zniknęli rzemieślnicy, drukarze, uczeni, profesorowie uniwersytetów, pisarze, a nawet członkowie dworu. Setki ludzi uciekało z Paryża, inni dobrowolnie opuszczali kraj, przez co w wielu wypadkach dawali do zrozumienia, że byli po stronie zreformowanej wiary. Zwolennicy papiestwa ze zdumieniem myśleli o heretykach, których nieświadomie tolerowali w swoim otoczeniu. Wściekłość swą wyładowywali na ofiarach z niższych warstw społecznych będących w ich zasięgu i mocy. Zapełniły się więzienia, a powietrze poczerniało od dymów unoszących się ze stosów, na których palono wyznawców prawdziwej ewangelii. {WB 120.2}

Franciszek I wsławił się jako patron ruchu odrodzenia nauki, które cechowało początek XVI wieku. Był rad, gdy na jego dworze zbierali się uczeni i literaci ze wszystkich krajów. Jego umiłowaniu wiedzy i pogardzie dla nieuctwa oraz zabobonów mnichów należy, przynajmniej częściowo, przypisać tolerancję, jaką okazał w stosunku do reformacji. Jednak opanowany pragnieniem wytępienia herezji, ów patron nauki, wydał edykt zabraniający w całej Francji wszelkiego druku. Franciszek I jest jednym z wielu przykładów, które dowodzą, że kultura intelektualna nie chroni przed religijną nietolerancją i prześladowaniem. {WB 120.3}

This article is from: