str. 8
Frank
jeszcze spadnie w okolice 3 zł
To nie czas na nerwowe ruchy
str. 5
Maciej Samcik
Agencje ratingowe na ławie oskarżonych
Grupa Copernicus numer 5/2011
Richard
Branson Z biznesu robi show
edytorial
Drogi prowadzące do celów wartych osiągnięcia nigdy nie są proste ZGŁOŚ SIĘ DO NAS! Uszyjemy warsztat na miarę potrzeb Twojej firmy i Twoich klientów!
rabat 15% na zabiegi spa i kosmetyki dla uczestniczek warsztatów.
Fot. na okładce: Corbis; fot.: materiały prasowe Grupy Copernicus
W
akacje się skończyły. Mam nadzieję, że odpoczęli Państwo od stresu dnia codziennego i wracają z nową energią, aby wspierać rozwój światowej, a w szczególności polskiej gospodarki. Oj, przyda się Państwa wsparcie. O ile pierwsza połowa roku była zdecydowanie dobra dla rynków kapitałowych, o tyle sierpień to był prawdziwy test na odporność nerwową inwestorów oraz swoisty stress test dla zarządzających. Wydaje się, że większość czynników ryzyka zmniejsza swoje znaczenie – USA zapowiedziały oszczędności, surowce przestały drożeć, zyski spółek na świecie są dobre. Nie będę odkrywczy, pisząc, że taka sytuacja grozi uśpieniem czujności i zbyt agresywnym wejściem na rynek ryzykownych instrumentów – np. akcji. Po raz kolejny postaram się powstrzymać Państwa przed wkładaniem wszystkich jajek do jednego koszyka – to oczywiste. Ale warto również zadbać o to, aby dywersyfikacja naszych aktywów nie była pozorna – wiele klas aktywów rośnie stadnie i spada… również stadnie. Przechwalanie się nie leży w mojej naturze, ale – pozwolą Państwo – ten numer zacznę od podsumowania moich rekomendacji inwestycyjnych z programu TVN CNBC „Milion w portfelu”, w którym uczestniczę. Zacząłem 20 kwietnia tego roku (WIG-20 na poziomie 2925,83), skorygowałem portfel 15 czerwca (2866,62), a test nastąpił 17 sierpnia (WIG-20 na poziomie 2387,30, czyli 18,4% spadku od dnia startu), podczas ostatniej emisji programu. Mój portfel, który notabene zawierał instrumenty oparte na akcjach, zarobił skromne 0,4%, ale zarobił. Podczas ostatniej korekty portfela zwiększyłem zaangażowanie w akcje z poziomu 23% do 28%, zgodnie z zasadą – kupuj, kiedy jest tanio, sprzedawaj, kiedy jest drogo. Ciekawe, jak spisali się zarządzający Państwa środkami. Rynki kapitałowe odzyskują wigor, ale czy mamy szansę na zmianę trendu – trudno powiedzieć. Niby w przedsiębiorstwach jest nieźle i raportowane wyniki są dobre, ale rynki skupiają się na zadłużeniu państw. USA straciły cnotę, kiedy Standard & Poor’s, wiodąca (z lektury poprzednich magazynów wiedzą Państwo, że… niezależna) agencja ratingowa, skreśliła jedno z trzech „A” w ocenie tego kraju. I co zrobiły rynki, kiedy dowiedziały
się, że USA nie są już tak wiarygodnym dłużnikiem? Tak, zgadza się, zaczęły kupować amerykańskie obligacje, których rentowność… spadła. W tym numerze skupiamy się na autonomii, czyli sztuce płynięcia własnym kursem, nawet jeśli wszyscy inni płyną w przeciwną stronę. Dlatego na naszej okładce znalazł się niezrównany Richard Branson – postać, która inspiruje szczególnie w czasach kryzysu, bezkompromisowa i odważnie realizująca marzenia. W rozmowie z nami psychoterapeuta Wojciech Eichelberger porównuje autonomię do żeglarstwa: wyznaczamy sobie cel, a potem płyniemy do niego niezależnie od nieprzychylnych wiatrów. Drogi prowadzące do celów wartych osiągnięcia nigdy nie są proste. Wystarczy spojrzeć na zmagania w wyścigu po legendarny Stary Dzbanek, nagrodę America’s Cup. Polecam Państwu ten reportaż i wszystkim nam życzę wiatru w żagle.
Marcin Billewicz Prezes Zarządu Copernicus Securities SA
% | 5/2011
1
spis treści
Finanse&Biznes Zarabianie pieniędzy jest ekscytujące
temat kwartału:
AUTONOMIA
24
22
miejscówka
28
coaching
24
w drodze
36
ostatnie słowo
America’s Cup, czyli wyścig po legendarny Stary Dzbanek
Finanse&Biznes
Andrzej Pągowski: John Wayne nigdy nie siadał tyłem do drzwi
Po godzinach
4
% z kwarTału
20
% na mapie
5
Subiektywnie o finansach
26
obyczaje
6
% z wydarzeń
30
postać
8
Rozmowy o pieniądzach
32
kadr na smak
34
klub gentlemana
10
2
Jak stać się człowiekiem autonomicznym i dlaczego to jeden z warunków życiowego sukcesu – wyjaśnia Wojciech Eichelberger
Co słychać w Grupie Copernicus? Maciej Samcik sadza agencje ratingowe na ławie oskarżonych Nadchodzi czas rynku obligacji Frank jeszcze spadnie w okolice 3 zł. Wywiad z Radosławem Solanem, prezesem Zarządu Copernicus Capital TFI SA
Na giełdzie
W czasie ostatniej paniki traciły nawet akcje spółek należących do defensywnych branż
12
z branży
14
lider
16
półka z książkami
18
gadające głowy
Łupkowe eldorado nad Wisłą Richard Branson: magnat bez szkoły Czytaj dobre książki
Politycy dają sobie po bączku
% | 5/2011
Szykuje się odjazdowa jesień Kobiety w biznesie – to się opłaca Cesar Millan: przewodnik stada, zaklinacz ludzi Włoska robota. Przy makaronie jednoczą się nawet mafiosi Jak urządzić gabinet prezesa?
Magazyn „%”; Właściciel: Grupa Copernicus, Salzburg Center, ul. Grójecka 5, 02-019 Warszawa, tel.: +48 22 44 00 100. Redakcja, projekt graficzny, reklama, produkcja: Novimedia Content Publishing (Novimedia jest częścią Grupy Wydawniczej Zwierciadło) www.novimedia.pl [Zespół - Dyrektor Wydawniczy: Leszek Mielczarek, Szef Redakcji: Angelika Kucińska, Wydawca: Basia Starecka, Szef Studia Graficznego: Diana Borowska, Senior Art Graphic: Paweł Rygol, Korekta: Elżbieta MARTYNIUK, Elżbieta Woźniak Fotoedycja: Piotr W. Bartoszek, Oktawian Górnik, Produkcja: Michał Seredin, Administracja/Reklama: Barbara ZIĘCIK – reklama@novimedia.pl] Jeśli nie chcą Państwo znajdować się na liście dystrybucyjnej magazynu „%”, prosimy o informację zwrotną na adres: pr@copernicus.pl.
Fot.: Piotr W. Bartoszek/Novimedia CP, Shutterstock.com, materiały promocyjne, Corbis
Ucieczka na koniec świata. Trzy miejsca, gdzie twój blackberry może mieć problem z zasięgiem
Richard Branson
Nadchodzi czas rynku obligacji
Łupkowe eldorado nad Wisłą
Chorobliwie pożąda niemożliwego, bo nic nie inspiruje do działania tak skutecznie jak przeszkody
Spółki, które chciały wejść na GPW, przesuwają oferty, inne obniżają ceny akcji, jeszcze inne zawieszają lub przesuwają debiut
Według amerykańskiej Agencji ds. Energii, Polska może mieć 5,3 bln m³ możliwego do eksploatacji gazu łupkowego
Giełdom pomogą konkretne działania W czasie ostatniej paniki traciły nawet akcje spółek należących do defensywnych branż
% z kwartału
subiektywnie o finansach
Agencje ratingowe na ławie oskarżonych
17.08
Wyniki finansowe Grupy Copernicus po drugim kwartale 2011 r.
COPERNICUS KARTING CUP
Grupa Kapitałowa Copernicus odnotowała skonsolidowane przychody na poziomie ok. 14,3 mln zł, co oznacza wzrost o 28% względem przychodów osiągniętych w analogicznym okresie roku ubiegłego. Raportowany zysk netto wyniósł 3,4 mln zł – o 43% więcej niż w roku ubiegłym w tym samym okresie. Tylko w drugim kwartale bieżącego roku Grupa osiągnęła przychody ze sprzedaży o wartości 11,2 mln zł, czyli o 36% wyższe niż w drugim kwartale 2010 r. Zysk netto w okresie od 1 kwietnia do 30 czerwca wyniósł 2,5 mln zł.
Maciej Samcik „Gazeta Wyborcza”
22.08
Cztery gwiazdki dla Copernicus Subfunduszu Dłużnych Papierów Korporacyjnych („Fundusz”)
Copernicus Karting Cup 2 sierpnia br. na torze kartingowym Racing Center Warsaw wystartowała I edycja Ligi Copernicus Karting Cup pod patronatem Copernicus Securities S.A. Jest to cykl ośmiu wyścigów opartych na idei zbliżonej do rozgrywek F1. Każdy start to okazja do zdobycia cennych nagród i punktów, które po ostatnim wyścigu tego cyklu mogą dać upragnione zwycięstwo.
W Lidze Copernicus Karting Cup nie są wymagane ponadprzeciętne umiejętności, wystarczy zamiłowanie do czterech kółek i współzawodnictwa z innymi kierowcami. To doskonały sposób na miłe spędzenie czasu w gronie fanów motoryzacji i entuzjastów wyścigów. Nieważne są wiek czy płeć, liczy się dobra zabawa i duch sportowej rywalizacji.
26.08
Już po raz trzeci Dom Maklerski Copernicus zorganizował dla przedstawicieli rynku finansowego spotkanie z cyklu „Dzień ze spółkami” Tym razem Dom Maklerski Copernicus zgromadził spółki z branży detalicznej. Do udziału w konferencji zostały zaproszone takie spółki
4
% | 5/2011
jak: LPP S.A., NG2 S.A., Redan S.A., Bytom S.A., Wojas S.A., Vistula Group S.A., wiodący przedstawiciele branży, firmy notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Podczas spotkań reprezentanci spółek spotkali się z przedstawicielami najważniejszych polskich instytucji finansowych działających na GPW – z zarządzającymi funduszami i analitykami zajmującymi się branżą. We wcześniejszych edycjach „Dnia ze spółkami” wzięły udział firmy z branży deweloperskiej i budowlanej (maj) oraz z branży obrotu wierzytelnościami (lipiec). Copernicus planuje cyklicznie przeprowadzać
takie spotkania – kolejne już we wrześniu. „To bardzo atrakcyjna formuła kontaktu z rynkiem finansowym. Pozwala na spotkanie w jednym miejscu i czasie z analitykami z domów maklerskich, TFI czy OFE, konkretnie zainteresowanymi daną branżą. Spotkania w kameralnym gronie dają szansę na bardziej precyzyjne określenie potrzeb inwestorów. Są także doskonałą podstawą budowania relacji biznesowych, które – mamy nadzieję – zaowocują w przyszłości” – mówi Marcin Kozłowski, dyrektor zarządzający EGB Investments S.A., obecny na lipcowej edycji spotkań zorganizowanej dla branży obrotu wierzytelnościami.
Z
Fot.: materiały prasowe Grupy Copernicus, archiwum prywatne
2.08
Taką oceną wyróżniony został subfundusz dłużny wchodzący w skład Copernicus FIO po pierwszym roku działalności. „Copernicus Subfundusz Dłużnych Papierów to jeden z najbardziej wyjątkowych funduszy dłużnych w Polsce” – podaje w swojej ocenie niezależna firma badawcza Analizy Online. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy tylko niektóre fundusze akcyjne przyniosły zyski, jednak były one okupione dużą zmiennością wartości jednostki. Dodatkowo spadki na rynkach w ostatnich kilku tygodniach spowodowały wzrost ciśnienia nawet u wytrawnych inwestorów, czyli duże ryzyko, jakie ponoszą inwestorzy, decydując się na inwestycję w fundusze akcyjne, nie przyniosło oczekiwanej nagrody. W obecnych, trudnych czasach na rynkach finansowych fundusz może być zatem traktowany jako alternatywa dla funduszy akcyjnych, ale również jako produkt ciekawszy od lokat bankowych. Inwestor powinien się liczyć z wyższym ryzykiem, jednak jest nagradzany stosunkowo wysoką stopą zwrotu – za ostatnie 6 miesięcy stopa zwrotu wyniosła 4,53%. Zbudowany portfel obligacji korporacyjnych pozwala wierzyć, że w ciągu kolejnych 6 miesięcy ten wynik powinien zostać co najmniej powtórzony, a wartość jednostki będzie rosła (jak dotychczas) praktycznie liniowo. Istotną cechą wszystkich funduszy otwartych jest ciągły dostęp do gotówki, co daje dużą przewagę nad lokatami terminowymi. Fundusz jest dostępny dla inwestorów w kilku kanałach dystrybucji – przez internet, call center, a także u niektórych dystrybutorów niezależnych. Zamożne osoby fizyczne mogą również liczyć na wsparcie doradców zatrudnionych przez Copernicus Capital TFI SA.
a duży, by upaść. „Too big to fall”. Doprowadzenie do powstania takich właśnie globalnych, nieprzejrzystych, niepoddających się kontroli lokalnych nadzorów, a przede wszystkim wszechmocnych instytucji finansowych było, zdaniem wielu ekonomistów, podwaliną największego od 1929 r. kryzysu gospodarczego. Tego, który wybuchł w 2007 r. i – w różnych odsłonach – trwa do dziś, odbierając inwestorom giełdowym mnóstwo nerwów i pieniędzy. Ostatnio na ławie oskarżonych o zaognianie kryzysu usiedli – obok prezesów największych banków – szefowie agencji ratingowych. Ich komunikaty przypominały gest cezara, który po walce gladiatorów na arenie decydował – śmierć czy życie. Na tak rozchwianym, niepewnym przyszłości i rozgrzanym do czerwoności rynku już sama zapowiedź możliwości obniżki oceny kredytowej tego czy innego kraju albo na przykład dużego banku powoduje przecenę akcji lub indeksów o kilka, kilkanaście procent. Nie sposób nie zauważyć, że agencje ratingowe stały się ostatnio bardziej surowe niż kiedyś. Pomysł Standard & Poors, żeby szukać dziury w całym i pozbawić potrójnego A najbardziej wiarygodne papiery dłużne świata, jakimi są obligacje emitowane przez rząd Stanów Zjednoczonych, był ukoronowaniem tego trendu. Wielu analityków twierdzi, że agencje grają pod publiczkę, szafując swoimi ocenami i sprowadzając do poziomu śmieciowego ratingi obligacji takich krajów jak np. Portugalia czy Irlandia. Pojawiają się zarzuty, że agencje wychodzą ze swojej roli i zaczynają kreować sytuację na rynku finansowym, zamiast ją tylko opisywać. Bo przecież śmieciowy rating – przyznany słusznie czy na wyrost – de facto
Wielu analityków twierdzi, że agencje ratingowe grają pod publiczkę,
szafując swoimi ocenami i sprowadzając do poziomu śmieciowego ratingi obligacji takich krajów jak np. Portugalia czy Irlandia
odcina obdarzonego nim nieszczęśnika od jakiegokolwiek finansowania. I skazuje na śmierć lub w najlepszym razie na wegetację pod kroplówką. Pojawiły się nawet zarzuty sugerujące, że szefowie Standard & Poors całą zadymę wokół amerykańskiego ratingu poczynili wyłącznie po to, by zrobić na złość prezydentowi Barackowi Obamie i zmniejszyć jego szanse na reelekcję. Nie mam zielonego pojęcia, ile w tych doniesieniach prawdy, ale to też świadczy o tym, iż autorytet agencji ratingowych – choć ich decyzje w krótkim terminie potrafią zachwiać rynkami – jest już tylko palcem na wodzie pisany. Czy ktoś odważyłby się na tego typu oskarżenie pod adresem którejkolwiek poważnej agencji ratingowej jeszcze kilka lat temu? Czy agencje ratingowe mają dziś kluczowy wpływ na to, co dzieje się w świecie finansów? Już chyba nie. Pokazała to choćby reakcja rynku na obniżenie przez Standard & Poors ratingu kredytowego Stanów Zjednoczonych. Nie było paniki, prorokowanej przez niektórych, zamiast tego inwestorzy zagłosowali nogami. Na hiobową wieść o niższej wiarygodności Ameryki rynki zareagowały... wzrostem popytu na obligacje emitowane przez ten kraj. Inwestorzy, wbrew pozorom, swój rozum mają. I wiedzą, że literki przyznawane przez agencje ratingowe nie zmieniły rzeczywistości: Ameryka wciąż jest najpotężniejszą gospodarką świata, a jej papiery dłużne – najbezpieczniejszym sposobem pożyczania pieniędzy. Być może czeka nas jeszcze niejeden nerwowy dzień, sprowokowany przez odejmowanie przez agencje ratingowe literek A (albo i B) różnym krajom europejskim. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której rynki na dłuższą metę dałyby się sterroryzować agencjom ratingowym lub jakimkolwiek instytucjom, które chciałyby mieć monopol na mówienie inwestorom, co jest dobre, a co złe. To jedna z nauczek z początków kryzysu, a więc z czasów, kiedy agencje ratingowe cieszyły się ogromną renomą, zaś wystawiane przez nie oceny były dla finansistów istną wyrocznią. Z czasów, kiedy papiery strukturyzowane wystawiane przez Lehman Brothers cieszyły się notą AAA, taką samą, na jaką dziś nie zasługują obligacje Stanów Zjednoczonych. Zresztą kilka lat wcześniej podobną lekcję inwestorzy odebrali na temat firm audytorskich, których stemple, przykładane na sprawozdaniach finansowych największych koncernów, okazały się warte tyle, co zeszłoroczny śnieg. Czas autorytetów na rynku kapitałowym mija. A nawet można zaryzykować tezę, że minął. Nowych na horyzoncie nie widać.
% | 5/2011
5
% z wydarzeń
% z wydarzeń
To, co się dzisiaj dzieje na giełdach z akcjami, ma wręcz pozytywne przełożenie na rynek obligacji. Nadszedł wyśmienity moment na emisje papierów dłużnych
Kolejne spółki, które chciały wejść na warszawską giełdę, zmieniają plany. Jedne przesuwają oferty, inne obniżają ceny akcji, jeszcze inne zawieszają lub przesuwają debiut Tekst: Bartłomiej Mayer
6
% | 5/2011
Fot.: Piotr W. Bartoszek/Novimedia CP; materiały prasowe Grupy Copernicus
Nadchodzi czas rynku obligacji
giełdzie, a w dodatku przeprowadziły emisje akcji z prawem poboru – zauważa Marek Witkowski, członek Zarządu Copernicus Securities SA. Dodaje, że w obu przypadkach chodziło o relatywnie duże spółki z branży, w której panuje dobra koniunktura. – Pamiętajmy też, co jest w tej sytuacji kluczowe. Ciech przeprowadził emisję kilka miesięcy temu, na początku roku, a decyzja o wypuszczeniu akcji przez Azoty Tarnów zapadła jeszcze w maju – podkreśla menedżer. Jest jeszcze wiele innych aspektów, dzięki którym tarnowska firma nie miała kłopotu ze znalezieniem kapitału. Przed emisją jej kurs oscylował w granicach 34 zł, a nowe akcje zaoferowała z dyskontem rzędu 10 zł. – Inwestorzy instytucjonalni nie mogli sobie po prostu pozwolić na to, żeby nie wziąć udziału w tej emisji. Taki krok groziłby spadkiem wartości aktywa w portfelu – wyjaśnia Marek Witkowski.
Z
naczące pogorszenie się sytuacji na rynku kapitałowym spowodowało, że zarządy spółek obawiają się o sukces emisji. Są jednak i takie spółki, które z powodzeniem i sporą nadsubskrypcją przeprowadzają emisje akcji. Niedawno ponad 600 mln zł pozyskały z rynku Azoty Tarnów. Wcześniej emisję na ponad 440 mln zł przeprowadził Ciech. Zarząd chemicznej firmy nie liczył na aż tak dużą sumę. – Akcje sprzedały z powodzeniem te spółki, które były już od dłuższego czasu notowane na warszawskiej
Czas to pieniądz
By zilustrować obecną sytuację na rynku, podaję zupełnie inny przykład: na początku maja na warszawskiej giełdzie zadebiutowała, po przeprowadzonej z sukcesem emisji akcji, spółka windykacyjna Kruk. – Papiery sprzedała z czterokrotną nadsubskrupcją, choć oferowała ją po wycenie aż 16-krotnie przewyższającej zyski – przypomina członek zarządu Copernicus Securities SA. Zaledwie kilka tygodni później na parkiet wchodzi inna spółka z tej samej branży – Presco. To przedsiębiorstwo co najmniej tak samo rentowne
Rynek dochodzi do absurdu, to zaś jest pokłosiem braku gotówki
jak Kruk. Ma jednak spore kłopoty z przeprowadzeniem emisji, opóźnia jej harmonogram i ostatecznie sprzedaje akcje przy wskaźniku cena/ zysk na poziomie zaledwie 8. Jaka jest podstawowa różnica pomiędzy ofertą Kruka i Presco? – Czas – odpowiada Marek Witkowski i dodaje, że cezurą jest 31 maja. Od czerwca zaczynają się coraz większe problemy, słabnie popyt, wskaźniki wyceny spadają. – To są dwa zupełnie różne światy – uważa menedżer. Po 31 maja w miarę dobrze sprzedają się tylko akcje spółek o rewelacyjnych wskaźnikach i wysokich zyskach albo wycenione bardzo atrakcyjnie dla inwestorów.
akcji własnych – tłumaczy menedżer. I wylicza, że taki wskaźnik powoduje, iż rentowność kapitału wynosi około 15 proc., natomiast cena długu w postaci obligacji jest istotnie niższa, bo dla spółki giełdowej nie powinna przekroczyć 10 proc.
Od akcji do obligacji
– To, co się dzisiaj dzieje na giełdach z akcjami, ma wręcz pozytywne przełożenie na rynek obligacji. Nadszedł wyśmienity moment na emisje papierów dłużnych – przekonuje Witkowski i dodaje, że mamy obecnie do czynienia ze zjawiskiem przepływania pieniędzy z funduszy akcyjnych właśnie do funduszy obligacyjnych. – Efekt jest taki, że fundusze obligacji korporacyjnych cieszą się obecnie nadpłynnością. Dlatego zarządzający wręcz domagają się emisji nowych obligacji – mówi członek Zarządu Copernicus Securities SA. Jego zdaniem właśnie nadszedł czas odwrotu od rynku akcji i pora na rynek Catalyst, czyli obligacyjny parkiet warszawskiej giełdy. – GPW stoi przed wielką szansą na to, by wykorzystać wyśmienity moment na rozwój rynku Catalyst i sadzę, że to zrobi – twierdzi Marek Witkowski.
Brak gotówki
Polskie spółki mogą liczyć na uplasowanie akcji, jeśli oferują je przy wskaźniku cena/zysk na poziomie 8. Ukraińskie, których też kilka ostatnio weszło na GPW, muszą się sprzedawać przy wskaźniku cena/zysk wynoszącym zaledwie 4 lub 5. – Rynek dochodzi do absurdu, to zaś jest pokłosiem braku gotówki – podsumowuje Marek Witkowski. W jego opinii dzisiaj jedynie duże oferty dużych przedsiębiorstw mają szanse na powodzenie, co nie oznacza, że dadzą inwestorom zarobić. Obecne wskaźniki są niezwykle atrakcyjne i same przez to podsuwają ciekawe scenariusze rynkowe. – Jeśli cena jest równa sześciokrotności zysku, to moim zdaniem najsensowniejszym rozwiązaniem jest wyemitowanie przez spółkę obligacji i przeprowadzenie za pozyskane w ten sposób pieniądze skupu
Jeśli cena jest równa sześciokrotności zysku, to moim zdaniem najsensowniejszym rozwiązaniem jest wyemitowanie przez spółkę obligacji i przeprowadzenie za pozyskane w ten sposób pieniądze skupu akcji własnych
Marek Witkowski Członek Zarządu Copernicus Capital TFI SA % | 5/2011
7
rozmowy o pieniądzach 4 zł
rozmowy o pieniądzach
Frank
3,5 zł
3.5204 3.4817
3.4909
Kurs waluty szwajcarskiej cechuje się bardzo stabilną cyklicznością. Jego obecny poziom wynika w dużej mierze z sytuacji makroekonomicznej związanej z długami poszczególnych państw. Wcześniej chwiały nim długi banków. Ale prędzej czy później sytuacja się wyklaruje i kursy walut, w tym także franka, się ustabilizują. To oznacza, że wrócą do wcześniejszych poziomów.
3.8487
3.6342
3.7220 3.6383
spore wahnięcia kursu, zarówno w górę, jak i w dół
3 zł
12 lipca
P
anie Prezesie, kurs franka przekroczył już poziom 4 zł. Czy to, co się obecnie dzieje ze szwajcarską walutą, zaskakuje Pana? Niespecjalnie, chociaż faktycznie trzeba przyznać, że tempo, w jakim drożeje szwajcarska waluta, może być niespodziewane. Frank zawsze w czasach niepokoju był bezpieczną przystanią dla inwestorów. Problem w tym, że rynek franka jest stosunkowo płytki i stąd właśnie wynika skala obecnego wahnięcia kursów walutowych. Czy spodziewał się Pan, że na rynku walutowym dojdzie do takiej sytuacji, z jaką mamy obecnie do czynienia? Zarówno umocnienie się franka, jak i radykalny wzrost kursu złota były
8
% | 5/2011
15 lipca
18 lipca
do przewidzenia. Nawet skala tych wzrostów wobec faktu, że tego typu bezpiecznych lokat kapitału jest obecnie bardzo mało, nie powinna dziwić. Ale dlaczego wybór inwestorów padł właśnie na walutę szwajcarską, a nie na przykład na waluty skandynawskie, które też wydają się ciekawą alternatywą wobec euro czy dolara? To wynika moim zdaniem przede wszystkim ze względów historycznych. To właśnie Szwajcaria, m.in. ze względu na swoją odwieczną neutralność, zawsze była postrzegana jako ostoja bezpieczeństwa i to samo dotyczy też jej waluty. Dlatego Helweci stworzyli tak stabilny system finansowy, który dzisiaj stanowi filar bezpieczeństwa w niepewnych czasach.
2 sierpnia
Z pewnością pomaga także trójjęzyczność Szwajcarów oraz centralne położenie tego kraju. Skandynawia wprawdzie również szczyci się swoją neutralnością, nie jest ona jednak aż tak oczywista jak neutralność Szwajcarii i być może z tego też powodu Skandynawom nie udało się zbudować aż tak mocnego systemu bankowego, przez co ich rynek walutowy jest dzisiaj znacznie mniejszy i jeszcze płytszy niż rynek szwajcarski. Wróćmy na nasze podwórko. Polacy przed laty również postawili na stabilność szwajcarskiej waluty i masowo brali kredyty właśnie we frankach, a teraz równie masowo łapią się za głowy i pytają, co będzie dalej. Co robić, gdy frank bije kolejne rekordy?
będą możliwe jeszcze przez kilka miesięcy. Rozsądną cezurą wydaje się koniec tego roku
3 sierpnia
Recepta jest bardzo prosta, chociaż dla wielu kredytobiorców może być niezadowalająca. Moja odpowiedź na pytanie, co robić, brzmi bowiem: nie robić nic. Powiem więcej: nawet jeśli kurs franka dojdzie do poziomu 4,5 zł czy 4,7 zł, także nie trzeba będzie nic robić. Jak to? Kredyty w walucie szwajcarskiej to w zdecydowanej większości kredyty hipoteczne, które zostały zaciągnięte na wiele lat – 30 albo może nawet dłużej. W tej sytuacji kilku- czy kilkunastomiesięcznymi wahaniami kursu franka nie należy się w ogóle przejmować. W ostatecznym rozrachunku w minimalnym stopniu zwiększą one koszty naszego kredytu.
5 sierpnia
Fot.: Shutterstock.com; materiały prasowe Grupy Copernicus
3 zł
3.9562
3.7147
jeszcze spadnie w okolice Rozmowa z Radosławem Solanem, prezesem Zarządu Copernicus Capital TFI SA
3.9393
Czy to znaczy, że Pana zdaniem kurs franka za jakiś czas ma szanse wrócić do wcześniejszych poziomów? Kurs waluty szwajcarskiej cechuje się bardzo stabilną cyklicznością. Jego obecny poziom wynika w dużej mierze z sytuacji makroekonomicznej związanej z długami poszczególnych państw. Wcześniej chwiały nim długi banków. Ale prędzej czy później sytuacja się wyklaruje i kursy walut, w tym także franka, się ustabilizują. To oznacza, że wrócą do wcześniejszych poziomów. Jeden z moich znajomych kilka tygodni temu, gdy po fali silnych wzrostów frank spadł na jakiś czas do poziomu 3,2 zł, zastanawiał się, czy to nie jest dobry moment na przewalutowanie kredytu na złote.
8 sierpnia
9 sierpnia
Dobrze zrobiłby, gdyby wtedy przewalutował swój kredyt hipoteczny? Z perspektywy tych kilku tygodni można stwierdzić, że zapewne byłby to dobry krok. Choć trzeba także powiedzieć, że przeciętny frankowy kredytobiorca absolutnie nie powinien czynić ruchów, które nazywane bywają łapaniem spadającego noża. Oczywiście kurs franka może jeszcze pójść w górę o kilkanaście, a może nawet o ponad 20 proc. Byłoby to jednak zgubne dla gospodarki szwajcarskiej i pewne jest, że taki stan rzeczy nie potrwa długo. Byłyby to wzrosty czysto spekulacyjne. Co to znaczy „nie potrwa długo”? Sądzę, że spore wahnięcia kursu, zarówno w górę, jak i w dół, będą możliwe
10 sierpnia
jeszcze przez kilka miesięcy. Rozsądną cezurą wydaje się koniec tego roku. Kiedy w takim razie sytuacja ustabilizuje się na trwałe? Jeśli za ustabilizowanie sytuacji uznamy powrót kursu franka w rozsądne rejony, czyli w okolice 3 zł, może troszkę niżej, to myślę, że może to potrwać jeszcze mniej więcej trzy lata. Może troszkę krócej, może troszkę dłużej. Kiedy można się zacząć zastanawiać nad ewentualnym przewalutowaniem długoterminowego kredytu hipotecznego zaciągniętego we frankach? Myślę, że będzie to właściwe dopiero przy kursie zbliżonym do 3 zł. Wcześniej po prostu nie warto tego robić.
11 sierpnia
Niektóre banki oferują możliwość zawieszenia np. na miesiąc spłaty rat. Może przy obecnym kursie franka to jest dobry pomysł? Absolutnie nie. Taką możliwość należy traktować wyłącznie jako wentyl bezpieczeństwa i korzystać z niej tylko w wyjątkowej sytuacji. Nie wcześniej. Taki krok obniża naszą wiarygodność w oczach banku. Możemy się znaleźć na liście klientów, na których trzeba zwracać szczególną uwagę. Unikajmy tego. Rozmawiał Bartłomiej Mayer
% | 5/2011
9
na giełdzie
na giełdzie
Giełdom W inwestowaniu niezbędna jest dywersyfikacja. W czasie ostatniej paniki traciły bowiem nawet akcje spółek należących do defensywnych branż. Ciekawą alternatywą dla GPW mogą być papiery dłużne Tekst: Alicja Zabielska
W
akacyjne spadki na światowych rynkach finansowych pokazały, że przygotowywanie długoterminowych prognoz może być zadaniem niezwykle karkołomnym. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie spodziewał się aż takich zawirowań. Seria negatywnych informacji, wśród których
najważniejsze to wiadomości o problemach zadłużeniowych kolejnych krajów strefy euro oraz obniżenie ratingu dla Stanów Zjednoczonych Ameryki, wywołała jednak spadki, które sprawiły, że również na polskim rynku rozgorzała dyskusja, czy nadeszła bessa i czy nie jest już za późno na ucieczkę z warszawskiego parkietu.
Konieczna dywersyfikacja
Wakacyjna wyprzedaż akcji przybrała tak duże rozmiary, że można było mówić o panice. Co w takiej sytuacji powinni robić obecni na GPW inwestorzy, którzy stanęli w obliczu olbrzymich strat? Artur Bobołowicz, zarządzający funduszami dłużnymi w Copernicus Capital TFI, zaznacza,
że w tym przypadku decyzja powinna być uzależniona od stopnia dywersyfikacji portfela inwestycyjnego. – Jeśli 30 proc. portfela danego inwestora zajmują akcje notowane na GPW, to nie musi on wycofywać środków z giełdy nawet w obliczu większych spadków. Zupełnie inaczej ma się jednak sprawa w przypadku osób, które na warszawskim
Fot.: materiały promocyjne, materiały prasowe Grupy Copernicus
pomogą konkretne działania
parkiecie uplasowały 100 proc. swoich oszczędności – mówi zarządzający Copernicusa. – Takie osoby powinny pomyśleć o dywersyfikacji portfela nawet w razie chwilowego uspokojenia sytuacji na giełdzie. Kryzys zadłużeniowy się jeszcze nie skończył i będzie miał dalsze konsekwencje dla światowych rynków finansowych – zaznacza. Wśród negatywnych czynników, które mogą zaistnieć w najbliższym czasie, Bobołowicz wymienia kolejne obniżki ratingów oraz złe dane makroekonomiczne wynikające z galopujących cen surowców, które nie mogły pozostać bez wpływu na sprzedaż czy produkcję przemysłową. Czy w obliczu tych zawirowań można znaleźć branże, które będą się pozytywnie wyróżniały na tle rynku? – Wakacyjne spadki pokazały, że w momencie paniki nie ma znaczenia, czy spółka działa w branży defensywnej, czy nie. Tak samo traciły bowiem zarówno papiery Taurona czy Polskiej Grupy Energetycznej, jak i walory banków – mówi Bobołowicz. – Dlatego w takiej sytuacji nie szukałbym branż, lecz przyjrzałbym się raczej poszczególnym spółkom. Rozważyć warto zwłaszcza podmioty, które przy obecnych wycenach mają niskie wskaźniki, ale osiągają dobre wyniki finansowe, a ich działalność nie jest cykliczna. Gdybym miał kupować jakiekolwiek akcje, to zdecydowałbym się na inwestycje w papiery firm spełniających te warunki – zaznacza. Panika wywołana obniżeniem ratingu dla USA objawiała się ucieczką z giełd w stronę bezpieczniejszych aktywów. Rekordowe poziomy notowały przede wszystkim ceny franka i złota. Zdaniem Bobołowicza kurs szwajcarskiej waluty przekraczający 4 zł był właśnie chwilowym objawem paniki. Dlatego nie zalecałby inwestycji w tę walutę w momencie, gdy notowała rekordowe poziomy. Gdzie zatem szukać alternatywy? – W obliczu pogorszenia koniunktury na giełdach zainteresowanie radziłbym skierować w kierunku aktywów bezpiecznych. Mam tu na myśli przede wszystkim obligacje skarbowe i korporacyjne – mówi. – Teraz nie ma ucieczki od obligacji skarbowych. W ostatnim czasie krajowe papiery
nie ma ucieczki od obligacji skarbowych
10
% | 5/2011
W obliczu pogorszenia koniunktury na giełdach warto zainteresować się aktywami bezpiecznymi, jak obligacje skarbowe i korporacyjne
dłużne zachowywały się bowiem lepiej niż akcje spółek notowanych na GPW i są od nich znacznie bezpieczniejsze – dodaje.
Lęk przed recesją
Ostatnie tygodnie nie były zbyt spokojne na warszawskim parkiecie. Nie przez cały czas na GPW dominował jednak kolor czerwony. Czy to oznaka, że mamy do czynienia tylko z chwilowymi zawirowaniami? – Te przejściowe ruchy do góry traktowałbym jedynie jako korektę. O powrocie na ścieżkę wzrostu będziemy mogli natomiast mówić, jeśli we wszystkich krajach borykających się ostatnio z problemami wprowadzone zostaną działania antykryzysowe, które wesprą rozwój gospodarczy – mówi Bobołowicz. – Rynki boją się, że najważniejsze gospodarki wpadną w recesję, przez co pogorszą się wyniki spółek. Gdyby okazało się, że nie można mówić o recesji, lecz jedynie o wolniejszym wzroście, to sytuacja na pewno by się uspokoiła – dodaje. Zaznacza, że doraźne decyzje typu wprowadzonego w sierpniu tymczasowego zakazu krótkiej sprzedaży we Francji, Włoszech, w Belgii i Hiszpanii
mogą mieć pozytywny wpływ wyłącznie w krótkim terminie. By sytuacja uległa trwalszej poprawie, rynki muszą nabrać przekonania, że politycy są w stanie zaproponować konkretne rozwiązania. Jego zdaniem drugorzędne znaczenie będą tu natomiast miały ratingi. – Obniżenie oceny USA wywołało przejściową panikę, której podłoże leżało w czynnikach psychologicznych. Nie przeceniałbym jednak jego znaczenia. Nie można bowiem zapominać o tym, że dolar jest główną światową walutą, od której nie ma odwrotu – zaznacza Bobołowicz.
W ostatnim czasie krajowe papiery dłużne zachowywały się bowiem lepiej niż akcje spółek notowanych na GPW i są od nich znacznie bezpieczniejsze
Artur Bobołowicz Zarządzający Copernicus Capital TFI SA % | 5/2011
11
z branży
z branży
Łupkowe eldorado nad Wisłą Według szacunków amerykańskiej Agencji ds. Energii, Polska może mieć 5,3 bln m³ możliwego do eksploatacji gazu łupkowego. Przy obecnym zużyciu gazu wystarczyłoby go więc na blisko 300 lat. Czy szacunki staną się faktami? Dowiemy się za 3, 4 lata Tekst: Karol Piotrowski
Jak dotąd gaz łupkowy na skalę przemysłową pozyskiwany jest wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. W 2008 r. wydobyto tam 57,25 mld m³ gazu łupkowego w porównaniu do 33,52 mld m³ w 2007 r., co daje przyrost rzędu 70 proc. Dla porównania wydobycie gazu w Polsce w 2008 r. wyniosło 4,11 mld m³. Według obliczeń EIA, USA posiadają około 50 bln m³ technicznie możliwego do pozyskania gazu ziemnego, z czego około 60 proc. to zasoby niekonwencjonalne. Na tym tle potencjalne zasoby Polski wydają się niewielkie, ale i tak, jeśli szacunki EIA się potwierdzą, będziemy dysponować największymi zasobami gazu w Europie. O tym, czy gaz łupkowy w Polsce występuje w ilościach pozwalających na efektywną eksploatację, przekonamy się prawdopodobnie w ciągu najbliższych trzech lat. Na taki okres udzielona jest bowiem większość koncesji poszukiwawczych. Wiele firm już prowadzi poszukiwania lub rozpocznie w najbliższym czasie swoje projekty poszukiwawcze.
być położone nawet dwa razy głębiej niż w USA, co niestety podnosi próg opłacalności jego wydobycia. Koszt jednego odwiertu pionowego w chwili obecnej przy takiej głębokości zalegania złóż może średnio wynieść od 6 do 13 mln dol. Wraz z wierceniami poziomymi koszt ten wzrasta jednak nawet do ponad 20 mln dol. Warto jednocześnie zauważyć, że opłacalność wydobycia gazu z łupków zależy od wielu różnych czynników – zarówno geologicznych (charakterystyka złoża), jak i rynkowych (przede wszystkim cena gazu). Ze względu na znaczne zróżnicowanie warunków złożowych – nawet w obrębie tego samego złoża – opłacalność może się znacznie różnić. W 2009 r. Credit Suisse oszacowało próg opłacalności wydobycia gazu łupkowego w USA na cenę 0,12-0,37 dol. za m³ przy średniej 0,28 dol. za m³. Wewnętrzną stopę zwrotu (IRR) przy cenie 0,26 dol. za m³ oszacowano średnio na 5 proc. Oczywiście wyliczenia te nie muszą powtórzyć się w przypadku polskich złóż.
Mapa skarbów
Działalność firm poszukiwawczych zainteresowanych gazem łupkowym skupia się w naszym kraju przede wszystkim na Pomorzu i Lubelszczyźnie. To właśnie te dwa rejony uważane są za najbardziej perspektywiczne pod tym względem. Niestety każdy z nich ma swoje wady. O ile na Pomorzu największym problemem nie jest gęstość terenów zamieszkanych, o tyle na Lubelszczyźnie, która jest rejonem
A
gencja zbadała potencjalne zasoby gazu łupkowego w 32 krajach świata. Zasoby surowca możliwego do wydobycia w tych państwach oszacowano na 163 bln m³, czyli sześć razy więcej niż potwierdzone zasoby gazu naturalnego.
Szansa na niezależność
To oczywiście tylko szacunki, gdyż jak dotąd nie udało się jeszcze potwierdzić,
12
% | 5/2011
czy i w jakich ilościach gaz łupkowy w Polsce rzeczywiście występuje. Patrząc jednak na skalę procesu poszukiwań i podmioty w niego zaangażowane, wydaje się mało prawdopodobne, aby gazu łupkowego w Polsce nie było. Jak dotąd Ministerstwo Środowiska wydało blisko sto koncesji na poszukiwanie i rozpoznawanie niekonwencjonalnych złóż węglowodorów. Otrzymało je łącznie 25 firm, wśród których są m.in. największe światowe
koncerny – Exxon Mobil, Chevron, Talisman czy Maraton, a także polscy giganci – PGNiG, Orlen i Lotos. Do gry o polskie łupki włączyły się także (poprzez partnerstwo z mniejszymi firmami posiadającymi w Polsce koncesje) takie spółki, jak francuski Total czy włoskie Eni. To wszystko świadczy o tym, że polski gaz łupkowy to nie chwilowa moda, a rzeczywista szansa na energetyczną niezależność i ogromne pieniądze.
Fot.: Shutterstock.com
W naszym kraju tzw. pas łupkowy rozciąga się od wybrzeża, między Słupskiem a Gdańskiem, w kierunku Warszawy aż po Lublin i Zamość. Prognozy mówią o tym, że potencjalne złoża gazu łupkowego w Polsce znajdują się na głębokościach 25003000 m we wschodniej części tego pasa i 4000-4500 m w jego części zachodniej. Oznacza to, że polskie złoża mogą
Do gry o polskie łupki włączyły się największe światowe koncerny – Exxon Mobil, Chevron, Talisman, Maraton, Total czy Eni, a także polscy giganci – PGNiG, Orlen i Lotos
o charakterze rolniczym, jest to już poważne ograniczenie. Na Pomorzu z kolei kluczowym wyzwaniem wydaje się pogodzenie potrzeb poszukiwawczych z wymogami ochrony środowiska – dużą część obszarów koncesyjnych zajmują tam bowiem obszary chronione.
Małe opłaty, ale prawne niejasności
Ogromne zainteresowanie polskimi koncesjami poszukiwawczymi ze strony zarówno światowych gigantów, jak i mniejszych firm wynika w dużej mierze z faktu, że koncesje te udzielane są za stosunkowo niewielką opłatą uzależnioną od wielkości koncesji. Polski rząd zrezygnował z wysokich opłat w celu przyciągnięcia jak największej liczby firm, które pomogą oszacować potencjał naszych złóż. Większa część opłaty koncesyjnej zasila budżet gminy, na której terenie znajduje się koncesja, a pozostała część wpływa na konto Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Po zakończeniu okresu poszukiwawczego każda z tych firm będzie miała pierwszeństwo w ubieganiu się o koncesje wydobywcze. Tutaj opłaty koncesyjne będą zapewne sporo wyższe. Dodatkowo firmy płacić będą podatek uzależniony od ilości wydobytego gazu. Warto jednak pamiętać, że wiele aspektów prawnych, kluczowych w tak istotnej działalności, jaką jest poszukiwanie złóż węglowodorów, wciąż jest niejasnych. Polskie prawo regulujące tę sferę nie jest przygotowane na zmianę, z jaką wiąże się eksploatacja gazu niekonwencjonalnego. Zmiana ta wynika przede wszystkim z innych realiów technicznych (duża gęstość odwiertów, inna technologia ich wykonania) oraz środowiskowych i społecznych (ryzyko zanieczyszczenia wód gruntowych, ingerencja w krajobraz, uciążliwość dla mieszkańców). Wszystkie te kwestie muszą zostać uregulowane, zanim firmy rozpoczną wydobycie gazu łupkowego.
% | 5/2011
13
lider
lider
MAGNAT bez szkoły
wyceniany jest na ponad 4 mld dol., co daje mu miejsce 5. wśród najzamożniejszych Brytyjczyków i 25. na liście największych bogaczy świata. Można też jego pozycję zobrazować bardziej sugestywnie. Otóż gdy słynni dorobkiewicze walczyli o noty na listach najbardziej majętnych, licytując się na okazałe metraże posiadanych nieruchomości, Richard Branson zakasował wszystkich jednym ruchem. Kupił sobie wyspę…
Chorobliwie pożąda niemożliwego, bo nic nie inspiruje do działania tak skutecznie jak przeszkody. Ma tytuł szlachecki, ale bywa, że ucieka się do marketingu niegodnego nobliwego brytyjskiego arystokraty. I chwała mu za to. Richard Branson konsekwentnie pokazuje, jak z biznesu zrobić show
Dyplom z charyzmy
Tekst: Angelika Kucińska/ Novimedia CP
14
% | 5/2011
Nic nie łechcze ego tak jak kolejne pobite rekordy
Branson uwielbia prędkość. W latach 80. najszybciej przepłynął Atlantyk, na początku kolejnej dekady najszybciej przeleciał nad Pacyfikiem balonem, a siedem lat temu pokonał kanał La Manche pojazdem typu amfibia w 1 godzinę 40 minut i 6 sekund, ustanawiając nowy światowy rekord
Fot.: Corbis, Getty Images
N
owojorczykom pokazał się w kusym stroju zmontowanym z telefonów komórkowych, londyńczykom – w sukience ślubnej. Gdy rząd indyjski z rezerwą zareagował na propozycję współpracy z jego Virgin Airlines, przyjechał do siedziby parlamentu w Delhi na białym słoniu. Branson to ginący gatunek biznesmena – bo nieprzerwanie wierzy w sprzedawanie pomysłem, błyskotliwym i spektakularnym. A przede wszystkim – żadnej branży się nie boi. Handlował lub handluje muzyką, wspomnianymi komórkami i odzieżą ślubną, wycieczkami w kosmos, inwestował w kolej i banki krwi. Sakramentalne pytanie: opłaciło mu się? Majątek Richarda Bransona
Richard Branson to ginący gatunek biznesmena – bo nieprzerwanie wierzy w sprzedawanie pomysłem, błyskotliwym i spektakularnym. Na zdjęciu z Ditą von Teese podczas obchodów dziesięciolecia lotów Virgin Airlines do Las Vegas
Świetlaną przyszłość przewidział Bransonowi dyrektor jednego z liceów, do których uczęszczał. Nastoletni Branson prezentował tak nonszalanckie podejście do edukacji, że szkolny przełożony widział w tym przypadku tylko dwa finały. Sławę lub więzienie. Nadpobudliwy dyslektyk postawił na komfortowe życie magnata bez matury. Branson nie ufa akademickim teoriom i odrzuca imperatyw wyższego wykształcenia. Wybierając pola kolejnych inwestycji, podejmując decyzje biznesowe czy zatrudniając ludzi, kieruje się tylko i wyłącznie instynktem. Żeby nie było wątpliwości – nieomylnym instynktem. Polityka personalna Virgin Group jawnie drwi ze spiętrzeń szczebli i szczebelków powszechnie przyjętych w korporacjach. Tu liczą się naturalne predyspozycje, a nie dyplomy. Tu od referencji ważniejsza jest charyzma. Tu wszyscy mają równe szanse, a sprzątaczka może zostać szefową kluczowego departamentu (tak się naprawdę stało). Richard Branson nie przykłada wielkiej wagi do wcześniejszych doświadczeń zawodowych swoich potencjalnych pracowników, bo zbędność tego przymiotu przetestował na własnej skórze. Gdy otwierał pierwszą komórkę Virgin Group, co prawda nie był nieopierzonym żółtodziobem, ale – zgodnie z sugerującą dziewiczą niewinność nazwą firmy – nie miał wcześniej żadnej styczności ze sprzedażą płyt. Wiedział już za to, że na rock and rollu można zarobić. Pierwsze poważne sumy spłynęły na konto Bransona, gdy w połowie lat 60. – sam miał wówczas lat 16 – założył magazyn „Student”. Zamieszczone na jego łamach wywiady z Johnem Lennonem i Mickiem Jaggerem – twarzami obyczajowo rewolucyjnego pokolenia – przyniosły pismu ponad 50-tysięczną sprzedaż.
Rabat na sukces
Fundamentem pod imperium był sklep z płytami – jak na czasy, w których został założony, mocno innowacyjny, gdyż wprowadzał zupełnie nową sprzedaż wysyłkową. Płyty u Bransona
kosztowały znacznie mniej niż w innych sklepach, czym naraził się obrońcom ustawy legalizującej dopuszczalną wysokość rabatów. Ale za to pokochali go fani muzyki i branża, bo stosowane przez Bransona praktyki sprzedażowe okazały się istotnym katalizatorem zmian na rynku. Inna sprawa, że na spłacenie należnych podatków nie starczyło mu własnych środków i matka Bransona musiała zaciągnąć kredyt pod hipotekę. Szybko oddał dług, uruchamiając kolejne marki. W 1971 r. powstało Virgin Records, studio nagraniowe i wydawnictwo. Katalog wytwórni błyszczał nie tylko bestsellerami o imponujących wynikach, ale przede wszystkim muzyką, na którą innym wydawcom najzwyczajniej nie starczyło odwagi. Sex Pistols? Szydzili z królowej, establishmentu i dotychczasowych idoli, nie potrafili grać, wieszczyli brak przyszłości, nie myli zębów. Nikt ich nie chciał. Wywrotowy potencjał jednego z najbardziej przełomowych zespołów w dziejach docenił właśnie Branson. Virgin Records – w latach 90. odsprzedane EMI za, bagatela, miliard dolarów – wydało debiutancki i jedyny album Sex Pistols, prowokując tym samym kulturową rewolucję.
Marketing z serca
Rewolucja to jego ulubiony cel. Największym wyzwaniem są ziemie niezbadane, dlatego Branson angażuje się w tak różne dziedziny. Virgin Group
to koncern ponad 350 firm o bardzo różnej specyfice. Nieważne jednak, jak wiele je dzieli – a jak wiele łączy. Niezależnie od tego, czy Branson sprzedaje napoje gazowane (Virgin Cola), czy roztacza malowniczą wizję turystyki kosmicznej (Virgin Galactic), jest w tym wszystkim rozmach i zmysł
właściwy tylko największym geniuszom. Źródeł rozpiętości tego wachlarza biznesowych działań pod żadnym pozorem nie należy szukać na Wall Street. To nie jest marketing wykalkulowany z giełdowych turbulencji. Richard Branson niezmiennie broni wizerunku pasjonata, który zbił fortunę na – banał, ale jakże krzepiący! – marzeniach. Eksploruje kolejne branże z potrzeby serca, a nie kieszeni. „Definicją biznesu nie są dla mnie garnitury i zadowolenie maklerów. Biznes to wierność sobie i swoim pomysłom” – to prawdopodobnie jego najsłynniejsze słowa. Trudno mu nie wierzyć, dowodem na to są 4 mld dolarów. I wyspa.
Richard Branson, wielki fan serialu „Star Trek”, nazwał jeden ze statków należących do floty Virgin Galactic VSS Enterprise
– na cześć kosmicznych maszyn z telewizyjnego tasiemca. Inaugurujący lot zaproponował gwieździe serialu Williamowi Shatnerowi, pytając, ile aktor byłby skłonny zapłacić za taką przyjemność. Shatner odciął się zachęcającym: „A ile ty mi zapłacisz, żebym poleciał?”. Nie brnąc w potyczki, ujawnijmy najważniejsze. Bilet na orbitę kosztuje kosmiczne 200 tys. dol.
% | 5/2011
15
półka z książkami
Eamon Javers
Agent, handlarz, prawnik, szpieg Wydawnictwo Literackie 2010
Leszek Balcerowicz, Andrzej Rzońca (red.)
Zagadki wzrostu gospodarczego. Siły napędowe i kryzysy – analiza porównawcza
Przeczytał i zrecenzował: Jerzy Jezierowicz
Wydawnictwo C.H. Beck Warszawa 2010
Dominikana i Haiti. Leżą tuż obok siebie. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu pod względem gospodarczym były niemal identyczne. Teraz jedno z nich notuje gospodarczy wzrost, drugie jest państwem upadłym. Dlaczego?
T
o jedna z dziewięciu par państw poddanych analizie. W przypadku każdej autorzy, korzystając z masy danych statystycznych, dociekają, z czego biorą się niekiedy dramatyczne różnice w tempie rozwoju. I choć żadne państwo nie jest identyczne, to jednak wnioski są jasne – nie da się budować trwałego wzrostu gospodarczego w kraju, który nie ułatwia życia prywatnym przedsiębiorcom, utrudnia międzynarodową wymianę handlową czy lekkomyślnie zwiększa budżetowe wydatki i zadłużenie. Przemyślana polityka gospodarcza to coś, do czego Balcerowicz próbuje przekonywać od lat. Ta książka jest w tej dyskusji bardzo mocnym argumentem.
Choć lektura tyczy się gospodarki, jej tytuł nie bez przyczyny nawiązuje do powieści jednego z mistrzów prozy szpiegowskiej – brytyjskiego pisarza Johna le Carré. Autor Eamon Javers bierze bowiem na warsztat szpiegostwo, tyle że korporacyjne.
Peter F. Anthonissen (red.)
Komunikacja kryzysowa Oficyna Wolters Kluwer, Warszawa 2010
Jeśli nie sporządzisz planu działania, sporządzisz przepis na katastrofę. Kryzysy bywają nieprzewidywalne, dlatego trzeba się przygotować nie tylko do usuwania ich skutków, lecz także do informowania o tych skutkach.
S
Na naszej półce znajdziesz lektury według klucza
16
% | 5/2011
K
omunikacja kryzysowa to domena działów i agencji PR. Ale autorzy wyraźnie pokazują, jak ważne w obliczu kryzysu jest współdziałanie w zakresie komunikacji wszystkich sekcji w firmie. Podpowiadają, jak stworzyć plan komunikacji kryzysowej, by na negatywne wieści móc zareagować szybko i we właściwy sposób, a także z kim i jakimi kanałami się kontaktować, by mieć wpływ na to, co o sytuacji mówią media czy lokalna społeczność. To wszystko ilustrowane przykładami ze światowego życia gospodarczego ostatnich 20 lat, także tymi negatywnymi, gdy niewłaściwa komunikacja powodowała, że firmy traciły wypracowaną wcześniej reputację. Niestety książka jest nierówna – to praca zbiorowa, niektóre rozdziały sprawiają wrażenie pisanych na kolanie i nie wykraczają poza ogólnikowe hasła. Na szczęście to mniejszość, więc całość polecamy.
W godzinach szczytu – warto spóźnić się na spotkanie, by ją przeczytać, wartościowa, dobra lektura Po lunchu – w sam raz do popołudniowej kawy, nie trzeba się spieszyć, ale też nie należy czekać z lekturą do wieczora Do poduszki – skutecznie usypia i wycisza umysł, polecamy jedynie jako środek nasenny
Fot.: materiały prasowe
pecjalistów od zdobywania tajnych informacji zatrudniają nie tylko rządy, walczące o polityczną dominację w tej czy innej części świata, lecz także firmy, niekiedy chcące uderzyć w biznesowego konkurenta, a niekiedy próbujące w ten sposób bronić się przed atakami. Javers śledzi korporacyjnych szpiegów od czasów słynnej agencji detektywistycznej Allana Pinkertona, założonej w XIX w. w Stanach Zjednoczonych, aż po współczesność. Rozmawia z ludźmi szkolonymi przez CIA czy MI 6, którzy obecnie pracują na swoim. Szpiegowskie satelity, podsłuchy, instalowanie agentów we wrogich korporacjach, ale także żmudne przeszukiwanie… śmieci, by znaleźć kompromitujące dokumenty – to wszystko znajdziecie na kartach tej książki. Warto, bo jak się okazuje – rzeczywistość potrafi być równie intrygująca, jak dobra szpiegowska powieść.
gadające głowy
Po godzinach
Dajmy im
po bączku
Życie toczy się gdzie indziej
Jesień to dla partii politycznych czas najważniejszy, bo wyborczy. Słowa waży się wtedy uważniej niż zwykle. Przyjrzyjmy się więc, co przed wyborami parlamentarnymi politycy najważniejszych ugrupowań raczyli powiedzieć o gospodarce Tekst: Jerzy Jezierowicz
Szef SLD Grzegorz Napieralski pytany, co dla niego jest gospodarczym priorytetem, nie zastanawiał się długo
Grzegorz Napieralski, szef SLD: Kontynuacja tych spraw, które rozpoczęły się za rządów premiera Leszka Millera, a dotyczyły większej swobody gospodarczej. Chodzi mi o usuwanie barier w działalności biznesu. O ograniczenie machiny urzędniczej, upraszczanie skomplikowanych przepisów prawa, usprawnienia w podejmowaniu decyzji dotyczących przedsiębiorców.
W celu ratowania polskiego budżetu PiS chce po wyborach wprowadzić podatek bankowy (klienci banków będą przeszczęśliwi dodatkowym obciążeniem) oraz sugeruje opodatkowanie najbogatszych. To już ćwiczył, gdy wprowadzał np. ulgę na dzieci czy likwidował najwyższą stawkę PIT. Z czego kto skorzystał?
18
% | 5/2011
Cóż, nie ma jak konkret. Niewątpliwie na czasie, gdy rządził Leszek Miller, pytanie, czy aby teraz Europa nie ma poważniejszych problemów? Lewicowcom usłużnie podpowiadam – sensowny model ekonomicznego wspierania rodzin, umacnianie klasy średniej, system emerytalny… To zajmuje lewicę światową, Napieralski – jak widać – ma inne problemy.
I na koniec oczywiście rządzący. Zdanie premiera Tuska z sierpnia tego roku:
Donald Tusk, premier RP: Polska stoi na solidnych fundamentach i jej obywatele nie powinni martwić się, że wpadnie w takie problemy jak wiele innych państw na świecie. To wygląda trochę na stwierdzenie, że właściwie… nic specjalnego nie trzeba już robić. O dokończeniu reformy emerytalnej (rozumianym jako włączenie wszystkich do jednego systemu) chyba można zapomnieć, a obietnice obniżek podatków (bardzo wyraźnie artykułowane w exposé Tuska) to temat zdecydowanie nie na obecne, ciężkie dla budżetu czasy. Wygląda na to, że czeka nas po prostu świetlana przyszłość…
% na mapie
Ilustracje: Paweł Rygol/Novimedia CP, fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne
O
grecko-europejskich problemach raczył wspomnieć szef klubu PiS Mariusz Błaszczak przy okazji wypowiedzi o przejęciu przez Polskę prezydencji w Unii Europejskiej:
Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS: Cóż możemy dać Unii, czego inni nie dali? Może zbuntowanym Grekom damy po bączku? Nasz rząd nie może przecież pomóc radą, jak dobrze gospodarować krajem, nasze długi są już takie, że zagrożenie greckim wariantem może być niestety realne.
Szykuje się odjazdowa jesień. Wpisz w kalendarz najciekawsze wystawy, festiwale i rajdy
Wyścig o stary dzbanek
Cesar Millan Przewodnik stada
Ucieczka na koniec świata
Tracono honor i fortuny, by go zdobyć. Komu się udało – okrył się wieczną sławą, komu nie – został potępiony
Amerykańskim obywatelem formalnie stał się dopiero dwa lata temu, amerykańskim idolem jest już od dawna
Trzy miejsca, gdzie twój blackberry może mieć problem z zasięgiem: Negril, Rejkiawik, Vancouver
% na mapie
23-25.09
Rajd Polski
% na mapie 9.11
10-13.10
Aloe Blacc
Paris Photo
Warszawa
Paryż
Mikołajki
W ostatni weekend września hopy i zakręty szutrowych dróg wokół Mikołajek opanują najszybsi kierowcy Europy w swoich warczących rajdówkach. Właśnie wtedy na Mazurach odbędzie się drugi najstarszy po Monte Carlo rajd na świecie – Rajd Polski. Warto tam być – choćby dla widowiskowego odcinka pokazowego w Mikołajkach.
Piętnasta, jubileuszowa edycja jednych z najdroższych targów na świecie odbędzie się tym razem w prestiżowym Grand Palais. Wystawi się tam 111 najlepszych galerii z całego świata, skupionych na fotografii. W zeszłym roku fotografię z Europy Środkowo-Wschodniej reprezentowały tam polskie galerie ZPF i Ska, Czarna i Asymetria; w tym roku nadszedł czas na zdjęcia z Afryki – od Bamako do Capetown. Oprócz tego – niezliczona liczba wydarzeń towarzyszących dla fotomaniaków.
do 23.10
Rugby World Cup 2011 Nowa Zelandia
Ból, zgrzyt zębów i ostre zagrania to norma w tym sporcie. W rugby grają tylko prawdziwi twardziele, którzy swoją posturą przypominają starożytnych Spartan. „Mogę umrzeć! Mogę żyć!” – tymi słowami wita swoich rywali na boisku drużyna Nowej Zelandii – gospodarze tegorocznego Pucharu Świata w Rugby.
Autor zeszłorocznego hymnu wszystkich, którym za szybko kończy się kieszonkowe. Singiel „I Need a Dollar” przyniósł Blaccowi masową rozpoznawalność i tantiemowy dobrobyt. Europa pokochała drugi pełnometrażowy album soulowego dandysa. Jak się okazuje, ku radości fanów zresztą, jest to miłość wzajemna. Co szczególnie cieszy, w nowym rzucie koncertów wreszcie znalazł się występ w Polsce, w warszawskim klubie Palladium.
21-23.10
Food Film Fest
Do 20.11
Helmut Newton: Polaroids Berlin
W Muzeum Fotografii w Berlinie podziwiać można zakulisowe prace jednego z najważniejszych fotografów mody XX w. Na materiałach służących Helmutowi Newtonowi za test przy sesji wibruje ta sama erotyczna prowokacja, z której słyną wykonane przez niego czarno-białe akty. Po wydany z okazji wystawy album ustawiły się już kolejki fashion victims, stylistów i fanów fotografii. Zapomniany polaroid przeżywa renesans.
Warszawa, Poznań 14-15.10
Free
Form
7
7
Festival Warszawa
Kadr z filmu „Tost”, reż. S.J. Clarkson The Streets
Odbywająca się w warszawskim kinie Kultura i poznańskim kinie Muza trzecia edycja Food Film Fest obejmie kilkanaście filmów dokumentalnych i jeden fabularny. Wyjątkowym wydarzeniem będzie polska premiera filmu w reżyserii S.J. Clarkson – „Tost” (2010) z Heleną Bonham Carter i Freddiem Highmore’em. Film powstał na podstawie bestsellerowej autobiografii Nigela Slatera, który będzie też gościem specjalnym. W programie znajdą się także: „Jiro Dreams of Sushi”, fascynująca opowieść o najsławniejszym sushi-masterze na świecie, „Truck Farm” o nietypowej minifarmie założonej w pick-upie oraz „Amazing Cuisine Mujin’s Eatrip”, zabawna opowieść o kulinarnej wyprawie do buddyjskiego zakonu w Tajlandii.
23.09.2011-09.01.2012
Obok Polska – Niemcy
9.11.2011-5.02.2012
Leonardo da Vinci:
20
% | 5/2011
Wrocław
Kadr z filmu „Marwencol”, reż. Jeff Malmberg
Londyn Warszawa nie sprzyja festiwalom, brutalnie przekonują się o tym kolejni organizatorzy masowych imprez. Free Form Festival pozostaje wyjątkiem – w tym roku odbędzie się już siódma edycja. Organizatorzy zamykają miejską muzykę w bardzo miejskiej przestrzeni, a industrialne obiekty Centrum Kultury Koneser doskonale pasują do nowoczesnych brzmień z festiwalowej oferty. FFF to beat traktowany, zgodnie z nazwą wydarzenia, dowolnie. W tym roku zagrają: The Streets, Red Snapper, Mr. Oizo, Kele, Vitalic i wielu innych.
Fot.: materiały promocyjne
Wspólnie z Martin-Gropius-Bau w Berlinie Zamek Królewski w Warszawie przygotowuje wystawę z okazji polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Nad merytoryczną wartością wystawy czuwa Rada Programowo-Naukowa pod przewodnictwem prof. Władysława Bartoszewskiego. Kuratorką projektu jest polska historyczka sztuki Anda Rottenberg, wieloletnia dyrektorka Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie, autorka wielu wystaw o międzynarodowym znaczeniu.
2. American Film FestivaL
malarz dworu w Mediolanie
1000 lat historii w sztuce Berlin
15-20.11
Najważniejsze odkrycie w świecie sztuki w ciągu ostatnich 100 lat! – ekscytują się krytycy na całym świecie. Londyńska National Gallery oprócz 60 obrazów i rysunków mistrza po raz pierwszy w historii pokaże odnalezione malowidło „Salvator Mundi”, tajemniczy wizerunek Chrystusa przez stulecia przechodzący z rąk do rąk jako dzieło anonimowe (w 1958 r. sprzedany za jedyne 45 funtów). Jak przewidują kolekcjonerzy, jego cena może wynieść około 125 mln funtów na aukcji.
Organizowany przez Fundację Gutek Film AFF chce odkrywać dla polskiej publiczności nowe nazwiska i zjawiska w kinie amerykańskim oraz odkłamywać wizerunek Stanów Zjednoczonych, postrzeganych jako wielki supermarket wytwarzający produkty – także filmowe – na globalny rynek, pokazując sprawne warsztatowo „kino środka”, filmy niezależne i skrajnie odważne autorskie projekty. American Film Festival to pierwsze i jedyne przedsięwzięcie tego rodzaju w Polsce, obok festiwalu w Deauville we Francji jest także wyjątkowe w skali europejskiej.
% | 5/2011
21
miejscówka
miejscówka
Ucieczka
Rejkiawik, Islandia Więcej owiec niż ludzi
na koniec świata
To
najbardziej wysunięta na północ stolica na świecie. Spodoba się socjopatycznym typom, bo ryzyko tłoku jest tu minimalne. W kraju spotkamy dwa razy więcej owiec niż ludzi. Islandia, która całkiem niedawno zbankrutowała z kretesem, zdaje się cenić bardziej bogactwo otaczającej przyrody niż własną stabilność finansową. Ale paradoksalnie to właśnie kryzys przyczynia się do zwiększenia jej popularności. Dzięki spadkowi kursu korony z jednego z najdroższych krajów na świecie nagle stała się krajem dostępnym dla kieszeni przeciętnego turysty. W dzień zalecamy wietrzyć płuca z widokiem na fiordy, nocą – odwiedzić klub Boston (Skolavordustig 15), gdzie Björk nagrała teledysk do utworu „Triumph of a Heart”, oraz Kaffibarin (Bergstadastraeti 1), prowadzony przez Baltasara Kormákura, reżysera kultowego filmu „101 Reykjavik”. Miejsce słynie z tego, że sprzedaje się tu najtańsze piwo w mieście (jedyne 400 koron za pół litra).
Nocleg 101 Hotel, 270 dol. za pokój 2-osobowy www.101hotel.is
Transport Na Islandię możemy wybrać się z LOT-em, SAS-em oraz Lufthansą (wszystkie loty z Warszawy)
M
iasto, któremu z chirurgiczną precyzją udało się wcisnąć pomiędzy stoki Gór Nadbrzeżnych, wybrzeże nad Pacyfikiem a rzekę Fraser. Brak przestrzeni zrekompensowano drapaczami chmur w amerykańskim stylu, co nie zmienia faktu, że miasto to uważane jest za jedno z najpiękniejszych na świecie oraz oferuje mnóstwo atrakcji pozwalających w aktywny sposób cieszyć się niezwykłą kanadyjską przyrodą – można przemierzyć kajakiem ciche fiordy, popływać łodzią motorową po Pacyfiku czy pieszo wędrować po nadmorskich i górzystych ścieżkach. Ceniących refleksje zainteresuje Dr Sun Yat Sen Classical Chinese Garden, ogród w stylu dynastii Ming położony w Chinatown, pierwszy taki obiekt na świecie zbudowany poza Chinami.
Gdy nad Europą zbierają się ciemne chmury kryzysu, a światowe parkiety rysuje ostry taniec paniki – warto zrobić sobie przerwę od tematu inwestowania dla tzw. higieny umysłu. Wybraliśmy trzy miejsca, gdzie twój blackberry może mieć problem z zasięgiem Tekst: Marta Stejter/Novimedia CP
22
% | 5/2011
Negril, Jamajka Najpiękniejsza plaża świata Nocleg
Nocleg
Rockhousehotel, 125 dol. za pokój 2-osobowy www.rockhousehotel.com
Wickaninnish Inn, 320 dol. za pokój 2-osobowy www.wickinn.com
Transport Na Jamajkę dolecimy liniami: Air Austrian (z Warszawy), LOT (z Warszawy, Krakowa), British Airways (z Warszawy), Lufthansa (z Katowic) oraz Air Canada (z Wrocławia)
Fot.: Shutterstock.com
P
laża w mieście żyjącym rytmem reggae od lat utrzymuje się w rankingu najpiękniejszych na świecie. Tutaj łatwo o inny stan świadomości, niekoniecznie w efekcie palenia trawy. Przy popularnej Seven Mile Beach skupiły się największe hotele, przez które przewijają się tłumy turystów z całego świata. Amatorom bardziej kameralnych warunków polecamy dzielnicę West End, z pensjonatami, urokliwymi plażami, licznymi sklepikami i małymi restauracjami. Warto wpaść na drinka do Rick’s Bar, skąd rozciąga się piękny widok na zachody słońca, oraz przekonać się, jak wygląda Negril Cliffs – klif, który zagrał w filmie z serii o Jamesie Bondzie „Operacja Piorun”.
Vancouver, Kanada Metropolia na dziko
Transport Do Vancouver polecimy z Warszawy liniami: American Airlines, British Airways, LOT, Air Canada, Lufthansa oraz Swiss
% | 5/2011
23
w drodze
w drodze
Wyścig
W
ielka światowa wystawa w Londynie w roku 1851 miała utwierdzić wszystkie narody świata w przekonaniu o dominacji Imperium Brytyjskiego niemal w każdej dziedzinie, nie wyłączając żeglarstwa. Z tej okazji ufundowano wspaniały srebrny puchar dla zwycięzcy wyścigu dokoła wyspy Wright. W regatach wzięły udział najświetniejsze jednostki brytyjskiej floty oraz szkuner America reprezentujący USA – zbuntowaną kolonię. Jakże zawiedzeni byli gospodarze, gdy na mecie jako pierwsza pojawiła się właśnie amerykańska jednostka. Od tego triumfu srebrny puchar nazwano Pucharem Ameryki i z czasem stał się on najbardziej pożądanym trofeum żeglarskim na świecie.
o Stary Dzbanek
Tracono honor i fortuny, by go zdobyć. Komu się udało – okrył się wieczną sławą, komu nie – został potępiony. To nie bajka – Stary Dzbanek od 160 lat rozpala wyobraźnię wszystkich jachtsmenów na świecie. Ma 110 cm, waży 18 kg i jest wykonany ze srebra Tekst: Magdalena Lasocka
24
% | 5/2011
Fot.: materiały prasowe, www.tarnacki.com
American dream
Amerykanie aż przez 132 lata zaciekle bronili pucharu. Najsłynniejszym z wielkich przegranych był sir Thomas Lipton. Aż pięć razy bezskutecznie rzucał wyzwanie obrońcom statuetki. Trofeum nie zdobył, ale za to zyskał uznanie króla Edwarda VII i... rozreklamował w świecie swoją herbatę. Dopiero w roku 1983 jacht Australia II rozgromił team Dennisa Connera (Liberty), rozpoczynając nową erę w rozgrywkach. Conner uratował później swój honor, gdy w 1987 r. we Freemantle odegrał się na Ausie i przywiózł puchar z powrotem do domu. Ostatnie 20 lat rywalizacji to czas wzmożonego wyścigu zbrojeń i skandali. Syndykaty strzegą jak oka w głowie technologicznych nowinek, dlatego bywało, że wyławiano z basenów portowych ciekawskich nurków z aparatami fotograficznymi i oskarżano o szpiegostwo na rzecz konkurencyjnych teamów. Na przestrzeni lat regaty America’s Cup stały się tak popularne jak igrzyska olimpijskie, doczekały się nawet uwiecznienia w hollywoodzkim filmie „Wiatr” z megagwiazdą Jennifer Gray w roli głównej. Sporo zamieszania wokół America’s Cup powstało w 2003 r., gdy szwajcarski magnat Ernesto Bertarelli powołał syndykat Alinghi i wygrał puchar dla Société Nautique de Genève. Powstał problem, którego nie przewidziano w czasach
królowej Wiktorii – regaty wygrał jachtklub niemający dostępu do morza! W ostateczności 32. i 33. edycja America’s Cup rozegrana została na wodach Hiszpanii, w Walencji.
America’s Cup w Polsce
Pognębić rywala
Puchar jest trofeum przechodnim. Zgodnie z tradycją wyzywający na pojedynek jachtklub (tzw. challenger) rzuca wyzwanie posiadaczowi „srebrnego dzbanka” (tzw. defenderowi). Jeśli więcej niż jeden jachtklub rzuci wyzwanie, challengerzy muszą wpierw rozegrać między sobą regaty eliminacyjne, w których wyłonią najsilniejszego rywala. Wyścigi rozgrywa się w żeglarskiej formule match racing. Oznacza to pojedynek jeden na jednego, na zasadach podobnych jak w meczu bokserskim. W regatach meczowych bowiem nie tylko chodzi o to, by jak najszybciej pokonać trasę wyścigu, ale kontrolować, blokować i taktycznie pognębić rywala. Teoretycznie reguły są więc proste...
Pieniądz kręci światem
Ostatnia, 33. edycja regat skończyła się bardzo medialną aferą. Ostatecznie Lary Ellison (BMW Oracle Racing – challenger) i Ernesto Bertarelli (Alinghi – defender) rozstrzygnęli swój spór na wodzie, na monstrualnie wielkich (90-stopowych) wielokadłubowcach, jednak poprzedzone to było zażartą batalią w salach sądowych. Dlaczego, skąd taka zaciętość? Po prostu rywalizacja o puchar już dawno przestała być tylko sprawą honoru. Gdy „srebrny dzbanek” należał do Nowej Zelandii (1999-2003), jedna edycja regat w samym tylko Auckland wygenerowała zysk ponad pół miliarda dolarów. Jaki budżet trzeba mieć dziś, by móc stanąć do rywalizacji o America’s Cup? Podobno dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, jednak plotka mówi, że bez 110 mln dol. w kieszeni nie ma co nawet zastanawiać się nad rywalizacją. Prawdopodobnie sir Thomas Lipton nie uwierzyłby w to, co by zobaczył w 2011 r. Finał obecnej, 34. edycji regat rozegrany zostanie w San Diego na zaawansowanych technicznie 72-stopowych katamaranach, wyposażonych w kosmiczne skrzydła zamiast tradycyjnych żagli. Aby nakręcić koniunkturę, eliminacje między siedmioma
Nie ma drugiej takiej imprezy na świecie w żadnej innej konkurencji sportowej. Potencjalny inwestor może liczyć na pewno na niezwykły prestiż i postawienie się w jednym rzędzie z takimi nazwiskami jak Rockefeller, sir Thomas Lipton, Ted Turner czy Larry Ellison. To gra dla najbogatszych na świecie. Kiedy Polacy mogliby wystartować? Choćby zaraz! Prawda jest jednak taka, że to długa droga, mocno wyboista, szczególnie dla nas, o czym przekonał się Karol Jabłoński, jedyny do tej pory skipper w Pucharze Ameryki, który zadebiutował w 2007 r., gdzie we wspaniałym stylu zajął 3. miejsce w regatach challengerów Louis Vuitton Trophy. Przemysław Tarnacki – rocznik 1978, utalentowany zawodnik, sternik i skipper żeglarskiego teamu Tarnacki Yacht Racing, w tym roku zadebiutował jako taktyk Zall Saling Team na jachcie klasy Farr 40, błyskotliwy menedżer i organizator cyklicznych regat – Pucharu Świata Sopot Match Race. Jedna z ciekawszych i najbardziej obiecujących postaci w polskim świecie żeglarskim.
challengerami w ramach World Series America’s Cup odbywają się na mniejszych, 45-stopowych, bardzo szybkich katamaranach. Po raz pierwszy na pokładach jachtów są obecni operatorzy kamer, tak aby przekaz z wody był jeszcze bardziej spektakularny, by zadowolić najwybredniejszych widzów i jak najszerzej zainteresować media. Puchar Ameryki ma być bowiem także doskonale funkcjonującym przedsiębiorstwem przynoszącym krociowe zyski – defenderowi, challengerom i ich sponsorom.
Polacy w wyścigu
Jak dotąd Polska nie wystawiła jeszcze własnego teamu do walki o America’s Cup, choć były próby stworzenia takiego zespołu w 2001 r. Polacy są znakomitymi żeglarzami i konstruktorami, cenionymi przez walczące syndykaty. 32. edycja regat w roku 2007 była chyba najbardziej polską erą w historii. Znakomity polski sternik Karol Jabłoński
doprowadził hiszpański team Desafio Españiol aż do ćwierćfinałów. Młody inżynier Radosław Michalik zasilił natomiast szeregi biura projektowego konstruującego jachty hiszpańskiego challengera. Polscy żeglarze startowali też w barwach włoskiego +39 (Grzegorz Baranowski, Jacek Wysocki, Paweł Bielecki) czy China Team (Piotr Przybylski). W narodowym portfolio znajdują się także tacy wszechstronni żeglarze jak Przemysław Tarnacki. To nie tylko doskonały zawodnik ścigający się w regatach matchowych, lecz także sprawny menedżer sportowy (vide projekt Farr 40 czy jedyny w swoim rodzaju w Polsce cykl regat Sopot Match Race). Mamy więc marzenie, załogę i konstruktorów. Teraz trzeba zgromadzić odpowiedni budżet, odebrać trofeum Golden Gate Yacht Club i Puchar Ameryki mógłby przez 132 lata nakręcać polską gospodarkę. Co więcej, nie trzeba będzie budować żadnych stadionów, wystarczy tylko trochę wiatru i wody...
% | 5/2011
25
obyczaje
obyczaje
Kobiety w biznesie – to się opłaca III Europejski Kongres Kobiet
Tekst: Hanna Zielińska
26
% | 5/2011
W Polsce prawa są równo rozdzielone między kobiety i mężczyzn, jednak – tak jak na całym świecie – nierówne są ich szanse i możliwości.
Kongres ma być świętem kobiet ponad wszelkimi partyjnymi, politycznymi i zawodowymi podziałami
I
dei pierwszego kongresu – wspomina Agnieszka Graff, feministka, publicystka i wykładowczyni – towarzyszyło oburzenie na pominięcie w przygotowaniach do uroczystych obchodów 20-lecia transformacji w Polsce roli i zasług kobiet. Pomysł na konferencję, mającą wypełnić tę lukę, rozrósł się do rozmiaru ogólnopolskiego kongresu. W liście zaproszeniu do Polek, podpisanym przez Henrykę Bochniarz, Jolantę Kwaśniewską i prof. Magdalenę Środę, można było przeczytać: „W tym wolnym kraju prawa są równo rozdzielone między kobiety i mężczyzn, jednak – tak jak na całym świecie – nierówne są ich szanse i możliwości. (…) Kongres »Kobiety dla Polski, Polska dla kobiet« ma być świętem kobiet ponad wszelkimi partyjnymi, politycznymi i zawodowymi podziałami. Spotkają się na nim pracodawczynie, polityczki, przedstawicielki władz samorządowych, pracowniczki, kobiety
z organizacji pozarządowych, feministki, pracowniczki nauki, przedstawicielki związków zawodowych”.
Kobiety dla Polski, Polska dla kobiet
Kongres odbywa się w czerwcu 2009 r., gromadząc w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie 4 tys. kobiet. W ciągu dwóch dni – trzy debaty plenarne i czternaście paneli dyskusyjnych. Biorą w nich udział m.in. prof. Maria Janion, Henryka Bochniarz, Jolanta Kwaśniewska, Maria Kaczyńska, prof. Lena Kolarska-Bobińska, prof. Małgorzata Fuszara, prof. Magdalena Środa, Henryka Krzywonos-Strycharska, Kazimiera Szczuka, Melanne Verveer (ambasadorka ds. kobiet w Departamencie Stanu USA), nagrane wystąpienie przesyła Hillary Clinton. Specjalny koncert gra Kora, ale na świętowaniu się nie kończy – uczestniczki formułują 135 postulatów i celów strategicznych, m.in. w obszarach
polityki, samorządów, rynku pracy, przedsiębiorczości, związków zawodowych, zdrowia, edukacji, przemocy, grupy 50+ oraz ochrony praw kobiet. Jednym z głównych celów jest wprowadzenie parytetów płci na listach wyborczych. „To było niezwykłe doświadczenie kobiecej jedności i siły” – komentują uczestniczki. Nie brak jednak głosów krytycznych, pomysł na parytety budzi żywe kontrowersje. Mimo to jeszcze w grudniu tego samego roku do Sejmu trafia obywatelski projekt ustawy parytetowej z zebranymi 150 tys. podpisów poparcia.
Gabinet cieni
W styczniu 2010 r. zostaje powołane do życia Stowarzyszenie Kongres Kobiet, które ma już w sposób bardziej sformalizowany wspierać idee i organizację kongresów. Do Rady Programowej Stowarzyszenia wchodzą znane ekspertki w najrozmaitszych dziedzinach, imponujący zbiór bardzo różnorodnych osobistości.
W marcu Stowarzyszenie dołącza do corocznej Manify. Mimo wielu rozbieżności światopoglądowych organizatorki obu przedsięwzięć jednoczą siły. II Kongres Kobiet – odbywający się przed wyborami samorządowymi – dalej forsuje ustawę parytetową. Pod hasłem: „Czas na wybory! Czas na kobiety! Czas na solidarność!”, oprócz paneli tematycznych, sesji plenarnych i warsztatów odbywa się debata z kandydatami na prezydenta. W wydarzeniach w Pałacu Kultury i na Giełdzie Papierów Wartościowych uczestniczy około 5 tys. osób. Kongres domaga się m.in. natychmiastowego uchwalenia ustawy parytetowej, corocznego raportu w Sejmie o sytuacji kobiet, skutecznej polityki prorodzinnej i działań na rzecz równego statusu kobiet i mężczyzn, refundacji zapłodnienia in vitro, ochrony kobiet i dzieci przed przemocą. Na jesieni w całym Fot.: Stowarzyszenie Kongres Kobiet
Podobno na pomysł zorganizowania powszechnego zjazdu Polek Henryka Bochniarz, prezydentka PKPP Lewiatan, wpadła podczas wizyty u kosmetyczki. Dziś, po trzech latach od I Kongresu Kobiet na stałe zagościł on w kalendarzu wydarzeń, których nie warto przegapić. Po udanych inicjatywach przywracania pamięci o zasługach kobiet dla demokracji w Polsce i przeforsowaniu projektu ustawy parytetowej organizatorki chcą skupić się na rynku pracy i problemie nierówności płac kobiet i mężczyzn. Także w biznesie – jak przekonują – czas na kobiety
kraju odbywają się organizowane przez Stowarzyszenie szkolenia dla kobiet kandydatek do władz samorządowych. I wreszcie na koniec stycznia 2011 r. prezydent podpisuje ustawę, w okrojonej formie – 35 proc. kwot na listach wyborczych. Choć sukces nie jest całkowity, staje się jasne, że ruch społeczny, który narodził się wokół Kongresu, zyskał siłę i wpływ na kształtowanie rzeczywistości społecznej i politycznej. Idąc za ciosem, 7 marca Kongres Kobiet ogłasza skład Gabinetu Cieni na czele z prof. Danutą Hübner jako premierem (rzeczniczką zostaje Dorota Warakomska). Gabinet zapowiada patrzenie na ręce rządzącym, a także dalszą inicjatywę w działaniach na rzecz rozwoju kraju.
Quo vadis, Kongresie?
We wrześniu już po raz trzeci zjedzie do Warszawy kilka tysięcy kobiet (i nie
Analitycy banku Goldman Sachs policzyli,
że wyeliminowanie nierówności płci w biznesie przyniosłoby zwiększenie PKB danego kraju o 9 proc.
tylko) zarówno z Polski, jak i z zagranicy. Tegoroczny III Europejski Kongres Kobiet odbywa się bowiem pod hasłem: „Quo vadis Polsko, quo vadis świecie, quo vadis kobieto?”, i ma być jednym z najważniejszych wydarzeń polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Czego możemy się spodziewać tym razem? Organizatorki zapowiadają, że kluczowym tematem będzie sytuacja kobiet na rynku pracy. Choć statystyczna Polka jest lepiej wykształcona od swojego kolegi, to wciąż średnio o 2 miesiące dłużej od niego szuka pracy, zarabia nawet do 20 proc. mniej na tym samym co on stanowisku (gender pay gap) i 3 lata i 8 miesięcy dłużej czeka na awans. Ją także – choć jest to niezgodne z prawem – przepytuje się na rozmowach kwalifikacyjnych z sytuacji rodzinnej i planów rodzicielskich. Nasza Polka przeznacza przeciętnie około 45 godzin i 21 minut tygodniowo więcej niż jej partner na czynności związane z prowadzeniem domu i zajmowaniem się dziećmi – patrząc z perspektywy budżetu czasu – bezpłatny drugi etat. Kobiety stanowią także zdecydowaną mniejszość na stanowiskach kierowniczych, na tych określanych jako najwyższe – zaledwie 2 proc. (najlepszy wynik w Holandii – 7 proc.). Jeżeli chcemy, by gospodarka się rozwijała, nie możemy pozwolić na wytracanie potencjału kobiet i blokowanie ich
dostępu do sfery publicznej. III Kongres Kobiet ma zapoczątkować lobbing za wprowadzeniem systemu kwotowego w biznesie – co najmniej po 30 proc. miejsc w zarządach spółek publicznych zarezerwowanych dla kobiet i mężczyzn (zgodnie z wizją Parlamentu Europejskiego). Analitycy banku Goldman Sachs policzyli, że wyeliminowanie nierówności płci w biznesie przyniosłoby zwiększenie PKB danego kraju o 9 proc. Jeszcze inne badania potwierdzają korzyści z tworzenia mieszanych władz – zwiększenie zysków firm, w których zarządach udział mają także kobiety. W programie Kongresu znajdziemy konferencję „Różnorodność, efektywność, sukces”, która zainauguruje projekt promujący równe szanse w miejscu pracy. Rezultatem ma być wypracowanie wskaźnika Diversity Index oraz narzędzia do samoaudytu, pomocnych w zarządzaniu różnorodnością w firmie. Równe szanse i możliwości dla kobiet na rynku pracy to już nie tylko potrzeba realizacji praw większej części społeczeństwa, ale – jak tłumaczą specjaliści i specjalistki – konieczność ekonomiczna i tak naprawdę czysty zysk. Nierówność się nie opłaca. Takie przesłanie będzie płynąć z wrześniowego Kongresu. I nawet krytykom całego wydarzenia czy jego autorek trudno z tym faktem polemizować.
% | 5/2011
27
coaching
coaching
% | 5/2011
Ale Giordano Bruno jest dobrym przykładem człowieka obdarzonego i pokorą, i autonomią. Zdecydowanie tak. Z pokorą wyrzekł się dogmatu na rzecz tego, co widział i wiedział. A potem za wierność sobie
nie zawahał się zapłacić własnym życiem. Tak więc zarówno pokorę, jak i autonomię miał głęboko uwewnętrznioną. W potocznym rozumieniu pokora grozi utratą autonomii. W modelu Questu jest odwrotnie. Autonomia wyrasta z pokory. Również z pokory wobec uznanego, autentycznego autorytetu – gdy odkrywamy, że był kimś, kto czasowo reprezentował na zewnątrz
Ilustracja: Paweł Rygol/Novimedia CP, fot.: materiały prasowe Wydawnictwa Czarna Owca
wia się pokora wobec rzeczywistości, która jest matką kolejnej cnoty Questu: autonomii.
Bywa jednak, że z uporem płyniemy dalej w niewłaściwą stronę. Zagrożeniem autonomii jest uzależnienie. Lecz niełatwo to rozpoznać, bo chodzi nie tylko o uzależnienie od substancji chemicznych, ale także od ideologii, sposobu widzenia świata,
em
świadomość a ag
w ia r a
28
że jeszcze przed Kopernikiem mówił o tym, że Ziemia nie jest centrum wszechświata. Ktoś mi kiedyś powiedział, że taka była kolejność, a ja tego nie sprawdziłem. Tymczasem Kopernik był pierwszy. Gdyby moja pokora zadziałała lepiej, nie zaufałbym tak bezkrytycznie temu, co mówią inni. Wyciągnijmy z tego naukę, że warto sprawdzać fakty. W tym także przeja-
w
R
ozmawialiśmy o pokorze, pierwszym etapie podróży, jaką jest program rozwoju Quest. Autonomia ma z niej wynikać, być jej córką. Właśnie. Ale zanim o tym powiemy, winni jesteśmy czytelnikom przeprosiny. Mówiąc o pokorze, wskazałem na Giordana Bruna, zaznaczając,
Quest mówi, że może nam w tym przeszkadzać zbroja. Pojawia się w dzieciństwie, gdy ktoś złamał nam emocjonalny kręgosłup – warunek samostanowienia. Nie wszyscy, którzy przeżyli trudne dzieciństwo, mają problemy z emocjonalnym kręgosłupem – z autonomią. Warto docenić, ile dzięki temu trudnemu dzieciństwu się nauczyliśmy, jakie właściwości – na ogół unikalne – w sobie rozwinęliśmy. O tym,
od
własnym kursem
a zj
Autonomia, czyli płynę
Możemy także spotkać rozbijaczy statków, czyli ludzi, którzy rozpalają ogniska udające latarnie, by skierować nas na skały. To prawda. Jednak największym zagrożeniem dla naszej autonomii jesteśmy my sami. Jeśli staramy się zadowolić wszystkich, to nigdzie nie dopłyniemy. Nie sposób utrzymać kursu, jeśli przejmujemy się tymi, którzy odbierają nam wiarę. To nie znaczy, że nie należy słuchać innych. W czasie podróży zawijamy do różnych portów i tak wzbogacamy naszą wiedzę i doświadczenie. Czasami pokornie dochodzimy do wniosku, że gwiazda, na którą obraliśmy kurs, nie była naszą prawdziwą gwiazdą. Czasami zbaczamy z kursu bardzo daleko. Ale jeśli – mimo wszystko prędzej czy później – odnajdujemy naszą gwiazdę, nasz kierunek, to znak, że autonomia jest z nami.
Mój znajomy w wieku 40 lat zaraz po śmierci ojca rzucił wysokie stanowisko, rozwiódł się i zapisał na kurs dla psychoterapeutów. Być może uzależnienie od opinii ojca nie pozwalało mu robić tego, czego naprawdę chciał. Budowanie autonomii to najważniejszy element dorastania. A uniezależnienie się od ograniczającego wymiaru tego, co dziedziczymy po rodzicach, jest tego świadectwem. Oczywiście nie następuje ono automatycznie w chwili osiągnięcia pełnoletniości. Na ogół dzieje się to później. Choć znam 70-letnich ludzi, którzy nadal tkwią w emocjonalnej zależności od dawno już nieżyjących rodziców. Autonomia to zdanie sobie sprawy z tego, że my sami decydujemy, jaki jest cel naszego życia, i tylko my ponosimy za swoje wybory odpowiedzialność. Czytajmy, słuchajmy, uczmy się, szukajmy, ale pamiętajmy, że wszystko, co przychodzi z zewnątrz, jest tylko podpowiedzią lub drogowskazem. W ostatecznym rozrachunku to my decydujemy, w którą stronę płyniemy.
po k
tia pa
autonomia
Rozmawiała: Beata Pawłowicz
Wielu ludzi rezygnuje z wędrowania za własną gwiazdą, jeśli nie może tego robić w markowych butach. Dobrze ugruntowana autonomia często domaga się wyjścia poza strefę komfortu, nie pozwala spocząć na laurach ani przywiązać się do przeszłości. Poświęcenie autonomii dla poczucia bezpieczeństwa i wygody skutkuje stagnacją i – w rezultacie – frustracją i rozpaczą. Bo nie realizujemy swoich prawdziwych potrzeb, lecz pozorne pragnienia generowane przez nasze przywiązania i uzależnienia. Nie ma wiatru. Dryfujemy. Jeśli pokora nam nie podpowie, że to nieprawdziwy kierunek, to jesteśmy zgubieni.
w o ln o ś ć
wi
Ale co to znaczy być sobą? Nie ustępować? Być sobą to nie znaczy być zawsze takim samym i mieć raz na zawsze ustalony pogląd na wszystko. Autonomia nie ma nic wspólnego z zamknięciem się w skorupie dogmatyzmu. Bycie sobą jest procesem dynamicznym. Stawaniem się. Nadążaniem za nieustannie zmieniającą się rzeczywistością. Skoro autonomia jest córką pokory, to być sobą znaczy podążać w swoim kierunku, nawet jeśli wszyscy inni płyną w przeciwną stronę. Jak w żeglarstwie: wyznaczamy sobie cel, a potem płyniemy do niego niezależnie od nieprzychylnych wiatrów. Drogi prowadzące do celów wartych osiągnięcia nigdy nie są proste.
od swojego wizerunku, sytuacji życiowej itp. Zauważyć i przyznać, że cel, który sobie wyznaczyliśmy, jest wyrazem uzależnienia, nie stanowi dla nas prawdziwego wyzwania, nie jest łatwo.
to, co zawsze nosiliśmy w sobie. Pokora jest nieustępliwością w zadawaniu sobie pytań, także kwestionowaniem tego, co wiemy o świecie i o sobie, z czym się identyfikujemy. Jest więc cnotą bardziej wewnętrzną. Nie przejawia się w relacjach z innymi. Natomiast autonomia to zdolność do utrzymania naszych wątpliwości i pokornie zweryfikowanych przekonań wbrew wszystkiemu i wszystkim. To wewnętrzna siła, wiara w siebie i spokój, które pozwalają wbrew groźbom, naciskom i oskarżeniom pozostać sobą.
a or
Choć świat, w którym żyjemy, ceni indywidualność i niezależność, nie jest w nim łatwo zachować autonomię. Zrzekamy się jej, choćby uzależniając się od tego, jak oceniają nas inni. Jak stać się człowiekiem autonomicznym i dlaczego to jeden z warunków życiowego sukcesu – wyjaśnia psychoterapeuta Wojciech Eichelberger
Koło etapów/cnót Questu
że w dorosłym życiu nie realizujemy swojego potencjału, decyduje na ogół fałszywe przekonanie, że nasze dzieciństwo było tylko złe, że czegoś zostaliśmy w nim pozbawieni, a niczego nie otrzymaliśmy w zamian. W istocie to od nas zależy, czy uczynimy z siebie ofiarę losu, czy wojownika i poszukiwacza skarbów. Pedagodzy piszą, że autonomia zależy m.in. od poziomu lęku. A więc nie tylko dla mnie lęk jest największą przeszkodą w ruszeniu własną drogą. Lęk jest ludzkim uczuciem, mało kto go nie doświadcza. Ale autonomia to też możliwość zarządzania uczuciami. Lęk nie jest dobrym doradcą, z rezerwą słuchajmy jego podpowiedzi, bo może nas pozbawić wolnej woli. Dlatego mimo lęku warto rezygnować z drogi, która wynika z uzależnienia – czasami może to być uzależnienie od lęku lub innej „ulubionej” emocji. Jak poznać, czym się kierujemy? Można to tylko poczuć w sercu i brzuchu. A wtedy, nawet gdy wszyscy naokoło pukają się w czoło, wiemy, co mamy robić. Np. zdecydować się na pracę w małej firmie za mniejsze pieniądze, bo jej misja jest bliższa kursowi, jaki wyznacza nasza gwiazda. Decyzje podejmowane przez ludzi autonomicznych bywają radykalne, zmieniają całkowicie sposób i cel ich życia.
Jak zacząć budować swoją autonomię? Uporczywie zadawać sobie pytania: co jest dla mnie ważne, czego potrzebuję w tym momencie? Czy to, co wybieram, daje mi energię, wiarę, radość? A może tylko służy zaspokojeniu oczekiwań innych? Kiedy znajdziemy odpowiedź, potrzebne nam będą kolejne cnoty Questu: wizja – czyli sprecyzowanie tego, czego pragniemy. I odwaga, by tę wizję urzeczywistnić. To pozwoli nam działać z determinacją. A jeśli coś czynimy z prawdziwym, płynącym z głębi serca przekonaniem, to z pewnością czynimy dobro – choć innym może wydawać się, że jest odwrotnie. Pokora i autonomia są początkiem drogi prowadzącej do współczucia i miłości.
Wojciech Eichelberger psychoterapeuta, trener i doradca biznesowy
% | 5/2011
29
Cesar Millan Przewodnik stada
postać
P
oradzę sobie z każdym psem”, przekonuje Cesar Millan (ur. w 1969 r.) w swoim trzykrotnie nominowanym do nagrody Emmy programie tv „Zaklinacz psów” (siódmy sezon w ramówce kanału National Geographic). I rzeczywiście, czy jest to podgryzający pinczer, nieprawdopodobnie leniwy basset hound, czy agresywny mieszaniec dobermana – po spotkaniu z Cesarem ulega metamorfozie i staje się posłusznym pieskiem.
Samiec alfa
Układanie zwierzęcia zaklinacz psów zawsze zaczyna od… rozmowy z właścicielem lub właścicielką. „Rehabilituję psy, ale szkolę ludzi”, powtarza. Uważnie słucha i podpytuje zdesperowanych bohaterów swojego show. Zwykle po to, by stwierdzić:
„Kiedy zaczęły przychodzić do mnie gwiazdy ekranu, zrozumiałem, że osiągnąłem sukces” – mówi dzisiaj Cesar Millan
Choć amerykańskim obywatelem formalnie stał się dopiero dwa lata temu, amerykańskim idolem jest już od dawna. Wśród jego klientów są Oprah Winfrey, Hilary Duff, Nicolas Cage czy Mark Zuckerberg, a właściwie ich czworonożni przyjaciele. Cesar Millan to zaklinacz psów, a może nawet bardziej: uzdolniony zaklinacz ludzi Tekst: Hanna Zielińska
30
% | 5/2011
Fot.: materiały promocyjne
„Zaklinacz psów” emitowany jest na National Geographic Channel w piątki o godz. 21.00
„Przyczyną problemów jest nastawienie ludzi”. Jego pracy przyświeca prosta filozofia: „Nie można działać wbrew prawom matki natury”. Zaczyna od korygowania podejścia: „Wielu właścicieli popełnia błąd polegający na tym, że traktują psy jak dzieci”. Tymczasem pies to zwierzę, przedstawiciel konkretnej rasy o specyficznych potrzebach i dopiero w ostatniej odsłonie – ukochany Azor. Twój czworonóg potrzebuje przewodnika stada o niepodważalnym autorytecie, musisz stać się dla niego samcem alfa – tłumaczy Cesar Millan. Pomogą ci w tym stabilna postura ciała, spójna postawa i, przede wszystkim, odpowiednia energia. Twoja powinna być spokojnie asertywna. Twojego psa – spokojnie posłuszna, ponieważ w naturze jest to optymalny stan energii dla zwykłego członka stada, a taką rolę ma odgrywać pies w twojej rodzinie. Osiągnięciu tej energii służy wychowanie psa bazujące na równowadze trzech czynników: ćwiczeń (codzienny, co najmniej godzinny spacer), dyscypliny (wytyczenie zasad, granic i ograniczeń bez stosowania przemocy), okazywania uczuć (nagroda). Konsekwentnie i tylko w tej kolejności.
El Perrero, czyli chłopiec od psów
Mały Cesar wychowuje się na farmie swojego dziadka w Sinaloa w Meksyku. Blisko natury, w otoczeniu ludzi i zwierząt, czemu przypisuje swoją umiejętność ich rozumienia. Najbardziej zajmują go psy. Dochodzi do wniosku, że potrafi czytać w ich myślach, i pewnego dnia przepowiada swój sukces, mówiąc zdumionej matce, że w przyszłości zostanie słynnym treserem psów. Po przeprowadzce wraz z rodzicami i rodzeństwem do Mazatlan Cesar markotnieje. Źle się czuje w mieście. Ma trudności w nawiązywaniu kontaktu z rówieśnikami. Przezywają go „El Perrero” – chłopiec od psów, bo całymi dniami zamiast bawić się z kolegami, samotnie włóczy się ze sforą psów. Mając 21 lat, decyduje się przedostać do Stanów i tam szukać szczęścia. Opłaca przemytnika i za 100 dol. nielegalnie przekracza granicę. Nie zna nikogo, nie ma pieniędzy, puka od drzwi do drzwi: „Czy macie dla mnie jakąś pracę?”, to jedyne, co umie powiedzieć po angielsku. Początkowo wiedzie iście pieskie życie, za dom mając ulice San Diego. Wreszcie trafia do salonu pielęgnacyjnego dla psów, gdzie na próbę dostaje do wyprowadzenia miotającego
się spaniela. Po spacerze z Cesarem pies wraca odmieniony. Oczarowane właścicielki oferują Cesarowi 30 dol. i pracę. Niebawem przeprowadza się do Los Angeles, a wieść o zaklinaczu psów błyskawicznie rozchodzi się po mieście. Mieszkańcy Beverly Hills z podziwem obserwują, jak stado 30 rottweilerów i pitbullów grzecznie podąża za uśmiechniętym Meksykaninem niedużej postury. Wkrótce klienci sami zaczynają pukać do jego drzwi, prosząc o pomoc w szkoleniu psów. Jest wśród nich także Jada Pinkett Smith – amerykańska aktorka i producentka – która za tę pomoc odwdzięcza się korepetycjami z angielskiego i przyjaźnią, trwającą do dziś.
Zaklinacz ludzi
Strona Cesara Millana na Facebooku liczy 1,4 mln fanów. Za wstęp na jego wykład ludzie płacą nawet 400 dol. Poradniki, które wydaje, regularnie osiągają status bestsellerów i są tłumaczone na wszystkie języki świata. Jego program dociera do odbiorców w ponad 80 krajach. W Los Angeles działa założone przez niego Dog Psychology Center, ośrodek rehabilitacji psów. Wśród wdzięcznych klientów są Oprah Winfrey, Hilary Duff, Nicolas Cage czy
Mark Zuckerberg. Firma Cesara wydaje materiały adresowane do tych, którzy nie mają szansy na osobiste z nim spotkanie. Od 2007 r. na rzecz ratowania, rehabilitacji i adopcji maltretowanych psów działa Millan Foundation. Cesar jest stałym bywalcem w telewizji – gościła go u siebie Oprah Winfrey, występował w „Tonight Show” czy „Good Morning America”. Pisały o nim „Washington Post”, „USA Today”, „New Yorker” i „New York Times”. Regularnie jeździ z odczytami po Ameryce, ostatnio zawitał do Europy. Choć amerykańskim obywatelem formalnie stał się dopiero dwa lata temu, amerykańskim idolem jest już od dawna.
Co widział pies?
Doczekał się też ostrej krytyki. Wielu trenerów psów wytyka mu opresyjność technik, zastraszanie. Niektórzy zoopsychologowie zarzucają doprowadzenie do regresu treningu psów, odejście od metod pozytywnych. Na forach psiarzy aż roi się od dyskusji na jego temat. Sam zainteresowany odpiera ataki: „Pomagam ludziom radzić sobie z psami. Mam swoje cele i je realizuję”. To, że aby coś osiągnąć, oprócz zaklinania psów musi zaklinać również ludzi, podobno zrozumiał w czasie terapii, na którą wysłała go dziś już była żona Ilusión. Fenomen sukcesu Cesara Millana Malcolm Gladwell w eseju „Co widział pies” tłumaczy magnetyczną indywidualnością i wszechstronnością: oratorskim kunsztem, płynną mową ciała, bijącymi od niego spokojem i harmonią, którymi oczarowuje nie tylko psy. Stał się żywym wcieleniem własnych zasad, które złożyły się na oszałamiającą karierę najbardziej znanego przewodnika stada na świecie.
% | 5/2011
31
kadr na smak
kadr na smak
Włoska
robota
Tekst: Piotr Bruś-Klepacki
A
le zachwianie choćby na chwilę tej harmonii może mieć opłakane skutki. Zwłaszcza gdy główne miejsce przy stole zajmuje Tony Soprano („Rodzina Soprano”), Paul Cicero („Chłopcy z ferajny”) czy bracia Primo oraz Secondo („Big Night”).
„Rodzina Soprano”
Czy makaron wymyślili Chińczycy?
Członkowie rodziny Soprano to włoscy emigranci świadomi swego wkładu w amerykańską kulturę, również kulinarną: „Nie mieli nic! Nasza kuchnia ich uratowała! My to wymyślamy, a oni się bogacą! Pizza, calzone, mozzarella, oliwa!”. Kiedy Anthony Soprano podczas kolacji zadaje pytanie, czy to prawda, że makaron wymyślili Chińczycy, oczy Tony’ego robią się czerwone ze złości i przerażenia: – Po co ludziom jedzącym pałeczkami potrawa, którą się je widelcem?! – odpowiada. By rodzina nie zapomniała o swoim kulinarnym dziedzictwie, w domu często jada się sycylijski specjał – cannoli, czyli rurki z kruchego ciasta nadziewane przyrządzonym na słodko serem ricotta, oraz oczywiście makaron.
32
% | 5/2011
„Chłopcy z ferajny”
Chłopaki z ferajny jedzą najlepiej
Penne all’amatriciana (2 porcje)
Grillowany stek wołowy z sałatką z rukoli (2 porcje) 2 steki z polędwicy wołowej po 150 g oliwa z oliwek 3 gałązki świeżego rozmarynu 3 gałązki świeżego tymianku 1 łyżeczka świeżo zmielonego pieprzu sól 2 ząbki czosnku posiekanego w plasterki dwie duże garście rukoli 2 łyżki parmezanu pokrojonego w płatki łyżka białego octu winnego 6 pomidorków cherry patelnia grillowa
W sierpniu tego roku w więzieniu Ucciardone w Palermo, zwanym Grand Hotel Cosa Nostra, zawrzało. Zdenerwowanie odsiadujących za kratami członków włoskiej mafii wywołał zakaz noszenia przez więźniów drogich ubrań. Wśród wskazanych przez nową dyrektor więzienia Ritę Barberę zakazanych marek znalazły się m.in.: Prada, Gucci, Valentino, Versace, Vuitton, Armani. Pani dyrektor postanowiła walczyć z luksusowym wizerunkiem włoskiego mafiosa stworzonym przez kinematografię. W filmie Martina Scorsese chłopcy z ferajny dzięki zdobywaniu grubej kasy drogą mafijnej przemocy i okrucieństwa wiodą życie na wysokim poziomie. Nawet kiedy lądują w więzieniu, potrzeba dobrego wina oraz włoskich smaków jest u nich tak silna, że potrafią dla niej poświęcić kilka lat z warunkowego zwolnienia. Więzienna uczta zaczyna się, gdy Pauli wyciąga żyletkę i opatentowaną przez niego metodą pieczołowicie zaczyna kroić cieniutkie plasterki czosnku. Vinnie robi sos, choć, według kolegów z celi, dodaje za dużo cebuli. Johny smaży steki, paląc jednocześnie cygaro. Największe rzezimieszki siekają, mieszają, przyprawiają, aby zjeść przyzwoity posiłek i napić się czerwonego wina w więzieniu. Ta scena jest kwintesencją włoskiego podejścia do jedzenia i życia.
150 g makaronu penne 2 ząbki czosnku 1 łyżeczka posiekanej papryczki chilli 200 ml sosu pomidorowego 70 g pancetty (dojrzewający włoski boczek) lub wędzonego boczku 2 łyżki parmezanu startego na tarce 2 łyżki posiekanej bazylii oliwa z oliwek szczypta cukru sól i pieprz Makaron gotujemy wedle zaleceń na opakowaniu. Na patelni rozgrzewamy mocno oliwę i podsmażamy pokrojoną w cienkie paski pancettę. Gdy się zrumieni, zdejmujemy ją z patelni i odkładamy do miseczki. Na tej samej patelni i oliwie podsmażamy czosnek pokrojony wcześniej w cienkie plasterki oraz chilli. Następnie dodajemy sos pomidorowy. Gdy sos się zagotuje, zmniejszamy ogień i dodajemy do smaku cukier, sól i pieprz. Dusimy jeszcze siedem minut, mieszając, aby sos się nie przypalił. Pod koniec dodajemy bazylię i wsypujemy ugotowany makaron. Mieszamy, aby sos dokładnie oblepił makaron. Pastę wykładamy na talerze. Posypujemy usmażoną wcześniej pancettą oraz parmezanem.
Fot.: Shutterstock.com, Stockfood.pl, materiały promocyjne
Jeśli chodzi o jedzenie, nawet w kinie – Włosi są bezkompromisowi. Liczą się celebra, prostota i dobry makaron. Tradycja jedzenia wspólnych posiłków jednoczy nawet największych włoskich mafiosów
Przygotowujemy marynatę do mięsa. Do zamykanego pojemnika wkładamy steki. Wsypujemy czosnek, pieprz, świeże zioła i zalewamy oliwą tak, aby pokryła dokładnie steki. Wkładamy mięso do lodówki. Polędwicę najlepiej zamarynować dzień wcześniej. Na talerze wykładamy rukolę i pomidorki cherry przekrojone na pół. Sałatkę polewamy odrobiną oliwy i octem. Na wierzch sypiemy płatki parmezanu (aby przygotować płatki, wystarczy oskrobać kawałek sera obieraczką do warzyw). Na rozgrzaną patelnię grillową wykładamy steki i grillujemy z każdej strony po 3 minuty, uważając, aby nie przypalić mięsa. Następnie mięso na małej blaszce wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni Celsjusza. Pieczemy od 7 do 18 minut, w zależności od tego, jakie steki lubimy: krwisty (rear) – 7 minut, średnio wysmażony (medium rear) – 10-12 minut, dobrze wysmażony (well done) – 18 minut.
Pierwszy Primo, drugi Secondo
W odróżnieniu od dwóch poprzednich filmów w „Big Night” nie uświadczymy krwi ani przemocy. Jest za to wielka frustracja wynikająca ze zderzenia włoskiej pasji do jedzenia z amerykańskimi przyzwyczajeniami do fast foodu. Film opowiada historię dwóch braci pochodzących z włoskiego regionu Abruzzo, którzy wspólnymi siłami otwierają niedaleko New Jersey małą restaurację o wdzięcznej nazwie Paradise. Jeden z braci – Primo – jest błyskotliwym idealistą. Szefem kuchni, który boryka się ze wstrętem do Amerykanów i ich oczekiwaniami kulinarnymi. Secondo to nadgorliwy menedżer, konformista, dążący do sukcesu za wszelką cenę. Jak łatwo się domyślić, ich odmienne podejście doprowadzi do poważnego konfliktu. Jednak nie to jest najważniejsze. Film w zabawny sposób uświadamia, ile błędów popełniamy, przygotowując włoskie jedzenie. Każdy z nas wyciągnie kilka kulinarnych wniosków, które wpłyną na serwowane w naszych domach potrawy. Pamiętajmy: makaron lubi czasami występować tylko w ciepłym towarzystwie aromatycznej oliwy i parmezanu.
Papardelle z oliwą i parmezanem (2 porcje)
„Big Night”
150 g świeżego jajecznego makaronu papardelle z najwyższej jakości mąki semoliny (pasta fresca mrożona dostępna jest w dobrych delikatesach włoskich) 3 ząbki czosnku posiekane w cienkie plasterki 4 łyżki startego parmezanu oliwa z oliwek wysokiej jakości
Makaron gotujemy w osolonej wodzie około 3 minut. Trzeba uważać, aby go nie rozgotować. Powinien być jędrny, lekko twardy i stawiać delikatny opór przy gryzieniu. Na patelni rozgrzewamy oliwę, smażymy czosnek i gdy zacznie brązowieć, dodajemy ugotowany makaron. Mieszamy dokładnie i wykładamy na talerz. Następnie dodajemy trochę oliwy w temperaturze pokojowej i na koniec posypujemy parmezanem.
% | 5/2011
33
klub gentlemana
klub gentlemana
Jaskinia lwa
Styl korporacyjny kilka lat temu rozpoczął reformę gustu biznesmenów,
1.
wypierając przestylizowane masywne biurka albo kombinacje z płyt wiórowych w kolorze mahoniu i koniaku 1. Jan Kulczyk ma 8,5 mld złotych i gabinet zaprojektowany przez architekta wnętrz z USA. Dżejkej, jak nazywają go pracownicy, lubi podkreślać to, że jest prawdziwym artystą biznesu: malarstwo zastępuje komputer, rzeźby segregatory, a kwiaty kalkulator.
Posiadłość Hugh Hefnera to przykład naiwnego kiczu i wiary w nieśmiertelność niebieskiego od viagry gospodarza. Dlatego nie dziwi, że w reprezentacyjnym miejscu jego gabinetu wisi portret Henryka VII, a raczej jego imitacja z twarzą podstarzałego playboya.
Jeśli w twoim gabinecie uchowała się jeszcze zielona lampka od Tiffany’ego czy meble gdańskie, oddaj je swojej konkurencji. Pokój prezesa to ważny element budowania wizerunku. Czas zajrzeć w swoje wnętrze i zrobić w nim porządek Tekst: Natalia Trabuszewska
34
% | 5/2011
Lekcja
W
3.
korporacjach często nie mamy wpływu na format czy kolor biura, jest to uzależnione od polityki przyjętej przez firmę. Króluje tam neutralność, szarości, komfort, ergonomia, błyszcząca nowoczesność, skórzane obicia i techniki multimedialne. Mało akcentów osobistych. Unifikacja, korporacyjne
signum temporis. Za całość najczęściej odpowiada projektant, często jest to powielany format z innego kraju, siedziby firmy przeniesiony na żywca w nasze realia. Ale to właśnie styl korporacyjny kilka lat temu rozpoczął reformę gustu rodzimych biznesmenów. Otwarte przestrzenie, meble w stali, brązach i czerniach zdominowały polski rynek, wypierając przestylizowane masywne biurka albo kombinacje z płyt wiórowych w kolorze mahoniu i koniaku. Coraz częściej przywiązujemy wagę do stylu i wyrafinowanej elegancji naszego gabinetu, ale wciąż boimy się nadać mu cechy osobiste. A szkoda. Bo jak pokazują przykłady zagranicznych biznesmenów – warto.
Fot.: AFP / EAST NEWS, Cezary Pecold/Polityka/REPORTER, Włodzimierz Wasyluk/REPORTER
2. Na sztukę stawia również Andrzej Walczak, jeden z prezesów Grupy Atlas, który po godzinach maluje, fotografuje i projektuje. Wystrój gabinetu podkreśla jego pasje i styl. Na ścianach wisi imponująca kolekcja wspaniałych aktów Jerzego Nowosielskiego. Fotel do pracy to dzieło szkockiego projektanta Charlesa Rennie Mackintosha, a biurko zostało zaaranżowane z fragmentu azjatyckiej drewnianej architektury przykrytej szkłem.
te doskonale sprawdzają się w stylistyce fusion, czyli stylowym bałaganie w dobrym guście. Do gabinetów i biur wkracza też lekkość w postaci bieli i połyskliwych połaci lakierowanych bądź szklanych, żywcem przenoszona ze stylistyki nowoczesnych domów.
Stare z nowym
Z przyjemnością zdarza się słyszeć, że nieobce rodakom są style art déco czy bauhaus, do których dorobku zaczynamy sięgać także w przestrzeniach biurowych ze względu na elegancję proporcji, mistrzostwo formy i wykonania czy wyrafinowane tworzywa. Szczególnie meble art déco w egzotycznych fornirach pięknie się prezentują w nowoczesnej oprawie wnętrz. Nieczęsto, ale trafiają się perły w postaci kompletnych, sygnowanych gabinetów w doskonałym stanie. Zdarzają się też niezwykle udane repliki. Dziś zaczynają już identyfikować ich właściciela – tak jak markowy zegarek czy unikatowe wieczne pióro. Meble
Less is more
Zamawiając meble, pamiętajmy, że to nie klocki Lego. Ergonomia to królowa codzienności. Objawia się wszędzie: w szerokościach ciągów komunikacyjnych, wysokościach biurek i oparć czy kątach. Ustawmy je tak, by nie poruszać się jak słoń w składzie porcelany. Kolor nie jest obojętny naszym oczom, nawet męskim! Zarówno ten na meblach, jak i na ścianach wpływa na nasze samopoczucie, nastawienie do pracy, może nas zamęczyć na dłuższą metę lub umiejętnie pobudzać. Kolor zależy też od stylu. W nowoczesnej architekturze czerpiącej garściami z nurtu modernizmu przyjęły się szarości w różnym nasyceniu i o różnej temperaturze. I owszem – to piękna i funk-
2.
cjonalna barwa spajająca większość gustów, ale akcentowanie kolorem ożywia duże, bezosobowe przestrzenie biur. Przygaszone zielenie oliwkowe uspokoją oczy po dłuższej pracy, pomarańcz, jakże niekochany w naszym kraju, ociepli szarości, doda ognia, odważni sięgną po czerwień w detalu: designerski fotel czy mocny obraz. W kolorze dużą rolę odgrywa światło. Najlepiej, gdy jest ono nieco żółte, najlepiej tolerowane jest to zbliżone do naturalnego. Fatalnie działają na nas świetlówki z białym, ostrym światłem, które męczą oczy i pozbawiają urody. Punktowym oświetlaniem warto podkreślać szczegóły architektoniczne, ale należy wystrzegać się przesady, czyli robienia z biura choinki z halogenami w podwieszanych sufitach. Pamiętajmy o dyskretnym podświetleniu dobrego malarstwa na ścianie, dużo lepiej się sprawdzi niż kolekcja dyplomów ze szkoleń. Nie epatujmy ilością, a jakością. Puste ściany w monotonnym kolorze to sygnał, że biuro traktujemy jak poczekalnię i nie chcemy się z nim
identyfikować. Nie przesadzajmy jednak, bo ważny jest umiar. W dekoracjach architektonicznych, oświetleniu, dodatkach. To rozszerza przestrzeń, przynajmniej optycznie.
Natalia Trabuszewska Architekt wnętrz, scenograf, stylista
Autorka jest wykładowcą Polsko-Włoskiej Szkoły Designu i Managementu „Viamoda”, organizatora studiów podyplomowych: Prognozowanie trendów w obszarach mody i designu. www.viamoda.edu.pl
% | 5/2011
35
OSTATNIE SŁOWO
POŁĄCZ SZEREG NAGRÓD I WYRÓŻNIEŃ,
PLAŻOWA
W TYM REKOMENDACJĘ MICHELIN 2011; PRZEPIĘKNE MIEJSCE W SAMYM CENTRUM WARSZAWY, ELEGANCKIE WNĘTRZA PAŁACU SOBAŃSKICH, PROFESJONALNY ZESPÓŁ KUCHARZY.
autonomia
DODAJ NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI MIĘSO OD POLSKICH HODOWCÓW I RYBY Z MAZURSKICH JEZIOR. PODLEJ ŁYKIEM WYBORNEGO WINA. UDEKORUJ UŚMIECHNIĘTYMI KELNERAMI Z NAJLEPSZYMI MANIERAMI W WARSZAWIE ...
Andrzej Pągowski
W pracy zastawiamy się paprotką albo inną ruchomością,
żeby nie było widać, czym się zajmujemy. Jak John Wayne – nigdy nie siadamy tyłem do drzwi 36
% | 5/2011
niech obchodzą je po kolana w wodzie, z daleka od nas. I ta wewnątrzgrajdołkowa autonomiczność jest dla nas ważniejsza niż przepisy prawa, które przypominane są przy każdym wejściu na plażę: nie śmiecić, nie kopać dołów, nie palić, nie pić alkoholu, nie chodzić po wydmach. Wydaje mi się, że przenosimy na plażę nasze zachowania z domu. Hołubimy marzenia o mieszkaniu w ogrodzonych osiedlach, strzeżonych jak warownie. Osiedlach, w których nie spacerują Obcy. Osiedlach z surowymi regulaminami, które generalnie są dla innych, nie dla nas. Oczywiście, że ma być czysto, ale jak nie chce mi się już żuć gumy, to wypluję ją gdziekolwiek. To takie maleństwo, nikt nie zauważy. A kupa mojego psa jest przecież organiczna, rozłoży się i tylko użyźni trawnik. Podobnie jak ogryzek – przecież nie będę go niósł do domu. No i akurat tutaj jest mi bliżej na skos po trawniku, jeśli tylko ja będę tak chodził, to trawa się nie zniszczy. Albo czy ktoś zauważy, że rozwalił mi się worek na śmieci przy wyrzucaniu go do śmietnika? Przecież dozorca sprzątnie, to jego obowiązek. Na parterze – wydzielamy swoje ogródki z terenów wspólnych. Na klatkach schodowych – również wspólnych – ustawiamy szafki, wieszaki, stojaki. Zabudowujemy balkony – na ogół z pominięciem zgody architekta. Zastawiamy skrzynkami miejsca parkingowe (znowu wspólne). W kinie kładziemy cokolwiek na krześle obok – może nie będzie kompletu i nikt nie usiądzie. W pracy zastawiamy się paprotką albo inną ruchomością, żeby nie było widać, czym się zajmujemy. Jak John Wayne – nigdy nie siadamy tyłem do drzwi. Nasze autonomiczne terytoria ciągniemy za sobą przez cały czas. Przeskakujemy z jednego z nich do drugiego, z domu w osiedle, z osiedla do samochodu, z samochodu do pracy, z pracy do ulubionego sklepu. Tak pojęta autonomia przynosi więcej szkody niż pożytku, ponieważ w naszym kraju najczęściej oznacza mniejsze lub większe pogwałcenie obowiązującego prawa. A nasza rzeczywistość wygląda coraz bardziej jak polska plaża pod wieczór – poorana dołami i zaśmiecona.
3-DANIOWY BIZNES LUNCH (PRZYSTAWKA, DANIE GŁÓWNE I DESER) 79 PLN PONIEDZIAŁEK - PIĄTEK (12:00 - 15:00)
SKŁADNIKI KULINARNEJ DOSKONAŁOŚCI.
Fot.: Kulikowski & Żołyński
Z
lecenie na tekst o autonomii spadło na mnie w środku wakacji spędzanych nad Bałtykiem. Temat zupełnie nieurlopowy. Tak mi się w pierwszej chwili wydawało. Ale kiedy przechadzałem się brzegiem polskiego morza i lawirowałem między obozowiskami plażowiczów, dotarła do mnie prawda! Nic tak nie utrudnia spaceru nad polskim morzem jak autonomia właśnie. Rano, gdy wschodzi słońce, morze pluszcze delikatnie, a plaża jak wielka piaskownica zaprasza do zabawy, pojawiają się pierwsze grupy plażowiczów. Od czego zaczynają? Od grodzenia i zaznaczania swojego terytorium. Parawany, płotki, grajdoły, kosze to nasze warownie i zamki. Dlaczego tak bardzo nie lubimy sąsiadów? Dlaczego lepiej czujemy się, gdy mamy określone terytorium, na którym my stanowimy prawo. Czujemy się lepiej na swoim, skrywamy naszą nadwagę za parawanem z logo znanego piwa (to od tego ten brzuch?) lub odsłaniamy pośladki, żeby nie było śladów po kostiumie. Ukryci w koszu wrzeszczymy na dzieci lub pociągamy alkohol. Pod osłoną plażowych namiotów palimy papierosy, pracowicie wkręcając pety w piasek. Plastikowymi łopatkami zakopujemy śmieci pod rogiem ręcznika. Żeby spacerowicze nie naruszali naszego terytorium (no, w końcu trudno wbić słupek w morze, bo się ciągle przewraca), kopiemy głębokie kanały,
... I PODAJ DO STOŁU.
PAŁAC SOBAŃSKICH, ALEJE UJAZDOWSKIE 13, 00-567 WARSZAWA +48 22 523 66 64 WWW.KPRB.PL/AMBER