nowyczas2011/163/006

Page 1

LONDON 26 March 2011 6 (163) FREE ISSN 1752-0339

Ruszyła 9. KINOTEKA

Na otwarcie święta polskiego kina na Wyspach pokazano Essential Killing Jerzego Skolimowskiego (na zdjęciu). Reżyser, obecny na premierowym pokazie, przywitał gości mówiąc, że jest to jego najlepszy film. Po projekcji odbyło się spotkanie reżysera z widzami »3

CZAS NA WYSPIE

»6-7

Czają się na czatach Wokół roi się od pozornie atrakcyjnych ofert umów na usługi telekomunikacyjne, dostawę internetu itp. Podpisanie umowy zazwyczaj następuje bardzo szybko, w sympatycznej atmosferze. Nieco inaczej jednak może to wyglądać, gdy chcemy umowę zakończyć. Punktem zwrotnym może być powołanie się na prawa konsumenckie.

FAWLEY COURT

»8

Komu ufać… Kto by pomyślał, że w sprawie Fawley Court naszymi wrogami będzie mała garstka londyńskich polonijnych organizacji – organizacje kościelne, charytatywne, wychodzące tu pisma – które, co należy podkreślić, nigdy same nie poddały się otwartym, demokratycznym wyborom działając na rzecz Polonii! Jakim więc prawem organizacje te wpłynęły na los naszych „Bielan nad Tamizą”?

DODATEK

» I-VIII

Specjalny dodatek dotyczący śledztwa w sprawie tragedii smoleńskiej

WEDRÓWKI PO WYSPIE

»17

Nottingham Wyjazd do Nottingham był dla mnie pierwszą dłuższą wyprawą na „dziką północ”. W Anglii, tak jak we Włoszech, istnieje podział ekonomiczny na północ i południe, tylko że w odwrotnej kolejności. Tutaj północ jest uważana za biedną, prymitywną i postindustrialną, natomiast południe kojarzy się z rozwiniętą gospodarką, kulturą i wysokim poziomem życia.

CZAS NA RELAKS

»21

Inwokacja do szpilek – Kolekcjonowanie butów to moja pasja – jakby się zwierza. – Myślałam, że to twój wstydliwy nałóg i uzależnienie – wyrwało mi się. – Przez zakupy, staję się aktywnym uczestnikiem życia. Kupuję, więc jestem! – wyrecytowała. – Moja kolekcja butów jest moją indywidualną biografią, moją inspiracją, pamiątką, fantazją, talizmanem i modlitwą.


2|

26 marca 2011 | nowy czas

” Sobota, 26 marca, olgi, tymoteuSza 1908 1995

Na ulice Warszawy wyjechały pierwsze tramwaje elektryczne. W życie wszedł tzw. układ z Schengen, dotyczący zniesienia granic w obrębie Unii Europejskiej.

Niedziela, 27 marca, lidii, erNeSta 1945 1952

Władze sowieckie aresztowały szesnastu przywódców Polski Podziemnej. W Monachium przeprowadzono nieudany zamach na kanclerza Niemiec Konrada Adenauera.

PoNiedziałek, 29 marca, WiktoryNa, euStachego 1848

We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania Legionu Polskiego.

Wtorek, 30 marca, JaNa, amelii 1664

Jan Heweliusz jako pierwszy Polak został przyjęty w poczet członków Royal Society w Londynie.

Środa, 31 marca, gWidoNa, balbiNy 1959

Przywódca duchowy Tybetańczyków Dalajlama, został zmuszony do emigracji, wyjechał do Indii.

czWartek, 1 kWietNia, teodory, grażyNy 1814

W Londynie uruchomiono linię oświetleniową ulic lampami gazowymi.

Piątek, 2 kWietNia, FraNciSzka, urbaNa 1744

W Szkocji odbył się pierwszy turniej golfowy. Zwyciężył John Rattray.

Sobota, 3 kWietNia, rySzarda, PaNkracego 1849

Zmarł Juliusz Słowacki, jeden z najwybitniejszych poetów i dramatopisarzy polskich, obok Adama Mickiewicza największy poeta romantyzmu.

Niedziela, 4 kWietNia, beNedykta, izydora 1794

Bitwa pod Racławicami. Zwycięstwo wojsk polskich przyspieszyło wybuch Powstania Kościuszkowskiego.

Po 2672 latach wznowiono imprezę sportową najwyższej rangi – igrzysigrzyska olimpijskie. W Atenach otwarto pierwszą nowożytną olimpiadę.

Wtorek, 6 kWietNia, celeStyNa, Wilhelma 1652

Żeglarz Jan von Riebeeck dotarł do miejsca zwanego Kap, u wybrzeży południowej Afryki. Na tych terenach powstał Kapsztad.

Środa, 7 kWietNia, doNata, ruFiNa 1995

W Warszawie oddano do użytku pierwszy w Polsce odcinek metra. Pierwszą uchwałę o jego budowie podjęto już w 1925 roku.

czWartek, 8 kWietNia, dioNizego, JaNuarego 1918

Zmarł Lucjan Rydel, poeta i dramatopisarz. Jego ślub z Jadwigą Mikołajczykówną zainspirował Wyspiańskiego do napisania „Wesela”.

Piątek, 9 kWietNia, maJi, dymitra 1821

Urodził się poeta Charles Baudelaire, prekursor symbolizmu i poezji nowoczesnej; autor tomu „Kwiaty zła”, poematu „Paryski spleen”.

Sobota, 10 kWietNia, michała, aPoloNiuSza 1864

Rosjanie aresztowali Romualda Traugutta, przywódcę Powstania Styczniowego. Otrzymał wyrok śmierci, który wykonano 5 sierpnia.

Niedziela, 11 kWietNia, leoNa, FiliPa 1755

Urodził się James Parkinson, angielski neurolog; pierwszy zdiagnozował chorobę ośrodkowego układu nerwowego, nazwaną później chorobą Parkinsona.

63 King’s Grove, London SE15 2NA

Kochana Redakcjo, gratulacje za każdy numer! Naprawdę jest co czytać i warto prenumerować. Dobrze, że w dalszym ciągu z pomocą Fawley Court Old Boys walczycie o Fawley Court. Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie OTTON HULACKI Szanowni Państwo, z uwagą obserwuję wydarzenia muzyczne w Londynie, jest to moja pasja. Muzyka. Kolekcjonowanie, słuchanie, wyszukiwanie nowości w muzyce, odkrywanie nowych zespołów, koncerty zespołów, które mogę tu zobaczyć, co kiedyś było tylko w sferze marzeń. Natknąłem się na Waszą gazetę i rubrykę „Co się dzieje”, a konkretnie w dziale muzyka „Australian Pink Floyd Show” i czytając, jedno nasunęło mi się na myśl, że osoba, która to zredagowała nie ma za dużej wiedzy o muzyce. Może akurat Pink Floyd „uśmierciła” Nicka Masona, ale z tego co wiem, cieszy się on dobrym zdrowiem. Osobą, która zmarła, był Rick Wright (zm. 15.09.2008), grający na instrumentach klawiszowych . Pozdrawiam serdecznie WOJCIECH WyGANOWSKI

DZIAŁ MARKETINGU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk), WYDAWCA: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowyczas

Imię i Nazwisko........................................................................................ Adres............................................................................................................ ........................................................................................................................

••• Dzięki Pink Floyd udało mi się przetrwać liceum. Moją piętą achillesową zawsze były lekcje fizyki, które zamieniały się w walkę z sennością. Na szczęście dzieliłem z moim nauczycielem zamiłowanie do klasyki rocka. Gdy ampery i dżule za bardzo dawały się we znaki, zawsze można go było naciągnąć na konkurs wiedzy o tych zespołach. Pojedynki bywały zacięte i wymagały encyklopedycznej wiedzy, ale stawka była wysoka: alternatywą był powrót do ławki i przekształcanie wzorów. W kategorii „Led Zeppelin” zawsze dawałem się pokonać, ale we Floydach to ja byłem górą. W owych czasach podobnej wpadki nigdy bym nie popełnił. Ma Pan, rzecz jasna rację: „uśmierciłem” złą osobę. Gdyby mój nauczyciel się dowiedział, też pewnie kręciłby głową z niedowierzaniem: wygląda na to, że z liceum nie wyniosłem nawet elementarnej wiedzy! Przepraszam za pomyłkę, pozdrawiam i zachęcam do dalszego tak wnikliwego czytania „Nowego Czasu”. ADAM DąBROWSKI

Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk REDAKTOR NACZELNY: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk); REDAKCJA: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk); Jacek Ozaist, Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk), Alex Sławiński; WSPÓŁPRACA REDAKCYJNA: Lidia Aleksandrowicz; FELIETONY: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RYSUNKI: Andrzej Krauze; WSPÓŁPRACA: Małgorzata Białecka, Grzegorz Borkowski, Adam Dąbrowski, Włodzimierz Fenrych, Mikołaj Hęciak, Robert Małolepszy, Grażyna Maxwell, Michał Opolski, Łucja Piejko, Aleksandra Ptasińska, Michał Sędzikowski, Wojciech Sobczyński, Agnieszka Stando.

Tales z Miletu

listy@nowyczas.co.uk

PoNiedziałek, 5 kWietNia, ireNy, WiNceNtego 1896

Największą mądrością jest czas, wszystko ujawni.

zabagniona sadzawka – ad vocem

Po relacji z wieczoru poetyckiego (Kawałek podłogi dla… poezji, NC 4/161, 28.02) posypały się na moją głowę gromy. Ale dobrze się stało. Nadszedł odpowiedni moment, by wyciągnąć na światło dzienne problemy, z jakimi boryka się polska kultura na Wyspach. Przyjeżdżając tutaj niecałą dekadę temu, w miejscu dawnej, pełnej kulturalnego fermentu fontanny, zastałem –

Kod pocztowy............................................................................................ Tel................................................................................................................. Liczba wydań............................................................................................ Prenumerata od numeru....................................................(włącznie)

Prenumeratę

zamówić można na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii. Aby dokonosć zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na adres wydawcy wraz z załączonym czekiem lub postal order Gazeta wysyłana jest w dniu wydania.

Czeki prosimy wystawiać na: CZAS PUBLISHERS LTD.

63 Kings Grove London SE15 2NA

nie boję się powtórzyć moich słów – zabagnioną sadzawkę. Jedynymi rozrywkami, jakie witały naszego rodaka w Londynie w przededniu wejścia Polski do Unii Europejskiej były albo nieciekawe wieczorki w POSK-u), albo nieliczne polskie dyskoteki, kończące się zazwyczaj mordobiciem. Czułem się, jakbym przyjechał nie do stolicy europejskiej kultury, lecz do mieściny gdzieś w Polsce B albo C (felietonistka „Nowego Czasu” Krystyna Cywińska, pisząca wtedy na łamach „Tygodnia Polskiego” nazwała to celnie polonijnym Biłgorajem). Jest przecież tyle instytucji i organizacji, które postawiły sobie za cel promocję naszej sztuki i integrację środowiska polonijnego, a na ich działalność idą całkiem niemałe środki. Czy jednak ktokolwiek, kto się z owymi organizmami zetknął wierzy, że wypełniają one swoją misję? Polacy stanowią trzecią pod względem liczebności mniejszość w Wielkiej Brytanii. Jak to więc możliwe, że przeciętny Brytyjczyk

nie wie zgoła NIC o naszej kulturze? Pewnie mądre głowy odpowiedzą, że ignorancja Brytyjczyka jest jego własnym problemem. Życie kulturalne Polonii zaczęło ożywać dopiero po przyjeździe owych „roboli” – jak chcą ich postrzegać brytyjskie brukowce, a wraz z nimi spora część polonijnej „elity”. To właśnie ci ludzie pokazali, że można coś zrobić bez grantów i niekończącej się listy sponsorów, a często nawet bez jakiegokolwiek wsparcia etatowych „działaczy od kultury”. Sam kilkakrotnie próbowałem zainteresować twórczością moich przyjaciół-amatorów różne instytucje polonijne. Równie dobrze mógłbym wrzeszczeć w puszczy, efekt był zawsze ten sam. Sporo szumu w mediach, dziesiątki ludzi na wernisażach i… cisza ze strony władców betonowych pałaców. Gdyby nie ciężka praca grupy zapaleńców, nigdy byśmy nie usłyszeli o ARTerii „Nowego Cza-

dokończenie > 3


nowy czas | 26 marca 2011

ANKIETA Drogi Czytelniku! Ty nas już znasz, dłużej lub krócej, my też pragniemy poznać Ciebie. Oto ankieta, za pomocą której chcielibyśmy znaleźć odpowiedzi na ważne dla nas pytania – kto jest naszym odbiorcą, dlaczego nas czyta, co w nas ceni i co chciałby zmienić? Będziemy bardzo wdzięczni za poświęcony czas na „Nowy Czas”.

Ruszyła 9. KINOTEKA Jerzy Skolimowski, mieszkający na Mazurach jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów, który niemal po dwóch dekadach tułaczki (zarówno w sensie dosłownym, jak i artystycznym) po Europie Zachodniej i Ameryce zaskoczył wszystkich skromnym, ale znakomitym filmem Cztery noce z Anną, wziął szturmem kilka festiwali filmowych. Jego obraz Essential Killing, otwierający tegoroczną KINOTEKĘ, w przewrotny sposób wciąga widza w sytuację, gdy musi stanąć po stronie złego. To dość rzadkie w kinie w ogóle. Jesteśmy zmuszeni do trzymania kciuków za uciekającego przez zaśnieżone góry i lasy terrorystę, który zabija wszystkich ludzi, jakich napotka na swej drodze, sam walcząc o przeżycie. Tylko to umie, tylko tyle potrafi... Skolimowski powiedział widzom kina Renoir, że mieszkając niedaleko lotniska w Szymanach, jeżdżąc po okolicznych lasach, często przystawał i zastanawiał się: a gdyby naprawdę wozili tędy jeńców z Afganistanu, a jeśli przejeżdżaliby tędy i auto wpadło w ten wykrot, i jeśli jeden z więźniów by uciekł... Tak powstawała wizja scenariusza, który wkrótce potem zamienił się w dwukrotnie nagrodzony na festiwalu w Wenecji film. Podczas rozdania Orłów w Polsce, film Skolimowskiego zdobył nagrody za najlepszy film i najlepszą reżyserię. Specjalna nagroda jury to nagroda uznania, ale i pocieszenia. Nie wiadomo, jak nagrodzić dzieło, które nie sięga po żadne laury, lecz jednocześnie jest warte podkreślenia i uznania. Kolejny skromny, tani film, bez efektów specjalnych, niemal bez dialogów świadczy o niezwykłym wyczuciu filmowego opowiadania. Zresztą Skolimowski zawsze miał talent do opowiadania oszczędnymi środkami. Najlepiej wychodziły mu niskobudżetowe produkcje bez

su”, nie byłoby wernisaży w Rickshaw House, nie byłoby też PoEzji Londyn i jej „kawałka podłogi”. Nie takie rzeczy już widzieliśmy – zdają się mówić oburzone autorki listów do redakcji. Nie tacy jak wy próbowali, ale „psy szczekają, karawana jedzie dalej”. Zrozumiałbym tę argumentację, gdyby faktycznie przez piaski kulturalnej pustyni wędrowała karawana, niosąca kaganek oświecenia. Tymczasem karawana nie jedzie, tylko stoi. Od lat. I czeka. Na co? Na kogo? Na pewno po wojnie działo się tu sporo ciekawych rzeczy, mieszkało tu wielu wybitnych artystów, były polskie galerie, ale na co stać „sadzawkę” dzisiaj? Co tak naprawdę ma do zaproponowania przybywającym w tej chwili do Wielkiej Brytanii Polakom? A jeśli już – to czy naprawdę jej działacze wierzą, że

wielkich gwiazd i formalnych fajerwerków, jak Rysopis, jak Fucha, jak ostatnie Essential Killing. Bo Skolimowski jest przede wszystkim autorem. Żadna adaptacja cudzego scenariusza czy nawet arcydzieła literatury światowej (Nabokov, Turgieniew, Gombrowicz) nie wytrzymuje w jego przypadku porównania z oryginalnym dziełem autorskim. Oba filmy – Cztery noce z Anną i Essential Killing – zrobione po powrocie z emigracji świadczą o tym, że reżyser jest w genialnej formie i wcale nie chce uchodzić za weterana kina. Niech dalej zastawia domy i inne kawałki majątku, niech bierze kredyty w banku i niech reżyseruje to, co czuje. Odpowiadając na pytania z widowni reżyser odżegnywał się od antywojennej publicystyki, jego najnowsze dzieło jest metaforą otwartą na dowolne interpretacje.

to w jakikolwiek sposób nowo przybyłych zainteresuje? Raz na jakiś czas zdarza mi się przeczytać w polonijnej prasie wypowiedzi typu: „jesteśmy bardzo zainteresowani pozyskiwaniem nowych członków. Problem jednak w tym, że choć przez ostatnie lata zjechało się tu tylu ludzi, jakoś się do nas nie garną”. Zapytałem więc znajomych artystów, czemu nie pokazują się w polskich ośrodkach, których na terenie Wielkiej Brytanii wciąż sporo. Ich odpowiedź była najczęściej szybka i trzeźwiąca, niczym kubeł zimnej wody: – Po co? By za wynajęcie miejsca w „społecznym” ośrodku służącym „Polsce i Polakom” płacić sumy, za które można spokojnie wynająć galerię lub kino w Hampstead, Richmond czy w Chelsea? Żeby znów walić głową w mur?

Teresa Bazarnik Jacek Ozaist

1. W jaki sposób trafił/-a Pan/-i na „Nowy Czas”? skrzynka w mieście polski sklep polski kościół POSK polecenie znajomych/rodziny uczestnictwo w ARTerii inne jakie?................................................................................................................................. 2. Z której formy wydania „Nowego Czasu” korzysta Pan/-i częściej? wersja papierowa wersja elektroniczna 3. Czy ma Pan/-i trudności w zdobyciu papierowego wydania „Nowego Czasu”? NIE TAK (proszę podać powód ………………………………….................................................) 4. Jak często sięga Pan/-i po „Nowy Czas” lub zagląda na naszą stronę internetową? regularnie często sporadycznie

5. Jakie rubryki „Nowego Czasu” lubi Pan/-i czytać najbardziej? (maks. 3) wiadomości z kraju i ze świata reportaż felietony i opinie kultura gospodarka czas na relaks podróże ogłoszenia sport listy do redakcji

6. Co Pan/-i ceni w „Nowym Czasie”? poziom artykułów różnorodność tematyczną rzetelność i profesjonalizm publicystów wiarygodność i obiektywność przydatność informacji inne ................................................................................................................................. 7. Czy ma Pan/-i ulubionego autora „Nowego Czasu”? Jeśli tak, proszę podać nazwisko………......................................................................................................... 8. Co możemy zrobić, by „Nowy Czas” był Pana/-i zdaniem lepszą gazetą? zmiana szaty graficznej dodanie nowej rubryki tematycznej (jakiej?)............................................................................................................................. więcej artykułów o lekkiej tematyce więcej reklam i ogłoszeń inne (jakie?)....................................................................................................................

I jak tu można twierdzić, że POSK rzeczywiście jest „nasz”? Najlepszym przykładem na to, jak traktują nas starsi działacze jest to, że na „Kawałek podłogi” Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie również otrzymał zaproszenie. Skorzystały z niego dwie, trzy osoby. Prywatnie. Reszta Związku i niemalże wszystkie „liczące się organizacje” imprezę zignorowały. Tym samym skazując się na zmarginalizowanie i zapomnienie w przyszłości. Nie wiem, czy osoby, które w listach do redakcji udzieliły mi reprymendy, oczekują ode mnie przeprosin i obietnicy, że już nigdy nie podniosę ręki na świętość. Niestety, nie widzę powodu, by kogokolwiek przepraszać, bo w moich słowach kryje się bardzo dużo prawdy i sporo rozgoryczenia. ALEx SłAWIńSKI

9. Czy byłby/-aby Pan/-i gotów/-owa regularnie płacić funta za „Nowy Czas”, gdyby stał się gazetą płatną? TAK NIE 10. Jeśli odpowiedź na poprzednie pytanie brzmi „tak”, czy: zamówiłby/-aby Pan/-i prenumeratę? kupowałby/-aby Pan/-i gazetę w sklepie, supermarkecie? Informacje o uczestniku ankiety: Płeć: K M Wiek: do 25 lat 26-35 36-45 46-55 56 i powyżej Wykształcenie: …………………………........................................................................................ Wykonywany zawód: …………………………............................................................................ Czas pobytu w UK: ……………………...................................................................................... Dane kontaktowe (dobrowolnie): …………………….............................................................

Wśród osób, które podadzą swoje dane kontaktowe, rozlosujemy nagrody w postaci kolacji dla dwóch osób w restauracji Tatra oraz Daquise. Ankietę prosimy odesłać na adres: „Nowy Czas”, 63 King's Grove, London SE15 2NA lub wypełnić na stronie internetowej: www.nowyczas.co.uk


4|

26 marca 2011| nowy czas

czas na wyspie

Narodowy Spis Powszechny 2011 1. Po co przeprowadza się Spis Powszechny? Rząd, władze lokalne, służba zdrowia, edukacja, eksperci z różnych dziedzin, branża handlowa i organizacje pozarządowe muszą poznać i zrozumieć strukturę społeczeństwa, by zaplanować usługi odzwierciedlające potrzeby danej populacji. Wiele z usług, do których jesteśmy przyzwyczajeni w codziennym życiu, jest uzależnionych właśnie od Spisu Powszechnego, bo liczą się potrzeby każdego z nas: bez względu na to, kim jesteśmy i gdzie mieszkamy.

2. Dużo się zmieniło w ciągu ostatnich dziesięciu lat od ostatniego Spisu Powszechnego w 2001roku. Ale co dokładnie? Najlepszym sposobem, by się tego dowiedzieć, jest policzenie ludności i zapytanie bezpośrednio, jak zmieniło się ich życie i ich potrzeby, tak by rząd oraz władze lokalne mogły zaplanować, finansować i dostarczać usługi, na które jest największe zapotrzebowanie.

3. Jakie są pytania Spisu Powszechnego 2011? Jest 56 pytań, na które należy odpowiedzieć: 14 dotyczy gospodarstwa domowego, a 42 –

osób mieszkających pod tym samym adresem. Pytania są związane z pracą, zdrowiem, tożsamością narodową, obywatelstwem, pochodzeniem, wykształceniem, posiadaniem drugiej nieruchomości, językiem, religią, stanem cywilnym itp. To wszystko jest niezwykle istotne w uchwyceniu prawdziwego obrazu danej populacji w chwili przeprowadzania Spisu Powszechnego.

Du ża fio le to wa ko per ta dłu go cze ka ła na swo ją ko lej, le żąc pod ster tą nie prze czy ta nej ko re spon den cji, ale gdy już ją wzią łem do rę ki, po szło jak z płat ka. Przy znać mu szę, że spo dzie wa łem się bar dziej wni kli wych py tań i pew nych pro ble mów z od po wie dzia mi. W rze czy wi sto ści spę dzi łem przy cenzusie mniej cza su, niż zwy kle spę dza się przy krzy żów ce pa no ra micz nej w ko lo ro wym pi śmie dla go spo dyń do mo wych. Ktoś na ro bił w pra sie nie po trzeb nej pa ni ki, a gdy się ude rza dło nią w stół, nie moż na ocze ki wać od no ży czek po kor ne go mil cze nia. Na Po la ków padł bla dy strach, że bę dą we ry fi ko wać za sad ność przy zna nych im za sił ków, wy sie dlać, ka rać itp. To zna czy, że jest się cze go bać. Przy naj mniej dla nie któ rych. Naj pierw wy peł ni ła swo je ru brycz ki na sza przy ja ciół ka, któ ra naj le piej zna an giel ski. Wpi sa ła się ja ko Per son 4. Po niej wzią łem się za to ja. Wy peł ni łem część pierw szą, ja ko „gło wa ro dzi ny” i si łą roz pę du zro bi łem przy słu gę po zo sta łym dwóm człon kom do mo stwa. W koń cu zna my się nie od dziś i wie my o so bie wszyst ko. Zna my na wet swo je ko dy PIN czy ha sła w in ter ne cie. Po zo sta łych dwóch lo ka to rów do pi sa ło się na za jutrz i nasz sze ścio oso bo wy, pol ski dom mógł za mel do wać wy ko na nie za da nia. Wzię ło nas przy oka zji na żar ty. Ktoś rzu cił zgra nym dow ci pem, że 17 Po la ków zgi nę ło w do mu w są sied niej dziel ni cy. Jak to? Tak to! Za wa li ło się pię tro we łóż ko! Są tu prze cież do my, w któ r ych miesz ka 13-17 ro da ków. Jak so bie po ra dzą ze spi sem,

Wypełnienie ankiety w imieniu wszystkich domowników jest prawnym obowiązkiem tzw. householder, czyli właściciela, współwłaściciela najemcy lub współnajemcy lub osoby odpowiedzialnej za dokonywanie opłat związanych z użytkowaniem nieruchomości.

7. Kto powinien być uwzględniony w kwestionariuszu?

4. Co trzeba zrobić? To proste. Wystarczy odpowiedzieć na pytania. W przypadku większości z nich wystarczy zaznaczyć odpowiednie okienko lub wpisać swoją odpowiedź w przygotowanym okienku. W finansowaniu lokalnych usług chodzi o cyfry. Jeśli więc wyniki nie są zadowalające, niektóre społeczności mogą na tym stracić. Dlatego tak ważne jest, by każdy wziął w tym udział. Dlatego też każde gospodarstwo domowe musi – zgodnie z prawem – wypełnić kwestionariusz Narodowego Spisu Powszechnego 2011.

Wypełnienie kwestionariusza zajmuje średnio 10 minut. Większość pytań to pytania zamknięte: udzielenie odpowiedzi polega na zaznaczeniu wybranego pola.

5. W jakim języku należy udzielać odpowiedzi?

9. Czy udział w spisie powszechnym jest obowiązkowy?

Kwestionariusz w języku polskim jest dostępny na stronie www.census.gov.uk. Wersja polska pomaga w pełnym zrozumieniu pytań. Odpowiedzi na pytania należy jednak udzielić w języku angielskim.

Udział w spisie powszechnym jest

CENSUS Bułka z masłem? Jacek Ozaist

6. Kto jest zobowiązany do wypełnienia spisu?

sko ro obej mu je on za le d wie sześć osób? Or ga ni za tor nie prze wi dział oko licz no ści ist nie nia na ro do wych gett i emi granc kich noc le gow ni. A co ze squ ata mi? Je stem prze ko na ny, że ich brak wy pa czy osta tecz ne wy ni ki spi su. I ni gdy nie do wie my się, ilu nas tu fak tycz nie jest. Kam pa nię in for ma cyj ną rzą du oce niam na trój kę z plu sem. Funk cjo nu ję w ob rę bie dwóch du żych dziel nic. Ga zet ka wy da na przez Ho un slow za mie ści ła je dy nie re kla mę spi su po wszech ne go, na to miast Ealing po ku sił się o wy ja śnie nie, o co w tym wszyst kim cho dzi oraz ile dziel ni ca, w któ rej miesz ka my, mo że na tym zy skać. In for ma cja, iż rząd obie cał na każ de go uję te go w spi sie miesz kań ca 2200 fun tów rocz nie, wie lu mo gła umknąć, tak jak ta, że w tym ro ku w ra mach re cy klin gu zu t y li zo wa no o 1000 ton wię cej pu szek po stel li i re kla mó wek z su per mar ke tu. No bo ko go to ob cho dzi? Ale to wy da je się w tym ca łym za mie sza niu naj waż niej sze. Przez dzie sięć lat, 2200 na każ de go miesz kań ca to spo ro. Na in fra struk tu rę, edu ka cję, ko mu ni ka cję, lep sze dro gi, uty li za cję od pa dów, kul tu rę, roz ryw kę, sport... W tym uję ciu nie je ste śmy już emi gran ta mi. Wszy scy je ste śmy re zy den ta mi, człon ka mi lo kal nej spo łecz no ści, po dat ni ka mi i be ne f i cjen ta mi po dat ków. Mo że trud no w to uwie rzyć, ale nie wy je dzie my stąd na za jutrz. Plan był ta ki, że mo że rok, gó ra dwa, a zle cia ło sześć. I zle ci wię cej. Ma my tu kon trak ty, zo bo wią za nia, fir my, po sy ła my dzie ci do angielskich szkół. Miesz ka my tu, więc spis po wszech ny to tak że na sza spra wa. Jed no mnie moc no po iry to wa ło. W czę ści do ty czą cej ra sy, naj pierw z ab so lut ną pew no ścią za de kla ro wa li śmy, że je ste śmy Po lish. Na -

Każda osoba mieszkająca lub pozostająca w danym lokalu mieszkalnym w dniu przeprowadzania spisu ludności (w tym dzieci i goście).

8. Ile czasu zajmuje wypełnienie kwestionariusza?

OBOWIĄZKOW Y! Kwestionariusz można wypełnić 27 marca lub w kilku najbliższych dniach na stronie internetowej www.census.gov.uk albo w wersji papierowej, dostarczonej do każdego domu. Osoby, które wyślą kwestionariusz ze znacznym opóźnieniem mogą być zakwalifikowane przez system jako te, które nie dopełniły obowiązku udziału w spisie powszechnym. Kara za niewypełnienie kwestionariusza Spisu Powszechnego wynosi 1000 FUNTÓW!!!

10. Ochrona danych osobowych Wszelkie informacje zawarte w kwestionariuszu zostaną wykorzystane do stworzenia statystyk i nie będą przekazane do innych departamentów rządowych czy firm marketingowych. W celu zapewnienia poufności danych osobowych systemy i programy Głównego Urzędu Statystycznego, a także pracownicy i podwykonawcy są zobowiązani do zachowania tajemnicy zgodnie z Data Protection Act, 1920 Census Act oraz Statistics and Registration Service Act 2007 (SRSA).

Niedziela 27 marca 2011!

Myślisz, więc czytasz „Nowy Czas”

www.nowyczas.co.uk NEW TIME stęp nie py ta nie do ty czy ło te go, ja ka jest na sza gru pa et nicz na i ma my do wy bo ru: Whi te En glish, We lsh, Scot tish, Nor thern Irish, Bri tish,Nowy Czas od początku adresowany był do wymagającego Irish... Po moc ni czo do da no jesz cze: Gyp sy iczytelnika; inteligentnego i wykształconego, o ugruntowanych szerokich zainteresowaniach i bogatym Irish Tra vel ler oraz ru bry kę, w któ rej mo że mpoglądach, y doświadczeniu, świadomego swojej wartości i praw. sa mo dziel nie okre ślić na sze tło et nicz ne. Na Wiemy, że od ponad dwóch lat skutecznie trafiamy właśnie stęp ne punk ty do ty czą już Azja tów, miesz kań do- tego wyjątkowego segmentu polskiej społeczności żyjącej Królestwie. Publikujemy przede wszystkim ców Afry ki, Ka ra ibów, więc za pa no wa łwwyczerpujące a Zjednoczonym teksty o problematyce społecznej, gospodarczej, kon ster na cja. Wszy scy zda je my so bie spra wę,multikulturowej, a także autorskie komentarze i felietony oraz że ra sa bia ła jest na wy mar ciu, ale wy da wa łrysunki o satyryczne znanych twórców. Wydajemy nowoczesną i oryginalną gazetę, potrafiącą nam się, że nie za na sze go ży cia. Ktoś nie śmia utrzymać uwagę czytelnika na dłuższy czas. ło wpi su je: Eastern Eu ro pe an. Nie po do ba mi się to. W ten spo sób po głę bia my ste reo ty py, aPo prostu dostarczamy wartość. prze cież usil nie nie chce my być wscho dem Eu ro py. Niech so bie nią bę dą Mińsk i Mo skwa. Ktoś wpi su je Whi te Po lish. Nie co ra si stow skie, ale po do ba się. Ja wpi su ję Slav, choć w de f i ni cji an giel skiej to też Wschod nio eu ro pej czyk. Po py ta łem tro chę zna jo mych co są dzą o cenzusie. Jed ni twier dzą, że gdzieś wi dzie li ta ką ko per tę, in ni nie wie dzą, o co cho dzi, bo miesz ka ją u ko goś i le piej niech ten ktoś de cy du je. Mam wra że nie, że pol ska stro na w tym spi sie za wie dzie. Więk szość z nas ma pro ble my ję zy ko we, miesz ka by le gdzie, by le jak i u by le ko go, a po za tym ja ko na ród nie lu bi my być prze świe tla nia. Już w tej chwi li je stem w sta nie wy mie nić kil ka na ście osób, któ re w spi sie nie we zmą udzia łu. Od dol nie wi dzę, że nie bę dzie on do koń ca wia ry god ny. Ale nic to. Rząd obie cał nie ujaw niać tych da nych przez 100 lat. Ża den z nas tej chwi li nie do cze ka. Szcze rze po wie dziaw szy, Polish Quality Paper in Great Britain wca le mnie wy ni ki te go spi su nie in te re su ją. Wo lał bym do żyć otwar cia ar chi wów do ty czą cych II woj ny świa to wej i do wie dzieć się pa ru rze czy www.nowyczas.co.uk na te mat ów cze snej dy plo ma cji, zwłasz cza tych o Pol sce i Po la kach, zdra dzo nych so jusz ni kach.



6|

26 marca 2011 | nowy czas

czas na wyspie

Czają się na czatach Wokół roi się od pozornie atrakcyjnych ofert umów na usługi telekomunikacyjne, dostawę internetu itp. Podpisanie umowy zazwyczaj następuje bardzo szybko, w sympatycznej atmosferze. Nieco inaczej jednak może to wyglądać, gdy chcemy umowę zakończyć. Przyzwyczajeni do polskich czy unijnych standardów konsumenckich, nasi rodacy mogą być zszokowani. Klient, który chce odejść, może w Anglii zostać potraktowany w sposób, za jaki np. w Polsce Urząd Ochrony Konsumenta i Konkurencji nakłada wysokie kary.

Grzegorz Borkowski

Przekonałem się o tym na własnej skórze. Przez ostatnie trzy niemal lata byłem klientem giganta telekomunikacyjnego – Vodafone. Na początku nawet się cieszyłem – była to jedyna firma, która zaproponowała mi (osobie przebywającej wówczas na Wyspach nieco ponad rok) kontrakt na dostawę bezprzewodowego internetu. W kilku innych miejscach usłyszałem wcześniej zdecydowane „nie”. Radość nie trwała jednak zbyt długo. Internet okazał się – wbrew zapewnieniom – powolny, szczególnie w godzinach szczytu. Do tego usługa skonstruowana była w taki sposób, że tworzyła swoistą pułapkę. Dopuszczalny limit

3GB dostępnych danych można było bardzo łatwo przekroczyć (co prawda dołączona do modemu aplikacja pokazywała w przybliżeniu zużyty transfer, lecz... była ona kompletnie nieskuteczna przy używaniu tego samego modemu jednocześnie na domowym komputerze i laptopie), jednak po przekroczeniu nie kończyło się bynajmniej na nieco wyższym rachunku czy nawet jakiejś opłacie karnej. Za przekroczenie nawet o... 1MB dostawałem podwójny rachunek – 30 funtów, zamiast umownych 15! Raz dostałem nawet rachunek na 45 funtów – z adnotacją, że zawiera wyrównanie zaległego transferu za kilka miesięcy. Nie wytrzymałem i wysłałem list z żądaniem dokładnego rozliczenia rzekomo przekroczonego transferu. Jednocześnie skasowałem direct debit i poinformowałem Vodafone, że

nie zapłacę rachunku, jeśli nie zostanie ów rzekomy zaległy transfer rozliczony – miesiąc po miesiącu – co do jednego megabajta. W odpowiedzi dostałem bardzo oschły list, jeszcze raz informujący o jakichś zaległych transferach danych (bez dat rzekomego przekroczenia i wielkości) i ostrzeżenie, że jeśli nie zapłacę rachunku, doliczone będą karne odsetki. Poszedłem do salonu, w którym podpisałem umowę, by sprawę wyjaśnić. Nikt nie próbował nawet niczego ze mną wyjaśniać. Powiedziano mi tylko, że podwójny rachunek to konsekwencja przekroczenia limitu. Gdy poprosiłem o inny niż direct debit sposób rozliczania (w końcu ten ostatni zakłada pewne zaufanie, a ja już do nich zaufania nie mam), jak chociażby przelew na konto, odmówiono mi, twierdząc, że płatności są możliwe jedynie tą drogą. To ogromne

Punktem zwrotnym jest powołanie się na prawa konsumenckie i postraszenie skargą do biura telekomunikacji. Skruszony konsultant błyskawicznie porozumiał się z przełożonym i jest gotowy do skasowania umowy. Nie dajmy się zwieść – nie ma żadnego managera na linii…

ograniczenie swobody konsumenta! Wróciłem do domu zrezygnowany. Postanowiłem odczekać kilka miesięcy do końca minimalnego okresu umowy (18 miesięcy) i po prostu umowę rozwiązać. Przeciągnęło się to nieco, gdyż – jak to najczęściej bywa – nerwy i zapał do walki o swoje prawa przechodzą bardzo szybko, a ponadto szukanie innego dostawcy internetu jest dość czasochłonne. Kiedy jednak kilka miesięcy temu dostałem kolejny rachunek opiewający na 45 funtów (trzykrotność umówionej ceny), znów we mnie zawrzało. * * * Odwiedziłem ponownie salon, w którym podpisałem umowę. Odebrałem z automatu numerek klienta i pewny swych praw czekałem. Wreszcie podeszła do mnie konsultantka, pytając w czym może pomóc. Odpowiedziałem, że chcę rozwiązać umowę. – Niestety, umowy rozwiązuje jedynie nasza centrala – usłyszałem. – Musi pan wejść na stronę internetową Vodafone lub wysłać pisemne wypowiedzenie. Jako że internetu już nie miałem (po kolejnym potrójnym rachunku bałem się panicznie go odpalać), na wspomnianą witrynę Vodafone wszedłem w kawiarence. Wstępnie wybadałem, że aby coś skutecznie załatwić, trzeba mieć swoje internetowe konto w Vodafone, a żeby się w portalu zarejestrować, trzeba podać numer komórki (hasło weryfikacji będzie wysłane SMSem). Niestety, system przyjmuje jedynie numery

Kazik and The Kommander’s Car Aleksandra Musiał

Mówi się, że muzyka jest językiem uniwersalnym i może przenosić słuchaczy do miejsca w wyobraźni, jak również miejsca w pamięci. Kazimierz Piechowski, jako jeden z wielu polskich harcerzy, 20 czerwca 1940 roku został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Po ponad dwuletnim pobycie w obozie zaplanował ucieczkę. W tym celu wraz z trzema innymi więźniami dostał się do magazynu mundurów, a następnie zorganizował samochód esesmański i wyjechał nim przez obozową bramę. Nie posiadał żadnych dokumentów, a ucieczkę ułatwiło mu niezwykłe opanowanie i biegła znajomość języka niemieckiego wyniesiona z domu rodzinnego. Jest to jedna z

Kommander’s Car to piosenka napisana przez brytyjską piosenkarkę Katy Carr, która opowiada o słynnej ucieczce Kazimierza „Kazika” Piechowskiego z Auschwitz. Na zdjęciu Kazik i Katy. W najbliższych dniach Kazimierz Piechowski, który ma 91 lat, odwiedzi Londyn. najbardziej brawurowych i spektakularnych ucieczek z Auschwitz w dziejach tego obozu. Katy Carr, brytyjska kompozytorka, po zapoznaniu się z historią Kazimierza, chcąc oddać mu hołd i wyrazić uznanie skomponowała utwór pt. Kommander’s Car. Piosenka ta opowiada o emocjach, jakie towarzyszyły więźniom podczas ucieczki, koncentrując się

na jej kulminacyjnym momencie, gdy uciekinierzy zbliżali się do ostatniej oddalonej o niecałe 80 metrów bramy, a ta była zamknięta. Już od pierwszego taktu utworu można poczuć dramat i napięcie, jakie towarzyszyło więźniom. Kiedy okazało się, że Kazimierz żyje do dziś, Katy postanowiła zadedykować mu tę

piosenkę. –Tym utworem chciałam uhonorować Kazika – mówi piosenkarka. Ma ona także nadzieję, że jej utwór dotrze do młodszej publiczności i zachęci ją do dokładniejszego zapoznania się z tą niesamowitą historią. Katy zorganizowała również spotkanie z bohaterem piosenki, w jego rodzinnym domu w Gdańsku. Podczas wizyty został nakręcony krótki film dokumentalny w reżyserii Hannah Lovell zatytułowany Kazik and the Kommander’s Car. Dzięki skomponowaniu utworu Katy i Kazimierz mieli okazję poznać się osobiście oraz zjednoczyć siły w rozpowszechnianiu historii słynnej ucieczki. Kazik na oficjalne zaproszenie Ambasady RP w Wielkiej Brytanii gościć będziemy w Londynie. Swoją obecnością uhonoruje on dwie uroczystości upamiętniające siedemdziesięciolecie ucieczki. Pierwsze spotkanie odbędzie się 29 marca w siedzibie Ambasady RP w Londynie. W programie uroczystości przewidziana jest projekcja filmu Kazik and the Kommander’s Car oraz koncert Katy Carr. Drugie spotkanie będzie miało miejsce 31 marca w Baden-Powell House. W planie przewidziany jest koncert Katy Carr oraz odczytanie oficjalnego listu od szefa harcerstwa Beara Gryllsa: „Jest to dla nas ogromny zaszczyt móc gościć tak wspaniałą osobistość, twoja historia jest jedną z najbardziej inspirujących opowieści o bohaterstwie, poświęceniu i koleżeństwie, jaką kiedykolwiek znałem – napisał. Projekcja filmu w reżyserii Hannah Lovell Kazik and the Kommander’s Car 30 marca dbędzie się w ramach trwającego festiwalu kina polskiego na Wyspach KINOTEKA.


|7

nowy czas | 26 marca 2011

czas na wyspie Vodafone. Jakoś chyba nikt tam nie przewidział, że można mieć internet z Vodafone a komórkę np. O2. Zrezygnowałem więc i wysłałem na wskazany na rachunku adres do korespondencji pisemne wypowiedzenie. Wcześniej oczywiście jeszcze raz przestudiowałem umowę. Była w niej wyraźnie mowa o wypowiedzeniu miesięcznym, pisemnym. Przez kolejne trzy tygodnie nie dostałem żadnej odpowiedzi. Ponownie więc wszedłem na stronę Vodafone. Tym razem odkryłem, że jest możliwość porozmawiania z konsultantem za pośrednictwem czatu. * * * Oto zapis rozmowy na czacie z doradcą firmy Vodafone: GB: – Witam! Potrzebuję porady. Wysłałem do was kilka tygodni temu list z wypowiedzeniem i wciąż nie mam potwierdzenia... Konsultant: – Witaj, mam na imię Parin, czy mogę prosić o twoje imię i nazwisko? GB: – Oczywiście (podaję moje dane i numer klienta). Konsultant: – Czy chodzi o rozwiązanie umowy? GB: – Tak Konsultant: – Aby rozwiązać umowę, musisz dać nam 30-dniowe wypowiedzenie za pośrednictwem e-maila lub czatu. GB: – W moim kontrakcie jest wyraźnie napisane, że mam złożyć wypowiedzenie pisemnie. Nie ma mowy o czacie czy e-mailu. Proszę zajrzeć do części zatytułowanej Summary of most important terms and conditions; jest na dole pierwszej strony umowy. Konsultant: – Niestety, [korespondencja za

pośrednictwem czatu – red.] to nowa usługa, właśnie wystartowaliśmy z nią. Ale możemy policzyć wypowiedzenie od dzisiaj, mogę je przyjąć za pośrednictwem czatu teraz. GB: – Jeszcze raz powtórzę: w moim kontrakcie nie ma ani słowa na temat czatu czy e-maila. Jest mowa o wypowiedzeniu pisemnym, a ja już wysłałem do was list. Nie chcę dawać wypowiedzenia kolejny raz. Ja już je złożyłem trzy tygodnie temu. Konsultant: – Pozwól, że upewnię się, czy wysłałeś go na prawidłowy adres. Do wypowiedzenia prawidłowy adres to: Vodafone Ltd, P.O. Box 549... GB: – Właśnie na ten adres wysłałem wypowiedzenie. Chcę tylko potwierdzenia, że dotarło... Konsultant: – Proszę przysłać mi kopię wypowiedzenia i ksero potwierdzenia nadania z poczty, to będziemy mogli rozpatrzyć twój wcześniejszy wniosek. GB: – ?! Jak to rozpatrzyć? Dałem wypowiedzenie i moja umowa kończy się za tydzień! Konsultant: – Proszę postarać się mnie zrozumieć. Nawet jeśli zadzwonisz na naszą infolinię i tak poproszą o wysłanie wypowiedzenia mailem lub złożenie go na czacie. GB: – Czy to znaczy, że to będzie trwało kolejny miesiąc? Konsultant: – Tak. GB: – To nie jest fair. Zamierzam złożyć oficjalna skargę do Citizens Advice Bureau (odpowiednik samorządowego rzecznika praw konsumenta w Polsce) i biura telekomunikacji. To skandal, że nie mogę złożyć wypowiedzenia kontraktu w miejscu, gdzie go podpisałem, to

DOM RODZIN RODZINNY? NNY? DZIUPLA NA RKOTYKOWA? NARKOTYKOWA? KOMÓRKA TERRORYST TYCZNA? TERRORYSTYCZNA?

także skandal, że oczekuje się ode mnie jakiegoś wypowiedzenia poprzez czat lub e-mail, skoro nie ma o tym wzmianki w moim kontrakcie. Nie znam angielskiego prawa, ale znam przepisy międzynarodowe i jestem pewien, że zostały tu pogwałcone unijne prawa konsumenta. Konsultant: – Nie twierdzę, że nie wysłałeś do nas wypowiedzenia. Niemniej, do nas ono nie

dotarło. Nie jest łamaniem prawa oczekiwanie od klientów wypowiedzenia czy wymaganie go w formie e-maila czy czatu. Ale właśnie skonsultowałem się z moim managerem i pozwolił mi rozwiązać tę umowę. Skoro utrzymujesz, że wysłałeś wypowiedzenie trzy tygodnie temu, kontrakt zostanie rozwiązany z końcem przyszłego tygodnia. Proszę nie kasować direct debit i zaczekać na ostatni rachunek, który przyślemy pocztą. * * * A więc dla Vodafone czat jest obowiązującą formą rozwiązania umowy. Ciekawe, co na to powiedzą ci, którzy z klawiaturą komputera nie są zbyt obyci?

Nietrudno zauważyć, że punktem zwrotnym w powyższej rozmowie jest powołanie się na prawa konsumenckie i postraszenie skargą do biura telekomunikacji. Okazuje się, że skruszony konsultant błyskawicznie porozumiał się z przełożonym i jest gotowy do skasowania umowy na moich warunkach. Nie dajmy się zwieść – nie ma żadnego managera na linii. – Rozmowa z rzekomym szefem to łatwy chwyt w negocjacjach marketingowych – komentuje Wacław, pracownik popularnej na Pomorzu agencji marketingowej. – Tak naprawdę to ten tzw. konsultant poddał się i wskazanie szefa jako ostatniej przeszkody to tylko wymówka, by wyjść z rozmowy z twarzą. W rzeczywistości jedynym jego zadaniem jest odwieść klienta od decyzji wypowiedzenia kontraktu, a jeśli się nie uda, to przynajmniej opóźnić rozwiązanie kontraktu o miesiąc, by wyłudzić dla firmy jeszcze jedną płatność. „Nowa oferta”, „zgoda szefa”, pokazanie, że wypowiedzenie umowy ponownie – na wspomnianym czacie – jest prostym rozwiązaniem, a upominanie się o uwzględnienie jakiegoś wysłanego wcześniej pisma to droga długa i kręta – to są proste chwyty socjotechniczne, których nauczono tego człowieka na kursach organizowanych przez speców od sprzedaży. Zdaje się on być pewny swego, ale usłyszawszy zdecydowane i asertywne „nie”, poddaje się bardzo szybko. Nie dopnie swego, nie przekona nas, nie dostanie swojej marży od tej rozmowy, więc chce ją skończyć jak najszybciej i zacząć negocjacje z następnym klientem, może bardziej owocne.

Grzegorz Borkowski

Terroryści p Terroryści planujący lanujący swoje swoje ataki ataki żyją żyją pośród Będą p ośród nas. nas. B ędą zzatem atem próbowali próbowali u kryć swoje swoje działania. działania. Jednak Jednak czasami czasami ukryć zostawiają z ostawiają znaki znaki mogące mogące wzbudzać wzbudzać podejrzenia. p odejrzenia. Znaki, Znaki, które które Ty Ty możesz możesz nam pomóc n am p omóc zzauważyć. auważyć. B yć m oże będą będą starali starali się się u trzymać to to Być może utrzymać c o rrobią obią w tajemnicy tajemnicy zzakrywając akrywając okna. okna. co J eśli m asz p odejrzenia co co do do domu, domu, Jeśli masz podejrzenia w którym którym d zieją ssię ię rzeczy rzeczy odbiegające odbiegające dzieją od normalnego codziennego o dn ormalnego c odziennego życia życia – zadzwoń anonimowo. z adzwoń do do nas nas a nonimowo. Twój Twój może ttelefon elefon m oże uratować uratować życie życie innych. innych.

JEŚLI MASZ PODEJRZENIA JRZENIA – ZGŁOŚ JE ZADZWOŃ NA POUFNĄ POUFNĄ INFOLINIĘ ANTYTERRORYSTYCZNĄ ANTYTERRORYSTY YCZNĄ POD NUMER 0800 789 321 21


8|

26 marca 2011 | nowy czas

fawley court

Komu wierzyć… komu ufać..? Nikt nas nie przygotował do tej swoistej walki, dotyczącej skandalicznej „sprzedaży” Fawley Court. Ale w głębi duszy wiemy, gdzie leży prawo i prawda, i co należy robić. Zdajemy sobie sprawę jak wielu ludzi jest bezradnych w świetle nadużyć związanych ze sprzedażą Fawley Court, inni są obojętni, a co najbardziej zdumiewające – jest nawet mała garstka wrogo nastawiona wobec walki, jaką prowadzą Fawley Court Old Boys w sprawie zachowania tego pięknego polskiego pałacu – z parkiem i ziemią nad brzegiem Tamizy, kościołem, kaplicą, miejscem pochówku i muzeum – stanowiącego dla rozsianej po świecie Polonii (17 mln) od ponad pół wieku kulturowe i religijne bezcenne dziedzictwo narodowe. Naszą „małą Polskę.” Kto by pomyślał, że w sprawie Fawley Court naszymi wrogami będzie mała garstka londyńskich polonijnych organizacji – organizacje kościelne, charytatywne, wychodzące tu pisma – które, co należy podkreślić, nigdy same nie poddały się otwartym, demokratycznym wyborom działając na rzecz Polonii! Jakim więc prawem organizacje te wpłynęły na los naszych „Bielan nad Tamizą”? A komu przyszło by do głowy, że naszymi i o. Józefa największymi wrogami będą księża marianie? Na szczęście władze w Wielkiej Brytanii nareszcie się obudziły, jeśli chodzi o tę skandaliczną sprawę. Sąd, policja i Crown Prosecution Service już wytoczyły marianom pewne sprawy, ale – jak powiedział były poseł Paul Goodman – na pewno (więcej) spraw znajdzie się przed sądem. Trzeba tu zaznaczyć, że bez Kolegium Bożego Miłosierdzia (o czym księża marianie: Naumowicz, Gowkielewicz, Jasiński, Nawalaniec, Byczkowski i inni dobrze wiedzą) nigdy nie powstałby Fawley Court, a dziś – w co głęboko wierzymy – dzięki mozolnemu wysiłkowi jego wychowanków (Fawley Court Old Boys), zacznie żyć na nowo i służyć Polonii! Ci sami wychowankowie, choć wykształceni w Anglii, ale wychowani w duchu polskim, są doskonale zorientowani w prawie angielskim. Nasze artykuły, korespondencja, i komunikaty prasowe są z konieczności pisane po angielsku, by przedstawiciele władz i różnych organizacji państwowych oraz brytyjska prasa miały do nich łatwy dostęp. Niemniej, mamy na uwadze życzenia czytelników w sprawie kompromisu językowego! Wracając do naszych polonijnych organizacji, należy przypomnieć rozmowy, jakie FCOB z nimi przeprowadziło, zwłaszcza z Polską Misją Katolicką. Miejsce rektora ks. Tadeusza Kukli w marcu ubiegłego roku zajął ks. rektor Stefan Wylężek, który ma za sobą dwadzieścia wspaniałych lat pracy w Rzymie. Prezes FCOB, po kilku rozmowach telefonicznych z ks. Stefanem był (i jest dalej) przekonany o życzliwości i szczerości wypowiedzi głowy Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii na temat Fawley Court. Ale od tego czasu do dziś… cisza. Księże Stefanie, czekamy na jakąś wypowiedź na temat przyszłości nie tylko Fawley Court, ale również kierunku, w jakim zmierza polski Kościół katolicki na Wyspach! Druga prośba odnosi się do Komitetu Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court, którego najbardziej aktywnym przedstawicielem jest wiceprezes, Julita Nazdrowicz-Woodley. Mimo chwilowego sukcesu w powstrzymaniu ekshumacji grobu o. Józefa Jarzębowskiego, (sprawa ma być rozpatrzona w lipcu), obrony – z pomocą rodziny Radziwiłłów – prawa Polonii do kościoła św. Anny, prawa wolnego przejścia, modlenia się i piknikowania na terenie Fawley Court, Komitet naszym zdaniem otacza się kolczastą pajęczyną tajemniczości.

Szacunek i pamięć Od czasu do czasu odwiedzam cmentarz przy Fairmile w Henley on Thames. Przyjechałem do Fawley Court jako jeden z pierwszych piętnastu uczniów na początku 1954 roku. Byłem najmłodszym uczniem w tej pierwszej klasie. Ojciec Józef Jarzębowski darzył mnie specjalną opieką. Często przebywałem z nim, kiedy czytał mi poezje i opowieści historyczne o Romualdzie Traugucie czy też o generale Hallerze i innych. Ostatnio byłem w Henley w niedzielę 27 lutego. Niestety, z przykrością zauważyłem, że już przeszło jedenaście miesięcy leży odłogiem porzucona i zaśmiecona potłuczonymi szklanymi zniczami płyta z czarnego marmuru z grobu o. Jarzębowskiego (ufundowana przez pana M. Pawłowskiego ze Słonimia). Koło płyty leży oryginalny brzozowy krzyż. Jest to wszystko w opłakanym stanie. W książce pt. Zostanie po nich nikły ślad... jest napisane: „Pamięć Ojca Józefa Jarzębowskiego, twórcy ośrodka w Fawley Court, podobnie jak pamięć Stanisława Radziwiłła, fundatora

Prosimy, by Komitet dostarczał więcej informacji, wyjaśnień, i ułatwił nam dostęp – jak obiecał – do akt prawnych przekazanych im w dobrej wierze przez Polonię w ciągu ostatnich pięciu lat. Prosimy Czytelników „Nowego Czasu” o wspieranie funduszami i prenumeratą tej gazety, która odważnie i konsekwentnie od 2008 roku walczy o polskie dziedzictwo narodowe, jakim jest Fawley Court. W tej skandalicznej sprawie piszcie też listy do Izby Gmin (a nawet do polskiego Sejmu!) Poseł (imię i nazwisko, MP) House of Commons London, SWIA OAA Niezależnie, czy mieszkacie w Wielkiej Brytanii pięćdziesiąt czy pięć lat lub pięć dni – piszcie do swojego posła! Protestujcie w sprawie sprzedaży Fawley Court i walczcie o jego odzyskanie!

Mirek Malevski Prezes FCOB PS. Bardzo doceniamy listy pani Danuty Szlachetko i pani Reginy Krzysztofiak (NC 2/161, 28.02). W ramach kompromisu językowego zamieszczamy tłumaczenie na angielski list pani Krzysztofiak. W następnym numerze tłumaczenie listu pani Szlachetko. Dear Editor, I have been following with particular interest Nowy Czas’s articles on the scandal(s) surrounding Fawley Court, and note that the matter is turning into some extraordinary criminal saga. I began to believe, as did many others, that the Fawley Court matter had little chance of success. In fact it was difficult to think otherwise, given the number of Polish organizations, operating here in Britain for so many years, witnesses to what Fawley Court really represented to the British Polonia, who so readily yielded to the diktats of the Marian priesthood. Are we witnessing the birth of a new consciousness, one that (really) values what we built here, something which is our heritage? Clearly, we do represent something greater than some ill-defined group simply offering cheap labour. We have roots and a heritage here! Will we find other “Old Boys”, ready to fight for our inheritance on the British Isles? Is it possible that Fawley Court Old Boys will specialize into becoming an institution safeguarding our Polish heritage here in Britain, so that a scandal such as Fawley Court is never repeated again? We need responsible (Polish) organizations, whom we can trust. Those currently in existence, carrying the proud word Poland/Polish; Polish Catholic Mission, Polish School’s Foundation, The Association of Polish Combatants, instead of protecting our heritage, hold out for a cheap shilling. It is beyond belief how our traditional cherished (Polish) ideals have been devalued. Extraordinary, given that there are now more, not less of us here… On the other hand we are not in a vacuum – bodies such as FCOB – are born. One can but only congratulate such initiatives, and wish them perseverance and boundless energy. The same wishes are extended to the editors of „Nowy Czas”, who must also resist the recession! Yours sincerely Regina Krzysztofiak

kościoła św. Anny tamże, są jednak żywe nie tylko w samym Fawley Court, ale i wielu miejscach na świecie, gdzie dziś żyją i pracują wychowankowie szkoły”. Obrządek (Ordo Exsequiarum) pogrzebu chrześcijańskiego, zgodnie z prawem kanonicznym, ma obowiązujące normy postępowania. Bierze się również pod uwagę zwyczaje lokalne, czego wymaga kultura i pobożność społeczeństwa związanego z osobą zmarłą. Dla rodziny, przyjaciół i znajomych zmarłej osoby (a także społeczeństwa, z którym dana osoba miała związek) ma to szczególne znaczenie. Uważam, że księża marianie powinni przenieść oryginalną płytę marmurową i krzyż na grób o. Józefa Jarzębowskiego w Fawley Court, gdzie powinna być ulokowana, zanim ogłoszony zostanie ostateczny werdykt sądu w sprawie ekshumacji jego zwłok i zanim wandale uszkodzą [bądź ukradną – red.] tę płytę. O. Józef często nazywał Fawley Court „Bielanami nad Tamizą”. Było jego ostatnią wolą, aby być pochowanym w tym miejscu. Jeśli by mu na tym wcale nie zależało, to przecież wyraziłby chęć bycia pochowanym między swymi śp. księżmi na cmentarzu w Henley. Dziwię się księżom marianom, że nie chcą lub nie wkładają należytych starań, aby wykonać jego życzenie i ostatnią wolę.

FAW L E Y C O U RT O L D B OY S 82 PORtOBELLO ROAD, NOttiNG HiLL, LONDON W11 2QD tel. 020 7727 5025 Fax: 020 8896 2043 email: kristof.j@btinternet.com

Spotkanie w POSK-u Ce lem spo tka nia zorganizowanego 20 marca przez Komitet Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court było uzy ska nie po par cia Po lo nii do 31 mar ca w obro nie od wiecz nego prawa prze cho dze nia przez teren Faw ley Co urt. Wnio ski mogą odnieść sku tek po warunkiem, że dotyczyć będą prawa do przechodzenia, które nie ma powiązań z odwiedzinami księży marianów. Są tu dwa waż ne wy jąt ki – dro ga do ko ścio ła św. An ny, bo ko ścio ły ma ją au to ma tycz ne pra wo do dro gi. Obecność na im pre zach or ga ni zo wa nych przez ma ria nów nie li czy się z wy jąt kiem Zie lo nych Świą tek w ro ku 2009, bo ty sią ce lu dzi tam przy je cha ły wbrew ogło sze niu ma ria nów, by nie przy jeż dżać, – czy li wszy scy, którzy wte dy tam by li ma ją pra wo wy peł nić for mu larz do Bucks Co un ty Co un cil i po świad czyć, że nie było za mknię tych bram, ogło szeń, że jest to te ren pry wat ny i za gro dzonej dro gi – wszystkie te zakazy pojawiły się do pie ro w 2010 ro ku, choć ma ria nie na pi sa li do Bucks Co un ty Co un cil, że ta ko we by ły za wsze! For mu la rze moż na ścią gać z in ter ne tu (www.faw ley co urt.in fo/pdf/form.pdf) i prze sy łać do sa ve faw ley@hot ma il.com. W związ ku z krótkim ter mi nem (do 31 marca) moż na pisać bez po śred nio do Bucks Co un ty Co un cil na ad res h.be evers@buck scc.gov.uk z ko pią do sa ve faw ley@hot ma il.com i własną, za zna cza jąc, że for mu larz bę dzie do kład niej wy peł nio ny, pod pi sa ny i prze sła ny pocz tą póź niej. Ostatni moment! Krót ki film Elż bie ty Kró li kow skiej -Avis z ks. Ja siń skim o sprze da ży był ko men to wa ny okrzy ka mi z sa li: – Kła mie, kła mie! Po nad to 26mi nu to wy film do ku men tar ny o Mu zeum im. o Ja rzę bow skie go, po ka zu ją cy wszyst kie eks po na ty z ko men ta rza mi o, Paw ła Ja siń skie go, pa ni Or łow skiej i Hen ry ka Li piń skie go, jest bardzo ważnym dokumentem, gdyż po lo wa eks po na tów z Fawley Court zni kła. Film wy wo łał cie ka wą dys ku sję, wypowiada się m.in. przed sta wi ciel Ri ghts of Way, re dak tor „No we go Cza su”, a tak że je den ze świad ków prze ka za nia w de po zy cie ko lek cji eks po na tów do Mu zeum im. o Ja rzę bow skie go. Naj cie kaw szą wy po wie dzią by ło oświad cze nie prze wod ni czą cej Klu bu Ga ze ty Pol skiej, któ ra stwier dzi ła, że ks. Gow kie le wicz prze pę dził ten Klub z Pol skie go Ośrod ka Ka to lic kie go na Ealin gu. Mło de po ko le nie Polaków na Wyspach zo sta ło skrzyw dzo ne przez ma ria nów, któ rzy (tym cza so wo) po zba wi li je ol brzy mie go ośrod ka oświa ty i kul tu ry pol sko -ka to lic kiej w Faw ley Co urt, tzw. „Ma łej Pol ski”. Ale je ste smy do brej my śli – od bie rze my wszyst ko, co nam ich prze moc wzię ła!

Krzysztof Jastrzębski Sekretarz FCOB fawleyoldboys@gmail.com

TO WHOM IT MAY CONCERN Re: FAWLEY COURT, HENLEY This notice is directed to any parties who may consider that they have a beneficial interest in Fawley Court, Henley. They should note that the sale of the property by the Marian Fathers to the new owners may be defective and that any new title may be vulnerable to challenge. Patrick Streeter and Co, Chartered Accountants 1 Watermans End, Matching, HARLOW, Essex CM17 ORQ Tel: 01279 731 308 email: sptstreeter@aol.com

Uważam to za zachowanie nie tylko niegodne ich pozycji w społeczeństwie i niezgodne z ich naukami o zachowaniu religijnym i kulturowym, ale będące na granicy skandalu publicznego. Myślę, że o. Józef Jarzębowski swoją postawą, swoim poświęceniem i dorobkiem na rzecz Polonii i Rzeczypospolitej Polskiej zasłużył na szacunek wobec jego życzeń i pamięć. Zauważyłem również, że na płycie nagrobnej mojej wychowawczyni śp. pani Zofii Orłowskiej brakuje napisu o jej synu, śp. Witoldzie, gdzie – po długich tarapatach – zostały w końcu złożone jego szczątki. Ponieważ sprawa kryminalna dotycząca księdza Wojciecha Jasińskiego jest sub judice – jako prawnik na emeryturze – nie mogę komentować tej sprawy aż do jej ostatecznego rozstrzygnięcia.

Mieczysław Majcherczyk


|9

nowy czas | 26 marca2011

takie czasy

Bez planu na Libię? Adam Dąbrowski

jaK dO tegO dOszłO?

Montowanie koalicji przeciwko Kaddafiemu trwało tygodniami. W końcu się udało. Tyle że wojnę mało kto chce dziś prowadzić. W dodatku chyba nikt nie ma na nią pomysłu. – Kaddafi nas okłamał, złamał zawieszenie ognia i wciąż masakruje własnych obywateli. Nadszedł czas, by działać – oświadczył David Cameron. Strefa zakazu lotów to pomysł brytyjskiego premiera. Spotkał się on z chłodnym przyjęciem, a entuzjastyczne znaki napłynęły jedynie z drugiej strony kanału La Manche. To kolejny sygnał zbliżenia między Londynem a Paryżem. W zeszłym roku obie stolice podpisały przecież nowy pakt obronny. Jednak zapału Camerona i Sarkozy’ego nie podziela nikt inny.

tWarda anKara…

pOlsKa: Wsparcie polityczne i humanitarne – tak Wojskowe – nie! donald tusk uczestniczył w kryzysowej naradzie zwołanej tuż przed pierwszymi nalotami na libię. – jeśli będzie potrzebna pomoc humanitarna, to w ramach naszych możliwości będziemy ją rozważać, ale jeśli chodzi o konflikt zbrojny, to zachowamy powściągliwość i będziemy reagować spokojnie – powiedział po spotkaniu polski premier. minister radosław sikorski przypomina też, że polska wciąż utrzymuje duży kontyngent w afganistanie. decyzję polskiego rządu krytykuje były minister w kancelarii lecha Kaczyńskiego Witold Waszczykowski. – ten rząd od 2008 roku powycofywał się z wielu operacji na bliskim Wschodzie. to błąd, bo straciliśmy instrumenty oddziaływania zarówno na Unię, jak i stany – powiedział Waszczykowski w radiu tOK Fm. – polska dobija się o respektowanie naszego miejsca właśnie w pierwszej piątce-szóstce najważniejszych krajów i dyplomacji w europie. Wykręcanie się afganistanem od odpowiedzialności za libię źle służy temu celowi – komentuje brukselski korespondent „gazety Wyborczej” tomasz bielecki. z kolei beata górka-Winter z polskiego Instytutu spraw międzynarodowych broni decyzji polskiego rządu określając ją jako „racjonalną”. górska -Winter uważa, że w przypadku libii polski interes narodowy i bezpieczeństwo państwa nie są zagrożone. Ważne są też koszty operacji. – Utrzymanie strefy zakazu lotów będzie kosztować od 100 do 300 mln dolarów tygodniowo (przy kosztach początkowych sięgających nawet miliarda dolarów). do tego doliczyć trzeba wydatki na działania wojenne, które również pójdą w miliardy dolarów. Większość z nich obciąży narodowe budżety koalicjantów– czytamy w tekście opublikowanym przez „rzeczpospolitą”.

Rolę hamulcowych odgrywają Ankara i Berlin. Tureckie firmy są w Libii wszechobecne, a łączna wartość inwestycji, które realizują, to ponad 15 mld dolarów. Wydaje się, że sprzeciw wobec interwencji jest też sposobem na zmobilizowanie elektoratu przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Już od jakiegoś czasu Ankara używa wobec Zachodu mocniejszej retoryki. Podczas lutowego spotkania z Angelą Merkel turecki premier uderzył w zaskakująco ostre tony. – Jeśli (europejscy politycy) nie chcą Turcji w Unii, powinni to powiedzieć jasno. Wtedy zajmiemy się swoimi sprawami i nie będziemy nikomu zawracać głowy. Nie zwódźcie nas. Nie zwódźmy się nawzajem – apelował Recep Tayyip Erdogan. Możliwe, że europejscy dyplomaci dolali oliwy do ognia nie zapraszając Ankary na kryzysowy szczyt w Paryżu. A przecież poparcie Turcji, jedynego muzułmańskiego członka NATO, jest kluczowe, by przekonać świat islamu, że nie jest on świadkiem kolejnej krucjaty ze strony Zachodu. Z Ligi Arabskiej już teraz słychać złowrogie pomruki.

…I OpOrne nIemCy Niezadowolenia z postawy Angeli Merkel nie kryje większość niemieckich mediów. Zarzuty? Podobne, jak w przypadku Turcji: wykorzystywanie karty libijskiej do rozgrywek wewnętrznych. Pani kanclerz od dłuższego czasu traci w sondażach, a obywatele części niemieckich landów biorą właśnie udział w wyborach lokalnych. Merkel zdaje sobie sprawę, że włączając się do operacji nie zyskałaby punktów u swoich obywateli niechętnych interwencjom militarnym z powodów historycznych. W niemieckim parlamencie Merkel i Westerwelle zyskali zaskakujące poparcie – zarówno od zielonych, socjalistów, jak i postkomunistów. Ale komentatorzy nie pozostawiają na rządzie suchej nitki. „Dla naszej polityki zagranicznej to nowe dno” – orzekł Stefan Kornelius, wpływowy komentator „Sueddeutsche Zeitung”. Merkel zadeklarowała wprawdzie, że może odciążyć siły NATO wzmacniając zaangażowanie w Kabulu, ale i tak dostało jej się za osłabienie międzynarodowej pozycji Niemiec i nielojalność wobec najważniejszych sojuszników.

Niet słychać też z Moskwy. – Wzywamy do przerwania ognia i przemocy – zaapelował rzecznik rosyjskiego MSZ Aleksandr Łukaszewicz. Swoje dołożył premier Władimir Putin porównując interwencję w Libii do krucjaty. Zbigniew Brzeziński, były doradca prezydenta Cartera, nie krył oburzenia. – W Libii stoimy przed perspektywą masakry (…), a pułkownik Putin w gruncie rzeczy podpisał się pod sloganami pułkownika Kadafiego – stwierdził Brzeziński w rozmowie z siecią radiową NPR. Tymczasem Stany Zjednoczone przyjęły tym razem bardzo zachowawczą taktykę.

OstrOżny Obama Podczas demonstracji antywojennych znów popularne jest palenie amerykańskiej flagi. Znów słychać opowieści o amerykańskim imperializmie. Tyle że administracja Baracka Obamy włączyła się do konfliktu bardzo niechętnie. O interwencję zgodnie apelowali były lewicowy prezydent Bill Clinton i neokonserwatywny ideolog Robert Kagan, a „Washington Post” ostrzegał, że Libia może być początkiem „odwrotnego efektu domina”. Jeśli Kaddafi utrzyma się stosując siłę, zachęci to inne reżimy do pójścia w jego ślady. Mimo to Obama, świadom problemów związanych z zaangażowaniem się w konflikt w kolejnym, mocno wybuchowym rejonie świata, długo pozostawał sceptyczny. Jak twierdzi w rozmowie z „Irish Times” amerykanista Patrick Tyler, prezydenta ostatecznie przekonały wieści o brutalnych działaniach libijskiej armii w Benghazi. Zadecydowały wspomnienia o masakrach w Srebrenicy i Ruandzie. Jednym z podstawowych założeń polityki zagranicznej Obamy jest zerwanie z unilaterliazmem charakterystycznym dla czasów Busha. Waszyngton rozpychał się wtedy rękami i nogami, lekceważąc NATO i innych sojuszników. Obecny prezydent wielokrotnie podkreślał, że efektem tego był narastający w świecie antyamerykanizm. Dlatego dziś Waszyngton nie ma najmniejszego zamiaru przewodzić koalicji. Od początku chce przerzucić zarządzanie misją na barki struktur Sojuszu. Czasy Bushowskiej kowbojki mamy już za sobą. Ale czy oznacza to, że błędy z Iraku i Afganistanu nie powtórzą się?

dWaj pUłKOWnICy Jak zawsze przy okazji interwencji w imię demokracji zaprotestowały też Chiny, które jednak nie zdecydowały się na zablokowanie interwencji w Radzie Bezpieczeństwa.

KOlejny pat? – Jestem zdumiony, że znów zaatakowaliśmy kraj muzułmański i arabski bez wyraźnego planu i bez strategii wyjścia – mówił w rozmowie

16 lutego protesty na bliskim Wschodzie docierają na centralny plac benghazi. policja otwiera ogień. 20 lutego demonstracje docierają do trypolisu i zamieniają się w rebelię. 22 lutego „Umrę jako męczennik” – deklaruje w przemówieniu telewizyjnym Kaddafi. 23 lutego tobruk i misrata w rękach rebeliantów. 26 lutego buntownicy organizują rząd tymczasowy. 28 lutego żołnierze Kaddafiego przystępują do kontrofensywy. 1 marca david Cameron apeluje o wprowadzenie nad libią strefy zakazu lotów. 13 marca Wojska Kaddafiego stopniowo wypychają rebeliantów z zajętych wcześniej terenów. strategiczny port brega znów pod kontrolą reżimu. 17 marca Onz uchwala rezolucję wprowadzającą nad libią strefę zakazu lotów. 10 państw jest „za”, 5 się wstrzymuje. Kaddafi ogłasza zawieszenie broni, jednak tego samego dnia je łamie. 19 marca rusza operacja „Świt Odysei”. na libię spadają pierwsze bomby.

z BBC były brytyjski ambasador przy Arabii Saudyjskiej Andrew Green. W sukurs przyszedł mu były nawigator RAF-u John Nichol. – Czy ktokolwiek zdefiniował ostateczny cel militarny operacji? Kiedy Kaddafi upadnie, co dalej? – pytał Nichol w tekście dla „Observera”. – Nie wiemy, jak długo to wszystko potrwa – przyznał Nick Harvey, brytyjski minister ds. sił zbrojnych. Innymi słowy: Zachód, tak jak w Afganistanie i Iraku, nie ma strategii wyjścia. Siły koalicji działają na podstawie rezolucji NATO 1973, która daje im ograniczone pole działania: naloty – tak, naziemne operacje wojskowe – nie. Prawdopodobnie plan był więc taki: Zachód „czyści” libijskie niebo i trzyma armię Kaddafiego w szachu, a rebelianci korzystają z osłony i sami zdobywają władzę. Tyle że bardzo szybko okazało się, że rebelianci są słabsi niż zakładaliśmy. Słabo wyposażeni, niewytrenowani i pozbawieni formalnego dowództwa nie byli w stanie przejść do ofensywy. – Jeśli nie dostaniemy od Zachodu więcej pomocy, Kaddafi zje nas żywcem – ostrzegł Nouh Musmari, jeden z rebeliantów. Coraz więcej komentatorów obawia się, że może nas czekać scenariusz afgańsko-iracki. – Możliwe, że Libia pogrąży się w plemiennym chaosie, a brytyjskie wojsko da się wciągnąć w kolejną arabską matnię – stwierdził w „Daily Express” Kevin Toolis, ekspert ds. terroryzmu. dodaj swój komentarz na www.nowyczas.co.uk


10|

26 marca 2011 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 King’s Grove London SE15 2NA

Strzela baba z łuku Krystyna Cywińska

2011

W pierwszych słowach mego felietonu pozdrawiam i o zdrowie pytam. I dziękuję pani Urszuli Butterfield. Dziękuję za to, że w swoim liście do „Nowego Czasu” (nr 5/162, 14.03) wytknęła mi powierzchowność i poplątanie z pomieszaniem. Widać przejęła się tym, co napisałam. To już cieszy, bo obojętność czytelników jest cmentarzem dziennikarstwa. Uwagi jej dotyczyły mojej polemiki z Grzegorzem Małkiewiczem w nieustannie wałkowanej kwestii lustracji.

Polemiki, a nie sporu. Grzegorz Małkiewicz – merytorycznie, patriotycznie, filozoficznie i bez relatywizowania. A ja – relatywnie, instynktownie, odruchowo, pomyłkowo, czyli płasko. Powierzchownie, irracjonalnie i bez sensu coś tam poplątałam, napaplałam i pomieszałam. Zawsze wdzięczna za słowa krytyki pozostaję przy swoim zdaniu, nawet niezdarnie wyrażonym. A to takim, że jestem przeciwna dzikiej lustracji. Że nie widzę jej racji. Że uważam ją za szkodliwą dla wielu osób. Że sądzę, iż czas z tym skończyć. Skoro pełnej lustracji nie dokonano lata temu. A jak słyszę, wielu ubeków i donosicieli ma się dobrze na dobrych emeryturach. Zgadzam się też ze zdaniem pani Urszuli Butterfield, że rednacz „Nowego Czasu” potrafi racjonalnie wyrażać swoje poglądy. W ogóle mądrze, kulturalnie i rzeczowo. Co jeszcze bardziej błyszczy w polemice z moimi tylko błyskotliwymi wypowiedziami. Jesteśmy w tym polemicznym tandemie odbiciem obyczajów angielskich. Potrafimy rozmawiać. Listownie, osobiście, a nawet przez telefon. Nie wymyślamy sobie nawzajem, nie złorzeczymy i nie odsądzamy się od czci i wiary. A poza tym redaktor Grzegorz Małkiewicz wyznaje credo Immanuela Kanta (1724–1804): „niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”. Moralizatorów trochę się boję. A moje niebo bywa często szare. I wierzę za Szekspirem

(Makbet) w mleko dobroci ludzkiej. Polecam się dobrodziejce krytyce na przyszłość. W tym samym numerze „Nowego Czasu” zabrał głos na ten sam temat lustracji Robert Małolepszy. Może też chciał mi jakoś za moją lekkomyślność przyłożyć, ale aluzyjnie przyłożył starej emigracji. Błyskotliwie napisany list o charakterze lekkiej denuncjacji. Pan Robert pisze, że historia emigracji nie została jeszcze napisana. Ta krytyczna, rzetelna, odbrązowiona historia. Ale każdą historię można pisać w nieskończoność. Analizować, relatywizować, rewidować, reasumować itp. Pan Robert twierdzi, że na razie sama emigracja napisała sobie mocno lukrowaną laurkę. Czyli razem, wespół w zespół? Dzieje emigrantów i emigracji niepodległościowej najłatwiej znaleźć w pamiętnikach czy tomach opracowań historycznych. W podsumowaniu książkowym różnych emigracyjnych instytucji. To są stosy tomów dotyczące faktów. W kraju już są podejmowane próby analitycznych ocen różnych aspektów i kierunków niepodległościowej emigracji. Ale na emigracji takiej pełnej próby, szczególnie mocno lukrowanej, nie ma i nie było, Doceniam sarkazm pana Roberta piszącego, że nieprzyjemna prawda nie jest nikomu potrzebna. Bywa, że z tych czy innych powodów historycznych nie jest. Ale gdzie były te brudy mniejsze i większe? Te, których lepiej na świa-

tło dzienne nie wyciągać? Zwłaszcza – jak pan Robert pisze – przed tymi Polakami z Polski? Wszyscy jesteśmy Polakami z Polski, a nie z Bora-Bora. A cytowanie zasłyszanych, zramolałych staruszek czy sklerotycznych staruszków emigracyjnych nie jest podstawą wartościowej oceny postaw emigracji. Ktoś pana, panie Robercie, rozjuszył? Dotknął? Boleśnie zranił? Ktoś panu dokuczył czy zaszkodził na tej naszej podłej emigracji? Pisze pan też, że gdy kiedyś wyjdzie na jaw ta mniej chwalebna historia emigracji, to będzie płacz i zgrzytanie zębów. Zęby większość emigrantów dawno straciła, więc nie będzie miała czym zgrzytać. A łez też nikt już wylewać nie będzie, bo oczy dawno wyschły. I nikomu już – że dodam – łuski z oczu nie spadną, bo też już dawno pospadały. Na emigracji niepodległościowej nigdy nie było pełnej zgody politycznej, zawsze istniały spory, tarcia, debaty i krytyki. Nie wszyscy tu byli święci i patriotyczną łaską uświęcającą dotknięci. Wystarczy tylko przeczytać książkę Mariana Hemara Awantury w rodzinie. Ale większość z nas, niezależnie od życia osobistego, łączył sprzeciw wobec zniewolenia narodu. Walka, według naszych sił, o jego prawo do wolności i godności. Odbrązowienie emigracji, nawet służące tzw. prawdzie, mogłoby się okazać tryumfem dla pogrobowców komuny. Tym gorzej dla faktów i prawdy. Zasada

Arystotelesa, że trzeba wybierać mniejsze zło, czyli półprawdy, przeważnie zdaje życiowy egzamin. A poza tym wszyscy jesteśmy ułomni, niepoprawni, pełni wad, win i życiowo nieporadni. Szczęśliwy jest taki naród, którego historia jest nudna, bo tworzyli ją zgodnie nudziarze w nudnych okolicznościach. W Wielkiej Brytanii do niedawna promowało klasyfikowanie edukacyjne niemowląt. Wpisywanie w specjalne tabele, czy i ile razy gulgoczą, bulgoczą, szemrzą, kwilą i paplą. A także ile razy się uśmiechają, mruczą i wywijają kończynami. Od ósmego do dwudziestego miesiąca bachorki powinny bulgotać, szemrać, kwilić i paplać odpowiednio wyznaczoną ilość razy. Jeśli nie, kiepsko z nimi będzie w przyszłości. A jak niemowlaki dojdą do lat trzech i czterech miesięcy, powinny być edukowane obywatelsko, społecznie, patriotycznie i moralnie. Żeby z nich wyrośli obojga płci moraliści, racjonaliści, społecznie wyrobieni i niekontrowersyjni, odpowiedzialni obywatele. No i felietoniści rzeczowo się wypowiadający, nierelatywizujący ani nieponoszeni ogniem uczuć własnych. A nie tacy jak ja, co wszystko chcą zrozumieć i wszystko wybaczyć. Czy nie jest to straszna wizja? Do widzenia.

Dodaj swój komentarz na www.nowyczas.co.uk

Koszyk Jarosława Jarosław Kaczyński, mój ulubiony polski polityk, z którym nigdy się nie zgadzam, poszedł na zakupy. Nie byłoby w tym nic dziwnego i nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż poszedł uzbrojony w grupę dziennikarzy, którzy skrupulatnie notowali wszystko, co pan Jarosław w sklepie robił. I o czym mówił. W robieniu zakupów w spożywczym sklepie nie ma nic nadzwyczajnego. Jest to zupełnie trywialna czynność, którą każdy z nas wykonuje przynajmniej kilka razy w tygodniu. I pewnie nie byłoby o czym pisać, no chyba że te zakupy robi Jarosław Kaczyński, który przygotowuje się do zbliżających się wyborów i mami publiczność. Bo to właśnie robił Kaczyński w warszawskim sklepie osiedlowym. Gdyby było inaczej, nie ściągałby dziennikarzy, którzy mają ciekawsze tematy niż przyglądanie się zakupom tego czy innego polityka. Ale przecież nie o same zakupy chodzi, prawda? – Władza ma święty obowiązek reagować na takie rzeczy, jak podwyżki cen – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński, który za swe zakupy zapłacił 55,60 zł. Zarzucił rządowi brak zainteresowania codziennym życiem Polaków. Pokazał rachunek, zrobił parę smutnych min do kamery, tak by widać było, iż nagle zaczął się albo przejmować, albo zatęsknił do czasów PRL-u, kiedy to wła-

dza mogła odgórnie dyktować ceny cukru, mąki czy ziemniaków. Trochę mnie ta tęsknota polityka Prawa i Sprawiedliwości dziwi, bo zawsze wierzyłem, że PiS komuny strasznie nie lubi, a tutaj nagle taka niespodzianka. W sklepie za drogo, niechaj premier coś z tym zrobi. Ale co? Tego Kaczyński oczywiście nie powiedział. Otóż spieszę z wyjaśnieniem, że premier nic nie zrobi. W Polsce, takiej, jaką mamy dzisiaj, obowiązuje wolny rynek. A ten, chcemy tego czy nie, jest brutalny i okrutny, rządzi się swoimi prawami, które nas – szaraczków – przeważnie biją po kieszeni. I to nie tylko w Polsce. W środę w Londynie podano, że inflacja wzrosła w Wielkiej Brytanii do 4,4 proc., co jak na tak zamożny kraj jest zastraszająco dużo. Do tego ceny żywności rosną nie tylko w Polsce, także i tutaj. I nie dlatego, że rząd taki czy inny podwyższa podatki i łata naszymi ciężko zarobionymi złotówkami czy funtami swoje budżety, ale dlatego, że generalnie ceny surowców na światowych giełdach rosną szybciej, niż ktokolwiek by chciał. I, jak przekonują spece, to dopiero początek problemów, które czekają nas na rynku żywności. Ostrzegają: będzie nie tylko coraz drożej, ale również coraz trudniej spro-

stać gwałtownie rosnącemu popytowi na zboże, mąkę, ryż a nawet ropę naftową. Czy tego chcemy, czy nie świat staje się coraz większą prowincją, w której od tego co dzieje się w Afryce czy Japonii zależy nasze lepsze lub gorsze być. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej mieliśmy aż taką okazję przekonać się na własnej skórze czym jest globalizacja i jak bardzo jesteśmy od niej uzależnieni. Przyznam się, że nie chciałbym się dzisiaj urodzić. Liczba ludności rośnie tak gwałtownie, że już mówi się o przeludnieniu. Nie dlatego, że brakuje miejsca na Ziemi. Dlatego, że coraz trudniej jest wyżywić kilka miliardów ludzi. Szczególnie w krajach, w których często dochodzi do katastrof: powodzi, trzęsienia ziemi, huraganów czy zwyczajnej suszy. Jarosław Kaczyński o tym wszystkim wie. Ale udaje, że nie wie. Bo jest politykiem w Polsce, a tam reguł przecież nie ma. Każdy robi co chce. Ty nie musisz go naśladować. Zanim wyrzucisz coś z lodówki, zastanów się, czy robisz tak, bo data na opakowaniu ci to nakazuje, czy też naprawdę wierzysz, że tego już zjeść się nie da. Któregoś dnia bowiem możesz tego srogo pożałować.

V. Valdi Dodaj swój komentarz: www.nowyczas.co.uk

nowyczas.co.uk


|11

nowy czas | 26 marca 2011

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Chcą nas policzyć! Dobrze to czy źle? W końcu po takim spisie poznamy przybliżoną (ale mimo to najbardziej precyzyjną) liczbę Polaków mieszkających na Wyspach. Liczba ta zostanie uwzględniona w strategicznym planowaniu usług państwa opiekuńczego. Chodzi o miejsca w żłobkach, szkołach, szpitalach. Czyli dobrze. Tylko dlaczego ankietujący chcą wszystko o ankietowanych wiedzieć? Czy rzeczywiście zebrane dane będą zachowane w tajemnicy przez następne 100 lat? Można mieć wątpliwości. Obrońcy praw człowieka nadal protestują, ale od lat są już bezradni. Niby wszyscy w demokracji uznają prawa człowieka za święte (co zostało w odpowiednich dokumentach zapisane), a jednak… Różne agencje rządowe, wykorzystując najnowsze technologie monitorowania obywateli, łamią te prawa bez najmniejszego oporu wewnętrznego i zewnętrznych protestów. Kiedy w stolicy państwa, które jest kolebką demokracji, burmistrz miasta postanowił wprowadzić myto dla zmotoryzowanych mieszkańców, instalując w tym celu wszechobecne kamery, pewien Amerykanin poproszony o komentarz odpowiedział krótko: – W Stanach Zjednoczonych byłoby to niewykonalne. W Londynie nikomu nie przyszło do głowy, że jest to ograniczanie wolności mieszkańców stolicy. Po zrobieniu pierwszego kroku można zrobić drugi. I bardzo szybko zrobiono, bez protestów. Teraz, żeby uiścić zapłatę za wjazd do centrum Londynu, musimy zgodzić się na wykorzystanie naszych danych przez różne agencje rządowe. Nie ma innej możliwości. Ponad dwadzieścia lat temu były jeszcze bezradne protesty i głosy obywatelskiego oburzenia. Z taką reakcją spotkał się program telewizyjny Crime Watch. – Chcą z nas zrobić donosicieli – głośno buntowali się Brytyjczycy, argumentując, że poszukiwaniem przestępców w demokratycznym państwie

zajmuje się policja. Wtedy jeszcze obowiązywało przekonanie: It is not my job. Z upływem czasu społeczeństwo przystało na „współpracę” z organami. Dyskretny donos już nikogo nie dziwi, powstały nawet specjalne linie telefoniczne zapewniające pełną dyskrecję. Obrońcy wolności próbowali jeszcze walczyć z planami wprowadzenia obowiązkowych dowodów osobistych. Chyba tylko pro forma, bo bez dowodów (niewprowadzonych z przyczyn ekonomicznych) i tak każdy z nas jest odnotowany w różnych bazach danych. Specyfika pytań i ich zakres w ankiecie spisu powszechnego budzi słuszny niepokój tych wszystkich, dla których prawo człowieka do prywatności jest jednym z najważniejszych. W ankiecie są pytania, na jakie do tej pory mogliśmy odpowiedzieć lub nie, bo nie było obowiązku, teraz trzeba odpowiedzieć na wszystkie, bo przewidziana jest kara grzywny w wysokości tysiąca funtów. Współczesne państwo chce wiedzieć o swoich obywatelach wszystko, łącznie z profilem psychologicznym, łatwym do stworzenia na podstawie udzielonych odpowiedzi. Dzięki naszym odpowiedziom analitycy uzyskają nawet obraz seksualnych preferencji społeczeństwa. To tylko początek, a będzie jeszcze gorzej. Big Brother is watching you – cytat z Orwella, nie z telewizji. Rzeczywistość przerosła już literacką fikcję.

kronika absurdu Do agencji marketingowo-konsultingowej ogłaszającej konkurs na kierownicze stanowisko zgłasza się człowiek. Wykształcony, doświadczony, ze stażem. Obecnie bez prcy. Odpowiedział mu młody głos. – Halo! Tu firma małketing ent konsałlting – w czym mogę pomóc? – Ja w sprawie ogłoszenia… jestem inżynierem elektrykiem, czy bylibyście zainteresowani moją ofertą? – A czy ma pan doświadczenie w pracy za granicą? – Niestety, jeszcze nie... – To bardzo mi przykro, ale nasze firma „małketing ent konsałlting" nie jest pańską ofertą zainteresowana. Inżynier pyta zdziwiony, co to właściwie jest ten konsaułlting? W słuchawce cisza, po dłuższej chwili pada odpowiedź: – Proszę pana! Jak pan nie wie co to jest konsałlting, to o czym my rozmawiamy! Baron de Kret

Wacław Lewandowski

Pisanie historii „Ważyły się losy bitwy [o Wielką Brytanię], a tymczasem 31 sierpnia 1940 roku Hitler musiał się uporać z kłopotami we własnym domu. Tego właśnie dnia jego adiutant, SS-Hauptsturmführer Max Wünsche, zameldował Himmlerowi, że dwóch osobistych służących Führera, SS-Hauptscharführer Wiebiczeck i SS-Oberscharführer Sander, zostało przyłapanych na kradzieży i że obu odesłano do Dachau. Führer jeszcze nie zdecydował, jak długo winowajcy mają tam przebywać. Historia milczy na temat ich dalszych losów, pewne jest tylko jedno, że okradli mało tolerancyjną osobę.” Ten smakowity fragment przytaczam z książki, która właśnie ukazała się w polskim przekładzie. Grzegorz Woźniak i Władysław Jeżewski przetłumaczyli obszerne dzieło, które Andrew Roberts wydał w Anglii w 2009 roku pt. The Storm of War i które zdobyło w 2010 roku tytuł British Army Military Book of the Year. Wicher wojny to książka znakomita, od której trudno się oderwać. Zdumiewa gawędziarska lekkość, z jaką brytyjski historyk potrafi opowiadać o wielce poważnych i tragicznych zdarzeniach dziejowych. Roberts opowiada bowiem historię walk na wszystkich frontach II wojny światowej, niczego nie pomija, każ-

demu z narodów, które wojna dotknęła, oddaje sprawiedliwość, dostrzega wszystkie poniesione ofiary z imponującą wręcz znajomością najdrobniejszych szczegółów, a co najważniejsze – opowiada tak zajmująco, z takim polotem i swadą, że nawet najbardziej zawiłe kwestie strategii i taktyki, planów operacyjnych i inżynierii wojskowej nie znużą czytelnika. Przygotowując się do pisania Roberts odwiedził wszystkie pola ważniejszych bitew, zapoznał się naocznie z ukształtowaniem terenu i specyfiką każdego z miejsc bitewnych. Praca ta przyniosła jak najlepsze efekty – po prostu czuje się, że Roberts wie o czym mówi i że mówi z prawdziwym znawstwem rzeczy. Nagle okazuje się, że rzetelną i erudycyjną rozprawę historyczną można napisać tak barwnie i tak przystępnie, że czyta się to jak fascynującą powieść. Chciałoby się, żeby i u nas historycy umieli i chcieli opowiadać dzieje w taki właśnie sposób. Może wtedy nie trzeba by narzekać, że młodzież nie interesuje się historią, nie czyta książek, nie jest ciekawa przeszłości. Gdyby polscy historycy takie książki pisali, to – śmiem twierdzić – młodzież by się zainteresowała, czytałaby, była ciekawa. Tymczasem polska historiografia

to w przeważającej mierze dęte, akademickie elaboraty, od których wieje nudą, albo – drugi wariant – udająca historiografię publicystyka o doraźnych, bieżących celach. W dodatku przeważnie wszystko to napisane złą polszczyzną, jakimś drętwym narzeczem, które ma być znamieniem naukowości. Nic dziwnego więc, że czytają to tylko ludzie z branży, z zawodowego obowiązku, a normalny, przeciętny czytelnik po to nie sięgnie. Tymczasem, jak dowodzi tego książka Robertsa, dzieło historyka może być w dzisiejszych czasach bestsellerem, o ile – bagatela! – jest bardzo dobrze napisane. Chyba jednak troszkę się zapędziłem, odmawiając hurtem polskim historiografom pisarskiego talentu i odpowiednich zdolności językowych. W końcu w kraju, którego prezydent nie opanował ojczystej ortografii, w kraju, w którym premier mówi o „kwękoleniu”, gdy chodzi mu o „kwękanie”, w takim kraju wiadomość, że historycy w ogóle są zdolni cokolwiek (i jakkolwiek) napisać, powinna być uznana za dobrą nowinę. Bo gdy się obserwuje kompetencje językowe naszych politycznych elit można dojść do wniosku, że większość społeczeństwa musi jeszcze tkwić w erze przedpiśmiennej, a analfabetyzm jest tu akceptowaną normą.


12|

26 marca 2011| nowy czas

reportaż

W pubie czy w remizie? To były trudne rozmowy. Prośby, groźby i łzy. Jak oni mogli to zrobić rodzinie? Co powiedzą ludzie? Taki wstyd. Młodym z dobrobytu przewróciło się w głowach. Biorą ślub w Londynie. Co to za wesele bez szwagra Bronka, cioci Zosi i stryjka Witka.

Robert Małolepszy

Wioletta nie jest w ciąży, Darek – uczciwy, pracowity, bez nieciekawej przeszłości. Znają się jeszcze z Polski, razem wyjechali do Wielkiej Brytanii i uczucie przetrwało próbę emigracji. Nie wszystkim to się udaje. Rodzice z obu stron przychylni młodym, zawsze gotowi pomóc, ale para sama sobie niezgorzej radzi. Po kilku latach narzeczeństwa Wioletta i Darek zdecydowali sformalizować związek. Rodzicom Violetty zakomunikowali o tym w czasie ostatnich świąt. Radość była ogromna, a dla jej dopełnienia dziewczyna rzuciła mimochodem, że nie ma żadnego naglącego powodu – po prostu dojrzeli do takiego kroku. Gdy wspomnieli, że planują wziąć ślub już około Wielkanocy, ojciec zaniepokoił się nieco. Mało czasu. Dom weselny pewnie już dawno zarezerwowany. Zostają restauracje, ale też nie wiadomo. Szkoła wynajmuje aulę na wesela. Mama, emerytowana nauczycielka, spróbuje wykorzystać stare znajomości. Gorzej będzie z zespołem muzycznym. Lepsze kapele trzeba zamawiać nawet rok naprzód. Z filmowaniem się załatwi, co drugi teraz ma kamerę. – Musiałam im powiedzieć, że te wszystkie kłopoty już mają z głowy, ale wiedziałam, że wcale ich to nie ucieszy – opowiada przyszła panna młoda. Na stwierdzenie, że postanowili wziąć ślub i zrobić uroczystość w Londynie, zapadła nieznośna cisza. Na krótko. Mama powiedziała to, co wiele mam powiedziałoby w takiej chwili: – No chyba żartujecie. Wiola i Darek są jedną z tych par, które postanowiły zawrzeć małżeństwo, ochrzcić albo wysłać swoje dziecko do pierwszej komunii świętej tutaj, na Wyspach. Motywacje są różne. Jednym tak wygodniej, innym taniej. Jeszcze inni wychodzą z założenia, że to jest ich uroczystość i sami decydują gdzie, kiedy i jak. Nierzadko jednak wywołują rodzinny konflikt. W polskiej tradycji, na takie wydarzenia powinni zjechać wszyscy krewni i pociotki. Choćby od lat skłóceni i tylko po to żeby pokłócić się znowu. Bywa, że po takich imprezach jest więcej obrażonych, albo nie w pełni usatysfakcjonowanych niż zadowolonych. Ale mus, to mus – trzeba zaprosić i trzeba jakoś to przeżyć. Aby wszystko w zgodzie z uświęconym od pokoleń rytuałem. Są tacy, którzy uważają, że wcale nie trzeba.

heJ, sokoły pod „Weselną” Wioletta miała kilka poważnych rozmów z mamą. Darek spodziewał się łatwiejszej przeprawy, ale też musiał swoje wysłuchać. Rodzice obojga wysuwali niemalże identyczne argumenty: – Przecież tam nikt nie pojedzie.

A wypada zaprosić tyle osób, skoro samemu było się na ich weselach. My za wszystko zapłacimy, załatwimy co trzeba. Co to za ślub bez rodziny, Taki dzień jest raz w życiu. – Co do tego byliśmy zgodni, taki dzień jest raz w życiu, a przynajmniej być powinien. Ale to nasz dzień i my go mamy potem pięknie wspominać – mówi Wioletta. Sama widziała sporo takich dni. Pamięta śluby koleżanek oraz kuzynek. Nie wszystkie jednak miały powody, żeby chętnie wracać do tego dnia myślami. Często tak się składało, że nowożeńcy mieli najmniej do powiedzenia w kwestii ślubu i wesela. Tradycyjnie, pan młody kupuje wódkę, obrączki i załatwia orkiestrę, a reszta należy do drugiej strony. W zależności od tego, w jakiej komitywie są teściowie, organizacja całości przebiega względnie harmonijnie albo wprost przeciwnie. Rodziców entuzjastycznie wspierają zaprawieni w weselnych bojach rodzinni „eksperci”. Młodych trzyma się od tego wszystkiego z daleka. Zwykle nawet listę gości dostają do wglądu po zamknięciu. Bywa więc, że nie znajdują na niej

Goście z innych kultur ubarwiają uroczystość – nawet dosłownie

się na nogach. Potem podliczanie, czy w prezentach chociaż zwróciły się nakłady na imprezę.

Jak zechcą to przyJadą Wiele par marzyło o innym weselu, ale poległy w konfrontacji z przeważającymi siłami rodzinnej koalicji. Wioletta i Darek stoczyli tę nierówną walkę i ostatecznie wygrali. Nie poddali się nawet, gdy rodzice użyli dział najcięższego kalibru: – Skoro tak, to my też nie przyjedziemy.

Gdziekolwiek by się nie odbyło – tradycji musi stać się zadość

swoich najlepszych przyjaciół, ale jest wujek Czesiek z rodziną, o których istnieniu dotychczas nie mieli pojęcia. Już na weselu, w gminnej remizie strażackiej, przyjdzie im tańczyć do takich szlagierów jak Złoty krążek, Daj mi tę noc i Cyganeczka Zosia. To żelazny repertuar kapel umilających zmianę stanu cywilnego. Jednak zespoły także idą z duchem czasu, dziś grają Hej, sokoły z półplaybacku albo z pełnego. Na stołach rozcieńczony ruski spirytus w butelkach z nalepką Wódka weselna )często z imionami nowożeńców) wychodzi taniej i głowa dłużej boli. Obowiązkowo zabawa do rana. Nawet jeśli goście już słaniają

– Absolutnie nie chodziło nam o to, żeby nie było na uroczystości rodziny. Przesunęliśmy termin na dwa tygodnie po Wielkanocy. Bilety lotnicze są o wiele tańsze. Przyjedzie ten, kto naprawdę będzie chciał. A jeśli ktoś nie chce lub nie może, to ma doskonałą wymówkę – tłumaczy Darek. Często ludzie idą na takie uroczystości z obowiązku, bez cienia entuzjazmu, jak na skazanie”. Imprezę robią w zaprzyjaźnionym pubie. Menedżer, tak się złożyło, że Polak, nie miał nic przeciwko temu, żeby przynieśli swoje przekąski, a tylko trunki i napoje będą z baru. „Muzę zapoda” zawodowy DJ. Spodzie-

wają się o 35-40 osób, połowa przyjedzie z Polski. Rodzice przekuli swoją porażkę w sukces: – Może to nawet lepiej. Kto dziś robi wesela na sto osób. Kryzys i w ogóle inne czasy – mówią.

Miło, sMacznie i niedroGo Chrzciny małej Roksany w Londynie były dla Kamili i Jacka oczywiste od początku. Na ewentualne odmienne koncepcje babć i dziadków mieli jeden, ale bardzo mocny kontrargument – nie będą zamęczać dziecka podróżą. – Wybraliśmy się z małą do Polski na poprzednie Boże Narodzenie. Miała niecałe pięć miesięcy, ale dziadkowie tak bardzo chcieli zobaczyć upragnioną wnuczkę. Spędziliśmy kilkanaście godzin na lotnisku, a i tak mieliśmy sporo szczęścia, bo mogło to być kilka dni. – Powiedziałem sobie wtedy: nigdy więcej – wyznaje Jacek. Postanowili, że żadne dalsze podróże, szczególnie w niepewnym terminie, nie wchodzą w rachubę przez co najmniej najbliższe trzy lata. W polskim kościele na Ealingu załatwili wszystko bez problemu, choć nie mają ślubu kościelnego. Menedżer hiszpańskiej restauracji zaoferował trzy opcje cenowe i napoje ze zniżką. Wybrali ofertę najbogatszą, co wychodziło po 20 funtów na osobę, nie licząc alkoholu. – Jedzenia za te pieniądze było mnóstwo. Zażyczyliśmy sobie paellę wegetariańską, była wegetariańska. Obsługa pierwszorzędna. Kilkunastu gości nie miało chyba powodów do narzekania – dodaje Kamila. Część zaproszonych nie mówiła po polsku, ale od czego ręce i body language? Młodzi rodzice są przekonani, że postąpili jak najbardziej słusznie organizując chrzciny na Wyspach. Nie tylko z powodów ekonomicznych. – To było naprawdę święto dziecka i nasze. Przyszli i przyjechali ci, którzy powinni, a my nie spędziliśmy kilku dni przy garach i na sprzątaniu mieszkania – wyłuszczają swoje racje. Na pewno jest również wiele powodów, dla których warto przenieść rodzinną uroczystość do Polski. Ważne jednak, żeby była to suwerenna decyzja najbardziej zainteresowanych, a nie teściowej, szwagra Stacha i stryjenki Zochy.


|I

nowy czas | 26 marca 2011

katastrofa smoleńska

Naciski wyparowały wraz ze smoleńską mgłą (1) Najnowsze analizy polskich specjalistów z komisji Jerzego Millera wykazały, że wersje stenogramów z maja oraz czerwca 2010 roku zamieszczone przez Rosjan w raporcie końcowym znacznie się różnią od tego, co rozszyfrowali Polacy na podstawie przekazanej kopii zapisu rozmów w kokpicie Tu-154M. Słowa, które wprowadzili Rosjanie do stenogramów w maju 2010 i które istniały medialnie przez dziewięć miesięcy, miały na celu stworzenie wrażenia wywierania nacisków przez pasażerów samolotu. Jednak polskie analizy kopii zapisu MARS-BM CVR (Cocpit Voice Recorder) wykazały jednoznacznie, że nie ma nawet najmniejszego dowodu na jakiekolwiek naciski na załogę z strony któregokolwiek z pasażerów Tu-154M. Jest o tym mowa w polskich uwagach do raportu końcowego MAK, jednak uwagi te zostały zignorowane i większość raportu końcowego komisji MAK zawiera niczym niepotwierdzone tezy o naciskach. Podkreśla to nawet dotychczasowy zwolennik tez rosyjskich mjr Michał Fiszer: – Nawigator polskiego tupolewa nie obawiał się podczas lotu do Smoleńska, że prezydent Lech Kaczyński „się wkurzy”, a dowódca załogi nie prosił dyrektora z MSZ Mariusza Kazany o „zapytanie szefa, co ma robić”. Takich słów, wbrew temu, co mówili Rosjanie, nie ma na nagraniach zaprezentowanych przez polską komisję. We fragmentach, które dla Rosjan były dowodem wywierania presji na polską załogę, nasi specjaliści usłyszeli inne niż MAK słowa. Ten odczyt podważa rosyjską wersję o naciskach na załogę

– mówił w styczniu 2011 roku w TVN24 major Michał Fiszer. W rosyjskiej wersji, tak wielokrotnie powielanej przez media, było zdanie: 08:38:00,4 – 08:38:02,2 Anonim. – Wkurzy się, jeśli jeszcze [niezrozumiałe]. Zdanie to zostało wykorzystane przez Rosjan w raporcie końcowym, w tłumaczeniu na język angielski zostało użyte słowo „crazy” (He will go crazy). Takiego zdania nie ma! Naprawdę nawigator mówi: 08:38:00,4 – 08:38:02,2 – Powiedz jeszcze, że jedna mila została. Podobna sprawa dotyczy zdania z godziny 08:30:54 i słów kapitana: – Co z nami Basiu?, które w połączeniu z innymi nieistniejącymi zdaniami miało wytworzyć w odbiorcach raportu końcowego MAK wrażenie, że załoga bała się tzw. głównego pasażera. Zdania: Co z nami Basiu?, również nie ma! Rosjanie w raporcie końcowym nie tylko wykorzystywali nieistniejące zdania i zwroty, ale także zmieniali szyk zdania oraz poszczególne słowa w taki sposób, aby stworzyć wrażenie uległości dowódcy samolotu. W rzeczywistości z prawdziwych słów wyłania się zupełnie inny obraz załogi i dowódcy niż ten przedstawiany przez Rosjan. Polskie uwagi do raportu końcowego mówią wyraźnie, że wszelkie pseudoanalizy psychologiczne załogi Tu-154M przeprowadzone przez Rosjan i umieszczone w raporcie końcowym nie są oparte na żadnych dowodach i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Po prezentacji komisji Jerzego Millera, w której pokazano rozszyfrowany przez Polaków zapis audiokopii CVR oraz publikacji polskich uwag, doszło do sytuacji absurdalnych. Część polskojęzycznej prasy, która przez dziewięć miesięcy wspierała wariant rosyjski głoszący, że były naciski na lądowanie ze strony pasażerów, stwierdziła, że od dziś naciskiem jest... brak nacisków na lądowanie... Jednak te same media zapomniały albo postanowiły zapomnieć o dwóch sprawach: – lotniska zapasowe w żaden sposób nie zostały zabezpieczone przez stronę polską (zadania ministra Bogdana Klicha, Jerzego Millera, Mariana Janickiego); – z prezentacji ministra Jerzego Millera i opublikowanych przez MAK stenogramów z wieży lotniska w Smoleńsku wynika jasno, że strona rosyjska w żaden sposób nie była przygotowana na przyjęcie polskiego samolotu na innym lotnisku, stąd bardzo długie i nieskuteczne rozmowy kontrolera lotu w Smoleńsku z centralą w Moskwie, która wydała kontrolerom stanowczy rozkaz sprowadzania polskiego Tu-154M na lotnisko w Smoleńsku. Kontroler lotniska w Smoleńsku do końca nie otrzymał informacji, w jakie inne miejsce może skierować polskiego Tu-154M. W czasie prezentacji odczytu polskiej kopii CVR zwraca również uwagę to, że brakuje jedynej kwestii z rosyjskiej wersji stenogramów z maja 2010 roku odnoszącej się do gen. Andrzeja Błasika (08:39:07). 08:39:02,2 – 08:39:08 Nawigator. – Kabina. Sterowanie przednim podwoziem mamy włączone. Mechanizacja skrzydeł. 08:39:07,5 – 08:39:10,7 Anonim. – Mechanizacja skrzydła przeznaczona jest do [niezrozumiałe], [głos w tle czytania karty – gen. Błasik]. Według Rosjan zdanie to potwierdzało obecność w kabinie gen. Andrzeja Błasika. W czasie prezentacji raportu MAK w Moskwie Rosjanie w tym miejscu przerywają prezentację i zostają przy wersji obecności w kokpicie gen. Błasika, pomimo że nie pokazali żadnego dowodu. Prezentacja MAK znacznie różni się od tej, jaka została przedstawiona przez komisję Jerzego Millera. Słowa o mechanizacji skrzydeł, które do tej pory miał wypowiadać gen. Błasik, w polskiej wersji są krótsze, a wypowiadane przez nawigatora i II pilota. (Uwaga: Wszystkie czasy z prezentacji Jerzego Millera są pomniejszone o 5 sekund) 08:37:57,4 – 08:38:00,2 Nawigator. – Powiedz jeszcze, że jedna mila została. Tu „wyparowały” naciski… nikt się nie wkurzał…! Dalej pominięte przez Rosjan jest szczegółowe i wyraźne odliczanie nawigatora odległości od osi lotniska i zmienione zdanie, które w rzeczywistości brzmi: 08:38:15,0 – 08:38:17,1 Nawigator. – Pół mili nam zostało. Ostatni komunikat o odległości 0,5 mili został wydany przez nawigatora na 50 sekund przed komunikatem kontrolera lotu: – 10 km na kursie i ścieżce, który oznacza wejście na ścieżkę lądowania i oś lotniska. Przedstawione w czasie prezentacji Jerzego Millera wyraźne odliczanie nawigatora obnażyło całkowicie kłamstwo komisji MAK z prezentacji z Moskwy, które mówiło, że samolot wszedł spóźniony na oś lotniska i ścieżkę. Rosjanie ominęli również ten fragment: 08:38:56 – 08:38:58 Mjr Protasiuk. – Procedury poproszę. 08:38:59 – 08:39:00 Mjr Protasiuk. – Czytaj. Wypowiedź nawigatora z rosyjskiej wersji zaczynająca się od słów: kabina, od samego początku wskazywała na rozmowę przez interkom lub na manipulację zapisem. Jednak przytoczone wcześniej zdania z czerwcowych stenogramów i słowa gen. Błasika nie istnieją. Rozmowa w rzeczywistości wygląda tak: 08:39:02 – 08:39:03 Nawigator. – Mechanizacja skrzydeł.

08:39:03 – 08:39:04 II Pilot.

– Mechanizacja

skrzydeł. 08:39:04 – 08:39:06 Kontroler – Smoleńsk. 101-y, odległość 10, wejście na ścieżkę. Obecność gen. Andrzeja Błasika w kokpicie, a także naciski na pilotów istniały tylko w rosyjskiej wersji stenogramów. W końcu sam polski akredytowany przy MAK Edmund Klich, który jako jedyny z Polaków odsłuchiwał oryginały zapisu CVR, jeszcze w maju 2010 oświadczył, że kiedy on słuchał oryginałów taśm z czarnych skrzynek rządowego Tu-154M, to żadnych głosów osób spoza załogi nie słyszał. Zmienił zdanie dopiero wtedy, gdy w maju 2010 roku dostał od komisji MAK kartkę papieru, na której głosy te się pojawiły. Jednak naciski z kartek papieru i obecność gen. Błasika w kokpicie znika tak, jak opada smoleńska mgła.

PODSUMOWANIE Nieprawdziwe są tezy o naciskach ze strony pasażerów. Rosjanie w raporcie końcowym MAK, aby uzasadnić tezę o naciskach, umieścili zdania, które nie istnieją w pliku audio. Polska strona w swoich poprawkach do raportu końcowego napisała wyraźnie, że nie ma najmniejszego dowodu, aby któryś z pasażerów wywierał naciski na załogę Tu-154M. Rosjanie oparli się na nieistniejących lub pozmienianych zdaniach z zapisu CVR. Rosjanie w raporcie MAK zafałszowali zdania wypowiadane przez I pilota, aby wskazać na jego rzekomy konformizm. Zapis audio pokazuje, że I pilot nie był uległy. Polska strona w poprawkach również jednoznacznie wykluczyła konformizm załogi i podważyła pseudoanalizę psychologiczną, której wnioski nie były konsultowane ze stroną polską. Na koniec można dodać, że ciało gen. Błasika zostało znalezione ponad 24 godziny po katastrofie. Opinie lekarzy mówią jednoznacznie, że po śmierci w ciele powstaje alkohol endogenny, którego zawartość może wynosić około 1 promila, więc wyciąganie wniosków o nietrzeźwości generała na podstawie wskazania 0,6 promila jest nadużyciem. Badania na wykrycie alkoholu były też przeprowadzane z naruszeniem procedur dotyczących tych badań. Nadużyciem jest także stwierdzenie, że ciało gen. Błasika zostało znalezione w kokpicie. Po pierwsze kokpitu nie ma (zdematerializował się), a po drugie sektor, w którym znaleziono generała, obejmował osoby siedzące w kokpicie, salonie prezydenckim i dwóch salonikach VIP. Generał siedział w jednym z saloników, więc w tym sektorze powinien być znaleziony. Widać więc, że historia kolejny raz zatoczyła koło. Tak jak słynne niemieckie gazety z 1941 roku wkładane przez ludzi z rosyjskiej komisji Burdenki do kieszeni pomordowanych w 1940 roku Polaków miały oddalić winę od Rosji/Stalina za zamordowanie polskiej elity, tak kartki papieru z nieistniejącymi naciskami wkładane przez ludzi z komisji MAK do rąk Edmunda Klicha i polskojęzycznych mediów, miały ponownie oddalić winę od Rosji. Kajetan Marzec Au tor, wy ko rzy stu jąc swo je do ś wiad cze nie z pra cy w ob słu dze ra dio lo ka cyj nej cy wil nych i woj sko wych stat ków po wietrz nych, od wie lu mie się cy pro wa dzi nie za leż ne ana li zy fak tów zwią za nych z ka ta stro fą smo leń ską. Jest w sta łym kon tak cie z pi lo ta mi, fi zy ka mi, ma te ma t y ka mi, in ży nie ra mi i in ny mi oso ba mi, któ re swo ją wie dzą i do ś wiad cze niem s ta ra ją się bro nić ho no r u żoł nie rza pol skie go i god no ści Tych, któ rzy zgi nę li 10 kwiet nia 2010 ro ku w ka ta stro fie r zą do we go Tu -154M w Smo leń sku.

English translation>VIII


II|

26 marca 2011 | nowy czas

katastrofa smoleńska

Naciski z Moskwy i brakujące zapisy rozmów (2) W stenogramach i kopiach zapisów rozmów z kokpitu Tu-154M brakuje fragmentów, które odnoszą się do skierowania załogi do lądowania od wschodniej, bardziej niebezpiecznej strony lotniska w Smoleńsku. Nie ma też zapisów poleceń wieży naprowadzających samolot według radaru RSP, a takie komendy kontrolerzy musieli wydawać. W lądowaniu według RSP, jakie obowiązuje na Siewiernym, odpowiedzialność za bezpieczeństwo ponosi wieża. – Fragmenty te musiały zostać wycięte. Nie widzę innego wytłumaczenia – podkreślił kontroler lotów na lotnisku Warszawa-Okęcie, jeden z najbardziej doświadczonych fachowców w branży. Na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj można lądować – jak na każdym lotnisku – z dwóch kierunków, w tym wypadku ze wschodu na zachód (E-W, 259) i z zachodu na wschód (W-E, 79). Chodzi o to, że samolotom łatwiej startować i lądować pod wiatr, w związku z czym przy dobrych warunkach pogodowych to prędkość i kierunek wiatru ma decydujące znaczenie przy wyborze przez wieżę strony lotniska. W stenogramach powinien znaleźć się zapis standardowej rozmowy między załogą tupolewa a kontrolą lotów, dotyczącej wyboru kierunku podejścia. Ani jednak w dźwiękowej kopii rozmów z kokpitu, ani w jej transkrypcji nie ma nawet śladu takiej konwersacji, pomimo że takie rozmowy znajdują się w opublikowanych rozmowach lotniska w Smoleńsku z innymi samolotami lądującymi tam tego dnia.

PŁK. NIKOŁAJ KRASNOKUTSKI I NACISKI Z MOSKWY 10 kwietnia 2010 roku polski Tu-154M podchodził do lądowania od strony wschodniej (E-W, 259) –

trudniejszej ze względu na nietypowe ukształtowanie terenu (zagłębienia) oraz rozsiane przed pasem budynki i drzewa. Jest to niebezpieczne, gdyż – jak pisał „Nasz Dziennik” (02.02.2011) – w czasie mgły w pobliżu wgłębień terenu od strony wschodniej wytwarzają się specyficzne i bardzo niebezpieczne prądy powietrzne. Dlatego według Siergieja Wieriewkina, byłego zastępcy naczelnika portu lotniczego Moskwa Wnukowo, z którym rozmawiał „Nasz Dziennik”, po katastrofie IŁ-76 10 lat temu w czasie mgły wydano zalecenie, by we mgle nie sprowadzać samolotów po feralnym kursie 259, tylko z kursu przeciwnego, czyli 79 stopni. Jak podawał „Nasz Dziennik”, wiedzieć o tym zarządzeniu musiał obecny 10 kwietnia na wieży płk Nikołaj Krasnokutski, były dowódca pułku gwardyjskiego, który kontaktował się z tajemniczą „Logiką” z Moskwy. W uwagach do raportu MAK polska komisja przy MSWiA badająca przyczyny katastrofy smoleńskiej stwierdza, że na kontrolera lotów ppłk. Pawła Plusnina wywierał naciski zwierzchnik płk Nikołaj Krasnokutski, który też był w wieży. Jednocześnie istotny jest fakt, że jak wykazała polska komisja w swoich poprawkach do raportu MAK, płk Krasnokutski bezprawnie sprowadzał w dniu 10 kwietnia 2010 roku polskiego Tu-154M, gdyż nie miał prawa rozmawiać z załogą rządowego tupolewa, a jednak to robił. Mimo kilkakrotnych sugestii kontrolera lotów, aby przerwać podejście do lądowania o godz. 08:26:17, a więc 15 minut przed katastrofą, płk Krasnokutski jednoznacznym rozkazem: „Doprowadzamy do 100 m, 100 m i koniec rozmowy” zakończył dyskusję w wieży. Komisja przy MSWiA jednoznacznie stwierdza też, że decyzja Krasnokutskiego zakończyła jakiekolwiek dalsze próby kontrolera lotów odesłania sa-

molotu na lotnisko zapasowe. Jednocześnie płk Krasnokutski siedem minut po wywarciu nacisków na kontrolerów lotniska w Smoleńsku, o godz. 08:33:52 zameldował do tajemniczego generała: „Wszystko gotowe, towarzyszu generale, do trawersu podchodzi, wszystko włączone”. Rozmowę płk. Krasnokutskiego z tajemniczym generałem nagrał otwarty mikrofon na wieży lotniska w Smoleńsku, ale rozmowa ta nie jest obecna w stenogramach rozmów telefonicznych z wieży, co oznacza, że musiała się odbywać za pomocą innych, nieoficjalnych środków łączności. Pomimo wysłanych przez stronę polską zapytań, Rosjanie nie wyjaśnili, kim jest tajemniczy generał, ani za pomocą jakich środków łączności była prowadzona ta rozmowa.

PODEJRZANA KOPIA CZARNEJ SKRZYNKI – Przejmując samolot kontrola lotów musi „powitać” załogę i powiedzieć, jaki będzie rodzaj podejścia, określić kierunek, np. pas 26, i rodzaj radaru. Dla kontrolerów to jest jak pacierz. Załoga dzięki takim informacjom może rozplanować dystans i prędkość schodzenia, bo pamiętajmy, że w przypadku podejścia ze strony przeciwnej do kierunku lotu samolot musi np. okrążyć lotnisko – mówił „Gazecie Polskiej” kontroler lotu na Okęciu, który obsługiwał w swojej karierze zawodowej wiele lotów VIP-owskich, w tym także z głowami innych państw. Z rozmów radiowych wieży z samolotem Ił-76 wynika, że o godz. 06:47:53 (czasu polskiego) załoga Ił-a 76 zapytała się o kierunek lądowania. Po kilku sekundach otrzymała krótką informację o kierunku lądowania „259”, a z dalszej części wynika, że o godz. 06:54:17 kontroler lotniska w Smoleńsku podał dla rosyjskiego Ił-76 komunikat, który

zawierał: dane o widzialności, prędkości i kierunku wiatru, ciśnienie i temperaturę oraz – co najważniejsze – kierunek lądowania i rodzaj radaru. Załoga Ił-76 potwierdziła te informacje. O godz. 06:55:51 kierunek lądowania 259 został także podany polskiemu samolotowi Jak-40, który wiózł polskich dziennikarzy. Zarówno w stenogramach, jak i kopii pliku audio (polska strona nie ma oryginałów) rozmów załogi Tu-154M nie ma żadnej informacji na temat kierunku lądowania i systemu wykorzystywanego w lądowaniu (RSP z OSP). W stenogramach z 10 kwietnia 2010 roku znajdujemy tylko dwa fragmenty odnoszące się do kierunku lądowania, ponadto żaden z nich nie jest zapisem rozmów z kontrolerami lotu. Najpierw, o godz. 8:10 (czasu polskiego), czyli 31 minut przed katastrofą, ktp. Arkadiusz Protasiuk mówi: „Ustawiamy sobie, 259 [kierunek ze wschodu na zachód – przyp. red.] z tamtej strony”. Dziesięć minut później, o godz. 8:20, padają słowa świadczące o tym, że załoga nie otrzymała jeszcze z wieży wytycznych w sprawie kierunku podejścia. II pilot Robert Grzywna mówi: „Tu jakby było 259, byłoby nawet lepiej, bo by było nie pod słońce”. Tryb przypuszczający jednoznacznie wskazuje, że piloci czekają na decyzję kontrolerów. Ostatecznie podejście nastąpiło właśnie z kierunku 259, ale w kopii rozmów nie znajdziemy nawet jednego słowa mówiącego o decyzji wieży w tej sprawie! – Po słowach „Tu jakby było 259, byłoby nawet lepiej, bo by było nie pod słońce” spodziewamy się, że w dalszych minutach usłyszymy dyskusję na temat kierunku lądowania pomiędzy załogą Tu-154 a kontrolerami lotu oraz dane z wieży na temat wiatru i inne informacje, dzięki którym załoga Tu-154 będzie mogła przyjąć kie-

Pressure from Moscow and the missing records (2) In the transcripts and copies of the records of conversations from the Tu-154M cockpit, there are missing passages which should refer to the crew being directed to land from the east, the more dangerous end of the airport in Smolensk. There are also no records of the tower's commands guiding the plane by radar RSP, and such commands must have been issued. In landing by the RSP procedure, which is mandatory for Siewiernyj, responsibility lies with the flight controllers. – These fragments must have been cut out. I see no other explanation – said flight the controller at the Warszawa-Okecie airport, one of the most experienced experts in the profession. At the Smolensk-Siewiernyj airport – as at any airport – planes can land from two directions, in this case, from east to west (E-W, 259) and from west to east (W-E, 79). The point is that it is easier to take off and land against the wind, therefore, in good weather conditions the wind speed and its direction determine the selection of the side of the airport by the flight controllers. In the transcripts there should be a record of a standard conversation between the Tupolev crew and the flight controllers regarding the direction of approach. However, there is no trace either of audio records of conversations with the cockpit or of its transcripts, even though this topic is recorded in the published conversations with other landing planes there on that day.

COLONEL NIKOLAI KRASNOKUTSKI AND PRESSURES FROM MOSCOW On April 10, 2010, the Polish Tu-154M approached the airport from the east (EW, 259) – more difficult because of the unusual terrain (pits) and the scattered buildings and trees before the runway. This was dangerous because – wrote "Nasz Dziennik" (02/02/2011) – in fog, specific and very

dangerous air currents occur near the recesses of land on the east side. Therefore, according to Sergei Wieriewkin, former deputy head of the Moscow Vnukovo airport – as he was quoted by "Nasz Dziennik" – after the IL-76 plane crash 10 years ago during the fog, a notice was issued to avoid landing planes on the dangerous 259 degrees, and to use the opposite course, or the 79 degrees. As reported by the "Nasz Dziennik", Colonel Nikolai Krasnokutski, former commander of the Guards Regiment, was aware of this order. He was present in the tower on 10 April, and made contact with a mysterious "Logic" in Moscow. In their remarks to the MAK report, the Polish ministerial commission investigating the causes of the Smolensk disaster states that the flight controller Lt.-Col. Pawel Plusnin was under pressure from his superior, Colonel Nikolai Krasnokutski, who was also in the tower. At the same time it is important to note that the Polish commission showed, as demonstrated in its amendments to the MAK report, that Col. Krasnokutski unlawfully landed the Polish Tu-154M on 10 April, as he had no right to talk with the Tupolev crew yet did so. Despite repeated recommendations of the flight controller to abort the approach to land, at 8:26:17, that is 15 minutes before the crash, Colonel Krasnokutski's unambiguous order: "Bring up to 100 m, 100 m, end of talks" finished the debate in the tower. The Polish ministerial commission also states unequivocally that the Krasnokutski decision ended any further attempts by the flight controller to direct the Polish Tu-154M to an alternative airport. At 8:33:52, seven minutes after taking control of the tower, Colonel Krasnokutski reported to the unknown general: "Everything is ready, Comrade General, they are approaching on the path, everything is turned on." The conversation with the mysterious General was recorded from an open microphone at the control tower in Smolensk, but

this conversation is not appended to the transcripts of telephone conversations between the tower and the cockpit, which means that it must have taken place through other, informal means of communication. Despite questions by the Polish investigators, the Russians did not explain who the mysterious general was, nor by what means of communication the conversation took place.

SUSPECT COPY OF BLACK BOX – When taking over a plane, flight control must "welcome" the crew and state the type of approach, determine the direction, the runway and the type of radar. For controllers, it is like a prayer. With such information, the crew can schedule the distance and speed of descent, because it should be remembered that in the case of approaching from the opposite direction to flight, the aircraft must circle the airport – the flight controller at Okecie airport told "Gazeta Polska". He has handled many VIP flights in his career, including heads of other countries. From the radio conversations of IL-76 plane with the tower at 6:47:53 (Polish time) we know that the crew of IL-76 asked for the direction of landing. After a few seconds they were told to land from "259", and later at 6:54:17 the airport controller in Smolensk informed the Russian IL-76 about visibility, wind speed and direction, pressure and temperature, and – most importantly – the direction of landing and the type of radar. The crew of IL-76 had confirmed this information. At 6:55:51 the "259" landing direction was also given to the Polish airplane Yak-40, which was carrying Polish journalists. Both in the transcripts and in the copy of the audio file (Polish investigators do not have the originals) of crew conversations Tu-154M with the tower there is nothing on the direction of landing and the landing system used (RSP+OSP). In the transcripts of Tu-154M on 10 April, we

find only two passages referring to the direction of landing, also, neither is a transcript of conversations with the flight controllers. First, at 8:10 (Polish time), that is 31 minutes before the crash, Captain Arkadiusz Protasiuk says: "We are taking the 259 [direction from east to west] from the other side." Ten minutes later, at 8:20, there are words which tell us that the crew did not receive any guidance from the tower as to the direction of approach. 2nd pilot Robert Grzywna says: "It looks like 259, this would be even better, because it would not be against the sun." This conditional phrase clearly indicates that the pilots await the decision of the controllers. In the end, the approach was from direction 259, but there is not even a single word mentioning the decision of the tower on this issue! – After the words "It looks like 259, this would be even better, because it would not be against the sun" we expect that in the next minutes we will hear an exchange between the Tu-154 crew and the flight controllers on the landing direction as well as data from the tower about the wind and other parameters, which will allow the crew of the Tu154 to take the appropriate landing direction ensuring the maximum degree of safety. However, nothing happens. At 8:23 the pilots established contact with the tower and a few minutes later, we learn that they are already flying to the eastern side of the airport to land from east to west. There is no word about taking such a decision. Interestingly, the minister, Jerzy Miller in his speech to Parliament on the MAK report in January 2011 said several times that the Polish investigators are examining a 30-minute version of the copy of the conversations of the Tu-154M crew with the tower, which should not include a fragment from 8:10, because the disaster happened at 08:41. The audio record file from 8:10 has not been included either in the presentation of the


|III

nowy czas | 26 marca 2011

the smolensk disaster runek lądowania zapewniający maksymalny zakres bezpieczeństwa. Nic takiego jednak nie ma. O godz. 8:23 piloci nawiązują kontakt z wieżą i kilka minut później dowiadujemy się, że lecą już na wschodnią stronę lotniska, aby lądować od wschodu na zachód. Nie pada ani jedno słowo mówiące o podjęciu takiej decyzji. Co ciekawe, minister Jerzy Miller w wystąpieniu sejmowym dotyczącym raportu MAK w styczniu 2011 roku kilkakrotnie powiedział, że polska strona bada 30-minutową wersję kopii zapisu rozmów załogi Tu-154M, która nie powinna obejmować fragmentu z godz. 08:10, gdyż katastrofa zdarzyła się o godz. 08:41. Zapis pliku audio z godz. 08:10 nie został przedstawiony ani w prezentacji komisji MAK w Moskwie ani w prezentacji komisji Jerzego Millera w Warszawie. W obu przypadkach zapis audio zaczynał się od późniejszych fragmentów. Należy przypomnieć, że czerwcowa informacja o opublikowaniu 38-minutowej wersji stenogramów z czarnej skrzynki Tu-154M wywołała spore zdziwienie wśród specjalistów, gdyż wszystkie czarne skrzynki samolotów są wyposażone w 30-minutową taśmę. Strona rosyjska wyjaśniała pózniej, że w Tu-154M została umieszczona cieńsza taśma, jednak nie ma żadnych dokumentów potwierdzających umieszczenie w czarnej skrzynce polskiego Tu-154M niestandardowej taśmy, choć w przypadku wymiany takie dokumenty powinny być bezwzględnie obecne.

Tajemnica zachodniej sTrony lądowania Dopiero w raporcie końcowym komisja MAK po raz pierwszy informuje, że urządzenia naprowadzające systemu naziemnych radiolatarnii NDB (Non-directional Beacon) są w tej chwili tylko po stronie wschodniej. Dziennikarz rosyjski S. Amielin pisał, że urządzenia te zostały zdemontowane w okresie jesienno-zimowym 2009 roku, czyli w czasie, gdy rosyjska i polska prasa oraz radca ambasady Rosji mówili o planowanej wizycie w kwietniu 2010 polskiej delegacji w Katyniu koło Smoleńska. Sprawa jest o tyle dziwna, że z rozmów załogi Tu-154M 10 kwietnia 2010 oraz z publikacji

MAK in Moscow or in the presentation of Jerzy Miller in Warsaw. In both cases, the audio recording began with the subsequent passages. It should be noted that the June publication of information about the 38-minute version of the black box transcripts of Tu-154M caused considerable surprise among the experts, because all the black boxes of aircraft are equipped with a 30-minute tape. The Russian side explained later that the Tu-154M was equipped with thinner tape, but there is no hard evidence to prove that the black box of Polish Tu-154M had non-standard tapes, although in such a case of changes the documents are mandatory.

The mysTery of The wesTern side of The landing It is only in the final report that the MAK commission for the first time indicates that the systems of ground-based homing devices NDB (non-directional beacon) are currently only on the eastern side. S. Amielin, the Russian journalist, wrote that these devices were dismantled in the autumn and winter of 2009, i.e. at the time when the Russian and the Polish press and the Russian Embassy Counsellor talked about the planned visit in April 2010 of the Polish delegation to Katyn, near Smolensk. This is indeed strange, because from the conversations of the Tu-154M crew and the press statements immediately after the disaster it seems that nobody knew about the alleged changes in the equipment of Smolensk airport, although such information should have been clearly communicated by the Russian side. Instead, there were many newspapers headlines such as: "Why did they land from the east?" Or "On April 7 they also landed from the east."

prasowych bezpośrednio po katastrofie wynika, że nikt w Polsce nie wiedział o rzekomych zmianach w wyposażeniu lotniska w Smoleńsku, choć takie informacje bezwzględnie powinny być przekazane przez stronę rosyjską. Zamiast tego pojawiały się wielokrotnie tytuły prasowe, np.: Dlaczego lądowali od wschodu? lub 7 kwietnia lądowano też od wschodu. Oficjalne wypowiedzi osób związanych z śledztwem nic nie wspominały o zdemontowanych urządzeniach NDB od zachodniej strony. Przez dziewięć miesięcy nikt oficjalnie nie potwierdził, że nie można było lądować od zachodu. Zdjęcia rzekomo zniszczonych obiektów zachodniej strony lotniska zostały opublikowane przez S. Amielina dopiero w pazdźierniku 2010 roku tylko dlatego, że polscy internauci (związani z wojskowością) dwa miesiące wcześniej, w sierpniu 2010 roku odkryli zdjęcia przedstawiające radar ustawiony na zachodnią stronę lądowania, co wskazywało, że ta strona jest czynna. Tajemnica zachodniej strony lądowania, choć dotyczy najprostszych spraw, zawiera najwięcej białych plam, niedopowiedzeń i niejasności.

„na kursie i ścieżce” Kolejna zastanawiająca sprawa to brak w kopiach dźwiękowych rozmów i w stenogramach fragmentów dotyczących korygowania lotu przez kontrolerów. Na lotnisku w Smoleńsku – od wschodu (E-W, 259) – podchodzi się według radaru i dwóch radiolatarni prowadzących (NDB). Potwierdzają to sami Rosjanie: „Na lotnisku Smoleńsk „Północny” system podejścia do lądowania RSP z OSP dla KM=259° składa się z radiolokacyjnego systemu lądowania RSP-6m2, bliższej radiolatarni prowadzącej PAR-10 i dalszej radiolatarni prowadzącej PAR-10 oraz markerów” (str. 140 polskiej wersji raportu MAK). Przypominam, że informacja o tym systemie RSP+OSP (ang. PAR+NDB) jest obecna także w rozmowach kontroli w Smoleńsku z rosyjskim Ił-76, który podchodził do lądowania w tym samym dniu co Tu-154M. – Radar RSP, odpowiednik polskiego RSL

Formal statements of those involved in the investigation do not mention the dismantled NDB equipment from the west side. For nine months no one has officially confirmed that planes were not allowed to land from the west. Photos of the allegedly destroyed facilities of the western side of the airport were published by S. Amielin only in October 2010, yet the Polish internet surfers (connected with the military) discovered images of a radar installation on the western side of the landing two months earlier, in August 2010, indicating that this side is open. The mystery of the landing from the west, although a simple matter, contains mostly blanks, insinuations and ambiguities.

"The course and paTh" Another puzzling issue is the lack of copies of the audio conversations and transcripts concerning the correction of the flight by the controllers. At the airport in Smolensk – from the east (E-W, 259) landing is supported by radar and the two leading beacons (NDB). This is confirmed by Russians themselves: "At the Smolensk airport, the system of approach to land RSP + OSP (called PAR + NDB in English) for 259 ° consists of a radar landing system RSP-6m2, a closer leading beacon PAR-10 and a further leading beacon PAR-10 and markers". The information on this system, RSP + OSP, is present also in the talks between the controllers in Smolensk and the Russian IL-76, which attempted to land on the same day as the Tu-154M. –RSP radar, the equivalent of the Polish military airfields RSL radar is accurate. This means that the responsibility lies entirely on the Russian side, because radar-guided approach requires continuous cooperation between the tower and the plane – the expert flight controller from Okecie

występującego na lotniskach wojskowych, to radar precyzyjny. Oznacza to, że odpowiedzialność leży całkowicie po stronie rosyjskiej, bo podejście według takiego radaru wymaga ciągłej współpracy wieży z załogą samolotu – mówił ekspert „GP”, kontroler lotu z Okęcia. Według niego przerwa w tym, co mówi do załogi wieża, nie może być dłuższa niż kilka sekund. Kontrolerzy muszą cały czas naprowadzać samolot. – Pracownik wieży lotów jest w tym wypadku członkiem załogi – twierdził ekspert „GP”. Dziwi więc, że uwagi kontrolerów zapisane na taśmie dźwiękowej są szczątkowe, a wieża powtarza tylko, że samolot jest na ścieżce i kursie, choć – przypomnijmy – w trakcie padania tych komend Tu-154M nigdy w rzeczywistości na ścieżce i kursie nie przebywał. Wręcz przeciwnie, z niewyjaśnionych dotąd przyczyn znajdował się najpierw zbyt wysoko, potem zbyt nisko. Jednocześnie, jak przyznała nawet sama komisja MAK, wszystkie komunikaty o odległości od pasa startowego były podawane z błędem ok. 600-1000 metrów, co oznaczało, że załoga miała prawo myśleć, że jest bliżej lotniska niż była w rzeczywistości. – Mój kolega z wieży lotniska Okęcie sprowadził na radarach RSL ponad dwa tysiące samolotów i nigdy nie spotkał się z sytuacją, w której maszyna byłaby zawsze idealnie na ścieżce i kursie. W każdym przypadku lot trzeba było mniej lub bardziej korygować, np. nakazać obniżenie lub podniesienie lotu lub odbicie lekko w lewo lub prawo. Tutaj albo poprawki kontrolerów zostały wycięte, albo w ogóle nie padły – uważał rozmówca „Gazety Polskiej”. Zastanawia też, dlaczego na taśmach nie słychać, jak załoga „kwituje”, czyli potwierdza komendy wieży. Kpt. Arkadiusz Protasiuk przed tragicznym lotem aż sześć razy lądował w Smoleńsku i doskonale znał rosyjskie procedury. Jednocześnie z zapisów rozmów załogi Tu-154M wynika, że załoga polskiego tupolewa uzgodniła, że nawigator będzie czytał wysokość po odległości, a więc tak jak przewiduje tzw. „kwitowanie”. Prawdopodobnie więc wycięto część ważnych rozmów polskiej załogi ze smoleńską wieżą.

told "Gazeta Polska". According to him, a break in what the tower says to the crew can be no longer than a few seconds. The controllers have to guide the plane continuously. – The controller becomes a member of the crew – he emphasises. It is therefore surprising that what the controllers say is, as recorded, rudimentary, and only confirms that the plane is on the path and course, but – let's remember – at the time of these confirmations theTu-154M was never in fact on the path and course. On the contrary, for unexplained reasons, it was at first too high, then too low. At the same time, as acknowledged by even the MAK commission, all communications on distance from the runway were given with an error of about 6001000 meters, which meant that the crew was led to think that the airport was closer than it really was. – My friend from the Okecie airport brought over two thousand planes on the RSL radar, and never recalls a situation in which the plane would always be perfectly on the path and course. In every case, the flight has to be more or less corrected, for example, the crew is told to increase or lower the altitude or turn left or right. In this case either the controllers' corrections had been cut out from the recordings, or they did not perform their task at all – he told “Gazeta Polska" It is also surprising that, on the tape, the crew is not heard confirming the commands from the tower. Before this tragic flight, Captain Arkadiusz Protasiuk had landed six times in Smolensk and knew the Russian procedures well. Also, from the recordings of the crew conversations it is apparent that the Polish Tupolev crew agreed that the navigator will read the altitude after the distance, according to the "acknowledgement" procedure. Probably the important part of conversations between the Polish crew and the Smolensk tower has been cut out.

podejrzane kopie czarnych skrzynek Jakie są brakujące polecenia i informacje, które wydawali polskiej załodze rosyjscy kontrolerzy naprowadzający Tu-154 M101? Dlaczego samolot lądował od strony wschodniej i z jakiego powodu mimo precyzyjnego podejścia z pomocą radaru, doszło do katastrofy? Dlaczego wywierał naciski i z kim rozmawiał rosyjski płk Krasnokutski? Za pomocą jakich środków łączności rozmawiał z tajemniczym generałem, skoro rozmowa nie została nagrana w rozmowach wychodzących z wieży lotniska w Smoleńsku? Odpowiedzi na te pytania nigdy nie uzyskamy, jeśli Rosja nie zwróci nam oryginałów polskich czarnych skrzynek. Oryginały czarnych skrzynek Tu-154M wciąż są w rękach rosyjskich, pomimo zakończenia dochodzenia komisji MAK (październik 2010) oraz pomimo opublikowania raportu końcowego (13 styczeń 2011). Zgodnie z przepisami, według których odbywało się badanie katastrofy polskiego rządowego Tu-154M, wrak samolotu oraz wszystkie dowody rzeczowe, w tym czarne skrzynki, powinny wrócić do Polski w chwili zakończenia dochodzenia komisji MAK. Polska prasa oraz polski rząd codziennie powinny dopominać się o polską własność. Materiały te mają ogromne znaczenie, gdyż nawet polska prokuratura wojskowa w swoich ostatnich wypowiedziach dała do zrozumienia, że dopuszcza możliwość tego, że polska strona otrzymała sfałszowane lub niepelne kopie czarnych skrzynek. Jednocześnie dzień po publikacji artykułu „GP” – MAK zmanipulował zapis czarnych skrzynek? – polska komisja badająca katastrofę Tu-154M przełożyła o sześć tygodni publikację swoich ustaleń, tłumacząc się bezwględną koniecznością przeprowadzenia eksperymentu na drugim Tu-154M, dotyczącego tego, w jaki sposób są rejestrowane na czarnych skrzynkach poszczególne działania załogi. O tym, dlaczego i jakie wątpliwości pojawiają się w związku z tym zagadnieniem w następnym artykule.

Kajetan Marzec

suspecT copies of The black boxes What are the missing commands and information that the crew received from the Russian controllers guiding the Tu-154M101? Why did the plane land from the east side and why, despite the precision approach provided by radar, had there been a disaster? Why did the Russian Colonel Krasnokutski exert pressure, and who did he speak to? By what means of communication did he talk to a mysterious general, since the conversation was not recorded in the outgoing calls from the tower of Smolensk airport? We will never get the answers to these questions unless Russia returns the original Polish black boxes. The originals of the black boxes of Tu-154M are still in the hands of the Russians, although the MAK investigation has been completed (October 2010) and final report has been published (13 January 2011). According to the rules under which the investigation of the Polish government Tu-154M crash took place, the wreck of the airplane and all the material evidence, including the black boxes, should have been returned to Poland after the investigation by MAK had been completed. The Polish government and the press should demand their return every day. These materials are of great importance, since even the Polish military prosecutor in his final statements allowed the possibility that the Polish side received falsified or incomplete copies of the black boxes. Further, the day after publication of the article “MAK tampered with the black box record?" in "Gazeta Polska", the Polish commission investigating the Tu-154M disaster postponed, for six weeks, the publication of its findings, justifying the delay by the absolute necessity to carry out an experiment on a second Tu-154M, concerning how the black boxes record the various actions of the crew. (KM)


IV|

26 marca 2011 | nowy czas

katastrofa smoleńska

Czarne skrzynki Tu-154M i tajemnice autopilota (3) Z danych zawartych w raporcie MAK wynika, że dowódca Tu-154 musiał wyłączyć autopilota znacznie wcześniej i wyżej, niż jest to zaznaczone w stenogramach rozmów w kokpicie i opisane w raporcie końcowym. Zmieniałoby to całkowicie obraz ostatnich sekund lotu. Jest to jeden z powodów decyzji członków komisji przy MSWiA i polskiej prokuratury wojskowej przeprowadzenia niebezpiecznego eksperymentu na drugim polskim Tu-154M, gdyż istnieje podejrzenie, że nawet polski rejestrator lotu QAR polskiej firmy ATM może nie przedstawiać prawdziwego zapisu a Rosjanie zignorowali kilkakrotne oficjalne prośby polskiej komisji o choć czasowe udostępnienie czarnych skrzynek do badań.

czarne skrzynki W samolocie Tu-154M zamontowanych było kilka urządzeń nazywanych czarnymi skrzynkami. Skrzynka FDR (Flight Data Recorder – rejestrator parametrów lotu), CVR (Cockpit Voice Recorder – rejestrator rozmów załogi), polskie urządzenie ATM Quick Access Recorder ATM-QAR zainstalowane przez kontrwywiad RP oraz podobne rosyjskie urządzenie QAR KBN-1-2. FDR zbiera dane z kilkunastu czujników umieszczonych w różnych częściach samolotu. Są to różne parametry związane z lotem – np. przyspieszenie samolotu, prędkość, temperatura wewnątrz i na zewnątrz, ciśnienie, działanie silnika, ustawienia steru i klap, wysokość lotu, kurs i czas. CVR to urządzenie, które służy do nagrywania dźwięków z kilku mikrofonów umieszczonych w kabinie pilotów. QAR to urządzenia zapisujące dane podobne do FDR, jednak o

znacznie prostszej konstrukcji, zapewniającej szybki dostęp do zawartości pamięci elektronicznej.

co raport Mak MóWi o tych urządzeniach? CVR (Cockpit Voice Recorder) MARS-BM Rejestrator został odnaleziony 10.04, zbadany 11.04 (raport końcowy) lub 15.04 (prasa), stan zachowania taśmy oceniono na dobry. W raporcie MAK pojawia się stwierdzenie: „system był mechanicznie uszkodzony, kable porwane” i dalej „brak podstawy i numeru seryjnego”. Co ciekawe, Rosjanie w raporcie końcowym przyznają, że czas zapisu skrzynki CVR wynosi ok. 30 minut podczas gdy stenogramy z tego zapisu przekazane polskiej stronie w czerwcu 2010 wynosiły ku zaskoczeniu wielu ekspertów ponad 38 minut. Tak jak wspomnieliśmy we wcześniejszym artykule, Rosjanie tłumaczyli się zamontowaniem w Tu-154M, cieńszej – niestandardowej taśmy, ale nigdzie nie ma dokumentu potwierdzającego taką wymianę w czasie remontów w Rosji lub Polsce. MSRP-64M-6 FDR (Flight Data Recorder) Rejestrator został znaleziony 10.04, zbadany 11.04. Podczas odczytu komisja MAK stwierdziła, że występuje duża liczba błędów, jakość zarejestrowanych danych jest niezadowalająca. Opis z raportu końcowego MAK: „posiadała znaczące uszkodzenia mechaniczne, nie było podstawy montażowej i pokrywy zamka obudowy, złącza elektryczne oberwane. Miejsce zamka zamykającego obudowę było zapchane ziemią”.

KBN-1-2 (rosyjski) (Quick Access Recorder) Do laboratorium MAK rejestrator został dostarczony 14.04 i 14.04 został skopiowany z niego zapis. Obudowa była pogięta, kaseta otwarta. Odczytane z niego dane uznano za zadowalające. To jest tzw. eksploatacyjny rejestrator parametrów lotu. Rejestruje te same parametry lotu co FDR, ale dzięki wyciąganej kasecie jest możliwy szybki dostęp do zarejestrowanych na nim danych. ATM-QAR (polski) (Quick Access Recorder) Raport MAK nie podaje kiedy znaleziono go na miejscu katastrofy i w jakim był stanie. 15.04 dostarczono go do Instytutu Technicznym Wojsk Lotniczych w Warszawie, gdzie go otworzono i zgrano z niego dane. Polski rejestrator ocalał, choć był o wiele mniej odporny na zniszczenie i znajdował się w przedniej części samolotu której nie ma. Skrzynka z nagraniem rozmów z kabiny pilotów (CVR) nie miała numeru seryjnego. Druga czarna skrzynka (FDR), zbudowana tak, aby przetrwać katastrofę, uszkodziła się na tyle, że uniemożliwiła poprawny odczyt zapisanych w niej parametrów lotu. Nie miała zamka obudowy, a w jego miejscu była ziemia. Nie ma żadnych danych na temat, jakie to błędy wykluczały poprawne odczytanie danych. Zaginął uznawany za „niezniszczalny” pancerny zasobnik z zapisem piątego rejestratora, choć umieszczony był w miejscu najmniej narażonym na zniszczenie, bo pod podłogą, a przecież samolot podobno uderzył o ziemię grzbietem.

Niestety, Rosjanie mają od początku oba rejestratory pokładowe (FDR i CVR), rosyjski QAR – KBN 1-2, oraz polską skrzynkę – cyfrowy rejestrator szybkiego dostępu QAR produkcji warszawskiej firmy ATM PP, typu ATM-QAR/R128ENC. Polskie czarne skrzynki zostały zamontowane w tupolewach należących do różnych linii lotniczych na początku lat 90. Dane w rejestratorze nie są zapisywane, jak w standardowych czarnych skrzynkach na taśmie magnetycznej, ale w elektronicznej pamięci wymiennej kasety. Dane z tej czarnej skrzynki są widoczne praktycznie natychmiast po podłączeniu do komputera ze specjalnym oprogramowaniem służącym do analizy i wizualizacji zapisanych w jego pamięci parametrów. W połowie kwietnia 2010 roku Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) oraz Edmund Klich, wówczas przewodniczący polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, twierdzili, że tzw. polska czarna skrzynka może być odczytana tylko w Polsce. Tę informację można znaleźć w archiwach prasowych. Tymczasem okazuje się, że zapisy rejestratora naszej produkcji Rosjanie odczytali już w 1994 roku, po katastrofie tupolewa należącego do chińskich linii lotniczych. W 2009 roku rządowy Tu-154M nr. 101 poleciał do zakładów remontowych w Samarze w Rosji na generalny remont z pełnym wyposażeniem. Przed odlotem maszyny w Polsce nie wymontowano polskiej czarnej skrzynki – zabrano jedynie kasetę, na której są rejestrowane zapisy lotu. Wszystkie pozostałe części elektroniczne znajdujące się w rejestratorze polskiej produkcji poleciały do Samary. Część z nich podczas kata-

Black boxes of Tu-154M and the secrets of the autopilot (3) From the data contained in the MAK report it seems that the commander of the Tu-154 had to turn off the autopilot much earlier and higher than is indicated in the transcripts of the conversations in the cockpit and described in the final report. This completely changes the picture of the last seconds of the flight. This is one of the reasons for the decision of the Polish ministerial commission and the Polish military prosecutor to carry out a dangerous experiment on the second Tu-154M, as there is a suspicion that even the Polish flight recorder QAR may not provide a true record. At the same time, the Russians have ignored repeated official requests by the Polish commission for even temporary access to the black boxes for investigation.

Black Boxes On the Tu-154M plane, there were installed several devices called black boxes - the FDR box (Flight Data Recorder – flight parameters), the CVR (Cockpit Voice Recorder – crew conversations), the Polish ATM unit (Quick

Access Recorder ATM-QAR), installed by the Polish counterintelligence, and similar Russian equipment (QAR KBN-1-2). The FDR collects data from several sensors located in different parts of the aircraft. There are various parameters associated with the flight – such as acceleration of the plane, speed, temperature inside and outside, the pressure, the operation of the engine, rudder and flap setting, altitude, direction and time. The CVR is a device used to record audio from several microphones placed in the cockpit. The QAR is a recording device similar to FDR, but with a much simpler construction, which provides quick access to the contents of the electronic memory.

What does the Mak report say aBout these devices? CVR (Cockpit Voice Recorder), MARS-BM The recorder was found on 10 April, and was accessed on 11 April (MAK report) or on 15 April (according to the press); the condition of the tapes was estimated to be good. The MAK report states:

"The system was mechanically damaged, cables torn apart" and, subsequently, "the base and the serial number were missing." Interestingly, the Russians admit in the final report that the CVR box recording time is approximately 30 minutes, while the transcripts of the record submitted to the Polish side in June 2010, to the surprise of many experts, amounted to more than 38 minutes. As mentioned in the previous article, the Russian side explained later that the Tu-154M was equipped with thinner tape, but there is no hard evidence to prove that the black box of Polish Tu-154M had non-standard tapes and no documents have been produced confirming changes during repairs or maintenance either in Russia or Poland, although such documents should be mandatory. MSRP-64M-6 FDR (Flight Data Recorder) The recorder was found on 10 April, accessed on 11 April. After reading the data, the MAK commission concluded that there are a large number of errors, and that the quality of the recorded data is unsatisfactory. The final MAK report says: "the recorder had significant mechanical damage, the mounting base and the cover lock housing were missing, electrical connectors broken. The lock of the closing cover was filled with earth." KBN-1-2 (Russian) (Quick Access Recorder) The recorder was delivered to the MAK laboratory on 14 April and on 14 April the data was copied. The housing was bent, the cassette was open. Its data was considered satisfactory. It is called an operational flight data recorder. It records the same flight characteristics as the FDR, but thanks to a pull-out disc it is possible access the recorded data quickly.

ATM-QAR (Polish) (Quick Access Recorder) The MAK report does not indicate when it was found at the crash site and in what state. On 15 April the recorder was delivered to the Air Force Institute of Technology in Warsaw, where it was opened and its data copied. The Polish recorder survived, but it was much less resistant to wear and it was placed in the front of the plane, which is now missing. The CVR box with the recording of cockpit conversations did not have a serial number. The second black box (FDR), which was built in order to survive disaster, was damaged to such an extent that the correct reading of the stored flight data could not be made. It did not have a cover lock for the housing, which was filled with earth. There is no explanation as to what kind of damage precluded the correct reading of the data. The armoured container , considered "unbreakable", with the registry of the fifth box is missing, even though it was placed under the floor, that is in the place least exposed to destruction, and the plane apparently hit the ground upside-down. From the beginning, the Russians unfortunately had the two flight recorders (CVR and FDR), also the Russian QAR - KBN 1-2, and the Polish box – the digital QAR recorder (Quick Access) produced by the ATM PP company in Warsaw, of type ATM-QAR/R128ENC. Polish black boxes were installed in Tupolevs belonging to different airlines in the early 90s. The data in the recorder is not stored on magnetic tape, as in the standard black boxes, but in the electronic memory of the removable cartridge. The data from the black box can be seen almost immediately after connecting to a computer with special software for analysing and visualizing the parameters stored in its memory. In mid-April 2010, the Interstate Aviation


|V

nowy czas | 26 marca 2011

the smolensk disaster strofy uległa całkowitemu zniszczeniu. Rosjanie mieli dostęp do polskiego rejestratora podczas remontu, w którym nie uczestniczył nikt ze strony polskiej. Polski rejestrator znalazł się w ITWL 15.04, a więc pięć dni po katastrofie. Był on w Polsce bardzo krótko i został natychmiast zwrócony stronie rosyjskiej.

Kiedy został Wyłączony autopilot? Według raportu MAK, obniżający się z prędkością 8 m/s Tu-154 po wyłączeniu autopilota (czyli po podciągnięciu sterów przez dowódcę samolotu) powinien opaść przynajmniej 30 metrów, zanim podniósłby się w górę i odzyskałby utraconą wysokość. Instrukcja użytkowania Tu-154 mówi, że utrata wysokości przy takiej prędkości zniżania wyniosłaby nawet 50 metrów. Tymczasem z tego samego raportu MAK, a także ze stenogramów zapisu CVR tupolewa wynika, że kiedy kpt. Arkadiusz Protasiuk wyłączył autopilota, samolot obniżył się ledwie 8 metrów, po czym... uniósł się w górę. Następnie miało dojść do uderzenia w brzozę, które zapoczątkowało ostatni etap tragedii. Wygląda na to, że zmieniono albo wartość prędkości zniżania, albo umiejscowienie momentu podciągnięcia sterów i wyłączenia kanału autopilota w zapisie dźwiękowym i w zapisach parametru lotu. Tak czy inaczej, w obu przypadkach mogło dojść do ingerencji w dane na nośnikach będących własnością rządu RP. Niestety polska strona ma tylko stenogramy oraz tylko kopię zapisu CVR. dWie Wersje rosjan Przypomnijmy, że przed publikacją raportu końcowego komisji MAK polski akredytowany Edmund Klich twierdził, że załoga wyłączyła

Committee (MAK), and Edmund Klich, then the Polish chairman of the Aircraft Accident Investigation Committee, argued that the so-called Polish black box can be read only in Poland. This information can be found in the newspaper archives. However, it appears that the Russians were able to read the recordings of our black boxes already in 1994, after the crash of a Tupolev belonging to the Chinese airlines. In 2009, the Tu-154M 101, belonging to the Polish government was flown to a maintenance plant in Samara, Russia, for a major renovation with full on-board equipment. Before departure, the Polish black box was not removed – only the cartridge that records the flight data was taken out. All the other electronic components contained in the Polish-produced recorder were flown to Samara. During the crash, some of them were completely destroyed. The Russians thus had access to the Polish recorder during an overhaul which no one from the Polish side attended. The Polish recorder was in the Air Force Institute of Technology in Warsaw on 15 April, thus five days after the crash. It was in Poland for a short time and was immediately returned to the Russian side.

When Was the autopilot turned off? According to the MAK report, a Tu-154 descending at a speed of 8 m/s with the autopilot turned off, on pulling up the control stick by the captain, will fall at least 30 meters before rising up to regain the lost height. The Tu-154 manual says that the loss of height at that speed of descent could even be 50 meters. Meanwhile, the same MAK report and the CVR transcripts indicate that when Capt. Arkadiusz Protasiuk turned off the autopilot, the plane barely fell 8 meters, then... lifted up. Then there was a collision with a birch tree, which initiated the final stage of the tragedy. It seems that either the speed of descent had been changed, or the time of turning off the autopilot and of pulling

autopilota i podciągnęła stery na wysokości ok. 19 metrów nad ziemią – już po komunikacie nawigatora „20 metrów”. Wypowiedź ta była zgodna z opublikowanymi w czerwcu 2010 roku stenogramami rozmów z kokpitu. Sygnał wyłączenia autopilota pojawia się tam o godz. 10:40:56. Oficjalna wersja Rosjan jest jednak nieco inna. W raporcie końcowym początek opisywanych przez MAK działań załogi związanych z podciągnięciem za stery i wyłączeniem kanału podłużnego autopilota odpowiada godzinie 10:40:55 i wysokości (według wskazań radiowysokościomierza) około 30 m. Według MAK dowódca Tu-154 pociągnął w tej sekundzie wolant „na siebie” i tym samym odłączył kanał podłużny autopilota. Sekundę później odłączono kolejne kanały autopilota i dźwignie sterowania silnikami zostały przesunięte w pozycję odpowiadającą zakresowi startowemu. Komisja MAK twierdzi, że po tym nastąpiło błyskawiczne wychylenie kolumny wolantu „od siebie” (ster wysokości powrócił praktycznie w położenie wyważone), a po 1,5 s nastąpiło pełne ściągnięcie wolantu „na siebie” (siła 25 kg), które trwało do chwili początku niszczenia konstrukcji samolotu. Niezależnie od tego, którą z tych rosyjskich wersji przyjmiemy za obowiązującą, i tak nie będzie ona zgodna z innymi danymi zawartymi w końcowym raporcie MAK. Na stronie 99 raportu końcowego (angielska wersja) komisja MAK twierdzi, że samolot w ostatnich kilkunastu sekundach lotu obniżał się z prędkością 8 m/s. Na tej samej stronie raportu znajdujemy inny kluczowy fragment: „Utrata wysokości przy wyprowadzaniu samolotu Tu-154 ze zniżania, przy parametrach lotu odpowiadających lotowi krytycznemu (V=280km/h, Vy=7,5-8m/s), z przeciążeniem pionowym Ny=1,3, przy prawi-

dłowych działaniach wykonywanych w odpowiednim czasie, wynosi około 30 m”. Ponadto przypomnijmy raz jeszcze, że instrukcja użytkowania samolotu Tu-154M stwierdza, iż przy tej prędkości zniżania samolot Tu-154M opadłby aż o 50 m. Tymczasem z informacji zawartych na innych stronach rosyjskiego raportu wprost wynika, że polski tupolew po wyłączeniu autopilota opadł nie 30-50 m, lecz 8 m. Gdyby wersja rosyjska była prawdziwa i samolot utraciłby 30 m wysokości po podciągnięciu sterów, to ze względu na topografię terenu rozbiłby się już 1,1 km od lotniska.

up on the stick, in the audio recording and in the records of the flight parameters. In both cases the data on the equipment owned by the Polish government may have been tampered with. Unfortunately the Polish side has only the transcripts and the copy of the CVR recording.

Tu-154 aircraft terminates descent with the flight parameters equal to those in the critical flight (V=280km/h, Vy=7.5-8m/s) with vertical variance of NY=1.3 in case of correct and timely actions is about 30m.” Moreover, let us recall once again that the instruction manual of Tu-154M aircraft states that at this speed of descent, the loss of altitude can be up to 50 m. However, the information contained on the other pages of the Russian report explicitly

tWo russian versions Let us recall that before the publication of the final MAK report, Edmund Klich, accredited to MAK, claimed that the crew turned off the autopilot and pulled up the control stick at a height of approximately 19 meters above the ground – after the navigator's message "20 meters". This statement was consistent with the transcripts of conversations from the cockpit published in June 2010. The signal of the autopilot turning off appears there at 10:40:56. However, the Russian official version is somewhat different. The final MAK report described the beginning of the crew activities related to pulling up the stick, and turning off the autopilot channel at 10:40:55 and at a height of about 30 m (according to the radio altimeters). According to MAK, the commander of the Tu-154 at that time pulled in the stick "towards himself "and thus had turned off the autopilot longitudinal channel. A second later, the other autopilot channels were disconnected, and the engine control levers were moved to the starting position. The MAK Commission claims that after this the control stick was instantly pushed away (the helm almost returned to a balanced position), and after 1.5 sec, the stick was pulled in completely (25 kg force), which continued until the beginning of the destruction of the body of the plane. Regardless of which of the Russian versions we accept as binding, neither will tally with the other data contained in the final MAK report. On page 99 of the final report (English version), the MAK Commission claims that the plane in the last few seconds of the flight was descending at a speed of 8 m/s. On the same page of the report we find another key passage: "The loss of altitude while the

W tym wypadku można z całą pewnością stwierdzić, że podciągnięcie sterów nastąpiło o wiele wcześniej, prawdopodobnie ok. 4-6 s przed momentem podanym przez MAK, na wysokości przynajmniej 80 m nad ziemią, czyli 275 m npm. Zapisy rejestratorów musiały więc zostać zmanipulowane. Jedynym innym wytłumaczeniem jest podanie przez MAK błędnej prędkości zniżania, co jednak także wiązałoby się ze sfałszowaniem zapisów rejestratorów, a więc np. przesunięciem komunikatów nawigatora dotyczących wysokości, jak i fałszerstwem opublikowanych w raporcie końcowym danych dotyczących parametrów lotu polskiego Tu-154M.

shows that the Polish Tupolev, after turning off the autopilot, descended not 30-50 m, but 8 m. If the Russian version were true and the plane lost 30m after pulling up the stick, it would have crashed 1.1 km from the airport, owing to the topography of the land. In this case, one can definitely say that pulling up the control stick occurred much earlier, probably about 4-6 seconds before the time specified by MAK at a height of at least 80 m above the ground, which is 275 m above sea level.

Warto zwrócić uwagę, że zapis o wyłączeniu kanałów autopilota pojawia się w stenogramach w tym samym miejscu, co równie kontrowersyjny zapis dotyczący odebrania – rzekomo na wysokości 10 m nad ziemią – sygnału markera NDB. Sygnał ten trwał aż 2,5 s, co gdy weźmiemy pod uwagę kształt pola sygnału (odwrócony stożek), daje w przybliżeniu szacunkową wysokość 100-120 m na jakiej samolot mógł odebrać sygnał o takiej długości (a nie sugerowaną przez MAK wysokość 10 m). Wysokość 100-120 m, samolot osiągnął zaś ok. 1,9-2,2 km od lotniska. Nieprawidłowy sygnał markera NDB, nieprawidłowe czasy wyłączenia kanałów autopilota i zarejestrowanie wcześniejszego niż sugeruje komisja MAK podciągnięcia sterów wskazują na manipulację zapisami, mającą uzasadnić oficjalną wersję katastrofy i ukryć prawdziwy przebieg zdarzeń. Niejasności związane z czasem wyłączenia autopilota i markerem to oczywiście nie jedyne argumenty przemawiające za odrzuceniem raportu MAK jako zupełnie niewiarygodnego dokumentu. Wiemy już m.in., że Rosjanie wstawili do stenogramów rozmów z kokpitu oraz do raportu końcowego komisji MAK zmyślone – nieistniejące wypowiedzi, zdania i słowa mające świadczyć o presji, jakiej rzekomo poddani byli piloci tupolewa. Zostały sfałszowane także dane i informacje dotyczące gen. Andrzeja Błasika, które nie mają żadnego pokrycia w materiale dowodowym i analizach specjalistów z polskiej prokuratury. Opisane zostało to w artykule „Naciski wyparowały wraz ze smoleńską mgłą” (NC 3/160, 14.02). O innych nieprawdziwych informacjach w raporcie MAK w następnym artykule.

Kajetan Marzec

Therefore the entries in the recorders must have been altered. The only other explanation is MAK's wrong speed of descent. However this would entail the falsification of records, for example a shift of the navigator messages as to the altitude, as well as falsification of data relating to the flight parameters published in the final report of the flight parameters of the Polish Tu-154M. It is worth noting that the record of turning off the autopilot channels appears in the same place of the transcripts as the equally controversial entry for picking up the NDB signal marker– apparently at a height of 10 m above the ground. The signal lasted 2.5 seconds, however if we take into account the shape of the signal field (an inverted cone), there follows an estimate of approximately 100-120 m at which the plane could pick up a signal of this length (and not 10 m, as suggested by MAK) . The aircraft reached the height of 100-120 m about 1.9-2.2 km from the airport. The incorrect signal of NDB marker, the incorrect time of turning off the autopilot channel and the registry of pulling up the control stick earlier than suggested by MAK, indicate that the records were tampered with in order to justify the official version of the disaster and to conceal the true course of events. The uncertainties associated with the time of turning off the autopilot and with the marker are of course not the only arguments for rejecting the MAK report, as completely lacking credibility. We already know that, for example, the Russians inserted into transcripts of cockpit conversations and into the final MAK report imaginary and non-existent statements, sentences and words to show pressure the pilots were allegedly subjected to. Data and information regarding Gen. Andrew Blasik was also falsified, and is not supported by the evidence and analysis of experts from the Polish prosecutor's office. This was described in the article "Pressure evaporates along with the Smolensk mist " (NCZ 3/160, 14 February). Further false information in the MAK report will be described in the next article. (KM)


VI|

26 marca 2011 | nowy czas

katastrofa smoleńska

Prawdy i mity wokół raportu MAK (4) Czarne skrzynki z rozbitego pod Smoleńskiem polskiego samolotu Tu-154M wciąż są niedostępne dla polskich śledczych. Rosjanie nie wypowiedzieli się, kiedy je zwrócą, wypożyczą albo chociaż pozwolą je zbadać w Moskwie. – Nie mamy w tej sprawie żadnego stanowiska strony rosyjskiej – poweidział „Rzeczpospolitej” kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Polscy prokuratorzy już w dniu katastrofy, 10 kwietnia 2010 roku, wnioskowali o zwrot czarnych skrzynek. Prośbę ponawiali, stawiając coraz skromniejsze żądania. We wniosku o pomoc prawną z czerwca 2010 roku prosili już tylko o wypożyczenie skrzynek na 60 dni, a gdyby to było problemem – o udostępnienie ich do badań naszym specjalistom. Ostatni wniosek wysłali w styczniu. Rosjanie nie odpowiedzieli. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, w połowie marca prokurator generalny Andrzej Seremet interweniował w tej sprawie u Aleksandra Zwiagincewa, zastępcy prokuratora generalnego Rosji. Ten odpowiedział wymijająco, pomimo tego że zgodnie z załącznikiem 13 Konwencji Chicagowskiej wrak samolotu i czarne skrzynki powinny wrócić do Polski najpóźniej po opublikowaniu raportu końcowego, a więc w połowie stycznia br.

222 punktów i próśb o pomoc prawną 169 odrzuconych i zignorowanych Zgodnie z załącznikiem 13 Konwencji Chicagowskiej, którą przyjęto badając katastrofę, polska strona miała 60 dni na opracowanie uwag do raportu końcowego komisji MAK. Polska komisja stworzyła 148-stronicowy dokument, który w dużym stopniu pokazuje, jak niedoskonały, a w wielu miejscach wręcz niezgodny z faktami jest raport komisji MAK. Strona polska, za pośrednictwem akredytowanego przedstawiciela Rzeczypospolitej Polskiej, w celu realizacji uprawnień wynikających z punk-

tu 5.25 załącznika 13, skierowała do strony rosyjskiej kilkanaście wniosków, w których była prośba o zrealizowanie 222 punktów dotyczących uzyskania dokumentów i informacji związanych z katastrofą. Z tych 222 punktów tylko 34 zostały zrealizowane w pełni. Strona rosyjska odmówiła lub zignorowała prośbę o informację lub dokumenty aż w 169 przypadkach z 222 możliwych. Do całkowicie zignorowanych lub odmownych można zaliczyć między innymi odmowę przez Rosjan takich informacji i dokumentów jak dokument określający minimalne warunki do lądowania na lotnisku w Smoleńsku, zapis wideo zobrazowań radarowych na stanowisku kierownika systemu lądowania (podejścia Ił-76, Jak-40, Tu-154M) w dniu 10 kwietnia 2010 roku, dokumentacji fotograficznej miejsca zdarzenia, dokumentów uprawniających do pełnienia jednocześnie dwóch funkcji (kierownika lotów i kontrolera strefy bliższej), wyników wykonywanego po wypadku oblotu środków radiolokacyjnych i systemów na lotnisku SmoleńskPółnocny. Polska strona nie otrzymała również wyników przeprowadzonych ekspertyz technicznych szczątków samolotu oraz informacji na temat dwukrotnego nieudanego podejścia do lądowania Ił-76. Zignorowana została polska prośba i protest w sprawie niedopuszczenia polskich specjalistów do oblotu systemów lotniska i obserwacji wskazań radarów, informacji dotyczących pracy systemu radarowego RSP-6M2 w dniu 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku. Nie uzyskano żadnych odpowiedzi dotyczących osób, którym meldował i przekazywał informację płk. Krasnokutskij oraz uprawnień zezwalających mu na wywieranie nacisku i zmianę decyzji kierownika lotów, który chciał odesłać polski samolot na lotnisko zapasowe. Zignorowano także wielokrotnie wnioski o umożliwienie realizacji praw akredytowanego przedstawiciela RP i jego doradców wynikających z przepisów załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej. Nie podano także szczegółowych informacji dotyczących pogarszania się widzialności na

skutek dymów z ognisk wokół lotniska. Zacytowano tylko wskazania meteorologa, który regularnie od godz. 4.00 UTC wskazywał na występowanie dymów. Nie otrzymano również żadnych dokumentów dotyczących akcji ratowniczo-gaśniczej. Nie otrzymano żadnych materiałów dotyczących badań na występowanie ładunków wybuchowych. Nie otrzymano kompletnych protokołów sekcyjnych i innych badań ofiar katastrofy.

niepotwierdzone analizy zamiast faktów Po zapoznaniu się z raportem końcowym polska strona stwierdziła, że poszczególne rozdziały raportu nie są napisane zgodnie z wytycznymi zawartymi w dokumencie ICAO Doc. 9756. Zgodnie z metodyką przygotowania raportów dotyczącą zdarzeń lotniczych, opisaną w w/w dokumencie, rozdział I Informacje Faktyczne nie powinien zawierać ocen i analiz, a elementy te powinny znajdować się w rozdziale II Analiza. W tym miejscu należy napisać, że w dalszej części polskich uwag czytamy, że polska strona całkowicie odrzuca analizy psychologiczne umieszczone bezprawnie w rozdziale I. Analizy te Rosjanie oparli na błędnie odczytanych zdaniach i wypowiedziach załogi. Stenogram z rozmów załogi Tu-154M, stworzony przez Rosjan w maju 2010 roku, na którym opiera się raport końcowy zawiera zdania, które nie istnieją na kopii audio CVR. Zdania i słowa załogi zostały również przez Rosjan pozmieniane, tak aby sugerować naciski lub uległość załogi. W rzeczywistości na podstawie dostępnej kopii audio zapisu CVR zarówno naciski na załogę Tu-154M, jak i uległość załogi zostały całkowicie odrzucone przez polską komisję i polską prokuraturę. Strona rosyjska zignorowała w raporcie końcowym te uwagi i pozostawiła nieprawdziwe i niepotwierdzone analizy psychologiczne. Jednocześnie w rozdziale dotyczącym historii lotu strona rosyjska w raporcie końcowym pominęła wyraźnie słyszalne

komendy radiowe załogi oraz inne informacje, które diametralnie zmieniają analizę przebiegu lotu. Pominięto m.in. wyraźnie słyszalne obliczanie nawigatora odległości od osi lotniska (Rosjanie niezgodnie z prawdą sugerowali w raporcie końcowym, że załoga weszła na ścieżkę lądowania spóźniona, czemu przeczy nawet wykres parametrów lotu) oraz pominięto rozmowę załogi wskazującą na to, że znała doskonale topografię terenu (komisja MAK sugerowała w raporcie końcowym, że jedną z przyczyn katastrofy była nieznajomość topografii terenu). W rozdziale II Analiza, Rosjanie niepoprawnie przeprowadzili analizę na podstawie hipotez nie potwierdzonych dowodami. Sposób przeprowadzania analizy jest niezgodny z wytycznymi zawartymi w dokumencie ICAO Doc. 6920 (Manual of Aircraft Accident Investigation). Hipotezy nie poparte dowodami powinny być odrzucone. Niestety, Rosjanie dużą część tego rozdziału oparli na nieudokumentowanych hipotezach, które były przedstawiane bezprawnie jako stwierdzenia (pominięto nawet użycie trybu warunkowego).

rosjanie zatajają i zmieniają fakty o swoim personelu naziemnym W raporcie końcowym komisja MAK pisze, że kierownik lądowania i kierownik strefy lądowania przeszli badania przeprowadzone przez lekarza dyżurnego punktu opieki medycznej JW 06755. W rzeczywistości, według zeznań obu wojskowych złożonych 10 kwietnia 2010 roku przed prokuratorem Federacji Rosyjskiej wynika, że punkt medyczny był w tym dniu zamknięty. Obaj wojskowi sami określili swoje samopoczucie jako dobre i na podstawie tego przystąpili do wykonywania zadań. Raport komisji MAK pomija tak istotne dokumenty i fakty jak, dopuszczenie kierownika strefy lądowania (KSL) do pracy na lotnisku Smoleńsk-Północny. Nie ma także potwierdze-

Truths and myths about the MAK report (4) The Polish investigators still do not have access to the black boxes from the Polish Tu-154M plane which crashed at Smolensk. The Russians have not said when they would return them, let them be borrowed or even allow them to be investigated in Moscow. – We do not have any clue as to the position of the Russian side – told "Rzeczpospolita" Capt. Martin Maksjan from the Chief Military Prosecutor's Office. The Polish prosecutors requested the return of the black boxes already on the day of the disaster, 10 April 2010. They repeated their requests with more modest demands. In their application for legal assistance in June 2010, they asked only to borrow the boxes for 60 days, and, if this was a problem – for access to them for testing by our experts. The last request was sent in January. The Russians have not responded. As established by "Rzeczpospolita", in mid-March, Chief Prosecutor Andrew Seremet made representations to Alexander Zwiagincew, Deputy Chief Prosecutor of Russia. The latter answered evasively, despite the fact that, in accordance with Annex 13 of Chicago Convention, the plane wreckage and the black boxes should have been returned to Poland after publication of the final report at the latest, that is in mid-January this year.

222 points and requests for legal assistance, 169 refused or ignored In accordance with Annex 13 of the Chicago Convention, which was adopted for examining the

disaster, the Polish side had 60 days to comment about the final MAK report. The Polish commission produced a 148-page document, which shows that the MAK report is largely flawed, and in many places contrary to the facts. The Polish side, through the accredited representative of the Polish Republic, sent a dozen requests referring to 222 points concerning access to documents and information, according to their rights under article 5.25 of Annex 13. Of these 222 points, only 34 have been implemented in full. The Russian side refused or ignored requests for information or documents in 169 out of 222 possible cases. Among the totally ignored or refused points by the Russians were information and documents relating to the minimum conditions for landing at the airport in Smolensk, such as video recording of radar imagery from the landing controller's workstation (approach of IL-76, Yak-40, Tu-154M ) on 10 April 2010, the photographic records of the place of the event, documents entitling the performance of two functions simultaneously (flight director and controller of the near zone), and the results from the fly-by survey of radar installations and systems at Smolensk-North airport, carried out after the crash. The Polish side has also not received the results of expert technical examination of the aircraft debris, nor about the twice-missed landing approach of the IL-76. Also ignored were the Polish requests and protests regarding Polish specialists not being allowed to take part in the fly-by survey of the airport's systems and in the monitoring of the radar records, and in not being provided with information about the efficiency of the radar

system RSP-6M2 on 10 April 2010 in Smolensk. The Polish side did not get any answers regarding the people to whom Col. Krasnokutskij reported and transmitted information, and what powers allowed him to exert pressure and change the decisions of the flight controller, who wanted to direct the Polish plane to an alternate airport. The Russian side also repeatedly ignored requests to allow the implementation of rights of the accredited representative of the Republic of Poland and his advisers under the provisions of Annex 13 to the Chicago Convention. There was no detailed information on the deterioration of visibility due to smoke from fires around the airport, only a meteorologist was quoted, who from 4.00 UTC regularly indicated the presence of smoke. The Polish side did not receive any documents relating to the rescue and fire-fighting, nor did it receive any material relating to investigation of the occurrence of explosives. Complete autopsy reports and other studies of victims of the disaster were also not received.

unproven analysis rather than facts After reviewing the final report, the Polish side noted that the various chapters are not written in accordance with the guidelines contained in the ICAO document (Doc. 9756). According to the rules of preparing reports on air accidents, as described in the aforementioned document, Chapter 1 "Factual Information” should not include assessment and analysis, as these should be in Chapter 2 "Analysis”. At this point, it should be

noted that in the rest of the comments, the Polish side completely rejects the psychological analysis unlawfully placed in Chapter 1. The Russians have based these analyses on mistakenly read sentences and statements of the crew. The transcript of conversations of the Tu154M crew created by the Russians in May 2010, upon which the final report relies, contains sentences that do not exist in the copy of the CVR audio. Sentences and words of the crew were also changed by the Russians, in order to suggest pressure on the crew or its submission. In fact, on the basis of the available copy of the CVR audio recording the Polish Committee and the Polish Prosecutor's office completely rejected both the pressure on the Tu-154M crew and the submission of the crew. The Russian side, in the final report, ignored these comments and left in a false and unsubstantiated psychological analysis. At the same time, in the chapter on the history of the Tu154M flight the Russians' final report failed to include clearly audible radio commands by the crew and other information, thus radically altering the analysis of the flight. They omitted, among others, the clearly audible recording of the navigator counting down the distance from the axis of the airport (the Russians falsely suggested in the final report that the crew entered the landing path too late, which is contradicted even by the flight data graph). The crew conversation indicating that they knew very well the topography of the site is also missing (MAK committee suggested in the final report that one of the causes of the disaster was that the crew was unfamiliar with the topography).


|VII

nowy czas | 26 marca 2011

the smolensk disaster nia dopuszczenia do pracy w trudnych warunkach atmosferycznych. W trakcie przesłuchania przez komisję MAK 18 kwietnia 2010 KSL przyznał, że była to jego druga służba na lotnisku w Smoleńsku. Pierwszy raz sprowadzał samoloty w Smoleńsku 8 kwietnia 2010. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy miał dziewięć służb. Nie ma także żadnych informacji na temat przeszkolenia i dopuszczenia KSL do obsługi systemu radiolokacyjnego RSP-6M2 znajdującego się w Smoleńsku. Nieprawdziwa jest także informacja na temat roli jaką odegrał płk. Krasnokutskij, umieszczona przez Rosjan w raporcie końcowym. Rosjanie napisali, że osoba ta nie brała bezpośredniego udziału w kierowaniu ruchem lotniczym, podczas gdy była to jedna z najbardziej aktywnych osób w wieży kontroli lotu. Członkowie polskiej komisji jednoznacznie stwierdzają, że rozkaz, jaki wydał płk. Krasnokutskij: „Doprowadzamy do 100 metrów, do 100 metrów i koniec rozmowy” – zakończył wszelkie próby kontrolera lotu odesłania polskiego samolotu na lotnisko zapasowe, co było naruszeniem regulaminów. Jednocześnie to płk. Krasnokutskij zdawał bieżącą relację bliżej nieokreślonym osobom na temat położenia polskiego samolotu i sytuacji na lotnisku. Strona rosyjska odmówiła podania informacji z kim kontaktował się płk. Krasnokutskij.

stewardesy, do czego miała odpowiednie przeszkolenie. Rosjanie nieprawdziwie podali także w raporcie końcowym, że polska strona nie przedstawiła dokumentów dotyczących zdarzenia z 8 kwietnia 2010 (uszkodzenia owiewki nosowej radaru samolotu). W rzeczywistości wszystkie stosowne dokumenty zostały przekazane stronie rosyjskiej. Strona rosyjska odmówiła także inspekcji lotniska przed 10 kwietnia 2010. Żadne polskie służby nie kontrolowały stanu lotniska przed lądowaniem.

3000 metrów od lotniska znajdował się pod ścieżką, niebezpiecznie zniżając się do ziemi. Kontroler lotów przez ponad 30 sekund nie reagował i wydawał nieprawdziwe informacje: „Na kursie i ścieżce”, które dodatkowo zawierały błędne informacje dotyczące odległości od lotniska, co potęgowało zmylenie załogi. Interesujące jest to, że choć raport MAK jako główną uznał ścieżkę 3° 12’ to zawiera – w zależności od potrzeby – analizy według obu ścieżek: 2 ° 40’ i 3° 12’.

ignoRowanie doKumentów i infoRmacji PRzeKazywanych PRzez stRonę PolsKą Strona polska wielokrotnie wyjaśniała i przedstawiała stosowne dokumenty pokazujące, że jedna z funkcjonariuszek BOR pełniła funkcję

niezgodności w RaPoRcie maK Załączona do raportu karta podejścia do lądowania nie pochodzi z dokumentacji, jaka została przekazana załodze Tu-154M. Nieprawidłowe jest też stwierdzenie z raportu o poprawnym działaniu świateł lotniska, gdyż według innych danych przedstawionych przez MAK nie działały cztery z ośmiu rzędów świateł lotniska. Komisja MAK podała tę informację pod wpływem publikacji zdjęć białoruskiego dziennikarza, który sfotografował żołnierzy rosyjskich wkręcających żarówki i naprawiających kable zasilania kilka godzin po katastrofie. Jednocześnie, tak jak wspomniano wcześniej, polska strona pomimo próśb i wniosków nie została dopuszczona do oblotu systemów lotniska w Smoleńsku. Ścieżka pomiaru radaru miała zgodnie z kartami lądowania, ICAO oraz oblotem z 25 marca 2010 wynosić 2° 40’. Jednak wtedy samolot nie byłby nigdy na ścieżce. Rosjanie postanowili w analizach parametrów lotu Tu-154M zmienić ścieżkę wskazań na 3°12’. Jednak nawet wtedy według danych MAK samolot przez 75 proc. lotu nie był na ścieżce lądowania. Przytoczona na stronie 66 i 67 polskich uwag tabela pokazuje wyraźnie, że nawet przy 3° 12’ i uwzględniając zakres błędu radaru samolot od

niedoPuszczalna aKcja Ratownicza Katastrofa zdarzyła się o godz. 6:41:05 UTC, około 400 metrów od progu lotniska. Zgodnie z raportem końcowym na terenie lotniska Smoleńsk-Północny 10 kwietnia pełniła dyżur jednostka PCz-3, którą jednak kontroler lotu aż do godz. 6.50 nie poinformował o wypadku. Jednostka PCz-3 została poinformowana dopiero 9 minut po wypadku. Zeznania niektórych świadków mówią, że jednostka PCz-3 początkowo udała się w przeciwną stronę pasa startowego i musiała zawracać. Ostatecznie dotarła na miejsce 14 minut po wypadku. Kontroler lotów zamiast podległej mu jednostki informował o wypadku jednostki ratownicze z odległych punktów miasta, które dotarły na miejsce dopiero po 44 minutach. Strona rosyjska nie przekazała żadnych szczegółów dotyczących akcji ratowniczo-gaśniczej. Brak jest informacji o zespole ratownictwa medycznego obecnego w dniu katastrofy na terenie lotniska w Smoleńsku w celu zabezpieczenia lotów. Wygląda na to, że 10 kwietnia nie było takiego zespołu na płycie lotniska. Strona polska wskazuje, że pierwszy zespół ratownictwa medycznego przybył na miejsce o godz. 6.58 UTC, a więc 17 minut po

In Chapter 2 (Analysis), the Russians wrongly based their conclusions on the hypotheses not supported by evidence. Their method of analysis is inconsistent with the guidelines contained in the ICAO document Doc. 6920 (Manual of Aircraft Accident Investigation) - hypotheses not supported by evidence should be rejected. Unfortunately, a large part of this chapter consists of undocumented hypotheses that were unlawfully presented as statements (even without the use of conditional clauses).

The Polish committee explicitly stated that the order given by Col. Krasnokutskij, "Bring up to 100 meters, 100 meters, end of talks" – ended all attempts by the flight controller to direct the Polish aircraft to an alternate airport, and was a breach of regulations. At the same time Col. Krasnokutskij reported to mysterious persons the location of the Polish aircraft and the situation at the airport. The Russian side refused to disclose details as to whom Col. Krasnokutskij contacted.

Russians conceal and change the facts about theiR gRound staff The MAK Committee in its final report said that the landing controller and the manager of landing zone passed tests conducted by the doctor on duty at the medical care centre JW06755. In fact, according to their statements made on 10 April 2010 to the Public Prosecutor of the Russian Federation, the medical centre was closed on that day. Both military men stated themselves to be well and began to perform their task on that basis. The MAK report omits relevant documents and facts such as the authority for the controller of the landing zone to work at Smolensk-North. There is also no confirmation, in his case, of being allowed to work in harsh weather conditions. During the interview conducted by the MAK Committee on 18 April 2010, the Landing Zone Controller admitted that it was his second duty at Smolensk airport. His first time on landing duty at Smolensk was on 8 April 2010. During the past twelve months he had completed nine shifts. There is also no information on his training and authorization to operate the RSP-6M2 radar located in Smolensk. The information about the role of Col. Krasnokutskij, placed by the Russians in the final report, is also untrue. The Russians have stated that he did not take direct part in the management of air traffic, yet he was one of the most active people in the flight control tower.

documents and infoRmation submitted by the Polish side aRe ignoRed The Polish side has repeatedly explained and presented the relevant documents showing that one of the security officers on board had served as a flight attendant and had the appropriate training. In the final report the Russians also falsely accused the Polish party of not providing documents relating to the events of 8 April 2010 (damage to the nose fairing of the aircraft radar). In fact, all relevant documents have been forwarded to the Russian side. The Russians also refused the inspection of the airport before 10 April 2010. No Polish authorities inspected the state of the airport before landing.

had not been allowed to take part in a fly-by survey around Smolensk. The radar measurements for the approach path should have been 2°40 ', in accordance with the landing card, the IACO and the fly-by survey of 25 March. But then the plane would never have been on the path. The Russians decided to change the indicated path to 3 °12 ' in the analysis of flight parameters. But even then, according to MAK data, the aircraft would not have been on the path for 75% of its flight. On page 66 and 67 of the Polish remarks to the MAK report there is a table which shows clearly that even at 3 °12' and even taking into account the error range of the radar, the plane was below the path for 3000 metres from the airport, dangerously descending towards the ground. The flight controller did not respond for more than 30 seconds and gave false information ( "on the course and path"), which also contained false information about the distance from the airport, confusing the crew even more. It is interesting that although the MAK report acknowledged 3 °12' as the main path, it refers – depending on needs – to the analysis of two paths: 2°40' and 3 °12 '.

discRePancies of the maK RePoRt The landing approach card included in the MAK report does not come from the documentation which the Tu-154M crew was given. The report also contains incorrect statement about the successful operation of the airport lights, because, according to other data submitted by MAK, four of the eight rows of lights of the airport did not work. MAK revealed this information after the publication of photos by the Belorussian journalist who photographed Russian soldiers changing light bulbs and repairing power cables a few hours after the crash. Also, as mentioned earlier, the Polish side, despite petitions and applications,

unaccePtable Rescue oPeRation The disaster occurred at 6:41:05 UTC, about 400 meters from the threshold of the airport. According to the final report, at the airport Smolensk-North on April 10 Unit PCz-3 was on duty. However, the flight controllers did not inform them about the accident until 6:50, that is 9 minutes later. Some witnesses say that the unit initially went in the opposite direction of the runway and had to turn back. Eventually they reached the place 14 minutes after the accident. The flight controller contacted rescue units from distant points of the city, which reached the place only after 44 minutes, instead of contacting his own unit. The Russian side has not provided any details about the rescue and fire-fighting.

wypadku, a siedem zespołów pogotowia ratunkowego przybyło dopiero 29 minut po wypadku, mimo tego że lotnisko Smoleńsk-Północny leży w granicach miasta Smoleńsk.

naRuszenie załączniKa 13 Konwencji chicagowsKiej Akredytowany przedstawiciel Polski ani jego doradcy nie uczestniczyli w eksperckiej analizie działania grupy kierowania lotami lotniska Smoleńsk -Północny 10 kwietnia 2010 roku. Było to naruszenie 5.25 (h) Załącznika 13. Nie brali także udziału w naradach i innych ewentualnych ekspertyzach przeprowadzanych przez komisję MAK. Strona rosyjska w większości zignorowała polskie uwagi do raportu. Zostały one co prawda umieszczone na stronie internetowej komisji MAK, jednak nie zostały przetłumaczone na język angielski. Rzecznik obecnego rządu RP Paweł Graś obiecał prawie trzy miesiące temu, że uwagi te zostaną przetłumaczone na język angielski, jednak do tej pory nie dotrzymał obietnicy. Nie zostały również spełnione obietnice na temat powrotu do Polski wraku samolotu i czarnych skrzynek, tak bardzo potrzebnych polskim ekspertom i polskiej prokuraturze. Wszystko wskazuje na to, że dopiero dzięki inicjatywie polskiego społeczeństwa czytelnik zachodni będzie miał możliwość skonfrontowania angielskiej wersji raportu końcowego komisji MAK. Liczymy bardzo, że dzięki pomocy społeczności międzynarodowej Polska odzyska swoją własność – wrak samolotu i czarne skrzynki, a międzynarodowa komisja przywróci rodzinom pasażerów i załogi Tu-154M oraz dużej części społeczeństwa poczucie wiarygodności. Kajetan Marzec

There is no information about the medical emergency team at the airport in Smolensk in case of an accident on the day of the disaster. It appears that on April 10th there was no such team on the tarmac. The Polish side indicates that the first emergency medical team arrived at the scene at 6.58 UTC, that is 17 minutes after the accident, and seven ambulance teams arrived 29 minutes after the accident, despite the fact that the Smolensk-North airport is located within the town of Smolensk.

Violation of the chicago conVention – annex 13 Neither the accredited representative of the Polish Republic nor his advisers have participated in the expert analysis of the flight control team at Smolensk -North airport on10 April 2010. This was a breach of paragraph 5.25 (h), Annex 13. They were also excluded from participation in the meetings and other subsequent expert analyses carried out by the MAK Commission. The Russian side ignored the majority of the Polish comments on the report. Even though these have been placed on the MAK website, they have not been translated into English. The current Polish government spokesman Pawel Gras promised nearly three months ago that the comments will be translated into English, but has not kept his promise so far. The promises about returning the aircraft wreckage and the black boxes to Poland, badly needed by the Polish experts and prosecutors, have also not been kept. It seems that it is only through the initiative of the Polish community that western readers will be able to confront the English version of the final MAK report. We hope very much that with the help of the international community Poland will regain her property – the wreck of the aircraft and the black boxes, and that an international commission will restore a measure of credibility to the families of passengers and the crew of Tu-154M and to the wider Polish community. (KM)


VIII|

26 marca 2011 | nowy czas

the smolensk disaster

Pressure evaporates along with the Smolensk mist The latest analysis by Polish specialists on the Jerzy Miller committee revealed that the transcripts from May and June 2010 included by the Russians in their official report differ significantly from those deciphered by Polish investigators from the transcripts of the conversations in the cockpit of Tu-154M. The words, introduced by the Russians into the report in May 2010 and which were reported in the media for nine months, had the aim of suggesting pressure being applied by the passengers of the plane. However, the Polish analysis of the transcripts of the MARS-BM CVR (Cockpit Voice Recorder) showed conclusively that no evidence exists that pressure was brought to bear on the crew by any member of the passengers of Tu-154M. This was mentioned in the Polish comments to the MAK (Interstate Aviation Committee) report, yet these points were ignored and the final report contains unconfirmed theories about passenger pressure. This is now admitted by Major Michal Fiszer who previously supported the Russian version. “The Navigator of the Polish Tupolev was not concerned during the flight to Smolensk whether President Lech Kaczynski will ‘get mad’, and the Captain never asked the Minister Mariusz Kazana to ‘ask the boss what [he] should do”. Contrary to the Russian report, these exchanges are absent from the recordings presented on Tuesday by the Polish Committee. In the segments of the transcripts which to the Russians constituted proof of passenger pressure, our specialists heard different exchanges to the MAK report. Their analysis

undermines the Russian theory of pressure exacted by passengers” – Major Michal Fiszer told TVN24 in January 2011. In the Russian report, disseminated so widely by the media, the following sentence was included in the transcript: 08:38:00,4 – 08:38:02,2 Anonymous: “He’ll get mad, if (undeciphered).” This phrase was used in the Russian final report, translated into English as “he’ll go crazy”. No such phrase exists in the transcripts! The actual Navigator’s sentence is: 08:38:00,4 – 08:38:02,2: “Confirm that we’re a mile away.” A similar discrepancy occurs at the time 08:30:54 and the Captain’s question: “And what’ll be of us, Basiu?”. Together with other non-existent excerpts from the transcript, this served the purpose of suggesting to observers of the official MAK report that the crew was afraid of their main passenger. “And what’ll be of us, Basiu” also does not exist in the transcripts! The Russians’ final report not only used nonexistent sentences and phrases, it also manipulated the formations of sentences and individual words to imply acquiescence on the part of the Captain. In truth, the picture of the Captain and his crew that emerges from the real words is significantly different to the one presented by the Russians. The Polish comments on the Russian report clearly state that the psychological pseudo-analysis of the Tu154M crew is not based on any kind of evidence and has no basis in reality. After the presentation of the Jerzy Miller

nowyczas

Committee findings, during which the Polish specialists’ deciphering of the CVR transcript and Polish comments on Russia’s handling of the disaster were revealed, the situation became absurd. Sections of the Polish media which had supported the Russian findings for nine months alleging passenger pressure on the crew now claimed that the pressure was... a lack of pressure to land... Yet the same media forgot or chose to forget two facts: – secondary airports had not been ratified by the Poles (the job of ministers Bogdan Klich, Jerzy Miller and Marian Janicki); – from the presentation of Minister Jerzy Miller and the corresponding audio transcripts from the air traffic control tower in Smolensk airport it is clear that the Russians were in no way prepared to direct flight Tu-154M to a secondary landing location - one of the reasons for long and inconclusive communications between Smolensk air traffic control and their superiors in Moscow, during which the tower in Smolensk was given a clear order to bring the plane in on their runway. The flight controller in Smolensk at no point received confirmation of any other airports to which he could direct flight Tu-154M. The presentation of the Polish analysis of the CVR transcript recorder also draws attention to the absence of the only issue relating to the Commander of the Polish Air Force General Andrzej Blasik, which is missing from the Russian version of the transcript at time 08:39:07: 08:39:02,2 – 08:39:08; Navigator: Cockpit. Front landing gear steering activated. Wings set. 08:39:07,5 – 08:39:10,7; Anonym: Wing control passed on to [undeciphered] [voice in the background– Gen. Blasik]. According to the Russians this confirms the presence of Gen. Blasik in the cockpit. At this point in the presentation of the MAK report the Russians cut it short and maintain the version of events which place the General in the cockpit, despite not having provided any evidence. The MAK report differs, again significantly, from the analysis provided by the Jerzy Miller Committee. The section concerning the wings, which according to the Russians was voiced by General Blasik, in the Polish analysis is shorter, and instead voiced by the navigator and the co-pilot. (NB: all the times in the Jerzy Miller transcript are reduced by five seconds) 08:37:57,4 – 08:38:00,2: Navigator: Tell me there’s a mile left. Here all the pressure evaporates... Nobody is getting mad! Further, the navigator’s clear readings of the distance from the runway are excluded by the Russians, and a phrase is changed, which in reality reads: 08:38:15,0 – 08:38:17,1: Navigator: Half a mile left. This last communication regarding a distance of half a mile was made by the navigator fifty seconds before the air traffic controller’s communication of “10km, on course and flight path”, which signals that the plane is aligned to land. Presented in the analysis of Jerzy Miller and his committee, the navigator’s clear countdown of the distance completely exposes the lie presented in Moscow by MAK, which stated that the plane entered the landing path too late. The Russians also excluded this excerpt: 08:38:56 – 08:38:58 Mjr. Protasiuk: Procedures please. 08:38:59 – 08:39:00 Mjr. Protasiuk: Read. The navigator’s statement in the Russian version beginning with the word “Cockpit” from the very beginning indicated an exchange over the intercom or a manipulation of the transcript. However the aforementioned sentences from the June transcripts along with General Blasik’s words do not exist. The real exchange is as follows: 08:39:02 – 08:39:03 Navigator: Wings set. 08:39:03 – 08:39:04 Co-pilot: Wings set. 08:39:04

– 08:39:06 ATC – Smolensk: [Flight]101, distance 10, enter flight path. The presence of Gen. Blasik in the cockpit and overall pressure on the flight crew existed only in the Russian version of the transcript. In the course of proceedings, the only Pole accredited to the MAK investigation to hear the original CVR recordings of the black boxes of flight Tu-154M, Edmund Klich, as late as May 2010 reported that he did not hear a single voice on the recording that was not one of the crew. He only changed his mind when he received a piece of paper from the MAK Committee in May 2010 claiming that the voices were there. And so evaporate the pressures of a piece of paper and the presence of General Blasik as quickly as the Smolensk fog descends.

CONCLUSION Theories claiming passenger pressure on the crew are false; the Russians inserted into the official MAK report statements which don’t exist in the audio recording or were manipulated, in order to justify the pressure theory. The Polish corrections to the final report stated clearly that there is no evidence that any passenger brought pressure to bear on the crew of flight Tu-154M. The Russians justified their conclusions with non-existent or manipulated dialogue from the CVR. They falsified the Captain’s words to support the theory of his alleged acquiescence; the audio recording proves that he was not under the thumb of his passengers. Polish analysis of the findings also contradicts Russian claims of acquiescence on the part of the crew while also rejecting the Russians’ psychological pseudo-analysis of the crew, which was not conferred on with the Polish investigators. Also worth adding is that General Blasik’s body was found over 24 hours after the crash. Russian claims that Gen. Blasik’s sobriety can be questioned over the presence of alcohol in the blood in a concentration of 0.6 grams per litre are spurious, considering it is medically noted that a body can posthumously and endogenously produce up to 1.0 grams of alcohol, thus conclusions based on 0.6 grams per litre alleging that General was not sober are abusive. The procedures used to determine this alcohol level were also in breach of procedures normally used to obtain such readings. Also spurious are the claims that the body of General Blasik was found in the cockpit of the wrecked plane; first of all, there was no cockpit – it was obliterated. Secondly, the section which encompassed the cockpit also encompassed the presidential suite and two VIP cabins; Gen. Blasik was sitting in one of these cabins, and was therefore found where one could expect to find him in the event of a crash. And so history has come full circle. Just as notorious German newspapers were placed by Russian Burdenki Committee agents in 1941 in the pockets of Polish army officers murdered in 1940 to deflect blame for the murder of the Polish elite away from Russia/Stalin, so papers placed by the MAK Committee into the hands of Edmund Klich and some Polish-language media were once again supposed to deflect blame away from Russia. Kajetan Marzec The author, taking advantage of his experience of military and civilian air traffic control, has been conducting an independent investigation of the facts of the Smolensk tragedy for many months. He is in constant contact with pilots, physicists, mathematicians, engineers and other persons, who with their experience are struggling to preserve the honour of the Polish soldiers and the dignity of those who died on April 10, 2010 in the catastrophe which befell the Polish Tu-154M.

(English translation – Nowy Czas)


|13

nowy czas | 26 marca 2011

twoje zdrowie

Podświadomość to potęga Wszyscy to wiemy – w naszym umyśle drzemie potęga. Wiemy, że możemy dokonać wiele, nieomal wszystko. Możemy osiągnąć sukces życiowy i biznesowy, możemy polepszyć zdrowie. Tylko czemuś... nie możemy. Coś nas hamuje, trzymają nas niewidzialne kotwice. Wanda Wegener (na zdjęciu) podpowiada, jak je zerwać, jak przekonać nasz umysł do współpracy. Techniki, które proponuje solidnie przetestowała. Najpierw na sobie. Tadeusz Pol

Agata jest miłą i uczynną dziewczyną. Chętnie spełnia prośby znajomych. Smakują im „chińskie zupki” z Polski, więc kupuje dla nich po kilka saszetek w polskim sklepiku. Od dziecka uczono ją, że od przyjaciół nie wypada brać pieniędzy. Więc nie bierze. Taka jest koleżeńska. Wanda ma w tej kwestii inne zdanie: – My też jesteśmy znajomymi, więc kup nam także – proszę o 10 zupek. I dla Moniki, Alicji, Tomka. Dla wszystkich uczestników naszych warsztatów po 10 – rzuca Wanda. Agata zaczyna rozumieć na czym polega jej błąd. Robert deklaruje, że cieszy go zapłata za pracę, z której czerpie przyjemność. Cóż w tym złego, chyba tak powinno być. – Ale czy cieszy cię każda zapłata? Jesteś gotów pracować cały dzień za jednego funta tylko dlatego, że satysfakcjonuje cię praca – prowadząca warsztaty jest bezlitosna. A mina Roberta coraz bardziej niewyraźna. No tak, nieraz musiał się zadowolić satysfakcją moralną, bo do materialnej było daleko... Wanda Wegener, pracująca przez wiele lat jako psycholog i pedagog terapeuta w klinikach w Niemczech, a także związana z placówkami medycznymi w Polsce oraz Stanach Zjednoczonych, gościła niedawno w Londynie. Na otwarte spotkanie do POSK-u przyszło ponad 120 osób. Temat brzmiał bardzo naukowo: „Psychologiczne aspekty kształtowania kariery zawodowej i skutecznego wykorzystywania swoich zasobów”, ale szybko okazało się, iż nie był to akademicki wykład, lecz fascynująca podróż w... krainę własnych nieodkrytych możliwości. Spora część uczestników zdecydowało

się na zajęcia warsztatowe. Tu była okazja do wypracowania indywidualnej recepty na sukces. Przede wszystkim sukces biznesowy, ale nie jest on możliwy bez harmonii w innych dziedzinach życia. Stąd tematyka wykraczająca czasem poza zagadnienia „psychologii biznesu” – zdrowie fizyczne, zdrowe emocje, związki, relacje międzyludzkie i także zdrowe finanse. O tym wszystkim Wanda opowiada przejrzyście, zrozumiale, nierzadko z humorem. W czasie warsztatów każdy miał okazję odkryć co mu się gnieździ w zakamarkach mózgu. A gnieździ się całe mnóstwo nazbieranych przez lata opinii i stereotypów, bezpodstawnych twierdzeń oraz zasłyszanych „mądrości ludowych”. Trudno bowiem o powodzenie w jakimkolwiek przedsięwzięciu, gdy ktoś uważa, że pieniądze są brudne, ludzie bogaci to krętacze, a tylko biedni mogą być uczciwi. Trzeba się z tymi „mądrościami” uporać, a dopiero potem ruszyć na podbój... własnej podświadomości. – To nasza Szara Eminencja, o której istnieniu każdy wie, choć nigdy jej nie wiedział. Żyjąc z podświadomością w zgodzie, świat stoi przed nami otworem. Gdy mamy z nią na pieńku, jesteśmy bez szans na powodzenie – tłumaczy Wanda. Przekonuje jednocześnie, iż nie tylko można żyć z podświa-

domością w zgodzie, ale także prowadzić dialog i sterować nią tak, by nam służyła. Jesteśmy w stanie dokonać tego za pomocą technik wizualizacyjnych. Im zaś Wanda Wegener poświęciła wiele lat pracy naukowej i teraz uchodzi za autorytet w tej dziedzinie. Swoje doświadczenie kliniczne w zakresie technik wspomagających leczenie opisała w niezwykle ciekawej książce „Umysł w walce z chorobą i kreacja zdrowego życia”. Podczas warsztatów w Londynie zaprezentowała natomiast zestaw technik zaprzęgających podświadomość do pracy na naszą korzyść przy działaniach w sferze aktywności zawodowej i biznesowej. Warto podkreślić, że propagowane przez Wandę Wegener metody zostały pozytywnie zweryfikowane przez tysiące uczestników podobnych warsztatów w Polsce, Niemczech i USA. Przede wszystkim jednak Wanda stosuje je sama i na sobie sprawdza skuteczność. Zresztą dzięki nim normalnie funkcjonuje, choć mogło być inaczej. Wiele lat temu doznała wylewu krwi do mózgu i paraliżu. Przedmiotem codziennego użytku miał być dla niej do końca życia wózek inwalidzki. Po niespełna dwóch latach, ku zdumieniu lekarzy, w pełni sił kontynuowała studia na dwóch kierunkach jednocześnie. Dokonała tego m.in. właśnie dzięki technikom wizualizacji. Jest zatem najlepszym dowodem ich skuteczności. Wanda Wegener, zachęcona dużym zainteresowaniem podczas pierwszej wizyty w Londynie, zapowiada kolejne spotkania. Następna wizyta zaplanowana jest od 11 do 18 kwietnia. Od 11 do 14 odbędą się terapie indywidualne, a 15 i 17 kwietnia odbędą się warsztaty „Zdrowie w pięciu obszarach”. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej szczegółów lub zakupić książkę napisz na adres: szkolenia.warsztaty@gmail.comlub zadzwoń 07840345525. www.rezydencjafeniks.pl i www.asklepejon.com.


14|

26 marca 2011 | nowy czas

kultura ŚWIATOWA PRAPREMIERA W KRAKOWIE

Mały Lord w operze Nieczęsto się zdarza, że w Krakowie mają miejsce światowe premiery spektakli, a jeszcze rzadziej urastają one do rangi wydarzeń artystycznych. W przypadku Małego Lorda jest inaczej – krakowska premiera na scenie operowej to inscenizacja, gdzie gra jest podporządkowana słowu, a poziom artystyczny prezentacji przynosi chwałę wszystkim wykonawcom. Zatem Mały Lord w Operze Krakowskiej jest wydarzeniem teatralnym. Wystawiony w musicalowej formule – według libretta i muzyki Stevena Marvicka, oparty został na głośnej powieści Mały Lord Fauntleroy angielskiej pisarki Frances Hodgson Burnett, autorki między innymi takich światowych bestsellerów jak Tajemniczy ogród czy Mała księżniczka. Znakomicie skonstruowany i zwarty formalnie spektakl został sprawnie wyreżyserowany przez Janusza Szydłowskiego. Ciepła, zabawna, a momentami wzruszająca inscenizacja to opowieść o chłopcu, który niespodziewanie zostaje dziedzicem wielkiego majątku swego dziadka. Ten nieprzychylny całemu światu, nielubiany przez wielu starzec sprowadza wnuka z Ameryki do swojego zamku w Anglii. Przeprowadzka powoduje wiele zamętu w życiu bohaterów powieści. Pełen zaufania do dziadka, mały lord Cedric swym niezwykłym usposobieniem i dobrym sercem wprowadza w życie angielskiego arystokraty księcia Dorincourt naprawdę wielkie zmiany. Ogromna i naiwna wiara chłopca w dobroć dziadka oraz magiczna moc sprawiają, iż stary książę staje się wesołym człowiekiem i na nowo odkrywając radość życia, staje się przyjacielem innych. Jak przystało w tego typu opowieściach, musi się zjawić czarny charakter, który czyni wszystko, aby powieść nie miała szczęśliwego zakończenia. W tej historii to postać pyskatej Minny, która ro-

Scena z Małego Lorda

ści sobie prawa do książęcego tytułu dla swojego męża, najstarszego syna księcia Dorincourt. Na próżno! Bowiem Cedric ma sprawdzonych przyjaciół i z ich pomocą łatwo demaskuje fałszywą lady i jej niecne zamiary. Na szczególne wyróżnienie zasługuje perfekcyjnie tworząca klimat warstwa muzyczna. Kompozycje Stevena Marvicka, bliskie hollywoodzko-broadwayowskiej retoryce, podążają za akcją i jej nastrojem, współgrają, ilustrują dźwiękowo trwając w symbiotycznej zgodności z fakturą dzieła – opowiadają, będąc zarazem częścią opowieści małego lorda. Scenografia czysto organizuje przestrzeń przedstawienia i choć nieco skromna, bardzo przemyślnie została wystylizowana na przełom XIX i XX wieku. Jest po prostu zupeł-

nie wystarczająca i co istotne, bez zbędnego efekciarstwa wiernie oddaje charakterystyczne elementy epoki. Orkiestra prowadzona wprawną ręką Sebastiana Perłowskiego grała bez intonacyjnych zachwiań, dając mocne oparcie solistom. Na scenie Marta Bizoń doskonale upostaciowiona w roli intrygantki Minne ukazuje szeroki warsztat artystycznych możliwości, łącząc dojrzałość wokalną ze spontaniczną radością śpiewania. W czystej, muśniętej palcem Bożym roli pani Errol poznajemy również ciekawą wokalnie, o wyjątkowej urodzie Magdalenę Walach. Natomiast Andrzej Biegun jako stary książę Dorincourt, choć z nieco spatynowaną barwą głosu, stworzył koloryt granej postaci dynamiką i subtelnym cieniowaniem frazy. Wybitnie przykuwał uwagę widzów dojrzale wcielając się w tytułową rolę młody aktor Dominik Dworak – nieoszlifowany talent! Autorzy muzycznego widowiska bardzo trafnie nazwali wystawiany musical „rodzinną opowieścią”, bowiem na widowni wyraźnie czuć było familiarny charakter pozytywnego odbioru. Krakowski spektakl ukazuje świat małego lorda Fauntleroy, w którym przyjaźń i siła dobra uczy, porusza emocjonalnie i skłania do głębszych refleksji wszystkich, niezależnie od wieku. Opuszczając budynek opery uświadamiamy sobie, jak ważny to spektakl, szczególnie w odhumanizowanym i konsumpcyjnym XXI wieku. Zapraszamy czytelników „Nowego Czasu” do Krakowa.

Marek Zabiegaj Bogdan Zabiegaj

Fot. Aleksandra Junga

Rykszarnia Aleksandra Junga

N

iektórzy przychodzą tu dla zupy z kurczaka, inni dla grzanego wina, jeszcze inni, by spotkać się ze znajomymi, jednak zdecydowaną większość przyciągają dzieła artystów z całego świata oraz ich skrupulatnie przemyślana, perfekcyjna aranżacja we wnętrzach galerii. Mowa o Rikshaw House Gallery, powszechnie znanej jako Rykszarnia, gdzie w czwartek 17 marca, nastąpiła druga odsłona z cyklu Cztery strony świata, o podtytule Kolorowe emocje. Kolejny sukces artystki Eli Chojak-Myśko, która od 2009 roku prowadzi galerię w rykszarni swojego syna, Tomasza. Mówię o sukcesie, gdyż byłam na wernisażu i widziałam te tłumy, rozmawiałam z artystami i słyszałam ich entuzjazm, gdy opowiadali o miejscu i swoich pracach. Wita nas kosmiczny wehikuł z robotem na przodzie, dzieło Tomasza Myśko, jako satyryczne spojrzenie w cztery strony kosmosu. Wchodzimy po schodach, spostrzegawczy goście na pewno już zauważyli maleńkiego pieska, który przycupnął na szczycie schodów. Towarzyszy on poczynaniom galerii od samego początku. Co można było zobaczyć? Woskowe, imitujące szkło flakony zwisające z sufitu, które w ostatni dzień zostały poddane spektakularnej akcji zniszczenia – dzieła Brytyjki Joanny Sperryn Johnes. Performance – taniec buto polskiej artystki Angeliny Korneckiej, wykorzystujący galeryjną przestrzeń i angażujący galeryjnych gości. Kolorowe ptaki, dzieło pani Eli, wyfruwające z czeluści rykszarni, szybujące nad sklepieniem, by na koniec dotrzeć do skrzynki z listami, z pocztą, również z „Nowym Czasem”, który zjawia się w rykszarni drogą pocztową, jak usłyszałam od właścicielki galerii. W drugiej sali na środku, wśród tłumów gości, ogromne jajo Marii Jaczyńskiej, które obserwowane z perspektywy podłogi rozrasta się do ogromnych rozmiarów. Zza głów kontemplujących wystawę wysuwa się futurystyczne dzieło artysty Wale-

Elżbieta Chojak-Myśko i jej Rikshaw House Gallery, powszechnie znana jako Rykszarnia

ra Martynchika. Długo można by wymieniać, a i tak pominie się wielu. Artyści z Polski, Niemiec, Białorusi, Wielkiej Brytanii. Dzieła od instalacji, po rzeźby do malarstwa. Jak odnaleźć się w tej różnorodności? Doskonały zmysł scenograficzny pani Eli znakomicie prowadzi od jednego dzieła do drugiego. Pani Ela do każdej kolejnej

edycji stara się zaprosić nowych artystów, których najczęściej znajduje na otwarciach różnych wystaw czy też z polecenia. – Szukam czegoś niestandardowego, czegoś innego, czegoś twórczego – mówi. Kolejny wernisaż na pewno nikogo nie zawiedzie, zwłaszcza że pomysły już są, a przygotowania po wczorajszym [24.03] zamknięciu wystawy już zaczynają się od nowa.


|15

nowy czas | 26 marca 2011

kultura

Krystyny Prońko londyńskie P O S K ra m i a n i e j a z z e m Fot. Ryszard Kucharski

Sławek Orwat

K

iedy 19 marca jechałem na koncert Krystyny Prońko do Jazz Cafe POSK w Londynie, myślami przenosiłem się w lata mojego dzieciństwa i wczesnej młodości. Lata siedemdziesiąte były czasem wzrastania jej talentu, a rok 1980 przypieczętował jej wielkość zdobyciem tytułu Piosenkarka Roku. Jest coś, co zawsze wyróżniało tę wokalistkę w gronie gwiazd, które zniknęły na lata z tak zwanego topu i właśnie to coś bardzo chciałem podczas tego koncertu usłyszeć. Pierwszym zaskoczeniem była dla mnie niezwykle skromna, żeby nie powiedzieć ascetyczna, jazzowa aranżacja. Ze składu zespołu, z którym artystka koncertuje w kraju, mieliśmy przyjemność zobaczyć i usłyszeć pianistę Pawła Serafińskiego oraz saksofonistę młodego pokolenia Jakuba Raczyńskiego. O ile ten pierwszy jest już postacią od lat znaną i wielokrotnie uhonorowywaną prestiżowymi nagrodami na rodzimej scenie jazzu, o tyle osoba najmłodszego na scenie Kuby Raczyńskiego była dla mnie największym odkryciem tego wieczoru. Krystyna Prońko zawsze broniła się przed zaszufladkowaniem jej do stricte jazzowego nurtu śpiewania, chociaż to właśnie ten gatunek w powszechnym odbiorze słuchaczy był jej najbliższy. O ile w przeszłości wykonywała swoje piosenki w różnorakiej stylistyce muzycznej, począwszy od pop-rocka przez jazz, a na piosence literackiej skończywszy, o tyle 19 marca artystka wszystkie dawne swoje (i nie tylko swoje) przeboje włożyła do jazzowego opakowania i podarowała je londyńskiej publiczności w jubileuszowym prezencie. Dzisiaj nagle wymyśliłam ciebie, Deszcz w Cisnej, Modlitwa o miłość prawdziwą, a nawet Pierwszy siwy włos zaśpiewała z charakterystycznym dla niej od lat jazzowym feelingiem, przyozdobionym znakomitym akompaniamentem Pawła Serafińskiego oraz Kuby Raczyńskiego. Siedząc z prawej strony pierwszego rzędu miałem możliwość dostrzeżenia najdrobniejszych szczegółów, które oprócz warstwy czysto muzycznej stanowią o całościoFot. Krystian Data

Monika Lidke

Krystyna Prońko i Kuba Raczyński

wym odbiorze każdego koncertu. Radosna i ekspresyjna gra Pawła Serafińskiego wsparta świetną techniką pozwoliła mi stare, dobrze znane piosenki odkrywać na nowo. O Kubie Raczyńskim wiem niewiele. W świadomości fanów jazzu zaistniał jako saksofonista grupy Kattorna podczas Międzynarodowego Konkursu Młodych i Debiutujących Zespołów Jazzowych Jazz Juniors z roku 2005. Z tym większym zaciekawieniem wsłuchiwałem się w grę następcy Zbigniewa Namysłowskiego i Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Młodzieńcza świeżość, z jaką Kuba wykonywał partie solowe kilkakrotnie wywoływała spontaniczne owacje licznie zebranej publiczności. Bardzo nie lubię wypominać kobietom wieku, ale nie sposób nie zachwycić się brzmieniem głosu Krystyny Prońko, który jest ciągle taki, jak ponad 30 lat temu. Zasłuchany w Mo dli twę o mi łość praw dzi wą po raz pierwszy od dawna zatęskniłem za Polską z mojego dzieciństwa. Nie mam absolutnie na myśli czasów i systemu, w jakim wówczas przyszło nam żyć. Moje wspomnienia dotykały raczej wrażliwości twórców sztuki tamtego okresu. Śpiew pani Krystyny spowodował tęsknotę za piosenkami, które posiadały mądry tekst, dopracowaną aranżację i nie były tworzone li tylko po to, aby się szybko sprzedać i jeszcze szybciej zniknąć, robiąc miejsce na listach przebojów kolejnym „produktom” grupy coraz bardziej miernych twórców oczekujących bardziej na finansowy niż artystyczny sukces. Właśnie to owo coś, o czym pisałem na wstępie, wyróżnia dziś niewielu artystów, występujących z dużym powodzeniem, pomimo że największe swoje sukcesy mają dawno za sobą. Wielu wykonawców spośród tak zwanych dinozaurów jakże często ogranicza się jedynie

do wyjścia na scenę i czymś, co jest już tylko echem ich dawnego głosu próbuje przypomnieć się swoim dawnym fanom. Zdarza się, że w naszej pamięci więcej pozostaje z ich intymnych zwierzeń telewizyjnych, niż z koncertu, który po prostu się odbył. Krystyna Prońko przez lata nie zabiegała o bywanie na wizji oraz nie śpiewała prostych, przebojowych piosenek. Wojciech Mann powiedział kiedyś o niej, że jest „kobietą charakterną”, bo lubi kaprysić przy doborze repertuaru. Londyński koncert potwierdził jedynie powiedzenie, że prawdziwa sztuka obroni się sama. Tuż przed występem Krystyny Prońko swoje trzy jazzowe ballady zaśpiewała moja ulubiona londyńska artystka – Monika Lidke. Był to trzeci występ Moniki, jaki miałem okazję obejrzeć i wysłuchać. W oczekiwaniu na drugą płytę, którą artystka właśnie przygotowuje, wchłaniałem delikatne dźwięki gitary towarzyszące słowom mówiącym o zwykłych sprawach i wielkich namiętnościach. Mam nadzieję, że piosenka Roz pa lo na ko ły ska, pochodząca z jej debiutanckiego albumu Wa king up to Be au ty nie pozostanie jedyną kompozycją Moniki, którą Marek Niedźwiecki zamieścił na jednej ze swoich smooth-jazzowych składanek. Dziękując animatorom i współpracownikom Jazz Cafe POSK za zapewnienie nam niezapomnianych wrażeń podczas jubileuszowego koncertu, chciałbym im życzyć, aby POSKramianie jazzem wszystkich naszych negatywnych emocji szczęśliwie osiągnęło swoją piątą rocznicę. Mam też swoje małe tęsknoty i… ciche marzenia o tym, kto mógłby uświetnić to kolejne doniosłe wydarzenie. Może Grażyna Łobaszewska lub Diana Krall?


16|

126 marca 2011 | nowy czas

spacer po londynie

Smithfields Oto podróż na skraj City, do Smithfields. Poszukujemy śladów historii trzech budynków, które na stałe wpisały się w pejzaż miasta. Adam Dąbrowski

Tu najważniejszym miejscem jest Smithfield Market. Targ ten istnieje od 1174 roku. Początkowo ściągali tu przede wszystkim handlarze bydła. Najgorętszym dniem był zawsze ostatni poniedziałek przed Świętami. Jak notował w Olivierze Twiście Charles Dickens, nie było to najprzyjemniejsze miejsce pod słońcem. „Ziemia pokryta była grubą, prawie do kostek sięgającą warstwą gnoju i błota; w górze kłębiła się gęsta para, wznosząca się nieustannie z cuchnących zwierzęcych ciał i mieszająca się z mgłą, która zdawała się wisieć ponad domami, oparta o kominy”. W 1852 roku władze postanowiły uporządkować nieco teren i przeniosły handlarzy bydłem na Islington. Sam targ uległ poważnym przemianom, tak, by bardziej pasował do reprezentacyjnej okolicy City. Teraz stał się królestwem rzeźników, przede wszystkim jednak, dzięki budynkom zaprojektowanym przez architekta Horacego Jonesa, zyskał nowy image. Wnętrze, pełne neogotyckich łuków i kopuł przypominało nieco katedrę. Katedra ta, zbudowana z żelaza i szkła, była jednak pomnikiem wystawionym rodzącej się wówczas nowoczesności. W następnym stuleciu pod targiem poprowadzono tory, którymi codzienne przybywały pociągi z dostawami. Dziś część tuneli wykorzystywana jest przez kolej podmiejską Thameslink. W 1958 w okolicy wybuchł pożar niszcząc niestety część budowli. Targ funkcjonuje jednak do dziś i do dziś żyje własnym rytmem. Jego bramy otwierają się o trzeciej nad ranem, a tutejsze „godziny szczytu” zaczynają się między szóstą, a siódmą rano. To wtedy otwarte są wszystkie stoiska i panuje tu największy ruch. Rocznie przez tutejsze stoiska przechodzi 85 tys. ton mięsa. Warto odwiedzić jedną z wielu knajp otaczających targ. Jak można się domyślić, korzystają one z jego bliskości. Ich godziny otwarcia często są dostosowane do rytmu życia rzeźników, dlatego można tu coś wypić i zjeść o najbardziej nawet dziwacznych porach. Do dziś nad Smithfields rozlega się dźwięk dzwonu z pobliskiego kościoła na ulicy Old Bailey. Obecnie wzywa on tylko mszę, ale kiedyś niósł też londyńczykom bardziej złowrogą wieść. Informował o kolejnej egzekucji w ponurym gmaszysku Newgate Prison.

przerażających więzień w Londynie. Newgate Prison powstało w XIII wieku, ale przeszło gruntowną przebudowę w XVIII wieku. Miało się stać częścią „nowego brytyjskiego systemu penitencjarnego”. Przez wiele lat to właśnie Newgate uważane było za najstraszniejsze ze wszystkich londyńskich więzień. Szerzące się tu choroby i wszechobecna wilgoć sprawiały, że ledwie jednej czwartej skazańców udawało się dożyć wykonanie wyroku śmierci przez powieszenie. Państwo zapewniało wprawdzie jedzenie, ale odmawiało finansowania ekwipunku kuchennego. Dlatego biedniejsi więźniowie musieli jeść surowe mięso. Nawet tu panowały bowiem podziały klasowe. Za pieniądze można było sobie załatwić lepsze warunki odbywania kary, a co bardziej zasobni więźniowie mogli korzystać z niemal luksusowych cel. Było też ich stać na sprzedawane tu mydło czy świeczki. Na miejscu działał nawet bar, więc dodatkowe szylingi w kieszeni pomagały zapomnieć o szarym, codziennym losie. Co ciekawe, nawet gdy wypełnił się czas wyroku, nie oznaczało to, że skazany mógł opuścić więzienie. W tym celu trzeba było uiścić specjalną opłatę. Przed poborcą podatkowym jej królewskiej mości nie ratowała nawet śmierć. Władze więzienia wydawały zwłoki tylko, jeśli wcześniej rodzina zmarłego zapłaciła. Lista osób, które „odwiedziły”

NEWGATE PRISON Wszechobecne robactwo, przeludnione cele, rozkładające się zwłoki i ludzie jedzący ochłapy surowego mięsa – tak wyglądał pejzaż jednego z najbardziej

Smithfield Market

Newgate Prison jest imponująca. Siedział tu Thomas Moore, gdy przestał cieszyć się sympatią Henryka VIII (deficyt ciepłych uczuć był na tyle poważny, że Moore skończył na szubienicy). Trzymano tu seryjną morderczynię Catherine Wilson czy sławnego pirata Williama Kidda. Nie brakowało rzecz jasna bohaterskich ucieczek. Albo quasi bohaterskich, tak jak w przypadku niejakiego Jacka Shepparda, któremu udało się opuścić więzienie w przebraniu kobiety. Spektakularna ucieczka nie zakończyła się jednak zbyt imponująco. Policjanci znaleźli pana Shepparda całkiem niedaleko – w jednym z barów przy Drury Lane. Mocno zaprawiony dżinem Sheppard pozwolił się odeskortować do więzienia. Powtórki z ucieczki już nie było i biedak skończył na szubienicy. Przed murami więzienia stracili też życie pierwsi bojownicy o równouprawnienie czarnoskórych. Arthur Thistlewood i William Davidson mieli dość radykalny pomysł na zwrócenie uwagi na niesprawiedliwe traktowanie: chcieli zabić wszystkich członków brytyjskiego rządu. W dniu swej egzekucji Thistlewood nic nie robił sobie z powagi chwili. Na szubienicę wszedł zajadając pomarańczę. Newgate Prison zapisało się również w historii walki o wolność słowa na Wyspach. Trochę czasu spędził tu założyciel Timesa John Walter. Była to kara za zniesławienie, jakiego miał się dopuścić na łamach swojej gazety

St Bartholomew’s Hospital

w stosunku do księcia Yorku. Dziś po Newgate Prison nie ma już śladu. Więzienie zburzono na początku XIX wieku. Teraz stoi tu Old Bailey – główny sąd karny.

ST BARTHOLOMEW’S HOSPITAL Na szczęście w okolicy jest też zacniejsza instytucja: najstarszy do dziś działający szpital na Wyspach. Legenda głosi, że swoje istnienie zawdzięcza on … klaunowi. Trefniś Henryka I imieniem Rahere wybrał się kiedyś na pielgrzymkę do Rzymu. Po drodze zapadł jednak na malarię. Obiecał świętemu Bartłomiejowi, że jeżeli wyjdzie z tego żywy, przyczyni się do zbudowania na Wyspach poświęconego mu kościoła i przykościelnego szpitala. Błazen przeżył i ubłagał króla, by ten oddał mu skrawek ziemi, na którym wkrótce stanął szpital, który przetrwał do dziś. Nie straszna mu była XIV epidemia dżumy, wielki pożar z 1666 roku czy hitlerowskie bombardowania, które tak się dały we znaki pobliskiemu City. W lata swojej świetności szpital

wkroczył za czasów Henryka VIII, który wprowadził dodatkowy podatek, z którego budynek był utrzymywany. Z tego okresu pozostała imponująca brama wjazdowa. Główny plac został przebudowany w XVIII wieku przez architekta Jamesa Gibbsa. Większa część oryginalnego projektu zachowała się do dziś. Znajdują się tu również imponujące murale Williama Hogartha. Malarz namalował je za darmo w przypływie uczuć patriotycznych, gdy dowiedział się, że władze szpitala na serio rozważają powierzenie zdobienia ścian jednemu z włoskich artystów. Hogarth namalował Chrystusa leczącego chorych, wśród których znajdziemy między innymi niepełnosprawnych umysłowo, gruźlików i kaleki. Przy szpitalu, dziś ze względów ekonomicznych działającym już na nieco mniejszą skalę, znajdziemy muzeum dokumentujące zmieniające się przez stulecia sposoby leczenia pacjentów. Patrząc na niektóre co bardziej wymyślne narzędzia używane jeszcze w czasach wiktoriańskich nie sposób nie cieszyć się , że medycyna idzie do przodu.


|17

nowy czas | 26 marca 2011

podróże po wyspie

Nottingham Stanisław Mickiewicz

K

iedykolwiek jestem za granicą, nie mam żadnych problemów z tłumaczeniem, gdzie znajduje się miasto w którym studiowałem. Każdy bowiem słyszał o Nottingham, mieście Robin Hooda. Nieważne są w tym przypadku takie szczegóły, jak pytanie, czy naprawdę istniał, a jeśli już, to czy był bohaterem ludu czy pospolitym rabusiem, oraz to, że tak naprawdę mieszkał w lesie Sherwood, a w Nottingham urzędował słynny Szeryf. Kiedy wybierałem się na studia kilka lat temu, miałem zupełnie innego rodzaju wątpliwości. Wyjazd do Nottingham był dla mnie pierwszą dłuższą wyprawą na „dziką północ”. W Anglii, tak jak we Włoszech, istnieje podział ekonomiczny na północ i południe, tylko że w odwrotnej kolejności. Tutaj północ jest uważana za biedną, prymitywną i postindustrialną, natomiast południe kojarzy się z rozwiniętą gospodarką, kulturą i wysokim poziomem życia. Co prawda, ostatnio naukowcy wliczyli Nottingham do „bogatego” południa, ale dla przeciętnego londyńczyka wszystko co znajduje się na północ od Luton i Stansted jest już niebezpiecznym terenem. Oczywiście, moje obawy okazały się bezpodstawne i bardziej sprawdziły się te pozytywne stereotypy, które mieszkańcy północy chętnie o sobie rozpowszechniają – uważają się za bardziej otwartych, sympatycznych i spokojnych. W Nottingham można doświadczyć starych dobrych angielskich manier: pasażerowie wysiadający z autobusu dziękują kierowcy, a na przystankach – nawet w centrum podczas godziny szczytu – ustawiają się w kolejkę. Taki widok w Londynie jest nie do wyobrażenia.

››

Najstarszy pub w Anglii, z lewej: Jubilee campus; poniżej: clumber Street

Broadmarsh. Oprócz rozmaitych sklepów, znajduje się tam wejście do kolejnej atrakcji turystycznej; słynnych jaskiń – w podziemiach miasta ciągnie się labirynt, gdzie w dawnych czasach m.in. zajmowano się garbowaniem skór. Po wyjściu na zewnątrz warto przejść się po zabytkowych ulicach, rynku, przy którym mieści się imponujący ratusz; przed jego drzwiami stoją dwa słynne kamienne lwy; można też obejrzeć tzw. Lace Market – jest to bardzo zabytkowa część centrum, gdzie kiedyś kwitło koronkarstwo. Oczywiście centrum miasta tętni życiem pod każdym względem. Jest tam mnóstwo teatrów, kin, restauracji, klubów i innych atrakcji. W Nottingham mieści się jedno z największych i najbardziej nowoczesnych, niezależnych kin w Anglii, a dla miłośników filmów, w specjalnym kinie można wynająć salę na kilkanaście osób, gdzie za rozsądną opłatą wyświetlą dowolną płytę DVD przyniesioną klienta.

zAbytkOwe ceNtrUm Nottingham nie jest wielkim miastem, liczy około 300 tys. mieszkańców. Dlatego centrum miasta nie jest ogromne, ale za to ma dużo do zaoferowania. Kierując się na zachód od dworca kolejowego dojdziemy do wzgórza, na którym kiedyś znajdował się słynny zamek, a teraz stoi dwór z końca XIX wieku, w którym mieści się muzeum sztuki. Ze wzgórza można też podziwiać panoramę miasta. Co prawda zamek został zniszczony w XVII wieku, ale zachowała się średniowieczna brama, a przy niej znajduje się, naturalnie, pomnik Robin Hooda. Niedaleko zamku można też znaleźć najstarszy pub w Anglii – Ye (The) Old Trip to Jerusalem, który podobno został otwarty w 1189 roku! Wracając w stronę dworca można się przejść nad kanałem. Kiedyś był to bardzo ważny szlak handlowy, natomiast dzisiaj można wzdłuż niego spacerować i po drodze zajrzeć do jednej z wielu kawiarni lub pubów, otwartych we wnętrzach starej zabudowy wzdłuż kanału. Idąc w stronę śródmieścia musimy przejść przez centrum handlowe

UczelNiA Nottingham słynie także z uczelni – zwłaszcza z University of Nottingham i jej kampusu; warto go zwiedzić, jeśli ma się więcej czasu. Uniwersytet znajduje się na zachodnich przedmieściach miasta, można tam dojechać autobusem z centrum. Jest to właściwie osobne miasteczko, które mieści się na terenie wielkiego parku; stąd zresztą nazwa University Park Campus. Na terenie kampusu znajdują się m.in. budynki akademickie, biblioteka, centrum sportowe, przychodnia, akademiki, centrum konferencyjne oraz mniejszy park z jeziorem. Najładniejszy budynek na kampusie to Trent Building – położony na wzgórzu nad jeziorem, z charakterystyczną wieżą z zegarem. Mieści się tam rektorat oraz wydziały lingwistyczne, w tym słowiański, na którym można się uczyć m.in. języka polskiego czy nawet słoweńskiego. Uczelnia należycie uczciła swoich noblistów; budynek w którym mieszczą się wydziały ekonomii i geografii został nazwany imieniem słynnego ekonomisty – Clive Grangera. Z kolei

specjalistyczne centrum diagnostyczne rezonansu magnetycznego zostało nazwane imieniem wynalazcy tego przełomowego urządzenia – jest nim profesor Peter Mansfield. Chociaż University Park jest największym kampusem uczelni, nie jest jedynym. Niedaleko znajduje się dużo mniejszy, ale też bardzo ciekawy Jubilee Campus – został zbudowany dziesięć lat temu z okazji 50-lecia panowania królowej. Można tam zobaczyć futurystyczne budynki, budowane pod kątem ekologicznym. Mieszczą się tam wydziały biznesu i zarządzania, biblioteka na „wyspie” (na stawie), kilka akademików oraz nowo zbudowane centrum poradnicze dla zagranicznych studentów. Jest ich coraz więcej, zwłaszcza z Chin, a zainteresowanie rośnie, mimo że uczelnia otworzyła

też kampusy w Chinach i Malezji. Jest też sporo studentów z Polski – odkąd nasz kraj wstąpił do Unii Europejskiej, ta liczba znacząco wzrasta. Dlatego też na uniwersytecie prężnie działa Stowarzyszenie Polskie (PolSoc). Rodacy, którzy tęsknią za domowym jedzeniem, mają do wyboru nie tylko polskie sklepy w mieście, ale także słynną restaurację – The Warsaw Diner. Urządzona jest w stylu amerykańskiego dinera, rano można tam zjeść amerykańskie śniadanie, natomiast wieczorem schabowego czy gołąbki!

OkO li ce Jeśli spacerowanie po kampusie komuś nie wystarczy, po drugiej stronie ulicy jest ogromny Wollaton Park, po którym biegają jelenie, na wzgórzu mieści się malowniczy dwór Wollaton Hall, a bogaci mieszkańcy Nottingham przychodzą tu grać w golfa. Wyjeżdżając poza miasto warto się też wybrać do lasu Sherwood albo nieco dalej, do zabytkowego miasta Lincoln. Do samego Nottingham najszybciej dojedziemy pociągiem z londyńskiego dworca St. Pancras.


18|

26 marca 2011 | nowy czas

co się dzieje

jacek ozaist

WYSPA [41] Od tej pory nazywałem Marka „Cieciem”. Cieć to jest ktoś, kto pilnuje, by dozorowany budynek nie był ani lepszy, ani gorszy niż wcześniej. Ma być dokładnie tak samo pozamiatany, schody umyte, a szyba w drzwiach błyszcząca jak zawsze. Ze względu na siwą brodę okalającą jego twarz i okulary, Mark przypominał bardziej Papę Smerfa, ale wolałem nazywać go po swojemu. Szybko wyszło na jaw, że u bram pubu czyha gromadka naszych byłych pracowników, którzy marzą, by spróbować swoich sił na zgliszczach naszej kuchni. Ktoś życzliwy podzielił się z nami tą informacją, dolewając tylko oliwy do ognia. Chcieliśmy tę budę uczynić lepszym miejscem, a powoli zaczynaliśmy być przeszkodą do usunięcia. – Ok, Ania – tak zwracali się do niej bliscy, więc czasem, w podniosłych chwilach ja też mówiłem do Anety per Ania. – Nie umieli gotować dla nas, niech spróbują jak smakuje samodzielność. Uśmiechnąłem się, mimo widoku łez w jej oczach. – Idziemy na swoje, a ty płaczesz... Potrząsnęła głową. Przez kilka chwil nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Usiadłem koło niej na „obieraku”, czyli stołeczku do obierania ziemniaków i zamyśliłem się. Sporo ludzi przewinęło się przez kuchnię w Duke’u, próbując zmierzyć swoje siły z żołądkami emigrantów. Cezary wolał pić i wydawać na salę byle co, niż uczciwie zapracować na swoją wypłatę. Po nim była Hania, co też nie przelewała, a nawet potrafiła w trakcie pracy wyskoczyć na zakupy do Primarku, zostawiając kelnerkę samą na pastwę klientów. Przez jakiś czas po jej zwolnieniu wciąż znajdowałem poukrywane piersiówki z wódką i zużyte puszki po piwie. Ręce opadają, gdy człowiek pomyśli, jaką wyobraźnią cieszą się ludzie, chcący zrobić coś złego. Gdyby z taką samą werwą działali w dobrej wierze, świat mógłby być urządzony całkiem inaczej. Pewnego razu ośmieszyłem się, sądząc, że ktoś jest chory. Zajechałem przed kuchnię, wysiadłem z samochodu i zacząłem wnosić zakupy. Gosia, jedna z głównych kucharek, westchnęła ciężko na mój widok i prawie osunęła się na podłogę. Natychmiast zadzwoniłem do Anety, żeby przyjechała ją zastąpić, bo kobieta zemdlała i na pewno nie da rady pracować. Kiedy dziesięć minut później Aneta weszła do kuchni, rozległ się taki śmiech, że do dziś go pamiętam. – Biedna chora, co? – Ej, no. Wygląda na chorą! – Nawalona jak stodoła raczej... Aneta spojrzała mi głęboko w oczy, by sprawdzić, czy przypadkiem i ja, zamiast śniadania, nie połknąłem ćwiartki wódki. Gosia dygotała jak balon na wietrze, a ja myślałem, że gnębi ją przeziębienie. Gdy się bliżej przyjrzałem, okazało się, że jest tak pijana, jakby dopiero co wyszła z ostro zakrapianej imprezy. Potem była Ewa, która nie piła, ale lubiła jeść. Pewnego dnia zostawiliśmy ją z Kamilą samą. Miała jedynie ugotować parę obiadów i niczego nie spieprzyć. Ale zgłodniała. Ludzie na sali czekali na posiłek, ona w tym czasie smażyła sobie naleśniki, zupełne nie zdając sobie sprawy z niestosowności tej sytuacji. Kiedy wszedłem do kuchni i zorientowałem się w czym rzecz, przegoniłem ją zza kuchni i sam dokończyłem zamówienia. Później mieliśmy już głównie umiarkowanych piwoszy. Lilka chowała piwo lub wino w piekarniku, zaś Waldek w ziemniakach. Myśleli, że o tym nie wiemy, przez co ta dziwna ciuciubabka sprawiała wszystkim dużo radości. Gdy podzieliłem się moimi wspomnieniami z Anetą, zaśmiała się krótko i powiedziała: – A wiesz, ja też mam ochotę na whisky. Jak wszyscy, to wszyscy. Napijmy się. – Be my guest – odparłem i pobiegłem do „Turbana” na przeciwko.

Postawiłem przed nią butelkę „jaśka włóczykija” i butlę coca-coli. – Wypij za lepszą przyszłość. Mnie nie bardzo wypada. Aneta pokręciła ze smutkiem głową. – Nikt już dzisiaj nie przyjdzie. Nie lubiłem tych jej przesądów i proroctw, bo zwykle się sprawdzały. – Może to i lepiej – zasępiłem się. – Ludzie na pewno gadają, że się stąd wynosimy. Najlepszą reklamą to nie jest. – I nikogo tak naprawdę nie obchodzi to, że racja jest po naszej stronie. Pomogłeś mu rozhulać interes, sprawiłeś, że ten pub ożył, nawet Olka jest tu dzięki tobie. Uśmiechnąłem się do siebie. Pamięć ludzka jest krótka i wybiórcza. Rzeczywiście, Ola była przez jakiś czas próbowana jako sprzątaczka na zlecenie, potem sprzedawała bilety na nasze piątkowe imprezy, a dopiero później została panią menedżer pracującą za barem. Olśniło mnie też, że coś wspominała, iż w Polsce odpowiadała za stoisko z mięsem w jakimś sklepie. To mogło tłumaczyć jej oschły, lekceważący, czasem wręcz wulgarny stosunek do klientów. – Dobra, też się napiję – stwierdziłem. – Hola! A kto będzie prowadził? – Weźmiemy taksówkę. – Ta, a Mark będzie jęczał, że auto mu zostawiamy na noc. – Niech jęczy. Poszedłem zerknąć na salę. Była przygnębiająco pusta. Ulicą tłumnie przemykali ludzie. Kilku łysych, umięśnionych Polaków wchodziło właśnie do tureckiej kebabowni. Żaden nawet nie obejrzał się w naszą stronę. Nagle poczułem ulgę, że się stąd wynoszę. Poświęciłem temu miejscu tyle czasu i energii, że zasłużyłem na medal. A spotykały mnie same przykrości. Zaskrzypiały drzwi. Na sali pojawiła się para ludzi. Usiedli przy oknie i skinęli na mnie. Ona zdecydowanie wyglądała na Polkę, on na pewno Polakiem nie był. Bardzo często gościliśmy mieszane pary, lecz tylko w dwóch czy trzech przypadkach to Polak przyprowadzał swoją egzotyczną narzeczoną. – Wie pan co, jestem w ciąży – zagaiła klientka. – Mam straszną ochotę na schabowego z kapustą. Wieki nie jadłam. Macie? – Mamy. – A wie pan. Mój mąż chciałby sobie przynieść kebab z naprzeciwka, bo on nie je wieprzowiny. Dałoby rady? Poczułem, że się czerwienię. Nie mogłem tego ukryć. – My też mamy kurczaki w wersji halal. Sam widziałem napis na pudełku. Pomamrotali coś tam między sobą w nieznanym mi języku, po czym pani spojrzała mi głęboko w oczy i dodała: – Ale mąż się boi, że na tych samych patelniach robicie, co świninę. – Chyba tak. – No właśnie. Dałoby radę? – Myślę, że nie. Znów mamrotali, po czym gość gniewnie zamówił wodę niegazowaną i zapatrzył się w okienną szybę. – Zaraz! To jak on po tym schabowym da jej buzi? – zapytała wściekle Aneta. – Oto jest pytanie!

kino

Mira Opalińska z zespołem

KINOTEKA

Jazz wielokulturowy: przesiąknięty brzmieniem muzyki skandynawskiej, nordyckiej i słowiańskiej. Na czele zespołu stoi Mira Opalińska, utalentowana polska pianistka jazzowa i klasyczna. Absolwentka prestiżowego Policealnego Studium Jazzowego w Warszawie w klasie fortepianu Andrzeja Jagodzińskiego. Ma za sobą wspłpracę z takimi muzykami, jak Jan Ptaszyn Wróblewski, Henryk Majewski czy Krystyna Prońko.

Ponad czterdzieści filmów w dziewięciu różnych salach w całym Londynie – trwa dziewiąty już przegląd polskich filmów. Zczególy na str. 20. www.kinoteka.org.uk The Resident Świeżo rozwiedziona, młoda kobieta wprowadza się do kawalerki na nowojorskim Brooklynie, zachęcona niskim czynszem i sympatyczną aparycją właściciela. Ale pozory mylą… W roli głównej Hilary Swank. W tle pojawia się weteran horrorów z wytwórni Hammer, Christopher Lee. You Will Meet a Tall Dark Stranger W swoim najnowszym filmie Allen zabiera nas do Londynu, gdzie poznajemy dwie pary zmagające się ze stresem i niepewnością współczesności. Uciekają w romanse i przygodny seks. Jedna z pań buntuje się przeciwko racjonalizmowi, angażując w dziwaczny związek z tajemniczym przepowiadaczem przyszłości. Obsada, jak zwykle, imponująca: Anthony Hopkins, Antonio Banderas, Naomi Watts i Josh Brolin.

poprzednie odcinki

@

www.nowyczas.co.uk/wyspa JACEK OZAIST Z URODZENIA BIELSZCZANIN, Z SERCA KRAKOWIANIN, Z DESPERACJI LONDYŃCZYK. ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ PISZE GŁÓWNIE PROZĄ, POEZJĄ PARA SIĘ NIEREGULARNIE

Royal Philarmonic Orchestra gra Czajkowskiego Uwertura do „Romea i Julii”, pierwszy koncert fortepianowy, Marsz Słowiański i uwertura 1812. Dyryguje wybitny polski dyrygent Grzegorz Nowak. Niedziela, 3 kwietnia, godz. 15.30 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2 AP

Battle: Los Angeles

Beverly Knight

Obcy znowu atakują! Jakoś tak się dziwnie składa, że gdy z kosmosu nadciągają wrogie statki, zawsze lądują w Stanach Zjednoczonych. Tak jest i w najnowszym dziele Johna Liebesmana. Będzie wszystko, co w tego typu filmach niezbędne: dużo strzelania, biegania i nachalnego sentymentalizmu. No i oczywiście powiewająca na wietrze amerykańska flaga.

Urodzona w Wolverhampton czarnoskóra wokalistka, właścicielka charakterystycznego, bardzo soulowego głosu. Czwartek, 7 kwietnia, godz. 19.30

Casablanca

Porchester Hall, 45 Porchester Rd. W2 5HS

Jamiroquai Jamiroquai powracają, a wraz z nimi – lata dziewięćdziesiąte i energetyczna mieszkanka funku, soulu i acid jazzu.

Legendarny melodramat Michaela Curtiza. W rolach głównych Ingrid Bergman i Humphrey Bogart. Niedziela, 3 kwietnia, godz. 20.30

Piątek, 15 kwietnia, godz. 18.30 Hala O2, Penisula Square SE10 0DX

Prince Charles Cinema Leicester Place, WC2

Piotr Andreszewski i Frank Peter Zimmermann

muzyka

cdn

Sobota, 2 kwietnia, godz. 19:30 The Warehouse, Theed Street SE1 8ST

New York Dolls Klasycy ostrych brzmień opanują pod koniec marca londyński Barbican. The New York Dolls grali punka jeszcze zanim słowo „punk” zostało wymyślone. Wzięli brudne brzemiennie Stonesów i sprawili, że stało się ono jeszcze brudniejsze. Dodali do tego anarchizm the Stooges i teatralność Davida Bowiego. Efekt? Kapela, która zainspirowała Malcolma McLarena do stworzenia Sex Pistols! Środa, 30 marca, godz. 19.00

W Barbican Hall odbędzie się koncert Piotra Anderszewskiego (fortepian) i Franka Petera Zimmermanna (skrzypce). Duet zagra Sonatę „Wiosenną” Beethovena, „Mity” Szymanowskiego oraz Sonatę nr 2 dmoll Schumanna. Anderszewski, ceniony polski pianista, znany jest ze swego perfekcjonizmu, w Barbican Hall zagra już po raz kolejny, tym razem w towarzystwie znakomitego niemieckiego skrzypka Zimmermanna. Sonata F-dur, zwana „Wiosenną”, to dla wielu miłośników muzyki jeden z najpiękniejszych utworów Beethovena. Jest melodyjna, lekko sentymentalna, a w końcowej części


20 |

26 marca 2011 | nowy czas

czas na relaks

Mądrość Sowy

Wtorek, 29 marca Prince Charles Cinema godz. 20.30 NOWE POLSKIE KINO

» Właśnie wróciłem z kursu

maNIa GotowaNIa

żywieniowego dla rodziców. Mam głowę pełną wiadomości i wrażeń. Jeszcze mi brzęczą słowa osoby prowadzącej ten kurs: – Nawet jeżeli nic nie zapamiętcie z tego kursu, proszę, weźcie sobie do serca, by podawać dzieciom probiotyki do czterech tygodni po zakończeniu kuracji antybiotykami!

mikołaj Hęciak

I jest to pierwszy taki głos, jaki tutaj słyszałem. Nawet lekarze GP nie wspominają, jak ważne jest podawanie probiotyków podczas kuracji antybiotykami. Przypomnijmy, że antybiotyki nie różnicują czy bakterie są pożyteczne, czy chorobotwórcze, i niszczą wszystkie jak leci. A probiotyki to szczepy pożytecznych bakterii, jakie w sposób naturalny znajdują się w przewodzie pokarmowym człowieka, np. Lactobacillus acidophilus. A odpowiednia flora bakteryjna jest częścią układu odpornościowego. Nad rolą odporności w naszym życiu nie zastanawiamy się wcale, dopóki nie zacznie ona szwankować. Zawdzięczamy ją układowi odpornościowemu na zewnątrz naszego ciała, jak i wewnątrz. Nos i usta stanowią pierwszą linię obrony. Od zewnątrz naszego dobrego samopoczucia strzeże skóra, a od środka przewód pokarmowy stanowi kolejną linię obrony. I właśnie przez odpowiedni styl życia, którego odżywianie stanowi istotną rolę, możemy dopomagać zdrowiu i dbać o swoją odporność. Nie tylko swoją, ale też i swoich dzieci. Co pomaga w utrzymaniu systemu odpornościowego w należytej formie? Na pewno odpowiednia, codzienna dawka snu. Skupmy się jednak tutaj bardziej. na zaleceniach żywieniowych Unikanie nadmiernej ilości cukrów jest bardzo wskazane. Zamiast białej mąki, starajmy się używać razową, a co za tym idzie, produkty na jej bazie. Makaron z białej mąki zastąpmy makaronem z mąki pełnoziarnistej. Zresztą zasada ta dotyczy też ryżu. Chodzi o to, by dostarczyć organizmowi większą ilość cukrów złożonych, takich jak np. błonnik, które wymagają dłuższego czasu na przyswojenie przez organizm, a przez to wolniej energia zawarta w tychże cukrach jest dostarczana do naszego układu trawiennego, co pomaga w utrzymaniu odpowiedniego poziomu cukru we krwi, a to z kolei wpływa na nasze samopoczucie. W diecie dzieci, dopasowanej odpowiednio do wieku należy, należy starać się o dostarczanie pełnowartościowego białka w każdym posiłku. Warto też wspomnieć, że wielkość posiłku dla dziecka w przybliżeniu można porównać do wielkości jego dłoni. Dla dorosłych zasada jest podobna przyjmując, ze wielkość posiłku dla osoby dorosłej (by się nie przejadać) powinna wielkością być porównywalna do powierzchni dwóch rozłożonych dłoni. Wracając do białka, potrzebne jest ono do budowy organizmu, w tym najróżniejszych enzymów. Dlatego ważne jest szczególnie w okresie, gdy dzieci rosną (a uznaje się, że ludzki organizm rośnie do 25 roku życia). Podobnie rzecz ma się z witaminami. Na pewno większość z nas spotkała się z szeroko tu nagłaśnianą kampanią 5-a-day. Chodzi o propagowanie świadomości zdrowego odżywiania.Według brytyjskich zaleceń codzienna dawka witamin potrzebnych organizmowi odpowiada pięciu porcjom warzyw i owoców dziennie. Trzeba przyznać, że nawet jeżeli nie są to duże ilości, to nasza dieta często nadal nie osiąga tych zaleceń. Zalecane też są różnego rodzaju suplementy witaminowe, by zapewnić dzieciom odpowiednią dawkę witaminy C i D (największa ilość witaminy D jest produkowana przez skórę wystawioną na promienie słoneczne), a także minerałów np. cynku i selenu. Cynk w organizmie odpowiada w pewnej mierze za produkcję insuliny, wspomaga niektóre hormony i co ważne, pomaga w zwalczaniu stresu. Dobrym źródłem cynku jest pieczywo

pełnoziarniste, jajka, żółte sery, mięso i owoce morza oraz ziarno sezamowe. Cynk zaliczany jest do grupy antyoksydantów, które mają podstawowe znaczenie dla układu odpornościowego. Najpopularniejszym antyoksydantem jest witamina C. Nie jest ona odkładana w organizmie, a jej nadmiar jest wydalany wraz z moczem. Na szczęście przyroda nie szczędzi nam produktów bogatych w witaminę C i można ją znaleźć w warzywach (papryka, kapusta, pomidory, rzeżucha), cytrusach (pomarańcze, cytryny, grejpfruty, kiwi), i jagodach (truskawki, maliny, porzeczki), a także w owocach kiwi. Wspomnę jeszcze o jednym dobroczynnym czynniku dla naszej odporności. Mam na myśli kwasy tłuszczowe. Najbardziej znany jest omega3, ale znany też jest omega6 i omega9. Znajdziemy je nie tylko w rybach, takich jak makrela, łosoś atlantycki oraz w śledziach i sardynkach, ale w orzechach i nasionach, np. słonecznika czy w pestkach dyni. Ale jak wspomnieliśmy na początku, do zdrowego funkcjonowania organizmu oprócz diety potrzebny nam jest jest i sen w odpowiedniej ilości, i unikanie nadmiernego stresu.

DWa OgNIE reż. Agnieszka Łukasiak

Sobota, 26 marca Riverside Studios godz. 14.00 BRaCIa KONDRaTIuKOWIE: RETROSPEKTyWa WNIEBOWzIĘCI reż. Andrzej Kondratiuk HyDROzagaDKa reż. Andrzej Kondratiuk Riverside Studios, godz. 16.15 DzIESIĘCIOLECIE SzKOły aNDRzEJa WaJDy

TELEFONO I CHRzEST reż. Marcin Wrona Po projekcji spotkanie z reżyserem Marcinem Wroną. Riverside Studios, godz. 18.30 NOWE POLSKIE KINO

Czwartek, 31 marca London Film academy godz. 18.30 10 ROCzNICa POWSTaNIa SzKOły aNDRzEJa WaJDy Filmy fabularne Baden Powell House, godz. 18.30 Polskie filmy krótkometrażowe Kazik i Kommandera samochód reż. Hannah Lovell Po projekcji koncert Katy Carr Roxy Bar and Screen, godz. 20.00 Polskie filmy krótkometrażowe

ERRaTum reż. Marek Lechki Riverside Studios, godz. 20.30 NOWE POLSKIE KINO

mILION DOLaRóW reż. Janusz Kondratiuk

maTKa TERESa OD KOTóW reż. Paweł Sala Po spotkaniu rozmowa z Pawłem Salą.

Wtorek, 5 kwietnia Tate modern godz. 19.00

Niedziela, 27 marca Riverside Studios godz. 15.00 BRaCIa KONDRaTIuKOWIE: PRzEgLĄD

DzIałaNIa z DOBROmIERzEm projekt grupy KWIEKULIK

JaK zDOByć PIENIĄDzE, KOBIETy I SłaWĘ

Wtorek, 5 kwietnia West London Synagogue godz. 19.00 Polskie filmy w jidysz

DzIEWCzyNy DO WzIĘCIa

DyBBuK reż. Michał Waszyński

godz. 17.20 DzIESIĘCIOLECIE SzKOły aNDRzEJa WaJDy Filmy dokumentalne godz. 20.00 NOWE POLSKIE KINO INWENTaRyzaCJa reż. Paweł Łoziński WENECJa reż. Jan Jakub Kolski

Mały Franek bardzo lubi jogurty

Od dziewiątego miesiąca życia możemy zacząć podawać dzieciom coś, co z pewnością polubią. Pomysł i wykonanie są bardzo proste. Wszystko co potrzebujemy to: 1,5 łyzki żelatyny w proszku, 375 ml niesłodzonego soku owocowego, czyli naturalnego, 250 g naturalnego jogurtu. Żelatynę rozpuszczamy w 125 ml zimnej wody w małym garnuszku. Podgrzewamy i dodajemy sok (trzeba uważać, by nie doprowadzić do wrzenia). Następnie przelewamy do większej miski i odstawiamy do ostudzenia. Gdy masa zacznie gęstnieć, dodajemy jogurt i ubijamy ręcznie lub mikserem. Przekładamy do małych kubeczków lub miseczek. Smacznego!!!

DOm zły reż. Wojciech Smażowski

Wtorek, 5 kwietnia Prince Charles Cinema godz. 20.30 Kondratiukowie: Przegląd

reż. Janusz Kondratiuk Po spotkaniu rozmowa z reżyserem.

Galaretka joGurtowa

Czwartek, 31 marca Prince Charles Cinema godz. 20.30 NOWE POLSKIE KINO

Poniedziałek, 28 marca Riverside Studios godz. 18,00 NOWE POLSKIE KINO CIEmNEgO POKOJu NIE TRzEBa SIĘ Bać reż. Kuba Czekaj NIC OSOBISTEgO reż. Urszula Antoniak godz. 20.30 NOWE POLSKIE KINO POza zaSIĘgIEm reż. Paweł Stożek EWa reż. Adam Sikora, Imgmar Villqist

Czwartek, 7 kwietnia Prince Charles Cinema godz. 20.30 NOWE POLSKIE KINO CuDOWNE LaTO reż. Ryszard Brylski Czwartek, 7 kwietnia Roxy Bar and Screen godz. 20.00 Polskie filmy krótkometrażowe London Film academy godz. 18.30 10 ROCzNICa SzKOły aNDRzEJa WaJDy Kino dokumentalne Wtorek, 12 kwietnia West London Synagogue godz.19.00 Polskie filmy jidysz

ŚLuBOWaNIE reż. Henryk Szaro Środa, 13 kwietnia Barbican Centre godz. 18.30 gala zamykająca KINOTEKĘ mOCNy CzłOWIEK reż. Henryk Szaro KONCERT gRuPy PINK FREuD


|21

nowy czas | 26 marca 2011

czas na relaks

Inwokacja do szpilek Obrazek ÓsMy

Na przednówku, w tym trudnym i nieokreślonym czasie między zimą i wiosną, kiedy nadchodzi post, ale spożywa się wszystko to, czego w normalnej diecie by nie stosowano, ja też podporządkowałam się rytmowi natury. By nie wypaść z obiegu towarzyskiego, przyjęłam zaproszenie od starej znajomej. Ona wybrała restaurację, bo nie pamiętam już jej gustów i upodobań. Była to muzealna perła współczesnej konsumpcji, minimalistyczny styl dekoracji był czysty w formie i elegancki. Olbrzymie lustra, kryształowe kinkiety i żyrandole przyciągały promienie i połyskiwały tęczowym blaskiem, a pozytywna energia chi ujawniała swoją moc. Weszła. Chodząca puszka Pandory. Jej temperament wynikał z jej fizyczności. Była mała i kompulsywna, dekoracyjna i rodowa. Krwistoczerwone paznokcie i usta, wściekle obcisłe spodnie, a torba i wysokie kozaki pewnie z własnoręcznie upolowanego aligatora. Ani typ skromnisi, ani świętoszki. Przy tym klnie jak szewc, na pewno pali cygara, a w głowie ma najróżniejsze perwersje. Przypominała filigranowy sonet. Mimo swojej ścisłej struktury i ciasnej formy, jeśli by dostatecznie mocno pchnąć, to można by weń wcisnąć cały świat. Myślę, że jest widoczna z przestrzeni kosmicznej. Wniosła z sobą naręcze reklamowych toreb, które krzyczały luksusem i bogactwem. – Widzę, że zrobiłaś wielkie zakupy u Jimmy’ego Choo? – pytam z zaciekawieniem. – Sezon wesel i urodzin? – Nie – odpowiada Ona – po prostu mała, rutynowa wizyta w butiku. – Aż tyle par butów ? – z niedowierzaniem dodaję. – Nic tam takiego – śmieje się Ona – sześć par to małe zakupy. – No, jeśli sobie uzmysłowić, że przeciętna pensja w czasach recesji nie przekracza ceny dwóch par, to faktycznie nic takiego i jak meksykańska fasola podskoczyłam do góry. Pijemy Bollingera z inkrustowanych kolorowymi szkiełkami tulipanowych kielichów, które jak holenderskie hybrydy kwiatowe są za wysokie i za długie. Ale są stylowe i królewskie. Widzę, że Moja Przyjaciółka wpisała się do klasy elit i do konkretnych, a nie abstrakcyjnych dóbr materialnych. Uchwyciła odbicie moich super extra szpilek w lustrze i wreszcie się mną zainteresowała. – Hm – zamruczała – czy ty też irracjonalnie hołdujesz modzie? – Nie – traktuję modę czysto instrumentalnie. Jak mam chandrę, to jedyne, co lubię na sobie, to Chanel 5 i wysokie szpilki i… kuszenie życia i mężczyzn. Zaraz mi przechodzi! Poza tym, jak chcesz zajść w życiu daleko, to musisz mieć dobre buty. – Kolekcjonowanie butów to moja pasja – jakby się zwierza. – Myślałam, że to twój wstydliwy nałóg i uzależnienie – wyrwało mi się. – Przez zakupy, staję się aktywnym uczestnikiem życia. Kupuję, więc jestem! – wyrecytowała. – Moja kolekcja butów jest moją indywidualną biografią, moją inspiracją, pamiątką, fantazją, talizmanem i modlitwą. – Aha – myślę – uprawia widome bałwochwalstwo. – Przez zakupy osiągam stan nirwany, bez potrzeby godzinnych, mozolnych medytacji. Buty to moje enklawy spokoju, pewności i bezpieczeństwa. – Wzruszające opowiadanie, ale o wątku fantastycznym – ironizuję. – Typowy shopoholizm. A co twój mąż na to ? – Stary mąż jest goryczą dla młodszej żony. Nie rozumiesz ? – pyta i patrzy na mnie natrętnie. Każdy może dać tylko to, co ma. On ma pieniądze. Ja mam jeszcze na dodatek dużo, dużo czasu. Mogę przebierać w nim jak w szkatułce z klejnotami, rozwałkowywać go jak ciasto na pierogi i wykrajać foremkami buty, szpilki, czółenka, pantofelki. – Gdybyś tak raz w roku spędziła kilka dni na rekolekcjach, to może byś zapewniła swojej duszy lepszy los w następnym wcieleniu? – podsunęłam troskliwie. – Nie jestem zwykłym konsumentem. Kupuję nie tylko dla własnej przyjemności. – Wiem, że masz olbrzymi dom, ale gdzie podziać tysiące butów ? Czy układasz je chronologicznie według daty zakupu, alfabetycznie według projektanta czy jak Fenicjanie według ceny? Jeśli kupujesz nową parę, to jak podtrzymujesz związek ze starymi? Czy zbierasz chociaż książki o butach? Książka to niezawodne koło ratunkowe, można na nią zawsze liczyć. Lukrowana idiotka ze mnie! Przecież to jasne, twój mąż jest fetyszystą butów! A czy uznajesz też inne afrodyzjaki, jak miłosne mikstury Afrodyty, „pigułki wesołości”, pazur pantery, ogon aligatora i oczywiście psychoaktywny mak i konopie? – chyba się zapędziłam. – Tak – sucho odpowiada Ona. Nie gustuję w mężczyznach takich jak ty. A mamy też specjalną kolekcję butów sypialnianych, która jest wystawiana tylko za zamkniętymi drzwiami. – Potępiasz mój konsumpcyjny apetyt, ale tak jak człowieka można kochać na wiele sposobów, tak istnieje więcej niż jeden sposób kochania butów. Szambelan wierzy w miłość dworską, platoniczną. Ja – w zmysłową. Ob-

chodzę się z nimi rozpustnie bez obawy świętokradztwa. – A jak kupujesz nowe, to czujesz, że zdradzasz stare? – pytam. – Nie, bo kupuję buty w dwóch egzemplarzach. Na jedne tylko patrzę, drugich używam. Nie podnoszę żaluzji przed zachodem słońca, by buty nie spłowiały od światła. Tylko liryczny geniusz mógłby opisać, co się ze mną dzieje. Jej zachowanie jest wyprodukowane przez nieznane mi cywilizacje. Jak tu ją oswoić ? Widzę już jej nagrobek „Żyła długo i miała dużo butów”. Życie musi być chyba fikcją, wypożycza się parę tanich faktów do swojej historyjki, aplikuje dużo makijażu i show gotowy. Gra się na przemian wśród realiów i wśród fantomów, bo w każdym z nas jest niepokój, rozbieżność i chmury kompromitujących instynktów. Czasem dopiero na końcu rzeczy mają początek. Wydawało mi się, że nie można obrazić kogoś, kto nie ma osobistej godności, ale zapomniałam o kobiecej złości. Zaczynam się jej bać. Wiem, że lubi pieniądze i psychologiczne

wyzwania. Prześwietla mnie na wylot jak urodzony detektyw. Jest przebiegła, sprytna i zawzięta. Wygląda, że siła woli mogłaby zwalczyć kamienie żółciowe. Wciągnie mnie hipnotycznie i skończę w szpitalu dla wariatów, a Ona pojedzie na Florydę oglądać nowe kolekcje butów i kupować, kupować, kupować... Nie uda mi się wyjść z tego po angielsku. Jak się okazuje, ze wszystkich wiecznych rzeczy, przyjaźń jest najkrótsza. A jeśli by tak posmarować jej głowę miodem i wsadzić do klatki z niedźwiedziem, to by ją zalizał na śmierć. A policzyłoby się to jako wypadek – wymyślam intrygi naprędce. Powiem, żeby poszła zbierać narcyze, to Hades ją porwie w mroki ziemi i wypuści tylko raz w roku wiosną. Ani ksiądz ani lekarz nic tu nie zdziała. Trzeba magicznych sztuczek, bo kto ją pocałuje i wybawi od tego zaklęcia? Czarodziej się odnalazł i już ustawia buty na całej długości stołu, lustra odbijają ich cudne formy i kształty, i symbolicznie je pomnażają. Kelnerzy biegną, łapią wysokie stilettos i już na wielkich obcasach nawigują z gracją między stolikami. Kobiety niemal wyrywają sobie z rąk uwodzicielskie i finezyjne czółenka, i szpilki na cienkich, wysokich nóżkach, które bajecznie przyozdabiają ich nogi. Narcystycznie przeglądają się w lustrach i pozując, umierają z zachwytu. Moja przyjaciółka nagle zmieniła się nie do poznania. Stała się jak Filifionka z Muminków, melancholijna i nerwowa, pogrążona w smutkach. – Przeczuwam nadejście katastrofy i dręczą mnie lęki – mówi osamotniona Filifionka. W moim świecie, jeśli ktoś ma urojone lęki,to zasługuje na prawdziwe – dodaje przezornie. Jednak moja czujność nie daje się uśpić . –Popatrz na te piękne czerwone szpilki. Wyglądają jak zaczarowane, rozweselą cię, zaczniesz tańczyć, wszyscy będą podziwiać i zazdrościć, zapomnisz o smutkach. Jej oczy zaświeciły pożądaniem i powoli włożyła czerwone pantofelki na nogi. Muzyka żwawo zagrała i porwała ją do tańca, kręci, wywija, na stołach, na krzesłach, na wstążkowym barze i już wywiało ją za okna, tańczy z nią cała ulica i cały świat, Ona już czerwona jest na policzkach, słabnie i chce usiąść, ale buty rwą ją do ruchu i dalej, dalej w taniec, zawrotny, szybki, zabójczy. Chce zdjąć buty, ale nie może, one przyrosły do stóp i ten szaleńczy taniec bez końca. Zobaczyła Anioła z mieczem i błaga go, by odciął buty. On zlitował się nad nią, zamierzył się mieczem i spełnił jej życzenie... Pieniądz nie jest wystarczającym antidotum na niedoskonałość człowieka. Jeśli mamy odnowić świat wyobraźni, to potrzebujemy nowej monety. Niech nią będzie wino, bo ono otwiera drzwi do ludzkich serc.

Grażyna Maxwell

Dzwoń do Polski za mniej niż 1p Bez przedpłat i abonamentu

Bez kontraktu

Bezpłatny wykaz połączeń online

Zadzwoń do nas na 0800 651 0055 lub zarejestruj się przez internet ZA DARMO! Twoja linia telefoniczna, abonament i numer telefonu pozostaje bez zmian. www.cheapcall1689.co.uk/polska

Polska 0.8p Polska tel. komórkowy Orange, Plus GSM 5p USA 0.8p Kanada 0.8p Czechy tel. stacjonarny 2p Irlandia tel. stacjonarny 1p


22|

26 marca 2011 | nowy czas

czas na relaks zaułek okrutnych szydercówi

Tanie dranie, tanie panie... Za samą twarz, pięć lat bez wyroku. Z oczu patrzy patologiczny morderca, który w pojedynkę dokonałby rzezi niewiniątek. Wyszczerzone zęby i szyderczy grymas na ustach, tak charakterystyczny dla złoczyńców (i szyderców). Facjata zbira ilustruje tekst o niewyjaśnionej zbrodni sprzed lat. Kilka stron dalej napisali o ludziach sukcesu. Spogląda na nas miły młody człowiek. W oczach radość życia. Spod inteligentnego uśmiechu, tak charakterystycznego dla ludzi sukcesu (i szyderców), pobłyskują białe zęby. Nawet to te same zęby. Mieli do spółki wyjściową sztuczną szczękę? Nie, te same również oczy, podobnie reszta fizjonomii. Inna tylko dekoracja, charakteryzacja i improwizacja. A oto wyciskający rzewną łzę reportaż o sierotce Rysi. Rysia zamiast trafić na księcia z bajki, jak to mają w zwyczaju sierotki, nadziała się na odrażającego draba. Drab nie wykazywał odchyleń od normy obowiązującej drabów – pił, bił, nie opuszczał deski klozetowej i używał brzydkich wyrazów. Szczególnie tego na „f” – bo to zły mężczyzna był i jeszcze Brytyjczyk. Dręczył Ryśkę werbalnie oraz manualnie. Ale jakiż niezwykły przypadek – uwiecznił to fotograf. Jest dramatyczna fotka. Nieszczęsna Ryszarda chowa głowę w dłoniach, a drab nad nią piąchą wymachuje, niechybnie używając gróźb karalnych, słownictwem powszechnie uważanym za obraźliwe. Zdjęcie jest doskonałe,

skadrowane bez zarzutu, idealnie oświetlone. Podobnie jak poprzednie. I wiele im podobnych, bez względu na tematykę. Gdy potrzebny bohater poległy na polu chwały – nie ma problemu; jest bohater i jest pole. W standardzie pole chwały, w opcjach – pole minowe, marchewkowe lub elektromagnetyczne. Takie obrazeczki hurtowo i za przystępną cenę dostarczają liczne tanie foto agencje, a nagminnie wykorzystują niektóre kolorowe pisma (pisma czarno-białe nie wykorzystują, bo już ich nie ma) oraz portale. Tyle w tych fotkach autentyczności, co trucizny w zapałce. Albo mniej. I to nawet lepiej. Jeszcze by się, uchowaj Bóg, jakiś niedzisiejszy czytelnik zainteresował, coś by go poruszyło, może wzruszyło. Zaniepokoiło albo zbulwersowało, zmusiło do zastanowienia. Komu to potrzebne. Chce się wzruszać albo irytować, to niech sobie idzie do kina albo ogląda transmisje z polskiego Sejmu. Uprasza się o niewydziwianie. Wszyscy zadowoleni – model odgrywający siedemnaście postaci w czasie jednej sesji swoje zarobił, fotograf i agencja też. Pismo, prawie za darmochę, wypchało pół numeru. Są ładne obrazki, do tego reklamki – jest miło i przyjemnie. A czytelnik? Ale o co chodzi, jaki czytelnik...

Z. Kolano

krzyżówka z czasem nr 23

Poziomo: 1) autorka słów do „Roty”, jednej z najważniejszych polskich pieśni patriotycznych, 7) wynik bezczynności, 8) należy dbać o naturalne… człowieka, 11) szrama, 12) przełożony domu zakonnego (np. u dominikanów lub paulinów), 15) dziecko płci żeńskiej, które nie ma sióstr i braci, 16) w dawnej Polsce: opłata za przejazd lub przejście przez most, rogatkę, 17) artystyczne wygłaszanie utworu literackiego; recytacja.

Pionowo: 1) gałązka obsypana owocami; grono, 2) reklama świetlna, 3) miasto w zachodniej Białorusi, w obwodzie grodzieńskim, znajduje się tam muzeum Adama Mickiewicza, 4) kultowy melodramat amerykański; w głównych rolach wystąpili Ingrid Bergman i Humphrey Bogart, 5) list bez podpisu, 6) imię brata papieża Jana Pawła II, 9) zła sytuacja w jakiejś dziedzinie (np. w gospodarce, polityce), zazwyczaj długotrwała i trudna do opanowania, 10) poeta grecki z Beocji, 13) polski aktor teatralny i filmowy, odtwórca roli Kruszona w serialu „Oficer”, 14) pies Stasia i Nel w powieści Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy”. Rozwiązanie krzyżówki z czasem nr22: Łukasz Zagrobelny

sudoku

łatwe

3

średnie

4 1 9 4 1 5 2 7 6 7 3 4 5 8 1 3

1 8 5 3 8 2 3 6 1 2 4 5 3 2 9 8

7

8 9 5 3 7 5 1 6

4 1 6 1 4 3 8 2

trudne

7 3 1 4 9 1 8 2

7 6 2 9 1

3 1 4 5 9

8 7 3 5 3 1 7 8 6 9 4

3 4 8 9

8 6 5 7

4 7

9 3 2 6 1


|23

nowy czas | 26 marca 2011

sport Liga Mistrzów

Kliczko obronił pas

Dudek zawita do Londynu

Spory zawód spotkał w fanów pięściarstwa na całym świecie. W walce o obronę pasa wagi ciężkiej federacji WBC, Witalij Kliczko w ciągu niespełna trzech minut rozprawił się z Kubańczykiem Odlanierem Solisem.

czu ¼ finału Inter Mediolan spotka się z Schalke 04 Gelserkirchen. Niemiecki klub w lidze nie spisuje się jak na razie dobrze, Liga Mistrzów wyzwoli jednak w piłkarzach dodatkowe siły, dlatego możemy spodziewać się dwóch ciekawych widowisk. Rozlosowano również pary ¼ finału Ligi Europejskiej. Pogromcy Lecha Poznań – Sporting Braga – po wyeliminowaniu słynnego FC Liverpool, tym razem zagrają z Dynamem Kijów.

Daniel Kowalski Znamy ćwierćfinałowe pary piłkarskiej Ligi Mistrzów sezonu 2010/2011. Po sześciu latach w najlepszej ósemce w końcu pojawił się klub Jerzego Dudka – Real Madryt. Rywalem podopiecznych Jose Mourinho w walce o awans do półfinału będzie debiutant w LM Tottenham Hotspur Londyn. Najciekawiej zapowiada się potyczka dwóch innych angielskich klubów: Chelsea Londyn oraz Manchesteru United. The Blues będą chcieli się zrewanżować za porażkę w finale Ligi Mistrzów sprzed trzech lat. Ich apetyt na trofeum jest spory, bo w przeciwieństwie do Czerwonych Diabłów jeszcze nigdy go nie zdobyli. W meczu FC Barcelona – Szchtiar Donieck zdecydowanym faworytem są Katalończycy, nie zapominajmy jednak o tym, że hiszpański klub bardzo często tracił punkty na stadionach wschodniej Europy. W ostatnim me-

Pod koniec pierwszej rundy Kliczko trafił rywala, a ten przy upadku nie– szczęśliwie skręcił nogę w kolanie. Arbiter pojedynku, Jose Guadalupe Garcia z Meksyku nie mógł zrobić nic innego, jak zakończyć tylko walkę, co spotkało się z wielką dezaprobatą blisko 20-tysięcznej widowni. Niezadowolony był również sam Kliczko, który jak twierdził, był przygotowany na wiele dłuższą walkę. Za kilka miesięcy rywalem Kliczki ma być Tomasz Adamek. Mamy nadzieję, iż nie podzieli losu Alberta Sosnowskiego, który poległ z Ukraińcem blisko rok temu. Więcej emocji mięli kibice zgromadzeni w warszawskiej hali Torwar. Podczas piętnastej Konfrontacji Sztuk Walki karierę zakończyło dwóch znanych polskich bokserów: Łukasz Jurkowski oraz Maciej Górski. Jurkowski zaliczył dziesiątą porażkę w karierze, a jego pogromcą był Toni Valtonen. Zaraz po walce Polak niespodziewanie ogłosił, że kończy karierę. – Powiedziałem sobie, że jeśli przegram dziesięć walk, na dobre zejdę z ringu – mówił Jurkowski do zgromadzonej publiczności zaraz po

Ćwierćfinałowe pary Ligi Mistrzów (mecze rozegrane zostaną 5/6 i 12/13 kwietnia): Real Madryt – Tottenham Hotspur, Chelsea Londyn – Manchester United, FC Barcelona – Szchtiar Donieck, Inter Mediolan – Schalke 04 Gelsenkirchen. Ćwierćfinałowe pary Ligi Europejskiej (mecze rozegrane zostaną 7 i 14 kwietnia): FC Porto – Spartak Moskwa, Benfica Lizbona – PSV Eidhoven, Villareal – Twente Enschede, Sporting Braga – Dynamo Kijów.

Polska

p 2

/min

Wyślij smsa o treści NOWYCZAS na 81616

(koszt £5 + stand sms) Wybierz 020 8497 4029 a następnie numer docelowy np. 0048xxx i zakończ #. Proszę nie wybierać ponownie po numerze docelowym.

1TR5A k% redytu

EX RMymO ZA DpAierw sz (przy niu) doładowa

2p

Polska tel. stacjonarny Słowacja tel. stacjonarny

7p

Polska tel. komórkowy

1p

Stałe stawki 24/7

Niemcy tel. stacjonarny Irlandia tel. stacjonarny Czechy tel. stacjonarny USA Dobra jakość

Bez nowej karty SIM

Polska Obsługa Klienta: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska T&Cs: Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 + std SMS. Calls charged per minute & apply from the moment of connection. Connection fee varies between 1.5p & 20p. Calls to the 020 number cost std rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. Credit expires 90 days from last top-up. Prices correct at time of publishing: 13/09/2010. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, required please call 084 4545 3788.

walce. – Teraz chcę się poświęcić promocji tego sportu oraz komentowaniu walk. Przyczyną końca kariery Górskiego są natomiast zbyt niskie zarobki. Na ringach MMA stoczył piętnaście walk, z czego dziesięć zakończył triumfem. W sobotnią noc w walce o mistrzowski pas KSW w kategorii do 70 kg, Górski musiał uznać wyższość Fina Nikko Puhakki. Najlepiej z naszych zawodników zaprezentował się Mamed Khalidov, który dosłownie w kilkadziesiąt sekund odprawił z kwitkiem Jamesa Irvina. Postawa innych Polaków raz jeszcze pokazała, że do światowej czołówki jeszcze nam daleko. Podczas sobotniej gali poznaliśmy datę kolejnej walki Mariusza Pudzianowskiego. Były strongman kolejny pojedynek stoczy już 21 maja w hali Ergo Arena w Sopocie. Organizatorzy nie ujawnili jeszcze nazwiska rywala popularnego „Pudziana”. Wyniki KSW 15 (tłustym drukiem zwycięzcy): Aslambek Saidov – Ruben Crawford, Marcin Różalski – Marcin Bartkiewicz, Michał Materla – Gregory Babene, James Zikic – Antoni Chmielewski, Rogent Llorent – Karol Bedorf, Toni Valtonen – Łukasz Jurkowski, Niko Puhakka – Maciej Górski, Thierry Sokodjou – Jan Błachowicz, Mamed Khalidov – James Irvin.

Daniel Kowalski

Ruch rządzi na Śląsku W kolejnych Wielkich Derbach Śląska chorzowski Ruch bez problemów uporał się z Górnikiem Zabrze. Niebiescy wygrali 3:0, ale wszystkie bramki padły dopiero w drugiej połowie spotkania.

WDŚ od lat elektryzują piłkarskie środowisko na Górnym Śląsku. Dla niektórych kibiców zwycięstwo z lokalnym rywalem ma dużo większe znaczenie, aniżeli pozycja w ligowej tabeli. Meczowe oprawy fani obu klubów przygotowują już kilka miesięcy wcześniej, bo zostają zapamiętane na bardzo długi czas. Tak było i tym razem. Jedynie aura nie dostosowała się do wagi spotkania, bo rzęsiście padający śnieg skutecznie utrudniał grę obu jedenastkom. Ostatecznie chorzowianie wygrali z lokalnym rywalem 3:0 i powoli pną się w ligowej tabeli. O krok od sprawienia sporej niespodzianki była bytomska Polonia, która zremisowała z liderem 2:2. Wyrównującego gola wiślacy zdobyli po kontrowersyjnym rzucie karnym podyktowanym w drugiej części spotkania. Kolejne zwycięstwo odniosła Cracovia, która jest coraz bliżej opuszczenia pozycji ligowego outsidera. Tym razem na liście zdobyczy krakowianie mogą dopisać kielecką Koronę. Triumf dosyć okazały, jednak gole podobnie jak w Chorzowie, padały jedynie w drugiej odsłonie. Największą niespodzianką zdaje się być porażka Legii Warszawa w Bełchatowie z tamtejszym GKS-em. Podopieczni Macieja Skorży stracili kolejne ważne punkty, które mogą się okazać bardzo cenne w ostatecznym rozrachunku. Wyniki XIX kolejki: Ruch Chorzów – Górnik Zabrze 3:0 (0:0), Arka Gdynia – Zagłębie Lubin 1:1 (1:1), Polonia Warszawa – Widzew Łódź 0:1 (0:0), Śląslk Wrocław – Lechia Gdańsk 2:1 (0:0), Lech Poznań – Jagiellonia Białystok 2:0 (0:0), Cracovia – Korona Kielce 3:0 (0:0), GKS Bełchatów – Legia Warszawa 2:0 (1:0), Polonia Bytom – Wisła Kraków 2:2 (1:1). Zestaw par XX kolejki: Lechia Gdańsk – GKS Bełchatów, Lech Poznań – Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin – Polonia Bytom, Legia Warszawa – Ruch Chorzów, Widzew Łódź – Arka Gdynia, Korona Kielce – Polonia Warszawa, Wisła Kraków – Jagiellonia Białystok, Górnik Zabrze – Cracovia Kraków.

Daniel Kowalski


24|

26 marca 2011 | nowy czas

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk info@sportpress.pl

POLsKA LIGA PIĄTeK PIŁKARsKICH LONDyN

BIRMINGHAM

Inko Team FC

18

49 173:37

Scyzoryki

18

38

2

Piątka Bronka

4

White Wings Seniors

6

KS04 Ark

3 5

You Can Dance

7

PCW Olimpia

9 10 11 12 13

Motor Jaga Słomka Builders Giants Inter Team

8

14

Janosiki

Buduj.co.uk

18 18 18 18 18 18 18 18 18 18 18 18

46

88:36

35

70:42

35 33 30 22

85:38

71:65

Wyniki XVIII kolejki: You Can Dance – PCW Olimpia 4:4, Scyzoryki – Piątka Bronka 2:2, Inter Team – KS04 Ark 2:4, Jaga – White Wings Seniors 1:2, Inko Team FC – Motor 7:4, Buduj.co.uk – Janosiki 1:14, Słomka Builders Team – Giants 0:5.

41:160

Zestaw par XIX kolejki: You Can Dance – Giants, Piątka Bronka PCW Olimpia, Inter Team – Scyzoryki, Inko Team FC – White Wings Seniors, Jaga - Janosiki, Buduj.co.uk – Motor Font, KS04 Ark – Słomka Builders Team.

88:79 57:42 65:60

21 68:80 18 56:101 14 49:95 12 49:86 12 40:79 0

1

Kelmscott Rangers

18

52 128:40

3

North London Eagles

18

38

5

Panorama

4 6

FC Cosmos

Czarny Kot FC The Plough

7

Prestigekm.co.uk

9 10 11 12 13

KS Pyrlandia Made in Poland Warriors of God Somgorsi MK Seatbelt

8

14

Biała Wdowa

Parszywa 13

18 18 18 18 18 18 18 18 18 18 18 18

42

86:51

33

99:53

33 31 30 28

72:45 76:49 71:49 80:48 68:70

16 55:100 15 53:87 13 44:93 13 49:101 12 42:65

Zestaw par XIX kolejki: MK Seatbelt – Made in Poland, KS Pyrlandia – The Plough, Parszywa 13 – North London Eagles, Panorama – FC Cosmos, Biała Wdowa – Czarny Kot, Warriors of God – Kelmscott Rangers, Somgorsi – Prestigekm.co.uk.

10 28:100

1

Promil Luton

11

19

32-28

3

Canarinhos

11

18

34-31

5

Jedenastka

4 6

28

61-12

3

FC Polonia

10

18

32-26

KS Victoria WRP

LSD Team

11 11 11 11

18 13 13 12

26-22 27-29 25:31 29:32

Wyniki XI kolejki: LSD Team – Promil Luton 8:1 (bramki: Flavio 4, Pędziwiater 2, Pakula, Hajduk, Crack), Jedenastka – KS Victoria 1:2 (bramki: Kitka, Szewc - Hus), Canarinhos– WRP 2:0 (bramki: Pawelec, Bożyk). Zestaw par XII kolejki: Victoria – LSD, Jedenastka – Canarinhos, WRP – Promil. Czołówka klasyfikacji strzelców: 11 bramek – Łukasz Szewc (KS Victoria); 10 – Grzegorz Klejps (WRP); 9 – Jan Volodzko (Jedenastka), Kuba Byczek (Promil Luton), Fabian Pawelec (Canarinhos); 8 – Sylwester Kraska (Canarinhos); 7 – Flavio (LSD Team), Piotr Wojtowicz (Promil Luton), Billy Crack (Promil Luton).

Szerszenie

4

FC Mazowsze

6

PL Squad

8

The Patriots PL

7 9 10

No Name Olimpia

Róg Waszyngtona RKS Zbieranka

10 10 10 10 10 10 10 10

25 17 15 15 12 8 5 3

66-17 28-24 38-25 36-39 36-42 24-38 22-51 21-90

Wyniki X kolejki: FC Revolution MOPS – RKS Zbieranka 13:1, Róg Waszyngtona – FC Mazowsze 1:6, Olimpia – Szerszenie 3:7, The Patriots PL – No Name 0:10, FC Polonia – PL Squad 5:4. Zestaw par XI kolejki: Revolution MOPS – No Name, FC Mazowsze – RKS Zbieranka, Szerszenie – Róg Waszyngtona, FC Polonia – The Patriots PL, Olimpia – PL Squad.

Wyniki XVIII kolejki: Parszywa 13 – Prestigekm.co.uk 1:3, Warriors of God – KS Pyrlandia 3:3, Panorama – North London Eagles 8:2, Biała Wdowa – The Plough 3:2, Made in Poland – Czarny Kot FC 0:10, Somgorsi – FC Cosmos 3:6.

LUTON 2

10

5

II LIGA 2

FC Revolution MOPS

2

I LIGA 1

1

Jesteśmy dobrej myśli Z KRZysZTOfeM KOKOCIńsKIM (na zdjęciu) organizatorem Polskiej Ligi Piłki Nożnej “6-a-side” w Birmingham rozmawia Daniel Kowalski. Coraz więcej Polaków opuszcza Wielką Brytanię. Odczuła to już liga w Londynie. Czy podobnie jest w Birmingham?

– W tym momencie ciężko jest powiedzieć co się stanie z naszą ligą. Recesja spowodowała, że nasza liga z szesnastu drużyn skurczyła się zaledwie do dziesięciu. Jest to bezpośrednio związane z wyjazdami Polaków do innych krajów w poszukiwaniu lepszego bytu. Wielu stoi na rozdrożu i nie wie co robić lub po prostu pracuje w weekendy i przez to nie może uczestniczyć w naszych rozgrywkach. Druga kwestia to wycofanie się głównych sponsorów, którzy wspierali nas finansowo. W czasach, gdy każdy zwraca szczególną uwagę na wydatki, pozyskanie dobrodziejów nie należy do najłatwiejszych zadań. Jesteśmy jednak dobrej myśli. Mamy nadzieję, że uda nam się utrzymać rozgrywki w Birmingham, bo szkoda byłoby zaprzepaścić tego, co już do tej pory stworzyliśmy. Macie już za sobą kilka sezonów. Po takim okresie można się już pokusić o ocenę poziomu sportowego...

— Na pewno nie mamy piłkarzy kalibru Lionel Messi, choć jest paru młodych piłkarzy, którzy szlifują swoje umiejętności i kto wie gdzie zajdą w swojej piłkarskiej karierze. Jest też paru doświadczonych piłkarzy, którzy otarli się o drugą i trzecią lige w Polsce i są bez wątpienia wzorem do naśladowania dla młodzieży. Myślę, że poziom naszych rozgrywek jest dosyć wysoki, co udowadnia postawa czterech naszych ekip w ubiegłorocznym Pucharze Andersa organizowanym w Slough. FC Revolution MOPS oraz Szerszenie awansowały do decydującej fazy imprezy, gdzie jak równy z równym walczyły z ekipami z Londynu. Mimo, iż żadna z naszych

drużyn nie wygrała turnieju, to awans do ćwierćfinału i półfinału należy uznać za sukces. Poza tym dwie nasze ekipy wzięły też udział w turnieju w Coventry i zajęły tam odpowiednio drugie i trzecie miejsce. W naszej lidze wyklarowała się elita, która systematycznie rywalizuje między sobą. Od czterech sezonów dominują Szerszenie pod kierownictwem Marcina Gawlińskiego, jednakże w tym roku po piętach depcze im zespół Marcina Węglewskiego – FC Revolution MOPS. Mamy kilka ekip, które grają od pierwszego sezonu, nie brakuje jednak rotacji. Każdego sezonu ktoś rezygnuje z występów, jednak zawsze pojawia się też ktoś nowy. Kto więc pana zdaniem będzie szóstym mistrzem ligi w Birmingham?

– W bieżącym sezonie walka o tytuł mistrzowski jest bardzo zacięta. Dwie drużyny: FC Revolution MOPS i obrońca tytułu – Szerszenie odskoczyły od reszty. Można powiedzieć, że mecz pomiędzy tymi “szóstkami” rozstrzygnie, która z nich zdobędzie mistrza. Ciekawie zapowiada się rywalizacja o trzecie miejsce pomiędzy FC Polonia, FC Mazowsze, No Name oraz PL Squad. Dzieli ich różnica tylko trzech punktów i każda ma szansę na miejsce na podium.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.