nowyczas2007/059/047

Page 1

Smok Wawelski nad Tamizą »19

Lekarstwo na niesprawiedliwość

Ostatnia premiera Teatru Syrena zakończyła się prawdziwą burzą oklasków. Dziesiątki roześmianych dzieci raz jeszcze pokazały, jak bardzo kochają teatr.

Dotychczas niewielu naszych rodaków pracujących w Wielkiej Brytanii miało możliwość korzystania z darmowej pomocy prawnej. W odpowiedzi na ich liczne prośby, członkowie Polish City Club założyli Centrum Porad Prawnych.

NOWYCZAS NEW TIME – THE POLISH WEEKLY IN GREAT BRITAIN

Nr 47 (59) LONDON 23 November 2007

Program przeciwko imigrantom?

W

ISSN 1752-0339

»5

FREE

DANIEL KOWALSKI/NowyCzas

Czy ogłoszony z wielkim rozgłosem program szkolenia zawodowego będzie służył zmarginalizowaniu imigrantów na rynku pracy? Nie słychać jednoznacznego „nie!” Mariusz Kukliński

Gordon Brown jeszcze nie skończył przemawiać, gdy zatelefonowałem do londyńskiego przedstawicielstwa Komisji Europejskiej i spytałem, czy stwarzanie preferenatmosferze wzbieracji dla obywateli własnego kraju na jącej gorączki przed rynku pracy jest zgodne z regułami spodziewanymi wyJednolitego Rynku Europejskiego, borami, z planu rozpod którymi w imieniu Wielkiej pisania których premier Gordon Brown jednak się wy- Brytanii podpis złożyła Margaret Thatcher. Pracująca w Komisji Eucofał, przemawiając na wrześniowym zjeździe federacji związkowej ropejskiej Angielka tłumiąc śmiech powiedziała mi, że owszem, jest to TUC, obiecał związkowcom, że nielegalne. Zatelefonowałem więc rząd pomoże w tworzeniu „brytyjdo biura prasowego Downing Streskich miejsc pracy dla brytyjskich et i spytałem, co sądzą tam o takiej robotników” (British jobs for British workers). Słuchałem tego prze- ocenie. Obiecano mi, że skontaktuje się ze mną osoba w tej sprawie mówienia ze zdumieniem, poniekompetentna. Faktycznie, następneważ takiej frazeologii używały dotychczas w tym kraju inne partie, a go dnia zatelefonowano do mnie z nie labourzyści, zwrot ten padł jed- Ministerstwa Pracy i Emerytur. 104566_Nowy Czas_50x50.qxd 26/10/07 12:47 Page 1 nak dziesięć razy, więc trudno było Przedstawiciel biura prasowego ministerstwa powiedział mi, że nie go nie dosłyszeć. chodzi o żadną dyskryminację imigrantów, ale rządowi bardzo zależy na powrocie na rynek pracy tych c bezrobotnych, którzy są nieczynni zawodowo od wielu lat, a są to z re* guły Brytyjczycy. Fair enough! Wątek „British jobs for British *W odniesieniu do tej transakcji ma zastosowanie kurs workers” jednak powrócił i to na wymiany ustalony przez MoneyGram lub jej agentów. znacznie większą skalę, niż jeden czy drugi wątek długoterminowego bezrobocia. Jako praktyczne wcielenie owego hasła, minister ds. Innowacji, Uniwersytetów i Umiejędności, John Denham, redakcja@nowyczas.co.uk

Wyslij pieniadze do Polski od £4.99

przedstawił w minionym tygodniu wielki program szkolenia zawodowego i praktyk zawodowych zarówno dla młodzieży, jak i dla osób dorosłych. Podane przez niego liczby nie są bardzo przejrzyste, ponadto zaś – jak zwrócili uwagę politycy konserwatywni – znaczna część kwot, o jakich mówił, została już ujęta w innych programach. Istota tej inicjatywy polega jednak na stworzeniu przez trzy lata (począwszy od roku 2008) 7,5 mln miejsc na różnego rodzaju kursach zawodowych (liczba ta mniej więcej pokrywa się z liczbą dorosłych Brytyjczyków mających kłopoty z czytaniem i pisaniem), 3,5 mln miejsc na jeszcze innych, bardziej podstawowych kursach oraz 150 tys. praktyk, w tym 30 tys. dla dorosłych. Na cel ten mają być przeznaczone kwoty sięgające 30 mld funtów. I w tym przypadku trudno zorientować się, w jaki sposób środki te zostaną rozdysponowane. Sam Londyn ma jednak dostać 90 mln funtów po to, aby – cytuję ministra Denhama – żaden Brytyjczyk nie miał wymówki, że zamiast niego pracę przy budowie obiektów olimpijskich dostał jakiś imigrant (jako że według ekspertów, imigranci mają lepsze kwalifikacje od tubylców).

»4

Piłkarski bohater narodowy Nie udało się „Orłom Górskiego”, nie udało się trzeciej na świecie – w 1982 roku – drużynie Piechniczka. 17. listopada 2007 po raz pierwszy w historii Polska Reprezentacja wywalczyła sobie prawo gry w finałach Mistrzostw Europy. Piłkarskim bohaterem narodowym został Ebi Smolarek. Przyćmił legendę swojego ojca, strzelając dwie bramki w decydującym meczu z Belgią, a dziewięć w całych eliminacjach. 29

»

KABARET STARSZYCH PANÓW • RENATA PRZEMYK • DARMOWE BILETY! STR. 23


NOWYCZAS 23 listopada 2007

2

nowyczas.co.uk

Przyjaciele? Złodzieje

DRUGA STRONA Poczta Kalinowe noce… Byłem na spektaklu w POSK-u poświęconym mojej najulubieńszej aktorce, Kalinie Jędrusik. Szczecińska aktorka odtworzyła ją świetnie, nawet miała ten specyficzny Kalinowy szmerek w głosie. Ale zabrakło seksu i rudych włosów (czarna peruka? – nigdy w życiu Kalina nie miała na scenie czarnych włosów, z natury była blondynką, z wyboru była ruda). Przeczytałem parę artykułów na temat tego występu, prawie nikt nie napisał prawdy. Święta nie była

NOWYCZAS 63 King’s Grove London SE15 2NA Redakcja Tel.: 0207 639 8507 redakcja@nowyczas.co.uk Redaktor naczelny: Grzegorz Małkiewicz g.malkiewicz@nowyczas.co.uk Redakcja: Teresa Bazarnik t.bazarnik@nowyczas.co.uk Mikołaj Skrzypiec m.skrzypiec@nowyczas.co.uk Elżbieta Sobolewska, e.sobolewska@nowyczas.co.uk Zdjęcia: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak Współpraca: Milena Adaszek, Andrzej Brzeski, Krystyna Cywińska, Piotr Dobroniak, Jolanta Drużyńska, Sławomir Fiedkiewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Aleksander Killman, Agata Kosmacz, Daniel Kowalski, Marek Kremer, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Aleksandra Ptasińska, Marcin Piniak, Waldemar Rompca, Bartosz Rutkowski, Zofia Sołtys, Alex Sławiński, Anna Wendzikowska, Krzysztof Wojdyło

Dział Marketingu Tel./fax: 0207 358 8406 mobile: 0779 158 2949

– to pewne – miała dobre serce i wspaniałe odruchy, zwłaszcza w stosunku do dzieci (których mieć nie mogła, straciła córkę i niemal życie, po nieudanej ciąży). W „Dzienniku Polskim” pani Glazer napisała o „służącej” Oli, która dostała w spadku dom i go sprzedała, zamiast zrobić muzeum Dygatów, a ja wiem, iż po długim procesie Olka dostała dom, w który włożyła przez lata masę pieniędzy (pracowała kiedyś ze mną tutaj w restauracji, zmywając gary i wysyłając Kalinie wszystkie pieniądze). Nie dostała z Ministerstwa Kultury żadnej pomocy finansowej na otworzenie mu-

zeum i musiała w końcu dom sprzedać, bo obłożono ją takim podatkiem spadkowym, iż nie było siły, by mogła go udźwignąć. I była legenda (Kalina sama ją podtrzymywała) jak to Gomułka zabronił jej występów z powodu krzyżyka na dekolcie. Prawda była inna – w siermiężnych latach sześćdziesiątych, kiedy to o moralność partia dbała bardziej niż Kościół, Kalina wystąpiła na „Barbórkowej Rewii Gwiazd” z dekoltem do pępka. Dziś nie takie rzeczy się widzi – wtedy był to obłęd. W dodatku zaśpiewała „Bye, bye baby”, gładząc się prowokacyjnie po udzie. Gomułka i towa-

1989 – Wymarsz ostatnich wietnamskich oddziałów wojskowych z Kambodży. Wtorek, 27.11 – Waleriana, Wirgiliusza 1985 – Kometa Halleya była widoczna z Ziemi. Jej pełny jeden obieg wokół Słońca trwa 72 lata. 1994 – Norwegowie po raz drugi odrzucili w referendum przystąpienie do UE.

Sobota, 24.11 – Jana, Flory 1891 – Urodziła się Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, poetka, dramatopisarka, córka Wojciecha Kossaka. Związana z po- Środa, 28.11 – Zdzisława, Lesława 1806 – Francuskie wojska pod dowódzetycką grupą Skamander. 1994 – Pożar w hali Stoczni Gdańskiej. twem marszałka Murata wkroczyły do Podczas koncertu grupy Golden Life i Warszawy. transmisji z rozdania nagród MTV wybuchł 1812 – Bitwa pod Berezyną, polskie odpożar w wypełnionej po brzegi hali. działy pod dowództwem ks. Józefa Poniatowskiego i marsz. Michela Neya osłaniały Niedziela, 25.11 – Katarzyny, Erazma przejście armii Napoleona spod Moskwy. 1795 – Abdykował ostatni król RzeczypoCzwartek, 29.11 – Błażeja, Saturnina spolitej Stanisław August Poniatowski. 2001 – Po raz pierwszy oficjalnie przyzna- 1830 – Noc Listopadowa. W Warszawie no się do sklonowania zarodka ludzkiego. członkowie Sprzysiężenia Wysockiego rozpoczynają akcję, która doprowadzi do Poniedziałek, 26.11 – Konrada, Sylwestra powstania. 1988 – „Krótki film o zabijaniu” Krzyszto- 1944 – Nowym premierem na uchodźfa Kieślowskiego otrzymał prestiżową na- stwie został Tomasz Arciszewski, działacz grodę Felixa. socjalistyczny, członek PPS.

marketing@nowyczas.co.uk Remigiusz Farbotko remi@nowyczas.co.uk Alicja Kwaśna a.kwasna@nowyczas.co.uk Maciej Steppa maciej@nowyczas.co.uk Wydawca: CZAS Publishers Ltd Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

Waluty GBP 16.11 19.11 20.11 21.11 22.11

5.13 5.13 5.14 5.12 5.13

Euro 16.11 19.11 20.11 21.11 22.11

3.67 3.66 3.68 3.69 3.69

rzyszka Zofia dostali szału… A Kalina prowokowała partyjniaków, jak tylko mogła. Opowiedziała mi kiedyś, jak to telewizyjni bonzowie kazali jej założyć sukienkę bez dekoltu („Jak pokażesz biust, to nie wyjdziesz przed kamery” – grozili). Na co ona założyła sukienkę z golfem do podbródka, a po zaśpiewaniu obróciła się tyłem i pokazała dekolt do rowka w pupie i bez majtek. I znowu był w telewizji szał, a Kalina

niewinnie powiedziała: przecież kazaliście mi nie pokazywać biustu, o plecach nie było mowy. Była cudowna, pierwsza wtedy gwiazda w komunie, na skalę światową. Gdyby grała w Hollywood, byłaby lepsza niż Liz Taylor czy Marylin Monroe, bo miała więcej talentu i w dodatku świetnie śpiewała. A tymczasem jej najlepsze lata przypadły w PRL-u, za komuny… Stefan Gołębiowski

UWAGA • WAŻNE • PRZECZYTAJ!!! STOWARZYSZENIE TECHNIKOW POLSKICH w Wielkiej Brytanii zamierza, wespół z innymi organizacjami, utworzyć centrum adaptacji zawodowej dla inżynierów i techników polskich przybywających do UK. Pomysł utworzenia tego centrum oparty jest na założeniu, że w Londynie znajduje sie wielu Polaków, którzy nie pracują w swoim wyuczonym zawodzie technicznym. Strona angielska jest zainteresowana pozyskaniem kadry technicznej potrzebnej dla realizacji dużej liczby projektów związanych z modernizacją londyńskiej infrastruktury transportowej, mieszkaniowej, usługowej, etc. Uważa się, że nasilający się w Londynie brak fachowców w dyscyplinach technicznych może również w poważny sposób zagrozić realizacji obiektów przygotowywanych na Olimpiadę 2012. Polscy inżynierowie i technicy mogliby więc okazać sie pomocni. Dla zweryfikowania liczby chętnych gotowych do skorzystania z planowanego centrum potrzebna jest wstępna deklaracji intencji ze strony potencjalnych uczestników. W tym celu zwracamy sie do inżynierów i techników pracujacych poniżej swoich kwalifikacji zawodowych i zainteresowanych podwyższeniem swojej szansy na powrot do zawodu poprzez wzięcie udziału w szkoleniach organizowanych przez Centrum, o kontakt z nami i podanie podstawowych informacji o sobie. Imię i nazwisko; wykształcenie ; specjalność; liczba lat praktyki zawodowej w wyuczonej specjalności; kontakt (telefon, e-mail) Informacje powyższe prosimy przesłać do 10 grudnia 2007 na adres: centrum@stpuk.org Informacje na temat STPwWB dostępne są na stronie: www.stpuk.org

POKAŻCIE SIĘ!

Licznik

38 funtów kosztują psie perfumy w jednym z londyńskich sklepów z artykułami dla zwierząt

3000 brytyjskich bezrobotnych nie szuka pracy z powodu nadwagi lub skłonności do męczenia się

Prenumeratę zamówić można na dowolny adres w UK,

Liczba wydań

UK

UE

bądź też krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Imię i nazwisko .............................................................................................

Czas Publishers Ltd. 63 Kings Grove London SE15 2NA

Przysłowie polskie

Kartki z kalendarza Piątek, 23.11 – Klemensa, Felicyty 1927 – Zmarł Stanisław Przybyszewski, pisarz i publicysta, twórca manifestu Młodej Polski 1936 – po raz pierwszy jako źródła oświetlenia użyto lampy neonowe.

CZASU

Rodzaj prenumeraty ...................................................................................... Adres .............................................................................................................. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

FRANIO HĘCIAK gościł już na naszych łamach jako MAŁY HĘCIAK, gdyż wtedy jeszcze nie miał imienia. Tak się spieszyliśmy, żeby pogratulować szczęśliwym rodzicom (tata Frania oddaje się co tydzień na naszych łamach mAnii gotowania), że pomyliliśmy datę urodzenia – Franio urodził się 24 września 2007.

Kod pocztowy.................................. tel. ........................................................ Prenumerata od numeru ................... (włącznie)

Zdjęcia wraz krótką informacją o prezentowanej osobie prosimy przesyłać na adres e-mailowy redakcji „Nowego Czasu”: redakcja@nowyczas.co.uk


9UMCŖGO[ 2CģUVYW URQUÏD PC \CġQŖGPKG MQPVC DCPMQYGIQ Y 9KGNMKGL $T[VCPKK a bankowego 1VYCTEKG MQPVC Y PCU\[O DCPMW LGUV DCTF\Q ġCVYG 9 YKøMU\QĸEK RT\[RCFMÏY Y[UVCTE\[ V[NMQ LGFGP FQYÏF VQŖUCOQĸEK s RCU\RQTV NWD FQYÏF QUQDKUV[ <C LGF[PKG OKGUKøE\PKG RT\G\ RKGTYU\G VT\[ OKGUKäEG OQŖPC MQT\[UVCæ \ YKGNW HWPMELK MQPVC 5KNXGT RQ\YCNCLäE[EJ QU\E\øF\Kæ 6YÏL E\CU K RKGPKäF\G 5ä VQ PC RT\[MġCF MCTVC FGDGVQYC 8KUC MVÏTGL OQŖPC WŖ[YCæ YG YU\[UVMKEJ RNCEÏYMCEJ CMEGRVWLäE[EJ MCTVø 8KUC ECġQFQDQY[ FQUVøR FQ RKGPKøF\[ K /QPG[ 6TCPUHGT %CTF WOQŖNKYKCLäEC U\[DMKG K DG\RKGE\PG RT\GU[ġCPKG RKGPKøF\[ FQ FQOW 2Q VT\GEJ OKGUKäECEJ DøF\KG UVQUQYCPC PQTOCNPC QRġCVC Y Y[UQMQĸEK <CRTCU\CO[ PC TQ\OQYø LGU\E\G F\KUKCL 2TCEQYPKE[ PCU\[EJ QFF\KCġÏY RQOQIä 2CģUVYW FQġäE\[æ FQ ITQPC PCU\[EJ MNKGPVÏY

Q M N [ 6 \P K G E ø K U OKG GT YU\G RK RT \G\ GUKäEG OK

<CRTCU\CO[ FQ PCU\[EJ QFF\KCġÏY YYY NNQ[FUVUD EQO YGNEQOG

1HGTVC LGUV UMKGTQYCPC FQ PQY[EJ MNKGPVÏY QTC\ QUÏD RQUKCFCLäE[EJ QDGEPKG MQPVC %NCUUKE K %CUJ MVÏTG \FGE[FWLä UKø PC \OKCPø TQF\CLW MQPVC FQ ITWFPKC TQMW 1VYCTEKG MQPVC LGUV W\CNGŖPKQPG QF PCU\GL QEGP[ 2CģUVYC U[VWCELK #D[ \ġQŖ[æ YPKQUGM Q QVYCTEKG MQPVC PCNGŖ[ OKGæ WMQģE\QPG NCV $CPM \CUVT\GIC UQDKG RTCYQ FQ Y[EQHCPKC QHGTV[ Y FQYQNPGL EJYKNK +PHQTOWLGO[ ŖG YPKQUGM Q \CġQŖGPKG PQYGIQ MQPVC PCNGŖ[ Y[RGġPKæ Y Lø\[MW CPIKGNUMKO %CġC RT\[U\ġC MQTGURQPFGPELC \ DCPMKGO DøF\KG TÏYPKGŖ RTQYCF\QPC Y Lø\[MW CPIKGNUMKO


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

4 CZAS NA WYSPIE JAN STANISŁAW MARKIEWICZ

Program przeciwko imigrantom? ciąg dalszy ze str. 1 W wypowiedzi dla BBC minister Denham wyraźnie wskazał, że program ten ma wesprzeć Brytyjczyków, aby skuteczniej konkurowali na rynku pracy z imigrantami. Podkreślił też, że mają to być „brytyjskie miejsca pracy”. W wypowiedzi dla Sky News pośrednio dopuścił interpretację, że skorzystać z owych kursów i praktyk będą mogli również imigranci, mówiąc, że „robotnicy brytyjscy zajmą większość miejsc na owych szkoleniach” – nie wiadomo jednak, jaka ich część

będzie dostępna dla imigrantów i według jakich kryteriów. Moje trzykrotne próby uzyskania jasnej i oficjalnej wykładni w Ministerstwie Innowacji, Uniwersytetów i Umiejętności spełzły na niczym, zostałem stamtąd odesłany do Rady ds. Uczenia się i Umiejętności – Learning and Skills Council, tam zaś wpierw obiecano mi rzeczową odpowiedź, a gdy po 24 godzinach się o nią upomniałem, odesłano mnie do ... Ministerstwa Innowacji, Uniwersytetów i Umiejętności. Popołudniówka Evening Standard wspomniała, że z owych kursów i praktyk będą mogli

korzystać ci imigranci, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii co najmniej trzy lata. Znów nie jest to jednak wykładnia oficjalna. Na chwałę związków zawodowych trzeba zapisać, iż nie poddają się narastającej psychozie dzielenia robotników na brytyjskich i imigrantów. Zastępca sekretarza generalnego największego brytyjskiego związku – Unite, Jack Dromey powiedział, że gospodarka potrzebuje jednych i drugich, potrzebne są również kwalifikacje imigrantów i nie należy ich sobie przeciwstawiać.

Mariusz Kuliński

Jak pomagać polskiej społeczności W środę 21. listopada na Acton w zachodnim Londynie odbyło się zainicjowane przez policję spotkanie Polish Focus Group. Wzięli w nim udział przedstawiciele władz, policji oraz pracownicy rozmaitych organizacji społecznych. Tematem rozmów była sytuacja Polaków w Ealing, oraz możliwości jej poprawy. – Po wielkim sukcesie, jakim okazał się być Polish Open Day, zorganizowany niedawno w Acton Park, jasnym się stało, że polska społeczność potrzebuje wsparcia – powiedział Dominic Tarrant, jeden ze koordynatorów Polish Focus Group. – Wielkie zainteresowanie stoiskiem Citizens Advice Bureau, które podczas Open Day przeżyło prawdziwe oblężenie, świadczy o tym, że Polacy borykają się z coraz poważniejszymi problemami – dodaje. Spotkania Polish Focus Group mają na celu dyskusję nad stanem i problemami polskiej społeczności w zachodnim Londynie, oraz wielkim wyzwaniem, które jej ogromna liczebność stawia przed lokalnymi władzami. Według statystyk policyjnych, spora liczba Polaków pada ofiarą przestępstw. Zwiększa się również liczba zgłaszanych problemów takich jak nieuczciwi pracodawcy, czy właściciele mieszkań. Nasi rodacy natomiast najczęściej notowani są za picie alkoholu na ulicach oraz awantury. Według policji, coraz więcej jest też przypadków przemocy w rodzinie. W dzielnicy istnieje również problem bezdomnych. Podstawowym problemem, jaki uniemożliwia Polakom sięganie po pomoc, jest nieznajomość języka – mówią wszyscy uczestnicy rozmowy. Do tego, wielu z nas nie jest świadomych swych praw i sposobów ich dochodzenia, stąd też często padamy ofiarą nieuczciwości. Bardzo istotne jest, by umożliwić Polakom dostęp do informacji w języku polskim. Pojawił się m.in. pomysł utworzenia małego centrum informacji i porad, tylko po polsku. Policja w dzielnicy Ealing ma już w swoich szeregach Polaków. Polish Focus Group jest współorganizowany przez Agnieszkę Grzondziel z Police Community Support. W spotkaniu uczestniczył też

przedstawiciel organizacji Homeless Link. Według jego słów, imigranci z nowych krajów Unii Europejskiej stanowią szybko powiększający się od-

Czy w zachodzniej dzielnicy Londynu Ealing powstanie przy pomocy lokalnych władz centrum informacji i porad tylko po polsku? setek bezdomnych w Londynie. W celu walki z tym problemem, minister ds. społeczności lokalnych Hazel

Odnaleźliśmy fotografa!

Blears, zapowiedziała wprowadzenie w następnym roku specjalnego rządowego programu – powiedział Oliver Hilbery. Istnieje wielkie zapotrzebowanie na polskojęzycznych pracowników zarówno w lokalnych urzędach, jak i w organizacjach społecznych. Niestety, chwilowo nie ma na to wystarczających środków, twierdzą przedstawiciele Ealing Council. Praktycznie każdy oddział banku w zachodnim Londynie ma polskich pracowników. Kiedy władze znajdą pieniądze na utworzenie takich stanowisk, nie wiadomo. Ważne jest jednak, że problemy Polaków są dostrzegane, oraz to, że rozpoczęła się nad nimi debata.

A dokładnie rodzinę Jana Stanisława Markiewicza, bowiem on sam niestety już nie żyje, zmarł w połowie lat 90. Jedna z naszych czytelniczek okazała się być krewną jego córki –Teresy Stołągiewicz. Wyjechała z Londynu trzydzieści lat temu. Mieszka między Ascort a Bracknell, jest nauczycielką. Jej siostra Aleksandra, również pedagog z wykształcenia, mieszka nadal w Londynie, podobnie jak brat, Krzysztof. Nie poszli w ślady ojca, jak powiedziała nam Teresa Stołągiewicz. – Nie raz mu pomagałam i w ciemni, przy wywoływaniu zdjęć i asystowałam, kiedy je robił i potrzebował pomocy. Na przykład wtedy, gdy robił fotografie do witryn sklepów na Regent Street, a ja trzymałam czarne tło by nie odbijały się refleksy samochodów – wspomina pani Teresa. Markiewiczowie najpierw mieszkali na Battersea, potem kupili dom niedaleko Clapham Common. Mieszkanie było zarazem miejscem

pracy J.S Markiewicza. Zdjęcia powstawały przy pomocy zwłaszcza córki Teresy, jak również jego żony. – Mama była taty sekretarką – śmiała się pani Stołągiewicz. Fotografował nie tylko Polaków, wynajmowali go Włosi, m.in. Italian State Tourist Office; Irlandczycy, podobnie jak w przypadku Włochów – Irish Tourist Board. Teresa Stołągiewicz ma w swoim rodzinnym albumie również jedno z ostatnich zdjęć Tomasza Arciszewskiego, premiera RP na uchodźstwie w latach 1944-47, którego jej ojciec często fotografował. – To było chyba jego ostatnie zdjęcie zrobione przed śmiercią, ja siedzę mu na kolanach. Teraz mam je w swoim rodzinnym albumie – mówi pani Teresa. Już niedługo na naszych łamach obszerny reportaż o fotografie Markiewiczu i jego dokumentowaniu powojennego życia Polaków na Wyspach. (es)

Mikołaj Skrzypiec

Nakaz aresztowania Stalinowska prokurator wojskowa Helena Wolińska-Brus prawdopodobnie odpowie przed polskim sądem za wydawanie bezprawnych nakazów aresztowania 24 osób w latach 50. Wobec bezskutecznych zabiegów o uzyskanie od Home Office nakazu ekstradycji mieszkającej w Oksfordzie Wolińskiej, Wojskowy Sąd Okręgowy, na wniosek pionu śledczego IPN, wydał Europejski Nakaz Aresztowania. Teraz jej sprawa będzie rozpatrywana przez brytyjski wymiar sprawiedliwości, a nie jak dotąd, przez władze administracyjne. W ciągu 90 dni od aresztowania, Wielka Brytania powinna wysłać oskarżoną do Polski. Helenie Wolińskiej teoretycznie grozi dziesięć lat więzienia, lecz w praktyce raczej nie może być mowy o tak wysokim wyroku z uwagi na jej wiek i stan zdrowia. Ona sama twierdzi, że jest niewinna, a jej sprawa ma charakter polityczny i antysemicki. Uważa też, że jej ewentualny proces w Polsce na pewno nie będzie sprawiedliwy. W październiku tego roku, Wolińska powiedziała Polskiej Agencji Prasowej, że nowe starania o jej aresztowanie „nic jej nie obchodzą” i nazwała je „kretyńską sprawą”. Polska ubiega się o jej ekstradycję od 1999 roku. Wyjechała do Wielkiej Brytanii pod koniec lat 60. na skutek

czystek antysemickich w Polsce, tutaj otrzymała obywatelstwo. W czasie II wojny światowej Wolińska uciekła z warszawskiego getta. Kierowała biurem Sztabu Głównego Armii Ludowej. Po wojnie pracowała w

Mieszkająca od lat 60. w Oksfordzie stalinowska prokurator Helena Wolińska-Brus prawdopodobnie stanie przed sądem… Komendzie Głównej MO, potem w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Zasiadała w komisji weryfikującej sędziów i prokuratorów wojskowych. Po 1956 roku pracowała w Instytucie Nauk Społecznych przy KC PZPR. Jest podejrzana m.in. o bezprawne aresztowanie generała AK Augusta Emila Fieldorfa, ps. „Nil” ofiary „mordu sądowego”, Władysława Bartoszewskiego oraz działacza komunistycznego Zenona Kliszki. W 2006 roku prezydent Lech Kaczyński pozbawił ją Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski. (es)


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

CZAS NA WYSPIE 5

Lekarstwo na niesprawiedliwość Zdjcia: MARCIN JUZIUK/NowyCzas

Anna Rączkowska redakcja@nowyczas.co.uk

Dotychczas niewielu naszych rodaków pracujących w Wielkiej Brytanii miało możliwość korzystania z darmowej pomocy prawnej. W odpowiedzi na ich liczne prośby członkowie Polish City Club założyli Centrum Porad Prawnych.

N

ieznajomość skomplikowanego urzędowego języka i przepisów jest dla wielu Polaków wielkim problemem. W Polsce zostawili za sobą przetarte szlaki. Tutaj nowa rzeczywistość to nie tylko w wielu przypadkach nieznajomość języka anielskiego, samotność, brak pewności siebie. Walka z problemami przypomina walkę z wiatrakami. Skala zjawiska znacznie przerosła nie tylko oczekiwania władz brytyjskich, ale i polskich. W wielu przypadkach z uznaniem można mówić o pracy konsulatów, jednak dobrze działający system opieki nad blisko milionem Polaków przebywających na Wyspach niestety nie istnieje. A przydałby się. Migranci często bowiem wchodzą w kolizję z prawem, zarówno jako przestępcy jak i ofiary. Znane są przecież choćby przypadki nieuczciwych pracodawców, czy oszustw przy wynajmie mieszkania, a w obcym kraju trudno prosić o pomoc.

Chora rzeczywistość Większość wieczorów w POSK-u wygląda tak samo. Tu nic się nie zmienia od dawna. Sceneria z epoki późnego Gierka. Ten sam znany, miły recepcjonista w buraczkowej marynarce. Gdyby to był włoski lub francuski ośrodek kulturalny, kolor ten wielu uznałoby za burgund, ale w POSK-u jakoś skojarzenie z warzywami zupełnie wystarcza. Nawet stojące na środku trzy palmy zamiast luksusowo, wyglądają skromnie. Skromnie wyglądają też ludzie, którzy czekają na coś w skupieniu i niewiele sobie robią ze towarzystwa osób, wśród których się znaleźli. Wchodzi młody człowiek, wnosi mizerny stolik, a na nim stawia równie mizerną tabliczkę Polish Legal Centre. Widok może i marny, ale pomysł imponujący.

Po wypolerowanej podłodze szybko porusza się kamerzysta telewizyjny. Czekający wciskają się w siedzenia z obawy przed wyrwaniem do odpowiedzi. Nie chcą mówić, nie ma się czym przecież chwalić. Pani Jolanta jest w Londynie od dwóch lat, ciągle ma problemy z pracą. Była w trzech, z każdej odchodziła z powodu niesprawiedliwego jej zdaniem traktowania. Historia znowu się powtarza. W sklepie pracuje pięć kobiet, każda innej narodowości, ale to Jola traktowana jest najgorzej. – Pracuję najdłużej, ale wciąż za najniższą stawkę. Mam tylko nadzieję, że kiedy z właścicielami sklepu skontaktuje się prawnik, spojrzą na mnie serio – dodaje. Więcej nie chce mówić – do kamery również – z obawy, żeby o jej kłopotach nie dowiedziała się rodzina ze Szczecina. Na ławeczce pod palmami siedzi dziesięć osób, a każda z nich to inna historia. Jest samotna matka z Warszawy, którą zwolnił pracodawca, kiedy zachorowała jej córka. Jest pan z Katowic, który nie może odzyskać pieniędzy od wspólnika. Nie chcą ujawniać nazwisk są jakby zawstydzeni z powodu swoich problemów. Wszyscy mówią jednak jednym głosem, że możliwość spotkania z prawnikiem to ostatnia i jedyna deska ratunku. Świadomość, że ktoś za nimi się wstawi, wytłumaczy i poradzi, jest dla nich bardzo ważna. Z wiarą oddają się w ręce profesjonalistów.

Klinika prawna – Idea kliniki porad prawnych pojawiła się wśród członków Polish City Club prawie rok temu – mówi prezes stowarzyszenia Roksana Ciurysek. – W naszym klubie mamy wielu prawników pracujących w najlepszych brytyjskich i amerykańskich kancelariach. Zaczęło się więc od pomysłu, kilku rozmów, kilku spotkań. Projekt jest odpowiedzią na potrzeby wielu mieszkających w Wielkiej Brytanii Polaków, którzy często błądzą samotnie wśród liter angielskiego prawa. Do tego dochodzi oczywiście bariera najważniejsza: językowa, a także w wielu przypadkach finansowa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że taka potrzeba istnieje i

trzeba było coś w tym kierunku zrobić – wyjaśnia Roksana Ciurysek Polish Legal Centre korzysta ze wsparcia największych organizacji polonijnych, takich jak Zjednoczenie Polskie czy Poland Street. Projekt poparły też korporacje, indywidualni sponsorzy i bank HSBC. Pieniądze przeznaczono na wynajem pomieszczenia w POSKu, usługi prawne i tłumaczy. Dotychczas zebrane środki zapewnią pomoc prawną dwustu osobom w ciągu roku. Polish City Club nadal szuka sponsorów, aby działalność kliniki prawnej powiększyć. Poza prawnikami i tłumaczami wszyscy, którzy pracują w Centrum, robią to za darmo. W większości studenci prawa, którzy pomagając, chcą podwyższyć swoje kwalifikacje. Nad wszystkim czuwa Polak urodzony w Wielkiej Brytanii – Gabriel Oleandrnik, prawnik z amerykańskiej kancelarii. – Sesje prowadzimy od trzech tygodni, nie mamy jeszcze wielu klientów, czekamy na nich, i na ich zgłoszenia. Sesja prowadzona jest po polsku, ale dotyczy angielskiego prawa – mówi. Polakom pomagają prawnicy z brytyjskiej organizacji Law for All, z którą Polish City Club pracował nad pomysłem powstania kliniki prawnej. Efektem wspólnej pracy są cotygodniowe sesje w POSKu.

Następny proszę... Centrum udziela porad z zakresu angielskiego prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, prawa rodzinnego, pomocy społecznej i opieki socjalnej, w tym mieszkalnictwa socjalnego. Nie prowadzi spraw prawa kryminalnego. Każdy, kto potrzebuje pomocy może zadzwonić pod numer: 0208 600 3100. Należy powołać się na Polish Legal Centre. Spotkanie z prawnikiem odbywa się w obecności polskiego tłumacza, sama rejestracja niestety tylko w języku angielskim. Trzeba się więc do niej przygotować, krótko opisać swój problem. Prawnicy przyjmują kilka osób podczas jednej sesji, tylko i wyłącznie po zarejestrowaniu. Sesje porad prawnych odbywają się w każdy wtorek między godz. 18.00 a 20.00 w Polskim Ośrodku Społeczno- Kulturalnym przy 238246 King Street, London W6 0RF.

Wielka Wyprzedaż Książek 2 grudnia, godz.: 11.00-18.00 Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny 238-240 King Street, W6 0RF Przyjdź! Zobacz! Kup! Wyprzedaż organizuje Zrzeszenie Nauczycielstwa Polskiego za Granicą Zapraszamy!


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

6 CZAS NA WYSPIE PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

Zwycięzcy Stało się to, co miało się stać, bo inny wynik po prostu nie wchodził w rachubę. Nic zatem dziwnego, że polscy kibice wracali do domów w szampańskich nastrojach. W końcu wygraliśmy z Wielka Brytanią 7:5!

szalikami w takich samych kolorach. I choć zamiast zawodowych piłkarzy występowały polskie i brytyjskie celebrities, atmosfera przypominała taką, jaka towarzyszy największym sportowym wydarzeniom. – – Kiedy wszyscy razem na stojąco odśpiewaliśmy „Mazurka Dąbrowskiego”, poczułam dreszcze na całym cie-

le. To było niesamowite uczucie! A z każdą chwilą atmosfera stawała się jeszcze bardziej gorąca – opowiada Karolina, która na mecz przyjechała z koleżanką z okolic Earl’s Court. – W pewnym momencie chyba przestałam nawet czuć to przenikliwe zimno, które doskwierało mi na samym początku – dodaje.

Łucja Piejko

DZWOŃ DZW WOŃ DO DOMU z każdej każdej d komórki komórki w TT-Mobile -Mobile Dzwoń do przyjaciół aciół i rodziny rodziny w Polsce Polsc lsce za tylko tylko 3p/min, pr prosto o o z każdej ost każdej komór komórki ki w T-Mobile. Teraz możesz ożesz dzwonić dzwonić do domu omu za mniej niż gdyb gdybyś yś dzwonił dzwonił na ttelefony elefony w UK! K

WYBIERZ WY BIERZ NUMER DOSTĘPU STĘPU

WYBIERZ WY BIERZ TWÓJ TWÓJ POLSKI LSKI NUMER

z ttelefonu eleffonu T-Mobile T-Mobile (i naciśnij iśnij 'zadz 'zadzwoń') woń')

na kt który óry chc chcesz esz zadz zadzwonić adzwonić

3p p 07755 22 48 03 10p 10 p 07755 20 48 03

POLSKIE TELEFONY TELEFONY ST STACJONARNE TACJONARNE

Wybier Wybierz bierz międzynarodowy międzynarodowy numer mer na kt który óry chcesz zadzwonić chceszz zadz wonić w Polsce Polsce rrozpoczynając ozpocz poczynając od krzyżykiem em (#) 0048 i kończąc krzyżykiem

POLSKIE KO KOMÓRKI OMÓRKI

BEZ OPŁATY Z ZA A POŁ POŁĄCZENIE ĄCZENIE E

BEZ MINIM MINIMALNEJ A ALNE J OPŁ OPŁATY ATY Z ZA A POŁĄCZENIE POŁ P ĄCZENIE

SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK POR PORÓWNUJEMY ÓWNUJEMY UJEMY ST STACJONARNE TACJONARNE K KOMÓRKI OMÓRKI MÓRKI

Vodafone V odaf afone

5p

15p 15p

IIDT DT

7p

1 4p 14p

12p

25p 2

3p

10p 1

Orange O range nge

Wszystkie W szystkie ceny ceny podane podane są za minutę minutę połacz połaczenia enia

Choć aura wyjątkowo nie zachęcała do opuszczania własnych czterech ścian, to ani przenikliwe zimno, ani nisko wiszące chmury, ani nawet śnieg z deszczem nie były w stanie zniechęcić polskich kibiców. I nie ma się co dziwić, bo i okazja była wyjątkowa – mecz piłkarski pomiędzy Reprezentacjami Artystów Polskich i Angielskich – rewanż za spotkanie rozegrane podczas Mistrzostw Świata Artystów w Sochi w sierpniu br., wygrane przez polską reprezentację 5:1. Gdy w niedzielne popołudnie „nasi” pojawili się murawie Selhurst Park Stadium w londyńskim Crystal Palace, powitała ich burza oklasków. Z setek polskich gardeł wyrwały się radosne okrzyki „POLSKA GOLA”, „DO BOJU POLSKO”, „JESTEŚMY Z WAMI”, a po pierwszej zdobytej bramce – „JESZCZE JEDEN, JESZCZE SIEDEM!”. W tym samym czasie trybuny zapełniły się biało-czerwonymi flagami i

Tym razem szeregi naszej drużyny zasilili m. in. Maciej Dowbor, Andrzej Nejman, Stefan Friedmann, Tomasz Schiemscheiner, Jarek Jakimowicz, a nawet premierzy: Jan Krzysztof Bielecki i Kazimierz Marcinkiewicz. Gościnnie pojawiły się też takie piłkarskie gwiazdy jak Cezary Kucharski, Mirosław Szymkowiak, Tomasz Frankowski, Tomasz Iwan (trener polskiej drużyny) i wielka bramkarska legenda – Jan Tomaszewski. Po przeciwnej stronie barykady znalazły się gwiazdy brytyjskie – znani londyńscy DJ-e – Dominic Busz, DJ’s Mick Mesa & Adrian Blunt, Scott Morris, finalista programu rozrywkowego X-Factor – Ghostt, a także piłkarskie sławy – Phil Neal, Kerry Dixon czy Paul Merson. Honorowy patronat nad meczem objęła Barbara Tuge-Erecińska, ambasador RP w Londynie. Organizatorem imprezy była zaś Art Sport Fundacja, założona przez Ryszarda Adamusa, Cezarego Pazurę, Piotra Kubiaczyka i Olafa Lubaszenko. Reprezentacja Artystów Polskich (RAP), działająca w ramach Fundacji, powstała oficjalnie 7 stycznia 2000 roku, jednak już trzy lata wcześniej rozegrany został pierwszy mecz z Reprezentacją Artystów Włoskich – Nazionale Italiana Cantami. Od tego momentu drużyna zagrała ok. 100 meczów na terenie całego kraju, a także brała udział w kilkunastu imprezach międzynarodowych. Dochód przeznaczany jest każdorazowo w całości na cele charytatywne, a artyści wchodzący w skład RAP-u nie otrzymują żadnego wynagrodzenia. Wydaje się jednak, że nie pieniądze są w tym wszystkim najważniejsze. Bo tutaj chodzi przede wszystkim o radość, uśmiech i dobrą zabawę. A tej, na tego typu imprezach, na pewno nigdy nie zabraknie.

Działa z każdego telefonu T-Mobile

WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e podane Wszystkie p o d a n e ceny ce ny są s ą aktualne a k t u a l n e przy p r z y rozmowach r oz m o w a c h wychodzących w yc h o d z ą c yc h z UK U K z sieci s i e c i T-Mobile, T- M o b i l e, dostępne d o s tę p n e również r ó w n i e ż w innych i n ny c h wybranych w y b r a nyc h sieciach. s i e c i a c h . Warunki Wa r u n k i dostępne d o s tę p n e w internecie. i n t e r n e c i e . © Co Core r e Co Communications. mmunic ations . P Polskatel, o l s k a te l , agent a g e n t Yourcall Yo u r c a l l


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

CZAS NA WYSPIE 7

Zęby pod kontrolą To, że coraz większą popularnością cieszą się wśród Brytyjczyków leczniczo-upiększające wypady do Polski czy innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, nie jest już zaskoczeniem. Po co jednak szukać specjalistów poza granicami Anglii skoro można ich mieć u siebie? Ludzie z inicjatywą postanowili więc wziąć sprawy w swoje ręce. Należą do nich Judith i Fergus Wilsonowie, milionerzy którzy dorobili się na handlu nieruchomościami. Planują utworzenie sieci pięciuset klinik stomatologicznych, w których masowo zatrudnią dentystów z Europy Środkowej, w tym z Polski – podał tygodnik „The Sunday Mirror”. Byłby to na tyle szeroko zakrojony projekt, że znacząco wpłynąłby na funkcjonowanie publicznej służby zdrowia, jesli chodzi o działkę dentystyczną. Pacjenci nie musieliby na wizytę u stomatologa zapisywać się z tak długim wyprzedzeniem, jak obecnie; nie płaciliby tak dużo za prywatną wizytę i wreszcie nie musieliby szukać lekarza poza Wielką Brytanią. Tygodnik „The Sunday Times” pod koniec października podał, że prawie 80 proc. Brytyjczyków nie ma dostępu do dentysty świadczącego usługi w ramach NHS. Tę lukę próbują wypełnić firmy organizujące wyjazdy Brytyjczyków do innych krajów. Wilsonowie natomiast uważają, że nie jest to najmądrzejsze rozwiązanie skoro można mieć lekarzy z Polski po prostu u siebie, z obopólną korzyścią. (es)

Opowiedz mi o sobie... Wysłuchiwanie zwierzeń to nowy projekt Stowarzyszenia Polskich Psychologów (Polish Psychologist’s Club). W skrócie ideę projektu można opisać w ten sposób: gdy mamy problem, lecz nie możemy czy nie chcemy z nikim bliskim o nim porozmawiać, możemy zwierzyć się wolontariuszowi, który tylko naszej opowieści poświęci swój czas. Oczywiście za darmo. Nie będzie nam doradzał, jego zadaniem jest tylko i wyłącznie: słuchać. – W niedzielę, 18 listopada, w Klubie Orła Białego na Balham odbyło się drugie „wysłuchiwanie” – opowiadała nam Dorota Kędra, psycholog, członkini PPC, koordynatorka spotkań i również wolontariusz. – Na rozmowę zdecydowały się dwie osoby. I nie martwi mnie, że tylko dwie. Tych, którzy brali i czytali nasze ulotki było znacznie więcej. Dopiero zaczęliśmy. Do połowy grudnia prowadzimy wersję pilotażową projektu. Potem zbierzemy nasze doświadczenia i zastanowimy się czy nasz projekt wymaga jakichś zmian czy udoskonaleń, tak aby już ostatecznie ruszył w styczniu, jako długofalowa akcja – mówi Dorota – Naszymi wolontariuszami są psychologowie, socjologowie, ale nie tylko. Może nim być każdy, bez względu na wiek czy wykształcenie, tutaj liczą się predyspozycje, czyli umiejętność spokojnego wysłuchania drugiego człowieka, życzliwość, brak krytycznego nastawienia i chęci ingerencji w

tydzień na wyspach W Londynie odbyła się konferencja naukowa „Trzy lata członkostwa Polski w Unii Europejskiej”. Naukowcy brytyjscy, polscy oraz eksperci z Brukseli analizowali stan współpracy naszego kraju z Unią Europejską. Organizatorem konferencji był Instytut Europejski Uniwersytetu w Sussex.

Brytyjska tania linia lotnicza Bmibaby będzie latać z Krakowa do Birmingham. Pierwszy rejs odbędzie się 12 lutego 2008 roku.

Spada liczba imigrantów z UE

treść zwierzenia – dadaje członkini PPC. Do tej pory zgłosiły się 22 osoby, które zadeklarowały swoją gotowość do wysłuchiwania innych – zostały one odpowiednio przygotowane do słuchania „zwierzeń”. – Cały zespół ma ze sobą stały kontakt– kontynuuje Dorota Kędra – a też dajemy sobie wsparcie i wymieniamy się doświadczeniami. Stałe miejsce gdzie można spotkać wolontariuszy to Klub Orła Białego, później na pewno będzie to również Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny, może inne, miejsca. La porte ouverte (Otwarte drzwi) – to program realizowany w kilku miastach Francji. To tam, w

1969 roku, narodziła się jego idea. Dzięki Towarzystwu Przyjaźni Polsko-Francuskiej akcja dwa lata temu trafiła do Warszawy. Koordynatorem warszawskiej wersji „Otwartych drzwi” czyli „Wysłuchiwania zwierzeń” jest doktor nauk humanistycznych Aldona Gawecka, emerytowany nauczyciel akademicki Uniwersytetu Warszawskiego.

Elżbieta Sobolewska Z wolontariuszami można się będzie spotkać w niedzielę: 25 listopada, 2 grudnia, 9 grudnia i 16 grudnia, w godz. od 12.00 do 14.00. Wszelkie pytania można kierować na adres: zwierzenia@polishpsychologistsclub.org

szukających pracy w Wielkiej Brytanii. W trzecim kwartale tego roku przyjechało o 10 tys. mniej ludzi niż w tym samym okresie w 2006 roku – podał 21 listopada Home Office. Dane wskazują też na wzrost kwoty zasiłków wypłacanych imigrantom.

80 proc. dzieci w Wielkiej Brytanii rozpoczyna naukę w szkołach podstawowych ze słabo rozwiniętymi umiejętnościami komunikacyjnymi – wynika z raportu organizacji dobroczynnej „I Can”. W niektórych częściach kraju od 50 do 80 proc. dzieci rozpoczyna edukację z „upośledzonymi umiejętnościami językowymi”. Oznacza to, że dzieci te nie potrafią jasno wyrazić swoich myśli, używają krótkich, prostych zdań i rozumieją tylko podstawowe polecenia. Zapłonęły bożonarodzeniowe lampki na Regent Street. Jak co roku było to wielkie radosne święto centrum Londynu. Wrażeń wizualnych i dobrego nastroju nie omieszkały wykorzystać sklepy, które sporo zarobiły czekając z zamknięciem do późnych godzin.

Największy związek zawodowy w Republice Irlandii, SIPTU – The Services, Industrial, Professional and Technical Union zainaugurował kampanię na rzecz pracowników agencyjnych. Związek uważa, iż nie powinni być oni doraźnie zatrudniani dłużej niż przez jeden miesiąc, w wypadku dłuższego okresu pracy, pracodawca powinien zaoferować im umowę o stałą pracę. Rosnące zapotrzebowanie na pracowników agencyjnych ze strony pracodawców generalny sekretarz SIPTU, Jack O'Connor, porównał do „nowotworu rozprzestrzeniającego się w irlandzkich zakładach pracy”. 30-letni Polak lecący z Brukseli do Dublina usiłował przemycić kilogram kokainy – podały w komunikacie prasowym irlandzkie służby celne. Narkotyk o rynkowej wartości ok. 70 tys. euro, przemycał w żołądku w 95 gałkach. Zwrócił na siebie uwagę, ponieważ podpadł pod tzw. profil ryzyka, czyli prewencyjną technikę stosowaną przez irlandzkich celników. Poddano go badaniom rentgenowskim, których efekt już znamy. Obecnie przebywa w policyjnym areszcie.


NOWYCZAS 23 listopada 2007

nowyczas.co.uk

8 POLSKA POLITYKA » Nowy rząd

tydzień w kraju TTrwa partyjne śledztwo w szeregach PiS, mające na celu ustalenie przyczyn porażki w ostatnich wyborach, czyli kto i w jakim stopniu za nią odpowiada. Przed komisją będą odpowiadać ci, którzy brali udział w prowadzeniu kampanii, pod partyjną lupą znajdą się plakaty i spoty wyborcze. T We wtorek wieczorem Kancelaria Premiera została ewakuowana, po znalezieniu w jednej ze ścian pocisku z czasów II wojny światowej; na miejsce przyjechali wojskowi saperzy, którzy usunęli i wywieźli pocisk. T37-letni mężczyzna, który na jednym z głównych placów Łodzi groził samospaleniem, oddał się w ręce policji. We wtorek rano oblał się łatwopalną cieczą, krzycząc „To jest wojna, krew za krew!”. Chciał zaprotestować przeciwko aresztowaniu żołnierzy podejrzanych o zbrodnie w Afganistanie. Na razie nie wiadomo kim jest, ani czy w jakiś sposób był związany z którymś z aresztowanych. T Znany kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc ogłosił we wtorek, że obejmie mandat eurodeputowanego. Zastąpi w Parlamencie Europejskim Barbarę Kudrycką, która została ministrem nauki i szkolnictwa wyższego w rządzie Donalda Tuska. T Prokuratura Krajowa poinformowała o otrzymaniu kwoty 50. tys. złotych od Barbary Sawickiej. Pieniądze była posłanka PO otrzymała od CBA, podczas przedwyborczej afery korupcyjnej, toczy się postępowanie w tej sprawie. T Szef klubu PiS Przemysław Gosiewski zapowiedział w środę, że PiS, „po dyskusji w klubie”, poprze propozycję PO, by sejmowa komisji ds. służb specjalnych liczyła czterech członków. T W środę po południu w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu zmarł chory na sepsę 21-latek. To już druga w ciągu tygodnia ofiara sepsy - poinformowała Bożena Pacholczak z WSzS. W nocy z soboty na niedzielę w WSzS w Radomiu zmarł 57-letni lekarz, u którego także stwierdzono sepsę. T Prezydent Lech Kaczyński po raz kolejny sprzeciwia się pomysłom rządu Tuska. Źródłem niezgody jest termin pełnego uzawodowienia polskiej armii. PO chce, by pobór do wojska został zniesiony jeszcze przed 2012 r., wcześniej niż planował to rząd PiS. T W bazie w Krzesinach wylądowały cztery kolejne samoloty F-16. Jedną z maszyn pilotował Polak, mjr Cezary Wiśniewski. Był on pierwszym polskim pilotem, który przeleciał ocean na F-16.

PO chce władzy taniej, skromnej i dla ludzi… Będzie taniej, będzie skromniej, władza musi być bliżej ludzi – deklaruje premier Donald Tusk i wykonuje gesty, które mają potwierdzać jego słowa. Już zapowiedział, że wprowadzi limity na rozmowy ze służbowych telefonów komórkowych. Nie będzie, przynajmniej na razie, kupowania nowych limuzyn dla rządu, choć poprzednia ekipa miała załatwić taki przetarg. To jeszcze nie wszystko. Premierowi ma towarzyszyć tylko jeden oficer Biura Ochrony Rządu, a nie pięciu czy sześciu, którzy zawsze kroczyli za jego poprzednikiem. Nie będzie też ochrony BOR-u dla rodziny Tuska. – Premier Tusk szybko się przekona, że takie gesty na nic się zdają. Wystarczy, że jakiś pijaczek krzywo spojrzy na jego żonę, syna lub córkę i będziemy mieli w Trójmieście, gdzie mieszkają Tuskowie, oddział Biura Ochrony Rządu – twierdzi bardzo wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości. Donald Tusk obiecał, że będzie jak najrzadziej korzystał z przelotów rządowym samolotem z Warszawy do Gdańska, by odwiedzać rodzinę. Po-

stanowił też, że nie zamieszka w wilii numer 3 przy ulicy Parkowej w Warszawie. To XIX-wieczna budowla, która – jak twierdzi Sławomir Nowak, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Tuska, nie ma nic w sobie z przytulności i rodzinnego ciepła. Gdzie więc zamieszka Tusk? – Gdzieś na mieście, wynajmiemy premierowi jakieś skromne mieszkanie – mówią ludzie z kancelarii premiera. A opozycja zauważa, że jeśli będzie to lokal nie na jakimś strzeżonym osiedlu, to wtedy trzeba będzie je dodatkowo chronić BOR-owcami i oszczędności na ochronie osobistej w łeb wezmą. Pierwszym pokazem skromności nowego gabinetu Tuska był przyjazd do Pałacu Prezydenckiego wynajętym autokarem. Spodobało się to Polakom, ale politycy różnych opcji twierdzą, że to tylko zagrywka, że za chwilę ministrowie zażyczą sobie nowych limuzyn, bo tak było zawsze w Polsce, bez względu na to, czy rządziła lewica czy prawica. – Wiemy, jakich ma ministrów Tusk w swoim rządzie, ale tak naprawdę nie wiemy, jaki jest program tej ekipy – utyskuje opozycja.

O tanim rządzie mówił również poprzednik Donalda Tuska – Jarosław Kaczyński – Kiedy się pojawią problemy, my jesteśmy od tego, by je rozwiązywać. Nie będziemy robili sobie planu tych trudności, bo byłoby to nielogiczne. Zresztą expose premiera wyjaśni wszystko. Powiemy Polakom, jak chce

krajem rządzić PO – mówi szara eminencja tej partii, Grzegorz Schetyna.

Bartosz Rutkowski

Komentarz > 13

Angielski akcent w resorcie finansów Po polsku mówi płynnie, ale ma też świetny akcent angielski. Do niedawna jeszcze nie miał PESEL-u, a więc nie mógłby płacić w Polsce podatków. Ale, jak zapewnił szef resortu spraw wewnętrznych i administracji, Grzegorz Schetyna, te problemy udało się już pokonać i nowym ministrem finansów został Jacek Rostowski. Jest synem sekretarza Tomasza Arciszewskiego, polskiego premiera rządu RP na uchodźstwie. Urodził się w Wielkiej Brytanii i ma podwójne obywatelstwo, angielskie i polskie. Jak trafił do polskiej polityki, a raczej do Ministerstwa Finansów?

Znany w kręgach fachowców Okazuje się, że Jacek Rostowski był nieznany w społeczeństwie, znali go i cenili natomiast polscy ekonomiści. Jak choćby profesor Leszek Balcerowicz, któremu obecny szef resortu finansów doradzał, gdy Polska stawiała pierwsze kroki w kapitalizmie na początku lat 90. ubiegłego wieku. Jacek Rostowski znany był z liberalnych, nawet skrajnie liberalnych poglądów. Z czasem jednak uznał, że należy je nieco stępić, gdyż co innego teoria, co innego zaś uwarunkowania i ograniczenia społeczne. Szczególnie widoczne w Polsce.

Wynalazł go Bielecki Jak się przypuszcza bezpośrednio kandydaturę Rostowskiego przedstawił premierowi Donaldowi Tuskowi Jan Krzysztof Bielecki, przyjaciel i zaufany obecnego szefa rządu. Jak się okazuje Rostowski doradzał Bieleckiemu, prezesowi PKO SA. Jacek Rostowski zna kilka języków i do Polski początkowo nie przyjeżdżał chętnie. Zaczęła go do tego namawiać jego żona, Wanda, która

Jacek Rostowski. jest synem sekretarza Tomasza Arciszewskiego, polskiego premiera na wychodźstwie. Urodził się w Wielkiej Brytanii i ma podwójne obywatelstwo, angielskie i polskie.

współpracowała z „Solidarnością” i wywodzi sie z bardzo patriotycznej rodziny. Jej matka Hanna Kościa była uczestniczką Powstania Warszawskiego i do tej pory działa aktywnie w londyńskim Studium Polski Podziemnej. Bliscy i przyjaciele Rostowskiego twierdzą, że jeszcze dwie dekady temu każdy mógł bez problemu wyczuć u niego ślady obcego akcentu. Ale znany z żelaznej konsekwencji Rostowski zabrał się za swoją polszczyznę i teraz nie ma w jego języku polskim żadnych obcych naleciałości.

Gra zawsze fair play – Świetny student, brylant – rozpływa się o swoim byłym uczniu w London School of Economics profesor Stanisław Gomułka. Dodaje on też, że Rostowski stosuje w życiu zawodowym i prywatnym zasadę fair play, przywiązany jest do szlachetnych idei, czegoś, co w polskim życiu politycznym jest jeszcze niestety obce. Rostowski znany był z tego, że wraz z Andrzejem Bratkowskim ogłosili swoisty memoriał domagając się, by Polska przyjęła walutę euro zaraz po naszym wstąpieniu do Unii Europejskiej. Wyjaśniał, że w tym względzie nie powinniśmy sugerować się opiniami Europejskiego Ban-

ku Centralnego, który zalecał, aby z tym krokiem poczekać kilka, nawet może kilkanaście lat.

Nie ma zaplecza Bez wątpienia jest fachowcem w swej dziedzinie wysokiego formatu. Ale już wielu w Polsce przewiduje, że będzie miał ogromne problemy z forsowaniem swoich finansowych pomysłów, gdyż pozbawiony jest niestety jakiegokolwiek zaplecza politycznego. Do pewnego momentu jego tarczą będzie sam premier, ale kiedy dojdzie do forsowania wielu ustaw, może się okazać, że Rostowski zostanie sam. Jest w tej chwili jedną z najbardziej medialnych postaci nowego rządu. Jacek Rostowski unika jednak jakiegokolwiek show i pytany przez dziennikarzy, jakie są jego priorytety, odpowiada, że ma ich chyba ze sto, ale o konkretach nie chciałby jeszcze mówić. Złośliwi zarzucają mu, że jest bardzo wygodny, bo kupił sobie mieszkanie w Warszawie naprzeciwko resortu finansów. – Mogę za to do pracy chodzić piechotą, nawet zimą – żartuje na takie uwagi nowy szef Ministerstwa Finansów.

Bartosz Rutkowski


NOWYCZAS 23 listopada 2007

nowyczas.co.uk

POLSKA 9

Polska zbrodnia wojenna? Sąd zdecydował się na przedłużenie aresztu polskich żołnierzy o kolejne trzy miesiące. Siedmiu żołnierzom zatrzymanym w sprawie bezprawnego ostrzelania wioski w Afganistanie w sierpniu, prokuratura zarzuca zbrodnie wojenną – podczas ataku moździerzowego na zabudowania cywilne zabito sześć osób. Trzech z aresztowanych żołnierzy to oficerowie, którzy wiedzieli o akcji, jednakże próbowali ją zatuszować, kiedy okazało się, że są ofiary wśród ludności cywilnej. Nie wiadomo jeszcze, kto dokładnie i w jakich okolicznościach wydał rozkaz ostrzału, udało się jednak ustalić, że wykonujący rozkazy szeregowcy, wiedzieli o tym, że w wiosce

znajdują się cywile. Działali oni jednak, jak twierdzą, na bezpośrednie polecenie plutonowego Tomasza B., który później próbował sprawę ukryć. Sąd potwierdził zarzuty prokuratury, że na żadnym etapie akcji Polacy nie byli w sytuacji zagrożeniu życia. Wcześniejsze zeznania oskarżonych okazały się być nieprawdziwe, Tomasz B. wraz z oficerami ustalił już po zajściu wspólną wersję zdarzeń, która jako przyczynę ataku podawała atak talibów na pozycje polskie. Okazało się jednak, iż żaden taki atak nie miał miejsca, a przełożeni narzucili taką wersję zeznań szeregowcom, by uniknąć konsekwencji. Pomimo toczącego się śledztwa, polscy generałowie bronią swoich żołnierzy: jak twierdzi generał Bolesław Balcerowicz: „Operacja w Afganistanie to wojna z terroryzmem. Nie dotyczą jej konwencje haska i genewska". Dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak powiedział, że żołnierze musieli po prostu użyć broni, moździerzy. To nie mogła być zbrodnia wojenna, bo żołnierze musieliby działać z premedytacją. (ms)

Wódz mocno trzyma PiS Wodzowska partia Prawo i Sprawiedliwość trzeszczy w szwach. Kiedy wielu działaczy chce rozliczenia za porażkę wyborczą, prezes Jarosław Kaczyński mówi: nie, nie będzie rozbijania partii i malkontentów zawiesza w prawach członków. Największym zaskoczeniem było uczynienie tego kroku wobec „trzeciego bliźniaka”, jak jeszcze do niedawna nazywano byłego marszałka sejmu, Ludwika Dorna. Dorn jest wściekły na Kaczyńskiego i w nieoficjalnych rozmowach przyznaje, że przez wodzostwo prezesa partia może rozpaść się na wiele kawałków. A to by oznaczało powtórkę z rozrywki, czyli zniszczenie kolejnej formacji prawicowej. Wśród zawieszonych jest też Kazimierz Ujazdowski i Paweł Zalewski. Ten ostatni miał na pieńku nie tak dawno nie tylko z prezesem PiS, ale także z jego bratem, czyli prezydentem. – Jeśli ci panowie chcą iść do innych formacji, to droga wolna – mówi o niesubordynacji trzech byłych wiceprezesów PiS były wicepremier Przemysław Gosiewski i wielka fa-

Władysław Bartoszewski sekretarzem stanu Profesor Władysław Bartoszewski został mianowany przez premiera Donalda Tuska na stanowisko sekretarza stanu. – Od spraw trudnych i beznadziejnych – dodał profesor. – W jakimś sensie ta nominacja nie ma charakteru urzędowego, jest symboliczna. Chcieliśmy uhonorować patrona nowych, dobrych dla Polski zdarzeń, które przygotowujemy – wyjaśnił premier Tusk. Donald Tusk uzasadnił nominację Władysława Bartoszewskiego tym, że rząd potrzebuje kogoś, kto będzie pomagał w sprawach, z którymi „zwykli śmiertelnicy”, jak on sam czy minister Sikorski, by sobie nie poradzili. Z wypowiedzi Władysława Bartoszewskiego wynika, że będzie to sfera polityki zagranicznej, a konkretnie

stosunki polsko-niemieckie i polsko-żydowskie. W przypadku Bartoszewskiego współpraca z MSZ nie powinna być problemem, to właśnie profesor zgłosił kandydaturę Radosława Sikorskiego na

„ Wesoły staruszek

czuje się uskrzydlony Władysław Bartoszewski ministra spraw zagranicznych. Na konferencji prasowej po swojej nominacji jeszcze raz podkreślił, że „MSZ trafiło w wysoce profesjonalne ręce ministra Sikorskiego. Nie mamy nadmiaru osób o takiej praktyce. Jestem spokojny, że minister Sikorski da sobie radę”.

Po części oficjalnej, premier osobiście odprowadził swojego nowego sekretarza do jego gabinetu. – Wesoły staruszek czuje się uskrzydlony – powiedział dziennikarzom profesor Bartoszewski. Profesor Bartoszewski, uważany w Polsce za „jedyny autorytet moralny” udzielił spektakularnego i skutecznego poparcia Platformie Obywatelskiej w ostatnich wyborach. Na partyjnym wiecu w Krakowie powiedział zebranym, że „nie chce umierać w kraju rządzonym przez dyplomatołków”. Władysław Bartoszewski był członkiem Honorowego Komitetu Platformy Obywatelskiej i jedyną osobą, której w swoim przemówieniu podziękował Donald Tusk po ogłoszeniu zwycięstwa PO. (em)

ODSZKODOWANIA POWYPADKOWE Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych

woryta prezesa partii, posłanka Jolanta Szczypińska. – Nikt nie będzie mi zamykał ust zarzeka się Kazimierz Ujazdowski. – My tylko chcemy naprawiać naszą partię – dodaje Zalewski, ale te głosy wywołują tylko wzburzenie u Jarosława Kaczyńskiego. – Ktoś, kto do ostatniej chwili bił w tak zwanych wykształciuchów, niech teraz nie mówi nam, jak naprawiać partię – powtarza na zamkniętych posiedzeniach Jarosław Kaczyński i przyznaje publicznie, że problemy w jego partii są. Zwykle jest tak, że po każdych wyborach przegrana partia dokonuje rozliczeń. Po to, by ludzi odpowiedzialnych za klęskę usunąć z partii lub przesunąć na inne pozycje. W PiS jest inaczej, bo główna odpowiedzialność spada na prezesa, z kolei PIS, co wielu przyznaje, bez prezesa przestanie istnieć. I błędne koło się zamyka. – Nie takie trudne momenty przetrzymaliśmy, przetrzymamy i ten – zapewniają bliscy prezesowi PiS, ale w ich głosie nie ma takiej pewności, jak jeszcze kilka tygodni temu. (br)

Rocznica tragedii na Śląsku W środę 21. listopada minęła pierwsza rocznica tragicznego wybuchu, do jakiego doszło w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej. W wyniku rzadko spotykanej podziemnej eksplozji metanu i pyłu węglowego, zginęło wtedy aż 23 górników. To największa tragedia w górnictwie od przeszło 30 lat. Przed kopalnią, podczas uroczytości upamiętniających wydarzenia, została odsłonięta tablica z nazwiskami poległych górników, później odprawiono też mszę świętą w intencji ofiar. Poza rodzinami ofiar, w uroczystościach rocznicowych wzięli udział przedstawiciele władz spółek i instytucji górniczych oraz związkowcy. Najmłodsza z ofiar katastrofy miała 21 lat, najstarsza – 59. (ms)

Rozmowa w j∆zyku polskim

FREEPHONE

0800 018 3299 www.levenes.co.uk

.


NOWYCZAS 23 listopada 2007

nowyczas.co.uk

10 WIELKA BRYTANIA S ŚWIAT

SPOŁECZEŃSTWO » Czy Wielkiej Brytanii grozi wyludnienie?

Anglicy wynoszą się z Wysp Przeczytałeś ten mały artykuł, minęły trzy minuty, a to oznacza, że właśnie nasz kraj opuścił kolejny Anglik i to na stałe – alarmują w ten sposób niektóre brytyjskie gazety, które pochyliły się nad raportem Narodowego Biura Statystycznego. Wynika z niego, że w ubiegłym roku na stałe opuściło Wyspy ponad 200 tysięcy osób. Niektórzy przeliczają to na minuty, na godziny, w czasie których ubywa na Wyspie rodowitych Anglików. Anglicy zawsze wyjeżdżali z kraju, ale nie tak masowo, jak ostatnio. Z uwagi na język i historię nie mieli zastrzeżeń, by na miejsce swego nowego pobytu wybrać Australię, Stany Zjednoczone, czy Nową Zelandię. Teraz trend jest inny.

Z raportu Narodowego Biura Statystycznego wynika, że w ubiegłym roku na stałe opuściło Wyspy ponad 200 tysięcy osób

Grecja, Hiszpania... Brytyjczycy wybierają bowiem na stałe miejsce zamieszkania Hiszpanię, Grecję, nawet Włochy. Kusi i klimat i ceny. Wystarczy sprzedać swój niewielki

dom, by przenieść się w słoneczne regiony świata i jeszcze sporo zostanie na nowe życie. Kiedy jedni biją na alarm, że oznacza to zatracanie tożsamości kraju, inni podpowiadają, że takie są prawa globalizacji. Wszystko zależy od zasobności portfela. Wsiada się w samolot i wybiera na nową ojczyznę na przykład jakiś słoneczny kraj Azji Południowo-Wschodniej.

Przybywają nowi Czy Wielkiej Brytanii grozi z tego powodu wyludnienie? Od roku 1997 opuściło Anglię milion rodowitych jej mieszkańców. Z jednej strony Anglicy wyjeżdżają, z drugiej strony zaś co roku Wyspy wybiera jako nową ojczyznę blisko pół miliona przybyszów z różnych części świata. Do niedawna przeważali Hindusi i Pakistańczycy, teraz granice otworzyły się szeroko dla przyjezdnych z krajów Europy Wschodniej, w tym Polaków.

Trzeba pomóc Anglikom Czy w związku z tym jest problem, czy go nie ma? Jest, i to kulturowy, bo – jak była mowa – Anglia traci swój dotychczasowy charakter. Otóż wielu zwykłych Anglików jest w stanie dotrzymać kroku ambitnym, gotowym do maksymalnych poświęceń przybyszom z innych krajów, którzy walczą o pracę. Rząd Gordona Browna obiecał, że na początku przyszłego roku powstanie specjalny raport, poświęcony tej sprawie. Będzie w nim między innymi mowa o konieczności organizowania specjalnych kursów dokształcających dla Anglików, by mogli rywalizować na rynku pracy z imigrantami.

Adam Stefański Więcej o imigracji w temacie numeru

PAKISTAN » Zagrożenie nuklearne

Angielska zima?

W Polsce biało, w Angli mokro. Jedynym pocieszeniem są niższe temperatury, i od czasu do czasu intensywne jesienne słońce. Częste deszcze dają się jednak wszystkim we znaki.

Diamentowe gody 60 lat temu księżniczka Elżbieta i książę Filip stanęli na ślubnym kobiercu. To pierwsza w historii brytyjska para królewska, która przeżyła ze sobą tyle lat. Dzień przed rocznicą ślubu, w opactwie westminsterskim odprawione zostało dziękczynne nabożeństwo. Wśród zaproszonych gości był premier Gordon Brown i jego poprzednicy – Margaret Thatcher i John Major. Fragmenty Biblii odczytał najstarszy wnuk królowej, książę William. Nie obyło się bez odczytania okolicznościowego wiersza napisanego na tę okazję przez nadwornego poetę Andrew Motiona. Wiersz recytowała znana aktorka Judi Dench. Królowa nie zapomniała o tych wszystkich, którzy jej przez ten okres osobiście służyli. Na liście zaproszonych gości znalazło się ponad 500 osób ze służby królewskiej. Arcybiskup Canterbury Rowan Williams w wygłoszonym kazaniu powiedział – Zanim zaczniemy narzekać na współczesny świat krótkotrwałych obietnic i rozpadających się związków, podziękujmy Bogu za to, że dał człowiekowi siłę, by mógł wytrwać w swoich zobowiązaniach. To małżeństwo jest tego symbolem. Małżonkowie otrzymali dwa i pół tysiąca prezentów z całego świata. Począwszy od skarpet (160 par), po przepiękny złoty naszyjnik od króla Egiptu. Podarunki trafiły na wystawę, którą zwiedziły dziesiątki tysięcy ludzi. (em)

Miliony na ochronę pakistańskiego atomu Sto milionów dolarów wydała już Ameryka na to, by pakistańskie władze odpowiednio chroniły swoje atomowe arsenały. Po wprowadzeniu stanu wyjątkowego w tym kraju świat nadal drży, bojąc się, by al-Kaida czy talibowie nie weszli w posiadanie tej śmiercionośnej broni. Od sześciu lat administracja prezydenta Busha przekazuje duże sumy pieniędzy w ramach tajnego programu „pomoc Pakistanowi”. Waszyngton nie ma jednak pewności, czy wydatkowane środki przyniosły zamierzony efekt, czy świat może czuć się bezpiecznie, że pakistański atom nie dostanie się w ręce terrorystów. Stąd nawoływania Stanów Zjednoczonych, by prezydent zniósł stan wyjątkowy.

nocnych operacji. To między innymi te maszyny mają czuwać, by z arsenałów i laboratoriów nie wyciekła atomowa broń. Mimo tej ogromnej pomocy Amerykanie nie tylko nie mogą się doczekać wskazania miejsc, w których są arsenały jądrowe Islamabadu, ani nawet tego, w jaki sposób ich pomoc została spożytkowana.

kańską pomoc i to, że nasze wyrzutnie rakietowe, zdolne do przenoszenia broni atomowej są dobrze zaplombowane – stwierdził lakonicznie pakistański generał Khalid Kidwai. – Wolelibyśmy jednak mieć na to dowody, nie tylko słowne zapewnienia – odpowiada admirał Mike Mullen, który szefuje teraz połączonym dowództwom amerykańskich sił zbrojnych.

Nie ujawniają tajemnic Ja nie oszalałem!

Amerykanie w ramach tej tajnej pomocy przekazali władzom Pakistanu między innymi najnowocześniejsze śmigłowce, zdolne do prowadzenia

Ten tajny program powstał zaraz po terrorystycznych atakach z 11 września. Od samego początku Pakistan chętnie bierze pieniądze, w zamian jednak nie chce się z Ameryką dzielić swoimi tajemnicami. Tymczasem opinia międzynarodowych ekspertów jest taka: pakistańska broń jądrowa jest zagrożona przez terrorystów. Amerykanie boją się też, że Pakistan udostępnia atomowe technologie inny krajom. – Możemy tylko tyle powiedzieć, że dobrze wykorzystujemy amery-

Rząd zgubił

Madeleine

Nowe ofiary

Urzędnik państwowy odpowiedzialny za dane osobowe 25 mln ludzi wysłał dysk pocztą, który nie dotarł do adresata. Za bezpieczeństwo danych odpowiadał urząd skarbowy. Po wyjściu całej sprawy na jaw szef urzędu podał się do dymisji, a minister finansów, Alistair Darling przyznał w parlamencie, że był to niezwykle poważny błąd. Dysk zawierał dane rodzin otrzymujących zasiłek na dzieci. Zasiłki są przyznawane wszystkim rodzicom.

Rodzice Madeleine McCann dowiedzieli się, że śledztwo w sprawie zaginięcia ich córki nie doprowadziło do jednoznacznego rozstrzygnięcia. Sprawa zaginięcia Madeleine jest jedną z najbardziej tajemniczych. Rodzice byli z nią na urlopie w Portugalii. Kiedy poszli do restauracji wieczorem i po jakimś czasie wrócili okazało się, że małej nie ma. Wkrótce po zaginięciu zostali oskarżeni o nieumyślne spowodowanie śmierci swojej córki.

Policja w Margate (Kent) odnalazła kolejne ciało jednej z ofiar seryjnego mordercy, Petera Tobina, podczas przeszukiwania ogrodu przy domu, w którym kiedyś mieszkał. 60-letni Tobin został skazany na dożywocie, wyrokiem sądu w Szkocji, za gwałt i morderstwo Polki, Andżeliki Kluk w Glasgow w ubiegłym roku. Policja planuje przeszukać również kilka innych posesji w całej Anglii, w których na przestrzeni lat mieszkał morderca.

Pieniądze i sprzęt

– Tak długo, jak nasi żołnierze strzegą naszych arsenałów, nic złego się tam nie stanie – zapewnia prezydent Pervez Musharraf. – Czy ja oszalałem, czy zmieniłem swoją osobowość, czy jestem dr Jekyll i mister Hyde? – dodawał prezydent, wściekły, kiedy zarzucano mu, że po wprowadzeniu przez niego stanu wojennego sytuacja w jego kraju mogła się zmienić.

Bartosz Rutkowski



nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

12 TAKIE CZASY

Anglicy w starciu z językiem polskim

O

C

Brytyjskość?

Krystyna Cywińska

Milena Adaszek redakcja@nowyczas.co.uk

statnimi czasy poświęciłam trochę czasu na bliższe zaznajomienie się z założeniami hipotezy Sapira-Whorfa, w której autorzy przekonują, że „myślenie nasze jest zawsze myśleniem w jakimś języku”. Według niektórych językoznawców właśnie język jest tym, co determinuje nie tylko kierunek, ale i sposób myślenia. W związku z powyższym zaczęłam się zastanawiać nad sposobem myślenia, a co za tym idzie i uczenia się Brytyjczyków. Prawidłowe używanie gramatyki polskiej wymaga nie tylko przyswojenia setek szablonów, ale również ogromnej prężności umysłu, która pozwoli błyskawicznie odnaleźć właściwy schemat. Obecność licznych wyjątków zmusza do bycia, mimo wszystko, elastycznym w gąszczu reguł. I jak poradzić ma sobie z tym, przyzwyczajony do wygody językowej, Anglik? Jak okiełznać ma swój umysł, narzucić mu tysiące reguł, zdyscyplinować go, uczulając jednocześnie na wyjątki? Do tego typu refleksji skłoniła mnie obserwacja moich uczniów. U niektórych każda reguła, konieczność zmiany końcówki, oboczność powodują niemy sprzeciw i niemalże blokadę intelektualną. Na początku mnie to zdziwiło. – To młodzi ludzie, nie tak dawno temu opuścili szkoły, a tam przecież ucząc się różnych przedmiotów, musieli przyswajać pewne konstrukcje, informacje pamięciowo – myślałam. I tu się chyba pomyliłam. Funkcjonowanie angielskiej szkoły różni się bowiem znacznie od polskiego modelu edukacji. W systemie angielskim dostrzec można wykorzystanie wielu elementów progresywizmu. Są tu echa pedagogiki Deweya, Freineta czy Marii Montessori. Dominuje położenie nacisku na praktyczną stronę zdobywania wiedzy przy jak najszerszym wykorzystaniu doświadczeń własnych i emocji dziecka. Ważniejsze są indywidualne potrzeby ucznia, jego zainteresowania, pobudzanie aktywności niż sam proces uczenia się – przyswajania informacji. Poszukiwanie i badanie w dużym stopniu wypiera tu podawanie i przyswajanie. I o ile w Polsce często zbyt wiele jest podawania, a co za tym idzie i przyswajania, o tyle tutaj równowaga ta zachwiana jest w drugą stronę. Przyznać trzeba, iż angielskie metody nauczania są w wielu przypadkach dobre i potrzebne – szczególnie, jeśli chodzi o edukację wyższą na takich kierunkach jak ekonomia, marketing, dziennikarstwo, etc. W nauczaniu języka jednak taki system nie może się sprawdzić i co więcej, przyzwyczajenia edukacyjne, jakie wyrabiają się u uczniów pod wpływem takiego modelu edukacji już w infant school (pierwszy etap szkoły podstawowej), mogą w znacznym stopniu utrudniać przyswajanie języka obcego. Z przykrością bowiem odkryłam, że moi angielscy uczniowie nie tylko nie mają zdolności językowych, ale również nie umieją się uczyć.

Przyswojenie czegoś na pamięć, jak np. nauczenie się końcówek, jest dla nich niemalże niemożliwe. Wielu nie ma pojęcia o technikach uczenia się. Nie umieją zrobić notatek, map myśli, które pomogłyby w zapamiętaniu. Każdy zwrot starają się przetłumaczyć dosłownie na język angielski, a jeśli takiego odpowiednika nie ma, to pojawia się ogromny problem na początku z zaakceptowaniem tego faktu, a następnie z zapamiętaniem zwrotu. Starając się znaleźć odpowiedź na pytanie gdzie leży główne ognisko tego problemu, należy zwrócić więc uwagę na kilka czynników. Po pierwsze: język polski jest niezwykle trudny i bez wgłębienia się w tajniki wiedzy – które dla obcokrajowca są raczej niedostępne – system gramatyczny może wydawać się irracjonalny. Po drugie, Anglicy nie muszą tak naprawdę uczyć się zbyt pilnie języków obcych – ich własny język pozwala im porozumiewać się na całym świecie. Po trzecie zaś system edukacyjny, który już we wczesnych latach szkolnych nie wymaga od uczniów pamięciowego przyswajania i daje im możliwość wyboru treści nauczania, wpływać może na pewne rozleniwienie umysłu i jego małą elastyczność. Nie jest to oczywiście regułą, ale może się tak zdarzać. Zarówno pierwszy, jak i drugi argument, są niezaprzeczalne i, jak sądzę, oczywiste. Trzeci z nich zaś zyskuje na wiarygodności, gdy porówna się postępy Anglików uczących się języka polskiego i innych obcokrajowców. Okazuje się wtedy, że inne narodowości szybciej mogą przebrnąć przez gąszcz zasad gramatycznych, a nawet lepiej i szybciej przyswajają koszmarne dla obcokrajowców zasady wymowy polskiej. Obserwując jedną z moich uczennic, nie-Angielkę, pokusiłabym się o stwierdzenie, że jej progres jest trzy razy szybszy niż przeciętnego Anglika. W tej sytuacji należy chyba stwierdzić, że Anglicy mają dużo szczęścia, że to właśnie ich język jest międzynarodowym narzędziem komunikowania się. Dzięki temu uczą się oni języków obcych dla przyjemności, bądź z przyczyn osobistych (niezwykle często dlatego, że partner bądź partnerka jest obcokrajowcem). A ucząc się czegoś dla przyjemności, mogą podejść do tego z większym dystansem i spokojem. Nie ciąży nad nimi tak duża presja, jak na przykład nad Polakami, którzy bezwzględnie muszą, w trosce o swą przyszłość, uczyć się języków obcych, a w szczególności języka angielskiego. Niewątpliwie godne podziwu jest to, że mimo iż uczenie się polskiego jest dla nich bardzo dużym i trudnym wyzwaniem, to jednak wielu z nich nie rezygnuje. Uparcie próbują zmienić swój styl uczenia się, dostosować swój umysł do wymogów, jakie stawia przed nimi polska mowa. Dzięki temu, mimo iż początki są ciężkie i mało owocne, to jednak na pewno wcześniej czy później uda im się zdyscyplinować umysły i osiągnąć wymarzony cel, którym często jest porozumiewanie się z ukochanym bądź ukochaną w jego/jej języku. Jak to mówili już starożytni: Per aspera ad astra, więc gospodarze drodzy: nie zniechęcajcie się!

Często słyszy się, nawet z ust rodowitych Anglików, że nie posiadają oni talentów językowych. I niestety sąd ten znajduje potwierdzenie w praktyce. Zajmując się nauczaniem obcokrajowców języka polskiego zauważam, że uczenie się naszego języka to dla niektórych Anglików syzyfowa praca. Dobrych chęci i zapału mają wiele, ale niestety talentu – brak.

o pan sądzi o Anglikach? Podsądny, czyli ten, który miał wydawać w tej kwestii osąd, siedział w krajowym studiu telewizyjnym. – Co sądzę? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Czyli starym sposobem wypróbowanym przez religijnych i politycznych cadyków. – No – chrząknął po namyśle – sądzę, że bardzo nas, Polaków, cenią – wycedził. Dziennikarz prowadzący program bardzo się ucieszył. Takiej właśnie oczekiwał odpowiedzi. Bo przecież ocena innych narodowości jest zawsze uzależniona w naszej tradycji od ich stosunku do nas. Miarka za miarkę. Z tej celnej dla odbioru słuchaczy odpowiedzi wynikało, że Anglicy to w ogóle fajny naród. Rodziny naszych imigrantów, wpatrzone w ten program, czuły się usatysfakcjonowane – co piszę, choć nie cierpię tego słowa. Lubią nas w Anglii, cenią, szanują, witają z otwartymi rękami. Potencjalny narybek imigrantów z kraju do Anglii już się zbiera do nalotu na Wyspę. Mieszkam w tym kraju od zarania, czyli przez całe moje dorosłe życie. Na pytanie, co sądzę o Anglikach, nie wiedziałabym co odpowiedzieć. Czy sięgać do historii ich najazdów, podbojów i grabieży? Czy sięgać do ich historii odkrywania świata i zarażania go cywilizacją? Notabene teraz, po odkryciu seksu, Anglicy odkrywają erotykę kulinarną. Smażą, prażą, oblizują się i comkają. A może mam sięgnąć do historii ich wynalazków technicznych, rewolucji przemysłowej, czy postępu w medycynie? Czy może sięgać do dziejów ich parlamentarnego ustroju? Do kształtowania, bywało burzliwego, monarchii konstytucyjnej? Czy wreszcie do ich kultury, literatury, poezji, dramaturgii, teatru? Czy do sportów, które dali światu? – Ile razy kopniesz piłkę – mawiał pewien znany angielski trener – pamiętaj, że to my pierwsi zaczęliśmy ją kopać. I ustaliliśmy zasady tego kopania. Nie tylko tego – chciałoby się dodać – pamiętając o zasadach politycznego kopania przez wieki. Zdumiewa mnie pewność, z jaką krajowi korespondenci wypowiadają się o tym kraju w polskich mediach. Niedawno przeczytałam w jednym z polskich pism niesamowitą wiadomość. Ogłosiła ją korespondentka tego pisma z Londynu. Napisała: „Sławny bohater bitwy pod Trafalgarem, który śmiercią bohaterską okupił wielkie zwycięstwo dowodzonej przez niego floty, stoi teraz na jednym z centralnych placów Londynu”. Stoi biedak, stoi i opędza się od turystów i gołębi zatruwających mu życie. Jako żywo lord Nelson, jeden z pogromców Napoleona, jak żywy. Wpadają ci nasi korespondenci do Londynu jak po ogień, po czym smażą swoje powierzchowne wrażenia i opinie. Jako świeżo upieczeni znawcy przedmiotu. No cóż, żyjemy w błędnym kole często błędnych ocen. – Więc jak pan ocenia Anglików? – słyszę w innym telewizyjnym programie. Problem w tym, że na terenie Anglii coraz trudniej o rdzennych Anglików. Toną w masie cudzoziemskiego najazdu. W przedświątecznym Londynie jazgot obcych języków i narzeczy. Zbita ludzka masa szturmuje wejścia do metra. I wszyscy naraz terkoczą w swojej mo-

wie między sobą i do komórek. Merdoso – usłyszałam. – Merde – morderczo mruknęłam. Pewnego dnia utracę tu nawet prawo przechodnia. – Kurde! – krzyknęłam. Żyjemy nie w Anglii, ale w Wielkiej Brytanii. W Zjednoczonym Królestwie Anglii, Walii, Szkocji, Północnej Irlandii, że przypomnę. I od dłuższego już czasu, gdyby ktoś pytał – należy pytać, co pan/pani sądzi nie o Anglikach, ale o Brytyjczykach. Oni sami, jak się okazuje, nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć. Niedawno Daily Telegraph (17.11) pisał o debacie na modny temat brytyjskości. Debata pod auspicjami tego pisma odbyła się w Westminsterze. Wypowiadali się na ten temat historycy, politycy, działacze społeczni, itp, itd. Co to takiego brytyjskość? Jak ją zdefiniować? Czy poczucie przynależności narodowej jest dziedziczne? Wypływa z krwi? Czy można je nabyć przez przyzwyczajenie lub edukację? I jak w brytyjskich szkołach wielonarodowych wpaja się poczucie dumy z tej brytyjskości? I jakie są brytyjskie wartości. Tego, że wspomnę, uczą się także dzieci polskie w brytyjskich szkołach. I można by zapytać, czy tak wpajana w nich duma z brytyjskości koliduje z dumą i świadomością polskości. Kiedyś przeczytałam, że brytyjskość była darem niemal boskim, którego nie mieli cudzoziemcy. Żaden foreigner nie mógł się stać Brytyjczykiem. Bo albo człowiek się z tym rodził, old boy, albo nie. Ale dziś? Przy doktrynalnym wyznawaniu poprawności narodowych czy politycznych sprawa się gmatwa. Debaty słuchała młodzież z jednej ze szkół w hrabstwie Surrey. Reakcje tej młodzieży były tak różne, jak różne jest jej pochodzenie. A więc: Brytyjczycy są oschli, zamknięci, uprzejmi, życzliwi, pomocni, dobrze wychowani, aroganccy, zarozumiali, bezczelni, umieją przegrywać w sportowych zawodach z godnością, są dobrymi organizatorami, mają prawdziwie demokratyczny ustrój. No i te wspaniałe parady, pochody, defilady. Czyli nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, kim są ani jacy są ci Brytyjczycy. Znany historyk dr. David Starkey twierdzi, że brytyjskości nie można wpajać, bo nie istnieje. – To jakaś wydumana mitomania. Istnieje tylko Zjednoczone Królestwo. Debaty na temat brytyjskości nie leżą w charakterze narodu królewskiego. My się nie obnosimy z patriotyzmem – twierdzi dr Starkey i proszę nam nie zawracać głowy zawrotnymi pomysłami patriotyzmu w wersji brytyjskiej. Więc co mamy sądzić o tym kraju i jego mieszkańcach? My, Polacy, wychowani w patriotyzmie i dumni z naszej polskości. Po cichu sobie myślę, że ten kraj ma poważny problem narodowej tożsamości. Trudny do rozwikłania. Kiedyś zapytano księcia Edynburga czy czuje się Anglikiem? On, niemiecko-grecki mieszaniec. Na co książę: „Przecież o mnie mówią this fellow what belongs to queen. Czuję się tylko jej poddanym”. O ile prościej być Polakiem. I powtarzać, kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały? I nie być niczyim poddanym. I proszę nie zadawać głupich pytań, bo można na nie otrzymywać tylko głupie odpowiedzi.


nowyczas.co.uk

Grzegorz Małkiewicz

Tania władza – czytamy w doniesieniach z kraju. Ekipa poprzednia mówiła o tanim państwie. I jedno, i drugie określenie, jeśli nie chce być nośnikiem populizmu, powinno zakładać gruntowną reformę administracyjną państwa, tak zwane odchudzenie struktur władzy, czyli otwarty atak na budżetówkę. A ta jest, jak wiemy, silna i liczna.

J

NOWYCZAS 23 listopada 2007

FELIETONY 13

eszcze rząd nie zaczął rządzić, nie przedstawił, nawet ramowego programu swojej kadencji, a już wysyła sygnały jaki jest. A jaki jest, każdy widzi. Prosty i skuteczny marketing nie wymaga działań uzupełniających. Ja nie mam, ty nie masz, to rząd też nie będzie miał. Nie będzie podziału na my-oni. Rząd pojednania, do bólu uczciwy. W przypadku rządu, jak rozumiem liberalnego, są to deklaracje trochę dziwne. Przypominają też wcześniejszy eksperyment rządu Tadeusza Mazowieckiego. Pamiętam do dziś zakłopotanie, kiedy mój przyjaciel Włoch, po powrocie z Warszawy, zapytał mnie dlaczego rząd, kiedy wszystko trzeba reformować, traci czas na wycofanie się z kontraktu na nowe lancie. Próbowałem tłumaczyć, wtedy jeszcze wierzyłem w idealistyczne motywacje polityków. To był „nasz” rząd, który solidaryzował się ze spauperyzowanym społeczeństwem. Przyja-

SPEAKER’S Corner

ciela nie przekonałem. Kto jednak po latach pamięta, że ministrowie nie chcieli jeździć wygodnymi i sprawnymi samochodami? Po owocach poznacie jego. A owoce, z punktu widzenia „taniego rządu” groteskowo odsłoniły nagość króla. To właśnie w tym okresie społeczeństwo ze zdumieniem oglądało, jak dawni prominenci władzy, przedstawiciele ludu, nomenklatura rządów robotniczo-chłopskich uwłaszczała się przy przyzwoleniu skromnych i odchudzonych ministrów. Ale, jak widać, to doświadczenie nie wpłynęło na zmniejszenie zapotrzebowania na pozorne deklaracje polegające na solidaryzowaniu się z biedą społeczeństwa. Mój przyjaciel, socjalista z krwi i kości, do znudzenia powtarzał znaną na Zachodzie mantrę, że „co tanie to drogie”. Ratowanie polskiej gospodarki – dowodził – nie może polegać na wymianie dobrych włoskich samochodów na wątpliwej jakości polskie fiaty. Polski fiat nie miał już, jego zdaniem, nic

wspólnego z włoskim przemysłem motoryzacyjnym. Tłumaczył też, że rządzenie państwem związane jest z pewnym prestiżem, że władza reprezentuje wyborcę i nie może tego robić w wymiętym garniturze, a oszczędności w ten sposób generowane mają się nijak do rozwoju ekonomicznego, który powinien być nadrzędnym celem władzy państwowej. Zapyta ktoś, jaki z niego socjalista? Marksiści podpowiedzą, jeśli jeszcze są, że jego socjalizm ma podłoże burżuazyjne, zawarte w formule „co tanie to drogie”. Taka mentalność wymaga pewnego stanu posiadania, a wtedy własność staje się naturalnym i najważniejszym elementem uprawiania polityki. W Polsce, przeoranej korupcją i spauperyzowanej, nadal jest inaczej. Premier, pomawiany przez swoich oponentów, że „jest chory na władzę”, chce odreagować i odrzuca splendory władzy. „Chory na władzę”? A cóż to za polityk, który stroni od władzy?

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

W

Wacław Lewandowski

Zbawcy ludzkości

dawnych czasach, gdy ktoś chciał czynić dobro bliźnim, brał się za organizowanie kwesty czy innej akcji charytatywnej. Tylko marksiści krytykowali taką działalność, że to niby odwracanie uwagi od systemowych przyczyn społecznej nierówności. Ludzie doktrynalnie nieobciążeni rozumieli, iż zaletą charytatywnej działalności jest niesienie pomocy bez ingerowania w prawa tego, któremu się pomaga. Dziś jest inaczej. Dobroczyńcy dzisiejsi, kandydaci na zbawców ludzkości, chcą ją chronić przed społecznym złem najchętniej za pomocą zakazów, urzędniczych uregulowań, które uniemożliwią czynienie zła zagubionym jednostkom. Posłużę się jednym przykładem: nikt chyba nie ma wątpliwości w kwestii społecznej szkodliwości alkoholizmu. W Polsce szkodliwość ta ma swoiste oblicze w postaci mas rodaków, którzy mają zwyczaj od czasu do czasu siadać za kierownicę w stanie nietrzeźwości, toteż znajdują się potencjalni dobroczyńcy, którzy występują z różnymi projektami uwolnienia kraju od tej plagi. Niektórzy z nich z działalności tej uczynili sobie stałe zajęcie, a nawet źródło utrzymania. Starają się, najchętniej odpłatnie, doradzać kolejnym ministrom zdrowia w kwestii zwalczania pijaństwa i alkoholizmu. Przy ministrze Relidze kręciła się spora grupa takich zawodowo „dobrych ludzi”, podsuwając mu coraz to nowe koncepcje walki ze szkodliwym zjawiskiem. Głośny był projekt pozbawienia alkoholików opieki zdrowotnej w zakładach publicznej służby zdrowia. Z zapałem liczono, jakie to miliony państwo wydaje na leczenie alkoholików, którzy zwykle nie pracują i nie opłacają składki zdrowotnej. Nie brano pod uwagę, ile pieniędzy wpłaca do państwowej kasy człowiek systematycznie przez ileś tam lat pijący w postaci podatków pośrednich, wliczonych w cenę trunków. Obmyślano liczne sposoby ograniczenia handlu alkoholem, wychodząc z założenia, że im trudniejsza dostępność, tym mniej statystyczny Polak wypije. Znawcy zagadnienia jakby zapominali, że człowiek uzależniony od alkoholu po prostu pić musi i zada sobie każdy trud, by zdobyć niezbędną mu dzienną dawkę. Szczęśliwie rząd PiS-u był mało wydolny, toteż – mimo że Relidze niektóre z projektów się podobały – nie zdołał przygotować odpowiednich ustaw. Zawodowi dobroczyńcy ludzkości działają jednak w otoczeniu każdego rządu i każdej władzy. Oto znalazła się pewna łodzianka, na co dzień doradzająca łódzkiemu wojewodzie, która apeluje do nowego rządu, by ten wprowadził zakaz handlu napojami alkoholowymi na stacjach benzynowych. Motywacja? Bardzo prosta, by nie rzec – prostacka. Zdaniem rzeczonej pani, jeśli człowiek płacąc za benzynę widzi regały z trunkami, to podświadomie nabiera ochoty do picia za kierownicą! Po prostu, jak ten pies Pawłowa, ma odruch i już... Cenię sobie drobne przyjemności i wyznam, że lubię, zwłaszcza latem, po przejechaniu kilkuset kilometrów po polskich zatłoczonych drogach, gdy znajdę się już w pobliżu domu, wstąpić na stację i kupić ze dwa schłodzone w lodówce piwa, które wypijam – rzecz jasna – gdy już zasiądę w fotelu w swoim mieszkaniu. Teraz natchniona zbawczyni chce pozbawić mnie tej przyjemności. Nadzieja w tym, że nowa minister E. Kopacz – podobno – nie dała się jeszcze przekonać.

O BYC Z A J ÓW K A

B

Waldemar Rompca

ędzie na poważnie. Znalazłem w internecie dwa ogłoszenia, które przykuły moją uwagę. Zainteresowanie rosło wprost proporcjonalnie do... rozczarowania. Gdy emocje opadły, stwierdziłem stanowczo: No tak, biznes po polsku. Pierwsze ogłoszenie: polska telewizja w Wielkiej Brytanii poszukuje pracowników. Wymienia stanowiska z profesjonalnie brzmiącymi nazwami, co ma pokazać, że wiedzą co robią. Wiedzą. Stawiają wysokie wymagania, mamią możliwością zdobycia ogromnego doświadczenia potrzebnego na trudnym medialnym rynku. Wszystko cacy, gdyby nie ostatnie zdanie, w którym firma mówi, że w sumie nie szuka pracowników, ale jedynie praktykantów, którym nie oferuje pieniędzy za poświęcony czas, a jedynie możliwość zdobycia cennego

Szukanie naiwnego doświadczenia, obycia itp. Żeby nie było kompletnie bez sensu, firma zapewnia, że pokryje koszty dojazdu ( w wysokości 5 – słownie: pięciu! – funtów), a nawet da na lunch, ale jedynie kolejną piątkę. Drugie ogłoszenie: brytyjska firma z rynku telewizyjnego też szuka ludzi, ale tylko na jeden dzień pracy. Żadnych tam specjalnym wymagań technicznych, nic takiego. Wie za to, że jest poważną firmą i wie, że od poważnego partnera można poważnych rzeczy oczekiwać, nie mami więc biadoleniem o ważnym medialnym doświadczeniu, jakie można zdobyć w ciągu jednego dnia, a jedynie dodaje sucho, że za dzień pracy płaci od 160 do 300 funtów. Jest różnica? Jest. Piszę o tym z dwóch powodów. Po pierwsze z pewnym zainteresowaniem przyglądam się popisom polonijnych przedsiębiorców, którym marzy się medialna potęga. Firma tvpl.com, o której mowa, lubi grafomańskie popisy w stosunku do samej siebie stwierdzając, że to pierwsza taka telewizja. Nie zauważa, że na rynku tutejszym jest już pl.tv oraz Telewizja Goniec, w której to można podziwiać samego prezesa firmy biegają-

cego z cyfrową kamerką po salonach Londynu jako głównego reportera stacji. Telewizja Goniec dostępna jest tylko w internecie, tak samo zresztą będzie z tworem przygotowywanym przez wydawcę Polish Expressu. To nic, że biegający reporter-prezes budzi salwy śmiechu. Nie ma żadnego znaczenia, gdy wręcza się komuś wizytówkę z napisem TV. Drugi powód, dla którego lubię przyglądać się megalomanii medialnej w Wielkiej Brytanii jest zupełnie inny. Nieważne bowiem, co się robi i jak się robi, sam fakt, że coś się robi, ma już ogromne znaczenie. Podpowiadam więc grzecznie twórcom TVPL.com. Dlaczego w ogłoszeniach piszą o tym, że to pierwsza taka telewizja w UK? Przecież witryna internetowa dostępna będzie w każdym zakątku świata, a więc będzie to globalna stacja, pokrywająca swoim zasięgiem każdy zakątek Ziemi. Z dopisku 24 dowiaduję się, że nadawanie trwać będzie przez całą dobę. Kiedy wejdą na giełdę, z pewnością „Financial Times” zrobi z tego czołówkę. Słyszałem, że w CNN i BBC już trwają strategiczne narady. Nie wiedzą, jakich mają konkurentów!


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

14 PROMOCJA

Polska, pieniądze i pomysłowe telegramy – Trudno powiedzieć, czy ktoś wie to dokładnie. To trochę jakby spytać o to, ile dokładnie kilometrów jest z Ziemi do Słońca..., ogólnie wiadomo, że to kawał drogi! (śmiech). Polacy są bardzo rozproszeni, choć są oczywiście i duże skupiska, charakterystyczna jest też dynamika i skłonność do częstej zmiany miejsca pobytu, stąd nawet rząd brytyjski za wami nie nadąża. My staramy się robić wszystko co możliwe, by przez oferowane usługi pomagać, nie tylko polskiej społeczności. Jako firma, uczestniczymy w rozwoju różnych państw, np. Meksyku, a ostatnio Rumunii, wspierając działania niezależnej organizacji charytatywnej Habitat. Organizacja ta wybudowała tysiące domów dla najuboższych na całym świecie. Taka forma pomocy ma sens, i daje możliwość zwrócenia części naszych dochodów ludziom w pożytecznej, pozytywnej i istotnej formie.

Z MARKIEM PERRYMANEM, dyrektorem regionalnym MoneyGram rozmawia Mikołaj Skrzypiec

Jak trafił pan do firmy i co sprawiło że zajmuje się pan właśnie Polską? – Moi rodzice przybyli tu w latach 50. Mieszkali początkowo na Edmonton, w północnej części miasta, podobnie jak przedstawiciele innych społeczności emigracyjnych. Londyn zawsze był i będzie mekką dla migracji, to fenomen od wielu lat: Szkoci, Irlandczycy, Hugenoci, czy Polacy – Londyn zawsze dawał możliwości rozwoju. Polska społeczność stała się istotnym elementem tej mozaiki, szczególnie po otwarciu granic, wraz z jej przystąpieniem do Unii. Moja obecna praca jest natomiast konsekwencją mojej dotychczasowej kariery. Cieszę się, że mogę

A w jaki sposób wspieracie Polaków w Anglii? To przecież nie tylko usługi. pracować z polską społecznością, Polacy to liczny i ciekawy naród, zdecydowanie podzielam opinię o waszej pracowitości i potencjale.

No właśnie, jak pan sądzi, ilu Polaków znajduje się na Wyspach?

– Oczywiście, że nie! Wspieramy od kilku lat polską kulturę i sztukę w Londynie, jak i poza nim. Jesteśmy współorganizatorami wielu imprez, w tym m.in. koncertów rockowych, działalności POSK-u, teatru, kabaretu, wielu rozmaitych

aspektów życia polskiej społeczności, w tym życia niektórych parafii. Filozofia naszej działalności opiera się na świadczeniu dobrych, przejrzystych i powszechnie dostępnych usług klientom. Jednocześnie staramy się wspierać emigrantów wszystkich nacji, jako że życie wielu z nich nie jest najłatwiejsze – trzeba pamiętać, że imigracja to często ciężkie decyzje i rozstania, wymagające poświęcenia i odwagi. Sam wielokrotnie przeprowadzałem się, zmieniając pracę, jest to jednak niemalże nieporównywalnie inna sytuacja od tej, jaka jest udziałem większości z waszych rodaków. To godne podziwu i wiele o Was mówi.

Co pana zdaniem może skłaniać Polaków do korzystania z Moneygram? – Poza najnowszymi stawkami już tylko od £4,99 i dziesięciominutowym transferem? (śmiech). Hmm.. Np. łatwy dostęp do tysięcy punktów na Wyspach Brytyjskich, podobnie jak w Polsce – oba kraje pokrywa gęsta sieć naszych oddziałów. Pieniądze można przesłać z każdej poczty na Wyspach, a odebrać w dowolnym oddziale banków PKO SA i BGŻ. Kolejnym niespotykanym udogodnieniem operacji przesyłania pieniędzy jest fakt, iż przekaz można

pobrać zarówno w złotych, jak i w euro lub dolarach, co daje możliwość wybrania najkorzystniejszych przeliczników walut w danym momencie. Nasza strona internetowa dostępna jest również w języku polskim, tam można w łatwy sposób sprawdzić stawki i przeliczniki przed wysłaniem pieniędzy. Bez haczyków, czarno na białym. Staramy się tworzyć jak najlepsze standardy usług i zapewniać je każdemu, w każdym zakątku świata, tak by nasza firma była ogólnie rozpoznawalnym synonimem jakości.

Jakie działania planuje pan na najbliższą przyszłość? – Poza spotkaniem 6 grudnia polskich dzieci z wielkim brodaczem, który rozdaje prezenty? (śmiech). Planujemy dużą kampanię na przyszły rok, chcielibyśmy spróbować zachęcić polskie biznesy, takie jak np. sklepy czy punkty usługowe, do nawiązywania z nami współpracy, co ma sprawić, że MoneyGram jeszcze bardziej zbliży się do polskiej społeczności. Chcemy dowiedzieć się, w jaki sposób moglibyśmy wspierać rozwój Polaków. Jak jeszcze pomóc w waszej ciężkiej walce o lepszą przyszłość: zarówno jednostek, jak i całego kraju, do którego jak sądzę, większość Polaków prędzej czy później wróci.

Urealnienie cen na polskim rynku mieszkaniowym Stabilizacja, a nawet lekka obniżka cen na rynku pierwotnym W wielu dużych miastach (Warszawa, Kraków) ceny prawie stanęły w miejscu, a w niektórych miastach nawet się obniżyły. Do największych obniżek doszło w Krakowie i Gdyni. Spadek cen wyniósł tam odpowiednio 3,2 proc. i 4,5 proc.. Na stabilnym poziomie utrzymały się ceny ofertowe w Warszawie, średnia cena w ostatnim miesiącu praktycznie nie uległa tam zmianie (0,3 proc.). Według „Dziennika” ceny za metr kwadratowy w głównych polskich miastach kształtują się teraz następująco: Warszawa – 8836 (- 0,3 proc.) Kraków – 7255 (- 3,2 proc.) Wroctaw – 7093 (+ 4,65 proc.) Poznań – 6584 (- 0,66 proc.) Gdańsk – 6289 (0,0) Gdynia – 6523 (- 4,5 proc.) Katowice – 4195-(+ 1,8proc) Lublin – 4763 (+ 2,2proc.) Olsztyn – 5318 (-0,8proc.) Wszystko wskazuje na to, że gorączka zakupowa powoli kończy się, a tym samym dynamika wzrostu cen słabnie. Koniunktura się przegrzała, twierdzą eksperci. Wydawać by się mogło, że spadek cen spowoduje większą dostępność mieszkań. Nic bardziej mylnego… Ceny nieruchomości tak wywindowały, że nawet wzrosty płac, poprawa na rynku pracy czy nawet coraz korzystniejsze oferty banków nie zmienią sytuacji.

Pozostaje nam oszczędzać… Z ostatniego raportu Open Finance i Oferty.net wynika, że mieszkaniec Gdańska, który całą swoją pensję będzie przeznaczać na zakup mieszkania, pieniądze na 50-metrowy lokal odłoży po 10 latach i 5 miesiącach. W znacznie

gorszej sytuacji jest mieszkaniec Krakowa, który potrzebuje swojej pensji z 17 lat i 5 miesięcy, aby myśleć o kupnie takiego samego mieszkania. Wprawdzie sytuacja finansowa polskich emigrantów na Wyspach nie jest aż tak przerażająca i zarobki pozwalają na zgromadzenie niewielkich oszczędności, to i tak bez kredytu się nie obejdzie. Pozostaje problem wyboru banku i kraju zaciągnięcia kredytu.

A zdolność kredytowa Polaków niestety jest coraz gorsza Przeciętny Kowalski w 2006 przeznaczając całe miesięczne wynagrodzenie mógł pozwolić sobie na zakup 0,59 m2, półtora roku później stać go już tylko na 0,37 m2. Wg budowlanego serwisu dla profesjonalistów, Muratora, mimo niższych rat kredytowych we frankach i w niektórych przypadkach w złotych, dostępność mieszkań w

Od stycznia 2006 do września 2007 roku średnia cena m2 wzrosła o niemal 100 proc., podczas gdy średnie uposażenie zaledwie o 15,7 proc. Coraz mniej Polaków stać na kredyt mieszkaniowy. Własne „M” stało się ponownie dobrem dostępnym dla osób o wysokich dochodach. Czy osoby o niższych zarobkach będą zmuszone do kupowania nieruchomości o niższym standardzie na rynku wtórnym? Urealnienie cen wydaje się wręcz nieuniknione.

większości miast spadła – prawie wszędzie trzeba mieć wyższą zdolność kredytową niż miesiąc wcześniej. Wynika to ze wzrostu oprocentowania kredytów złotowych, który wymusza bardziej rygorystyczne podejście do oceny zdolności klientów zaciągających kredyty zarówno w złotych, jak i we frankach (we frankach nawet bardziej ze względu na rygory tzw. rekomendacji "S"). Według analityków Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości w Związku Banków Polskich, wartość udzielonych kredytów mieszkaniowych w 2007 roku wyniesie 57 mld zł.

Pozostaje porównywać i analizować rynek Przy ciągle zmieniającej się sytuacji na polskim rynku mieszkaniowym warto pokusić się o porównanie ofert developerskich oraz kredytowych. To, że nadal inwestowanie w nieruchomości pozostaje najbezpieczniejszym sposobem pomnażania własnych oszczędności, nie ulega wątpliwości. Gdzie jednak kupić najkorzystniej, gdzie zarobić i nie stracić?

„Poland Property Show” w Londynie 8-9 grudnia w hotelu Novotel London West wielkie wydarzenie polskiej branży developerskiej. W jednym czasie, w jednym miejscu zgromadzą się najwięksi polscy developerzy oraz instytucje udzielające kredyty hipoteczne. – Bezpośredni kontakt z developerem, czy przedstawicielem banku, powinien przekonać nawet tych najbardziej niezdecydowanych – mówi przedstawiciel organizatora, Andrzej Sierakowski. Dla tych, którzy zdecydują się na targach na zakup własnego „M”, istnieje możliwość dopełnienia wszelkich formalności na miejscu, w Londynie. Biuro sprzedaży polskich nieruchomości Bachalski Properties już działa i zaprasza wszystkich zainteresowanych. A na Święta do Polski jedźmy odpocząć, szanujmy swój czas.


ÈéñÛ èã íôÛ éê-ÛîÛ

Ñózæãä êãßèã+Þôß Þé

ñ «ª çãèïî äï éÞ #®¨³³¤ ÉÞÜãhì´ Ô-éîó¦ !¦

7Y SLIJ Z

/DBIERZ Z »æÜé ñíô0Þôãß áÞôãß äßíî ñãÞéÝôèó ôèÛå ÇéèßóÁìÛç

ÔÛÞôñéb êéÞ ÞÛìçéñó èïçßì ªª²ªª ²³±« ²³±« ÆïÜ ñßäÞ èÛ íîìéè0 ñññ¨çéèßóáìÛç¨Ýé¨ïå ¤Ñ éÞèãßíãßèãï Þé îßä îìÛèíÛåÝäã çÛ ôÛíîéíéñÛèãß åïìí ñóçãÛèó ïíîÛæéèó êìôßô ÇéèßóÁìÛç æïÜ äßä Ûáßèîhñ¨ ÔáéÞèãß ô áéÞôãèÛçã êìÛÝó êìôóäçïäÛÝßáé ÛáßèîÛ ã çãßäíÝéñóçã êìôßêãíÛç㨠ÎÇ ¬ªª± ÇéèßóÁìÛç¨ »ææ ìãáâîí ìßíßìðßÞ¨


Ł

nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

16 REPORTAŻ MARCIN PINIAK/NowyCzas

Sztuka, reklama, rewolucja techno

Marcin Piniak redakcja@nowyczas.co.uk

Współczesne imprezy tego typu są pewną próbą powrotu do korzeni, do transu – tak jak cały ruch archaic revival, którego elementem była „rewolucja techno”. W takich imprezach nie chodzi o szpan, prężenie muskułów czy o poderwanie dziewczyny. Chodzi o muzykę, o bycie razem, kontakt ze swoim ciałem plus oczywiście masą kosmicznych narkotyków. Bo ten ruch nie powstałby, gdyby nie ecstasy, a wcześniej, w latach sześćdziesiątych, LSD. Bez substancji zmieniających świadomość nie byłoby takiej rewolucji. Jednocześnie już na poziomie samego tańca, dochodzi do zatrzymania analitycznego procesu myślenia, którym jesteśmy zazwyczaj pochłonięci. Taniec staje się formą medytacji. Wiem, że takie bardziej duchowe podejście jest jak najbardziej możliwe. Oczywiście to się rzadko dzieje w klubach komercyjnych, gdyż one są nastawione na konsumpcję, ucieczkę od rzeczywistości i zysk. Scena to duży biznes. Nie zrobiłbym imprezy, na której podczas swojego setu wyświetlam reklamę – logo sponsora – powiedzmy producenta jakiejś wódki czy innej korporacji. Niektórzy tak robią – można na tym nieźle zarobić – „można też sprzedawać heroinę dzieciom” jak ktoś to dosadnie skomentował na forum VJ-skim. Przesada, ale coś w tym jest – to wykorzystywanie ludzkiego otwarcia, pewnego rodzaju bezbronności do uwarunkowania od produktu, wrzucania w głowe jakiejś

ukasz Boros, 28-letni visual jockey, czyli artysta zajmujący się oprawą wizualną imprez klubowych. Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej. Ponad trzy lata w Londynie. Czas kompromisów pomiędzy pasją a zarabianiem pieniędzy. W końcu postanowił zostawić bezpieczną posadę w biurze i zająć się jedynie VJ-owaniem. Wykorzystaniem czasu swojego życia na swoich warunkach. Jako Visualchemy zapragnął zaprezentować innym ludziom to, co czuje naprawdę, podzielić się swoją wizją świata, pasją i radością. Jadąc na rozmowę z Łukaszem słuchałem muzyki. Szczególnie zapadł mi w pamięć fragment tekstu bydgoskiego zespołu Variete: W kawiarniach jądra burzy bez wiatru i gniewu w kawiarniach jądra burzy bez wiatru i siły wraki okrętów i chmur które nigdy nie wypłynęły

Wizja – Na czwartym roku architektury poczułem, że to jednak nie jest to, co chcę robić w życiu. Zawsze mnie ciągnęło do efektów specjalnych, wirtualnej rzeczywistości, do rzeczy wizualnych. Jednocześnie zrozumiałem, że chodzi także o pokazanie czegoś, co odbije się echem w świadomości. Stworzenie czegoś, co ludziom przypomni o czymś istotnym. Zmusi do zadawania pytań. W marzeniach wszystko wygląda dobrze. W marzeniach nie ma dylematów. Są czyste, wyidealizowane. Potem zaczyna się myślenie analityczne – czy się uda i tak dalej. Strach. Wymyślanie problemów. Czy to się spodoba, czy będzie się opłacać – wszystkie tego typu straszne sprawy. Tak naprawdę to nie jest istotne - jak już zaczynasz to robić, są to sprawy drugorzędne. Na początku to było coś na zasadzie drogiego hobby. A do tego praca na półtorej etatu. Jeden etat dla pieniędzy, a reszta to praca przy wizualach. Z czasem zaczynasz inwestować, kupujesz lepszy komputer, spędzasz przy tym coraz więcej czasu. To wciąga. Póki co, wszystkie imprezy, na których pracuję to współpraca z niezależnymi artystami, ludźmi, którzy sami mają ograniczone budżety. To jest robienie niezłego show za siedemdziesiąt, osiemdziesiąt funtów. Tyle możesz zarobić na zmywaku. Jednak układ jest w porządku. To się musi opierać na zaufaniu. Przeważnie są to młodzi ludzie z pasją. Zapaleńcy. Oni także próbują się utrzymać z tego, co kochają. Polega to na tym, że ta praca jest właśnie tym, co chcesz robić i wiesz, że to jest dopiero początek. To kwestia skupienia na jednej rzeczy, w pewnym momencie wymagająca decyzji. Rzucenia bezpiecznej pracy, której nie lubisz, ale która daje ci zabezpieczenie. To jest ryzyko – oprócz sztuki, to też chodzenie po drabinach o siódmej rano po dziesięciu godzinach pracy. To ogrom mozolnej pracy przy komputerze. To sprzęt, na który trzeba zarobić samemu. To rozmowy, pertraktacje i próby. Dlatego niezbędny jest język angielski. To kwestia umiejętności wytłumaczenia niuansów swojej pracy. To także możliwość zajęcia stanowiska, kwestionowania i wejścia w dialog.

Pasja Wszystko to ważne, ale dużo ważniejsze jest to, żeby po prostu lubić to, co się robi. To jest moja radość. Satysfakcja, że udało się na żywo stworzyć coś, co się podoba. Nawet jeśli to są tylko momenty. Oczywiście fajnie jest dostać od kogoś potwierdzenie, że to jest super, ale to się rzadko zdarza. Przeważnie jesteś gdzieś za stanowiskiem DJ-ów, gdyż to oni i muzyka są na pierwszym planie. To jest pytanie, gdzie jesteśmy i jaki

TO MIASTO OTWIERA G¸OW¢ papki reklamowej, negatywnego programowania. To jest zawłaszczanie pierwotnego stanu. Stanu miłości, empatii i otwarcia na innego człowieka. Dla mnie to jest bycie po złej stronie mocy. Mówią, że dziś sztuka przeplata się z komercją. Z jednej strony masz dla przykładu dzieło filmowe, a z drugiej product placement, który jest zwykłą reklamą. Pytanie brzmi: czy robisz reklamówkę, czy robisz film? Ja nie wierzę w tego typu formy mieszane. To bardziej wynika z potrzeb biznesu niż ze sztuki. Chodzi o główną intencję tego, co robisz.

Zaczyna się zwyczajnie jedziesz pociągiem, masz walkmana na uszach i widzisz rytm słupów trakcyjnych za oknem. Są takie momenty kiedy to tworzy całość. Ta muzyka, której słuchasz i ten ciąg obrazów. Jedność. Myślisz sobie – jak teledysk wystarczy to nakręcić i połączyć z muzyką… jest kontekst. Nie mam tu pretensji. Czasem sam nie lubię wizuali. Ponieważ sednem imprezy nie jest to, aby się gapić w ekran, to nie jest kino. Chodzi o taniec, o bycie razem. Łatwo jest zwrócić i przyciągnąć uwagę obrazem – kwestia techniki. Jednak tego typu dominacja jednego elementu zabija całość. To jest moment wspólny dla wszystkich. To jest muzyka, taniec, obraz. Optymalnym celem dla mnie w tej pracy jest połączenie treści z formą wyrazu. Stworzenie czegoś, co jest jednocześnie atrakcyjne i świetnie gra z muzyką, a jednocześnie przekazuje pewne formy, treści w bardzo subiektywny sposób. W ten sposób możesz dać do myślenia zestawiając dla przykładu widok Ziemi z Księżyca z pożarem, albo z masą ludzi. To oczywiście dosyć banalne – ale to, co chcesz powiedzieć, możesz pokazać na wielu różnych poziomach. To wszystko zależy, z czego budujesz te obrazy. Jakich klocków używasz i jak je zestawiasz. Z tych samych obrazów możesz zrobić reklamę i antyreklamę. To jest kwestia operowania. Celem VJ–owania może być też wizualizowanie muzyki, pokazanie tego, czym dla ciebie jest ta muzyka. Dla mnie jest to przygoda. Improwizacja. Nie lubię rutyny. Lubię nowe rzeczy, bardzo szybko zmieniam tematy, pomysły. Musi być w tym dynamika. I mu-

Miejsce si iść z dźwiękiem. Jest to proces, tworzenie na żywo. Często jestem niezadowolony z tego, co robię. Kiedy widzę, że moje wizuale są nieadekwatne do tego, co się akurat dzieje w muzyce. Tak naprawdę przygotowanie klipów – krótkich filmików, z których korzystam na żywo, to często dziesiątki godzin mozolnej pracy. Chociaż pewnie można to też zrobić w łatwiejszy, szybszy sposób. To jest kwestia indywidualnego stylu. Oczywiście można powiedzieć, że to nie to, że to pójście na łatwiznę itp. Ale to już krytyka i ocena, tak dobrze znana z Polski. A to jest osobista kwestia wyboru, gustu. Wszystko zależy od tego, w którym momencie jesteś. To, co ma znaczenie dla jednego, dla drugiego jest banałem. Ważne jest to, żeby to się broniło estetycznie. Nie było jakimś wydumanym tworem, pseudonowoczesną sztuką dla nikogo. Oprócz formy, trzeba mieć coś w sobie. Warsztat to jest jedno, ale potrzebne jest doświadczenie życiowe – musisz mieć coś do powiedzenia.

Wcześniej byłem w Stanach i zrozumiałem, że to nic takiego gdzieś wyjechać. Rozgryzanie nowego systemu jest fascynujące. Zmiana. Układanie sobie życia na nowo w zupełnie innych warunkach. Tu przyjechałem jeszcze przed Unią. To był pomysł Ani, mojej dziewczyny. Półroczny program Au pair, nauka języka. Czemu nie – pomyślałem. W zasadzie, gdybym tu nie przyjechał, nie robiłbym tego, co robię. W pewnym sensie to miasto bardzo VJ–skie. Nowoczesny design, nasycone kolory, wszystko wizualnie dograne. Czy to są pudełka po lodach, czy światła na Piccadilly Circus. Podkręcone do granic kiczu, ekspresyjne i walczące o uwagę, próbujące wybić się z masy metropolii. Żeby zaistnieć w tak różnorodnym miejscu trzeba się określić. Kim naprawdę jesteś? Na czym ci zależy? Londyn to nie jest miasto półśrodków. To miasto otwiera głowę. Strona internetowa Łukasza: www.visualchemy.co.uk


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

REPORTAŻ 17

D

Tam, gdzie polskości pod dostatkiem Aleksandra Solarewicz redakcja@nowyczas.co.uk

o Krakowa wpadam na chwilę, od niego zawsze zaczynam wypad w Beskidy i zawsze zostawiam tam coś cennego. Od dziesięciu lat są to wspomnienia górskie i znajomi. Kiedyś – była to

Zabytkowa ciocia

Wcale nie jestem złośliwa. Ciocia była mała, zasuszona i zawsze ubrana w ten sam bury sweter i brązową spódniczkę. Takie postacie jak Ona wyglądają teraz z albumów ze zdjęciami w sepii. Była właściwie cioteczną babcią. Mieszkała na Kazimierzu, niedaleko kościoła św. Katarzyny, w przestronnym mieszkaniu o wysokich sufitach i dużych oknach. Dla mnie było to muzeum starych mebli i makatek. W salonie pachniało piernikami, stojącymi na kredensie, a w sypialni naftaliną. W pokoju, na samym końcu korytarza, mieszkali studenci. W moim ówczesnym pojęciu, studenci byli krewnymi żebraków: dzikie, zarośnięte istoty w rozciągniętych swetrach, wiecznie obładowane ciężkimi torbami. Ale ciocia, ta drobna staruszka, doskonale radziła sobie z dwoma wyrostkami, chociaż jeden z nich wszedł kiedyś do domu przez okno w kuchni (zapomniał kluczy) i ją samą mocno wystraszył.

Ciastka od Białka do herbaty Czas ferii zimowych na Kazimierzu był czasem rytuałów. Po chleb szło

ALEKSANDRA SOLAREWICZ/NowyCzas

się przez ciemną bramę o secesyjnych szybkach. Chleb był zawsze z piekarni na Meiselsa, która huczała w nocy, że czasem nie dało się spać, a ciastka z tej samej cukierni Białka,

przed wojną do jakiejś krewnej. Ciocia była pełna życia, widać było, że nie poddaje się starości, choć ramię czasu musiało dosięgnąć i ją. Kiedy byłam ostatnio na Kazimierzu, sfotografowałam jeszcze tabliczkę przy domofonie. Pod światło dostrzegłam jeszcze zarysy liter, tworzących nazwisko. I to było wszystko, co znalazłam. Teraz musiałabym trafić do pochylonego drzewa na Cmentarzu Rakowickim, a tam...

Mieszkała na Kazimierzu w starej kamienicy. Dla mnie to było muzeum starych mebli i makatek. W salonie pachniało piernikami, stojącymi na kredensie, a w sypialni naftaliną. na Krakowskiej. Obiady jadaliśmy w pobliskim barze mlecznym, bo nikomu nie chciało się gotować. Ponieważ całymi dniami chodziliśmy po mieście, tylko wieczorami był czas na herbatę i długie rozmowy. Siadywaliśmy pod takim dużym obrazem, który przedstawiał wymarsz I Kompanii Kadrowej, i ciocia, zdjąwszy okulary, z nosem przy fotografii, tłumaczyła zawiłości genealogiczne rodziny. Specjalną atrakcją były zdjęcia jej przedwojennych adoratorów, których ciocia nabierała, podając fałszywe dane osobowe. Pamiętam zdjęcie jednego z nich, oficera. Nazywał się chyba Bukowski, a ciocia znalazła go potem na liście katyńskiej. I wcale nie były to łzawe wspomnienia. Ciocia była życiowa i miała duże poczucie humoru. Nigdy też nie próbowała udowadniać, że II RP to był raj na ziemi, a przedwojenna młodzież była lepsza.

Małopolska a inna Polska Późną jesienią, nad autostradą A4 unoszą się mgły. Z dworca kolejowego nie kursują pociągi sezonowe w Beskidy. Spóźnionym wędrowcom pozostają wycieczki po okolicznych wioskach i ruinach pałaców, fotografowanie Janów Nepomucenów i krzyży pokutnych. Architektura sakralna i świecka Dolnego Śląska, skąd pochodzę, są bardzo ciekawe. A jednak brakuje tutaj łączności z korzeniami, które większość mieszkańców tego rejonu pozostawiła na Wschodzie. Małopolska ma polskości pod dostatkiem. Na Dolnym Śląsku ludzie dopiero budują domy, sadzą drzewa i rodzą dzieci. A mury uczą się polskiej mowy od początku, od nowa.

Drzewo rodzinne, drzewo cmentarne Swoje niespełnione marzenia chowała dla siebie, a dla nas miała mnóstwo drobiazgów z tamtej epoki: serwetki wydziergane przez prababcię, zaproszenie na imprezę dobroczynną, organizowaną przez cioteczną prababcię, legitymację prasową pradziadka itd. Mając 90 lat,

nie siedziała w domu i nie narzekała jak jej koleżanki. Ganiała po całym Krakowie, szukając budynku gimnazjum, gdzie jej ojciec zdawał w XIX wieku maturę i kamienicy na Lubicz, należącej


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopadaa 2007

18

DEPTFORD: Najstarszy rynek uliczny w Londynie, własna orkiestra symfoniczna, doroczny festiwal sztuki alternatywnej i historia na wyciągnięcie ręki. Wszystko to w jednej z najmniej znanych dzielnic na południowym wschodzie miasta.

Dzielnice Londynu

Inaczej niż wszędzie ZDJĘCIA: MIKOŁAJ SKRZYPIEC/NowyCzas

Deptford to stosunkowo mało znana okolica południowowschodniego Londynu, kolejne z miejsc, które w ostatnich latach szybko zmienia swoje oblicze, nie tracąc nic ze swojego kolorytu. Położone nad samą Tamizą, między historycznym Greenwich i New Cross, od wieków stanowi nieodłączny element zarówno historii Londynu jak i jego rozwoju.

P

Mikołaj Skrzypiec m.skrzypiec@nowyczas.co.uk

oczątki tej części miasta sięgają jeszcze średniowiecza – przebiegał tędy szlak z Londynu do Canterbury. Wraz z rozwojem Anglii jako mocarstwa morskiego, z małej osady nad Tamizą urosło miasto, to zaś (podobnie jak położone na wschód Greenwich i Woolwich), na przestrzeni wieków wchłonął powiększający się Londyn. Założona tam w 1513 roku stocznia z biegiem lat stała się najważniejsza w Anglii. Od tego momentu aż do drugiej połowy XIX wieku Deptford stanowi to centrum przemysłu morskiego i zaopatrzenia floty. Druid, ostatni statek wybudowany w Royal Dockyard, został zwodowany w 1869 roku. Przez następne stulecie to tętniące życiem miasto powoli traciło na znaczeniu, a w roku 1901 zostało oficjalnie dzielnicą Londynu. Recesja lat 30. XX wieku, ciężkie bombardowania w czasie II wojny światowej, upadający w latach 60. przemysł – wszystko to złożyło się na degenerację tej integralnej dziś części metropolii. Historyczne centrum dzielnicy przetrwało jednak w prawie nienaruszonym stanie, m.in. dzięki temu w ciągu ostatniego dziesięciolecia Deptford na nowo odżywa, stając się miejscem coraz bardziej atrakcyjnym.

Małe rekiny, tanio! Deptford High Street jest jednym z najdłużej działających targów ulicznych w Londynie. Oprócz setek straganów, oferujących wszystko – od świeżych warzyw po sprzęt AGD czy pchli targ z tysiącem mniej lub bardziej przydatnych drobiazgów, znajdziemy tu niepowtarzalne sklepy. Niektóre z nich znajdują się w rękach jednej rodziny już od paru pokoleń. Wiele zakładów od lat stanowi unikaty nawet w swoich wąskich specjalnościach. Począwszy od Cod Father, który ma w swej ofercie małe rekiny i inne egzotyczne ryby (i nie jest to sklep akwarystyczny), kończąc na sklepie Champion, który specjalizuje się w niespotykanych japońskich elementach tuningu samochodów. Najlepiej jest odwiedzić Deptford Market w środę, piątek bądź sobotę (wtedy bowiem przypadają oficjalne dni tar-

gowe), chociaż większość sklepów działa cały tydzień. Atrakcji niewątpliwie starczy na cały dzień, a zakupy nie nadszarpną za bardzo budżetu – takimi słowami do zwiedzenia samego targu zachęca Karina, która studiuje w pobliskim Goldsmiths College. – Nawet jeśli nie planujesz zakupów, na pewno znajdziesz coś, co zechcesz mieć. No i będzie tanio – śmieje się.

Wszystko, kulturalnie i blisko Mniej więcej w połowie długości ulicy znajduje się Deptford Station, która jest jedną z pierwszych w Londynie stacji kolei. Stąd do City dotrzemy w około 10 minut, na Greenwich w zaledwie pięć. Ze stacji DLR na Deptford Bridge nieopodal północnego krańca rynku, w ciągu kilkunastu minut docieramy do Canary Wharf i Isle of Dogs po przeciwnej stronie rzeki. Usprawnienie transportu w połączeniu z korzystną lokalizacją sprawiło, iż Deptford szybko odzyskuje znaczenie, chociaż z innych powodów: tereny położone najbliżej rzeki osiągają coraz wyższe ceny, które przyciągają deweloperów. Niezależnie od tego, miasto od kilkunastu lat inwestuje w projekty mające na celu regenerację całej dzielnicy. W 2002 roku Deptford objęto pilotażowym programem rozwoju, który miał przyciągnąć jak najwięcej firm i organizacji o charakterze kulturalnym. W roku 2005 zarejestrowanych było ponad 300 takich przedsięwzięć i instytucji. Powstało m.in. największe w Europie centrum tańca i teatru nowoczesnego Laban, przy Creekside. Centrum znajduje się na granicy z Greenwich, ma dwie sale widowiskowe, kilkanaście sal prób, bibliotekę bary i kawiarnię. Przy Creekside znajdują się również galerie, np. AGL czy Framework, dookoła działa też wiele bardziej nieformalnych projektów. W samym sercu Deptford znajduje się Albany Centre, które przy pomocy m.in. Royal National Theatre, wspiera działalność artystyczną lokalnych społeczności i twórców. Po okolicy rozsiane są też mniejsze galerie prezentujące rozmaite formy twórczości: od popartu do sztuki niszowej i zjawiskowej, a także sklepy mające podobną ofertę. Przy New Cross Road od dawna działają dwa takie miejsca, Prangsta oraz Rubbish & Nasty. Niestety wkrótce będą zmuszone do przeno-

Deptford High Street – pchli targ z tysiącem mniej lub bardziej przydatnych drobiazgów; poniżej kościół St. Paul’s – perła architektury późnego baroku w Londynie sin – Goldsmiths College będący częścią London University postanowił odzyskać budynki, które od kilkunastu lat gościły rozmaite formy sztuki niezależnej. Ludzie zaangażowani w ich tworzenie najpewniej zostaną w Deptford, chociaż jak mówi Sophie: – Wszystko się zmienia, czasem niekoniecznie na lepsze. Zobaczymy jak zmieni się Deptford. Czy nie zmieni swojego charakteru wraz z rozwojem Docklands i wciąż będzie oferował przystępne ceny mieszkań.

Nowe a stare Jak ta dzielnica się zmienia, można zobaczyć w lipcu każdego roku, na festiwalu Made in Deptford, który angażuje prawie wszystkie formy sztuki formalnej i nieformalnej. W tym lokalną orkiestrę symfoniczną, która działa przy odrestaurowanym niedawno kościele St. Paul’s, przy Mary Ann Gardens. Kościół ten uważany jest za jeden z najwspanialszych przykładów architektury późnego baroku w Londynie. Jego renowacja zajęła ponad cztery lata. Okolice Deptford pełne są przykładów rozmaitej stylem architektury miejskiej: od starych zabudowań przemysłowych i portowych do miejskich rezydencji z czasów Imperium Brytyjskiego. Niecodzienny układ ulic i bezpośrednia bliskość Tamizy sprawia, iż okolica na pewno może zaintrygować. Trzeba tylko wiedzieć, jak szukać tego klimatu…, bo łatwo się tu zgubić – mówi Tomek, który od lat mieszka nieopodal Brookmill Park. – Fajnie mi tu, ja lubię takie oblicze miasta. Jeśli ktoś woli przewodniki, turystów i muzea, polecam Greenwich. Ale to na Deptford jest ten prawdziwszy Londyn – dodaje. Przyjedźcie i zobaczcie sami.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

FOTOREPORTAŻ 19

Z Wawelu nad Tamizę Zdjęcia: SŁAWOMIR FIEDKIEWICZ

Już blisko pół wieku londyński Teatr Syrena bawi i kształci kolejne pokolenia najmłodszych Polaków. O tym, jak bardzo potrzebna na emigracji jest ta instytucja, najlepiej świadczą kolejne przedstawienia. Premiera najnowszego – „Smoka Wawelskiego” – zakończyła się prawdziwą burzą oklasków. Dziesiątki roześmianych dzieci na widowni raz jeszcze pokazały, jak bardzo kochają teatr.

T

Sławomir Fiedkiewicz redakcja@nowyczas.co.uk

Teatr Syrena jest prawdziwym fenomenem na emigracyjnej mapie Londynu. Założony w roku 1959 przez Reginę Kowalewską (studia reżyserskie kończyła u wielkiego Leona Schillera w 1937 r.) był zwieńczeniem jej marzeń. Powołała do życia instytucję, która prócz rozrywki kształciła charaktery, rozwijała uczucia, pielęgnowała ojczystą mowę. Z dala od Polski dzieci poznawały fragmenty historii, obyczajów, tradycji; uczyły się polskich tańców i piosenek. Zrodzony z miło-

3 ści do teatru, do sztuki, w końcu do dzieci przetrwał do dziś. Krystyna Bell, dyrektor Teatru Syrena, jak sama przyznaje, została wychowana przez tę instytucję. – Jako dziesięcioletnia dziewczynka występowałam w kolejnych przedstawieniach. Wszystkiego uczyła mnie Regina Kowalewska. Pamiętam jak wówczas ten teatr był potrzebny polskim dzieciom; zarówno nam – młodym aktorom, jak tym siedzącym na widowni. Dziś, po wielu latach, tak naprawdę niewiele się zmieniło. Dzieci nadal kochają kontakt z żywym aktorem i nadal chcą tu, w Londynie oglądać przedstawienia w języku polskim – podkreśla Krystyna Bell. Przez wiele lat Syrena była te-

atrem „na kołach”. Bez własnej sceny. Aktorzy podróżowali po całej Wielkiej Brytanii. Wszędzie tam, gdzie mieszkali Polacy organizowano kolejne przedstawienia. Dziś, Teatr Syrena grywa już tylko w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie. Widzowie przyjeżdżają jednak z najdalszych zakątków Wysp. Rodzice wiedzą bowiem jak ważne jest to, aby ich dzieci mogły oglądać przedstawienia w ojczystym języku. Legendę o Smoku Wawelskim znają chyba nie tylko mieszkańcy Krakowa. Dla Teatru Syrena jej adaptację przygotował Sebastian Palka – absolwent krakowskiej PWST i szkoły aktorskiej w Sydney. – Dzieci to naprawdę wspaniali aktorzy. Są pełne energii, ciężko pracują, do-

1. Młodzi aktorzy Teatru Syrena. Choć amatorzy – całym sercem oddani swojej pracy. 2. Krystyna Bell i Sebastian Palka. Swoją miłością i pasją do sztuki zarażają najmłodsze pokolenie polskiej emigracji. 3. Tato, tato! Patrz! – Smok Wawelski w Londynie! (Nie martwcie się. Woda w Tamizie jest tak samo brudna jak ta w Wiśle. Z pewnością smok nie poczuje się najlepiej po jej wypiciu. Zwłaszcza takich ilości…).

2

3

skonale wiedzą, czego chcą – mówi reżyser. To jego pierwsze przedstawienie w Teatrze Syrena, ale – jak mówi – ma nadzieję, że nie ostatnie. – Chciałbym dalej z nimi pracować. To nie są przecież zawodowi aktorzy, ale jeśli chcą występować muszą szkolić swój warsztat, dykcję. Teatr to naprawdę ciężka praca – podkreśla Sebastian Palka. Owoce tej niewątpliwie ciężkiej pracy mogliśmy podziwiać podczas sobotniej premiery. Dla mnie przedstawienie było więcej niż udane. O wrażenia nie omieszkałem zapytać także swoją czteroletnią córkę. – Najbardziej podobało mi się wszystko – mówi Oliwka, po czym nieco precyzuje: – Podobał mi się król i księżniczka, chłopcy i dziewczynki w kolorowych sukienkach, tancerki, baranki, smok i czarownica. Czarownicy się troszkę bałam i zasłaniałam oczy, ale bardzo mi się podobała. I jeszcze jedna krótka opowieść zanotowana w trakcie an-

traktu. Mama: – Jak dla mnie, za dużo tu efektów wizualnych. Scena walki była zbyt dynamiczna, przesycona, wręcz surrealistyczna. Córka (słucha uważnie, robi duże oczy, wzdycha): – Tak mi się tu podoba… Kilkadziesiąt premier, setki przedstawień – Teatr Syrena od lat na brak zajęć narzekać nie może. I choć od samego początku Syrena jest teatrem amatorskim (aktorzy zawodowi stanowią niewielki procent) swoją pracę traktują bardzo poważnie. Wielotygodniowe próby, barwne kostiumy, starannie przygotowana scenografia. Wszystko po to, by nie zawieść swoich najważniejszych widzów – dzieci. To dla nich powstał ten teatr. To dla nich istnieje nadal. Rodzice, zabierzcie swoje pociechy do Teatru Syrena, sprawdziłem na sobie i był to znakomicie spedzony czas zarówno dla mnie, jak i mojej córki. Oboje bawiliśmy się świetnie. Szczegóły na str. 23


NOWYCZAS 23 listopada 2007

W

nowyczas.co.uk

20 LUDZIE, MIEJSCA, ZDARZENIA

Mad, bad, dangerous tongues by Marek Kaźmierski

riting is a dangerous business. Words, like scalpels, can either heal or hurt, depending on who operates them and why. Robert “Ryba” Rybicki, our very own poet/journalist, recently vanished somewhere between Britain and Polska. No one knows where he’s got to. Not his friends, nor his employers or his editors. Regular readers of his articles, or his poetry, know how close to the edge the man has always written, and won’t be surprised to hear he has become the latest victim of the clash between language and reality. I last saw him at Pif-Paf, the first independent Polish film festival in the UK, organised by Beata Hughes two weeks ago. Her decision to have young photographers show their work alongside the screenings was inspired. A multi-lingual event indeed. I had also been asked to lead a debate on the relationship between creativity and independence. The discussion, most of it within the audience itself, was short and shallow. Too many “I” opinions, too little desire to explore beyond the world of film. Rybicki was on the panel, but did not say much, already withdrawing from the “alternative Polish arts scene” he had so often campaigned for. Beata was there too, but the really interesting conversation took place afterwards, just me and her in the cinema foyer. We talked about many things, but in the end, I wasn’t thinking about film or freedom or which pub Ryba had got to, but about the struggle between creativity and madness. Is Beata sane? Having watched her self-written, financed, directed and acted feature film “In the name of”, I suspect not. I mean that in a good way. You need a little madness to survive as an auteur. Last weekend, I also attended the launch of Steam Control, a new arts initiative addressing issues of modern community and mental health through multi-media storytelling. A wonderful concept, especially the inclusion of literature in the event. Writing is the maddest of all arts. If I ever had to explain to an alien that, instead of doing real things, like play-

No Way Back Where

F

ing or earning or travelling places, I sit for hours each day, inventing characters and scenarios which will never exist, then transcribing this non-reality into thousands of sentences on thousands of pages, I’d think myself crazy too. But that’s what I do. For money, for love, for the sake of self-discovery. But while we’re on the subject of exploration, what happens when writers find themselves on foreign soil, operating in a language totally alien to theirs? Can the answer to the question also help us rediscover Rybicki? Migrant painters, filmmakers, musicians and actors all struggle to share their art with audiences abroad. But poets, writers and journalists have it three times as hard. Firstly, they lack the social skills to engage with others like them, which helps create networks of support, learning and self-publicity so essential to all creative communities. Secondly, there’s the problem of diluted skills. If every day you are forced to function in a “second” language, it inevitably blunts your ability to write in your mother tongue. Finally, there is the issue of translation. It is an art in itself, but one which requires mastery of two tongues, humility in listening to the needs of others, and much patience. All very hard to come by, especially when you lack the funds to pay professionals to work that alchemy for you. I believe the solution is in a new project – a multi-lingual writers’ collective. I already run Apart Arts, a migrant artists’ association, and a writers’ group in North London, so it seems logical to now combine the two. Set up a website, publish translations, organise readings and storytelling events… Ryba, if you’re out there, reading this, get in touch. We need crazy spirits like you onboard. The same goes for any other writers who might be interested in joining. It’s time we stopped working in isolation, writing “for the desk drawer”, as they say in Poland, and came together to stop migrant writers vanishing, either too deep into their own inner worlds, or off our maps full-stop.

Anna Wendzikowska

Tfu, tfu! elietoniści to mają przegwizdane. Co tydzień muszą dostarczyć świeży tekst. Do tego najlepiej inteligentny, emocjonalnie poruszający, zgrabnie napisany – lista jest długa… Ale! Tekst nie może być o byle czym – musi być osobisty, trochę prywatny, a jednocześnie uniwersalny, żeby każdy czytelnik mógł się z nim utożsamić. I piszą tysiące felietonistów do tysięcy gazet, tydzień w tydzień zgrabne felietoniki. Piszą o tym, co ich trapi, co ich cieszy, narzekają, przeklinają, chwalą, krytykują… Czasem produkują przemyślane wywody, czasem piszą, co im przysłowiowa ślina na język przyniesie (na pióro?)… I zdarza się, że niesiony na fali emocji nieszczęsny felietonista napisze coś, z czego miałby chęć się wycofać. Ale nie ma! Napisane, wydrukowane, czarno na białym widać, co felietonista myśli i wycofywać się nie podobna. Czytelnik pamięta i pierwszy błądzącemu felietoniście wytknie, gdzie błąd, gdzie nieścisłość, a gdzie niekonsekwencja. Ale przecież tylko krowa nie zmienia poglądów i każdy, nawet felietonista, ma prawo sam sobie przeczyć. Nie tyle przeczyć nawet, co przemyśleć, przeanalizować i przekonstruować swoją opinię. Ot co! Po tym nieco przydługim wstępie czuję się w pełni usprawiedliwiona, żeby skontrować jeden z pierwszych artykułów, które napisałam dla „Nowego Czasu”. Tekst był o tym, jak bardzo lubię londyńskie metro. A tfu! Otóż wcale nie, proszę Państwa!

KRZYSZTOF ANDRZEJEWSKI/NowyCzas

Festiwal Pif-Paf. Beata Hughes, Robert Rybicki i Marek Kaźmierski podczas dyskusji w kinie Vue

Odszczekuję to niniejszym. Nie tylko londyńskiego metra nie lubię, ja go wręcz nie znoszę! Jest brudne i zaśmiecone, duszne i śmierdzące. Do tego raczej kiepsko spełnia swoją podstawową funkcję – wcale nie jest szybkim środkiem transportu, o nie! Codzienna podróż do pracy zajmuje mi ponad godzinę. Korzystam aż z trzech linii metra, co oznacza, że zawsze jestem spóźniona, bo zawsze przynajmniej jedna z linii nie działa prawidłowo. Czerwona jest potwornie zatłoczona. Zwykle muszę przeczekać trzy pociągi zanim uda mi się do któregoś zmieścić. Potem podróżuję ściśnięta między innymi pasażerami, bywa, że oszczędzającymi na mydle, inni przesadzają z perfumami. Sumaryczny zapach jest dosyć obrzydliwy. Do tego ktoś coś je (śmierdzącego), ktoś słucha iPoda dużo za głośno, ktoś inny tnie w gry na swojej komórce nie myśląc o wyłączeniu głosu, sąsiad z prawej wbija ci łokieć między żebra, sąsiad z lewej depcze co i raz po nowych botkach, a cycata blondynka z burzą włosów, co stoi przede mną, trzepie mnie lokiem po oczach… Witajcie w londyńskiem metrze! Przesiadam się na linię Piccadilly. Tu zwykle pojawia się signal problem. Raz na jakiś czas ktoś się rzuca pod tory, tłok jest na porządku dziennym. Ostatni etap mojej podróży odbywam linią District. I tu jest zwykle najgorzej. Kursuje ona raz od wielkiego dzwonu, rozgałęzia się na cztery strony, więc ta, która przyjeżdża jest zwykle nie tą, na którą czekam. Pojawiające się nieraz minor delays oznaczają 20-minutowe oczekiwanie. Sama podróż pociągami District też do przyjemnych nie należy. Ślimaczą się i brak w nich ogrzewania. Tak więc, kiedy wreszcie docieram do pracy, jestem kłębkiem mrożonych nerwów – do tego mocno spóźnionym… Piszę o tym wszystkim dlatego, że w London Transport Museum otwarto nową wystawę. Można obejrzeć setki zdjęć z ponad stuletniej historii metra i pocieszyć się, że kilkadziesiąt lat temu pasażerowie też się musieli tłoczyć. Czyli co? Nic się nie zmieniło od 100 lat? I czym tu się chwalić? Z czego tu się cieszyć? Nie najlepiej to świadczy o londyńskim metrze. I nie najlepiej rokuje na przyszłość…


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

KULTURA 21

Zabawa nie na żarty Sto rysunków Andrzeja Krauzego GRZEGORZ MAŁKIEWICZ/NowyCzas

W poniedziałek, 19 listopada, w galerii University College for Creative Arts w Epsom, odbył się wernisaż wystawy rysunków Andrzeja Krauzego (na zdjęciu podczas wernisażu). Kuratorem wystawy, która potrwa do 15 lutego, jest Lutz Becker. Jego tekst na temat twórczości Krauzego prezentujemy poniżej

R

ysunki Andrzeja Krauzego towarzyszą nam tutaj niemal już od 30 lat na stronach takich gazet jak The Guardian, Observer, New York Times [od samego początku wydawania naszej gazety towarzyszą też czytelnikom Nowego Czasu – przyp. red.]. Będąc w efemerycznej symbiozie z doniesieniami ze świata, są komentarzem do stanu naszej rzeczywistości, zbiorowej świadomości i tragikomicznych napięć, tak powszechnych w społeczeństwie, w którym jednostka stała się gatunkiem zagrożonym. W naszym społeczeństwie, w którym mądrość i doświadczenie prawie się

Butem w Grabaża

toś wpadł na scenę i dorwał się do Grabaża na ułamek sekundy, chwycił go za gardło wielkim, brutalnym objęciem uniesienia, które równie brutalnie rozerwano ściągając gościa z obłoków sceny na ziemię skłębionego tłumu. Grabaż dostał jeszcze po głowie bluzą, butem, telefonem, stanikiem (wisiał potem na perkusji) i pewnie czymś tam jeszcze, ale wszystkiego nie widziałam, bo przecież kłębowisko. Nie tylko ludzi z Poznania. Co prawda, to prawda – miasto Poznań powinno Grabażowi zafundować co najmniej pieniężną nagrodę albo honorowe obywatelstwo za jednoczenie poznaniaków na obczyźnie, to raz, i za umacnianie lokalnego patriotyzmu, to dwa. Po raz pierwszy pożałowałam, że nie jestem „stamtąd” i odrzucona na margines Dolnego Śląska słuchałam licytacji typu: a piętnastka to gdzie ma pętlę? A na Ogrody z Kwiatowego (osiedla) to wiesz, który

jeździ? A ty to tam i tam chodzisz... I oczywiście choć wszyscy ci przygodni rozmówcy mieszkali w Londynie, to o Poznaniu opowiadali w czasie teraźniejszym, jakby tam dzisiaj, jutro byli, jak gdyby nigdy nic. Rozmo-

Zaklina się, że był to ostatni koncert Pidżamy Porno w Londynie. Ci, którzy przyszli na koncert nie wierzą… wy toczyły się na papierosie, a rozmówcy zalegali kilka pięter schodów oznakowanych błogosławioną, zieloną tablicą przyzwolenia: smoking area. Solidarność banicji. I mojego miasta. Fenomen Pidżamy Porno to połączenie ostrego brzmienia, które zahacza jednak momentami o łagod-

konfrontacji z bytem. Przyjęcie postawy zaangażowanej w ujawnianie znaczeń oraz ich przeciwieństw, żonglowanie narracją pomiędzy jej pozytywną i negatywną konotacją jest właśnie „zabawą nie na żarty”. Pan Pióro, alter ego artysty, mógłby być z powodzeniem wytworem romantycznego autora bajek E. T. A. Hoffmanna, który sam był wędrowcem w krainie sprzeczności. Pan Pióro i jego twórca wyznaczają odległość tworzeniem i zniszczeniem, obaj znają drogę wiodącą od irracjonalnego do racjonalnego i z powrotem, a także smutek wynikający ze świadomości przepaści pomiędzy aspiracją a rzeczywistością.

Lutz Becker [tłumaczenie: Felix Warszawski]

podążają jakby za wewnętrzną koniecznością. Ta konieczność jest wyrazem osobistej autonomii jej autora – afirmacją wolności. Gdy zaczął rysować w Polsce lat 70., najpierw w Szpilkach, a potem w Kulturze, stanął twarzą w twarz z obłudą ówczesnej władzy. Rysunkami swymi poddawał w wątpliwość i wystawiał na próbę system politycznego ucisku. Od czasu upadku sowieckiej dyktatury, ściga on i ujawnia odpowiedzialnych za nasze obecne kłopoty kapłanów kapitalizmu i tych, którzy pojęcie demokracji obrócili w zwykłą farsę. Egzystencjalną rozpacz Krauzego tłumi jedynie jego pełne kpiny

PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

K

nie liczą, a autorytet elit intelektualnych i artystycznych służy głównie za listek figowy, mający przykryć stan obojętności, rysunki Krauzego przemawiają do nas językiem niezależnym i nierzadko wojowniczym. Robione czarnym tuszem, wzywają odbiorcę do tego, by wraz z autorem spojrzał na dane zagadnienie z krytycznym dystansem, sceptycznie i uczciwie. Mocne linie, nakreślone ostrym piórem, przechodzą całą gamę zmian. Od agresywnych do delikatnych. Rysunki Krauzego ujawniają prawdę tam, gdzie ją znajduje, a kłamstwa tam, gdzie należy je ujawnić. Linie przez niego kreślone, oszczędnie i przejrzyście,

poczucie absurdu. Mamy tu do czynienia z czarnym humorem, śmiechem pomimo wszystko – śmiechem przez zaciśnięte zęby. Jest w jego rysunkach także ludzkie ciepło i mądrość, umiłowanie życia i miłość do ideałów zagrożonych utopieniem w bagnie politycznej intrygi i lenistwie ducha. Jego wiedza pozwala mu na przyjęcie postawy krytycznej, a także na ironię, podobnie jak niemieccy romantycy, których literatura i sztuka były najbardziej postępowymi w Europie lat 1790-1830. Jego dzieło jest romantyczne w prawdziwym sensie tego słowa. Wolne od sentymentalizmu i przesłodzenia. Być romantycznym może być tożsame z byciem wyzwolonym, prawdziwie oświeconym. Ironia romantyczna zamienia ironię retoryczną w kategorię estetyczną, naznaczoną unią sztuki i życia i artystycznej

ność pochodzenia reggae z głosem i sposobem bycia wymienionego tu już kilkakrotnie Grabaża. Wokalistą punk-rockowego zespołu jest sympatyczny pan o lekko pucułowatych policzkach i łagodnych oczach, w którym nie ma krzty agresji, jest czy też było niegdyś sporo buntu, a jednak bez wściekłej podszewki totalnego anarchizmu. Jego teksty znakomicie mieszczą się w gatunku, są to niegrzeczne historie, miejscami soczyście dosadne, czasem nawet romantyczne, na szczęście rzadko. Jego głos jest ciepły i nie ma nic wspólnego z kanciastym, bolesnym brzmieniem, które kojarzy się z punk-rockiem. Zawsze w eleganckim cylindrze, po dwudziestu latach oddaje Pidżamę we władanie legendy, niech sobie dojrzewa w powrotach odtwarzanych płyt i wspominaniu. Grabaż ma czterdziestkę, ze sceny nie odchodzi, ot, po prostu będzie grał trochę inaczej. Tak jak powiedział kiedyś w wywiadzie: „Trudno być punkiem w wieku 42 lat”. I za ten zdrowy, uczciwy pogląd również należy się szacunek.

Elżbieta Sobolewska


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

22 KULTURA

Mój pierwszy tutaj raz Trwa ciąg koncertowych życzeń. Najpierw Raz Dwa Trzy, potem Pidżama Porno, 9 grudnia Renata Przemyk. Wszyscy wyrośli z tego samego pnia niezależności artystycznej, twórczej uczciwości, bycia z boku głupoty mainstreamu. Renata Przemyk nie jest kobietą o stu twarzach, fetyszystką przeobrażeń. Czarnowłosa, w koszulce czy prostej sukience, kojarzy się z glanami i mini. Z Renatą Przemyk rozmawia Elżbieta Sobolewska Akordeon towarzyszy ci od samego początku. Jest w nim jakaś siła? – To jest strasznie barwny instrument, wprowadzający sporo zamieszania w brzmienie. Kiedy zaczynaliśmy, byliśmy troszeczkę jedną nogą w starych czasach i kojarzył się może bardziej z akademiami „na cześć”. Jednak intuicyjnie zawsze czułam, że jest to instrument szalenie wzbogacający klimat, ekspresyjny, pogłębiający nastroje, które współtworzy. Wesoła melodia będzie z nim jeszcze weselsza, a smutną akordeon pogłębi. Ma szeroki gest, może tak pięknie wypełnić przestrzeń i ma takie możliwości harmoniczne, zwłaszcza gdy gra na nim dobry instrumentalista. Mój Maciek [Inglot – przyp. red.] ma akordeon guzikowy, który ma dużo większe możliwości niż klawiszowy. I nie chodzi o to, by instrument tylko zaistniał w muzyce, lecz o to, jak się go używa. Przecież nawet na trójkąciku można zagrać ładnie i brzydko... Często w rozmowach z tobą pojawia się temat literatury, co teraz czytasz? – Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Jest to po prostu nieoceniony sposób poprawy nastroju,

wejścia w inny świat – lepszy od tego, który znam, bo przecież tam zawsze szukam czegoś wartościowszego, czegoś, co mnie zbuduje. Zawsze po dobrej książce czuję się po prostu fajniejsza– więcej wiem, czuję. Niedawno sięgnęłam po Doris Lessing, poleciła mi ją Olga Tokarczuk, której i zdanie, i literaturę bardzo cenię. Wcześniej czytałam też z polecenia – Paula Austera, byłam dosyć zdziwiona, że klimaty tych książek są spójne. Zresztą dla mnie podróż do Londynu ma duże znaczenie sentymentalne, bo uwielbiam całą grupę Bloomsbury z Virginią Woolf na czele i wiadomo – Sylwia Plath.

Druga połowa XIX wieku i początek XX to narodziny brytyjskich i amerykańskich sufrażystek. Rozwój ruchu feministycznego nabiera tempa. Co byś wtedy robiła? – Bardzo chciałabym być wtedy twórcza. Chyba łatwiej byłoby mi być pisarką, niż rzeźbiarką czy malarką. Fascynowało mnie zawsze zjawisko artystycznych salonów, to, że można było poznawać tych wszystkich bardzo twórczych ludzi bez względu na sztukę jaką uprawiali, gdzieś się tam to wszystko miksowało. Ale

ja wolę te czasy. Nie mogę pogodzić się z odbieraniem komuś praw ze względu na jakąkolwiek inność – tu oczywiście ocieramy się o feminizm… Też bym pewnie dostała świra jak Camille Claudel, jeśli by mi nie pozwolono realizować swojej pasji.

Jaka jest więc twoja definicja feminizmu? – Teraz trwa walka na definicje. Jeśli uda się komuś rzucić cień na definicję, rzuci to również cień na ludzi, którzy wcześniej się pod nią podpisywali. Mnie również była przypinana łatka, dlatego że mam odwagę opowiadać o tym, co myślę. Wiele kobiet, zanim w ogóle zaczęło poruszać problemy, które u podstaw feminizmu się pojawiły, odżegnywały się od niego mówiąc: ależ ja nie jestem feministką, lubię przecież mężczyzn. Ja też lubię! Feminizm nie ma nic wspólnego z niechęcią do mężczyzn w ogóle. A to, że zauważam fakt, że kobiety mniej zarabiają na niektórych stanowiskach, czy muszą podpisywać zobowiązanie, że nie urodzą dziecka przez jakiś okres czasu, to jest po prostu bardzo nie w porządku i tyle. A wiele grup feministycznych właśnie o to walczy. Nie są to babochłopy, które wyżywają się na facetach. Chodzi im tylko o to, by można było wywalczyć równe prawa do korzystania z osiągnięć cywilizacji, kultury i dać wszystkim równe szanse spełnienia, na przykład zawodowych marzeń. Mądry facet nigdy nie będzie się tego czepiał, a problem definicji wygaśnie, kiedy sam problem przestanie mieć miejsce. Anka Saraniecka to autorka twoich tekstów, ale również przyjaciółka. Jej teksty niezwykle się z tobą zrastają, zawsze myślałam że są twoje.. – Miałam dużo szczęścia, że trafiłam na przyjaciółkę z prawdziwego zdarzenia. Bo kim są przyjaciółki? Oczami wyobraźni facetów – kobitki, które spotykają się, by pogadać sobie o przyjemnościach, wypłakać się i pożalić, że coś się w garze przypaliło, a przyjaciel to gość rodem z Hemingwaya, który zabije wieloryba, kiedy ten chce połknąć jego kumpla. Ale nie dajmy się zwariować. Mam kilkoro przyjaciół, każdy ro-

dzaj tej przyjaźni jest inny. Anka ma podobne spojrzenie na bardzo wiele spraw. Podstawą tego jest system wartości, podobne poczucie humoru i spojrzenia na świat. Chyba dlatego jesteśmy w stanie tak blisko ze sobą współpracować. Znamy się już osiemnaście lat, rozumiemy w lot. Zazwyczaj przynoszę Ance kompozycję ze wstępnie zrobioną aranżacją, a ona pisze do niej tekst. Mamy do siebie takie zaufanie, że kiedy stwierdzi, że moja melodia do niej nie przemawia, to mówię: nie pisz. Musimy stworzyć coś, co jest absolutnie spójne.

Voo Voo, Adam Nowak, Grabaż, Kasia Nosowska, Renata Przemyk – coś was łączy, na ogół kiedy ktoś słucha Nosowskiej, to i ciebie, ktoś Nowaka, to i Voo Voo. – Rzeczywiście czuję duże pokrewieństwo z wyżej wymienionymi. Na przykład wczoraj wróciłam z Poznania, gdzie mieliśmy próbę z Grabażem, bo zaśpiewam jego dwie piosenki na pożegnalnych koncertach PP. Wcześniej spotkaliśmy się podczas koncertu zakazanych piosenek z lat 1980-88. Było to dla mnie poniekąd spełnieniem marzeń, bo jako nastolatka jeździłam do Jarocina jeszcze wtedy, gdy był czysty ideologicznie, gdzie wiadomo było, że spotka się ludzi z tej samej strony. Potem w 1989 roku udało nam się tam zagrać w dniu Armii. Jakoś się to wszystko klamrowo zamknęło, że kiedyś wystąpiłam w otoczeniu tych, których podziwiałam. Kilkanaście lat później dołączyłam do tej ekipy. Dobrze się czuję w tym towarzystwie. The Best of – tego możemy się spodziewać? – Skoro jest to mój pierwszy raz tutaj, to chyba nie może inaczej. Dochodzą mnie różne głosy, że będzie wiele osób, które słuchały mnie wcześniej, wielu ludzi mówi, że zaprosi swoich angielskich znajomych. Sama nie mogę się doczekać tego koncertu. Będzie pierwszy i myślę, że nie ostatni. Kilka dni zatrzymam się u znajomych, bo tak się złożyło, że jeszcze w Londynie nie byłam. Mam nadzieję, że uda mi się poznać go nieco bliżej i pogoda będzie łaskawa. Wezmę płaszcz przeciwdeszczowy.

N

Sombras di Destino ie mam pojęcia o czym konkretnie śpiewa Cesaria Evora, ale czy to ma w przypadku muzyki z Zielonego Przylądka jakiekolwiek znaczenie? Wystąpiła w minioną sobotę w Londynie, na London Jazz Festival. Koncertowa przestrzeń Royal Festival Hall na Southbank wypełniła się niemal po brzegi, publiczność życzliwie oklaskiwała trio poprzedzające występ Bosonogiej, po czym owacyjnie powitała jej muzyków. Odbyło się jak zawsze. Po pierwszym instrumentalnym utworze z wolna weszła Cesaria i bez dwóch zdań, z lekkim uśmiechem wyrozumiałości dla miejskiego stylu życia, zaczęła śpiewać. – Od niechcenia – powiedziała znajoma. Po kilku piosenkach jakże niepasujących do architektury otoczenia, przedstawiła członków zespołu i siebie, po czym znowu zaczęła śpiewać. W międzyczasie łyknęła wody, otarła czoło chusteczką, pogadała z pianistą, machnęła ręką, poukładała rzeczy na stoliku i nie zapaliła, bo tu już się nie pali. Bis. Besame Mucho, wiadomo. Na pożegnanie, znowu coladera, więc pieśń radosna, żywiołowa, rytmiczna. Uczyniła nieznaczny gest ręką czy ciałem, wszyscy wstali, zatańczyliśmy. Wreszcie normalnie, tak jak być powinno, rytm w ciałach, jedność z muzykami, którzy bujali się cały czas. Rzadko czuję taką degrengoladę niedopasowania, taki smutek niejedności miejsca, czasu i akcji. Gdzie taka Cesaria – bosa, miękka i ciepła do takiej wielkiej przestrzeni wielkomiejskiej sali. Ze złości zamknęłam oczy. Nie siedziałam już w równym tłumu rzędzie na balkonie, oddalonym sto lat od Cesarii. Lepiej byłoby znaleźć się w zapoconej, zakopconej portowej knajpie Mindelo, gdzie przed laty śpiewała, gdzie kto mógł, to grał, tańczył, całował się, zasypiał nad butelką, czasem sypnął litościwym groszem. Tak należałoby słuchać jej śpiewu, tylko tak brzmi on autentycznie, nie otacza go swąd cepelii, pokazowej lekcji z egzotyki. Cesaria nadal mieszka w Mindelo. To jest taka niezniszczalna, stała zapyziałość miasteczek na końcu świata, że jeśli komuś doskwiera, to po prostu wyjeżdża na zawsze, a jeśli zostaje, to znaczy, że dobrze mu w niej jak za chlebowym piecem pana Boga. Lubię Cesarię Evorę, ale kiedy jej słucham to jednym uchem, bo bardzo mnie irytuje jej oddalenie ode mnie, jakiś nieosiągalny jej spokój, który nie może być moim udziałem i ta wyspa wiecznie zielona, gorąca, na którą wraca, gdzie wcale nie był jej dobrzeo przez trzydzieści parę lat nędznego, bezlitosnego życia, lecz domem jest i źródłem jej pieśni. Teraz mnóstwo koncertuje, lubi też przyjeżdżać do Polski i nagrała coś z Kayah i Dorotą Miśkiewicz, ale zawsze wraca na Sao Vicente do siebie. A ja na Northfields, włączyć kaloryfery i bossa novę, bo mimo opadu liści głupio mieć do losu pretensje.

Elżbieta Sobolewska


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

CO SIĘ DZIEJE 23

Joseph Conrad na ekranie BFI Southbank, Belvedere Road, South Bank, SE1 8XT Sabotage Dramat, 1936 r. reż. Alfred Hitchcock 26 listopada, godz. 18.00 28 listopada, godz. 20.45 Niepozorny, żonaty mężczyzna, właściciel niewielkiego kina okazuje się groźnym sabotażystą siejącym postrach w całym Londynie. Przygotowując kolejny zamach, przekazuje paczkę z bombą nieświadomemu niczego chłopcu. Ten zamiast od razu dostarczyć przesyłkę na miejsce, ociąga się, traci cenne minuty na zabawę z ulicznym sprzedawcą. Widz obserwuje wskazówki zegara z rosnącym napięciem... Smuga cienia Dramat, 1976 r. reż. Andrzej Wajda 29 listopada, godz. 18.15 30 listopada, godz. 20.45 Młody i niedoświadczony oficer marynarki handlowej Conrad – Polak z pochodzenia, obejmuje po raz pierwszy dowództwo statku handlowego, którego kapitan niespodziewanie umarł. Statek jest zaniedbany, załoga niezdyscyplinowana. Jedynym doświadczonym marynarzem na pokładzie jest oficer Burns, który nie akceptuje nowego kapitana.

„Observerze” i „Rzeczpospolitej”. Co tydzień świeży Krauze na łamach „Nowego Czasu”.

Muzyka i pieśni z Orinoko zaprezentuje kwartet męski (kontr-tenor, tenor, baryton, bas). Będzie im towarzyszyć mandolina, kontrabas i perkusja. Folk i szczypta świątecznych pieśni z Wenezueli.

Teatr

Music with Heart 26 listopada, godz.19.30 Wigmore Hall, 36 Wigmore Street, W1U 2BP Bilety: £10-£20 Wiolonczelista Tim Hugh oraz Olga Sitkovetsky (fortepian), zagrają koncert, z którego dochód zostanie przeznaczony na działalność British Heart Foundation. Artyści zagrają: Bela Bartók (Rhapsody 1), Zoltán Kodály (Sonata for solo cello), Max Bruch (Kol nidrei), Astor Piazzolla (Le grand tango), Siergiej Rachmaninov i Niccolo Paganini (Variations on One String). Opera: Aida Muzyka: Juseppe Verdi 27 listopada, godz.19.30 London Coliseum, St Martin's Lane,WC2N 4ES Bilety: £10-£83 Opera została zamówiona w 1869 przez Ismailia Paszę, chedywa Egiptu na uroczyste otwarcie Kanału Sueskiego. Jedna z najbardziej efektownych oper, jakie stworzono, znana z monumentalności i przepychu. Jej akcja rozgrywa się w Egipcie w czasach starożytnych.

Smok Wawelski reż. Sebastian Palka Teatr Syrena w POSK-u 24 listopada, godz. 16.00 Wstęp: £7, £8 Bilety można kupić w kasie POSK-u lub pod nr tel. 0208 7411887, 02087410398

Teatr SYRENA

Teatr POSK-u – 240 King Street, London W6 0RF

SMOK WAWELSKI

Adaptacja i re¿yseria: Sebastian Palka

Designed by ARCO – 07903 794 840

Film

Sobota 17, 24 listopada – godz. 16 Niedziela 18, 25 grudnia – godz. 15

Cena biletów £8 i £7 Zamawianie biletów w kasie Teatru od 5 listopada w godz. 19.00–21.00 Tel: 020 8741 1887 lub 020 8741 0398

Kabaret

Dla wycieczek zni¿ki i zwrot 50% kosztu transportu od POSK–u

Rescue Dawn Dramat, 2007 r. reż. Werner Herzog 23-27 listopada, godz.: 17.10, 20.10 Vue Shepherds Bush West 12 Shopping Centre,W12 8PP Film opowiada autentyczną historię amerykańskiego pilota niemieckiego pochodzenia, Dietera Denglera, który został zestrzelony i pojmany w Laosie podczas wojny w Wietnamie. Dengler zorganizował pełną niebezpieczeństw ucieczkę dla małej grupy pilotów. The Darjeeling Limited Komedia, 2007 r. reż. Wes Anderson Curzon Soho 99 Shaftesbury Avenue,W1D 5DY 23-27 listopada, godz.:12:00 14:10 16:25 18:50 21:15 Dwóch braci pragnie się odnaleźć, każdy z nich wybiera się w podróż w poszukiwaniu drugiego. Odnajdują się w dziwnych okolicznościach, kiedy pociąg, którym jadą znika pozostawiając pasażerów.

Muzyka London Jazz Festival: Sax Mafia 23 listopada, godz.18.00 Freestage w Barbican Theatre Silk St, EC2Y 8DS Wstęp wolny! Ostrobrzmiący rosyjski kwartet w stylu modern-jazz

Wystawy The Turner Prize: Retrospektywa Tate Britain,Millbank,SW1P 4RG Codziennie: 10.00-17.50, pierwszy piątek miesiąca do 22.00 Bilety: £11 Turner Prize jest prestiżową nagrodą przyznawaną corocznie przez Tate Modern młodym artystom brytyjskim. Jest przekrój przez wszystkie prace nagrodzone w latach 1984-2006. Między innymi: Damien Hirst, Richard Long, Tony Cragg, Simon Stirling. Walter Sickert: The Camden Town Nudes Courtauld Institute, Somerset House, The Strand, WC2R 0RN Codziennie: 10.00-18.00 Wstęp: £5 Walter Sickert (1860-1942), artysta pochodzenia duńsko-holenderskiego, urodzony w Niemczech. Duży wpływ wywarło na niego malarstwo Degasa. Autorka kryminałów, Patricia Cornwell, utrzymuje, że Sickert był...Kubą Rozpruwaczem. Jej teza powstała na podstawie mizoginistycznych elementów w jego malarstwie.

Serenata Guyanesa 26 listopada, godz. 13.00 St Andrew's Holborn, 5 St Andrew's Street, EC4A 3AB Wstęp wolny!

Ewa Becla prezentuje: Piosenki Kabaretu Starszych Panów

Spotkania Władysław Bartosewski 23 listopada, godz. 19.30 POSK, 238-240 King Street, W6 0RF Sala Malinowa Wstęp wolny! 8 grudnia, godz. 19.00 9 grudnia, godz. 16.00 Sala Teatralna w POSK-u Wstęp: £19, £16, £13 Bilety do kupienia w kasie POSK-u, w biurze Bogdan Travel przy Acton Town,

oraz pod numerami telefonów: 077884190122, 02089973629, 02089926008 Piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego zaśpiewają: Magda Umer, Piotr Machalica i Zbigniew Zamachowski. Buch zaprasza: Renata Przemyk 9 grudnia, godz. 19.00 Cargo 83 Rivington Street, Shoreditch, EC2A 3AY Bilety: £12, £14 www.buch.co.uk Princess Ivona według Witolda Gombrowicza 19-22 grudnia, godz. 20.00 Workhouse Theatre 242 Pentonville Road, King's Cross, N1 9JY Bilety: £10 (kwota przeznaczona będzie na realizację kolejnej sztuki, „Otello” w marcu) £15 – cena za dwa bilety w wypadku wcześniejszej rezerwacji kontakt: sturdybeggars@gmail.com „Iwona, księżniczka Burgunda” to pierwszy, napisany w 1935 roku, dramat Gombrowicza. Sceniczna groteska i zarazem satyryczny obraz społeczeństwa, które krępuje i obezwładnia jednostkę. Gombrowicz opisał tu mechanizmy społeczne i konwenanse, a przede wszystkim wyszedł poza społeczne uwarunkowania i spróbował zdiagnozować sytuację człowieka uwikłanego w relacje z innymi.

100 Rysunków Andrzeja Krauze

NOWY CZAS Drugie spotkanie z tego samego cyklu, którego pomysłodawcą jest „Gazeta Niedzielna”. Tym razem spotkamy się z profesorem Władysławem Bartoszewskim aby porozmawiać o tym, co odróżnia patriotyzm od nacjonalizmu.

Monika Lidke z zespołem Jazz Cafe w POSK-u 238-240 King Street, W6 0RF 24 listopada, godz. 20.30 Wstęp: £5 Z Moniką obok jej stałych muzyków wystąpi gościnnie wystąpi duński gitarzysta Christian Boring. Anita Wardell Trio 25 listopada, godz.20.00 L'Auberge, 1 Lonsdale Road, W4 Wstęp wolny! Jazzowa wokalistka, która jest laureatką muzycznej nagrody BBC. Wykonuje klasyczny jazz, lubi bebop, prowadzi swoje trio przez krainę standardów.

Cezary Pazura w Birmingham 27 listopada, godz. 20.00 Glee Club Hurst Street, B5 4DP £14 (przedsprzedaż), £16 w dniu występu dostępne na: www.ticketweb.co.uk oraz w wybranych sklepach info: 07737 163 194, setlakpr@setlakpr.com

Londyn – Tune Inn, Acton High Street W3 6LG Bilety: £8 (tylko 150 biletów w sprzedaży!) Można kupić na: www.ticketweb.co.uk lub w klubie FLX (Southampton) Zagrają: Dj Feel-X (Kaliber 44, Mad Crew, Siła-Z-Pokoju version records), Grubson (Wspólny Mianownik Soundsystem, SiłaZ-Pokoju), Herbsman Sound Dj Kula, Dj Shclash (MegaYoga, Wspólny Mianownik) plus goście. Info: www.megayoga.co.uk, www.djfeelx.pl.

Imprezy plenerowe

University College for the Creative Arts Ashley Road, Epsom KT18 5BE www.ucreative.ac.uk/epsom Galeria czynna pn-pt: 10.00-16.00 Wstęp wolny! Rysownik, malarz, projektant plakatów, autor filmu animowanego „Lekcja Fruwania”. Przedstawiciel polskiego rysunku prasowego lat 70. Od 1979 roku mieszka w Londynie. Laureat nagrody za ilustracje przyznawanej przez Victoria and Albert Museum (1996). Jego rysunki ukazują się w „Guardianie”, „New York Times”, „Independent on Sunday”,

Mecz piłki nożnej Ambasada RP – Polish Proffesionals 24 listopada, godz. 14.00 Boisko Talacre Community Sports Centre Dalby Street, NW5 3AF Wstęp wolny!

Już wkrótce Mega Yoga zaprasza: Yammin Night 7 grudnia, godz 21.00 Southampton – The Lick, Trinity Road, SO14 0BE Bilety: £7, do kupienia w kasie klubu 8 grudnia, godz. 20.00

ROZDAJE BILETY 5 wejściówek na RENATĘ PRZEMYK 5 wejściówek na KABARET STARSZYCH PANÓW, 5 wejściówek na JAMMIN NIGHT Aby wygrać zaproszenie na interesującą Cię imprezę, wyślij SMS na numer 87070 o treści: NC NAZWA IMPREZY (w zależności od tego, którą jesteś zainteresowany). Bilety do wygrania również na stronie internetowej www.nowyczas.co.uk Konkursy będą rozwiązywane na trzy dni przed datą wydarzenia. Koszt wyslania SMS to £1.50 + standardowa stawka operatora.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 16 listopada 2007

mANIA gotowania

24 CZAS NA RELAKS

Cytat tygodnia

Ile dziur w serze?

Od kilku tygodni proszę i mówię, że na gębę to jest krem nivea, że potrzebne są jakieś papiery. RADOSŁAW SIKORSKI

nież Glamorgan. Pamięć o nim przetrwała jedynie w przepisie na „Glamorgan sausages”, czyli kiełbaski po glamorgańsku. Dawniej owo danie dla mniej zamożnych mieszkańców Walii zastępowało prawdziwe kiełbaski produkowane z mięsa. Dzisiaj jest to ciekawa propozycja dla wegetarian. Glamorgan został zastąpiony serem Caerphilly.

Mikołaj Hęciak redakcja@nowyczas.co.uk

jednym ze swoich wierszy ksiądz Twardowski pytał: „Ile słońca w słoneczniku?”. A my rozprawiając o jednym z najbardziej znanych serów prosto z Walii rodem, możemy zapytać: „Ile dziur w serze?” W serze, o którym opowiemy dzisiaj, nie ma ich za wiele, a właściwie to nie ma wcale. Jaki to ser? Młody, dojrzewający szybko, bo od siedmiu do dziesięciu dni. O dość jednolitej strukturze, ze zdolnością do kruszenia się. Przyjemny w smaku, z posmakiem maślano-kremowym. Z zamkniętymi oczami można wyczuć go już z pewnej odległości, ale bez doznania niemiłej, przenikającej nozdrza intensywności. O blado kremowym odcieniu, cudowny w powolnym degustowaniu i jedzeniu. Stanowi dobrą odmianę dla swoich kuzynów – Lancashire’a i Wenslydale’a. Obecnie niełatwo dostępny i szybciej można zamówić go w sklepie wysyłkowym, niż znaleźć na półce w supermarkecie. Noszący nazwę od miejscowości położonej dziesięć mil na południe od miasta Cardiff. Był popularnym posiłkiem dla pracujących pod ziemią górników. Przez długi czas dzielnie walczył o palmę pierwszeństwa z wszędobylskim cheddarem. Podczas II wojny światowej produkcja wszystkich serów, oprócz cheddara, została drastycznie ograniczona. Był to poważny cios dla jego producentów, co bardzo zaważyło na jego dalszym losie. Tak dalece, że potrzebował aż kilka dekad do powrotu w pełni sił na rynek, a obecnie częściej jest produkowany w sąsiednich krainach , niż w rodzimej Walii. I odwrotnie w krainie św. Dawida przemysł serowarski przoduje w wyrobie doskonałych, typowo angielskich serów takich jak Cheshire, Cheddar, czy Red Leicester. Dorzucę jeszcze tylko informację, że powstaje on na bazie mleka krowiego i doskonale pasuje z wyraźnym w smaku winem Chardonney. Choć podpowiedzi dużo, to odpowiedź nie jest łatwa. Ale dłużej nie będę przeciągał. Chodzi o ser zwany Caerphilly. Można powiedzieć, że ów ser powstał w cieniu jednego z największych zamków Europy, który znajduje się w tej miejscowości. Zamek ten jest miejscem corocznego festiwalu zwanego The Big Cheese – imprezie goszczącej rok rocznie rzesze turystów i stałych bywalców. Tradycyjnym, walijskim serem był rów-

W

MY – ONI Uśmiech z importu

Kiełbaski po glamorgańsku

Milena Adaszek

Dla 8 osób potrzebujemy: 175g świeżej bułki tartej, 100g sera Caerphilly, 1 mały por, 1 łyżkę posiekanej pietruszki, szczyptę zmielonej gorczycy, sól i pieprsz, 2 jajka, około 4 łyżki mleka, trochę mąki, oleju i masła. W dużej misce mieszamy bułkę tartą (najlepiej zmielony chleb tostowy bez skórek), starty ser, pokrojony i opłukany por, pietruszkę i gorczycę. Wszystko doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Dodajemy 1 jajko i 1 żółtko. Mieszamy dodając, jeżeli jest taka potrzeba, trochę mleka, by całość dobrze się związała. Dzielimy na 8 porcji i kształtujemy kiełbaski. Białko rozbijamy widelcem. Kiełbaski obtaczamy w białku i mące. Na rozgrzanym oleju z dodatkiem masła smażymy 5-10 minut, aż będą złociście brązowe. Można podawać zarówno na ciepło, jak i na zimno.

redakcja@nowyczas.co.uk

Innym ciekawym przepisem z użyciem sera Caerphilly jest sałatka z pomidorami.

Sałatka serowa z pomidorami Jeżeli już dostaniemy ser Caerphilly, sałatka ta będzie dobrą odmianą dla wszechobecnej sałatki z mozzarellą. Na 4 porcje przygotujmy: 175g sera Caerphilly, 4 średnie pomidory, odrobinę oleju roślinnego, 150g jogurtu naturalnego, ponownie szczyptę zmielonej gorczycy, 2 łyżki najlepiej świeżych ziół, takich jak majeranek, pietruszka czy szczypiorek, sól i pieprz. Jeżeli nie dysponujemy mieloną gorczycą, możemy użyć po prostu musztardę. Ser kroimy i proszę się nie przejmować, że będzie się kruszył. Podobnie kroimy pomidory. Układamy na poszczególnych talerzykach według własnej fantazji. Musztardę i jogurt mieszamy razem, dodajemy olej i zioła, doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Tak przygotowany sos rozprowadzamy łyżką na przygotowany ser. Posypujemy posiekanymi ziołami zachowanymi na tę okazję.

Owoce morza zapiekane po walijsku I jeszcze jeden przepis, tym razem na danie główne. I jak przystało na walijskie wiktuały, sięgniemy po lokalne owoce morza, z ang. cockles, a po naszemu sercówki. Dla czterech osób potrzebujemy: trochę masła, sól i pieprz, 1 łyżkę masła, 225g boczku, 1 cebulę, 50g mąki, 1 pintę mleka, 900g sercówek, 4 łyżki wytrawnego białego wina, 100g świeżej bułki tartej, 3 łyżki posiekanego szczypiorku i 100g sera Caerphilly. Boczek i cebulę kroimy drobno w kostkę i podsmażamy na maśle. Dodajemy mąkę, chwilę podsmażamy. Zdejmujemy z ognia i stopniowo dodajemy mleko. Doprowadzamy do zagotowania, ciągle mieszając. Dodajemy sercówki, wino i szcypiorek, doprawiamy do smaku. Dusimy kilka minut. Przelewamy do naczynia żaroodpornego, dodajemy bułkę tartą i starty ser (trochę zostawiamy do posypania na wierzchu). Pod gorącym grillem, albo na górnym poziomie piekarnika, podpiekamy około 5 minut, aż wierzch będzie złocisty. Podajemy z sałatką. Aż zgłodniałem. Do zobacze-

Nam, Polakom, bardzo łatwo przychodzi krytykowanie innych nacji. I piszę to całkiem świadomie, jednocześnie przyznając się do winy – przychodzi mi to bardzo łatwo, za łatwo. Gorzej niestety z dostrzeganiem zalet u innych. Pachnie to jakąś wybujałą dumą, pychą niewątpliwie. A przecież nie tylko inne nacje winny uczyć się od nas poszanowania dla kultury, tradycji, kodeksu moralnego, ale i my możemy się wiele nauczyć od nich. Pierwszą rzeczą, która przychodzi mi do głowy to uśmiech. Od kiedy pamiętam mój tata zawsze był człowiekiem uśmiechniętym, bardzo optymistycznie nastawionym do świata, nigdy nieokazującym swych humorków. Wielu zaskakiwał ten wciąż pogodny wyraz twarzy, pytano, jak on to robi. Zawsze odpowiadał, że nauczył się tego w Niemczech… Zastanawiam się więc teraz, czy nadal tak jest? Czy nadal uśmiech przywozimy spoza granic kraju? Wtedy były ciężkie czasy, komuna, represje… A teraz? Też jest ciężko – jasne, ale czy to racjonalne wyjaśnienie wciąż skrzywionych min Polaków, czy może dla wielu to tylko wykręt? Chwilami myślę: ludzie tutaj mają mniej problemów, więc łatwiej im zdobyć się na uśmiech, ale po chwili się strofuję: przecież uśmiech rodzi uśmiech, więc jeśli ktoś w końcu nie zacznie się uśmiechać do innych tak bez powodu, spontanicznie to era pochmurnego czoła, zrzędzenia, narzekania będzie trwać. Taka pochmurna ludzka postawa wpływa zarówno na samopoczucie danego człowieka, jak i na innych, którzy znajdować się muszą w jego towarzystwie. Brak uśmiechu buduje mury międzyludzkie, blokuje potrzebę nawiązywania kontaktów. Rozmawiałam ostatnio ze znajomym księdzem, który zapytał mnie, dlaczego my – młodzi Polacy mieszkający w Anglii w niedużym miasteczku tak bardzo stronimy od

siebie nawzajem, nie nawiązujemy kontaktów, nie mówiąc już o przyjaźniach? Wydaje się, że wciąż wierzymy w slogan, że Polak Polakowi wilkiem, choć większa część z nas przyznaje, iż nigdy nie spotkało ich nic złego ze strony rodaków. Coś jednak jest takiego w psychice człowieka, że woli on wierzyć w stereotypy niż sprawdzić w praktyce słuszność teorii. Bardzo istotne jest również to, że Polacy jako ogół, w porównaniu do Latynosów na przykład, są bardzo zamknięci w sobie. Brakuje nam otwartości w stosunku do innych, przyjaznego nastawienia już przy wypowiadaniu pierwszych słów do nowo poznanej osoby. Pamiętam, że gdy pierwszy raz przyjechałam do Anglii i miałam kontakt z osobami z całego świata, to najbardziej rzuciła mi się w oczy otwartość innych narodowości. Przyzwyczajona do długotrwałego przełamywania lodów z nowo poznanymi ludźmi w kraju z niedowierzaniem odkrywałam, że tu w interakcji z wieloma osobami w ogóle nie odczuwam mroźnego, lodowego powiewu nieufności. Już sam wyraz twarzy wielu nowych znajomych zdawał się mówić: cieszę się, że cię poznałem, chętnie się zaprzyjaźnię. I nie będę tu wnikać w to, czy takie przyjaźnie okazały się głębokie i długotrwałe. Ważne jest to, że będąc w obcym kraju, z dala od domu, dzięki takim ludziom nie czułam się samotna. Mogłam natomiast wyczuć ciepło, które wiele osób roztaczało wokół siebie, ciepło i pozytywną energię połączoną z optymizmem, którego tak brakuje wielu rodakom. I wtedy starałam się wyobrazić sobie, jak czułby się obcokrajowiec, nieznający niemalże nikogo, w Polsce? Czy też odbierałby jakieś „pozytywne promieniowanie”, czy dochodziłyby do niego przyjazne fluidy, życzliwe ciepło, serdeczny uśmiech? Czy może byłoby to raczej zaciekawienie jedynie? Czy my, w naszym kraju, potrafilibyśmy otworzyć się w stosunku do obcokrajowca, jeśli jesteśmy tak zamknięci w stosunku do siebie samych? Nie sądzę. Dlatego właśnie obiecałam sobie, że jak już wrócę do Polski to nie zapomnę o lekcji uśmiechu i otwartości, której udzielili mi przedstawiciele innych narodowości, szczególnie południowcy. Jeśli mi się to uda, to historia się powtórzy: przywiozę uśmiech zza granicy.

Andrzej Lichota


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

CZAS NA RELAKS 25 łatwe

4 3 6 9 2 3

9 2 2 7 6

3

1 2

6 4 1 2 1 7

1 7 5 2 4 9

4

8

6

4

9

6

1 8 2 6 9 4

7

6

1

3 7

6 4 7 3 5 2 6 8 4 5 1 7 9 5 1 6 4 4 8 5 8 6

5 8 1 2

4

9 2

8 6 9

7 3

8 4 2

9 9

sudoku

2

6

trudne

średnie

8

3 5

6

Wypełnij diagram w taki sposób, aby w każdym poziomym wierszu, w każdej pionowej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.

krzyżówka

Rozwiązania sudoku z nr 46 łatwe

średnie

humor

Hasło krzyżówki z nr 46: Słowo bardziej boli niż rana.

horoskop tygodniowy BARAN Barany doświadczą w tym tygodniu wrażliwości i dobrotliwości otoczenia, zobaczysz, że świat nie jest taki zły, jak myślałeś dotąd. Otrzymasz pomoc ze strony bynajmniej nie branej przez Ciebie pod uwagę i dowiesz się, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Czasem pomoc przychodzi wtedy, gdy jej się nie spodziewasz. BYK Tydzień bardzo dobry dla wielu Byków, korzystne i pozytywne załatwienie spraw urzędowych, wygrane procesy sądowe, odwołania, otrzymanie dobrych wiadomości w wielu dziedzinach. Los będzie Tobie przychylny i wszystkie działania, które podejmiesz, zakończą się pomyślnie. Doświadczysz wiele sprawiedliwości i dobroci ze strony najbliższych osób. BLIŹNIĘTA Bliźnięta które czekały na coś dobrego w ich życiu, doczekają się na pewno. Czeka Cię coś nowego, otwarcie się nowych i nieoczekiwanych możliwości. Drzwi, które były dotąd zamknięte, otworzą się i zostaniesz wpuszczony. Sukces w pracy lub w jej szukaniu, awans lub podwyżka, a niektórzy dostaną wizy i zaproszenia do innych krajów. RAK Opóźnienia i ograniczenia ześle Ci Los, ale zwróć uwagę na jedno, że ograniczenia te mogą tkwić w Tobie samym. Splatanie i spętanie wewnętrzne skutecznie może blokować rzeczywistość materialną. Podpiszesz nowe umowy i rozpoczniesz nowy, lepszy etap życia. Coś nowego i dobrego czeka już za rogiem, dlatego nie bój się podjąć stosownych działań. LEW Dla niektórych Lwów dość niebezpiecznie z finansami będzie w tym tygodniu. Musisz uważać, aby komornik nie zajął Twojego mienia lub pamiętać, aby pożyczone pieniądze trafiły z powrotem do pożyczkodawcy. Tydzień będzie wymagał ostrożności w gospodarowaniu pieniędzmi, jeśli będziecie uważni, oszczędzicie sobie dużo przykrości i niedomówień. PANNA Dobry czas na podjęcie spraw urzędowych, załatwienie stosownych pozwoleń i koncesji. Pomyślnie zaczną się spełniać sprawy dotyczące pracy, budowy domu lub remontu mieszkania i przeprowadzenia trudnych, żmudnych przeprowadzek. Ten tydzień będzie bardzo dynamiczny, będzie się dużo działo, to, co zostało odłożone, teraz ruszy do przodu.

WAGA Starsze osoby ten tydzień powinny spędzić w miłym gronie starych przyjaciół i zapomnieć o troskach dnia codziennego. W połowie tygodnia może Cię czekać spiętrzenie spraw urzędowych i pośpiech. W pracy „życzliwi” będą się pytać: „czy przypadkiem nie porywasz się z motyką na słońce?”. Ale pamiętaj, że do odważnych świat należy. SKORPION Tydzień przyniesie prawdziwe „urwanie głowy”, wiele spraw do załatwienia spiętrzy się w ciągu kilku dni. Możliwy jest zawodowy awans i większe wydatki niż zwykle. Życie rodzinne w normie, natomiast wolne Skorpiony mają okres niekorzystny, tak jakby wszystko stanęło w miejscu. Raczej odpocznij w sobotnie popołudnie i porządnie się wyśpij. STRZELEC Pomyślnym wydarzeniom towarzyszyć będzie pewna dawka napięć i kłopotów. W nowe plany zawodowe włączysz się z wielkim entuzjazmem. Weźmiesz udział w pewnym przedsięwzięciu, które warte będzie Twojego zapału i pozwoli rozwinąć wszystkie talenty. Szkoda tylko, że niekonieczne opłaci się to finansowo. KOZIOROŻEC Wolne Koziorożce mają szansę wpaść szefowi w oko. Szykuje się też szczęście i radość w partnerstwie, powodzenie i satysfakcja w seksie, serdeczność i harmonia w rodzinie. Wolne Koziorożce nie powinny droczyć się z ukochaną osobą. Pamiętaj o dawno składanej obietnicy i dotrzymuj słowa. WODNIK Możesz być rzucony na głęboką wodę, jeśli chodzi o sprawy zawodowe. Trzeba będzie samodzielnie podejmować decyzje i radzić sobie w podbramkowych sytuacjach. Natomiast ludzie będą Ci sprzyjać i zyskasz sobie oddanych przyjaciół. Konieczna jest ostrożność w sprawach finansowych. Będziesz mieć dobry czas, aby zyskać, ale mogą też zdarzyć się straty. RYBY Niemożliwe stanie się możliwe i wiele Ryb doświadczy uczucia całkowitego zdziwienia i zaskoczenia życiem, w jak najlepszym słowa tego znaczeniu. Możliwie, że nastąpi stan zakochania się i zauroczenia inną osobą, ale także dobry rozwój finansów i spraw zawodowych. Te Ryby, które podejrzewały u siebie jakąś chorobę, otrzymają dobre wiadomości.

horoskop

trudne

absurd tygodnia Cztery kolejne supernowoczesne samoloty bojowe F-16 od tygodnia usiłują dotrzeć z USA do swojej docelowej bazy w Polsce. Przyczyną tak długiego lotu są złe warunki atmosferyczne i trudności z tankowaniem. Na tankowanie w powietrzu nie zgodziła się Wielka Brytania (sojusznik Polski w NATO i Unii Europejskiej). Największym jednak problemem była niesprzyjająca pogoda. Samoloty musiały lądować na Azorach, skąd nie mogły w ubiegły piątek wystartować. Z tej samej przyczyny nie wylądowały w Polsce, chociaż przekroczyły naszą granicę powietrzną. Po drugiej stronie w Niemczech było lepiej, i tam zdecydowano się na lądowanie. – Piloci są gotowi do latania w każdych warunkach atmosferycznych, ale gdzieś jest granica ryzyka i granica rozsądku, a my nie jesteśmy na wojnie. Stąd też podróż F-16 do Polski trwa tak długo – wyjaśnił dowódca 2 Brygady Lotnictwa Taktycznego, gen. bryg. pilot Włodzimierz Usare. A jednak w tym czasie samoloty pasażerskie latały. Piloci odważniejsi, czy może przewoźnicy bardziej pazerni?


NOWYCZAS 23 listopada 2007

26

Jeśli dorośli źle się odżywiają – ich sprawa, dzieci natomiast trzeba do zdrowej diety przyzwyczajać. Ale znów – jak temat robi się modny, rozstrząsany jest w nieskonczoność, a pomysły i recepty sypią się jak z rękawa.

To i owo

N

Ludzie to kupią, byle głośno, byle głupio… Stefan Gołębiowski redakcja@nowyczas.co.uk

a tym świecie żyję już dość długo, więc wydawało mi się, iż niewiele rzeczy jest w stanie mnie zadziwić. A jednak wciąż się okazuje, że pomysłowość ludzka i przelotne mody nie znają granic. Media, czy jak to się w PRL-u mówiło – publikatory, stały się taką potęgą, iż potrafią społeczeństwu wmówić każdą praktycznie bzdurę. Wystarczy tylko coś zasugerować i ludzie to kupią jak dogmat. Szczególnie podatni na to są Amerykanie, a zaraz za nimi Brytyjczycy, przejmujący każdy nowy pomysł czy modę. Tydzień temu dzikie tłumy zablokowały Regent Street, bo firmowy sklep Apple rozpoczął sprzedaż nowego wynalazku – telefonu komórkowego, połączonego z komputerem, odtwarzaczem muzyki i innymi cudami techniki, bez których oczywiście żaden nowoczesny człowiek

Lata temu, za komuny, był w Warszawie najlepszy teatr – STS, dla którego pisali najwybitniejsi wtedy autorzy: Osiecka, Markuszewski, Jarocki, Abramow… A jednym ze szlagierów była piosenka: „Ludzie to kupią, byle głośno, byle głupio”, zapowiadajaca już wtedy jak media mogą manipulować odbiorcami. Im dalej w las, tym wiecej drzew… Wysatrczy, że media nagłośnią – kupujemy wszystko, co popadnie.

obejść się nie może. A że jest to zwyczajny gimmick (ilu z nas koniecznie musi na ulicy sprawdzać e-maile czy przeglądać internet?!), obliczony w większości na snobistyczną ludzką naturę to inna sprawa – producenci zacierają ręce i śmieją się w głos, w drodze do banku. Innym obłędem, któremu ulegamy, tym razem pod patronatem lekarzy, jest problem otyłości. Nie ma dnia, by się na ten temat nie rozpisywano. Oczywiście, jest to problem, duża nadwaga zagraża zdrowiu i życiu, ale niedowaga również. Od pewnego czasu prasa bije na alarm, że brytyjskie dzieci są grube, przejedzone, spożywają za dużo tuczących rzeczy, jak hamburge-

ry i chipsy. Sławny dzięki programom telewizyjnym szef kuchni Jamie Oliver zorganizował wielką kampanię skoncentrowaną na lepszym wyżywieniu w szkołach. Idea kampanii bardzo słuszna i niewątpliwie nagłośnienie tej sprawy było konieczne. Jeśli dorośli źle się odżywiają – ich sprawa, dzieci natomiast trzeba do zdrowej diety przyzwyczajać. Ale znów – jak temat robi się modny, jest roztrząsany w nieskończoność, a pomysły i recepty sypią się jak z rękawa. Przeczytałem niedawno o ostatnim szaleństwie, jakie opanowało Amerykę i obecnie przenosi się do Wielkiej Brytanii (jakżeby inaczej). Oto w walce z otyłością dzieci, otwierane są w Londynie sale gimnastyczne. Byłaby to idea bardzo chlubna, wszak ruch to podstawa zdrowego życia – gdyby nie fakt, że do takich sal przychodzą rodzice z paromiesięcznymi pociechami, jeszcze nawet nieraczkującymi. By nie były w późniejszym wieku za grube… Jeśli to nie jest obłęd, to nie wiem co nim jest. Pomi-

jając fakt, iż wstęp na taką salę ćwiczeń kosztuje 300 funtów za semestr, chciałbym wiedzieć, jakąż to gimnastykę można prowadzić z 4-miesięcznym bobasem. Co najwyżej można mu uszkodzić delikatny kręgosłup lub rękę czy nogę. Ale dopóki nie będzie jakiegoś wypadku, szaleni nowomodni rodzice na to pójdą, bo to jest ostatni wynalazek z Ameryki. No i zawsze można się pochwalić znajomym: moje dziecko chodzi na gimnastykę (chociaż jeszcze samo nie chodzi). Coraz częściej widzę, że są ludzie, którzy za grosz nie mają zdrowego rozsądku i jak stado baranów idą za każdą modą, każdą sugestią mediów, każdą nawet najbardziej nonsensowną akcją, byle tylko była dobrze nagłośniona. I każdy towar kupią – czy będzie to nowy i-pod, czy też za trzysta funtów gimnastyka dla niemowląt. Gdzieś przeczytałem bardzo sensowną uwagę: dorośli powinni przejść odpowiedni kurs i zdać egzamin zanim zaczną robić dzieci. Bo niektórzy do tego nie dorośli…


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

JOB VACANCIES OGĹ OSZENIA 27

ABY ZAMIEŚCIĆ OGŠOSZENIE DROBNE w dziale dam pracę, szukam pracy, kupię, sprzedam mieszkanie, mieszkanie do wynajęcia, wyślij sms o treści: NC + treść ogłoszenia, (np. NC oddam kota...) na numer 87070 Otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo CORRECT. Koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora).

Northfields, W5. Duşy, jasny pokój 2-osobowy, własna łazienka, umeblowany w czystym, zadbanym domu, spokojna okolica. 10 min. od Picadilly line oraz South West trains. Dostępny od 01-12-2007. £140/tydz. plus 2 tyg. depozytu. Tel. 07957472193 Stratford, pokój 3 osobowy, najchętniej dla dziewczyn. Dom w pełni wyposaşony, blisko basen. Tel. 07742614350 Wynajmę duşy pokój w 1 strefie, w mieszkaniu tylko 2 osoby. Cena i depozyt do uzgodnienia Tel. 07794238010 Stretham Hill. Pokój dla pary w mieszkaniu z ogrodem. W pełni wyposaşone. Internet, tv, telefon. Tel. 07727670830

Aby zamieścić ogłoszenie komercyjne skontaktuj się z Działem Sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 Ogłoszenia komercyjne do 15 słów – £10 • do 30 słów – £15 W ramce, kolorowe do 15 słów – £15 • do 30 słów – £25 Więcej info: www.wilmowski.com. Tel. 07738671579

ZATRUDNIĘ Zatrudnimy kontrolera ds. Transportu i MontaĹźu mebli (Weybridge, Surrey). Organizacja transportu, nadzĂłr nad zespoĹ‚em instalacyjnym. Wymagany angielski, zdolnoĹ›ci interpersonalne. Tel. 07908651720 Szukam fryzjerki damsko-mÄ™skiej, dobre zarobki. Tel. 02083045508, Asia lub 07788193437 Waiter/Waitress required for busy Covent Garden rest: well presented. To apply please call: 02073795353 Potrzebni przedstawiciele handlowi w caĹ‚ej Wielkiej Brytanii. Znajomość jÄ™zyka ang. komunikatywna. Praca dla ludzi ambitnych. Tel. kontaktowy: Tomasz 07891806723 Fachowiec ÂŁ100 – CIS / na cenÄ™. Remonty, Strychy, Stal, DobudĂłwki, Ĺ azienki, Kuchnie. Bez angielskiego. NarzÄ™dzia. CIS, Konto. WyĹ›lij SMS: ImiÄ™, Wiek, Fach, nr tel. 07717706617 Potrzebny dekarz, cieĹ›la i blacharz z wĹ‚asnymi narzÄ™dziami. Praca w zachodnim Londynie. Nie wymagana znajomość angielskiego. Tel. 07944963786 ElektrykĂłw z 16th edition NICEIC poszukuje152x160_TTV_NowyCzas_4029.ai 14/09/2007 15:06:15 my. JeĹźeli nie posiadasz uprawnieĹ„ mamy kurs.

SZUKAM PRACY Zaopiekuje siÄ™ Twoim dzieckiem w moim domu na Neasden, gwarantuje smaczne posiĹ‚ki, gry, zabawy oraz róşnorodne atrakcje. Cena do uzgodnienia. Ania, tel. 07724919246 MĹ‚oda, ambitna, pracowita, angielski komunuikatywny. Z zawodu Artysta-Plastyk, podejmie pracÄ™ na caĹ‚y etat w zawodzie (ozdoby, kartki okolicznoĹ›ciowe, akcesoria) Tel. 07912217123 Elektryk duĹźe doĹ›wiadczenie przy pracach w rozdzielniach, kablach, maszynach. Tel. 07864110344 Kierowca wĂłzkĂłw widĹ‚owych spal. elekt. obsĹ‚uga akumulatorĂłw + drobne naprawy. Tel. 07864110344

MIESZKANIE do wynajęcia Stoke Newington (2 strefa). Dwuosobowy pokój w umeblowanym mieszkaniu, duşy living, tv. 5min. do stacji. 1min. sklepy. £110/tydz. Rachunki wliczone. Tel. 07904546630.

W OD S R K F W\ \ U N X ] H % (NVWUD PLQXW\

]D C

M

Y

'$502

ÄŞ\WNRZQLNĂ?Z FK XÄŞ 7HUD] GOD ZV]\VWNL GRĂĄDGRZQLD ÄŠFLD 'DWD Z\JDÄžQLÄŠ SURPRFML

']ZRĂ? GR GRPX ] ] .RPĂ?UNL

CM

MY

CY

CMY

K

=DG]ZRÄ” Ä” QD

7(5$=

Wybierz 1 aby doladowac konto ÂŁ5. Otrzymasz smsa potwierdzajacego pobranie oplaty. Rozmawiaj godzinami wykorzystujac swoje darmowe minuty.

3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny

2p/min 9p/min 1p/min 2p/min

Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com

To proste‌ Spróbuj teraz!

*Terms & conditions: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection to the service. Calls to the 020 number cost your mobile standard rate to a landline or may be used as part of your inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p, depending on destination. To avoid auto recharge, hang up within 30 seconds of the warning. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). Information may be used for future marketing and updating purposes by Auracall & other selected companies & affiliates. You can opt out at anytime. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Muswell Hill. Dwójka w umeblowanym, czystym mieszkaniu dla pięciu osob. Internet, tv. 2min. przystanki autobusowe, 5min. Tesco. £105/tydz. Rachunki wliczone. Tel. 07904546630. Stockwell, wolne miejsce dla dziewczyny w pokoju 3-os. Mieszkanie w pełni wyposaşone, blisko metro. Tel. 07742614350 Do wynajęcia duşy pokój dla pary na West Ealing w domu z ogrodem. Dogodna lokalizacja, blisko sklepy, transport. £130/tydz. Tel. 07816599301 lub 07789302788 Dwie dziewczyny lub parę na pokój na poddaszu z własną, osobną łazienką. Internet, tv, duşo szaf, dom bez tłoku. Northolt. £137/tydz. Z rachyunkami. Tel. 07949165820 Enfield lub Canning Town pokój - dwójka £110 lub jako jedynka £85, jedynka £65-£75 i miejsce w dwójce £56/tydz., TV, ogród, net, pralka, rachunki wliczone. Tel. 07859030418 Duşy, 2-osbowy pokój 2 strefa Kilburn Park/ Swiss Cottage. Komfort, tv/inter. Rachunki wliczone 130/tydz. Tel. 0797 6354 659 Stratford-wolne miejsce dla chłopaka w pokoju 3-osobowym. Dom w pełni wyposaşony, blisko basen, metro. Tel. 07742614350 Manor house Pokój dla pary. Podłączony internet. Mieszkanie w pełni wyposaşone, blisko metro. Tel. 07973621057 Miejsce w pokoju dla chłopaka. £65/tydz. plus rachunki, bez depozytu. Blisko stacji metra Acton Town. Tel. 07952552145 Stratford - pokój 3-os., najchętniej dla dziewczyn. Dom w pełni wyposaşony, blisko basen, Tel. 07742614350

ADMINISTRATOR Location: BIRKENHEAD, MERSEYSIDE Hours: 40 HOURS PER WEEK, 5 DAYS OVER 7, BETWEEN 8AM - 6PM Wage: MEETS NAT MIN WAGE Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Orion - Project Services Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: Polish speaking administrator required. Must also have relevant proven experience with RSA Stage 1 and 2 in Typing or Word Processing Qualifications. Duties include all administration tasks for the Site Office. You can contact Julia Ciesielska for further details on 02890 454723. This position is temporary for approx. 15 months Excepted vacancy Race Relations Act 1976 (RRA). How to apply: You can apply for this job by telephoning 02890 454723 and asking for Julia Ciesielska.

Pension: No details held Duration :PERMANENT ONLY Description: Must be able to speak/write fluent in Polish and English. Must have a customer service background. Must have excellent communication skills. Duties will include dealing with customers as a first point of contact, dealing with customers over the telephone, working within targets and deadlines and services to customers and general administrative duties. Must be able to pass a strict credit check. Must have a checkable CV with no gaps over 3 months. Will be aiming to provide the best possible service to customers. 10% profit share 15% pension fund/monthly cash incentive. You will be working for a helpline set up purely for Polish speaking customers. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0161 2362424 and asking for Kate Perkins.

POLISH RECRUITMENT ADMINISTRATOR Location: CUMBERNAULD, GLASGOW Hours: 40 HOURS, 5 DAYS, MONDAY TO FRIDAY Wage: ÂŁ14600 Work Pattern: Days Employer: Newtown Services Ltd Closing Date: 25/11/2007 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY Description: We are currently looking to recruit a Recruitment Administrator to support the Construction and Energy teams with daily recruitment. The sucessful candidate will be based in our head office in Cumbernauld Wardpark North. Own transport would be preferable however there is public transport from Cumbernauld town centre. Duties will include liaising with internal and external bodies, producing application and recruitment packs, updating availability lists, contacting candidates on weekly basis, sending out letters and info pack to clients and candidates, liaising with CITB with regards to CSCS testing, updating the database and handling any other queries. The successful candidate must be a fluent Polish and English speaker with substantial construction knowledge, IT literate and be able to take a flexible approach to their workload. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Justyna Bryks at Newtown Services Ltd, 2b Napier Place, Wardpark North, Cumbernauld, GLASGOW, G68 0LL, or to HYPERLINK "mailto:justyna.bryks@newtowngroup.co.uk" justyna.bryks@newtowngroup.co.uk.

DENTAL NURSE - BI-LINGUAL Location: BOSTON, Lincolnshire Hours: 40 over 5 days Wage: ÂŁ6.00 per hour Work Pattern: Days Employer: Workforce Unlimited Closing Date: 30/11/2007 Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY Description: Based near Boston, Full time Dental Nurse required. Experience essential and candidates need to be fluent in English and Polish. Some administrative duties will be required and knowledge of computer software packages is required. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01205 351196 and asking for Lyn Battram or e mail your CV to lynn@workforceunlimited.com BILINGUAL

CUSTOMER SERVICE ADVISOR Location: MANCHESTER LANCASHIRE Hours: 35 PER WEEK MONDAY TO SUNDAY BETWEEN 8AM-8PM Wage: ÂŁ12,000 PER ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Hays Contact Centre

SUPPORT OFFICER Location: LEWES, EAST SUSSEX Hours: 16 HOURS PER WEEK MONDAY TO FRIDAY DAYS Wage: ÂŁ15,596 - ÂŁ16,536 PER ANNUM PRO RATA Work Pattern: Days , Nights Pension: Pension available Duration: TEMPORARY ONLY Description: Must be fluent and literate in both English and Polish. As this post is peripatetic in Eastbourne, Lewes and the surrounding areas own transport is essential. We are looking for someone to join our friendly team supporting Polish pupils and their families. This post is offered as a temporary contract from 8th January to 25th July 2007. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Employer will meet disclosure expenses. How to apply: For further details please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am - 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Job reference LMH/4866.


nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 23 listopada 2007

28 OGĹ OSZENIA DEAN MANSON SOLICITORS Tel: 020 8767 5000 Mon-Fri 09:30-17:30, Sat 12:00-17:00

KANCELARIA PRAWNA Kontakt: Katarzyna Bogucka (Trainee Solicitor) Solicitors: M. Mansoor, E. Baig, S. Bhatti Sprzedaş, kupno domów i mieszkań wynajem sklepów, biur etc Prawo pracy Prawo rodzinne Odzyskiwanie długów Prawo imigracyjne (pobyt stały, obywatelstwo) Prawo handlowe (kontrakty, biznes, spółki) Landlord and Tenant (spory, konrtakty) Odszkodowania powypadkowe (No win no fee) Odwołania od decyzji urzędowych Prawa człowieka i obywatela Testamenty, prawo spadkowe Spory/sprawy sądowe Prawo karne 243-245 MITCHAM ROAD, LONDON SW17 9JQ www.dmansonsolicitors.com Regulated by the Solicitors Regulation Authority

Miejsce w pokoju dla dziewczyny z oddzielną własną łazienką. Super warunki. Internet, TV, duşo szaf, ogród, bez tłoku. Northolt. £65/tydz. Tel. 07949165820

USŠUGI Tłumacz. Tłumaczenia pisemne: dokumenty, wypełnianie formularzy i wszelkie inne. Szybko, tanio, solidnie. Hammersmith. Tel. 07925645443

Ogromny, luksusowy pokój na poddaszu z własną oddzielną łazienką. Ciepły, bezpieczny dom bez tłoku, Internet, TV. Northolt. £137/tydz. Tel 07949165820 Stoke Newington (2-ga strefa) Dwójka w umeMIESZKANIA SZUKAM Pokój dla męşczyzny lub miejsce w pokoju, południowo – wschodni Londyn, cena do £65/tydz. Tel. 07947731242, Robert

SPRZEDAM Sprzedam Audi A6 .1.8t .rok 98, czarny metalic 120tys mil .MOT 15.11.08. TAX 31.03.08. Stan dobry, klima, pełna elektryka, drewniane wstawki. £2800. Tel. 07849473136

TRANS-POL Wywóz śmieci przeprowadzki pomoc drogowa 24/7 auto laweta. Tel. Andrzej 07862278730 lub 29

2 bedroom flat na Northolt sprzedam, £169 950. Tel. 07931543597 Sprzedam Mercedesa E220, automat, 96 rok, 110 tys. Przebieg, £950 Tel. 07815819879 Sprzedam Audi A6 srebrne-benzyna przerobiony na gaz.96 tys.mil, pełna elektryka, radio+zmieniarka 6 CD. MOT i TAX waşny.Bardzo ładnie się prezentuje.Alufelgi Tel. 07749393877

Ustawianie anten satelitarnych.

Sprzedam atrakcyjne mieszkanie – 46m. Warszawa stara Saska Kępa w kamienicy. Telefon, balkon, bezpośrednio. Tel. 07704619119 lub +48 667694104

152x160_STD_NowyCzas_4029.ai 08/08/2007 12:06:07

DZIAĹ OGĹ OSZEĹƒ

GRPX GR G ']ZRĂ? G

GR 3ROVNL

0207 358 8406

M

Y

CM

0207 358 8406 Najtańsze przeprowadzki i usługi transportowe w całym Londynie zawsze dostępny van. Tel. 07864846320

Southampton i okolice Rafał

Laboratorium medyczne:

Tel. 07845130500 rafbialy@o2.pl

MX› RG

THE PATH LAB

Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową, EKG, USG.

Jeśli nie moşesz znaleźć „Nowego Czasu� w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mies daj nam znać – tel. 0207 639 8507 lub wyślij maila na dystrybucja@nowyczas.co.uk Tel.: 020 7935 6650,

Po prostu wybierz 084 4831 4029

C

DZIAĹ OGĹ OSZEĹƒ

Tanio, szybko i dokładnie.

S PLQ CZAS NA NO WE MIEJSC A !

] WHO VWDFMRQDUQHJR

WRĂ“ĹťKA SEBILA, PRZEPOWIE CI PRZYSZĹ OŚĆ, WSKAĹťE CI SZCZĹšLIWÄ„ GWIAZDĘ, KTĂ“RA BĘDZIE OĹšWIECAĹ A TWOJÄ„ ĹšCIEĹťKĘ ĹťYCIOWÄ„. WRĂ“ĹťY Z KART TAROTA I Z RĘKI. ZDEJMUJE ZĹ E FATUM. TEL. 07988553378

lub po polsku: Iwona 0797 704 1616

QDVWÆSQLH Z\ELHU] QXPHU GRFHORZ\

MY

CY

CMY

K

To proste‌ Spróbuj teraz!

Infolinia: 0870 041 4029 I www.auracall.com

*Terms & conditions: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute & include VAT. Calls billed per second. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Charges apply from the moment of connection to the service. Calls made to mobiles may cost more, unless specifically mentioned in the destination list. Prices are subject to change without prior notice. Information may be used for future marketing and updating purposes by Auracall & other selected companies & affiliates. You can opt out at anytime. This service is provided by Auracall Ltd, Nicholas Peters Business Centre, 7b High Street, Barnet Herts EN5 5UE. Agents required, please call 0844 5453 788.

7p/min - 087 1412 4029 5p/min - 084 4545 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029

3ROVND tel. komĂłrkowy /LWZD tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny ,UODQGLD tel. stacjonarny

qpmuby qpmuby

3DUN LOEXUQ . R U W PH %HOVL]H 5RDG /RQGRQ 1: %7

qpmuby

‡ 52=/,&=(1,$ 32'$7.2:( VHOI HPSOR\HG &,6

‡ =:527< 32'$7.8 ‡ 3HâQD NVLÄ‹JRZRÄ&#x;Ă˝ 9$7 3D\UROO VSyĂĄNL /WG

‡ %(1(),7< ‡ ((& 5HVLGHQFH 3HUPLW UH]\GHQWXUD

‡ 2'=<6. 'à 8*�:

) 7 $ 'OD 7ZRMHJR EH]SLHF]HĔVWZD 3ROWD[ QDOHĪ\ GR )HGHUDWLRQ RI 7D[ $GYLVHUV

f f f _^[cP g R^ dZ ' #$ '"' "(&


NOWYCZAS 23 listopada 2007

29

Na meczu w Chorzowie wśród kibiców obecnych było sporo polityków, artystów i sportowców. Jednym z nich jest były premier Jerzy Buzek, który po meczu bardzo chętnie pozował do wspólnych zdjęć.

SPORT PIŁKA NOŻNA » Polska – Belgia 2:0 (1:0)

JEDZIEMY NA EURO!!! DANIEL KOWALSKI/NowyCzas

Korespondencja z Chorzowa Daniel Kowalski

Na ten sukces czekała cała Polska. Piłkarze, trenerzy, kibice, dziennikarze, wszyscy razem zastanawiali się kiedy w końcu uzyskamy przepustki do finałów mistrzostw Europy. I stało się! Po dwóch bramkach Euzebiusza Smolarka, „biało-czerwoni” wygrali z Belgią 2:0, zapewniając sobie awans już w przedostatniej kolejce eliminacji. Do osiągnięcia tego celu potrzebowaliśmy trenera z zagranicy. Leo Beenhakker zastał reprezentację rozbitą po nieudanych Mistrzostwach Świata w Niemczech i nie miał łatwego zadania. Pomimo częstej krytyki Holender konsekwentnie realizował swój plan. Czasami zaskakiwał kontrowersyjnymi powołaniami, ale to przecież on odpowiadał za ostateczny wynik, więc miał do tego święte prawo. Osiągnął to, co nie udało się najlepszym polskim trenerom. Do awansu brakowało nam zwycięstwa z Belgią, remis tylko przedłużał nasze szanse, a i tak musielibyśmy czekać do końca eliminacji. Dzięki dwóm bramkom Smolarka, pierwszym w historii awansem do Mistrzostw Europy możemy się cieszyć już od minionej soboty. Pojedynek nie stał może na najwyższym poziomie, ale nie on był tego dnia najważniejszy, liczył się przede wszystkim końcowy rezultat. Polacy zaatakowali od pierwszych minut, stwarzając sobie kilka dobrych sytuacji, ale goście nie pozostawali dłużni. W 10. min. po akcji prawą strona boiska strzelał Vincent Kompany, ale uderzenie było zbyt słabe żeby zaskoczyć Artura Boruca. Chwilę później szarżę Kevina Mirallasa zatrzymał Michał Żewłakow. Z naszej strony bardzo aktywny był Jacek Krzynówek.

Często absorbował formację obronną gości, ale żadna z jego akcji nie zagroziła poważniej bramkarzowi rywali. Po upływie 30 minut gry przewagę uzyskali Belgowie. Sama końcówka pierwszej odsłony należała już jednak zdecydowanie do „biało-czerwonych”. W 45. minucie kardynalny błąd obrońców Belgii wykorzystał Ebi Smolarek i stadion oszalał z radości. Kilka minut po rozpoczęciu drugiej odsłony Ebi technicznym strzałem podwyższył na 2:0. Na trybunach rozpoczęła się wielka feta. Nikt już nawet nie dopuszczał innej myśli jak tylko utrzymanie zwycięstwa. Okazji na podwyższenie rezultatu było jeszcze kilka. Swoich szans oprócz Smolarka próbowali Krzynówek i Błaszczykowski. W końcówce Polacy na moment oddali inicjatywę gościom, ale nasza obrona spisywała się prawie bez zarzutu i wynik już nie uległ zmianie. Rywali Polaków w finałach Euro 2008 poznamy już drugiego grudnia. Losowanie odbędzie się w Lozannie. Już teraz trwają spekulacje, który rywal będzie dla nas dobry, z którym grać byśmy nie chcieli.

Stadion Podzielone są opinie odnośnie Stadionu Śląskiego, jednak bez wątpienia na dzień dzisiejszy jest to najlepszy

kupu mają kibice, którzy regularnie oglądają swoją reprezentację. U nas decyduje zasada „kto pierwszy ten lepszy”. Dzięki temu spora część wejściówek trafiła na czarny rynek, gdzie osiągały cenę dziesięciokrotnie większą od nominalnej. Nowy system przydałby się jak najszybciej w obliczu zbliżającego się turnieju na boiskach w Austrii i Szwajcarii. Już teraz wiemy, że biletów dla zwykłych kibiców będzie niewiele. Finały ME odbędą się na małych kameralnych stadionach. Jedynym obiektem, który pomieścić może ponad pięćdziesiąt tysięcy jest stadion w Wiedniu. Pierwsza faza sprzedaży kart wstępu na mecze Euro 2008 prowadzona była przez UEFA i zakończyła się pod koniec marca tego roku. O przydziale biletów decydowało losowanie. Polakom przypadło nieco ponad trzy tysiące biletów… Polska – Belgia 2:0 (1:0)

Kibice obiekt w naszym kraju do rozgrywania spotkań reprezentacji. Przede wszystkim dlatego, iż ma największą pojemność, a to dla Polskiego Związku Piłki Nożnej argument najważniejszy. Prezes związku, Michał Listkiewicz na każdym kroku podkreśla, że PZPN nie jest fundacją charytatywną. Nie ma też problemów z dojazdem i miejscami parkingowymi. Przyjeżdżając na mecz zaledwie godzinę przed jego rozpoczęciem można było bez żadnych problemów zaparkować tuż pod stadionem. Korki przed i po meczu to rzecz oczywista praktycznie wszędzie, więc argumenty niektórych kibiców w tym temacie nie bardzo do mnie przemawiają. Minusem jest bez wątpienia słaba – z niektórych sektorów – widoczność. Nie najlepiej wygląda też sytuacja z akustyką. Ten mankament ma jednak zniknąć po zadaszeniu obiektu. Najbardziej zaawansowane są prace na zapleczu. Po dziewięciomiesięcznym remoncie oddano do użytku szatnie oraz pokoje odnowy biologicznej. Mają one teraz powierzchnię po-

Już po raz kolejny możemy się o nich wypowiadać prawie w samych superlatywach. Bardzo dobrze, że w końcu wykorzeniono klubowe waśnie podczas meczów kadry. Teraz wszystkich łączy jeden wspólny cel – doping swojej drużyny narodowej. Kilku fanów złamało zakaz wnoszenia, a przede wszystkim odpalania środków pirotechnicznych, za co PZPN otrzyma pewnie sporą karę finansową. Brakowało też osoby prowadzącej doping, jak jest to na meczach w Warszawie, czasami więc każda strona stadionu śpiewała co innego.

1:0 Smolarek 45’ 2:0 Smolarek 49’ Żółte karki: Bąk, Błaszczykowski. Sędzia: Bo Larsen (Dania). Widzów: 47 000. Polska: Artur Boruc - Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow, Jacek Bąk, Grzegorz Bronowicki - Wojciech Łobodziński (46. Jakub Błaszczykowski), Mariusz Lewandowski, Radosław Sobolewski, Euzebiusz Smolarek (85. Kamil Kosowski) - Jacek Krzynówek Maciej Żurawski (82. Rafał Murawski). Trener: Leo Beenhakker.

Bilety System sprzedaży biletów to od dawna największa bolączka dla polskich kibiców. W ostatnim czasie nastąpiła pewna poprawa, ponieważ w końcu można je kupić za pośrednictwem internetu. Potrzebujemy jednak systemu podobnego do tych jakie działają np. w Anglii. Tutaj pierwszeństwo do za-

Belgia: Stijn Stijnen – Guillaume Guillet, Vincent Kompany, Daniel Van Buyten, Jan Vertonghen – Steven Defour (61. Luigi Pieroni), Marouane Fellaini, Faris Haroun (84. Karel Geraerts), Bart Goor – Mousa Dembele, Kevin Mirallas (77. Stein Huysegems). Trener: Rene Vandereycken.

Michał Listkiewicz:

Polska: Fabiański - Wasilewski, Jop, Bąk (od 76 min. Żewłakow), Bronowcki - Łobodziński, Lewandowski, Wawrzyniak, Murawski, Kosowski (od 19 min. Zahorski) - Rasiak (od 46 min. Matusiak).

Szampany mieliśmy przygotowane i bardzo sie cieszymy, że nie musieliśmy ich zabierać do Belgradu. Nasi piłkarze pokazali dziś dojrzałość na boisku. Widać było, że znają swoją wartość. Jeśli chodzi o premie za awans, to zostały one ustalone już na długo przed rozpoczęciem eliminacji. Szkoda tylko, że umówiona kwota jest w dolarach, bo ten ostatnio bardzo mocno stracił na wartości. Stadion Śląski pokazał, że jest jednak magicznym miejscem. Kiedy wczoraj tu przyjechałem, przeżyłem chwile zwątpienia widząc leżący wszędzie śnieg. Kilkaset osób pracowało przy jego usuwaniu dzień i noc, by zapewnić komfortowe warunki kibicom. I ten sukces to też ich zasługa.

Sędziował Massimo Busacca ze Szwajcarii. Widzów: 6 tys.

Notował: Daniel Kowalski

RELACJA Z BELGRADU

Remis na pożegnanie W ostatnim meczu eliminacji do ME 2008 Polska zremisowała w Belgradzie z Serbią 2:2. Remis ten pozwolił podopiecznym Leo Beenhakkera na utrzymanie pozycji lidera grupy A. Awans uzyskaliśmy już wcześniej, po zwycięstwie nad Belgią w Chorzowie. Oprócz Polaków awans uzyskała także reprezentacja Portugalii, która w ostatnim meczu zremisowała z Finlandią 0:0. Znamy już komplet finalistów przyszłorocznych mistrzostw. Zagrają w nich następujące kraje: Austria (gospodarz), Szwajcaria (gospodarz), Niemcy, Grecja (obrońca tytułu), Czechy, Rumunia, Włochy, Francja, Chorwacja, Polska, Holandia, Hiszpania, Szwecja, Turcja, Portugalia, Rosja. Reprezentacja Polski będzie losowana z czwartego koszyka, ceremonia odbędzie się 2 grudnia w Lucernie.

nad 500 metrów kwadratowych, co jest ewenementem na skalę światową. Tak wielkie szatnie w Europie spotykane są bardzo rzadko, bardziej w Ameryce, w tamtejszej lidze futbolu. Trochę gorzej wygląda strefa „mixed zone”, w której dziennikarze po meczu spotykają się z piłkarzami. Korytarz o szerokości niespełna dwóch metrów to zdecydowanie za mało. Na dodatek korzystali z niego także organizatorzy, więc ścisk był niesamowity i aż dziw bierze, że nikt tu nie ucierpiał, choć do nieszczęścia brakowało niewiele. W Warszawie sytuacja pod tym względem wygląda podobnie, choć tu akurat problemem nie jest szerokość, a długość całej strefy. Kolejnym i ostatnim etapem przebudowy obiektu jest wykonanie zadaszenia. Ma to nastąpić w ciągu kilkunastu miesięcy. Wszystko wskazuje więc na to, iż będzie to pierwszy polski stadion gotowy do Mistrzostw Europy 2012.

Serbia - Polska 2:2 (0:1) Bramki: 0:1 Murawski 28 min, 0:2 Matusiak 47 min, 1:2 Żigić 69 min, 2:2 Lazović 71 min. Serbia: Avramov - Rukavina, Ivanović, Krstajić (od 64 min. Toszić), Dragutinović - Krasić (od 76 min. Janković), Kuzmanović, Duljaj (od 46 min. Lazović), Kovacević, Jovanović Żigić.


NOWYCZAS 23 listopada 2007

nowyczas.co.uk

30

Radosław Sobolewski zrezygnował z gry w reprezentacji Polski. Swoją decyzję ogłosił po niedzielnym treningu w Chorzowie. Sobolewski zadebiutował w reprezentacji Polski 20 sierpnia 2003 roku w meczu z Estonią za kadencji Pawła Janasa. W biało-czerwonych barwach wystąpił 32 razy, zdobył jedną bramkę. Podczas finałów Mistrzostw Świata w Niemczech rozegrał dwa mecze.

SPORT PIŁKA NOŻNA » Polska – Anglia 7:5

DANIEL KOWALSKI/NowyCzas

Lepiej niż na Wembley Mirosław Szymkowiak, Tomasz Iwan, czy Cezary Kucharski. Któż z piłkarskich kibiców nie zna tych nazwisk? W minioną niedzielę cała trójka poprowadziła Reprezentację Artystów Polskich do kolejnego zwycięstwa. „Biało-czerwoni” wygrali na stadionie Crystal Palace z Anglią 7:5. Kolejny mecz miałby się odbyć również w Londynie, ale dopiero w czerwcu, kiedy zakończy się już sezon ligowy. Polacy szykują się też do meczu Polska – Anglia w naszym kraju. Niedzielny pojedynek odbywał się

Chciałabym bardzo podziękować wszystkim kibicom, którzy tak licznie zjawili się na tym spotkaniu. Wykazali się sporą determinacją, ponieważ koszmarna pogoda ani też sama lokalizacja do tego specjalnie nie zachęcały. W Anglii jeszcze zagramy, ale najwcześniej po zakończeniu sezonu piłkarskiego. Myślimy też o rozegraniu takiego meczu w Polsce. Chciałam zaznaczyć, iż za występ nasi piłkarze nie pobierają żadnych wynagrodzeń, wszystkie nasze mecze mają bowiem cel charytatywny. DOROTA WARDYŃSKA koordynator organizacji imprez sportowych z udziałem RAP

Polska – Anglia 7:5 w fatalnych warunkach atmosferycznych. Praktycznie przez cały mecz padał rzęsisty deszcz, a termometry wskazywały tylko kilka stopni powyżej zera. Dlatego też za wielki sukces organizatorów należy uznać wysoką frekwencję. Ci którzy przyszli, nie ża-

Bramki dla RAP zdobyli: Cezary Kucharski – 3, Tomasz Iwan – 1, Ferid Landar – 1, Jacek Kopczyński – 1. Polska: Jan Tomaszewski, Grzegorz Jędrzejewski, Maciej Dowbor, Tomasz Kalczyński, Rafał Mroczek, Andrzej

Nejman, Robert Cichoń, Cezary Kucharski, Piotr Kubiaczyk, Adam Wolski, Mirosław Szymkowiak, Stefan Friedmann, Jacek Kopczyński, Kazimierz Marcinkiewicz, Marek Kościkiewicz. Rafał Brzozowski, Tomasz Schemscheiner, Adam Małecki, Włodzimierz Witkowski, Maciej Robakiewicz, Piotr Zelt, Robert Moskwa, Ferid Landar, Jan Krzysztof Bielecki, Marek Nowakowski, Jarek Jakimowicz, Tomasz Iwan.

Anglia: Andrew Dennis Burne, Steve Hartley, Mak Floss, Dieu Carrera, Jimmy G, Jace Carreira, DJ Dom, Alfredo Carreira, Mohammed Ali, DJ Scott Morris, Russel Kedwell, Kerry Dixon, Mark Walters, Phil Neal, DJ Mick Mesa, Ziggy, Trix, Bluey, Phoenix, Toneo. Widzów: ok. 3000.

Daniel Kowalski PIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

DANIEL KOWALSKI/NowyCzas

To już drugie zwycięstwo naszej reprezentacji z Anglikami. Wcześniej sztuki tej nasi rodacy dokonali na mistrzostwach świata artystów w Soczi. Tak dobrej statystyki może pozazdrościć pierwsza reprezentacja naszego kraju, której największym sukcesem jest pamiętny remis na Wembley. W niedzielę gościnnie wystąpił jeden z bohaterów tamtego wydarzenia, Jan Tomaszewski. Największymi zwycięzcami niedzielnego pojedynku są jednak młodzi piłkarze Warszawskiej Ligi Szóstek Piłkarskich Domów Dziecka i Ośrodków Społecznych. To właśnie na konto tej organizacji wpłyną zyski z niedzielnej imprezy. – Do tej pory udało nam się wesprzeć dwie drużyny. Dostały od nas kompletne stroje, wraz z butami – mówi główny organizator tego meczu, Dorota Wardyńska. – Teraz w zależności od bilansu imprezy chcemy pomóc kolejnym. W tej lidze wszyscy pracują społecznie, nikogo też nie stać na zakup sprzętu. Dlatego bardzo się cieszymy, że możemy im jakoś pomóc. Okazji będzie co niemiara, bowiem co chwilę spływają kolejne zaproszenia tak z kraju jak i zagranicy. Już za niedługo rozpocznie się sezon zimowy, więc piłkarzy RAP-u zobaczymy pewnie w kilku turniejach halowych. W przyszłym roku być może zespół poleci do Kanady, skąd niedawno również nadeszło zaproszenie. Ponadto na pomeczowej konferencji prasowej gospodarze zapowiadali rewanż.

łowali, czekało bowiem na nich wiele atrakcji. W przerwie meczu na boisku pojawił się legendarny bramkarz Jan Tomaszewski, który bronił rzuty karne, egzekwowane przez znanych niegdyś angielskich piłkarzy. Były też występy artystyczne na płycie boiska oraz pokaz laserowy zaraz po meczu. Ogólnie imprezę należy uznać za udaną. Słowa uznania należą się też kibicom. Zjawiło się ich według szacunków organizatora około trzech tysięcy, co przy fatalnej pogodzie i nie najlepszej lokalizacji stadionu przy Selhurst Park, jest wynikiem wręcz rewelacyjnym. Oby więcej takich imprez. Pomimo niekorzystnych warunków atmosferycznych mecz stał na dobrym poziomie. Dwanaście bramek w jednym spotkaniu potrafi zadowolić nawet najwybredniejszych fanów futbolu. Oprócz znanych artystów i byłych piłkarzy w meczu z Anglią zagrali między innymi byli premierzy: Kazimierz Marcinkiewicz i Jan Krzysztof Bielecki. Organizatorem imprezy była Art Sport Fundacja w ramach której działa Reprezentacja Artystów Polskich. Dzięki dotychczasowym imprezom udało się już zebrać ponad czterysta tysięcy złotych. Honorowy patronat nad tym wydarzeniem objęła Ambasador RP w Wielkiej Brytanii, Barbara Tuge-Erecińska.


NOWYCZAS 23 listopada 2007

31

Po raz pierwszy od dwudziestu czterech lat w finałach mistrzostw Europy zabraknie reprezentacji Anglii. Podopieczni Steve'a McClarena przegrali na Wembley z Chorwacją 2:3. W innym meczu grupy E Rosja wygrała na wyjeździe z Andorą, zapewniając sobie tym samym awans do finałowego turnieju.

SPORT DANIEL KOWALSKI/NowyCzas

bieg na przełaj

Po prostu Leo Kiedy Leo Beenhaker przejmował dowodzenie nad upokorzoną miesiąc wcześniej, podczas MŚ 2006 – reprezentacją Polski, kibice przyjęli to z ulgą. Pierwszy w historii trener z zagranicy pewnie nie będzie z uporem maniaka stosował „polskiej myśli szkoleniowej” (czyt. polityki transferowej) – wierzyło wielu z nas. Nie wierzyły natomiast wiecznie kiszące się we własnym sosie „autorytety” futbolowe w naszym kraju. Przebąkiwały coś nieśmiało o wysokich gażach zagranicznych szkoleniowców, o problemach w komunikacji werbalnej z naszym (pół)światkiem piłkarskim. Przecież taki, to po polsku pewnie tylko bigos, k...a i na zdrowie powiedzieć umie i jak tu z takim się dogadać, no i siwy jakiś z długimi włosami. A w ogóle to nie wiadomo co za licho ze sobą przyniesie, te wszystkie komputery, nowoczesne standardy zarządzania – nie, to nie potrzebne. Przecie my POLACY i swój futbol mamy. Wystarczy spojrzeć na nasze dokonania z lat siedemdziesiątych czy początku osiemdziesiątych, polska piłka jest wielka i basta – awans na Mistrzostwa Świata już dwa razy z rzędu wywalczyliśmy – szable w dłoń i hej naprzód drużyno. To że na głównym turnieju już tylko hańba i pośmiewisko dla całego świata to zwykły pech, poza tym tak krawiec kraje, jak mu materiału staje. Jak na „polskie warunki” jest dobrze. Paru zawodników do drugich lig, gdzieś na zachód się posprzedawało, trochę grosza przy tej okazji (i na kontrak-

tach reklamowych) przytuliło, tyłki po ławkach świątyń futbolu się powycierało, no i wnuk widział w telewizji dziadka, jak z miną zatroskanego mędrca mówił, że może następnym razem. Na szczęście były to tylko przebąkiwania. Skompromitowane i umoczone w aferach korupcyjnych „środowisko” bało się wychylać, narażać. Następnego dnia każdy z nich mógł być aresztowany. Tłum chciał krwi, lepiej było przeczekać, na ryby czy grzyby pojechać, wrócić do ustawiania „właściwego porządku” kiedy kurz opadnie – dyplomatycznie. Kiedy okazało się, że jeden z największych autorytetów trenerskich świata nie jest wcale taki drogi (600 tys. euro za rok pracy nawet dla polskiego piłkarza ligowego nie jest oszałamiającą kwotą), głównodowądzący „leśnych dziadków” – Michał Listkiewicz, nie mogąc dopuścić do popełnienia medialnego harakiri – a co za tym idzie utraty stołków i wpuszczenia w struktury PZPN kogoś, kto mógłby coś wywęszyć – dał narodowi upragnionego Leo – pierwszego selekcjonera z zagranicy - opinia publiczna została ugłaskana, a sam Beenhakker przecież w papierach nie będzie grzebał, bo od trenowania jest. Paradoksalnie przez krętactwa, „ja-politykę” i chorobę od lat toczącą polską piłkę (i nie tylko piłkę), został zatrudniony człowiek, który po raz pierwszy w historii wprowadził naszą drużynę do głównego turnieju Mistrzostw Europy – 65-letni Holender, Leonard Beenhakker. Człowiek

który pracował z największymi tego świata, zdobywał mistrzostwo Holandii z Ajaxem Amsterdam (dwa) i Feyenordem Rotterdam (raz), mistrzostwo Hiszpanii z wielkim Realem Madryt (trzy razy z rzędu), prowadził reprezentację Holandii. Stał się apostołem futbolu, rezygnując z zaszczytów, sławy i wielkich pieniędzy rządzących europejską piłką, poświęcał się pracy u podstaw na peryferiach piłkarskiego biznesu. Pracował w Meksyku, Turcji, wprowadził na salony – nie mającą wcześniej żadnych piłkarskich tradycji – reprezentację Arabii Saudyjskiej. Swoistego cudu dokonał awansując do ostatnich Mistrzostw Świata, ze złożoną z amatorów drużyną Trynidadu i Tobago. Podczas samych mistrzostw, tobagańczycy nie tylko nie skompromitowali się, lecz zremisowali z bardzo silną Szwecją i prezentowali odważny, ambitny styl gry, w oczach jego podopiecznych było widać zaszczepioną przez niego maksymę, że wiara czyni cuda. Człowiek bezkompromisowy, otwarty, pewny swojej wartości i przekonań. Znany był z tego, że prowadził bardzo intensywne życie towarzyskie gdzie kobiety i alkohol nie były mu obce. Teraz wpaja naszym zawodnikom zasady, że spokojna, intensywna i systematyczna praca nad sobą w połączeniu z wiarą prowadzi na szczyt i że ten szczyt osiągnąć może każdy. Stał się nie tylko selekcjonerem, ale i reformatorem polskiej piłki, dokonując kontrowersyjnych – jak się później okazuje trafnych wyborów, stawiając na niPIOTR APOLINARSKI/NowyCzas

T Szybkimi krokami zbliża się nowy sezon Pucharu Świata w biathlonie. Inauguracyjne zawody odbędą się 28 listopada w fińskim Kontiolahti. Polscy kibice największe nadzieje wiążą z występami Tomasza Sikory. T Mistrzowi Polski Zagłębiu Lubin grozi karna degradacja do drugiej ligi. Jak ustalił „Przegląd Sportowy”, wrocławska prokuratura ma dowody na ustawienie wyników przynajmniej sześciu spotkań tej drużyny w sezonie 2003/2004.

komu nieznanych młodych ludzi. Ludzi, którymi żaden z asekuranckich oraz interesownych, „specjalistów” z rodzimego podwórka nie zaprzątnąłby sobie nawet głowy. Dzisiaj każdy z polskich graczy wierzy, że dzięki dobrej grze będzie mógł występować z orzełkiem na piersi i pozaboiskowe gierki nie będą miały na to wpływu. Motywuje to adeptów piłkarstwa do jeszcze cięższej pracy, podnosi poziom ligi, a co za tym idzie, całej polskiej piłki. Dziś jest bohaterem narodowym, awansował do mistrzostw, może poszczycić się imponującym bilansem – w 20 spotkaniach pod jego wodzą, reprezentacja zwyciężała dziesięć razy, sześć razy padł remis, cztery razy schodziliśmy z boiska przegrani, z czego dwa razy w meczach towarzyskich. PZPN zaproponował mu nowy kontrakt, który Leo podpisał, zgadzając się na symboliczną podwyżkę oraz poszerzenie swoich obowiązków o ogólnokrajową koordynację systemu szkolenia młodzieży. Chcą mu stawiać pomniki. Nawet ci, którzy wcześniej go opluwali – i ciągle liczą na potknięcie – bardzo chcą zahaczyć chociaż o blask fleszy w cieniu Beenhakera. On sam podchodzi do sprawy spokojnie, jak mówi, jest ogromnie szczęśliwy, że dane mu było sprawić tak wiele radości tak wielu ludziom. – Awansowaliśmy do mistrzostw Europy pierwszy raz w historii, to wielki sukces tych piłkarzy, większe jeszcze przed nimi, to tylko etap, nie cel, teraz jest czas odpoczynku, spokojnie dalej pracujmy, a efekty mogą przerosnąć oczekiwania największych malkontentów. Pomników więc Leo nie stawiajmy, nie wylewajmy też wiadra pomyj po jednorazowych potknięciach, dajmy mu spokojnie pracować, skończyć co zaczął, jego wizja może nie mieścić się w naszych głowach.

Remigiusz Farbotko

T UEFA wytypowała trzech polskich sędziów piłkarskich do prowadzenia meczu Ligi Mistrzów. Grzegorz Gilewski, Rafał Rostkowski i Maciej Wierzbowski będą rozstrzygać w jednym ze spotkań ostatniej kolejki rozgrywek grupowych, które zostały zaplanowane na 11 i 12 grudnia – poinformował PZPN. T Wisła Kraków chce ściągnąć z VfL Wolfsburg Jacka Krzynówka. Jacek Bednarz, dyrektor sportowy, twierdzi, że jest to możliwe. Zawodnik też nie wyklucza takiej ewentualności. T Bartosz Ślusarski do stycznia został wypożyczony z West Bromwich Albion do Blackpool. Oba kluby grają w II lidze angielskiej. Latem WBA zapłaciło za 26-letniego napastnika Groclinowi 680 tys. funtów. Polak nie przebił się do składu, bo w świetnej formie są inni napastnicy - Kevin Phillips, Ismael Miller, Craig Beattie i Roman Bednar. T Pomocnik Polonii Warszawa, Patryk Kamiński wyjechał na pięciodniowe testy do angielskiego klubu Southampton. 16letni piłkarz został wypatrzony na meczu reprezentacji Polski juniorów. To już drugi zawodnik ze stolicy i okolic, którego w ostatnim czasie sprawdzają w swojej akademii piłkarskiej trenerzy Southampton. Kilka miesięcy temu testowany w Anglii był rówieśnik Kamińskiego i jego kolega z kadry Jarosław Sochocki z Dolcanu Ząbki. T Podczas wtorkowego treningu kadry A polskich skoczków na Wielkiej Krokwi w Zakopanem Adam Małysz i Kamil Stoch skakali na odległość ponad 130 metrów. Dobra forma obu zawodników cieszy nie tylko samych zawodników, ale również trenerów i kibiców.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.