nowyczas2008/072/007

Page 1

Gdy CzłoWiek Czuje Się SaMoTny, uTRudzony i zMęCzony… Polacy znani są z tego, że w ciężkich sytuacjach potrafią się zmobilizować, zjednoczyć i bronić swych przekonań, wartości i wiary. Jestem więc przekonany, że w sercach ludzi prawdziwie wierzących pobyt tutaj nic nie zmienia.

LONDON 22 FEBRUARY 2008 ISSN 1752-0339 7 (72) nowyczas.co.uk FREE

NEW TIME

Re-Wizja Queens Road Peckham. Godzina 22.30. Pierwsza podchodzi ciemnowłosa kobieta i zza pazuchy wyciąga legitymację policyjną. Zaraz potem dochodzi dwóch rosłych policjantów po cywilnemu i jeden z nich pyta mnie, czy mam TO. – Nie wkładaj rąk do kieszeni! – krzyczy funkcjonariusz.

THE POLISH WEEKLY

Brudne gierki Elżbieta Sobolewska

Im o nic innego nie chodzi jak o to, by zniszczyć polskie sklepy, tak jak wcześniej zniszczyli małe sklepy angielskie – mówi Władysław Mleczko, właściciel sieci sklepów, które nazwał swoim nazwiskiem. W każdym z nich można dostać polonijną prasę. Prawie każdy tytuł reklamuje sieć supermarketów. – I teraz wychodzi na to, że ja w swoim własnym sklepie promuję Tesco! Piszą, że oferują trzysta polskich produktów, oczywiście nie podają cen. Tylko jedną – ptasie mleczko za funt 99 pensów. W przeliczeniu wychodzi to mniej niż dzie-

sięć złotych. A najtańsze ptasie mleczko w Polsce kosztuje 12,50 zł. Sprzedają je więc taniej, niż kupują. Ktoś przegląda gazetę, widzi produkt tańszy niż w polskich sklepach, więc idzie do supermarketu na zakupy, bo wydaje mu się, że wszystko tam będzie tańsze. A to nieprawda. Pojechaliśmy do Tesco na Brent Cross, porównaliśmy ceny wszystkich produktów. Okazało się, że te same produkty u nas są tańsze albo w tej samej cenie. Klientów łapie się na tę jedną cenę, a potem on już nie sprawdza, czy pozostałe produkty też były tańsze czy nie. Jest już złapany. To jest brudna, nieuczciwa gra. W ten sposób postąpił parę lat temu Safeway, który sprzedawał gin taniej, niż go kupował. Zaprotestowały inne supermarkety, sprawa trafiła do sądu, Safeway zapłacił z pół miliona kary. Mówię to w imieniu wszystkich polskich sklepów, każdy się pod tym podpisze, bo każdy jest wykorzystany dla reklamy Tesco. Dzisiaj mleko Łaciate kosztuje u nich 39 pensów, a już jutro 79 pensów. U nas kosztuje stale tyle samo, 75 pensów. Ale czy klienci to zauważają? Nie, czytają, że Łaciate czy ptasie mleczko jest tańsze i idą na zakupy.

››

Los Fawley Court nie jest jeszcze przesądzony. Mamy nadzieję, że nadal trwają negocjacje, aby pozostał, jak było dotychczas, jednym z najważniejszych polskich miejsc w Wielkiej Brytanii. Sprzedanie tego zabytkowego pałacu położonego w pięknym parku nad Tamizą, niedaleko Londynu, w Henley-on-Thames, byłoby stratą dla nas wszystkich, a szczególnie dla pokolenia emigracji niepodległościowej, które przez ponad pięćdziesiąt lat wspierało utrzymanie tego ośrodka.

CZAS NA ROZMOWę

TAKIE CZASY

Berliński sukces Homo Piotra Beczali social (cz. 2) Posypały się kolejne propozycje: z Metropolitan, San Francisco i w końcu z…Polski, gdzie zauważono go dopiero po recenzjach światowych. Planuje swe występy z dużym wyprzedzeniem, natomiast teatralna polityka w Polsce sprowadza się do planów przypadkowych, niemal z dnia na dzień, nie do przyjęcia dla artysty tej klasy.

Na stole leży „The Sun”. To wspaniałe czasopismo wyjaśnia panom, czemu są nieszczęśliwi. Wszystko przez Polaków, którzy zabrali im pracę. Nasi benefitowi koledzy wiedzą już kogo obwiniać za swoje przegrane czterdziestoletnie życie. Pięści się zaciskają, krew krąży szybciej. Dzisiejszy wieczór będzie pełen emocji.

ABRADAB MALEŃCZUK AND HIS POCKET BAND DARMOWE BILETY! STR. 32


2|

22 lutego 2008 | nowy czas

Dobrze zorganizowany Czas jest najlepszym dowodem na zorganizowany umysł. Isaac Pitman

kartki z kalendarza

listy@nowyczas.co.uk

Piątek, 22 lutego, Marty, Małgorzaty

Szanowni Państwo, dziękujemy za systematyczne przekazywanie do naszych zbiorów kolejnych, wydawanych w 2007 roku egzemplarzy wydawnictwa „Nowy Czas”. Będziemy niezmiernie wdzięczni za numery następne, które ukażą się w 2008 roku. Z poważaniem mgr Jolanta D. mączka kierownik Działu Druków ciągłych zakładu narodowego im. ossolińskich we Wrocławiu

1992

1997

Zmarł Tadeusz Łomnicki, jeden z największych polskich aktorów XX wieku. Rektor warszawskiej PWST w latach 1970-81, kierował przez długie lata Teatrem na Woli. Urodziła się sklonowana owca Dolly.

Sobota, 23 lutego, roMany, DaMiana 1951 1999

Urodziła się Ewa Bem, wokalistka jazzowa i piosenkarka. Jej przeboje to m.in. „Kolega maj”, „Mister Blues”, „Żyj kolorowo”. Premier Jerzy Buzek podpisał akt ratyfikacyjny o wejściu Polski do NATO.

nieDziela, 24 lutego, Macieja, boguSza 1833 1954

Przedstawieniem „Cyrulika sewilskiego” Rossiniego otwarto gmach Teatru Wielkiego w Warszawie. W Polsce weszła w życie reforma administracyjna kraju. W miejsce gmin powstały gromady.

PonieDziałek, 25 lutego, konStancjuSza, cezarego 1831 1964

Bitwa pod Grochowem w Powstaniu Listopadowym. Polacy stoczyli zaciętą walkę z wojskiem feldmarszałka Iwana Dybicza. Amerykański bokser Cassius Clay (znany potem jako Muhammad Ali) po sześciu rundach walki z Sonnym Listonem wygrał pojedynek o zawodowe mistrzostwo świata. Początek jego wielkiej kariery.

Wtorek, 26 lutego, alekSanDra, MiroSłaWa 1806

1977

Na placu Gwiazdy w Paryżu położono kamień węgielny pod budowę Łuku Triumfalnego, wzniesionego na cześć Wielkiej Armii Napoleona Bonapartego. Na Wyspie Króla Jerzego, w archipelagu Szetlandów powstała pierwsza polska stała stacja polarna „Arctowski”.

ŚroDa, 27 lutego, anaStazji, gabriela 1945

1990

Urodził się Daniel Olbrychski, aktor filmowy i teatralny, czołowa postać polskiej kinematografii. Twórca ciekawych kreacji m.in. w filmach Jerzego Hoffmana. Polska i Izrael ponownie nawiązały stosunki dyplomatyczne zerwane wcześniej w 1968 roku.

Szanowni Państwo, w „Nowym Czasie” z 8 lutego przeczytałem artykulł „Polskie popisy w Schengen”, opisujący wzrost aktywności polskich przestępców na przejściu w Łużycach. Chciałbym zaapelować do Państwa, aby pisząc o Łużycach używali Państwo polskich nazw tamtejszych miejscowości, chociażby przez solidarność z mieszkającymi tam naszymi braćmi Słowianami. O ile w przypadku Drezna w artykule użyto poprawnej polskiej nazwy, o tyle w przypadku Hoyerswerdy i Cottbus już nie. Tymczasem obie miejscowości mają polskie nazwy: odpowiednio Wojerce i Chociebuż. Pozdrawiam tomasz trzaskoWski

czWartek, 28 lutego, Makarego, roMana 1991

Stany Zjednoczone zawarły rozejm z Irakiem w wojnie w Zatoce Perskiej. Irak zobowiązał się zastosować do rezolucji ONZ w sprawie Kuwejtu i nakazał swoim oddziałom przerwanie ognia. 1992 Zmarł pułkownik Bolesław Orliński, podczas II wojny światowej m.in. dowódca Dywizjonu Bombowego 305 w Wielkiej Brytanii.

Szanowne towarzystwo, stanowczo za dużo Polaków przybylło i przybywa do UK. To nie jest dobre dla nas tutaj – to nie jest dobre dla Waszego kraju nad Wisłą.

Tekst po angielsku dla tych, co znają i dostrzegą analogię. Haven't heard it put this way before, but it's a great analogy. I bought a bird feeder. I hung it on my back patio and filled it with seed. What a beauty of a bird feeder it is as I filled it lovingly with seed. Within a week we had hundreds of birds taking advantage of the continuous flow of free and easily accessible food. But then the birds started building nests in the boards of the patio, above the table, and next to the barbecue. Then came the poop. It was everywhere: on the patio tile, the chairs, the table... everywhere! Then some of the birds turned mean. They would dive bomb me and try to peck me even though I had fed them out of my own pocket. And other birds were boisterous and loud. They sat on the feeder and squawked and screamed at all hours of the day and night and demanded that I fill it when it got low on food. After a while, I couldn't even sit in my own back garden anymore. So I took down the bird feeder and in three days the birds were gone. I cleaned up their mess and took down the many nests they had built all over the patio. Soon, the back yard was like it used to be… quiet, serene and no one demanding their rights to a free meal. Now let's see… our government gives out free food, subsidized housing, free medical care, and free

education and allows anyone born here to be an automatic citizen. Then the illegals came by the tens of thousands. Suddenly our taxes went up to pay for free services; small apartments are housing 5 families; you have to wait 6 hours to be seen by an emergency room doctor; your child's 2nd grade class is behind other schools because over half the class doesn't speak English. Corn Flakes now come in a bilingual box; I have to 'press one' to hear my bank talk to me in English, and people waving flags other than the Union Jack are squawking and screaming in the streets, demanding more rights and free liberties. Just my opinion, but maybe it's time for the government to take down the bird feeder. If you agree, pass it on; if not, continue cleaning up the poop! Przypadkowy czytelnik *** Drogi Przypadkowy czytelniku, niestety nie zgadzamy się z Pana uwagami i analogii nie widzimy. nie przyjechaliśmy tu, żeby nas karmiono. Przyjechaliśmy tu jako pełnoprawni obywatele Unii Europejskiej, którzy mają prawo do legalnej pracy. Wcześniejsze pokolenie Polaków walczyło o wolność tej Wyspy, traciło dla niej życie. Przez dziesięciolecia tworzyło dobry wizerunek Polaka, a teraz wielu z nas ciężko pracuje, by ten wizerunek utrzymać. a że zdarzają się czarne owce? W jakim stadzie ich nie ma? rEDakcJa

PokaŻcie Się lata najdłużej trwa zakochanie i cechuje je „stan czasowej niepoczytalności” – oświadczyli meksykańscy naukowcy.

4

Witamy serdecznie i przesyłamy zdjęcie naszej ukochanej córeczki Emily. Urodziła się w lipcu 2007 roku i ma teraz sześć miesięcy. Jest grzecznym i zawsze uśmiechniętym dzieckiem, uwielbianym przez rodziców i brata. Bylibyśmy bardzo szczęśliwi widząc Emily na łamach Waszej gazety. Serdecznie pozdrawiamy. Ela, Adami, Kuba, no i Emily.

to europejski numer alarmowy, pod który można zadzwonić w sytuacji zagrożenia życia z każdego zakątka Unii Europejskiej.

112

czaS na noWe MiejSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać

0207 639 8507

Zdjęcia wraz krótką informacją o prezentowanej osobie prosimy przesyłać na adres e-mailowy redakcji „Nowego Czasu”: redakcja@nowyczas.co.uk, lub pocztą: 63 King’s Grove, London SE15 2NAk

dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Redakcja: tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Agnieszka Mierzwa koRekta: Tomasz Tułasiewicz WspółpRaca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Marcin „Cinos” Juziuk, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Aleksander Killman, Agata Kosmacz, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Waldemar Rompca, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Aleksandra Solarewicz, Alex Sławiński, Przemysław Wilczyński dział MaRketingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Remigiusz Farbotko (remi@nowyczas.co.uk), Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (maciej@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

PrenuMeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

ForMularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

czaS PubliSherS ltD. 63 kings grove london Se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 22 lutego 2008

czas na wyspie

Gdy człowiek czuje się samotny, utrudzony i zmęczony… Z ks.TadeusZem Białasem, duszpasterzem parafii Brighton & Hove rozmawia milena adaszek Coraz więcej ludzi żyje na emigracji, coraz więcej osób opuszcza swe domy, rodziny, by z dala od kraju, z dala od tego, co nam znane szukać szczęścia. Najczęściej jednak to szczęście nie przychodzi od razu, trzeba na nie zapracować, trzeba poczekać, zmagając się rozterkami moralnymi, z tęsknotą, z problemami dnia codziennego.

Ludzie często poszukują pomocy na obczyźnie właśnie u księży. Z jakimi problemami zwracają się do Księdza wierni najczęściej?

– Problemy są bardzo różne. Niektórzy mają kłopoty rodzinne, innych trapi tęsknota, czują się zagubieni. Jeszcze inni popadają w uzależnienia, nie mogąc poradzić sobie w nowej rzeczywistości. Wielu jest również takich, którzy proszą po prostu o pomoc w załatwieniu pracy czy znalezieniu mieszkania. Jest wiele organizacji polonijnych, które na celu mają udzielanie rodakom pomocy we wszystkich tych sytuacjach. Ja również jestem tu po to, by pomagać – zarówno w poradzeniu sobie z bolączkami duchowymi, jak również, jeśli mam takie możliwości, w problemach całkowicie doczesnych.

Jak Ksiądz myśli, czy wielu zagubionych emigrantów szuka ratunku, drogowskazu, ukojenia w wierze?

– Ciężko stwierdzić, czy procentowo wiele jest takich osób. Mogę jednak powiedzieć, że znam dużo osób, które samotność, oddalenie a nawet zagubienie popchnęły do pogłębiania swej wiary. Ludzie często będąc na emigracji bardziej mobilizują się do spełniania swych katolickich obowiązków. Myślę, że dla wielu z nich jest to pomoc niezbędna do wyciszenia się, uspokojenia, spojrzenia na jaśniejszą stronę życia… Gdy człowiek czuje się samotny, utrudzony i zmęczony, to wtedy właśnie siłę i nadzieję odnajduje w Kościele. Jak wiadomo, Anglicy nie są bardzo wierzącym narodem. Czy w takim kraju jak ten, trudniej jest być katolikiem?

– Na pewno wielu wiernym, szczególnie młodym, może być ciężej. Katolicyzm nie jest tu w wielu środowiskach popularny. Polacy znani są jednak z tego, że w ciężkich sytuacjach potrafią się zmobilizować, zjednoczyć i bronić swych przekonań, wartości i wiary. Jestem więc przekonany, że w sercach ludzi prawdziwie wierzących pobyt tutaj nic nie zmienia. A jak, Księdza zdaniem, radzą sobie polscy emigranci z pielęgnowaniem narodowych tradycji?

– Starsze pokolenie emigracji bardzo dba o tradycje, młodzi niestety nie zawsze chcą się włączać we wspólnotowe działania. Dlatego właśnie wiele moich przedsięwzięć zmierza do tego, by cementować wspólnotę, by wszyscy wspólnie mogli celebrować kościelne i narodowe święta. Życie wspólnotowe bardzo pomaga ludziom, pozwala nie czuć się zagubio-

nym w nieznanym świecie. Zawsze zachęcam zarówno młodszych, jak i starszych do brania udziału w akademiach organizowanych w Domu Polskim. Warto również wybrać się na obiad polski, który przygotowywany jest raz w miesiącu w niedzielę przez koło pań. W pozostałe niedziele można spotkać się w Domu Polskim przy kawie i ciastkach. Dobrze, że wspomniał Ksiądz o Domu Polskim. Słyszałam, że spotkania towarzyskie to nie jedyne propozycje. Co jeszcze dzieje się przy ulicy 78 Farm Road?

– Działalność Domu Polskiego nastawiona jest na udzielanie pomocy rodakom. Co jakiś czas prowadzone są kursy języka angielskiego, których koszt to jedynie dwa funty za lekcję. Aktualnie, ponieważ ludzie są bardzo zapracowani, mamy przerwę w zajęciach, ale myślę, że od wakacji zaczną się one ponownie. Oczywiście wszyscy są mile widziani – zarówno uczestnicy, jak i osoby, których znajomość angielskiego jest na tyle dobra, że taki kurs mogłyby poprowadzić. Ponadto działa w Domu Polskim biblioteka, z której korzystać można w niedzielę od 13.30 do 15.00. Książki udało mi się zgromadzić dzięki życzliwości mieszkających tu od lat Polaków. W czwartki o godzinie 11.00 seniorki i seniorzy mogą spędzić czas na zajęciach gimnastycznych, zaś w środy od godziny 14.30 do 17.30 działa tu biuro pośrednictwa pracy, którego przedstawiciele przyjeżdżają z Southampton. Polacy mogą się zarejestrować i dzięki temu często udaje im się znaleźć zajęcie. W tygodniu odbywają się tu msze święte: w poniedziałek, środę i sobotę o godzinie 10.30, zaś w piątki o 15.00. Warto więc przyjść do Domu Polskiego – można tu szukać pomocy, rady, wyciszenia podczas celebrowanych mszy świętych, ale można też spotkać przyjaciół i ludzi życzliwych,

którzy są największym darem, jaki możemy otrzymać od Boga. *** Problemów wśród Polonii nie brakuje – od tych najbardziej powszednich, związanych z trudami dnia codziennego, po rozterki duchowe, dylematy moralne. Są jednak również miejsca, gdzie można pójść i odnaleźć ludzi chętnych do pomocy. Zarówno tej namacalnej jak i duchowej. Nawet w takim mieście jak Brighton, gdzie życie polonijne nie jest jeszcze bardzo rozwinięte, działa pośrednictwo pracy dla Polaków, kurs języka angielskiego i jest wielu ludzi, jak na przykład katolicki ksiądz, którzy są tu dłużej, mogą pomóc, a co najważniejsze, chcą pomóc. W chwilach smutku można udać się do Domu

Polskiego, by w niedzielę przy kawie porozmawiać z rodakami i poczuć się jak w domu. Warto też zajrzeć wtedy do polskiej biblioteki, by pomiędzy lekturą angielskich książek przeczytać coś również w ojczystym języku. Ciekawą propozycją kulturalną dla Polaków (i nie tylko) mieszkających w Brighton są również comiesięczne spotkania dyskusyjnego klubu filmowego, o którym pisaliśmy już na łamach „Nowego Czasu”. Warto jednak pamiętać – co podkreśla większość przebywających tu Polaków – by „zanurzając” się w polskim środowisku, nie zapominać o tym, że żyjemy w Anglii i integracja z tutejszą społecznością jest również bardzo ważna i może wiele wnieść do naszego życia.

Spotkaj się w Haringey Samorząd londyńskiej dzielnicy Haringey organizuje dla polskich emigrantów dzień otwarty, który odbędzie się już w najbliższą sobotę, 23 lutego. Przedstawiciele rozmaitych organizacji udzielą informacji, w jaki sposób można skorzystać z pomocy społecznej udzielanej przez ośrodki podlegające rządowi Wielkiej Brytanii, przez samorządy i przez organizacje polonijne. Na miejscu będą również znawcy brytyjskiego prawa pracy, miejscowe biblioteki, wreszcie szkoły językowe czy ośrodki kulturalno-społeczne, które oferują darmowe lub tanie zajęcia językowe. Polska restauracja przygotuje darmowy posiłek. Spotkanie odbędzie się w siedzibie Salvation Army przy 24 Lymington Avenue, N22 6JA, i potrwa od godziny 11.00 do 14.00.

„Gazeta Niedzielna i księgarnia Veritas zapraszają na kolejne spotkanie z cyklu: Rozmowy o kultuRze i wieRze. tym razem z założycielką Polskiej Akcji Humanitarnej JANiNą ocHoJską rozmowa o cierpieniu i solidarności z cierpiącymi spotkanie odbędzie się dziś, w piątek 22 lutego, o godz. 19.30 w sali przy kościele św. Andrzeja Boboli, 1 leysfield Road, w12 9JF. Najbliższa stacja metra: Ravenscourt Park (Distric line) lub Goldhawk Road (Hammersmith & city line). wstęp wolny. liczba miejsc ograniczona!


|

22 lutego 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Brudne gierki dokończenie ze str. 1 Władysław Mleczko urodził się na Wołyniu. Do Londynu trafił z Rosji, gdzie został wywieziony wraz z matką i rodzeństwem. – Mój ojciec, Sebastian Mleczko za udział w wojnie 1920 roku otrzymał od Piłsudskiego majątek w Płaszewie niedaleko Beresteczka. Wszyscy wtedy dostawali tyle samo, czy generał czy zwykły żołnierz, taki jak mój ojciec. Potem przyszła wojna, ojciec się ukrywał, ale w 1943 roku Ukraińcy go zastrzelili, a my wcześniej zostaliśmy wywiezieni w głąb Rosji. Mój młodszy brat zmarł, a ja i starszy brat wyszliśmy z gen. Ander-

Nie ma fali powrotów do kraju „The Times” ogłasza koniec fali polskiej emigracji zarobkowej. Według gazety, od kilku miesięcy więcej Polaków wyjeżdża z Wielkiej Brytanii niż przyjeżdża tu do pracy. Według da-

sem. Matka dojechała do nas później, zresztą dożyła tutaj 98 lat, zmarła kilka lat temu. Trzydzieści pięć lat pracowałem tu jako inspektor kasyn, wreszcie na emeryturze postanowiłem otworzyć sklep. Było to dwanaście lat temu, a teraz jest ich sześć, lecz zarządzają nimi głównie moi synowie. Dzisiaj wiem, jak supermarkety doprowadziły do upadku małe sklepy i nie pozwolę, by działo się to za pośrednictwem również polskiej prasy obecnej w moich sklepach.

To, że wielkie korporacje zabijają działalność drobnych przedsiębiorców nie ulega wątpliwości. Wielu właścicieli sklepów czy zakładów usługowych przegrało starcie z supermarketami, nie tylko w Polsce, ale i tutaj, gdzie przecież ochrona i pomoc w prowadzeniu własnej działalności jest daleko lepiej rozwinięta niż w kraju nad Wisłą.

nych z trzeciego kwartału ubiegłego roku, liczba polskich pracowników, którzy zarejestrowali się w Wielkiej Brytanii spadła o 18 proc. w stosunku do danych z 2006 roku. Trudno jednak o precyzyjne dane dotyczące polskich emigrantów w Wielkiej Brytanii, ponieważ nie ma dokładnych statystyk. Wyspy Brytyjskie, jak twierdzi część brytyjskiej prasy, powoli przestają być atrakcyjne dla polskich emigrantów. z powodu słabego funta i szybkiego rozwoju polskiej gospodarki.

Reklama dźwignią handlu, pisano przed laty. Rzadko jednak podejmowany jest temat jej merytorycznej zawartości, a dyskusja o etyce w tej dziedzinie właściwie nie istnieje. Każdy chwyt dozwolony, weryfikacja należy do klienta. A klient – jak powiedział pan Mleczko – rzadko sprawdza i porównuje, po prostu robi zakupy. Z pewnością w walce z korporacjami potrzebny jest jeden wspólny głos, w tym przypadku głos polskich przedsiębiorców. Zarzut o stosowanie cen dumpingowych, o ile nie jest bezzasadny, powinien zostać potraktowany poważnie. Działają tu organizacje rządowe i pozarządowe, do których można się zwrócić. Przeciwnik jest jasno sprecyzowany. I nie jest nim polska prasa.

Elżbieta Sobolewska

Ale sytuację nieco inaczej widzą polscy pracodawcy, którzy jakoś nie mogą doczekać się tych tysięcy murarzy, dekarzy i innych specjalistów, których drastycznie brakuje w kraju. Nie widać jakoś fali powrotów tych ludzi z Wielkiej Brytanii, bo choć funt słabszy, to jednak – jak mówi bardzo wielu Polaków – życie na Wyspach jest spokojniejsze, perspektywy lepsze, dostęp do kultury i rozrywek najszerszy na naszym kontynencie. I pewnie „The Times”, jak i inne tytuły zbyt szybko ogłosiły koniec polskiej emigracji. (br)

O Toli Korian w TV Polonia „Teatr Toli Korian” to film dokumentalny w reżyserii Mieczysławy Wazacz, który zostanie pokazany w Telewizji Polonia już w ten weekend. Osobowość i koleje losów tej emigra-

cyjnej aktorki, pieśniarki, a także naukowca i wybitnej intelektualistki z pewnością posłużyłyby za kanwę nie tylko dokumentu, ale i fabuły. W filmie głos zabrały osoby, które znały i pracowały z panią Korian, m.in. Włada Majewska, Irena Ander, Krystyna Bednarczykowa. Dobrze znała ją również Maria Drue, kompozytorka i pianistka. – Jestem dumna z faktu, że mogłam z nią pracować – mówi. – Była drobną osóbką o niesłychanej sile wewnętrznej. Nie lubiła mówić o sobie i nigdy nie grała diwy, zarówno na scenie, choć na pewno miała takie propozycje, jak i w życiu prywatnym. Była osobą dobrze wykształconą człowiekiem, czytała mnóstwo literatury, znała języki. Zresztą przed wojną kształciła się we Francji i w Niemczech. Ostatnią rzeczą, jaką wspólnie zrobiłyśmy, była „Ostatnia apokalipsa” wyreżyserowana przez Helenę Kaut-Howson, w której każdy z aktorów grał po dwie role. W filmie nie zabraknie oczywiście piosenek śpiewanych przez Tolę Korian, która zmarła w Londynie w 1983 roku i była wybitną postacią kulturalnego życia Polaków osiadłych po wojnie w Wielkiej Brytanii. „Teatr Toli Korian” sobota, 23 lutego, godz. 17.30 niedziela, 24 lutego, godz. 02.45 poniedziałek, 25 lutego, godz. 10.35


|

nowy czas | 22 lutego 2008

czas na wyspie

DO MILÓWKI WRÓĆ… Jadzia jest z tej samej wioski co Golce. W Londynie od czterech miesięcy. Pieniądze ze sprzątań słała matce. Na życie i zeszyty dla trzech młodszych braci. Upadła na ulicy w epileptycznym ataku. Pogotowie. Tomografia mózgu. Na kliszy guz. Z mackami jak ośmiornica. Potem biopsja. I ten straszny wyrok. Rak. Glejak. Najzłośliwszy ze złośliwych. Jadzia ma 24 lata. Po sześciu tygodniach radioterapii w londyńskim szpitalu musi wracać do domu. Tutaj już nie mogą zrobić nic więcej. W Polsce bez ubezpieczenia. Trzeba na przelot, lekarstwa, pielęgniarkę i morfinę. Kwaśnica ma czasem tak gorzki smak… *** KoNceRT chaRyTaTyWNy dla Jadzi z udzialem solistów i chóru odbędzie się w niedzielę, 9 marca o godz. 19.00 w polskim kościele pw. chrystusa Króla na Balham, 55 Foxbourne Road, London SW17 8eN. Jeśli nie możesz przyjść, a chcesz pomóc Jadzi, wystaw czek na: Jadwiga Kupczak appeal i wyślij na adres: Jadwiga Kupczak appeal Po Box 477, New Malden, KT3 9ee

Liderzy i wyrobnicy Remigiusz Farbotko Cezary Stypułkowski prezesem Banku Handlowego został w wieku 33 lat i ku zaskoczeniu zorientowanych w branży, świetnie sobie poradził. Doktor nauk prawnych, stypendysta amerykańskiej Fundacji Fulbrighta, był jednym z pierwszych, którzy próbowali pokazać Polakom, czym jest wolny rynek. Po 12-letnim zarządzaniu jedną z największych wtedy instytucji finansowych w Polsce, został prezesem PZU SA, funkcję tę pełnił przez trzy lata. Dziś jest członkiem kadry dyrektorskiej firmy JP Morgan, kolejnego potentata finansowego, tym razem na skalę globalną. W nowej siedzibie mBanku, a zarazem stowarzyszenia Polish Professionals na Cannon Street, podzielił się z młodymi profesjonalistami swym wieloletnim doświadczeniem i spostrzeżeniami na temat zarządzania ludźmi. Z lekkością i poczuciem humoru opowiadał o tym, że każdy z nas jest egoistą, doradzał w jaki sposób z utalentowanych indywidualistów można stworzyć profesjonalny zespół wspólnie dążący do jednego

celu. Mówił o tych cechach charakteru, które doprowadzają do tego, że ludzie stają się bądź naturalnymi liderami bądź naturalnymi wyrobnikami. Posługując się metaforą sportu, jako najbardziej oczywistego przykładu łączenia indywidualnych talentów w pracy zespołowej, tłumaczył dlaczego właśnie umiejętność trzeźwego, analitycznego myślenia i szybkiego podejmowania decyzji w kryzysowych sytuacjach ma większy wpływ na wyłanianie się liderów niż teoretyczna wiedza i umiejętności czysto techniczne. Dr Stypułkowski jest pełen uznania dla najmłodszej fali emigracji, której przedstawiciele wiedząc ile można stracić, ale kalkulując, ile można zyskać, zaryzykowali i znakomita większość świetnie poradziła sobie w nowych warunkach. – Optymistycznie patrzę na wasz rozwój tutaj, a co za tym idzie na rozwój Polski. Jesteście bardziej głodni sukcesu, niż pokolenia na Wyspach urodzone czy zadomowione, a to stymuluje do dynamicznego działania i pozwala na zmiany osobowościowe niezbędne do budowania charakteru lidera. Od jakiegoś czasu polski profe-

W czasie prelekcji dr. Cezarego Stypułkowskiego sala wykładowa mBanku wypełniona była po brzegi.

sjonalista stał się bardzo ceniony na rynku. Budujecie swoje kariery, a część z was zdobyte doświadczenie i przyswojone standardy przeniesie na rodzimy grunt, czy to wracając, czy prowadząc interesy w jakiś sposób z Polską związane. To z pewnością zadziała na korzyść naszego kraju. Żywym potwierdzeniem słów dr. Stypułkowskiego mogą być organizatorzy spotkania – członkowie Polish Professionals. Każdy z nich systema-

tycznie rozwija swoją karierę, powoli sięgając po najwyższe stanowiska. Nie przeszkadza im to w tworzeniu silnej organizacji, która ma już swoje struktury i zarejestrowany statut. Dzięki temu Polish Professionals staje się coraz poważniejszym partnerem do rozmów z najróżniejszymi instytucjami. Pracy jest wiele, szczególnie jeżeli chodzi o budowanie innego wizerunku Polaka w Anglii – Polaka-profesjonalisty.


6|

22 lutego 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Sercowe sprawy w Jazz Cafe Elż bie ta So bo lew ska

Przyszli najpierw ludzie, którzy przewinęli się przez Poland Street i zawsze przychodzą na imprezy wspierające działalność tego stowarzyszenia. Bilet wstępu niedrogi, weekend walentynkowy w toku, więc przyszli i inni. Dj Mar cin za grał mix utwo rów nie tu zin ko wych. A jak prze bój pol ski, to rze czy wi ście ra so wy – Ko ra, Voo Voo, Raz Dwa Trzy. Na środ ku kon cer to wej prze strze ni Jazz Ca fe sta ły in stru men ty, na któ rych grał i śpie wał ze spół Blend. I tak kli mat dan cin gu prze nie sio no w pod zie mia POSK -u. Był to jed nak dan cing no wo cze sny. Im pre zy do f i nan so wu ją ce dzia łal ność Po land Stre et za wsze za wie ra ją ja kiś ele ment, któ ry od róż nia je od ty po wej po tań ców ki przy pi wie. Ja kiś

kon kurs, dar mo wa lamp ka wi na czy specjalni go ście. Tym ra zem, w związ ku ze zbli ża ją cą się do rocz ną kwe stą na rzecz by łych żoł nie rzy Ar mii Kra jo wej miesz ka ją cych w Pol sce, część uzy ska nych pie nię dzy ze sprze da ży bi le tów prze zna czo no wła śnie na ten cel. Dla te go w Jazz Ca fe po ja wił się na moment prze wod ni czą cy Fun du szu Inwalidów Armii Krajowej, An drzej Sła wiń ski, któ r y przed sta wił ideę zbiór ki. Je go oso ba wśród ciż by mło dych, roz ga da nych i roz ba wio nych lu dzi by ła za sko cze niem, nie któ rzy nie zwró ci li więk szej uwa gi na to, co miał do po wie dze nia, a jed nak gwar, nad któ r ym tak trud no pod czas co ty go dnio wych kon cer tów za pa no wać, tym ra zem ob ni żył pu łap de cy be li do cał kiem przy zwo ite go sku pie nia. Wzru sza ją ca i waż na by ła ta je go obec ność, zu peł nie nie by wa ła w ta kim oto cze niu i w ta kich oko licz no ściach. Star si Po la cy ba wią się i spo ty ka ją we wła snym gro nie, a dla mło dych ich spra wy i prze szłość to część hi sto rii czę sto nie uświa do mio nej, nie waż nej, pod ręcz ni ko wej. Po land Stre et pró bu je im tę hi sto rię przybliżyć. Żadna za ba wa w POSK -u nie mo że obyć się bez lo te r ii. Kto choć

››

Andrzej Sławiński, przewodniczący Funduszu Inwalidów Armii Krajowej oraz członkowie Poland Street Edyta Jagiełło i Jacek Winnicki prowadzą loterię, w której można było m.in. wygrać zdjęcia fotoreportera „Nowego Czasu” Piotra Apolinarskiego.

raz był na opłat ku, ja jecz ku lub innej im pre zie emi gra cyj nej wie, że lo te ria w któ rej wy grać moż na bu tel kę wi na to sta ły i nie zby wal ny ele ment tych wie lo let nich spo tkań. A Poland Street

tra dy cję tę naj wy raź niej za mie rza kul ty wo wać, ku ucie sze każ de go – bo kto nie lu bi za r y zy ko wać kil ku gro szy, aby zwa bić łut szczę ścia. Do wy lo so wa nia by ły fo to gra f ie członka naszej redakcji Pio tra Apo li nar skie go. Zna jo mi, któ rzy chcie li oddać się spo koj nej roz mo wie we dwo je, nie ko niecz nie za bar wio nej mi ło snym pod tek stem, wy my ka li się z ta necz ne go Jazz

Ca fe do ba ru Ło wi czan ki. Wresz cie nadszedł czas, by za mknąć za so bą drzwi. Po tem dłu gie ocze ki wa nie na noc ny 266, a w au to bu sie nie spo dzian ka. Oto skarb nik sto wa rzy sze nia, Pio trek Szu ba trzy ma pod pa chą gra na to wą skrzyn kę. Kie dyś by ły ko per ty, kar to no we pu dła po bu tach, kie sze nie kil ku par spodni. Te raz me ta lo wa ka set ka. Chy ba Po land Stre et się roz wi ja.

Masz prawo głosowania – wykorzystaj szansę! Najczęściej zadawane pytania: ›› Nie urodziłem się w Wielkiej Brytanii, więc jak mogę tutaj Wybory do władz Lonynu już niebawem. Upewnij się, że zarejestrowałeś się i będziesz mógł wziąć w nich udział! Czy wiesz, że do dnia, w któ rym od bę dą sie wy bo ry bur mi strza Lon dy nu i ra dy mia sta po zo sta ło niecałe osiem ty go dni? Czy wiesz, że Po la cy ja ko oby wa te le Unii Eu ro pej skiej, sta no wią tu peł no praw ną gru pę spo łecz ną i ma ją pra wo wziąć udział w tych wy bo rach? Czy wiesz, co ro bi bur mistrz Lon dy nu oraz ra da mia sta i jak je go dzia ła nia wpły wa ją na Two je tu taj ży cie? De cy zje bur mi strza ma ją wpływ na tak istot ne dzie dzi ny funk cjo no wa nia mia sta jak trans port, spra wy miesz ka nio we, bez pie czeń stwo, roz wój eko no micz ny i kul tu ral ny mia sta. Dla Po la ków miesz ka ją cych w Lon dy nie nie są to spra wy obo jęt ne. Mo żesz wy ra zić swo ją opi nię. By jed nak Twój głos się li czył, mu sisz za re je stro wać się naj póź niej do 16 kwietnia. Pro sty for mu larz re je stra cyj ny moż na po brać ze stro ny in ter ne to wej

www.londonelects.org.uk lub otrzy mać go w sie dzi bie lo kal nej ra dy dziel ni cy. Wy peł nie nie go zaj mie za le d wie chwi lę, bo na le ży tyl ko po dać imię i na zwi sko, wiek, na ro do wość i ak tu al ny ad res za miesz ka nia. Wy peł nio ny for mu larz należy ode sła ć pocz tą lub od da ć go po wy peł nie niu na miej scu, w sie dzi bie ra dy mia sta. W nad cho dzą cych ty go dniach człon ko wie ko mi sji wy bor czej bę dą od wie dzać du że cen tra han dlo we oraz su per ma rke ty i pomagać w za re je stro wa niu się. Szu kaj ich w swo jej oko li cy! To jest twój wybór. Nie zmarnuj tej szansy!

głosować? To, gdzie się urodziliśmy, nie ma w tym wypadku najmniejszego znaczenia. Liczy się tylko fakt, że jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej, mieszkamy w Londynie i będziemy tu 1 maja 2008.

››

Płacę council tax, więc powinienem być wciągnięty do rejestru automatycznie. Niestety nie. Lista ludzi płacących council tax to jedno, a lista wyborców to drugie. Aby znaleźć się na liście wyboczej, musimy wypełnić formularz rejestracyjny.

››

Po co mam się rejestrować, skoro i tak nie zamierzam głosować? Rejestracja nie oznacza przymusu głosowania. Jeśli 1 maja mimo zarejestrowania się na liście wyborczej nie wieźmiemy udziału w głosowaniu, nikt nie wyciągnie z tego żadnych konsekwencji. Jednak jeśli nie umieścimy swego nazwiska na liście do 16 kwietnia, później nie będzie to już możliwe.

››

Czy nie będę mógł zagłosować, jeśli 1 maja po prostu pojawię się w punkcie wyborczym? Nie, jeśli Twojego nazwiska nie ma liście wyborczej. Ważne, żeby to zrobić do 16 kwietnia – wypełnienie formularza przez internet czy osobiście w siedzibie lokalnej rady dzielnicy zajmie Ci tylko chwilę.

››

Co zrobić, jeśli nie mam czasu zajmować się szukaniem i wypełnianiem formularza rejestracyjnego? To jest naprawdę bardzo proste. Wystarczy ściągnąć formularz ze strony www.londonelects.org.uk lub wstąpić do siedziby lokalnej rady miasta, gdzie ją dostaniemy, a następnie wpisać swoje imię i nazwisko, podać narodowość i adres, podpisać się i już gotowe. Zajmie dosłownie chwilę.


|7

nowy czas | 22 lutego 2008

czas na wyspie

Na rowery? Na zaproszenie Kena Livingstone’a w ratuszu nad Tamizą pojawili się dziennikarze i specjaliści od public relations z lokalnych gazet mniejszości narodowych, a także dużych gazet londyńskich i krajowych, jak „The Guardian” czy „Evening Standard”. Był tam obecny również „Nowy Czas”. Local Media Conference and Reception odbyła się w środę, 20 lutego. Burmistrz przedstawił swoją wizję integracji mediów, by wspólnie osiągnąć jeden cel. Tym celem jest informowanie o transporcie w naszym mieście, o kulturze, bezpieczeństwie, a także o kwestiach środowiskowych, czyli generalnie o wszystkim tym, co dzieje się w Londynie i londyńczyków dotyczy. W kuluarach mówiło się o wielkich projektach modernizujących transport w Londynie chłonących miliardy funtów, o zwracaniu większej uwagi na bezpieczeństwo w środkach transportu publicznego oraz promocji ekologicznych rozwiązań transportowych. Jak wiadomo, Ken mocno zainteresował się upowszechnianiem rowerów jako ogólnie dostępnego i ekologicznego środka transportu. Planowane jest stworzenie wielu kilometrów ścieżek rowerowych do celów rekreacyjnych w samym Londynie i na obrzeżach miasta, a także do celów służbowych – dojazdy do pracy, do metra, do stacji kolejowych, gdzie będzie można bezpiecznie zostawić rower na specjalnie do tego przeznaczonych parkingach. Doskonały pomysł, panie Burmistrzu, Amsterdam (a za nim i Paryż) od lat korzysta z tego typu rozwiązań i stanowi to dodatkową atrakcję turystyczną dla odwiedzających. Szanowni Czytelnicy, idzie wiosna, więc szykujmy rowery! (ak)

Szkoleniowe weekendy Elżbieta Sobolewska

Jeszcze tylko do końca marca potrwają kursy East European Business Club. Jednym z celów działalności EEBC jest wsparcie firm i osób zatrudnionych jako self-employed, pochodzących z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej. Do końca lutego można skorzystać z bezpłanego z doradztwa biznesowego. Jedną z koordynatorek polskiego projektu jest Iwona Kuszpit. – Zainteresowanie tymi kursami było i ciągle jest ogromne – mówi. Dofinansowanie mamy jednak tylko do końca marca, więc trzeba się spieszyć, żeby wpisać się na listę uczestników. Liczba miejsc jest oczywiście ograniczona i na te szkolenia, które odbędą się 23 i 24 lutego, lista już jest zamknięta, choć maile wciąż przychodzą. Mnóstwo ludzi było zainteresowanych szkoleniem z zakresu telefonicznej obsługi klienta, dlatego powtórzymy je już 9 marca.

Tymczasem 1 i 2 marca odbędą się prowadzone po polsku warsztaty dotyczące zarządzania projektami, radzenia sobie ze stresem i zarządzania zasobami ludzkimi w firmie. Pierwszy z tych kursów poprowadzi Mariusz Augustyniak, zawodowo zajmujący się tym w Vodafone. Jest to szkolenie dla ludzi, którzy są koordynatorami projektów w firmie, chcą pogłębić swoją wiedzę i poznać narzędzia, które pozwolą im lepiej wykonywać swoją pracę. Jak ujarzmić stres i nie dopuścić do tego, by sparaliżował naszą pracę będzie wyjaśniała Agnieszka Major, członkini Polish Psychologists’ Club. Ostatnie szkolenie w tym cyklu poprowadzi Shaukat Khan, przewodniczący London East Ethnic Business i będą to zajęcia w języku angielskim. Kolejna tura kursów odbędzie się w dniach 8 i 9 marca. Ich tematyka to: kreowanie własnego wizerunku, czyli sztuka autoprezentacji; profesjonalna obsługa klienta; efektywne zarządzanie czasem pracy; NLP w negocjacjach handlowych; zarządzanie projektami i telefoniczna obsługa klienta. Monika Czyżewska, która w Polsce prowadzi szkolenia, jest wybitnym fachowcem w swojej dziedzinie. Warsztaty przez nią prowadzone, w tym przypadku – efek-

tywne zarządzanie czasem pracy, cieszą się wielką popularnością wśród właścicieli firm. Bo pracownik, który potrafi pracować pod presją czasu, do tego maksymalnie efektywnie, jest dla właściciela firmy bezcenny. A jeśli on sam wykonuje wiele z zadań swojego przedsiębiorstwa, takie szkolenie to właśnie coś dla niego. Jak podkreślała Iwona Kuszpit: – Bardzo zależy nam na tym, aby dotrzeć do ludzi, którzy pracują jako self-employed. Jeśli zechcą wziąć w nich udział, muszą prowadzić swoją działalność przynajmniej od października 2006 roku. Jeszcze do końca lutego można bezpłatnie skorzystać z doradztwa biznesowego, które prowadzone jest od godz. 10.00 do 19.00. Aby zapisać się na listę uczestników i poznać więcej szczegółów na temat szkoleń, wystarczy zadzwonić pod numer telefonu 0208 223 4102 lub wysłać e-mail na adres: info@leeba.biz. Szkolenia i porady udzielane są w siedzibie University of East London (46 University Way, E16 2RD). Projekt East European Business Club powstał w kwietniu 2006 roku i jest prowadzony przez cieszącą się uznaniem London East Ethnic Business Association.

tydzień na wyspach Polacy oraz inni imigranci z Europy mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę oponenta Kena Livingstone’a, podał Evening Standard. Do tej pory około 180 tysięcy więcej obywateli pochodzących z krajów Unii Europejskiej zarejestrowało się na głosowanie w tym roku niż w roku 2004. Ekspert Tony Travers uważa, że imigranci mogą chętnie oddawać swój głos na kandydata konserwatystów – Borisa Johnsona lub na demokratycznego liberała – Briana Paddicka. Do tej pory zarejestrowało się około 60 tys. Polaków, szacuje się, ze ostatecznie będzie ich około 85 tys. Przed Camberwell Youth Court stanął w poniedziałek, 18 lutego, nastoletni Brytyjczyk, który został oskarżony o zamordowanie Polki. 26-letnia Magdalena Pniewska, pracownica opieki społecznej w południowo-wschodnim Londynie została śmiertelnie postrzelona, kiedy znalazła się w centrum strzelaniny w okolicy stacji kolejowej New Cross Gate w październiku ubiegłego roku. Policja szybko ustaliła, kto zabił Polkę. Okazał się nim siedemnastolatek, który już wcześniej był karany za usiłowanie zabójstwa i posiadanie broni palnej. W polskich portalach internetowych, m.in. Gazeta.pl pojawiły się reklamy wykupione przez brytyjską instytucję TV Licensing, powołaną do pobierania opłat za abonament telewizyjny. Reklamy te informują Polaków uchylających się od płacenia abonamentu o karze w wysokości 1000 funtów. TV Licensing dzięki specjalnym detektorom wykrywa niezarejestrowane odbiorniki, a potem kieruje sprawy do sądu przeciwko ich właścicielom. Bez dachu nad głową, ale pełni nadziei – tak bezdomnych Polaków nazwał „The Times”. Według dziennika, w Londynie przebywa obecnie około trzech tysięcy imigrantów z Polski, którzy są bezdomni. Menedżer organizacji charytatywnej The Providence Row przyznał, że imigranci z krajów Europy Wschodniej, w dużej mierze Polacy, stanowią już połowę osób, które zgłaszają się do nich po pomoc. Według „The Times”, większość tych Polaków do ojczyzny nie chce wrócić. Z myślą o zmniejszeniu liczby wypadków drogowych, których sprawcami i ofiarami są imigranci, irlandzki kodeks drogowy (The Rules of the Road) został przetłumaczony na polski, rosyjski i chiński – podał poniedziałkowy „The Irish Independent”. Władze chcą, by irlandzki kodeks drogowy w polskiej wersji językowej był dostępny w polskich sklepach, zarówno w formie pisanej jak i audio. Darmową wersję będzie można skopiować z internetowych stron Road Safety Authority.


|

22 lutego 200 | nowy czas

polska tydzień w kraju Prezydent Lech Kaczyński poleciał na uroczystości 90-lecia niepodległości Litwy. Do udziału w uroczystościach zaproszono także prezydentów Łotwy i Estonii. Lech Kaczyński przyjął szefa dyplomacji unijnej Javiera Solanę. Rozmowy dotyczyły stosunku Warszawy do kwestii niepodległości Kosowa. Prezydent spotkał się z premierem. Przedmiotem dyskusji była informacja o rezultatach wizyty Donalda Tuska w Moskwie i sprawa uznania niepodległości Kosowa. Specjaliści od PR przygotowują specjalne wystąpienie premiera z okazji 100 dni jego urzędowania. Ma ono pomóc w utrwaleniu wizerunku Donalda Tuska jako „męża stanu”. Prezydent zapowiedział weto wobec ustawy, która rozdzieliłaby prokuraturę i ministerstwo sprawiedliwości. Według Lecha Kaczyńskiego doprowadzi to do utraty kontroli państwa nad prokuraturą. Weto zostanie prawdopodobnie odrzucone, ponieważ plany rządu popierają także Lewica i Demokraci. Od początku roku odbyły się tylko dwa posiedzenia Senatu. Trzecie posiedzenie odwołano, bo Senat nie ma... nad czym pracować. Rządząca koalicja dopiero zapowiada zgłoszenie w parlamencie nowych ustaw. Iście salomonowy wyrok wydał sąd, który uznał, że b. MSW Andrzej Milczanowski nie jest winny ujawnienia tajemnicy państwowej, która pomawiała ówczesnego premiera Oleksego, że jest agentem rosyjskiego wywiadu. Jeśli Oleksy nie był „Olinem”, a Milczanowski, który tak twierdził jest niewinny to coś nie w porządku z sądem lub logiką. W bazie wojskowej w Krzesinach pojawiły się cztery nowe samoloty F-16. Cały kontrakt opiewa na 48 samolotów. W Polsce jest już teraz 37 maszyn. Poza Krzesinami pod Poznaniem 16 sztuk F-16 ma stacjonować w bazie w Łasku koło Łodzi. Baza będzie gotowa na ich przyjęcie w czerwcu. PO rozdmuchała dwa nowe oskarżenia przeciw PiS. Pierwszy to zagłuszanie komórek pielęgniarek, które okupowały URM, druga sprawa dotyczy umorzenia długu 700 tys. zł nieistniejącego Porozumienia Centrum. Minister Ćwiąkalski mówi nawet, że jeżeli zagłuszanie się potwierdzi to Jarosławowi Kaczyńskiemu grozi więzienie. Zabawa w demonizowanie PiS trwa... Tylko 40 tys. zł jest przyczyną podejrzeń wobec posła PO Mirosława Sycza. Dotacja tej wysokości z Funduszu Ochrony Środowiska wsparła budowę na prywatnej działce posła. Dotację przyznał inny poseł – Adam Krzyśków z PSL. Jak koalicja to koalicja..

wymiar sprawiedliwości

ofiary czy winni zbrodni wojennej?

Żołnierze zostają za kratami bartosz rutkowski – Niszczy się mundur żołnierzy, niszczy się tych chłopaków psychicznie i fizycznie – mówił nie kryjąc oburzenia ojciec jednego z siedmiu polskich żołnierzy, których oskarża się o zbrodnie wojenne w Afganistanie. Słowa te mężczyzna wypowiadał jeszcze przed wydaniem przez sąd orzeczenia w sprawie przedłużenia o kolejne trzy miesiące aresztu dla naszych żołnierzy. – Nie wierzę, by oni zrobili coś, czego musieliby się teraz wstydzić – mówił z całym przekonaniem porucznik Sławomir Karwowski z 18 batalionu z Bielska-Białej, skąd pochodzi cała grupa. Ale zdaniem warszawskiego sądu wojskowego dowody przeciwko żołnierzom są mocne, grozi im wysoka kara i stąd takie a nie inne orzeczenie. – Działaliśmy na rozkaz dowódcy, majora Olgierda C. – zeznał w śledztwie plutonowy Jakub B. – Baliśmy się go, musieliśmy to zrobić.

Hańba karać żołnierzy

nie pomogli generałowie Na nic zdały się wysiłki i prośby wielu polskich generałów i profesorów, by jednak zwolnić żołnierzy, by mogli odpowiadać z wolnej stopy. Sąd był nieugięty. A tymczasem jest coraz więcej dowodów na to, że być może moździerz, z którego strzelano i amunicja nie były właściwe i sprawne. O tym mieli też żołnierze informować przełożonych. Daremnie. Zresztą nie były to jedyne reklamacje dotyczące sprzętu wojskowego. Teraz okazuje się, że wykonanie wizji lokalnej w tym samym miejscu, gdzie w sierpniu doszło do tragedii jest niemożliwe, bo w Afganistanie panują fatalne warunki atmosferyczne. Jeden z prokuratorów wojskowych powiedział

wprost, że w takich warunkach on nie będzie pracował. – Miałem nadzieję, że syn będzie odpowiadał z wolnej stopy. Niestety, zapadła decyzja o przedłużeniu aresztu. Jestem bardzo rozczarowany. Przeżywam to bardzo i brak mi słów – mówił Władysław B., ojciec jednego z aresztowanych żołnierzy. Prokuratura zarzuciła sześciu żołnierzom zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Siódmemu postawiono zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny – grozi mu do 25 lat więzienia. Żołnierze zostali aresztowani 13 listopada. Jedną z ofiar tej sprawy stał się były minister obrony Aleksander Szczygło, który reporterowi jednej ze stacji telewizyjnych powiedział: – Banda dur-

Żołnierze twierdzą, że wykonywali rozkaz. Jeden z pocisków trafił w dom, zginęło ośmiu cywilów, w tym sześciu na miejscu. niów strzelała do cywilów. Wczoraj za te mocne słowa wszystkich przeprosił. Sprawa jest jeszcze w toku. Polski minister obrony Bogdan Klich spotka się z amerykańskim pułkownikiem Schweitzerem, który stwierdził niedawno, że nasi żołnierze nie popełnili żadnej zbrodni wojennej i jest gotów udowodnić to przed polskimi prokuratorami.

ODSZKODOWANIA POWYPADKOWE Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych Roszczenia z tytu¡u szkód osobistych

– To hańba, że trzyma się naszych za kratami. Oni byli na wojnie, wykonywali rozkazy, robili coś, co do nich należało – powtarza generał Sławomir Petelicki, twórca jednostki specjalnej GROM. To coś to 25 pocisków moździerzowych, jakie żołnierze z plutonu Delta wystrzelili 16 sierpnia ubiegłego roku w kierunku afgańskiej wioski. Jeden z pocisków trafił w dom, zginęła szóstka cywilów na miejscu, dwóch skonało potem w szpitalu. W sześć dni po tym ataku ówczesny rzecznik ministra obrony Jarosław Rybak mówił: polscy żołnierze byli ostrzelani przez talibów, a ci ukryli się w wiosce. Nasi musieli strzelać. – Odwołamy się od tej decyzji – mówił tuż po zakończeniu wystąpienia sędziego profesor Piotr Kruszyński, obrońca jednego z żołnierzy. Uzasadnienie jest jednak tajne i opinia publiczna prawdopodobnie go nie pozna.

Spór o służby W prasie ujawniono „tajny” raport odwołanego po trzech miesiącach pułkownika Grzegorza Reszki, który na zlecenie PO zaprowadzał porządek w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Wynika z niego, że po likwidacji WSI szkolenie kandydatów do SKW skrócono z trzech do jednego miesiąca i zatrudniano tam byłych policjantów, funkcjonariuszy UOP, dziennikarzy i harcerzy. Szczególnie dużo żartów wywołują właśnie harcerze. Raport ma uderzyć w Antoniego Macierewicza. Tymczasem PiS zarzuca Reszce, że chciał zdemontować nowe służby. Macierewicz złożył do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstwa.

Rozmowa w j∆zyku polskim

FREEPHONE

0800 018 3299 www.levenes.co.uk

.


|

nowy czas | 22 lutego 2008

polska

Nie wydamy chorego Barbara Piwnik Wreszcie się obudziła polska prokuratura i wszczęła dochodzenie, czy nie popełniono żadnych błędów przy przekazywaniu matce zastępczej z Gdyni 10miesięcznego Białorusina Jasia, który miał być deportowany na Białoruś. Druga ważna wiadomość jest taka, że nieuleczalnie chorego malucha nie wydamy stronie białoruskiej, bo lekarze orzekli, że stan chłopca nie pozwala na jego transport do Grodna. Na razie więc chłopiec może się cieszyć, ale wstydzić się powinni polscy urzędnicy, którzy zaniedbali i zaspali sprawę i wydali praktycznie wyrok na chłopca. Gdyby pojechał na Białoruś, jak to orzekł sąd w Lublinie, skazany byłby na śmierć. W kraju rządzonym przez Aleksandra Łukaszenkę nie ma pieniędzy na nic, tym bardziej na specjalistyczne leczenie chorego malucha. Tak więc na razie Jaś górą! Przypomnijmy jego dramatyczną historię.

Jaś urodził się w kwietniu 2007 roku. W lubelskim szpitalu lekarze wykryli, że cierpi na ciężką, nieuleczalną chorobę genetyczną, mukowiscydozę. Matka, Białorusinka, zostawiła go tuż po narodzinach i zrzekła się praw do niego. Jego brat bliźniak, który miał ciężką postać tej samej choroby, zmarł. Jasio przez pół roku przebywał w szpitalu w Poniatowej, bo żaden inny szpital nie zgodził się go przyjąć. Co kilka godzin musi mieć robione inhalacje i odciągany śluz, przyjmuje leki. Inaczej mógłby się udusić. Dlatego nie było łatwo znaleźć dla niego rodzinę zastępczą. Ale w końcu do lubelskiego sądu wniosek złożyły dwie rodziny: zawodowa rodzina zastępcza z Bielska-Białej i samotna kobieta z Gdyni. Decyzją lubelskiego sądu mały trafił pod koniec października do pani Oli do Gdyni, która stała się dla niego rodziną zastępczą. (br)

Produkcja bez licencji Rosja żąda od Polski zapłaty za bezprawne korzystanie z licencji na produkowaną broń. Pretensje są dość szerokie i dotyczą całej produkcji wojskowej np. Bumaru – od „Kałasznikowów” po czołg „Twardy”, dla którego bazą jest T-72. Na czele polskiej komisji rządowej, która ma udowodnić, że nie potrzebujemy do produkowania broni licencji, stanął były ambasador w Moskwie Stanisław Ciosek.

powinna odejść z sądu – Tacy ludzie jak Barbara Piwnik nie powinni być w polskim wymiarze sprawiedliwości – ocenił surowo sędzię były premier Jarosław Kaczyński. Przypomniał, że to właśnie znana kiedyś z niezwykłej surowości wobec przestępców pani sędzia, potem pani minister sprawiedliwości i teraz znów orzekająca w głośnych sprawach karnych wykazała się wyjątkowo pobłażliwa dla bandytów. Konkretnie zaś dla siedmiu bandziorów z gangu tak zwanych obcinaczy palców. Ta kilkunastoosobowa grupa miała na sumieniu 20 porwań i trzy mordy. Kiedy nie udało się przekonać rodziny porwanych do wypłacenia okupu wysyłano pocztą obcięte palce. Po takiej groźbie nie było silnych, by nie spełnili żądań porywaczy. Kilka dni po zwolnieniu bandytów, trzech z nich pobiło na jednej z ulic Warszawy dwóch policjantów. Kiedy Piwnik uzasadniała swoją decyzję o zwolnieniu oprychów zza krat tłumaczyła, że nie stanowią oni zagrożenia dla społeczeństwa. Ale to jeszcze nie wszystko. Okazuje się, że sędzia, która potrafiła kilka lat temu skrzyczeć na sali sądowej największych gangsterów teraz traktuje ich niemal jak... kumpli i dobrych znajomych.

Do szefa gangu odnosiła się per panie Grzegorzu. A pan Grzegorz to bandzior o pseudonimie Tato, który nie miał litości dla nikogo, ani dla ofiar, ani dla swoich ludzi. Dziś Barbara Piwnik tłumaczy, że nie mówiła do bandytów oskarżony, tylko po imieniu, bo to miało na nich działać rozluźniająco, a jednocześnie zmuszać ich do bardziej dokładnych zeznań na sali sądowej. Nie brakuje i takich głosów, że Barbara Piwnik jest dobra na każdą okazję, a raczej dla każdej władzy. Zaczynała karierę w sądownictwie za rządów prawicy. I wtedy była surowa, konsekwentna, nie dawała szans ani bandytom, ani ich obrońcom. Kiedy nastały rządy lewicy, dokładniej Leszka Millera, Barbara Piwnik trafiła do jego gabinetu jako minister sprawiedliwości. Była tam krótko, a pasowałą tam jak kwiatek do kożucha – mówili złośliwi. Miller chciał pokazać, że stawia na twardych ludzi. Teraz nastał czas nowych rządów, nowej polityki karnej – jak twierdzi opozycja, czas opróżniania więzień i aresztów. I Barbara Piwnik, jak się wydaje, wyczuła intencje rządzących. (br)

tydzień w kraju W 21 bazie lotniczej w Świdwinie odbyły się uroczystości żałobne oficerów lotnictwa, którzy zginęli w katastrofie samolotu CASA. Prezydent mianował wszystkie ofiary na wyższe stopnie oficerskie. Kondolencje nadesłał Ojciec św. Benedykt XVI. Kazimierz Marcinkiewicz jest podobno głównym kandydatem PO na szefa PZPN. Według „kontrkandydata” na to stanowisko, czyli europosła Ryszarda Czarneckiego, chodzi tu o „pacyfikację” zbyt popularnego polityka, który może zagrozić Tuskowi w walce o prezydenturę. Ceny żywności w kraju wzrosły w lutym w stosunku do analogicznego okresu w 2007 o 8 proc. Rząd zapowiada prywatyzację PLL LOT. Akcje przedsiębiorstwa mają trafić na giełdę jeszcze w tym roku. Nie przewiduje się natomiast prywatyzacji PKO BP, które pozostanie bankiem kontrolowanym przez państwo. W wieku 91 lat zmarł gen. Antoni Heda ps. Szary, dowódca oddziałów partyzanckich AK, organizator brawurowej akcji rozbicia więzienia UB w Kielcach w 1945 roku.


|

22 lutego 2 8 | nowy czas

wielka brytania świat tyd zień w skrócie Ojciec Święty Benedykt XVI odbędzie w dniach od 15 do 20 kwietnia swoją pierwszą pielgrzymkę do USA. Papież spotka się m.in. z prezydentem Bushem. Vaclav Klaus w IV turze głosowania połączonych izb parlamentu został wybrany prezydentem Czech na kolejną kadencję. Uzyskał 141 głosów. Partia Regionów nadal blokuje parlament Ukrainy, protestując przeciw zbliżeniu Kijowa z NATO. Szef parlamentu grozi nowymi wyborami. Tymczasem szef tej partii, były premier Janukowycz wysłał list do Brukseli z żądaniem wstrzymania przez NATO programów współpracy z Ukrainą. Bułgaria przedłużyła mandat obecności swoich wojsk w Iraku do końca 2008 roku. Powiększa się przewaga senatora Baracka Obamy nad Hillary Clinton w walce o kandydaturę demokratów na prezydenta USA. Obama wygrywa na razie w stosunku 49:37. Sondaże twierdzą też, że Obama pokonałby republikanina McCaina 46:42. Clinton przegrałaby z McCainem 41:48. Prezydent USA G. W. Bush odbył podróż po krajach Afryki. Bush odwiedził Tanzanię, Benin, Rwandę, Ghanę i Liberię. Prezydent Czadu Idriss Deby wprowadził na terytorium kraju 15dniowy stan wyjątkowy. Parlament Bułgarii przyjął ustawę o prywatyzacji szpitali w tym kraju. Książę Liechtensteinu Hans Adam II oskarżył Niemcy o agresję i naruszenie suwerenności swojego państwa. Chodzi o akcję wywiadu niemieckiego, który zdobył tajne dane bankowe na temat posiadaczy kont w Liechtensteinie. Spowodowało to w Niemczech falę oskarżeń w aferach finansowych. W greckiej części Cypru odbyła się I tura wyborów prezydenckich. Odpadł w niej dotychczasowy prezydent Papadopulos. W II turze zmierzą się konserwatysta i były szef MSZ Kasulides i postkomunista Christofias. Bułgarska policja rozpędziła siłą marsz rolników, którzy udawali się do Sofii. Aresztowano też chłopskich przywódców. Ponad tydzień trwały gwałtowne zamieszki w Danii z udziałem emigranckiej młodzieży. Prawdopodobna przyczyna to pojawienie się nowych rysunków Mahometa. W atakach maoistów na posterunki policji we wschodnich Indiach zginęło 14 osób. Na granicy polsko-ukraińskiej szykuje się „rewolucja mrówek”. Osoby żyjące z przygranicznego handlu chcą podjąć akcję zablokowania wszystkich przejść z Polską. Prace nad umową o małym ruchu granicznym nadal się ślimaczą.

WYBORY

ZWYciĘstWO OpOZYcji

Nowa twarz Pakistanu Alek san dra Ło jek -Mag dziarz

Wy bo ry w Pa ki sta nie wy gra ła par tia zmar łej tra gicz nie Be na zir Bhut to, te raz pro wa dzo na przez wdow ca po Bhut to, Asi fa Ale go Za rda rie go, zwa ne go z po wo du prze szłych oskar żeń o ko rup cję (i skąp stwo) „Pa nem 10 cen tów”. Oznacza to, że ludzie Musharrafa, czyli wojsko, zostaną odsunięci od władzy – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Zardariego, który uprzedzał, że współpraca z poplecznikami prezydenta nie będzie możliwa. Zardari nie będzie jednak żądał impeachmentu prezydenta w przeciwieństwie do Nazara Sharifa, którego partia w wyborach otrzymała drugie miejsce. Za usunięciem Musharrafa głośno występują inni politycy i prawnicy. Musharraf nadal ma prawo zdymisjonowania każdego nowopowstałego rządu, ale przed wyborami zapowiedział, że tego nie zrobi. Prezydent Pakistanu doszedł do władzy w wyniku bezkrwawego przewrotu w 1999 roku. Najpierw zajmował się głównie Indiami i Kaszmirem. Po wydarzeniach wrześniowych 2001 roku, pod wpływem USA, zaczął popierać tak zwa-

ną wojnę z terroryzmem, co sprawiło, że dla ekstremistów islamskich we własnym kraju stał się wrogiem numer jeden. Poza tym jego rządy były wojskową dyktaturą, w której wszelkie przejawy sprzeciwu z polityką Musharrafa krwawo tłumiono. Po wydarzeniach w Islamabadzie w związku z oblężeniem Czerwonego Meczetu, w którym pakistańscy zwolennicy talibów nawoływali do wprowadzenia w Pakistanie szczególnie restrykcyjnej wersji prawa islamskiego (a właściwie jego hybrydy pasztuńsko-talibskiej), w wyniku którego zginęło ponad 100 osób, w Pakistanie zjawiskiem niemal codziennym stały się zamachy samobójcze. Wszelka destabilizacja sytuacji wewnętrznej w Pakistanie była od razu poważnym i niepokojącym sygnałem dla świata – Pakistan bowiem jest jedynym krajem islamskim oficjalnie posiadającym broń jądrową. Wybory pokazały, że mieszkańcy Pakistanu sprzeciwiają się twardogłowym mułłom i żądają demokracji (choć nie wiadomo jeszcze, jak owa demokracja będzie wyglądała – w tej chwili trwają rozmowy dotyczące koalicji PPP, Pakistan People`s Party czyli partii Zardariego i Pakistani Muslim League skrzydła Nawaza Sharifa). Zardari podkreślił, że będzie teraz zajmował się przywróceniem niezawisłości sądów i wolności słowa w mediach. Warto przypomnieć, że w Pakistanie nadal w areszcie domowym przebywają niektórzy dziennikarze i prawnicy, umieszczani tam przez Musharrafa zaraz po wprowadzeniu przez niego stanu wyjątkowego w 2007 roku. Wynik wyborów ma bezpośredni wpływ na wiele państw, chociażby szyicki Iran, który co prawda głośno nie

formułował swoich opinii na temat nadchodzących wyborów, martwiąc się zażyłymi stosunkami Pakistanu z USA, jednocześnie dostał jednak sygnał, że nowy kierunek rządzenia będzie szedł w stronę spacyfikowania pakistańskich mudżahedinów, którzy wspierają sunnicki reżim talibów w Afganistanie. Dla Brytyjczyków wynik wyborów w Pakistanie oznacza, że skoro nie wygrały siły radykalnie islamskie, Pakistan nadal będzie współpracował ze Stanami Zjednoczonymi w wojnie z terroryzmem i siłami al-Kaidy i będzie musiał poradzić sobie z popierającymi talibów islamskimi ekstremistami, którzy również mają wpływ na bezpieczeństwo wewnętrzne Wielkiej Brytanii. Same Stany Zjednoczone, które po zamachu wrześniowym 2001 roku wywierały nacisk na Pakistan i Musharrafa, by opowiedział się jednoznacznie po ich stronie (grożąc, że w razie sprzeciwu, Pakistan zostanie dołączony do państw tzw. osi zła), będą z pewnością chciały, by Musharrafa zupełnie od władzy nie odsunąć, ale jasną jest dla nich wola Pakistańczyków, by doszło do procesu demokratyzowania kraju w połączeniu z przejściem z państwa wojskowego do państwa cywilnego. Koalicja Ludowej Partii Pakistanu i Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej (skrzydła Nawaza Shariffa), która być może powstanie, zapowiada negocjacje z popierającymi talibów ekstremistami, by próbować zahamować ich przedzieranie się przez granice w celu prowadzenia wojny z wojskami NATO (czego oczekują Stany Zjednoczone) oraz uniezależnienie mediów i wprowadzenie faktycznej niezawisłości sądów. Poza tym obie partie obiecywały wprowadzenie istotnych

›› Program polityczny tragicznie zmarłej Benazir Bhutto będzie realizowany przez nowy rząd zmian w gospodarce Pakistanu – partia Zardariego przejęła slogany jego żony, które nazywa się programem pięciu E (energy, education, environment, employment, equality – czyli energii, edukacji, środowiska, zatrudnienia i równości). Nawaz Sharif również podkreślał w swojej kampanii rolę edukacji i tworzenia miejsc pracy. Być może Pakistańczycy wybrali zmianę na lepsze.

Fidel Castro ustąpił

Licencja dla palaczy

Fidel Castro zrezygnował z funkcji prezydenta Kuby, przekazując władzę swojemu młodszemu bratu, Raulowi. – Popadłbym w konflikt z własnym sumieniem, gdybym zajmował stanowisko wymagające pełnej mobilności i całkowitego oddania, którego dziś nie jestem fizycznie w stanie ofiarować – napisał w oświadczeniu najstarszy weteran komunizmu. Trwają spekulacje czy może to oznaczać większe otwarcie się i demokratyzację komunistycznej dyktatury.

Jeśli przejdzie pomysł angielskiego resortu zdrowia, każdy palacz, by kupić paczkę papierosów będzie się musiał wykazać odpowiednim pozwoleniem. A takie pozwolenie na kupno papierosów kosztowałoby 10 funtów. Jedni twierdzą, że to dobry pomysł i może skutecznie zniechęcić palaczy, inni, że to nic innego, jak wyskoki biurokratów, którzy nie wiedzą, jak uprzykrzyć życie ludziom. Profesor Julian Le Grand, doradca brytyjskiego ministra zdrowia jest wielkim entuzjastą tego pomysłu. Liczy, że przez to ubędzie palaczy na Wyspach. Przeciwna tej inicjatywie jest między innymi grupa Forest, która grupuje zagorzałych palaczy. Twierdzi, że to dodatkowe podatkowe uderzenie w palaczy, a ci przecież i tak już sporo łożą ze swoich kieszeni do budżetu państwa. – Uzyskane z tych pozwoleń pieniądze poszłyby na leczenie chorych – odpiera te argumenty Le Grand. – Liczę też na to, że wielu porzuciłoby przy okazji swój zgubny nałóg. Z najnowszych badań wynika, że ponad dwie trzecie palaczy chciałaby to zrobić, tylko się zastanawia. My naszą inicjatywą tylko byśmy im w podjęciu takiej decy-

Niepodległe Kosowo Ogłoszenie niepodległości Kosowa wywołało międzynarodowe napięcie. W Kosowie dochodzi do ataków na posterunki policji. Parlament Serbii uznał decyzję Albańczyków za nielegalną. W Belgradzie doszło do starć z policją. Za Serbią opowiedziała się Rosja. Jednego stanowiska nie ma w UE. Rumunia, Bułgaria, Hiszpania, Cypr, Grecja i Słowacja nie zamierzają uznać nowego państwa. Niepodległość Kosowa

jako pierwszy uznał Afganistan, następnie USA, Francja, Wielka Brytania. Rosja grozi uznaniem niepodległości m.in. Abchazji i Naddniestrza. O ogłoszeniu niepodległości myśli też Autonomia Palestyńska. Część krajów obawia się, że jest to niebezpieczny precedens dla państw, które mają problemy narodowościowe. Serbia zrywa stosunki dyplomatyczne z krajami, które uznają Kosowo.

zji pomogli. Ot i cały pomysł. – Obciążeń podatkowych nie można forsować pod hasłem, że walczy się z nałogiem. Podatki to zbyt poważna sprawa, by przekazywać decyzję o ich podwyższaniu pracownikom służby zdrowia – broni palaczy rzecznik Forest, Simon Clark. Co prawda sprawa nie jest jeszcze przesądzona, ale już wywołała burzę. Okazuje się, że tym pomysłem chciałyby się zarazić i inne kraje na Starym Kontynencie. Europa stara się teraz za wszelką cenę nadrobić straty na polu walki z palaczami, jakie ma w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi. Za oceanem są już hrabstwa w poszczególnych stanach, gdzie nie można palić w dużych budynkach i w swoich mieszkaniach. Właściciele takich pomieszczeń zapowiedzieli, że za nic w świecie nie wynajmą swoich lokali palaczom. – Pod tym względem rzeczywiście palacze mają u nas i w innych krajach kontynentu jeszcze wiele praw – dodaje Simon Clark, ale jego zdaniem zjednoczona Europa szybko weźmie się za ludzi w szponach tytoniowego nałogu. (mn)


|11

nowy czas | 22 lutego 2008

wielka brytania świat wojna z teRRoRem

sześciu oskaRŻonych o zamach 11 wRześnia

Ameryka osądzi zbrodniarzy Bartosz Rutkowski

Tylko kara śmierci

Khalid Sheikh Mohammed, którego pojmano w Pakistanie w roku 2003, a który został przekazany władzom amerykańskim wraz z pięcioma innymi terrorystami będzie niebawem sądzony za organizację zamachów z 11 września 2001 roku.

Oskarżenie nie ma wątpliwości, co do wysokości kary, jakiej się będzie domagała dla całej szóstki. Kary śmierci. Bez wyjątku. Wszyscy staną przed kontrowersyjnym, jak go nazywają w Europie – wojskowym trybunałem. Generał Thomas Hartmann, doradca Pentagonu i jednocześnie szef specjalnej komisji wojskowej powiedział, że oskarżeni byli dobrze przygotowani przez al-Kaidę do wykonywania terrorystycznej roboty. Proces tej grupy powinien się rozpocząć lada dzień. Oskarżenie twierdzi, że ma twarde dowody przeciwko tej grupie, nie tylko ich zeznania.

niejawny Proces Pentagon ogłosił, że akt oskarżenia przeciwko tej szóstce, która siedzi w amerykańskiej bazie w Guantanamo na Kubie został przygotowany. To pierwszy proces ludzi, którzy byli zamieszani w największy terrorystyczny atak W Stanach Zjednoczonych. Zginęło we wrześniu 2001 roku prawie trzy tysiące ludzi. Wielopiętrowe wieże TWC uderzone uprowadzonymi samolotami runęły na ziemię.

Zdaniem generała proces nie będzie tajny. – Będzie – jak to określił – na tyle otwarty, na ile jest to możliwe. Podkreślił, iż trzeba pamiętać, że będą w czasie przewodu padały informacje określane jako tajne z uwagi na bezpieczeństwo Ameryki. Pozostali oskarżeni to: Ramzi Binalshibh z Jemenu, Walid Bin Attash, też obywatel Jemenu, Ali Abd al-Aziz Ali,

urodzony w Pakistanie, a wychowany w Katarze i dwaj Saudyjczycy Mustafa Ahmad al-Hawsawi oraz Mohammed al-Qahtani. Sześciu terrorystów oskarża się między innymi o spisek na życie Amerykanów, popełnienie wielu zbrodni, atak na cywilów, niszczenie mienia oraz terroryzm.

Pracował z ladenem Według generała Hartmanna Khalid Sheikh Mohammed ściśle współpracował z samym Osamą bin Ladenem. To on ma także odpowiadać za ścięcie głowy amerykańskiemu dziennikarzowi Danielowi Pearl, którego uprowadzono i zamordowano sześć lat temu w Pakistanie. Jak się przypuszcza Pearl był na tropie powiązań pakistańskiego wywiadu wojskowego z komórkami al-Kaidy. I za to zapłacił życiem. To pierwszy proces, który odbędzie się na podstawie specjalnego prawa amerykańskiego, uchwalonego przez Kongres w roku 2006. Wielu europejskich prawników zarzuca Amerykanom, że wiele dowodów winy oskarżonych wydobyto torturami.

tydzień w skrócie Amerykanie poinformowali, że strącą uszkodzonego satelitę. Lata on nad 80 krajami świata, w tym nad Polską. Obawy, że szczątki spadną na ziemię wywołały jednak panikę tylko w Warszawie. Szef MON, Bogdan Klich jako jedyny postawił część armii w stan gotowości. Przynajmniej niespodzianek z kosmosu już się nie boimy. Rekordowa od 11 lat inflacja zapanowała w Chinach. Wynosi ona 7,1 proc.. Powodem jest głównie ostra zima, która wywindowała w górę ceny żywności. W Indonezji i Wietnamie zanotowano kolejne śmiertelne ofiary „ptasiej grypy”. Sklepy w Nowym Jorku coraz częściej przyjmują zapłatę w euro. Powodem jest słaby kurs dolara i duża liczba kupujących z Europy. W związku dużym udziałem cudzoziemców w wypadkach drogowych w Irlandii, przetłumaczono kodeks drogowy tego kraju na języki polski, rosyjski i chiński. W USA odtajniono stenogram rozmowy Kissingera z Mao-Tse-Tungiem. Szef KPCh zaproponował wysyłkę do USA 10 milionów chińskich kobiet, które są nieprzydatne miejscowej gospodarce.


|

lutego 008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Nie pytaj Pytii Krystyna Cywińska

Konkurencja reklamowa, w przeciwieństwie do dziennikarskiej, zabija polemikę. Ktoś nawet powiedział, że upupia. Dużą radość sprawił mi dlatego Przemysław Wilczyński. Mogłabym go nazwać późnym wnukiem. Czy mi wolno, Panie Przemku?

o zareagował Pan na mój felieton sprzed trzech tygodni młodzieńczo i raczej romantycznie. Zrobił to Pan w artykule pt. „Pytania z sąsiedniego balkonu”. Witaj, Sąsiedzie, w siedzibie „Nowego Czasu”. Gdzie ja szydełkuję felietony na górnym balkonie a Pan rylcem je pisze na dolnym. Czyli babcia popisała się na swoim balkonie, a późny wnuk z dołu zagrzmiał jej na puzonie. Kwiaty mu rzucić? Czy zrzucić na niego doniczkę z kaktusem? Machnęłam ręką, rzuciłam się do klawiatury maszyny do pisania. Pan Przemek nie rozumie racji mojego felietonu nawiązującego do książki Jana Grossa „Strach”. Już Antoni Słonimski pisał, że ludzie, którzy ze sobą polemizują, nigdy się wzajemnie nie przekonają. Czasem im się to udaje, przy kieliszku, w rozmowie prywatnej. Może i nam się nadarzy taka okazja? Spory polemiczne mniej obchodzą czytelnika niż tych, którzy się spierają. Ale pospierać się, wielka przyjemność. Nawet kosztem przynudzania czytelnika, przypominając mu o co tu chodzi, czego z reguły nie pamięta. Żeby go rozerwać, można przyciąć przeciwnikowi paroma złośliwościami. Przytykami i dowcipem. Uprawiałam to przez lata. Ale meritum tej polemiki jest na to zbyt trudne i bolesne. Chociaż czasem czarny humor rozładowuje nawet tragedie.

B

Jest rodzajem odtrutki na jad bólu. Mistrzami czarnego humoru są Żydzi. Reagują nim na zwierzęcy antysemityzm, na pogromy, nawet na zagładę. Bodaj Bruno Schulz, pisarz, malarz, autor opowieści „Sklepy cynamonowe” takie po sobie pozostawił postscriptum: „Nie wińcie mnie za to, jeśli mydło ze mnie nie będzie się pieniło”. Przestał się pienić i poddał się śmierci. „– A dlaczego pan Kupferman nosi pojemnik z gazem? – Dlaczego? Bo jest uzależniony”. Ten dowcip z serii czarnych i inne usłyszałam kiedyś u przyjaciół w Izraelu. Wszystko można w żart obrócić, bo żart jest obroną przed rzeczywistością. Sporu między nami nie ma, drogi Panie Przemku. Są pytania, które ja także sama sobie zadaję i na które Pan też chyba zna odpowiedzi. Pisząc z bólem o książce Jana Grossa napisałam, że się nie obronimy kontrargumentami na przypomniane przez niego tragiczne fakty. „Kto to my?” – pyta Pan. My, późny wnuku, polska nacja. Nieustannie oskarżana o antysemityzm. W przeciwieństwie do innych nacji antysemickich, w takim stopniu ani z taką premedytacją nie oskarżanych. W zeszłym roku, na przykład tu, w Wielkiej Brytanii, jak wyczytałam zapisane drobnym drukiem dane, było 114 brutalnych antyżydowskich napadów. 328 incydentów demolowania żydowskiego mienia, bezczeszczenia macew na cmentarzach itp. Wydano tu

też ponad 30 antysemickich publikacji o wielkich nakładach. Bez większego echa, bez oskarżania Brytyjczyków o antysemityzm. I bez przypominania im o tutejszych pogromach Żydów w stosunkowo niedalekiej przeszłości. W Niemczech podobno około 30 proc. ludności nie wyzbyło się antysemityzmu. Wciąż ukazują się na murach dowodzące tego graffiti. Swastyki, szubienice z wisielcami z gwiazdą Dawida. A czy dziś oskarża się Niemców o antysemityzm? Ten przeszły i obecny? We Francji, gdzie czynnie wspierano w czasie wojny niemiecką politykę zagłady, antysemityzm nie zanika. I jest w pewnych kołach akceptowany. W wielu innych krajach podobnie. Drugie pytanie: „A któż to zbija fortunę na Holocauście?" – o czym też pisałam. Na niekończących się publikacjach i filmach. „Kto?” – pyta Pan. Są na to dowody, że Żydzi, głównie amerykańscy. Są na ten temat dowodowe książki i opracowania. Zajrzyj, późny wnuku, do internetu, a sam się dowiesz. Nie wszyscy Żydzi są zdania, że przypominanie zbrodni na nich dokonanych służy pojednaniu. Często służy podsycaniu niechęci i nienawiści. Zjawisko to tłumaczą psychologowie, wśród nich Freud, Jung czy Adler. Profesor Jan Gross na pewno o tym wie. Kilka lat temu francuski historyk Lanzmann w swoim filmie dokumentalnym „Shoach” przedstawił światu Polaków-troglodytów czyhających na

żydowskie mienie. Mordujących i wydających Żydów Niemcom na zagładę za krowę, pierzynę, parę butów, flaszkę wódki. Byli i tacy, ale w jakiej proporcji? I z jakimi tzw. korzeniami? A w jakiej proporcji Polacy, chroniąc swoich sąsiadów i współbraci żydowskich płacili za to śmiercią całych rodzin? O tym ciszej. Sama byłam tego świadkiem w Warszawie w czasie okupacji niemieckiej. Skąd ta niechęć wśród niektórych Żydów do Polaków? I ustawiczne ich oskarżanie o antysemicki troglodytyzm? Może z powodu nieodwzajemnionej miłości do jednej ziemi? I tęsknoty za miasteczkiem Bełz? To nie temat na felieton, ale daj nam Boże więcej takich jak Pan, Panie Przemku, późnych wnuków. Zadających dręczące nas pytania. Bo może wtedy się okaże, że prawdy czy półprawdy nie jątrzą, ale leczą. Obie strony. Należę jednak do wątpiących. Zwątpiłam nawet w to, że jeszcze żyję, skoro na fotografii w „Nowym Czasie” z ubiegłego tygodnia wyglądam jak duch z zaświatów. Jak czarna zjawa z kabały. A słowa w moim felietonie są znaczone pytajnikami. Niczym kabalistyczna żonglerka znakami. A może to spirytystyczne wyzwanie starozakonne? A może Pan je pytaniami sprowokował? A ja daję dziś Panu niczym Pytia delficka wieloznaczne, zagmatwane odpowiedzi. Bo wymaga tego temat.

Rzut komputerem Przemysław Wilczyński

Mieliście kiedyś ochotę ściągnąć jednym zręcznym ruchem monitor z biurka? Złamać klawiaturę o kolano? Kopnąć drukarkę? Zmiażdżyć myszkę? Cisnąć telefonem o kafelki? Nie mieliście? Ja miałem wielokrotnie. Ale ja to co innego.

Od kiedy do Polski przyszły komputery i internet, wychodzę na głupka. Wychodzi na to, że na głupka wychodzę całe życie. Jeśli nawet nie całe, to na pewno odkąd pamiętam. Odkąd sięgam pamięcią, skomplikowana technologicznie materia robi ze mnie kretyna. Tłumaczę sobie, że technika nie dla mnie, że do innych rzeczy jestem stworzony. Tłumaczę sobie, że inni są gorsi (był taki facet, nie wiem, czy prawdziwy, czy przez jakiś kabaret stworzony: do 50. roku życia nie opróżniał worka z odkurzacza (robiła to żona), bo myślał, że śmieci są odprowadzane kablem elektrycznym do ściany). Tłumaczę sobie, że mój komputer jest bardziej złośliwy niż inne komputery. Bo jak inaczej wyjaśnić to, że on wie lepiej, co ja chcę? Jak wyjaśnić, że zmienia podstępnie pojedyncze literki, zniekształcając przekaz radykalnie? Jak wyjaśnić, że zmienia ojca Rydzyka na ojca Ryzyka, a Kulwieca-Hippocentaurusa (postać z „Potopu” Sienkiewicza” przypomniana przeze mnie w jednym z tekstów w „NC”) na Kulawca-Hippo-

centaurusa? Jak wyjaśnić, że zmian dokonuje podstępnie, w sposób niezauważalny i zawsze w newralgicznych momentach? Jak wyjaśnić, że psuje się w najmniej odpowiedniej chwili? Że nie reaguje na kliknięcia, w efekcie czego kliknięcia przechodzą w uporczywe kliknięcia, uporczywe kliknięcia w pacnięcia, a pacnięcia w neurotyczne postukiwania całą myszką? Jak wyjaśnić, że zmienia czcionkę z Times New Roman na Arial zupełnie bez powodu? Że językami innymi mówić zaczyna? Że się zawiesza, dając po jakimś czasie pozorne rozwiązanie w postaci okienka z przyciskami OK i ANULUJ, w efekcie czego cała wielogodzinna praca jest anulowana lub OK anulowana? Jak wyjaśnić te ciągłe pogróżki: że wirusy, że system zagrożony, że dane przepadną? Otóż tego wszystkiego nie da się wyjaśnić. Nie da się też nic na to zaradzić. Nie wiadomo w ogóle, co czynić, gdy się na głupka ciągle wychodzi. Naciskać zawsze OK? Wyłączać komputer z gniazdka? Resetować bez żadnych ne-

gocjacji? A może trzeba powiedzieć sobie jasno: jedynym rozwiązaniem są stanowcze sankcje siłowe; tylko poważne i konsekwentnie stosowane fizyczne represje mogą dać – jeśli nie efekty (technicznym głupkiem będę pewnie zawsze) – to chociaż chwilową ulgę. W odpowiednią stronę idą Brytyjczycy. Oto czytam w depeszy na stronie polskiej sekcji BBC: „W Wielkiej Brytanii po raz pierwszy zorganizowano mistrzostwa w rzucie telefonem komórkowym (…) 28-letnia Joan Singleton rzuciła swoim aparatem na odległość 38 metrów i 74 centymetrów”. Dalej instrukcje miotania. „Zawodnicy stosowali (…) jedną z dwóch technik rzucania. (…) Pierwsza to miotanie komórką jak kamieniem. Stosuje się ją do telefonów małych i średniej wielkości. Większymi telefonami z notatnikami elektronicznymi (…) rzucano jak dyskiem – z pełnym obrotem ciała”. I najważniejsze: „Wielu uczestników zawodów twierdzi, że w osiągnięciu przyzwoitego wyniku pomaga im frustracja, ponieważ, kiedy ogarnia ich wściekłość,

najczęściej chcą albo wyrzucić komputer przez okno, albo rzucić telefonem komórkowym”. Brytyjczycy są więc znowu przed nami, bo u nas zawodów w miotaniu telefonami nie ma. Co ma czynić Polak sfrustrowany brakiem komunikacji z laptopem? Musi on – w obliczu kolejnych zgaśnięć i zniknięć – sam wymierzyć sprawiedliwość. Musi zachować się tak, jak zachował się minister Ziobro: najpierw negocjować, po dobroci do laptopa przemawiać; potem lekko, jeszcze jakby pojednawczo i przyjaźnie, monitor poklepywać; później myszką o kant stołu postukać, kątem oka – celem monitorowania efektów – na monitor spoglądając; i gdy komunikacja z laptopem nadal zawodzi, kiedy na ekranie pojawiają się kolejne obelżywe ANULUJ / OK – ma on pełne prawo cisnąć swoim grafitowym cackiem o łazienkowe kafelki. Słowem, ma prawo zrobić to, co każdy uczciwy minister zrobiłby na jego miejscu. Każdy, który nie lubi wychodzić na głupka.


|13

nowy czas | 22 lutego 2008

felietony i opinie

Na czasie Grzegorz Małkiewicz

Recenzja filmu przed premierą ma zwiększyć jego popularność. Bronię się przed czytaniem takich recenzji, nie lubię przewodników, czego mam w dziele szukać. Sam znajdę, albo nie. Inaczej było z filmem „Katyń” Andrzeja Wajdy. Czekałem na niego podświadomie od kilkudziesięciu lat. O mordzie katyńskim dowiedziałem się ze źródeł nielegalnych. O tym filmie nie mogłem nie czytać.

Komunistyczny „polski” rząd robił wszystko, żeby ta zbrodnia ludobójstwa pozostała w haniebnym ukryciu. Dokonał jej nasz największy przyjaciel, sojusznik, któremu zawdzięczaliśmy pokój i najbardziej sprawiedliwy ustrój na świecie, więc ujawnienie metod budowania tego pokoju mniej wyrobionym członkom społeczeństwa, a była ich większość, musiało stworzyć dysonans poznawczy. Tak myślał Władysław Gomułka, „przywódca” narodu, bo podobno to on sprzeciwił się ujawnieniu prawdy, kiedy Chruszczow rozprawiał się ze swoimi towarzyszami, których wcześniej czynnie wspomagał. O Katyniu mówiło się mało, a jeśli już, to odpowiedzialnością obarczano nazistów. Nawet Zachód, znając prawdę zgadzał się na to największe zakłamanie tragedii II wojny światowej. Milczeli też Niemcy, odpowiedzialni za

jeszcze większe zbrodnie w tych ponurych czasach. Ale prawdy nie da się ukryć, każdy dochodzi do niej na swój sposób. W moim przypadku, a było to w PRL-u, zaczęło się od kontaktu z dziwnym domem, którego właścicielka, wytworna pani, miała mnóstwo pamiątek, zdjęć, a wśród nich zdjęcie przystojnego oficera. – To mój mąż – powiedziała kiedyś. – Nie wrócił z wojny. Dopiero po latach, już jako dorosły człowiek, dowiedziałem się, że „został pochowany w Katyniu”. Eufemizmy zbrodni – nie wrócił, został pochowany. I tylko miejsce dopowiadało historię. Tak było przez lata, i nawet teraz, kiedy czytam recenzje i wypowiedzi Andrzeja Wajdy, przypominają mi się tamte czasy – półprawdy, niedomówienia, ukrywany ból, zamknięcie się z cierpieniem i wspomnieniem w prywatności. Nie przeżyłem tego „od środka”, co

było doświadczeniem Andrzeja Wajdy. Nie widziałem jeszcze jego filmu, ale już z publicznych wypowiedzi wieje grozą człowieka okaleczonego. – Jako dziecko przyglądałem się jak matka czekała na mojego ojca – powiedział reżyser. Wspomnienie z młodych lat pozostało, a na sposób ekspresji nie wpłynął czas, fakt ujawnienia zbrodni i w końcu twórcza konfrontacja z własną historią. O synu czekającym na ojca Andrzej Wajda nie mówi. Doświadczenie zbyt osobiste, chociaż to właśnie syn jest depozytariuszem losów ojca. Syn też czekał. W wypowiedzi w związku z premierą filmu na festiwalu berlińskim Andrzej Wajda podkreśla, że film nie jest polityczny. Nie jest? Czyżby znowu przeszkodą było bolesne okaleczenie? Piszę bez ironii. Zbrodni katyńskiej nie można upolitycznić. Ta zbrodnia byla polityczna z założenia. Wszystko inne jest półprawdą.

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO Wacław Lewandowski

Sukces Busha

Waldemar Rompca

Polak-Niemiec dwa bratanki W małej, przygranicznej miejscowości we wschodniej części Niemiec doszło do niemiłego incydentu. Ktoś zniszczył samochody na polskich numerach rejestracyjnych. Niemcy są oburzeni. Polskie media piszą o gnieździe neofaszystów. Pamiętam, jak prawie dwadzieścia lat temu po raz pierwszy pojechałem do Berlina. Moja ciotka, oprowadzając mnie po mieście mówiła mi, gdzie lepiej nie przyznawać się do tego, że jest się Polakiem. Powód? Tam już było wystarczająco dużo Polaków i nie przynosili oni nam chluby. Przez dwadzieścia lat wiele się zmieniło, mam wielu niemieckich przyjaciół, którzy ode mnie dowiedzieli się, że w Polsce nie tylko kradną niemieckie auta. Miło było im pokazywać Gdańsk, Poznań czy Warszawę. I chociaż ciągle można się w Niemczech spotkać z pewnym brakiem za-

ufania do Polaków, to jednak podejście statystycznego Niemca bardzo się zmieniło. I to wcale nie dzięki przygranicznym bazarom, które swego czasu przeżywały prawdziwe oblężenie kupujących. Przyjeżdżali nie tylko z nadgranicznych miejscowości, ale często nawet z Berlina i dalej. Wiedzieli, że w Polsce kupią nie tylko taniej, często chodziło również o to, że kupią zdrowiej. Kolejki na granicy wkurzały, ale też cieszyły. Pokazywały, że to, o czym rozpisują się media nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości. Teraz jest podobnie. Parę zniszczonych samochodów wzbudziło większe protesty i oburzenie wśród Niemców niż wśród poszkodowanych Polaków. Burmistrz Locknitz w Maklemburgii jest przeciwny jakiejkolwiek medialnej nagonce. Wie, co mówi. Polacy uchronili jego miasteczko przed total-

nym wyludnieniem. Położone blisko granicy oferuje znacznie tańsze mieszkania niż sąsiedni Szczecin. Jeszcze niedawno ponad 30 proc. mieszkań stało pustych, teraz zaledwie 3 proc. Niemcy wyjeżdzają, bo w okolicy nie ma pracy. Przyjeżdżają za to Polacy. Zniesienie kontroli granicznej z Niemcami sprawiło, że w pół godziny można dojechać do centrum Szczecina, zawieźć dzieci do polskiej szkoły czy załatwić najważniejsze sprawy. Na noc wracają do siebie, do domu, do Niemiec. Niektórym nawet już tego nie chce się robić, dzieci chodzą do lokalnej szkoły, w której – jak przyznaje z dumą burmistrz miasta – połowa z trzystu uczących się dzieci jako dodatkowy język wybiera dobrowolnie język polski. Kiedy ktoś wypisał na drzwiach jego gabinetu słowo Polenfreund (przyjaciel Polaków) – potraktował to jako komplement. – To Polacy teraz rozwijają moje miasteczko. Gdy Niemcy wyjeżdżają, Polacy otwierają sklepy, zakłady fryzjerskie, coraz częściej dając pracę bezrobotnym Niemcom – przyznaje. I nie ukrywa, że jest z tej międzygranicznej wymiany zadowolony. Gdy opowiadam o tym mojej koleżance, Niemce pracującej w Londynie od lat, udaje, że ją to nie interesuje. Potem dodaje, że trochę to dziwne, by było prawdziwe. Nie chce uwierzyć, że Polak może zatrudnić Niemca. Tkwi w stereotypach. A niechaj… Nie będę jej wyprowadzał z błędu. Szkoda czasu.

Śpieszę uspokoić czytelników – Wasz felietonista nie oszalał i powyższy tytuł nie jest wyrazem obłędu. Wiem, George W. Bush ma teraz – przede wszystkim w USA – jak najgorszą opinię. Na starym kontynencie także. Odejdzie z Białego Domu w atmosferze wątpliwości (mówiąc delikatnie), czy jego decyzja o inwazji na Irak była uzasadniona i – co gorsza – pośród powszechnej pewności, że zwycięski militarnie atak na Irak był klęską polityczną. Takie są przekonania i nastroje, co jednak nie znaczy, że prezydentura Busha nie miała swoich sukcesów, których skutki będą odczuwane w świecie przez okres dłuższy niż bytność republikańskiego prezydenta w Waszyngtonie. Gdy tekst ten ukaże się w druku, będziemy już wiedzieli więcej, dziś, gdy go piszę – na dwa dni przed planowanym zestrzeleniem zepsutego amerykańskiego satelity – mogę jedynie snuć przypuszczenia, co jednak odważę się uczynić, ryzykując pomyłkę. Przypuszczam mianowicie, że cała historia satelity rozpoznania radarowego NROL-21 jest osią intrygi, która ma dać podstawę spektaklowi na skalę światową. Nie sądzę, by była jakakolwiek racjonalna przesłanka konieczności likwidacji tego obiektu środkami rakietowymi. Wszystko, z czego urządzenie się składa, z zapasem toksycznego paliwa włącznie, spaliłoby się po prostu w atmosferze ziemskiej i nie stanowiłoby żadnego zagrożenia dla żadnego z rejonów ziemskiego globu. Amerykanie urządzają spektakl pod hasłem „zadbamy o bezpieczeństwo, angażując nawet nadmierne środki”, po to tylko, by opinia światowa nie miała pretekstu do oskarżeń o militaryzm i protestów. Wiedzą o tym dobrze ci, którzy jednak protestują – Chiny i Rosja, jak wiadomo państwa znane z „umiłowania pokoju”. Tym razem jednak za głosem Rosji nie pójdzie głos ludu w świecie zachodnim – lud, jak i prasa, zadowolą się informacją, że USA chcą zlikwidować ewentualne zagrożenie i dlatego będą strzelać do satelity. Warto jednak zastanowić się, cóż to strzelanie oznacza? – Ni mniej ni więcej, tylko tyle, że Amerykanie wyszli z fazy badań i eksperymentów i mają gotową broń rakietową zdolną niszczyć obiekty na orbicie okołoziemskiej, ponad warstwami ziemskiej atmosfery. Teraz potrzebny był jedynie pretekst, by móc tę broń wypróbować w boju, w rzeczywistych a nie laboratoryjnych warunkach. Jeśli próba będzie udana, co okaże się 21 lutego, będzie to największy policzek dla Putina i jego Rosji. Wskrzeszony przez Putina mit o mocarstwowej potędze runie w jednej chwili, gdy okaże się jasno, że dozbrajana ostatnio i dofinansowywana ogromnymi kwotami rosyjska armia nie dorównuje armii USA w zakresie techniki wojennej, w wyniku czego w razie globalnego konfliktu zostałaby bez satelitarnych środków łączności, nawigacji i rozpoznania. W oczywisty sposób ostudzi to bojowy zapał rosyjski i na następne lata wykluczy myślenie o globalnej konfrontacji. Bush zaś, jeśli tak się stanie, okaże się tym prezydentem, który doprowadził amerykańską technikę militarną do stanu, o jakim marzył jego wielki poprzednik Ronald Reagan. Mimo że Biały Dom będzie opuszczał w niesławie, zapisze się jednak w historii jako człowiek sukcesu. Czego mu – Państwu i sobie – życzę!


14|

22 lutego 2008 | nowy czas

takie czasy

RE-WIZJA Marcin Piniak

Obce dłonie penetrują kieszenie moich spodni, kurtki i bluzy. Na chodniku pod nogami rośnie sterta rzeczy. Jest w ich działaniu jakiś dziwny upór, wydają się być pewni, że jestem w posiadaniu TEGO. Queens Road Peckham. Godzina 22.30. Pierwsza podchodzi ciemnowłosa kobieta i zza pazuchy wyciąga legitymację policyjną. U pasa ma przymocowane kajdanki i kilka innych „narzędzi pracy”. Łapie mnie za rękaw i tonem nieznoszącym sprzeciwu oznajmia, że będzie kontrola. Zaraz potem dochodzi dwóch rosłych policjantów po cywilnemu i jeden z nich pyta mnie, czy mam TO. Uprzedza, że jeżeli będę kłamał, zostanę aresztowany. Zatem przed rewizją mam szansę się przyznać. Dostali cynk, że TO sprzedają w tutejszym Off Licence, a ja właśnie stamtąd wracam z paczką tytoniu i jednym piwem. – Nie wkładaj rąk do kieszeni! – krzyczy funkcjonariusz. – Trzymaj je w górze! Obce dłonie penetrują moje kieszenie. Na chodniku pod nogami rośnie sterta moich rzeczy. Jest w ich działaniu jakiś dziwny upór, wydają się być pewni, że jestem w posiadaniu TEGO. To, czego szukają, nazywają różnie. Przez wieki powstało wiele nazw: ganja, colly, gangika, ma, sejfem, kwefem, kerpem, po japońsku asa. W slangu amerykańskim wołano na to muggles, giggle smoke, mohasky, love weed itd. Najbardziej rozpowszechniona nazwa to marihuana i jak pisze Terence McKenna w książce „Food of the Gods”, nazwa ta w Ameryce lat trzydziestych kojarzona była z nielubianą ludnością o ciemnym kolorze skóry. Konopie indyjskie, bo o nich mowa, towarzyszą człowiekowi od bardzo dawna. Ta roślina, pochodząca z Azji Centralnej, o dużej przystosowalności do zmiennych warunków atmosferycznych w ciągu wieków dotarła do prawie każdego zakątka świata, wchodząc do użytku ich społeczności. Sara Benetowa w swoim dziele, „Konopie w wierzeniach i zwyczajach ludowych” pisze: „Konopie ze względu na swoje naturalne właściwości narkotyczne, a także dzięki mistycznemu znaczeniu i mocy czarodziejskiej przypisywanej im przez lud, są rośliną bardzo popularną i chętnie stosowaną w lecznictwie ludowym niemal całej Europy i Azji. Już w czasach starożytnych zwrócono uwagę na łagodzące działanie konopi”. Naukowcy co rusz odnajdują dowody obecności konopi w czasach

prehistorycznych, zarówno jako rośliny wykorzystywanej do celów praktycznych typu włókiennictwo, jak i w rytuałach plemiennych jako środek psychodeliczny o właściwościach magicznych. Dzieło Terence'a McKenna jest próbą odpowiedzi na pytanie, jakie miejsce w rozwoju ludzkości i jej świadomości zajmowały narkotyki i rośliny o właściwościach psychodelicznych. Autor stara się udowodnić, że rośliny i środki psychoaktywne, w tym także konopie indyjskie, miały niebagatelny wpływ na rozwój świadomości człowieka. Do Europy cannabis indicae dotarło stosunkowo późno, bo w XIX wieku. Jej właściwościami zainteresowali się zarówno medycy jak i twórcze osobowości epoki. Ich podejście w znacznej mierze odbiegało od znanego nam dzisiaj konsumpcyjnego stosunku do tego typu środków. Wykazywali większy szacunek dla tej rośliny i ich podejście do niej miało charakter bardziej duchowy i odkrywczy. Klimat epoki romantyzmu zdecydowanie

Apteka „Spirala”

skóry. Na ich bazie naukowcy opracowali lek przeciw stwardnieniu rozsianemu. To jest jedna strona medalu, czy też publicznego dyskursu na ten temat. Przeciwnicy cannabis utrzymują, że wywołuje stany lękowe i mdłości, osłabia mięśnie i pamięć, doprowadza do zaburzenia poczucia czasu, występowania depresji i halucynacji, podwyższa tętno i obniża ciśnienie krwi, przyczynia się do występowania chorób psychicznych. Dodatkowym zagrożeniem jest oczywiście możliwość uzależnienia. Za tego typu argumentacją zdaje się opowiadać rząd brytyjski i premier Gordon Brown, rozpoczynając kampanię zakwalifikowania cannabis do leków kategorii C, do której zaliczane są silnie działające lekarstwa wydawane wyłącznie na receptę, jak sterydy czy niektóre leki antydepresyjne. Jedną z osób zaangażowanych w forsowanie tych zmian jest minister spraw wewnętrznych w rządzie Gordona

Zdjęcia: Marcin Piniak

›› Poznałem wielu Polaków w Londynie, którzy dorabiali handlując marihuaną i innymi środkami odurzającymi. Wystarczy zadzwonić i po sprawie. sprzyjał społecznemu przyzwoleniu na eksperymentowanie z konopiami. Pierwszym naukowcem z Anglii, który zajął się badaniem cannabis i upowszechnił ich medyczne zastosowanie był lekarz W. B. O’Shaughnessy. Konopie są stosowane w medycynie jako środki przeciwzapalnie, zwalczające bezsenność i zwiększające apetyt, czym pomagają w terapii anoreksji i choroby Alzheimera. Stosowane są również jako środek przeciwbólowy, w stanach depresji, hamują także rozwój raka

Ujarane całe miasto wszyscy chodzą ulicami ciasno.

Browna Jacqui Smith, która w telewizji GMTV powiedziała, że sama paliła „trawkę” podczas studiów w Oksfordzie w latach osiemdziesiątych Podobną przeszłość okazał się mieć jej zastępca, wiceminister Tony McNulty. Paradoksem jest, że wielu polityków, których kształtowała rewolucja hipisowska lat sześćdziesiątych, jest obecnie zagorzałymi przeciwnikami liberalizacji przepisów odnoszących się do konopi. To, co wydaje się być głównym problemem, to brak konstruktywnej

dyskusji w mediach. Autor „Food of the Gods” jest zdania, że za polityką zaostrzania kar za posiadanie i używanie konopi stoi świadomość rządzących odnośnie społecznych konsekwencji palenia cannabis, które osłabiają potrzebę współzawodnictwa, sprzyjają kwestionowaniu autorytetów i istniejących norm społecznych i kulturowych. McKenna sporo miejsca w swojej książce poświęca nałogom współczesnej kultury przemysłowej jak kawa, cukier i alkohol, starając się wykazać, że ich legalność jest odzwierciedleniem kierunku, w jakim społeczeństwo jest popychane przez media i klasę polityczną. Nabiera to sensu, kiedy przyjrzymy się mieszkańcom Londynu. Powszechności używania środków zmieniających świadomość nie sposób nie zauważyć. Warta uwagi jest typowo konsumpcyjna natura tego zjawiska. Popularność syntetycznych narkotyków, np. kokainy czy amfetaminy, doskonale wpisuje się w umysłowość przeciętnego mieszkańca metropolii. Są to środki typowo ekstrawertyczne, a dla odmiany cannabis i środki halucynogenne mają naturę introspekcyjną i introwertyczną. Sympatyków tych dwóch rodzajów używek różni przede wszystkim typ umysłowości i wrażliwości. Wszystkich sprowadzano w publicznej dyskusji do wspólnego mianownika. Opinia przeciętnego człowieka sprowadza się do stwierdzenia, że „wszystkie narkotyki są złe”. Opinia ta nie ma poparcia empirycznego, a jest jedynie powtarza niem medialnych sloganów.

Często padają pytania, dlaczego ludzie biorą narkotyki, skoro mogą celebrować trzeźwość i czemu jest to tak powszechne zjawisko? Trzeba ich zapytać. Skala tego zjawiska gwarantuje duży materiał badawczy. Nauczono nas odpowiedzi-dyrektyw i bezrefleksyjnego odbierania rzeczywistości. Jednak to, co nas otacza, nie jest czarno-białą szachownicą. Poznałem w Londynie wielu Polaków, którzy dorabiali do pensji handlując marihuaną i innymi środkami odurzającymi. Wystarczy zadzwonić i po sprawie. Zakazany owoc jest na wyciągnięcie ręki. Na każdej masowej imprezie w mieście możesz znaleźć gościa, który ma w swym arsenale całe spektrum „zmieniaczy”. Marihuana jest jak papieros, na każdym kroku ktoś pali. I ta trójka policjantów na Queens Road dobrze o tym wie. Funkcjonariusze mają co robić. Rewizja jest szczegółowa, jednak nie mogą zdjąć mi spodni i butów – to wymaga zabrania mnie na komisariat. Po trzy razy zmuszany jestem odpowiadać na te same pytania. Z minuty na minutę wydają się być coraz bardziej spięci. Plecak i portfel leżą wypatroszone na chodniku, a oni wciąż, wbrew faktom, usiłują znaleźć TO. Wszystko trwa dobre pół godziny. Rezultat – nic, zero, null. Mam przed sobą trzech gniewnych ludzi. W ich porewizyjnym słowniku nie istnieje słowo przepraszam. Nie mogę się powstrzymać od zadania pytania w twarz policjantki: – Jak coś, co wydaje ziemia może być zabronione? – Nie dyskutować. Rewizja skończona.



1 |

22 lutego 2008 | nowy czas

redaguje Waldemar Rompca

czas

pieniądz biznes media nieruchomości migawki

Ratowanie giganta budzi kontrowersje ­ ry­tyj­ski­rząd­po­sta­no­wił B zna­cjo­na­li­zo­wać­je­den­z naj­więk­szych­ban­ków­hi­po­tecz­nych­Nor­thern­Rock.­ I­wy­wo­łał­bu­rzę.­ Pierw sze sy gna ły, że dzie je się coś złe go, po ja wi ły się w po cząt kach sierp nia ubie głe go ro ku. Nor thern Rock po waż nie ucier piał wsku tek kry zy su na ryn ku nie ru cho mo ści w USA. Bank, za miast po wo li gro ma dzić de po zy ty klien tów i w ten spo sób fi nan so wać ak cję kre dy to wą, emi to wał ob li ga cje i krót ko ter mi no we pa pie ry dłuż ne, a na stęp nie sprze da wał je róż nym in sty tu cjom. Me cha nizm dzia łał świet nie do sierp nia 2007 ro ku, gdy w USA za czę to co raz gło śniej mó wić o pro ble mach z fir ma mi kre dy to wy mi, głów nie dzia ła ją cy mi na ryn ku nie ru cho mo ści. W efek cie mię dzy na ro do we ban ki ogra ni czy ły do mi ni mum za ku py ob li ga cji emi to wa nych przez in sty tu cje kre dy tu hi po tecz ne go. Nor thern Rock stra cił moż li wość wy ku pu sta rych ob li ga cji po przez emi sję no wych, nie zdo łał też po ży czyć pie nię dzy od in nych ban ków. Nie po zo sta ło mu nic in ne go jak

wy stą pić do Bank of En gland o fun du sze, co wy wo ła ło pa ni kę na ryn ku. Nikt nie spo dzie wał się, że bank mo że mieć aż ta kie kło po ty fi nan so we. W cią gu kil ku go dzin przed od dzia ła mi ban ku za czę ły usta wiać się ogrom ne ko lej ki klien tów pra gną cych wy co fać swo je oszczęd no ści z ra chun ków. Od dzia ły mia ły pro ble my z go tów ką, sze fo wie ban ku za pew nia li pu blicz nie, że wkła dy nie są za gro żo ne, a pro ble my, o któ rych pi szą me dia do ty czą głów nie roz li czeń mię dzy ban ko wych. W cią gu jed ne go dnia ak cje ban ku spa dły o po nad 30 proc., stro na in ter ne to wa ban ku z po wo du prze cią że nia nie by ła do stęp na, a in fo li nia nie ra dzi ła so bie z obs łu gą pe te n tów, któ rzy ma so wo wy pła ca li pie nią dze. Z kont ban ku wy pła co no mi liar dy fun tów. Z po mo cą mu siał zno wu przyjść Bank of En gland, któ ry w try bie ra tun ko wym wy ło żył pie nią dze, a rząd pu blicz nie za pew nił, że wszyst kie oszczęd no ści w ban ku są przez nie go gwa ran to wa ne. Po rzą do wych za pew nie niach gwa ran tu ją cych wkła dy bu rza co praw da uci chła, ale by naj mniej nie za koń czy ła roz wa żań o tym, co da lej zro bić z ban kiem. Na ca łej afe rze ucier piał też wi ze ru nek Ban ku An glii. Za rzu co no mu brak kon se kwen cji. Do mo men tu za an ga żo wa nia w ra to wa nie Nor thern Rock Bank of En gland za rze kał się, że nie bę dzie wspie rał fi nan so wo ban ków, któ re w wy -

ni ku złych de cy zji po pa dły w ta ra pa ty. Za rzu co no mu tak że złą po li ty kę in for ma cyj ną, bo ta wła śnie przy czy ni ła się do wy wo ła nia pa ni ki. Oskar że nia o brak od po wied niej kon tro li pa da ły rów nież pod ad re sem Fi nan cial Se rvi ces Au tho ri ty nad zo ru ją cej bry tyj skie in sty tu cje fi nan so we. Win nych szu ka no wszę dzie. Za in te re so wa nie kup nem ban ku po ja wi ło się ze stro ny pry wat nych in we sto rów, wśród któ rych naj bar dziej ak tyw ną kam pa nię pro wa dził Ri chard Bran son, szef i wła ści ciel Vir gin Gro up, któ ry przed sta wił ofer tę kup na ban ku i je go ak ty wów. Bran so no wi bank jest po trzeb ny do uzu peł nie nia seg men tu firm, któ re nad zo ru je. Już te raz Vir gin Mo ney jest jed nym z naj po pu lar niej szych w UK wy staw ców kart kre dy to wych i za kup ban ku umoc nił by je go po zy cję w tym sek to rze. Ofer ta Bran so na by ła jed nak nie wy star cza ją ca, więc rząd wy stą pił o pod nie sie nie su my ofer to wej oraz za gwa ran to wa nie przez no we go na byw cę, że po życz ki udzie lo ne ban ko wi z pie nię dzy po dat ni ków zo sta ną zwró co ne. Dwa dni póź niej rząd ogło sił, że bank zo sta nie zna cjo na li zo wa ny i że nie pro wa dzi się już żad nych roz mów z po ten cjal ny mi na byw ca mi. We wto rek rząd Gor do na Brow na prze ko ny wał, że upań stwo wie nie ban ku to je dy na dro ga ra tun ku i gwa ran cja, że po życz ki rzą do we w wy so ko ści po nad 55

NIEMCY REZYGNUJA Z DAB Komisja rozdzielająca w Niemczech środki z abonamentu radiowo-telewizyjnego (KEF) zdecydowała o wstrzymaniu finansowania projektu rozwoju przekazu radiowego w technologii Digital Audio Broadcasting (DAB).

mld fun tów są bez piecz ne. Mi ni ster fi nan sów Ali sta ir Dar ling tłu ma czył, że na cjo na li za cja by ła je dy nym wyj ściem, bo fir my, któ re chcia ły od ku pić bank, pro po no wa ły za ma ło. Nie za koń czy ło to jed nak za miesz a nia wo kół Nor thern Rock). De cy zja upań stwo wie nia ban ku spo tka ła się z ostrą re ak cją ak cjo na riu szy, któ rzy w wy ni ku dzia ła nia rzą du stra cą za in we sto wa ne w bank pie nią dze. Już za po wie dzie li, że tak szyb ko się nie pod da dzą i spra wa nie wąt pli wie bę dzie mia ła swój ciąg dal szy, tym ra zem na sa li są do wej. Ca łej spra wie ma ło przy chyl na jest rów nież bry tyj ska pra sa oraz opi nia pu blicz na, obu rzo na tak wy so ki mi kosz ta mi ra to wa nia ban ku. Rząd już te raz mu si się tłu ma czyć z pierw szych de cy zji per so nal nych w upań stwo wio nym ban ku oraz wy so ko ści za rob ków za pro po no wa nych no we mu sze fo stwu. Ron San dler ja ko no wy szef bę dzie za ra biał 90 tys. fun tów mie sięcz nie, co jak na pań stwową fir mę bu dzi ogrom ne obu rze nie opi nii pu blicz nej. Obu rze nie bu dzi rów nież po mysł na cjo na li za cji pry wat nej fir my. An gli cy wy cho dzą z za ło że nia, że wła sność pry wat na ma więk sze szan se po wo dze nia niż pań stwo wa. Pre mier za pew nia, że spra wa jest tym cza so wa, gdy tyl ko uda się bank po now nie po sta wić na no gi, rząd zro bi wszyst ko, aby go po now nie spry wa ty zo wać.

PAńsTWO ODDAJE PODATkI Niemal 2,5 mln Polaków, którzy sprowadzili do Polski używane auto zza zachodniej granicy, dostanie zwrot niesłusznie zapłaconego, a wysokiego, podatku akcyzowego. Ustawa gwarantująca zwrot trafia pod obrady Komitetu Stałego rządu. EURO W 2012? Możemy na razie zapomnieć o euro. Inflacja rośnie, szybują ceny, przez co przyjęcie w Polsce europejskiej waluty – jeden z priorytetów rządu – oddala się o kolejne lata. Najwcześniej euro przyjmiemy w 2012 roku. BLUE RAY WYGRAŁ Toshiba oficjalnie poinformowała, że zaprzestaje prac nad wysokiej rozdzielczości systemem DVD zwanym HD DVD. Przegrała wyścig z Blue-Ray, konkurencyjnym systemem należącym do Sony. kONIEC BOOMU W CHINACH Chiński tygrys słabnie, wynika z danych opublikowanych w Pekinie. Wzrost gospodarczy będzie niższy o 2 proc., a inflacja idzie w górę. Koniec tanizny z Chin? BEZROBOCIE sPADA

Gwiazda na okładce nie wystarczy

Brit ney Spe ars od wo żo na po li cyj nym ra dio wo zem do szpi ta la na okład ce ko lo ro we go ma ga zy nu to nie wszyst ko, cze go po trze bu ją czy tel ni cy – wy ni ka z da nych Au dit Bu re au of Cir cu la tion, opu bli ko wa nych przed ty go dniem. Pi sma plot kar skie (tzw. ce le bri ty ma ga zi nes) – zgod nie z wy ni ka mi ra por tu –są w ta ra pa tach, gdyż ich sprze daż suk ce syw nie spa da. W dru gim pół ro czu ubie głe go ro ku aż o 10 proc. Bio rąc pod uwa gę się ga ją ce bli sko mi lio na na kła dy, to po waż na stra ta. Opu bli ko wa ne da ne nie są je dy ny mi świad czą cy mi o tym, że czy tel ni cy

zaczynają się męczyć plot ka mi o gwiaz dach i ważnych oso bi sto ściach. Z jed nej stro ny wy ni ka to z fak tu, iż na ryn ku po ja wia ją się co raz to no we ty tu ły i czy tel ni cy ma ją pro blem z ro ze zna niem się w gąsz czu ty tu łów, z drugiej po waż nym za gro że niem jest in ter net, gdzie te sa me in for ma cje do stęp ne są szyb ciej i bez płat nie. Nie jest ta jem ni cą rów nież fakt, że to wła śnie czy tel ni cy ce le bri ty ma ga zi nes są naj mniej przy wią za ny mi czy tel ni ka mi, gdyż na wet je śli w jed nym ty go dniu nie ku pią swo je go ulu bio ne go ty tu łu, to i tak ty dzień póź niej z in ne go do wie dzą się, co uszło ich uwa dze. Ale pro ble my ma ją rów nież bru ko we ta blo idy, któ re w po szu ki wa niu czy tel ni ków zde cy do wa ły się na co dzien ne roz da wa nie czę ści na kła du. Cho dzi głów nie o po zy ska nie no wych od bior ców, któ rzy raz do staw szy ga ze tę za dar mo, znaj dą w niej coś in te re su ją ce go i ku pią ją na stęp ne go dnia. Jed nak nie wszyst ko zło to, co się świe ci. Oka zu je się, że wca le nie jest tak ła two roz dać ga ze tę za dar mo. Prze ko na li się o tym wy daw cy „Da ily Star” czy „Pe ople”, któ rym w stycz niu nie uda ło się roz dać ty le sa mo, co w grud niu ubie głe go ro ku. Nie tyl ko re gu lar nie spa da sprze daż tych ty tu łów (w cią gu ro ku, mię dzy stycz niem 2007

a 2008 – po nad 6 proc. sprze da ży przy na kła dzie 700 tys. eg zem pla rzy), to jesz cze nie ra dzą so bie z roz da wa niem ga ze ty bez płat nie. Po dob ne pro ble my ma ją rów nież in ne bru ko we ty tu ły: „The Da ily Mir ror” – spa dek o po nad 6 proc., „The Da ily Ma il” – pra wie 2 proc., „Da ily Express” – 2,5 proc. Pro blem ten do ty ka też naj le piej sprze da ją cych się do tej po ry wy dań nie dziel nych. „News of the World” dru ku ją cy każ dej so bo ty po nad 3 mln egzemplarzy sprze da je o pra wie 5 proc. mniej, „Sun day Mir ror” pra wie 7 proc., a „The Pe ople” aż 12 proc. mniej. Me dia buy er Pa trick O’Ne il twier dzi, że po wo dów mo że być kil ka. Po pierw sze, czy tel ni cy są co raz bar dziej zmę cze ni sen sa cyj ny mi wia do mo ścia mi, któ rych wy star cza ją co du żo ma ją co dzien nie w te le wi zji czy in ter ne cie. Z dru giej stro ny na ryn ku ist nie je praw dzi we za gęsz cze nie. – Co cie ka we – pod kre śla – w cza sie, kie dy bru kow ce ma ją pro ble my, są ty tu ły, któ rym po wo dzi się co raz le piej. Ja ko przy kład po da je „Fi nan cial Ti mes”, któ ry po kil ku let niej za pa ści zno wu no tu je wzrost na kła du i sprze da ży oraz nie dziel ne wy da nie Gu ar dia na – „The Ob se rver”. Kie dyś mó wi ło się o za pa ści am bit ne go dzien ni kar stwa na

rzecz ta niej roz ryw ki, te raz co raz wię cej świad czy o tym, że ta nia roz ryw ka już się znu dzi ła i czy tel ni cy szu ka ją cze goś bar dziej in te re su ją ce go. Nie wy star czy już zna na bu zia na okład ce ma ga zy nu, po trze ba znacz nie wię cej. Czy tel ni cy o tym wie dzą, pro blem le ży po stro nie wy daw ców i re dak cji, któ re wciąż wie rzą, że ten ro dzaj dzien ni kar stwa za wsze się sprze da. Czy O’Ne il ma ra cję? Du żo wska zu je na to, że tak. Po dob ne pro ble my na ryn ku pra so wym ist nie ją rów nież w Niem czech, w któ rych do tej po ry naj więk szy mi na kła da mi mo gły się po szczy cić je dy nie bar dzo agre syw ne bru kow ce ty pu „Bild”. Ale – jak do no si Mar cus Brauck w „Spie glu” i to zda je się te raz zmie niać. – Od lat na kła dy ko lo ro wych pism dla ma ło wy bred ne go czy tel ni ka le cą sys te ma tycz nie w dół. Czy tel ni cy szu ka ją cy sen sa cji, plo tek, sek su czy prze mo cy zna jdą ich te raz wię cej w Go oglach niż w „Bil dzie” – do da je. Na ra zie jed nak na ryn ku pra sy sen sa cyj nej czu je się at mos fe rę kry zy su. Na kła dy sta le spa da ją, pod czas gdy ga ze ty opi nio twór cze, jak „Die Ze it” czy „Süddeut sche Ze itung” zwięk sza ją swo je lub przy naj mniej, jak „Frank fur ter Al l ge me ine”, wy ha mo wu ją spa dek i zno wu no tu ją wzrost sprze da ży.

W grudniu 2007 stopa bezrobocia na Wyspach spadła do poziomu 5,2 proc. z 5,3 proc. w listopadzie. W styczniu 2008 zanotowano również spadek o 10,8 tys. nowych wniosków o zasiłki. Od razu poprawił się kurs funta do dolara. ZAGROŻENIE IsTNIEJE Bank of England ostrzega, że spadające ceny mieszkań stanowią zagrożenie dla brytyjskiej gospodarki. PIWO ZDROŻEJE Heineken poinformował, że ceny piwa pójdą w górę. Winę zwalił na rosnące ceny zboża, transportu oraz opakowań. WYsOkIE LOTY Airbus poinformował, że w tym roku spodziewa się podwojenia liczby zamawianych samolotów. Nowe są bardziej ekonomiczne w lataniu, a paliwo ciągle drożeje.

GBP

EURO

15.02

4,80 zł

3,59 zł

18.02

4,77 zł

3,57 zł

19.02

4,73 zł

3,57 zł

20.02

4,73 zł

3,58 zł

21.02

4,74 zł

3,57 zł



18|

22 lutego 2008 | nowy czas

rozmowa na czasie

Berliński sukces Piotra Beczali Stefan Gołębiowski najawyższego obiektu w Berlinie – wieży telewizyjnej (368 m wysokości) – widać panoramę rozbudowującego się miasta. Od czasu zjednoczenia Niemiec w 1989 roku i decyzji przeniesienia stolicy z Bonn (w 1991 roku) po ponurej komunistycznej zabudowie we wschodniej części miasta nie zostało już zbyt wiele. Z niesławnej pamięci muru pozostał kawałek – pamiątka dla przyszłych pokoleń i muzeum – Point Charlie. Bywam w Berlinie stosunkowo często i za każdym razem widzę zmiany na lepsze – miasto jest coraz ładniejsze, funkcjonalne, czyste, ze świetną komunikacją miejską, o której my, w Londynie, możemy tylko marzyć. Korzystając z metra w różnych porach dnia (i nocy) podziwiałem jego punktualność oraz brak okropnego ścisku, tak powszechnego w Londynie. Jakoś też nie zauważyłem rozwrzeszczanej i pijanej młodzieży, terroryzującej swym zachowaniem współpasażerów. Tym razem udało mi się obejrzeć od środka wspaniałą kopułę wieńcząca Reichstag (na zdjęciu), zaprojektowaną przez angielskiego architekta Normana Fostera. Początkowo krytykowana za śmiałość architektoniczną i zbytnią nowoczesność, szybko stała się jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów obiektów. Lustrzana kompozycja wewnątrz jest imponująca, a widok na stolicę (podobnie jak z wieży telewizyjnej) zapierający dech. W dodatku można wyjść na zewnętrzne tarasy, skąd zwłaszcza w lecie widok jest jeszcze lepszy. Warto postać w kolejce (a są zawsze), by to obejrzeć – w dodatku za darmo. Nie wybrałem się do berlińskiego teatru (poza operą), bo nie znam niemieckiego, a poza tym duża część repertuaru to musicale i sztuki grane w Londynie. Głównym powodem, dla którego akurat w tym czasie pojechałem do Berlina była chęć obejrzenia w Operze Narodowej występu naszego polskiego tenora Piotra Beczali, śpiewającego główną męską partię – Riccarda – w operze Verdiego „Bal maskowy”. Poznałem Beczalę kilka lat temu, podczas jego występów w Królewskiej Operze Covent Garden, kiedy to debiutował niewielką rolą w „Kawalerze Srebrnej Róży” Richarda Straussa. Inteligentnie kierując swą karierą, nie chciał zaczynać na prestiżowej scenie od głównych partii, wiedząc, iż brutalna londyńska krytyka może nowicjusza „pożreć z kościami”. Zaraz potem przyszła tytułowa rola w „Fauscie” – nie byle jakie ryzyko, bo na premierze śpiewał sławny Roberto Alagna. Tymczasem recenzje okazały się znakomite; w jednym z poważnych pism czytałem nawet, że dla samego Beczali warto było tę operę wznowić. Posypały się kolejne propozycje: z Metropolitan, San Francisco i w końcu z… Polski, gdzie (jak zwykle) zauważono go dopie-

Z

ro po recenzjach światowych. Jak każdy wysokiej klasy artysta planuje on swe występy z dużym wyprzedzeniem (ma w czym wybierać), natomiast polityka teatralna w Polsce sprowadza się do planów przypadkowych, niemal z dnia na dzień, nie do przyjęcia dla artysty tej klasy. I tak „wcisnął” jakieś dwa czy trzy występy w kraju, rezygnując z własnego urlopu, bo jest Polakiem i uważa, że „na własnych śmieciach” też trzeba zaśpiewać, zwłaszcza że tam skończył studia. Po premierze „Balu maskowego” owacje dostał ogromne, krytycy rozpływali się w zachwytach, a w recenzji w International Herald Tribune napisano nawet, iż Beczala w tej trudnej roli Riccarda jest „najlepszy od czasu Pavarottiego”. Jest to niemały komplement. Jako Polak urosłem z dumy i poprosiłem Piotra o krótki wywiad dla „Nowego Czasu”. Muszę na marginesie dodać, iż znając go od paru lat jestem pełen podziwu dla jego naturalności, braku jakiejkolwiek gwiazdorskiej pozy czy patrzenia na ludzi z góry, jak to się zdarza artystom dużo mniejszego kalibru. *** politan Opera w „Łucji z Lamermoor”, potem jadę do San Francisco na serię spektakli „Cyganerii” i wracam do Europy na występy w Monachium, w „Rigoletcie”. Jeśli chodzi o Polskę, obiecałem sobie, że przynajmniej raz w sezonie tam wystąpię, ale jest to bardzo trudne, bo w kraju nie ma długofalowego planowania, a ja mam kalendarz wypełniony do 2012 roku. Udało mi się jednak wcisnąć występ w warszawskim Teatrze Wielkim. 30 marca śpiewam w „Łucji z Lamermoor”, tylko jeden spektakl pomiędzy występami w Londynie.

O ile wiem, nie masz muzycznych tradycji rodzinnych? Jak doszło do tego, że zostałeś śpiewakiem?

– Przez przypadek. Uczyłem się w technikum, w Czechowicach-Dziedzicach, śpiewałem trochę w szkolnym chórze, potem w następnych i w końcu dyrektorka chóru namówiła mnie na studia śpiewacze. Przed egzaminem wstępnym musiałem wziąć prywatne lekcje przygotowawcze (solfeż, podstawowe ustawianie głosu itp.), ale w rezultacie dostałem się do Akademii Muzycznej w Katowicach. Wybierasz role bardzo starannie, nie porywając się na ciężki tenorowy repertuar…

– Na początku tzw. kariery zdarzało mi się śpiewać role na wyrost, nieodpowiednie dla mego w tym okresie głosu. Szybko zorientowałem się jednak, iż do pewnych partii głos po prostu musi dojrzeć i potrzebne jest doświadczenie. Wagnerowskie role wymagają innej techniki i zwyczajnie – sił fizycznych, których młody człowiek nie ma. Mój pierwszy występ był w „Carmen”, 15 lat temu, kiedy to śpiewałem barytonową partię. Dlaczego wyjechałeś po studiach z Polski?

– Jeszcze w czasie studiów pojechałem na kursy mistrzowskie do Weimaru, gdzie rozmawialiśmy z kolegami o przyszłości teatru operowego w Polsce (było to przed upadkiem komunizmu) i porównywaliśmy możliwości śpiewaków na Zachodzie z tymi, jakie wtedy były w Polsce. Pojechałem do Niemiec na przesłuchania, skąd skierowano mnie do teatru w Linzu (Austria), gdzie dano mi kontrakt. Łut szczęścia spowodował, iż od razu po studiach dostałem pracę. W kraju nie dostałem

Czy planujesz wydanie płyty?

żadnych propozycji… Początki były trudne, śpiewałem wiele ról po niemiecku, w języku, którego wtedy nie znałem. Była to dobra szkoła zawodu. W Polsce zainteresowano się Tobą dopiero po międzynarodowych sukcesach, około trzech lat temu…

– Ponieważ wyjechałem z kraju zaraz po studiach, straciłem kontakt z polskim rynkiem muzycznym. W pierwszą rocznicę śmierci Papieża zorganizowano w Poznaniu wielki koncert, prowadzony przez Placido Domingo, na którym zaśpiewałem. Wtedy to warszawski Teatr Wielki zaproponował mi występ w operze. Udało się w końcu pogodzić terminy i mogłem wystąpić w „Rigoletcie”. Zaśpiewałeś teraz w znakomicie przyjętym „Balu maskowym”. Gdzie wystąpisz po Berlinie?

– Przede wszystkim cieszę się, że moja rola została dobrze przyjęta, bo jest ona naturalną progresją w repertuarze

oper Verdiego. Za rok będzie wznowienie w Berlinie, mam też pojechać z rolą Riccarda na festiwal do Hiszpanii. Moją następną premierą będzie partia Lenskiego w „Eugeniuszu Onieginie”, w Królewskiej Operze na Covent Garden. To nie jest nowa produkcja, ale traktowana jest jako premiera, ponieważ cała obsada jest inna od tej, która była dwa lata temu. Pomiędzy tymi występami mam jeszcze koncerty w Monachium. W kwietniu wracam do Londynu, do Royal Festival Hall, z „Kawalerem Srebrnej Róży” przygotowanym przez operę w Zurichu. To zostało zorganizowane dość nagle, a dla mnie oznacza zaśpiewanie w pierwszym akcie i zaraz po nim wylot do Zurichu, gdzie w mojej macierzystej operze śpiewam na drugi dzień w „Łucji z Lamermoor”. Do końca sezonu śpiewam jeszcze Wertnera w monachijskiej operze, w Wiedniu partię w „Traviacie”, występuję na festiwalu w Strassburgu, a od września zaczynam sezon amerykański: wystąpię w Metro-

– W najbliższym czasie ukaże się moje nagranie z ariami okresu włoskiego i francuskiego romantyzmu, w dużej części nieznanymi. Poza tym opera w Zurichu wydaje DVD ze spektaklami, w których śpiewam. W 2010 roku będzie obchodzony w Polsce Rok Chopinowski, planowany jest duży koncert z jego pieśniami i może z tej okazji uda się też wydać płytę. Nagrałem też pieśni Szymanowskiego, ta płyta jest w sprzedaży w kraju. Śpiewałeś już prawie na wszystkich prestiżowych scenach operowych, ale nie w La Scali. Dlaczego?

– Bo to nie jest ten sam teatr, co kiedyś. Tam się planuje repertuar przypadkowo, spektakle są odwoływane, przesuwane, zmieniane. Dostałem teraz zapytanie z La Scali, co robię w maju i czerwcu tego roku, bo wypadł im z grafiku jakiś spektakl i usiłują coś naprędce zorganizować. Jaki szanujący się śpiewak w tak krótkim czasie może być wolny? Miałbym zerwać moje zakontraktowane przedstawienia? Zaśpiewałem tam raz w „Rigoletcie” i na razie nie chcę wracać.



20|

22 lutego 2008 | nowy czas

podróże w czasie i przestrzeni

Po co Persowie podróżują do grobu szacha Nematullaha ››

Autor z irańskimi derwiszami. Poniżej mauzoleum Shaha Nematullaha Wali w Mehanie, wpobliżu miasta Kerman.

Włodzimierz Fenrych – Czy tutaj jest khanaqa (miejsce spotkań derwiszów)? Czy mógłbym być obecny w czasie zekru (spotkania modlitewnego), mimo że nie jestem derwiszem? – Owszem, to jest khanaqa derwiszów Nematullahi, a mauzoleum znajduje się nad grobem jednego z wielkich szejków tego zakonu. Leży tu Safi Ali Shah, zmarły pod sam koniec XIX wieku. O tym, czy będę mógł być obecny w czasie zekru, musi zadecydować Darvish Muhammad, który ten zekr poprowadzi. Po chwili pojawił się jegomość w garniturze. Miał szelmowskie oczy i co chwilę opowiadał dowcipy, z których wszyscy głośno się śmiali. To właśnie Darvish Muhammad; jedno spojrzenie szelmow-

skich oczek wystarczyło, by mnie zaakceptować. – A czy mogę zrobić zdjęcie mauzoleum? – Na zewnątrz tak, ale w środku teoretycznie nie wolno – mówi mój anglojęzyczny rozmówca. – Derwisze nie mieliby obiekcji, ale władze je mają. Nie ma tak naprawdę żadnego istotnego powodu, oni chyba chcą się czuć ważni. Dali nam tu oficjalnego nadzorcę nad derwiszami. To ten, co tam stoi w rogu. Początkowo bardzo nas zwalczał, ale w końcu oswoiliśmy gościa i sam został derwiszem. Teraz nawet czasem prowadzi spotkania. Tak jest lepiej. Więc na razie mamy coś w rodzaju spokoju, ale tak naprawdę to rząd republiki islamskiej tępi derwiszów. Większość spotyka się w ukryciu. Jeden z głównych szejków zakonu Nematullahi mieszka obecnie w Londynie, bo w Iranie ma wyrok śmierci i ścigany jest listem gończym. Ten ścigany listem gończym szejk to doktor Javad Nurbakhsh. Spotkałem go kiedyś w Londynie. Ale kto to właściwie są ci derwisze? Dlaczego rząd muzułmańskiej republiki ich tak nie lubi? Czyżby w jakiś sposób byli przeciw islamowi?

Przy ulicy Safi Ali Shahi w Teheranie stoi małe mauzoleum pod srebrną kopułą. Nie jest to obiekt tłumnych pielgrzymek, tłoku i jazgotu nie ma nawet w niedzielne popołudnie. Właśnie w niedzielne popołudnie wszedłem tam na dziedziniec i natychmiast zostałem serdecznie przywitany przez brodatych mężczyzn. Oczywiście od razu wyszło też na jaw, że moja znajomość języka perskiego jest wysoce ograniczona, więc wkrótce znaleziono mi anglojęzycznego rozmówcę. Od niego mogłem dowiedzieć się nieco więcej o tym miejscu. Na początek trzeba rozwiać pewien mit: derwisze wcale nie muszą wirować, nie muszą też ubierać się w śmieszne stroje. Jeden z zakonów w tureckim mieście Konya ma taki właśnie obyczaj i pewnie dlatego jest tak znany, zwłaszcza że zekr wirujących derwiszów jest atrakcją turystyczną. Inne zakony derwiszów takich praktyk nie stosują. Zekr derwiszów Nematullahi w Teheranie zaczynał się recytacją poezji, a kończył powtarzaniem imion Bożych w całkowitej ciemności, przy czym wszyscy zebrani siedzieli na podłodze. Sufi, czy też derwisze (słowa te najczęściej używane są zamiennie) to mistycy islamu, od średniowiecza zorganizowani w zakony. Dla nich istotne są nie zewnętrzne zachowania, ale wewnętrzna przemiana człowieka, doprowadzenie go do bezpośredniego kontaktu z Bogiem. Chodzi przede wszystkim o przełamanie dominacji egoistycznego „ja”, zwanego przez derwiszów nasf, by móc wewnętrznym uchem usłyszeć głos Boga we własnej duszy. Zewnętrzne zachowania są ważne tylko w tym zakresie, w jakim wpływają na psychikę, ponieważ chodzi o doprowadzenie do takiego stanu psychicznego, w którym kontakt z Bogiem będzie możliwy. Przy czym zewnętrzne zachowania derwiszów nie są im przypisane raz na zawsze. Zmieniają się w zależności od tego, w jakim społeczeństwie zakon funkcjonuje. Niegdyś Nematullahi byli zakonem żebraczym, dziś natomiast wszyscy są zatrudnieni, czasem na wysokich stanowiskach. Doktor Javad Nurbakhsh przed wyjazdem z Iranu był ordynatorem szpitala psychiatrycznego w Teheranie, a spośród derwiszów, z którymi zdołałem się zaprzyjaźnić, jeden był restauratorem, inny robotnikiem. Niegdyś derwisze nosili specjalny habit, zwany kherqa, dziś chodzą ubrani jak wszyscy inni obywatele, a habit zakładają jedynie na uroczyste ceremonie. Niegdyś kobiety i mężczyźni spotykali się w oddzielnych pomieszczeniach, dziś w miejscu spotkań derwiszów doktora Nurbakhsha w Londynie mężczyźni i kobiety – ubrane z europejska, nie zasłaniające włosów! – siedzą razem. Zgroza! Czy za samo do-

puszczenie do takiej sytuacji nie należy się kara śmierci? W Iranie, gdzie nawet w miejskich autobusach panuje ścisła segregacja płciowa, a za pojawienie się na ulicy z odsłoniętymi włosami kobiecie grozi kara chłosty – coś takiego jest nie do pomyślenia. Przy grobie Safi Ali Shaha są dwa odrębne wejścia i w czasie zekr’u kobiety i mężczyźni siedzą w oddzielnych pomieszczeniach. Darvish Muhammad, usłyszawszy, że wybieram się do centralnego Iranu, namawiał mnie, żebym pojechał też do miasteczka Mahan w pobliżu Kermanu, tam bowiem jest pochowany Shah Nematullah Wali, twórca ich zakonu. Oczywiście nie jest to jakiś tam grób na wiejskim cmentarzu, tylko (w końcu jesteśmy w Iranie) wspaniałe mauzoleum, piękna architektura. Skoro Darvish Muhammad tak usilnie mi to miejsce polecał – postanowiłem się tam wybrać. Pojechałem pociągiem. Stacja kolejowa. W Iranie ciekawy jest kontrast pomiędzy normalnymi i bardzo często serdecznymi, zwykłymi ludźmi, a funkcjonowaniem tamtejszego policyjnego państwa, które chwilami do bólu przypomina mi PRL. Na przykład niewiarygodna nieefektywność państwowych instytucji, takich np. jak kolej. Pomiędzy stolicą a Kermanem – miastem wielkości Krakowa – jest tylko jeden pociąg na dobę, wobec czego przed kasą dzieją się dantejskie sceny. Tłum przypuszcza istny szturm, policja ławką blokuje wejście, ale przepuszcza turystę za okazaniem paszportu. Tłum się rozstępuje i turysta kupuje sobie bilet bez kolejki. Paszport potrzebny jest też przed wejściem na peron, bowiem przy podróży z miasta do miasta odbywa się kontrola dokumentów. Stan wojenny? Kogo ten reżym się boi? Może derwiszów? A może najzupełniej normalnych i serdecznych, zwykłych ludzi? Po perypetiach dojechałem do Mahanu i wysiadłem przed wejściem do sanktuarium Shaha Nematullaha. Przewodniki turystyczne ostrzegają, że do wielkich sanktuariów niewierni nie mają wstępu, więc pierwszy raz wchodziłem z pewnym niepokojem, ale okazało się, że niepokój mój był niepotrzebny. Nie tylko

mogłem wejść, przejść przez wszystkie dziedzińce i w końcu nawet dotknąć grobowca brodatego świętego (nad sarkofagiem wisi jego portret), ale zauważyłem też (dopiero po jakimś czasie, bo w pierwszej chwili nie wydało mi się to niezwykłe), że nie ma tutaj obecnej wszędzie w Iranie segregacji płci. Kobiety i mężczyźni w mieszanych grupach podchodzili dotknąć sarkofagu, a także modlili się, bijąc pokłony w kierunku Mekki. W mieszanych grupach! Coś podobnego! W Iranie! Atmosfera też była nieco inna niż w sanktuariach szyickich świętych, takich jak w mieście Rey pod Teheranem. Mniej ludzi, nie ma jazgotu, nie ma też lusterek na ścianach. Piętnastowieczna architektura mauzoleum dobrze zachowana. Owszem, grupki przybyszów rozmawiają przyciszonym głosem, ale generalnie cisza, czuć atmosferę modlitwy. Wnętrze, a raczej kilka wnętrz, wyłożone dywanami, można usiąść pod ścianą i chłonąć atmosferę. Siedziałem tak właśnie chłonąc atmosferę, a niedaleko mnie siedziała grupka młodych ludzi i rozmawiała przyciszonymi głosami. W pewnej chwili podeszła do mnie dziewczyna z tej grupy i zapytała, czy nie chciałbym się do nich przysiąść. Przysiadłem się i dzięki temu dowiedziałem się, po co niektórzy pielgrzymi przyjeżdżają do grobu Shaha Nematullaha. Bo nie wszyscy są derwiszami. Swoją historię opowiedzieli mi Asma – dziewczyna, która zaprosiła mnie do towarzystwa – oraz Nima, jej mąż. Otóż oni przez sześć lat byli w sobie zakochani po uszy, ale ich rodzice nie zgadzali się na małżeństwo. Ojciec Asmy był tradycjonalistą i ciągle miał obiekcje. Oni więc, bynajmniej nie bezbożni libertyni, co tydzień przyjeżdżali do Mahanu, by u Shaha Nematullaha prosić o wstawiennictwo. I podziałało! Po sześciu latach rodzice w końcu się zgodzili i dwa miesiące temu Nima i Asma wzięli ślub. Teraz przyjeżdżają co tydzień, by dziękować. Czy można się więc dziwić, że czasami czuję się w tym kraju jak w Polsce, w której tylko ktoś pozmieniał dekoracje?



22|

22 lutego 2008 | nowy czas

kultura świat kulturalnie Zakończył się Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Berlinie. Złotego Niedźwiedzia otrzymał brazylijski obraz „Tropa de elite”, który nakręcił Jose Padilha. „Katyń” Andrzeja Wajdy został pokazany poza konkursem.

Alain Robbe-Grillet, francuski powieściopisarz, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli nouveau roman, zmarł w wieku 85 lat. Obok Nathalie Sarraute i Claude Simona stał się najważniejszym twórcą nurtu, którego przedstawiciele zastosowali eksperymentalne podejście do fabuły i czasu powieściowego. Przykładem jest tu jego powieść pt. „Żaluzja” z 1957 roku. Inne słynne dzieła tego autora to „Gumy”, „Podglądacz”, „Dom schadzek”. Nowojorska aukcja sztuki współczesnej zorganizowana przez wokalistę U2 Bono oraz artystę Damiena Hirsta przyniosła 42,5 mln dolarów zysku. Pieniądze mają wspomóc walkę z AIDS. W Instytucie Polskim w Paryżu odbył się przegląd filmów Jerzego Kawalerowicza. Przegląd zorganizował Instytut Polski w Paryżu a otworzył go pokaz „Pociągu”. W przeglądzie uczestniczyli głównie francuscy widzowie, którym pokazano pięć obrazów zmarłego niedawno reżysera, w tym „Faraona” i „Matkę Joannę od Aniołów”. Władze stanu Nowy Jork rozpoczęły kampanię mającą utrudnić nieletnim dostęp do filmów, w których aktorzy palą papierosy. Filmy takie zostaną opatrzone kategorią „R” – niedozwolone dla widzów poniżej 18. roku życia. Taryfa ulgowa przysługiwać będzie obrazom, które „w sposób jasny i jednoznaczny” ukazują szkodliwe skutki tego nałogu lub palące postacie historyczne. Mieszkańcy Florencji wzięli udział w referendum w sprawie budowy linii tramwajowej. Zapytano ich, co sądzą o pomyśle, ponieważ linia ma przebiegać obok najsłynniejszych zabytków miasta, zagrażając poważnie ich stabilności. Projekt władz ma wielu przeciwników, m.in. Andrea Bocelli, Franco Zeffirelii i były konserwator zabytków Florencji, obecnie dyrektor Muzeów Watykańskich, Antonio Paolucci.

Człowiek miłością porażony Regina Wasiak-Taylor

Miłość była wszędzie, w każdym wierszu, spojrzeniu, uśmiechu i geście, była w każdej zaśpiewanej piosence. Nic dziwnego, to był jej wieczór. Przyszła do tych, którzy chcieli się z nią spotkać i trochę z nią pobyć, bo przecież płocha jest i nie u każdego zamieszka. Scena Poetycka POSK zaprezentowała „Walentynki polskie”* – program oparty na poezji polskiej i obcej w wykonaniu: Joanny Kańskiej, Doroty Zięciowskiej, Konrada Łatachy, Wojtka Piekarskiego, opracowaniu muzycznym Marii Drue i pod opieką artystyczną Heleny Kaut-Howson. Nie był to taki zwyczajny program poetycki, w którym, według ustalonego klucza dobrane i czytane są wiersze – to był udramatyzowany spektakl posiadający niemal klasyczną kompozycję z fabułą, ekspozycją, rozwinięciem akcji, punktem kulminacyjnym, perypetiami i rozwiązaniem. Czytelnik może zapytać, czy można to osiągnąć mając do dyspozycji około pięćdziesięciu wierszy, z których – bodaj poza dwoma – wszystkie są monologami lirycznymi? Odpowiedź brzmi: można. Najlepiej jednak powierzyć to zadanie Wojtkowi Piekarskiemu, on ma do tego talent i tak zwany dodatkowy zmysł, ma też już i doświadczenie. Wieczór „Walentynki polskie” miał pokazać różne twarze miłości. Miłość delikatną, niewinną, przewrotną, drapieżną, zaborczą, pokorną, zachłanną, wyuzdaną, samolubną, zuchwałą – z erotyką włącznie. Wojtek Piekarski ułożył program w sposób naturalny, jakby z codziennego życia wyjęty, pokazał jak miłość przychodzi, ukazał jej fazy, gry, miny, grymasy i sztuczki, które mają w konsekwencji doprowadzić do jednego – do spełnienia między kobietą a mężczyzną. Potem, po kulminacyjnym natężeniu emocji, uczuć i zwykłej „chuci” miłość może zostać, ale jakże często Spartaczona miłość przynosi ból, żal, pustkę, egzystencjalną rozterkę… Koniec poetyckiego scenariusza był jednak pieśnią na cześć miłości. Fragmenty z listu św. Pawła do Koryntian – czytane przez wszystkich aktorów – wyrażały apoteozę największego ludzkiego uczucia. Wybór wierszy i piosenek do programu był rzeczą chyba najtrudniejszą. Trudności nie upatruję jednak w znalezieniu wierszy miłosnych. Nie znam poety, który by nie poświęcił poezji miłosnej choćby kilku utworów, natomiast zdecydowanie gorzej jest z erotykami – one są udziałem dość wybranej grupy twórców. W programie

››

Siedzą od lewej: Joanna Kańska, Maria Drue, Dorota Zięciowska. Stoją od lewej: Wojciech Piekarski, Konrad Łatacha, Helena Kaut-Howson.

za bra kło mi pi sa rzy emi gra cyj nych (po za wier szem Sta ni sła wa Ba liń skie go). Uwa żam, że by ło to nie do pa trze nie. Z dru giej stro ny je śli przyj rzy my się twór czo ści po wsta łej po za kra jem, to z ła two ścią za uwa ży my, że li ry ce mi ło snej, w szcze gól no ści zaś ero tycz nej spe cjal nie du żo miej sca nie po świę ca li. Nie zna czy to, że li ry ka mi ło sna by ła nie obec na. Zna ny w kra ju, miesz ka ją cy w Lon dy nie Bo le sław Ta bor ski pi sze ero ty ki od daw na, a w pro gra mie „Wa len tyn ko wym” się nie zna lazł. Z praw dzi wą przy jem no ścią słu cha łam ero ty ków An ny Świrsz czyń skiej, któ ra w wy bo rze Wojt ka Pie kar skie go by ła je dy nym pol skim po etą pi szą cym wier sze śmia łe, a przy tym ma ją ce ce chy au ten tycz nej spon ta nicz no ści. Kunszt sce no pi sar ski Wojt ka Pie kar skie go po le ga na tym, że uło żył utwo ry i pio sen ki w roz mo wę, zo gni sko wał po szcze gól ne pro ble my i pe ry pe tie, spię trzył kon f lik ty i emo cje. Je dy ną sła bą stro ną sce na riu sza był je go fi nał, z jed nej stro ny po praw ny, a z dru giej ja koś nie pa so wał do „bu cha ją ce go” spon ta nicz no ścią pro gra mu. Wo la ła bym wi dzieć trium fu ją cą mi łość, a nie sto ic kie oznaj mie nie jej prze wa gi nad in ny mi uczu cia mi. Ten nie co ane micz ny fi nał to mniej wię cej tak jak ele ganc ka i pięk na ko bie ta bez szmin ki na ustach, co prze cież nie jest tyl ko kwe stią gu stu. Na sce nie oglą da li śmy czte ry zróż ni co wa ne in dy wi du al no ści ar ty stycz ne – do sko na le do bra ne, uzu peł nia ją ce się. Nie wąt pli wa to za słu ga opie ku na ar ty stycz ne go, He le ny Kaut -How son, któ ra do pro wa dzi ła do wy sta wie nia te go spek ta klu, po zwo li ła jed nak ar ty stom na sa mo dziel ność, uważ nie przy tym ob ser wu jąc roz wój pro duk cji i za cho wu jąc głos do rad czy. I czy moż na pro sić o bar dziej świa tłe go re ży se ra? W spektaklu wszę dzie tam, gdzie mia ły eks plo do wać zmy sły, przy cho dzi ła w su kurs roz ła do wu ją ca wy obraź nię mu zy ka, pio sen ka i in te li gent na gra ak -

tor ska, któ rej naj więk szą bro nią był hu mor, a cza sem iro nia i sar kazm. Jo an na Kań ska, zna na pol skie mu wi dzo wi bar dziej z fil mo we go i te le wi zyj ne go ekra nu, za sko czy ła te atral ną pu blicz ność, od sła nia jąc daw no nie oglą da ne moż li wo ści. Je ste śmy przy zwy cza je ni do jej gry, któ ra trzy ma w kar bach na zbyt wy lew ną eks pre sję i wy bie ra po wścią gli we środ ki wy ra zu. Tak wła śnie za czę ła pro gram, ale w kil ku wier szach wy trą ci ła nas z ocze ki wa ne go i po ka za ła, że po tra f i też ina czej. To był ma newr una ocz nia ją cy, że Jo an na Kań ska gra głów nie tym, co skła da się na jej wy ra zi sty styl. Kon rad Ła ta cha jest z tej gru py ak to rów naj bar dziej in tym nym ar ty stą, za wsze wy da je mi się gdy go sły szę, że wo lał by zli kwi do wać prze strzeń łą czą cą go z wi dzem, aby z nim ra czej po ga wę dzić. Ma cie ka we wa run ki gło so we i oso bo wość, któ ra zdra dza, że ją sce na w ja kimś stop niu krę pu je, co da je efekt ta ki, że przy ku wa uwa gę wi dow ni. Jed ne go je stem pew na: Kon rad Ła ta cha mu si być wy po sa żo ny w naj lep szy i naj czul szy mi kro fon, aby śmy mo gli do ce nić jak po tra f i ope ro wać szep tem. Woj tek Pie kar ski wy niósł z kra kow skiej szko ły te atral nej nie zwy kle war to ścio wy ba gaż do świad czeń, ma świet nie usta wio ny głos z do sko na łą dyk cją, do bre wa run ki fi zycz ne, bo ga ty warsz tat, któ ry po zwa la mu z po wo dze niem zaj mo wać się re ży se rią, ada pta cja mi dla te atru i pra co wać z mło dzie żą. Kie dy oglą dam go na ma łych i więk szych sce nach te atral nych pol skie go Lon dy nu nie mo gę po jąć, że ta lent te go for ma tu wy ko rzy sta ny jest w na szym śro do wi sku w tak mi ni mal nym za kre sie. W pro gra mie wy stą pi ła go ścin nie Do ro ta Zię ciow ska, któ ra przed la ty miesz ka ła ja kiś czas w Lon dy nie, a te raz przy jeż dza do nas z Kra ko wa. To dzię ki tej ar ty st ce pro gram po etyc ki na bie rał cha rak te ru ka ba re to we go, w tym

przy pad ku na strój i kli mat ka ba re tu two rzy ły głów nie pio sen ki przez ar tyst kę wy bra ne i wy ko na ne. Wie le z nich zna my, jak na przy kład: „Nie ko chać w ta ką noc to grzech”, „Ko go ta ka mi łość ob cho dzi”, „To ma szów”. Do ro ta Zię ciow ska po sia da nie zwy kły dar kon tak tu z pu blicz no ścią – wła ści wie to ona te go kon tak tu nie na wią zu je, ona go w ja kiś or ga nicz ny spo sób z wi dow nią ma. Do sko na le wie dzia ła kie dy rzu cić w stro nę pu blicz no ści po nęt ne spoj rze nie, a kie dy zre zy gno wać z ge stów, aby przy ha mo wać ga lo pu ją ce my śli... A jak po tra f i ła być sku pio na na tek stach, któ re nio są głę bię zna cze nio wą, al bo po pro stu są trud ne w in ter pre ta cji. Nikt z nas nie za po mni jej mi strzow skie go wy ko na nia pio sen ki „W We ro nie”. Mu zycz na stro na wie czo ru le ża ła w rę kach Ma rii Drue, któ ra spra wi ła, że wi do wi sko by ło ży we, nie mia ło żad nych dłu żyzn, prze sto jów, a wy bra ne przez pia nist kę frag men ty kom po zy cji nie by ły zwy kły mi prze ryw ni ka mi, ale sta no wi ły in te gral ną część pro gra mu. Z przy jem no ścią słu cha łam też „Pie śni ko chan ków” Sta ni sła wa Ba liń skie go do mu zy ki na pi sa nej wie le lat te mu, wła śnie przez Ma rię Drue. Nie po mi nę w tej recenzji Mar ka Gre lia ka, któ r y po wo łał przed kil ko ma la t y Sce nę Po etyc ką POSK wi dząc jej po trze bę w śro do wi sku i po ten cjał wśród ar t y stów. Sam jest czło wie kiem te atru (świet ny z nie go sce no graf), a w ze spo le jest or ga ni za to rem, ad mi ni stra to rem i je go głów ną si łą na pę do wą. Pa trzę na fo to gra f ię Sce ny Po etyc kiej POSK, któ rą zro bi łam dla „No we go Cza su” po ostat nim spek ta klu, pa trzę na ze spół bar dzo uta len to wa nych ar ty stów, któ r ych na le ży ho łu bić, dać im więk sze moż li wo ści wy stę pów, a wte dy po ka żą pro gra my, o ja kich nam się na wet nie śni ło. *„Walentynki polskie”, Scena Poetycka POSK, pokazane 8 i 10 lutego 2008.


|23

nowy czas | 22 lutego 2008

kultura

Objazdowe centrum sztuki Elzbieta Sobolewska Stare emigracyjne londyńskie ośrodki: Ognisko Polskie, POSK, Orzeł Biały straciły z czasem monopol na organizowanie kulturalnego życia Polaków. Bo wraz z najazdem tysięcy młodych emigrantów pojawiły się projekty, które nijak w murach tych ośrodków nie mogą się odnaleźć, bo czyż można sobie wyobrazić koncert KSU czy Dezertera w Sali Teatralnej POSK-u? Dlatego organizatorzy przedsięwzięć nie tylko natury muzycznej, wprowadzili się do klubów. Jednym z nich jest Cargo w Shoreditch, gdzie swoje imprezy organizuje Buch, a w poniedziałek 18 lutego spotkanie z twórczością Ewy Lis, Damiana Chrobaka i Roberta „Ryby” Rybickiego zaaranżowała grupa krzewicieli i animatorów kultury Polish deConstruction. Spotkanie to było pewnym dowodem na konsolidację środowiska twórców sztuk wielu i kulturalnych hobbystów. Konsolidację dokonującą się bez stałej siedziby, za to dzięki utrzymywaniu ze sobą stałego kontaktu. Na przykład za pomocą nieustannie uzupełnianej listy mailingowej. Nie ma sensu marzyć o jednej wielkiej jedności, bo też nie o to chodzi – im więcej takich grup, tym lepiej. Ich powstawanie, trwanie, a nawet upadek to proces, który świadczy o istnieniu intelektualnego fermentu. Kiedy go nie ma, nie ma

społeczności, jest przypadkowa zbieranina. Marzena Żołądź i Agata Smużniak, które od zeszłego roku spotkania deConstruction organizują, robią to na tyle ciekawie i wszechstronnie, że chce się w nich uczestniczyć. Może dzięki fuzji sztuk? Bo i obraz ze zdjęć Ewy i Damiana rzucony na ścianę, i znakomity dźwięk serwowany przez DJa Vujaz, ii brak światła, mała lampka i świeczka zapalona – wszystko pospołu sprawiło, że człowiek wraca do domu mile wewnętrznie połechtany. Widziałam w Cargo pisarza i fotografów, dziennikarzy, polityka i przynajmniej jednego globtrotera. Kiedy idę na spotkanie tej grupy to wiem, że porozmawiam nie tylko o atrybutach Maryni, bo będą tam ludzie, którzy na tematy z kulturą związane mają sporo do powiedzenia. Wieczory dyskusyjne o zabarwieniu kulturalnym zawsze napawają mnie obawą, że będzie górnolotnie lub, co gorsza, artystowsko. Nic gorszego jak samookreślanie się „artystą”, stawiania „artysty” na piedestale i tegoż „artysty” gwiazdowanie. Bo nie ma on wtedy z Artystą wiele wspólnego, uprawiać sztukę każdy może, chodzi o proporcje. W poniedziałek je zachowano, obyło się bez zadęcia. Może dzięki temu, że mieliśmy do czynienia ze sztuką, która wciąż nad sobą pracuje, wciąż jest nieodkryta. Kiedy oglądam uliczne fotografie Chrobaka, słucham perfor-

polska kulturalnie Rozpoczęła się dziesięciodniowa Bielska Zadymka Jazzowa, jeden z najciekawszych polskich festiwali muzyki improwizowanej. Wśród wykonawców znaleźli się m.in. Wayne Shorter Quartet, Joe Lovano, trio Marcina Wasilewskiego. Po raz pierwszy w Polsce zagrał rosyjski saksofonista – Alieksiej Krugłow. A z legend rodzimej sceny: Polish Jazz Quartet z Janem Ptaszynem Wróblewskim, Wojciechem Karolakiem, Romanem Dylągiem i Wojciechem Dąbrowskim oraz reaktywowana grupa Laboratorium.

››

W czasie wieczoru Robert „Ryba” Rybicki czytał wiersze z tomiku „Motta robali” oraz z przygotowywanego do druku „I –”.

mera Ryby – łamiącego słowa i pojęcia, które ze sobą niosą, to znowu wiem, że to, co jury świata sztuki uznaje za znakomite, niepowtarzalne i odkrywcze jest tylko dziełem przypadku, cholernego zbiegu okoliczności, który jednym pozwala znaleźć się w pierwszej lidze, drugich czasem na zawsze utrzymuje w przedbiegach. Kiedyś na jednym ze swoich ogłoszeń, może nawet pierwszym, anima-

torki Polish deConstruction napisały: „Interesują nas również impresjonizm, łapanie chwili, tworzenie obrazów poprzez obserwację świata zewnętrznego, element humoru wypływającego z kompozycji. Jeśli interesują cię podobne zagadnienia i masz coś do pokazania, zagrania, zaprezentowania, przeczytania, to prosimy o kontakt”. Sądząc po poniedziałkowym wieczorze, ogłoszenie to wciąż jest aktualne.

Błękitna nuta Anity Wardell

w Adelajdzie. – Wtedy odkryłam, że kocham improwizować, szczególnie scatem (dźwiękonaśladowczy sposób śpiewania – przyp. red.) w stylu bebop – opowiadała w jednym z wywiadów. Miłości tej pozostała wierna do dzisiaj. Swój pierwszy album pt. Why do you Cry? nagrała w 1995 roku. Kiedy się ukazał, Mark Murphy – pionier stylu bebop w wokalistyce, nazwał ją „darem z Australii”, wypowiadając się o jej debiucie z najwyższym uznaniem. Do dzisiaj nagrała pięć płyt, nad żadną z nich recenzenci pism muzycznych nie przeszli obojętnie. W 2006 roku została uznana przez BBC najlepszą wokalistką jazzową 2006 roku (BBC Jazz Award for Best of Jazz). Jej ostatnia płyta „Noted” zawiera dobrze znane fanom jazzu melodie z ery Blue Note. Do większości z nich sama napisała teksty. Warto odwiedzić portal My Space, gdzie można wysłuchać kilku jej piosenek. Anita Wardell bywa gościem klubu Ronni’ego Scotta, ale w najbliższą sobotę wystąpi w Jazz Cafe (POSK). Nie warto przeoczyć, początek koncertu o godzinie 20.30. (es)

Jest Brytyjką, która urodziła się w Guildford, lecz wychowała w Australii, gdzie przeprowadzili się jej rodzice. W wywiadach często wspomina czas dzieciństwa, bo już wtedy zafascynowała się jazzem, a jako nastolatka właściwie miała już gotowy repertuar. Godzinami przesiadywała przed telewizorem, oglądając najsłynniejsze hollywoodzkie musicale i ucząc się na pamięć piosenek Cole Portera, Gershwina i innych klasyków, którzy stworzyli The Great American Songbook. Sięgała też do bogatej kolekcji big bandowych albumów swojego ojca, a w miarę dorastania odkryła równie bogaty świat jazzu nowoczesnego – niepokorne brzmienia Milesa Daviesa czy Charlie Parkera. Kiedy dostrzeżono u niej spore możliwości głosowe, rozpoczęła studia muzyczne na Uniwersytecie

Multimedialny program pt. „Lirykożercy. Herbert” zainaugurował w warszawskim Teatrze Narodowym Rok Zbigniewa Herberta. W programie Roku m.in. cykl debat inspirowanych życiem i twórczością poety, międzynarodowa konferencja naukowa oraz wystawa „HerbertNorwid”, gdzie po raz pierwszy zostaną pokazane rysunki Zbigniewa Herberta i Cypriana Norwida ze zbiorów Biblioteki Narodowej. Fotografik Tomasz Gudzowaty został laureatem 65. edycji konkursu „Pictures of the Year”. Jury przyznało mu pierwszą nagrodę w kategorii „Portfolio sportowe”. W tym roku Gudzowaty, którego zdjęcia znane są jury rozmaitych konkursów, otrzymał trzecią nagrodę w słynnym World Press Photo za zdjęcie sportowe pojedyncze, które było częścią reportażu wykonanego wspólnie z Judit Berekai. Powstał pierwszy podręcznik do nauki historii regionalnej pt. „Dzieje Warmii i Mazur. Podręcznik dla młodzieży”. Napisali go historycy i nauczyciele gimnazjów pod redakcją dr Izabeli Lewandowskiej z Uniwersytetu WarmińskoMazurskiego w Olsztynie. Kolejne stare kino znika właśnie z ulic Warszawy. Mowa o Skarpie przy ul. Kopernika. W miejsce kina powstanie jakże wiele wnoszący do kultury i architektury stolicy – apartamentowiec. To nie początek procesu „modernizacji” wizerunku miasta. W 1996 r. zniknęło kino Moskwa a zastąpiło go Centrum Finansowe Puławska z paskudnym kinem Silver Screen. W 2005 r. kino Praha przy ulicy Jagiellońskiej zastąpiło NoveKino Praha, a w 2001 roku zburzono Sawę na Saskiej Kępie. Rozebrana ma być Ochota na Grójeckiej, a o Warsie na Nowym Mieście czy Palladium na Złotej dawno już słuch zaginął.


24|

22 15 lutego 2008 | nowy czas

czas na boku

No Way Back Where

For a crown, the world

by Marek Kazmierski

People often say I think too much. I think it is people who talk too much. Last week, I introduced my campaign to become the next King of Poland. It was a mistake. I wish I had thought bigger then. Thought more about the idea, because now, a week later, not only am I even more certain that the campaign makes sense, I now realise Polska is only the beginning.

ecent conversations with friends about politics, elections and Europe’s future had me confused. I kept asking everyone, what is better – to be the prime minister or the president of Poland? Who has more power? Who has less work? Who gets more airtime on radio and TV? I kept getting different answers, and in the end was none the wiser. Still, never one to give up on thinking, I opened my copy of The Illustrated Chronicles of Polish History (free with any purchase from EMPIK stores in Warsaw last year). Crazy book, written by someone evidently obsessed with the Church and its influence on the Polish past, but I was most surprised by the tales of our earlier kings. What a murderous, treacherous, fun bunch. Bolek, Mietek, Wlodek, Przemek. Looking at the portraits Matejko painted of them, you would think they were all Hollywood stars.

R

Strong, handsome, wild-eyed. Compared to these grand old faces, Donald and the Duck Twins are too pathetic to live with. So, the idea occurred to me. Elegant, traditional, easy for both the educated and the illiterate to understand – Polska needs a king. Someone who would take the president and the prime minister by the hair, knock their heads together, get them working like good little civil servants should, and could then sit back and watch as Poland once again becomes a proud and healthy state. Yes, sir. It became clear to me that only a man with a gold crown on his head could achieve such a miracle. But knowing something yourself, believing its wisdom, is only the start. Having thought it through, I now have to design a strategy, a plan to convince all Poles, here, there, everywhere, that to restore the Polish monarchy and, what’s more, give the throne to me, is the right thing to do. Before I go into detail in the

coming weeks, let me say one thing. I do not believe my mission is for the good of Polska alone. I am certain that what is a blessing for us is also a blessing for everyone else. How? Let me explain. Yesterday, I was at a conference in Covent Garden, entitled “Multiculturalism without Culture”. Boring? God, just read that title again! Of course it was boring, but I go to these things sometimes just to learn how not be boring myself. How not to think like everyone else. The speech and discussion was all about Western culture, Middle Eastern processes, Far Eastern economies. Rather than listen to all that, I switched off and thought for myself. And had a genius brainwave… West, East, Far East… wait a minute – where the hell is the Centre? If western Europe and America are the West, and everything Turkey onwards is East, then isn’t Polska the heart of everything? And not only did I have this great moment of enlightenment, being a

man of action (like all those born to rule), I knew what to do next. If I manage to restore Poland’s fortune’s from my throne, I will share my wisdom and my power with other states. A little franchising, if you will. First poor little places, like Belarus and Ukraine. When they see what a good and sensible leader I am, they will ask for my patronage. Sure, I will say. I will rule over you too. Then, I think I’ll go after Romania, Austria, Italy. Back to the good old days, when Poland ruled half of Europe. We did it once, we’ll do it again. And more. Once we’ve got them on our side, we’ll declare London the second capital of the Polish empire, then put our knowledge of ship building (if you’re reading this, Mr Walesa, call me) to good use and expand across the oceans. Polish heroes won two World Wars, now we will win the first World Peace. The white eagle and white dove, together at last. What do you think of that?

GALERIA

nowy

czas IERZ WŁODZIM FENRYCH


|25

nowy czas | 22 lutego 2008

takie czasy

Homo social (cz. 2) Michał Sędzikowski

W poprzednim felietonie przedstawiłem nowy gatunek człowieka – wytwór zachodniej polityki socialnej. Choć homo social z wyglądu nie różni się niczym od klasycznego homo sapiens, w bliższym kontakcie typowy Ziemianin uzmysławia sobie głęboką przepaść gatunkową. I nie chodzi o to nawet, że nasz zachodni kolega nie posiada elementarnej wiedzy o otaczającym go świecie. Najbardziej szokuje nas to, iż stracił on podstawowe cechy społeczne. Roszczeniowo nastawiony do otoczenia przedstawiciel nowoczesnej rasy homo social, nie musiał nigdy bać się o swoje przetrwanie, bo najpierw troszczyli się o niego rodzice, a potem państwo. Nie jest w stanie podjąć minimalnego wysiłku, więc nie posiada żadnych zainteresowań ani ambicji. Z czasem, wiodąc swoją egzystencję warzywa, staje się zobojętniały na świat. Na jego korzyść w porównaniu do człowieka jaskiniowego, wypadną tylko po-

zory – potrafi użyć telefonu, włączyć telewizor i nie ucieknie z wrzaskiem na widok pociągu. Na korzyść człowieka jaskiniowego wypadnie wola i umiejętność przetrwania, której homo social jest całkowicie pozbawiony. Zaraz – powiecie – homo social potrafi jeszcze czytać i pisać! Otóż coraz rzadziej, niestety. Jak wynika z podań składanych o zasiłek, urzędnicy Job Centre coraz częściej mają do czynienia nie tylko z wtórnym analfabetyzmem, ale również z ludźmi, którzy nigdy się czytać i pisać nie nauczyli! Homo social, niczym człowiek pierwotny, zaczyna mieć coraz poważniejsze trudności komunikacyjne. W rozmowach z urzędnikami grawituje pomiędzy wulgarną agresją a bełkotem, ma problemy ze zrozumieniem niektórych słów i zdań złożonych. I nic w tym dziwnego, skoro dzięki uprzejmości państwa obszar jego życiowej aktywności od lat zawęził się do terytorium własnego mieszkania oraz knajpy za rogiem. Mędrcy od równych praw i możliwości przychodzą z pomocą promując tzw. Simple English jako nową formę komunikacji werbalnej. Nie wypada, co prawda, posługiwać się nią w towarzystwie, żeby nie dostać plakietki kłapouchego sezonu, ale za to świetnie się nadaje do komunikacji z wytworem angielskiej inżynierii społecznej, jaką jest homo social. I tak, zarażona lingwistycznym barbarzyństwem „Wikipedia” zamiast podać: „Król Edward na fali imperialistycznych ambicji nie zgodził się na kompromis w sprawie szkockiej”, powie: „Król Edward był niedobry, bo dokuczał Szkotom”. Z kolei w książce do savoir vivre’u będziemy mogli wkrótce przeczytać: „moja szczęśliwa, bo lubić gorący zwierzak” zamiast: „dziękuje, pieczeń była wyborna.”

']ZRÍ GR GRPX

GR 3ROVNL

S PLQ MX RG

] WHO VWDFMRQDUQHJR

Po prostu wybierz 084 4831 4029

QDVWÆSQLH Z\ELHU] QXPHU GRFHORZ\

3ROVND tel. komórkowy /LWZD tel. stacjonarny 6 RZDFMD tel. stacjonarny ,UODQGLD tel. stacjonarny

7p/min - 087 1412 4029 5p/min - 084 4545 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029

Infolinia: 0870 041 4029 I www.auracall.com

To proste… Spróbuj teraz!

*Terms & conditions: Ask bill payer’s permission. All prices are per minute & include VAT. Calls billed per second. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Charges apply from the moment of connection to the service. Calls made to mobiles may cost more, unless specifically mentioned in the destination list. Prices are subject to change without prior notice. Information may be used for future marketing and updating purposes by Auracall & other selected companies & affiliates. You can opt out at anytime. This service is provided by Auracall Ltd, Nicholas Peters Business Centre, 7b High Street, Barnet Herts EN5 5UE. Agents required, please call 0844 5453 788.

Kiedy patrzę, jak daleko posuwają się miłośnicy tej głupszej i leniwej części ludzkości, zaczynam się zastanawiać, czy taka polityka społecznego regresu nie jest jakiegoś rodzaju spiskiem rzeszy matołów przeciwko nielicznym intelektualistom?! A może wręcz przeciwnie: może to spisek obcej, intelektualnie silniejszej cywilizacji, która ma ambicje przejąć władzę nad światem? Bo zapytam wprost angielskich speców od equal oportunities: jak można być tak nieodpowiedzialnym matołem, by nie rozumieć, iż poziom naszej świadomości jest zwrotnie sprzężony z językiem, jakim władamy? Że najważniejszy codzienny proces rozumienia otaczającej nas rzeczywistości jest w istocie ujmowaniem jej w ramy pojęć. Jak można lekceważyć to, co już starożytni Grecy z Platonem na czele zauważyli – że właśnie od definiowania zjawisk zaczyna się proces ich rozumienia? Dlaczego ludzie, którzy zarabiają na swoich infantylnych pomysłach w godzinę więcej niż uczciwy robotnik przez cały tydzień, nie są w stanie pojąć prostego faktu, że pozbawieni złożonego języka i precyzyjnych środków wyrazu jesteśmy niczym więcej jak barbarzyńcami, którym lepiej będzie natychmiast wrócić na drzewa? Czy to w końcu nie wydaje się oczywiste, że jeśli ktoś przez całe życie twardo omijał wszystko, co mu śmierdziało wiedzą, nie zacznie nagle buszować w bibliotece tylko dlatego, że wszystkie książki napisze się jeszcze raz w języku jaskiniowców? Obserwując ten bezmiar toksycznej miłości do bliźnich, jakim rzygają urzędy i to do bliźnich możliwie jak najgorszego pokroju, zastanawiam się, ile czasu jeszcze minie, zanim obudzimy się w na poły totalitarnym państwie hedonistycznych uległych owiec, nic co

prawda nie rozumiejących z otaczającej je rzeczywistości, ale za to sytych i w pełni kontrolowanych. Nie wierzę w spiski „na górze”. Myślę, że jest to swoisty bezwład prawnych i nieoficjalnych ustaleń, które rodzą kolejne, o szczebel głupsze, ustalenia. Mark stracił pracę sprzątacza po dwudziestu latach. Po dwudziestu latach łatwego życia, w trakcie którego zapomniał jedynej nabytej w życiu umiejętności – pisania we własnym języku. Gdy go zwolnili, okazało się, że ma na rynku konkurencję w postaci emigrantów ze Wschodu. Samo mówienie po angielsku już nie wystarczy, by się odnaleźć na rynku pracy. Oburzony tym zamachem na jego pozbawione wyzwań i wysiłku życie, przeszedł na benefit. Od tej pory spędza wieczory w knajpie w towarzystwie trzech innych panów w średnim wieku, również na zasiłku. Wszyscy od lat zblazowani i nieszczęśliwi, chociaż przecież nie mu-

szą nic robić, żeby mieć na piwo. Na stole leży „The Sun”. To wspaniałe czasopismo wyjaśnia panom, czemu są nieszczęśliwi. Jak się okazuje, to wszystko przez Polaków, którzy przyjechali i zabrali im pracę. W poprzednim numerze było o tym, że Polacy zabrali im również zasiłki, po czym, że zacytuję tutaj owych cynicznych rasistów ze szmatławca „The Sun”: „łącząc zasiłek z Polski z zasiłkiem angielskim na dziecko (mniej niż 10 funtów tygodniowo) Polacy dorobili się małych fortun”. Nasi benefitowi angielscy koledzy wiedzą już, kogo obwiniać za swoje przegrane czterdziestoletnie życie. W znużone beznadzieją oczy wstępuje ożywczy błysk. Pięści się zaciskają, krew krąży szybciej. Dzisiejszy wieczór będzie pełen emocji. Tak na gruncie urzędowo wspieranej ignorancji i polityki miłosierdzia wobec tych, którzy litości dla siebie samych nie mają, rodzi się nienawiść.

Paczka do 15 kg od 15 funtów!


26|

22 lutego 2008 | nowy czas

pociąg wiedzy express

redaguje tomasz tułasiewicz

Nieznana historia znanego napoju

Nie sama zawartość Ukraińska firma Czernihowska Wódka S.A., znana z wymyślnych butelek, w których sprzedaje produkowane przez siebie alkohole tym razem przeszła samą siebie. Ogromną popularność przyniosła jej wódka nalewana do butelek w kształcie penisa. W internecie trwają dyskusje nad alternatywnym zastosowaniem rzeczonych butelek, grożącym ponoć załamaniem recyclingu opakowań szklanych. urodzaj Na ziemie Internetowe doniesienia, jakoby „Polacy odkryli drugą Ziemię” lepiej włożyć między bajki albo programy wyborcze. Rzecz w tym, że nie sami Polacy, a zespół astronomów, w którym pracują Polacy; nie odkryli, a przypuszczają, że w nowo dostrzeżonym układzie planetarnym mogą się znajdować jeszcze jakieś inne – oprócz dwóch zarejestrowanych kolosów – planety; i, kto wie, może wsród owych innych, hipotetycznie istniejących planet znajdzie się jakaś choćby rozmiarami przypominająca Ziemię. Ten typ „dziennikarstwa” przypomina mi stary dowcip: – Słyszałem, że wygrałeś milion w totolotka! – Nie milion, ale dwa miliony. Nie w totolotka, tylko w karty. I nie wygrałem, ale przegrałem.

Sącząc w pociągu metra słodki gazowany napój, zadumałem się nad jego nazwą, która choć nieaktualna, jest najlepiej rozpoznawalną marką na świecie – do tego stopnia, że słyszało o niej więcej ludzi niż o Jezusie Chrystusie. Nieprawdopodobne? Dla Europejczyka na pewno, niemniej jednak prawdziwe. Rzeczony napój liczy już sobie ponad 120 lat i pierwotnie nosił nazwę French Wine Coca – Ideal Nerve and Tonic Stimulant. Nazwa była jednak za długa i nie przyjęła się, wobec czego producent zmienił ją na krótszą, która pozostaje w użyciu do dziś: Coca Cola. A dlaczego twierdzę, że jest nieaktualna? O tym poniżej. Pierwszy człon nazwy Coca Cola pochodzi od krzewu koki, z którego otrzymuje się... kokainę! Trzeba bowiem wiedzieć, że pod koniec XIX

wieku, kiedy to Europa zafascynowana była tym nowo odkrytym krzewem, kokainę uznawano bez mała za panaceum, czyli środek leczący wszystkie choroby – sam Zygmunt Freud nazywał ją „nowym, cudownym lekiem”. Nie istniały żadne ograniczenia sprzedaży wyciągów z liści koki, wobec czego kokainę można było kupić w aptekach, drogeriach, a nawet barach. Nic więc dziwnego, że była dodawana do naszego napoju – a także wielu innych produktów – jako składnik orzeźwiający i pobudzający. Jednak na początku XX stulecia zdano sobie sprawę z niebezpieczeństw, jakie kokaina ze sobą niesie i zastąpiono ją bezpieczniejszą kofeiną. Wkrótce handel tym silnie uzależniającym narkotykiem został całkowicie zakazany. Druga część nazwy popularnego napoju pochodzi natomiast od orzeszków, z których ekstrakt był ważnym jego składnikiem, nadającym mu charakterystyczny smak, a który też z czasem został z receptury wycofany – orzeszków kola. I mimo że skład Coli jest jedną z najlepiej strzeżonych tajemnic świata (naprawdę!), jedno jest pewne: bardzo się przez lata zmienił. Teraz Państwo rozumieją, dlaczego odmawiam nazwie Coca Cola aktualności. I dlaczego angielskim słowem coke nazywamy i słodzony napój, i narkotyk.

bliźNięta pod lupą Szwedzko-amerykański zespół naukowców (pod kierownictwem Polaka, prof. Jana Dumańskiego oraz Carla Brudera), bardzo precyzyjnie przebadawszy geny dziewiętnastu par bliźniąt jednojajowych stwierdził, że wbrew temu, co sądzono dotychczas bliźnięta jednojajowe nie są swoimi dokładnymi kopiami, słowem: ich genotyp nie jest identyczny. Zrozumienie mechanizmu powstawania tych niewielkich różnic będzie kolejnym krokiem naprzód w badaniach nad dziedziczeniem schorzeń. Być może zainteresuje także część polskich wyborców. robot też człowiek W związku z niezwykle szybkim rozwojem cybernetyki Sir David King, główny doradca naukowy brytyjskiego rządu, zaproponował nadanie inteligentnym robotom – kiedy już takie powstaną – identycznych praw, jak ludziom. Roboty zatem pracowałyby, płaciłyby podatki, służyły w wojsku, miałyby zapewnioną opiekę zdrowotną (naprawy), a także podlegałyby czynnemu i biernemu prawu wyborczemu. Przypuszczam, że niegrzeczne może się stać wymienianie kraju pochodzenia maszyny i jej marki (toż to rasizm!). Za to o identyczne bliźnięta będzie łatwiej. Podobnie jak o powtarzalne oprogramowanie...

Słońce, radio i mikrofalówka Na tej samej puszce Cola Coli widnieje inny napis: chronić przed promieniami słonecznymi. Niby jest on jasny i zrozumiały, wszak promienie słoneczne jakie są, każdy widzi (by strawestować hasło „koń” ze słynnej osiemnastowiecznej encyklopedii Benedykta Chmielowskiego). Jednak niezupełnie, proszę Państwa. Na produkcję promieni, które widzimy, nasze Słońce zużywa tylko połowę energii, jaką z siebie nieprzerwanie wydaje. Jak to możliwe? A co się dzieje z resztą? To, co dla fizyka oczywiste może laikowi wprowadzić w myśli pewien zamęt. Każdy z nas wie o falach radiowych, o różnokolorowym świetle, o promieniach przez ich odkrywcę nazwiskiem Roentgen nazwanych X, wreszcie o niebezpiecznym promieniowaniu gamma, przed którym broniliśmy się po katastrofie w Czarnobylu pijąc jod i które – prawdopodobnie – zabiło naszą noblistkę, Marię Skłodowską-Curie. Ale w świadomości większości z nas światło nie ma nic wspólnego z falami, dzięki którym słuchamy radia bądź oglądamy telewizję. Otóż nic bardziej mylnego – i światło, i fale radiowe, i promienie Roentgena, nawet promieniowanie gamma to te same fale elek-

tromagnetyczne, a ich wzmiankowany wyżej podział opiera się wyłącznie na długości (i odpowiadającej jej częstotliwości) fal! Te najdłuższe, a więc o najmniejszej częstotliwości, to tzw. fale radiowe. Ich długość wynosi od wielu kilometrów do ok. 10 mikrometrów, włączając mikrofale wykorzystywane przez kuchenki mikrofalowe. Nieco krótsze są fale podczerwone, które służą nam w noktowizorach i kamerach termowizyjnych i które możemy odczuć jako ciepło... na własnej skórze. Dalej, jako jeszcze krótsze, fale elektromagnetyczne manifestują się w postaci światła widzialnego – od czerwieni po fiolet. Na naszym wykresie długości fal następne miejsce zajmuje ultrafiolet (lub nadfiolet), którego ludzkie oko już nie dostrzeże, ale dla owadów i niektórych ptaków to tylko kolejny kolor. Potem robi się niebezpiecznie, bowiem im fala krótsza, tym bardziej przenikliwa i tym większą niesie ze sobą energię. Mowa o promieniowaniu roentgenowskim (które jest dość przenikliwe, by przejść przez tkankę ciała, ale nie dość silne, by przeniknąć przez kości, co doskonale widać na zdjęciach „z prześwietlenia”) i o zabójczym promieniowaniu gamma, zatrzymywanym tylko przez bardzo

ZIMNA PUSZKA »

Czy zdarzyło się Państwu zastanowić przy nabijaniu zapalniczki gazem, dlaczego ów gaz – kiedy nam go trochę ucieknie – robi się taki zimny, że aż pokrywa zapalniczkę szronem? Przecież jeszcze w puszce był ciepły... Dzieje się tak dlatego, że gaz opuszcza układ, jakim jest puszka i gwałtownie się rozpręża; wtedy energia całego układu maleje, a wraz z nim i temperatura. Nie jest to wcale bezużyteczne prawo fizyki, znalazło bowiem zastosowanie w produkcji – uwaga – samochłodzących się puszek na napoje. Działają one w ten sposób, że sprężony gaz natychmiast po otwarciu puszki gwałtownie z niej ucieka i co dalej, już wiemy – temperatura spada. A że nie można ich kupić? Hm, wygląda na to, że lodówka wciąż chłodzi taniej...

gęste ciała, jak ołów. Tak, to wszystko fale elektromagnetyczne! Wracając do naszego życiodajnego Słońca, emituje ono promieniowanie we wszystkich zakresach fal elektromagnetycznych, jednak emisja w zakresie radiowym i, co dla nas ważniejsze, promieniowania roentgenowskiego jest bardzo słaba. Niebezpieczeństwem pozostaje ultrafiolet, który w niewielkich dawkach wywołuje piękną opale-

niznę, zaś w wysokich raka skóry. Życie na naszej planecie chroni przed nim jej atmosfera, a szczególnie ozon – prosty gaz o cząsteczce złożonej z trzech atomów tlenu. Niestety, w dużej mierze z powodu ogromnej produkcji freonu (gazu używanego m.in. w lodówkach, rozkładającego ozon) zaczyna go w ziemskiej atmosferze brakować. Nie bez powodu tak głośno o dziurze ozonowej!



28

22 lutego 2008 | nowy czas

czas na relaks

Porsche zagroził pozwaniem burmistrza Londynu do sądu (w sprawie nałożenia na właścicieli niemieckich samochodów opłaty 25 funtów za wjazd do centrum Londynu), co jest podwójnym atakiem na londyńczyków. Rzecznik Kena Livingstone'a

Z TEKI LICHOTY

nuMeR 1 na śWIecIe

» O ziemniakach rozprawialiśmy ostatnio

manIa GoToWanIa Na znak sympatii lub w dowód miłości kawalerowie wręczali swoim „walentynkom” kwiat ziemniaka– dziś rzecz nie do pomyślenia. Ale wracajmy do Irlandii, której kuchnia to nie tylko ziemniaki, a Irlandia Północna to nie tylko pola uprawne kartofli. W hrabstwie Down, tym najbardziej wysuniętym na wschód ze wszystkich północnoirlandzkich ziem, jest takie wyjątkowe pole. W malowniczej scenerii, skąpane w zieleni znajduje się pole… golfowe. Zresztą nie jedno. W rankingu pól tego typu zajmuje czołową pozycję. Numer jeden na świecie. Raj dla zawodowych golfistów i duża frajda dla amatorów. W letnim sezonie za wejście na ten mistrzowski teren, jeżeli spełniamy wszystkie inne wymogi, wydamy do 175 funtów. Na szczęście poza sezonem ceny spadają o połowę, ale warunki atmosferyczne również. Obok znajduje się inne pole dla mniej zaawansowanych graczy, za znacznie przystępniejszą cenę. Golf może wydawać się nudną grą, aczkolwiek fenomen Tigera Woodsa pozwala się zastanowić nad tym, dlaczego czołowi golfiści są najlepiej opłacanymi sportowcami na świecie. I nie przebiją ich ani wyścigi Formuły 1, ani żadna liga piłki nożnej. Ale wróćmy do tematu. Te słynne i bardzo dobrze utrzymane pola golfowe otoczone są pajęczyną hoteli. O wysokim standardzie. W niektórych z nich można znaleźć prawdziwie uzdrowiskowe ukojenie. Różnego rodzaju zabiegi pielęgnacyjne, masaże, kąpiele błotne i co jeszcze tylko można sobie zamarzyć w tego typu przybytkach. I co najlepsze, owe hotele i okoliczne restauracje oferują przednie posiłki. Prześcigając się w różnorodności dań i ich oryginalności. Oto przykład hotelowego menu. St Tola’s Goats Cheese Parfait, Spiced Pear & Galette Potato, co może znaczyć: wykwintnie podany kozi ser na lokalny sposób z gruszką w orientalnych przyprawach z ziemniaczanym plackiem. Jeżeli bylibyśmy za bardzo onieśmieleni hotelowymi restauracjami z ich wyrafinowaniem i czasami sztywnymi wymogami, np. co do ubioru, to moglibyśmy pokusić się o odwiedzenie okolicznych pubów i restauracji, często rodzinnie prowadzonych od wielu lat. Menu jest tam i bardziej przystępne, i pozycje w nim wyszczególnione łatwiejsze do zrozumienia, choć ceno-

wiele, bo temat ciekawy i jest o czym pogadać. A choćby i o tym, że kwiat ziemniaka uchodził w dawnej Europie za tak romantyczny, jak dzisiaj róża.

wo nie zawsze przyjazne. Tuscan Chicken Supreme with goats cheese, sunblushed tomato & basil on spinach and ricotta tortellini & tomato herb sauce – brzmi interesująco, a znaczy: pierś kurczaka z kozim serem i suszonymi pomidorami z włoskimi uszkami nadziewanymi szpinakiem i serem ricotta w sosie pomidorowym z ziołami. Już te dwa przykłady mogą posłużyć nam za inspirację obiadu lub kolacji. Ale dzisiaj chciałbym zaproponować Państwu coś, co jest i typowo irlandzkie, i łatwe do przygotowania w warunkach domowych, bez potrzeby wychodzenia do restauracji.

ZaPIekanka MoRska Z GRZybaMI Oryginalna nazwa brzmi: Scallop and mushroom pie. Oczywiście jak na irlandzki przepis przystało, nie może zabraknąć i ziemniaków. Przygotowanie tej zapiekanki podobne jest do Cottage pie czy Sheperd’s pie. Zamiast wołowiny albo jagnięciny użyjemy ryby jako głównego składnika. Na cztery porcje potrzebujemy: 4 scallops (po polsku przegrzebki), pół kilo haddocka bez ości i skóry, liść laurowy, sześć ziaren czarnego pieprzu, jedną małą cebulę, 450 ml mleka, 750 g gotowanych ziemniaków (czyli około 1 kg surowych, nieobranych), 65 g masła, sól i pieprz, 100 g grzybów (pieczarki), 25 g mąki, cztery łyżki stołowe wytrawnego sherry, dwie łyżki stołowe śmietany (single cream), posiekaną pietruszkę do przybrania. Zaczynamy od scallops. Jeżeli to konieczne, usuwamy białą część, która znajduje się z boku. Jest ona twarda i niemiła podczas jedzenia. Każdą „skalopkę” kroimy na plastry. Razem z haddokiem wkładamy do średniej wielkości garnka, zalewamy mlekiem (około 325 ml), dodajemy liść laurowy i ziarnisty pieprz. Cebulę pociętą w drobną kostkę też dodajemy do całości i gotujemy delikatnie 10-15 minut. W międzyczasie gotujemy ziemniaki. Do ugotowanych dodajemy 25 g masła i pozostałe mleko. Mleko dodajemy stopniowo, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji ziemniaków duszonych. Doprawiamy do smaku. Odcedzamy owoce morza i rybę, pozostawiając mleczny wywar na później. 25 g masła rozpuszczamy na patelni lub w ron-

dlu i przez dwie minuty smażymy pieczarki. Dodajemy mąkę i gotujemy następną minutę. Zestawiamy z ognia i stopniowo dodajemy mleko (to z gotowania ryby). Następnie doprowadzamy do wrzenia, często mieszając. Na wolnym ogniu trzymamy 2-3 minuty, aż całość się zagęści. Dodajemy alkohol, śmietanę, rybę i „skalopki”. Dobrze mieszamy i doprawiamy solą i pieprzem. Całość wkładamy do żaroodpornego naczynia. Na wierzchu układamy duszone ziemniaki i resztę masła. Pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do 180 C, aż wierzch zbrązowieje. Po wyjęciu posypujemy zieloną pietruszką.

Tradycyjnie zapiekanka była podawana w skalopkowych muszlach, które mają piękny wachlarzowy kształt. Zamiast sherry możemy użyć innego alkoholu albo w ogóle z niego zrezygnować. Podobnie, jeżeli chcemy obniżyć koszty potrawy, możemy zrezygnować z owoców morza i poprzestać tylko na rybie, ale to już nie będzie ta sama potrawa. A może zmienić i dodać więcej przypraw? Życzę smacznego i powodzenia w poszukiwaniu własnego smaku.

absurd tygodnia Palaczom trzeba pomóc w zwalczaniu ich nałogu. Do takiego wniosku doszedł doradca brytyjskiego rządu profesor Julian Le Grand. Znalazł wyjątkowo prostą receptę (podobno najprostsze recepty są najlepsze). W myśl jego pomysłu, który przedłożył ministrowi zdrowia, palacze będą zobowiązani wykupić licencję na zatruwanie swojego organizmu. Takie drobne, kolejne utrudnienie zniechęci, jego zdaniem, niejednego palacza, a od pozostałych, tych najbardziej niereformowalnych, rząd będzie pobierał kolejną opłatę, którą wyda na ich leczenie. Rzeczywiście plan z rodzaju le grand, można go jeszcze rozwijać i urozmaicać. Można na przykład wprowadzić obowiązek dołączenia do takiej licencji rentgenowskiego zdjęcia płuc (niech straszy), można pozbawić palaczy polis ubezpieczeniowych itd. Z drugiej strony, wprowadzenie zakazu palenia w zamkniętych miejscach publicznych też miało zniechęcić. I co? Do palenia wrócili dawni palacze, czuli się nieswojo w pustych biurach.


|31

nowy czas | 22 lutego 2008

ogłoszenia LOCALISATION TESTER (VARIOUS LANGUAGES)

job vacancies POLISH SPEAKING TRANSLATOR Location: PRESTON, LANCASHIRE Hours: 37.5 PER WEEK, MON - FRI, 9-5 Wage: ÂŁ6 AN HOUR Work Pattern: Days Employer: Service Legal Ltd Closing Date: 12/03/2008 Duration: PERMANENT ONLY

Description: Main duties include speaking and dealing with new and existing clients, filling in claim forms. You will be required to deal with our panel of solicitors and translate official and personal documentation. Training for use of our system will be provided. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Sarah Robinson at Service Legal Ltd, Suite 1, Sanderson House, Salter Street, Preston, PR1 1NT. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

Location: BRIGHTON AREA, EAST SUSSEX Hours: 40 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, FLEXIBLE HOURS Wage: MEETS NAT MIN WAGE Work Pattern: Days , Evenings Employer: JET Eastern Link DurationTEMPORARY ONLY

Description Sony Computer Entertainment Europe designs and produces Play Station software titles. There is an immediate vacancy for a localisation tester who is fluent in French, German, Spanish, Dutch, Portuguese, Swedish, Danish, Finnish, Norwegian, or Polish.They will be based in the Brighton area on a 6 month rolling contract. The main duties are: Proof reading and correcting translations provided by external companies for software product; Testing software once localised text has been implemented, and report any bugs found; Doing in-house translations. REQUIREMENTS: You should have: Fluency in languages listed above; Good command of English, both oral and written; Be able to play computer games and have good knowledge of them; Working knowledge of Word, Excel and Access; A good eye for detail; Flexible approach to hours. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Lynne Debbazi at JET Eastern Link, 4 Tunnel

Road, Wavertree, Liverpool, Merseyside, L7 6QD, or to hrliverpool@scee.net. OPERATIONS SUPERVISOR Location: MANCHESTER Hours: 37.5 Wage:ÂŁ25,000 Work Pattern:Days Employer: Forward Prospects (Northern) Limited Closing Date: 14/03/2008 Duration: PERMANENT ONLY

Description: The successful candidate must be able to speak fluent English as well as either Polish, Czech or Russian they will be responsible for receiving and processing European ROAD FREIGHT EXPORT/IMPORT bookings, ensuring that all shipments are handled in accordance with the Companies ISO 9001 programme. The candidate must be a team player, IT literate and have excellent communication skills with the ability to work under pressure to a tight deadline. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Claire Wheeldon at Forward Prospects (Northern) Limited, Riverside, Mountbatten Way, Congleton, Cheshire, CW12 1DY, or to claire@fpgroup.co.uk. INTERNAL SALES COORDINATOR Location: EAST KILBRIDE, GLASGOW,LANARKS

Hours: 37 PER WEEK MONDAY - FRIDAY DAYS Wage: ÂŁ21.000 - ÂŁ22.000 PER ANNUM Work Pattern: Days Duration: PERMANENT ONLY

Description An international manufacturing company based in Lanarkshire are looking for an Internal Sales Coordinator. Polish speaker would be an advantage This Global company who manufactures identification products are looking for candidates who are able to manage customer relationships, sales support and delivery of services to the company's customers. How to apply: For further details please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am - 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is 0845 6055 255. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and ask for job reference EAK/46388. INSTALLATION MANAGER Location: LICHFIELD, STAFFORDSHIRE Hours: FLEXIBLE, SOME EARLY MORNINGS/OVERNIGHT Wage: ÂŁ16,000 Work Pattern: Days Employer: Venture Personnel Closing Date: 01/03/2008 Duration: PERMANENT ONLY

Description: Lichfield based company are looking for an Installation Manager to work closely with Polish fitters. Main duties to include managing fitters, setting but tasks and ensuring they all run smoothly. You will need to be a Polish speaker as you will be required to communicate between the workers and hotels. Will suit someone with strong leadership qualities and who has passion and drive. This role will require extensive travel and early mornings. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01543 268192 or 01543 268192 and asking for Charlotte Taylor. WEEKEND HOUSEKEEPING SUPERVISOR Location: TUNBRIDGE WELLS, KENT Hours: 8 HOURS A DAY 2 DAYS A WEEK

Wage: ÂŁ6.30 PER HOUR Work Pattern: Days , Weekends Employer: Ramada Hotel Employer Ref: Weekend housekeeping supervisor

Duration: PERMANENT ONLY Description: You will be able to communicate effectively with a mulit national team of staff, including Polish, Romanian & English nationalities. You will need to use a computer package to effectively allocate duties.You will take responsibilty for the smooth running of the housekeeping department over the weekend Managing & motivating a team of people to service the hotel's 84 ensuite bedrooms and large public areas ensuring that company standards are met consistantly. Some supervisory experience would be an advantage. Training in the standards and bespoke computer package will be given. You will be required to work both Saturday and Sunday each week. 16 hours maximum per week. Benefits include free use of leisure facilities, pension scheme and discounted hotel breaks. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Rebecca Oxlee at Ramada Hotel, Ramada Tunbridge Wells, Tonbridge Road, Pembury, Tunbridge Wells, TN2 4QL. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. GENERAL OPERATIVE Location: TELFORD, SHROPSHIRE Hours: 40 HOURS PER WEEK, MONDAY FRIDAY 6AM - 2PM OR 2PM -10PM Wage: ÂŁ5.60 PER HOUR Work Pattern: Days , Evenings Employer: La Gente Recruitment Ltd Pension: Pension available Duration: TEMPORARY ONLY

Description: Polish speaking would be an advantage. Previous experience preferred but not essential as full training will be given. Duties would include working on a production line; packing goods and any other duties as required. This is a temporary position for 3 months minimum but could be ongoing. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01244 329321 and asking for Office.

GRPX GR G ']ZRĂ? G

] .RPĂ?UNL S PLQ =DG]ZRÄ” QD

7(5$=

Wybierz 1 aby doladowac konto ÂŁ5. Otrzymasz smsa potwierdzajacego pobranie oplaty. Rozmawiaj godzinami wykorzystujac swoje darmowe minuty.

MX› RG

c! Nowaolksdostepnyi.

k T-T Teraz wniez z Pols jest ro dzwon na Za 69 8 4 97 4 020 8 owiedziec aby d wiecej. sie

S** M /S 5p za i lsk Po D do j Q  \V�D �D SMSu F]]QLMQLM RRGG SR Z\V QXPHUX \ FKF NW�U\ F NW�U HJR KFHV] Z OVNL R QXPHUX QD NLHJ SROV PRx QD

GR ]DF :LDGRPRx ]D :\xOLM ZLD HOOR OR

:\xOLM ZLDGRPRx QD + +HO QS D QS 606D

3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny

2p/min 7p/min 1p/min 2p/min

Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com

To proste‌ Spróbuj teraz!

*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). **Cost per SMS as stated in the advert + standard SMS rate or may be used as part of bundled SMSs, except T-Mobile which may cost more. Type the international mobile number at the start of your message. Total characters should not exceed 160. Your network operator may charge you for excess characters. Disclaimer: We cannot guarantee delivery to the destination. Sufficient credit in T-Talk and mobile accounts is needed. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


32|

22 lutego 2008 | nowy czas

co się dzieje film Odkryć prawdę dokument, 2007 r. reż. Alina Czerniakowska 28 lutego, godz. 19.00 POSK, Sala Malinowa 238-246 King Street, W6 0RF Film dotyczy tematu lustracji, wypowiadają się Jan Olszewski, historyk Leszek Żebrowski, Piotr Gontarczyk – znawca archiwów IPN. Emisji tego filmu odmówiła TVP. Away From Her dramat, 2007 r. reż. Sarah Polley Fiona zapada na ciężką chorobę. Wspólnie z mężem postanawiają, że zamieszka w domu opieki. Panuje tam zasada, że przez pierwszy miesiąc pensjonariusze nie przyjmują gości, para rozstaje się pierwszy raz od ponad 40 lat. All the Boys Love Mandy Lane horror, 2007 r. reż. Jonathan Levine Mandy jest piękną i seksowną licealistką. Podczas imprezy w domu jednego z jej kolegów okazuje się, że kolejni jej uczestnicy znikają w tajemniczych okolicznościach. Annie Leibovitz: Life Through A Lens dokument, 2007 r. reż. Barbara Leibovitz 23 lutego, godz. 16.30, 18.30, 20.45 ICA Cinema 1&2 Nash House, The Mall, SW1Y 5AH Film dokumentalny o słynnej portrecistce w reżyserii jej siostry. River Queen dramat, 2005 r. reż. Vincent Ward

Emigrantka z Irlandii Sarah O'Brien zostaje uwikłana w walkę między europejskimi osadnikami a Maorysami zamieszkującymi przejmowane przez nich ziemie.

238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5

The Darjeeling Limited 24 lutego, godz. 18.25 Prince Charles Cinema 7 Leicester Place, W2CH 7BY www.princecharlescinema.com Bilety: £5 The Sleeping Child dramat, 2005 r. reż. Yasmine Kassari 28 lutego, godz. 19.00 Ritzy Cinema Coldharbour Lane, SW2 1JG Bilety: £6.50 Maroko, mąż porzuca swą młodą żonę w noc poślubną. Ta jednak spodziewa się dziecka. Czy całe życie będzie musiała spędzić samotnie, uwięziona w świecie surowych praw Szariatu?

muzyka Tede 22 luty, godz. 21.00-4.00 The Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Road, E1 1EW Bilety: £13 (przedsprzedaż) na www.ticketweb.co.uk, www.hip-hop.pl Rapuje od wczesnych lat 90., współpracował m.in. z Numerem Raz – Warszafski Deszcz, DJ 600V, Abra Dabem, grupą Sistars. Po koncercie: after party. Anita Wardell i jej zespół 23 lutego, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK

Uważana jest przez krytyków za jedną z najbardziej znaczących brytyjskich wokalistek jazzowych. Laureatka nagrody BBC Jazz Awards dla osobowości jazzowej roku. Wystąpi z pianistą Robinem Asplandem, basistą Jeremy Brownem oraz perkusistą Stevem Brownem. Eva Becla zaprasza: Teatr Buffo – Tangata Quintet i Krzysztof Jakowicz 23 lutego, godz. 19.00 24 lutego, godz. 16.00 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £15/£18, rezerwacja pod nr tel. 07788 410122 www.evabecla.com Pokaz tanga w wykonaniu pary tanecznej Anny Iberszer i Piotra Wodniaka. Pierwszą część spektaklu poświęcono Piazzoli, drugą najpiękniejszym polskim tangom Jerzego Petersburskiego, Władysława Szpilmana, Zygmunta Krasińskiego, Henryka Warsa.

rozdaje bilety Po 5 wejściówek na:

AbradAb i Maleńczuk and his Pocket Band Aby wygrać zaproszenie na interesującą Cię imprezę, wyślij SMS na numer 87070 o treści: NC NAZWA IMPREZY (w zależności od tego, którą jesteś zainteresowany). Bilety do wygrania również na stronie internetowej

www.nowyczas.co.uk Konkursy będą rozwiązywane na trzy dni przed datą wydarzenia. Koszt wysłania SMS to £1,50 + standardowa stawka operatora

BBC Symphony Orchestra. Jiri Belohlavek 28 lutego, godz. 19.30 Barbican Centre Silk Street, EC2Y 8DS Rezerwacja: 020 7638 8891, www.barbican.org.uk Bilety: £8 – £24 Brytyjska premiera symfonii No.8 – „Lieder der Verganglichkeit“, którą Orkiestra BBC zagra z okazji 75. urodzin kompozytora. Koncert uzupełni Symfonia No. 4 Brahmsa.

26 lutego, godz. 20.30 Lord Rookwood, 314 Cannhall Rd, E11 3NN Bilety: £4 Bengalczyk z pochodzenia, pianista Zoe Rahman inspiruje się muzyką z kraju swoich przodków. Zagra również utwory Herbie Nicholsa, Keitha Jarretta, Theloniousa Monka. Wystąpią z nim Ollie Hayhurst (kontrabas) i Gene Calderazzo (perkusja).

Adam Bishop Quartet 28 lutego, godz. 20.00 Spice Of Life, 6 Moor Street, W1D 5NA Bilety: £8 Saksofonista poprowadzi swój kwartet przez jazzowe standardy.

23 lutego, 19.30-22.00 St. Gertrud’s Church Hall, 1 Debnams Rd. SE16 2BB Wstęp wolny! Wieczór organizuje polsko-brytyjskie małżeństwo. Będzie okazją do spotkania się z Polakami mieszkającymi w Bermondsey lub Southwark. Muzyka na gitarze na żywo oraz przekąski i napoje.

już wkrótce

Pompeo Batoni 1708-1787 National Gallery, Trafalgar Square, WC2N 5DN Codziennie: 10.00-18.00, w środę do 21.00 Bilety: £8 Pompeo Batoni był włoskim malarzem przełomu baroku i klasycyzmu. Naśladowca Rafaela.

Bumbershoot Studio 255-259 Commercial Road, E1 2BT 1 marca, godz. 19.00 Swoje prace wystawiają: Paweł Piątek (www.franko.tox.pl), Wiktor Franko, Michał Kulczyński, Piotr Ścigalski, Kinga Szczersza.

Modern Painters: The Camden Town Group Tate Britain, Millbank, SW1P 4RG Codziennie 10.00-17.50 Bilety: £9 Londyn, początek XX wieku – grupa artystów z Camden Town wprowadziła do Wielkiej Brytanii post-impresjonizm. Ich malarstwo utrwaliło życie ówczesnego Londynu.

teatr Hampstead Theatre, Eton Avenue, NW3 3EX Bilety: £13-£22 „Trzy siostry” Czechowa przeniesione do powojennego Liverpoolu. Dorota Masłowska w Soho Theatre A Couple of Poor, Polish-Speaking Romanians 28 luty-29 marzec Soho Theatre 21 Dean Street, W1D 3NE Bilety: £10 Rezerwacja: 08704296883 lub przez internet: www.purchase.tickets.com Krótki, pełen humoru i niekończących się gagów dramat. Dwoje przesympatycznych bohaterów udaje się w podróż życia po Polsce udając Rumunów.

Brian Kelly 27 lutego, godz. 19.30 The Magpie's Nest at Old Queen's Head, 44 Essex Road, N1 8LN Bilety: £6 Jeden z najlepszych w Londynie muzyków specjalizujących się w grze na banjo wystąpi z repertuarem folkowej muzyki Irlandii. Ponadto: Open Mic – możliwość występu dla każdego.

Wieczorek z gitarą

Spring and Water

3 Sisters on Hope Street 24 lutego, godz. 20.00 Ritzy Café, Coldharbour Lane, SW2 1JG Wstęp wolny! Piosenkarka i gitarzystka, której głos stworzony jest do śpiewania muzyki soul. Porównywana do Sade.

imprezy

wystawy

Charlene Soraia

Zoe Rahman Trio

nowy czas

Krzysztof Penderecki – Symfonia No.8

Cherry Orchard Lion and Unicorn Theatre, 42-44 Gaisford Street, NW5 2ED Wt-sb, godz. 19.30, nd. godz. 18.00 Bilety: £10 Adaptacja „Wiśniowego sadu” Czechowa. The Merchant of Venice Greenwich Playhouse, Greenwich Station Forecourt, 189 Greenwich High Rd, SE10 8JA Wt-sb. godz. 19.30, nd. godz. 16.00 Bilety: £12 Fabuła komedii Szekspira „Kupiec wenecki” dotyczy pewnego Żyda, który pada ofiarą własnej chciwości…

Kiermasz książek 2 marca, w godz. 11.00-18.00 POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Biblioteka ośrodka zaprasza na kiermasz dubletów krajowych i emigracyjnych. Większość książek w cenie £1,50. Teatr Syrena zaprasza: „Madejowe Łoże” 1 i 8 marca, godz. 16.00 2 i 9 marca, godz. 13.00 i 16.00 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Informacje pod nr tel.: 07770765983 MegaYoga zaprasza: AbradAb i goście 9 marca, godz. 19.00 Klub Cargo, 83 Rivington Street, EC2A 3AY Bilety: £12 (przedsprzedaż) £15 (w dniu koncertu) Gośćmi AbradAba będą: Gutek (Indios Bravos), Joka (Kaliber 44) i dj.Bart (Mad Crew). Buch zaprasza: Mr Maleńczuk & his Pocket Band 16 marca, klub Cargo, 83 Rivington Street, EC2 3AY Bilety: 15£ / 18£ Pocket Band tworzą: Antoni„Ziut” Gralak na trąbce i Jakub Leonard Rutkowski na perkusji.


|

nowy czas | 22 lutego 2008

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk

piłKa noŻna

LiGa GRecKa

bieg na przełaj

Udany debiut Żurawskiego Marcin Frączak O takim debiucie pomarzyć może każdy piłkarz. W pierwszym meczu w barwach greckiej Larisy, Maciej Żurawski strzelił gola, który okazał się na wagę zwycięstwa i trzech punktów. Popularny „Żuraw”, który debiut w nowych barwach miał wręcz wymarzony, do Larisy trafił niedawno za pół miliona funtów z Celtiku Glasgow. W tym ostatnim od dłuższego czasu nie tyle grzał ławę, co się na niej niekiedy nawet nie mieścił. Nie raz, czy dwa zdarzało się, że lądował na trybunach. W ostatniej kolejce ligi greckiej na potknięciu AEK skorzystał inny Polak, a mianowicie Michał Żewłakow, którego Olympiakos, po tym jak pokonał 4:0 Panonios, przesunął się na fotel wicelidera. Zresztą jeśli chodzi o polskie inklinacje, to Larisa wychodzi na nich całkiem dobrze. W sezonie 1987/1988 zespół ten jedyny raz w swojej historii sięgnął po mistrzostwo Grecji, a trenerem tej drużyny był wtedy nie kto inny jak Jacek Gmoch, były selekcjoner reprezentacji Polski. – To świetny początek. Mówiłem kiedyś, że „Żuraw to killer pola karnego!” I to się sprawdziło. Maciek może być wybawcą tej drużyny, bo ten zespół będzie na niego pracował, dzięki cze-

Były reprezentant Polski, obecnie występujący w Koronie Kielce Piotr Świerczewski jest bliski przejścia do Groclinu Dyskobolii Grodzisk, w którym występował w ubiegłym sezonie.

mu Żuraw może zdobyć sporo bramek. Miał im pomóc przełamać się, bo do tej pory ciągle im czegoś brakowało. Larisa wcześniej zremisowała sporo spotkań, przez długi okres nie potrafiła zwyciężyć. Jak tylko przyszedł Maciek od razu wygrali i to z nie byle kim, z wiceliderem ligi greckiej, z samym AEK Ateny - powiedział Gmoch. Żurawski szkocki Celtik opuścił z jednego powodu. Chciał stale grać, bowiem tylko pod warunkiem regularnych występów w lidze ma szanse pojechać na Euro 2008, co w kontekście grzania ławy w Celtiku było niemal wykluczone. Po wielu perturbacjach w końcu pojawiła się realna szansa na poprawę sytuacji i nasz reprezentacyjny napastnik zamierza ją w pełni wykorzystać. – W Larisie Maciek będzie grał w pierwszym składzie, więc nie będzie brakowało mu ogrania. Jeśli tylko spełni oczekiwania, może zostać nawet gwiazdą tamtejszej ligi. A grecka liga jest na pewno lepsza od polskiej, a nawet szkockiej. W Szkocji grają dwie drużyny, a tu jest sporo ciekawych piłkarzy. Greckie zespoły grają w Lidze Mistrzów i Pucharze UEFA, więc kupują prawdziwe gwiazdy. Poza tym trener Otto Rehhagel buduje młodą drużynę narodową, która już teraz prezentuje się świetnie – zakończył Gmoch.

Wydział Gier PZPN podjął de-

cyzję w sprawie umowy Łukasza Garguły z GKS Bełchatów. Decyzja jest korzystna dla zespołu wicemistrza Polski, bowiem WG PZPN uznał, że w aktualnie obowiązującej umowie nie ma zapisu dotyczącego kwoty odstępnego. Wkręt-Met Domex AZS Częstochowa wygrał z Noliko Maaseik 3:1 (26:24, 18:25, 26:24, 25:23) w rewanżowym meczu Pucharu CEV siatkarzy, jednak nie awansował do Final Four, bowiem przegrał tzw. „złotego seta” 17:19. Pierwszy mecz wygrało Noliko 3:1 Rekordzistka świata w skoku o tyczce, Rosjanka Jelena Isinbajewa, która w środowym mityngu Pedro's Cup Bydgoszcz 2008 zajęła ex aequo drugie miejsce z Moniką Pyrek, jako pierwsza zadeklarowała udział w następnych zawodach w hali „Łuczniczka”.

WeeKenDoWe typy piłKaRsKie Sobotnie oraz niedzielne rezultaty pierwszej ligi szkockiej przebiegły zgodnie z naszym planem. Przez co staliśmy się bogatsi o 56 funtów, tym samym zwiększyliśmy swój stan posiadania do 296 funtów. Pozostańmy więc wierni tej lidze dokooptowując do niej poszczególne mecze angielskiej ekstraklasy. Oto kolejne prognozy weekendowe:

gwarantującą udział w przyszłorocznym pucharze UEFA. Drużyna straciła w dodatku swą główną ostoję, bramkarza Grzegorza Szamotulskiego, dzięki któremu na własnych śmieciach gospodarze stracili zaledwie kilka goli. Innemu naszemu rodakowi Arkadiuszowi Załusce, będzie niezwykle trudno utrzymać ten poziom.

Opcja nr. 1– zakład pojedynczy Dundee United – Falkirk typ. 2 sobota 15.00 kurs 10/3 bukmacher: Bedfred

Opcja nr. 2 – zakład potrójny Birmingham – Arsenal typ.2 sobota.15.00 kurs 1/2 Liverpool – Midlesbrough typ. 1 sobota 15.00 kurs 4/9 Newcastle – Manchester United typ.2 sobota 17.15 kurs 1/2 bukmacher: Ladbrokers

Propozycja na pierwszy rzut oka bardzo ryzykowna. Jednak jeśli przyjrzymy się temu dokładniej wygląda całkiem logicznie. Goście z Falkirk potrafią grać przeciwko Dundee United. Nie raz już to zresztą udowodnili np. schodząc zwycięsko do szatni w ciągu ostatnich pięciu potyczek aż czterokrotnie. Trawa na Tannadice widocznie chłopcom Johna Hugesa dobrze służy. Tym bardziej oznaki zwyżki formy w postaci rozgromienia 4:0 St. Mirren jasno pokazują, iż ambicje ekipy sięgają pozycji w pierwszej szóstce tabeli, o które walczy kilka zespołów min. najbliższy ligowy przeciwnik. Zawodnicy Dundee United co prawda znajdują się nieco wyżej w tabeli, dzierżąc w niej czwarte miejsce. Jednak ostatnie dwa remisy, po 1:1 z Hibernian (wyjazd) i Invernees (dom) wykazały coraz mniejsze szanse na bycie „trzecią siłą” w szkockiej Premiership

„Młode Strzelby” Arsene Wengera stoją przed niebywałą okazją zdobycia mistrzostwa kraju. Wiadomo już, że plany sięgnięcia po trofeum w Pucharze Anglii czy Carling Cup spaliły na panewce po sromotnej porażce 0:3 z „Czerwonymi Diabłami” oraz 1:5 z Tottenhamem. Champions Leauge będzie dla nich raczej twierdzą nie do zdobycia. Tak więc pozostało im wyłącznie skupić się i zebrać wszystkie swe umiejętności oraz siły na utrzymanie pozycji lidera do końca tych rozgrywek. Sobotni oponent z przemysłowego miasta jest jak najbardziej do pokonania. Co prawda kontuzje osłabiły „Kanonierów” (Robina van Persie i Tomasa Rosickiego). Mają oni jednak godnych następców, dlatego też pomimo ogromnej determinacji piłkarzy Birmingham w pozostaniu

w czołówce, powinni zgarnąć kolejne trzy punkty, tym bardziej że w drużynie gospodarzy nie zagra kontuzjowany Quedrue. Podopieczni Rafaela Beniteza muszą koniecznie obudzić się z zimowego letargu, by nie przegapić przystanku do Ligi Mistrzów. Pierwsze oznaki już widać, gdyż od dwóch spotkań w lidze zachowują czyste konto, do czego przyzwyczajeni zostaliśmy w poprzednim sezonie. Także ofensywne trio Fernando Torres, Dict Kyut i Steven Gerrard spisuje się coraz lepiej. Obrona gości z pewnością nie stanowi solidnego muru (38 straconych goli), zaś brak w kadrze najlepszego snajpera Turka Sanli spowoduje, brak właściwego uderzenia piłkarzy Garetha Soughate, których po ponad miesięcznej dobrej passie powinna spotkać porażka. Gracze z Old Trafford jadą na północ kraju po ważne trzy punkty w wyścigu o fotel lidera Premiership. Współczuję nowemu trenerowi „Srok” Kevinowi Keeganowi, który będzie musiał znowu przełknąć gorycz porażki przed własną publicznością. Jest to stracony sezon dla graczy z Newcastle. Pamiętając niedawną klęskę 0:6 w „Czerwonym Kotle” przygotują się należycie do batalii. Szczególnie ex-zawodnicy Alan Smith i Nicky Butt, lecz strata dwóch najlepszych ogniw zespołu, bramkarza Shaya Givena oraz napastnika Obafemi Martinsa jest zbyt duża. Żarty zaś się skończyły, trzeba ścigać stołeczny Arsenal.

Grzegorz ostrożański

Mistrzowie Polski, hokeiści Wojasa Podhala Nowy Targ, pokonali w czwartym meczu I rundy play-off Stoczniowca Gdańsk 2:0 i w serii do trzech wygranych doprowadzili do remisu 2-2. Decydujący o awansie mecz odbędzie się w Gdańsku. W rewanżowym meczu

ćwierćfinału Challenge Cup siatkarzy Mlekpol AZS Olsztyn przegrał z Cimone Modena 2:3 (19:25, 25:19, 20:25, 25:19, 4:15). Pierwsze spotkanie wygrał zespół z Modeny 3:1 i awansował do Final Four. W pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowym piłkarskiego Pucharu Ekstraklasy broniący trofeum Groclin Dyskobolia Grodzisk Wlkp. zremisował na własnym boisku z Odrą Wodzisław 2:2 (0:2). W najciekawszym spotkaniu

21. kolejki ekstraklasy koszykarek lider - Lotos PKO BP Gdynia pokonał w Rybniku beniaminka Utex ROW 69:58. Gdynianki odniosły 20. wygraną z rzędu i z kompletem punktów prowadzą w tabeli Ford Germaz Ekstraklasy. 19-letni obrońca z RPA, Mario Booysen, wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie zagra w Legii Warszawa. Przebywający na zgrupowaniu w Turcji piłkarze Wisły Płock przegrali sparingowy mecz z ukraińskim Kriwbasem Krzywy Róg 2:3.


|

sport

bieg na przełaj Prezes PZN i były trener reprezentacji, Apoloniusz Tajner liczy na bardzo wysokie miejsce Adama Małysza na zbliżających się mistrzostwach świata w lotach narciarskich, w niemieckim Oberstdorfie. Twierdzi, że przy odrobinie szczęścia nasz skoczek jest nawet w stanie stanąć na podium. Mistrz świata z 2005 roku,

Belg Tom Boonen (Quick Step) wygrał drugi etap wyścigu kolarskiego Tour of California, z Santa Rosa do Sacramento (187 km). Na pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej awansował Amerykanin Tyler Farrar (Slipstream-Chipotle), który wyprzedza dotychczasowego lidera, innego mistrza świata, ale w jeździe indywidualnej na czas (2006), Szwajcara Fabiana Cancellarę (CSC). Amerykanka Lindsay Vonn uzyskała najlepszy czas 1.46,54 podczas pierwszego treningu przed piątkowym zjazdem alpejskiego Pucharu Świata w kanadyjskim Whistler. Na tej trasie w 2010 roku będzie się toczyć rywalizacja o olimpijskie medale podczas igrzysk w Vancouver. Najlepsza drużyna sezonu zasadniczego ligi NBA, Boston Celtics, doznała 10. porażki w sezonie. Tym razem "Celtowie" ulegli na wyjeździe Denver Nuggets 118:124. Tomasz Frankowski podpisał roczny kontrakt z opcją przedłużenia o cztery lata z klubem MLS Chicago Fire. Maciej Lampe był najlepszym koszykarzem Chimki Moskwa w zwycięskim meczu 1/16 finału Pucharu ULEB z niemieckim zespołem 99'ers Kolonia. W Kolonii zespół Chimki wygrał 91:72, a Polak uzyskał 23 punkty i miał 5 zbiórek. Siatkarze Resovii po świet-

nym spotkaniu awansowali do Final Four Challenge Cup, pokonując Ortec Rotterdam 3:0, a w złotym secie 18:16! Koszykarze PGE Turowa

Zgorzelec zremisowali z mistrzem Czech CEZ Nymburk 61:61 (12:19, 9:15, 20:12, 20:15) w wyjazdowym meczu 1/16 finału Pucharu ULEB. Mecz rewanżowy odbędzie się 26 lutego w Libercu (Czechy). W swoim ostatnim meczu

przed wznowieniem rozgrywek Orange Ekstraklasy Legia Warszawa przegrała z GKS Katowice 0:1 (0:1).

22 lutego 2008 | nowy czas

Robert Kubica i Nick Heidfeld z BMW Sauber testowali bolidy Formuły 1 na torze w Walencji. Mimo niezbyt korzystnych warunków udało im się przeprowadzić pełną symulację wyścigu.

piłKa nOźna

Murray w elicie

GwiazDy premier leaGue

Wisła w Koronie Daniel Kowalski

Taka próba już w premierze wiele może wyjaśnić. Kielce to dla bezkonkurencyjnej jesienią Wisły jeden z trudniejszych odcinków w drodze po rekordową serię zwycięstw i planowane szybkie złoto. Jeśli i tam nie da się jej zatrzymać, to mistrzowski tytuł już praktycznie będzie przesądzony. Trudno bowiem założyć, że wiosną jakikolwiek konkurent ogra wszystkich, a Wisła posieje kilkanaście punktów podczas, gdy straciła dotąd raptem cztery. Stadionu w Kielcach jeszcze bez szwanku nie przebrnęła, ale nigdy nie zjeżdżała rozpędzona tak, jak teraz. Niepokonana od 19 spotkań na gazie 10 kolejnych zwycięstw, chcąc dodatkowo zwiększyć swą moc, sprowadziła duet reprezentantów, który doskonale wie, jak przez barykadę Korony się przebić. W ub. sezonie gol Łobodzińskiego przesądził o zwycięstwie Zagłębia w Kielcach (2-1), a trafienie Matusiaka o porażce Korony w Bełchatowie (2-3). Wracającego do naszej ligi bramkarza Kowalewskiego już na wejściu czeka więc ogniowa próba. Tym bardziej, że prócz wspomnianej pary przeciw sobie miał bę-

dzie najskuteczniejszy jesienią duet w lidze Zieńczuk-Brożek. Ten drugi już w sierpniu ustrzelił na Koronie dublet. Wszystkim wymienionym marzy się wyjazd na finały Euro, co od razu zechcą potwierdzić. Chętnych jest zresztą wielu, a Beenhakker już nie raz pokazał, że przed nikim drogi nie zamyka. To istotne, bo być może przynajmniej u niektórych wymusi wzrost umiejętności z pożytkiem dla poziomu ligi. Głównie na to liczą klubowi trenerzy, bo prócz wartościowych wzmocnień Wisły i Korony na zimowym rynku transferowym – nędza. Widać do włodarzy innych klubów wciąż nie dotarło, że najlepszym okresem do kadrowych roszad jest właśnie zima, bo wiosną można zgrać zespół i serio przygotować się do europejskich pucharów. W większości normą są pozory i puste deklaracje odkładane w czasie. W Legii uznano, że nie tylko zbędne są wzmocnienia, ale wręcz można się osłabić i oddać do Szwajcarii przydatnego, jak pokazał mecz z Finami, Grosickiego. Zespół ponoć i tak jest na tyle mocny, że nie tylko spokojnie obroni drugie miejsce, ale zamierza z pasją gonić Wisłę. Ile w tym prawdy częściowo już pokaże wyprawa do Grodziska. Groclin już nie raz rzucał legionistom kłody pod nogi. Jesienią usunął je sędzia, ale trudno znów na to liczyć. Chcąc już na wejściu nie spalić planu, Legia musi wygrać, a w Grodzisku w minionych 5 latach tylko raz zdołała. Teraz wbrew pozorom też może być niełatwo, bo niedoce-

niany wciąż Groclin nie przypadkiem w ostatnich 23 meczach u siebie przegrał ledwie raz. Mecz sąsiadów z tabeli ważny będzie dla lechitów. Sporo mogą zyskać, ale muszą wygrać. A grunt jest przychylny. Z Górnikiem ostatnio 7 razy z rzędu sobie poradzili, a z Zabrza w minionych 14 latach tylko raz wyjechali bez punktu. Jednak niczego to nie przesądza, bo Górnik planuje dalszą progresję. Póki jednak swą dyspozycję pokaże czołówka, wiosnę zainauguruje mecz w Łodzi. Ważny zwłaszcza dla ŁKS-u, który liczy na ucieczkę ze spadkowej strefy. By było to realne trzeba ruszyć zwycięstwem. Droga jest przetarta, bo z Jagą u siebie łodzianie nie przegrali od 19 lat! ale bez gwarancji, że wciąż jest przejezdna. Pod silną presją tradycji będzie Cracovia. Z Polonią nie wygrała od 47 lat! a u siebie aż od 55!!! Jeśli tak przewlekłej alergii nie wyleczy teraz, to kiedy? W innych meczach zaprezentuje się zdegradowany już tercet walczący wiosną jedynie o rozmiary zasłużonej kary. W Lubinie zmierzy się najlepszy, o zgrozo, duet sprzed roku. W Łodzi Widzew spróbuje po raz pierwszy od ponad 7 lat pokonać Odrę, a Ruch po 16 podbić sąsiedni Sosnowiec. Karny aspekt znacząco wypaczy wiosenną rywalizację, ale winni musieli ponieść konsekwencje. Szkoda tylko, że tak późno. Ważne tylko by od nowego sezonu wszystko wyczyścić, bo zdezorganizowanie trzeciego z rzędu sezonu byłoby dla ligi zabójcze.

Niedzielny sukces we francuskim Marsielle Andy Murraya stanowi sygnał powrotu do najlepszych. Zresztą typ kortu (nawierzchnia twarda w hali) są ulubionym przez niego miejscem występów. Osiąga na nich najlepsze wyniki – 12-3 (80 proc.) w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Zaś w całej swej profesjonalnej karierze uzyskał ponad 76 proc. skuteczność, 36-11. Dzięki finałowemu zwycięstwu 6:3, 6:4 nad Mario Anciciem znalazł się z powrotem w czołowej „dziesiątce rakiet” na świecie. Stał się zarazem pierwszym tenisistą w obecnym roku, który ma już dwa singlowe sukcesy na koncie. Szkocki młodzieniec, który poprzednio zszedł z kortu pokonany przez chorwackiego „wieżowca”, tym razem w ósmym gemie zdołał przełamać serwis przeciwnika wychodząc na prowadzenie 5-3. Przy własnym kończącym pierwszego seta podaniu, aż pięciokrotnie zdołał obronić break point. Warto zauważyć, że nie rzucał rakietą. Widać treningi opanowania emocji przynoszą efekty. Pomimo to rudzielec z Wysp gra nadal nierówno. Szczególnie w drugim secie, kiedy przegrywając 1:3 zdołał się podnieść i pod rząd zdobyć pięć gemów na własny rachunek. Cóż, na pewno taki „styl” gry uatrakcyjnia tenisowy spektakl, przez co 21-letniego Murraya uwielbiają kibice tenisa. Szacunek i uznanie wśród kibiców tej dyscypliny zdobył w zeszły weekend nastolatek z Japonii Kel Nikishori. Brnący przez kwalifikacje do głównego turnieju chłopiec z kraju „kwitnącej wiśni” w drodze po nieoczekiwany sukces pokonał całą gamę amerykańskich tenisistów z samą gwiazdą imprezy na czele, Jamesem Blake (6:3 1:6 4:6)

Grzegorz Ostrożański

crew carD 5-a-siDe pOlish leaGue

Zarząd rozdzielił funkcje Już tylko godziny dzielą nas od inauguracji kolejnego sezonu londyńskiej ligi piątek piłkarskich. Tytułu mistrzowskiego broni „piątka” Inko Team. O szczegółach rozpoczęcia ligi pisaliśmy już tydzień temu, dziś kilka dodatkowych informacji. Dla wielu zawodników jedną z najważniejszych kwestii są nagrody. Te w pierwszej lidze zostaną ustalone przez Zarząd ligi już w ciągu najbliższych trzech tygodni. Na drugim i trzecim froncie oprócz pamiątkowych statuetek rozdawane będą medale. Przed sezonem Zarząd Ligi rozdzielił funkcje. Prezesem ligi został Sylwester Jedynak (Scyzoryki), który odpowiedzialny będzie za marketing. Finansami zajmie się Piotr Zacharski (Piątka Bronka), a dyscypliną oraz

statystykami Marcin Sygnarowicz (Olimpia). Pieczę nad sędziami objął Tomasz Cisak (Sajdersi). Z mediami kontaktował sie będzie głównie Krzysztof Wiciak (Inko Team), a o kontakty z zespołami zadba Robert Zalewski (FC Polska). Na ostatnim posiedzeniu przyjęto nowy regulamin. O szczegółach poinformujemy w najbliższym numerze. – W nadchodzącyn sezonie moim największym faworytem jest Księgarnia Font – powiedział nam Krzysztof Wiciak. – W walce o mistrzowski tytuł liczyć się będzie również aktualny mistrz oraz „piątka” Scyzoryków, która może zostać czarnym koniem rozgrywek.

Daniel Kowalski

Tytułu mistrzowskiego broni „piątka” Inko Team


|

nowy czas | 22 lutego 2008

sport

Tomasz Sikora zdobył złoty medal w biegu na 20 km biathlonowych mistrzostw Europy, które rozpoczęły się w Nowym Meście na Morawach.

PIŁKA NOŻNA

RADOSŁAW MATuSIAK

bieg na przełaj

Nie będę się skarżył W sobotę w spotkaniu sparingowym krakowska Wisła pokonała 2:0 Polonię Bytom. Pierwszego gola dla „Białej Gwiazdy” strzelił Radosław Matusiak, 26-letni napastnik reprezentacji Polski, który na początku lutego został wypożyczony do końca rundy wiosennej z holenderskiego Heerenveen.

– Cały czas idzie do góry. Coraz lepiej rozumiem się z kolegami z drużyny. Myślę, że wiosną nie powinno być źle. Potwierdzeniem mojej coraz lepszej dyspozycji jest choćby gol w meczu przeciwko Polonii Bytom.

– Wisła myśli o grze w Lidze Mistrzów, pan tymczasem został wypożyczony tylko na rundę wiosenną. Myśli Pan o związaniu się z Wisłą na dłużej?

– Trener Maciej Skorża mówił, że już za kilka tygodni powinien osiągnąć pan optymalną dyspozycję. Jak Pan to skomentuje?

– Cieszę się, że szkoleniowiec tak pozytywnie się o mnie wypowiada. Wal-

Oddala się perspektywa roz-

wiązania sporu między Polsatem a TVP w sprawie praw telewizyjnych do meczów tegorocznych piłkarskich mistrzostw Europy. Polsat uważa umowę o sprzedaży TVP sublicencji za zawartą i oczekuje na pierwszą ratę pieniędzy, a telewizja publiczna twierdzi, że do zawarcia umowy nie doszło.

– Pan, Paweł Brożek, Niedzielan, Paulista, walczycie o grę w ataku Wisły. Tyle, że miejsca są tylko dwa!

– Jak Pan ocenia swoją dyspozycję na kilka dni przed rozpoczęciem rundy rewanżowej?

– Bez kłopotów, tak jak należy. W pierwszej połowie Paweł grał jako cofnięty napastnik, w drugiej zamieniliśmy się pozycjami i to ja zagrałem trochę z tyłu. Strzeliliśmy obaj po bramce, więc jest dobrze. Razem byliśmy przez pewien czas w ŁKS Łódź, a więc to nie jest tak, że trenujemy, czy znamy się od niedawna. Sporą część zawodników Wisły znałem wcześniej ze zgrupowań kadry reprezentacji Polski, z aklimatyzacją w nowym klubie nie było więc problemów.

kołajki) zdobył srebrny medal bojerowych mistrzostw świata w klasie DN, które Polska zorganizowała w Czechach, na jeziorze Lipno. Tytuł obronił Amerykanin Matt Struble, a trzecie miejsce zajął mistrz Europy Niemiec Andreas Bock.

czymy o mistrzostwo Polski i do Wisły przyszedłem nie tylko po to, aby się odbudować, ale też po to aby pomóc w realizacji tego celu. Jeszcze nie jestem w optymalnej formie, myślę jednak, podobnie jak trener Skorża, że za kilka tygodni będę prezentował się znacznie lepiej.

– O grę w ataku walczy jeszcze Rafał Bogucki. Konkurencja jest duża, ale kluby które chcą coś osiągnąć muszą mieć szeroką, wyrównaną kadrę. Zespoły z silnych lig posiadają kadrę złożoną z trzydziestu zawodników, z których dziesięciu co tydzień podczas kolejki ligowej musi usiąść na trybunach. Każdy z nas chce grać, rywalizacja jednak toczy się na zdrowych, sportowych zasadach. Szeroka kadra, to może być wiosną poważny nasz atut.

– Zagrał Pan w tym spotkaniu, w ataku z Pawłem Brożkiem. Jak układała się współpraca?

Łukasz Zakrzewski (MKŻ Mi-

W wieku 73 lat zmarł w Warszawie Stanisław Swatowski, czterystumetrowiec Wunderteamu, dwukrotny olimpijczyk igrzysk w Rzymie (1960) i Tokio (1964), trzykrotny uczestnik lekkoatletycznych mistrzostw Europy w latach 1954, 1958 i 1962, 16-krotny mistrz i 27-krotny rekordzista Polski. Rozstawiony z numerem pierwszym Hiszpan Rafael Nadal pokonał Rosjanina Dmitrija Tursunowa 6:4, 6:4 w pierwszej rundzie halowego turnieju tenisowego ATP w Rotterdamie (pula nagród 824 tys. euro).

– Nie jest to wykluczone. Tyle, że to nie do końca zależy ode mnie. Klub z Holandii, z którego zostałem wypożyczony, będzie też w tej sprawie miał sporo do powiedzenia.

Joanna Majdan (AKS Hetman

Politechnika Koszalińska) z dorobkiem 6 pkt prowadzi w 60. szachowych mistrzostwach Polski kobiet, które odbywają się w Krakowie. W szódmej rundzie Majdan pokonała Jolantę Zawadzką (Polonia Wrocław).

– Po roku wrócił Pan do Polski, po tym jak z GKS Bełchatów przeszedł pan do Palermo. Czy gdyby jeszcze raz Pan mógł decydować, to zdecydowałby się na Seria A?

– Na pewno wyjechałbym z Polski, bo bardzo chciałem spróbować sił w innym otoczeniu. Tylko nie byłyby to już Włochy. Zdecydowałbym się na Anglię lub Hiszpanię. – W mediach pojawiały się informacje, że interesowała się Panem też Legia. Dlaczego akurat wybrał Pan Wisłę, a nie Legię?

– Ja osobiście z Legią nigdy nie prowadziłem rozmów. Może w moim imieniu prowadzili tego typu rozmo-

Polacy za granicą Błaszczykowskiemu, który miał już zagrać w brawach Borussi, odnowiła się kontuzja. Żurawski z powodu strajku w Grecji spóźnił się z powrotem z Polski i kolejny mecz Larissy zaczął na ławce rezerwowych. Ostatecznie zagrał tylko 22 minuty. W Bundeslidze całe mecze zagrali Wichniarek i Zdebel. 23 minuty grał Mięciel. W Austrii cały mecz zaliczyli Bąk, Ledwoń i Rząsa (dostał „czerwoną kartkę”). W Belgii Wasilewski i Żewłakow dostali po kartce żółtej. Taki sam kartonik zobaczył Kaźmierczak z Porto. W Auxerre wszedł na boisko w 73 minucie Jeleń (wygrana 1:0 z Tuluzą). W Grecji wystąpili wszyscy polscy gracze (bez goli). W Szkocji całe mecze mają na koncie Boruc (czyste konto), Załuska (Dundee United) i Krysiak (Gretna). W Pucharze Anglii zagrał 80 minut Saganowski (porażka Southampton z III-ligowym Bristol Rovers 0:1).

wy menedżerowie. Ja w każdym razie rozmawiałem tylko z dwoma klubami. Najpierw z GKS Bełchatów, a gdy ta opcja nie wypaliła, przystąpiłem do rozmów z Wisłą. – Dostał Pan powołanie na mecz z Estonią, który zostanie rozegrany 27 lutego we Wronkach. Czy jest Pan zaskoczony, że tak szybko?

– Czy ja wiem? Trudno powiedzieć czy powinienem się spodziewać dopiero na kolejny mecz, kiedy trochę pogram w klubie. To nie jest tak, że nerwowo wyczekuję na fax z PZPN. Staram się grać jak najlepiej w klubie, bo powołanie w jakimś stopniu jest konsekwencją tego co prezentuje się w lidze. Oczywiście bardzo cieszę się, że otrzymałem powołanie na mecz z Estonią. Tak jak nie jestem zaskoczony powołaniem na Estonię, tak nie byłem zaskoczony brakiem powołania na mecz z Czechami. Trener chciał sprawdzić wtedy Artura Wichniarka więc bez sensu było, abym przyjeżdżał i siedział na trybunach. W każdym razie jest mi przyjemnie, że ca-

ły czas pozostaję w kręgu zainteresowania selekcjonera. – Podobno niedawno powiedział pan, że jak nie pojedzie pan na Euro 2008 to nic wielkiego się nie stanie. Rzeczywiście tak pan stwierdził?

– Bardzo chciałbym pojechać na mistrzostwa Europy, ale jak nie pojadę to świat się przecież nie zawali. Na mistrzostwa Europy powinni pojechać najlepsi. Nie wyobrażam sobie abym miał udać się tam jako zapchajdziura, czy jako piąte koło u wozu. Jeśli trener uzna, że są lepsi to usiądę przed telewizorem i będę kibicował kolegom. Trener Leo Beenhakker jest uczciwym człowiekiem, każdy kadrowicz to powie, wszyscy bardzo go szanujemy. Będę walczył o wyjazd na Euro 2008, bo bardzo chciałbym pojechać, jeśli jednak selekcjoner mnie nie weźmie to na pewno nie będę nikomu się skarżył, na pewno się nie obrażę.

Rozmawiał Marcin Frączak

Piłkarze Widzewa Łódź będą mogli przystąpić do rundy wiosennej Orange Ekstraklasy. W środę Związkowy Trybunał Piłkarski na rok zawiesił swoją grudniową decyzję o zawieszeniu ligowej licencji dla łódzkiego klubu. Złote medale XIV Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży Śląsk 2008 w curlingowym turnieju zdobyli zawodnicy Wa ku'ta Sopot oraz zawodniczki AZS Gliwice. Niemiecki trener Berti Vogts

zrezygnował z prowadzenia piłkarskiej reprezentacji Nigerii. Jego podopieczni odpadli w ćwierćfinale niedawnego turnieju o Puchar Narodów Afryki. Niemal 900 tysięcy widzów obserwowało w obecnym sezonie mecze piłkarskiej Orange Ekstraklasy. Jak wynika z danych Ekstraklasy S.A., na meczach 16 drużyn w rundzie jesiennej i w dwóch rozegranych awansem kolejkach rundy rewanżowej zanotowano 878 825 widzów, co daje średnią na mecz 6658.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.