nowyczas2008/078/013

Page 1

rapOrT O STaNie NieMOŻNOŚCi

THe Daily TelegrapH

Panie, a skąd pan się tu w ogóle wziął? – to symptomatyczne dla stosunków panujących w środowisku emigracyjnym w Angli pytanie było mi zadawane wielokrotnie przez różne osoby z tzw. establishmentu polskiego w Londynie.

we wczorajszym wydaniu zamieścił na prestiżowej stronie z komentarzami opinię Wiktora Moszczyńskiego na temat raportu dotyczącego imigracji. Po kilku godzinach w internetowym wydaniu gazety było już kilkadziesiąt wypowiedzi temat.

lonDon 4 aPRil 2008 13 (78) nowyczas.co.uk FRee

new tiMe

the PoliSh weeKlY

Fawley Court pod młotek

Z oStatniej chwili

Mikołaj Skrzypiec

Efekty przez kilka miesięcy były mizerne, ale – jak zapewnił premier – prace musiały trwać tak długo, bo ustawa musiała zostać dopracowana w każdym szczególe. Zgodnie z nią Polacy, którzy płacili podatki poza granicami Polski, nie będą musieli płacić dodatkowych podatków w Polsce. Uregulowania dotyczące przeszłości obejmują nie tylko okres od 2004 roku, ale także lata wcześniejsze, od 2002 roku. Zdaniem premiera, ustawa reguluje całokształt międzynarodowych stosunków fiskalnych. W jaki sposób skorzystać z nowych przepisów? Osoby, które zjawią się w Polsce będą musiały zgłosić się do własnego Urzędu Skarbowego i na odpowiednim druku (przygotuje je Ministerstwo Finansów) złożyć wniosek o umorzenie podatków. Do wniosku trzeba załączyć wykaz dochodów uzyskanych np. w Anglii. Osoby, które regulowały zobowiązania podatkowe, będą mogły zwrócić się do skarbówki o zwrot pieniędzy. Również za pomocą właściwego Urzędu Skarbowego. Prace nad ustawą zakończyły się, ale na razie nie wiadomo, kiedy projekt trafi

Historyczna posiadłość o niezwykłej wadze dla naszej tu historii, Fawley Court w Henley-on-Thames, zostanie wystawiona na sprzedaż w połowie kwietnia. Wartość rynkową unikatowego obiektu szacuje się na niebagatelne 20 mln funtów.

Rozległy park i tereny rekreacyjne, położone nad samą Tamizą, zabytkowa rezydencja i przylegające zabudowania od lat pięćdziesiątych są w posiadaniu Ojców Marianów. Zakon postanowił zakończyć działalność swojej placówki misyjnej w tym miejscu wbrew wielu głosom sprzeciwu polskiej społeczności. Decyzja ta oznacza koniec wyjątkowej karty historii Polski i Polaków w Wielkiej Brytanii w tym cennym, szczególnie dla powojennej emigracji, miejscu. Pierwsze wzmianki o posiadłości w Henley-on-Thames sięgają XI wieku, a w roku 1684 na tym terenie stanęła rezydencja Fawley Court, zaprojektowana przez Christophera Wrena, (słynnego architekta, twórcy m.in. londyńskiej St. Paul’s Cathedral). Budynek, w nieco zmienionym kształcie, przetrwał do dziś. W posiadaniu Ojców Marianów znajduje się (według informacji z samego zakonu), od 1952 roku, kiedy zakupili ją od ostatnich właścicie-

Jest ustawa! Zakończyły się prace nad ustawą o abolicji podatkowej dla Polaków zarabiających za granicą. W czwartek na konferencji prasowej poinformował o tym premier Donald Tusk.

Część parku, na tyłach Fawley Court, dochodzącego do brzegu Tamizy.

li. Na terenie posiadłości w ciągu lat utworzono szkołę dla chłopców ( latami wspieraną przez emigracyjne instytucje i stowarzyszenia), Kolegium Miłosierdzia Bożego oraz muzeum polskiej historii. Stało się to przede wszystkim dzięki poświęceniu i charyzmie ks. Józefa Jarzębowskiego, pierwszego ojca przełożonego w Fawley Court.

Wielkie zbiOry kSięDza-pOeTy Ci Polacy, którzy pamiętają czasy ojca Jarzębowskiego, opowiadają o nim z nostalgią, jako o wspaniałym człowieku. To on sprawił, iż muzeum działające w Fawley Court miało w swych zbiorach prawdziwie unikatowe eksponaty, dające świadectwo stuleciom polskiej historii. Do najcenniejszych należał oryginał „Statusu Łaskiego” z 1506 roku, jedno z pierwszych polskich wydań Biblii, z 1574 roku, obok wielkiej kolekcji eksponatów i pamiątek z Powstania Styczniowego; setki książek, skryptów, obrazów. Muzeum zamknięto, kolekcja w 2006 roku trafiła do Lichenia, gdzie powstaje dedykowane jej muzeum. Decyzję tę Ojcowie Marianie tłumaczą malejącym w ostatnich latach zainteresowaniem mu-

zeum w Fawley Court – w Licheniu kolekcję zobaczy więcej zwiedzających. Z podobnych powodów przestała istnieć szkoła dla chłopców – zliwkidowano ją po 33 latach działania, w roku 1986.

z bOSkiM przyzWOleNieM Z posiadłością w Henley emocjonalnie związanych jest bardzo wielu ludzi. Dla większości z nich Fawley Court stanowi świątynię i serce Polski na wygnaniu. Setki emigrantów z różnych stron Wielkiej Brytanii przyjeżdżały tu co roku na uroczystości Zesłania Ducha Świętego czyli tzw. Zielone Świątki, kiedy poza uroczystym nabożeństwem odbywał się w parku przez cały dzień polski festyn. Organizowano Wigilie i inne uroczystości kościelne i świeckie. Fawley Court jest pomnikiem i żyjącą pamięcią, świadectwem naszej tożsamości tutaj, co podkreślają oburzeni Polacy z powojennej emigracji. – Dlaczego to sprzedawać? – pyta pani Marzena Szejbal, prezes Koła AK w Londynie. – Czy nie można tego jakoś zostawić, z Polakami? Działalność Fawley Court to coś więcej niż szkoła czy muzeum. To takie miejsce, które łą-

czyło ludzi, szkoda tego... Straszna szkoda – dodaje rozżalona. Ale sprzedaż nierentownego według Marianów obiektu to jedyne wyjście, co ogłosił w 2007 roku ojciec przełożony Wojciech Jasiński. Pozwolenie na sprzedaż władze zakonu w Watykanie wydały niedawno, bo na początku 2008 roku. Marianie działają w wielu krajach na świecie, będą więc pieniądze na inne placówki. Gdzie dokładnie trafi zawrotna kwota 20 mln funtów? Jeszcze nie wiadomo, część zostanie pewnie z Marianami na Wyspie, część pojedzie do Polski, może do Lichenia, może do Warszawy – mówią zakonnicy.

Powrót do domu, ale po co? » 8

DeZeRteR iZRael DaRMowe BiletY! StR. 23


2|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

” Piątek, 4 kwietnia, Benedykta, izydora 1794 1932

Bitwa pod Racławicami. Zwycięstwo wojsk polskich przyspieszyło wybuch Powstania Kościuszkowskiego. Urodził się Jerzy Gruza, reżyser, scenarzysta i operator filmowy; twórca m.in. serialów „Czterdziestolatek”, „Wojna domowa”.

SoBota, 5 kwietnia, ireny, wincentego 1614 1896

Ślub Pocahontas, „Indiańskiej księżniczki”, córki wodza z osadnikiem z Wirginii Johnem Rolfeem. Po 2672 latach wznowiono imprezę sportową najwyższej rangi – igrzyska olimpijskie. W Atenach otwarto pierwszą nowożytną. olimpiadę

niedziela, 6 kwietnia, celeStyna, wilhelma 1652 1814

Żeglarz Jan von Riebeeck dotarł do miejsca zwanego Kap, u wybrzeży południowej Afryki. Na tych terenach powstał Kapsztad. Po przegranej bitwie narodów i po zepchnięciu jego wojsk na terytorium Francji, Napoleon abdykował w Fontainebleau.

Poniedziałek, 7 kwietnia, donata, rufina 1939 1995

Urodził się reżyser Francis Coppola. Twórca m.in. takich filmów jak: „Ojciec chrzestny”, „Czas Apokalipsy”, „Dracula”. W Warszawie oddano do użytku pierwszy w Polsce odcinek metra. Pierwszą uchwałę o jego budowie podjęto już w 1925 roku.

wtorek, 8 kwietnia, dionizego, Januarego 1918

1950

Zmarł Lucjan Rydel, poeta i dramatopisarz. Jego ślub z Jadwigą Mikołajczykówną zainspirował Stanisława Wyspiańskiego do napisania dramatu „Wesele”. Urodził się piłkarz Grzegorz Lato, mistrz (1972) i wicemistrz olimpijski (1976), zdobywca trzeciego miejsca na Mistrzostwach Świata (1974, 1982).

Środa, 9 kwietnia, maJi, dymitra 1821 2002

Słowa przynależą do Czasu, milczenie do wieczności. Thomas Carlyle

listy@nowyczas.co.uk KOMITET OBYWATELSKI II i III RP ZA GRANICĄ Pressure Group For Justice 55 Lannoy Point, Pellant Road, London, SW6 7NQ Tel/Fax: 00 44 20 7386 9404 Szanowny Pan Andrzej Urbański Prezes Telewizji Polskiej S.A. ul. J. P. Woronicza 17 02 999 Warszawa 25 marca 2008 roku LIST OTWARTY Szanowny Panie, Czy jesteśmy krajem wolnych ludzi? Papież Polak powiedział: „Prawda nas wyzwoli”. Tylko kiedy? I czy Ci Polacy, najbardziej poszkodowani przez kłamstwo, dożyją tego wyzwolenia? Takie pytania nasuwały mi się po obejrzeniu filmu pod tytułem: „Odkryć prawdę” wyreżyserowanego przez Panią Alinę Czerniakowską, autorkę kilkudziesięciu filmów

dokumentalnych w Polsce. Film ten był gotowy do emisji przez Telewizję Polską już w czerwcu ubiegłego roku. Film „Odkryć prawdę” miałem możliwość obejrzeć podczas mojej wizyty w Polskim Ośrodku SpołecznoKulturalnym (POSK) w Londynie 28 lutego 2008 roku. Niestety film ten, mimo że przedstawia bardzo ważne dla Polaków fakty, nie był i nie jest dostępny w Polsce dlatego, że Telewizja Polska odmawia jego emisji w kraju. Pragnę zadać Panu proste pytanie: dlaczego żyjąc w państwie już demokratycznym, w środkowej Europie, w państwie należącym do Unii Europejskiej, wciąż nie mamy dostępu do prawdy? Czy nasze społeczeństwo nie ma prawa wiedzieć, kim są ci, którzy nas reprezentują? Przecież to są te same ekipy od lat, przesiadające się z krzeseł opozycji na krzesła ekipy rzadzącej, o czym jasno mówi film „Odkryć prawdę”. Jest dla mnie jasne, że widmo komunistycznego otumaniania Polaków ciągle jeszcze nad nami wisi. Osoby będące przy władzy w latach komunizmu żyły dostatnio. Dziś

również zajmują stanowiska zakłamanych euro-, i nie tylko, deputowanych. To są fakty, a nie insynuacje. Film „Odkryć prawdę” Aliny Czerniakowskiej odsłania nam tę prawdę o nic . Dlaczego Telewizja Polska odmówiła społeczeństwu polskiemu w kraju dostępu do tak ważnych informacji? Dziwi mnie dlaczego Panowie Kaczyńscy i Pan Olszewski, były premier RP, nie upomnieli się o emisję tego filmu w Telewizji Polskiej? Jestem przekonany, że film ten mógłby wiele wyjaśnić polskiemu społeczeństwu. Oczekuję od Pana odpowiedzi w sprawie filmu Aliny Czerniakowskiej pod tytułem „Odkryć prawdę”. Oczekuję nie tylko emisji tego filmu przez Telewizję Polską w możliwie jak najszybszym terminie, ale również po emisji, otwartej dyskusji w studio telewizyjnym TVP, tak jak to ma miejsce w każdym kraju demokratycznym Unii Europejskiej, do której dzisiejsza Polska należy. Z poważaniem Kazimierz Iwanoski

Urodził się poeta Charles Baudelaire, prekursor symbolizmu i poezji nowoczesnej; autor tomu „Kwiaty zła”, poematu „Paryski spleen”. Zmarł Josef Svoboda, czeski scenograf i architekt; współtwórca słynnego praskiego teatru Laterna Magika.

czwartek, 10 kwietnia, michała, aPoloniuSza 1864 1932

Rosjanie aresztowali Romualda Traugutta, przywódcę Powstania Styczniowego. Otrzymał wyrok śmierci, który wykonano 5 sierpnia. Prezydentem Niemiec ponownie został wybrany Paul von Hindenburg. Zmarł dwa lata później.

lat temu władze Blackpool zakazały zespołowi Rolling Stones występów w tym mieście, na skutek zamieszek wywołanych koncertem. Zakaz anulowano parę dni temu.

45

pubów zamyka się tygodniowo na brytyjskiej prowincji. Aby proces ten powstrzymać, sam książę Karol poprosił brytyjski rząd, by puby dofinansował. Czy poprosił też o zmianę cen piwa?

27

czaS na nowe mieJSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

Wczoraj, 3 kwietnia, w Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego w Warszawie odbył się wernisaż wystawy rysunków współpracującego z „Nowym Czasem” Andrzeja Lichoty. Wystawa „W młodości siła” czynna będzie do 4 maja br. Muzeum Karykatury, ul. Kozia 11, 00-070 Warszawa

63 King’s Grove, London SE15 2NA Redakcja: tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Aleksander Killman, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Aleksandra Solarewicz, Alex Sławiński, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński

dział MaRketingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk

Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (maciej@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

formularz

czaS PuBliSherS ltd. 63 kings grove london Se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 4 kwietnia 2008

czas na wyspie luje nieco powyżej 4 zł. W połączeniu z powoli rosnącymi zarobkami oraz wzrostem cen nieruchomości, spadek wartości funta poniżej 3,5 zł może spowodować w pewnym momencie, że skala powrotów będzie naprawdę duża. Jak na razie, trudno mówić o masowym eksodusie i jego efektach.

Uzależnieni od Polaków

BBC o polskich powrotach Mikołaj Skrzypiec

27 marca Radio BBC 4 wyemitowało reportaż, którego autor, Simon Cox, przygląda się polskiej imigracji w Anglii i Irlandii, oraz faktom, które mogą świadczyć o początku fali powrotów Polaków do kraju.

W charakterystycznym dla BBC profesjonalnym i bardzo wyważonym tonie programu było można usłyszeć wiele przychylnych nam, pozytywnych opinii: jako naród jesteśmy cenionymi pracownikami, zajmujemy stanowiska we wszystkich branżach i specjalizacjach. W audycji pt. Investigation dziennikarz BBC stara się odpowiedzieć na pytanie: co stanie się z brytyjską ekonomią, kiedy Polacy zaczną wracać?

mnieJ, ale ciąGle BaRdzo dUżo Oficjalne statystyki Home Office rejestrują pierwszy od lat spadek (10

Historia PRL

w Imperial War Museum Elżbieta Sobolewska „Behind the Iron Curtain” to kontynuacja „Polish Paths to Freedom”, przeglądu, który zorganizowano w muzeum we wrześniu 2007 roku. Wtedy pokazano filmy o wojennych

losach Polski. Te, wyświetlane obecnie, dotyczą początków PRL-u, czasów stalinowskich i trwania systemu do 1970 roku, kiedy ludzie zaczęli mu się zbiorowo przeciwstawiać. Mimo iż projekcje już trwają, oficjalne otwarcie odbędzie się w sobotę, 5 kwietnia w Imperial War Museum.

proc.) liczby nowych wniosków rejestracyjnych (WRS). Rozmówcy autora reportażu – urzędnicy rządowi i właściciele prywatnych firm, jak również sami Polacy, zdają się potwierdzać spekulacje o początku zmiany trendów zatrudnienia. Wynika to z kilku powodów. Sytuacja ekonomiczna w Polsce stale się poprawia, w niektórych gałęziach gospodarki panuje deficyt wykwalifikowanych pracowników i specjalistów. Stąd też polski rząd oraz rozmaite firmy coraz częściej nawołują do powrotów do kraju. Kurs funta z roku na rok spada: w momencie przystąpienia do Unii, kosztował ponad 6 zł, aktualnie oscy-

Pomimo sprzecznych teorii ekonomistów i prasy brukowej, według przedsiębiorców, brytyjska gospodarka odnosi dzięki Polakom wiele korzyści. Pracujemy średnio po 42 godziny tygodniowo, o 6 godzin więcej od przeciętnego Anglika. 80 proc. Polaków na Wyspach to ludzie w wieku od 20 do 30 lat. Jesteśmy moblini, elastyczni, pracowici i cechuje nas wysoka etyka pracy w przeciwieństwie do tutejszych robotników. Rodzą się więc obawy, iż kiedy powroty naprawdę się rozpoczną, na rynku pracy w UK zabraknie setek tysięcy rąk do pracy pomimo ciągłego poszerzania Unii Europejskiej. Bułgarzy i Rumuni to dużo mniejsze narody, ponadto chętniej wybierają pracę w Hiszpanii i Portugalii niż w Anglii. W Irlandii, gdzie według niektórych statystyk Polacy mogą stanowić nawet 10 proc. całej populacji, masowe wyjazdy mogłyby zahamować wzrost PKB, gdyż 30 proc. robotników pochodzi spoza Zielonej Wyspy. Niektórzy przedsiębiorcy w Anglii poważnie rozważają przeniesienie działalności do Polski, jeśli Polaków miałoby zabraknąć – na wolny etat w rolnictwie, wytwórstwie i budownictwie trudno jest znaleźć chętnych do pracy Brytyjczyków. Przed rządem premiera Browna niedługo pojawi się wielki problem, którego jedynym rozwiązaniem będzie gruntowna reforma systemu opieki społecznej, tak by zachęcić tutejszych robotników do pracy, a nie pobierania zasiłków.

kto PRzYGotUJe olimPiadę? Zaplanowane na najbliższe lata wielkie projekty budowlane, czyli budowa kolei Crossrail, projekt Thames Gateway oraz miliony nowych domów obiecane przez laburzystowski rząd, będą wymagały ogromnych zasobów ludzkich, których po prostu może zabraknąć. Brak dalekowzrocznej polityki w tej kwestii, jest zdaniem wielu ekspertów poważnym zagrożeniem. Olimpiada zaplanowana na 2012 rok zbiega się w czasie z Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. Jeśli Polish builder pojedzie pomóc przy stadionach nad Wisłą, tutejsze firmy będą musiały konkurować z polskimi, by pozyskać pracowników. Ponadto, na najbliższe lata zaplanowano otwarcie rynków pracy pozostałych krajów Unii Europejskiej dla Polaków. Posada w Niemczech może się okazać dla Kowalskiego bardziej atrakcyjna niż posada w Anglii, choćby ze względu na odległość od domu i rodziny. Na europejskich rynkach pracy już rodzi się rywalizacja o wyspecjalizowanych i wykształconych pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej. Za kilka lat polscy pracownicy będą jeszcze bardziej w cenie, a co za tym idzie, warunki ich pracy będą dużo lepsze niż teraz. Trudno powiedzieć, czy Brytyjczycy i ich rząd sami wyciągną z tego wnioski. Być może już za kilka lat Daily Mail będzie przepraszać za stawianie nas w złym świetle, a Polacy będą lepiej wynagradzani za pracę. A może kolejna ekspansja Unii zapewni tanią siłę roboczą na następnych kilkanaście lat? Pewne jest natomiast, iż przy utrzymaniu obecnych trendów, w ciągu następnej dekady, zabraknie chętnych do pracy na Wyspach Polaków.

Powrót do domu, ale po co? » 8

Filmowy cykl „Za żelazną kurtyną” przedstawiający dzieje PRL w fabule i dokumencie rozpoczął się 1 kwietnia w Imperial War Museum. Filmy o komunistycznej Polsce będzie można oglądać do 20 maja. Inicjatorem cyklu jest warszawskie Muzeum Historii Polski. Gości powitają profesor Timothy Garton Ash z Uniwersytetu w Oksfordzie oraz Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski. – Pierwszy kontakt z Imperial War Museum nawiązaliśmy w 2006 roku, podczas konferencji inaugurującej działalność naszego muzeum. Już wtedy rozmawialiśmy o pomyśle zorganizowania cyklu filmów, które przedstawią współczesną historię Polski od czasów wojny, do dzisiaj. Ciekawą sprawą jest fakt, że pewne okresy tych 45 lat nie zostały spenetrowane przez naszych filmowców. Na przykład lata sześćdziesiąte. Mamy „Marcowe migdały”, głośny film, ale poza nim? Ze stworzeniem filmowego portretu tego czasu mieliśmy mały problem – powiedział „Nowemu Czasowi” Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski. Filmy ukazują PRL-owską rzeczywistość w jej przełomowych momentach, świadczących o społecznej

potrzebie obalenia ustroju. Na ekranie zobaczymy więc kronikę wydarzeń poznańskiego „Czerwca 1956”, studenckich zamieszek w 1968 roku, po których nastąpiła fala antysemityzmu, a także wysłanie wojsk do tłumienia strajków robotniczych na Wybrzeżu w 1970 roku. W programie przeglądu znalazły się takie filmy jak: „Człowiek z marmuru” Andrzeja Wajdy, „Dreszcze” Wojciecha Marczewskiego, „Matka Królów” Janusza Zaorskiego. Będą również te produkcje, które otrzymały zgodę cenzury na dystrybucję dopiero po zmianie zakończenia, np. „Słońce wschodzi raz na dzień” Henryka Kluby. Nie zabraknie również filmów przedstawiających okres stalinizmu w krzywym zwierciadle tragikomedii, np. „Pułkownik Kwiatkowski” Kazimierza Kutza. Będą także polskie dokumenty, w tym „Jeden dzień w PRL” Macieja Drygasa, oparty na Kronikach Filmowych i „Requiem dla 500 000” Jerzego Bossaka, kluczowego reżysera pol-

skiego kina dokumentalnego. Reportaże BBC, ITN i Channel 4 ukażą ten okres z perspektywy brytyjskiej. Projekcje będą zapowiadać historycy i reżyserzy. – Przy tworzeniu programu pierwszego cyklu głównie korzystaliśmy z zasobów Imperial War Museum, tym razem więcej będzie produkcji polskich. Przede wszystkim pochodzących z Filmoteki Narodowej oraz Telewizji Polskiej. Aby zminimalizować koszty, staraliśmy się wyszukać takie filmy, które mają już swoją wersję angielską – mówi Robert Kostro. Celem przeglądu „Polish Paths to Freedom” jest przedstawienie trzech okresów w historii Polski: od agresji hitlerowskiej we wrześniu 1939 roku, przez ustrój komunistyczny aż po czasy „Solidarnośc”, kiedy w 1990 roku kraj odzyskał faktyczną niepodległość. Ten ostatni cykl jest w przygotowaniu i będzie nosił tytuł „Sparks of Hope”. Szczegóły na str. 23


|

kwietnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Fawley Court pod młotek Część dalsza ze str. 1 Pojawiają się opinie, iż z upływem lat Zakonowi Marianów zabrakło wizji na przyszłość jeśli chodzi o prowadzone przez nich placówki. Zbigniew Mieczkowski, autor książek historycznych o powojennej emigracji, jest bezpośrednim sąsiadem majątku w Henley-on -Thames. Jest on jedną z pierwszych osób, które próbowały nagłośnić kwestię ewentualnej sprzedaży Fawley Court. – Może faktycznie Ojcom Marianom po prostu wyczerpała się formuła, nie było pomysłu na to, co dalej – mówi pan Zbigniew. – Pamiętajmy, iż drastycznie zmieniła się też sama emigracja, to inni ludzie niż ci po wojnie. A co ważniejsze, są w Anglii z innych powodów. To ważne miejsce, które spajało nas w Anglii i wciąż jeszcze może pełnić istotną rolę. Tylko łatwiej, domyślam się, powiedzieć, iż nikt z możliwości nie skorzysta, oraz że w budżecie nie ma pieniędzy.

W Glasgow odbyło się spotkanie informacyjne dla Polaków mieszkających i planujących osiedlić się w Szkocji. Poprowadziła je organizacja Positive Action in Housing, zajmująca się pomocą nowym imigrantom. Policja w Midland zatrzymała kilku mężczyzn podejrzanych o terroryzowanie pracowników tamtejszej fermy kurczaków – podał „Sunday Mercury”. Zdaniem policji przestępcy przez wiele lat wyłudzali pieniądze od rodaków pracujących na fermie. Według wstępnych ustaleń ich ofiarami mogły paść setki lub nawet tysiące pracowników z Polski. Proces w tej sprawie ruszy 14 kwietnia w Worcester Crown Court. Bank Citi Handlowy od dwóch

ojCowie Charytatywni z o.o. Pogłoski o zamiarze pozbycia się Fawley Court przez Marianów krążyły wśród Polaków na Wyspach od dawna. Najpierw zamknięto szkołę, później muzeum, losy ośrodka – przedmiot żywych dyskusji i spekulacji – były przesądzone. Zbigniew Mieczkowski twierdzi, iż szansa na zatrzymanie majątku była spora: rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii ks. Tadeusz Kukla negocjował z Marianami warunki ewentualnego kupna majątku przez inną polską organizację religijną, nie udało mu się jednak Marianów przekonać. Powodem była przypuszczalnie ogromna rozbieżność między możliwościami finansowymi Polskiej Misji Katolickiej a oczekiwaniami legalnych właścicieli Fawley Court. Pomimo podejmowania wielokrotnych prób nie udało nam się uzyskać komentarza ani ze strony rektora Polskiej Misji Katolickiej, ani Zakonu. Zakon Ojców Marianów Boskiego Miłosierdzia przez lata zmieniał swoje oblicze prawne. Po raz pierwszy w tytule własności figurują jako Clerks of Holy Order, dalej wymienia się ich jako Marian Fathers Charitable Trustees. W Anglii od 1993 roku prawo działania organizacji charytatywnych reguluje w dokładny sposób Charities Act – w tym kwestie własności i dysponowanie nią przez takie instytucje. Obliguje też prawem wszystkie organizacje charytatywne do pełnej przejrzystości, rozliczania prowadzonych działań i publicznego do nich dostępu. Gdy w roku 2003 umierał ojciec Paweł Jasiński, wieloletni szef placówki, roczny bilans finansowy funkcjonowania Zakonu na Wyspie był dodatni: 90 tys. funtów, po kosztach, również zapisanej w statucie dobroczynności (m.in. darowizn, wspierania misji i ewangeli-

tydzień na wyspach

Fasada wartej 20 mln funtów rezydencji Fawley Court.

Stanisław Nowak, który przekazał posiadłość Ojcom Marianom jako darowiznę, zapisał w aneksie punkt, który stanowi, iż posesja ma służyć wyłącznie celom działania polskiej szkoły lub college'u dla chłopców. Fawley Court ma służyć edukacji Polaków. zacji) przy jednoczesnym obrocie milionami funtów. W tym samym roku pozbyto się kilku placówek na terenie Wielkiej Brytanii, w tym misji w Cardiff i w Slough. Marianie wynajmują dwie firmy prawnicze i jedną audytową (te same od wielu lat), mają konta w przynajmniej siedmiu różnych bankach. Pięcioosobowa rada zakonników, według statutu, planuje działania i rozporządza mieniem – Charities Act daje bowiem możliwość inwestycji i pomnażania kapitału instytucjom charytatywnym. Wartość mienia Marianów, według ostatniego sprawozdania (rok 2006), oscyluje na granicy 8 mln funtów, nie może zatem uwzględniać rzeczywistej wartości rynkowej Fawley Court. Podpisany przez Wojciecha Jasińskiego pod koniec 2006 roku status organizacji – charytatywnej – na najbliższe lata przewidywał (podobnie

jak w poprzednich) kontynuację szerzenia słowa bożego i wspieranie społeczności polskiej.

CzekająC na zapomnienie Każdy tytuł własności w Anglii zawiera zapisy określające jej teren, prawa wieczyste, dzierżawy i wiele innych informacji o danej posesji. Według aktu własności Fawley Court, prawo do tego terenu Marianie nabyli dopiero 26 czerwca 1961 roku, otrzymując darowiznę od Stanisława Nowaka, który nabył ją za pośrednictwem londyńskich agentów nieruchomości w 1955 roku. Ważniejsze niż oczywista rozbieżność faktów – Marianie informują na oficjalnej stronie internetowej Fawley Court, że stali się właścicielami ośrodka w roku 1953 – są dwa zapisy w tytule własności. Stanisław Nowak, który przekazał posiadłość Ojcom Marianom jako darowiznę, zapisał w aneksie punkt, który stanowi, iż posesja ma służyć wyłącznie celom działania polskiej szkoły lub college'u dla chłopców. Fawley Court ma służyć edukacji Polaków, co miało miejsce przez wiele lat jego istnienia. Ten zapis powtórzono w dokumentach z 1986 roku, gdy do zarządu zakonu na Wyspach dołączył o.Walter Gulgur. Może taki zapis miał na celu chronić majątek przed zakusami kościelnych hierarchów? Ominięcie takich zapisów jest – jak się okazuje – możliwe. Pierwotnie również teren majątku obejmował więcej arów niż obecnie. Jednakże ewentualny nabywca całości posesji musi się liczyć z potencjalnie problematycznymi zapisami w akcie własności. Oksfordzka agencja nieruchomości, którą Marianie wybrali jesz-

cze we wrześniu ubiegłego roku, by przeprowadziła transakcję sprzedaży, wciąż wstrzymuje się z oficjalnym wystawieniem Fawley Court na rynek. Nie wynika to niestety z protestów zatroskanej losami tego miejsca Polonii. Bardzo wielu członków emigracyjnej społeczności ciężko pracowało, by ośrodek przez lata wspierać. Pani Maria Bogucka wspomina ogrom wysiłków i ofiarności setek osób, zaangażowanych, tak jak ona, w pracę przy Fawley Court. – Nie pomyślałabym nigdy, przenigdy – mówi Maria Bogucka – że dojdzie aż do tego. To nie Kościół, to nie Ojcowie Marianie łożyli na Fawley Court, ale my, polska wspólnota: poprzez pracę, wolontariat, kwestowanie, darowizny, a nawet spadki. Jak o tym można zapomnieć? Marianie nie zapomnieli, przynajmniej jeszcze nie. Ale Ojcowie z Fawley Court, znacznie młodsi, niż emigracja żołnierska, mogą wkrótce nie pamiętać poświęcenia tych Polaków dla idei. Idei dużo ważniejszych, niż zainkasowanie pieniędzy i zwinięcie interesu.

Mikołaj Skrzypiec

tygodni systematycznie blokuje karty kredytowe osób, które w przeciągu ostatnich miesięcy dokonały transakcji kartą płatniczą w Wielkiej Brytanii. Ktoś skopiował dane z paska magnetycznego i to co najmniej w przypadku kilkunastu kart – pisze dziennik „The Times Polska”. Prawdopodobnie przestępcom udało się przekupić osobę pracującą w centrum rozliczeniowym. Są to firmy, które rozliczają transakcje i wysyłają je do Visy czy MasterCard, czyli wydawców kart – wyjaśnia gazeta. Do tej pory zarejestrowano tylko cztery przypadki wykorzystania skopiowanych kart, lecz bank profilaktycznie blokuje dostęp do pozostałych. Szkocka gospodarka zbyt uzależ-

niła się od imigrantów z Polski, wynika z badań, które przeprowadził Robert Wright, profesor ekonomii z Uniwersytetu Strathclyde i doradca Głównego Biura Statystycznego. Z jego analizy wynika, że jest mało prawdopodobne, by imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej zostali w Szkocji na stałe, co stwarza potencjalny problem dla jej gospodarki. Polacy przybywający do Szkocji zazwyczaj chcą tam pozostać na około trzy miesiące i tylko 8 proc. Polaków planuje zostać w Szkocji dłużej niż dwa lata. 47-letni polski kierowca Dariusz K. stanął przed sądem magistrackim w mieście Folkestone (hrabstwo Kent). Został oskarżony o przemyt około dwóch milionów sztuk papierosów. Przemyt wykryto w jego ciężarówce, którą przewoził drewniane panele okienne dla odbiorcy w Szkocji.


|

nowy czas | 4 kwietnia 2008

czas na wyspie

Red Pig na Camden Elż bie ta So bo lew ska

Pierw sze pol skie de li ka te sy w lon dyń skiej dziel ni cy Cam den ru szą w po ło wie kwiet nia. Na Ealingu mamy już sklep, w którym wygospodarowano niewielką przestrzeń na księgarnię; na Hammersmith jeden ze sklepów z polską żywnością to dodatek do restauracji (lub na odwrót), a na Camden w Red Pig będzie można usiąść przy kawie, wyciągnąć laptop i kontynuować dopiero co przerwaną pracę lub wysłać turystyczne pozdrowienia do przyjaciół. Na górze zakupy, na dole przytulna kawiarenka. Red Pig to już drugi w Londynie sklep o tej samej nazwie. Właścicielem mini sieci i twórcą nazwy jest Szymon Małochleb. Nazwa miała być prosta i łatwa do zapamiętania przez klientów. W Warszawie na rogu ulic Chłodnej i Żelaznej istnieje Oberża pod Czerwonym Wieprzem, znakomicie oceniana przez kulinarnych recenzentów. Właśnie do nazwy tej oberży nawiązał pan

Szymon, kiedy w 2004 roku stworzył w dzielnicy Willesden Green pierwsze delikatesy tej marki. – Owszem, naszym odbiorcą na pewno będzie Polak, ale nie tylko – mówi manager Adriana Chodakowska-Grzesińska. – Stawiamy bowiem na produkty kontynentalne, nie tylko polskie, lecz również francuskie, włoskie, hiszpańskie i portugalskie. Camden to jedno z najbardziej obleganych miejsc w Londynie zarówno przez turystów, jak i mieszkańców stolicy, którzy lubią w tej dzielnicy spędzać wolny czas. Dlatego sklep musi swoim wyglądem, asortymentem i atmosferą odpowiadać oryginalności Camden, jeśli rzeczywiście chce tam zaistnieć. Ciekawostką jest wybór japońskich i organicznych produktów, które będzie można tam kupić. Podczas spotkania inaugurującego działalność Red Pig było wielu międzynarodowych gości. Młoda Japonka polecała sake, rekomendowaną jako wyjątkowo wykwintny i delikatny trunek. Ta marka sake znajdzie się na sosnowych półkach delikatesów, a obok niej oprócz oczywiście polskich i rosyjskich alkoholi, wybór francuskich win z rejonów Burgundii – Domaine Poulleau, których Szymon Małochleb

›› Wśród gości Szymona Małochleba (u góry z prawej) było wielu obcokrajowców, bo w jego założeniu Red Pig ma przyciągać nie tylko Polaków.

jest jedynym importerem w Wielkiej Brytanii. Polscy klienci będą mogli przeglądnąć tam polską prasę, kupić książkę, a na tablicy informacyjnej znajdą przegląd wszystkich najciekawszych wyda-

rzeń organizowanych dla londyńskiej Polonii. W kafejce oprócz kawy, herbaty i na oczach klienta wyciskanego soku z owoców, będzie można coś przekąsić: Red Pig spróbuje udowodnić, że kanapki z polską wędliną i se-

rem rozłożą na łopatki chicken and bacon sandwich. Sklep może być miejscem spotkań, czymś więcej niż tylko wymianą gotówki na kiełbasę. Może uda się w nim stworzyć atmosferę, która pierwszą, przypadkową wizytę zmieni w wieloletnią znajomość. Red Pig ma na to szanse.


6|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Z „Polityką” na salonach

Mecz Solidarnych

Mikołaj Skrzypiec

Inicjatorzy akcji „Polacy głosują” oraz Fundacja „Solidarni” zapraszają na turniej piłkarski, który odbędzie się 5 kwietnia na boiskach Bacon College. Impreza ma służyć wsparciu kampanii „Polacy głosują” przed nadchodzącymi wyborami na burmistrza Londynu, wsparciu Polaków w potrzebie oraz nagłośnieniu pierwszego sezonu ligi piłkarskiej organizowanej przez Fundację „Solidarni”. W turnieju wezmą udział pięcioosobowe druż̇yny reprezentujące środowisko polonijne oraz zespoły międzynarodowe. Akcja „Polacy głosują” służy zachęceniu polskich londyńczyków do rejestracji na listach wyborczych i oddania głosu w wyborach, które odbędą się 1 maja. Fundacja „Solidarni” została założ̇ona pod koniec grudnia 2007 roku przez grupę Polaków pracujących w instytucjach finansowych w Londynie. Cele fundacji to promocja idei społeczeństwa obywatel-

Ha słem dru gie go z ko lei Sa lo nu „Po li ty ki” zor ga ni zo wa ne go tym ra zem w Ogni sku Pol skim by ło: „Czy pol ski hy drau lik pój dzie na wy bo ry? Ro la mniej szo ści pol skiej w UK – sku tecz ny lob bing, czy pol skie pie kieł ko?”. ›› Od lewej: Wiktor Moszczyński, Joanna Dąbrowska, Kazimierz Marcinkiewicz 29. marca przy Exibition Road w Londynie odbyło się zorganizowane przez tygodnik „Polityka” oraz twórców kampanii „Polacy głosują” spotkanie na temat naszej roli w nadchodzących wyborach do władz Londynu. Gośćmi „Polityki” byli premier Kazimierz Marcinkiewicz, rzecznik prasowy Zjednoczenia Polskiego Wiktor Moszczyński oraz Joanna Dąbrowska, radna z Ealing Council. Na widowni zauważyć można było całe spectrum naszej tu społeczności: przestawicieli emigracji niepodległościowej, ludzi przybyłych tu w latach 80., tych z najmłodszej fali imigracyjnej oraz przedstawicieli wielu organizacji społecznych. Radna Joanna Dąbrowska jest przykładem tego, iż Polacy mają szanse znaleźć się we władzach tutejszych samorządów. Jej zdaniem istotne jest to, by zrozumieli, jakie przysługują im prawa oraz uwierzyli w swoją rolę w kształtowaniu polityki samorządowej. – Polacy powinni mieć świadomość tego, iż ich głos jest ważny, ale jeszcze ważniejsze jest to, by każdy z nas aktywnie włączał się w procesy demokratyczne – powiedziała Joanna Dąbrowska. – Wielu zamyka się w polskich gettach korzystając jedynie z polskojęzycznych środków masowego przekazu, jak polska telewizja satelitarna i polskojęzyczne gazety. Pozostajemy tym samym poza marginesem bieżących wydarzeń w kraju, który jest dla wielu z nas domem, niezależnie od tego, czy przejściowo czy na dłużej – podkreśliła radna z Ealingu. Pierwszomajowe wybory radnych i burmistrza Londynu dotyczą zarówno Polaków, jak i wszystkich innych społeczności Londynu. W kompetencjach burmistrza leżą zarówno kwestie bezpieczeństwa (policja, straż pożarna), opieki zdrowotnej czy szkolnictwa, jak i transportu publicznego. Wybór odpowiedniego kandydata może zatem bezpośrednio wpłynąć na poprawę lub pogorszenie losu każdego Polaka. Jak powiedział Kazimierz Marcinkiewicz, powinniśmy mieć świadomość, ile zależy od naszego zaangażowania w porcesy demokratyczne, nawet poza granicami kraju. Należy przy tym myśleć nie tylko o sobie i swoim pobycie na Wyspach, ale i o tych, którzy znajdą się tutaj później, a przede wszystkim o dzieciach, które uczęszczają i będą uczęszczały do tutejszych szkół. Głównym problemem jest jednak

fakt, iż Polacy jako grupa mniejszości narodowościowej nie mówią wspólnym głosem. Być może należy stworzyć rodzaj instytucji, która ponad wszystkimi organizacjami polonijnymi będzie pełnić rolę forum wymiany opinii, konstruowania celów i konsultowania wspólnych działań – zastanawiało się wielu z uczestników debaty. Wciąż bowiem pośród Polaków istnieje rozwarstwienie dzielące nas na „starą” i „nową” emigrację. Jedna z biorących udział w dyskusji osób zwróciła uwagę na POSK jako miejsce, w którym można by zainicjować prawdziwą debatę ponad podziałami. Jednakże, jak to skomentowała: – Młodzi wciąż panicznie boją się POSK-u. Wiktor Moszczyński wspomniał w związku z tą wypowiedzią o mających odbyć się za dwa miesiące wyborach władz tego ośrodka. Zwrócił też uwagę na coraz większy udział młodszych osób w życiu polskich instytucji w Londynie, co może zwiastować zmiany. Jeśli chodzi o wybory na burmistrza,

każdy z kandydatów na ten urząd wie, że zarejestrowanych jest już ponad 60 tys. Polaków, co stanowi znaczący procent elektoratu. Stąd też ich zabiegi o to, by jak największą liczbę skłonić do oddania głosu w nadchodzących wyborach. Jak taką szansę możemy wykorzystać, jeszcze nie wiadomo. Co uda nam się wywalczyć i jakie odniesiemy z tego korzyści zależy tylko od nas – pod warunkiem uzgodnienia, czego oczekujemy jako społeczność. Czy lepszych szkół i większego równouprawnienia w życiu, czy polskiego karnawału na Trafalgar Square i następnego pomnika polskiego bohatera, odsłoniętego przez członka brytyjskiej monarchii. Należy też pamiętać, że większość z nas płaci na Wyspach podatki, a utrzymywana m.in. przez nas władza służy też nam i naszym dobrze pojętym interesom. Ważne, że rozmawia się o tym, co nasze głosy mogą nam przynieść i jak wpłynie to na nasz tutaj los. Ważne, byśmy głosując pokazali, że stanowimy tu niebagatelną siłę.

skiego, pośredniczenie między darczyńcami a organizacjami, które pomagają Polakom żyjącym na terenie Londynu. Jedną z takich organizacji jest Barka i to na realizację jej projektów w Londynie zostanie przeznaczony cały dochód z sobotniego turnieju. Reprezentanci Barki będą obecni podczas imprezy. Koszt wzięcia udziału w rozgrywkach dla drużyn to 50 funtów – wynajem boisk, woda, nagrody dla zwycięzców. (es) Tur niej roz pocz nie się o go dz. 12.00, po trwa do godz. 16.00. Od bę dzie się w Ba con's Col le ge Tim ber Pond Ro ad, SE 16 6AT.

Książki IPN w Bibliotece POSK-u Prezentacja wydawnictw Instytutu Pamięci Narodowej odbędzie się 8 kwietnia o godz. 16.00 w Bibliotece Polskiego Ośrodka Kulturalno-Społecznego w Londynie. Zostaną przedstawione trzy książki: „Powstanie Warszawskie 1944 w dokumentach z archiwów służb specjalnych”, „Operacja Sejm 1944-1946” i „Atlas polskiego podziemia niepodległościowego”.

Pierwszy z wymienionych tytułów prezentuje unikatowe dokumenty z zasobu archiwalnego Instytutu Pamięci Narodowej oraz z Centralnego Archiwum Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Dokumenty z archiwów rosyjskich to m.in. protokoły przesłuchania ze sprawy prowadzonej przeciwko gen. Reinerowi Stahelowi, komendantowi Warszawy oraz zeznania ze sprawy prowadzonej przeciwko żołnierzom brygady RONA (Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Narodowej). Dokumenty z archiwum IPN to m.in. meldunki sytuacyjne oraz protokoły przesłuchań powstańców wytworzone przez niemiecką policję bezpieczeństwa. Publikacja zawiera także protokoły przesłuchań powstańców, sporządzone w latach 1949–1953 przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. „Operacja Sejm... ” zawiera nieznane do tej pory dokumenty, pochodzące z zasobu archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) i dotyczące likwidacji polskiego podziemia niepodległościowego na terenie południowo-wschodnich województw przedwojennej Polski przez sowieckie służby bezpieczeństwa do 1946 roku. „Atlas... ” prezentuje zasięg i struktury organizacji konspiracyjnych oraz zbrojną aktywność polskiej partyzantki powojennej. Praca jest unikalna ze względu na szczegółowość prezentowanych treści historycznych oraz bogactwo informacji z zakresu najnowszej historii Polski. (es)


|7

nowy czas | 4 kwietnia 2008

czas na wyspie

Wybrano najlepszych autorów

KONKURS

Uroczystość rozdania nagród Konkursu Literackiego im. Zbigniewa Herberta, odbędzie się 19 kwietnia, o godz. 19.00 w Sali Malinowej POSK-u, w Londynie. Prace do redakcji Br@ndBook London Publishing docierały z całego świata: Polski, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, USA, Kanady, Szwecji, Francji, Finlandii, Grecji, a nawet Turcji. Teksty laureatów opublikowane zostaną w czwartym numerze miesięcznika literacko-artystycznego RzeczPospolita Kulturalna, który będzie można kupić podczas wieczoru. Imprezę uświetni występ piosenkarki Moniki Thomas, która zaśpiewa utwory ze swojego debiutanckiego albumu Teraz albo nigdy.

Lebara MobiLe to wysoka jakość i niskie ceny. Za 4 pensy za minutę możesz telefonować do Polski, USA i większości krajów europejskich, a za 10 pensów wysłać SMS na cały świat.

Firma LebArA MobiLe przeznaczyła nagrody w konkursie dla Czytelników „Nowego Czasu”. Na zwycięzcę konkursu czeka telefon komórkowy o wartości £100.00 z Lebara Pay-As-You-Go SiM Card o wartości £20. Dziesięć pozostałych nagród to Lebara SiM Card o wartości £10 każda. Warunkiem udziału w konkursie jest prawidłowa odpowiedź na pytanie: Gdzie znajduje się najstarszy polski kościół w Londynie? odpowiedzi z podaniem imienia, nazwiska oraz adresu i telefonu prosimy przesyłać do wtorku 15 kwietnia na adres: redakcja@nowyczas.co.uk lub listownie: Nowy Czas, 63 King’s Grove, London Se15 2NA. Zwycięzcy konkursu zostaną wyłonieni w drodze losowania i będą poinformowani o wygranej telefonicznie. Nagrody zostaną wysłane pocztą. Listę zwycięzców będzie można też uzyskać po 30 kwietnia dzwoniąc na numer: +44 (0)20 8203 5011. Lebara zastrzega sobie prawo wyboru marki telefonu o wartości £100,00. Nie ma możliwości zamiany wygranej na gotówkę. Adres organizatora konkursu: Lebara Mobile, 100 Leman Street, London e1 8UeU. W konkursie nie mogą brać udziału osoby współpracujące z „Nowym Czasem” i Lebara Mobile.

Zarejestruj mnie, pani… Bycie anonimowym opłaca się w Polsce, lecz nie tutaj. Rejestracja na liście wyborczej to punkt dodatni w staraniach o pożyczkę czy rezydenturę. Opinia o Polakach, którzy nie interesują się sprawami miasta i nie zdają sobie sprawy z przydatności rejestracji, wy-

daje się być sprzeczna z tym, co usłyszałam, kiedy wraz ze współpracownikami London Electoral Commission w miniony weekend rozmawiałam z ludźmi na temat wyborów i pomagałam im wypełniać kwestionariusze rejestracyjne. Większość moich londyńskich rozmówców wiedziała o co chodzi i chciała się zarejestrować. Wśród osób, z którymi chciałam rozmawiać, tylko jeden mężczyzna, gdy zapytałam czy mówi po angielsku czy polsku, odwarknął: „po chińsku”.

Reprezentanci średniego pokolenia, przyzwyczajeni przez PRL do nieprzydatności własnego głosu, brali nas za grupę politycznych agitatorów i pytali kogo mają wybierać. W stolicy Wielkiej Brytanii rzadko bywa sennie, nawet w POSK-u ludzie relaksują się przy ciastku pospiesznie. Jednak różnicę w tempie życia widać dopiero w zderzeniu z prowincją. Pojechaliśmy w niedzielę do Derby, w środkowej Anglii, gdzie ponoć mieszka dziesięciotysięczna społeczność polska. Kilka sklepów, kościół, dwa ośrodki – duży i

prawie pusty, oraz mały i prawie pusty. Nasza obecność wzbudziła zainteresowanie, ale głównie ze względu na ożywiające monotonię „dzianie się czegoś”. W dużym ośrodku osiedli tam przed laty Polacy wsparci o blat baru sączyli powoli piwo. Już dawno zarejestrowani. Teraz batalia toczy się o młodą emigrację. A po 16 kwietnia zacznie się trudniejszy etap: zachęcenia polskich wyborców, by w czwartek, 1 maja, zagłosowali. (es) Gdzie można się zarejestrować, str. 23


|

4 kwietnia 200 | nowy czas

polska tydzień w kraju W całym kraju, na różne sposoby i w różnych formach, uczczono 3 rocznicę śmierci Jana Pawła II. PO złożyło w parlamencie projekt ustawy, która zabrania kandydowania do Sejmu i Senatu osobom skazanym za przestępstwa umyślne z oskarżenia publicznego. Projekt poparły wszystkie kluby. Zabezpieczenie przed powrotem Leppera? Sejm powołał Radę ds. Polaków na Wschodzie. Będzie ona organem odwoławczym dla tych Polaków ze Wschodu, którym konsulaty odmówią przyznania Karty Polaka. Karta upoważniająca do pobytu w Polsce, pracy, nauki i w nagłych wypadkach do opieki medycznej już weszła w życie. Archiwa we Lwowie donoszą o wzmożonym zainteresowaniu ich zasobami przez osoby poszukujące polskich korzeni. Rząd akceptuje amerykańską tarczę antyrakietową w Polsce. Poza zakupem rakiet „Patriot” warunki są te same, które proponowano wcześniej PiS. „Rzeczpospolita” pisze, że PO już się „wyszumiała” i wraca do rzeczywistości. W Warszawie bardzo uroczyście obchodzono 65. rocznicę akcji harcerzy Szarych Szeregów pod Arsenałem. Z kolei w Krakowie odsłonięto tablicę pamiątkową z okazji tzw. procesu krakowskiego z 1947 roku działaczy WiN i PSL. ABW nadal bada laptop Zbigniewa Ziobry. Znaleziono tam ostatnio scenariusze audycji TVP. Prasa zdążyła już zasugerować, że były minister sprawiedliwości sam układał telewizyjne programy, ale okazało się, że nie jest aż tak uzdolniony. Ziobro po prostu pożyczył swój komputer pracującej w TVP przyjaciółce Kosteckiej. Prokuratura rozważała postawienie zarzutów Hannie Suchockiej. Chodzi o dziwną amnestię z lat 90. dla „kasjera lewicy” Petera Vogela, kiedy Suchocka była ministrem sprawiedliwości i musiała opiniować późniejszą decyzję prezydenta Kwaśniewskiego. Vogel został ponownie zatrzymany. Antoni Macierewicz oskarża „Gazetę Wyborczą”, że ujawniła agentów Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Gazeta napisała, że oficerowie tej służby umieścili swoje zdjęcia na portalu www.nasza klasa, co miało dowodzić ich nieodpowiedzialności i niekompetencji. Tymczasem zakonspirowani oficerowie SKW zachowywali się po prostu tak jak inni żołnierze i dopiero ujawnienie tego faktu wywołało burzę. Za publikacją mogą stać oficerowie b. WSI, którzy za wszelką cenę chcą skompromitować tych, którzy ich zastąpili. Definitywnie swoją ważność straciły już książeczkowe dowody osobiste. Obliczono, że dowodów nie wymieniło na nowe karty plastikowe 270 tys. Polaków.

Powrót do domu, ale... po co? „Powrót do domu” to nazwa jednego ze sztandarowych programów PO. Miał on zachęcić polską emigrację zarobkową do powrotu do kraju korzystnymi warunkami pracy, płacy, przyjaznym fiskusem. Do dzisiaj – choć mija już druga setka dni rządów PO – urzędnicy są na etapie „przygotowywania”, „dostosowywania”, „sprawdzania”, ale konkretnych efektów brak. Za wyjątkiem jednego, ale jakże istotnego – zakończyły się prace nad ustawą o abolicji podatkowej.

Przemysław Kobus „Powrót do domu” był jednym z głośniej lansowanych przez polityków Platformy Obywatelskiej programów, którego zadaniem jest tzw. reemigracja, czyli zachęcenie Polaków do podejmowania pracy w ojczyźnie, a nie na obczyźnie. „Program Powrót do domu to pakiet rozwiązań, które mają umożliwić pracującym za granicą Polakom kontakt z krajem i ułatwić powrót. W ramach pakietu mieszczą się też działania zapobiegające emigracji – stworzenie dogodnych warunków do zatrudniania osób młodych i prowadzenia działalności gospodarczej na własny rachunek” – czytamy we wstępie do programu autorstwa polityków Platformy Obywatelskiej. Program zakłada m.in. uproszczenie procedury zakładania działalności gospodarczej, większe wykorzystanie w tym zakresie internetu, okresowe zwolnienia z PIT i CIT, czy też wymienianą wielokrotnie i wielokrotnie też obiecywaną przez rząd Donalda Tuska abolicję podatkową [jest projekt, nie ma go w Sejmie-red.]. Do dzisiaj żaden z tych pomysłów nie został zrealizowany, a zaledwie część z nich trafiła do Sejmu – i to bynajmniej nie pod głosowanie, a do prac w sejmowych komisjach. Sam program – z racji nieposiadania rangi ustawowej – jest tylko zbiorem życzeń PO lub zbiorem przedwyborczych obietnic, z realizacją których jest spory problem. Mało tego, gdy dokładnie przestudiujemy ten program, zobaczymy, że mamy do czynienia z dość

luźnymi postulatami, których realizacją zajmować się mają różne komisje i ministerstwa (bez ich wskazania). Brak tu jednego organu, który od początku do końca sprawowałby pieczę nad spełnianiem obietnic. Owszem, powołano Międzyresortowy Zespół ds. Migracji, który ma się zajmować także reemigracją, ale wyniki jego prac są niewidoczne. Żeby w istocie zrealizować program, należałoby urzędników wszystkich ministerstw i posłów z niemal wszystkich komisji zmobilizować do wspólnej, wytężonej i na dodatek zgodnej pracy. Jak wygląda sprawa zgodnego działania w polskim parlamencie, widzimy choćby na przykładzie sporu o ratyfikację Traktatu Lizbońskiego. Po co ta ścisła koordynacja? Otóż program PO zakłada np. zwolnienia z podatku PIT (potrzebna zmiana ustawy podatkowej), otwieranie nowych placówek dyplomatycznych (potrzebna inicjatywa MSZ), rezygnację z płacenia składki emerytalnej (potrzebna zmiana ustawy ubezpieczeniowej), likwidacja barier w prowadzeniu działalności gospodarczej (potrzebna zmiana ustawy o działalności gospodarczej i szeregu innych). Jak widać, bez wysiłku nie sposób osiągnąć zamierzonych celów. Prace przy zmianach ustaw w polskim Sejmie trwają miesiącami, a nawet latami. Oznacza to więc, że zrealizowanie programu wymuszającego zmianę wielu ustaw, bez szybkiego podjęcia działań zostanie zaledwie grupą niespełnionych obietnic. Do czego – choć nie powinno się rozsiewać obaw – Polacy pracujący za granicą muszą się przygotować.

Czy poznamy sekrety zamachu na Jana Pawła II? Szef ABW podjął decyzję o zwolnieniu z tajemnicy państwowej czterech byłych oficerów PRL-owskich służb specjalnych, którzy od 1977 roku współpracowali z bułgarskim wywiadem. Funkcjonariusze należeli do Departamentu I MSW. To właśnie na wywiadzie bułgarskim urywa się ślad śledztwa w sprawie zamachu na papieża Jan Pawła II. Śledztwo wykazało, że Ali Agca, który strzelał do Papieża był powiązany z bułgarskim wywiadem. Zwolnienie z zachowania tajemnicy państwowej nie oznacza jednak, że czterech byłych oficerów udzieli zeznań, obowiązuje ich bowiem tradycyjna dla służb specjalnych zasada milczenia. Ali Agca z odległości dwóch metrów oddał trzy strzały do Papieża 13 maja 1981 roku na Placu św. Piotra

„Pracujemy, sPrawdzamy, konsultujemy....” Jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, by jakakolwiek ekipa rządząca powiedziała, że rzeczywiście, nie udało jej się czegoś dokonać albo nawet wystartować z jakimś pomysłem. W przypadku „Powrotu do domu” jest podobnie. Politycy Platformy Obywatelskiej, którzy o programie głośno mówili, dzisiaj przerzucają odpowiedzialność na ministerialnych urzędników i to ci muszą się tłumaczyć za pomysłodawców. Gdy w Sejmie padło pytanie o stan zaawansowania prac nad programem, do odpowiedzi wyekspediowano sekretarza stanu w Ministerstwie Polityki Społecznej i Pracy, Jarosława Dudę. Odpowiedź dotycząca działań na rzecz „Powrotu do domu” mogła wielu zainteresowanych zirytować. „Pracujemy, sprawdzamy, podejmujemy działania” – tak można by streścić odpowiedź. Czy satysfakcjonować może taka oto reakcja? „Odnośnie (po opisaniu prac przy abolicji) innych przedsięwzięć zachęcających migrantów do powrotu do kraju, jakie powinny i mogą być realizowane, uwzględniając priorytety rządu, mając na uwadze konieczność współpracy i zaangażowania członków rządu (...) minister zaproponuje, by harmonogram takich działań został omówiony podczas jednego z najbliższych posiedzeń Zespołu ds. Migracji” – mówił sekretarz stanu. Czego się dowiadujemy? Niczego. Na szczęście później pada kilka konkretów i wiemy na przykład, że zamówiona została ekspertyza dotycząca strategii wybranych państw w zakresie migracji powrotnych. Wiemy, że prowadzone są prace odnośnie zmian w ustawie dotyczącej działalności gospodarczej, dowiadujemy się także, iż podejmowane są działania mające na celu poprawę kontaktu Polski z Polakami rozsianymi na świecie za pomocą specjalnych portali informacyjnych typu: powroty, Polacy, itd. Z portali tych, które można acz nie trzeba przejrzeć, dowiemy się np. o... kwalifikacjach rzemieślniczych w Niemczech (na pierwszej stronie!!!). Można też tam zapoznać się z biografią ministra pracy, Jolanty Fedak.

Poczekamy

w Rzymie. Rany odniosły także dwie stojące w pobliżu kobiety. Jan Paweł II już w drodze do kliniki Gemelli, przed utratą przytomności, wybaczył swojemu zamachowcy, z którym się później spotkał bez świadków w jego celi. (as)

Na realizację programu poczekamy. Teraz Sejm zaaferowany jest jeszcze Traktatem Lizbońskim, ustawami medialnymi i politycznymi wojenkami, nie ma czasu na głosowanie ustaw. Zresztą nie widać też kolejki projektów gotowych do oceny przez parlamentarzystów. Wprowadzenie wszystkich proponowanych zmian, choć z pozoru proste i wymagające odrobiny dobrej woli, zajmie politykom wiele czasu. Niestety w ten sposób z pewnością nie zachęcą Po-

laków z Anglii, Irlandii, Niemiec, Holandii, Hiszpanii czy Stanów Zjednoczonych do powrotu do kraju. Bo i do czego wracać? Do wysokich podatków, do siermiężnej biurokracji, do nieludzkich przepisów skarbowych? Program „Powrót do domu” – o ile oczywiście można go nazwać programem sensu stricte – prawdopodobnie nigdy nie zostanie w pełni zrealizowany.

cień nadziei? Tuż przed zamknięciem tego numeru, w czwartek premier Donald Tusk ogłosił zakończenie prac nad ustawą o abolicji podatkowej (!). Zupełnie poważnie. Zgodnie z ustawą, Polacy, którzy płacili podatki poza granicami Polski nie będą musieli płacić dodatkowych podatków w Polsce. Uregulowania dotyczące przeszłości obejmują nie tylko okres od 2004 roku, ale także lata wcześniejsze, od 2002 roku. Rok ten może być bowiem pierwszym rokiem kwalifikującym się do objęcia nową regulacją ustawową. – Zapraszamy ludzi z powrotem do Polski mówiąc: nie musicie płacić podatków – oświadczył premier Donald Tusk. Podkreślał, że zakończenie prac nad ustawą oznacza spełnienie przedwyborczych obietnic Platformy Obywatelskiej. Nowa ustawa reguluje sprawy podatkowe w przeszłości i przyszłości. Dotyczy bowiem abolicji podatkowej od roku 2002, a także reguluje kwestie podatkowe w przyszłości. Zdaniem premiera, ustawa reguluje więc całokształt międzynarodowych stosunków fiskalnych. W jaki sposób skorzystać z nowych przepisów? Osoby, które zjawią się w Polsce będą musiały zgłosić się do własnego Urzędu Skarbowego i na odpowiednim druku (przygotuje je Ministerstwo Finansów) złożyć wniosek o umorzenie podatków. Do wniosku trzeba będzie załączyć wykaz dochodów uzyskanych np. w Anglii. Osoby, które z kolei regulowały zobowiązania podatkowe, będą mogły zwrócić się do skarbówki o zwrot pieniędzy. Również za pomocą właściwego Urzędu Skarbowego. Prace nad ustawą zakończyły się, ale na razie nie wiadomo, kiedy projekt trafi do laski marszałkowskiej. Pozostaje mieć nadzieję, że posłowie – wszystkich ugrupowań – sprężą się, zmuszą się do wspólnej pracy bez względu na polityczne animozje i szybko przeprowadzą ustawę przez procedurę sejmową. Przy czym w tej kwestii byłbym umiarkowanym optymistą. Abolicja podatkowa na zachętę dla „Powrotu do domu”. Czy to wystarczy? Pełny tekst Narodowy Program „Powrót do domu” Co zrobić żeby wrócili? dostępny jest na stronie: www.platforma.org


|

nowy czas | 4 kwietnia 2008

polska tRaktat lizBoński

Bliżej Ratyfikacji

Kompromis w Juracie Bartosz Rutkowski

Parlament zaakceptował porozumienie, które premier Donald Tusk wynegocjował z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Za przekazaniem go do podpisu przez prezydenta było 384 posłów, przeciw 56, wstrzymało się 12. Przełomem było spotkanie premiera i prezydenta w Juracie. PO zgodziło się na uchwałę zabezpieczającą kształt traktatu bez Karty Praw Podstawowych. Posłowie PiS przy głosowaniu podzielili się, ponieważ część uważa, że takie zabezpieczenia niczego nie dają. Przeciwnicy traktatu zdążyli zebrać ponad 300 tys. podpisów za przeprowadzeniem w tej sprawie ogólnokrajowego referendum, ale tego typu głosowania nie będzie. Premier ujawnił szczegóły rozmów, które przeprowadził z prezydentem Lechem Kaczyńskim w Juracie; w ich rezultacie osiągnięte zostało porozu-

mienie w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Wcześniej jednak trwała zażarta wojna między PiS a Platformą. PiS chciał, by traktat potwierdzony został jeszcze polską ustawą, premier upierał się, że wystarczy w tej sprawie uchwała. I na tym stanęło. PiS bał się jednego w tej wojnie, że jeśli przystawi się tej partii łatkę ugrupowania antyeuropejskiego, to po nim. I do tego prezes Jarosław Kaczyński nie mógł dopuścić, musiał ustąpić w sprawie ratyfikacji. Gdyby do tego nie doszło, groziła Polsce kompromitacja na arenie międzynarodowej, bo bylibyśmy jedynymi hamulcowymi na Starym Kontynencie. A przecież to pisowski prezydent z pomocą pisowskiego brata wynegocjowali traktat, mówili, że to sukces, a potem robili trudności. – Podczas rozmów ustaliliśmy po pierwsze to, że podstawą ratyfikacji będzie projekt rządowy; po drugie, zostaną uwzględnione postulaty zgłaszane przez PiS; po trzecie, w najbliższym czasie przystąpimy do prac nad nowelą ustawy, która będzie regulować podział kompetencji pomiędzy najwyższymi władzami państwowymi odnośnie kom-

petencji w zakresie UE – mówił premier. Tuskowi zależało na tym, żeby już we wtorek uzyskać decyzję Sejmu w sprawie ustawy ratyfikacyjnej. Chodziło o to, żeby na szczycie NATO w Bukareszcie Lech Kaczyński miał mocną pozycję w debacie na temat natowskiej przyszłości Ukrainy i Gruzji. – Mam nadzieję, że to nasze porozumienie zamknie niepotrzebne zamieszanie wokół ratyfikacji – podkreślił. – Żadna poważna siła polityczna w Polsce, żaden poważny polityk nie powinien być zainteresowany jakimiś nagłymi rewizjami Traktatu Lizbońskiego – powiedział premier. Dodał, że zapisy, które „ustabilizują i utrwalą Traktat Lizboński wydają mu się godne uwagi”. Nawet jeśli – jak powiedział – ich źródłem są obawy, których on nie podziela. Również Senat zdecydowaną większością głosów przyjął ustawę upoważniającą prezydenta do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Zgodnie z przewidywaniami, PiS był w tej sprawie podzielony – mimo pozytywnej rekomendacji władz klubu, senatorowie związani m.in. z Radiem Maryja głosowali przeciwko.

Wizyta gejowskiej pary TVN zafundowała wakacje w Polsce parze gejowskiej, której zdjęcia z ceremonii „ślubu” zamieszczono w prezydenckim orędziu. Panowie podobno poczuli się tym urażeni, choć sami szukają medialnego poklasku. Fay i Moulton występowali w TVN, obściskiwali się też w Sejmie, gdzie konferencję prasową zorganizował im SLD. Widać, że Sojusz ma już kolejne elementy do swojego nowego programu. Prezydent i premier dość solidarnie odmówili gejom audiencji. Pomimo wcześniejszych zapowiedzi, goście z Ameryki nie złożyli skargi na prezydenta w sądzie. Ich wizytę odebrano jako wstęp do dyskusji nad wprowadzeniem w Polsce tzw. homoseksualnych związków partnerskich. Jan Korwin-Mikke proponuje, by środowisko homoseksualne samo zrobiło porządek z „bandą hałaśliwych gejów”, bo inaczej rzeczywiście grozi nam rozwój tzw. homofobii. Geje w pałacu >> 12

tydzień w kraju Narodowy Bank Polski wypuścił monety o nominałach 2, 10 i 100 zł upamiętniające wywózki Polaków na Syberię. W Austrii doszło do katastrofy

polskiego autokaru. Jedna osoba zginęła, kilkanaście zostało rannych. Przyczyną wypadku było zaśnięcie kierowcy. Polskie lotniska też już weszły do strefy Schengen. Gadania dużo, ale poza potrzebą okazania dokumentu pogranicznikowi, co i tak szło sprawnie, dalej trzeba ściągać buty, paski, wywalać kieszenie i stać w kolejce do odprawy. Jest już gotowy raport z wypadku transportowego samolotu wojskowego Casa, w którym zginęło 20 wyższych oficerów lotnictwa. Według raportu przy lądowaniu złamano procedury zarówno przez pilotów jak i obsługę naziemną. Media przejechały się ostro po Rzeczniczce Praw Dziecka Ewie Sowińskiej (jeszcze z nadania LPR) za rzekomą chęć zakazu stosunków seksualnych przed 18 rokiem życia. Sprawa okazała się prowokacją „Dziennika” który zmanipulował treść wystąpienia Sowińskiej na KUL.


|

4 kwietnia 2 8 | nowy czas

wielka brytania świat tydzień w skrócie Donald Tusk złożył dwudniową wizytę na Ukrainie. Lepiej późno niż wcale, choć politolodzy ukraińscy podkreślili, że szef polskiego rządu był wcześniej w Moskwie. W Kijowie podpisano umowę o małym ruchu granicznym. Rozmawiano głównie o staraniach Ukrainy wejścia do NATO i wspólnej organizacji Euro 2012. Z premierem Tuskiem nie spotkał się przywódca opozycji Janukowycz. W Bukareszcie odbywa się szczyt NATO. Polskę reprezentuje prezydent Lech Kaczyński. Najciekawszą kwestią jest sprawa zaproszenia do programów NATO Gruzji i Ukrainy. Prezydent George W. Bush podczas wizyty w Kijowie opowiedział się „za”. Szefowie rządów Niemiec i Francji nie chcą drażnić Rosji i są „przeciw”. Prezydent Gruzji Saakszwili uważa, że odmowa oznaczałaby wzmocnienie dla agresywnych kół Kremla. Wyjazd do Bukaresztu był „pożegnaniem z Europą” prezydenta USA. Bush odwiedził także Ukrainę, Chorwację i spotkał się na Krymie z Putinem. Na Węgrzech rozpada się centrolewicowa koalicja rządząca. Wycofanie swoich ministrów z socjalistycznego rządu zapowiedział Liberalny Związek Wolnych Demokratów (SZDSZ). Białoruska milicja dokonała zatrzymań i rewizji działaczy opozycji. Przeszukano także biura niezależnych dziennikarzy. UE potępiła przemoc w Tybecie i zaapelowała o dialog z Dalajlamą. Kraje europejskie podzieliły się co do pomysłu bojkotu uroczystości otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie. Przeciw temu pomysłowi są m.in. Szwecja, Portugalia i Hiszpania. Parlament Grecji udzielił zaufania rządowi konserwatysty Costasa Karamanlisa. Jego gabinet jest atakowany za chęć reformy emerytur, a cały kraj paraliżują strajki. Pełniący jeszcze funkcje prezydenta Władimir Putin już 8 maja może zostać zaprzysiężony przez rosyjską Dumę na premiera rządu. Starcia irackich sił bezpieczeństwa i milicji szyickiej pochłonęły już 200 ofiar śmiertelnych. W Iraku ostrzelano także polską bazę „Echo”. Jedna osoba została ranna.

wielka brytania

iMigranci zarobkowi Są niepotrzebni

Raport na prima aprilis Mikołaj Srzypiec

1. kwietnia, Komisja Ekonomiczna Izby Lordów przedstawiła najnowszy raport, dotyczący wpływu imigracji na gospodarkę brytyjską. Z 82. stronicowego dokumentu wynika, iż masowy napływ pracowników z różnych stron świata nie działa korzystnie na kondycję ekonomii, i powinien zostać ograniczony. Wyniki pracy Komisji odbiły się szerokim echem w mediach: raport przyjęły z entuzjazmem kręgi konserwatywne, oraz przedstawiciele Migrationwatch; nie zabrakło jednakże krytyki zawartych w nim wniosków, również ze strony samego premiera. Autorzy raportu, to reprezentanci wszystkich partii w Izbie Lordów: w tym byli ministrowie finansów i wybitni ekonomiści. Główną tezą tego obszernego opracowania jest, rzekomo znikomy zakres, w jakim imigracja wpływa pozytywnie na tutejszą gospodarkę. Według Lorda Wakehama, byłego ministra finansów w rządzie konserwatystów i szefa Komisji Izby Lordów, nie ma przekonujących argu-

mentów, co do korzyści, jakie zdaniem rządu Browna, masowa imigracja przynosi ekonomii. Nie znaleźliśmy na to praktycznie żadnych dowodów – powiedział Lord Wakeham. Zdaniem rządu, imigranci zasilają budżet państwa kwotą przynajmniej 6 miliardów funtów w skali roku. Autorzy raportu uznali to za dezinformację i manipulowanie faktami. Ich zdaniem, kalkulacje powinno prowadzić się przeliczając indywidualne zmiany w realnych dochodach brytyjskich robotników, a nie, jak to robi rząd, w ujęciu ogólnym. W tym kontekście, co podkreślił szef Komisji Lordów, imigracja może jedynie zmniejszać zarobki lokalnej siły roboczej – tylko przedstawiciele wyspecjalizowanych profesji, mają szanse na małą poprawę dochodów. Zdaniem Lorda Layarda, członka tej samej komisji, ale z ramienia rządzącej Partii Pracy, należy spodziewać się minimum 50. lat imigracji z całego świata, jako że Wyspy Brytyjskie oferują bardzo istotny atut: język angielski, który jest powszechnie w użyciu we wszystkich miejscach globu, co czyni Anglię oczywistym celem dla wielu imigrantów. W opracowaniu skrytykowano aktualną politykę imigracyjną rządu, w tym reformę służb granicznych oraz tzw. system punktowy, oparty na wzorcu australijskim, który ma służyć dokładniejszej selekcji imigrantów spoza obszaru Unii Europejskiej. Andrew Green, szef organizacji Migrationwatch powiedział, iż konkluzje raportu w praktyce niszczą przedstawiane przez rząd Browna tezy, o zbawiennym wpływie imigracji na sytuację w kraju. – Czas, aby opi-

nia publiczna dokładnie przyjrzała się rzeczywistości i wyciągnęła odpowiednie wnioski, – powiedział Green – Imigrację należy drastycznie ograniczyć, wprowadzając progi liczbowe, kierując się rzeczywistym zapotrzebowaniem na siłę roboczą w kraju podkreślał Sir Andrew Green. Migrationwatch jest organizacją która, w założeniu, ma przyglądać się polityce imigracyjnej rządu, w rzeczywistości, regularnie publikuje raporty o niekiedy bardzo negatywnym wydźwięku, co natychmiast podchwytują media i prasa bulwarowa. Raport znalazł też wielu krytyków. CBI (Brytyjska Izba Przemysłu) sceptycznie odniosła się do przedstawionych w opracowaniu tez. W systemie globalnej ekonomii, potrzeba elastycznego podejścia do prawa zatrudnienia, a nie sztywnych, odgórnie ustalanych progów, regulujących liczby nowych pracowników – mówi Neil Carberry z CBI. – Elastyczny system przepisów ułatwia pozyskiwanie pracowników dla tych gałęzi gospodarki, dla których najtrudniej jest znaleźć Anglików zdolnych i chętnych do podjęcia pracy. Bez imigrantów, niektóre z zakładów i firm brytyjskich, dotknie kryzys, i nie można mieć co do tego wątpliwości – dodaje Carberry. Wyniki raportu skrytykował też na swojej comiesięcznej konferencji prasowej premier Gordon Brown. Jego wypowiedź jest reakcją na burzliwe spory zwolenników i krytyków kontrowersyjnego raportu w parlamencie. Według danych rządu, imigracja to przynajmniej 6 miliardów funtów w corocznym budżecie kraju – potwierdził Gordon Brown. Stanął również w zdecydowanej obronie reform, a w szcze-

Nieszczęśliwy wypadek W swoim podsumowaniu sędzia Baker stwierdził, że nawet prawnik Al Fayeda nie wierzył w przedstawiane dowody. Sędzia podważył także wiarygodność wielu spośród 250 świadków, którzy zeznawali podczas procesu, w tym przede wszystkim kamerdynera Diany Paula Burella. Dochodzenie w sprawie przyczyn śmierci księżniczki Diany kosztowało bytyjskiego podatnika około 6 mln funtów. Ława przysięgłych również uznała, że przyczyną śmierci był wypadek samochodowy. (as)

Po sześciomiesięcznym procesie mającym wyjaśnić okoliczności śmierci księżniczki Diany, sędzia Scott Baker nie znalazł żadnych dowodów potwierdzających tezę właściciela Harrodsa Mohameda Al Fayeda, że Diana i jej przyjaciel Dodi (syn Al Fayeda) zginęli dziesięć lat temu z polecenia Filipa księcia Edynburga, męża królowej Elżbiety II. Według niego zamachu miały dokonać służby specjalne MI5. Brytjyski establishment nie chciał, jak utrzymuje Al Fayed, dopuścić do ślubu Diany z muzułmaninem.

Rządząca w Birmie wojskowa junta zapowiedziała przeprowadzenie w 2010 wyborów parlamentarnych i przekazanie władzy cywilom.

MOT dla czterdziestolatków

Wzrosło napięcie w stosunkach pomiędzy obydwu państwami koreańskimi. Komunistyczna Północ wyrzuciła ze strefy ekonomicznej południowokoreańskich biznesmenów i straszy Seul wstrzymaniem dialogu.

Jak wynika z planów rządowych, mieszkańcy Wysp po przekroczeniu 40. roku życia będą mogli skorzystać z bezpłatnych badań lekarskich, które mają zapobiec typowym dla średniego wieku chorobom. Są to głównie choroby serca i układu krążenia. Badania mają odby-

wać się regularnie. Choroby te odpowiedzialne są za około 200 tys. zgonów w skali roku, a w szpitalach co piąty pacjent cierpi właśnie na chorobę serca lub związaną z wylewem krwi do mózgu. Zdaniem lekarzy wczesne rozpoznanie objawów choroby w 90 proc.

(serce) i 80 proc. (udar) pozwala dzięki leczeniu farmaceutycznemu zapobiec fatalnym skutkom. Pacjenci u których zostanie rozpoznane potencjalne zagrożenie otrzymają również bezpłatne porady dietetyczne. (as)

gólności wprowadzanego systemu punktowego, który ma być odpowiedzią na problemy związane z brakiem odpowiednich kadr w niektórych sektorach gospodarki, nawet po przewidywanym eksodusie imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej. Ten sam system, ma zapobiegać zbytniemu napływowi niewykwalifikowanej siły roboczej, której część może nie znaleźć zatrudnienia, a w rezultacie, żyć na koszt państwa. Reformy rządu mają powstrzymać rekordową liczbę imigrantów jaka co roku przybywa na Wyspy, jednakże, Lordowie zasiadający w komisji, postulują ograniczenia idące dużo dalej, niż przewiduje to rząd. Dla Gordona Browna, polityka imigracyjna to jeden z kluczowych problemów, z jakimi boryka się aktualnie jego gabinet, sam premier jest coraz częściej oskarżany o utratę kontaktu ze swoimi wyborcami. Kwestie imigracji i jej zwiększania w ostatnich latach, są dla angielskiej opinii publicznej bardzo istotne, jeśli nie potencjalnie zapalne. Wiele angielskich tabloidów z imigracji uczyniło temat dyżurny, regularnie publikując alarmujące i często przesadzone dane, co trafia do robotników, ludzi o niższym wykształceniu i mniejszych dochodach, dla których, jak się coraz częściej okazuje, imigranci stanowią naturalne zagrożenie. Ostatni raport jest wyrazem coraz silniejszego sprzeciwu Brytyjczyków, wobec nasilającej się inwazji imigrantów zarobkowych i uchodźców politycznych.

komentarz » 3 telegrafem z sieci » 4

Nowe przepisy dotyczące parkowania Od wtorku (1 kwietnia) obowiązują w Wielkiej Brytanii nowe przepisy regulujące parkowanie samochodów. Najważniejsza zmiana dotyczy możliwości wysyłania mandatów pocztą, co do tej pory było bezprawne. Kierowca musiał otrzymać wypisany mandat i często ratował się odjechaniem z miejsca wykroczenia. Zmieni się również wysokość mandatów w zależności od rodzaju wykroczenia. Caroline Sheppard, odpowiedzialna za nowe przepisy, uspokaja kierowców, że będą mogli, i powinni, odwoływać się od niesłusznie, ich zdaniem, wystawionych mandatów. Mandaty za parkowanie stały się kontrowersyjnem źródłem dochodu lokalnych władz, które rocznie zarabiają w ten sposób około 1 mld funtów. (as)


|

nowy czas | 4 kwietnia 2008

wielka brytania świat TYBET

niE wszYsTkich dziEnnikaRzY usunięTo

tydzień w skrócie

Piekło w Tybecie Przez trzy miesiące z ukrycia filmowali i rejestrowali to, co się naprawdę dzieje w Tybecie. Brytyjscy operatorzy pokazali światu zapis tego, czego jeszcze Zachód nie widział. Dziś świat wie o masakrze w Lhasie, stolicy Tybetu, wie o aresztowaniach przez chińską bezpiekę niepokornych Tybetańczyków. Ten dokument zaczyna się w roku 2006 w Nagpa, kiedy to w górskich rejonach chińska straż graniczna strzelała do ludzi, którzy chcieli opuścić Tybet. Zabito kilka osób, ponad 30 zatrzymano w pościgu. Potem zesłano ich do obozu pracy, 230 km od Lhasy. Jednym z tych, którzy tam trafili

był 16-letni Jamyang Samten. Był poddawany elektowstrząsom, przykuwany łańcuchami do ściany i walony po brzuchu metalowymi pałami. – Ich tortury są straszne – wspomina dziś chłopak, nie wiem, jak to przeżyłem. Był czas, kiedy po takich torturach nie byłem w stanie powiedzieć tygodniami ani słowa. Zwolniono go w końcu z katowni, rodzina dała mu pieniądze, równowartość 300 dolarów, i za taką sumę specjalny przewodnik przeprowadził go szczęśliwie przez góry ze swojej ojczyzny. Chińczycy nie tylko katują Tybetańczyków. Robią wszystko, by zniszczyć ten naród. Kobiety zmusza się do sterylizacji. Jedna z nich opowiedziała Brytyjczykom, że umiera, bo bez znieczulenia poddano ją takiemu okrutnemu zabiegowi. Zabiegi przeprowadzają żołnierze Wiele kobiet kona po czymś takim. A poza aspiryną w Tybecie nie ma żadnych innych leków. Powstały nawet specjalne chińskie grupy szybkiego reagowania, które niespodziewanie wpadają do tybetańskich wiosek i w okrutny sposób

pozbawiają kobiety możliwości rodzenia. Testuje się na nich nowe leki, najczęściej jednak jest to okrutna, mechaniczna ingerencja w ciało kobiety. Tash Despa jest uciekinierem z Tybetu, mieszka teraz w Londynie. Mówi, że bezpieka chińska ma swoich ludzi w każdej wsi, musi wiedzieć, co się dzieje na każdej ulicy. – Oni są jak STASI kiedyś we wschodnich Niemczech – twierdzi uchodźca. Ci, którzy prowadzą życie nomadów i przemieszczają się z miejsca na miejsce są wyłapywani przez chińskie wojsko. Zmusza się ich siłą do osiedlenia się w betonowych bunkrach, gdzie nie ma szkół, żadnych lecznic, ani środków transportu. Ci ludzie bez ziemi cierpią okrutną biedę, umierają i to jest cel chińskich komunistów. – Bóg jeden tylko wie, co się stanie, jak ci ludzie raz jeszcze powstaną przeciwko chińskim władzom. Ale moi ziomkowie są tak zdesperowani, że taka chwila buntu ostatecznego nadejdzie. Albo zginą, albo w końcu z pomocą świata uda się im wywalczyć upragnioną wolność – mówi Ja-

„Odwilż” na Kubie. Nowy przywódca tego kraju Raul Castro zezwolił na prywatne posiadanie telefonów komórkowych.

myang Samten, który po straszliwych przejściach oddycha w końcu wolnym powietrzem.

Nie zamierzam brać udziału w ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie – oświadczył premier Donald Tusk. Jest on pierwszym szefem europejskiego rządu, który złożył tak zdecydowaną deklarację.

Do dymisji podał się przewodniczący Sejmu Litwy Viktoras Munitianas. Powodem są pojawiające się oskarżenia tego polityka o łapownictwo. Naczelny Sąd Administracyjny Litwy ma rozstrzygnąć spór o dwujęzyczne tablice z nazwami ulic w miejscowościach zamieszkałych przez polską mniejszość. Chińskie MSZ wezwało do siebie na rozmowę polskiego ambasadora. Powodem było zaproszenie Dalajlamy do Warszawy. W Paryżu ogłoszono, że gospodarzem światowej wystawy Expo 2015 będzie Mediolan.

DZWOŃ DZW WOŃ DO DOMU D z kkażdej ażdej d komórki komórki w TT-Mobile -Mobile Dzwoń do przyjaciół aciół i rodziny rodziny w Polsce Polsce za tylko tylko 3p/min, prosto prost o o z kkażdej ażdej komór komórki ki w T-Mobile. Teraz możesz ożesz dzwonić dzwonić do domu omu za mniej niż gdyb gdybyś yś dz dzwonił wonił na ttelefony elefony w UK UK! K

WYBIERZ WY BIERZ NUMER DOSTĘPU DOSTĘPU

WYBIERZ WY BIERZ TWÓJ TWÓJ POLSKI POL LSKI NUMER

z ttelefonu eleffonu T-Mobile T-Mobile (i nac naciśnij ciśnij 'zadz 'zadzwoń') woń')

na kt który óry chc chcesz esz zzadzwonić adzwonić

3p p 07755 22 48 03 0 10p 10 p 07755 20 48 03 0

POLSKIE TELEFONY TELEFONY ST STACJONARNE TACJONARNE J

Wyb Wybierz bierz międzynarodowy międzynarodowy num numer mer na kt który óry chcesz zadzwonić Polsce chc esz zadz wonić w P olsce rrozpoczynając ozp poczynając od 0048 i kończąc kkrzyżykiem rzyżykie em (#)

POLSKIE KO KOMÓRKI OMÓRKI

BEZ OPŁATY Z ZA A POŁ POŁĄCZENIE ĄCZENIE E

BEZ MINIM MINIMALNEJ A ALNE J OPŁ OPŁATY ATY Z ZA A POŁĄCZENIE POŁ P ĄCZENIE

SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK POR PORÓWNUJEMY ÓWNU UJEMY STACJONARNE ST TACJONARNE K KOMÓRKI OM MÓRKI

Vodafone V odafone

5p

15p 1

O2

7p

30p 3

12p

20p 2

3p

10p 1

Orange Oran nge

Wszystkie W szystkie ceny ceny podane p są za minut minutę ę połaczenia połaczenia

Bartosz Rutkowski

W Zimbabwe odbyły się wybory prezydenckie i parlamentarne. Opozycja ogłosiła swoją wygraną. Wg niezależnych źródeł jej kandydat Tsvangirai uzyskał 49,4 proc. głosów, Mugabe – 41,8 proc. Ogłoszenie wyborów opóźniało się, co mogło świadczyć, że prezydent Mugabe może szykować oszustwo, albo warunki odejścia.

Działa z każdego telefonu T-Mobile

WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e p Wszystkie podane o d a n e cceny e ny ssąą aaktualne k tualne p przy r z y rrozmowach oz m ow a ch w wychodzących ych o d z ąc ych z U UK K z ssieci i e c i T-Mobile, T- M o b i l e , d dostępne o s tę p n e rrównież ó w n i e ż w iinnych n ny c h wybranych w y b r a nyc h sieciach. sie ciach. W Warunki arunk i d dostępne o s tę p n e w iinternecie. nt e r n e c i e . © Co Core r e Co Communications. mmunic ations . P Polskatel, o l s k a te l , aagent g e n t Yourcall Yo u r c a l l


|

4 kwietnia 008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Damy i huzary Krystyna Cywińska

Że też my Polacy, nie mamy pięknych, fascynujących prezydentowych. Ani premierowych. Dodadjących niskim i płaskim mężom koloru i splendoru. Jak Carla Bruni prezydentowi Sarkozy’emu. Nie mamy nawet przystojnych, atrakcyjnych kobiet ambasadorów. Ani żon ministrów i innych notabli. Filluternych, zalotnych, uwodzicielskich. No i szykownych. Jak Carla Bruni

Mamy w większości szare muszy. Poprawnie przyczesane, poprawnie przyodziane. Z poprawnym życiorysem. Bez tego dreszczyka przeszłości, jak Carla Bruni. Co śwait oszałamia. A media przyprawia o utratę zbiorowej głowy. Z powodu tego sexappealu pod oczami spod rzęs. I nóg po szyję i włosów do pasa. No, prawie jak Carla Bruni. Ten największy teraz atut polityczny prezydenta Francji. Przecież wciąż rządzą nami mężczyźni. Kiedy rządziła Polską pierwsza w naszych dziejach kobieta, premier Anna Suchocka, nic z tego nie wyszło. Nie zrobiła furory. W kraju, ani za granicą. Politycznej i towarzyskiej. Zamiast szałowych kreacji, obwieszała się szalami. Na fotografiach przy sakramentalnym kominku w siedzibie brytyjskiego premiera na Downing Street miała szal przerzucony przez ramię. Na innych oficjalnych przyjęciach szal na plecach. I nikt tu nie oszalał na jej widok. Jolanta Kwaśniewska, uznawana za szczyt elegancji i urody w kraju, też tu nikogo nie oczarowała. Choć Kwaśniewskich fotografowano i witano tu z całym ceremoniałem dworskim. Ale nikt bidulki nie zauważył. Więc gdzież, ach gdzież są te piękne Polki? Te polskie dziewczyny z witaminami? Czy tylko w piosenkach i w naszej wyobraźni? A kto dziś pamięta żony byłych przywódców PRL-owskich. Nie pamiętacie ich? Bo ich nie pokazywano. Nie było co ani kogo

pokazywać. Grzeszącą przeciętnością, skromną żonę Jaruzelskiego? Czy Stasię Gierkową? Przysadzistą, krępą, odzianą w krempliny. A czy można było pokazywać Gomułkową? Niekształtną, zapyziałą, z hakowatym nosem. Walczącą zaciekle z biustem i sexapealem Kaliny Jędrusik. Co to to nie! W socjalizmie objawy seksu cenzurowano. Jedynym wyjątkiem wśród tych dam PRL-owskich barwnie opisnych niedawno w londyńskim „Dzienniku” przez Leszka Bobkę, była Nina Andrycz. Aktorka, była żona byłego premiera Józefa Cyrankiewicza. Fascynująca postać. Urodziwa, elegancka, przewrotna i dowcipna. No i co z tego? Skoro szyku mogła zadawać najwyżej w demoludach? I tam fascynować sowieckich mężów sowieckich kwadratowych żon. Czytałam ten artykuł Leszka, kiedy media brytyjskie oszalały na widok prezydentowej Francji Carli Bruni. Wystarczyło, że wyszła z samolotu stąpając po schodkach nogami niczym liany. Euforia! Amok! Ekstaza zachwytów! Czegoś podobnego tu nie było od wizyt Jackie Kennedy z jej prezydenckim mężem. Wszystko co miała na sobie Jackie, komentowano. Każdy szczegół jej garderoby kopiowano. Każdy gest, ruch i uśmiech podziwianio. Jackiemania przetrwała nawet po jej śmierci. Potem przyszła kolej na Raisę Gorbaczow. Pierwszą człekokształtną żonę sowieckiego przywódcy. Jaka zgrabna,

jaka elegancka, jaka inteligentna. Seks nie był jeszcze wtedy w takiej modzie jak dziś. A podteksty politycznej odwilży dolewały oliwy do ognia medialnej adoracji. Raisa Gorbaczow wpadła w ten olśniewający świat kapitalistyczny z rozmachem kart kredytowych. Kupowała i kupowała, i kupowała. Aż ją podobno biuro polityczne w Moskwie przywołało do porządku. Karty kredytowe wstrzymać! Spódnice zdłużyć! Białe bluzki zapięte pod szyją wkładać! Pantofle z wysokimi obcasami usunąć! Co innego żona prezydenta Rumunii Ilena Caucescu. Jej nikt by nie śmiał zabronić wydawania garściami pieniędzy na biżuterię, stroje i antyki. Królowa brytyjska, skazana na przyjmowanie w pałacu w Windsorze różnych wątpliwego autoramentu prezydentów z żonami, musiała zaprosić do pałacu i parę rumuńską ze świtą. Po ich wyjeździe podobno nie można się było doliczyć w pałacu wazonów, zegarów i rożnych cennych bibelotów. No cóż, podobno Rumun to nie narodowość, ale zawód. A że szereg kwiatów w pałacowych donicach zwiędło w podejrzanych okolicznościach? Czasem krzewienie obyczajów różne przybiera formy. Podejmowano tu też z pompą, paradą i dworksim ceremoniałem Lecha Wałęsę z żoną. Jego nie zaćmiłaby żadna piękność u boku. Ani żadna piękność nie dodałaby mu blasku. Wałęsa był wtedy gwiazdą. A jego skromna żo-

na Danuta, niczym myszka stała w jego cieniu. – Jak pan spędził noc w pałacu w Windsorze? – pytali Wałęsę dziennikarze. – Takie nam dali wielkie łoże, że żony w nim nie mogłem znaleźć – odpowiedział prezydent. Dowcip i swobodne zachowanie Wałęsy zrobiły swoje w dziedzinie naszej popularności. Choć w praktyce niewiele. Teraz popularności Francji przysłużyła się Carla Bruni-Sarkozy. No vive la France! Carla, włoska piękność, uwodzicielka, pożeraczka serc itp., itd. Najpierw uwiodła francuskiego filozofa Jean-Paul Enthovena. Potem jego syna, z którym miała dziecko. Potem Micka Jaggera, potem Erica Claptona, potem itd. Aż po prezydenta Francji. Była modelka i piosenkarka, córka włoskich magnatów, wychowana w pałacach, władająca językami. Przyćmiła męża, zgasiła wytowrną elegancją dworskie damy, wyglądające przy niej jak teatralne XIX-wieczne rekwizyty. Jeśli jej się znudzi mąż i jego kwieciste oracje, ma w tym kraju zapewniony azyl polityczny. Z pocałowaniem ręki przez księcia karola. Taki mały polski aspekt. Że też my nie mamy takich prezydentowych czy premierowych z seksem i przeszłością. Ale czy Radio Maryja by je zniosło? I czy ojciec Rydzyk by ich nie wyzwał od wiedźm, ladacznic i nierządnic? No, cóż? U nas wciąż obowiązują rygory ustalane między panem a plebanem. Kobieto! Ty puchu marny! I domowa kuro.

Nie wiem, co musiałoby się stać, by prezydent – w atmosferze wzajemnego zrozumienia – zasiadł do dialogu z panami Fayem i Moultonem. Wiem jedno: uprzejma ich pogawędka przy herbacie albo przy czymś mocniejszym – gdyby jakimś cudem została jeszcze upubliczniona – mogłaby poprawić statystyki dotyczące śmierci ze śmiechu. – Dzień dobry, panowie do kogo? – zapytałby u progu prezydencki minister Kamiński – My do pana prezydenta. Jesteśmy gejami z orędzia. Zostaliśmy znieważeni, żądamy w zamian dialogu. – Aaaa, prosimy, prosimy! – odpowiedziałby minister Kamiński. – Nie, nie, proszę nie zdejmować, proszę od razu do gabinetu prezydenta. – Witam szanownych państwa, to znaczy Panów. Proszę siadać. Może herbatkę z delicjami szampańskimi? – zapytałby na starcie pan Prezydent – Nie, dziękujemy. Przyszliśmy związku ze znieważeniem, chcemy …

– Ach tak, pamiętam sprawę, rzeczywiście niefortunna. Oglądałem orędzie i sam byłem lekko zniesmaczony. Cóż, ze swojej strony mogę tylko państwa, to znaczy Panów przeprosić i do dialogu serdecznego serdecznie zaprosić. Widzicie panowie, my się tu w Polsce dopiero uczymy tolerancji… Tak by sobie panowie gawędzili przy czerwonym winie, a w telewizorach Polacy oglądaliby bezpośrednią transmisję ze spotkania. Spotkanie zakończyłoby się oświadczeniem ministra Kamińskiego, że materiał ze ślubu Faya i Moultona – skądinąd bardzo sympatyczny i wzruszający – został w orędziu umieszczony omyłkowo, miał bowiem służyć ilustracji zupełnie innego orędzia. Sprawa rozeszłaby się po kościach, a Fay i Moulton zostaliby w Polsce i prowadzili nowy program rozrywkowy pod tytułem „Zatańcz z gejem”. Z drugiej strony – po co te fantazje? Żyjemy w kraju, w którym – by umrzeć z rozbawienia – wystarczy obejrzeć prawdziwe orędzie prawdziwego prezydenta.

Geje w pałacu Przemysław Wilczyński

Zaproszeni przez media polskie zagraniczni geje (Irlandczyk Fay i Amerykanin Moulton) przyjechali – jak sami mówią – odbyć z Prezydentem RP dialog. Samo skłaniające do ich przyjazdu orędzie było śmieszne. Sam ich przyjazd był niezwykle zabawny. Ale co by było, gdyby do dialogu doszło?

Zawsze zastanawiałem się, czy można umrzeć ze śmiechu. Odpowiedź przyszła wczoraj, po przeczytaniu wywiadu z Johnem Cleesem („Wysokie Obcasy”, 28 marca). Nie, nie umarłem ze śmiechu, choć z punktu widzenia statystyk byłoby to może atrakcyjne, byłbym bowiem dziesiątą osobą w historii, której śmierć ze śmiechu udokumentowano. Pod wywiadem z Cleesem znalazłem informację, że do tej pory stwierdzono dziewięć podobnych przypadków (było to, zaznaczam, przed orędziem Prezydenta Kaczyńskiego). Jeden z nich nastąpił podczas wyświetlania filmu „Rybka zwana Wandą” według scenariusza Johna Cleese’a. Ze śmiechu podczas seansu umarł Duńczyk, co jest kolejnym dowodem, że twórczość Cleese’a jest doceniana – i to jak! – nie tylko na Wyspach. Duńczyk ów poszedł w ślady bohaterów pewnego skeczu Latającego Cyrku Monty Pythona, w którym żołnierze podczas walki uśmiercają się nawzajem za pomocą niezwykle śmiesznego kawału. Twórcą

kawału jest niejaki Ernest Pismak, który, wymyśliwszy najzabawniejszy kawał na świecie i zapisawszy go na skrawku papieru, umiera. Po jego śmierci do pokoju wchodzi matka – która znajduje kartkę i wziąwszy ją za list pożegnalny syna skrupulatnie czyta – też żegna się z życiem. Tak oto za sprawą Duńczyka (tego, co umarł w „realu”) widzimy, jak życie naśladuje fikcję. W Polsce życie też przypomina – a często prześciga – dobre skecze. Przypomnę na wszelki wypadek: prezydent wygłosił orędzie do narodu, w którym to orędziu, przy akompaniamencie podkładu muzycznego, przestrzegał naród, co czeka go w zjednoczonej Europie, niechybnie zaś zbliżającą się do Polski sodomę i gomorę zilustrował ślubem panów Faya i Moultona. Kiedy panowie Fay i Moulton usłyszeli od polskich dziennikarzy, że powinni się obrazić, obrazili się czym prędzej, wsiedli do samolotu i przyjechali do Polski prosić o dialog z głową państwa.


|13

nowy czas | 4 kwietnia 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Potrzebna jest nadzwyczajna komisja, która w końcu zadba o interesy konsumenta, obywatela, wyborcy, itd. Może nawet nie o interesy, a o jego zdrowie psychiczne i nadwyrężany przez różne socjotechniczne eksperymenty zdrowy rozsądek. Coraz częściej opinie ekspertów i ich recepty jak żyć są sezonowe, co sezon to inne. Ostatnią rewelacją jest raport komisji Izby Lordów, że imigracja nie pomaga. Nie, jeszcze nie powiedzieli, że szkodzi, ale i z takim wnioskiem, biorąc pod uwagę sezonowość opinii, trzeba się liczyć. Jeszcze kilka tygodni temu w kręgach odpowiedzialnych i dobrze poinformowanych przeważała opinia, że bez imigracji gospodarka brytyjska nie pociągnie. Setki wywiadów, niezliczone megabajty materiałów filmowych świadczyły o tym, że głównym beneficjentem roztropnej polityki imigracyjnej rządu laburzystowskiego są wszyscy poza wyrachowanymi malkontentami odwołującymi się do populistycznych instynktów z pogranicza ksenofobii. Najbardziej sentymentalne i wzruszające sceny pochodziły z lokalnych społeczności. Mieszkańcy małego miasteczka cenili sobie świeży chleb, ale nie było rąk do pracy i zdesperowany piekarz zamykał już biznes, aż tu nagle zjawili się zarobkowi imigranci i piekarnia ponownie ruszyła pełną parą. Dodatkowo nie trzeba było ich szkolić, fach mieli przyswojony i dużo zapału do pracy. W podobnej sytuacji byli farmerzy, którzy oferowali pracę i dobre stawki. Chętnych nie było. Bezrobotni przepytywani przez dziennikarzy beztrosko odpowiadali, że praca na roli ich nie interesuje. Przykłady można mnożyć. A przypomnieć należy niedawną wypowiedź prezesa organizacji brytyjskich

przedsiębiorców, który powiedział wprost, że na stanowiska wykwalifikowane poszukiwani są młodzi ludzie z Europy Wschodniej. Zdaniem lordów, którzy postanowili problem rozwiązać, a rozwiązaniu nadać rangę płynącą z ich lordowskiego majestatu, korzyści były zaledwie dwustronne. Pracodawcy i pracownika, czyli imigranta. Społeczeństwo jako całość nie korzystało z ich dobrej passy. Społeczeństwo nie korzystało nawet ze zwiększonego dochodu narodowego, bo w przeliczeniu na jednego mieszkańca niewiele zostawało z tych dodatkowych pieniędzy wypracowanych przez imigrantów. W tym skrajnie makroekonomicznym spojrzeniu można również pogrzebać rodzinę, z której dobrobytu społeczeństwo jako całość bezpośrednio przecież nie korzysta. Lordowie z pewnością zadość uczynili zapotrzebowaniu politycznemu przy okazji kompromitując siebie indywidualnie i lordowski autorytet. Wydawało się, że po przygodzie z komunizmem przestaniemy dyskutować co jest ważniejsze: społeczeństwo czy jednostka, a procesy makroekonomiczne i mikroekonomiczne nie będą rozpatrywane w izolacji. Ale cóż, jednym z członków komisji był lord Lamont, były kanclerz w konserwatywnym rządzie Johna Majora, który doprowadził do największego w najnowszej historii krachu na rynku finansowym. Teraz jest ekspertem.

absurd tygodnia Korzystający z usług dentystycznych w ramach świadczeń NHS (państwowej służby zdrowia w UK) mają problem. NHS ogłosiło przerwę w swoich (na szczęście niektórych) przychodniach dentystycznych z powodu wyczerpania się tegorocznego funduszu. Lekarze zostali wysłani na przymusowe urlopy. A pacjenci? Pacjentów poproszono o przełożenie planowanych wizyt. Gorzej z nieplanowanymi. Ból nie wybiera, żeby sparafrazować znane powiedzenie. Wali w ciemno. Ale z drugiej strony można wyobrazić sobie urzędników zatroskanych bardziej finansami niż pacjentami, którzy utrzymują, że to właśnie pacjenci odpowiedzialni są za nagłą potrzebę wyrwania, na przykład, bolącego zęba. Gdyby tak regularnie dbali o zęby, przestrzegali codziennej higieny, zęby szorowali po każdym posiłku, to i problemów byłoby mniej. I może nie potrzeba by było tylu dentystów zatrudnionych przez NHS, a NHS nie miałaby chronicznych problemów finansowych. Wszystkiemu winni chorzy, a jak sami zadbają o swój los, powstanie armia bezrobotnych dentystów, lekarzy i walczących z marnotrawieniem środków urzędników.

Wacław Lewandowski

Polenmuseum No i stało się! Przeczytałem w „Nowym Czasie”, że muzeum polskiemu w Rapperswilu grozi likwidacja. Władze miasta uznały, że niewiele tam się pożytecznego dzieje i gotowe są wypowiedzieć umowną dzierżawę zamkowych komnat. W 1869 roku zamek rapperswilski wydzierżawił od władz miasta na 99 lat Władysław hr. Broel-Plater, polistopadowy emigrant, by własnym kosztem rozpocząć odbudowę gmachu i urządzić tam miejsce gromadzenia narodowych pamiątek oraz bibliotekę, która stała się wkrótce jednym z najważniejszych ośrodków studiów nad dziejami Polski w wieku XIX. Na kolumnie opodal zamku, znanej jako Kolumna Barska, wyryte są słowa Kornela Ujejskiego: „Niespożyty duch polski stuletnią krwawą walką protestujący przeciw ciemiężącej go przemocy z wolnej ziemi Helwetów przemawia do sprawiedliwości Boga i świata”. I przemawiał istotnie, choć dawne to już dzieje! Po II wojnie światowej dzierżawę rapperswilską przejęły komunistyczne władze warszawskie i zaprowadzały tam swoje porządki, póki Szwajcarzy nie wypowiedzieli komunistom umo-

wy. Większości cennych zbiorów już w Rapperswilu nie było, gdyż na mocy testamentu fundatora przeszły w 1927 roku na własność narodu polskiego i do Polski zostały przewiezione. Po komunistach dzierżawę przejęło Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Polskiego w Rapperswilu i przez wiele lat ono właśnie prowadziło bibliotekę, gromadziło zbiory archiwalne, czyniąc z muzeum ważny ośrodek kultury polskiej emigracji pojałtańskiej. Przemijają jednak ludzie, sprawy, pokoleniowe formacje. Kilka lat temu ośrodek rapperswilski przejęła we władanie pani dyrektor Anna Buchmann, osoba niefachowa, bez wizji działania muzeum w nowej sytuacji, co gorsza – mająca bardzo słabą orientację w tradycjach tego miejsca i niezdolna do podjęcia trudu ożywienia go oraz wpisania w życie lokalnej społeczności. Nic przeto dziwnego, że Szwajcarzy chcą zamek odzyskać i zagospodarować, patrząc jak marnuje się służąc instytucji, której działalność jest fikcyjna. W związku z powyższym pojawia się pytanie – czy powinniśmy czynić cokolwiek, by – o ile to jeszcze możliwe – to historyczne miejsce pozostało

w polskich rękach? Nie sądzę. „Nowej” emigracji prawie w Szwajcarii nie ma, zagrożonych zabytków w zbiorach muzeum też nie – większość obiektów to depozyt Muzeum Narodowego w Warszawie, dokąd powinny one wrócić. Papiery, dokumenty archiwalne dotyczące Drugiej Emigracji winny trafić do Torunia, gdzie Archiwum Emigracji Biblioteki Uniwersyteckiej od roku 1995 gromadzi pamiątki po polskiej emigracji politycznej i w sposób najwłaściwszy je zabezpiecza oraz dba, by służyły jako materiał opracowań naukowych. Jak informuje „Nowy Czas”: „Warszawa zamierza interweniować w sprawie muzeum”. Powstaje jednak pytanie – po co? Po to, by pani Buchmann nadal mogła cieszyć się z synekury i popisywać nicnierobieniem? Czy to warto? Władze warszawskie powinny raczej zadbać, by depozyty wróciły do Muzeum Narodowego, archiwalia trafiły do Torunia i poprosić Szwajcarów, aby u wejścia na zamek pojawiła się tablica informująca o historycznej roli tego miejsca. To lepiej imieniu Polski posłuży niż utrzymywanie fikcji przez państwo polskie firmowanej.


14|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

takie czasy

Telegrafem z sieci „The Daily Telegraph” we wczorajszym wydaniu zamieścił na prestiżowej stronie z komentarzami opinię Wiktora Moszczyńskiego na temat Raportu Komisji Izby Lordów dotyczącego imigracji. Po kilku godzinach w internetowym wydaniu gazety było już kilkadziesiąt wypowiedzi internautów na ten, jak się okazuje, „gorący” temat dnia. „Nowy Czas” przez cały dzień, aż do zamknięcia wydania, śledził, co Brytyjczycy o nas myślą. Czy podzielają opinię komisji? Jak reagują na argumenty Wiktora Moszczyńskiego, który zatytułował swój artykuł Six billion reasons why immigrants matter. Jeśli wypracowali 6 mld PKB… to rzeczywiście, rachunek się zgadza, jest sześć miliardów powodów.

Mokołaj Skrzypiec Pomimo kilku dosyć obraźliwych uwag internautów, Wiktor Moszczyński powinien być zadowolony z takiego odzewu: rekordowa liczba komentarzy, jakie już o godzinie 1.00 nad ranem zaczęły pojawiać się na stronie, jest najlepszym dowodem wielkiej wagi poruszanego tematu oraz jego niezwykle złożonej natury. Wiktor Moszczyński w możliwie najbardziej elegancki sposób przedstawił racje polskiej społeczności na Wyspach Brytyjskich: zwięzłe przypomnienie wspólnej historii oraz polskie rozumienie jej skutków. Nakreślił szerszy obraz niełatwej sytuacji Polaków na Wyspach, zwracając uwagę na fakty, których dobór spowodował prawdziwą burzę na forum. Negatywna propaganda, która sączy się już nie tylko z bulwarówek, ale również z kręgów rządowych niesie z sobą wiele potencjalnych zagrożeń. Komentarze setek brytyjskich internautów, zamieszczone w odpowiedzi na artykuł Wiktora Moszczyńskiego, dają przekrój nastrojów społecznych, jakie panują w tym kraju.

graph: „Anglia walczyła za Polskę i w rezultacie utraciła swoje Imperium. Nie jesteśmy Polakom nic winni, walcząc obok nas walczyli o Polskę, nie o Anglię” (James Morrell, 1:37 am). A nie odwrotnie, szanowny panie? Z tą różnicą, iż w naszej zacofanej krainie, imperium nam nie bardzo wyszło, królowie powymierali, a do tego ktoś nam zawsze zdołał popsuć plany – jeśli nie sąsiedzi, to my sami, z nudów lub warcholstwa. Ale zawsze z ułańską fantazją. Wiele miejsca poświęcono historycznym dywagacjom w odpowiedzi na wzmiankowaną przez Moszczyńskiego

Mając na uwadze typowy profil czytelnika The Daily Telegraph, należałoby założyć, że opinie będą jednolite, po stronie dobrego, sprawdzonego konserwatyzmu starej daty, przyprawionego o intelektualne tłumaczenie świetlanej przeszłości Królestwa i narzekanie, (oczywiście pod nosem) na czym świat

Wracając do poważniejszych spraw: niektórzy autorzy postów zaznaczają interesujące zjawisko: stopniowe przesuwanie uwagi opinii publicznej od

konferencję w Jałcie i nowy powojenny porządek świata. Jak wiemy, bezpośrednim rezultatem było to, iż przez kilkadziesiąt lat Polska uczestniczyła w eksperymencie bratniej przyjaźni z proletariatem sowieckim. Ktoś zasugerował, że skorzystaliśmy na tym, ktoś, że sami tego chcieliśmy, bo mamy przesunięcie granic, bo pozyskaliśmy nowe poniemieckie tereny. Może należałoby zachęcić więcej nauczycieli historii do przyjazdu do Anglii. Kilka osób pamiętało, że postawiono nas w sytuacji bez wyjścia – za zwycięstwa i przelaną krew,zamiast niepodległości podarowano nam na urodziny nowego ładu socjalizm, który się do tego planistom nie udał. Jeden z polskich internautów przypomniał, iż problem imigrantów w Wielkiej Brytanii wynika z kolonializmu, i jest efektem panowania Imperium nad światem, stąd ta wielokulturowość politycznej poprawności. Anglicy muszą to wiedzieć, więc kiedy się przyznają? Może zatem powinniśmy uczyć się od nich

stoi. Wiele opinii na forum zdaje się sugerować coś zgoła innego. Polacy cieszą się też i dobrą opinią, bo dodatkowych rąk do pracy nigdy za wiele. Jesteśmy pracowici, energiczni, skłonni do integracji. Kilkoro internautów podaje przykłady sytuacji, gdzie Anglików chętnych do pracy nie sposób znaleźć. Pensja dyktowana przez rynek pracy jest mniej atrakcyjna niż zasiłek, bo o zasiłek nie trzeba specjalnie zabiegać. Państwo z ochotą dopełni wszystkich formalności. Oczywiście malkontenci też mają prawo do wypowiedzi: „Wszyscy oni powinni dostać bilety do domu, za to poczucie, że coś im się tu należy!” (Helen, 1:37 pm). „Domyślamy się, że chodzi jej o imigrantów zarobkowych albo zwykłych” (Johny Foreigners). Janek, bo najpewniej i tak jest z Polski. Kolejna osoba,zauważa zagrożenie z zupełnie innej, niespodziewanej strony: „Leniwy Brytyjczyk to propaganda uknuta przez globalistów, a globalista to jedynie inne określenie na marksistę.

prawdziwych problemów kraju na fikcyjne, których wywołanie bardzo często przypisuje się nam – dowodem czego może być właśnie raport Komisji Ich Lordowskich Mości – ekonomistów. Wiele głosów na forum zgadza się z Wiktorem Moszczyńskim i tezą, iż 6 mld funtów rocznie, które generują imigranci zarobkowi, nie może nie wpływać na gospodarkę i jej stan. Co ciekawsze, wśród internetowych potyczek słownych wyraźnie widać powtarzającą się teorię, która za winnych stanu rzeczy uznaje jednomyślnie partię Browna i (nie zapominajmy) Blaira, który dla wielu Anglików jest symbolem rozmydlonej polityki społecznej, przerośniętego systemu opieki społecznej i nieszczelnych granic, które tylko przyciągają rozmaitych rzezimieszków do skosztowania dobrobytu Wielkiej Brytanii. „Politycy w UK to idioci i śmieć, a w polityce siedzą tylko dlatego, że nie mogą wykonywać żadnej innej głupiej śmieciastej bezwartościowej pracy”. (Uma Shan, 4:35 pm)

niepatrzenia w przeszłość zbyt często i zbyt dokładnie? Z drugiej strony u nas jak na razie nie mówi się o groźbie utracenia narodowej tożsamości, co też nasuwa wnioski…

janek cudzozieMiec

Marksistowskie związki zawodowe w porozumieniu z międzynarodówką komunistów zatrudniają pracowników za minimalne stawki!'” (Lick, 3:15 pm). Następna z jej ciekawych obserwacji: „Zostaliśmy zamienieni w bankomat!”. Pytanie tylko, czy to jest na liście NHS, i czy da się to w ogóle leczyć.

wszystkieMu winni LaBurzyści

Moderacja uMiarkowana Obok intelektualnej polemiki, jaką znajdziemy w co niektórych wypowiedziach i wątkach, na forum nie zabrakło oczywiście jakże charakterystycznego dla Anglosasów humoru podsyconego sarkazmem, złośliwości, ze szczyptą cynizmu. Nie mogło też zabraknąć równie częstego pustosłowia ksenofobów, głupoty i nieznajomości historii oraz krótkowzrocznego narzekania. Pomijając komentarze typu: „Polki to najpiękniejsze kobiety w Europie! Nacieszcie się, póki możecie!” (MDHinton, 10:36 am), albo „Przyślijcie wszystkich niechcianych Polaków tutaj, z góry dziękuję!” (Joy, Australia, 8:17 am). Postanowiliśmy, przyjrzeć się bliżej temu, co się o nas myśli, mówi i wypisuje w wirtualnej rzeczywistości, skoro znowu jesteśmy w centrum zainteresowania. I żeby zacytować jeszcze jednego uczestnika dyskusji: „Nie podoba się? To wyjazd!” (Ray, 9:13 am).

Historia świata według Brytyjczyka „Powinniśmy zostawić ich samm sobie, by Niemcy i Rosjanie się z nimi rozprawili” (Nat Newton, 9.03 am). Takie ciekawe spojrzenia na historię cechują niektórych czytelników The Daily Tele-

To daje do myślenia, podobnie jak już całkiem poważne sugestie, iż laburzyści wykorzystują emocje związane z pobytem milionowej rzeszy Polaków w Wielkiej Brytanii do rozgrywania swych własnych roszad i łatania dziur w budżecie. Jesteśmy, jak (słusznie moim zdaniem) zauważa jeden z „telegraficznych internautów”, pierwszym przypadkiem „dyżurnej” niemalże grupy społecznej do „bicia”. A jak nas biją, to lepiej pracujemy. No i nie zapominajmy o podatkach, ktoś musi przecież utrzymywać bezrobotne tłumy niezdolnych do pracy przedstawicieli lokalnej społeczności. Rdzennej lub jeszcze nie, ale prześladowanej i na pewno dyskryminowanej: „Tu nie chodzi o Polaków, oni są tylko narzędziem Browna i polityki społecznej Blaira. Jak wiele jest miast na północy Anglii, w których wasza stopa by nie stanęła? Balibyście się, i to nie Polaków!” (Syd, 1:51 pm). Podobnych opinii jest więcej. Polacy mają więcej wspólnego z Brytyjczykami, niż wiele grup etnicznych, które osiedlają się w Anglii. Względy kulturone, względy historyczne, religia itd., to powinno nas łączyć, a nie dzielić, uważa część z uczestników wirtualnej debaty. „To nie Polacy chcą podkopywać fundamenty naszego życia i kultury. To jest domeną imigrantów spoza Unii Europejskiej. Żaden z Polaków nie poszedłby przejechać się metrem, obwieszony materiałami wybuchowymi. Wątpię, że którykolwiek z nich w ogóle pomyślałby o czymś takim.” (S.Alie, 2:44 pm).

teLegraficznyM skróteM Należałoby podziękować Wiktorowi Moszczyńskiemu za wywołanie tak barwnej dyskusji, rzadko tak wiele odmiennych opinii gości na stronach portalu tradycyjnej i konserwatywnej gazety. Pewne słowa, których Wiktor Moszczyński użył w tekście, okazały się być skuteczną czerwoną płachtą, która rozjuszyła co niektórych do białości. Bardzo dobrze jednak, iż taki artykuł ukazał się, z niecierpliwością czekamy na więcej. Czytelników zachęcamy do odwiedzenia strony z tekstem Wiktora Moszczyńskiego i zapoznania się z jego treścią. Później, w celu poznania opinii statystycznego Wyspiarza, polecamy komentarze internautów. Lektura niektórych wątków obowiązkowa, śledzenie innych może doprowadzić do palpitacji i rozstroju nerwowego, przed czym ostrzegamy.


|15

nowy czas | 4 kwietnia 2008

RAPORT o stanie niemożności Dariusz Tereszkowski-Kamiński Historia, którą Państwu opowiem, zdarzyła się całkiem niedawno w Londynie. Jest to miejsce szczególne w naszej polskiej historii z wielu powodów, których tu nie będę wyliczał, ale może dlatego, że jest to takie właśnie miejsce, urodził się tu pewien pomysł, którego realizacja, gdyby się powiodła, mogłaby w perspektywie 20-30 lat zmienić wizerunek Polski w tej części świata. Zdecydowałem się na publikację tego, w swoim rodzaju, raportu zdając sobie sprawę z burzy, jaką może on wywołać tak w Kraju, jak na emigracji, ale według mojej oceny sprawa jest warta ryzyka.

tej historii, w której najważniejszy jest cel, poszczególni ludzie odegrali i być może odegrają jeszcze swoje szczególne role. Sęk w tym, że ich uwikłanie w lokalne układy, interesy własne i cudze, politykę małą i dużą oraz przysłowiową już „polską niemożność” odbiera im zdolność widzenia i pojmowania spraw szerzej niż horyzont wyborczego kalendarza oraz dalej niż granica wyznaczona przez lęk cywilnej odpowiedzialności. W tym opowiadaniu znajdą też Państwo w tle wizerunek niektórych polskich organizacji, czy to rządowych czy pozarządowych z całą przerażającą inercją i niewydolnością ich biurokracji. Chcę, aby słowa rzucone na papier wywołały dyskusję, aby dodały sił i wskazały możliwe do osiągnięcia cele młodej polskiej emigracji w Londynie oraz w całej Wielkiej Brytanii.

W

kiełkuje ziarno Pewnego jesiennego wieczoru w londyńskiej dzielnicy Greenwich w głowach kilku osób, przybyłych do Wielkiej Brytanii w różnym czasie i z różnych powodów, powstał pomysł. Pomysł, który początkowo wydając się zbyt śmiałym, stopniowo nabierał kształtu, objętości, znaczenia i wagi. Otwórzmy w Londynie szkołę. Szkołę średnią dla młodzieży w wieku lat 11-18, państwową, nieodpłatną, ale co najważniejsze – dobrą lub nawet bardzo dobrą. Oprócz niej spróbujmy utworzyć na początek punkt pomocy dla rodziców dzieci polskich w wieku szkolnym. Ośrodek taki służyłby pomocą wszystkim rodzicom, którzy chcą umieścić swoje dziecko w angielskiej szkole, ale nie znając języka, nie

potrafią jej wybrać, złożyć odpowiednich dokumentów czy odwołać się od decyzji nieprzyjęcia dziecka do szkoły. To, co napisałem powyżej, może wydać się tym, którzy nigdy nie zetknęli się z mizerią brytyjskiego systemu edukacji na poziomie tzw. secondary schools, dość szczególnym pomysłem. Ale ci, którzy przeszli sami całą drogę umieszczenia dziecka w przyzwoitej, podkreślam to słowo, przyzwoitej szkole w Londynie, wiedzą o czym jest mowa. Brytyjski rząd Partii Pracy zdając sobie sprawę z powagi sytuacji w szkolnictwie średnim opracował długofalowy plan jej uzdrowienia. W 2002 roku wystąpił z inicjatywą utworzenia początkowo dwustu, a potem dodatkowo następnych dwustu szkół o statusie akademii. Szkoły te pomyślane jako państwowe, podlegają jednak szczególnym regulacjom prawnym, m.in. rada nią zarządzająca ma prawo do swobodnego decydowania o rozwoju szkoły, o jej programie nauczania oraz zwiększoną, w stosunku do innych szkół państwowych, swobodę w zakresie zarządzania szkołą i zatrudniania zespołu nauczycielskiego. Te bardzo daleko idące uprawnienia nadane akademiom mają, zdaniem rządu, z jednej strony zwiększyć odpowiedzialność zarządów szkół, z drugiej zaś umożliwić realizację ambitnych zamierzeń tychże zarządów, krępowanych dotychczas przez sztywne, narzucone odgórnie regulacje prawne. Kluczem do powodzenia tego niezwykle ambitnego, acz ryzykownego przedsięwzięcia są organizacje bądź osoby prywatne, które zechcą wziąć na siebie odpowiedzialność utworzenia tego typu szkoły. Takie organizacje lub osoby zwane przez ustawodawcę sponsorami, po uzgodnieniu szczegółów, stają się odpowiedzialne za prowadzenie i zarządzanie akademią ze wszystkimi płynącymi z tego faktu korzyściami i obowiązkami. Zgodnie z zapisami ustawy, która powołuje do życia akademię, sponsor jest zobowiązany do utworzenia funduszu gwarancyjnego w wysokości jednego miliona funtów. Kwota ta jest wpłacana przez sponsora w ratach. Pierwsza połowa tej sumy jest wpłacana po podpisaniu umowy, zaś druga w ciągu następnych pięciu lat. Fundusz, o którym mowa, nie jest, co warto podkreślić, przeznaczony na działalność inwestycyjną, ale może być przekształcony np. w fundusz

stypendialny dla uczniów tej szkoły. Natomiast państwo brytyjskie, jako pomysłodawca i mecenas projektu, ponosi całkowite koszty jego realizacji, wliczając w to przygotowanie dokumentacji i budowę lub remont istniejącej szkoły do wysokości dwudziestu dwóch milionów funtów. Również bieżący koszt utrzymania i prowadzenia szkoły ponosi w stu procentach rząd brytyjski. Szkoła, która narodziła się w naszych głowach, miałaby powstać w dzielnicy zamieszkałej przez dużą polską społeczność. Realizowałaby ona brytyjski program nauczania, poszerzony o nauczanie języka polskiego i rosyjskiego oraz religii rzymsko-katolickiej. Główny nacisk byłby położony na przedmioty ścisłe (w końcu to genialni polscy matematycy złamali dla Brytyjczyków szyfry Enigmy) oraz na szeroko rozumiane dobre wychowanie. Pod tym określeniem rozumiem naukę muzyki, tańca, etykiety zachowania, gry w golfa, umiejętności fechtunku oraz znajomość łaciny. Taka szkoła nie tylko zapewniałaby dostęp do edukacji na wysokim poziomie dla dużej grupy polskich dzieci, ale również przeciwstawiałaby się stereotypowi „Polaka-hydraulika”. Wychowankowie szkoły, pozostającej – co pragnę podkreślić – cały czas pod polskim zarządem, mieliby w przyszłości otwartą drogę na dobre, światowe uniwersytety i można sobie wyobrazić, że stawaliby się najlepszymi ambasadorami Polski bez względu na ich obywatelstwo czy pochodzenie etniczne. W tym miejscu czytelnik może powiedzieć: nic prostszego! Do działania! To tak jakby Anglicy sami podali nam na tacy świeżo upieczone ciasto nie żądając za nie zapłaty i oczekiwali jedynie, że znajdą się głodomory, które natychmiast pochłoną zdobycz. Tak właśnie rozumowałem i ja. Jednej rzeczy nie uwzględniłem. Tego mianowicie, że wszechogarniająca niemożność dotyczy w pierwszym rzędzie moich ziomków. Ale wróćmy do rzeczy.

Pierwsze koty za Płoty W momencie powstania pomysłu zaczęliśmy się zastanawiać, kto w Londynie i w Kraju może nam pomóc. W Londynie – rzecz prosta – kon-

sulat i ambasada. Natychmiast przystąpiłem do działania. Napisałem listy do Konsula Generalnego RP oraz do Ambasadora RP w Londynie. Sprawdziłem w internecie, że polski ambasador nie jest jeszcze powołany i jego obowiązki pełni ktoś w zastępstwie. Jeśli chodzi o Kraj to wydawało nam się, że w pierwszym rzędzie trzeba powiadomić o pomyśle Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Tak zrobiliśmy, wysłaliśmy list do ówczesnego ministra, prosząc o stanowisko w tej sprawie. Długie oczekiwanie na odpowiedź. Wykorzystując ten czas gromadziliśmy dane o polskiej imigracji zarobkowej w Londynie, o liczbie polskich dzieci w wieku szkolnym, o opinii różnych środowisk polonijnych w sprawie inicjatywy. Drążąc temat zadzwoniłem do Ambasady RP chcąc uzyskać informacje o przekroju społecznym Polaków tu się osiedlających, ich wieku, zawodach, płci itd. Po trzech dniach prób połączenia z radcą naukowym (za każdym razem nagrywałem się na automatyczną sekretarkę z prośbą o oddzwonienie na mój numer domowy) odniosłem sukces. Niestety, okazało się, że radca naukowy nie dysponuje żadnymi danymi na interesujące mnie tematy i nie zna nikogo, kto mógłby mi pomóc. W zakresie obowiązków ambasady nie leży gromadzenie danych na te tematy i w ogóle okazało się, że jestem pierwszą osobą, która się tym interesuje. Radca naukowy słyszał co prawda o tym, że ktoś prowadzi na ten temat badania socjologiczne, ale odmówił skontaktowania mnie z tą osobą, nie podając powodów. Ponieważ jednak nie dawałem za wygraną, przypomniał sobie, że być może Konsul ds. Polonii powinien coś wiedzieć. Jednak po chwili porzucił tę myśl stwierdzając, że konsul ten zajmuje się Polonią raczej „w ujęciu historycznym”. Zaś po moim, złośliwym co prawda, pytaniu czy konsul ten zajmuje się w takim razie umarłymi rodakami, odłożył słuchawkę uznając widocznie rozmowę za skończoną. Rzeczywiście, nie od razu Kraków zbudowano.

Bierzemy sPrawy w swoje ręce Ponieważ minął ustalony procedurą administracyjną miesięczny czas od-

powiedzi na moje listy, a takowej nie otrzymałem, użyłem drogi prywatnych kontaktów i dotarłem do szefa gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych. Na stanowisku tym wówczas pracował, jak się okazało, dyrektor niezwykle zaangażowany w rzetelne wypełnianie swoich obowiązków i od samego początku sprzyjający pomysłowi. Dyrektor ów sporządził raport dla swojego szefa (ministra) opisujący całą sprawę. Wróćmy jednak na chwilę do Londynu. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po moim kontakcie z polskim MSZ w Warszawie, otrzymałem po sześciu tygodniach zaproszenie na spotkania z Konsulem Generalnym RP w Londynie. Konsul przyjął mnie w swoim gabinecie i poświęcił mi prawie dwie godziny, w czasie których mogłem wyłuszczyć szczegółowo całą kwestię dotyczącą projektu. Jednak, jak się okazało, konsul miał w zanadrzu swój scenariusz wydarzeń dotyczący rozwoju szkolnictwa polskiego w Wielkiej Brytanii. W skrócie miałby on polegać na przyjęciu tzw. portugalskiego systemu szkolnictwa, rozwiniętego przez społeczność portugalską zamieszkałą na terenie Zjednoczonego Królestwa. Jest to sieć szkół działających w oparciu o najem budynków szkolnych od strony brytyjskiej w godzinach popołudniowych. W takiej wynajętej szkole uczą nauczyciele portugalscy wynagradzani przez rząd portugalski w oparciu o umowę o pracę. Nauka oczywiście odbywa się w języku portugalskim i realizuje portugalski program nauczania. Wszystko niby w porządku, poza faktem, że w podobnym systemie jest realizowana nauka w polskich szkołach sobotnich, których jest 70 na terenie Wielkiej Brytanii. Poza tym, czy ktoś kiedyś słyszał o wyższości portugalskiego szkolnictwa nad innymi systemami europejskimi? Jak się wydaje, konsul nie był w stanie odróżnić przedłożonej propozycji wykorzystania brytyjskiego projektu tworzenia akademii od systemu nauczania w zakresie podstawowym realizowanym przez Portugalczyków i Polską Macierz Szkolną w Anglii. Poza tym konsul przedstawił mi projekt utworzenia na terenie Królestwa około 70. punktów konsultacyjnych dla rodziców dzieci polskich, które są w wieku szkolnym. Punkty owe >>


16|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

raport miałyby służyć pomocą merytoryczną polskim rodzicom i ułatwić im umieszczenie dziecka w wybranej przez nich szkole. Projekt ten miałby zostać zrealizowany w ciągu kilku miesięcy od naszego spotkania i opierać się lokalowo o polskie parafie. Na koniec, dorzucając już jakby od siebie, złożył zapewnienie, że kolejki przed konsulatem w Londynie zostaną zlikwidowane w ciągu miesiąca i pożegnaliśmy się przyjaźnie. Tuż po spotkaniu z konsulem zostałem zaproszony przez mojego kolegę z Warszawy pracującego w Ministerstwie Edukacji Narodowej na konferencję poświęconą edukacji, mającą odbyć się w budynku Ambasady RP w Londynie. W konferencji tej mieli wziąć udział (poza moim kolegą prelegentem) dyrektorzy szkół londyńskich, którzy mają w szkołach przez siebie kierowanych polskie dzieci. Oficjalne zaproszenie dla mnie miał wystosować wspomniany już wyżej radca naukowy ambasady. Oczywiście żadnego zaproszenia nie otrzymałem, ale zdecydowałem, że wybiorę się tam mimo wszystko. Po przybyciu na miejsce spotkałem się z moim przyjacielem i omówiliśmy sprawę ewentualnej roli MEN-u w realizacji pomysłu. Rozmowa została przerwana przez nadejście radcy naukowego, który poinformował mnie, iż moja osoba nie jest pożądana na terenie Ambasady RP w Londynie oraz że mój pomysł dotyczący szkoły jest utopią nie wartą najmniejszej uwagi ze strony tego urzędu. Ponadto padło z jego ust dość szczególne pytanie. Chcę je tu przytoczyć, bo to samo pytanie było mi później zadawane wielokrotnie w różnych okolicznościach przez różne osoby z tzw. establishmentu polskiego w Londynie. Jest, jak mi się wydaje, bardzo symptomatyczne dla stosunków panujących w środowisku emigracyjnym w Anglii. Pytanie brzmiało: – Panie, a skąd pan się tu w ogóle wziął? Po tej rozmowie opuściłem konferencję.

NiezawodNa broń Niedługo po tym spotkaniu, wobec dość niechętnego i chłodnego podejścia polskich dyplomatów do naszego pomysłu (nigdy nie otrzymałem odpowiedzi z Ambasady RP), postanowiłem zainteresować sprawą polskie media. W tym celu zadzwoniłem do redakcji „Rzeczpospolitej” z prośbą o pomoc w nagłośnieniu pomysłu w kraju. Wyznaczono osobę, której przesłałem wszystkie dostępne mi materiały. Niebawem ukazał się w tej gazecie obszerny artykuł omawiający cały problem szkolnictwa brytyjskiego oraz przedstawiający ideę utworzenia akademii. Po ukazaniu się artykułu zadzwonił do mnie redaktor odpowiedzialny za jego druk i powiedział, że zrobili wszystko co w ich mocy, aby pomóc i że teraz mam swoje pięć minut na działanie. Jednego nie wziął pod uwagę. Ogólnej niemocy. W dniu publikacji artykułu w „Rzeczpospolitej” przyjechał do Londynu wicemarszałek Sejmu RP. Ponieważ otrzymałem zaproszenie na spotkanie z nim w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym, poszedłem tam, aby wy-

korzystać okazję i przedstawić mu naszą ideę. Obecny na spotkaniu Konsul Generalny udzielił mi głosu. Marszałek wysłuchał z uwagą mojego wystąpienia, przyjął dokumenty dotyczące projektu utworzenia szkoły, wykazał całkowite zrozumienie i poparcie. Obiecał pomoc Sejmu RP w tej sprawie, po czym udał się na bankiet wydany na jego cześć w ambasadzie. Nigdy więcej nikt z Sejmu nie skontaktował się ze mną w tej sprawie. Na tymże spotkaniu zostałem w dość obcesowy sposób potraktowany przez starszą panią, która prowadzi jedną ze szkół sobotnich w Londynie. Pani zarzuciła mi kompletną ignorancję, a ponadto zadała znane mi już pytanie: – Panie, a skąd się pan w ogóle wziął? Potem dowiedziałem się, iż owa pani wsławiła się tym, że otworzyła szkołę sobotnią w Londynie, po czym oznajmiła rodzicom, że dzieci tam uczęszczające otrzymają świadectwa wydane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Nie muszę dodawać, że kwestii tej nigdy z polskim ministerstwem przedtem nie omawiała, co na koniec roku szkolnego doprowadziło do małego skandalu.

impas Ponieważ w Kraju byłem ciągle urzędującym wiceprezesem Komitetu na Rzecz Dzieci „KONARD”, postanowiłem wspólnie z kolegami z Komitetu wystąpić o pieniądze do Senatu RP, po to, by móc otworzyć w Warszawie, w siedzibie Komitetu przy Alei Szucha ośrodek pomocy rodzicom dzieci wyjeżdżających do Wielkiej Brytanii. Chodziło o informowanie rodziców o warunkach, jakie panują w szkołach w Anglii, a w szczególności w Londynie, informowanie o wymogach, które trzeba spełnić, aby dziecko było przyjęte do szkoły, potrzebnych dokumentach itd. Ośrodek został pomyślany jako miejsce, które w przypadku, gdyby rodzice zdecydowali się zabrać ze sobą dzieci do Anglii, miałby przekazać niejako całą sprawę bliźniaczemu ośrodkowi, który zamierzaliśmy otworzyć w Londynie. Stosowny wniosek do Senatu RP został złożony, ale po kilku miesiącach został odrzucony ze względów proceduralnych. Zimą spotkałem się też z wcześniej wspomnianym dyrektorem gabinetu politycznego MSZ. W trakcie spotkania zapewnił mnie o pełnym poparciu pomysłu przez MSZ w Warszawie oraz o osobistym poparciu ministra w tej kwestii. Obiecał wszelką możliwą pomoc ze strony MSZ oraz interwencję w polskich placówkach dyplomatycznych w Londynie, aby stworzyć pozytywną atmosferę dla projektu i pomoc logistyczną.

wysokie progi W dwa tygodnie po spotkaniu zostałem ponownie zaproszony do Ambasady RP z okazji wizyty Marszałka Senatu RP W Londynie. W trakcie ogólnej audiencji przedstawiłem marszałkowi projekt utworzenia szkoły i nakreśliłem sytuację polskich dzieci podlegających obowiązkowi szkolnemu na terenie Anglii. Marszałek ze zrozumieniem odniósł się do pomysłu. Obiecał wszechstronną pomoc w

tej kwestii ze strony Senatu RP, a także zlecenie przez Senat przeprowadzenia analiz i badań wśród polskiej populacji w Londynie dotyczących kwestii zagadnień socjologicznych i warunków życia młodej imigracji zarobkowej. Po spotkaniu marszałek udał się na bankiet wydany z okazji jego przyjazdu, na który ja także zostałem zaproszony. Nigdy więcej nikt z Senatu nie kontaktował się ze mną w tej sprawie. Bankiet, o którym mówię miał dość istotne implikacje. Obecna na nim była nowo powołana Ambasador RP w Londynie. Udało mi się z nią zamienić kilka słów. Przedstawiłem ideę szkoły, lecz ambasador nie wydawała się być zainteresowana. Powiedziała, że sprawy edukacji nie leżą w obszarze jej zainteresowań oraz że się

Chcę tu przytoczyć pytanie, które było mi później zadawane wielokrotnie w różnych okolicznościach przez różne osoby z tzw. establishmentu polskiego w Londynie. Jest ono, jak mi się wydaje, bardzo symptomatyczne dla stosunków panujących w środowisku emigracyjnym w Anglii. Pytanie brzmiało: – Panie, a skąd pan się tu w ogóle wziął?

na nich nie zna. Uśmiechała się mile, ale wyglądało, że chce mi zadać owo sakramentalne pytanie, ale dobre wychowanie jej na to nie pozwala. Pytanie więc nie padło w końcu i pani ambasador rzuciła na odchodnem, że może za miesiąc się spotkamy. Nikt z ambasady nigdy nie kontaktował się więcej ze mną w tej sprawie. Na tym samym bankiecie była obecna prezes Polskiej Macierzy Szkolnej w Londynie. Nie muszę dodawać, że w tym momencie wprowadzam na scenę kluczową postać w całej sprawie, bo Polska Macierz Szkolna jest jedyną polską organizacją na terenie Wielkiej Brytanii, która ma po pierwsze doświadczenie na polu edukacji, a po drugie jest rozpoznawana i doceniana przez rząd brytyjski. Prezes okazała się osobą w pierwszym kontakcie konkretną, zainteresowaną pomysłem i zaoferowała dalszą współpracę. Podczas trwania bankietu udało mi się też nawiązać kontakt z reporterem I Programu TVP, co miało zaowocować w niedługim czasie wywiadem jakiego udzieliłem „Wiadomościom” na temat problemów edukacyjnych polskich dzieci w Anglii oraz na temat idei powołania akademii. Miałem swoje drugie pięć minut, ale jak zwykle nie wziąłem pod uwagę ogólnej niemożności.

pojawia się koNkureNcja Bliżej wiosny sprawy zaczynały nabierać żywszego tempa. Po enuncjacji prasowej w „Rzeczpospolitej” i po wywiadzie, którego udzieliłem „Wiadomościom” odezwał się do mnie sekretarz zarządu Wspólnoty Polskiej. Prosił o przesłanie biznesplanu szkoły, aby mógł się z nim zapoznać prezes Wspólnoty. Uczyniłem niezwłocznie to, o co prosił. Skontaktowała się ze mną także prezes Macierzy Szkolnej z informacją, że w Londynie istnieje jeszcze jeden ośrodek zainteresowany utworzeniem polskiej szkoły średniej. Ośrodkiem tym jest jedna z polskojęzycznych gazet w Londynie, a właściwie jej właściciel. Wkrótce doszło do naszego spotkania w kawiarni w POSK-u. Jak się okazało, projekt owego pana przewidywał utworzenie polskiej szkoły średniej, ale w oparciu o polskie fundusze i polskie organizacje emigracyjne przy ewentualnym wsparciu polskiego Kościoła katolickiego. Mój rozmówca wyraźnie dawał do zrozumienia, że ma pewne wpływy w wyżej wspomnianych organizacjach i pozyskanie pieniędzy na ten cel nie jest niemożliwe. Problem, który pojawił się przy omawianiu szczegółów przedsięwzięcia był jednak moim zdaniem nie do przezwyciężenia. Uczniowie musieliby ponosić w części koszty utrzymania szkoły co, jak się wydaje, nie jest możliwe z uwagi na fakt, że polska imigracja zarobkowa nie jest w stanie na obecnym etapie ponieść kosztów czesnego. Rozstaliśmy się deklarując wolę dalszej współpracy. Po tym spotkaniu zaproponowałem pani prezes Macierzy, aby utworzyć komitet organizacyjny ds. powołania szkoły oraz dokooptować mnie do składu zarządu organizacji. Moja propozycja szła w kierunku objęcia przeze mnie obowiązków organizatora szkoły. Prośba pozostała bez odpowiedzi. W ciągu następnych dwóch tygodni odezwał się sekretarz Wspólnoty Polskiej. Powiedział mi, że został właśnie zaproszony przez mojego wspomnianego wyżej rozmówcę na bal charytatywny, którego dochód miałby zostać przeznaczony na utworzenie szkoły. Bal w całości był zorganizowany przez redakcję gazety, której właścicielem jest ów człowiek. Gwoli ścisłości trzeba dodać, iż ja również zostałem na ten bal zaproszony. Nie skorzystałem jednak z zaproszenia z kilku powodów. Bal odbył się w karnawale i wzięły w nim udział wszystkie prominentne osoby polskiej emigracji w Londynie z prezesem Macierzy Polskiej i prezesem Zjednoczenia Polskiego na czele. Uczestnicy balu wpłacili podczas jego trwania całkiem znaczące kwoty pieniędzy w przekonaniu, że pieniądze te idą na zbożny cel utworzenia szkoły. Jak się później okazało, nikt nigdy więcej nie słyszał co się stało z tymi środkami. Organizator uprzedził uczestników, że pieniądze będą wpłacane do przysłowiowego kapelusza i bez wydawania pokwitowania. Ten fakt między innymi spowodował, że nie skorzystałem z zaproszenia. Poinformowałem o moich

zastrzeżeniach prezesa Polskiej Macierzy Szkolnej, ale miała ona na ten temat odmienne zdanie. Kilka miesięcy później polska prasa polonijna pisała wracając do balu, że pieniądze na nim zebrane zniknęły, wywołując mały skandal w środowisku polonijnym. Dwa dni po balu odbyło się spotkanie organizatora balu, sekretarza Wspólnoty Polskiej, prezesa Zjednoczenia Polskiego, Polskiej Macierzy Szkolnej oraz mnie w sprawie uzgodnienia stanowisk. Uzgodnienie dotyczyło kierunku, jaki należy przyjąć w dążeniu do realizacji celu, jakim jest utworzenie szkoły. Właściciel gazety podtrzymywał jednak odmienną od mojej koncepcję jej tworzenia. Podczas spotkania wręczyłem wszystkim obecnym dokumenty, w których zawarta była cała strona prawna przedsięwzięcia oraz biznesplan. Obecni na spotkaniu uzgodnili jednogłośnie, że należy realizować ścieżkę tworzenia akademii, zaś w przypadku porażki lub braku zainteresowania strony brytyjskiej, trzeba wrócić do koncepcji szkoły polskiej tworzonej za pomocą środków własnych Polonii. Po tym uzgodnieniu wszyscy obecni zadeklarowali wolę współpracy i rozeszli się zadowoleni, każdy w swoim kierunku. Po spotkaniu zaproponowałem pani prezes Macierzy utworzenie komitetu organizacyjnego ds. utworzenia szkoły oraz dokooptowanie mnie do składu zarządu organizacji. Prośba pozostała bez odpowiedzi.

potęga poloNii W tym miejscu należy się Państwu krótki opis organizacji, którą właśnie wprowadziłem na scenę mojego opowiadania. Jeśli zajrzą Państwo do internetu i wejdą na stronę Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii zobaczą Państwo, że jest to potężna organizacja skupiająca około 120 innych mniejszych organizacji polonijnych. Będą Państwo mogli z łatwością ustalić nazwiska prezesów i sekretarzy tychże organizacji oraz numery telefonów. Dzwoniąc pod nie przekonałem się, że żaden z tych 120 numerów nie odpowiada. Bedąc na spotkaniu, które odbyło się w siedzibie Zjednoczenia w POSK-u zobaczyłem dwa małe pokoje, komputer oraz jedno ksero. Funkcję sekretarki spełniała żona prezesa, a wzdłuż ścian piętrzyło się ok. 20 tysięcy nikomu już niepotrzebnych, bo spóźnionych co najmniej o dwa lata egzemplarzy broszury „Jak żyć i pracować w Wielkiej Brytanii”. Broszura ta została wydrukowana za pieniądze polskiego podatnika z Kraju. Próbując skonstruować szerszą platformę porozumienia i poparcia w sprawie projektu utworzenia akademii doszedłem do przekonania, że należy skontaktować się ze Związkiem Lekarzy Polskich w Londynie. Dwukrotnie wysłałem list w tej sprawie do prezesa Związku, jednak pozostał on bez odpowiedzi. W tej sytuacji, używając kontaktów rodzinnych, udało mi się umówić na spotkanie z hrabią – jednym z członków tego Związku. Wspomniany hrabia jest lekarzem rodzinnym i prowadzi praktykę w centrum miasta. Spotkanie odbyło się w siedzibie praktyki, a udział w nim wziął oprócz >>


|17

nowy czas | 4 kwietnia 2008

raport hrabiego i mnie mój przyjaciel. Hrabia ujawnił niechętnie, że prezes organizacji zachorował, a cały Związek jest w trakcie rozpadu, ponieważ członkowie są w zbyt podeszłym wieku, aby móc kontynuować działalność. Obiecał co prawda pomoc i miał zadzwonić do mnie w tej sprawie, ale więcej już go nie widziałem.

Wieści z Kraju Niemalże równocześnie do omawianych przeze mnie wydarzeń okazało się, że prezes Macierzy Szkolnej wybiera się do Warszawy i jest w stanie dostarczyć mój list do ministra Edukacji Narodowej dotyczący ewentualnej współpracy w sprawie utworzenia szkoły. List ten został przeze mnie wysłany i nigdy więcej ministerstwo nie odezwało się do mnie w tej sprawie. Po powrocie z Warszawy pani prezes poinformowała mnie, że ministerstwo ma koncepcję rozbudowy i przekształcenia polskiej szkoły znajdującej się przy Ambasadzie RP w Londynie i nie jest zainteresowane utworzeniem szkoły o statusie akademii. Rzecz jasna nikt nigdy więcej nie słyszał o planach przekształcenia szkoły przy ambasadzie, a zresztą ktoś, kto choć raz widział jak owa szkoła wygląda i gdzie funkcjonuje zrozumie, że takie przekształcenie jest niemożliwe.

stałem powiadomiony przez organizatora wspomnianego wcześniej balu, że planuje on spotkanie z udziałem Konsula ds. Polonii w Londynie, prezesa Zjednoczenia Polskiego, prezesa Macierzy Szkolnej oraz zainteresowanych rodziców polskich dzieci. Spotkanie miało na celu wysondowanie opinii Polaków przebywających w Londynie na temat idei utworzenia polskiej szkoły. Do POSK-u przybyło około 25 osób, co z uwagi na porę dnia (wieczór) oraz dzień tygodnia (niedziela) było i tak sukcesem. Obecni rodzice odnieśli się z zapałem do projektu, jednak w momencie gdy okazało się, że projekt przewiduje częściową odpłatność za szkołę, ich zapał zmalał. Na spotkaniu był obecny radca naukowy, który przedstawił z kolei

tych pieniędzy wkładu wymaganego przez stronę brytyjską w przypadku podpisania umowy o utworzeniu akademii. Wznowiłem korespondencję drogą mailową ze wspomnianym wyżej doradcą, ale dowiedziałem się, że jakby równolegle do korespondencji ze mną była prowadzona korespondencja z prezesem Macierzy Szkolnej i strona brytyjska złożyła pewne propozycje, które jednakże pozostały bez odpowiedzi. W tej sytuacji postanowiłem zaczerpnąć informacji u pani prezes, która jednak im kategorycznie zaprzeczyła. Po raz trzeci zaproponowałem, aby utworzyć komitet organizacyjny ds. utworzenia szkoły i dokooptować mnie do składu zarządu organizacji. Prośba i tym razem pozostała bez odpowiedzi.

zwoju śliskiego, błyszczącego papieru przypominającego wyglądem zwój papirusu. Po jego pocięciu na strony i powieleniu został wypełniony wspólnie przez mojego przyjaciela oraz przeze mnie i odesłany do Macierzy. Po dwóch dniach zadzwoniła do mnie prezes Macierzy z informacją, że zwołała zarząd organizacji w sprawie wniosku i podczas jego posiedzenia skarbnik Macierzy odmówił przyjęcia na konto tej organizacji pieniędzy zadeklarowanych przez Wspólnotę Polską. W uzasadnieniu skarbnik stwierdził, że statut organizacji zabrania mu ujawnienia numeru konta osobom trzecim (w tym wypadku sponsorowi, który chce przekazać pieniądze), ale także zarządowi swojej własnej organizacji (sic!).

Deja vu

Drugi oDDech Tymczasem sprawy w Londynie wyraźnie przyśpieszały. Po uzyskaniu zielonego światła od wszystkich zainteresowanych stron na spotkaniu w POSK-u, zdecydowałem skontaktować się z brytyjskim Ministerstwem Edukacji w sprawie ich stanowiska na temat utworzenia akademii. W tym celu początkowo próbowałem wykorzystać znajomości prezesa Zjednoczenia Polskiego. Jednak ta droga zawiodła i w dodatku okazało się, że członek parlamentu brytyjskiego, przez którego zamierzałem dotrzeć do lorda pełniącego obowiązki ministra, nie wiedział zupełnie o czym mowa. W tej sytuacji sam napisałem do doradcy ministra odpowiedzialnego za tworzenie akademii na terenie Londynu. Odezwał się natychmiast i zaprosił na spotkanie. Wiosna była w rozkwicie. W ciągu dwóch tygodni doszło do spotkania, w którym uczestniczyli: prezes Polskiej Macierzy Szkolnej, przewodniczący Rady Zarządzającej Macierzy Szkolnej, mój przyjaciel (współpomysłodawca projektu), doradca ministra wraz z sekretarką oraz ja. W czasie spotkania Anglicy wyrazili ogromne zainteresowanie projektem, uzgodniliśmy wstępnie profil przyszłej szkoły oraz przedstawiliśmy stronie brytyjskiej nasze warunki dotyczące jej przyszłej lokalizacji. Anglicy byli znakomicie merytorycznie przygotowani do rozmowy. Znali nawet dokładnie warunki demograficzne panujące w Polsce. Uzgodniliśmy wspólnie, że ministerstwo odezwie się do nas, jeśli ustali warunki z władzami zainteresowanej dzielnicy Londynu. Byłem zadowolony, ale jak zwykle nie doceniłem ogólnej niemożności. Mniej więcej w tym samym czasie zo-

W ciągu następnych tygodni postanowiłem porozmawiać z nowym Konsulem Generalnym RP w Londynie. Stary został latem odwołany do Warszawy. Ślad zaginął również po radcy naukowym ambasady. Na jego miejsce został powołany I sekretarz ambasady. Z inicjatywy prezesa Macierzy Szkolnej doszło do spotkania w gmachu ambasady, w którym uczestniczyli: prezes Macierzy Szkolnej, sekretarz ambasady i ja. W trakcie spotkania wręczyłem sekretarzowi biznesplan. Poinformował mnie, że wszystkie kwestie dotyczące pomysłu utworzenia akademii zostały przekazane Ambasador RP w Londynie i ona podejmie stosowne kroki. On również zadał mi pytanie: – A skąd się pan w ogóle wziął? Przejrzał też mój paszport i prawo wykonywania zawodu lekarza, które miałem przy sobie będąc uprzedzonym przez prezesa, że takowe będą mi potrzebne na tym spotkaniu. Ja z kolei poinformowałem sekretarza, że jestem umówiony z Konsulem Generalnym i o wynikach tej rozmowy zobowiązuję się go poinformować.

projekt utworzenia akademii jako projekt autorstwa Ambasady RP w Londynie (sic!). Prezes Zjednoczenia Polskiego odniósł się z rezerwą do projektu powstania szkoły przecząc jak gdyby swojemu stanowisku wyrażonemu parę tygodni wcześniej na spotkaniu wszystkich zainteresowanych stron (być może pewien wpływ na jego stanowisko mógł mieć fakt, że właśnie zbliżały się wybory na prezesa Zjednoczenia i nie chciał popierać publicznie kontrowersyjnego zdaniem niektórych projektu). Na koniec zebrani dowiedzieli się od konsula, że państwo polskie dopłaca do nauki każdego polskiego dziecka w szkole sobotniej dwa funty rocznie. Na tym spotkanie zostało zakończone.

coś jaKby nie taK W czasie wakacji będąc w Kraju spotkałem się ponownie z dyrektorem gabinetu politycznego MSZ. Zapewnił mnie o poparciu ze strony ministra i swoim. Obiecał rozmawiać z prezesem Wspólnoty Polskiej oraz Ambasadorem RP w Londynie. Zachęcił do kontynuowania wysiłku oraz, jak to ujął, prowadzenia dalej „dyplomacji społecznej”. Po powrocie zdwoiłem wysiłki na rzecz uzyskania konkretnych propozycji ze strony brytyjskiej. Złożyłem wniosek o dofinansowanie projektu przez Wspólnotę Polską w kwocie pół miliona funtów na konto Macierzy Szkolnej w Londynie celem pokrycia z

Niespodziewanie Anglicy przedstawili wkrótce nową propozycję lokalizacji akademii, bardzo atrakcyjną z punktu widzenia interesów polskiej mniejszości w Londynie. Postawili warunek szybkiego dostarczenia bliższych informacji o Polskiej Macierzy Szkolnej jako organizacji edukacyjnej oraz danych dotyczących polskiej populacji w dzielnicy proponowanej przez nich jako lokalizacja szkoły. Odpowiedzią prezesa Macierzy Szkolnej było pismo informujące stronę brytyjską o adresie strony internetowej, gdzie mogą znaleźć pożądane przez nich informacje.

Zarząd Macierzy odmówił również przyjęcia na siebie odpowiedzialności za tę kwotę pieniędzy. Jednocześnie zobowiązał panią prezes do dalszych wysiłków na rzecz utworzenia akademii i zostawił jej możliwość utworzenia subkonta bankowego, na które pieniądze mogłyby być przelane, gdyby powstał komitet organizacyjny ds. utworzenia szkoły. W tej trudnej sytuacji zadzwoniłem do urzędującego ostatni dzień w MSZ (było po wyborach parlamentarnych) dyrektora gabinetu politycznego z prośbą o pomoc. Obiecał interwencję u Ambasadora RP w Londynie, jednak jak się później okazało, bez skutku. Była już jesień.

Katastrofa W niedługi czas po opisanych przeze mnie wypadkach prezes Macierzy Szkolnej zadzwoniła do mnie z informacją, że otrzymała telefon od sekretarza Wspólnoty Polskiej, który poinformował ją o zgodzie zarządu Wspólnoty na przekazanie Macierzy kwoty pół miliona funtów na utworzenie funduszu gwarancyjnego polskiej akademii w Londynie. Wniosek ten następnego dnia został przesłany faksem do biura Macierzy Szkolnej. Prezes Macierzy zadzwoniła do mnie z prośbą o jego wypełnienie i odesłanie z powrotem do biura Macierzy. Biuro nie mogło samo wypełnić wniosku z powodu... ogólnej niemożności. Po otrzymaniu wniosku drogą pocztową okazało się, że wniosek na pół miliona funtów jest w postaci czterometrowego

jeszcze nie WszystKo stracone Dzięki powiązaniom rodzinnym dotarłem do prorektora Polskiej Misji Katolickiej w Londynie z prośbą o pomoc w zorganizowaniu szerszej platformy, która mogłaby się przekształcić w komitet organizacyjny szkoły. Komitet ten byłby pewną alternatywą dla Polskiej Macierzy Szkolnej, która de facto odmówiła współpracy nie przyjmując oferowanych przez Wspólnotę Polską pieniędzy w kluczowym dla powodzenia przedsięwzięcia momencie. Prorektor w rozmowie telefonicznej poprosił o napisanie pisma w tej sprawie do rektora i obiecał poprzeć pomysł. List wysłałem następnego dnia. Do chwili obecnej nikt z Rektoratu Polskiej Misji Katolickiej w Londynie nie odezwał się do mnie w tej sprawie.

W ciągu dwóch tygodni od spotkania w ambasadzie zostałem zaproszony przez Konsula Generalnego. W trakcie rozmowy przedstawiłem mu ideę utworzenia akademii, przekazałem biznesplan i poprosiłem o pomoc w uzyskaniu danych na temat polskiej populacji w dzielnicy Londynu, która została wskazana przez brytyjskie ministerstwo jako możliwa przyszła lokalizacja szkoły. Poprosiłem też o pomoc w utworzeniu ośrodka pomocy dla rodziców polskich dzieci w Londynie. Konsul wykazał zrozumienie dla inicjatywy, poparł ideę utworzenia centrum pomocy i obiecał załatwić dane, o które prosiłem. Podkreślił także, że Konsulat nie jest właściwą placówką do spraw pomocy w utworzeniu szkoły i że taką placówką jest Ambasada RP. Na tym spotkanie się zakończyło. Piszę do nowego ministra w MSZ. W regulaminowym czasie czterech tygodni otrzymuję odpowiedź, że sprawa akademii jest ministerstwu znana z poprzedniej korespondencji i że za sprawy polonijne odpowiada Konsul RP. Ministerstwo jest w stałym kontakcie ze swoją placówką i jest doskonale o wszystkim poinformowane. Wyraża nadzieję, że moja współpraca z Konsulatem RP będzie się układała pomyślnie. Ponieważ obiecałem sekretarzowi ambasady, że zadzwonię do niego i poinformuję o wyniku rozmowy z konsulem, wywiązałem się z obietnicy. W trakcie krótkiej rozmowy sekretarz poinformował mnie, że wszelkie sprawy związane z utworzeniem szkoły polskiej w Londynie zostały przekazane do Konsulatu RP w Londynie! Czy mam się poddać?

PS. W środku zimy będąc na urlopie w Warszawie spotkałem się z byłym już dyrektorem gabinetu politycznego MSZ, prywatnie, w kawiarni na Nowym Świecie. Nasz nastrój był gorzej niż zły. Gwarząc o tym i owym uzgodniliśmy, że powinienem opisać całe przedsięwzięcie krok po kroku niczego nie zatajając. Aby pozostał ślad.To właśnie uczyniłem. A nasz nastrój ratowały tylko znakomite pączki. I


18|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

promojca

Rozmowy z Polską! Tanie, łatwe, bez limitu

T-Mobile wychodzi na przeciw potrzebom Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Rewoluconizując rynek połączeń telefonicznych, T-Mobile przybliża komunikację w skali globalnej na rynek lokalny. Telefony do Polski nigdy nie były tak tanie z T-Mobile jak dziś!

Teraz nie musisz czekać na kolejne święta, by porozmawiać z rodziną czy przyjaciółmi w Polsce. Połączenia stały się teraz tak tanie jak rozmowy lokalne więc możesz sobie pozwolić na stały kontakt telefoniczny z Polską. Klienci korzystający z kart pre-paid w sieci TMobile mogą obiniżyć koszty połączeń telefonicznych. Włączając teraz opcję „International” mogą korzystać z połączeń z Polską już za 5 pensów za minutę w sieci stacjonarnej i 15 pensów za minutę w sieci komórkowej. Minimalny koszt połączenia telefonicznego to 10 pensów. T-Mobile nie nalicza żadnych dodatkowych opłat! Nie potrzebujesz żadnej karty, żadnego kodu, niemusisz pamiętać o upływie daty ważności twojej karty ani o doładowaniu „tanich” minut do Polski.

JAK TO DZIAŁA? Jeżeli posiadasz kartę sim w sieci T-Mobile w opcji pre-paid wystarczy, że wyślesz sms o treści „INT” na numer 441, następnie dostaniesz informację, że opcja rozmów międzynarodowych została aktywizowana. Gotowe! Teraz już możesz dzwonić do rodziny i przyjaciół w Polsce za 5 p na numery stacjonarne lub 15 p na komórkę. Wystarczy sięgnąć po telefon i spokojnie rozmawiać. Jeżeli więc przeprowadzasz częste lub długie rozmowy z odbiorcą w Polsce oferta T-Mobile pomoże Ci zredukować Twoje wydatki na komórkę. Nie trać czasu ani pieniędzy. Zostań klientem T-Mobile i korzystaj z tanich połaczeń w opcji International. Więcej szczegółów na stronie: www.t-mobile.co.uk/intcalling

Asia, w Londynie od 2 laT. Jest wychowawczynią w przedszkolu na Southfields. Każde wakacje spędza u rodziny pod Warszawą, jednak z Londynu do domu dzwoniła bardzo rzadko, bo wychodziło za drogo. Od kiedy przyłączyła się do T-Mobile w opcji International, nie musi już tak często doładowywać karty. Teraz korzystając z oferty T-Mobile połaczenia do Polski bardziej się kalkulują, a przede wszystkim można rozmawiać w dowolnym czasie i miejscu.

Ania, w Londynie od 12 lat. Zajmuje się opieką nad starszymi ludzi. Często podróżuje po Anglii. Mimo że czuje się tutaj prawie jak w domu, w Polsce pozostawiła rodzinę, do której jest bardzo przywiązana. Teraz może do Polski dzwonić bez przeszkód z dowolnego miejsca w Wielkiej Brytanii. Dzięki opcji International koszt połączeń jest tak niski, że Ania ma silne wrażenie bliskości z rodziną w Polsce. Dziś wszystkim swoim koleżankom poleca T-Mobile Int.


|19

4 kwietnia 2008 | nowy czas

pociąg wiedzy express Światła w katedrze Średniowieczna katedra w Walencji należy do bardzo obleganych przez wiernych. Do tego stopnia, że jej władze postanowiły wprowadzić małe udogodnienie mające usprawnić ruch pielgrzymów – sygnalizację świetlną!

Najsłabszy punkt

Jurne psisko Rzecz dzieje się na Wyspach. Całkiem młody – bo trzyletni – pies rasy border collie ma kłopoty z sercem, których nabawił się podczas przewlekłej infekcji płuc. Mógł nawet tracić przytomność w chwilach podniecenia, gdyż serce nie nadążało pompować odpowiedniej ilości krwi do mózgu. Jakże wielkie było zdziwienie jego właścicielki, kiedy weterynarz zalecił psu... Viagrę, ponieważ ta przyspiesza krążenie. Stan zdrowia psa rzeczywiście się poprawił. Czy jego życie seksualne również – nie podano.

Jeżeli lina jest tak samo wytrzymała na całej swojej długości, a jest na niej zawiązany węzeł, to przy odpowiednio mocnym naprężeniu zerwie się. Zawsze przy samym węźle.

emigracJa Francuzów? Chętnie emigrują nie tylko Polacy. Jak się okazuje, co drugi Francuz jest gotów pracować za granicą, jednak spełnione muszą być dwa warunki: dobra praca i dobra płaca. Cóż, my chyba nie jesteśmy aż tak wymagający. alarm osobisty Ponieważ w Norwegii dzieci to „towar” raczej deficytowy, w jednym zeszpitali w Oslo wprowadzono nietypowe zabezpieczenie przed porwaniem lub zamianą noworodków: każde z nich dostaje mocowaną na kostce kartę identyfikacyjną z chipem. Podobną otrzymuje też matka. Dzięki temu może ona poruszać się swobodnie w wyznaczonej części szpitala, jednak próba wyniesienia dziecka ze szpitala przez osobę niepowołaną zakończy się włączeniem alarmu i zablokowaniem drzwi wyjściowych.

Jest to niezwykle ważna informacja, o której wspomina każdy podręcznik dla alpinistów i żeglaży. Supeł lub węzeł obniża wytrzymałość liny, staje się więc ona słabsza, niż podaje to producent. Ale gdzie dokładnie następuje pęknięcie? Polscy fizycy we współpracy z uczonymi z uniwersytetu w Lozannie postanowili to zbadać. Ponieważ liny alpinistyczne z racji swego przeznaczenia są zbyt wytrzymałe, jako modelu postanowili oni użyć zwykłej żyłki wędkarskiej. Pomysł zlokalizowania najsłabszego punktu nie był skomplikowany – należało wziąć wspomnianą żyłkę, zawiązać na niej prosty węzeł, następnie ją zerwać, a cały ten proces zarejestrować superszybką kamerą naświetlającą 1000 klatek na sekundę, jakiej używa się między

innymi do filmowania pocisków przebijających pancerze czołgów. Dla porównania – efekt płynności ruchu daje już 30 klatek na sekundę. Kamera okazała się jednak zbyt wolna, bowiem na jednym kadrze żyłka była cała, a na drugim nie było widać nic. Rozwiązanie pojawiło się, kiedy jeden z polskich fizyków jadł odiad: nitka ugotowanego makaronu spaghetti zrywa się wolniej, a można na niej zawiązać dowolny węzeł. Sfilmowano więc rozrywanie makaronu. Gdzie zatem lina się zrywa? W środku węzła, tuż za wejściem, gdzie lina ulega zagięciu. Właśnie to zagięcie tak bardzo ją osłabia – powstaje tam, z jego zewnętrznej strony, większe naprężenie niż na prostym odcinku. Dlatego też w tym miejscu naprężenie krytyczne zostaje przekroczone, mimo że gdzie indziej sporo jeszcze do tego brakuje. Alpiniści od lat dzielą węzły na mniej i bardziej wytrzymałe, podając przy tym, który z nich o ile procent zmniejsza wytrzymałość liny. Nic dziwnego, to dla nich przecież kwestia życia i śmierci. Faktem jest, że nowe technologie produkcji lin i używane do tego materiały znacznie pomniejszyły znaczenie używanych węzłów, bowiem są one teraz bardzo wytrzymałe. Nie szkodzi im nawet zamoknięcie i zamarznięcie. Trzeba za to jak ognia unikać przetarć i... moczu.

redaguje tomasz tułasiewicz

Co ja słyszę? Audio spotlight. Rewelacyjny i rewolucyjny zarazem wynalazek z dziedziny sprzętu audio. Wykorzystywany między innymi w londyńskiej Tate Modern Gallery. Co to takiego? Proszę sobie wyobrazić, że siedzicie Państwo nocą wygodnie w fotelu i oglądacie film akcji. Głośne strzelaniny, wybuchy i ryk silników nie przeszkadzają jednak śpiącemu obok dziecku. I nie macie Państwo na uszach słuchawek – jeśli tylko dziecko zakwili, będziecie je słyszeć. A kiedy Państwo wstaną i przejdą kawałeczek obok, z całego tego zgiełku będzie słychać zaledwie pogłos. Nic denerwującego. To nie jest wizja przyszłości, to istniejący system sterowania dźwiękiem, który potrafi skoncentrować emitowany przez siebie głos w danym miejscu, niewielkim obszarze pomieszczenia. Wykorzystuje on od dawna znane fizykom zjawisko interferencji, czyli nakładania się fal, w tym przypadku dźwiękowych. Fale przybierają postać sinusoidy. Jeżeli góra jednej fali spotka się z górą drugiej fali, wtedy wzmocnia się. Jeśli natomiast góra jednej fali spotka się z dołem innej, wtedy wyciszą się, zanikną. Jest to wymarzony system nagłośnienia dla muzeów, dlatego zakupiło go Tate Modern. Dzięki niemu każdy eksponat z osobna może zostać otoczony swoją własną sferą dźwięku. Wtedy zwiedzający stojąc przy jednym z nich, słyszą komentarz wyłącznie jego dotyczący, nie ma chaosu wzajemnie przekrzykujących się lektorów. Prace nad takim systemem dla samochodów – umożliwiającym każdemu podróżnemu słuchać innej muzyki czy rozgłośni radiowej – ciągle trwają. A myślę, że jest o co walczyć, bowiem rynek samochodowych urządzeń audio jest wart setki milionów dolarów. Problemów przysparza na razie samo wnętrze auta – za dużo tam elementów, a przestrzeń za mała. Nie należy też zapominać, że oprócz zastosowań domowych czy samochodowych taki głos znikąd atakujący na przykład rozglądającego się po centrum handlowym klienta to doskonałe narzędzie dla reklamy i marketingu. A dla samego klienta lokalizator granic jego cierpliwości. I jak to często na świecie się dzieje, niemal jednocześnie powstały dwa praktycznie tak samo działające systemy. Czas pokaże, który się przyjmie – to kwestia głównie działań rynkowych.

PODWODNA NAWIGACJA

151 minut dziennie

» Przyzwyczajamy się do wszechobecności urządzeń wykorzystujących nawigację sa-

Tyle przeciętnie czasu marnuje w ciągu dnia pracy statystyczny Brytyjczyk. Prawie wszyscy przyznają, że dopiero po około 45 minutach od przyjścia do pracy są na tyle rozbudzeni, by zacząć zajmować się swoimi obowiązkami. Po przerwie na lunch, średnio 32-minutowej, nasi gospodarze leniuchują jeszcze przez godzinkę. Za pracę zabierają się ponownie około godz. 15:14. W redakcji „Nowego Czasu” jest to nie do pomyślenia. Szczególnie w czwartki.

telitarną. Przeznaczony pierwotnie wyłącznie dla amerykańskiej armii GPS (Global Positioning System) został udostępniony cywilom na całym świecie, jednak mimo że urządzenia wojskowe potrafią „wyciągnąć” z niego dokładność rzędu 1 centymetra (sic!), to my musimy zadowolić się precyzją lokalizacji wahającą się w przedziale 4-12 metrów. Unia Europejska buduje (dość już długo) swój własny odpowiednik GPS, system o nazwie Galileo, który imię swe zawdzięcza geniuszowi Galileusza. Niestety, ze względu na fizyczne właściwości wody, nie da się pod jej powierzchnią wykorzystać żadnego z tych systemów. Dzieje się tak dlatego, że fale elektomagnetyczne o używanych przez GPS częstotliwościach nie mogą przez wodę przenikać, z kolei fale o wiele dłuższe nie mogą być użyte do przekazania wystarczającej ilości informacji. Skąd więc okręty podwodne, które są strategiczną bronią mocarstw i przenoszą na swoich pokładach rakiety z głowicami jądrowymi mogącymi zniszczyć dowolny cel na Ziemi czerpią informacje o swoim aktualnym położeniu? Istnieją niewyobrażalnej wręcz precyzji urządzenia zwane akcelerometrami. Ich zadaniem jest mierzenie przyspieszenia, jakim są poddawane. Akcelerometry zainstalowane na pokładzie łodzi podwodnej są sprzężone z pokładowym komputerem, który na podstawie ich wskazań oblicza prędkość i kierunek, z jaką okręt się porusza. Dzięki tego typu danym komputer pokładowy potrafi z niesamowitą wręcz dokładnością określić położenie jednostki na mapie, którą ma zakodowaną w swej pamięci. Nawet po wielodniowym zanurzeniu i przepłynięciu ogromnych odległości, kiedy statek nie miał możliwości korekty danych na temat aktualnej lokalizacji, możliwy błąd to zaledwie parę metrów! Smutna prawda jest taka, że to wojna jest głównym motorem postępu. Technicznego postępu.

pamiętliwe okulary Japończycy chyba nigdy nie przestaną zadziwiać. Ostatnio skonstruowali okulary, które zapamiętują położenie różnych przedmiotów – jak na przykład klucze – i są w stanie przypomnieć właścicielowi, gdzie je ostatnio widział. Niestety, wynalazek jest ciągle w fazie eksperymentów i zbyt duży, by używać go na co dzień. Ale znając Japończyków...

Gdzie te dawne dobre czasy...?


20|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

reportaż

Działamy razem! Tybetański wieczór w InSpiral Marcin Piniak

W czwartek 27 marca w kafejce InSpiral przy Camden Lock odbył się wieczór tybetański, którego patronem medialnym był „Nowy Czas”.

Pewnego świątecznego wieczora reporter agencji Xinhua, śmierdzący wódką potomek tybetańskich nomadów z północy, zbeształ mnie partyjnym gardłem i językiem: „Wydaje ci się, że coś znajdziesz? Za kogo się masz? Myślisz, że możesz coś zmienić? My zmieniamy wszystko (...)". Czy rzeczywiście łamię jakąś zasadę? Chciałam się odszczeknąć, ale dostrzegłam w jego twarzy okrucieństwo gończego psa.

Oto fragment utworu tybetańskiej pisarki Oser. Władze chińskie pozbawiły ją pracy, wszelkich dochodów i świadczeń. Skonfiskowano jej mieszkanie i zabroniono ubiegać się o paszport. To takim ludziom jak Oser – milionom Tybetańczyków na całym świecie poświęcony był ten wieczór. Był sukcesem zarówno ze względu na popularyzację sprawy tybetańskiej w Londynie, jak i z powodu atmosfery, jaka panowała w InSpiral. A dla Dominika Schnella, właściciela serwującej organiczne potrawy kafejki przy Camden Lock okazał się jednym z bardziej dochodowych. Dziesięć procent z utargu zasiliło konto brytyjskiej organizacji Students for a Free Tybet. Sala była pełna, a uczestnicy głęboko

zainteresowani wszystkim, co dla nich przygotowali organizatorzy Tibetan Evening. A w programie była muzyka, filmy, prezentacje multimedialne, tybetańska kuchnia, dyskusja i mówcy z Students for a Free Tybet i Team Tibet. Prawdziwą gwiazdą okazał się jednak tybetański elegant w garniturze, który zaśpiewał piękną tybetańską pieśń. Został nagrodzony gromkimi brawami. Jego charyzmatyczny występ świetnie dopełniał muzyczne sety DJ-a Namye (Chaitara Rai). Oprawą wizualną zajmował się VJ-ej Elestial (Charlie Taillard), który okazał się wielkim sympatykiem Tybetu. Jego prezentacje wizualne wypełniały piękne kadry z podróży po Tybecie. Charlie pokazywał publiczności również krótkie filmy z wielu akcji przeprowadzonych przez aktywistów Students for Free Tybet i Team Tibet. Jedną z bardziej spektakularnych było wywieszenie wielkiego banera o treści One World, One Dream, Free Tibet na chińskim Wielkim Murze. Członkowie Students for Free Tybet mówili o łamaniu praw człowieka i opowiadali o losach Tybetańczyków w okupowanym kraju. Na scenie pojawili się wiekowi poeci, deklamujący pełne zaangażowania i trafnych przenośni wiersze. Jeden z nich skończył dzień wcześniej siedemdziesiąt lat, ale mimo wieku ujmował swoją pogodą ducha i wigorem. Organizatorzy umiejętniezadbali o balans pomiędzy wagą podejmowanego tematu a dostarczaniem muzycznego oddechu po kolejnej dawce wstrząsających materiałów. Goście zgromadzeni w InSpiral mogli też skosztować momo, tybetańskich pierogów oraz tradycyjnej zupy z Krainy Śniegów. Za kuchnię odpowiedzialny był wielbiciel komiksów, dobrej whisky, jubiler i kucharz w jednej osobie, Tybetańczyk Norch. Ten pucołowaty, o rozbrajającym humorze wielkolud własnoręcznie przyrzą-

dził dziesiątki dużych momo, które okazały się prawdziwym sukcesem. Sprzedano wszystkie. Iona Liddell, jedna z głównych organizatorów i reprezentantka Students for Free Tybet UK była bardzo zadowolona z oddźwięku jaki miał ten wieczór. Pod wrażeniem była też Tybetanka Pema, która jest międzynarodowym koordynatorem tej organizacji. Na nasze pytanie, co my, tutaj w Europie, możemy zrobić dla Tybetu i Tybetańczyków odpowiedziała: – Teraz możemy, a nawet powinniśmy wzmocnić kampanię przeciwko Olimpiadzie w Tybecie. To żenujące, że cała organizacja tego przedsięwzięcia nadal toczy się według planu, jak gdyby nic się nie działo. To po prostu

pokazuje brak szacunku oraz ignorancję ze strony chińskiej dla ludzi i ich losów. Totalny brak współczucia dla krzywd wyrządzanych setkom tysięcy ludzi w Tybecie. Tybetańczycy nie chcą igrzysk. Dla nich to zbyt bolesne wspomnienie cierpień i opresji. To nie jest czas na świętowanie zwycięstw. Ponadto Europejczycy mogą – kontynuowała Pema – a wręcz powinni wywierać większy nacisk na Chiny, by dały Organizacji Narodów Zjednoczonych możliwość wszczęcia śledztwa, by prawda ujrzała światło dzienne. Krążą historie o więźniach torturowanych, bitych i poniżanych w przepełnionych więzieniach, ciała zmarłych, niepogrzebane zgodnie z tradycjami, lecz pozostawione jedne na drugich. Cięż-

ko ranni lub pobici do nieprzytomności nie mają żadnej nadziei na pomoc, często popełniają samobójstwa, by uniknąć dalszych tortur. Szczęśliwa była Padmini, menadżerka z InSpiral, która włożyła wiele pracy i energii, by ten wieczór przebiegł w tak inspirującej atmosferze. Szczególne brawa i polskie sto lat z powodu urodzin przypadły Agnieszce, szefowej kuchni, dzięki której ten wieczór mógł się odbyć. Więc na pytanie chińskiego reportera z utworu Oser, czy możemy coś zmienić, po tym wieczorze należy odpowiedzieć: Tak możemy. I zmienimy. Jest tak, ponieważ jak informowała zapowiadająca ten wieczór ulotka – działamy razem!


|21

nowy czas | 4 kwietnia 2008

reportaż

Robert Koenig – artysta, który rozmawia z duchami Milena Adaszek Prof. Piotr Jargusz w roku 2004 miał powiedzieć: „Robert Koenig jest opętany. Śni swój sen, rozmawia z duchami. Okrakiem stojąc między dwoma światami, żywych i zmarłych. Między starą kulturą pamięci a nową zapomnienia. (…) Robert Koenig rozmawia z duchami częściej niż inni. (…) Korzysta z najstarszego prawa wyobraźni; przywołuje zmarłych, wypatruje ich twarzy, nasłuchuje kroków…”. I rzeczywiście. Obserwując tego artystę widzi się niemalże jakąś wewnętrzną moc, która kieruje jego pracami, przemawia przez niego. Po zapoznaniu się z bogatymi informacjami na jego temat można już przypuszczać, że ta siła to głosy przodków. Robert Koenig to człowiek wyjątkowy, który dostrzega w świecie liczne więzi łączące przeszłość z przyszłością, świat duchów ze światem materialnym. O fascynacji tradycją, przeszłością, dziedzictwem świadczą jego wielkie wystawy z lat 90.: „Świątynie i portale” czy „Na krańcu wieków”, jak również wciąż prezentowane, bardzo słynne „Dziady”. Sam o sobie mówi, że ciągnie go do przeszłości, nie umie wybiec w przyszłość, nawet jeśli tego chce. Nie umie tworzyć bez poważnej – patrząc na jego dzieła chciałoby się wręcz powiedzieć monumentalnej – myśli.

Kim jest ten człowieK żyjący na gRanicy światów? Robert Koenig urodził się w 1951 roku w Manchesterze w polskiej rodzinie. Matka, z domu Dudek, w roku 1942 została wywieziona z rodzinnej miejscowości Dominikowice do obozu pracy w Niemczech. Po wojnie wyjechała do Anglii, gdzie poznała Gerharda Koeniga – żołnierza Armii gen. Andersa. Mieli sześcioro dzieci, wśród nich był Robert. Jak wspomina, od najmłodszych lat interesował się swoim pochodzeniem, historią rodziny. Opowiadania matki potęgowały jego ciekawość, wzbudzały pragnienie dowiedzenia się więcej. W roku 1970 odwiedził komunistyczną jeszcze wtedy Polskę i przeżył szok. Otwartość ludzi, ich przyjazne nastawienie i ciepło kontrastowały z dystansem, z którym stykał się na co dzień w Anglii. Po pierwszej wizycie wiedział już, że będzie odwiedzał Polskę co jakiś czas. Poczuł tam bliskość rodziny, bliskość własnych korzeni. Od dziecka również pociągała go rzeźba. Dlatego właśnie rozpoczął studia na wydziale rzeźbiarskim Politechniki w Brighton (dziś uniwersytet), a następnie studiował w renomowa-

Robert Koenig i jego Dziady przy rodzinnej studni w Dominikowicach.

Artysta wchodzi w swoją głębię, a w mojej głębi jest me pochodzenie – ma polskość” – tymi słowami rzeźbiarz Robert Koenig tłumaczy charakter swych prac.

nej Slade School of Arts w Londynie, którą ukończył w roku 1978. Pięć lat później odbył staż na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Wydaje się, że doceniany był od początku. W latach 1982-83 wziął udział w słynnym Grizedale Forest Sculpture Project. Przez siedem miesięcy żył i pracował w środowisku leśnym. Wszystko podporządkowane było tam cyklowi natury. Artysta wychodził do lasu, tam znajdował tworzywo do swych rzeźb, by następnie zostawić je w tym samym miejscu. Takim sposobem dzieło, które powstało z natury, pozostawało jej częścią – stopniowo się rozpadając. Projekt ten zyskał duży rozgłos i do dziś uznaje się, że przyczynił się on w znacznym stopniu do zmiany sposobu myślenia o rzeźbie. Niewątpliwie miał on też duży wpływ na Roberta Koeniga, a może po prostu był zgodny ze sposobem myślenia, który artysta od zawsze miał w sobie… Przez te wszystkie lata bowiem

rzeźbiarz często wychodzi w naturalne przestrzenie, by rzeźbić na polach, w katedrach, a nawet na ulicach miast. Jak sam przyznaje, nie przepada za rzeźbieniem w pracowni, ma wtedy wrażenie, jakby odrywał rzeźbę od jej korzeni. – Rzeźbiąc tam, gdzie ludzie żyją bądź żyli można otrzymać pomoc od duchów, które w pewien sposób kierują moją pracą – mówi. Od tamtego czasu droga artystyczna Roberta Koeniga, który na co dzień mieszka z rodziną w Hove, wciąż się rozwija. Artysta rzeźbi, maluje na drewnie. Realizuje zarówno swoje artystyczne potrzeby – tworząc ogromne wystawy, które mają komunikować jego sposób myślenia, emocje, jak również przyjmuje zlecenia – i te drobne, i ogromne (aktualnie rzeźbi trzy pary drzwi do zamku w Chinach, za tę pracę otrzymać ma 10 tysięcy funtów). Zlecenia są tym, co pozwala mu się utrzymać, a przede wszystkim finansować samemu swe bardzo osobiste wystawy.

najwięKsze wystawy Jedną z ważniejszych, najczęściej wspominanych wystaw Roberta Koeniga była wystawa zatytułowana „Świątynie i portale” z roku 1992. Twórca zaprezentował w niej serię wielkich, drewnianych, malowanych płaskorzeźb, w połączeniu z drewnianymi figurami autentycznych rozmiarów i rzeźbioną w drewnie konstrukcją świątyni. Wystawa ma charakter, wydaje się, starożytny. (www.robertkoenig-sculptor.com)

Kolejne wielkie artystyczne przedsięwzięcie rzeźbiarza to wystawa „Na krańcu wieków” z roku 1997. Tutaj po raz pierwszy w sposób widoczny zaczął poruszać kwestię tradycji, pochodzenia i dziedzictwa. Zbiegło się to akurat z końcem wieku, stąd tytuł wystawy. Dzieła składające się na nią przedstawiają zdjęcie dziewczyny nakładane na bardzo stary, czarny dąb. Artysta do swego przedsięwzięcia wykorzystał zdjęcie kuzynki – Moniki, która pochodzi z rodzinnej wsi jego matki – Dominikowice. Połączenie współczesnej postaci ze starym drzewem ma symbolizować pewną ciągłość dziejów. – Starałem się eksperymentować ze zdjęciem – mówi Koenig. – Raz je rozcierałem, innym razem rozciągałem. Chciałem, by raz wydawało się, że dziewczyna wchodzi do środka – w drewno, a jednocześnie w przeszłość, w historię, innym razem zaś miała jakby z tego drewna, z przeszłości, wychodzić. Bowiem w tej wystawiepostać symbolizuje przodków, jest ucieleśnieniem duchów zmarłych. Wystawa „Na krańcu wieków” była pierwszą, w której w tak widzialnej formie wypowiedzieli się za pośrednictwem Roberta Koeniga jego przodkowie. Do pełni głosu doszli jednak wraz z pojawieniem się pomysłu wyrzeźbienia „Dziadów”. Już sam tytuł wystawy jest niezwykle wymowny. Dziady bowiem to dawny obrzęd ludowy, podczas którego wywoływano duchy zmarłych przodków. Robert Koenig tak mówi o swym wielkim projekcie: – W listopadzie 1996 roku postanowiłem przywołać do siebie

dusze moich zmarłych przodków. Przyjechałem do Polski i zamieszkałem w Dominikowicach sześć tygodni. W rodzinnej wsi matki rzeźbiarz wybrał szesnaście starych lip i z nich właśnie zaczął rzeźbić monumentalne figury. Na początku stworzył grupę mężczyzn – wysokość każdej rzeźb 2,5 metra, potem powstały również postaci kobiece. Grupa figur symbolizować ma przodków, którzy przemieszczają się i są świadkami dziejów. Dlatego właśnie cały ten tłum wciąż podróżuje. Autor rozpoczął swą wędrówkę z rzeźbami w 2004 roku od Lwowa, następnie figury powędrowały do Tarnowa, Zakopanego, Krakowa, Gorlic, by z kolei podążyć szlakiem życia matki Roberta Koeniga. Niedawno skończyła się wystawa w Salisbury Cathedral, natomiast od 1 do 29 września można będzie ją podziwiać w katedrze York Minster. W każdym nowym miejscu pobytu „Dziadów” autor stara się rzeźbić kolejne figury. Dzięki temu rozszerza się jakoby zakres świadectwa przodków. Artysta ma w planach stworzenie tłumu dzieci, który towarzyszyłby postaciom dorosłych – miałoby to wzmocnić wymowę całego projektu. Cykl wystaw cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Brytyjska telewizja (ITV i BBC) kręciła filmy dokumentalne o monumentalnym dziele, a gazety (m.in. The Guardian, Sussex Live Magazine) zamieszczały recenzje. Autor mówi, że sukces „Dziadów” świadczy o ogromnym zainteresowaniu polskością i cieszy się, że jego praca mogła przyczynić się do poszerzenia wiedzy Brytyjczyków na temat naszej historii.

KażDy z nas powinien czasem się zamyślić… Robert Koenig to z pozoru człowiek taki jak wszyscy – mąż, ojciec, brightoński parafianin. Przez jego sztukę jednak przemawia ogromna głębia, która nie jest chyba dana wszystkim zjadaczom chleba. Jest on artystą wyjątkowym w swej dziedzinie. Sam przyznaje, że jego rzeźba znacznie różni się od twórczości angielskiej. Wsłuchuje się on w głos swego serca, wsłuchuje się w głosy przodków, uwielbia tworzyć w środowisku naturalnym. To człowiek, który dzięki swemu zaangażowaniu, pasji jest szeroko podziwiany i doceniany przez międzynarodową publiczność. Jego dzieła powodują, że ludzie zadają sobie pytania o własną tożsamość, o korzenie, o swoich przodków. Mimo przywiązania do własnej tradycji, dzieła Roberta Koeniga są uniwersalne – dla każdego mogą stać się bodźcem do głębokiej, ważnej refleksji. Dlatego właśnie polecam „Dziady”, które będzie można obejrzeć we wrześniu w York.


22|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

kultura świat kulturalnie Pamiątki po Jerzym Grotowskim, twórcy Teatru Laboratorium, ofiarował Zakładowi im. Ossolińskich we Wrocławiu brat artysty prof. Kazimierz Grotowski. Archiwum obejmuje 40 teczek z notatkami do przedstawień, rękopisami tekstów, dokumentacją parateatralnych warsztatów Uniwersytetu Teatrów Narodów z połowy lat 70., zdjęciami i listami m.in. Petera Brooka, Maurice’a Bejarta, Eugenio Barby, Zbigniewa Cynkutisa, Tadeusza Różewicza. Dokumentacja za miesiąc będzie dostępna w Ossolineum dla badaczy i studentów. Rok 2009, jak ogłosiło UNESCO, będzie Rokiem Jerzego Grotowskiego. „Trójka” czyli Program Trzeci Polskiego Radia obchodziła 1 kwietnia swoje 46 urodziny. Pierwszą audycją, którą usłyszeli słuchacze, był „Mój magnetofon”, pierwowzór nadawanej obecnie „Muzycznej

poczty UKF”. W 1968 roku na antenie pojawił się program „MiniMax – czyli minimum słowa, maksimum muzyki", który trwa do dzisiaj, prowadzony nieprzerwanie przez jedną z największych osobowości radiowych – Piotra Kaczkowskiego. Nadzwyczajne środki ostrożności towarzyszyły pierwszej inscenizacji „Szatańskich wersetów” Salmana Rushdiego w teatrze w Poczdamie. Policja obawiała się reakcji mieszkających w Niemczech muzułmanów. Nad przebiegiem przedstawienia w teatrze Hansa Otto czuwali funkcjonariusze w mundurach i tajni agenci policyjni. W 2006 roku podobne kontrowersje towarzyszyły wystawieniu opery „Idomeneo” Mozarta w Operze Berlińskiej. W obawie przed groźbami muzułmanów spektakl, w którego końcowej scenie pokazano ucięte głowy Posejdona, Buddy, Chrystusa i Mahometa, zdjęto z afisza. Po oskarżeniach o cenzurę i publicznej dyskusji, operę jednak przywrócono. Wielki triumf pianisty Krystiana Zimermana, który w poniedziałek wystąpił z recitalem w Palermo. Koncert na Sycylii zainaugurował włoskie tournée zwycięzcy Konkursu Chopinowskiego w Warszawie w 1975 roku. Włoska agencja prasowa Ansa informuje o entuzjastycznej owacji 1200 melomanów zgromadzonych w Teatro Massimo w Palermo, Zimermana nazywa zaś „legendarnym pianistą”. 16 kwietnia zagra w Rzymie.

Przypadek Kevina Hayesa Elżbieta Sobolewska

Jest reżyserem i aktorem. A nade wszystko orędownikiem sprawy Witkacego. Kiedyś wystąpił w „Wariacie i zakonnicy” i tą rolą wyznaczył sobie kolejne. Pomyślał, że skoro Witkacy taki świetny, to trzeba się w niego zanurzyć. Na początek dał nura w Warszawę i Kraków połowy lat osiemdziesiątych. Chciał zobaczyć ten kraj behind the wall i porzucić Anglię Margaret Thatcher. Spędził rok w warszawskiej Szkole Teatralnej, gdzie zgłębiał dzieła Witkacego. Trafił potem do Starego Teatru w Krakowie, gdzie reżyserowali wtedy Andrzej Wajda, Jerzy Grzegorzewski, Krystian Lupa. On sam pracował jako asystent Jerzego Jarockiego. Po trzech latach wrócił do Anglii, ale na początku lat 90. znowu znalazł się w Polsce. Jeśli ktoś pamięta Teleexpress z tamtego okresu, na pewno pamięta też mężczyznę przebranego za Sherlocka Holmesa, który w niedzielę, łamaną polszczyzną, przepowiadał pogodę. Był nim Kevin. Teraz mieszka w Essex, ale Polska co rusz go do siebie przyciąga. Występował w „Porze na czarownice” Piotra Łazarkiewicza, „Lepiej być piękną i bogatą” Filipa Bajona. Przez Krzysztofa Langa, reżysera „Papierowego małżeństwa”, gdzie też zagrał, poznał Waldemara Krzystka. Ten wystawił na deskach Teatru Współczesnego we Wrocławiu sztukę według głośnej książki Piotra Siemiona pt. „Niskie łąki”. Kevin grał tam Anglika zafascynowanego Polską, który kompletnie nie rozumie, co się z nią dzieje i co dolega grupie młodzieży, z którą się spotyka. Parę lat temu wygłosił odczyt o

Witkacym na międzynarodowej konferencji poświęconej jego twórczości w Petersburgu. Śmieje się, że pewnie dlatego został na nią zaproszony, żeby była międzynarodowa… – Tematem mojego wykładu –wspomina Kevin – była wizja homo sovieticus w dziełach Witacego. Po konferencji miała zostać wydana publikacja zawierająca wszystkie teksty, ale niestety została wstrzymana. Dowiedziałem się później, że stało się to przez mój wykład. A przecież ja tam nie powiedziałem nic ponad to, co napisał Witkacy! Mógłby być akademikiem, uczyć „dramy” na jakimś uniwersytecie, ale woli teatr. – Teatr, który żyje, który powstaje na scenie, podczas pracy z tekstem, prób interpretacji, przeobrażania się sztuki zapisanej na papierze w żywy spektakl – w głosie Kevina słychać pasję. – To, co cenię szczególnie u polskich reżyserów, to brak strachu przed ingerencją w tekst, oni nie boją się czegoś wyrzucić, zrezygnować z jakiegoś fragmentu i zastąpić go innym środkiem wyrazu. Przecież teatr to bogactwo formy. Polscy reżyserzy potrafią zastąpić słowo efektem wizualnym, grą aktora, po pro-

stu innym środkiem formalnym. Przecież nie chodzi tylko o to, by wszystko co napisał autor zostało od a do z wypowiedziane, chodzi o to, by został zachowany sens sztuki, jej wymowa. Tego boją się reżyserzy brytyjscy, boją się jakiejkolwiek zmiany w słowie, są mu podporządkowani. Tak bardzo twórczy byli Szajna czy Kantor. Miałem okazję ich poznać i to były niezwykłe spotkania, bo przecież z takimi ludźmi nie mogły być zwykłe. Rozmawialiśmy o Witkacym, polskim teatrze, wojnie i Polsce. Pamiętam jak Szajna, z którym spędziłem tydzień, powiedział mi na początku spotkania takie zdanie: „Na początku było słowo, a teraz jest… gówno”. Fascynacja polskim teatrem nie wynika u Kevina Heysa z domieszki biało-czerwonej krwi. Nic z tych rzeczy. – Uczę się polskiego od dawna, ale nie ma to związku z moim pochodzeniem. Ale może coś w tym jest, że jestem w połowie Irlandczykiem, po ojcu. Pewnie słyszałaś taką anegdotę, jak Churchill zapytał: „A kto to są ci Polacy? – To tacy Irlandczycy, tylko bardziej”. Może rzeczywiście coś w tym jest? A poza tym w mojej rodzinie

wszyscy mamy potrzebę poznawania innych kultur. Mam cztery siostry i pięciu braci, wszyscy uczymy się innych języków, mieszkamy po trosze w innych krajach. Mieszkałem w Polsce komunistycznej, bywam w Polsce obecnej. Oczywiście, że widzę ogromną różnicę, przede wszystkim w tym, że ludzie nie mają pieniędzy, żeby z kultury, tej prawdziwej, korzystać, ale chcieliby, ona ich interesuje. Anglikom żyje się dobrze, mają samochody, dobre prace, wygodę i spokój, ale prawdziwa kultura ich nie interesuje, interesuje ich rozrywka. Kulturę sprowadzono do rozrywki. Może się mylę w obu przypadkach, ale takie są moje spostrzeżenia. Swoją wiedzę, a przede wszystkim fenomen polskiego teatru, a zwłaszcza Witkacego i Mrożka, próbuje przekazać innym. Za tydzień w Riverside Studios na Hammersmith, w zachodnim Londynie, poprowadzi dwudniowe warsztaty, których tematem jest „Absurd w polskim teatrze na podstawie dzieł Witkacego i Mrożka”. – Dlaczego tak bardzo pasjonuję się Witkacym? Może po prostu dlatego, że sam jestem ekscentrykiem, a on był jeszcze większym. Jego twórczość jest bardzo spójna. Mistyka i wizjonerstwo nie dotyczą tylko dramatów, lecz każdej formy, w której się poruszał, prozy, malarstwa, fotografii. Podczas warsztatów spróbujemy sprecyzować odrębność polskiego teatru, odpowiedzieć na pytanie, co czyni go tak wyjątkowym. Będzie mowa o wszystkich ruchach i prądach kulturowych, które stworzyły w efekcie sztukę Witkacego i Mrożka, a więc romantyzm, ekspresjonizm i surrealizm, wreszcie kubizm i absurd, specyficzny absurd, który wyrósł przecież na jakimś podłożu. Nie zabraknie też prezentacji wielkich polskich twórców teatru XX wieku i czasów współczesnych. Będzie więc oczywiście mowa o Kantorze i Szajnie, a dalej o Jarockim, Grzegorzewskim, Lupie, Jarzynie i Warlikowskim. Dwudniowe warsztaty kosztują sto funtów. Nie trzeba siedzieć w teatrze po uszy, aby wziąć w nich udział. Nie będzie nudno i akademicko, bo żywiołowość i pomysłowość Kevina Hayesa nigdy by na to nie pozwoliły.

Czas zaczarowany w starych mapach Bywa, że nad kominkiem wieszamy mapy. Na przykład takie jak te, które oglądać można obecnie na ścianach galerii londyńskiego POSK-u. Są to nie tylko zabytkowe dzieła kartografii, lecz tajemnicze i efemeryczne mozaiki krain niegdyś istniejących a zapomnianych czy wymazanych z pamięci przez niszczycielkę historię. Kolekcja unikatowych map Polski z XVI, XVII i XVIII wieku trafiła do archiwów Instytutu Józefa Piłsudskie-

go w Londynie za sprawą Tadeusza Pawłowicza, prezesa siostrzanego Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Pawłowicz gromadził stare mapy przy pomocy wytrawnego znawcy sztuki kartografii, Emeryka Hutten-Czapskiego. Szesnaście lat temu postanowił udostępnić swe zbiory szerszemu środowisku emigracyjnemu. Oczywisty wybór padł na londyński Instytutu Józefa Piłsudskiego. Ofiarodawca zażyczył sobie, by

dokumentacja map trafiła w ręce Romana Maryniaka, długoletniego pracownika placówki. Tak się też stało. Teraz wydobyto te mapy z szuflad, wytarto z kurzu i powieszono w galerii. Kopia nijak się ma do oryginału, ale czasem nie o urodę chodzi, a o pamiętanie: okolic czy miasta narodzin naszych przodków. Kopia takiej archiwalnej mapy kosztuje w instytucie zaledwie pięć funtów. Wystawa czynna jest do 11 kwietnia. (es)


4 kwietnia 2008 | nowy czas

|23

co się dzieje film 6. Festiwal Polskiego Filmu Kinoteka przedstawia:

Oficjalne otwarcie przeglądu Cicha przystań

dok., 1995 r. reż. Mariusz Malec Opowieść starszego człowieka, dawnego żołnierza tajnej organizacji „Wolność i Niezawisłość”, walczącej po zakończeniu II wojny światowej z komunistyczną władzą. The Sun Rises Once a Day

obycz., 1967 r. reż. Henryk Kluba Góralska wioska, koniec wojny. Lokalny przywódca Haratyk, dotychczas walczący z Niemcami w partyzantce, postanawia potraktować serio propagandę o „władzy ludu”. 9-12 kwietnia godz. 10.30 i 14.00 Rok 1946

11 kwietnia w Riverside Studios

Crisp Road, W6 9RL Bilety: £7,50 A czego się tu bać?

dok., 2006 r. reż. Małgorzata Szumowska godz. 18.30 O rytuałach i wierzeniach dotyczących śmierci opowiadają mieszkańcy jednej z mazurskich wiosek. Ballada o Piotrowskim

obycz., 2007 r. reż. Rafał Kapeliński godz. 19.30 Główny bohater jest niepoprawnym marzycielem chcącym pewnego dnia urzeczywistnić tkwiące w nim od dawna pragnienia. It's a Free World

obycz. 2007 r. reż. Ken Loach godz. 20.30 Robotnik budowlany, pielęgniarka, nauczycielka – wszyscy marzą o lepszym życiu. Ich marzenia „spełni” Angie, właścicielka agencji pośrednictwa pracy. Wystarczy wpłacić 1 500 zł... Imperial War Museum przedstawia cykl filmów „Behind the Iron Curtain” Lambeth Road, SE1 6HZ Wstęp wolny na wszystkie pokazy!

5-8 kwietnia: godz. 10.30 Warsaw in Newsreels, from the Uprising to reconstruction 19441947

Zbiór obrazów z niemieckich kronik filmowych oraz kronik wojskowego rządu aliantów traktujących o Warszawie. Większość kronik w jęz. niemieckim. Będą dostępne ulotki z tłumaczeniem. Bitwa o Warszawę

dok., 2006 r. reż. Wanda Kościa Dokument o walce zbrojnej ruchu oporu warszawiaków przeciwko niemieckim okupantom. godz. 12.00 The Struggles for Poland: Bright Days of Tomorrow

dok., 1988 r. reż. Bolesław Sulika Dokument o Polsce od końca II wojny światowej do protestów w 1956 roku godz. 14.00

dok., 1947 r. reż. Jerzy Bossak Film stanowi podsumowanie najważniejszych wydarzeń roku 1946 w duchu charakterystycznych dla owego czasu oficjalnych przekazów. Pułkownik Kwiatkowski

dramat, 1995 r. reż. Kazimierz Kutz Brawurowa komedia o lekarzu wojskowym, który podszywając się pod pułkownika UB uwalnia więźniów politycznych z komunistycznych katowni.

muzyka Ian Shaw

rozpocznie Russian Music Festival, koncertem utworów „ojca rosyjskiej muzyki” – Michała Glinki.

teatr

Devotchka

7-26 kwietnia New Players Theatre, 3 The Arches, Villiers Street, WC2N 6NG pn-czw, godz. 20.00, pt i sb. godz. 19.30 i 22.00 Bilety: £15-£19.50 „7 Deadly Sins” to nowy kabaret ekscentrycznej grupy The Tiger Lillies, pełen groteski, czarnego humoru i tradycji spod znaku Brechta i Weilla.

9 kwietnia, godz. 19.00 Bilety: £10 The Scala, 275-277 Pentonville Road, N1 9NL Fuzja stylów muzycznych pochodzących z Grecji, krajów słowiańskich, muzyki mariachi i rytmu bolera. Ich piosenki są na ścieżce dźwiękowej kilku filmów, m.in. „Little Miss Sunshine”. Koncert afrykański 10 kwietnia, godz. 19.30 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety pod nr tel. 020 7351 7555 Wystąpi klasyczna śpiewaczka Josephine Amankwah. Afrykańskie rytmy, tropikalne melodie połączone z tradycyjną zachodnią muzyką klasyczną.

12 kwietnia, godz. 21.00 (izrael) Klub Mass Mass St. Matthews Church, Brixton Hill, SW2 1JF Bilety: £17 (przedsprzedaż), £20 w dniu koncertu Gośćmi Izraela będą: Włodek „Kinior” Kiniorski, Makaruk oraz Mad Professor

MegaYoga przestawia: Fisz Emade & Tworzywo

wystawy

6 kwietnia, godz. 19.00 Klub Cargo 83 Rivington St., EC2A 3AY Bilety: £12 (przedsprzedaż), £15 (w dniu koncertu), na stronie: www.ticketweb.co.uk i w polskich sklepach

Laughing in a Foreign Language

13 kwietnia The Underwold 174 Camden High Street, NW1 0NE Bilety: 13£ (ticketweb.co.uk) i w oficjalnych punktach sprzedaży Buch-a.

Ostatnia szansa!

Hayward Gallery South Bank Centre, SE1 8XZ Codziennie, 10.00-18.00, pt i sb. do 22.00 Bilety: £7 Czy współcześni artyści mają poczucie humoru? Wśród 30 autorów rzeźb, obrazów, grafik, video-art są takie nazwiska jakUgo Rondinone, Doug Fishbone, Jake i Dino Chapman. Howard Hodgkin

Arada Guitar Duo 6 kwietnia, godz. 16.00 The Red Hedgehog, 255-257 Archway Road, N6 5BS Bilety: £8-£10 Gitarzyści zagrają m.in. „Greek Dance of Corfou” Dimitri Fampasa, „The Well-Tempered Guitar” Castelnuovo-Tedesco, „Song Without Words” Kiriakosa Giorginakisa. Isserlis plays Russian Chamber Music 8 kwietnia, godz. 19.30 Bilety: £12-£28 Wigmore Hall, 36 Wigmore Street, W1U 2BP Jeden z najwybitniejszych wiolonczelistów świata Steven Isserlis

8-26 kwietnia Camden People's Theatre, 58-60 Hampstead Rd, NW1 2PY wt-nd. godz. 20.00 Bilety: £10-£12 Sztuka oparta na książce noblistki Doris Lessing – „Briefing for a Descent into Hell”.

spotkania

Buch zaprasza: Dezerter

6 kwietnia, godz. 19.00 Baltic, 74 Blackfriars Road, SE1 Wstęp wolny! Wystąpi rosyjski wirtuoz saksofonu, który grał z Cinematic Orchestra i najlepszymi londyńskimi jazzmanami.

Briefing

Izrael i goście

5 kwietnia, godz. 20.45 Vortex Dalston, 11 Gillett St, N16 8JN Bilety: £12 Jeden z ciekawszych jazzowych wokalistów brytyjskich łączący stylistykę jazzowego standardu z wpływami muzyki pop.

Zhenya Stigalev Duo

The Tiger Lillies

Gagosian Britannia St, 8-24 Britannia St, WC1X 9JD Pn-sb, 10.00-18.00 Dwadzieścia nowych prac tego uznanego brytyjskiego malarza. Jean Prouvé

Rozmowy o kulturze i wierze: Wojciech, Bartosz i Piotr Waglewscy – między synami a ojcem 4 kwietnia, godz. 19.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Wstęp wolny, za okazaniem wejściówek, które można odebrać w księgarni Veritas – 63 Jeddo Road, W12 9EE

Rejestracja na liście wyborczej: 5 kwietnia: Polish Specialities, 258 Streatham High Rd, SW16 1HT 6 kwietnia: Ipswich – 322 Woodbridge Rd, IP4 4BD; Slough – 48 Pitts Road, Berks SL1 3XH; Birmingham – St Michaels, Moor Street, 6 New Meeting Street, B4 7UG 13 kwietnia: Hammersmith, 1 Leysfield Rd, W12 9JF; Manchester – 196 Lloyd Street North, M14 4QB; Hull – 200 The Boulevard, HU3 3EL

warsztaty Absurdism in Polish theatre as seen in the work of Witkacy and Mrożek 12-13 kwietnia Riverside Studios

Crisp Road, W6 9RL Koszt warsztatów: £100 info: Kevin Hayes, nr tel. 07805 758788 lub kevinhayes@op.pl

już wkrótce Ewa Becla zaprasza: Kabaret OTTO 12 kwietnia, godz. 19.00 13 kwietnia, godz. 20.00 POSK 238-246 King Street London W6 0RF Bilety: £13, £15, £18, dostępne w kasie POSK-u, rezerwacja: 07788410122; 02089973629; 02089926008 Korowód obycz, 2007 r. reż. Jerzy Stuhr 15 kwietnia, godz. 18.30 Phoenix Cinema 52 High Road, East Finchley, N2 9PJ Bilety: £8 Bartek żyje z pisania prac magisterskich. Nagle staje się posiadaczem płaszcza i teczki, którą zostawił jadący z nim pociągiem pasażer. W kieszeni płaszcza dzwoni telefon, chłopak odbiera, jego życie się zmienia. Megayoga all night Jammin' Drum’n’bass – Breaks – Hip-Hop – Reggae

19 kwietnia, godz. 21.00 Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Rd, E1 1EW Bilety: £8 tylko na www.ticketweb.co.uk i przed imprezą Wystąpią: Dj Mk Fever + MC Cheeba; Fokus znany ze współpracy z Paktofoniką i Pokahontaz + Dj 5cet (brak2sensu) oraz Dj Kula Herb’s Man Sound i Dj.shclash I Wieczór poetów: Adam Ziemianin i Wacław Kostrzewa

18 kwietnia, godz. 19.00 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Adam Ziemianin zaprezentuje swój najnowszy tomik pt. „Dzikie Zapałki” a Wacław Kostrzewa anglojęzyczne wydanie jego poezji pt. „Two Rivers”. Zaśpiewa Monika Thomas.

nowy czas darmowe bilety Po 5 wejściówek na:

Dezerter, Izrael

Ostatnia szansa!

Design Museum, 28 Butlers Wharf, Shad Thames, SE1 2YD Codziennie, 10.00-17.45 Bilety: £7/£4 Retrospektywa twórczości architekta i projektanta sztuki użytkowej, zwłaszcza mebli, które są do dziś popularne, a niektóre modele nadal wytwarzane. Uważany jest za jednego z najwybitniejszych konstruktorów XX wieku.

Aby wygrać zaproszenie na interesującą Cię imprezę, wyślij SMS na numer 87070 o treści: NC NAZWA IMPREZY (w zależności od tego, którą jesteś zainteresowany). Bilety do wygrania również na stronie internetowej

www.nowyczas.co.uk Konkursy będą rozwiązywane na trzy dni przed datą wydarzenia. Koszt wysłania SMS to £1,50 + standardowa stawka operatora


24|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

czas na boku

No Way Back Where by Marek Kaźmierski

Sex, drugs and screaming girls There is one thing I haven’t yet tried. Sex. Not the act itself, of course. That I have sampled once or twice, with mixed results. No, I mean I haven’t yet written about sex in my column. Which is surprising.

Michał Sędzikowski

Córy księżyca (2) Następna kolejka wódki, następne chóralne „na zdrowie”! Wykrzykują je zarówno Polacy, jak i niedawno poznani Anglicy. Impreza pędzi przez trunkowo-nikotynowe opary niczym dobrze rozgrzany parowóz. Wszelkie bariery narodowościowe dawno zniknęły, stopione niezawodnym w takich sytuacjach alkoholem. Nagle czuję jej nogę na swojej nodze. Nie, to nie przypadek. Tym bardziej że bezczelna kończyna, rozochocona brakiem oporu, poczyna sobie dalej – jak wąż na konarze lokuje się na moim udzie i zaczepnie trąca bucikiem. Patrzę z lekkim niedowierzaniem. Wiedziałem, że 38-letnia Mary, pani psycholog, pracująca na miejscowym uniwersytecie, mnie lubi, ale żeby aż tak?! Jej twarz nie zdradza żadnych emocji. Twarz jej chłopaka, który siedzi naprzeciwko i peroruje coś właśnie o angielskiej polityce socjalnej, zdradza sympatię wobec mojej osoby i całkowitą nieświadomość tego, co się dzieje pod stołem. Myślę sobie: wysoko pogrywa Angieleczka. Nie dość, że to koleżanka mojej dziewczyny i jej siostry,

to gdyby jej młody Walijczyk, którego łatwiej przeskoczyć niż obejść, coś zauważył… Czerep paruje mu już nie gorzej niż mnie, więc na bank najpierw by lał, a potem pytał. Co najgorsze, zdążyłem go już polubić. Na drugi dzień z podwójnym kacem sklejam fragmenty wydarzeń. Pijacka historia pójdzie w niepamięć. Tylko dlaczego ona w trakcie tego wieczoru dwa razy wylała na mnie drinka? Tymczasem bomba została podłożona, a zegar już tykał. Trzy tygodnie później wszyscy uczestnicy imprezy dostają od Mary histeryczne, pełne pogróżek sms-y. Zgodnie z ich treścią obraziłem ją pod stołem, niepomny wylewanych na mnie drinków, w związku z czym jej chłopak oraz angielskie sądy pałają rządzą zemsty. Widząc całkowity brak reakcji, rozsyła coraz dłuższe i coraz bardziej rozpaczliwe teksty, a w końcu nagrywa się ludziom na pocztę głosową łkając i grożąc na przemian. Wariatka – zgadzają się wszyscy. Problem w tym, że na trzy poznane Angielki, to już trzecia taka historia, która z etapu niezobowiązującej znajomości nagle zamienia się w etap końskich zalotów, a potem jeszcze szybciej w etap wyzwisk i pogróżek. – Miałeś szczęście, panie Michael, że nie wylądowałeś w pudle oskarżony o gwałt – pociesza mnie pan James. – Zresztą, jeszcze nic nie wiadomo. Szczęścia nie miał John, który był już piątą ofiarą alkoholiczki i wiecznej beneficjentki, Clair. Podobnie jak czterech jego poprzedników, został narażony na wielogodzinne upokarzające przesłuchania i przymusowe badanie DNA. Zapytana w końcu przez sąd Clair, dlaczego oskarża wszystkich nowo poznanych facetów o gwałt i pobicie odpowiada, że bierze tabletki na głowę i za dużo pije, ale obiecuje się poprawić. Sąd życzy jej powrotu do zdrowia.

Everybody is doing it these days. Writing, not doing it, I mean. People are having less and less sex these days, being ever more occupied with computer games and gyms and binge drinking. But so what? Why bother sweating over the real thing when you can read about it everywhere? In cheap newspapers. The quality press. Blogs. Vatican press releases. Advertising. Spam emails. Everyone seems “at it”! Hmm. I don’t quite share the fascination. Sure, at the right time, with the right person, lovemaking can be the transcendental. But it seems to have became used. Poor sex. Used by advertising men (yes, always men) over and over again, it has literally become a world wide obsession. Why? It’s just pleasure, after all. Nothing to live or die for. Nothing to do with happiness. People say how important it is in relationships, but in my experience, if two people love each other, in all honesty, whether they are of the same sex or disabled or even on opposite sides of the world, the sex is usually great. The cherry on the cake of a loving partnership. Last week, Viagra celebrated its tenth birthday. World wide reports on the wonder drug were mixed. Many said it had saved relationships. But many others said it got sex and sensuality all confused. Many men who had simply stopped wanting to make love with their partners now had no excuse. Many women too. Feeling the

Z kolei pewien prymusowy student Cambridge przesiedział parę miesięcy w areszcie oczekując na rozprawę za sprawą koleżanki kłamczuchy. Został zwolniony po rozprawie z powodu braku jakichkolwiek dowodów przeciwko niemu, a sędzia stwierdził, że chłopak w ogóle nie powinien tam się znaleźć. Co jednak odsiedział, to jego. To, co mi się rzuca w oczy w związkach Wyspiarzy, to fakt, iż ich relacje wyglądają jak prywatne pole bitwy. Wszystkie moje trzy znajome nadawały na swoich byłych i obecnych facetów z takim jadem, jak Szymon Słupnik mógłby mówić o wynalazcy jacuzzi. Mówiąc zupełnie serio, założę się, że gdyby zbadano poziom stresu przeciętnego Brytyjczyka w dniu, kiedy jego luba ma złe dni, wyszłoby że równy jest poziomowi stresu przeżywanego w okopie pod ostrzałem moździerzowym. Skąd to spotwornienie relacji? Gdzie podziało się ciepło, zaufanie, serdeczność, wzajemne wsparcie? Dlaczego początek nowoczesnego zachodniego związku wygląda jak polowanie na niebezpieczną zwierzynę, jego rozkwit opleciony jest intrygami niczym życie towarzyskie hrabiny de Pompadour, a koniec to jest po prostu dla faceta sąd ostateczny, podczas którego ogołaca się go z jego własnego dorobku i oskarża o czyny, których nazw wcześniej nawet nie słyszał? Dlaczego zadawanie się z Angielkami stało się zwyczajnie niebezpieczne? Czy to konsekwencja normatywnego pluralizmu, będącego znakiem naszych czasów? Czy też degeneracja hedonistycznej kultury, która jak u schyłku Cesarstwa Rzymskiego rodzi coraz bardziej zgniłe owoce? A może wszystko, co powyżej, plus reakcja na wieki ucisku kobiet – obyczajowego i religijnego terroru, który raz zdjęty spowodował, iż żeński tempera-

pressure to perform, many young men take Viagra before going out on dates. What? Idiots. Drink less and listen more (to the woman, not your mates or your ego or the porn industry), and you’ll be fine. Until you get to my age, of course. Still, taking Viagra kind of takes the magic out of physical contact. The excitement. The romance. And, if I can now reveal a dirty little secret, I very much like seducing and being seduced. Much more fun, and frightening, than popping a pill. I once studied at an all-girls school in West London. No, I have not had a sex change. You see, until the age of 12, I lived in Poland. All schools were mixed. There seemed to be girls everywhere – in classrooms, on the playground, in parks after school. I liked my mates, but girls I always loved. For their grace, their gentleness, their generosity. When I followed my parents to London in 1985, they sent me to an all-boys Catholic school. Black uniforms, colourful faces, and no girls. None. Of course, I instantly fell in love with the prettiest teacher in the place, and only gave up trying to seduce her when she married my maths tutor. But when I finished my initial exams, and at sixteen had the option of moving elsewhere to continue my education, I chose a local Catholic convent school in which to study English Lit and Sociology. Wow, I thought! Twelve hundred girls, in one place! What luck!

What rotten luck. Some of the worst years of my life. Sure, there is something very sexy about posh girls, educated by nuns, walking around in their prim uniforms and giggling in groups. But the reality, day in, day out, of twelve hundred immature, screaming girlies who think politics of popularity count for everything, was awful. I had a motorcycle and some musician friends and the remains of a cute accent, but somehow I never made it onto the cool list. Never became “one of the crowd”. Of course, I wanted to, but there were things that seemed more important than easy sex and even easier drug abuses. Love, for example. In the right circumstances, it seems, a little more fulfilling than popularity or wealth or beauty even. Having graduated from that childish nightmare, I went on to study religion and art and literature and kept on asking - how big is a human heart? How spacious? Can it be home to many loves? Why do we obsess with orgasms, even multiple ones, when love, the never-ending high, is so much more attractive an option? We mistake pleasure for happiness. Lies for truth. Quantity for quality. If someone were to invent a Viagra for the soul, a love-feeling pill, would I trust the advertising for it? What would it feel like to have happiness on order? Perhaps a little like sex these days. There, but not quite as sexy as it used to be, if you get my meaning.

Rys. Piotr Jagodziński

ment wystrzelił poza skalę, niczym zbyt mocno przygięta sprężyna? Plan Mary nie do końca się udał. Choć przekonała chłopaka, że ma znaczne powody do zazdrości, to jednak nie doszło do rozdzierającej sceny, o której marzyła przed zaśnięciem. Nie było pojedynku o nią Polaka z Walijczykiem, zraniona duma Polki nie spowodowała, iż poczęła rwać włosy z głowy, jej siostra nie biegała dookoła wzywając pomocy. Nie nastąpił ten moment kiedy ona – Mary – pośród tego całego bałaganu, świadoma, iż wszystko poszło o jej urodę i niewątpliwe zalety duchowe i intelektualne, mogła powiedzieć coś w rodzaju: „ach, proszę was wszyst-

kich, poniechajcie, naprawdę nie jestem tego warta.” Po czym na przykład mogłaby wdzięcznie osunąć się na ziemię. Miast tego, spotkało ją ze strony gości ze wschodu chłodne milczenie. Jeśli tak infantylne zachowania prezentują elity zachodniej kultury, to czego możemy się spodziewać po przeciętnych kobietach? Nie wiecie? To wam powiem. Przeciętne Angielki, również te w statecznym wieku, w środku nocy naciskają w moim bloku wszystkie guziki domofonu i z dzikim śmiechem uciekają. Próbowałem sobie wyobrazić moją matkę, albo którąś z zacnych ciotek w takiej akcji. To dopiero jest szok kulturowy!


|25

4 kwietnia 2008 | nowy czas

podróże w czasie i przestrzeni

Westfalia-Londyn-Warszawa Teresa szuka. Festiwal w Edynburgu, na który przyjechali aktorzy Kantora z jego ostatnim spektaklem „Dziś są moje urodziny”, ale już bez Mistrza, decyduje o pozostaniu na jakiś czas na Wyspach. Ten „jakiś czas” wydłużył się do dziś. Kolejne prace, wiele doświadczeń, nauka języka, aż w końcu zetknięcie z polską prasą otwiera jej nową drogę. A gdy okazuje się, że istniejący stan rzeczy nie może spełnić jej oczekiwań, wraz z mężem, ryzykując wszystko, co zdobyli przez prawie dwadzieścia lat, zakładają swoją gazetę. Pracują ciężko, ale to jest ich pasja, robią to, co kochają. Co tydzień w swoim piśme przynoszą tysiącom czytelników to, co sami, żyjąc z dala od kraju, chętnie chcieliby przeczytać. Oni – którzy na Wyspę przybyli tylko z głową pełną marzeń.

Zofia Sołtys

Zaczyna się filmowo – jezioro w górzystej okolicy, wiatr pędzi gdzieś wysoko leciutke cirrusy; nad jeziorem trzy roześmiane kobiety nie przestają rozmawiać, a wszystko rejestruje okiem aparatu on. Ujęcie z bliska: mają koło pięćdziesiątki, ale po żadnej nie widać śladów zmęczenia życiem. Przeciwnie – energia każdej z nich nadaje układowi sporą dynamikę. Kim są?

Lotnisko w koLonii W pejzażu szkła i betonu ich trzy twarze pełne są koloru i prawdziwych emocji. W„realu”, tu i teraz, odnajdują siebie. Niepewne, czy to ktoś sprzed lat czy też zupełnie inna już osoba. Zaczynają gadać. Najpierw niepewnie i sztucznie, a potem coraz płynniej i cieplej, żywioł wciąga je coraz głębiej i w końcu dochodzą do tego porozumienia, które znały sprzed lat… Gadają, gadają, gadają. Nakładają na siebie kolejne klisze ze swojego życia: dzień codzienny, praca, rodzina, znajomi, pasje, wakacje, dzieci. Otrzymują coś na kształt koktajlu – składniki aż nazbyt zwyczajne, ale

W pejzażu szkła i betonu ich trzy twarze pełne są koloru i prawdziwych emocji. Więc kim? Co stało się z tymi niepokornymi studentkami kulturoznawstwa sprzed 25 lat, które wtedy na wszystko patrzyły wnikliwie i zazwyczaj krytycznie? efekt… Cóż, efekt zaskakujący. I smaczny! Miał być sentymentalnym poszukiwaniem tego, kim były dawniej, a stał się fantastycznym odkryciem, kim są teraz. Więc kim? Co stało się z tymi niepokornymi studentkami kulturoznawstwa sprzed 25 lat, które wtedy na wszystko patrzyły wnikliwie i zazwyczaj krytycznie? Dziś niezależne i wymykające się socjologicznym kategoriom, tworzą coś, czego nie boją się poddawać krytyce. Bo warto się męczyć. One po prostu lubią się męczyć. Między kolejną kawą a spacerem nad jezioro czy wąskimi uliczkami starego westfalskiego miasteczka odkrywają, że jest kilka osi obrotu tych

ich rozmów. Kręcą się wokół emigracji, swojego udziału w kształtowaniu społeczności, wokół rodziny, no i – rzecz jasna – małżeństwa. A każda filtruje swoje spostrzeżenia przez lata niezwykłych doświadczeń.

Bo weźmy ewę Zaczyna się typowo – studia, małżeństwo, dziecko, wykłady na uczelni. Ale rok 1981 postawił wszystko na głowie. Poszukują więc wraz z mężem innych dróg, podejmują następne wyzwania, przychodzą na świat kolejne dzieci i w końcu, po kilku latach zapada decyzja – emigracja. I tam, między prowadzeniem dzieci przez gąszcz obcego języka a walką o codzienne przetrwanie Ewa pisze doktorat po niemiecku. Broni go z wyróżnieniem, choć przyjechała do tego kraju nie znając tego języka w ogóle. Dostaje ciekawą pracę, jedną i drugą, aż wreszcie wraz z całą rodziną lądują w niewielkim westfalskim miesteczku. Tu angażuje sie w życie publiczne i społeczne prowadząc ośrodek, który integruje dzieci i młodzież z wielokulturowych środowisk. Zapuszcza coraz głębiej korzenie.

Zaczęła odwrotnie – od emigracji w 1981 roku. Ale w Stanach odkrywa, że jej żywioł to kultura europejska i bez korzeni nie stworzy nic, co w niej tę Europę przechowa. I wraca do kraju w 82. Szok dla wszystkich, którzy o tym słyszą. Krok po kroku robi to, w co wierzy. Zakłada dużą rodzinę, potem – bo kocha narty – przedszkole narciarskie w Zakopanem dla przybyszów ze stolicy. A gdy jej dzieci dorastają do konstytucyjnych obowiązków – „sąsiedzką” szkołę społeczną na warszawskiej Pradze. Aż wreszcie tak się zdarza, że dostrzega tych, którzy nie mają nic. I ląduje jako nauczycielka w szkole, gdzie połowa rodzin dotknięta jest albo alkoholizmem

&

man

Wszyscy poszaleli na punkcie powrotu do przeszłości. Portal www.nasza klasa, wymiana maili, zdjęcia sprzed lat, wspomnienia… Nie do pomyślenia, jak ludzie odnajdywali się dawniej. Trzeba było mieć nieskończenie wiele szczęścia i z pewnością zdarzało się to nieporównanie rzadziej niż dziś. Bo teraz to naprawdę proste. Ewa odnalazła przyjaciółki ze studiów przez internet, ale nie przez www.nasza klasa. Ich tam nie ma. Raczej przez detektywistyczne śledztwo. Zocha i jej brat od dzieciństwa należeli do zapaleńców desek. Kluby sportowe, obozy, wyjazdy w góry, więc poprzez strony narciarzy dotarła w końcu do brata Zochy, a potem poszło jak z płatka. Teresa była łatwa do wytropienia, bo sporo publikuje. A jak wreszcie się odnalazły, od razu poszły za ciosem – przeczesały strony tanich lotów i umówiły spotkanie w połowie drogi za półtora miesiąca. Wypadło pośrodku. U Ewy w Niemczech.

terAz zochA

A teresA? Zaczyna od szalenie ciekawej pracy w teatrze w Krakowie. Jest w Starym, jest u Kantora. Ale czas nie stoi w miejscu nawet w Krakowie, więc

van

albo przestępczością. I dopiero teraz dostrzega, że nie może zmarnować życia – ich i swojego.

A Życie swoje… Jedziemy autostradą do Kolonii. Ewa prowadzi ze swadą, bo właśnie opowiada o badaniach socjologicznych grupy Sinus. O grupach społecznych, które wyodrębniono i jak to przekłada się na analizę postaw mieszkańców ich miasteczka. Teresa już myśli o gazecie. – Ale napisz coś o tym, proszę – mówi. – Ludzie naprawdę lubią czytać o tym, jak dzieje się innym. Tylko do środy, pamiętaj, bo w czwartek zamykamy numer! Mówi tak, bo wie, jak to jest i nie chce znów zarwać nocy, żeby wyrobić się z materiałami dla drukarni na czas. Zocha też jest myślami już „tam”. Napisze, a jakże. Zmieści to między spotkaniem z dziećmi, pożegnalną kolacją z wolontariuszem ze szkoły, a przygotowaniem noclegów dla Australijczyków, którzy będą pomagać jej uczniom przez najbliższy semestr. Jutro tylko trzy spotkania, więc da się sporo zrobić przed kolacją dla przyjaciół. A na kolację poda kilka rzeczy, które z taką fantazją przygotowywał podczas tego najazdu mąż Ewy. Bo tak naprawdę, faceci mają cudowne pomysły w tradycyjnie damskich dziedzinach. A ich kobiety wiedzą, co w życiu ważne. Sentymentalnie się zrobiło. Ale cóż, pora powiedzieć tym naszym facetom, że bez nich nie byłybyśmy takie, jakie jesteśmy. Pora na deser, kochanie!

£15/godz minimum 2 godziny

0779 158 2949


26

4 kwietnia 2008 | nowy czas

czas na relaks

PRIMA APRILIS » Od dłuższego czasu marzyłem o tym, by ugotować posiłek w redakcji „Nowego Czasu”. Dla redakcji i gości.

mANIA GOTOWANIA Z tygodnia na tydzień zawsze wynikały jakieś przyziemne przeszkody, a największa z nich to brak czasu. Zawsze było coś ważniejszego do załatwienia. Ale to pragnienie pozostało we mnie i czekało na spełnienie. I tak się szczęśliwie złożyło, że po powrocie z Polski, zaraz na drugi dzień mogłem odwiedzić moją redakcję i spokojnie spotkać się ze wszystkimi – przy stole. Może już nie świątecznym, ale wiosennym stole. Mój powrót z Polski zbiegł się ze zmianą czasu z zimowego na letni. Zima ostatecznie odeszła, wiosna oficjalnie zaistniała. I tak jak te wszystkie przebiśniegi i krokusy, tak moje osobiste i zawodowe plany zaczynają nieśmiało, ale sukcesywnie się realizować. A zaczęło się od gotowania w redakcji. I było to 1 kwietnia. Nowy miesiąc, nowy czas. Po zebraniu od członków redakcji propozycji jedzeniowo-smakowych udałem się na zakupy. Bezszelestne drzwi dużego supermarketu otworzyły się przede mną na oścież. W gąszczu alejek, między półkami tropiłem i łowiłem potrzebne wiktuały. Czasami zagubiony lub zdezorientowany szukałem pomocy pracowników. Nie minęło pół godziny, jak byłem już przy kasach. Obładowany zakupami dotarłem spowrotem do redakcji tylko po to, by usłyszeć jak wszyscy są głodni i czekają z utęsknieniem na kubeczek gorącej zupy. Sam dla zabicia głodu w sklepie wciągnąłem dwa batony czekoladowe. Ale głodu nie da się zabić, można go jedynie oszukać i to nie na długo. Zaszyłem się w małej, ale bardzo przytulnej kuchni. Obwarowałem wszystkimi produktami, otoczony garnkami, patelniami i przyborami, które rzadko wyciąga się z kuchennych szuflad. A czas płynął. A po mnie spływały krople potu. Pierwszy raz gotowałem dla redakcyjnych kolegów i koleżanek. Od czasu do czasu ktoś z nich przemykał nieśmiało koło kuchni, by zerknąć przez ramię co się pichci, albo zapytać czy nie potrzebuję pomocy. Kolega Marcin stanowczo towarzyszył mi z poręcznym aparatem fotograficznym, starając się zatrzymać w czasie pojedyncze chwile rzeczywistości. Ponieważ gotowałem jednocześnie cztery dania dla dziewięciu osób, przerwę teraz tą narrację by się nie pogubić i opiszę poszczególne potrawy z podaniem ilości składników na cztery osoby.

SAŁATKA OGÓRKOWA Z KREWETKAMI Na 4 osoby przygotujmy: 1 duży ogórek, 3-5 łyżek białego octu winnego (white wi-

ne vinegar), 15 g cukru, 225 g krewetek koktajlowych, 1 pęczek koperku, 150 ml kwaśnej śmietany (soured cream). Ogórka kroimy cieniutko, jeżeli możemy, łatwiej jest zetrzeć go na tarce lub tzw. mandolinie. Plasterki układamy na durszlaku i posypujemy solą. Odstawiamy na pół godziny. Przepłukujemy zimną wodą. W międzyczasie rozpuszczamy cukier w occie i doprowadzamy do zagotowania. Gotujemy 1 minutę i odstawiamy do schłodzenia. Łączymy ogórka, krewetki, syrop octowy i połowę drobno posiekanego koperku. Mieszamy dokładnie i wkładamy na 30 minut do lodówki. Pozostałą część koperku siekamy i mieszamy z kwaśną śmietaną, możemy odłożyć kilka gałązek koperku do dekoracji. Podajemy na osobnych talerzykach lub miseczkach z koperkowym dipem na boku.

CORNISH CAUDLE CHICKEN PIE Potrawa ta pochodzi z zachodniej części Anglii zwanej Kornwalią, a Cornish znaczy „z Kornwalii”. Natomiast caudle to rodzaj napoju dawniej podawanego chorym i osłabionym dla wzmocnienia i szybszego powrotu do zdrowia. Jego częścią składową była masa jajeczna, wykorzystana w tym przepisie, a dodawana pod koniec pieczenia. Dla 4 osób potrzeba: 1 łyżkę masła, 1 łyżkę oleju, 1 średnią cebulę, 3-4 udka kurczaka, 2 łyżki posiekanej natki pietruszki, 4 pęczki szczypioru (spring onion), sól i pieprz, 150 ml mleka, 220 g mrożonego ciasta francuskiego (frozen puff pastry), 150 ml soured cream, 2 jajka. Na patelni rozgrzewamy masło i olej, podsmażamy cebulę na małym ogniu, aż zmięknie, ale zanim zmieni kolor. Przekładamy do naczynia żaroodpornego (idealne jest podłużne, nieduże naczynie o pojemności 1. litra). Z nóżek kurczaka musimy zdjąć skórę i wyjąć kości i ścięgna. Nie jest to trudne, choć na początek może sprawiać trochę kłopotu i zabierać trochę czasu. Udka możemy zastąpić piersiami, ale pamiętajmy, że piersi są najdelikatniejszą częścią kurczaka i jako takie potrzebują mniej czasu na

ugotowanie niż nóżki. Kroimy mięso na małe kawałeczki i na patelni podsmażamy. Mięso układamy w naczyniu na cebuli. Jednocześnie gotujemy pietruszkę i szczypiorek w mleku, a właściwie podgotowujemy dwie minuty na małym ogniu. Całość wlewamy do naczynia, przykrywamy folią aluminiową i zapiekamy pół godziny w 1800C. Następnie wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy do przestygnięcia. Teraz mamy czas rozwałkować ciasto na lekko oprószonej mąką powierzchni. Zamiast ciasta mrożonego możemy użyć ciasto świeże, które bez problemu powinniśmy dostać w większych supermarketach. W przypadku gdy mamy większe naczynie niż to polecane w przepisie, musimy użyć więcej ciasta. Jeżeli rozwałkujemy je za cienko albo naciągniemy na naczynie do granic możliwości, aby tylko zakryło powierzchnię, może się okazać, że ciasto rozerwie się i opadnie na powierzchnię zapiekanki, a to przekreśli szanse na jego wypieczenie. Mnie się właśnie to przydarzyło. Co więc zrobić w tym przypadku? Proponuję zdjąć ciasto i dokończyć bez ciasta francuskiego, zastępując je folią aluminiową. Zakładamy jednak, że uda nam się manewr z ciastem. Ciasto powinno być rozwałkowane z zapasem około 2 cm więcej niż średnica naczynia. Rozwałkowanemu ciastu pozwólmy odpocząć, gdy nasza zapiekanka jeszcze stygnie. Następnie odcinamy obrzeże ciasta i obklejamy nim brzeg naczynia zwilżając je odrobiną wody. Ze skrawków możemy wymysleć dekorację, którą naklejamy na powierzchnię ciasta. Całość nakładamy na naczynie, zaklejając dokładnie. Na środku przebijamy małą dziurę. Jajka roztrzepujemy i łączymy z kwaśną śmietaną. Odrobinę masy używamy do posmarowania ciasta i wkładamy do piekarnika na 15-20 minut w 220C. Gdy ciasto zaczyna się brązowić, wlewamy przez dziurę jajeczną masę, delikatnie wstrząsamy dla lepszego wymieszania i pieczemy przez następne 15 minut w temp. 1800C. Po wyjęciu z pieca odczekajmy jeszcze 5-10 minut zanim podamy na ciepło. Równie dobrze możemy całkowicie schłodzić i podawać

na zimno. Podajemy z dodatkami. Proponuję pyszne i bardzo proste w przygotowaniu pieczone warzywa jako dodatek do tej zapiekanki, tak jak podałem to w redakcji, ale przepis zamieszczę w natępnym numerze, podobnie jak opcję wegetariańską, jaka znalazła się na redakcyjnym stole, a był to makaron tagliatelle w sosie pomidorowym ze szpinakiem i serem ricotta. Wracając do redakcyjnego gotowania, czas oczekiwania całego zespołu dobiegł końca. Pod gościnnym okiem pani Teresy nakryliśmy do stołu. Na świeżym amarantowym obrusie pojawiła się biała zastawa, całości dopełniły krystalicznie połyskujące kieliszki i kilka drobiazgów, które zawsze powinny być na stole. Późnym popołudniem czysty dźwięk marynarskiego dzwonu oznajmił, że obiad gotowy. Zebraliśmy się przy stole, na którym czekały już talerzyki z krewetkową sałatką. Wszyscy czuliśmy wyjątkowość chwili. To było bardzo ciekawe przeżycie. Przez moment poczuliśmy się bardzo świątecznie. A potem degustacja splotła się z życzliwą rozmową, żartami Marcina, uwagami Eli, komplementami Alicji. Chyba najbardziej milczący był Mateusz

– nasz praktykant. Tak się złożyło, że tego dnia swoją praktykę zaczęła też graficzka Asia i na jej pytanie, co to za okazja do wspólnego biesiadowania, w jednej chwili mieliśmy kilka sprytnych teorii. Nie zabrakło też ciekawych anegdot z życia wziętych w wykonaniu naszego naczelnego. A ile było uciechy, gdy dołączył do nas trochę później Mikołaj [największy redakcyjny łakomczuch –przyp. red.]. Na szczęście jadła nie zabrakło i dla niego. Pierwsze, leniwe oznaki wieczoru przerwały wspólne chwile przy stole. W jednej chwili zastawa zniknęła, a brudne naczynia wylądowały w zmywarce. Każdy wrócił do swoich obowiązków, z pełnym żołądkiem i uśmiechem na twarzy. Będąc posłuszny poprawności politycznej wspomnę też obecnego z nami Macieja Kota, który towarzyszył nam z zainteresowaniem. Tak wyglądało nasze wspólne biesiadowanie w redakcji „Nowego Czasu”, w Prima Aprilis. Ale bynajmniej nie był to primaaprlilisowy żart. Dużo wspólnych spotkań z bliskimi nam osobami, nie tylko przy biesiadnym stole i więcej czasu dla przyjaciół i rodziny życzę sobie i Państwu tej wiosny!!!


|27

nowy czas | 4 kwietnia 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

6 1 4 7

2 9 8 7 5 9 2 4 6 1 3 2 6 8

8 2 5 1 6 2

4 7 2 3

4 9 1 2 3 5

3 4 6

5 6 8 4 3 4 2 5 7 5 9 1 6 8

trudne

8 1 9 7 5

7 9

1

3

6

5 6 9 7 4 3 9

7

9 6 1 4

9 3

2

7 6 2 4

8

5 4 8 5

5

8

6

3

1

8

1 5 8 4

6

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Już na początku tygodnia otrzymasz dobrą wiadomość. Nastroi Cię to optymistycznie. W Twój uporządkowany, stabilny świat, partner wniesie trochę szaleństwa. Wyda Ci się to niecodzienne i sympatyczne. Los podsuwa Ci kogoś wyjątkowego. Temperatura uczuć zacznie zdumiewająco szybko rosnąć. W pracy dojdzie do konfliktu.

BYK

20.04 – 20.05

W pracy nie daj się ponieść emocjom. Swoją energię spożytkuj na wykonanie obowiązków. Jesteś godnym zaufania pracownikiem, toteż zachowanie dystansu zaowocuje awansem. Ten tydzień będzie pełen wrażeń, tych pozytywnych i tych negatywnych. Znajdź sposób na rozładowanie emocji. Wybierz się do siłowni lub do dyskoteki.

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

Już od początku tygodnia z wolna przybywać będzie pilnych do załatwienia spraw. Przygotuj się na to, że nie wszystkie da się załatwić od ręki. Na rozwiązanie niektórych z nich będziecie musieli poczekać do następnego miesiąca. W tym tygodniu dobry nastrój zapewni Wam nowa fryzura i seria masaży rozluźniających.

RAK 22.06 – 22.07

Zapowiada się bardzo udany miesiąc, zwłaszcza w kontaktach z rodziną i znajomymi. Do twoich drzwi pukać będą szczęściarze i bankruci. Nie pozwól, aby przytłoczyły Cię ich problemy. Najpierw zadbaj o swoje potrzeby, a następnie skup się na rozwiązywaniu kłopotów innych. Udzielając pożyczek, nie zapominaj o tym, że w tym miesiącu czekają Cię wydatki.

LEW 23.07 – 22.08

Sprawy zawodowe zaczną układać się w sposób wyjątkowo zadowalający. Otrzymasz ciekawą propozycję, otworzą się przed Tobą nowe horyzonty. Projekt, który jest na ukończeniu, przyniesie Ci pieniądze i satysfakcję. Jeżeli chodzi o zdrowie to dawno nie miałeś tak korzystnego okresu w swoim życiu. Jesteś szczęśliwy, tryskasz energią.

NA PAN 23.08 – 22.09

Zdrowie Ci dopisuje. Niepotrzebnie martwisz się problemami innych. Dbaj o to, aby obecny stan trwał jak najdłużej. Będziesz zakochany, a świat wyda Ci się piękny. Jeżeli jesteś wolny niedługo poznasz swoją drugą połówkę. W stałych związkach nastąpi idylla. Nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma. Sprawy zawodowe zaczną się w końcu układać.

GA WA 23.09 – 22.10

Powinieneś zadbać o dobre kontakty z przełożonymi i przyjaciółmi. W przeciwnym razie czeka Cię sporo niepotrzebnych kłótni. Lepiej zrobisz, jeżeli pozwolisz sobie choćby na krótki urlop. Uważaj na wydatki. Ubieraj się stosowanie do warunków atmosferycznych. Najlepiej na cebulkę. Tym sposobem ani nie przemarzniesz, ani sie nie przegrzejesz.

SKORPION 23.10 – 21.11

Tydzień ten nie należy do najłatwiejszych. Istotne, abyś jak najsumienniej wywiązał się z nałożonych na ciebie obowiązków, zarówno w domu jak i w pracy. Postaraj się sprostać wymaganiom stawianym przez los. Dołóż wszelkich starań, aby ze wszystkimi problemami uporać się jak najszybciej. Nie poddawaj się i nie zniechęcaj, a wszystko sie dobrze ułoży.

STRZELEC 22.11 – 21.12

Wenus nakłaniać Cię będzie do nieodpowiednich zachowań w stosunku do partnera. Zaczniesz prowokować go do kłótni. Nie da się on jednak wciągnąć. Zastanów się, do czego dążysz i wybierz właściwą drogę. W pracy będzie Ci potrzebna wytrwałość i pewność siebie. Nieraz zastanowisz się, co Ci jeszcze zostało do zrobienia.

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Gdyby w pracy ktoś utrudniał Ci czy hamował wykonywanie zadań, nie rezygnuj, tylko spróbuj dojść z nim do porozumienia. Twoje zaangażowanie pomoże pokonać wszelkie trudności. Ze zdrowiem nie najlepiej. Będziesz żyć w stresie. Bardzo często będziesz wykonywać kilka prac naraz i licz się z dużym nawałem obowiązków.

NIK WOD 20.01 – 18.02

Zamiast myśleć o kłopotach, zajmij sie tym, co sprawia Ci przyjemność. Okaż ludziom więcej zrozumienia, a także tolerancji. W przeciwnym razie wywołasz konflikt. Uważasz, że partner zbyt dużo od ciebie wymaga. Porozmawiaj z nim o tym, a na pewno uda mu się skorygować błędy. W pracy będziesz mieć silną konkurencję.

BY

RY 19.02 – 20.03

Jeżeli jesteś osobą pracującą powinieneś się więc zmobilizować, szybko podejmować decyzje, nie pozwolić się wyprzedzić. Bądź czujny i wytrwały w działaniu, a natarczywy kontrpartner nie zajmie twojego miejsca. Nie daj się zwariować. Do wszystkich problemów podchodź z dystansem. Potrzebujesz spokoju, więc oszczędzaj nerwy.


28|

4 kwietnia 2008 | nowy czas

jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? aby zamieścić ogŁoszenie komercyjne skontaktuj się z

ogŁoszenia zWykŁe aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię”, „Szukam pracy”, „Kupię”, „Sprzedam”, „Mieszkania do wynajęcia”, „oddam za darmo”, „Towarzyskie” wyślij SMS: NC + treść ogłoszenia (np. NC oddam kota...) na numer 87070. otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo CoRReCT.

ia Ogłoszen e w o k ram 0. 1 £ d już o O I N A T NIE! I W YGOD rtą! Zapłać ka

działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

w ramce kolorowe

do 15 słów

£10

£15

do 30 słów

£15

£25

koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)

mieszkanie do Wynajęcia

PeRivale. Miejsce w pokoju dla niepalącego mężczyzny w spokojnym domu. Bardzo dobre warunki, blisko stacji Perivale. Tel. 0778 352 8784 Miejsce w pokoju dla niepalącego mężczyzny w spokojnym domu. Bardzo dobre warunki, blisko stacji Perivale. Tel. 0778 352 8784

szukam pracy

Poszukuję dorywczej pracy przy drobnych remontach, wiosennych porządkach w domu i ogrodzie. Mogę malować, sprzątać, wykonywać drobne prace naprawcze. Jestem solidny i odpowiedzialny. Mariusz tel. 0798 526 7329.

kupię

RoweR górski w dobrym stanie, pilnie. Tel. 0750 231 5752, po godz. 19.00.

usŁugi

paznokcie akryl, żel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia. monika 07835412859,

FizjoTerapia, masaż leczniczy, bóle kręgosłupa, nerwobóle, aromaterapia; małgorzata mobile: 0793 338 8935

korepeTycje GCSE, A lEvEl – EnGliSh, GCSE, A lEvEl – PoliSh

ToWarzyskie

Jeśli czujesz się samotna, masz kompleksy z powodu nadwagi, nie masz z kim wypić lampki wina i chciałabyś poflirtowac z panem po 50-tce, wyślij smsa na numer: 0751 4977 801, Grzegorz.

ogŁoszenia 0207 358 8406

Tel 0-7881552350

maluję porTreTy z natury lub ze zdjęć – akwarelą £70,00, olejną £200,00. Tel. 0-7884155281; www.zojka.com

ipsWich – business opporTuniTy! Full size shop with storage area and w.c., 60m2 with studio flat above (separate entrance), situated next door to ipswich Polish Club. ideal as Polish craft shop. £10k p.a. plus bills. Must be seen. contact andrew soltysik on 0797 389 9686

konTakT: 07719111043 Wróżka sebila, przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. Tel. 07988553378

anTeny saTeliTarne Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny. Tel. 0751 526 8302

zaTrzymaj najpiękniejsze chWile życia W kadrze fotografia ślubna, portretowa, dziecięca, okolicznosciowa, sesje do portfolio. eWa 0-7946850788; www.myspace.com/fotoewa

kręgarsTWo, rehabiliTacja, Manualna terapia, diagnoza, bioenergoterapia, Porady. Skutecznie i szybko. Tel. 0795 867 7615

sprzedam

Pas i preparaty odchudzajace, na potencję dla sportowców. Promocja – wyjazd do Chin za darmo. Tel. 0798 528 4791 po godz. 15.00 email: lurum@poczta.fm

mechanika, elektryka samochodowa oraz diagnostyka komputerowa.

Wróżka milena wróży z kart Tarota, zdejmuje złe fatum, wyprowadzi Cię na szczęśliwą gwiazdę. Tel. 0-7961816736

laboraTorium medyczne: The paTh lab Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. EKG, USG. Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616

WyWóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free Transpol 0786 822 78730 lub 29 andrzej

dean manson soliciTors kancelaria praWna Tel: 020 8767 5000 mon-Fri 09:30-17:30, sat 12:00-17:00 Kontakt: Katarzyna Bogucka (Trainee Solicitor) Solicitors: M. Mansoor, E. Baig, S. Bhatti Sprzedaż, kupno domów i mieszkań wynajem sklepów, biur etc Prawo pracy Prawo rodzinne odzyskiwanie długów Prawo imigracyjne (pobyt stały, obywatelstwo) Prawo handlowe (kontrakty, biznes, spółki) landlord and Tenant (spory, konrtakty) odszkodowania powypadkowe (no win no fee) odwołania od decyzji urzędowych Prawa człowieka i obywatela Testamenty, prawo spadkowe Spory/sprawy sądowe Prawo karne 243-245 miTcham road, london sW17 9jQ www.dmansonsolicitors.com Regulated by the Solicitors Regulation Authority


|29

nowy czas | 4 kwietnia 2008

ogłoszenia

job vacancies WORKSHOP PERSON Location: MALTON, North Yorkshire Hours: 8am to 4.30pm Wage: To be agreed - dependent on experience Work Pattern: Days Employer: CAB Animal transit boxes

Description: We require a self motivated, practical person to carry out various supportive duties in a small but busy manufacturing workshop. Full training will be given where neccessary. Already employ one Polish worker so would consider another with current work permit. We manufacture vehicle transport boxes for dogs - full details of our product can be viewed on www.cabtransitboxes.co.uk. Remuneration would be dependent on experience. Applications are welcome in writing or by telephone. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01653 697096 and asking for Denise Burr. PURCHASING ASSISTANT Location: KINGSWINFORD, WEST MIDLANDS Hours: 40 HOURS PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, BETWEEN 8AM-5PM. Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Work Pattern: Days EmployerPhoenix Seating Ltd

Description: Previous purchasing experience, excellent telephone manner and

knowledge of Microsoft Office is essential. Foreign language skills like German and Polish an advantage. Duties will include scheduling of raw materials, supplier liaison and ensuring materials are received in time for production requirements. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to James Hewitt at Phoenix Seating Ltd, Unit 47, Bay 3, Second Avenue, Pensnett Tradin, KINGSWINFORD, West Midlands, DY6 7UZ. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. DEVELOPMENT & OUTREACH PROJECT WORKER Location: NOTTINGHAM, NOTTINGHAMSHIRE Hours: 37 PER WEEK OVER 7 DAYS, DAYS, EVENINGS & WEEKENDS Wage: £21,365 PER ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Signpost to Polish Succes Closing date is 28th March 08.

Description: Applicant will co-ordinate volunteers in producing our newsletter; will recruit and co-ordinate volunteers, contribute articles and assist in the design and publication. You will be fluent in English and Polish and another Eastern European language would be an advantage. You will have relevant computer skills. Own transport an advantage. This position is funded by the NATIONAL LOTTERY through the Big Lottery Fund. To apply for this position you need to send CV and covering letter in both English and Polish, stating the post relevant experience, education and reasons for applying. How to apply: Email CV to eastmidland-

spopolsku@yahoo.co.uk or post to employers address. You can also apply for this job by sending a CV/written application to Recruitment Line at Signpost to Polish Succes, 473 B Alfreton Road,, Radford, Nottingham, Nottinghamshire, NG7 5NH, or to eastmidlandspopolsku@yahoo.co.uk. TRANSPORT PLANNER Location: PORTSMOUTH Hours: 37.5 5 DAYS Wage: NEGOTIABLE Work Pattern: Days Employer: Key Personnel Management Ltd. Closing Date30/05/2008

Description: Our client is seeking a Transport Planner Ideally with bi lingual experience. Polish and another European language would be a distinct advantage. The successful candidate will have had previous experience of managing drivers in the road haulage industry. they will have good keyboard skills and computer literacy. Excellent opportunity.Free parking. Competitive salary which is negotiable CV's to:- sue@kpmltd.co.uk How to apply: You can apply for this job by telephoning 01489 557256 and asking for Sue Page. PROMOTIONAL STAFF Location: LONDON W7 Hours: 10+ HOURS PER WEEK DAYS AND TIMES TO BE ARRANGED Wage: £10.00 - £12.50 PER HOUR Work Pattern: Days , Weekends Employer: PR UK

Description: Candidates must be able to speak at least one of the following languages in addition to English, Bengali, Urdu, Polish, Chinese- Mandarin,

Chinese-Cantonese, Nigerian, Ghanaian and Polish. A drivers licence is desirable. We are looking for self motivated individuals who demonstrate good customer service skills and willing to be part of a team. You will be placed in a community to discuss issues such as child welfare and customs and excise in the required language. Required to work in various London locations. You will be required to work on high profile awareness and outreach programs with a variety of Ethnic backgrounds, translating campaign information in your proficient languages. Hours are flexible and to be arranged. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0208 5673691 ext 0 and asking for Sian Madlani. CUSTOMER SERVICE OFFICER Location: Southampton Hours: 5/6 days Wage: £10,600-18,000 Work Pattern: Days , Weekends Employer: FDG Resourcing Ltd.

Description: For this position you will need to be BILINGUAL in English and POLISH. Our client a major high street bank requires enthusiastic candidates with commercial or sales experience to be trained to deliver a high quality, driven customer service. This is achieved through effective leadership, coaching and activity management enabling you to actively identify and address customer needs to assist the organisation to achieve growth. You will have either customer service or sales experience in another field. You must have 4 GCSEs including Maths and English at Grade C or above. You will enjoy working on your

own initiative. The organisation offers, good earnings potential with a wonderful career opportunity and comprehensive training. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01565 652131 and asking for David Gresty or email davidgresty@fdg.co.uk RECEPTIONIST/VIEWER Location: EAST HAM, LONDON Hours: 40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7, DAYS Wage: COMPETITIVE RATE OF PAY Work Pattern: Days , Weekends Employer: Swayam Property Service Pension: No details held

Duration: PERMANENT ONLY Description: Applicants must have administration or customer service experience. A full driving licence is essential. The ability to speak Polish or another Eastern European language would be an advantage. Duties include dealing with tenant/landlord requests and booking viewings. Other duties are dealing with telephone enquiries and general administration. The wage is negotiable and will be discussed at interview. The role may involve working evenings on occasion. Possible work trial for suitable clients How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Swayam Property Service, 473 Barking Road, East Ham, London, E6 2LN. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

WIĘCEJ

www.nowyczas.co.uk


30|

nowy czas | 4 kwietnia 2008

port JAn TOMASZeWSKI

Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl

AfeRA KORuPCyJnA SIęgA CORAZ WyżeJ

To jeszcze nie koniec aresztowań Afera korupcyjna nadal się rozwija i wciąż nie widać jej końca...

– Jeśli chodzi o Darka Wdowczyka, to jest mi niezmiernie przykro, ponieważ jesteśmy kolegami i w życiu bym się nie spodziewał, że taki trener, przecież nowej generacji, brał udział w „takich sprawach”. Uważam, że Darek jest wspaniałym trenerem i niepotrzebne mu było żadne wspomaganie. Jeśli okaże się, że popełnił błąd, to musi ponieść tego konsekwencje. Mam nadzieję, że wróci do środowiska, bo szkoda byłoby stracić takiego fachowca. Odnieść można wrażenie, jakby wszystkie drużyny, które w ostatnich latach awansowały z II do I ligi, załatwiały to w „taki sposób”.

– Zgadzam się z Panem i dlatego jeszcze raz podkreślam, że jeśli prokuratura coś ma, to do 1 czerwca powinno się ukarać degradacją te kluby, na które będą kwity, dlatego żebyśmy już na ME byli postrzegani jako ci, którzy zrobili porządek z tą sprawą i wreszcie zakończyli wszystkie afery. A od 1 czerwca osoby kupujące mecze eliminować ze środowiska, a kluby obciążać ogromnymi karami finansowymi dwieście czy trzysta tysięcy złotych za punkt - unikając przy tym degradacji. Wygląda na to, że korupcja była tylko w II lidze, ponieważ wszystkie kluby były karane za awans do I ligi. Można by pomyśleć, że I liga gra zupełnie czysto.

– Trzeba wziąć jedną rzecz pod uwagę. Korupcja jest ścigana karnie od 30 lip-

ORAnge eKSTRAKLASA

ca 2003 roku, to, co się działo przed 2003 rokiem, było, jak to się mówi, „przewinieniem sportowym” i tamte sprawy nie były rozpatrywane przez prokuraturę. Wtedy mówiło się, że wejście do pierwszej ligi jest bardzo trudne i te mecze w drugiej lidze były bardzo śmieszne. Jeśli chodzi o I ligę, to wydaje się, że już wtedy był blady strach, kiedy aresztowano Jerzego F. i zrobiło się głośno. Uważam, że prokuratorzy jeszcze nie doszli do I ligi albo rozpracowywali tylko i wyłącznie II ligę. Mamy już zdegradowane: Zagłębie Sosnowiec, Widzew, Zagłębie Lubin, mówi się o Cracovii i Jagiellonii, teraz pojawił się aspekt Korony. Co w związku z tym zrobić z I ligą, nagrodzić II ligę sześcioma awansami?

– W tym roku prawdopodobnie Zagłębie Sosnowiec spadnie do III ligi, spadną te kluby, które zajmą przedostatnie miejsca i będzie baraż. Natomiast Widzew i Zagłębie Lubin muszą zostać zdegradowane, a w przypadku gdyby „wyszły” następne kluby, to ukarać degradacją za rok. Dlatego że nie można zmieniać dziesięciu drużyn w lidze.

degradacje kolejnych drużyn, jeśli będzie to do 1 czerwca, to one będą zdegradowane, podobnie jak Zagłębie Sosnowiec. Pojawił się również pomysł, żeby przez jeden sezon zagrać w 14 zespołów.

– Można to zrobić, byle tylko nie podarować kary innym zespołom. Jak się ukarało Łeczną, Zagłębie Sosnowiec i Arkę, to nie wolno powiedzieć, że Widzew i Lubin są bez winy. Jeśli już się powiedziało „a”, trzeba też powiedzieć „b”. Podobało mi się, jak załatwiono sprawę Arki, gdzie nie odpowiadał jeden człowiek, tylko wielu ludzi. Tak samo powinno się postąpić z Koroną. Jak Pan sądzi, czy to już koniec naszej afery korupcyjnej?

– Finał, jeśli chodzi o czas, jest bliski, ale skala jeszcze znacznie się powiększy. W najbliższym czasie można się spodziewać jeszcze wielu spektakularnych zatrzymań. Wiem coś na ten temat, ale nie chciałbym wyprzedzać działań prokuratury, powiem tylko, że będą to znane nazwiska.

Tym bardziej w tym momencie wszystko się sprowadza do tego, jakby głównym źródłem korupcji była II liga. I nagle my tę ligę mamy nagrodzić wielością awansów?

Jak powinno się podchodzić do eliminowania, karania czy weryfikacji takich sędziów? W końcu ostatecznie rozwiązać tę sprawę, żeby kibice wiedzieli, że oglądają mecze, a nie wyreżyserowane widowiska.

– W tej chwili Arka Gdynia odcierpiała swoje, jeśli powróciła na dobrą drogę, to brawo jej za to. Jeśli chodzi o

– „Zakup kontrolowany” w stosunku do sędziów. Pojawia się pytanie, czy to jest zgodne z prawem? Trzeba rozróż-

nić jurysdykcję sportową i jurysdykcję karną. I tutaj PZPN może zrobić zakup kontrolowany wobec sędziów, ponieważ u nas nie ma zawodowych sędziów, bodajże tylko jeden. Moim zdaniem należy wymienić wszystkich sędziów I ligi, niech sędziują arbitrzy z trzeciej ligi, a nawet z zagranicy. Kolejny raz pojawia się pomysł monitoringu, który pomógłby w rzetelnym sędziowaniu spotkań.

– Prawdopodobnie nie dojdzie do tego, gdyż FIFA jest bardzo konserwa-

CBA W AKCJI

Afery korupcyjnej ciąg dalszy Daniel Kowalski

Centralne Biuro Antykorupcyjne ma ostatnio bardzo dużo pracy. Lista oskarżonych o piłkarską korupcję osób powiększa się w zatrważającym tempie. Bohaterem ostatnich zatrzymań jest Dariusz W. W środowisku piłkarskim Dariusz W. był niezwykle poważany. Na swoim koncie ma wiele sukcesów, ale wszystko wskazuje na to, że więcej może ich już nie osiągnąć. Niektórzy sugerują

bowiem, aby w razie udowodnienia winy, dożywotnio zakazać mu prawa wykonywania zawodu. Nie wszyscy jednak się z tą propozycją zgadzają. Bo jeśli przyjąć taki system karania dla każdego, za niedługo w lidze nie będzie komu grać, trenować i sędziować. Tak czy owak PZPN tymczasowo anulowało jego licencję. Zdaniem prokuratury Dariusz W. kupował mecze w czasach kiedy wprowadzał Kolportera najpierw z trzeciej ligi do drugiej, a później do ekstraklasy. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, iż oskarżony wielokrotnie na łamach prasy piętnował przekupników i zaprzeczał jakoby ten temat dotyczył w jakimkolwiek stopniu jego samego. Nowa fala zatrzymań po raz kolejny wywołała medialną debatę o przyszłości Orange Ekstraklasy. Telewizja Canal+, która ma prawa do transmisji spotkań naszej ligi proponuje drastyczne zmniejszenie ilości zespołów. Kilku

dziennikarzy zaproponowało nawet aby na rok zawiesić rozgrywki, przeczekać aż prokuratura wszystko wyjaśni i wtedy zdecydować co dalej. Pomysł drastyczny, ale być może najbardziej skuteczny. Odmienne zdanie mają same kluby. Niektóre z nich domagają się abolicji, ale szanse na przyjęcie takiego projektu są raczej nikłe. Tymczasem Polski Związek Piłki Nożnej szykuje specjalny zjazd, który ma być poświęcony tylko korupcji. Ma się on odbyć już 13 kwietnia i właśnie wtedy najprawdopodobniej otrzymamy odpowiedź na niektóre z pytań na temat przyszłości polskiej piłki. Miejmy nadzieję, iż w końcu doczekamy się ostatecznych rozwiązań, a nie półśrodków, jak dotychczas. Wszyscy są już zmęczeni tym maratonem zatrzymań. Pamiętajmy, iż na ligowe stadiony w końcu przychodzą dziesiątki tysięcy widzów. Jest też postęp w kwestii bezpieczeństwa. Kilka klubów już teraz

pozyskało zamożnych sponsorów. Dlatego też w interesie wszystkich powinno być ostateczne rozwiązanie problemu korupcji w naszym kraju. Każdy kto popełnił przestępstwo, powinien oczywiście ponieść jego konsekwencje, ale ciągłe degradacje i dyskwalifikacje tylko dezorganizują nasze rozgrywki. Czekamy więc na ostateczne rozwiązania ze strony futbolowej centrali w Warszawie. WIDZEW ZDEGRADOWANY Wczoraj ukarano kolejny klub. Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował o degradacji Widzewa Łódź. Na razie nie ma jeszcze decyzji odnośnie aktualnego mistrza Polski, Zagłębia Lubin. Sprawa „miedzianych” odesłana została przez Trybunał Piłkarski do Wydziału Dyscypliny PZPN. To na razie jedyny klub zamieszany w korupcje, który uniknął degradacji.

tywna pod tym względem. Ja nie mam nic przeciwko, żeby takie kuriozalne bramki padały, tylko żebyśmy mieli pewność, że sędzia tego nie zauważył, gdyż jest tylko człowiekiem i może popełnić błąd. Do tej pory każda „dziwna” bramka jest postrzegana jako ustawiona. Proponowałem, żeby powołać komisję, która byłaby odpowiedzialna za weryfikację sędziów. Ja na jej czele mógłbym stanąć, co już wielokrotnie deklarowałem. Rozmawiał Ryszard Drewniak

Korona Kielce bez sponsora! Mamy już pierwsze efekty ostatnich zatrzymań działaczy i trenerów z Kielc. Ze sponsorowania kieleckiego klubu wycofuje się jego główny sponsor – firma Kolporter. W minioną środę na specjalnej konferencji prasowej poinformował o tym Krzysztof Klicki. Aktualny sponsor zadeklarował, iż ureguluje wszystkie zobowiązania do końca czerwca, a od tego momentu wycofuje się z dalszego finansowania. Dla kielczan może to oznaczać koniec marzeń o europejskich pucharach., które jak nigdy wcześniej były w zasięgu ręki. Co gorsza Korona być może powróci do trzeciej ligi, czyli tam gdzie zaczęła się jej korupcyjna przygoda, a stąd jest już bardzo blisko do bankructwa. Jeśli śladem kieleckiego Kolportera pójdą inne firmy sponsorujące kluby uwikłane w korupcję możemy się spodziewać wielkich zmian na futbolowej mapie Polski.


|31

nowy czas | 4 kwietnia 2008

sport

Crewcard 5-A-Side Polish Football League poszukuje sędziów piłkarskich. Wszyscy chętni proszeni są o kontakt pod numerem telefonu: 0791 538 4203.

LIGA MISTRZÓW

1/4 FINAŁU

Liverpool bliżej awansu

34-letni bramkarz Arkadiusz Onyszko przedłużył kontrakt z duńskim Odense. Polak będzie grał w tym klubie do połowy 2010 roku.

SCHALKE – FC BARCELONA 0:1

W ciągu tygodnia Arsenal zmierzy się z Liverpoolem aż trzy razy. Pierwsza batalia zakończyła się remisem. Choć przedmeczowym faworytem był Arsenal to Liverpool jest teraz w lepszej sytuacji przed rewanżem. „The Reds” do awansu wystarczy bowiem nawet bezbramkowy remis. Kolejne starcie już w sobotę, tym razem w lidze. Rewanż w ramach Ligi Mistrzów już w najbliższy wtorek. W drugim środowym meczu Fenerbahce Stambuł nieoczekiwanie pokonało londyńską Chelsea 2:1. To już piąte zwycięstwo tureckiego klubu na własnym stadionie. Dla Chelsea była to z kolei pierwsza porażka w tej edycji Ligi Mistrzów. Rewanż zapowiada się równie emocjonująco jak mecz Liverpool – Arsenal. Największe spośród ćwierć finalistów szanse na awans ma Manchester United. W wyjazdowym meczu z AS Roma podopieczni Fergusona strzelili dwie bramki, nie tracąc żadnej. W ostatnim ćwierćfinale Schalke 04 Gelsenkirchen uległo na własnym stadionie z Barceloną 0:1. Jedyną bramkę zdobył 17-letni Kirkić.

bieg na przełaj

0:1

12 min. Kirkić

Schalke: Neuer, Rafinha, Bordon, Kristajić, Westermann, Asamoah (od 73 min. Larsen), Ernst, Kobiaszwili, Pander, Kuranyi (od 60 min. Sanchez), Halil Altintop (od 89 min. Lovenkrands). Trener: Mirko Słomka. Barcelona: Victor Valdes, Zambrotta, Puyol, G.Milito, Abidal, Xavi, Toure (od 74 min. Marquez), Inesta, Kirkć (od 86 min. Sylvinho), Eto (od 82 min. Giovani), Henry. Trener: Frank Rijkard. AS ROMA – MAN UTD 0:2 ARSENAL – LIVERPOOL 1:1

FENERBAHCE – CHELSEA 2:1

1:0 1:1

0:1 1:1 2:1

23 min. Adebayor 26 min. Kuyt

Arsenal: Almunia, Gallas, Senderos, Toure, Clichy, Hleb, Ebuoue (od 67 min. Bendtner), Fabregas, Flamini, Adebayor, Van Persie (od 46 min. Walcott). Trener: Arsene Wenger. Liverpool: Reina, Carragher, Hyypia, Aurelio, Skrtel, Gerrard, Alonso (od 77 min. Leiva), Babel (od 58 min. Benayoun), Mascherano, Torres (od 86 min. Woronin), Kuyt. Trener: Rafael Benitez.

13 min. Deivid (samob.) 64 min. Kazim-Richards 81 min. Deivid

Fenerbahce: Demirel, Onder, Lugano, Edu Dracena, Vederson, Maldonado, Aurelio, Ugur Boral (od 54 min. Kazim-Richards, Deivid, Keźman (od 72 min. Senturk), Alex. Trener: Zico. Chelsea: Cudicini, Essien, Terry, Carvahlo, A.Cole, Ballack, Makelele, Lampard (od 76 min. Mikel), Malouda, Drogba, J.Cole (od 86 min. Anelka). Trener: Avram Grant.

0:1 0:2

39 min. Ronaldo 66 min. Rooney

AS Roma: Doni, Casseti, Mexes, Panucci, Tonetto (od 69 min. Cininho), Taddei (od 59. min. Giuly), De Rossi, Pizzaro, Aquanii (od 76 min. Esposito), Mancini, Vuczinić. Trener: Luciano Spaletti. Manchester: Van Der Sar, Brown, Vidić (od 34 min. O’Shea), Ferdinand, Evra, Carrick, Scholes, Anderson (od 56 min. Hargreaves), Ronaldo, Park, Rooney, (od 84 min. Tevez). Trener: Alex Ferguson. Daniel Kowalski

Chelsea liderem Międzynarodowe Stowarzyszenie Historyków i Statystyków Futbolu (IFFHS) opublikowało najnowszy ranking klubowy. Pozycję lidera w dalszym ciągu zajmuje Chelsea Londyn, natomiast na drugie miejsce awansował Manchester United, który zepchnął AC Milan na pozycję trzecią. Jedyny Polski klub w rankingu Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski awansował o siedem pozycji, na 102. miejsce. Lista rankingowa IFFHS (w nawiasie miejsce na poprzedniej liście): 1. (1)Chelsea Londyn (Anglia) - 277 pkt., 2. (4) Manchester United (Anglia) - 274 , 3. (2) AC Milan (Włochy) - 266, 4. (3) Sevilla FC (Hiszpania) - 260, 5. (9) Liverpool FC (Anglia) - 257, 6. (5) Boca Juniors Buenos Aires (Argentyna) - 254, 7. (6) AS Roma (Włochy) - 250, 8. (12) Hamburger SV (Niemcy) - 236, 9. (7) FC Barcelona (Hiszpania) - 234, 10. (10) Arsenal Londyn (Anglia) - 232, 102. (109) Dyskobolia Groclin Grodzisk Wielkopolski (Polska) - 112 pkt.

GKS BOT Bełchatów ma no-

wego trenera. Oresta Leńczyka zastąpił Jan Złomańczuk. Zmiana na trenerskim stołku nastąpiła również w Zagłębiu Sosnowiec. Tam Andrzeja Orzeszka zastąpił Piotr Pierścionek. W ćwierćfinałowych meczach

Pucharu Ekstraklasy Arka Gdynia zremisowała bezbramkowo z Wisłą Kraków, a Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski wygrał 1:0 z Ruchem Chorzów.

Łukasz Kruczek został nowym trenerem polskich skoczków. Po otrzymaniu nominacji będzie dobierał sobie współpracowników. Na razie wiadomo, że pierwszym asystentem będzie Zbigniew Klimowski. Dariusz Dudek, brat słynnego

brata Jurka z Realu Madryt przedłużył umowę z Odrą Wodzisław. Nowa umowa ważna będzie 12 miesięcy. Prezes Ferrari Sport zdementował informacje jakoby Brazylijczyk Felipe Massa planował odejście z zespołu. Koszykarze Boston Celtics,

najlepsza ekipa sezonu zasadniczego ligi NBA, odnieśli 60. zwycięstwo w rozgrywkach, co zdarzyło im się po raz pierwszy od 22 lat. W środę Celtics wygrali przed własną publicznością z Indiana Pacers 92:77. Żużlowcy Unii Leszno poko-

nali na własnym stadionie ZKŻ Kronopol Zielona Góra 46:44 w meczu sparingowym.Punkty dla Unii zdobyli: Damian Baliński 14, Krzysztof Kasprzak 12, Jarosław Hampel 12, Adam Kajoch 4, Robert Kasprzak 3, Sławomir Musielak 1, Paweł Ratajszczak 0. Punkty dla ZKŻ: Grzegorz Walasek 11, Piotr Protasiewicz 9, Grzegorz Zengota 8, Charlie Gjedde 6, Rafał Dobrucki 6, Ricky Kling 3, Przemysław Zarzycki 1, Artiom Wodjakow 0. Martin Kunzle zastąpił Wer-

nera Szustera na stanowisku trenera szwajcarskich skoczków narciarskich. Schuster objął natomiast reprezentację Niemiec. Jak poinformowało Radio Zet Emanuel Olisadebe zadebiutował w lidze chińskiej.


DZWOŃ W DO D DOMU OM MU z kkażdej ażdej d komórki kom mórki w T-Mobile T-Mob -Mobile bile WYBIERZ W WY BIERZ NUMER R DOSTĘPU

WYBIERZ WY B BIERZ T TWÓJ WÓJ POLS POLSKI SKI NUMER

'zadzwoń') zadzwoń')) z ttelefonu e fonu T-Mobile elef T-M Mobile e (i naciśnij 'zadz

naa który który chc chcesz esz zadzwonić zaadzwonić

3p 07755 0 22 4 48 03 10p 10 p 07755 48 03 0 20 4

P POLSKIE TELEFONY TELEFONY STACJONARNE S ST TACJONARNE

Wybierz mię Wybierz międzynarodowy ędzynarodowy numer nume er na który który chc esz zadz wonić o w Polsce Polsce rrozpoczynając ozpo oczynając od chcesz zadzwonić krzyżykiem m (#) 0048 i kończąc krzyżykiem

P POLSKIE KOMÓRKI K OMÓRKI

SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK K PORÓWNUJEMY PORÓWNUJJEMY STACJONARNE ST TACJONARNE K KOMÓRKI OM OMÓRKI MÓRKI

Vodafone V odaf d fone

5p

15p 15 5p

O2

7p

30 30p 0p

12p

20 0p 20p

3p

10 0p 10p

O range a Orange

Wszystkie W szzystkie cceny eny podane są za minut minutęę połaczenia połaczenia

Polskatel tto Polskatel o zupełnie z no nowa wa usługa, u dzięki dzięki kt której tórej mo możesz żesz dzwonić dzwonić do P Polski olski z własnego ttelefonu elefonu kom mórkowego za jedyne je edyne 3p/min. Działa Działa z kkażdego ażdego ttelefonu eleffonu w siec -mobile, w komórkowego siecii TT-mobile, abonamencie b ie lub l b na kkartę. artę. N i ma opła ie łaty operatora operatora za połącz ł enie i z numer em Nie opłaty połączenie numerem wym m i żadn ych inn ych ukrytych ukrytych c opła t, ttylko ylkko jedna ogó lna sta wka! dostępowym żadnych innych opłat, ogólna stawka!

Działa z każdego telefonu T-Mobile

“Teraz Terraz dzięk dziękii Polskatel Polsk katel połączenia połąc o czenia ttelefoniczne ele elefonic efonicczne z P Polską kosztują olsk ką k osztu ują mniej mn nie ej niż rozmowy rozmo z wy ze zznajomymi znajom ymi na a tterenie erenie UK!” !”

WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e p Wszystkie podane o d a n e cceny e ny są s ą aktualne ak tualne p przy r z y rrozmowach oz m o w a c h wychodzących w ych o d z ąc ych z U UK K z ssieci i e c i T-Mobile, T- M o b i l e , d dostępne o s tę p n e również r ó w n i e ż w innych i n ny c h w y b r a nyc h sieciach. s i e c i a c h . Warunki Wa r u n k i dostępne d o s tę p n e w iinternecie. n t e r n e c i e . © Core Co r e Communications. Co m m u n i c a t i o n s . Polskatel, Po l s k a t e l , agent a g e n t Yourcall Yo u r c a l l wybranych


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.