W MŁOdOŚci SiŁA
nASZA POLSKA
Satyrą można rozbić beton – przekonuje Andrzej Lichota, znany czytelnikom „Nowego Czasu” autor rysunków, artysta malarz i grafik, z którym rozmawia Maciej Steppa
Pytanie, jaka ta Polska, zadali sobie nasi reporteży Elżbieta Sobolewska i Marcin Piniak odwiedzając dwa miejsca: mazowiecką wieś i przemysłową Łódź. Jak zmienia się oblicze naszego kraju?
lonDon 11 aPril 2008 14 (79) nowyczas.co.uk free
neW tiMe
the PoliSh WeeKly
Zostaną rozliczeni
felietony
Na czasie Posypały się na nas gromy, ale też i pochwały, jednocześnie. Okazją był kontrowersyjny pogląd naszego felietonisty oraz sprawy, o których wszyscy mówią, ale nikt nie pisze.
Mikołaj Skrzypiec
W środę, 9. kwietnia, w Methodist Hall, w samym sercu Londynu odbyło się walne zgromadzenie organizacji London Citizens, w związku z nadchodzącymi wyborami na burmistrza Londynu.
W wypełnionej bo brzegi auli czterej kandydaci na urząd burmistrza, odpowiadali na postulaty tej największej z organizacji zrzeszającej londyńczyków. Do udziału w trzecim już walnym zgromadzeniu zaproszono czterech najpopularniejszych w sondażach kandydatów na urząd burmistrza Londynu. Są to Ken Livingstone, urzędujący burmistrz i labourzysta, konserwatysta Boris Johnson, Brian Paddick, kandydat liberalnych demokratów oraz Siam Berry z Partii Zielonych. Według organizatorów, spotkanie zorganizowane przez London Citizens to największe z wydarzeń w toku obecnej kampanii wyborczej – uczestniczyło w nim ponad 2,5 tys. osób. Obliczone na rezultaty – tak w skrócie opisują zgromadzenie aktywiści z London Citizens. Podczas całego kilkugodzinnego forum poruszone były wątki, które uzgodniono w toku wcześniejszych konsultacji – w ramach najmniejszych komórek organizacji, a więc w szkołach, parafiach, związkach zawodowych itd. Postulaty, jakie przedstawiono kandydatom na urząd burmistrza są według organizatorów, głosem 50 tys. rodzin mieszkających w stolicy, które reprezentuje London Citizens. Najważniejsze z nich to bezpieczeństwo, sprawiedliwość społeczna, kwestie mieszkaniowe oraz otwartość miasta na migrację z całego świata. Każdy z tych punktów zawiera szczegółowe postanowienia, które ubiegający się o urząd burmistrza, według
Kultura
Waglewscy trzej Przyjechali do Londynu, spotkali się z nami w Jazz Cafe, by porozmawiać o domu, dzieciach i rodzicach, o buncie młodych i terrorze dorosłych. A potem Fisz i Emade zagrali w Cargo.
Brian Paddick, Siam Berry, Ken Livingstone i Boris Johnson w Methodist Hall
przyjętej formuły spotkania, mogli na forum zgromadzenia zaakceptować bądź odrzucić. Po wyborach London Citizens będzie rozliczać następnego burmistrza z jego obietnic. Ken Livingstone, jako urzędujący burmistrz, miał okazję przekonać się, jak silną organizacją jest London Citizens. Wypełnił wszystkie udzielone w toku wcześniejszych kampanii wyborczych obietnice, za wyjątkiem jednej, co zresztą na zgromadzeniu mu przypomniano. Niezastosowanie się do wcześniej złożonych obietnic mogłoby zaowocować porażką wyborczą, dlatego też należy poważnie
traktować rolę takich zgromadzeń. Kandydaci zaaprobowali wszystkie z postulatów, które przedstawiono im na forum, co spotkało się z aplauzem zgromadzonych. W dwuminutowych wystąpieniach politycy mieli również okazję do bliższego ustosunkowania się do poszczególnych punktów, co wykorzystali do swoich oratorskich popisów, szczególnie znany z tego Boris Johnson. Chociaż każdy z postulatów powinien nam być bliski, najważniejsze z naszego punktu widzenia są kwestie tzw. London Living Wage oraz sprawy mieszkaniowe. Minimalna płaca dla
zatrudnionych w stolicy ma wynosić 7,20 na godzinę. Działania w tym celu zobowiązali się podjąć wszyscy z kandydatów na burmistrza, chociaż trudno powiedzieć, jakie będą tego rezultaty. Wszyscy zobowiązali się też do działań w kwestiach mieszkalnictwa, czyli budowy nowych, tanich mieszkań w Londynie. Ken Livingstone i Boris Johnson obiecali wybudowanie nawet do 50 tys. nowych mieszkań w Londynie do roku 2012. Te obietnice będą najtrudniejsze do zrealizowania, a London Citizens z pewnością przypomni o nich nowo wybranemu burmistrzowi.
all night JaMMin’ izrael DarMoWe Bilety! Str. 24
2|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
” Piątek, 11 kwietnia, Leona, FiLiPa 1755
1970
Urodził się James Parkinson, angielski neurolog; pierwszy zdiagnozował chorobę ośrodkowego układu nerwowego, nazwaną później chorobą Parkinsona. Start amerykańskiej rakiety Apollo 13, która miała lądować na Księżycu. Historia lotu stała się kanwą filmu Rona Howarda „Apollo 13”.
Sobota, 12 kwietnia, JuLiuSza, wiktora 1945 1961
Zmarł Franklin Delano Roosevelt, pełniący funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych aż czterokrotnie, w latach 1933-1945. Pierwszym człowiekiem, któremu udało się okrążyć Ziemię w pojeździe kosmicznym został Rosjanin – Jurij Gagarin.
niedzieLa, 13 kwietnia, idy, PrzemySława 1906
1967
Urodził się Samuel Beckett, irlandzki dramaturg; autor sztuk: „Czekając na Godota”, „Krzesła”; laureat literackiej Nagrody Nobla w 1969 roku. W warszawskiej Sali Kongresowej odbył się legendarny koncert brytyjskiego zespołu The Rolling Stones.
Poniedziałek, 14 kwietnia, JuStyny, waLeriana 1912
1986
Katastrofa brytyjskiego liniowca Titanic, który po zderzeniu się z górą lodową na Atlantyku zatonął. Zginęło ponad 1500 pasażerów i marynarzy. Zmarła Simone de Beauvoir, francuska pisarka i towarzyszka życia Jean-Paul Sartre'a. Autorka powieści „Cudza krew”, „Mandaryni”.
wtorek, 15 kwietnia, anaStazJi, bazyLego 1980 1989
Zmarł Jean Paul Sartre, wybitny francuski filozof, również pisarz i publicysta. Był głównym przedstawicielem egzystencjalizmu. Początek krwawych demonstracji na placu Tienanmen w Pekinie. Demonstranci zostali spacyfikowani przez wojsko.
Środa, 16 kwietnia, benedykta, JuLii 1912 1917
Amerykanka Harriett Quimby jako pierwsza kobieta przeleciała samotnie nad kanałem La Manche. Początek drugiej bitwy nad Aisne. Zginęło 187 tysięcy Francuzów. Dowodzący armią francuską generał Neville stracił swoje stanowisko.
Czwartek, 17 kwietnia, roberta, rudoLFa 1794 1958
Wybuch Powstania Kościuszkowskiego w Warszawie. Lud stolicy pod wodzą Jana Kilińskiego wypędził garnizon rosyjski z miasta. Belgijski król Badouin I uroczyście zainaugurował w Brukseli Światową Wystawę Expo58.
lat temu, pewien Amerykanin zapłacił dwadzieścia dolarów za domenę internetową „pizza.com”. Teraz warta jest ona… trzy miliony dolarów. To się nazywa wyczucie rynku!
20
niekompetentnych nauczycieli szuka amerykański polityk, który ofiaruje im po 10 tysięcy dolarów w zamian za rezygnację z posady i z zawodu nauczyciela.
10
CzaS na nowe mieJSCa! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
Czas to jedyny kapitał ludzi, którzy mają za cały majątek swą inteligencję. Honoré de Balzac
listy@nowyczas.co.uk APel Obecną sytuację można nazwać krytyczną. Nasz, podkreślam słowo nasz – majątek społeczny Polaków w Wielkiej Brytanii jest zagrożony. Nie wolno chować głowy w piasek. Powinniśmy walczyć o to, by zakupiony za społeczne pieniądze Fawley Court nie zostal sprzedany i nie przeszedł w obce ręce. Pamiętam te lata, gdy śp. ksiądz Jarzembowski chodził po londynie prosząc o pomoc w zakupieniu Fawley Court i odwiedzał moją drukarnię przy stacji Barons Cour,t w drodze do „Dziennika”, i rozmawiając ze mną na ten temat. Byłem wówczas redaktorem „Wiadomości Gospodarczych” Związku Kupców i Przemysłowców Polskich w UK. Pomoc tę naturalnie otrzymał. W następnych latach w szkole Fawley Court mieszkali i uczyli sie moi synowie. Bywałem tam w każdą niedzielę. Wraz z księdzem Władysławem Gurgulem miałem możność organizować różne imprezy, mające na celu spłatę długu za Fawley Court. Pracowałem w ten sposob społecznie przez okres czterech lat. Z pomocą społeczności polskiej udało nam się zebrać tysiące funtów. PROTeSTUJĘ przeciw próbie przehandlowania wysiłków księdza Jarzembowskiego i pozbycia się naszego narodowego majątku dla celów koniunkturalnych. Nie pozwólmy, by nasz społeczny, chociaż w rękach Ojców Marianów majątek, został stracony. Musimy zrobić wszytko co w naszej mocy, by Fawley Court został w polskich rękach. Nie możemy pozwolić, by ten ośrodek został sprzedany obcym. Fawley Court obecnie powinien być ośrodkiem edukacyjnym dla polskich dzieci. Już teraz wg angielskiej prasy, 140 tysięcy polskich dzieci pobiera naukę w angielskich szkołach. MUSIMY OD CZASU DO CZASU RUSZYĆ DO AKCJI! OTTON Z HUlACKI 83 lushington Hill Wootton ISle OF WIGHT PO33 4NR tel 01983 883340 Mobile: 0-7796286216 Fawley Court – ostoja polskości
63 King’s Grove, London SE15 2NA Redakcja: tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Aleksander Killman, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Aleksandra Solarewicz, Alex Sławiński, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński
dział MaRketingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk
›› Fawley Court, obraz H. Kijas z kolekcji Danuty Reutt Czu ję się w obo wiąz ku Po lki i pa triot ki za brać głos na po wyż szy te mat. Za nim to dra stycz ne po su nię cie sprze da ży sta nie się rze czy wi sto ścią, uwa żam, że na le ży ape lo wać do Po lo nii tu taj i na świe cie, aby z mo bi li zo wać si ły. Mo że jesz cze uda się ura to wać ten wy jąt ko wy skra wek Pol ski po za jej gra ni ca mi. Prze cież to je dy ne miej sce, gdzie Po la cy z ca łej An glii mo gą się zjeż dżać i czuć, że są jed no ścią, że przy na le żą do jed nej ro dzi ny, a w tym na sza si ła. Oczy wi ście sa mo uczu cie nie wy star czy, że by ośro dek utrzy mać. O ile każ dy z nas, Po la ków, zo bo wią zał by się pod pi sać tzw. co ve nant lub gwa ran to wał pew ną mie sięcz ną kwo tę – a jest nas tu co raz wię cej – da li by śmy ra dę, aby ten Ośro dek utrzy mać. Chęt nych nie bra ku je do zor ga ni zo wa nia te go, tyl ko trze ba prze ko nać księ ży Ma ria nów, aby po wstrzy ma li się z li kwi dac ją tak dro gie go nam wszyst kim miej sca, któ re ist niało przez pół wie ku dzię ki sta rej emi gra cji, ich te stament om i dat kom. By ła wspa nia ła szko ła dla mło dzie ży, któ ra prze sta ła ist nieć, ale nie jest prze cież po wie dzia ne, że nie mo że po now nie za ist nieć. W Pol sce wie lu do sko na łych na uczy cie li jest bez pra cy – za ła twi li by dwa pro ble my – i tu, i tam. Bio rąc pod uwa gę licz bę mło dych lu dzi osie dla ją cych się tu taj i za kła da ją cych ro dzi ny – na pew no dwu ję zycz na szko ła i in ter nat by ły by zba wie niem. Obec nie 140 tys. dzie ci pol skich uczęsz cza do szkół bry tyj skich. Ksią żę Ra dzi wiłł po sta wił w Faw ley Co urt pięk ny koś ciół pw. św. An ny
Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
FormuLarz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (maciej@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
wie rząc, że to tu jest „Pol ska”. Nasz Pa pież na pew no nie ży czył by so bie, aby ta ką pla ców kę zli kwi do wać, któ ra pod trzy my wa ła i utrwa la ła pol skość, łą czy ła nas bę dąc punk tem od nie sie nia dla każ de go z nas. No wym przy by szom, kie dy zo rien tu ją się, że Ośro dek ta ki ist nie je, na pew no ła twiej bę dzie żyć na emi gra cji. Księ ża Ma ria nie u wa ża ją, że Ośro dek speł nił swo ją ro lę. Nie ma ją wi zji na przy szłość ani pie nię dzy. Dla cze go więc nie by ło „wiel kich ape li” do emi gra cji, aby wspól nie zna leźć wyj ście i utrzy mać ten skra wek Pol ski po za Pol ską? Oczy wi ście księ ża ma ją le gal ne pra wo do sprze da ży, a szcze gól nie ła two de cy do wać księżom, któ rzy nie daw no się uro dzi li i nie czu ją te go, co lu dzie bę dą cy 50 lat na emi gra cji – jak waż ną spra wą dla Po lo nii jest kon ty nu acja ist nie nia Ośrod ka. Szan sa ura to wa nia go po win na być da na choćby dla te go, że Ośro dek ten po wstał i ist niał dzię ki ofiar no ści sta rej emi gra cji, któ ra po zo sta wia po so bie po ko le nie, któ re tam uzy ska ło wy kształ ce nie. Dla nich Faw ley Co urt zna czy coś wię cej niż obiekt na sprze daż. Tu taj po ja wia się kwe stia mo ral no ści i su mie nia księ ży wo bec emi gra cji. Miej my na dzie ję, że po wier ni cy po dej mu jąc tak dra stycz ną de cy zję po słu cha ją swe go su mie nia i tak, jak nas księ ża uczą mo ral no ści i pra we go dzia ła nia, bę dą wie dzie li, co ma ją z po wyż szym zrobić – o ile ma ją praw dzi we po wo ła nie i szacunek dla tych, którzy ło ży li swo je ma jąt ki, a nie są w sta nie pro te sto wać, bo już nie ży ją. Bo
CzaS PubLiSherS Ltd. 63 kings grove London Se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
|3
nowy czas | 11 kwietnia 2008
ludzie listy piszą cóż znaczą pieniądze wobec wieczności? A co będzie z Kolumbarium w kościele św. Anny, gdzie spoczywają ludzkie szczątki? Jak tego Ośrodka zabraknie i już nigdzie Polacy nie będą mogli się zjeżdżać, to wynarodowienie młodego pokolenia będzie pewne. A więc ta ewentualna sprzedaż może równać się działalności antypolskiej. Żal i brak zaufania do księży Marianów tak głęboko się zakorzeni, że może przechodzić z pokolenia na pokolenie, a książki historyczne też odpowiednio ocenią takie posunięcie. Kiedy więc całe społeczeństwo jest oburzone planami sprzedaży, to może trzeba się więcej modlić, żeby Duch Święty również oświecił księży i pozwolił ujrzeć nową rolę dla Fawley Court? To, że kościoły w niedzielę są przepełnione, czy to nie świadczy o tym, że ludzie szukają polskości, że chcą, aby „Polska była Polską”? Może księża przemyślą swoją decyzję, a może lepiej byłoby, gdyby decyzję pomogła powziąć część narodu polskiego, której będzie bardzo zależeć na uratowaniu Fawley Court i zbiorą wszystkie siły do uratowania tej tak ważnej siedziby – części Polski poza jej granicami? Polacy rozsiani po świecie dbają o utrzymanie polskości w różnych przejawach życia. Jest w naszym narodzie coś, co automatycznie każdy z nas wie, że będąc na obczyźnie, naszym patriotycznym obowiązkiem jest utrzymanie polskości, a następnie przekazywanie tego pokoleniom. A jest to możliwe jeśli mamy się gdzie zrzeszać. Podaję dla przykładu – mój pradziad za krzewienie języka polskiego na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej, gdzie była rusyfikacja Polaków, został skazany na 10 lat katorgi na syberii. Po powrocie dalej kontynuował swą działalność. To poczucie przynależności jest tak głębokie, że przechodzi na pokolenia. Mogę tylko tym wytłumaczyć swoje zamiłowanie i nawet obowiązek produkowania taśm, szczególnie pieśni patriotycznych z wyczerpującymi tekstami tylko po to, aby młodzież mogła poznać z tych tekstów cząstkę historii polskiej. To taka moja cegiełka – mówiąc o polskości. Fawley Court może stać się ośrodkiem na wielką skalę, kształcącym młode pokolenie. Oby Bóg tak dał, i oby Bóg dał księżom Marianom 20 milionów, nie sprzedając Fawley Court. Może cud się stanie? DANUTA REUTT
szanowny Panie Redaktorze, artykuły zamieszczone w „Nowym Czasie” (nr 13/78, 4.04) zmusiły mnie do napisania listu do redakcji tego popularnego i dobrego pisma. Pierwszy artykuł to: „Fawley Court pod młotek” (Mikołaj skrzypiec) – nie bronię ojców Marianów ani nie popieram ich decyzji! łatwo jest jednak mówić „szkoda”, „nie powinno się”. NiKT jeszcze – o ile mi wiadomo – nie przedstawił realnego projektu zachowania i utrzymania Fawley Court dla Polonii. Było to świetne miejsce w tamtych czasach na polską szkołę z internatem i muzeum. Polacy jeździli tam, spędzali urlopy, ale obecnie Fawley Court nie jest ośrodkiem ściągającym Polaków. Owszem, przyjeżdża tam trochę rodaków na Zielone Świątki
i to wszystko. Po co taka posiadłość, której utrzymanie kosztuje ogromne pieniądze, potrzebna Polskiej Misji Katolickiej? Kto by na to łożył? starsza emigracja, która hojnie dawała na polskie instytucje skurczyła się bardzo, a ta młodsza, solidarnościowa czy ta obecna zarobkowa, raczej nie daje. Może byłoby sprawiedliwie, gdyby jakiś procent pieniędzy otrzymanych ze sprzedaży – jako że wspieraliśmy Fawley Court – wrócił do polskich instytucji dalej działających w Anglii? Po przeczytaniu felietonu: „Polenmuseum” (Wacław Lewandowski) – ciśnie się na język pytanie – gdzie są felietoniści z dawnych lat, którzy mimo ciętego języka, uszczypliwości, a nieraz i złośliwości pozostawali nadal dżentelmenami ??!! Atak na dyrektor Annę Buchmann, która nie ma możliwości odpowiedzi, bo mieszka w Zurichu i gazety nie otrzymuje, jest niesprawiedliwy, krzywdzący i ma znamiona osobistych porachunków autora. Anna Buchmann związana jest z Muzeum Polskim w Rapperswilu od dwudziestu lat i tajników jego prowadzenia uczyła się od swojego poprzednika Janusza Morkowskiego. Opinia pana Lewandowskiego o rozparcelowaniu zbiorów rapperswilskich i przekazaniu dokumentów archiwalnych „dot. Drugiej Emigracji” do Torunia, a reszty zbiorów do Muzeum Narodowego, jest na szczęście jego własną, i wolno mu ją mieć. Kolejny artykuł „Raport o stanie niemożności” (Dariusz Tereszkowski-Kamiński) – długi i nudny. Co autor chciał nam w nim powiedzieć? Przedstawić swoją „skromną” osobę? A o tym jak potrzebna jest szkoła, o ktorej założenie walczy, świadczy chyba najwyraźniej liczba zainteresowanych rodziców przybyłych na zebranie – około 25 (co jak sam autor pisze... było sukcesem)!!! Z wyrazami szacunku iGA sZMiDT
szanowny Panie Redaktorze, uważałem „Nowy Czas” za najlepsze polskie pismo wydawane na Wyspach Brytyjskich, pozostawiające daleko za sobą wszystkie pozostałe, włącznie z „Dziennikiem Polskim”. Ostatni jednak numer skłania mnie do zrewidowania opinii, gdyż zaczęto równać do średniej. Rozumiem, że przyszłość Fawley Court jest tematem interesującym, szczególnie dla starszej emigracji. Zgadzam się, że Marianie sprzedając posiadłość winni pamiętać o udziale polskiej wspólnoty w powstaniu i rozwoju tego ośrodka. Oni są jednak prawnymi właścicielami posiadłości, wszelkie więc decyzje należą do nich. Nie chcę przesądzać o tym, czy decyzja o sprzedaży była słuszna, czy też nie. Opisując jednak sprawę budzącą kontrowersje, wskazane byłoby wspomnieć o liczbie osób odwiedzających Muzeum (którego utrzymanie jest dość kosztowne), czy też korzystających z imprez bądź możliwości wypoczynku w Fawley Court. Bez tego cały artykuł jest tylko „biadoleniem”. Raport p. Tereszkowskiego-Kamińskiego, zamiast zająć trzy strony w „Nowym Czasie”, winien trafić do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które byłoby chyba zainteresowane tym, w jaki sposób poprzez koleżeńskie kontakty (jak pisze autor raportu) można wyciągnąć ze Wspólnoty Polskiej
pół miliona funtów. Żale zaś autora, że nie dokooptowano Go do zarządu Polskiej Macierzy szkolnej pozostawić należałoby bez komentarza, ponieważ władze organizacji wybierają zawsze jej członkowie a nie prezesi. Cała zaś reszta to bezsensowny „bełkot”, bo pretensje kierowane do Związku Lekarzy równie dobrze można skierować np. do filatelistów, ponieważ oni również nie zajmują się szkołami. swoją drogą, można zasugerować p. Tereszkowskiemu, aby zwrócił się do premiera RP o dokooptowanie Go do Rady Ministrów i powierzenie urzędu ministra oświaty, bo pomysł kształcenia elit intelektualnych poza granicami Kraju i za cudze pieniądze jest nowatorski. i wreszcie sprawa ostatnia, moim zdaniem najbardziej wstydliwa dla pisma dbającego o poziom. Niejaki p. Wacław Lewandowski, załatwiający chyba swoją prywatną sprawę, bo trudno nazwać felietonem osobisty i prostacki atak na osobę, która nie może się bronić, chociażby z uwagi na fakt , że „Nowy Czas” jeszcze nie jest gazetą globalną i w szwajcarii nie jest rozprowadzany. Ale to jest tylko jedna strona sprawy. Drugą jest to, na jakiej podstawie p. Lewandowski opiera swoje inwektywy, bo w felietonie ich nie uzasadnia. Fakty zaś są następujące: – pani Anna Buchman związana jest z Muzeum Polskim w Rapperswilu od 20 lat – kilka lat temu po odejściu poprzedniego dyrektora, władze Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Polskiego w Rapperswilu powierzyły jej kierowanie Muzeum i nie musiały konsultować tego z p. Lewandowskim ani z kimkolwiek innym. Nie jest prawdą, że większość obiektów to depozyt Muzeum Narodowego w Warszawie; nie jest nim księgozbiór, archiwalia, zbiory rycin czy zbiór kartograficzny, – Muzeum Polskie w Rapperswilu pełni w rzeczywistości rolę nieoficjalnego Polskiego instytutu Kultury w szwajcarii, więc przywołany w felietonie fakt braku „nowej” emigracji nie ma nic do rzeczy (proponuję sprawdzić ilu przedstawicieli milionowej „nowej” emigracji w Anglii włączyło się w pracę lub chociażby tylko zwiedziło instytut Polski i Muzeum im. gen. sikorskiego), – o przyszłości zbiorów Muzeum decydować będzie ich właściciel, czyli Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Polskiego w Rapperswilu, a nie jakiekolwiek inne władze, czy nawet p. Lewandowski. Dostosowując się do złośliwej formy felietonu przyjętej przez p. Lewandowskiego pozwolę sobie podać w wątpliwość Jego fachowość. Według „słownika języka polskiego” (PWN, 1999, t. 3, str. 357) synekura to „dobrze płatne stanowisko nie wymagające od zajmującego je zbyt wielkiego wysiłku, mimo pozorów pracy”. Pani Anna Buchman według mojej wiedzy nie jest wynagradzana za pełnienie funkcji dyrektora, mało tego, w przyszłości nie nabędzie z tego tytułu praw emerytalnych. Dziwna to synekura. Autor w konkluzji swego felietonu apeluje do władz warszawskich (sic?), aby depozyty wróciły do Muzeum Narodowego, zaś reszta do toruńskiego Archiwum Emigracji (którego jest współpracownikiem). i tu chyba pies jest pogrzebany. Cały felieton służył chyba jednemu celowi, czyli pozyska-
niu przez Archiwum Emigracji w Toruniu kolejnych archiwaliów, użyta zaś metoda nie ma dlań większego znaczenia. Zresztą podobne metody były już stosowane przez współpracowników toruńskiej placówki. Osoby zajmujące się gromadzeniem czy też opracowywaniem materiałów archiwalnych zgodzą się chyba ze mną, że biorąc pod uwagę zawartość rapperswilskich zbiorów, gdyby zaistniała konieczność ich przeniesienia do Kraju, to na pewno znalazłoby się kilka placówek będących lepszym dla nich schroniskiem niż Toruń (chociażby Ossolineum, gdzie rapperswilska kolekcja Jana Nowaka Jeziorańskiego spotkałaby się z wrocławską). Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie i Muzeum Polskie w Rapperswilu przez długie lata pełnić będzie swą rolę. Co do „Nowego Czasu” myślę, że była to tylko wpadka, a gazeta nadal trzyma poprzeczkę wysoko, czego jej życzę. Pozostaję z poważaniem. GRZEGORZ PisARsKi
szanowny Panie Redaktorze, pani szmidt i pan Pisarski zarzucają mi atak na panią Buchmann, niesprawiedliwy i noszący znamiona „porachunków osobistych”. Nie mam żadnych porachunków z Panią Dyrektor, a jeśli wymieniłem w felietonie jej nazwisko, to tylko w celu stwierdzenia prostego faktu – skoro szwajcarzy chcą likwidacji muzeum, znaczy to, że ci, którym jest ono powierzone nie zdołali przekonać szwajcarskiej opinii, iż trwanie tej instytucji będzie pożyteczne. i tylko tyle. Pan Pisarski zarzuca mi prywatę i brak fachowości. Co do prywaty: znana to metoda polemiki – kto nie z nami, o tym rozpowiemy, że działa dla tajemnych zysków. (Ciekaw jestem, czy taką metodę Pani szmidt uznaje za „dżentelmeńską”? ) Co do fachowości: oczywiście na żadnym polu nie śmiałbym konkurować z Panem Pisarskim, który dowodzi, że potrafi zajrzeć do „słownika języka polskiego”! Gdzie mnie do tego poziomu! Pani szmidt wstyd za takiego rodaka, który nie rzuca się do obrony muzeum na wieść o zagrożeniu jego bytu, a jeszcze zachęca do ratowania zbiorów – czytaj: likwidacji. Cóż, na wstyd nic nie poradzę, ale myślę, że są w świecie instytucje polskie, bardziej zasługujące na podtrzymanie i obronę niż szwajcarska placówka. Powiedzmy sobie szczerze – w obecnej sytuacji nie da się utrzymać wszystkiego! Rzeczpospolita Polska nie jest najbogatszym państwem europejskim i nie może finansować każdej narodowej pamiątki ani każdego polskiego przedsięwzięcia – od instytucji polonijnych w UsA po kościoły katolickie na Białorusi czy w Rosji. Jeśli przyjmiemy, że najlepiej będzie, gdy sfinansuje wszystko, skutkiem będzie upadek wielu instytucji i ośrodków polskich, bo gdy wszyscy dostają wsparcie, jest to z reguły wsparcie niedostateczne. Marzy mi się, by za 50 lat młody Polak mógł jeździć po Europie napotykając ślady dorobku i tradycji polskiej antykomunistycznej emigracji pojałtańskiej. Nie chcę dopuszczać myśli, że np. mógłby nie zastać na swym szlaku POsK-u, w nim zaś nie móc pójść na wykład do PUNO. Cóż pojmie ten „późny wnuk” z dziejów, aspiracji,
ofiarności i osiągnięć Drugiej Emigracji, jeśli nie będzie mógł poznać tych instytucji, które wymieniam tu przykładowo, jako jedne z wielu. A instytut sikorskiego? Oczywiście też, za wszelką cenę, jak i instytut Piłsudskiego w Nowym Jorku! A Macierz szkolna? Jak najbardziej – i jej należy się wsparcie! Zwracam uwagę: wymieniam (przykładowo) instytucje o chlubnej tradycji, ale zarazem takie, których byt może być żywy, nie tylko „pamiątkowy”. Co może być tylko martwą pamiątką i co de facto nie kontynuuje dzieła Drugiej Emigracji, musi – naturalnym biegiem rzeczy – upaść. Tu pozostaje jedynie troska o to, by z upadkiem tym nie wiązały się żadne straty polskich dóbr kultury. Co czynne, prężne, duchowo kontynuujące dorobek założycieli, musi trwać i zasługuje na wsparcie od państwa polskiego i krajowych instytucji. Próbując utrzymać wszystko, wszystko zaprzepaścimy i zatrzemy ślady Drugiej Wielkiej Emigracji w świecie. Najłatwiej, oczywiście, bojowo pokrzykiwać: ratujmy wszystko, wszystko zasługuje na utrzymanie! Nikt nas wtedy nie posądzi o osobiste animozje, złą wolę czy niedostatki patriotyzmu. Nikt nie nazwie: Judaszem... Ale tak pokrzykując przyczynimy się właśnie do dzieła zniszczenia wszelkich pamiątek emigracyjnych i rozproszenia emigracyjnego dorobku. Kim wtedy będziemy? i jeszcze jedno. W przykrej sprawie sprzedaży Fawley Court. Jakoś nie przypominam sobie emigracyjnych głosów potępienia, gdy tamtejsze zbiory przekazywano do Lichenia, co – jak widać – było początkiem końca placówki. Dlaczego było o tym cicho? Dlatego, że chodziło o poczynania osób duchownych? A czy Fawley Court to nie było jedno z tych miejsc, które powinno się zachować dla potomnych? Czy nie warto było wtedy wywierać nacisku na księży, by raczej starali się o wsparcie z Warszawy niż myśleli o pakowaniu zbiorów? Myślę, że należało, bo mogła być to instytucja żywa, działająca na obczyźnie z pożytkiem. Tych wszystkich, którzy mnie potępiają za moją opinię o Rapperswilu proszę, by przypomnieli sobie, co w sprawie Fawley Court uczynili... WACłAW LEWANDOWsKi
szanowna Redakcjo, bardzo Wam dziękuję za przyjście na otwarcie sklepu Red Pig (byliście jedyną polonijną gazetą, która przyjęła zaproszenie, więc tym bardziej czapki z głów przed „Nowym Czasem”). Dzisiaj dopiero dotarłam do nowego numeru i przyznam, że bardzo mile mnie zaskoczyliście rozmiarem zamieszczonego materiału na nasz temat! Bardzo dziękuję raz jeszcze za profesjonalnie napisany, a przede wszystkim życzliwy artykuł, który zachowamy sobie na miłą pamiątkę :-) ADA Z RED PiG NA CAMDEN
Od redakcji: Przepraszamy panią Marzennę Schejbal za zniekształcenie jej imienia i nazwiska w artykule „Fawley Court pod młotek” (NC, nr 13/78, 4.04) oraz panią Zofię Bogucką, że w tym samym artykule omyłkowo występuje jako Maria Bogucka.
|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Sasnal Angelice Kluk Podczas międzynarodowego festiwalu sztuki w Glasgow – Glasgow International, który rozpoczął się dziś, 11 kwietnia, zostanie pokazany film Wilhelma Sasnala, nakręcony pod wpływem inspiracji tragiczną śmiercią Angeliki Kluk. Sasnal opisuje swe dzieło jako „elegię na cześć Angeliki”. Została zamordowana w kościele St. Patrick w Glasgow. Przed śmiercią została zwią-
zana, zakneblowana i pobita, a zgon nastąpił w wyniku rany zadanej nożem. Wynajmowała pokój na parafii, gdzie pracowała, aby dorobić na studia w Gdańsku. W filmie ma pojawić się m. in. naga wokalistka grupy punk-rockowej, wykonująca piosenkę-hołd dla zamordowanej Polki. Szkoci uważają Sasnala za jednego z najbardziej obiecujących malarzy młodego polskiego pokolenia. (es)
W obszarze zainteresowań:
nieruchomości Ostatni weekend obfitował w różne ciekawe wydarzenia. Jednym z nich były targi mieszkaniowe zorganizowane przez Murator Expo w Olimpia Conference Centre w Londynie, sponsorowane przez Dom Bank. Tematem targów były inwestycje w nieruchomości w Polsce. Hasło targów to „Nowy Dom, Nowe Mieszkanie”, oczywiście dla Polaków mieszkających tu, w Wielkiej Brytanii. Tematyce inwestycji w Polsce poświęcona była również konferencja w przeddzień targów, która miała miejsce w Ambasadzie RP w Londynie, a której sponsorem była firma Davidoff Kleeberg & Maresh. Zgromadzili się na niej inwestorzy, wystawcy, specjaliści z dziedziny finansów i inwestycji, a także polonijne media. Konferencja przebiegała w dość powolnym tempie. Wystąpienie podsekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury, Piotra Stycznia, miało raczej niewiele wspólnego z dynamicznym rozwojem gospodarki w Polsce, o czym tak głośno się mówiło na forum i w kuluarach. Minister Styczeń przedstawił warunki panujące na rynku nieruchomości w Polsce, różne aspekty praw lokatora, a także analizę systemu mieszkaniowego w Polsce oraz potencjalne możliwości modernizacji tych struktur w sposób na tyle zawiły, że w meandrach legislacyjnego żargonu zagubiła się skądinąd sprawna tłumaczka. Ciekawe zagadnienia poruszyła dr Ewa Lasocka-Wesołowska z Wydziału Ekonomicznego przy Ambasadzie RP w Londynie. Przedstawiła możliwości i warunki pozyskiwania funduszy unijnych przeznaczonych na cele rozwoju i modernizacji bazy mieszkaniowej, a także innych inwestycji, głównie infrastruktury w Polsce. Temat ciekawy, jednak zabrakło tu praktycznych informacji, gdzie i do kogo kierować podania lub zasięgnąć bardziej szczegółowych informacji. Prezentacja firmy Davidoff Kleeberg & Maresh przeprowadzona
przez Michaela Claya wprowadziła ożywienie wśród słuchaczy, gdyż po raz pierwszy pojawiły się konkretne dane, które każdy inwestor bierze pod uwagę rozważając lokalizację dla swoich inwestycji. Dowiedzieliśmy się np. ile funtów szterlingów „wypłynęło” z Wielkiej Brytanii do Polski w roku 2007 (ponad 2 mld); PKB, w ubiegłym roku osiągnęło poziom 6 proc. (najwyższy w tej części Europy, dla porównania w Wielkiej Brytanii – 2,5 proc.), a także jakie czynniki wpłyną na wzrost cen na rynku mieszkaniowym w Polsce w najbliższym czasie i które miejsca oprócz wielkiej piątki – Warszawa, Kraków Wrocław, Poznań, Gdańsk – zanotują najwyższe wskaźniki wzrostu jeśli chodzi o inwestowanie w nieruchomości. Taka analiza będzie z pewnością przydatna dla tych, którzy myślą o kupnie domu lub mieszkania w najbliższych miesiącach czy latach. Euro 2012 pociągną za sobą ogromny rozwój infrastruktury, powstaną nowe trasy szybkiego ruchu, autostrady, hotele, siedziby firm o zasięgu globalnym – to wszystko znacząco wpłynie na poziom cen za metr kwadratowy w Polsce centralnej, zwłaszcza w Łodzi, gdzie w chwili obecnej ceny już dochodzą do 13 tys. złotych. W Warszawie i Krakowie ceny za metr kwadratowy osiągnęły już poziom 18 tys. złotych. Na targach, które odbyły się w sobotę i niedzielę w Olimpia Conference Centre wielu wystawców prezentowało swoje usługi i produkty, prześcigając się w różnorodności ofert, kierując wzrok na odbiorcę końcowego czyli nas. A ceny
mieszkań w Polsce rosną systematycznie. Gdy Polska wejdzie w strefę euro, będzie jeszcze drożej, może stąd zdwojone wysiłki deweloperów na pozyskanie inwestorów czy klientów właśnie teraz. Zainteresowani kupnem domu lub mieszkania w kraju na Wisłą bez wątpienia znajdą coś dla siebie. Czy koniecznie poprzez targi nieruchomości? Trudno wyrokować, ale biorąc pod uwagę ceny oferowanych mieszkań, większość będzie szukać tańszych możliwości – choćby w mniejszych miejscowościach. Tego jednak nikt na tarach nie oferował. Fantazyjne nazwy inwestycji deweloperów kusiły ekskluzywnością: Szafirowa Aleja, Willa Wilanów czy Casa Verde tylko czekają, by się wprowadzać! – nie jest to jednak oferta dla przeciętnego nabywcy, a jeśli chodzi o targi, wydaje się, że na takiego odbiorcę głównie liczono. Co innego konferencja w ambasadzie. Ciekawostką targów było stoisko, które jako jedyne nie prezentowało ani produktów finansowych ani oferty mieszkaniowej. Kampania Fire Kills w ramach akcji społecznej kieruje do Polaków informację o zagrożeniach pożarowych we własnych domach. Jak się okazało, zainteresowanie tematem bezpieczeństwa przeciwpożarowego było bardzo duże. Ponad 200 osób odeszło od stoiska z darmowym alarmem przeciwpożarowym oraz pakietem informacyjnym co zrobić, by zapobiegać, a nie gasić pożar.
Targi odwiedziła i oferty porównała Alicja Kwaśna
Czytelmania tam i tu W Polsce 31 marca po raz już kolejny zainaugurowano festiwal „Czytelmania”. Książki rozdawane są również w Wielkiej Brytanii. Do rąk czytelników trafi pięćset egzemplarzy książki Niccola Ammantiego, lureata najważniejszej włoskiej nagrody literackiej, Premio Strega 2007. Opowiadanie można dostać w prezencie po zakupie książki w internetowej księgarni Font, której właścicielem jest Tomasz Dyl, koordynator akcji „Czytelmania” na terenie Wielkiej Brytanii. 10 kwietnia w Southampton Central Library odbyło się spotkanie dla dzieci, podczas którego polscy dziennikarze z południa Anglii czytali najpiękniejsze i najbardziej znane polskie wiersze i bajki. Dodatkowo odbyły się
również konkursy z nagrodami, zabawy, gry i inne atrakcje. – Wśród osób, które się pojawiły, były takie, które kojarzyły „Czytelmanię” z jej pierwszej edycji – relacjonuje organizator Tomasz Dyl. – Czytaliśmy klasykę polskiej literatury dziecięcej, Brzechwę, Konopnicką, Tuwima. Dzieciom najbardziej do gustu przypadła „Lokomotywa”, dużo śmiechu było przy „Kaczce dziwaczce” i „Entliczku pentliczku”. Rozdaliśmy wszystkie nasze nagrody: książki, odtwarzacze mp3, nie zabrakło też słodyczy od naszych sponsorów. Impreza naprawdę się udała. Trzy egzemplarze „Zoologa” w tłumazeniu na język polski trafią do wszystkich biblioteki miejskich w hrabstwach Hampshire oraz Dorset. (es)
W ramach akcji „Czytelmania” księgarnia Font oraz redakcja „Nowego Czasu” ma dla Czytelników 10 książek „Zoolog” Niccola Ammantima, włoskiego pisarza, autora noweli „I m not scared” tłumaczonej z włoskiego na wiele języków, m.in. też na polski. By wziąć udział w losowaniu nagród poprawną odpowiedź na pytanie konkursowe prześlij na adres Redakcji Nowego Czasu: Pytanie konkursowe: Na podstawie której z książek Niccola Ammantima powstał film z udziałem Monici Belluci? Odpowiedzi prosimy przesyłac na adres redakcji „Nowego Czasu”: 63 King’s Grove, SE15 2NA lub emailem: redakcja @nowyczas.co.uk Odpowiedzi można też nadsyłać smsem na numer 87070. Rozwiązanie konkursu i losowanie nagród odbędzie się w piątek 25 kwietnia.
|5
nowy czas | 11 kwietnia 2008
czas na wyspie ›› Dr Rafał Wnuk redaktor naczelny „Atlasu” barwnie opowiadał o pracy 55 historyków nad sporządzeniem zapisu działalności podziemia antykomunistycznego w Polsce w latach 44-56 ubiegłego wieku.
Nasza historia O trochę niefortunnej porze (godz. 16.00) w ubiegły wtorek odbyło się spotkanie z historykami IPN w poskowej Biblotece Polskiej w Londynie. Nie wszyscy zainteresowani mogli sobie pozwolić na przyjście, a szkoda. Nic tak nie zachęca do lektury jak osobisty kontakt z autorami, szczególnie z historykami IPN, których media często demonizują. Dysponując małymi środkami finansowymi, co też wpływa na kłopoty kadrowe, IPN wykonuje pracę heroiczną. Przejmując archiwa peerelowskie stał się niejako depozytariuszem pamięci narodowej, co oddaje pełna nazwa Instytutu: Instytut Pamięci Narodowej – to zobowiązuje. Niezliczone sprawy czekające na swoje
opracowanie, jak również powracanie do tych kart, które w okresie PRL były metodycznie zakłamywane – to wszystko nie ułatwia podejmowania decyzji dotyczących tego co jest pilniejsze. Dodatkowo należy się spieszyć z powodu odchodzenia pokolenia świadków naszej powojennej historii, których wspomnienia są równie ważne, jak dokumentacja tamtych lat. Historycy IPN – Jerzy Bednarek, Marcin Majewski, Rafał Wnuk i prezes IPN Janusz Kurtyka mówili o trzech książkach wydanych przez Instytut. Dwie z nich, dotyczące powojennych losów żołnierzy Armii Krajowej zostały wzbogacone o nieznane wcześniej dokumenty z archiwów niemieckich, rosyjskich, ukraińskich i polskiej bezpieki. Znacznie większe luki w świadomości narodowej dotyczą polskiego podziemia antykomunistycznego. Wiemy niewiele, albo nic. Ten okres był największym tabu w historiografii komunistycznej. Brak opracowań historycznych spowodował, że historycy IPN zdecydowali się na szybką publikację, hasłową, stąd Atlas, pod redakcją Rafała Wnuka, z miejscami najważniejszych akcji i nazwiskami uczestników. Ogółem w antykomunistycznym ruchu wzięło udział około 200 tys. Polaków. Spotkanie z historykami IPN zorganizowała kierowniczka Biblioteki Polskiej Jadwiga Szmidt. Gościem honorowym był przedstawiciel Ambasady Federacji Rosyjskiej w Londynie. (gm)
Polska East End Film Festival Od 17 do 24 kwietnia w kinach wschodniego Londynu odbędzie się ósma edycja East End Film Festival. Tegoroczna edycja, obok dziesiątek pełno- i krótkometrażowych filmów z całego świata, zawiera specjalny blok tematyczny, poświęcony twórczości kinematograficznej z państw Europy Środkowo-Wschodniej - m.in. z Polski, Estonii i Czech, pod hasłem Spotkanie Wschodu ze Wschodem. Polsce na tegorocznym festiwalu w East-Endzie poświęcono szczególnie dużo miejsca. W programie zaplanowano m.in. przegląd polskich filmów animowanych (kino Genesis, 23 kwietnia, godz. 20.00), przegląd polskich filmów krótkometrażowych, (kino Genesis, 19 kwietnia, godz. 18.00) ponadto, zobaczyć będzie można kilka z najgłośniejszych polskich produkcji ostatnich lat. Jednym z hitów polskiej kinematografii na festiwalu będzie projekcja filmu Tomasza Koneckiego, według scenariusza Andrzeja Saramowicza pt. Lejdis. Jest to kontynuacja kasowej superprodukcji Testosteron, tych samych autorów. Premiera fimu w lutym tego roku, pobiła wszelkie rekordy oglądalności – w ciągu pierwszych dwóch dnifilm obejrzało w polskich kinach ponad 300 tys. ludzi. Lejdis jest komedią o czterech niezależnych kobietach i ich codziennych perypetiach, w walce ze „słabszą płcią”. Pokaz tego filmu odbędzie się w sobotę, 19. kwietnia, o godzinie 20.00, w kinie Genesis na Stepney. Zaprezentowane bę-
›› Kadry z filmów: Teath i Lejdis dą filmy Jestem Doroty Kędzierzawskiej oraz Teah Hanny Slak. Dramat Jestem to historia 11-latka i jego ucieczki z sierocińca, dramatyczna wizja świata, widziana z perspektywy dziecka. Teah to film rodzinny, pełna magii współczesna baśń, o perypetiach dziecka i walki o ocalenie magicznego lasu. (ms) Szcze gó ło we in for ma cje o fe sti wa lu znaj du ją się na stronie www.eastend film fe sti val.com
6|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Polskie drogi do wolności Kinga Pilich
Muzykowanie dla Pana Boga Elżbieta Sobolewska
Druga edycja Festiwalu Piosenki Religijnej w Londynie odbędzie się już 19 kwietnia w kościele pw. św. Andrzeja Boboli na Shepherd’s Bush. Pomysłodawcą tego muzykowania dla Pana Boga – jak sami o festiwalu mówią – są członkowie zespołu Dei Trust, którego w każdą niedzielę można posłuchać właśnie w polskim kościele św. Andrzeja Boboli . Pierwsza edycja tej jedynej tego typu imprezy w polskim Londynie okazała się stuprocentowym sukcesem. Kościół wypełnił się po brzegi, a publiczność, ponieważ znała niektóre z wykonywanych utworów, po prostu śpiewała je razem z wykonawcami. – Nasz festiwal jest nie tylko popularyzacją piosenki religijnej, ale przede
wszystkim przesłaniem miłości Boga i człowieka, które w tym roku jest zarazem gorącą prośbą, wołaniem skierowanym do nas przez naszego wielkiego papieża, Jana Pawła II: „Nie lękajcie się”. Pragniemy więc, aby muzyka i śpiew wszystkich zaproszonych zespołów stały się Radością, Miłością i Mocą jednoczącą serca całej Polonii – mówią o festiwalu jego pomysłodawcy. To dopiero drugie, oficjalne spotkanie z twórczością muzyczno-ewangelizacyjną, które organizuje zespół Dei Trust, lecz najwyraźniej może rozwinąć się w prawdziwy przegląd dorobku zespołów i solistów. W sobotę, 19 kwietnia, będzie można posłuchać nie tylko twórców z Londynu, lecz również z innych miast i to nie tylko muzyków polskich, lecz także brytyjskich. Patronat honorowy nad II Festiwalem Piosenki Religijnej objęli: prezydent Ryszard Kaczorowski, Polska Misja Katolicka oraz Konsul Generalny RP w Londynie, Robert Rusiecki. Kościól pw. św. Andrzeja Boboli, 1 Leysfield Road, W12 9JF (najbliższa stacja metra Goldhawk Road, Hammersmith & City Line). Festiwal rozpocznie się o godz. 17.30, a zakończy się około godz. 20.00.
W ostatnią sobotę, już po raz kolejny, w londyńskim Imperial War Museum otwarty został przegląd filmów fabularnych i dokumentalnych będący drugim z cyklu festiwali filmowych Polish Paths to Freedom. Tegoroczna sesja, zatytułowana Behind the Iron Curtain to drugi etap trzyczęściowego projektu realizowanego wspólnie przez Muzeum Historii Polski w Warszawie i Imperial War Museum, we współpracy z Filmoteką Narodową. Po raz pierwszy filmy oglądać można było w tym samym miejscu we wrześniu i październiku 2007 roku. Ich tematyka obejmowała okres II wojny światowej, w tym głównie działania wojenne Polaków, skąd też tytuł sesji – First to Fight. Obecny przegląd ukazuje okres komunizmu w Polsce do roku 1970, ze szczególnym naciskiem na czas stalinizmu. Ostatni zaś, Flames of Hope, planowany na początek 2009 roku, odsłoni lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Główną intencją projektu jest rozpowszechnienie najnowszej historii Polski wśród Brytyjczyków oraz innych narodowości odwiedzających licznie jedno z największych muzeów historycznych na świecie. Jak mówi jedna z głównych organizatorów festiwalu, Katarzyna Reiter (odpowiedzialna za kontakty międzynarodowe Muzeum Historii Polski) – współpraca muzeów trwa już od dwóch lat dając obu stronom powody do zadowolenia. Jej początek wiąże się z konferencją inauguracyjną zorganizowaną z okazji otwarcia Muzeum Historii Polski w 2006 roku. Wśród obecnych wtedy w Warszawie
przedstawicieli muzeów z całego świata znalazła się również Suzanne Bardget, ówczesna Project Director z Imperial War Museum, która wyrażając wielkie zainteresowanie nowo powstałą placówką rozpoczęła rozmowy na temat przyszłych wspólnych wystaw lub innych możliwych inicjatyw. Owocem tych rozmów jest zapoczątkowany w 2007 roku cykl Polish Paths to Freedom, lecz także zorganizowany w tym samym roku w Warszawie pokaz filmów archiwalnych ze zbiorów Imperial War Museum, Kogo Kręci Kino Historyczne. Po sukcesie obu nic nie pozwala wątpić, że dalsze wspólne działania polskich i angielskich muzealników znajdą kontynuację. Sobotnia uroczystość rozpoczęcia kolejnej części pokazu filmów otwarta została przez Roberta Kostro, dyrektora Muzeum Historii Polski, który przywołując powojenną sytuację polityczną w Polsce odniósł się do wybranych filmów przedstawiających realia tego okresu. Zaakcentował także tytuły warte szczególnej uwagi, w tym Jeden dzień w PRL (2005) Macieja Drygasa, w którym reżyser wykorzystując wyłącznie materiały archiwalne starał się zrekonstruować
W Imperial War Museum można było obejrzeć film „Słońce wschodzi raz na dzień” Henryka Kluby wg scenariusza Wiesława Dymnego (1967). Naszym zdaniem jeden z najlepszych filmów o czasach narzucania systemu komunistycznego w Polsce. Film w konwencji ludowej ballady już w pierwszych kadrach pokazuje główny konflikt. – Gdzie jest sołtys? – pytają dziarsko bojowcy z Armii Ludowej. – Sołtysa nie ma, ale jest Haratyka (Franciszek Pieczka) – usłyszeli w odpowiedzi. Autentyczny przywódca ludu musiał przegrać z władzą, która postanowiła lud „reprezentować”.
przeciętny dzień życia w komunistycznej Polsce, czy też produkcje dotyczące wydarzeń Marca 1968 roku – szczególnie ważne ze względu na tegoroczny jubileusz, takie jak Rachela na Dworcu Gdańskim (2006) czy Marcowe migdały (1989). Głos zabrał również honorowy gość spotkania, cieszący się niezwykłym autorytetem zarówno wśród Anglików jak i Polaków, historyk i publicysta, wybitny znawca najnowszej historii Polski, prof. Timothy Garton Ash. Swoje wystąpienie zatytułowane Poland: Icebreaker of the Cold War poświęcił uwagom na temat pozycji powojennej Polski w Europie i jej roli w bloku komunistycznym, zwłaszcza podczas tworzenia się i rozpadu żelaznej kurtyny. Podzielił się również własnymi doświadczeniami ze swoich licznych pobytów w Polsce, a także wyraził duże uznanie dla polskiej kinematografii, w tym szczególnie dla twórczości Andrzeja Wajdy. Podsumował zaś stwierdzeniem: Polacy celują w tworzeniu filmów i w stawianiu oporu obcym siłom. Pokazy trwać będą do 21 maja. Zobaczyć będzie można filmy fabularne i dokumentalne, wiele z nich będzie pokazywanych w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy. Wśród tytułów znajdą się między innymi: Dreszcze (1981), Matka Królów (1982), Prymas. Trzy lata z tysiąca (2000), Requiem dla 500 000 (1962) i Człowiek z marmuru (1976). Imperial War Museum udostępni cenne materiały archiwalne, takie jak kroniki filmowe przedstawiające powojenne zniszczenia i odbudowę polskich miast, filmy dokumentalne powstałe w okresie zimnej wojny (w tym również produkcje polskich emigrantów), a także niezwykle poruszający dokument filmowy o zbrodni katyńskiej. Wszystkie pokazy odbywać się będą w sali kinowej muzeum. Osobami otwierającymi spotkania będą kolejno Zbigniew Siemaszko, Maciej Drygas, Poldek Sobel i prof. Anita Prażmowska. Wstęp jest bezpłatny i nie wymaga rezerwacji. Więcej informacji znaleźć można na stronie Muzeum Historii Polski: www.muzhp.pl
|7
nowy czas | 11 kwietnia 2008
czas na wyspie
Razem Alicja Kwaśna
W czwartek, 3 kwietnia, w w Southfields Community College miał miejsce wyjątkowy wieczór. Tego dnia uczniowie szkoły zaprezentowali program artystyczny pokazujący barwność i różnorodność kultur przenikająjących się nawzajem nie tylko na ulicach Londynu, ale również w tutejszych szkołach. nowoczesnej interpretacji. Trzech młodych rockmenów wystąpiło na scenie z piosenką zespołu Myslovitz. Maciek, Dawid i James zagrali ostro, a z widowni docierały głosy śpiewających razem z solistą. Widać Artur Rojek jest popularny nie tylko w Mysłowicach, ale także w londyńskiej dzielnicy Southfields.
Wieczór zakończył grupowy taniec uczniów w wieku 8-10 lat doskonale przygotowanych choreograficznie. Takie wieczory integracyjne dla dzieci, młodzieży, a także rodziców powinny stać się stałą częścią programu edukacyjnego każdej szkoły podstawowej i gimnazjum. Tworzenie atmosfery zro-
zumienia dla odmiennych tradycji i kultur oraz różnych religii to podstawa dobrego współżycia w społeczeństwie opartym na tolerancji. Jak przekonuje pani Elżbieta Ugarow, nauczycielka i pracownik organizacji działającej w Community College na rzecz wspierania i integracji dzieci i mło-
W ię cej inf or ma cji o Sou th fields Comm un it y Col- leg e moż na uzys kać na stro nie int er ne tow ej: so- uth fields.wands wor th.sch.uk lub pod num er em tel ef o nu +44 208 8752600
DZWOŃ DZW WOŃ DO D DOMU z kkażdej ażdej d komórki komórki w TT-Mobile -Mobile Dzwoń do przyjaciół aciół i rodziny rodziny w Polsce Polsce za tylko tylko 3p/min, prosto prost o o z kkażdej ażdej komór komórki ki w T-Mobile. Teraz możesz dzwonił UK! ożesz dzwonić dzwonić do domu do omu za mniej niż gdybyś gdybyś dz wonił na ttelefony elefony w UK K
WYBIERZ WY BIERZ NUMER DOSTĘPU DOSTĘPU
WYBIERZ WY BIERZ TWÓJ TWÓJ POLSKI LSKI NUMER
z ttelefonu eleffonu T-Mobile T-Mobile (i nac naciśnij ciśnij 'zadz 'zadzwoń') woń')
na kt który óry chc chcesz esz zzadzwonić adzwonić
3p p 07755 22 48 03 0 10p 10 p 07755 20 48 03 0
POLSKIE TELEFONY TELEFONY ST STACJONARNE TACJONARNE J
Wybierz W yb bierz międzynarodowy międzynarodowy num numer mer na kt który óry chcesz zadzwonić Polsce chc esz zadz wonić w P olsce rrozpoczynając ozp poczynając od 0048 i kończąc kkrzyżykiem rzyżykie em (#)
POLSKIE KO KOMÓRKI OMÓRKI
BEZ OPŁATY Z ZA A POŁ POŁĄCZENIE ĄCZENIE E
BEZ MINIM MINIMALNEJ A ALNE J OPŁ OPŁATY ATY Z ZA A POŁĄCZENIE POŁ P ĄCZENIE
SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK POR PORÓWNUJEMY ÓWNU UJEMY STACJONARNE ST TACJONARNE K KOMÓRKI OM MÓRKI
Vodafone V odafone
5p
1 15p
O2
7p
30p 3
12p
20p 2
3p
10p 1
Orange O ran nge
Wszystkie W szystkie ceny ceny podane p są za minut minutę ę połaczenia połaczenia
Dzieci miały za zadanie przybliżyć kulturę swojego kraju pochodzenia. W przeciągu niespełna dwóch godzin na scenie pojawili się reprezentanci krajów afrykańskich, Nepalu, Polski i wielu innych. Był krótki występ fortepianowy jednej z uczennic, a także scena z „Romea i Julii” Shakespeare’a w
dzieży szkolnej z różnych krajów świata, które dopiero rozpoczęły naukę w Southifields, wspólne koncerty i występy artystyczne, a zwłaszcza przygotowania do nich są najlepszym sposobem zbliżania i integracji młodzieży. Rodzice, często zbyt zapracowani, by móc oglądać młodych artystów na scenie, są jednak bardzo zadowoleni z inicjatywy szkoły. Takie integracyjne wieczory szkoła w Southfields organizuje regularnie każdego roku przez ostatnie pięć lat. W przygotowania zaangażowani są uczniowie, nauczyciele, ochroniarze, którzy pilnują bezpieczeństwa na terenie szkoły, a także rodzice, którzy przygotowują mały poczęstunek. I tym razem pojawiły się na stole przeróżne smakołyki kuchni afrykańskiej, azjatyckiej oraz polskiej. Delicje i makowiec zniknęły błyskawicznie. Przebieg wieczoru uważnie śledziła Anita Sollis, kierownik Departamentu ds. Integracji Młodzieży, która na zakończenie części artystycznej przytoczyła wiersz autorstwa jednego z uczniów, pochodzenia pakistańskiego, który mając w klasie wielu kolegów Polaków, nauczył się języka polskiego. Imprezę zakończyła dyrektor szkoły Jacqueline Valin dziękując wszystkim występującym oraz zaangażowanym w przygotowanie wieczoru.
Działa z każdego telefonu T-Mobile
WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e p Wszystkie podane o d a n e cceny e ny ssąą aaktualne k tualne p przy r z y rrozmowach oz m ow a ch w wychodzących yc h o d z ą c yc h z UK U K z ssieci i e c i TT-Mobile, - M o b i l e , dostępne d o s tę p n e rrównież ó w n i e ż w iinnych n ny c h wybranych w y b r a nyc h sieciach. sie ciach. W Warunki arunk i d dostępne o s tę p n e w internecie. i nt e r n e c i e . © Co Core r e Communications. Co m m u n i c a t i o n s . P Polskatel, o l s k a te l , aagent gent Y Yourcall ourc all
8|
nowy czas | 11 kwietnia 2008
czas na wyspie tydzień na wyspach Liczba zatrudnionych Brytyj-
czyków spadła prawie o pół miliona od czasu, kiedy Wyspy opanowała fala imigracji z Europy Wschodniej – podał Daily Mail. Według danych rządowych liczba zatrudnionych Brytyjczyków spadła z 24,4 do 23,9 mln w zeszłym roku. Powodem spadku zatrudnienia jest zniechęcenie Brytyjczyków, którzy nie chcą konkurować z imigrantami gotowymi podjąć cięższą pracę za mniejsze pieniądze. College Llandrillo Cymru w Rhos-on-Sea w Walii oferuje polskojęzyczne kursy biznesu, by pomóc polskim przedsiębiorcom mającym problemy z językiem angielskim. Przeciwnikiem projektu jest Federacja Małych Przedsiębiorstw (FSB) w Północnej Walii. 48-letni Mikołaj P. stanął przed sądem w Hastings, oskarżony o kradzież towarów z supermarketu Morrison. Wartość skradzionego towaru nie przekraczała 30 funtów, jednak sąd posłał mężczyznę do więzienia na dwanaście tygodni. Przyczyna tak wysokiego, w stosunku do rangi przestępstwa, wyroku tkwi w przeszłości winowajcy. Jest recydywistą, który w styczniu tego roku dostał wyrok w zawieszeniu za podobne przestępstwo. Teraz wyrok został odwieszony. Coraz bardziej popularne stają się lekcje języka polskiego dla policjantów. Tym razem grupa mundurowych z Huddersfield uczy się polskiego, aby poprawić swoje relacje z polskimi imigrantami. Dwunastu policjantów z Kirklees Neighbourhood Policing Team zgłosiło się na pięciotygodniowy kurs na Huddersfield University. Języka używanego potocznie, którego nie można nauczyć się na tradycyjnych kursach, uczą ich polscy studenci tego uniwersytetu. Polacy mieszkający na wyspie Jersey mogą odbyć kurs pierwszej pomocy po polsku – podał serwis BBC News. Kursy te proponuje organizacja St John Ambulance. Imigranci doprowadzają do za-
łamania zasad społecznych na Wyspach – napisał Daily Mail. Tak wynika z ankiety zatytułowanej The Inconvenient Truth, przeprowadzonej przez firmę YouGov, badającą rynek za pośrednictwem internetu. Jak podał Daily Mail, ponad połowa badanych stwierdziła, że niszczona jest kultura, którą oni i ich przodkowie wypracowali. 15 proc. ankietowanych wstrzymałoby imigrację całkowicie, a 84 proc. by ją ograniczyło. Imigranci podbierają im miejsca pracy, z tego powodu ponad połowa ankietowanych zastanawia się nad wyjazdem do innego kraju. Jedna czwarta badanych oceniła, że imigracja ma pozytywny wpływ na gospodarkę kraju. W 2007 roku z Wielkiej Brytanii do Polski napłynęło 5 mld złotych a z Irlandii 4,6 mld.
Nowe mozliwości
Ciężarówki we mgle
W sobotę i w niedzielę w Town Hall na Hammersmith odbyły się targi pracy zorganizowane przez Goniec Polski. Wśród wystawców większość stanowiły agencje rekrutacyjne i doradztwa personalnego, ale były również i indywidualne firmy poszukujące pracowników, takie jak Rayan Air czy Tristar Worldwide Chauffeur Services. Swoją ofertę zaprezentowały również lokalne uniwersytety oraz szkoły proponujące kursy wieczorowe, nie tylko językowe, ale również komputerowe
Zakończyło się dochodzenie w sprawie tragicznego wypadku drogowego, do którego doszło na autostradzie M25 (obwodnica Londynu). W wyniku zderzenia lawety transportującej zepsuty samochód i jego pasażerów z polskim tirem, zginęło pięć osób. Do wypadku doszło w maju ubiegłego roku. Na drodze panowały wyjątkowo ciężkie warunki pogodowe. We krwi kierowcy ciężarówki-lawety, który zginął na miejscu, wykryto ślady marihuany.
czy artystyczne. Nowością było pojawienie się na targach polskich szkół wyższych, które w najbliższym roku akademickim 2008/2009 zamierzają uruchomić oddziały dla studentów tu, w Londynie. Pojawi się więc nowa możliwość dla wszystkich tych, którzy chcą stiudiować w języku polskim nie wyjeżdzając z Londynu. Na targach nie zabrakło również organizacji non-profit, takich jak Polish Psyhologists’ Club, które służyło poradami w sprawach kariery zawodowej oraz edukacji dzieci w Wielkiej Brytanii. (ak)
Polak, który kierował tirem, Jerzy Adamski, niestety również nie jest bez winy. Został oskarżony o złamanie przepisów drogowych. Zdaniem prokuratury, nie dopełnił on obowiązku regularnego postoju, co nakazuje prawo drogowe Unii Europejskiej. Ponadtozarzucono mu również prowadzenie rozmowy przez telefon podczas jazdy. Prędkość polskiego tira, w momencie kiedy doszło do wypadku, wynosiła zaledwie dziewiętnaście mil na godzinę. Laweta uderzyła w tył tira w bardzo gęstej mgle. (mik)
|
nowy czas | 11 kwietnia 2008
wielka brytania londyn
Przyjęcie ŚwięTego SyMbolu oliMPiady
Protesty na trasie przemarszu Mikołaj Skrzypiec W niedzielę 6 kwietnia, pochodnia olimpijska zawitała do Londynu. Uroczysta parada płomienia olimpijskiego przez londyńskie ulice chroniona była przez ponad 2000 policjantów, pomimo tego nie odbyło się bez jaskrawych protestów. Trzy razy próbowano zatrzymać procesję „świętego symbolu olimpiady”, która odbędzie się w Chinach – kraju niejednokrotnie obwinianym o łamanie praw człowieka. Tysiące ludzi protestowało przeciwko udzieleniu Chinom prawa do organizacji igrzysk olimpijskich, oraz przeciw okupacji Tybetu. Londyński etap podróży płomienia olimpijskiego do Chin był jednym z najburzliwszych z dotychczas przebytych. Niesprzyjająca, śnieżna aura nie odstraszyła tłumów londyńczyków, którzy wylegli na ulice, by wyrazić swój sprzeciw wobec polityki Chin. Pierwsze próby zatrzymania pochodu miały miejsce na jego starcie, w okolicy stadionu na Wembley. Bardzo silna eskorta policji zapobiegła przejęciu pochodni przez protestujących przeciwko chińskiej okupacji Tybetańczyków. Nieco później pochod-
nię próbowali przejąć siłą brytyjscy aktywiści. Najbardziej spektakularną próbą zatrzymania pochodu było użycie przez protestujących gaśnicy ogniowej, podczas przekazywania płomienia między uczestnikami na kolejnym odcinku trasy. Tylko przed południem, policja aresztowała 37 osób. Płomień olimpijski przez 31 mil jego londyńskiej podróży, niosło ponad 70 osób. Pochodnia przebyła drogę od stadionu na Wembley, aż do hali O2 na Greenwich, z przystankiem na Downing Street. Wielu spośród atletów i postaci życia publicznego, które niosły płomień, podkreślało, iż sympatyzują z protestującymi, wyrażając przy tym swoje niezadowolenie z polityki Chin w przededniu igrzysk. Żadna z nich jednakże, nie zatrzymała przemarszu płomienia przez Londyn, nie odważając się na aktywne poparcie protestów. Podobne niepokoje społeczne parada płomienia olimpijskiego wywołała następnego dnia w Paryżu, gdzie trasę procesji skrócono z powodu manifestacji. W Chinach relacje o protestach w Europie zostały ocenzurowane.
Tybet » 18
Ceny mieszkań spadają Grożąca gospodarce brytyjskiej recesja spowodowała, że Bank of England zmniejszył stopy procentowe o 0,25 proc. do 5 proc. Zdaniem ekspertów jest to posunięcie ostrożne i niewystarczające. Jednocześnie banki zwiększyły opłaty za udzielone pożyczki. W ostatnim okresie odnotowano spadek cen mieszkań o kilka tysięcy funtów we wszystkich regionach Anglii i Walii. Takiej tendencji nie ma w Londynie, gdzie ceny w tym samym okresie nawet wzrosły. Jak powiedział premier Gordon Brown, sytuacja nie jest jeszcze krytyczna, a Wielka Brytania znajduje się w znacznie lepszej sytuacji niż pozostałe kraje rozwinięte. Premier wskazywał na prawie 200 proc. wzrost cen mieszkań w ostatniej dekadzie, co jego zdaniem stworzyło bezpieczny margines w przypadku obniżenia cen. Banki pożyczające pieniądze na zakup nieruchomości liczą się jednak z sytuacją, kiedy będą zmuszone przejmować posesje od swoich klientów, co miało miejsce na dużą skalę na początku lat 90. (mg)
|
kwietnia 2 8 | nowy czas
polska tydzień w skrócie Wizytę w Polsce złożył prezydent Bułgarii Georgij Prywanow. Rozmawiał m.in. o echach szczytu NATO w Bukareszcie, Ukrainie, Gruzji, Azerbejdżanie i bezpieczeństwie energetycznym. Poruszono także sprawy gospodarcze. Wymiana handlowa pomiędzy naszymi krajami przekroczyła miliard euro. Trzydniową wizytę w Izraelu złożył premier Donald Tusk. Rozmawiał o tzw. restytucji żydowskiego mienia. Strona polska podjęła też temat poszerzenia programu wizyt młodzieży żydowskiej w Polsce, które ograniczają się do odwiedzin obozu-muzeum w Oświęcimiu. Szef MSZ Radosław Sikorski gościł w swoim domu w Chobielinie MSZ Niemiec Franka Waltera Steinmaiera. Prywatna wizyta miała ocieplić wzajemne stosunki. Według Sikorskiego „nie mamy wspólnoty interesów, ale mamy wspólne interesy”. W drodze z Bukaresztu do Kanady w Polsce zatrzymał się premier tego kraju Stephen Hamper. Odwiedził m.in. Oświęcim i Gdańsk. Usłyszał podziękowania za zniesienie wiz dla Polaków i rozmawiał z premierem Tuskiem m.in. o euroatlantyckich aspiracjach Ukrainy i sytuacji na Białorusi. Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz odbył podróż po Bliskim Wschodzie. Odwiedził Arabię Saudyjską i Katar. Prasa ujawnia, że metropolitą gdańskim, po emerytowanym abpie Tadeuszu Gocłowskim, ma zostać abp Leszek Sławoj Głódź. Były prezydent Lech Wałęsa skrytykował decyzję Benedykta XVI i stwierdził, że ten duchowny nie pasuje do diecezji. Jan Rokita, Kazimierz Ujazdowski i Rafał Dutkiewicz założyli razem portal internetowy Polska XXI. Według politologów, choć sami zainteresowani zaprzeczają, jest to wstęp do powołania nowej partii politycznej. Tego typu ugrupowanie byłoby bardziej groźne dla PO niż dla PiS. W katedrze polowej Wojska Polskiego w Warszawie pochowano szczątki zabitego w Katyniu majora Szymańskiego. Jego czaszka wywieziona jeszcze podczas ekshumacji dokonanej przez Niemców znalazła się w Instytucie Medycyny Sądowej w Kopenhadze. Przewieziono ją do kraju i na życzenie rodziny pochowano w kaplicy katyńskiej. W ubiegłym roku Polacy pracujący za granicą przywieźli do kraju 20,374 miliardów złotych. Jest to rekord. W 2006 roku była to suma 17,5 miliarda. Najwięcej pieniędzy trafia z Wielkiej Brytanii – 5 miliardów i z Irlandii – 4,5. Na trzecim miejscu znalazły się transfery od Polaków pracujących w Niemczech – 3,9 miliarda zł.
USA-PolSkA
negocjAcje tRwAją
Czy doczekamy się tarczy? Bartosz Rutkowski
W dalszym ciągu nie zapadła decyzja w sprawie tarczy antyrakietowej. – Jest dobrze – zapewnia generał Stanisław Koziej, doradca ministra obrony. Przecież to Amerykanom, a konkretnie prezydentowi Bushowi zależy, by tarcza antyrakietowa została sfinalizowana jeszcze za jego kadencji, tak więc nasz rząd może ostro licyto-
wać, jeśli chodzi o stawianie sojusznikom zza Oceanu warunków. Ale nie brakuje głosów, że już po tarczy, że kiedy w Ameryce odbędą się wybory i wygrają demokraci wtedy tarcza upadnie. Ponoć w czasie szczytu na Krymie Bush i Putin ustalili, że na razie o tarczy nie będą mówili, że zostawią to swoim następcom. Gdyby tak się stało, wtedy nie będzie modernizacji polskiej armii, nie będzie systemów obrony przeciwrakietowej typu Patriot. Wielu polskich analityków twierdzi, że za ostro z Amerykanami licytowaliśmy, nie tak jak Czesi, którzy szybko
się uwinęli z rozmowami i w zasadzie radar, jako element tarczy amerykańskiej mają już załatwiony. W zasadzie, bo pozostała jeszcze mała przeszkoda. To ugrupowanie „zielonych”, które jest podzielone co do tarczy. Kilku posłów tego ugrupowania może zdecydować, czy będzie w Czechach radar czy nie. – George W. Bush i Władimir Putin dogadali się ponad naszymi głowami – już prorokują politycy polskiej opozycji i jako dobry przykład rozmów o tarczy wymieniają poprzednią ekipę, która była już bliska podpisania ostatecznego porozumienia. Kiedy do władzy doszła Platforma
Zapłacili stanowiskami za CASE Pięciu wysokich oficerów lotnictwa straciło stanowiska. To kara za zaniedbania, jakie doprowadziły do katastrofy transportowej CASY, w której zginęło 20 pilotów, kwiat polskiego lotnictwa. Minister obrony Bogdan Klich nie wyklucza, że wielu oficerów stanie przed prokuratorem. A winnych dramatu pod Mirosławcem było wielu. Głównie ludzie. Najpierw załoga. Prawdą jest, że trzech prowadzących maszynę pilotów to doświadczeni ludzie, ale nie mieli oni wystarczającej liczby godzin wylatanych na tym typie CASY, który uległa katastrofie. Dowódca jednostki z Krakowa, który zadysponował taki, a nie inny skład załogi już stracił stanowisko. Sam odwołany buńczucznie mówił, że gdyby miał to zrobić jeszcze raz,
to dokonałby takiego samego wyboru załogi. – To skandal, że odwołany oficer tak się wypowiada, chyba nie zrozumiał, co się stało – słyszymy w biurze prasowym resortu obrony. Zawiedli też ludzie na lotnisku. Nie działał system ILS, który naprowadza maszyny w trudnych warunkach atmosferycznych. Zawiódł też człowiek, który prowadził do końca CASE, nie miał on zbyt dużego doświadczenia. Nie wiadomo dlaczego sygnalizator ostrzegający załogę maszyny o zbyt bliskim zbliżaniu się do ziemi był... wyłączony. Nie potwierdziła się informacja, jaka krążyła po Polsce, że niektórzy członkowie załogi i podróżujący maszyną oficerowie byli pod wpływem alkoholu. Członkowie komisji zaprze-
czają też, by na pokładzie maszyny umieszczono prywatny samochód, który mógł w krytycznym momencie doprowadzić do przeciążenia. Zaprzeczają też członkowie komisji, by w ostatniej fazie lotu ktoś niepowołany chwycił za stery maszyny. Zdaniem specjalistów, ten tragiczny lot CASY to jeden wielki skandal, który jednocześnie pokazuje, że w polskich siłach powietrznych źle się dzieje, że brakuje tam jasnych reguł postępowania, że jest samowola, nonszalancja, której nie powinno być ani na milimetr. To wszystko się zemściło w tym feralnym locie. – Musimy zrobić wszystko, by takich tragedii już więcej nie było. Straciliśmy tylu wybitnych pilotów, to się nie może powtórzyć – deklaruje minister Klich. (br)
Obywatelska, wywróciła negocjacje i zaczęła rozmowy od nowa okazało się, że nie doprowadziła sprawy do końca. Tarcza podzieliła nie tylko Amerykę i Rosję. Podzieliła też Polskę i naszych sojuszników z NATO, bo był kiedyś pomysł, by powstała taka natowska tarcza antyrakietowa. – Nie ma żadnych konkretów, nie umocniliśmy swej pozycji w Europie, a Ameryka daleko – twierdzi polska opozycja. – Nie załatwiliśmy tarczy szybko, teraz może jej nie być u nas wcale. Straciliśmy twarz nie tylko w oczach Ameryki, ale także Rosji i Europy zachodniej.
Porody Polek za Odrą – Chcemy, aby prokuratura sprawdziła, czy doszło do wyłudzenia pieniędzy z polskiego systemu ochrony zdrowia – twierdzą szefowie naszego Narodowego Funduszu Zdrowia. A chodzi o podejrzane – zdaniem urzędników – porody Polek w przygranicznym niemieckim mieście Szwedt. Od wejścia Polski do Unii w tamtejszym szpitalu rodziło już kilkaset Polek. Jeden poród kosztuje NFZ półtora tysiąca euro, w kraju taki poród kosztuje tysiąc złotych. Nic więc dziwnego, że nagły wysyp porodów Polek za zachodnią granicą wydał się podejrzany. (br)
Tajemnicze porwanie i morderstwo – Politycy, do gabinetów których udało mi się dostać zbywali nas. Pan Ryszard Kalisz nawet nie słuchał tego, co mówiłam, nie pomógł nam w niczym – mówi teraz Danuta Olewnik, siostra porwanego siedem lat temu i zamordowanego po dwóch latach kaźni Krzysztofa Olewnika. Z kolei sam Kalisz, dumny jak paw zapewnia, że to właśnie dzięki niemu – jak się wyraził – sprawa porwania została skierowana na właściwe tory.
POTRZEBNA JEST KOMISJA To jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych w powojennej Polsce. Politycy już domagają się powołania specjalnej komisji, która miałaby wyjaśnić, jak to się stało, że za tą sprawą – jak wszystko wskazuje – stali policjanci. Jak to się stało, że dwóch głównych przestępców, którzy organizowali to porwanie nie żyje, popełnili samobójstwo, a jeden z nich, który skończył ze sobą w ubiegłym roku był pod
wpływem alkoholu i narkotyków. Sekcja zwłok wyjaśni, jakie narkotyki były w jego organizmie. Nieoficjalnie mówi się, że była to amfetamina, a jej obecność występuje w organizmie pół roku. – Nie róbmy tylko z tej dramatycznej sprawy spektaklu politycznego – przestrzega Janusz Kaczmarek, były szef resortu spraw wewnętrznych. Porwany Krzysztof Olewnik być może zadarł z jakimiś policjantami, być może ci chcieli się na nim zemścić i na wykonawców porwania wyznaczyli rasowych kryminalistów. Być może zatarg z gliniarzami miał ojciec Krzysztofa, właściciel wielu zakładów mięsnych na Mazowszu. Faktem jest, że policja przez lata nie robiła w tej sprawie nic, prokuratorzy podobnie. Teraz dochodzi nowy sensacyjny wątek. – Z okupu za Krzysztofa Olewnika, który zrzucono z mostu Grota Roweckiego w trzech paczkach znaleziono tylko 100 tysięcy euro – mówi Jerzy Dziewulski, były policjant, antyterrorysta i poseł SLD. – Dwóch nieżyjących
już gangsterów zgarnęło 30 tysięcy, jeden siedzący w więzieniu – 70 tysięcy. Gdzie pozostałe 200? – pyta. Jerzy Dziewulski przyznał, że w tej sprawie zrobił za mało. – Rozmawiałem z ministrami, posłami, ale nie chcę wymieniać nazwisk. Zakładałem, że mogą być pewne niedopatrzenia, ale dziś widzę dobrze możliwość współpracy policjantów z przestępcami – powiedział Dziewulski. – Zrobiłem, co mogłem, ale przyznaję publicznie, że za mało.
POLICJA NIE ROBIŁA NIC Poważnych „niedopatrzeń” dopuścił się m.in. naczelnik policji z Radomia o nazwisku Minda. – Nie było rozpoznania operacyjnego, nie było sprawdzenia anonimu z miejscem pobytu porwanego i nazwiskiem sprawcy, nie było nagrywania rozmów z porywaczami – wspomina Dziewulski. Wszystko wskazuje, że były przecieki do gangsterów z Centralnego Biura
Śledczego. Jeden ze świadków, zaraz po wyjściu z przesłuchania usłyszał groźbę od osób ze stojącego koło samochodu. Musieli wiedzieć, że był on świadkiem i że w tym czasie będzie w tym miejscu. To właśnie oficerowie tej formacji wozili na przesłuchania szefa grupy, która porwała Krzysztofa. Ten gangster powiesił się w celi w ub. roku. Był pod wpływem alkoholu i narkotyków. Franiewski, który popełnił samobójstwo w areszcie w czerwcu 2007 był chwiejny psychicznie. Wystarczyło go poczęstować wódką i amfetaminą, by zrobił dosłownie wszystko. Rodzina Olewników płaciła miliony złotych za informacje, między innymi pracownikowi detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Pieniądze od Olewników miał też wziąć jeden z byłych szefów CBŚ. Za kilka dni rodzina Krzysztofa Olewnika ma się spotkać z ministrem sprawiedliwości. Siostra zapowiada, że nie spocznie, nim nie wyjaśni wszystkich okoliczności śmierci brata.
Bartosz Rutkowski
|11
nowy czas | 11 kwietnia 2008
świat Zimbabwe
wciąż beZ wyników
Mugabe nie rezygnuje
Chorwacja i Albania w NATO
mikołaj Skrzypiec Wciąż brak oficjalnych rezultatów wyborów prezydenckich w Zimbabwe. Od głosowania upłynęło już 13 dni, co według opozycji i obserwatorów jest wystarczającym dowodem na to, iż rządzący krajem prezydent Mugabe próbuje zafałszować jego wyniki. Do tej pory nie wiadomo czy któryś z kandydatów, uzyskał wymaganą do zwycięstwa w pierwszej turze przewagę. W sobotę prezydent ma spotkać się z liderem opozycji, Morganem Tsvangirai, na specjalnym szczycie w Zambii. Atmosfera w Zimbabwe jest coraz bardziej napięta. W ubiegłym tygodniu, wierne prezydentowi Mugabe rzesze weteranów wojennych wyległy na ulice stolicy Harare, manifestując poparcie dla swojego lidera. Według relacji nielicznych zachodnich reporterów obecnych w Zimbabwe, grupy weteranów rozpoczęły też na polecenie Mugabe atakowanie farm należących do białych farmerów. Jest to tylko jeden z zabiegów, których używa politbiuro prezydenta i jego partia – Zanu-PF w obliczu porażki wyborczej, do której nie chcą się
›› Robert Mugabe z żoną Grace w czasie wyborów prezydenckich oficjalnie przyznać. Ma to służyć jeszcze większemu zastraszaniu ludności w kraju, w którym od czasu wyborów panuje bardzo niepewna sytuacja. Wyniki wyborów parlamentarnych, w których większość miejsc oficjalnie wygrała opozycja MDF (Movement for Democratic Change), wciąż mogą ulec
zmianie. Rządząca Zanu-PF zgłosiła skargi co do rzekomych nieprawidłowości aż w 21 okręgach. Opozycja natomiast wniosła oficjalny protest do sądu najwyższego, by zmusić komisję wyborczą, do podania wyników wyborów prezydenckich. Sąd ma wydać orzeczenie w poniedziałek.
Szczyt NATO w Bukareszcie dobył się bez sukcesów, ale i bez większych sporów. Do Paktu zaproszono Chorwację i Albanię. Na skutek protestu Grecji, zaproszenia nie otrzymała Macedonia, co przyjęto ze smutkiem w Bułgarii. Delegacja Macedonii opuściła szczyt jeszcze przed jego zakończeniem. Z kolei na skutek sprzeciwu Paryża i Berlina odłożono na później także zaproszenie do wstępnych programów NATO Gruzji i Ukrainy. Przebywający na szczycie prezydent Lech Kaczyński wspierał obydwa kraje. W Kijowie pod ambasadami Niemiec i Francji odbyły się pikiety. W Bukareszcie doszło też do spotkania Lecha Kaczyńskiego z kanclerz Angelą Merkel. Z kolei Władimir Putin miał grozić prezydentowi Bushowi, że w przypadku wejścia Ukrainy do NATO Rosja doprowadzi do oderwania części jej terytorium. Prezydent Bush spotkał się z Putinem na Krymie. Pożegnalne spotkanie nie przyniosło żadnych konkretów. Prezydenci zgodzili się tylko co do tego, że się w niczym nie zgadzają. (mn)
tydzień w skrócie W Afganistanie doszło do dwóch przypadków najechania na miny polskich żołnierzy. W sumie trzy osoby zostały ranne, a jeden żołnierz zginął. Sztafeta olimpijska może zostać wstrzymana. Powodem są protesty na całej jej trasie. W Paryżu zgasł nawet olimpijski znicz. Olimpiadzie bojkot jednak nie grozi. Ustalono, że amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice podpisze w Pradze umowę o budowie tarczy antyrakietowej na początku maja. Z wielką pompą otwarto pierwsze od 40 lat przejście graniczne pomiędzy turecką a grecką częścią Cypru. Przejście było jednak otwarte tylko kilkanaście godzin, po czym greccy Cypryjczycy oskarżyli drugą stronę o złamanie porozumienia i granicę znowu zamknęli. W Chinach trwają prześladowania Tybetańczyków i innych mniejszości. Zatrzymano 70 Ujgurów. Na Kubie chyba dzieje się coś w rodzaju „pierestrojki”. Na zjeździe pisarzy poruszano tematy, które za czasów Fidela Castro były całkowitym tabu.
|
kwietnia 008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Sen o szkole Krystyna Cywińska
Nie jestem zwolenniczką artykułów-kobył, rozkraczonych na kilku stronach pisma. Bo jeśli taki artykuł rusza nawet z kopyta, to kończy się zadyszką. Głównie czytającego. Ale przebrnęłam przez trzy bite strony, szpalta po szpalcie „Raportu o stanie niemożności”. Raport ten opracował dr Dariusz Tereszkowski-Kamiński. Opublikował go w zeszłym tygodniu nasz „Nowy Czas”.
Czego ten raport dotyczy? Mówi o szkole lub akademii dla polskiej młodzieży w Wielkiej Brytanii. W dużej mierze subsydiowanej przez skarb brytyjski. Szkoły dla młodzieży skazanej na niski poziom państwowego szkolnictwa w tym kraju. Zdarza się, że tu szkoła bardziej demoralizuje niż wychowuje. Stara emigracja dobrze ten problem znała, choć czasy były inne i inny skład etniczny w szkołach. Staraliśmy się ten problem rozwiązać. Głównie własnymi siłami i z własnej inicjatywy. Powołano do życia Macierz Szkolną. Zbierano fundusze. Stworzono sieć szkół sobotnich. A przez lata emigracja mogła kształcić swoich synów w internatowej szkole ojców Marianów w pięknym, zabytkowym Fawley Court. A córki w pięknej szkole w Pittsford prowadzonej przez zakonnice. Każda emigracja bez dopływu świeżej krwi jest skazana na starzenie się, na zamieranie, na asymilację. Dzieci wychowywane w polskich szkołach sobotnich czy internatowych wsiąkły w życie brytyjskie. A ich dzieci już w tych szkołach polskich nie umieszczano. Mimo wielu wysiłków, trzeba je było zamknąć. Piękny Fawley Court skazany jest na przejście w obce ręce. Nowa imigracja ma znowu podobny, choć jeszcze gorszy problem. I musi go sama rozwiązać, własnymi siłami. Siły starej emigracji są wyczerpane, fundusze w większości też. Wojenna emigracja od dawna cierpi na starczy uwiąd organizacyjny. I ma teraz pełne prawo do spoczynku na laurach, la-
rach i penatach. Dajcie jej spokój! I nie zawracajcie sobie głowy mitami o Polonii. Śródtytuł w tym raporcie, „Potęga Polonii”, ma uzasadniony podtekst ironiczny. Polonia to nie tylko pogłowie. To zorganizowana gospodarka mająca prężne instytucje i spore fundusze. A takiej nowej gospodarki jeszcze tu nie ma. Jest tylko resztówka tej starej. Nowa Polonia jest niczym rozpierzchła trzoda. Kowbojów wam trzeba, nowa imigracjo! Kowbojów i prezesów nadających wam jakiś wspólny cel i kierunek. Autor raportu o stanie niemożności w kwestii szkoły nie dostrzegł tego stanu zgrzybienia starej emigracji. Uwierzył emigracyjnym mitom powielanym w internecie. O święta naiwności! Przeczytał, że Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii ma około 120 organizacji. Z prezesami, sekretarkami, biurami i telefonami. A tu tymczasem prawie same martwe dusze. Szyldy bez sklepów, sklepy zamknięte. Prezesi po zawałach, udarach, w fotelach na kółkach. Telefony odcięte i głuche. Cmentarna cisza i niemoc. I niemożność ożywienia tych organizacji mimo prób i apeli. Dwa małe pokoje w POSK-u i jedno ksero. Żona prezesa jako sekretarka, przestarzałe broszury po kątach. Fasada i fanfaronada. Jeden niestrudzony, dożywotni prezes dr Jan Mokrzycki i jeden dożywotni, niestrudzony rzecznik Wiktor Moszczyński. I wsparcie z funduszu po byłym Skarbie Narodowym. I mało kto z nowego pogłowia ma ochotę w tym fasadowym Zjedno-
czeniu się trudzić czy zatrudniać. A Związek Lekarzy, o którym autor raportu też wspomina, bo liczył na jego pomoc, dawno już nie funkcjonuje. Zamarł, odkąd przestał nim zajmować się kosztem własnych sił dr Kazimierz Nowak. I tu lekcja poglądowa dla przyszłej Polonii. Organizacje i stowarzyszenia funkcjonują przeważnie dzięki jednej lub kilku osobom. Społecznym działaczom z przyrodzenia. A jeśli ich zabraknie, padają. I nawet hrabiowie lekarze, jak w przypadku skostniałego Związku Lekarzy, nie zdołają ich ocucić z zapaści. W większości tutejszych dawnych organizacji, jak na bankiecie u hrabiny Kotłubaj, ogólna niemożność. Polonijna nowa trzoda, jak się rzekło, sama musi zebrać się do kupy i zabrać do działania. Stworzyć własne organizacje, fundusze i metody nacisku na różne władze. Krajowe czy brytyjskie. Raport dr. Dariusza Tereszkowskiego-Kamińskiego, pisany piórem w pocie czoła i w krwi serdecznej maczany może poruszy polskie władze. Może, choć to wątpliwe. Pomysły i projekty ludzi postronnych nie są mile widziane przez wysoko postawionych urzędników. Czyli tych, od których ich realizacja mogłaby zależeć. Z prostej przyczyny. Nie oni, ci postronni, będą nam sugerować i narzucać to i owo dla dobra obywateli. Bo od tego my jesteśmy! A skoro nam, do tego powołanym, podobne projekty nie przyszły do głowy, nie będziemy sobie nimi głowy zaprzątać. A
takich nudnych natrętów jak autor wymienionego raportu odsyłamy od Annasza do Kajfasza. Raport nabity na trzech stronach jest tych odsyłek sprawozdaniem. Fakt po fakcie, spotkanie po spotkaniu. A na spotkaniach z urzędasami, wiadomo! Przeważnie deklarują to, co po spotkaniach mogą odwołać. Dręczy mnie teraz pytanie, czy ta nowa, płynna imigracja zdoła utrzymać polską szkołę czy akademię. Nawet znacznie wspomaganą przez rząd brytyjski. Czy są na to przekonujące statystyki? Dotyczące polskiej młodzieży w wieku szkolnym? Obliczone na lata? I dane o rodzicach chętnych do zapisywania dzieci? W raporcie brak tych statystyk i danych, nawet pi razy oko, co mnie wprowadziło w stan niemożności rozeznania sytuacji. Mimo dobrych chęci. I proszę autora raportu niech też nie liczy na pomoc Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych. Bo słuch o niej zaginął po hucznych w POSK-u obchodach w roku 2003 z okazji 10-lecia jej zebrań, oracji, owacji i biesiadowania. Jedynym tej rady osiągnięciem, pośrednio, jest Karta Polaka. Głównie dzięki upartej o nią walce Heleny Miziniak, byłej prezydent zmumifikowanej rady. No cóż, gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Niezły to sposób na niemożność. Proszę to wziąć pod uwagę i niech wam się mimo wszystko ziści sen o szkole. PS. I nie pytam skąd się pan tu wziął, bo ja, stara emigrantka, też nie wiem, skąd się tu wzięłam i po co?
Dwaj panowie D. Przemysław Wilczyński
Straszne rzeczy dzieją się z bohaterami dzieciństwa: Święty Mikołaj okazuje się być wujem Marianem z przyklejoną do brody watą, a ulubiony z lat szczenięcych piłkarz zostaje obwołany oszustem kupczącym co drugim ligowym meczem.
Teraz, kiedy furorę w Glasgow robią Artur Boruc i Maciej Żurawski, przypomina mi się piłkarska prehistoria. Polskim piłkarzom na Wyspach od zawsze było trudno. Wyspiarski styl gry – szybki i twardy – nie pasował do naszego, w którym był zwykle czas na spokojne przyjęcie piłki. W latach 80. na Wyspy nie wyjechał chyba z Polski nikt. W latach 90. wybrali się tam dwaj panowie Dariuszowie. Obaj wylądowali w Glasgow, w którym dziś triumfy święcą Boruc z Żurawskim. Zanim nastała era Dariuszów, był początek lat 80. – w Polsce okres trudny, ale dla polskiej piłki najlepszy chyba w historii. Dla mnie był to początek marzeń o tym, by zostać słynnym piłkarzem (o tym marzą prawie wszyscy chłopcy). A ściślej: początek marzeń, by zostać Zbigniewem Bońkiem. Pierwszy mundial, który oglądałem w miarę świadomie, odbył się w Hiszpanii. Boniek strzelił tam cztery bramki (trzy z Belgią i jedną przeciwko Peru), a Polacy zajęli trzecie miejsce (to
jeden z większych sukcesów polskiej piłki). Do dziś pamiętam mecz z Belgią – niewiele jeszcze z tego wszystkiego rozumiałem, ale czułem już chyba, że dzieje się coś w polskiej piłce ważnego. Kolejny mundial nie był już tak wesoły, bo odpadliśmy po sromotnej porażce z Brazylią w jednej szesnastej finału. Był jeszcze Piechniczek i Boniek, ale odbywała się na polskiej scenie futbolowej zmiana pokoleniowa. Do pierwszego szeregu przechodziła powoli kolejna generacja, a w jej szeregach moi nowi piłkarscy bohaterowie: dwaj panowie D. Pierwszy miał rzadki talent: z piłką potrafił zrobić wszystko. Bajeczna technika i fantazja na boisku były niestety – jak co i rusz donosiła prasa – wprost proporcjonalne do techniki i fantazji wypełniania kufli i kieliszków w barze (tu podobno – w odróżnieniu od boiska – pan Dariusz odznaczał się dodatkowo całkiem niezłą szybkością). Talent – ten piłkarski – pana Dariusza dostrzegł trener Antoni Piechniczek, zabierając D. na mundial do Meksy-
ku, w którym piłkarz ten asystował przy jedynym dla Polski golu. Drugi Dariusz grał na lewym skrzydle. Do dzisiaj pamiętam jego rajdy i piekielnej siły oraz precyzji strzały lewą nogą – nawet z ponad 30 metrów – po których bramkarze byli bezradni. Lewa noga D. – to była marka w Polsce niepowtarzalna. Obaj Dariusze spotkali się w latach 80. w Legii Warszawa. Obaj nieraz zagrali w reprezentacji. Obaj wkrótce wyjechali na Wyspy (nie lada była to wówczas sensacja) i niestety obaj swoją grą na Wyspach nie zachwycili. Obaj też – po nieudanej raczej karierze w stolicy Szkocji – tułali się jeszcze jakiś czas po Wyspach, grając dla słabszych drużyn. Obaj w końcu – po zakończeniu kariery – zajęli się trenerką, jeden nawet z dużymi sukcesami (dwoma mistrzostwami Polski). Dlaczego wspominam dziś piłkarską prehistorię i panów D.? Po pierwsze dlatego, by przypomnieć, kto przecierał na Wyspach szlaki Boruca i Żurawskiego. Po drugie zaś, bo poruszony jestem po raz
kolejny, jak blakną po latach idole z dzieciństwa. Oto bowiem właśnie jeden z rzeczonych panów D. – a ściślej Dariusz Wdowczyk (ten z piekielnie precyzyjnym i silnym strzałem lewą nogą) – okazuje się być wujem z przyklejoną do brody watą; oto mojego idola z lewego skrzydła reprezentacji z lat 80. wyprowadza dwadzieścia lat później z mieszkania kilku smutnych panów z CBA. Wyprowadza i wiezie do prokuratury – postawić zarzut kupczenia meczami. Od mundialu w Hiszpanii mija dwie i pół dekady – zbliżają się przełomowe dla nas Mistrzostwa Europy. Dariusz W. – jeśli nie okaże się, że to wszystko to jakaś pomyłka (czego mu życzę) – może imprezę obejrzeć nawet zza krat. Drugi pan Dariusz – Dziekanowski – usiądzie obok Leo Beenhakkera na ławce trenerskiej reprezentacji Polski. Oby, między innymi dzięki jego fantazji (tej piłkarskiej) Polacy powtórzyli osiągnięcia z pięknych lat, w których dwaj panowie D. wchodzili na piłkarska scenę.
|13
nowy czas | 11 kwietnia 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Posypały się na nas gromy, ale też i pochwały, jednocześnie. Okazją był kontrowersyjny pogląd naszego felietonisty oraz sprawy, o których wszyscy mówią, ale nikt nie pisze. Felietoniści mają to do siebie, że są poza kontrolą. Niesforna nacja. Niejedna redakcja z ich powodu zbankrutowała, co zresztą dobrze świadczy o tych redakcjach. Bo to właśnie felietoniści mają przełamywać ścianę milczenia, często stosując drastyczne środki. I często krytycy widzą tylko te drastyczne środki. To tak, jak w starej chińskiej opowiastce – Mistrz palcem pokazywał uczniom Księżyc, wszyscy patrzyli na palec, ale nikt na Księżyc. Tak się złożyło w ostatnim numerze „Nowego Czasu”, że nie tylko felietonista zgrzeszył. Poruszyliśmy również dwa inne tematy, które wywołały duże zainteresowanie naszych czytelników. Jeden z nich to „Raport o stanie niemożności”. Nawet nie artykuł, a swego rodzaju dokument, zapis próby zrealizowania pomysłu założenia polskiej akademii na Wyspach. Pomysłu dobrego, albo złego – w takie oceny redakcja nie wchodzi udostępniając swoje łamy. Liczył się temat, który rodzi mnóstwo pytań, niekoniecznie związanych z edukacją. To są pytania ważne, dotyczące naszej obecności w Wielkiej Brytanii. Te pytania można jedynie zadać w debacie publicznej, a w przypadku amorficznej i milionowej emigracji najlepszym forum pozostaje gazeta. Dyskusje internetowe mają trochę inny charakter. Zjawisko masowej emigracji przerosło wszelkie oczekiwania. Rodzą się problemy, które rozwiązywać trzeba niejako w biegu. Takim problemem jest edukacja. Nie można oczekiwać, że zasłużona i działająca w innych wa-
runkach Macierz Szkolna ten problem rozwiąże sama. Nawet jeśli ograniczyć nasze potrzeby do szkół sobotnich. Ile tych szkół potrzebujemy? Czy mamy wystarczającą liczbę nauczycieli? Środki finansowe na ich opłacenie? Lokale, pomoce naukowe? Pytań jest znacznie więcej, ale najważniejsze dotyczy stopnia zaangażowania władz krajowych, a konkretnie Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nie znając nawet dokładnej liczby dzieci w wieku szkolnym, można bezpiecznie założyć, że istniejące struktury są niewystarczające. Czy w związku z tym zamiast I sekretarza do spraw nauki i oświaty (dawniej radcy naukowego) przy Ambasadzie RP w Londynie, którego kompetencje ograniczają się do informowania, nie należałoby stworzyć przedstawicielstwa MEN odpowiedzialnego przynajmniej za szkoły sobotnie z przyzwoitym funduszem zapewniającym zatrudnianie najlepszych kadr i programem nauczania dostosowanym do potrzeb tutejszych dzieci, programem, który uwzględni kontynuację nauki w Polsce, jeśli rodzice dziecka zdecydują się na powrót w trakcie kursu szkolnego? Wymiana opinii jest potrzebna, szukajmy rozwiązań wspólnymi siłami, wtedy będą one lepsze. I tutaj widzę poważną rolę dla polskich mediów na Wyspach, które powinny być forum dyskusyjnym, a nie zapisem jedynie słusznych poglądów, zwykle banalnych, czy też zbiorem relacji na temat życia białych myszek, w dodatku w przestrzeni wirtualnej. Tak przynajmniej widzimy swoją rolę w „Nowym Czasie”. Nic więcej.
absurd tygodnia W związku z inauguracją nowego portalu Polska XXI.pl założonego przez polityków, którzy wypadli z głównego nurtu, albo tam jeszcze nie byli (Jana Rokitę, Kazimierza Ujazdowskiego i Rafała Dutkiewicza) wypowiedzieli się publicyści i naukowcy, którym brakuje świeżego powietrza na salonach politycznych. Liczą na nową możliwość, zresztą podobnie jak inicjatorzy portalu, debaty publicznej na tematy ważne. W tych wypowiedziach wyróżniają się oczekiwania prof. Jadwigi Staniszkis, która między innymi zauważa: „Ponadto tematem aktualnym i wymagającym głębszej refleksji jest traktat regulujący UE jako innowacyjna metoda radzenia sobie ze złożonością: rozpoznanie granic władzy i uniformizacji, refleksyjne zarządzanie, tożsamość określana przez warunki brzegowe pola alternatyw, ekonomia norm, wiele sposobów obowiązywania prawa, odwrót od uniwersalistycznej utopii a nawet – zmiana cywilizacyjna, manipulowanie nieokreślonością, nawiązania do ruchu otwartego programowania. I gdzie tu absurd? A czy wąż ma ogon? Wyłącznie ogon. Ostrzegamy szczególnie manipulatorów nieokreślonością.
Wacław Lewandowski
Rachunek krzywd Szykuje się kolejna polska awantura polityczna, która ma wielkie szanse na światowy rozgłos. Jej zwiastunem jest wypowiedź prezesa PiS na temat zapowiedzianej przez premiera ustawy o zwrocie mienia zagrabionego przez władze komunistyczne. Jarosław Kaczyński powiedział: „Biedni potomkowie obywateli II Rzeczypospolitej nie mogą płacić bogatym potomkom obywateli II Rzeczypospolitej”, niedwuznacznie sugerując, że będzie radził swojemu bratu-prezydentowi zawetowanie ustawy. O co chodzi? Dlaczego PiS nagle występuje przeciwko zwrotowi skradzionego przez komunistów mienia? Myślę, że powód jest oczywisty, choć nigdy nie zostanie oficjalnie wyjawiony. Premier Tusk podczas wizyty w Izraelu ogłosił, że Polska upora się z problemem zwrotu mienia żydowskiego w stopniu takim, na jaki państwo polskie stać. Dodał, że przygotowywana ustawa nie będzie dotyczyć żadnej wybranej grupy obywateli czy byłych obywateli polskich, lecz obejmie wszystkich, którzy utracili mienie. Każdy z ograbionych (lub jego spadkobier-
ca) otrzyma rekompensatę w wysokości jakiejś części wartości zagrabionego majątku. Na razie nie wiadomo, jaka to będzie część – 10, 15 czy 25 proc. – to zostanie określone w ustawie po szczegółowym wyliczeniu możliwości finansowych państwa. Ustawa tego rodzaju jest bardzo potrzebna i oczekiwana z dawna nie tylko przez środowiska żydowskie, ale przez wszystkich, którym PRL wyrządził majątkową krzywdę. Jest szansą na częściowe powetowanie tych strat i rozliczenie rachunku krzywd. Dlaczego więc prezes PiS przeciwko niej występuje? Wydaje mi się, że Jarosław Kaczyński wykorzystuje nadarzającą się okazję odzyskania elektoratu spod znaku Radia Maryja, ściślej: tych wszystkich, do których przemawiają tezy głoszone przez Jerzego Roberta Nowaka, tak na antenie, jak i w cyklu objazdowych spotkań, jakie Nowak odbywa w całej Polsce. Od dłuższego już czasu ten ideolog toruńskiej rozgłośni mówi o żydowskim spisku, mającym na celu rozgrabienie Polski i zubożenie Polaków. Mówi też, że obecny rząd owym żydowskim knowaniom ulega i żydow-
skie polecenia wypełnia. Jest, niestety, w Polsce spora grupa ludzi, którzy chcą takich prelekcji słuchać i dają im wiarę. Ich głosy utracił Jarosław Kaczyński po historii z Traktatem Lizbońskim i teraz chce je odzyskać, tak jak chce odzyskać przychylność o. Tadeusza Rydzyka. Aby to osiągnąć, Jarosław Kaczyński jest gotów uderzyć w świętą zasadę poszanowania własności prywatnej z siłą równą tej, z jaką gwałcili tę zasadę komuniści. Jest też gotów ponownie skompromitować swego brata oraz swój kraj na międzynarodowej arenie. Nie ma bowiem wątpliwości, że ewentualne prezydenckie weto zastosowane wobec tej ustawy sprowokuje światową prasę do pisania o antysemityzmie Polaków i o Polsce jako kraju rasistowskim. Wydaje się, że prezes PiS jest tak rozgoryczony utratą poparcia „rodziny Radia Maryja”, że nie zawaha się przed niczym, co mogłoby mu to poparcie przywrócić. Jeśli tak będzie, wystąpi także przeciwko wszystkim rozsianym po świecie Polakom, którym nikt do tej pory nie zrekompensował dawnych krzywd i strat majątkowych.
14|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
wyspiarskie klimaty
Być albo miedź Tomasz Tułasiewicz
Po erze handlu wymiennego wynaleziono pieniądz. Dokonali tego ponoć Fenicjanie lub Lidyjczycy w VII wieku p.n.e. Słyszałem jednak o plemionach, które jako waluty używały morskich muszelek. Ich życie musiało być łatwiejsze – wystarczyło usiąść na plaży i czekać na... przypływ gotówki. Pieniądz zmienił oblicze ziemi. I w przenośni, i dosłownie. W krótkim czasie przedmiotem pożądania człowieka przestały być konkretne dobra – jak bydło czy zboża – ale coś, za co można było je kupić. Wspomnianą ziemię rozryto w poszukiwaniu złota, srebra, tytułowej miedzi oraz klejnotów. Wprawdzie dawni Słowianie rozliczeń między sobą dokonywali za pomocą płatów skór, później sukna i lnu (płatów – stąd polskie słowo „płacić”!), jednak metale i kamienie szlachetne z czasem zdominowały i ich handel. Są bowiem bardzo trwałe, zajmują mało miejsca i można je przechowywać przez dowolnie długi czas bez żadnego uszczerbku na jakości. Teoretycznie kamyki polne mają takie same właściwości, ale są po prostu zbyt powszechne. Surowce używane jako środki płatnicze muszą być na tyle rzadkie, żeby nie każdy miał do nich dostęp, a ich pozyskanie kosztowało dużo trudu i wyrzeczeń. Wspomnijmy tylko pobieżnie słynną „gorączkę złota”. Wprowadzenie pierwszych banknotów dla wielu było szokiem. Nijak nie mogli zrozumieć, jak można zamienić szlachetne metale na nietrwały papier. Kolejnym takim szokiem było pojawienie się pieniędzy wirtualnych, których dziś używamy wszyscy: płacąc kartą, dokonując przelewów czy je na swoje konto przyjmując. Interesujące – waluta traciła masę przez wieki, by w końcu pozbyć się jej całkowicie.
Zło absolutne? Niektórzy ryzykują tezę, że pieniądze są źródłem całego zła na tym świecie. To przecież dla nich – w ostatecznym rozrachunku – wszczyna się i toczy wojny; co rusz słyszymy też o morderstwach i napadach na tle rabunkowym. Kradzieże, dokonywane przez zło-dziei (czyli „czyniących zło”) mają tylko jeden cel. Wiadomy. Przy tym Biblia jednoznacznie mówi, że nie można równocześnie służyć Bogu i Mamonie, choć termin „Mamona”
ma tam znaczenie szersze niż tylko bogactwo. Jednak rozumowanie takie myli skutek z przyczyną. Pieniądze są tylko narzędziem – neutralnym, póki nie stają się celem samym w sobie. To nimi wspieramy organizacje charytatywne, których jest tak wiele na Wyspach. Ale dla ich pozyskania niektórzy gotowi są na wszystko; dlatego przy całej swojej neutralności narzędzia pieniądze stały się nośnikiem sprzyjającym rozpowszechnianiu zła na skalę globalną. Ale jest to zło wynikające z ludzkiej natury, nie z natury pieniądza. Spójrzmy, jakie filmy są najbardziej „kasowe”? Takie z przemocą i z możliwie dużą dawką seksu, która, nota bene, stale się zwiększa. Przemoc panoszy się zresztą na ekranach jeszcze bardziej niż seks. Przytoczę zasłyszane gdzieś zdanie odnoszące się do klasyfikacji filmów względem wieku odbiorców: „Całowanie piersi od lat osiemnastu; cięcie ich tasakiem – od piętnastu”. Nie kuriozalne? Takie właśnie wytwory kinematografii, na dodatek w ten sposób klasyfikowane, sprzedają się najlepiej. Dlaczego? Bo ludzie chcą je oglądać. I nie ma wśród nas nikogo, kto do przemocy i seksu podchodzi obojętnie, choć jedni z entuzjazmem (większość), inni z obrzydzeniem. Ci ostatni robią im często bardzo skuteczną (anty)reklamę, bo zazwyczaj ich emocje są znacznie silniejsze niż wzmiankowanej większości. To popyt rodzi podaż, nie na odwrót. A ów popyt bezpośrednio przekłada się na zysk, więc producenci wypuszczają na rynek obrazy coraz to okrutniejsze i coraz bardziej szokujące. Niekoniecz-
nie dlatego, że je lubią. Raczej dlatego, że przynoszą im mamonę. Tak zwana szeroka publiczność uwielbia oglądać łamanie norm i obyczajów.
Funt a sprawa polska Sprawa dochodów dotyczy nas, „wyjechanych” Polaków, bezpośrednio. Gromadnie – w rozumieniu Brytyjczyków – przyjechaliśmy na Wyspy. Niektórzy z nas tylko dla języka, inni dla kobiet lub mężczyzn, ale większość dla pieniędzy. I wszyscy chyba przyznają, że tutaj żyje się łatwiej. Pod względem finansowym, oczywiście. Ale jak wielu z nas, schowawszy do szuflady dyplomy, pracuje tu znacznie poniżej swoich kwalifikacji? Nie moralizuję, sam nie jestem wyjątkiem. Polski kościół na Ealingu w każdą niedzielę pęka w szwach. Zdumieni londyńczycy widzą dziesiątki Polaków, którzy klęczą przed nim, ponieważ wewnątrz nie ma już miejsca. W większości to młodzi mężczyźni, którzy zostawiwszy w kraju swoje rodziny, pracują w Londynie na chleb dla nich. Najczęściej na chleb i plazmę. Niestety, i statystyki, i tak zwany zdrowy rozsądek podpowiadają, że ta pogoń za lepszym życiem kończy się w wielu przypadkach życiem gorszym, bo samotnym. I nic to, że żyjemy w dobie telefonii i internetu. Telefony i internet wystarczają do pracy na odległość, ale nie do podtrzymywania prawdziwej więzi między ludźmi. Z czasem stajemy się sobie obcy – taką tylko ikonką na Skype, która czasem przybiera obraz ukochanego/ukochanej i mówi to, co chcemy usłyszeć. Doskonale rozumiem, że świetnie
zapowiadający się filozof pracując w Anglii dwa razy mniej niż w kraju zarobi dwa razy więcej. Dodatkowo na zmywaku pracują tylko ręce, a umysł jest wolny – jak to mówi Mariusz, mój dobry znajomy z poprzedniej pracy. Wolny do przemyśleń, ale czy wolny od przemyśleń? – Co ja tu robię? Co ja robię z siebie? – pyta siebie samych mnóstwo z nas. – Czy nie lepiej by było...? Oczywiście nie ma uniwersalnej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Każdy musi odpowiedzieć na nie sam, chociaż zazwyczaj zajmuje to wiele czasu. A i nie wszystkim się udaje. Niekiedy dla materialnej strony życia wyrzekamy się swojego dotychczasowego ja, licząc na to, że dzięki temu „kiedyś” będziemy mogli do niego wrócić. Być (sobą) albo mieć – oto jest pytanie. Aktualne od zawsze, ale dla nas, Polaków pracujących na Wyspach, szczególne. Można i być, i mieć – powie niejeden z nas. Raczej młody, raczej singiel, może związany z drugim singlem albo kimś, kogo uważa za swoją drugą połowę, ale na pewno niezbyt związany z krajem. Albo ten, który szczęście znalazł już tutaj. Lub sprowadził rodzinę, a ta umiała odnaleźć się na obcej ziemi. To niestety niezbyt częste zjawisko. Zastanów się, Czytelniku – czy jesteś jednym z tych szczęśliwców?
tyrać i pić Osobną grupę stanowią ludzie, którzy takich pytań sobie nie zadają. Po prostu żyją. Pracują zwykle dużo, mało odpoczywają. Jednak to, że nie zastanawiają się ani nad sobą, ani nad światem wokół i własną w nim rolą
nie wynika raczej z braku czasu. To kwestia mentalności. Przypominam sobie piątkową, pijacką konwersację z anonimowym dziś dla mnie Polakiem w jednym z pubów na Ealingu. Za dnia harował na budowie, wieczorami zaś – proszę wybaczyć słowo, bo prawdziwe – chlał. Pochlawszy razem z nim, ale jak zawsze żądny wiedzy, zacząłem człowieka wypytywać. O pracę (łatwa – nie łatwa; opłacalna – nie opłacalna). Wreszcie o samo życie, rozumiane przeze mnie w aspekcie szerszym niż utrzymanie (czy jest ono proste?) – Praca ciężka, życie trudne – stwierdził. A kasa to nie wszystko. – No więc czemu tak żyjesz? – zapytało wreszcie z wnętrza mojego organizmu jedno z wypitych piw. Trudno zapomnieć to zapite, ale jakże zdumione spojrzenie, jakie na mnie skierował. – A ty co, filozof jakiś? Ciężko tyram, k...a, nie wystarczy? Ponieważ bardzo szanuję czytelników „Nowego Czasu”, udałem się na łowy. Łowy opinii. Zasięgałem ich u różnych źródeł, a jednym z nich była znajoma ekspedientka. Zdziwiona dziewczyna usłyszała z moich ust zupełnie bezpardonowe pytanie, nie poprzedzone żadnym wstępem (niebezpodstawnie liczyłem na efekt zaskoczenia): – Co uważasz za ważniejsze: być czy mieć? – Być – brzmiała, czy nawet grzmiała, natychmiastowa odpowiedź. – Ale być kim lub czym? – indagowałem bezlitośnie. – Tylko być, czyli istnieć fizycznie, czy istnieć świadomie? – Istnieć świadomie! Ale ja nie wiem, nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Cytat z pamięci, ale dokładny. Raczej nie wymaga komentarza.
kasa i sZlachetność Stolica Wielkiej Brytanii jest szczególnym miejscem. To miasto ogromnych możliwości i płonnych często nadziei. Miasto, w którym jest wszystko. Przy tylnym wyjściu restauracji, w której niegdyś pracowałem, wieczorami kręciły się pewne gryzonie. – Szczury, szczury, szczury! – skomentował to przypadkowy przechodzień. – Czego chcesz, przecież to Londyn! – zwróciłem się do niego ze śmiechem. – Wyścig szczurów trwa!!! Złoto, srebro, klejnoty: święta trójca materializmu. Wszystkie z nich cenne, bo rzadkie, mało ich na świecie. To niesamowite, ale całe złoto wydobyte od początków ludzkości i stopione w bryłę zmieściłoby się na jednym statku! Który pewnie zaraz by zatonął. Dlaczego więc tak mało cenimy sobie uczciwość i szczerość? Bo na kłamstwie i niegodziwości zarabia się więcej? Czy wynika to z odmiennej i wykluczającej się natury uczciwości i pieniądza? Mam nadzieję, że nie – same pieniądze uważam przecież za niezbędne do normalnego życia, neutralne narzędzie. A może przyczyna jest inna – może te pozytywne wartości nie są aż takie rzadkie, jak może nam się wydawać?
|1
nowy czas | 11 kwietnia 2008
rozmowa na czasie dają to newsy amerykańskie, czy tak, jak pisze się w Europie na ten temat. Muzułmanie nie uznają wizerunków, obrazów swego Boga. Przywoływanie go w ten sposób jest dla nich bardzo obraźliwe. Kapuściński pisał o tym przez całe życie, trzeba gdzieś być, by móc o tym rozmawiać. Punktem wyjścia do poznania danej kultury jest szacunek do niej. Jak to jest z dystansem do przedstawianego problemu? Jak jest w przypadku, kiedy przedstawiasz konkretną osobę?
– Ja się raczej nie odnoszę personalnie do kogoś w swoich rysunkach, tylko staram się problem traktować ogólnie. Tak naprawdę rysunkiem można zwracać uwagę. Nie sądzę, że rysunkiem można zmienić kawałek świata, ale można u pewnych ludzi, którzy lubią skrót, szukają sedna sprawy zwrócić uwagę na coś istotnego. To jest w rysunku prasowym, karykaturze, cel. Tekst tego nie załatwi. Ludzie, którzy decydują o sprawach ważnych są często mocno zajęci, czytają przeważnie tylko nagłówki tekstów, więc grafika do nich przemawia od razu i bezpośrednio. W gazetach niemieckich czy francuskich zdjęcia i grafiki zajmują połowę czy nawet całą stronę, w polskich są dużo mniejsze. Dlaczego?
W młodości siła Przekonywał Marek Wojciech Chmurzyński – dyrektor Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego w Warszawie 3 kwietnia otwierając wystawę prac Pawła Kuczyńskiego i Andrzeja Lichoty, znanego Czytelnikom „Nowego Czasu” autora rysunków, artysty, grafika, malarza. Z ANDZREJEM LICHOTĄ po wernisażu rozmawiał Maciej Steppa
Przyjechałeś na wernisaż z siedmioletnim TeDem, czemu on ma taki duży nos?
– Tam się mieści jego temperament...
wyzwala niczym nieskrępowane poczucie humoru. Człowiek spokojny o byt częściej kieruje spojrzenie na rzeczy nowe i odnajduje w tym coś, z czym sam może się skonfrontować.
Jakie cechy TeD odziedziczył po Tobie?
– On dziedziczy cechy pozytywne, bo to, że TeD ma duży temperament to jego cecha pozytywna. Jednocześnie jest pomimo swojego niskiego wzrostu bardzo okazały – to też jest cecha pozytywna. Jak na małego Polaka, trochę spryciarza, trochę aktora, trochę filozofa i komentatora tego, co się dzieje w naszym społeczeństwie, jest bardzo udaną postacią. C zy poczucie humoru Polaków świadczy o tym, że są teraz bardziej optymistyczni?
– Poczucie humoru wyzwala się w dwóch okolicznościach, albo w sytuacji nadziei na coś, tak jak to było w Polsce w czasach tzw. komuny, wtedy istniały podziemne kabarety, działy się różne fajne rzeczy i okazało się, że poprzez śmiech można zacząć obalać totalitaryzm w naszym kraju. Satyrą można rozwalić beton. Drugim takim momentem, kiedy ludzie się śmieją, jest poczucie swobody i wolności. Jeżeli ludzie w kraju, w którym żyją czują się bezpiecznie, mogą poświęcić czas na to, żeby zastanawiać się więcej nad sobą. Poszukują sposobów jak się rozerwać, tak aby wypełnić swoje życie czymś, co jest dalekie od pracy, od zajmowania się prostymi obowiązkami, jak zapewnienie sobie bytu, kupno mieszkania, samochodu. To jest krok do przodu wobec samego siebie i to też w ludziach
Obserwowałem będąc niedawno w Londynie fenomen angielskiego poczucia humoru. To jest chyba ich sposób bycia i sposób na życie?
– A ja niedawno czytałem wywiad z Johnem Cleese i okazuje się, że Monty Pyton powstał jako protest przeciwko Anglii wiktoriańskij, zamkniętej w sztywnym, lordowskim podejściu do wszystkiego. Konserwatywnej aż do bólu. Ktoś to musiał przełamać, trafiło się to Cleese’owi, który zrobił doskonałą rzecz, nieco flegmatycznym konserwatystom dodał mnóstwo uroku... Dobrze byłoby pamiętać, że to poczucie humoru, które się przypisuje Anglikom, nie było ich cechą od zawsze. Śmiech w kulturze chińskiej czy japońskiej jest formą ataku lub obrony, bronią.
– Tak, śmiech wyzwala ogromną energię... A jak odmienne poczucie humoru może wpływać na społeczeństwo, łatwo się było przekonać w Belgii. Nie sądzisz, że karykatura Mahometa przedrukowana w „Rzeczpospolitej” to było przegięcie?
– To chyba poszło za daleko. Byłem w Teheranie na festiwalu filmowym i pod koniec dwutygodniowego pobytu zacząłem trochę rozumieć tamten świat. Wiem, że nie wygląda tak, jak po-
Skąd pomysł, aby ożywić TeDa? Robisz o nim, czy raczej z jego udziałem filmy?
TeD, jak wspomniałem, ma duży temperament. Już go rozsadzało w tych rysunkach i historyjkach. Chce się rozwijać w różnych kierunkach. Bada od jakiegoś czasu świat filmowy. Trochę mu się to udaje, bo już ze swoimi filmami zaistniał m.in. w Budapeszcie, na międzynarodowych festiwalach w Polsce, był pokazywany w Teheranie. Sporą oglądalność zanotował w internecie, choć dotychczasowe filmy nie były zrealizowane tak, jak bym sobie tego życzył ze względu na to, że animacja jest bardzo drogą i trudną techniką. Przygotowujesz obecnie filmy dla TVN…
To pozwoliło narodzić się ZeDowi, który jest kuzynem TeDa. ZeD będzie występował w TVN 7 w nowej ramówce jako gwiazda stacji komentując różne wydarzenia ze świata filmu i także sławne dokonania światowych reżyserów. Czemu taka pisownia – TeD?
To mój własny skrót od słów The End, z których wypadły pewne litery i powstał TeD jako ostatnia myśl w pociągu relacji Warszawa–Kraków.
– Kultura przekazu prasowego na Zachodzie musi być bardziej dynamiczna, bo tam jest większa konkurencja. Z tego, co wiem, przeglądając różne pisma, są to rzeczy graficznie dopracowane. Ale dziennik Polska The Times, w którym mam swoją rubrykę komentatorską, drukuje bardzo duże rysunki... Czy nie masz poczucia, że wartość rynkowa grafiki prasowej jest niewspółmierna do wartości obrazów czy innych form?
– Trudno przecenić wartość grafiki prasowej. Jednym z wymiarów jest wartość finansowa wynikająca ze współpracy z pismami. Od dziesięciu lat żyję z tego, co robię i jest nie najgorzej. Wartością jest także to, że można się czymś z ludźmi dzielić w sposób bardzo indywidualny w formie wypowiedzi. To także udział w życiu społecznym, aktywny udział w tym, co myślą albo mogą myśleć inni. To jest rodzaj publicystyki. Wiele rysunków powstaje z ręki, pomysły rodzą się w trakcie realizacji. Bywa, że sam jestem zaskoczony tym, co na koniec widzę. Czasami się z tego uśmieję, czasami się tego przestraszę. Ta nieodgadniona spontaniczność, zaskoczenie... po prostu mnie bawi. Wracając do kwestii wartości rysunku – można sobie w wolnym czasie malować... albo robić filmy...
››
Andrzej Lichota (z prawej) i Maciej Steppa podczas warszawskiego wernisażu; obok: w młodości siła – udowadnia artysta Poniżej TeD w swojej roli
16|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
nasza polska
Awaria Łódź okiem emigranta marynarze Łodzi przecież o to chodzi żeby to wytrzymać dymy trzeba dymać dużo trzeba walić ale się nie chwalić za baniaki Jacek Bieleński
Powiadają, że to miasto dla twardzieli. Coś jak wódka z red bullem. Nagłe uderzenie w tył głowy. Miasto-kontrast. Wracając tutaj masz uczucie jakbyś nigdy nie wyjechał. Atrybuty toksycznego związku miłość i nienawiść – nagłe rozstania i nieoczekiwane powroty. Metropolia jednej ulicy, porażająca zawiesina patologii i wylęgarnia nowych zjawisk. Marazm i rozwój. Piękno brzydoty i tandeta piękna. Moja Łódź jest mroczna. To nie kicz Piotrkowskiej i szkoła filmowa, nie fabryka Phillips, Manufaktura i Galeria Łódzka. Dla mnie to agresywne, pełne magii i metafizyki obdarte z pozorów zwierzę bez skóry. Z nerwami na wierzchu, zamarły w półskoku ociężały kot. Jak ulał pasuje tutaj angielskie powiedzonko: no pain, no game. Industrialny ogród uciech minimalnych. Czyściec – ani dobrze, ani źle – tak w połowie, pomiędzy, w oczekiwaniu. To miasto odwiedzających je po raz pierwszy ludzi nigdy nie pozostawia obojętnymi. Czujesz je, tę trudną do zdefiniowania wibrację albo jak najszybciej chcesz uciec, skapitulować. Teraz miasto przypomina folder reklamowy firmy budowlanej. W intencjach, staty-
stykach i przewidywaniach to pełen progres i stolica inwestycji. To fuzja wizjonerstwa i robotniczych tradycji. To nowoczesne galerie, biura i kościoły, podziemny dworzec i europejski rozmach. Odkładając na bok kolorowe zapowiedzi, czas na spacer po mieście.
ZABETONOWANY AZYL Bardziej uderza rozpad niźli wzrost. Z mijanych twarzy bije frustracja i marazm. Wszystkiego jest jakby mniej – ludzi, ulic, sklepów. Ogromne billboar-
dy nachalnie krzyczą tłustymi literami: Jest praca! Pod imponująco nowoczesnym Urzędem Pracy raczej nie widać kolejek. Co rusz rzucają się w oczy ogłoszenia „zatrudnię” – potrzebni roznosiciele ulotek, ekspedienci, fryzjerzy, sprzedawcy. Od ręki można znaleźć pracę tego rodzaju, jednak gorzej z dobrze płatną i prestiżową posadą. Większość ulic to place powolnej budowy, często teatr tak dobrze znanych łódzkich absurdów. Jedni zaczynają, by w chwilę potem ktoś odkrył uchybienia i błędy i zarządził zmianę
planów. Cóż to za problem rozkopać pół jednej z większych ulic w mieście, a później odkryć, że jednak nie może powstać tam droga, gdyż zagraża ona stojącym nieopodal zabytkom. Można zacząć budowę nowoczesnego stadionu o standardach światowych, by okazało się w połowie budowy, że na środku boiska trzeba będzie ustawić betonową kolumnę, gdyż konstrukcja jest za słaba. Przypomina to historię sprzed kilku lat, kiedy to chluba Łodzi – Filharmonia – bez mała pokazowy sukces łódzkiej architektury miał zaraz po bu-
dowie jeden drobny feler, a mianowicie w pięknych wnętrzach stały kubły na cieknącą z dachu deszczówkę. Jak to zwykle, najlepiej wiedzie się zatrudnionym w instytucjach państwowych i administracji, co widać na upublicznionych w Urzędzie Miasta rozliczeniach podatkowych. Weźmy dla przykładu jedną instytucję – Akademicki Ośrodek Inicjatyw Artystycznych przy Zachodniej. Na rozliczeniu dyrektora pokaźna sumka. Jedno z najlepiej wyposażonych i usytuowanych instytucji kulturalnych w Łodzi o totalnie zaprzepaszczonym po-
płaczu” w Londynie, gdzie mężczyźni czekali na nieznajomego buildera, który da im pracę. Myślałam, że tę wieś niewiejską, bo zamiast krów przy domach hoduje się jabłka, jakoś ta Europa ominie, że się uchowa i do Europy raczej nie wyjedzie. I nie wyjechała. Do Europy. Wyjechała do Warszawy, bo żaden z moich głuchowskich znajomych, gdy rozmawiali-
śmy kiedyś o tak zwanej przyszłości, w żaden sposób nie potrafił jej sobie wyobrazić dalej niż w Warszawie, bo była na wyciągnięcie ręki, na godzinę jazdy autobusem grójeckiego PKS-u. Bo była szczytem marzeń i osiągnięć życiowych – żeby tak można jakoś urządzić się w Warszawie... Nie spotkałam więc nikogo z dawnych kolegów w barze u Pana Tadeusza, gdyż pojawiają się tam tylko na weekendy, latem, kiedy trzeba pomóc rodzicom zrywać te nieszczęsne jabłka. Europa i owszem, sama do Głuchowa zawitała w osobie Niemca, który kupił przetwórnię pulpy jabłczanej. I pod postacią drogi szybkiego ruchu, która już od pół roku buduje się z unijnych funduszy. Niestety powstaje tuż przy samej wsi, właściwie we wsi nawet, bo domy rozciągają się po obu stronach drogi. W ten sposób atmosfera panuje jeszcze bardziej niewiejska, w dodatku do nadleśnictwa wybetonowano chodnik. Ludzie opowiadali mi tak: – Syn pracuje w Warszawie, a jak się dorobi, to będzie budował tu dom, bo ile to samochodem potem dojeżdżać? I w ten sposób wieś nie umrze. Już nie tylko Konstancin, Piaseczno czy Raszyn to stołeczne sypialnie. Sami
Wieś Elżbieta Sobolewska We wsi Głuchów pod Grójcem jest nadleśnictwo, motel, bar u pana Tadeusza, nowoczesny sklepik „osiedlowy” i zabytkowy sklep, kiedyś GS-owski, teraz prywatny, z zachowaną atmosferą sprzed lat. Jest jeszcze woda na kształt zalewu, nad którą podobno tętniło kiedyś latem życie, były nawet plany rozwojowe, ale jakoś rozeszły się po kościach. W kościółku, raz w tygodniu ksiądz z sąsiedniej wsi odprawia mszę, choć przejechał w nocy pijaka. Małżonka jego bardzo ponoć księdzu podziękowała, jak się we wsi plotkowało, bo życzliwość ludzka nie zna przecież granic. Głuchów otoczony jest zewsząd sadami, bo sadownictwo kwitnie tutaj od wieków. Nie tylko w makro-, ale i w mikroskali przydomowych jabłoni czy
czereśni. Nadleśnictwo świeci późnym latem pustkami, kiedy ten i ów jest na urlopie, by zerwać to, co mu łaskawie na drzewach urosło. A już o świcie rozpoczynają się owocowe podróże do odległej o 40 kilometrów Warszawy. Na targu pod halą Banacha czy gdziekolwiek na ulicy sprzedaje się świeże owoce, by wrócić do domu z owocem zarobku. Dlatego „grójeckie ludzie”, jak tu niektórzy mawiają,
na zachód garną się nie bardzo. Za to Grójec i Warka stają się miejscem sierpniowo-wrześniowych pielgrzymek zarobkowych sąsiadów z Ukrainy. Pielgrzymki już nie takie jak kiedyś, bo zarobek jest mniejszy, lecz na dworcu kolejowym w Warce nadal spotyka się gromady koczowników czekających na sadownika, który ich wynajmie do roboty. Jak niegdyś bywało pod „ścianą
|17
11 kwietnia 2008 | nowy czas
nasza polska tencjale. To jest trochę taki symbol zapowiadanej łódzkiej rzeczywistości. Z zewnątrz imponująco i nowocześnie. W środku układy, ciasnota umysłowa i kombinowanie. Dyrektor zrywa współpracę z instruktorem, podając jakieś absurdalne powody, gdy ten otwarcie przyznaje się do bycia gejem. Jawnie i skrycie dubbinguje się pracowników. Buddyjski wykład odbywa się tylko dzięki nieobecności dyrektora, jednak z udostępnieniem sali Młodzieży Wszechpolskiej nie ma problemów. I tak dalej… Drugi przykład rozreklamowany do bólu festiwal Progressteron. Rozwojowo – rozrywkowy festiwal dla kobiet. Rozwojowy raczej dla organizatorów i być może uczestników, jednak nie dla prowadzących warsztaty trenerów i terapeutów. Dla nich raczej „rozrywkowy”. Z edycji na edycję organizatorzy tną koszty i wynagrodzenia, choć z roku na roku jego popularność, a tym samym opłacalność, wzrasta. Zainteresowanie twórców raczej ogniskuje się na wpływach z biletów, niż komforcie pracy przyciągniętych na lep „ogólnopolskiej reklamy i prestiżu” prowadzących warsztaty. Prowadzenie zajęć po raz pierwszy przez nowo pozyskanych trenerów odbywa się za darmo, organiza-
torzy wysyłają lakonicznego maila składającego się z informacji kiedy, gdzie i efektownego żegnam. Kiedy już znajdą się chętni na warsztat, ku zdziwieniu trenerów okazuje się, że obiecane wcześniej zwroty kosztów nie zostaną zwrócone, a festiwalowy debiutant jest raczej skazany na samego siebie, gdyż nikt za bardzo nie wykazuje zainteresowania i chęci pomocy. Z fragmentu sloganu reklamowego: Dla siebie, dla bliskich, dla świata – tylko pierwsza część wydaje się być adekwatna. I ciekawi fakt, czy patron medialny Zwierciadło opublikuje krytyczne recenzje tej imprezy, które niewątpliwie dotrą do redakcji. Łódzkim „matkom Polkom”, które w większości przygniata ciężar realiów tego miasta, taka impreza jest jak najbardziej potrzebna, jednak z tak wątpliwą współpracą z osobami współtworzącymi przecież jego sukces niebawem stanie się autoparodią.
Będą atrakcje i nagrody rzeczowe. Założenie własnego biznesu stanie się dziecinnie proste, w życie wejdzie projekt taniego państwa, a w telewizji nie będzie się kompromitował prezydent. Urzędnicy nie będą się prześcigać w chamstwie i niekompetencji, a Zakład Ubezpieczeń Społecznych prócz wyśmienicie działającej biurokracji, pięknych biur, placówek i komorników będzie się kojarzył z czymś dla ludzi. Ta krótka wycieczka po Łodzi uderza jednym podstawowym spostrzeżeniem, które odzwierciedla się w faktach. Miastu ubywa mieszkańców. Ludzie ci wyje-
chali. W różne, normalne miejsca w Europie. Odkryli tam, co to znaczy żyć w kraju, gdzie się ich szanuje i daje szansę. I istnieje taki scenariusz – oni pewnego dnia wrócą. I wtedy dużo się zmieni. Przywiozą nie tylko pieniądze, ale coś znacznie bardziej wartościowego – zmianę myślenia. Ile jeszcze będziemy udawać, że ta największa w historii naszego kraju migracja jest tylko uzasadniona finansami. Ten duszny kraj po prostu wymaga wietrzenia. I ta fala świeżości pewnego dnia nadejdzie.
Nie wystarczy wybudować, pomalować, udekorować, tworząc sielankowy obraz dla potrzeb portali internetowych i potencjalnych inwestorów. Miasto to ludzie. Łodzianie znają zasady tej odwiecznej gry – niedotrzymywanych
obietnic, niezrealizowanych zamierzeń i pozorów prosperity. Dość szybko obmywają oczy z mydlin codziennych pseudorewelacji. Ten stan ciągłego niedokonania i zawieszenia odzwierciedlają ich ciała snujące się niczym cienie po nierównych, pełnych odchodów i śliny chodnikach. Z jednej strony ciągle słyszymy o tym, że sam David Lynch będzie „robił” w Łodzi, a z drugiej strony promuje się tandetę wątpliwej wartości artystycznej czy nawet rzemieślniczej dekoracje w stylu rzeźb fabrykantów, przemieniając Piotrkowską w odpustowy deptak. Łódź dnia dzisiejszego to rozklekotany, stary, odrapany tramwaj z tabliczką „Awaria”, jadący po nowych torach nie wiadomo dokąd, przeklinany przez czekających wieczność pasażerów. To absurd nowo powstałych parkomatów i nieprzejezdnych ulic. To spektakl odgrywany przez aktorów na widzach w teatrze powszechnym. To wciąż układy i absurdy. Dość. Rzućmy trochę światła. Dajmy szansę i kredyt zaufania. Po raz kolejny. Zaczęli budować – skończą. Powstanie Eldorado. Za kilka lat dostaniemy piękne zaproszenie do Ziemi Obiecanej.
warszawiacy kupują ziemię w Głuchowie i dojeżdżają. A gdy droga będzie szybsza, to wieś się jeszcze bardziej zaludni. Z takiej drogi to zresztą płyną same pożytki. W sklepie GS-owskim ruch, bo „chłopy potrzebują się po robocie napić”, pan Tadeusz wieczorami nie zdąża nasmażyć placków ziemniaczanych z gulaszem, a przystanek do Warszawy przesunęli bliżej tych, co ich najwięcej mieszka. Oby już tak pozostał. Nie chciałam jednak uwierzyć panu Tadeuszowi, pani Kazi ze sklepu i garstce ludzi na przystanku, że nikt z tego Głuchowa za granicę Warszawy nie pojechał. Poszłam więc do fryzjerki, co mi ją sąsiadka poleciła, że jest z naszej wsi i sobie niedawno otworzyła w Grójcu zakład za pieniądze rodziców sadowników. Fryzjerka musiała coś wiedzieć. Zawsze należy pytać fryzjerkę, jeśli chce się udowodnić prawdę statystyczną. A ta okazała się cieniutka. Wyjechało trzech. Jeden do Holandii, jeszcze nie wrócił, drugi pięć lat temu do Australii, wrócił i otwiera restaurację. – W Grójcu? – A kto by chciał w Grójcu restaurację otwierać i do Grójca w ogóle wracać, jak już był w Australii? W Radomiu otworzy. A jeden wyjechał do Irlandii przed czterema laty
i będzie wracał, bo się ma żenić. O, ten to zaoszczędził. Kupił dwa mieszkania chyba w Kielcach i działkę, wiem bo jego mamę strzygę, panią Alę. Tam pracują z dziewczyną po dwanaście godzin, jeżdżą do staruszków i pomagają się im ogarnąć. Od dwóch lat już mieszkają sami, a pani Ala wspomina czasem jak to im paczkę posłała na początku. Teraz – mówi – nic nie chcą brać, bo wszystko sobie mogą tam kupić. Po to są, żeby zarobić i wrócić. I będą interes otwierać. Bo ja myślę, że jak już jechać, to właśnie odłożyć i wracać na swoje, już nie pchać się nigdzie tutaj do pracy, bo co to za praca jest za osiem złotych. Ludzie, z tych co wiem, że wyjechali, to jednak wracają i próbują coś swojego. Nawet jeden mój znajomy fryzjer z Grójca pojechał do Anglii i tam jest fryzjerem podobnież. W poniedziałek rano, wydawać by się mogło, że pusto będzie u takiej fryzjerki, a tu klientka za klientką i wszystkie się znają i wszystkie trajkoczą. Zaczęłam o zagranicy, żeby jakoś je do wynurzeń zachęcić. Problem w tym, że nawet jeśli kogoś w rodzinie mają, kto wyjechał i telewizję oglądają i Wiadomości, gdzie często coś o Londynie się mówi, to i tak niewiele na ten temat ma-
ją do powiedzenia. Bo ich to nie dotyczy, a jak dotyczy, to bezrefleksyjnie. Dzieje się i już. Te kilka pań z okolicznych wsi nie miało zdania na temat emigracji. – Niby tak mówią, że problem wielki, ale od nas wcale tak dużo nie ma tych emigrantów. I kiedy opowiadałam, że może stąd to niedużo, ale w ogóle to dużo i różne problemy, przez pracodawców wykorzystywanie do wyborów na burmistrza Londynu głosowanie, po polsku w bankach mówienie i policjantów po polsku uczenie, to panie słuchały, ale nijak opowieścią moją nie chciały się przejąć, w dyskusji wziąć udział, do dyskusji się sprowokować. Przestałam wreszcie te głupoty opowiadać i choćbym się chciała nawet pochwalić, żem nie stąd, a stamtąd, to wcale nie byłby to powód do chwalenia, bo kto nie stąd, to nie swój i nie wart bardzo, żeby się nim przejmować. Tutaj, a może wszędzie, walorem jest bycie tutejszym. Brak zaufania do „obcych” jest zrozumiały, ale brak jakiegokolwiek nimi zainteresowania jest dziwaczny. Może to dziwactwo jest mazowieckie? Taka cecha regionalna, że podejrzanym jest ten, kto tu przyjeżdża, a kto wyjeżdża, podejrzanym jest bar-
dziej jeszcze. Bo po co wyjeżdżać? Robotę da się jakoś załatwić, zawsze ktoś gdzieś pracuje i kogoś, jakoś gdzieś wcisnąć może. Czasem za drobną opłatą. Czy to mazowiecka cecha? Wróciłam PKS-em do Głuchowa. Na chodniku spotkałam panią Małgosię, kadrową z nadleśnictwa, która jak zwykle od trzech lat, kiedy ją spotykam, z troską w głosie i współczuciem w oczach pyta mnie, czy wracam i czy niedługo. Troska pani Małgosi jest oczywista, bo „głuchowskie” ludzie za granicę nie wyjechały, bo jak już ktoś musiał za tę granicę jechać, to widać bardzo kiepsko z nim było, bo tutaj nigdy w życiu nie przyszłoby nikomu do głowy, że za granicę można jechać ot tak, bez wyraźnego powodu. Zarobić i wrócić z pomysłem na interes, taki wyjazd znajdzie usprawiedliwienie. Ci z pomysłem oczywiście do wsi czy miasteczka już nie wracają. Do Radomia albo Kielc jadą, a ci z większą gotówką próbują w Warszawie. Wciąż jednak zostają na Mazowszu. Nie żeby tak pięknie i dobrze było, brzydziej tu i gorzej z urzędniczą organizacją niż choćby na zachodzie Polski, ale zawsze gdzieś się jakoś kogoś znajdzie, co popchnie dalej. I zawsze, jeśli będzie miał wybierać, pchnie
swojego, choćby ten z zewnątrz, który też próbuje, lepiej się zapowiadał. Nie jest to cecha tylko mazowiecka. Do czasu nowej drogi Głuchów przeszedł jedną poważną rewolucję w ostatnich dziesięciu latach. Mianowicie gmina postanowiła opisać wieś ulicami. Już nie ma pana Cwena pod numerem 153, lecz jest pan Cwen z ulicy Parkingowej, bo nazwy niekiedy dostosowano do okoliczności. Dom, który odwiedziłam, wypadł na ulicy Słonecznej. Potem z kolei już nie rewolucja, ale mała insurekcja spotkała mieszkańców Głuchowa, którym państwo nakazało zmienić dowód na plastikowy. A wraz ze zmianą dowodu okazało się, że sąsiedzi z tej samej ulicy, mieszkają w dwóch odrębnych wsiach. Ba, małżonkowie nie dzielą tego samego łoża, bo pani Jadzia mieszka na Słonecznej, a pan Leopold na Podolu, choć faktycznie oboje mają wspólną kuchnię. U Poleszczuków dwa domy dalej, sytuacja odwrotna, ona z Podola, on z Głuchowa. Ale nikomu nie chce się tutaj z urzędem gminy wojować. Jak sobie zarządzili, tak mają, a my i tak tutejsi. Jak w sadzie u Pana Boga.
Holly Łódź
Marcin Piniak
Elżbieta Sobolewska
18|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
podróże w czasie i przestrzeni
Od kiedy Tybet jest pod władzą Chin? W marcu 1959 roku z letniego pałacu Norbulingka w Lhasie zniknął władca Tybetu zwany Oceanem Mądrości, czyli Dalaj Lama. Kilka tygodni później pojawił się on po południowej stronie Himalajów, w Indiach. W ślad za nim ruszyły tysiące jego współziomków.
Włodzimierz Fenrych Dla Tybetańczyków, którzy dotychczas nie wyścibiali nosa poza swój kraj, nastąpił okres Wielkiej Emigracji. Szła fala za falą, efekty kolejnych pomysłów Przewodniczącego Mao – Wielkiego Kroku Naprzód, Okresu Tysiąca Kwiatów, Rewolucji Kulturalnej. Indie pod rządami Nehru były krajem demokratycznym, wobec czego udzieliły schronienia uchodźcom. Dla Tybetańczyków w Indiach stworzono obozy w miejscowościach położonych wysoko w górach, w klimacie w miarę przypominajacym Tybet. Sam Dalaj Lama zamieszkał w miejscowości Dharamsala położonej na stokach Himalajów. Byłem w tych miejscowościach, spotkałem tych uciekinierów. Nie przypominają wcale uchodźców z Pa-
lestyny, którzy w obozach mieszkają przez kilka pokoleń czekając na zmiłowanie. Tybetańscy uchodźcy są bardzo dynamiczni, robią wrażenie lepiej wykształconych od okolicznej ludności hinduskiej, bardzo często mówią płynnie po angielsku. Umieją liczyć i wiedzą jak prowadzić mały biznes (większy pewnie też). Zachodni turyści napotykają wszędzie małe hoteliki oraz chińskie restauracje prowadzone przez Tybetańczyków. Nie zapominają bynajmniej swojej religii, w miejscowościach zamieszkałych przez Tybetańczyków powstają nowe klasztory, gdzie większość mnichów to ludzie zupełnie młodzi. Nie zapominają również swego kraju, przez cały czas prowadząc kampanię informacyjną. Dzięki tej kampanii ja dzisiaj wiem, że jeśli przedstawiciel chińskiego rządu twierdzi, że Tybet stanowi część Chin od XII wieku, to kłamie. Jak było naprawdę? Przypomnijmy: w 1209 roku Mongołowie pod wodzą Czyngis Chana najechali na Chiny i w krótkim czasie podbili je całkowicie. Niezależnie od tego podbili również Tybet, a także
››
Iran, Rosję i Ukrainę. Władca Mongołów został chińskim cesarzem, więc zgodnie z chińską logiką wszystkie kraje pod jego władzą należy traktować jak część Chin od średniowiecza. Wygląda na to, że Polakom się upiekło, bo niewiele brakowało, a Polska też by od średniowiecza do Chin należała. Pomiędzy Mongolią a Tybetem od tego czasu stosunki są szczególne – mongolski chan ze wszystkich religii najbardziej upodobał sobie tybetańską formę buddyzmu, dlatego nakazał tybetańskim mnichom wprowadzić ją w Mongolii. Związek między tymi krajami istniał również wtedy, kiedy Chiny uzyskały niepodległość; to właśnie jeden z władców Mongolii nadał przywódcy Tybetu tytuł Ocean Mądrości. Chiny uzyskały niepodległość w 1368 roku, kiedy to dynastia Ming wygnała Mongołów z kraju. Wygnała ich jednak tylko z rdzennych terenów Chin, wszystkie inne terytoria imperium Mongołów pozostały poza zasięgiem jej władzy. Dynastia Ming wszystkim krajom, które chciały handlować z Chinami stawiała warunek – mogą to robić tylko ci, którzy uzna-
Z lewej (u góry): chorągiewki modlitewne w Himalajach; mantra buddyjska przy ścieżce wokół rezydencji Dalaj Lamy w Dharamsali w Indiach; powyżej: ceremonia w świątyni; u góry (z prawej) tybetańscy mnisi dmący w trombity na dachu klasztoru
ją zwierzchność chińskiego cesarza. Kraje takie jak Korea, Wietnam czy niezależne wówczas królestwo Okinawy nie miały z tym problemów; była to formalność. Chińczycy nie wtrącali się ani do polityki wewnętrznej, ani do zagranicznej. Zdaje się, że starczyło, by za zwierzchnika uznał cesarza kapitan statku wpływającego do portu w Kantonie – w annałach wasalami cesarza są Portugalia, Holandia i Anglia. Kraje te istotnie prowadzily handel z Chinami w tamtych czasach, więc ktoś musiał hołd złożyć. Czyli Polakom się znowy upiekło, a Anglikom już nie – to przecież oczywiste, że Anglia od kilkuset lat jest częścią Chin. Kolejna data to rok 1644 – upadek chińskiej dynastii Ming, najazd Mandżurów. Mandżurowie to lud spokrewniony z Mongołami, wyznający tybetańską odmianę buddyzmu. Podbiwszy Chiny, ich władca został oczywiście cesarzem. Mandżurowie podbili również Mongolię, Tybet oraz Turkiestan Wschodni, czyli Ujgurię. Rządzący wówczas w Tybecie Dalaj Lama nie chciał rozlewu krwi i bez wielkich ceregieli uznał mandżurskiego cesarza za swego zwierzchnika, natomiast król Mandżurów, buddysta, uznał Dalaj Lamę za swego duchowego mistrza. Teoretycznie tym sposobem Dalaj Lama stał się najwyższym rangą dostojnikiem buddyjskim w całym cesarstwie, stąd porównanie do papieża. Oczywiście ani Mandżurowie, ani Chińczycy nie wtrącali się w wewnętrzne sprawy Tybetu. Ta sytuacja wasalnej zależności istniała do 1912 roku. Tego roku ostatni monarcha dyna-
stii mandżurskiej abdykował, a rządzący w Tybecie III Dalaj Lama nie złożył feudalnego hołdu prezydentowi Republiki Chińskiej. Tybet stał się niepodlegly. Wielka Brytania wysłała tam odrębne poselstwo. Wydawane były własne znaczki pocztowe oraz paszporty uznawane w świecie. XIII Dalaj Lama postanowił nie wstępować do Ligi Narodów, co być może było błędem. Republika Chińska zajęta była wojnami domowymi, ale kiedy wojny się skończyły – skończyła się niepodległość Tybetu. W 1949 roku przewodniczący Mao ogłosił powstanie Chińskiej Republiki Ludowej.W 1950 roku dotychczasowy prezydent Czang Kai-szek uciekł na Taiwan, a komunistyczne wojska Mao zajęły całe kontynentalne Chiny. W 1951 roku wojska te wkroczyły do Tybetu (przypomnę – dotychczas niepodległego). Młodziutki wówczas XIV Dalaj Lama, chcąc uniknąć rozlewu krwi, zgodził się na to, by Tybet został autonomicznym rejonem Chińskiej Republiki Ludowej. Wkrótce okazało się, że ta „autonomia” z niezależnością ma niewiele wspólnego, a Dalaj Lama był jak kardynał Wyszyński – mógł się zgodzić na wiele, ale istniała pewna nieprzekraczalna granica. W 1959 roku Chińczycy zaczęli wprowadzać komunistyczne porządki na wzór chiński. W Lhasie wybuchło powstanie, pierwsze z długiego szeregu. Zostało krwawo stłumione, podobnie jak wszystkie następne. Jednakże zanim się to stało – Dalaj Lama ulotnił się z pałacu Norbulingka.
|19
11 kwietnia 2008 | nowy czas
takie czasy
Polaka portret idealny Przemysław Kobus Polskie media przykładają dużą wagę, by pokazywać naszych rodaków za granicą w jak najlepszym świetle. Ostro reagują na jakiekolwiek przejawy dyskryminacji, ich wykorzystywania czy też poniżania. To pozytywny przejaw. Problem w tym, że coraz częściej obrona Polaków wydaje się nieuzasadniona, bo na złe traktowanie sami sobie zapracowaliśmy. Przekaz medialny jest tymczasem jednoznaczny – znów się nas bezpodstawnie czepiają.
Polak-złoDziej Łata złodzieja przylgnęła do Polaków, szczególnie w Niemczech, już na początku lat 90. minionego wieku, gdy otwarto granice między Polską a Niemcami. Wielu naszych rodaków rzeczywiście wybierało się za Odrę w jednym celu, na tzw. jumę. Nie oznaczało to nic innego, jak kradzieże; w sklepach spożywczych, elektronicznych. Sporo kradzieży miało miejsce w drogeriach, dzięki czemu na czarnym polskim rynku można było za stosunkowo niską cenę nabyć markowe perfumy czy kremy. Do tego doszły jeszcze kradzieże samochodów. Z tego ostatniego procederu słyniemy w Niemczech niestety do dzisiaj. Media miast negować te zachowania, pokazywać sprawy Polaków zatrzymanych za granicą, wolały temat przemilczeć. Mówiło się tylko o najgłośniejszych sprawach, jak np. napady na sklepy jubilerskie. Ale mówiło się tylko wtedy, gdy w zatrzymaniu bandytów miała udział polska policja. Pozostałych zagranicznych statystyk kryminalnych polscy dziennikarze woleli nie oglądać. A było co. Co gorsze, w Niemczech i dzisiaj policyjne rubryki ze wskazaniem obywatelstwa pełne są wpisów „Polen”. Media wolą jednak skupić się na innych przypadkach. Weźmy na przykład ostatnie wzmożone kontrole – już po wejściu do strefy Schengen – na pograniczu saksońsko-dolnośląskim. Niemiecka policja zaczęła ponownie kontrolować dokumenty i samochody Polaków, ponieważ nastąpiła fala kradzieży pojazdów (nowych, używanych), do tego złodziejskie grupy okradały wyposażenie aut; poduszki powietrzne, nawigacje GPS, radioodtwarzacze.
man
&
Zatrzymano wielu Polaków, ale polskie media problem przedstawiły inaczej. Pokazano nam, że źli, niedobrzy Niemcy znów nas kontrolują, chociaż nie ma już granic. Reporter jednej z prywatnych telewizji w Polsce stojąc na dawnym przejściu granicznym Zgorzelec-Goerlitz podkreślał, że kontroluje się przeważnie Polaków. Kontrole Niemców nie są szczegółowe. Konkluzja – zostaliśmy upokorzeni. Tymczasem po dokładnym sprawdzeniu listy wykroczeń po naszym przystąpieniu do Schengen można było chwycić się za głowę. Niemal co druga kradzież poparta zatrzymaniem sprawcy dotyczyła kradzieży popełnionej przez Polaka. O fakcie tym żadne ze znaczących polskich mediów ogólnopolskich nie informowało. Dlaczego? Falę oburzenia wywołał swego czasu pewien napis, zamieszczony na wystawie jednego ze sklepów w Skandynawii. Otóż właściciel sklepu w witrynie umieścił tabliczkę z informacją w języku polskim, że na wystawie nie znajdują się żadne wartościowe przedmioty. Szwedzka Polonia oburzyła się niemiłosiernie, zażądano wyjaśnień od dyplomatów. Ci natomiast przyznali, że rzeczywiście informacja taka może budzić pewne uprzedzenia względem Polaków, ale z drugiej strony, przecież bez powodu właściciel sklepu takiej informacji – i w dodatku w języku polskim – by nie zamieścił. Szwedzi, Norwegowie czy Finowie nie należą do narodów szczególnie rozrywkowych czy słynących z osobliwego dowcipu. Dla polskich dziennikarzy sprawa była jednak jasna – zostaliśmy upokorzeni i poniżeni. Oczywiście zupełnie bezpodstawnie.
sPrawa jakuba Tomczaka To jedna ze spraw, która zelektryzowała polską opinię publiczną, a przynajmniej światek medialny. Otóż dzień w dzień wszystkie rozgłośnie i stacje telewizyjne, a także prasa informowały o procesie Jakuba Tomczaka. Proces, jak wiadomo, był pełen wątpliwości i poszlak. Być może w istocie miały tu miejsce pewne nieprawidłowości, być może nawet olbrzymie, ale skupmy się na przedstawieniu sprawy w Polsce. Dziennikarze bezkrytycznie negowali wszelkie ustalenia oskarżycieli, kwestionowali nawet badania DNA (koronny dowód w sprawie). Przekaz poszczególnych wiadomości miał być jasny – Jakub jest niewinny, angielski wymiar sprawiedliwości się myli. Pojawiające się głosy karnistów, specjalistów z zakresu prawa międzynarodowego, które przyznawały pewne racje Anglikom były tłumione przez „jedynie
van
£15/godz minimum 2 godziny
0779 158 2949
słusznych” komentatorów i dziennikarzy. Przeciętny Polak mógł zrozumieć przekaz jednoznacznie – Jakub Tomczak został skazany za niewinność. Dopiero po kilku tygodniach od wyroku jedna ze stacji telewizyjnych w Polsce dopuściła jednak możliwość sprawstwa Jakuba Tomczaka. Ale był to program emitowany w najgorszym czasie oglądalności.
Doszukują się złośliwości W poszukiwaniu sensacji polscy dziennikarze sięgają do wielu źródeł. Jednym z nich – jeśli dzisiaj nie podstawowym – jest internet. Tam właśnie pewna holenderska grupa muzyczna – sądząc po repertuarze, grupa amatorska – zamieściła wideoklip o Polakach pt. Ene bussi vol meet Polen, co znaczy „Busik pełen Polaków”. Rytmiczny, melodyjny utwór obrazował nas jako – w opinii polskich dziennikarzy – grupę nieśmiałych, wystraszonych rzeczywistością cudzoziemców, którzy z busików wysiadają tylko po to, by przy drodze załatwić potrzeby fizjologiczne. I co ważne, do busików przyczepione są lawety z używanymi samochodami. A więc jedziemy do Holandii po samochody i na szroty. Do tego zachowujemy się jakbyśmy wyszli z dziczy. Tak wideoklip został przedstawiony w polskich mediach. Gdy jednak go oglądamy, nie widzimy niczego strasznego. Mało tego, w klipie występują też
Polacy i nie wydają się być zasmuceni, przygnębieni czy też wystraszeni. Wręcz przeciwnie, wraz z Holendrami tańczą i śpiewają w narzucony rytm. Można odnieść wrażenie, że polskim dziennikarzom trudno zrozumieć, że coś może powstać tylko i wyłącznie na użytek rozrywki. Bez podtekstów, bez dwuznaczności. A że odnosi się do pewnego fragmentu rzeczywistości [Polaków w busach z lawetami w Holandii jest wielu –red.] to już inna sprawa. Zwykle utwory literackie, muzyczne odnoszą się do pewnych wycinków naszej wspólnej rzeczywistości. W Polsce niegdyś Budka Suflera też śpiewała o ucieczce ukochanej z autobusem Arabów – nie słyszeliśmy, by Arabowie doszukiwali się tu negatywnych podtekstów.
Przewrażliwienie? Przypadków zbyt ostrej reakcji polskich mediów na potencjalne przejawy „upodlania” Polaków było wiele. Dziennikarze zarzucają często rodzimym politykom, że są przewrażliwieni na swoim punkcie, że nie potrafią podejść do pewnych oskarżeń z dystansem. Tymczasem sami starają się kreować sytuacje, które w istocie albo należy rozpatrywać z innego punktu widzenia, albo w ogóle się nimi nie zajmować z racji niewielkiej wagi. Ale – pamiętajmy – mamy wolne media (przynajmniej niektóre).
20|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
czas na boku
Wyścig w przyszłość Michał Sędzikowski
przedostatnim numerze NC Grzegorz Małkiewicz poruszył problem rozwoju naszej cywilizacji, której kierunek w nadchodzących latach ma być pod znakiem mikrobiologii i inżynierii genetycznej. Uwielbiam takie futurologiczne dysputy, bo podobnie jak rozmowy o Bogu, Życiu, Wszechświecie i całej reszcie są niezwykle inspirujące i obdarzone zbliżonym współczynnikiem trafności wniosków. W latach pięćdziesiątych świat był przekonany, że stoi na progu ery podboju kosmosu. Potem publicyści i inni społecznicy zaczęli przygotowywać świat na nadchodzącą wielkimi krokami cybernetyzację społeczeństwa, na równi z jego genetycznymi mutacjami. Po lądowaniu na księżycu nasze kosmiczne ekstrawagancje ograniczyły się do wysłania metalowego mrówkojada na Marsa. Jeśli zaś chodzi o cybernetykę to jedynym robotem jakiego poznałem i to już w latach 80. był robot kuchenny który jedyne co potrafił, to dość spektakularnie trzepać jaja. Potem ludzkość jakby trochę zawstydzona, odeszła od szumnej nazwy robot kuchenny i zaczęła te urządzenia nazywać mikserami, tudzież, już z zupełną skruchą – młynkami. Jak to się stało, że tylu światłych ludzi prognozując nam przyszłe kierunki technologii, tak okrutnie się pomyliło? Otóż cywilizacja, mając w zupełnym poważaniu to, co na jej temat mówią pisarze futurolodzy, publicyści i prorocy, na początku lat 90. ocknęła się z zamyślenia nad naszą bezradnością wobec kosmosu, oraz cybernetyczno biotycznej zabawy w Boga i eksplodowała epoką informacji elektronicznej, sprawiając, że w ilość danych wytwarzanych przez ludzkość w ciągu 10 minut, stała się większa niż dwa wieki temu w przeciągu 10 lat. Załóżmy jednak, że rzeczywiście po informatyce przyszedł czas na genetykę. Redaktor Małkiewicz chce, by powstały przepisy umożliwiające rozwój nauki, będące jednocześnie zabezpieczeniem (rozumiem że naszej cywilizacji i jej wartości). Bardzo to zbożny zamysł, jednak niemożliwy w realizacji. To znaczy, możliwe jest spisanie takich przepisów i nawet oprawienie ich w skórę z krokodyla. Da nam to poczucie, że spełniliśmy nasz obywatelski i chrześcijański obowiązek, zapobiegliwie zbudowaliśmy celę dla kolejnego diabła rozumu, który się jeszcze nie narodził. Chodzi jednak o to, że nauka biegnie w maratonie dóbr wytwarzanych przez ludzkość zawsze na pierwszym miejscu. I pal licho nawet fakt, że nasz współczynnik futurologiczny jest tyle
W
warty, co głos sportowego komentatora wyprzedzającego fakty. Gorsze jest to, że nauka biegnąc pierwsza, stawia prawo nieuchronnie przed faktem dokonanym. Weźmy choćby przykład internetu i elektronicznych mediów. Malwersacje finansowe, pedofilia, wyciek danych personalnych i inne przestępstwa na tle seksualnym – to chyba czterej elektroniczni książęta ciemności. Oczywistym dla każdego jest fakt, że elektroniczne syreny policyjne wyją zawsze dopiero, gdy łotry nie dość, że zrabują to, co mieli do zrabowania, to jeszcze sprzedadzą łup i zdążą go nawet przejeść. Idealiści zarzucą mi, że syreny wyją coraz wcześniej i wielu przestępców zostaje schwytanych. Owszem. Zabiegi te są jednak tak skuteczne, jak rozbicie gniazda szerszeni i próba wyłapania wszystkich w siatkę na motyle. Cóż z tego, że doskonali się wirtualna kryminalistyka, skoro każdy nieostrożny siedmiolatek poszukujący emocji z łatwością może znaleźć i obejrzeć scenę gwałconej i jednocześnie ćwiartowanej kobiety. Cóż z tego, skoro zakupów elektronicznych należy dokonywać ciągle z najwyższą ostrożnością. Cóż z tego, skoro internet jest również narzędziem propagowania nazizmu, satanizmu, a nawet komunizmu. Cóż z tego, że chrześcijaństwo jest dominującą religią, skoro w internecie możemy obejrzeć choćby i list świętego Jana do Koryntian w wersji porno. Podsumowując: primo: Status quo rzeczywistości wirtualnej w jej etycznym aspekcie jest uderzająco daleki od wartości etycznych reprezentowanych przez kraje wysoko rozwinięte, które są przecież ex vi termini fundatorami postępu. secundo: rzeczywistość wirtualna zakrzywiła naszą rzeczywistość zarówno w jej wymiarze etycznym jak i ontologicznym, a przez to z dyktatorską charyzmą żąda rewizji obowiązujących norm, w celu zatarcia rozdźwięku pomiędzy tym co materialne a co wirtualne, stare i nowe. A używa przy tym nie byle argumentów. Jak tutaj bronić ginących wartości, skoro wprost nazywanym się jest prymitywem, sztywniakiem a w końcu dziwakiem. Zatwardziali konserwatyści nie mogą nawet dumnie wzgardzić wrogą technologią. Czy możemy sobie wyobrazić dzisiaj poważnego człowieka, który swoje publikacje będzie wysyłał do wydawnictwa w postaci rękopisów? Korzystał tylko z poczty tradycyjnej? By nie stracić zupełnie powagi w oczach społeczeństwa, będzie musiał iść z diabłem na upokarzające kompromisy, ograniczając się do korzystania tylko z tych nieskalanych „moralnym zepsuciem” funkcji technologii, by w końcu zauważyć, że ze swoją przyzwoitością znalazł się
sam jak rachityczny odmrożeniec, wydobyty z lodowca w zupełnie obcym świecie. Nie dość więc, że radiowozy ruszają za późno, to jeszcze może się okazać, że w trakcie jak jechały prawo zmieniło się tak, iż przestępca przestał być przestępcą, a zyskał nawet miano człowieka postępowego. I nie mówimy tu o drobnych przekrętach czy internetowym ekshibicjonizmie. Przecież w Holandii do wyborów startowała partia pedofili. To, co wczoraj było koszmarem sennym, dzisiaj staje się faktem. I to faktem, który traci swoje znamiona demoniczności. Tak też postęp technologiczny jest naszym Bogiem, dawcą kolejnych przykazań, co zrozumiał nawet Watykan pod pozorem bycia postępowym prowadzi wewnętrzne rozmowy na temat wzbogacenia listy grzechów głównych, które dotyczyłyby współczesnych problemów społecznych. Dlaczego mówię, że pod pozorem? Ponieważ jak może przystrajać się w piórka postępowości ktoś, kto we wspomnianym wyżej maratonie nawet nie biegnie, lecz człapie na szarym końcu, niewyrzucany z bieżni tylko przez wzgląd na wiek i dawne zasługi. Co więcej, postęp jest bogiem, który w przeciwieństwie do starego, ufundowanego przez Żydów, biernego obserwatora ludzkiej nędzy, zmienia na naszych oczach rzeczywistość, podpalając kolejne gorejące krzaki nowych możliwości i żąda posłuchu pod karą o wiele straszniejszą niż policyjne pałki i kraty więzienia. Żąda posłuszeństwa pod groźbą ośmieszenia i towarzyskiej banicji. Prawo w naszym maratonie nie idzie nawet na drugim miejscu. Drugie miejsce zajmuje pieniądz. Pierwszymi, którzy biorą pałeczkę od naukowców są finansiści, którzy robią pieniądze na nowych możliwościach. Dopiero na trzeciej pozycji spieszą prawnicy w trampkach najgorszej marki, bo sponsorowanych przez dewaluujących się w oczach obrońców społecznej etyki i przyzwoitości. Ci dobrze opłacani prawnicy pracują zaś dla tych, którzy na postępie robią interes. Tak też nie dość, że strażnicy starych wartości będą ciągle zaskakiwani i stawiani przed faktami dokonanymi, ośmieszani, to jeszcze inni prawodawcy będą z nimi walczyć ich własną bronią, jaką jest litera prawa. I tutaj otwiera się kolejna otchłań, której słusznie skrawek zauważył redaktor Małkiewicz, a zauważył on mianowicie, że tworzeniem i ratyfikowaniem nowych legislacji nawiązujących do danej dziedziny naukowej mogą zajmować się już wyłącznie naukowcy z tejże dziedziny. Co to znaczy? Znaczy to, iż wiodący fragment rzeczywistości odseparował się od reszty społeczeństwa w wyniku swej złożoności. Inaczej mówiąc, kabina pilotów jest zam-
Rys. Piotr Jagodziński (Jaguch)
knięta na głucho śrubami terminologii. Pasażerowie – społeczeństwo – nie mają najmniejszego wpływu na to gdzie wylądują, a jeśli będzie to choćby i środek oceanu, mogą buntować się po fakcie. Ten problem dotyczy bardzo ściśle poruszonego tematu inżynierii genetycznej, gdzie takie pojęcia jak pluripotentna komórka macierzysta, czy kwas rybonukleinowy, mają kluczowe znaczenia, choćby dlatego, że osobnicy domagający się moralnej pieczątki na produkcie, muszą w jakiś sposób się do nich odnosić. I tutaj znowu sytuacja wygląda zatrważająco, bo humaniści, którzy zwykle zajmują się świętymi pieczątkami, muszą mieć przetłumaczone z języka biologicznego na angielski, a społeczeństwo z angielskiego na małpi, czym że jest pluripotentna komórka macierzysta i wiele tu zależy od dobrej woli tych, którzy robią już pieniądze na wynalazku, w którym nasze pluripotentalne cudo zajmuje jakieś kluczowe miejsce. I tym jest właśnie debata publiczna nad nowymi sukcesami naukowymi. Zmałpianiem problemu, poprzez próbę wciśnięcia nowego zjawiska w ramy starych pojęć. Naiwnie oczekuje się, że nowa rzeczywistość czy rzecz będzie na tyle chętna do współpracy, by dać się w nie wpasować, bo przecież to ona jest gościem w naszym świecie o raz i na zawsze ustalonym systemie wartości. Jeśli zaś nie da się wcisnąć, czyli humaniści operując na przemian angielskim i małpim, doszukają się tam czegoś, co gwałci prawa człowieka, a Watykan, który doszuka się czegoś co gwałci prawa Boga, będzie można dopiero wszcząć rwetes, by wycofywać fundusze, gdyż w istocie służą one diabelskim celom. Będzie wtedy trzeba zbulwersować społeczeństwo dokonać poprawek w prawie i w końcu przedłożyć sprawę w sądach.
Wówczas reprezentanci postępu i pieniędzy chytrze orzekną, że – jak wskazują najnowsze badania – komórka pluripotentatna polana kwasem rybonukleinowym, nie jest tym czym się wydawała być i cały cyrk można zacząć od początku. Gdy zaś w końcu uda się dojrzeć, co można z pomocą takich komórek wyhodować czyli znaleźć w małpim odpowiedni termin, którym uda się przygwoździć naukowców np: „powoływanie do życia bezdusznych homolusów”, okaże się, że nie dość, iż co drugi człowiek miał już w domu bezdusznego homolusa, to jeszcze zdążył mu się on znudzić. W związku z tym finansiści wycofają fundusze, naukowcy zaczną polewać komórkę pluripotentną czymś innym, w nadziei na lepsze efekty, natomiast obrońcy moralności zostaną z uniesionymi długopisami w rękach i z nieaktualnym argumentem na ustach, a w ciszy która na chwilę zapadnie, zabrzmi charknięcie: „że co proszę?” – wiecie kogo. W ten sposób należy rozumieć mit o drzewie poznania dobrego i złego. Zadziwiające, że już tak dawno ludzkość miała jakby instynktowną świadomość tak ważkich problemów społecznych, którym przyszło stawić naprawdę czoła tysiące lat później. Bóg starotestamentowy reprezentuje jedynie obszar niepoznawalny i wymykający się definicji. Każda próba określenia Boga przez rozum jest w gruncie rzeczy urąganiem jego Boskości. Diabeł oferujący jabłko poznania jest w istocie – rozumem, naszym jedynym realnym bogiem, który zdzierając zasłony ignorancji z dzieła stworzenia, spycha moralistów na coraz skromniejsze obszary cienia, w których śpią nasze lęki.
Tekst ten dedykuję pamięci Stanisława Lema – wybitnego pisarza i największego futurologa XX wieku.
|21
11 kwietnia 2008 | nowy czas
reportaż
Where?house – pomysł na magazyn Mikołaj Skrzypiec
koncert, teledysk czy filM?
Sala koncertowa, studio nagrań czy mieszkanie? – powierzchnie magazynowe mogą zostać z powodzeniem wykorzystane na wiele sposobów. Przykładem jest The Where?house – dosyć nietypowa krzyżówka klubu i studia nagraniowego. Pomysł na działanie miejsca zrodził się kilka lat temu, a dzisiaj, dzięki wysiłkowi kilku osób, w The Where?house regularnie nagrywa materiał i gra koncerty kilkanaście zespołów.
The Where?house mieści się na Tottenham Hale, w jednym z budynków Millmead Industrial Estate, czyli pośród magazynów, hurtowni i zabudowań przemysłowych. Tylko w takim otoczeniu można było znaleźć obiekt o wystarczającym metrażu i w którym hałas nie będzie nikomu przeszkadzać. The Where?house to prawie 400 metrów kwadratowych powierzchni użytkowej, pomieszczenia mają cztery metry wysokości. – Mamy dwie osobne sceny, profesjonalny odsłuch i nagłośnienie koncertowe. Mamy instrumenty oraz 48-ścieżkowe nagrywanie cyfrowe – mówi Seth. – To wystarcza, by nagrać profesjonalny materiał studyjny jak i koncertowy na żywo. Nagrywaliśmy tutaj zarówno teledyski, jak i filmy, organizowaliśmy koncerty nawet kilku zespołów na raz, a miejsce jest w stanie pomieścić nawet do czterystu osób. Na koncertach zatrudniamy profesjonalną ochronę, dźwiękowców itd., wszystko jest tak samo jak w klubie, tylko z tą małą różnicą, że znacznie, znacznie taniej. Jedynie w ten sposób początkujące zespoły czy muzycy mają szanse na zorganizowanie większej imprezy małym kosztem – dodaje Seth.
– Pomysł na miejsce, w którym można by nie tylko nagrywać materiał, ale i grać koncerty przyszedł mi do głowy już kilka lat temu – mówi Seth, właściciel miejsca. – Znam wielu muzyków, sam sporo gram, no i tak sobie kiedyś pomyślałem, że czemu by nie spróbować czegoś stworzyć, skoro ceny wynajmu studia są horrendalne, nie wspominając o organizacji i kosztach koncertu, szczególnie jeśli się gra amatorsko, w małym i młodym zespole. – Minęło trochę czasu, zanim udało mi się znaleźć odpowiednie miejsce, no i trochę czasu zanim zdołaliśmy doprowadzić je do stanu użyteczności – wspomina początki Seth. – Ale było warto, dzisiaj dla wielu muzyków jesteśmy drugim domem, a warunki, na jakich mogą korzystać z naszych pomieszczeń, są niezwykle korzystne. Wzmianka porównująca The Where?house do aktywności rodem z Berlina Wschodniego znalazła się niedawno w londyńskim magazynie Time Out.
liczy się poMysł Możliwości, jakie oferuje ten zaadaptowany magazyn są naprawdę duże. W suficie tego powojennego budynku znajdują się wielkie okna-świetliki, co daje nietypowe oświetlenie. Powierzchnia The Where?house wynajmowana jest również na sesje zdjęciowe, wystawy i nagrywania filmów. – Wynajmujemy ją również na imprezy zamknięte, imprezy prywatne, jeśli np. ktoś chce zorganizować przyjęcie urodzinowe na trzysta osób. Takie praktyczne możliwości wykorzystania miejsca są chyba nieograniczone – mówi Maciek, inżynier dźwięku, który pracuje przy imprezach organizowanych w The Where?house. – Każdy z nagrywających u nas zespołów, może liczyć na indywidualne traktowanie, nie jesteśmy nastawieni na zyski i maksymalny przerób godzin na funty. Where?house to coś więcej, tu liczy się też idea. Pomogliśmy już wielu zespołom na ich pierw-
szym etapie kariery i to jest bardzo ważne – kontynuuje Maciek. – Jeśli ktoś będzie zainteresowany współpracą, to ja zapraszam, progi The Where?house stoją otworem. Jeśli ktoś z Czytelników chciałby się dowiedzieć wiecej, oto mój adres: sliziu@o2.pl
Mieszkanie z rozMacheM Maciek mieszka nieopodal, w innej przestrzeni magazynowej, którą zaadoptował własnym sumptem na mieszkanie. Jego „pokój” ma około 80 metrów kwadratowych, wielkie okna po wschodniej i zachodniej stronie. Obok pokoju znajduje się niewielka kuchnia i łazienka, innymi słowy M1, tylko że monstrualnych rozmiarów. Pomieszczenie ma prawie pięć metrów wysokości i – jak mówi Maciek – w przyszłości najpewniej wybuduje sobie antresolę. Maciek z wykształcenia jest inżynierem dźwięku, z zamiłowania muzykiem. Mieszkanie na takiej powierzchni, z dala od problemów, jakimi z reguły są sąsiedzi bądź współlokatorzy pozbawieni zrozumienia dla muzyki, okazało się być dla niego rozwiązaniem idealnym.
– Tutaj mogę sobie pozwolić na to, aby tak serio dać czadu – śmieje się pokazując swoje pokaźnych rozmiarów kolumny. – Trochę czasu zajęło mi znalezienie samego miejsca, no i włożyłem w to sporo pracy, ale zdecydowanie było warto – dodaje. Materiały budowlane kosztowały go około 500 funtów. – Przede wszystkim farby i jeszcze więcej farb – śmieje się. – Pomalować pomieszczenie o takiej powierzchni, to naprawdę wyzwanie. Miejsce, kiedy zacząłem nad nim pracę, przypominało pobojowisko, teraz wygląda prawie jak apartament – dodaje.
Magazyn tanio od zaraz Najtrudniej jest znaleźć miejsce, które będzie się nadawało do adaptacji, niezależnie od tego, czy chcemy tam zamieszkać czy organizować koncerty. Z reguły właścicieli takich obiektów nie interesuje zbytnio ich przeznaczenie – nie wynajmuje się ich bowiem w normalnym tego słowa znaczeniu, a bierze w leasing, trzeba się zatem liczyć z kilkuletnim, minimum, kontraktem. Jeśli już uda się znaleźć odpowiednią
przestrzeń, koszta jej adaptacji to przede wszystkim malowanie oraz uszczelnienie, zarówno stropu jak i ścian. Miejsce takie, ze względu na kubaturę, jest bowiem niesamowicie trudno ogrzać. Zanim podejmiemy decyzję o ewentualnym leasingu takiej powierzchni, dobrze zapytać o radę znajomego budowlańca. Oko fachowca często wychwyci detale, które dla nas mogą wydać się nieistotne, a będą w rezultacie miały kluczowe znaczenie. W mieszkaniu Maćka kłopotliwa okazała się być kanalizacja, udało się jednak rozwiązać i ten problem. Dzisiaj Maciek mówi, iż nie zdecydowałby się już na mieszkanie w „normalnym” miejscu, bo jak już się człowiek przyzwyczai do takiego metrażu, to ciężko mu będzie wrócić do kilkumetrowego pokoiku. Poza tym, koniec końców, wszystko wychodzi taniej niż w normalnym domu, może za wyjątkiem ogrzewania. No i odpadają też opłaty takie, jak np. council tax. – Plusów jest wiele, trzeba tylko trochę chęci, no i może odrobinkę szczęścia – opowiada Maciek, jeżdżąc po swoim pokoju na BMX-ie.
22|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
waglewscy w londynie tą jak cała Siekiera. Piotrek mial chyba trzy lata, strasznie przeżył ten koncert i oglądał go tyłem rozwiązując i zawiązując mi sznurówki. Bartek oglądał go z otwartymi ustami. Potem, po powrocie do Warszawy, zobaczyłem moich synów na placu zabaw z irokezami na głowach. Nie było bardziej pokojowych spraw niż festiwale jarocińskie. Jarocin był oczywiście poligonem doświadczalnym, ale to dotarło do nas później, że te przesłuchiwania, grupy które dymiły, narkomani wychodzący ze strzykawką na środek stadionu, to było wszystko podpuchą filmowaną przez redaktora Fajbusiewicza, z czego później robiono reportaże o tym, jak to się tam ludzie narkotyzują. Myśmy tam jeździli wszyscy razem, całymi rodzinami, nic w tym zdrożnego nie było. Bartek: – Jak ojciec grał na gitarze i
śpiewał piosenki, to ja na przykład chciałem mieć ładną fryzurę i iść na prawo albo na SGH i robić karierę w biznesie.
Wojciech Waglewski z synami – Bartkiem i Piotrem byli kolejnymi gośćmi spotkania z cyklu „Rozmowy o kulturze i wierze”, które jak zawsze poprowadzili Szymon Gurbin i Sławomir Fiedkiewicz z „Gazety Niedzielnej”. Tata Waglewski i jego synowie tworzą światy muzycznie równoległe. Przecięła je wreszcie prostopadła wspólnej płyty, kiedy wzajemna ciekawość poznania tajników warsztatu, skusiła ich do jej nagrania. Nazwali swe doświadczenie „Męską muzyką”. Stała się pretekstem do rozmowy o domu, dzieciach i rodzicach, o buncie młodych i terrorze dorosłych. Spraw dotyczących panów Waglewskich, ale po trosze również każdego z nas. Tata: – Moim marzeniem było nie ty-
le to, żeby oni się zajmowali muzyką, lecz by byli artystami, bo bycie artystą wydaje mi się rzeczą zacną, pod warunkiem że jest się dobrym, bo bycie średnim artystą, jest rzeczą przykrą. Bartek: – Teraz ucząc się dużo od mo-
jego dziecka rozumiem pewne zachowania mojego ojca. Chciał bardzo, żebym skończył studia, a ja nie skończy-
łem. Nie wiedziałem, co chcę w życiu robić, a jemu wydawało się, że wie. Piotr:: – Nigdy nie uczyłem się w żad-
nej szkole muzycznej, nie chodziliśmy na żadne muzyczne zajęcia. Od małego jeździliśmy do Jarocina i inne festiwale, lecz nasza edukacja muzyczna zaczęła się od tworzenia naszej muzyki. Tata: – Też nie miałem żadnego wykształcenia muzycznego. Może jest tak, że
człowiek ma większą ochotę do walki, kiedy nie musi codziennie ćwiczyć. Kiedy dużo słuchałem jazzu, oni chodzili w obcisłych rajstopkach. Fisz podchodził do mnie, opierał mi rękę na ramieniu i pytał: – Czy czujesz się przy tym lepszy? A teraz u niego pobrzmiewa Coltrane, więc po prostu trzeba dojrzeć do pewnych rzeczy. Bartek: – Miałem sześć lat, chodziłem do zerówki, pojechałem do Jarocina i zobaczyłem koncert zespołu Wilczy Pa-
jąk. Coś wybuchało, nie wiedziałem dlaczego panowie machali głowami, ale było to dla mnie przedstawienie, była w nim jakaś myśl, jakieś czary. Tata: – Tam było dużo fajnej zewnętrz-
ności, kolorytu w tych wszystkich koncertach. Kiedyś byliśmy na Famie w Świnoujściu i występowała tam Siekiera, jeszcze z Tomkiem Budzyńskim. Tomek miał na głowie piuropusz irokeza, zresz-
Tata: – To były dwa kompletnie różne bieguny. Bartek indywidualista, zawsze przewodził, straszył wszystkich, mówił że my obdzieramy go ze skóry. A Piotrek uwielbiał być z kolegami, którzy go bez przerwy wpuszczali w jakieś maliny. Spóźniał się i wiedział, że będzie kara, mówiłem na przykład, żeby przeczytał 150 stron jakiejś lektury i po dwóch godzinach pytałem, czy przeczytał, a on odpowiadał, że tak, siedem stron, ale kiedyś nie wytrzymał i powiedział, że odbierze sobie życie i wyskoczy przez okno. więcej na stronie nowyczas.co.uk
płyta „Męska sprawa” do kupienia w księgarni „Veritas”., 63 Jeddo Road, W12 9ED
Muzyczny dynamit Łucja Piejko dybym urodziła się kilka stuleci wcześniej i chciała posłuchać muzyki Mozarta, wybrałabym się w kilkudniową podróż dyliżansem do Wiednia. Tam, w mniej lub bardziej ogrzanej sali, na mniej lub bardziej wygodnym krześle, rozkoszowałabym się dźwiękami spisanymi ręką geniusza. Oczywiście bez możliwości dwukrotnego wysłuchania ulubionego fragmentu. Dziś – kupuję płytę, zasiadam wygodnie w fotelu i słucham wszystkiego w dowolnej kolejności i dowolną liczbę razy. Kiedyś o tym, co każdy ma dzisiaj można było tylko pomarzyć. Choć chyba nie do końca jest czego zazdrościć. Współczesny meloman rzeczywiście dostęp do muzyki ma. Jednak nawet najlepsze nagrania i najbardziej wygodny fotel nie zastąpią magii bezpośredniego kontaktu z żywą muzyką i jej odtwórcą. Fizyczna obecność na koncercie to zupełnie inna rzeczywistość i
G
jakość odbioru. Tłum, szum, głośne brzmienie, kaskady dźwięków, obecność charyzmatycznego artysty, intensywne emocje, falujące ponad głowami przybyłych pozytywne wibracje... Tak właśnie było na niedzielnym koncercie FISZA w londyńskim klubie Cargo, na który, mimo pewnego opóźnienia i nudnego supportu, warto było czekać. Bo o tym, że bracia Waglewscy wytrawnymi artystami są i że każda okazja do spotkania ich na scenie jest dobra, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Od blisko ośmiu już lat muzycy raczą publikę wykwitną muzyczną kuchnią, doprawianą raz po raz przyprawami z różnych obszarów muzycznego świata. Prócz hip hopu, z którego TWORZYWO zdecydowanie wyrasta i czerpie najwięcej, pojawiają się elementy reggae, funku, chilloutu, a nade wszystko jazzu. I nie jest to, jak mogłoby się zdawać, żadna muzyczna papka czy dźwiękowy bigos. Muzyka braci Waglewskich, synów słynnego taty – Wojtka Waglewskiego z VooVoo, to wyjątkowo dobrze przemyślana propozycja, ze znakomitymi tek-
stami FISZA – tekstami pozbawionymi pompatyczności, chamstwa i tej wyjątkowo ciężkostrawnej skłonności polskich hiphopowców do marudzenia i osiedlowej gangsterki. W zamian dostajemy liryki osobiste, sięgające nieco głębiej w problemy naszej egzystencji. Teksty proste, choć o życiu. Pełne trafnych puent i spostrzeżeń hip hopowe
opowieści, których słucha się z zapartym tchem od początku do końca. Nic więc dziwnego, że niedzielnego koncertu w klubie Cargo nie da się szybko zapomnieć. Blisko półtoragodzinna dawka dobrze zrobionej muzyki, miłe towarzystwo, a nade wszystko obecność znakomitych artystów, którzy do ostatniej nuty dali z siebie
wszystko, na każdym wywarła piorunujące, niczym dynamit w jednym z kawałków Tworzywa, wrażenie. I chyba dlatego hip hop znad Wisły z równą siłą porwał zarówno polskich fanów, którzy dokładnie wiedzieli po co przyszli, jak i wielu londyńczyków, którzy tego dnia zajrzeli do Cargo może przypadkiem.
|23
11 kwietnia 2008 | nowy czas
redaguje konrad szlendak
londoncalling
Emo z ludzką twarzą Chyba żaden wyraz nie zrobił w ciągu ostatnich pięciu lat takiej kariery, jak EMO. Z niszowego określenia stał się powszechnie rozpoznawanym skrótem oznaczającym jednocześnie muzykę, modę i styl. Nastolatkom nie trzeba go tłumaczyć, gdyż znajdują się w jego centrum, słuchają emo, wyglądają emo i żyją emo, zaś starszemu pokoleniu tłumaczyć można długie godziny... i tak będzie ciężko. Ani jedni, ani drudzy nie mają jednak pojęcia skąd właściwie wziął się cały ten zgiełk, podchwycony przez „NME” i „Rolling Stone”. W słowniku internetowym Urban Dictionary dostępne są trzy definicje emo. Pierwsza mówi, że emo to rodzaj muzyki softcore punk, która służy integracji smutnych, melancholijnych nastolatek, ubierających się w legginsy, bluzy z misiami i przesadnie używających cieni do powiek. Druga mówi, że jest to subkultura gniewnych nastolatków, ale za to z fałszywymi osobowościami, trzecia zaś, że to odmiana muzyki punk z ostrym odjazdem estrogenowym. W pewien sposób, każda z nich chwyta część ogólnego sensu. Żeby sprawdzić czy wasi znajomi lub wasze dzieci są emo, wystarczy spytać czy znają takie kapele, jak: My Chemical Romance, AFI, Hawthorne Heights. Silverstein, Panic At the Disco czy Fall Out Boy. Jeśli tak, najprawdopodobniej
Taniec zuluskiego wojownika o roku oczekiwania wreszcie nadszedł czas aby... legendarny król brytyjskiego dubu, imperator basu i ambasador pradawnej, afrykańskiej tradycji tanecznej we własnej osobie - Jah Shaka, pokazał się na londyńskiej ziemi. Oczywiście, nie mogło nas zabraknąć w klubie Silver Spoon na Wembley, gdzie pokazywał na co stać siwego siedemdziesięciolatka. Miejscówka sprzyjała rozwijaniu skrzydeł, gdyż klub jest w zasadzie dużą salą weselną bez bajerów, na której dziać się może wszystko zależnie od inwencji twórczej. Jah Shaka od początku postawił na muzyczny trans wydobywając ze swojego domowego sound systemu, wyglądającego jak przykład nostalgii za Falloutem, wszystko co tylko się dało. Gdy pojawiliśmy się koło północy, tłoku jeszcze nie było, ale klimat już porażał potęgą. Kołysząca się wokół Jah Shaki publika dawała wyraźnie odczuć, że jest on witany z wielkim szacunkiem i radością. Obłoki dymu, wydobywające się z maszyn były zaś najlepszym tego dowodem, gdyż maskowały nie tylko Shakę popalającego blunty za kolumną, ale także resztę sali, która jarała, jak w najlepszym, jamajskim filmie. Zapach świętego dla rastafarian ziela Salomona wybitnie sprzyjał zaś kontemplacji dźwięku. W selekcji Shaki można było usłyszeć wiele hiciorów tj. Every knee shall bow w wykonaniu Johnny'ego Clarka, Down in a Rome Paula Foxa oraz masę dubplate'ów,
P
których unikatowość jest na scenie reggae niemal legendarna, gdyż wiele z nich wydanych zostało w limitowanych edycjach i nie były one wznawiane czasem przez trzydzieści lat. I nawet pomimo tego, iż gwiazda miała problemy z mikrofonem, nie przycinała górek na mikserze (stopery ocaliły nam życie) i fałszowała przy próbie śpiewania, to moc tej nocy należała do niej! Świadomość faktu, iż słuchamy tune'ów, ktore usłyszeć gdziekolwiek indziej jest ciężko, tylko dodawała nam skrzydeł. Kurtka i bluza szybko poleciały pod stopy, a my wskoczyliśmy w krainę tłustego basu, który masował piersi i stopy prowadząc nas do pradawnej krainy afrykańskich bóstw światła i życia. Czas leciał bardzo szybko, a my z każdym następnym kawałkiem robiliśmy się coraz głodniejsi esencji – przesłania afrykańskiego wojownika. I doczekaliśmy się! Około czwartej nad ranem poleciał w końcu jeden jedyny tune, „Kunta Kinte” w jednej z nowych wersji, który oryginalnie był dubplatem dla Jah Shaki, nagranym przez skład The Revolutonaries. Wszyscy zerwali się do lotu, poleciały trzy pull upy pod rząd, a okrzyki ekstazy rozeszły się, jak drgania trzęsienia ziemi. To było przeżycie jedności w masie różnokolorowych ciał, które zostały scementowane przez wspólne przeżycie. Oby to przesłanie duchowego buntu dotarło do jak największej liczby osób i odsłoniło im oczy na rzeczywistość, w której każda jednostka ma niezbywalne prawa do wolności i miłości.
otrzymacie odpowiedź: „Kocham je wszystkie, są takie fantastycznie emo!” Gorzej będzie z nazwami takimi, jak: Rites of Spring, Embrace, Gray Matter, Ignition czy Minor Threat. Tu może się zacząć problem, gdyż waszyngtońska scena Hard Core pomimo bycia właściwym źródłem naszego ukochanego określenia, jest przeciętnym pożeraczom MTV znana w stopniu żadnym lub co najwyżej znikomym. Szybko odsłaniamy jednak fakty... To właśnie z waszyngtońskiej sceny Hard Core wywodzi się emo – styl muzyczny jednoczący punkową energię z jednoczesnym odrzuceniem, reprezentowanych przez tą subkulturę, nihilistycznych wartości, promujący w zamian ideę Straight Edge, na którą składała się wstrzemięźliwość od picia alkoholu, palenia tytoniu i zażywania dragów. Emo stało się dla sceny waszyngtońskiej wytrychem będąc po prostu skrótem od wyrazu „emocjonalny” w sensie buntowniczy i porywczy, mający do przekazania pewną ideę życia. Idea ta objawiała się oprócz stylu życia także w muzyce, która była szybka, zbudowana na gitarowych riffach i prostych, lecz dynamicznych rytmach perkusyjnych, które były dobrym podkładem pod wściekłe teksty. Jak można jednak zauważyć spacerując sobie na przykład po Camden Town,
w ostatnich latach emo przekształciło się, głównie dzięki mediom, w swoją własną karykaturę. Zaproponowano nastolatkom gotowy, subkulturowy kodeks, na który składa się moda i styl zachowania. Dzięki temu emo jest dzisiaj jednym z najbardziej wyrazistych trendów młodzieżowych, który może przemawiać do każdej jednostki, która szuka sposobu na wyrażenie swojej własnej indywidualności w kolorowy lecz lekko melancholijny sposób. Dyskusja na ten temat wzbudza prawdziwe EMOcje... głównie wśród emo nastolatek. Jak czytamy na forum internetowym wypowiedź pewnej użytkowniczki: – EMO to dla mnie coś, co płynie prosto z serca. Emocje, sposób wyrażania siebie i własnych poglądów. Emo to głównie muzyka. Według niektórych emo trzeba się urodzić. Wnerwiają mnie takie dzieciaczki co mają po 12-13 lat, założą pasek w ćwieki, ubiorą bluzkę w czaszki i myślą, że świecą. Odpowiedź innej użytkowniczki jest szybka i równie błyskotliwa: – Trochę się zgadzam, ale denerwuje mnie, że znowu sprawa tyczy się wieku. Czym się różni taka trzynastolatka, która myśli, że jest emo od szesnastolatki, która też tak myśli? Obydwie są tak samo beznadziejne, więc nie wiem, po co jest tu mowa o wieku? Sami też nie wiemy, więc temat do przemyślenia zostawiamy wam.
Powrót Psychedelicznych trąbek
Panic At A Disco właśnie przeżywają swoje piętnaście minut, o czym można przekonać się sprawdzając statystyki Last.fm, które niepodzielnie oddają im panowanie nad masową widownią. W ciągu tygodnia od premiery nowej płyty, kawałek We're So Starving osiągnął 83.000 pojedynczych odsłuchań. Jak na zespół, który ogłosił, że zrywa z etykietką emo i chce być w zamian nowym Radiohead, całkiem dobrze im idzie. Nowa płyta jednak z klimatami Radiohead wspólnych punktów nie posiada. Czego jednak na niej nie ma? Chyba tylko odwołań do Johnny'ego Casha, bo poza tym znajdziemy wszystko ze szcze-
gólnym uwzględnieniem klasycznego rocka psychedelicznego. Oprócz tego czeka na nas jednak mnóstwo radosnych, niemal cyrkowych przebojów, jak When The Day Met The Night, do złudzenia niemal przypominający twórczość Syda Barretta. Klimat powrotu do lat '60, to generalny kurs, jaki obrali tym razem Panic At A Disco i trzeba im przyznać, że trzymają się go konsekwentnie przez całą płytę. W ferworze twórczym wpadła także do albumu szczypty alt country, mały pęczek britpopu i dobra garść indie, by dopełnić tę postmodernistyczną stylizację, jednak przyprawy te nie zdominowała smaku. Oczywiście, rzuca się w oczy niemal kopia stylu The Beatles z okresu Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band, którą można usłyszeć np. w kawałku She Had The World i kilku innych. Czy to dobrze? W obliczu wyciągania przez The Strokes niszowego stylu 60's garage na powierzchnię, mogę tylko napisać, że chłopcy dobrze kumają, co w trawie piszczy. Panic At A disco – Pretty. odd – decaydance, Us - cd/lP/MP3 – marzec 2008
|24
11 kwietnia 2008 | nowy czas
co się dzieje powoli. Nagle pojawiają się nowi mieszkańcy: najgorszy absolwent szkoły policyjnej i świadek koronny. Korowód
obycz, 2007 r. reż. Jerzy Stuhr 15 kwietnia, godz. 18.30 Phoenix Cinema 52 High Road, East Finchley, N2 9PJ Bilety: £8 Bartek żyje z pisania prac magisterskich. Nagle staje się posiadaczem płaszcza i teczki, którą zostawił jadący z nim pociągiem pasażer. W kieszeni płaszcza dzwoni telefon, chłopak odbiera, jego życie się zmienia.
The Red Hedgehog, 255-257 Archway Road, N6 5BS Bilety: £10-£12 Znany brytyjski pianista James Lisney zagra trzy sonaty Beethovena – opus 109, 110 i 111, które kompozytor napisał niedługo przed śmiercią.
Muzycy królewskiego konserwatorium z Kanady i English Chamber Orchestra Ensemble wykonają utwory Mieczysława Weinberga – Clarinet Sonata, op. 28 i Piano Quintet, op. 18 oraz kompozycję Alexandra Tansmana – String Sextet.
Izrael i goście Buch zaprasza: Dezerter 13 kwietnia, godz. 18.30 The Underwold 174 Camden High Street, NW1 0NE Bilety: 13£ (ticketweb.co.uk) i w oficjalnych punktach sprzedaży Buch-a. Barb Jungr Trio 13 kwietnia, godz. 20.30 606 Club, 90 Lots Rd, SW10 0QD Bilety: £10 Jazzowa i musicalowa wokalistka Barb zaśpiewa w stylu gospel i blues, piosenki Niny Simone, które ostatnio wydała na płycie dedykowanej wielkiej damie jazzu pt. „Hymn To Nina”.
Imperial War Museum przedstawia: Cykl filmów „Behind the Iron Curtain” Lambeth Road, SE1 6HZ Wstęp wolny na wszystkie pokazy! 13 i 14 kwietnia: godz. 10.30 i 14.00 Dreszcze
film 6. Festiwal Polskiego Filmu Kinoteka przedstawia: 12 kwietnia w Riverside Studios Crisp Road, W6 9RL Bilety: £7,50 Godz. 14.00:
obycz., 2007 r. reż. Dariusz Jabłoński Adaptacja „Opowieści Galicyjskich” Andrzeja Stasiuka. Pewien policjant zaszywa się w Beskidzie Niskim, gdzie ludzie poddają się głównie marnotrawieniu czasu. 13 kwietnia w Riverside Studios:
Matka Joanna od aniołów
godz. 13.00
dramat, 1961 r. reż. Jerzy Kawalerowicz Akcja filmu toczy się w w XVII wieku w klasztorze. Jego przeorysza, Joanna wydaje się być opętana przez diabła. Do klasztoru zostaje sprowadzony młody egzorcysta, ksiądz Suryn. godz. 16.00:
Magiczne drzewo
Pociąg
dramat, 1959 r. reż. Jerzy Kawalerowicz Jerzy zastaje w przedziale piękną blondynkę Martę. Nie ma wolnych miejsc, więc podróżują razem. Oboje mają za sobą przykre przeżycia i to ich łączy. godz. 20.40:
serial tv, 2003-2006 reż. Andrzej Maleszka Trzy epizody. W górach rósł dąb obdarzony magiczną mocą. Ludzie nie znali jego właściwości i ścięli go. Z drewna wykonano przedmioty, które posiadały cudowne właściwości dębu. godz. 15.00: Faraon
dramat, 1966 r. reż. Jerzy Kawalerowicz Młody Ramzes XIII, dążąc do wzmocnienia władzy, popada w konflikt z grupą kapłanów i spór ten przegrywa.
Dwa filmy w cenie jednego
godz. 18.00: Warzywniak
dok., 2006 r. reż. Andrzej Barański godz. 18.25: Wino truskawkowe
12 kwietnia, godz. 21.00 Klub Mass Mass St. Matthews Church, Brixton Hill, SW2 1JF Bilety: £17 (przedsprzedaż), £20 w dniu koncertu Gośćmi Izraela będą: Włodek „Kinior” Kiniorski, Makaruk oraz Mad Professor
It Began on the Vistula
Koncert Miesiąca w Jazz Cafe
dok., 1961 r. reż. Barbara Górska i Janusz Piekałkiewicz Film opowiedziany z perspektywy Polaków mieszkających we Francji, o sowieckiej dominacji we wschodniej Europie. Witold Lanowski
dok., 1964 r. reż. Christopher Brasher Reportaż BBC o walce polskiego pilota biorącego udział w II wojnie światowej o odszkodowanie od rządu amerykańskiego za niewypłacone wynagrodzenie za służbę między październikiem 1944 a sierpniem 1945 roku. godz. 14.00: Matka Królów
dramat, 1982 r. reż. Janusz Zaorski Dzieje Łucji Król, zubożałej wdowy i jej czterech synów w najburzliwszym okresie XX wieku. Przedwojenna Warszawa, czasy okupacji niemieckiej i stalinizm.
muzyka
12 kwietnia, godz. 20.30 POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £6 Pianista Robin Holloway poprzedzi występ amerykańskiej grupy Unfulfilled Desires, grającej dynamiczny i bogaty brzmieniowo jazz-rock. Jazz Cafe rozpoczęło akcję darmowych lekcji śpiewu. Na adres: jazzcafe@posk.org należy wysłać swoje nazwisko i numer telefonu. Organizator skontaktuje się z każdym zainteresowanym. Music in exile: Poles apart 13 kwietnia, godz. 14.00 Cadogan Hall 5 Sloane Terrace, SW1X 9DQ Bilety: £22, £18, £12, pod nr tel. 020 7730 4500 i on-line: www.cadoganhall.com
Björk 14 i 17 kwietnia, godz. 19.00 Hammersmith Apollo, Queen Caroline St, W6 9QH Bilety: £41 Accordion Concert 14 kwietnia, godz. 19.30 David Josefowitz Recital Hall Royal Academy of Music, Marylebone Road, NW1 5HT Bilety: £4-£6 pod nr tel. 020 7873 7300, na stronie: www.ram.ac.uk/events Recital akoredonisty Mika Väyrynen, który zagra utwory Bacha, Yuiji Takahashi, Scriabina i Anatolego Kuzjakova. Sara Grey and Kieron Means 15 kwietnia, godz. 20.00 Sharp's Folk Club Cecil Sharp House, 2 Regent's Park Road, NW1 7AY Bilety: £5 Duet matki i syna. Sara śpiewa stare ballady i pieśni rodem z Ameryki, Irlandii i Szkocji oraz gra na banjo i gitarze. Jej syn wykonuje współczesne piosenki folkowe.
nowy czas darmowe bilety
Byron Wallen Trio
Rezerwat
obycz., 2007 r. reż. Łukasz Palkowski Do kamienicy na Pradze wprowadza się fotograf. Właściciel budynku zleca mu wykonanie zdjęć ilustrujących jej fatalny stan. Marcin odkrywa świat Pragi, który go fascynuje.
dramat, 1981 r. reż. Wojciech Marczewski Lata 50. Tomek jest synem aresztowanego „wroga ludu”. Staje się obiektem politycznej indoktrynacji. Fanatyczna wychowawczyni próbuje ulepić z niego „nowego człowieka” oddanego komunistycznej władzy. 16, 18 i 19 kwietnia godz. 11.00:
Dwa filmy w cenie jednego
godz. 18.30: Jutro idziemy do kina
dramat, 2007 r. reż. Michał Kwieciński Romantyczna opowieść o maturzystach, którzy w maju 1938 roku wyruszają w dorosłość. Czas beztroski i szczęśliwości kończy niespodziewanie wojna. godz. 20.15:
11 kwietnia, godz. 23.30 Charlie Wright's International Bar, 45 Pitfield Street, N1 6DA Bilety: £5 Wybitny trębacz jazzowy, współpracował z the Roots, Red Snapper, Chaka Khan, jest na listach najbardziej popularnych jazzowych muzyków w USA. Zagra w stylu hard bop z perkusistą Tomem Skinnerem i kontrabasistą Larry Bartleyem.
U pana Boga w ogródku
obycz., 2007 r. reż. Jacek Bromski W Królowym Moście życie płynie
Koncert Jamesa Lisneya 11 kwietnia, godz. 20.00
Po 5 wejściówek na:
All Night Jammin’, Izrael Aby wygrać zaproszenie na interesującą Cię imprezę, wyślij SMS na numer 87070 o treści: NC NAZWA IMPREZY (w zależności od tego, którą jesteś zainteresowany). Bilety do wygrania również na stronie internetowej
www.nowyczas.co.uk Konkursy będą rozwiązywane na trzy dni przed datą wydarzenia. Koszt wysłania SMS to £1,50 + standardowa stawka operatora
|25
11 kwietnia 2008 | nowy czas
co się dzieje London Philharmonic Orchestra 16 kwietnia, godz. 19.30 Southbank Centre Royal Festival Hall Belvedere Road, South Bank, SE1 8XX Bilety: £9-£38 Solistka Julia Fischer (skrzypce) i filharmonicy wykonają Koncert Skrzypcowy Dvoraka i Czwartą Symfonię Szostakowicza. Gary Williams & the Boisdale Blue Rhythm Band 17 kwietnia, godz. 21.45 Boisdale, 15 Eccleston St, Belgravia, SW1W 9LX Bilety: £12, £4.50 przed godz. 22.00 Gary Williams śpiewa utwory Franka Sinatry i Nat King Cole'a, a Blue Rhythm Band zagra starego, dobrego swinga. Roxanna Panufnik: Westminster Mass 18 kwietnia, godz. 19.30 The Oratory Church Brompton Road, SW7 Bilety: £15 przed koncertem lub on-line:www.london-oratory.org/schola Kompozytorka brytyjska polskiego pochodzenia, córka Andrzeja Panufnika. „Westminster Mass” dotarła do szerokiej rzeszy słuchaczy po wydaniu utworu na płycie przez wytwórnię Warner Classics.
Urodzony w Charkowie, Mikhailov jest jednym z najbardziej znanych za granicą twórców z byłego Związku Radzieckiego. Fotografie dokumentują życie bezdomnych Ukraińców. Collaborators: UK Design for Performance 2003-2007 V&A Museum, Cromwell Road, SW7 2RL Codziennie, 10.00-17.45, w piątek do 22.00 Elementy scenografii teatralnej ze spektakli wystawionych w Londynie w ciągu ostatnich czterech lat. Curwen 50th Anniversary do 19 kwietnia! Curwen & New Academy, 34 Windmill St, W1T 2JR pn-pt, godz. 10.00-18.00, czw. do godz. 20.00, sb. godz. 11.00-17.00 Litografie powstałe między 1958 a 2008 rokiem, autorstwa m.in. Barbary Hepworth, Elizabeth Frink i Henry'ego Moore'a. Richard Meier Louise T Blouin Institute, 3 Olaf Street, W11 4BE śr-nd, godz. 10.00-18.00 Retrospektywa projektów wybitnego amerykańskiego architekta (rzeźba, kolaż, rysunek, fotografia, meble, wzornictwo). Laureat nagrody Pritzkera w 1984 roku. Thomas Hope: Regency Designer
wystawy Tomasz Cyhitski Microclimates Oh! Oxford House Derbyshire Street, Bethnal Green, E2 6HG pn-pt, godz. 9.00-22.00 sb, nd. godz. 10.00-18.00 Wstęp wolny
V&A Museum, Cromwell Road, SW7 2RL Bilety: £5 Prace jednego z najbardziej wpływowych designerów i mecenasów sztuki w Wielkiej Brytanii na początku XIX wieku. Projekty i wnętrza Hope’a odegrały znaczącą rolę w formowaniu się stylu regencji. Amazing Butterflies Natural History Museum, Cromwell Road, SW7 5BD codziennie, 10.00-17.50 Bilety: £5 (poniżej 3 lat wstęp wolny), rodzinny £14 Setki najpiękniejszych motyli występujących w Ameryce, Afryce i w Azji, dla dzieci gry i zabawy, m.in układanie puzli. War Posters
Londyn i jego atmosfera to temat prac tego artysty. Obrazy zapezentowane na tej wystawie to część cyklu, który zaczął powstawać w 2005 roku. Bangladesh 1971 Rivington Place, Rivington Place, EC2A 3BA wt-pt, godz. 11.00-18.00, sb, godz. 12.00-18.00 Fotografie dokumentujące wojnę o niepodległość Bangladeszu w 1971. Boris Mikhailov fotografie Sprovieri Progetti, 27 Heddon St, W1B 4BJ wt-sb, godz. 10.00-18.00
tylko do 17 kwietnia! Imperial War Museum, Lambeth Rd, SE1 6HZ codziennie, 10.00-18.00 Ostatnia szansa by zobaczyć brytyjskie plakaty informacyjne i propagandowe z okresu II wojny światowej. The Cartoonists 2008 Chris Beetles Gallery, 8 & 10 Ryder Street, SW1Y 6QB pn-sb, 10.00-17.30 Wystawa karykatur i rysunków satyrycznych najlepszych brytyjskich autorów, w tym: Glen Baxter, Kipper Williams i William Heath Robinson. Ceny rysunków od 50 do... 5 tysięcy funtów.
teatr Ewa Becla zaprasza: Kabaret OTTO 12 kwietnia, godz. 19.00 13 kwietnia, godz. 20.00 POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £13, £15, £18, dostępne w kasie POSK-u, rezerwacja: 07788410122; 02089973629; 02089926008 Cutlery Wars do 19 kwietnia! Soho Theatre, 21 Dean St, W1D 3NE pn-sb, godz. 16.00 i 19.00 Bilety: £10, £30 (rodzinny dla czterech osób) Surrealistyczne rozmowy o wszystkim (od polowania na lisy po terroryzm) toczone przez dwoje dzieci. Sztuka dozwolona od lat siedmiu. Pride and Prejudice od 15 kwietnia! Barons Court Theatre, 28A Comeragh Rd, W14 9HR wt-pt i nd, godz. 19.30 Bilety: £12 Adaptacja powieści Jane Austen.
The History of London until it got burnt down do 19 kwietnia! Jermyn Street Theatre, 16b Jermyn Street, SW1Y 6ST pn-sb, godz. 19.30, sb., godz, 15.30 Bilety: £16 Komedia, która przedstawia prawdziwą historię Londynu... The Merchant of Venice RSC Courtyard Theatre, Waterside Warwickshire, Stratford-Upon-Avon, CV37 6BB czw-sb., godz. 19.15 Bilety: £10-£38 Adaptacja słynnej szekspirowskiej komedii.
The Pajama Game
Jurek Jarosz zaprasza: Jerzy Połomski
od 15 kwietnia! Union Theatre, 204 Union St, SE1 wt-sb, godz. 19.30 Bilety: £15 Musical trzykrotnie wyróżniony nagrodą Tony. Pracownicy fabryki Sleeptite Pajama są zdeterminowani walczyć o podwyżkę. Charyzmatyczna Babe to ich przywódca, po drugiej stronie stoi nieugięty Sid.
19 kwietnia, godz. 19:30 20 kwietnia, godz. 16:00 Sala Teatralna, POSK Rezerwacja biletów pod nr tel. 07878 047013 Jerzy Połomski będzie świętował na scenie 50-lecie swojej kariery na scenie polskiej piosenki.
Warsztaty teatralne Absurdism in polish theatre as seen in the work of Witkacy and Mrożek 12-13 kwietnia Riverside Studios Crisp Road, W6 9RL Koszt warsztatów: £100 info: Kevin Hayes, nr tel. 07805 758788 lub kevinhayes@op.pl
już wkrótce
Megayoga all night Jammin' Drum’n’bass – Breaks – Hip-Hop – Reggae 19 kwietnia, godz. 21.00 Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Rd, E1 1EW Bilety: £8 tylko na www.ticketweb.co.uk i przed imprezą Wystąpią: Dj Mk Fever + MC Cheeba; Fokus znany ze współpracy z Paktofoniką i Pokahontaz + Dj 5cet (brak2sensu) oraz Dj Kula Herb’s Man Sound i Dj.shclash I
Wieczór poetów: Adam Ziemianin i Wacław Kostrzewa
Promieniowanie
18 kwietnia, godz. 19.00 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Adam Ziemianin zaprezentuje swój tomik pt. „Dzikie Zapałki” a Wacław Kostrzewa anglojęzyczne wydanie jego poezji pt. „Two Rivers”. Zaśpiewa Monika Thomas.
Rzecz o Marii Skłodowskiej Curie 26 kwietnia, godz. 18.30 27 kwietnia, godz. 16.00 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £12, £10, pod nr tel. 020 8741 0398/1887 ( do nabycia w kasie teatru).
26
11 kwietnia 2008 | nowy czas
czas na relaks
”
Projekt reformy służby zdrowia jest poszatkowany jak sałata. Nie wiemy tylko, czy z tego wyjdzie sałatka grecka, szopska czy szefa, czyli Donalda Tuska. Bolesław Piecha, poseł PiS
VICTORIA TRAVEL (UK) LIMITED Acton, 245 High Street, London W3 9BY tel: 02030 512 640, 07925 587 674 info@victoria-travel.eu www.victoria-travel.eu
a więc żeGnaj nam…
» Żegnaj nam piękna, zielona Irlandio, jeszcze
mania
pewnie nie raz powrócimy w Twoje gościnne progi, ale czas ruszać dalej i skierować nasze kroki na południe.
Gotowania Czas przekroczyć Morze Irlandzkie oddzielające Zieloną Wyspę od Albionu i wylądować na zachodnim krańcu Wielkiej Brytanii, półwyspie zwanym Land’s End. Najbardziej na zachód wysunięta część południowej Anglii – Kornwalia – jest cudowna i urokliwa. W niewielkiej odległości znajdują się i ciekawe miejsca dla spragnionych przygód turystów, jak i ciągle dziewicze ustronia, zapewniające błogi spokój i ciszę tym, którzy szukają odpoczynku od wrzawy miasta. Można się tam zaszyć w pojedyńczych domkach i przez kilka dni nikogo nie widzieć, no, może z wyjątkiem gospodarzy, od których wynajmuje się kwatery. Dla wielu dawnych podróżników był to rzeczywiście koniec ziemi, bo dalej już tylko Ocean Atlantycki i gdzieś dalej za widnokręgiem „nowa ziemia”, gdzie przyszło nie raz emigrować mieszkańcom Zjednoczonego dziś Królestwa. Dla nas zaś będzie to początek wędrowania po malowniczych ziemiach zachodnich. Każdy, kto zapuścił się w te strony nawet na krótki odpoczynek wie, o czym piszę. Oprócz Kornwalii znajdziemy w tych stronach hrabstwa: Avon, Devon, Dorset, Gloucestershire, Somerset i Wiltshire. Klimat tu łagodniejszy niż w położonych wyżej częściach kraju. Długa linia brzegowa tej okolicy z jednej strony wabi turystów, z drugiej dostarcza niezłe kąski na lokalne stoły i nie tylko. Region ten oferować może wczesne i świeże warzywa, rozmaite owoce morza i co najbardziej charakterystyczne – wspaniałe produkty mleczne z wyśmienitymi serami na czele. Znajdziemy tutaj miejscowości takie jak: Penzance, Exeter ze swoją katedrą, Poole koło Bornemouth, czy Bath – jedna z pierwszych miejscowości uzdrowiskowych w Anglii. A teraz czas już na obiecane w zeszłym tygodniu dwa przepisy na dania z redakcyjnego stołu.
Pieczone warzywa Na 4 osoby przygotujmy: 450 g młodych ziemniaczków, 450 g marchewki, 225 g korzenia pietruszki bądź pasternaku, 225 g fennela, czyli kopru włoskiego, 225 g czerwonej cebuli, kilka ząbków czosnku, 2 gałązki świeżego tymianku, lub 2 łyżeczki suszonego, sól i pieprz do smaku, jedna cytryna i 2-3 łyżki miodu. Oliwa z oliwek do pokropienia całości.
Warzywa czyścimy i myjemy, ale zostawiamy nieobrane. Ziemniaki kroimy na połówki bądź ćwiartki, zależnie od wielkości. Marchewkę i
bilety autokarowe bilety lotnicze bilety promowe
transfery na lotniska wycieczki i wczasy hotele w całej Europie
tłumaczenia dokumentów ubezpieczenia podróżne karta EURO<26
KUP BILET PRZEZ TELEFON!!! REZERWUJ ON LINE!!! selera naciowego, 2 ząbki czosnku, zioła typu oregano, tymianek, rozmaryn, bazylia, sól i pieprz, 2 łyżki cukru brązowego i trochę octu balsamicznego (balsamic vinegar) do smaku. 500 g szpinaku i150 g sera ricotta.
pietruszkę kroimy ukośnie na grube plastry, około 1-1,5cm. Lepiej, żeby marchew była trochę drobniej pokrojona niż pietruszka, bo jako twardsza, potrzebuje więcej czasu, by zmięknąć podczas gotowania, ale bardzo się tym nie przejmujmy, nie musimy kroić od linijki. Koper, bez konieczności wycinania rdzenia, i czerwoną cebulę, kroimy na ćwiartki. Chyba, że obydwa te warzywa są naprawdę dużych rozmiarów to pokrójmy drobniej. Tak przygotowane warzywa układamy na tacy do pieczenia, przyprawiamy tymiankiem, solą i pieprzem. Ząbki czosnku dodajemy w całości, w łupinkach. Cytrynę kroimy w grube plastry i dodajemy do kompozycji. Całość szczodrze skrapiamy oliwą z oliwek i wstawiamy na około 40 minut do piekarnika (1900C) piekąc aż warzywa będą dostatecznie miękkie. Co rusz zaglądamy i poruszamy warzywa na tacy, by piekły się równomiernie. Jeżeli na obrzeżach niektóre warzywa zaczną się przypalać to nieszkodzi, ale jeżeli bardzo nas to niepokoi, obniżmy temperaturę do 1800C (to wydłuży nam czas pieczenia). Pod koniec dodajemy miód i pieczemy jeszcze 5-10 minut. Taka mieszanka pieczonych warzyw jest świetnym dodatkiem do głównego dania. Oczywiście nie jest to jedyna możliwa kompozycja i zachęcam do eksperymentowania ze swoim ulubionym bukietem warzyw.
wstążki ze szPinakiem i serem ricotta A teraz obiecany sprzed tygodnia przepis na makaron taglietelle ze szpinakiem i serem ricotta jako opcja dla jaroszy. Na 4 osoby potrzebujemy: 450 g makaronu, 1-2 marchewki, 2 puszki pomidorów (mogą być plum tomato, jak i chopped tomato), 1 cebulę, 2 łodygi
Najpierw przygotowujemy sos pomidorowy. Cebulę, czosnek, marchew i seler kroimy i podsmażamy na oliwie z oliwek. Dodajemy pomidory. Jeżeli używamy świeże zioła, możemy ładnie je związąć sznurkiem, by nie rozpadły nam się podczas gotowania i łatwo było je wyłowić na koniec przed zmiksowaniem. Uwaga, bazylię dodamy dopiero na sam koniec. Solimy. Gotujemy na średnim ogniu około 20 minut, dodajemy cukier, jeżeli sos jest zbyt kwaskowy, i gotujemy następne 15-20 minut. Wyjmujemy zioła i całość miksujemy. Bardzo użyteczny w takim przypadku jest ręczny blender. Doprawiamy do smaku, dodajemy pokrojoną bazylię, 2-3 łyzki octu winnego. Jeżeli sos wydaje się za gęsty, możemy dodać trochę wody. Jeszcze raz zagotować i odstawić. Gotowe. W wolnej chwili wstawiamy garnek z osoloną wodą na makaron, a na osobnej patelni bądź rondlu podsmażamy osobno szpinak na odrobinie masła lub oliwy, albo całkowicie bez tłuszczu. Szpinak pod wpływem temperatury wypuści soki, które uchronią go przed przypaleniem, wystarczy tylko mieszać uważnie. Szczególnie jeżeli mamy młody szpinak, to gotujemy go bardzo krótko, 1-2 minuty. I tutaj mamy znowu dwie możliwości. Albo dodamy bezpośrednio do szpinaku ser i doprawimy solą i pieprzem, albo tylko doprawimy, a ser podamy już na koniec prosto na talerz. Gdy makaron mamy ugotowany dodajemy go do sosu i wykładamy na talerz, na środku kładziemy szpinak, a na samym wierzchołku łyżką nakładamy ser. W ten sposób mamy czerwony makaron, zielony szpinak i biały ser , co daje nam ładne zestawienie kolorystyczne. Możemy udekorować jeszcze liściem bazylii. Smacznego i do zobaczenia za tydzień!!!
|27
nowy czas | 11 kwietnia 2008
czas na relaks sudoku
średnie
łatwe
1 6 5 3 9 4
4 3 5 8 2 7
2 8 4
2 9 6
1 7 9 6 3 1 7 8 5
trudne
7 5 9 8 2 7 3 4
6 1 8 4 3 1 5 6
7 1 5 7 3 8 4
4 7
1 5 7 6 4 1 2 8
8 5 2 9 8 2 6 7
4 8 7 5 8 7 9 4 1 9 4 9 2 7 2 7 1 4
3
9 7
2 5 1 4 5 8 3
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 Nie będziesz biernym obserwatorem spraw i wydarzeń. Zapragniesz odgrywać główną rolę i uda ci się to znakomicie. Pod koniec tygodnia wzrosną Twoje moce. Poczujesz gotowość do wielkich czynów, a w połowie roku wieści z zagranicy dadzą Ci dodatkowy impuls. Jeśli występujesz publicznie, możliwa nieoczekiwana popularność.
BYK
20.04 – 20.05
Sprzyjający czas na rozkręcenie biznesu. Uda ci się uciec od rutyny i zaczniesz działać w sposób niekonwencjonalny. Masz szanse znaleźć się w towarzystwie ludzi działających z rozmachem, którzy Cię docenią. Zawarta przyjaźń dostarczy Ci nie tylko emocjonalnej satysfakcji. Aktywność publiczna i zwiększona popularność przekonają Cię do pokazywania się w innym świecie.
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
Jeżeli jesteś bliźniakiem w związku masz szansę zachwycić bliską osobę śmiałymi pomysłami. Odrobina niepokoju, jaką wzbudzisz, doda Twojemu związkowi uroku. Być może pojawi się nieuzasadniona zazdrość, ale partner zacznie się bardziej starać. Pod koniec tygodnia uważaj na brak koncentracji.
RAK 22.06 – 22.07
Poszerzą się Twoje horyzonty myślowe, choć wrażliwość na argumenty inne niż własne może być zmniejszona. Zaczniesz o wielu sprawach decydować samodzielnie, ale jeżeli przekroczysz granice przeznaczenia, czeka Cię rozczarowanie. W biznesie zaczniesz iść własną drogą. Nie poddasz się żadnemu kierownictwu.
LEW 23.07 – 22.08
Związki, które Cię blokują, przestaną mieć takie znaczenie jak dotychczas. Świeżo zawarte przyjaźnie przemienią się w miłość. Aktywnie zaangażujesz się w rozwiązywanie problemów bliskich Ci osób. Uda Ci się dyplomatycznie ominąć przeszkody. Jeśli nie masz drugiej połowy, znajdziesz ukojenie w ramionach osoby, która pasjonuje się sportem samochodowym.
PANNA 23.08 – 22.09
Możesz mieć problemy z koncentracją. Możesz wtedy partnerowi powiedzieć jakieś niepotrzebne słowa. Fascynujący czas dla odważnych Panien. Niemal przez cały rok zaskakiwać Cię będą niezwykłe sploty okoliczności, które zainspirują Cię do łamania reguł i radykalnej zmiany planów życiowych.
GA WA 23.09 – 22.10
Odezwie się w Tobie potrzeba osiągnięcia większej stabilizacji życiowej. Twoja uwaga będzie się silniej skupiać na domu i rodzinie. Możliwe, że zajmą Cię również sprawy związane z nieruchomościami. To dobry znak na świadomą pracę nad Twoim związkiem i wysiłki dla polepszenia zaniedbanych kontaktów.
SKORPION 23.10 – 21.11
Będziesz więc kusić i zachwycać swoją urodą. Niektóre Skorpiony zafascynowane nowinkami kosmetycznymi zafundują sobie masaże, zabiegi wyszczuplające. Efekty będą znakomite. Przemyśl swoją obecną sytuację, zastanów się nad możliwościami uzyskania nowych źródeł dochodu, czytaj ulotki bankowe i oglądaj wiadomości gospodarcze.
STRZELEC 22.11 – 21.12
Jest to tydzień, który stoi przed Tobą pod znakiem krótkich podróży, intensywnych spotkań i odnawiania starych znajomości. Będziesz w znakomitej formie – strzelcy o nadwątlonej kondycji mogą liczyć, że stan ich zdrowia wyraźnie się poprawi. Będą Ci sprzyjać miłosne uniesienia, flirty, randki.
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
Będziesz mieć w tym tygodniu trzy planety jednocześnie w znaku raka – a to oznacza najlepszy czas na podejmowanie ważnych decyzji dotyczących pracy lub finansów. W tym tygodniu nie zabraknie dni, kiedy wszystko ma szansę układać się po Waszej myśli. To najbardziej harmonijny tydzień miesiąca.
NIK WOD 20.01 – 18.02
To będzie bardzo pracowity, intensywny tydzień. I nie bez efektów – możesz liczyć na nowe okazje do zarobienia pieniędzy. Być może otworzą się przed Tobą możliwości dokonania ciekawych inwestycji. Pod koniec tygodnia, gdy Słońce wejdzie w znak Lwa, poczujesz się nieco zmęczony codziennością, poczujesz potrzebę zmian.
BY
RY 19.02 – 20.03
Dla osób wolnych niespodziewane towarzyskie i miłosne przygody. Możliwe będzie zawarcie fascynującego związku uczuciowego z osobą, która ma dobrą prezencję i lubi podróżować. To pewne, że znajdziesz swojego wybrańca. Jeśli jesteś w stałym związku, zaskoczysz swoją drugą połowę energią i wyrafinowaniem.
28|
11 kwietnia 2008 | nowy czas
jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? aby zamieścić ogŁoszenie komeRcyjne skontaktuj się z
ogŁoszenia zWykŁe aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię”, „Szukam pracy”, „kupię”, „Sprzedam”, „Mieszkania do wynajęcia”, „Oddam za darmo”, „Towarzyskie” wyślij SMS: NC + treść ogłoszenia (np. NC oddam kota...) na numer 87070. Otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo COrreCT.
ia Ogłoszen e w o k ram 0. 1 £ d już o O I N A T NIE! I W YGOD rtą! Zapłać ka
działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
w ramce kolorowe
do 15 słów
£10
£15
do 30 słów
£15
£25
koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)
mieszkanie do Wynajęcia
Perivale. Miejsce w pokoju dla niepalącego mężczyzny w spokojnym domu. Bardzo dobre warunki, blisko stacji Perivale. Tel. 0778 352 8784. PlaiSTOW. Duże pokoje dwuosobowe do wynajęcia w umeblowanym domu. 5 min. do stacji. Cena od £55/os./tyg., rachunki wliczone. Tel. 0780 9472556.
szukam pRacy
PielęgNiarka z wieloletnim doświadczeniem zaopiekuje się starszą osobą. Tel. 07727027464
ToWaRzyskie
kaWaleR katolik, po wyższych studiach pragnie poznać Polkę do lat 40, która chętnie zamieszkałaby we Francji lub Włoszech. Mowię po angielksu, francusku i włosku Tel. 020 7697 0005
Nieśmiały brunet, 34 lata, 176 cm, szczupły, pozna Panią, z dzieckiem również. Cel – stały związek. Tylko poważne oferty, sms na nr 07973825112.
usŁugi
Rozliczenia podatkowe, konta, NIN, zasiłki, rezydentura, tłumaczenia, pożyczki, zakładanie firm i działalności gospodarczej. Profesjonalnie i tanio!!!
WRóżka milena wróży z kart Tarota, zdejmuje złe fatum, wyprowadzi Cię na szczęśliwą gwiazdę. Tel. 0-7961816736
TŁumacz pRzysięgŁy szybko, niedrogo. Adres: Suite 103, 20 lavington Street, london SE1 0NN (london Bridge). Tel. biuRo: 0207 9282 558; komóRka: 0789 4802 777. email: inFo@TRaducTio.co.uk
zaTRzymaj najpiękniejsze chWile życia W kadRze fotografia ślubna, portretowa, dziecięca, okolicznosciowa, sesje do portfolio.
GCSE, A lEvEl – ENGlISh, GCSE, A lEvEl – PolISh konTakT: 07719111043
anTeny saTeliTaRne Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny. Tel. 0751 526 8302
eWa 0-7946850788; www.myspace.com/fotoewa
WRóżka sebila, przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. Tel. 07988553378
laboRaToRium medyczne: The paTh lab Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. EKG, USG. Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616
Tel.: 0207 388 0066 0795 442 5707
koRepeTycje
FizjoTeRapia, masaż leczniczy, bóle kręgosłupa, nerwobóle, aromaterapia; małgorzata mobile: 0793 338 8935
paznokcie akryl, żel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia. monika 07835412859,
kRęgaRsTWo, RehabiliTacja, Manualna terapia, diagnoza, bioenergoterapia, Porady. Skutecznie i szybko. Tel. 0795 867 7615
WyWóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free TRanspol 0786 822 78730 lub 29 andRzej
ipsWich – okazja dla biznesmenóW! Sklep z zapleczem 60 m2 i mieszkanie z osobnym wejściem. lokalizacja: Ipswich, obok Klubu Polskiego. Idealny na sklep z wyrobami rzemieślniczymi lub innymi. Koszt wynajmu 10 tys. funtów rocznie + rachunki. kontakt: andrew soltysik 0797 389 9686
mechanika, elektryka samochodowa oraz diagnostyka komputerowa. Tel 0-7881552350
maluję poRTReTy z natury lub ze zdjęć – akwarelą £70,00, olejną £200,00. Tel. 0-7884155281; www.zojka.com
dean manson soliciToRs kancelaRia pRaWna Tel: 020 8767 5000 mon-Fri 09:30-17:30, sat 12:00-17:00 Kontakt: Katarzyna Bogucka (Trainee Solicitor) Solicitors: M. Mansoor, E. Baig, S. Bhatti Sprzedaż, kupno domów i mieszkań wynajem sklepów, biur etc Prawo pracy Prawo rodzinne odzyskiwanie długów Prawo imigracyjne (pobyt st ały, obywatelstwo) Prawo handlowe (kontrakty, biznes, spółki) landlord and Tenant (spory, konrtakty) odszkodowania powypadkowe (No win no fee) odwołania od decyzji urzędowych Prawa człowieka i obywatela Testamenty, prawo spadkowe Spory/sprawy sądowe Prawo karne 243-245 miTcham Road, london sW17 9jQ www.dmansonsolicitors.com Regulated by the Solicitors Regulation Authority
|29
nowy czas | 11 kwietnia 2008
ogłoszenia
job vacancies
duties. Full training given. Immediate start. Excellent communication skills are essential as you will take enquiries made in English from students of all nationalities, and advise on suitable courses. The above languages would be an advantage as our students are primarily speakers of those languages. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0177 2204500 ext 0 and asking for Edward Gildea.
TRANSLATOR Location: ANGUS AREA Hours: 1-40 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, BETWEEN 9AM-4PM Wage: DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days Employer: Inner Space Closing Date: 15/04/2008
Description: Translator required. Must be fluid in Polish and English. Will be working with Polish contractors. Temporary for 3 days starting from 15.4.08. Transport is available. You will be working all over the Angus area. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0124 1430830 ext 0 and asking for Lindy Kimgham. RECEPTIONIST Location: PRESTON, LANCASHIRE Hours: 7 - 18 PER HOUR, OVER 7 DAYS, HOURS TO ARRANGED Wage: £5.52 - £6.00 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Speak School
Description: Must be able to speak a high level of English and an additional language would be an advantage such as Polish, Spanish, Hungarian, Arabic or Portuguese. Duties include reception work, liaising between students and teachers, administration tasks, cash handling and light cleaning
INFORMATION AND ADVICE PROJECT WORKER Location: NOTTINGHAM, NOTTINGHAMSHIRE Hours: 37 PER WEEK OVER 7 DAYS, DAYS, EVENINGS AND WEEKENDS Wage: £21,365 PER ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Signpost to Polish Succes
Description: Applicant will provide oneto-one information, advice, and support sessions. You will be fluent in English and Polish and another Eastern European language would be an advantage. You will be computer-literate. Duties include providing information to clients, general administration work, and promoting the company and its services. This position is funded by the NATIONAL LOTTERY through the Big Lottery Fund. To apply for this position you need to send your CV and covering letter in both English and Polish, stating the post, relevant experience, education and reasons for applying. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Recruitment Line at Signpost to Polish Succes, 473 B Alfreton Road,, Radford, Nottingham, Nottinghamshire, NG7 5NH, or to eastmidlandspopolsku@yahoo.co.uk. Closing date is 28th April 08.
PROJECT COORDINATOR Location: NOTTINGHAM, NOTTINGHAMSHIRE Hours: 37 PER WEEK OVER 7 DAYS, DAYS, EVENINGS AND WEEKENDS Wage: £27,945 PER ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Signpost to Polish Succes
Description: Applicant must be fluent in English and Polish. A knowledge of other Eastern European languages would be an advantage. Must have previous experience of working with migrant communities, fund raising, producing a newsletter. You will be committed to the social and community integration of new migrants and be familiar with interagency working. You will be responsible for the development of SPS Services. This position is funded by the NATIONAL LOTTERY through the Big Lottery Fund. To apply for this position you need to send CV and covering letter in both English and Polish, stating the post, relevant experience, education and reasons for applying. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Recruitment Line at Signpost to Polish Succes, 473 B Alfreton Road,, Radford, Nottingham, Nottinghamshire, NG7 5NH. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. DEVELOPMENT & OUTREACH PROJECT WORKER Location: NOTTINGHAM, NOTTINGHAMSHIRE Hours: 37 PER WEEK OVER 7 DAYS, DAYS, EVENINGS & WEEKENDS Wage: £21,365 PER ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Signpost to Polish Succes
Applicant will co-ordinate volunteers in producing our newsletter; will recruit
and co-ordinate volunteers, contribute articles and assist in the design and publication. You will be fluent in English and Polish and another Eastern European language would be an advantage. You will have relevant computer skills. Own transport an advantage. This position is funded by the NATIONAL LOTTERY through the Big Lottery Fund. To apply for this position you need to send CV and covering letter in both English and Polish, stating the post relevant experience, education and reasons for applying. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Recruitment Line at Signpost to Polish Succes, 473 B Alfreton Road,, Radford, Nottingham, Nottinghamshire, NG7 5NH, or to eastmidlandspopolsku@yahoo.co.uk. INTERNET MARKETING PERSON POLISH WEBSITE Location: MANCHESTER Hours: 8 HOURS PER DAY, 5 DAYS A WEEK. USUAL OFFICE HOURS. Wage: £12,500+ DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days Employer: NDC.CO.UK Closing Date: 30/04/2008
Description: Person fluent in Polish language required to manage sales/advertising on Polish websites such as eBay.pl and Allegro.pl for a laptop sales company and to deal on the telephone with Polish customers calling us. No cold calling is required. General computer hardware knowledge and use of eBay.pl and Allegro.pl would be an advantage but not essential. Knowledge of other European languages (French, German or Spanish) would also be an advantage but again not necessary.Immediate start is available for the right person. Salary is negotiable depending on experience. Benefits include paid annual holidays and a flexible work schedule.
How to apply: You can apply for this job by telephoning 0870 7870410 and asking for Hamid Taqui. INTERPRETERS/TRANSLATORS Location: NORTH YORKSHIRE AREA Hours: MINIMUM 20 PER WEEK MONDAYFRIDAY 9AM-5PM Wage: £12 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Everyday Language Solutions
Description: We are looking for Interpreters who can speak any of the following languages: Polish, Arabic. Kurdish, Pashto, Czech, Romanian, Cantonese, Thai, Burmese, Korean, Tigrinian, Amharic, Tibetan, French, Mandarin, Somali or BSL. How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Wendy Lillie at Everyday Language Solutions, Robert House,, Wespoint Road,, Thornaby, Stockton-on-Tees,, Cleveland, TS17 6BA. www.everdaylanguage solutions.co.uk or fax CV to 01642 603403. SALES EXECUTIVE Location: ENFIELD, MIDDLESEX Hours: 40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7, 9AM6PM OR 11AM-8PM Wage: EXCEEDS NAT MIN WAGE, OTE £30,000 PER ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Profitlink
Description: Due to an increase in our Polish customer base it is an advantage if applicants are able to speak English and Polish. Must have a full driving licence. Previous customer facing experience is essential. A company car is provided. Duties will involve liaising with the customers, qualifying their needs for vehicle finance, arranging a suitable solution and finding a suitable car in stock for the customer to purchase. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01788 544244 and asking for Jamie Lambert.
30|
nowy czas | 11 kwietnia 2008
port LIGA MISTRZÓW
Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl
1/4 FINAŁU
Specjaliści od Ligi Mistrzów Yaya Toure (od 81 min. Marquez), Xavi, Henry, Eto, Bojan (od 72 min. Giovanni).
Daniel Kowalski
Nie przez przypadek podopieczni Rafaela Beniteza nazywani są ekspertami od Ligi Mistrzów. W Premier League z trudem utrzymują się w czołówce, w LM wygrywają praktycznie z każdym. The Reds pokonali Arsenal 4:2 i po raz kolejny awansowali do półfinału prestiżowych rozgrywek. Rywalem „Czerwonych” będzie tam Chelsea Londyn, która po wpadce w Stambule tym razem wygrała u siebie z Fenerbace 2:0. Ostatnie trzy mecze między Arsenalem i Liverpoolem kończyły się remisem 1:1 i wczoraj również wiele wskazywało, że rezultat ten się powtórzy. Nie mniejsze emocje towarzyszyły meczowi Chelsea Londyn z Fenerbahce Stambuł. Pierwszy pojedynek w Turcji zakończył się nieoczekiwanym triumfem podopiecznych Zico. W środę o niespodziance nie mogło być mowy. The Blues wygrało pew-
Schalke 04 Gelschenkirchen: Neuer, Westermann, Rafinha (od 76 min. Larsen), Bordon, Krstajic, Kuranyi, Ernst, Kobiashvili (od 31 min. Grossmuller), Jones, Asamoah (od 69 min. Sanchez), Halil Altinop. LIVERPOOL - ARSENAL 4:2 Liverpool: Reina, Carragher, Skrtel, Hyypia, Aurelio, Gerrard, Alosno, Mascherano, Kuyt, Torres (od 87 min. Riise), Crouch (od 78 min. Babel).
nie 2:0 i zrobili kolejny krok w drodze do finału. Niewielu kibiców wie, że właściciel Chelsea, Roman Abramowich, już kilka miesięcy temu zarezerwował dla swojego klubu jeden z najdroższych hoteli w Moskwie, czyli tam, gdzie rozegrany zostanie finał Ligi Mistrzów. Pojedynek Manchesteru United — AS Roma zgodnie z przewidywaniami był tylko formalnością. Mało kto bowiem przypuszczał, aby Włosi odrobili straty z pierwszego meczu. Podopieczni Alexa Fergusona w półfinale zagrają z Barceloną, która również bez większych problemów ograła Schalke 04 Gelschenkirchen.
MU - AS ROMA 1:0 Manchester United: Van der Sar, Brown, Pique, Ferdinand, Silvestre, Park, Carrick (od 74 min. O'Shea), Anderson (od 81 min. Neville), Giggs (od 74 min. Rooney), Tevez. AS Roma: Doni, Panucci, Mexes, Juan, Cassetti (od 56 min. Tonetto), De Rossi, Pizzarro (od 69 min. Giuly), Taddei (od 81 min. Esposito), Perrotta, Mancini, Vucinic. BARCELONA - SCHALKE 1:0 FC Barcelona: Valdes, Payol, Thuram, Zambrotta, Abidal, Iniesta,
WEEKENDOWE TYPY PIŁKARSKIE Sezon najbogatszej ligi świata wychodzi na ostatnią prostą. Tak więc jest szansa podreperować budżet na zakładach bukmacherskich. Na razie niestety pierwszy raz w tej edycji jesteśmy na minusie. Dokładnie 79 funtów. Najwyższy CZAS to zmienić. Zapraszamy do analizy. Opcja nr 1 Sunderland – Manchester City sobota 15.00 typ poniżej 2,5 bramek, kurs: 4/7 Tottenham – Middlesbrough sobota 15.00 typ powyżej 2,5 bramek, kurs: 4/5 zakład bukmacherski: Stan James Chłopcy Roya Keane po trzech pod rząd zwycięstwach oddalili się dość znacznie od strefy spadkowej. Dziesięć punktów przewagi nad pierwszym potencjalnym spadkowiczem – Bolton Wanderres – na pięć tylko kolejek przed zakończeniem piłkarskich rozgrywek Anno Domini 2007/08 daje względny spokój. Z powodu kontuzji z występów wykluczeni są obrońcy: N. Nosworthy, D. Collins oraz środkowa część formacji: D. Etuhu, R. Wallace, C. Edwards. Na szczęście gospodarze zagrają z przechodzącymi poważny kryzys graczami Manchester City. Mimo to „Obywatele” po dwóch z rzędu porażkach powinni się zrehabilitować i pokazać możliwości drzemiące w drużynie. Pomocna może być historia zmagań pomiędzy obydwoma zespołami. Podopieczni Gorana-Svena Erikssona wygrali z nich ostatnie pięć. Obejrzenie zmagań „Kogutów” w tym sezonie jest prawdziwą gratką dla każdego, nawet wybrednego miłośnika piłki nożnej. Średnia ze spotkania to ponad 3,5 bramek w ciągu 90 minut. Żaden zespół w Pre-
miership temu nie dorównuje. Na White Hart Line zagoszczą tym razem gracze Garetha Soughate z dalekiej północy. Linia defensywna Middlesbrough do najlepszych zdecydowanie się nie zalicza – 47 straconych goli w 33 kolejkach. Ponadto w nadchodzącej batalii nie weźmie udziału główny obrońca Niemiec Robert Huth. Po przeciwnej stronie jest jeszcze gorzej. Urazy dręczą aż trzech obrońców: utalentowanego Garetha Bale, Portugalczyka Ricardo Roche jak i Francuza Benoita Assou-Ekotto. Czeka nas w takim razie kolejny festiwal bramek. Opcja nr 2 Derby County – Aston Villa sobota 15.00 typ: 2 (wygrana gości), kurs: 4/7 Birmingham – Ewerton sobota 15.00 typ: poniżej 2,5 gola, kurs: 4/6 zakład bukmacherski: Betdaq Outsider ligi powoli przygotowuje się do walki w Championship, aby być z powrotem wśród elity. Trener „Baranów” ma także zabezpieczoną przyszłość w klubie, w postaci przedłużonego kontraktu na następny sezon. Spokojnie więc może zacząć testować piłkarzy oraz poszczególne schematy gry. Świetnie akurat się składa, gdyż do Derbyshire przyjeżdżają zawodnicy Aston Villi. Doświadczenie zebrane z solidną drużyną, jaką są „The Villians” z pewnością zaprocentuje. Sobotnie spotkanie pomiędzy walczącym o utrzymanie Birmingham, a marzącym o Lidze Mistrzów Everton zapowiada się niezwykle zacięte. Oba zespoły z pewnością będą „gryźć trawę”, by dopiąć swego. Z tego powodu mecz na St. Andrews nie obsypie nas bramkami.
Arsenal: Almunia, Toure, Gallas, sanderos, Clichy, Eboue (od 72 min. Walcott), Flamini (od 42 min. Silva), Fabregas, Diaby (0d 72 min. Van Persie), Hleb, Adebayor. CHELSEA - FENERBAHCE 2:0 Chelsea: Cudicini (od 25 min. Hilario), Essien, Carvalho, Terry, Ashley Cole, Ballack, Makelele, Lampard, Joe Cole (od 65 min. Malouda), Drogba, Kalou (od 58 min. Belletti). Fenerbahce: Demirel, Gonul, Lugano, Edu Dracena, Wederson (od 89 min. Bilgin), Maldonado (od 60 min. Kezman), Aurelio, Kazim-Richards, Daivid, Alex, Sentruk (od 75 min. Ugur Boral).
Szczegóły za tydzień Rozgrywki londyńskiej ligi „piątek” piłkarskich rozkręcają się na dobre. W miniony weekend rozegrana zostanie już szósta kolejka spotkań. Wyłaniają się więc pierwsi faworyci. Rozegrano też pierwsze mecze Pucharu Ligi. Oprócz sportowych aspektów rozgrywek, kibiców i uczestników ligi nurtują też szczegóły natury organizacyjnej, takie jak wysokość tegorocznych nagród czy też rozliczenie finansowe za poprzedni sezon, a właściwie jego końcówkę. Przed sezonem ustami rzecznika prasowego ligi, Krzysztofa Wiciaka, poinformowano nas, że ogłoszone zostaną po trzech kolejkach. Jak na razie jeszcze nic takiego do nas nie dotarło. Zarząd Crewcard 5-A-Side Polish League poprosił nas o kolejnych kilka dni cierpliwości, dlatego też dla dobra ligi poczekamy i zapraszamy do lektury za tydzień. Wszystkich czytelników, którzy mają jakieś pytania prosimy o ich nadsyłanie pod adres: info@sportpress.pl. (dako)
bieg na przełaj W pierwszym środowym meczu eliminacji turnieju UEFA w futsalu reprezentacji U-21 Ukraina pokonała Litwę 6:1 (2:1). W drugim meczu Polska gra z Rumunią. Totalizator Sportowy szykuje się do przejęcia organizacji wyścigów konnych na Torze Służewieckim w Warszawie. W tej sprawie rozpoczęły się już negocjacje z Polskim Klubem Wyścigów Konnych (PKWK). 60 mln złotych kosztować będzie modernizacja katowickiego Spodka przed siatkarskimi ME kobiet, które m.in. w tej hali rozgrywane będą jesienią 2009. W środę halę wizytowali delegaci Europejskiej Konfederacji Siatkówki (CEV). Severstal, druga co do wielko ści potęga przemysłu metalowego w Rosji nosi się z zamiarem zakupu klubu piłkarskiego Juventus Turyn. Ponad siedemdziesiąt zawodniczek z Rosji, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Niemiec, Szwajcarii, USA, Japonii i Polski zgłosiło swój udział w trzyetapowym wyścigu kolarskim kobiet, jaki w najbliższy weekend odbędzie się na Ziemi Zamojskiej. Koszykarze Utah Jazz wygrywając na wyjeździe z New Orleans Hornets 77:66 zapewnili sobie po raz drugi z rzędu pierwsze miejsce w Northwest Division. Jeden z najlepszych piłkarzy w historii, Diego Maradona, został zaproszony przez władze Argentyny do udział w sztafecie z ogniem olimpijskim, która pod koniec tygodnia odwiedzi ten kraj. Włoska Federacja Kolarska zawiesiła na dwa lata Eddy'ego Mazzoleniego, który jest zamieszany w aferę dopingową. W lipcu zeszłego roku zawodnik ogłosił zakończenie kariery. Norweski biathlonista Ole Einar Bjoerndalen po otrzymaniu wiadomości, że władze jego klubu w rodzinnej wsi postanowiły zbudować mu pomnik, zdecydował o przekazaniu im wszystkich swoich trofeów. Zostaną one umieszczone w lokalnym Muzeum Bjoerndalena. Zarząd Górnika Zabrze w dalszym ciągu nie podjął decyzji w sprawie transferów definitywnych Konrada Gołosia i Mariusza Pawelca. Piłkarze są wypożyczeni do końca czerwca, odpowiednio z Wisły Kraków i Górnika Łęczna. Po blisko trzyletnim pobycie w Krakowie Jean Paulista odchodzi z Wisły. Pod Wawelem podjęto decyzję o nieprzedłużeniu wygasającej w czerwcu tego roku umowy.
|31
nowy czas | 11 kwietnia 2008
W najnowszym rankingu międzynarodowej federacji piłkarskiej FIFA reprezentacja Polski spadła aż o cztery lokaty i zajmuje aktualnie 28 miejsce. Liderem jest Argentyna, przed Brazylią oraz Włochami.
FORMUŁA 1
GP BAHRAJNU
Wspaniały wyścig Kubicy Daniel Kowalski
Już drugi raz z rzędu Robert Kubica zajął trzecie miejsce. W klasyfikacji generalnej jest już czwarty, a to dopiero początek sezonu... Szefowie BMW mogą być zadowoleni z początku tego sezonu. Po trzecim wyścigu ich zespół zajmuje bowiem pierwsze miejsce wśród konstruktorów. Osiągnięcie to jest warte odnotowania jeszcze z jednego powodu. To pierwszy w historii Formuły 1 przypadek, gdzie w klasyfikacji konstruktorów prowadzi stajnia, której kierowca nie wygrał ani jednego wyścigu! W Bahrajnie Polak wystartował z pole position. Na starcie jakby nieco zaspał, co skrzętnie wykorzystał Felipe Massa. Tuż za nimi był Fin, Kimi Raikonen. Dosyć niespodziewanie, z trzeciego na dziesiąte miejsce spadł Brytyjczyk, Lewis Hamilton. Na dodatek uderzył w mistrza świata Fernando Alonso (Renault). Massa prowadził przez większość wyścigu, ale Polak starał się ustępować jak najmniej. Dlatego też po ostatnim okrążeniu po raz kolejny w swojej karierze mógł się cieszyć z miejsca na podium. Tuż za Kubicą uplasował się inny kierowca BMW, Nick Heidfeld (Niemcy). Kolejny wyścig — GP Hiszapanii — już 27 kwietnia. Po niedzielnym wyścigu Robert Kubica był bohaterem większości sportowych szpalt. Fachowcy coraz częściej zaczynają go wymieniać w gronie faworytów F1. Zdaniem niektórych to większy talent niż Lewis Hamilton. Choć moim zdaniem jest trochę za wcze-
Koszykarzom Energi Czarnych Słupsk i Górnika Wałbrzych nie udało się sprawić niespodzianki i pokonać wyżej notowanych rywali w trzecich meczach fazy pre play off. Do ćwierćfinałów awans wywalczyły zespoły Stali Ostrów Wlkp. i Polpaku Świecie.
Wyniki GP Bahrajnu: 1. Felipe Massa (Ferrari) 1:31.06,970; 2. Kimi Raikkonen (Ferrari) +3,339; 3. Robert Kubica (BMW Sauber) +4,998; 4. Nick Heidfeld (BMW Sauber) +8,409, 5. Heikki Kovalainen (McLaren) +26,789; 6. Jarno Trulli (Toyota) +41,314; 7. Mark Webber (Red Bull) +45,473; 8. Nico Rosberg (Williams) +55,889; 9. Timo Glock (Toyota) +1.09,500; 10. Fernando Alonso (Renault) +1.17,181.
giellonii, Cracovii i kto wie, kim jeszcze. Ale wiążących decyzji nie ma. Jak więc z góry ustalić rozmiary ekstraklasy, a potem sztucznie ją ciąć lub naciągać. Wszyscy koncentrują się wyłącznie na niej, a przecież na futbolowej mapie nie jest ona samotną wyspą. Wszelkie zmiany w I lidze mieć będą automatycznie swe reperkusje w niższej, o czym w ogóle się nie mówi. Ile zespołów grać będzie w II lidze? Ile awansuje i spadnie, a przecież te też mają prawo wiedzieć, co je czeka. Planowe działania, aby miały sens, należy, nie bacząc na stopień zaawansowania prokuratorskich śledztw, wreszcie podjąć decyzję o skali kar dla klubów i do tego dopasować system. Na razie wydaje się, że najlepszym wariantem byłoby czasowe zmniejszenie ekstraklasy do 14 zespołów i nie lamentować, że przez jeden sezon zespoły rozegrają o 4 mecze mniej. I tak w każdej wersji w zależności, jak komu pasuje, część będzie biadolić. Jedno jest pewne - pomysł dzielenia ligi na grupy na jakimkolwiek etapie rozgrywek jest niewypałem, który
Koszykarki Lotosu PKO BP
Kirsty Coventry z Zimbabwe wynikiem 4.26,52 ustanowiła rekord świata na 400 m stylem zmiennym w pływackich mistrzostwach świata na krótkim basenie, które rozpoczęły się w Manchesterze. Poprzedni rekord ustanowiony był 19 stycznia 2002 roku w Paryżu przez Ukrainkę Janę Chochłową i wynosił 4.27,83.
richello (Honda), Takuma Sato (Super Aguri), Anthony Davidson (Super Aguri), Adrian Sutil (Force India), Giancarlo Fisichlla (Force India) — wszyscy 0 pkt. Klasyfikacja konstruktorów po trzech wyścigach: 1. BMW Sauber 30 pkt, 2. Ferrari 29 pkt, 3. McLaren 28 pkt, 4. Williams 10 pkt, 5. Toyota 8 pkt, 6. Renault 6 pkt, 7. Red Bull 4 pkt, 8. Toro Rosso 2 pkt, 9. Honda 0 pkt, 10. Super Aguri 0 pkt, 11. Force India 0 pkt.
Oczekujemy konkretów Miniona kolejka znów upłynęła w oparach korupcyjnego raka, którego nowe przerzuty wciąż się pojawiają, do reszty zżerając już i tak schorowaną ligę. Pomysłów na leczniczą terapię jest tyle, ile zatrzymanych podejrzanych. Wszystkie niezadowalające, ale inaczej być nie może, bo choroba tak się rozwinęła, że nieszkodliwej terapii nie ma. Trzeba więc wybrać najmniej bolesną. A do tego niezbędna jest zmiana kolejności zapisywanych medykamentów. Zamiast na chybił trafił przebijać się, ile zespołów ma liczyć ekstraklasa i o ile ewentualnie ją zmniejszyć – najpierw wykorzystując wiedzę organów ścigania – należy szybko i definitywnie określić, ile i które zespoły zostaną karnie zdegradowane i raz konkretnie zamknąć w końcu ten temat. Bo co w tej chwili wiemy – że spadnie sosnowieckie Zagłębie i Widzew, a w sprawie Zagłębia Lubin toczy się skandaliczny spór, ile spotkań – 4, 5 czy 9 ustawiło. Wierzyć się nie chce, by ktoś się posunął do takiej ignorancji, aby uniknęło degradacji. Ale co dalej? Karny topór wisi nad Koroną. Mówi się też o Ja-
bieg na przełaj
Gdynia jako pierwsze awansowały do finału mistrzostw Polski. Gdynianki w trzecim meczu półfinałowym pokonały w Lesznie PKM Dudę 78:72 i dotarły do finału bezzporażki.
śnie aby takie wnioski wysuwać, to bez wątpienia Kubica udowodnił, że jest kierowcą, który w wyścigach Formuły znalazł się nie przez przypadek. Przed nami jeszcze cały sezon i dopiero po kilku kolejnych wyścigach będzie można o naszym sportowcu powiedzieć coś więcej. Tymczasem szefowie Renault już teraz żałują, że nie zatrudnili Kubicy już trzy lata wcześniej. Wtedy to Polak był na testach w ich zespole, co było nagrodą za zwycięstwo w wyścigu World Series by Renault. Niestety Francuzów uprzedzili włodarze BMW Sauber, którzy obserwowali Polaka już dużo wcześniej i co ważniejsze nie opierali się zbytnio z podpisaniem kontraktu.
Klasyfikacja indywidualna po trzech wyścigach: 1. Kimi Raikkonen (Ferrari) 19 pkt, 2. Nick Heidfeld (BMW Sauber) 16 pkt, 3. Lewis Hamilton (McLaren) 14 pkt, 4. Robert Kubica (BMW Sauber) 14 pkt, 5. Heikki Kovalainen (McLaren) 14 pkt, 6. Felipe Massa (Ferrari) 10 pkt, 7. Jarno Trulli (Toyota) 8 pkt, 8. Nico Rosberg (Williams) 7 pkt, 9. Fernando Alonso (Renault) 6 pkt, 10. Mark Webber (Red Bull) 4 pkt, 11. Kazuki Nakajima (Williams) 3 pkt, 12. Sebastien Bourdais (Toro Rosso) 2 pkt, 13. Nelson Piquet Junior (Renault), David Coulthard (Red Bull), Timo Glock (Toyota), Sebastian Vettel (Toro Rosso), Rubens Bar-
sport
już przerabialiśmy. Nie ma też sensu, jak niektórzy sugerują, losować gospodarzy w jakiejś karkołomnej III fazie sezonu. Ważniejsze, by ustalić czytelny taryfikator kar za ewentualną korupcję tak, by każdy, komu na myśl przyjdzie przekręt, wiedział, na jak surowe sankcje się naraża. Doprowadzenie wreszcie do wykorzystywania zapisów z kamer przy sędziowaniu, o co od lat bez skutku walczymy. Liczymy, że najbliższy zjazd PZPN nie będzie, jak wcześniej, zbiórką frazesów i pozorów. Oczekujemy konkretów. Oby tym razem był ciekawszy od ligowej kolejki. W minionej piłkarze znów się nie popisali. Padło zaledwie 15 bramek, a widowiskowych akcji było niewiele. Kolejne trafienie zaliczył Brożek, dzięki czemu na koncie ma już o jedną bramkę więcej od króla strzelców sprzed roku. Podwójny krok do złota zrobiła Wisła, bo Legia i Groclin zgubiły po 2 pkt, w efekcie powiększając swą i tak gigantyczną przewagę. Zyskał też Lech, dochodząc konkurentów do srebra na jeden mecz. (rd)
Puchar Polski W minioną środę rozegrano ćwierćfinałowe mecze Pucharu Polski. W najciekawszym meczu Lechia Gdańsk przegrała z Legią Warszawa 0:1, a jedyną bramkę zdobył Roger. Pierwszy mecz zakończył się również zwycięstwem Legii i to ona awansowała do dalszych rozgrywek. W drugim meczu Wisła Kraków 2:1 wygrała z Arką Gdynia. Bramki zdobyli: Marek Zieńczuk, Mauro cantoro oraz Krzysztof Przytuła. Ostatni środowy mecz pomiędzy Zagłębiem Lubin, a Polonią Warszawa, zakończył się zwycięstwem tych pierwszych 3:2. LECHIA - LEGIA 0:1 Lechia: Sobański - Piątek, Midzierski, Hubert, Kosznik - Andruszczak (od 67 min. Hirsz), Trałka, Miklosik (od 77 min. Speichler), Rogalski - Rybski (od 57 min. Cetnarowicz), Buzała. Legia: Mucha – Bronowicki (od 46 min. Rzeźniczak), Szala, Wawrzyniak, Kiełbowicz – Rybus, Roger, Vuković, Ekwueme (od 77 min. Borysiuk), Smoliński – Majkowski (od 85 min. Chinyama). Daniel Kowalski
Paweł Korzeniowski wynikiem 51.96 ustanowił pływacki rekord Polski na 100 m stylem motylkowym. Polak zajął ósme miejsce w półfinale wyścigu na tym dystansie w mistrzostwach świata na krótkim basenie, które rozpoczęły się w Manchesterze i nie awansował do finału. Tysiące ludzi demonstrowały w
środę w San Francisco przeciw chińskim represjom w Tybecie w związku z przebiegającą tego dnia przez miasto sztafetą z ogniem olimpijskim, która ma dotrzeć na igrzyska w Pekinie. Krzysztof Szot awansował do półfinałów wagi lekkiej (60 kg) bokserskiego turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich, który odbywa się w Atenach. W środowym ćwierćfinale pokonał Białorusina Siergieja Kunicyna 20:10. W ostatnim meczu sparingowym przed wyjazdem na mistrzostwa świata I Dywizji reprezentacja Polski w hokeju na lodzie pokonała w Krakowie mistrza Polski Cracovię Comarch 3:0 (1:0, 1:0, 1:0). Nie milkną echa odwołanego w niedzielę inauguracyjnego spotkania Ekstraligi Żużlowej pomiędzy Unią Tarnów a ZKŻ-em Kronopol. W obliczu braku porozumienia obu stron co do nowego terminu, Komisarz Ligi Ryszard Głód zgodnie z regulaminem wyznaczył nowy na poniedziałek 14 kwietnia. W Zabrzu powstanie nowy
stadion na 30 tysięcy kibiców. Ma powstać do 2010 roku. Projekt nowego obiektu przedstawiono w minionym tygodniu na specjalnym posiedzeniu Urzędu Miasta.
a w P
9UMCŖGO[ 2CģUVYW URQUÏD PC \CġQŖGPKG MQPVC DCPMQYGIQ Y 9KGNMKGL $T[VCPKK a bankowego 1VYCTEKG MQPVC Y PCU\[O DCPMW LGUV DCTF\Q ġCVYG 9 YKøMU\QĸEK RT\[RCFMÏY Y[UVCTE\[ V[NMQ LGFGP FQYÏF VQŖUCOQĸEK s RCU\RQTV NWD FQYÏF QUQDKUV[ <C LGF[PKG OKGUKøE\PKG RT\G\ RKGTYU\G VT\[ OKGUKäEG OQŖPC MQT\[UVCæ \ YKGNW HWPMELK MQPVC 5KNXGT RQ\YCNCLäE[EJ QU\E\øF\Kæ 6YÏL E\CU K RKGPKäF\G 5ä VQ PC RT\[MġCF MCTVC FGDGVQYC 8KUC MVÏTGL OQŖPC WŖ[YCæ YG YU\[UVMKEJ RNCEÏYMCEJ CMEGRVWLäE[EJ MCTVø 8KUC ECġQFQDQY[ FQUVøR FQ RKGPKøF\[ K /QPG[ 6TCPUHGT %CTF WOQŖNKYKCLäEC U\[DMKG K DG\RKGE\PG RT\GU[ġCPKG RKGPKøF\[ FQ FQOW 2Q VT\GEJ OKGUKäECEJ DøF\KG UVQUQYCPC PQTOCNPC QRġCVC Y Y[UQMQĸEK <CRTCU\CO[ PC TQ\OQYø LGU\E\G F\KUKCL 2TCEQYPKE[ PCU\[EJ QFF\KCġÏY RQOQIä 2CģUVYW FQġäE\[æ FQ ITQPC PCU\[EJ MNKGPVÏY
Q M N [ 6 \P K G E ø K U OKG GT YU\G RK RT \G\ UKäEG OK G
<CRTCU\CO[ FQ PCU\[EJ QFF\KCġÏY YYY NNQ[FUVUD EQO YGNEQOG
1HGTVC LGUV UMKGTQYCPC FQ PQY[EJ MNKGPVÏY QTC\ QUÏD RQUKCFCLäE[EJ QDGEPKG MQPVC %NCUUKE K %CUJ MVÏTG \FGE[FWLä UKø PC \OKCPø TQF\CLW MQPVC FQ ITWFPKC TQMW 1VYCTEKG MQPVC LGUV W\CNGŖPKQPG QF PCU\GL QEGP[ 2CģUVYC U[VWCELK #D[ \ġQŖ[æ YPKQUGM Q QVYCTEKG MQPVC PCNGŖ[ OKGæ WMQģE\QPG NCV $CPM \CUVT\GIC UQDKG RTCYQ FQ Y[EQHCPKC QHGTV[ Y FQYQNPGL EJYKNK +PHQTOWLGO[ ŖG YPKQUGM Q \CġQŖGPKG PQYGIQ MQPVC PCNGŖ[ Y[RGġPKæ Y Lø\[MW CPIKGNUMKO %CġC RT\[U\ġC MQTGURQPFGPELC \ DCPMKGO DøF\KG TÏYPKGŖ RTQYCF\QPC Y Lø\[MW CPIKGNUMKO