TrZydniOWa iMprEZa prOMOCyJna „pOsiTivEly pOland” Wypadła bladO i niJakO. pOkaZała pOlską CEpElię, a niE pOlskę WspółCZEsną, Chyba ŻE rZECZyWiśCiE Taka Ta pOlska, Jak Ta WysTaWa…
W kiErpCaCh prZEZ lOndyn »6
LOnDOn 23 MAy 2008 20 (85) nowyczas.co.uk FRee
neW TiMe
THe POLisH WeeKLy
Wykluczeni w Polsce, odnaleźli się na Wyspach Bartosz Rutkowski
Nie tylko młodzi Polacy szukają pracy i lepszego życia na Wyspach Brytyjskich.
Nie brakuje też 40- i 50-latków, którzy zdecydowali się niemal w jednej chwili zostawić w Polsce dorobek swego życia, często bardzo skromny i szukać szczęścia w Wielkiej Brytanii. Zaczynają tu od przysłowiowego zera. Wy-
jeżdżający z kraju po czterdziestce mają na utrzymaniu żonę, dzieci i najczęściej żadnej propozycji pracy. Utrzymanie z dorywczych zajęć rodziny nie wchodzi w rachubę, do wyboru jest więc walka o kolejne zasiłki lub wyjazd do Anglii. Dlaczego właśnie tu? Jak pokazują liczne badania, właśnie na Wyspach nadal najłatwiej jest o pracę. A praca, mimo że funt stracił w ostatnich miesiącach sporo na wartości, w przeliczeniu na polskie realia wciąż znaczy bardzo dużo. – Byłem pracownikiem działu kadr w dość dużej firmie, ale kiedy przyszły redukcje, mnie jako faceta
i jako „starucha”, jak mówiono o mnie żartobliwie, dotknęły one w pierwszym rzędzie – mówi 47-letni Marek z Torunia, który już siedzi na walizkach. Cel? Wielka Brytania. – Mam podstawy angielskiego, powinni mi pomóc koledzy, którzy w okolicy Leeds są już od ponad roku. Nie narzekają, mam nadzieję, że ja też będę w stanie pomóc żonie, byłej pielęgniarce i dwójce dorosłych dzieci. Z najnowszych danych Home Office wynika, że spośród 700 tys. Polaków, którzy wyemigrowali do Zjednoczonego Królestwa, aż 85 proc. stanowią ludzie młodzi. Ale pozostałe 15 proc. to
właśnie osoby powyżej 45 lat. Bardzo wielu z nich nagle straciło pracę. Zostali na przysłowiowym lodzie, bo kilka lat temu znalezienie nowej posady w tym wieku graniczyło z cudem i jak zgodnie teraz mówią socjologowie, właśnie otwarcie przed Polakami takich rynków pracy jak Wielka Brytania czy Irlandia stało się prawdziwą szansą dla takich ludzi. Wykluczonych w kraju, zapomnianych, popadających w marazm, beznadzieję i alkoholizm, którzy zobaczyli, że nadają się jednak do pracy, do życia na Wyspach. Wielu z nich nie ma prakty cznie żadnego wykształcenia,
Milioner polskiego pochodzenia, miłośnik, mecenas i historyk sztuki, przedsiębiorca-deweloper, książę Jan Żyliński przed wejściem do okazałego pałacu, jaki wybudował w londyńskiej dzielnicy Ealing. Osoba Jana Żylińskiego budzi duże zainteresowanie nie tylko w związku z ekscentrycznym pomysłem wybudowania repliki polskiego pałacu wśród edwardiańskich willi. W niedzielę, 11 maja, zgromadzonej na spotkaniu z księżmi Marianami polskiej społeczności oznajmił, że złożył oficjalną ofertę kupna Fawley Court. Złożył też w trakcie tego spotkania obietnicę, że to niezwykłe dla naszej tu obecności miejsce będzie nadal służyć polskiej społeczności.
»16
CZAs nA WysPie
Generałowi Andersowi 18 maja 1944 roku 12 Pułk Ułanów Podolskich, wchodzący w skład 2 Korpusu gen. Andersa zatknął na ruinach klasztoru Monte Cassino polską flagę. Gen. Anders był nie tylko wybitnym dowódcą wojskowym, był też przywódcą narodu – Polaków, których wyprowadził z „nieludzkiej ziemi”. Dbał o tych, którzy mimo przelanej krwi po zakończeniu wojny nie mogli wrócić do kraju. W czasie wojny dbał o swoich żołnierzy. Po jej zakończeniu o Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Tu uwielbiany, w Polsce do nie tak dawna z obowiązującej historii wymazany. By jego postać na stałe wpisać w panteon najwybitniejszych Polaków, Senat RP ogłosił rok 2007 Rokiem Generała Andersa. W Polsce odbyło się wiele uroczystości i sympozjów, a na Wyspach uroczysta msza św. w Katedrze Westminsterskiej i konferencja naukowa w POSK-u. W Ambasadzie RP w Londynie, w środę 21 maja, odbył się uroczysty wieczór zamykający obchody Roku gen. Andersa. Spotkanie było jednocześnie promocją książki, która powstała jako zapis konferencji poświęconej temu wybitnemu Polakowi – General Władysław Anders. Soldier and Leader of the Free Poles in Exile, wydanej przez PUNO, pod redakcją Joanny Pyłat, Jana Ciechanowskiego i Andrzeja Suchcitza. Na uroczystość zorganizowaną przez Polski Uniwersytet na Obczyźnie przybyli m.in. były prezydent II RP Ryszard Kaczorowski, ambasador Barbara Tuge-Erecińska, wdowa po generale, Irena Anders, prof. Jan Ciechanowski oraz dyrektor Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Andrzej Krupski. (tb)
Żona faszysty » 18-19
2|
23 maja 2008 | nowy czas
Niech każdy będzie panem swego czasu.
” Piątek, 23 maja, iwony, michała 1984 1995
W zaocznym procesie oskarżonego o zdradę płk. Ryszarda Kuklińskiego zapadł wyrok śmierci. Marek Kamiński i Wojciech Moskal jako pierwsi Polacy dotarli do bieguna północnego.
Sobota, 24 maja, joanny, ZuZanny 1609 1949
Zygmunt III Waza opuścił z rodziną Wawel. W ten sposób odbyło się nieformalne przeniesienie stolicy z Krakowa do Warszawy. Utworzono z Trizonii (amerykańskie, brytyjskie i francuskie strefy okupacyjne Niemiec) Republikę Federalną Niemiec.
niedZiela, 25 maja, GrZeGorZa, maGdy 1926 1681
Urodził się Miles Davis, trębacz i kompozytor jazzowy, którego utwory zapoczątkowały nowy styl w muzyce improwizowanej – jazz cool. Zmarł Pedro Calderon de la Barca, dramatopisarz hiszpański; autor m.in. „Alkad z Zalamei”, „Życie snem”, „Książę niezłomny”.
PoniedZiałek, 26 maja, Pauliny, eweliny 1894 1998
Wystawienie pracy Wojciecha Kossaka i Jana Styki „Panoramy Racławickiej”, podczas Powszechnej Wystawy Krajowej we Lwowie. W Warszawie została oddana do użytku stacja metra Centrum. Długość jedynego w Polsce metra sięga dwanaście kilometrów.
wtorek, 27 maja, jana, juliuSZa 1941 1990
Okręty brytyjskie wraz z polskim niszczycielem ORP „Piorun” zatopiły dumę floty niemieckiej, pancernik „Bismarck”. Pierwsze według nowej ustawy (8 III 1990) wybory samorządowe. Prawie połowę mandatów zdobyli działacze komitetów obywatelskich.
Środa, 28 maja, auGuStyna, jaromira 1453 1981
Wojska sułtana Mohameta II zdobyły Konstantynopol. W trakcie walk o miasto zginął ostatni cesarz Bizancjum Konstantyn XI. Zmarł Stefan Wyszyński, kardynał prymas Polski w latach 1948-1981, żył 80 lat.
cZwartek, 29 maja, marii maGdaleny, boGuSławy 1953
1932
Nowozelandzki alpinista Edmund Hillary i Nepalczyk Szerpa Tensing Norkay zdobyli jako pierwsi najwyższy szczyt świata Mt. Everest (8840m npm.). W Warszawie został otwarty Instytut Radowy. W uroczystości wzięli udział Maria Skłodowska-Curie i prezydent Mościcki.
lat mają warszawskie wodociągi. W 1878 roku angielski inżynier William Lindley przedłożył władzom Warszawy projekt sieci wodociągowej.
130
lata i dziesięć miesięcy liczy sobie prawdopodobnie najstarszy ptak na świecie, Nurzyk. Żyje na jednej ze skalistych wysepek Szwecji.
42
cZaS na nowe miejSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
William Shakespeare
listy@nowyczas.co.uk Od redakcji: 19 marca 2007 opublikowaliśmy list prezesa Kaliskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej Wiesława Majewicza, który napisał m.in.: „nasze Stowarzyszenie buduje pierwsze w regionie kaliskim stacjonarne hospicjum. Aktualnie kończymy budowę. Kilka lat temu nawiązałem kontakt ze Zjednoczeniem Polek w Londynie… otrzymaliśmy od tej organizacji istotne wsparcie finansowe. Pieniądze te przeznaczone są na kompletne wyposażenie jednej z sal dla chorych dla kobiet. Minął rok i oto przyszedł na adres redakcji kolejny list: Szanowna redakcjo, uprzejmie informuję, iż nasze Stacjonarne Hospicjum w rożdżałach przyjmuje już pacjentów. Dysponujemy 23. łóżkami, z czego 20. zostało zakontraktowanych przez narodowy Fundusz Zdrowia i są to miejsca przez w/w Fundusz opłacane. Jesteśmy placówką nowocześnie wyposażoną, a do szczególnej atrakcyjności przyczynia się także fakt, iż nasz zabytkowy budynek jest otoczony ponad 3-hektarowym parkiem. Podaję też nasze konto bankowe, bo może będą wśród Państwa czytelników osoby czy firmy chcące nas wesprzeć: Kaliskie Towarzystwo opieki Paliatywnej, ul. Karłowicza 4 62-800 Kalisz Bank Pekao S.A. i oddział w Kaliszu nr konta: 25 1240 2946 1111 0000 2883 2980 Z serdecznymi pozdrowieniami WieSłAW MAJeWiCZ Prezes Kaliskiego Towarzystwa opieki Paliatywnej Szanowna redakcjo, chciałbym zwrócić uwagę na błędy w artykule „Przełamanie Saganowskiego, pana Daniela Kowalskiego. Mianowicie: FC Southampton, w którym gra Marek Saganowski, występuje w Coca-Cola Championship, a nie w Premiership. A polski bramkarz Arsenalu – Fabiański – ma na imię łukasz, a nie Michał. Z pozdrowieniami DAniLo Od redakcji: Nasz Czytelnik ma całkowitą rację. Barwy Arsenalu reprezentuje Łukasz Fabiański, a nie Michał, jak napisałem. Pełna nazwa ligi, w której występuje Marek Saganowski to oczywiście Coca-Cola Championship. Za błędy gorąco przepraszam. Daniel Kowalski
63 King’s Grove, London SE15 2NA Redakcja: tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Konrad Szlendak, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński
Szanowny Panie redaktorze, uważam, że raz jeszcze muszę zwrócić uwagę na pewną sprawę. Z listu pana Seweryna Chometa (nC nr 19/84, 16.05) wynika, że Armia gen. Andersa, w której skupione były różne jednostki wojskowe, także żołnierze AK, po przyjeździe do Wielkiej Brytanii miała życie sielskie-anielskie. Że byliśmy fetowani na miarę ViP-ów. Ja mieszkałam w tych „beczkach śmiechu”, gdzie chłód doskwierał (w innych może było lepiej). W kantynach nie można było dostać wiele rzeczy i trzeba było dużo dokupić, coś do zjedzenia też, bo wyżywienie nie było wystarczające, dla młodych szczególnie. Przydział pięciu szylingów na tydzień nie zaspokajał potrzeb. na studia nie było łatwo się dostać. Przyjmował Polski Komitet edukacyjny. Ten „generous grant” (20 funtów – jak pisze pan Chomet, z polskich funduszy w większości, ledwo pozwalał na przeżycie. Studenci musieli dorabiać w weekendy. Kto miał pomoc rodziny, było mu lepiej. Są to moje własne doświadczenia. Ludzie mówią różnymi głosami. Polacy z Polski niewiele wiedzą, jak tworzyło się życie tej armii w Wielkiej Brytanii. Chętnie odbierają emigracji Wojskowej wszelkie zasługi w utworzeniu wielu placówek kulturalnych, społecznych religijnych, z których teraz mogą korzystać. A pozwalało nam to wszystko tworzyć prawdziwe zjednoczenie wśród naszych ludzi, nieść szczerą pomoc, uczciwość i wiarę w siebie. W owym czasie nastawienie tutejszej ludności cywilnej nie było przychylne do obcokrajowców. Prace mieliśmy najgorsze: w kopalniach, mycie naczyń itp. Cokolwiek nam Anglicy dali, to nie za darmo. Wkład polskiej armii w wojnę i lotnictwa w obronę Anglii był ogromny, także enigma. i co zyskaliśmy? DAnUTA SZLACHeTKo
Szanowna redakcjo, chciałbym pozdrowić Was wszystkich, którzy uczestniczycie w powstawaniu tygodnika „nowy Czas” i podziękować za Waszą pracę, której wynikiem jest tak interesująca i potrzebna nam wszystkim gazeta. Uważam, że odgrywa ona bardzo ważną, opiniotwórczą rolę w naświetleniu wielu istotnych spraw dotyczą-
Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
Szanowna redakcjo proszę o dołączenie mojego podpisu pod protestem przeciwko sprzedaży (bez uprzedniej konsultacji) naszego wspólnego dobra, jakim jest Fawley Court. Myślę, że my wszyscy, długoletni Polonusi mieszkający w Wielkiej Brytanii, mamy prawo wiedzieć co stanie się z naszym wspólnym dziełem. Miejscem naszych spotkań i naszą małą Polską. To był nasz, wspólnie wybudowany pomnik PoLSKoŚCi... z wyrazami szacunku MAriA eWA PiASeCKA członek PoSK w Londynie
ciąg dalszy na str. 4
FormularZ Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
dział MaRketingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (m.steppa@nowyczas.co.uk)
cych Polaków tak w kraju, jak i przede wszystkim tu, w Wielkiej Brytanii. Chciałbym odnieść się do sprawy niezwykle istotnej, właśnie dla nas, imigrantów, a mianowicie do szeroko nagłośnionych w mediach planów sprzedaży pałacu Fawley Court. Moim zdaniem to bezcenne dla emigracji polskiej miejsce nie może być po prostu sprzedawane, ponieważ nie stanowi ono dla Polaków wartości jedynie materialnej, ale przede wszystkim sentymentalną i nostalgiczną. Uświęcone zostało poprzez wysiłek licznych ludzi, którzy chcieli to miejsce ożywić. Tego zmarnować nie możemy. Wydaje mi się, że równie dobrze można by próbować sprzedaży na przykład, również z takim trudem odbudowanego, Zamku Królewskiego w Warszawie. A przecież na coś podobnego żaden rozsądny Polak (czy to mieszkający w Polsce, czy gdziekolwiek indziej na świecie) nigdy by się nie zgodził. Fawley Court to nasze wspólne dobro, dobro każdego Polaka, ale nie tylko Polaka – także przedstawiciela każdego innego narodu, który zechce to miejsce odwiedzić i uszanować. Jest ono naszą wizytówką i musimy dbać o to, aby było nią nadal. Dlatego też przyłączam się do petycji zamieszczonej w Waszym tygodniku 9 maja 2008 roku, wyrażającej sprzeciw wobec projektu sprzedaży Fawley Court, podpisanej przez wiele osób, której rozmiar z pewnością wkrótce się powiększy. Z poważaniem HUBerT KoniArZ przedstawiciel najnowszej imigracji na Wyspach Brytyjskich
cZaS PubliSherS ltd. 63 kings Grove london Se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
9UMCŖGO[ 2CģUVYW URQUÏD PC \CġQŖGPKG MQPVC DCPMQYGIQ Y 9KGNMKGL $T[VCPKK a bankowego 1VYCTEKG MQPVC Y PCU\[O DCPMW LGUV DCTF\Q ġCVYG 9 YKøMU\QĸEK RT\[RCFMÏY Y[UVCTE\[ V[NMQ LGFGP FQYÏF VQŖUCOQĸEK s RCU\RQTV NWD FQYÏF QUQDKUV[ <C LGF[PKG OKGUKøE\PKG RT\G\ RKGTYU\G VT\[ OKGUKäEG OQŖPC MQT\[UVCæ \ YKGNW HWPMELK MQPVC 5KNXGT RQ\YCNCLäE[EJ QU\E\øF\Kæ 6YÏL E\CU K RKGPKäF\G 5ä VQ PC RT\[MġCF MCTVC FGDGVQYC 8KUC MVÏTGL OQŖPC WŖ[YCæ
YG YU\[UVMKEJ RNCEÏYMCEJ CMEGRVWLäE[EJ MCTVø 8KUC ECġQFQDQY[ FQUVøR FQ RKGPKøF\[ K /QPG[ 6TCPUHGT %CTF
WOQŖNKYKCLäEC U\[DMKG K DG\RKGE\PG RT\GU[ġCPKG RKGPKøF\[ FQ FQOW 2Q VT\GEJ OKGUKäECEJ DøF\KG UVQUQYCPC PQTOCNPC QRġCVC Y Y[UQMQĸEK <CRTCU\CO[ PC TQ\OQYø LGU\E\G F\KUKCL 2TCEQYPKE[ PCU\[EJ QFF\KCġÏY RQOQIä 2CģUVYW FQġäE\[æ FQ ITQPC PCU\[EJ MNKGPVÏY
Q M N 6[ \P K G E ø K U OKG GT YU\G RK RT \G\ UKäEG OK G
<CRTCU\CO[ FQ PCU\[EJ QFF\KCġÏY YYY NNQ[FUVUD EQO YGNEQOG
1HGTVC LGUV UMKGTQYCPC FQ PQY[EJ MNKGPVÏY QTC\ QUÏD RQUKCFCLäE[EJ QDGEPKG MQPVC %NCUUKE K %CUJ MVÏTG \FGE[FWLä UKø PC \OKCPø TQF\CLW MQPVC FQ ITWFPKC TQMW 1VYCTEKG MQPVC LGUV W\CNGŖPKQPG QF PCU\GL QEGP[ 2CģUVYC U[VWCELK #D[ \ġQŖ[æ YPKQUGM Q QVYCTEKG MQPVC PCNGŖ[ OKGæ WMQģE\QPG NCV $CPM \CUVT\GIC UQDKG RTCYQ FQ Y[EQHCPKC QHGTV[ Y FQYQNPGL EJYKNK +PHQTOWLGO[ ŖG YPKQUGM Q \CġQŖGPKG PQYGIQ MQPVC PCNGŖ[ Y[RGġPKæ Y Lø\[MW CPIKGNUMKO %CġC RT\[U\ġC MQTGURQPFGPELC \ DCPMKGO DøF\KG TÏYPKGŖ RTQYCF\QPC Y Lø\[MW CPIKGNUMKO
|
23 maja 2008 | nowy czas
czas na wyspie listy@nowyczas.co.uk PETYCJA PRZECIWKO SPRZEDAŻY FAWLEY COURT Szanowna Redakcjo, nawiązując do listu do redakcji pani S. Kuszyk (NC, nr 18/83, 9.05) odnośnie ewentualnej sprzedaży Fawley Court, chciałabym podkreślić, że istnienie Ośrodka Kultu Bożego Miłosierdzia, jedynego w Wielkiej Brytanii, ma doniosłe znaczenie nie tylko dla Polaków, ale również dla Anglików. Otóż publikacja „Catholic Truth Society Angelus” z maja br. informuje, że właśnie w Fawley Court, od 8 do 10 sierpnia, odbędzie się „Konferencja 2008” dla młodzieży brytyjskiej, zorganizowana przez „evangelium”, pt. „Wyjaśnienie Wiary Katolickiej we Współczesnym Świecie”. Czy wolno Polakom zaprzepaścić tę okazję, jaką dała nam Opatrzność, aby propagować Kult Miłosierdzia Bożego w Wielkiej Brytanii, który z takim oddaniem zapoczątkował w Fawley Court ksiądz Jarzębowski???? ZOFIA CHOROSZeWSKA
Szanowni Państwo, bardzo proszę dodać moje nazwisko do listy protestów w sprawie losu Fawley Court. Znałam mnóstwo osób, którym los Fawley Court był bardzo drogi. Już niestety odeszli od nas. Wspierali budynki, klasztor, szkołę itd. swoją pracą i pieniędzmi. Myślę, że decyzją Marianów byliby bardzo zszokowani. Może mimo wszystko da się ją odwrócić i zachować placówkę dla polskiego społeczeństwa. Tak bardzo jest to moralnie konieczne. Łączę wyrazy szacunku HALINA LeWICKA
Szanowna Redakcjo, po emocjach Zesłania Ducha Świętego w Fawley Court trzeba było mentalnie się wyłączyć. Po przeczytaniu artykułów w „Nowym Czasie” (NC, 16.05), w „Tygodniu Polskim” (16.05) oraz w „The Catholic Herald” (16.05), biorąc pod uwagę własną ocenę oraz ocenę ludzi mających wiedzę na ten temat można stwierdzić: Księża Marianie definitywnie opuszczają Fawley Court, nawet gdybyśmy zapewnili finanse na plus – ich decyzja jest nieodwracalna. Chcą się wycofać, pytanie tylko: czy z gotówką, czy bez? Przy tak wielu protestach społeczeństwa, które przywiązane jest do tego
miejsca? Księża Marianie nie licząc się ze społeczeństwem wystawili Fawley Court na sprzedaż. Według prawa powinni byli społeczeństwo poinformować i dać „reasonable time” do akcji ratowania i uzdrowienia finansowego. Udało im się w Hereford, gdzie Polacy zostali pozbawieni ośrodka – nie ma już ani kościoła, ani domu, gdzie była uprzednio szkoła, a potem dom starców. Zrozpaczona parafianka twierdzi, że teraz pełno Polaków, a kościoła polskiego nie ma. Przy kościele po 10 latach wynajmu dla „New Age” – znów stoi tablica „To Let”. Inni twierdzą, że w Slough społeczność polska dała radę! Sprzeciwili się Marianom, którzy chcieli obiekt sprzedać, następnie poszli do sądu i wygrali. Kościół pozostał i Marianów „niet”. Pytam, co się dzieje? Czy to zbieg okoliczności i Fawley Court jest sprawą odrębną, czy to ogólny plan działania? O ile chcemy uratować Fawley Court, musimy przedłożyć fakty, które stwierdzą zaangażowanie społeczeństwa w odbudowę tego miejsca w początkowej jego fazie, a następnie wspieranie go przez lata. Nie trzeba dowodów na piśmie, bo ich księża nie dają. Niech jednak udowodnią, że się nie pracowało. Musimy szybko działać, bo do 27 czerwca czasu mało. Piszmy więc do „Nowego Czasu” i dajmy swe dowody zaangażowania, jak również swe nazwiska na listę protestu. Gdyby społeczeństwo było odpowiednio powiadomione, dziś nie byłoby tych protestów. Jeśli księża tak będą traktować społeczeństwo, to stracą do siebie kompletnie zaufanie. Było to widoczne na zebraniu w niedzielę, 11 maja. Wiadomo wszystkim, że kiedy ks. Jarzębowski przybył do Fawley Court – nie był sam, a „zawinął” tam z sierotami, które ocalały z Rosji Sowieckiej. Cena Fawley Court była specjalnie zaniżona ze względu na te dzieci. Społeczeństwo polskie pracowało tam przy odbudowie zniszczonego pałacu, jak to uprzednio napisał p. Fedorowicz – po 50 ludzi po 10 godz. dziennie przez długi czas – zanim doprowadzili Fawley Court do użytku. Wkład społeczeństwa był ogromny. Dziś ludzie ci, ze łzami w oczach słuchali „wyroków” młodych Księży Marianów, którzy nie są w stanie czuć emocji, jakie kierują ludźmi związanymi z tym miejscem. Zebranie było zorganizowane o godz.
15.00, aby jak najmniej ludzi przyszło, bo w tym samym czasie była adoracja w kościele św. Anny. Rozmawiając z prowincjałem ks. Naumowiczem zrozumiałam jego argumenty, że koszty utrzymania są tak duże, że nie mogą sobie dać rady. Społeczeństwo powinno wiedzieć dokładnie, jakie są to koszty? Gdyby w odpowiednim czasie się zaangażowało, to tak, jak potrafili Polacy odbudować kompletnie zniszczoną Warszawę, również tu Polacy poświęciliby swoje talenty, czas, pracę dla dobra ogółu i dla dobra ich dzieci. Inna opcja. Pan Jan Żyliński, miły człowiek, który chce kupić Fawley Court i prowadzić tam hotel, który przynosiłby dochody oraz ma inne ciekawe plany – gwarantuje ciągłość, to ważne. Jak to pogodzić z oczekiwaniami społeczeństwa, które uważa to miejsce za uświęcone i jest przyzwyczajone do posiadania prawa bycia tam? Czy w ogóle sprzedaż powinna mieć miejsce? Jest również projekt Nursing Home, co przeraża księży, bo nikt nie chce myśleć o starości. Tak, jak p. Raymond pisze, finansowo załatwiłoby się wszelkie problemy. Można by przeznaczyć część posiadłości na to, a na pewno starzy emigranci czuliby, że są na polskiej ziemi razem. Każdy z projektów ma swoje uzasadnienie, księża jednak chcą łatwego wyjścia z sytuacji i nie dopuszczą innych. A więc sprzedać i zapomnieć, a poświęcenie się zostawić innym. Ja osobiście mam wizję ponownej szkoły, bo 160 tys. polskich dzieci uczęszcza do angielskich szkół. Ponieważ młoda emigracja to przeważnie ludzie wykształceni i mający dzieci, myślę, że chętnie by zapłacili za internat dla swych pociech. Inne zgromadzenie specjalizujące się w nauczaniu mogłoby przejąć powyższe. Wszystkie plany są dobre, można by niektóre połączyć. Trzeba jednak, by zaistniała sytuacja, by nie mówić tylko do ściany, a wizja astronomicznej ceny sześciu zer, tak jak p. Kuszyk pisała, zawsze w oczach Boga będzie się równała trzydziestu srebrnikom. Daj Boże, oby sprawa Fawley Court pomyślnie zaostała załatwiona i oby rozsądek wziął górę i Duch Święty oświecił umysły wszystkich nas dla zgody i harmonii. DANUTA ReUTT
My, niżej podpisani, chcemy zaprotestować przeciwko sprzedaży Fawley Court przez Księży Marianów. W dużej mierze zakupiony i wspierany finansowo przez kilka pokoleń polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii, Fawley Court jest symbolem naszej obecności w tym kraju. Jest miejscem, z którym związana jest polska i katolicka tożsamość kilku pokoleń emigracyjnych. Jest miejscem, które służyło i może w dalszym ciągu służyć wychowaniu młodzieży polonijnej w duchu patriotycznym. I wreszcie jest miejscem, z którego my, Polacy zamieszkali w tym kraju, możemy być dumni. Uważamy, że sprzedaż tego obiektu będzie niepowetowaną stratą dla całej Polonii brytyjskiej, a zwłaszcza licznej młodej emigracji i przyszłych pokoleń Polaków w Wielkiej Brytanii. Uważamy, że Księża Marianie nie mają moralnego prawa do sprzedaży tego bezcennego zabytku, a przynajmniej powinni byli włączyć Polonię brytyjską do dyskusji dotyczącej przyszłości Fawley Court. Bardzo prosimy wszystkich, którym los Fawley Court nie jest obojętny o składanie podpisów pod tą petycją i przesłanie ich na adres redakcji „Nowego Czasu” (63 King's Grove, London SE15 2NA) lub wysyłanie e-maili na adres: listy@nowyczas.co.uk LISTA nr 3 1. Maria Ewa Piasecka 2. Janusz Cywiński 3. Krystyna Cywińska 4. Zbigniew Jawor 5. Angela Jawor 6. Peter Jawor 7. Michał Jawor 8. Anna Dąbrowska 9. Lilianna Dąbrowska 10. Agnieszka Gardziola-Nowicka 11. Sławomir Blatton 12. Piotr Nadwodny 13. Ewa Rybak 14. Marzena Biezuńska 15. Monika Gryko 16. Katarzyna Konieczny 17. Monika McKay 18. Anita Saini 19. Jolanta Mage 20. Iwona Skibińska 21. Mirosława Stokłosa 22. Małgorztata SZatybelko 23. Bożena Sadowska 24. Danuta Włoch 25. Hanna Shickell 26. Andrzej Zakrzewski 27. Dorota Kazimierczyk 28. Jolanta Johnston 29. Marek Krahelski 30. Katarzyna Kozłowska 31. Elżbieta Zapolska-Dovnar 32. Stefania Baatko 33. Ewa Szynkowska 34. Mark Colley 35. Małgorzata Lasocka 36. Beata Andien 37. Andrzej Szynkowski 38. Iwona Boszko
39. Monika Zielińska-Pietruszka 40. Agnieszka Krzyżoś 41. Bogdan Pietruszka 42. Tadeusz Durak 43. Dorota Procter 44. Beata Dzięgiel-Banaś 45. Sylwia Gotkowicz 46. Ewa Chowaniec 47. Jolanta Gil 48. Katarzyna Mielniczak 49. Małgorzata Raymond 50. Renata Puzio 51. George Bedrygowski 52. Paul Bonowicz 53. Andrzej Szkuta 54. Krystyna Górska 55. Ewa Bulkowska 56. Jan Bulkowski 57. Anna Rudlicka 58. Stanisław Rudlicki 59. Anna Kókółka 60. Zofia Rakowska 61. Wanda Smienacz 62. Danuta Michalska 63. Waldemar Michalski 64. Helena Kiełp 65. Danuta Wójcicka 66. Helena Porankiewicz 67. Janina Kruszewska 68. Stefan Kruszewski 69. Danuta Włoch 70. Halina Lewicka 71. Ania Heasley 72. Hubert Koniarz 73. Ian Bluesky 74. Clodagh Kenny Lysord 75. Ewa Ryts-Rutkowska 76. Irena Derczyńska 77. Dorota Andryka
Na liście nr 1 zamieszczonej w 18 numerze „Nowego Czasu” (9.05.08) znalazło się 79 nazwisk. W czasie Zielonych Świątek w Fawley Court, 11 maja, petycję podpisało 512 osób, lista nr 2 (NC nr 19, 16.05.08) zawierała 85 nazwisk. Redakcja „Nowego Czasu” przeprasza Panię Ewę Wnęk-Webb za zniekształcenie jej nazwiska.
26 MAJA DZIEŃ MATKI Konkurs Western Union i „Nowego Czasu” zakończony!
Kosze kwiatów wraz z życzeniami doręczone zostaną 26 maja przez kwiaciarnię Flora (www.kwiaciarnia-flora.com.pl) do następujących osób: 1. Teresa Andrzejewska, Bolesławiec 2. Maria Bienke, Prochowice 3. Krystyna Czepulonis, Lądek Zdrój 4. Wiesława Gruca, Lubliniec 5. Janina Kulesza, Kolonia-Żabki
Ty też możesz jeszcze zamówić piękne kwiaty dla swojej Mamy na www.kwiaciarnia-flora.com.pl
Jan Gozdawa MATKO Matko! Zostałaś w Kraju i możeś teraz głodna? Śnieg pada, wszak to zima i noc jest taka chłodna. I jesteś przecież sama, bezradna, bez opieki… A syn Twój: Cóż wiesz o nim? Daleki świat… daleki… Matko, zostałaś w Kraju. Przez jakieś szła cierpienia? Co przeszłaś? Co czułaś w godziny bez imienia, Co grozę śmierci niosły, kalectwo, strach szalony? I tę obawę jeszcze – czy syn Twój ocalony. Matko, zostałaś sama, a kiedyś mnie żegnała, Błogosławieństwem usta, trwogą ci ręka drżała.
O mnie! Ty wtedy, Matko, a ja – ja dzisiaj płaczę O matko! Czy Cię jeszcze zobaczę? Czy zobaczę?… Pamiętasz moje życie, zamiary i dążenia? Dzisiaj to takie marne, to takie bez znaczenia. Dziś trzeba kraj odzyskać! A jeśli coś dla siebie wolno mi jeszcze żądać, to, matko – ujrzeć Ciebie. Matko, zostałaś w kraju i możeś teraz głodna? Nadchodzi zima, mrozy, już noc jest taka chłodna… I cóż Ci mogę pomóc? Możeś Ty bez opieki? Matko, tak drżę o Ciebie. Daleki świat… daleki… Wiersz przesłany do redakcji „Nowego Czasu” przez Czytelniczkę, która znalazła go w portfelu swojego zmarłego męża, żołnierza II Dywizji Pancernej gen. Maczka.
|
nowy czas | 23 maja 2008
czas na wyspie
Douglas wybrał na okładkę obraz mojego ojca Elżbieta Sobolewska
Szkot, Douglas Hall, znawca sztuki i przyjaciel artystów napisał książkę Art in Exile, o dziesięciu polskich malarzach, którzy w czasie lub po wojnie znaleźli się w Wielkiej Brytanii. Wyjątek w tej grupie stanowi tylko Marek Żuławski, który osiadł tu jeszcze przed wojną, a swoją autorską wystawę miał w londyńskiej Leger Gallery już w 1937 roku. Prezentacji książki Art in Exile dokonano w polskiej ambasadzie w Londynie, w poniedziałęk, 19 maja. Spotkano się w sali, której ściany zdobią teraz czarno-białe fotografie Polek walczących, bohaterek II wojny światowej, uśmiechniętych, młodych, dzielnych i mimo ciężkich czasów pełnych energii i entuzjazmu. Wystawę Kobiety w służbie ojczyzny, której otwarcie odbyło się w 12 maja zorganizowało Studium Polski Podziemnej (wielka szkoda, że wystawy w Ambasadzie RP można oglądać tylko w dniu
Douglas Hall podpisuje swoją książkę.
wernisażu, bądź przy okazji innej uroczystości – te zdjęcia są naprawdę warte szerszej popularyzacji!). Dwa tygodnie temu przyszły do ambasady dzieci, może nawet wnukowie bohaterek tamtych czasów, podobnie było tym razem. Barwnie i zabawnie opowiadała o swoim ojcu, Stanisławie Frenklu, jego córka. Obok Douglasa Halla stał Jan, syn Piotra Potworowskiego i najmłodszy z rodziny – Tomasz. Dalej: Dave Herman, syn Józefa Hermana i córka Zdzisława Ruszkowskiego. – Nie mogę się powstrzymać od radości – mówi łamaną polszczyzną – bo Douglas wybrał na okładkę właśnie obraz mojego ojca. To wielka dla mnie satysfakcja. Jan Potworowski pielęgnuje pamięć o ojcu poprzez fundację, którą powołał i do której mogą zwrócić się wszyscy poszukiwacze danych i archiwów na temat twórczości Piotra Potworowskiego. W Art in Exile, poza wymienionymi znaleźli się: Jankel Adler, Henryk Gotlib, Marian Bohusz-Szyszko, Marian Kratochwil, Aleksander Żyw. Zabrakło Feliksa Topolskiego czy Stefana Knappa. Ale celem tej książki nie było przedstawienie tych najlepszych, najgłośniejszych, lecz również, a może przede wszystkim tych zapomnianych i pomijanych przez historię sztuki, a przecież znakomitych. Wyboru dokonał sam autor, który jest właśnie takim poszukiwaczem zaginio-
nej arki, cennej acz zmurszałej. Choć nie zawsze. Na przykład płótna Zdzisława Ruszkowskiego zdobią przede wszystkim prywatne kolekcje, a ich właściciele są wielbicielami jego pędzla, bo wydają mu albumy, więc malarstwo Ruszkowskiego jest dobrze rozpoznawane przez angielskich miłośników sztuki. Do powstania tej książki bardzo przyczynił się warszawski Instytut Adama Mickiewicza. – Będąc w Anglii dowiedziałam się o pracy Douglasa, zdobyłam jego numer telefonu i umówiliśmy się na spotkanie – mówi Aneta Prasał-Wiśniewska, koordynator Sezonu Polskiego w Wielkiej Brytanii 2009/2010. – Okazało się, że Instytut może pomóc w powstawaniu tej książki. Nie tylko finansowo, co zrobiliśmy, ale organizacyjnie. Otóż Douglas miał wielkie problemy z polskimi muzeami, które posiadały prace omawianych przez niego artystów i albo nie odpowiadały na jego listy czy telefony, albo w ogóle nie mógł się do nich dodzwonić. Znaleźliśmy więc osobę, która zajęła się sprawą umieszczenia fotografii obrazów w książce i udało się, są piękne reprodukcje. W Boundary Gallery w Londynie 6 czerwca zostanie otwarta wystawa poświęcona tym wybitnym malarzom. Ich dorobek, może właśnie dzięki książce Douglasa Halla zostanieł przypomniany, a może nawet odkryty na nowo?
Wykluczeni w Polsce, odnaleźli się na Wyspach Dokończenie ze str. 1 są przypadki, że mężczyźni z okolic Bartoszyc na Warmii, czy miasteczek koło Słupska, gdzie poupadały Państwowe Gospodarstwa Rolne i latami siedzieli na garnuszku państwa, teraz świetnie radzą sobie jako drogowcy, budowlańcy i pracownicy rolni w Wielkiej Brytanii. Ten kraj stał się dla takich wykluczonych prawdziwą ziemią obiecaną. Ci ludzie siedzą najczęściej na Wyspach sami, ale też jest i inna grupa, także wykluczonych w Polsce. To byli pracownicy legitymujący się średnim wykształceniem, którzy mimo słabej znajomości języka angielskiego potrafili jednak nie tylko znaleźć na Wyspach pracę, ale coraz częściej ściągają tu swoje rodziny. I jak deklarują, przyszłość wiążą raczej z Wielką Brytanią, w Polsce zostawili bowiem za dużo bolesnych wspomnień.
Bartosz Rutkowski
6|
23 maja 2008 | nowy czas
czas na wyspie tydzień na wyspach W piątek, 16 maja ruszyło nowe polskie radio w Szkocji nadające całą dobę przez cały tydzień. Radia Szkocja można posłuchać w internecie na stronie: www.radioszkocja.pl. Policja z Newport apeluje do polskiej społeczności o pomoc w sprawie śmierci Aleksandry Kaczmarskiej (27), którą przed tygodniem znaleziono martwą w jej mieszkaniu na Dewstow Street, Newport. Każdy, kto posiada jakiekolwiek informacje w tej sprawie, proszony jest o telefon pod numer 01633 647 169. Dla Polaków mieszkających
w Llanybydder i Aberystwyth (zachodnia Walia), rodowici Walijczycy zorganizowali w sobotę, 17 maja, spotkanie poświęcone polskiej i walijskiej kulturze. Można było spróbować walijskich i polskich potraw, nauczyć się kilku zwrotów w języku walijskim, a dzieci rozegrały mecz piłki nożnej Polska-Walia. Krakowska fabryka puszek aluminiowych Can Pack otworzy pod koniec tego roku swoją filię w hrabstwie North Lincolnshire w północnej Anglii. Dzięki tej inwestycji powstanie 180 miejsc pracy. Fabryka stanie w miejscowości Skippingdale Estate. Koszt jej budowy i zapewnienia całej infrastruktury to około 40 mln funtów. Będzie dostarczać opakowania lokalnym klientom oraz eksportować część produkcji do Irlandii i niektórych krajów Europy. Zjednoczenie Polonii Szkoc-
kiej prowadzi akcję, która ma zachęcić NHS do zatrudniania dwujęzycznych lekarzy. Pod petycją, która zostanie złożona przed NHS Highland, zebrano już 1400 podpisów. Prawie połowa imigrantów z Europy Wschodniej, którzy osiedlili się w Highlands nie zapisało się jeszcze do lokalnej przychodni, często z powodu bariery językowej. W Limerick rusza program pomocy dla imigrantów uzależnionych od alkoholu – podał „Nasz Głos”. Program tworzy Europejskie Centrum Wsparcia i Pomocy w Limerick. Wszelkich informacji udzielą pracownicy centrum, do których można dzwonić od poniedziałku do piątku, od 18.00 do 21.00, nr tel.: 085 84 990 88. Derica Weatherby (20) zosta-
ła oskarżona o zamordowanie Polaka, Kamila Wandowskiego (21), który zmarł 18 maja w miejscowości Salford od ciosu zadanego nożem. Ponad 70 proc. brytyjskich
pracodawców z regionu West Midlands w Anglii jest bardzo zadowolonych z zagranicznych pracowników. Polaków cenią za obowiązkowość i ciężką pracę – to wyniki raportu przedstawionego w Brukseli.
W kierpcach przez Londyn Elżbieta Sobolewska
Trzydniowa impreza promocyjna „Positively Poland” wypadła blado i nijako. Pokazała polską cepelię, a nie Polskę współczesną, chyba że rzeczywiście taka ta Polska, jak ta wystawa. – Przyszło niewielu Anglików –narzekano. I całe szczęście, bo cóż mieliby zobaczyć za te dziesięć funtów wstępu? Krakowiaki odtańczone na scenie i szwoleżera w średnim wieku? Chleba sobie można było z ziarnami kupić, to już coś, tudzież kierpce i farbowane na kolorowo skóry. To wszystko dobre, folklor jest modny, ale zabrakło różnorodności i specyfikacji, bo Polakowi na Wyspach te kierpce potrzebne jak psu buty, a Anglikowi tanie rozmowy i karty Lebary też Polski nie przybliżą.
Łącznie przyszło 1750 osób – twierdzą organizatorzy. Wydrukowano dwanaście tysięcy biuletynów. Było pięćdziesięciu wystawców. Liczyli na obecność pięciu tysięcy zwiedzających. 28 firm zapłaciło za swoje stoiska od 199 do 245 funtów za metr kwadratowy, reszta to organizacje i media, które promowały imprezę. Polskie media, trzeba dodać, bo w angielskich promocji prawie zabrakło, z wyjątkiem ulotki w The Evening Standard. – Polska miała być mianownikiem. Nasze firmy miały zaprezentować się w celu zaistnienia na rynku brytyjskim, a brytyjskie wystąpić z ofertą dla Polaków – mówi Aleksandra Patelska, koordynator targów Positively Poland. Większość, zarówno brytyjskich jak i polskich wystawców, była znana osobom, które na te targi przyszły. Polski jarmark między innymi tworzyło Tyskie. – Na imprezie plenerowej sprzedajemy kilkadziesiąt beczek piwa, tu poszło nam kilka – mówił w połowie niedzieli sprzedawca piwa, do którego ustawiali się głównie właściciele stoisk, by jakoś przepędzić nudę. Na jarmarku polskim jedno z większych stoisk
było tureckie, z orzeszkami na słono, słodko i ostro. Były też rajstopy, szkło artystyczne, buty, kosmetyki i żelazne ludziki, które kiedyś dobrze sprzedawały się we Wrocławiu. Takich stoisk powinno być dwa razy tyle, żeby różnorodność końca nie miała, bo jarmark musi kojarzyć się z przepychem, mnogością towarów. Była jeszcze na scenie kultura. Wspomniane zespoły ludowe (sobota), a w niedzielę koncert muzyki śmiertelnie poważnej i coś na szczęście dobrego: Jarosław Śmietana oraz pod sam koniec dnia Old Metropolitan Band. Organizatorzy robią dobrą minę do złej gry, albo rzeczywiście zrealizują się pewne obietnice biznesowe, które padły, jak plany wspólnej imprezy z Polish Tourist Office. Bo z pewnością inny jest ogląd biznesmana, która wraca zadowolny z takiej imprezy, gdy nawiązał choć jeden dobrze rokujący na przyszłość kontakt, a inny ogląd ma zwykła Brytyjka, która przyszła do Olympii z sympatii dla Polski, bo często w Polsce bywa, a tutaj niestety miodu nie kupiła, bo nie było, a ta Polska jakaś inna niż ją ostatnio widziała. Pierwsze tego typu wydarzenie niewiele różniło się od organizowa-
›› Jarosław Śmietana; powyżej główne soiska targów Positively Poland. Zdjęcia Grzegorz Lepiarz
nych przez Zjednoczenie Polskie festiwali polonijnych na świeżym powietrzu, gdzie też gra muzyczka i swoje stoisko ma taki czy inny bank. Nie było słychać głosów zadowolenia, tylko obopólne narzekanie: zwiedzających i wystawców. A kilku Polaków, których spotkałam przed Olympią niestety wolało pójść do Tesco, które jest naprzeciw. Miejsce na przyszłoroczne targi jest już zarezerwowane.
Koniec kadencji Marcinkiewicza 1 lipca prof. Krystyna Gawlikowska-Hueckel zastąpi Kazimierza Marcinkiewicza na stanowisku dyrektora w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR). O nominacji, prezes NBP Sławomir Skrzypek poinformował podczas spotkania Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, które odbyło się w Kijowie, 18 maja. Były premier miał nadzieję pełnić swą funkcję dłużej niż do końca maja, lecz Sławomir Skrzypek nie wyraził zgody na przedłużenie jego dyrektorskiej kadencji. Prof. Gawlikowska-Hueckel jest
wykładowcą na Uniwersytecie Gdańskim (Katedra Ekonomiki Integracji Europejskiej Wydziału Ekonomicznego). Współpracuje również z Wyższą Szkołą Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie. Zajmuje się zagadnieniami z zakresu ekonomii międzynarodowej, teorii i ekonomii integracji. Jest autorką ponad 120 publikacji na temat polityki regionalnej. W latach 1999-2001 była członkiem kolegium Najwyższej Izby Kontroli. Od sześciu lat zasiada w radzie nadzorczej Banku Przemysłowo-Handlowego.
Jej nominacja została pozytywnie przyjęta przez polskich ekonomistów. Jednym z argumentów, przemawiających na korzyść prof. Gawlikowskiej-Hueckel była również dobra znajomość języka angielskiego, czego zabrakło Marcinkiewiczowi. Były premier planuje pozostać w Londynie. European Bank for Reconstruction and Development funkcjonuje od 1991 roku. Zajmuje się wspieraniem rozwoju gospodarczego państw Europy Środkowo-Wschodniej. W latach 2001-2004 wiceprezesem EBOR była Hanna Gronkiewicz-Waltz, a członkiem ra-
dy zarządzającej instytucją był Jan Krzysztof Bielecki. W latach 2003-2007 funkcję dyrektorską pełnił Tadeusz Syryjczyk, którego 1 marca 2007 roku zastąpił Kazimierz Marcinkiewicz. (es)
|7
nowy czas | 23 maja 2008
czas na wyspie
Drzewa zamiast czasopisma za 2,9 mln funtów Wygląda na to, że nowy burmistrz Londynu od początku konsekwentnie zabrał się do realizacji obietnic przedwyborczych. Po zapowiedzi wprowadzenia nowych przepisów o zakazie spożywania alkoholu w środkach komunikacji miejskiej Boris Johnson rozpoczął rownież oszczędzanie pieniędzy publicznych. Jedną z pierwszych decyzji nowego zarządcy Londynu w tej kwestii będzie likwidacja kosztującego 2,9 mln funtów rocznie wydawnictwa The Londoner. Pozwoli to zainwestować część zaoszczędzonej w ten sposób sumy na posadzenie 10 tys. nowych drzew w najbardziej deficytowych w zieleń dzielnicach Londynu oraz
ożywić te miejsca, które tej zieleni są pozbawione. – Podjąłem decyzję o redukcji niepotrzebnych moim zdniem wydatków w celu wprowadzenia długofalowego planu zazieleniania ubogich w drzewa londyńskich dzielnic mieszkaniowych. Wierzę, że dzięki dziesięciu tysiącom drzew, posadzonym do końca 2012 roku, w wielu dzielnicach Londynu ich mieszkańcy odczują korzyści płynące z zazieleniania ulic – powiedział na konferencji prasowej nowy burmistrz Londynu. Powyższe oszczędności to jeden z pierwszych kroków Borisa Johnsona podjętych w ramach kampanii prowadzącej do skutecznego wykorzystania pieniędzy płaconych przez podaników. – Zauważyłem bardzo małe zaangażowanie poprzedniego burmistrza w problemy zieleni wzdłuż naszych ulic i zamierzam odwrócić ten niepokojący trend spowodowany krótkowzrocznymi decyzjami ekipy mojego poprzednika – dodał. Nowy burmistrz zakłada współpracę nie tylko z londyńskimi urzędami dzielnicowymi, lecz także z organizacjami prośrodowiskowymi, takimi jak Trees for Cities. Współpraca ta ma za-
››
Londyn ma tzw. leafy streets i ulice ogołocone z zieleni. Co więc dla londyńczyków lepsze – zieleń, tam gdzie jej nie ma, czy kolorowy magazyn wydawany co miesiąc za 2,9 mln funtów rocznie z budżetu miasta? Fot. Paweł Rosolski
owo co wać opra co wa niem li sty czter dzie stu naj bar dziej ubo gich w zie leń stref w Lon dy nie, gdzie za sa dzo nych zo sta nie śred nio 250 no wych drzew. Rów nież sa mi lon dyń czy cy bę dą mo gli opo wie dzieć się na stro nie in ter ne to wej www.lon don.gov.uk, w ja kich czę ściach Lon dy nu pro blem ten jest naj bar dziej wi docz ny.
Wy da wa ny z bu dże tu mia sta The Lon do ner uzna wa ny był po wszech nie za pry wat ne wy daw nic two po przed nie go bur mi strza Lon dy nu Ke na Li ving sto ne’a. Od grud nia 2002 do mar ca 2008 ro ku ja ko mie sięcz ny biu le tyn miał do cie rać do bli sko 3 mln do mostw na te re nie aglo me ra cji lon dyń skiej. Z kwo ty 2,9 mln fun tów rocz nie prze zna cza nych
na pu bli ka cję miesięcznika, po nad 600 tys. po cho dzi ło bez po śred nio z kie sze ni po dat ni ków. Ga ze ta od daw na by ła ky ty ko wa na na ła mach bry tyj skiej pra sy, szcze gól nie przez prze ciw ni ków by łe go bur mi strza i okre śla na mia nem bar dzo kosz tow nej pro pa gan dy.
Paweł Rosolski
8|
23 maja 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Dziewczyna w walizce
POSLKIE ORGANIZACJE SPOŁECZNE W UK
Powstało w październiku 2005 roku z inicjatywy osób, które tuż po śmierci Jana Pawła II zorganizowały w Londynie największy w Europie marsz ku jego czci. Stowarzyszenie wzięło czynny udział w akcji przeciwko „podwójnemu opodatkowaniu”: wysłano skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich, przeprowadzono ulotkową akcję informacyjną a 19 marca 2006 roku zorganizowało wiec protestacyjny pod Konsulatem RP w Londynie, w którym udział wzięło ponad tysiąc osób. Zaledwie dwa tygodnie później odbył się rocznicowy marsz ku czci Jana Pawła II, którego już formalnym organizatorem było Poland Street. Co roku, gdy zbliżają się zaduszki, członkowie stowarzyszenia i wolontariusze sprzątają polskie groby na londyńskich cmentarzach, najpierw było to tylko Gunnersbury (2005 r.) – kilka grup wyczyściło kilkadziesiąt zapomnianych grobów na kilku cmentarzach. Od dwóch lat, PS czynnie wspiera Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w wiosennej zbiórce pieniędzy na rzecz byłych żołnierzy Armii Krajowej mieszkających w Polsce. PS wspólnie z działającymi tu od lat stowarzyszeniami organizuje obchody naszych najważniejszych świąt narodowych. Integracja międzypokoleniowa i pielęgnacja pamięci o dorobku tzw. „starej emigracji” to nie jedyny obszar działalności tego stowarzyszenia. Na stronie internetowej PS (www. polandstreet. org. uk) działa wirtualne biuro informacji, do którego można się zgłosić wypełniając formularz, aby uzyskać pomoc w sprawach podstawowych rejestracji na Wyspach, w zakresie prawa pracy, prowadzenia działalności gospodarczej, uzyskania zasiłków społecznych i innych. Od roku PS jest członkiem Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii oraz Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych.
••• O bieżącej działalności Stowarzyszenia Poland Street mówi Jacek Winnicki: – Już na początku czerwca zostanie po raz kolejny zorganizowany Dzień Polski w Bletchley Park. Zapewniamy obecność przewodników, którzy przedstawią zainteresowanym historię Enigmy po polsku i po angielsku, pomagamy również w promowaniu tej imprezy. Zachęcamy wszystkich chcących pojechać do Bletchley Park, by zgłaszali się do nas za pośrednictwem naszej strony internetowej, ponieważ chcemy zorganizować transport z Londynu dla większej grupy ludzi. Wystarczy więc wysłać maila na: info@polandstreet.org.uk. Ponadto zbliża się Dzień Dziecka w Laxton Hall organizowany przez Polską Macierz Szkolną i Polską Misję Katolicką, zostaliśmy poproszeni o pomoc w opiece nad dziećmi, będzie to dla nas również okazja do przedstawienia naszej działalności i naboru nowych członków. W czerwcu planujemy również zorganizować kolejną imprezę integracyjną dla młodej Polonii, tak jak to robimy co roku z okazji Walentynek. Oczywiście działa równie nasze wirtualne biuro informacji, do którego tygodniowo zgłasza się 10-15 osób.
Mężczyzna oskarżony o zamordowanie Polki, której spalone ciało znaleziono w walizce na obrzeżach Dummer, stanął w poniedziałek, 19 maja, przed sądem w Basingstoke. 27-letni Ziaul Haque, mieszkający w Camden Town, w północnym Londynie, został oskarżony o zamordowanie 26-letniej Sylwii S., mieszkającej w Tottenham. Nadpaloną walizkę z ciałem kobiety znalazł 8 maja spacerowicz na ścieżce do jazdy konnej, pół mili od miejscowości Dummer. Policja
Sprawa Pniewskiej 17-letni Armel Gnango został uznany winnym śmierci 26-letniej Magdy Pniewskiej, która zginęła w październiku ub. roku w New Cross w południowym Londynie. Sąd w Old Bailey uznał nastolatka winnym morderstwa, usiłowania morderstwa oraz posiadania broni w celu zagrożenia życia. Pomimo tego, że to nie z pistoletu Gnango padł śmiertelny strzał, sąd uznał jego winę, gdyż uczestniczył w strzelaninie. Skazany nastolatek pozostanie w areszcie do 23 czerwca, sąd wyda wtedy wyrok dożywotniego więzienia oraz ustali, ile dokładnie lat w oskarżony spędzi w więzieniu. Magda była niewinną ofiarą wymiany ognia dwóch osób, które wyrównywały swoje porachunki – powiedział prokurator Brian Altman. – Strzelanina zakończyła życie młodej kobiety, która poświęciła je pomocy innym. (mik)
długo nie mogła zidentyfikować ofiary. Nad wyjaśnieniem sprawy pracowało ponad sześćdziesięciu policjantów, których wspierali specjaliści medycyny sądowej. Sekcja zwłok wykazała, że ofiarą była kobieta o wzroście około 170 cm, szczupłej budowie ciała, w wieku około 30 lat. W niedzielę, 11 maja podano, że była Polką. Policja nie ujawniła przyczyny jej śmierci. Wiadomo jednak, że nie żyła, kiedy jej ciało zapakowano do walizki i podpalono. (es)
Potrzebne nasze opinie Znana organizacja charytatywna, która na razie chce pozostać anonimowa, prowadzi badania grup etnicznych mieszkających w Wielkiej Brytanii. Celem tych badań jest poznanie potrzeb również polskiej społeczności, aby organizacja mogła nam jak najlepiej pomagać. Zainteresowani wzięciem udziału w tym badaniu proszeni są o wypełnienie ankiety, którą można znaleźć na stronie internetowej: www.plus4.co.uk/polish-opinion. Można również otrzymać formularz ankiety pocztą. Należy zadzwonić pod numer telefonu: 020 8254 4459 (24-godzinna automatyczna sekretarka) lub wysłać maila: info@plus4.co.uk i przesłać swoje dane osobowe, by formularz został przysłany pocztą wraz z zaadresowaną kopertą i znaczkiem. Badanie potrwa do 1 czerwca.
DZW WOŃ DO DOMU D DZWOŃ z kkażdej ażdej d komórki komórki w T T-Mobile -Mobile Dzwoń do przyjaciół komórki aciół i rodziny rodziny w Polsce Polsce za tylko tylko 3p/min, prosto prost o o z kkażdej ażdej komór ki w T-Mobile. Teraz możesz ożesz dzwonić dzwonić do domu do omu za mniej niż gdybyś gdybyś dzwonił dzwonił na telefony telefony w UK! UK K
WYBIERZ WY BIERZ NUMER DOSTĘPU DOSTĘPU
WYBIERZ WY BIERZ TWÓJ TWÓJ POLSKI POL LSKI NUMER
z ttelefonu eleffonu T-Mobile T-Mobile (i nac naciśnij ciśnij 'zadzwoń') 'zadzwoń')
na kt który óry chc chcesz esz zzadzwonić adzwonić
3p p 07755 22 48 03 0 10p 10 p 07755 20 48 03 0
POLSKIE TELEFONY TELEFONY ST STACJONARNE TACJONARNE J
Wybierz W yb bierz międzynarodowy międzynarodowy num numer mer na który który chcesz zadzwonić Polsce chc esz zadz wonić w P olsce rrozpoczynając ozp poczynając od 0048 i kończąc kkrzyżykiem rzyżykie em (#)
POLSKIE KO KOMÓRKI OMÓRKI
BEZ MINIM MINIMALNEJ A ALNE J OPŁ OPŁATY ATY Z ZA A POŁĄCZENIE POŁ P ĄCZENIE
SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK POR PORÓWNUJEMY ÓWNU UJEMY ST STACJONARNE TACJONARNE K KOMÓRKI OM MÓRKI
Vodafone V odafone
5p
15p 1
O2
7p
30p 3
12p
20p 2
3p
10p 1
Orange Oran nge
Wszystkie W szystkie ceny ceny podane p są za minut minutęę połaczenia połaczenia
BEZ OPŁATY Z ZA A POŁ POŁĄCZENIE ĄCZENIE E
Działa z każdego telefonu T-Mobile
WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e p Wszystkie podane o d a n e cceny e ny ssąą aaktualne k tualne p przy r z y rrozmowach oz m ow a ch w wychodzących yc h o d z ą c yc h z UK U K z ssieci i e c i T-Mobile, T- M o b i l e , dostępne d o s tę p n e rrównież ó w n i e ż w innych i n ny c h wybranych w y b r a nyc h sieciach. sie ciach. W Warunki arunk i d dostępne o s tę p n e w iinternecie. n t e r n e c i e . © Co Core r e Communications. Co m m u n i c a t i o n s . P Polskatel, o l s k a t e l , aagent gent Y Yourcall ourc all
|9
nowy czas | 23 maja 2008
czas na wyspie
Związki z ministrem Spotkanie robocze poświęcone nowemu projektowi Trades Union Congress (TUC) odbyło się we wtorek, 20 maja, w siedzibie Tower Hamlets Law Centre w Whitechapel. Przewodniczący TUC, Brendan Barber i sekretarz stanu Pat McFadden (Minister for Employment Relations) wysłuchali opowieści robotników dotyczących ich relacji z pracodawcą.
PAMIĘTAJ, KTO PROWADZIŁ TWÓJ PIERWSZY WÓZEK
Pilotażowa wersja Vulnerable Workers Project dotyczy sprzątaczy, budowlańców i ochroniarzy. Jak wynika ze statystyk, najwięcej skarg i naruszenia praw pracowniczych zgłosili imigranci zatrudnieni właśnie w tych sektorach. Na spotkaniu byli wszyscy, tylko nie Polacy, choć według statystyk, spośród państw A8, to właśnie my stanowimy najbardziej poszkodowaną grupę. Ale Londyn zamieszkuje jeszcze około dwustu innych mniejszości narodowych, które „na szczęście” miewają bardzo podobne problemy jeśli chodzi o zatrudnienie.
Polaków brak
ludzkie hiSTorie Tak naprawdę niewiele mówiono o samym projekcie, nie było prelekcji, bo ludzie, którzy przyszli, wiedzili o jego istnieniu i czemu ma służyć. Parę słów wstępu powiedział przewodniczący TUC, Brendan Barber, a reszta potoczyła się sama. Bez zachęcania, lecz bez zniechęcenia imigranci opowiadali o swoich „przygodach” z pracodawcą. Głównie czarnoskórzy, przebywający tu już wiele lat, niektórzy koło trzydziestki, w większości jednak starsi. Z niezłym, choć nieliterackim angielskim. I nie były to opowieści dużo różniące się od tych, które opowiadamy sobie nawzajem lub słyszymy w autobusach rannej i nocnej polskiej zmiany: że pensje nie zapłacone od tygodni; że żadnego ubezpieczenia na budowie, żadnej umowy, ale za to dziesięć funtów na rękę; że w Bank Holiday każą pracować, ale nie płacą więcej; że nie ma większych stawek za nadgodziny, a nadgodziny płacone są jak zwykłe godziny. Robota ma zostać wykonana. Wszyscy wiedzą, że jak jękną, to polecą i tak dalej. Wypadki te toczą się według tego samego schematu i to akurat dobrze, bo politycy i wpływający na nich działacze organizacji pozarządowych, takich jak choćby TUC, precyzyjnie mogą określić, w których momentach pracodawcy popełniają najwięcej nadużyć i jakie luki w niewiedzy imigracyjnej siły roboczej mogą wykorzystać tak, by była ona najtańsza. – Pracowałem do niedawna z Polakiem. Nic nie wiedzieliśmy o swoich krajach – opowiadał siedzący obok mnie sprzątacz, były, bo już zwolniony. Ma czterdzieści parę lat i szuka pracy, czasem dzwonił do biur pomagających „takim jak on”, a czasem maila wysłał do innego biura, z porady którego i tak
Tim Sanders/www.timonline.info
nie skorzystał, bo gra nie warta była świeczki, a praca inna i tak się znajdzie. Jak widać, podobnie myślą wszyscy. Niewielu decyduje się na walkę w swoim miejscu pracy o powstanie związku zawodowego, jak to się wreszcie po miesiącach udało w „bananowej” fabryce Pratt's w Luton, czy na prywatną walkę z pracodawcą w sądzie, oczywiście już po zwolnieniu. – Ten Polak był lepiej wykształcony ode mnie. Ale się nigdy nie interesował, żeby coś zmienić. Jak rozmawialiśmy to mówił, że najwyżej sobie inną pracę znajdzie.
Program Pomocowy Celem Vulnerable Workers Project jest podniesienie świadomości praw pracowniczych nie tylko wśród zatrudnionych, lecz również wśród pracodawców. W jego ramach organizowane są więc darmowe szkolenia podnoszenia kwalifikacji i również darmowe szkolenia z zakresu wiedzy o tym, czego pracodawcy wolno, a czego nie wolno w stosunku do pracownika. Ponadto prowadzone będą szkolenia dla wolontariuszy chcących pracować jako doradcy w sprawach pracowniczych oraz dla sprzątaczy, którzy potem będą mogli wspomóc swoich kolegów w staraniach o przestrzeganie ich praw w miejscu zatrudnienia.
urzĘdnik dla ludzi Minister, Pat McFadden, spóźnił się na spotkanie. Kiedy przyszedł, nikt go oficjalnie nie przedstawiał, nie było pompy i sztucznych uśmiechów. Usiadł między nami i słuchał, zabrał głos jak każdy inny dyskutant. Nikt się jego obecnością zbytnio nie przejął, bo przecież takie spotkania to rzecz zwykła i oczywista, od tego jest ministrem, by wiedzieć co w trawie zwykłych ludzi piszczy. Jakiś czas temu rozmawiałam z jednym z członków Polish City Club. – Spotkaliśmy się z ministrem Sikorskim, skończyło się na drinkach – powiedział nie bez satysfakcji. – A czy minister pomoże załatwić wam jakieś pieniądze na poszerzenie działalności Polish Legal Centre, żebyście mogli przyjmować nie tylko raz w tygodniu i nie tylko maksymalnie pięć osób? – zapytałam. Pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Elżbieta Sobolewska
26 MAJA
DZIEŃ MATKI W POLSCE Jest mnóstwo powodów, by pamiętać o mamie. Teraz masz doskonałą okazję, żeby okazać jej swoją miłość i podziękować za wszystko, co zrobiła. 26 maja spraw jej radość. Razem z Western Union. © 2008 WESTERN UNION HOLDINGS, INC. All rights reserved.
Można zapytać, skąd o takim spotkaniu mamy wiedzieć, skoro głównym źródłem informacji dla tzw. przeciętnego zjadacza chleba jest polska darmowa gazeta, a ta zostaje o spotkaniu poinformowana zaledwie dzień wcześniej? Pytanie jednak odbić się może rykoszetem. Bo inni emigranci wiedzą. Na przykład z listy mailingowej związku zawodowego albo Kongresu Związków (TUC). Na stronie internetowej Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii jest do ściągnięcia broszura informacyjna Jak żyć w Wielkiej Brytanii i przeżyć – mamy tam po polsku informację o dwóch działających związkach – Unite i Unison. Wystarczy. Można nie mieć internetu, broszura wala się w POSK-u po kątach siedziby Zjednoczenia, można o nią poprosić na recepcji. Informacja więc jest, a jednak Polacy rzadko pojawiają się na takich spotkaniach, chyba że jest zorganizowane specjalnie z myślą o nich, najlepiej w POSK-u i z tłumaczem. O czym to świadczy, to sprawa dla socjologa, tymczasem o swoje prawa dobijają się inni.
Odwiedź specjalny serwis www.DzienMatki.co.uk Poznaj 100 powodów by pamiętać o mamie, wybierz ten najważniejszy!
10|
23 maja 2008 | nowy czas
polska służby sPecjalne
tydzień w kraju Prezydent Lech Kaczyński zawetował po konsultacjach ustawę medialną. SLD zapowiada, że podczas głosowania nad odrzuceniem weta wstrzyma się od głosu. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy ma odwiedzić Warszawę 28 maja. Tymczasem znowu donoszą, że pomiędzy Pałacem Prezydenckim a URM nie ma porozumienia w sprawie programu wizyty. Spory kompetencyjne stały się już raz powodem odłożenia wizyty. PO i PSL ustaliły wzrost składek ubezpieczeń społecznych rolników i podatku dochodowego. Od 2009 roku będzie on zależał od wielkości gospodarstwa. Minister sprawiedliwość Zbigniew Ćwiąkalski broni akcji ABW. Funkcjonariusze tej służby dokonali rewizji w domu b. funkcjonariusza WSI, który twierdził, że ma dostęp do aneksu w sprawie likwidacji tej służby, dziennikarza, który miał oferować aneks „Gazecie Wyborczej” i dwójki członków komisji likwidacyjnej. Ci ostatni wydają się „dolepieni” do sprawy dość sztucznie i rewizja w ich domach była raczej próbą zastraszenia. Katowicki IPN złożył zażalenie na decyzję sądu okręgowego, który zwrócił prokuratorom akta sprawy twórców stanu wojennego – Kiszczaka, Kani i Jaruzelskiego do uzupełnienia. 9 czerwca ruszy proces Lech Kaczyński kontra Lech Wałęsa. Chodzi o słowa Wałęsy – „durnia mamy za prezydenta”. Na procesie w sprawie tzw. seksafery na ławie oskarżonych zasiadają działacze Samoobrony Łyżwiński i Lepper. W sprawie pojawił się nowy dowód w postaci listu Anety Krawczyk, która sama miała składać ówczesnemu posłowi niedwuznaczne propozycje. W Agencji Rynku Rolnego zatrudniono sporą grupę działaczy związanych z PSL. Obchodzono 20-lecie istnienia urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich. W uroczystościach wzięli udział m.in. marszałkowie Sejmu i Senatu. Wiadomość o zbliżającej się publikacji książki na temat agenta Bolka wywołują coraz bardziej nerwowe reakcje Lecha Wałęsy. Wałęsa oświadczył, że „wie kto jest Bolkiem”, chce też się spotkać z autorami książki przed jej publikacją. Prokuratura już nie bada czy Zbigniew Ziobro miał prawo użyczyć swojego służbowego laptopa przyjaciółce Koteckiej. W Sejmie odbyła się konferencja „Jak zabezpieczyć własność w północnej i zachodniej Polsce?”. Jarosław Kaczyński ocenił, że „polityka przepraszania po 1989 roku” doprowadziła do powstania niemieckich roszczeń. PO z taką opinią się nie zgadza
długi cień Prl
Esbek w komisji śledczej Przemysław Kobus
W składzie ekspertów sejmowej komisji śledczej ds. nacisków zasiadał Jerzy Stachowicz, były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, o którym „Tygodnik Powszechny” napisał, że był specjalistą od „prania mózgów” i znęcania się nad zatrzymanymi. Według dziennikarzy, Stachowicz miał się w kilku przypadkach przyczynić do poważnych załamań nerwowych niektórych dawnych opozycjonistów. W jednym przypadku sprawa zakończyła się samobójstwem. Dzisiaj polscy politycy starają się znaleźć winnego, który zdołał „przemycić” Stachowicza do grupy ekspertów.
Komisja a eKsperci Sprawa Stachowicza już na początku działania komisji ds. nacisków na służby specjalne otarła się o media za sprawą posłów opozycji, którzy pytali Platformę Obywatelską, dlaczego powołują na eksperta byłego funkcjonariusza SB. Niektórzy z parlamentarzystów PiS-u twierdzili, że postać Stachowicza w komisji urąga jej powadze i godzi w wiarygodność. Powołany na wniosek Jana Widackiego (Partia Demokratyczna) Stachowicz pozostał jednak w komisji, ponieważ jak się można dzisiaj domyślać, PO potraktowała zarzuty PiS-u jako polityczne, a na uzasadnienie wiarygodności eksperta spoglądała na jego przeszłość nie tyle w SB, co w Urzędzie Ochrony Państwa i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Pamiętajmy, że komisja ds. nacisków była
tworzona dość gwałtownie, miała stanowić instrument do szybkiego rozliczenia PiS-u z nieprawidłowości – jakich zdaniem PO i LiD – mieli dopuszczać się członkowie partii braci Kaczyńskich w odniesieniu do służb specjalnych. Można sądzić, że mało kto wówczas starał się racjonalnie przyjmować jakiekolwiek argumenty, a ataki były rozpatrywane pewnie tylko w kontekście ataków o podłożu czysto politycznym. Polityka przysłoniła więc racjonalne myślenie i Jerzy Stachowicz pozostał w komisji jako ekspert. Zapomniano o nim do czasu ostatniej publikacji „Tygodnika Powszechnego”, w której opisano – jak twierdzą dziennikarze – metody pracy Stachowicza w aparacie Służby Bezpieczeństwa.
jaK pracował „eKspert”? Były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa miał zasłynąć przede wszystkim z psychicznego znęcania się nad zatrzymanymi, głównie młodymi działaczami opozycji. Na swoim koncie ma m.in. rozbicie w 1986 roku grupy tzw. terrorystów z Krakowa, którzy nosili się z zamiarem rozproszenia pierwszomajowego pochodu za pomocą gazu łzawiącego. Po śledztwie w tej sprawie trójka zatrzymanych studentów podjęła leczenie psychiatryczne. Na czym polegały metody pracy Stachowicza? Według dziennikarzy były esbek przesłuchiwanym ograniczał sen do minimum, prowadził przesłuchania przez 7 dni, nie pozwalał na kontakty z rodziną. Gdy jedna z zatrzymanych przez niego osób w końcu trafiła do więzienia, była tam bita i maltretowana. W trakcie przerwy w odbywaniu kary mężczyzna – odpowiedzialny za przecinanie pasków klinowych w autobusach komunikacji miejskiej – popełnił samobójstwo, byleby tylko nie wracać do więzienia. Dziennikarze opisujący „karierę” Stachowicza w SB wyrazili zastanowienie, czy taka osoba powinna zasiadać dzisiaj w komisji ds. nacisków, czy taka osoba ma moralne prawo
służyć radą? Na pytanie starają się też odpowiedzieć politycy z różnych partii, którzy w dziwny sposób nie potrafią się dzisiaj przyznać do winy za wywindowanie Jerzego Stachowicza na bądź co bądź eksponowane stanowisko.
Ktoś musiał zawinić Jako pierwszego wywołano do odpowiedzi Jana Widackiego, posła który rekomendował powołanie Stachowicza do grupy ekspertów. Ale Widacki w żadnym razie nie poczuwa się do winy. O przeszłości eksperta nie chce się wypowiadać, ponieważ jak stwierdził – Stachowicz na początku lat 90. ubiegłego wieku przeszedł pozytywną weryfikację [wszyscy funkcjonariusze SB przechodzili wtedy weryfikację pod względem ich możliwości pracy dla wolnej Polski-red.], a skoro ją przeszedł, to znaczy, że nie miał na swoim koncie zbrodni komunistycznych. Widacki dodał ponadto, że weryfikacja Stachowicza miała miejsce w Krakowie, a tam lustrowaniem funkcjonariuszy SB zajmował się... Zbigniew Wassermann (PiS). Wassermann dość szybko zareagował na te słowa wydając oświadczenie, w którym napisał, że jako szeregowy członek komisji weryfikującej funkcjonariuszy SB starał się, by jak najwięcej z nich nie dopuścić do służby w Urzędzie Ochrony Państwa. Oświadczenie krótkie, mało przekonujące i z pewnością nie tłumaczące faktu przedostania się Stachowicza z bogatą i okrutną przeszłością do specsłużb nowej Polski. Reasumując, nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za Stachowicza, za jego awanse i karierę. Sam Stachowicz unika komentowania sprawy, po faktach ujawnionych przez dziennikarzy, zrezygnował z funkcji eksperta w komisji do spraw nacisków.
przewodniczący ma problem Szef sejmowej komisji ds. nacisków, poseł Andrzej Czuma w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że dobrze się stało, że Stachowicz podał się
do dymisji. Pytany dlaczego nie reagował na sprzeciw dawnych opozycjonistów, odparł, że zdziwiła go taka reakcja po kilkunastu latach. Czuma przekonywał, że w sprawie Stachowicza opierał się na danych z weryfikacji. Poza tym – jak dodał – były esbek nie miał w komisji żadnych uprawnień decyzyjnych, ale w istocie źle się stało, że osoba z taką przeszłością współpracowała z Platformą Obywatelską. Przewodniczący komisji dodał również, że Stachowicz informując go o rezygnacji, powiedział o skierowaniu sprawy do sądu, ponieważ miał się poczuć skrzywdzony artykułem. Publicznie były ekspert niczego nie skomentował. Nie wiemy więc, jaka jest jego wersja zdarzeń i czy przyznaje się do znęcania psychicznego nad zatrzymanymi. Zarzuty stawiane nieformalnie przez dziennikarzy są poważne i rzeczywiście mogą się kwalifikować do zbrodni komunistycznej.
Kto wygrał? PiS dzisiaj triumfuje, ponieważ znalazło doskonały argument przeciwko Platformie Obywatelskiej. Politycy z partii braci Kaczyńskich chodzą dzisiaj dumni i co rusz wytykają PO „eksperta”. Czy jednak w ten sposób należy traktować przypadek, w kategorii kolejnej rozgrywki politycznej? Chyba nie. Lepiej pewnie zastanowić się, jak unikać podobnych przypadków w przyszłości. Może ostrożniej podchodzić do ludzi? Przecież taka przeszłość nie mogła zostać ukryta, nie mogła nie zostać niezauważona podczas weryfikacji. Więc może Stachowicz posiadał jakieś interesujące informacje, których dzisiejsi działacze prawicy nie chcieli ujawniać, a dając Stachowiczowi pracę, zamykali mu usta? To tylko hipoteza. Równie dobrze można by powiedzieć – a przy okazji powtórzyć już wielokrotnie spotykaną tezę – że weryfikacja w wielu przypadkach była pewną fikcją. Trudno dzisiaj dojść prawdy, ale na przyszłość nasi rządzący powinni lepiej i ostrożniej dobierać sobie ludzi.
Strajk nauczycieli
Kolejny wolny dzień?
Nauczyciele zrzeszeni w Związku Nauczycielstwa Polskiego zapowiedzieli, że we wtorek (27 maja) przeprowadzą ogólnopolski strajk. Zaapelowali do rodziców, by w ten dzień nie posyłali dzieci do szkoły. Strajk ma być reakcją na brak chęci rządu do rozmowy ze środowiskiem nauczycielskim. – Apelujemy do rodziców, by 27 maja zechcieli zająć się swoimi dziećmi, zarówno tymi najmłodszymi z przedszkoli, jak i dziećmi uczącymi się w szkołach podstawowych, gimnazjach, szkołach ponadgimnazjalnych – mówił dziennikarzom szef ZNP, Sławomir Broniarz. Szef związkowców przyznał, że strajk będzie dramatycznym wydarzeniem, ale w jego przekonaniu to środek ostateczny mający na celu nakłonienie strony rządowej do podjęcia dialogu. Dialog ten miałby dotyczyć przede wszystkim spraw finansowych. Mowa tu o podwyżkach sięgających nawet 50 proc. Poza tym ZNP domaga się utrzymania przechodzenia na wcześniejsze emerytury i zachowania Karty Nauczyciela. Strajk może zostać odwołany o ile rząd zadeklaruje chęć osiągnięcia porozumienia w kluczowych sprawach. Tymczasem strona rządowa przekonuje, że nauczyciele i tak otrzymali w tym roku najwyższą od lat podwyżkę płac – o 10 proc. Rząd gotów jest podjąć rozmowy z ZNP i ma nadzieję, że uda się ze związkowcami wypracować kompromis. (pk)
Polakom udało się zebrać 100 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o ustanowienie Święta Trzech Króli dniem wolnym od pracy. Teraz wszystko w rękach posłów. Podpisy zbierały parafie w całej Polsce i Chrześcijański Ruch Samorządowy. Sprawa wzbudziła w kraju pewne kontrowersje, ponieważ odezwali się przeciwnicy ustanawiania kolejnych świąt kościelnych jako dni wolnych od pracy. W tej chwili w Polsce dni wolnych od pracy (nie licząc niedziel) jest dwanaście. Osiem to święta kościelne. Obowiązuje w nie bezwzględny zakaz prowadzenia działalności handlowej, o ile za ladą nie stanie właściciel sklepu. To cios przede wszystkim dla wszelkich sklepów wielkopowierzchniowych, ale jak też pokazał przykład ostatnich majówek w Polsce – problem dla Polaków, dla których np. Zielone Świątki (zakaz handlu) okazały się utrapieniem. W środku majówki wielu osobom skończyły się piknikowe zapasy. Zarabiały za to stacje benzynowe, na których można było się zaopatrzyć w artykuły „pierwszej pomocy”. Trzech Króli to na szczęście nie czas na majówkę i pewnie dlatego organizatorom akcji udało się zebrać wystarczającą liczbę podpisów w przeciągu sześciu tygodni, a nie jak planowali wcześniej trzech miesięcy. 6 stycznia był kiedyś w Polsce dniem wolnym od pracy do roku 1960. (pk)
|11
nowy czas | 23 maja 2008
polska Tusk w AmeRyce Południowej
A poparcie zaczęło spadać Żarty się skończyły, minęło dokładnie pół roku rządzenia i sondaże poparcia dla rządu Donalda Tuska spadają. Po raz pierwszy więcej Polaków ocenia ten gabinet źle niż dobrze. A i poparcie dla samego Tuska spada, ponad 55 procent Polaków twierdzi, że rząd nie wywiązuje się z przedwyborczych obietnic, a kiedy za-
›› Donald Tusk w Peru pytano o to, jak pracują ministrowie, aż dwie trzecie odpowiedziało krótko: źle. W tym czasie premier przebywał razem ze swoją małżonką oraz świtą w Peru, gdzie zwiedzano ruiny miasta Inków. W piątek premier odwiedził Chile, a tam w programie – najsłynniejsze winiarnie na kuli ziemskiej. Donald Tusk powiedział, że to podróż jego życia, że każdy chciałby odwiedzić ten zakątek świata. Dziennikarze i opozycja od razu premie-
PAMIĘTAJ, Z KIM WYPIŁEŚ PIERWSZĄ BUTELKĘ
ra z tego rozliczyli. Jak podali, ten wypad życia będzie kosztował polskiego podatnika co najmniej półtora miliona złotych. W zderzeniu z niedawnymi wypowiedziami Tuska, jak to na locie rejsowym samolotem zaoszczędził rodakom kilkadziesiąt tysięcy złotych to duża suma pieniędzy – podkreślali. Donald Tusk nie wiedział nawet, jak duże są obroty gospodarcze Polski z Peru. Okazało się, że to nieco ponad 50 milionów dolarów rocznie, czyli niewiele jak na wymianę gospodarczą między obu krajami. Tygodniowy wypad Tuska sprawił, że tym razem w kraju nie świętowano półrocza rządów tego gabinetu. Bo tak naprawdę nie ma co świętować. Sam premier przyznał w Peru, że zgadza się z tymi Polakami, którzy twierdzą, że jego gabinet działa za mało dynamicznie. Już niedługo o irlandzki cud, jaki Tusk zapowiadał w kampanii wyborczej, upomną się lekarze, bo nie ma nadal pakietu ustaw o reformie służby zdrowia. Nie ma też podstawowych ustaw o budowie autostrad, przygotowania do Euro 2012 leżą. – Premier jest zajęty swoją kampanią prezydencką – twierdzi zgodnie opozycja i politolodzy, a to oznacza, że w takim bezruchu możemy być jeszcze kilkanaście miesięcy. Ale nie dadzą spokoju Tuskowi i jego ministrom ani lekarze, ani pocztowcy, którzy już zapowiadają protesty. Niezadowoleni są nauczyciele. Leży system emerytalny, rząd zapowiada cięcia w tak zwanych emeryturach pomostowych, a takie działania sprawią, że poparcie dla tego gabinetu spadnie bardzo szybko.
Bartosz Rutkowski
Zgubili wagon Kolejarze zgubili w drodze z Krakowa do Wiednia jeden z wagonów. Zamieszaniu – jak wynika ze wstępnych ustaleń – winni są Czesi. To na ich terenie zdecydowano o odłączeniu wagonu, ponieważ jak tłumaczyli kolejarze... miał być pusty. Sprawę jedenastogodzinnej podróży z Krakowa do Wiednia opisał ostatnio krakowski „Dziennik Polski”. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że cała podróż stanowiła wielką tragifarsę. Najpierw opóźnił się odjazd pociągu z Krakowa, ponieważ czekano na rodzinę z Gdyni. Przed czeską granicą popsuła się lokomotywa. W Czechach natomiast podczas manewrów ze składem na bocznicach kolejarze podjęli decyzję o odłączeniu polskiego wagonu. Otrzymali (nie wiadomo skąd) informację, że wagon jest pusty. Nie przeraził ich nawet widok pasażerów – po prostu kazali im wysiąść i skorzystać z innych połączeń. Pasażerowie nie mając innego wyjścia, na własną rękę organizowali sobie transport. Tymczasem zaniepokojeni brakiem wagonu Austriacy zdecydowali się podjąć „akcję ratunkową” i wysłali do Czech lokomotywę, która miała znaleźć zaginiony wagon. (pk)
26 MAJA
DZIEŃ MATKI W POLSCE Jest mnóstwo powodów, by pamiętać o mamie. Teraz masz doskonałą okazję, żeby okazać jej swoją miłość i podziękować za wszystko, co zrobiła. 26 maja spraw jej radość. Razem z Western Union. © 2008 WESTERN UNION HOLDINGS, INC. All rights reserved.
Rząd
Kto, kogo i do czego nakłaniał? Żona Stanisława Łyżwińskiego odczytała dziennikarzom list adresowany w 2002 roku do jej męża. Autorką miała być Aneta Krawczyk, ktøra poinformowała media o molestowaniu seksualnym w szeregach Samoobrony. „I co, podobała Ci się kara? Powiedz kiedy, a spełnię twoje najskrytsze sadomasochistyczne marzenia...” – czytała Łyżwińska. W sprawie – również oskarżony – zabrał głos Andrzej Lepper, który powiedział, że jeśli list okaże się prawdziwy, „to burzy wiarygodność pani Krawczyk”. Krawczyk nie chciała skomentować ujawnienia listu. Za to jej obrońca, Agata Kalińska-Moc powiedziała, że działania Łyżwińskich mają na celu pozbawienie jej klientki wiarygodności. List zostanie zbadany przez biegłych grafologów. (pk)
Odwiedź specjalny serwis www.DzienMatki.co.uk Poznaj 100 powodów by pamiętać o mamie, wybierz ten najważniejszy!
12|
23 maja 2008 | nowy czas
wielka brytania świat
Prezydent Lech Kaczyński podczas pobytu w Izraelu spotkał się m.in. z prezydentem Gruzji Saakaszwilim i zapewnił go o poparciu naszego kraju w sporze o integralność terytorialną. Kaczyński wezwał też NATO do bardziej stanowczych działań. Rosja rozmieszcza w Abchazji ciężki sprzęt wojskowy. Po wyborach w Serbii o przyszłości tego kraju zadecyduje Serbska Partia Socjalistyczna założona przez Slobodana Miloszevicia, bez której nie można stworzyć stałej koalicji rządzącej. Iracka armia wkroczyła do miasta Sadra. Obszar ten uznawano za jedną z baz terrorystów. Dalajlama przebywał z wizytą w Niemczech i Wielkiej Brytanii. W Berlinie wziął udział w wielkim wiecu solidarności z Tybetem. Hugo Chavez oskarżył USA o naruszenie przestrzeni powietrznej Wenezueli. Waszyngton przyznał, że samolot wykonujący misję przeciw przemytnikom narkotyków wleciał w obszar Wenezueli i przeprosił za tę akcję. Umowa pomiędzy Pragą a Waszyngtonem w sprawie tarczy antyrakietowej ma zawierać aneks o ochronie terytorium Czech przez Amerykanów przed pociskami balistycznymi. Stale powiększa się liczba ofiar trzęsienia ziemi w Chinach. Oficjalnie mówi się po 34 tys. zabitych, ale liczba zaginionych jest dwukrotnie większa. 5 mln osób straciło dach nad głową. W Pekinie ogłoszono trzydniową żałobę narodową. Birma otwiera się na przyjęcie pomocy charytatywnej. Tamtejsze władze wstrzymywały pomoc dla ofiar huraganu czekając na ogłoszenie swojej wygranej w referendum konstytucyjnym. Do Birmy pojechał także sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun. Ocenia się, że w wyniku kataklizmu mogło ucierpieć w tym kraju 2,5 mln osób. II tura wyborów prezydenckich w Zimbabwe ma się odbyć 27 czerwca. Tymczasem szef opozycyjnego Ruchu na rzecz Zmian Demokratycznych Morgan Tsvangirai opóźnił powrót do kraju, ponieważ wykryto spisek na jego życie. Ukraina sprzeda Gruzji 20 czołgów T-72. Konflikt z Rosją, która popiera separatystów nie słabnie. FSB poinformowała o zatrzymaniu gruzińskiego szpiega na Północnym Kaukazie. Na obserwację wyborów parlamentarnych w Gruzji udała się grupa 12 polskich parlamentarzystów. USA rozszerzyły sankcje nałożone na Białoruś. Dotyka to szczególnie firm związanych z miejscowym państwowym koncernem naftowym. Od kilku tygodni Mińsk i Waszyngton wzajemnie usuwały sobie także dyplomatów i pracowników placówek dyplomatycznych.
Stany zjednoczone
dynaStia polityczna
Kennedy ma raka mózgu – Senatora czekają teraz kolejne badania, ale jest w dobrej formie, chodzi po szpitalnych korytarzach – oświadczyła w specjalnym komunikacie doktor Lee Schwamm, jeden z szefów oddziału neurologicznego szpitala im. Larry Ronana w Bostonie. Przypuszcza się, że senator pozostanie w tym szpitalu jeszcze kilka, może nawet kilkanaście dni. Przez cały czas odwiedzają go nie tylko politycy, ale przede wszystkim rodzina. Edward Kennedy to drugi pod względem stażu polityk zasiadający w Senacie Stanów Zjednoczonych. Nawet najbliższe otoczenie przyznawało, że jak na swój wiek był on wyjątkowo aktywny do ostatnich chwil nim nie trafił do szpitala. Edward Kennedy ze stanu Massachusetts został wybrany do Senatu na kolejną kadencję dwa lata temu. Gdyby zrezygnował z urzędu lub umarł, wtedy trzeba będzie zarządzić dodatkowe wybory w tym stanie, nie wcześniej niż 145 dni od wystąpienia jednej z możliwych sytuacji i nie później niż 160 dni od tego wydarzenia. Po raz pierwszy Edward Kennedy został senatorem w 1962 roku, kiedy jego brat John wygrał wybory prezydenckie.
Bartosz Rutkowski
Rakotwórczy guz w mózgu spowodował ogromne problemy zdrowotne senatora Edwarda Kennedy’ego. Tak oświadczyli w swojej diagnozie lekarze z Bostonu, gdzie w jednym ze szpitali umieszczono 76-letniego polityka. Stało się to po tym, jak niespodziewanie w minioną sobotę Kennedy zasłabł w swoim domu. Najpierw w szpitalu przeprowadzono ogólne badania, a kiedy dokonano biopsji, okazało się, że to groźny rak mózgu. Jak na razie lekarze nie zdecydowali jeszcze, jaki rodzaj terapii zostanie zastosowany, potrzebne są bowiem kolejne, specjalistyczne badania. – To naprawdę bardzo smutna wiadomość – powiedział były senator Bob Kerrey i dodał, że Kennedy był jedynym politykiem, który gdy przemawiał, wywoływał u niego łzy.
Trzęsienie ziemi uszkodziło chińskie reaktory jądrowe Nawet wtórne wstrząsy, jakie nadal występują w Chinach są tak silne, że zabijają ludzi. Padają zniszczone domy, padają też tamy, wielu regionom zniszczonym przez ruchy ziemi grozi teraz ogromna powódź. Jako cud podaje się odnalezienie po 139 godzinach żywego człowieka, wydobytego spod gruzów. Ratownicy wyciągają teraz już tylko trupy. Jak się szacuje, pod gruzami w prowincji Syczuan może być około dziesięciu tysiący ludzi. Władze przyznają, że nie ma już co liczyć na wydobycie kogoś żywego. Dramatyczna sytuacja jest w okolicach Beichuan, gdzie osłabione trzęsieniem ziemi umocnienia jeziora puszczają. Prezydent Hu Jintao jeździ od miasta do miasta i zagrzewa ratowników, by działali jeszcze bardziej energicznie. – Najważniejsi są ci, którzy mogą jeszcze żyć pod gruzami – naciska szef państwa. Do wielu regionów dowozi się butelkowaną wodę, co świadczy najlepiej o tym, że uspakajające komunikaty Pekinu nie są prawdziwe. Zdaniem tych samych francuskich ekspertów sprawdziły się za to systemy alarmowe w chińskich elektrowniach jądrowych, kiedy bowiem wystąpiły silne ruchy ziemi, natychmiast wyłączyły one reaktory. Jeden z reaktorów badawczych i dwa zakłady produkcji paliwa nuklearnego oraz dwa zakłady produkcji
broni nuklearnej są właśnie w prowincji Syczuan. Wszystkie znajdowały się w odległości zaledwie od 80 do 150 kilometrów od epicentrum trzęsienia ziemi. Z niektórych regionów dochodzą niepokojące wieści, że mogło już dojść do skażenia radioaktywnego terenu. Francuscy eksperci nuklearni twierdzą, że wiele tajnych chińskich ośrodków atomowych zostało naruszonych. W jakim stopniu? Tego komnunistyczne władze nie chcą powiedzieć, obowiązuje pełna cenzura na tego typu informacje. Chińczycy, na pytanie zachodnich ekspertów, by przedstawili jakiś raport o szkodach w siłowniach jądrowych tłumaczą się naiwnie, że nie mają jeszcze odpowiednich zdjęć z tych terenów. Zdaniem źródeł wywiadowczych Zachodu już doszło do jednego poważnego radioaktywnego wycieku paliwa jądrowego do rzeki, co powoduje wielkie ekologiczne zagrożenie. Miasto Mianyang, liczące 700 tysięcy mieszkańców jest centrum chińskiego przemysłu nuklearnego. Z kolei największy reaktor produkujący pluton znajduje się w Guangyuan, które także nawiedzone zostało przez trzęsienie ziemi. – Gdyby w tym reaktorze doszło do zniszczeń, wtedy cała produkcja chińskiej broni jądrowej uległaby tymczasowemu zniszczeniu – twierdzi Hans Kristensen, ekspert nuklearny z Federacji Amerykańskich Naukowców.
Bartosz Rutkowski
Przyroda ostrzegała przed kataklizmem
tydzień w skrócie
Bardzo wielu chińskich internautów podaje konkretne przykłady dziwnego zachowania się przyrody, które wskazywały na to, że idzie nieszczęście. Były to nagle wysychające jeziora, padające ptaki czy wreszcie niezliczona liczba żab, jakie pojawiły się na ulicach jednego z miast na kilkanaście dni przed potężnymi ruchami ziemi. O tym wszystkim powiadamiano natychmiast miejscowe komitety partyjne oraz instytuty badawcze. Te jednak wszystko zignorowały. Niekonwencjonalne metody oparte na obserwacji przyrody z zadziwiającą dokładnością potrafią przewidzieć zbliżające się niebezpieczeństwo. Tak stało się w grudniu 2004 roku, kiedy dziewczynka z Wielkiej Brytanii, która była wtedy z rodzicami na wypoczynku na wyspie Phuket w Tajlandii zauważyła dziwne zachowanie się fal morskich. Tille dostrzegła w pewnej chwili, że woda, jaka omywała plaże miała dużą ilość bąbelków. W szkole nauczyła się, że oznacza to jedno: nadciąga fala tsunami. Na szczęście mama Tilly była przytomna i powiadomiła o tym od razu ludzi przebywających na plaży i w pobliskim hotelu. Ci ludzie uciekli w wyższe partie terenu i żyją do dziś. Ci w sąsiednich miejscowościach, którzy nie wiedzieli, że idzie na nich potężna fala zginęli w jednej chwili. Do dziś małą Angielkę miejscowi nazywają Aniołem z Anglii i obiecują, że kiedy tylko zapragnie przyjechać do Tajlandii na wypoczynek, to oni ją zapraszają, za wszystko płacą, bo przecież ona uratowała tak wielu ludzi. Podobnie zachowały się wtedy zwierzęta w Indiach czy na Sri Lance. Słonie, tygrysy, a nawet króliki uciekały niemal w jednym szeregu, gdy potężna fala pędząca z prędkością 800 kilometrów na godzinę nacierała na miejscowe plaże. Zwierzaki uciekły w góry, przeżyły. Człowiek, w przeciwieństwie do zwierząt, gdzieś po drodze swego rozwoju zagubił przysłowiowy szósty zmysł. Gdyby go nie stracił, gdyby na przykład miał takie wyczucie gazu, jakie mają kanarki, w kopalniach unikniętoby wielu ofiar wybuchu metanu. Do dziś te sympatyczne ptaki zabierane są na przykład na pokłady kopalniane w Ameryce Południowej. Kiedy tylko wyczują zbyt dużo metanu w powietrzu, od razu trzepocą nerwowo skrzydełkami i górnicy już wiedzą, że pora uciekać. Niektóre zwierzęta potrafią nawet wyczuć, jak ścierają się bardzo głęboko pod powierzchnią ziemi wielkie płyty tektoniczne. A to najlepszy znak, że nadciąga trzęsienie ziemi. Niekiedy wystarczy tylko uważna lektura rubryki „Zaginione zwierzęta”, by dowiedzieć się, że nadchodzi trzęsienie. Tak robi James Berkland, naukowiec z Kalifornii, który po takiej lekturze dzwoni do swoich kolegów i mówi: panowie, bardzo dużo zwierząt w ostatnim czasie zaginęło, idzie trzęsienie ziemi. I zawsze się to sprawdza. – Koty, psy i inne zwierzęta potrafią naprawdę to wyczuć, warto by te ich umiejętności wykorzystać do ratowania ludzi, a nie z uśmieszkiem podchodzić do takich teorii – przekonuje wspominany naukowiec. (br)
|13
nowy czas | 23 maja 2008
wielka brytania świat przepiSy regulujące aBorcję i adopcję
Etyczne dylematy w parlamencie Mikołaj Skrzypiec
Parlamentarzyści brytyjscy głosowali w tym tygodniu nad kontrowersyjnym zbiorem ustaw o badaniach nad embrionami ludzkimi oraz kwestiami prawnymi regulującymi aborcję i adopcję. Podczas serii głosowań, w tym nad zakazem tworzenia krzyżówek embrionów ludzkich i zwierzęcych, posłów nie obowiązywała dyscyplina partyjna, mieli jednak, jak powiedział kilka miesięcy temu premier, zagłosować z zgodzie z własnym sumieniem. Zakaz odrzucono. Przeciwko zakazowi głosował m.in. premier Gordon Brown oraz lider konserwatywnej opozycji, David Cameron. Za utrzymaniem zakazu głosowali niektórzy z ministrów-katolików w rządzie, w tym Ruth Kelly, Des Browne oraz Paul Murphy. Zwolennicy zmian w prawie argumentowali swoją decyzję niebywałym postępem współczesnej nauki, który umożliwia dalsze badania nad nieuleczalnymi chorobami, w tym chorobą Alzheimera oraz Parkinsona. Krzyżówki embrionów ludzkich z komórkami zwierzęcymi mają umożliwić dalsze badania na tym polu. Przeciwnicy zniesienia zakazu, w tym większość w partii torysów, twierdzą iż nie ma dowodów na znaczną przydatność takich krzyżówek w medycynie i w badaniach, oraz że takie hybrydy komórek ludzkich i zwierzęcych to nieludzkie eksperymenty oraz, jak to nazwano, zabawa w Boga. Głosowanie zakończyło się zwycięstwem zwolenników pomysłu zniesienia zakazu, stosunek głosów wyniósł 342 (za) do 163 (przeciw). Osobne głosowanie tyczyło się zakazowi tworzenia „czystych mieszanek embrionalnych”, które powstawałyby ze skrzyżowania ludzkiego nasienia z komórkami jajowymi zwierząt lub odwrotnie, zakaz również zniesiono.
Watykan: życie może być poza Ziemią! Takiego oświadczenia nikt się nie spodziewał – Jose Gabriel Funes, jezuita, który od pewnego czasu kieruje prestiżowym obserwatorium watykańskim oświadczył, że Wszechświat jest tak ogromny, że nie można wykluczyć, iż poza Ziemią są jakieś istoty i to nawet istoty inteligentne. To sensacja, bo do tej pory Watykan zajmował jednoznaczne stanowisko mówiąc, że tylko na Ziemi są inteligentne istoty. Takie informacje zawarł L'Osservatore Romano, oficjalny organ Stolicy Apostolskiej, w wywiadzie udzielonym przez jezuitę. Jose Gabriel Funes podkreśla, że nie ma żadnej sprzeczności w tym, że mogą być
W kolejnych głosowaniach z początku tego tygodnia przyjęto jeszcze inne, dla wielu kontrowersyjne przepisy. Są to m.in. zapisy prawne, które rozszerzają uprawnienia samotnych matek oraz par homoseksualnych do adopcji dziecka, bez obecności ojca w procesie wychowawczym, i bez konieczności podawania danych biologicznego ojca (jak miało to miejsce dotychczas). W praktyce ma to zapobiec odmownym decyzjom urzędów adopcyjnych, które często wykorzystywały fakt braku obecności biologicznego ojca bądź męskiego elementu w rodzinie, jako powód odmowy praw do adopcji dziecka. Następne kontrowersje wzbudziło też głosowanie nad prawem do aborcji. W pierwszym od ponad 18 lat głosowaniu nad tym przepisem w parlamencie brytyjskim, posłowie odrzucili postulowane przesunięcie wieku płodu, który można poddać zabiegowi aborcji: z 24 do 22 tygodni. Projekt ten odrzucono różnicą 71 głosów. Projekt jeszcze dalej idącej zmiany (z 24 do 20 tygodni życia płodu) został odrzucony ogromną różnicą aż 142 głosów (poparł go David Cameron). Każdy z głosowanych projektów został przeforsowany zgodnie z zamierzeniami rządu, pomimo udzielenia wolnego głosu posłom przez kierownictwo rządzącej Partii Pracy. W parlamencie ujawniły się zupełnie inne, ponadpartyjne sojusze oraz podziały, których dokładne zarysy różniły się podczas każdego z głosowań. David Cameron, gorący orędownik przesunięcia granicy legalnej aborcji poniósł pomimo usilnych zabiegów zdecydowaną porażkę podczas głosowań. Również środowiska katolickie są niezadowolone z wyniku obrad parlamentu. Krytykując głosowanie nad badaniami krzyżówek embrionalnych kardynał Cormac Murphy O’Connor opisał te pomysły jako „nieludzkie eksperymenty rodem z powieści o Frankensteinie”. Wyniki głosowania o prawnej roli ojca i definicji rodzica w związkach homoseksualnych skomentował jako „dziwne”. Zdaniem Kościoła, nie powinno się kwestionować roli ojcostwa w rodzinie, podobnie jak nie powinno się szukać prawnych uzasadnień do pozbawienia lub umniejszenia praw ojców przy wychowywaniu potomstwa.
poza naszą planetą inteligentne istoty, a wiarą w Boga. Powiedział on, że ci obcy mogą przecież być stworzeniami boskimi. Wywiad pod wielce wymownym tytułem „Pozaziemski jest moim bratem” –nie jest zdaniem Funesa jakimkolwiek nadużyciem, bo oznacza tylko, że boska wolność ma nieograniczone rozmiary. Nikt nie ma wątpliwości, że bez porozumienia się z najwyższymi dostojnikami watykańskimi Funes nie mógłby wypowiedzieć takich słów, a oficjalna gazeta Watykanu nigdy by ich nie opublikowała. Jezuita słynie z oryginalnych myśli i – jak się mówi – jest prawdziwym uczniem obecnego papieża Benedykta XVI. Obserwatorium Watykańskie jest jednym z najlepszych na świecie, zgrupowało kadrę wybitnych naukowców, dysponuje też jedną z najlepszych aparatur badawczych na kuli ziemskiej. Po tym wywiadzie żaden jednak z watykańskich dostojników nie chciał się wypowiadać. Nieoficjalnie mówi się, że szef obserwatorium nieco przesadził ze swoimi tezami. (br)
PAMIĘTAJ, KTO NAŁOŻYŁ CI PIERWSZY PUDER
26 MAJA
DZIEŃ MATKI W POLSCE Jest mnóstwo powodów, by pamiętać o mamie. Teraz masz doskonałą okazję, żeby okazać jej swoją miłość i podziękować za wszystko, co zrobiła. 26 maja spraw jej radość. Razem z Western Union. © 2008 WESTERN UNION HOLDINGS, INC. All rights reserved.
Wielka Brytania
Odwiedź specjalny serwis www.DzienMatki.co.uk Poznaj 100 powodów by pamiętać o mamie, wybierz ten najważniejszy!
14|
23 maja 2008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Krótka piłka Krystyna Cywińska
Hosanna! Od hossa – krzyknęłam po wylądowaniu w Warszawie na lotnisku Chopina. Wszędzie „szopy”. W blasku chromu i szkła kryształowego. Zpraszające do nabycia luksusowych luksusów kapitalistycznych. Brak tylko markowych fortepianów. A ja ciągnę na wózku walizki naładowane artykułami pierwszej i drugiej potrzeby. Na wszelki wypadek, gdyby ich w Warszawie nie było. Idiotka!
A w Warszawie wszystko to samo co w londyńskich sklepach i domach wielkiej i populistycznej mody. Mogłam tu przyjechać w byle czym, z byle czym, byle z kartami kredytowymi. Stoję na lotnisku jak ten parias, z grupką innych pariasów i czekam na toboły. I patrzę jak bokiem śmigają młodzi bywalcy z laptopami w walizeczkach na kółkach. Bezszmerowo, szybko przesiadają się z samolotu do samochodów. I znikają w czeluściach miasta. To straż przednia kapitalistycznej gospodarki. Nowa generacja menedżerów i biznesmenów. Wykreowanych i skrojonych na modłę przemysłowców i bankierów z Wall Street w Nowym Jorku czy Canary Wharf w Londynie. Tak, proszę starej emigracji! Nowe, przedsiębiorcze pokolenia polskie wyprzedziły naszą o nich wyobraźnię. Kształtowaną na PRL-owskiej przeszłości i imigracyjnej teraźniejszości bezkształtnej masy przybyszy z bocianich gniazd. Nieopierzonych, przyszłych założycieli dostatniej średniej klasy. Czy zapijaczonych, nieokrzesanych przedstawicieli klasy robotniczej. My tu, stara emigracja, nie widzimy masy polskiej inteligencji w średnim wieku. Wykształconej, oświeconej, gadającej językami, przedsiębiorczej. I w niczym nie ustępującej zawodowo ani środowiskowo społecznościom zachodnim. Może nawet bardziej od nich głodnej wiedzy i doświadczeń. Powoli wypełniającej wyrwy i wykroty po wy-
dartych przez wojnę i Sowiety korzeniach polskiej inteligencji. A także polskiej arystokracji. Ocalałe, chylące się ku ruinie ziemiańskie dwory, dworki i pałace, nowe ręce obce i rodzime przywracają do życia. Reanimują je i restaurują. Spustoszonym parkom i sadzawkom rzęsą pokrytym dają nowy lease of life. Ale proszę mnie nie pytać, a jak mi się Polska podobała. Krajobraz? Czy ludzie? I która jej część? – Owszem – odpowiadam, strzelając krótką piłkę. Co w gwarze bulwarowej znaczy dosadnie i węzłowato. Polska to wciąż jeszcze trochę Trzeci Świat. Doganiający europejskość. Ze wszystkimi Trzeciego Świata kontrastami. I na dodatek naleciałościami upiornego socjalizmu. W budownictwie i rolnictwie, i przemyśle. Obok koszmarnych blokowisk, wille i domy z ogrodami. Obok rumowisk po PGR-ach, nowe gospodarstwa i zagrody. Obok starych, zramolałych domów, luksusowe biurowce i pałacowe budynki mieszkalne. Warszawa, moje miasto, jest stołecznym odbiciem tego świata. Obskurne podwórka, pokryte śladami Powstania i zużycia, dziury w betonie, wyrwy w chodnikach. Wyszczerbione bramy, rdzą przeżarte ramy, wybite szyby. Na ścianach stare graffiti, w sieniach zapach piwa i moczu. Zachlapane farbą klatki schodowe po dawnym malowaniu. Kupa skamieniałego betonu pod ścianą dawno naprawianą. A obok budynek Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej. A naprzeciwko nowy budy-
nek Polskiej Agencji Prasowej. A przed nim uschnięte, żałosne krzewy w donicach. I dozorcy z komórkami. A za rogiem luksusowy dom irlandzkiej ambasady, a obok Emporo Armani w kryształach i marmurach. I wytworne sklepy z włoską i francuską modą naprzeciwko dawnej szarej twierdzy cenzury. A pod nogami szczerbate, chwiejące się płyty chodników. I w tym wszystkim ruch ludzi i samochodów w pośpiechu, popłochu i gonitwie dnia. I powoli pięknięjący Plac Trzech Krzyży z kościołem św. Aleksandra. I wszędzie kawiarnie, cukiernie i restauracje. I wszędzie banki, banki, i banki. Symbol kapitalizmu obejmującego Polskę w posiadanie. Podobno, jak się siedzi w Warszawie w kawiarni Bliklego na Nowym Świecie, można tam zobaczyć światową elitę. Siadywał tam przez lata przy stoliku w rogu Gustaw Holoubek z pisarzem Tadeuszem Konwickim. A ja, siedząc u Bliklego z Urszulą Święcicką, dawnym, znanym londyńskim impresario, co zobaczyłam? Przedstawicieli elity londyńskiej. Kilka starszych pań z emigracji i starszą dystyngowaną parę. Irenę Delmar, jak zawsze z pięknymi rysami, i Grzegorza Stachurskiego z brodą. Ona posuwała się powoli, on raczej szybko się posunął. Czas podobno niweluje wszystko, nawet różnicę wieku. Nie zniwelował jednak resztek polskiej ksenofobii. – Słyszałeś – usłyszałam
z sąsiedniego stolika. – Słyszałeś, że dyrektorem Muzeum Narodowego ma zostać cudzoziemiec? – To niesłychane! – Jakiś Jack Lohman. – Coś podobnego! Nie wytrzymałam. Nie jakiś Jack Lohman, tylko Jacek Lohman. Jeden z najwybitniejszych muzealników. Dyrektor Muzeum Londynu. I nie cudzoziemiec, tylko Polak! Syn AK-owców z Powstania, Basztowców! Architektów Hanki i Jerzego Lohmana. Jacek urodził się w Londynie, ale mówi po polsku i świetnie zna polską historię i literaturę – powiedziałam głośno, sycząc w duchu. – I na dodatek – dodałam – nie zamierza być dyrektorem Muzeum Narodowego. Ani kijem w tym mrowisku. Ani podmiotem telewizyjnych debat z cyklu „Warto rozmawiać”, prowadzonych przez Jana Pospieszalskiego, którego babka zresztą była Niemką – dodałam na marginesie. – Ach tak? No to przepraszamy – jęknęła pani. – To co innego. Europa jest wprawdzie bez granic, ale ksenofobia bywa bezgraniczna. A co w polityce? – może ktoś spyta. Patrzcie na telewizję i czytajcie „Nowy Czas”. Spytałam jednak taksówkarza. –Krótka piłka – proszę pani. –Zapuszkować. – Kogo? – Ano Ziobrę z PiS-em! – Peace be with you – pomyślałam. I z całym moim narodem. A do męża powiedziałam: – Bessame muco. Bo taka jest hossa cenowa w Warszawie, że mam bessę funtową w kieszeni. I co powiecie? Nie pocałował.
gód. Antycypowanie, co powie Szpakowski, przerasta mnie, a konkretnie przytłacza. Nasi piłkarze muszą bardzo antycypować, gdzie spadnie piłka. W niektórych sentencjach brakuje wszystkiego, a konkretnie sensu. Nie było tu jednak nikogo, a konkretnie Lentiniego. Przewaga uniesień nad trzeźwą analizą jest jednoznaczna i wyraźna. Przewaga Holendrów jednoznaczna, ale nie tak wyraźna. Dariusz Szpakowski unosi się niczym jego krajanie Włosi, choć przecież nie Polacy, a konkretnie nie warszawiacy. Sędzia Aranda z Hiszpanii, a na liniach – jego krajanie, choć pan Arango Cardona jest Kolumbijczykiem. Teraz zdanie dla tych, którzy czytali poprzednie zdania, ale myślę, że przeczytają je ci, którzy nie czytali. Teraz pokażemy bramki z tego meczu dla tych, którzy widzieli, ale myślę, że chętnie obejrzą je jeszcze ci, którzy nie widzieli. Z rozbawienia obluzowała mi się klawiatura, a konkretnie shift i insert. I niemożliwe stało się możliwe: dojeżdżam do końca, wypunktowawszy siebie samego i wygrawszy sam ze sobą 3: 3. I nie-
możliwe stało się możliwe, Karaibianie wypunktowali Szwedów ze zwycięstwa i wygrali mecz ostatecznie 0: 0. Syn mój, kiedy będę miał syna, dowie się, który to tata w sensie felietonu. Córka już wie, który jest tata w sensie żużla. Mam nadzieję, że, napisawszy, udowodnię i potwierdzę. Mam nadzieję, że udowodnimy potwierdzeniem strzelenia bramki swoją wyższość. Poprzeczka rośnie w miarę jedzenia. Teraz poprzeczka zostaje podniesiona na wyższą wysokość... czyli wyżej. Będę kończył, póki wiosna. Będzie kończył, ale chce skończyć radośnie, w maju, w Atenach. Zanim koniec, to jeszcze krótka kontynuacja, a konkretnie długa prognoza. Cały czas pada od 15 minut. Cały dzień siąpi od początku dnia. Po przerwie mróz nie zelżał, a wręcz przeciwnie, wiatr nie osłabł. Dziś w Krakowie typowy krakowski krakowiak. Dzisiaj w Londynie typish English weather.
Z dedykacją Przemysław Wilczyński
Jeśli finał Ligi Mistrzów oglądaliście w brytyjskiej telewizji – wiele straciliście. Jeśli na emigracji jesteście od wielu lat i wszystkie mecze oglądacie w obcym kanale – tracicie wszystko.
Właśnie skończył się finał. Wygrał Manchester i Dariusz Szpakowski, który kilkoma zdaniami przyćmił wyczyny Ronaldo. Po bramce dla Chelsea (strzelcem był Frank Lampard) Szpakowski wykrzyknął: „Znowu dla matki dedykacja, która odeszła w kwietniu”. Dedykacje – jak wszystko – przychodzą i odchodzą. Nigdy nie wiadomo, kiedy jedną czy drugą dedykację szlag trafi. Śpieszmy się kochać dedykacje – tak szybko odchodzą. Dariusz Szpakowski, mój ulubiony pod każdym względem piłkarski komentator, nigdy nie zawodzi. Dlatego dziś felieton z dedykacją. W felietonie co drugie zdanie będzie moje, a co drugie Szpakowskiego. Jako autor podpiszę się sam, bo ja w towarzystwie pana Darka – bardzo chętnie, ale odwrotnie – nie wiem. Proszę zgadnąć: które zdania są czyje (dla ułatwienia: moje sentencje będą bez sensu; sentencje Szpakowskiego – również). Uwaga, zaczynam. Gdyby nie skłonność do zapisywania swojego felietonu na swoje konto,
zapisałbym go na konto Szpakowskiego. Gdyby nie skłonność do zapisania bramki na swoje konto, Milan mógł prowadzić już 3: 1. Ja i Szpakowski – autorzy felietonu – z których większość mieszka w Warszawie, a pozostali w Krakowie. Bracia bliźniacy Frank i Ronald de Boerowie, z których większość gra w Barcelonie. Do końca felietonu zostało pół felietonu, a konkretnie druga część. Do końca meczu została godzina, czyli około 60 minut. Dostałem sygnał z Londynu, że macie państwo dość, więc mogę spokojnie pisać dalej. Dostałem sygnał z Warszawy, że mają już państwo obraz, więc możemy spokojnie we dwójkę oglądać mecz. I znowu bez sensu. I znowu niecelne trafienie. Mógłbym bez końca słuchać Szpakowskiego: on nie zawodzi. Iversen mógłby być spokojnie synem Franco Baresiego, ale Baresiego zawiodły nerwy. Jest coś takiego w przygodzie, że życie, jak futbol, pełne jest Kameruńczyków. Jest coś takiego w życiu Kameruńczyków, że futbol, jak życie, pełen jest przy-
PS. Cytaty z komentarzy Dariusza Szpakowskiego: Wikipedia.
|15
nowy czas | 23 maja 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Nie tak dawno odnotowaliśmy na łamach naszego tygodnika, że jeden z brytyjskich tabloidów, „The Sun” radykalnie zmienił politykę redakcyjną dotyczącą Polaków. Polscy bohaterzy artykułów zostali nawet wpisani w bardzo specyficzne poczucie brytyjskości, lansowane przez tę gazetę. Sympatyczna integracja. Lubimy angielski pub, a nawet Full English brekkies. Jak się okazuje, był to początek dłuższej strategii.
„The Sun” będzie dostępny po polsku. Nie wiadomo jeszcze w jakiej formie. Czy jako kilkustronicowy dodatek, czy odrębne wydawnictwo? Wiadomo już w jakim okresie. Jak twierdzą osoby dobrze poinformowane na temat nowych projektów brytyjskich wydawców polskie „Słońce” ukaże się w okresie Mistrzostw Europy. Złośliwi twierdzą, że na taką decyzję wpłynął fakt wyeliminowania reprezentacji Anglii z europejskich rozgrywek. Pozostali Polacy. Są na Wyspach widoczni i z pewnością będą poszukiwać najświeższej informacji z piłkarskich boisk. W związku z planami „The Sun” na drużynie trenera Beenhakkera spoczywa ogromna odpowiedzialność. Nagłą miłość wydawcy „The Sun” do Polaków trzeba jakoś odwzajemnić. Żarty się skończyły. Nie wolno nam przegrać w pierwszej odsłonie. A już nie daj Boże w sposób kompromitujący polską piłkę nożną, która zapisała się w świadomości angielskiego kibica genialnym występem Tomaszewskiego. I chociaż minęła cała epoka nadal w niej pozostała. Anglicy, przy pomocy swojego poczytnego dziennika (bez ironii, „The Sun” ma największy, milionowy nakład) zaczną kibicować Polakom. A nasi gracze, uskrzydleni dopingiem, nie tylko w pubach i domach prywatnych, ale też na stadionach przerosną wszelkie oczekiwania. Zrekompensują tym
samym słabe występy reprezentacji angielskiej. Przyczynią się do ponownego rozpoczęcia debaty narodowej dlaczego kraj posiadający najlepszą ligę piłkarską kompromituje się w rywalizacji międzynarodowej. Pojawi się też pytanie, czy wynajęcie Włocha na selekcjonera reprezentacji nie było błędem? A przecież można było zatrudnić Holendra, był zainteresowany i znacznie tańszy. Anglików kibicujących polskiej drużynie będzie przybywało z dnia na dzień. W pubach tłumy, w zakładach bukmacherskich kolejki. Nikt nie straci pieniędzy, a wszystko dzięki mistrzowskiemu posunięciu wydawcy „The Sun”. Takie nagłe przeniesienie całej pasji narodowej na inną nację będzie miało też wymiar terapeutyczny. Poprawi się wizerunek narodu wzmocnionego zmniejszoną ilością ksenofobii. W pubach kibice będą oddawać się z pasją przyspieszonej nauce języków, z przewagą polskiego. Do znudzenia będą powtarzać polskie nazwiska zanim nie osiągną poprawnej wymowy. I w ten sposób podbijemy Wyspy. Staniemy się integralną częścią społeczeństwa brytyjskiego. Każdy Anglik będzie marzył o tym, żeby zaprzyjaźnić się z jakimś Polakiem. W pracy skończy się dyskryminacja i wyzysk. Podwyższone zostaną stawki. Strach pomyśleć, co będzie jak damy plamę.
absurd tygodnia Każdy podróżujący autobusem albo samochodem w Londynie zauważył dużych rozmiarów informacje – „Uwaga na niskie drzewa”. Informacja skierowana jest głównie do kierowców piętrowych autobusów. Są ostrzegani. I co? Mają zmniejszyć prędkość, wciągnąć głowę w służbowy kołnierzyk, albo może zmienić trasę stałego kursu? A może jest to informacja skierowana do pasażerów, ostrzegająca ich przed zajmowaniem miejsc na piętrze? O przycięciu drzew nikt nie pomyśli. Rosną w górę i na boki, wchodzą lokatorom pobliskich mieszkań do okien. I rosną w cenie, bo zdaniem miejskich urzędników zieleń w zanieczyszczonym spalinami mieście jest wartością nie do przebicia. Potrafią nawet podać dokładną cenę konkretnego drzewa według wcześniej ustalonego przelicznika. Najważniejszym elementem równania jest liczba osób, które z obecności drzewa korzysta. A jeśli tracą życie, jak to miało miejsce w tym tygodniu, ponieważ znaleźli się w piętrowym autobusie, a kierowca, pomimo uwag, jechał dalej. Jaka jest wtedy cena drzewa?
Wacław Lewandowski
Sensacja!!! Panuje moda na odkrywanie sensacji biograficznych. Dotyczy głównie pisarzy i ich erotycznych skłonności i upodobań. Niedawno literat Tomasik ogłosił nakładem „Krytyki Politycznej” książeczkę z takimi właśnie sensacyjnymi odkryciami. Odkrywa mianowicie homoseksualizm Iwaszkiewicza, Lechonia, Kota Jeleńskiego czy Narcyzy Żmichowskiej. Żali się wielekroć, że „o tym się w Polsce nie pisze”. Apeluje, by pisać. Apeluje w imię obrony seksualnych mniejszości i obyczajowego liberalizmu. Czytam i zastanawiam się: a po jakiego diabła o tym pisać? Co komu da wiedza o Lechoniowej orientacji seksualnej? Pomoże zrozumieć „Herostratesa” czy „Mochnackiego”? Na co i po co „sensacja”, o której zawsze wszyscy wiedzieli? Dla postawienia kropki nad „i”? Ale nad jakim „i”? Rozumiem, że warto pisać o upodobaniach seksualnych pisarza, który ze swych w tym względzie skłonności uczynił temat twórczości. Wtedy wiedza tego rodzaju może być czytelnikowi przydatna, choć i z tym można by dyskutować... Ale w przypadkach wymienionych powyżej? Co komu taka wiedza da? Co o twórcy mówi takie odsłanianie „tajemnic biografii”. Poza tym – cóż to za kryterium opisu literatury? Z równym pożytkiem można by zestawić informator o pisarzach oty-
łych; pisarzach łysych; wreszcie: literatach rudych! Nazwisko literata Tomasika pojawiło się niedawno po raz drugi, tym razem w informacji redaktor naczelnej nowojorskiego „Nowego Dziennika” Julity Karkowskiej. Pisze ona, że do Nowego Jorku wybiera się ekipa wytwórni Film Open Group, która na zamówienie Telewizji Polskiej ma wyprodukować film dokumentalny pt. „Errata do biografii. Jan Lechoń” wg scenariusza Joanny Czarneckiej. Owa światła scenarzystka zapisała, iż pięcioosobowa ekipa rozmawiać będzie w Nowym Jorku m. in. z J. Krzywickim (zmarłym w 2005), A. Johnstonem (zm. 2003), M. Święcickim (zm. 1994!), Elżbietą Lipton (mieszka w Madrycie od dwóch lat), zaś w Warszawie porozmawia m. in. z J. A. Kosińskim (zmarłym we Wrocławiu w 2005). Ciekawostką jest także to, o czym filmowcy-dokumentaliści chcieli porozmawiać z duchami zmarłych znajomych Lechonia? Odpowiedź prosta – o wielkiej tajemnicy poety, tzn. o jego homoseksualizmie. Scenarzystka zaznacza, że byłaby też mowa „o nie wyjaśnionej tajemniczej śmierci Lechonia”, sugerując jakoby orientacja seksualna poety w prosty sposób przełożyła się na decyzję o samobójstwie. Pogratulować! Po nagraniu wywiadów ekipa miała zamiar
skonsultować ten materiał z ekspertem-Tomasikiem. Julita Karkowska to niewiasta rozsądna, odmówiła więc pomocy tak przygotowanym do pracy dokumentalistom. Napisała też w swoim dzienniku, na co publiczna telewizja polska wydaje pieniądze. Poleciła filmowcom lekturę listów Lechonia i Grydzewskiego w opracowaniu Beaty Dorosz, gdzie można znaleźć wszelkie dane biograficzne osób z kręgu poety, zanotowane w starannie opracowanych przypisach. Wątpię, czy scenarzystka i filmowcy zechcą sięgnąć do tej pozycji; wątpię, czy chcą czegoś się nauczyć. Oni przecież mają gotową „sensację”: Lechoń skoczył z okna, bo był homoseksualistą, a przyszło mu żyć w czasach, gdy o prawach seksualnych mniejszości nic nie mówiono! Istotnie, straszne to były czasy. Nie dość, że pisarzy oceniano wtedy z uwagi na to, co napisali, a nie z kim sypiali, to jeszcze żaden z ówczesnych badaczy nie chciał zaglądać literatom pod bieliznę! Na szczęście te czasy minęły. Teraz mamy Czarneckie, Tomasików i innych, zapału pełnych, którzy chętnie o każdym twórcy-homoseksualiście wyraźnie napiszą, że homoseksualista właśnie. Żeby „nie był dyskryminowany”. Ot, co!
16|
nowy czas | 23 maja 2008
rozmowa na czasie
Pomysł na pałac
›› Jan Żyliński: – Nie dałbym rady, gdyby nie pomoc człowieka, który był tu obecny od samego początku. Pan Czesław Piątkowski, najlepszy budowniczy na świecie, który dodawał mi otuchy, wie jak budować, po prostu brygadzista-anioł. Fot. Piotr Apolinarski
Z Janem Żylińskim rozmawia Mikołaj Skrzypiec
Skąd pomysł na taki pałac?
– Jeszcze jako dziecko obiecałem swojej św. pamięci babci, że odbuduję nasz pałac rodzinny, który stał na Mazowszu, w Gozdowie, między Płockiem a Sierpcem i został zniszczony podczas II wojny światowej. Obiecałem, że uczynię to tutaj, w Anglii. Po samej budowli zostały zgliszcza, spłonęła doszczętnie po wojnie, podpalona przez dzikich lokatorów, którzy się osiedlili w jej ruinach. Do dzisiaj mam cegłę, która pochodzi z tamtej budowli, jako pamiątkę. Co prawda, to co powstało tutaj, to nie jest dokładna replika, ale udało mi się odtworzyć centralną część pałacu, z zachowaniem wierności detali. Prace, jak widać, wciąż trwają, ale są na ukończeniu. Mam nadzieję, że przed końcem tego roku wszystko będzie gotowe i zapięte na ostatni guzik.
też tylko człowiekiem. Kocham piękno, lubię ludzi i nie chcę, by ktoś oceniał mnie po tytułach. Wolę, by oceniali moje życie, moją działalność… A co do Polonii, to ogólnie staram się unikać takich czy innych podziałów ludzi. Staram się patrzyć raczej na to, co ludzi łączy, nie na to co ich dzieli. Wydaje mi się to najuczciwsze, nie ma co szukać jakichś różnic, kiedy wszyscy jesteśmy Polakami. Jedni są tu dłużej, inni krócej, ale wszyscy są tutaj z jakichś powodów, taki los… Chodzi o to, by coś razem tworzyć, jakieś środowiska, działania razem. Podziały temu nie sprzyjają. Podobnie jak układy, które tak często są domeną działania Polaków. Czy jest Pan patriotą?
– Zdecydowanie! Wychowałem się co prawda tutaj, ale jestem żywo zainteresowany tym, co dzieje się w Polsce. Otrzymałem tradycyjne polskie wychowanie i edukację, pomimo tego że większość życia spędziłem w Wielkiej Brytanii. Władam biegle trzema językami, ale zawsze byłem i będę Polakiem z krwi i kości. To się nie zmienia. Mam też polskie sentymenty, polskie zapatrywanie na świat, tak już zostanie. To, co dzieje się w Polce, nie zawsze mi się podoba, ale to i tak lepiej niż jakby wciąż mieli rządzić nami Sowieci... Tyle ci barbarzyńcy poniszczyli, tyle trzeba wciąż odbudować!
Czy to trudny projekt, w porównaniu do innych inwestycji?
– Zdecydowanie, to trwa już prawie sześć lat, bo ciągle się coś zmienia, ciągle się coś przebudowuje, ale zbliżamy się do szczęśliwego końca. Od razu zaznaczę, że nie dałbym rady, gdyby nie pomoc człowieka, który był tu obecny od samego początku. Pan Czesław Piątkowski, najlepszy budowniczy na świecie, który dodawał mi otuchy, wie jak budować, po prostu brygadzista-anioł. Jest to dla niego projekt równie ważny jak dla mnie, sam poświęcił mu kilka lat swego życia. A budowa się tak przeciąga, bo jestem perfekcjonistą, chcę, by wszystko w najmniejszym szczególe było tak, jak powinno być. To wierne odtworzenie stylu klasycystycznego, który jest zresztą moim ulubionym. Dzisiaj się już tak nie buduje, a szkoda. Uważam, że ludziom takie klasyczne piękno jest potrzebne. Czym zajmuje się Pan na co dzień, poza budową pałaców?
– (śmiech) No, wieloma rzeczami. Prowadzę firmę, zajmujemy się wieloma inwestycjami, ogólnie działam w sektorze budowlanym i mam na tym polu ogromne doświadczenie. Pierwsze pieniądze zarobiłem na działalności wydawniczej, kiedyś pracowałem też jako dziennikarz, byłem lektorem polskich biuletynów w BBC. Zajmowałem się zawsze wieloma rzeczami. Pasjonuje mnie też balet, opera. Jestem wielkim miłośnikiem sztuki, którą staram się też wspierać. Uważam, że sztuka i klasyczne piękno jest potrzebne każdemu człowiekowi, nawet jeśli sobie nie zdaje z tego sprawy.
Jakie są Pana plany na przyszłość? Ja kie wi dzi Pan prze zna cze nie dla tej bu dow li?
– Mam zamiar stworzyć tu miejsce, w którym będzie żyła sztuka. Jeśli w życiu jej nie ma, życie jest po prostu puste. Dotyczy to każdego człowieka. Chciałbym, by to miejsce żyło i tętniło sztuką. W koncepcji jest to miejsce otwarte, gdzie mogliby spotykać się i debatować przedstawiciele rozmaitych środowisk, zarówno polonijnych jak i angielskich. Chciałbym, by służyło ludziom, chciałbym coś w ten sposób dla nich uczynić. Chcę tu organizować koncerty muzyki poważnej, bale, przedstawienia operowe na scenie, która powstanie na dziedzińcu pałacowym. Podobnie jak w Fawley Court, które – jeśli Bóg pozwoli – uda mi się nabyć. Złożyłem ofertę i mam nadzieję, że zostanie ona przyjęta... Wła śnie, dla wie lu osób jest Pan na dzie ją na utrzy ma nie pol sko ści te go miej sca. Ja kie Pan łą czy z tym na dzie je?
– Traktuję to jako wielką szansę, bo
jak już niejednokrotnie mówiłem, to kawałek historii, którego nie wolno wypuszczać z polskich rąk. Mnie również wiele łączy z tym miejscem, działał tam mój ojciec, który był adwokatem ks. Jarzębowskiego. Ja w tamtejszej szkole byłem wykładowcą. Mam do tego obiektu wielki sentyment. Chcę, by Fawley Court służyło dalej Polakom, świadczyło o naszej historii na obczyźnie. Poza remontem planuję tam utworzenie muzeum emigracji, organizowanie imprez kulturalnych i religijnych dla Polaków. Ale to musi być też miejsce, które na siebie będzie zarabiać. Nie musi zarabiać na mnie, radzę sobie dobrze bez tego; trzeba jednak powiedzieć, że wiele środków i pracy trzeba w to miejsce włożyć, by odzyskało prawdziwą świetność i blask. To piękny, ale nieco zaniedbany obiekt. A je śli uda się go Pa nu na być, to ja kie by ły by pierw sze kro ki?
– No remont, to przede wszystkim. To też będą ogromne koszta, każdy
jeden detal trzeba bowiem opisać, otrzymać zgodę na działania z English Heritage, jako że obiekt jest zabytkowy. Podejrzewam, że sama robota papierkowa to sześć osób i pół roku czasu, by móc cokolwiek w ogóle zacząć robić. Ale nie zraża mnie to, mam poczucie, że warto to zrobić, mam też konkretne doświadczenie i wiele wiedzy na ten temat, mam też ku temu możliwości. Wiem, że jest wiele pomysłów dla przyszłości tego obiektu, ale też wydaje mi się, że poza moją, nie ma żadnej konkretnej propozycji działań w Fawley Court ze strony Polonii. Ja ko pol ski ksią żę i ary sto kra ta, jak oce nia pan tutejszą Po lo nię?
– Po pierwsze, nie używam tytułu, który podkeśla sztuczne skądinąd różnice klasowe, to jakiś przeżytek. Ludziom się to nie podoba. Nie ma systemu klasowego, nie ma podziału na rządzących i służących, i bardzo dobrze. Dlatego też nie posługuję się tym tytułem. A ja sam przecież jestem
– W dzisiejszych czasach jest wielkie zapotrzebowanie na prawdziwą architekturę. Zachód, a w szczególności jego architektura, jest zalana takim bezosobowym stylem, bez kultury, bez tożsamości. Samo szkło i metal. A ja widzę, że istnieje potrzeba powrotu do tradycyjnych elementów w architekturze i zamierzam dalej zajmować się podobnymi inwestycjami. Widzę kilka innych potencjalnych obiektów. Byłem ostatnio np. w południowej Francji, gdzie jest ich wiele więcej, rozważam następne inwestycje, ale już na większą skalę. Ten pałac tutaj, na Ealingu, to dopiero początek. Jestem miłośnikiem takiego stylu w architekturze i chcę go propagować. Również w Polsce jest wiele miejsca na takie budowle, bo przecież tyle ich było i tyle ich zniszczono. Nie wiem, co dokładnie będę robił za parę lat, ale na pewno będę działać w tym kierunku. Odczuwam wiele satysfakcji mogąc coś zrobić, nie tylko dla siebie, ale dla ludzi i dla piękna.
18|
23 maja 2008 | nowy czas
Ludzie • miejsca • zdarzenia
Żona „faszysty” Granicę polską przekroczyła w grudniu 1947 roku i od razu trafiła do stalinowskiego więzienia. Spędziła tam trzy tygodnie, całkowicie odcięta od świata. Miała przy sobie półtorarocznego synka i była w siódmym miesiącu ciąży.
Aleksandra Solarewicz W jasnej, spokojnej twarzy tylko jeden szczegół zdradza jej cudzoziemskie pochodzenie. To ogromne, ciemne oczy, które przykuwają uwagę i mimo upływu lat dalej są piękne. Kiedy pytam, jak przywędrowała z ciepłego Południa na koniec świata, te oczy od razu smutnieją. – Co ja będę wspominać? – broni się pani Ewa, zwana w rodzinie Nonną (nonna po włosku znaczy babcia – przyp.), a w jej mowie wyraźnie słychać obcy akcent i błędy gramatyczne. – Ja nie chcę już tego pamiętać. Ja bym najgorszemu wrogowi nie życzyła tego, co ja tu przeżyłam – wzdycha. I będzie to powtarzać do końca naszej rozmowy.
W OkUpOWAnych WłOSzEch Gdy w okupowanych Włoszech panował marionetkowy rząd Mussoliniego, panna Ewa Anna Zanini była nastolatką i wraz z matką-wdową oraz trojgiem rodzeństwa mieszkała w Martinazzo koło Udine. Trwała wojna, był terror polityczny i bieda. Matka nie mogła wyżywić licznej gromadki, więc gdy Ewa skończyła piętnaście lat, podjęła pierwszą pracę. Najpierw pracowała w przędzalni jedwabiu w Tricessimo, potem, po ukończeniu szkoły wieczorowej, jako pielęgniarka w szpitalu w Udine. Odtąd utrzymywała pięcioosobową rodzinę, bo mogła dodatkowo przemycać resztki jedzenia ze szpitalnej stołówki. – Nam we Włoszech też nie było słodko – podkreśla teraz starsza pani, jakby broniła się przed tezą o „lżejszej okupacji”. Któregoś razu, gdy wracała do Martinazzo, zatrzymali ją Kozacy, służący w niemieckiej armii. Zajechali drogę, wylegitymowali, a jeden z nich zerwał dziewczynie z szyi łańcuszek (pani Ewa pokazuje bliznę) i zmusił do oddania kolczyków. Jakby tego było mało, podarł wszystkie dokumenty. Ewa straciła wtedy świadectwa pracy (po latach nie będzie jej przez to przysługiwać włoska emerytura).
kObiEty, WinO i śpiEW W maju 1945 roku wojna się skończyła, ale we Włoszech stacjonowały jeszcze wojska alianckie. Pewnego dnia, jak zwykle, panna Ewa wracała ze szpitala. – Patrzę, jakiś obcy rower rzucony na ziemię przed domem, w środku gra radio i śpiewa moja siostra. Weszłam. – Co ty, Cesarina – mówię – wyprawiasz? A ona mi na to: – Żołnierze przyszli, szukają u nas wina. Rzeczywiście, w górnej części miasteczka stacjonowało wojsko. – Myśmy akurat nie mieli wina (śmiech), ale zobaczyłam, że jeden z nich, Polak, ma poharataną rękę, całą w piasku (upadł na rowerze). – Czekaj, ja ci ją opatrzę – powiedziałam i zaraz to porządnie zrobiłam. Krótko po tym niespodziewanym spotkaniu, starszy szeregowy Mieczysław Urbanowicz z 2 Korpusu Polskiego gen. Andersa, trafił do szpitala w Udine. Tym razem na kontrolę, ze złamaną jeszcze w trakcie działań wojennych nogą. A tam zajmował się nim nie kto inny, jak siostra Ewa. – I tak się potoczyło – mówi po prostu pani Urbanowicz, z domu Zanini. – Kiedy się państwo pobrali? – pytam, spo-
dziewając się opowieści o długim, polskim narzeczeństwie. – A w tym samym roku, 25 listopada! – parska beztroskim śmiechem. Do rozmowy wtrąca się najmłodszy syn, Ryszard. Okazuje się, że tej historii z winem nie znały nawet dzieci państwa Urbanowiczów. Starsza pani chichoce, jakby zrobiła im świetny kawał. Po chwili poważnieje, wstaje, podchodzi do kredensu i wyjmuje dokument, sporządzony w kościele w Ankonie. Ta staroświecka, ozdobna kartka jest świadectwem ślubu oraz tego, jak Mieczysław Urbanowicz szukał włoskiego wina, a znalazł żonę.
1. Ancona, 1945 (siódmy od prawej) 2. Dom w Sobótce, luty 1967 3. Ancona, 1945 – zdjęcie ślubne 4. Udine, 1946/47 – z synem Arwim 5. Dom w Sobótce, luty 1967 (z archiwum Ewy Urbanowicz)
złOWiESzczE rADiO Wojenne losy Mieczysława Urbanowicza to historia kresowego Sybiraka, którego ojciec-policjant, zabrany przez NKWD, odnalazł się po latach na liście katyńskiej. – Kiedy mąż opowiadał o sobie, a dużo mówił, moja mama płakała – wspomina pani Ewa. We wrześniu 1939 roku siedemnastoletni Mietek był uczniem drohobyckiego gimnazjum. Po wkroczeniu Armii Czerwonej razem z kolegą próbował uciec do Rumunii, ale wpadł w ręce Sowietów i został osadzony w więzieniu w Samborze. Po wyjściu z aresztu podjął drugą próbę ucieczki, ale i ta się nie udała, a Sowieci wywieźli go na Syberię, do łagru nad Uchto-Peczorą. Tam przez dwa lata, przy 40 stopniach mrozu, rąbał drzewo w lesie. Do jedzenia dostawał solone śledzie (przy chronicznym niedoborze wody pitnej!), brukiew, a czasem kaszę z robakami. Mieszkał wraz z kolegami-więźniami w zwykłej „pałatce”. Mieszkał – bo trudno nawet powiedzieć, że spał. Spać w tym zimnie mógł tylko ten, kto leżał między dwojgiem kolegów i grzał się ciepłem ich ciał. Zresztą z przeludnieniem nie było problemu, bo w tych namiotach mieszkały jeszcze szkorbut, dyzenteria, tyfus i inne choroby nędzy, które dziesiątkowały więźniów. Ten odcinek drogi krzyżowej skończył się dla Mietka w 1941 roku. To wtedy, zwolniony z łagru na mocy układu Sikorski-Majski, pieszo przedostał się do Buzułuku, do armii gen. Andersa, a następnie do Jangi Julu. – Potem, wiadomo, przemierzył Iran, Irak, Palestynę, Egipt… aż do Włoch – wylicza Ryszard Urbanowicz. – Teraz trudno mi odtworzyć cały szlak. W każdym razie ojciec służył w 2 Korpusie, w Batalionie Łączności. Był tam kierowcą. Ja tak czasem oglądam filmy wojenne, patrzę, jak te samochody jadą, jadą przez pola i za chwilę, huk, trzask, wylatują w powietrze… – myśli głośno. – A nie! Ojciec zawsze jeździł tak, o tak – pani Ewa robi wężowy ruch prawą dłonią. – On zawsze mijał miny! – śmieje się. Widać, że wciąż jest dumna ze swojego „chłopaka”, który odważnie przebył tajgę, step i włoskie pola minowe. Pani Ewa pokazuje dokument wojskowy: „Zaświadczenie nr 3647. 15 grudnia 1946 roku strzelec Mieczysław Urbanowicz nr 10/III, nr wojskowego dowodu osobistego 27374 rozkazem Dowództwa 2 Korpusu został demobilizowany”. Wcześniej, bo w 1945 roku, Rozkazem Dowództwa 2 Korpusu nr 140/XIV z dnia 31. III. 45 młody chłopak z Sambora został odznaczony Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino (nr 48382).
I to jest ostatni, słoneczny moment opowieści. To działo się jeszcze we Włoszech, gdzie oboje byli bezpieczni. Potem nadciągnęły chmury, gradowe. W 1946 roku państwo Urbanowiczowie, tak jak inni „ludzie Andersa”, mieli wyjechać do Anglii. Pierwszy transport ich nie zabrał, a drugiego, jak wspomina pani Ewa, w ogóle nie było. – Potem już nas nie chcieli. Małżeństwo z małym synkiem mogło jeszcze wyjechać do Argentyny, ale młoda żona kategorycznie odmówiła. Zostali więc we Włoszech, do momentu, który Nonna teraz bez ogródek przeklina. Siedzieli wtedy razem przy radiu, gdy podano informację, że Mieczysław Urbanowicz, syn Michała, urodzony w 1922 roku w Krużykach, powiat Sambor, jest poszukiwany przez siostrę w Polsce.
Ostrożnie uczyła się życia w tym dziwnym kraju, gdzie żołnierz Andersa był faszystą, bohaterowie zdrajcami, a zdrajcy – bohaterami. – Serce się rozczuliło – kiwa smutno głową. – Tak, wysyłaliśmy paczki do Polski, a siostra odpisywała: „Przyjedź Mietek, tutaj pracę masz” (bo u nas o pracę też było trudno, a i rząd włoski nakazał wszystkim zamężnym z obcokrajowcami Włoszkom wyjechać). „Przyjedź, przyjedź”. Przyjechaliśmy. Przywitali nas… Nie kończy zdania. – I po co on wtedy tego słuchał? – zniża głos. – Ja to radio rozbiłam potem własnymi rękami!
ArESzt zA AnDErSA W grudniu 1947 roku stanęli na granicy polsko-czechosłowackiej w Zebrzydowicach. Pani Ewa z widocznym wysiłkiem wraca do przerwanego wcześniej wątku. – Zaraz jak wysiedliśmy w Katowicach z pociągu, pojawiło się jakieś wojsko. Prosto z peronu, zabrali nas z powrotem do granicy i tam rozdzielili. Trzy tygodnie nie widziałam jego i to było najgorsze dla mnie. Razem z Ewą Urbanowicz aresztowano jeszcze starszą panią, która też miała syna w „faszystowskiej” armii. – Nie wiadomo, czy nas z powrotem nie za-
wiozą na Sybir – mówiła tamta. – A myśmy nie mówili nic. Nonna płacze. – Ja nic nie rozumiałam po polsku, a ubecy zabrali mi paszport. Myśli chwilę. – Chcieli zobaczyć, co ja za jedna jestem, skoro mój mąż jest „faszystą”. A ja za każdym razem odpowiadałam po włosku, że nic nie wiem, nic nie rozumiem. Jeden powiedział chyba: „Zostawimy ją”. I tak dwie noce siedziałam na przesłuchaniu, z dzieckiem małym, z brzuchem. Mąż w tym czasie był gdzie indziej. Dopiero potem dowiedziała się, że siedział w ciężkim więzieniu w Rawiczu, skąd codziennie przewożony był do Wrocławia, na przesłuchania. Mimo to można powiedzieć, że Mieczysław Urbanowicz miał szczęście w nieszczęściu. W rawickim więzieniu spotkał swoją nauczycielkę, jeszcze z Sambora. Pracowała w komisji więziennej. Uprosił ją, by wysłała telegram do tej siostry, która poszukiwała go niegdyś przez PCK. Koniec końców, Mietek został uwolniony i razem z siostrą przybył po żonę do jej aresztu w Skawinie pod Krakowem. Zastał ją w jakimś baraku, wśród porozrzucanych ubrań, zmieszanych ze słomą. Udręczoną psychicznie, chorą (nie mogła jeść). Zabrał ją i odwiózł do rodziny, do Żmigrodu pod Wrocławiem. Synek urodzony po tych przeżyciach żył trzy miesiące.
niE płAcz, kOmUnA DOStAniE zA SWOjE Ostrożnie uczyła się życia w tym dziwnym kraju, gdzie żołnierz Andersa był faszystą, bohaterowie zdrajcami, a zdrajcy – bohaterami. Mąż skończył tymczasem zaocznie technikum geodezyjne i zaczął pracować w zawodzie. Troskliwie pilnowany przez Urząd Bezpieczeństwa, co rano musiał podpisywać na komisariacie jakieś dokumenty, a poza godzinami pracy za darmo odgruzowywać Wrocław. W tym czasie odpowiednie patrole „czuwały” nad rodziną pozostawioną w Żmigrodzie. – Raz tak przyszli, akurat gdy wróciłam z Wrocławia, gdzie pojechałam do biura, po pensję męża. A tu nic – pensja pojechała do Łodzi, bo tam Mietek akurat zdawał jakiś egzamin. Ubecy pokazali mi legitymację i pytają, gdzie mąż. – Pojechał do Łodzi – odpowiedziałam. I jak nie zaczęłam przeklinać po włosku tego tam, jak się nazywał, Stalina. – I zrozumieli, że pani przeklina? – pytam. – Tak, ale nie wiedzieli kogo przeklinam – śmieje się moja gospodyni. Zapytali, gdzie mam
|19
nowy czas | 23 maja 2008
Ludzie • miejsca • zdarzenia pieniądze. Odpowiedziałam, że nie mam, a oni dalej rozglądali się po mieszkaniu. Znaleźli w końcu moje futro i je podarli. (Myśleli, że coś mam w nim zaszyte). – Może ci je zabrać? – zapytał jeden ubek. – Bierzcie, mnie na tym nie zależy. Pani Ewa mówi to mocnym, pewnym głosem. Niezapowiedziane wizyty domowe to była tylko część koszmaru. Dużo gorsze były przesłuchania na komisariacie, podczas których Ewa Urbanowicz była bita po rękach, po plecach, po głowie, a panowie gasili papierosy na jej skórze. Jedna taka „sesja” w 1950 roku skończyła się krwotokiem ciążowym. Zawieźli ją do szpitala. Po siedmiu miesiącach pobytu urodziła się córeczka, której nawet nie zobaczyła, bo mała żyła cztery godziny. – Tak mi mówili, ale ja nie wierzyłam. Któregoś razu siedziała na komisariacie i płakała. – Jeden milicjant powiedział do mnie cicho: – Czekaj kochana, nie płacz. Dla nich też przyjdą najgorsze czasy, to komuniści.
Po coś mnie Tu Przywiózł? Żmigród miał być końcem ich tułaczki, a stał się tylko stacją pośrednią. Dostali tutaj mieszkanie, a właściwie pokój w mieszkaniu teściowej, o powierzchni kilku metrów kwadratowych. Próbowali oczywiście znaleźć większe lokum, ale władza skutecznie blokowała wszelkie zabiegi: żołnierz Andersa nie może zapomnieć, gdzie jest jego miejsce w ustroju. Szansą mogła być zmiana pracy na lepiej płatną. W 1952 roku pan Urbanowicz dostał posadę w turoszowskiej kopalni i rodzina przeprowadziła się do Turoszowa. Mieszkańcy już wiedzieli, kim jest młody geodeta i jego żona. W donosach na rodzinę Urbanowiczów wyspecjalizował się B., sąsiad. – To on, francowaty, donosił – starsza pani nie przebiera w słowach. Podsłuchiwał, czy słuchamy Wolnej Europy, czy Radia Londyn. „Bum, bum, bum, bum – tu mówi Londyn” – to sygnał jedynej stacji radiowej, jaką z dzieciństwa pamięta Ryszard. Starsza pani kontynuuje: – Dostawałam paczki z Włoch, a oni zaraz wiedzieli od kogo i co dostałam. – I nie mieliście tam żadnej przyjaznej duszy? – nie mogę uwierzyć. –Nie, nie mieliśmy – potwierdza zdecydowanie Nonna. Za chwilę jednak przypomina sobie. – A, była jedna pani, Gawłowiczowa. Ona też już dostała swoje od UB (pobili ją tak, że jedno oko miała ślepe). To ona przychodziła do nas i często robiła mi zakupy. Wiedziała, że mam trójkę dzieci i nie mogę zostawić ich samych, bo te sukinsyny z UB tylko na to czekają. Drugą barierą, oprócz ustroju, był dla Nonny język. – Przestań mówić tym cygańskim językiem – denerwowała się teściowa, bo Ewa Zanini-Urbanowicz nie potrafiła porozumieć się z ekspedientką w sklepie i do domu wracała z pustą torbą, z płaczem. – Potem mąż mi pisał wszystko, co mam kupić. Ludzie rzeczywiście brali ją za Cygankę lub Żydówkę, bo do tego wszystkiego miała ciemną karnację. Była taką egzotyczną rośliną, przypadkowo zasianą w zakątku Polski, między granicą z Niemcami i Czechosłowacją. Cały czas marzyła o powrocie do Włoch. – „Po co ty mnie tu przywiozłeś” – mówię po włosku do męża. – „Żebym siedziała w piwnicy tutaj z tobą?!” – popłakuje. Z konieczności zamknięta w granicach swojego ogrodu powoli przyzwyczajała się do surowego klimatu „Północy”. Wychodziła za próg domu, chciała zobaczyć tę polską zimę z płatkami śniegu. Mąż początkowo jej nie pozwalał, bał się. W końcu zaczęła wychodzić, opatulona futrem i spacerowała ostrożnie po obcym, białym świecie. Ale bardziej niż klimatu bała się polskiej kuchni. Już w więzieniu chorowała na żołądek, w domu także nie mogła jeść. – Jakieś dziwne kasze, mięso smażone, margaryna?! Ja tego nie mogłam przełknąć – kręci głową. – Tutaj pierwszy raz jadłam sałatę ze śmietaną i dziwiłam się, bo u nas nie było śmietany, tylko oliwa z oliwek. Nie było pęczaku, był ryż, mieliśmy dużo jarzyn, jedliśmy dużo witaminy C. Pod wpływem obcej dla siebie diety, dorosła kobieta o wzroście 170 cm ważyła 45 kilo.
Odżyła na chwilę w 1958 roku, gdy pierwszy raz pojechała z trojgiem dzieci do Włoch. Przed wyjazdem musiała oczywiście podpisać dokument, gdzie było napisane, że jeśli nie wróci, jej mąż zostanie aresztowany. – To co zrobić? Musiałam podpisać. A rodzina we Włoszech w ogóle nie chciała mnie puścić z powrotem. Ech, szkoda mówić – macha ręką i spuszcza wzrok. Wróciła do Polski. – We Włoszech przybrałam na wadze
Jakieś dziwne kasze, mięso smażone, margaryna?! Ja tego nie mogłam przełknąć. Tutaj pierwszy raz jadłam sałatę ze śmietaną…
osiem kilo. Polska sąsiadka, gdy mnie zobaczyła, zapytała, czy jestem w ciąży. W 1960 roku Mieczysława Urbanowicza po raz kolejny wyrzucono z pracy. Był przecież faszystą „od Andersa”, a w dodatku ciągle odmawiał zapisania się do partii. Nonna mówi, że na trzy miesiące zostali zupełnie pozbawieni środków do życia, a ze sprzedaży włoskiego pieprzu, otrzymywanego w paczkach od rodziny, żyć się nie dało. To właśnie były „słodkie” lata sześćdziesiąte, tak określane we współczesnych pismach dla nastolatków. – Naszym jedynym jedzeniem w tym okresie było kozie mleko i zupa z lebiody lub pokrzyw. Zupę z pokrzyw pamiętam – dodaje cicho najmłodszy syn.
mieszkanie w sTodole Tym razem nie zawiódł znajomy Mieczysława, inżynier Gliński, też geodeta. – Mietek, jest robota w Sobótce, w kopalni magnezytu – powiedział koledze. Mietek pracę zdobył, a pięcioosobowa rodzina Urbanowiczów zagnieździła się w nowym, przydziałowym „mieszkaniu” o powierzchni dziesięciu metrów kwadratowych. – Nie mogłam już tak dłużej żyć – wzdycha Nonna. – Ktoś mi wtedy poradził: wie pani co, niech pani jedzie do Wrocławia, do przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej. I pojechałam. – Jak pan mnie nie uratuje, to ja pojadę do Gomułki, bo już mam dosyć. Niech on nam da paszporty, a my wyjedziemy do mojej ojczyzny – opowiada pani Urbanowicz. – Poklęłam jeszcze… – Po włosku? – dopytuję się, pamiętając sytuację ze żmigrodzkim UB. –Nie, nie, po polsku – uśmiecha się mimo woli. – Wojewoda postawił przede mną herbatę, a sam złapał za słuchawkę i zadzwonił do Sobótki. – Jest, jest mieszkanie. I było – jak się potem okazało, w ruinie, ale jednak większe niż poprzednie. Pamięta do dziś, jak wraz z dziećmi siedziała w pokoju, a na strychu grasowali lokalni chłopi, którzy jakby nigdy nic, przychodzili tu po słomę. Wchodzili jak do własnego domu i jakby nigdy nic, wychodzili z łupem.
Bić małych duce Raz otrzymane przezwisko, a raczej wyzwisko, przylgnęło do rodziców i dzieci. – Jeszcze w 1986 roku, gdy mama stała po mięso na kartki, usłyszała w kolejce. – Ty jedź do Włoch, do Mussoliniego, niech on ci da –wspomina Ryszard. Podobne szykany spotykały wcześniej trzech synów. Oni też musieli mieć świadomość, że mają ojca faszystę, a w jej ugruntowaniu pomagali koledzy z podstawówki. Wyzwiska „duce” i „Mussolini” były na porządku dziennym i dobrze, gdy nie wiązały się z pobiciem. – Po lekcjach była gonitwa za mną, to było normalne. Raz schowałem się w piwnicy jakiegoś domu, oni mnie dopadli, zlali, a ja popłakany, z podartym fartuchem przyszedłem do domu – opowiada dziś 50-letni mężczyzna. – A Bronkowi (starszemu bratu –
przyp.) wybili zęby – przypomina jego matka. Terror szkolny skończył się, gdy Ryszard poszedł do liceum. Raz nawet ojciec, Mieczysław Urbanowicz, został zaproszony przez wychowawcę-polonistę do współprowadzenia lekcji na temat Monte Cassino. – Jeden z moich kolegów zapytał go o Katyń. Ni z gruszki, ni z pietruszki. Ojciec znał prawdę, ale jemu odpowiedział, że na ten temat są różne teorie. Po latach okazało się, że ten kolega skończył studia dyplomatyczne w Moskwie i w stanie wojennym służył „prawowitej władzy”. Oczywiście, wtedy w szkole, jeszcze nie był konfidentem, ale przecież mógłby sytuację wykorzystać w wiadomym celu. Co jeszcze dzieci zapamiętały z tych lat? Wieczną tułaczkę, brak domu i pracy, i ojca, który wracał z delegacji o północy, a o siódmej rano znowu jechał w teren. – Tatę jeszcze przed emeryturą wysyłali na pola i w bruzdy. Dostawał delegacje nad morze, do Rzeszowa, byle jak najdalej. Jeździł więc pociągami i spał w hotelach najgorszej kategorii. Tak było tydzień w tydzień – wspomina Ryszard. – Do ich biura przychodzili pracować młodzi ludzie, którzy całymi dniami wygrzewali się w cieple, a on, schorowany człowiek, po Syberii, do końca był wysyłany na zimno i mróz. Władza nie miała dla niego litości. Chciała mu udowodnić, że jest nikim.
Trzy Pamięci W Sobótce oprócz Mieczysława Urbanowicza było jeszcze kilku Andersowczyków, ale nie mieli ze sobą kontaktu. Nie wolno było im się przecież spotykać. Z kolei legalny ZBOWiD był organizacją walczących o wolność i demokrację, do której Andersowcy, walczący właśnie o wolność i demokrację, nie mogli należeć. O wyklętym kombatancie pamiętała za to cały czas Union of Polish War Disabled ex Servicemen z siedzibą w Londynie. Dowództwo 2
Korpusu odznaczyło go Gwiazdą za Wojnę 19391945, został też kawalerem Gwiazdy Italii, Medalu Króla Jerzego VI i Medalu za Obronę (The Defence Medal). To dzięki Union wszystkie te odznaczenia otrzymał również w sensie fizycznym. Po 1990 roku o żołnierzu Andersa przypomniano sobie i w Polsce. Mieczysław Urbanowicz został wówczas odznaczony Krzyżem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1939-1945. Pan Urbanowicz zmarł w 1994 roku, ale jego żona do dzisiaj otrzymuje z Anglii życzenia świąteczne. „I proszę nie odpowiadać nam listem ekspresowym, my wiemy, że dla emerytów to duży koszt” – czytała w jednym z listów. „Nie jest ważne, kiedy Państwa życzenia dojdą, byleby doszły”. Dla przypadkowego czytelnika to drobiazg, ale dla ludzi, którzy przez ponad 50 lat, we własnym kraju byli poniewierani do granic możliwości i pozbawiani prawa do emerytur – to dużo. Gdy Nonna pokazuje kartki z Londynu, jest znowu łagodnie uśmiechnięta. Znowu jest żoną żołnierza, a nie „zdrajcy”. Poza tym jednym łącznikiem z historią, chciałaby już zamknąć przeszłość, co jak dotąd zupełnie jej się nie udaje. – Po co to wspominać? Najgorszemu wrogowi bym nie życzyła… – powtarza smutno, siedząc w malutkiej kuchni sobóckiego domu. Zbieram się już do wyjścia, gdy starsza pani przypomina sobie o wizycie urzędników z IPN w lecie 1999 roku. Nieśmiało myślę, że może choć jeden zbrodniarz został osądzony. A pani Urbanowicz relacjonuje obojętnie: – Co ja już wycierpiałam…, a teraz przyjeżdża do mnie prokurator i chce zeznań, że mnie tak i tak męczyli. A idź pan… – opędza się ręką od niewidzialnych prawników. – Nic mu nie powiedziałam. Będzie mi jeszcze przypominał te smutne czasy. Po czym odwija prawy rękaw i pokazuje blizny po przypalaniu papierosami.
Aleksandra Solarewicz
20|
23 maja 2008 | nowy czas |
redaguje Roman Waldca
czas
pieniądz biznes media nieruchomości migawki
Rośnie bezrobocie: w jakie dane wierzyć?
ROPA NADAL DROŻEJE
Trzeci miesiąc z rzędu rośnie bezrobocie w Wielkiej Brytanii – doniosły media. Nie są to dobre wiadomości.
130 dolarów i wciąż rośnie. Cena ropy na światowych rynkach nieprzerwanie pnie się w górę. Padł kolejny rekord – 130 dolarów za baryłkę amerykańskiego brunatnego złota. A będzie jeszcze drożej. Inwestorzy, którzy zamawiają dostawy ropy na najbliższe lata, płacą za baryłkę już prawie 140 dolarów. PÓŹNIEJ NA EMERYTURĘ Europejczycy będą pracowali dłużej, bo Stary Kontynent stanął w obliczu emerytalnego bankructwa. Finansowej klapie może zapobiec jedynie podwyższenie wieku emerytalnego i zrównywanie go dla kobiet i mężczyzn.
Do tej pory o bezrobociu w Wielkiej Brytanii mówiono dość sporadycznie, głównie przy okazji dyskusji o imigracji, rozważań nad tym, co zrobić z systemem zasiłków oraz w sytuacji, gdy kolejna wielka firma zdecydowała się przenieść swoją produkcję do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie koszty produkcji są zdecydowanie niższe niż tutaj. Teraz nastąpił poważny zwrot: po raz pierwszy od długiego czasu problem rosnącego bezrobocia pojawił się na czołówkach gazet jako informacja sama w sobie, co mniej więcej znaczy jedno – nie jest dobrze. Ale czy naprawdę?
OFICJALNE DANE Opublikowane właśnie dane pokazują, że trzeci miesiąc z rzędu rosła liczba nowo zarejestrowanych osób, które w pierwszych miesiącach tego roku straciły pracę i zgłosiły się do państwa o pomoc socjalną. Ekonomiści nie mają złudzeń, jest to efekt ochładzania gospodarki, która odczuwa skutki kryzysu na rynkach kredytowych. Udzielanych jest mniej kredytów, głównie mieszkaniowych, mniej ludzi stać na zakup własnego mieszkania, a tym samym mniej gotówki znajduje się w obrocie. Z drugiej strony od kilku miesięcy obserwujemy drastyczny wzrost ceny ropy naftowej, co oznacza, że koszty produkcji, transportu i przede wszystkich żywności również rosną. Nie bez znaczenia jest również fakt, że powoli i jakby po cichu, ale jednak, rosną wynagrodzenia. Początek roku to również okres, w którym większość dużych firm wypłaca swoim pracownikom bonus wypracowany w roku poprzednim. Wszystko to sprawia, że firmy zostają z mniejszą sumą gotówki, którą mogą obracać i inwestować. A to nie jest dobra wiadomość dla pracownika. Dlaczego? Sytuacja taka powoduje to efekt domina, w którym ludzie mniej wydają, firmy notują mniejsze obroty, przez co zmuszone są do szukania oszczędności. A gdzie znaleźć je najszybciej? Oczywiście zwalniając pracowników. Dane opublikowane przez Office for National Statistics pokazują, że tylko w kwietniu przybyło prawie siedem i pół tysiąca osób bez pracy, a ogólna liczba bez stałego zatrudnienia wzrosła do 806 tys. 300
SKOPIOWANE KARTY Nasilają się ataki hakerów na nasze karty kredytowe. Ostatnio przekonali się o tym klienci Citi Handlowego, którzy robili zakupy w Wielkiej Brytanii. Powód? Ktoś skopiował dane z paska magnetycznego i to co najmniej w przypadku kilkunastu kart.
osób. I chociaż liczba ta jest najwyższą od dwóch lat, to jednak nie spowodowała procentowego wzrostu bezrobocia, który w tej chwili wynosi w Wielkiej Brytanii około 2,5 proc. i jest najniższy od 30 lat. Jest to również wskaźnik jeden z najniższych w Europie. Ale dane urzędu statystycznego to jedno, a rzeczywista liczba osób pozbawionych stałego zatrudnienia to drugie. Według rządowych obliczeń w pierwszym kwartale tego roku bez pracy zostało ponad 14 tys. osób, a ogólna liczba waha się w okolicach 1,8 mln i stanowi przeszło 5 proc.ogółu zatrudnionych.
JAKIE STATYSTYKI? Problemem jest nie tylko brak wiarygodnych danych pokazujących skalę problemu, ale przede wszystkim skomplikowany system zasiłków i pomocy socjalnej istniejący w Wielkiej Brytanii. Uniemożliwia on nakreślenie obrazu skali bezrobocia z jasnym pokazaniem przyczyn tak gwałtownego wzrostu w tak krótkim czasie. To, co niepokoi najbardziej, to dość duża liczba zwolnień w instytucjach finansowych, które do tej pory były stosunkowo odporne na zawirowania rynków. Zastój na rynku nieruchomości spowodował, że w City zaczęły się masowe zwolnienia. Według niektórych danych pracę traci nawet 500 osób tygodniowo – te dane nie pojawiają się jednak w rządowych statystykach. Pracownicy City nie należą do tej grupy ludzi, którzy po otrzymaniu zwolnienia biegną do Job Centre po zasiłek, tylko szybko szukają nowego zajęcia. I nie są oni
jedyną grupą zawodową nie uwzględnioną w statystykach. Są jednak i inne dane, które pokazują, że liczba osób zatrudnionych już dawno nie była tak wysoka, jak obecnie. Co więcej: wykazuje tendencję wzrostową. Liczby pokazują, że w pierwszych miesiącach tego roku zatrudnienie znalazło ponad 117 tys. osób, a całkowita liczba osób pracujących wynosi blisko 30 mln. Innymi słowy 74,9 proc. osób w wieku produkcyjnym ma w Wielkiej Brytanii pracę i jest to liczba największa od trzech lat. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka, jedną z nich jest podniesienie progu wieku, w którym przechodzi się na emeryturę. Jednak jest to ciągle za mało: coraz bardziej widoczne jest powolne zahamowanie gospodarki. Powstaje mniej nowych miejsc pracy, a rośnie liczba osób poszukujących zatrudnienia. Szczególnie widoczne jest to poza dużymi aglomeracjami, na terenach wiejskich, gdzie praktycznie nie ma żadnego przemysłu.
MNIEJ ZASIŁKÓW Optymizmem napawają dane mówiące o tym, że od dłuższego czasu maleje liczba osób na zasiłkach, szczególnie chorobowych. Również mniej ludzi opiekuje się rodziną lub pobiera dalszą edukację na koszt podatników. I o ile dane mówią, że ciągle na koszt państwa brytyjskiego żyje prawie 8 mln ludzi, to liczba ta wykazuje tendencję malejącą. Szkoda, że dane nie pokazują dlaczego się tak dzieje. Nie jest jasne, czy jest to wynikiem tego, że ludzie zaczynają aktywniej szukać
pracy, czy też stracili warunki do dalszego pobierania zasiłków. O tym, że jest to palący problem dla większości lokalnych urzędów świadczyć może chociażby fakt, iż coraz więcej z nich ucieka się do „inwigilowania” nowo składanych wniosków o zasiłki. W niektórych londyńskich urzędach każda rozmowa telefoniczna w sprawie zasiłku analizowania przez przez.... komputerowy wykrywacz kłamstw, który ma pomóc w eliminowaniu wyłudzaniu zapomóg przez osoby do tego nie uprawnione. Nowe metody mogą dziwić, pokazują jednak przede wszystkim bezradność urzędu wobec ogromnej maszyny biurokratycznej, nad którą nikt nie panuje. Tylko jednej dzielnicy londyńskiej Lambeth zaoszczędzono w ten sposób ponad pół miliona funtów.
DObrZE, CZY ŹLE? Na pierwszy rzut oka opublikowane dane są niepokojące, wskazują bowiem na pogarszającą się koniunkturę na rynku pracy. Z drugiej jednak strony nie jest tak źle. Zdaniem Bank of England w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku wynagrodzenia wzrosły o 4 proc., znacznie powyżej prognozowanych wcześniej 3,7 proc. Jest to największy wzrost wynagrodzeń od kilku miesięcy. Tylko, czy można tym danym wierzyć? Ekonomiści przekonują, że nie do końca, bo marcowy wzrost pensji związany jest głównie z wypłacanymi w tym miesiącu bonusami . W kwietniu już takich dobrych danych nie będzie – przekonują.
HITEM VIAGRA Z POLSKI Polska maxigra – odpowiednik amerykańskiej viagry – w ciągu niespełna roku stała się najlepiej sprzedającym się lekiem na potencję w kraju. Dziś jej producent, czyli Polpharma, przejął ponad 50 proc. rynku wartego ponad 40 mln zł rocznie, wyprzedając takich potentatów jak Pfizer, Bayer czy Eli Lilly. Polski lek jest dwa razy tańszy niż zachodnie odpowiedniki i według lekarzy równie skuteczny. Tabletka maxigry kosztuje 20-24 zł, podczas gdy np. viagry, cialisu czy levitry – ok. 40 zł. ALDI NAD WISŁĄ Laptop z twardym dyskiem 160 GB z wbudowaną kamerą i nagrywarką za 1400 zł, kuchenka mikrofalowa za 90 zł czy 22-calowy telewizor z płaskim ekranem za 900 zł. Cenami niższymi o 30-40 proc. niż w innych sieciach niemiecki Aldi zamierza podbić polski rynek. MILION POLSKICH DOMEN Jak podał serwis Domeny.pl, Polska dołączyła do grona szesnastu krajów, w których liczba narodowych adresów internetowych przekroczyła milion.
Masz własną firmę w UK? Chcesz nam o tym opowiedzieć? Napisz, co robisz, na adres: redakcja@nowyczas.co.uk
Chcemy promować pomysłowość i odwagę.
|21
nowy czas | 23 maja 2008
podróże
W poszukiwaniu tajemnicy Paweł Rosolski
Salisbury, Stonehenge i Avebury – co łączy te trzy miejsca? Z pewnością stała pozycja w przewodnikach turystycznych. Jak się niedawno przekonałem, rzeczywiście każde z tych miejsc ma w sobie coś niepowtarzalnego. Coś co sprawia, że tak bardzo chce się tam powrócić... Marcowy poranek, niedziela. Wybieram ten dzień ponieważ chcę uciec od weekendowego szczytu turystycznego. Ten wypad był planowany od dawna. Podróż trochę skomplikowana jeśli nie jesteś zmotoryzowany, ale z odrobiną fantazji i szczęścia...
Najpierw Ealing Broadway Station, po niecałej godzinie przesiadka w Reading, kilkanaście minut później w Basingstoke i po dwóch godzinach jestem w Salisbury. Okolice dworca nie zwiastują późniejszych wrażeń estetycznych, chociaż już z tego miejsca dalszą drogę wskazuje wysoka na 121 metrów iglica Salisbury Cathedral (wciąż najwyższa wieża katedralna w Anglii). Kierując się na zachód licznymi wąskimi uliczkami starówki, których nazwy przywołują kupiecką przeszłość miasta (Fish Row czy Salt Lane) docieram do jednego z przytulnych B&B na obrzeżach miasta. Zwiedzanie decyduję się rozpocząć od Old Saum – górującą nad miastem starożytną osadę rzymską sprzed pięciu tysięcy lat, która przypomina o początkach Salisbury. Choć od XIX wieku nie jest ona zamieszkała to zwiedzając położone na wzgórzu ruiny pałacu, zamku oraz pozostałości katedry poniżej wałów obronnych ma się wrażenie, że osada wciąż tętni swoim, sobie tylko znanym, rytmem. Z wałów roztacza się wspaniała panorama Salisbury z dominującą w architekturze miasta ka-
tedrą. Ten widok sprawił, że jak najszybciej chcę się tam znaleźć. Po 45 minutowym spacerze wzdłuż Castle Street, przechodząc przez North Gate docieram do Close – tak nazywany jest cały zespół urbanistyczny wokół katedry. Dzięki temu, że ukończono ją w niecałe 40 lat (budowę rozpoczęto w 1220 roku) jest ona niezwykle spójna architektonicznie a wspaniały front dodaje jej majestatycznej dostojności. Krużganki i ośmiokątny kapitalarz zwiedzam na własną rękę, tak samo jak i wnętrze katedry, które najlepiej chyba podziwiać w blasku zachodzącego słońca przechodzącego przez piękne witraże. Jeszcze tylko krótki spacer przez podmokłe łąki na południe od katedry, skąd roztacza się bajeczna panorama jak z obrazów Constable’a z początku XIX wieku i „Salisbury day” mogę uznać za wyjątkowo udany. A jeśli komuś wydaje się, że dwie godziny od Londynu w kilkudziesięciotysięcznym miasteczku ciężko będzie spotkać bratnią polską duszę to się myli – jesteśmy i tu. I to prawie na każdej ulicy. Wczesnym poniedziałkowym porankiem wyruszam do Stonehenge. Autobusy odchodzą co godzinę, trzeba jednak kupić od razu bilet powrotny bo Stonehenge nie jest dobrą bazą wypadową w kredową dolinę Salisbury Plain. Pomimo niesamowitego skomercjalizowania tego miejsca (przewodniki dźwiękowe, sklep z pamiątkami i co najważniejsze – zakaz wchodzenia pomiędzy kamienie), Stonehenge wciąż zaskakuje swoją tajemniczością. Spacer wokoło kręgu monolitów sprzed kilku tysięcy lat zajmuje mi prawie godzinę bo niełatwo jest przejść koło tej budowli z pośpiechem i bez zastanowienia nad jego przeznaczeniem. I nawet jeśli docierający zewsząd hałas samochodów jest chwilami nie do wytrzymania (Stonehenge położone jest obecnie pomiędzy dwoma ruchliwymi drogami szybkiego ruchu) to wystarczy chwila refleksji nad historią tego miejsca i z łatwością można przenieść się kilka tysięcy lat wstecz. Stonehenge stanowiło tylko preludium do tego, co po ponad godzinnej podróży dwoma autobusami z Salisbury (przez Pewsey i Marlboro-
ugh) zobaczyłem w Avebury. Mała wioska (600 mieszkańców) otoczona jest masywnym nasypem o średnicy 500 metrów, wewnątrz którego zbudowano zajmujący znacznie większą powierzchnię niż Stonhenge kamienny krąg. Tutaj właściwie nie ma żadnych ograniczeń – głazy nie tylko można podziwiać z bliska, ale też dotknąć i pospacerować pomiędzy nimi. Nawet kilka godzin nie wystarczy, aby dokładnie obejrzeć całą konstrukcję – mnie jednak ściga rozkład jazdy autobusów, które tutaj kursują nadzwyczaj rzadko. Może to i lepiej dla Avebury – dzięki temu pozostaje
ona wciąż z daleko od komercyjnego szumu związanego przede wszystkim z kultem Stonehenge. Opuszczając Avebury mam nieodparte wrażenie, że jeszcze tu wrócę, chociażby po to, żeby przejść kilka kilometrów na południe do Silbury Hill – najwyższego w Europie prehistorycznego kopca usypanego przez ludzi. Jeszcze tylko podróż dwoma autobusami, trzema pociągami i wracam do londyńskiej codzienności. Niesamowite jednak jak w dwie godziny od tej tętniącej życiem metropolii można odnaleźć małą oazę tajemnicy, którą ludzie zgłębiają od kilkuset lat.
22|
23 maja 2008 | nowy czas
czas na boku
No Way Back Where by Marek Kaźmierski
Our Tower of Babel “Marek, how can you?” Bilal shouts at me over the phone. “I don’t know how you can call yourself a writer!” I agree, just to silence him. And to stop him making me feel like I really am a bad person and should probably hide in a hole somewhere, just because I said I never, ever read poetry for pleasure.
Michał Sędzikowski
Najlepszy ze światów Wiele osób zarzuca mi zbyt ostrą krytykę społeczeństwa angielskiego. Spotkałem się nawet z oskarżeniami o to, że jestem nieszczęśliwy w Anglii. Chciałbym rozwiać wątpliwości, że jakoby „mam coś” właśnie do Anglików. Ja „mam coś” do ludzi w ogóle i ziemskich społeczeństw. Jakby odwiedzili nas Marsjanie, to pewnie miałbym coś również i do nich. Na przykład, że porywają mi znajomych na eksperymenty. Jako życie rozumne jesteśmy chyba osamotnieni, a ja będąc członkiem kultury europejskiej, wolę się skoncentrować na autokrytyce. Bo istotnie,
w moich felietonach o naszą kulturę europejską się rozchodzi. Czy nie podoba mi się ona? Ależ skąd! Jestem nią szczerze zachwycony. Posiana złotym ziarnem myśli greckiej, rozpylona wiatrami wojny, niesionymi w głąb północnych borów przez rzymskie legiony, cywilizacja europejska wykonała rekordowo duży skok. Od epoki czerepu sąsiada maczugą łupanego, do epoki internetu i państwa obywatelskiego postęp cywilizacyjny, który się dokonał, to niewątpliwy fenomen na tle liczącej 200 tys. lat historii homo sapiens. Jesteśmy niewątpliwymi rekordzistami w rozwoju myśli społecznej i technologii oraz w szybkości, z jaką wprowadzana ona jest w życie. Za wolterowskim Panglosem powiem: żyjemy w najlepszym ze światów. Dodam jeszcze: o tyle tylko, że lepszego nie znamy, a gorszych mamy wokół pod dostatkiem. Ot, choćby spojrzeć na Afrykę czy Azję. Problem jednak tkwi w tym, że nasza kultura weszła w stadium ideologicznego deficytu. Proszę nie myśleć, że chodzi tu o to, iż młodzież za nic ma szacunek dla wartości, a dorośli zamiast czytać Platona oglądają mecze. Młodzież zawsze pluła na wartości, a dorośli zawsze cenili bardziej igrzyska, niż starych pierników ględzących o anamnezie. Deficyt ten polega na tym, iż idee humanizmu będące dźwignią naszej kultury, zostały nie tylko wprowadzone w życie, ale wypatroszone, skonsumowane i obecnie wywrócone są na lewą stronę, parodiując same siebie. Można powiedzieć, że dały z siebie wszystko, a społeczeństwa wzięły tyle, ile dały radę. Idea państwa opiekuńczego pokazuje swoją ciemną stronę opiekując się głównie wykolejeńcami. Przykład: kiedyś powiesił się młodociany kryminali-
But, oh no, Bilal is a writer too and a great friend and I know what’s coming next. I hear him searching for something on the other end of the phone, then triumph in his voice as he reads me a poem, right there and then. To teach me how to enjoy myself, you understand. When he’s finished, I get my revenge by asking him to come to Suomalaisbrittiläinen runolita – an evening of Finnish-British Poetry in Holborn. He doesn’t show, of course. That’s writers for you. But I, for all my artistic sins, go. It turns out to be a beautifully warm Sunday evening, the first such weekend of the year. When I arrive in Holborn, I can’t find the Finnish Cultural Centre anywhere. All the streets are empty. All the shops closed. It is clear everyone is elsewhere, probably in parks or woods or at the beach. Anywhere but Central London, looking for poetry. After fifteen minutes of lonely walking, just as I am about to return to my motorcycle and go for a long, satisfying ride out of town, I see Maria Jastrzębska in the middle of the street. Maria is one of the finest poets and most beautiful human beings I know. She is standing in front of a small, modern building with a very skinny, very blonde man wearing John Lennon glasses and a smartly trimmed moustache, both of them looking a little lost. Suomalais-
brittiläinen runolita, I suppose. A few more people show up and join us outside. There are no cars, nothing moving. It is six, and no one seems in a hurry to enter. There are no more than twenty of us here. When the populations of both Britain and Finland are added together, that is not much of a turn out. But when we do eventually go in and the readings start, the journey is more than worth it. The evening begins with a literary Tower of Babel – four poets reading the same lines in four different languages. I can focus on individual voices, or tune out and listen to all four simultaneously, a cloud of colourful tongues in the warm air around us. Then poems are read in pairs. Finnish, then English. English, then Finnish. And so on. In the simple, pale wood surroundings of the Centre’s modern reception room, the lines sound superb, full of exotic, European imagery – names of plants, of places, scenes from childhoods and loves, from beaches, bedrooms and farms. I, who do not usually enjoy poetry, feel hurt when the last voice ends, not even half an hour in, and we are invited for some refreshments downstairs. There seem to be more Poles than Brits in the audience. I talk to Maria, as well as Krzysztof (a young writer), Anna Maria Mickiewicz and her husband Tom (writers also) and
Lydia, who translates Indian poets in London (because no Polish university is interested in her work). We sit around, drinking cool wine and water from Finlandia-branded glasses and complain about how hard it is to make art in exile. Still, looking around, we realise other nations do not have it any easier. It is a challenge to get people to come to events. To make them listen and come back. To promote high culture, whether at home or abroad. We moan, nibble strawberries and soft cheeses and smile, like you do, at the poets. I tell Merja Virolainen it was a pity there are no more readings to come. She smiles, happy, and says “We should always leave them wanting more.” By eight, we go our separate ways. I watch the poets disappear down the empty street with some sadness, our Tower of Poetic Babel collapsing. We then stand on the corner for a while, a little group of literary Poles, and talk and take photos of each other (the light really is still quite lovely) and promise to get together soon. For more words. More efforts to keep culture alive. More attempts at communication beyond the ordinary. Find more Finnish poets at www.electricverses.net And in case you’re interested, the poem Bilal read to me over the phone was “Those Winter Sundays”, by Robert Hayden. Highly recommended!
sta w domu poprawczym. Strasznie to wszystkich zasmuciło, więc rząd zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej by było, pozwolić przestępcom w pełni realizować się na wolności. I Idea równouprawnienia kobiet, szlachetna i mądra, od dawna pokazuje rogi w postaci rozwydrzenia niektórych przedstawicielek płci pięknej. Przykład: znajomy student dostał naganę od władz uniwersytetu za to, że zagapił się na prowokacyjnie ubraną koleżankę. Ta uznała, że została zmolestowana i doniosła. Idea wolności słowa i tolerancji – przejdę od razu do przykładu. Pewien czarnobrody gość od lat krzyczał, żeby wszystkich białych wysadzić w powietrze, bo są zgnili i ogólnie mu obrzydli. Za pieniądze z zasiłku (bo przecież tak zaangażowany społecznik nie ma czasu pracować) drukował ulotki. Zupełnie niesprawiedliwie zapomina u dołu wymienić City Council jako sponsora jego działalności. Zamiast drania zamknąć, to policja latami grozi mu tylko palcem, odwiedzają go pracownicy społeczni i psychologowie, i przekonują, żeby jednak ich zaczął lubić. Idea bezpieczeństwa i ładu publicznego. Znajomy z dziewczyną wchodzi do budki z pieczonymi kurczakami i proszą o jednego na wynos, przekrojonego na pół. Sprzedawca mówi mu, że nie może przekroić kurczaka, bo nie pozwalają mu przepisy Health and Safety. Za nic nie chce przyjąć do wiadomości, że ze zdrowiem kurczaka już gorzej być nie może. Pożyczyć noża ani sekatora też nie chce, bo na to nie pozwalają inne prawa traktujące o uzbrojonych klientach. Uboczną konsekwencją idei niezależności jednostki i powszechnego dobrobytu jest z kolei atomizacja
społeczeństwa, znieczulica i wzrost w siłę rasy samolubnych sukinsynów, którzy relacje z drugim człowiekiem sprowadzają do wymijania go na ulicy. Zjawiskiem bardzo ponurym jest utajona metamorfoza państwa obywatelskiego i demokratycznego w korporacjonizm – dyktaturę potężnych firm,
w pierwszej rundzie. W drugiej już znajdą się tacy, którzy zaczną obstawiać na niego zakłady. W końcu jest to już tylko pojedynek czarnego faceta z białym facetem. Tak też dzisiaj – ostateczni głupcy mają tę samą moc publicznej przemowy obok mędrców i coraz trudniej przeciętnemu odbiorcy odróżnić jednego od drugiego. Zoofile i seksualni sadomasochiści występują otwarcie na równi z obyczajowymi ascetami i najlepsze jest to, że cieszą się równie nikłym zainteresowaniem. Relatywiści, ateiści i poznawczy nihiliści skutecznie okopali swoje stanowiska obok obiektywistów, zwolenników pionowego postępu, uniwersalistów i mistyków – ci ostatni z kolei dobitnie pokazali, że nie dadzą się wygryźć z interesu. Wydaje się, że są sami sobą zainteresowani, bo reszta ludzkości bardziej zajmuje się tym, gdzie pojechać na wakacje. W warunkach współistnienia wszelkiej ideologii nie ma miejsca na kolejną rewolucję społeczną w starym stylu. Na renesansowy wdech brakuje zwyczajnie ideologicznego materiału. Renesans, oświecenie, pozytywizm i dwudziesty wiek wyczerpały ten worek z podarkami Greków. Sponsorem kolejnej gruntownej społecznej rewolucji może być wyłącznie technologia, albo ogólna katastrofa, co w warunkach globalnej wioski i technologicznych możliwości,daje sporą szansę na to, iż odśpiewają nam tę „Marsyliankę” na dwa głosy. Dobra wiadomość jest więc taka, że jak mawiał Panglos, żyjemy w najlepszym ze światów, a zła jest taka, że lepiej nie będzie. Może być za to znacznie gorzej. Tak czy inaczej zawsze będzie o czym pisać.
Sprzedawca mówi, że nie może przekroić kurczaka, bo nie pozwalają mu na to przepisy Health and Safety. Za nic nie chce przyjąć do wiadomości, że ze zdrowiem kurczaka już gorzej być nie może. które w pokerze z prawami obywatelskimi muszą ostatecznie wygrać, bo stać je nie tylko na każde nieudane rozdanie, ale nabrały mocy tworzenia własnych zasad. Każdy system społeczny, każda kultura przechodzi swój rozbłysk maksymalnego wdrożenia idei, a potem zaczyna się degenerować. Okres szczytowy jest mgnieniem oka, tak jak w analogii do życia ludzkiego chwilą tylko jest szczytowa sprawność psychofizyczna. Potem replikacja kodu zaczyna się wypaczać. Jako kultura zachodnia doszliśmy do punktu, gdzie wszystko co od starożytności przydźwigaliśmy tu na plecach, ziściło się i zbanalizowało na wolnym ringu pluralizmu. Diabeł w starciu z aniołem jest czarnym charakterem
|23
nowy czas | 23 maja 2008
kultura
W Warszawie „kulturalnie” najtaniej
Trwa 61. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes. Do głównego konkursu zakwalifikowano między innymi: The Palermo Shooting Wima Wendersa, Che Stevena Soderbergha, Synechdoche, New York Charlie'go Kaufmana. Po 17 latach na festiwalu objawił się również Jerzy Skolimowski, ze swoim nowym filmem Cztery noce z Anną, który pokazano poza konkursem w kategorii „Piętnastka reżyserów”, najbardziej prestiżowej nieoficjalnej sekcji towarzyszącej festiwalowi.
W brytyjskiej prasie pojawiły się ostatnio informacje o uznaniu Londynu za najdroższe miasto na świecie dla „łowców” kultury. Dla niewtajemniczonych taka lakoniczna wiadomość mogłaby tylko potwierdzić awersje do kulturalnego spędzania czasu w stolicy Wielkiej Brytanii. Jednak w porównaniu z Warszawą, która w tym samym zestawieniu została uznana za miasto, w którym kulturalny weekend można spędzić wydając najmniej pieniędzy należałoby postawić sobie pytanie: kto dokonywał wyboru i dla kogo? Według badań ankietowych zwiedzenie Zamku Królewskiego, Muzeum Narodowego oraz innych atrakcji stolicy Polski nie powinno nadszarpnąć kieszeni przeciętnego turysty na więcej niż 75 funtów. Przeprowadzający badania wyliczyli również, że kultularny weekend w Londynie ma kosztować przeciętnie 308 (!) funtów. Zestawmy więc fakty. Jedne z najpopularniejszych atrakcji kulturalnych Warszawy to zwiedzanie Zamku Królewskiego – 20 złotych (ok. 5 funtów), przegląd wystaw stałych i czasowych w Muzeum Narodowym – 29 złotych (ok. 7 funtów) czy chociażby spektakl w Operze Narodowej – 18 do 120 złotych (4,5 do 29 funtów). Najpopularniejsze atrakcje kulturalne Londynu to wciąż Tower of London – 16 funtów 50 pensów, apartamenty Buckingham Palace – 15 funtów 50 pensów czy też spektakl w jednym
notebook Z Hu t y Justyna Daniluk
świat kulturalnie
z londyńskich teatrów 15-60 funtów. I na pierwszy rzut oka różnice faktycznie znaczące, ale jeśli wziąć pod uwagę, że wiele najważniejszych londyńskich muzeów nie pobiera w ogóle opłat za wstęp (National Gallery, British Museum, Tate Modern – na zdjęciach, czy obserwatorium w Greenwich) zestawienie to staje się coraz bardziej interesujące. Na koniec można by dorzucić jeszcze porównanie średnich płac w obu miastach i odpowiedź na pytanie, gdzie i dla kogo „weekend z kulturą” będzie najtańszy nie jest już tak oczywista. Takie zestawienia mają to do siebie, że są tworzone z dużą dozą subiektywizmu (pomimo ankietowego charakteru badań), nie mniej jednak prezentowanie rezultatów takich rankingów w prasie jest odrobinę ryzykowne i łatwo może wprowadzić czytelnika w błąd. Wspomnieć należy również, iż na drugim miejscu w powyższym zestawienu „kultural-
nych” miast znalazły się odpowiednio Nowy Jork (najdroższe) i Praga (najtańsze). Nic dodać, nic ująć.
Tekst i fot. Paweł Rosolski
Reżyser, fotograf, pisarz, organizator happeningów, z wykształcenia ekonomista, były handlowiec, obecnie magazynier w firmie kurierskiej. Całkiem nowa kategoria pisarza niepokornego, punkowiec ery postmodernistycznej, który nie będzie głaskał systemu: Sławomir Shuty. Urodzony w 1973 roku w Hucie Sławomir Madeja (pseudonim Shuty) debiutował powieścią „Nowy wspaniały smak” (1999), później powstał „Bełkot ” (2001), następnie „Cukier w normie” (2001) oraz „Blok” (powieść hipertekstowa, 2002), kolejny jest „Zwał” (2004) uhonorowany Paszportem Polityki, „Produkt Polski ” (2005) i niedawno opublikowane „Ruchy” (W.A.B. 2008). Do ostatniej powieści Shuty jeszcze w Notebooku wrócimy, ale na początek dobrze byłoby przyjrzeć się jego wcześniejszej powieści, „Zwał”. Mirek jest pracownikiem jednego z oddziałów międzynarodowej sieci banków, nienawidzi swojej pracy, nienawidzi swojej szefowej, gardzi systemem i generalnie od poniedziałku czeka do piątku. Sens tej części powieści jest doskonale większości znany. Mirek tylko weekendy ma dla siebie, podczas których naprawdę trudno stwierdzić, co się z nim dzieje. W tych momentach książki autor nie oszczędza czytelnika, nie troszczy się o stopień komunikatywności tekstu, nie solidaryzuje się Shuty z tymi, którym obce są zejścia poalkoholowe, a częściej inne i puszcza wodze wyobraźni umęczonej kilkudniową afirmacją życia. Proza jest chropowata, ciężka w odbiorze, gęsta jak lawa i „niesmaczna”, ale osiąga swój cel artystyczny. Shuty również bardzo precyzyjnie kalkuje codzienne rozmowy, częstotliwość występowania wulgaryzmów, bełkot marketingowy i domowe dialogi. Polszczyzna wygląda naprawdę marnie w tej odsłonie, zwłaszcza że jest prawdziwa. „Zwał” to nie tylko opis odruchu wymiotnego na widok
szarej codzienności, ale także świadectwo. Jak podkreśla autor, jest to powieść autobiograficzna, przedstawia sytuację człowieka poszukującego pracy, który pod naciskiem otoczenia bierze pierwszą lepszą, a niechcianą ofertę. Opis pracowniczych wyjazdów dokształcających, podczas których dochodzi do rytualnego opilstwa, nikt nikogo nie traktuje z szacunkiem i drogę awansu można rozpocząć w krzakach pokazując cycki. Powieść Shuty jest także rejestracją „drabinki nacisku”, wyścigu szczurów, totalnego prania mózgów, gdzie ofiarami są pracownicy, którzy mają osiągać rezultaty z prognoz zawsze opymistycznych. „Ambicja to Twoja szalona religia” – śpiewał pan Staszczyk i jego piosenka mogłaby być motywem muzycznym do utworu Shuty. Autor opisuje mechanizm współczesnej obsługi klienta: Spraw, by Twój Klient i Twój Pan poczuł się w banku/sklepie/wychodku jak u siebie w domu, daj do zrozumienia, że pracownicy oddychają jedynie w rytm jego serca i zrobią dla niego wszystko, oby za to słono zapłacił, wcisną każdy kit, by zawrzeć umowę. W ten sposób obsługa klienta przechodzi w moralną prostytucję, nie chodzi o osobę bynajmniej, a o liczbę zawartych kontraktów, by zadowolić ambitniejsze szczury w wyścigu. Proza Sławomira Shuty jest bardzo przekonująca, mocna w wyrazie. Autor przeplatając opowieść Mirka – pracownika banku, handlowca, z opowieścią Mirka – wyznawcy dionizyjskiej afirmacji życia scala dwa nierozłączne światy. Jednocześnie tworzą one dla siebie wentyl bezpieczeństwa. Trzeba pracować, żeby się bawić, trzeba się bawić, żeby tę pracę przeżyć. Sławomir Shuty miał odwagę, by swoją biografię zmienić, jego bohater Mirek kupuje za to „giwerę”. Wszystko zmierza ku onirycznie krwawemu końcowi, a jak wiadomo... „Kiedy rozum śpi, budzą się demony”. Prawdziwy zwał...
W Polsce istnieją Teatry Stodolane – scena znajduje się więc w stodole a mianem sceny określane jest klepisko. Teatry pokazują przedstawienia oparte na motywach wiejskiego życia. Litwini organizują je w skansenie w Puńsku (podlaskie), gdzie istnieje tradycyjna stodoła wiejska. 50-lecie istnienia Teatru Stodolanego działającego przy Domu Kultury Litewskiej w Puńsku obchodziła w miniony weekend mniejszość litewska. W trakcie imprezy odbyła się również promocja książki pt. „Spektakle w stodole”, która opowiada o historii teatrów stodolanych. Rozkwit twórczości stodolanej miał miejsce w okresie międzywojennym. Ponad 45 tys. gości odwiedziło zakończone 53. Międzynarodowe Targi Książki, które jak zwykle odbyły się w warszawskim PKiN. Najdłuższe kolejki po autograf ustawiały się do prof. Władysława Bartoszewskiego i Sławomira Mrożka, najwięcej kwiatów dostała od czytelników aktorka Alina Janowska. Zaprezentowano też maszynę do sprzedaży książek a la dworcowa maszyna z batonikami, 10 zł płacono za książkę na CD wychodzącą z maszyny. Ogłoszono też tytuły nominowane do Nike, wśród wybrańców m. in.: „Czarny ogród” Małgorzaty Szejnert, „Asystent śmierci” Bronisława Świderskiego i „Twarz Tuwima” Piotra Matywieckiego. W wielu miastach Polski odbyła się 17 maja, 5. Noc Muzeów. Od godziny 19.00 do pierwszej w nocy w niedzielę, można było zwiedzać za darmo ponad 120 warszawskich muzeów i galerii. Zwiedzających warszawiaków rozwoziły autobusy-ogórki i zabytkowe tramwaje. Impreza cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, a zorganizowano ją m.in. w Gdańsku i Łodzi. Artur Żmijewski, Małgorzata Kożuchowska i Krzysztof Krauze to tylko niektóre gwiazdy, które włączyły się w akcję „Artyści malują dla Akogo”, zorganizowaną przez fundację Ewy Błaszczyk. Ozdobione przez nich podkoszulki zostaną zlicytowane na serwisie aukcyjnym.
24|
23 maja 2008 | nowy czas
redaguje konrad Szlendak
londoncalling
Wyzwolenie czarnej duszy Kiedy na początku lat 50. w Stanach Zjednoczonych w obiegu pojawił się tajemniczy zwrot „nitty gritty”, doszukiwano się w nim publicznie wielu znaczeń, które jednak dla wtajemniczonych niosły ze sobą głównie falę negatywnych skojarzeń. Dla potrafiących odsłonić woalkę tego eufemizmu była to jedna z pierwszych prób rodzącego się w bólach dyskursu „czarnej kultury” do mówienia głośno o powszechnej eksploatacji i społecznej nierówności. Poprzez dyskretną aluzję do czasu handlu niewolnikami „nitty gritty” mówiło o kontynuacji tego procederu poprzez politykę segregacji rasowej. Jednym z najpotężniejszych narzędzi mówienia prawdy stał się soul – ewokacja udręczonej, czarnej duszy. Soul od samego początku nie zamykał się ani w ramach samej muzyki, ani nawet w charakterystycznym stylu śpiewania. Podporządkowany post afrykańskiej rytmice, swoje korzenie biorącej wprost z plantacji niewolników, gdzie przynajmniej sto lat wcześniej uprawiano już spirtual gospel, pod koniec lat 50. stał się nowoczesnym narzędziem, za pomocą którego wzmacniano tożsamość wyalienownych przez bezwględną politykę, czarnych społeczności na obszarze całych Stanów Zjednoczonych. Droga była jednak długa i ciężka, gdyż wielu z czarnych artystów śpie-
wających soul było bezwzględnie dyskryminowanych, cenzurowanych, a ich muzyce utrudniano drogę do publicznego obiegu, który w tamtym czasie stanowiło głównie radio. Listy przebojów należały wyłącznie do białych Amerykanów, tworzących w estetyce easy listening lub country. W powietrzu wisiało jednak wielkie napięcie społeczne, a czarni twórcy wyrastali, jak grzyby po deszczu oferując zupełnie nową wibrację – seksowny feeling, o którym biali artyści mogli jedynie pomarzyć. Pomimo tego, iż nie było to dobrze widziane, dyskryminowani, czarni twórcy stawali się wielką inspiracją dla artystów jak na przykład Elvis Presley, którzy poszukując świeżości zwracali się w stronę korzennego rhytm'n'bluesa. Ferment ten dał początek rock'n'rollowi, który jako pierwszy pokazał, że czarna muzyka pomimo nie pojawiania się na listach przebojów, stanowi wielką, kulturową siłę wlewając się w umysły wszystkich, liczących się artystów. Nie mogąc dłużej ignorować nowych trendów wpuszczono do obiegu kilku muzyków: Chuck Berry czy Fats Domino, a za nimi pojawiać się zaczęli o wiele bardziej wrażliwi społecznie artyści soul, niosący prawdziwie rewolucyjny przekaz. Sukces muzyki soul zbiegł się w czasie z Ruchem Praw Obywatel-
D
own to the nitty gritty
Pomimo, że dla niewtajemniczonych odbywające się średnio raz w miesiącu imprezy „The Nitty Gritty” są absolutną niewiadomą, z wielką przyjemnością piszemy o nich w „London Calling”. Organizowane przez załogę z fantastycznego sklepu muzycznego Intoxica na Portobello Road (Debbie i Jaya) są od prawie roku jedną z niewielu okazji, by zanurzyć się nieco w klimat retro. W pięknych didżejskich setach rządzi głównie soul, rocksteady i ska z okazyjnymi ukłonami w stronę 60's garage i rare groove. Ostatnia edycja, która odbyła się w pubie The Constitution była idealną okazją do wychylenia kufla dobrego piwka i poskakania do „czarnych rytmów”. Idea imprezy zrodziła się w głowie Debbie oraz jej koleżanki, Elsy – pracującej w Music and Video Exchange na Notting Hill. Dziewczyny szybko wzięły się do dzieła i tak powstała jedna z bardzo niewielu gorących, niedzielnych imprez. Pod koniec week-
endu jedyne, na co można zazwyczaj w Anglii liczyć to lajtowe sączenie piwka w pubie lub imprezy towarzyskie przy herbatce, na „The Nitty Gritty” jednak od 16 do 22 można zdrowo jechać po bandzie. Kiedy pojawiliśmy się na ostatniej imprezie koło 18, parkiet jeszcze był pusty, jednak wyciągnięte z przepastnego skarbca winyloteki, magiczne 45ki, już po pół godzinie zaprosiły pierwszych chętnych do zabawy. Rzadkie przeboje Phyllis Dillon mieszały się tu z hitami The Velvelettes, a Desmond Dekker był tak samo popularny, jak legendarna Miriam Makeba. Można było oczywiście usłyszeć także rarytasy – hity niezwykle kiedyś popularnego Otisa Reddinga czy wczesne próbki The Emotions i The Temptations. Przyznam się szczerze, że wiele z puszczanych kawałków było dla mnie prawdziwym odkryciem, gdyż słyszałem je po raz pierwszy w życiu. Lon-
dyn jest jednak z drugiej strony miastem, w którym didżeje mają już w swoich kolekcjach prawie wszystko, więc poznać chociaż część z selekcji na imprezie, to już prawdziwe wyzwanie. Jeśli chcecie też wiedzieć, co będzie popularne na świecie za rok, wystarczy pochodzić po bardziej undergroundowych imprezach. Pomimo tego, iż miksowanie ska z soulem jest sztuką wyjątkowo trudną, jednak w ruch wszystkich didżejek (była jedna gościnnie) bez wyjątku poszedł potencjometr, a towarzyszyło temu umiejętne stopniowanie napięcia przy braku jakiegokolwiek zgrywania. Prezentacja w tego rodzaju setach jest zazwyczaj o wiele ważniejsza niż umiejętności techniczne, jednak na „The Nitty Gritty” podejście to raczej się środkuje. Delikatne ruchy gałkami przy znakomitej selekcji dawały więc radę doskonale. Oczywiście, polecamy następną edycję wszystkim maniakom „czarnej muzy”.
skich, który od roku 1957 rozsadzał amerykańską ciasnotę umysłową w poszukiwaniu wizji nowego społeczeństwa, wolnego od rasizmu i nierówności. Soul, pomimo tego iż poruszał także czysto przyziemne sprawy, szybko został utożsamiony z nową, rewolucyjną siłą. Przez długi czas ukrywający swój przekaz pod płaszczykiem poprawności politycznej coraz częściej sygnalizował także świadomość poważniejszych problemów z czasem posuwając się do otwartego śpiewania o tym, co boli. Gdy w 1963 roku Shirley Ellis nagrała singiel „The Nitty Gritty”, dała jednocześnie sygnał, że zaczęła się dla muzyki soul nowa dekada, w której społeczne zaangażowanie będzie wyznaczało styl. Polityczny radykalizm w czarnej społeczności tymczasem rósł w siłę, gdy artyści jak James Brown, Aretha Franklin, Marvin Gaye czy Al Green odrzucali maski grzecznych dzieci na rzecz świadomości własnych korzeni i dumy z reprezentowanych przez siebie wartości. Soul stał się dzięki nim bronią, dzięki której otwierano drogę nowym czasom i wzywano czarną społeczność do walki o swoje prawa. Należy o tym pamiętać słuchając niezapomnianych kawałków, takich jak „Keep On Pushing”, który Curtis Mayfield wyśpiewywał wraz z The Impressions.
Czary z ośmiobitowego zamku Unikana przez elektroniczny mainstream ścieżka ośmiu bitów mogła się wam przez ostatnie lata kojarzyć głównie z eksperymentalnymi projektami Nintendo Teenage Robot pod wodzą Aleca Empire'a. Z dala od medialnych świateł powstawała jednak w międzyczasie prężna scena netlabelowa, promująca muzykę robioną na starych syntezatorach z chipami firmy Atari. To niezwykle charakterystyczne brzmienie, przetwarzane z lubością przez jednostki, kochające głębokie kwasowe tripy, pełnym frontem podbija teraz świat dzięki kanadyjskiemu duetowi Crystal Castles. Band został wychwycony, jak to coraz częściej bywa, przez gigantycznie rozrośnięty serwis MySpace, we wrześniu 2005, dzięki kawałkowi „Alice Practice”. Teraz jest zaś najgorętszym towarem sezonu! Ich pierwsza płyta długogrająca właśnie weszła do sprzedaży na brytyjskim rynku i jest warta kupna przez każdego didżeja i maniaka ośmiobitowych brzmień. „Crystal Castles” nazwałbym towarem doskonałym, który zachowuje idealne proporcje pomiędzy liryczną przebojowością pop, a klubowym electro housem. Bity domowej produkcji, zapodawane przez syntezator Ethana Katha, połączone ze zniekształconymi za pomocą vocodera wokalami Alice Glass, dają fantastyczny efekt, który nie ustępuje smakiem najlepszym produkcjom ze stajni Warp czy Planet Mu. Znajdziemy tu zarówno balansującą na granicy supermarketowego muzaka melodykę, ale także bezwględną, pierwotną sieczkę. Rozmarzony, lekko perwersyjny wokal Alice zdradza melancholijne ciągotki do burleski i gender show, które charakterystyczne są dla electroclashu. Na poziomie brzmienia muzyka Crystal Castles pozostaje jednak wciąż oryginalną grą z odbiorcą, który jeśli ma jeszcze jakiś rozsądek i tak go traci w trakcie słuchania tej płyty. Rzekłbym, że dawno już nie pojawił się na elektronicznej działce materiał tak interesujący, który potrafiłby łączyć przeciwieństwa. Wsłuchajcie się w odpalający album utwór „Untrust Us”, przypominający twórczość Boards Of Canada, „Magic Spells” czy hiciorski „Love And Caring”, a zrozumiecie o czym mówię! Crystal Castles – Crystal Castles Last Gang Records, CA - CD/LP/MP3 – kwiecień 2008
nowy czas | 23 maja 2008
|25
co się dzieje film 6. Festiwal Polskiego Filmu Kinoteka przedstawia: Retrospektywa Andrzeja Wajdy BFI Southbank
Belvedere Road, SE1 8XT Bilety: £5-£8,60 A love in Germany
dramat, 1984 r. 27 maja, godz. 18.20 30 maja, godz. 20.40 II wojna światowa. Młoda Niemka, której mąż jest na froncie ma romans z Polakiem, przywiezionym tu na roboty. W miasteczku narasta ferment, wreszcie skandal... Korczak
Vue Shepherds Bush West 12 Shopping and Leisure Centre, Shepherds Bush Green, W12 8PP Peter jest załamany, bo rzuciła go ukochana. Wyjeżdża na Hawaje, by odpocząć i zapomnieć. W to samo miejsce wybrała się jego była z nowym chłopakiem...
muzyka The Cure tribute 23 maja, godz. 22.00-4.00 Electrowerkz, 7 Torrens St, EC1V 1NQ Wstęp: £10 Noc poświęcona twórczości the Cure. Wystąpią zespoły trash i goth pop.
dramat, 1990 r. 28 maja, godz. 20.40 31 maja, godz. 15.15 Korczak, w mundurze Wojska Polskiego pełni służbę na ulicach Warszawy. Powstaje getto. Sierociniec przenoszony jest na jego teren. W czasie ewakuacji ginie wóz z kartoflami. Korczak idzie z interwencją na gestapo.
Punky Hard Core Reggae Party 24 maja, godz. 21.00 Bilety: £9 – przedsprzedaż (www. ticketweb. co. uk), £12 w dniu koncertu Wystąpią zespoły: Under the Gun łączący muzykę folk z punkiem i Będzie Dobrze, z nurtu Hard Core Reggae.
Rebellion: The Litvinenko Case
Kwintet Franka Griffitha
dokument, 2007 r. reż. Andrey Nekrasov 23-26 maja, godz. 18.15 ICA Cinema 1&2 Nash House, The Mall, SW1Y 5AH Ten antyputinowski film obnaża politykę Kremla i metody działania FSB (dawnego KGB). Litwinienko przed śmiercią oświadczył, że jest ofiarą zemsty prezydenta Putina, którego politykę ostro krytykował.
24 maja, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Amerykański trębacz Frank popularyzuje jazz jako wykonawca, dziennikarz i pedagog. Zagra ulubione standardy oraz własne kompozycje.
Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull Przyg., 2008 r. reż. Steven Spielberg W kinach w całym Londynie Trwa Zimna Wojna. Indiana spotyka zbuntowanego młodego człowieka Mutta, który proponuje mu pewien układ. Jeśli Indiana mu pomoże, naprowadzi go na ślad Kryształowej Czaszki z Akator, przedmiotu fascynacji, przesądów i lęków. Honeydripper dramat, 2007 r. reż. John Sayles 24 maja, godz. 15.15, 21.00 Curzon Soho 99 Shaftesbury Avenue, W1D 5DY Bohaterem historii jest właściciel podrzędnego klubu, w którym króluje blues przecierający właśnie szlaki rock'n'rollowi. Caramel obycz., 2007 r. reż. Nadine Labaki 25 maja, godz. 14.00, 17.45 Renoir Brunswick Shopping Centre, Brunswick Square, WC1N 1AW Historia pięciu libańskich kobiet, z których każda próbuje poradzić sobie z ograniczającym je systemem społecznym, w którym przyszło im żyć. Forgetting Sarah Marshall kom., 2008 r. reż. Nicholas Stoller 23-27 maja godz. 12: 10, 14.50, 17.30, 20.10
MegaYoga zaprasza:
Peggy Seeger + Norma Waterson + Martin Carthy + Mike Waterson 24 maja, godz. 20.15 Irish Cultural Centre, Blacks Rd, Hammersmith, W6 9DT Bilety: £12 Na jednej scenie wystąpią jedni z najlepszych muzyków folkowych na świecie. FESTIWAL GLOBAL LOCAL: Ska Cubano + Rhythms Of The City + Back To The Planet i inni 25 maja, godz. 13.00-22.30 Wstęp wolny! Paradise Gardens, Victoria Park, Old Ford Road, E3 5TB Jamajskie ska, muzyka kubańska (mambo, calypso, merengue, rumba), gorące rytmy karnawału w Rio, ska-punk, gospel house, bluegrass i inne odmiany brzmień spoza popowego mainstreamu. Ashley Walters + MC Harvey + Soweto Kinch
Cantuaria, Carlos Lyra, João Donato, Roberto Menescal, Celso Fonseca, Joyce Mano De Dios + Joy Zipper + This Is Radio Freedom 27 maja, godz. 20.00-1.00 Proud Galleries, The Stables Market, Chalk Farm Road, NW1 8AH Bilety: £10 Muzyka pozytywnych brzmień flamenco/Latin rock/Manu Chao. Krystian Zimerman 27 maja, godz. 19.30 Royal Festival Hall, Belvedere Road, South Bank, SE1 8XX Bilety: £9-£50, rezerwacja: 08703 800 400 Zimerman zagra Bacha, Beethovena, Brahmsa oraz Szymanowskiego. Led Bib 28 maja, godz. 19.00 Corsica Studios, Units 4/5 Elephant Rd, SE17 1LB Bilety: £8 Pięcioosobowy band grający zadziorny funk z mocnymi wpływami free jazzu spod znaku Ornette Colemana i Johna Zorna. Dla miłośników Yassu Tymańskiego i brzmień Pink Freud.
Piranha Heights Soho Theatre, 21 Dean St, W1D 3NE Wstęp: £17,50/£15, rezerwacja: 0870 429 6883 Sztukę wyreżyserowała Lisa Goldman, ta sama, która niedawno przeniosła na scenę dramat Doroty Masłowskiej. Jest Dzień Matki, ale matka nie żyje. Teraz jej dwaj synowie wspominają ją w domu, gdzie spędzili dzieciństwo. The Harder They Come Playhouse Theatre, Northumberland Avenue, WC2N 5DE, Londyn Wstęp: £10-£32,50, rezerwacja: 0870 040 0046 Reggae musical, pełen klasyków: You Can Get It If You Really Want, Rivers Of Babylon i The Harder They Come.
spotkania BFI Southbank i POSK zapraszają na wykład:
31 High Street, Ealing Broadway, W5 5DB Wstęp wolny! Autorka książki „Emigrantka z wyboru. Opowieść londyńska”.
już wkrótce Fotografie z Maroka Mariusz Czajkowski Wernisaż: 1 czerwca, godz. 17.00 Jazz Cafe POSK 238-256 King Street, W6 0RF Fotografie podróżnika i abstrakcjonisty ukazujące Maroko, którego nie znamy. Buch International Promoters zaprasza: EURO 2008 FOOTBALL TV LIVE SHOW
Wspieramy młodych piłkarzy z polonijnej szkółki London Eagles F. C. www.londoneaglesfc.co.uk CARGO 83 Rivington Street, Shoreditch, EC2A 3AY Wstęp wolny! Dla kibiców Polskiej Reprezentacji: 2 sale, ogród, duże ekrany + lcd tv, loteria fantowa: koszulki, piłki, szaliki, flagi, kiełbaski i oscypki z grilla. Polska obsługa i piękne hostessy. PUNO zaprasza:
Twórczość Andrzeja Wajdy
28 maja, godz. 21.00-2.00 Bellushi's, 28 Hammersmith Broadway, London W6 7AB Wstęp wolny! DJ Grendy: house, electro, tech house, progressive house. W barze czekają elektryzujące drinki.
25 maja, godz. 18.30 Jazz Cafe POSK Wstęp wolny! Michael Brook, który niedawno przeprowadzał wywiad z Wajdą dla Sight & Sound, zaprezentuje ilustrowane fragmentami filmu wprowadzenie do twórczości tego reżysera.
wystawy Duchamp, Man Ray, Picabia Do 26 maja! Tate Modern, Bankside, SE1 9TG Codziennie: 10.00-18.00, pt. i sb. do 22.00 Bilety: £11 Wystawa, która odkrywa wzajemne relacje i inspiracje, które łączyły trójkę tych wybitnych artystów z początków XX wieku. Leon Kossoff Michael Richardson, 84 St Peter's St, N1 8JS, Londyn Wt-sb, 11.00-19.00 Kossoff urodził się w Londynie i to miasto było dla niego największą inspiracją. Tu żył i malował swoje ekspresjonistyczne prace.
do 25 maja! Courtauld Institute, Somerset House, The Strand, WC2R 0RN Codziennie 10.00-18.00 Bilety: £5 Obrazy Augusta Renoira i Edgara Degas oraz Mary Cassatt, amerykańskiej malarki doby impresjonizmu.
Pół wieku Bossa Novy Vanity Fair Portraits 26 maja. godz. 19.30 Barbican Theatre, Silk St, London, EC2Y 8DS Bilety: £10-£30, rezerwacja: 0845 120 7550 W koncercie wystąpią wybitni brazylisjcy muzycy bossa novy: Vinicius
teatr
Groove Coctail
Renoir at the Theatre 25 maja, godz. 21.00-3.00 Carbon, Old Quebec Street Marble Arch, W1C 1LZ Bilety: £15 Rap, R&B i jazz, wystąpi m.in. brytyjski saksofonista Soweto Kinch, często i nie bez przesady nazywany Coltranem młodego pokolenia.
Portrety słynnych ludzi, robione przez równie słynnych fotografów. Zdjęcia te obejmują okres od 1913 roku, czyli od początku istnienia magazynu Vanity Fair, aż do dzisiaj.
do 26 maja! National Portrait Gallery, St Martin's Place, WC2H 0HE Codziennie 10.00-18.00, czw. i pt. do 21.00 Bilety: £10
Księgarnia Polish Books zaprasza: Spotkanie z Daną Parys-White
31 maja, godz. 16.00
Wieczór pamięci prof. Mieczysława Paszkiewicza
„Wiersze z Gusen – pegaz w obozie zagłady” 3 czerwca, godz. 18.30 Sala Malinowa, POSK Bilety: wolne datki Pulse Festival: Anna Maria Jopek 10 czerwca, godz. 19.30 Queen Elizabeth Hall, Belvedere Road, SE1 8XX www.southbankcentre.co.uk
26
23 maja 2008 | nowy czas
czas na relaks
” ORGANIC, CZYLI NATURALNY
» Tydzień temu w artykule padło słowo
mANIA GOTOWANIA Mikołaj Hęciak emat jest od pewnego czasu modny, szczególnie tutaj, na Wyspie. Co i rusz dzielące społeczeństwo dyskusje na temat zdrowego odżywiania i stylu bycia zaprzątają główne łamy gazet. Z jednej strony mamy galopujący kapitalizm, poszukiwanie maksymalnego zysku, podnoszenie wydajności plonów czy „ekonomiczne” metody hodowli zwierząt. Z drugiej rosnącą świadomość społeczeństwa odnośnie bardziej przyjaznego nie tylko odżywiania i dbania o własną osobę, ale i o warunki hodowli i produkcji produktów pochodzenia i zwierzęcego, i roślinnego. Słowo organic stało się synonimem żywności drogiej, na którą mogą pozwolić sobie tylko ludzie zamożni i trudno dostępnej w masowej ofercie supermarketów. A wcale tak być nie musi. Jedną z podstawowych zasad kupowania takiego rodzaju żywności jest jej sezonowość. Tzn. kupowanie produktów spożywczych w zgodzie z naturalnym czasem zbioru. Duże sklepy, szczególnie w większych miastach, „rozpieszczają” konsumentów dostępnością produktów przez okrągły rok. Przecież np. truskawki można dostać w każdej chwili, nawet w zimie. Wychodząc naprzeciw klientom sklepy nie tylko zapewniają stałość dostaw, ale rozszerzają asortyment i dziś na półce znajdziemy zamiast jednego rodzaju produktu, wiele jego odmian. Z pewnością jest to duże ułatwienie i urozmaicenie i właściwie powinniśmy się z tego tylko cieszyć. Ale piszę o tym po to, by zaznaczyć, że ciągle mamy możliwość wyboru produktów niezależnie od tego, jak ograniczony jest rynek dookoła nas albo jak bardzo obfity. Inna sprawa to nabywanie u źródła, czyli bezpośrednio od producenta. Oczywiście odwiedzanie lokalnych targów i ryneczków nie zawsze jest po drodze, ale istnieje też coś takiego jak box scheme delivery, czyli jak za dawnych czasów – dostawa butelki mleka pod drzwi. Korzystanie z takiego rozwiązania może czasami okazać się nawet tańsze niż kupowanie w supermarkecie, nie wspominając o oszczędności czasu. Powyższe uwagi mają zastosowanie do warzyw i owoców. Z mięsem jest trochę inaczej. Rzeczywiście jest droższe, ale też jest lepszej ja-
T
„organic”. Dzisiaj to słowo zostanie powtórzone jeszcze kilka razy. I zachęcam drogich czytelników do przysyłania listów na temat tzw. organic food.
kości. I tutaj znajduje zastosowanie jeden ze współczesnych trendów dietetyki i odżywiania, by mięso traktować bardziej odświętnie, czyli ograniczyć jego spożycie, szczególnie w przypadku mięsa czerwonego. A także wykorzystywać w jadłospisie mniej szlachetne kawałki mięsa, np. zamiast piersi z kurczaka, wykorzystać nóżki, a zamiast mięsa na stek, wybrać takie na gulasz. Jeszcze inną możliwością obniżenia kosztów jest kupowanie na spółkę, w kilka osób. Wracając do roślin, można je uprawiać na własną rękę w przydomowym ogródku. Choć może byliśmy przyzwyczajani do takiego rozwiązania w Polsce, tutaj brzmi ono dość abstrakcyjnie. Niemniej jednak są Anglicy, którzy chwalą sobie to zajęcie i poświęcają mu sporo czasu. Korzystając z możliwości wyboru warzyw sezonowych, do dzisiejszego przepisu wybrałem szparagi. Te uprawiane w Anglii, zbierane są w maju i czerwcu.
SZPARAGI W SOSIE HOLENDERSKIM Sos ten należy do wielkiej piątki sosów podstawowych, służących za punkt wyjścia dla wielu innych. Powstaje dzięki połączeniu masła, żółtka i soku z cytryny. To klasycznie. Istnieją jednak przeróżne modyfikacje. Dziś proponuję z dodatkiem soku jabłkowego. Na dwie osoby potrzebujemy: pęczek szparagów, około 60 ml soku jabłkowego, 70 g niesolonego masła, jedno duże żółt-
ko, sól (najlepiej morska), pieprz (najlepiej cayenne), kilka kropli cytryny. Warzywa gotujemy na parze albo w lekko osolonej wodzie (najlepiej w pozycji pionowej, ale niekoniecznie). W rondlu doprowadzamy wodę do wrzenia na małym ogniu. Na tak przygotowaną łaźnię wodną kładziemy miskę, w której ubijamy energicznie żółtko (może być z dodatkiem łyżki wody). Gdy będzie już „puszyste”, dalej ubijając dodajemy sok jabłkowy (wcześniej odparowany do połowy objętości i przestudzony). Na koniec powoli stopniowo dodajemy roztopione masło. Jeżeli masło zacznie się warzyć, możemy uratować je przez dodanie 23 łyżek zimnej wody i przez dalsze ubijanie. Możemy pominąć etap z dodawaniem soku. Doprawiamy solą i pieprzem i wkrapiamy kilka kropli soku z cytryny dla smaku. Sos ten możemy podawać też z karczochami czy innymi warzywami, a także z rybami, czy białym mięsem. Zależnie od kombinacji możemy modyfikować dodatki i przyprawy osiągając bardzo miłe dla podniebienia efekty. Same szparagi mogą posłużyć za wykwintny początek posiłku. Mogą też uzupełnić danie główne. Na zdjęciu: smażony halibut, z ryżem basmati, puree z kalafiora i szparagami z dodatkiem sosu holenderskiego. Halibut jest największą z tzw. flat fish. Ma białe, delikatne mięso, świetnie wypada podawany właśnie z sosem holenderskim, a sezon na tę rybę zaczyna się już w czerwcu i trwa aż do marca. Może być i pieczony, i smażony, a także gotowany (poached).
My, dziennikarze, wiemy dobrze, że nic tak nie plami jak atrament. Adam Michnik
|27
nowy czas | 23 maja 2008
czas na relaks sudoku
średnie
łatwe
3 6 5 4 9 7 5 4 8 6 7 2 3 9 1 7 6 4 8 7 8 9 5 8 4 9 1 9 2 7 1 7 5 8 4 3
trudne
7 2 3 8 6 1 3 2
1 3 2 7 4 5 2 8
6 9 2 5 4 8
4 7
5 7 3 9 4 2 1 8
8 6 2 5
8 1 2 9
9
7 7 2 3 6
8 2 5 6 1 7
9 7 3 4 1 7 8 5
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 Zdrowie jest dobre i systematycznie będzie się poprawiać. W pierwszych dniach tygodnia będziesz mieć mało energii, ale za to dobrą kondycję. Pod koniec tygodnia całe niebo zacznie pracować na Twoje zdrowie i samopoczucie. Oszczędnie gospodaruj siłami. W odżywianiu wprowadź dużo owoców – podsycaj uczucia i wprowadź też więcej romantyzmu.
BYK
20.04 – 20.05
Ta ki czas, ta ki ty dzień, ta kie dni zda rza ją się raz na kil ka lat. Wspól ne od dzia ły wa nie pla net po zwo li na wet prze no sić gó ry, wspi nać się na ich nie osią gal ne do tąd szczy ty. Każ de mu po win no przy da rzyć się coś nie zwy kle po zy tyw ne go i nie po wta rzal ne go. Wy star czy po pro stu chcieć być szczę śli wym i wy ko rzy stać tę przy ja zną au rę, a tym sa mym za pew nić so bie coś cen ne go na przy szłość.
BLIŹ NIĘ TA 21.05 – 21.06
Cho dzą Ci po gło wie ja kieś no we po my sły, ob my śli łeś plan, ale z je go re ali za cją cze ka łeś na od po wied nią chwi lę – na de szła w tym ty go dniu. Ru szaj do przo du! Te raz masz wszyst ko, cze go Ci po trze ba, aby od nieść suk ces, choć z dru giej stro ny po wi nie neś wie dzieć, że nie mo żesz li czyć na szcze gól ny fart. Nie cze kaj na za pro sze nie ani na okla ski, tyl ko wy każ się przed się bior czo ścią.
RAK 22.06 – 22.07
GA WA 23.09 – 22.10
ZIO RO ŻEC
KO 22.12 – 19.01
To, co te raz w tym ty go dniu osią gniesz, bę dzie tyl ko Two ją za słu gą, efek tem pra co wi to ści, wy so kich kwa li fi ka cji, do bre go za pla no wa nia ko lej nych po su nięć. Mo żesz prze ży wać licz ne wa ha nia i roz ter ki za wo do wo -fi nan so we. Ale się zbyt nio nie przej muj, to jest tyl ko kry zys tym cza so wy i za raz mi nie.
Nad mier ne prze cią ża nie or ga ni zmu w tym mie sią cu mo że za koń czyć się je go straj kiem ge ne ral nym. Mo że cie być szcze gól nie wraż li wi na zmia ny po go dy oraz do le gli wo ści zwią za ne z ar tre t y zmem i krę go słu pem, a tak że mo że Wam do ku czać bez sen ność. Za dbaj cie o wraż liw szy niż zwy kle układ tra wien ny.
Za dbaj o zdro wie, a tak że po myśl o pie lę gna cji cia ła, wło sów, ce r y i kon dy cji fi zycz nej. Za dbaj o ruch naj le piej w le sie, na wy ciecz kach ro we ro wych, spa cer kach i grzy bo bra niach. Przez je den dzień jedz tyl ko owo ce lub wa rzy wa. Lwy, w któ r ych ży ciu du żo się bę dzie dzia ło, po win ny za trosz czyć się głów nie o swój prze wód po kar mo wy.
Pierw sza po ło wa ty go dnia nie wpły nie zna czą co na Two je ży cie, dru ga bę dzie zna ko mi ta, gdyż bę dzie ema no wa ła z Cie bie do bra ener gia i kie ro wać się bę dziesz in tu icją. To też do pie ro wte dy moż na zmie nić mę ża czy żo nę, pra cę. Nie ste t y, czę sto dzia łasz wbrew swo im moż li wo ściom, ucie kasz od pro ble mów i za miast do rów no wa gi – do cho dzisz do cha osu.
Nic nie wró ży dra ma tycz nych roz stań, łez ani nie sym pa tycz nych sy tu acji. Sa mot ne Wa gi mo gą być spo koj ne, nie gro żą jej ser co we po mył ki, nie wła ści we wy bo ry, czy też źle ulo ko wa ne uczu cia. Mo żesz wy plą tać się z tych ukła dów, któ re nie speł nia ją ocze ki wań. Ła twiej też bę dzie o prze lot ny flirt, któ ry ni ko mu nie zła mie ser ca.
Wciąż się wa hasz, czy od dać ko muś swo je ser ce i czy to aby ta je dy na wy bra na oso ba, prze zna czo na tyl ko dla Cie bie. Z pew no ścią te raz mo że cie za cząć two rzyć zgra ny du et. Ozna cza to, że ro sną Two je szan se na szczę śli we ulo ko wa nie uczuć. War to na stro szyć piór ka. Je śli je steś ko bie tą, po myśl o pod kre śla ją cych za le ty syl wet ki stro jach, o zmy sło wych per fu mach i o uwo dzi ciel skim ma ki ja żu.
Za cznij od „upo rząd ko wa nia te re nu”. Grun tow ne sprzą ta nie w biur ku i w no te sie jest nie zbęd ne. Z wcie le niem w ży cie no wych po my słów po wi nie neś się jesz cze wstrzy mać. Bądź ostroż ny, wcho dząc w spół ki lub na wią zu jąc z kimś in ną for mę współ pra cy, bo mo żesz się za wieść. W urzę dzie roz bro isz naj bar dziej nie sym pa tycz ną urzęd nicz kę.
Mó wiąc bez ogró dek, mo żesz mieć te raz pro ble my z do cho wa niem wier no ści. Oczy wi ście tyl ko wte dy, gdy Twój zwią zek prze ży wa kry zys lub gdy part ner nie za spo ka ja Two ich istot nych po trzeb. Twój naj więk szy pla ne tar ny so jusz nik – We nus – od po ło wy mie sią ca świe cić bę dzie głów nie dla Cie bie. Wy ko rzy staj to.
LEW 23.07 – 22.08 NA PAN 23.08 – 22.09
PION SKOR 23.10 – 21.11
LEC STRZE 22.11 – 21.12
Zo dia kal ne Ko zio roż ce w tym ty go dniu ma ją szan sę na uzy ska nie sa mo dziel no ści w pra cy, więk szej swo bo dy, lep sze go cza su pra cy al bo na do ko na nie wie lu uspraw nień w swo im oto cze niu. Sa turn przy czy ni się do te go, że Two je ży cie za wo do we nie bę dzie usła ne ró ża mi. Tak że ży cie ro dzin ne bę dzie peł ne za ża leń, pre ten sji i kłót ni. Nie daj się spro wo ko wać.
NIK WOD 20.01 – 18.02
BY
RY 19.02 – 20.03
28|
23 maja 2008 | nowy czas
jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? aBy ZamiEścić oGłosZEniE komErcyjnE skontaktuj się z
oGłosZEnia ZwykłE aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię”, „Szukam pracy”, „Kupię”, „Sprzedam”, „Mieszkania do wynajęcia”, „Oddam za darmo”, „Towarzyskie” wyślij SMS: nc + treść ogłoszenia (np. nc oddam kota...) na numer 87070. Otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo cOrrecT.
ia Ogłoszen e w o k ram 0. 1 £ d już o O I N A T NIE! I W YGOD rtą! Zapłać ka
działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
w ramce kolorowe
do 15 słów
£10
£15
do 30 słów
£15
£25
koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)
DOcKlanDS Se16. Jasne, nowoczesne 1 bedroom flat. Umeblowane. Odnowione. 4 minuty od stacji canada Water, blisko Surrey Quays Shopping centre. £875/msc + opłaty. Tel. 0774 9681 223. nOrTHOlT. Wynajmę ładne pokoje spokojnym, niepalącym osobom. blisko metra, living room, ogród, 1-osobowy £70, 2-osobowy £120. Tel. 0798 494 1105. STraTfOrD/fOreST GaTe. Dla pary pokój z polską Tv (cyfrowy Polsat) i internetem. Wysoki standard, po remoncie, miejsce parkingowe. cena £120/tyg. Tel. 0799 991 9797 ac TOn TOWn, bol lo la ne W3, 2-osbo wy, kom for to wy po kój dla pa ry, dwa tyg. dep., 125/tyg. Tel. 0797 6354 659. MI le enD (dru ga stre fa, 5 min. do sta cji, trzy li nie me tra). Dwu oso bo wy po kój w ume blo wa nym, czy stym miesz ka niu z in ter ne tem. £55/os./tyg. ra chun ki wli czo ne. Tel. 0790 454 6630. WeST fer ry, MI le enD. Miej sce dla chło pa ka £55/tyg. Du ża dwój ka z bal ko nem, w ume blo wa nym miesz ka niu z in ter ne tem. ra chun ki wli czo ne. Tel. 0790 454 6630. HacK ney cen Tral, claP TOn (dru ga stre fa). Je dyn ka £70/tyg. Du ży, dwu oso bo wy po kój, £110/tyg. ra chun ki wli czo ne. 7 min. do sta cji. Tel. 0790 454 6630. HenDOn, duża dwójka do wynajęcia w czystym i spokojnym mieszkaniu. 5 min. do stacji metra Hendon central. rachunki wliczone, £120/tyg. Tel 0781 8415 748. PlaISTOW. STraTfOrD. 7 min. do stacji. Dwójki £90-120/tyg. Duże jedynki £75-80/tyg. w umeblowanym domu z ogródkiem (internet). rachunki wliczone. Tel. 0790 4546 630. leyTOnSTOne. Dwuosobowy pokój 120/tyg. i jedynka £75/tyg. W czystym, spokojnym mieszkaniu na cztery osoby. 7min do stacji. rachunki wliczone. Internet. 0796 961 8349. KIl bUrn ParK /SWISS cOT Ta Ge. 2osbo wy du ży po kój na ab bey rd, nW6, dru ga stre fa. Kom fort , Tv, in ter net. ra chun ki wli czo ne. £130/tyg. Tel. 0797 6354 659. POPlar, all SaInTS. 5 min. do stacji. Dwie duże dwójki £110 i 120/tyg. MIle enD - dwójka £110/tyg. W umeblowanym mieszkaniu (internet). rachunki wliczone. 0790 4546630
ZatrudniĘ OrIflaMe – zostań konsultantką. Zero wpisowego, zero ryzyka. Zarabiaj i ciesz się swoją dodatkową pracą. Iwona, 0789 2895 852, chmielewska83@o2.pl
Pra ca w ochro nie dla każ de go. Or ga ni zu je my kur sy ochro ny spe cjal nie dla Po la ków. Dla swo ich kur san tów pra ca. Panie mi le wi dzia ne. Tel. 0793 144 2707. avOn – zo stań kon sultantką w UK i dołącz do mo jej pol skiej gru py! Su per za sa dy współ pra cy, pra ca ła twa i do cho do wa od za raz, bez ry zy ka – sprawdź! Mag da, tel. 0772 7062239. Zarób 10-30 f/h w ochronie. Kursy ochrony specjalnie dla Polaków. Szybko, panie mile widziane. niewymagany nIn!!! Dla swoich kursantów Praca!!! Tel. 0793 144 2707.
FiZjotErapia, masaż leczniczy. Bóle kręgosłupa, bóle stawów, nerwobóle. małGorZata tEl. 0793 3388935
GaBinEt mEdycyny naturalnEj skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergoterapia. Barking, London. tEl: 0208 5957737, 0795 867 7615.
sprZEdam GaZ ObrOnny paraliżujący. Pracujesz do późna, mieszkasz w nieciekawej okolicy, czujesz się niepewnie? Odbiór na stacjach metra. cena £15. Tel. 0789 2430 359 UrZąDZenIe do nauki języków obcych (SITa) sprzedam. W zestawie płyty cd + książki do nauki języka angielskiego (od podstawowego po zaawansowany). cena 150 funtów. Tel. 0775 1547 350.
POLFILM.CO.UK Sprzedaż polskich f ilmów DVD w Wilekiej Brytanii W ofercie posiadamy wiele polskich filmów z angielskimi napisami Doskonaly prezent dla znajomych z całego świata
Atrakcyjne ceny!!! Odwiedź nasz sklep online
www.PolFilm.co.uk
laBoratorium mEdycZnE: thE path laB kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. Ekg, Usg.
masaŻE lEcZnicZE, Ustawianie kręgow, rehabilitacja gaBinEt Joanny i tomasza Palackich 15 Periwood Crescent, UB6 7FL Perivale – London. rejestracja: 07841 668 442
162d hiGh strEEt hounslow tw3 1BQ 0208 814 1013 moBilE: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk
polskiE Biuro rozliczenia podakowe, rezydentura,zasiłki, tłumaczenia. Pomoc przy wypełnianiu formalności związanych z rejestracją oraz ni. karta Cis. rejestracja samozatrudnienia. skutecznie i solidnie. kontakt: 0750 145 5897; 0207 2724864
tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616
Zapraszamy na kurs tańca towarZyskiEGo l-stopnia dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca, szkółka tańca towarzyskiego dla dzieci. najbliższy kurs rozpoczyna się 14 czerwca o godz. 16.30 tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk
paZnokciE akryl, żel, manicure, pedicure, hEnna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, greenford. Pięć lat doświadczenia. monika tel. 0783 541 2859
usłuGi Hydraulik z wieloletnim doswiadczeniem wlasne narzedzia transport przyjmie prace lub zlecenie. Tel 0791 901 6887.
Biuro ksiĘGowE zwrot podatków Pełna księgowość dla sE/Ltd Wnioskowanie o rezydenturę n.i.n, C.i.s., C.s.C.s. Benefity
proFEsjonalnE FryZjErstwo, strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, west acton, tel. 0786 2278729
tłumacZ prZysiĘGły szybko, niedrogo. adres: suite 103, 20 Lavington street, London sE1 0nn (London Bridge). tEl. Biuro: 0207 9282 558; komÓrka: 0789 4802 777. Email: inFo@traductio.co.uk
domowE wypiEki Masz urodziny, imieniny, komunię dziecka? nie masz czasu? zrobię to za Ciebie. gwarancja jakości oraz niskiej ceny. Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu aGata tel. 0795 797 8398
&
komplEksowE rEmonty kuchni i łazienek (hydraulika, kafelki, panele, elektryka). 0777 455 8445
van
wrÓŻka samira Z EGiptu mówiąca po polsku. Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. daj sobie pomóc. nie czekaj! dzwoń! tel. 0208 826 5074
montaŻ, naprawa oraz wszelkie przeróbki instalacji wodnokanalizacyjnych oraz centralnego ogrzewania. 0777 455 8445
ElEktryka samochodowa
komputErowa tEl: 0788 155 2350
antEny satElitarnE Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. anteny telewizyjne. Polskie ceny. tel. 0751 526 8302
wywÓZ śmiEci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free transpol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrZEj
taniE prZEprowadZki i transport na lotniska duży Van, fachowa i profesjonalna obsluga ZadZwon i sprawdZ!!! tEl: 0785 702 8946
£25/h minimum 2 hours
0779 158 2949
man
miEsZkaniE do wynajĘcia
|29
nowy czas | 23 maja 2008
ogĹ&#x201A;oszenia How to apply: You can apply for this job by telephoning 01453 829789 and asking for Marta Kosno. OFFICE ASSISTANT
job vacancies TEACHING ASSISTANT LEVEL 2 Location: STRATFORD UPON AVON WARWICKS. Hours: 26.25 HOURS PER WEEK MONDAY TO FRIDAY - DAYS TERM TIME ONLY Wage: ÂŁ8,848 - ÂŁ10,383 PER ANNUM Work Pattern: Days Employer: Warwickshire County Council (Schools) Closing Date: 06/06/2008
Description: Required as soon as possible to help small groups of pupils to learn English across KS1 and 2, knowledge of Polish is an advantage. Successful applicants are required to provide a enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by applicant. How to apply: Application forms and further details are available from the Head Teacher or school office. You can apply for this job by sending a CV/written application to Thomas Jolffe School at Warwickshire County Council (Schools), HR Service Centre, Wedgnock Ho, Wedgnock Lane, WARWICK, CV34 5AP. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. ENGLISH TEACHER Location: CHELTENHAM GLOUCESTERSHIRE Hours: 2 HOURS PER WEEK EVENINGS OVER MONDAY TO FRIDAY Wage: ÂŁ150.00 PER MONTH Work Pattern: Days , Evenings Employer: Omega Selection Services Ltd Closing Date: 29/05/2008
Description: Must have previous experience in teaching English Language, Polish language would be an advantage. Job will involve teaching a small group polish adults in a working environment. This is a temporary job for 3 months. Will be based in Toddington. To apply email cv with cover letter to; marta.kosno@omegaresource.co.uk
Location: SOUTHALL, MIDDLESEX Hours: 20 PER WEEK MONDAY TO FRIDAY BETWEEN 9AM TO 5PM Wage: NEGOTIABLE BASED ON EXPERIENCE Work Pattern: Days Employer: Robin Singh and Co Solicitors
Description: Must have good communication skills. This position requires the applicant to be fluent in the Polish language due to client requirement. Duties include, answering the telephone, meeting and greeting clients, booking meetings, assisting the senior partner and all other associated tasks. This position is subject to an eight week probation period. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Rajhwinder Singh at Robin Singh and Co Solicitors, Justice Building, 2nd Floor, 47 King Street, Southall, UB2 4DQ or email application only to contact@robinsolicitors.com. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. FARM SUPERVISOR Location: WOLVERHAMPTON Hours: 40 PER WEEK Wage: ÂŁ7 - ÂŁ10 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Extra Personnel Closing Date: 01/07/2008
Description: A local multi million pound business seeks keen and enthusiastic farm supervisors to work indoors and outdoors. Duties to include monitoring key performance indicators of fruit and vegetable pickers and packers. Must be able to speak Lithuanian, Polish and English languages. Working to production targets and planning staffing levels to suit the required production orders. Recruiting and retaining production operatives and working closely with the company director to achieve set goals and ambitions of the company. Ideally suitable candidates would have an agricultural background. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01902 828282 and asking for Gareth Nichols.
POLISH SPEAKING CUSTOMER SERVICE Location: Nationwide Hours: over 5 days, between 8am and 4pm Wage: ÂŁ6.00 to ÂŁ7.00 per hour Work Pattern: Days Employer: Service 800 UK Ltd
Description: An international Service Quality Management company requires a Polish speaker with good telephone manner. YOUR ROLE Your will assess the opinions of customers with regard to recent service levels and support experiences provided to them by our multinational clients and their service partners. You will also be required to translate the customer's comments into English. REQUIREMENTS The ideal candidate will be able to speak Polish fluently and will enjoy talking to people on the phone, has good communication skills and minimum of 30 words per minute typing speed. You will have a professional approach and give attention to detail. You will be able to multi-task and can manage alone with remote support, as the role involve working FROM HOME. You must have or have continual access to a PC with Internet and fixed BT telephone line. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Katia Towanou at Service 800 UK Ltd, 13 Dufferin Str., London, EC1Y 8NA. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. CARE ASSISTANTS Location: HUDDERSFIELD Hours: Various Wage: DOE Work Pattern: Days, Evenings, Nights, Weekends Employer: Aims Recruitment Closing Date: 26/06/2008
Description: Care Assistants & Domestic Assistants required for a Polish Speaking Nursing Home. Candidates should be able to communicate Polish and English effectively. Experience preferred but not essential, as full training is provided candidates need to be passionate about caring for the residents and making a difference to them. The duties for the Care Assistants role is supporting the residents, interacting, reading books to
them, and taking them into the garden. The duties for the domestic Assistants is cleaning, vacuuming, tidying after the residents You may be required to carry out both the duties of the two roles. All applications by CV interviews held in Bradford How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Emma Griffin at Aims Recruitment, 43 Cheapside, 2nd Floor Cheapside Chambers, Bradford, West Yorkshire, BD1 4HP, or to emma@aimsrecruitment.co.uk. POLISH SPEAKING TEACHING ASSISTANT Location: SUTTON-IN-ASHFIELD Hours: Term-time only Wage: ÂŁ50 - ÂŁ60 per day Work Pattern: Days , Term-Time Employer: Teachers UK Employer RefTUK571 Closing Date: 15/08/2008
Description: A polish speaking Teaching Assistant is required for a primary school in Sutton-in-Ashfield. You will be expected to work in all year groups across both Key Stages. The successful candidate should have some experience of working with children in an education setting and an NVQ would be advantageous but is not essential. The school has approximately 246 pupils on roll and is based just outside Sutton-inAshfield town centre. How to apply: If you are interested in this position, or something similar, please contact Laura Shaw on 01623 404229 or e-mail laura.shaw@teachers-uk.co.uk. Teachers UK offer free CRB checks and will contribute towards your GTCE registration. Tax and travel incentives are also available. SALES ASSISTANT Location: WEST EALING, LONDON. Hours: 42.5 PER WEEK. 9.00 AM - 6.30 PM. FIVE DAYS FROM SEVEN. Wage: ÂŁ12,200.00 PER ANNUM + COMMISSION. Work Pattern: Days , Weekends Employer: Phones 4 U.
Description: Must have excellent command of the English language and to be conversant in Polish would be highly desirable. Must be well presented as will be customer facing. Recent sales experience would
be preferable but not essential as full training will be provided. The duties will be to advise customers, cash handling, till operation and some house keeping duties. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0208 8402431 ext 0 or 0772 7259600 ext 0 and asking for AJ Khurana. RECEPTIONIST/VIEWER Location: EAST HAM, LONDON Hours: 40 HOURS PER WEEK 5 DAYS FROM 7, DAYS/EVENINGS Wage: COMPETITIVE RATES OF PAY Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Swayam Property Service
Description: Applicants must have administration or customer service experience. A full driving licence is essential. The ability to speak Polish or another Eastern European language would be an advantage. Duties include dealing with tenant/landlord requests and booking viewings. Other duties are dealing with telephone enquiries and general administration. The wage is negotiable and will be discussed at interview. The role may involve working evenings on occasions. Possible work trial for suitable clients. Further help and support may be available please contact you adviser or local jobcentre quoting opportunity number RSQ 2269 How to apply: You can apply for this job by telephoning 0208 4717049 ext 0 or 07810 306975 ext 0 and asking for Sheeba Kumar.
COOK/CHEF Location: COVENT GARDEN, LONDON Hours: 40-48 PER WEEK, 6 DAYS OVER 7, BETWEEN 10.00AM-9.30PM Wage: ÂŁ7.50 PER HOUR Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Prince of Wales
Description: The successful applicant must have previous experience of being a chef or cook. The duties will include cooking and preparing food, keeping the area clean and tidy and any other related duties. A knowledge of the Polish language would be an advantage. How to apply: to apply please call Steven on 0207 8365183 or e-mail your cv to 0659unit@thespititgroup.com
Eur E opa Europa w obie str ony od o strony
bru t t o / z podatkami datkami brutto
'R ]REDF]HQLD 7HUD] ]ZLHG]LV] (XURSÂ? Z ]DVNDNXMjFj QLVNLHM FHQLH :DUWR SU]HĂ&#x2020;\o WDNj FKZLOÂ?
Poltours Central and Eastern Europe Specialists www.poltours.co.uk 0208 810 5625
30|
nowy czas | 23 maja 2008
port FINAŁ LIGI MISTRZÓW
Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl
MANCHESTER UNITED – CHELSEA LONDYN 1:1 (1:1,1:1) KARNE 6:5
bieg na przełaj
Puchar dla Manchesteru
Rozstawiona z numerem
drugim Agnieszka Radwańska awansowała do półfinału turnieju WTA w Stambule. W meczu III rundy Polka pokonała 1:6, 6:2, 6:4 Słowenkę Andreję Klepac.
Daniel Kowalski
Gazeta Quote przyjrzała się
Ten sukces to po części moja zasługa – powiedział tuż po meczu bramkarz reprezentacji Polski, Tomasz Kuszczak. Polak ma sporo racji w tym co mówi. W tegorocznej edycji Ligi Mistrzów zagrał bowiem aż pięć meczów. W finale piłkarskiej Ligi Mistrzów, który rozegrany został na moskiewskich Łużnikach, Manchester United wygrał w rzutach karnych z Chelsea Londyn 6:5. W regulaminowym czasie gry wynik był remisowy, 1:1. To pierwszy w historii finał LM z udziałem dwóch angielskich drużyn. Trudno było wskazać faworyta wczorajszej potyczki. Nawet bukmacherzy okazali się w tej materii niezdecydowani. Większość stawiała na Manchester, kilka firm faworyzowało jednak stołeczną Chelsea. Pierwsza odsłona specjalnie nie zachwyciła. Optyczną przewagę posiadali podopieczni Alexa Fergusona, ale niewiele z niej wynikało. Obraz meczu zmienił się nieco dopiero po wspaniałym golu Cristiano Ronaldo w 26 minucie meczu. Warto zaznaczyć, iż było to dopiero pierwsze celne uderzenie jakiegokolwiek piłkarza Manchesteru w tym meczu. Kilka minut później mogło być już 2:0, ale Carlos Tevez, choć mocno, strzelił wprost w ręce Petra Cecha. Stare piłkarskie porzekadło mówi, iż niewykorzystane okazje zawsze się mszczą i tak też było w tym przypadku. Pod koniec pierwszej połowy dał znać o sobie Frank Lampard, który precyzyjnym strzałem doprowadził do wyrównania. W drugiej połowie częściej atakowali piłkarze z Londynu, ale bardzo dobrze dysponowany był Van Der Saar. O wszystkim rozstrzygnąć miała więc dogrywka. Ta jednak również nie wyłoniła zwycięzcy. Zamiast bramek sporo było przepychanek. Efektem jednej z nich była czerwona kartka dla Didiera Drogby. Na cztery minuty przed zakończeniem meczu reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej uderzył piłkarza rywali, za co otrzymał czerwony kartonik. W karnych wydawało się, że górą będą The Blues. Pierwszy pomylił się bowiem Cristiano Ronaldo z Manchesteru. W przedostatniej serii poślizgnął się jednak John Terry i o wszystkim zadecydowała dodatkowa seria. A w niej wysokiej presji nie wytrzymał doświad-
zeznaniom finansowym holenderskich piłkarzy urodzonych po 1967 roku. Okazało się, że największy majątek (wart 63 mln euro) zgromadził były gwiazdor Arsenalu Dennis Bergkamp. Była siatkarka reprezentacji
Polski Agata Mróz przeszła w czwartek w nocy udany zabieg przeszczepu szpiku kostnego. Operacja odbyła się w Klinice Transplantologii Szpiku we Wrocławiu. Mistrz świata, Kimi Raikkonen ze stajni Ferrari uzyskał najlepszy czas podczas pierwszego treningu przed Grand Prix Monako, który odbędzie się w niedzielę. Robert Kubica zajął szóste miejsce.
Po straconej szansie Terry miał łzy w oczach
Koszykarze PGE Turowa
czony Nicolas Anelka, którego niezbyt mocny strzał intuicyjnie wybronił Van Der Saar. – Teraz czeka nas krótkie świętowanie, ale za kilka dni będę już ostro harował z reprezentacją – mówił tuż po meczu, Tomasz Kuszczak. – Chcę wnieść do kadry coś dobrego i razem z nią osiągnąć sukces na zbliżających się mistrzostwach. W Moskwie było wczoraj blisko pięćdziesiąt tysięcy fanów obu ekip. Wejściówki na mecz na czarnym rynku dochodziły nawet do 1500 funtów! W cenie były również bilety lotnicze. Zdesperowani fani płacili za odsprzedaż do tysiąca funtów. A wszystko dlatego, że już na trzy tygodnie przed finałem wszystkie bilety na rejsowe samoloty do Moskwy zostały wyprzedane. Spora część fanów wybrała podróż tranzytem przez Litwę czy Łotwę, były też tańsze, aczkolwiek czasochłonne, wycieczki autokarowe. Jak już wcześniej informowaliśmy każdego piłkarza czerwonych Diabłów czeka teraz ekstra premia w wysokości ćwierć miliona funtów. Dla bramkarza reprezentacji Polski to przeszło połowa rocznego uposażenia. Rezerwowy bramkarz kadry Leo Beenhakkera został więc czwartym w historii Polakiem, który sięgnął po najcenniejsze klubowe trofeum w Europie. Wcześniej w tych najbardziej prestiżowych rozgrywkach wygrywali: Jerzy Dudek (z Liverpoolem), Zbigniew Boniek (z Juventusem) oraz Józef Młynarczyk (z FC Porto). Najmłodsi kibice najbardziej pamiętają oczywiście finał z udziałem tego pierwszego, który został bohaterem słynnego meczu w Istambule. Do historii przeszedł też Walijczyk, Ryan Giggs. Środowy mecz był dla nie-
go 759 występem w barwach Czerwonych Diabłów. To o jeden więcej niż ma na swym koncie legendarny Bobby Charlton. 34-letni skrzydłowy swój pierwszy mecz na Old Trafford rozegrał siedemnaście lat temu, 2 marca 1991 roku. To już drugi triumf Sir Alexa Fergusona w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Ostatni raz Czerwone Diabły sięgnęły po puchar w 1999 roku, kiedy to po dramatycznej końcówce pokonały Bayern Monachium. – Przed meczem powiedziałem swoim piłkarzom, że tylko zwycięstwo będzie wielkim hołdem dla piłkarzy naszego klubu, którzy tragicznie zginęli pięćdziesiąt lat temu. Ten sukces chciałbym dedykować właśnie im. Chybiony karny Johna Terry'ego to jakby przeznaczenie – powiedział na konferencji prasowej uszczęśliwiony Szkot. Jednym z najszczęśliwszych piłkarzy po meczu był Cristiano Ronaldo. W lidze strzelał praktycznie na zawołanie, ładnego gola zdobył też w samym finale, ale niewiele brakowało, aby jego chybiony strzał zadecydował o losach meczu. – Już myślałem, że przegramy. Na szczęście moi koledzy stanęli na wysokości zadania. To najszczęśliwszy dzień w mojej karierze – powiedział Portugalczyk wychodząc z szatni. Król strzelców angielskiej Premier League zdementował też pogłoski, jakoby zmieniał w letniej przerwie klub. – Owszem, są oferty z Hiszpanii, ale na razie zostaję w Manchesterze. Tu się czuję bardzo dobrze. Na ulicach Moskwy bawili się kibice Manchesteru, a w tym samym czasie w Londynie doszło do zamieszek. Sporo kibiców oglądało mecz w pubach w pobliżu Stamford Bridge. To właśnie tam
doszło do chuligańskich wybryków, które zakończyły się nawet aresztowaniem. Kilku policjantów oraz kibiców potrzebowało również opieki medycznej. MU – CHELSEA 1:1 karne: 6:5 1:0 1:1
26 min. Cristiano Ronaldo 45 min. Frank Lampard
Karne: 1:0 Carlos Alberto Tévez 1:1 Michael Ballack 2:1 Michael Carrick 2:2 Juliano Haus Belletti 2:3 Frank Lampard 3:3 Owen Hargreaves 3:4 Ashley Cole 4:4 Nani 5:4 Anderson 5:5 Salomon Kalou 6:5 Ryan Giggs Widzów: 70 000 Sędziował: Lubosz Michel (Słowacja) Manchester United: Edwin Van Der Saar – Wesley Brown (od 120 min. Anderson), Rio Ferdinand, Nemanja Vidić, Patrice Evra – Owen Hagreaves, Michael Carrick, Paul Scholes, Ryan Giggs, Cristiano Ronaldo – Carlos Alberto Tevez, Wayne Rooney (od 101 min. Nani). Trener: Sir Alex Ferguson. Chelsea Londyn: Petr Cech – Michael Essien, Ricardo Carvalho, John Terry, Ashley Cole – Joseph Cole (od 99 min. Nicolas Anelka), Claude Makelele (od 120 min. Juliano Belletti), Michael Ballack, Frank Lampard, Florent Malouda (od 92 min. Salamon Kalou) – Didier Drogba. Trener: Avram Grant.
Zgorzelec prowadzą w finale z Prokomem Treflem Sopot 2-0 i stoją przed historyczną szansą zdobycia po raz pierwszy mistrzostwa Polski Po trzech latach przerwy żużlowe mistrzostwa świata wracają do Goeteborga. W sobotę na stadionie Ullevi odbędzie się trzeci tegoroczny turniej Grand Prix. Po dwóch eliminacjach prowadzi broniący tytułu Duńczyk Nicki Pedersen, który o dwa punkty wyprzedza Tomasza Golloba. Trzeci w klasyfikacji Amerykanin Greg Hancock traci do Polaka trzy punkty. 47-letni brytyjski żeglarz Adrian Flanagan został entuzjastycznie powitany w macierzystym klubie jachtowym w Southampton po powrocie z samotnego rejsu dookoła świata. Jako pierwszy w świecie pokonał trasę z południa na północ i z powrotem na południe. Piłkarze mistrza Polski Wisły Kraków bezbramkowo zremisowali z klubem amerykańskiej ligi MLS – Chicago Fire. Towarzyski mecz, który rozegrany został w środowy wieczór obejrzało blisko piętnaście tysięcy kibiców. Zakończyła się konferencja poświęcona turniejowi DHL Wrocław Open. Padło wiele ciepłych słów na temat rozwoju golfa w Polsce. Wszyscy zgodnie podkreślali, że sport ten ma w naszym kraju wielką przyszłość, a zawody z cyklu European Challenge Tour są tego najlepszym dowodem.
|31
nowy czas | 23 maja 2008
Dwie polskie tenisistki Agnieszka Radwańska i Marta Domachowska (na zdjęciu) wystąpią w rywalizacji singlistek w wielkoszlemowym turnieju, który w niedzielę rozpocznie się na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa w Paryżu (pula nagród 15,575 mln euro).
RepReZentaCJa pOLSki
Wielka Wisła
ZGRupOWanie pRZed euRO
Wprowadzenie Rogera Guereiro Marcin Figura Korespondencja własna z Donaueschingen
Dwudziestu piłkarzy zameldowało się w miniony wtorek na zgrupowaniu w Donaueschingen na ostatnim zagrupowaniu reprezentacji Polski przed Mistrzostwami Europy. Brakuje sześciu. Tomasz Kuszczak w środę z Manchesterem United walczył o Puchar Europy, Arturowi Borucowi ciągle marzy się mistrzostwo Szkocji z Celtikiem Glasgow, a że jest na to szansa, to menedżer Celtów Gordon Strachan poprosił Beenhakkera o to, by podstawowy bramkarz naszej kadry pozostał w klubie jeszcze kilka dni i zagrał w ostatnich meczach sezonu. Pozostali nieobecni to Jacek Krzynówek, Ebi Smolarek, Jakub Błaszczykowski oraz Mariusz Lewandowski. Polscy selekcjonerzy spodziewają się ich pod koniec tygodnia.
sport
Czasu jest mało, pracy bardzo wiele, dlatego też każda minuta spędzona z zespołem jest dla selekcjonera bardzo cenna. Treningi głównie pozamykane. Zarówno te na boisku tuż przy hotelu, jak i te na stadionie miejskiem w Donaueschingen. Zresztą bramy obiektu zostały udekorowane ciemnozielonymi matami, które strzegą prywatności piłkarzy oraz tajemnic taktycznych naszego zespołu. Wszystko po to, by osiągnąć cel, awansować do ćwierćfinału Mistrzostw Europy. – Najważniejszy pierwszy mecz z Niemcami, dobrze, że już na początku – opowiadał po pierwszym treningu kapitan reprezentacji, Maciej Żurawski. Wyraźnie odmieniony, pewny siebie, zadowolony z półrocznego pobytu w greckiej Larissie. – Kto wie, co by było, gdybym został w Glasgow, może bym tu nawet nie przyjechał – dodaje „Żuraw”. Jako kapitan zespołu wprowadzał do drużyny Rogera Guereiro, naszego polskiego Brazylijczyka, który dziś ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Leo Beenhakker ufa Rogerowi i twierdzi, że wszystkich sceptyków Guereiro przekona do siebie podczas Euro. Oby tak było. Dziś jednak nikt pomocnikowi Legii nie zagwarantuje miejsca w 23-osobo-
wej kadrze na mistrzostwa. Musi o nie walczyć tak samo mocno jak Radosław Majewski, Michał Pazdan czy Rafał Murawski. Ten ostatni, choć błysnął w kończącym eliminacje meczu z Serbią, zdobył przecież gola, to z wrodzoną skromnością cieszył się z tego, że w ogóle trener powołał go do kadry na zgrupowanie. – Konkurencja jest duża, każdy chce pojechać na mistrzostwa, ja też będę walczył do końca. Być tu w Niemczech to zaszczyt, jechać do Austrii – marzenie – dodał utalentowany pomocnik Lecha Poznań. W Donaueschingen niemal codziennie Leo Beenhakker zaplanował po dwa treningi. Do tego mecze kontrolne. Pierwszy już w piątek z drużyną FC Safhause, kolejne w przyszłym tygodniu z reprezentacjami Macedonii i Albanii. 28 maja, Leo Beenhakker ogłosi 23-osobową kadrę na Euro. Ciagle czeka, że któryś z niżej notowanych graczy czymś zaskoczy. Wtedy Holender zmieni zdanie. Czynił to przecież już wiele razy. Myli się rzadko.
Roger Guereiro, nasz polski Brazylijczyk, który dziś ma tyle samo zwolenników co przeciwników.
To był kolejny sezon absurdów naszej chorej do szpiku kości ligowej piłki. Dominacja krakowskiej Wisły nie podlegała dyskusji i już w starym roku dopisywaliśmy jedenastą gwiazdkę do jej kolekcji. Walka o pozostałe dwa stopnie ligowego pudła i jednocześnie o przepustki do Europy trwała do ostatniej kolejki, podobnie jak bój w dolnych rejonach tabeli. Już przed pierwszą ligową kolejką było wiadomo że spadnie sosnowieckie Zagłębie, co jest chyba światowym rekordem. Później zdegradowano Widzew i mistrza Polski Zagłębie Lubin, by po jakimś czasie cofnąć karę. Do wylotu z ligi szykowały się też Jagiellonia, Cracovia, Korona, ale jakoś sprawę wygładzono, czy jednak definitywnie tego nikt nie wie. Dopiero po ostatniej kolejce ustalono że 14 drużyna ligi zagra jednak baraż z trzecim zespołem II ligi. Tak naprawdę nie wiadomo czy Widzew spadnie o jeden czy o dwa szczeble rozgrywkowe. Nie wiadomo też kto awansuje, bo przy konsekwentnych zasadach licencyjnych chyba nie wszyscy posiadający do tego prawo, a jeżeli nie wiadomo kto awansuje, to jednocześnie nie wiadomo kto spadnie! Ale to wcale nie koniec. Na licencji Dyskobolii w pucharze UEFA ma zagrać wrocławski Śląsk, który być może wcale nie awansuje do I ligi i nie jest w ogóle pewne czy UEFA dopuści zespół do rozgrywek .
Sławomir Opala
WeekendOWe typy piłkaRSkie Nadal przegrywamy. „Kwakrzy” z Darlington odpadli dopiero w rzutach karnych, co jak doskonale wiemy w świecie piłkarskim jest czystą loterią. Natomiast szkockim Rangersom finałowa porażka na stadionie Manchester City przeciwko najbogatszemu rosyjskiemu klubowi – Zenit Sankt Petersburg odbiła się zbyt mocno, gdyż ich sobotni pojedynek ligowy z Motherwell zakończył się niespodziewanym remisem, zamiast zwycięstwa. Dzięki czemu rywalizacja pomiędzy dwoma zespołami z Glasgow o mistrzostwo krajowe wciąż trwa. Nasze konto zaś pogłębiło stan debetowy i wynosi obecnie – 211 funtów. Gramy dalej.
się zarówno na kartach klubu jak i przebogatej historii angielskiej piłki nożnej. Mianowicie Gary Johnson (trener drużyny) oraz jego grający syn na pozycji pomocnika Lee staną się pierwszymi w historii wyspiarskiej federacji piłkarskiej, którzy razem, w tym samym zespole awansowali do pierwszej dywizji. Oponent jeszcze w poprzednim sezonie ledwo uratował się przed spadkiem. Teraz po roku „Tygrysy” z Hull stoją przed okazją osiągnięcia „wrót Premiership”. Czy doświadczenie Deana Windassa, bądź Nicka Barmby (były reprezentant kraju) pomoże pokonać rozpędzony zespół z Bristolu. Jednak stawiam na gości z zachodniego wybrzeża.
Opcja nr 1
Opcja nr 2
Hull – Bristol City typ 2 (mecz na Wembley – teren neutralny) Sobota 15.00 kurs 11/5 zakład bukmacherski: Coral
Leeds – Doncaster typ 1 (mecz na Wembley – teren neutralny) Niedziela 15.00 kurs 13/7 zakład bukmacherski: Expect
Skład wielkiej batalii o wejście w szeregi drużyn Premiership wygląda dość nieoczekiwanie. Raczej nikt nie spodziewał się w sobotnim finale pary: Bristol City–Hull. „The Robins” są przecież tegorocznym, absolutnym beniaminkiem! Czyżby powtórzyli wyczyn z przed dwóch lat autorstwa Wigan Athletic? Są w stanie. Szczególnie po morderczym barażach, zakończonych 120 minutową dogrywką z faworyzowanym Crystal Palace. Odniesiony sukces nad posiadającymi pierwszoligowe obycie „Orłami”, wzmocnił ich bardzo tuż przed historycznym pojedynkiem na Wembley. Debiutanci Championship stoją przed niebagatelną szansą zapisania
Zanosi się na powrót „Pawi” do Championship po zaledwie rocznych „boiskowych wczasach” w League One. Gdyby nie kara – odebranie 15 punktów przed startem rozgrywek, to podopieczni Kevina Blackwella zapewne wygraliby ligę „w cuglach”. A tak czeka ich ostatnia, jakże istotna próba w tym sezonie. Powinni sobie z nią poradzić. Tym bardziej, że do stolicy zjedzie się około 40 tysięcy fanów z pod znaku „Białej Róży”. Narodowy stadion Anglii będzie więc zdominowany przez kibiców Yorkshire. Zatem piłkarze będą się czuli jak u siebie w domu.
Grzegorz Ostrożański