Dzieci Stanowią 20 proc. SpołeczeńStwa i 100 proc. przySzłości. paMiĘtaJMy o tyM nie »16 tylko w Dniu Dziecka
lonDon 30 May 2008 21 (86) nowyczas.co.uk frEE
kiM JeSt DalaJ laMa? czeMu SzeFowie zachoDnich rząDów tak SiĘ z niM cackaJą, a tybetańczycy Daliby SiĘ za niego pokraJać?
nEw tIME
tHE polISH wEEKly
Kim byliśmy, jak żyliśmy? W październiku 2007 roku pisaliśmy o nietypowym i cennym dla polskiej społeczności znalezisku. Jedenaście lat temu, na jednej z londyńskich ulic, kolekcjoner i artysta Jean Marc de Bruel Debroglio, znalazł pudło pełne czarno-białych fotografii, sygnowanych J. S. Markiewicz.
Elżbieta Sobolewska Na wielu zdjęciach widniały symbole polskości, nasza flaga, godło narodowe, stąd domyślił się, że są to fotografie przedstawiające życie Polaków, zrobione w latach 50. Jean Marc kolekcjonuje rzeczy znalezione na ulicy, nie meble czy nadające się do użytku przedmioty, lecz drobiazgi, które w oczach większości z nas uchodzą za śmieci. W jego nie – on znosi je do swojego mieszkania, tworząc kolekcję „sztuki ulicy”. Gdyby nie to zamiłowanie, nazwisko polskiego fotografa, Jana Stanisława Markiewicza, prawdopodobnie zostałoby zapomniane. O jego zdjęciach przypomniał sobie Jean Marc w październiku zeszłego roku. Być może dlatego, że poznał kogoś, kto pomógł mu je zidentyfikować. Nicole Tattersall, sąsiadka Jean Marca, jest w połowie Polką, w połowie Brytyjką. Kiedy zobaczyła sterty
dokumentalnych zdjęć od razu pomyślała o wystawie, o tym, że należą do nas wszystkich, bo przybliżają nam życie polskiej powojennej emigracji w Londynie. Kilka miesięcy minęło zanim udało jej się wystawę zorganizować. Od 13 do 26 czerwca w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego będzie można obejrzeć kilkadziesiąt wybranych fotografii. – W zorganizowaniu wystawy pomogła mi moja znajoma, Anna Roberts z The Association of Photographers. Doradziła, jak się za to zabrać i tak dalej. Nie znam polskiego środowiska, musiałam więc dotrzeć do osób, które powiedziały mi kogo zainteresować organizacją wystawy. Spotkałam się z panią Ireną Delmar, która bardzo dużo mi opowiedziała, byłam też na kolacji u generałowej Andersowej, która pokazała mi mnóstwo rodzinnych zdjęć państwa Andersów.
SEzonowE ofErty
czaS wolny
Sport
Praca pewna
Nie tylko dla elit
Koncert życzeń
Zbiór jabłek, truskawek, malin, jeżyn i gruszek to praca, którą na terenie hrabstwa Hampshire można zacząć wręcz z dnia na dzień. Nie jest ważna znajomość języka angielskiego. Zapotrzebowanie jest tak duże, że sprowadza się pracowników z Polski.
24 maja przed Tate Modern zgromadziło się 50 tys. widzów i kilkunastu najlepszych riderów świata. Zgromadzono też kilkanaście ton piachu. Były graffiti na ścianach szacownego przybytku sztuki. Muzea nie są tylko dla elit i Brytyjczycy to zrozumieli.
Przyznam, że już nawet nie wchodzę w dyskusję z tej miary dyletantami dowodzącymi, iż ich niewinność jest zbudowana na fundamentach przewin innych. To zwykli paranoicy, szowiniści lokalnych układów klubowych.
2|
30 maja 2008 | nowy czas
Niech każdy będzie panem swego czasu.
” Piątek, 30 maja, Feliksa, Ferdynanda 1948
1966
Urodziła się Alicja Majewska, piosenkarka. Współpracuje m.in. z Włodzimierzem Korczem, Wojciechem Młynarskim. Jej przeboje to: „Jeszcze się tam żagiel bieli”, „Być kobietą”, „Bywają takie dni”. Start amerykańskiej sondy kosmicznej „Surveyor 1”, która przekazała zdjęcia z powierzchni Księżyca.
sobota, 31 maja, anieli, Petroneli 1940
1970
W Parku Łazienkowskim został wysadzony w powietrze przez okupantów niemieckich pomnik Fryderyka Chopina i wywieziony na złom. Odbudowano go wg modelu i fotografii i odsłonięto w 1958 r. Peru nawiedziło najtragiczniejsze trzęsienie ziemi w historii obu Ameryk. Wywołało lawinę skalno-lodową, a ta falę powodziową. Zginęło 67 tys. ludzi.
niedziela, 1 czerwca, jakuba, Hortensjusza 1922 1926
Powstał Polski Monopol Tytoniowy, tym samym państwo zyskało wyłączność na produkcję i sprzedaż wyrobów tytoniowych. Urodziła się Marilyn Monroe, (wł. Norma Jane Baker) amerykańska aktorka filmowa, symbol seksu, znana z filmów: „Mężczyźni wolą blondynki”, „Niagara”, „Pół żartem, pół serio”, „Słomiany wdowiec”.
Poniedziałek, 2 czerwca, marianny, marzanny 1848 1991
W Pradze rozpoczął się kongres słowiański, który został zwołany w wyniku wydarzeń w 1848 r., zwanych przez historyków Wiosną Ludów. Rozpoczęcie w Radomiu I Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego.
wtorek, 3 czerwca, leszka, tamary 1906
2001
Urodziła się Josephine Baker, piosenkarka, tancerka, aktorka. Zaadoptowała 12 dzieci różnych ras i religii w proteście przeciw postawom rasistowskim. Zmarł Anthony Quinn, aktor filmowy, odtwórca słynnej roli Greka Zorby w filmie o tym samym tytule.
Środa, 4 czerwca, karola, Franciszka 1989 1989
Masakra studentów na Placu Niebiańskiego Spokoju (Tienanmen) w Pekinie. Zginęło kilka tysięcy ludzi. Pierwsze demokratyczne i częściowo wolne, od końca II wojny światowej, wybory w Polsce. Powstaje tzw. sejm kontraktowy.
czwartek, 5 czerwca, walerii, boniFacego 1968 1981
Zginął w zamachu w Los Angeles w czasie trwania kampanii prezydenckiej Robert Kennedy, brat Johna; amerykański polityk i senator, demokrata. Do publicznej wiadomości podano w USA informację o zanotowaniu pierwszych zachorowań na nieznaną chorobę, nazwaną później AIDS.
dolarów kosztuje hamburger w pewnej restauracji na Manhattanie. Jest podawany z truflami, foie gras, serem Gruyere i posypany płatkami złota.
175
lat w skali całego życia spędza na podróży do pracy i z powrotem do domu, przeciętny mieszkaniec Wysp Brytyjskich, rocznie spędza w środkach komunikacji miejskiej 29 dni.
5
czas na nowe miejsca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
William Shakespeare
listy@nowyczas.co.uk Szanowna Redakcjo, przeczytałem ze wzruszeniem relację Pawła Rosolskiego z Salisbury, Stonehenge i Avebury – miejsc, które dla ich mistyki odwiedzam kilka razy do roku. Szczególnie zachwyciło mnie nocne zdjęcie podświetlonej katedry i przy okazji chciałbym namówić autora, żeby wybrał się sfotografować Stonehenge podczas pełni księżyca, co daje szczególne przeżycia. W opowieść o Salisbury wkradła się jednak nieścisłość. Paweł Rosolski pisze, że Old Sarum (Saum jest oczywistą literówką) jest starożytną osadą rzymską sprzed pięciu tysięcy lat. Na terenie dzisiejszego Old Sarum ludzie faktycznie zaczęli mieszkać w neolicie, około pięć tysięcy lat temu, ale fort na tamtejszym wzgórzu zbudowano około 2500 lat temu, wzniosły go miejscowe plemiona a nie Rzymianie. Rzym jest starszy – wykarmione przez wilczycę bliźnięta: Romulus i Remus założyły go 21 kwietnia 753 roku starej ery, czyli 2761 lat temu), ale gdy 1965 lat temu (43 n.e.) Rzymianie rozpoczęli trwającą 367 lat okupację Brytanii, fort ten miał już około pół tysiąca lat, a wraz z otaczającą go osadą tamtejsze skupisko ludności było tak duże, że zostało określone jako miasto (oppidum). gajusz Juliusz Cezar, który sądził, że brytyjskie plemiona pomagają gallom w walce z Rzymianami, dokonał wprawdzie dwóch – określanych dziś jako zbrojne rozpoznanie – wypadów prawie 100 lat przed trwałą okupacją rzymską, lądując 10 km na północny wschód od Dover 2063 i 2062 lata temu (55 i 54 rok starej ery), ale z powodu kłopotów w galii wycofał się nie pozostawiając ani jednego żołnierza. W rozpoznanie to musiał angażować się z niejakim poświęceniem, bo w swoich pamiętnikach „De Bello gallico” napisał, że Angielki są szpetne, lecz chutliwe. Z ukłonami mARIuSZ KuKlIńSKI
Szanowni Państwo, z wielkim smutkiem dowiedziałem się o możliwości zamknięcia Fawley Court. Jako były uczeń tej szkoły,
63 King’s Grove, London SE15 2NA Redakcja: tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedaktoR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Konrad Szlendak, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński
który spędził tam wiele lat, jest mi ona bardzo bliska sercu i zawsze mile wspominam ten okres mojego życia. Śp. Ojciec Józef Jarzębowski z pewnością ubolewa, że ten kącik polskości, który Ojciec Józef założył, może pójść na marne. Wydawałoby się, że właśnie teraz, kiedy więcej jest Polaków na terenie Angli można byłoby ożywić Fawley Court, tak żeby stał się bardziej atrakcyjny na spotkania, wystawy itp. i zarazem zyskowny dla utrzymania tego pięknego majątku bliskiego tylu Polakom, którzy włożyli tyle pracy i poświęcili tyle czasu dla polskiej młodzieży. Proszę wpisać mnie na listę pod petycją Z poważaniem ZygmuNt SuZIN
mr Sedzikowski Apologies for not responding to your column of last week (NC 20/85) in Polish, but I felt it appropriate to write in a tongue native to the little island you have such strong feelings about. First and foremost, you make the mistake of forgetting to make us laugh. this is criminal in England, and may indeed result in you receiving the kind of custodial sentence you appear to be recommending to everyone, from fanatical inciters of racial hatred to unhelpful (un)assistants in your local KFC. you do attempt sarcasm early on, but it is lacking in both quantity and quality, and not the kind of thing we approve of in this country. However, the absence of humour could be forgiven and your impending jail sentence suspended (this is a joke, in case you were considering emigrating to escape arrest), had you not also forgotten to include an argument in your article. Anecdotes taken mostly from personal experience do not a reasoned case make. I struggle to believe any of the “examples” you quote could happen in Poland, even today, therefore I conclude you are, once again, shooting your article in the foot by berating Britain. Not once in the whole article do you consider that you might, just
Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
z teki andrzeja licHoty
Formularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
dział MaRketingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (m.steppa@nowyczas.co.uk)
might not be absolutely, exhaustively, almighty right. Not once do you consider that perhaps we are not going to hell, after all. And if we are, you completely forget to mention globalisation, free-market economy, ecological erosion, energy/water/food crises, likelihood of nuclear terrorism, nano-technology, mutant diseases, humourless journalism and other things which we really ought to worry about. I do wonder – would you be happier in a gulag, or less happy in the Bahamas? Is there nowhere in the world which would change your mind? Research conducted a few years ago suggested that Britain, all things considered, is the best place in the world to live in. I suppose your article has answered my closing question. Kind regards, (name and address withheld)
czas PublisHers ltd. 63 kings grove london se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
4|
30 maja 2008 | nowy czas
czas na wyspie
PETYCJA PRZECIWKO SPRZEDAĹťY FAWLEY COURT
W związku z protestami społeczności polskiej na Wyspach Brytyjskich, oburzonej zlekcewaşeniem jej wkładu w restaurowanie i utrzymywanie Fawley Court, zamieszczamy sprawozdanie finansowe Komitetu Imprez w Fawley Court, opublikowane w „Dzienniku Polskim i Dzienniku ŝołnierza� 19 kwietnia 1969 roku. Komitet Imprez w Fawley Court, którego przewodniczącym był Otton Hulacki w jednym tylko okresie rozliczeniowym od 1 lipca 1967 roku do 31 grudnia 1968 przekazał Księşom Marianom 9290 funtów, co w przeliczeniu na dzisiejszą wartość wynosi około 100 tysięcy funtów.
My, nişej podpisani, chcemy zaprotestować przeciwko sprzedaşy Fawley Court przez Księşy Marianów. W duşej mierze zakupiony i wspierany finansowo przez kilka pokoleń polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii, Fawley Court jest symbolem naszej obecności w tym kraju. Jest miejscem, z którym związana jest polska i katolicka toşsamość kilku pokoleń emigracyjnych. Jest miejscem, które słuşyło i moşe w dalszym ciągu słuşyć wychowaniu młodzieşy polonijnej w duchu patriotycznym. I wreszcie jest miejscem, z którego my, Polacy zamieszkali w tym kraju, moşemy być dumni. Uwaşamy, şe sprzedaş tego obiektu będzie niepowetowaną stratą dla całej Polonii brytyjskiej, a zwłaszcza licznej młodej emigracji i przyszłych pokoleń Polaków w Wielkiej Brytanii. Uwaşamy, şe Księşa Marianie nie mają moralnego prawa do sprzedaşy tego bezcennego zabytku, a przynajmniej powinni byli włączyć Polonię brytyjską do dyskusji dotyczącej przyszłości Fawley Court. Bardzo prosimy wszystkich, którym los Fawley Court nie jest obojętny o składanie podpisów pod tą petycją i przesłanie ich na adres redakcji „Nowego Czasu� (63 King's Grove, London SE15 2NA) lub wysyłanie e-maili na adres: listy@nowyczas.co.uk
Do tej pory nie znałam mordercy, teraz znam 26 maja, krakowska policja znalazła w ogrodzie w Raciborsku ciało kobiety, której zaginięcie zgłoszono 10 dni wcześniej. 27-letnia Jonaki Sinha-Pleśniak została zamordowana uderzeniem w głowę cięşkim przedmiotem. Do morderstwa przyznał się jej mąş, 36-letni Maciej Pleśniak. Mieszkali razem w Raciborsku dopiero od kilku miesięcy. W internecie jeden z kolegów Macieja zamieścił nagranie kłótni między małşonkami, kiedy w 2005 roku mieszkali w Nowym Jorku, gdzie się poznali. Byli małşeństwem od czterech lat. Jonaki skończyła informatykę, Maciej jest
historykiem sztuki. Kilka lat mieszkał w Londynie, wynajmował pokój w mieszkaniu pani Doroty, w dzielnicy Southfields. – Do tej pory nie znałam mordercy, teraz znam. Nie mogę otrząsnąć się z tej tragedii. Znałam Maćka, był normalnym męşczyzną. Interesował się filmem i w tym kierunku chciał się rozwijać. Mieszkał u mnie ponad dziesięć lat temu, ale do dzisiaj wiedziałam mniej więcej co u niego słychać, choć nie znałam jego şony. Zawsze pracował na budowie, chyba lubił fizyczną pracę. Wiem, şe bardzo cieszył się z tego domu w
60-lecie IV Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana ŝeromskiego we Wrocławiu
Eur E opa Europa w obie str ony od o strony
bru t t o / z pod datkami brutto podatkami
'R ]REDF]HQLD 7HUD] ]ZLHG]LV] (XURS� Z ]DVNDNXMjFj QLVNLHM FHQLH :DUWR SU]HÆ\o WDNj FKZLO�
Poltours Central and Eastern Europe Specialists www.poltours.co.uk 0208 810 5625
Raciborsku, szybko zaprzyjaźnił się z ludźmi, znalazł tam swoje miejsce. Rodzice Jonaki dowiedzieli się od zięcia, şe zaginęła. Bardzo odradzali jej wyjazd do Polski. Kiedy zaszła w ciąşę, pół roku mieszkali w Kalkucie. Tam urodziła dziecko, a potem znalazła pracę. Wyjechała jednak z męşem w Anglii. Wreszcie zamieszkali w Raciborsku, choć Maciek nadal przyjeşdşał do Londynu, by sobie dorobiać. Do Polski przyjechali rodzice Jonaki, by zabrać do siebie ich trzyletnią wnuczkę. Śledztwo jest w toku, na razie nieznane są motywy zbrodni. (es)
17 października 2008 r. odbędą się obchody 60-lecia IV LO im. Stefana ŝeromskiego we Wrocławiu. Absolwenci mogą juş zgłaszać się do udziału w uroczystej gali i spotkaniu. Szacowne liceum o tradycjach filologicznych, które wychowało wielu anglistów i obieşyświatów, zaprasza swoich absolwentów i sympatyków przebywających na Wyspach Brytyjskich do Wrocławia, na spotkanie jubileuszowe. Oto plan uroczystości 17 października: – godz. 8.00: msza św. oraz poświęcenie nowego sztandaru Szkoły w kościele p.w. Boşego Ciała (ul. Świdnicka 26); – godz. 10.00: uroczysta gala w Operze Wrocławskiej (ul. Świdnicka 35); – godz. 13.30: spotkanie absolwentów w siedzibie IV LO (ul. Świstackiego 12). Ze względów organizacyjnych Szkoła prosi o zgłoszenie udziału do
LISTA nr 4 1. Wanda Prawdzic-Szlaska 2. Zygmunt Suzin 3. Joanna Martin 4. Anna Róşycka 5. Krystyna Sztayer 6. Jadwiga Mróz 7. Waldemar Reutt 8. Paweł Reutt 9. Lech Mastalski 10. Maciej Konopacki 11. Antonina Gombińska 12. Krzysztof Mastalski 13. Anna Nogaj 14. Mieczysława Czerwik 15. Cezary Wolszczan 16. Jorg Starsonek 17. dr med. Maria Stańczyk-Spencer 18. Helena Kurzawska 19. Marian Kurzawski 20. Zbigniew Choroszewski 21. Zofia Chorowszewska 22. Danuta Grzyb 23. Tomasz Šychowski, Brazylia 24. Elşbieta Morgownik 25. Ewa Morgownik 26. Zygmunt Środecki 27. Boşena Środecki 28. Aleksandra Lewicka 29. Anna Harford 30. Krzysztof Dyrkacz 31. Hanna Smith 32. Brain Smith
33. Danuta Jaroszyńska 34. Halina Buras 35. Helena Buras 36. Elşbieta Bojko 37. Józef Serafin 38. Alicja Serafin 39. Jadwiga Grzybowska 40. Bogdan Grzybowski 41. Zofia Lang-Karbińska 42. Teresa Medias 43. Andrzej Medias 44. Ewa Waytt 45. Alicja Bentkowska 46. Adam Bentkowski 47. Teresa Środecki 48. Genowefa Morgownik 49. Boşena Zakrzewski 50. Wiesław Zakrzewski 51. Zofia Hubczenko 52. Franciszka Matuszak 53. Boşena Bielkowicz 54. Danuta Grzyb 55. Krystyna Luc 56. Ewa Boczkowska 57. Jan Boczkowski 58. Maria Niemijska 59. Danuta Grzenia 60. Helena Wojnarocka 61. Larissa Zabrzycka 62. Krystyna Zabnienska 63. Zofia Ambrydge 64. Natalia Ambrydge
Lista nr 1 (NC, nr 18, 9.05.08) – 79 nazwisk, lista nr 2 (NC nr 19, 16.05.08) – 83 nazwiska, lista nr 3 (NC nr 20, 23.05.08) – 77 nazwisk. W czasie Zielonych Świątek w Fawley Court, 11 maja, petycję podpisało 512 osób. Na prośbę pani Beaty Duncan-Jones, skreślamy jej nazwisko z listy nr 2.
15 września. Moşna to zrobić, przesyłając formularz zgłoszeniowy dostępny na www.lo4.wroc.pl na specjalny adres: jubileusz@lo4.wroc.pl. Moşna teş zapisać się tradycyjną
drogą, pisząc na adres: Liceum Ogólnokształcące nr IV, ul. Stacha Świstackiego 12, 50-430 Wrocław. Warunkiem uczestnictwa jest dokonanie opłaty wpisowej. Jeśli planujesz udział w Gali i spotkaniu szkolnym, wpłacasz 75 zł, a jeśli chcesz przyjść na samo spotkanie, wpłacasz 25 zł – na konto: 58 1090 2398 0000 0001 0835 5880 Bank Zachodni WBK S.A. I Oddział we Wrocławiu, 50-950 Wrocław, Rynek 9/11, z dopiskiem: „Jubileusz szkoły�, podając imię, nazwisko oraz adres. Kwota obejmuje koszty przygotowania uroczystości, nowego sztandaru, poczęstunku i upominków okolicznościowych. Dalsze informacje na temat Szkoły oraz Jubileuszu znajdziesz na stronie internetowej: www.lo4.wroc.pl, a takşe w serwisie Nasza Klasa.
|
nowy czas | 30 maja 2008
czas na wyspie
Kim byliśmy, jak żyliśmy?
Pracownicy kontraktowi i agencyjni otrzymają te same prawa co etatowi. Oznacza to zrównanie płac i praw do urlopu. Do porozumienia nareszcie doszły w tej sprawie brytyjski rząd, Konfederacja Związków Zawodowych (TUC) i Konfederacja Przemysłu Brytyjskiego (CBI). Pracodawcom to nie na rękę, bo jeśli powstanie, a potem wejdzie w życie ustawa, skończy się dowolne szafowanie pracownikami agencyjnymi, bo przestanie się to po prostu opłacać. Stowarzyszenia pracodawców oburzają się, że odbierze to brytyjskiej gospodarce konkurencyjność jaką miała w stosunku do większości państw Unii Europejskiej. Stracą oczywiście agencje, bo do tej pory podstawą ich funkcjonowania był tani najem siły roboczej, której nie przysługiwał płatny urlop, nie płacono jej za bank holiday,
dokończenie ze str. 1 Chciałam ją poznać, bo wśród zdjęć Markiewicza były również fotografie generała Andersa, jego żony i ich córki. Skontaktowałam się również ze Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów, skąd dostałam wsparcie finansowe na zakup ram, skanowanie zdjęć, przygotowanie zaproszeń i tak dalej. Polecono mi też Instytut gen. Sikorskiego, jako najlepsze miejsce do ich prezentacji. Poza Instytutem fotografie zostaną również pokazane w Trestle Arts Base, centrum sztuk wizualnych i teatru w St Albans, gdzie będzie je można oglądać przez około dwa miesiące. Powstał również pomysł, aby skonfrontować dokumentalne zdjęcia Markiewicza z fotograficznym portretem Polaków współczesnych, mieszkających na Wyspach lub tylko w samym Londynie. Nicole wciąż jeszcze przygotowuje zdjęcia. Zostaną podzielone tematycznie i rozwieszone na szesnastu tablicach. Jedna z nich będzie w całości poświęcona ich autorowi, Janowi Markiewiczowi. Nicole poznała jego córki, które z własnych zdjęć pomogły jej stworzyć poświęconą mu ekspozycję. Teraz wysyła zaproszenia i groma-
Równość pracownicza o wyższych a czasem jakichkolwiek stawkach za nadgodziny nie wspominając. – Bo cóż to jest pół godziny w tę czy w tamtą – opowiadają sprzątaczki hotelowe, którym zdarza się dźwigać bagaże, bo nie ma bagażowego, mają obowiązkową godzinę niepłatnego lunchu, bo pracują dla agencji i każdego dnia mogą dowiedzieć się, że jutro nie są potrzebne, bo nie wynajęto nowych pokoi, a goście wyjechali. Nowe przepisy niewątpliwie wpłyną korzystnie na zarobki polskich imigrantów, zwłaszcza tych, którzy pracują tymczasowo lub dla agencji. Zadowolenie może być jednak krótkotrwałe, bowiem agencje mogą stracić popularność, a wtedy mniej będzie możliwości zatrudnienia, chociażby na te funkcje bez urlopów i za minimalną stawkę 5, 52 za godzinę. (es)
POSZUKIWANY
›› Jean Marc de Bruel Debroglio i Nicole Tattersall. Fot. E. Sobolewska dzi nazwiska osób reprezentujących środowisko „starej emigracji”. – Najbardziej jednak zależy mi na tym, by tę wystawę zobaczyli ci, którzy albo sami odnajdą się na zdjęciach albo odnajdą na nich swoich bliskich. Dlatego mam nadzieję, że
czytają teraz ten tekst ludzie, którzy może pamiętają, że fotografował ich Markiewicz i spotkamy się 12 czerwca w Instytucie im gen. Sikorskiego, na otwarciu.
Elżbieta Sobolewska
Policja poszukuje Marcina Adama Labudy (30), który prawdopodobnie przebywa na terenie Londynu. Ostatni raz był widziany 15 marca tego roku, w domu gdzie mieszkał, przy Eton Avenue w miejscowości Oldham. Pracował w sektorze budowlanym. Każdy kto posiada jakieś informacje na jego temat, proszony jest o kontakt (anonimowy) z policją, pod nr tel.: 0161 856 9063.
6|
30 maja 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Atak z nieba
Jest to stereotypowe i krzywdzące spojrzenie, choć pewnie nie bierze się z niczego. Jednakże ubiegły, długi weekend, właśnie w południowym Essex, w leżącym tuż przy ujściu Tamizy Southend-on-Sea, obfitował w wydarzenia. Lokalny samorząd, wspólnie z miejscowym kasynem zorganizował dwudniowy festyn, połączony z pokazami lotniczymi, które mają tu wieloletnią tradycję. W tym roku deszcz i ziąb przepło-
szyły oglądających, a wiszące nisko chmury utrudniły przebieg pokazów do tego stopnia, że odwołano niektóre z atrakcji lotniczych. A szkoda. Albowiem właśnie w bieżącym roku mija 90. rocznica powstania Royal Air Force i organizatorzy bardzo postarali się o to, by program był szczególnie ciekawy. Miłośnicy lotnictwa ujrzeć mieli między innymi Mustanga – jeden z najsłynniejszych myśliwców II wojny światowej, a także „cud” współczesnej techniki, Typhoona (znanego również jako Eurofighter). Cóż – mimo długiego oczekiwania, ludzie ich nie zobaczyli. Za to prezentacja innych maszyn sprawiła, że widzowie wracali do domów pełni wrażeń.
Najważniejszym punktem niedzielnych pokazów był występ Red Arrows, reprezentacyjnego oddziału RAF. Pokaz podniebnych akrobacji w wykonaniu pomalowanych w charakterystyczny, czerwony kolor Hawków z pewnością pozostanie w pamięci niejednej z osób, bowiem piloci Red Arrows należą do elity brytyjskich lotników. Mają na koncie ponad cztery tysiące pokazów na całym świecie (parokrotnie gościli w Polsce), a ich ewolucje są przygotowane profesjonalnie i z przyciągającą wzrok finezją. Po dłuższej przerwie nad Tamizę nadleciały śmigłowce. Dwa ciężkie Sea Kingi, z których jeden należał do RAF, zaś drugi do Royal Navy, dały pokaz ratownictwa morskiego
Jednak w jego wizycie było coś specjalnego. W starych, sześćdziesięcioletnich maszynach, takich jak ta, wciąż jest poezja czasów minionych. Oglądanie starego DC-6 było jak podróż w czasie. Festyn w Southend nie upłynął jedynie pod znakiem lotniczego szaleństwa. Oprócz tego, co w powietrzu, wiele ciekawych rzeczy działo się również na ziemi. Można było z bliska obejrzeć i wsiąść do odrzutowca Red Arrows, albo sprawdzić jak działa robot służący do unieszkodliwiania bomb. Brytyjska armia zrobiła wszystko, co mogła, by przedstawić się w jak najlepszym świetle. I muszę przyznać, że rozmach organizacyjny i profesjonalizm w pokazywaniu i przybliżaniu zwykłym ludziom brytyjskich sił zbrojnych również i na mnie zrobiły wrażenie. Oprócz ciekawostek typowo militarnych organizatorzy zapewnili mnóstwo „cywilnych” atrakcji. Kilka namiotów postawiły organizacje charytatywne. Swoje stoiska miały firmy motoryzacyjne. Tu najlepiej wypadła chyba Honda, która przyciągała klientów bolidem Formuły 1. Można było do niego wsiąść i na podstawionym ekranie obejrzeć, co widzi kierowca podczas rajdu. Podobne wrażenia oferowały rozstawione wzdłuż promenady symulatory. Kolejny Airshow w Southend już za rok. Zapraszam serdecznie, bo nie codziennie widzi się tak dobrze zorganizowaną imprezę.
Tekst i fot.: Alex Sławiński
DZWOŃ DZW WOŃ DO D DOMU z kkażdej ażdej d komórki komórki w TT-Mobile -Mobile Dzwoń do przyjaciół aciół i rodziny rodziny w Polsce Polsce za tylko tylko 3p/min, prosto prost o o z kkażdej ażdej komór komórki ki w ożesz dzwonić dzwonić do domu do omu za mniej niż gdybyś gdybyś dz wonił na telefony telefony w UK! UK K T-Mobile. Teraz możesz dzwonił
WYBIERZ WY BIERZ NUMER DOSTĘPU DOSTĘPU
WYBIERZ WY BIERZ TWÓJ TWÓJ POLSKI LSKI NUMER
z ttelefonu eleffonu T-Mobile T-Mobile (i nac naciśnij ciśnij 'zadzwoń') 'zadzwoń')
na kt który óry chc chcesz esz zzadzwonić adzwonić
3p p 07755 22 48 03 0 10p 10 p 07755 20 48 03 0
POLSKIE TELEFONY TELEFONY ST STACJONARNE TACJONARNE J
Wyb Wybierz bierz międzynarodowy międzynarodowy num numer mer na który który chcesz zadzwonić Polsce chc esz zadz wonić w P olsce rrozpoczynając ozp poczynając od 0048 i kończąc kkrzyżykiem rzyżykie em (#)
POLSKIE KO KOMÓRKI OMÓRKI
BEZ OPŁATY Z ZA A POŁ POŁĄCZENIE ĄCZENIE E
BEZ MINIM MINIMALNEJ A ALNE J OPŁ OPŁATY ATY Z ZA A POŁĄCZENIE POŁ P ĄCZENIE
SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK POR PORÓWNUJEMY ÓWNU UJEMY STACJONARNE ST TACJONARNE K KOMÓRKI OM MÓRKI
Vodafone V odafone
5p
15p 1
O2
7p
30p 3
12p
20p 2
3p
10p 1
Orange Oran nge
Wszystkie W szystkie ceny ceny podane p są za minut minutę ę połaczenia połaczenia
Londyńczycy często żartują z Essex w podobny sposób, w jaki warszawiacy z Wąchocka. Że to miejsce zamieszkałe przez ludzi prostych, by nie rzec – zacofanych i po prostu głupich. Że jest smętnie, ponuro i nic interesującego się nie dzieje.
i desantu. Zaraz po nich na niebie pojawił sie śmigłowiec Lynx. Przedstawił ewolucje, których raczej nie spodziewalibyśmy się po zwykłym „koniu roboczym”, jakim ta maszyna jest na co dzień w brytyjskiej armii. Jednak dla pilotów z grupy Black Cats nie ma rzeczy niemożliwych. W poniedziałek od rana padał rzęsisty deszcz, temperatura spadła do kilku stopni, zaś wiejący z ogromną prędkością wiatr zrywał z głów czapki i niszczył parasole. Pierwszymi na niebie byli tego dnia The Blades – czteroosobowy zespół latający na akrobacyjnych Extra 300. Mimo że samoloty trzymały się bardzo blisko powierzchni rzeki, pułap chmur był tak niski, że chwilami maszyny ginęły widzom z oczu. The Blades wykonali kilkanaście wspaniałych ewolucji i ustąpili miejsca pochodzącemu z II wojny światowej bombowcowi B-25 Mitchell. Po B-25 nad Southend pojawiła się słynna łódź latająca Catalina. Pomalowana na biało, z daleka przypominała olbrzymi szybowiec z doczepionymi silnikami. Potem nadleciały dwa zwinne dwupłatowce zespołu Team Guinot, znanego m.in. z tego, że latające nimi dziewczęta zamiast w kabinie, wolą przesiadywać na krzesełku umieszczonym na górnym płacie samolotu. Oglądającemu pokazy tłumowi ten właśnie występ podobał się najbardziej. Z kolei DC-6 wypadł nieciekawie, bo co ciekawego może pokazać starzejący się pasażerski liniowiec? Nie „kręci” w powietrzu beczek i pętli, nie śmiga z okołodźwiękową prędkością...
Działa z każdego telefonu T-Mobile
WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e p Wszystkie podane o d a n e cceny e ny ssąą aaktualne k tualne p przy r z y rrozmowach oz m ow a ch w wychodzących yc h o d z ą c yc h z UK U K z ssieci i e c i T-Mobile, T- M o b i l e , dostępne d o s tę p n e rrównież ó w n i e ż w innych i n ny c h wybranych w y b r a nyc h sieciach. sie ciach. W Warunki arunk i d dostępne o s tę p n e w internecie. i nt e r n e c i e . © Co Core r e Communications. Co m m u n i c a t i o n s . P Polskatel, o l s k a te l , aagent gent Y Yourcall ourc all
|7
nowy czas | 30 maja 2008
czas na wyspie
O mniejszościach narodowych w mediach W dniach 28-29 marca w salach Business Design Centre w dzielnicy Islington w Londynie miał miejsce cykl debat i wkładów pod wspólnym hasłem „Obraz mniejszości narodowych w środkach masowego przekazu – wspólne rozwiązanie” (Minorities in Media – A United Solution). Wśród zaproszonych na konferencję gości głos w dyskusji zabrał również Jan Mokrzycki – prezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, który wygłosił bardzo ciekawą prelekcję na temat dyskryminacji w mediach brytyjskich imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej.
szości narodowych w wielu krajach świata, w tym również w Wielkiej Brytanii. Zaproszenie do dyskusji przyjęło wielu przedstawicieli mediów, organizacji etnicznych, a także instytucji publicznych na Wyspach. W obliczu problemu dyskryminacji przybyszów ze wschodniej i środkowej Europy interesujący wykład wygłosił wspomniany już dr Jan Mokrzycki. W swoim kilkudziesięciominutowym wystąpieniu zwrócił uwagę przede wszystkim na potrzebę odbierania człowieka jako jednostki społecznej a nie przedstawiciela danej nacji. Bardzo przejrzyście wypunktował „główne grzechy” angielskiej prasy brukowej, która konsekwentnie powiela stereotyp Polaka-hydraulika z jego wszystkimi wadami. Bez zbędnego generalizowania zwrócił uwagę słuchaczy na serię kilkudziesięciu artykułów zamieszczonych w ostatnich osiemnastu miesiącach przez dziennik „Daily Mail” pokazujących przybyszów z Polski w nie najlepszym (delikatnie mówiąc) świetle. Zwrócił również uwagę na wzrastającą liczbę przestępstw na tle rasistowskim skierowanych głównie przeciwko emigrantom z Europy Środkowo-Wschodniej w kontekście rzetelnego przekazu informacji przez wolne media (również internetowe) na Wyspach. Na konferencji obecni byli również przedstawiciele organizacji, które za cel obrały sobie
››
Dr Jan Mokrzycki wysłuchuje pytań od zgromadzonego audytorium w Business Design Centre. Fot. Paweł Rosolski
Konferencja zorganizowana została przez organizację etniczną PinkKivi stawiającą sobie za cel walkę o zmianę negatywnego postrzegania mniej-
Glastonbury tuż tuż Słynny festiwal muzyki odbędzie się między 27 a 29 czerwca. W zeszłym roku związki zawodowe GMB w porozumieniu z Instytutem Kultury Polskiej (IKP) w Londynie, promowały ideę walki o prawa pracownicze wprowadzając na scenę Left Field dwa polskie zespoły: Habakuk i Poise Rite. W tym roku, 28 czerwca, wystąpią cztery grupy, a do idei promowanej przez GMB i IKP dołączyły związki zawodowe Unison. 29 maja odbyła się w Konsulacie RP w Londynie konferencja prasowa, w której poza związkowcami i organizatorami festiwalu wzięli udział muzycy z zespołu Flykkiller. Na scenie Left Field wystąpią również: Aleks and the Drummer, Cars on Fire i Tofu Love Frogs – grupy w większości dobrze znane na polskiej scenie niezależnej. Paul Kenny (GMB) i Keith Sonnet (Unison)
››
W czasie spotkania w Konsulacie RP był też obecny Michael Eavis – główny organizator Glastonbury Festival. Zaprezentował zebranym bogaty program tegorocznego festiwalu. Fot. Piotr Apolinarski
podkreślali, że choć sytuacja polskich pracowników wciąż pozostawia wiele do życzenia, to jednak w ostatnim roku dzięki aktywnym działaniom związków, udało się porozumieć z kilkoma znaczącymi przedsiębiorstwami zatrudniającymi Polaków. Mowa tu m.in. o World Flowers w Basingstoke, oddziale koncernu Bakkavor w zachodnim Londynie czy fabryce Pratt w Luton. – Ci ludzie odważyli się walczyć o swoje prawa i udało im się, a to da odwagę innym. Nasza obecność w Glastonbury, to uświadomienie ludziom, że istniejemy i że mają się do kogo zwrócić – mówili związkowcy. Zeszłoroczne występy „naszych” przyjęto entuzjastycznie, były polskie flagi i wielka radość, zapewne podobnie więc będzie i tym razem. Jeszcze można kupić bilety. (es)
wspomaganie mniejszości narodowych w kształtowaniu ich pozytywnego wizerunku w społeczności lokalnej, jak chociażby dr Tara Mukherjee – prezes European Multicultural Foundation, który przybliżył zgromadzonym działalność swojej organizacji. Program spotkań obejmował również szereg dyskusji panelowych poświęconych współczesnym problemom nowej emigracji i ich postrzeganiu przez środki masowego przekazu (również w kontekście zamachów terrorystycznych w ostatniej dekadzie i konfliktów na Bliskim Wschodzie), a także prezentację książki Bad News from Israel, która według pierwszych recenzji ma szansę stać się obowiązkową lekturą każdego dziennikarza. Zorganizowana po raz pierwszy konferencja Minorities in Media – A United Solution dała świadectwo, że problem dyskryminacji poszczególnych nacji w mediach jest zauważalny, a zapowiedź corocznego cyklu takich spotkań jest szansą na zmianę negatywnego wizerunku mniejszości narodowych w brytyjskich mediach. Cieszy fakt, że istnieją organizacje podejmujące otwartą walkę ze stereotypami w brytyjskich mediach. I może już niedługo przeciętny czytelnik codziennej gazety w londyńskim metrze zastanowi się nad treścią artykułu w szanujących się tytułach prasowych, zamiast kodować w pamięci przyciągające pogrubioną czcionką tytuły z londyńskich tabloidów...
Paweł Rosolski
8|
30 maja 2008 | nowy czas
polska sPołeczeństwo
tydzień w kraju Prezydent Lech Kaczyński brał udział w szczycie bezpieczeństwa energetycznego w Kijowie. Przybyło tam siedmiu prezydentów (Łotwy, Estonii, Litwy, Polski, Ukrainy, Azerbejdżanu i Gruzji) oraz przedstawiciele rządów Słowacji, UE, Kazachstanu i USA. Powołano stowarzyszenie energetyczne bałtycko-czarnomorskie. Następny tego typu szczyt odbędzie się w Azerbejdżanie. Prezydenci krajów nadbałtyckich podróżowali wspólnie z Lechem Kaczyńskim jego samolotem. Po powrocie z Kijowa prezydent Lech Kaczyński odleciał do Gruzji, gdzie brał udział w święcie niepodległości tego kraju. W specjalnym przemówieniu do Gruzinów prezydent twardo opowiedział się za integralnością terytorium tego kraju. Wizytę w Polsce złożył prezydent Francji Sarkozy. Do ostatniej chwili trwały negocjacje jak wcisnąć do programu spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem. Ostatecznie Sarkozy spotkał się z Tuskiem w Łazienkach (warszawskich). Nicolas Sarkozy podpisał umowę o partnerstwie strategicznym i przywiózł informację o otwarciu francuskiego rynku pracy dla Polaków. 47 proc. ankietowanych Polaków uważa, że sprawy kraju idą w złym kierunku, 40 proc., że jest odwrotnie. Donald Tusk zapowiada projekt zakazu finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Byłaby to mała rewolucja. Osiem lat więzienia, zmniejszone do czterech na mocy amnestii, otrzymał jako wyrok b. ZOMO-wiec Ireneusz Kościuk oskarżony o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka. Poseł Palikot wzywający ostatnio do osadzenia bez wyroku o. Tadeusza Rydzyka nie będzie zawieszony w prawach członka PO. Palikot otrzymał... naganę. Rząd podważył sensowność istnienia weryfikacji dawnej WSI. Jedno z największych osiągnięć rządu Jarosława Kaczyńskiego przekreśla decyzja o tym, że jeszcze nie zweryfikowani byli funkcjonariusze mogą wracać do służby. Kazimierz Marcinkiewicz ogłosił, że prezydent Lech Kaczyński kazał go podsłuchiwać. Dowodów brak, a wszyscy zaprzeczają. Nie widać też powodów takiego podsłuchiwania. Marcinkiewicz wyraźnie nudził się ciszą wokół siebie. Teraz próbuje się wycofywać, ale prokuratura wszczęła śledztwo. ZNP zorganizował jednodniowy strajk. Wzięło w nim udział 70 proc. szkół i przedszkoli. Nauczyciele żądają 50 proc. podwyżki pensji do 2010 roku. Prezes ZNP Sławomir Broniarz mówi, że strajk popierają nawet dzieci. Nie dziwimy się, bo to przecież przedsmak wakacji.
Przemoc w rodzinie
Maltretowane dzieci Przemysław Kobus
Śmierć kolejnego w ostatnim czasie maltretowanego przez opiekunów dziecka wywołała burzliwą dyskusję na temat przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Tragedia stała się też okazją dla politycznej licytacji pomysłów na skuteczne zapobieganie podobnym tragediom. Politycy co rusz wychodzą z kolejnymi, mniej lub bardziej racjonalnymi inicjatywami, jak choćby komputerowy system monitorowania losu dzieci czy bezwzględny zakaz stosowania kar cielesnych, nawet w postaci klapsów.
Miał tylko trzy i pół roku Temat znęcania się nad dziećmi zawładnął publiczną dyskusją na dobre po ostatniej tragedii w Kamiennej Górze (woj. dolnośląskie). W szpitalu zmarło katowane od kilku miesięcy przez matkę i ojczyma 3,5-letnie dziecko. Ciało chłopca było – jak stwierdzili lekarze – zmasakrowane. Liczne rany, stłuczenia świadczyły o tym, że chłopczyk był katowany od miesięcy. W końcu mały organizm nie wytrzymał. Dziecko zmarło. Dziennikarze w Polsce natychmiast przystąpili do szukania winnych całej sytuacji. Kto oprócz oczywiście zatrzymanych opiekunów mógł zawinić? Sądy, opieka społeczna, policja? A może sąsiedzi, którzy po całym zdarzeniu z wyraźną troską na twarzach opowiadali o tragedii, nie mogąc uwierzyć w zaistniałą sytuację. Media ustaliły – podobnie jak w wielu innych tego typu przypadkach – że w rodzinie nadużywano alkoholu, że rodzice byli znani policji, że znała ich również opieka społeczna. Odpowiedzi na pytanie, kto winien czuwać nad potencjalnie niebezpiecznymi ludźmi do dzisiaj nie uzyskano. Opieka społeczna zasłania się przepisami, które nie pozwalają na zbytnią ingerencję w życie rodzinne, policja rozkłada ręce, bo nie otrzymywała nigdy sygnałów o jakichkolwiek aktach przemocy, a rozpaczający nad tragedią sąsiedzi pytani o to, dlaczego nie reagowali, odpowiadają krótko: „A co ja się będę mieszać w czyjeś sprawy”. Ta odpowiedź padła w przypadku skatowanego na śmierć 3,5-latka z Kamiennej Góry, podobna odpowiedź padła w przypadku zabitej 3-letniej dziewczynki w Przewozie (woj. lubuskie). Te same odpowiedzi padały w wielu innych przypadkach, gdy była mowa o pobitym dziecku. My, Polacy najczęściej doskonale wiemy z kim mieszkamy w bloku, kogo mamy za sąsiadów na wsi, doskonale wiemy co się dzieje u „Kowalskich”. Nasza narodowa wścibskość
nie pozwala nam nie wiedzieć niczego o otoczeniu. Ale gdy przychodzi do sytuacji, w której od nas zależy przyszłość dziecka, czy rodziny milczymy, bo to „nie nasza sprawa”. Owszem, nie w każdym przypadku funkcjonuje tu nasza znieczulica. Zdarza się przecież, że przed ewentualną interwencją powstrzymuje nas strach przed zemstą potencjalnych oskarżonych. Cóż bowiem z tego, że znęcający się nad rodziną ojciec trafi na dzień lub dwa do policyjnej izby zatrzymań, skoro w sądzie zwykle odpowiada z wolnej stopy, a w tym czasie – najczęściej po spożyciu alkoholu – będzie miał pełne pole do popisu w zakresie zemsty na „życzliwych” sąsiadach. Tak więc z jed-
60 proc. Polaków przyznaje się do stosowania kar cielesnych wobec dzieci poniżej 19 roku życia. dane Kampanii Społecznej „Dzieciństwo bez przemocy”
nej strony można usprawiedliwiać brak reakcji otoczenia zwykłą obawą o własny los (prawo bowiem nie daje nam pełnych gwarancji bezpieczeństwa), z drugiej strony, taki brak reakcji można potępiać i pociągać do odpowiedzialności wszystkich, którzy nie reagowali na krzywdę wiedząc o niej. Jednak żadne z rozwiązań nie gwarantuje wyeliminowania podobnych tragedii w przyszłości. Co więc je wyeliminuje?
Wyższe kary, inny systeM Politycy w Polsce przy okazji każdej tragedii sypią pomysłami na uzdrowienie sytuacji jak z rękawa. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Oczywiście nigdy nie mówią, dlaczego do tej pory nie wcielili swoich pomysłów w życie, a niepowodzeniem obarczają politycznych przeciwników. Nie inaczej było w przypadku ostatnich wypadków. Minister pracy w rządzie Donalda Tuska, Jolanta Fedak opowiedziała się za wprowadzeniem zakazu stosowania jakichkolwiek kar cielesnych. – Być może matka, która teraz bije swoje dzieci, zastosuje inną metodę wychowawczą. W świadomości społecznej istnieje przyzwolenie na bicie dzieci. Czas z tym skończyć – mówiła Jolanta Fedak. Dodała, że ustawę o przeciwdziałaniu przemocy należy tak zmienić, by stosowanie kar cielesnych wobec dzieci było zakazane. Wydaje się jednak, że pomysł prezentowany przez panią minister jest tylko zabraniem głosu „w sprawie”. Bo jak bowiem sprawować kontrolę nad przestrzeganiem zakazu stosowania kar cielesnych? Każdemu potencjalnemu sprawcy przemocy domowej przydzielić policjanta, najlepiej na 24 godziny? A
może płacić sąsiadom za donosy? Nie sposób kontrolować życia wszystkich rodzin w Polsce, nie sposób drobiazgowo kontrolować życia nawet części narażonych na biedę i alkoholizm gospodarstw domowych. A w tych najczęściej dochodzi do zjawisk patologicznych. To może przerzucić obowiązek kontroli na pracowników gminnych i miejskich ośrodków pomocy społecznej? Też niewykonalne, bo tych jest za mało, a poza tym, sami będą narażeni na ewentualne ataki ze strony rozjuszonych, najczęściej pijanych członków rodziny. Prowadzone wywiady środowiskowe w rodzinach korzystających z zasiłków socjalnych nie zawsze są w stanie wykazać rzeczywistą atmosferę panującą w domu. Politycy jednak po wyrażeniu swych myśli nie są w stanie ich rozwijać. Rzucają hasło i są przekonani, że głos w danej sprawie jest wystarczającą reakcją na całe zło.
propozycje zMian Prawo i Sprawiedliwość wyszło z kolei z pomysłem utworzenia komputerowego systemu monitorowania losu dzieci. Brzmi nieprawdopodobnie. Ale niewiele wskazuje na to, by też i sami pomysłodawcy przemyśleli wcześniej inicjatywę. Posłanka PiS, Joanna Kluzik-Rostkowska na konferencji prasowej zwołanej w Sejmie powiedziała, że system komputerowy miałby zespalać wiele służb takich jak policja, opieka społeczna czy sądy. Chodzi bowiem o to, by po wejściu do systemu było od razu wiadomo, która z rodzin miała problemy z prawem, ile razy interweniowała policja. System taki, wg posłów PiS, miałby kosztować ok. 5 mln złotych i wystarczy tylko dobra wola Ministerstwa Pracy, by go stworzyć. Dlaczego więc PiS, tak wrażliwy na krzywdę ludzką, nawet nie zapoczątkował prac legislacyjnych nad ustawą w sprawie projektu? Nieważne. Grunt, że poseł pomysł przedstawił a winą za jego nie wykonanie obarczy
obecnie rządzących. W przyszłości będzie miał argument, że on proponował rozwiązanie, ale rząd nie skorzystał z propozycji. Parlamentarzyści zapowiedzieli – nie po raz pierwszy – że dla walki z problemem powołają specjalną sejmową podkomisję, która zajmie się zmianami w prawie zmierzającymi do likwidacji przemocy w rodzinie. I pewnie na takich zapowiedziach się skończy. Rodziny w Polsce nie da się w pełni kontrolować, podobnie jak i rodziny w innych krajach. Polska nie jest odosobniona w przypadkach przemocy domowej. Mamy ostatnie przykłady z Niemiec, gdzie w kilku landach ujawniono martwe dzieci. Umarły z głodu, z zaniedbania. W Austrii zatrzymano ojca, który latami więził córkę w piwnicy, miał z nią dzieci. Opieka socjalna w tych krajach działa znacznie lepiej niż w Polsce i nikt jej w gruncie rzeczy nie oskarża o zaniedbania. Zdarzają się przypadki zwyrodnialców. Nie brakuje ich w Polsce, nie brakuje na świecie. Owszem, z sytuacją nie należy się godzić i bezczynnie czekać na kolejne przypadki skatowanych na śmierć dzieci. Warto jednak zauważyć, że do tragedii dochodzi przeważnie w rodzinach patologicznych. W takich, w których rodzice nie pracują, nadużywają alkoholu. Być może lekarstwem byłoby podniesienie stopy życiowej, ale tu w grę wchodzi reparacja całej polskiej gospodarki i zadomowienie się dobrobytu. Na ten będziemy jeszcze czekać i nie wiadomo, czy się w ogóle doczekamy. Wyższe kary, bo i o takich jest mowa, też nie uzdrowią polskiej rodziny. Zaostrzone przepisy korupcyjne nie wyeliminowały zjawiska w Polsce. Wyższe i surowsze kary za jazdę po pijanemu nie wpłynęły na bezpieczeństwo na drogach, gros pijanych dalej siada za kółko.
wszystkie dzieci nasze są > 16
|9
nowy czas | 30 maja 2008
polska Rząd
półRoczny Bilans
Donald Tusk nie mówi już o cudach Bartosz Rutkowski
Tym razem nie było akademii rocznicowych, tylko zdenerwowany i widać jeszcze wymęczony podróżą do Ameryki Łacińskiej premier niemrawo mówił o półrocznych osiągnięciach swego rządu. Kiedy padały pytania o obiecane autostrady odpowiedział, że przez pół roku nie wybudowano praktycznie nic, bo sprawdzano, jaki jest stan rzeczy, ale – jak obiecał – roboty niebawem. Opozycja i ta z Prawa i Sprawiedliwości i ta z lewicy twierdzi zgodnie: to już nie ten sam Tusk. Już nie tryska hu-
morem, już nie przechodzi mu przez gardło słowo cud, którym tak często mamił Polaków w kampanii wyborczej, powtarza tylko ogólniki, jak ognia unika konkretów. W czasie swojej mowy ani razu nie powiedział, co z reformą służby zdrowia, co z obiecanymi podwyżkami dla nauczycieli, dla sfery budżetowej. Padły tylko zapewnienia, że nie będzie rozdawania pieniędzy, bogacić się mają Polacy tylko... pracą. Na tak odkrywcze słowa premiera opozycja tylko się uśmiecha, bo widać premierowi nie starczyło pomysłów na dobre rządzenie. Pół roku minęło, a Polacy coraz częściej pytają, co z autostradami, co z lepszą opieką medyczną, ale najbardziej są wściekli na rosnące z dnia na dzień ceny wszystkiego: jedzenia, energii, benzyny. Wielu emerytów zamierza podać rząd do sądu, bo za kilkaset złotych nie są w stanie opłacić świadczeń i lekarstw, a gdzie na jedzenie – pytają.
O wymianie ministrów nie było ani słowa w mowie Tuska. Za to jego rzeczniczka zapewniła, że wbrew prasowym spekulacjom nie będzie w sierpniu zmiany ministrów. Tusk uznał, że pracują dobrze. Albo – jak twierdzi wielu politologów – musi tak twierdzić, że gdyby było inaczej przyznałby się do fiaska swojej polityki. Były też „sukcesy”, do których Tusk zaliczył twarde negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie tarczy antyrakietowej. Ale gołym okiem już widać, że te twarde negocjacje idą opornie i na pomoc USA przy modernizacji polskiej armii nie bardzo możemy liczyć.
Polska Przestrzeliła tarczę – Za ochronę elementów tarczy Polacy powinni zapłacić sami. Wasze marzenia o wielkich korzyściach, jakie mielibyście uzyskać w zamian za tarczę są przesadzone, pora zejść na ziemię – oświadczył Stephen Mall, jeden z amery-
uBecja zaBiła go stRzałem w tył głowy
Rotmistrz Pilecki bohater XX wieku Na rozkaz przełożonych dał się pojmać hitlerowcom w ulicznej łapance, by trafić do obozu zagłady w Oświęcimiu. Tam miał organizować grupę, która byłaby w stanie wywołać bunt więźniów i jednocześnie sporządzał raporty o życiu tych ludzi. Po wojnie trafił w ręce bezpieki, sądzony, skazany na śmierć został stracony dokładnie 60 lat temu. 25 maja 1948 roku w mokotowskiej katowni ubeckiej wykonano wyrok na rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Zdaniem wielu amerykańskich historyków był jednym z najbardziej bohaterskich ludzi XX wieku. Dopiero od niedawna prawda o niezwykłych dokonaniach tego człowieka wychodzi na światło dzienne. Urodził się 13 maja 1901 roku w w Karelii w północnej Rosji. Tam właśnie trafiła jego rodzina przesiedlona w ramach represji za udział w powstaniu styczniowym. Pochodził ze szlachty pieczętującej się herbem Leliwa. Jako kawalerzysta brał udział w obronie Grodna, potem w wyzwoleniu Wilna. Walczył w kampanii wrześniowej i 19 września 1940 roku podczas niemieckiej łapanki pozwolił się aresztować. Do obozu w Oświęcimiu trafił jako Tomasz Serafiński. W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku Pilecki uciekł z obozu. Dotarł do Nowego Wiśnicza, i tam odnalazł prawdziwego Tomasza Serafińskiego. Ten ostatni skontaktował Pileckiego z oddziałami AK, którym przedstawił plan ata-
ku na obóz w Oświęcimiu. Jego projekt nie zyskał jednak aprobaty dowództwa. W latach 1944-45 był w niewoli niemieckiej w Murnau, potem dołączył do 2 Korpusu Polskiego we Włoszech. W październiku 1945 roku, na osobisty rozkaz gen. Andersa, wrócił do Polski, by prowadzić działalność wywiadowczą na rzecz 2 Korpusu. 8 maja 1947 roku został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, torturowany i oskarżony o działalność wywiadowczą na rzecz rządu RP na emigracji. 3 marca 1948 roku przed Sądem Wojskowym w Warszawie rozpoczął się proces tzw. grupy Witolda. 15 marca 1948 roku rotmistrz został skazany na karę śmierci. Pierwszy prezydent komunistycznej Polski, Bolesław Bierut nie zgodził się na ułaskawienie. Wyrok wykonano 25 maja w więzieniu przy ul. Rakowieckiej, poprzez strzał w tył głowy. Witold Pilecki pozostawił żonę, córkę i syna. Miejsce pochówku rotmistrza nigdy nie zostało ujawnione, prawdopodobnie zwłoki zakopano na wysypisku śmieci koło Cmentarza Powązkowskiego. Naczelna Prokuratura Wojskowa w 1990 roku podjęła rewizję procesu grupy rotmistrza Pileckiego. Unieważnienie wyroku nastąpiło w 1991 roku.
Bar tosz Rut kow ski
kańskich negocjatorów komentując nadmierne – jego zdaniem – polskie żądania w zamian za rozmieszczenie amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce. Witold Waszczykowski, wiceminister spraw zagranicznych i główny nasz negocjator w sprawie tarczy twierdzi, że to pewnie pomyłka amerykańskiego urzędnika i powtarza, że Polska twardo będzie obstawać przy swoich warunkach. Te twarde warunki, jakie stawiają Ameryce premier Donald Tusk i szef dyplomacji Radosław Sikorski to chęć uzyskania nie tylko rakiet typu Patriot, jakie miałyby być rozmieszczone w Polsce, ale także żądania modernizacji polskiej armii. Nieoficjalnie mówili o tym Amerykanie, dodając, że stawianie ich pod ścianą nie jest dobrą taktyką. To może sprawić, że w pewnej chwili Amerykanie powiedzą: nie, rezygnujemy z Polski i poszukamy sobie innego miejsca na tarczę. Z Czechami Ameryka już podpisała umowę i tam na pewno powstanie, jako element tarczy, specjalny radar. Z Polską jest gorzej. Poprzednia ekipa Jarosława Kaczyńskiego twierdziła, że była już bliska sfinalizowania porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi. Nowy rząd postawił na innego strategicznego partnera, wybrał Unię Europejską. Na pytanie, czy Amerykanie rzeczywiście mogą zrezygnować z rozmieszczenia tarczy w Polsce specjaliści odpowiadają krótko: tak. Na przykład dobrym miejscem może być Wielka Brytania, gdzie Amerykanie już mają swoje bazy.
tydzień w kraju Leszek Miller skarży się na dziennikarzy. Chodzi o przemilczanie I Kongresu Lewicy. Nowa (?) partia wybrała swoim przewodniczącym właśnie Millera. Polacy i Litwini rozpoczęli prace nad wspólnym dodatkowym podręcznikiem do historii. Pierwsze kłótnie zaczną się już przy Jagielle. Powstanie 12 metropolii miejskich. Zaletą będzie np. jeden bilet komunikacyjny na takim obszarze. Za metropolie będą robiły Warszawa, Łódź, okręg śląski, Kraków, Trójmiasto, Poznań, Wrocław, Szczecin, Bydgoszcz z Toruniem oraz Rzeszów, Lublin i Białystok. Był list w „obronie Lecha Wałęsy”, pojawiło się i pismo w sprawie „wolności badań naukowych”. Tu i tam sygnatariuszami są szacowne osoby. Chodzi o książkę na temat agenta „Bolka”. Problem w tym, że publikacji jeszcze nikt nie czytał, bo się nie ukazała. ›› 12 Donald Tusk zaprotestował przeciw kpinom z medalu Słońca Peru, który otrzymał w Limie. Problem w tym, że Polacy nie kpią z peruwiańskiego odznaczenia tylko ze „słońca”, które w polityce można było dotąd kojarzyć z samym Stalinem lub innymi satrapami. W zestawieniu z Tuskiem efekt komiczny nasuwa się sam.
10|
30 maja 2008 | nowy czas
wielka brytania świat tydzień w skrócie W PE niemieckim eurodeputowanym nie udało się zablokować raportu o ekologicznej szkodliwości budowy gazociągu północnego. Komisja petycji przyjęła raport opracowany przed europosła PiS Marcina Libickiego, który wskazuje na szkodliwość budowy m.in. dla ptaków, ryb i wyraża obawę o naruszenie spoczywających w Bałtyku składowisk broni chemicznej z czasów II wojny. Gazprom lobbował w tej sprawie m.in. przez b. kanclerza Schroedera, który spotykał się z eurodeputowanymi Niemiec. Wnieśli oni do raportu 189 poprawek, które jednak w większości przepadły. Prezydent Rosji Miedwiedjew przebywał w Kazachstanie i Chinach. W Kazachstanie podpisał umowy o współpracy energetycznej. Po tej wizycie Kazachstan zdecydował się ograniczyć rangę swojego wysłannika na szczyt do Kijowa do wiceministra. W Chinach Miedwiedjew podpisał umowę o współpracy atomowej. Rosja dostarczy partnerowi m.in. wzbogacony uran. Pekin i Moskwa wspólnie skrytykowały projekt „tarczy antyrakietowej”.
chiny
potRzeBna pomoc japońskiego wojska
Zagrożenie epidemią i powodzią Bartosz Rutkowski
Przebywał pod gruzami 11 dób, przeżył z pomocą żony i w końcu został uwolniony przez chińskich ratowników z pułapki w prowincji Syczuan, która kilkanaście dni temu nawiedzona została przez potężne trzęsienie ziemi. 80-letni staruszek, na dodatek sparaliżowany przeżył, bo jego głos usłyszała żona, która wcześniej wydostała się spod gruzów i niewielkimi kanalikami wpuszczała mu jedzenie i picie. Przez cały czas z nim rozmawiała, dawała mu niewielkie przerwy na sen, zachęcała do walki, by się tylko nie poddawał i dziś szczęśliwy starzec żyje.
80-letni Xiao Zhihu został odgrzebany w Mianzhu na północ od dużego miasta Chengdu. Tam do ocalałych kościołów schodzili się tłumnie w niedzielę ludzie, którzy modlili się o to, by takich uratowanych było więcej. Takiego szczęścia nie miało jednak kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy stracili przez ten kataklizm życie. Mówi się już o ponad 50 tysiącach ofiar, ale ponad 25 tysięcy uznaje się za zaginione. Można być już niemal pewnym, że to także potencjalne ofiary. Tym samym liczba ofiar trzęsienia ziemi w chińskim Syczuanie dojdzie do 80 tysięcy. W tej chwili władze mają dwa wielkie zmartwienia: nie dopuścić do wybuchu epidemii i chronić 70 tam, które poważnie uszkodzone mogą w każdej chwili runąć, zalewając ogromne połacie terenów. Ziemia w Chinach nadal silnie drży i obawa o stan tych budowli jest jak najbardziej uzasadniona. W sumie zagrożonych runięciem jest prawie 400 tam, ale chiński rząd uspokaja, że panuje nad sytuacją i większości tam nic nie grozi.
W Syczuanie powstały największe tego typu projekty na kuli ziemskiej, między innymi słynne trzy tamy przełomów, jak je nazwano. Los tych gigantycznych budowli ponoć jest niezagrożony. Do akcji łatania dziur w w tamach skierowano w jednym tylko okręgu Beichuan kilkanaście tysięcy żołnierzy. Jak na złość w tym rejonie zaczęło potwornie lać i użycie do akcji ratowniczej śmigłowców okazało się niemożliwe. – W każdej chwili możliwe są usunięcia się skał i piachu – przestrzegają na najbliższe dni chińskie służby meteorologiczne. Władze na niektórych terenach zaczęły wypłacać poszkodowanym odszkodowanie za utracone mienie. Wychodzi tego równowartość 15 dolarów na osobę. Jeden z uratowanych spod gruzów, 58-letni Liang Biqing ze złami w oczach opowiadał zachodnim dziennikarzom, jak tragedia zmieniła jego patrzenie na Chiny i na cały świat. Do tej pory wydawało mu się, że o jego nieszczęściu wiedzą tylko najbliżsi,
teraz przekonał się, że współczuje mu cały świat. – Nie ma granic w takich sprawach, jak ból i nieszczęście, szkoda że ludzie pomagają sobie tylko w takich dramatycznych momentach – mówił Liang. Do Chin płynie coraz szerszym strumieniem pomoc ze świata. Najbardziej ten kraj potrzebuje teraz namiotów. Ponad 15 milionów ludzi straciło dach nad głową i namioty są teraz dla nich sprawą życia i śmierci. Ten kataklizm dotknął też pandy. W Wolong Nature Reserve, największym na świecie centrum, gdzie są pandy brakuje jedzenia dla tych sympatycznych zwierzaków, konkretnie zaś świeżych pędów bambusa. – Mamy nadzieję, że w najbliższym czasie ten rodzaj pożywienia dotrze do nas, bo drogi są już stopniowo odbudowywane – pociesza się szef tego ośrodka, Zhou Xiaoping, który dodaje, że po trzęsieniu nadal nie może się doliczyć dwóch pand. Wobec pogarszającej się sytuacji Chiny poprosiły o pomoc wojskową Japonię.
|11
nowy czas | 30 maja 2008
wielka brytania świat Wielka BRytania
WzRaStające ceny paliW
Browna droga do nikąd Mikołaj Skrzypiec
Upływający tydzień po raz kolejny obfitował w wydarzenia które świadczą o słabnącej pozycji premiera Gordona Browna, oraz o rosnącym niezadowoleniu społeczeństwa z jego rządów. Tym razem przyczyną dyskusji o przyszłości premiera stały się wzrastające koszta paliw, proponowane zmiany w podatku drogowym oraz zaplanowana na jesień podwyżka podatku paliwowego. We wtorek 27 maja na ulice Londynu wyjechali protestujący kierowcy ciężarówek i przedstawiciele firm transportowych. Powolny przejazd kawalkady kilkuset tirów sparaliżował centrum miasta oraz spowodował opóźnienia na autostradach wiodących do miasta. To drugi jeszcze większy niż poprzedni (kwietniowy) protest sektora transporto-
›› David Milliband następcą Browna?
wego, który najbardziej ucierpiał na rosnących cenach paliw. Przedstawiciele organizacji firm transportowych spotkali się z premierem Brownem by wręczyć mu petycję w której domagają się odstąpienia od zaplanowanej na jesień podwyżki podatku w cenie paliwa, która ma wynieść 2 pensy od litra. Według przedstawicieli sektora transportowego, średni koszt paliwa zużywanego przez ciężarówkę w ciągu tygodnia, wynosi ponad 1000 funtów. Połowa z tego to
podatki i akcyza. Opodatkowanie paliw w Wielkiej Brytanii jest najwyższe w Europie. Protestujący nawoływali do odejścia od „szalonej” polityki paliwowej rządu, która ich zdaniem jest obliczona na wykończenie brytyjskiego transportu. Komentatorzy zapowiadają możliwą powtórkę protestów na skalę całego kraju, do których doszło w 2000 roku. Przedstawiciele organizacji ekologicznych postulują by nie likwidować zaplanowanej podwyżki. Według nich byłaby to niekonsekwencja w polityce rządu, który od lat używa wielu proekologicznych argumentów by uzasadniać i planować rozwój przemysłu i energetyki. Również pomysł dodatkowego opodatkowania posiadaczy największych samochodów, który rozważa rząd jest kontrowersyjny. Ponad 30 posłów Partii Pracy zapowiada bunt podczas głosownia nad projektem dodatkowych opłat w podatku drogowym, dwóch ministrów nalega na kanclerza Alistaira Darlinga by odejść od wprowadzania tych opłat. Podwyżki dotknęłyby właścicieli samochodów o największym litrażu silników, a więc o najwyższym poziomie emitowanych spalin. Pojazdy, których poziom wydzielanych spalin przekracza 180 g. CO² na kilometr, zapłacą o 50 proc. więcej podatku drogowego. Główną kontrowersją w tym zapisie okazuje się
Feniks szuka życia na Marsie La da chwi la marsjański po jazd Fe niks za cznie naj trud niej szą i naj cie kaw szą część ope ra cji na po wierzch ni Czer wo nej Pla ne ty. Specjalne ramię o długości 2.5 metra, które naszpikowane jest elektroniką zacznie wgryzać się w powierzchnię planety. Amerykański próbnik szykuje się do poszukiwania pozaziemskiego życia. Jeśli sprawdzą się oczekiwania naukowców będziemy świadkami sensacji na miarę stulecia. Mars „połknął” już wiele ziemskich próbników, rozbijały się one o powierzchnię planety lub nie były w stanie wrócić na Ziemię z próbkami materiałów pobranych z powierzchni planety. Tym razem misja ma ogromne szanse powodzenia, wylądowała na północnym biegunie Czerwonej Planety, bo tam już poprzednie sondy stwierdziły spore pokłady wody. A woda to przecież życie. Zdaniem docenta Krzysztofa Ziołkowskiego z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk w Warszawie precyzyjne, wręcz mistrzowskie lądowanie Feniksa pokazuje, że tym razem Amerykanie podeszli do badania Marsa z najwyższą starannością. W czasie dziesięciomiesięcznego lotu sonda pokonała 679 milionów kilometrów i potrafiła w ostatniej fazie lotu wytracić prędkość z 20
tysięcy kilometrów na godzinę do zaledwie sześciu. Oko kamery zamontowanej w tym próbniku już pokazało nam niesamowite obrazy z powierzchni planety o której mówi się, że są tam warunki pozwalające na rozwój różnych form życia. Trzeba te hipotezy tylko potwierdzić i ślady odnaleźć. Próbki pobrane przez automatyczne ramię z głębokości kilkudziesięciu centymetrów zostaną umieszczone w pokładowym labioratorium. Tam będą powoli podgrzewane do temperatury tysiąca stopni Celsiusza. W ten sposób będą się uwalniały związki zawarte w tych próbkach i to doświadczenie pozwoli nam odpowiedzieć na kluczowe pytanie: jest życie na Marsie, czy nie? Zdaniem wielu naukowców głęboko pod powierzchnią Marsa są zbiorniki wody w stanie płynnym, co może świadczyć o istnieniu w przeszłości lub nawet teraz mniej lub bardziej prymitywnych form życia. Na te pytanie my, Ziemianie, otrzymamy już niebawem odpowiedź.
Bar tosz Rut kow ski
to, że wzrost opłat miałby objąć wszystkie pojazdy zarejestrowane po 2001 roku, co byłoby książkowym przykładem wstecznego opodatkowania. Statystycznie, właściciele takich pojazdów zapłaciliby średnio o 200 funtów podatku drogowego więcej. Podwyżka ta zdaniem jej przeciwników nie może być uzasadniona w żaden sposób w nadchodzącym roku, apelują więc o odłożenie dodatkowych opłat na dalszą przyszłość. Organizacje ekologiczne, w tym Greenpeace wyraziły poparcie dla idei zachęcania konsumentów do nabywania bardziej ekologicznych pojazdów. Na zmiany jednak nie godzą się ani kanclerz Darling, ani premier Gordon Brown. Zniesienie przewidzianej podwyżki mogłoby spowodować kolejną dziurę do załatania w zmienionym już niedawno budżecie, jej wysokość wyniosłaby ponad 2 miliardy funtów. Rząd nie może sobie pozwolić na kolejne pożyczki i kolejny wzrost zadłużenia, które i tak wzrośnie by pokryć wcześniejsze zmiany w kwotach opodatkowania. Rosnące niezadowolenie społeczne wywołało kolejne dyskusje na temat przyszłości Gordona Browna jako premiera. Niektóre tytuły gazet podają nazwisko Davida Millibanda jako sukcesora po ewentualnym odwołaniu gabinetu Gordona Browna.
tydzień w skrócie Prezydent Francji Nicolas Sarkozy zaproponował ograniczyć podatek VAT w UE na paliwa, co miałoby złagodzić skutki wysokich cen ropy. Cena baryłki przekroczyła 133 dolarów. Kanclerz Niemiec Angela Merkel opowiedziała się podczas Zgromadzenia Parlamentarnego NATO za zacieśnieniem współpracy paktu z Rosją. UE przyjęła mandat na negocjacje z Rosją o nowym układzie o partnerstwie i współpracy. W Iraku miał miejsce samobójczy atak. Zginęło sześć osób, 18 zostało rannych. Podobno sąsiedni Iran wypłacał wysokie premie za zabicie każdego żołnierza brytyjskiego. Mołdawia sięga po dość radykalne kroki, zmierza rozwiązać całą policję drogową i powołać po weryfikacji nowe służby. Zaledwie 1/3 ankietowanych Niemców nie ma nic przeciwko otwarciu swojego rynku pracy. Taką opinię wyraża blisko połowa Brytyjczyków i 58 proc. Francuzów. Deutsche Post wypuściła serię znaczków z Rudolfem Hessem. Poczta tłumaczy się, że nie dopilnowała zamówienia złożonego przez neonazistów.
12|
30 maja 2008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Wet za wet Krystyna Cywińska
Przesiedziałam Eurowizję do końca. To the bitter end. Wypiłam dwa kieliszki zakrapianej wódki dla kurażu i zażyłam cztery krople waleriany na uspokojenie. Po godzinie mąż wstał z kanapy. A tu na ekranie rozgrywa się walka na szarpane gitary. – Dokąd idziesz? – pytam męża. – Idę się przewrócić na drugi bok. No to się przewracaj.
Starość i młodość starła się przed ekranem. Starość tradycyjna i wymagająca klasy, z młodością tratująca tradycję i bezklasową. I dyskutującą styl obcy, nie do przyjęcia dla starości. Czym była dla Polski ta Eurowizja? To populistyczne widowisko żywych obrazów i muzyki? Piosenek jedna do drugiej podobnych? Z miotaniem się po scenie, wygibasami i wrzaskiem na górnych decybelach? I z konferansjerką banalną, bez polotu i humoru? I z tą masą rozkrzyczanych narkotycznych kibiców, machających narodowymi flagami? Kiedyś na koncertach Beatlesów czy Rolling Stonesów podniecone dzierlatki wymachiwały majtkami, obrzucały ich stanikami. Flagi to już pewien postęp cywilizacyjny. Żaden zespół na scenie nie sikał ani nie wymiotował, jak kiedyś brytyjskie Pistolety. A dawną kakofonię muzyczną wyparły bardziej skoordynowane dźwięki. Więc jednak pewien postęp w klasie. Eurowizja jest wizualnym potwierdzeniem odradzających się w Europie szowinizmów. A te flagi nad głowami czymś w rodzaju symbolu ksenofobii. Krucha jest różnica między narodową dumą, a narodową butą. Między szowinizmem, a poczuciem narodowej odrębności. Wystarczy iskra urażonych narodowych uczuć, a w ruch pójdą zgniłe jaja, pomidory, może nawet granaty. „Weź Kaziu granat” – powiada Pawlakowa do Pawlaka
w dawnym serialu „Sami swoi”. „Prawda prawdą, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Patrzę jak na ekranie wystrzelają w górę flagi ukraińskie i białoruskie. Symbole narodowości tłumionej przez lata. Powstałej z politycznego nadania państwowości tym narodom. W wyniku dziejowych kaprysów i przewrotnej historii. Wchodzę w Warszawie do fryzjera w Alejach Jerozolimskich. Fryzjernia francuska niby. – Dymitrij! – woła recepcjonistka. – Masz klientkę. – Dymitrij jest zajęty. Olga! Olga! – woła. Olga jest Białorusinką, a Dymitrij Ukraińcem. – A skąd pochodzisz? – pytam Olgę. – Z Pińska. – Dawne polskie miasto – mówię nietaktownie. – Nie! Białoruskie – odpowiada Olga, z czegoś bardzo niezadowolona. – Polacy to najeźdźcy. – Najeźdźcy? – Ano tak! Teraz ich nie ma, a my są Białorusini. – A gdzie są twoi rodzice – pytam – w Polsce? – A po co? Na Białorusi. W Krasiejewie. Krasiejewo to dawna siedziba i majątek ze starym pięknym dworem polskiej rodziny Ordów. Od wieków tam zasiedziałej. – A czy słyszałaś o rodzinie Ordów z Krasiejewa? – pytam. Słyszała. Mówię, że dwór im spalili miejscowi, parki wykarczowali, majątek z ziemią zrównali, w gruzy obrócili. Olga milczy. – No cóż – po chwili powiada – obcy byli, Polaki. Dymitrij przysłuchuje się temu z sarkastyczną miną. Pochodzi z Wołynia. Oczywiście starej ukraińskiej ziemi. Najeźdźców
polskich tam wyrżnięto, wymordowano – myślę sobie w duchu i milczę. – Wracacie do swoich krajów? – pytam. Wracają, wracają, jak się tu dorobią. U tych byłych najeźdźców. A na ekranie telewizyjnym wyrastają flagi byłych sowieckich wasali. Nowych republik. I państw wchodzących przed laty do Układu Warszawskiego. – Układ Warszawski głosuje na siebie – słyszę komentarz Terry Wogana. Nie słychać tylko szczęku zapadającej żelaznej kurtyny – myślę. Ten układ nie istnieje już przecież od lat, ale jest wciąż jakoś istotny w świadomości postkomunistycznych narodów, wciąż mówiących po rosyjsku lepiej niż we własnych językach. No i ciągnie się głosowanie w tym plebiscycie piosenki. Blokami byłych układów i sąsiadów. Płyną głosy niczym rosyjska ropa naftowa. Słychać zachwyty i uniesienia na gazie. Ziemnym. Płynącym z Rosji do kurków. Eurowizja jest już farsą zdalnie kierowaną politycznie. Jest też swego rodzaju pokazem odwetu wobec Zachodu. Wet za wet. Za jego kulturową, wiekową supremację. Za wszystkie kompleksy niższości wobec Zachodu. I pada lawina głosów na nieudacznych piratów serbskich czy chorwackich, klaunów i cztery narzeczone Frankensteina z Bośni, i Wlada, potomka Drakuli z Rumunii. I huraganowe punkty na Rosjanina Dimę Bilana. A większość oczywiście wyśpiewuje po angielsku. Tryumf języka nad uprze-
dzeniami. Ale Anglikom i Polakom trzeba dokopać. Polakom, bo dmą w róg europejski. I popisują się swoimi zachodnimi, cywilizacyjnymi korzeniami. Paradoks na tym polega, że w większości styl tych popisów i wygibasów i ich muzyczne podłoże są rodem z Anglii. To tu przecież, w latach sześćdziesiątych, narodził się ten trend muzyczny, rock. Szarpanie gitarami, miotanie się po scenie, gardłowe wrzaski i ekshibicjonizm. Fanów tego trendu przepraszam. A jestem już sucharem w tonacji ra-moll i nie rozróżniam innej. W postkolonialnej, zmalałej Wielkiej Brytanii ten trend był buntem. Wyrazem obrazy na świat, odrazy do jego wartości, układów klasowych, podziałów i tradycji. I przyjął się na świecie. No a teraz z tej muzycznej broni ustrzelono w Eurowizji Anglię razem z Polską. Relegowano oba te kraje na szary koniec. Więc czym była ta Eurowizja dla Polski? Była statecznym, mentalnym wykluczeniem jej z byłego Układu Warszawskiego. My jesteśmy jednak bliżej Hellady niż Hunów. A Warszawa, lśniąca nocą neonami, powoli dorównuje znowu stolicom Europy. Puszczam zatem w niepamięć i przebaczam obrażenia ciężkie i lżejsze dobrego smaku i sprawiedliwości w Eurowizji. A także fałszowanie i manipulowanie ludzką psychologią w celach politycznych. Idę się obrócić na drugi bok. Usatysfakcjonowana Europejka.
Polski szał epistolarny Przemysław Wilczyński
Lech Wałęsa jest i będzie postacią pomnikową – bez względu na to, jakie studia których historyków ujrzą światło dzienne. Listy otwarte w obronie byłego prezydenta – a tym bardziej listy atakujące nieistniejącą książkę – sprawie Wałęsy jednak z pewnością nie pomogą.
Czasami mam wrażenie, że polski intelektualista nic nie robi poza podpisywaniem listów otwartych; że, owszem, w przerwach między jednym a drugim listem napisze książkę, da wykład albo wpisze jakieś oceny do indeksów, ale zasadniczo o jego społecznym statusie decyduje co innego: jak dużo (i jak bardzo otwartych) podpisał w swoim życiu listów otwartych. 7.30 – pobudka; 8.15 – list otwarty w obronie głuszca zwyczajnego; 9.00 – śniadanie; 9.30 – list otwarty w obronie wolności słowa; 11 – wykład; 11.30 – lektura wczorajszych listów otwartych, publikowanych przez dzienniki; 14.00 – obiad. 14.30 – sjesta połączona z analizą listu otwartego w obronie podupadającej nauki polskiej; 15.30 – list otwarty w odpowiedzi na mający się ukazać inny list otwarty. I tak dalej – dzień bez listu otwartego, dniem straconym. W sprawie Lecha Wałęsy i nieistniejącej jeszcze książki sytuacja się powtarza: jedna grupa intelektualistów podpisuje list w obronie czci byłego pre-
zydenta, którą to cześć ma – wedle mniej lub bardziej potwierdzonych przecieków – szargać publikacja Instytutu Pamięci Narodowej; druga grupa podpisuje swoisty kontr-list, w obronie wolności słowa, a więc w obronie książki. Ale przecież uważny obserwator – choćby śledzący nazwiska podpisanych pod owymi listami sygnatariuszy – dojdzie do wniosku, że ani pierwszy list nie jest (przede wszystkim) obroną Wałęsy, ani drugi nie jest (przede wszystkim) obroną wolności słowa. Są one raczej wyraźnymi sygnałami: należę do III RP; sympatyzuję z IV RP; Zanim się obejrzeliśmy, szlachetna i potrzebna demokracji instytucja listu otwartego stała się, jak wszystko nad Wisłą, gestem politycznym (nawet jeśli wbrew intencjom większości – skądinąd zasługujących na ogromny szacunek – sygnatariuszy). I do tego gestem, który za sprawą dużej powtarzalności zdewaluował się. Gestem, który stał się właściwie niezauważalny. A przecież obrona Lecha Wałęsy
nie była potrzebna. I to nawet nie dlatego, że postać pomnikowa (a taką jest w moim przekonaniu były prezydent) obroni się sama: przed atakiem, polemiką, książką, mniej lub bardziej uzasadnionym zarzutem. Nie była potrzebna dlatego, że w Polsce – z listem otwartym czy bez niego; z książką historyków IPN, czy bez niej – przyjęty przez większość społeczeństwa bohater narodowy nigdy nie istniał i nie zaistnieje dlatego, że na każdego bohatera zawsze przypadnie kilku chcących dowieść, że nie jest żadnym bohaterem i kilku chcących porzucać sobie błotem do celu. Ani więc książka historyków IPN nie zniechęci nikogo do Wałęsy, ani jej brak nie odwiedzie jego antagonistów od stawiania równości między słowami „Bolek” i „Wałęsa”. To samo tyczy się listów otwartych: ani list w obronie czci Wałęsy nie doda mu splendoru, ani list w obronie wolności słowa nie poprawi (chyba całkiem niezłej) kondycji tej wolności. Tymczasem w dychotomicznym
świecie „list vs. kontr-list” zaciera się rzecz w kontekście Lecha Wałęsy najważniejsza: że sprzeczności między (rzekomym) „Bolkiem” a Wałęsą-bohaterem nie ma; że żadna (rzekoma) słabość młodego Wałęsy z lat siedemdziesiątych nie jest w stanie zatrzeć jego dokonań z lat osiemdziesiątych; że postać pomnikowa, bohater to ktoś, kto coś niezwykłego zrobił, a nie ktoś, kto nigdy nie zgrzeszył. W polskim świecie walki na listy otwarte ugruntowują się tymczasem podziały: III RP – IV RP; nasz bohater – wasz bohater; nasza historia – wasza historia; nasz etos – wasz etos; nasza Polska – wasza Polska. Wet za wet – list za list. Świat tymczasem za sto lat i więcej zapomni o egzotycznych listach, awanturach i rozprawach (przynajmniej niektórych) historyków IPN; zapomni o liście i antyliście (choć na pewno nie o niektórych sygnatariuszach). Nie zapomni natomiast – mam nadzieję – o Lechu Wałęsie.
|13
nowy czas | 30 maja 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Wiarygodność mediów polega na rzetelności przekazu, której miernikiem powinna być informacja, a nie sensacja, jaką może wywołać. Niby to samo, a jednak nie to samo. Łatwo poznać, kiedy informacja jest zaledwie pretekstem – skandalu, załatwienia porachunków, zwykłej kalkulacji politycznej. Jeszcze łatwiej poznać, kiedy redakcja powołuje się na pryncypia życia publicznego. W świecie, w którym karłowate jest już prawie wszystko, nie wiadomo, czym są te pryncypia. Z oceną mają kłopot nie tylko dziennikarze. To, co było kiedyś przestępstwem, jest obecnie gloryfikowane, a nawet chronione przez prawo. Słabość jest cnotą, a poczucie smaku może doprowadzić nas do ławy oskarżonych, jeśli nie do wymiotów. Własny instynkt i tak zwane dobre wychowanie nie wystarczają. Świat przyspieszył, wychodząc przy tym trochę z formy. Dawno minęły czasy, że pewnych tematów w dobrym towarzystwie nie należało poruszać. Zachęceni przez innych wyzwalamy stłumione wcześniej namiętności i popędy. A ponieważ w dalszym ciągu stary świat ściera się z nowym, o sensacje nie trudno, dziennikarze nie powinni więc narzekać. A jednak są takie sprawy, których bulwarowy atawizm wzbudza w nas współczucie i zażenowanie, i chociaż sensacja murowana, wolimy nie pisać o wyuzdanych fascynacjach znanych osób polonijnego środowiska. Niech sami dokonają rachunku sumienia. Jak się okazuje, nie jesteśmy gorsi i też możemy mieć swoje seksafery. Co z drugiej strony tak bardzo nie dziwi. Jeśli chodzi o osoby z najwyższej półki, tego typu afer było już tak wiele, że i mniejsi zapragnęli zdejmować spodnie przed kamerami. Szko-
da tylko, że więcej mają w spodniach niż w głowie i z powodu swojej delikatnie mówiąc frywolności kompromitują nie tylko siebie, ale również sprawy, które reprezentują. W jakim świecie żyją? Są na tyle naiwni, że ufają wszystkim uczestnikom „zabawy”, nawet tym płatnym? Nie zdążyli uwierzyć w to, co dla młodszego pokolenia jest tak oczywiste – w potęgę internetu i wszechobecność nośników cyfrowych? A może, jak uważa niejeden psycholog, najbardziej podkręca ich ryzyko ujawnienia i kompromitacji, chociaż z drugiej strony chcieliby tego uniknąć. Niektórzy twierdzą, że jest to choroba, na którą nie ma lekarstwa… poza wyuzdaniem. Okiełznać cielesność wyuzdaniem, jak praktykowały kiedyś sekty religijne. Bomba tyka. Ciekawe, kiedy wybuchnie? Bo wbrew pozorom, nawet jeśli nikt obecnie nie powołuje się na szlachectwo, pozostały funkcje publiczne, a te im wyższe, tym bardziej zobowiązują. Funkcja publiczna nakłada obowiązki, dodaje splendoru, ale też ogranicza „swobodną ekspresję wyrafinowanych emocji i popędów”. Dotyczy to również pełnych wigoru działaczy społecznych. Z drugiej strony, może nie trzeba się dziwić? Jesteśmy przeciętną społecznością, ze wszystkimi jej ułomnościami, a nie pomnikowym monolitem, jak chcieliby niektórzy – działacze.
absurd tygodnia 25 procent warzyw, które spożywają Amerykanie to frytki i jak twierdzą naukowcy dwie trzecie społeczeństwa USA (65 procent) cierpi na nadwagę z czego połowa jest chorobliwie otyła. Z powodu otyłości w Ameryce umiera dziś bowiem już 300 tysięcy osób rocznie. Sekretarz generalny centrum międzynarodowego handlu, gospodarki i środowiska w CUTS International Pradeep S. Mehta przyznał zatem, że gdyby Amerykanie schudli do poziomu przeciętnych Hindusów klasy średniej „wiele głodujących ludzi w Afryce subsaharyjskiej miałoby co jeść.” Pierwsze kroki już poczyniono. Sąd w Kansas nakazał Arturowi Younkinowi (waga: 225 kg) schudniecie o 50 kg i zakazał jedzenia wiecej niż jednego posiłku dziennie. Skazany stracił z powodu otyłości pracę i nie spłacał kredytu. Odchudza się w więzieniu. Zgodnie z wyrokiem je tylko jeden posiłek dziennie, a „zdrowy” więzienny wikt sprzyja jego wymuszonej diecie. Wyrok nie przewiduje jednak jaką dietę powinien stosować po osiągnięciu wyznaczonej sądownie wagi.
Wacław Lewandowski
Uderzyć figurantem Kiedy Donald Tusk tworzył swój rząd zabawiłem się w felietonistę-proroka i napisałem, że prędzej czy później nowy premier podejmie usiłowania skrócenia kadencji obecnego prezydenta. Napisałem nawet, że musi to zrobić, nie w tym sensie, że niby powinien czy ma podstawy, ale w takim, iż Kaczyński nie pozwoli temu rządowi przeprowadzić jakichkolwiek zmian prawa, na których by Platformie zależało. Dziś, jak się zdaje, mogę zawołać: miałem rację! Wprawdzie wielekroć Tusk mizdrzył się i deklarował przed kamerami, jak to szuka i szukać będzie „porozumienia z panem prezydentem”, jednak jest już jasne, że oskarżana o nieróbstwo Platforma nie przedkłada sejmowi strategicznych z jej punktu widzenia projektów ustaw, spodziewając się prezydenckiego weta. Teraz, gdy coś wobec tych oskarżeń należałoby już zrobić, wypuszczono swoisty balon próbny, by wybadać, jaka byłaby przychylność społeczna (czy raczej medialna) dla próby usunięcia prezydenta. Balon ma postać ludzką, szeroko znaną i cieszącą się wcale licznym gronem sympatyków. Jest to opuszczający właśnie europejską bankowość były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Nie jest żadnym przypadkiem, że to właśnie w okresie, gdy
Tusk święcił i propagandowo oprawiał pierwszy jubileusz swojego gabinetu, Marcinkiewicz wystąpił z rewelacją, jakoby to Kaczyński, jako prezydent-elekt, próbował nakłonić szefostwo służb specjalnych do inwigilacji pierwszego premiera z PiSu. Marcinkiewicz powiedział, że nie tylko ma na to trzech świadków, ale jest gotów zbadać swą prawdomówność na wariografie, poza tym – musi istnieć na ten temat notatka służbowa. Notatki nie znaleziono, jedyny z tych trzech świadków wymieniony przez Marcinkiewicza zaprzeczył, sam zaś oskarżyciel dzień później oświadczył, że na wariograf się nie zgodzi, bo „nie będzie robił cyrku”. Po jeszcze jednym dniu złagodniał mocniej, mówiąc że „nie było naruszenia prawa”, bo Kaczyński jeszcze nie sprawował urzędu, gdy o podsłuchiwanie Marcinkiewicza prosił. Interesującym było obserwować reakcje czołowych polityków PO na te rewelacje – niby zarzekali się, że nie wierzą w tak złe uczynki prezydenta, zawsze jednak dodawali, że trzeba się przyjrzeć sprawie, bo może coś jest na rzeczy, skoro Marcinkiewicz nagle przestał być premierem i to u szczytu popularności sondażowej... Co do tej popularności premiera Kazimierza mam swoje zdanie: wyda-
je mi się, że opinia publiczna traktowała go łaskawie, gdyż przeciętny Polak w lot pojął, że Marcinkiewicz nie jest przywódcą PiS-owskiego rządu, lecz figurantem na stanowisku premiera, co znaczyło, że za nic tak naprawdę nie jest odpowiedzialny, zasługuje więc na pobłażliwość. Odwołany został, gdy spróbował wyjść poza uprawnienia figuranta i wypowiadać jakieś poglądy na kształt państwa bez uzgodnienia z kierownictwem partii. Nie znaczy to, że bycie figurantem było szczególnie niemiłe Marcinkiewiczowi, skoro potem wybrał się do Londynu na bankową posadę nie znając angielskiego, więc bez pewności, że pozna treść dokumentów, które będzie podpisywał, o czym zresztą nie poinformował wysyłającego go tam Jarosława Kaczyńskiego, co ten dzisiaj chętnie wspomina. Wydaje się, że otoczenie Tuska przyjęło następującą taktykę: Marcinkiewicza warto wykorzystać, niech wywoła szum, a wtedy okaże się, czy jest „sprzyjający klimat”, by wzniecić święte oburzenie i rozpocząć procedurę nadzwyczajnego odwołania prezydenta. Ryzyko niewielkie, bo jeśli nic z tego nie wyjdzie, zawsze jakiś smrodek zostanie i będzie mógł być przypomniany w kampanii przed przyszłymi wyborami prezydenckimi.
14|
30 maja 2008 | nowy czas
sezonowe oferty
Praca cięşka, ale pewna Zbiór jabłek, truskawek, malin, jeşyn i gruszek to praca, którą na terenie hrabstwa Hampshire moşna zacząć wręcz z dnia na dzień. Nie jest waşna znajomość języka angielskiego. Zapotrzebowanie na robotników do sadownictwa w tym regionie jest tak wielkie, şe agencje pracy organizują masowy nabór siły roboczej w Polsce i opłacają przylot oraz pierwszy tydzień pobytu całych grup zarobkowych emigrantów. Grzegorz Borkowski – Typowy sezon farmerski zaczyna się w kwietniu i trwa aş do października, ale nie znaczy to, şe przez resztę roku şycie na farmach w Hampshire zamiera – mówi Paulina Bryła, międzynarodowy manager do spraw rekrutacji Agencji Pro Force z Southampton. – Sporo osób ma u nas stałą pracę przez cały rok. Około 200 pracowników zatrudnionych za pośrednictwem tej agencji pracuje codziennie na farmach w okolicach New Forest i Romsey. To głównie Polacy, w mniejszym stopniu Czesi i Słowacy. Od kwietnia trwa sezon typowo truskawkowy i do zbiorów tego owocu zapotrzebowanie jest największe. Owoce uprawiane są w specjalnych foliowych tunelach. – Zbieraczom nie groşą więc częste na Wyspach opady deszczu – dodaje Paulina Bryła. – Niestety, praca w tunelach związana jest z wysoką temperaturą. Stąd w upalne dni zmiany zaczynają się wcześniej, by skończyć zbiory przed największym skwarem. To praca cięşka, niektóre brytyjskie farmy są zmechanizowane, tzn. do dostosowanych do tego tuneli wjeşdşają specjalne kombajny z leşami dla zbieraczy. Praca odbywa się w pozycji leşącej, co pozwala odciąşyć kręgosłup. Jednak w większości miejsc wciąş pracuje się tradycyjnie, w pozycji schylonej, w kucki. Nie wszyscy dają sobie radę. Część (ok. 5 proc.) pracowników rezygnuje. Reszta mówi, şe najgorzej przetrwać pierwsze trzy tygodnie. Potem niewygodna pozycja juş nie przeszkadza. Zarobki nie są wygórowane. Przez pierwsze 39 godzin w tygodniu pracownik moşe liczyć na minimalną stawkę krajową (do października wynosi ona 5,52 funtów na godzinę. Kaşda godzina powyşej tego limitu – jak zapewniają pracownicy agencji – liczona jest jako nadgodzina i opłacana stawką 8,28 funtów. Od tego trzeba odjąć podatek, składkę ubezpieczeniową oraz koszt mieszkania na farmie – 35 funtów tygodniowo. – Moşe nie najwięcej, ale z drugiej strony to pewne pieniądze – mówi anonimowo jedna
z kobiet, która podjęła pracę na farmie. – Wcześniej próbowałam znaleźć zatrudnienie poprzez tradycyjną agencję pracy. Dzwonili po mnie bardzo rzadko, a jak juş dostałam jakieś zajęcie, był to przewaşnie morderczy zmywak. Mój angielski jest na poziomie ledwie komunikatywnym, więc zdaję sobie sprawę, şe o lepszą pracę w tym kraju jest dla mnie trudno. Jedynie warunki mieszkaniowe mogłyby być nieco lepsze. – Przyznaję, şe zaleşy to od właścicieli farm, a nie od nas – mówi Paulina Bryła. – Są farmy z zakwaterowaniem w wygodnych i dobrze umeblowanych karawaningach, gdzie pracownicy mogą poczuć się niemalşe jak w domu. Są i takie z bardzo skromnymi kwaterami. Wszystkim kandydatom wcześniej pokazujemy zdjęcia, by nie było rozczarowania. I rzeczywiście, na jednych zdjęciach widzimy niemalşe luksusowe wnętrza przyczep, na drugich spartańskie baraki z odrapanymi ścianami i prostymi, metalowymi łóşkami. – Niektóre farmy zapewniają rzeczywiście podstawowe warunki bytowe – mówi Andy, manager na jednej z farm. – Zdarzają się tacy, którzy pomimo wcześniejszych rzetelnych informacji o warunkach narzekają, ale to raczej związane jest ze stale rosnącymi oczekiwaniami polskich pracowników. O pracowników sezonowych w Hampshire coraz trudniej. W tej chwili tylko ta jedna agencja potrzebuje około 100 zbieraczy. Lekarstwem na to moşe się okazać program Picking School. Agencja organizuje targi pracy w polskich miastach (dotąd m.in. w Białymstoku, Białej Podlaskiej). Wyselekcjonowanym pracownikom fundowany jest przelot do Anglii. Przez pierwszy tydzień lub dwa (w zaleşności od wysypu truskawek) poddawani są szkoleniu (w tym czasie agencja opłaca ich zakwaterowanie i dostają po 50 funtów kieszonkowego). Po tym czasie zaczyna się zwyczajna praca z cotygodniową pensją. Szkolenie obejmuje techniki zbierania owoców, BHP i podstawowy kurs angielskiego. Pracownicy, którzy zrezygnują z zatrudnienia wcześniej niş po ośmiu tygodniach od rozpoczęcia płatnej pracy muszą zwrócić koszty podróşy.
! ! "#$%% $
& '
()* * ) + , ) %%--./0%10.-12 %%--#2.2312-0.4 5 65 4 & $& $
! " #$ #$ " % & ' ( )* +, +) - # ' .! / $ 0 1 1!2
|15
nowy czas | 30 maja 2008
twój portfel W jaki sposób można otworzyć konto bieżące w Lloyds TSB?
– Otwarcie rachunku bieżącego (current account) w Lloyds TSB jest wyjątkowo proste i może być dokonane przez telefon, internet lub w jednym z oddziałów. Wystarczy mieć dokument tożsamości ze zdjęciem i wypełniony formularz. Czy konieczne jest potwierdzenie adresu, by założyć konto?
– Zazwyczaj potrzebny jest tylko wypełniony formularz oraz dokument ze zdjęciem, np. paszport lub dowód osobisty. W razie ich braku, będziemy wymagali innego dokumentu tożsamości, a także potwierdzenia adresu.
Ważne pytania, przydatne odpowiedzi
Czy Lloyds TSB ma polskojęzyczną obsługę?
– Oczywiście. Mamy ponad 200 Polaków pracujących w różnych oddziałach na terenie Wielkiej Brytanii. Mamy również broszurki w języku polskim, które w prosty sposób wyjaśniają, jak założyć konto i jak się nim posługiwać. Wielu z moich znajomych ma Silver account (srebrne konto) w Lloyds TSB. Co to konto oferuje i jakie wynikają korzyści z jego posiadania?
– Za miesięczną opłatą 7,95 GBP posiadacz Silver account ma roczne ubezpieczenie turystyczne, ubezpieczenie telefonu komórkowego, a także pomoc drogową AA oraz dodatkowe konto oszczędnościowe. Posiadając to konto można otrzymać również kartę do przelewów pieniędzy za granicę, która może być przekazana bliskiej osobie w Polsce. Niezwykle usprawnia to przesyłanie pieniędzy, gdyż osoba posiadająca taką kartę może bez problemu podejmować przekazane na konto oszczędnościowe pieniądze lub zwyczajnie płacić za transakcje tam, gdzie akceptowana jest Karta Visa. Przelewy środków na konto oszczędnościowe można realizować internetowa. Czy Lloyds TSB prowadzi też darmowe konta bieżące?
– Oczywiście. Posiadamy standardowe konto gotówkowe – Cash account oraz konto bieżące Classic account. Prowadzenie obu kont jest darmowe, o ile nie zostanie przekroczony debet. Jednak za niewielką miesięczną opłatą można mieć wiele korzyści płynących z posiadania Silver account. Ile bankomatów i oddziałów posiada Lloyds TSB?
– Posiadamy ponad 1800 oddziałów, czyli jesteśmy obecni na większości High Street. Mamy największą sieć bankomatów umożliwiająca dostęp do gotówki o każdej porze; w Lloyds TSB przez internet można prowadzić nawet konto biznesowe. Ta opcja pozwala sprawdzić stan konta, kontrolować przepływ środków z i na konto bez żadnych dodatkowych opłat. Rachunki biznesowe są obciążane standardową opłatą manipulacyjną. Jeżeli nie korzystasz jeszcze z internetu przy obsłudze swojego konta, możesz zarejestrować się na stronie
Na pytania, jak założyć konto, jakie konto wybrać, jak najłatwiej przekazywać pieniądze do Polski, dlaczego wybrać Lloyds TSB – odpowiada Krystyna
internetowej www.lloydstsb.com wybierając opcję register now (zarejestruj się) lub zadzwonić na numer 0845 3000 000, gdzie nasi konsultanci chętnie doradzą, co i jak zrobić z korzyścią dla klienta. Linia jest czynna siedem dni w tygodniu, 24 godz. na dobę. Jakie są opłaty za pobieranie gotówki z bankomatów i przelewy?
– Posiadacze bieżących rachunków w Lloyds TSB nie ponoszą żadnych kosztów za korzystanie z bankomatów ani za przelewy z lub na konto. Opłaty pobierane są w przypadku operacji międzynarodowych i przy wystawianiu weksli. Ile wynoszą opłaty za transfer pieniędzy do Polski?
– W Lloyds TBS są dwie możliwości wysyłki pieniędzy do Polski: 1. Przelew międzynarodowy – przelew elektroniczny, koszt 20,00 GBP za przelew kwoty do 5000,00 GBP i 35,00 GBP za przelew powyżej GBP 5000,00 (lub równowartość w innej walucie). 2. Karta do przelewów pieniędzy – dołączona do bieżącego konta Silver account – to najprostszy i najbezpieczniejszy sposób przekazywania pieniędzy do Polski. Kartę taką można dać członkowi rodziny lub bliskiej osobie powyżej 18. roku życia. Jak już karta znajdzie się we właściwych rękach, można ją uak-
tywnić tu, z Wielkiej Brytanii, wybrać PIN i przelać środki finansowe w funtach brytyjskich z Silver account . Karta Visa może być używana wszędzie, gdzie Visa jest akceptowanym środkiem płatniczym oraz we wszystkich bankomatach. Opłata za korzystanie z bankomatów tą kartą wynosi 1,50 GBP, i jednorazowo można pobrać 200,00 GBP dodając 3% prowizji od transakcji za wymianę waluty (w przypadku, gdy gotówka nie jest pobierana w funtach brytyjskich). Jakie warunki trzeba spełniać, by otrzymać kartę kredytową?
– Lloyds TSB jako jeden z pierwszych banków udostępnił karty kredytowe przyjezdnym z innych krajów. Każde podanie o kartę kredytową jest uważnie rozpatrywane, ale MasterCard jest standardowo oferowana wszystkim klientom, którzy są posiadaczami konta w naszym banku dłużej niż trzy miesiące oraz mają wpływy miesięczne powyżej 500,00 GBP. Roczne dochody ubiegającego się o kartę kredytową powinny przewyższać 10 000,00 GBP. Limit kredytu jest uzależniony od indywidualnej sytuacji każdego klienta. Jaki rodzaj rachunku bieżącego mogą otworzyć osoby somozatrudnione (self-employed)?
– Osoby prowadzące działalność
gospodarczą na zasadach samozatrudnienia powinni mieć osobne konto na potrzeby biznesu i osobne dla siebie, prywatnie. Otwarcie kont jest bardzo łatwe, wystarczy zadzwonić lub odwiedzić oddział banku. Jaka jest różnica pomiędzy standing order a direct debit?
Direct debit to udzielenie zezwolenia osobie lub firmie, by sciągnęła daną kwotę z konta, np. opłata za gaz ,telefon itp. Opłaty takie pobierane są regularnie co miesiąc lub kwartalnie. W celu ustawienia direct debit na swoim rachunku potrzebny jest wypełniony formularz z podpisem właściciela, numerem konta i sort code, który instytucja pobierająca opłatę przesyła do banku. Standing order natomiast działa w odwrotnym kierunku. Jest to również sposób na płacenie regularnych opłat, ale posiadacz konta sam musi wysłać instrukcję do banku, jaka kwota, jakiego dnia i komu ma być wypłacona z konta klienta. Przelew dociera do odbiorcy zwykle w ciągu trzech dni roboczych. Jakie zabezpieczenia rachunków bieżących ma Lloyds TSB, by uchronić swoich klientów przed oszustami?
– Zabezpieczenie środków finansowyh powierzonych nam przez klientów jest naszym priorytetem. W przypadku, gdy system wychwyci
podejrzaną kwotę opuszczającą dane konto, co się wcześniej nie zdarzało, zatrzymujemy taką transakcję w celu potwierdzenia wszystkich danych. W ten sposób jesteśmy w stanie nie tylko wcześniej wykryć oszustwo, ale również niedopuścić do realizacji nieautoryzowanych transakcji finansowych. Wykorzystujemy najnowszą technologię ochrony danych osobowych oraz prywatności w przypadku transakcji internetowych. Jeśli dojdzie do nadużycia, gwarantujemy zwrot wszystkich kosztów. Uczulamy jednak klientów, by ze swej strony również zachowywali szczególną ostrożność, jeśli chodzi o przechowywanie danych dostępowych do konta i nie korzystali z kafejek internetowych. Nasz bank dba o standardy bezpieczeństwa stworzone w celu ochrony klietów. W jaki sposób można dysponować kontem będąc za granicą?
– To bardzo proste. Kontem można dysponować z każdego miejsca, w którym jest internet logując się na stronę lloydstsb.com. Jeżeli klient nie ma konta internetowego lub dostępu do internetu, może zawsze skorzystać z serwisu telefonicznego 0845 3000000, czynnego 24/7. Jeżeli masz więcej pyt ań zadzwoń pod numer 0845 6030748. Udzielimy wszelkich odpowiedzi.
16|
30 maja 2008 | nowy czas
czas przyszły
Wszystkie dzieci nasze są… 1 czerwca przypada Międzynarodowy Dzień Dziecka. Czy jest co świętować? Przeglądam raporty Komisji Europejskiej i UNICEF-u, które analizują odpowiednio sytuację dzieci w krajach Unii Europejskiej i 21 krajach Organizacji Współpracy Ekonomicznej i Rozwoju. Są to „elitarne grupy”, mogące pochwalić się dzisiaj dużym wzrostem gospodarczym i wysoką stopą życiową obywateli. Jednak konkluzje obu raportów są alarmujące, a sytuacja polskich dzieci w świetle tych raportów jest szczególnie niepokojąca.
Zofia Cierzniak Okazuje się, że bieda niejedno ma oblicze. – Tematyka biedy zawsze kojarzyła się nam z krajami słabo rozwiniętymi – mówi Ewa Falkowska, dyrektor ds. advocacy w UNICEF Polska. Głodne dzieci Afryki, brak opieki medycznej i dostępu do czystej wody to pierwsze nasuwające się skojarzenia. Bezwzględne miary biedy w krajach rozwiniętych pojawiają się stosunkowo rzadko i mają postać raczej niedożywienia niż chronicznego głodu. Każdy kraj ma swoją biedę, a Polska na tle krajów Unii Europejskiej nie wypada dobrze. Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że u nas najwięcej dzieci, bo aż 26 proc., żyje w biedzie lub na jej skraju. Poziom biedy jest zrelatywizowany do dochodów rodziny w danym kraju (60 proc. przeciętnego wynagrodzenia). Realia polskiej biedy to przede wszystkim nie brak pracy, ale niskie zarobki i zła sytuacja mieszkaniowa, które nie pozwalają na godne funkcjonowanie w życiu społecznym i należyte wykorzystanie potencjału najmłodszych obywateli naszego kraju. Analizie poddane zostały m.in. takie aspekty, jak sytuacja materialna, zdrowie i bezpieczeństwo, edukacja, rodzina i udział w życiu społecznym. Porównywane kraje borykają się z nimi w różnym stopniu, ale bezpośrednie i długoterminowe skutki biedy są wszędzie takie same: negatywny wpływ na rozwój fizyczny i emocjonalny dziecka. Poza tym bieda nie jest tylko zagrożeniem dla dzieci, ale dla przyszłości całego narodu. Płaci się za nią wielką cenę. – Dzieci z kręgu biedy są często skazane na biedę w dorosłym życiu – podkreśla Ewa Falkowska z UNICEF Polska. Przekazywane z pokolenia na pokolenie zaniedbania, wyuczona bezradność, społeczne wykluczenie nasila skalę problemu i odbija się niekorzystnie na państwie. Wynikające koszty są odczuwalne nie na poziomie zasiłków, ale przede wszystkim na poziomie konsekwencji. „Słabi” obywatele to obywatele nieproduktywni. Do tego zmiany demograficzne (m.in. starzejące się społeczeństwo i niski współczynnik dzietności) nie napawają optymizmem. Dlatego inwestowanie w kapitał ludzki – przede wszystkim w ten najmłodszy – to klucz do sukcesu. Stworzenie warunków koniecznych do prawidłowego rozwoju dzieci oraz wykorzystanie ich potencjału poprzez m.in. dobrą i odpowiadającą potrzebom rynku edukację zapowiada wzrost gospodarczy, ale równie mniejszy wskaźnik zachowań o dużym stopniu ryzyka wśród dzieci i młodzieży. Pozytywne efekty będą się mnożyć, gdyż nakłady na poziomie profilaktycznym będą przeznaczone na walkę z biedą dzieci na terenach popegeerowskich, wiejskich i wielkomiejskich. Ostatnie miejsca w raportach Komisji Europejskiej i UNICEF-u okupują odpowiednio Polska i Wielka Brytania. Od
Dzieci stanowią 20 proc. społeczeństwa i 100 proc. przyszłości
razu nasuwa się troska o nasze pociechy na Wyspach, tym bardziej że ich liczba ciągle rośnie. Po 1 maja 2004 do szkół brytyjskich zapisano 240 tys. dzieci z nowych państw Unii, a 170 tys. z nich to dzieci polskie. Liczba polskich noworodków też ciągle rośnie – Brytyjski Urząd Statystyczny podaje, że w
2003 urodziło się 1392 małych Polaków, w 2004 – 1830, 2005 – 3403, 2006 – 6620, a w 2007 liczba ta prawdopodobnie przekroczyła 10 tys. Ułatwiona asymilacja kulturowa i błyskawiczna nauka języka to główne plusy posyłania malców do przedszkola, które lepiej
organizuje czas malucha i uczy życia w zróżnicowanej społeczności. Opłaty za przedszkole nadwyrężają jednak budżet domowy do takiego stopnia, że wiele par decyduje się na pomoc swoich rodziców. Olivia ma trzy lata i podczas nieobecności rodziców opiekuje się nią babcia. Jej rodzice, Marta i Artur, nie ukrywają, że na podjęcie takiej decyzji miał wpływ aspekt finansowy związany z wysłaniem córki do odpowiedniego według nich przedszkola. Natomiast starsze dzieci narażone są na wszechobecną apologię degradującej rozrywki, co z powszechnie obecną presją rówieśników może prowadzić do zachowań nie mających nic wspólnego z brytyjską uprzejmością. Złotym środkiem byłoby wykorzystać wszystkie możliwości, które daje Wielka Brytania i jednocześnie zminimalizować negatywne aspekty życia na Wyspach. A takowe istnieją. Wielu nie mogło uwierzyć skali problemu relatywnej biedy, kiedy rząd brytyjski w 1999 roku rozpoczął walkę z ubóstwem dzieci w tym kraju. Jason Sterlitz z organizacji Save the Children UK podkreśla, że dochody rodziny mają ogromne znaczenie na rozwój dziecka i jego zachowania społeczne. W książce Why Money Matters pokazuje zależności między niskimi dochodami, a innymi aspektami ubóstwa dzieci oraz nawołuje do zwiększenia nakładów na małych Brytyjczyków. Duże sukcesy w zwalczaniu ubóstwa w Anglii miał laburzystowski premier Tony Blair, który nie tylko zwiększył pomoc finansową dla rodzin, ale zadbał o pracę dla rodziców i centra socjalne dla dzieci. W Polsce brak zintegrowanego programu zwalczania ubóstwa dzieci to głównie wynik alokacji środków w budżetach ostatnich 18 lat na pomoc związaną ze zmianą ustroju dla obywateli w wieku produkcyjnym oraz emerytów i rencistów. Pozostaje nam zadbać o własne dzieci i starać się pomóc innym poprzez doraźne, jednorazowe lub kilkakrotne wspieranie np. akcji dożywiania czy programów edukacyjnych organizacji pozarządowych. Nie zastąpi to oczywiście mądrej polityki państwa, ale na pewno pomoże rozwiązać problem choć jednego dziecka, którego społecznogospodarczy rozwój naszego kraju ominął. Ważnym elementem walki z biedą jest większe poczucie spójności społecznej, dzięki której można uniknąć politycznego wykorzystywania tego zjawiska i populizmu. Wiele też można się nauczyć podpatrując rozwiązania innych krajów. I choć obydwa raporty różnią się znacznie od siebie, a zbyt generalizujące wnioski mogą być nieadekwatne, to jednak warto zwrócić uwagę na te statystyki i dążyć do poprawy warunków życia dzieci w naszym kraju. A warto, bo dzieci stanowią 20 proc. społeczeństwa i 100 proc. przyszłości. Autorka pracuje w Dziale Komunikacji i Mediów w UNICEF UK. Jednakże opinie w tym artykule są jej własnymi i UNICEF UK nie bierze odpowiedzialności za ten tekst.
|17
nowy czas | 30 maja 2008
czas wolny
Nie tylko dla elit raz z nadejściem cieplejszych dni Wielka Brytania przeżywa kulturalne szaleństwo na świeżym powietrzu. Atawistyczny pociąg do otwartych przestrzeni przejawia się w organizowaniu imprez, festiwali, tzw. instalacji oraz najróżniejszych form rozrywki – nieważne zresztą czy świeci słońce, czy leje jak z cebra (to częściej). Jeden z najsławniejszych festiwali (oprócz edynburskiego, bo ten jest poza wszelką konkurencją) – w Glastonbury (który w tym roku odbędzie się 27-29 czerwca) ma ustaloną opinię, iż prawie zawsze w czasie jego trwania pada deszcz. A mimo to dzikie tłumy z przyjemnością taplają się w błocie, bo należy to do „decorum”. Od dłuższego czasu na pomysł organizowania festiwali wpadli także różni właściciele ziemscy, bo jest to okazja do zarobienia pieniędzy na utrzymanie
W
posiadłości. Ale motywy nie są ważne – ważne, iż jest gdzie się pobawić, nawet jeśli kosztuje to majątek i oznacza ubłocenie się po szyję. A jak ktoś nie gustuje w noszeniu gumiaków oraz spaniu pod mokrym namiotem zawsze ma możliwość uczestniczenia w londyńskich imprezach na świeżym powietrzu, których od kilku lat jest coraz więcej. Trzeba tu oddać co należne byłemu burmistrzowi Londynu, Kenowi Livingstone'owi, bo to on tak naprawdę rozruszał stolicę, współorganizując różne imprezy – szczególnie na Trafalgar Square – i dając możliwość weekendowej rozrywki na otwartej przestrzeni. Wystarczy zajrzeć do tygodnika Time Out, by zobaczyć, ile imprez odbywa się w brytyjskiej stolicy w czasie weekendów i nie tylko w centrum, ale również w innych dzielnicach, w których najwyraźniej radni postanowili
za przykładem Kena dać ludziom – oprócz chleba – także i igrzysk. W ostatni (bank holiday) weekend wybrałem się na imprezę zorganizowaną przez Tate Modern, a odbywającą się zarówno w budynku muzeum, jak i przed nim. Już z daleka widać było, że dzieje się coś niezwykłego – po raz pierwszy na ścianach ultra nowoczesnej, niemniej szacownej artystycznej instytucji pojawiło się graffiti – ogromne postacie namalowane wprost na cegłach (jak się okazało, były to niedostrzegalne gołym okiem plakatowe atrapy). Tate Modern wyglądała jak zrujnowany stary dom gdzieś na East Endzie. Malowidła były ciekawe i przygotowane przez profesjonalnych artystów, choć może jeszcze nie tak sławnych jak Banksy. Nie jestem zwolennikiem zamazywania sprejami wagonów kolejowych czy każdego prywatnego domu, ale ta uliczna sztuka, jeśli eksponowana w odpowiednim miej-
Wielki finał przed Tate Modern W sobotę, 24 maja, przed Tate Modern zgromadziło się 50 tys. widzów i kilkunastu najlepszych riderów świata. Zgromadzono też kilkanaście ton piachu. Wszystko po to, aby walczyć o najwyższe laury Nissan Qashqai Challenge w finałowej bitwie w Londynie! Eliminacje do tego finału rozgrywane były w kilku miastach Europy, m.in. w Mediolanie, Madrycie, Monachium i Paryżu. Naszym małym sukcesem był występ naszego rodaka Bartka Obukowicza (PL) z Diverse Extreme Team wśród takich gwiazd jak: Darren Pokoj (AUS), Ben Boyko (CAN), Brandon Semenuk (CAN), Darren Berrcloth (CAN), Benny Korthaus (GER), Amir Kabbani (GER), Andreu Lacondeguy (SPA), Lance McDemmott (UK), Grant Fielder (UK), Paul Basaigoitia (USA), Came-
ron McCaul (USA), Greg Watts (USA), Adam Hauck (USA), Jamie Goldman (USA). Jedyny polski reprezentant miał pecha i niestety nie zakwalifikował się do finałowych rozgrywek, ostatecznie kończąc zawody w połowie stawki, czyli na 15. miejscu. – Wiejący wiatr trochę zamieszał w klasyfikacji i wpłynął na niektóre wyniki. Nie tylko ja miałem pecha – mówi Bartek. Dwóm z trzech czołowych riderów walczących w Londynie, czyli Martinowi Soederstrom i Brendanowi Semenukowi też nie udało się wejść do finału. No cóż, mogło być lepiej, ale bardzo się cieszę, że doszedłem, aż do finałów w Londynie, uważam że to mój spory sukces startować z najlepszymi z najlepszych. Mam nadzieję, że za rok będzie jeszcze lepiej – dodaje zawodnik Diverse Extreme Team.
Podczas gdy Bartek miał już czas dla siebie, rozpoczęły się finałowe przejazdy i walka o najwyższe laury oraz niebagatelne nagrody pieniężne, które, jak sądzę, dodawały zawodnikom skrzydeł. Najlepsi z najlepszych dawali z siebie wszystko w walce o punkty i miejsce na podium. Było na co popatrzeć, mnóstwo tricków i jazda na sto procent możliwości! Walka finałowa była bardzo wyrównana, co można było dostrzec w generalnej klasyfikacji na zakończenie zawodów. Wygrał McDermott i dostał 25 tys. euro. Tak wyglądała stawka finałowa Nissan Qashqai Challenge. Po tak wielkim sukcesie nie trzeba będzie się zastanawiać, czy w 2009 roku znowu wystartuje. Na pewno tak!
Tekst i fot.: Michał Chyła
scu, warta jest poparcia. Największą uwagę przykuwały jednak zawody rowerowe, podczas których młodzi ludzie popisywali się zręcznością w skokach rowerowych na specjalnie zbudowanych trasach z przeszkodami. Przyglądałem się temu z przerażeniem, czekając kiedy któryś z nich złamie kark… Ale wypadków (o ile wiem) nie było, było natomiast na co popatrzeć. I lepiej, jeśli młodzi ludzie w ten sposób wyładowują energię, niż mieliby wyładowywać ją na innych. W środku, w ogromnym Turbine Hall, również nie było nudno. Organizatorzy tego przedsięwzięcia zadbali, by zabawić mogli się wszyscy – starzy i młodzi. Jedną z rozrywek był mecz futbolowy z użyciem piłeczki ping pongowej i długich rurek, w które gracze dmuchali, usiłując wrzucić piłeczkę do miniaturowej bramki. Zabawa przednia, bo lekka piłeczka co chwilę wychodziła na out i mecz zaczynał się
od nowa. Inni znów, z całkiem poważnymi minami grali w szachy, gdzie zamiast figur były warzywa oraz solniczki. Piłkarskie zawody odbywały się także na szczudłach. Nie sposób opisać wszystkich atrakcji, bo trzeba by spędzić tam całe trzy dni, taka była różnorodność form, gier, zawodów i inscenizacji. Zapowiadany koncert odbył się bez muzyki, za to z gestykulującym dyrygentem i okazjonalnym uderzaniem w różne sprzęty. Malkontenci mogą powiedzieć: a cóż taka rozrywka ma wspólnego z muzeum sztuki? Odpowiem: ma, bo daje ludziom trochę zabawy, potrzebnej w naszym zapracowanym życiu, a jeśli przyciągnie ponownie kogoś do obejrzenia wystawy w tej galerii, tym lepiej. Muzea nie są tylko dla elit. I Brytyjczycy już to zrozumieli.
Stefan Gołębiowski
18|
30 maja 2008 | nowy czas
podróże w czasie i przestrzeni
Kim właściwie jest Dalaj Lama? Kim tak naprawdę jest Dalaj Lama? Przywódcą tybetańskiego rządu na wygnaniu? Jeśli tak, to z czyjego nadania? Wcieleniem jakiegoś bóstwa? Czemu szefowie zachodnich rządów tak się z nim cackają, a Tybetańczycy daliby się za niego pokrajać?
Włodzimierz Fenrych rosty lud Tybetu istotnie uważa go za wcielenie bóstwa, a to wystarcza, by powierzyć mu władzę nad krajem. Oczywiście co bardziej wykształceni lamowie inaczej sformułowaliby zarówno owo „wcielenie”, jak i „bóstwo”, jednakże uczeni lamowie stanowią zdecydowaną mniejszość społeczeństwa. Większość Tybetańczyków czci Dalaj Lamę, jakby był żywym buddą. Zachodni badacze przez długi czas uważali tybetańską formę buddyzmu za zdegenerwoaną naukę, plątaninę zabobonów i magii, dlatego też dla zachodniego świata pewnym zaskoczeniem była racjonalność obecnego Dalaj Lamy. Oddanie Tybetańczyków jest niejako odziedziczone, ale respekt świata zachodniego jest jak najbardziej zasłużony. Zachodni, a zwłaszcza anglosascy badacze przez długi czas uważali tybetańską odmianę buddyzmu za trzeci odłam tej religii, obok rozpowszechnionej w Birmie i Syjamie Therawady oraz rozpowszechnionej w Chinach i w Japonii Mahajany, a tybetański buddyzm miał nosić miano Wadżrajana i miał się opierać na praktykach magicznych. Tymczasem kiedy po przeczytaniu paru książek o tej Wadżrajanie pojechałem w Himalaje i tam rozmawiałem z (mówiącymi płynnie po angielsku) tybetańskimi mnichami, ci nie rozumieli o co mi chodzi. Dla nich ich forma buddyzmu to Mahajana, od budyzmu Zen różniąca się jedynie metodami, które prowadzą do tego samego celu. Celem tym jest, jak zawsze w buddyzmie, nowe spojrzenie na świat, czyli Przebudzenie. A magia? Jaka magia? Co to właściwie jest magia? Unikając wielosłownych rozważań można ją zdefiniować jako działanie podejmowane w celu osiągnięcia pewnego efektu, ale bez zrozumienia mechanizmu, jaki miałby ów efekt powodować. Kult kargo z Nowej Gwinei, gdzie Papuasi budują samoloty z tra-
P
wy i czekają z nadzieją, że przyleci prawdziwy samolot i przywiezie „cargo”, to szczególnie jaskrawy przykład, ale wcale nie trzeba tak daleko szukać. Jest to częste zjawisko w kostniejących religiach. Przykładem z dobrze nam znanego podwórka może być nachalne nawoływanie przez polskich księży do jak najczęstszej spowiedzi. Trudno przeczyć, że spowiedź to znakomite lekarstwo dla chorej duszy – ci którzy przed tysiącem lat wprowadzali tę praktykę dobrze wiedzieli co robią. Ci, co dziś aplikują to lekarstwo każdemu, niezależnie od stanu zdrowia, działają bez zrozumienia mechanizmu na zasadzie magicznego zaklęcia. Co nie oznacza, że cała zachodnia cywilizacja działa na zasadzie magii. Porównywalny przykład: lekarz przepisujący wszystkim pacjentom, niezależnie od stanu zdrowia, te same nasercowe tabletki, dostałby w krótkim czasie zakaz wykonywania zawodu. Niewykluczone, że wśród praktyk tybetańskiego buddyzmu są takie, które miały rację bytu tysiąc lat temu, a teraz są powtarzane bez zrozumienia ich istoty, ale to nie oznacza, że cała cywilizacja Tybetu to jeden wielki zabobon. Tysiąclecie w dziejach religii to dużo czasu. Budda nauczał w Indiach w VI w. p. Chr. natomiast w pierwszych wiekach naszej ery niektórzy mistrzowie buddyjscy twierdzili, że świat się przez tysiąc lat zmienił i naukę trzeba dostosować do nowych warunków. Ten nowy nurt zwał się Mahajana, czyli Wielki Wóz, na którym jest miejsce dla każdego. W Indiach powstawały wielkie klasztory, w których dyskutowano, w jaki sposób doprowadzic młodych mnichów do Przebudzenia. Tak naprawdę te klasztory to były wielkie uniwersytety, gdzie studiowano nie tylko medytację, ale również matematykę, logikę, językoznawstwo i inne nauki. Najsłynniejszy z tych uniwersytetów, ufundowany w IV wieku przez królów z dynastii Gupta, znajdował się w miejscowości Nalanda nad Gangesem. Był to bodaj najwcześniejszy uniwesytet na świecie. Zachodni uczeni mają skłonność do uważania za magię wszystkiego, czego sami nie rozumieją. Znakomitym przykładem jest tu buddyjska lingwistyka. Na buddyjskich uniwersytetach badano, w jaki sposób słowo mówione może pomóc w doprowa-
››
Zdjecie Dalaj Lamy zatkniete przez figura Awalokiteswary; poniżej: buddyjski klasztor w Himalajach
dzeniu do Przebudzenia. Skoro przy pomocy słowa mówionego można doprowadzić na przykład do tego, że ktoś ma ochotę coś zjeść, to być może można też doprowadzić umysł do stanu, w którym łatwiejsze będzie Przebudzenie. Nie tylko znaczenie, ale także brzmienie brane było pod uwagę. Powstawały teksty pozbawione znaczenia, których jedynym celem było brzmienie. Zwały się one „mantra” lub „dharani”. Niekiedy są one całkiem długie, ich recyta-
cja może trwać godzinę lub więcej. Powtarzane regularnie mają wpłynąć na umysł recytującego, mają pomóc w medytacji. Zachodni badacze nie rozumieją takich zachowań i nazywają je magicznymi zaklęciami. Buddyzm Mahajany wprowadził także pojęcie „bojownika o przebudzenie”, czyli bodhisattwy, który po osiągnięciu Przebudzenia nie ucieka ze świata, lecz wraca, by prowadzić innych. Najbardziej znanym z tych bojowników jest Awalokiteśwa-
ra, zwany po tybetańsku Czenrezik, po chińsku Guanyin, po japońsku Kannon. Dla uczonych mnichów taki bodhisattwa to abstrakcyjny koncept, ale czyż można dziwić się prostemu ludowi, że widzi jego wcielenia w konkretnych osobach? Późno, bo dopiero w VIII w. n. e. buddyzm zaczął przenikać z Indii za Himalaje, do Tybetu. Oczywiście była to forma buddyzmu praktykowana w tym czasie w wielkich klasztorach-uniwersytetach nad Gan gesem. W Tybecie również zaczęły powstawać wielkie klasztory-uniwersytety. W XII wieku na Indie najechali muzułmanie i obrócili w perzynę buddyjskie klasztory. W tym samym czasie na Tybet najechali Mongołowie, którzy byli pod wrażeniem buddyjskiej nauki i klasztory otaczali opieką. Buddyjska nauka ogniem i żelazem wytępiona nad Gangesem, przetrwała za Himalajami. Tysiąclecie w dziejach religii to dużo czasu, bywa że nauka przez ten czas zaczyna kostnieć, dyscyplina zaczyna się rozprzęgać i wszystko wymaga odnowy. Taka była sytuacja w Tybecie w XIV wieku, kiedy pojawił się „nowy budda” imieniem Lama Tsongkhapa. Stworzył on zakon zwany Żółtymi Czapkami, w odróżnieniu od wcześniejszych Czerwonych Czapek. Zakon ten okazał się tak dobrze zorganizowany, że w krótkim czasie przejął administrację całego kraju. Uznano, że jeden z następców Tsongkhapy jest wcieleniem Awalokiteśwary, dlatego po śmierci zaczęto szukać w całym kraju dzidziusia, w którego wcielił się on ponownie. A potem znów, i tak dalej przez czternaście pokoleń. W międzyczasie pewien mongolski chan nadał któremuś z wcieleń tytuł Dalaj Lamy, co znaczy „Ocean Mądrości”. Odtąd każdy kolejny władca przyjmuje ten tytuł. W 1951 roku armia chińskich komunistów wtargnęła do Tybetu. Mongolscy chanowie cenili sobie mądrość buddyjskich mnichów, natomiast chińscy komuniści uważali, że cała cywilizacja Tybetu to jeden wielki zabobon. Nastąpił okres systematycznego niszczenia kultury tego kraju. Kulminacyjnym momentem była rewolucja kulturalna w 1968 roku, kiedy to do Tybetu przyjechały gromady hungwejpingów i obróciły w perzynę buddyjskie uniwersytety. Uniwersytety to oczywiście nie budynki, lecz ludzie, a ci, jeśli tylko mogli, uciekli z kraju. Znaleźli azyl w sąsiednich Indiach i tam zbudowane zostały na nowo wielkie klasztory-uniwesytety zakonu Żółtych Czapek. W klasztorach tych studiuje się nie tylko medytację, ale także medycynę, logikę, językoznawstwo i inne nauki. A Dalaj Lama? Jest głową zakonu Żółtych Czapek. Szkolony był przez najlepszych profesorów swego kraju. Szkolony i w logice, i w językoznawstwie. Biegle zna nie tylko angielski, ale i sanskryt. Trudno nie doceniać jego uczoności. A ponieważ tak się składa, że zakon Żółtych Czapek sprawował władzę w Tybecie w momencie chińskiego najazdu – Dalaj Lama jest również szefem rządu na wygnaniu.
| 9
nowy czas | 30 maja 2008
kultura
Autograf Zimermana Elżbieta Sobolewska
– Ależ on się postarzał – szepnął jakiś pan, zanim zaczął słuchać jego muzyki. We wtorek, w Royal Festival Hall, wystąpił Krystian Zimerman. Padające nań światło uczyniło go siwiuteńkim nestorem, lecz to tylko złudzenie. Jest młodzieńczy, wciąż ma w oku ten sam filuterny, ciepły błysk i jak napisała o nim poetka: „Paderewską czuprynę”. Prof. Jerzy Warczewski, fizyk z Uniwersytetu Śląskiego, ma unikatową kolekcję nagrań Artura Rubinsteina. Od czasu do czasu nadal udaje mu się wzbogacić ją o kolejny muzyczny kąsek, jednak już w latach 70. było o niej w środowisku melomanów głośno. I wśród samych muzyków również. Dziewiętnastoletni Krystian Zimerman kilka miesięcy przed swym występem na Konkursie Chopinowskim, odwiedzał profesora i wspólnie słuchali muzyki wielkiego pianisty: „Przynosił taki amatorski magnetofo-
nik i nagrywał wspaniałą muzykę Chopina w wykonaniu Rubinsteina. Na drugi dzień mówił mi, że całą noc słuchał tego, co nagrał, i że był chory z wrażenia.” Potem wygrał. To było w 1975 roku. Kiedyś jakiś krytyk napisał, że skończyła się era „pianistycznych lwów”, „demonów klawiatury”, którzy hipnotyzowali publiczność, nie tyle swoją doskonałą techniką, bo i teraz bywają od nich lepsi, lecz oryginalnością interpretacji, nową treścią wydobywaną z utworów granych od dziesiątek lat,
Bałkańska historia w ICI Smederevo, roku pańskiego 1430. Nowa stolica serbskiego Królestwa. Kamienna Forteca, wzniesiona z woli księcia Durada, góruje nad miastem. Dumna, niezniszczalna, niezdobyta... przez kolejnych dziewięć lat. W roku 1439, po blisko dwumiesięcznym oblężeniu, twierdza wreszcie upada. Imperium Ottomańskie rozlewa się po terenach Serbskiego Królestwa. Średniowieczne Bałkany, pełne spokoju, uśmiechu i dobrych dotychczas ludzi, ociekają teraz krwią. Mimo walki, dumy, odwagi i poświęcenia mieszkańców tej ziemi, Serbia traci niepodległość na rzecz tureckiego najeźdźcy. Powoli upada. Wygasa. Znika. Aż trudno uwierzyć, że w tym samym czasie, w tej samej Europie, z niespotykaną siłą i mocą rozkwita Renesans... Sztuka „Forteca” (The Fort) zaprezentowana w ubiegłym tygodniu w jednej z sal londyńskiego Instytutu Sztuki Współczesnej (Institute of Conterporary Arts, ICI), to projekt powstały z inicjatywy artystów serbskiego teatru PATOS, artystów sześciu innych bałkańskich grup teatralnych, a także naukowców z różnych dziedzin nauki. Głównym za-
łożeniem i celem międzynarodowego, interdyscyplinarnego projektu badawczego „Mit jako przeznaczenie” – jak wyjaśniała autorka sztuki, Marina Milivojevic Madjarew – była próba „dekonstrukcji narodowych mitów”, próba uporania się z trudną i bolesną miejscami historią Bałkanów, próba zrozumienia mentalności i sposobu zachowania nacji zamieszkujących tamte tereny. Próba, nie waham się stwierdzić – nader udana. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że w niezwykle wysublimowany sposób przybliżono zwykłym śmiertelnikom, mało znaną historię tamtych terenów. Po drugie, bo świetnie napisany scenariusz i dialogi, cytujące oryginalne teksty średniowiecznych pieśni, doskonale łączą współczesność z przeszłością. Po trzecie, bo oparcie się na podstawach stricte naukowych uwiarygodnia wysuwane tezy. Po czwarte, bo sztuka rzeczywiście porusza i daje do myślenia. A chyba właśnie o to i autorom, i odbiorcom tak naprawdę chodziło. I po ostatnie, bo grał w niej dziennikarz „Nowego Czasu”, z wykształcenia aktor – Stefan Gołębiowski.
Łucja Piejko
w których pozornie nic już nie można powiedzieć. Głosem Zimermana w sprawie interpretacji było stworzenie w 1999 roku Polish Festival Orchestra, która w 150. rocznicę śmierci Fryderyka Chopina odbyła tournée po głównych centrach muzycznych Europy i Stanów Zjednoczonych. Grano dwa koncerty Chopina (f-moll op. 21 i e-moll op. 11) na solistę i orkiestrę, potem wydano je na płytach. Do znawców muzyki poważnej należy ocena przedsięwzięcia Zimermana. Wystarczy jednak prześledzić relacje z występów i oceny recenzentów, by dostrzec odwagę tego posunięcia. Opinie są krańcowo podzielone, co świadczy o tym, że idea się sprawdziła. Krystian Zimerman występuje dla publiczności rzadko. Od lat z własnym instrumentem, własnego pomysłu konstrukcją, którą montuje się na fortepian. Jeszcze z Akademii Muzycznej w Katowicach wyniósł wiedzę na temat budowy fortepianów, którą pogłębił dzięki wieloletniej współpracy z hamburskim Steinwayem. W Londynie zagrał Bacha, potem, jak zauważyła pani Danuta, zaczął swingować Beethovena, wreszcie romantycznie – Brahms i na koniec inspirowane polskim folklorem wariacje Szymanowskiego. Mimo długich, nieprzerwanych braw, nie zagrał na bis. – Słyszała pani dlaczego? Nie słyszałam. – Ktoś mówił, że nie mógł, bo mu się rozklekotał klawisz. Mogliśmy tego nie słyszeć, ale on tak, a taki muzyk jak on, nie będzie grał, kiedy ma cień wątpliwości, że coś może pójść
polska kulturalnie
nie tak. Byłam kiedyś na jego koncercie, gdy w trakcie gry rozstroił mu się fortepian... Anegdoty nie są jednak domeną Krystiana Zimermana. Muzycy bywają chimeryczni, bo chimery dodają im splendoru, ale nie w jego przypadku. Bywało, że odwoływał koncerty, gdzieś nie zagrał, bo nie dano mu próby z orkiestrą, ale to wydarzenia sporadyczne. Po koncercie jak zawsze spotkał się ze swoją publicznością, ludźmi, którzy proszą go o autograf, lub zechcą się przypomnieć z dawną znajomością czy chwilą kiedyś wspólnie spędzoną. Bo muzyk tej klasy, ma publiczność, która przychodzi na koncert dla niego, potem odwiedza go za kulisami. Czasem, jak było w Royal Festival Hall, przyprowadza swoich bliskich, a ci mówią: – Marzyliśmy, by pana poznać, to wielki zaszczyt. Pani Danuta poprosiła go kiedyś o autograf na nagraniach, które miały być prezentem urodzinowym dla jej mamy. „Z serdecznymi po – zdrowie – niami...” napisał... Jest najbardziej znanym obecnie polskim pianistą na świecie i swoim własnym managerem: – Sam te koncerty ustawiam i to tak, by był jeden za drugim, bo inaczej stoję z walizkami i nie mam co ze sobą zrobić. W nocy lecę do Francji, bo jak już zaczynam grać, to jeden koncert za drugim – opowiadał dawnym znajomym, którzy zapraszali go na kolację. Zresztą spóźnili się, bo kilka minut przed nimi były minister kultury Waldemar Dąbrowski, też zapraszał, nie podsłuchałam, z jakim skutkiem.
Zmarł Sydney Pollack Był jednym z ważniejszych amerykańskich reżyserów, dwukrotnym zdobywcą Oscara za film „Pożegnanie z Afryką” (1986 r.). Zmarł 26 maja w wieku 73 lat. Urodził się w Lafayette, w stanie Indiana, w rodzinie emigrantów z Rosji. W młodości pasjonował się teatrem, dlatego przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie studiował reżyserię i grę aktorską. Siedemnaście filmów Sydneya Pollacka otrzymało 46 nominacji do Oscara. Jego najbardziej twórczy okres przypadł na lata 70. i 80., choć ostatni obraz Pollacka „Michael Clayton” powstały w 2007 roku również był nominowany do tegorocznych nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej aż w siedmiu kategoriach (statuetkę zdobyła Tilda Swinton za drugoplanową rolę). Zarówno krytyka, jak i jury rozmaitych festiwali bardzo wysoko ceniły jego „Czyż nie dobija się koni?” (1970 r.) i „Tootsie” (1982 r.) z niezapomnianą kreacją Dustina Hoffmana. Sydney Pollack ma na swoim koncie nagrody Złotego Globu (dwukrotnie jako najlepszy reżyser), National Society of Film Critics Award, NATO Director of the Year Award oraz
liczne wyróżnienia przyznawane na międzynarodowych festiwalach filmowych. Bywał również aktorem. Ostatnio wystąpił w filmie „Michael Clayton”, a wcześniej m.in. w: „Mężach i żonach” Woody'ego Allana, w „Graczu” Roberta Altmana, w „Ze śmiercią jej do twarzy” Roberta Zemeckisa. W ostatnich latach Pollack stał się również producentem. Razem z Anthonym Minghellą stworzył małą wytwórnię Mirage Enterprises, gdzie powstały takie filmy jak: „Uznany za niewinnego”, „The Fabulous Baker Boys”, „White Palace”, „Major League”, „Dead Again” oraz „Rozważna i romantyczna”.(es)
Premiera „Trans-Atlantyku” Gombrowicza na scenie Starego Teatru w Krakowie. Reżyserował Mikołaj Grabowski. Po raz pierwszy wystawił „Trans-Atlantyk” w 1981 roku, homoseksualistę Gonzala grał wtedy Jan Peszek. Po spektaklach otrzymywał bukiety kwiatów z liścikami od panów. „Corriere della Sera” napisała o kontrowersjach wokół festiwalu Eurowizji, zakończonego w sobotę, 24 maja w Belgradzie zwycięstwem rosyjskiego piosenkarza Dimy Bilana. Gazeta przytacza opinie, że festiwal był „ustawiony”. Polska Amerykanka Isis Gee, zajęła ostatnie miejsce. Ruszył oficjalny blog festiwalu Wroc Love Summer Stage 2008, który
odbędzie się w dniach 26-28 czerwca. Będą to trzy dni zabawy w rytmach reggae, dub i world music pod gołym niebem Wrocławia. Szukaj na: www.wroclove.lionstage.com Czeski artysta David Brudnak, który przerobił kilkadziesiąt znaków na przejściach dla pieszych w Pradze, został skazany na zapłacenie 142 tys. koron grzywny. Nałożono na niego karę, ponieważ wymienił standardowe sylwetki czerwonych i zielonych ludzików na sylwetki pijaka, tancerza, wisielca i siusiającego chłopca. Jego akcja miała wytrącić przechodniów z codziennej rutyny, lecz policja uznała, że doprowadził samowolną wymianą znaków do powstania zagrożenia w ruchu drogowym. Trzecia edycja Międzynarodowego Festiwalu Brunona Schulza rozpoczęła się 26 maja w jego rodzinnym mieście, Drohobyczu. Organizatorzy zapowiedzieli utworzenie tam biblioteki gromadzącej książki, dokumenty i relacje schulzologów. Pomysłodawcą festiwalu organizowanego co dwa lata jest Ihor Meniuk z Polonistycznego Centrum Naukowo-Informacyjnego Uniwersytetu im. Iwana Franki w Drohobyczu. Sensacja. W zbiorach muzycznych klasztoru na Jasnej Górze znaleziono utwory sygnowane nazwiskiem Wolfganga Amadeusza Mozarta. Ich autentyczność sprawdzą esperci ze słynnego Mozarteum w austriackim Salzburgu.
20|
30 maja 2008 | nowy czas
to i owo
redaguje Katarzyna Gryniewicz
KONSUMENTA
Spacerek i do widzenia Pies nie musi już być przyjacielem na całe życie – może być kumplem na tygodnie, dni a nawet godziny. Po sukcesach w Los Angeles i Nowym Jorku wypożyczalnia psów Flexpetz właśnie uruchomiła filę w Londynie (do końca roku powstaną jeszcze trzy kolejne, między innymi w Paryżu). Klientami firmy są głównie zapracowane mieszczuchy, które nie mają czasu, żeby dbać o psa codziennie, ale od czasu do czasu chcieliby się nim nacieszyć. Że to amoralne? Kto powiedział, że miłośnik psów musi być od razu miłośnikiem sierści na kanapie, mokrego nosa w talerzu i zapaskudzonego ogródka? Wypożyczenie psa na cztery dni w miesiącu kosztuje 279 funtów plus dodatkowe opłaty za dowiezienie i odbiór. To dobra cena, zważywszy że z wypożyczonym czworonogiem mamy praktycznie zero kłopotów: odpadają okresowe szczepienia i codzienna micha, zaraz po wejściu do domu można spokojnie zdjąć buty – nikt się nie domaga, żeby go przytulać, tarmosić i drapać. A jak mamy ochotę na mały spacerek, to wystarczy jeden telefon i czyściutkiego najedzonego przyjaciela podstawiają nam pod drzwi. Jak coś jest z nim nie tak, można reklamować.
Krem wcale nie do .... Pewna odważna matka wpadła na pomysł, żeby posmarować swoją twarz kremem do pupy niemowlaka i zapoczątkowała rewolucję. Od początku roku sprzedaż kremu o nazwie Baby Bottom Butter, dostępnego w sieci supermarketów Waitrose przeszła najśmielsze oczekiwania. Cudowny specyfik kosztuje zaledwie 2,49 funta, a podobno bije na głowę drogie markowe kremy do twarzy. „To niesamowite, on naprawdę działa! Moja skóra zrobiła się gładka i delikatna jak u nastolatki" – zapewniają na łamach „Daily Mail” kobiety, które miały okazję sprwdzić działanie tego kremu. Co jest sekretem cudownego mazidła? Rozmaici eksperci w telewizyjnych programach próbowali już rozgryźć ten fenomen i twierdzą, że krem nie zawiera żadnych skomplikowanych składników. Ot, zwykła oliwa z oliwek, wyciąg z rumianku i lawendy, czyli nic więcej jak tylko porządny krem nawilżający. Baby Bottom chwilowo zniknął z półek Waitrose, wyprzedano całe zapasy, ale firma zapewnia, że już wkrótce krem nie tylko do pupy pojawi się na półkach. Niecierpliwi mogą kupić go na eBayu za 15 funtów, ewentualnie przerzucić się na Linomag.
Mają na to oko
Założycielka firmy Flexpetz Marlena Cervantes twierdzi, że psy do wypożyczenia pochodzą ze schronisk i zostały specjalnie dobrane pod kątem charakteru – podobno się nie przywiązują. Gdyby jednak któryś z chwilowych opiekunów przywiązał się do psa, może go adoptować. Szanse, że pomysł na wypożyczanie pupili przyjmie się na Wyspach są naprawdę spore. Brytyjczycy lubią używane rzeczy – już od kilku lat niektórzy rezygnują z kupna własnego samochodu, a w zamian zapisują się do tzw. klubów samochodowych. Uważają też, że modnie jest robić zakupy w charity shopach – czyli sklepach, do których każdy może oddać to co niepotrzebne. Niestety, jak na razie psów tam nie przyjmują.
Jak się wyciągnąć przed telewizorem? Najpierw Japończycy, a teraz Brytyjczycy zwariowali na punkcie nowego wynalazku firmy Nintendo. Dodatek do słynnej konsoli Wii nazywa się Wii Fit i wygląda jak mała domowa waga, ale potrafi znacznie więcej. Stojąc na niej balansujemy ciałem, przestępujemy z nogi na nogę, wchodzimy, schodzimy, podskakujemy, cały czas obserwując, jak zachowuje się nasze ciało widoczne na ekranie telewizora. Dzięki temu urządzeniu można co rano uprawiać jogę czy jogging w innej scenerii i bez wzbudzania niezdrowej sensacji, a po obiedzie poszusować na snowboardzie, poćwiczyć prawy prosty, zabawić się w Małysza albo w radziecką gimnastyczkę. Najbardziej niesamowite jest to, że płynące z głośników dźwięki: szelest kroków, skrzypienie śniegu, ba, nawet jęki dają wrażenie, że wszystko dzieje się naprawdę. Wii Fit kosztuje 69 funtów. Taniej niż osobisty trener, a też wymaga i kontroluje postępy. Co więcej, zapisuje osiągi całej rodziny i jest przy tym dyskretny (każdy ma własne hasło). Więcej na: www.wii.com
Londyn to najpilniej strzeżone miasto świata. Przeciętny mieszkaniec jest filmowany średnio 300 razy dziennie. Kamery CCTV miały zapobiegać poważnym przestępstwom i terroryzmowi. Tymczasem często są narzędziem do walki z psimi kupami i flejtuchami. Prawda wyszła na jaw, kiedy The Press Association skontaktowała się z 97 gminami w całym kraju, żeby przekonać się, czy zainstalowane tam kamery wykorzystywane są zgodnie z przeznaczeniem. Okazało się, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy ponad 100 razy kamery wykorzystano w znacznie bardziej błahych sytuacjach, np. po to, żeby udowodnić, że ktoś notorycznie rzuca śmieci na ulicę albo przykleja do ścian gumy do żucia.
Manewry kuchenne
Czekoladowy mus
Poważna firma Fly Research przepytała1300 mieszkańców Wielkiej Brytanii o to w jakich okolicznościach zdarzyło im się kiedyś skaleczyć. Jedna na dziesięć osób zrobiła to dlatego, że próbowała naśladować słynnego szefa kuchni. Kto by nie chciał być jak Jamie Olivier czy Nigella Lawson? Do najbardziej popularnych (dostał prestiżową Bafta Television Awards 2008) należy między innymi program pod znaczącym tytułem „Kuchenne koszmary”. Prowadzący go słynny kucharz Gordon Ramsay często doprowadza swoich gości do wściekłości, więc trudno się potem dziwić widzom. Miażdżąca większość okaleczonych próbowała pokroić coś z prędkością światła, reszta to ofiary smażenia czy gotowania na parze. Niepokojem napawa też fakt, że ponad 60 proc. badanych przyznało, że stara się przygotowywać potrawy w „czasie rzeczywistym”, czyli razem z szefem kuchni z telewizora. Przygotowanie pizzy zajmuje Nigelli Lawson około 15 minut.
Czy można sobie wyobrazić milsze doświadczenie naukowe niż to, że przez rok MUSIMY zjeść jeden czekoladowy batonik dziennie? Naukowcy z Uniwersytetu Wschodniej Anglii (UEA) w mieście Norwich postanowili udowodnić, że pewne rodzaje czekolady są dobre dla kobiet po menopauzie z cukrzycą drugiego typu. Prowadzący badanie profesor dietetyki Aedin Cassidy wszystkich namawia do jedzenia czekolady codziennie. Kakao, czyli główny składnik czekolady zawiera mnóstwo flawonoidów, które zapobiegają chorobom serca. Jednak w procesie produkcji ziarna kakaowe tracą sporo swych cennych właściwości. Organizatorzy badania zatrudnili więc belgijskich cukierników do stworzenia batonika wyjątkowo bogatego we fla-wonoidy. OK, są pewne niedogodności – batonik nie jest słodki, a w ciągu trwania badania uczestniczki aż pięć razy będą badane pod kątem ryzyka wystąpienia choroby serca. No, ale czego się nie robi dla dobra nauki!
|24
pociąg wiedzy express Nigdy Nie schudNą? Otyłość – jedna z największych plag naszych czasów… Najpowszechniejszym jej wytłumaczeniem było dotychczas nałogowe obżarstwo oraz brak aktywności. Okazuje się jednak, że problemy ze schudnięciem niekoniecznie muszą być wynikiem braku silnej woli oraz samozaparcia w dążeniu do osiągnięcia smukłej sylwetki. Z prac ogłoszonych na łamach magazynu „Nature” wynika, że za nasze problemy z wagą mogą być odpowiedzialni nasi rodzice – to oni, przekarmiając nas w dzieciństwie, „wyhodowali” dużą ilość komórek tłuszczowych w naszym ciele. A tych przez całe dorosłe życie mamy tyle samo. Na dodatek wciąż domagają się pożywienia. Zmora prZedsZkola Niejeden z dbających o sylwetkę mężczyzn, z odrazą wspominając przedszkolne obiady, kiedy to musiał pochłonąć nieapetycznie wyglądającą zieloną papkę zwaną popularnie szpinakiem, ma teraz powód, by pożałować tej niechęci. Zespół badaczy z New Jersey odkrył bowiem, że to darzone tak różnymi uczuciami warzywo zawiera roślinny steryd, który potęguje powstawanie białek, a tym samym ma duży wpływ na wzrost tkanki mięśniowej. Może dał im do myślenia Popeye, bohater znanej kreskówki, który codzienną porcją konserwowych zielonych liści wspomagał swoje imponujące bicepsy? samochody Na słodycZe? 4500 mil z Europy do Timbuktu – taką trasę pokonał „czekoladowy samochód”, Ford napędzany biopaliwem powstałym z przetworzonych 80 tys. smakowitych tabliczek. To kolejne potwierdzenie niedawnego odkrycia naukowców, że z cukrów roślinnych można z powodzeniem wyprodukować substancję zdolną napędzać silniki spalinowe, dużo wydajniejszą od etanolu. Rozwiązanie dobre dla Ziemi, ale czy dla nas? Czy już wkrótce będziemy tankować owoce, cierpiąc zarazem na awitaminozę, leczoną sztucznymi suplementami? athletica Nervosa? Wszyscy znamy, bądź to z mediów bądź z percepcji, dręczące młode pokolenie kobiet schorzenie, zwane anoreksją, powodowane często chęcią dorównania sylwetką modelkom kroczącym po wybiegach. Okazuje się, że i płeć męska nie jest na tego rodzaju pogoń za idealnym wyglądem odporna – terminem „athletica nervosa” określono dręczącą nawet 9-letnich chłopców obsesję na punkcie własnych mięśni, którzy już w tym wieku, zapatrzeni w wykreowany przez media obraz idealnego mężczyzny, zaczynają obsesyjnie pracować nad swoją muskulaturą.
redaguje tomasz tułasiewicz
Loty, nieloty oraz samoloty Historia awioniki jest w pewnym sensie stara jak świat – i nie chodzi tu o pterozaury czy owady. Ludzka myśl od zawsze szybowała pod niebiosa. Człowiek marzył o lataniu, i to był prawdziwy latania początek. Choć prawdą jest, że na powszechne urzeczywistnienie tych marzeń musiał czekać długo. Bardzo długo. Jeszcze pod koniec XIX wieku niektórzy szanowani członkowie brytyjskiej Królewskiej Akademii Nauk kategorycznie negowali możliwość wzniesienia się w powietrze maszyny od niego cięższej. W tamtych czasach jedynymi skonstruowanymi przez człowieka obiektami latającymi były balony, które – upraszczając – można nazwać lżejszymi od powietrza. Powszechnie uważa się, że pierwszy balon zbudowali bracia Montgolfier, jadnak to pewna nieścisłość faktograficzna – pierwsza udokumentowana, udana próba lotu balonu na gorące powietrze odbyła się bowiem aż 74 lata wcześniej na dworze portugalskiego króla Jana V. 19 września 1783 roku bracia Montgolfier wypuścili w przestworza pierwszy w historii balon z załogą. Być może to zbyt szumne słowo, bo stanowił ją kogut, baran i kaczka (szło o zbadanie wpływu lotu powietrznego na organizmy żywe), ale próba ta przeszła do historii jako pierwszy lot załogowy, natomiast pierwsi ludzie unieśli się w powietrze (za pomocą innego balonu braci Montgolfier) 21 października tego samego roku. Tyle mówi nam nowożytna historia, do której chyba wszyscy mamy zaufanie. Mitu o Ikarze – niebezpodstawnie – nie traktujemy poważnie, podobnie jak licznych legend o lataniu. Jednak czy i tu możemy czuć się tak pewnie? Płaskowyż Nazca w Peru jest znany na całym świecie z racji ogromnych rysunków i linii wykonanych przez prehistorycznych mieszkańców tamtego rejonu, a widocznych wyłącznie z powietrza, i to ze znacznej wysokości. Nie wiadomo, czemu miały służyć, jednak przyciągają uwagę wielu naukowców i pseudonaukowców, którzy (obie te grupy) wciąż tworzą mniej lub bardziej niesamowite teorie na temat celowości i sposobu ich wykonania. Zainteresowali się nimi także dwaj badacze: Anglik Julian Nott i Amerykanin Jim Woodman, którzy usłyszeli starą legendę o chłopcu wzoszącym się w przestworza balonem, by wypatrywać wrogich wojsk. Zaintrygowani licznymi śladami, przypominającymi pozostałości ognisk, zbudowali balon – używając tylko
Drapieżne rośliny Rośliny kojarzą się nam z bezruchem, ła»godnością i pokojem. Są zwykle pokarmem dla zwierząt, jednak i im zdarza się zjadać zwierzęta. I to nie tylko owady! Do tak desperackiego kroku ewolucyjnego zmusiła je sama natura. Rosnąc w środowisku nadzwyczaj ubogim w składniki mineralne, rozwinęły niespotykane zdolności – potrafią złapać i strawić żywą zdobycz. Wbrew pozorom nie jest ich mało, botanicy doliczyli się około 450 gatunków! Wykorzystują kilka różnych technik chwytania ofiar. Jedne posiadają dzbanki albo rurki łowne, in-
i wyłącznie technologii i materiałów dostępnych peruwiańskim twórcom wzmiankowanych gigantycznych rysunków. Użyli więc na czaszę balonu bawełny gęstszej niż produkowana obecnie i trzciny do wyrobu kosza. Jako źródła gorącego powietrza posłużyło duże ognisko rozpalone w jednym z owych miejsc. Ku zdumieniu sceptyków, udało im się wzbić na wysokość przekraczającą 120 metrów, po czym łagodnie wylądować. Jest to mało znany fakt, który – choć może trudny do przyjęcia – zmienił podejście do tajemnicy płaskowyżu Nazca wielu zainteresowanych. Wiele sanskryckich tekstów (sanskryt jest dziś już praktycznie martwym językiem starożytnych Indii) przytacza zarówno ogólne jak i szczegółowe opisy cięższych od powietrza latających maszyn, określanych tam nazwą vimana. Jeden z nich moglibyśmy nawet uznać za podręcznik aeronautyki. Sporo w nim relacji z lotów, powietrznych walk, wzmianek o specjalnych skafandrach i tajemniczej broni. Słowa o latających maszynach znajdują się także w Biblii. Jednak tylko przez nielicznych traktowane są poważnie. Jeden z największych geniuszy ludzkości, Leonardo da Vinci, którego postać obrosła z czasem w wiele absurdalnych niekiedy legend, był pasjonatem lotnic-
ne lepy, pułapki zatrzaskowe, ssące... Większość tego typu roślin „gustuje” w owadach. Specjalnie uformowane liście, zamknięte od dołu tak, by tworzyły naczynie z enzymami trawiennymi, przypominają z zewnątrz kwiat. Niektóre gatunki by zwabić ofiarę wydzielają nawet słodki nektar – między innymi rosiczka. Lepkie włosy rosiczki rosnące na strukturze przypominającej kwiat mają za zadanie przykleić do siebie ofiarę i uniemożliwić jej ucieczkę. Wtedy zaczyna się jej powolne trawienie. Inną znaną rośliną mięsożerną jest muchołówka amerykańska. Jej sposób chwytania ofiar jest prawdziwie spektakularny – potrącone (koniecznie dwa razy!) przez jej zdobycz włosy czuciowe powodują bły-
twa. Zaprojektował on nie tylko kilka prototypów lotni, lecz także prawdopodobnie pierwszy prototyp pionowzlotu – maszyny mającej działać na zasadzie bardzo zbliżonej do dzisiejszego helikoptera. Należy jednak pamiętać, że były to tylko projekty, a wszystkie wspólcześnie podejmowane próby ich zbudowania dowiodły tyle tylko, że były to... nieloty. Przełom przyniósł dopiero XX wiek. Skonstruowanie wystarczająco mocnego i lekkiego silnika spalinowego i dość lekkiego szkieletu samolotu umożliwiło braciom Wright zapisanie się złotymi zgłoskami w historii lotnictwa. To właśnie ci producenci rowerów jako pierwsi wzbili się w powietrze zbudowanym przez siebie samolotem silnikowym. Stało się to pod konied 1903 roku. Datę tę traktuje się jako początek ery lotów powietrznych. O ironio, sceptyczni mądrale z Królewskiej Akademii Nauk wciąż żyli, musieli więc uznać błędność swych wcześniejszych sądów. Rozwój lotnictwa nabrał wtedy takiego tempa, że dziś samolot jest najbezpieczniejszym środkiem transportu. A trwająca tygodniami podróż do Moskwy jest dziś do przyjęcia jedynie przez zapalonych rowerzystów głodnych wpisu w księdze Guinnessa.
skawiczne zamknięcie dwóch blaszek liściowych. Unieruchomiona ofiara wpada wtedy w kąpiel trawiennych enzymów, zaś odżywcze składniki jej ciała wchłaniane są z czasem przez dno liścia. Najciekawsze są chyba mięsożerne rośliny wodne, na przykład pływacz. Stosują one unikalną strategię – pułapki ssące. Owalne struktury przypominające pęcherz zaopatrzone są w rodzaj elastycznej klapki. Wyspecjalizowane gruczoły wypompowują z nich większość wody. Kiedy –dajmy na to – malutka rybka nieopatrznie potrąci któryś z włosów czuciowych, klapka otwiera się, a woda zasysana do środka pociąga ją za sobą. Domyślamy się już, co dzieje się dalej. Polowanie trwa, a role potrafią się odwrócić...
22|
30 maja 2008 | nowy czas
czas na boku
No Way Back Where by Marek Kaźmierski
Godlike Gypsy Gangsters Two weeks ago, I went to a poetry reading at the Finnish Cultural Institute in Holborn. Not being a fan of poetry, I did it more for the experience than pleasure. Why then, being very much not a fan of jazz either, did I go to a jazz concert at the Hungarian Cultural Centre in Covent Garden a week ago? Am I a masochist, or is the shallow Polish concept of “odchamiać się” to blame?
I knew the jazz was a bad idea the moment I saw the Hungarian musicians take to the stage. The bass player first, a matchstick-thin teenager with slick-back hair and scary cheekbones. Then the drummer, with slick-back hair and the features of a countryside boxer. And last, the pianist, chubby, with slick-back hair (what is it with the Brylcreem?) and the suit of a mafia killer from Palermo. The very distinguished-looking host informed us, in beautiful English, that this bizarre trio were some of the greatest jazz musicians in the world. In a room which looked like a Roman spa (still better than the Raspberry Hall in POSK), I was ready to believe anything. They began with the kind of music you can find in any hotel lift anywhere in the world. Rather bland, and rather lovely. The bass player handled the massive instrument like a lover. The drummer’s face expressed every emotion under the sun. Horror. Ecstasy. Laughter. He talked to himself throughout. The bassist merely shouted “That’s cool!” in English every so often. We were on the first floor, overlooking Maiden Lane and its crowds of drunk Londoners. It felt good to be up here with these gypsy gangsters, drinking wine and hearing them send all these gentle sounds out of open windows onto Friday night Covent Garden.
The musicians warmed up. A sleazy edge entered their music. Not so sweet now, darker. More dangerous. The drummer played a solo which sounded like his little drum kit had about a thousand parts to it. His face was in another dimension. Then they played a slow, sad number, something that reminded me of the cabaret music I listened to as a boy in Poland. Pietrzak, Grechuta and Dlugosz blended melody and poetry to evoke incredible emotions. This Hungarian trio used no words, but their instruments still told complex stories. Then I fell asleep. Only for a moment or two, but I woke tired and irate. I was hot and my glass of wine finished long ago. And my bum hurt. Sorry to mention this, but pain does kind of spoil the experience. I suddenly remembered I dislike jazz, because it seems like a waste of melody. Professional musicians (why is it always men?) playing as awkwardly as they can. Is this music for schizophrenics? Depressives? People who hate their own talent? Then the worst thing that can happen happened. A fourth musician, late from another concert elsewhere, arrived with a saxophone. The sax, in spite of its name, is the most boring instrument in the world. The man carrying it on stage was wearing a cheap suit, was half-bald and had what was left of his hair tied
back in a ponytail. No! Not musicians with ponytails! That’s when, inevitably, the real jazz started. Now my ears hurt, as well as my arse. At least I was glad not to be a jazz musician myself. As they played, together, but completely apart, all their faces looked in agony. The audience shouted and encouraged them. The now-quartet looked like they were about to die of pain. And the audience looked happy with the sacrifice. Well, I was not. When they finally finished playing something which just went on and on, repeating the same variation, and left the stage, I prayed for no encore. I hoped against hope the audience didn’t want the musicians to actually die. I was, of course, wrong. The madmen came back and played on. I noticed a boy of about 12 sitting on the other side of the room. He yawned the biggest yawn I have ever seen, and I suddenly felt better. At least I had chosen to come. This boy had been forced, by mum or dad (dad, probably), to come and was now starting to hate his parents. One day, he would probably grow up into a nihilist. Or, even worse, a hardcore jazz fan. Earlier that week, passing by a church, I saw a sign which read “Love Hurts”. Yeah, I found myself thinking as we clapped the dying gypsy gangsters off the stage yet again, and so does Culture sometimes.
nie, to jest co najwyżej kleptomanem i należy go skierować do grupy wsparcia. A jak leży odłogiem, gdy inni zasuwają, to na pewno źle się czuje. Cóż, brytyjska political correctness daje spore możliwości. Kto tylko może, korzysta z jej „dobrodziejstw”, kiedy tylko ma ku temu sposobność. Muzułmanie już walczą z Bożym Narodzeniem i domagają się coraz wyraźniej prawa koranicznego i nauki świętej księgi w szkołach publicznych, zaś Anglicy nerwowo zaciskają zęby, by nie chlapnąć czegoś, za co zostaną pozwani do sądu. Ponoć burmistrz jakiegoś angielskiego miasteczka rozważał nawet wprowadzenie zakazu obchodów świąt Bożego Narodzenia, by zadowolić oczekiwania miejscowej mniejszości muzułmańskiej. Kto wie, może w przyszłości nie będzie w Anglii Bożego Narodzenia, zaś statystyczny Brytyjczyk będzie znał Koran niczym imam. Póki co, mamy korowód absurdów. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Wystarczy przefarbować się na czarno, zmienić nazwisko z Kowalskiego czy Smitha na jakieś bardziej egzotyczne i już jesteśmy w domu. Pracę dostaniemy w pierwszej kolejności. Oczywiście w myśl zasady wyrównywania szans i walki z rasizmem. Jak jesteśmy czarni to naprawdę nieważne, że nasz angielski kuleje niczym koń po Wielkiej Pardubickiej. Nieważne, że ni w ząb nie rozumiemy, co do nas mówią, a jedyną naszą umiejętnością jest friendly uśmiech. Nieważne też, że wykształceniem przypominamy raczej Janka Muzykanta, niż młodego, rzutkiego yuppie. I tak robota
będzie, i to nie byle jaka. Już teraz w znanym mi skądinąd szpitalu w angielskim Northampton zatrudnianiani są jako tzw. Health Care Assistants tylko czarni. Dlaczego? Bo tak nakazuje polityczna poprawność. A że praca dość atrakcyjna, bo lekka i przyjemna, toteż ubiegają się o nią również i biali Brytyjczycy. Ku ich zdziwieniu, a nawet złości i frustracji, bez większych rezultatów. A przecież z językiem, jak nie trudno zauważyć, nie mają kłopotów i jak trzeba policzyć, potrafią, i napisać im się coś zdarzy. Nie kwalifikacje są tu jednak najważniejsze, lecz procentowy wskaźnik zatrudnienia, który w kadrach musi się zgadzać. Cóż, tak naprawdę to biali Brytyjczycy w tej sytuacji powinni się obrazić, gdyż dyskryminowani są ze względu na swój kolor skóry, zaś dumni czarni powinni nie podejmować pracy, którą dostali tylko ze względu na swoją rasę, bo na pewno nie dzięki kwalifikacjom. Ci pierwsi się irytują, drudzy zaś w najlepsze pracują. A jak się to komuś nie podoba, to może sobie co najwyżej ponarzekać wraz z Johnem Midgleyem, założycielem Campaign Against Political Correctness– organizacji tropiącej wszelkie idiotyzmy brytyjskiej poprawności politycznej. Przykładów głupoty i absurdów można mnożyć, lecz konkluzja nasuwa się jedna. Odróżniajmy zdrowy rozsądek od politycznej poprawności. Inaczej absurd będzie gonił absurd. A i pamiętajmy – zamawiając kawę w Anglii prośmy o coffee witouth milk, nie daj Bóg czarną. Ktoś może poczuć się urażony.
Politycznie (nie)poprawnie Michał Opolski eżałem w łóżku i oddawałem się ulubionej lekturze, gdy mój błogi spokój zakłóciła tocząca się za oknem rozmowa. Mieszkający tuż obok młody Anglik, kolejny raz prosił moją współlokatorkę, by nie zastawiała mu swym autem wjazdu do garażu. I nie byłoby w tym nic szczególnego, ot prozaiczny sąsiedzki problem, gdyby nie fakt, że adresatem krytyki była niewiasta z Zimbabwe. W związku z tym jegomość dowiedział się, że jego „bezczelne” uwagi są przejawem skrajnego rasizmu i usłyszał pod swoim adresem kilka niewybrednych epitetów. – Idę o zakład, że nie miałbyś problemu, gdyby na moim miejscu była jakaś biała – krzyczała rozjuszona Murzynka. Dostał Wyspiarz za swoje! Obrzydliwy, biały impertynent! Niestety, nie przewidywałem wtedy, że wkrótce i ja podzielę jego losy i odczuję brytyjską political correctness na własnym tyłku. Pewnego dnia podszedł do mnie w pracy mój kierownik (zdecydowanie wolę polską nomenklaturę, jest jakaś taka swojska i przaśna), bynajmniej nie po to, by poklepać mnie po plecach i rzucić półgębkiem urocze cheers mate, ale by przekazać mi kilka uwag. Oczywiście jak to kierownik, we wszystkim miał absolutną rację i nawet jak jej nie miał, to też miał i basta! Znam tę fundamentalną zasadę, ale za nic jakoś nie potrafię wprowadzić w życie, to-
L
też i tym razem wdałem się w polemikę. Po pierwsze szybko wyjaśniłem zatroskanemu przełożonemu, że pracuję tak samo dobrze jak dla przykładu tydzień temu (wtedy to nie chwaląc się zostałem wybrany pracownikiem dnia i w nagrodę dostąpiłem zaszczytu uściśnięcia dłoni samego szefa), toteż na moim domniemanym lenistwie firma z całą pewnością nie ucierpi. Po wtóre stwierdziłem, że mam prawo wyjść do toalety, kiedy tylko takową potrzebę odczuje mój pęcherz. Co skądinąd wydawać może się i dziwne, zważywszy na fakt, że w moim ojczystym kraju ekspedientkom hipermarketów taki przywilej do niedawna nie przysługiwał. Po trzecie wreszcie, zwróciłem uwagę szefa na fakt, iż powinien swe żale skierować do kogoś innego. Miałem zaś na myśli kilkuosobową grupę czarnoskórych pracowników, którzy tego feralnego dnia, jak i przez wiele poprzednich, siedzieli z rękami w kieszeniach, niewątpliwie podnosząc tym samym wydajność całego „teamu”. Wpatrzeni w zegar na ścianie, skwapliwie i metodycznie odmierzali czas do zakończenia zmiany. Lecz nic chyba w tym złego, bo jakoś dziwnie wszyscy nabrali wody w usta. No, poza mną. Zaraz potem wypadki potoczyły się błyskawicznie i standardowo, jak to w takich sytuacjach w Anglii bywa. Zostałem zwolniony z pracy ze skutkiem natychmiastowym, zaś prawdziwych powodów tej decyzji – mniemam przez „angielską flegmę” – nie poznałem do dziś. Cóż, jestem pewien, że problem w tym, iż śmiałem zauważyć, że w pracy liczy się praca, a nie błędnie rozumia-
na polityka walki z rasizmem, w imię której lepiej jest niektóre rzeczy przemilczeć, niż narazić się na absurdalne oskarżenia. Wiadomo bowiem, że Wielka Brytania uchodzi za demiurga europejskiej political correctness. Nie będzie więc tolerowana agresja wobec ludzi innego wyznania, koloru skóry i narodowości, co skądinąd nie podlega żadnej polemice i bez wątpienia godne jest szacunku. Zastanawia mnie tylko dlaczego nie można zwrócić uwagi czarnoskóremu mieszkańcowi Wysp Brytyjskich, gdy w pracy nie robi nic, a poza pracą tarasuje swym samochodem wjazd do garażu sąsiada. Zdaje się, że jego przodkowie już tak wiele wycierpieli, że teraz, by zrekompensować całe wcześniejsze zło, stawia się go poza zasięgiem jakiejkolwiek krytyki. To ci dopiero absurd, zważywszy na fakt, że w Anglii oficjalnie króluje equal opportunity, toteż nie ma tu równych i równiejszych. Pytanie tylko, czy rzeczywiście? Nie zamierzam pomniejszać zła, jakie przyniosło niewolnictwo i wszelkie odmiany rasizmu. Byłoby to co najmniej głupie i nie na miejscu. Ale czy w związku z tym, że historia doświadczyła nas, Polaków, dość dotkliwie, staliśmy się jakoś szczególnie namaszczeni i zwolnieni od wszelkiej krytyki i odpowiedzialności? A no, nie! Jak pijemy, kradniemy i bumelujemy, bez obiekcji nazywa się nas pijakami, złodziejami i nierobami. I dobrze, jeśli tak jest – nie mam nic przeciwko. Źle tylko, że nie stosuje się tej zasady po równo. Jak czarnoskóry pije to jest po prostu wyluzowany. Jak krad-
|23
nowy czas | 30 maja 2008
reportaż
A N Z Y OJCZ
Marcin Piniak Najpierw zobaczyłem jej twarz. Delikatny uśmiech na szybie wagonu metra. Oczy anioła. On odwiedził mnie kilka godzin później – ubrany w mundur koloru khaki, zasalutował i stał w milczeniu. Spływały po nas ciężkie krople deszczu, a ziemia pachniała wiosną. Rankiem wiedziałem już, że czas opowiedzieć tę historię.
Sól ZieMi Pierwszy obraz to pokryte szronem okno i bulgoczący na starej kuchni miedziany czajnik. Jego pomarszczone, spracowane ręce rysujące nożem znak krzyża na bochenku chleba. W oddali falujące szkielety drzew pokryte śniegiem i kryształowe zimowe niebo. Cisza. Nad starym telewizorem Maryja z dzieciątkiem u piersi, a obok kalendarz, który gubił dni jak liście. Co rano on wydzierał jedną kartkę i wrzucał do pieca. Później szedł z wiadrem po wodę do studni, a wokół jego nóg radośnie krzątał się mały, rudy pies. Kiedy wyjeżdżał do dużego miasta do córki i wnuków ten kundel wyczekiwał go na przystanku PKS-u. Od kiedy Aniela odeszła, byli tylko we dwójkę. Dni mijały wolno, wypełnione pracą i wizytami na cmentarzu, gdzie ona czekała na niego, a formalności były już załatwione. Ukłon dla księdza, co po mszy chodził w gumiakach i doglądał krów. Zakupy w spółdzielni – chleb, zapałki, sól. Od wojny kulał na lewą nogę, bez roweru ani rusz. Byłby jej nie miał, gdyby nie niemiecki chirurg, jak go wzięli w niewolę po obronie Warszawy. On mu tę nogę uratował, znał się chłop na robocie. Kiedy się pogoda zmieniała, to cholernie go rwał ten kulos, musiał Zygmunt ją maścią z orzechów smarować. – Wojna, szkoda gadać panie, straszne. Wszystko na oślep w tej Warszawie. Krew rynsztokami płynęła. Ja byłem ce-
lowniczym przy CKM-ie, jednak jak granat nas trafił to tego Władzia na strzępy rozerwało, tak samo Józka, co niedaleko ze Starachowic pochodził. Dobre chłopy były. Tylko ja się ostałem jak ta kaleka. Jednak słowa nie powiem, Niemcy też ludzie. Anielę mi z więzienia bauer uratował jak na śmierć ją prowadzili. Aniela to była jego żona. Osiem lat będzie jak już w ziemi. Poznali się w Niemczech na robotach. Ślub był na klepisku, po kryjomu. Po wojnie już z księdzem, obrączkami, gośćmi i poczęstunkiem pod tym dużym kasztanem, co przed chałupą stoi. – Ją to do więzienia za suknię wzięli panie. Od jednej Niemki przydział dostała, bo tylko tak wtedy można było. Zatrzymali ją żandarmi jak przez wieś z tą kiecką jechała. Od razu do celi, po kolana w wodzie. Na zmarnowanie już była. Bo oni jak psa człowieka traktowali, gorzej nawet. Ten Niemiec, u którego pracowałem, to był chłop na miejscu. Jak Ruscy weszli, dali mi karabin i mówią, że jak chcę, to mogę tego Rudolfa – tak mu zdaje się było – na miejscu kropnąć. – Nie – mówię. Nie zabiję, to dobry chłop i wy mu też krzywdy nie róbcie, bo jak trzeba było, to pojechał ze szynką i wódką i Anielkę z więzienia wydostał. Po tym więzieniu to ona się strasznie najadła – umarła by prawie od tego. Oni jej tam zdrowie złamali. Sam kilka miesięcy w obozie spędził niedaleko Frankfurtu. Ziemie kopali dzień w dzień. Od deszczu to się zrobiła twarda glina. Brukiew gotowana do jedzenia i chleb czerstwy. Jak który już kopać nie mógł, to hitlerowiec butem mu głowę w tym błocie trzymał tak długo, aż się nie udusił. Nawet kuli im było szkoda. I stamtąd go Rudolf zabrał do roboty. Było za co dziękować. Aniela pracowała u Niemki dwie wsie dalej. Tak się poznali. „Polska” – pamięta tę tablicę jak po wyzwoleniu wracali na wozach z tym ich „dobytkiem”, pożal się Boże. On nie chciał wracać, bo
słuchy chodziły, co to za wolność teraz będzie. Jednak ona do ojca i gospodarstwa chciała. Tam dom był z podwórzem i kilka arów ziemi. Urodziła mu trójkę dzieci. Szóstka rodzeństwa do spłaty była. Tymi dwoma rękoma – niczym więcej tę ziemię kupił. – Ziemia panie, to matka. Ona nam życie daje i o nią dbać trzeba.
Biały koń Lato obrodziło tamtego roku. Duch zesłał urodzaj, fale pękatych kłosów tańczyły na wietrze. Sad pachniał jabłkami, które zbierało się do wiklinowych koszy. Stara klacz czekała u wozu, a Zygmunt ostrzył kosy na pniu topoli. Aniela piekła ciasta drożdżowe i myła truskawki na knedle. Z komina kuchni letniej biły kłęby szarego dymu. W cebrzyku, w kankach stało świeże, poranne mleko, a za kurami po podwórzu biegał dziarski kogut. Wielka drewniana stodoła otwarta na przestrzał, a za wrotami od południa młode akacje i pola. Słońce nikło za horyzontem zalewając wszystko czerwienią. U sąsiadów było bicie, córka za mąż szła. Podwórze wypełniał zapach wędzonej szynki. Spać się chodziło wcześnie, a wstawało o brzasku. On wsiadał na rower po ósmej i jechał po sprawunki. Wtedy lubiła sobie usiąść w fotelu w małej izbie i zapalić. Ganiał ją za to. Innym razem brała starą książeczkę do nabożeństwa i w milczeniu, z zamkniętymi oczyma siedziała bez ruchu. Pamięta jak się toczyła po ziemi na tym podwórzu jak matka nagle umarła. Dziki płacz do nieba. Włosy z głowy rwali. Ojciec kaleka i siódemka małych brzdąców. Dziewięć lat wtedy miała. Trzeba było się wszystkiego uczyć. Na nic innego nie było czasu. Mała Anielka chciała do szkoły, ale na trzech klasach powszechnej się skończyć musiało. Jedynie brat do gimnazjum poszedł. Później oficerem został i w Oświęcimiu mu numer na ręce wytatuowali. Cudem uciekł z transportu jak ich na jakieś roboty wieźli. Syn, co
na TIR-ach jeździ, dba o nich. Przywozi im wino Ciociosan, syropy w puszce, papierosy, a ostatnio nawet kuchnie z RFN-u im sprezentował, w której trzy drożdżowce możesz naraz zrobić. Pamięta jak go Zygmunt, jak mały Rysio jeszcze do szkoły chodził, niesłusznie ukarał. Bo nauczyciel powiedział, że pióro ukradł wieczne koledze. Klęczał godzinami na grochu z cegłami w rączkach i łzami się zalewał i krzyczał do ojca, że to kłamstwo. I jak się później okazało, tak było. Sam dyrektor szkoły Zygmunta za to przepraszał. To był cios dla niego, tak syna niesłusznie ukarać. Kupił mu pióro wtedy, żeby do szkoły miał i na polu płakał, że krzywdę dziecku zrobił. – Zygmunt złote serce ma, ale nerwowy jak diabli i surowy jak dla siebie – mówiła. Gdy umierała po wylewie bez przytomności, trzymał ją za rękę mocno i powiedział: – Żono, jeżeli mnie słyszysz proszę spójrz na mnie… I ona wtedy, jak mówił odwróciła głowę w jego stronę i rzeczywiście popatrzyła na niego, chwilę potem zgasła i jej dłoń stała się zimna w jego garści. W tym dniu wszystko się zmieniło, a on nie szukał już innej kobiety, choć mógłby, bo jak później u córki w mieście mieszkał, to niejedna mu propozycje składała. Wzięli go do miasta, bo zachorował strasznie i gdyby nie przyjechali, to by umarł na pewno. Ale to nie było już życie w tych betonowych klatkach, gdzie tyle tych schodów. Wygoda to i owszem, do ustępu blisko, bo za ścianą, woda w kranie, gaz – nie to, co u niego na wsi. Może i nawet lepiej na stare lata. Sam nie wie. Czasem lubił iść na stacje – to tam gdzie wsiadają do tramwajów. Siadał sobie na ławce i nie mógł się nadziwić, jaki ten świat dzisiaj inny – nowoczesny, zabiegany i nerwowy. Pocieszało go to, że już niedługo, bo nic już nie rozumie i miejsca już tu dla niego nie ma, bo ludzie już ze sobą z dwóch końców świata przez telefony bez kabla gadają, albo wnuk w komputerze mu zdjęcia jego pokazu-
je, choć on już na oczy ledwo widzi. To za dużo. Tam w nocy wieś była głucha a gwiazdy błyszczały. Czasem w sobotę siadano w pobliżu szosy na pniach starych akacji i snuto magiczne opowieści. Aniela opowiadała o białym, dzikim koniu galopującym po polach z długą grzywą rozwiewaną przez wiatr. To był duch tej ziemi. Czysty jak łza. Zygmunt, kiedy pola pokrywała mgła zmierzchu czasem widywał chochoły i zjawy. Biegały w łanach zbóż bardzo szybko, a psy ujadały szaleńczo. Duchy zmarłych błądziły po podwórzach, a nad drzwiami wieszano krzyże i czosnek. Kiedy ludzie są dobrzy i szanują ziemię, wtedy te dobre duchy ujawniają się, a złe trzymają z daleka. Jednak z tym już koniec, ludzie nie wierzą, nie widzą i wydaje im się, że są mądrzejsi, bo mają duże telewizory. Czasem wyszedł na balkon w tym dużym mieście i patrzył na rzędy okien pobłyskujące poświatami ekranów. Coś się skończyło i czuł, że jego czas nadchodzi. Święto Zmarłych. Zygmunt stoi na polu ze łzami w oczach. Domu już nie było, pozostało jedynie rumowisko ze strzaskanym obrazem Jezusa w łodzi, która dobija do brzegu. Gdzieś pod gruzami leżą jego medale w czerwonych pudełkach i zielony mundur kombatanta. Podwórze zarosło chwastami, a w stodole na lnianych sznurach wiszą zbutwiałe od deszczu suknie Anieli. Studnia wyschła, a drewniane płoty przewrócił wiatr. Na polach wypasają się teraz krowy dzierżawcy, a na szosie zamontowali latarnie. Na cmentarz nie przychodzą koledzy, bo wszyscy już tam są. Czas dobiega końca. Dzień pogrzebu. Był sztandar i łamiący się głos księdza proboszcza. Garść ziemi z jego pola głucho uderzyła o wieko trumny. Powietrze za stodołą było ciężkie, a młode brzozy uginały się w żałobie. Rodzina rozmawiała o okolicznościach i sprawach majątkowych. Pozostała jedynie pamięć – dwa małe kamyki i refleksy światła na twarzy Jezusa w łodzi dobijającej do brzegu.
24
30 maja 2008 | nowy czas
czas na relaks
” duma lokalna
» Chyba nie ma na świecie narodu bardziej
mania gotoWania
dumnego ze swojej narodowej spuścizny, niż Grecy. Wszystko, co greckie to dobre, a czego dotknie się Grek to doskonałe. Są oni dumni, ze wszystkiego, zaczynając od historii, a kończąc na kuchni.
Mikołaj Hęciak oczucie dumy z przynależności do danej społeczności lub miejsca jest naturalnym odruchem i potrzebą. Widać to dobrze na przykładzie mieszkańców zachodniej Anglii, a dokładniej hrabstwa Devon. Ostatnio poruszając temat zdrowej żywności inspirację znalazłem właśnie w tej okolicy. W ubiegłym roku temu regionowi przypadło 12 nagród w dorocznym plebiscycie promującym żywność ekologiczną. Plebiscyt organizowany jest cyklicznie przez The Soil Association, stowarzyszenie założone w 1946 roku przez Eve Balfour. Wspierała ona zawsze lokalną produkcję żywności, ale pół wieku temu nie zastanawiała się raczej nad żywnością modyfikowaną genetycznie czy zanieczyszczeniem środowiska. Tym, co pozwala jej być jedną z prekursorów zdrowej żywności, jest pewien styl życia, jaki proponowała: nabywać produkty jak najbliżej źródła wytwarzenia, czyli od lokalnego producenta. Wspomniane stowarzyszenie należy do grona dziesięciu organizacji, które mogą wystawiać certyfikaty potwierdzające naturalne pochodzenie i przetwórstwo żywności. Oprócz spożywania zdrowej żywności coraz ważniejsza staje się też świadomość, w jaki sposób jest produkowana i jaki to ma wpływ na środowisko, w którym żyjemy. Trzy czynniki wyróżniają producentów ekologicznej żywności. Po pierwsze, stosowanie chemicznych środków ochrony roślin lub sztucznych nawozów jest bardzo mocno ograniczone. Po drugie, w zamian proponowany jest płodozmian upraw i odłogowanie ziemi w celu przywrócenia jejżyzności. I po trzecie, przy hodowli zwierząt nie stosuje się antybiotyków czy innych medykamentów. Oczywiście istnieje możliwość zastosowania konwencjonalnych lekarstw, ale są to szczegółowe sprawy, a konieczność ich użycia może wynikać np. z powodu epidemii. Dzięki tym założeniom i odpowiedniej kontroli tej produkcji, potwierdzanej przez odpowiednie certyfikaty, konsumenci mogą mieć pewność, że żywność pochodzi ze sprawdzonego źródła, ważna jest też pewność, że jedzenie nie zawiera składników szkodliwych dla organizmu. Ważne jest też odpowiednie traktowanie zwierząt. Może inicjatywa Evy Blafour nie była niczym nowym. Ludzie, jeśli mają takie możliwości, instynktownie wybie-
P
rają dobrej jakości żywność i chętnie od miejscowego producenta, choćby z zamiłowania dla własnej okolicy, czy ze względu na własne zdrowie. Organizacje takie jak The Soil Association chronią nas dzisiaj przed zalewam tandetnej żywności. Są także motorem napędzającym lokalną prosperity i możliwością do łatwiejszego kontaktu okolicznej ludności. Same zalety. Wady? Może to, że ten styl życia, choć taki oczywisty, jest jednak wymagający.
kurczak Stir-fried z courgette Dzisiaj przedstawiam Państwu łatwy przepis z wykorzystaniem courgette (mała cukinia), która akurat zaczyna pojawiać się na rynku jako warzywo sezonowe. A sezon ten potrwa aż do października. Przepis ten jest jednym z licznych przykładów, jak kuchnia brytyjska adaptuje inne tradycje kulinarne. Stir-fry w języku angielskim znaczy podsmażać. Szybkie podsmażanie produktów spożywczych pozwala na zachowanie o wiele więcej składników odżywczych, niż w przypadku np. gotowania. Oprócz szybkości przygotowania, zachowujemy walory odżywcze. Dla czterech osób potrzebujemy 2 łyżki oleju roślinnego, 1 ząbek czosnku, 450 g piersi z kurczaka bez skóry, tyle samo cukini, 1 czerwoną paprykę, 3 łyżki wytrawnej sherry, 1 łyżkę sosu sojowego, 4 łyżki jogurtu naturalnego, pieprz do smaku. Na woku (głęboka chińska patelnia) rozgrzewamy olej. Krótko podsmażamy rozgnieciony czosnek – proszę uważać, bo łatwo będzie się przypalał. Dodajemy kurczaka pociętego w paseczki. Podsmażamy 3-4 minuty. Courgette i paprykę kroimy w długie, cienkie paski. Następnie dodajemy je do kurczaka, podsmażając następne kilka minut. Smażymy, aż kurczak będzie miękki,
a warzywa ciągle jędrne. Dodajemy sherry i sos sojowy. Po minucie dodajemy jogurt. Mieszamy dokładnie, doprawiamy do smaku pieprzem i od razu podajemy na stół. Pozostaje nam tylko dodać ugotowany ryż albo chiński makaron. Cena porcji około 1,4 funta, czas gotowania 20-30 minut.
orientalny ryż z jajkiem Nie jest to konieczne, ale może mile wzbogacić posiłek, gdy do ryżu dodamy jajko i trochę warzyw. Oryginalnie smażony ryż był ciekawym wykorzystaniem resztek, jakie można było znaleźć w kuchni. Na cztery osoby potrzebujemy: 250 g ryżu długoziarnistego, 1łyżkę oleju sezamowego, 2 duże jajka, 1 łyżkę oleju słonecznikowego, 2 ząbki czosnku, 2 cm imbiru, 1 marchew, 125 g mange-tout, pół pęczka szczypiorku, 2 łyżki sosu sojowego, sól, pieprz i paprykę w proszku. Ryż gotujemy w lekko osolonej wodzie około 15 minut. W międzyczasie na rozgrzany wok wlewamy olej sezamowy i rozbite, wymieszane jajka. Widelcem rozprowadzamy masę tak jakbyśmy smażyli naleśniki. Gdy jajka się zetną, wyjmujemy z woka i odkładamy na bok, krojąc w paski. Wok wycieramy papierem kuchennym i ponownie rozgrzewamy. Na oleju słonecznikowym podsmażamy czosnek i imbir pocięte drobno i zaraz dodajemy warzywa. Marchew pokrojoną w cieniutkie paseczki, mange-tout przecięte wzdłuż na pół i szczypior. Po 3-4 minutach warzywa powinny być kruche, ale wciąż jędrne. Dodajemy ryż, sos sojowy, przyprawy. Na koniec dodajemy jajka. Czas gotowania około 30 minut. Cena przystępna, zależna od warzyw, jakie użyjemy. Życzę smacznego!!!
Ale co? Ziobro czy mi się podoba? Nie, jest zbyt zniewieściały. Janusz Palikot
|25
nowy czas | 30 maja 2008
czas na relaks sudoku
średnie
łatwe
8 5 9 6 1 9 1 4 5 2 6 7 5 4 3 8
9 7 4 1 4 6 9 7 2 7 5 8 8 2 4 6 2 5 6 1
6
trudne
2
1 2 3
8
7 5 1
9
6
5
8 5
7
1 5
5
3 8
7
8
9
3 8 2
5
6
2
9
5
8 6
6 8
4
9
1
2
3
8
9 2 6 3
3
2 1
7
3
5 4
6
3
7 5
1 9
4 8
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 W połowie tygodnia łatwo Ci będzie zawrzeć znajomość, a w domu utrzymywać miłą atmosferę. Bez drobnych sprzeczek raczej się nie obejdzie, ale to tylko doda pikanterii. Planety będą Ci zsyłać wiele rozrywek i przyjemności. Wolne Barany zechcą zbyt obcesowo zawierać znajomości, co może kogoś wystraszyć na amen. Dla miłości, seksu i partnerstwa trwa doskonała passa, kochasz i jesteś kochany.
BYK
20.04 – 20.05
Ze zdrowiem nie będzie większych problemów, ale nie ma mowy o szczytowej formie. Zastosuj lekkostrawne diety, dobrze się wysypiaj, bo ciągły pośpiech sprawi, że wiosnę pożegnasz z podkrążonymi oczami. Zalecana jazda rowerem, zwłaszcza po lesie, złagodzi to Twój temperament, poskromi emocje, pomoże w działaniu.
NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06
Będziesz mieć dużo entuzjazmu i podsunie Ci to wiele świetnych okazji zawodowych. Także efekty Twojej pracy lub nauki spotkają się z uznaniem. Będziesz mieć wiele nowych nieprzewidzianych sytuacji. Będą sprzyjać rozszerzeniom kontaktów i odbywaniu podróży w weekend. Pamiętaj także o pilnowaniu ogniska domowego i z nikim nie wchodź w konflikty.
RAK 22.06 – 22.07
Okażesz się osobą, która nie boi się wysiłku i nie czekając na oklaski, dasz z siebie wszystko. Teraz będą liczyć się takie cechy jak solidarność, obowiązkowość, pracowitość. Dzięki nim Twoje nowe przedsięwzięcie będzie miało udany start. A to, jak wiadomo, połowa sukcesu. Nie obawiaj się odpowiedzialnych funkcji i nie wymiguj się od pracy po godzinach.
LEW 23.07 – 22.08
Tydzień będzie mało obiecujący dla spraw sercowych. Zapowiada się nie najlepsze samopoczucie. Kapryśny, marudny i zaborczy – dokuczysz nieraz partnerom. Nie rób brzydkich odruchów zazdrości. Już lepiej wyłóż kawę na ławę. To dobry czas na naprawę związku, który przechodzi kryzys. Jest bowiem spora szansa na porozumienie.
NA PAN 23.08 – 22.09
Wolne Panny – komunikatywne i towarzyskie – muszą się zadowolić zażyłością czysto koleżeńską. Nie narzucaj tempa, zaczekaj na bardziej sprzyjający klimat. Będziecie teraz odczuwać skutki zimowych szaleństw lub reagować ostrą niestrawnością na stresy. Jabłka dobrze wpłyną na Twój przewód pokarmowy, a zapach kadzidełka różanego wyrówna emocje.cielskim makijażu.
GA WA 23.09 – 22.10
Trochę niepokoju wkradnie się w życie uczuciowe i rodzinne. Stąd będą Cię dręczyć smutne, szare myśli i niewiara w siebie. Podejść do życia z nadzieją, że wszystko dobrze się ułoży i stanie się tak na pewno. Twoje prośby, modlitwy i marzenia zostaną wysłuchane, a koniec miesiąca przyniesie rozwiązanie pewnych trudnych spraw.
SKORPION 23.10 – 21.11
Tydzień może przysporzyć niektórym Skorpionom trudu i przeszkód życiowych. Możesz poczuć się zmęczony i utrudzony życiem zawodowym i rodzinnym. Podejdź do pewnych spraw z dystansem, nie jest tak, jak myślisz. Na niektóre sprawy będziesz musiał poczekać, co na pewno nauczy cierpliwości . Koniec tygodnia da dużo spokoju.
STRZELEC 22.11 – 21.12
Przyszedł czas, aby uwolnić się z więzów zależności od partnera lub partnerki. Postanówcie działać i zrobić wreszcie coś, o czym marzyliście od dawna. Czas po temu dobry, istnieje szansa na sukces i spełnienie planów. Zrealizują się wszystkie Twoje zamierzenia i marzenia, które znajdowały się dotąd w umyśle.
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
Szykuje się bardzo energetyczny, spektakularny sukces dla wielu Koziorożców. Postanowisz zadbać o siebie i ruszysz na przejażdżkę. Wyjazd ten będzie potrzebny do odbudowania sił witalnych, ażeby ruszyć do biegu o sukces. Niektórzy postanowią ukoić żal po stracie bliskiej osoby i zrobią sobie krótki odpoczynek.
NIK WOD 20.01 – 18.02
Tydzień przyniesie dużo dobrych rozstrzygnięć, dowiesz się, że masz wiernych i czułych przyjaciół, którzy dbają o Twoje dobro. Niewyjaśnione i trudne sytuacje do zaakceptowania rozwieją się i ułożą komfortowo oraz samoistnie. Dowiesz się, że możesz załatwić sprawy, które dotąd były nie do ruszenia. Możliwe przybycie kogoś z przeszłości.
BY
RY 19.02 – 20.03
Będziesz miał dużo pracy, ale wiele zależy teraz od Ciebie i sposobu, w jaki zorganizujesz sobie zajęcia. Zadania, które teraz będą stać przed Tobą będą wymagać skupienia się na szczegółach, a więc drobiazgowości, cierpliwości i dokładności. Idealny moment na zdobywanie wiedzy, warto też pozwolić sobie na większą samodzielność.
26|
30 maja 2008 | nowy czas
jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? aBy ZamiEścić oGłosZEniE komErcyjnE skontaktuj się z
oGłosZEnia ZwykłE Aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię”, „szukam pracy”, „kupię”, „sprzedam”, „mieszkania do wynajęcia”, „oddam za darmo”, „towarzyskie” wyślij sms: nc + treść ogłoszenia (np. nc oddam kota...) na numer 87070. otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo coRRect.
ia Ogłoszen e w o k ram 0. 1 £ d już o O I N A T NIE! I W YGOD rtą! Zapłać ka
działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
w ramce kolorowe
do 15 słów
£10
£15
do 30 słów
£15
£25
koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)
ZatrudniĘ
duty manaGEr rEQuirEd Polish/English speaking Part-time For FurthEr inFormation plEasE phonE 020 8742 6411
ZARÓB 10-30f/h. Pra ca w ochro nie dla każ de go. or ga ni zu je my kur sy ochro ny spe cjal nie dla Po la ków. Panie mi le wi dzia ne. DLA swo ich kuR sAn tÓw PRA cA!tel. 0793 144 2707. oRifLAme – zostań konsultantką. Zero wpisowego, zero ryzyka. Zarabiaj i ciesz się swoją dodatkową pracą. iwona, 0789 2895 852, chmielewska83@o2.pl Avon – zo stań kon sultantką w uk i dołącz do mo jej pol skiej gru py! su per za sa dy współ pra cy, pra ca ła twa i do cho do wa od za raz, bez ry zy ka – sprawdź! mag da, tel. 0772 7062239.
sprZEdam GAZ oBRonny paraliżujący. Pracujesz do późna, mieszkasz w nieciekawej okolicy, czujesz się niepewnie? odbiór na stacjach metra. cena £15. tel. 0789 2430 359 uRZąDZenie do nauki języków obcych (sitA) sprzedam. w zestawie płyty cd + książki do nauki języka angielskiego (od podstawowego po zaawansowany). cena 150 funtów. tel. 0775 1547 350.
sPRZeDAm kotkA. Śliczny, mądry, dobrze wychowany. ogrzeje w chłodne wieczory i wyłapie w domu myszy. tel. 0795 8677 615
Do ckLAnDs se 16. Ja sne, no wo cze sne 1 be dro om flat. ume blo wa ne. od no wio ne. 4 mi nu ty od sta cji ca na da wa ter, bli sko sur rey Qu ays shop ping cen tre. £875/msc + opła ty. tel. 0774 9681 223. mi Le enD (dru ga stre fa, 5 min. do sta cji, trzy li nie me tra). Dwu oso bo wy po kój w ume blo wa nym, czy stym miesz ka niu z in ter ne tem. £55/os./tyg. Ra chun ki wli czo ne. tel. 0790 454 6630. west feR Ry, mi Le enD. miej sce dla chło pa ka £55/tyg. Du ża dwój ka z bal ko nem, w ume blo wa nym miesz ka niu z in ter ne tem. Ra chun ki wli czo ne. tel. 0790 454 6630.
hen Don, du ża dwój ka do wy na ję cia w czy stym i spo koj nym miesz ka niu. 5 min. do sta cji me tra hen don cen tral. Ra chun ki wli czo ne, £120/tydz. tel 0781 8415 748. hAck ney cen tRAL, cLAP ton (2 stre fa). Je dyn ka £70/tyg. Du ży, dwu oso bo wy po kój, £110/tyg. Ra chun ki wli czo ne. 7 min. do sta cji. tel. 0790 454 6630. PLA istow. stRAt foRD. 7 min. do sta cji. Dwój ki £90-120/tyg. Du że je dyn ki £75-80/tyg. w ume blo wa nym do mu z ogród kiem (in ter net). Ra chun ki wli czo ne. tel. 0790 4546 630. Ley ton sto ne. Dwu oso bo wy po kój 120/tyg. i je dyn ka £75/tyg. w czy stym, spo koj nym miesz ka niu na czte r y oso by. 7min do sta cji. Ra chun ki wli czo ne. in ter net. 0796 961 8349. kiL BuRn PARk /swiss cot tA Ge. 2osbo wy du ży po kój na Ab bey Rd, nw6, dru ga stre fa. kom fort, tv, in ter net. Ra chun ki wli czo ne. £130/tyg. tel. 0797 6354 659. Po PLAR, ALL sA ints. 5 min. do sta cji. Dwie du że dwój ki £110 i 120/tyg. mi Le enD – dwój ka £110/tyg. w ume blo wa nym miesz ka niu (in ter net). Ra chun ki wli czo ne. 0790 4546630
lEkcjE jĘZyka anGiElskiEGo w domu nauczyciela. acton/Chiswick. Wszystkie poziomy. wiĘcEj inFormacji pod numErEm tElEFonu: 0208 2487 561
GaBinEt mEdycyny naturalnEj skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergoterapia. Barking, London. tEl: 0208 5957737, 0795 867 7615.
masaŻE lEcZnicZE, ustawianie kręgow, rehabilitacja gaBinEt Joanny i tomasza Palackich 15 Periwood Crescent, UB6 7FL Perivale – London. rejestracja: 07841 668 442
laBoratorium mEdycZnE: thE path laB kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. Ekg, Usg.
Sprzedaż polskich f ilmów DVD w Wilekiej Brytanii W ofercie posiadamy wiele polskich filmów z angielskimi napisami Doskonaly prezent dla znajomych z całego świata
mEcZE Euro 2008 na dwÓch salach! Polsat i Cyfra. Świeże obiady domowe na każdą kieszeń. dWa ogródki rodzinne. Miła atmosfera.
Atrakcyjne ceny!!!
FiZjotErapia, masaż leczniczy. Bóle kręgosłupa, bóle stawów, nerwobóle. małGorZata tEl. 0793 3388935
paZnokciE akryl, żel, manicure, pedicure, hEnna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, greenford. Pięć lat doświadczenia. monika tel. 0783 541 2859
Odwiedź nasz sklep online
www.PolFilm.co.uk
duke of cambridge, hounslow East tw3 1pa. Pozwól się zadziwić! tEl. 0-773 7869 253
miEsZkaniE do wynajĘcia Ac ton town, Bol lo La ne w3, 2-osbo wy, kom for to wy po kój dla pa ry, dwa tyg. dep., 125/tyg. tel. 0797 6354 659.
wyjazd do chin za darmo dla kreatywnych i ambitnych, którzy chcą nie tylko pracować najemnie. tel. 0798 5284 791 po 15.00. email: lurum@poczta.fm
polskiE Biuro rozliczenia podakowe, rezydentura,zasiłki, tłumaczenia. Pomoc przy wypełnianiu formalności związanych z rejestracją oraz ni. karta Cis. rejestracja samozatrudnienia. skutecznie i solidnie. kontakt: 0750 145 5897; 0207 2724864
proFEsjonalnE FryZjErstwo, strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, west acton, tel. 0786 2278729
poGotowiE komputErowE Usuwanie wirusów. instalacja systemów operacyjnych i oprogramowania. doradztwo przy wyborze i zakupie sprzętu. Budowa sieci kablowych i bezprzewodowych. no Fix - no FEE. piotr, tEl. 0782 345 968
montaŻ, naprawa oraz wszelkie przeróbki instalacji wodnokanalizacyjnych oraz centralnego ogrzewania. 0777 455 8445
komplEksowE rEmonty kuchni i łazienek (hydraulika, kafelki, panele, elektryka). 0777 455 8445
ElEktryka samochodowa
Biuro ksiĘGowE zwrot podatków Pełna księgowość dla sE/Ltd Wnioskowanie o rezydenturę n.i.n, C.i.s., C.s.C.s. Benefity 162d hiGh strEEt hounslow tw3 1BQ 0208 814 1013 moBilE: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk
tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616
P O LF I LM . C O . U K rÓŻnE
domowE wypiEki Masz urodziny, imieniny, komunię dziecka? nie masz czasu? zrobię to za Ciebie. gwarancja jakości oraz niskiej ceny. Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu aGata tel. 0795 797 8398
tłumacZ prZysiĘGły szybko, niedrogo. adres: suite 103, 20 Lavington street, London sE1 0nn (London Bridge).
komputErowa tEl: 0788 155 2350
antEny satElitarnE Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. anteny telewizyjne. Polskie ceny. tel. 0751 526 8302
wywÓZ śmiEci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free transpol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrZEj
tEl. Biuro: 0207 9282 558; komÓrka: 0789 4802 777. Email: inFo@traductio.co.uk
taniE prZEprowadZki i transport na lotniska duży Van, fachowa i profesjonalna obsluga
Zapraszamy na kurs tańca towarZyskiEGo l-stopnia dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca, szkółka tańca towarzyskiego dla dzieci. najbliższy kurs rozpoczyna się 14 czerwca o godz. 16.30 tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk
ZadZwon i sprawdZ!!! tEl: 0785 702 8946
wrÓŻka samira Z EGiptu mówiąca po polsku. Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. daj sobie pomóc. nie czekaj! dzwoń! tel. 0208 826 5074
|27
nowy czas | 30 maja 2008
ogłoszenia
job vacancies
Description: The successful applicant must have previous experience of being a chef or cook. The duties will include cooking and preparing food, keeping the area clean and tidy and any other related duties. Knowledge of the Polish language would be an advantage. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0207 8365183 and asking for Steven Leigh or e-mail your CV to 0659unit@thespititgroup.com POLISH/ENGLISH ONSITE SUPPORT OFFICER
DUTY MANAGER Location: London Work Pattern: Part-Time Description: Polish/English Speaking Deputy Manager.
How to apply: For further information please phone: 020 8742 6411 SALES EXECUTIVE Location: LONDON N3 Hours: 35 PER WEEK. MONDAYFRIDAY 9.30AM-5PM Wage: £200 PER WEEK BASIC + £40 COMMISSION Work Pattern: Days
Description: A well established online estate agents dealing in residential and commercial property requires a sales executive. We offer an excellent commission structure. You must have a professional telephone manner, enthusiasm is more important than experience. You will be commissioning properties by telephone. £40 COMMISSION PER LEAD, OTE: £600 PER WEEK. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Margaret Oneil at Netmovers. net, 237 Regents Park Road, Carradine House, London, N3 3LF. e-mail CV to margaret@netmovers.net or telephone employer on 0207 060 1071 COOK/CHEF Location: COVENT GARDEN, LONDON Hours: 40-48 PER WEEK, 6 DAYS OVER 7, BETWEEN 10.00AM-9.30PM Wage: £7.50 PER HOUR Work Pattern: Days, Evenings, Weekends
Location: BICESTER, OXFORDSHIRE Hours: 40 PER WEEK MONDAY TO FRIDAY 8AM-5PM Wage: NEGOTIABLE DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days Duration: PERMANENT ONLY
Description: This vacancy is being advertised on behalf of Right Direction Recruitment Ltd Who are operating as an employment agency. No formal qualifications necessary. You will need to be fluent in both languages and be able to translate. You will be expected to liase and act as translator for local Polish workforce. Immediate start available. Must be flexible regarding working hours. You may be required to work out of hours on rare occasions. How to apply: You can apply for this job by phone: 01132 881072, 07526728977 or 01131221171 and asking for Wayne Clark. COMMIS CHEF Location: EDINBURGH Hours: 5 over 7 inc weekends Wage: £5.52 Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Closing Date: 25/06/2008 Duration: PERMANENT ONLY
Description: Soul Recruitment are currently looking for an enthusiastic individual to join Our client’s team. You will be working in a Polish Restaurant, preparing and learning Polish preparing with guidance from the Head Chef. Ideally you will have had
experience with Polish cuisine, however our client will be judging you on your work cuisine. Part of your daily routine will include food prep, prep Starters, prep main courses, doing dishes, moping floors, following health and Hygiene regulations and supporting the current team with other aspects as and When they routine. As this Restaurant is a Polish orientated Restaurant, you will need to be able to speak and understand Polish to a minimum standard. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0131 6626915 and asking for Dean Schmidt or e-mail your CV to dean.schmid@soulrecruitment.com ADMINISTRATOR Location: BRENTFORD, MIDDLESEX Hours: 40 HOURS PER WEEK, 6 DAYS OVER THE WEEK Wage: £7.00 PER HOUR Work Pattern: Days, Weekends Closing Date: 01/07/2008
Description: A Training Organisation is looking for an administrator. The person must speak both English and Polish languages, Russian will an advantage. Duties include answering telephones, dealing with the general day to day running of the office. The successful person will have some experience in an office environment and be computer literate in Word, Excel and Internet. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Mr Hassan Nur at Skillswise Training, Suite 54The Market Building, 191-195 High Street, BRENTFORD, Middlesex, TW8 8LB, or to hassanmnur@hotmail.com. LEGAL CLERK PRS Location: FULWOOD, PRESTON, LANCASHIRE Hours: 37.5 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 9: 00AM-5: 00PM Wage: £12,500 PER ANNUM Work Pattern: Days
Description: Must have a legal background, and be a fluent Polish speaker. Previous experience within personal inju-
ry field would be preferred. Duties involve taking statements from clients, preparing court documents, assisting solicitors and numerous fee earners. Will also liase with clients when needed. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Karis Lea at Equitas Solicitors, Unit 12, East way Business Vill, Olivers Place, Fulwood, PRESTON, PR2 9WT, or to klea@equitassolicitors.co.uk. COOK Location: MANCHESTER, LANCASHIRE Hours: 42 HOURS PER WEEK 6 DAYS FROM 7 BETWEEN 7AM-1PM Wage: MEETS NATIONAL MINIMUM Work Pattern: Days, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: Must have experience of working in a care home and Basic Food and hygiene Certificate. Must be able to cook Polish food dishes. Duties would involve Preparing meals for residents and keeping the kitchen area clean and tidy. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by applicant. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0161 2056716 and asking for Sandie Deane. ENGLISH TEACHER Location: CHELTENHAM GLOUCESTERSHIRE Hours: 2 HOURS PER WEEK EVENINGS OVER MONDAY TO FRIDAY Wage: £150.00 PER MONTH Work Pattern: Days, Evenings Closing Date: 29/05/2008
Description: Must have previous experience in teaching English Language, Polish language would be an advantage. Job will involve teaching a small group polish adults in a working environment. This is a temporary job for 3 months. Will be based in Toddington. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01453 829789 and asking for Marta or email CV with cover letter to marta.kosno@omegaresource.co.uk BARBER Location: WEALDSTONE, HARROW, MIDDLESEX Hours: 40 HOURS PER WEEK, BETWEEN 9AM – 8PM MONDAY – SUNDAY Wage: MEETS NAT MINIMUM WAGE Work Pattern: Days, Evenings, Weekends
Description: Must be fully experienced in all aspects of gentlemen’s haircutting, styling and shaving. A Polish speaker would be desirable as will be working within the Polish community. Duties will include gent’s haircutting, styling and shaving. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0208 4279300 ext 0 and asking for Shakeel Mohamed. CUSTOMER SERVICE SPECIALIST Location: PETERBOROUGH CAMBS Hours: 40 HOURS PER WEEK, 10AM-6PM AND 12PM-8PM Wage: NEGOTIABLE Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: Working within our multilingual call centre, you will provide a specialist Service to our high net worth and VIP customers. Fluent in Polish to first language standards and with business level English, it is essential that you have first class customer service and communication skills, with the ability to seamlessly deliver efficient solutions. You must have proficient technical skills with Sabio, MS Office Suite or related systems, be able to demonstrate a Proactive approach, that you able to use your initiative and are able to reliably accomplish multiple tasks.
How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Kathryn Chambers at White concierge, Worldwide House, Thorpe Wood, PETERBOROUGH, PE3 6SB, or to kathryn.chambers@travelex.com. CUSTOMER SERVICE SPECIALIST Location: PETERBOROUGH CAMBS Hours: 40 HOURS PER WEEK, 10AM-6PM AND 12PM-8PM Wage: NEGOTIABLE Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: Working within our multilingual call centre, you will provide a specialist Service to our high net worth and VIP customers. Fluent in Polish to first language standards and with business level English, it is essential that you have first class customer service and communication skills, with the ability to Seamlessly deliver efficient solutions. You must have proficient technical skills with Sabio, MS Office Suite or related systems, be able to demonstrate a proactive approach, that you able to use your initiative and are able to reliably accomplish multiple tasks How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Kathryn Chambers at White concierge, Worldwide House, Thorpe Wood, PETERBOROUGH, PE3 6SB, or to kathryn.chambers@travelex.com. BAKER Location: SALFORD, LANCASHIRE Hours: 40 HOURS PER WEEK MONDAY TO FRIDAY 10AM-4PM Wage: £6.50 PER HOUR Work Pattern: Days Duration: TEMPORARY ONLY
Description: This vacancy is being advertised on behalf of Specialized Recruitment Ltd who Are operating as an employment business. Must have previous experience of making Polish bread and Muffin cakes. Duties include preparing and baking products within a small bakery. This is a temporary position for 2 weeks initially. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0161 3305050 and asking for Miss Sarah Manton. MOTOR VEHICLE TECHNICIAN Location: LONDON N2 Hours: 40 PER WEEK MONDAY-FRIDAY 8.30AM-5.30PM Wage: £17,000-£18,000 PER ANNUM Work: Pattern Days
Description: Clean driving licence required. Own basic tools essential. Applicants must be Fully experienced and relevant qualifications preferred, Will work on all makes of cars. Repairing and servicing vehicles as required. How to apply: You can apply for this job by telephoning 020 88839707 and asking for Mark Bharadia. Non-UK applicants to email CV to shiraz.sakkaf@jobcentreplus.gsi.gov.uk
OGŁOSZENIA 0207 358 8406
Zamieść ogłoszenie w „Nowym Czasie” Nie zginiesz w tłumie! OGŁOSZENIA 0207 358 8406
28|
30 maja 2008| nowy czas
co się dzieje film California Dreamin' (Endless) dramat, 2007 r. reż. Cristian Nemescu 30.05-5.06, godz. 13.30, 16.45, 20.00 Renoir Brunswick Shopping Centre, Brunswick Square, WC1N 1AW Monica chce wyjechać z Capalnity, zacofanej wioski, gdzieś na rumuńskiej Ziemi Niczyjej. W czasie wojny w Kosowie jeden z pociągów NATO z amerykańskimi żołnierzami, przejedzie przez wioskę... Caramel obycz., 2007 r. reż. Nadine Labaki 1-5.06, godz. 16.00, 20.20 Rich Mix Centre 35-47 Bethnal Green Road, E1 6LA Historia pięciu libańskich kobiet, z których każda próbuje poradzić sobie z ograniczającym je systemem społecznym, w którym przyszło im żyć. Jules and Jim dramat, 1961 r. reż. François Truffaut 31 maja, godz. 13.40, 16.00, 18.20 Gate Cinema 87 Notting Hill Gate, W11 3JZ Pierwsze lata XX wieku, Paryż. Jules jest Niemcem, Jim Francuzem. Poznają Catherine i ulegają jej urokowi, ale tylko Jules ją poślubi. Wojna rozdzieli przyjaciół. Sex and the City komedia, 2008 r. reż. Michael Patrick King W kinach w całym Londynie Czy Carrie i Big się pobiorą? Czy Samanthę zadowoli monogamia? Czy Charlotte urodzi dziecko? Czy nic nie stanie na przeszkodzie szczęściu Steve’a i Mirandy? Honeydripper dramat, 2007 r. reż. John Sayles 30.05-4.06, godz. 14.25, 17.30, 20.20 Odeon Panton Street 11/18 Panton Street, SW1Y 4DP Bohaterem historii jest właściciel podrzędnego klubu, w którym króluje blues przecierający właśnie szlaki rock'n'rollowi.
muzyka Orla Murphy 30 maja, godz. 18.30 Wstęp wolny National Portrait Gallery, St Martin's Place, WC2H 0HE Irlandzki wokalista zaśpiewa piosenki Joni Mitchell z jej ostatniego albumu „Wishful Thinking”. Piotr Jordan i Dunajska Kapela 31 maja, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Wstęp: £5 Polski wirtuoz skrzypiec z serbskim basistą Wictorem Obsustem oraz brytyjskim gitarzystą Jez Cook kreują brzmienie, które można określić jako bałkański jazz.
Prace sześciu międzynarodowych artystów stylu street art.
Gala Operetki i Musicalu 31 maja, godz. 19.00 1 czerwca, godz. 16.00 Sala Teatralna w POSK-u Wstęp: £17, £22
teatr The Harder They Come
3 czerwca, godz. 19.00 Westminster Cathedral 42 Francis Street, SW1P 1QW Wstęp wolny Koncert Roxany Panufnik
Playhouse Theatre, Northumberland Avenue, WC2N 5DE, Londyn Wstęp: £10-£32,50, rezerwacja: 0870 040 0046 Reggae musical, pełen klasyków: You Can Get It If You Really Want, Rivers Of Babylon i The Harder They Come.
Fleur De Paris
8 Women
1 czerwca, godz. 18.00 Le QuecumBar, 42-44 Battersea High Street, SW11 Wstęp: £10 Paryski kwartet odtworzy atmosferę elgancji i szyku powojennego swingu. zaśpiewa Lo Polidro, na akordeonie zagra Christian Dupont, na skrzypcach Kirsten Hammond i na gitarze Martin Brown.
Lion and Unicorn Theatre, 42-44 Gaisford Street, NW5 2ED Wstęp: £10/£8; 020 7485 9897 Musical, komedia i historia morderstwa. Pan domu ginie. Morderczynią może być jedna z ośmiu kobiet z jego otoczenia, bo każda z nich ma motywację.
Saint Remembered
Nina Ferro 2 czerwca, godz. 20.30 606 Club, 90 Lots Rd, SW10 0QD Wstęp: £8 Charyzmatyczna wokalistka kabaretowa z Australii zaśpiewa znane i lubiane piosenki z Great American Songbook.
Tad Sargant 3 czerwca, godz. 20.00 Hootananny, 95 Effra Rd, SW2 1DF wstęp wolny Akustyczny koncert tradycyjnej muzyki szkockiej.
31 maja, godz. 16.00 31 High Street, Ealing Broadway, W5 5DB wstęp wolny Poetka, autorka tekstów piosenek i sztuk teatralnych. Do Londynu przyjechała na początku lat 90. Autorka książki „Emigrantka z wyboru. Opowieść londyńska”.
4 czerwca, godz. 19.30 100 Club, 100 Oxford Street, W1D 1LL Wstęp: £8,50 Zespół pięciu dziewczyn ze Sztokholmu, które grają muzykę inspirowaną przez garage pop i The Smiths. Ich występ poleca Time Out.
imprezy Kicz Party 30 maja, godz. 21.00 Klub Orła Białego 211 Balham High Road, SW17 7BQ Wstęp: £5 Rytmy New Romantic lat 80., electro i funky. Buch International Promoters zaprasza: EURO 2008 FOOTBALL TV LIVE SHOW
Wspieramy młodych piłkarzy z polonijnej szkółki London Eagles F.C. CARGO, 83 Rivington Street, Shoreditch, EC2A 3AY wstęp wolny Dla kibiców Polskiej Reprezentacji: 2 sale, ogród, duże ekrany + lcd tv, loteria fantowa: koszulki, piłki, szaliki, flagi, kiełbaski i oscypki z grilla.
spotkania
Pulse Festival: Anna Maria Jopek 10 czerwca, godz. 19.30 Queen Elizabeth Hall, Belvedere Road, SE1 8XX Bilety: £18/ £20, na: www.southbankcentre.co.uk Obok AMJ wystąpi słowacka artystka Jana Kirschner X-Side music zaprasza:
Old Vic, 103 The Cut, Waterloo Road, SE1 8NB Wstęp: £15-£42.50, rezerwacja: 0870 060 6628 pn-sb, godz. 19.30
O.S.T.R. 20 czerwca, godz. 21.30 Klub Mass, St Matthews Church, Brixton Hill, SW2 1JF Wstęp: £14(www.ticketweb.co.uk), £15 w dniu koncertu Info: 07834194884 21.06 – The Park Peterborough, godz: 21.30 22.06 – The Croft Bristol, godz: 19.00
Wieczór pamięci prof. Mieczysława Paszkiewicza
Piranha Heights
Noc Świętojańska z Szantami
„Wiersze z Gusen – Pegaz w obozie zagłady” 3 czerwca, godz. 18.30 Sala Malinowa, POSK wstęp: wolne datki Program przygotował prof.dr Jan Sęk z Lublina.
Soho Theatre, 21 Dean St, W1D 3NE, Londyn Wstęp: £17,50/£15, rezerwacja: 0870 429 6883 Sztukę wyreżyserowała Lisa Goldman, ta sama, która niedawno przeniosła na scenę dramat Doroty Masłowskiej. Jest Dzień Matki, ale matka nie żyje. Teraz jej dwaj synowie wspominają ją w domu, gdzie spędzili dzieciństwo.
21 czerwca, godz. 19.00-23.00
PUNO zaprasza:
wystawy Fotografie z Maroka
Those Dancing Days + John And Jehn
Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Road, E1 1EW Wstęp: £3 Dla pierwszych 50 osób piwko gratis. Do wygrania koszulki reprezentacji Polski oraz piłki.Wszyscy na biało-czerwono!
Mariusz „Czajnik” Czajkowski
wernisaż: 1 czerwca, godz. 17.00 Jazz Cafe POSK 238-256 King Street, W6 0RF Fotografie podróżnika i abstrakcjonisty ukazujące Maroko, którego nie znamy. Skin + Bones Somerset House, The Strand, WC2R 1LA, Londyn Codziennie 10.00-18.00 wstęp: £8 Architektura i moda. Wśród twórców m.in.: Alexander McQueen, Vivienne Westwood, Comme des Garcons, Yohji Yamamoto. Suknie, trójwymiarowe modele konstrukcji i film. Richard Meier Do 22 czerwca Louise T Blouin Institute, 3 Olaf Street, W11 4BE, Londyn Śr-nd, 10.00-18.00 Retrospektywa projektów najmłodszego architekta spośród laureatów nagrody Pritzkera. Psycho Buildings The Hayward, Southbank Centre, SE1 8XZ godz. 10.00-18.00, w pt. do 22.00 wstęp: £10 Twórcyarchitektonicznego designu: Mike Nelson, Tomas Saraceno, Rachel Whiteread i inni.
Księgarnia Polish Books zaprasza:
Street Art
Spotkanie z Daną Parys-White
Tate Modern, Bankside, SE1 9TG godz. 10.00-18.00, pt i sb do 22.00
Pygmalion
już wkrótce Polska-Niemcy w rytmach Hip-Hop! 8 czerwca, godz. 18.45 (otwarte drzwi)
Port Tower Milllenium Pier (koło Tower Bridge i Tower of London) Wstęp: £20 (wpłata na konto w siedzibie banku NatWest, sort code: 60-00-08, nr konta: 39703932, Henryk Wieczorek) Szczegóły na: www.rejs.co.uk
|29
nowy czas | 30 maja 2008
port
Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl
LONDYN
5-A-SIDE POLISH FOOTBALL LEAGUE
bieg na przełaj
Liga straciła sponsora! Daniel Kowalski
Moje słowa sprzed kilku tygodni okazały się niestety prorocze. Główny sponsor minipiłkarskij ligi w Londynie zrezygnował z dalszego finansowania ligi. Po kilku miesiącach współpracy firma Crewcard zdecydowała się na zerwanie umowy sponsorskiej z największą polonijną ligą na świecie. Dla 5-A-Side Polish Football League oznacza to blisko dziewięć tysięcy funtów straty! Różne są wersje na temat powodów tak drastycznej decyzji. Zarząd Ligi winą obarcza Krzysztofa Wiciaka, ten z kolei twierdzi, że jest wręcz odwrotnie. – Wycofanie się sponsora to wynik niezadowolenia z kilkumiesięcznej współpracy z panem Wiciakiem – mówi członek Zarządu, Piotr Zacharski. – W ostatnim czasie kilka spraw zostało wprawdzie wyjaśnionych, ale wydaje mi się, że decyzję podjęto już wcześniej. – Od dwóch miesięcy członkowie Zarządu spotykają się z przedstawicielami Crewcard i dostali czas na
naprawienie kilku niedociągnięć, które były w umowie – ripostuje Krzysztof Wiciak. – Okres ten został jednak zmarnowany. Relacje z ligi miały pojawić się w portalu londynek.net, dalej ich tam nie ma. Myślę, że swoje piętno odbiła też zmiana patrona medialnego – kończy były już członek Zarządu. Zdaniem Wiciaka nie wszystko jeszcze stracone i władze ligi powinny domagać się wywiązania z umowy, bo i sponsor nie dotrzymał kilku warunków. – Rozmawiałem ostatnio z panem Zacharskim, ale z tego co usłyszałem, wnioskuję, że Zarząd pogodził się już ze stratą blisko dziesięciu tysięcy funtów. Przedstawiciele Crewcard oficjalny komunikat wydadzą dopiero w połowie przyszłego tygodnia. – Nie jestem upoważniona do prezentacji oficjalnego stanowiska firmy – powiedziała nam Małgorzata Mańka, przedstawicielka Crewcard odpowiedzialna za kontakty z ligą. – Nie słyszałam o żadnych zgrzytach w Zarządzie i z tego co się orientuję nie to było powodem naszej rezygnacji. Tak czy owak moje słowa sprzed kilku tygodni okazały się niestety prorocze. Włodarze ligi mają teraz niezwykle trudne zadanie, bo znalezienie strategicznego sponsora w środku rozgrywek do łatwych zadań należeć raczej nie będzie. W grę wchodzą przecież tysiące funtów.
Niejasny koniec
KARY DLA INKO TEAM Nieporozumień wewnątrz organizacji ciąg dalszy. Kilka dni temu drużynę Inko Team ukarano walkowerem, za samowolne przełożenie meczu w lidze. Drużyna ta nie zagra też w kolejnej rundzie rozgrywek Sara-Int Cup. W tym wypadku również mamy dwa odmienne stanowiska. Krzysztof Wiciak (Inko Team): Zostaliśmy skandalicznie skrzywdzeni. Komuś po prostu bardzo zależy, aby nasza drużyna nie obroniła tego trofeum. W sprawie walkowera w lidze złożyliśmy już protest. Dopełniliśmy wszystkich formalności, jakie są zawarte w punkcie XXI regulaminu rozgrywek. Piotr Zacharski (członek Zarządu): Nikt z Inko nie pojawił się na spotkaniu Zarządu, choć wszyscy dobrze wiedzieli kiedy i gdzie się odbędzie. Jeśli chodzi o rozgrywki pucharowe, to pretensje można kierować do pana Wiciaka, który samowolnie dokonał zmian w terminarzu. Takie działanie musiało spotkać się z karą. Sprawa kary w lidze też jest bardzo jasna. Już wcześniej ustaliliśmy, iż w jednej rundzie można przełożyć tylko jedno spotkanie. Dla Inko Team był to już drugi taki przypadek, dlatego werdykt mógł być tylko jeden.
TABELA 1. Lechia Gdańsk 34 55:34 69 2. Śląsk Wrocław 34 55:30 64
Rozgrywki zakończyła już II liga. W PZPN panuje jednak taki bałagan, że nie wiadomo nawet do końca kto awansuje i kto spadnie. Śląsk wstrzymał fuzję z Groclinem co oznacza, że w barażach z Jagiellonią nie zagra Arka Gdynia, tylko Piast Gliwice. Nie wiadomo też co dalej z wyrzuceniem z ekstraklasy Zagłębia Lubin i co z licencją dla Polonii Bytom. Nie wiadomo więc ile zespołów z II ligi może liczyć na awans. Na razie w ekstraklasie dostał licencję, po odwołaniu, ŁKS. Może grać, ale na boisku... w Bełchatowie. Wróćmy jednak do II ligi. Lechia Gdańsk miała już zapewniony awans, ale mimo tego zagrała na pełnych obrotach i odprawiła z Gdańska Stal Stalową Wolę z bagażem 2 bramek. Arka bardzo się starała i wygrała w Lublinie z Motorem 2:1. Piłkarze cieszyli się z możliwości gry w barażach, ale... krótko. Swoją szansę stracił Znicz, który nie sprostał Podbeskidziu. Piast niezbyt już wierzył w awans, ale udało mu się wygrać w Warszawie z Polonią. Awans jest w zasięgu ręki, ale klub może mieć kłopoty z licencją na grę w ekstraklasie.
Remis ŁKS Łomża z Kmitą pozwoli chyba zachować miejsce w II lidze obydwu zespołom. Śląsk do awansu nie potrzebuje fuzji z Groclinem. W Poznaniu pokonał 3:2 Wartę i zajął 2 miejsce. Co najwyżej Wrocław straci możliwość gry w Pucharze UEFA.
3. Piast Gliwice 34 45:23 62 4. Arka Gdynia 34 61:30 62 5. Znicz Pruszków 34 54:28 62
REZYGNUJĘ!
W związku z sytuacją, w jakiej znajduje się obecnie zespół Inko Team, podjąłem decyzję o podaniu się do dymisji jako członek Zarządu 5-A-Side Polish Football League. Nie mogę już dalej współpracować z tymi ludźmi. Nie pozwalają mi na to czyny i decyzje, jakie wyrządzili mojej drużynie. Postanowiłem także zrezygnować z prowadzenia zespołu Inko Team i całkowicie wycofać się z czynnego udziału w sporcie w Londynie. Myślę, że ta decyzja tylko wzmocni naszą drużynę i pomoże Inko w odnoszeniu kolejnych zwycięstw. Pozdrawiam wszystkich kibiców oraz całe Inko. Krzysztof Wiciak
Imra liderem Za nami kolejna runda spotkań w minipiłkarskiej lidze w Birmingham. Tam, w odróżnieniu od Londynu, na razie wszystko odbywa się bez najmniejszych problemów. Jedynym zmartwieniem organizatorów jest pogoda, która rzadko ostatnio dopisuje. Tak też było w minioną niedzielę.
7. Polonia Warszawa 34 45:36 50 8. Wisła Płock 34 42:48 50 9. GKS Jastrzębie 34 42:50 45 10. GKS Katowice 34 38:39 43 11. Stal Stalowa Wola 34 30:47 40
14. Warta Poznań 34 29:45 32 15. Kmita Zabierzów 34 27:39 31 16. Tur Turek 34 23:46 31 17. ŁKS Łomża 34 32:60 30 18. Pelikan Łowicz 34 37:60 28
Piast Gliwice, radość z awansu
W Polskim Związku Lekkiej Atletyki będzie przeprowadzony audyt, który wykona zewnętrzna firma, a 4 czerwca w trybie przyspieszonym zbierze się zarząd związku. To pokłosie obrad tzw. Komisji Naprawczej PZLA. Mario Theissen przyznał, że Nick
Heidfeld ma poważne problemy z uzyskaniem odpowiedniego tempa podczas kwalifikacji. Mechanicy i inżynierowie BMW Sauber robią wszystko, aby pomóc niemieckiemu kierowcy wydostać się z wyraźnego dołka, w jakim się znalazł w pierwszej części sezonu. Alberto Gilardino zakończył dziś przygodę z zespołem AC Milan i podpisał pięcioletni kontrakt z Fiorentiną. Piłkarz przyszedł na San Siro latem 2005 roku za 24 miliony euro, ale nie podołał presji, jaka ciążyła na Rossonierich. Marek Jankulovski z AC Milan
został wybrany piłkarzem roku 2007 w Czechach. Jankulovski wyprzedził bramkarza Chelsea Londyn, Petra Cecha oraz Tomasa Rosickiego z Arsenalu Londyn. Nowy trener Interu Mediolan Jose Mourinho twierdzi, że już nie może doczekać się początku pracy w tym klubie. Agent Roberto Manciniego poinformował, że szkoleniowiec został zwolniony z mediolańskiego klubu, a jego następcą zostanie Portugalczyk Jose Mourinho.
Były już obrońca KGHM Zagłębie
12. Motor Lublin 34 33:55 35 13. Odra Opole 34 28:39 35
Koszykarze Los Angeles Lakers pokonali na wyjeździe obrońcę tytułu San Antonio Spurs 93:91 w czwartym meczu finału Konferencji Zachodniej ligi NBA i objęli prowadzenie w serii do czterech zwycięstw 3:1.
Zespoły Bułgarii i Estonii jako pierwsze, z grup eliminacyjnych, wywalczyły awans do finałów przyszłorocznych mistrzostw Europy siatkarzy. Polacy zajęli drugie miejsce i zagrają we wrześniu w barażach. Ich rywalem będzie najprawdopodobniej Grecja lub Belgia.
6. Podbeskidzie Bielsko-Biała 34 53:27 58
Wyniki ostatniej kolejki:
ŁKS Łomża – Kmita Zabierzów 0:0, Pelikan Łowicz – GKS Katowice 2:0 (2:0), Podbeskidzie Bielsko-Biała – Znicz Pruszków 1:0 (0:0), Warta Poznań – Śląsk 2:3 (0:2), Lechia Gdańsk –Stal 2:0 (1:0), Motor Lublin – Arka 1:2 (0:1), Odra Opole – Tur Turek 0:1 (0:0), Polonia Warszawa – Piast 0:1 (0:1), GKS Jastrzębie – Wisła Płock 0:1 (0:1).
Anglia pokonała USA 2:0 (1:0) w towarzyskim meczu piłkarskim w Londynie. Bramki zdobyli John Terry i Steven Gerrard.
Po raz kolejny mistrzowskie aspiracje potwierdzili piłkarze Imry, którzy ponownie zgromadzili komplet punktów. Dzięki temu, iż pauzowała „piątka” Brummy Poles, Imra z kompletem osiemnastu punktów została samodzielnym liderem. Bez punktów, jak na razie, są natomiast ekipy Dream Team oraz FC Lazy, które zamykają ligową stawkę. Kolejna runda spotkań już w najbliższą niedzielę. (dako)
Lubin, Sreten Sretenović, został wykupiony z Benfiki Lizbona przez szósty klub ligi rumuńskiej, Politehnikę Timisoara. W drużynie Alb-Violeţii (biało-fioletowi) Serb zastąpi Steliana Stancu - informuje oficjalna strona Zagłębia. Władze Manchesteru United mają dość podchodów transferowych Realu Madryt wobec Cristiano Ronaldo. – Zamierzamy skierować skargę do FIFA – ostrzegają Hiszpanów.
30|
nowy czas | 30 maja 2008
Zwycięzcą jubileuszowej 60. edycji piłkarskiego turnieju o Puchar Generała Andersa zostało FC Inko Team Londyn. W finale zespół ten wygrał, ale dopiero po karnych, z Varsovią — 5:4. Trzecie miejsce przypadło Sajdersom, którzy ograli Gryf II. reprezentAcJA polski
sport
z dAnią przed euromAnią
Ta ostatnia niedziela... Dla wszystkich tych, którzy nie wybierają się wkrótce do Austrii, w najbliższą niedzielę będzie okazja do pożegnania i zobaczenia po raz ostatni na żywo w akcji podopiecznych Leo Beenhakkera. Holenderski szkoleniowiec od dawna twierdzi, że ma już w głowie nie tylko nazwiska 23 zawodników, którzy pojadą na Euro, ale nawet wyjściowy skład na mecz z Niemcami, zatem nie dla niego potyczka z Duńczykami będzie ostatnim sprawdzianem przed wielką grą... Selekcjoner reprezentacji Polski uważa, że formę na finały wykuwa się „w boju”, bowiem od momentu rozpoczęcia zgrupowania kadrowicze rozegrali (-ją) jeden sparing i trzy mecze oficjalne. Potyczka z dość silną Danią to ostatnia okazja, by
piłkA nożnA
przekonać do siebie „Don Leo”, który zapewne ugiąłby się i zmienił w głowie skład na Niemcy, gdyby ktoś w niedzielę np. zaliczył hat tricka... Wiele wskazuje na to, że w finałach nasi piłkarze nie będą grać atrakcyjnie dla oka, według selekcjonera raczej będą starali się zabiegać rywali, stąd nie martwi obecność w kadrze sporej grupy zawodników, których miniony sezon zbytnio nie zmęczył. Zapewne podobną taktykę będziemy obserwować w meczu z Duńczykami, którzy sami nie są wirtuozami techniki, natomiast przygotowanie fizyczne to u nich podstawa. Nasz niedzielny rywal to obecnie europejski średniak (33. miejsce w rankingu FIFA), któremu nie udało się awansować do finałów ME. Podopieczni Mortena Olsena okazali się w swojej grupie słabsi od Hiszpanii, Szwecji i Irlandii Płn., wyprzedzili natomiast Łotwę, Islandię oraz Liechtenstein. Z 12 meczów wygrali 6, zremisowali 2 i przegrali 4 (bramki (21:11). Obecnie priorytetem dla nich jest przygotowanie się do rozpoczynających się jesienią eliminacji MŚ 2010, w których znów nie będą mieć łatwego za-
dania – zagrają z Portugalią, Szwecją, Węgrami, Albanią i Maltą. Celem jest – oczywiście – awans do finałów w RPA... W tym roku Duńczycy rozegrali już dwa spotkania: w lutym wygrali na wyjeździe ze Słowenią 2:1, a w marcu zremisowali u siebie z Czechami 1:1. Na 29 maja zaplanowano potyczkę z Holandią, a trzy dni później – z „Orłami” Beenhakkera. Dodajmy dla porządku, że przed kwalifikacjami MŚ Dania zmierzy się jeszcze w sierpniu z Hiszpanią. Tak więc potyczka z „biało-czerwonymi” jest dla Mortena Olsena kolejnym etapem selekcji i przygotowań do bojów o udział w finałach MŚ, my na razie o tych meczach w ogóle nie myślimy. Od 13 maja jest znana kadra Duńczyków, znaleźli się w niej m.in. tacy zawodnicy, jak: bramkarz Thomas Soerensen, obrońca Per Kroldrup, pomocnicy – Kenneth Perez, Thomas Kahlenberg, napastnicy – Dennis Rommedahl, Jon Dahl Tomasson i Niclas Bendtner. O tym, że Morten Olsen (od prawie 8 lat selekcjoner naszych rywali) myśli o zmianach
Fc white wings
Kolejny sukces młodzików Wielkim sukcesem polonijnej drużyny FC White Wings zakończył się jednodniowy turniej, który został rozegrany w Enfield. W finale polski zespół wygrał z gopodarzami, Brimsdown Rovers 1:0. Drużyna do lat dwunastu w rozgrywkach grupowych uplasowała się dopiero na trzecim miejscu i niestety nie zakwalifikowała się do dalszej fazy turnieju. Młodszym o rok piłkarzom poszło jednak o niebo lepiej. Po eliminacjach, z dziesięcioma punktami przewodzili stawce w swojej grupie, co dało im awans do półfinału. Tutaj rywalem „Białych Skrzy-
deł” był zespół Woodford Youth. Mecz odbywał się pod dyktando naszego zespołu, ale zakończył się bezbramkowym remisem. W dogrywce również nie zobaczyliśmy goli, tak więc o awansie musiały zadecydować karne. A w nich na wysokości zadania stanął bramkarz, Mateusz Alunowski, który obronił aż dwa z pięciu karnych. W finale White Wings wygrali minimalnie z gospodarzami, Brimsdown Rovers. Jedyną bramkę w meczu strzelił Norman Bukowski, który wykorzystał idealne podanie od Dawida Rogalskiego.
To był pierwszy turniej piątek piłkarskich, w jakim uczestniczyli młodzi piłkarze z Greenford. Na co dzień zespół gra w lidze w składzie jedenastoosobowym. Dlatego tym bardziej cieszy taki sukces. Warto podkreślić, iż w całym turnieju piłkarze White Whings U11 strzelili pięć bramek, nie tracąc ani jednej. Oto skład zwycięskiej ekipy: Mateusz Alunowski – kpt., Mateusz Kaczmarek, Dawid Rogalski, Norman Bukowski, Pawel Pieszczoch i Gracjan Olban. Trener – Bartosz Dubas.
daniel kowalski
świadczy m.in. powołanie trzech debiutantów, być może zobaczymy w akcji kilku młodych zawodników z obiecującym napastnikiem Bendtnerem na czele. W minionym sezonie dostawał on szanse od menedżera Arsenalu – Arsene’a Wengera i w co najmniej paru meczach pokazał się z dobrej strony. Ciekawostkę może stanowić informacja, że gdyby Jon Dahl Tomasson zdobył w starciu z „biało-czerwonymi” dwie bramki (może wcześniej z „pomarańczowymi”), awansowałby na 1. miejsce w klasyfikacji reprezentacyjnych snajperów (obecnie ma 51 trafień na koncie). Po Duńczykach możemy się spodziewać twardej walki, nieustępliwości w grze, determinacji, ale powstaje pytanie, czy po niedawno zakończonym sezonie nie będą zbyt zmęczeni i może jednak dadzą się zabiegać „biało-czerwonym”? Na to liczymy, choć nie rezultat tej potyczki będzie najważniejszy...
Arkadiusz Jagieniak
Kubica znów drugi! W kolejnym wyścigu F1 — Grand Prix Monaco — Robert Kubica zajął drugie miejsce. Lepszy od naszego rodaka był jedynie Brytyjczyk, Lewis Hamilton. Pogoda podczas niedzielnej rywalizacji nie była sprzymierzeńcem zawodników. Przez większą część zawodów tor był mokry, co było jednym z głównym powodów wielu kraks. Między innymi dlatego dopiero na czternastym miejscu wyścig ukończył drugi zawodnik stajni BMW Sauber, Nick Heidfield. Kubica od początku wyścigu jechał w czołówce. W pewnym momencie, po kardynalnym błędzie Felippe Massy, który wypadł na jednym z zakrętów, Polak był nawet pierwszy. Przez kilka okrążeń dyktował bardzo szybkie
tempo, raz po raz poprawiając rekord okrążenia. Ostatecznie nasz zawodnik dał się jednak wyprzedzić utalentowanemu Brytyjczykowi, dla którego było to już drugie zwycięstwo w tym sezonie. Wcześniej wygrał Grand Prix Australii na torze w Melbourne. W klasyfikacji generalnej Kubica zajmuje wysokie czwarte miejsce. Pierwszy jest Lewis Hamilton, przed Kimi Raikonenem oraz Felippe Massą. Nick Heidfield jest tuż za Kubicą, ale ma do niego aż dwanaście punktów straty. W rywalizacji konstruktorów w dalszym ciągu liderem jest Ferrari, wyprzedzając McLarena oraz BMW Sauber. Kolejny wyścig o Grand Prix Kanady już 8 czerwca.
daniel kowalski
Radwańska na fali W finale turnieju WTA Tour w Istambule, Agnieszka Radwańska wygrała z rozstawioną z numerem jeden Rosjanką, Jeleną Dementiewą 6:3 i 6:2. Początek meczu należał do Rosjanki, która po kilkunastu minutach prowadziła już 2:0. Później na korcie istniała już tylko Radwańska. W pierwszym secie dała sobie ugrać jeszcze jednego gema, a w drugim wygrała już wyraźnie 6:2. Cały mecz trwał tylko godzinę i dwanaście minut. Obie zawodniczki były w tym turnieju rozstawione. Dementiewa z numerem pierwszym, a Polka jako numer dwa. Dla Agnieszki był to udany rewanż za zeszłotygodniową porażkę na kortach Warszawianki.
To już trzecie turniejowe zwycięstwo naszej reprezentantki, a pierwsze w prestiżowej kategorii Tier III (pula nagród wynosiła dwieście tysięcy dolarów). Teraz wszyscy najlepsi tenisiści udają się do Paryża, gdzie rywalizować będą w wielkoszlemowym French Open. Nasza najlepsza tenisistka, zaraz po turnieju w Turcji, też poleciała do Paryża, gdzie wraz z Martą Domachowską walczy w wielkoszlemowym French Open. Na kortach im. Rolanda Garossa Polka radzi sobie całkiem nieźle, bowiem awansowała już do trzeciej rundy.
daniel kowalski
|31
nowy czas | 30 maja 2008
Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Włoch, Roberto Donadoni powołał 23-osobową kadrę na mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii. W drużynie znalazło się 14 graczy, którzy w 2006 roku zdobyli w Niemczech mistrzostwo świata. przeD Me 2008
sport
sylwetki Mistrzów
Egzamin Artura Boruca arkadiusz Jagieniak
Nie da się ukryć, że przed golkiperem Celtiku Glasgow stanie w czerwcu nie lada wyzwanie - polscy kibice będą od niego oczekiwać ni mniej ni więcej, tylko zatrzymania Niemców, Austriaków, Chorwatów i kogo tam jeszcze Bozia nam ześle (oby zesłała) przed jego „świątynię”... Urodzony 20.2.1980 r. w Siedlcach Artur Boruc to dziś jeden z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy polskich w Europie – wyrobił sobie markę nie tylko dobrą grą w reprezentacji, ale i ekipie „The Bhoys” całkiem nieźle spisującej się w Lidze Mistrzów. Przygodę z piłką zaczynał w lokalnej Pogoni (tam zagrał w 12 spotkaniach), a w wieku 19 lat trafił do warszawskiej Legii. Początkowo grał w zespole rezerw, później wypożyczono go do Dolcanu Ząbki (12
meczów), w roku 2001 awansował do pierwszej drużyny dawnych „wojskowych”. Pod koniec sezonu 2001/02 stał się pierwszym bramkarzem Legii. Największe sukcesy pana Artura na Łazienkowskiej to tytuł mistrzowski (2002) i Puchar Ligi (w tym samym roku). Z czasem stał się czołowym golkiperem naszej ligi, co zaowocowało debiutem w reprezentacji - miało to miejsce 28.4.2004 r. podczas zremisowanego 0-0 w Bydgoszczy meczu z Irlandią. Warto dodać, że Boruc wcześniej reprezentował nasz kraj w kilku kategoriach wiekowych. W kadrze od początku miał znakomitych rywali – najpierw musiał pokonać samego Jerzego Dudka, od ponad dwóch lat okazuje się lepszy od Tomasza Kuszczaka. Jak wszyscy nasi reprezentanci, nie może zaliczyć do udanych udziału w niemieckich finałach MŚ, za to w eliminacjach ME 2008 niewiele można mu zarzucić. Puszczał średnio 0,5 gola na mecz i z pewnością ma spory udział w tym, że już niedługo zadebiutujemy w mistrzostwach Starego Kontynentu. Niektórzy twierdzą, że wcale nie jest lepszy od wspomnianego Kuszczaka, faktem jest, że w reprezentacji od dawna wiadomo, jaka jest hierarchia bramkarzy i wszyscy przyjęli ją do wiadomości. Wydaje się, jednak, że to nie wystę-
py w reprezentacyjnym swetrze uczyniły z pana Artura bardzo znaną postać, a transfer, występy i czasami kontrowersyjne zachowania w barwach Celtiku Glasgow. Polak trafił tam na zasadzie wypożyczenia w lipcu 2005 roku, rozdział pt. „Legia” zamykając (?) liczbami: 69 występów i 1 bramką. Już po kilku miesiącach Szkoci zdecydowali się na transfer definitywny i dziś z pewnością nie żałują. Obecnie były golkiper Legii jest bodaj najlepszym bramkarzem w lidze, prawdziwym liderem bloku defensywnego, ma spory wkłada w ostatnie sukcesy „The Bhoys”: mistrzostwo kraju (2006, 2007, 2008), krajowy puchar (2007), Puchar Ligi (2006), ma także na koncie udane występy w Lidze Mistrzów. Świetna postawa między słupkami sprawiła, że zaczęto rozpisywać się na temat jego transferu do wielkiego klubu jak np. Milan. Ostatnie wiadomości ze stolicy mody są takie, że „czerwono-czarni” raczej nie sięgną po Polaka, ale wydaje się, że w przypadku korzystnej oferty z naprawdę dobrego klubu ten nie zastanawiałby się dłużej niż 5 sekund. W Szkocji zdobył w zasadzie wszystko, co mógł, piłkarsko raczej się już nie rozwinie. Wśród fanów Celtiku jest postacią kultową, boją się go nawet właśni obrońcy, za to kibice innych drużyn co najmniej go nie lubią. Dlaczego? Po-
trafi demonstracyjnie obnosić się z miłością do Legii i wiarą w Boga, umiał także zademonstrować swoje mało pozytywne uczucia do fanów Rangersów... Generalnie traktuje on całą zabawę w futbol na dużym luzie, średnio interesuje się tym wszystkim, co dzieje się w piłkarskim świecie, ale też jest dużej klasy profesjonalistą. Wydaje się, że te wszystkie cechy bardzo pomogły mu w zrobieniu kariery na Zachodzie, a do określenia, że jest ona wielka, brakuje chyba tylko transferu i występów w renomowanym klubie, jak: Arsenal Londyn, Barcelona czy wspomniany Milan... Zanim jednak ewentualnie do niego dojdzie, pan Artur zostanie poddany
euro 2008
Koncert życzeń Wisła Kraków chce na bramkę Kahna – a w najgorszym wypadku Lehmanna – nasi wspaniali, reprezentacyjni futboliści chcą więcej grać niż siedzieć na ławce w swoich klubach, a naród pragnie kolejnego sukcesu. U progu batalii o europejski championat na dobre ruszył coroczny koncert życzeń. W kraju jako pierwsi zameldowali się do koncertu piłkarze Zagłębia Sosnowiec, Widzewa i Zagłębia Lubin, życząc sobie samym jak najszybszego powrotu do ekstraklasy. Oczywiście, niejako przy okazji, dzielą się z bliźnimi uwagami o wielkiej niesprawiedliwości, jaka ich dotknęła, albowiem winnych i przeznaczonych do degradacji drużyn powinno być o wiele więcej – toteż ich spuszczenie do klasy niżej jest jedynie obrzydliwym aktem zemsty – ze strony tychże przestępczych klik, rzecz jasna. Przyznam, że już nawet nie wchodzę w dyskusje z tej miary dyletantami, dowodzącymi, iż ich niewinność jest zbudowana jedynie na fundamentach przewin innych. To zwykli paranoicy, szowiniści lokalnych układów klubowych.
Inne życzenia ma mistrz kraju, który marząc o Lidze Mistrzów, spostrzegł, iż nie posiada we własnej bramce gracza gwarantującego sukcesu na tym poziomie. Przyznam, że jest to nieco dziwne – Wisła to przecież absolutny champion w krajowej piłce, zaś nasi bramkarze to bezwzględnie najlepszy towar eksportowy w naszej piłce!! Czyli wniosek może być tylko jeden – o skali potęgi (!?) naszej piłki świadczy fakt, że można w cuglach sięgnąć po tytuł, nie posiadając w składzie markowego bramkarza – czyli takiego, z którym można się pokazać w Europie. Fajne, nie... Okazuje się, że zupełnie inne życzenia niż selekcjoner kadry mają nasi piłkarze. Z dość dużym zdumieniem przeczytałem doniesienia prasowe o rewelacyjnej taktyce Beenhakkera, który zamierza na mistrzostwach Europy stawiać na piłkarzy stale okupujących klubowe ławki. Mają nie być przemęczeni sezonem. Leo, why?!! Na pewno nie „for money”, bo siedząc na rezerwie, chłopaki nie zarabiają tyle, co kolesie z pierwszych składów. Czyżby Beenhakker kazał im
bardzo ciężkiemu egzaminowi na austriackich (a może i szwajcarskich?) boiskach. Wiadomo, że będzie musiał stawić czoła tej klasy napastnikom i nie tylko co: Miroslav Klose, Lukas Podolski, Michael Ballack, Mladen Petric, Luka Modric, Roland Linz czy Andreas Ivnaschitz, a fachowcy w Europie raczej skazują go na porażkę (czyli przegrane reprezentacji Polski i powrót do domu po meczach grupowych). Czy nasz świetny golkiper poradzi sobie w wielu trudnych sytuacjach, jakie wkrótce go czekają? Wszyscy marzymy o tym, żeby dał radę i wierzymy w to, że potwierdzi markę trzeciego bramkarza świata wg „La Gazzetta dello Sport”...
leo beenhakker ogłosił kaDrę
Bez Matusiaka grać na poziomie na tyle mikrym, żeby mogli ruszyć na podbój Europy na świeżości? Zapewne nie... Bo też gra w pierwszych składach jest dla wielu naszych reprezentantów pragnieniem z nieustającego koncertu życzeń już od wielu lat. A skoro im się to nie udaje, to znaczy, że robią wszystko dla polskiej reprezentacji - bo chcą dostać się do składu „na świeżości”, czyli z okolic ławki rezerwowych. A może by tak wytypować skład spośród tych, co nie mieszczą się nawet w składach meczowych swoich klubów - ci to dopiero muszą być wypoczęci... Naród - rozbudzony sukcesem Leo - ma jednak coraz to bardziej stanowcze i większe życzenia. Skoro selekcjoner jest tak wielkim cudotworcą, to nich udowodni to na arenach ME naród czeka. Szkopuł w tym, że za epokowy sukces polskiego futbolu przyjęto fakt awansu do grona kilkunastu najlepszych w Europie drużyn. No cóż, jaki kraj, taka skala sukcesu... A naród czeka i nie wybaczy... zjednoczyli naród. Nadchodzi IV PZPN...
Dariusz Jan Mikus
Trener piłkarskiej reprezentacji Polski ogłosił skład 23-osobowej kadry na zbliżające się mistrzostwa Europy w Austrii i Szawjcarii. Z grupy zawodników, która przez ostatnie kilka dni trenowała na obozie przygotowawczym w Donaueschingen, Holender skreślił trzy nazwiska: Radosław Matusiak, Grzegorz Bronowicki oraz Radosław Majewski. Zdaniem naszego szkoleniowca Matusiak nie osiągnął pełni formy, Majewski jest jeszcze za młody, a Bronowicki ma kontuzję, wykluczającą go z gry. Polski szkoleniowiec poinformował również, że kontuzje odniesione ostatnio przez Michała Żewłakowa oraz Wojciecha Łobodzińskiego nie są groźne i obaj będą w pełni dyspozycji już za kilka dni. Cała trójka może zostać z kadrą do końca zgrupowania w Niemczech. Później poodopieczni Beenhakkera wyjeżdżają do Chorzowa, gdzie już w najbliższą niedzielę zagrają z Danią. To bedzie generalny sprawdzian przed finałowym turniejem na boiskach w Austrii i Szwajcarii. Naszymi rywalami będą tam „jedenastki” Niemiec, Austrii oraz Chorwacji. (dako)
KADRA NA EURO 2008 Bramkarze: Artur Boruc (Celtic Glasgow), Tomasz Kuszczak (Manchester United), Łukasz Fabiański (Arsenal Londyn) Obrońcy: Jacek Bąk (Austria Wiedeń), Marcin Wasilewski (Anderlecht Bruksela), Paweł Golański (Steaua Bukareszt), Mariusz Jop (FK Moskwa), Adam Kokoszka (Wisła Kraków), Jakub Wawrzyniak (Legia Warszawa), Michał Żewłakow (Olympiakos Pireus) Pomocnicy: Dariusz Dudka, Wojciech Łobodziński (obaj Wisła Kraków), Jakub Błaszczykowski (Borussia Dortmund), Mariusz Lewandowski (Szachtar Donieck), Rafał Murawski (Lech Poznań), Łukasz Garguła (GKS Bełchatów), Jacek Krzynówek (VfL Wolfsburg), Michał Pazdan (Górnik Zabrze), Roger Guerreiro (Legia Warszawa) Napastnicy: Euzebiusz Smolarek (Racing Santander), Maciej Żurawski (AE Larissa), Tomasz Zahorski (Górnik Zabrze), Marek Saganowski (FC Southampton).
9UMCŖGO[ 2CģUVYW URQUÏD PC \CġQŖGPKG MQPVC DCPMQYGIQ Y 9KGNMKGL $T[VCPKK a bankowego 1VYCTEKG MQPVC Y PCU\[O DCPMW LGUV DCTF\Q ġCVYG 9 YKøMU\QĸEK RT\[RCFMÏY Y[UVCTE\[ V[NMQ LGFGP FQYÏF VQŖUCOQĸEK s RCU\RQTV NWD FQYÏF QUQDKUV[ <C LGF[PKG OKGUKøE\PKG RT\G\ RKGTYU\G VT\[ OKGUKäEG OQŖPC MQT\[UVCæ \ YKGNW HWPMELK MQPVC 5KNXGT RQ\YCNCLäE[EJ QU\E\øF\Kæ 6YÏL E\CU K RKGPKäF\G 5ä VQ PC RT\[MġCF MCTVC FGDGVQYC 8KUC MVÏTGL OQŖPC WŖ[YCæ
YG YU\[UVMKEJ RNCEÏYMCEJ CMEGRVWLäE[EJ MCTVø 8KUC ECġQFQDQY[ FQUVøR FQ RKGPKøF\[ K /QPG[ 6TCPUHGT %CTF
WOQŖNKYKCLäEC U\[DMKG K DG\RKGE\PG RT\GU[ġCPKG RKGPKøF\[ FQ FQOW 2Q VT\GEJ OKGUKäECEJ DøF\KG UVQUQYCPC PQTOCNPC QRġCVC Y Y[UQMQĸEK <CRTCU\CO[ PC TQ\OQYø LGU\E\G F\KUKCL 2TCEQYPKE[ PCU\[EJ QFF\KCġÏY RQOQIä 2CģUVYW FQġäE\[æ FQ ITQPC PCU\[EJ MNKGPVÏY
Q M N 6[ \P K G E ø K U OKG GT YU\G RK RT \G\ UKäEG OK G
<CRTCU\CO[ FQ PCU\[EJ QFF\KCġÏY YYY NNQ[FUVUD EQO YGNEQOG
1HGTVC LGUV UMKGTQYCPC FQ PQY[EJ MNKGPVÏY QTC\ QUÏD RQUKCFCLäE[EJ QDGEPKG MQPVC %NCUUKE K %CUJ MVÏTG \FGE[FWLä UKø PC \OKCPø TQF\CLW MQPVC FQ ITWFPKC TQMW 1VYCTEKG MQPVC LGUV W\CNGŖPKQPG QF PCU\GL QEGP[ 2CģUVYC U[VWCELK #D[ \ġQŖ[æ YPKQUGM Q QVYCTEKG MQPVC PCNGŖ[ OKGæ WMQģE\QPG NCV $CPM \CUVT\GIC UQDKG RTCYQ FQ Y[EQHCPKC QHGTV[ Y FQYQNPGL EJYKNK +PHQTOWLGO[ ŖG YPKQUGM Q \CġQŖGPKG PQYGIQ MQPVC PCNGŖ[ Y[RGġPKæ Y Lø\[MW CPIKGNUMKO %CġC RT\[U\ġC MQTGURQPFGPELC \ DCPMKGO DøF\KG TÏYPKGŖ RTQYCF\QPC Y Lø\[MW CPIKGNUMKO