nowyczas2008/088/023

Page 1

GRAND PRIX NA ŻuŻlu w CARDIFF!!! KIbICuj TomAszowI GollobowI!!! soboTA, 28 CzeRwCA NA sTADIoNIe mIlleNNIum! mAmy PIĘĆ PoDwójNyCh bIleTów DlA NAszyCh CzyTelNIKów!!!! juŻ DzIś wyślIj sms NA NR 87070 z PRAwIDłową oDPowIeDzIą NA PyTANIe KoNKuRsowe: KTo I w jAKIm sKłADzIe wyGRAł DRuŻyNowe mIsTRzosTwA śwIATA NA ŻuŻlu?

KONKURS!

LONDON 13 June 2008 23 (88) nowyczas.co.uk FREE

NEW tiME

tHE POLisH WEEKLY REPORtAŻ

16-17

Ci tu i tamci tam Bez względu na to, gdzie dziś mieszkają, wszyscy zgodnie twierdzą, że decyzja o wyjeździe lub pozostaniu w Polsce była jedną z trudniejszych, jakie przyszło im dotąd w życiu podjąć. Długo się zastanawiali, ale w końcu musieli wybrać.

PODRÓŻE W czAsiE…

21

Dlaczego mnisi zen żebrzą na mostach? W Kyōto lub w Osaka można czasem zobaczyć na moście nad rzeką mnicha w czarnych szatach, w wielkim plecionym kapeluszu osłaniającym twarz, z żebraczą miską w dłoniach. Dlaczego właśnie na moście?

tOi OWO KONsUMENtA

23

Free Style Moda na wymienianie się niepotrzebnymi ubraniami rozkwitła ponad rok temu, kiedy to w Londynie jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać kluby, które organizowały tzw. swap party. Młodzi ludzie przychodzili na nie i spontanicznie wymieniali się ubraniami, a że często robili to ani na chwilę nie przerywając tańca, wszystko odbywało się w oparach dobrej zabawy.

sPORt

›› Anglia w biało-czerwonych kolorach. Polacy wciąż wierzą, że szczęście dopisze naszym zawodnikom. Fot. Piotr Apolinarski

Mogliśmy wygrać, był remis… Adam Wojnicz W piłce wszystko jest możliwe. Prowadziliśmy, pomimo początkowej przewagi gości, prawie do końcowego gwizdka. Nasza reprezentacja nie pokazała najwyższego poziomu. Graliśmy znacznie gorzej niż podczas pierwszego meczu z Niemcami. Szczególnie w pierwszej połowie nasza obrona przysparzała tyle samo kłopotów Borucowi co atakujący Austriacy. W

tej części spotkania zdecydowanym bohaterem był Artur Boruc. Dopisało też nam szczęście. Roland Linz, sam na sam z Borucem, nie trafił do pustej bramki. W sumie w pierwszych 20. minutach Austriacy siedem razy zagrozili naszej bramce, nam nie udało się stworzyć ani jednej sytuacji. W 30. minucie nieoczekiwanie zdobyliśmy prowadzenie dzięki bramce strzelonej przez Rogera Guerreiro, który celnie wykorzystał podanie Saganowskiego.

Zdobycie bramki wpłynęło na zmianę układu sił. Polacy nabrali większej pewności i z coraz większą skutecznością przenosiłi grę na stronę austriacką. Drugą połowę meczu rozpoczęliśmy nie tylko z przewagą punktową. Byliśmy wyraźnie zespołem lepszym, choć nierównym. Wszystko wskazywało na to, że mecz wygramy. Wynik nie zmieniał się dzięki dobrym interwencjom i Juergena Macho. O meczu zdecydowały trzy dodatkowe minuty.

Po zamieszaniu na naszym polu karnym w 92. minucie spotkania sędzia podyktował kontrowersyjny rzut karny. Tym razem Artur Boruc nie miał żadnej szansy. Vastić celnym strzałem w ostatniej minucie zmienił wynik meczu. Szanse na awans do drugiej tury zmniejszyły się. Musielibyśmy wysoko pokonać Chorwację, która wygrała z Niemcami 2:1 i liczyć na zwycięstwo Austrii z Niemcami. Mało prawdopodobny scenariusz

31

Nic się nie zmieniło – Napisz, że Łukasz sprzed meczu i ten po niedzielnym wieczorze to ten sam człowiek. Nic się nie zmienił i nikt nie będzie ingerował w moje uczucia i sympatie – twierdzi bohater meczu Niemcy-Polska. Rozmowa z Łukaszem Podolskim


2|

13 czerwca 2008 | nowy czas

Nawet moralność jest kwestią czasu.

” Piątek, 13 czerwca, antoniego, Lucjana 1899 1974

Urodził się Jan Lechoń, poeta; współtwórca grupy Skamander; autor tomu poezji „Karmazynowy poemat” oraz liryków, satyryk, szkiców. W Monachium otwarto X Piłkarskie Mistrzostwa Świata. Polska reprezentacja Kazimierza Górskiego zdobyła III miejsce.

Sobota, 14 czerwca, eLizy, bazyLiSa 1800 1964

Bitwa pod Marengo (pn. Włochy) z udziałem Legionów Polskich, w których wojska Napoleona po zaciętej walce pokonały Austriaków. Zmarł Marek Hłasko, pisarz, autor m.in. „Ósmego dnia tygodnia”, „Pierwszego kroku w chmurach”, „Pięknych dwudziestoletnich”.

niedzieLa, 15 czerwca, joLanty, bernarda 1794 1996

Prusacy zajęli Kraków i zrabowali z Wawelu polskie insygnia królewskie, które przetopiono na złoto. Zmarła Ella Fitzgerald, amerykańska wokalistka jazzowa; reprezentantka stylu swing; śpiewała również w stylu be bop („Lady Be Good”).

Poniedziałek, 16 czerwca, aLiny, juStyny 1654 1963

Z tronu szwedzkiego na rzecz kuzyna Karola X Gustawa abdykowała królowa Krystyna. Historia ta jest tematem słynnego filmu z Gretą Garbą. Walentyna Tierieszkowa jako pierwsza kobieta odbyła lot w kosmos.

wtorek, 17 czerwca, Laury, Marcjana 1603

1972

Urodził się Józef Deza, zwany Józefem z Kupertynu, mistyk obdarzony darem lewitacji. Wyniesiony na ołtarze. Uznawany za patrona przystępujących do egzaminów. W Waszyngtonie w hotelu „Watergate” aresztowano pięć osób podejrzanych o włamanie do waszyngtońskiej siedziby Komitetu Wyborczego Partii Demokratycznej.

Środa, 18 czerwca, eLżbiety, Marka 1574

1949

Na wieść o śmierci swojego brata Karola IX, króla Francji, uciekł z z Polski Henryk Walezy. Po powrocie do ojczyzny koronował się jako Henryk III. Urodzili się bliźniacy Kaczyńscy, a dziesięć lat później na świat przyszedł Jan Maria Rokita.

czwartek, 19 czerwca, gerwazego, Protazego 1963 1967

Gabriel García Márquez

listy@nowyczas.co.uk Szanowna Redakcjo, W nawiązaniu do konferencji zorganizowanej przez Konsulat RP, która miała miejsce w Ognisku w dniu 13.04.2008 zwracamy się do Was z ogromną prośbą o zamieszczenie poniższego apelu skierowanego do Polaków mieszkajacych w Londynie: Citizens Advice Bureau (Biuro Porad Cywilnych) zwraca się do osób biegle władających językiem polskim i angielskim zainteresowanych pracą wolontaryjną w ich biurach. Poszukujemy osób na stanowiska doradców, urzędników administracyjnych, informatyków, pracowników sekcji polityki społecznej oraz osób z wykształceniem prawniczym, księgowym lub podobnym do Zarządu Biura. Szczególnie zależy nam na kontakcie z osobami mieszkającymi lub zainteresowanymi pracą w dzielnicach: Lambeth, Southwark, Wandsworth i Merton. Prosimy również o kontakt zainteresowane osoby z innych rejonów Londynu. Wolontariusze otrzymają darmowe szkolenie w zakresie porad

praw nych, fi nan so wych, usług i praw so cjal nych, jak rów nież zy sku ją cen ne do świad cze nie w pra cy ad mi ni stra cy jnej oraz in for ma ty ce. Po myśl ne ukoń cze nie szko le nia roz sze rzy moż li wo ści za wo do we uczest ni ków po przez kwa li fi ka cje uzna wa ne w Wiel kiej Bry ta nii. Ape lu je my rów nież do osób mło dych w wie ku od 16 do 25 lat, któ rym ofe ru je my szko le nie uła twia ją ce pod ję cie pierw szej pra cy za wo do wej. Jest to szko le nie pół rocz ne, w peł nym wy mia rze go dzin, skie ro wa ne do osób koń czą cych szko łę śred nią lub col le ge, osób bez ro bot nych i za sta na wia ją cych się co ro bić da lej. Z chę cią udzie li my dal szych in for ma cji na te mat te go pro jek tu. Ma my za miar zor ga ni zo wać spo tka nie dla szer sze go krę gu osób, pod czas któ re go przed sta wi my krót ką pre zen ta cję do ty czą cą pra cy wo lon ta ryj nej i ko rzy ści z niej pły ną cych oraz od po wie dzieć na py ta nia uczest ni ków. Za in te re so wa nych pro si my o kon takt: Bo że na: 0792 085 3526 Iza bel la - 07825 575946 eemap@en f ield cab.org.uk

Bry tyj ski suk ces, czy po raż ka? Wiel ka Bry ta nia zno wu osią gnę ła suk ces pod czas ne go cja cji ze swo imi part ne ra mi unij ny mi, uzy sku jąc wy klu cze nie z obo wią zu ją ce go 48-go dzin ne go ty go dnio we go li mi tu pra cy. Jed nak czy jest to suk ces, czy wiel ka po raż ka bry tyj skiej go spo dar ki ? Lu dzie po win ni pra co wać tak, aby mieć wy star cza ją cą ilość cza su dla swo jej ro dzi ny i na od po czy nek. Czło wiek nie jest stwo rzo ny do te go, aby tyl ko pra co wać, jeść i spać. Pro po no wa ny 48-go dzin ny unij ny li mit pra cy or ga ni czył by nad uży cia pra co daw ców wo bec swo ich pra cow ni ków, szcze gól nie wo bec pol skich pra cow ni ków, któ rzy czę sto czu ją się zo bo wią za ni pra co wać w Wiel kiej Bry ta nii po nad zwy kłe ludz kie nor my. An gli cy nie są ra czej le ni wi, tyl ko wie lu już od daw na zre zy gno wa ło z pra cy w bry t yj skich wa run kach, czę sto wy bie ra jąc emi gra cję do in nych kra jów eu ro pej skich, jak na przy kład do Hisz pa nii lub Fran cji lub ży cie na za sił kach. An giel scy pra co daw cy są wte dy zmu sze ni scią gać pra cow ni ków

ciąg dalszy na str. 3

z teki andrzeja LicHoty

Odbył się I Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. W pierwszej edycji zwyciężyli Ewa Demarczyk i Bogdan Łazuka. Bezpardonowy atak na polskich Żydów przeprowadził Władysław Gomułka. W swoim wystąpieniu przyrównał Żydów mieszkających w Polsce do V kolumny.

lat nie będzie się krzywić Krzywa Wieża w Pizie, dzięki zabezpieczeniom, które mają przeciwdziałać chyleniu się jej ku upadkowi.

300

kubek wody na pełny cykl prania będzie zużywała wodooszczędna pralka, która trafi do sprzedaży w Wielkiej Brytanii już w przyszłym roku.

1

czaS na nowe MiejSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Milena Adaszek, Grzegorz Borkowski, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Sławomir Fiedkiewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Marek Kaźmierski, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Konrad Szlendak, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski

PrenuMeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (m.steppa@nowyczas.co.uk)

ForMuLarz

czaS PubLiSHerS Ltd. 63 kings grove London Se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 13 czerwca 2008

czas na wyspie z biedniejszych krajów, jak na przykład z Polski, żeby wypełnić lukę w sile roboczej. Jako społeczeństwo polskie w Wielkiej Brytanii musimy jak najmocniej walczyć, żeby Polacy nie stali się kozłami ofiarnymi polityki gospodarczej rządu partii pracy, który jest mocno uzależniony od lobingu dużego biznesu. Dobrze, że ten właśnie brytyjski biznes już trochę się zmartwił widmem masowej ucieczki Polaków z brytyjskich wysp. Może to właśnie spowoduje,że Wielka Brytania będzie w końcu zobowiązana do godnego traktowania wszystkich swoich pracowników, także i polskich, według unijnych ludzkich norm. AnDrZEJ TuTKAJ

Drogi Panie redaktorze! Bardzo nas zmartwiła Pańska interpretacja działalności Zjednoczenia Polskiego i moich wypowiedzi, kiedy występuję jako jej rzecznik. W naszych wypowiedziach w sprawie „Daily Mail” i ataków na Polaków w mediach brytyjskich nie występujemy z żadnych pobudek „lewicowości”, ale zgodnie z interesem Polski. Czujemy w Zjednoczeniu, że mamy obowiązek bronić dobrego imienia Polski i prowadzić lobbying w sprawie uszanowania praw Polaków w Wielkiej Brytanii. Jak dotychczas czuliśmy, że mamy w tym poparcie całego społeczeństwa polskiego w Wielkiej Brytanii, łącznie z mediami, a szcze-

gólnie „nowego Czasu”, pisma, które wszyscy szanujemy. Zjednoczenie Polskie nie jest organizacją lewicową ani też prawicową, ale ponadpartyjną, zarówno w stosunku do stronnictw brytyjskich jak i polskich. To nie my wprowadzamy element ideologiczny oskarżając BBC, że jest „liberalny” czy, w słowach Pana redaktora, że „Daily Mail” jest „prawicowy”. nigdy nie oskarżaliśmy „Daily Mail” że jest „prawicowy”, bo ma prawo prowadzić jakikolwiek kierunek polityczny, łącznie z jego negatywnym stosunkiem do unii Europejskiej i polityki imigracyjnej obecnego rządu. Stwierdzaliśmy tylko, że nie ma prawa robić tego używając Polaków jako „kozłów ofiarnych”. naszą zasadą jest, że nie komentujemy w ogóle na tematy brytyjskie, jak np. polityka imigracyjna czy europejska, chyba że ma to bezpośredni związek z życiem Polaków w tym kraju czy z interesem Polski. nasze skargi w sprawie oczerniania Polaków, skierowane do Press Complaints Commission i do Equalities and Human rights Commission, wciąż czekają na orzeczenie tych dwóch instytucji. Korespondencja z nimi trwa. W odróżnieniu od jego mniej szczęśliwego występu w parlamencie, który nie był, o ile wiem, z góry przedyskutowany z placówkami dyplomatycznymi czy jakimikolwiek instytucjami polonijnymi, poseł Daniel Kawczyński miał

pierwszorzędny występ w programie BBC newsnight. Mógł efektywnie podkreślić, że Polacy są fizycznie atakowani w wielu częściach Wielkiej Brytanii (wcześniej na jego prośbę przesłałem Panu Posłowi nasz report „Hate Crimes against Poles in 2007” i udało mu się elokwentnie przekonać swoich rozmówców, że Polacy są najczęściej wymieniani w napiętych dyskusjach o imigrantach częściowo z powodu ich białego koloru skóry i ich chrześcijańskiej wiary, wobec czego trudno bylo te komentarze podszywać pod legislację antydyskriminacyjną na tle rasowym. Przypominam, że mój występ w newsnight nagrany był wcześniej. Mówiłem o „Daily Mail” racej niż o BBC a podkreśliłem, że ceniliśmy interwencję Daniela Kawczyńskiego na temat Polaków. nie mogłem wiec polemizowac z posłem w czasie programu. Po programie telewizyjnym wysłaliśmy ze Zjednoczenia gratulacje posłowi Kawczyńskiemu za jego występ w telewizji i zaprosiliśmy na spotkanie tak abyśmy mogli omówić wspólnie potrzeby promowania Polaków i Polski w mediach brytyjskich w przyszłości. A więc jeszcze raz przypominamy: kierujemy się nie żadną „lewicowością” Zjednoczenia tylko polską racją stanu w najszerszym tego słowa znaczeniu. W sprawach dotyczących interesu polskiego w Wielkiej Brytanii, śpiewajmy wszyscy z tych samych nut. Łącze wyrazy poważania, WIKTOR MOSZCZyńSKI

W ODPOWIEDZI WIKTOROWI MOSZCZYŃSKIEMU

Apolityczna polityka Jeśli z Wiktorem Moszczyńskim śpiewamy z tych samych nut, to może nie jesteśmy tak samo muzykalni, albo posuwamy się za daleko w swojej interpretacji. Wróćmy więc do partytury. Co najważniejsze, w „Nowym Czasie”, w artykule na temat wystąpienia posła Kawczyńskiego (NC nr 22, 06.06), nie interpretowaliśmy działalności Zjednoczenia Polskiego – cele i założenia organizacji znamy i doceniamy. Nie trzeba nam ich przypominać. Zaniepokoił nas ton wypowiedzi rzecznika tej ponadpartyjnej organizacji, w którym zabrzmiała nuta politycznych afiliacji. Wiktor Moszczyński zarzuca mi, że to ja upolityczniłem dyskurs nazywając „Daily Mail” gazetą prawicową. Pisze dalej o głównych zarzutach, jakie Zjednoczenie postawiło redakcji „Daily Mail”. Zarzuty słuszne i interwencja chwalebna. Rzeczywiście, mało w niej upolitycznienia. Akurat do tej akcji Zjednoczenia nie miałem i nie mam żadnych zastrzeżeń. Pisałem na temat wypowiedzi Wiktora Moszczyńskiego sprzed paru dni, które – szczególnie jako rzecznik Zjednoczenia Polskiego – powinien dobrze pamiętać. Niestety, na użytek polemiki i obrony apolityczności Zjednoczenia Polskiego Wiktor Moszczyński stosuje pamięć selektywną. Szkoda. Mój tekst miał charakter sprawozdawczy. Wszystkie określenia pochodziły z oryginalnych wypowiedzi Wiktora Moszczyńskiego i posła Daniela Kawczyńskiego. Pisząc o „Daily

Mail” – gazeta „prawicowa”, niczego nie zmyśliłem. W tej sytuacji muszę zacytować oryginalną wypowiedź. Problemem nie są liberalne media, takie jak BBC… – mówi Wiktor Moszczyński, rzecznik Zjednoczenia Polskiego [cytuję za krajowym dziennikiem „Rzeczpospolita”]. Problemem są prawicowe gazety, takie jak „Daily Mail” czy „Daily Express”, które malują czarny obraz Polaka imigranta. Wolelibyśmy też nie zrażać do siebie innych grup narodowościowych, o których wspomina pan Kawczyński. Żeby sprawa była jasna, pozwolę sobie przypomnieć fragment mojego artykułu, który do tej wypowiedzi nawiązywał: Zdaniem Wiktora Moszczyńskiego liberalne media, takie jak BBC, nie są problemem, ponieważ w jego odczuciu są raczej pozytywnie nastawione do Polaków. Problemem są prawicowe gazety, takie jak „Daily Mail” czy „Daily Express”, które malują czarny obraz Polaka-imigranta. Zbieżność mojej relacji z oryginalną wypowiedzią jest tak duża, że Wiktor Moszczyński mógłby oskarżyć mnie o plagiat. Przypisywanie mi autorstwa swojej wypowiedzi mógłbym z kolei ja potraktować jako pomówienie. Dla dobra jednak „polskiej racji stanu” zakładam, że jest to chwila refleksji rzecznika, którego poniósł polityczny temperament. Wymowa jego wypowiedzi była dla mnie jasna – prawicowy polityk [poseł Daniel Kawczyński jest członkiem Partii Konserwatywnej – przyp. red.] ata-

kuje liberalną BBC, a to właśnie pisma prawicowe są niechętne Polakom i koledzy partyjni posła. Wniosek – niech lepiej poseł Kawczyński nas nie broni. Jedno się zgadza w liście Wiktora Moszczyńskiego – Zjednoczenie Polskie zestawiło wszystkie przypadki ataków na Polaków i na jego podstawie budował swoje argumenty poseł Kawczyński. Nie wzbudził jednak zachwytu Zjednoczenia (albo rzecznika tej organizacji). Ta sama „Rzeczpospolita”, powołując się na rozmowę z rzecznikiem Zjednoczenia pisze: – Organizacja [Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii – przyp. red.] nie jest jednak zachwycona wypowiedzią konserwatywnego posła. Obawia się, że wyświadczył on Polakom niedźwiedzią przysługę. W liście Wiktora Moszczyńskiego do naszej redakcji rysuje się inny obraz. Nie ma już dysonansów, Zjednoczenie wysłało gratulacje, wystąpienie posła Kawczyńskiego było elokwentne, zapowiadana jest współpraca. Czyli generalnie mamy to wszystko, czego we wcześniejszych wypowiedziach nie było. O tym właśnie pisałem na łamach „Nowego Czasu”, o politycznych sympatiach, które polskiej sprawie nie służą, o inicjatywie posła, którą należało docenić, a nie od razu krytykować, a posła odsyłać do jego kolegów partyjnych. Im więcej sojuszników, tym lepiej.

Grzegorz Małkiewicz

›› Aleksandra Stefańczyk prezentuje biżuterię zaprojektowaną przez Marcina Giebułtowskiego.

Pod skrzydłami motyla Trzeci, doroczny charytatywny bankiet na rzecz fundacji Efekt Motyla, odbył się 6 czerwca w Ambasadzie RP w Londynie. Przybyło ponad 120 gości, którzy brali udział w aukcji sztuki i biżuterii, kupili losy na loterię, niektórzy wcześniej zasilili konto fundacji wpłacając czek. W ten sposób bankiet „zarobił” na działalność Efektu około 10 tys. funtów. Celem fundacji jest dotarcie do najbiedniejszych gmin w Polsce, aby wspomóc szkoły podstawowe opłacając zatrudnienie nauczyciela języka angielskiego. Dla dzieci, które są uzdolnione językowo, lecz ich rodzice nie są w stanie zapewnić im możliwości rozwoju na odpowiednim dla ich zdolności poziomie, fundacja prowadzi akcję stypendialną. Wszystkie zasady dotyczące przyznawania stypendiów można znaleźć na stronie internetowej fundacji: www.papilionis.org. Bankiet, a raczej środki, które dzięki niemu uzyskano, przyczyniają się więc do edukacji konkretnych dzieci, żyjących gdzieś daleko stąd, których nikt z ludzi kupujących na aukcji naszyjnik z kryształów nie zna i pewnie nigdy nie pozna,

ale wie, czy przeczuwa, że warto im pomóc. Efekt Motyla: tu podniesienie ręki, tam dodatkowa godzina nauki. Cezary Pietrasik, członek zarządu fundacji, absolwent London School of Economics, przedstawił w swojej mowie powitalnej otwierającej oficjalną część bankietu, ideę działania fundacji oraz pokrótce opowiedział w jakich gminach działa ona obecnie. Od początku 2008 roku zajęcia językowe prowadzone są między innymi na terenie trzech miejscowości: Pcim, Trzebunia i Stróża, położonych w Beskidzie Średnim. Nauczycielka Joanna Cichy prowadzi lekcje w kilku grupach, w każdej z tych trzech miejscowości, uczy w sumie pięćdziesięcioro dzieci, które podzielono według stopnia

»4


|

13 czerwca 2008 | nowy czas

czas na wyspie

PETYCJA PRZECIWKO SPRZEDAŻY FAWLEY COURT My, niżej podpisani, chcemy zaprotestować przeciwko sprzedaży Fawley Court przez Księży Marianów. W dużej mierze zakupiony i wspierany finansowo przez kilka pokoleń polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii, Fawley Court jest symbolem naszej obecności w tym kraju. Jest miejscem, z którym związana jest polska i katolicka tożsamość kilku pokoleń emigracyjnych. Jest miejscem, które służyło i może w dalszym ciągu służyć wychowaniu młodzieży polonijnej w duchu patriotycznym. I wreszcie jest miejscem, z którego my, Polacy zamieszkali w tym kraju, możemy być dumni. Uważamy, że sprzedaż tego obiektu będzie niepowetowaną stratą dla całej Polonii brytyjskiej, a zwłaszcza licznej młodej emigracji i przyszłych pokoleń Polaków w Wielkiej Brytanii. Uważamy, że Księża Marianie nie mają moralnego prawa do sprzedaży tego bezcennego zabytku, a przynajmniej powinni byli włączyć Polonię brytyjską do dyskusji dotyczącej przyszłości Fawley Court. Bardzo prosimy wszystkich, którym los Fawley Court nie jest obojętny o składanie podpisów pod tą petycją i przesłanie ich na adres redakcji „Nowego Czasu” (63 King's Grove, London SE15 2NA) lub wysyłanie e-maili na adres: listy@nowyczas.co.uk

›› Bartek Dujczyński wraz z uroczymi koleżanki brawurowo prowadził aukcję.

Pod skrzydłami motyla ciąg dalszy ze str. 3 zaawansowania w znajomości języka angielskiego. Natomiast od kwietnia 2008 roku, dzięki fundacji Efekt Motyla, rozpoczęły się dodatkowe lekcje języka w Kozłowie w województwie małopolskim, korzysta z nich 25 dzieci. Bankiet organizowany w ambasadzie ma oczywiście przyciągać ludzi, którzy nie muszą liczyć się z każdym groszem. Mogliby te pieniądze oczywiście po prostu wpłacić bezpośrednio na konto, ale jeszcze lepiej, kiedy poza satysfakcją tzw. dobrego uczynku, dostaną w zamian coś konkretnego, jak w przypadku tegorocznej imprezy: naszyjnik z kryształów Sva-

rowskiego, zaprojektowany przez Marcina Giebułtowskiego, uznanego w świecie twórcy ekskluzywnej biżuterii; fotografię samego Tomasza Tomaszewskiego, czy kolację dla sześciu osób przyrządzoną przez Robbiego Kadhima, szefa kuchni wyszkolonego przez Jamie Oliviera, który gotuje na zamówienie sław w ich domach. Poziom atrakcji musi być dostosowany do poziomu finansowego gości, a skoro ów poziom zaowocował dziesięciotysięcznym dofinansowaniem fundacji, to chyba wszyscy goście byli usatysfakcjonowani. Aukcję bardzo dowcipnie i z brawurą właściwą showmanom poprowadził Bartek Dujczyński, członek Polish City Club, który aktywnie wspiera działalność fun-

dacji. W przerwie między jedną aukcyjną sesją a drugą wystąpiła gwiazda polskiego popu, Justyna Steczkowska, która w właściwym sobie stylu kobiety wampa zaśpiewała swoje największe przeboje oraz wielki klasyk polskiej piosenki – Grande Valse Brillante z repertuaru Czarnego Anioła Piwnicy pod Baranami. I choć prosiła gości o chwilę skupienia, nie z szacunku dla niej, lecz dla Ewy Demarczyk, jej prośba nie znalazła uznania publiczności. Wciąż toczyły się rozmowy, zapewne o interesach, które w przyszłości miejmy nadzieję, zaowocują trzydziestotysięczną pobankietową wpłatą na konto fundacji Efekt Motyla.

Elżbieta Sobolewska

LISTA nr 6 1. Danuta Gradosielska 2. Aleksandra Gradosielska 3. Stefan Gradosielski 4. Edward Gradosielski 5. Elżbieta Olsson 6. Irena Orłowska 7. Irena Siedlecka 8. Anna Borkowska 9. Krystyna Borkowska 10. Maria Zenczak 11. Anna Zanczak 12. Barbara Dunkan 13. Urszula Aleksandrou 14. Janina Żurawska 15. Elżbieta Leliktowicz 16. Ewa Siedlecka 17. Regina Taylor 18. Grażyna Battler Maxwell 19. Anna Starsonek 20. David Starsonek 21. Bardzińska Anna 22. Bardzińska Elżbieta 23. Anna Gluszkowska 24. Halina Weat 25. Andrzej Gluszkowski 26. Urszula Baran 27. Teresa Fagal 28. Irmina Kowalska 29. Krystyna Szywinska 30. Jolanta Sekowska 31. Barbara Day 32. Jozef Sekowski 33. Edward Witek

34. Barbara Morris 35. Sonia Witek 36. Teresa Baker 37. Ewa Bator 38. Leokadia Witek 39. Teresa Gann 40. Pawel Kolski 41. Jasmina Bojko 42. Franciszka Szweda 43. Katarzna Bojko 44. Kazimierz Szulc 45. Barbara Barcikowska 46. Krystyna Bigos 47. Elzbieta Wajda 48. Janusz Wajda 49. Chris Dziadul 50. Barbara Bartz 51. Danuta Nadaj 52. Maria Dowgiel 53. Witold Dowgiel 54. Magda Czajkowska 55. Danuta Mirczyńska 56. Zbigniew Grusznic 57. Gaya Trojanowska-Grusznic 58. dr. Alina Siomkajło 59. Iwona Golyarmaresh 60. Gabriela Cichon 61. Alexander Cichon 62. Alex Cichon 63. Elżbieta Hulak 64. Karolina Szczerbiński 65. Alex McDonald

Lista nr 1 (NC, nr 18, 9.05.08) – 79 nazwisk, lista nr 2 (NC nr 19, 16.05.08) – 83 nazwiska, lista nr 3 (NC nr 20, 23.05.08) – 77 nazwisk; lista nr 4 (NC nr 21, 30.05.08) – 64 nazwiska; ista nr 5 (NC nr 22, 06.05.08) – 68 nazwiska. W czasie Zielonych Świątek w Fawley Court, 11 maja, petycję podpisało 512 osób. Pan Kazimierz Fedorowicz zebrał pod petycją 105 podpisów.

Była taka szkoła…

›› Uroczyste spotkanie absolwentów Szkoły im. Józefa Conrada w POSK-u.

Otwarta 1 kwietnia i przygotowująca do angielskiej matury w 18 miesięcy! Prima aprillisowy żart? Bynajmniej. Niektórzy ukończyli ją nawet w krótszym czasie, jak na przykład prof. Edmund Kuffel, który na uroczystość 60-lecia Szkoły im. Józefa Conrada przyjechał z Kanady. Szkoła w Haydon Park, otwarta w 1948 roku, powstała po to, by najzdolniejszym młodym ludziom zdemobilizowanym po zakończeniu wojny umożliwić w jak najkrótszym czasie naukę na wyższych uczelniach w Anglii. Daną im szansę prawie wszyscy z nich wykorzystali. – Kuli po nocach –jak wspominał pan Zygmunt Łoziński, bo

wiedizeli, że jeśli z tej szansy nie skorzystają, znajdą pracę w fabrykach, kopalniach lub przy zmywakach. Spośród heydończyków wyszło więc pierwsze pokolenie wykształconych na Wyspach polskich lekarzy, inżynierów, architektów. Dzięki energii kilku absolwentów pod batutą Józefa Pieniążka w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w niedzielę, 8 czerwca, zorganizowano uroczyste spotkanie byłych wychowanyków tej niezwykłej szkoły. Wcześniej była msza św. w kościele św. Andrzeja Boboli. W następnym numerze Nowego Czasu więcej o szkole w Haydon Park. (tb)


|5

nowy czas | 13 czerwca 2008

czas na wyspie

LSD w pasztecie? 18 kilogramów narkotyków, na które złożyło się około 20 tysięcy tabletek ekstazy oraz 10 kilogramów najwyższej jakości amfetaminy w puszkach z polską żywnością Zorganizowaną grupę handlarzy narkotyków aresztowano w poniedziałkowy wieczór, 9 czerwca, w zachodniej dzielnicy Londynu Ealing w wyniku działań grupy zadaniowej Metrpolitan Police Service – poinformował rzecznik prasowy MPS Elian Fletcher. Trzech Polaków w wieku 29-31 lat zatrzymano po tym, jak znaleziono przy jednym z nich znaczne ilości marihuany oraz 200 tabletek ekstazy. Policja aresztowała pierwszego mężczyznę zaraz po wyjściu z mieszkania na Ealingu. Drugi męzczyzna, który w tym samym czasie czekał w zaparkowanym samochodzie, również został aresztowany, kiedy okazało się, że jest w posiadaniu trzech porcji amfetaminy. Podczas przeszukania mieszkania znaleziono około 300 tabletek ekstazy, 600 porcji LSD oraz około trzech kilogramów marihuany. Okazało się, że mężczyźni przechowywali narkotyki w puszkach, które rzekomo miały zawierać polską żywność. Po otwarciu jednej z nich znaleziono w środku spore ilości nar-

kotyku, najprawdopodobniej amfetaminę i tabletki ekstazy. Podczas próby wykonania nakazu przeszukania mieszkania pierwszego mężczyzny na Brentford aresztowano kolejną osobę usiłującą wejść na teren tej posesji. Z kolei w jej mieszkaniu również zlokalizowano podobne puszki z polskim jedzeniem, które wypełnione były narkotykami. Łącznie odzyskano ponad 18 kilogramów narkotyku, na które złożyło się około 20 tysięcy tabletek ekstazy oraz 10 kilogramów najwyższej jakości amfetaminy. Wszyscy trzej mężczyźni przebywają obecnie w jednym z aresztów w południowym Londynie. „Ostatnie aresztowania pokazały, że wciąż potrafimy skutecznie walczyć z handlarzami narkotyków” – powiedziała Marion Ryan grupy zadaniowej MPS. „Przejęcie tak olbrzymiej ilości narkotyku mocno nadwyrężyło zdolności tej gupy do kontynuowania przestępczego procederu w tej części Londynu”. (pr)

W czwartek, 12 czerwca, w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego odbył się wernisaż wystawy „Polacy odnalezieni po latach: Fotografie Jana Stanisława Markiewicza”. Fotografie, jak pisaliśmy, znalezione zostały w pudle na ulicy. Kilkudziesięciu gości ożywiło mury Instytutu, który choć posiada bardzo cenne zbiory, na ogół świeci pustkami. Tego wieczoru było w nim gwarnie, niemal rodzinnie i to nie tylko dzięki obecności dzieci i wnuków pana Markiewicza. Dla wszystkich punktem odniesienia były jego fotografie. Najstarsi szukali siebie lub swoich przyjaciół, młodych i pięknych, nieco młodsi, wpatrywali się w zdjęcia dzieci z nadzieją, że w rysach siedmiolatków odnajdą swoje własne, ci przed trzydziestką, podziwiali dzieło fotografa, który zapamiętał czas miniony. Pośród rocznicowo-wspomnieniowych spotkań, w których najstarsi emigranci uczestniczą, to z pewnością zaliczą do najoryginalniejszych.

Kadry z życia Markiewicza ›› 15


6|

13 czerwca 2008 | nowy czas

czas na wyspie

tydzień na wyspach 17-letni Irlandczyk został formalnie oskarżony przez sąd dla młodocianych w Dublinie o zabójstwo Mariusza Sz. i Pawła K. – podał „Belfast Telegraph”. Polacy zmarli od ran zadanych ostrym narzędziem. Do zdarzenia doszło w lutym tego roku. Brytyjska pisarka Rose Tremain,

która napisała powieść o losach współczesnych polskich emigrantów – „The Road Home” została nagrodzona trzydziestoma tysiącami funtów przez kobiece jury, które od dwunastu lat przyznaje wyróżnienia tylko i wyłącznie pisarkom. Kirsty Lang, przewodnicząca jury podsumowała: „Autorka fantastycznie wczuła się w położenie dwojga polskich imigrantów, oddając ich odczucia i myślenie na temat współczesnej Anglii”. Dożywocie za gwałt i usiłowanie gwałtu – na taką karę został skazany przez sąd w Nottingham Cezary Zalewski. Jego ofiarami były dwie kobiety z miejscowości Mansfield. Zalewski twierdził, że jest niewinny. Sądowy psychiatra uważa, że Polak jest psychopatą. W Polsce był raz karany za nadużycia, ale nie za przestępstwa na tle seksualnym. Polskie dzieci spotkały się w Inverness, aby wspólnie śpiewać oraz czytać polskie książki. Celem spotkania było podtrzymywanie wartości kulturowych przywiezionych z rodzinnego kraju – podał serwis „Press and Journal”. Organizator cyklu imprez „Polish Books” przeprowadził podobne spotkania w kilku miastach Wielkiej Brytanii. Największy brytyjski dziennik,

„The Sun” wydaje numery po polsku. Pierwszy ukazał się 8 czerwca. Cena polskiego wydania to 50 pensów, jest więc sporo wyższa od normalnej ceny brukowca, która w różnych częściach kraju waha się od 25 do 35 pensów. Rada North Yorkshire podjęła

decyzję o wprowadzeniu polskich książek do bibliotek na terenie hrabstwa. Brytyjska policja po raz kolejny zwróciła się o pomoc w ustaleniu okoliczności śmierci Beaty Bryl. Przewidziano 25 tys. funtów nagrody dla osoby, która udzieli znaczących dla śledztwa informacji. – Pomimo że minęły dwa lata od morderstwa Beaty, mamy nadzieję, że nasza prośba do obywateli przyniesie tym razem skutek i zgłosi się ktoś, z kim jeszcze nie rozmawialiśmy – mówi inspektor Colin Seaton. Beatę Bryl widziano po raz ostatni na stacji metra Leytonstone we wschodnim Londynie w czerwcu 2006 roku. Jej zwęglone ciało znaleziono 29 czerwca w lesie na Hedsor Lane w Wooburn Green. Osoby, które mogą posiadać informacje na temat losów Polki, są proszone o kontakt z policją pod numerem 0845 8 505 505 lub anonimowo pod numerem 0800 555 111.

Wiara kibica Kilka lat temu Jerry, właściciel pubu Windmill na Acton High Street, podjął decyzję o spolonizowaniu swojego lokalu i to zarówno pod względem zatrudnienia, jak i oferowanej rozrywki. Polacy korzystają z niej głównie w weekendy, więc weekendy w Windmillu, należą do nas. A jeśli pub, to oglądanie w nim meczu, a jeśli mecz, to na przykład ten przedostatni: Polska – Niemcy. W niedzielę Windmillem rządzili kibice. Na bramce: ochroniarz i starsza, siwowłosa pani. To mama Jerry’ego, która prowadzi ten pub razem z synem. Po meczu, zaniepokojona przyglądała się biało-czerwonemu tłumowi, który zalał ulicę nie wiedząc przez dłuższą chwilę co ze sobą zrobić i w którą iść stronę. Czy w poszukiwaniu innego, wciąż jeszcze otwartego pubu, czy autobusu do domu. Doświadczona w obserwacji euforycznych stanów radości lub złości brytyjskich kibiców nie była pewne, czy obędzie się bez policji. – Przecież tu nie ma Niemców, nic się nie stanie, nie mają na kim wyładować rozczarowania – uspokajał ją organizator imprezy. – To dopiero pierwszy mecz, co z tego, że przegrany, kolejny będzie lepszy – tak mówili prawie wszyscy, z rozpędu nadal rozśpiewani, z szalikami rozpiętymi w górze, z ramionami owiniętymi flagami, siadali na chodniku, by dokończyć piwo i wypalić papierosa z myślą o kolejnym spotkaniu. Jeszcze Polska nie zginęła póki nasi grają. Oni tam, my tu, ale razem. Emocje niemal te same. Niemcy wygwizdani, wyszydzeni, wytknięci jed-

nopalcowym gestem pogardy; Polacy wyklaskani, wyśpiewani, wspomagani dwupalcowym gestem zwycięstwa. Trąbka dała znak, piłka na boisku. – Pożyczyłam sobie twoją flagę – mówię na wszelki wypadek do chłopaka, któremu wyciągnęłam z kieszeni biało-czerwoną, papierową, na patyczku. – Tylko po meczu oddaj, powiedział bez cienia żartu w głosie. Za nami stoisko z farbkami do malowania twarzy. Czerwona i biała pozamieniały się kolorami, spóźnieni mieli na policzkach różowe paseczki wsparcia. Gol. Zdziwienie. Zawieszenie dopingu. – Ale to właśnie teraz trzeba krzyczeć! – Ktoś krzyczy. Niemrawo zabrzmiała wtedy ta Polska, co jeszcze nie zginęła. Podolski zdrajca! Podał mu Mirosław Klose. – Jaki tam Klose, zwykły Kłos. Obaj grają w ataku. Niemieckim. Na boisku porozumiewają się między sobą po polsku. – J... Niemców! – Co krzyczą? Nie bać się Niemców? Trudno zrozumieć, ale krzyczy się. Druga połowa to jeszcze więcej nadziei. Każdy mecz ma swoich wodzirejów tłumu. Nadają ton dopingowi. – Robimy falę! Wyszła tylko do połowy sali. Awantura. – Falę robimy, nie widać? Drugie podejście było lepsze. Fala dopłynęła do wejścia na ogród. Przez tłum pcha się fotograf. Ochroniarz trzyma go za nogi, kiedy robi zdjęcia z blatu stolika. Każdy mecz ma też swoich prowokatorów. W tłumie przeciska się Niemiec. Jeden jedyny Niemiec czyli Polak w koszulce niemieckiej drużyny. Zanim dostał, ochroniarze wrzucili go za

bar. Jerry wcisnął mu koszulkę polskiego kibica, kazał ubrać. Wrócił z zaplecza nierozpoznany. W końcu przegraliśmy. – No i miałem postawić na Niemców – mówi koleś w białej, lnianej koszuli, elegancik. Kibice machnęli na niego ręką. Jeszcze wygramy. – Wy naprawdę w to wierzycie? Roześmiali się. Ktoś dodał: – Akurat oni właśnie w to wierzą. „E, joo!” poszło w miasto, w zdziwionych tubyl-

ców na przystankach, w mijanych po drodze ludziach takich jak my, wracających z meczu, gdzie grali Polacy, a więc z naszego meczu. Choć przegraliśmy, to było nam dobrze, bezwstydnie mogliśmy akcentować naszą polskość. Tylko jakiś Bułgar w metrze powiedział mi, że nie lubi Polaków, bo wydaje im się, że Anglia należy do nich. Też by tak chciał.

Elżbieta Sobolewska

Aresztowani po meczu Polska-Niemcy staną przed sądem Sześciu Polaków zostało aresztowanych przed barem Cargo w londyńskiej dzielnicy Shoreditch po zakończeniu meczu Polska-Niemcy. Trzech z nich stanie przed sądem. Polacy zostali przewiezieni na komisariat na Bethnal Green zaraz po godzinie 23.00. Część z nich trzymana była w areszcie przez kilka godzin, niektórzy do rana. Jedna z osób została zatrzymana w areszcie do godzin popołudniowych następnego dnia. Według policji, po zakończeniu meczu grupa Polaków licząca ponad 100 osób wyszła przed bar wywołując zamieszanie. Natomiast według relacji świadków, a także materiału fotograficznego, grupa ta liczyła jedynie ok. 40 osób. – Duża grupa osób zagrażała porządkowi publicznemu skacząc i niszcząc samochody. Kibice krzyczeli i bili się, a także byli agresywni w stosunku do policjantów, którzy chcieli, aby Ci się rozeszli – powiedział przedstawiciel policji.

W akcji wzięło udział ok. 20 policjantów, którzy przyjechali na miejsce w dwóch wanach i trzech policyjnych samochodach osobowych. Oprócz policjantów z Metropolitan Police zjawił się również oddział policjantów z City of London wraz z psami. Policja kazała wszystkim Polakom przejść w stronę pobliskiej Shoreditch High Street. W międzyczasie funkcjonariusze zaczęli aresztować kibiców. Pozostali policjanci próbując pozbyć się gapiów, którzy w większości byli kibicami, szczuli ich psami i przepychali ich siłą. Małgorzata Kalinowska, której mąż i brat zostali aresztowani relacjonuje: – Nie wiem, dlaczego policja podeszła w taki sposób do polskich kibiców. Wszyscy zachowywali się kulturalnie podśpiewując przed klubem. Pomimo przegranej kibice byli w dobrym humorze. Nawet niektórzy kierowcy przejeżdżających samochodów włączyli się do zabawy. Według świadków policjanci zachowywali się agresywnie, popychając kibiców i blokując część ulicy. Uczestniczka zajścia opisuje: – Policjanci zamiast grzecznie poprosić o przesunięcie się, zaczęli nas pchać. Jeden z policjantów uderzył mnie w brzuch. Nie wiem czy zrobił to przypadkiem, czy specjalnie.”

Zachowanie policjantów wprawiło w osłupienie wielu przechodniów, natomiast kibice narzekali na nieodpowiednie traktowanie przez funkcjonariuszy. Telefon komórkowy, na którym jeden z kibiców filmował zdarzenie, został rzucony przez policjanta o ziemię bez żadnego ostrzeżenia. Policjanci zakazali robienia zdjęć także dziennikarzom, co nie jest to zgodne z prawem. Po zakończonej akcji jeden z nich przyznał się, że nie powinien był dawać zakazu i przeprosił za swoje zachowanie. Tłumaczył się próbą chronienia prywatności policjantów biorących udział w akcji. Przed jednym z lokali na Shoreditch High Street siedział później aresztowany Paweł. W czasie akcji policyjnej, nadal siedząc ze znajomymi, robił zdjęcia po czym został aresztowany. Dziewczyna Pawła, Aline Schaffer, powiedziała: – Nie mogę uwierzyć, że policja aresztowała mojego chłopaka. Nie przysporzyliśmy żadnych problemów, nawet nie byliśmy częścią tej grupy. Mój chłopak był przetrzymywany w areszcie do godziny trzeciej nad ranem.” Paweł został oskarżony o przeszkadzanie policjantom w wykonywaniu ich pracy, a także obelżywe zachowy-

wanie wobec funkcjonariuszy podczas aresztowania pozostałych Polaków. Bez ostrzeżenia został powalony na ziemię przez jednego z funkcjonariuszy, który następnie zakazał mu robienia zdjęć. „Paweł posłuchał się policjantów i chciał wrócić do naszego stolika, ale policjanci go aresztowali. Chciałam im wytłumaczyć, że nie mamy nic do czynienia z tym, co się dzieje, ale jeden z nich popchnął mnie na stojące obok rowery.” Mąż i brat Małgorzaty Kalinowskiej zostali aresztowani, ponieważ według policji doszło do bójki między nimi. Jak twierdzi Małgorzata, mężczyźni jedynie się ze sobą drażnili. Teraz muszą znaleźć prawnika, który będzie ich bronił w sądzie. Polacy chcą złożyć zażalenie na policję. „Paweł właśnie wyszedł ze szpitala. Ma poobijany łokieć, zdartą skórę na twarzy a jego nadgarstki są opuchnięte od kajdanek. Dodatkowo policja zarekwirowała jego aparat fotograficzny” – dodaje Schaffer. Zarzuty zostały przedstawione trzem Polakom. Pierwsza rozprawa sądowa będzie mieć miejsce w czwartek, kolejne w przyszłym tygodniu.

Julita Kaczmarek


|7

nowy czas |13 czerwca 2008

czas na wyspie

Duszpasterstwo Akademickie jak dawniej? Po latach zastoju i ciszy, własnym głosem ponownie zaczęło przemawiać Duszpasterstwo Akademickie w Londynie. Obecnie prowadzi je 42-letni ksiądz Marek Reczek, który najwyraźniej ma ambicje przywrócić Duszpasterstwu młodość i ożywić jego działalność.

›› Little Brompton Oratory. Fot. Piotr Apolinarski

spotkać się na dyskusji, pooglądać ciekawy film czy wymienić się książką. Teraz nadszedł znów czas, by przerwaną, dobrą tradycję kontynuować. – Obecnie rzeczywiście jest tak, że nastąpiła stagnacja, ale czyż z drugiej strony nie jest ona naturalna dla tak długiej historii rozwoju każdej działalności? – zastanawia się ksiądz Marek, który prowadzi Duszpasterstwo od dziesięciu miesięcy. – Zawsze tak jest, że po szumnym wzroście następuje przestój, co wcale nie oznacza, że nie możemy tego zmienić. Znowu próbujemy organizować spotkania, integrować społeczność. I jestem przekonany, że wszystko zmierza w kierunku odnowienia naszej działalności, którą trudno było prowadzić systematycznie również z tego względu, że duszpasterze często się zmieniali, nie byli więc w stanie rozwijać Ośrodka. Wracają też do nas ludzie, którzy przyjechali tu w latach 80. Zabrakło wtedy porozumienia między pokoleniem niepodległościowym, a drugą falą emigracji właśnie z lat 80., dlatego ci wykształceni ludzie szybko się usamodzielnili, wtopili w angielski tłum i było im z tym dobrze, ale chcą znowu wejść w sprawy polskie, czegoś im brakuje. Ludzie sami muszą szukać, czuć potrzebę tworzenia czegoś i to właśnie znowu zaczyna się dziać.

Ksiądz Marek planuje również zorganizowanie dyskusji panelowej z udziałem dziennikarzy wszystkich polonijnych gazet, bowiem z jego obserwacji wynika, że spada czytelnictwo polskiej miejscowej prasy, czemu należałoby przeciwdziałać, a na początek na pewno odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Dyskusja ma się odbyć na początku lipca. Tymczasem już 21 czerwca w ogrodach Brompton Oratory odbędzie się piknik, na który Duszpasterstwo zostało zaproszone w charakterze współorganizatora. Jest to dla ośrodka fakt znaczący, bowiem do takiej współpracy dojdzie po raz pierwszy. Poza typowymi atrakcjami piknikowymi, będzie również targowisko z rzeczami używanymi, z którego dochód przenaczony zostanie na potrzeby Oratorium i Royal Marsden Hospital, specjalizującego się w leczeniu chorób nowotworowych. Duszpasterstwo będzie tam miało swoje stoisko. Każdy, kto chciałby się zaprezentować, ma pomysł na jego urozmaicenie, czy chciałby po prostu włączyć się w działalność ośrodka, może skontaktować się z Jolą (jola.krzeminska@tns-global.com) lub telefonicznie: 0794 670 7927.

Elż bie ta So bo lew ska Usłyszeć szept anioła , szczegóły na str. 25

DZWOŃ DZW WOŃ DO D DOMU z kkażdej ażdej d komórki komórki w TT-Mobile -Mobile Dzwoń do przyjaciół aciół i rodziny rodziny w Polsce Polsce za tylko tylko 3p/min, prosto prost o o z kkażdej ażdej komór komórki ki w ożesz dzwonić dzwonić do domu omu za mniej niż gdyb yś dz wonił na ttelefony elefony w UK K T-Mobile. Teraz możesz gdybyś dzwonił UK!

WYBIERZ WY BIERZ NUMER DOSTĘPU DOSTĘPU

WYBIERZ WY BIERZ TWÓJ TWÓJ POLSKI POL LSKI NUMER

z ttelefonu eleffonu T-Mobile T-Mobile (i nac naciśnij ciśnij 'zadz 'zadzwoń') woń')

na kt który óry chc chcesz esz zzadzwonić adzwonić

3p p 07755 22 48 03 0 10p 10 p 07755 20 48 03 0

POLSKIE TELEFONY TELEFONY ST STACJONARNE TACJONARNE J

Wyb Wybierz bierz międzynarodowy międzynarodowy num numer mer na który który chcesz zadzwonić Polsce chc esz zadz wonić w P olsce rrozpoczynając ozp poczynając od 0048 i kończąc kkrzyżykiem rzyżykie em (#)

POLSKIE KO KOMÓRKI OMÓRKI

BEZ OPŁATY Z ZA A POŁ POŁĄCZENIE ĄCZENIE E

BEZ MINIM MINIMALNEJ A ALNE J OPŁ OPŁATY ATY Z ZA A POŁĄCZENIE POŁ P ĄCZENIE

SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK POR PORÓWNUJEMY ÓWNU UJEMY STACJONARNE ST TACJONARNE K KOMÓRKI OM MÓRKI

Vodafone V odafone

5p

1 15p

O2

7p

30p 3

12p

20p 2

3p

10p 1

Orange O ran nge

Wszystkie W szystkie ceny ceny podane p są za minut minutę ę połaczenia połaczenia

W niedzielę, 15 czerwca, w sali św. Józefa w Little Brompton Oratory odbędzie się koncert poezji śpiewanej i mówionej – „Usłyszeć szept anioła”. Autorką prezentowanych wierszy jest Helena Werda. Wieczory ze swoją poezją organizuje od dwóch lat. Cieszą się niesłabnącą popularnością, a że odbywają się w różnych częściach Londynu, przyciągają za każdym razem inną publiczność. Zespół, z którym występuje, w każdą niedzielę można posłuchać w polskim kościele na Devonii.

A Duszpasterstwo Akademickie ma kolejne plany. 22 czerwca w odbędzie się projekcja filmu dokumentalnego „Złota rybka”, laureata 48. Krakowskiego Festiwalu Filmowego, oraz spotkanie z reżyserem filmu, Tomaszem Wolskim. Dyskusyjne wieczory były kiedyś dla młodych, wykształconych ludzi skupionych przy Duszpasterstwie jednym ze stałych elementów ich towarzyskiej aktywności. Początki Duszpasterstwa Akademickiego sięgają II wojny światowej. Wtedy miało służyć polskiej inteligencji już mieszkającej w stolicy Wielkiej Brytanii i studentom, których dowództwo Polskich Sił Zbrojnych wysłało do Londynu w celu ukończenia studiów. W 1946 roku powstało Hospicjum św. Stanisława, będące zarazem akademikiem i ośrodkiem krzewienia wiary. Tam mieściło się Polskie Katolickie Stowarzyszenie Uniwersyteckie (PKSU) „Veritas”, które prowadziło „Gospodę pod Dzwonnicą”, gdzie w każdą sobotę recytowano wiersze albo tańczono. Pomysłów na wspólne wieczory było mnóstwo. Działał też klub filmowy, biblioteka i czytelnia. Przez lata Duszpasterstwo było jednym z ważniejszych miejsc w polskim Londynie, scalało młodą emigrację, dbając nie tylko o jej ducha, ale tworząc również forum wymiany poglądów, gdzie można było

Działa z każdego telefonu T-Mobile

WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e p Wszystkie podane o d a n e cceny e ny ssąą aaktualne k tualne p przy r z y rrozmowach oz m ow a ch w wychodzących yc h o d z ą c yc h z UK U K z ssieci i e c i TT-Mobile, - M o b i l e , dostępne d o s tę p n e rrównież ó w n i e ż w iinnych n ny c h wybranych w y b r a nyc h sieciach. sie ciach. W Warunki arunk i d dostępne o s tę p n e w iinternecie. nt e r n e c i e . © Co Core r e Co Communications. mmunic ations . P Polskatel, o l s k a te l , aagent g e n t Yourcall Yo u r c a l l


8|

13 czerwca 2008 | nowy czas

polska tydzień w kraju Z wizytą w Polsce przebywał prezydent Słowacji Ivan Gasparowicz. Spotkał się na Helu z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Rozmowy dotyczyły m.in. współpracy regionalnej i bezpieczeństwa energetycznego. Minister obrony Bogdan Klich rozmawiał w Wilnie o utworzeniu wspólnego batalionu polskolitewsko-ukraińskiego. Wicepremier Waldemar Pawlak przebywał na Forum Ekonomicznym w Sankt Petersburgu. Po spotkaniu z Gazpromem polityk PSL ujawnił, że rosyjskiemu koncernowi „zależy na dobrej współpracy”. Problem w tym, że pewnie z... Niemcami? IPN z powodu braku dowodów odmówił wszczęcia śledztwa przeciw polonijnemu działaczowi z Ameryki Łacińskiej Janowi Kobylańskiemu. Jest to odpowiedź na list w tej sprawie do IPN ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. O rzekomym denuncjowaniu przez Kobylańskiego Żydów informowała „Gazeta Wyborcza”. W Senacie z okazji 60 rocznicy śmierci, odbyła się specjalna sesja poświęcona postaci rotmistrza Witolda Pileckiego, zamordowanego przez komunistów w 1948 roku. Lech Wałęsa zapowiada skierowanie do sądu sprawy przeciw prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, który w TV potwierdził, że jego poprzednik był agentem „Bolkiem”. Wałęsa mówi o „mściwych łajniakach grzebiących się w teczkach” i żąda usunięcia Kaczyńskiego ze stanowiska. Jego zdaniem wyrok sądu, który uznał, że nie jest agentem, jest tu wystarczającym powodem. Były prezydent straszy także zmianą przepisów o IPN. Atmosfera przed publikacją książki o Wałęsie robi się gorąca. Na razie ujawniono, że ów wyrok sądu, na który powołuje się były przewodniczący „Solidarności” zapadł w głosowaniu 4:3, a sąd nie miał dostępu do wszystkich dokumentów. Prezydent Lech Kaczyński spotkał się z prezesem IPN Januszem Kurtyką. Oficjalnie omawiano przygotowania do rocznicy 20-lecia upadku komunizmu i 70-lecia wybuchu II wojny światowej. Ministerstwo obrony praktycznie rezygnuje z weryfikacji funkcjonariuszy WSI. Komisja weryfikacyjna kończy działalność, a nowy projekt pozwala na powrót do służby nawet negatywnie zweryfikowanych. Wystarczy podpisać oświadczenie, że nie brało się udziału w żadnym przestępstwie. Kierowaną przez Jana Olszewskiego komisję zastąpi „komisja wewnętrzna SKW”. Minister obrony Bogdan Klich ujawnił, że ostatni polski żołnierz wyjedzie z Iraku w połowie października.

Polsko-niemiecka rywalizacja

Przecież i tak wygrywają Polacy! Przemysław kobus

Polska sportowa niechęć do Niemców w ogóle nie ma racji bytu. W wielu dyscyplinach, w których te dwa państwa starają się ze sobą rywalizować i tak triumfują nasi rodacy. Niech przykładem będzie ostatni mecz na Euro 2008, Polska-Niemcy, w którym to Polak zdobył dwie bramki (!). Problem w tym, że... dla Niemców. Inny problem, to kwestia docenienia umiejętności naszych rodaków. Sami nie dostrzegamy lub nie chcemy ich dostrzegać i niestety muszą to czynić za nas obcokrajowcy. W wielu przypadkach wspomniani Niemcy. Warto jednak podkreślić, że od czasu do czasu jesteśmy im wdzięczni za umożliwienie naszym „orłom” rozwoju kariery, ale zdarzają się przypadki, w których nie potrafimy Polakom wybaczyć ich występów w barwach innych niż biało-czerwone. Ostatni mecz Polska-Niemcy pokazał, jak bardzo trudno się z tym pogodzić.

Polacy najlePsi Pierwsza ze znanych postaci, która karierę zrobiła za Odrą, to Dariusz Michalczewski. Polska nie potrafiła zadbać o boksera światowej klasy, Niemcy dostrzegli tkwiący w nim potencjał i z powodzeniem wykorzystywali przy każdej nadarzającej się okazji. Michalczewski choć zawsze przyznawał się do polskich korzeni, bronił barw Niemiec, bo właśnie to państwo umożliwiło mu rozwój, dało pieniądze, dało dom. Polska nie potrafiła. Polska potrafiła się za to z satysfakcją przyznawać do Michalczewskiego, gdy ten już triumfował na ringach zdobywając kolejne mistrzowskie tytuły. Gdy jednak trzeba było bokserowi pomóc stawiać pierwsze kroki w jego karierze, chętnych było niewielu. Niewielu też było skłonnych zainwestować w „bijacza” znad morza. Niemcy zainwestowali. I nie żałowali. Kolejna nietuzinkowa postać światka sportowego, która nad Wisłą nigdy w życiu nie osiągnęłaby sukcesu, gdyby nie uprzejmość Zachodu, to Robert Kubica. Tegoroczny zwycięzca Grand Prix Kanady w Montrealu. Młody, bo zaledwie 23-letni kierowca Formuły 1 jest dzisiaj bożyszczem polskich kibiców. Robert Kubica jest pierwszym Polakiem, który zdobył mistrzowski tytuł Formuły 1. Ale w drodze do sukcesu nie pomogła mu polska życzliwość i szczodrość chociażby naszych związków motorowych. O sukces Kubica musiał się starać na Zachodzie, a Niemcy (Team BMW Sauber) dali Polakowi pełne pole do popisu. Zapewnili odpowiednie treningi, pieniądze

i samochód, którym mógł się ścigać na światowych torach. Niemiecki zespół inwestując w młodego Polaka sam również odniósł znaczące sukcesy – pamiętajmy, że BMW w minionych latach nie należało do zwycięskiej czołówki – ale też otworzył przed Kubicą to, o czym ten młody kierowca marzył od dziecka. Dał mu szansę sprawdzić się na arenie międzynarodowej, dał mu szansę wybić się ponad przeciętność i Robert Kubica szansę wykorzystuje jak należy. W polskich mediach natomiast co rusz objawiają się postacie, które przyznają się do współtworzenia sportowego fenomenu Kubicy. To dyrektorzy autodromów, po których jeździł Kubica, to zarządcy klubów sportowych, to trenerzy sprzed lat, którzy wyrażają przekonanie, że byli niezastąpieni w rozwoju naszego kierowcy. Łańcuszek „współtwórców” sukcesów Kubicy w Polsce cały czas się wydłuża i można już mieć szczere obawy, że lada moment któryś z polityków przyzna się do pomocy Robertowi Kubicy, np. w ten sposób, że... po prostu pozwolił mu żyć w demokratycznym kraju. Jako, że Polska absurdem stoi, i takiego stwierdzenia w przyszłości nie należy wykluczyć. Polacy w Niemczech triumfują też na boiskach piłkarskich. Doskonałe przykłady to Miroslav Klose i Lukas Podolski. Po meczu Polska-Niemcy nie wiadomo czy wielbić go i kochać, czy nienawidzić? Podziwiać za talent, czy krytykować za występy w barwach niemieckich?

WstydliWy Problem Jeszcze do niedawna wszystkie polskie media relacjonując dokonania Lukasa Podolskiego w niemieckiej Bundeslidze piały z zachwytu nad zdolnościami urodzonego na Śląsku rodaka. Z podziwem, z szacunkiem wszelcy komentatorzy sportowi nie mogli się nadziwić umiejętnościom Podolskiego i przy każdej możliwej sytuacji podkreślali, że Podolski jest nasz, bo Polak. Sytuacja diametralnie się zmieniła po ostatnim meczu Polski z Niemcami, gdy powołany do niemieckiej kadry narodowej Podolski musiał stanąć twarzą w twarz z polskimi zawodnikami. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, gdy Lukas Podolski zdobył dwie bramki dla Niemiec. I się zaczęło. Najpierw niewybredne określenia pod adresem Podolskiego

słali kibice. Nie brakowało tych najbardziej wulgarnych, tych bardzo mocnych odnoszących się do zdrady narodowej, do wyrzeczenia się polskości, czy do zwykłej moralności Podolskiego, który w opinii kibiców nie powinien był nam strzelać goli. Do ataku przystąpili nawet niektórzy politycy. Jeden z liderów Ligi Polskich Rodzin, Mirosław Orzechowski [b. wiceminister edukacji-red.] zaapelował nawet do prezydenta, by ten w trybie nadzwyczajnym pozbawił Polaków występujących w innych barwach obywatelstwa polskiego (!). Sprawa nabrała rozgłosu i co zadziwiające, nie została nad Wisłą zbyt ostro skrytykowana, a część polityków, jak i opinii społecznej podeszła do pomysłu z pewną dozą zrozumienia. To zaskakujące, bo inicjatywa ta powinna zostać natychmiast storpedowana, czy to przez media czy przez autorytety. Złość prezentowana przez kibiców, czy bardziej pseudokibiców jest jeszcze w jakiś sposób akceptowalna i wytłumaczalna, ale nie gdy z tak prymitywnymi postulatami zgłasza się polityk, osoba ceniona. Sytuacja jednak pokazuje, jak wiele jeszcze wśród Polaków wewnętrznej złości i nienawiści do wszystkich, którym w jakiś sposób udało się osiągnąć sukces. Czasem można było odnieść wrażenie, że Polacy widzieli w Podolskim Konrada Wallenroda, który w decydującym momencie przypomni sobie o polskich korzeniach, o miłości do Ojczyzny i stanie w jej obronie. Być może spodziewano się bramek samobójczych Podolskiego, a przynajmniej jego mniejszej aktywności na boisku. Trudno powiedzieć, ale jedna z tych teorii może być bardzo bliska prawdzie. Lukas Podolski, znacząca postać świata piłkarskiego w Niemczech, wyjechał z Polski w wieku dwóch lat. Mieszkał w Niemczech, ale jak twierdzą dzisiaj jego znajomi, starał się o zauważenie go w Polsce. Pukał do drzwi PZPN-u, ale go spławiono. PZPN twierdzi tymczasem, że Podolski miał zbyt wygórowane żądania, że nie chciał przyjąć wszystkich warunków stawianych mu przez Polskę. Ile prawdy w takim tłumaczeniu skompromitowanego ostatnimi czasy w Polsce PZPN-u? Nie wiadomo. Wychodzi jednak na to, że mieliśmy zdolnego piłkarza pod ręką, ale z różnych nieznanych powodów pozwoliliśmy mu

zaistnieć w Niemczech. Kraj ten, jak pokazało życie, wykorzystał zdolności Podolskiego, zapewnił mu dach nad głową, godziwe wynagrodzenie, warunki i... powołał do kadry narodowej. W tym momencie należy postawić pytanie, czym dla Podolskiego jest ojczyzna? Krajem urodzenia, czy krajem, który pozwolił mu na godne życie? Zresztą pytanie takie należałoby postawić w przypadku wielu innych Polaków, którzy poza granicami Polski doświadczyli życiowego spełnienia, a w kraju non stop rzucano im kłody pod nogi. Nie czarujmy się, Polska jako państwo ze wszystkimi do przesady regulowanymi przepisami dziedzinami życia społecznego nie jest państwem do życia. Ale to temat na inny artykuł. Wracając do Podolskiego, Polska ma z nim problem. Bo znów pojawiło się pytanie, dlaczego nasz rodak musi robić karierę za granicą? Do Polski ściąga się np. nieznanego nikomu Rogera Guerreiro, któremu błyskawicznie przyznaje się polskie obywatelstwo, a zdolnego Polaka odsyła się z kwitkiem twierdząc, że nie rokuje na przyszłość? To jeden z polskich, niewytłumaczalnych absurdów.

możemy się cieszyć Traktując całą sytuację mniej poważnie i odnosząc się do sportowych „wojenek” między Polską a Niemcami trzeba przyznać, że i tak jesteśmy lepsi. To nasi kładli na deski bokserów świata, to nasi są w czołówce kwalifikacji generalnej Formuły 1, to nasi strzelają bramki na mistrzostwach, to nasi – bo o tym jeszcze nie mówiliśmy – wygrywają niemieckiego „Idola”. Niewiarygodne? A jednak. W ostatniej edycji programu zwyciężył Polak z urodzenia, Thomas Godoj ze Śląska, przed zwycięstwem w „Idolu” na bezrobociu. Trudno w to uwierzyć, ale młodzi Niemcy wieszają jego plakaty w domach, biją się o autografy, nieustannie wyczekują pierwszych singli Godoja. Reasumując, triumfujemy, a Niemcy już nas uwielbiają. Może więc warto wyleczyć się z kompleksów dotyczących polskiej nieudolności? A może też lepiej zmienić mentalność i stawiać na swoich. Wtedy Polacy będą triumfować pod szyldem Polski.

rozmowa z Podolskim » 31


|9

nowy czas | 13 czerwca 2008

polska słuşBa zdRowia

państwowa czy pRywatna?

Obietnice zamiast reformy Bartosz Rutkowski

– To kpina z Polaków, kpina z pacjentów, ten rząd nie ma şadnego pomysłu na reformę słuşby zdrowia – komentował kolejne wystąpienie minister zdrowia Ewy Kopacz, były wiceszef tego resortu za poprzedniej ekipy Bolesław Piecha. – ŝadnych konkretów, şadnych pomysłów, skąd brać środki na poprawę słuşby zdrowia, tylko obiecanki, şe kiedyś przedstawimy... kolejny pomysł. Ewa Kopacz chciała zmyć fatalne wraşenie, jakie wywołała niedawna dymisja wiceszefa jej resortu Krzysztofa Grzegorka. To on tak naprawdę miał pilotować reformę słuşby zdrowia, ale okazało się, şe kiedy rządził szpitalem w Skarşysko-Kamiennej miał się dopuścić afery korupcyjnej. Mówiąc wprost miał

wziąć od przedstawicieli jednej z firm farmaceutycznych 20 tysięcy złotych łapówki. To był zadatek na odpowiednie ustawienie kontraktu na dostawę leków do jego szpitala. Co prawda Grzegorek zaprzecza, by brał łapówkę, ale jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości takie wyjaśnienia skwitował tak: byłem w wielu zakładach karnych jako parlamentarzysta i wszyscy tam osadzeni mówili mi, şe są... niewinni! – Wzmocnimy prawa pacjenta i uruchomimy ustawę o ubezpieczeniach zdrowotnych – oświadczyła Kopacz, prezentując takşe „klucz do ochrony zdrowia� – koszyk świadczeń gwarantowanych. – Do weryfikacji świadczeń gwarantowanych i niegwarantowanych w ramach koszyka będziemy dochodzić co roku – stwierdziła minister. O składzie koszyka świadczeń będzie decydować Agencja Technologii. Po tej konferencji pytano specjalistów, czy normalny zwykły polski pacjent mógł coś z tego wystąpienia zrozumieć, czy dowiedział się, za co będzie płacić, a co będzie miał za darmo. Padała zgodna odpowiedź: nie, tego nie tylko zwyczajny pacjent, ale nawet ludzie głęboko siedzący w sprawach słuşby zdrowia nie są w

BEZ NOWEJ KARTY SIM

stanie pojąć, bo minister nie przedstawiła şadnych konkretów. Po raz kolejny minister z ekipy Donalda Tuska stara się zaczarować rzeczywistość. A tymczasem Polacy oczekują konkretów. A skoro kaşdego dnia dowiadują się, şe a to wstrzymano w jakimś szpitalu planowe opera-

Juş powstaje zupełnie odrębny system dla tych pacjentów, którzy mają pieniądze cje, şe zamyka się z braku specjalistów całe oddziały innych, to rodzi się obawa, co z tą polską słuşbą zdrowia? Zdaniem opozycji pomysł Platformy Obywatelskiej na te i inne problemy jest jeden: to co się da – sprywatyzować. Juş powstaje zupełnie odrębny system dla tych, którzy mają pieniądze. Oni nie muszą stać w kolejkach do specjalisty, nie muszą wyczekiwać po osiem lat (tak!) na wszczepienie endoprotezy. Oni mają to w zasięgu ręki, tylko za to płacą. Ale Polacy to nie Amerykanie i Szwajcarzy, to nie jest społeczeństwo

BEZ UKRYTYCH OPLAT

X P R G R G Ă? R ']Z

] .RPĂ?UNL :\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i # lub poczekaj na po³šczenie.

3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny

MX› RG

S PLQ

% 7 2 /polska acall.com r u .a w w w dyt e r k A R T X E A DARMO

Z

dujesz jesli doĂĄa rnet przez Inte

2p/min 7p/min 1p/min 2p/min

Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com/polska

Tanie Rozmowy!

*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

bogate. Emeryta, rencisty, czy nawet tego, który zarabia równowartość kilkuset dolarów miesięcznie nie będzie stać na prywatną, czyli pełnopłatną opiekę. Z badań, jakie prowadzono niedawno na Mazowszu wynika, şe dramatycznie pogorszyło się uzębienie starszego pokolenia Polaków. Długo zastanawiano się, czy to sprawa diety, moşe braku dbałości o stan uzębienia. Okazało się, şe prawda była bardziej prozaiczna. Dentysta jest za drogi. Od lat usługi stomatologiczne są juş praktycznie w stu procentach opanowane przez sektor prywatny. Za kaşdą plombę trzeba płacić od stu do 200 złotych. Na taki wydatek nie moşe sobie pozwolić emeryt z 600 złotymi „dochodu�, czy nawet robotnik, który bierze na rękę 1200 złotych i ma na utrzymaniu şonę i dwójkę dzieci. Co więc w przypadku bólu zębów robią tacy ludzie? Przepłukują piwem i czekają do następnego ataku. I szerokim łukiem omijają prywatne zakłady stomatologiczne. Na czekanie w publicznej słuşbie zdrowia nie mają cierpliwości, bo w grę wchodzą długie miesiące. I o tym podczas swoich cyklicznych spotkań minister Kopacz niestety nie mówi.

Mandat za heroizm Polskie media przedstawiły ostatnio przypadek Macieja Krzywdzińskiego z woj. kujawsko-pomorskiego, który zdołał złapać podpalaczy lasu, ale otrzymał mandat za uszkodzenie ich auta. Męşczyzna rzucił się bowiem za nimi w pościg. Pan Maciej zauwaşył jak w lesie kilka osób podpaliło mrowisko, a przypomnijmy, şe w Polsce panuje niesamowita susza i wystarczy niedopałek papierosa, by spłonęło kilka hektarów lasu. Męşczyzna polecił synowi ugasić ogień, a sam ruszył w pościg za chuliganami. W jego trakcie doszło do stłuczki, tylko w ten sposób pan Maciej mógł zatrzymać uciekający samochód. Udało się! Sprawcy opuścili auto i połoşyli się na ziemi. Wezwał na miejsce policję, która po „wnikliwiej� analizie stanu rzeczy zdecydowała o wręczeniu „bohaterowi� mandatu za spowodowanie kolizji. Taki osąd oznacza, şe z ubezpieczenia OC „bohatera� pokryte zostaną szkody wyrządzone podpalaczom. Sprawa wzbudziła spore kontrowersje, poniewaş karę za podpalenie lasu poniesie w gruncie rzeczy osoba, która ujęła podpalaczy. Wzburzenia zachowaniem policjantów nie krył Janusz Kaczmarek z regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu. W wywiadzie dla telewizji TVN powiedział, şe „pan Krzywdziński naraşając własne şycie uratował las�. (pk)

tydzieĹ„ w kraju Politycy lewicy zajÄ™li siÄ™ obronÄ… prawa do aborcji 14-latki, ktĂłra zaszĹ‚a w ciąşę. Najpierw dziÄ™ki „pomocyâ€? Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny matka nastolatki wprowadziĹ‚a w bĹ‚Ä…d prokuraturÄ™ twierdzÄ…c, Ĺźe ciÄ…Ĺźa jest efektem gwaĹ‚tu. „Wyborczaâ€? mogĹ‚a siÄ™ rozpisywać o „najpierw zgwaĹ‚conej, a później zaszczutejâ€? dziewczynce. „SzczuĹ‚â€? ksiÄ…dz i dziaĹ‚acze ruchĂłw obrony Ĺźycia. Szpitale aborcji odmĂłwiĹ‚y, kiedy okazaĹ‚o siÄ™, Ĺźe Ĺźadnego gwaĹ‚tu nie byĹ‚o. WĂłwczas wĹ›ciekli siÄ™ politycy lewicy – Widacki, Miller i Napieralski. Dla tego ostatniego „ksiÄ…dz jeĹźdşący po Polsce i przekonywujÄ…cy dziewczyny do nie przerywania ciÄ…Ĺźy to przekroczenie wszelkich normâ€?. Portal „Nasza-Klasaâ€? sprzedaĹ‚ 70 proc. swoich udziaĹ‚Ăłw estoĹ„skiej firmie Forticom. Analitycy obawiajÄ… siÄ™, Ĺźe tÄ… firmÄ… moĹźe stać kapitaĹ‚ rosyjski, ktĂłry uzyska dostÄ™p do jednej z najwiÄ™kszych w kraju bazy danych. SÄ…d zwolniĹ‚ z aresztu wszystkich ĹźoĹ‚nierzy, ktĂłrzy sÄ… podejrzani o ostrzelanie z moĹşdzierza ludnoĹ›ci cywilnej w Afganistanie. BÄ™dÄ… odpowiadać z wolnej stopy. Nie kijem to odebraniem marchewki usiĹ‚uje PO zniszczyć Centralne Biuro Antykorupcyjne. RzÄ…d (podobno liberalny) w imiÄ™ „urawniĹ‚owkiâ€? postanowiĹ‚ ujednolicić pensje wszystkich sĹ‚uĹźb specjalnych. Oznacza to po prostu obniĹźkÄ™ pensji w CBA do poziomu CBĹš i ABW. Komisja sejmowa do zbadania naciskĂłw politycznych na sĹ‚uĹźby specjalne nadal bez sukcesĂłw. SpadajÄ… akcje jej przewodniczÄ…cego Czumy, ktĂłry oĹ›wiadczyĹ‚ niedawno, Ĺźe komisja nie bada wiarygodnoĹ›ci Ĺ›wiadkĂłw, ale tylko fakty. ByĹ‚o to wytĹ‚umaczenie dlaczego nie pozwoliĹ‚ czĹ‚onkom komisji z PiS zapytać o to, czy Ĺ›wiadek-prokurator nie kontaktowaĹ‚ siÄ™ przed zeznaniami z politykami PO? Dogasa strajk pocztowcĂłw. W spĂłr zbiorowy z ministrem SchetynÄ… weszli natomiast zwiÄ…zkowcy z policji. Duşą akcjÄ™ strajkowÄ… na wzĂłr Hiszpanii, zapowiadajÄ… teĹź transportowcy. Minister Pawlak oĹ›wiadczyĹ‚, Ĺźe dyskusje nad obniĹźkÄ… paliwowej akcyzy w rzÄ…dzie nadal trwajÄ…... 66 proc. PolakĂłw uwaĹźa, Ĺźe homoseksualiĹ›ci nie powinni publicznie deklarować swoich preferencji i manifestować na ulicach. „Gazeta Wyborczaâ€? zafundowaĹ‚a z tej okazji akcjÄ™ uĹ›wiadamiajÄ…cÄ…. Julia Pitera oznajmiĹ‚a o nowej aferze z udziaĹ‚em polityka PiS. Zbigniew Wasserman jako minister miaĹ‚ sobie kupić do gabinetu rower do ćwiczeĹ„. Wasserman wyjaĹ›niĹ‚, Ĺźe rower miaĹ‚ rzeczywiĹ›cie, ale pochodziĹ‚ on z magazynu BOR, gdzie kurzyĹ‚ siÄ™ w czasie remontu sali ćwiczeĹ„ tej sĹ‚uĹźby.


10|

13 czerwca 2008 | nowy czas

wielka brytania świat tydzień w skrócie Panika w UE przed referendum w Irlandii, które ma zadecydować o przyszłości Traktatu Lizbońskiego. Siły przeciwników i zwolenników rozkładały się po równo. Premier słał do Irlandczyków błagalne wezwania o wsparcie traktatu. Wyniki referendum podano już po zamknięciu tego numeru. Na szczycie UE – USA podjęto wiele uzgodnień dotyczących m.in. sytuacji w Iranie, Iraku, Afganistanie czy Zimbabwe. W komunikacie końcowym nie znalazło się poparcie Unii dla budowy tarczy antyrakietowej. Pożegnalna podróż prezydenta George'a W. Busha po Europie objęła także Stolicę Apostolską. Ojciec Święty Benedykt XVI wyróżnił Busha spotkaniem w wieży św. Jana i spacerem po watykańskich ogrodach. W Sankt Petersburgu odbył się szczyt WNP. Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiejew spotkał się z tej okazji z prezydentami Gruzji Saakaszwillim i Ukrainy – Juszczenką. Ostrzegł obydwa kraje przed wchodzeniem do NATO. Znacznie dalej poszedł rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który oświadczył, że wejście Gruzji do NATO oznaczałoby „katastrofę na Kaukazie i rozlew krwi”. Przy okazji Ławrow oświadczył, że w przyszłym roku ceny gazu dla Ukrainy wzrosną dwukrotnie. W czasie spotkania prezydenta Dmitrija Miedwiedijewa z kanclerz Angelą Merkel ponownie wyrażono poparcie Niemiec i Rosji dla idei budowy Gazociągu Północnego. Nowy parlament Gruzji odbył inauguracyjne posiedzenie. Obrady zbojkotowała opozycja, która nadal twierdzi, że wybory były sfałszowane. W Bułgarii wiceministra spraw zagranicznych Feima Czauszewa zastąpił Radion Popow. Zamiana okazała się skandalem, bo jeden agent zastąpił drugiego agenta. Od 1990 roku w rządzie Bułgarii zasiadało 107 agentów komunistycznej bezpieki (w tym dwóch premierów). W parlamencie etatowych pracowników SB i jej współpracowników doliczono się 130. 15 czerwca odbywały się w Macedonii dodatkowe wybory parlamentarne w 186 lokalach na terenach zamieszkałych przez mniejszość albańską. Z powodu incydentów zbrojnych wcześniej musiano głosowanie przerwać. Prezydent Macedonii musiał odwołać wizytę w Grecji. Powodem był brak zgody na lądowanie w Atenach jego samolotu, ponieważ miał on napis „rząd Macedonii”. Grecy domagają się zmiany nazwy tego kraju na Republika Skopje, uważając, że Macedonia to część ich historycznej krainy.

stany zjednoczone

wybory prezydenckie

Obama powalczy z McCainem bartosz rutkowski

Teraz wszystko jest jasne. W listopadowej walce o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych zmierzą się demokrata Barack Obama i republikanin John McCain. Senator Hillary Clinton, która uchodziła za pewniaka demokratów na prezydencką nominację, musiała ustąpić. Jej rywal, czarnoskóry polityk z Illinois szedł jak burza. W tej sytuacji była pierwsza dama nie miała innego wyjścia, jak zwrócić się do swoich zwolenników – a trzeba pamiętać, że w prawyborach głosowało na nią 18 mln Amerykanów – by oddali swój głos na Obamę. Miała w rękach wszystko: doświadczenie polityczne, poparcie swego męża, byłego prezydenta, ogromne pieniądze, a jednak przegrała z nikomu wcześniej nieznanym Barackiem Obamą. Przegrała, bo go zlekceważyła, podobnie jak z wyniosłością traktowała zwykłych wyborców. I potem teatralne gesty, gdy publicznie płakała, nie mogły zmienić obrazu wyniosłej kobiety.

Obama nie zrezygnuje jednak z Clinton, bo nadal ma ona ogromne poparcie w Stanach Zjednoczonych, popiera ją także wielu prominentnych działaczy Partii Demokratycznej. Być może Hillary będzie osobą numer dwa w USA, być może Obama powalczy o poparcie nie tylko Hillary, ale i jej męża, Billa.

W obronie dzieci Komisja ONZ oskarżyła Wielką Brytanię o łamanie Praw Dziecka. Zdaniem komisji w ostatnich latach (2002-2006) zwiększyła się liczba aresztowań nieletnich, a zmniejszyła liczba oskarżeń w sądach dla nieletnich, co wskazuje na niesłuszne zatrzymania i powoduje tworzenie klasy przestępczej. Z podobną krytyką spotkała się ustawa rządu laburzystowskiego dotycząca antyspołecznych zachowań. Tak zwane ASBO (antysocial bahaviour) pozwala władzom upublicznić nazwisko i zdjęcie nieletniego przestępcy, co jest zdaniem komisji, złamaniem prawa do anonimowości, jakie przysługuje nieletnim. Z opublikowanego raportu wynika również, że w Wielkiej Brytanii w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej przebywa najwięcej nieletnich w aresztach. W ubiegłym roku pod kluczem znalazło się 2900 młodocianych poniżej 18 roku życia. Chociaż od 1990 roku w brytyjskich aresztach zmarło 30 nieletnich, nie powołano żadnej komisji do zbadania

warunków panujących w ośrodkach odosobnienia, jak również przyczyn śmierci aresztowanych. Komisja wyraziła także poważne zastrzeżenia w sprawie zdrowia nieletnich i warunków socjalnych, w jakich żyją. Jedno dziecko spośród dziesięciu nieletnich w wieku od 5 do 16 lat cierpi na rozpoznawalną chorobę psychiczną. Około 1,3 mln dzieci wychowuje się w patologicznych rodzinach, najczęściej dotkniętych alkoholizmem. Według raportu, w badanym okresie sytuacja pogorszyła się, nie było żadnych inicjatyw władz w celu zmniejszenia dysproporcji między bogatymi i biednymi rodzinami. To właśnie w rodzinach biednych, podkreślają autorzy raportu, występuje problem macierzyństwa w wieku nieletnim. Autorzy krytykują także media, które przedstawiają nieletnich w najgorszym świetle. Ponad 70 proc. artykułów i programów miało według raportu wymowę negatywną. (gm)

komentarz 13

Kiedy Hillary Clinton ogłaszała po 17 miesiącach walki swoją rezygnację, jej głos się łamał. Bo ostatecznie runęły jej plany na zostanie pierwszym prezydentem kobietą. – Popieram go i proszę, byście wy też go poparli – zwracała się Hillary do swoich zwolenników. Na twarzach ludzi, którzy ją po-

pierali, widać było łzy. O to, by pani Clinton wycofała się z bratobójczej walki apelowali działacze demokratów od dawna. Ta wyniszczająca walka była na rękę Johnowi McCain, który już dawno zapewnił sobie nominację swojej partii na prezydenta. Spokojnie przyglądał się, jak Obama i Clinton obrzucają się błotem, jak kolejne dziesiątki milionów dolarów idą w dym. Teraz sztab McCaina też musi ruszyć ostro do pracy. Ciąży na nim przede wszystkim odium władzy George’a W. Busha, ocenianego dziś bardzo nisko przez amerykańskie społeczeństwo. To nie ten sam Bush, który stawał na ruinach nowojorskiego World Trade Center w roku 2001 i mógł liczyć na prawie 80-procentowe poparcie. Potem rozmienił to na drobne. Zaszkodziła mu operacja w Iraku, której końca nie widać. Nie widać też końca ofiar i ogromnych pieniędzy, jakie ta wojna pochłania. Na dodatek zatrzęsło światowymi rynkami. Odczuła to i Ameryka. Ceny paliw są dziś rekordowe i to również obciąża konto Busha. Jego następca, McCain, robi co może, by się tylko oderwać od prezydenta, nawet jego poparcie potraktował jak pocałunek śmierci. Za Johnem McCainem stoi doświadczenie, wspaniała przeszłość, ponad pięcioletnia niewola w komunistycznym Wietnamie. Obama jest przy nim żółtodziobem, który chciałby zmieniać, zmieniać i zmieniać. I między takimi dwoma biegunami będą musieli za kilka miesięcy wybierać Amerykanie. Wybór mają bardzo trudny.

Błędy pilota LOT-u Boeing 737 należący do Polskich Linii Lotniczych cudem uniknął kolizji z drugim samolotem zaraz po starcie z lotniska Heathrow. Polski samolot miał 95 pasażerów na pokładzie i leciał z Londynu do Warszawy. Do niebezpiecznej sytuacji doszło po tym, jak pilot wprowadził do pokładowego komputera błędne dane na temat kierunku lotu, skierował samolot zamiast na zachód, na wschód. Załoga nie zauważyła błędu i samolot znalazł się na

trasie innego lotu. Interweniowała wieża kontrolna, ale komunikacja z pilotem była utrudniona z powodu słabej znajomości języka angielskiego. Polecenia wieży kontrolnej nie były natychmiast odczytane, co opóźniło powrót samolotu na lotnisko. Na szczęście do kolizji w powietrzu nie doszło. O dramatycznej sytuacji poinformowana została również załoga drugiego samolotu, który w celu uniknięcia kolizji musiał zmienić kierunek lotu. (gm)

Miłosne listy do Fritzla – To niestety znane zjawisko, kiedy w zwykłych ludziach rodzi się fascynacja potworem – mówią austriaccy psychologowie na wieść o tym, że 73-letni Josef Fritzl otrzymał już ponad 200 miłosnych listów od swoich zwolenniczek We wszystkich tych listach dostał zapewnienia o sympatii, wręcz uwielbieniu dla jego osoby. A przypomnijmy, że jest to mężczyzna, który w piwnicy swojego domu w austriackim miasteczku Amstetten więził przez 24 lata swoją córkę i spłodził z nią siódemkę dzieci. Teraz Fritzl jest na obserwacji psychiatrycznej i lada dzień specjaliści wydadzą werdykt, czy jest poczytalny i może odpowiadać za swoje czyny. (br)


|11

nowy czas | 13 czerwca 2008

wielka brytania świat stany zjednoczone

walka z terroryzmem

tydzień w skrócie

Chcę zginąć jak męczennik! Bartosz rutkowski

Kiedy prokurator zapytał Khalida Sheikha Mohammeda, jednego z pięciu oskarżonych w amerykańskiej gazie Guantanamo na Kubie, czy rozumie zarzuty, ten niewzruszony poprosił o... karę śmierci dla siebie. Dodał, że chce zginąć jak męczennik. Właśnie rozpoczął się pierwszy proces pięciu oskarżonych o przygotowywanie zamachów z 11 września 2001 roku na Amerykę. Oskarżeni weszli do sali sądowej w wojskowej bazie Guantanamo pod eskortą, ale na rękach nie mieli już kajdanek. Z niewielkimi okularami na nosie i siwiejącą już brodą Khalid Mohammed wyglądał na znacznie chudszego niż wtedy, gdy w roku 2003

pojmały go w Pakistanie tamtejsze służby specjalne, a potem przekazały Amerykanom. Od czasu do czasu Mohammed wyśpiewywał wersy Koranu, starając się nie dopuścić do głosu sędziego Ralpha Kohlmanna, pułkownika Marines, który reprezentuje w tym trybunale Amerykę. Na nic zdały się ostrzeżenia pod adresem Mohammeda, nazywanego kiedyś człowiekiem numer 3 w al-Kaidzie, że jeśli potwierdzą się przeciwko niemu zarzuty grozi mu egzekucja. – Tak, to jest to czego pragnę, być męczennikiem na długi czas – deklarował oskarżony i dodał, że jeśli taka jest wola Boga, to on się z nią zgadza. Zarówno Mohammed jak i czterech jego kompanów może dostać najwyższy wyrok, czyli karę śmierci i mogą być skazani ze zbrodnie wojenne, konspirację, ataki na cywilów, terroryzm i planowanie porwań samolotów, które zostały potem przez terrorystów użyte do ataków w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Zarzuca się im spowodowanie śmierci 2973 ludzi, którzy zginęli w World Trade Center, wielu ludzkich istnień w Pentagonie oraz w katastrofie porwane-

go samolotu, który rozbił się w Pensylwanii. Ten rozpoczęty proces jest jednocześnie wielkim testem dla specjalnego trybunału wojskowego, jaki sądzi ludzi osadzonych od lat w bazie w Guantanamo. Oskarżyciele obawiali się, czy Mohammad i jego kompani wykorzystają trybunał do przedstawienia propagandowego al-Kaidy. Jak na razie nic takiego się nie stało. – Nie ma nic poza Bogiem, tylko jemu ufam – podśpiewywał sobie Mohammed, którego daremnie starał się uspokoić Kohlmann. Ten główny oskarżony był przez długi czas przesłuchiwany przez agentów CIA w jakimś tajnym miejscu na kuli ziemskiej nim dostarczono go do Guantanamo w 2006 roku. Takie wojskowe trybunały nie są wynalazkiem dzisiejszych czasów, istnieją one bowiem od prezydentury George’a Washingtona i były używane po zakończeniu wojny domowej. – Tym razem Ameryka wprowadza taki trybunał w czasie, gdy nie prowadzi z żadnym krajem wojny – tłumaczył generał sił powietrznych, Tom Hartmann, jeden z wyższych przedstawicieli trybunału.

Estonia oskarżyła Rosję o naruszenie jej przestrzeni powietrznej. Moskwa tradycyjnie zaprzeczyła.

To jednak specyficzne ciało, dziennikarze mogą przyglądać się rozprawie w specjalnym pomieszczeniu na monitorach telewizyjnych. Nie ma ani jednego fotografa na sali sądowej, nie ma artysty, który – jak to ma miejsce w amerykańskich sądach – robiłby szkice oskarżonym. W tej niewielkiej sali dla obserwatorów znalazło się miejsce dla Fanga A. Wonga, członka Legionu Amerykańskiego. – Czekałem na ten dzień długi czas – mówił Wong, wchodząc do ściśle strzeżonego kompleksu. Nie wiadomo jaki będzie los trybunału i tego więzienia. Na pewno pozostanie do czasu obecnej prezydentury George’a W. Busha. Ale potem, wszystko może się zdarzyć, bo obaj kandydaci na prezydenta USA, a więc Barack Obama i John McCain zapowiedzieli, że jeśli tylko obejmą najwyższy urząd w kraju, to zamkną ten więzienny ośrodek. A wtedy, jak się już planuje, zostanie przeniesiony do Fort Bragg, Fort Lewis, albo w jakieś inne miejsce już na amerykańskiej ziemi. Procesy potrwają kilka tygodni, wszystkim oskarżonym grozi kara śmierci.

Ministrowie pracy krajów unijnych uzgodnili, że tydzień pracy w UE ma trwać 48 godzin, ale za zgodą pracowników można go wydłużyć. Trybunał konstytucyjny Turcji odrzucił poprawkę konstytucji, która zezwalała studentkom na noszenie islamskich chust. Poprawkę taką przeforsowała rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju. Iran, który spodziewa się sankcji także ze strony UE wycofał po cichu swoje lokaty z europejskich banków. Z Czech donoszą o spowolnieniu tempa wzrostu PKB. Spadło ono w I kwartale do 5,3 proc. Jest to najwolniejsze tempo od 3 lat. Czesi mogą się jednak cieszyć spadkiem bezrobocia, które obecnie wynosi tylko 5 proc. Inflacja na Litwie jest największa od lat 11. W stosunku rok do roku wyniosła ona 12 proc. Duch czasów. Watykańska żandarmeria stworzyła dwa nowe oddziały – szybkiego reagowania i walki z sabotażem.


12|

13 czerwca 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Fety, wety i odwety Krystyna Cywińska

Przeżyliśmy jakoś ubiegły tydzień. A teraz go przeżuwamy. Co jest też misją i miską strawy felietonisty. Nienadążającego za wydarzeniami. Ani w polityce, ani w sporcie. Bo w rozgrywkach tych obu formacji tydzień to prawie wieczność. Kiedy piszę ten felieton, jesteśmy już po walce o gole z Niemcami. A przed walką o gole z Austriakami. I czuję się jak ta szkapa dorożkarska, zawsze w tyle za wyścigowymi końmi.

Oni dosiedli laptopów z wynikami meczu, a ja przeżuwam ten poprzedni. Fatalnym obrokiem. Siedzieliśmy przed telewizorem w ubiegłą niedzielę jak Pan Bóg i powinność patrioty nakazują. Nie my jedni, Polacy, zaprzątamy pana Boga do mieszania futbolu z patriotycznym uniesieniem. Uniesienie było najpierw szampańskie, a potem kwaśne jak ocet. – Nie przeżyję tego odwrotu! – jęknął Grzegorz, hydraulik, topiąc rozpacz w kuflu piwa. Ale pianę miał na ustach. – Odwrotu? Jakiego odwrotu? – pytam. – Spod Klagenfurtu. – Przeżyjesz Grzesiu, przeżyjesz. Różne przeżywaliśmy odwroty. Dwa razy spod Moskwy. Raz z hetmanem polnym Stanisławem Żółkiewskim, a drugi raz z Napoleonem Bonaparte, który wciąż figuruje w naszym narodowym hymnie. Przeżyjemy teraz odwrót spod Klagenfurtu z Beenhakkerem. Dla Grzegorza, lat 26, narodowe klęski i odwroty z wojennych wypraw to żadne porównanie. Żadna klęska dziejowa nie dorównuje klęsce w futbolu. – Przecież Klagenfurt miał być drugim Grunwaldem! – Mamy szczęście – ja na to – że nie będziemy się w czwartek bić z Turkami! Mogliby się na nas odegrać i wziąć odwet za Wiedeń. – Rozgrywki sportowe to teraz tylko fety, wety i odwety – orzekła pani w wieku lat okrytych tajemnicą przeżyć. Nie tylko wojennych. – Przegrali-

śmy przez tego renegata. – Oj nie lubi Niemców, nie lubi! – pomyślałam. – Jakiego renegata? – No tego Podlaskiego! – Nie Podlaskiego – koryguje jej wnuczka – ale Podolskiego babciu. A babcia jest nieprzejednana. – Tym gorzej – powiada. – Podole zawsze było patriotyczne. To ziemia naszych osadników wojskowych. Bili się za ojczyznę. On pewnie też z nich. Renegat i tyle! Żeby Polak w niemieckich barwach strzelał do Polaków i to butem z godłem niemieckim? Zdrajca! Gdzie się podział ten nasz czarnoskóry Polak Olisadebe? Może by strzelił Niemcom choć jednego gola? Nic nam nie pomogło. Ani skandowanie kibiców: Poulska! Poulska! Ani flagi nad głowami, ani wojenne biało-czerwone twarze, ani śpiewanie „Marsz, marsz Dąbrowski”. Po drugim golu zamknęłam oczy. Babcia modliła się o pomstę na Niemcach do Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej. Grzegorz poprosił o wkładkę do piwa, jego dziewczyna zjadła trzecią porcję orzechowego tortu, a mój mąż ziewnął i prowokacyjnie spytał: –A nie mówiłem? Mówiłem, że nam dokopią. Dobrze, że nie pięć do zera. I tak przyjemnie zapowiadający się wieczór towarzyski przy piłce nożnej skończył się polemiką niemal na noże. Co tylko potwierdza aksjomat, że w czasach względnego spokoju piłka nożna zastępuje wojnę, a stadiony pola bi-

tew. Z całą prymitywną wojenną oprawą. Idą na tę wojnę zastępy kibiców bijących w kotły, bębny i tarabany. Z godłami narodowymi na piersiach, ze szkaplerzami. Wznoszą modły do nieba, a piłkarze żegnają się krzyżem. Niczym w pięknym opisie idących do boju Polaków w książce Józefa Wittlina „Sól ziemi”. I bardzo proszę z Polaków nie kpić. Ani im nie przypisywać wyłączności na patriotyczną megalomanię. Przed ostatnim Mundialem angielski dziennik „Daily Telegraph” opublikował artykuł wstępny o boskiej Anglii, kraju wybranym. To już kolejny naród sobie to przypisujący. On balance, God probably is English – stwierdzono w nagłówku tego artykułu. Probably? Typowe angielskie understatement, potwierdzające fakt. A boskość Anglii ma potwierdzać fakt, że to Anglicy wymyślili football. Nie żadni Chińczycy tym się chwalący. Silly Chinamen. To Anglicy ustalili zasady tej boskiej gry for heaven sake. Byli jej pierwszymi mistrzami, eksportowali football do krajów całego świata. Przekształcili go w symbol narodowej dumy. Our God is in heaven, królowa w pałacu, nasi piłkarze z boskim Davidem Beckhamem idą do boju. Na domach i samochodach łopoczą flagi św. Jerzego. Słychać okrzyki szekspirowskiego dramatu „Henryk V”: For England and St

George! Róże kwitną, żaby kumkają, dęby prężą się w parkach, nad ogródkami unoszą się dymy z barbecue. Pod niebo strzelają korki szampana na zwycięstwo. „Mamy je prawie w kieszeni” – napisał wtedy „Daily Telegraph”. Inne gazety też. Jak w roku 1966, kiedy w finale Mundialu Anglicy pokonali Niemców. A telewizja nadawała fragmenty tamtego zwycięstwa. No i co powiecie? Ten ostatni Mundial przegrali. Wrócili z nosami na kwintę. A wieczorem, po klęsce, spici, jak zmyci wylegli na ulice z łomami i kamieniami. I tłukli się nawzajem z tej rozpaczy. Jak się okazało, on balance Bóg nie okazał się patriotycznym Anglikiem. A po tamtej przegranej w Mundialu brytyjska telewizja nadawała jeden po drugim filmy wojenne. Jak to Brytyjczycy dali w tej wojnie łupnia those bloody Huns – że zacytuję z brytyjskich mediów. Nie tylko Polsce się sugeruje i dopinguje, żeby dokopać Szwabom. I nie tylko Polaków for heaven sake cechuje szowinizm. I szkoda mówić o tak zwanym duchu sportowym. Dawno ducha wyzionął. Ten zwycięża, kto przetrwa. Przetrwaliśmy niejeden odwrót w naszych dziejach. A Pana Boga i Matkę Boską lepiej w to nie mieszać. I zostawić ich w świętym spokoju w niebie, gdzie nie muszą oglądać bitew o gole. Bo by osiwieli z przerażenia.

Podróż sentymentalna Przemysław Wilczyński

Dlaczego Jaworski z Dąbrowy czy Kowalski z Warszawy nie wrócą z Wysp do Polski? Nie z powodu aborcji, eutanazji, lustracji czy Lecha Wałęsy. Nie wrócą, dopóki będzie się w Polsce robić z ludzi durniów. Uporczywie i konsekwentnie. Bezinteresownie i za niewielką dopłatą.

Tak, Polska to miejsce, w którym na co dzień wychodzi się na idiotę. Podam dziś kilka przykładów; zabiorę Was w podróż sentymentalną po znanych Wam budynkach. Korytarze znacie: odpada ze ścian tynk; co jakiś czas przemyka mało uprzejma pani, która odsyła do pokoju 212. Przejdziemy się wzdłuż trzech korytarzy: szpitala w Lublinie, Urzędu Skarbowego w Krakowie i ZUS-u w Warszawie. Trzy historie: jedną przeżyła osoba mi bliska (nazwijmy ją Iks), drugą przeżyłem sam, a trzecią przeżyli stołeczni emeryci. Zapraszam serdecznie. Na początek zapraszam na korytarz w Lublinie. Iks kilka miesięcy temu dostaje diagnozę: naczyniak mózgu. Diagnozę stawia sobie sam – pomoc lekarzy w tej materii jest raczej nienachalna. Z diagnozą w ręku zaczyna poszukiwania szpitala, który wykona stosowną operację. Po dwóch miesiącach udaje mu się w Lublinie, gdzie – jak wieść niesie – są najlepsi fachowcy. Iks zarzuca obowiązki zawodowe. Wiadomo – zdrowie najważ-

niejsze. Jedzie do Lublina kilkaset kilometrów. Jedzie do najlepszych fachowców. Przy wejściu mówi uprzejmie pani Igrek, w czym rzecz. Pani Igrek dopija jeszcze herbatę i mówi, że Iks przyjechał niepotrzebnie, bo nie ma miejsca, a mający operować go lekarz pojechał na urlop. Nie ma więc nic, co przydałoby się do operacji, myśli Iks – ani lekarza operującego, ani miejsca na operację. Dużo nagłych przypadków, istny zawrót głowy – mówi zdrowa Igrek choremu Iksowi. I dodaje, że Iks może spokojnie położyć się na korytarzu i zaczekać. Tą deklaracją żadnej łaski Iksowi nie robi, Iks ma wszak świadomość, że położyć się na korytarzu i poczekać może wszędzie: na dworcu w Rybniku i w Urzędzie Skarbowym w Krakowie również. No właśnie – zapraszam na dalszą część podróży sentymentalnej do Krakowa. Co by było, gdyby Iks, czekając na operację w Lublinie, położył się na korytarzu krakowskiej „skarbówki” i zaczekał przy okazji na „zaświadczenie o niezaleganiu”? Gdyby tak zaległ

na tym korytarzu, może przechodziłby tamtędy jakiś zalegający z podatkiem w Krakowie neurochirurg z Lublina i, zobaczywszy Iksa, zaproponowałby mu przeprowadzenie operacji? Zdążyłby ją przeprowadzić spokojnie, bo żeby „zaświadczenie o niezaleganiu” uzyskać (czytaj: by udowodnić państwu polskiemu, że się go nie okrada), trzeba czekać siedem roboczych dni. Przez siedem dni można przeprowadzić dużo operacji. Prześledźmy jednak tutejszą procedurę robienia z ludzi durniów. Po kolei. Najpierw idę do pokoju 303, w którym Pani mówi, że trzeba napisać podanie i zejść na parter do kiosku, celem wniesienia opłaty za zaświadczenie. Na parterze w kiosku czekam 15 minut w kolejce, bo wszyscy chcą mieć specjalny druczek opłat. Po długim oczekiwaniu druczek dostaję. Wnoszę opłatę 20 złotych za zaświadczenie plus trzy złote opłaty za możliwość wniesienia opłaty. Pani w 303 zabiera druczek i mówi, żeby przyjść za siedem dni. Czynię jak mówi, ale po

siedmiu dniach okazuje się, że tak jak w Lublinie nie ma łóżka, tak tu nie ma zaświadczenia. Awaria systemu. Przybywam więc ponownie po dwóch dniach. Przybywam, ale nie przybywa ze mną – ach tak: moja wina! – mój dowód osobisty. – Jak to, do urzędu bez dowodu?! – pada rytualna fraza, po której nie pozostaje nic innego, jak wyjść i wrócić nazajutrz. I na koniec zapraszam na trzecią część podróży sentymentalnej. „Warszawski ZUS (…) poprosił seniorów o potwierdzenie na piśmie, że jeszcze nie umarli. Niniejszym oświadczam, że pozostaję przy życiu – taką deklarację musiała podpisać emerytka z Warszawy” (cytat za „Dziennikiem”). Znalazła się pewna rezolutna pani, która odpisała: Niniejszym oświadczam, że umarłam . Rezolutna pani wiedziała, co robi. Wieloletnie doświadczenie podpowiadało jej niezawodnie to, co i nam podpowiada: że sentymentu do szpitala w Lublinie, „skarbówki” w Krakowie i ZUS-u w Warszawie nabrać można tylko zza grobu.


|13

nowy czas | 13 czerwca 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Urzędnicy komisji ONZ wystawili Wielkiej Brytanii złe świadectwo. Tutejszy wymiar sprawiedliwości dyskryminuje dzieci. Każdy (poza dziećmi, tymi dyskryminowanymi) ma wprawdzie inne doświadczenie, ale statystyki mówią swoje. Liczba przestępstw się zmniejsza, liczba zatrzymań zwiększa. Powstaje nowa klasa – niedożywionych, młodocianych przestępców, których, zdaniem komisarzy ONZ, tworzy istniejące prawo. Najbardziej kontrowersyjną ustawą, sprzeczną z Konwencją Praw Dziecka, są przepisy dotyczące antyspołecznych zachowań nieletnich (antysocial behaviour, w skrócie ASBO). Zgodnie z tymi przepisami młodociany przestępca traci prawo do anonimowości. Jego nazwisko i zdjęcie może być upublicznione. I to jest, podkreśla komisja, sankcjonowane przez rząd łamanie praw dziecka. Statystyki swoje, życie swoje. Powszechnie wiadomo, że ustawy ASBO są nieskuteczne, do tego stopnia, że przez młodocianych traktowane są jako swego rodzaju nobilitacja. Policja jest bezradna, aresztuje w przypadkach już skrajnych i żeby nie zwiększać niekorzystnej statystyki, zwalnia bez żadnych konsekwencji. Czy dlatego jest więcej aresztowań i mniej przestępstw? Przestępstwa, które nie trafiają do sądu, nie są przestępstwami. I to doprowadziło komisarzy ONZ, pochylonych nad statystykami, do logicznego wniosku – młodociani są bezpodstawnie aresztowani. Ktoś popełnił błąd i wkrótce będzie on skorygowany. Krucjata dziecięca ruszy do kontrataku wspierana przez swoich obrońców. Nie jest też tak, że władze są nieprzygotowane. Unikanie konfliktu z młodocianymi praktykowane jest od lat.

Przykład z życia. Znajomy kierowca nocnego autobusu w Londynie, bez żadnego związku z raportem ONZ (bo o nim nie wiedział) opowiedział mi o swoich rozterkach. Poważnie myśli o zrezygnowaniu z tej pracy ponieważ wynagrodzenie ma się nijak do zagrożenia (często życia kierowcy) prawie każdej nocy. Opowiedział mi scenki mrożące krew w żyłach. Kierowca z założenia jest na straconej pozycji. Nie może pod żadnym pozorem opuścić swojej kabiny i to jego obserwuje pokładowa kamera, a nie atakującego. Zwykle młody, często nieletni, zakapturzony pasażer, albo grupa, bez żadnej obawy, że zostanie aresztowana, wymusza swoje prawa. Jazda bez biletu, picie alkoholu, niszczenie autobusu to wszystko należy do łagodnych zakłóceń. Każdy kierowca musi spodziewać się najgorszego, że zamiast nieważnego biletu zobaczy nóż i usłyszy żądanie oddania pieniędzy. Pomoc przychodzi wtedy, kiedy sprawców już nie ma. To opóźnienie, udowadniał znajomy kierowca, jest celowe. A wydawało się, że atak na kierowcę autobusu jest traktowany przez prawo podobnie jak atak na policjanta. Najważniejsze są jednak statystyki. Ma być dobrze, będzie dobrze. Musimy zapewnić dzieciom błogi stan niewinności. A jeśli fakty przeczą teorii, tym gorzej dla faktów.

absurd tygodnia Papież koncernu Microsoft William Gates III spadł w rankingu najbogatszych na trzecią pozycję. Przez ostatnie 12 lat plasował się na pierwszej pozycji listy magazynu Forbes. Pierwsze poważne pieniądze, 20 tysięcy dolarów, zarobił „Trey” – jak pieszczotliwie nazywał go ojciec – w wieku 14 lat w przedsięwzięciu zwanym Traf-O-Data, którego celem było stworzenie urządzenia do pomiaru ruchu ulicznego. W bieżącym roku ciężko zarobiona kwota 57 miliardów dolarów zapewne po raz kolejny stanowić będzie ogromne wyzwanie dla Amerykańskiego Federalnego Urzędu Skarbowego. Sam roczny podatek za posiadłość w Medinie, gdzie mieszka Gates, to 991 tysięcy dolarów. Przy ostatnich rozliczeniach Williama Urząd Skarbowy zmuszony został do zakupienia specjalnego serwera, który poradziłby sobie z nadpłaconym podatkiem głównego architekta oprogramowania. Bill musiał się tłumaczyć niesłusznie przed fiskusem, a jego zdaniem zawiniły komputery i ich systemy obliczeniowe. Urząd nie chciał ujawnić czy używał oprogramowania Microsoft.

Wacław Lewandowski

Uniknąć uproszczeń Zacznę od makabreski, podobno autentycznej. Opowiadał mi ją kiedyś znajomy policjant. W małym miasteczku właściciel domu letniskowego, na co dzień mieszkający w Warszawie, zlecił dwóm miejscowym majstrom remont. Dał im klucze, pozwolił nocować na miejscu, wyznaczył termin wykonania remontu wnętrza i pojechał do siebie. Fachowcy, jak to fachowcy, coś tam kuli w ścianach całymi dniami, hałasowali, wywozili gruz. Od wieczora do przedświtu hałas był większy – panowie już wypoczywali, byli pod dobrym gazem i kłócili się, wymieniając głośne okrzyki i rycząc niemiłosiernie. Którejś nocy nagle wszystko ucichło. Mieszkańcy okoliczni zrazu odetchnęli z ulgą, ale gdy i za dnia nie stwierdzili w sąsiedniej posesji żadnego ruchu, obserwowali jeszcze dwa dni, a w końcu zawiadomili policję. Ekipa sprawnie wyważyła drzwi, dwóch śledczych weszło do środka. W przedpokoju zastali zwłoki jednego z robotników z siekierą paskudnie wbitą w potylicę. W kuchni, na rurze instalacji gazowej dyndał wisielec – drugi z majstrów. Wszędzie ślady hucznej imprezy, sporo butelek, niektóre jeszcze nie opróżnione. Na stole karty do gry i pieniądze, najwidoczniej pula.

– Nic tu po nas, sprawa prosta – powiada jeden ze śledczych. – Pili, grali w pokera, pokłócili się, jeden drugiego załatwił siekierą, potem nieco wytrzeźwiał, zrozumiał, co zrobił, wziął sznur i się powiesił... – Słuchaj – drugi na to – a może to nie jest tak proste? Może było inaczej? Może ten pierwszy powiesił tamtego, a potem się zabił siekierą dla niepoznaki? Trzeba to zbadać, żeby uniknąć uproszczeń! Pamiętając o tej przestrodze, mam związane ręce... Miałem ochotę napisać o kilku sprawach, o których nie sposób coś powiedzieć nie wpadając w pułapkę uproszczeń. Chciałem, na przykład, napisać, że dobrze byłoby, gdyby Wałęsy pozew przeciw Kaczyńskiemu doprowadził do rozprawy sądowej, bo jakiś sąd musiałby wreszcie rozstrzygnąć, kto, kiedy i do kiedy był agentem „Bolkiem”, przez kogo był sterowany i prowadzony. Ustaliwszy fakty, sąd musiałby ukarać któregoś z prezydentów (byłego lub obecnego), zależnie od tego, który z nich w tej sprawie kłamie... Ale – unikajmy uproszczeń i zgódźmy się, że obu stronom konfliktu najbardziej zależy na tym właśnie, by fakty nigdy nie zostały stwierdzone i by sprawa pozostała skomplikowana, tzn. poddająca się w

równym stopniu każdej z przeciwstawnych interpretacji. Mógłbym, drugi przykład, napisać, że nie da się wygrać w piłkę nożną z reprezentacją Niemiec, jeśli wierzy się, że Żurawski się „odbuduje” i zechce kiedyś strzelić bramkę, bo o to w końcu chodzi w tej grze. Ale to też byłoby uproszczeniem, bo przecież lepiej jest, gdy w meczu piłkarskim dostrzeżemy wysoce skomplikowane zjawisko, o którego przebiegu decydują nie tylko głębokie pokłady psychiki zawodników, ale i siły nadprzyrodzone i przedziwny splot oddziaływań mocy w ogóle niewyobrażalnych i niedefiniowalnych. Mógłbym wreszcie powiedzieć, że rząd – obojętnie Browna czy Tuska – rząd, który nie robi niczego pożytecznego, albo zgoła rzeczy niepożyteczne, powinien zostać szybko zmuszony do dymisji i w demokracji powinny być mechanizmy taką możliwość gwarantujące. To jednak byłoby wielce uproszczonym widzeniem demokracji, tego bóstwa czasów obecnych, bóstwa, które właśnie ma się zdawać tyleż dobrotliwym, ile tajemniczym i nieprzeniknionym... Nie powiem więc niczego. Popatrzę w kartkę papieru i nie umieszczę na niej żadnego zdania. Warto unikać uproszczeń, o czym wiedział ów przenikliwy śledczy.


14|

13 czerwca 2008 | nowy czas

czas przeszły teraźniejszy

Kadry z życia Markiewicza – A tu jest babcia, Marysia, tato i Jerzyk... A to babcia kąpie Olę... A to jestem ja, na kolanach Arciszewskiego. Tato zrobił mu ostatnie zdjęcie przed śmiercią i akurat ze mną. Tam, gdzie była polska szkoła sobotnia na Balham, do której chodziłam, była też bursa, gdzie mieszkał do śmierci Arciszewski i pani Arciszewska, którą nazywaliśmy Arcibaba. Baliśmy się jej – opowiada Teresa Stołongiewicz, najstarsza córka Jana Stanisława Markiewicza, fotografa, który za życia w życiu nie pozwoliłby sobie żadnej wystawy zrobić, bo „skromny był, taktowny, taki delikatny jakiś...” – powiedział jeden pan, który Markiewicza pamięta, jak robił zdjęcia w polskiej YMCA na Bayswater.

Elżbieta Sobolewska – To dawno temu było, wszyscy prawie z tych zdjęć poumierali, nikogo nie pamiętam, siebie bym nawet nie rozpoznał, ale Markiewicz to zawsze w muszce chodził. Dwóch miała fotografów powojenna Emigracja, osiadła w Londynie. – Ten drugi to był Bednarski, ja nie wiem, może on więcej tych osobistości fotografował, tych aktorów z ZASP-u – mówi prof. Jan Ciechanowski, który u Nicole w mieszkaniu przegląda zdjęcie po zdjęciu i szuka znajomych twarzy. Powinien kogoś pamiętać, bo to były przecież jego czasy, te lata 50., które w dwóch tysiącach fotografii zapamiętał Jan Markiewicz. – Andersa mnóstwo, paru Arciszewskich, tutaj jest Bór-Komorowski. A to chyba „zamek”, gdzie rząd na uchodźstwie urzędował, a może Instytut Sikorskiego? Na pewno nie Ognisko, tam nie było takich kandelabrów, a może były? Nic nie jest pewne, za dużo czasu minęło. – Nareszcie, nareszcie kogoś poznaję, przecież to mój przyjaciel Tadek Gierymski! Z żoną, poznali się w Dublinie, a to ci historia – kilkakrotnie powtarza profesor, który już teraz wie, że jego kilkugodzinna wizyta nie była na marne. Poznaje jeszcze Raczkiewicza, na jednym ze zdjęć jego zdaniem widnieje Cat-Mackiewicz, a tam może Lanckorońska? – Ma pan na tym stole kawałek polskiej historii – mówi do Jean Marca, który najpierw te fotografie znalazł, a teraz szykuje je na wystawę w Instytucie i Muzeum im. Generała Sikorskiego w Londynie. Prawie cała rodzina Markiewiczów i jego żony trafiła po wojnie do Anglii. Mieszkali tu bracia Jana Stanisława, tylko siostra Marysia została we Lwowie. – W dniu śmierci taty dostaliśmy list ze Lwowa, że ciocia Marysia nie żyje, nie bardzo utrzymywali kontakt, najpierw nie było można, potem byli za starzy... – wspomina pani Teresa i wyciąga pudło pełne zapomnianych dokumentów opisujących koleje życia Markiewicza. – Moja siostra przywiozła te różne papiery, kiedy odwiedziła nas Nicole. Ja ich nawet wcześniej nie widziałam! Te powojenne tak, na przykład dyplom potwierdzający nadanie tacie Złotego Krzyża Zasługi w 1981 roku, podpisany przez prezydenta Sabata. Za co on ten krzyż dostał? No chyba za te zdjęcia, które aż do emerytury robił. Urodził się w 1913 roku w Drohobyczu, jego żona pochodziła ze Lwowa. Poznali się jeszcze przed wojną, jako

›› Rodzina Jana Stanisława Markiewicza na otwarciu wystawy jego fotografii. na sto lat ko wie, a po tem tu taj spo tka li. – Ta to stu dio wał we Lwo wie, skoń czył pra wo na Uni wer sy te cie Ja na Ka zi mie rza, ale ni gdy nie pra co wał ja ko praw nik, lecz dla Ban ku Go spo dar stwa Kra jo we go w War sza wie. A tu są po twier dze nia, kwit ki, za świad cze nia, wszyst kie świa dec twa, oczy wi ście ma tu ra i obro na dy plo mu, ca ła je go służ ba w woj sku jest w tych świst kach, któ rych ja pra wie nie ro zu miem... Li sty, któ rych nie po tra f ię prze czy tać, bo ję zyk pol ski, w któ rym są na pi sa ne, jest jed nak dla mnie trud no zro zu mia ły. A jak by łam młod sza, to my śla łam, że na uczy li mnie mó wić pol skim przed wo jen nym – śmie je się pa ni Te re sa, tro chę roz cza ro wa na, tro chę za cie ka wio na co tam na tych „świst kach” urzęd ni cy kie dyś na pi sa li. – Są też li sty, mo że od bab ci, mo że od cio ci, mo że ktoś nam je kie dyś prze tłu ma czy, roz czy ta, niech sa ma pa ni spoj rzy, czy to coś w ogó le wia do mo? – Jak woj na wy bu chła, tra f ił do Ru mu nii, po tem in ter no wa no go w Szwaj ca rii, tra f ił do Fran cji. Ja za wsze my śla łam, że przy je chał tu przez Szko cję, a z pa pie rów wy ni ka, że wy lą do wał w So uthamp ton. Był po rucz ni kiem w

pie cho cie. W 1964 ro ku zo stał mia no wa ny ka pi ta nem i tak jak w przy pad ku te go me da lu, to chy ba za zdję cia, bo kto by ko go ty le lat po woj nie no mi no wał. Ale do brą opi nię ja ko ko le ga, czło wiek to za wsze miał: „Ofi cer o bar dzo du żych war to ściach mo ral nych, bar dzo tak tow ny i bez kom pro mi so wo rze tel ny. Bar dzo do bry ko le ga, wy róż nia się ide owo ścią i go to wo ścią do ofiar i po świę ceń... Trak to wa nie pod ko mend nych bar dzo do bre, tak tow ne i spra wie dli we oraz du ża tro ska o nich przy rów no cze snym sta wia niu wy so kich wy ma gań... In te li gen cja bar dzo du ża. Umysł po waż ny i głę bo ki, pa mięć do bra. Po sia da du żą zdol ność szyb kie go orien to wa nia się w każ dej sy tu acji.” Miał trzy dzie ści lat, kie dy tak pi sał o nim je go do wód ca. Kie dy przy je chał do An glii, sła bo mó wił po an giel sku, znał nie miec ki. – Po szedł na kurs fo to gra f icz ny, za czął ro bić zdję cia za raz po woj nie, swo je go wy kształ ce nia ni gdy nie wy ko rzy stał, zresz tą jak wie lu in nych, mu siał po pro stu na uczyć się tu ja kie goś za wo du, to na uczył się fo to gra f ii. Kie dy zo stał zde mo bi li zo wa ny, zda je się

miesz kał gdzieś na Ealin gu. Mat ka miesz ka ła na po cząt ku na Cla pham, wu jek Wła dek, naj star szy brat mo jej ma my pra co wał dla rzą du an giel skie go, był in ży nie rem. Ku pił ten dom, w któ rym po tem za miesz ka li śmy. Ad res jak na pie cząt ce: J.S. Mar kie wicz, 67 Gay vil le Ro ad, Lon don SW1. Ta to za wsze był z apa ra tem tam, gdzie by ły ja kieś pol skie wy da rze nia. Fo to gra fo wał Bo że Cia ło, ko mu nie i chrzty, po grze by i we se la. Za pra sza li go na uro dzi ny i po sie dze nia pol skie go rzą du, na ba le i pik ni ki. Wie le tych fo to gra f ii to po pro stu na sze, ro dzin ne ży cie, to mo je wy stę py w przed sta wie niach w St Ma ry’s Hall, to wi zy ta Świę te go Mi ko ła ja w przed szko lu, to tań czą ce Ta try w YM CA, gdzie wte dy od by wa ły się ich pró by, a ja jeź dzi łam z nim – wspo mi na pani Te re sa. – An gli ków fo to gra fo wał ma ło. Za to do sta wał zle ce nia od Wło skiej Izby Tu ry stycz nej, li nii lot ni czych Al lI ta lia i na wet fo to gra fo wał po ka zy wło skiej mo dy. Cho dzi łam z nim no cą na Re gent’s Stre et, gdzie by ły biu ra tu ry stycz ne Wło chów i fo to gra fo wał wi try ny, ja trzy ma łam ta ką czar ną szma tę, że by nie

od bi ja ły się re f lek sy świa tła. Nikt z Mar kie wi czów nie odzie dzi czył smy kał ki po oj cu, we wnu kach też się ja koś te fo to gra f icz ne pa sje nie od ro dzi ły. Apa ra tów już nie ma. Lep sze sprze dał, kie dy prze stał ro bić zdję cia, te gor sze gdzieś się za wie ru szy ły. Miał Ma miyę Press 2, Le icę, ma ło obraz ko we go Ni ko na i Ro li f le xa. – Ma ma szyb ciej na uczy ła się an giel skie go. Mo że dla te go, że przez kil ka lat miesz ka ły z bab cią w Tan ga ni ce. W każ dym ra zie do brze mó wi ła i peł ni ła ro lę ta ty se kre tar ki. Te le fon dzwo nił czę sto, mie li śmy nu mer 4471. A po tem już po se sji, ta to za wsze był opóź nio ny z wy wo ły wa niem zdjęć, sie dział ca łą noc, że by skoń czyć, chy ba ich by ło za du żo. Wresz cie sam so bie wy zna czył ter min eme ry tu ry. Któ re goś dnia mó wi: czas od po cząć, ko niec ro bie nia zdjęć. To by ło gdzieś w la tach 70. Zmarł w 1993 ro ku, po cho wa li śmy go na Cla pham Junc tion, gdzie miesz ka mo ja młod sza sio stra. Ma go na oku. Kie dy zmarł, Ola zro bi ła po rząd ki. Mo że wte dy od kry ła te przed wo jen ne do ku men ty, któ re ta to trzy mał w swo im stu dio, ale jak te zdję cia tra fi ły na uli cę? Chy ba je Ola wy nio sła.


|15

nowy czas | 13 czerwca 2008

takie czasy Marka jest symbolem i ikoną współczesności. Markowy produkt – obiekt pożądania dzięki któremu czujemy się wyjątkowi. Cel został osiągnięty, albowiem wraz z nim kupujemy przypisaną mu otoczkę. Kokon znaczeń. Marketingową iluzję i niedotrzymaną obietnicę. Jednak ten coraz tańszy markowy produkt ma swoją cenę.

PRODUKT Marcin Piniak Oxford Circus. Słoneczne wtorkowe przedpołudnie. Jak zawsze w tym miejscu niekończące się szaleństwo zakupów, orgia konsumpcji na masową skalę. Szelest banknotów, talia kart kredytowych, warkot pracujących nieprzerwanie cash machine. Uśmiechy, torby, lifestyle’owe pokazy trendów i nowinek. Modni chłopcy i dziewczęta w markowych sklepach. Wokół tłumy manekinów, precyzja sprzedawców, obezwładniająca ilość ofert i promocji. Nachalność reklam – wielkoformatowych zapowiedzi raju. Shopping – religia współczesności. Sklep GAP – na wystawie dziecięce manekiny ubrane w najnowszą kolekcję letnią. Atrakcyjne ceny przyciągają co chwila matki i ojców wraz ze swymi pociechami. Roześmiane brzdące paradujące po sklepie, głaskane przez miłą obsługę i wrzeszczące w przebieralniach. Nigdy nie spotkają ich rówieśników, którzy jeszcze rok temu na obrzeżach Delhi w nieludzkich warunkach haftowały koszulki na świąteczną kolekcję Gap Kids. Firma Gap jest największą siecią odzieżową w USA, a jej produkty sprzedawane są na całym świecie.

SweatShopS O procederze pisał „The Observer” – fabryka kooperująca z korporacją GAP wykorzystywała dzieci, spośród których wiele nie skończyło nawet dziesięciu lat. Za niewolniczą pracę nie otrzymywały żadnej zapłaty. Po szesnaście godzin w dusznych pomieszczeniach fabrycznych i w skandalicznych warunkach sanitarnych. Kiedy płakały, zatykano im buzie szmatami, a w razie nieposłuszeństwa bito. Dzieci te zostały sprzedane do fabryki przez własnych rodziców. Kilka lat wcześniej korporacja została oskarżona przez pracowników fabryki w Sainpan o złe warunki pracy, nie wypłacanie nadgodzin oraz

wymuszanie aborcji wśród pracownic. Kuriozalny w zderzeniu z tymi doniesieniami jest fakt, że jedną z kolekcji firmy jest linia Gapmaternity – odzież dla kobiet w ciąży. Ugoda kosztowała firmę 20 mln dolarów. Obecnie GAP, za pomocą znanych artystów, wykreował swój nowy medialny wizerunek mówiący o pokoju i miłości. Uczestniczy także w projekcie zainicjowanym przez Bono oraz Bobby'ego Shrivera z organizacji DATA (Dept AIDS Trade in Africa) znanego pod nazwą Product Red, wspierający walkę z AIDS, malarią i gruźlicą. Nike po publikacji szokujących fotografii w latach dziewięćdziesiątych, na których mały Pakistańczyk w primitywnym otoczeniu zszywa firmowe piłki, szeregu kontrowersyjnych publikacji oraz masowym bojkocie jej produktów „opamiętała się” wszczynając kampanię przeciwko wykorzystywaniu dzieci do pracy. Iluzję tego typu zabiegów pokazała rzeczywistość pod koniec 2007 roku w mieście Dong Nai, w wietnamskiej fabryce podwykonawcy Nike. 10 tys. pracowników tej fabryki strajkowało z powodu łamania praw pracowniczych, warunków sanitarnych i niskich płac. Kiedy w 2002 roku miała miejsce podobna sytuacja w fabryce Doson w Indonezji, po jedenastu latach współpracy Nike wycofała wszystkie zlecenia pozostawiając tym samym 7 tys. ludzi na pastwę losu. Organizacja SACOM – Students and Scholars Against Corporate Misbehavior z Hongkongu, która monitoruje aktywność ponadnarodowych korporacji w Chinach publikuje cyklicznie raporty na temat nieetycznych praktyk korporacyjnych. Największy północnoamerykański partner handlowy w Chinach to WalMart posiadający m.in. sieć hipermarketów i fabryk produkujących zabawki, w których pracownicy spędzali w pracy 336 godzin w miesiącu, co daje 28 dni po 12 godzin za stawkę rzędu 60 centów za godzinę. Karą

za „nieplanowany” dzień wolny jest praca przez trzy dni za darmo. A w razie jakiejkolwiek inspekcji mają udzielać „jedynie słusznych odpowiedzi”, których należy się wyuczyć na pamięć. A sama inspekcja nigdy nie jest dla właścicieli zaskoczeniem. Mieszkają po dwanaście osób w małych barakach. W podobnych warunkach żyją pracownicy w chińskich fabrykach Disneya, a dzień pracy trwa dla nich po 15 godzin na dobę. Według organizacji brytyjskiej War on Want obecnie w Bangladeszu realne płace w przemyśle tekstylnym stanowią równowartość 12 funtów miesięcznie, co wykorzystują sieci typu Tesco, Primark czy Asda produkując tam swoje towary. Przeciętny wiek szwaczki rozpoczynającej karierę zawodową to trzynaście lat. Aktywiści tej organizacji oprotestowali sklep należący do GAP, gdy wyszło na jaw, że pracownicy szyjący na ich zamówienie dostają 15 pensów za godzinę pracy, przy czym pensja prezesa korporacji to 1,5 miliona dolarów. W „pałacu” Nike przy Oxford Circus para wyprodukowanych za kilkadziesiąt pensów butów kosztuje 30 funtów. Stawki godzinowe rzędu kilkudziesięciu czy kilkunastu centów, 14-godzinne zmiany, a czasem w szczytowych momentach produkcji maratony kilkudniowe z przerwą na kilka godzin snu i posiłki, praca siedem dni w tygodniu, bez świadczeń i umowy o pracę. Zakaz organizowania związków zawodowych i protestów. Tak jest dziś w fabrykach pracujących dla czołowych producentów odzieżowych, których reklamy mówią o sprawiedliwości, ludzkim potencjale i braterskich ideałach.

KoSzty globalizacji W obecnej globalnej rzeczywistości instrumentem prawdziwej władzy stała się ekonomia, spychając tym samym politykę do roli mało istotnego spektaklu. Międzynarodowe korporacje typu Nike, Adidas czy GAP nie produkują

w własnym zakresie, lecz szukają jak najtańszej siły roboczej w krajach „rozwijających się” i przenoszą swoją produkcję do stref wolnego handlu ( zwolnienia z podatku na początku działalności postrzeganej jako inwestycyjna). Ich globalna pozycja i kapitał tworzą taką siłę nacisku politycznego, że w zasadzie są w stanie wpływać realnie na politykę danego regionu. Wszystko to sprzężone dodatkowo z przemysłem masowej informacji, reklamy i PR. Czyli czegoś, co nadało produktowi blasku, poprzez generowanie potrzeb, techniki socjomanipulacji i długofalowe kampanie reklamowe. Cel – umysł i portfel. Eksploatację „czynnika ludzkiego”, środowiska i lokalnej kultury przytaczając ekonomiczny żargon można nazwać kosztami zewnętrznymi. Ponadto globalni gracze stają się elementem rozwoju i dynamizacji takich dziedzin jak nauka, polityka i sztuka. Wszak zlecają badania, wdrażają nowe technologie, wpływają na zmianę ustaw, przepisów i regulacji oraz wykorzystują artystów do celów komercyjnych, stając się ich patronami i sponsorami. Wszystkie te elementy są swoistą otoczką wokół produktu głównego – MARKI. Samo funkcjonowanie mediów jest uzależnione od biznesu. Biznes przejmuje globalny mecenat we wszystkich dziedzinach życia. Od edukacji po służbę zdrowia. Pobożne życzenia Adama Smitha, klasyka nauk ekonomicznych o sprawiedliwości i optymalnym wykorzystywaniu potencjałów gospodarczych i zasobów naturalnych w XXI-wiecznej Globalnej Wiosce wydają się naiwnymi sloganami idealisty. To, że dziewięćdziesiąt procent użytkowników komputerów korzysta z jednego systemu operacyjnego, a jego właściciel dysponuje majątkiem o wielkości kilkudziesięciu miliardów dolarów, który pokryłby dziury budżetowe kilku państw na świecie jest dowodem na to, że Produkt globalny – generuje globalny Zysk. Korzenie współczesnych korpora-

cji sięgają dawnej Anglii. Zrzeszenia kupieckie i rzemieślnicze nazywane gildami z czasem za sprawą rozwoju handlu międzynarodowego przybrały formę zorganizowanych struktur mających wspólny fundusz inwestycyjny. A ich ekonomiczna ekspansja na nowych terytoriach, czyli zamorskie wyprawy „biznesowe” rzadko miały charakter pokojowy. Jednym z ich prekursorów był osławiony w Królestwie Sir Francis Drake, swoisty gentlemen grabieżczych wypraw. Kluczowym dziełem ostatnich lat odnośnie polityki i strategii korporacyjnych gigantów jest książka kanadyjskiej dziennikarki Naomi Klain No Logo. Z miejsca ochrzczona mianem intelektualnego manifestu alterglobalistów. Dzieło Klain ma trzy główne rozdziały opisujące konsekwencje ekonomicznej globalizacji. Pierwszy z nich, No space, przedstawia powszechne zjawisko zawłaszczenia przestrzeni publicznej przez reklamę i treści komercyjne oraz ich inwazyjne techniki przyciągania uwagi. Kolejny nosi tytuł No choice i dowodzi, że nasza konsumencka wolność jest oszustwem. Ostatnia część książki nazwana została No jobs i stara się udowodnić, że globalna polityka ekonomiczna, nastawiona na korporacyjny model biznesu w konsekwencji generuje bezrobocie. Konkludując, książka ta opisuje skutki zakupów markowych produktów, które stanowią jedynie marketingową iluzję i już dawno nie reprezentują sobą przypisanych im przez reklamę cech. Harold Lasswell, uważany za jednego z twórców teorii komunikacji, opublikował w 1933 roku artykuł zatytułowany Propaganda i napisał w nim: „Nie powinniśmy ulegać demokratycznym dogmatom o ludziach jako najlepszych strażnikach swoich własnych interesów.” Był zdania, że: „Przyszłość biznesu związana jest z propagandą” oraz że „więcej można zyskać tworząc iluzję niż stosując przymus.”


16|

13 czerwca 2008 | nowy czas

reportaż

Ci tu i tamci tam Bez względu na to, gdzie dziś mieszkają, wszyscy zgodnie twierdzą, że decyzja o wyjeździe lub pozostaniu w Polsce była jedną z trudniejszych, jakie przyszło im dotąd w życiu podjąć. Długo się zastanawiali, ale w końcu musieli wybrać.

Michał Opolski Wystarczy kilka kliknięć komputerową myszką, żeby odwiedzić bijący obecnie rekordy popularności internetowy portal nasza-klasa. Trudno dziś o lepsze źródło informacji o losach naszych długo niewidzianych kolegów. Zajrzałem tam i dowiedziałem się, jak wielu moich dawnych kompanów ze szkolnej ławy i podwórka przebywa obecnie za granicą. Nietrudno się domyślić, że większość z nich „zakotwiczyła” na Wyspach, choć znalazłem także i bardziej egzotyczne miejsca. Ale bez obaw – namierzyłem i takich, którzy zostali nad Wisłą. Złapałem więc za telefon i w pierwszej kolejności obdzwoniłem większość znanych mi emigrantów. Z innymi znajomymi spotkałem się w Polsce, by w przyjacielskiej atmosferze namówić ich na kilka szczerych zwierzeń. – Trzy dychy na karku, a my wciąż bez konkretnego pomysłu na życie. Zwykła, szara egzystencja z dnia na

dzień. Może czas w końcu zastanowić się, co dalej? Średnia polska pensyjka i kredyt mieszkaniowy z ratami do końca życia, czy może parę lat w Anglii i jakiś mały biznes po powrocie do kraju? – wspominają swoje dylematy Jurek i Anna, którzy koniec końców zdecydowali się pozostać w Polsce. Inaczej postanowili: Marysia, Wojtek, Paweł i Łukasz mieszkający na Wyspach Brytyjskich. Od początku swego dorosłego życia w rodzinnym kraju nie widzieli dla siebie żadnych perspektyw, toteż swoją jedyną szansę upatrywali w wyjeździe za granicę. Irlandia, Anglia i Szkocja – na te kraje padł ich wybór. Jak przyznają – świadomy i poddany racjonalnej analizie. Są na emigracji od miesięcy, a nawet jak w przypadku Marysi i Wojtka, kilka lat. O takich jak oni rodzimi internauci piszą zazwyczaj w podobnym tonie: „W Polsce nie osiągnęli nic, dlatego myją gary w Anglii i podcierają angielskie tyłki. Od kiedy ci nieudacznicy stąd wyjechali, żyje się tu całkiem nieźle. Przede

wszystkim chamstwa w dresach już nie ma i aż miło wyjść na ulicę. Robota jest i to dużo lepsza, nawet po kilka kawałków za miesiąc. Ja zarabiam ponad trzy tysiące i nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Co tu więcej chcieć? Żyć, nie umierać. A wy tam siedźcie i poniżajcie się za te kilka funtów. Nigdy tu nie wracajcie. Nie ma tu dla was już miejsca!” – napisał jakiś czas temu „życzliwy” forumowicz. Przebywający na emigracji nie pozostają dłużni i równie wymownie ripostują: „Wolę tu zasuwać, ale przynajmniej wiem za co. Nikt się tu nie poniża, za to upokarzani byliśmy w Polsce odbierając co miesiąc żenujące wypłaty. Chyba się domyślasz, gdzie mam taki kraj, który najpierw zapewnia mi edukację, a potem nie jest w stanie zaproponować mi godziwej pracy. Od mojego wyjazdu nic się tam nie zmieniło. A ten wasz polski entuzjazm właśnie widziałem ostatnio na urlopie. Rozpromienione, radosne oblicza rodaków zarabiających fortunę. Już na

twarzach macie wypisany ten dobrobyt. Każdy ma minę jakby chciał ci dać w mordę. Kłopoty, zmartwienia i wegetacja od pierwszego do pierwszego. To na co dzień, a na święta telewizor na raty i zakupy na kredyt w drogim sklepie. A potem to już standard – Biedronka i CCC. Trzeba być frajerem, żeby nie chcieć tego zmienić!” Litry jadu wylewane z obu stron muszą mieć gdzieś swoje źródło, toteż warto zastanowić się, co tak naprawdę myślimy o swoich wyborach i o sobie samych. Zweryfikować nasze sądy i opinie. Czy Polacy, którzy wyemigrowali z kraju podjęli słuszną decyzję? Czy rzeczywiście są to nieudacznicy? Czy ci z nas, którzy pozostali w Polsce czują się spełnieni? Czy „irlandzki cud” premiera Tuska już staje się ich udziałem, a może przyjdzie im nań jeszcze długo poczekać? To pytania, które zadałem moim rozmówcom. Ludziom mniej więcej w tym samym wieku, lecz poprzez swoje życiowe decyzje podzielonym na tych tu w UK i tych tam, w Polsce.

Paweł jest pierwszym z „podzielonych”. Pamiętam go dobrze, bo zawsze miał jakieś życiowe plany i ambicje. Wyjechał z Polski w październiku ubiegłego roku. Dwie niewielkie walizki i głowa pełna pomysłów, to bagaż, z jakim znalazł się w angielskim Peterborough. Jak dziś żyje i czy nie żałuje swojej decyzji? O tym za chwilę. Jednak by dobrze zrozumieć jego wybór, cofnijmy się trochę w czasie. – Pochodzę z małej miejscowości na Lubelszczyźnie. Z wykształcenia jestem informatykiem. Po studiach, tak jak wielu moich kolegów, wyjechałem do Warszawy. Wiadomo, miasto duże i perspektywy o wiele większe. To była moja pierwsza poważna decyzja w życiu. Przez pierwsze trzy lata pracowałem dla kogoś. Zwykle były to małe firmy świadczące szeroko rozumiane usługi informatyczne. Dało radę wyżyć, ale w pewnym momencie pomyślałem, że wynajmowana kawalerka, słabo płatna i na dłuższą metę nierozwojowa praca, to stanowczo za mało. Chciałem iść ambit-


|17

nowy czas | 13 czerwca 2008

reportaż nie do przodu, dlatego przebiłem się przez urzędową biurokrację i otworzyłem własną działalność gospodarczą. Serwis komputerowy z prawdziwego zdarzenia. Zaczynałem bardzo standardowo. Strona w internecie, kilku stałych klientów i trochę przydatnych kontaktów branżowych – wspomina Paweł. – Ale nie to było wtedy najważniejsze – ciągnie dalej. – Wreszcie sam byłem sobie sterem, żeglarzem i okrętem. O tym marzyłem od zawsze. Szybko spadłem jednak na ziemię i zrozumiałem, że nie jest tak kolorowo. Co zarobiłem przez okres świąteczny, to wydałem przez kilka kolejnych miesięcy, w których nie zaglądał do mnie nawet pies z kulawą nogą. Próbowałem więc dalej. Mam głowę na karku, na pewno coś wymyślę. Nie poddawałem się. Zmieniałem branże dwukrotnie. Najpierw kiosk z gazetami, potem budka z kebabami. Miotałem się tak jeszcze jakiś czas, ale to już były kompletne pomyłki. Pieniądze słabe jak na stołeczne warunki, a zajęcia zupełnie „od czapy”. Nie myślałem więc długo, wziąłem pożyczkę i wyjechałem z kraju.” – opowiada Paweł. Choć wpisywanie danych w fabrycznym biurze nie jest spełnieniem jego marzeń, to decyzję o wyjeździe zdecydowanie zapisuje sobie na plus. Pytany o to, czy jest w Anglii szczęśliwy, odpowiada: – Jestem tu dopiero kilka miesięcy, ale już odczułem zdecydowaną poprawę. Standard życia tutaj jest naprawdę nieporównywalny z polskim i możliwości, z tego co zauważyłem, dużo większe. Na razie planuję przeprowadzkę do samodzielnego mieszkania, a potem ruszę z własnym interesem. Mam świetny pomysł i jestem przekonany, że wcześniej czy później będę pracował w zawodzie i żył z tego bardzo wygodnie. Swojej decyzji nie żałuję i tej wersji będę się trzymał – dodaje z wyraźnym zadowoleniem. – To dobrze, że ma swoje plany i jakieś cele. Oby mu się udało. Obawiam się jednak, że będzie inaczej. Znam kilkanaście osób, z których każda wyjeżdżając deklarowała swoje ambicje. Ale życie na emigracji weryfikuje wszystko. Nagle okazuje się, że jesteś tam już parę lat i poza robotą w knajpie, magazynie czy nawet w jakimś biurze, nie robisz nic. Szkołę i pracę nad językiem odkładasz na jutro, zaś innego, lepszego zajęcia nie szukasz. Wracasz po całym dniu tyrania, włączasz film i idziesz spać. Lata mijają i ambicje pozostają już tylko wspomnieniem. Wiem, że komuś coś się tam udało. Jakaś Polka robi karierę w londyńskim City. Ktoś tam siedzi za biurkiem menedżera w restauracji. To się zgadza, ale to tylko pojedyncze historie z prasy. Rzeczywistość jest trochę inna. Młodzi, dotychczas ambitni i przebojowi Polacy w UK spoczywają na laurach. Po jakimś czasie nieważna staje się praca, tylko pieniądze, jakie za nią mają. To moim zdaniem jest prawdziwy problem ludzi, którzy wyjechali – mówi Jurek, grafik komputerowy z Lublina. Spotkaliśmy się u niego, w naszym rodzinnym Kozim Grodzie. Już w progu mocno ściska mi rękę i mówi: – Nie ma to jak spotkać się w kraju, co? – Oj, tak – odpowiadam odwzajemniając uścisk dłoni. Za kilka chwil pochłonięci jesteśmy już rozmową. Jurek mówi dużo i jest uśmiechnięty, ale gdy poznałem go w Anglii, był zupełnie innym człowiekiem. Wtedy często mówił „to wszystko

bez sensu”, lecz dziś te słowa zniknęły z jego słownika. Od kilkunastu miesięcy jest szczęśliwym ojcem i przyszłym mężem, a oprócz tego zadowolonym z powrotu do Polski ex-emigrantem. – Nie wróciłbym do Anglii, bo znalazłem już swoje miejsce. Mało tego, tak naprawdę to żałuję, że w ogóle wyjeżdżałem z Polski. Na początku plan był taki: wyjechać, odłożyć parę groszy i ściągnąć do siebie dziewczynę. Po półrocznym pobycie w Northampton stwierdziłem, że to wszystko bez sensu. Fizyczne praca w magazynie za sto osiemdziesiąt funtów tygodniowo i użeranie się z agencjami pracy. Co zarobiłem, to poszło na jedzenie, mieszkanie i tytoń. Tydzień bez pracy i już kłopoty finansowe. To była jedna wielka pomyłka. Poradziłem się więc dobrego kumpla co robić. Parę piwek na pożegnanie, bilet w jedną stronę i jestem. To była cała moja Anglia. Po angielskich wojażach wyszedłem na zero, a żeby było śmieszniej, wracałem za pożyczone pieniądze, bo nie dostałem wtedy jeszcze mojej ostatniej tygodniówki. Jeszcze raz ci powiem, nie żałuję swojej decyzji. Nawet jeśli miałbym możliwość pracy w UK za większe pieniądze, to nie zrezygnuję z tego, co mam tu. Pieniądze nie są najważniejsze, przynajmniej dla nas. I choć zarabiamy we dwójkę z Anią około trzy tysiące złotych, to nie narzekamy i raczej nam to wystarcza. A jeśli nie, to zawsze jest możliwość coś dorobić. Po prostu maluję dla klienta jakąś chałturę i druga pensja wpada. Wierz mi lub nie, tu w Polsce też żyją ludzie i jak widzisz, radzą sobie. Najważniejsze to zrozumieć co dla ciebie i twojej rodziny będzie najlepsze. Ja wiem. Po pierwsze, nie po to skończyłem studia artystyczne, żeby sklejać pudełka w angielskim magazynie, choćbym miał za to dostawać Bóg wie ile. Po drugie, szanse, by coś zawodowo osiągnąć oboje z moją dziewczyną widzimy tu na miejscu, w Polsce, gdzie oboje pracujemy w swoich wyuczonych zawodach. Po trzecie, za nic w świecie nie chcielibyśmy wychowywać swojej córki w Anglii, chociażby ze względu na tamtejszy zatrważający wręcz poziom państwowej edukacji – kończy swoją argumentację Jurek. Zdecydowanego wyboru coraz częściej zazdroszczą Jurkowi Marysia i Wojtek. Młodzi, wykształceni i coraz bardziej zdeterminowani, by coś w swoim życiu zmienić. W Irlandii są już trzeci rok. Wyjechali jak wszyscy – w poszukiwaniu lepszego życia. Dziś nie są zupełnie pewni, czy w Dublinie rzeczywiście je odnaleźli. Oboje raczej skryci i małomówni, dlatego też długo namawiałem ich na szczerą rozmowę. W końcu poświęcili mi chwilę czasu i opowiedzieli o swoich rozterkach. – Nie, nie czujemy się nieudacznikami ani też nie jesteśmy chamami w dresach. Bolą nas te opinie bardzo, gdyż są cholernie niesprawiedliwe. Oboje skończyliśmy studia i naprawdę próbowaliśmy znaleźć jakąś przyzwoitą pracę w Polsce. Szukaliśmy w swoich zawodach, ale znalezienie czegoś graniczyło wręcz z cudem. Wojtek obszedł niemal wszystkie szkoły w mieście, ale wszędzie słyszał to samo: „Nie mamy w tej chwili wolnego etatu dla historyka. Proszę spróbować w przyszłym roku”. Ja zdarłam buty w poszukiwaniu stażu dla psychologa i też nic to nie dało. Czuliśmy się coraz

bardziej sfrustrowani. Niemal każdego dnia zastanawialiśmy się co dalej. Byliśmy młodym małżeństwem i nie mieliśmy żadnych perspektyw. Owszem, mogłam usiąść na kasie w Biedronce, a Wojtek mógł pracować w myjni samochodowej, ale jeśli już zasuwać fizycznie, to za godziwe pieniądze. Po długich dyskusjach i wojnach na argumenty Wojtek w końcu zgodził się na wyjazd za granicę, przed którym dotąd bardzo się wzbraniał. Przeszliśmy tu, w Dublinie, naprawdę wiele trudnych chwil. Dziś mamy stałą, całkiem niezłą pracę i zarabiamy bardzo przyzwoite pieniądze, ale

nam „irlandzki cud” i świetlane perspektywy w kraju. Jak na razie cud polega na tym, że kształcimy w Polsce lekarzy i pozwalamy wyjechać im do Irlandii (śmiech). Zajrzyj na posty pod huraoptymistycznymi artykułami w internecie, chociażby w naszej lokalnej prasie. Zaraz się przekonasz, kto w nie wierzy – mówi chłopak, który od dwóch lat mieszka w Szkocji i jak jasno zadeklarował podczas rozmowy, nie zamierza wracać do Polski. Zaparzyłem więc sobie „małą czarną”, włączyłem komputer i jak radził mi dawny kolega, oddałem się uważnej lek-

kursy i gdy teraz szukam pracy, okazuje się, że pracodawca wymaga od studenta lub prawie absolwenta trzech lat doświadczenia na podobnym stanowisku. Codziennie śledzę oferty pracy i jestem załamana. Chyba trzeba uciekać do Warszawy, a jak to nie pomoże, to robię kurs operatora wózka widłowego i spadam do UK. Co mam zrobić, żeby znaleźć wymarzoną pracę?” „Nie rozumiem was wszystkich – naprawdę. Chcielibyście kończyć szkoły i mieć w Polsce zaraz na początku najwyższe stawki. Ja też zaczynałem od kiepskich pieniędzy i mimo wszystko zostałem w

wciąż nie czujemy się spełnieni. Owszem, stać nas naprawdę na wiele i z tego się cieszymy, ale z drugiej strony tracimy coś o wiele bardziej dla nas cennego – kontakt z wyuczonym zawodem. Oboje jesteśmy przed trzydziestką, a oprócz praktyk studenckich w swoich profesjach nie mamy żadnego doświadczenia. Jeżeli nawet chcielibyśmy wrócić do Polski, to i tak nie znajdziemy tam zajęcia w swoim fachu”– powiedziała mi Marysia i oddała słuchawkę mężowi, który z typowym dla siebie spokojem dodał: – Moim zdaniem nadszedł czas na kolejną trudną decyzję. Po tych trzech latach na emigracji musimy w końcu odpowiedzieć sobie na najtrudniejsze pytanie. Zostajemy tu, czy wracamy do Polski? Dosyć już tego „pożyjemy – zobaczymy”. Myślę, że oboje zdecydujemy się na Dublin, co doradzają nam też nasi rodzice. A jeśli tak, to na pewno musimy się dokształcić. Ja pójdę do szkoły językowej, a żona na uniwerek. Inaczej nic więcej nie zdziałamy i cały czas będziemy mieć poczucie, że zrezygnowaliśmy z naszych ambicji i poprzestaliśmy tylko na pieniądzach. W powrót do kraju raczej wątpię a tym wszystkim rewelacjom o zmniejszającym się bezrobociu w Polsce, wyższych zarobkach i masowych powrotach z emigracji po prostu nie dowierzam.” Równie sceptyczny był mój kolejny rozmówca – Łukasz, którego po raz ostatni widziałem dwa lata temu na londyńskim dworcu Victoria, gdzie wymieniliśmy się numerami telefonów. – Najpierw Wałęsa budował nam drugą Japonię, a teraz Tusk obiecuje

turze. Niemal wszędzie – począwszy od wielkich portali internetowych, poprzez prasę krajową, a skończywszy na tej polonijnej – znalazłem artykuły opisujące poprawę sytuacji w kraju i co za tym idzie, masowe powroty polskich imigrantów. Postanowiłem sprawdzić, co na ten temat myślą sami zainteresowani, czyli wszyscy ci, którzy żyją za granicą. Zdecydowana większość dyskutantów niedowierza prasowym doniesieniom i nie zamierza wracać. Wśród niektórych komentarzy nie znalazłem nawet jednego pozytywnego postu, jak stało się w przypadku reportażu o wymownym tytule „Żegnaj, Anglio!, Witaj, Polsko!”, który ukazał się w znanym mi z rodzinnego miasta „Kurierze Lubelskim”. „Skoro autor tego artykułu tak płodnie tworzy o powrotach, to proszę go niech równie dużo powie, w jakim celu wracać do Lublina? Do czego? Oboje jesteśmy w Irlandii. W Lublinie pracowaliśmy po restauracjach. Kamil jako kucharz, ja jako kelnerka. Miesięcznie oboje mieliśmy 2 tys. złotych i to jak dobrze poszło, bo czasami szef nie płacił tyle ile wypracowaliśmy. Tutaj miesiąc w miesiąc, po odjęciu wszelkich kosztów utrzymania, odkładamy razem 2,5 tys. euro. NIE WRACAMY” – napisali Kamil i Magda. Jak się okazuje, młodzi Polacy nie tylko nie chcą wracać, ale planują także kolejne wyjazdy. Młoda dziewczyn,a kryjąca się pod pseudonimem Ćma 23, na forum Onet.pl pisze: „Jestem na V roku studiów dziennych państwowej uczelni. Znam dwa języki obce, odbyłam liczne praktyki i

kraju. Jeżeli masz głowę na karku, to i tu możesz dobrze zarobić. I nie trzeba do tego żadnych studiów i renomowanych szkół. Z tego co zauważyłem, uczą tam tylko bezradności i zaufania do papierka. Prawdziwe życie to przede wszystkim spryt i chęci, nie zaś akademickie teorie. Jeśli jesteś nieudacznikiem, to i w Anglii się nie dorobisz. Ja mam tylko średnie i od kilku tygodni jestem kierownikiem sali w dobrej restauracji. Zarabiam bardzo dobrze i całą tę emigrację mam gdzieś.” – stwierdził Jacek, mieszkający od kilku lat w Warszawie. – To wszystko bardzo smutne i nie wróży dobrze na przyszłość. Żal mi was młodych, którzy zmuszeni jesteście wyjeżdżać z Polski. Wiem, że w wielu przypadkach jest to emigracja nie z wyboru, zaś z konieczności. To naprawdę nie jest tak, że wszyscy nagle chcecie więcej. Marzy wam się jeszcze lepszy samochód, ładniejszy dom. Nie, wam zależy tylko na godnym życiu. Ja to rozumiem i dla mnie emigracja nie jest oznaką słabości. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to duża życiowa zaradność radzić sobie w trudnych sytuacjach. Ale z tego co mówisz, nie dla wszystkich to takie jasne – powiedziała moja nauczycielka polskiego, którą spotkałem w osiedlowym sklepie podczas urlopu w Polsce. – Trzymaj się i pamiętaj, że nie ważne gdzie wszyscy jesteście – tu w Polsce, czy za granicą. Ważne, żebyście byli szczęśliwi i szanowali swoje decyzje – dodała podając mi rękę na pożegnanie. Imiona bohaterów zostały zmienione.


18|

13 czerwca 2008 | nowy czas

kultura świat kulturalnie Zakończyła się XXI edycja prestiżowego międzynarodowego Biennale Plakatu w Warszawie. Francuzi zebrali większość nagród za projekty ideowe i promujące kulturę. Japończycy wzięli wszystkie nagrody w plakacie reklamowym. Polacy pokonali konkurencję w debiutach. Biennale towarzyszą obchody 40-lecia Muzeum Plakatu. Violetta Villas skończyła 70 lat. Zadebiutowała w radiu w 1961 roku. Jej „Ave Maria” w Paryżu wykonane pięć lat później otworzyło jej wrota Casino de Paris w Las Vegas, gdzie przez trzy lata śpiewała piosenki, arie operetkowe i operowe w dziewięciu językach. Bob Dylan zagrał w sobotę, 7 czerwca, w warszawskiej Stodole. Na Wyspie Piaskowej, znajdującej się na odcinku Odry przepływającej przez centrum Wrocławia, wystawiono operę Verdiego „Otello”. Będzie łącznie sześć spektakli, każdy dla czterech tysięcy widzów. Bilety rozeszły się błyskawicznie. W szpitalu w Norynberdze zmarł najsłynniejszy kirgiski powieściopisarz, autorytet moralny i dyplomata Czyngis Ajtmatow. Miał 79 lat. Popierał pieriestrojkę i otwarcie Kirgistanu na Zachód. Był doradcą Michaiła Gorbaczowa. Po rozpadzie Związku Sowieckiego został ambasadorem w Brukseli, reprezentował Kirgistan przy UE i NATO. Ajtmatow debiutował jako dziennikarz i autor opowiadań. Jego pierwszą znaną książką była wydana w 1958 roku „Dżamila”. Plakaty zachęcające do udziału w wyborach 1989 roku i głosowania na „Solidarność” oraz serię zdjęć Lecha Wałęsy z kandydatami do parlamentu można zobaczyć na wystawie „Plakat Solidarności 19801989” w Warszawie. Znakomicie przyjęto premierę „Dwojga biednych Rumunów mówiących po polsku” na Wiener Festwochen. Sztuka Doroty Masłowskiej będzie grana jesienią i zimą w Berlinie, od nowego roku zaś w Wiedniu. Adam Zagajewski odebrał z rąk ambasadora USA w Polsce Victora Ashe Nagrodę im. Czesława Miłosza przyznawaną za wkład w rozwój porozumienia polskoamerykańskiego.

Odszedł poeta, została jego poezja Mie czy sław Pasz kie wicz był po etą emi gra cyj nym zwią za nym od koń ca ostat niej woj ny z Lon dy nem. Zna ny nie tyl ko ze swej twór czo ści po etyc kiej i ese istycz nej, był rów nież zna ko mi tym wy kła dow cą i pre le gen tem, przy cią ga ją cym słu cha czy róż nych po ko leń. Zo sta wił trwa łe śla dy swej pra cy na uko wej, ar ty stycz nej i dzia łal no ści spo łecz nej w pol skim Lon dy nie. Re gi na Wa siak -Tay lor Hi sto ria, ja kich wie le – po wie nie je den czy tel nik. A jed nak jest in na, tak jak ży cie każ de go z nas od mien ne, tak i pa mięć po ode szłym czło wie ku po wra ca czę sto nie prze wi dzia ny mi fa la mi. W czte r y la ta po śmier ci po ety uka za ły się je go nie zna ne do tąd wier sze, pi sa ne w okre sie woj ny. Sta ra niem przy ja cie la, prof. Ja na Sę ka, wy szła nie du ża, pięk nie wy da na ksią żecz ka za ty tu ło wa na „Wier sze z Gu sen – pe gaz w obo zie za gła dy”. Otrzy ma li śmy więc wier sze nie ty le oca lo ne czy od szu ka ne ja kimś tra fem, ile od zy ska ne od sa me go po ety. Mie czy sław Pasz kie wicz był więź niem obo zu kon cen tra cyj ne go w Au schwitz, a po tem, w la tach 1942-1945 w Mau thau sen -Gu sen i tam po wró cił do upra wia nej przed woj ną po ezji. Pi sał du żo, z wła snej po trze by i ser decz nej za chę t y przy ja ciół, któ rzy za opa try wa li go w ołów ki i bru lio ny, a je go twór czość li te rac ką ukry wa li przed Niem ca mi. Z dwustu utwo rów pra wie wszyst kie prze cho wał sam po eta, a część je go przy ja cie le. Nie ste ty, po woj nie nie go dził się na ich druk. Dla cze go? Jan Sęk uwa ża, że „pi sa rza drę czy ły przez la ta te sa me dy le ma ty, spro wa dza ją ce się do od po wie dzi na

notebook Panienka Lala, to nijakiego honoru ni mo... Justyna Daniluk

py ta nie: czy obo zo wa twór czość w wa run kach eks tre mal nych speł nia kry te ria ar t y stycz ne i es te t ycz ne oraz jest zgod na ze stan dar ta mi mo ral ny mi XX wie ku”. Po eta sta wiał so bie rów nież za rzut, że w imię kre acji ar t y stycz nej nie miał pra wa na ra żać ży cia tych wszyst kich, któ rzy mu umoż li wia li pi sa nie w obo zie. Dopiero pod ko niec ży cia zde cy do wał się na wy da nie wier szy z Gu sen, ale cho ro ba, a po tem śmierć, prze szko dzi ły mu w tym za da niu, któ re do koń czył przy ja ciel. Na spo tka niu w POSK -u po świę co nym pa mię ci Mie czy sła wa Pasz kie wi cza, Jan Sęk mó wił o wspo mnia nym to mi ku po etyc kim za wie ra ją cym nie tyl ko wier sze, ale rów nież pro zę po etyc ką. Kil ka wy bra nych utwo rów z książ ki prze czy tał zna ko mi ty ak tor war szaw sko -lon dyń ski, Zbi gniew Grusz nic. Jan Sęk przy po mniał pu blicz no ści wie le hi sto rii, wąt ków i aneg dot z ży cia Pasz kie wi cza. Ja ko za ło ży ciel Sa lo nu Pol skie go go ścił kil ka krot nie na sze go lon dyń skie go pi sa rza w Na łę czo wie, na je go ro dzin nej Lu belsz czyź nie. Z dru giej zaś stro ny prof. Jan Sęk przy jeż dzał na wy kła dy do Pol skie go Uni wer sy te tu na Ob czyź nie, któ re go dzie ka nem był wła śnie Mie czy sław Pasz kie wicz. Do za baw niej szych opo wie ści wie czo ru na le ża ły te z krę gu bio gra f i sty ki pol skiej i hi sto rii zna nych ro dów. Po -

dob no kie dy Pasz kie wicz był w do brym na stro ju, a na ogół był po god ny, pró bo wał udo wod nić każ dej mi łej słu chacz ce, że na le ży do je go drze wa ge ne alo gicz ne go i tym spo so bem uło żył dość dłu gą li stę „przy szy wa nych” ku zy nek. Kie dyś na spo tka niu w War sza wie za uwa żył ze smut kiem, że nie wi dzi na sa li żad nej ze swo ich ku zy nek i wte dy pod nio sły się z krze seł trzy mło de, nie zna jo me ko bie ty, któ re mu udo wod ni ły po kre wień stwo (jed na by ła w isto cie je go da le ką po wi no wa tą). I tak Pasz kie wicz wpadł we wła sne si dła, co na tych miast uznał za od wiecz ną prze wa gę ko bie cej by stro ści. Pre le gent opo wie dział też ze bra nym o pla nach stwo rze nia mu zeum, swe go ro dza ju izby pa mię ci Pasz kie wi cza, w któ rej po ka za noby pa miąt ki po po ecie, gra f i ku, ese iście, hi sto ry ku sztu ki. Jan Sękwraz z Ja nu szem Ko rze niew skim (naj ser decz niej szym przy ja cie lem zmar łe go z cza sów obo zo wych) pod jął już pró bę po wo ła nia na gro dy li te rac kiej imie nia Pasz kie wi cza. Atrak cją spo tka nia przy go to wa ne go przez PU NO, Fun da cję Wil la Po lo nia i spon so ro wa ną przez Ire nę Mi cha łow ską był film te le wi zyj ny „Ksią żę na pu stej sce nie”, zre ali zo wa ny przez Sę ka dla TVPo lo nia. Przy ja cie le i zna jo mi opo wia da ją w nim o nie zwy kłym ży ciu po ety, wy peł nio nym li te ra tu rą, sztu ką, mi ło ścią do lu dzi i zwie rząt.

Istnieje taki rodzaj powieści, która nigdy się nie starzeje, nie starzeją się bohaterowie, autorowi nie przybywa zmarszczek i siwych włosów, książka nie traci na wiarygodności. Myślę o wspomnieniach, one zawsze są autentyczne i „czas nie robi na nich wrażenia”. Wspomnienia bytują poza czasem, można je tylko przeczytać. Jacek Dehnel ( ur. 1980 r. ) jest poetą, tłumaczem, prozaikiem, malarzem. Autor zbioru opowiadań „Kolekcja” (1999) i „Rynek w Smyrnie” (2007) oraz powieści „Lala” (2006), za którą dostał Paszport „Polityki”. Dehnel jest również laureatem Nagrody im. Kościeliskich 2005 za zbiór wierszy „Żywoty równoległe”. Jeszcze w tym roku ukaże się jego zbiór nowel „Balzakiana”. Sam autor mówi o „Lali”, że to książka gadana, „uszyta” z opowieści rodzinnych zasłyszanych przy dwugodzinnych śniadaniach, zbieraniu czereśni czy zmywaniu naczyń. Opowieść snuje Lala Bieniecka, tytułowa bohaterka, a babcia autora. W pełną dygresji narrację wtrąca również swoje opowiastki autor i kilka innych postaci, ale najważniejsza jest tu Lala. Wychowana w szlacheckiej rodzinie, pół Polka, pół Rosjanka, wykształcona klasycznie, podpora kultury kieleckiej, jak przedstawia ją Jacek Dehnel. Lala Bieniecka w opisach wnuka urasta do rozmiarów heroiny swoich czasów. Piękna, niezależna, szanująca chłopów, nieograniczona pruderyjnymi zasadami i przedwojennym antysemityzmem. Dehnel we wspaniałym stylu łączy atmosferę lat dwudziestych XX wieku z opowieścią snutą współcześnie, naśladuje chasydów, cadyków, baby ze wsi, a także rytm babcinych opowieści. Jednym z ciekawszych zdań opisujących Lalkę Bieniecką wypowiada lisowski chłop: „Panienka Lala to nijakiego honoru ni mo, nosa ni zadziro, żadnych pańskich fochów. Bo to byli bardzo dobrzy ludzie” – kwituje to zdanie sama bohaterka. Jacek Dehnel snuje powieść nie tylko o swojej babci, ale również o tych wspaniałych kobietach, które szły na Sybir

Mie czy sła wa Pasz kie wi cza nie ma już wśród nas od czte rech lat, ale zo sta ła po nim po ezja. Po ezja, któ ra nas wciąż po ru sza. „Mo dli twa” Pro szę o chleb dla głod nych i o ci szę dla sy tych o po kój wszyst kim na ro dom a lu dziom dni błę kit ne. Dla rąk o twór cze si ły dla ust o sło wa moc ne aby jak ska ły by ły i jak doj rza łe owo ce. Pro szę o szczę ście i do syt i zmar łych od po czy wa nie a ty mo dli twę tą pro stą do rąk oj cow skich za nieś. ( 25. III. 44.)

za mężem, które zostawały same z gromadką dzieci, o tych bohaterkach powstań i codzienności wojennej. Jest to także historia pogromu Żydów w Lisowie, pięknej Racheli, która przeżyła wojnę jako jedyna, ale nikt jej nie mógł poznać, opisuje również okupantów niemieckich, zamieszkałych w lisowskim dworze i ich beznadziejną śmierć na posterunku. W końcu „Lala” jest powieścią o rzeczach. Wspomnieniem serwisów porcelanowych, zbiorów obrazów, książek, dywanów, kilimów, sztućców, półmisków i talerzy. Zdaje się, że zasobny dwór w Lisowie od zawsze był okradany przez tamtejszych chłopów (najbardziej złodziejska wieś w okolicy), ale były przedmioty, do których przywiązywano wagę. Dlatego przed wejściem „przyjaznej” Armii Sowieckiej spakowano cały księgozbiór, co nie uchroniło cennej Biblii – jej pergaminowe stronice świetnie nadawały się na skręcane papierosy... „Bo nie ma nic gorszego niż mieć coś, a potem stracić” – mówi bohaterka powieści. Lecz nie chodzi tu do końca o stratę materialną (jak podkreśla autor, Lala straciła dwa domy i niemal wszystko ze zbiorów rodzinnych), ale o stratę wspomnień zamieszkałych w rzeczach, wspomnień o ludziach, którzy odeszli i którym po latach ciężko przebić się przez zamgloną starością pamięć. Tytuł powieści Jacka Dehnela jest trochę metaforyczny, ponieważ autor opisuje również babcię ze swoich ostatnich wspomnień, mieszającą narracje opowieści, przysypiającą w fotelu, noszącą pampersy, nieruchomą i nieczułą na bodźce jak lalka, z uśmiechem przyszytym do twarzy. Zdaje się, że postać Lalki Bienieckiej z jej lat młodości pomaga autorowi odnaleźć w staruszce dawną heroinę z opowieści. I chyba mu się to udaje. Ciało Lali umęczone starością pozostaje w swoim domu w Oliwie, ale nieprzeciętny umysł i kozacki charakter, piękno młodości zapisuje się na kartach tej książki i żyć będzie znacznie dłużej we wspomnieniach tych, którzy ją przeczytają. To bardzo piękny prezent.


|19

nowy czas | 13 czerwca 2008

kultura nna Maria Jopek to jest firma pierwsza klasa. Rozwija się jakby miała potężną dotację Unii Europejskiej. Nie marnotrawi żadnej złotówki czy euro. Nagrywa albumy, z których wyciąga wnioski, z muzykami, do których dostępu nie ma żaden inny artysta w Polsce, może z wyjątkiem kilku jazzmanów. Do Londynu wpadła zaledwie na dwa dni, by we wtorek 10 czerwca, dać koncert w Queen Elizabeth Hall w ramach festiwalu Pulse, promującego muzykę Europy Środkowo-Wschodniej. Z jej stałego składu towarzyszył jej oczywiście genialny gitarzysta, najlepszy jakiego w Polsce mamy: Marek Napiórkowski, potem Pedro Nazaruk na instrumentach dziwnych i tajemniczych i Robert Kubiszyn na basowej. Nowe nazwisko to Paweł Dobrowolski na perkusji. Kiedy Napiórkowski grał, Anna Maria usuwała się w cień. Doskonale zna wartość swoich muzyków, bez nich byłaby świetna tylko w połowie. Tę niezbędną połowę stanowi oczywiście jej głos. Nie ma mowy o jakimkolwiek poślizgu. To głos, nad którym w pełni panuje, operuje nim raz oszczędnie, delikatnie, pieszczotliwie na pograniczu dźwięku i oddechu, po chwili zaś rozwija go do tego stopnia, że trudno uwierzyć, iż w tak drobnej kobiecie tyle tego głosu: mocnego, ciężkiego, który wprawia słuchaczy w osłupienie, że tak można. Wciąż nie jest to wtedy sopran, zachowuje to swoje lekko matowe brzmienie, tylko potężne, przejmujące. I konsekwentnie po polsku. Zresztą słowa u Anny Marii Jopek, choć ona by się pewnie oburzyła, mają całkowicie drugorzędne znaczenie. Dla trójki czarnoskórych słuchaczy, którzy siedzieli przede mną, treść jej piosenek

A

One more please

była bez znaczenia. W przerwie polecieli kupić płytę. Potem niestrudzenie krzyczeli: – One more! Przed Polką śpiewała Słowaczka. Inna poetyka, choć nie aż tak bardzo – popowa ballada. Jeśli ktoś lubi takie nudne, perfekcyjne w nastroju kominka śpiewanie a la Norah Jones, byłby Janą Kirschner

zachwycony. Przyjemna melodyka, jakaś rzeka i utracona miłość w treści. Ładne, ale bez pazura. Fantastyczny głos, bardzo dobry angielski, brak infantylnego paplania, którym niestety po koncercie uraczyła nas Anna Maria, zaczynając od słodkiego i sztucznie brzmiącego Dear Audience.

Anna Maria Jopek skończyła śpiewać przed 23.00. Jej koncert był ostatnim, lokal zamykano i na bisy nie pozwolono. Tak, jak w zeszłym tygodniu Markowi Knopflerowi.

Elżbieta Sobolewska

Gdyby mówił językami ludzi i aniołów… ...A w sercu miał pustkę, nie byłby tym Tomaszem Łychowskim – poetą, malarzem, tłumaczem, działaczem polonijnym, a nade wszystko człowiekiem o wielokulturowym sercu i nieuznającej granic duszy. We wtorek, 10 czerwca, na zaproszenie Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, jej prezesa Krystyny Bednarczyk i aktywnie działającej Reginy WasiakTaylor przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Londynie w osobie Konsula Generalnego Roberta Rusieckiego, Jazz Cafe w POSK-u gościło polsko-brazylijskiego poetę i malarza Tomasza Łychowskiego. Pretekstem do trzeciej już wizyty w Londynie było tym razem ukazanie się nowego tomiku jego wierszy w języku polskim i portugalskim, zatytułowanego ,,Skrzydła’’, wydanego przez Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego.

Sylwetka Tomasza Łychowskiego jest szalenie barwna, przede wszystkim ze względu na wielokulturową złożoność jego tożsamości, czego odbicie można było odnaleźć w przekroju narodowościowym przybyłych gości. Obok stałych bywalców spotkań organizowanych przez Związek Pisarzy, nie zabrakło przedstawicieli Konsulatu Brazylijskiego. A do tego jeszcze dźwięki lirycznej bossa nowy w wykonaniu zaproszonego specjalnie na tę okazję brazylijskiego gitarzysty i pieśniarza, i już spacerkiem zmierzamy ku ulicom Rio de Janeiro, miejscom sentymentalnych odniesień poety. Poprowadzi nas tam dr Alina Siomkajło – znany i ceniony literaturoznawca, a potem on sam – syn Niemki w Polsce i Polaka w Niemczech. Urodzony w Angoli w roku 1934, by w wieku lat czterech wrócić do Polski, w wieku lat siedmiu być więźniem Pawiaka, a w wieku lat piętnastu wyemigrować z rodzicami do kraju szczęścia – Brazylii. Tak sam artysta przedstawił migawki ze swojego życia. W Rio de Janeiro rozpoczyna długą i niełatwą drogę prowadzącą ku artystycznym i naukowym dokonaniom. Począwszy od studiów na Cambridge

w Rio de Janeiro, Papieskiego Uniwersytetu Katolickiego również w Rio, pracę nauczycielską, współpracę wydawniczą, szeroki wachlarz dokonań na polu działalności polonijnej, by ostatecznie dać temu wszystkiemu wyraz w swojej poezji i malarstwie. Tak oto gotowi na przyjęcie w otwarte skrzydła poety wszyscy dostajemy zaproszenie do świata umykających doznań zapisanych w najnowszym zbiorze wierszy. Wszyscy, gdyż organizatorzy zadbali o to, by prezentacja poezji Tomasza Łychowskiego odbyła się w trzech językach: polskim (Zbigniew Grusznic), angielskim (Bożena Caroll) oraz portugalskim (sam autor). Wiersze Tomasza Łychowskiego nie epatują przesadną i nadmuchaną mnogością filozoficznych uniesień, ani też rozbujałą złożonością metaforycznych skojarzeń. Przeciwnie, są one kwintesencją lirycznej prostoty. Forma dziennika, pamiętnika, szybko zarysowanego szkicu. Jego wiersze stanowią raczej rodzaj wędrówki w czasoprzestrzeni z perspektywy długiego życia poety i jego ponownego odkrywania przez pryzmat wrażliwości dziecka, które poeta nosi w sobie. Mimo traumatycznych kolei losu, przyjmuje życie z

pokorą, wiarą, nadzieją i miłością. W tych strofach powtarza się wielokrotnie pytanie o własną tożsamość i przynależność – jego i nas, nas emigrantów. Tam jednak, gdzie słowo nie sięga, a uczuć, przeżyć i chwil nie da się przełożyć na środki werbalne, tam w twórczości artysty pojawia się malarstwo, którego jednak on sam nie stawia na równoległej płaszczyźnie z poezją, traktując je jako formę jej uzupełnienia bądź dopełnienia.Tętniące feerią barw, rozgrzane słońcem, tryskające życiem, pełne wątków i symboli reprodukcje też znalazły swoich zwolenników. Wystawione podczas spotkania, oglądane przy lampce wina i z myślą o celach charytatywnych sprzedane. Kto jednak nie nabył reprodukcji ani tomiku wierszy Tomasza Łychowskiego i tak opuścił Jazz Cafe zaopatrzony w namalowany chwilą, zapisany w pamięci obraz człowieka-emigranta, męża, ojca, dziadka, artysty nadal pracującego, choć będącego już na emeryturze. Obraz człowieka szczęśliwego, z otwartymi szeroko skrzydłami, bo jak sam pisze: wszyscy urodzili się, by mieć skrzydła/ by móc się wysoko wznieść do lotu.

Joanna Bąk


20|

13 czerwiec 2008 | nowy czas

punkt widzenia

Mi chał Sę dzi kow ski

Medialna inkwizycja ol ska pa ra f ia w Lon dy nie or ga ni zu je zbiór kę pie nię dzy na po moc oj cu Ry dzy ko wi. Po mysł tak mniej wię cej tra f io ny, jak or ga ni zo wa nie zbiór ki na po moc pi ra to wi Bar ba ros sie, aby po licz nych bo jach z pra wem i ludz ką przy zwo ito ścią mógł so bie łaj bę po skła dać do ku py. Bo wiem, po mi mo sztor mów na sce nie po li tycz nej i licz nych za to pio nych, pro por czyk RM ni czym pi rac ka ban de ra cią gle dum nie po wie wa i stra szy. Jak na pi ra ta przy sta ło, ata ku je wszyst kich nie za leż nie od bar wy. Nie za ta pial ny, po nad pra wem ludz kim i bo skim, aż czło wiek za czy na wia rę da wać tym, co gło szą, że za pol skim Sa ru ma nem i je go po nu rą wie żą nie na wi ści, sto ją nie tyl ko po tęż ne pie nią dze, ale i agen tu ra nie przy chyl ne go mo car stwa na wscho dzie. Ale co tam! Nie waż ne, że w Pol sce ban kru tu ją szpi ta le igno ro wa ne w fer wo rze po li t ycz nych awan tur i nie ma pie nię dzy na le cze nie cho r ych na ra ka dzie ci. Zrób my zbiór kę dla Ry -

P

dzy ka! Na stęp ną pro po nu ję dla Osa my bin La de na. Na ra tu nek przy cho dzą Bry t yj czy cy, a kon kret nie Com mu ni t y Se cu ri ty Trust – or ga ni za cja zaj mu ją ca się ochro ną spo łecz no ści ży dow skiej. Ni czym star si bra cia w ro zu mie po ucza ją pol skich księ ży, że tak nie wol no, bo wspie ra nie nie na wi ści do bliź nie go nie jest rze czą do brą. Czy pol scy księ ża ży jąc na Wy spach, pro pa gu jąc swo je mniej szo ścio we prze cież wy zna nie i ro biąc skład ki na dziw ne ce le, nie ro zu mie ją, że mo gą to czy nić wła śnie dzię ki za chod niej idei sza cun ku dla mniej szo ści re li gij nych i na ro do wo ścio wych? Tej sa mej idei, któ rej nie ży czą so bie w swo im oj czy stym kra ju. Czy nie przy po mi na nam to ana lo gicz nej sy tu acji, w któ rej An gli cy po dą ża jąc za ową ideą to le ran cji, stwo rzy li tu taj do sko na łe wa run ki dla roz wo ju is lam skie go eks tre mi zmu? Z nim rów nież mu szą się zma gać te raz roz ma ite or ga ni za cje. Z lo tu pta ka przy po mi na to sy tu ację, w któ rej do ro śli, czy li pań stwa zla icy zo wa ne, da ją dzie ciom do za ba wy pia skow ni cę, a oni za miast grzecz nie się w niej ba wić, le pić swo je świą t y nie, pró bu ją je den dru gie go wy ku rzyć i jesz cze ob rzu ca ją prze chod niów ka mie nia mi. Wstyd. Po czu cie wsty du jed nak nie ima się więk szo ści ludz ko ści, co zro zu mia łem wpa da jąc nie daw no na pol ską im pre zę. Pięk ne dziew czy ny, przy stoj ni fa ce ci, wszy scy ład nie ubra ni. Na sto le dro gie trun ki i wy bor ne je dze nie. Że coś nie gra, zo rien to wa łem się, kie dy za uwa ży łem, że usi łu ję dwóm mło dym da mom wy ja śnić, iż nie na le ży prze śla do wać ho mo sek su ali stów.

rewers czyli déjá vu z ubiegłego tygodnia Roman Waldca

– Co in ne go ko bie ta z ko bie tą – mó wi ła jed na. – Sa ma bym się sku si ła, bo to nie wy glą da obrzy dli wie! Ale pe da łów trze ba tę pić! – obu rza ła się nie ba cząc na to, że sta no wi sko Pa na Bo ga w kwe stii te go, co obrzy dli we, a co pięk ne, mo że być zgo ła od mien ne od jej wła sne go. Kwe stii ży dow skiej zde cy do wa łem się nie po dej mo wać, gdy zo rien to wa łem się, że wśród mę skiej czę ści im pre zo wi czów sło wo „żyd” funk cjo nu je ja ko obe lga. Skąd jed nak mło dzi ma ją wie dzieć na czym po le ga ją war to ści de mo kra tycz ne, sko ro znad Wi sły do bie ga nas cią gle nie na wist ny ryk sta r ych a głu pich, prze ko na nych, że tyl ko oni sa mi za li cza ją się do stwo rzo nych na bo ski ob raz i po do bień stwo. Czy w ogó le mło dych mo że jesz cze in te re so wać praw dzi wa du cho wość, gdy pol scy ka pła ni kom pro mi tu ją się na ich oczach, spro wa dza jąc re li gię do po zio mu jar marcz nej awan tu ry? Mam tu na my śli wstrzą sa ją ce wy da rze nie, któ re do pie ro co mia ło miej sce w Pol sce, gdy ksiądz na cze le opę ta nych fa na tycz nym sza leń stwem wier nych ru szył na per so nel pa ru szpi ta li, gdzie pró bo wa no prze pro wa dzić na czter na sto lat ce (ofie rze gwał tu) za bieg abor cji. Ni czym Hisz pań ska In kwi zy cja z Mon ty Py tho na, z ogniem w oczach, wpa da li do bu dyn ków roz krę ca jąc awan tu ry. Po ja wi ła się po tem wer sja, że dziec ko nie zo sta ło zgwał co ne, ale świa do mie po sta no wi ło za ło żyć ro dzi nę. Czy jak mo ja dzie się cio let nia cór ka po sta no wi za ło żyć ro dzi nę, to po wi nie nem za brać się za wy pra wia nie ślu bu, że by mój dom i mo je ży cie nie sta ły się ce lem ata ku roz hi ste r y zo wa ne go tłu mu, czy po pro stu dać jej la nie? Py ta nie o to, czy dzie ci po win ny

mieć dzie ci, i od któ re go ro ku ży cia, z ca łą pew no ścią jest na ty le dys ku syj ne, że nie po win no znaj do wać swo jej od po wie dzi w sztur mie wrzesz czą cych sta r usz ków. Tym bar dziej że praw do po dob nie po in ter wen cji „in kwi zy cji” dzie ciak sam już pew nie nie wie, czy zo stał zgwał co ny, czy też nie. Nie gdyś w ob li czu Świę te go Ofi cjum ko bie ty tra ci ły pew ność, czy przy pad kiem nie la ta ją no ca mi na mio tle. Czy nie jest oczy wi ste, że od tej po ry, wo bec bier no ści po li cji, ta ka me to da na ci sku nie sta nie się w Pol sce nor mą? I to, że w przy pad kach, kie dy rze czy wi ście bę dzie miał miej sce gwałt, czy też bę dzie za gro żo ne ży cie mat ki, miast osób kom pe tent nych o pra wie do abor cji bę dzie de cy do wał tłum nie sio ny re li gij nym sza leń stwem? Wszy scy pa mię ta my prze cież gło śną spra wę Ali cji Ty siąc. Na iw ny jest ten kto my śli, że cho -

Uka zał się dłu go ocze ki wa ny „Pol ski Sun”. Me dia na ca łym nie mal świe cie od no to wa ły fakt, że naj po pu lar niej sza bry tyj ska bul wa rów ka po sta no wi ła po raz pierw szy w hi sto rii pra sy an giel skiej opublikować kil ka numerów swo jej ga ze ty w ję zy ku ob cym. W tym przy pad ku ję zy kiem tym jest pol ski. Me dia się fa scy nu ją, a ko men ta to rzy snu ją swo je teo rie na temat przy czy n ta kie go po su nię cia. I co z tego? – chciałoby się zapytać. Da le ki je stem o pa da nia na ko la na przed „Pol ski Sun” (czy wła ści wie powinienem na pi sać „Pol skim Su nem”?). Jesz cze dal szy je stem od wy gła sza nia po chwał pod ad re sem re dak cji czy na wet sa me go Ro ber ta Mur do cha za... nie t y po wy z punk tu wi dze nia et no gra f icz ne go po mysł na biz nes. Bo wła śnie w ta kich ka te go riach na le ży o ga ze cie mó wić: jest to cie ka wost ka et no gra f icz na w Wiel kiej Bry ta nii i ta ką po zo sta nie. Da le ki rów nież je stem od wpa da nia w po płoch tyl ko dla te go, że „The Sun” wy da je pol ską wer sję. Nie sta no wi on za gro że nia dla ni ko go, no, mo że je dy nie dla „Lajfa”, któ r y prze cież przy po mi na i wy glą dem i spo so bem pi sa nia o świe cie właśnie „The Sun”. Tyl ko, że „Lajf” z trudem schodzi za dar mo, a za „Pol ski Sun” trzeba pła cić 50 pen sów (dwa ra zy wię cej, niż wy da nie an giel skie) kil ka ra zy w ty go dniu. Wbrew po zo rom „Pol ski Sun” ro bi dla nas ka wał do brej ro bo ty, bo po ka zu je, że jest w Wiel kiej Bry ta nii wy star cza ją co du żo Po la ków, by się na ta kie et no gra ficz ne przed się wzię cie po rwać. Nie trze ba ni ko go prze ko ny wać, że do nie sie nia te goż sa me go „The Sun” w wer sji UK o tym, że wra ca my do Pol ski nie do koń ca są ta kie praw dzi we. No bo je śli są, to wydawców i dziennikarzy The Sun do pa dła schi zo fre nia, al bo... No właśnie. Oso bi ście opto wał bym za schi zą. Nie kto in ny jak wła śnie „The Sun” w cią gu ostat nich lat za sły nął z… an ty pol skich pu bli ka cji. Pod li zu jąc się niewykształconemu Wyspiarzowi że ro wał na najniższych instynktach ksenofobii: imi gran tów jest za du żo, zabierają nam pracę i zasiłki, trze ba z ni mi raz na za wsze zro bić po rzą dek. Nie uni kał żad nej oka zji, by nam do ko pać, po ka zać na swo ich ła mach,

dzi tu taj o ja kie kol wiek war to ści wyż sze. „Obroń ców ży cia” nie spo tka my bro nią cych z ta ką de ter mi na cją ban kru tu ją cych szpi ta li. Tam, gdzie lu dzie na oczach swo ich bli skich tra cą ży cie, je go „obroń ców” brak. Cóż to za umi ło wa nie Ży cia, któ re ra tu je wy łącz nie em brio ny, a sza no wać ka że do pie ro zmar łych?! Je śli spoj rzeć na wy nik me czu Pol ska -Niem cy w ka te go r iach sym bo licz nych, gdzie to wła śnie Po lak strze lił na szej re pre zen ta cji oby dwie bram ki, moż na po wie dzieć, że na eu ro pej skiej sce nie po li t ycz nej Po la cy sa mi są dla sie bie naj więk szym za gro że niem. A kie dy rze czy wi stość za czy na mó wić do na ro du sym bo la mi, zna czy że na praw dę czas się opa mię tać pa no wie szlach ta i po set kach lat ro bie nia wszyst kie go po swo je mu, wziąć przy kład z tych, dla któ r ych dzie je są ła ska we.

gdzie jest na sze, Po la ków, mie jsce. A te raz oka zu je się, że wca le nie je ste śmy ta cy nie mi le wi dzia ni, sko ro moż na na nas jed nak za ro bić, bo te raz ... „Pol ski Sun bę dzie two rzyć jak naj lep szy wi ze ru nek Pol ski i jej oby wa te li”. Pó ki co w „Pol ski Sun” nie bi ją w oczy wcze śniej sze czo łów ki ga ze ty -mat ki: „Po lish cri mi nals set free in the UK”, „Po les in be ne fits scam cla ims” and „Po lish bu il ders nic ked my flat” – ale jak ro zu miem, jest to tyl ko kwe stia cza su czy też mo że... loosing in trans la tion? Nie! Te raz „Polski Sun” mó wi: „Wspól na Bry ta nia” wie rząc za pew ne w krót ką pa mięć Po la ków. Re dak tor na czel na, Dag ma ra Gla dys, któ ra tłu ma cząc dla cze go jej pra co daw ca zde cy do wał się na wy da wa nie wer sji po pol sku przy zna je: - „Ma ny Po les he re are de pri ved of news and in for ma tion. They on ly ha ve im por ted Po lish new spa pers and no one wants to re ad out -of -da te news” (cy tu ję za „The Gulf Ti mes”). Moż li wo ści jest kil ka: al bo pani Dag ma ra Gla dys nie wie, że w UK uka zu je się kil ka na ście pol skich ty tu łów, al bo wie dzieć nie chce, al bo świa do mie nie mó wi prawdy py ta ją cym ją o polski rynek medialny bry tyj skim dzien ni ka rzom. Zresz tą nie waż ne. Żad na z opcji nie świad czy o niej do brze. Ale ja ka sze fo wa, ta ka ga ze ta, po dob no. „Pol ski Sun” ma am bi cje prze trwa nia dłu żej, niż wszyst kie mu win ne Eu ro 2008, z po wo du któ re go do ca łe go za mie sza nia do szło. – A że świat krę ci się wo kół spor tu, za sześć wy dań mo że my obar czyć wi ną pu pi li Leo Be en hak ke ra – czy tam w pierw szym wy da niu ga ze ty i nie wie rzę wła snym oczom! A więc to przez pił kę noż ną spo tka ła ich ta ka ka ra (jak wi na, to jest i ka ra), że te raz bie da cy mu szą te sześć wy dań nie tyl ko przy go to wać, ale i sprze dać. Czy mó wi łem coś o schi zo fre nii? Mó wi łem? O, prze pra szam, nie bę dę się więc po wta rzał. Je śli ktoś chce się za chwy cać pol ską wer sją bul wa rów ki, pro szę bar dzo, je go pra wo. Ja schi zy nie mam, pa mię tam, jak o nas pi sa li i nie wi dzę żad ne go po wo du, dla któ re go ma ł bym im te raz jesz cze za to pła cić. A że znaj dą się ta cy, co „Pol skie go Su na” ku pią, to już in na hi sto ria. Jest to prze cież tyl ko zwy kła bu lwa rów ka.


|21

13 czerwca 2008 | nowy czas

podróże w czasie i przestrzeni

Dlaczego mnisi zen żebrzą na mostach? W Kyōto lub w Osaka można czasem zobaczyć na moście nad rzeką mnicha w czarnych szatach, w wielkim plecionym kapeluszu osłaniającym twarz, z żebraczą miską w dłoniach. Dlaczego właśnie na moście?

Włodzimierz Fenrych

yjaśnił mi to pewien muzyk grywający w Kyōto na ulicy w dzielnicy uciech. Otóż jeśli prowadzi się jakąkolwiek działalność przynoszącą dochód na ulicy, trzeba płacić „za opiekę” yakuza – japońskiej mafii. Poszczególne gangi yakuza kontrolują ulice, natomiast mosty nie są na ziemi i są traktowane tradycyjnie jako niczyje, dlatego można na nich żebrać nie płacąc haraczu mafii. Dlatego właśnie mnisi żebrzą na mostach. Oczywiście pytanie zostało tu sztucznie zawężone, bo przecież niemniej ciekawe jest – dlaczego oni w ogóle żebrzą? Nie mogliby się wziąć do pracy? Albo inaczej sformułowane: dlaczego oni ciągle żebrzą? W średniowieczu były zakony żebracze również w Europie, byli franciszkanie i dominikanie, ale dziś? Czyż nie poczyniliśmy postępu? Gdyby współczesnego dominikanina zapytać dla-

W

czego nie żebrze, to by się pewnie popukał w głowę. A tymczasem mnisi zen żebrali w średniowieczu i żebrzą dziś, i to wcale nie tylko na mostach, ale chodzą od domu do domu, recytują sutry i proszą o jałmużnę. W dodatku uważają żebranie za bardzo ważną praktykę, jeden z filarów zen. Dlaczego? Bo nauka zen nie polega na podawaniu jakichś informacji do wierzenia, ale na stawianiu uczącego się w specyficznych sytuacjach, na które ten musi zareagować i w ten sposób kształtuje swą postawę życiową. Bo w zen nie chodzi o to, by się czegoś nauczyć na pamięć, ale by w nowy sposób spojrzeć na życie. Po japońsku to nowe spojrzenie nazywa się zwykle kenshō, czyli przebudzenie. Prowadzić do takiego kenshō ma praktyka, której składowymi częściami jest zazen, czyli siedzienie w skupieniu, samu czyli praca, oraz takuhatsu, czyli żebranie. W zachodniej literaturze przytaczane bywa powiedzenie pewnego średniowiecznego mnicha, że „zen to rąbanie drew i noszenie wody”, Zdanie to, wyrwane z kontekstu (adresowane było do słuchaczy, którzy nieproporcjonalnie wielką wagę przywiązywali do innych rzeczy), daje obraz fałszywy. W klasztorach zen panuje ścisła dyscyplina, nie jest to miejsce dla miękkich. Po pierwsze –

››

Mnisi zen uważają żebranie za bardzo ważną praktykę, jeden z filarów ich religii. Poniżej: nieskazitelnie utrzymany ogródek przyklasztorny

sie dze nie w sku pie niu to wca le nie le niu cho wa nie. Jest to sie dze nie w lo to sie lub przy naj mniej pół -lo to sie, przez kil ka go dzin dzien nie. Dla oso by nie przy zwy cza jo nej wy sie dze nie na wet jed nej go dzi ny w tej po zy cji jest tor tu rą. Po kil ku ty go dniach prak ty ki ko la na się przy wy cza ją, ale naj pierw trze ba przejść te kil ka ty go dni. Nie dla mięk kich. Po tem ból mi ja, ale przy cho dzą in ne efek ty me dy ta cji, na przy kład spoj rze nie we wła sną prze szłosć, co dla nie któ rych jest jesz cze trud niej sze do znie sie nia. To na praw dę nie jest dla mięk kich. Ale ce lem zen nie jest wpa try wa nie się w sie bie, ale do strze że nie Rze czy wi sto ści Nie z Te go Świa ta. Nie de ba to wa nie o tym, ja ka ta Rze czy wi stość mo że być, tyl ko do strze że nie jej. Mni si zen twier dzą, że jest to moż li we, je śli prze kro czy się pew ne psy chicz ne ba rie ry. Na le żą do

nich le ni stwo i za ro zu mial stwo (czy li po sta ro pol sku py cha). W klasz to rach zen nie ma miej sca dla dar mo zja dów. Po dob no w cza sach, kie dy za kon zen for mo wał się w Chi nach (w VIII w.n.e.), w klasz to rach in nych za ko nów mni si wy ko ny wa li skom pli ko wa ne ob rzę dy i czy ta li świę te księ gi ob słu gi wa ni przez oko licz nych chło pów. W klasz to rach zen jest to nie do pusz czal ne, wszy scy mu szą pra co wać, myć pod ło gi, pie lić ogród ki. Nie ma wy jąt ków, ro bią to rów nież opa ci. W każ dym klasz to rze zen pod ło gi są wy świe co ne na wy so ki po łysk, a ogród ki utrzy ma ne nie ska zi tel nie. Bar dzo ła two jest tak me dy tu jąc (zwłasz cza je śli prze szło się ten okres bó lu w ko la nach i wy ka za ło, że się nie jest mięk kim) po my śleć, że się jest lep szym od lu dzi, któ rzy po zo sta li w świe cie i go nią za pie niędz mi. Ta ka myśl jest tru ci zną, ale na uka zen ma na to

od trut kę. Nie jest nią po wta rza nie mni chom „nie bę dziesz za ro zu mia ły”, tyl ko stwo rze nie sy tu acji, w któ rej mnich jest na utrzy ma niu tych, co po zo sta li w świe cie. Dla te go ta ku hat su, czy li że bra nie, jest ta kie waż ne. Ale jest jesz cze in ny po wód że bra nia: roz po wszech nia nie Do brej Na uki wio dą cej do no we go spoj rze nia na świat. Chci wość jest jed ną z ba rier psy chicz nych, bez in te re sow ne da wa nie jest pierw szym kro kiem w kie run ku Do brej Na uki. Że brzą cy mni si sta wia ją po ten cjal nych daw ców w sy tu acji, w któ rej ci mo gą coś bez in te re sow nie dać. W zin dy wi du ali zo wa nym świe cie za chod nim re li gia jest uwa ża na za pry wat ną spra wę jed nost ki. W ja poń skiej wsi, na któ rej skra ju stoi klasz tor zen, re li gia jest wy sił kiem zbio ro wym. W klasz tor nej sa li me dy ta cji w sku pie niu sie dzą mni si, ale mo gą tam sie dzieć, bo są na utrzy ma niu oko licz nych chło pów. To mnich osią ga kenshō, ale chłop ze wsi ma w tym osią gnię ciu swój udział.


22

13 czerwca 2008 | nowy czas

czas na relaks

K N BAARK H TEP U SOKAT S

Nie tylko dla desek i rolek! Southbank Skate Park nad Tamizą w Londynie to od wielu lat najpopularniejsza miejscówka skatebordzistów i rolkarzy. Do tego grona wielką rzeszą dołączają rowerzyści! To, co można tam zobaczyć podczas sobotnio-niedzielnego spaceru, przechodzi ludzkie pojęcie! Sam wielokrotnie byłem świadkiem okrzyków zachwytu i gromkich braw na widok rowerowej ewolucji rodem z TV. Wyśmienite X-up’y, wallride’y i 360 . Jak sadzę, właśnie te brawa są dla nich największą nagrodą, bo kto inny da im więcej zapału i chęci do dalszej jazdy jak nie uśmiech i aplauz ślicznej długowłosej blondynki? Ci młodzi chłopacy nie nudzą się przed telewizorem, spotykają się właśnie na Southbank

po to tylko, żeby we własnym undergrandowym gronie spędzić wolne chwile i poćwiczyć niesamowite ewolucje na swoich małych i większych rowerach (BMX i Streetbike). Ciekawie robi się dopiero wtedy, gdy zapada już zmrok, kiedy park pustoszeje od przypadkowych przechodniów i gapiów. To jest moment, w którym miejsce to przechodzi we władanie najlepszych. Lokalni riderzy jak zwykle spotykają się o stałej porze – to właśnie jest ich czas!

Teraz zaczyna się jazda na najwyższym poziomie, na pozór łatwe ewolucje wymagają od riderów maksymalnego skupienia i opanowania tricku do perfekcji, bo nie każdy jest w stanie najechać na pionowa ścianę na wysokość półtora metra albo wskoczyć rowerem na metrową półkę. Cała ta rowerowa zabawa ma jeszcze drugą stronę medalu. Niestety nie jest to sport dla wszystkich, ekstremalne odmiany nie tylko kolarstwa są najbardziej kontuzjogenne i należy mieć

to na uwadze. W tej dziedzinie sportu każda wywrotka czy upadek zazwyczaj kończy się wizytą u ortopedy, najczęściej nie peirwszą i nie otatnią. Bo jak mawiał mój ortopeda: „Sport to zdrowie, młody człowieku, ale utracone”. Tym optymistycznym akcentem kończę swoje rowerowe wywody. Wszystkich chętnych serdecznie zapraszam do odwiedzenia tego miejsca w wieczornych godzinach, jeśli macie oczywiście ochotę pojeździć z nami. Jeśli nie, to koniecznie zabierz-

cie swoje aparaty, bo jest co uwieczniać. Jestem pewien, że nikt z was nie pożałuje, bo niby czemu, co może być piękniejszego niż nocna przejażdżka na rowerze nad brzegiem Tamizy lub romantyczny spacer?

pozdROWER South Bank Centre, pod Queen Elizabeth Hall, SE1, najbliższa stacja metra: Waterloo coolermag.com

Gorący czerwiec w Southampton Tego lata mieszkańcom Southampton i przyjezdnym turystom nie zabraknie atrakcji. Sezon letni wystartuje tu w czerwcu, wraz z piątą już edycją Mayflower Access Festival. A potem – dla każdego coś miłego. Będą festiwale latawców, kultury azjatacykiej i 40. edycja szanowanej w całej Europie wystawy łodzi i jachtów. Piąta edycja Access Festival odbędzie się 21 czerwca. Tradycyjnie już wstęp na imprezę jest bezpłatny, jednak – jako iż w tym roku organizatorom przyświeca szczytny cel pomocy bezdomnym, trzeba się liczyć ze skromnym datkiem dwóch funtów na rzecz St. James Society. W tym roku organizatorzy spodziewają się w parku Mayflower około siedem tys. widzów z Southampton i okolic. Poza tradycyjną sceną muzyczną, na której zaprezentują się lokalne grupy, będą osobne, mniejsze sceny z

mu zy ką DJ, la ty no ską, so ul i jaz zem. Te go sa me go dnia w in nym punk cie So uthamp ton, na Lord shill Re cre ation Gro und za cznie sie praw dzi we świę to la taw ców. Ki te Fe sti val zna ny już jest w ca łej An glii ze zna ko mi tych po ka zów ba jecz nie ko lo ro wych la taw ców oraz sko ków spa do chro no wych. Nie za brak nie te go i w tym ro ku. Do dat ko we atrak cje to: szko ła spor to we go pusz cza nia la taw ców, warsz ta ty i targ. A te go rocz ne po ka zy uświet nią sko ki spa do chro no we... skocz ków w stro jach ulu bio nych dzie cię cych ma sko tek. Im pre za po trwa dwa dni. Po czą tek – 21 czerw ca o 10.00.

››

Zanim lato się zacznie, turystom w Southampton pozostaje główna atrakcja turystyczna – port ze średniowieczną bramą Bargate oraz... częste wizyty imponujących rozmiarów liniowców, takich jak chociażby Independence Of The Seas Fot. Grzegorz Borkowski

Ko lo ry, dźwię ki i za pa chy Azji oży wią Park Ho glands w dniu 30 czerw ca, a to za spra wą szó stej juz edy cji Me la Fe sti val. Mu zy ka i ta niec po łu dnio wej Azji zdo mi nu ją So uthamp ton. Bę dzie tak że oka zja zjeść coś orien tal ne go. Nie za brak nie więc kon cer tów tra dy cyj nej azja tyc kiej mu zy ki, po ka zów i warsz ta tów tań ca. Co waż ne – wszyst kie atrak cje są po my śla ne tak, by go ście nie ty le je po dzi wia li, ile bra li w nich ak tyw ny udział. Na początku lip ca za mie ści my ko lej ną część ka len da rium atrak cji tu ry stycz nych w So uthamp ton.

Grzegorz Borkowski


|23

nowy czas | 13 czerwca 2008

to owo

REDAGUJE KATARZYNA GRYNIEWICZ

KONSUMENTA

Free Style Kultura wysoKa choć tania Wstyd, jeśli jeszcze nie odkryliśmy, że do większości muzeów w Wielkeij Brytanii można wejść za darmo. Oczywiście zdarzają się wyjątki – zapłacimy za wstęp do londyńskiej Tower czy Westminster Abbey, ale już jedno z najciekawszych w mieście – Museum of London, podobnie jak obserwatorium w Greenwich i duma narodowa Brytyjczyków czyli British Museum są wolne od opłat. Podobnie w galeriach, w tym obu Tate – Modern i Britain – i National Portrait Gallery – nie musimy kupować biletów, żeby obejrzeć ekspozycje stałe. Okolicznościowe wystawy to co innego – zazwyczaj trzeba za nie płacić osobno. Najlepiej sprawdzić na 24hourmuseum.org.uk Dla miłośników sztuki Victoria & Albert Museum ma nie lada gratkę: co miesiąc organizuje spotkania Friday Late, kiedy to drzwi muzeum są szeroko otwarte dla wszystkich, którzy mają ochotę na coś więcej niż piwo przed pubem w piątkowy wieczór. Te tematyczne wydarzenia artystyczne, połączone z pokazami filmów i warsztatami zawsze przygotowywane są z dużym rozmachem i pomysłowością – były już spotkania z wiktoriańskimi duchami, mistrzami haute cuture, a ostatnio z chińską kulturą. Impreza zaczyna się w ostatni piątek miesiąca o 18.30, a kawiarnia jest czynna do 21.30 Więcej na vam.ac.uk

Gdzie Gwiazdy Mówią dobranoc Nie trzeba wystawać pod domem Madonny w Merlybone albo czatować na Gwyneth Partlow w Belsize Park. Na stronie: lostintv.com można zarezerwować darmowe bilety na telewizyjne show z udziałem znanych osobistości. W telewizyjnych hitach, takich jak The Paul O’Grady Show albo Who Wants To Be A Millionaire? zawsze występują gwiazdy pierwszej wielkości. Nagrania programów zwykle odbywają się w

siedzibie BBC późnym popołudniem. Odgrywanie publiczności jest jednym z najmilszych i najmniej pracochłonnych zajęć, jakie można sobie wymyślić – wystarczy tylko żywiołowo reagować na to co mówi prowadzący, czyli robić to, co zazwyczaj przychodzi nam instynktownie. Przy odrobinie fantazji może to być ciekawą rozrywką, z pewnością o wiele ciekawszą niż spędzenie tego czasu przed telewizorem.

wyMiana towarowa Moda na wymienianie się niepotrzebnymi ubraniami rozkwitła ponad rok temu, kiedy to w Londynie jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać kluby, które organizowały tzw. swap party. Młodzi ludzie przychodzili na nie i spontanicznie wymieniali się ubraniami, a że często robili to ani na chwilę nie przerywając tańca, wszystko odbywało się w oparach dobrej zabawy. Choć swap party są nadal popularne (myspace.com/swaparamarazzmatazz i swishing.org), częściowo przeniosły się do podziemia, czyli zaczęto je organizować w domu. Tymczasem w sieci pojawiły się sklepy internetowe, takie jak whatsmineisyours.com, oraz swapz.co.uk, w których każdy może wymienić nie tylko ubrania, torby i buty, ale także wszystko co niepotrzebne w domu. Przy czym wcale nie muszą to być wartościowe przedmioty – bardzo często sprzedający zamieszczają po prostu informację: „wymienię na cokolwiek”. Przedmiotem wymiany może być niemal wszystko – od komputerów, przez sprzęt elektroniczny, książki, ubrania, antyki, znaczki, telefony aż po tak nietypowe rzeczy, jak np. ocieplacz do czajnika w kształcie granatu (szukaj w dziale militaria).

Flirt w necie Gdy dokucza nam samotność strony takie jak: wflirtbox.co.uk lub gumtree.com pomogą nam znaleźć drugą połowę. W przeciwieństwie do agencji matrymonialnych nie pobierają one żadnych pieniędzy i nie wymagają wypełniania

skomplikownych kwestionariuszy. Oczywiście istnieje ryzyko, że na umówioną randkę przyjdzie ktoś, kto nie do końca odpowiada naszym wyobrażeniom o księciu na białym koniu albo porcelanowolicej księżniczce, ale to już jest ryzyko związane z polowaniem na kota w worku. Zresztą kto powiedział, że nie można dyplomatycznie spławić delikwenta po kilku zdawkowych uprzejmościach. Jeśli jednak wybranka (lub wybranek) okaże się godna zachodu, będziemy mogli zaimponować biletem na koncert znalezionym na moneymagpie.com w prawdziwym raju łowców okazji.

daleKo od doMu Zagraniczne wakacje nie są domeną bogatych, ale także tych, którzy wiedzą, jak obniżyć ich koszt. Za pośrednictwem stron takich jak gumtree.com czy craigslist.org można znaleźć kogoś, kto mieszka w jakimś atrakcyjnym miejscu i chętnie zamieni się z nami na mieszkania na pewien czas. W ogłoszeniu trzeba podać kilka podstawowych informacji o mieszkaniu, jakim dysponujemy i najlepiej zamieścić jego zdjęcie. Potem trzeba tylko dogadać się w sprawie terminów. Przy odrobinie szczęścia można spędzić kilka dni w Paryżu albo w Mediolanie za cenę czynszu. Wbrew pozorom udostępnienie w ten sposób mieszkania nie jest bardzo ryzykowne – druga strona też powierzy nam swoje i oczekuje, że będziemy je traktowali z należytą atencją. W podobny sposób szukamy też chętnych na zamianę mieszkania w obrębie UK. Tu przydatny okazuje się link homelink.org.uk. W ocenie, który region kraju szczególnie obfituje w zabytki, atrakcje przyrodnicze i udogodnienia dla dzieci, a co za tym idzie, jest wart odwiedzenia pomoże strona nationaltrust.org.uk

bądź Fit and beautyFul Nie ma to jak solidna porcja ćwiczeń fizycznych, po której ciało i umysł nabierają wigoru.

Karnet na siłownię to spory wydatek, ale od czego jest nasz

przewodnik? wWrto wiedzieć, że większość „gymów” oferuje bezpłatną pierwszą godzinę ćwiczeń (np. fitnessfirst.co.uk). Darmowa godzinka jogi, nie tylko pomoże nam pozbyć się całodoniowego stresu, ale i pozwoli na zorientowanie się w sytuacji – lepiej zrezygnować z uczestnictwa w zajęciach po pierwszej lekcji, niż męczyć się przez kolejny miesiąc, w dodatku za ciężkie pieniądze. Podobnie rzecz się ma z salonami piękności – zwłaszcza te duże sieciowe oferują testowe zabiegi (np. wosk, czyszczenie twarzy, depilację brwi) za darmo – trzeba tylko uważnie przejrzeć oferty.

lądeM albo z PrądeM Znaczną część wydatków związanych z podróżowaniem zajmują ceny przejazdów, a rowerem – wiadomo – nie wszędzie da się dojechać. Firma autobusowa National Expres (nationalexpress.com) ma w sprzedaży bilety autobusowe nawet za jednego funta. Warunek, że kupimy je przez internet i na miesiąc przed planowaną datą podróży. Inny pomysł to znalezienie wolnych miejsc w samochodzie uczynnego użytkownika strony liftshare.com. Potężna baza licząca ponad 200 tysięcy członków kojarzy ludzi, którzy nie mają samochodów z tymi, którzy nie lubią podróżować samotnie. Trzeba pamiętać o zabraniu czegoś do przełamywania lodów i w drogę – choćby na drugą stronę kanału La Manche. Kiedy już wysportowani, wypięknieni, w odświeżonej garderobie wybierzemy miejsce, do którego mamy ochotę wyskoczyć na wakacje i znajdziemy miłego towarzysza podróży, pora pomyśleć o tym, co jeszcze możemy zrobić dla domowego budżetu. Wszak oszczędności nigdy nie za wiele. Free style bywa uzależniający.


24

6 czerwca 2008 | nowy czas

czas na relaks

Tam Gdzie króluje Wieprz

»

mania GoToWania Mikołaj Hęciak a tym skrawku kraju jakby naturalnie przeplatają się wpływy z zachodniej i centralnej części Anglii. Urodzajna i poprzecinana licznymi dolinami ziemia po prostu sprzyja rolnikom i ich pracy. To przez te tereny zanim nastąpiła ekspansja i rozwój kolei żelaznej poprowadzono kanał łączący Bristol z Londynem, pozwalający na łatwiejszy trasport towarów z zachodnich portów. Właśnie w tej okolicy znajduje się sławny Stonehenge i miasto Salisbury ze swoją katedrą. Tutaj też pielęgnowane są tradycje rzeźnicze i masarskie. Jeżeli chciałoby się zobaczyć tradycyjne angielskie kiełbasy czy pulpety, zwane faggots, należałoby odwiedzić właśnie Wiltshire. Hodowana w okolicach miasta Bath trzoda była karmiona jabłkami. Dokładniej tą częścią zbiorów, które pozostały w sadach pod drzewami. Dieta taka miała wpłynąć na smak mięsa, nadając mu słodkawy posmak. Poza tym jabłka bardzo dobrze sprawdzają się w potrawach z wieprzowiną. Zaś przysmakiem z miasta Bath były tzw. chaps, czyli policzki wieprzowe. Warto wspomnieć, że w obecnych czasach, gdzie popyt na wieprzowinę jest ciągle ogromny, choćby ze wględu na jej relatywnie niską cenę, niełatwo jest dostać ten gatunek mięsa w dobrej jakości. Ze smutkiem trzeba przyznać, że duża część wieprzowiny, tak mięsa jak i boczku, nie ma dużo wspólnego z prawdziwym smakiem i zdrowym odżywianiem. Bowiem dzięki różnym sztucznym dodatkom i konserwantom można skutecznie oszukać zmysły. Na sklepowych półkach najpopularniejszy wydaje się być boczek, tak surowy, jak i wędzony. Polędwicę i schab można nabyć w postaci steków czy całych porcji, gotowych do pieczenia. Szynka jest dostępna z kością i bez, często pod nazwą gammon. Nie można zapomnieć też o żeberkach. Wydaje się też, że Anglicy nie są takimi amatorami golonki, jak my, Polacy. Dodajmy, że świeże mięso wieprzowe powinno mieć różowy kolor i rześki zapach, co zapewnia właśnie mięso zwierząt hodowanych ekologiczne, bądź w warunkach zbliżonych do naturalnych.

N

Zachodnie tereny Anglii mogą poszczycić się nie tylko świetnymi wyrobami mleczarskimi, tradycyjnymi słodyczami, czy żywnością ekologiczną. Tutaj króluje wieprzowina. Szczególnie w hrabstwie Wiltshire. WieprzoWina smażona z czosnkiem A teraz szybki i praktyczny przepis wykorzystujący mniej szlachetne części wieprzowego mięsa i ogromne ilości czosnku. Chodzi o takie kawałki, które zawierają mięso, więcej tłuszczu i skóry czy kości jednocześnie, tzw. chops, np. loin chops. Na cztery osoby potrzebujemy 4 porcje mięsa, 1-2 główki czosnku, odrobinę oliwy, 200 ml białego wina albo mocnego cidera, sól i pieprz do smaku. Pojedyńcze ząbki czosnku pozostawiamy w łupinkach, by nie przypalić czosnku podczas smażenia, ale nadgniatamy delikatnie. Duże naczynie żaroodporne nagrzewamy w piekarniku na 2200C. Nagrzewamy też patelnię i na oleju podsmażamy czosnek przez kilka minut. Następnie dodajemy mięso zrumieniając je z każdej strony przez około 1 minutę. Dodajemy sól i pieprz. Mięso przekładamy do nagrzanego naczynia starając się ułożyć kawałki skórą do góry. Pozwoli to na otrzymanie chrupiącej skórki, a jednocześnie mięso będzie mogło nasiąknąć odpowiednio w soku z pieczenia. Na wierzchu układamy czosnek. Teraz na patelni rozgrzewamy wino i odparowujemy, aż o połowę. Wylewamy resztę na mięso. Pieczemy około 15-20 minut. Świetnie pasuje do ziemniaków duszonych i warzyw z wody albo przygotowanych na parze. Czas gotowania to ok. 40 minut. Koszt porcji mięsa około 1,5 funta.

Dla pewnej odmiany, by dać naszym czytelnikom jakąś szansę wyboru, jeszcze jeden szybki przepis na wieczorny posiłek. Tym razem coś rybnego.

ŁososioWa zapiekanka Na cztery osoby potrzebujemy 250 g makaronu tupu penne, fussili czy concighle; 450-500 g filetów łososia bez skóry, 1 dużą cebulę, 2 marchewki, 3 łodygi selera naciowego, 150g zielonego groszku, 3 jajka, 300ml śmietany (double cream), sól i pieprz. Makaron gotujemy w osolonej wodzie. Marchew i seler myjemy, obieramy i kroimy w półkrążki. Podgotowujemy osobno przez 4-5 minut i odcedzamy. Zielony groszek, jeżeli jest mrożony, możemy użyć prosto z torebki, starajmy się uniknąć groszku z puszki, gdyż podczas pieczenia może całkowicie się rozpaść. Rybę kroimy w średniej wielkości kostkę. Jajka mieszamy ze śmietaną i doprawiamy solą i pieprzem. Naczynie żaroodporne (1,5-, 2-litrowe) smarujemy odrobiną oliwy. Układamy połowę makaronu. Następnie wkładamy rybę wymieszaną z warzywami i na wierzchu kładziemy resztę makaronu. Całość zalewamy jajkami ze śmietaną. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 2200C, na 20-30 minut. Pieczemy pod przykryciem i odkrywamy dopiero na ostatnie 10 minut pieczenia. Koszt porcji 1,90 funta. Czas gotowania ok. 50-60 minut. Smacznego !!!


|25

nowy czas | 13 czerwca 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

1 9

8 7 5 9 2 1 8 7 9 1 3 6 7 4 5 2 9 3 6 1 8 9 4 4 5 3 1 7 6 6 3 1 4 7

trudne

2

8

9 3 4 1

5 1 3 8 4 1

3

6

7

7 3 1

5 4

3

4 6

8

1

4

5

4 8 1 2 4 2

1

1 9 1 6 3

7

9

3 6 3

5

8 1

4

4 5 7 1

9 2 3

5

6

1 4 2

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Warto, abyś w tym tygodniu przejrzał dokumenty w pracy jak i domowe archiwa. Sprawdź, czy wszystkie rachunki zostały zapłacone w terminie, a także czy rozliczyłeś się z urzędem skarbowym. W tym tygodniu korzyści mogą odnieść osoby, których praca związana jest z kantorami, lombardami a także bankami.

BYK

20.04 – 20.05

Planety sprzyjają Bykom, które szukają pracy. Pieniądze nie powinny być teraz dla Ciebie dużym problemem, ponieważ stoisz twardo na ziemi i potrafisz liczyć. Po 17 czerwca wzrosną możliwości zdobycia nowych środków finansowych. Korzystny tydzień dla osób związanych z religią, a także osób, których działalność i poglądy związane są z tradycją narodową i rodzinną.

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

Stosunki z otoczeniem będą napięte. Próby nawiązania jakiejkolwiek współpracy nie powiodą się. Zorganizuj sobie zajęcia w taki sposób, abyś nie był zależny od innych. Masz w tym tygodniu spore szanse podjęcia intratnego interesu. Twoje serce przyspieszy bicie. Także nie trać czasu i do boju, gdyż szczęście czeka już za rogiem.

RAK 22.06 – 22.07

Będziesz teraz zdolny do ciężkiej, starannie zaplanowanej pracy, dopisze Ci cierpliwość, wydajność i ambicja. Dobre wyczucie czasu, zdolności organizacyjne w połączeniu z darem zjednywania sobie sympatii pomogą Ci osiągnąć sukces. W biznesie karta przedstawia potężnych konkurentów.

LEW 23.07 – 22.08

Jeśli jesteś wolny, będzie to wyjątkowo piękna miłość, ale jeśli jesteś w związku, doprowadzi to do rozdrapania Twojego serca. Będzie trudno dokonać Ci wyboru między obecnym związkiem a osobą, do której serce zaczyna bić bardzo mocno i nie jesteś w stanie powstrzymać tego uczucia. Najlepsze chwile dla spraw spod znaku Amora mają przed sobą Lwy bardzo samotne.

NA PAN 23.08 – 22.09

Panny z obrączką na palcu nie będą miały powodów do narzekań. Jednak niewykluczone, że często trudno będzie Ci dojść do porozumienia ze ślubną połówką, która ostatnio Cię zaniedbuje i nie liczy się z Twoim zdaniem. Młode dziewczęta niech uważają na przystojnych uwodzicieli poznanych na dyskotece albo w pubie.

GA WA 23.09 – 22.10

Zacznie Cię uwierać praca u kogoś, odczujesz ciężar wzajemnych powiązań i koneksji w pracy. W życiu osobistym kontynuacja związku. Przejdzie w fazę, może już nie pierwszych, namiętnych uniesień, ale egzaminów i sprawdzania mocnych fundamentów związku. Przestaniesz czuć pokusę zasmakowania znów życia w pojedynkę, pomyślisz o wspólnym mieszkaniu z drugą połową.

PION SKOR 23.10 – 21.11

Uważaj na oszustów i nie podpisuj żadnych umów. Zadbaj raczej o sprawy niezwiązane z materialną sferą Twojego życia. Ważne są dobre stosunki z otoczeniem. Swoje interesy zabezpiecz od strony prawnej. Poświęć także większą uwagę swojej rodzinie. Zabierz ją na mały piknik poza granicami miasta.

STRZELEC 22.11 – 21.12

Będziesz podlegać w tym tygodniu sprzecznym wpływom planetarnym. Z jednej strony będziesz czuć obowiązki, a z drugiej - gwiazdy będą Cię zachęcać do pochopnego dysponowania finansami. Jednak powinieneś dobrze wyważyć decyzje, zachować umiar i rozsądek. Dobrze przysłużą Ci się także intuicja i sny.

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Cały ten dzień powinieneś cieszyć się bardzo dobrym nastrojem, mimo że rano będziesz bardziej zaganiany sobą i swoimi sprawami. Przejawiać będziesz także więcej aktywności niż zazwyczaj. Popołudnie poświęcić bardziej sprawom swojej rodziny. Może zechcesz spędzić z nią miły wieczór gdzieś na łonie natury.

NIK WOD 20.01 – 18.02

Sprawy uczuciowo-sercowe staną się w tym tygodniu najważniejsze. Im też należy poświęcić zdecydowanie więcej troski i uwagi przez najbliższe dni. Jeśli kochasz się w Byku lub Koziorożcu, to bądź pewien, że trafiłeś w dziesiątkę. Wasz związek będzie stabilny, gorący i romantyczny. Naucz się odróżniać stan zakochania od miłości.

BY

RY 19.02 – 20.03

Wielu zodiakalnym Rybom ktoś może nieźle zawrócić w głowie. W przypadku Pań będzie to typ męski, trochę macho, imponujący swoją stanowczością i odwagą, a przy tym wprost tryskający energią. Panów pociągać będą niewiasty energiczne, wysportowane, przedsiębiorcze, takie, które wiedzą czego chcą.


26|

13 czerwca 2008 | nowy czas

jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? aby Zamieścić oGłoSZenie Komercyjne skontaktuj się z

oGłoSZenia ZwyKłe aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię”, „szukam pracy”, „kupię”, „sprzedam”, „Mieszkania do wynajęcia”, „oddam za darmo”, „Towarzyskie” wyślij sMs: nc + treść ogłoszenia (np. nc oddam kota...) na numer 87070. otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo coRRecT.

ia Ogłoszen e w o k ram 0. 1 £ d już o O I N A T NIE! I W YGOD rtą! Zapłać ka

działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

w ramce kolorowe

do 15 słów

£10

£15

do 30 słów

£15

£25

Koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)

ZatrudniĘ

teleSaleS, west london w5 An International Web Design Company is looking for Telesales person to join our company and to be able to start immediately. The successful candidate must have an excellent telephone manor, be confident and wellspoken English. contact: 020 88100300 or email cV to: janet@gwsuk.com

ZaRÓb 10-30f/h. pra ca w ochro nie dla każ de go. or ga ni zu je my kur sy ochro ny spe cjal nie dla po la ków. panie mi le wi dzia ne. dla sWo icH kuR san TÓW pRa ca! Tel. 0793 144 2707. pracuj i zarabiaj z avon. firma kosmetyczna poszukuje konsultantek i sales leaderow na terenie londynu i uk. praca łatwa i ciekawa! kontakt: 0774 2897 875 aVon – zo stań kon sultantką w uk i dołącz do mo jej pol skiej gru py! su per za sa dy współ pra cy, pra ca ła twa i do cho do wa od za raz, bez ry zy ka – sprawdź! Mag da, tel. 0772 7062239.

SprZedam

uaZ do spRZedania. odbiór w polsce cena do ustalenia. W pełni sprawny oryginal 100. Tel. 0781 4857 108

ume blo wa nym czy stym miesz ka niu z in ter ne tem. £55/os/tydz. Ra chun ki wli czo ne. Tel. 0790 454 6630. WesT feR Ry, Mi le end. Miej sce dla chlo pa ka £55/tyd. du ża dwój ka z bal ko nem w ume blo wa nym miesz ka niu z in ter ne tem. £115/tydz. Ra chun ki wli czo ne. Tel. 0790 454 6630. Hack ney cen TRal, clap Ton (2 stre fa, Je dyn ka £70/tydz. du ży dwu oso bo wy po koj £110l/tydz. 7min.do sta cji. Ra chun ki wli czo ne. Tel: 0790 454 6630. pla isToW. dwu oso bo wy po kój w ume blo wa nym do mu z du żym ogro dem. dwie ła zien ki. in ter net. Ra chun ki wli czo ne. Tel. 0790 4546630. pla isToW. du że po ko je dwu oso bo we do wy na je cia, 5 min. do sta cji, w ume blo wa nym do mu. ce na od £55/os/tyg ra chun ki wli czo ne. Tel. 0-7809472556 ley Ton sTo ne. dwu oso bo wy po kój £120/tydz. i je dyn ka £ 75/tydz. W czy stym, spo koj nym miesz ka niu na 4 oso by. 7 min do sta cji. Ra chun ki wli czo ne. in ter net. tel. 0796 9618349. kil buRn paRk /sWiss coT Ta ge. 2osbo wy du ży po kój na ab bey Rd, nW6, dru ga stre fa. kom fort, TV, in ter net. Ra chun ki wli czo ne. £130/tyg. Tel. 0797 6354 659.

leKcje jĘZyKa anGielSKieGo w domu nauczyciela. Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy. wiĘcej inFormacji pod numerem teleFonu: 0208 2487 561

Gabinet medycyny naturalnej Skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergoterapia. Barking, London. tel: 0208 5957737, 0795 867 7615.

maSaŻe lecZnicZe, ustawianie kręgow, rehabilitacja GABINET Joanny i Tomasza Palackich 15 Periwood Crescent, UB6 7FL Perivale – London. rejestracja: 07841 668 442

mieSZKanie do wynajĘcia w centrum KraKowa na okres wakacyjny. Idealne dla młodych osób. 15 min. spacerem do Rynku tel.: 0796 6577170

laboratorium medycZne: the path lab Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. EKG, USG.

Gabinet medycyny naturalnej Komputerowe, kompleksowe badania organizmu. Masaże lecznicze. Reflexologia, aromaterapia, elektroterapia. 234 Kings Street, i piętro. Kontakt: diana, tel. 0-793 1761 514. Zapraszam codziennie od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 - 19.00 oraz w soboty i niedziele od 10.00 do 15.00.

wrÓŻKa Samira Z eGiptu mówiąca po polsku. Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. Zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. Daj sobie pomóc. Nie czekaj! Dzwoń! tel. 0208 826 5074

polSKie biuro Rozliczenia podakowe, rezydentura,zasiłki, tłumaczenia. Pomoc przy wypełnianiu formalności związanych z rejestracją oraz NI. Karta CIS. Rejestracja samozatrudnienia. Skutecznie i solidnie. Kontakt: 0750 145 5897; 0207 2724864

tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616

wrÓŻKa Sebila, przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. tel. 07988553378

domowe wypieKi Masz urodziny, imieniny, komunię dziecka? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny. Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu aGata tel. 0795 797 8398

montaŻ, naprawa oraz wszelkie przeróbki instalacji wodnokanalizacyjnych oraz centralnego ogrzewania. 0777 455 8445

KompleKSowe remonty kuchni i łazienek (hydraulika, kafelki, panele, elektryka). 0777 455 8445

auto-laweta (pomoc drogowa, aukcje, ebay) Transport Motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. Transport na lotniska. Przeprowadzki. Punktualność i rzetelność. tel.: 0759 264 6029

mieSZKanie do wynajĘcia po łu dnio W y lon dyn, po kój dla mło dej pa ry, dzi dzia 0-3 lat mi le wi dzia na. £120 tyg., lub dla 1 oso by £80. Tel. 0775 644 6748 bol lo la ne, ac ton Town, W3 2-osbo wy, kom for to wy po kój dla pa ry, 2-tyg. de po zyt, £125/tydz. Tel. 0797 6354 659 liMeHouse. sHadWell. Miejsce w pokoju dla chłopaka. £45/tyd. 5min. do stacji. 15min do centrum. internet.. Rachunki wliczone. Tel. 0790 4546 630.

towarZySKie

Kawaler, KatoliK, po wyższych studiach pragnie poznać Polkę do lat 40, która chętnie zamieszka we Francji lub we Włoszech. Mówię po angielsku, francusku i po włosku. tel. 020 7697 0005

liMeHouse. Mile end (2-ga strefa). dwuosobowy pokój w umeblowanym domu. duża kuchnia. 5 min. do stacji. blisko do centrum. £105/tyd. Rachunki wliczone. Tel. 0790 4546 630. ley Ton sTo ne. dwuosobowy pokój £120/tydz. i jedynka £75/tydz. W czystym spokojnym mieszkaniu na 4 osoby. 7min do stacji. Rachunki wliczone. internet. Tel. 0796 961 8349. Mi le end (2 stre fa, 5min. do sta cji, trzy li nie me tra). dwu oso bo wy po kój w

rÓŻne

odpRoWadZę i przyprowadzę ze szkoły Twoje dziecko. Harlesden, Willsden. Hydraulik z wieloletnim doswiadczeniem wlasne narzedzia transport przyjmie prace lub zlecenie. Tel 0791 901 6887.

FiZjoterapia, masaż leczniczy. Bóle kręgosłupa, bóle stawów, nerwobóle. małGorZata tel. 0793 3388935

paZnoKcie akryl, żel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia. monika tel. 0783 541 2859

proFeSjonalne FryZjerStwo, strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, west acton, tel. 0786 2278729

biuro KSiĘGowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162d hiGh Street hounSlow tw3 1bQ 0208 814 1013 mobile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

eleKtryKa Samochodowa Mechanika, elektryka, diagnostyka komputerowa układów cząstkowych benzyny oraz deasla, air-bag/abs Oraz napełnianie układów klimatyzacyjnych tel: 0788 155 2350

anteny Satelitarne Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny. tel. 0751 526 8302

wywÓZ śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free tranSpol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrZej

tanie prZeprowadZKi i tranSport na lotniSKa Duży Van, fachowa i profesjonalna obsluga ZadZwon i SprawdZ!!! tel: 0785 702 8946


|27

nowy czas | 13 czerwca 2008

ogłoszenia 24H POGOTOWIE KOMPUTEROWE Tworzenie stron internetowych. Programy i bazy danych na zamówienie. Na miejscu lub w biurze na Fulham (stacja Putny Bridge). 077-8352-4096 www.startuj.co.uk.

job vacancies

cleaning staff in sites in Birmingham and throughout the UK. Overtime will be available. Must have driving licence, as you will be required to drive to various site from Time to time. Successful applicant will be provided with company car and Company mobile phone. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0121 2360040 and asking for Angela Palmer. LEGAL CLERK

POLISH TRANSLATOR

POGOTOWIE KOMPUTEROWE Usuwanie wirusów. Instalacja systemów operacyjnych i oprogramowania. Doradztwo przy wyborze i zakupie sprzętu. Budowa sieci kablowych i bezprzewodowych. NO FIX - NO FEE. PIOTR, TEL. 0788 2345 968

MECZE EURO 2008 NA DWÓCH SALACH! Polsat i Cyfra. Świeże obiady domowe na każdą kieszeń. DWA ogródki rodzinne. Miła atmosfera.

negocjator

Duke of Cambridge, Hounslow East TW3 1PA. Pozwól się zadziwić! TEL. 0-773 7869 253

Location: NORTH FERRIBY, NORTH HUMBERSIDE Hours: 40 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 8:00AM-6:00PM Wage: £11,481.60 BASIC + CAR + PERFORMANCE RELATED BONUS Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have ability to speak and write in Polish. Must have excellent Communication skills, be computer literate and be able to manage all levels of Administration. Varied role working within a recruitment company, will involve Recruitment of candidates. Will be based at Melton, North Ferriby. How to apply: You can apply for this job by telephoning 07872 694810 or 01482 638532 and asking for Richard Geekie. OFFICE MANAGER Location: BIRMINGHAM, WEST MIDLANDS. Hours: 35 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 9AM TO 5PM Wage: £12000 PER ANNUM PLUS BONUS Duration: PERMANENT ONLY

Description:Must have a strong grasp of Microsoft office, Word Excel etc, be able to send and receive Emails, good telephone manner, good communication skills, be highly organized with the ability to supervise and lead accordingly. Polish speaking candidates an advantage although not essential. Training will be given. Duties to include managing a small office, dealing with clients, supervising

Nowy Czas poszukuje pracownika do działu marketingu i sprzedaży. Oferujemy pracę na dobrych warunkach, w zespole ludzi, dla których praca w mediach jest wyzwaniem i przygodą. Wymagana dobra znajomość języka angielskiego, łatwość nawiązywania kontaktów i zdolności negocjacyjne. Wynagrodzenie 250 funtów tygodniowo + prowizja

0207 639 8507 0796 6577170 marketing@nowyczas.co.uk

Location: FULWOOD, PRESTON, LANCASHIRE Hours: 37.5 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 9:00AM-5:00PM Wage: £12,500 PER ANNUM Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have a legal background, and be a fluent Polish speaker. Previous experience within personal injury field would be preferred. Duties involve taking statements from clients, preparing court documents, assisting solicitors and numerous fee earners. Will also liaise with clients when needed. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Karis Lea at Equities Solicitors, Unit 12, East way Business Vill, Oliver’s Place, Fulwood, PRESTON, PR2 9WT, or to klea@equitassolicitors.co.uk. COOK Location: MANCHESTER, LANCASHIRE

Hours: 42 HOURS PER WEEK 6 DAYS FROM 7 BETWEEN 7AM-1PM Wage: MEETS NATIONAL MINIMUM Work: PatternDays, Weekends Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have experience of working in a care home and Basic Food and hygiene Certificate. Must be able to cook Polish food dishes. Duties would involve Preparing meals for residents and keeping the kitchen area clean and tidy. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0161 2056716 and asking for Sandie Deane.

COMMIS CHEF Location: EDINBURGH Hours: 5 over 7 Inc weekends Wage: £5.52 Closing Date: 25/06/2008

Description: Soul Recruitment are currently looking for an enthusiastic individual to join our client’s team. You will be working in a Polish Restaurant, preperaring and learning Polish preparing with guidance from the Head Chef. Ideally you will have had experience with Polish cuisiene, however our client will be judging you on your work cuisine. Part of your daily routine will include food prep, prep starters, prep main courses, doing dishes, moping floors, following health and hygiene regulations and supporting the current team with other

aspects as and when they routine. As this Restaurant is a Polish orientated Restaurant, you will need to be able to speak and understand Polish to a minimum standard. If you would like more information or you would like to apply please call Dean Schmid on 0131 662 6915 or e-mail your CV to dean.schmid@soulrecruitment.c How to apply: You can apply for this job by telephoning 0131 6626915 and asking for Dean Schmid.

ADMINISTRATOR Location: BRENTFORD, MIDDLESEX Hours: 40 HOURS PER WEEK, 6 DAYS OVER THE WEEK Wage: £7.00 PER HOUR Closing Date:01/07/2008

Description: A Training Organization is looking for an administrator. The person must speak both English and Polish languages, Russian will an advantage. Duties include answering telephones, dealing with the general day to day running of the office. The successful person will have some experience in an office environment and be computer literate in Word, Excel and Internet. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Mr. Hassan Nur at Skills wise Training, Suite 54The Market Building, 191-195 High Street, BRENTFORD, Middlesex, TW8 8LB, or to hassanmnur@hotmail.com.


28|

13 czerwca 2008| nowy czas

co się dzieje film Retrospektywa filmów Pawła Pawlikowskiego Riverside Studios Cinema Crisp Road, W6 9RL 18 czerwca, godz. 19.00:

Wystąpią: Daddy G and 3D czyli dwie trzecie Massive Attack. Są kuratorami tegorocznej edycji Meltdown. Przed nimi wystąpi raper i aktor w jednej osobie, Riz MC.

Najlepszy rodzimy raper-producent wydaje co roku świetnie przyjmowane płyty, tym razem wystąpi z materiałem z ostatniego albumu „Ja Tu Tylko Sprzątam”.

MELTDOWN: Yellow Magic Orchestra

imprezy

15 czerwca, godz. 19.30 Royal Festival Hall Bilety: £35-£20 Powrót kultowego japońskiego pop trio, które powstało, uwaga: w 1978r! Pionierzy syntezatorów, orędownicy elektroniki w muzyce i muzyki w elektronice, ich pierwsze show w UK po reaktywacji.

Wycieczka Cambridge – Duncaster – Castle Acre

From Moscow to Pietushki

dok., 1991 r. Film o pisarzu Jerofiejewie, z jego jeszcze udziałem, próbujący odtworzyć realia poematu Moskwa-Pietuszki. Wstrząsającemu obrazowi pijanej i pijącej Rosji towarzyszą cytaty z poematu Jerofiejewa. 18 czerwca, godz. 20.05: Serbian Epics

dok., 1992 r. W czasie bośniackiej wojny domowej Pawlikowski zyskał nieograniczony dostęp do Radovana Karadzica oraz frontu w Sarajewie. Karadzic rozmyśla nad serbską tradycją poetycką i nacjonalizmem z wyjątkowej perspektywy wojny. Po filmie spotkanie z reżyserem.

MELTDOWN: The Dubstep Chronicles 17 czerwca, godz. 19.30-1.30 Hala wejściowa w Queen Elizabeth Hall, South Bank Centre, SE1 8XX Bilety: £12.50 Zagrają wybrani przez Massive Attack mistrzowie dubstepowego brzmienia.

In Search Of A Midnight Kiss Usłyszeć szept anioła dramat, 2006 r. reż. Alex Holdridge Film jest opowieścią o podróży w poszukiwaniu miłości, seksu, nowych znajomości i romansu. Akcja rozgrywa się podczas nocy sylwestrowej w Los Angeles. W kinach w całym Londynie. The Happening dramat, 2008 r. reż. M Night Shyamalan Dla Elliota Moore’a priorytetem staje się ucieczka przed tym tajemniczym fenomenem. Jego małżeństwo z Almą przechodzi kryzys, lecz razem uciekają w stronę rolniczych terenów Pensylwanii, gdzie chcą uchronić się przed atakiem. W kinach w całym Londynie.

15 czerwca, godz. 19.30 sala św. Józefa Little Brompton Oratory Brompton Rd., SW7 Wstęp wolny Wiersze Heleny Werda w wykonaniu autorki (recytacja) i siedmioosobowego zespołu (śpiew). Ein Heldenleben 17 czerwca, godz. 19.30 Barbican Hall, Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £6-£30 The London Symphony Orchestra i sopranistka Dame Felicity Lott, wykonają Symphonię No 25 in G minor Mozarta , „Pieśni na Orkiestrę” i „Ein Heldenleben” Richarda Straussa.

Taxi to the Dark Side Arnie Somogyi's Ambulance

14 czerwca Bilety: £35 Szczegóły: www.rejs.co.uk., kapitan@rejs.co.uk, bernardwieczorek@yahoo.com, tel/fax 00441923780169, mobile 007971974089 W planach i w cenie biletu: pływanie po kanałach w Cambridge, Blakeney National Nature Reserve on the North Sea Coast – park krajobrazowy na wybrzeżu Morza Północnego, Castle Acre – niesamowite ruiny zamku w centrum Norfolk, polski obiad w Duncaster. Buch International Promoters zaprasza: EURO 2008 FOOTBALL TV LIVE SHOW

16 czerwca, godz. 19.45 Po meczu projekcja teledysków Marka Hid Kremera: Paktofonika, Chwile ulotne, Poise Rite. Wspieramy młodych piłkarzy z polonijnej szkółki London Eagles F.C. CARGO 83 Rivington Street, Shoreditch, EC2A 3AY wstęp wolny Dla kibiców: 2 sale, ogród, duże ekrany + lcd tv, loteria: koszulki, piłki, szaliki, flagi, kiełbaski i oscypki z grilla. Polska obsługa i piękne hostessy.

wystawy Polacy odnalezieni po latach Fotografie Jana Markiewicza do 26 czerwca Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego 20 Princes Gate, SW7 IPT wt-pt, godz. 14.00-16.00 14 czerwca (sobota) 13.00-18.00 informacje: nicoletatty@hotmail.com Wystawa znalezionych na ulicy unikatowych zdjęć, które przedstawiają życie polskiej emigracji powojennej w latach 50.

dramat, 2007 r. reż. Alex Gibney ICA Cinema 1&2 Nash House, The Mall, SW1Y 5AH pt-sb, godz. 16.00, 18.15, 20.30 Czy wydarzenia w Abu Ghraib były tylko ekscesami znudzonych strażników? Może kazano im „zmiękczyć” więźniów? Na jakim szczeblu zapadają decyzje o stosowaniu „środków specjalnych”?

19 czerwca, godz. 19.30 606 Club, 90 Lots Rd, SW10 0QD Bilety: £10 Polsko-norweski kontrabasista Arnie Somgyi poprowadzi swój zespół: Paul Booth (saks), Tim Lapthorn (piano), Dave Smith (bębny). Zagrają utworyz nowego albumu „Accident And Insurgency”.

muzyka

X-Side music zaprasza:

Art in Exile

Tomek Lipiński

O.S.T.R. 20 czerwca, godz. 21.30 (otwarte drzwi)

Polscy artyści w powojennej Brytanii Boundary Gallery 98 Boundary Road, NW8 0RH śr-sb, 11.00-18.00 Malarstwo i grafiki najwybitniejszych polskich malarzy, którzy osiedli w Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej, m.in. Marian Bohusz-Szyszko, Stanisław Frenkiel, Henryk Gotlib, Piotr Potworowski, Marek Żuławski.

14 czerwca, godz. 21.00-6.00 Club Jamm 261 Brixton Rd, SW9 6LH Bilety: £10 (przed koncertem) Club 108 to międzynarodowa grupa przyjaciół, która swymi działaniami wspiera rozwój unikalnej kultury Buddyzmu Tybetańskiego. Poza koncertem Lipińskiego zagrają dje w dwóch pokojach. Sprawdź: www.club108.co.uk MELTDOWN Festival: Massive Attack + Riz MC 14 czerwca, godz. 19.30 Royal Festival Hall, Belvedere Road, SE1 8XX Bilety: £35-£25, rezerwacja: 08703 800 400

Boucher i Chardin Klub Mass St Matthews Church, Brixton Hill, SW2 1JF Wstęp: £14(www.ticketweb.co.uk), £15 w dniu koncertu Info: 07834194884 21.06 The Park Peterborough, godz: 21.30 22.06 The Croft Bristol, godz: 19.00

wt-pt 10.00-18.00, sb. 11.00-16.00 Kolekcja rzeczy znalezionych, minimalnie przetworzonych przez Jasona Dodge'a i ekspresjonistyczne filmy Terezy Buskovej. TEATR Romeo and Juliet Open Air Theatre, Inner Circle, Regent's Park, NW1 4NR pn-sb, godz. 20.00, czw i sb, godz. 14.30 Bilety: £10-£35, rezerwacja: 08700 601 811

Brompton Rd., SW7 W programie: zabawy dla dzieci, koncert jazz-bandu, kiermasz rzeczy używanych, polska kuchnia. „Gazeta Niedzielna” i Duszpasterstwo Akademickie zapraszają na film: Złota Rybka dok, 2008 r. reż. Tomasz Wolski 22 czerwca godz. 19.30 Sala św. Józefa Little Bromton Oratory Brompton Road, SW7 Wstęp wolny

Loving Art Landor Theatre, 70 Landor Rd, SW9 9PH wt-sb., godz. 19.30 Bilety: £15 / £12, rezerwacja: 020 7737 7276 Scena fringe. Musical w stylu lat 60. będący parodią rockandrolowej rewolucji, która zmieniła świat. In Conversation with Vanessa Redgrave 13 czerwca, godz. 15.00 Bilety: £5 National Theatre, Cottesloe, Upper Ground, South Bank, SE1 9PX Spotkanie z ikoną brytyjskiego aktorstwa, Vanessą Redgrave, która obecnie występuje w monodramie „The Year of Magical Thinking”. The Life & Death of Vincent Van Gogh do 22 czerwca Etcetera Theatre, 265 Camden High St, NW1 7BU wt-sb, godz. 19.30, nd. godz. 18.30 Bilety: £8 Scena fringe. Fragmenty listów do brata, filmów, bogata ścieżka dźwiękowa, obrazy i skecze poprowadzą publiczność przez meandry życia Van Gogha.

kiermasze Wyprzedaż książek 15 czerwca, godz. 11.00-18.00 POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Wyprzedaż dubletów krajowych i emigracyjnych z zasobów biblioteki POSK-u. Większość książek: £1,50!

Wallace Collection, Manchester Square, W1U 3BN codziennie, 10.00-17.00 Malarstwo dwóch francuskich osiemnastowiecznych mistrzów.

już wkrótce

Jason Dodge/Tereza Buskova

Piknik w ogrodach

Gallery One One One, 111 Great Titchfield Street, W1W 6RY

21 czerwca, godz. 12.00-16.30 Little Brompton Oratory

Dokument otrzymał Nagrodę Publiczności i Nagrodę Studentów Krakowa tegorocznego Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Po projekcji dyskusja z z udziałem reżysera, Tomasza Wolskiego. Kolacja na cztery ręce 28 czerwca, godz. 19.00 Sala Teatralna w POSK-u 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: rezerwacja sms- em: 0783 591 15 27; e-mailem: info@ beauteeffect.pl Punktem wyjścia sztuki jest zdarzenie fikcyjne – osobiste spotkanie mistrzów muzyki: Bacha z Handlem. Twórca spektaklu obnaża ich próżne namiętności: zazdrość, pychę, pragnienie stworzenia dzieł nieśmiertelnych. ERNEST READ SYMPHONY ORCHESTRA plays WOJCIECH KILAR 29 czerwca, godz. 18.30 St John's Church, Waterloo Road, SE1 8TY Bilety: £9/£7 (do kupienia przed koncertem), rezerwacja: 01483 579914 W programie koncertu: „Krzesany” Wojciecha Kilara i Symfonia no 1 Gustava Mahlera.


|29

nowy czas | 13 czerwca 2008

port

redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl

formuła 1

gp KanaDy

Pierwsze zwycięstwo Kubicy! lijczyka Felippe Massę. W klasyfikacji konstruktorów BMW Sauber traci do Ferrari już tylko trzy oczka. 22 czerwca kierowcy zawitają do Francji, a już na początku lipca kolejne Grand Prix na torze w Silverstone.

Daniel Kowalski

Rok po katastrofie w Montrealu, która o mało nie zakończyła się śmiercią Robert Kubica na tym samym torze wygrał swój pierwszy wyścig. Na torze Gilles Villneuve w Montrealu kierowca BMW Sauber w kwalifikacjach zajął drugie miejsce. Kubica wystartował więc z pierwszej linii startowej razem z Brytyjczykiem, Lewisem Hamiltonem. O zwycięstwo nie było jednak łatwo. Zaraz po starcie Kubicy udało się utrzymać się pozycję wicelidera, co w tak znakomitej stawce było zadaniem niezwykle trudnym. Po szesnastu okrążeniach na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa. To efekt awarii bolidu Adriana Sutila z teamu Force India, którego maszyna zaczęła się palić. Sytuację wykorzystała praktycznie cała czołówka kierowców, która w komplecie zjawiła się w swoich pit lane-ach. Przy wyjeździe nastąpiło decydujące dla późniejszych losów wydarzenie. Brytyjczyk, Lewis Hamilton nie wiedzieć czemu uderzył

piłKa nożna

w stojącego na czerwonym świetle Raikkonena, co jak się później okazało, dla obu zakończyło się wykluczeniem z wyścigu. Takiej okazji nie można było zmarnować. Polak z okrążenia na okrążenie jechał coraz szybciej, wyprzedzając kolejnych rywali. Po 41. okrążeniach przed Kubicą jechał już tylko Glock, który jako jedyny jeszcze nie zjechał do pit lane. Chwilę później Niemiec musiał tam w końcu się pojawić i Kubica objął prowadzenie w wyścigu, wyprze-

dzając o ponad piętnaście sekund Nicka Heidfelda. Kolejność w wyścigu już się nie zmieniła i Kubica jako pierwszy Polak w historii wygrał Grand Prix Formuły 1. Drugi na mecie Heitfield miał do naszego zawodnika aż piętnaście sekund straty, a trzeci Coulthard ponad dwadzieścia trzy. W klasyfikacji generalnej Robert Kubica zajmuje pierwsze miejsce. Polak ma już na swym koncie czterdzieści dwa punkty i o cztery wyprzedza Brytyjczyka Lewisa Hamiltona oraz Brazy-

transfery w liDze angielsKiej

Transferowy zawrót głowy Daniel Kowalski

Angielska prasa turniejowi w Austrii i Szwajcarii nie poświęca zbyt wiele miejsca. Podczas trwania piłkarskiego sezonu więcej pisze się o meczach Premier League. Ale o futbolu tu nie zapomniano. Praktycznie codziennie dowiadujemy się o nowych planach transferowych poszczególnych klubów. Część z nich to zwykłe dziennikarskie kaczki, ale niektóre są godne odnotowania. Najgłośniejsza jest oczywiście kwestia ewentualnego transferu Cristiano Ronaldo. Tak naprawdę nie wiadomo komu już wierzyć w całej tej sprawie. Nawet sam piłkarz się chyba pogubił, bo w dwóch tytułach podaje całkiem inne informacje. Najpierw twierdzi, że z Manchesteru na razie wyprowadzać się nie zamierza, po czym gdzie

indziej czytamy, iż czeka na konkretną finansową ofertę Realu Madryt. Wielka wyprzedaż ma się zacząć w Barcelonie, dlatego też to najczęstszy obecnie kierunek piłkarskich menadżerów z Anglii. Na Ronaldinho chrapkę ma Manchester City, ale sprawa wydaję się mało prawdopodobna. Więcej detali mamy w sprawie ewentualnego tranferu Samuela Eto. Piłkarzem tym poważnie zainteresowane są dwa kluby: Inter Mediolan oraz Chelsea Londyn. Jeśli o wszystkim zadecydują pieniądze to piłkarz zagra raczej w Londynie. The Blues wysłali już do Barcelony oficjalną ofertę opiewającą na dwadzieścia dwa miliony funtów. Kusząca jest też podstawowa pensja. Tygodniowo Portugalczyk mógłby zainkasować sto dziesięć tysięcy funtów plus premie za wygrane mecze i trofea. W przyszłym sezonie w Chelsea nie zobaczymy Didiera Drogby, który sfinalizował już praktycznie umowę z AC Milan. Kasa klubu ze Stamford Bridge wzbogaci się o osiemnaście milionów funtów. Bardzo jednoznacznie dementowane są natomiast pogło-

ski o odejściu Andrieja Szewczenki. Niektórzy sugerowali, że zostanie sprzedany w pakiecie z Drogbą, ale dyrektor Chelsea, Peter Kenyon zdecydowanie zaprzecza. Z powodu odbywających się Mistrzostw Europy bez specjalnej pompy ogłoszono, że trenerem The Blues w nadchodzącym sezonie został Luis Felipe Scolari. Czy brytyjscy dziennikarze dadzą mu spokój w trakcie rozgrywek? Póki co dla trenera Chelsea najważniejsze są występy Portugalii. Zaraz po mistrzostwach Europy powinna wyjaśnić się też sprawa transferu Artura Boruca, o którego zabiega kilka bardzo znanych firm. Na razie na Celtic Park o takim rozwoju spraw nie chcą słyszeć, ale jeśli piłkarz się uprze i tak postawi na swoim, wykorzystując tzw. prawo Webstera. Na wyspach może pojawić się równeż Mariusz Lewandowski. Prasa spekuluje o dwóch klubach, które chcą zapłacić kilka milionów funtów za naszego reprezentanta, ale nic nie wspomina jakie to kluby. Skąd taka tajemniczość?

Czołówka wyścigu o Grand Prix Kanady: 1. Robert Kubica (BMW Sauber), 2. Nick Heidfeld (BMW Sauber) +16.4 sek, 3. David Coulthard (Red Bull) +23.3 sek, 4. Timo Glock (Toyota) +42.6 sek, 5. Felipe Massa (Ferrari) +43.9 sek, 6. Jarno Trulli (Toyota) +47.7 sek, 7. Rubens Barrichello (Honda) +53.5 sek, 8. Sebastian Vettel (Toro Rosso) +54.1 sek, 9. Heikki Kovalainen (McLaren) +54.4 sek, 10. Nico Rosberg (Williams) +57.7 sek. Klasyfikacja generalna po Grand Prix Kanady: 1. Robert Kubica (Polska) BMW Sauber 42 pkt, 2. Lewis Hamilton (Wielka Brytania) McLaren 38 pkt, Felipe Massa (Brazylia) Ferrari 38 pkt, 4. Kimi Raikkonen (Finlandia) Ferrari 35 pkt, 5. Nick Heidfield (Niemcy) 28 pkt, 6. Heikki Kovalainen (Finlandia) McLaren 15 pkt. Klasyfikacja konstruktorów po Grand Prix Kanady: 1. Ferrari 73 pkt, 2. BMW Sauber 70 pkt, 3. McLaren 53 pkt, 4. Red Bull 21 pkt, 5. Toyota 17 pkt, 6. Williams 15 pkt, 7. Renault 9 pkt, 8. Honda 8 pkt, 9. Torro Rosso 7 pkt. 10. Force India 0 pkt.

Rzepa na czele Bez niespodzianek odbyła się kolejna runda zmagań ligi minipiłkarskiej w Birmingham. Liderująca Imra rozgromiła United aż 9:0, umacniając się tym samym na pozycji lidera. Aż dziewięć bramek w tym spotkaniu strzelił Tomasz Rzepa, który jest zarazem aktualnym królem strzelców rozgrywek. Napastnik Impry ma już na swoim koncie dwadzieścia sześć trafień i o cztery wyprzedza drugiego w klasyfikacji Jakuba Bobkiwicza z PL Squad. Wyniki 7 i 8 kolejki: Dream Team – Galactitos 3:3 (1:1), Magna Reddtich FC — Brummy Poles 4:3 (3:0), Imra – United 9:0 (3:0), FC Morsy – Olimpia 5:0 (3:0), No Name – Brummy Poles 1:13 (1:5), Lazy FC – United 3:6 (2:4), FC Revolution – Acocks Boys 0:2 (0:0), PL Squad – No Name 12:2, Szerszenie – Acocks Boys 5:1 (0:1), White Eagles – Lazy FC 5:3 (4:2), Szerszenie – Galacticos PL 7:3 (2:1), Olimpia – Magna Reddtich FC 0:5 (0:3), FC Morsy – Dream Team 13:0 (5:0), Spartakus – FC Revolution 4:3 (3:1), Spartakus – White Eagles 3:4 (2:2). Podczas mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii na obiektach Aston Villa w Birmingham organizowane są pokazy meczów. (dako)

bieg na przełaj Gospodarze turnieju Szwajcarzy za burtą! W swoim drugim meczu na Euro 2008 przegrali z Turcją 1:2 i stracili już szanse na wyjście z grupy. Helweci do przerwy prowadzili 1:0, ale w drugiej połowie stracili dwa gole. Decydującą o porażce bramkę stracili w doliczonym czasie gry. Z Chinami, Japonią, Kubą, USA i Wenezuelą zagrają polskie siatkarki w grupie A turnieju olimpijskiego w Pekinie. Nie dojdzie do fuzji drużyn piłkarskich Śląsk Wrocław i Groclin Grodzisk Wielkopolski. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz wycofał się w środę po południu z pomysłu połączenia klubów. Rzecznik prasowy Groclinu powiedział: „Oficjalnie nic o tym nie wiem”. Robert Kubica (BMW Sauber) będzie do końca sezonu walczył o mistrzostwo świata kierowców Formuły 1 – powiedział jeden z głównych rywali Polaka – Lewis Hamilton (McLaren). Wyznaczenie daty pierwszej edycji kolarskiego wyścigu Pro Tour w okolicach Soczi na 20-24 maja 2009 roku i przesunięcie terminu Tour de Pologne 2009 na pierwszy tydzień sierpnia - to najważniejsze postanowienia Rady Pro Tour Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI), która obradowała w duńskim Snekkersten. Młodzieżowa reprezentacja

Polski (U-21) w hokeju na trawie przegrała z Francją w pierwszym meczu towarzyskiego turnieju Junior Challenge Open, który w środę rozpoczął się w Siemianowicach Śląskich. Klaudia Jans, startująca w pa-

rze z Czeszką Andreą Hlavackovą, awansowała do półfinału turnieju tenisistek WTA na kortach ziemnych w Barcelonie (z pulą nagród 45 tys. dol.)

Węgierski piłkarz Zolta Gera podpisał kontrakt z angielskim klubem Fulham. Gera poprzednio występował w West Bromwich Albion. Wnuczka królowej Anglii Elżbiety II Zara Phillips nie wystąpi w pekińskich igrzyskach we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego. Kontuzji uległ jej koń Toytown, na którym zdobyła złoty medal ubiegłorocznych mistrzostw świata. Nikołaj Dawidienko wygrał

trudny mecz przeciwko Jirziemu Vankowi w drugiej rundzie turnieju Orange Warsaw Open. Rosjanin po raz kolejny zaimponował poczuciem humoru w czasie konferencji prasowej po spotkaniu.


30|

nowy czas | 13 czerwca 2008

sport

Były reprezentant Polski w piłce nożnej Adam Ledwoń w środę w Klagenfurcie popełnił samobójstwo. Miał 34 lata. Powodem tak desperackiego czynu były problemy rodzinne. Były piłkarz m.in. GKS-u Katowice załamał sie po odejściu żony. RePRezeNtACJA PolSKi

euRo 2008

Porażka na inaugurację Daniel Kowalski

Porażką 0:2 zakończył się inauguracyjny występ polskiej reprezentacji w finałach mistrzostw Europy. Naszym rywalem była reprezentacja Niemiec, a obie bramki strzelił urodzony w Gliwicach, Łukasz Podolski. Do tego meczu przygotowywaliśmy się od wielu miesięcy. Po udanych kwalifikacjach polscy piłkarze po raz kolejny rozbudzili apetyty kibiców. I choć momentami graliśmy całkiem nieźle, to zwycięstwo naszych sąsiadów jest jak najbardziej zasłużone. Początek meczu był bardzo obiecujący. Nasi zawodnicy nie zamierzali się bronić i już w pierwszych akcjach stworzyli sobie bramkowe sytuacje. Pierwszą miał Jacek Krzynówek, ale jego strzał z dystansu wylą-

dował nad poprzeczką. W piątej minucie meczu mogliśmy jednak już przegrywać 0:1. Nasza obrona nieudolnie próbowała złapać rywali w pułapce ofsajdowej i o mało nie skończyło się to golem. Na nasze szczęście mający polskie korzenie Miroslav Klose oraz Mario Gomez wykazali się nieskutecznością. Ten pierwszy będąc sam na sam z Borucem dośrodkował, ale Gomes nie sięgnął piłki, która dosłownie o centymetry minęła naszą bramkę. W podobny sposób nasza defensywa zachowała się w dwudziestej minucie. Tym razem Niemcy okazali się już jedak bardziej skuteczni. Po akcji „polskiego” duetu Klos-Podolski ten drugi z łatwością pokonuje naszego bramkarza i jest 0:1. Przez kolejne minuty na boisku było dużo walki. Oba zespoły grały bardzo dobrze. Nas szczególnie cieszył fakt, że po straconej bramce nie przestraszyliśmy się rywala i dalej graliśmy swoje. Kilka okazji na wyrównanie mieliśmy, ale w decydującym momencie zabrakło szczęścia. Najlepszą okazję zmarnował kapitan Maciej Żurawski, po którego strzale w trzydziestej piątej minucie piłka minimalnie minęła celu. Kilka strzałów z odle-

głości oddał również Mariusz Lewandowski, ale były albo niecelne, albo też zbyt lekkie, żeby zaskoczyć Jensa Lehmana. W przerwie meczu Leo Beenhakker za Żurawskiego wprowadził Rogera Guerreiro, który polski paszport ma zaledwie kilka tygodni. Brazylij-

czyk udowodnił jednak, iż powołanie go na turniej było słuszną decyzją, bo był jaśniejszą postacią naszej kadry w tej części meczu. Trzeba przyznać, że wprowadził w nasze szeregi dużo świeżości i kilka razy popisał się zagraniami na najwyższym poziomie. W pięćdziesiątej szóstej minucie potężny strzał z trzydziestu metrów

oddał Jacek Krzynówek i gdyby był celny, pewnie cieszylibyśmy się z remisu. Sześć minut później gola zdobył Ebi Smolarek, ale sędzia go nie uznał, bo Ebi był na spalonym. W siedemdziesiątej minucie formę Boruca sprawdził Michael Ballack. Niemiec uderzył silnie zza pola karnego i tylko cudownej interwencji Artura możemy zawdzięczać to, że wynik się nie zmienił. Co się odwlecze to nie uciecze. Po kolejnych dwóch minutach kardynalny błąd popełnił Paweł Golański. Polak w dziecinny sposób stracił piłkę, która trafiła do Bastiana Schweinsteigera. Akcja zakończyła się potężnym wolejem Podolskiego, który wylądował w samym okienku naszej bramki. To była już dwudziesta siódma bramka gliwiczanina w 49 meczach reprezentacji Niemiec. Znamiennym jest fakt, iż Łukasz po obu bramkach wcale się nie cieszył. Nie od dziś wiadomo, że przed laty chciał bronić biało-czerwonych barw, ale Polski Związek Piłki Nożnej nie wykazywał nawet najmniejszego zainteresowania. W końcówce meczu mogliśmy jeszcze zmniejszyć rozmiar porażki, ale piłkę po główce Saganowskiego szczęśliwie wybronił Jens Lehman. Porażka z Niemcami oznacza, iż aby myśleć o awansie musimy wygrać

dwa pozostałe mecze. Zadanie trudne, ale z pewnością realne.

POLSKA – NIEMCY 0:2 0:1 0:2

20 min. Lukas Podolski 72 min. Lukas Podolski

Sędziował: Tom Henning Oevrebo (Norwegia). Widzów: 30.000 Polska: Artur Boruc - Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow, Jacek Bąk, Paweł Golański (od 75 min. Marek Saganowski) - Wojciech Łobodziński (od 65 min. Łukasz Piszczek), Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski, Maciej Żurawski (od 46 min. Roger Guerreiro), Jacek Krzynówek Euzebiusz Smolarek. Trener: Leo Beenhakker. Niemcy: Jens Lehmann – Philipp Lahm, Per Mertesacker, Christoph Metzelder, Marcell Jansen – Clemens Fritz (od 56 min. Bastian Schweinsteiger), Torsten Frings, Michael Ballack, Lukas Podolski – Miroslav Klose (od 90 min. Kevin Kuranyi), Mario Gomez (od 76 min. Thomas Hitzlsperger). Trener: Joahim Loew.

Polska-Austria w oczach ekspertów ANTONI PIECHNICZEK — Jak skomentuje Pan mecz z Niemcami?

– Na pewno nie był to zły mecz naszej reprezentacji. Nie byliśmy tłem dla rywala, ale mecz ten jednak od początku do końca był kontrolowany przez Niemców i ich zwycięstwo było jak najbardziej zasłużone. Wszyscy zastanawiają się, co by było, gdyby Żurawski wykorzystał swoją szansę na 1-0, a ja uważam, że wszystko, co się wydarzyło zaraz potem, potwierdziło, że Niemcy do tego spotkania przystąpili niesamowicie zmotywowani i zmobilizowani, bardzo serio. Jeszcze nigdy w turniejach reprezentacja Niemiec nie rozpoczynała imprezy z tak wysokiego pułapu. Oczywiście mogło być na przykład 4:1, ale nikt mnie nie przekona, że Niemcy nie wygrali zasłużenie. Czy w tym meczu nie dojrzał pan już błędów we wstępnej selekcji, której dokonał trener? Przecież okazało się, że nie mamy dublerów na wielu pozycjach.

– Rzeczywiście tak to wyglądało, ale w tym rozumowaniu i ocenie tej sytuacji należy poczekać do kolejnych meczów. Bo możemy wygrać dwa spotkania w pięknym stylu i krytyka okaże się przedwczesna. Uzbrójmy się w cierpliwość i poczekajmy. Chciałbym podkreślić jeden moment, który dla mnie jest nie do przyjęcia. Każdy rozsądny człowiek przygotowujący się do konfrontacji z drużyną Niemiec nie może przekonywać, że na

pewno pierwszy raz ich pokonamy, bo mamy mentalność zwycięzców, a minęło 20 minut gry i zupa się wylała. To mnie najbardziej przeraża w tym wszystkim. Ja sam w swojej karierze nigdy nie ośmieliłbym się dawać gwarancji, że coś osiągniemy i pokonamy każdego. Niestety, pierwszy raz widzieliśmy trenera na konferencji prasowej przygnębionego i zasępionego, wyprzedzającego pytania dziennikarzy i mówiącego całkiem inaczej niż dotychczas. Niestety, trener nie potrafił znaleźć rasowego środkowego napastnika, bo przecież Smolarek nie nadaje się do gry na szpicy, tylko jako trochę cofnięty wchodzący w pole karne. Zastanawiam się, czy na kształt tej kadry nie miał jednak wpływu ktoś z boku – mam na myśli menedżera. Jakie wnioski należy wyciągnąć, aby z Austrią wygrać, bo tylko taki wynik trzeba brać pod uwagę?

– Musimy być lepsi i silniejsi w ofensywie. Musimy mieć więcej sytuacji strzeleckich i w końcu musimy je wykorzystywać. Do świadomości piłkarzy dociera już, że przed nami mecz o wszystko. A z pewnością łatwiej zmobilizować się do meczu z Niemcami niż z Austriakami. Sądzę, że z gospodarzami na pewno nie zagramy lepiej niż w niedzielę, a zaryzykuję twierdzenie, że zagramy gorzej. Czy to wystarczy, oto jest pytanie? Austriacy przeciwnie, mogą zagrać jeszcze lepsze spotkanie niż z Chorwacją. Na pewno kontuzje wymusiły pewne zmiany w wyjściowej „11”, ale uważam, że im mniej zmian,

tym lepiej. Pamiętajmy, że czeka nas też bardzo trudne spotkanie z Chorwacją, która piłkarsko jest z pewnością lepsza od gospodarzy.

JAN TOMASZEWSKI Jakie są pana wrażenia po meczu z Niemcami?

– Normalne, przecież ja nie mówiłem, że wygramy z Niemcami, że jesteśmy 16 razy od nich mądrzejsi, że mamy rozpracowanych Niemców i wiem jak z nimi wygrać, jak twierdzili Żurawski i trener. Ostrzegałem, że mecz z Niemcami jest jednym z trzech, które mają zadecydować o naszym wyjściu z grupy. Niestety, mecz ten potwierdził, że mamy „11” jako tako ułożoną, a reszta to są koszulki, co potwierdza, że plażowicz wchodzi na boisko, a pozostali pracujący na zgrupowaniu siedzą na ławie. Po co więc byli powołani pozostali rezerwowi, nie mówię już o niepowołanych, tj. Wichniarku, Brożku czy Jeleniu. Mamy niby rezerwę, ale jak potrzeba lewego obrońcę, to gra na tej pozycji prawy obrońca. Ja już o tym mówiłem jako jedyny przed mistrzostwami, ale wszyscy inni woleli przyklaskiwać Beenhakkerowi, to teraz mamy to, co mamy. A trener jeszcze na konferencji bezczelnie mówi, że graliśmy nawet dobrze, a czasami byliśmy nawet lepsi od rywala. Teraz ci wszyscy piłkarze i trener, którzy nadmuchali ten balon, muszą się zrehabilitować i tyle. Odpowiedzialność powinien wziąć na siebie kapitan, który wręcz drwił z dziennikarzy przed meczem, a za-

wiódł i w Korei, i w Niemczeh, i w niedzielę z Niemcami. Przed nami mecze z Austrią i Chorwacją, co zrobić, aby wyniki były lepsze ?

– Myślę, że ostatni mecz pokazał, że do pierwszej „11” na kolejne dwa mecze powinni wskoczyć Roger i Wawrzyniak. Obawiam się o Lewandowskiego i jego żółtą kartkę, nie możemy sobie pozwolić na jego absencję w meczu z Chorwacją, bo zmiennika na tej pozycji też nie mamy. Po tych buńczucznych wypowiedziach przed meczem piłkarzy i niektórych dziennikarzy innego wyjścia nie mamy, ale musimy wyjść z grupy. Niech teraz Boniek, trener i były kapitan wezmą odpowiedzialność za awans do ćwierćfinałów. Musimy poprawić koncentrację w obronie i w ataku, bo takie szanse, jak mieli Żurawski i Krzynówek, nie zdarzają się na takiej imprezie wielokrotnie. Czy Smolarek grał w meczu z Niemcami, czy był tylko na boisku? Jak kadra trenowała, to on grał w Polsce z dziećmi i kręcił zdjęcia do reklamy. Szczerze: wierzy pan w ten awans?

– Muszę wierzyć, gdyż jesteśmy pod ścianą. Ale wiem, że piłkarze umieją grać i stać ich na dwa zwycięstwa w najbliższych spotkaniach. Oczywiście łatwo nie będzie, co pokazali w pierwszym meczu i Austriacy, i Chorwaci.

Rozmawiał: Ryszard Drewniak


|31

nowy czas | 13 czerwca 2008

Artur Boruc został w minioną środę szczęśliwym ojcem! Tego właśnie dnia na świat przyszedł syn, którego urodziła mu życiowa partnerka — Katarzyna. Szczęśliwej parze oczywiście gratulujemy.

sport

ŁuKASZ PODOLSKi:

Pokłonili się przed Leo

Nic się nie zmieniło

Z Wiednia pisze Marcin Frączak

– Napisz, że Łukasz sprzed meczu i ten po niedzielnym wieczorze to ten sam człowiek. Nic się nie zmienił i nikt nie będzie ingerował w moje uczucia i sympatie – twierdzi bohater meczu Niemcy-Polska. Dwie godziny przed meczem z Polską wysłał SMS z informacją „wygramy 20”. Potem sam strzelił dwa gole, będąc pierwszym prawdziwym bohaterem Mistrzostw Europy. Wczoraj Lukas Podolski udzielił wywiadu naszej gazecie.

wej obronie, gdzie oglądaliśmy kasety z Wawrzyniakiem i Golańskim. Staraliśmy się to wykorzystać. Gra Polaków „na spalone”?

– Nie wiem dlaczego nie padł gol na początku meczu. Sytuacja była wymarzona. Mamy bardzo szybkich piłkarzy. Potrafimy to wykorzystać. Stracie z Lewandowskim wyglądało groźnie.

– Kostka do teraz mnie boli. Bardzo mocno „dostałem” po nodze, ale nie mam do Lewandowskiego pretensji. W grze coś takiego się zdarza. Po meczu wymieniliśmy się koszulkami. Bardzo solidny piłkarz.

O której położyłeś się spać?

– Przed trzecią. My nie mieszkamy tak blisko Klagenfurtu jak Polacy. Wracaliśmy do naszego ośrodka samolotem. Było wesoło, ale też mamy powód. Pierwszy mecz to zawsze wielka niewiadoma.

Kibice na stadionie przyjęli cię bardzo różnie. Niektóre okrzyki nie były miłe.

– Jeśli chodzi o klimat to miałem w karierze dwa takie mecze. Ten w Dortmundzie i niedzielny. Dla mnie zawsze będą szczególne i wyjątkowe. Piłkarsko też jestem zadowolony, bo zagrałem chyba najlepszy mecz od roku. Może nawet dłużej. Pod względem sportowym myślę, że będą jeszcze na tych mistrzostwach mecze ważniejsze. Na przykład w finale, gdzie chcemy zagrać. Wróćmy do meczu. Sporo wiedzieliście o grze Polaków?

– Bardzo dużo. Na niektórych pozycjach analizowaliśmy nawet dwa warianty waszego ustawienia. Jak na le-

– Chciałbym przylecieć krótko po mistrzostwach. Będę na pewno.

– Inaczej. Wtedy Polska była lepsza w obronie, bardziej scementowana. Trudno było przedostać się pod waszą bramkę aż do 90 minuty. Za to niewiele dobrego graliście w przodzie, co było o tyle dziwne, że musieliście wygrać. Teraz defensywa popełniała błędy, ale zagraliście odważniej, do przodu... Przecież Jacek Krzynówek miał okazję na gola już w pierwszej minucie. Ale „setki” Polska nie miała. Nasza obrona grała niemal bezbłędnie.

Niemcy mistrzem Europy?

Potem niemal nie skoczyłeś do Dariusza Dudki. To się kibicom nie spodobało.

– Po prostu spadając na murawę stanął korkami na mojej nodze. On wie, czy zrobił to specjalnie czy przypadkowo, ale miałem prawo być wściekły. Po chwili nie było już tematu. Padł pierwszy gol i cieszyli się wszyscy, tylko nie Lukas Podolski.

– Już przed meczem założyłem sobie, że jak trafię do siatki to nie będę okazywał żadnej radości. To przez szacunek dla Polski. W niej się urodziłem, z niej pochodzą moi rodzice. Jestem to krajowi winny. Po meczu podszedłeś do jednej z trybun.

– Siedzieli tam tata, wujek z Gliwic, kuzyn z Wrocławia... Załatwiłem rodzinie dziesięć biletów. Tylko tata wracał po meczu do Niemiec. Na tym spotkaniu po prostu musiał być. Pozostali zostają na kolejne mecze. — Mama? Monika?

Dopiero po pierwszym meczu Euro 2008 z piłkarskiego letargu zerwała się Austria. Wcześniej w kraju Mozarta niemal w ogóle nie czuło się atmosfery turnieju.

Graliśmy lepiej niż dwa lata temu?

– Nie bardzo wiem jak oni zagrali. Myślę, że Polska jest lepsza, ale goli po takich błędach tracić nie możecie, nawet jeżeli Austria to nie Niemcy, więc może ich nie wykorzysta. Cały czas wszystko zależy od was. Od naszej drużyny jednak jesteście słabsi, dlatego przewidywałem wynik 2-0, ale Chorwacja i Austria? Można z nimi powalczyć.

– Cały czas. Ja też chcę się podzielić tym co się stało. Do babci, która mieszka w Gliwicach zadzwoniłem w poniedziałek rano. Powiedziała, że zagrałem bardzo dobrze. Była ze mnie dumna.

Dla ciebie to spotkanie roku?

— Będziesz tego lata w Polsce?

Taka gra Polski na Austrię wystarczy?

Telefony dzwonią?

– Taki mecz to ogromne emocje, wiem że Polska nigdy nie wygrała z Niemcami, więc mecz był dla kibiców bardzo ważny. Jeden reaguje tak, drugi inaczej. Na to nie mam żadnego wpływu. Nie wiem co zmieniło się przez dwa lata, bo w Dortmundzie polscy kibice witali mnie brawami, a to był ten sam Podolski. Na pewno nie wpłynie to w żaden sposób na moje nastawienie do Polski i Polaków. Mam w kraju przyjaciół, rodzinę i bardzo ich szanuję.

– Kobiety zostały w domu. Mama nie chciała przylecieć, wolała oglądać mecz w telewizji. Monika też, razem z synem Louisem. Ponoć nie spał, tylko dwie godziny patrzył w ekran i kibicował. Jak będzie starszy to puszczę mu nagranie z tego wieczoru.

– 3-4 drużyny powalczą o tytuł. My wśród nich jesteśmy na pewno. W niedzielę było dobrze, ale nie idealnie. Jak zawsze w pierwszym meczu. Generalnie gramy jednak bardzo dobrą piłkę i są powody do optymizmu. Z Podolskim na lewej pomocy?

– Trener wziął mnie przed meczem i powiedział co mam robić. W ataku i w obronie. Przekonał mnie. Skoro tak fajnie to wyszło, to pewnie niczego nie będzie zmieniał. Ważne, że mamy dobrą ławkę. To jest zespół nawet na złoty medal, ale nie chcę się wymądrzać. Nawet my nie gramy bezbłędnie. Wczoraj jeden z byłych ministrów chciał, by odebrać ci polskie obywatelstwo.

– To jakieś głupoty. Byłoby ciężko, bo polskiego nie mam. Tylko niemieckie, ale co mam powiedzieć... Dwa lata temu nie strzeliłem gola i nie było tematu. Teraz dwa i zaczyna się jakaś polityka? Mnie to nie interesuje. Napisz, że Łukasz sprzed meczu i ten po niedzielnym wieczorze to ten sam człowiek. Nic się nie zmienił i nikt nie będzie ingerował w moje uczucia i sympatie.

Rozmawiał Dariusz Czernik

Po przejechaniu granicy czesko-austriackiej, aż do Wiednia trudno było się natknąć na jakiekolwiek bilboardy zapowiadające mistrzostwa Europy. W samej stolicy Austrii na dwa dni przed rozpoczęciem Euro z informacją o turnieju było trochę lepiej, ale też bez przesady. A przecież to trzecia sportowa impreza na kuli ziemskiej, po mistrzostwach świata w piłce nożnej oraz po letnich Igrzyskach Olimpijskich. W Wiedniu było co prawda trochę flag, trochę bilboardów, ale jeszcze na dwa dni przed rozpoczęciem turnieju austriaccy porządkowi dopiero przyklejali na marmurowej posadzce logo Euro 2008. Na szczęście już na kilka dni przed rozpoczęciem imprezy nie zawiedli nasi kibice. Przystrojeni w biało-czerwone barwy byli widoczni w Wiedniu. Na dworcu kolejowym, w południowej części miasta, gospodarze mistrzostw zaprezentowali gablotę poświęconą reprezentacji Polski. Było w niej zdjęcie Leo Beenhakkera, naszego obrońcy Jacka Bąka, był też strój reprezentacji Polski, a także miniaturowy pociąg przystrojony w nasze narodowe barwy. Kilku kibiców

znad Wisły stanęło nawet przed gablotą i trzy razy pokłoniło się Holendrowi w podzięce za awans na Euro. Sam Wiedeń może na początku nie imponował, jeśli chodzi o promocję imprezy, za to jego mieszkańcy z dużą życzliwością informowali przyjezdnych o tym, jak dojść na stadion na słynnym Praterze. W okolicach stadionu zlokalizowane jest też centrum prasowe, w którym na dziennikarzy z Polski czekała miła niespodzianka. Jedną z kilku osób, wolontariuszy pomagających przy Euro 2008, była Ewa, Polka mieszkająca w Niemczech. Język polski był więc jednym z języków urzędowych w centrum prasowym. Samo wydawanie akredytacji trwa błyskawicznie, góra pięć minut. Szczęśliwców, którzy otrzymali blankiet z hologramem UEFA na plakietce, na zakończenie osoby wydające akredytację informują, że każdy, kto zgubi ten dokument, będzie musiał wpłacić do kasy organizatorów turnieju 150 euro na poczet kary. To nie jedyna przykra informacja dla dziennikarzy obsługujących mistrzostwa. W biurze prasowym można liczyć na dostęp do internetu, na dostęp do gazet sportowych z całej Europy. Biada jednak temu, kto w upalny dzień nie zorganizuje sobie sam picia. W biurze prasowym przynajmniej na początku turnieju nie można było dostać nawet odrobiny niegazowanej wody. Jeśli ktoś poczuł pragnienie, musiał sięgnąć do kieszeni po euro. Dość imponująco prezentuje się stadion Ernsta Hampela na Praterze, który przecież będzie gościł finalistów Euro 2008. Zanim to jednak nastąpi, 12 czerwca zmierzą się na nim jedenastki Polski i Austrii, krajów, które debiutują na mistrzostwach Europy. Sam obiekt przeszedł gruntową modernizację. Została m.in. odnowiona elewacja. Do stadionu została też doprowadzona linia metra.

Najsmutniejsze gole Gdy Łukasz Podolski pogrążał naszą reprezentację, wszyscy widzieli, iż w ogóle się nie cieszył. Po meczu stwierdził, że były to najsmutniejsze bramki w jego życiu. Jak się okazuje już przed meczem założył sobie, że jeśli strzeli bramkę, nie będzie okazywał radości. Miał to być wyraz szacunku dla naszego narodu. Łukasz często podkreśla, że połowa serca należy do Niemiec, a połowa do Polski, gdzie się urodził i wychowywał do drugiego roku życia. Jeszcze kilka lat temu chciał grać dla reprezentacji Polski. Polski Związek Piłki Nożnej nie był jednak zainteresowany. Teraz jest najlepszym strzelcem naszych zachodnich sąsiadów, a w meczu z Polską strzelił obie bramki. Warto zaznaczyć, iż był to jego najlepszy mecz w ostatnich dwóch la-

tach. Przed mistrzostwami Łukasz Podolski nie był w najwyższej formie, nawet w swoim klubie (Bayern Monachium) często pojawiał się na ławce rezerwowych. Łukasz Podolski urodził się 4 czerwca 1984 roku w Gliwicach. Jego ojciec Waldemar z powodzeniem grał w Górniku Knurów, w którym piłkarską karierę rozpoczynał m.in. Jerzy Dudek. Najpierw grał w młodzieżowej drużynie 07 Bergheim, a stamtąd szybko przeniósł się do FC Koeln. Obecnie broni barw Bayernu Monachium, jest też czołowym piłkarzem reprezentacji Niemiec. W czterdziestu dziewięciu meczach strzelił już dwadzieścia siedem goli. Na ostatnich mistrzostwach świata w Niemczech został wybrany najlepszym piłkarzem młodego pokolenia. (dako)



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.