PIĘĆ Podwójnych bIletów dla naszych czytelnIków!!!! GRand PRIX na ŻuŻlu w caRdIff!!! kIbIcuj tomaszowI GollobowI!!! sobota, 28 czeRwca, stadIon mIllennIum! juŻ dzIś wyślIj sms na nR 87070 z PRawIdłową odPowIedzIą na PytanIe: kto I w jakIm składzIe wyGRał dRuŻynowe mIstRzostwa śwIata na ŻuŻlu?
KONKURS!
Rozmowa z tomaszem Gollobem, stR. XX
lOndOn 20 June 2008 23 (88) nowyczas.co.uk FREE
nEW TIME
ThE POlISh WEEKlY cZAS nA WYSPIE
4
Inspirują angielskich kolegów Wspierane przez stowarzyszenie „Rozwiń Skrzydła” polskie maluchy z Southampton nie dość, iż aklimatyzują się szybko w obcym kraju, to jeszcze inspirują angielskich kolegów
REPORTAŻ
18-19
Nic się nie zmieniło Bliższy temu klimatowi wydawał się pub na peryferiach, gdzie pachnący tanim tytoniem i spijający ociekające pianą kufle Guinnessa Irlandczycy, oglądali przygnębiający film...
cZAS WOlnY
21
Coś więcej niż taniec MISTRZOSTWA EUROPY
SchOdAMI dO nIEbA W dRUgĄ STROnĘ
Bez boisk, bez szkolenia, ale z wiarą Paweł Rosolski Po raz trzeci w tej dekadzie. Po raz trzeci 0:2 w meczu otwarcia. Po raz trzeci odpadamy w fazie grupowej. Turnieje to nie jest mocna strona polskiej reprezentacji w ostatnich 15 latach. Najpierw w Korei i Japonii, potem w Niemczech, no i teraz w Austrii i Szwajcarii – i za każdym razem przychodzi nam grać w grupie z gospodarzami. Szukanie usprawiedliwień? Na pewno nie... Za cztery lata to my będziemy gospodarzami turnieju finałowego wspólnie z Ukrainą….
Jednak jak realnie oceniać występ reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy w 2008 roku – czy przez pryzmat rozbudzonych nadziei i dmuchanych baloników, czy przez ślepą wiarę w cud? Cudu nie było, bo być nie mogło. I nie oszukujmy się – cudu też nie będzie za cztery lata (chyba, że w takich kategoriach rozpatrywać będziemy samo zorganizowanie Mistrzostw przez nasz kraj). I wszyscy „mądrzy” mają teraz pole do popisu. Prorocy naszych czasów. Iluzjoniści taktyki i myśli trenerskiej mówiący to, co wielu chciałoby powiedzieć za każdym razem, kiedy ostatni
gwizdek sędziego obwieszcza, że czas udać się ze spuszczoną głową do szatni. I to od nich zaczynać będzie lekturę codziennej gazety pokolenie, które pierwszy raz poczuło atmosferę wielkiej imprezy piłkarskiej. „(...) Ostrzegałem, że mecz z Niemcami jest jednym z trzech, które mają zadecydować o naszym wyjściu z grupy” – odkrywczość godna pochwały, chyba że ja nie rozumiem kontekstu. Żadnej recepty, tylko diagnoza tak oczywista, jak przeziębienie w zimie. Nie będzie o wynikach – tabela mówi uniwersalnym językiem matematyki. Ani wylewania pomyj na na-
szą reprezentację – zrobią to specjaliści. Ci od sekcji zwłok. Sytuacja naszej drużyny przypomina trochę drużynę ligową „X”, która jest za słaba, żeby utrzymać się w pierwszej lidze, natomista za mocna na drugą. Tu jest podobnie – może nie wygrywamy w cuglach eliminacji, ale potrafimy się przebić, czasem nawet wspinając się drabiną z powyłamywanymi szczeblami do piłkarskiego nieba, skąd wciąż każe się nam wracać na ziemię, by ponownie zrobić rachunek sumienia. Bez odpowiednich boisk, bez właściwego szkolenia młodzieży, ale z wiarą...
W piątkowy wieczór, 13 czerwca, w Jazz Cafe w POSK-u, Szymon Walkowiak z Profi-Dance oraz zaproszeni przez niego tancerze starali się odpowiedzieć na te pytania i uchylić nieco rąbka tajemnicy otaczającej ten zmysłowy, jedyny w swoim rodzaju taniec – tango!
2|
20 czerwca 2008 | nowy czas
Nawet moralność jest kwestią czasu.
” Piątek, 20 czerwca, Bogny, Florentyny 1566
1837
Urodził się Zygmunt III Waza, król Polski, przeniósł stolicę z Krakowa do Warszawy. Do niego należy kolumna na Placu Zamkowym w Warszawie. Wiktoria została królową Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii.
SoBota, 21 czerwca, alicji, alojzego 1908 1948
25 tysięcy sufrażystek demonstrowało w londyńskim Hyde Parku, żądały w ten sposób prawa głosu dla kobiet. Frederic Williams i Tom Kilburn z Uniwersytetu w Manchesterze zbudowali i opatentowali komputer.
niedziela, 22 czerwca, Pauliny, FlawiuSza 1792 1898
Król Stanisław August Poniatowski ustanowił Order Virtuti Militari. Po raz pierwszy odznaczono zasłużonych żołnierzy po bitwie pod Zieleńcami. Urodził się Erich Maria Remarque. Autor powieści: „Na Zachodzie bez zmian”, „Czas życia i czas śmierci”, „Łuk Tryumfalny”. W 1933 jego książki spalili faszyści, w 1938 odebrano mu niemieckie obywatelstwo.
Poniedziałek, 23 czerwca, wandy, zenona 1927 1983
Urodził się Bob Fosse, amerykański reżyser, aktor filmowy i choreograf. Twórca filmów „Kabaret”, „Cały ten zgiełk”. Podczas drugiej wizyty w Polsce Jan Paweł II odbył prywatną wycieczkę do Doliny Chochołowskiej, gdzie spotkał się z Lechem Wałęsą.
wtorek, 24 czerwca, jana, danuty 1859
1901
Rozegrała się bitwa pod Solferino. Widok pobojowiska sprowokował Henriego Dunanta do utworzenia organizacji pomagającej rannym żołnierzom. Powstał Czerwony Krzyż. W paryskiej galerii otwarto pierwszą wystawę dzieł hiszpańskiego malarza Pabla Picassa.
Środa, 25 czerwca, łucji, wilhelma 1976 1991
Strajki w Radomiu, Ursusie i Płocku, powodem były znaczne podwyżki cen. Strajki zostały brutalnie spacyfikowane przez milicję. Rządy Chorwacji i Słowenii ogłosiły niepodległość obu krajów.
czwartek, 26 czerwca, jana, Pawła 1945 1948
Gabriel García Márquez
listy@nowyczas.co.uk Droga redakcjo! Dane osobowe zatopione w prostokątny plastik. Wygoda zastępująca prawie wszystko: dowód tożsamości, paszport. Honorowany w kraju i w każdym zakątku Unii. Radość jednak nie dla wszystkich. mój urząd w Warszawie przyjął mnie grzecznie. Wypełniłem wszystkie nieskomplikowane formularze, oddałem fotografie, dawny dowód osobisty. Wszystko szło jak po maśle do chwili, kiedy nie pokazałem swojego brytyjskiego paszportu. Natychmiastowa zmiana wyrazu na dotychczas uprzejmej twarzy pani urzędniczki. surowa mina kazała mi podążyć do urzędu przy ulicy Długiej w celu potwierdzenia, że wciąż jestem Polakiem. Ciekawość nad irytacją wzięła górę. Urząd odnalazłem, a przed nim rój azjatów i afrykańczyków. i tego już było za dużo. Ja, którego rodzina mieszka w Warszawie od ponad dwóch wieków, muszę udowadniać, że jestem Polakiem. Nie ja Polsce zafundowałem stan wojenny, który rozdzielił mnie od rodziny i kraju. Okazuje się, że to samo zło zrodzone 13 grudnia 1981 roku nie dało za
wygrane. Nakazuje Polakom wypełniać żenujące ankiety i udowadniać, że są Polakami. Jest to w dalszym ciągu śmianie się Polsce w oczy. Udowadnia, że dawne WRON-ie gniazdka nadal żyją i mają się dobrze. Ciekaw jestem, czy jeszcze długo hanbiące spojrzenie Jałty będzie nas ścigało. Kamil KOsiCKi jest jeszcze czas
Musimy wszystkie siły wspólnie skoncentrować na sprawie Fawley Court. Zostało jeszcze kilka dni do 27 czerwca, kiedy agencja Marriotts w Oksfordzie przyjmuje oferty kupna Fawley Court. (tel. 01865-316311) marriottoxford.co.uk. Sprzedaż Fawley Court jest antypolską działalnością. Księży nie obchodzą polskie dzieci, tutaj na obczyźnie. Fawley Court jest miejscem idealnym, aby rodziny z dziećmi mogły się spotykać, można wypracować wraz z księżmi plan, aby w oparciu o wspólnotę, jaką możemy tworzyć rozwijało się tutaj nowe pokolenie. Ostatniej niedzieli w Fawley Court ks. Andrzej zapewnił mnie, że wszyscy księża modlą się o znak, któ-
ry wskaże im kierunek działania, miejmy nadzieję, że to prawda i Fawley Court jeszcze może mieć szansę pozostania polskim ośrodkiem. Może po tak licznych protestach księża Marianie zdecydują, że muszą trwać tam, gdzie ks. Jarzębowski pracował aż do śmierci, pielęgnując to, co przyrzekł Bogu, o czym już były inne artykuły. To miejsce nie może być opuszczone i zabrane Polakom. 50-letnie poświęcenie się starej emigracji musi być uszanowane. W tym roku założyciel Zgromadzenia Księży Marianów ks. Stanisław Papczyński został beatyfikowany. Wiadomo też, że rozsyłane były listy do ludzi, którzy znali założyciela Fawley Court ks. Jarzębowskiego w celu przyszłej ewentualnej beatyfikacji. Czyż te fakty nie wystarczą, aby jedyny ośrodek Miłosierdzia Bożego w Anglii zachować i rozwijać tak, jak inne, np. w Ameryce, które również były założone przez ks. Jarzębowskiego? Te doświadczenia uzdrowień w kościele św. Anny (tabliczki potwierdzają 27 przypadków), czy to nie oznacza, że trzeba się zastanowić nad dalszym działaniem księży w tym miejscu? DAnuTA ReuTT
z teki andrzeja lichoty
Założycielskie posiedzenie Organizacji Narodów Zjednoczonych. Przedstawiciele 51 państw podpisali Kartę ONZ. Amerykanie i Brytyjczycy otworzyli most powietrzny z zaopatrzeniem dla blokowanych przez ZSRR zachodnich sektorów Berlina.
tysięcy osób zaprosiła na przyjęcie pewna indyjska wdowa, by zaskarbić sobie przychylność bogów i po śmierci pójść do nieba.
100
to rok ścięcia ostatniej czarownicy w Europie, ostatnio zrehabilitowanej i oczyszczonej z zarzutów.
1782
czaS na nowe miejSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Milena Adaszek, Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Anna Rączkowska, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Konrad Szlendak, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski, Joanna Bąk
Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (m.steppa@nowyczas.co.uk)
Formularz
czaS PuBliSherS ltd. 63 kings grove london Se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
|3
nowy czas | 20 czerwca 2008
czas na wyspie
Z myślą o Tobie Juş w najblişszą sobotę, 21 czerwca, w Southampton Solent University Conference Centre odbędzie się Dzień Otwarty dla Polonii. Został przygotowany z myślą o tych, którzy pragną dowiedzieć się więcej o usługach, serwisach i produktach oferowanych przez lokalne brytyjskie oraz polonijne firmy. – Zaproponowaliśmy organizację Dnia Otwartego właśnie w centrum konferencyjnym Solent University, poniewaş ma on doskonałe połoşenie w centrum miasta, wiedzą o nim wszyscy i bez trudu będą mogli na naszą imprezę trafić – mówi Tomasz Dyl, organizator i zarazem rzecznik prasowy Dnia Otwartego. Imprezę, określaną równieş mianem targów, z racji sporej liczby instytucji, które przedstawią swoją działalność, współorganizuje Polski Kurier (The Polish Courier) oraz EU Welcome – organizacja pomagająca nowo przybyłym do Southampton emigrantom pochodzącym z Europy Środkowo-Wschodniej. Podczas Dnia Otwartego będzie obecny menadşer tego projektu – Dave Adcock. Zaproszenie na targi przyjęło kilkanaście firm, m.in. biura prawnicze, agencje rekrutacyjne, policja, lotnisko, ubezpieczenia na şycie. Nie zabraknie
równieş instytucji, których przedstawiciele wyjaśnią jak zapisać swoje dziecko do gimnazjum, jak i gdzie polepszyć swój angielski, czy jakie kierunki studiów są dostępne na uniwersytetach w Southampton. Jednym z wystawców będzie C5Consultancy, wydawca publikacji omawiających przepisy prawne obowiązujące w Wielkiej Brytanii. – Będzie obecny równieş autor ksiąşki wyjaśniającej brytyjskie przepisy prawne, która została przetłumaczona na kilka języków, w tym oczywiście na polski – mówi Tomasz Dyl. Gościem specjalnym imprezy będzie pani Aurelia Nina Harper ze Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii, która w Southampton mieszka od czterdziestu lat. Pani Nina podczas targów będzie równieş podpisywała swoją ksiąşkę For Polish Freedom, którą wydała kilka miesięcy temu. Jej polskie tłumaczenie ukaşe się pod koniec czerwca. Dzień Otwarty rozpocznie się o godz. 10.00 i potrwa do 16.00. Wstęp jest bezpłatny, a wśród odwiedzających zostaną rozlosowane nagrody rzeczowe: iPod shuffle, płyty i albumy CD oraz ksiąşki ufundowane przez RMF FM oraz Polską Księgarnię FONT. Patronatem strategicznym wydarzenia jest polski sklep „Pewex� z Southampton. (es) Sole nt Universit y Confe rence Ce ntre 157-187 Above Bar Street, SO14 7NN.
Eur E opa Europa w obie str ony o od strony
bru t t o / z pod datkami brutto podatkami
'R ]REDF]HQLD 7HUD] ]ZLHG]LV] (XURS� Z ]DVNDNXMjFj QLVNLHM FHQLH :DUWR SU]HÆ\o WDNj FKZLO�
Poltours Central and Eastern Europe Specialists www.poltours.co.uk 0208 810 5625
Oddaj coś wziął Au to ry tet czło wie ka, wy cho waw cy, to prze cieş jest coś, na co nie ma no mi na cji. Je śli ja ko goś an ga şu ję, mo gę dać no mi na cję od woź ne go do dy rek to ra, bo ta ką mam wła dzę, ale nie dam no mi na cji na au to r y tet – mó wił prze szło czter dzie ści lat te mu Ka zi mierz Li siec ki, twór ca ognisk wy cho waw czych dla dzie ci i mło dzie şy, na zy wa ny przez swo ich wy cho wan ków Dziad kiem. Od cza sów pierw sze go Ogni ska, któ re po wsta ło w 1919 ro ku w War sza wie, nic się nie zmie ni ło. Za wsze bę dzie tak, jak mó wił Dzia dek: „Z mło dzie şą moş na się do ga dać. Je şe li ja mam do nich za ufa nie, oni ma ją do mnie. Ry zy kow na rzecz, ale wy cho wa nie jest prze cieş naj sub tel niej szą grą. Nie ma za wo du, któ r y ma ty le sub tel no ści.� Ogni ska dzia ła ją w Pol sce do dzi siaj nie tyl ko w War sza wie, lecz swo je odzia ły te re no we po sia da ją w Gdy ni, Gdań sku i Tcze wie. A te raz ko lej ny po wsta je w Lon dy nie. Stwo rzy go Brian Mol ler -But cher, Piotr Ada mek i Bo gu sław Ho mic ki, wy cho wa nek Dziad ka Li siec kie go.
Ogni ska nie są do ma mi dziec ka, nie są teş zwy kły mi świe tli ca mi. Gro ma dzą dzie ci, któ re ma ją swo je do my i ro dzi ców, ale czę sto po zo sta ją na mar gi ne sie ich za in te re so wań. To w ogni skach na by wa ją po czu cia obo wiąz ku, uczą się od po wie dzial no ści za sie bie i in nych, sza cun ku dla pra cy i wy sił ku ko le gów, bo na wet je śli opie ku je się ni mi leciwy wo lon ta r iusz, wciąş po zo sta je dla nich „star szym ko le gą�. Wo lon ta riu sza mi czę sto sta ją się wy cho wan ko wie ogni ska, zgod nie z za sa dą, któ ra do dzi siaj jest re ali zo wa na, a sta no wi ła pod sta wę my śli pe da go gicz nej Dziad ka Li siec kie go: „Od daj, coś wziął�. – Za czę ło się to po I woj nie świa to wej, gdy by li wy cho wan ko wie burs szkol nych, wśród nich Dzia dek, chcie li spła cić dług wdzięcz no ści wo bec spo łe czeń stwa za wła sne wy cho wa nie
i za ło şy li aka de mic kie ko ło, a póź niej To wa rzy stwo Przy ja ciół Dzie ci Uli cy – mó wi ła prof. dr Ma ria ŝe brow ska, nar ra tor ka re por ta şu „Z wi zy tą u Dziad ka�, któ ry po wstał w 1967 ro ku. – Wła śnie te dzie ci uli cy: ga ze cia rze, pu cy bu t y, ma li sprze daw cy, dzie ci z nę dzy po ma ga ją ce so bie i ro dzi nom, sa me wy ma ga ły po mo cy i opie ki. Zna la zły ją w Ogni skach. – Je stem wy cho wan kiem Dziad ka z lat po wo jen nych – opo wia da Bo gu sław Ho mic ki. – Pierw szy raz przy sze dłem do Ogni ska w 1953 ro ku i by łem tam do cza su, kie dy za czą łem pra co wać i po sze dłem do woj ska, czy li do 1959 ro ku. Po tem za ło şy łem ro dzi nę, ja kiś czas mia łem prze rwę, ale w koń cu za czą łem po ma gać dzie ciom ja ko wo lon ta riusz, tak zwa ny star szy ko le ga i tak trwam do tej po ry.
Âť5
4|
20 czerwca 2008 | nowy czas
czas na wyspie POLSCY UCZNIOWIE W SOUTHAMPTON
Inspirują angielskich kolegów Grzegorz Borkowski
Start w angielskiej szkole dla polskiego kilkulatka nie jest łatwy. Wyrwany z otoczenia dobrze znanych kolegów brzdąc rzucony jest w obce środowisko, nawiązanie nowych kontaktów utrudnia bariera językowa. Często dochodzi stres związany z trudnościami szkolnymi. Okazuje sie jednak, że wspierane przez stowarzyszenie „Rozwiń Skrzydła” polskie maluchy z Southampton nie dość, że aklimatyzują się szybko, to jeszcze inspirują angielskich kolegów. Stowarzyszenie „Rozwiń Skrzydła” powstało w Southampton w marcu br., zainspirowane przez grupę rodziców dzieci uczęszczających do tutejszych podstawówek. Jego celem jest wspieranie polskich uczniów ju-
nior high schools (starsze klasy szkół podstawowych). W szkołach w Southampton jest ich coraz więcej. Ot, chociażby w St. Marks na Shirley obecnie uczy się 40 Polaków (to jedna piąta wszystkich uczniów) i nie ma miesiąca, by nie przybył nowy, polskojęzyczny uczeń. Dzieci mają zapewnione wsparcie polskiego asys-
tenta nauczycieli, jest także nauczyciel polskojęzyczny i wydelegowany specjalnie do pomocy im nauczyciel języka angielskiego. To jednak nie wystarcza. Pierwsze kroki w nowych murach są trudne. – Naszym zamysłem była integracja dzieci polskich i angielskich – opowiada pani Marzena, asystentka
nauczycieli a zarazem wolontariuszka stowarzyszenia. – Integracja poprzez sztukę, teatr i muzykę. Dlatego poza obowiązkowymi zajęciami w szkole dzieci mają zapewnione przez wolontariuszy dodatkowe zajęcia artystyczne po południu. Kolejna grupa dzieci uczęszcza na podobne zajęcia, zorganizowane przez stowarzyszenie w klubie polskim w Portswood (dzielnica Southampton). – W tej chwili to grupa 17 dzieci, ale mamy juz trójkę nowych chętnych – opowiada pani Magda, wolontariuszka. – Zajęcia w klubie polskim są możliwe dzięki ogromnej pomocy pana Jacka Brodzkiego, który pomógł nam w zorganizowaniu pomieszczenia w klubie oraz wsparł finansowo. Otoczone opieką stowarzyszenia dzieci robią pierwsze, integracyjne postępy. Ich prace plastyczne zostały docenione przez angielskojęzycznych kolegów i dyrektorkę szkoły, co w pierwszej połowie czerwca zaowocowało otwarciem wystawy polskich prac. – Prace plastyczne polskich dzieci są bardzo interesujące – mówi Anne Steele Arnett, dyrektorka St. Marks Junior High School. – To bardzo zdolne dzieci, angielscy uczniowie wiele zyskują na ich towarzystwie. – Kolejnym krokiem będą dodatkowe lekcje angielskiego, już się do nich przygotowujemy – mówi pani Iwona, kolejny wolontariusz i nauczyciel języka angielskiego zarazem. Jednak zarówno dodatkowy angielski, jak i planowane zajęcia teatralne i warsztaty muzyczne będą trudne do zrealizowania bez pomocy finansowej. Stąd wspólny apel stowarzyszenia „Rozwiń Skrzydła” i redakcji „Nowego Czasu” do lokalnego polskiego biznesu z Southampton.
– Każda pomoc jest dla nas ogromna. Nawet kilkadziesiąt funtów to kwota, która pozwoli zakupić materiały plastyczne. W tej chwili kupujemy je po prostu z własnych kieszeni. Liczymy na wszystkich polskich przedsiębiorców o wielkich sercach. Te dzieci to przyszłość Polonii w Southampton – apelują wolontariuszki.
|
nowy czas | 20 czerwca 2008
czas na wyspie
Od daj, coś wziął
Kodeks
Część dalsza ze str. 3 W 1976 roku zmarł Kazimierz Lisiecki, powołaliśmy Koło Wychowanków – kontynuuje Bogusław Homicki. – W Anglii chcemy założyć koło terenowe, Giving Back Childhood UK Branch. Organizacją koła zajmuje się Brian Moller-Butcher, którego Homicki poznał w końcu lat 70. – Pracowałem w handlu zagranicznym, importowaliśmy sprzęt elektroniczny, a Brian był naszym dostawcą i w ten sposób nasze drogi się zetknęły. Pan Bogusław opowiedział mu o Ogniskach, pokazał je, poznał z dziećmi. Wtedy było bardzo ciężko. Początek lat 80. to wieczny kryzys, którego świadkiem bywał Brian, bo zaczął przyjeżdżać do Polski coraz częściej. Uświadomił też sobie, że historia Dziadka i jego działalności jest niezwykle podobna do historii Thomasa Bernardo, twórcy największej w tej chwili brytyjskiej charytatywnej organizacji pomagającej dzieciom. Brian skontaktował więc Ognisko z Barnardo’s, której szefowie w latach 80. wielokrotnie odwiedzili Polskę i wspomagali Towarzystwo. Uświadomili też prowadzą-
›› Od lewej: Bogusław Homicki, Brian Moller-Butcher i Piotr Adamek..
cym je ludziom, że muszą postarać się o status stowarzyszenia, bo aż do lat 90. Ogniska funkcjonowały na zasadzie Koła Wychowanków, bez możliwości ubiegania się o państwowe fundusze czy zabiegania o wsparcie firm, które działalność charytatywną mogłyby sobie odliczyć od podatku. W 1993 roku zarejestrowano więc Stowarzyszenie Wychowanków i Przyjaciół Kazimierza Lisieckiego „Dziadka” – „Przywrócić Dzieciństwo”. A Brian za swoją działalność otrzymał od polskiego rządu Srebrny Krzyż Zasługi. – Minęło wiele lat, przestałem interesować się Ogniskami, aż do 2007 roku, kiedy znowu spotkałem się z Bo-
gusławem – opowiada Brian. – Byłem zaskoczony, że tak wspaniale się rozwijają, że powstało tyle nowych placówek. Pomyślałem, że trzeba zrobić o tym film, że ta historia wymaga opowiedzenia, bo jest niezwykła, nawet zacząłem zbierać fundusze. Wtedy spotkałem na przystanku autobusowym Piotra, studenta Guildford University. Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziałem mu o Ogniskach Dziadka Lisieckiego, bardzo się tym zainteresował. Brian zaprosił Piotra, by towarzyszył mu jako tłumacz podczas jego wizyty w Polsce, gdzie miał omawiać powstanie filmu. Jednak pół roku temu, zmienił
decyzję. Postanowił stworzyć stronę internetową (www.dziadeklisiecki.org), która skuteczniej zachęci do finansowej pomocy Ogniskom niż film. Grupa, która tutaj powstaje, będzie zbierała fundusze m.in. na budowę ośrodka kolonijnego, który postanie na terenach należących do Ognisk. Jest to jedenaście hektarów pięknego lasu, idealnego na letni wypoczynek dla dzieci. Bogusław Homicki ma też nadzieję, że odezwą się byli wychowankowie Ognisk, którzy być może mieszkają w Wielkiej Brytanii i zgodnie z zasadą „Oddaj, coś wziął” zechcą pomóc.
Elżbieta Sobolewska
Na tutejszym rynku pojawiło się właśnie pierwsze polskie tłumaczenie brytyjskiego kodeksu drogowego. Wydawcą publikacji jest Emano Translation Services, polskie wydawnictwo specjalizujące się w opracowywaniu w języku polskim materiałów przygotowujących do egzaminów na prawo jazdy w Wielkiej Brytanii. Kodeks drogowy został nie tylko dokładnie przetłumaczony, lecz również wzbogacono go o wyjaśnienia i opisy obowiązujących tu oznaczeń i terminów oraz słownik pojęć związanych z tutejszym ruchem drogowym. Publikacja ta może się więc przydać nie tylko ubiegającym się o brytyjskie prawo jazdy, lecz i tym, którzy już je posiadają. Bowiem jak pokazują statystyki, nie wszyscy kierowcy samochodów osobowych wiedzą, że tutaj nie mają obowiązku włączania świateł mijania po zmroku, gdy jadą drogą z oświetleniem ulicznym, gdzie i tak obowiązuje wolna jazda, a zawodowi kierowcy samochodów ciężarowych często nie znają specjalnych oznaczeń, które na brytyjskich drogach regulują ruch tego typu pojazdów. Kodeks po polsku jest bardzo praktycznie wydany. Panie zmieszczą go w niedużej torebce, a panowie w większej kieszeni. Obecnie kosztuje zaledwie 15 funtów.
6|
20 czerwca 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Uwaga, kobieta za kierownicą… Najlepsza! Monika Siemienczuk jest z zawodu nauczycielką, ale od dwóch lat pracuje jako kierowca londyńskich autobusów. Niedługi staż pracy nie przeszkodził jej w zdobyciu tytułu „Kierowca Roku – autobusy Ariva w Londynie”. Okazała się najlepszym kierowcą wśród stu uczestników konkursu z piętnastu zajezdni w Londynie. Po otrzymaniu nagrody powiedziała jednak: „Nie sądzę, żebym pojechała bezbłędnie. Cały czas miałam świadomość popełnianych błędów. Dlatego zwycięstwo ogromnie mnie zaskoczyło.
Plener Polish DeConstruction W dniach 22-24 sierpnia grupa Polish DeConstruction organizuje wyjazd warsztatowo-rekreacyjny w okolice Windsoru. Podczas pleneru zostanie zrealizowany projekt fotograficzny, będzie też możliwość wzięcia udziału w warsztacie wprowadzającym do programu Photoshop – poziom zaawansowania w umiejętnościach fotograficznych nie ma znaczenia. Do wzięcia udziału w projekcie fotograficznym niezbędne jest posiadanie aparatu cyfrowego, a w
przypadku warsztatu Photoshop, będzie potrzebny laptop. Przewidziane są również warsztaty malarstwa oraz krótki kurs dziennikarski. Nie zabraknie innych atrakcji, będzie również możliwość spotkania wielu kreatywnych osób. Koszt przedsięwzięcia to 40 funtów (noclegi), dojazd i wyżywienie we własnym zakresie. Osoby zainteresowane wyjazdem proszone są o kontakt: info@polishdecons truction lub www.polishdeconstr uction.org.
Aczkolwiek jest to bardzo miłe uczucie i już nie mogę się doczekać udziału w finałowym konkursie na najlepszego kierowcę autobusu w UK w Blackpool”. Aby wziąć udział w konkursie na najlepszego kierowcę autobusu wystarczy wypełnić formularz zgłoszeniowy oraz przejść praktyczny test kwalifikacyjny z jazdy autobusem. Kierowcy muszą wykazać sie zręcznością podczas manewrowania a także praktyczną znajomością kodeksu drogowego. Ocenie podlega umiejętność panowania nad pojazdem oraz poziom obsługi
podróżnych. Za każdą pomyłkę i błąd kierowca dostaje punkty karne. Najlepszych 40 kandydatów zostanie zaproszonych do udziału w finale. Monika uzyskała 590 punktów karnych i był to najlepszy wynik. Drugie miejsce zajął Brian z zajezdni w Croydon z 715 punktami karnymi na koncie. Monika wywalczyła sobie tytuł, czek na sumę 350 funtów oraz bon o wartości 250 funtów na weekend w wybranym przez siebie miejscu. Gratulujemy i życzymy szerokiej drogi. (es)
Pożar może zabić 18 czerwca 2008 roku w budynku Hammersmith Fire Station oficjalnie ruszyła ogólnobrytyjska kampania Fire Kills skierowana również do społeczności polskiej na Wyspach Brytyjskich. Polską twarzą kampanii jest Kevin Aiston – chyba najsłynniejszy Brytyjczyk mieszkający w naszym kraju, znany przede wszystkim z programu telewizyjnego „Europa da się lubić”. Wieloletnie doświadczenie Kevina w walce z żywiołem pozwoliło mu nie tylko medialnie zaangażować się w kampanię. – To pierwsza i oby ostatnia taka akcja z moim udziałem, bo mam nadzieję, że ta wiadomość dotrze do polskiej społeczności i nie będzie trzeba jej konsekwentnie powtarzać – powiedział redakcji „Nowego Czasu” Kevin Aiston. Głównym celem kampanii Fire Kills jest uświadomienie potrzeby zainstalowania czujników dymu i bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Niewiele osób wie, że wystarczy zgłosić się do lokalnej jednostki straży pożarnej, aby otrzymać alarm za darmo. W kampanię zaangażowani są także czołowi przedstawiciele służby pożarniczej w Wielkiej Brytanii: Sir Ken Knight – Szef Doradców Rządowych do spraw Ognia i Ratownictwa (Fire and Rescue Adviser) oraz Roy Bishop – zastępca szefa Straży Pożarnej w Londynie. Wszyscy panowie obecni byli w środę na specjalnie zoranizowanej dla polskich mediów konferencji prasowej, na której zaprezentowano jak poważnym problemem jest brak podstawowej wiedzy o zagrożeniach, jakie niesie ze sobą ogień.
››
Kevin Aiston prezentuje plakat promujący akcję Fire Kills. Fot. Paweł Rosolski
– Brak czujników dymu, przeciązenia sieci spowodowane nieumiejętnym podłączaniem do jednego gniazdka wielu urządzeń domowego użytku, brak właściwej reakcji na przepalenie bezpiecznika oraz niedopałki papierosów uznałbym za główne przyczyny pożarów w domach Polaków mieszkających na Wyspach – mówi ponownie Kevin. Potwierdzeniem tych słów są wyniki badań przeprowadzonych wśród polskiej społeczności pokazujące jasno, że świadomość bezpieczeństwa przeciwpożarowego i wiedza na temat zastosowania czujników dymu jest znikoma. – Pomysł jest taki, abym w tej ogólnobrytyjskiej kampanii byl twarzą polskiej społecznosci – mowi Kevin Aiston. – Już dziś otrzymałem od Kena Knighta zaproszenie do uczestnictwa w wielu różnych spotkaniach uświadamiających Polaków. – Jesteśmy zaangażowani w polską społeczność i staramy się uświadomić Polaków jak działa Straż Pożarna w Wielkiej Brytanii, której celem jest nie tylko skuteczna interwencja i ratowa-
nie życia, ale również zapobieganie pożarom – dodaje w swoim oświadczeniu Ken Knight. Dane statystyczne nie pozostawiają złudzeń – w Wielkiej Brytanii wadliwe instalacje elektryczne są przyczyną ponad 8 tys. pożarów rocznie a 3,5 tys. pożarów spowodowanych jest przez niedopałki. – W Anglii cały czas coś się dzieje i na pewno nie jest to jedyna taka akcja prewencyjna, natomiast pierwsza z moim udziałem – dodaje Kevin. Tegoroczna kampania widoczna będzie przede wszystkim w polskich mediach i sklepach (w postaci plakatów i folderów) oraz w szkołach sobotnich – czyli wszędzie tam, gdzie najlepiej i najszybciej będzie można dotrzeć z informacją do Polaków. Rozmach akcji oraz fakt, że jest ona finansowana również z rządowych pieniędzy, powinien być podręcznikowym przykładem dla polskich władz jak należy organizować tego typu kampanie.
Paweł Rosolski
|7
nowy czas |20 czerwca 2008
czas na wyspie
Fale łaski
Spokój kościoła Najpierw msza św. w Little Brompton Oratory, które do złudzenia przypomina przyuczelniane kaplice w Oxford czy Cambridge. Tam jednak atmosferę kreują turyści z aparatami – tutaj Polacy, którzy postanowili spotkać się na niedzielnej Eucharystii z księdzem Markiem Reczkiem, obecnie odpowiedzialnym za Duszpasterstwo Akademisckie w Londynie. Rozproszoną po stolicy polską społeczność akademicką nie jest łatwo zachęcić do wspólnych spotkań. I dlatego tym bardziej popierać należy inicjatywy, z którymi duszpasterstwo regularnie wychodzi do tych, którzy chcą oderwać się na chwilę od londyńskiej rzeczywistości.
żacjami przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Następna okazja do spotkania już w sobotę 21 czerwca – wtedy to odbędzie się doroczny piknik w Ogrodach Brompton Oratory, a tegoroczna impreza ma dla Duszpasterstwa Akademickiego szczególny wymiar, bowiem po raz pierwszy wspólnota została zaproszona do współtworzenia tej imprezy. Natomiast już dzień później w sali św. Józefa odbędzie się prezentacja filmu „Złota rybka” i spotkanie z reżyserem Tomaszem Wolskim. Ksiądz Marek Reczek zaprasza do udziału, bo program spotkań na ten rok jest bardzo bogaty. Duszpasterswo Akademickie wciąż działa i czeka na nowe osoby mogące zaangażować się w jego działalność. Dobrze by było, aby nowa fala imigracji aktywnie włączyła się w proces odbudowywania dobrej sławy Duszpasterstwa Akademickiego w Londynie.
Paweł Rosolski
Bajka o złotej rybce » 200
››
Ks. Marek Reczek w roli konferansjera; powyżej (od lewej): Grzegorz Kot, Anna Kot, Ewelina Bucharzewska i Helena Werda podczas koncertu. Fot. Paweł Rosolski
Po niedzielnej mszy św. mieliśmy zatem okazję spotkać się na wieczorze poetycko-muzycznym pt. „Usłyszeć szept anioła”. Mała kameralna sala św. Józefa przy Little Brompton Oratory była idealnym miejscem dla zrodzonych z potrzeby serca wierszy Heleny Werdy. W blasku świec i ukrzyżowanym Chrystusem w tle, przy dźwiękach gitar, pianina i skrzypiec wiersze poetki przywoływały mi na myśl moje wczesne …naście. Gdzieś w małych salkach przyzakościelnych próbowaliśmy w gronie ministranckim nieudolnie odtwarzać treści ze śpiewników – przeważnie przy akompaniamencie dwóch lub trzech kompletnie rozstrojonych gitar. Jednak tu tylko atmosfera była podobna. Anna Kot i Ewelina Bachurzewska na przemian zmieniały swoimi głosami nastrój koncertu. Umiejętnie zaaranżowane muzyczne kompozycje oparte na bardzo nastrojowych wierszach Heleny Werdy zdecydowanie przypadły do gustu zgromadzonemu audytorium. Również sama autorka, chyba najlepiej wiedząca, jak nawiązać kontakt z publicznością poprzez zmysłową recytację przy akompaniamencie pianina wypełniała naturalne pauzy mięzy utworami. Całość pięknie zagrana przez 5-osobowy zespół instrumentalistów i tylko żal, że na płytę z takimi aran-
Sobotnia impreza Klubu 108 w Jamm na Brixton miała przesłanie, zgodnie z informacją na wirtualnej stronie Klubu 108: „Organizujemy bibki z przesłaniem”. Tego wieczoru wspieraliśmy Tibetan Buddhist Charity. Kupiłam za trzy funciaki kiełbasę z grilla z ogórkami i chlebem, czuję się spełniona, popłynęły fale łaski, choć jak kupowałam, nie przesłałam energii, byłam głodna. W tym samym czasie kolega w koszulce Free Tibet sprzedawał piwo w Cargo na Shoreditch. Klient popatrzył kpiąco na jego koszulkę i powiedział: – Co ty stary, przecież to już niemodne. Cały zarobek z imprezy w Jamm zostanie przekazany na budowę nowego ośrodka, w którym będzie można poznawać buddyzm tybetański, posłuchać wykładu. Zmienić swoje życie i nauczyć się medytacji – metody, dzięki której można dotrzeć od natury swojego umysłu. Utrzymać jednak ten stan medytacji na co dzień jest niezwykle trudno. Na imprezie w Jamm zaśpiewał Tomek Lipiński (na zdjęciu), od lat praktykujący buddyzm tybetański, potem do rana grali DJ-e. Fajna bibka, tylko przesłania niewiele. Skoro zbiórka na ośrodek, to gdzie jakieś info, plakacik mały, plakietka, że war-
to było przyjść, bo i duchowo i pożytecznie. Na ścianach wizuale Klubu 108, pod sufitem chorągiewki Klubu 108, na stole koszulki Klubu 108, logo, logo, logo… Ale nie ośrodka The London Diamond Way Budhist Centre, w którym ludzie z Klubu 108 się spotykają. Czyli że to nie centrum imprezę tę pobłogosławiło. Nie każdy wie, że liczba 108 ma sens, że właśnie tyle paciorków ma buddyjski różaniec. Warto poczytać, bo to bogata i ciekawa symbolika. Jakaś dziewczyna zaczepiła mnie na ulicy i pyta, czy ja wiem, gdzie jest Klub 108. Mówię, że wiem, gdzie jest Klub Jamm, w którym jest impreza Klubu 108, a Klub 108 to ludzie, nie knajpa. Tomek Lipiński słowa nie powiedział. Zagrał, podziękował. Jak były jego przeboje, wszyscy się cieszyli, jak zagrał coś starszego, trochę mniej, taka karma, kochamy polskie przeboje. Choć mnie się ten koncert nudził, bo lubię Tomka balladki w całokształcie muzycznym, gdzie przewija się saksofon i leniwość jakaś. Piosenki odarte z klimatu nie brzmiały. Za Tomkiem przy ostatnich dwóch utworach pokazał się na moment Tybet, przenikający się z logo Klubu. Wszyscy dobrze się bawili. W dwóch pokojach muzyka, nawet bębny, ktoś na kamerę kręcił, fale łaski spływały do rana. Chyba były to fale przesłania.
Elżbieta Sobolewska
8|
20 czerwca 2008 | nowy czas
czas na wyspie
tydzień na wyspach
Dobroczynne rejsy
„Daily Telegraph” napisał na
swoich stronach internetowych o „polskim obozie koncentracyjnym na Majdanku”, a „The Sun” w poniedziałkowym numerze o „polskich komorach gazowych”. – Ambasada RP na pewno nie będzie bierna wobec takich prasowych wzmianek i wystosuje stosowną ripostę – zapewnił konsul generalny RP w Londynie Robert Rusiecki. Rodzina brytyjskiego sędziego Howarda Webba dostała policyjną ochronę, w związku z pogróżkami, jakie pojawiły się w internecie po remisie Polski z Austrią. Internauci uważają, że wszystkiemu winien jest sędzia Webb, który podyktował wątpliwy rzut karny dla gospodarzy imprezy w drugiej minucie doliczonego czasu gry. Książki po polsku można już wy-
pożyczać w bibliotekach hrabstwa North Yorkshire. Można o nie pytać w Filey, Malton, Pickering i Whitby. Po kilku godzinach narady sąd w Leeads skazał Daniela S. na 27 lat więzienia za zabicie 23-letniego studenta z Polski. Oskarżony po bójce z Polakiem zostawił go nieprzytomnego w okolicy kanału Huddersfield Narrow. Następnego dnia poszedł na miejsce zdarzenia, gdzie znalazł ciało Tobiasza M, który, jak wykazała sekcja zwłok, zmarł na skutek utonięcia. Oznacza to, że w momencie wejścia lub wpadnięcia do wody musiał żyć. Sąd skazał jednak Daniela S. za zabójstwo, a nie nieumyślne spowodowanie śmierci. Według ostatniego raportu Home Office imigracja przyniosła brytyjskiej gospodarce wzrost, który w przeliczeniu wynosi 1650 funtów na obywatela. Jak głosi rządowy raport, cyto-
wany przez „Daily Mail” to z własnej winy Brytyjczycy nie mogą znaleźć pracy, ponieważ są leniwi i niewykształceni. Według raportu pracodawcy zatrudniają obcokrajowców, gdyż Brytyjczycy nie mają odpowiednich kwalifikacji i szerzy się wśród nich tzw. „kultura benefitowa”. Raport Ministerstwa Pracy i Emerytur spotkał się z ostrą krytyką Partii Konserwatywnej, która określiła go jako skandaliczny. Policja ostrzega Polaków w Doncaster, by uważali przy wynajmowaniu mieszkań. W mieście grasują bowiem oszuści, którzy wyłudzają pieniądze – podaje serwis „The Star”. 19-letni Irlandczyk Sean Keogh
został we wtorek formalnie oskarżony o zabójstwo w Dublinie w lutym dwóch Polaków: 27-letniego Mariusza Sz. i 29- letniego Pawła K. 25-letni Wojciech B. został w poniedziałek skazany przez sąd okręgowy w Dublinie na karę czterech lat pozbawienia wolności za to, że działając w przestępczym gangu sprzedawał kradzione samochody, otrzymując procenty od „transakcji”.
W zeszłym roku kapitan Benge zorganizował na statku Dutch Master rejs po Tamizie z kilkugodzinnym koncertem szant. Spotkali się szantymani a ci, którzy na morze spoglądają tylko z bezpiecznej przystani plaży, poznali muzykę ludzi morza. Już wtedy Bernardowi vel kapitan Benge chodził po głowie dom dziecka w Łoniowie, miasteczku leżącym w jego rodzinnych stronach. Chciał pomagać, tylko nie bardzo wiedział jak. Doraźnie każdy może, lecz chodzi o to, by było mądrze, systematycznie i wychowawczo. Bernard zaczął realizować swój plan stowarzyszenia, które zaopiekuje się dziećmi. Na początek z Łoniowa. Poznał je, kilkoro już zaprosił do Londynu. Będą na rejsie z szantami już w tę sobotę, znowu na statku Dutch Master. – Dziewczyny, którym wynajmowałem pokój, zostawiły mi depozyt, bo coś tam zepsuły i nie odkupiły, ale jakoś mnie te pieniądze bolały. Zadzwoniłem wtedy do pani dyrektor z Łoniowa, co można by kupić dzieciom. Powiedziała, że bieliznę i różne niezbędne do życia drobiazgi. Kupiłem więc co potrzebowali i zawiozłem, ale nie dałem rady spotkać się z dziećmi. Za ciężko. To było jakieś pięć lat temu – opowiada Bernard, który właśnie wrócił ze swojej nocnej zmiany kierowcy autobusu N13. – Potem schola, w której śpiewałem w kościele na Ealingu wydała płytę. Dochód z jej sprzedaży miał być przeznaczony na Łoniów, ale nie udało
nam się jej sprzedać, tyle że zwróciły nam się koszty. Pomyślałem więc o koncercie. Miał być w kościele na Ealingu, ale odmówili mi. Zrobiliśmy więc koncert na Devonii, zebraliśmy pięćset funtów. Telefon do domu dziecka: co by się przydało tym razem. Przydałyby się rzeczy turystyczne, bo jedziemy na wakacje, najlepiej plecaki. Kupiłem więc plecaki. A potem Bernard przestał myśleć o Domu Dziecka i zajął się swoimi sprawami. Przed rokiem znowu go coś naszło. Może dlatego, że te sprawy, którymi miał się zająć, ma już za sobą. – Przejeżdżałem rok temu koło tego Domu Dziecka i znowu pomyślałem, że trzeba im pomóc, ale wtedy jeszcze nie miałem w głowie planu fundacji, choć zorganizowałem szanty w zeszłym roku z cichą myślą, że zbieram na dzieciaki. Nie mówiłem o tym głośno, bo nie będę prosił ludzi o pieniądze, dopóki im nie udowodnię, że potrafię je dobrze wykorzystać. Miałem wtedy powiedzieć przed tą imprezą na statku Dutch Master, że 10 sierpnia organizuję koncert, z którego dochód idzie na Łoniów, ale nie powiedziałem i dobrze, bo to była klapa, nie wyszło, straciłem ponad cztery tysiące funtów i nie mogłem dzieciom przekazać niczego. Wróciłem nawet do budowlanki. Zadzwoniła przyjaciółka, że jej znajoma chce odnowić dom, ta robota przyszła mi z nieba. Pieniądze odrobiłem, tylko ze spokojem było gorzej. Cały mój plan się zawalił, umarłem na pewien czas.
REJS POWRACA Zanim porządnie zabrał się za organizację najbliższego rejsu, już dostawał maile z pytaniami, kiedy się odbędzie. Jakaś pani napisała, że wpłaciła pieniądze, bo w zeszłym roku obiecał, że szanty powtórzy, czekała więc ufnie na termin z potwierdzeniem wpłaty w kieszeni. Możemy się też spodziewać rejsowego wieczoru
panieńskiego. – Kupiła 25 biletów dla koleżanek. Muszę jej coś szczególnego wymyślić. Mam nadzieję, że znowu dogadam się z kapitanem, żeby podpłynąć pod London Eye i Parlament. I będzie bujało łajbą od jednego brzegu do drugiego. Wystąpi Ian Wood, może znowu zaśpiewa pieśń o swojej polskiej ukochanej Ani; zespół oJtaM, czyli Justyna i Marek, śpiewają i grają na gitarze skrzypcach, covery i własne aranżacje oraz zespół Leje na pokład z promocją swojej płyty Lejki.com. Są to sami wokaliści, śpiewają a cappella, bawiąc się swoimi głosami, opowiadają te morskie historie w bardzo fajny sposób. Koncerty będzie można też obejrzeć na telebimie, na drugim poziomie.
REJS POMOCY Niedawno spędził trzy tygodnie w Polsce, wziął z pracy cały urlop, między innymi po to, by odwiedzić Łoniów, poznać dzieci. – Specjalnie pojechałem na motorze, żeby wiedziały, że też może ich być na to stać. Mówię im, słuchajcie, chciałbym wam pomagać w inny sposób. Będziecie do nas przyjeżdżać. Nie są wam potrzebne prezenty, chcę wam dawać nagrody. Za każdy postęp w nauce, zmianę zachowania na lepsze, za pomysły, za inwencję. Pierwsza gadka jednak nie wypadła najlepiej. Widziałem, że myślą: przyszedł jakiś bałwan i pitoli, wszyscy tylko mi potakiwali, tak, tak, tak… Byli bardzo zdystansowani, obcy. Obszedłem dom i zobaczyłem, że są kibicami Wisły. Wsiadłem więc na motor i pojechałem do Krakowa, gdzie spotkałem się z Tomkiem Kulawikiem, z którym studiowałem i który teraz jest trenerem młodzieżówki Wisły Kraków. Powiedział: bierz mój numer, daj go pani dyrektor, załatwię spotkanie z pierwszą ligą, zwiedzanie obiektów i tak dalej. Kiedy wrócił do Domu Dziecka,
powiedział co i z kim udało mu się ustalić. – Jak będziecie się dobrze sprawować, jedziecie do Krakowa, widzicie się z pierwszą ligą. – Akurat! – usłyszał. – Spytajcie pani dyrektor... I już było całkiem inaczej. Ktoś zagrał z nim w tenisa, potem wsiadł na motor. Przyjaciółka Bernarda, przez piętnaście lat pomagała Domowi Dziecka w Skopaniu. Mówiła, że na ludzi wyszło dwoje dzieci. Bernard nie boi się powiedzieć: – Niech uda się dziesięciorgu z nich! Uważa, że będzie umiał te dzieci zmotywować do pracy nad sobą, do rozwoju, zmian na lepsze. – Dlatego bardzo mi zależy na tym, by tu przyjeżdżały. To nie chodzi o to, by być najlepszym, lecz by robić postępy w różnych dziedzinach. Niech najgorszy z najgorszych nie zbroi czegoś przez tydzień, dostanie nagrodę. Każdy z nich ma na ten wyjazd szansę. Bernard poprosił dyrektorkę domu dziecka o przygotowanie dokładnego rysu psychologicznego każdego wychowanka, zanim tu przyjedzie. A pobyt dzieci oczywiście sfinansuje jego Stowarzyszenie. Przyjadą za darmo, dzięki uprzejmości firmy przewozowej Polonia Transport. Na razie pierwsza dwójka. – Czekam na zgodę moich przełożonych, bo chcę je wziąć do biura Transdev, mojego garażu w Edgware. Będą tam musiały mówić po angielsku. Mark i Christine z naszego biura bardzo mnie wspierają. Dziewczynki cały dzień spędzą z dziećmi naszej sąsiadki Angielki, z prawdziwym angielskim śniadaniem, lunchem i tak dalej. Będą widziały, że muszą się porozumiewać. Na bazie motywacji chcę je zachęcić do nauki języka angielskiego, bo stowarzyszenie ma również finansować zatrudnienie nauczycieli języka, choć na początku będą pracować jako wolontariusze. Już mam jedną nauczycielkę, która chce te dzieci uczyć. Aldona to młoda, bardzo aktywna anglistka, kiedy usłyszała o
»
|9
nowy czas | 20 czerwca 2008
czas na wyspie planie, postanowiła wziąć w nim udział, a jak wszystko dobrze się rozwinie, moja siostra będzie się zajmowała koordynacją pomocy na miejscu. Chciałbym też, żeby po angielsku były uczone podstawy różnych innych przedmiotów: biologii, geografii czy historii. Stowarzyszenie zostanie zarejestrowane w Charity Commision, potem ma się przekształcić w fundację, kiedy już zacznie na siebie zarabiać. – Chcę robić cztery większe imprezy rocznie, a oprócz tego małe imprezy-satelity i Rejsbus. – Bernard precyzuje swój plan. – To musi przynieść ponad dziesięć tysięcy funtów zarobku, żeby stowarzyszenie można było przekształcić w fundację. To, co teraz jestem w stanie zarobić, powinno spokojnie wystarczyć na pracę z tym jednym Domem Dziecka. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku, a już na pewno w następnym, rozłożymy tę pomoc na cztery Domy Dziecka, ale pośpiechu nie ma, wszystko musi najpierw dobrze funkcjonować.
RejsBusy W tej chwili jest to minibusik, który kupił i nadzoruje. Na raz zabiera szesnaście osób. – Chodzi o takie wyjazdy, które będą łączyły rozrywkę z przyjemnością. Mam na razie sprawdzoną trasę Stonehenge, wyszło świetnie a jest pomysł, żeby zwiedzić
Może Midlands?
›› Pomaganie dzieciom to pasja Bernarda, jego codzienność to londyński autobus. Fot. Piotr Apolinarski całą Anglię… piechotą. Kierowca zawozi ludzi w jedno miejsce, tam prowadzi ich moja koleżanka, która bardzo lubi treking a potem kierowca zabiera ich z miejsca, do którego mają dojść. W kilka sobót zaliczamy góry Kornwalii. W ten sam sposób również wybrzeże, klify. Jednodniowa wycieczka do Stonehenge, z leżeniem na plaży w Bournemouth, innymi atrakcjami to 25 funtów, cena przecież nieduża, ale
wystarczająca, żeby zarobić na dzieci. A od 1 września drugi bus będzie też jeździł w stałej trasie wożąc pasażerów na lotnisko. Oczywiście jeśli do tego czasu nie splajtuje Wizzair… Taki Bernard ma plan. Jak wszystko dobrze pójdzie, mógłby rzucić swą dotychczasową pracę i zająć się tylko działalnością stowarzyszenia. Na razie jest ono w trakcie legalizacji, a jego szefowie powiedzieli, że kiedy tylko zacznie
działać oficjalnie, dadzą mu dubledeckera na wycieczki. – Będziemy z muzykami zawsze po sobotnim koncercie gdzieś nim wyjeżdżać. A na razie zapraszam na rejs. Bilety będzie można jeszcze kupić w biurach Gosia Travel na Ealingu, w Tooting i na Victorii i oczywiście przed łajbą, w sobotę, 21 czerwca od godziny 17.00.
Elżbieta Sobolewska
Szansa dla inżynierów. Ale nie tylko. Potrzebni będą do nowej fabryki samochodów Jaguar Land Rover, która powstaje w Midlands. Koncern Jaguara zmienił ostatnio właścicieli, nowi stawiają na nowoczesne, lecz przede wszystkim ekologiczne technologie. Dlatego poszukiwani są inżynierowie, którzy będą nadzorowali rozwój nowoczesnych technologii, mających skutecznie redukować emisję zanieczyszczeń. Firma wprawdzie już rozpoczęła szkolenie pierwszych kilkudziesięciu absolwentów technicznych uczelni, lecz warto ubiegać się o zatrudnienie, bowiem wolne miejsca wciąż czekają. I to nie tylko inżynierskie. Wolne miejsca są również dla pracowników biurowych w działach zakupów i finansów, oraz dla specjalistów od zarządzania zasobami ludzkimi, czyli dawniej zwanych kadrowymi. Oczywiście najwięcej rąk potrzeba na linię produkcyjną. Według BBC, centrum rozwoju w Gaydon (Warwickshire), łącznie zamierza zatrudnić sześćset osób, a jak zapewniają menedżerowie koncernu, to dopiero początek wielkich przekształceń, które mają przynieść kolejne inwestycje. A to, dla zwykłego zjadacza chleba, oznacza nowe miejsca pracy.
10|
20 czerwca 2008 | nowy czas
polska tydzień w kraju Z krótką wizytą na Litwie przebywał prezydent Lech Kaczyński. Poza obiadem i rozmowami z prezydentem Adamkusem Lech Kaczyński wręczał też miejscowym rodakom Karty Polaka. Prezydent RP odwiedził także Wiedeń, gdzie poza spotkaniem z prezydentem Heinzem Fischerem obejrzał mecz Polska-Austria. Gra Polaków prezydentowi się podobała i po remisie pocieszał naszych graczy w szatni. Premier Donald Tusk apeluje do prezydenta, by ten jak najszybciej ratyfikował traktat z Lizbony (naciskanie na Irlandczyków?). Kancelaria odpowiada, że najpierw PO musi dotrzymać obietnicy respektowania umowy dotyczącej Karty Praw Podstawowych. Po referendum w Irlandii spór wydaje się jednak bezprzedmiotowy. Platforma różni się z PSL podejściem do ustawy o metropoliach. Ostatnio pretensje do bycia metropolią zgłosiły także Kielce. Platforma posyła kontrolerów NIK, by sprawdzić finanse publicznej TVP i radia. Nowa ustawa o mediach znalazła się w impasie, ale pewne narzędzia nacisku pozostały. W sądzie trwa sprawa z cywilnego powództwa Waldemara Chrostowskiego przeciw dziennikarzowi „Wprost” Wojciechowi Sumlińskiemu. Gazeta twierdzi, że porwanie ks. Jerzego Popiełuszki było monitorowane przez wojskowe służby PRL, a kierowca księdza, któremu udało się uciec (przepiłowane kajdanki) był współpracownikiem SB. Chrostowski zaprzecza i oddał sprawę do sądu. Sejm odrzucił wniosek PiS o odwołanie ministra finansów Jacka Rostowskiego, któremu zarzucał, że nic nie robi w sprawie obniżki cen paliw. Parlament przegłosował zmiany ustawy o szkolnictwie. Ich przyjęcie oznacza m.in. wycofanie obowiązku noszenia mundurków szkolnych. Szykuje się spór ministerstwa obrony z Pałacem Prezydenta. MON chce odebrać prezydentowi nadzór nad dalszą weryfikacją funkcjonariuszy WSI – „zmiana filozofii weryfikacji”. Urzędnicy prezydenta nazywają to skandalem i wskazują, że np. „kadrowym” w MON jest właśnie nie zweryfikowany funkcjonariusz służb wojskowych Bojarski. Wewnętrzny raport PO dotyczący ekipy rządzącej twierdzi, że najaktywniej ze swoich obowiązków wywiązują się ministrowie sprawiedliwości i skarbu – Ćwiąkalski i Grad, a najgorzej wypadają szefowie resortów zdrowia i kultury – Kopacz i Zdrojewski. PiS zaproponował, by warszawski stadion narodowy (już w budowie) otrzymał imię Jana Pawła II. Aplauzu ministra sportu nie słychać, bo to pomysł opozycji.
sPołeczeństwo
Pod oKiem wielKiego brata
Mamy Cię obywatelu! Przemysław Kobus
Z liberalnego i proludzkiego podejścia do rządzenia i społeczeństwa rządowi Platformy Obywatelskiej zostało niewiele oprócz przedwyborczych haseł, które można znaleźć jeszcze gdzieś w internecie. Abolicji podatkowej nadal nie ma, ułatwień w stosunkach obywatel-fiskus też nie widać, a biurokracja ma się w najlepsze. Na horyzoncie nie widać zapowiadanych zmian, ale za to bardzo wyraźnie rysują się pomysły na karanie obywateli, tym razem kierowców. Rząd obmyślił bowiem sobie, że o bezpieczeństwo na drogach będzie dbał nie remontując ich, ale obstawiając wszelkie trasy nowoczesnymi fotoradarami. Do tego jeszcze podniesie ceny mandatów za wszelakie wykroczenia. Dziwnym trafem to już kolejna ekipa rządząca, której najlepiej wychodzi straszenie i grożenie, aniżeli wprowadzenie zwykłych, normalnych i przyjaznych człowiekowi mechanizmów rządzenia.
Skąd ten pomySł? Zrodził się w głowach urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji a głośno powiedział o nim dziennikarzom wiceszef tego resortu, Adam Rapacki [b. policjant-red.]. Otóż urzędnicy przeanalizowali liczbę wypadków na drogach i przeglądając te statystyki doszli do wniosku, że winą za nie trzeba obarczyć samych kierowców. Bo jeżdżą za szybko, bo nie stosują się do niektórych przepisów, bo prowadzą samochody w fatalnym stanie technicz-
nym. Owszem, statystyki unijne nie plasują nas najwyżej w rankingach bezpieczeństwa w komunikacji lądowej, ale też nie wskazują na przyczyny tych tragedii. Są tylko suchymi liczbami, które mają dać pewien obraz sytuacji w Polsce bez wnikania w szczegóły. Polska jednak miast dogłębnie zbadać zjawisko, szybko postawiła diagnozę: winni są piraci drogowi i trzeba z nimi walczyć. Odpowiedni projekt urzędnicy rządu Donalda Tuska skierowali do parlamentu, wskazali też środki, które pozwolą na realizację tych planów. Mają pochodzić z unijnego programu „Transport”. Polska ma do wykorzystania w tym roku jeszcze 57 mln euro, których w dziwny sposób nie potrafiła spożytkować. Rządzący wpadli więc na pomysł uzbrojenia rozwalających się polskich dróg w nowoczesny system fotoradarów. Według pomysłodawców, supersystem fotoradarów miałby liczyć co najmniej 400 masztów w całej Polsce. Na każdym maszcie aparat, który sprawdzałby nasze przewinienia. Kto przejechał na czerwonym świetle, czy wjechał na pas dla autobusów [w Polsce takich wyodrębnionych pasów dla autobusów jest w gruncie rzeczy bardzo mało-red.], czy przypadkiem jakiś zabłąkany TIR nie wtargnął do strefy przeznaczonej dla pojazdów o masie całkowitej do 3,5 tony. Pomysłów na walkę z kierowcami jest mnóstwo, a wyobraźnia polskiej administracji strasznie rozbudowana. Uzasadnienie dla wprowadzenia od przyszłego roku systemu straży i karania kierowców według rządzących ma swoje uzasadnienie chociażby w konieczności wykorzystania 57 mln euro, które mogą przepaść. Pytanie jednak, dlaczego nie przeznaczono tych pieniędzy na poprawę bezpieczeństwa w transporcie, czy modernizacji polskich dróg, które ze względu na ich fatalny stan techniczny są drogami dla samobójców? Na to pytanie jak zwykle mądrej odpowiedzi nikt nie wymyślił.
Merkel w Polsce Kanclerz Niemiec, Angela Merkel odwiedziła Polskę, spotkała się z premierem, Donaldem Tuskiem. Mówiąc o efektach tej wizyty można powiedzieć, że... była sympatyczna. Konkretów czy specjalnych ustaleń nie można wymieniać, bo ich w gruncie rzeczy nie było. Polska otrzymała od Niemców wsparcie, najpierw moralne, odnośnie inicjatywy Partnerstwa Wschodniego, a więc stworzenia forum 27 państw Unii Europejskiej z pięcioma krajami sąsiadującymi od wschodu. Z Ukrainą, Mołdawią, Gruzją, Azerbejdżanem i Armenią. Związek miałby również dotyczyć relacji z Białorusią; na poziomie eksperckim i technicznym. Szefowie rządów obu krajów ocenili też stosunki polsko-niemieckie. Oboje zgodnie przyznali, że relacje Polski z Niemcami i odwrotnie układają się pomyślnie, a potwierdzeniem tych słów ma
być wprowadzenie niebawem w życie konsultacji międzyrządowych. Te miałyby się odbywać dwa razy do roku. Ogólnie wizytę można potraktować jako życzliwe, wręcz prywatne spotkanie szefów rządów z obu stron Odry. Zwieńczeniem wizyty był wspólny spacer po gdańskiej starówce. (pk)
o uśmiechu » 15
Wiceminister MSWiA oznajmił dziennikarzom, że Polska będzie wzorować się na Francji, bo tam takie rozwiązania już funkcjonują. – System działa tam perfekcyjnie, wprowadzono wysokie mandaty, które nakładane były na kierowców. Mimo drobnych błędów udało się zmienić mentalność kierowców, a ci, choć wściekli, musieli przyznać, że działania policji i rządu przyniosły pozytywny skutek. Tak jest w większości krajów Unii Europejskiej – przekonywał media Adam Rapacki.
bezpieczeństwa w ruchu drogowym, ale dlaczego ma to mówić rząd, który obiecywał koniec z idiotyzmami państwa polskiego, z bezsensownym karaniem obywatela za życie?
...wySzło jAk zAwSze
We Francji drogi przypominają drogi, a nie torowiska dla składów towarowych PKP. Tam drogi, podobnie jak w innych krajach UE są bezpieczne, bo rzadkością są na nich dziury wielkości jeziora czy koleiny o głębokości 20 cm. W innych krajach Unii na które powołuje się Rapacki nie mamy do czynienia z trasami krajowymi o długości 300 km wyposażonymi w dwa pasy w obu kierunkach. W innych krajach Unii mamy autostrady, mamy profesjonalne pobocza, parkingi przy nich. Tam zmęczony kierowca nie wyjedzie na przeciwny pas ruchu z zaśnięcia, bo uderzy w barierkę oddzielającą przeciwne pasy ruchu. Pirat drogowy zaszaleje bezpiecznie, bo np. ma trzy pasy w jednym kierunku, a nie jak w Polsce jeden. Na zachodnioeuropejskich drogach nie sposób też wylecieć z drogi przy prędkości 100 km/h, bo nie ma takich fałd, kolein, dziur, wzniesień, czy przetopionego słońcem asfaltu, który bardziej przypomina bagno aniżeli drogę. Dlaczego więc nie wziąć się za generalne remonty dróg? W Polsce władza zawsze wolała iść po najmniejszej linii oporu. Szybciej przecież postawić 400 fotoradarów zespolonych w jednej sieci, niż w rok poprawić jakość nawierzchni np. 400 km dróg. Z drugiej strony, rząd zawsze będzie mógł powiedzieć, że zrobił wiele dla
Rządzący szukając argumentacji swoich pomysłów, często bardzo chybionych, odwołują się tylko do ważnych dla siebie przesłanek, opinii czy ekspertyz. W tym przypadku wystarczyła liczba wypadków i zabitych w nich osób. Wniosek jaki wysnuli z tego urzędnicy może budzić kontrowersje, bo często przecież u podstaw wypadków leży dramatyczny stan dróg. Przykładem niech będzie m.in. wypadek syna Włodzimierza Zientarskiego w Warszawie, w którym kierowca z ciężkimi obrażeniami trafił na długo do szpitala, a pasażer, dziennikarz Superekspressu zginął na miejscu. Owszem, nie podlega dyskusji fakt, że dziennikarze jechali zbyt szybko. Ale zginęli nie przez błąd kierowcy, a przez nierówną drogę. Ich auto wyleciało w powietrze po najechaniu na garb. Zatrzymało się na filarze wiaduktu. Władzom Warszawy fakt pechowego garbu był wypominany wielokrotnie, ale na jego likwidację zdecydowano się dopiero... po śmierci dziennikarza. Niewykorzystanych 57 mln euro może przerażać. Przecież potrzeb jest mnóstwo. Fotoradary zdają się być ostatnią z nich. Nie mamy bezpiecznych dróg, autostrad jest niewiele, pomimo zbliżających się rozgrywek Euro 2012 postępów w tym zakresie nie widać. Ruch natomiast na trasach się wzmaga. Po dwupasmowych drogach łączących najważniejsze ośrodki w kraju ciągną się tabuny, tysiące aut w ciągu jednej godziny. Wielu się spieszy, co nie dziwi. Wielu jedzie zmęczonych kierowców. Dochodzi do błędów, często tragicznych w skutkach. Ale miliony wydane na fotoradary z pewnością tego bezpieczeństwa nie zapewnią.
Platformie wciąż spada
Werbowali młode Polki
Najnowsze sondaże wskazują na spadek popularności rządu Donalda Tuska. Zyskuje za to Prawo i Sprawiedliwość. Oznacza to, że kredyt zaufania, jakim obdarzyli lidera PO Polacy, ulega wyczerpaniu. Z ostatniego sondażu TNS OBOP wynika, że za rządem Tuska opowiada się 51 proc. obywateli. To jeszcze dużo, ale w przeciągu miesiąca zwolenników PO ubyło o 8 proc. Inna tendencja jest widoczna w przypadku PiS-u. Tutaj odnotowano kilkuprocentowy wzrost i na partię Jarosława Kaczyńskiego głosowałoby dzisiaj blisko 27 proc. Poparcie wzrosło również dla SLD, choć nadal nie przekracza 10 proc. Zdaniem socjologów spadek popularności obecnego rządu to m.in. efekt braku spektakularnych sukcesów, a wciąż pogłębiających się problemów. (pk)
Policjanci z Zielonej Góry zatrzymali dwóch Niemców podejrzanych o werbowanie młodych kobiet z Polski do pracy w niemieckich agencjach towarzyskich. 21 i 51-latkowi grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Policjanci nie zdradzają w jaki sposób wpadli na trop Niemców. Przyznali tylko, że uzyskali informację, że mężczyźni będą chcieli wywieźć za granicę dwie Polski. Miejsce pracy: agencja towarzyska. Obu sprawców zatrzymano na gorącym uczynku, gdy wyjeżdżali z dwiema Polkami. W tej chwili funkcjonariusze sprawdzają, czy zatrzymani nie prowadzili podobnej przestępczej działalności w przeszłości. Nieoficjalnie wiadomo, że nie był to pierwszy raz dwóch Niemców. Obaj decyzją sądu zostali tymczasowo aresztowani. (pk)
Ale tAm mAją drogi!
|11
nowy czas | 20 czerwca 2008
polska IPN
tydzień w kraju
PRzyczyNek do BIogRafII PRzywódcy solIdaRNoścI
Wałęsa w cieniu Bolka Bartosz Rutkowski
Jeszcze nie ukazała się od dawna zapowiadana książka o niejasnej przeszłości Lecha Wałęsy, a już rozgorzała prawdziwa wojna w Polsce. Do prasy przedostały się fragmenty pracy historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Twierdzą oni, że Wałęsa był w pierwszej połowie lat 70. agentem SB o kryptonimie „Bolek”; za przekazywane informacje dostał ponad 13 tys. złotych. Wałęsa zaprzecza głównym tezom i zapowiada wytoczenie procesu. Książka pt. „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” ma ukazać się 23 czerwca, na razie w nakładzie 4 tys. egzemplarzy. Najważniejszym dokumentem jest
kwestionariusz ewidencyjny internowanego Wałęsy w którym napisano, że był on „29.12.1970 pozyskany do współpracy z SB. W okresie 19701972 przekazał szereg informacji dotyczących negatywnej działalności pracowników stoczni”. Jest też mowa o dwóch notatkach z 1978 r. W jednej z nich oficer bezpieki napisał, że Wałęsa „jako TW ps. „Bolek” przekazy-
wał nam szereg cennych informacji dotyczących destrukcyjnej działalności niektórych pracowników. Na podstawie otrzymanych materiałów założono kilka spraw”. Wałęsa do współpracy z SB miał zostać pozyskany „na zasadzie dobrowolności” pod numerem rejestracyjnym 12535. „Bolek” miał być współpracownikiem aktywnym, ale w latach 19741976 zaczął krytycznie wypowiadać się o sytuacji w stoczni i w kraju. Jeden z funkcjonariuszy SB pisał o Wałęsie: „Po ustabilizowaniu się sytuacji w stoczni dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem”. Ta postawa „Bolka” doprowadziła do „wyeliminowania go z czynnej sieci agenturalnej 19 czerwca 1976 r., z powodu niechęci do współpracy”. Zdaniem Cenckiewicza i Gontarczyka, po upadku rządu Jana Olszewskiego w czerwcu 1992 r., Wałęsa otrzymał zgromadzoną na jego temat dokumentację SB. Zwrócił ją po kilku miesiącach, ale zdekompletowaną. Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent
Lech Wałęsa zaprosił Lecha Kaczyńskiego na swoje imieniny na „picie z gwinta”. Po czym nazwał obecnego prezydenta „nędznikiem”.
był „Bolkiem”. Badający tę sprawę 3 lata później – za zgodą następnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego – eseldowski szef MSW Zbigniew Siemiątkowski stwierdził, że do UOP nie wróciły m.in. „notatki i doniesienia agenturalne L. Wałęsy” i „pokwitowania Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną”. Choć poproszono wtedy Wałęsę, by zwrócił brakujące materiały, nigdy nie odpowiedział. Wałęsa: teza o współpracy z SB jest oparta głównie na kwestionariuszu internowanego, sfabrykowanym przez SB w 1980 lub 1982 r., co miało służyć skłóceniu „Solidarności”. Miała to być ostatnia próba złamania go po internowaniu. – Im się wydawało, że bezpieka mnie tym złamie jak rzucą, że jestem agentem, że biorę pieniądze – mówi Wałęsa. Potwierdził, że wypożyczał i przeglądał archiwalne dokumenty na swój temat, zaprzeczył jednak, jakoby miał cokolwiek z nich usunąć.
historyk IPN » 14
Polsat stracił na piłkarskim Euro 20 milionów zł. Stacja kupiła prawa do transmisji za 50 milionów, a z reklam uzyskała tylko 30 milionów. Wcześniej taka inwestycja Polsatowi się zwracała z nawiązką, ponieważ odsprzedawał prawa do retransmisji TV publicznej. W tym roku TVP, która przegrała przetarg powiedziała – „dość”. Narodowym trunkiem Polaków stało się piwo. 61 proc. ankietowanych przyznało się, że preferuje właśnie ten rodzaj alkoholu. W Europie z miłością do piwa przeganiają nas tylko Czesi. Tylko 13 proc. wyjeżdżających na urlopy Polaków wybiera Bałtyk. Większość woli cieplejsze morza za granicą. Największą popularnością z nadmorskich miast w Polsce cieszą się Kołobrzeg i Sopot. Na razie na wybrzeżu zamknięta jest tylko jedna plaża w Gdyni – Orłowie. Według Komisji Europejskiej norm nie spełnia 19 proc. naszych plaż.
12|
20 czerwca 2008 | nowy czas
wielka brytania świat tydzień w skrócie Prezydent Kosowa podpisał konstytucję tego kraju. Zaprotestowali Serbowie. Konstytucji Kosowa nie uzna też Rosja. Komisja Europejska jest za zawieszeniem sankcji ekonomicznych wobec Kuby. Przeciw takiej decyzji są w UE tylko Czechy. Bośnia i Hercegowina podpisała układ o stabilizacji i stowarzyszeniu z Unią Europejską. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy potwierdził, że jego kraj zamierza powrócić do struktur NATO. W północnym Iraku armia turecka nadal atakuje Kurdów. W ostatniej obławie miało zginąć 21 kurdyjskich partyzantów. W afgańskim Kandaharze talibowie przeprowadzili udany atak na miejscowe więzienie, z którego uwolnili wszystkich tam przebywających. Sekretarz generalny NATO Jaap de Hoop Schefler przebywał w Kijowie, gdzie spotkał się z prezydentem Wiktorem Juszczenką. We wspólnym oświadczeniu obydwaj politycy stwierdzili, że sprawa przyjęcia Ukrainy do NATO nie zależy od Rosji, ale od samego Paktu. Poszerzenia NATO nie należy się jednak spodziewać w najbliższym czasie. Wspólne zgromadzenie parlamentarzystów Polski, Litwy i Ukrainy obradowało w Kijowie. Poparcie dla prezydenta Wiktora Juszczenki spadło na Ukrainie do rekordowo niskiego poziomu zaledwie 6,7 proc. Parlament Białorusi pracuje nad zmianami prawa prasowego. Ograniczenia mogą dotknąć dostępu do niektórych stron internetowych. Obywatele białoruscy będą też mogli być karani za udzielanie informacji zagranicznym mediom. Z wizytą w Mińsku przebywał watykański sekretarz stanu ks. Tarcisio Kardynał Bertone, który spotkał się m.in. z prezydentem Łukaszenką. Stolica Apostolska stara się doprowadzić do podpisania konkordatu. Parlament Bułgarii wyraził zgodę na zmianę charakteru wojskowej misji w Iraku z niebojowej na bojową. Kontyngent bułgarski liczy w Iraku 154 żołnierzy. W Japonii wykonano trzy wyroki śmierci na zabójcach. Liczba wykonanych kar śmierci w tym roku doszła do 13. Król Arabii Saudyjskiej wyraził gotowość zwiększenia wydobycia ropy i przywrócenia jej cen do „właściwego poziomu”. Chiny i Tajwan podpisały umowę o bezpośrednich połączeniach lotniczych.
Unia EURopEjska
kolEjny kRyzys
Polska odczuje irlandzkie „nie” Fot. Marcin Piniak
artur szlongiewicz
Kiedy irlandzki premier przyznaje, że nie przeczytał dokładnie traktatu lizbońskiego, to nie ma się potem co dziwić, że w ogólnonarodowym referendum obywatele powiedzieli – nie. Ale odrzucenie traktatu, który zakładał, że będzie nowy „prezydent” unijny, szef dyplomacji, wspólna polityka energetyczna i podatkowa to także cios dla Polski. Na wieść o tym, że Dublin odrzucił traktat pojawiła się euforia wśród liderów eurosceptycznych partii, takich jak Liga Polskich Rodzin czy Samoobrona. Co prawda nie są one w parlamencie, ale liczą na to, że prezydent Lech Kaczyński nie złoży teraz swego podpisu na dokumencie ratyfikacyjnym. – Dla naszej polityki wschodniej i dla naszej polityki energetycznej irlandzkie nie to wielki cios – twierdzą polscy europarlamentarzyści i dodają, że zjednoczona Europa znów znalazła się w kryzysie. Jak trzy lata temu, kiedy eurokonstytucję odrzuci-
li Francuzi i Holendrzy. To cios dla Paryża, który od 1 lipca będzie przewodniczył Unii. Bez traktatu pozycja Polski w Unii będzie osłabiona – podkreślają politycy. Chyba, że zrobimy wszystko, by jak najszybciej znaleźć się w grupie najsilniejszych krajów Wspólnoty, bo te będą miały najwięcej do powiedzenia. Polska w ostatnim czasie zbliżyła się do Francji, bo oba kraje liczą, że
polityka dopłat do produkcji rolnej będzie w planach Brukseli jeszcze przez długie lata. Bez unijnego dofinansowania rolnictwa trudno w obecnej sytuacji wyobrazić sobie konkurowanie polskich chłopów z farmerami brytyjskimi, rolnikami hiszpańskimi, czy właścicielami dużych farm w Danii. W Wielkiej Brytanii za ratyfikacją traktatu opowiedziała się Izba Lordów, pomimo sprzeciwu członków
Życie przyszło do nas z kosmosu! Wreszcie mamy dowód na to, że nasze życie może pochodzić z kosmosu, tym samym my sami możemy być kosmitami. W szczątkach meteorytu, który spadł na Ziemię, znaleziono prymitywny materiał genetyczny DNA z kosmosu. Czyli po prostu życie. Po raz pierwszy w historii udało się naukowcom potwierdzić, że fragmenty materiału genetycznego znalezionego na meteorycie nie pochodzą z Ziemi. Na meteorycie Murchinson, który spadł w Australii w 1969 roku znaleziono molekuły uracylu, a jest to jedna z zasad azotowych wchodzących w skład RNA, czyli prymitywnego DNA. O meteorycie i o tym, co może on zawierać mówiono od wielu lat, teraz potwierdzono wreszcie, że wspomniany materiał rzeczywiście pochodził z kosmosu, a nie – jak do tej pory sugerowano – był wynikiem zanieczyszczenia meteorytu w momencie, gdy runął na Ziemię. W tym materiale była ciężka odmiana węgla, która mogła się uformować tylko poza naszą planetą. –To odkrycie rzuca nowe światło na ewolucję życia na Ziemi. Przed
miliardami lat, gdy ono powstawało, nasza planeta była często bombardowana przez meteoryty. To właśnie z nich mogły pochodzić zaczątki życia – powiedziała doktor Zita Martins z Wydziału Nauk o Ziemi Imperial College London
wszechświat jest nieograniczony w swej skończonej objętości Stephen Hawking
– Meteoryty zawierające materiał potrzebny do formowania się DNA i RNA mogły być rozpowszechnione w kosmosie. Jest więc prawdopodobne, że wiele z nich trafiło na planety, gdzie, tak jak na Ziemi, były odpowiednie warunki do powstania życia – uważa profesor Mark Sephton, inny specjalista z Imperial College London. Około 3,8 do 4,5 miliarda lat temu duże kawałki skał podobnych do tych z meteorytu Murchison regularnie bombardowały Ziemię. W tym samym czasie na naszej planecie powstawały pierwsze formy prymityw-
nego życia, więc możliwe, że jego źródłem były cząsteczki przyniesione właśnie przez deszcz meteorytów. Meteoryt Murchison spadł na Ziemię 28 września 1969 roku. Jego nazwa pochodzi od wioski leżącej nad rzeką Goulburn w australijskim stanie Victoria. Murchison jest jednym z najlepiej zbadanych materiałów pochodzących z Kosmosu – od chwili upadku udało się uzyskać 100 kg materii pochodzącej z meteorytu, w kawałkach o masie osiągającej 7 kg. W tych badaniach uczestniczyli naukowcy z Holandii, Wielkiej Brytanii, Amerykańskiego Centrum Lotniczego NASA oraz Uniwersytetów w Baltimore i Waszyngtonie. Różne koncepcje budowy wszechświata zakładają różny jego kształt; może on być na przykład kulą, nieskończonym cylindrem, kosmiczną membraną, a także nie mieć sprecyzowanego kształtu. Według teorii genialnego fizyka i wizjonera Stephena Hawkinga, człowieka na wózku, który jest przez niektórych stawiany obok Einsteina wszechświat jest nieograniczony w swej skończonej objętości.
Bartosz Rutkowski
Partii Konserwatywnej, którzy chcieli wstrzymania procesu ratyfikacji ze względu na negatywny wynik irlandzkiego referendum. Zgłoszona przez nich poprawka w sprawie odłożenia przyjęcia tekstu do 20 października, została odrzucona stosunkiem głosów 277 do 184. Wielka Brytania jest pierwszym krajem, który ratyfikował traktat po odrzuceniu tego dokumentu przez Irlandię.
PLL LOT zaprzecza Rzecznik prasowy Polskich Linii Lotniczych krytycznie ustosunkował się do raportu przedstawionego przez Brytyjski Wydział Śledztw Lotniczych (AAIB) na temat lotu Boeinga 737 linii lotniczych LOT z 95 pasażerami i załogą na pokładzie. Jak informowaliśmy tydzień temu zdaniem Brytyjczyków polski samolot był „o sekundy” od zderzenia w powietrzu z inną maszyną z powodu fatalnej znajomości angielskiego przez polskich pilotów. Zdaniem rzecznika przesłuchane przez komisję taśmy z nagraniami nie potwierdzają takich wniosków. Polacy uważają, że wokół LOT-u tworzy się negatywną kampanię w celu zaniżenia wartości spółki, która ma być sprywatyzowana. Poza tym trwa bezpardonowa walka między przewoźnikami. Polskie samoloty często kursują na liniach do Wielkiej Brytanii, ten kierunek to dziś łakomy kąsek dla innych przewoźników z uwagi na setki tysięcy rodaków, którzy mieszkają i pracują na Wyspach. W tej sytuacji stosuje się stary chwyt, podając nieprawdziwe informacje o żenująco niskim poziomie wyszkolenia polskich pilotów. (mg)
|13
nowy czas | 20 czerwca 2008
wielka brytania świat
200 lat „Timesa� w internecie
Pakistan
zagRoĹźenie nukleaRne
Atom w rękach terrorystów Bartosz Rutkowski
Najstarszy brytyjski dziennik „The Times� udostępnił wszystkie swoje wydania za okres 1785-1985 w internecie. W sumie dostępnych jest ponad 20 mln artykułów, w tym relacje z bitwy pod Waterloo, doniesienia o zamordowaniu amerykańskiego prezydenta Abrahama Lincolna, czy o egzekucji królowej Francji Marii Antoniny. Oryginalne artykuły są zeskanowane i dostępne w wersji plików tekstowych, co ułatwi nawigację internautom. (ms)
Przewaga Baracka Obamy Według amerykańskich ankiet demokrata Barack Obama ma niewielką przewagę nad kandydatem na prezydenta republikanów Johnem McCainem. Ostatni problem Demokratów to şona Obamy, której niektórzy zarzucają zbytnią lewicowość. Według badań przeprowadzonych w kilkudziesięciu krajach poza USA, np. w Polsce Obama ma poparcie w wysokości 53 proc.
Międzynarodowa grupa przemytnicza, sprzedająca Libii, Iranowi i Korei Północnej części do budowy bomb , dotarła do planów budowy broni nuklearnej. Tak wynika z raportu byłego inspektora ONZ do spraw rozbrojenia Davida Albrighta. Według informacji Albrighta plany te mogły się znaleźć w posiadaniu wielu krajów i grup terrorystycznych. A chodzi o plany znalezione w 2006 roku w komputerach pewnego szwajcarskiego biznesmena. Zawierały one szczegóły budowy kompaktowych ładunków nuklearnych, które mogłyby być wykorzystane do konstrukcji rakiet balistycznych, uşywanych przez Iran i wiele krajów rozwijających się. W cieniu tego procederu jest pakistański naukowiec, specjalista od fizyki jądrowej Abdul Quadeer Khan. Uwa-
şa się go za prawdziwego geniusza oraz za twórcę pakistańskiego programu wzbogacania uranu. Z raportu Albrighta wynika, şe siatka Khana dotarła do planów budowy ładunków nuklearnych zanim zostały one odkryte w komputerach Szwajcara. Khana oskarşa się m.in. o przemyt do Libii planów budowy broni jądrowej. Kraj ten, jak się przypuszcza przekazywał te plany innym krajom. Kiedy dowiedziały się o tym pakistańskie słuşby specjalne aresztowano fizyka. Jednak na osobiste polecenie prezydenta Musharaffa najpierw zamieniono mu kraty na areszt domowy, potem – specjalnym dekretem został ułaskawiony. – Nie moşna wykluczyć, şe plany dotarły do Korei Północnej i Iranu – twierdzi w swoim raporcie Albright. – Najgroźniejsze jest to, şe chodziło o plany budowy małych ładunków, które byłyby moşliwe do przenoszenia przez rakiety, jakimi wspomniane kraje juş dysponują. Jak na razie rząd pakistański nie wydał w tej sprawie şadnego oświadczenia, poza ogólnikowym, şe w tej sprawie prowadzi się czynności sprawdzające.
tydzień w skrócie Wysokie ceny paliwa spowodowały protesty transportu m.in. w Hiszpanii i Francji. Straty gospodarcze w Hiszpanii wyceniono juş na miliard euro. W Sewastopolu na Krymie postawiono pomnik carycy Katarzyny II. Jest ona uwaşana za załoşycielkę tego ukraińskiego miasta, w którym większość stanową Rosjanie. Rada Europy zapowiada kampanię przeciw stosowaniu kar cielesnych wobec dzieci.
– Tylko tyle na razie moşemy powiedzieć – kwituje rewelacje Albrighte Nadeem Kiani, rzecznik ambasady pakistańskiej w Waszyngtonie. – A jeśli chodzi o aferę Khan, to uwaşamy ją za zakończoną – dodał. Nie komentuje tych rewelacji takşe CIA, ale z raportu byłego jej szefa, George’a Teneta z ubiegłego roku wynika, şe zajmowano się tym tropem. Albright był kiedyś inspektorem międzynarodowym w Iraku. To dzięki niemu świat dowiedział się o planach jądrowych Korei Północnej, on teş wspomniał o syryjskim reaktorze nuklearnym, który ubiegłej jesieni zniszczyło izraelskie lotnictwo.
GDYBY TY TYLKO YLKO
#IĂ’Ă?ĂŽI‘ ÂśÂƒr !Ă…ÂˆIÂś !Ă…ÂˆIœÒ` œÒ` ‘I‘ Ă„v ŠIÀ¼ ˜ AƒiŠˆƒi‡ ÂąĂ?Ă€I’ƒƒ  ¹ÒĂ?‡i[ IÂ?i‘ bĂŽI ŠIĂ€I Š Ă€i‘ż AÂśÂ Â™ÂŠÂ’Âƒi Ă’ ˆ˜ŠixI‘ ‘ƒ ˆ˜ŠixI‘ƒ ĂŽĂ?Â’IÂ‡Â‘Â˜ĂŽIÂ?i‘ ‘ƒi iÂśĂ’ÂˆI’ƒi iÂśĂ’ÂˆI’ƒiÂĽ ‘ƒiÂśĂ’ÂˆI’ƒiÂĽ Ă?Â?˜ œÅ iÂąt A ĂŽÂ˜ÂŠÂ’Ă?[ [Â ĂŽÂƒÂŠI[  ` Â ÂƒĂŽÂˆÂ˜` [Â ĂŽÂƒÂŠI[ ` ‘i[Ă’Ă?ˆ` ÂƒÂ‘Â ÂąiĂ’ÂˆIÂĽ AƒIb˜‘˜`  ˜ [ƒrĂ•ÂˆÂƒi‡ [ƒrĂ•Âˆ ˆƒi‡  ¹I[Ă?ÂĽÂĽÂĽ .iĂŽÂ’ix˜ ĂŽÂƒi[Ă’Â˜ÂąĂ… ΜÒĂ?Âś[Ă? Â Â˜ÂśĂ’ÂŠÂƒÂˇÂ‘Ă? œ I\ Ă’ ĂŽ ĂŽĂ?‡NĂ€ÂˆÂƒi‘ 7˜‘ˆI` ÂˆĂ€Â™ÂąĂ? [ [ƒIÂ?Â? ‡iœÒ[Ă’i  I ƒiÂąÂ˜ÂśI IÂĽ 'SĂ…bĂ’ÂƒÂ?i‘ ÂśÂˆÂ˜Â“[Ă’Ă?\  I ƒiÂąÂ˜ÂśIÂĽ ÂśÂƒr ˆIœÒŠN[ ĂŽ Ă’IbĂ?‘ƒ˜’Ă?‘ Ă’IbĂ?‘ ‘ƒ˜’Ă?‘ ‘ bÂąĂ’ĂŽÂƒ` Â Â˜ÂˆÂ˜Â‡Ă…ÂĽ 'Ă€ĂŽÂ˜ÂąĂ’Ă?Â?i‘ œÀI IÂ?˜ ĂŽ ˜xÂ’ÂƒĂ…ÂĽ [IÂ?i ‘ƒiÂśĂ’ÂˆI’ƒi œÀIÂ?˜ Âą #ƒi ĂŽÂƒibĂ’ÂƒIÂ?i‘ [˜ ÂąÂ˜Sƒ\ÂĽ
Znajdująca się w opozycji duńska partia socjaldemokratyczna zamierza zorganizować pracujących w tym kraju Polaków w związkach zawodowych. Partia przeznaczyła na ten cel 2,7 miliona euro. Minister budownictwa i transportu Niemiec stwierdził, şe jego kraj będzie się starał przedłuşyć o dodatkowe dwa lata zamknięcie rynku pracy przed pracownikami z Europy Środkowowschodniej. 200 tysięcy osób wzięło udział w koncercie Paula Mc’Cartneya na Majdanie w Kijowie. 171 osób zginęło w Chinach w katastrofalnych powodziach.
ĂŽĂ?[ƒNxÂ’ Â’N\ ΜÒĂ?ÂśĂ€ÂˆÂƒ[ Iˆ ĂŽĂ?[ƒNxÂ’N\ ‘ƒiÂśĂ’ÂˆI’ƒI¨ .¹™SÂ˜ĂŽIÂ?i‘` Ă’ ‘ƒiÂśĂ’ÂˆI’ƒI¨  Â?˜‘ƒiÂ’ ’ƒi SĂ?Â?Ă? ΜÒrbĂ’Âƒit IŠi  Â?˜‘ƒi’ƒi  ¹ÒĂ?‡i i[ IÂ?I 4À¹IĂ•` ƒibĂ?  ¹ÒĂ?‡i[ IÂ?I i Ă…ÂąIĂ€Â˜ĂŽI\ÂĽ Ă…ÂąIĂ€Â˜ĂŽI\ Ă’b˜Â?IŠƒ ‘’ƒi 7˜ ˜‘iˆ Ă’xƒ’NÂ? #ƒiœÀiĂ€Ă? 7˜‘iˆ  Â?˜‘ƒi’ƒI I[ t ĂŽ  Â?˜‘ƒi’ƒI[ t
Â˜ĂŽÂƒibĂ’ÂƒIÂ?i i‘ ÂśÂƒr ˜b
Â˜ĂŽÂƒibĂ’ÂƒIÂ?i‘ œÀ¹IĂ•IÂˆÂ™ĂŽ` Ă•i xbĂ?SĂ? Ă€Ă?Šˆ˜ ‘ƒiÂśĂ’ÂˆIÂ’ Â’ÂƒĂ… SĂ?Â? œ ¹IĂŽÂ’Ă? ĂŽ ‘ƒiÂśĂ’ÂˆIÂ’ÂƒĂ…  ¹Òi i[ÂƒĂŽÂ Â˜Ă•IÂąÂ˜ĂŽĂ?` [Ă’Ă…Â‡Â’ÂƒÂˆ  ¹Òi[ÂƒĂŽÂ Â˜Ă•IÂąÂ˜ĂŽĂ?` Ă’Â˜ÂśĂ€IŠƒSĂ?Ă?¡‘Ă? Â˜ÂśĂ€ÂąĂ’iĂ•i’ƒ Ă€Â˜ Ă’Â˜ÂśĂ€IŠƒSĂ?¡‘Ă?  ¹Òib ĂŽĂ?SĂ…[ i‘ ‡iœÒ[Ă’i  ¹Òib Â Â˜Ă•Ă•I¹Å¼ Ă•I¹Å "˜xÂŠÂƒÂˇÂ‘Ă? ÂśI‘ix˜ Â Â˜Ă•I¹Å¼ ĂŽÂƒibĂ’Âƒi\ ˜ ’ƒiSiĂ’Â Âƒi[Ă’iÂ“ÂśĂ€ĂŽÂƒi` Â‘Â˜Ă•i SĂ? Ă•Ă?Â?ÂĽÂĽÂĽ I 7˜‘iˆ Â‘Â˜Ă•i
C" E 4EC # H .!'" #
E9 # E9 # C"9 9 0 79 HC
HC
Â’Âś ’œÀIŠÅ‡N[ œÀIŠÅ‡N[ ƒ œ ¹IĂŽbĂ’I‡N[ œ ¹I IĂŽbĂ’I‡N[ [Ă’Ă…Â‡Â’ÂƒÂˆ [ÒҒ ’ƒˆ bĂ?‘Å Â‘Â˜Ă•iœÒ Â‘Â˜Ă•Ă•iœÒ Ă…ÂąI IĂ€Â˜ĂŽI\ Ă•Ă?[ƒi ÂśĂŽÂ˜Â‡i Âś ƒ Â˜ÂśÂ™S Ă’ 7 ĂŽÂ˜Â‡ix˜ Â˜Ă€Â˜ ˜[Ă’i’ƒIÂĽ Ă…ÂąIĂ€Â˜ĂŽI\ 7ĂŽÂ˜Â‡ix˜ Â˜Ă€Â˜[Ă’i’ƒIÂĽ AĂ?œÀI AĂ?œÀIÂą[Ă’Ă?` IÂą[Ă’Ă?` Ă•i Ă’xÂ?Â˜ÂśÂƒÂśĂ’ ÂśÂƒr b˜ Š˜ˆI Š˜ˆIŠ’i‡ Š’i‡ ‡ibÂ’Â˜ÂśĂ€ÂˆÂƒ œÀ¹IĂ•Ă? Â Â˜Ă•I¹’i Â Â˜Ă•I¹’i‡‡ ISĂ? Â˜Ă€ÂąĂ’Ă?‘I\ IŠI¹‘ Ă’I bI¹‘ bIÂąÂ‘Â˜ÂĽ Â‘Â˜ÂĽ #őiÂą ÂˆÂśÂƒNĂ•[i ĂŽĂŽĂŽÂĽbÂƒÂąi[À¼x˜Ă?ÂĽĂ…ÂˆÂ˝uÂƒÂąiÂˆÂƒÂŠÂŠÂś #ői iÂą Ă€iŠiuÂ˜Â’Ă… Ă’Â’I‡bĂ’ÂƒiœÒ ĂŽ ÂˆÂśÂƒNĂ• Ă•[i Ă€iŠiu˜’ƒ[Ă’Â’i‡ Â˘Â’Âƒi –––£ ŠÅS S Â’I ĂŽĂŽĂŽÂĽbÂƒÂąi[À¼x˜Ă?ÂĽĂ…Âˆ ½uÂƒÂąiˆ ÂˆÂƒÂŠÂŠÂś
14|
20 czerwca 2008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Róbcie swoje… Krystyna Cywińska
W wolnym kraju każdy może wyrażać swoje zdanie. W mowie i na piśmie. I nikt tego nie musi ani słuchać, ani czytać. Wyjątek stanowią wolne wybory i dowolne referenda. A wtedy słuchać muszą politycy. Bo statystycznie, słusznie czy nie, nazywa się to głosem ludu. Czy na ten głos ludów Unii ma jakiś wpływ masa polskich imigrantów? Niedawno Irlandczycy powiedzieli „no” przefarbowanej konstytucji unijnej.
Posypały się domysły, dlaczego? Kto tu zawinił? I kto, czy co, miał wpływ na wynik tego referendum. Nacjonaliści irlandzcy? Z partii Sinn Fein? Spadkobiercy bojowników o niepodległość i niezależność Irlandii? Niechętni wszelkim nowym przybyszom? Irlandczycy przez kilka wieków bili się o swoją niepodległość z brytyjskimi kolonizatorami. Okupili ją latami buntów, walk, głodu i masowej emigracji. Historia do naszej podobna. Może teraz nie chcą tracić nawet części swojej niezależności na rzecz Unii, dary niosącej, ale dyktującej różne prawa, przepisy i ewentualnie politykę zagraniczną. I na dodatek przewidując zwiększenie liczby swoich członków. No i możliwość kolejnej fali imigrantów. Może Irlandia powiedziała – co to to nie, dziękujemy? I zajęła stanowisko politycznie niepoprawne. Media, wiadomo, urabiają opinię różnym służąc celom. Także w Irlandii. I trudno sobie wyobrazić, żeby nacjonaliści irlandzcy nie wyrzekali, głośno czy po cichu z powodu napływu Polaków. Referenda to też przedpole wyborów powszechnych. Trzy lata temu, w czerwcu, Francuzi dali w referendum upust niechęci wobec polskich imigrantów. Że przypomnę, skoro tak, wyrzekamy i skarżymy się na różne krytyki i napaści niektórych mediów brytyjskich na Polaków. I podnosimy taki oto gwałt i wypisujemy takie o tym jeremiady i
protesty. A to małe piwo z małą pianą w porównaniu z pianą francuską sprzed trzech lat. Francuzi tak się medialnie pienili, że z powodu polskiego hydraulika rzekomo obalili unijną konstytucję. Nie godzi się powierzać kanalizacji de la Patrie jakiemuś polskiemu obdartusowi. Jamais! Czyli nigdy! Nie oddamy francuskiego klucza kohortom polskich najeźdźców! Nasze klozety, bidety, zlewy i rury kanalizacyjne nie mogą się dostać w ręce tej polskiej ligi cudzoziemskiej. Niech pilnują kanalizacji na Saharze. W tym tonie pieniła się bulwarowa prasa francuska, której fragmenty przytaczam. Posypały się nawet dowcipy, jak to Polacy na pustyni ryby łowią. Bronił nas wtedy, jak zawsze, „Daily Telegraph”. Brytyjczycy byli wtedy z Polakami. Bo – jak napisałwówczas ten dziennik – bez polskiego plumber’a i polskiej cleaning lady o rumianych policzkach padłaby nasza kanalizacyjna cywilizacja. W naszych domach po każdym bank holiday – przytaczam wypowiedzi z „Daily Telegraph” – pływałyby zwoje papieru toaletowego niczym wodorosty. Jaka jest nadzieja na uzgodnienie poważnych kwestii unijnych, skoro dla Brytyjczyków polscy imigranci są zbawieniem, a dla Francuzów zmorą? O nie, to nie z powodu tej polskiej armii zbawienia kanalizacyjnego, powiemy „no” unijnej konstytucji. Może z innych
powodów Brytyjczycy powiedzieliby „no” w ewentualnym referendum. Tak ogólnie, z powodu imigracji różnej innej europejskiej maści. W tej kwestii Polacy są instrumentem politycznym tabloidu „Daily Mail”. W opozycji wobec rządzących laburzystów. Bo Polacy są tu liczebni, biali, katolicy i nie są chronieni polityczną poprawnością. Tak czy siak, polscy imigranci stali się w jakimś stopniu przedpolem rozgrywek. Nie tylko politycznych. Komercyjnych też. Bo toczy się walka o czytelników pism. Tabloid „Sun” przefarbował się na język polski w kilku wydaniach, choć przedtem strzykał niechętną farbą na Polaków. „Daily Mail” może się z tego samego powodu przefarbować. Ale nie dzięki skargom, protestom i wyrzekaniom rzecznika Zjednoczenia Polskiego Wiktora Moszczyńskiego. Ani lamentom „Dziennika Polskiego”. Tu toczy się walka o handel medialny. O zasady kapitału. Nie mylić z dziełem Karola Marksa, bo by się w grobie przewrócił. „Daily Telegraph” już bije na alarm, że Polacy odpływają. Wielka Brytania przestała być dla nich Ziemią Obiecaną. Teraz Polska zapowiada się obiecująco. Polacy, słusznie dumni, że przetrwali okupację niemiecką i sowiecką, chcą wracać i budować swój kraj. Stali się cennym nabytkiem w Wielkiej Brytanii – napisał w „Daily Telegraph” Harry de Quetteville. O co cho-
dzi temu pismu, zawsze sprzyjającemu Polakom? Może o polskie głosy w wyborach, popierające konserwatystów, bo ich ten dziennik popiera? Polaków i Brytyjczyków – pisał „Daily Telegraph” kilka dni temu w artykule wstępnym – łączą specjalne stosunki. Polacy zasmakowali nawet w angielskich obyczajach spożywczych. Golonkę zapijają angielskim gorzkim piwem, śledzie marynowane herbatą Twinning, a barszcz zagryzają biskwitami Walkera. Żeby śledzie zapijać herbatą? A co z wódką? Odbiło im? Ale to jest prawdziwa integracja unijna. Obywatel do obywatela nie regulowana przepisami, organiczna, a nie ograniczona unijnie. Przepływ produktów ważniejszy od przepływu i odpływu imigracyjnego. W Polsce produkty brytyjskie już zalewają sklepy. Polacy walczyli z nami ramię w ramię z Niemcami, pisze „Daily Telegraph”, popieraliśmy dlatego polską drużynę w rozgrywkach Euro 2008. Brytyjski sędzia też? – że zapytam. I być może napiszę do redakcji „Daily Telegraph” list dziękujący za te dla nas pienia pochwalne. Jak się protestuje, to trzeba chwalić i dziękować. Nie wchodząc w trywia ani tryby motywacji, róbcie swoje, moi mili. Idźcie swoją drogą, a ludzie niech mówią czy piszą co chcą. Tak czy siak, staliśmy się w Unii jakimś instrumentem. Byle nam tylko nie stanęło to kością w gardle.
biła przez ten czas dużo pożytecznych rzeczy, rzeczy nijak nie mających się do politycznych zawirowań; że Instytut to setki historyków, których praca nie miała nic wspólnego z krucjatą na polityczne zamówienie. Bo Instytut Pamięci Narodowej to miejsce, gdzie wydano kilkaset książek, z których wiele zostało ocenionych jako prace wybitne; bo IPN to masa bardzo ciekawych wystaw, które docierały często na głęboką prowincję, opowiadając nie tylko historię Polski, ale też historię regionów, „małych ojczyzn”; bo IPN to praca w szkołach: setki dodatkowych zajęć, lekcji w terenie, historycznych rajdów, pakietów edukacyjnych, wykładów dla nauczycieli historii; bo Instytut to badania nad historią najnowszą, których skala nie miała sobie jak dotąd równych (nie istniał bowiem wcześniej instytut poświęcony tylko historii najnowszej); bo w końcu Instytut Pamięci Narodowej to dla wielu – często starszych, doświadczonych przez system komunistyczny ludzi – symboliczne oddanie
sprawiedliwości tym, którzy na tę sprawiedliwość długo czekali. Dlatego rozumiem emocjonalny list zastępcy Prezesa IPN Marii Dmochowskiej, która protestując przeciwko wydaniu przez IPN (przeczytanej przez siebie, co nie jest w Polsce takie oczywiste) książki o Lechu Wałęsie, poprosiła, by instytucji, którą reprezentuje, nie oceniać przez pryzmat jednej publikacji. Jeśli więc spotkacie państwo gdzieś w londyńskim parku albo w metrze osobę, w której rozpoznacie aktualnego lub byłego historyka IPN-u – nie wzywajcie policji, nie szczujcie go psami, nie przywołujcie do siebie bawiących się w piaskownicy dzieci. Załóżcie po chrześcijańsku, że przyjechał do Londynu na wakacje, a nie zbierać na was kwity. Uznajcie, w duchu brytyjskiej tolerancji, że skoro po ulicach Londynu mogą chodzić wszyscy – Murzyni, Arabowie, Hindusi, homoseksualiści, feministki, ekolodzy – może również po nich chodzić historyk IPN. Wielka Brytania to nie Polska.
Historyk IPN Przemysław Wilczyński
Odsądzany przy okazji awantury o „Bolka” od czci i wiary Instytut Pamięci Narodowej to w 90 procentach instytucja nie mająca nic wspólnego z bieżącą polityką.
Niedługo sformułowanie to będzie budziło grozę, będzie związkiem frazeologicznym stałym. O silnym zabarwieniu negatywnym, ma się rozumieć. Widząc człowieka, o którym mówią, że jest podobno „historykiem IPN”, będziemy przechodzić na drugą stronę ulicy; starsze panie będą nerwowo zmieniały miejsce w tramwaju; strażnicy miejscy będą wzmagali swoją słynną czujność, a przerażone matki stanowczym skinieniem głowy będą przywoływały dzieci do siebie. „Chodź tu, gówniarzu, i za daleko mi nie odchodź, ten pan na ławce jest prawdopodobnie historykiem IPN-u.” – powie ściszonym i pełnym grozy głosem matka. „Zachowujesz się jak historyk IPN” – warknie rozwścieczona zachowaniem męża małżonka przy niedzielnym obiedzie. O kończących źle historykach IPN-u opowiadać się będzie anegdoty, historykami IPN straszyć się będzie dzieci, powstanie może nawet seria czarnych dowcipów z historykami IPN w rolach głównych. Nie ma wątpliwości: fraza „histo-
ryk IPN” ma swoją semantykę, która szeroko wykracza poza to, co oznacza w sensie dosłownym. Bo w sensie dosłownym to jest po prostu ktoś, kto ukończył historię (co nie jest jeszcze jakimś wielkim wykroczeniem) i na chleb zarabia pracując dla państwowej instytucji (to też przecież grzech, który dobrym postępowaniem da się zmazać). Z drugiej strony wiadomo, że za sprawą kilku politycznych polowań, kilku książek, takich jak ta o Lechu Wałęsie, fraza „historyk IPN” oznacza coś więcej: historyka najętego do politycznej walki z ideologicznymi wrogami. Sam IPN zaś stał się synonimem instytucji, która w imieniu pewnej grupy polityków prowadzi swoją ideologiczną wojenkę. To wszystko to moim zdaniem prawda (nie zamierzam teraz rozstrzygać, w jakim stopniu, bo robią to od kilku tygodni chyba wszyscy), ale tylko częściowa. Częściowa, bo dyskutowanie o IPN jak o partii politycznej omija rzecz najważniejszą: że instytucja ta powstała prawie dekadę temu i że zro-
|15
nowy czas | 20 czerwca 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Stwierdzenie, że piłka nożna stała się substytutem wojny jest banalne, tym bardziej banalne, bo prawdziwe. Dlaczego tak łatwo puszczają nam emocje? Przecież to tylko sport, piękny sport, a mistrzostwa na poziomie międzynarodowym powinny być prawdziwą ucztą – sportową i teatralną. Znam osoby, dla których początek meczu jest najważniejszy. Takiego napięcia nie osiągnie się w żadnym teatrze. A potem wszystko się sypie. Przeciwnik staje się wrogiem. W zasadzie nie należy się dziwić, skoro przykłady przychodzą z samej góry, z tak zwanych elit. Sprawozdania z meczów i późniejsze komentarze wypełnione są „wojenną” frazeologią. „Zmasowany atak na bramkę przeciwnika”, dobrze, że nie wroga. „Idziemy lewym skrzydłem, ale strzał był niecelny”. „W ataku mamy czterech napastników, ale nie udaje im się złamać obrony przeciwnika” – w domyśle wroga. Szkoda tylko, że ta wojna na murawie toczy się na otwartej przestrzeni, podporządkowana regułom. Nie można wroga zaatakować podstępnie, trzeba się z nim zmierzyć. A do tego wszystkiego jeszcze jest sędzia, albo rodak po drugiej stronie. Na rodaka początkowo mieliśmy sposób. Romantyczna tradycja, czyli fikcja zamiast rzeczywistości, przydaje się w takich chwilach. Nikt o tym specjalnie głośno nie mówił, ale wszyscy skrycie liczyli, że wychodząc z tego samego gniazda musi znać mit Konrada Walenroda, tym bardziej że na scenie były wszystkie potrzebne elementy. A gdy zachował się inaczej, mówiliśmy o zdradzie, w czym również pomagała nam historia. Największe boje na tych mistrzostwach toczyliśmy jednak poza fron-
tem walk. Każdy mecz był tylko przyczynkiem prawdziwej potyczki. A mogło być inaczej, przynajmniej z Austrią, wrogiem słabszym, z którym wygrywaliśmy, a zwycięstwa pozbawił nas brytyjski sędzia Howard Webb. – Chciałem zabić. Dobrze wiecie kogo, jak każdy polski kibic – oświadczył polski premier Donald Tusk. Zapomniał, że jest premierem? Uznał, że takie stwierdzenie pozbawione jest rzeczywistego znaczenia, ot, taka sobie „wojenna” przenośnia w języku kibiców? Może jednak nie każdy kibic chciał sędziego zabić? Niemniej tych podobnie myślących jak premier RP było sporo. Zagrożenie życia sędziego ze strony polskich kibiców potraktowała poważnie brytyjska policja. Zapewni mu ochronę. Przesada? Zwykła procedura. W języku kodeksu karnego (również polskiego) zabić znaczy zabić. Na listę podejrzanych trafiła amorficzna grupa polskich kibiców, w której jednego policja zidentyfikowała – premiera RP Donalda Tuska. Na tym nie koniec. Jak podaje „Polski Sun” radni miasta Łeba nie życzą sobie wizyty sędziego Webba w ich kurorcie . Kto nie ma w głowie, ten ma w łebie.
absurd tygodnia Renata Beger z Samoobrony, kiedyś partii parlamentarnej, została ponownie skazana przez sąd w Pile na dwa lata więzienia, w zawieszeniu na pięć lat, oraz karę grzywny w wysokości 30 tys. zł za oszustwa wyborcze. Oszustwa miały miejsce w 2001 roku i polegały na fałszowaniu list wyborców popierających członków Samoobrony kandydujących w wyborach do Sejmu. Sprawiedliwości stało się zadość? Niezupełnie. Ten sam wyrok w tym samym sądzie zapadł w czerwcu 2006 roku. Po czym w 2007 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uchylił ze względów proceduralnych wyrok pilskiego sądu. Sędziowie wrócili do szkoły i ponownie przerobili z lepszym skutkiem dla obywateli ćwiczenia proceduralne? Bo chyba nie chodzi o dyspozycyjność sądów? A może procedura sądu wyższej instancji w ocenie procedury sądu niższej instancji budziła wątpliwości. Nie jest to przypadek odosobniony w polskim wymiarze sprawiedliwości. Większość spraw ciągnie się latami, są odraczane, procedury kwestionowane, obywatel płaci, a sprawa ulega przedawnieniu.
Wacław Lewandowski
O uśmiechu W uśmiechu siła! Tak można by w największym skrócie określić program polityki zagranicznej rządu Donalda Tuska. Był czas, gdy to hasło wydawało się całkiem niegłupie, a nawet – budziło nadzieje Polaków. Gdy Tusk mówił podczas kampanii wyborczej o zmianie stylu kontaktowania się ze światem, rzecz wydawała się rozsądna i przemyślana. Kaczyńscy zbyt długo prezentowali antyniemieckie fobie, mówili anachronicznym językiem nacjonalizmu, na Niemcy pohukiwali, czym zdobyli sobie miano „kartofli”, którego polski ekwiwalent językowy brzmiałby „buraki”. Oczywiście, pohukiwania do niczego nie prowadziły, Niemcy nie zlękli się i nie można było z nimi osiągnąć kompromisu w żadnej ze spornych spraw. Tusk zapowiadał więc, że zmieni styl, przez co zmieni jakość polsko-niemieckich stosunków i będzie potrafił porozumieć się nawet w kwestiach drażliwych, bo wielka miała być siła polityki uśmiechu. Jej ukoronowaniem, zarazem pokazem jej skuteczności, miał być niedawno odbyty „zjazd gdański”, podczas którego premier Tusk miał z kanclerz Merkel uzgodnić nową, wspólną politykę i rozpocząć nową erę w polsko-niemieckich stosunkach wzajemnych. Niczym Chrobry z Ottonem w dobie gnieźnień-
skiego zjazdu Tusk i Merkel mieli pokazać światu, jak może wyglądać wzorowe porozumienie do niedawna skonfliktowanych stron. W Gdańsku lało, więc nic nie wyszło z planowanego wspólnego spaceru po starówce. Wiadomo, spacer też miał mieć symboliczną wymowę... Tusk się wprawdzie uśmiechał, ale ochroniarze Merkel, widząc że ulewa nie ustąpi, zapakowali panią kanclerz do samochodu i było po przechadzce. Potem były rozmowy, wreszcie wspólna konferencja prasowa. Tusk nadal uśmiechał się i mówił o możliwości porozumienia. Merkel mówiła krótko, jasno i rzeczowo: Niemcy zbudują z Rosją gazociąg północny; powstanie centrum wypędzonych, a o personaliach (Erika Steinbach) niemieckie władze nie będą dyskutować z Polakami... Tusk nadal się uśmiechał, mimo iż stało się oczywiste, że nie osiągnął niczego, nie tylko żadnego ustępstwa, ale nawet chęci zastanowienia się nad kompromisowym rozwiązaniem problemów. Na inicjatywę, by zamiast centrum wypędzonych Niemcy zbudowali z Polakami muzeum wojny i pokoju w Gdańsku, Merkel odparła, że Polacy mogą sami budować muzea, jakie zechcą. Nie było wątpliwości, że polski premier nie jest dla Merkel partnerem, lecz zaledwie kimś, kto ma niemieckiej kanclerz wysłuchać.
Angela Merkel okazała się całkowicie odporna na siłę uwodzicielską uśmiechów Tuska. Miało się, co gorsza, wrażenie, że to Merkel, a nie polski premier jest gospodarzem spotkania. Na starówce, nim wygnała ją stamtąd ulewa, Merkel gawędziła z niemieckimi turystami, nie zbliżając się do polskiej publiczności. Podczas konferencji mówiła stanowczo i władczo, zaś Tusk przysłuchiwał się temu z uśmiechem, który nie wyrażał niczego poza bezradnością. Ale – bądźmy sprawiedliwi. W końcu polski premier pozwolił sobie na samodzielność i stanowczość. Powiedział, że w meczu Austria-Niemcy, który miał się odbyć tego wieczoru, będzie kibicował Austrii. Merkel łaskawie zignorowała tę buńczuczność polskiego znawcy futbolu... Wyszło więc na to, że „polityka uśmiechu” nie jest żadną polityką, tylko brakiem jakiejkolwiek politycznej koncepcji. Ale mogę się mylić. Może to działa z opóźnieniem? Właśnie czytam, że demonstranci w peruwiańskiej prowincji Moquegua zwolnili 70 policjantów, których uwięzili przed tygodniem i trzymali jako zakładników. Może przypomniał im się kawaler orderu „Słońce Peru” Donald Tusk i jego uśmiech i postanowili czynić dobro?
16|
20 czerwca 2008 | nowy czas
czas przeszły teraźniejszy
Spotkanie absolwentów The Joseph Conrad Secondary School w Haydon Park, jakie odbyło się w dniach 7-8 czerwca, to jeszcze jedno ważne wydarzenie w polskim środowisku w Londynie. Zbiegło się z 60. rocznicą powstania placówki, która wprawdzie w historii tutejszej emigracji była krótkim epizodem, ale dla wychowanków miała duże znaczenie. Dała bowiem wielu z nich szansę zdobycia angielskiej matury w stosunkowo krótkim okresie i ubiegania się o miejsce na wyższych uczelniach. Warto podkreślić, że niemal wszyscy to ofiary wywózek do syberyjskich łagrów bądź też niemieckich obozów koncentracyjnych. Mimo że wojna zabrała im najlepsze lata, umieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zdobywając najpierw wykształcenie, potem urządzając swoje życie. Utrzymują w dodatku do dzisiaj, niezależnie od szerokości geograficznej, wzjamemne kontakty. Jest to główną zasługą inż. Józefa B. Pieniążka, absolwenta tej szkoły, który od lat 60. zwołuje wszystkie spotkania.
Szkoła z perspektywą Wojciech Mierzejewski
Idzie zima, mrozem grozi, Łacinniczkę nam zamrozi. Skromny prezent proszę przyjąć, Bardzo ciepłe dwa bambosze. M. Kwiatkowski, Prof. N. Bacciarelli) Kiedy młodzi Polacy jechali do The Joseph Conrad Secondary School (Średniej Szkoły Ogólnokształcącej im. Józefa Conrada) w Haydon Park koło Sherborne, w hrabstwie Dorset, w południowo-wschodniej części Wysp Brytyjskich, była wczesna wiosna 1948 roku. Udając się tam koleją z różnych miejscowości Wysp, mogli zza szyb pociągu obserwować budzącą się do życia przyrodę – zielone łąki i uprawne pola, a także malownicze wioski i miasta. Wielu z nich to ofiary sowieckiego i niemieckiego reżymu totalitarnego, później żołnierze i ochotniczki walczący na wielu frontach. Wydawało się, że po zakończeniu II wojny światowej, powrót do Kraju stanie się możliwy. Niestety pojałtański układ sprawił, że plany życiowe wielu naszych żołnierzy i ochotniczek musiały ulec zmianie. Związek Sowiecki zagrabił nasze ziemie na Kresach, by potem narzucić narodowi komunistyczną ideologię. Sytuacja setek tysięcy polskich uchodźców była niezwykle trudna. Stąd więc nauka to dla wielu najlepszy środek do podbijania zarówno Wysp, jak i innych kontynentów. Tak też się stało. Zanim jednak przekroczyli bramy Szkoły im. Conrada młodzi Polacy zostali poddani selekcji. Odbyła się w siedzibie sztabu Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia przy Egerton Gardens w Londynie oraz szkole 2. Korpusu w Bodney. O miejsce ubiegało się 422 kandydatów, z czego odpadło 188. Choć dopełnione zostały formalności, powstał problem ze znalezieniem odpowiedniego locum, które pomieściłoby tak dużą liczbę kan-
dydatów. Dlatego datę rozpoczęcia nowego roku szkolnego przesunięto na późniejszy termin. Na miejsce placówki ostatecznie wyznaczono obóz w Haydon Park, gdzie przebywali polscy uchodźcy, a w czasie wojny mieścił się tam szpital wojskowy. Po jego renowacji do nauki przystąpiło 211 uczniów. Dla wielu z nich jednocześnie zarysowała się nowa perspektywa życiowa. Wypełniać ją miała od tej pory ciężka praca nad książką i licznymi sprawdzianami, które regularnie odbywały się pod dachem baraków dostosowanych do potrzeb edukacji. Na dyrektora The Joseph Conrad Secondary School wyznaczono mgr. Henryka Staszewskiego (zm. w 1986 r.), doświadczonego nauczyciela, który wcześniej pracował jako polonista w warszawskich szkołach średnich, potem na Bliskim Wschodzie i Włoszech. Ciesząc się zaufaniem Komitetu ds. Oświaty, stworzył radę pedagogiczną i zorganizował placówkę od podstaw (notabene Polska Macierz Szkolna rozpoczęła swą działalność dopiero w marcu 1953 roku). Staszewski był wymagającym, choć wyrozumiałym dyrektorem dla swych wychowanków. Szybko zabrał się do pracy w nowym miejscu, dzieląc uczniów na dwa profile: humanistyczny i matematyczno-fizyczny; pierwszy liczył trzy grupy, drugi pięć. W klasach zwykle zasiadało 25-30 uczniów. Z całą pewnością największą barierą do pokonania, wobec której stanęło wielu uczniów, była nauka języka angielskiego (gramatyka, wymowa, pisanie czy słuchanie). Kto miał o nim mgliste pojęcie, często nie miał czego w placówce szukać. W siatce godzin lekcyjnych obok tego przedmiotu znalazły się także, m.in. język polski, matematyka, historia, fizyka, chemia, języki: łaciński, francuski i niemiecki, religia czy wychowanie fizyczne. Trzeba było nie lada wysiłku intelektualnego, aby je wszystkie opanować. Dyrektor wraz z radą pedagogiczną (M. Cieśluk, Z. Duffek, T. Gajda, J. Geissler, L. Ramczykowski, N. Bacciarelli, A. Berger, W.
››
El liot, ks. A. Finc i in.), sty ka jąc się na co dzień z róż ny mi pro ble ma mi, czę sto wy cho dzi li na prze ciw wie lu uczą cym się. Zda wa li so bie spra wę, że po moc na uko wa przy nie sie re zul ta ty w przy szło ści. Rze czy wi ście się nie po my li li. An giel ską ma tu rę wy zna czo no w dwóch ter mi nach – w czerw cu i grud niu 1949 ro ku. W pierw szym ter mi nie przy sta pi li je dy nie ci, któ rzy – zda niem ra dy pe da go gicz nej - ro ko wa li na dzie ję na jej zda nie. Na li ście wid nie ją m.in. na zwi ska: R. Bar du ry, K. Bort kie wi cza, K. Chmie la, I. Ida sia ka, Z. Ka li skie go, E. Kuf f la, H. Kie roń, L. Ko ta, M. Kwiat kow skie go, S. Tryl skie go, W. Urzę dow skiej czy Z. Wrat nej. War to tu przy to czyć, że te sty eg za mi na cyj ne ukła dał m.in. nie daw no zmar ły prof. Je rzy Pietr kie wicz, ów cze sny dok tor sla wi sty ki na Lon don Uni ver si ty. Moż na przy pusz czać, że nie by ły one wca le ta kie pro ste, gdyż wszyst kie po le ce nia na pi sa ne by ły
po an giel sku. Że by abi tu rient nie po peł nił ja kiejś ga fy, mu siał je wpierw uważ nie prze czy tać. Świa dec two ma tu ral ne da wa ło wte dy du żą per spek ty wę i war to by ło się o nie bić. Pla ców ka, obok na uko wej, pro wa dzi ła tak że sze ro ką dzia łal ność kul tu ral ną i spor to wą. Dzia ła ło m.in. kół ko dra ma tycz no -sa ty rycz ne Żak. Ucznio wie, wy sta wia jąc przed sta wie nia dla pu blicz no ści, mo gli nie tyl ko za pre zen to wać na sce nie swo je umie jęt no ści ak tor skie, lecz tak że wno sić du cha pa trio ty zmu i na dziei. Lan so wa no wte dy prze waż nie ro dzi mą li te ra tu rę prze pla ta ną mu zy ką, śpie wem, hu mo rem i tań cem. Z ko lei dru ży na szkol na ro ze gra ła mecz o pu char Ge ne ra ła An der sa, zmie rza jąc się z są sied nią Gram mar Scho ol w Sher bor ne. W szko le Con ra da nie brak by ło wie lu do brych spor tow ców. Nie któ rzy do dzi siaj upra wia ją sport, co po zwa la im
U góry: zjazd absolwentów szkoły w 60. rocznicę jej istnienia, fot. Józef B. Pieniążek; powyżej pierwszy zjazd absolwentów Szkoły im. Józefa Conrada; na zdjęciu obok John A. Conrad-Korzeniowski, syn pisarza (z prawej), wręcza pierwsze wydania dzieł swego ojca dyrekorowi szkoły Henrykowi Strzeszewskiemu, w środku Józef Pieniążek, od samego początku organizator wszystkich zjazdów. Fot. Władysław Bednarski
utrzy mać nie złą kon dy cję fi zycz ną (np. Jan Pie nią żek co ro ku jeź dzi na nar tach). Szko ła im. Jó ze fa Con ra da umoż li wi ła wie lu ab sol wen tom do sta nie się na stu dia. Naj więk szą licz bę sta no wią in ży nie ro wie. To im uda ło się wejść na ry nek i nie źle urzą dzić się w ży ciu. Spo ty ka my tak że w ich gro nie le ka rzy, pe da go gów, eko no mi stów czy du chow nych. Dzi siaj wie lu z nich od po czy wa na za słu żo nej eme ry tu rze. Wpa da jąc od cza su do cza su do Kra ju, dum ni są z wła snych ko rze ni, jak ze Szko ły, z któ rej wy szli wie le lat te mu.
|17
20 czerwca 2008 | nowy czas
ważne miejsca
Wiedza świata Aneta Grochowska British Library jest jedną z największych bibliotek na świecie. Jej okazała kolekcja zawiera 150 mln egzemplarzy: czasopism, magazynów, gazet, nagrań dźwiękowych, patentów, map, druków, baz danych i oczywiście – książek. Do zbiorów biblioteki należy także: Wielka Karta Swobód, notatnik Leonarda da Vinci, Diamond Sutra, oryginalne rękopisy piosenek the Beatles i rękopisy Chopina. Ta wspaniała kolekcja jest naukowym, kulturalnym i intelektualnym dziedzictwem wielu krajów; stąd jej motto: „Wiedza świata”. Narodowa Biblioteka Brytyjska została założona decyzją parlamentu w 1972 roku. Powstała ona z połączenia różnych oddziałów: Narodowej Biblioteki Centralnej, Biblioteki Muzeum Narodowego, Narodowej Biblioteki Nauki i Techniki oraz Biura Pantentów. Nowy budynek na St. Pancras został zaprojektowany przez Sir Colina St. John Wilsona i wybudowany w latach 1984-1997. Oficjalnego otwarcia dokonała królowa Elżbieta II 28 czerwca 1998 roku. British Libraryoferuje jedenaście czytelni z prawie 1200 miejscami dla czytelników. Aby skorzystać z jej kolekcji, przybywają tu uczeni, badacze, wynalazcy, przedsiębiorcy, studenci, a nawet turyści z całego świata. Dla wielu z nich materiały tutaj zgromadzone są absolutnie unikatowe. Wielkim atutem tego miejsca jest także wyjątkowa atmosfera, którą tworzą ludzie tu pracujący. Dużą rolę odgrywa również wspaniała, nowoczesna architektura budynku.
W bibliotece znajdują się także interesujące galerie. Wystawa Sacred, która odbyła się w zeszłym roku, przyciągnęła ponad 200 tys. osób z różnych zakątków świata. Nowa wystawa Ramayana, również cieszy się ogromnym zainteresowaniem, a potrwa do 14 września 2008 roku. Jak widać jest to instytucja, przyciągająca nie tylko czytelników, ale i turystów. Ponadto British Library stanowi miejsce ważnych spotkań i przedsięwzięć. W styczniu 2007 roku, Bill Gates wygłosił przemówienie w Centrum Konferencyjnym, przedstawiając nowy produkt Microsoft – Windows Vista. Najważniejszym punktem tego wydarzenia była prezentacja zapisanych cyfrowo, bezcennych notatników Leonarda da Vinci. Po raz pierwszy od 500 lat można było podziwiać Codex Arundel i Codex Leicester. Pierwsze unikatowe dzieło znajduje się w posiadaniu British Library, natomiast drugie jest własnością samego Billa Gatesa. British Library to miejsce dobre nie tylko dla pisarzy, naukowców, badaczy, ale także wynalazców, przedsiębiorców i wielu innych osób chcących poszerzyć swoje horyzonty. Aby zostać czytelnikiem biblioteki wystarczy udać się do Biura Rejestracji Czytelników, z dwoma dowodami: potwierdzającym miejsce zamieszkania i dowodem tożsamości zawierającym podpis. Rejestracji można dokonać od poniedziałku do soboty. Karty czytelnika wydawane są zazwyczaj na okres od miesiąca do trzech lat. Więcej informacji na oficjalnej stronę biblioteki: www.bl.uk
Główna czytelnia, obok książka-ławka. Fot. Aneta Grochowska
The British Library is one of the largest libraries in the world. The library’s impressive collection contains upwards of 150 million items. These include: journals, magazines, newspapers, sound recordings, patents, maps, prints, databases and of course, books. It also contains invaluable manuscripts: The Magna Carta Libertatum, Leonardo da Vinci’s Notebook, the Diamond Sutra, original manuscripts of the Beatles’ songs and Chopin’s manuscripts. This magnificent collection is the scientific, cultural and intellectual heritage of many countries; hence its slogan: ‘The World’s Knowledge’.
The British Library was initially established in 1972, when the British Library Act was passed by Parliament. The ‘National Library of the United Kingdom’ was created from the combination of: the National Central Library, the Library of the British Museum, the National Lending Library for Science and Technology and Patent Office Library. The new building at St. Pancras was designed by Sir Colin St. John Wilson, and built between 1984 and 1997. HM Queen Elizabeth II officially opened the British Library on the 28th of June 1998. There are 11 reading rooms in the
library, with a combined total of almost 1200 seats. Scholars, researchers, inventors, entrepreneurs, students and even tourists from across the globe visit the British Library every day. The wonderful atmosphere is enhanced by its dedicated employees and its stunning contemporary architecture. There are interesting exhibition galleries in the building. Last year, ‘Sacred’ exhibition attracted over 200,000 visitors. The newly launched exhibition ‘Ramayana’ is also very popular and will last until the 14th of September 2008. As you can see, the British Library is an institution, which attracts
readers as well as tourists. It is also a place where important meetings and projects take place. In January 2007 Bill Gates gave a speech in the Conference Centre and introduced the new Microsoft product - Windows Vista. The most important part of that event was the presentation of invaluable Leonardo da Vinci notebooks: Codex Arundel (held by the British Library) and Codex Leicester (owned by Bill Gates.) For the first time in 500 years the audience was able to see both, brought together in digital presentation. The British Library is a place not only for writers, scholars, rese-
archers, but also for inventors, entrepreneurs and all those who wants to broaden their horizons. If you wish to apply for a membership, you will require proof of your home address and identification bearing your signature. These must be taken to the Reader Registration Office on the upper ground floor of the building. Registration is opened from Monday to Saturday. A reader pass is then issued for a period of between one month and three years. For more information please visit the Library’s official website on: www.bl.uk
Aneta Grochowska
18|
20 czerwca 2008 | nowy czas
reportaż
W drodze do Itaki Marcin Piniak
Bezprecedensowe dzieło „Ulisses” jest absolutnym wyłomem w całej historii literatury. Akcja kilkusetstronicowej powieści dzieje się 16 czerwca 1904 roku. Tegoż dnia w Dublinie odbywa się święto Bloomsday – na cześć jednego z bohaterów powieści Joyce’a. Dzień poświęcony pamięci najbardziej radykalnego i bezkompromisowego pisarza wszechczasów. „Rozejrzał się i z powagą po trzykroć pobłogosławił wieżę, okolice i budzące
Michał Sędzikowski
Łup zza węgła Dzięki masowemu dostępowi do internetu potwierdziły się dwie rzeczy: że ludzie bardzo lubią wypowiadać się na różne tematy zza węgła, jeśli mogą pozostać anonimowi, i że lepiej by było, gdyby w tym czasie zrobili coś innego. Na przykład parę przysiadów. W 99 proc. przypadków komentarze internautów nie mają nic wspólnego z polemiką, ale pełnią rolę tłumu, który wyraża emocje obrzucając mówcę jajcami. Porykujący, gwiżdżący i buczący tłum jest zjawiskiem, które towarzyszy mówcy od zarania dziejów. Rzadziej tłum się z nim zgadza, a gdy to robi, prawie zawsze oznacza to, że wkrótce stanie się coś strasznego. Na przykład obywatele jakiegoś państwa w środku Europy postanowią napaść na cały świat. Tłum internetowy nie może jednak buczeć, gwizdać ani tupać, więc przez ostatnie dziesięć lat wykształcił inne sposoby oddziaływania. W człeku bowiem, usadowionym bezpiecznie za monitorem i całkowicie anonimowym, ożywa lew cywilnej odwagi. Jest nagle w stanie nadstawić pierś w obronie wszelkich wartości i godności kogokolwiek. Kiedy kogoś mordują albo gwałcą za oknem, ci sami bojownicy nastawiają tylko głośniej muzykę i na wszelki wypadek gaszą światło. Pierwszym przykazaniem forumowego mędrka jest to, że autor gada bzdury.
się góry” – to zdanie z pierwszej strony Ulissesa, kiedy Buck Mulligan stojąc na szczycie wieży Montello spogląda na leżącą poniżej zatokę. Magia – pierwsze słowo w twoim umyśle, gdy patrzysz ze szczytu Montello na wyznaczającą horyzont linię morza. Teraz mieści się tutaj James Joyce Museum. W dniu mojej wizyty była
flauta, refleksy światła odbijały się w cichej tafli, a ptaki kołowały na wietrze. Osiem mil na południe od Dublina, w nadmorskiej miejscowości Sandycove rozpoczyna się epopeja Joyce’a, skąd Stefan Dedalus – jeden z głównych, obok Leopolda Blooma, bohaterów powieści – wyrusza do Dublina, metafory współczesnego świata.
Przy tym nie można się po prostu nie zgodzić z wybranym zagadnieniem. Należy nie zgodzić się ze wszystkim i to nie zgodzić się szyderczo. Upojony szyderczym rechotem forumowy mędrzec zaczyna wierzyć, że zna temat lepiej od publicysty i to o tyle lepiej, że nawet szkoda mu już słów i jego cennego czasu, żeby wyjaśnić przynajmniej z czym się dokładnie nie zgadza. Sam akt szyderczej niezgody właściwie wyczerpuje jego siły twórcze na tyle, że ledwie wystarczy mu weny, by stwierdzić u przedmówcy jego zgniliznę moralną, wrodzony debilizm i koniecznie całą masę kompleksów. Jak spojrzeć na ilość wystawianych tego rodzaju diagnoz, można by pomyśleć, że co drugi forumowicz jest niedocenionym psychiatrą i telepatą w jednym. W mediach natomiast zatrudniają wyłącznie chorych psychicznie kompleksiaków, którzy do spółki z żydami/komunistami/zboczeńcami/Unią Europejską/Jankesami (niepotrzebne skreślić), chcą sprzedać/kupić (co do tego nigdy nie było zgody) Polskę, jak również ukraść forumowiczom emerytury/zasiłki/ich podatki a na koniec odłączyć im internet. W tym wszystkim treść artykułu, wokół którego toczy się dyskusja, wydaje się mieć najmniejsze znaczenie. A już rzeczą niespotykaną jest, żeby ktoś wsunął listę popartych argumentów podważających postawioną w publikacji tezę. Właściwie nie pamiętam, żebym spotkał się kiedykolwiek na forum popularnego portalu z jakąś dobrą dyskusją wartą prześledzenia. Ciekawym zjawiskiem jest to, że nie wiedzieć czemu anonimowy komentator zupełnie irracjonalnie zawsze jest przekonany o swej życiowej, moralnej i intelektualnej przewadze nad osobą publiczną, do której się odnosi. Chyba rekord głupoty w tej kwestii ustanowił pewien anonimowy internauta, który
miał niesamowite szczęście rozmawiać za pomocą internetu z prezydentem Lechem Wałęsą. Gdy już dał się przekonać, iż rozmawia z prezydentem powiedział: – Jeśli to naprawdę pan, to współczuję panu. Musi się pan czuć człowiekiem życiowo przegranym. Prezydent oniemiał a po chwili odpisał: – Obaliłem komunizm w Europie, byłem prezydentem Polski, dostałem Pokojową Nagrodę Nobla? Czego ty będziesz musiał w takim razie człowieku dokonać, żeby czuć się lepiej niż ja? Ostatecznym zaś etapem szyderczej komunikacji jest zarażenie się nią publicystów. Publikując przez rok dostałem dwie polemiki. W pierwszej jej autor skupił się na kwestii, że jako Sprzątacz z Polski (zaczynałem karierę w Anglii pracując przy sprzątaniu), powinienem zamknąć gębę, bo co ja mogę wiedzieć o światłych ludziach Zachodu, oraz kazał mi się wyprowadzić bodajże do Rosji. Druga „polemika” poruszała kwestię mojego kiepskiego poczucia humoru, kwestie merytoryczne autor skwitował, iż kłamię i również zaproponował mi wyprowadzkę do Rosji. W sprawie braku poczucia humoru, mogę jedynie przeprosić tego pana, za jego rzucającą się w oczy marność. Sam jestem zażenowany własnymi żartami. Zresztą poczucie humoru również schodzi na psy, bo ciągle mnie gdzieś publikują i przedrukowują, co świadczy o fatalnym guście licznych redakcji. Przysiądz na Biblię, że nie kłamię nie mogę, bo jestem agnostykiem, więc byłoby to przejawem straszliwego cynizmu z mojej strony. Co do kwestii tego, że mi się w Anglii nie podoba i innych pretensji, nie wypada mi powiedzieć, żeby mój krytyk zaczął czytać felietony, do których się odnosi. Mogę jednak doradzić, żeby czytając zaczął poruszać ustami. To niektórym po-
Irlandzka stolica podczas tegorocznego Bloomsday to zatopione w turystycznym chaosie, tętniące gwarem multikulturowego tygla i pełne podpitych nastolatków miasto. Tego dnia James Joyce poznał kobietę swojego życia, Norę Barnacle, z którą był aż do swojej śmierci . W stosunku do Dublina i Irlandii autor „Dublińczyków” był bezlitośnie krytyczny, ale jednocześnie jego twórczość nierozerwalnie jest z nim zrośnięta. Mityczna Itaka, do której Joyce – Odyseusz – nigdy nie powrócił i jak sam napisał: „Domem Irlandczyka jest jego trumna”. Dublin jego młodości, który opuścił w 1904 roku mając zaledwie 22 lata to klęska głodu, permanentny kryzys, syfilis, alkoholizm i polityczna anarchia. Bliższy temu klimatowi wydawał się pub na peryferiach, gdzie pachnący tanim tytoniem i spijający ociekające pianą kufle Guinnessa Irlandczycy oglądali przygnębiający film o dwóch bezdomnych złodziejach, którzy niczym bohaterowie Ulissesa uwięzieni w chaosie świata bezskutecznie szukają ukojenia i sensu. Historia Irlandii to ciągła walka o niepodległość i zachowanie gnębionej
tożsamości. Fundamentalnym miejscem dla wolności Irlandii, utrwalonym na stronicach Ulissesa, jest gmach Poczty Głównej przy O’Connell Street, gdzie Poldy (Bloom) otwiera list, a w 12 lat później Patrick Pearse, jeden z przywódców Powstania Wielkanocnego, proklamuje niepodległość i choć powstanie zostało krwawo stłumione, w konsekwencji tego wydarzenia w 1921 roku powstało Wolne Państwo Irlandzkie. Teraz na parkingu hotelu w pobliżu największego podmiejskiego parku w Europie – Phoenix Park, stoją obok siebie samochody z rejestracjami wielu państw UE, a w recepcji siedzi sympatyczna Chinka, gdyż Irlandia dla wielu imigrantów stała się „wyspą obiecaną”. Szczególnie dla Polaków. Spotykani Irlandczycy z wyraźną ulgą odbierali fakt, że jestem tylko polskim turystą w ich stolicy, a nie kolejnym imigrantem znad Wisły. Sama Irlandia jest postrzegana jako przykład państwa, które w pełni wykorzystało dobrodziejstwa Unii Europejskiej. Zza szyby taksówki co rusz dostrzec można było szkielety dźwigów i rosnące z dnia na dzień szklane biurowce świadczące o realności „cudu
Rys. Piotr Jagodziński
maga w rozumieniu słowa pisanego. No i sam zszedłem do poziomu forum. Język forum jest jak widać strasznie zaraźliwy. Internet gwarantuje szybki i łatwy dostęp do informacji. To prawda, ale z drugiej strony często jest to informacja fałszywa. Powszechna możliwość publikacji oraz praktycznie całkowita wolność wypowiedzi przeistoczyła cały świat w globalną wioskę, w której jak się okazało, żyje proporcjonalna liczba wioskowych głupków. Przecież w internecie można znaleźć potwierdzenie dowolnej teorii i koncepcji. Choćby i takiej, że świat kontroluje zbudowany z ektoplazmy archont o kształcie ośmiornicy, który okrąża Ziemię w niewidzialnym statku kosmicznym.
O dziwo, wśród całkiem wydawałoby się rozsądnych ludzi sporo jest i takich, którzy uważają, że cała polska prasa jest kontrolowana przez komunistów/żydów/masonów/CIA/archonta w kształcie ośmiornicy (niepotrzebne skreślić) i swój światopogląd rozwijają buszując po blogach im podobnych szaleńców. W końcu, żeby odróżnić prawdę od kłamstwa, manipulację od czystej intencji, geniusz od szaleństwa, trzeba nie lada instynktu i inteligencji. Przede wszystkim jednak umysłowego wysiłku. A że większości ludzkości jest on wstrętny, ostatecznie człek zagnieżdża się w swojej elektronicznej jaskini cieni, z której co jakiś czas wybiega na forum z wrzaskiem, by kogoś łupnąć zza węgła.
|19
nowy czas | 20 czerwca 2008
reportaż gospodarczego” – jak określana jest Zielona Wyspa. Taksówkarz z dumą wskazywał nowo powstałe budowle i mosty, jak choćby otwarty w 2003 roku podczas Bloomsday James Joyce Bridge, na przeciw którego przy ulicy Usher’s Island pod numerem 15 mieści się dom, gdzie Joyce napisał opowiadanie „The Dead”, zawarte w książce „Dublińczycy”, która zdaniem Trumana Capote była koniecznym dla Joyce'a warsztatowym wstępem do Ulissesa. W tej właśnie kamienicy mieszkała ciotka Joyce’a, a sam autor miał zwyczaj siadywać w salonie w otoczeniu rodziny. Dla uświęcenia tego zwyczaju cyklicznie odbywają się tam bankiety, podczas których goście w strojach z XIX wieku i przy zabytkowej zastawie zatapiają się w gastronomiczno-towarzyski klimat zapomnianego Dublina. Właściciel tego domu już w młodości postanowił przywrócić mu pierwotny stan świetności, gdyż jak sam mówił, dom był totalnie zdewastowany i odrestaurowanie go stało się celem jego życia. Fragmenty stropu tego domu niczym relikwie znajdują się w wielu miejscach świata. Kiedyś zupełnie niezrozumiany i zlekceważony zarówno przez rodaków jak i większość mu współczesnych, Joyce stał się teraz siłą napędową dublińskiej turystyki. Ikoną, której podobizny rozsiane są po całej stolicy, a każdy kto tylko może, stara się zarobić z tego tytułu kilka euro na rzeszach turystów, którzy traktują postać pisarza jako kolejną atrakcję do „zwiedzania”. Za przykład może posłużyć ogromny baner rozwieszony w dublińskim porcie i slogan, że to właśnie na pokładzie promu danej linii Joyce opuścił Dublin i idąc jego śladem również i ty powinieneś popłynąć promem o nazwie „Ulisses” ku nowemu, lepszemu światu. Ulisses Joyce’a początkowo został uznany za dzieło nieudane, obsceniczne i kontrowersyjne. Po raz pierwszy został wydany w Paryżu przez Sylvię Beach w 1922 roku, dokładnie w czterdzieste urodziny autora i aż do 1933 roku książka ta była zakazana w USA i Wielkiej Brytanii, głównie z powodu zarzucanej jej pornografii. Pierwsze irlandzkie wydanie ukazało się dopiero w 1960 roku. Wydaniu arcydzieła towarzyszyła aura skandalu i totalne niezrozumienie. Joyce w rozmowie z amerykańską dziennikarką Diuną Barnes na temat „Ulissesa” powiedział: „Publiczność będzie domagała się od mojej książki morału i chciała go w niej odnaleźć – albo co gorsza, będzie się w niej dopatrywać czegoś bardzo poważnego, a ja daję pani słowo honoru dżentelmena, że nie ma w niej ani jednej linijki na serio.” Jakby wbrew słowom samego autora setki badaczy i interpretatorów przez lata pracują nad zagadką „Ulissesa”, a na jego temat powstają dziesiątki opracowań i tekstów krytycznych. Jednak prawdziwe apogeum badań osiągnęło kolejne dzieło „Finnegans Wake”, które podobno w swym arytmetycznym układzie jest dowodem na kwadraturę koła i setki specjalistów z całego świata podejmuje, póki co, daremny trud, by znaleźć sposób na odczytanie kolejnego dzieła Joyce’a. Literatura totalna. Literacka symfonia i polifonia bezdyskusyjnie wyprzedzająca swój czas stanowiąc za-
››
Pierwsze wydanie "Ulissesa"; dom Leopolda Blooma, głównego bohatera "Ulissesa"; James Joyce Museum w wieży Montello; pomnik Joyce'a przy Earl Street North. Fot. Marcin Piniak
razem konsekwentną kontynuację „Ulissesa”, który potocznie zwany jest księgą dnia i ciała, natomiast następujące po nim „Finnegans Wake” zwana jest świadectwem nocy i duszy. Opus magnum współczesnej literatury. Joyce wielokrotnie powtarzał, że nie zamierza służyć temu w co nie wierzy, bez różnicy czy to religia, polityka czy ojczyzna. Jego determinacja i artystyczny ekstremizm podporządkowany był w pełni celowi – sztuce – narzędziu docierania do prawdy. Ulisses w swojej konstrukcji jest odwzorowany na homerowskiej Odysei, a jej bohater, Leopold Bloom – współczesny Odyseusz dryfuje po absurdalnym labiryncie ludzkiego losu, którego parabolą jest w powieści jeden dzień jego na pozór zwyczajnego życia. Joyce mistrzowsko sparodiował w powieści wszystkie znane gatunki literackie, a w każdym epizodzie analizował działanie innego organu ludzkiego ciała i jako pierwszy w tak szerokim zakresie zastosował technikę strumienia świadomości, którego przykładem jest słynny monolog Molly Bloom. Zbliżając się tym samym jak nikt przed nim w literaturze do natury człowieka i rdzenia jego istoty oraz niejako wychodząc poza czas i ograniczenia narratorskie. Dublin na stronicach arcydzieła to niemal fotograficzna precyzja i zapewne dzięki temu wielbiciele Joyce’a 16 czerwca z „Ulissesem” w dłoni przemierzają stolicę śladem bohaterów książki docierając do drzwi szpitala przy ulicy Eccles Street 7, gdzie pierwotnie mieściło się mieszka-
nie Leopolda Blooma, a teraz rolę Joyce'owej Itaki pełni mieszkanie pod numerem 78. Kilka minut drogi od miejsca, gdzie rozpoczyna się drugi rozdział „Ulissesa” znajduje się James Joyce Centre przy 35 North Great Georges Street – centrum wydarzeń podczas Bloomsday. Dzień rozpoczyna
się od śniadania, jakie jedli państwo Bloom na kartach powieści. Aktorzy ustylizowani na postacie z ulic Dublina 1904 roku czytają fragmenty powieści, a w Irish Film Institute puszczane są filmy – adaptacje „Ulissesa” czy głośne dzieło „Bloom” w reżyserii Seana Walsha. A po południu ma miejsce performan-
ce senatora Davida Norrisa wielkiego sympatyka twórczości Joyce'a. Zdecydowanie te czarujące uliczki wokół James Joyce Centre, z pełnymi uroku i klimatu kawiarenkami najbardziej zapadły mi w pamięć, podobnie jak smak Guinnessa w najstarszym, powstałym w 1198 roku pubie The Brazen Head, który przeniesiony w 1688 roku do nowego miejsca, gościł również na wybrukowanym dziedzińcu Joyce'a i przywódców Towarzystwa Zjednoczonych Irlandczyków. Mniej przypadło mi do gustu centrum miasta zdominowane przez turystyczny wielobój, polegający na jak najszybszym zaliczeniu wszystkich atrakcji miasta i hurtowym zakupie wszelkiej maści pamiątek oraz zjedzeniu wszystkiego co było po drodze. Nie sposób „poczuć” miasta w tak paraliżującej atmosferze turystycznego szaleństwa. Obcowanie z nowym miejscem wymaga intymności i czasu – czyli tego wszystkiego, czego mi zabrakło. Do istotnych zaliczam natomiast wizytę w Dublin Writers Museum. Samuel Beckett – uczeń i wieloletni przyjaciel Joyce'a, George Bernard Shaw, Bram Stoker, Oscar Wilde i pamiątki po nich, by wymienić kilka znanych nazwisk. Jednak uwagę moją przykuła legitymacja prasowa Behana Brendana, postaci wielce kontrowersyjnej i arcyciekawej. Ten irlandzki dramaturg i prozaik w wieku lat szesnastu znalazł się w poprawczaku skazany na trzy lata za zamiar wysadzenia w powietrze brytyjskiego pancernika. Skazany następnie na czternaście lat więzienia opuścił go po trzech latach, by w końcu znaleźć się w obozie internowania. Pisać zaczął za kratami i pierwsza jego książka „Borstal Boy” to wspomnienia z poprawczaka. Behan był pełną kolorytu postacią, pieśniarzem i gawędziarzem, żył szybko i bezkompromisowo. Zmarł w wieku 41 lat, a światową sławę zdobył za sprawą Joan Littlewood z Theatre Workshop. Uosabiał maksymę samego Joyce'a: „Współczesny pisarz powinien być awanturnikiem, który nie boi się ryzyka. Innymi słowy, musimy pisać niebezpiecznie.” I Joyce jest niebezpieczny, ponieważ zbliża się do człowieka i jego natury bardziej niż ktokolwiek przed nim w literaturze, prowokując nieuniknioną konfrontację. I w pełni zgadzam się z opinią słynnego znawcy jego twórczości Fritza Senna: „Denerwują mnie wszelkie ostateczne rozwiązania, wszystko co brzmi jak dogmat, a to właśnie Joyce wydaje się być środkiem przeciwko wszelkim tego typu wyobrażeniom i pomysłom”. Nie jest to łatwa sztuka i dlatego twórczość największego pisarza naszych czasów sprawia tyle trudności. Bez rutyny, schematów i łatwych odpowiedzi na najistotniejsze pytania. Joyce podjął wyzwanie i dał wyczerpujące świadectwo nam wszystkim. Siedząc w milczeniu na wzgórzu w okolicach wieży Montello skąd rozpoczyna się podróż Ulissesa po bezmiarze czasu i przestrzeni, wdychając majestatyczny krajobraz i topiąc myśli w głębinach morza w towarzystwie Sidhe'ów – strażników irlandzkich lasów i jezior, oddałem hołd mistrzowi. Zdając sobie sprawę, że jak Bloom, każdego dnia kontynuuję podróż do mitycznej Itaki obcując z każdym krokiem z wielką tajemnicą.
20|
20 czerwca 2008 | nowy czas
kultura
W fabryce sztuki Kolejna historyjka o Polaku zarobkującym przy taśmociągu linii produkcyjnej? Nic bardziej mylnego. Rzecz tyczy się bowiem wystawy prac Marcina Maciejowskiego. Jednego z bardziej znanych dziś na świecie polskich malarzy młodego pokolenia. Joanna Bąk Co u licha ma jednak do tego fabryka? A no ma. Choćby trendy architektoniczne lat 90. Kiedy zabrakło nowych terenów pod zabudowę, nie pozostało nic innego jak szukać starych miejsc na nowe pomysły. Stało się to nie lada gratką dla szukającej przestrzeni sztuki. Tak oto w krótkim czasie pofabryczne pustostany wielu europejskich miast, do których wkrótce dołączyły polskie, zaczęły tętnić kulturalnym życiem. Londyńska Willkinson Gallery również nie oparła się możliwości przeniesienia swoich artystycznych projektów w postindustrialne obszary. Na liście promowanych artystów o międzynarodowej znalazł się Marcin Maciejowski. Któż by uwierzył, iż ten skromny, 34-letni malarz ma już za sobą światowe wystawy w Wiedniu, Berlinie, Pradze, Nowym Jorku, a teraz przyszła kolej na indywidualną wystawę w Londynie. W kraju znany znacznie mniej niż wywodzący się z tego samego środowiska artystycznego Wilhelm Sasnal, mimo iż w 2001 roku uhonorowany został Paszportem ,,Polityki” za osiągnięcia w dziedzinie plastyki. Ma jednak swoje wierne grono koneserów. Ceny jego płócien plasują się dziś od 13 tys. euro wzwyż. Nie dziwi więc fakt, iż jego malarstwo znalazło też nielegalnych nabywców (kradzież w Galerii Zderzak). Nic nie zapowiadało artystycznej kariery Marcina Maciejowskiego. Urodzony w Babicach koło Krakowa, ukończył Technikum Budowlane, następnie rozpoczął studia na Politechnice Krakowskiej. Kiedy po trzecim roku przerwał studia, by przenieść się na Wydział Grafiki ASP w Krakowie,
sam nie wierzył w to, że malarstwo może stać się w jego życiu czymś więcej niż tylko tylko formą dodatkowego zarobkowania. Pierwsze jego sukcesy to seria komiksowych publikacji do ,,Przekroju” pt. „Tu żyję i tu jest mi dobrze”. Jego prace pojawiały się również w formie billboardów na ulicach wielu polskich miast. W latach 19962001 wraz z grupą przyjaciół – Wil-
helmem Sasnalem, Rafałem Bujnowskim, Markiem Firkiem oraz Józefem Tomczykiem założyli formację artystyczną Grupa „Ładnie”. Nazwa miała być przewrotnym nawiązaniem do określenia używanego przez jednego z ich profesorów, który sformułowaniem „ładnie, ładnie” komentował ich artystyczne poczynania. No i tworzyli chłopcy chyba ładnie, skoro ich anty-
Bajka o złotej rybce w Londynie „Złota Rybka” Tomasza Wolskiego, jeden z najlepszych dokumentów 48. Krakowskiego Festiwalu Filmowego będzie można obejrzeć już w tę niedzielę w Sali św. Józefa przy Little Brompton Oratory. Po projekcji Tomasz Wolski opowie, dlaczego tak urzekł go świat mieszkańców Domu Pomocy Społecznej, że postanowił o nim zrobić film Bohaterowie dokumentu, niepełnosprawni umysłowo pensjonariusze krakowskiego ośrodka pomocy społecznej przygotowują adaptację „Bajki o złotej rybce” Aleksandra Puszkina, którą wystawią na deskach Teatru Ludowego w Krakowie. Przygotowania do spektaklu stanowią oś filmu, a prośby kierowane do złotej rybki, to zarazem prawdziwe marzenia tych niecodziennych aktorów. Trzydziestoletni Kamil to miłośnik podróży windą, chciałby pracować jako windziarz, a wolnych chwilach, jak za-
wsze, ogrywać kolegów w kręgle, wznosząc toasty ulubioną coca-colą, której butelkę wypija w kilkanaście sekund. Mieszka w pokoju z Markiem – wielbicielem sprzętu RTV, który nie może dojść do ładu ze swoją anteną, a raczej jej brakiem, zmuszony oglądać zaśnieżone telenowele. Z kolei Michał od rana do wieczora nic tylko by sprzątał. Jego pasją są jednak konie. Godzinami przegląda kalendarze z ogierami. Nigdy nie głaskał prawdziwych koni, ale póki co, wystarczają mu te z parku rozrywki, które traktuje jak żywe. Sąsiadem Michała jest Adaś. Typ dżentelmena. Interesuje się remontami i skokami Adama Małysza. Martwi się, że schorowany dziadek nie
przyjdzie go zobaczyć na scenie, grającego rolę Złotej Rybki. Witek to kolega Michała z warsztatów ceramicznych. Jest jego przeciwieństwem – każdą pracę wykonuje z niechęcią. Chciałby zarobić tyle pieniędzy, żeby już nie pracować. Uczy się na portiera, bo to zajęcie wymagające niewielkiego zachodu. Tomasz Wolski jest absolwentem dokumentalnego kursu w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, otrzymał stypendia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego; Twórczego Miasta Kraków oraz stypendium „Młoda Polska” w 2008 roku. (es) Szczegóły na str. 23
akademickie, ironiczno-absurdalne spektakle, podczas których prezentowano obrazy, filmy, grano muzykę, zaczęły budzić coraz większe uznanie. Mimo iż młodym artystom nie zależało na poklasku, a wręcz walczyli z mitem twórcy – awangardzisty, geniusza, wierzącego w zbawienie świata poprzez sztukę.Traktowali ją raczej jako formę zabawy i w ich rozumieniu funkcjonowała jak każdy inny produkt świata komercyjnego, uzależnionego od reklamy i wymagającego promocji. Stąd też ich malarstwu przypięto plakietkę banalizmu. Forma, w jakiej się wypowiadali, była ich swoistą reakcją na kapitalistyczną rzeczywistość Polski po roku 1989 i taka też została w solowym wykonaniu Maciejowskiego po rozpadzie grupy. Tak wtedy, jak i teraz, na londyńskiej wystawie zatytułowanej NOT OBVIOUS (Nieoczywiste), cechą łączącą wszystkie dzieła malarza są tematy zaczerpnięte z codziennego życia, z gazet, kolorowych magazynów, filmów czy reklam, które autor kopiuje, fotografuje czy nagrywa, by w efekcie przepuszczone przez osobiste stany emocjonalne przenieść na płótno. Można się nawet pokusić o spojrzenie na jego wystawę przez pryzmat swoiście sformatowanej gazety. Czasem kolorowej i pełnej kiczu, niczym kobiece magazyny. To znów czarno-białej, inspirowanej politycz-
nymi broszurami (Cupboard). Pełne są kulturowych i popkulturowych klisz „męskości” i „kobiecości”. Przedstawiają zarówno „kumpli z podwórka” (Grupa „Ładnie”. Oświęcim), jak też przedstawicieli świata show businesu, polityki czy kultury. Niektóre postaci przedstawione zostały z detaliczną precyzją sztuki portretowania. Inne natomiast są wypłowiałe, bezbarwne, pozbawione twarzy. Autor nie koncentruje się przy tym bynajmniej na zdarzeniu (procesy sądowe – Paul McCartney, London; Roman Polański, Los Angeles), lecz na uczuciach, jakie im towarzyszą. Maciejowski bawi się w sposób błyskotliwy, co równie ironiczny rzeczywistością, która przepisana na płótno pozwala mu być nie tylko malarzem, ale również jej redaktorem, reporterem, a czasem papparazzim (Uncover Dorota). W swojej analizie współczesności wszystkie niedokończenia, niedopowiedzenia są celowym zabiegiem autorskim, zmuszającym odbiorcę do własnych konkluzji i dopisania puenty. Obrazy, przedzielone pustką białych ścianach galerii, zostawiają wolną przestrzeń dla dzieł naszej wyobraźni. Redakcja „Nowego Czasu” dziękuje Willkinson Gallery za udostępnienie zdjęć obrazów. Szczegóły na str. 23
|21
20 czerwca 2008 | nowy czas
czas wolny
Coś więcej niż taniec Tango to taniec trudny, wymagający stuprocentowego zaangażowania, koncentracji i doskonałego poczucia rytmu. Javier Rodriquez powiedział o tangu, że „wymaga od twoich nóg, aby robiły to, co twoje ręce”. W tangu można zakochać się bez pamięci. Od tanga można się uzależnić. Dla tanga można rzucić wszystko. Jaka siła drzemie w tym tańcu, że działa on jak narkotyk? Czy każdy może nauczyć się tańczyć tango? W piątkowy wieczór, 13 czerwca, w Jazz Cafe w POSK-u, Szymon Walkowiak z Profi-Dance oraz zaproszeni przez niego tancerze – Octavio i Isabell – starali się odpowiedzieć na te pytania i uchylić nieco rąbka tajemnicy otaczającej ten zmysłowy, jedyny w swoim rodzaju taniec.
Irena Bieniusa Tango narodziło się w Argentynie w latach 80. XIX wieku, w dzielnicach nędzy, nocnych barów i domów publicznych. W tamtych czasach Buenos Aires podobnie jak dzisiejszy Londyn było mekką dla emigrantów z całego świata, a szczególnie z Europy. Wieczorami, po całym dniu ciężkiej pracy, ludzie przychodzili do barów, aby się nieco rozerwać i choć na chwilę zapomnieć o problemach i tęsknocie za bliskimi i za swoim krajem. W ciasnych, zadymionych, dusznych spelunkach, z papierosami w kącikach ust tańczyli tango i czuli się szczęśliwi i wolni. W Jazz Cafe zdecydowana przewaga płci pięknej. Wytwornie ubrane kobiety w różnym wieku umilają sobie czas rozmową i niby to od niechcenia, raz po raz zerkają w kierunku parkietu, na którym już za chwilę zatańczą Octavio i Isabell. Atmosfera napięcia, oczekiwania i ciekawości. – I nic dziwnego, że na sali królują panie – mówi Szymon Walkowiak. – Tango tańczy się w rytmie staccato. A to energia męska. Dlatego tango przyciąga kobiety. Od razu zwróciłam na nich uwagę. Piękna para. Ona – drobna blondynka, on wysoki i – jak to ładnie mówią starsze, dystyngowane panie – postawny mężczyzna. Sposób, w jaki weszli na salę, mimika ich twarzy, gesty rąk, ruch, jakim on odsunął krzesło, aby mogla usiąść, sposób, w jaki ona trzymała lampkę z czerwonym winem sprawiły, że pomyślałam o polskim kinie sprzed czasów wojny. Smosarska, Bodo, Dymsza, Cwiklińska jak żywi stanęli mi przed oczyma. „Siła tanga polega na dawaniu siebie drugiej osobie” – to opinia słynnej tancerki Loreny Ermocidy. – Żeby dobrze zatańczyć tango kobieta musi zaufać swojemu partnerowi. Musi pozwolić mu się do siebie zbliżyć, bo tango tańczy się bardzo, bardzo blisko: ucho przy uchu, policzek przy policzku, skroń przy skroni, jak zapewne sama zauważyłaś – cierpliwie tłumaczy Szymon. W początkach XX wieku z ciasnych spelunek Buenos Aires tango wyruszyło w świat. W 1914 roku arcybiskup Paryża zbulwersowany tym tańcem „z piekła rodem” zagroził ekskomuniką każdemu,
kto ośmieli się zatańczyć tango. Ale na szczęście to arcybiskup przegrał tę wojnę, a nie taniec „z piekła rodem”. W latach 30. i 40. XX wieku tango osiągnęło szczyty popularności. Taniec ulicy podbił salony. „Tango to coś pomiędzy grą miłosną, a grą w szachy” – przeczytałam w West Side Magazine. Szymon wydaje się być tym porównaniem nieco zdziwiony. – Nie. Nie zgodziłbym się z tym. Ale pamiętaj, że rozmawiamy o tangu argentyńskim, a ono różni się zasadniczo od tanga europejskiego (nowoczesnego). Właściwie tak naprawdę to dwa różne tańce. Tango argentyńskie jest wolniejsze. Bardziej liczy się w nim uczucie i nastrój. Tango europejskie jest szybsze, bardziej na pokaz. Tango argentyńskie
Tango ma w sobie coś szczegónego, co odkrywa osobowość tego, kto tańczy (...) to kim tancerz jest w życiu i... w łóżku Miquel Angel Zotto
to coś więcej niż taniec. To uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi, które rytm i muzyka pozwalają uzewnętrznić. Tango argentyńskie to taniec intymny, nie potrzebuje dużej przestrzeni. Zaczęli tańczyć. Bardzo powoli, ostrożnie i ze skupieniem, ale pomimo tej pewnej nieśmiałości ich ruchy nie były pozbawione elegancji. Widziałam, że tych dwoje naprawdę bardzo chce się nauczyć tańczyć tango, a ciepły uśmiech i serdecz-
ność Octavia i Isabell dodawały im odwagi. Po zbombardowaniu Buenos Aires w 1955 roku i później, pod brutalnymi rządami generałów, wielu artystów opuszcza Argentynę i gwiazda tanga przygasa, ale na szczęście nie na długo. W latach 80. i 90. XX wieku powraca moda na tango, bo jak powiedział Javier Rodriquez „tango nie zamierza umierać”. – Czy to prawda, że trzeba być Argentyńczykiem, żeby dobrze tańczyć tango, żeby je poczuć? – To prawda, że Argentyńczycy mają tango we krwi. W Buenos Aires można zobaczyć chłopców tańczących w pubach. Nikt ich specjalnie nie uczył, oni po prostu wiedzą, jak się tańczy tango. Żeby dobrze tańczyć tango nie trzeba być Argentyńczykiem, ale trzeba poczuć tę kulturę, trzeba ją zrozumieć – Szymon uśmiecha się i dodaje: – Wtedy też zrozumie się i tango. Moja para z czasów kina przedwojennego tańczy coraz pewniej. Jej sukienka i sposób ułożenia włosów, krój jego koszuli sprawiły, że byłam niemal pewna – oto zaraz w Jazz Cafe zjawi się Ordonka i zacznie śpiewać „Miłość ci wszystko wybaczy”. „ Ludzie z Północy uzewnętrzniają swoje uczucia trudniej, ale gdy pozwolą im się uwolnić, następuje prawdziwy wybuch” – to opinia Matteo Panero. – Postanowiłem zorganizować ten wieczór z tangiem, bo chciałem się przekonać, jakim zainteresowaniem cieszy się ten taniec wśród Polaków. Polacy są z reguły dobrymi tancerzami i jeśli chodzi o sposób, w jaki uzewnętrzniają swoje uczucia w tańcu, to porównałbym ich raczej do Włochów niż
do innych narodów Północy. Wbrew wszelkim opiniom myślę, że mamy z Włochami więcej wspólnego niż nam się wydaje – Szymon reaguje śmiechem na moją zdziwioną minę. – Chcę zachęcić Polaków do tańca i w najbliższej przyszłości planuję zorganizować w Jazz Cafe pokazy innych tańców, aby każdy mógł wybrać to, co mu najbardziej odpowiada. Wieczór z tangiem zakończył się pół godziny przed północą. Roztańczone towarzystwo, wyraźnie ociągając się, powoli zaczęło opuszczać Jazz Cafe. Wyszłam jako jedna z ostatnich. W drzwiach pogawędziłam jeszcze chwilę z Szymonem i podziękowałam za wspaniały wieczór. Kiedy doszłam na stację metra, stanęłam jak wryta. Oni tam byli. Moja filmowa para z lat 30. Szczęśliwi, przytuleni do siebie, byli tam na stacji i po prostu tańczyli tango.
Dobry tancerz może zatańczyć źle z dobrą tancerką. To sprawa całkowitej zgodności ciał. Osvaldo Zotto
22|
20 czerwca 2008 | nowy czas
to owo
redaguje Katarzyna Gryniewicz
KONSUMENTA
męska sprawa Mężczyzna samotny, poszukujący, związany, zakochany czasami bywa zwyczajnie zakłopotany, kiedy ma ochotę pozwiedzać, przeżyć jakiś mały dreszczyk emocji, kupić sobie coś z pomysłem albo zastanawia się, gdzie zabrać ukochaną kobietę. To co? To co zwykle? Nic podobnego! Na szczęście Londyn nie zaczyna się i nie kończy na Oxford Street, jest w tym mieście energia, która sprawia, że chce się odkrywać je wciąż na nowo. Oto kilka „męskich” miejsc i pomysłów godnych polecenia.
Biorę w ciemno Pierwsze wrażenie jest najważniejsze – dobrze opracowany plan wieczoru powinien zrobić swoje. Jeśli kolacja we dwoje, to z przytupem i na ostro. Młodsza siostra paryskiej Dans le Noir, czyli bar i restauracja tyleż oryginalna co kontrowersyjna. Pomysł? 60 osób delektuje się wyszukanymi potrawami po ciemku. Wśród nich są: ślepo zakochani, ślepo wierzący, zagubieni w ciemnościach. O tym, co wędruje do ust, decyduje ślepy traf. Body language nie działa, można co najwyżej ściemniać. Jedni czarno to widzą, inni chwalą, że to żywy dowód na wcielenie w życie idei integracji – tutaj to kelnerzy są niewidomi, a przez to uprzywilejowani. Gwiazdy i politycy czują się bezpiecznie – no bo kto powie, że ich naprawdę widział? W piątkowe popołudnie, żeby wychylić z przyjaciółmi szklaneczkę w kompletnych ciemnościach zamiast iść w ciemno, lepiej zarezerwować miejsce. 30-31 Clerkenwell Green EC1R 0DU, 0207 253 1100 danslenoir.com/london
Śmigłem po zabytkach Autobusy, nawet piętrowe tego nie zapewnią – mężczyzna z charakterem zwiedza helikopterem. Londyn widziany z powietrza ma jeszcze większy urok. Kilka firm zajmuje się organizowaniem takich wycieczek, ceny i oferty mają porównywalne. Za około 120 funtów od osoby zobaczymy słynne atrakcje Londynu: ogrody Kew Gardens, Pałac Buckingham, Parlament, Westminster Abbey, London Eye, St.Paul's Cathedral, Tower Bridge oraz Millennium Dome w niecałe 35 minut. Potem z czystym sumieniem można już iść do baru. Szczegóły na stronach: ebghelicopters.co.uk london-helicopters.co.uk/tours, www.cabairhelicopters.com helicopterdays.co.uk
Trzy tysiące puszczone z dymem Tyle zapłacili właściciele pierwszej londyńskiej knajpy skazanej za złamanie zakazu niepalenia w środku. Kiedy urzędnik gminy Tower Hamlets odwiedził pub La Sheesh przy Mile End Road zauważył, że dym przedostaje się drzwiami – oczywiście w nieodpowiednim kierunku. W środku kontroler zastał 20 fajek wodnych dymiących jak piece Nowej Huty. Imran Khan i Abu Shihad prowadzący knajpę w błogiej nieświadomości, że łamią prawo tłumaczyli się, że
Styl 007 Zastanawialiście się kiedyś, gdzie się podziewa osławiona brytyjska elegancja? Oto odpowiedź. Polecany przez takie kuźnie trendów jak GQ czy Wallpaper luksusowy butik Bamford & Sons ma wszystko, czego może potrzebować mężczyzna pokroju Jamesa Bonda. Cztery piętra ubrań w najlepszym gatunku, w stylu określanym jako subtelna mieszanka Dunhilla z odrobiną Paula Smitha i Dover Street Market. Do tego mnóstwo stylowych gadżetów do samochodu, garażu i urządzenia hi-tech. Ceny oczywiście zaporowe, ale nie o nie tutaj chodzi, tylko o mały rekonesans. Przy okazji ten butik to zakupowy pewniak dla bardzo wymagających. Bamford & Sons, 31 Sloane Square, London SW1, bamfordandsons.co.uk, 020-7881 8010.
Noc pod liściem Od przybytku głowa nie boli, ale w tym przypadku może – w legendarnie długim barze-restauracji Mint Leaf jest aż 500 rodzajów alkoholi. Jeśli pomnożyć to przez nieskończoną liczbę wariacji drinków i koktajli, zawrót głowy gwarantowany. Na szczęście pod miętowym liściem można równie dobrze zjeść – potrawy kuchni hinduskiej. Uwaga! To miejsce jest szczególnie chętnie odwiedzane przez modowy światek, czyli piękne kobiety z pierwszych (i trzecich) stron gazet. Suffolk Place, Haymarket, London SW1Y 4HX, 0207 930 9020, mintleafrestaurant.com
„szisza”, czyli fajka wodna to żywa legenda i przedmiot używany w wielu krajach do „okadzania domu”, no i że nie jest tak szkodliwa jak papierosy. Na nic zdały się te tłumaczenia – „szisze” też są objęte ogólnym zakazem palenia w zamkniętych pomieszczeniach. Co więcej, naukowcy udowadniają, że podczas godzinnej sesji z wodną fają wdychamy aż do 200 proc. więcej dymu niż przez tradycyjne palenie. Nawet jeśli tytoń jest filtrowany przez wodę, wciąż zawiera wiele kancerogennych substancji. Palenie to palenie – lepiej niech nam się zawsze zapali, tfu!, zaświeci lampka, niezależnie od tego, co i gdzie nam proponują. A właścicielom La Sheesh należy pogratulować umiejętnej reklamy w liczących się mediach.
Pedały dwa
Nigdy nie pierz czapki! Jeśli zmoknie, załóż ją i poczekaj aż wyschnie na twojej głowie, chyba że chcesz ją zmniejszyć – radzą specjaliści z New Era. Firma powstała w Stanach Zjednoczonych w latach dwudziestych ubiegłego wieku i na początku produkowała klasyczne męskie kapelusze, ale wkrótce właściciele wpadli na przełomowy pomysł: zaczęli szyć bejsbolówki. Brooklyn style czyli 59FIFTY nie wychodzi z mody już od 50 lat i noszą ją gwiazdy rapu. Ten i setki innych modeli czapek, we wszystkich kolorach tęczy wypełniają aż po sufit flagowy sklep New Era w dzielnicy Soho. 72-74 Brewer Street, W1F 9JG, 0207 734 5950, neweracap.co.uk
Zgodnie z szacunkami Transport for London obecnie więcej niż pół miliona podróży głównymi ulicami miasta odbywa się na dwóch kółkach. Oznacza to, że w ciągu ostatnich ośmiu lat liczba przejazdów rowerowych wzrosła o 91 proc. Burmistrz Londynu Boris Johnson skomentował sytuację następująco: „Jestem bardzo zadowolony z tego, że tak wielu ludzi, podobnie jak ja wybiera ten sposób poruszania się po Londynie”. Zdaniem Johnsona ogólnie nie jest jednak tak różowo i kolejni mieszkańcy powinni być zachęcani do pedałowania. W tym roku aż 55 mln funtów ma być wydane na ułatwienia dla rowerzystów. TfL szacuje, że do 2025 roku liczba cyklistów powinna wzrosnąć o 400 proc. Pachnie to inwestycją podobną do tej w Paryżu czy Barcelonie: tysiące miejskich rowerów na stojakach w kluczowych punktach miasta – do wypożyczenia za iście symboliczną opłatą w porównaniu do cen congestion charge i benzyny. Byłoby wspaniale!
|23
nowy czas | 20 czerwca 2008
co się dzieje film „Gazeta NiedzielNa” i duszpasterstwo akademickie zapraszają: Złota Rybka
dok, 2008 r. reż. Tomasz Wolski 22 czerwca godz. 19.30 Sala św. Józefa Little Bromton Oratory Brompton Road, SW7 Wstęp wolny
retrospektywa filmów pawła pawlikowskieGo
Ciné Lumière 17 Queensberry Place, SW7 2DT Młody człowiek rozpoczyna studia w szkole dla służących. Nauka polega na powtarzaniu rytualnych gestów, zapamiętywaniu grzecznościowych zwrotów. Niektorzy uczniowie cieszą się protekcją nauczycieli...
muzyka THE CELTIC HEART FESTIVAL: Four Men & A Dog
rów dla Orchestra Aragon i Los Van Van. Na Camden wystąpi z czternastoosobową grupą oddając atmosferę karnawałowego Rio.
imprezy Noc Świętojańska z Szantami 21 Czerwca, godz. 19.00-23.00 Statek Dutch Master Tower Millenium Pier Bilety: £20, dzwoń: 07971974089, 07891709844, 07877234384, e:mali: kapitan@rejs.co.uk
20 czerwca, godz. 19.30 Riverside Studios, Crisp Road, W6 9RL Bilety: £15 Grupa pięciu muzyków, którzy tradycyjną irlandzką muzykę folkową łączą z rockiem, rapem, polką, country, salsą... gwarantowana wielka dawka energii.
Riverside Studios Cinema Crisp Road, W6 9RL Bilety: £7.50 (na oba filmy) 25 czerwca, godz. 19.00: DOSTOEVSKYS' TRAVELS
dok.,1992 r. Prawnuk Dostojewskiego – Dimitri, motorniczy tramwaju w Sankt Petersburgu ma niewiele szczęścia w życiu. Do rozmowy zaprasza go niemieckie stowarzyszenie Dostojewskiego, może zrealizuje swoje marzenie o Mercedesie. 25 czerwca, godz. 20.30 TRIPPING WITH ZIRINOVSKY
dok., 1995 r. Portret Vladimira Zhirinovsky’ego w czasie jego rejsu w poszukiwaniu poparcia dla jego nacjonalistycznych praktyk. Ma je pozyskać poprzez inspirowane Hitlerowskim stylem przemowy. The Edge of Love dramat, 2008 r. reż. John Maybury Biograficzna opowieść o Walijskim poecie Dylanie Thomasie i jego związku pomiędzy żoną Caitlin, przyjaciółką z dzieciństwa Verą Phillips i jej mężem Williamem Killickiem. W kinach w całym Londynie. Bonnie and Clyde dramat, 1967 r. reż. Arthur Penn 23 czerwca, godz. 19.30 Vue Fulham Retail Centre, Fulham Road, SW6 1BW Historia legendarnej pary kochanków-bandytów, którzy podróżowali po USA dokonując zuchwałych rabunków. Przez długi czas udawało im się unikać polujących na nich policjantów... do czasu. Institute Benjamenta dramat, 1998 r. reż. Timothy i Stephen Quay 23 czerwca, godz. 18.30
Marcin Maciejowski do 29 czerwca! Wilkinson gallery 50-58 Vyner Street, E2 9DQ śr-sb, godz. 11.00-18.00, nd., 12.0018.00 Leon Kossoff Michael Richardson, 84 St Peter's St, N1 8JS, Londyn Wt-sb, 11.00-19.00 Kossoff urodził się w Londynie i to miasto było dla niego największą inspiracją. Tu żył i malował swoje ekspresjonistyczne prace. The Lure of the East: British Orientalist Painting
Wystąpią: Ian Woods i zespoły oJtaM, Leje na Pokład. Dotrzemy do London Barier broniących stolicy przed powodziami, a wracając ujrzymy światła wielkiego miasta. Na pokładzie dwa bary gdzie znajdzie się i dobre piwo i coś na ząb.
Tate Modern, Bankside, SE1 9TG codziennie, 10.00-18.00. pt. i sb do 22.00 Bilety: £10 Duża retrospektywa malarstwa, ry-
21 czerwca, godz. 12.00-16.30 Little Brompton Oratory Brompton Rd., SW7 W programie: zabawy dla dzieci, koncert jazz-bandu, kiermasz rzeczy używanych, polska kuchnia.
Kobiety w kolorze 21 czerwca, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Brytyjka Josephine Arthur, Hiszpanka Natalia Farran i Japonka Yuki Umiguchi prezentują bogaty program jazzowych standardów, bossanowy, swingu i bluesa. Perunika Trio 21 czerwca, godz. 20.00 The Crypt, 81 Camberwell Church Street, SE5 7RF Bilety: £7 Grupa wokalistek, które a capella śpiewają folkową muzykę bułgarską. Candido Fabre Y Su Banda 25 czerwca, godz. 19.30 Dingwalls (Lock 17), Middle Yard, Camden Lock, NW1 8AB Bilety: £12.50 Fabre poszedł w ślady swego ojca, znanego wykonawcy tradycyjnej muzyki kubańskiej. Jest również autorem, napisał ponad tysiąc utwo-
20 i 22 czerwca, godz. 19.00 Camden People's Theatre, 58-60 Hampstead Rd, NW1 2PY Bilety: £10 Performance, w którym zostaje zaangażowanych dwoje przypadkowo wybranych widzów. Muszą wcielić się w detektywów, którzy biorą udział w niezwykle zakręconej miłosnej historii. Much Ado About Nothing 22 czerwca, godz. 18.00 Valentine's Park, Cranbrook Rd, Ilford, IG1 4UE Bilety: £7 Teatr w parku. Klasyczna komedia Szekspira.
wystawy Street & Studio: An Urban History of Photography Tate Modern, Bankside, SE1 9TG codziennie, 10.00-18.00, pt i sb do 22.00 Bilety: £10 Życie miast w fotografii. Zdjęcia wybitnych fotografów z XIX i XX wieku. No way out – Mei Banfa Obrazy i fotografie z Chin Artefact Picture Framers & The Framers Gallery 36 Windmill Street, W1T 2JT
do 26 czerwca Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego 20 Princes Gate, SW7 IPT wt-pt, godz. 14.00-16.00 14 czerwca (sobota) 13.00-18.00 informacje: nicoletatty@hotmail.com Wystawa znalezionych na ulicy unikatowych zdjęć, które przedstawiają życie polskiej emigracji powojennej w latach 50. Boucher i Chardin Wallace Collection, Manchester Square, W1U 3BN codziennie, 10.00-17.00
festiwale Exhibition Road Music Day 21 czerwca, godz. 10.00-24.00 Exhibition Road, SW7 2DD Wstęp wolny www.exhibitionroadmusicday.org Coroczne święto wszelkich gatunków muzycznych. Wystąpi czterystu performerów z całego świata, na dwudziestu scenach. Koncerty odbędą się na ulicy i w V&A, Muzeum Historii Naturalnej, Instytucie Francuskim, Instytucie Goethego, w Ismaili Centre i w Serpentine Gallery. Wildlife Garden
sunków i rzeźby tego artysty. Inspiruje się nerwowością graffiti, bazgrołami dzieci i dorosłych pozostawionymi na drzwiach, ścianach i murach. Stworzył ceniony na świecie własny język sztuki.
teatr Beautiful People
Polacy odnalezieni po latach. Fotografie Jana Markiewicza
24-25 czerwca, godz. 19.30 Pushkin House, 5a Bloomsbury Square, WC1A 2TA Bilety: £10 Historia Mariny Tcwietajewy jednej z najlepszych i najbardziej ukochanych przez Rosjan poetek.
Cy Twombly
Piknik w ogrodach
21 czerwca – The Park Peterborough, godz: 21.30 22 czerwca – The Croft Bristol, godz: 19.00 Najlepszy rodzimy raper-producent wydaje co roku świetnie przyjmowane płyty, tym razem wystąpi z materiałem z ostatniego albumu „Ja Tu Tylko Sprzątam”.
Black Tonic
The Past is Still Ahead Tate Britain, Millbank, SW1P 4RG codziennie, 10.00-17.50 Bilety: £10 Malarstwo, wydruki i rysunki brytyjskich artystów w lat 1780-1930, inspirujących się i odkrywających Bliski i Daleki Wschód.
X-Side music zaprasza: O.S.T.R. 20 czerwca, godz. 21.30 (otwarte drzwi) Klub Mass St Matthews Church, Brixton Hill, SW2 1JF Wstęp: £14(www.ticketweb.co.uk), £15 w dniu koncertu Info: 07834194884
Malarstwo dwóch francuskich osiemnastowiecznych mistrzów.
20-21 czerwca, godz. 18.30-20.30 Peter Harrison Planetarium, The National Maritime Museum, Greenwich, SE10 9NF Wstęp wolny Muzyka, taniec, brzmienie i kolory Afryki, ale w wydaniu fringe, więc z pewnością bez przereklamowanej komercji. Loving Art Landor Theatre, 70 Landor Rd, SW9 9PH wt-sb., godz. 19.30 Bilety: £15 / £12, rezerwacja: 020 7737 7276 Scena fringe. Musical w stylu lat 60. będący parodią rockandrolowej rewolucji, która zmieniła świat.
Natural History Museum, Cromwell Road, SW7 5BD codziennie, 12.00-17.00 Wstęp wolny Piękny ogród tego muzeum jest otwarty od wiosny do wczesnej jesieni. Mieszkają w nim motyle i ptaki, których nie spotka się w każdym londyńskim parku. Galeria nocą Fresh Faced Friday National Portrait Gallery St Martin's Place, WC2H 0HE 20 czerwca, godz. 18.30-22.00 Wstęp wolny Otwarcie wystawy podsumowującej tegoroczny konkurs BP Portrait Award. West End Live 21 czerwca, godz. 11.00 22 czerwca, godz. 12.00 Leicester Square, WC2 7JY Wstęp wolny Największy w Londynie festiwal teatru i musicalu. Aktorzy zaśpiewają i zatańczą najlepsze numery z takich przedstawień jak: „Dirty Dancing”, „Chicago”, „The Sound of Music”, „Joseph and the Amazing Technicolour Dreamcoat”, „Stomp”, „Mamma Mia!”.
k
ju
24
20 czerwca 2008 | nowy czas
czas na relaks
TRUSKAWEK CZAS
» Lato już prawie za progiem, przynajmniej to
mANIA GOTOWANIA
kalendarzowe. Sceptycy pytają, czy w Anglii tę porę roku można nazywać mianem lata. Optymiści mają jednak nadzieję, że w tym roku będzie cieplej i zażyjemy trochę więcej słońca niż w roku ubiegłym.
Mikołaj Hęciak czywiście ilość opadów ma duży wpływ na uprawę truskawek, których w zachodnich krainach wysp Brytyjskich nie brakuje. Wszyscy wiemy z naszego polskiego podwórka, że ani nadmierne opady, ani ich brak truskawkom nie pomagają. Przyzwyczajeni przez supermarkety do truskawek na ich półkach przez cały rok, nie zapominajmy, że czerwiec jest miesiącem wysypu tych pysznych owoców w Europie. Jeżeli mielibyśmy okazję nabyć truskawki od producenta, jeśli nie prosto z farmy to chociaż na okolicznym rynku, uczyńmy to koniecznie. Dlatego dzisiejsze przepisy wybrałem szczególnie z myślą o truskawkach. Zanim jednak przepisy, wspomnę trochę o winie. O tym rodzaju alkoholu napisano już wiele ksiąg i artykułów, a jest to temat szeroki jak rzeka i trudno zgłębić go do końca. Każdy niemal kraj może poszczycić się własną odmianą wina. A są kraje hojniej obdarowane przez naturę, gdzie poszczególne regiony kultywują tradycje własnych, często unikalnych winnych propozycji. Wino jest dobre na różne okazje i do różnych posiłków. I tu zaczyna się dylemat. Jak wybrać odpowiednie wino? Przypomnę tutaj polską rymowankę, która ułatwi nam ten wybór. Ryby, drób i cielęcina, lubią tylko białe wina. A pod woły, sarny, wieprze jest czerwone wino lepsze. Od razu widzimy tutaj podział na kolor wina. Oprócz białego i czerwonego dodajmy jeszcze różowe, zwane rosé. Ta różnica w kolorze bierze się z odmienności szczepów winnych. Następnym podstawowym podziałem jest wytrawność wina, najprościej mówi się o winach słodkich, półwytrawnych i wytrawnych. Zawartość alkoholu w winie też jest różna, średnio waha się w granicach 12 proc., ale ciężkie wina, takie jak porto,czy madera zwykle są 18-procentowe. To rozróżnianie odmienności wina ma swoje powody. Ponieważ wino winu nie równe, każde jedno wymaga osobnego traktowania. Czerwone wino lepiej smakuje, jeżeli pozwolimy mu przed spożyciem „pooddychać”, czyli po nalaniu do kieliszków odczekać około 20 minut. Temperatura otoczenia i kontakt z powietrzem
O
pozwoli na wydobycie smaczków. Oprócz tego wino lubi przestrzeń, czyli nie napełniamy kieliszków po brzegi, a raczej do połowy. Przecież nie chodzi o to, by się napić, tylko rozsmakować. Natomiast białe wino należy traktować „chłodno”. Schłodzić przed podaniem, a w trakcie popijania kieliszek trzymać zdecydowanie za nóżkę, by nie nagrzewać trunku. Przez lata nawet kształt kieliszków był poddawany sprawdzianom i obecnie do czerwonego wina używamy kieliszki bardziej pękate, a do białego w kształcie tulipana. Przez pewien czas kieliszki „szampanki” były płaskie i szerokie, ale ostatnio znowu powrócił trend na kieliszki długie i wąskie, co pozwala na dłuższe zatrzymanie „bąbelków” w szampanie. W ciepłe, letnie dni preferowane jest białe wino, z racji niższej temperatury podawania, ale czerwone zawsze pozostanie odpowiednim dodatkiem do grilowanych mięs. A gdy robi się naprawdę ciepło, wina są dobrym składnikiem dla odświeżających koktajli i ponczów.
KOKTAJL TRUSKAWKOWY Truskawki można jeść na wiele sposobów i trudno jest się nimi znudzić. Jednym z najbardziej klasycznych deserów wszechczasów są właśnie truskawki z bitą śmietaną i czekoladą. Są też jednym z najpopularniejszych składników napojów. Każdy zna koktajl truskawkowy z mlekiem. A dlaczego nie spróbować takiego koktajlu z dodatkiem czerwonego wina? Opłukane truskawki posypujemy cukrem pudrem, łączymy ze śmietanką (single cream) i czerwonym winem, kilkoma kostkami lodu i miksujemy. Podajemy w wysokich
szklankach z dodatkowymi kostkami lodu i słomkami. Nie podaję tutaj ilości składników, gdyż w tym bardzo popularnym napoju jest to kwestia dość osobista, pamiętajmy tylko o proporcji śmietanki do wina w skali 2:1, ale to jest tylko propozycja. Zamiast wina możemy wypróbować rum, a zamiast truskawek poziomki, ale w tym przypadku musielibyśmy być akurat w Polsce.
TRUSKAWKOWA GALARETKA Pozostając w letnim klimacie, o czym przypominają nam truskawki, proponuję przepis z podobnymi składnikami, ale przyrządzony w inny sposób. Dla 6 osób potrzebujemy: 1 torebkę żelatyny, 50 g cukru, pół litra różowego wina (rosé), 300 g truskawek. W małym naczyniu rozpuszczamy żelatynę z dodatkiem 3 łyżek zimnej wody. Pozostawiamy na 5 minut, by żelatyna mogła napęcznieć. Następnie wkładamy naczynie do większego garnka z gorącą wodą (tzw. kąpiel wodna), by pod wpływem ciepła żelatyna mogła całkowicie się rozpuścić. Osobno w innym małym naczyniu cukier łączymy z 4 łyżkami wody i podgrzewamy do rozpuszczenia cukru i doprowadzamy do wrzenia. Po 1 minucie cukrowy roztwór wlewamy do żelatyny i mieszamy. Dodajemy wino i odstawiamy do ostygnięcia, ale mieszanka nadal powinna być płynna. Truskawki płuczemy i kroimy na połówki bądź ćwiartki, wkładamy do 6 szklanek i zalewamy przestudzoną galaretką. Wstawiamy do lodówki do związania się galaretki. Możemy podawać z bitą śmietaną. Cena porcji 75 pensów. Czas przygotowania około 20 minut plus czas na ścięcie galaretki. Smacznego!
|25
nowy czas | 20 czerwca 2008
czas na relaks sudoku
średnie
łatwe
5 7 9 8 6 9 3 7 4 9 3 7 2 3 8 5 1 8 9 4 5 1 6 8 1 4 2
1 3
9 6 4 7 1 9 5
6
trudne
7 4 9 5
2 7
3
1
5 2
9 4
4 6
6 4 2 3 9
4
7
8
2
3
6 1
4
6 2 1
6
1 9
5
2 8
5
3
1 7 7 4 3 6 2 1 7 8 2 9 3 7 9 8 3 9 6 2 4
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 Wiele osób zacznie się do ciebie zwracać o wskazówki, jak postąpić w trudnej emocjonalnej sytuacji. Dasz krótkie rady i nie będziesz drobiazgowo roztrząsać cudzych losów. Życie jest piękne i zaczniesz z niego korzystać. Przyda Ci się więcej cierpliwości i ostrożności w układach z najbliższymi. Zacznij dbać o zdrowie i kup karnet na siłownię czy do klubu fitness.
BYK 20.04 – 20.05
Młode Byki mogą otrzymać wymarzony staż w renomowanej firmie lub wyjechać na szkolenie. Co się zaś tyczy finansów, będziesz raz na wozie, raz pod wozem. Mogą przyjść do Ciebie pieniądze, ale szybko znajdziesz sposób, by się ich pozbyć... Nie szastaj pieniędzmi! Jeśli już musisz je wydać, to chociaż miej z tego pożytek albo przyjemność.
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
Jeżeli jesteś bliźniakiem w związku masz szansę zachwycić bliską osobę śmiałymi pomysłami. Odrobina niepokoju, jaką wzbudzisz, doda Twojemu związkowi uroku. Być może pojawi się nieuzasadniona zazdrość, ale partner zacznie się bardziej starać. Pod koniec tygodnia uważaj na brak koncentracji. .
RAK 22.06 – 22.07
GA WA 23.09 – 22.10
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
Uda ci się rozwiązać większość problemów partnerskich. Dom i rodzina będą dla Ciebie miejscem realizacji marzeń. Niedługo ugruntujesz to, co dotychczas zostało zdobyte. Pod koniec tygodnia znajdziesz równowagę wewnętrzną, ale musisz wytłumaczyć najbliższym, że myślisz o nich nieustannie, nawet gdy wyjeżdżasz w celach zawodowych.
Kończy się już okres Twojego dopasowania się do świata. Z tej próby wyjdziesz zwycięsko. W tym pośpiesznym okresie wagi dla ciebie nabierze rodzina. Nie będzie konieczne poszukiwanie spełnienia i oparcia w świecie zewnętrznym. Pod koniec tygodnia dla osób wolnych pojawi się realna szansa na zmianę stanu cywilnego.
O takim powodzeniu u płci przeciwnej inni mogą tylko pomarzyć. Przez cały rok Twoja uroda zewnętrzna i wewnętrzna błyszczeć będzie wielkim blaskiem. Masz ogromną szansę znaleźć bratnia duszę, jeśli jesteś wolnym koziorożcem. Jeśli nosisz obrączkę, wzrośnie siła Twojej woli i postawisz na swoim w realizowaniu szczęścia we dwoje.
Jeśli jesteś osobą w wolnym stanie, może się zdarzyć, że jakieś uczucie pochłonie Cię bez reszty, ale równocześnie zaabsorbuje pasjonująca praca, która da ci niezależność. Musisz nauczyć się sterować swoją energią, aby się nie zagubić wśród nadmiaru możliwości. Wtedy przyszłość we dwoje zarysuje sie optymistycznie, a jednocześnie nie zahamujesz swojej kariery.
Dla stabilnych par wzmocnienie. Twoje działania wobec partnera zacznie cechować oryginalność i twórcza ekspresja. Pogodzisz przeciwności w swoim związku, a dzięki pomysłom, splotom okoliczności i sile woli doprowadzisz do pogłębienia wzajemnej bliskości. Ujarzmienie niesfornych stron Twojej natury umożliwi Ci największe sukcesy.
Jeżeli jesteś zajętym wodnikiem w związku przejmiesz ster. Partner przyzna ci rację, kiedy spełnią się Twoje przepuszczenia i wtedy logicznie uzasadnisz swoje decyzje. Cały tydzień będziesz dawcą energii, możesz się więc bardziej cenić. Działaj z rozmachem i ciesz się efektami. Nauczysz się korzystać z podarunków losu, które mogą na stałe zmienić Twoje życie.
Wejdziesz na drogę samodoskonalenia, zwiększy się Twój potencjał intelektualny. Możesz wcielać w czyn oryginalne pomysły, które przyspieszą sprawy zawodowe, ale rób to w konsultacji z kimś doświadczonym. A o to nie będzie trudno, bo zawrzesz przyjaźnie z myślącymi osobami.
Koniec tygodnia zaowocuje nowymi biznesowymi pomysłami, ale mogą wystąpić nieoczekiwane przeszkody. Ich pokonanie rozwinie Twoją osobowość. Zaczniesz lepiej rozumieć siebie i innych. Pojawia się możliwość nawiązania znajomości z oryginalnymi i interesującymi postaciami życia publicznego.
Odczujesz wyraźny wzrost swoich możliwości. Trwa pozytywna passa na robienie dużych interesów, które zaspokoją potrzeby Twoje i najbliższych. Niedługo Twoja pozycja zawodowa wzrośnie. Realna stanie się poprawa warunków pracy, trudne problemy w zespole rozstrzygną się.
LEW 23.07 – 22.08 NA PAN 23.08 – 22.09
PION SKOR 23.10 – 21.11
LEC STRZE 22.11 – 21.12
NIK WOD 20.01 – 18.02
BY
RY 19.02 – 20.03
26|
20 czerwca 2008 | nowy czas
jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? aby Zamieścić ogłosZeNie KomercyjNe skontaktuj się z
ogłosZeNia ZwyKłe Aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię”, „Szukam pracy”, „kupię”, „Sprzedam”, „Mieszkania do wynajęcia”, „Oddam za darmo”, „Towarzyskie” wyślij SMS: NC + treść ogłoszenia (np. NC oddam kota...) na numer 87070. Otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo CORRECT.
ia Ogłoszen e w o k ram 0. 1 £ d już o O I N A T NIE! I W YGOD rtą! Zapłać ka
działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
w ramce kolorowe
do 15 słów
£10
£15
do 30 słów
£15
£25
Koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)
ZaTrudNiĘ
ZATRuDNię fachowców budowlanych. Praca w Polsce, woj. lubelskie i warszawskie. Tel.: 0796 3597 733 po 19.00. PRACA W OCHRONiE dla każdego. Organizujemy kursy ochrony specjalnie dla Polaków. Panie mile widziane. DLA SWOiCH kuRSANTóW PRACA! Tel. 0793 144 2707. AVON – zostań konsultantką w uk i dołącz do mojej polskiej grupy! Super zasady współpracy, praca łatwa i dochodowa od zaraz, bez ryzyka – sprawdź! Magda, tel. 0772 7062239.
NORHOLT, duży, słoneczny pokój 2osobowy, w ładnym domu dla spokojnych, niepalących osób, możliwość odzielnych łóżek, 2 min. do metra, autobusów i sklepów. Tel.: 0-798 4941 105 TOTTENHAM, 2 /3-osobowy duży pokój w 2 bedroom new flat, salon, TV, ogród. Mieszkają 2 osoby. Nie dla imprezowiczów. Tel.: 0791 2228 492 STRATFORD/FORET GATE. Pokój dla pary. Wysoki standard, po remoncie, miejsce parkingowe. TV (cyfrowy Polsat) i internet. Cena 120 tyg. Tel.: 0780 9535 197
TowarZysKie sprZedam SPRZEDAM SukNię ŚLuBNĄ razem ze wszystkimi dodatkami, niedrogo. Rozmiar 36/38, śnieżna biel, dwuczęściowa; sznurowany gorset i spódnica. Stan idealny. Naprawdę piękna. Tel.: 0785 1786 478 SPRZEDAM ZiEMię 5,5ha. Przy lesie i szosie 1kl., jezioro, wszystkie media. Woj.lubuskie, m. Tursk k. Sulecina. Tel.: 0797 0722 081
miesZKaNie do wyNajĘcia ACTON, miejsce w pokoju dla chlopaka w poblizu stacji metra Acton Town. £65 na tydzień, bez depozytu, rachunki. Tel.: 0795 255 2145.
40-latek pozna koleżankę ze Slough, w celu miłego spędzenia wspólnie wolnego czasu. Tylko sms-y na nr 0752 8161 045
LEyTONSTONE. Dwuosobowy pokój £120/tydz. i jedynka £75/tydz. W czystym spokojnym mieszkaniu na 4 osoby. 7min do stacji. Rachunki wliczone. internet. Tel.: 0796 961 8349. kiLBuRN PARk /SWiSS COTTAGE. 2osbowy duży pokój na Abbey Rd, NW6, druga strefa. komfort, TV, internet. Rachunki wliczone. £130/tyg. Tel.: 0797 6354 659. MiLE END (2 strefa, 5min. do stacji, trzy linie metra). Dwuosobowy pokój w umeblowanym czystym mieszkaniu z internetem. £55/os/tydz. Rachunki wliczone. Tel. 0790 454 6630. HACkNEy CENTRAL, CLAPTON (2 strefa, Jedynka £70/tydz. Duży dwuosobowy pokoj £110L/tydz. 7min.do stacji. Rachunki wliczone. Tel.: 0790 454 6630. PLAiSTOW. Dwuosobowy pokój w umeblowanym domu z dużym ogrodem. Dwie łazienki. internet. Rachunki wliczone. Tel.. 0790 4546630. PLAiSTOW. Duże pokoje dwuosobowe do wynajecia, 5 min. do stacji, w umeblowanym domu. Cena od £55/os/tyg rachunki wliczone. Tel. 07809472556
w domu nauczyciela. Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy. wiĘcej iNFormacji pod Numerem TeleFoNu: 0208 2487 561
gabiNeT medycyNy NaTuralNej Skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergoterapia. Barking, London. Tel: 0208 5957737, 0795 867 7615.
masaże lecZNicZe, ustawianie kręgow, rehabilitacja rÓżNe
WyJAZD DO CHiN za darmo dla kreatywnych i ambitnych, którzy chca nie tylko pracowa najemnie.Tel.07985284791 po 15 tej. Email: lurum@poczta.fm kuPię lub nawiążę współpracę z osobą mogącą sprowadzić z Chin materiały – podbitki do mebli, tapicerki. Tel. 0778 3547 409
oddam Za darmo WESTFERRy, MiLE END. Miejsce dla chlopaka £55/tyd. Duża dwójka z balkonem w umeblowanym mieszkaniu z internetem. £115/tydz. Rachunki wliczone. Tel.: 0790 454 6630.
leKcje jĘZyKa aNgielsKiego
ksiązki o procesach urbanizacji miast Anglii w latach 20 i 30 XiXw. Po angielsku. Zanteresowanych proszę o kontakt telefoniczny: 0750 2203 903
GABINET Joanny i Tomasza Palackich 15 Periwood Crescent, UB6 7FL Perivale – London. rejestracja: 07841 668 442
laboraTorium medycZNe: The paTh lab Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. EKG, USG.
gabiNeT medycyNy NaTuralNej Komputerowe, kompleksowe badania organizmu. Masaże lecznicze. Reflexologia, aromaterapia, elektroterapia. 234 Kings street, i piętro. Kontakt: diana, tel. 0-793 1761 514. Zapraszam codziennie od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 - 19.00 oraz w soboty i niedziele od 10.00 do 15.00.
wrÓżKa samira Z egipTu mówiąca po polsku. Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. Zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. Daj sobie pomóc. Nie czekaj! Dzwoń! Tel. 0208 826 5074
polsKie biuro Rozliczenia podakowe, rezydentura,zasiłki, tłumaczenia. Pomoc przy wypełnianiu formalności związanych z rejestracją oraz NI. Karta CIS. Rejestracja samozatrudnienia. Skutecznie i solidnie. Kontakt: 0750 145 5897; 0207 2724864
Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616
pogoTowie KompuTerowe Usuwanie wirusów. Instalacja systemów operacyjnych i oprogramowania. Doradztwo przy wyborze i zakupie sprzętu. Budowa sieci kablowych i bezprzewodowych. No Fix - No Fee. pioTr, Tel. 0788 2345 968
wrÓżKa sebila, przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. Tel. 07988553378
domowe wypieKi Masz urodziny, imieniny, komunię dziecka? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny. Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu agaTa Tel. 0795 797 8398
auTo-laweTa (pomoc drogowa, aukcje, ebay) Transport Motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. Transport na lotniska. Przeprowadzki. Punktualność i rzetelność. Tel.: 0759 264 6029
usługi Hydraulik z wieloletnim doswiadczeniem wlasne narzedzia transport przyjmie prace lub zlecenie. Tel 0791 901 6887.
duży VaN; przeprowadzki, Londyn, UK. Transport materiałów budowlanych. Tel. 0798 3461 297
Zapraszamy na Kurs Tańca TowarZysKiego l-stopnia dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca, szkółka tańca towarzyskiego dla dzieci. Najbliższy kurs rozpoczyna się 14 czerwca o godz. 16.30 Tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk
FiZjoTerapia, masaż leczniczy. Bóle kręgosłupa, bóle stawów, nerwobóle. małgorZaTa Tel. 0793 3388935
paZNoKcie akryl, żel, manicure, pedicure, heNNa z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia. monika Tel. 0783 541 2859
proFesjoNalNe FryZjersTwo, strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, west acton, Tel. 0786 2278729
biuro KsiĘgowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162d high sTreeT houNslow Tw3 1bQ 0208 814 1013 mobile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk
eleKTryKa samochodowa Mechanika, elektryka, diagnostyka komputerowa układów cząstkowych benzyny oraz deasla, air-bag/abs Oraz napełnianie układów klimatyzacyjnych Tel: 0788 155 2350
aNTeNy saTeliTarNe Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny. Tel. 0751 526 8302
wywÓZ śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free TraNspol tel. 0786 227 8730 lub 29 aNdrZej
TaNie prZeprowadZKi i TraNsporT Na loTNisKa Duży Van, fachowa i profesjonalna obsluga ZadZwoN i sprawdZ!!! Tel: 0785 702 8946
|27
nowy czas | 20 czerwca 2008
ogłoszenia
job vacancies
Description: Must have ability to speak and write in Polish. Must have excellent Communication skills, be computer literate and be able to manage all levels of Administration. Varied role working within a recruitment company, will involve recruitment of candidates. Will be based at Melton, North Ferriby. How to apply: You can apply for this job by telephoning 07872 694810 or 01482 638532 and asking for Richard Geekie. OFFICE MANAGER
Sheltered Housing Warden Location: Balham, SW17 Hours: 43 hours per week shift pattern Wage: ÂŁ16,000 pa plus benefits Closing Date: 10th July 2008
Description: We are seeking a self starting, motivated individual who is reliable, resourceful and able to support the Manager in delivering the highest standards of service to our tenants living at the scheme. You will require excellent verbal and written communication skills in both the English and Polish language. You will posses the ability to build trusting and meaningful relationships with the tenants providing them with support and guidance to maintain their dignity and maximize their independence at all times. You will be a focal point for meeting tenants accommodation related support needs which will include general office work, liasing with various external agencies such as repairs contractors, GP’s, social services or family members, carrying out occasional minor maintenance tasks, keeping external areas tidy and responding to tenants needs or queries as they arise. Interviews will be held at St Anthony’s on the 12th July 2008. How to apply: to apply contact the Manager, Anna Siwek, on 020 8672 5106 for application pack. POLISH TRANSLATOR Location: NORTH FERRIBY, NORTH HUMBERSIDE Hours: 40 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 8:00AM-6:00PM Wage: £11,481.60 BASIC + CAR + PERFORMANCE RELATED BONUS Duration: PERMANENT ONLY
MECZE EURO 2008 NA DWÓCH SALACH! Polsat i Cyfra. Świeşe obiady domowe na kaşdą kieszeń. DWA ogródki rodzinne. Miła atmosfera.
Location: BIRMINGHAM, WEST MIDLANDS. Hours: 35 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 9AM TO 5PM Wage: ÂŁ12000 PER ANNUM PLUS BONUS Duration: PERMANENT ONLY
Description: Must have a strong grasp of Microsoft office, Word Excel etc, be able to send and receive Emails, good telephone manner, good communication skills, be highly organized with the ability to supervise and lead accordingly. Polish speaking candidates an advantage although not essential. Training will be given. Duties to include managing a small office, dealing with clients, supervising cleaning staff in sites in Birmingham and throughout the UK. Overtime will be available. Must have driving licence, as you will be required to drive to various site from time to time. Successful applicant will be provided with company car and company mobile phone. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0121 2360040 and asking for Angela Palmer. LIFEGUARD Location: LONDON, W11 Hours: 40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7 BETWEEN 6AM AND 10.45PM Wage: ÂŁ12,000-ÂŁ12,500 PER ANNUM Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. see www.dwp.gov.uk for more information. Interview will include a swim test. You must have good interpersonal skills. Duties will include life guarding, setting up equipment for various sports, cleaning and other duties issued by the duty manager. Uniform provided. Ongoing training will be provided for all aspects of the job including First Aid at Work and De-Fib. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Steve Singh at Kensington Leisure Centre, Walmer Road, London, W11 4PQ, or to kensington.ops@cannons.co.uk. LEGAL CLERK
Duke of Cambridge, Hounslow East TW3 1PA. Pozwól się zadziwić! TEL. 0-773 7869 253
24H POGOTOWIE KOMPUTEROWE Tworzenie stron internetowych. Programy i bazy danych na zamĂłwienie. Na miejscu lub w biurze na Fulham (stacja Putny Bridge). 077-8352-4096 www.startuj.co.uk.
Location: FULWOOD, PRESTON, LANCASHIRE Hours: 37.5 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 9:00AM-5:00PM Wage: ÂŁ12,500 PER ANNUM Duration: PERMANENT ONLY
Description: Must have a legal background, and be a fluent Polish speaker. Previous Experience within personal injury field would be preferred. Duties involve taking statements from clients, preparing court documents, assisting solicitors And numerous fee earners. Will also liaise with clients when needed. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Karis Lea at Equities Solicitors, Unit 12, East way Business Vill, Oliver’s Place, Fulwood, PRESTON, PR2 9WT, or to klea@equitassolicitors.co.uk. COOK
Location: MANCHESTER, LANCASHIRE Hours: 42 HOURS PER WEEK 6 DAYS FROM 7 BETWEEN 7AM-1PM Wage: MEETS NATIONAL MINIMUM Work: Pattern Days, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: Must have experience of working in a care home and Basic Food and hygiene Certificate. Must be able to cook Polish food dishes. Duties would involve Preparing meals for residents and keeping the kitchen area clean and tidy. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure Applicant will meet expense. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0161 2056716 and asking for Sandie Deane. ADMINISTRATOR Location: MIDDLESBROUGH, CLEVELAND Hours: 22.5 PER WEEK MONDAY TO FRIDAY 8.30AM-1.30PM Wage MEETS NAT MIN WAGE Duration: PERMANENT ONLY Description: Previous experience is preferred. You must have good Microsoft Excel skills. Word and PowerPoint would be an advantage. The ability to speak Polish would be An advantage with a good telephone manner. Duties will include assisting the Supervisor with the general running of the site office, managing time sheets,
BEZ NOWEJ KARTY SIM
BEZ UKRYTYCH OPLAT
']ZRĂ? GR GRPX
S PLQ
] .RPĂ?UNL :\ELHU]
& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i # lub poczekaj na po³šczenie.
3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny
MX› RG
27% /polska acall.com edyt EXTRA kr O A DARM
www.aur
Z
ujesz jesli doĂĄad rnet przez Inte
2p/min 7p/min 1p/min 2p/min
Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com/polska
Tanie Rozmowy!
*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
28|
20 czerwca 2008 |nowy czas
port euro 2008
redaguje Daniel kowalski info@sportpress.pl
polska - chorWacJa 0:1 (0:0)
Tylko Boruc nie zawiódł
Kibice na medal Marcin Frączak Klagenfurt
Daniel kowalski
Po raz trzeci z rzędu w ostatnich latach z wielkiej imprezy wracamy już po eliminacjach. W ostatnim meczu Euro podopieczni Leo Beenhakkera przegrali z Chorwacją 0:1, zajmując tym samym ostatnie miejsce w swojej grupie. Nasze szanse na awans były przed tym meczem bardzo małe, żeby nie powiedzieć znikome. Przede wszystkim musieliśmy liczyć na porażkę Niemców z Austrią, a następnie wygrać z Chorwatami jedną bramkę więcej niż gospodarze. Żaden z tych dwóch warunków nie został spełniony. Oba mecze zakończyły się wynikiem 1:0, ale na naszą niekorzyść. To oznacza, że w grupie zajęliśmy ostatnie miejsce. Wyprzedzili nas nawet dużo niżej notowani Austriacy... W ostatnim meczu Leo Beenhakker dokonał w składzie kilka dosyć istotnych zmian. Nie zobaczyliśmy Jacka Bąka, Mariusza Jopa oraz Ebiego Smolarka. W ich miejsce trener wstawił Jakuba Wawrzyniaka, Wojciecha Łobodzińskiego i Rafała Murawskiego. Jeszcze więcej zmian dokonał trener rywali, który desygnował do gry aż dziewięciu nowych piłkarzy.
euro 2008
Nasz zespół rozpoczął mecz ze sporym animuszem. Tylko w pierwszych piętnastu minutach mieliśmy trzy klarowne sytuacje na zdobycie bramki. W decydującym momencie zabrakło nam niestety precyzji i szczęścia. Zaraz potem inicjatywę przejęli rywale. Ich ataki były bardziej groźne. W trzydziestej trzeciej minucie Ivan Klasnić znalazł się oko w oko z Borucem, ale nasz bramkarz po raz kolejny udowodnił, iż jest bramkarzem klasy światowej. Kilka minut później w podobnej sytuacji znalazł się Ivan Rakitić, ale ponownie górą był Boruc. Pierwsza połowa zakończyła się więc wynikiem bezbramkowym. W drugiej odsłonie w składzie „biało-czerwonych” doszło do kolejnych zmian. Na boisku pojawili się kolejno Adam Kokoszka, Euzebiusz Smolarek oraz Tomasz Zahorski. Każdy z nich próbował wnieść do naszej gry coś nowego i momentami trochę im to nawet wychodziło. Dwie klarowne sytuacje na zdobycie bramki miał Smolarek, jedną – sam na sam z bramkarzem – Zahorski. Niestety tego wieczoru oprócz umiejetności brakowało nam również szczęścia, ale to jak mówi piłkarskie porzekadło sprzyja zwykle lepszym. Jedyna bramka meczu padła w pięćdziesiątej trzeciej minucie meczu. Ivan Klasnic po dwóch nieudanych próbach w końcu pokonał naszego bramkarza. Jego płaski strzał w długi róg okazał się nie do obrony. Już wcześniej otrzymaliśmy informację z Wiednia, że Austria również przegrywa, więc był to dla nas koniec marzeń. Dla nas mistrzostwa się już skończyły.
Nadzieje przed turniejem były wielkie i trzeba się zastanowić, czy aby nie za duże. Leo obiecał walkę o mistrzostwo, a rozgrywki kończymy jako ostatni w swojej grupie. Jedynym zawodnikiem, który nas nie zawiódł był rewelacyjny Artur Boruc. Tylko jego udanym interwencjom możemy zawdzięczać, że meczów nie przegraliśmy wyżej. W całym turnieju wybronił naszej reprezentacji ponad dziesięć stuprocentowych sytuacji i z pewnością będzie kandydował do tytułu najlepszego bramkarza imprezy.
POLSKA - CHORWACJA 0:1 0:1
53 min. Ivan Klasnić
Sędziował: Kyros Vassaras (Grecja). Widzów: 30 000 Polska: Artur Boruc - Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow, Dariusz Dudka, Jakub Wawrzyniak - Wojciech Łobodziński (od 55 min. Euzebiusz Smolarek), Rafał Murawski, Mariusz Lewandowski (od 46 min. Adam Kokoszka), Jacek Krzynówek Roger Guerreiro - Marek Saganowski (od 68 min. Tomasz Zahorski). Trener: Leo Beenhakker. Chorwacja: Vedran Runje - Hrvoje Vejic, Dario Simic, Dario Knezevic (od 27 min. Vedran Corluka), Danijel Pranjic – Ivan Rakitic, Ognjen Vukojevic, Nikola Pokrivac, Jerko Leko - Mladen Petric (od 75 min. Niko Kranjcar), Ivan Klasnic (od 74 min. Nikola Kalinic). Trener: Slaven Bilic.
polska - austria 0:1 (0:0)
Anglik odebrał nam zwycięstwo Sędzia Howard Webb przez ostatnich kilka dni był najbardziej znienawidzonym Anglikiem wśród polskich kibiców. W ostatniej minucie meczu z Austrią, Weeb podyktował przeciwko nam bardzo wątpliwy rzut karny, który zakończył się golem autorstwa Ivicy Vastica. Działo się to już w trzeciej minucie doliczonego czasu gry... Początek meczu należał do gospodarzy. Przez kilkanaście minut bombardowali bramkę Artura Boruca, ale ten za każdym razem wychodził z nich zwycięsko. Niewykorzystane sytuacje lubią się jednak mścić. W trzydziestej minucie meczu po kolejnym
groźnym ataku gospodarzy na kontrę zdecydowali się Polacy. Po koronkowej akcji Smolarek-Saganowski-Guerreiro ten ostatni strzelił swojego pierwszego gola w reprezentacji. Od tego momentu gra naszego zespołu uległa zdecydowanej poprawie. To my byliśmy zespołem przeważającym, kolejne bramki wydawały się być tylko kwestią czasu. Gdyby padła choć jedna dziś nie byłoby tematu „karnego Weeba”. Niestety nie udało się ani Dudce, ani też Krzynówkowi i o wszystkim zadecydowała kontrowersyjna decyzja angielskiego arbitra. To była już ostatnia minuta doliczonego czasu gry. Anglik podyktował przeciwko nam dwa rzuty wolne, drugiego z nich nakazał powtórzyć. Zaraz po nim w wyniku zamieszania w polu karnym Mariusz Lewandowski łapie za koszul-
kę zawodnika gości. Ku zaskoczeniu wszystkich arbiter wskazuje na „wapno”. Wszyscy liczymy na rewelacyjnego Boruca, ale niestety strzał Vastica był nie do obrony. Zaraz po tym końcowy gwizdek sędziego i początek gwizdów polskich kibiców... – Atmosfera po takim meczu nie jest najlepsza – mówił na konferencji prasowej, trener Leo Beenhakker. – Nasza sytuacja nie jest najłatwiejsza, ale nie składamy broni, będziemy walczyć do samego końca. Odpowiedzialność za wyniki biorę na siebie, bo to przecież ja jestem trenerem – podkreślił Beenhakker. Przez kilka następnych trwała nieustanna krytyka sędziowskiej decyzji. Sedziego z Sheffield nie oszczędził nawet premier Donald Tusk.
Daniel kowalski
Na mistrzostwach Europy zagraliśmy poniżej oczekiwań. Na wysokości zadania stanęli za to kibice znad Wisły, którzy po raz kolejny pokazali, że można na nich liczyć. Stadion w Klagenfurcie, mogący pomieścić 32 tys. kibiców, w niedzielne popołudnie zapełnił się do ostatniego miejsca. Zdecydowaną większość stanowili zaś fani reprezentacji Polski. Przed rozpoczęciem turnieju UEFA przygotowała tylko kilka tysięcy biletów dla naszych kibiców. Na stadionie zasiadło ich jednak kilkanaście tysięcy. Jeszcze raz okazało się, że Polak potrafi. Do stadionu w Klagenfurcie można dojechać autobusem numer 95, który trasę od dworca kolejowego pokonuje w około 20 minut. Już na cztery godzi-
ny przed meczem trudno było wcisnąć się do zapełnionych autobusów. Chorwaccy kibice stanowili w nich garstkę, dominowali fani ubrani w biało-czerwone barwy. Już to pozwalało przypuszczać, że głośniejszy doping czeka na naszych piłkarzy. – Mam nadzieję, że bilety, które kupiliśmy od Holendrów, nie są na sektor z Chorwatami – mówił w autobusie jegomość w średnim wieku do swojego kolegi. Na godzinę przed pierwszym gwizdkiem niemal cały stadion był wypełniony po brzegi. Z sektorów zajmowany przez kibiców z Polski dochodził odgłos: „Gramy u siebie, gramy u siebie”. Odgłos tak charakterystyczny choćby z poprzedniej wielkiej imprezy, z mistrzostw świata w piłce nożnej w 2006 roku, gdzie również fani znad Wisły nie zawiedli. Bardzo przychylnym okiem spoglądali na grę Rogera, którego imię zaczęli skandować kilkanaście minut po jego wejściu na boisko. Tyle że, uwaga kibiców nie skupiła się jedynie na piłkarzach. Co jakiś czas przewijał się okrzyk: „Kubica, Kubica”. W minioną niedzielę, Polak zajął bowiem pierwsze miejsce w GP Kanady. Piłkarze niestety przegrali…
DaNiel praNJić:
Jestem zaskoczony awansowaliście w pięknym stylu. trzy wygrane mecze w grupie. Nawet portugalia nie zdołała tego uczynić!
– Tak, to prawda. Mamy silny zespół i szczerze mówiąc, nabieramy tej siły z każdym meczem. Wielu ekspertów uważa, że wygrywacie mecze z najlepszą defensywą tego turnieju.
– Te słowa bardzo budują. Nieskromnie zgodzę się z tymi pochwałami. Bardzo pracujemy nad naszymi defensywnymi umiejętnościami. Trener Bilić kładzie duży nacisk na tę formację. Poza tym w obronie grają znakomici obrońcy: Robert Kovać, Josep Simunić, ja i Vedran Corluka, o którym mówi się, że może być objawieniem tych mistrzostw. Z takim składem na pewno nie przepadniemy. Grupa wygrana, teraz przychodzi czas na zmagania ćwierćfinałowe. Już wiecie, że zagracie z turcją.
– Bardzo cieszymy się z wygranej w grupie, ale zapominamy o tym, co było, i skupiamy się na następnym meczu. Oglądałem mecz Turków z Czechami i powiem szczerze, że nie spodziewałem się tak dobrej gry i zaciętego charakteru u Turków. Krótko mówiąc, zaskoczyli mnie pozytywnie. Czeka nas więc ciężka przeprawa.
Turcy będą pewnie chcieli sprawić jakąś niespodziankę Myślę, że polacy wywarli na tobie zdecydowanie gorsze wrażenie.
– Zgadza się! To duża niespodzianka tej grupy. Nie myślałem, że możecie skończyć zmagania w grupie na ostatnim miejscu z dorobkiem jednego punktu. Ale takie jest piłkarskie życie. Trzeba o tym zapomnieć i pracować dalej, z jeszcze większym natężeniem, a może za cztery lata zdziałacie coś więcej. Przyznam szczerze, że wasza reprezentacja rozczarowała mnie, nie tylko w meczu przeciwko nam, ale także z powodu gry w całym turnieju. Więcej się po was spodziewałem, i myślę, że nie tylko ja. W czym tkwi problem? Mamy 40milionowy naród, który żyje piłką nożną. Jednak nie potrafimy wyławiać talentów tak jak wy.
– Powiem ci w zaufaniu: Nie trzeba się nad tym aż tak bardzo głowić! Tak po prostu jest i tyle. W tej chwili mamy lepszych piłkarzy, z lepszymi umiejętnościami. Musicie się z tym pogodzić w i czekać na lepsze czasy. Po latach chudych przyjdą i te tłuste. Z doświadczenia wiem, że cierpliwość popłaca…
W Klagenfurcie rozmawiał Jakub Zakrzewski
|29
nowy czas | 20 czerwca 2008
W pierwszej rundzie piłkarskiego Pucharu Ligi klub Marka Saganowskiego i Bartosza Białkowskiego zagra z Exeter. W sezonie 2002/2003 trofeum to z Liverpoolem zdobył Jerzy Dudek. Dwa sezony później zagrał jeszcze raz w finale.
Turcy w ćwierćfinale! To jak na razie największa niespodzianka tegorocznych mistrzostw Europy. W decydującym o awansie meczu grupy A Turcja wygrała z Czechami 3:2! Spotkanie wywołało wiele emocji już na długo przed jego rozpoczęciem. Chodziło o niespotykaną wcześniej sytuację. Otóż przed tym meczem oba zespoły posiadały nie tylko tyle samo punktów, ale również identyczny bilans bramek strzelonych i straconych. To oznaczało, iż zgodnie z regulaminem, w razie remisu od razu zarządzonoby rzuty karne, aby wyłonić ekipę, która awansuje dalej. Takie rozwiązanie nie było jednak konieczne. Po niezwykle emocjonującym i dramatycznym meczu Turcja niespodziewanie wygrała z Czechami 3:2, choć jeszcze na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem sędziego przegrywała 1:2. Jednym z antybohaterów meczu był światowej klasy bramkarz, Petr Cech. Golkiper Chelsea Londyn po-
pełnił kardynalny błąd przy wyrównującej bramce, co wcześniej zdarzało mu się niezwykle rzadko. Gola na wagę zwycięstwa już w doliczonym czasie gry strzelił Nihat Kahveci. Turek wykorzystał nieudaną pułapkę offsajdową i znalazł się sam na sam z Cechem. Przymierzył dokładnie i precyzyjnym strzałem doprowadził swój zespół do prawdziwego szaleństwa. W ostatnich sekundach Turcja grała w dziesiątkę. Za faul na Janie Kollerze czerwoną kartką ukarany został bramkarz, Volkan Demiler. Jako, że trener Turcji wykorzystał już wszystkie zmiany w bramce musiał pojawić się zawodnik z pola Tuncal Sanli. Mecz potrwał jeszcze tylko kilkadziesiąt sekund i arbiter odgwizdał koniec meczu. Mecz jak żywo przypominał spotkanie Czechów z Holendrami sprzed kilku lat. Wtedy scenariusz był podobny, ale w roli triumfatora wystąpili nasi południowi sąsiedzi. W drugim spotkaniu tej grupy mocno osłabiona Portugalia przegrała ze Szwajcarią 0:2. Awans do ćwierćfinałów reprezentacja Luisa Felipe Scolariego uzyskała już wcześniej.
Daniel Kowalski
LEO BEENHAKKER:
Wybrałem najlepszych – Jeśli to sprawi, że w Polsce pojawią się gracze wielkiego formatu, mogę odejść powiedział na konferencji prasowej Leo Beenhakker. W bazie polskiej reprezentacji w Bad Waltersdorf zwołano konferencję prasową poświęconą występowi naszej reprezentacji na mistrzostwach Europy. Zjawił się na niej trener z całym sztabem szkoleniowym, ale bez żadnego piłkarza... Leo Beenhakker rozpoczął od krótkiej przemowy. Całą odpowiedzialność za słaby wynik wziął na własne barki. Stwierdził też, że odejdzie jeśli będzie to gwarantem sukcesów kadry. – To nie ja jestem problemem. Ja jestem gotów odejść, jeśli będzie to w interesie polskiej reprezentacji – powiedział selekcjoner polskiej kadry. Umowę na prowadzenie kadry mam do 2010 roku. Choć miałem inne propozycje, nie skorzystałem z nich. Zawsze wierzyłem i wierzę, że reprezentacja może grać lepiej. W Polsce są talenty, trzeba je tylko odkryć, a później kształtować piłkarzy od małego. Tu potrzebne są rozwiązania systemowe – twierdzi Leo.
Beenhakker nie zgadza się z opinią o błędach w selekcji. Stwierdził, iż wybrał najlepszych aktualnie piłkarzy, ale większość z nich – nie wiadomo czemu – zawiodła. Wydaje się, że okres ochronny dla Leo Beenhakkera powoli się już kończy. Najdroższy trener w historii polskiej piłki będzie musiał się mocno tłumaczyć ze słabszej postawy swoich podopiecznych. Już po dwóch pierwszych meczach naszej reprezentacji na mistrzostwach Europy polscy dziennikarze domagali się wyjaśnienia przyczyn słabej postawy. Pytany o decyzje personalne trener mówił, że to on decyduje, więc on bierze na siebie pełną odpowiedzialność za końcowy rezultat. Sęk w tym, że Leo na jednej z konferencji prasowej powiedział słowa, które zaszokowały nawet mało znającego się na futbolu kibica. Beenhakker próbował tłumaczyć, że większość piłkarzy naszej kadry nie gra pełnych meczów w swoich klubach. To przecież wiedzieliśmy już od dawna, dlaczego więc nie powołał innych? Leo Beenhakker bardziej niż inny trener nie znosi niewygodnych pytań. Jeśli takie się pojawiają zaczyna się denerwować. Trochę to dziwne zachowanie jak na profesjonalistę.
Daniel Kowalski
sport
Royal Ascot 2008 Od wtorku do soboty w Ascot odbywają się najbardziej prestiżowe wyścigi konne na świecie. Na królewskim torze dżokeje walczą o wielkie pieniądze, ale przede wszystkim prestiż. Panów obowiązują w tych dniach cylindry, a panie wymyślne kapelusze. Każdego dnia nowy obiekt w Ascot odwiedza królowa Elżbieta II.
30|
sport
20 czerwca 2008 | nowy czas
Nasza kadra przyleciała już do kraju. Czarterowym samolotem z Grazu wróciło jedynie kilku piłkarzy, trener oraz działacze. Na lotnisku powitała ich nieliczna grupa kibiców i dziennikarzy. Nikt poza prezesem nie chciał jednak udzielać wywiadów.
Reprezentacja jest słabiutka Dariusz Jan Mikus
Coś jest w mentalności naszych piłkarzy, trenerów i działaczy – tych obecnych oraz byłych – że zamiast obiektywnie spojrzeć na fakty, dorabiają do nich pseudopatriotyczną ideologię i pokazują innym rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Gdy w przerwie meczu z Austrią usłyszałem komentarz Zbigniewa Bońka, w którym żenująco usprawiedliwiał jako pozytyw fakt zdobycia przez Rogera bramki ze spalonego, to nie bardzo wierzyłem własnym uszom. Okazało się, że wszystko jest OK, bowiem – zdaniem byłego trenera reprezentacji – wiele innych spotkań wysokiej rangi też było wygranych bramkami z offsajdu. I tak wypowiada się jeden z obecnych filarów polskiej piłki! Tym bardziej żałośnie wyglądał Boniek zaraz po meczu, gdy z miną Katona chciał niemal zlinczować sędziego za, jego zdaniem, stronnicze podyktowanie karnego. Akurat ten błąd nie był po naszej myśli...? Najrozsądniej skomentowali wydarzenie z 92. minuty sprawozdawcy Eurosportu, którzy podczas powtórnej emisji meczu stwierdzili, że nikt w Polsce nie miałby pretensji do Webba, gdyby gwizdnął takiego karnego w 16. czy 30. minucie. Ciekawe, z jakich to powodów Zibi nie pobiegł w drugiej połowie na boisko i nie ucałował sędziego zaraz po tym, jak ten nie podyktował przeciw nam ewidentnego karnego po faulu Golańskiego na wbiegającym w pole karne napastniku. Czyżby w przypadku Zbigniewa Bońka obowiązywały moralnie różne interpretacje przepisów? A może Boniek nie jest taki nieomylny, jak sugeruje to widzom niespotykaną jednoznacznością swoich opinii... Komentując mecz Hiszpanii ze Szwecją, w ostatniej minucie pierwszej połowy – po starciu szwedzkiego obrońcy z napastnikiem rywali – Zibi głośno krzyknął do mikrofonu: Karny! Zaraz
potem, gdy na ekranach pokazano powtórkę, nie było już krzyku ani komentarzy pewnego siebie Bońka, tylko filozoficzna uwaga, że karny to jest wtedy, gdy zagwiżdże go sędzia... Wróćmy zatem do meczu Polski z Austrią. Czy chwytanie rywala za koszulkę jest faulem? Z pewnością tak. Czy za faul w polu karnym trzeba gwizdać rzut karny? Nie inaczej. Czy przed powtórzeniem wolnego sędzia podbiegł do Lewandowskiego i ostrzegł przed zagraniem faul? To akurat widać na każdej powtórce. A jeśli to prawda, to sumarycznie należy mieć pretensje jedynie do Lewandowskiego, że zachował się na własnym polu karnym jak nieodpowiedzialny junior. Reprezentacyjny zawodnik powinien mieć świadomość, jak wielkie ryzyko podejmuje, ciągnąc rywala za koszulkę w polu karnym zaraz po zwróconej przez sędziego uwadze – szczególnie w tak newralgicznym momencie ważnego meczu, jakim jest końcówka. Inna sprawa, że w warunkach polskiej ligi – gdzie piłkarsko dojrzewał Lewandowski – podobne „faule tekstylne” są traktowane jako normalne zagrania. Boniek przeszedł sam siebie i skutecznie dołączył do grona wyznawców filozofii Kalego. „Sędzia dać nam gola ze spalonego – dobrze, sędzia podyktować wątpliwego karnego przeciw nam – źle!”. Trochę więcej oleju do głowy i szacunku dla samego siebie! Znacznie więcej trzeźwej oceny życzę też Beenhakkerowi, który zaprzeczył wygłoszonym na konferencji prasowej sugestiom dziennikarzy o słabszej dyspozycji szybkościowej Polaków w meczu z Austrią. Widocznie pan Leo nie oglądał tego samego meczu co dziennikarze.... Nieco więcej pokory wobec faktów. Zresztą ten sam Beenhakker dwukrotnie na konferencjach prasowych stwierdził, że sędzia Webb popełnił dwa błędy – dyktując karnego dla Austrii oraz uznając strzeloną ze spalonego bramkę dla Polski. Czyli jak by nie liczyć, wychodzi na remis... I po co ta cała zadyma z groźbami linczu na arbitrze?! Wszak nie chcemy chyba sukcesów polskiej reprezentacji na miarę zwycięstw wywalczonych zdobywanymi ze spalonego golami. Szanujmy kibiców i zamiast kombinować, jak udowodnić wyższość kontrowersyjnego karnego nad golem ze spalonego – zapytajmy, czy Polska miała na Euro 2008 realne szanse? Czy drużyna była należycie skompletowana? Czy kadra była odpowiednio przygotowana? Według mnie – nie. Po pierwsze, mamy bardzo słabą reprezentację – co w znacznej mierze jest wykładnikiem jakości polskiej piłki ligowej. Owszem, zdarzają się nasi rodacy
w zagranicznych markowych klubach – ale dlaczego najczęściej na ławkach rezerwowych? Nie dlatego, że nikt tam nie lubi Polaków, tylko dlatego, że na boisko wybiegają lepsi od nich. To chyba nieco chore, żeby do drużyny w barwach narodowych załapywali się faceci notorycznie nie mogący dostać się do pierwszego składu własnych drużyn ligowych. Przygotowanie motoryczne? – Czasami różnice wobec rywali były tak wyraźne, że nasi reprezentanci całkowicie odpuszczali sobie nawet start do piłki... Ustawienie taktyczne zespołu najlepiej charakteryzują uwagi po meczu z Niemcami, kiedy to okazało się, że za zbyt wysoko ustawioną obroną – bardzo nieumiejętnie grającą na spalonego – bezkarnie mogą sobie hasać liczne zastępy napastników i skrzydłowych. Te wnioski były oczywiste wobec uwag podnoszonych po naszym debiucie w imprezie. A ich korygowanie było na tyle fatalne, że w meczu z bardzo nisko klasyfikowaną w rankingach Austrią pierwsze dwa kwadranse były dla Polaków defensywną katastrofą. Wypowiedzi Beenhakkera komentującego ten stan rzeczy uwagą, że właśnie dlatego mamy tak doskonałego bramkarza jak Artur Boruc, są zwykłą kpiną! Ale nie mamy takiej katastrofy w defensywie jak Mariusz Jop. Dlaczego podobnie fatalnej defensywy nie zafundują sobie dysponujący równie świetnym bramkarzem Holendrzy...? Przygotowanie mentalne też nie było na najwyższym poziomie i kończyło się na reklamowych sugestiach, że: „siła jest w nas” albo że : „Ebi jest wielki!”. A wcale nie był i siły też nie mieliśmy... Fatalne okazało się też przygotowanie – liczba kontuzji i meandry selekcji
do drużyny nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Z Beenhakkera zrobiono po awansie półboga, choć to tylko załapanie się do grona 16 najlepszych w Europie drużyn. A to, zachowując wszelkie proporcje, nic takiego – bowiem czy ktokolwiek cieszyłby się w Polsce z tak fenomenalnego sukcesu siatkarzy czy siatkarek? Żałośnie w tym kontekście wyglądała wypowiedź Dariusza Dziekanowskiego w TVN24 – jeszcze przed meczem z Chorwacją. Zarzucił on dziennikarzom – podnoszącym słabe przygotowanie kadry przez Beenhakkera – chęć nabrania medialnego rozgłosu na zasadzie: „Stanę się rozpoznawalny, bo publicznie skrytykowałem Beenhakkera”. Zaraz potem pan asystent powiedział kilka zdań o podłym spisku medialnym, który polegał na nadmiernym szerzeniu optymizmu... by potem krytykować trenerów po słabych wynikach (!). A co? Pan Dariusz D. to nigdy nie wypowiadał się medialnie o potędze kadry Beenhakkera? Mecz z rezerwami Chorwacji potwierdził prawdziwość oświadczeń Beenhakkera o dysponowaniu na każdej pozycji zamiennikami co najmniej tej samej klasy. Wszystko się zgadza, gdyby z kolektywu nie wyłamał się Boruc, to mielibyśmy doskonale skrojony zespół słabeuszy. Leo Beenhakker zagrał na imprezach światowej rangi dziewięć spotkań – nigdy nie wygrał żadnego! Nie róbmy z niego idola polskiej piłki! Jeśli chodzi o Rogera, to też nie jest to sukces polskiej piłki – albo inaczej, jak Listkiewicz wymarzy sobie stworzenie drużyny na miarę marzeń, to niech kupi jeszcze kilku Brazylijczyków i Argentyńczyków, a na
dokładkę – ze dwóch Anglików. Pan prezydent da im ekspresowo obywatelstwo i będziemy mistrzami! Zagraliśmy na turnieju trzy mecze i skończyliśmy, mając na liczniku tylko jedną bramkę – w dodatku ze spalonego. Żenada... Przegraliśmy te mistrzostwa przez własne frajerstwo. Leo i Smolarek wielcy byli tylko na reklamach.. Reasumując – zalecam więcej pracy nad stworzeniem dobrej drużyny narodowej i mniej szukania winy u innych. Mniej głupoty, niemal szowinistycznego samozaparcia i tekstów pod publiczkę, a więcej roboty oraz sensu w publicznych komentarzach. Przez ostatnie kilka tygodni wiele nieodpowiedzialnych osób z kręgów reprezentacji i piłkarskiej centrali nadmuchiwało balon z zupełnie nieuzasadnionymi nadziejami na sukces w Euro 2008. Uniesieni tymi nadziejami działacze, zawodnicy i trenerzy spadną teraz z hukiem na twarz i wybiją sobie z protez złote zęby. Nasza piłka nie jest waleczna, bo nie ma kłów ani nawet siekaczy – potrafi tylko przeżuwać... Właśnie dlatego jej „zbawiciele”, próbując ratować własny odwłok, krzyczą, że polskiej piłce ktoś złośliwie podkłada nogę. Teraz dostali do ręki wyborny prezent, jakim jest medialna dyskusja na temat kontrowersyjnego ich zdaniem karnego – a to będzie doskonały sposób na rozmydlenie dyskusji o meritum, czyli miernej formie Polaków na mistrzostwach. Panowie! Więcej pokory wobec faktów. Uciekając spod gilotyny, nie budujcie szubienicy jedynie dla Webba. Aha... i przestańcie cieszyć się z ukradzionych krów!
|31 |1
nowy czas | 20 czerwca 2008
Kibicuj Tomaszowi Gollobowi!!! Już dziś wyślij sms na nr 87070 z prawidłową odpowiedzią na pytanie: KTO I W JAKIM SKŁADZIE WYGRAŁ DRUŻYNOWE MISTRZOSTWA ŚWIATA NA ŻUŻLU?
sport
Wygrywa tylko jeden Z TomasZem GoLLoBem rozmawia Daniel Kowalski – Tyle razy pokazywał, że może wygrać zawody, trzy biegi. Ja mu życzę wszystkiego dobrego, niech się rozwija i nie chciałbym oceniać jego, czy już jest gotowy, czy jeszcze nie. Jest on żużlowcem, który jeździ w Grand Prix, oby jak najdłużej.
Jak Pan oceni trzy pierwsze tegoroczne edycje GP?
– Bardzo ciężkie, zawodnicy wymieniają się miejscami na podium, mała strata do Nickiego. Generalnie ciężkie zawody, każdy chce wygrywać, każdy chce zdobywać punkty, każdy chce być najlepszy. Wygrywa tylko jeden, reszta musi się pogodzić z takim miejscem, które osiągnie. Ja się cieszę z drugiego miejsca i z tego, co do tej pory zrobiłem.
GP w Göteborgu obfitowało w wiele kraks i wypadków. Pana też one nie ominęły. Czy gdyby tor był przygotowany lepiej, osiągnąłby Pan lepszy wynik?
– Myślę, że tak, na pewno byśmy mieli to złoto upragnione, ale czuję się spełniony i niczego w życiu nie żałuję.
Niektórzy twierdzą, że od jakiegoś czasu nie potrafi Pan wygrywać na zagranicznych torach? Zwycięstwo w Krsku temu jednak zaprzecza...
Kogo najbardziej się Pan obawia w drodze po złoty medal?
– Myślę, że nie bedę tego komentować, bo to jest takie pytanie, którego ja nie rozumiem. Wiele razy zwyciężałem na różnych torach, i to, co się stało w Krsko czy gdziekolwiek indziej, to jakby przekreśla to pytanie i mówienie czegokolwiek takiego. Nagle jechałem na innym torze, nagle jechałem przy krawężniku, nagle wszystko się zmieniło... Ja uważam, że nic się nie zmieniło, bo jeżdżę tak jak jeździłem i zawsze mówię, że jadę tą drogą, która jest dla mnie wygodniejsza.
– Myślę, że mówienie o jednym czy dwóch zawodnikach jest niesprawiedliwe. Wszyscy startują, cała szestnastka jest zdolna do tego, żeby wygrać. Każdy może zwyciężać, każdy może jeszcze być mistrzem świata, nikt nie ma recepty na to. Oczywiście najgroźniejsi rywale są cały czas ci sami. Dlaczego nie startuje Pan na torach w Anglii? Czy oferta ze Szwecji była lepsza finansowo, czy też zdecydował tylko aspekt sportowy?
W tym roku w Grand Prix startuje Kasprzak junior. Czy jest już gotowy na wygrywanie GP?
– Jesli chodzi o Szwecję, to raczej komunikacja jest dużo lepsza, i to
W szczytnym celu z Londynu do Brighton London to Brighton Bike Ride 2008 – pod takim szyldem wystartowali w niedzielne przedpołudnie rowerzyści o wielkim sercu. LTBBR 2008 to nie wyścig po punkty czy medale. To raczej spotkanie w gronie ludzi, którzy tak samo czują, myślą i chcą być malutką częścią czegoś niewyobrażalnie wielkiego. 15 czerwca w parku na Clapham Common po raz 28. powstała wielka baza rozpoczynająca tę pełną chęci pomocy przejażdżkę. Właśnie w taki sposób uczestnicy zbierają pieniądze dla British Heart Fundation, która przeznacza je na badania i poszukiwanie nowych leków. Do tej pory na konto fundacji wpłynęło ponad 35 mln funtów, a udział w rajdzie wzięło ponad 700 tys. uczestników.
W niedzielę, 15 czerwca, na linii startowej można było zobaczyć rowerzystów każdego gatunku. Ramię w ramię stali obok siebie sędziwego wieku panowie, którzy na rowerach jeździli zanim nauczyłem się chodzić oraz młodzi, sponsorowani profesjonaliści. Cała ta śmietanka rowerowego świata przepleciona była „nadzwyczajnymi” zwykłymi rowerzystami, którzy przeważali tego dnia. To właśnie oni są siłą i motorem napędowym tego wielkiego przedsięwzięcia od samego początku, od roku 1980, kiedy ten wyścig wystartował po raz pierwszy. Do tej pory jest to impreza ciesząca się największym uznaniem i popularnością w całej Wielkiej Brytanii i trudno się temu dziwić. Trasa przejazdu z Londynu do Brighton to niebagatelne 54 mile, ze wspinającym się na wysokość ponad 700 stóp niesamowicie stromym podjazdem. Całość wydaje się sporym wyczynem, biorąc pod uwagę to, że tego dnia pogoda dopisywała, a słońce
podnosiło temperaturę. Na szczęście, kiedy jedzie się z sercem pełnym wiary w to, że czyni się dobro, żaden dystans nie jest zbyt długi i zbyt trudny do pokonania. Na całej trasie porozstawiane były punkty regeneracyjne, z wodą i jedzeniem dla uczestników z numerem startowym. Zadbano także o serwis rowerowy w mobilnych warsztatach (pobierano tylko opłatę za części zamienne). Zapytany przeze mnie starszy jegomość na swoim szosowym rowerze o to, ile chce przejechać tego dnia mil, odpowiedział ze szczerym uśmiechem, że „zbyt wiele”. Jak się okazało, dla niego dojechanie do Brighton nie było końcem przejażdżki – potem wybierał się dalej. Tylko pozazdrościć formy i zdrowia! Jak było na mecie, tego nie wiem, niestety obowiązki nie pozwoliły mi na to, żeby do niej dobić, ale jednego jestem pewien – za rok JADĘ!
pozdROWER
robimy „bezboleśnie”, natomiast Anglia to jest wyprawa, wiele innych problemów organizacyjnych, nie jest to proste i w moim przypadku, nadal się zastanawiam, co zrobić, żeby jeździć w Anglii. Jakie są Pana cele na najbliższe lata? Ile sezonów jeszcze będzie Pan występował na torach?
– Myślę, że jestem zdolny do pobicia wszelkich rekordów, nie zamierzam kończyć jutro kariery, myślę, że jeszcze parę ładnych lat jazdy przede mną. Chciałbym jeszcze pobić niektóre rekordy i uważam, że jestem zbyt młodym jeszcze człowiekiem, żeby kończyć jazdę na żużlu. Już za niedługo GP w Cardiff, na które tradycyjnie wybierają się tysiące fanów czarnego sportu z Polski, ale również Polonia z całej Wielkiej Brytanii. Czy ich doping jest dla Pana dodatkowym sprzymierzeńcem?
– Jak najbardziej, na pewno doping kibiców pomoże. A teraz prywatnie: wolnego czasu ma Pan mało, ale co robi Tomasz Gollob, jeśli już go ma?
– Spedzam czas z rodziną, z najbliższymi i łatam dziury, których nie mogłem łatać podczas sezonu żużlowego.