nowyczas2008/090/025

Page 1

sylwetki

paweŁ pawlikowski

dokumentalista nie moŻe wyzywać swych bohateRów na pojedynek, moŻe im się jedynie po cichu pRzyglądać, z szacunkiem, nawet jeśli na niego nie zasŁugują.

LONDON 27 June 2008 25 (90) nowyczas.co.uk FREE

RepoRtaŻ

ptasiek na wodzie

punktualnie o 11.30 (!) państwo whaRton wychodzą napRzechadzkę. on wysoki z siwą bRodą, w gRubych czaRnych okulaRach i zawadiackiej czeRwonej czapeczce.

NEw timE

thE pOLish wEEKLY czAs DLA bLiźNiEgO

6

Pola czeka na pomoc

Trwa wielka akcja pomocy dla czteroletniej dziewczynki, u której wykryto nowotwór złośliwy prawego oczodołu. Obecnie Pola przebywa w klinice w Düsseldorfie, każdy cykl leczenia to koszt 12 tys. euro. Pola ma szansę na wyleczenie i wokół siebie mnóstwo osób dobrej woli. Oby wśród nich byli również Polacy z Londynu

w sOuthAmptON

7

Chcą znać swoje prawa siostra teresa z sobotniej szkoły przedmiotów ojczystych im. tadeusza kościuszki nie tylko uczy religii... Fot. dariusz d juchum

Czas na piknik… Fawley Court inaczej

Chociaż jest nas w Southampton naprawdę wielu, wciąż tak mało wiemy o tym, co mają nam do zaoferowania brytyjskie firmy i instytucje. Stąd wziął się pomysł na pierwszą edycję dnia polskiego – mówi Tomasz Dyl, organizator targów.

Podczas kiedy przyszłość Fawley Court skupia zainteresowanie Polaków mieszkających w Anglii, doroczne BBQ polskiej szkoły na Ealingu, pokazało raz jeszcze, jak ważną rolę pełni to miejsce w życiu społeczeństwa polskiego w tym kraju. FELiEtON

Anna Ryland Sobotnia Szkoła Przedmiotów Ojczystych im. Tadeusza Kościuszki na Ealingu w zachodnim Londynie, największa szkoła polska poza granicami kraju, od wielu lat organizuje letnie pikniki właśnie w Fawley Court. Ci, którzy kiedykolwiek byli na tej dorocznej plenerowej imprezie wiedzą, że chociaż dzień ten jest wypełniony atrakcjami od jedenastej rano do szóstej wieczorem, jedną z

największych jest samo miejsce, czyli Fawley Court. Siedemnastowieczny pałac, stojący w kilkuhektarowym parku wychodzącym na Tamizę, zaprojektowany przez jednego z największych architektów angielskich, Christophera Wrena (który jest również autorem projektu katedry św. Pawła) współtworzy niezapomnianą atmosferę tych szkolnych pikników. Niewiele spośród nawet najbardziej ekskluzywnych szkół angielskich może poszczycić się przywilejem or-

ganizowania imprez szkolnych w takiej scenerii. Przy poparciu Księży Marianów i znacznej pomocy sióstr prowadzących Fawley Court, przygotowanie całodziennej imprezy szkolno-rodzinnej dla ponad 500 osób staje się możliwe. Nic dziwnego, że w tym roku zwracano się do organizatorów z pytaniem: – Gdzie odbędzie się szkolne BBQ w przyszłym roku? Piknik w takim miejscu jest wielką przyjemnością, chociaż sukces tej imprezy wymaga ogromnego wkładu

pracy zarówno zarządu, jak i powiększającej się grupy rodziców aktywnie zaangażownaych w pracę charytatywną na rzecz szkoły. (A dodatkowe ręce do pracy i nowe pomysły są zawsze bardzo mile widziane!) To, że nie zniechęciły ich w zeszłym roku strugi deszczu ani gwałtowny wiatr, który w tym roku powywracał wszystkie markizy, jest dowodem, że letnie pikniki są czymś więcej niż tylko doroczną okazją do zbierania funduszy na szkołę.

12

Minusowy plus Poczucie humoru jest względne. I nie należy mieć w tej materii bezwzględnego zdania. Wyszłam po kabarecie hrabi w ubiegłą sobotę w teatrze POSKu z bezwzględnym niesmakiem. Zapiłam ten niesmak winem. Czekałam, aż mi przejdzie. Nie przeszedł. Wobec tego w imię względności, zaczęłam się zastanawiać dlaczego? Dlaczego krajowe kabarety ? nas starych emigrantów nie bawią


2|

27 czerwca 2008 | nowy czas

Nawet moralność jest kwestią czasu.

” Piątek, 27 czerwca, Marii Magdaleny, władysława Bunt na rosyjskim pancerniku Potiomkin, zdesperowani marynarze podjęli bunt przeciwko złemu traktowaniu przez kadrę oficerską i fatalnemu wyżywieniu. 1978 Pierwszy Polak w kosmosie. Mirosław Hermaszewski odbył na pokładzie radzieckiego statku kosmicznego Sojuz 30 tygodniowy lot na orbicie okołoziemskiej.

Gabriel García Márquez

listy@nowyczas.co.uk

1905

sobota, 28 czerwca, leona, ireneusza 1914 Zamach w Sarajewie na następcę tronu Austro-Węgier arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię Chotek księżną Hochenberg. Bezpośrednia przyczyna wybuchu I wojny światowej. 1919 Przedstawiciele 21 państw podpisali traktat pokojowy w Wersalu, który zakończył oficjalnie I wojnę światową.

niedziela, 29 czerwca, Piotra, Pawła 1797 Napoleon Bonaparte połączył Republikę Lombardzką i Cispadańską w Republikę Cisalpińską. 1999 W Turcji sąd wydał wyrok śmierci na Abdullaha Ocalana, przywódcę Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).

Poniedziałek, 30 czerwca, eMilii, lucyny 1793 W Lizbonie otwarto nową scenę operową tego miasta, istniejący do dziś Teatro San Carlo. 1934 Noc długich noży. Na rozkaz Hitlera wymordowano przywódców oddziałów szturmowych SA.

wtorek, 1 liPca, Haliny, Mariana Wkraczający do Paryża ochotnicy z Marsylii pierwszy raz publicznie śpiewali „Marsyliankę”. 1893 Powstała Socjaldemokracja Królestwa Polskiego, późniejsza SDKPiL po połączeniu z organizacją litewską. 1792

Środa, 2 liPca, Judy, urbana 1980 Rozszerzenie strajków m. in. na Ostrów Wlkp., Włocławek, Tczew i Mielec. W stołówkach zakładowych cofnięto podwyżki cen, robotnikom obiecano „dodatek drożyźniany”. 2000 Piłkarze francuscy po meczu finałowym z Włochami, zdobyli tytuł mistrzów starego kontynentu; jako pierwsi w historii Mistrzowie Świata zostali Mistrzami Europy.

czwartek, 3 liPca, Jacka, anatola 1962 W wyniku przeprowadzonego w Algierze referendum prezydent Francji Charles de Gaulle proklamował niezawisłość tego państwa. 1977 Stany Zjednoczone i Związek Radziecki podpisały w Moskwie układ o ograniczeniu podziemnych doświadczeń z bronią jądrową.

psychologów będzie przekonywać mieszkańców Neapolu do segregacji odpadków. Przyjechało też tysiąc wolontariuszy, którzy pomogą neapolitańczykom posprzątać ulice.

300

osób zgromadził o się w dublińskim porcie w sobotę 21 czerwca o świcie, by nago pozować do zdjęć.

2500

czas na nowe MieJsca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski, Joanna Bąk

dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Alicja Kwaśna (a.kwasna@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (m.steppa@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

droga Redakcjo, z bijącym sercem śledzę słowo pisane na temat Fawley Court. każdy dzień przybliżający rozstrzygnięcie jego losu, jest – szczerze przynaję – cierpieniem. za parę dni zapadnie wyrok. Być może polski dom Boży, za jaki uważam to miejsce, przestanie nim być, a fakt, że stanie się to za sprawą osób duchownych – będzie szczególnie bolesny. W imię prawości i wiary, księża Marianie winni przekazać posiadłość w godne ręce – polskiej organizacji, choć za skromniejszą cenę. dobre imię zgromadzenia rozeszłoby się po dalekie zakątki globu, a to nie byle jaki kawałek chleba – wdzięczność ludzka, która bywa też hojna. Jest rzeczą oczywistą, że księża Marianie nie wykazali żadnej dobrej woli wobec społeczności polskiej w Anglii, gdy już wiedzieliśmy, że Fawley Court zostanie sprzedane. Jak ostrze noża brzmią słowa ks. Jasińskiego, jakie usłyszałam (i osoba mi towarzysząca) rok temu, przed zamknięciem muzeum. na pytanie, dlaczego my, Polacy zamieszkali w Anglii, nie wiemy o kłopotach finansowych, z jakimi księża się zmagają, dlaczego nie ogłoszono w polskich kościołach, aby zorganizować pomoc, ks. Jasiński odpowiedział: „nie będziemy żebrać. I tak nie wierzę, że udałoby się zebrać tak dużą sumę” (ok. 2 mln). Przeliczyłam – jest tu nas 2 mln, wystarczy, że każdy da funta). Te słowa to jak policzek wymierzony przeciwnikowi, gdyż na takiej pozycji ustawili nas księża Marianie. Wiadomo, że w nagłej potrzebie Polacy mobilizują się w szlachetnym celu, każdego stać na parę funtów, a niektórych na więcej. na Ealingu, księża Marianie parę lat temu zbierali pięniądze na wakacje dla księdza i to było ok – cóż, cel uświęca środki. księża Marianie wykluczyli pomoc Polonii, gdyż ta udaremniłaby ich plan sprzedaży posiadłości. ksiądz i nie wierzy? Przecież właśnie wiara czyni cuda – gdy jest obecna w naszych przedsięwzięciach, a mając „poparcie” samego Pana Boga to niemożliwe staje się realne. Wtedy rodzą się pomysły na rozwiązanie trudnych sytuacji, pojawiają się odpowiednie osoby itp., a wszystko to prowadzi do sukcesu. Można zrozumieć, że niełatwo było księżom zarządzać majątkiem. nie są do tak przyziemnych, czysto materialnych zadań przeznaczeni (mogła się tym zająć osoba świecka, z talentem biznesowym). Trudności narastały, ale Marianie siedzieli cicho, nikt nie wiedział o katastrofie finansowej, uwiecznionej decyzją sprzedaży posiadłości. kamuflaż sprzedaży był oczywisty. księża przyjęli taktykę działania na własną rękę i w ukryciu. Gdy zapytaliśmy ks. Jasińskiego podczas tej samej rozmowy, czy pogłoski, że Fawley Court będzie sprzedany, ksiądz niepewnie przyznał: „Bierzemy to pod uwagę”, zamiast zdecydowanego TAk w obliczu faktu, że wiadomość o sprzedaży była ogłoszona (wywiad ks.

Jasińskiego w „nowym Czasie’). księża Marianie nie tylko mieli problemy z prowadzeniem majątku, ale też narzekali, że trudno im prowadzić działalność duszpasterską przy tak małej frekwencji na mszach niedzielnych. Stwierdzenie to wydaje się być paradoksem. Piękno tego miejsca powinno uczynić je, właśnie dzięki księżom, oazą duchowości. Ich zadaniem było przyciągnąć, zwłaszcza młodych ludzi i wszystkich, którzy chcą wielbić Boga, zapomnieć o ciężkiej pracy i bieganinie. Jak bardzo pragną młodzi ludzie przewodnictwa duchowego, świadczyły tłumy na rekolekcjach prowadzonych przez ojca Jana Górę na devonii, które przeciągały się do późnej nocy. Więc dlaczego w Fawley Court było pusto? dlaczego tylko zielone Świątki, a nie wiele, wiele uroczystości? W tej niejasnej grze, jaką przez ostatnie miesiące prowadzili Marianie, daliśmy się wciągnąć niejako w błoto. denerwujemy się, chcemy wywalczyć swoje prawa do Fawley Court, by pozostało z nami, a wszystkie usiłowania odbijają się pustym echem przysłowiowej kosy trafionej na kamień. Próby negocjacji z przedstawicielami zgromadzenia, z góry skazane były na porażkę. Bo Marianie negocjować nie chcieli. Trudno pogodzić się z faktem, że w tej grze najwyższą stawką jest pieniądz. nie udało się też rektorowi Misji katolickiej ks. kukli doprowadzić do kupna Fawley Court za 14 mln funtów. Gdy na zebraniu 8 czerwca Polacy prosili o sześć miesięcy czasu na załatwienie rentownego projektu, który pozwoliłby utrzymać majatek, ks. prowincjał szczerze skomentował: „Ale przecież cena się przez to obniży”. Jak twardych trzeba serc, by nie poruszyły ich słowa Polaków zrozpaczonych, zawiedzionych postępowaniem właścicieli Fawley Court? z ust księży nigdy nie padły słowa, że jest im przykro, że wyczerpali możliwości, że utknęli w martwym punkcie… Mój dobry znajomy, wychowanek szkoły w Fawley Court, zapytał czy jestem wierząca. odpowiedziałam: – Tak, oczywiście. – Bo ja myślę – kontynuował – że Marianie nie są wierzący, a poza tym kłamią i są nieuczciwi. Czy księża takie po sobie pozostawią wrażenie, gdy odejdą? MARIA BouRnE

Sir, I have just read you article regarding the sale of Fawley Court. And I passionately support your cause in trying to keep Fawley Court in Polish hands. I think it is disgraceful the way in which the Marion fathers are dealing with this. They call themselves priests, more like corrupt business men to me. I am sure if all the local Polish communities in the region came together and have a fundraising event, we could come up with the funds to restore the buildings.

We cannot let the owners sell this property, it must stay in Polish hands, this is a part of our heritage. I can remember the day when thousands of people would come from all over England on May day to participate in its festivities. Could I ask that you send me a petition, and I'll put it up in the Polish Social Club in Reading. I'm sure if we stick together, we can resolve this issue. Regards AndREW RAkoWICz

droga Redakcjo Już dawno nie miałem tak miłych doznań w sobotni wieczór. Aby osłodzić sobie nastrój, wstąpiłem do delikatesów nieopodal stacji metra na Ealing Broadway. długo jeszcze słodki smak pączka towarzsyszył mi w drodze do PoSk-u. Mijając olśniewającą recepcję wjechałem windą do PoSklubu. Było po siódmej, część bywalców już szykowała się do wyjścia. Inni zostali na dalsze atrakcje. Ciągle napływali nowi, bo już o ośmej zaczynały się tańce. I z chwilą wybicia godziny 20.00 z ust solistki popłynęła miła piosenka. Atmosfera sympatyczna, bez dymu, ścisku i przepychania. Przy barze atrakcyjne barmanki podają koktajle. Moi znajomi nie nadeszli, bez towarzystwa nie chciałem przedłużać swojego pobytu. Schodzę na dół, mijam „Łowiczankę”. na przerwę wychodzi publiczność z kabaretu zaproszonego przez panią Irenę delmar. Wszyscy uśmiechnięci. na dole dobiegają mnie dźwięki muzyki. Schodzę jeszcze niżej. I tu olśnienie. Jestem w pięknej Jazz Cafe. na estradzie kobieca orkiestra. Słyszę silny, dobry głos solistki. konglomerat angielskiego i innych obcych słów. dzisiaj publiczność bawią Hiszpanki. Wokół zasłuchane twarze. Swoboda i luz. I do tego profesjonalny jazz. To naprawdę jest optymistyczne, że Polacy w Londynie mają miejsce, w którym mogą kulturalnie spędzić czas. A liczne twarze i głosy nie Polaków mówią, że i inni w polskim klubie także miło się bawią. kAMIL koSICkI

W odpowiedzi na list Pana Andrzeja Rybarczyka z Southampton: Jako redakcja jesteśmy zdania, że felietonistyka rządzi się swoimi osobnymi prawami, niedopuszczalnymi w innych dziennikarskich gatunkach i autor felietonu ma święte prawo, a nawet obowiązek wyrażać swój indywidualny stosunek do otaczającej go rzeczywistości. Z tego tytułu zarzuty wytoczone w Pańskim liście uważamy za bezpodstawne. Dziękujemy natomiast za wskazanie błędu rzeczowego we wpomnianym przez Pana tekście i błąd prostujemy: Tadeusz Konwicki i Gustaw Holoubek spotykali się nie u Bliklego, ale w kawiarni Czytelnika. Redakcja „Nowego Czasu”



|

27 czerwca 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Czas na piknik… Fawley Court inaczej Ciąg dalszy ze str. 1 W tym roku, w niedzielę 22 czerwca, wybrało się do Fawley Court ponad 400 osób – głównie byli to rodzice uczniów i ich goście, którzy zaufali tradycji dobrej zabawy, mimo że pogoda od rana nie nastrajała optymistycznie. Polacy są narodem, który nie bawi się na pusty żołądek więc już od wczesnego rana rozgrzewały się grile w oczekiwaniu na 110 kilogramów kiełbasy, setki hamburgerów i 20 kilogramów cebuli. Ponieważ bez bigosu wielu nie wyobraża sobie biesiadowania, siostry z Fawley Court, które co roku lojalnie popierają wysiłki szkoły, przygotowały 120 kilogramów tej najbardziej ze słowiańskich potraw. Również brygada sałatkowa szkolnych mam ofiarnie pracowała od rana obierając i szatkując kilogramy pomidorów, ogórków i sałaty. Po południu, już nakarmieni, uczniowie zademonstrowali swoje talenty. Tradycyjny Pop Idol miał w tym roku bardzo zróżnicowany program. Konkurs talentów wygrała 9letnia Jasmina Musiał wierszem „Zdrowe zęby”. Drugą nagrodę szanowne jury pod przewodnictwem kierowniczki szkoły pani Renaty Chudzik przyznało Damianowi Jung za „Scherzo” Mullera zagrane na pianinie elektronicznym. Trzecia nagroda przypadła Elenie Rybce za wykonanie Maple Leaf Rag Scotta Joplina. Nagrodę publiczności – przy rzęsistych oklaskach – przyznano Monice Łukomskiej i Agacie Szkupińskiej za taniec w stylu „Tysiąca i Jednej Nocy”. Puchary i nagrody dla zwycięzców zostały ufundowane zarówno przez firmy, jak również przez osoby prywatne – przyjaciół szkoły na Ealingu. Dzięki nim szersza publiczność może co roku docenić skalę talentów artystycznych młodych Polaków. Wkrótce potem w meczu synowie-ojcowie, uczniowie z Ealingu pokonali swoich staruszków 3:1 demonstrując, że mimo porażki Polski w tegorocznych Mistrzostwach Europy, możemy jeszcze na kogoś liczyć w przyszłości. W loterii, która pomaga zebrać co roku ponad 500 funtów na podręczniki i bilety do teatru dla dzieci, były do wygrania bardzo atrakcyjne fanty. Warto było zaryzykować funta, aby zdobyć ostatni model elektronicznego odkurzacza firmy Samsung, Silencio, radio cyfrowe Roberts Radio czy sesję w salonie fryzjerskim i kosmetycznym (dla pań i panów). Sponsorami fantów były takie firmy jak Xerox (który również „ubrał” w czerwono-czarne koszulki drużynę organizatorów), Moodie International czy salon kosmetyczny Enzo. Najmłodsi mieli okazję wykazać się w różnych grach zręcznościowych na rozległych trawnikach otaczających pałac – bez obawy, że piłka czy strzała trafi w czyjeś okno. Na terenie Fawley Court zaczęły się pojawiać tygrysy, niedźwiedzie i żbiki oraz różne rodza-

›› Polacy nie bawią się na pusty żołądek, więc już od wczesnego rana rozgrzewały się grile w oczekiwaniu na 110 kilogramów kiełbasy, setki hamburgerów i 20 kilogramów cebuli, a brygada saładkowa ofiarnie pracowała od rana obierając i szatkując kilogramy pomidoroów, ogórkow i sałaty. Fot. Anna Ryland

›› Pop Idol: (u góry) nagroda publiczności przyznana zosatła przy rzęsistych oklaskach, (poniżej) wręczenie pierwszej nagrody. Fot. Dariusz D. Juchum

je motyli – które malująca twarze drużyna mam (i taty!) wypuszczała spod swoich pędzli. Oby magia tego miejsca trwała jak najdłużej, a Fawley Court nadal służyło polskiej społeczności…

Anna Ryland

PE T Y CJA PRZE CIW KO SPRZE DA ŻY FAW LEY CO URT My, niżej podpisani, chcemy zaprotestować przeciwko sprzedaży Fawley Court przez Księży Marianów. W dużej mierze zakupiony i wspierany finansowo przez kilka pokoleń polskiej społeczności w Wielkiej Brytanii, Fawley Court jest symbolem naszej obecności w tym kraju. Jest miejscem, z którym związana jest polska i katolicka tożsamość kilku pokoleń emigracyjnych. Jest miejscem, które służyło i może w dalszym ciągu służyć wychowaniu młodzieży polonijnej w duchu patriotycznym. I wreszcie jest miejscem, z którego my, Polacy zamieszkali w tym kraju, możemy być dumni. Uważamy, że sprzedaż tego obiektu będzie niepowetowaną stratą dla całej Polonii brytyjskiej, a zwłaszcza licznej młodej emigracji i przyszłych pokoleń Polaków w Wielkiej Brytanii. Uważamy, że Księża Marianie nie mają moralnego prawa do sprzedaży tego bezcennego zabytku, a przynajmniej powinni byli włączyć Polonię brytyjską do dyskusji dotyczącej przyszłości Fawley Court. Bardzo prosimy wszystkich, którym los Fawley Court nie jest obojętny o składanie podpisów pod tą petycją i przesłanie ich na adres redakcji „Nowego Czasu” (63 King's Grove, London SE15 2NA) lub wysyłanie e-maili na adres: listy@nowyczas.co.uk

LISTA nr 7 1. Barbara Brulińska 2. Krystyna Mrowiec 3. Urszula Jarzykowska 4. Stanislawa Oczos 5. Marry Gambini 6. Margaret Johns 7. Jadwiga Weller 8. Dr Kazimierz Blinski 9. Cecylia Earls 10. Danuta Mehlem 11. Janina Janczewska 12. Józef Janczewski 13. Erwin Mehlem 14. Halina Sendor

15. Andrzej Kadlubowski 16. Tomasz Cebula 17. Robert Cebula  18. Piotr Cebula 19. Teresa Dąbrowska 20. Krzysztof Hamerst 21. Emilia Lubowiedzka 22. Piotr Ohomski 23. Marta Molinska 24. Grzegorz Molinski 25. Krzysztof Rozwadowski 26. B. Kudajczyk 27. M. Gielniewski 28. W. Rozwadowska 29. E. Kossakowska 30. K. Janik

Lista nr 1 (NC, nr 18, 9.05.08) – 79 nazwisk, lista nr 2 (NC nr 19, 16.05.08) – 83 nazwiska, lista nr 3 (NC nr 20, 23.05.08) – 77 nazwisk; lista nr 4 (NC nr 21, 30.05.08) – 64 nazwiska; lista nr 5 (NC nr 22, 06.05.08) – 68 nazwiska; lista nr 6 (NC nr 23, 06.05.08) – 65 nazwisk.  W czasie Zielonych Świątek w Fawley Court, 11 maja, petycję podpisało 512 osób. Pan Kazimierz Fedorowicz zebrał pod petycją 105 podpisów.


|

nowy czas | 27 czerwca 2008

czas na wyspie

Szanty na Tamizie I popłynęli… ponad dwustu pięćdziesięciu gości, którzy w sobotę, 21 czerwca, ciasno wypełnili trzy poziomy statku Dutch Master, po to, by posłuchać i zaśpiewać rzadko słyszane w Londynie szanty. Tego wieczoru Bernard vel kapitan Benge po raz kolejny udowodnił, że muzyka ludzi morza to w stolicy Wielkiej Brytanii towar deficytowy, dlatego on zamierza go nam dostarczać regularnie, przynajmniej cztery razy do roku. Kapitan Benge o zbyt martwić się nie musi, zainteresowanie drugim, po rocznej przerwie, rejsem z szantami było duże, a po wrażeniach, jakie uczestnicy wynieśli z imprezy, kolejną chyba będzie musiał zorganizować na większym pokładzie, być może znowu dzięki wsparciu firmy LCC, która na pewno wydatku nie żałowała. Na najniższym poziomie wystąpiły zespoły szantowe oJtaM z Częstochowy oraz Leje na Pokład. Na scenie gościł również Ian Woods, który w zeszłym roku wzbudził powszechny etuzjazm słuchaczy swoją piosenką: „Ania, kocham Cię”, dedykowaną i poświęconą jego polskiej ukochanej. W miarę jak barman podmieniał kolejne puste beczki piwa na pełne, rosło pragnienie tańców i jeszcze głośniejszych śpiewów. – Świetna zabawa! Co roku jeździłem na szanty do Mikołajek aż moja przyjaciółka powiedziała mi o

Nocy Szantowej na Tamizie. Nie sądziłam, że będzie aż tyle osób. Jest świetny klimat! Fajnie, że przy okazji możemy też wspomóc dzieci – mówi Marta, która żegluje od lat i jak twierdzi – takich imprez brakuje w Londynie. Nie zabrakło największych przebojów żeglarskich: „Gdzie ta Keja” czy „Przechyły”, a także „Sokołów” odśpiewanych na życzenie Agnieszki, która statkiem Duch Master wybrała się w swój ostatni panieński rejs. Na pokładzie było również dwóch specjalnych gości: Kasia i Ewa przyjechały z Polski z domu dziecka, na którego potrzeby został przeznaczony cały dochód ze sprzedaży biletów na tę imprezę. – Planujemy w dalszej swojej działalności wspierać w sposób systematyczny i wychowawczy domy dziecka w Polsce – mówi Bernard, który już zaczął realizować swój plan powołania stowarzyszenia. Udało się zebrać po-

kaźną sumę na potrzeby Łoniowa – Domu Dziecka, od którego wszystko się zaczęło. Jednak te pięć tysięcy funtów pochodzące ze sprzedaży biletów na rejs to jedynie kropla w morzu potrzeb, aby móc w pełni realizować zamierzenia Fundacji, czyli uświadamiać dzieciom możliwości, jakie mają przed sobą, jeżeli wybiorą właściwą drogę. Chce im ją wskazywać kapitan Benge – poprzez rozwijanie ich zainteresowań i organizowanie wyjazdów z Polski do Anglii, które będą nagrodą za zmianę zachowania na lepsze bądź postępy w nauce. Dziś Anglia, jutro – kto wie, świat jest ogromny, szczególnie dla dzieciaków z Łoniowa. Dziewczynki z domu dziecka dzięki Fundacji Rejs po raz pierwszy mogły zobaczyć Londyn i Oxford. Bernard nie traci czasu. Codziennie coś nowego, innego, dla nich fascynującego. Wycieczka nad morze, skałki w Hampstead, kolacja w chiń-

Na pokładzie Dutch Master podczas rejsu świętojańskiego wszyscy świetnie się bawili do późnej nocy. Fot. Alicja Kwaśna

skiej knajpie. Będą miały co opowiadać po powrocie do Łoniowa. – Co roku chcę organizować cztery takie koncerty dla wszystkich. Dodatkowo organizuję wycieczki krajoznawcze. Czasem mieszkamy tu po kilka lat ,a nie wyjechaliśmy z Londynu dalej niż do Luton – mówi Benge. – Zapraszam w nadchodzącą niedzielę, 29 czerwca. Jedziemy na północ, przez Cambridge, Doncaster w kierunku Norfolk i wybrzeża Morza Północnego. W planie różne atrakcje. Oprócz zwiedzania Castle Acre, pływanie na „puntach”. Mocne wrażenia gwarantowane – zapewnia kapitan.

Po zakończonym rejsie jeszcze na przystani nadal śpiewaliśmy a cappella razem z zespołem Leje na Pokład. A wszyscy, którzy byli na pokładzie Dutch Mastera i pragną zachować dla siebie część atmosfery tego spotkania, oraz ci, którzy nie mogli być z nami a chcieliby poczuć żeglarskie klimaty i przy okazji wesprzeć działalność Kapitana Benge, mogą kupić na aukcji płyty Iana Woodsa oraz zespołu Leje na Pokład z autografami. Aukcja odbywa się na stronie internetowej Rejsu: www.rejs.co.uk.

Alicja Kwaśna


6|

27 czerwca 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Pola czeka na pomoc

Z rePorterSKieGo dyżuru

Jak upełnomocnić? Na forum Poli Wesołowskiej (www.polawesolowska.pl) trwa wielka akcja pomocy dla czteroletniej dziewczynki, u której wykryto nowotwór złośliwy prawego oczodołu. Operacja i leczenie w gdańskiej klinice nie zahamowały rozwoju choroby. Stwierdzono przerzut na węzeł chłonny. Bezradni lekarze zalecili leczenie eksperymentalne w innym ośrodku. Pola przebywa w klinice w Düsseldorfie, każdy cykl leczenia to koszt 12 tys. euro. Drukowane są ulotki, plakaty, organizowane są zbiórki pieniędzy. Forum Poli pełne jest pomysłów pomocy, naprawdę warto je odwiedzić. Piotr Plaskon z Londynu próbuje zorganizować pomoc w parafii w Putney. Czekamy na informację o mszy św. w intencji Poli, miejmy nadzieję, że księża z Putney nie będą obojętni i mszę odprawią, a „tacę” przeznaczą na pomoc dziewczynce. Pola ma szansę na wyleczenie i wokół siebie mnóstwo osób dobrej woli. Oby wśród nich byli również Polacy z Londynu, może mieszkańcy tego samego miasta Sztum. Na Allegro organizowana jest aukcja na rzecz Poli. Nasza reprezentacja w piłce nożnej wystawi na niej swoje koszulki z autografami, do rodziców małej – Zofii i Piotra – przysyłane są

– Chcę sprzedać działkę w Polsce, ale nie mam czasu tam jechać. Chcę, by w moim imieniu sprzedał ją mój brat. Jak i gdzie załatwić wszystkie formalności związane z pełnomocnictwem? – pyta pan Kazimierz, mieszkaniec Southampton.

przedmioty, które można kupić. Zaglądnijcie więc na Allegro! Można również dokonywać wpłat: Zofia Wesołowska, nr konta: 02102017780000220200671677, Bank PKO/oddział Kwidzyn, tytuł: DLA POLI; konto fundacji „Zdążyć z pomocą”, można przekazać 1 proc. podatku: 41 1240 1037 1111 0010 1321 9362, tytułem: darowizna na leczenie i rehabilitację Wesołowska Pola Maria.

Umowa kupna-sprzedaży mienia znacznej wartości, szczególnie nieruchomości, takiej jak mieszkanie, dom czy działka budowlana, powinna oczywiście odbyć się przed notariuszem. Nasz czytelnik chce, by do takiej transakcji doszło w Polsce, nie może jednak tam stawić się osobiście. Czy może upełnomocnić swojego brata? – Oczywiście tak – usłyszeliśmy w dziale prawnym Konsulatu Generalnego RP w Londynie. – Jeśli w grę wchodzi proste pełnomocnictwo, np. do sprzedaży samochodu czy zamknięcia konta bankowego w Polsce, w zupełności wystarczy pełnomocnictwo złożone przed konsulem. Jednak w przypadku nieruchomości niezbędne będzie pełnomocnictwo potwierdzone przez brytyjskiego notariusza. Za potwierdzenie pełnomocnictwa wymienionego w pierwszym przypadku trzeba wnieść opłatę konsularną w wysokości 24 funtów. Niestety, złożenie plenipotencji przed brytyjskim notariuszem to znacznie większy wydatek – ok. 40 funtów, a i sama

W ogrodach Brompton Oratory W sobotnie popołudnie w okolicach Brompton i Knightsbridge odbywały się równolegle dwie, jakże różne od siebie imprezy. Na Exhibition Road rozbrzmiewały dźwięki A Midsummer Festival of Architecture and Music – komercyjna impreza dla wszystkich. Natomiast kilkaset metrów dalej, w ogrodach Brompton Oratory, miało miejsce Summer Garden Party – kameralny wielopokoleniowy piknik. W tym roku szczególnie ważny dla polskiej społeczności, bo po raz pierwszy Duszpastertwo Akademickie, które korzysta z tamtejszej kaplicy, zostało zaproszone do współorganizacji tej dorocznej imprezy. – Myślę, że to dobry znak i otwartość ze strony organizatorów na wspólnotę, która stanowi nieodłączną część Oratorium – powiedziała „Nowemu Czasowi” Jola Krzemińska z Duszpasterstwa Akademickiego. Program pikniku był bardzo bogaty: charytatywne aukcje, loterie i występy sceniczne to tylko niektóre z atrakcji przygotowanych na ten dzień. – Celem imprezy jest nie tylko możliwość spotkania się i integracji, lecz również zebranie środków na potrzeby Oratorium i pobliskiego Royal Marsden Hospital, który jest przodującym ośrodkiem w leczeniu chorób nowotworowych – dodaje Jola. I rzeczywiście, na pikniku można było zobaczyć prawdziwą sztafetę pokoleń – od tych najmłodszych, którzy byli tu po raz pierwszy, po osoby, dla których wydarzenie to ma już stałe miejsce w czerwcowym grafiku. Polskie stoisko cieszyło się dużą popularnością, przede wszystkim ze względu na słodkości przygotowane przez panie z Duszpasterstwa. Wśród serników, makowców i pączków zdecydowanie najpopularniejszy okazał się olbrzymi sękacz. -– Przyciągał uwagę

zwiedzających, którzy chcieli poznać tajniki i przepis tego nietypowego ciasta – relacjonuje Jola Krzemińska. Polski akcent był jedną z wielu atrakcji przygotowanych przez organizatorów. Dla wielbicieli wszelkiego rodzaju staroci przygotowano specjalne stoiska z książkami (a było ich naprawdę sporo – od książek kucharskich po albumy fotograficzne), płytami, przedmiotami domowego użytku i obrazami. Nad

ogrodami cały czas unosiły się kolorowe baloniki z helem, a zapach potraw specjalnie przygotowanych na tę imprezę tylko wzmacniał atmosferę „kolorowych jarmarków”, ale w czysto pozytywnym tego słowa znaczeniu. I nie dziwił nawet widok księży z pimmsem w ręku – w końcu to bardzo orzeźwiający drink na upalne popołudnia. Summer Garden Party to dowód na to, że starsze pokolenia nie zapomniały o dawnych tradycjach weekendowych spotkań, a obecność nowej generacji świadczy o tym, że angielska „pubowa” rzeczywistość nie musi być jedyną alternatywą w procesie integracji pokoleń. I ważne, że Duszpasterstwo Akademickie miało i tu swój kawałek przestrzeni, oby rozbudowany w przyszłym roku. A jeżeli komuś kameralna atmosfera pikniku przy dźwiękach Black Diamond Jazz Band nie przypadła za bardzo do gustu, zawsze mógł udać się na Exhibition Road – tam było głośno, tłumnie i jakoś anonimowo....

Teks i fot.: Paweł rosolski

czynność jest dość skomplikowana, gdyż nie wystarczy samo potwierdzenie notarialne – musi być ono jeszcze... potwierdzone przez właściwy brytyjski urząd. To dodatkowy wydatek: 27 funtów. – Samo złożenie pełnomocnictwa to czynność prosta – mówi Nigel Pugh, notariusz z Southampton. – Najlepiej jednak umówić się najpierw telefonicznie. Trzeba mieć ze sobą przygotowaną już treść pełnomocnictwa, napisaną na komputerze, ale może być także rękopis. Niezbędny będzie także jakiś dowód tożsamości – paszport lub dowód osobisty. Samo podpisanie zajmuje kilka minut, muszę tylko potwierdzić autentyczność podpisu i przyłożyć pieczęcie. Więcej zamieszania jest z potwierdzeniem autentyczności dokumentu w UK Foreign and Commonwealth Office. A to oznacza podróż do Londynu (urząd mieści się w Old Admiralty Building, The Mall, London SW1A 2LG). Za to legalizacje są wydawane tego samego dnia. Niestety – w Polsce naszego pełnomocnika czeka kolejna płatna formalność –

przetłumaczenie dokumentu przez tłumacza przysięgłego. Brytyjski notariusz nie może potwierdzić dokumentu napisanego w języku polskim. - To nieco komplikująca życie formalność, ale sensowna – dodaje Nigel Pugh. – Muszę wiedzieć jaka jest treść potwierdzanego przeze mnie dokumentu. By ułatwić czytelnikom życie podajemy najprostszą formułę brytyjskiego pełnomocnictwa. W przytoczonym w artykule przypadku wystarczy: „I (tu niezbędne są nasze dokładne dane – imię i nazwisko, adres i numer dokumentu tożsamości) give to my brother... (imię i nazwisko pełnomocnika, adres i numer dokumentu tożsamości)… power of attorney to sell (przedmiot transakcji) which belong to me.” Poniżej znajdzie się klauzula potwierdzenia notarialnego, pieczątka zwykła notariusza oraz wyciśnięta specjalną prasą na czerwonej naklejce pieczęć notarialna. Ciekawostka – nie spodziewajmy się w biurze brytyjskiego notariusza urządzeń komputerowych czy drukarki. Najczęściej jest ono wyposażone tylko w prosty stół, dwa krzesła, a notariusz nosi przy sobie wyłącznie wspomnianą miniaturową prasę do pieczęci.

Grzegorz Borkowski


|7

nowy czas |27 czerwca 2008

czas na wyspie

southampton

tyd zień na wyspach

dzieŃ polonijny

Chcemy znać swoje prawa Sala konferencyjna Solent University w Southampton w sobotę, 21 czerwca, naprawdę tętniła życiem. Targi firm chcących przedstawić swoje oferty Polonusom, przygotowane pod hasłem „Dzień Otwarty dla Polonii” odwiedziło kilkuset mieszkających w Hampshire rodaków. Największą popularnością cieszyły się stoiska kancelarii prawnych. Te, licząc na coraz liczebniejszą polską społeczność, coraz chętniej zatrudniają polskich pracowników. – Specjalizujemy się w prawie pracy – mówi Sławomir Korzec, asystant prawny z kancelarii M.P. Jones & Co. – Polscy pracownicy bardzo słabo znają swoje prawa, czasami wręcz nie wiedzą, że pracodawca przekracza swoje uprawnienia. Coraz częściej zajmujemy się takimi sprawami. Przy stoisku M.P. Jones & Co, podobnie jak przy stoisku innej firmy prawniczej, Eric Robinson Solicitors nieustannie zauważyć można było tłum zainteresowanych. – Angielski system zasiłków socjalnych jest dla mnie bardzo skomplikowany – przyznaje pani Marzena, kelnerka pracująca w Bornemouth. By odwiedzić targi wzięła specjalnie dzień wolny w pracy. – I proszę, dostałam bezpłatny informator Prawo-UK, a w nim jest wszystko. Cieszę się, że nie zmarnowałam tego dnia. Wiele osób odwiedziło stoisko agencji pośrednictwa pracy RFC Recruitment Solutions z Fareham. Było ono miejscem wymiany wielu interesujących doświadczeń. – Pierwszy, nasuwający się wniosek jest ten, że wielu z nas wciąż pracuje znacznie poniżej swoich kwalifikacji – mówi Bartek Marchlewski, konsultant. – I co ciekawe, nie można już zrzucać winy na braki językowe. Z tym u polskich pracowników jest coraz lepiej. Niestety, powszechna jest wśród Polonii opinia, że Polacy, chociaż często lepiej wykształceni, mogący pochwalić się większym doświadczeniem zawodowym a do tego nie mający kłopotów językowych, przegrywają w konkurencji z Anglikami. Są jednak i pierwsze znaki zmiany myślenia. Właściciele naszej agencji, chociaż Anglicy, postawili na polskich pracowników sami, a teraz promują pol-

roczna absolwentka Royal College of Art jest jedną z osób, którym na koniec studiów uczelnia przyznała wyróżnienia. W siedzibie Królewskiej Akademii Sztuki trwa wystawa prac absolwentów uczelni. Maja projektuje przedmioty codziennego użytku. Skończyła wcześniej architekturę wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Na swoim koncie ma wiele wystaw w kraju i zagranicą. Jej prace można zobaczyć na: www.majagan.com Queen Elizabeth Sixth Form College w Darlington, od września wzbogaci swój program nauczania o kurs języka polskiego. Będzie on trwał jedenaście tygodni i kosztował 76 funtów. Więcej informacji o kursach na stronie internetowej college'u: www.qeliz.ac.uk. Lokalne władze Highland poparły propozycję utworzenia polskiego konsulatu w Inverness, donosi BBC News.

skich pracowników w coraz szerszych gałęziach przemysłu. Nie zabrakło także ofert firm ubezpieczeniowych i brokerów finansowcyh. Zaprezentowały się liczące na polskich studentów uczenie z Southampton – Solent University, University of Southampton oraz Saint George Catholic Voluntary Aided College. Ciekawe, multimedialne stoisko zaprezentowała policja Hrabstwa Hampshire. – Chociaż jest nas w Southampton naprawdę wielu, wciąż tak mało wiemy o tym, co mają nam do zaoferowania brytyjskie firmy i instytucje. Stąd wziął się pomysł na pierwszą edycję dnia polskiego – mówi Tomasz Dyl, organizator targów.

››

Największą popularnością cieszyły się stoiska kancelarii prawnych; multimedialne stoisko zaprezentowała policja Hrabstwa Hampshire. Fot. Grzegorz Borkowski

Zmarł w tragicznych okolicznościach Polak z Southampton

JAKUB DYNKIEWICZ Brighton, Hove, Eastbourne, Crawley i Bognor zdecydowała się rekrutować dzielnicowych, którzy znają polski, jest to więc szansa dla Polaków, którzy chcieliby wejść w szeregi tzw. support officers, oczywiście po przejściu odpowiednich przeszkoleń. Pomoc językowa udzielana jest głównie ofiarom przestępstw, osobom zatrzymanym, czy ludziom, którzy chcieliby poinformować o przestępstwie, czyli zrobić to, do czego tak bardzo jesteśmy namawiani, by usprawnić pracę policji. Od 2004 roku Polacy są najliczniejszą grupą osiedlającą się w Sussex.

Sąd w Londynie skazał na karę dożywotniego więzienia 18-letniego Armela Gnango za zastrzelenie polskiej pielęgniarki. Sąd uznał go winnym zabójstwa oraz posiadania broni palnej w celu popełnienia zabójstwa. Do strzelaniny doszło w październiku ubiegłego roku w londyńskiej dzielnicy New Cross. Ofiarą padła 26-letnia Polka, która wracała do domu po pielęgniarskim dyżurze. Gnango będzie mógł się starać o zwolnienie dopiero po dwudziestu latach. Minister sprawiedliwości

Zbigniew Ćwiąkalski ma wystąpić do brytyjskich władz o wydanie dwóch Polaków odsiadujących wyroki w tutejszych więzieniach. Mowa tu o Jakubie T. i Kamilu K., którzy zostali skazani za gwałt, a sąd mimo przepisów unijnych oraz apeli polskiego wymiaru sprawiedliwości nie widzi podstaw do wydania ich Polsce.

Grze gorz Bor kow ski

Tysiące funtów na tłumaczy Policja z hrabstwa Sussex wydała w ubiegłym roku na tłumaczy ponad sto tysięcy funtów. Przede wszystkim angażowano ludzi ze znajomością języka polskiego. W 2007 roku wydano dokładnie 103 tys. funtów i nic nie wskazuje na to, by sytuacja ta miała się zmienić. Wbrew statystykom mówiącym o coraz mniejszej liczbie Polaków przybywających na Wyspy, w Sussex Polaków nie ubywa, a wręcz przeciwnie, jest nas tam coraz więcej. Od 2002 roku koszty związane z pomocą językową wzrosły trzykrotnie. Dlatego policja w

27-letnia Maja Ganszyniec, tego-

Miał 46 lat, w tym sześć lat spędził w Southampton. Pogrzeb odbędzie się w piątek, 27 czerwca, o godz 14.30 w Southampton Crematorium na Basset Green Lane. Kuba nie miał żadnej rodziny w Anglii, ktokolwiek mógłby przyjść na pogrzeb – zapraszamy. Niech przynajmniej w tym dniu nie będzie sam. Prosimy o modlitwę za Kubę, żeby uwolniony teraz od wszystkich ziemskich trosk nigdy już nie był sam Barbara Storey i pracownicy S.O.S. Polonia

Eurodeputowani z Wielkiej Brytanii chcą się zająć atakami na Polaków mieszkających na Wyspach – podał serwis tvp.info. 11 listopada planowane jest spotkanie z polską mniejszością w Manchester. Na problem zwróciła uwagę europosłanka Genowefa Grabowska (SDPL). – Poruszyła mnie historia polskiej rodziny w Dewsbury. Choć sami nie sprawiają problemów, są ofiarami rasistowskich ataków. Wandale wybijają im szyby w oknach, rzucają kamieniami w ich dom. Do tego rodzina twierdzi, że nie może liczyć na pomoc lokalnej policji – powiedziała Grabowska. Poinformowała o sprawie posłankę z regionu Dewsbury, Lindę McAvan i tak narodził się pomysł spotkania. Trzej mężczyźni, w tym 27-letni Polak, Hubert S., mieszkający w Finglas, stawili się przed sądem oskarżeni o przemyt i handel narkotykami. Wartość przechwyconych narkotyków to ok. 4,5 mln euro – podał „Irish Independent”.


8|

27 czerwca 2008 | nowy czas

polska

tydzień w kraju Żółta kartka dla rządu? Wybory uzpełniające do Seantu na Podkarpaciu wygrał kandydat PiS Stanisław Zając, na którego zagłosowało 41 tys. wyborców. Kolejne miejsca zajęli: Lewicki (PO) – 22,5 tys., Marek Jurek – 10,7 tys. i Andrzej Lepper – 3,5 tys. głosów. Prezes TVP Andrzej Urbański zaprosił Lecha Wałęsę do wygłoszenia specjlanego expose, w którym były prezydent mógłby swobodnie odnieść się do tezy, że w mlodości był TW „Bolkiem”. Wcześniej publiczna TV wyemitowała film na ten temat, który Wałęsa oprotestował i oświadczył, że pozwie prezesa do sądu. Premier Donald Tusk „nie wyklucza startu w wyborach prezydenckich”. Oświadczenie nikogo nie zdziwiło, bo prezydentura to cel Donalda Tuska znany od kilku lat. Posłowie PiS protestowali w Sejmie przeciw decyzji PO, którta zamkneła dyskusję nad sprawą dymisji podejrzewanego o korupcję wiceministra zdrowia Krzysztofa Grzegorka. PiS mówi o „kneblowaniu opozycji”. Mija 65 rocznica rzezi na Wołyniu dokonanej przez OUN-UPA na polskiej ludności cywilnej. IPN zorganizował z tej okazji specjalną konferencję w Belwederze. Nie wiadomo dlaczego z patronatu nad uroczystościami zrezygnował prezydent Lech Kaczyński. Nasza obecność w Afganistanie znowu pociągnęła za sobą ofiary. W zamachu zginął ppor. Robert Marczewski. Krajowa rada SLD dokonała wyboru nowych władz tej partii. Zarząd jest nowy, ale członkowie raczej starzy. Do zarządu wszedł m.in. b. Szef Sojuszu Olejniczak (jako przewodniczący klubu poselskiego). W koalicji rządzącej trwa wymina zdań. PSL opowiedziało się przeciw zamianom konstutucji i zmianom ordynacji wyborczej. W Warszawie demonstrowali górnicy i stoczniowcy. Ci ostatni chcą ustalić co się stało z 75 milionami pomocy, które miała dostać stocznia i które obecnie reklamuje KE w Brukseli. Audyt wykazał, że „pomoc” gdzieś się ulotniła. Poza tym protestują także kolejarze, Sanepid, ratownicy medyczni. Przed sądem stanął poseł SLD i znany adwokat Jan Widacki. Jest podejrzewany m.in. o składanie fałszywych zeznań. W mediach ukazała się informacja, że przez raport o likwidacji WSI doszło do „wpadek” polskich szpiegów za granicą. Tego typu „rewelacje” się nie potwierdziły i można je traktować jako chęć odwrócenia uwagi od dyskusji na temat przeszłości Lecha Wałęsy.

lustracja

Walka o pamięć

Zawierucha wokół IPN-u przemysław kobus

Czarne chmury zbierają się nad Instytutem Pamięci Narodowej. Przeciwko dość śmiałym i często kontrowersyjnym poczynaniom Instytutu protestują politycy Platformy Obywatelskiej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Za IPN-em wciąż murem stoi Prawo i Sprawiedliwość, ale pewnie tylko dlatego, że we władzach Instytutu zasiadają ludzie powołani przez PiS. IPN-owi zarzuca się już dzisiaj wprost działania polityczne, a nie troskę o prawdę historyczną. Zamieszanie wokół IPN-u, kierowanego przez Janusza Kurtykę wybuchło na dobre w momencie publikacji książki dwóch historyków IPN-u Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka na temat przeszłości Lecha Wałęsy. Autorzy prze-

Sławomir Cenckiewicz (z lewej) i Piotr Gontarczyk, autorzy książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”

konują, że Wałęsa współpracował w latach 70-tych ze Służbą Bezpieczeństwa, że donosił na swoich kolegów. Wałęsa – wg historyków IPN-u – miał działać pod pseudonimem „Bolek”. Wcześniej sąd lustracyjny wydał jednoznaczny i ostateczny werdykt w sprawie rzekomej współpracy legendy Solidarności z SB – Wałęsa nie współpracował ze specsłużbami PRL.

W specjalnym oświadczeniu Barbara Trembska, rzeczniczka warszawskiego sądu przypomniała podstawy wyroku sądu. Historycy IPN-u na podstawie szczątków starej dokumentacji i zeznań świadków twierdzą jednak, że można udowodnić współpracę byłego prezydenta z dawnymi służbami komunistycznej Polski.

Platforma Obywatelska zarzuciła IPN-owi m.in., że jest wykorzystywany przez niektórych jako wydawnictwo dla publikacji mających służyć publicznemu linczowi. Poza tym – twierdzili przedstawiciele PO – wydawanie kontrowersyjnej książki za państwowe pieniądze nie powinno mieć racji bytu. PO zapowiedziała również, że pracuje nad zmianami w ustawie o działalności Instytutu. Dalej posunął się SLD, który stwierdził, że IPN nie ma racji bytu, że w gruncie rzeczy taka instytucja nie jest Polsce potrzebna, bo nie jest należycie wykorzystywana, a służy jako instrument prawicowych ugrupowań do walki z politycznymi wrogami. Posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej wskazali też na pewne uchybienia w działalności IPN-u, jak chociażby wypłacane przez szefa tej instytucji nagrody dla... samego siebie. W ub. roku miały być to dwie nagrody po ok. 30 tys. złotych. Książka „SB a Lech Wałęsa…” znalazła się w sprzedaży w poniedziałek. Przed księgarniami ustawiły się długie kolejki. Wydano zaledwie 4 tys. egzemplarzy. IPN zapowiedział dodruk książki 7 lipca. Tymczasem pełna wersja wydania papierowego została przez kogoś umieszczona w internecie.

Gazety Wyborczej rozstanie z kolaborantem „W listopadzie 2001 r. – gdy została ujawniona szokująca przeszłość Maleszki jako agenta SB, do czego się przyznał – zdecydowaliśmy, że nie może już publikować na naszych łamach. Zgodziliśmy się natomiast, by mógł on wykonywać niektóre prace redakcyjne dla „Gazety” w ograniczonym zakresie i poza siedzibą redakcji. Decyzja ta była wtedy trudna do przyjęcia dla naszego zespołu, podjęliśmy ją wyłącznie ze względów humanitarnych i socjalnych.”

Takie oświadczenie redaktorzy „Gazety Wyborczej” zamieścili na swojej stronie internetowej na kilka dni przed emisją filmu Ewy Stankiewicz i Anny Ferens „Trzech kumpli”. W filmie występuje również Lesław Maleszka, który dotychczas prowadził półoficjalne życie pracownika „Gazety Wyborczej”. Redagował w domu cudze teksty i codziennie odwiedzał redakcję „Gazety”, osobiście przynosząc poprawione wydruki. Maleszka unika jednoznacznych od-

TIR-y znów blokowały drogi Kierowcy TIR-ów w poniedziałek znów blokowali najważniejsze drogi w Polsce. Domagają się obniżenia cen paliwa i udrożnienia granicy wschodniej. Kolejki do przejść granicznych mają tam czasami po kilkadziesiąt kilometrów długości. TIR-owcy przeprowadzili akcję protestacyjną już po raz drugi. Tym razem kierowcy zdecydowali, że w ramach akcji spowolnią ruch na głównych trasach Polski i w największych miastach. W poniedziałek w południe ustawiali się po kilku w rzędzie i z prędkością ok. 10-20 km/h przemieszczali się przez godzinę po drogach. Na efekty akcji nie trzeba było długo czekać; tworzyły się gigantyczne kolejki, na trasach krajowych czas przejazdu wy-

dłużył się o blisko dwie godziny. Przedstawiciele Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych domagają się rzeczowej rozmowy z rządem. Chcą w drodze dialogu rozwiązać problemy branży transportowej, a te problemy to m.in. pozostawienie dotychczasowego systemu opłat za korzystanie z dróg, obniżka cen paliw (poprzez obniżkę akcyzy), złagodzenie skutków wysokiego kursu złotówki względem euro czy też zniesienie ograniczenia w wożeniu paliwa do Polski. W tej chwili limit wynosi 200 litrów. Związkowcy z przykrością powiadomili, że w tej chwili ze strony rządu nie ma żadnego odzewu na ich postulaty i prowadzone akcje protestacyjne. (pk)

powiedzi na temat swojej roli w zabójstwie przyjaciela Stanisława Pyjasa i długoletniej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Natomiast jego rozmowa z redakcją „Gazety”, nagrana przez autorki, sugeruje, że nie ograniczał się w swojej pracy tylko do korekty tekstów. Czy Maleszka mógł być bezpośrednio uwikłany w zabójstwo Stanisława Pyjasa? To główne pytanie jakie zadają sobie i bohaterom filmu autorki. Mógł być przez Pyjasa zdekonspirowany, a oficer prowadzący

sprawę krakowskich studentów zdecydował się na rozwiązanie radykalne. Albo Pyjas albo Maleszka. Maleszka już wtedy był cennym agentem SB. – Jest to tylko logiczna hipoteza za którą przemawiają liczne poszlaki – podkreśla jeden z członków Studenckiego Komitetu Solidarności, Andrzej Mietkowski. Takie pytania powinna w końcu zadać prokuratura – dodaje. (gm)

komentarz » 13

Burze nad Polską Burze, ulewne deszcze i porywiste wiatry spowodowały w ostatnim czasie wiele szkód materialnych. Na szczęście, ofiar w ludziach nie ma. W nocy z niedzieli na poniedziałek silne burze nawiedziły kilka rejonów Polski. Wiało, grzmiało i padało w Lubuskiem, Świętokrzyskiem, Małopolskiem, Wielkopolskiem i Podkarpackiem. W kilku miejscach na skutek uderzenia piorunem doszło do pożarów. Łamane przez wiatr drzewa doprowadzały do zerwania linii energetycznych. Skutki nawałnic w dużej mierze udało się już opanować. (pk)

Komisja Palikota działa! Sejmowa komisja „Przyjazne Państwo” pod wodzą Janusza Palikota przedstawiła 41 propozycji nowelizacji kilku ustaw. Są efekty działań grupy posłów mających na celu walkę z typową polską biurokratyczną, fiskalną i poceduralną głupotą. Zmiany mają dotyczyć np. ordynacji podatkowej czy ustawy o spadkach i darowizn, o podatku od towarów i usług. W biurze analiz sejmowych znajduje się jeszcze... 101 różnych projektów autorstwa komisji. (pk)


|9

nowy czas | 27 czerwca 2008

polska najwiękSza zagadka XX wieku

Jak zginął gen. Sikorski? Bartosz Rutkowski

– Sąd powinien podjąć decyzję o wyrażeniu zgody na ekshumację zwłok generała Władysława Sikorskiego. Być może nastąpi to niebawem, a wtedy będziemy w stanie poznać prawdę o jednej z największych zagadek XX wieku – mówi znany historyk, profesor Paweł Wieczorkiewicz. Największy problem polega na tym, że od piętnastu lat zwłoki generała, który zginął w katastrofie lotniczej na Giblartarze są na Wawelu, a tam jeszcze nie było ekshumacji. Wstępną zgodę na przebadanie zwłok wyraził

już kardynał Stanisław Dziwsz, metropolita krakowski. Naukowcy podejrzewają, że generał mógł zostać najpierw zastrzelony, a cały wypadek samolotowy sfingowano. Badanie tomografią komputerową powinno ostatecznie wyjaśnić, czy generał dostał strzał w głowę czy nie. – Nie można wykluczyć, że to Rosjanie zlecili Brytyjczykom wykonanie brudnej roboty. Nigdy nie kryli wrogości do nieprzejednanej postawy Sikorskiego. Mogli sprawę postawić tak: nie ma generała, wtedy zawieramy porozumienie z grupką innych Polaków – tłumaczy profesor Wieczorkiewicz i dodaje, że ta inna grupka, to polscy komuniści. Prawdę można by też poznać, gdyby Brytyjczycy otworzyli swoje tajne archiwa. Niestety, zgodnie z angielskim prawem o tym tragicznym wydarzeniu archiwa przemówią dopiero za 42 lata. A grupa warszawskich naukowców skupiona w Towarzystwie Miłośników Historii nie chce tyle czekać i dlatego zabiega o ekshumację zwłok gen. Sikorskiego i poddanie jego czaszki badaniu tomografii komputerowej.

O swojej inicjatywie powiadomili już prezydenta RP, prokuratora generalnego, IPN, a nawet kard. Stanisława Dziwisza. – Decyzję o tym, by zająć się kulisami śmierci gen. Sikorskiego kilku członków Towarzystwa Miłośników Historii podjęło przed rokiem – mówi prezes prof. Andrzej Rachuba.

Czy generał Sikorski zginął od strzału w głowę? Były szef polskiego rządu na emigracji zginął w Gibraltarze 4 lipca 1943 r. Oficjalnie przyczyną śmierci był wypadek lotniczy: Liberator z generałem na pokładzie wpadł do morza w zaledwie 16 sekund po stracie. Z katastrofy uratował się jedynie czeski pilot Eduard Prchal. Przez cały czas powtarzał, że zacięły mu się stery maszyny i nie mógł nic zrobić. Potem było potężne uderzenie w taflę wody i Czech, który umarł w 1984 roku nic więcej nie pamiętał.

W tę wersję nie wierzy jednak wielu ekspertów. – Z analiz profesora Jerzego Maryniaka z Politechniki Warszawskiej wynika, że samolot był sprawny przez cały okres lotu i nie uległ wypadkowi, tylko po prostu wodował. Podobny wniosek płynie z brytyjskich ekspertyz samolotu. Są one całkowicie sprzeczne z zeznaniami jedynego ocalałego uczestnika wypadku, wspomnianego pilota Eduarda Prchala. Zdaniem niektórych badaczy, generał zginął od strzału w głowę. Tę tezę potwierdzałyby wstępne oględziny zwłok, których dokonano tuż po katastrofie. Ciała Władysława Sikorskiemu nigdy nie poddano jednak badaniu lekarskiemu z prawdziwego zdarzenia, nawet w 1993 r., gdy jego ciało przeniesiono z cmentarza polskich lotników w Newark do Katedry na Wawelu. – Naszym celem jest jedynie ustalenie, w jaki sposób zginął gen. Sikorski. Sprawców ewentualnego zamachu już pewnie nie uda nam się znaleźć, szczególnie że brytyjskie akta sprawy gen. Sikorskiego zostaną odtajnione dopiero w 2050 r. – twierdzi prof. Rachuba.

tydzień w kraju Lech Wałęsa obchodził dość hucznie swoje imieniny. Przybyli goście wzięli udział w rodzaju plebiscytu wspierającego b. Prezydenta. Na imieninach pojawił się m.in. Donald Tusk i Marek Borowski. Adwokat Piotr Kruszyński, znany m.in. z obrony Zyty Gilowskiej w sądzie lustracyjnym, sam miał być tajnym współpracownikiem SB o ps. „Piotr”. Marszałek Sentu zamierza powołać radę Polonii. Pomysł taki padł podczas I Zjadu Polonii i Polaków zza Granicy w Krakowie w 1992 roku. Brzemienna 14-latka dokonała aborcji, pomomo chęci okazania pomocy ze strony ruchów pro-life. Dwa szpitale odmówiły aborcji, w końcu minister zdrowia Ewa Kopacz wskazała placówkę, która tego aktu dokonała. Posłanka PiS Nelly Rokitra wychwala publicznie polityków PO. Jej zdaniem Donald Tusk i Grzegorz Schetyna przejdą niemal do historii. Politycy PiS uważają, że być może Rokicie pomyliły się partie.


10|

27 czerwca 2008 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzieĹ„ w skrĂłcie W Serbii socjaliĹ›ci zgodzili siÄ™ na stworzenie koalicji z PartiÄ… DemokratycznÄ… premiera Tadicia, co rozwiÄ…zuje kryzys rzÄ…dowy w tym kraju. Bundestag zaostrzyĹ‚ przepisy prawa dla sprawcĂłw najcięşszych przestÄ™pstw. Nowe prawo dopuszcza m.in. przymusowe leczenie. Sejm litewski przegĹ‚osowaĹ‚ koncepcjÄ™ polityki prorodzinnej. By uniemoĹźliwić zwiÄ…zki jednopĹ‚ciowe, rodzinÄ™ zdefiniowano jako „zwiÄ…zek kobiety i męşczyznyâ€?. Wprowadza siÄ™ teĹź wynagrodzenie dla matek wychowujÄ…cych dzieci. CiekawostkÄ… jest, Ĺźe samotne matki otrzymajÄ… mniejsze wynagrodzenie. Chodzi tu o plagÄ™ fikcyjnych rozwodĂłw dla skorzystania z róşnych ulg. 65 proc. NiemcĂłw tÄ™skni za markÄ…. W RFN wybudowano nawet pomnik DM.

medycyna

wzmocniony system

Chory sam pokonał raka! Bartosz Rutkowski

To prawdziwa rewolucja, nadzieja dla tych, którzy cierpieli na nieuleczalną i zwykle śmiertelną chorobę. Okazuje się, şe moşe być inaczej, bo męşczyzna, który cierpiał na raka skóry, który nie miał szansy na wyleczenie jest juş całkowicie zdrowy. A to dzięki specjalnej terapii, której poddano go w Fred Hutchinson Cancer Research Centre w Seattle.

52-letniemu męşczyźnie lekarze pobrali komórki z jego systemu odpornościowego. Potem je sklonowano i ponownie wszczepiono w system odpornościowy. Wzmocniony system odpornościowy pokonał raka. Okazało się, şe system zadziałał idealnie, nie ma ani śladu po komórkach rakowych. I choć lekarze są jeszcze ostroşni, to wyniki badań mówią same za siebie, jest wreszcie – jak się wydaje – skuteczna metoda walki z rakiem. A tylko w Wielkiej Brytanii zapada na ten rodzaj schorzenia 150 tysięcy ludzi, z czego ponad dwa tysiące umiera. Ed Yong, jeden ze specjalistów z brytyjskiego centrum leczenia raka: – to naprawdę niesamowite widzieć,

UE wyraziła zgodę na przyjęcie przez Słowację od 1 stycznia 2009 roku euro. Kiedy postawią pomnik korony?

ZĹ‚y rok Browna

Gurkhowie, czyli şyjący w Indiach Nepalczycy myślą o stworzeniu własnego państwa. Gurkhowie zasłynęli jako şołnierze armii brytyjskiej.

Pierwszy rok Gordona Browna na stanowisku premiera nie był najlepszy – zgodnie uwaşają obserwatorzy polityczni i nieoficjalnie potwierdzają najblişsi współpracownicy premiera. Największym problemem Gordona Browna jest pogarszający się stan brytyjskiej gospodarki i załamanie rynku mieszkaniowego, co najbardziej wpływa na nastroje społeczne i preferencje wyborcze. Z ostatnich badań wynika, şe na Partię Pracy oddałoby swój głos mniej niş 30 proc. wyborców, na konserwatystów około 40 proc., liberałowie pozostają przy poziomie 20 proc. W ciągu roku poza miodowym miesiącem, Gordon Brown zgromadził same niepowodzenia: nieudolność administracyjną (utrata osobowej bazy danych), kryzys kredytowy, wzrastające ceny paliw i şywności. Nie potrafił teş podjąć decyzji o przyspieszonych wyborach, kiedy notowania rządu dzięki zmianie na górze były wyjątkowo dobre. W najblişszych wyborach, które muszą odbyć się przed majem 2010 roku Gordon Brown będzie musiał udowodnić wyborcom, şe jest mimo początkowych niepowodzeń jest politykiem skutecznym, a ocenę wystawi przede wszystkim ekonomia. (mg)

Szczyt UE omówił sprawę odrzucenia przez Irlandię traktatu z Lizbony. Unia nie ma sprecyzowanego planu, daje teş czas do jesieni samym Irlandczykom. Udział w szczycie brał m.in. Donald Tusk. W czasie szczytu zdecydowano się znieść sankcje ekonomiczne wobec Kuby. Wizytę na Białorusi złoşył prezydent Rosji Dmitrij Miedwiedjew. Spotkał się z prezydentem Aleksandrem Šukaszenką w Puszczy Białowieskiej i w Mińsku. Z okazji rocznicy konfliktu Związku Sowieckiego z Niemcami podpisano teş dokument przeciw „rewizji wyników historycznych II wojny światowej�.

Europa Europa E w obie str ony od o strony

brutto bru t t o / z pod podatkami datkami

Prezydent Rosji Miedwiedjew telefonował do prezydenta Gruzji Saakaszwilego i ostrzegł go, şe nie dopuści do „prowokacji� wobec şołnierzy rosyjskich w Abchazji. Gruzini zatrzymali czterech Rosjan, którzy mieli przewozić rakiety. Ambasador Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin oświadczył, şe „Ukraina zatrzeszczy w szwach� w przypadku wchodzenia do Paktu. Rogozin dodał takşe, şe z „pewnością do NATO nie przystąpi Krym�. Negocjacje pomiędzy UE a Rosją w sprawie porozumienia o partnerstwie i współpracy odbędą się na Syberii. 8 lipca Czechy i USA podpisują porozumienie o budowie radaru wchodzącego w skład amerykańskiej „tarczy antyrakietowej�.

'R ]REDF]HQLD 7HUD] ]ZLHG]LV] (XURS� Z ]DVNDNXMjFj QLVNLHM FHQLH :DUWR SU]HÆ\o WDNj FKZLO�

Poltours

Poltours Centraland and Eastern Europe Specialists Central Eastern Europe Specialists www.poltours.co.uk www.poltours.co.uk 0208 5625 0208810 810 5625

jak pacjent z pomocą swego systemu odpornościowego pokonuje raka. Czekamy teraz na testy prowadzone na szeroką skalę w klinikach i oczekujemy na wejście tej metody do szerokiego stosowania. Jedyne, co na razie powstrzymuje przed szerokim stosowaniem tej metody leczenia jest wysoki koszt. Amerykańscy specjaliści nie chcieli nawet podać, ile ona kosztuje, oznajmiono jedynie, şe na razie stać by na nią było tylko najbogatszych. Z czasem jednak, po jej upowszechnieniu jest szansa, şe będzie dostępna i dla mniej zamoşnych. Ale okazuje się, şe skuteczne jest równieş uşycie genetycznie zmienionych białych ciałek krwi, zanim pa-

cjent poddany zostanie terapii, co potwierdził doktor Cassian Yee, który kierował zespołem badawczym instytutu w Seattle – Amerykańska metoda pokazała, jaką ogromną siłę ma system odpornościowy człowieka, odpowiednio wzbogacony przez zmodyfikowane komórki potrafi sam pokonać raka – powiedział profesor Peter Johnson, z centrum badania raka w Wielkiej Brytanii. Przede wszystkim ta terapia jest o wiele bardziej bezpieczna i jak się okazuje skuteczniejsza niş chemioterapia czy naświetlanie, które niejako przy okazji niszczenia komórek rakowych uszkadzają takşe system odpornościowy pacjenta.

Dramatyczny apel linii lotniczych i ambasad Szefowie linii lotniczych oraz ambasady 34 krajów naciskają na władze amerykańskie, by zmieniły swoje plany kontroli wizowej. Nawet przedstawiciele krajów Unii Europejskiej naciskają na rząd Stanów Zjednoczonych, który domaga się, by od sierpnia przyszłego roku zarówno przewoźnicy lotniczy jak i właściciele statków dostarczali władzom USA odciski palców tych, którzy wybierają się do USA. W ten sposób USA chcą się bronić przed zagroşeniem ze strony terrorystów. Zdaniem przedstawicieli linii lotniczych konieczność pobierania odcisków palców pasaşerów będzie ich w ciągu dziesięciu lat kosztowała 12,3 mld dolarów, a nie 3.5 mld, jak to obliczyły władze USA. W czasie, kiedy wielu przewoźników walczy o przeşycie, gdy ogranicza swoje koszty, takie wydatki mogą być dla wielu gwoździem do trumny – przestrzega Giovanni Bisignani, dyrektor generalny Międzynarodowego Stowarzyszenia Transportu Lotniczego, który wystosował w tej sprawie list do sekretarza stanu USA, Condoleezzy Rice Ale Amerykanie wydają się nieugięci, chcą, by ten program zwany US-VISIT, a ogłoszony niemal zaraz po zamachach z 11 września jednak wszedł w şycie zgodnie z planem. Władze USA chcą mieć dokładne informacje o tych, którzy wybierają się do ich kraju. Koszta, ich zdaniem, w tym wypadku są sprawą drugorzędną, liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo.

Nie wiadomo, jaki efekt przyniesie list Bisignaniego do Condoleezzy Rice. Zdaniem zagranicznych przewoĹşnikĂłw liczne biurokratyczne kroki, jakie musieli podjąć po 11 wrzeĹ›nia kosztowaĹ‚y ich juĹź 30 miliardĂłw dolarĂłw, a teraz zanosi siÄ™ na nowe, duĹźe wydatki. W podobnym tonie napisaĹ‚ do wĹ‚adz USA Clive Wright, jeden z urzÄ™dnikĂłw ambasady Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie. Poza kosztami wskazuje on takĹźe na naruszanie sfery prywatnoĹ›ci podróşnych. AmerykaĹ„ski Kongres ustaliĹ‚ juĹź granicznÄ… datÄ™, wĹ‚aĹ›nie przyszĹ‚y rok, kiedy to majÄ… wejść w Ĺźycie kolejne restrykcje jeĹ›li chodzi o wybierajÄ…cych siÄ™ do USA. Jak twierdzÄ… amerykaĹ„scy specjaliĹ›ci od roku 2004 w bazach amerykaĹ„skich sÄ… juĹź odciski palcĂłw prawie stu milionĂłw ludzi, ktĂłrzy przybyli do USA. DziÄ™ki takiej bazie udaĹ‚o siÄ™ zapobiec wjazdowi na teren StanĂłw Zjednoczonych nie tylko podejrzanych o terroryzm, ale i zwykĹ‚ych kryminalistĂłw. WĹ‚adze wielu krajĂłw, w tym naleşących do Unii, krytykujÄ… administracjÄ™ Busha, ktĂłra nie zamierza rozszerzać programu Visa Waiver. Obejmuje on na razie tylko 27 krajĂłw, ktĂłrych obywatele mogÄ… podróşować do Ameryki bez wiz. Oddawanie odciskĂłw obowiÄ…zywać bÄ™dzie wszystkich podróşujÄ…cych.

Bartosz Rutkowski


|11

nowy czas | 27 czerwca 2008

wielka brytania świat zimbabwe

wielka brytania

Wybory bez opozycji

Terrorysta na wolności!

Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun zaapelował do rządu Zimbabwe o odłożenie II tury wyborów. Kandydat opozycji Morgan Tsvanggirai schronił się w ambasadzie Holandii w Harare. Do głosów protestów przeciwko pogarszającej się sytuacji w Zimbabwe przyłączył się były prezydent Afryki Południowej Nelson Mandela. Nelson Mandela w trakcie swojego pobytu w Londynie skrytykował prezydenta Mugabe, który stosując w ostatnich tygodniach terror wyeliminował swojego przeciwnika z wzięcia udziału w wyborach prezydenckich. Jednocześnie królowa Elżbieta II, kierując się rekomendacją rządu brytyjskiego pozbawiła Roberta Mugabe honorowego szlachectwa przyznanego mu w 1994 roku, kiedy premierem był John Major. Pomimo pogłębiającego się kryzysu i izolacji Mugabe nie rezygnuje z wyborczej farsy. (mg)

wymiar Sprawiedliwości

adam Szlongiewicz

„Duchowy ambasador” Osamy bin Ladena na Europę, niejaki Abu Qatada został zwolniony za kaucją z więzienia. Abu Qatada rozpoczyna nowe życie, tym razem w specjalnym mieszkaniu, które przez 24 godziny na dobę będą obserwowali i chronili najlepsi agenci brytyjskiego wywiadu. Sąd uznał, że nie ma powodów, by człowieka, który nawoływał do nienawiści wobec białych trzymać za kratami. – Nie mamy na niego mocnych dowodów – przyznawali sędziowie. Mógł być co prawda wydany Jordanii, ale tego nie zrobiono. Dlaczego? Bo to mogłoby – zdaniem sędziów – grozić mu torturami i śmiercią. Dlatego 47-letni kleryk opuścił więzienie Long Lartin w Worcestershire i wraca do swego domu w Acton. Brytyjczycy są oburzeni nie tylko z

powodu uwolnienia człowieka, który tak naprawdę jest terrorystą w czystej postaci, ale i z tego powodu, że roczna ochrona tego człowieka pochłonie z pieniędzy podatników milion funtów! Jedyną dla niego dolegliwością będzie to, że przez 22 godziny na dobę będzie miał założone specjalne elektroniczne obroże, by śledzić każdy jego ruch. Przez dwie godziny będzie jednak mógł robić praktycznie co mu się podoba. Brytyjscy sędziowie mówili o nim, że to bardzo niebezpieczny człowiek. Przyjechał do Wielkiej Brytanii 14 lat temu i nigdy nie krył podziwu dla Ladena i jego krwawej działalności. Kontaktował się w przeszłości zarówno z bin Ladenem, jak i z prawą ręką herszta terrorystów Aymanemem al-Zawahiri oraz Rachidem Ramdą. Ten ostatni skazany został przez francuski trybunał za serię bombowych zamachów w roku 1995. W sądowym postanowieniu zakazano zwolnionemu wchodzenia do jakiegokolwiek meczetu. Zakazano mu także nauczania religijnego innych ludzi, ale już dziś mówi się, że będzie to tylko papierowy zakaz. Władze łudzą się, że kolejne zakazy,

jak na przykład możliwość posiadania tylko jednego rachunku w banku, zakaz używania telefonów komórkowych, czy przyjmowania jakichkolwiek gości w swoim domu powstrzymają go od szerzenia nienawiści. – Takie jest prawo, takie są prawa demokracji – mówili sędziowie, którzy wydali nakaz zwolnienia Qatady zza krat. Nieoficjalnie mówi się, że brytyjskie władze chciałyby pozbyć się tego kłopotliwego gościa. Ale prawo nie zezwala na wydanie go tym krajom, które obeszłyby się z nim okrutnie. Oskarżany jest między innymi o udzielanie pomocy zamachowcom z 11 września 2001 roku w Stanach Zjednoczonych. Na jednym z filmów video, jaki przechwycił brytyjski wywiad widać go jak rozmawia z trzema uczestnikami tych tragicznych zamachów. Wśród nich był lider zamachowców z 11 września Mohammed Atta. Wydawało się, że czas Qatady się skończy. Sądzono go bowiem zaocznie w stolicy Jordanii Ammanie za serię bombowych zamachów. Terroryście udało się jednak w ostatniej chwili zbiec z kraju, a teraz ekstradycja z Wielkiej Brytanii do Jordanii nie wchodzi w grę.

tydzień w skrócie Amerykanie przygotowują alternatywę dla tarczy rakietowej w Polsce. W przypadku fiaska rozmów w Warszawie rozpoczęto sondowanie stanowiska Litwinów. Sondaże w USA mówią o przewadze w kampanii prezydenckiej Baracka Obamy. Wolę poparcia go wyraziło 51 proc., republikanin Mac’Cain może liczyć tylko na 36 proc. Politycy niemieckiej opozycji z liberalnej FDP i socjaldemokratycznej SDP poparli ideę usunięcia z terytorium kraju całej broni atomowej, którą posiadają w swoich arsenałach stacjonujący tam Amerykanie. Składający wizytę w Izraelu prezydent Francji Nicolas Sarkozy wezwał polityków żydowskich do wstrzymania kolonizacji terenów palestyńskich, która przeszkadza pokojowym rozwiązaniom. 155 osób zginęło podczas tajfunu Fengshen, który spustoszył Filipiny. ONZ wyliczyła, że liczba uchodźców na całym świecie wynosi obecnie 11,4 miliona ludzi i stale wzrasta.


12|

27 czerwca 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Minusowy plus Krystyna Cywińska

Poczucie humoru jest względne. I nie należy mieć w tej materii bezwzględnego zdania. Wyszłam po kabarecie Hrabi w ubiegłą sobotę w teatrze POSK-u z bezwzględnym niesmakiem. Zapiłam ten niesmak winem. Czekałam, aż mi przejdzie. Nie przeszedł.

Wobec tego, w imię względności, zaczęłam się zastanawiać dlaczego? Dlaczego krajowe kabarety nas, starych emigrantów, nie bawią? Dlaczego nie wzbudzają w nas wybuchów śmiechu? Dlaczego siedzimy na tych kabaretach jak Piekarscy na mękach? Smutasy z minami jak pogrzebacz. A wokół nas szumi rechot i wybucha racami radości młode pokolenie. Zachwycone, bijące brawa, bisujące. A my wymykamy się z widowni truchtem do baru, zawiedzeni niewiadomo dlaczego. Dlatego, że różnica pokoleń równa się też różnicy poczucia humoru. I różnicy w słownictwie. – Ja to pierniczę, kurde!! – słyszę kwesty bólu. Formy pochodne od wulgaryzmów to już postęp kulturowy. Na tym, w przekroju, polega różnica między dosadną wulgarnością, a mniej dosadną. Na estradach kabaretów i kabaretonów to już jednak zbyt finezyjne rozróżnienie. „Mam to gdzieś”, na przykład, nie wzbudza takich wybuchów radości, jak „mam to w d...e” czy „idę na d...y”, w liczbie mnogiej, jak w kabarecie Hrabi. Czym to tłumaczyć? Ogólnym schamieniem? Zbyt to uproszczone tłumaczenie. Kiedyś kabarety były domeną inteligencji. Miała na bilety, miała bardziej wyrafinowany smak i dobre maniery. Kabarety były rozrywką elitarną. Z podtekstami, niedo-

mówieniami, kalamburami, finezyjną puentą. Z dowcipami politycznymi, satyrą obyczajową i popularnym, żydowskim szmoncesem. Jak ten o kupcu Salomonie, co przegrał w karty całą kasę i padł na serce. Przyjaciele chcieli delikatnie zawiadomić o tym jego żonę. – Pani mąż był w klubie – powiedzieli. – No był. I co? Może przegrał kasę?. – Przegrał. – A niech go szlag trafi. – Już go trafił. Albo w wersji skróconej: – Czy to wdowa Salomon? – Ja nie jestem wdowa! – A chce się Pani założyć?! Szmoncesy można zmieniać, dostosowywać do czasu i etnicznego koloru. Zawsze śmieszą. Puenta nie musi być wulgarna ani wrzaskliwa. Kabarety stały się domeną powszechną, populistyczną. Ku uciesze mało wybrednej publiczności. Pisze się pod nią, mówi się pod nią, gra się pod nią. Z niewybrednymi specami o du... Maryni, niechlujnym odzieniem, wygibasami, wrzaskiem bez dykcji. Widzowie ryczą i klaszczą z zachwytu. Odwieczny temat: kobieta – mężczyzna, zszedł z salonów do sutereny. Klasy niższe mają dziś wyższe zarobki i wymagania. Ale nawet w młodości nie wylatują ponad poziomy. Wszędzie, nie tylko w Polsce. Kabaret Hrabi, jeśli miał być w przekroju parodią przeciętnych stosunków kobieta-mężczyzna, zrobił swoje. Pokazał męskich troglodytów i

kobietę-sekutnicę. Bezmózgowców i idiotkę. Euforia na widowni. Sporo widzów odnalazło w nim swoich bliskich. – Estradowe odbicie schamienia – usłyszałam. Czyli plus dla kabaretu, a minus dla obyczajów. Największym plusem tego kabaretu była świetna parodia popularnych śpiewaczek. Różnych Justyn Steczkowskich, w czerni rozdzierająco wyjących. Brawo dla parodystki. Emigracyjnym klasykiem w temacie kobieta-mężczyzna były skecze i piosenki Hemara. Wciąż niedościgle. A przebojem nie do przebicia był wodewil „Piękna Lucynda”. Wcieliła się w nią uro-diva Irena Delmar. To ona i znany aktor Grzegorz Stachurski sprowadzili do POSK-u kabaret Hrabi. Dlaczego Hrabi? A dlaczego nie? I ani mru-mru więcej na temat moralnego niepokoju. Podobno wykonawców kabaretu Hrabi proszono, żeby to i owo stonowali. Mając wzgląd dla starych pierników emigracyjnych. Pewnie sobie powiedzieli: – A my to pierniczymy! Nie dla nich gramy. I rzeczywiście, nie dla nich, bo ich na widowni prawie widać nie było. Kilku starszych panów w garniturach i krawatach i parę starszych pań ubranych antiquo modo. Mastodont jurajskiej epoki w modnie rozchełstanym tłumie. Usłyszałam, że to jednak my, stara emigracja, powinniśmy się opiekować

i dbać o tę młodszą. To w trosce o jej dobre samopoczucie sprowadzono ten kabaret. Niech ci młodzi nie czują się tu wyobcowani. – I w ogóle to nasza powinność – usłyszałam basowym tonem Grzegorza Stachurskiego. No i dopiero wtedy poczułam się jak w kabarecie! Żeby ideologie dopasowywać do kabaretu?! Machnęłabym zgryźliwy felieton o apostolskiej misji estradowej gasnących gwiazd emigracyjnych. O ich poświęceniu się kulturowym na rzecz wyobcowanych emigrantów. I niech nikt nas nie posądza o brak postępu! I stąd, jak mniemam, zgoda na kabaretowe ustępy. Czy ktoś się odważy i zmierzy z tragifarsą wokół Lecha Wałęsy? I uraczy nas kabaretem w tym temacie? Z satyrycznym dystansem doplemienia Polan? Tłukącego własną historię cepami i łomami? Żeby ją zatłuc w imię prawdy, która nigdy nie jest czysta ani prosta? No, skoczcie przez płot Polscy satyrycy! Zmierzcie się z tym tematem! Z jego wszystkimi minusowymi plusami. Wychodząc z POSKu słyszę: – Musisz się oglądać za tymi laskami? Zapomniałeś, że masz żonę? – Wprost przeciwnie, kochana, wprost przeciwnie, nie zapomniałem. – Czy podobał się pani kabaret?” – ktoś mnie spytał. – Wprost przeciwnie, proszę pana, wprost przeciwnie. Choć poczucie humoru jest względne.

Konsensus polski Przemysław Wilczyński

Tak jak mężczyznom wszystko kojarzy się z seksem, tak Polakom wszystko kojarzy się z polityką. Tę drugą tezę udowodniło „otoczenie prezydenta Łodzi Jerzy Kropiwnickiego”.

Pamiętacie jeszcze kawały z cyklu „przychodzi baba do lekarza”? Oto jeden z nich. Przychodzi baba do lekarza i mówi: –Panie doktorze, wszystko kojarzy mi się z seksem. Lekarz pokazuje babie różne rzeczy – długopis, notatnik, stetoskop – i pyta: – Z czym to się pani kojarzy?. Ona odpowiada bez wahania: – Z seksem! – Pani jest zboczona! – mówi lekarz. – Ja? – odpowiada baba. – A kto mi te wszystkie świństwa pokazywał? Ten sam dowcip mógłby z powodzeniem funkcjonować w zmienionej wersji: zamiast seksu byłaby polityka, a zamiast baby, wystąpiłby Polak, na przykład prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki wraz ze swoimi urzędnikami. Zaczynałoby się to tak. Przychodzi Jerzy Kropiwnicki (wraz z urzędnikami) do lekarza i mówi: – Panie doktorze, wszystko kojarzy nam się z polityką… Dalej dopowiedzcie sobie sami. Nie chciałbym się czepiać prezydenta Kropiwnickiego i jego urzędników, ale przeczytałem właśnie w „Dużym Formacie” reportaż „Bo to

miasto jest nasze” (autorzy: Wioletta Gnacikowska i Michał Jagiełło) i nie mogę o prezydencie przestać myśleć. Wszystko mi się kojarzy z prezydentem Kropiwnickim. Ale po kolei. Reportaż opowiada o grupie młodych ludzi – podpisujących się w internecie jako Grupa Pewnych Osób, którzy postanowili coś zrobić dla swojego miasta. Anonimowo, a często pod osłoną nocy, wykonują czynności, które zaniedbali włodarze miejscy bądź sami obywatele. „Nie chcą powiedzieć, czym się zajmują. Nie chcą być rozpoznawalni. Nie interesuje ich polityka. Nie zamierzają kandydować do rady miejskiej. Chcą tylko, by inni zaczęli reagować na to, co ich otacza”. Choćby na to, że jest urwana tablica, że zaśmiecony chodnik, że zdewastowana ławka, że nie posiany trawnik. Słowem, że nikt nie reaguje na wszechobecne niechlujstwo, bo wszyscy się do niego przyzwyczaili. Mówią o sobie tak: „Do GPO należy każdy, kto schyli się po papierek, wrzuci peta do kosza, nie pójdzie na

przełaj przez trawnik (…) Każdy, kto chce coś zrobić dla Łodzi (…) W GPO nie ma hierarchii, władz, prezesa. Stanowimy związek nieformalny, dlatego to nas kręci. A jakbyśmy mieli prezesa, struktury, pewnie byśmy się pokłócili”. Ale nie nocne sianie trawników przez GPO jest w tej historii najciekawsze. Najciekawsze jest to, że otoczenie prawicowego prezydenta Łodzi (Jerzego Kropiwnickiego) podejrzewa, że za akcjami GPO kryją się intencje polityczne; że – krótko mówiąc – młodzi ludzie wrzucają śmieci do kosza, sieją trawniki i naprawiają zdewastowane znaki, by wysiudać prezydenta Kropiwnickiego i jego otoczenie ze stanowisk. Najostrzej wypowiedział się Karol Chądzyński, były wiceprezydent, jeden z najbliższych współpracowników Kropiwnickiego, który po nocnej akcji siania trawników w centrum Łodzi zasugerował, że za wszystkim stoją polityczne interesy lewicy. Ciekaw jestem, jak daleko sięga podejrzliwość pana Chądzyńskiego. Czy asystentka sprzątająca biurko prezy-

denta Kropiwnickiego również wzbudza jego podejrzenia? Czy pani woźna zbierająca pety pod urzędem to według Chądzyńskiego zakonspirowana szefowa lewackiej młodzieżówki? A może w obawie przed lewicową reakcją prezydent Kropiwnicki utrzymuje w swoim gabinecie konserwatywny bałagan? Może w akcie sprzeciwu wobec lewicowej rewolucji prezydent i pan Chądzyński rzucają wszystko – zgodnie ze słowiańską tradycją – za siebie? Za swój obowiązek uważam w tej sytuacji uspokojenie prezydenta Kropiwnickiego i jego otoczenia. Ich lęki są, jak sądzę nieuzasadnione. Za porządkami w Łodzi nie stoją raczej lewackie bojówki, tak jak za bałaganem nie stoją konserwatyści (to znaczy stoją za nim zapewne również i konserwatyści, ale nie oni jedni). Wystarczy spojrzeć na inne polskie miasta, na alejki parkowe, szlaki górskie. Wystarczy poznać skalę zjawiska, by stwierdzić, że bałagan polski jest ponadpartyjny. Towarzyszy mu zaskakująco szeroki, jak na naszą rzeczywistość, konsensus.


|13

nowy czas | 27 czerwca 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Kiedy życie dostarcza gotowy scenariusz, z trudem przychodzi jego adaptacja fabularna. Wydaje się sztuczna, mało prawdopodobna i najgorsze co może ją spotkać – jest obrazem sentymentalnym. Tak było z fabularną wersją losów krakowskich studentów. Dokument sprostał wyzwaniu tej tragicznej i jakże symbolicznej historii. Mowa o filmie „Trzech kumpli” – z Maleszką, Pyjasem i Wildsteinem w roli głównej – ale nie będzie to recenzja. Film o zdradzie, śmierci i determinacji jednego z przyjaciół, który do tej pory, od ponad 30 lat, walczy o wykrycie morderców Stanisława Pyjasa. Przez ponad 20 lat Bronisław Wildstein był przekonany, że jego najbliższym sojusznikiem w tej walce był Lesław Maleszka. Zupełnie przypadkiem, bo zwolennicy ukrywania ciemnych stron komunizmu decydowali o życiu społecznym, prawie i historii, dowiedział się, że jego przyjaciel był jeszcze przed śmiercią Pyjasa ubeckim konfidentem. Nie sposób sobie wyobrazić tak bardzo bezpośredniego doświadczenia zdrady jednego przyjaciela, połączonej ze śmiercią drugiego. Nikt z nas, członków już większej rodziny, środowiska Studenckiego Komitetu Solidarności w Krakowie nie przeżył tej zdrady również wobec nas w taki sposób, jak Bronek Wildstein. Może dlatego ujawnienie kolaboracji podzieliło trochę jednolite przez tyle lat środowisko. Byli tacy, którzy okazywali współczucie dla człowieka, który, jak mówili, uległ presji i dał się złamać bezpiece. I chwała im za to, bo to ludzki i jakże piękny gest. „Gazeta Wyborcza” z redaktorem Adamem Michnikiem, na którego Maleszka również donosił, okazała się jeszcze bardziej wspaniałomyślna. Malesz-

ka wiedział najlepiej dlaczego nie można rozliczać przeszłości. Dlaczego nie można dopuścić do ujawnienia ubeckich archiwów. Z punktu widzenia polityki redakcyjnej „Gazety” był cennym współpracownikiem. Po ujawnieniu faktów z jego przeszłości przestał wprawdzie pisać antylustracyjne teksty, ale pozostał na stanowisku redaktora cudzych tekstów, pod warunkiem (!), że autor godził się na redagowanie swojego tekstu przez byłego agenta bezpieki. Do częściowej lustracji jednak doszło. Dzięki nowym dokumentom Maleszka przestał być ofiarą systemu, jak był przez niektórych postrzegany. Okazało się, że był gorliwym i ambitnym współtwórcą nie tylko systemu, ale przede wszystkim aparatu represji. Jak wcześniej utrzymywał, bezpieka złamała go. Zamierzał przechytrzyć wroga prowadząc nielojalną wobec niego grę. W tym celu przyjął pseudonim Ketman – określenie islamskiego mędrca, który ukrywa swoje prawdziwe przekonania przed strażnikami obowiązującej ortodoksji. Jakie przekonania miał Maleszka? Tragedią Maleszki był jego sukces w SB i doskonały kamuflaż. Przetrwał dłużej niż „firma”. I kolegów już nie było. Został sam, i nawet Adam Michnik musiał się z nim w końcu rozstać.

absurd tygodnia W demokratycznym kraju Zimbabwe kilka miesięcy temu prezydent Mugabe przegrał wybory, które miał wygrać. Wydaje się, że Mugabe ma sposób na usprawnienie tego najlepszego z najgorszych rozwiązań jakim jest demokracja. Głosy liczono długo i w końcu przeważyła opinia, że w ulepszonej wersji demokracji powinien wygrać ten polityk, który miał wygrać. Wątpiącym w tę zasadę pomogła policja i partyjni weterani. Argumenty zastąpiły pały i maczugi. Niereformowalni musieli zginąć. I w końcu doszło do uproszczenia rywalizacji. Z wyborów wycofał się przywódca opozycji Tsvangirai, który na tyle skomplikował system liczenia głosów, że w pierwszej turze przegrał prezydent, który miał je wygrać. Na polu walki pozostał jedynie Mugabe. Teraz nawet głosów nie trzeba będzie liczyć. A głosy z zewnątrz i ekonomiczne sankcje można łatwo odrzucić jako postkolonialną ingerencję w wewnętrzne sprawy kraju. Zresztą sankcje to tylko gesty. Brytyjska firma wydobywcza Anglo American powołując się na dobro miejscowych pracowników inwestuje w Zimbabwe 200 mln funtów.

Wacław Lewandowski

Przekonywanie Europosłowie i politycy europejscy bardzo dużo mówią w ostatnim czasie o konieczności przekonywania oponentów. Ma to – oczywiście – związek z wynikami referendum w Irlandii. Po irlandzkim „nie” dla lizbońskiego traktatu zaczęło się zbiorowe gadanie na szczytach UE, jak to Irlandczycy mieli prawo nie przyjąć traktatu, bo taka jest unijna demokracja. Jednocześnie mówiło się o konieczności przyspieszenia ratyfikacji nowej europejskiej umowy w innych krajach, tak by wpłynęło to na opinię Irlandczyków. Powiadano też, że trzeba mieć nadzieję, że rząd Irlandii znajdzie sposób, by przekonać swych obywateli do traktatu i ponowić referendum. Niby chodzi tu o przekonywanie, czyli szlachetną umiejętność negocjacji. Niby. Bo przecież sztuka przekonywania jest piękna i uczciwa, gdy siadając do dyskusji zakładamy: „albo on mnie przekona, albo ja jego”– tutaj zaś dzieje się inaczej. Nie ma mowy o tym, by to Irlandia przekonała rządy pozostałych krajów UE, że traktat z Lizbony należy odrzucić, że nie powinien on nigdy wejść w życie jako surogat unijnej konstytucji. Mówi się wyłącznie o tym, że trzeba mieć nadzieję, że w końcu Irlandia i Irlandczycy przekonają się do traktatu. Nawet niemiecka kanclerz gotowa

jest krnąbrnych Irlandczyków przekonywać, jakby nie pamiętając, że niemiecki prezydent nie może złożyć pod aktem lizbońskim swego podpisu, bo w Niemczech opozycja zaskarżyła traktat do trybunału konstytucyjnego i dopóki tenże trybunał nie rozstrzygnie, czy umowa z Lizbony nie jest sprzeczna z konstytucją Niemiec, prezydent nie ma prawa dokonać ostatecznej ratyfikacji. Na tym tle bardzo dobrze wypadł Lech Kaczyński, który odpowiadając na pytania dziennikarzy przypomniał, że prawo unijne respektuje zasadę liberum veto, więc w wypadku odrzucenia dokumentu przez jednego z członków dokument ów powinien trafić do kosza. Co racja to racja, pamiętamy jednak, jak to było z traktatem nicejskim. Gdzie nie udało się przyjąć go w referendum, tam wymyślano nowe zasady procedury ratyfikacyjnej i działano aż do skutku. Jak się wydaje, rozpowszechnione wśród europejskich elit politycznych rozumienie „przekonywania” jako miękkiego, delikatnie podawanego dyktatu sprawi, że Irlandia wić się będzie pod naciskami brukselskiej centrali, ale i innych europejskich rządów tak długo, dopóki jej władze nie znajdą sposobu, by jakoś opozycję oszukać i jednak traktat przyjąć. Wtedy zaś będzie mowa o wielkim europejskim sukcesie!

Niestety, takie rozumienie „przekonywania” staje się w Europie powszechne i wchodzi do stałej praktyki europejskich rządów. Gdy działający w myśl takiej zasady rząd obwieści jakiś projekt, który wzbudzi społeczny opór, wówczas mówi się o „społecznych konsultacjach”, w wyniku których oponenci mają zostać w bliskiej przyszłości przekonani do rządowych pomysłów. Wszystko to podaje się w formie eleganckich komunikatów, niemniej jednak ich prawdziwe znaczenie nie ma z elegancją niczego wspólnego i daje się streścić w brutalnej i prostackiej formule: „Możecie krzyczeć, protestować i narzekać, bo tyle wam wolno, ale my i tak zrobimy swoje!”. Na zarzut, że to arogancja i dyktatorskie zapędy, władza odpowie: „Dyktatura? Przecież wywodzimy się z demokratycznych wyborów! Społeczeństwo dało nam uprawnienia do działania”. I czasem, gdy się na to patrzy, ma się mimowolne wrażenie, że jakiś oświecony jednowładca czy monarcha z pełnią uprawnień bardziej by się wsłuchiwał w głos poddanych i bardziej liczył z ich opinią, niż to towarzystwo, które zawsze powoła się na „mandat uzyskany w demokratycznych wyborach”.


14|

27 czerwca 2008 | nowy czas

sylwetki

Przeglądając Pawlikowskiego Elżbieta Sobolewska

Do sto jew ski, Żi ri now ski, Ka ra dzic, Je ro fie jew – bo ha te ro wie gło śnych do ku men tów Paw ła Paw li kow skie go, któ re w la tach 90. na krę cił dla BBC. Jest w nim ja kaś fa scy na cja ty mi dziw ny mi ludź mi ze wscho du i umie jęt ność sta wania obok nich. Do ku men ta li sta nie mo że wy zy wać swych bo ha te rów na po je dy nek, mo że im się je dy nie po ci chu przyglądać, z sza cun kiem, na wet je śli na nie go nie za słu gu ją. Kiedy sportretował przywódcę Serbów Radovana Karadzicia, oskarżano go o kreowanie poetyckiego obrazka mordercy, ktoś groził mu śmiercią, przez rok nie mógł znaleźć pieniędzy na kolejny film. Wrzask podnosili głupcy, którym obca jest ironia. W dokumencie tym wiara przywódcy w mityczną wielkość narodu, z którego się wywodzi i której podporządkowuje wszelkie prawa obowiązujące w świecie ludzi, pokazana jest tak dosłownie, że nie wymaga komentarza, paranoja sama wyłazi z ekranu. Trzeba było jednak sporo odwagi, by zaufać inteligencji widza. Takie też są jego pozostałe dokumenty, a Rosjanie, którzy oglądali film „Z Moskwy do Pietuszek”, mówili: to my, to nasz prawdziwy obraz. Tak jak mówili o pisarzu Jerofiejewie, autorze swoistego pamiętnika „Moskwa-Pietuszki”: nikt nie napisał prawdziwszej książki o Rosji. Paweł Pawlikowski mieszka w Oksfordzie. Aktualnie pracuje nad kolejną fabułą. Przyjechał do Anglii w 1977 roku z matką, która w Polsce uczyła angielskiego studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Z filmem obeznany był od zawsze, miał „swoich” reżyserów, cenił czeską Nową Falę. Swą filmową wiedzę pogłębił, gdy jego przyjaciel stworzył pismo poświęcone kinematografii, minionej i współczesnej. Pawlikowski był korespondentem tego pisma. Jeździł na festiwale oglądając to, co w kinie najciekawsze i najbardziej kreatywne, potem pisał. W pewnym momencie zapisał się również na warsztaty filmowe. Jednak jak przyznaje: – Uczyłem się sam, w zasadzie jestem samoukiem, szkołą był krótki metraż. W 1986 roku trafił do BBC, jeszcze w tym szczęśliwym, twórczym okresie tej telewizji, gdy pod jej szyldem można było realizować nietuzinkowe i niepopularne tematy, wynikające z fascynacji tych, którzy je podejmowali. Warunkiem jednak był profesjonalizm, dzięki któremu temat zainteresowałby innych. To akurat Pawlikowski potrafił, lub inaczej: tego się w BBC nauczył. Teraz, gdy nawet tak zasłużona dla dobrego imienia dziennikarstwa placówka jak ta, przechodzi proces ogłupienia serialem, talk-show'em i pseudodokumentalnym obrazem, coraz mniej w niej miejsca na, wolny od wpływów, trendów i linii programowej, głos autora. Zdarzają się wyjątki, ale jest ich już w BBC niewiele. Dlatego w momencie gdy „plan sześcioletni”, wytyczne i menedżerowie zaczęli przejmować władzę, Pawlikowski zrezygnował z

blisko dziesięcioletniej współpracy. W 1997 roku zrobił jeszcze dla BBC paradokument „Twockers”, w którym po raz pierwszy skusił się na wprowadzenie fikcji i fabuły. Film ten był już rocznym „półkownikiem”, kiedy wreszcie zdecydowano się go wyemitować. Widzowie byli nim zachwyceni, głosy uznania były na tyle donośne, że udało mu się zdobyć pieniądze na następny film, już w pełni fabularny – „Last Resort” (2000). Pawlikowski stał się niezależnym twórcą. „Last Resort” uznano za najlepszy podczas Edinburgh Film Festival, a Brytyjska Akademia Sztuki Filmowej i Telewizyjnej (BAFTA) nazwała jego autora nadzieją brytyjskiego kina, przyznając mu nagrodę za debiut. Bez problemu znalazł finanse na „Lato miłości”, luźną adaptację powieści Helen Cross, kameralną historię wzajemnej fascynacji dwóch kobiet. Znowu nagroda BAFTA dla najlepszego brytyjskiego filmu roku 2004 oraz nagroda za reżyserię Gildii Reżyserów Wielkiej Brytanii. Zanim powstało „Lato miłości”, które znowu świadczyło o potrzebie niezależności i realizowania własnej wizji kina, przyszła propozycja z Hollywood. Specjaliści od wyławiania talentów wytrwale od lat pracują nad tworzeniem mitu fabryki snów, błyskawicznie wyławiają nazwiska, które mogłyby stanowić kolejny trybik napędzający dream-machine.

›› Paweł Pawlikowski w Riverside Studios podczas retrospektywy jego twórczości. Pawlikowski wsiadł do tego pociągu. Dostał propozycję zakorzenioną w kulturze Wysp i zgodną z jego zainteresowaniami – miał wyreżyserować film o poetce Sylwii Plath. Produkcja doszła do skutku. Z Gwyneth Paltrow i Danielem Craigiem w rolach głównych. Film nie najlepiej oceniony przez krytykę, właściwie przeszedł bez echa. Nie zrobił go jednak Pawlikowski. Chciał, by dopracowano scenariusz, by zdobyto zgodę na cytowanie fragmentów poezji Plath, by jej ukochanego zagrał odpowiedni aktor. Gwyneth pędziła z terminami, okazało się, że mają ruszyć bez próbnych zdjęć, nici z poezji. Pawlikowski zrezygnował, bo powody, dla których chciał nakręcić tę historię, przestały istnieć. Jeszcze dwa filmy Pawła Pawlikowskiego będzie można obejrzeć 2 lipca w kinie Riverside Studios na Hammersmith w Londynie. Dobiega końca przegląd twórczości reżysera, którego nazwisko często wymienia się obok Kena Loacha, gdy dyskutanci chcą powiedzieć o wysokim poziomie brytyjskiej kinematografii. szczegóły na str. 28


|15

nowy czas | 27 czerwca 2008

reportaż

Ptasiek na wodzie Katarzyna Gryniewicz

Kończę czytać „Dom na Sekwanie” Williama Whartona – jedną z najbardziej osobistych książek autora „Ptaśka”, „Szrapnela”, „Werniksu”. Tym razem jest o zacumowanej na Sekwanie barce, którą z wielkim trudem przerabia na swój własny dom. Opowieść o walce człowieka w obronie rodzinnego gniazda. Jeśli ktoś, jak ja, lubi notować sobie złote myśli w czasie lektury, to książki Whartona są niewyczerpanym źródłem takich przemyśleń. „Łódź pomaga odnaleźć się w chaosie codzienności i skupić rozproszone myśli” – przypominam sobie cytat. I to akurat jest to, czego mi trzeba. Dwadzieścia kilometrów od Paryża i futurystycznych wieżowców La Defense leży Le Port-Marly. Typowe francuskie miasteczko: dwie małe restauracje, routiers,czyli zajazdy dla kierowców ciężarówek, sklepik i piekarnia, w której kupuję ulubioną kanapkę pisarza – jambon beurre – dużo masła i jeszcze więcej szynki. Pogryzając bagietkę dochodzę do malowniczej Café Brazza. To właśnie tę kafejkę malował kilkakrotnie Alfred Sisley podczas powodzi w 1876 roku. Przypomina o tym reprodukcja obrazu umieszczona po drugiej stronie ulicy. Jestem na dobrej drodze – wiem, że budynek widać z dachu barki Whartona. Ratował przecież właściciela kafejki dźgniętego nożem przez agresywnego kierowcę. Za kafejką ciągną się pola do gry w boules. Kiedy Sekwana wylewa, znikają pod wodą, tak jak za czasów Sisleya. Teraz poletka są suche, więc widzę dokładnie, jak wielki czarny retriwer sadzi do mnie ogromnymi susami. Einstein, Zweistein albo Dreistain – jeden ze szczeniaków wyłowionych z rzeki przez pana Coxa – konstatuję i truchleję ze strachu, bo zupełnie zapomniałam o patencie Whartona – pistolecie na wodę nabitym ostra papryką. Na szczęście pies nie zwraca na mnie uwagi.

HalaGe Dochodzę do rzeki. Wzdłuż niej biegnie piaszczysta droga halage – kiedyś szli nią ludzie przepychający barki w górę rzeki. Paryskie bulwary nad Sekwaną mają ten sam rodowód. Jednak w Le Port-Marly wygląda to tak jak przed wiekami: droga wydeptana tak, że przypomina szeroki rów. Na ścieżce stoją skrzynki na listy mieszkańców barek, samochody, rowery, motory i dziecięce wózki, wszystko co zwykło się trzymać w garażu albo w przedsionku. Halage to właściwie przed-

William Wharton na swojej barce.

sionek dla łodzi. Są ich dziesiątki, stoją przycumowane do brzegu jedna za drugą. Niektóre łodzie to prawdziwe domy na wodzie z ukwieconymi balkonami, inne wyglądają jak przerdzewiałe wraki. Każda jednak zdradza osobowość i gust właścicieli. Jest brygantyna piratów z trupią czaszką na dziobie, opancerzona amfibia z koroną suszącego się prania i coś w rodzaju prominenckiej daczy z lat 80. Zaczyna się pora, kiedy Francuzi wychodzą po bagietkę na śniadanie. Eleganccy panowie i panie wspinają się z wprawą po chwiejnych pomostach. Myślałam, że zobaczę towarzystwo w rodzaju siedliska artystycznej bohemy, a zastałam coś w rodzaju cichego osiedla, tyle że na wodzie.

Próżny trud „Barka Le Clerków pokazuje, że na Sekwanie można mieszkać w wielkim stylu”. Od razu ją zauważam. Niska, długa drewniana łódź była kiedyś kaplicą dla marynarzy. Przyciemniane szyby w oknach nadają jej nieco... pogrzebowy wygląd. Na pokładzie starsza pani w nieskazitelnej pikowanej bonżurce czyta gazetę. To ta dama, która uraczyła umorusanego Whartona winem w oszronionym kieliszku. Barka Le Clerków (już wiem, że nazwiska sąsiadów w książce zostały zmienione) jest pomyślana z rozmachem: obszerny taras wyłożony

Fot. Katarzyna Gryniewicz

sztuczną murawą, grill, szykowne krzesła. Na brzegu dwie nowe motorówki. Skarpę przy barce ogrodzono solidnym płotem (jedyny na całym wybrzeżu) przez co przypomina mikroskopijną posiadłość. Jest i mosiężna tabliczka z nazwiskiem i gołębnik, nawet dzwonek do drzwi, z którego pokpiwał sobie Wharton. Mimo wyszukanych dodatków, całość budzi sprzeczne odczucia – po co mieszkać na łodzi, a jednocześnie robić wszystko, żeby odgrodzić się od świata? Kiedy fotografuję barkę, właściciel podchodzi do płotu. Chce wiedzieć, czy nie jestem przypadkiem paparazzi. Wyjaśniam, że przyszłam popatrzeć na barki, a ta wygląda wyjątkowo ładnie. Niewinne kłamstwo wprawia właściciela w dobry humor, więc ucinamy sobie miłą pogawędkę. Kiedy w końcu wspominam o barce Whartona, monsieur „Clerk” znowu pochmurnieje (w książce napisano o jego barce raczej krytycznie), ale chce mnie zaprowadzić. Odmawiam, bo już ją poznaję – barka pisarza wygląda dokładnie tak jak na rysunku w książce.

BezGłoWy smoK Kadłub ze stalowych blach przypomina odwróconą skorupę żółwia, na której stoi prostokątny pawilon z kwadratowymi oknami. Lymnée – głosi napis na rufie. Wharton opisuje w książce perypetie związane z zakupem

pierwszej drewnianej łodzi, która wkrótce po remoncie poszła na dno, zatapiając cały dobytek. Na szczęście cała rodzina była wtedy na wakacjach. Zawiadomiony o nieszczęściu pisarz przyjechał na miejsce i rzucił się do wody rozpaczliwie wyławiając swój dobytek. W tamtych czasach Sekwana była wyjątkowo zanieczyszczoną rzeką, więc pływak omal nie przypłacił kąpieli życiem. Wydobytą z dna barkę „ożeniono” z inną jednostką wkładając je „miska w miskę”. Dolna, stalowa część była kiedyś stalowym tankowcem do przewożenia ropy naftowej. Zanim można było położyć podłogi, cała rodzina szufelkami do śmieci wybierała resztki ropy z dna. Teraz większą część dolnego pokładu zajmuje pracownia Whartona (jest przecież nie tylko świetnym pisarzem, ale i malarzem). Czytałam, że ma zwyczaj wystawiać swoje prace w oknach. Nie mam szczęścia – okna pracowni są zasłonięte białym suknem. Pewnie dzisiaj galeria przeniosła się na drugą stronę „dla wioślarzy”. Zamiast obrazów, oglądam pelargonie, ogromne donice stoją wprost na ścieżce. Dopiero za barką Whartonów (pan Le Clerk jest niepocieszony) halage zamieniono w La Promenade des Impressionistes – elegancko wybrukowany i oświetlony latarniami nadbrzeżny bulwar.

PierWsze oKno Otwieram książkę i jeszcze raz patrzę na rysunek autora, ten sam, który posłużył mi do identyfikacji miejsca. Na obrazku autor zjeżdża ze skarpy na pupie trzymając nad głową szklaną taflę. Domyślam się, jak ciężko było przenosić na łódź rozmaite przedmioty potrzebne do remontu, kiedy jeszcze nie było trapu. „Najpierw uszczelniam burtę, potem skrobię i oczyszczam zwęglone wnętrze, wyrzucając wszystko, co nieprzydatne...”. Wharton zbudował cale wnętrze własnoręcznie, wspominając przy tym „Mit Syzyfa” Alberta Camusa. „Barka daje mi niezłą szkołę życia ucząc twardej pracy i pokory”. Okna rysowane ręką pisarza, „na oko”, kredą na burcie wyglądają na idealnie proste – artysta musi mieć dobre oko. Na pokładzie dziobowym skąpany w porannym słońcu taras z ogrodowym stołem i krzesłami. We-

randa od strony halage ciągle jest niewykończona – deski leżą luźno na metalowych wspornikach. Naciągane z takim trudem łańcuchy, którymi barkę przywiązano do brzegu, straciły już swoje napięcie, trzeba by je od nowa założyć. Na barce zawsze jest coś do zrobienia. 30 lat temu Wharton nie był jeszcze znanym pisarzem. Za większość materiałów płacił obrazami, które jeszcze nie powstały. Na szczęście nowy dom okazał się bardzo inspirujący.

Czas Płynie Siedzę na stercie starych desek pod wielką wierzbą, tuż przy trapie, jest całkiem miło i sielsko. Tylko kiedy obok barki przepływa grupa kajakarzy w fluorescencyjnych strojach, robi się głośno jak na stadionie. Nad moją głową trwa nieprzerwany koncert ptaków, przekrzykują się z ptactwem na wyspie po drugiej stronie rzeki. Ciekawe, czy jeszcze są wśród nich kanarki wypuszczone na wolność przez pisarza. „Wiatr przynosi mi ptasią pieśń, znów jestem spokojny. To lepsze niż valium. Lepsze niż wszystkie inne rodzaje muzyki”. – Bonjour – słyszę miły głos. Podnoszę głowę. Siwa pani ze śladami wielkiej urody uśmiecha się do mnie przesympatycznie, w rękach trzyma plastikowe torby z zakupami. – A czy nie zimno mi tak siedzieć na deskach? – ucinamy sobie miłą pogawędkę. Starsza pani wyjmuje ze skrzynki „Herald Tribune” i wchodzi na trap prowadzący do barki. A ja uświadamiam sobie, że właśnie poznałam żonę pisarza, emerytowaną przedszkolankę Rosemary. „Skromna, ale pełna wdzięku” – przypominam sobie opis z książki. Punktualnie o 11.30 (!) państwo Wharton wychodzą na poranną przechadzkę. On wysoki, z siwą brodą, w grubych czarnych okularach i zawadiackiej czerwonej czapeczce. Porusza się o lasce, z wielkim trudem, gdyby nie pomoc żony, nie pokonałby trzech niewielkich stopni, które dzielą starą i nową część halage. Przystają przy mnie na chwilę i wymieniamy uprzejmości, francuskim zwyczajem życząc sobie miłego dnia. Patrzę, jak czerwona czapeczka znika w głębi Alei Impresjonistów. Wszystkie śródtytuły pochodzą z książki.


16|

nowy czas | 27 czerwca 2008

podróże w czasie i przestrzeni

Czy można być wyznawcą dwóch religii? Czy można być jednocześnie shintoistą i buddystą? Przecież każda encyklopedia stwierdza, ze shintô i buddyzm to dwie różne religie. Jak to jest możliwe, że większość Japończyków beztrosko deklaruje przynależność do obu, jakby nie zdawała sobie sprawy z zawartej w tym sprzeczności?

Włodzimierz Fenrych

dyby Japończycy mieszkali w jakimś zacofanym kraju i nie produkowali najlepszego na świecie sprzętu elektronicznego, to konkluzja zachodnich obserwatorów byłaby oczywista: prymitywny lud (albo – używając współczesnej terminologii – lud rozwijający się), który nie rozumie sprzeczności. Tymczasem fakt, że Japonia jest taka, jaka jest, zmusza do szukania sprzeczności gdzie indziej. Może to zachodni obserwatorzy czegoś nie rozumieją? Niekompatybilność systemów religijnych, a zwłaszcza nietolerancja wobec werbalnie wyrażonych doktryn, to cecha chrześcijaństwa. Chrześcijanie potrafili prowadzić krwawe wojny i prześladowania spierając się o takie czy inne stwierdzenia. Stąd też przekonanie zachodnich obserwatorów o tym, że istnieją „różne religie”, przy czym różnica między nimi to przede wszystkim różnica doktryny. Tymczasem na drugim krańcu Eurazji ta sprawa jest postrzegana inaczej. Podejście buddystów do cudzych wierzeń było od najwcześniejszych czasów diametralnie różne. W samych Indiach nigdy nie podważali oni prawdziwości religii hinduskiej, nigdy nie twierdzili, że wedyjscy bogowie nie istnieją, proponowali jedynie nowe spojrzenie na świat, również na hinduską religię. Podobnie przemieszczając się z kraju do kraju akceptowali lokalne wierzenia, twierdzili jedynie, że ich nauka ma prowadzić do nowego widzenia świata, czyli do Przebudzenia. Owszem, istniały i istnieją buddyjskie doktryny i wierzenia, ale zawsze były uważane za narzędzie, które należy porzucić po osiągnięciu celu. Najbardziej bodaj znana jest metafora tratwy, którą należy porzucić dotarłszy na drugi brzeg rzeki. Buddyjskie doktryny to – jak twierdzą sami buddyści – jedynie tratwa. Oczywiście jedna tratwa niekoniecznie jest lepsza od innej tratwy – stąd buddyjska tolerancja. Buddyzm to bodaj jedyna z wielkich religii, w imię której nigdy nie prowadzono wojen. A shintô? Jest to własna religia Japończyków, nikomu innemu do szczęścia niepotrzebna. Religia

G

czcząca wielu bogów, którzy opiekują się Japonią. Najwyższą z tych bogów jest Słońce, która mieszka w małym drewnianym domku w miejscowości Ise. Japońscy cesarze są potomkami Słońca, dlatego pytają ją o radę, kiedy mają podjąć ważną państwową decyzję. Kapłani opiekujący się domkiem w Ise potrafią odczytywać znaki, które są odpowiedzią na zadane jej pytania. Otóż półtora tysiąca lat temu, kiedy rozważano czy przyjąć do Japonii buddyjską naukę, Słońce za pomocą tajemnych znaków dała znać: „Przyjmijcie tę naukę, ona będzie błogosławieństwem dla moich wysp.”. Oczywiście buddyjskim mnichom nawet przez myśl nie przeszło podawać w wątpliwość twierdzenia, że w drewnianym domku w Ise mieszka bóstwo, które takie feruje wyrocznie. Żeby nie było wątpliwości – Słońce, najwyższa spośród bogów, pani nieba i ziemi, jest kobietą. Nikt, ale to absolutnie nikt nie wchodzi do drewnianego domku w Ise, żeby zobaczyć, jak ona sobie tam mieszka. Byłaby to niedyskrecja najwyższej miary. Co więcej – nikt nie próbuje się domyślać, jak ona sobie tam mieszka – to również byłaby niedyskrecja. Nie istnieje teologia próbująca dociec natury Słońca. Ona po prostu jest, opiekuje się Japonią i to wystarczy. Shintô jest religią całkowicie pozbawioną teologii, doktryn podawanych do wierzenia i tym podobnych. Jest to religia czcząca wiele bóstw, opowieści o tych bóstwach są często ze sobą sprzeczne, co nikomu w ni-

czym nie przeszkadza. Na przykład w miejscowości Izumo mieszka Okuninushi, najwyższe bóstwo Japonii, pan niewidzialnego świata tych wysp. Zbudowana tam drewniana chatka nie jest wcale taka mała, wręcz przeciwnie jest całkiem spora, mierzy jakieś 24 merty wysokości. Jakim cudem Okuninushi jest najwyższym bóstwem Japonii, skoro w Ise mieszka Słońce, pani nieba i ziemi? Japończycy w ogóle nie zadają sobie tego pytania. To nie jest dziedzina, w której niezbędna jest logika. Shintô to prawie wyłącznie religia rytuału i ceremonii. Kapłani shintô (zwani po japońsku kannushi) nie głoszą kazań na temat moralności, a tylko przewodniczą ceremoniom. A ceremonie te, mimo różnej oprawy artystycznej, w istocie swojej bardzo przypominają ceremonie znane nam z naszego końca Eurazji. Jak to – Słońce mieszka w drewnianym domku? To dlaczego ten domek się jeszcze nie spalił? Otóż nikt nie twierdzi, że Słońce mieszka tam pod swoją płomienistą postacią. Ona tam mieszka pod postacią mosiężnego zwierciadła. Podobnie Okuninushi w Izumo, a także wszystkie inne bóstwa w Japonii. Nie wszystkie pod postacią lustra, ale wszystkie pod postacią jakiegoś przedmiotu. Ów przedmiot (na przykład spiżowe zwierciadło) staje się Ciałem Boga podczas specjalnej ceremonii Przemienienia. Od momentu Przemienienia bóstwo obecne jest w sanktuarium, a Japończycy przychodzą do niego modlić się. Przychodząc kłaniają się nisko i składają

››

sala ofiar sanktuarium bostwa plodnosci w Inuyama; poniżej sanktuarium bostwa towarzyszacego w Ise

dłonie. Czasami przychodzą prosić o szczególne błogosławieństwo, a wówczas kapłan odprawia specjalną ceremonię, zwaną „ucztą z bogami”. Podczas tej ceremonii uczestnicy jedzą małe ciasteczka z ryżowej mąki oraz piją ryżowe wino. Raz w roku znak bożej obecności wynoszony jest na pola i na ulice w barwnym palankinie i obnoszony w towarzystwie barwnej procesji. Oprawa artystyczna jest – jako się rzekło – zupełnie inna. Po pierw-

sze – sztuka figuralna pojawia się bardzo rzadko, a jeśli się pojawia, to w formie raczej zaskakującej dla zachodniego widza. Na przykład w sanktuarium bóstwa płodności może się pojawić ogromny rzeźbiony w drewnie... powiedzmy, że symbol męskiej płodności (to nie jest żaden dowcip ani chuligaństwo, tylko sztuka czysto religijna). Po drugie – architektura ceglana czy kamienna nie pojawia się nigdy. Sanktuaria shintô są zawsze drewniane i prawie zawsze otoczone zielenią. Często są na odludziu, pośród lasu w górskiej dolinie. W miastach duże sanktuaria położone są w parkach i otoczone starodrzewiem, ale nawet małe sanktuaria stojące pomiędzy wieżowcami otoczone są – w miarę możliwości – choćby żywopłotem. W mentalności Japończyków to właśnie kojarzy się z obecnościa boga – drewniany budynek pośród lasu. Do samego sanktuarium wchodzi się bardzo rzadko, ceremonie „uczty z bogami” odbywają się w odrębnym budynku, równiez drewnianym. Oczywiście wchodząc do sali ceremonii zdejmuje sie buty, w Japonii to jest oznaka szacunku. Japończyk zdejmuje buty również wchodząc do własnego domu, więc jakby miał wchodzić wchodząc do domu bożego? Tylko na dworcu kolejowym i w supermarkecie nie zdejmuje się butów. A tak na marginesie – zawsze mnie zastanawiało podejście katolickich misjonarzy w tym kraju. Budują oni pseudo-gotyckie kościoły przy głównych ulicach miast, wchodzi się do tych kościołów w butach, jak do supermarketu. I mają nadzieję, że Japończycy właśnie w tym miejscu poczują Obecność Bożą. Czy nie jest to przypadkiem przykład myślenia magicznego? Skoro budowanie gotyckich katedr przyniosło efekt w średniowiecznej Europie, to może przyniesie go również w dwudziestowiecznej Japonii?


|17

27 czerwiec 2008 | nowy czas

takie czasy

Co za syf, ale katastrofa! Michał Sędzikowski łowa piosenki Kazika przychodzą mi natychmiast na myśl gdy docierają do mnie echa wieczorynki z Bolkiem w roli głównej... – Ludzie powinni znać prawdę! – krzyczą zwolennicy lustracji. – Prawda naukowa nie baczy na konteksy polityczne! – zgadzają się z nimi optymiści poznawczy. Ja natomiast ze swej angielskiej perspektywy widzę tylko, jak w tym odcinku polskiej wieczorynki rozwrzeszczany tłum kopie mi jej głównego bohatera. Szansę na demokrację diabli wzięli, kiedy Wałęsa postawił na lewą nogę! Wciąż rządzą nami komuniści! – kwituje jedna grupa. Autorzy książki są politycznie zaangażowani, a ich dzieło ma charakter wyłącznie poszlakowy – odpowiadają im ich przeciwnicy. A ja myślę, że jedyna od trzystu lat historia warta opowiedzenia za granicą na moich oczach staje się już tylko bajką dla dzieci. Zapytałem dzisiaj o drogę do metra pewnego bystrego starszego Chińczyka. Okazało się, że wie coś o Polsce. W trakcie jak mnie odprowadzał do stacji, powiedzial: – Mieliście złego generała Jaruzelskiego,

S

ale zwyciężył go wasz bohater Wałęsa. Zastanawiałem się przez chwilę, czy mu dopowiedzieć dalszy ciąg historii. Zrezygnowałem jednak dochodząc do wniosku, że opowieści z happy endem to są tylko te, które kończą się we właściwym momencie. Nie widzę najmniejszego sensu spierać się o status ontologiczny Bolka. Byłby to jeszcze jeden głos w tłumie wiernych. Bo powiedzmy sobie szczerze, prawda „obiektywna” realizuje się jedynie w naukach przyrodniczych. W naukach społecznych i historycznych mamy do czynienia najczęściej z prawdą intersubiektywną – czyli zgodą większości, umownym porozumieniem w sprawie danego stanu rzeczy. W bitwie politycznej natomiast mamy już tylko wierzących. Prawda przez duże P staje się nie mniej ulotna niż kwestia tego czy i w jakim stopniu FBI kontaktuje się z ufoludkami. Wyciągnę tutaj na wokandę ostatnią książkę Rafała Ziemkiewicza, w której błyskotliwie demaskuje on ukryte mechanizmy rządzące polityką i skryte intencje jej bohaterów. Szczerze mówiąc po jej lekturze byłem wstrząśnięty faktem, jak wielka jest rozbieżność pomiędzy tym, do czego politycy dążą, a tym, co ludzie sobie na ten temat myślą. Wyłania się tu nam jeden wielki teatr mistyfikacji, który na polskiej scenie zostaje wzbogacony o szczegół, że jej aktorzy się wzajemnie nienawidzą. Autorzy książki „SB a Lech Wałęsa...” i wielu innych historyków powie-

działoby mi na to, że dzieło powstało w oparciu o naukowe dochodzenie i przy zastosowaniu rzetelnych narzędzi badawczych. Autorzy twierdzą przy tym, że nie mieli absolutnie zamiaru angażować się w jakąkolwiek opcję polityczną i nawet nie było ich intencją prowokować reakcji społeczno-politycznej. W tym stwierdzeniu właściwie demaskują rzeczywistą postawę. Dlaczego? No wyobraźmy sobie brodatego terrorystę w turbanie, który podkłada bombę w zatłoczonym nowojorskim centrum handlowym i potem tłumaczy się na policji, że nie miał absolutnie zamiaru angażować się w kwestie Bliskiego Wschodu i w ogóle nie brał pod uwagę ofiar w ludziach. W gruncie rzeczy bowiem chodziło mu o dowiedzenie naukowego faktu z dziedziny chemii, że dobrze skonstruowana bomba wybucha. Osobiście nie wierzę w zachowanie naukowego obiektywizmu w atmosferze politycznego wrzenia, gdzie autorzy nie kryją się ze swoim zaangażowaniem ideologicznym i wyraźnie zdradzają, iż wierzą w postawione przez siebie hipotezy. Kolumb również wierzył bardzo w możliwość znalezienia drogi do Indii i umarł w przeświadczeniu, że kolejna wyprawa na zachód od Hiszpanii by mu to umożliwiła. Jak ktoś już powiedział, książka o przeszłości Wałęsy utwierdzi w przekonaniu tych, którzy uważali, że był on agentem, a jedynie oburzy tych, którzy uważali coś odwrotnego. A rzeczywistość ma to do siebie, że sama weryfi-

kuje odkrycia naukowe, jeśli są tego warte i jeśli społeczeństwo jest gotowe na ich przyjęcie. W tym wypadku warunki te nie zostały spełnione, a książka jest kolejnym aktem wiary. Bowiem tam, gdzie rzeczywistość jest silnie spolaryzowana na „złych” i „dobrych”, tam nie ma miejsca na odcienie szarości. A w gruncie rzeczy z odcieni szarości składa się ten świat i taki jest Wałęsa. Lech Wałęsa jest Gandalfem Szarym, który poprowadził Polaków przez Morze Czerwone przeciwko wschodnim siłom Mordoru i wygrał. Dlaczego nie stał się Gandalfem Białym? Ponieważ najprawdopodobniej

Był też wykładowcą. Uczelni, którą skończył – krakowskiej ASP, potem warszawskiej. Dziesięć lat pracował w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie, do którego trafił tuż po studiach (skończył je w 1954 roku). Do nowego teatru, który powstał w 1955 roku, trafili młodzi ludzie, którzy z tej sceny uczynili jedną z najlepszych w kraju: Krysty-

na Skuszanka była dyrektorem i kierownikiem artystycznym teatru, reżyserem na etacie został Jerzy Krasowski a scenografem Szajna. W tym czasie, zaczął też tworzyć swoje kolaże. Ze ścinków zniszczonej skóry, materiałów, tworzyw sztucznych, gumy i czego się tylko dało. Forma tych niby-obrazów czasem przybierała kształt rzeźby,

zabrakło wyznania prawdy i skruchy. Dopadła go mojżeszowa megalomania, wielkich wojowników i przywódców, którzy ponieśli klęskę w konfrontacji z samym sobą czy też z własną przeszłością i przez to nie dostąpili oczyszczenia. A tego dzieje bohaterom nie zapominają. Dla nas zaś, młodych, którzy pozbawieni emocjonalnego odruchu wspomnień patrzymy na nieudolnie pisane na naszych oczach nowe karty polskiej historii, pozostaje jedyna nauka: prawdziwą sztuką w świecie polityki jest przestać wierzyć jakimkolwiek autorytetom.

Dreszcze Szajny Elżbieta Sobolewska

Było ich trzech: Tadeusz Kantor, Jerzy Grzegorzewski i Józef Szajna. Wielcy wizjonerzy, twórcy „teatru narracji plastycznej”. 24 czerwca odszedł ostatni z nich. Najwybitniejsze widowiska Józefa Szajny powstały w Centrum Sztuki Studio w Warszawie, którego przez lata był również dyrektorem. Jego osobistym protestem wobec wprowadzenia stanu wojennego była rezygnacja z tej funkcji. Gdy ją pełnił, w Centrum działy się rzeczy niezwykłe. Odważne, porażające spektakle „Witkacy” i „Majakowski” przepowiadały upadek komunizmu. Po jego odejściu Centrum przejął Jerzy Grzegorzewski, w 1997 roku zostawił je dla Teatru Narodowego. Szajna był estetycznym spadkobiercą Witkacego. Dowoli szafował przestrzenią sceny, jego scenografie

zahaczały o foyer, atakowały balkony, wpijały się w rzędy foteli. Gdzie granica między kreacją, a światem zewnętrznym, między czasem współczesnym a bolesną przeszłością? Nie ma jej wcale, widzowie czuli dreszcz niepokoju, gdy aktorki „Dantego” wchodziły między nich z miednicami wypełnionymi wodą szepcząc: „Umyj ręce, umyj...”. Był to rok 1974, premiera we Florencji. Szajna urodzony w 1922 roku, więziony w Auschwitz i Buchenwaldzie, nie odpychał od siebie doświadczeń młodości, lecz przeciwnie, wykorzystywał je w twórczości, nie pozwalając zapomnieć czasu upadku, przestrzegając przed ponownym w przyszłości. W 39 roku przeszedł oblężenie Lwowa. Piach, szmaty, maski gazowe i dojmujące milczenie spektaklu „Replika” z 1971 roku, to jak mówił sam twórca: „rzecz o barbarzyństwie wszędzie, o barbarzyństwie w XX wieku, w którym „nie zabijaj” zamieniono na zabijaj. (...) to krzyk naszych czasów, jak pisała prasa amerykańska, to obraz świata po trzęsieniu ziemi wedle meksykańskiej, sztuka rozrachunkowa wedle niemieckiej. „Replika” oskarża. Mówi o agonii naszego świata i naszym małym optymizmie, o rozpadzie naszej cywilizacji, o postindustrialnej kulturze.

konstrukcji, w które wmontowywał zdegenerowane, okaleczone przedmioty: manekiny, fotele, opony. Efekt był przytłaczający. Sztuka Józefa Szajny rozjątrzała rany, lub rozdrapywała rozleniwiony rutyną codzienności umysł. Na zdjęciu: Ołtarz, J. Szajna


18|

27 czerwca 2008 | nowy czas

kultura

Odszedł Piotr Łazarkiewicz

świat kulturalnie „Macbeth” Teatru Rozmaitości z Warszawy w reżyserii Grzegorza Jarzyny jest obecnie grany koło Brooklyn Bridge w Nowym Jorku. Reżyser Łukasz Palkowski i aktor Robert Więckiewicz zdobyli nagrody na 24. Międzynarodowym Festiwalu Filmów „Festroia” w mieście Setubal w Portugalii. Palkowski, doceniony za reżyserię „Rezerwatu”, otrzymał nagrodę First Works Award dla najlepszego debiutanta. Więckiewicza uhonorowano nagrodą Srebrnego Delfina dla najlepszego aktora, za rolę w filmie „Wszystko będzie dobrze” Tomasza Wiszniewskiego. Nigdy wcześniej w Polsce niepokazywane rzeźby Salvadore Dali pojawiły się w Warszawie. W Pracowni Galerii wystawiono prace nawiązujące do znanych z jego płócien „przedmiotów surrealistycznych”. Ekspozycji towarzyszą litografie z cyklu „Dziwne sny Pantagruela”. Wystawa czynna do 31 lipca.

W wieku 54 lat zmarł na zawał serca reżyser filmowy i teatralny Piotr Łazarkiewicz. Na premierę czeka jego ostatni film „0_1_0”, był w trakcie pracy nad sztuką „Odejście” Vaclava Havla.

›› Tomasz Wolski po projekcji filmu Zota Rybka w Little London Oratory.

Pełnosprawne kino Jo an na Bąk

Film „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego otworzył VIII Międzynarodowy Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Ponad 600 kart meldunkowych świadczących o przymusowym wysiedlaniu przez Niemców mieszkańców Warszawy w trakcie Powstania pozyskało Muzeum Powstania Warszawskiego. Karty przekazał anonimowy darczyńca. Na nowojorskim Broadway’u przyznano nagrody Tony za najlepsze spektakle teatralne i musicale. Wśród musicali triumfował In the Heights o życiu latynoskich imigrantów na Manhattanie. Nagrodę za najlepszy spektakl teatralny zdobyła sztuka August: Osage County napisana przez Tracy Letts i opowiadającą losy rozbitej rodziny w stanie Oklahoma. Tomasz Wija (bas-baryton) zdobył drugą nagrodę w kategorii śpiewu męskiego w konkursie im. Roberta Schumanna w Zwickau (Saksonia). Film „Jutro idziemy do kina” w reżyserii Michała Kwiecińskiego zdobył Grand Prix na 14. Międzynarodowym Festiwalu Filmów i Programów Telewizyjnych w Szanghaju.

...I przypłynęła ,,Złota Rybka” nad Tamizę ku uciesze wątpiących (więc również i mojej) w kondycję polskiej dokumentalistyki. Minionej niedzieli w niedużej salce św. Józefa przy Little Brompton Oratory, Duszpasterstwo Akademickie w Londynie i ,,Gazeta Niedzielna” przedstawiły nam produkcję Tomasza Wolskiego. Film plus pączki i herbata z cytryną. Pączków nie próbowałam, ale film polecam. Bez zakalca i świeżutki, gdyż nie zdążył jeszcze ostygnąć po mającym miejsce niespełna trzy tygodnie temu 48 Festiwalu Filmowym w Krakowie, na którym przyznano mu Nagrodę Publiczności oraz Nagrodę Studentów Krakowa. Jest to drugi film w dorobku pełnometrażowych form dokumentalnych Wolskiego. Pierwszy, noszący tytuł „Klinika”, traktował o relacjach między personelem szpitalnym, a jego małymi pacjentami. Jednak dopiero „Złota Rybka” okazała się urzeczywistnieniem jego twórczych marzeń. Tomasz Wolski długo musiał prosić swoją złotą rybkę, by móc spełnić się jako reżyser. Po siódmym razie poddał się próbom zdawania na studia reżyserskie. Nowo powstały wówczas kurs dokumentalny w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Andrzeja Wajdy uratował jego plany. Zdobyte tam doświadczenie uczyniło go stypendystą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Twórczego Miasta Krakowa w 2006 roku. Z kamerą w Domu Społecznym pojawił się w marcu ubiegłego roku, by na prośbę ośrodka sfilmować przedstawienie „O Rybaku i Złotej Rybce” z udziałem podopiecznych. Szczególna atmosfera tego miejsca, re-

lacje między opiekunami i podopiecznymi sprawiły, iż Puszkinowska bajka miast stać się produktem końcowym, stała się osią do filmu opowiadającego o życiu jego wychowanków od momentu rozpoczęcia prac nad przedstawieniem, aż po jego wystawienie w Teatrze Ludowym w Krakowie. Reżyser podjął się rzeczy nader trudnej, gdyż uczynienie aktorami ludzi upośledzonych zawsze wiąże się z dużym ryzykiem naruszenia kulturowego tabu. Wolski poszedł jednak jeszcze dalej. Zarejestrowanie zdarzeń to jedno, a skadrowanie życia wewnętrznego tych ludzi tak, byśmy mogli je odczytać i zrozumieć to właśnie to, co sztuką się zowie. Reżyser osiągnął to niwelując bariery dzielące świat ludzi „normalnych” od świata tych „nienormalnych” bądź „innych”, łącząc ich wspólną dla wszystkich przestrzenią marzeń i pasji. Kamil dla przykładu pragnie, by zostać windziarzem. Michał kocha konie, nigdy jednak nie dostał szansy pogłaskania prawdziwego zwierzęcia. Poza tym uwielbia sprzątać w przeciwieństwie do Witka, który każdą pracę wykonuje z niechęcią. Chciałby być na tyle bogaty, żeby nie musieć pracować, a jeśli już to tylko na portierni. Świat Marka to telewizja. Brakuje mu jednak anteny, by zaśnieżony obraz nie psuł mu przyjemności płynącej z oglądania brazylijskich seriali. Adaś natomiast jest perfekcjonistą. Chce jak najlepiej wypaść na przedstawieniu. Nie ma jakichś większych pragnień, zależy mu jedynie na sukcesach sportowych Adama Małysza, którego jest fanem. Powstał kolorowy, radosny obraz życia mieszkańców ośrodka. Nie ma tu miejsca na duszne kadry, traumatyczne obrazy upośledzenia. Już od pierwszych minut projekcji na sali po-

jawia się śmiech (?). Czy jednak śmiać się wypada? Tu wszyscy recenzenci mówią jednym głosem: – Tu nie śmiać się nie wypada. Nasza reakcja jest jak najbardziej naturalna, tak jak naturalni i spontaniczni są sami aktorzy. Ich świat pod wieloma względami wydaje się być bardziej normalny od naszego. Wolny od zakłamania, zawiści, podłości, choć nie pozbawiony skazy, jak każdy inny. Ale nie to jest w tym filmie istotne dla autora. Nie chodzi mu o ukazanie różnic ONI – MY, ani też że ONI to MY bądź odwrotnie. Meritum jest tutaj zrozumienie inności i na tej płaszczyźnie stara się szukać punktów stycznych. Dlatego gdy śmiejemy się, to z jego bohaterami, gdy marzą – trzymamy kciuki za spełnienie ich życzeń. Choć bywa, że i złota rybka okazuje się bezradna. Nie są jednak głupcami ci, którym marzenia się nie spełniają, ale ci którzy ich nie mają. W końcowej fazie filmu widzimy zwieńczenie prac nad przedstawieniem i jego premierę na deskach Teatru Ludowego w Krakowie. Tak jak po spektaklu pojawiają się brawa, tak samo chwilę potem w Sali św. Józefa efekt zostaje powtórzony. Tym razem owacje dotyczą przede wszystkim samego reżysera, scenarzysty, producenta, montażysty, dźwiękowca oraz autora zdjęć w jednej osobie – Tomasza Wolskiego. Obecny na sali, gotowy do dyskusji. Pytań jednak nie pada zbyt wiele. Najwięcej technicznych, bądź o szczegóły powstawania filmu. Wszystko bowiem zostało dopowiedziane, choć bez słów, domknięte, mimo iż właśnie otworzyły się drzwi. Za ten nowy i świeży powiew w kinematografii polskiej Wolski zasłużył na nagrodę szczególną. Gdyby za tego rzędu osiągnięcia przyznawano Rybki, z pewnością zasłużyłby na złotą.

Na ubiegłorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni przewodniczył jury konkursu kina niezależnego. Co roku początkujący filmowcy spotykali się z nim na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”. Był bardzo zaangażowany w pomoc tym, którzy dopiero zaczynają. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim i reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Zadebiutował w 1985 roku telewizyjnym „Kontrapunktem”. Rok później zrealizował „Kocham kino”, z Elżbietą Czyżewską w roli kierowniczki kina, które jest na skraju upadku. W 1993 roku nakręcił „Porę na czarownice”, jako jeden z pierwszych podjął się tematu Aids i wyrzucenia ludzi chorych poza margines społeczeństwa. Kręcił również dokumenty: „Fala”, „Soc”, „Wielka woda”, pracował dla telewizji, gdzie przygotowywał reportaże, spektakle teatralne, m.in. „A śmierć utraci swoją władzę...” (1996) na poezji Dylana Thomasa, „Ogień w głowie” Mariusa von Mayenburga (2000). W krakowskim Teatrze Bagatela wystawił „Absolwenta” Charlesa Webba, w teatrze Stara ProchOFFnia w Warszawie – „3x2” Tomasza Mana. Dwukrotnie wystawił „Kartotekę” Tadeusza Różewicza, w Teatrze Jeleniogórskim i w Teatrze Miejskim im. Gombrowicza w Gdyni. W marcu odbyła się premiera jego ostatniego spektaklu: „Mężczyźni na skraju załamania nerwowego”. (es)

Viktor & Rolf W galerii Barbican ze swoją surrealistyczną i ironiczną ekspozycją pojawili się Viktor & Rolf, znani holenderscy projektanci mody. Ichartystyczny epizod nosi nazwę The House of Viktor & Rolf i jest to ich debiut w Wielkiej Brytanii. Na co dzień projektanckie duo pracuje w swoim atelier w Amsderdamie. Kojarzeni są z ekscentrycznymi kreacjami, które często prezentowali na wybiegach, gdzie ich kreacje podziwiali Kelly Osborne, Mischa Barton i Twiggy.


|19

nowy czas | 27 czerwca 2008

kultura

Bez wyjścia Marcin Piniak a froncie The Framers Gallery przy 36 Windmill Street prowokuje przechodniów sporych rozmiarów grafika z przewodniczącym Mao. Obok młoda kobieta o przejmującym nieobecnym spojrzeniu, której subtelną twarz niczym tatuaż zdobi sierp i młot. Usta ma delikatnie otwarte, co sprawia wrażenie jakby chciała nam coś powiedzieć jednak obecność muru - szyby powoduje, że nie jesteśmy w stanie jej usłyszeć. „No Way Out – Mei Banfa” to kolejny projekt galerii, która stara się prezentować artystów łączących sztukę z humanizmem i troską o otaczającą ich rzeczywistość. Jedna z pierwszych wystaw fotograficznych The Framers Gallery poświęcona była więźniom politycznym z Kolumbii. Tym razem prezentowane prace stworzyli artyści skupieni wokół organizacji Artsrepublik – Artists of the World Unite. Jest ona oddolną niekomercyjną inicjatywą grupy ludzi, których twórczość jest platformą dla działalności społecznej mającej na celu pomoc poprzez sztukę i edukację chińskim dzieciom z prowincji. Większość artystów skupionych wokół Artsrepublik mieszka i tworzy na wsi. Wystawę dopełniają fotografie ukazujące codzienność dzieci, kobiet i starców w przytłaczających wiejskich realiach komunistycznych Chin. Człowiek zdominowany przez bezduszny system – tak w jednym zdaniu można streścić wymowę „No Way Out”. Cai Yi Lin, artystka urodzona w 1960 roku w chińskiej prowincji Fujian, której kilka cyklów można zobaczyć w galerii na Soho, w dość sugestywny sposób ukazuje kobietę żyjącą w czarno białych realiach komunizmu, z którego jako jedyny kolor przebijają symbole władzy Mao. Bohaterem jej prac jest człowiek sprowadzony do roli kukły będący mimowolnie składnikiem absurdalnej inscenizacji. W swoich pracach Yi Lin często korzysta z estetyki propagandowego plakatu z czasów rewolucji kulturalnej, w przewrotny sposób nawiązując do współczesnej komercyjnej rzeczywistości Chin, gdzie niejako do zniewolenia umysłowego dochodzi element zachłyśnięcia się zachodnim stylem życia i jego karykaturą w wydaniu pekińskim. Zhan Yon Ping równie wymownie obrazuje kobietę – pozbawione głowy ciało kobiece przegląda się w lusterku. Ogromne wrażenie robi śmiała, nacechowana erotyką twórczość Xun Hai. Połączenie seksualności i rekwizytów komunizmu – militariów i propagandy. Zmysłowość, która wydaje

N

Sztuka i kontekst. W wypadku prac chińskich artystów prezentowanych na zbiorowej wystawie „No Way Out – Mei Banfa” w The Framers Gallery kontekst,w którym powstawały, dominuje w taki sam sposób, w jaki system polityczny Państwa Środka wyznacza miejsce i rolę jednostce. się być silniejsza niż jakakolwiek doktryna czy ideologia. Śmiały i prowokacyjny przekaz wymusza pytanie, w jaki sposób funkcjonuje artysta na co dzień żyjący w Chinach, którego twórczość ma tak radykalne i pozbawione niedomówień przesłanie. Stylizowane na tradycyjną klasyczną grafikę chińską kolaże, przewrotnie i jakby z ukrycia nawiązują do problemu zanieczyszczenia środowiska w Chinach. Ich przesłanie odkrywamy dopiero kiedy znamy znaczenie chińskich słów. Emitowany przez Kraj Środka dwutlenek węgla ma katastrofalne skutki dla całego ekosystemu. Twórcy z Artsrepublik na swojej stronie (www.artsrepublik.com) zamieszczają szereg artykułów i publikacji próbując przybliżyć prawdziwy obraz swojej ojczyzny. Współcześni artyści chińscy w takim samym stopniu jak wszyscy inni dotykają w swej twórczości uniwersalnych zagadnień i problemów XXI wieku. Używając do tego celu najnowszych osiągnięć technologii, mieszając gatunki, metody i style. Jednak ogrom tej twórczości wstrzymany przez reżimowe sito nie dociera do nas. Wolność artystyczna w Chinach daleka jest od standardów, jakie od lat obowiązują w Europie Zachodniej. Również chińscy twórcy, choć w nieco okrojony sposób, śledzą i inspirują się trendami zachodnimi. Tak jak to miało miejsce pod koniec lat 70., kiedy grupa artystów samouków, których twórczość nazwano „malarstwem blizn” w mocny i bezkompromisowy sposób rozliczało się z okresem rewolucji kultural-

nej organizując nielegalne wystawy naprzeciw Galerii Narodowej w Pekinie. Czy późniejszy awangardowy Ruch’85, skupiający blisko setkę wszelakich grup artystycznych, które w ciągu dwóch lat przy współudziale ponad dwóch tysięcy artystów stworzył dziesiątki projektów, wystaw i akcji artystycznych. Artyści Ruchu’85 opowiadali się za indywidualizacją wypowiedzi artystycznej odrzucając tradycyjną sztukę chińską i wypaczenia socrealizmu czerpiąc inspirację z surrealizmu, dadaizmu, pop-artu i sztuki konceptualnej. Kiedy w 1989 roku światem wstrząsneły wydarzenia na placu Tiananmen, odpowiedzią ze strony chińskich artystów były narodziny nowego nurtu w malarstwie, zwanego „realizmem krytycznym” i prace w prześmiewczej technice pop-artu, której przedstawiciel, Wang Guangyj malował portrety Mao Zedonga w stylu Warhola. Realizm cyniczny, bliski egzystencjalizmowi, był bezlitosną, pełną drwiny ripostą artystów wobec systemu. Odpowiedzią chińskich urzędników było szykanowanie, dyskryminacja i prześladowanie twórców, wymuszając tzw. „zjawisko sztuki mieszkaniowej”. Sztuka zadomowiła się w prywatnych mieszkaniach Pekinu, które stały się jedynym dostępnym miejscem prezentacji. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych chińscy artyści awangardowi docierają ze swymi pracami na Zachód, za sprawą między innymi Biennale w Wenecji i wystawie „Inside Out”, na której sześćdziesięciu

chińskich twórców wzbudza duże zainteresowanie w USA. W 2000 roku odbywa się Biennale w Szanghaju, jednak zostaje zamknięte po dwóch tygodniach. Powodem jest radykalna wystawa „fuck off”, na której fotograf Zhu Yu ukazał na swoich zdjęciach samego siebie jedzącego ugotowany płód noworodka, który zakupił w kostnicy. Symbolicznie tytułowe „fuck” na jednej z prac skierowane było zarówno w stronę Białego Domu jak i Zakazanego Miasta – wpisując się w wypowiedziane onegdaj przez Oscara Wilde’a słowa: Najlepsze, co można powiedzieć o większości nowoczesnych dzieł sztuki, to to, że są trochę mniej wulgarne niż rzeczywistość. Sztuka rodząca się w niewoli przybiera często ekstremalne formy, by przebić się przez paraliżujące otumanienie zaprogramowanego społeczeństwa. Jest wrzaskiem dalekim od obecnego w naszym kręgu kulturowym „szokowania” – jako kolejnej formy ekspresji artysty. Zatem wulgarność rzeczywistości odzwierciedla radykalizm twórców. Artyści skupieni wokół Artsrepublik nie mają złudzeń parafrazując slogan chińskiej Olimpiady 2008: One World, One Dream, One Billion Slaves. No Way Out – Mei Banfa Obrazy i fotografie z Chin Artefact Picture Framers & The Framers Gallery, 36 Windmill Street, W1T 2JT www.theframersgallery.co.uk Prace artystów można oglądać do 5 lipca

Noc (moc) żywiołów Słońce powoli zanurzało się w wodach otulających Baskonię. Złowroga Ciemność szybko zalała Ziemię. Na niebie nie było gwiazd. Nie świecił księżyc. Gdzieniegdzie tylko, na wzniesieniach, szczytach gór, na leśnych polanach, pojawił się ogień. Setki płonących stosów, płonących kukieł złych mocy, otoczonych gromadą ludzi. Tańczących, śpiewających, obserwujących, czasem w milczeniu, przedziwną walkę żywiołów. Bo ta noc, to noc zwycięstwa. Triumfu swiatła nad ciemnością i dobra nad złem. Noc, gdy Słońce poraża swą mocą. Noc Świętojańska. Tym razem była to także noc muzyki, którą przez dwie godziny rozbrzmiewała cała Mungia – małe, baskijskie miasteczko, w którym dwujęzycznych napisów prawie brak [hiszpański region autonomiczny Kraj Basków oficjalnie jest dwujęzyczny –

przyp. red.]. Tam właśnie, na jednym z najwyższych wzniesień miasta odbył się niezwykły koncert. Z Kepa Junkera w roli głównej. Junkera jest bez wątpienia najbardziej popularnym baskijskim muzykiem o międzynarodowej sławie. Uznawany przez Pedro Almodovara za jednego z najciekawszch baskijskich twórców, został przezeń zaproszony do współpracy przy filmach „Volver” czy „Porozmawiaj z nią”. Artysta współpracował również z największmi osobistościami muzycznego świata. Jest wirtuozem trikitixa – specjalnego baskijskiego akordeonu. Jest laureatem wielu muzycznych wyróżnień. Jest wreszcie skromnym, uśmiechniętym, pełnym ciepła i radości człowiekiem. Baskiem z krwi i kości, z sercem i duszą na dłoni. Twórczość Kepy to melanż jazzu, folku, wpły-

wów muzyki etnicznej z całego świata, od folkloru baskijskiego zaczynając i na folklorze baskijskim kończąc. To właśnie baskijskie rytmy, harmonie, ociekające melancholią, ale i szczęściem melodie, są dla niego główną inspiracją. Sobotni koncert był więc emanacją „baskowości” w całej pełni. Był to spektakl, w którym dźwięk łączył się z ogniem, wodą, kamieniem i drzewem. Teatr wielu bohaterów – baskijskich artystów, drwali, rąbiących pnie drzew w takt muzyki, ognia, ogarniającego wielki drewniany stos z przywiązaną kukłą Złego, wody i wiatru, tańczącego pośród drzew. Najprawdziwsze święto muzyki i triumf natury. Feeria barw, dźwięków i zapachów, które chłonęłam całą sobą. Kto tego nie przeżył, może mi tylko zazdrościć.

Teks i fot.: Łucja Piejko


|21

27 czerwca 2008 | nowy czas

wirtualny czasy

Pieniądze do wyjęcia W czasach komputerowego usprawniania świata i obecnej na każdym kroku elektroniki trudno jest nie korzy-stać z jej zdobyczy. Bez głębszego zastanowienia posługujemy się na co dzień kartą bankomatową, internetem czy nawet telefonem komórkowym – dysponując swoimi pieniędzmi, zostawiając swe dane osobowe przy wypełnianiu formularzy telefonicznie albo online. Z upowszechnianiem użycia i większym zasięgiem plastikowych pieniędzy czy adresów e-mail łączy się jednak wiele zagrożeń, o których warto pamiętać. Setki tysięcy osób pada co roku ofiarą internetowych kradzieży bądź oszustw, a ich skutki bywają trudne do naprawienia.

Mikołaj Skrzypiec Przestępstw elektronicznych z roku na rok notuje się coraz więcej, pomimo stosowanych przez banki i inne instytucje finansowe zabezpieczeń. Do niedawna, wykorzystanie bez cudzej wiedzy karty kredytowej było według niektórych ekspertów dziecinnie wręcz proste. Od wprowadzenia systemu Chip & Pin na kartach bankomatowych stało się to nieco trudniejsze, lecz dla specjalistów w tej dziedzinie dalej jest wykonalne, co potwierdzają niezbicie statystyki. Pomimo wydania ponad 26 milionów nowych kart płatniczych w roku 2006/2007, szacuje się, że jedna na osiem osób w Wielkiej Brytanii pada raz do roku ofiarą rozmaitych malwersacji dokonanych przy użyciu urządzeń elektronicznych, internetu lub kradzieży danych osobowych. Takie przestępstwa są trudne do wykrycia z kilku powodów. Przykładowo, od momentu kradzieży danych osobowych aż do ich wykorzystania przez oszustów do popełnienia następnego przestępstwa upływają czasami nawet miesiące. To sprawia, że ofiara często nie wie dokładnie w jaki sposób została okradziona ani jak temu mogłaby zapobiec. Ponadto w internecie nie brakuje możliwości i sprawdzonych sposobów na zgromadzenie ilości informacji wystarczającej do tego by okraść kogokolwiek bez jego wiedzy. Przynajmniej nie do momentu, gdy już jest za późno. Jeśli do kradzieży danych dochodzi np. przy bankomacie, istnieje również duża szansa, że zanim okradana osoba zorientuje się, że coś jest nie tak, przestępcy będą już korzystać z jej pieniędzy.

Kartografia i miKrogadżety W zasadzie każdą kartę płatniczą można skopiować w celu późniejszego użycia bez wiedzy prawowitego właściciela. Uzyskanie duplikatu karty w celu jej wykorzystania jest nazywane klonowaniem. Karty klonowane są z reguły przy użyciu specjalnych nakładek na bankomaty, które oszuści umieszczają przy otworze na kartę w maszynie. Nakładki te skonstruowane są z plastiku lub gumy oraz odcinka papieru bądź specjalnej taśmy klejącej i są zwykle niewidoczne na pierwszy rzut oka. Kiedy próbujemy wsadzić naszą kartę do maszyny, taśma zawija się wokół umieszczonych na niej numerów i liter, zapewniając później oszustom dane do wykorzystania. Bankomat zwykle w takiej sytuacji nie zadziała, może albo „wypluć” kartę, może się

wyłączyć albo niczym komputer zawiesić. Bywa, że kartę blokuje sama nakładka umieszczona przez złodziei, którym w celu uzyskania dostępu do pieniędzy potrzebny jest jeszcze pin. Zdobywają go albo przy użyciu miniaturowej kamery, którą montują na bankomacie lub w jego bezpośrednim pobliżu, albo przez działanie bezpośrednie. Zdarza się, że podchodzą „zatroskani świadkowie” wydarzenia, bo np. bankomat „zjadł” komuś kartę: czekają w kolejce, czasem po kilka osób, podchodzą, sugerują, że jak się zawiesił, to „trzeba pin jeszcze raz wpisać, może pomoże!” – mówi inspektor Marcin Mieczykowski z wydziału przestępstw gospodarczych policji w Małopolsce. – W momencie stresu i niepewności ofiarą takiego lub podobnego scenariusza paść może każdy. W ubiegłych latach udało nam się rozbić kilka gangów, które działały w ten sposób, w najgłośniejszą z afer zamieszane były 23 osoby, które dzieliły się funkcjami. Należy zachować ostrożność, a już nigdy przenigdy nie wpisywać pinu tak, by ktoś go mógł zobaczyć – radzi Mieczykowski – do tego, jeśli bankomat wygląda podejrzanie, najlepiej z niego nie korzystać. Według podobnych scenariuszy działają oszuści na Wyspach. Metropolitan Police zanotowała w ciągu ostatnich pięciu lat znaczący wzrost liczby tego typu przestępstw popełnianych, jak się okazuje, coraz częściej przez gangi z Europy Środkowo-Wschodniej, które jak wynika z informacji Met są bardzo wyspecjalizowane. W przypadku podejrzenia takich malwersacji zaleca się jak najszybszy kontakt z bankiem oraz policją. Jeśli karta dalej jest w bankomacie, a jego zachowanie wzbudza podejrzenia, nie wolno oddalać się od maszyny do momentu w którym uda nam się wszystko oficjalnie zgłosić.

internetowy raj bezgotówKowy Zdrowy rozsądek i spostrzegawczość mogą pomóc w uniknięciu sklonowania karty przy bankomacie, ale mogą nie wystarczyć, by obronić się przed próbami oszustw dokonanymi przez sieć. Każdy korzystający z kart płatniczych nawet na oficjalnych stronach typu zamawianie biletów lotniczych czy płacenie rachunków może paść ofiarą hakerów, chociaż nazwa ta identyfikuje większą grupę ludzi niekoniecznie zajmujących się tylko kradzieżami. Haker to każda osoba, która korzystając z oprogramowania, wiedzy bądź wszyst-

kich innych dostępnych sposobów dociera do danych w sieciach komputerowych przez łamanie ich zabezpieczeń. Nie zawsze są złodziejami, chociaż to im z reguły przypisuje się nowe metody na obchodzenie nawet najbardziej wyrafinowanych zabezpieczeń. Istnieje kilka rodzajów oprogramowania, które nawet bez większej wiedzy informatycznej można zastosować, by zdobyć dostęp do cudzego komputera czy e-maili. Zarówno komputer jak i skrzynki pocztowe są doskonałym źródłem informacji dla ewentualnych złodziei. W mailach znaleźć można fragmenty cyfr konta, informacje o stro-

nach, z których ofiara korzysta oraz potwierdzenia operacji bankowych. Każda przeglądarka internetowa obsługuje wiele rozmaitych typów plików, pełnych cząstek informacji o miejscach, które zwiedziliśmy w sieci, zatrzymując takie informacje automatycznie, czasem przez kilka miesięcy. Do tego istnieją całe grupy programów, których celem jest zdobywanie jak największej ilości danych o Kowalskim w internecie, które przesyłają bez naszej wiedzy do swoich właścicieli bądź twórców. Czasem jest to firma rozsyłająca reklamy, czasami jest to internetowy złodziej. Jeśli to nie wystarczy, jeszcze inna grupa programów zapewni hakerowi podgląd komputera, z którego korzystamy, łącznie z obrazem z monitora w czasie rzeczywistym. Zamawiając książkę z księgarni wysyłkowej możemy zdradzić komuś dokładnie, jaką kartą płacimy, skąd i za co. To najczarniejszy ze scenariuszy, który może

spotkać wszystkich nieostrożnych internautów. Z roku na rok rośnie liczba transakcji online, rośnie też liczba przestępstw. Programiści i eksperci od zabezpieczeń sugerują jako podstawowe środki ostrożności kilka prostych zasad, które mogą zmniejszyć szansę na zakażenie komputera, oraz ochronę danych.

Samoobrona dla internautów Tomasz, 27-letni programista z Zielonej Góry pracuje w City, w londyńskim oddziale globalnej firmy komputerowej Jeszcze przed ukończeniem li-

ceum informatycznego w Polsce zajmował się oprogramowaniem do marketingu e-mailowego, później postanowił przejść na bardziej wyrafinowane sposoby zarobku. Na studiach zajął się pisaniem programów, które wysyłały mailem zaproszenia na stronę www. Tam odwiedzający ją delikwenci przez klikanie na kolejne linki ładowali w pamięć swojego komputera program, który działał później przez wywalanie na ekran następnych reklam. I nie dało się tego usunąć zbyt łatwo, a ja za każdego jednego ukłutego programikiem, kasowałem dwójkę. Jeśli dodatkowo trafił niechcący na którąś z reklamowanych stron, dostawałem następną złotówkę – mówi Tomek. – Ale to był przykład tzw. adware (oprogramowanie reklamowe), i nie, nie zajmuję się tym już – dodaje – wiem jak można wkurzyć ludzi i wiem jak można to wykorzystać, nie bawi mnie to już, mam poważną pracę. Jeśli miałbym coś poradzić, to każdy komputer powinien mieć firewall (pro-

gram ochrony sieciowej) i jakiegoś antywirusa. Nigdy nie klikać na dziwne linki w jakichś mailach z internetu, chyba że wiemy skąd pochodzą i kto je wysłał. Nie klikać na reklamy w ogóle! Sprzątać komputer i przeglądarkę jakimś programem... I najlepiej nie płacić za nic, to najmniejsza szansa że ktoś nas trafi – śmieje się Tomek. O malware i spyware, czyli bardziej szkodliwych wersjach adware wiadomo mniej, bo mają inne zadania, dużo bardziej wyspecjalizowane. Co miesiąc pojawiają się listy nowych programów – szkodników. Spyware to może być np. jakiś rodzaj wirusa: trojan albo robak, czyli narzędzia do podglądania, a nawet kontrolowania cudzego komputera. Do tego jakiś program, który rozkoduje używane na ekranie hasła prosto z pamięci, na oczach właściciela. Możliwości są ogromne. Malware to oprogramowanie, które może być mocniejszą formą czysto reklamowego adware, ale też gromadzić informacje bądź ingerować w użycie uruchomionych programów. Czasami jednorazowe kliknięcie na jakiejś podejrzanej stronie poleca nam skan całego komputera. – To jest największe z oszustw – mówi Karol, student informatyki na London Metropolitan. Bo później czytając artykuł można odnieść wrażenie, że natychmiast trzeba zeskanować cały system. A to jest tak, że zaglądając do internetu, nie powinniśmy ściągać jakiegokolwiek oprogramowania (oprócz oficjalnych i uznanych) ani nie zgadzać się kliknięciem, by jakaś strona robiła skan systemowy albo dyskowy! – podkreśla Karol. – To najczęstsza z przyczyn infekcji programami malware, albo i gorszymi. Istnieje kilka darmowych stron, które oferują darmowe programy, które pozbywają się całego niechcianego „osadu internetowego”. Jedną z takich stron jest np. safer-networking.org, którą poleca m.in. Goldsmith’s College. W Polsce działa dobreprogramy.pl, gdzie znajdziemy wiele informacji i darmowe bądź próbne oprogramowanie. Najważniejszy jest zaktualizowany program antywirusowy (najlepiej oryginał albo ogólnie dostępny darmowy) oraz Firewall. Często programy mają wszystkie z powyższych zintegrowane, ale nie zawsze są to dobre rozwiązania szczególnie na wolniejszych komputerach. Dobrze jest trochę poczytać i zastanowić się nad wyborem innej przeglądarki.


22|

27 czerwca 2008 | nowy czas

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

Tan fan W zakończonych w ubiegłym tygodniu zawodach Royal Ascot jak zwykle chodziło o udowodnienie całemu światu, że Brytyjczycy wciąż mają wiele do powiedzenia w kwestii elegancji – tej w najbardziej wytwornym wydaniu. Przez trzy dni fotoreporterzy z całego świata starali się „upolować” najlepszy kapelusz tegorocznej edycji, a że projektanci z Philipem Treacy na czele tradycyjnie już wspięli się na wyżyny kapeluszniczej sztuki – nie było łatwo. Tymczasem obok kapeluszy, w kuluarach i na trybunach pojawił się jeszcze jeden palący temat: dress code tegorocznego Ascot zakazywał... sztucznej opalenizny i tu się rozpętała burza. Wielka Brytania to nie Karaiby, mieszkanki tej krainy też lubią wyglądać na muśnięte słońcem, w efekcie mamy do czynienia z najwyższą w Europie sprzedażą preparatów samoopalających. Sztuka wsmarowywania nie jest sprawą łatwą i choć ćwiczenie czyni mistrza, nawet najlepszym zdarza się czasem przedobrzyć. Efekt jest wtedy opłakany,

a próby ratowania sytuacji z góry skazane na niepowodzenie. Samoopalanie, brązowienie, naświetlanie lampami, napryskiwanie specjalnymi preparatami – jakby tego nie nazwać, chodzi ni mniej ni więcej jak tylko o SZTUCZNĄ opaleniznę – a taka z definicji nie jest czymś licującym z wizerunkiem prawdziwej damy albo gentlemana – uznali organizatorzy Royal Ascot, i słusznie. Co ciekawe, celebrities światowego formatu mają na ten temat inne zdanie. Christina Aguilera i Victoria Beckham to przykłady gwiazd, które niezależnie od pory roku prezentują ponadprzeciętną opaleniznę. Bije je na głowę włoski projektant Valentino, uznawany za najbardziej pomarańczowego człowieka świata. Jakoś to nas nie wzrusza. Ciekawe, co by powiedzieli strażnicy obyczajów widząc niektórych byłych członków polskiego rządu – zwłaszcza pewnego wicepremiera, który literacko rzecz ujmując, całował się ze słońcem tak namiętnie, że zdobył miano Pierwszego Mulata RP.

Chrapka na bezsenność W czasie minionego weekendu doświadczyliś najdłuższego dnia w roku, a co za tym idzie najkrótszej nocy. Prawdziwe błogosławieństwo dla zwolenników nocnych rozrywek (trudno już później „przetańczyć całą noc”) i sympatyczny podarunek od losu dla osób cierpiących na bezsenność. Badania pokazują, że Brytyjczycy doświadczają przynajmniej trzech bezsennych nocy w tygodniu. Wszystkiemu winne są ponoć: nadmiar pracy i przenoszenie do sypialni urządzeń takich jak komputery, telewizory i hmmm...... BlackBerry. W czasach kiedy nie dostęp do internetu, lecz co najwyżej zbyt duża liczba współdomowników w tym samym łóżku powodowały bezsenność, też próbowano leczyć ten problem. W XVIII wieku lekarze zalecali opium. Uważali też, że przyczyną nadmiernej trzeźwości umysłu o zmroku jest zbyt duża ilość krwi w mózgu i zalecali spanie na siedząco. Nowoczesne metody są może mniej toksyczne i niewygodne, ale równie bezskuteczne. Kiedy nie pomaga liczenie baranów i czujemy się jak Al Pacino w filmie „Bezsenność” doprowadzony do szaleństwa przez długie jasne alaskańskie noce, są jeszcze takie sposoby jak: szklanka mleka przed snem, seans jogi albo kropelka olejku lawendowego. Gdy jednak i te zawiodą, pozostaje jeszcze pomysł a la Winston Churchill, który miał dwa łóżka i kiedy nie mógł spać w jednym, przenosił się do drugiego. Obyśmy tylko nie interpretowali tego sposobu zbyt szeroko.

Dżinsy to za mało Co zrobić kiedy coś co zaprojektowaliśmy kompletnie się nie sprzedaje? Zaprojektować i probować sprzedać coś znacznie droższego. Tak postanowiła zrobić Victoria Beckham. Jej długo zapowiadana kolekcja dżinsów zrobiła spektakularną klapę i wszystkie gazety pokazały stosy spodni z metką VB zalegające na wyprzedażach w najpodlejszych domach towarowych w Stanach Zjednoczonych. W Wielkiej Brytanii nawet wielokrotne obniżki nie zdołały zachęcić kobiet do zakupu. Mimo wszystko żona Davida Beckhama chce udowodnić, że zasłużyła na miano wyroczni stylu. W czasie New York Fashion Week Victoria zaprezentuje swoją kolekcję niebotycznie drogich sukienek. „To będzie coś, czego jeszcze nigdy nie robiłam. Zamierzam użyć luksusowych materiałów z mnóstwem haftów” – mówiła dumna organizatorom pokazów. Zapewniła też, że żadne z jej sukienek nie będzie kosztowała mniej niż 1200 dolarów. Posh chce w przyszłości zaprojektować linię butów i torebek, ale na razie powstrzymuje się, bo nie chce „tak szybkiej ekspansji”. Jeśli brak sukcesów w sprzedaży swoich dżinsów, to w mniemaniu Victori „ekspansja” faktycznie powinna trochę zwolnić, bo zaraz podbije kolejny rynek i już nic tego nie zatrzyma.

Prosze tylko nie kalosze Festiwal Glastonbury startuje już za kilka dni – walijscy i szkoccy górale zaklinają deszcz, a ci, którzy nie wierzą w prognozy pogody ruszyli prosto do sklepów po kalosze. Jeśli aura dopisze tak jak w zeszłym roku, to będziemy znów mieli kąpiele błotne wliczone w program atrakcji. My, przybysze z (jak to określił Napoleon Bonaparte) Krainy Błota, powinniśmy czuć temat wyjątkowo dobrze i znać zagrożenia. Syndrom zwany Trench foot (albo Immersion Foot) to przypadłość, która może się przytrafić komuś, kto zbyt długo chodzi w kaloszach. Bez dostępu powietrza, na skutek zwężenia naczyń krwionośnych stopy nie są właściwie zaopatrywane w krew, tlen i substancje odżywcze. Związane z tym uszkodzenie tkanek może nastąpić w ciągu 24-48 godzin. Pierwszy sygnał jest taki, że nogi drętwieją, a skóra robi się czerwona. Potem puchnie, zaczyna świerzbieć i pojawiają się pęcherze, a te pękają torując drogę zarazkom. W czasie I wojny światowej brytyjscy żołnierze masowo zapadali na Trench foot i w skrajnych wypadkach amputowano im z tego powodu nogi. Z kaloszami nie ma żartów. Lekarze radzą, aby w czasie festiwalu często wietrzyć stopy, smarować skórę wazeliną, używać talku, zakładać grube skarpety, a najlepiej zastąpić gumiaki trekkingowymi butami, które przepuszczają trochę powietrza. Gdyby jednak ktoś miał jakiekolwiek problemy ze stopami to trzynastu specjalnie oddelegowanych specjalistów od leczenia stóp będzie w Glastonbury przez cały czas w stanie najwyższej gotowości.

Bliski koniec FM Stało się – dni analogowego radia są policzone. Wszystkie główne radiostacje powinny być dostosowane do systemu cyfrowego przed 2015 rokiem. Miliony ludzi korzysta z odbiorników w systemie analogowym, które za parę lat staną się zupełnie bezwartościowe. Planowana zmiana oznacza, że ogromna liczba w większości starych ludzi, których zwyczajnie nie będzie stać na kupno nowoczesnego odbiornika, zostanie pozbawiona możliwości słuchania ulubionych programów, takich jak BBC Radio 4 i Radio 2. Zamiast tego pozostanie im słuchanie niszowych lokalnych rozgłośni, których planowane zmiany na razie nie będą dotyczyły. Za cyfryzacją przemawia fakt, że radio DAB ma lepszą jakość dźwięku i pozwala na odbieranie większej liczby kanałów. Wspierana przez rząd The Digital Radio Working Group zapewnia, że zanim nastąpią te zmiany, trzeba najpierw wzmocnić sygnał i dogadać się z wytwórcami samochodów w sprawie montażu odpowiednich radioodbiorników. Jest też szansa, że tak jak zrobiono w przypadku przejścia na cyfrową telewizję – najbiedniejsi będą mogli liczyć na dofinansowanie nowego zakupu.

Mała czarna na serce Od dawna wiadomo, że kawa szkodzi na serce. Tymczasem w świetle najnowszych badań kawa serce leczy. Brzmi to niedorzecznie, ale to prawda. 130 tysięcy ludzi badano przez 20 lat pod kątem stanu zdrowia i spożycia kawy. Wyniki żmudnej pracy okazały się zaskakujące. Kobiety pijące około pięciu filiżanek kawy dziennie zmniejszały w ten sposób ryzyko wystąpienia chorób serca o jedną trzecią. W przypadku mężczyzn ryzyko było mniejsze aż o 44 proc. Kiedy już te rewelacje nadwątliły powszechną wiarę w naukę, naukowcy podali następującą interpretację wyników: na krótką metę kawa jest zła – podnosi ciśnienie krwi, powoduje kłopoty z krążeniem, w skrajnych przypadkach picie kawy może skończyć się udarem. Za to w perspektywie wielu lat kawa to samo dobro. Przede wszystkim dzięki temu, że zawiera duże ilości przeciwzapalnych substancji, które przeciwdziałają rozwojowi miażdżycy i innych chorób układu krążenia. Nałogowcy mogą wreszcie pozbyć się poczucia winy i w pełni delektować jej smakiem . Jeżeli pić dla zdrowia to tylko przewlekle i umiarkowanie, czyli raczej duża biała, sączona przez długie biurogodziny, niż okazjonalne espresso.


|23

nowy czas | 27 czerwca 2008

styl życia

Inny kraniec świata co pół roku Typowa scena w barze: do kolesia w garniturze podchodzi ładna laska. Szczupła, zgrabna, na wysokich obcasach. – Sam jesteś? – pyta wprost. Odpowiada, że sam. – Ja też, możemy pogadać? – dodaje. Facet w garniturze to ja. Ta laska, to Jessica. Właśnie skończyła zajęcia na siłowni przy London Bridge i postanowiła się trochę rozerwać. Wstąpiła na lampkę wina. – Jestem tutaj nowa, niedawno przyjechałam do Londynu i prawie nikogo tutaj nie znam – zaczyna. Jessica nie udaje. Jest otwarta, jej amerykański akcent tłumaczy bezpośredniość i swobodę, z jaką nawiązuje nowe znajomości. Tutaj w Londynie, to może jeszcze kogoś dziwić, ale w Stanach jest to na porządku dziennym. Idziesz na piwo lub obiad i chwilę potem masz już z kim pogadać. Obcy sami do ciebie podchodzą. Porozmawiają, wypiją drinka i powiedzą do widzenia. Nic więcej. Żadnej wymiany telefonów, emali, czysta niewinna pogawędka. Czy Jessica też chce tylko pogadać? Mówi, że ma dwadzieścia siedem lat. Wygląda młodziej. Swoboda, z jaką

rozmawia, lekkość ruchów, gracja i narzekanie na złamany obcas są na tyle intrygujące, że mimo zmęczenia mam ochotę z nią pogadać. – Jaki ten Londyn duży! To mój pierwszy raz tutaj. Nie spodziewałam się, że to takie ogromne miasto – mówi. – Skąd przyjechałaś? – pytam w nadziei, że będzie można porozmawiać o Ameryce, o tym co tam teraz się dzieje, jak się ludziom żyje, czy wybory ich jeszcze cokolwiek interesują, czy jest to może tylko medialna nagonka. – Ach, to długa historia. Jeszcze miesiąc temu pracowałam w Bombaju, takie duże brudne miasto w Indiach – zaczyna tłumaczyć w typowo amerykański sposób. – Ale pół roku wystarczy. Nigdy nie siedzę w jednym miejscu dłużej niż sześć miesięcy. Nigdy.

DALEKO OD DOMU Jessica do Indii przyleciała z Kanady. W Ameryce od dawna już nie mieszka. – To nie jest mój kraj. Wszyscy tylko mówią o futbolu, pieniądzach i polityce, a ja chcę się czegoś więcej dowiedzieć o życiu i świecie. Do tego kocham podróżować – tłumaczy. Przyglądam się jej i nie wierzę. Coś mi tutaj nie pasuje. Obcisła sukienka, długie włosy i szpilki sugerują coś in-

nego. A tymczasem im dłużej opowiada, tym bardziej je stem pod wrażeniem. W Stanach skończyła studia biznesowe na jednym z lokalnych, małych uniwersytetów. – Na dobrą uczelnię nie było mnie stać, ale i ten dyplom nie jest najgorszy. Przeważnie otwiera wszystkie drzwi. Ludzie na świecie ciągle wierzą, że jeśli studiowałeś w Ameryce, to musisz być dobrze wykształcony. A tymczasem na moim roku były dziewczyny, które studiowały krawiectwo, zupełnie tak, jakby potrzebny był komuś dyplom z szycia na maszynie – w jej głosie czuć lekką nutę ironii. Po studiach zaczęła pracować jako asystentka księgowego w małej firmie prawniczej. Nie ukrywa, że przewracanie kartek w małej mieścinie nigdy nie było jej marzeniem. – Ja chciałam do świata, daleko od domu i rodziców, którym wydawało się, że z moim dyplomem w ciągu roku zostanę milionerką. Oni sami nie mają żadnych studiów, niczego, całe życie ciężko pracowali, na nic nie było ich stać. Po roku Jessica znalazła w gazecie ogłoszenie kanadyjskiej firmy, która poszukiwała pracowników. – Nie zastanawiałam się długo, napisałam jeszcze tego samego dnia. Gdy przyszła

odpowiedź, prawie zwariowałam. Po tygodniu byłam już w Kanadzie, sama, z dala od domu, rodziców, znajomych. Wreszcie wolna. Mogłam zacząć żyć po swojemu, rozumiesz? – pyta dwa razy. Zaraz potem wyjaśnia, jaką Kanada w Ameryce ma reputację. – Dla Amerykanów to wolny kraj, nie taki jak USA, o którym tylko mówi się, że jest wolny. Czy ty wiesz, ilu młodych chłopaków uciekło do Kanady tylko dlatego, że nie chcieli iść do wojska i jechać do Iraku? W Kanadzie są ich tysiące i Bush nie może im nic zrobić, rozumiesz? – czeka, bym potwierdził, że wiem, o czym mówi. Wiem.

W DRODZE Przygoda w Kanadzie skończyła się szybciej niż myślała. Lato minęło i zrobiło się zimno, a na to młoda dziewczyna nie była przygotowana. Wróciła do domu. Jak się okazało, tylko po to, by od rodziców wysłuchiwać narzekań o braku stabilizacji. – Mówiliśmy ci, nie rezygnuj z dobrej pracy, którą masz, nie warto, w Kanadzie nie znajdziesz nic lepszego – za wszelką cenę starali się przemówić jej do rozumu. Nie udało się. Spakowała walizki i wyjechała na wakacje. Wylądowała w In-

diach. Trochę podróżowała i już zamierzała wyjeżdżać, gdy natknęła się na faceta, który okazał się być szefem dużej firmy komputerowej. Dwa dni później złożyła papiery i dostała zezwolenie na pracę. Wakacje się skończyły, zaczęło się życie. – Indie to cudowny kraj, bogaty w różnorodność, ale po pewnym czasie zauważasz, że czegoś ci tam brakuje. Wszystko jest inne niż w Stanach czy Europie, inna kultura, inni ludzie, jedzenie, knajpy. A gdy zaczyna padać, to chcesz stamtąd uciec i nigdy już nie wrócić – opowiada spokojnie. I dodaje: – Dlatego teraz jestem w Londynie. – Na długo? – pytam – Coś ty. Posiedzę parę miesięcy, poznam trochę ludzi i znowu gdzieś pojadę. Na trochę, popracować, zarobić trochę pieniędzy, zobaczyć trochę świata. Teraz to wszystko jest takie proste. Kupujesz gazetę i masz ogłoszenia firm z całego świata. Dzisiaj chciałam już napisać do jednej firmy w Dubaju, ale się rozmyśliłam. Teraz poznaję Londyn, może zostanę dłużej w Europie, w końcu jest lato, może być fajnie – uśmiecha się dyskretnie i puszcza mi oko.

Roman Waldca

Latające 130 gramów Cóż to takiego? Mieści się niemal w każdym plecaku, torebce! W razie potrzeby idealnie zastępuje jednorazowe talerzyki na BBQ! Jest przyczyną uśmiechu, spotkania z przyjaciółmi, zmusza nas do ruszenia się sprzed telewizora. To chyba całkiem dobrze? Odpowiedź zawarta jest w kilku literach: FRISBEE. O co w tym wszystkim chodzi, jak to działa i po co? Pozwólcie, że zacznę od początku. Terminem frisbee określa się zwyczajowo latające dyski używane w sporcie i rekreacji. Jest to dyscyplina sportowa wprowadzona na przełomie lat 70. i niezapomniana do teraz, wręcz przeciwnie – cieszy się coraz większą popularnością i rozwija się w zastraszającym tempie. W zależności od zastosowań frisbee znacznie różnią się ciężarem (130 g, 160 g, 185 g), rozmiarem ( średnica od 20 do 25 cm), twardością materiału i innymi parametrami, które wpływają na zachowanie się krążka w powietrzu. Frisbee lata dzięki sile nośnej wytwarzanej przez różnicę ciśnienia powietrza nad i pod dyskiem. Z kolei

rotacja stabilizuje lot, co sprawia, że rzucone frisbee może przelecieć kilkadziesiąt metrów. We frisbee możemy grać na kilka sposobów : •disc golf – rzucanie frisbee do specjalnie przygotowanego i umieszczonego nad ziemią kosza; •freestyle frisbee – robienie wszelkiego rodzaju tricków za pomocą frisbee (nail delay kręcenie na palcu, airbrushing to rzut pod wiatr, tak żeby frisbee wróciło do rzucającego •ultimate frisbee – kombinacja szybkości, wytrzymałości i zwrotności w połączeniu z doskonałą koordynacją „ręki i oka” Ten ostatni sposób to według mnie najciekawsza gra bo zespołowa. Głównym celem zespołu posiadającego dysk jest takie podawanie go od zawodnika do zawodnika, aby doprowadzić go do zony końcowej, co jest równoznaczne ze zdobyciem punktu. W tym samym czasie obrona drużyny przeciwnej stara się przeszkadzać w rozegraniu ataku, przejąć dysk lub zbić go na ziemię. Jeśli im się to uda, przejmują kontrolę nad dyskiem i rozpoczynają swój atak. Drużyna, która do tej pory atakowała, przechodzi do obrony. Gra rozgrywana jest na boisku o wymiarach – 30 m szerokości, 65 m długości, 20 m zona końcowa). Wymiary boiska zależą

jednak od liczby zawodników oraz ich kondycji. Gra może się toczyć na czas lub na liczbę zdobytych punktów. Możliwe jest także łączenie obu ograniczeń. Jest jeszcze dog frisbee, czyli zabawa dla tych, którzy uwielbiają spędzać aktywnie czas ze swoimi kochanymi czworonogami. Jest to dla nich świetny trening. Punkty dla zespołu zdobywa zwierzak za efektowne skoki i złapania. To tyle z ogólnych zasad panujących w szalonym frisbee. Ja rozumiem tę zabawę troszkę inaczej. Dla mnie to powód, żeby wyjść z domu, zadzwonić do znajomych i spędzić z nimi miłe popołudnie w parku .Właśnie do takiego podejścia chciałbym przekonać każdego, kto ma ochotę porzucać choć troszkę. Sami zobaczycie, kiedy takie zwykłe spotkania przerodzą się w maniakalną chęć grania we frisbee. Nie starajcie się przed tym bronić, bo to nie wy wybraliście frisbee, tylko ono wybrało was! Wszystkich chętnych zapraszam do parku na Clapham Common. Tam w każdą niedzielę po godz. 17 można nas zobaczyć jak wymiatamy swoim. Do zobaczenia po jasnej stronie frisbee! Pozdrawiam, Tytus.

Teks i fot.: Michał „Tytus” Chyła


24

27 czerwca 2008 | nowy czas

czas na relaks

TRUSKAWEK CZAS, CZ. 2

» Lato kalendarzowe uznajemy za rozpoczęte.

mANIA GOTOWANIA Mikołaj Hęciak ieszkańcy Londynu coraz bardziej ochoczo oblegają każdy zielony skrawek miasta, skwery, parki itp. Kto może, cieszy się z kawałka własnego ogródka. Idealne miejsce na letnie BBQ. A sklepy nie zapominają o kuszących promocjach, by tylko ułatwić wakacyjne grillowanie na świeżym powietrzu. Ale zanim znajdziemy czas na BBQ, mam jeszcze w zanadrzu kilka truskawkowych przepisów, które nie zmieściły się na tych łamach tydzień temu.

M

BISZKOPT RUMOWOKOKOSOWY Z TRUSKAWKAMI Na letnie podwieczorki jak znalazł – lekki biszkopt z orzeźwiającymi owocami. Na 10 porcji potrzebujemy: 175 g masła, 175 g mąki (self-raising), 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia, 225 g cukru (caster sugar), 3 duże jajka, 1 limonka, 50 g wiórków kokosowych, 3 łyżki ciemnego rumu, 450 g truskawek, 150 ml śmietany (double cream). Piekarnik nagrzewamy na 1800C. Okrągłą tortownicę natłuszczamy odrobiną masła. Mąkę przesiewamy, dodajemy proszek do pieczenia, dodajemy 175 g cukru, masło o miękkiej konsystencji, jajka i mieszamy razem. Ścieramy skórkę limonki, dodajemy do ciasta razem z wiórkami kokosowymi. Wykładamy całość na tortownicę i pieczemy około 25 minut. Czekając na ciasto możemy zagotować w małym rondelku pozostały cukier z 4 łyżkami wody. Gotujemy na małym ogniu 2 minuty od momentu całkowitego rozpuszczenia się cukru. Dodajemy jeszcze wyciśnięty sok z limonki i rum. Upieczone ciasto wyjmujemy z foremki na talerz odwracając do góry dnem. Nakłuwamy ciasto widelcem i skrapiamy całość przygotowanym ponczem. Ciasto zostawiamy do ostygnięcia. Truskawki opłukujemy i pozbawiamy szypułek,1/3 owoców kroimy w plasterki. Ubijamy śmietanę i mieszamy razem z pociętymi truskawkami. Wykładamy masę na wierzch. Pozostałe owoce kroimy na połówki i dekorujemy

Dni znowu zaczynają się kurczyć i tak będzie aż do świąt Bożego Narodzenia. Póki co cieszmy się z długich dni i krótkich nocy. I z tych ciepłych i słonecznych momentów, jakie pojawiają się pomiędzy deszczowymi dniami. ciasto. Czas przygotowania z pieczeniem około 1 godziny. Cena porcji blisko 50 pensów.

TRUSKAWKOWA TARTA Kruche ciasto świetnie nadaje się na mini babeczki i małe ciasteczka nadziewane kremem i owocami. W tym przepisie jednak kruche ciasto zastąpimy tzw. filo pastry. Jest to bardzo cieńkie i mocne ciasto, dostępne w arkuszach przypominających naleśniki. W supermarketach łatwo je znaleźć zaraz obok ciasta francuskiego. Na cztery osoby potrzebujemy: 4 arkusze mrożonego ciasta, 25 g masła, 4 łyżki dżemu truskawkowego, 200 g sera mascarpone, 1 łyżeczka miodu, kilka kropli esencji waniliowej, 225 g świeżych truskawek. Piec nagrzewamy na 1900C. Filo pastry rozmrażamy i układamy na stolnicy albo blacie kuchennym. Arkusze ciasta układamy jeden na drugim. Następnie wykrawamy 4 okręgi za pomocą foremki do ciastek. W ten sposób otrzymamy 16 okrągłych kawałków ciasta. Jeżeli nie posiadamy foremki, możemy wykroić ciasto za pomocą okrągłego naczynia bądź talerzyka (średnica około 13 cm). Rozpuszczamy masło i smarujemy nim każdy kawałek ciasta. Składamy 4 kawałki razem i delikatnie wkładamy do foremki na Yorkshire pudding albo indywidualne foremki do ciastek. Pieczemy około 5-6 minut. Ostrożnie wyjmujemy ciasto z foremek i pozostawiamy do ostygnięcia. Na każdą tartę wykładamy po łyżce dżemu i smarujemy na spodzie. Mascarpone mieszamy z miodem i waniliową esencją. Wykładamy na ciastka. Na wierzchu dekorujemy

pokrojonymi truskawkami. Czas przygotowania około 30-40 minut. Cena za sztukę 1 funt. Bardzo dobrym akompaniamentem do tego deseru jest gazowane australijskie wino różowe o subtelnym truskawkowym smaku.

TRUSKAWKOWE TOSTY I na koniec jeszcze jeden przepis, taki bardzo brytyjski. Słodka alternatywa dla angielskiego śniadania albo niezła propozycja na podwieczorek. Dla czterech osób potrzebujemy: 450 g truskawek, 4 łyżki cukru caster, szczypta cynamonu, 4 łyżeczki balsamicznego octu winnego (balsamic vinegar), 2 średnie jajka, 4 łyżki mleka, 50 g masła, 4 kromki ciasta drożdżowego (brioche) albo chleba tostowego. Opłukane i obrane truskawki posypujemy połową cukru i pozostawiamy na 1 godzinę w temperaturze pokojowej. Resztę cukru mieszamy z cynamonem i pozostawiamy na później. Zanim zaczniemy przygotowywać tosty, skrapiamy truskawki octem balsamicznym. Jajka ubijamy w miseczce razem z mlekiem. Masło rozpuszczamy na patelni i gdy zaczyna się pienić, wkładamy tyle tostów, ile tylko możemy. Każdy kawałek namaczamy w masie jajecznej. Smażymy 1-2 minuty z każdej strony i odkładamy na bok. Gdy usmażymy już wszystkie tosty, przekrawamy je na skos. Na talerzach układamy po dwa tosty, posypujemy cukrem z cynamonem, obok układamy truskawki i podajemy od razu. Możemy udekorować bitą śmietaną. Czas przygotowania około 20 minut (czas marynowania około 1 godziny). Cena porcji około 1,20. Smacznego!!!


|25

nowy czas | 27 czerwca 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

3 2

8 9 1 5 4 1 3 8 6 9 5 1 6 2 8 3 5 1 5 6 7 1 5 3 7 5 2 6 2 6 5 3 8 7

trudne

2

5

6 3 2 8 7 1

3

4 9

4 3 1 6 2

8 4 2 5 3 6 8 5 7 2

6 1 9 2 4 5

2 6 5

9 7 1 6

2 1 7

1 5 3 8

3 1 9 6

8 4 2

9 3 4 5

2 1 9

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Twoja kondycja nie minie wraz z końcem tego pomyślnego dla Ciebie okresu. Śmiało poprawiaj urodę, dbaj o siebie. Aura gwiezdna sugeruje przejście na zdrową dietę i zadbanie o profilaktykę. U niektórych Baranów pojawić się mogą choroby zwyrodnieniowe. Może pojawić się też niedobór lub nadmiar wapnia.

BYK

20.04 – 20.05

Wszystko, co Ci się wydarzy, zależeć będzie od dobrej lub złej woli pewnego człowieka, który wiele może, posiada władzę i na którego terenie w pewien sposób jesteś. Niewykluczone, że to Ty sam jesteś kimś takim. W pracy możesz być wezwany na dywanik, kiedy będziesz nazbyt samodzielny. W firmie może pojawić się kontrola.

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

W tym tygodniu musisz zachować czujność pod każdym względem i na każdym kroku. Koniecznie w pracy unikaj wszelkich napięć i ryzykownych posunięć. Podejmowane przez Ciebie decyzje powinny być dokładnie przemyślane. Zbyt pośpiesznie podjęte mogą zniszczyć to, co do tej pory udało Ci się osiągnąć.

RAK 22.06 – 22.07

Korzystny czas dla przedstawicieli władzy i osób na przywódczych stanowiskach w jakichś ugrupowaniach politycznych. Twoje potrzeby i apetyt na pieniądze są teraz bardzo duże, ale znajdą się sposoby, aby je zaspokoić. W dziedzinie finansów los może się do Ciebie uśmiechnąć, a wtedy mogą wpłynąć na Twoje konto należne Ci honoraria – ktoś odda Ci dług.

LEW 23.07 – 22.08

Niektórym zodiakalnym Lwom może dokuczać wątroba, trzustka, śledziona. Jeśli chcesz wraz z latem prowadzić aktywniejszy tryb życia, warto zwrócić uwagę na sporty, dzięki którym Twoje ruchy nabiorą ujmującej gracji. Może skuszą Cię tańce latynoamerykańskie? Dzięki nim rozładujesz stres i wdzięcznym, tanecznym krokiem przywitasz nową porę roku – wiosnę.

PANNA 23.08 – 22.09

Planety obudzą w Tobie letni apetyt na miłość, toteż będziesz mieć głowę pełną amorów. Jeśli marzysz o tym, by kogoś poznać albo – odwrotnie – chcesz zerwać niewygodną znajomość, to powinna się nadarzyć po temu okazja. Musisz się jednak wykazać refleksem i czujnością, żeby jej nie przegapić.

GA WA 23.09 – 22.10

Postaraj się dostrzec różnice między myśleniem życzeniowym a intuicją. Za sprawą planet będziesz w dobrej formie intelektualnej. Możesz także wykorzystać swoją pomysłowość do tego, by usprawnić sobie pracę albo zacząć lepiej zarabiać. Twoje kontakty zawodowe mają szansę znacznie się poszerzyć.

PION SKOR 23.10 – 21.11

Korzystny okres dla osób zajmujących się rzemiosłem, artystyczną metaloplastyką, artystycznym kowalstwem, biżuterią, witrażami, a także dla wszelkiego rodzaju firm budowlanych i remontowych. Dla wielu zodiakalnych Skorpionów korzystny miesiąc: powodzenie w operacjach finansowych, możliwość znalezienia sponsora, uzyskania kredytu.

LEC STRZE 22.11 – 21.12

Strzelce w stałych związkach raczej nie będą mieć ani czasu, ani nastroju na bardzo ożywione życie towarzyskie. Raczej zechcesz coś zmieniać i ulepszać w Twoim domu i najbliższym otoczeniu. Mogą to być, oczywiście, zwykłe porządki, ale zapewne też zainwestujesz jakieś większe środki w rozbudowę lub upiększenie swojego domu, mieszkania.

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Już poniedziałkowy ranek przyniesie Ci dobry nastrój. Poczujesz się lekko i bardzo elegancko. Prawdopodobnie spojrzysz na świat oczami kokietki i bardziej docenisz swoją kobiecość. Z tego względu będziesz dzisiaj inaczej postrzegana przez mężczyzn. Staniesz się bardziej atrakcyjna. Możesz także spotkać w końcu tego wymarzonego księcia z bajki.

NIK WOD 20.01 – 18.02

Korzystny tydzień dla osób związanych z historią, religią i dziedzinami wiedzy, które wypływają z troski ludzi o ich własną ziemię, ojczyznę, miejsce na świecie. Masz teraz odpowiedni czas na remonty, zmiany w domu, prace ogrodnicze, inwestowanie pieniędzy, kupowanie (i sprzedawanie) trwałych i solidnych rzeczy, takich jak nieruchomości, sprzęt mechaniczny, samochód, meble.

BY

RY 19.02 – 20.03

W tym tygodniu możesz pokusić się o znajomość z jakąś interesującą osobą poznaną w bardzo przypadkowy sposób. Lepiej, by sytuacja osobista Twojego wybranka była jasna i bez żadnych zobowiązań. W stałych związkach szczera rozmowa nie zaszkodzi.


26|

27 czerwca 2008 | nowy czas

jak drobne? ja k zzamieszczać amieszczać oogłoszenia głoszenia d r o b ne ? aby Zamieścić ogŁosZenie Komercyjne skontaktuj się z

ogŁosZenia ZwyKŁe aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię”, „Szukam pracy”, „kupię”, „Sprzedam”, „Mieszkania do wynajęcia”, „oddam za darmo”, „Towarzyskie” wyślij SMS: Nc + treść ogłoszenia (np. Nc oddam kota...) na numer 87070. otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo correcT.

ia Ogłoszen e w o k ram 0. 1 £ d już o O I N A T NIE! I W YGOD rtą! Zapłać ka

działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

w ramce kolorowe

do 15 słów

£10

£15

do 30 słów

£15

£25

Koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)

Zatrudnię

oddam Za darmo

leKcje jęZyKa angielsKiego

Praca w ocHroNie dla każdego. organizujemy kursy ochrony specjalnie dla Polaków. Panie mile widziane. Dla SwoicH kurSaNTów Praca! Tel. 0793 144 2707.

ksiązki o procesach urbanizacji miast anglii w latach 20 i 30 XiXw. Po angielsku. Zanteresowanych proszę o kontakt telefoniczny: 0750 2203 903

w domu nauczyciela. Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy.

avoN – zostań konsultantką w uk i dołącz do mojej polskiej grupy! Super zasady współpracy, praca łatwa i dochodowa od zaraz, bez ryzyka – sprawdź! Magda, tel. 0772 7062239.

towarZysKie

sprZedam Sprzedam renault laguna , 1.8 16v 2002 kombi, srebrny, elektryczne szyby, lusterka, szyberdach, zmieniarka 6 cD, MoT, TaX aktualne. £2800. Tel: 0783 448 8633

miesZKanie do wynajęcia acToN, 2-osbowy komfortowy pokoj dla pary, Bollo lane, w3, acton Town. 2-tyg dep. £125/tydz. Tel. 0797 6354 659. HaNwell w7 2lX, do wynajęcia ładny,czysty pokój z podwójnym lóżkiem dla singla lub pary. rachunki wliczone, cena do uzgodnienia. Tel. 07877851097; 07930844187 weSTferry, Mile eND. Miejsce dla chlopaka £55/tyd. Duża dwójka z balkonem w umeblowanym mieszkaniu z internetem. £115/tydz. rachunki wliczone. Tel.: 0790 454 6630. leyToNSToNe. Dwuosobowy pokój £120/tydz. i jedynka £75/tydz. w czystym spokojnym mieszkaniu na 4 osoby. 7min do stacji. rachunki wliczone. internet. Tel.: 0796 961 8349. Mile eND (2 strefa, 5min. do stacji, trzy linie metra). Dwuosobowy pokój w umeblowanym czystym mieszkaniu z internetem. £55/os/tydz. rachunki wliczone. Tel. 0790 454 6630. HackNey ceNTral, claPToN (2 strefa, Jedynka £70/tydz. Duży dwuosobowy pokoj £110l/tydz. 7min. do stacji. rachunki wliczone. Tel.: 0790 454 6630. PlaiSTow. Dwuosobowy pokój w umeblowanym domu z dużym ogrodem. Dwie łazienki. internet. rachunki wliczone. Tel.. 0790 4546630. PlaiSTow. Duże pokoje dwuosobowe do wynajecia, 5 min. do stacji, w umeblowanym domu. cena od £55/os/tyg rachunki wliczone. Tel. 0780 947 2556

kilBurN Park /SwiSS coTTage. 2osbowy duży pokój na abbey rd, Nw6, druga strefa. komfort, Tv, internet. rachunki wliczone. £130/tyg. Tel. 0797 6354 659.

Spokojny i samotny 46latek pozna równie spokojną i samotną panią, która wierzy, że można jeszcze kogoś pokochać, być razem, chętnie zamieszkać wspólnie. 0772 461 4109. Nieśmiały brunet 34 l., 176 cm, szczupły, pozna Panią, z dzieckiem również, cel stały związek. Tylko poważne oferty, sms na nr 0797 382 5112. Jeśli czujesz się samotna, masz kompleksy z nadwaga, lubisz gotować i miałabyś ochotę wypić lampke wina z 50latkiem, zapraszam na flirt smsowy: 0751 497 7801.

atraKcyjna blondynKa poszukuje miłości z wysokim brunetem w wieku od 35 do 45 lat.

więcej informacji pod numerem telefonu: 0208 2487 561

gabinet medycyny naturalnej Skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergoterapia. Barking, London. tel: 0208 5957737, 0795 867 7615.

masaże lecZnicZe, ustawianie kręgow, rehabilitacja GABINET Joanny i Tomasza Palackich 15 Periwood Crescent, UB6 7FL Perivale – London. rejestracja:

prosZę o telefon: 0794 0582 131

usŁugi Hydraulik z wieloletnim doswiadczeniem wlasne narzedzia transport przyjmie prace lub zlecenie. Tel 0791 901 6887.

gabinet medycyny naturalnej. diana, 0-793 1761 514 Komputerowe kompleksowe badania organizmu. Masaże lecznicze. Usuwanie migrenowych bólów głowy. Reflexologia, aromaterapia, elektroterapia. Zapraszam codziennie od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 - 19.00 oraz w soboty i niedziele od 10.00 do 15.00. 234 Kings street sw6 i piętro.

Zapraszamy na Kurs tańca towarZysKiego l-stopnia dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca, szkółka tańca towarzyskiego dla dzieci. tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk

Kręgarstwo, rehabilitacja, Manualna terapia, diagnoza, bioenergoterapia, Porady. Skutecznie i szybko. tel. 0795 867 7615

07841 668 442

laboratorium medycZne: the path lab Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. EKG, USG. tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616

duży Van; przeprowadzki, Londyn, UK. Transport materiałów budowlanych. tel. 0798 3461 297

paZnoKcie akryl, żel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia. monika tel. 0783 541 2859

profesjonalne fryZjerstwo, strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, west acton, tel. 0786 2278729

wrÓżKa samira Z egiptu mówiąca po polsku. Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. Zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. Daj sobie pomóc. Nie czekaj! Dzwoń! tel. 0208 826 5074

biuro podatKowe Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Porady i zaległe rozliczenia Pomoc w anulowaniu kar Korespondencja z urzędami Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS Benefity taxpol ltd tel. 0208 998 1121 mob. 078 0937 4756 www.taxpol.ltd.uK

wrÓżKa sebila, przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. tel. 07988553378

tanie prZeprowadZKi i transport na lotnisKa tax return, p45, p60, benefity, konta bankowe, NIN, ubezpieczenia. Nieruchomości Polska - Anglia sprzedaż. Lotniska – dowóz. tel. 0788 1574 954; 0-7858491784

biuro Księgowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162d high street hounslow tw3 1bQ 0208 814 1013 mobile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

eleKtryKa samochodowa Mechanika, elektryka, diagnostyka komputerowa układów cząstkowych benzyny oraz deasla, air-bag/abs Oraz napełnianie układów klimatyzacyjnych tel: 0788 155 2350

pogotowie Komputerowe Usuwanie wirusów. Instalacja systemów operacyjnych i oprogramowania. Doradztwo przy wyborze i zakupie sprzętu. Budowa sieci kablowych i bezprzewodowych. no fix - no fee. piotr, tel. 0788 2345 968

Duży Van, fachowa i profesjonalna obsluga ZadZwon i sprawdZ!!! tel: 0785 702 8946

auto-laweta (pomoc drogowa, aukcje, ebay) Transport Motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. Transport na lotniska. Przeprowadzki. Punktualność i rzetelność. tel.: 0759 264 6029

anteny satelitarne Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny. tel. 0751 526 8302

wywÓZ śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free transpol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrZej

domowe wypieKi Masz urodziny, imieniny, komunię dziecka? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny. Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu agata tel. 0795 797 8398


|27

nowy czas | 27 czerwca 2008

ogłoszenia

job vacancies Health Care Workers Location: Southampton Hours: Variable Day –Night Work Full Time + Part Time Wages 12.500-14.500 P/A Permanent Contract available

Description: Caring for Elderly Clients, giving personal care in nursing home setting. English language speaking skills essential. Contact: 02380 867125 Mrs. Collins, e-mail margaret@colbury.com WAREHOUSE SUPERVISOR Location: TUXFORD NEWARK NOTTS Hours: 40 PER WEEK MONDAY - FRIDAY BETWEEN 8.30AM - 5PM Wage: ÂŁ7.00 PER HOUR Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have previous experience of supervising with in a warehouse environment. A forklift licensee’s essential. Will be working for a Polish company so knowledge of the Polish language would be an advantage although not essential. Duties to ensure deliveries are picked and sent out on time. Ensure that All Health and Safety is adhered to and the warehouse is kept clean and tidy at all times. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jackie Doward qt Nowy Styl UK Ltd, Ollerton Road, Tuxford,, Newark,, Nottingham shire., NG22 0PQ, or to jaclie.doward@nowystyl.co.uk.

SENIOR STYLIST Location: LONDON NW6 Hours: 20 - 40 PER WEEK, 5 OVER 7 DAYS, BETWEEN 10AM - 7PM Wage ÂŁ200 - ÂŁ450 PER WEEK Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Must have previous senior stylist salon experience, and have a good command of written and oral skills due to the substances used in the business. Must also be able to build excellent client rapport.

Will be working in busy modern salon environment. Duties will include all aspects of hairdressing, cutting, colouring, and styling hair. Full & part time positions are available, wage depends on hours worked. An immediate start is available for the right applicants can also email a CV to rrmacs@aol.com for the attention of Ms Rosemarie Reed or call on 07734 249 510. How to apply: You can go and see the employer about this job without telephoning beforehand. Ask for Ms Rosemarie Reed at Macs, 61 Kilburn High Road, Kilburn, London, NW6 5SB. SHELTERED HOUSING WARDEN Location: LONDON SW17 Hours: 43 PER WEEK. 6 DAYS OVER 7. BETWEEN 7AM - 11PM (SHIFTS) Wage: ÂŁ16,000 PER ANNUM Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must be commuters literate. Previous experience preferred, although training can Be provided. Must be able speak excellent English and Polish. Duties include Building a meaningful relationship with tenants, providing them with support and Guidance to maintain their dignity and maximize their independence at all times. Along with general office work, liaising with various external agencies, such as repair contractors, doctors, social services or family members. Carrying out occasional minor maintenance tasks, keeping external areas tidy and responding to tenants needs or queries as they arise. Successful applicants are required to provide a standard disclosure. Employer will meet disclosure expense. For further information and an application pack, please contact Anna Siwek on 0208 6725106 How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Anna Siwek at PCM Housing Association, St Anthony's Sheltered House, 47-49 Foxbourne Road, London, SW17 8EN.

VEHICLE SERVICE MANAGER Location: ROMFORD, ESSEX Hours: 37.5 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, DAYS AND EVENINGS Wage ÂŁ6.50 PER HOUR Work: Pattern Days, Evenings Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must possess a valid driving license. The ability to speak Polish is an Advantage due to a large number of clients being Polish. Main duties will include vehicle valeting and servicing and also delivering the vehicles to clients. How to apply: You can apply for this job by telephoning 08450 589940 and asking for Rizwan Seth.

MECZE EURO 2008 NA DWÓCH SALACH! ADMINISTRATOR Polsat i Cyfra. Świeşe obiady domowe na kaşdą kieszeń. DWA ogródki rodzinne. Miła atmosfera.

Duke of Cambridge, Hounslow East TW3 1PA. Pozwól się zadziwić! TEL. 0-773 7869 253

Location: TUNBRIDGE WELLS CENTRE, KENT Hours39 WEEK MONDAY-FRIDAY 8.30AM-5PM Wage ÂŁ14,500 PER ANNUM Work Pattern Days Employer A Turner Ltd Pension Pension available Duration PERMANENT ONLY

Description: Must be computer literate in MS Office and Excel and have good communication Skills. Duties include maintaining and updating the HR database and employment records. Will be liaising with many Polish and eastern European clients and Conversing verbally and in writing with them. Will supporting the HR Manager With all required tasks. Send CV/letter either by post to Ms Sa-

rah McIvor to employer’s address or email o sarah_mcivor@waturner.co.uk LIFEGUARD LEP Location: LONDON, W11 Hours40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7 BETWEEN 6AM AND 10.45PM Wage £12,000-£12,500 PER ANNUM Work Pattern Days, Evenings, Weekends Employer Kensington Leisure Center Pension No details held Duratio: PERMANENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters With Jobcentre Plus, for statistical purposes only. see www.dwp.gov.uk for more Information. Interview will include a swim test. You must have good Interpersonal skills. Duties will include life guarding, setting up equipment For various sports, cleaning and other duties issued by the duty manager. Uniform provided. Ongoing training will be provided for all aspects of the job Including First Aid at Work and De-Fib. Successful applicants are required to Provide an enhanced disclosure. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Steve Singh at Kensington Leisure Center, Walmer Road, London, W11 4PQ, or to kensington.ops@cannons.co.uk.

BEZ NOWEJ KARTY SIM

BEZ UKRYTYCH OPLAT

']ZRĂ? GR GRPX

S PLQ

] .RPĂ?UNL :\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i # lub poczekaj na po³šczenie.

3ROVND tel. stacjonarny 3ROVND tel. komĂłrkowy 1LHPF\ tel. stacjonarny 6Â?RZDFMD tel. stacjonarny

MX› RG

27% /polska acall.com edyt EXTRA kr O A DARM

www.aur

Z

ujesz jesli doĂĄad rnet przez Inte

2p/min 7p/min 1p/min 2p/min

Infolinia: 020 8497 4698 I www.auracall.com/polska

Tanie Rozmowy!

*T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p to 15p. To stop auto recharge when credit is low, text AUTOOFF to 81616 (standard SMS rate). This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


28|

27czerwca 2008| nowy czas

co się dzieje film Retrospektywa filmów Pawła Pawlikowskiego Riverside Studios Cinema Crisp Road, W6 9RL Bilety: £7.50 (na oba filmy) 2 lipca, godz 19.00: Twockers

dok, 1998 r. Trevor, nastoletni przęstępca interesujący się poezją zmuszony jest zaprzestać nielegalnych praktyk by zdobyć serce swojej sąsiadki. godz. 20.00: Last Resort

dramat, 200 r. Film śledzi biurokratyczny koszmar Tani związany z szukaniem politycznego azylu. Jej sytuacja prowadzi ją do miejscowego menedżera Archiego i pojawia się wizja nowego związku. Iska's Journey dramat, 2007 r. reż. Csaba Bollók 28 czerwca, godz. 18.30 Curzon Mayfair 38 Curzon Street, W1J 7TY 12-letnia Iska zarabia zbierając złom, grzebiąc w bieda szybach i wygrzebując ze śmieci wszystko to, co można sprzedać, choćby za grosze. Wszystkie pieniądze idą na wódkę dla rodziców. W końcu trafia wraz z siostrą do przytułku. Lou Reed's Berlin dok., 2007 r. reż. Julian Schnabel Curzon Mayfair 29 czerwca, godz. 18.20

Brixton Oval, Coldharbour Lane, SW2 1JG 28 czerwca, godz. 10.30 Pełna magii, zachwycająca klasyczną animacją i cudownymi postaciami, disneyowska wersja średniowiecznej legendy o przygodach Króla Artura. Za garść dolarów western, 1964 r. reż. Sergio Leone Cine Lumiere Cinema Queensberry Place, SW7 2DT 1 lipca, godz. 19.00 Klasyczny spagetti-western. Samotny wędrowiec przybywa do miasteczka leżącego przy granicy z Meksykiem. Zastaje tu dwie rodziny przemytników, które się zwalczają. Postanawia wkroczyć do gry...

muzyka Ernest Read Symphony Orchestra WOJCIECH KILAR 29 czerwca, godz. 18.30 St John's Church, Waterloo Road, SE1 8TY Bilety: £9/£7 (do kupienia przed koncertem), rezerwacja: 01483 579914 W programie koncertu: „Krzesany” Wojciecha Kilara i Symfonia no 1 Gustava Mahlera.

runek muzyczny, nazwany przez dziennikarzy neo-soulem. Laureatka 4 nagród Grammy. Lou Reed performs „Berlin”

Le mariage

Polscy artyści w powojennej Brytanii Boundary Gallery 98 Boundary Road, NW8 0RH śr-sb, 11.00-18.00

do 19 lipca Arcola Theatre, 27 Arcola Street, Dalston, E8 2DJ Bilety: £15/£10, rezerwacja: 02075031646 Sztukę reżyserował Michał Gieleta. Francuzka i uchodźca z północnej Afryki. On próbuje odnaleźć się w Europie, ona poznaje piekło życia nielegalnych.

30 czerwca, godz. 19.00 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP Bilety: £85-£35 Lou Reed powraca do Europy, by przypomnieć przełomowy dla rocka album „Berlin”. W trakcie europejskiej trasy artysta wystąpi z towarzyszeniem 30osobowego składu – zespołem, sekcją smyczkową i dętą oraz chórem dziecięcym.

Marguerite

Bossa Nova Festival 2-3 lipca, godz. 18.30 Guanabara, Parker St, WC2B 5PW Bilety: £10 Impreza, która zapowiada festiwal ku czci bossa novy, obchodzącej w tym roku swoje 50 urodziny. Festiwal odbędzie się w dniach 5-6 lipca a w Guanabara wystąpią Chris Franck i Ni

imprezy na Miranda z zespołem. Cambridge project

28 czerwca, godz. 20.30 POSK Jazz Cafe 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Wystąpi włoski gitarzysta basowy Paolo zagra w Jazz Cafe po raz drugi. Dla tych wszystkich, którzy lubią muzykę funk i rytmiczny jazz.

Wycieczka Rejsbusem 29 czerwca info: www.rejs.co.uk, kapitan@rejs.co.uk, tel. 07971974089 Bilety: £35 Wyjazd w kierunku półlnocy poprzez Cambridge – z pływaniem na „punt'ach”, Doncaster – z polskim obiadem, Castle Acre – malowniczymi ruinami zamku w centrum Norfolk i parkiem krajobrazowym nad brzegami Morza Północnego.

La Charanga Habanera i inni

Tapas Fantasticas

28-29 czerwca, godz. 12.00-20.00 Southwark Park, Lower Road, SE16 2PA Wstęp wolny Wielkie święto kubańskiej muzyki, tańca, jedzenia. Wystąpi m.in. legendarna trzynastoosobowa salsa band La Charanga Habanera, nigeryjski bębniarz Akingbola związany niegdyś z Jamiroquai.

28-29 czerwca, godz. 12.00-18.00 Ely's Yard, Truman Brewery, 91-95 Brick Lane, E1 6QL Wstęp wolny Festiwal hiszpańskiego jedzenia: czerwone, białe i różowe wino z Rioja, najsłynniejszego regionu, gdzie powstają wyśmienite wina. Muzyka katalońska na żywo, lekcje salsy.

Paolo Bassi Trio

Art in Exile

Malarstwo i grafiki najwybitniejszych polskich malarzy, którzy osiedli w Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej, m.in. Marian Bohusz-Szyszko, Stanisław Frenkiel, Henryk Gotlib, Piotr Potworowski, Marek Żuławski. Linda McCartney James Hyman, 5 Savile Row, W1S 3PD pn-pt, 10.00-18.00, sb. 10.00-14.00 Fotografie zmarłej niedawno żony Paula, które zrobiła nie tylko Beatlesom w latach 1960-2000. Portrety m.in. Micka Jaggera, Jima Morrisona i Janis Joplin. Marcin Maciejowski do 29 czerwca! Wilkinson gallery 50-58 Vyner Street, E2 9DQ śr-sb, godz. 11.00-18.00, nd., 12.0018.00 Malarstwo znakomitego malarza, który zaczynał serią mini-komiksów w Przekroju, m.in. z Wilhelmem Sasnalem współtworzył grupę Ładnie. Mitra Tabrizian: That is that Place Tate Britain, Millbank, SW1P 4RG codziennie, 10.00-17.50 Prace brytyjsko-irańskiej artystki, która zajmuje się fotografią i reżyserią.

Man On Wire dok., 2007 r. reż. James Marsh Clapham Picturehouse 76 Venn Street, SW4 0AT 1 czerwca, godz. 18.30 Najlepszy zagraniczny dokument zarówno w ocenie jury, jak i publiczności tegorocznego Sundance Festival, najważniejszego w USA konkursu dla twórców niezależnych, pracujących poza Hollywood. The Sword in the stone anim, 1963 r. Ritzy Cinema, Brixton

Treize a Table 27 i 28 czerwca, godz. 20.00 Barons Court Theatre, 28A Comeragh Rd, W14 9HR Bilety: £10, rezerwacja: 020 8932 4747 Klasyczna francuskojęzyczna farsa, którą przedstawi kobieca grupa teatralna. The Merry Wives of Windsor Shakespeare's Globe, 21 New Globe Walk, Bankside, SE1 9DT sb i śr, godz. 19.30, nd. godz. 18.30 Bilety: £5-£33, rezerwacja: 020 7401 9919 Uncle Vanya Lion and Unicorn Theatre, 42-44 Gaisford Street, NW5 2ED wt-sb, godz. 19.30, nd. godz. 18.00 Bilety: £10, rezerwacja: 020 7485 9897 Adaptacja komedii Czechowa.

Open-Air Tai Chi Cy Twombly Tate Modern, Bankside, SE1 9TG codziennie, 10.00-18.00. pt. i sb do 22.00 Bilety: £10 Duża retrospektywa malarstwa, rysunków i rzeżby tego artysty. Inspiruje się nerwowością graffiti, bazgrołami dzieci i dorosłych pozostawionymi na drzwiach, ścianach i murach. Stworzył ceniony na świecie własny język sztuki. Blood on paper: The Art of the Book

Wokalistka z pogranicza soulu i hip hopu, obdarzona charakterystycznym głosem. „Baduizm” wytyczył nowy kie-

Shakespeare's Globe, 21 New Globe Walk, Bankside, SE1 9DT sb, pn i śr, godz. 19.30 Bilety: £5-£33, rezerwacja: 020 7401 9919

Claire Fontaine

Erykah Badu 30 czerwca, godz. 19.00 Brixton Academy, 211 Stockwell Rd, SW9 9SL Bilety: £32.50

A Midsummer Night's Dream

festiwale wystawy

Dokument poświęcony Lou Reedowi i jego, zrealizowanej w 1973 roku, płycie Berlin. Film zawiera materiał z koncertów, które miały miejsce przez pięć wieczorów w St. Ann's Warehouse w Brooklynie.

Haymarket Theatre Royal, 18 Suffolk Street, SW1Y 4HT pn-sb., godz. 19.30 Bilety: £25-£65, rezerwacja: 0870 040 0046 Historia w stylu „Damy Kameliowej” Dumasa. Akcja rozgrywa się Paryżu podczas II wojny światowej.

do 29 czerwca! V&A Museum, Cromwell Rd, SW7 codziennie, godz. 10.00-17.45 Wstęp wolny! Książka to temat tej wystawy, ilustracje Picassa, wycinanki Matisse'a, ilustracje Louise Bourgeouis, Roberta Rauschenberga, oraz prace Damiena Hirsta, Anisha Kapoora i Anselma Kiefera.

Lisson Gallery, 29, 52-54 Bell St, NW1 5DA pn-pt, 10.00-18.00, sb, 11.00-17.00 „Kapitalizm zabija” – neonowe instalacje grupy artystów z Paryża. Część międzynarodowego projektu happeningów, wystaw i spotkań, które odbywają się w różnych miejscach Londynu. Szczegóły na: www.lissongallery.com.

teatr Kolacja na cztery ręce 28 czerwca, godz. 19.00 Sala Teatralna w POSK-u 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: rezerwacja sms- em: 0783 591 15 27; e-mailem: info@ beauteeffect.pl Punktem wyjścia sztuki jest zdarzenie fikcyjne – osobiste spotkanie mistrzów muzyki: Bacha z Handlem. Twórca spektaklu obnaża ich próżne namiętności: zazdrość, pychę, pragnienie stworzenia dzieł nieśmiertelnych.

do 8 lipca Somerset House, The Strand, WC2R 1LA wt i czw. godz. 8.15 rano! Wstęp wolny Poranne ćwiczenia Tai Chi, każdy może przyłączyć się do grupy ćwiczących. Pioneer KURO presents Sid Vicious: No-One is Innocent Proud Camden, Stables Market, Chalk Farm Road, NW1 8AH pn-sb, godz. 11.00-19.00, nd. godz. 11.00-18.00 Wstęp wolny Sid Vicious w fotografii plus fragmenty filmu „Who Killed Nancy”.

już wkrótce Polish Books zaprasza: Gdy kobieta kocha kobietę... Wieczór autorski z Anną Laszuk autorką książki „Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!”


|29

nowy czas | 27 czerwca 2008

port

Redaguje daniel kowalski info@sportpress.pl

GRZEGORZ LATO

kANdydAT NA PREZESA PZPN

Nie lubię przegrywać Przed mistrzostwami Europy spełnione zostały wszystkie postulaty Beenhakkera. A nazywając rzeczy po imieniu – wszystkie zachcianki. Kogo wskazał, ten otrzymywał posadę – opowiada jeden z kandydatów na prezesa PZPN, Grzegorz Lato.

– No tego nie powiedziałem. Ale wydaje mi się, że w innych krajach to się rzeczowo o piłce pisze. A u nas niestety poziom dziennikarstwa bywa żenujący. Taki redaktor Zieliński twierdzi, że ja komuch jestem i beton... Wróćmy do teraźniejszości.

– No to całkiem świeży przykład – siadam z Włodkiem Smolarkiem w restauracji, zamawiamy po lampce wina i od razu wielka sensacja, że niby zamach stanu robimy. A myśmy tylko o szkoleniu młodzieży rozmawiali... A nie szukaliście przyczyn klęski zespołu Beenhakkera?

Lubujący się w wyszukiwaniu futbolowych analogii wskazywali na włoską przygodę sprzed dwóch lat. Wtedy w Serie A posypały się karne degradacje za korupcję, a mimo to Italia sięgnęła po mistrzostwo świata. Fantaści wierzyli, że tego lata historia się powtórzy. Tyle że piłkarskimi herosami okazać się mieli biało-czerwoni. Takie myślenie okazało się jednak dobrym scenariuszem na niskobudżetowy film z gatunku science fiction. Pierwszy klaps z bliska widział Grzegorz Lato, członek zarządu PZPN. Były reprezentant Polski jest jednym z poważniejszych kandydatów do zastąpienia Michała Listkiewicza na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Ostatnio coraz częściej pojawia się na piłkarskich salonach, co większość fachowców odbiera jako początek jego kampanii wyborczej.

– A czego tu szukać? Nie było ognia, nie było kim straszyć. Były za to błędy w powołaniach, w przygo-

pokazywałyby nas wszystkie telewizje świata. W paśmie rozrywkowym...

– Ależ ja przestrzegałem nawet przed zespołami z grupy B. Mówiłem, że nie do zatrzymania może być Chorwacja i powtarzałem, że boję się współgospodarzy. Moje obawy się potwierdziły. Ciekawy jestem, jak skwituje to Beenhakker w swoim raporcie. Ale już dziś uważam, że powinien zostać na swoim stanowisku. Eliminacje mistrzostw świata za pasem. Nie ma czasu na zmiany... To znaczy, ze nic się nie stało i będzie głaskanie zamiast burzy?!

– Nikt nie mówi o głaskaniu. Selekcjoner na pewno usłyszy kilka niewygodnych pytań. Ale nie złośliwych, tylko merytorycznych.

Chodzi mi raczej o moralny dół po nieudanym podboju kontynentu w wykonaniu naszych piłkarzy.

– Sami żeście napompowali ten balon – wy, dziennikarze! Że niby Austrię pokonamy w cuglach, z Chorwacją też powinno pójść, a i z Niemcami powalczymy... ?!

– A jak się ośmieliłem coś powiedzieć, toście mnie odsądzili od czci i wiary. Że niby przeciwko Beenhakkerowi jestem... Twierdzi Pan, że dziennikarze powinni przeprosić za blamaż drużyny narodowej na mistrzostwach Europy?!

Nastroje były podobnie, kiedy dotarła wiadomość o tragicznej śmierci Adama Ledwonia?

– Wszyscy byliśmy bardzo poruszeni tą tragedią. Nie było tego ani widać, ani słychać...

– Były starania, żeby mecz z Austrią rozpocząć minutą ciszy albo zagrać z czarnymi opaskami na rękawie. Ale UEFA nie wyraziła na to zgody. Europejska federacja nie decydowała jednak, kto może udać się na ceremonię pogrzebową byłego reprezentanta Polski...

– Gdybyśmy mieli adres i datę, to gwarantuję, że delegacja związku pojawiłaby się na miejscu. Chyba nie chce Pan powiedzieć, że przez tydzień nie dało się tego ustalić. Ludzie mówią o skandalu...

— W porządku. To był błąd, ale nie mówmy o skandalu. I nie chciałbym już rozmawiać na ten temat. Każda śmierć to tragedia... Zakończmy więc wątkiem piłkarskim. Nadszedł czas, by usiadł Pan na fotelu prezesa PZPN?

Ma Pan jakiś sprawdzony sposób na kaca?

– Powiem panu, że ja rzadko piję. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem zawiany...

widzenia jestem jego pracodawcą, a nie mogłem być blisko drużyny. Zaglądaliśmy tylko na treningi i do szatni. Mogę powiedzieć, że po każdym meczu chłopcy byli naprawdę zdruzgotani.

Grzegorz Lato: Mam swój program i pomysł na to, jak zamknąć najbardziej niechlubny rozdział polskiego futbolu towaniu drużyny i w zestawieniu wyjściowej jedenastki. Trener bał się ryzyka, zbyt mocno zaufał doświadczonym graczom. A prawda jest taka, że ich czas w kadrze już minął. O nazwiska proszę nie pytać...

Mamy do tego pełne prawo, bo przecież przed mistrzostwami spełnione zostały wszystkie jego postulaty. A nazywając rzeczy po imieniu wszystkie zachcianki. Kogo wskazał, ten otrzymywał posadę.

Wstydzi się Pan turniejowego występu Polaków?

Był Pan przy tej kadrze w Austrii. Jak to wszystko wyglądało z boku?

– Nie. Dlaczego? Spójrzmy chociażby na Francuzów. Co oni mają powiedzieć? Spójrzmy raczej na zestaw ich rywali. Gdyby to Polacy znaleźli się w grupie śmierci, bardzo możliwe, że co cztery dni

— Wie pan, niewiele mogę powiedzieć, bo mieszkałem w innym hotelu niż reprezentacja. Zresztą, podobnie jak inni członkowie ekipy PZPN. Tak zażyczył sobie Beenhakker. Nie bardzo mi to odpowiadało, bo przecież z formalnego punktu

– Jestem jednym z kilku poważnych kandydatów. Skoro jednak mam zamiar wystartować w wyborach, to znaczy, że na czele związku widzę siebie. To byłoby ukoronowanie mojej kariery. Mam swój program i pomysł na to, jak zamknąć najbardziej niechlubny rozdział polskiego futbolu. Nie może być tak, że afera korupcyjna trwa w Polsce piąty rok. We Włoszech podobną sprawę zamknięto w sześć miesięcy. Bolączki rodzimej piłki będzie można leczyć z pułapu innego niż fotel sternika?

– Będzie z tym ciężko. Ale po co z góry zakładać porażkę? Nie lubię przegrywać, jestem uparty i potrafię walczyć. Zdaję sobie sprawę, że w tej batalii będę brzydko „szczypany” – nie raz i nie dwa. Również przez dziennikarzy. Bo najłatwiej wcisnąć komuś w usta coś pikantnego i sprzedać. A czemu nie powęszycie wokół innych? Kandyduje Czarnecki, jest Jagodziński... Opłaci się węszyć?

– Byłoby co pisać...

Rozmawiał Łukasz Żurek

bieg na przełaj Piłkarz reprezentacji Polski

Euzebiusz Smolarek odchodzi z hiszpańskiego Racingu Santander, a w następnym sezonie występował będzie we francuskim Toulouse FC poinformowała gazeta "Marca". Zastanawiamy się nad przeniesieniem rozgrywania piłkarskich mistrzostw Europy z czerwca na sierpień, kiedy zawodnicy będą już po urlopach oznajmił prezydent UEFA Michel Platini. Właściciel koszykarskiego klubu ASCO Śląsk Wrocław Waldemar Siemiński poinformował w środę, że nie chce być już właścicielem koszykarskiej spółki i zaproponował, by przejęła ją gmina Wrocław. Siemiński określił wartość klubu na 1,5 mln złotych. Najlepsi polscy kolarze zjeżdżają się do Złotoryi, gdzie w czwartek rozpoczną się mistrzostwa kraju. Będzie to jeden z ostatnich sprawdzianów przed ogłoszeniem składu reprezentacji na igrzyska olimpijskie w Pekinie Włoski kierowca Giancarlo Fisichella (Force India) uczestniczył w groźnie wyglądającym wypadku podczas testów Formuły 1 na słynnym torze Silverstone w Wielkiej Brytanii. Kierowcy nic się nie stało, ale bolid uległ zniszczeniu. Polak, Robert Kubica w testach odnotował szósty czas. Brazylijczyk Ronaldinho, pod-

jął decyzję w sprawie zmiany barw klubowych. Informację podał jego brat i agent Roberto De Assis, który stwierdził, że 28letni zawodnik FC Barcelona najchętniej przeniósłby się do AC Milan. Mario Theissen, szef zespołu BMW Sauber, zdementował pogłoski dotyczące ewentualnego zatrudnienia Fernando Alonso w niemieckim zespole na sezon 2009. – To nie w moim stylu – powiedział dyrektor sportów motorowych w koncernie BMW. Znamy już wyniki losowania

grup Mistrzostw Świata Mężczyzn, które odbędą się w dniach od 16 stycznia do 1 lutego w Chorwacji. Polacy losowani z drugiego koszyka trafili do Grupy C, gdzie zmierzą się między innymi z Mistrzami Świata Niemcami a także Rosjanami. 24-letni Amerykanin Andre

Berto został mistrzem świata w wadze półśredniej organizacji WBC. W Memphis pokonał przez techniczny nokaut starszego o pięć lat boksera z Meksyku – Miguela Rodrigueza w siódmej rundzie walki o tytuł .


30|

27 czerwca 2008 | nowy czas

sport

euro 2008

Hiszpanie nie dali Rosjanom szans. Wygrali półfinał 3:0 po bramkach Xaviego Hernandeza w 50., Guizy w 73. i Silvy w 82. minucie. W finale zmierzą się z Niemcami. orange eKstraKlasa

niemcy - turcja 3:2 (1:1)

Wygrał faworyt Daniel Kowalski

To był niesamowity mecz, godny półfinału mistrzostw Europy. Po dramatycznej końcówce reprezentacja Niemiec wygrała z Turcją 3:2 i zagra w finale.

łem głową podwyższył mający polskie korzenie Miroslav Klose, ale Turcy nie pozostali dłużni. Po kolejnych sześciu minutach Senturk doprowadza do wyrównania i wszystko wskazywało na to, że o wszystkim rozstrzygnie dogrywka, a w ostateczności karne. Gdy wszyscy wyczekiwali już końcowego gwizdka szwajcarskiego arbitra po indywidualnej akcji na listę strzelców wpisał się Lahm.

miliona fanów. Sporą ich część stanowili Turcy, których w samym Berlinie mieszka blisko dwieście tysięcy. Obyło się jednak bez większych ekscesów. W reprezentacji Niemiec pełne spotkanie rozegrali dwaj piłkarze z polskimi korzeniami: Lukas Podolski oraz Miroslav Klose. W finale rywalem trzykrotnych mistrzów Europy będzie zwycięzca drugiego półfinału między Rosją i Hiszpanią.

Klubowy hanDel obwoźny

Gdzie będzie grać Groclin? Nadal skomplikowana i nierozwiązana jest sprawa piłkarskiej przyszłości trzeciej drużyny naszej ligi w minionym sezonie, Groclinu Grodzisk Wlkp.

NIEMCY — TURCJA 3:2 (3:1) Choć zespół turecki przystąpił do meczu bardzo osłabiony (kontuzje oraz kartki) to właśnie on rozpoczął od zdecydowanych ataków. Po niespełna kwadransie gry mogło być 1:0, ale strzał Kazima wylądował na poprzeczce, a chwilę później uderzenie Sentruka zablokowali obrońcy. Po dziesięciu minutach Turcy niespodziewanie objęli prowadzenie. Autorem gola był Ugur Boral, który z zimną krwią pokonał Jensa Lehmana. Niemcy od razu zabrali się do obrabiania strat i na efekty nie trzeba było długo czekać. Wyrównanie padło już po czterech minutach. Akcję Lukasa Podolskiego precyzyjnym strzałem zakończył Bastian Schweinsteiger i było 1:1. Takim rezultatem zakończyła się też pierwsza odsłona. Po przerwie w dalszym ciągu oglądaliśmy ciekawe widowisko. Akcje raz po raz przenosiły się z jednej strony boiska na drugą, ale gole padały dopiero w końcówce. W 79 minucie na 2:1 strza-

mirosław trzeciaK

0:1 22 min. Ugur Boral 1:1 26 min. Bastian Schweinsteiger 2:1 79 min. Miroslav Klose 2:2 86 min. Semih Senturk 3:2 90 min. Philipp Lahm

przed szansą powtórzenia wyniku z przed 44 lat, kiedy okazali się najlepsi w Europie.

abstrahując od sympatii i antypatii, mistrzem europy zostanie więc...

nasi piłkarze oglądają lepszych od siebie już w telewizji. pana serce bije pewnie teraz dla hiszpanii...

– Tak czy owak Hiszpania. Na papierze ma najwięcej argumentów, by nie przegrać dwóch najbliższych spotkań.

Ogólnie wiadomo, że Groclin ma zamiar wyprowadzić się z niewielkiego Grodziska, ale życie pokazuje, jak ciężko jest taki manewr zrealizować. Do szczodrego prezentu w postaci gotowej drużyny, z pięknym zapleczem, kolejka kandydatów do obdarowania się nie ustawia. Kosz otrzymany od prezydenta Wrocławia, Rafał Dutkiewicza, obracający w niwecz daleko już zaawansowaną fuzję ze Śląskiem Wrocław, sprawił, że prezes Groclinu Zbigniew Drzymała zwrócił się w stronę innych miast, proponując miejsce w ekstraklasie, ułożoną już drużynę, z dobrym trenerem, i osobiste wsparcie. Wcześniej mówiło się o Szczecinie, Gorzowie, Łodzi, teraz wraca na tapetę kwestia szczecińska. Też idzie jak po grudzie, choć grodziski sternik tonuje swoje warunki i na przykład nie zamierza już być prezesem Pogoni. Nie upiera się też, by Mariusz Kuras, szczeciński szkoleniowiec, nie został trenerem nowego tworu. Szczegółów w tej sprawie brak. Na ogół do opinii publicznej docierają skąpe przecieki, w których najmniej jest konkretnych postanowień. Mimo wszystko bardziej przypomina to handel obwoźny, niż standardy niemałego przecież europejskiego kraju. Zatem na chwilę obecną sprawa Groclinu jest nadal zawieszona i nie wiadomo, jakim rozwiązaniem się zakończy. Nie wie o niczym też kadra Groclinu, przygotowująca się w Grodzisku do rozgrywek pod wodzą trenera Jacka Zielińskiego. – Z pewnością prezes Drzymała spotka się w zespołem

chyba jednak lekceważy pan rosjan.

Zaporowa cena za Boruca

Sędziował: M.Busacca (Szwajcaria) Widzów: 39 000

– Jestem bardzo szczęśliwy — mówił tuż po meczu trener Niemiec, Joahim Loew. – Wiedzieliśmy, że nie będzie to dla nas spacerek, ale zagraliśmy konsekwentnie i myślę, że wygraliśmy zasłużenie. – Gratuluję postawy swoim piłkarzom. Spisali się na medal – ripostował szkoleniowiec Turcji. – Nie sądzę, abyśmy byli dziś gorsi, ale taki jest sport. Ktoś musi wygrać, aby ktoś mógł przegrać – zakończył Fatiha Terima. Po meczu na ulicach Berlina zapanowała prawdziwa euforia. Przy Bramie Branderburskiej pojawiło się blisko pół

Niemcy: Jens Lehmann – Arne Friedrich, Per Mertesacker, Christoph Metzelder, Philipp Lahm – Bastian Schweinsteiger, Simon Rolfes (od 46 min. Torsten Frings), Michael Ballack, Thomas Hitzlsperger, Lukas Podolski – Miroslav Klose (od 90 min. Marcell Jansen). Turcja: Rustu Recber – Sabri Sarioglu, Mehmet Topal, Gokhan Zan, Hakan Balta – Kazim-Richards (od 90 min. Tumer Metin), Hamit Altintop, Mehmet Aurelio, Ayhan Akman (od 81 min. Mevlut Erdinc), Ugur Boral (od 84 min. Gokdeniz Karadeniz) – Semih Senturk.

były reprezentant polsKi

Mistrzem będzie Hiszpania Hiszpania aż 24 lata czekała na to, aż piłkarska reprezentacja awansuje przynajmniej do półfinału wielkiej imprezy. W 1984 roku zagrała w finale z Francją, gdzie „trójkolorowi” zdobyli złoty medal. Był to drugi największy sukces piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego. Pierwszym było wywalczenie mistrzostwa Europy w 1964 roku. Akurat Hiszpania debiutowała na tej imprezie, w dodatku była gospodarzem. Od zdobycia wicemistrzostwa „Starego Kontynentu” drużyna najdalej dochodziła do ćwierćfinału. Nie wiodło jej się również na mundialu, gdzie dojście również do ćwierćfinału było szczytem jej możliwości. Podopieczni Luisa Aragonesa przełamali tę fatalną niemoc. Teraz stoją

przed jego wyjazdem na zgrupowanie do Austrii – zapewnia rzecznik prasowy Groclinu, Jerzy Pięta. – To od prezesa, a nie z mediów, drużyna dowie się jaka będzie decyzja w sprawie jej przyszłości – dodał. Pewne jest, że Groclin nie chce grać dalej w Grodzisku. Co się stanie ,jak będzie musiał? W miniony weekend grodziszczanie rozgrywali sparing z rosyjskim Amkarem Perm. Zremisowali 2:2. – Bez względu na to, co się wydarzy, jaka będzie przyszłość klubu, musimy grać i trenować – powiedział trener Zieliński. – Na razie czynimy to na własnych obiektach, niebawem wyjedziemy na zgrupowanie do austriackiego Seefeld. O fuzji z Pogonią nie chcę więc dużo mówić. Powiem tylko, że w Szczecinie zawsze była dobra atmosfera dla piłki. Była tam też dobra drużyna, ale my na razie jesteśmy w Grodzisku i koncentrujemy się na pracy – dodał szkoleniowiec. Sprawy kadrowe są też w zawieszeniu. O tym, kto odszedł, już pisaliśmy. Do tej listy trzeba dołączyć obrońcę, Pance Kumbeva, który prawdopodobnie zasili Legię Warszawa. Z wypożyczenia do Charkowa wrócił do Grodziska macedoński obrońca, Vlade Lazarevski. – Gdyby ten obecny stan posiadania udało się utrzymać, byłoby nieźle – raz jeszcze trener Zieliński. Szkoleniowiec Groclinu z pewnością miał na myśli zakusy, jakie menedżerowie czynią na dwóch wyróżniających się graczy z Grodziska. To Tomasz Jodłowiec i Radosław Majewski. Jodłowca chętnie widziałaby w swoich szeregach austriacka drużyna Red Bull Salzburg, natomiast Majewski jest ponoć na liście życzeń klubów z Anglii i Holandii. Konkretów – jak zwykle – brak. Na wszelki wypadek w Groclinie ustalono zaporowe kwoty, jakie nabywcy musieliby wyłożyć na te zakupy. Jodłowiec ma kosztować 1,4 miliona euro, natomiast Majewski równe 3 miliony.

– Tak. Nie ukrywam, że byłoby sympatycznie, gdyby to właśnie chłopcy Aragonesa sięgnęli po tytuł. Pierwszy raz od dawna Hiszpanie są faworytem wielkiego turnieju. Nareszcie poprawili grę, a ich siła w ataku – zbiorcza i indywidualna – jest olbrzymia. wydaje się, że wynik potyczki z rosją z fazy grupowej (4-1) jest w półfinale nie do powtórzenia.

– Na pewno nie będzie tak otwartej gry, jak obserwowaliśmy w pierwszym starciu tych drużyn. Trudno więc oczekiwać, że w bezpośrednim boju o finał padnie pięć bramek. Czeka nas zapewne szalenie uważna gra z obu stron.

– W żadnym razie. Postawa drużyny Guusa Hiddinka to wydarzenie tego turnieju. Przeciwko Holandii Rosjanie rozegrali fenomenalne spotkanie. Nie myślałem, że można atakować rywala od pierwszej do ostatniej minuty, nie stosując wysokiej obrony, lecz głęboko cofając się pod własną bramkę. Tak zagrali z nami Austriacy, ale tylko przez pierwsze 20 minut. A Rosjanie? Bite dwie godziny! rozmawiał łukasz Żurek

Transfer Artura Boruca stoi pod wielkim znakiem zapytania. Po udanych mistrzostwach Europy do Glasgow napłynęło kilka poważnych ofert. Jak się jednak okazuje cena za Polaka wzrosła z dziesięciu do piętnastu milionów funtów! Sam bramkarz jest co najmniej zdegustowany bo zdaje sobie sprawę, że za takie pieniądze kupuje się najlepszych napastników, a nie bramkarzy. – Już od około roku chcę sprowadzić Boruca do Milanu, ale cena jest zbyt wysoka —

wojciech michalski

mówi trener Milanu Carlo Ancelotti. – Nie możemy sobie pozwolić na taki zakup. Do tej pory nie udało się przeprowadzić transakcji i w tej chwili mamy już na oku trzech innych bramkarzy – zakończył. Naszym reprezentacyjnym golkiperem zainteresowane są też podobno dwa kluby z Londynu: Arsenal oraz Tottenham, ale za taką kwotę nikt go raczej nie kupi.

Daniel Kowalski


|31

nowy czas | 27 czerwca 2008

sport

Tylko dziewięćdziesiąt cztery minuty trwał pojedynek Dawida Olejniczaka z Francuzem Gillesem Simonem (3:6, 4:6, 2:6). Dla Polaka był to debiut w turnieju wielkoszlemowym. W całym meczu nasz zawodnik zanotował pięć asów serwisowych.

TENIS ZIEMNY

Radwańska lepsza od Domachowskiej W drugiej rundzie turnieju kobiet zagrały aż trzy Polki. Urszula Radwańska przegrała ze słynną Amerykanką Sereną Williams 4:6 i 4:6, a jej starsza siostra Agnieszka pokonała Martę Domachowską 6:1 oraz 6:3. Już dawno nie było tylu naszych reprezentantów w turnieju głównym na kortach Wimbledonu. Oprócz występu trzech Polek w grze pojedynczej kobiet, debiut w grze singlowej mężczyzn zaliczył utalentowany Dawid Olejniczak. Polak przegrał z Francuzem w trzech setach, ale już sam awans do turnieju głównego był dla niego wielkim sukcesem. W eliminacjach nasz zawodnik pokonał Czecha Lukasa Rosola 7:6 i 6:4 oraz rozstawionego z numerem dwudziestym drugim Pakistańczyka Aisama Quareshiego 6:4, 6:4, 6:7, 2:6 oraz 8:6. Przypomnijmy, iż w klasyfikacji ATP Polak zajmuje dopiero dwieście siódmą pozycję. Ostatni raz w turnieju głównym Wimbledonu reprezentant Polski zagrał dwadzieścia dwa lata temu. W 1986 roku uczynił to Wojciech Fibak. W drugiej rundzie singla kobiet znalazły się trzy Polki. Debiutująca w Wielkim Szlemie Urszula Radwańska zagrała ze słynną Amerykanką Sereną Williams. Faworytką tego pojedynku była oczywiście Williams, która w imprezie jest rozstawiona z

numerem sześć. W klasyfikacji WTA obie zawodniczki dzieli ponad sto pozycji. Mecz nie był dla niej jednak łatwą przeprawą. Młodsza z sióstr Radwańskich skutecznie stawiała opór, o czym między innymi świadczy końcowy wynik – 4:6, 4:6. W drugim najbardziej interesującym nas pojedynku Agnieszka Radwańska bez problemów ograła Martę Domachowską. Pierwsze minuty spotkania były w miarę wyrównane, ale później na korcie rządziła już tylko Radwańska, która ostatecznie wygrała wysoko 6:1 i 6:3. To już trzeci mecz obu zawodniczek i po raz trzeci zakończony zwycięstwem Agnieszki. Najlepsza obecnie polska tenisistka zdobyła do rankingu WTA kolejnych dziewięćdziesiąt punktów, zarabiając przy tym 28 125 tysięcy funtów! Jeśli Polka przebrnie kolejną rundę zarobi następne dwadzieścia dwa tysiące. Oprócz tego Agnieszka Radwańska gra wspólnie z Domachowską w grze deblowej. W pierwszej rundzie Polki wygrały 6:3 i 6:4 z parą gospodarzy: Sarah Borwell – Jocelyn Rae. W drugiej rundzie nasze reprezentantki zagrają z amerykańskim duetem sióstr Venus Williams – Serena Williams. Dla Agnieszki to będzie wyśmienita okazja, aby pomścić niepowodzenie młodszej siostry. Do dalszych gier deblowych awansowała też Alicja Rosolska wraz z Ukrainką Tatianą Perejbinis. W drugiej rundzie rywalkami polsko-ukraińskiego debla będą Francuzka Natalie Dechy i Australijka Casey Dellacqua.

Daniel Kowalski

Kto rano wstaje... Co roku na kortach przy Church Road w Londynie pojawiają się dziesiątki tysięcy widzów. Zdecydowana większość wejściówki kupuje już na wiele miesięcy przed turniejem, jest jednak spora część fanów, która udaje się na korty w dniu imprezy i kupuje bilety już na miejscu. Taka forma jest jednak nieco bardziej karkołomna. Aby zbyć wejścówkę trzeba godzinami stać w kilometrowych kolejkach. Dlatego też jeśli ktoś miałby ochotę zobaczyć w akcji najlepszych tenisistów świata zalecamy przyjazd w godzinach nocnych, aby zdobyć jak najlepsze miejsce w tworzącej się kolejce. Tylko wtedy mamy choć małe szanse zdobyć wejściówkę na kort centralny. Każdego dnia na główny kort w puli „kolejkowej” jest tylko czterysta biletów na (wyłączając cztery ostatnie dni imprezy). W okolicach godziny ósmej zdobycie wejściówki jest już praktycznie niemożliwe. Na pocieszenie pozostają bilety na pozostałe korty. Cena najtańszego biletu wynosi trzydzieści funtów. Co ważne, można go nabyć płacąc jedynie gotówką. Z niewiadomych przyczyn karty kredytowe nie są honorowane. Rafał Ławniczak

Wimbledon 2008 Wielkoszlemowy turniej na trawiastych kortach Wimbledonu to jedna z najbardziej prestiżowych imprez tenisowych na świecie. Z roku na rok coraz lepiej radzą sobie reprezentanci Polski. W tegorocznej edycji do drugiej rundy awansowały aż trzy Polki. Po raz pierwszy od dwudziestu dwóch lat w pierwszej rundzie turnieju głównego mięliśmy też reprezentanta w grze pojedynczej mężczyzn. Fot. Daniel Kowalski



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.