nowyczas2008/091/026

Page 1

Kryteria są jasne – 90 minut, najwyżej dwie godziny jazdy pociągiem z Londynu, najLepiej nad morzem, z daLa od wieLKomiejsKiego zgiełKu. po Brighton, eastBourne, hastings i dover naturaLnym pociągnięciem paLca po mapie jest północne wyBrzeże Kent.

»16

LoNDoN 4 JULY 2008 26 (91) nowyczas.co.uk Free

NeW tIMe

tHe PoLISH WeeKLY

Recesja, czy chwilowy kryzys? Zaczęło się od banków. Rząd podjął próbę interwencyjną, ale zbyt późno i połowicznie. Rynku finansowego nie uspokoił. Lokaty kapitałowe banków zaczęły topnieć. W konsekwencji doszło do załamania rynku nieruchomości. Czary goryczy dopełnia wzrost kosztów utrzymania i paliwa. Adam Wojnicz Brytyjskie gazety codziennie donoszą o pogarszającej się sytuacji ekonomicznej. Głosów ekspertów, że nie jest jeszcze krytycznie nikt już nie słucha. Konsumenci stracili zaufanie, co wpływa na poziom produkcji i spadek wzrostu ekonomicznego. W ostatnim tygodniu wzrost ten wynosił zaledwie 0,3 proc. Już nikt nie porównuje tych danych z wcześniejszymi przewidywaniami. Największym problemem w obecnej sytuacji ekonomicznej jest nieufność konsumentów. Jeszcze nie ma drastycznych redukcji etatów, ale w społeczeństwie, w którym większość jest zadłużona, perspektywa utraty pracy jest najgorszym scenariuszem. Dochodzą do tego zwiększające się z dnia na dzień koszty utrzymania.

Zadłużenie nie jest tylko problemem społeczeństwa brytyjskiego. My również korzystaliśmy z łatwego dostępu do kredytów, nie biorąc często pod uwagę realistycznego poziomu wypłacalności. Kredyt dawali, kredyt braliśmy, nie myśląc o długoterminowych zobowiązaniach. A największą plagą w naszym przypadku są kredyty zaciągnięte na karty bankowe. Są przypadki, że zadlużenia dochodzą do 10-20 tys. funtów. Póki co spłacamy odsetki, tracimy pieniądze, ale mamy pracę i nie odczuwamy tego zbyt boleśnie. Ale co będzie jak pracę stracimy? Wrócimy do Polski? Z kilkoma tysiącami długu? Jest to rozwiązanie mało realistyczne. Przed długiem nie uciekniesz, a w Polsce, wbrew temu co mówią politycy, niewiele się zmieniło. Angielskie długi będziemy musieli spłacić w Anglii, albo w Walii bądź w Szkocji.

rePortAŻ

Siedem komnat Wieży Babel W całym moim życiu zmieniałem mieszkanie czternaście razy, a moje ostatnie lokum ma numer czternaście. . Oto migawkowy raport z siedmiu światów, w których żyłem…

na potężnym pastwisku farmy należącej do michaela eavisa po raz kolejny odbył się największy muzyczny festiwal na świecie – glastonbury. na jednej z bocznych scen wystąpiły polskie zespoły: the is on Fire i Flykiller. polskie zespoły swoją obecnością miały uświadamiać domniemanym bawiącym się na festiwalu polakom, jak ważne jest wstępowanie w szeregi związków zawodowych – wszysto na zasadzie budowania pozytywnych skojarzeń. 21

»


2|

4 lipcaca 2008 | nowy czas

Nawet moralność jest kwestią czasu.

” Pią tek, 4 liP ca, Mal wi ny, al fre da 1792 1818

Wkraczający do Paryża ochotnicy z Marsylii pierwszy raz publicznie śpiewali „Marsyliankę”. Urodziła się Emily Bronte, angielska powieściopisarka i poetka; autorka powieści „Wichrowe wzgórza”, zaliczonej do światowych arcydzieł.

So bo ta, 5 liP ca, ka ro li ny, an to nie go 1813 1946

Francja podbiła terytorium Algierii. Początek panowania kolonialnego nad tym krajem. Ogłoszenie dekretu o powstaniu Głównego Urzędu Kontroli Prasy. Wprowadzono cenzurę prewencyjną.

nie dzie la, 6 liP ca, do Mi ni ka, Łu cji 1253 2000

Książę Mendoga został koronowany na władcę państwa litewskiego. W 1991 roku parlament ustanowił ten dzień świętem narodowym Litwy. Zmarł Władysław Szpilman, kompozytor i pianista, twórca niezapomnia nych przebojów – „Czerwony autobus”, „W małym kinie” i „Nie wierzę piosence”. Uratowany z getta bohater filmu Romana Polańskiego „Pianista”

Po nie dzia Łek, 7 liP ca, be ne dyk ta, cy ry la 1807

1974

Na mocy postanowień w Tylży utworzono Księstwo Warszawskie z ziem drugiego i trzeciego zaboru pruskiego, z królem saskim Fryderykiem Augustem jako panującym. Zakończyły się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Drużyna Kazimierza Górskiego zajęła trzecie miejsce.

wto rek, 8 liP ca, ad ria na, elż bie ty 1343

1822

Król Kazimierz Wielki zawarł wieczysty sojusz z Zakonem Krzyżackim w Kaliszu. Zakon zatrzymał Pomorze Gdańskie, a zwrócił Polsce Kujawy i Ziemię Dobrzyńską. Powstała komisja śledcza do zbadania sprawy Waleriana Łukasińskiego i jego tajnej organizacji Towarzystwo Patriotyczne.

Śro da, 9 liP ca, we ro ni ki, ze no na 1947

1950

Polska, pod naciskiem Związku Radzieckiego, odrzuciła zaproszenie na konferencję w sprawie planu Marshalla. Rząd polski wystosował do rządów Wielkiej Brytanii i Francji notę protestacyjną przeciwko uprzywilejowaniu Niemiec w tym planie. „Kultura” paryska, redagowana przez Jerzego Giedroycia oficjalnie zo stała pozbawiona prawa rozpowszechniania w Polsce.

Gabriel García Márquez

listy@nowyczas.co.uk dear Msrs Malkiewicz and Zeller I was wondering about last week’s simultaneous publishing of identical photographs/texts in both nowy Czas and Cooltura (covering the picnic at fawley Court). I wish to know which publication gave the correct info – was the photo attached (great pic, by the way, and topical too – a nun playing football) taken by dariusz d Juchum (nowy Czas) or Anna Ryland (Cooltura)? I look forward to your responses, and of course seeing this email published in your letters sections. Regards, MAREK KAZMIERSKI dear Mr Kazmierski i Mystery unravelled

your letter to the editors of nowy Czas and Cooltura suggests that you’re an avid reader of the Polish press in the UK. Indeed, the information about the author of the photograph with a nun published in Cooltura was incorrect. I have sent a number of Mr Juchun’s and my own photographs for consideration to both titles to be published together with the report on the Polish school’s BBQ in fawley Court. Bearing in

mind the pressures under which journalists in weekly magazines work, it was an easy to make mistake. nevertheless, when I pointed this out to the Cooltura’s journalist she suggested that the best way to correct the mistake would be to publish another of Mr Juchun’s pictures together with information about the photographer in one of the future editions of the magazine. This is going to be implemented as soon as Mr Juchun returns from holidays and sends to Cooltura one of his photographs which, no doubt, be equally impressive as the one you praise. I also wish to point out that the reports in Cooltura and nowy Czas were nOT identical. The article in nowy Czas was much more in-depth and focused on the significance of the fawley Court sale for the Polish community in Britain – an issue of great concern for the readers of this publication – as you can see from other pages. Moreover, I represent the Polish Saturday School in Ealing, for which the annual BBQ in fawley Court is an immense organizational effort and a fundraising opportunity, therefore we wish to publicise this information

as widely as possible in the Polish press in this country. Best wishes, AnnA RylAnd droga Redakcjo Parę dni temu, w pociągu londyn-Reading, zgubiłem swój telefon komórkowy. Po prostu wyślizgnął się z kieszeni spodni i pewnie pozostał na fotelu. dopiero po wyjściu ze stacji zdałem sobie sprawę ze straty; nieodwracalnej i ostatecznej. Pal licho nowiutkiego Sony Ericssona – największy żal po utraconych kontaktach, zdjęciach i innych filmikach. Już ktoś pewnie wysyła setki płatnych esemesów i szuka okazji, by jak najszybciej sprzedać zgubę. Zacząłem przełykać gorzką pigułkę, gdy oto z pomocą nadeszła moja kochana żona dzwoniąc uparcie na zagubioną komórkę. Po kilku próbach telefon odebrała przemiła Angielka o imieniu Beverly (z Henley-on-Thames), szczebiocząc radośnie, że znalazła mój telefon i z przyjemnością odeśle pod wskazany adres. Wiara w poczciwość ludzką powróciła, a mój pesymizm stopniał odrobinę. So this is just to say THAnK yOU very much indeed Beverly of Henley! All the best JAKUB Of lAnglEy

z teki andrzeja licHoty

czwar tek, 10 liP ca, jac ka, ana to la 1559

1871

W turnieju rycerskim zginął król francuski Henryk II. Wydarzenie to przewidział w swych wizjach Nostradamus. Po tym wypadku wprowadzono zakaz urządzania turniejów. Urodził się Marcel Proust, francuski pisarz; autor „W poszukiwaniu straconego czasu”, uważanego za jedno z najwybitniejszych dzieł literatury światowej. Żył 51 lat.

zawodników wzięło udział w mistrzostwach świata w jedzeniu... pokrzyw, które rozegrały się w hrabstwie Dorset.

100

płócien pokazał na swojej wystawie ojciec francuskiego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego – Pal Sarkozy de Nagy-Bocsa.

35

czaS na nowe MiejSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Konrad Szlendak, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski, Joanna Bąk

dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (m.steppa@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

PrenuMeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

forMularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PŁatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

czaS PubliSHerS ltd. 63 kings grove london Se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)



|

lipca 2008 | nowy czas

czas na wyspie SPOŁecZeŃStWO

POLSki SPecJALiStA DOBRy DO ścieRki

Na karuzeli rozczarowań Chociaż są znakomicie wykształceni, często znacznie lepiej niż ich angielscy koledzy, a kondycja ich angielskiego jest na tyle dobra, że nie stoi na przeszkodzie do podjęcia odpowiedzialnej pracy, mimo to polscy specjaliści często przegrywają w bezpośrednim starciu o dobre stanowisko. Spory procent naszych rodaków w Wielkiej Brytanii pracuje znacznie poniżej swoich kwalifikacji. Magistrowie po pedagogice, wykształceni filolodzy, specjaliści od biznesu i marketingu często sprzątają czy stoją przy taśmach produkcyjnych. Na Wyspach brakuje specjalistów z wyższym wykształceniem – biją na alarm brytyjscy statystycy. Coraz mniejszy odsetek Anglików podejmuje studia. Główna przyczyna to ich wysoki koszt. Nawet dla żyjących na przyzwoitym poziomie brytyjskich rodzin zapłata czesnego to wysoki wydatek, a ewentualna pożyczka studencka to wiele lat spłacania. Nic więc dziwnego, że sporo młodych ludzi kończy edukację w wieku 16 lat (ustawowo w tym wieku kończy się obowiązek nauki) i od razu podejmuje pracę. Z zajęć niewykwalifikowanych da się tu wyżyć na przyzwoitym poziomie, więc rodzice nie robią dramatu z tego, że ich dzieci przez całe życie będą pracować jako kelnerki, sprzątacze czy robotnicy.

złuDzenia z ogłoszenia Specjaliści – począwszy od średniego, na wyższym szczeblu zakończywszy – są na Wyspach poszukiwani. Widać to wyraźnie, gdy sie otworzy pierwszą z brzegu lokalną gazetę z ogłoszeniami. Wszelkiego rodzaju fachowcy od marketingu, pielęgniarki, nauczyciele i wychowawcy, terapeuci powinni czuć się tu jak w swoim żywiole. Niestety, tylko pozornie.

no mi ośrodek. Pełen nadziei czekałem na pozytywną odpowiedź. Zamiast niej przyszło rozczarowanie. List z krótka sentencją. „Dziękujemy za zainteresowanie naszym ogłoszeniem. Niestety, nasz panel zdecydował, że tym razem nie zaoferujemy panu zatrudnienia. Odzew na nasze ogłoszenie był ogromny, chętnych wielu i wszyscy przedstawiali sobą wysoki poziom. Bardzo nam przykro i jeszcze raz dziękujemy za zainteresowanie naszym postem.”

KonKurs to fiKcja...

– Przez machinę rekrutacji przechodziłem już cztery razy – opowiada Andrzej, w Polsce absolwent historii z siedmioletnim doświadczeniem nauczyciela gimnazjalnego, sprzątacz z Southampton łączący dla opłacalności dwa zajęcia w półtora etatu. – Za każdym razem zaczynało się od nieśmiałej nadziei po odnalezieniu ogłoszenia, która po dostaniu listu z kwestionariuszami aplikacji przeradzała się w euforię i wiarę, że teraz już się uda... Rozczarowanie było tym bardziej bolesne. Swoje poszukiwania rozpoczął niemal przed rokiem, próbując dostać pracę w stowarzyszeniu zajmującym się bezdomną młodzieżą, które poszukiwało wychowawców do swojego domu dla młodych rekonwalescentów w wieku 16-20 lat. Było sześciu kandy-

datów na cztery miejsca. – Miałem okazję poznać wszystkich, bo interviev zorganizowano w jednym dniu. Dwie osoby pracowały już wcześniej w podobnych projektach. Dwie kolejne pracowały dotąd w podobnych miejscach za pośrednictwem agencji. Jedna pani była w miarę doświadczonym wychowawcą pracującym w podobnym ośrodku konkurencyjnego stowarzyszenia. Poza nimi i mną – dwie przypadkowe osoby, w tym Chińczyk mówiący po angielsku tylko kilka słów. Byłem jedyna osobą z wykształceniem pedagogicznym i wieloletnim doświadczeniem z młodzieżą w tym wieku. Byłem niemal pewny, że dostanę tę pracę. Interviev wypadło doskonale, wypełniłem test z prostymi zadaniami pedagogicznymi, pokaza-

...tak przynajmniej uważa Przemek. W Polsce ukończył pedagogikę specjalną. Przepracował kilka lat w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym, zajmował się także dziećmi z mniejszym stopniem upośledzenia. W Southampton od dwóch lat – pracuje na nocną zmianę, rozkłada towary na półkach w hipermarkecie. Mimo to niezmiennie próbuje dostać pracę w swoim zawodzie. – Ale przypomina to pracę Syzyfa – mówi. - Rozczarowanie za rozczarowaniem. Jeden z moich kolegów, absolwent marketingu i zarządzania próbował przez półtora roku, uczestniczył w około dwudziestu interviev i pracował w tym czasie jako „carer” w domu starców. Teraz jest pracownikiem administracyjnym w szpitalu. Jego przykład podtrzymuje mnie na duchu. To namacalny dowód, że może się udać, ale trzeba probować. Inna sprawa, że trzeba naprawdę twardego charakteru i samozaparcia, by po tylu porażkach nadal odpowiadać na posty. Jego najbardziej spektakularna porażka miała miejsce trzy miesiące temu. Startował na stanowisko pomocnika nauczyciela w ośrodku zajmującym się dziećmi autystycznymi. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie i wykształcenie, naprawdę trudno sobie wyobrazić lepszego kandydata. – I tak samo do tego podchodziłem. Wydawało mi się, że jestem pewnikiem. Jak nie patrzeć – jestem wykształconym nauczycielem, doświadczonym w pracy z dziećmi, także autystycznymi. Mogę prowadzić zajęcia plastyczne, muzyczne. Kiedy przysłali mi do domu aplikację, jeszcze sobie nie robiłem nadziei. Kiedy jednak trzy razy do mnie dzwonili, by sie upewnić, że przyjdę na spotkanie oraz zmienili termin interviev pod moim kątem, nabrałem pewności siebie. Całkiem niepotrzebnie. Spotkanie wypadło bardzo budująco. Przemek był wypytywany przez

dwie pracownice stowarzyszenia, które nie kryły wrażenia, jakie na nich zrobiła jego wiedza, przygotowanie i poziom języka angielskiego. Same zaznaczyły, ze wśród pracowników stowarzyszenia są obcokrajowcy mówiący po angielsku gorzej. Na koniec jeszcze zrobiły kserokopie przyniesionych przez kandydata dokumentów – paszportu, papierów z Home Office, listów potwierdzające zameldowanie. – Poprosiły o wypełnienie wniosku i o potwierdzenie niekaralności. Odpowiedź miała nadejść w ciągu pięciu dni. I dosłownie skosiła mnie z nóg. Przeczytałem, że panel jest pod ogromnym wrażeniem mojej wiedzy i doświadczenia, jednak – niestety – trafił się kandydat bardziej zbliżony do charakteru oferowanej pracy. Pod takim wymijającym wyjaśnieniem może kryć się wszystko. W mojej ocenie ten kandydat był już wybrany na samym początku. Prawdopodobnie cały konkurs był przygotowany pod jego kątem. Stowarzyszenie zapewne sięga głęboko do kieszeni publicznej i w związku z tym ma obowiązek robienia całej tej komedii rekrutacyjnej. Musi udokumentować, że zebrała się komisja, która przesłuchała odpowiednią liczbę kandydatów. Oni nie potrzebowali mnie, jedynie mojego podpisu na liście obecności oraz ksero mojego paszportu na dowód, że mieli kandydatów.

Do pełnej równości jeszcze DaleKo Tak uważa Bartek Marchlewski, polskojęzyczny konsultant w agencji pracy RFC z Fareham. – Niestety, na rynku pracy polscy pracownicy, chociaż lepiej przygotowani i często legitymujący sie dyplomami wyższych uczelni oraz certyfikatami językowymi uzyskanymi już tu, na miejscu, przegrywają ze znacznie mniej oferującymi kandydatami rodzimymi. Przyczyny trudno wyjaśnić. Prawdopodobnie wchodzi w grę fałszywie rozumiana solidarność narodowa. Chociaż wszystko musimy rozpatrywać w kontekście historii. Są już branże, w których Polacy są przyjmowani z otwartymi ramionami i cenieni – takie jak budownictwo czy służba zdrowia. Czasy, gdy polskie lekarki i pielęgniarki brały w szpitalach bezpłatne urlopy, by na czarno pracować jako kelnerki i sprzątaczki w Anglii już się chyba skończyły. Do podboju lokalnej oświaty jednak nam jeszcze daleko. teks i fot.: Grzegorz Borkowski

Duszpasterstwo Akademickie w Londynie Zaprasza do wzięcia udziału w otwartej dyskusji. Z dziennikarzami „Dziennika Polskiego”, „Gazety Niedzielnej”, „Gońca Polskiego”, „Nowego Czasu” i portalu internetowego „Londynek” porozmawiamy o etosie, kondycji i przyszłości polonijnej prasy w Wielkiej Brytanii Niedziela, 13 lipca, godz. 19.30 Sala św. Józefa przy Little Brompton Oratory Brompton Road London SW7 2RP Najbliższa stacja metra: South Kensington Wstęp wolny


|5

nowy czas | 4 lipca 2008

czas na wyspie

Ku pamięci Gilesa Harta Pomnik upamiętniający działalność Gilesa Harta, który w latach 80. zaangażował się w pomoc „Solidarności”, zostanie odsłonięty w sobotę, 5 lipca o godzinie 15.00 w Ravenscourt Park. W latach 80. przewodniczył bezpartyjnej grupie Polish Solidarity Campaign (PSC), największej prosolidarnościowej brytyjskiej organizacji. Zginął trzy lata temu, 7 lipca, w zamachach bombowych w Londynie. Granitowa płyta, którą przywieziono tu ze Strzegomia, stanie w parku, gdzie na piknikach często spotykali się członkowie Polish Solidarity Campaign i ich rodziny. Znaczenie ma tu również bliskie sąsiedztwo Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego, gdzie w latach 80. mieściło się biuro PSC, a teraz w holu POSK-u została zorganizowana wystawa pamiątek z okresu „Solidarności”, m.in. dokumentów, które w bibliotece ośrodka zdeponował właśnie Giles Hart. Przed rokiem, Agnieszka Huston, Wanda Kościa, Karen Blick, Wiktor Moszczyński i inni członkowie Polish Solidarity Campaign, powołali komitet budowy pomnika. Zebrali 9 tys., otrzymali wsparcie finansowe m.in. ze strony związku zawodowego „Solidarność”, PKO, jednego z największych brytyjskich związków zawodowych – GMB, Veritasu, POSK-u. (es)

Dzień otwarty w City University London Work Placement – z roczną praktyką w danym zawodzie, branży itd. lub Study Abroad – przez rok studiujemy na innym uniwersytecie, np. w Kanadzie, Francji albo w Danii, w ramach wymiany studenckiej. Na tym uniwersytecie nie obowiązuje system punktowy. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany studiowaniem w pełnym wymiarze, to uczelnia udostępnia kursy wieczorowe i weekendowe (www.city.ac.uk/cae/cfa/index.html).

W minioną sobotę drzwi City University London stały otworem dla wszystkich, którzy chcieliby na tej uczelni studiować. Tego typu spotkania informacyjne, londyńskie uniwersytety organizują dość często, również z tego względu, że coraz więcej przyjeżdża tu osób, które nie myślą o Londynie w kategoriach zarobkowych, lecz edukacyjnych. Jednym z najbardziej popularnych kierunków na tej uczelni jest dziennikarstwo. – Nasza uczelnia to najlepsze miejsce do studiowania dziennikarstwa – zapewniał podczas swojego wykładu Paul Anderson. – Obok Brytyjczyków, kierunek ten jest oblegany przez Skandynawów, Czechów i… Polaków – mówił. „Dzień Otwarty” na londyńskich uczelniach wszędzie organizowany jest podobnie. Na ogół można się wcześniej zarejestrować online i warto przy tym podać kierunek studiów, którym jesteśmy zainteresowani, po to, by po przyjściu zostać od razu skierowanym w odpowiednie miejsce, na konkretny wykład czy do osób, które udzielą nam wszelkich informacji na

zasady przyjęć

temat reguł studiowania właśnie na tym wydziale. Aby być na bieżąco z terminami „Dni otwartych” na brytyjskich uczelniach, wystarczy odwiedzać stronę www.opendays.com. Aby studiować w Wielkiej Brytanii warto się wcześniej zarejestrować na stronie organizacji UCAS (www.ucas.ac.uk), która dysponuje informacjami na temat brytyjskich uczelni, kursów, zasad studiowania itp.

City Univeristy London – przewodnik Ogólne informacje na temat studiowania w City University można otrzy-

mać pod numerem telefonu: 0207 040 8716 lub pisząc na: ugadmissions@city.ac.uk, lub po prostu wchodząc na stronę tej uczelni: www.city.ac.uk. Studia są oczywiście płatne. Maksymalna opłata roczna wynosi tu 3145 funtów. Można ubiegać się o zwrot przynajmniej jej części, jeśli nasze zarobki nie przekroczyły 25 tys. funtów rocznie. W tym celu należy się zwrócić do Local Educational Authority, w dzielnicy, w której mieszkamy. Podczas studiowania wymagane jest minimum 21 godzin tygodniowo obecności na zajęciach. Studia Undergraduate normalnie trwają trzy lata. Można też wybrać opcję czteroletnią, do wyboru:

W przypadku studentów z Polski, żeby zostać przyjętym, trzeba przedłożyć świadectwo maturalne. Ważna jest średnia ocen, ale nie najważniejsza. Osoby, które zdawały maturę kilka lat temu i później coś studiowały albo pracowały, mogą umówić się na rozmowę, podczas której powinny wykazać się wiedzą i zdobytym doświadczeniem – może to pomóc w studiowaniu wybranego kierunku. W przypadku cudzoziemców znajomość języka angielskiego ocenia się w zależności od wybranego kierunku. Powinien być na poziomie oceny 6.0 – 7.0 z egzaminu IELTS.

teks i fot.: Krzysztof Andrzejewski


6|

4 lipca 2008 | nowy czas

czas na wyspie

tydzień na wyspach Dzieci ze szkoły w Rayleigh w hrabstwie Essex uczestniczyły w zajęciach dotyczących polskiej kultury – podaje serwis „Echo News”. FitzWimarc School gościła Kevina Hayesa, znawcę polskiego teatru i nauczyciela, który opracował program lekcji o polskiej kulturze. Podczas warsztatów teatralnych i nauki malowania portretów pastelami, dzieci uczyły się o polskiej sztuce i historii. Jakub Tomczak będzie odsiadywał wyrok w Polsce. Brytyjski Home Office nie ma zastrzeżeń, by odbywał karę pozbawienia wolności w Polsce, poinformowała rzeczniczka tego resortu w Londynie. Według niej mógłby być wydany wcześniej, ale Ministerstwo Sprawiedliwości w Polsce nie wystąpiło z formalnym wnioskiem o jego przekazanie. Obecnie proceduralnymi aspektami jego deportacji zajmuje się policja hrabstw Devon i Kornwalii oraz wyspecjalizowana komórka policyjna. Konsulat RP w Londynie nie zna jednak terminu, w którym Jakub Tomczak będzie przekazany władzom polskim. Brytyjskie MSW może przekazać Jakuba Tomczaka władzom polskim bez pośrednictwa Konsulatu RP, w drodze bezpośredniego kontaktu z policją w Polsce. Z badań opublikowanych przez

firmę konsultacyjną Manpower Polska wynika, że nasza krajowa siła robocza jest o wiele mniej skłonna do emigracji niż sądzono. Internetowy sondaż przeprowadzony w 27 krajach wykazał, że ponad połowa Polaków (52,1 proc.) byłaby skłonna do emigracji na stałe. Chociaż 32,7 proc. respondentów mogłoby zamieszkać gdziekolwiek na świecie, wśród preferowanych miejsc docelowej emigracji najczęściej wymieniana była Wielka Brytania. Jeszcze dwa lata temu na Wyspach uczyło się niewiele ponad cztery tysiące polskich studentów, a już rok temu było ich blisko siedem tysięcy. Są piątą co do liczebności zagraniczną grupą na brytyjskich uczelniach. W ubiegłym roku na portalu internetowym UCAS, który służy do składania aplikacji na brytyjskie uczelnie, zarejestrowało się ponad trzy tysiące Polaków. 60 proc. podań rozpatrzono pozytywnie. Cztery lata spędzi w więzieniu Polak, który sprzedawał kradzione samochody. 25-letni Wojciech B. został skazany przez Sąd Okręgowy w Dublinie za to, że działając w przestępczym gangu sprzedawał kradzione samochody, otrzymując procent od transakcji. Wojciech B. został zdemaskowany przez kobietę, która zauważyła, że jej skradziony samochód jest wystawiony na sprzedaż. Udając, że jest zainteresowana kupnem, zawiadomiła policję, co umożliwiło przyłapanie Wojciecha B. na gorącym uczynku i jego aresztowanie.

www.polishdeconstruction.org o adres internetowej strony grupy Polish deConstruction, która już działa, lecz oficjalnie dowiemy się o tym 11 lipca, na kolejnej imprezie PdC, która tym razem odbędzie się w klubie Dogstar na Brixton. Od wielu miesięcy Polish deConstruction organizuje spotkania mające na celu promocję artystów i scalenie środowiska ludzi interesujących się sztuką. Wieczory te zawsze mają określony temat, zaproszeni artyści, głównie malarze, fotografowie, twórcy instalacji, przedstawiają swoje prace, opowiadają o nich, o sobie samych, o swojej ścieżce życia przez sztukę i dla sztuki. Tym razem spotkanie będzie miało bardziej niż zazwyczaj rozrywkowy charakter, zostanie poświęcone nowo powstałej stronie internetowej, która ma się stać źródłem cennych i praktycznych informacji dla artystów chcących rozwijać się i zaistnieć w Wielkiej Brytanii. – Jest to serwis skierowany do kreatywnych Polaków, którzy od pobytu za granicą wymagają czegoś więcej niż tylko życia zarobkowego, są głodni kultury i sztuki, poznawania miasta oraz eksplorowania wszystkich jego możliwości jako jednego z największych centrów kulturalnych na świecie – mówi Marzena Żołądź, jedna z założycielek PdC. Strona jest redagowana w języku angielskim, by mogła być źródłem informacji zarówno dla Polaków, szukających kontaktu z brytyjskimi instytucjami i organizacjami wspierającymi artystów, jak i dla tych, którzy szukają kontaktu z polskimi twórcami i współczesną polską sztuką, zwłaszcza tą, która powstaje tutaj, na Wyspach. – W pracy przy tworzeniu strony Polish DeConstrucion naszym mottem zawsze jest pomoc mieszkającym tutaj rodakom, poprzez stworzenie pomostu pomiędzy rynkiem pracy i instytucjami oraz życiem kulturalnym

T

w UK. Przede wszystkim nasza strona jest wirtualną platformą oraz kopalnią wiadomości dla tych, którzy poważnie myślą o karierze w sektorze kreatywnym – kontynuuje Marzena. Najbogatszym działem tej strony jest zakładka Advise Opportunities and Resources, gdzie znajduje się lista kluczowych organizacji wyspecjalizowanych w dostarczaniu artystom praktycznych informacji na temat rynku pracy, dziedzin prawa, które ich dotyczą, funkcjonowania na rynku sztuki, źródeł i sposobów dofinansowania projektów. Niektóre z tych organizacji posiadają dział ogłoszeń o pracę oraz oferty praktycznych szkoleń. – Z takimi problemami, jak zacząć, gdzie szukać pracy, jak składać podanie, jak zorganizować wystawę, borykają się nie tylko przyjezdni Polacy, ale również obywatele tego kraju – mówi Marzena. – Muszę podkreślić, że znajomość tych stron oraz instytucji jest dana tylko tym, którzy naprawdę wgłębią się w tematykę. Można spędzić wiele miesięcy i błądzić w poszukiwaniu takich instytucji. Kolejny ważny dział tej strony to Creative Profiles czyli lista stron internetowych, na których można stworzyć własne profile. – Uważamy, że otwieranie się na szerszą publiczność poprawia szanse każdego. Ogłaszanie się na anglojęzycznych stronach internetowych będzie bardziej owocne niż umieszczenia profilu na stronie poświęconej tylko polskiemu odbiorcy, która ma małe szanse odwiedzin przez potencjalnych pracodawców. Jedną z atrakcji tego wieczoru będzie nietypowy pokaz prac polskich artystów w Wielkiej Brytanii. – Nie będą to tradycyjne prezentacje, jakie organizowaliśmy do tej pory. Tym razem będzie to pokaz slajdów stworzony z prac przez Was nadesłanych, zaprezentowanych na dużym ekranie. W ten sposób każdy będzie miał możliwość pokazania przynaj-

mniej części własnego dorobku. Dlatego czekamy na Wasze zgłoszenia – mówią „dekonstruktorki” Marzena Żołądź i Agata Smużniak. Impreza nie ma tzw. „dress code”, lecz warto wkomponować w swój strój różowy kolor, zgodnie z kolorem logo Polish de Construction oraz znamiennym elementem strony PdC, gdyż osoby w najbardziej pomysłowych kreacjach zostaną nagrodzone ręcznie robionymi torbami, które zaprojektowała i wykonała Aleksandra Kaczmarska. Wstęp na wieczór z PdC jest wolny, jednak za okazaniem zapro-

szeń, które można wydrukować ze strony: www.polishdeconstruction.org.

Elżbieta Sobolewska szczegóły na str. 23 Fotografie i wideo (fragmenty) można nadsyłać na adres: pdc@polishdeconstruction.org. Zdjęcia muszą być jak najlepszej jakości(min. 720x480) w formacie JPEG albo TIFF; wideo najlepiej w formacie Quick Time, choć niekoniecznie.

Bez klubu

Pamięć o Aborygenach

W dość gwałtowny i niepodziewany sposób po ponad czterech dekadach istnienia zamknięto Polish Social Club w Reading. Decyzja została podjęta przez Polską Misję Katolicką a wyegzekwowana za sprawą ks. Jerzego Januszkiewicza z polskiego kościoła pod wezwaniem Świętego Serca. Powodem, jak utrzymuje ks. Januszkiewicz, były zarzuty o komercjalizację polskiego klubu oraz prowadzenie baru z alkoholem przez personel. Kontrowersyjną decyzję Polskiej Misji Katolickiej kwestionują pracownicy Klubu będąc zdania, że nie prowadzili zarzucanej im „działalności biznesowej”, a wszystkie pozyskane wpływy finansowały działalność ośrodka. Bez ich wiedzy zmieniono zamki i bez uprzedzenie z dnia na dzień pracę straciło siedem osób zatrudnionych w Polish Social Club.

pierwszy poza granicami Australii. Na Antypodach cieszył się sporym powodzeniem, a jego twórcy przychylnością wielu instytucji wspierających ich działania w propagowaniu kultury i obyczajów Aborygenów. To, co jednak w sztuce tego zespołu jest najbardziej istotne, to próba znoszenia barier, jakie nadal istnieją pomiędzy rdzennymi mieszkańcami tego lądu a przybyszami, czyli białymi ludźmi. Bo, jak mówią teksty ich piosenek: daliśmy sobie radę, w wielkim trudzie, nędzy i upokorzeniu przeżyliśmy to wszystko, co „biały” nam zgotował przywożąc wiele lat temu do Australii choroby, wypędzono nas z własnej ziemi a matkom zabrano nowo narodzone dzieci... Gdy Anglicy po raz pierwszy przybijali do plaż Australii, żyło tam około pół miliona Aborygenów – dziś pozostało ich około 28 tys. a populacja całego kra-

Czwartek, 26 czerwca, w Queen Elizabeth Hall (Southbank Centre) w Londynie odbył się wyjątkowy koncert. Sala zapełniona do ostatniego miejsca. Black Arm Band-Nurundak– grupa prawie w całości złożona z Aborygenów. Spektakl ten został pokazany po raz

ju łącznie wynosi ponad 20 mln ludzi. Proporcje podane w procentach wyświetlane były podczas kncertu na ogromnym telebimie. Po koncercie zostałem zaproszony na bankiet. Członkowie zespołu obawiali się tego wieczoru. Nie byli pewni przyjęcia, reakcji, bo zniewalającym opowiedzieli historię zniewolenia. Uścisnąłem im dłonie. Wszystkim 35 osobom. Wśród nich był Mark Atkins, muzyk grający na didgeridoo. Pół-Aborygen i pół-Irlandczyk. Opowiedziałem mu o mojej wystawie malarstwa pt. „Aborygen”, którą przygotowuję. Jej wernisaż odbędzie się w lutym przyszłego roku, a Mark zgodził się na nim zagrać. I to było dla mnie wspaniałym zakończeniem tego wieczoru.

Teks i fot.: Ma riusz Czaj kow ski


|7

nowy czas |4 lipca 2008

czas na wyspie

Przyjdź na szkolenie Vulnerable Workers Project to program ochrony pracowników, odpowiedzialny za realizację polityki Krajowej Płacy Minimalnej. Program ten w duşej mierze dotyczy Polaków, zwłaszcza pracujących w obsłudze budynków biurowych (building services sector) – mowa tu o sprzątaczach, ochronie, recepcjonistach, osobach zatrudnionych w stołówkach. Program stworzyły związki zawodowe TUC (Trade Union Congress) oraz BERR (Department for Business, Enterprise & Regulatory Reform). W sobotę, 12 lipca, w Trade Union and Workplace Training Centre odbędzie

się jednodniowe, darmowe szkolenie dotyczące znajomości praw pracowniczych i moşliwości ich egzekwowania u pracodawcy. Poza materiałami w języku polskim i angielskim, będzie moşna porozmawiać z osobami wyspecjalizowanymi w pomocy poszkodowanym przez pracodawcę. Na miejscu będzie oczywiście tłumacz oraz Andrzej Garus z organizacji Primus Personnel, która od kilku lat pomaga emigrantom, m.in. poprzez organizowanie kursów zawodowych pomagających zaistnieć na tutejszym rynku pracy. – Nasza rola to przede wszystkim dotarcie do polskiej społeczności z informacją o tym projekcie, m.in. poprzez polskie media – mówi Andrzej Garus. – Wcześniej współpracowaliśmy z departamentem związków zawodowych Lewisham College przy organizowaniu darmowych szkoleń dla Polaków chcących pracować w sektorze budowlanym. Szkolenie, które odbędzie się 12 lipca, jest organizowane w ramach pilotaşowego programu. W zaleşności od tego, z jakim spotka się zainteresowaniem wśród Polaków i jakie zgromadzi opinie, będzie realizowany w pełnej wersji. Ze statystyk wynika, şe stawka go-

dzinowa 70 proc. Polaków, którzy zarejestrowali się w WRS (Workers Registration Scheme) między kwietniem 2007 roku, a marcem tego roku, oscyluje między 4,50 a 5,99 funtów na godzinę, podczas gdy średnia wynikająca ze stawek godzinowych innych, legalnie zatrudnionych w Wielkiej Brytanii pracowników, to 10,22 funtów na godzinę. Projekt The Vulnerable Workers� jest skierowany do osób pracujących w infrastrukturze umoşliwiającej funkcjonowanie biurowców, poniewaş, jak wynika z badań prowadzonych przez związki zawodowe, właśnie ten sektor zatrudnienia jest najgorzej opłacany. 58 proc. sprzątaczy, dzięki którym Londyn nie obrasta górą śmieci jak Neapol, to imigranci, wśród nich, ponad połowa (26 proc.) to Polacy. Sami nie potrafią upomnieć się o swoje prawa osób legalnie tu zatrudnionych, ale dzięki takim szkoleniom jak to i coraz większemu zainteresowaniu nami brytyjskich organizacji, sprawa wykorzystywanych pracowników, jest coraz głośniej dyskutowana. Oby równieş sami poszkodowani zechcieli wziąć w tej dyskusji udział.

ElĹźbieta Sobolewska

65,.%2!",% 7/2+%23 02/*%#4

0OLISH 7ORKERS IN THE "UILDING 3ERVICES 3ECTOR (cleaners, security and others such as canteen workers and receptionists)

YOUR 7ANT TO KNOW ABOUT+ 2)'(43 !4 7/2 EM AND HOW TO ENFORCE TH

WAGES D 0ROBLEMS WITH YOUR S D 7ORKING LONG HOUR HOLIDAYS D $O YOU KNOW WHAT YOU ARE ENTITLED TO E ORRCCE NFFO EN TO E W TO OW HO U KNOW H $O YOU D $O YOUR RIGHTS AT WORK

4HEN COME ALONG TO OUR MEETING ON YOUR RIGHTS AT WORK AND HOW TO ENFORCE THEM AT 4RADE 5NION AND 7ORKPLACE 4RAINING #ENTRE #LIFTON 3TREET %# ! (" NEAR ,IVERPOOL 3T STATION

3ATURDAY *ULY AMÂŻ PM &OR MORE INFORMATION CONTACT OR VWP TUC ORG UK 0LEASE CONTACT US IF YOU HAVE LOSS OF EARNINGS OTHER EXPENSES OR ANY OTHER QUESTIONS

4HE 6ULNERABLE 7ORKERS 0ROJECT IS A PROJECT THAT IS FUNDED BY 'OVERNMENT AND DELIVERED BY THE 45# THAT AIMS TO ENSURE THAT ALL WORKERS SECURE THEIR FULL LEGAL EMPLOYMENT RIGHTS


8|

4 lipca 2008 | nowy czas

polska

tydzień w kraju Lech Kaczyński uznał, że po referendum w Irlandii sprawa traktatu lizbońskiego „jest bezprzedmiotowa”. Na Zachodzie wywołało to burzę. Rozmawiać w tej sprawie przyszedł do Belwederu nawet premier. Decyzję Lecha Kaczyńskiego poparł prezydent Czech, a oburzył się prezydent Sarkozy, którego kraj przejął właśnie prezydencję unijną. Paradoksalnie większość Polaków podobno traktat by poparła, a większość Francuzów utopiła w Sekwanie. Po rozmowie z premierem Donaldem Tuskiem prezydent odleciał do Gruzji na szczyt GUAM (Gruzja, Ukraina, Azerbejdżan, Mołdawia). Tematem była współpraca energetyczna. Biznesmen Leszek Czarnecki (holding Getting), uznawany za trzeciego na liście najbogatszych Polaków, współpracował z SB od kiedy skończył 18 lat. Donosił i miał brać za to pieniądze. Zainteresowany wydał oświadczenie, że może tu chodzić o wywołanie spadku jego akcji na giełdzie, a poza tym, choć rzeczywiście współpracował, to pieniędzy jednak nie brał i nikomu... nie szkodził. Posłowie PO stwierdzili, że poprą pomysł PiS o odebraniu części dodatków emerytalnych b. funkcjonariuszom UB i SB. Wcześniej posłowie Platformy krzywili się nawet na pomysł nazwania stadionu narodowego imieniem Jana Pawła II, bo wymyślili to konkurenci z PiS. Kończy się proces Andrzeja Leppera (sprawa molestowania), szykuje się kilka następnych procesów – w tym „afera gruntowa” i korupcja b. ministra sportu Tomasza Lipca. O Beacie Sawickiej jakoś nic nie słychać. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że decyzja niższej instancji o zwrocie aktu oskarżenia o stan wojenny Wojciecha Jaruzelskiego do IPN jest nieważna. Proces ma szansę się rozpocząć. Procesem „Gazecie Polskiej” grozi posłanka PO Julia Pitera. Pełnomocnik ds. walki z korupcją poczuła się dotknięta insynuacją, że kłopoty lustracyjne mógłby mieć jej mąż. Echa lustracyjne widać też w dość szybkim zamknięciu prac komisji weryfikacyjnej WSI. Zastąpi ją komisja kwalifikacyjna. Premier nie przedłużył mandatu ludziom Jana Olszewskiego, choć nie skończyli jeszcze pracy. Służby Kontrwywiadu Wojskowego natychmiast rzuciły się na dokumenty komisji. Jeszcze nie zdążyli ich porządnie poustawiać, a prasę obiegły już informacje, że brakuje 50 „ważnych”teczek” Opozycja oskarża rząd o „gangsterstwo”. Podobno wymieniono nawet oficerów BOR, na takich którzy zgodzili się wpuścić do BBN funkcjonariuszy SKW. Antoni Macierewicz organizował „nocne czuwanie”, ale nic nie pomogło.

HISTORIA

BunT w ImpeRIum

Odznaczenia dla SKS-u i „Nowej” Bartosz Rutkowski

30 czerwca działacze przedsierpniowej opozycji ze Studenckiego Komitetu Solidarności i Niezależnej Oficyny Wydawniczej „Nowa” dostali wysokie odznaczenia państwowe, które wręczył im prezydent RP Lech Kaczyński. SKS powstał w Krakowie w 1977 roku w reakcji na tragiczną śmierć Stanisława Pyjasa. W tym samym roku powstała „Nowa” – największe wydawnictwo podziemne w krajach komunistycznych. Studencki Komitet Solidarności do strajków sierpniowych współpracował z Komitetem Obrony Robotników. Organizował wykłady „Uniwersytetu Latającego”, wydawał własne ulotki i pisma („Sy-

gna” i „Indeks”), organizował akcje protestacyjne i informacyjne Działacze SKS-u założyli też własne wydawnictwo – Krakowską Oficynę Studentów (KOS). Jednym z pierwszych rzeczników SKS-u, do czego nawiązał prezydent, był agent SB, długoletni dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Lesław Maleszka. Prezydent Lech Kaczyński powiedział zebranym: – Kiedy mam zaszczyt odznaczać tych, którzy w trudnych latach walczyli o nasz kraj, walczyli o demokrację, w końcu walczyli o niepodległość, muszę sobie zadać pytanie, dlaczego nie uczynili tego moi poprzednicy? Wśród odznaczonych naleźli się między innymi: Iwona Galińska-Wildstein, Jan Polkowski, siostra Elżbieta Kaczmarek, Anka Krajewska, Adam Zagajewski, redaktor naczelny „Nowego Czasu” Grzegorz Małkiewicz, Ryszard Bugajski, o. Andrzej Kłoczowski, Zdobysław Milewski, Ziemowit Pohitonow, Maciej Radziwiłł. W trakcie uroczystości przypomniano, że w roku 2006 Prezydent RP odznaczył pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski

Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski przyjmuje redaktor naczelny „Nowego Czasu” Grzegorz Małkiewicz

Staszka Pyjasa. Order został przekazany matce 18 maja 2007 roku podczas uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej poświęconej Stanisławowi Pyjasowi na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego był studentem. Minutą ciszy uczczono również pa-

Amerykańska misja Anny Fotygi Szefowa kancelarii prezydenta, Anna Fotyga została wysłana z – jak niektórzy mawiają – tajną misją do USA, by negocjować sprawę powstania tarczy antyrakietowej. Środowisko Lecha Kaczyńskiego, jak się można domyślać, doszło do wniosku, że ekipa Donalda Tuska nie radzi sobie z negocjacjami, więc zdecydowało się działać na własną rękę. Wygląda na to, że rząd i prezydent nie są w stanie w dalszym ciągu prowadzić wspólnej i jasnej polityki zagranicznej. W ub. czwartek Fotyga rozmawiała z doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego. Zdaniem Białego Domu spotkanie miało charakter prywatny, jednak jak ustalili dziennikarze, nie do końca. Kwestia tarczy antyrakietowej była omawia-

Idźcie wszyscy do diabła! Tymi słowami b. prezydent, Lech Wałęsa dał upust swojej irytacji w związku z oskarżeniami go o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Lecha Wałęsę posądzili o to dwaj historycy Instytutu Pamięci Narodowej, którzy w swojej publikacji starają się udowodnić tezę, że Lech Wałęsa to dawny TW Bolek. Wałęsa ma już dość tłumaczenia się i zaprzeczania tym doniesieniom, a dał temu wyraz podczas jednego z wywiadów radiowych. Lech Wałęsa zapowiedział, że już nie będzie udzielał żadnych wywiadów związanych z oskarżeniami. – Wy wszyscy, czterdzieści milionów, nie zmusicie mnie do przyznania się do rzeczy, które są nieprawdziwe. Idźcie do diabła – niemal krzyczał podczas wywiadu w Polskim Radiu. – Nigdy nikt mnie nie pokonał w taki sposób. Nie wszystkie moje bitwy były piękne i zwycięskie. Tak, to prawda. Podpisałem dokumenty, tak, to prawda. Ale nie współpracy, tylko standardowe, jak wszyscy. Taka jest prawda, ale wy nie chcecie w tę prawdę uwierzyć – tłumaczył Wałęsa. – Nie będę odpowiadał na żadne pytania. Zajmuję się innymi sprawami – powiedział na zakończenie wywiadu Lech Wałęsa. (pk)

na. Nieoficjalnie mówi się, że Waszyngton poprzez prezydenta Lecha Kaczyńskiego chce wymóc na Polsce, a dokładnie na gabinecie PO, szybką decyzję w sprawie lokalizacji tarczy. Rząd z kolei nie spieszy się z deklaracjami i podtrzymuje wcześniej zaprezentowane stanowisko – modernizacja polskiej armii w zamian za zgodę na wyrzutnie zlokalizowane na terenie RP. Inną sprawą jest to, że za tarczą w Polsce opowiada się zaledwie 30 proc. Polaków, pozostali są przeciwni. Tuskowi nie zależy więc na czynieniu wbrew woli narodu. Po wizycie Anny Fotygi w USA w Polsce rozpętała się burza, politycy ostro krytykowali „samowolę” prezydenta, ten z kolei twierdził, że rząd o wszystkim wiedział. (pk)

Zgoda na ekshumację Rozpoczęły się prace przygotowujące do ekshumacji zwłok generała Władysława Sikorskiego po tym jak prezydent i premier poparli starania Towarzystwa Miłośników Historii. Nadal wymagana jest jednak oficjalna zgoda kardynała Stanisława Dziwisza, metropolity krakowskiego, który jest opiekunem katedry na Wawelu. Ekspertyzę szczątków przeprowadzi Zakład Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. (mn)

mięć zmarłej 29 czerwca br. Anki Kowalskiej, poetki, dziennikarki i działaczki opozycyjnej, odznaczonej przez Prezydenta RP w maju 2006 roku Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

komentarz » 13

Porwał się i zażądał okupu 42-letni mieszkaniec jednej ze wsi pod Żarami w woj. lubuskim porwał się, zagroził, że zabije zakładnika [siebie-red.] o ile nie otrzyma 1 miliona złotych. Pomysł nie do końca się sprawdził... W ub. tygodniu policjanci otrzymali telefon od mężczyzny, który twierdził, że został porwany, umieszczony w jakimś hangarze i na dodatek związany. Jak więc wykonał telefon? Mniejsza o to. Niespełna pół godziny później policjanci otrzymali kolejny telefon, potwierdzający wcześniejsze zdarzenie. Tym razem zadzwonił porywacz. Obwieścił zaniepokojonym zdarzeniem funkcjonariuszom, że mają 24 godziny na dostarczenie mu 1 miliona złotych, w przeciwnym razie jego zakładnik [on sam-red.] zostanie pozbawiony życia. Policjanci zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, z realnego zagrożenia dla życia zakładnika rozpoczęli akcję ratunkową. Przez dwa dni sztab ludzi poszukiwał porwanego, ustalał miejsce pobytu porywacza [ten zadzwonił z telefonu komórkowego-red.], w końcu udało się. Porywacz został zlokalizowany, zakładnik też. Poszkodowany i ofiara okazał się jedną osobą, w dodatku nieco zamroczoną alkoholem. W organizmie zatrzymanego stwierdzono blisko 4 promile alkoholu. (pk)


|9

nowy czas | 4 lipca 2008

polska

Usta premiera odchodzÄ… – Mam dość tej fatalnej atmosfery, mam dość tych ludzi z dworu Tuska, mam dość tego ciÄ…gĹ‚ego podgryzania siÄ™ – mĂłwiĹ‚a od dĹ‚uĹźszego czasu rzeczniczka premiera Agnieszka Liszka i wreszcie postanowiĹ‚a: odchodzÄ™. Oficjalnie podaĹ‚a, Ĺźe chodzi o wzglÄ™dy osobiste, ale nikt nie wierzy w takie wyjaĹ›nienia, podobnie jak nie wierzono, gdy kolejni wiceministrowie z rzÄ…du Donalda Tuska odchodzili zaraz po powstaniu gabinetu. TeĹź tĹ‚umaczyli to wzglÄ™dami osobistymi, ale tak naprawdÄ™ mieli problemy z... lustracjÄ…. Tusk otoczyĹ‚ siÄ™ dworem i tylko ten siÄ™ liczy, wszyscy inni, wĹ‚Ä…cznie z ministrami, nie majÄ… nic do powiedzenia. Pierwsze skrzypce gra wicepremier i szef resortu spraw wewnÄ™trznych Grzegorz Schetyna. MĂłwiÄ… o nim Tusk i jedna druga, i choć jego miejsce pracy to ponury gmach przy ulicy Rakowieckiej, to w gabinecie Tuska jest codziennie i tam obaj panowie rozmawiajÄ… w cztery oczy. Drugi jest SĹ‚awomir Nowak, szef gabinetu Tuska, ktĂłry w zamyĹ›le ma koordynować poczynania poszczegĂłlnych resortĂłw, w praktyce sprowadza siÄ™ to – jak mĂłwiÄ… pracownicy kancelarii – do promowania SĹ‚awka. Trzecim jest, a raczej byĹ‚ Tomasz Arabski, byĹ‚y dziennikarz, ktĂłry czÄ™sto z Tuskiem kopie piĹ‚kÄ™, czĹ‚owiek, ktĂłry miaĹ‚ odpowiadać za wizerunek Tuska. Gubi siÄ™ jednak w swoich obowiÄ…zkach, podobnie jak Nowak, ktĂłry nie potrafiĹ‚ odpowiedzieć dziennikarzom czym siÄ™ zajmuje. Arabski miaĹ‚ kilka wpadek, miÄ™dzy innymi z „podróşÄ… Ĺźycia premieraâ€? do Ameryki PoĹ‚udniowej. To sformuĹ‚owanie padĹ‚o w czasie wywiadu premiera dla jednej z peruwiaĹ„skich gazet, a Arabski je autoryzowaĹ‚ i zaraz potem zrobiĹ‚a siÄ™ w kraju z tego powodu awantura, Ĺźe premier poleciaĹ‚ do Ameryki PoĹ‚udniowej na wycieczkÄ™, a nie do pracy. Arabski walczyĹ‚ od zawsze o wpĹ‚ywy z Nowakiem. Teraz wydaje siÄ™, Ĺźe ten pojedynek z kretesem przegraĹ‚. Obaj panowie przegrywajÄ… jednak nie tylko ze SchetynÄ…, ale i nowÄ… gwiazdÄ… w otoczeniu Tuska, z MichaĹ‚em Bonim, ktĂłry usunÄ…Ĺ‚ siÄ™ w cieĹ„ z powodu agenturalnej przeszĹ‚oĹ›ci. Nie na dĹ‚ugo jednak, teraz nie ma dnia, by nie spotykaĹ‚ siÄ™ z Tuskiem i to on kreĹ›li plany strategiczne rzÄ…du na najbliĹźszy czas. – Bez Boniego Tusk by zginÄ…Ĺ‚ – mĂłwi wielu ministrĂłw, zawistnych o to, Ĺźe oni muszÄ… caĹ‚ymi dniami czekać na osobiste posĹ‚uchanie u szefa. – Gdyby Boni byĹ‚ jeszcze Ĺ‚adniejszy, no i gdyby nie te esbeckie brudy, to Tusk na pewno zrobiĹ‚by go rzecznikiem rzÄ…du, a tak bÄ™dzie szukaĹ‚ znowu jakiejĹ› panienki na tÄ™ posadÄ™ – twierdzÄ… ludzie z kancelarii premiera.

Bartosz Rutkowski

EURo 2012

Co dAlEj?

Kto będzie gospodarzem? Paweł Rosolski

Debiutanckie 270 minut na Mistrzostwach Europy polska reprezentacja w piłce noşnej ma juş za sobą. Na następne cztery i pół godziny (a kto wie – moşe nawet trochę więcej) przyjdzie nam poczekać kolejne cztery lata. I pomimo iş występ na następnych mistrzostwach mamy juş zapewniony z racji współorganizowania tej imprezy, to fakt ten nie dla wszystkich wydaje się być tak oczywisty. Czy wątpliwości te pozbawione są podstaw? Czerwiec zdominowany został w prasie sportowej przez relacje z zakończonych właśnie Mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii, ale juş pod koniec miesiąca więcej uwagi poświęcono sprawom przyszłościowym. Brak zauwaşalnego postępu w kwestii organizacji Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie stał się tematem przewodnim artykułów największych europejskich tytułów prasowych. I słusznie, bo oświadczenia urzędującego jeszcze prezesa PZPN Michała Listkiewicza zaczęły wyprowadzać z równowagi

nawet najwiÄ™kszych Euro 2012-entuzjastĂłw. – Europejska Unia PiĹ‚karska jest zadowolona z postÄ™pu prac i wyraĹźa przekonanie, Ĺźe Polska i Ukraina dobrze wywiąşą siÄ™ z roli gospodarza Euro 2012 – poinformowaĹ‚ prezes po posiedzeniu Komitetu SterujÄ…cego UEFA, ktĂłre odbyĹ‚o siÄ™ pod koniec czerwca w Wiedniu. Jednak zupeĹ‚nie odmiennego zdania jest wĹ‚oski dziennik „Il Giornaleâ€?, ktĂłry kilka dni później na swoich Ĺ‚amach okreĹ›liĹ‚ przyznanie Polsce i

CzujÄ™ siÄ™ uspokojony co do realizacji projektu UEFA Euro 2012 w Polsce. Michel Platini

Ukrainie organizacji następnych mistrzostw Europy jako skandal i wyraził przekonanie, şe „Polska i Ukraina nigdy nie zrealizują inwestycji na Euro 2012�. Jeszcze tego samego dnia inny włoski dziennik „La Repubblica� opublikował oświadczenie szefa włoskiego związku piłki noşnej Giancarlo Abete, w którym şyczy on Polsce i Ukrainie, aby zorganizowały mistrzostwa Europy w 2012 roku i zdecydowanie odcina się od teorii sugerujących gotowość Włoch do ewentualnego przejęcia organizacji Euro 2012. W całej tej polemice ostroşnym optymizmem (a moşe naleşałoby po-

Europa Europa E w obie str ony o od strony

brutto bru t t o / z podatkami pod datkami

'R ]REDF]HQLD 7HUD] ]ZLHG]LV] (XURS� Z ]DVNDNXMjFj QLVNLHM FHQLH :DUWR SU]HÆ\o WDNj FKZLO�

Poltours Poltours Central and Eastern Europe Specialists Central and Eastern Europe Specialists www.poltours.co.uk www.poltours.co.uk 0208 810 0208 8105625 5625

wiedzieć stoickim spokojem) wykazuje siÄ™ prezydent Europejskiej Unii PiĹ‚karskiej Michel Platini. – Nie ma Ĺźadnego planu B organizacji finaĹ‚Ăłw piĹ‚karskich mistrzostw Europy w 2012 roku. Mistrzostwa organizujÄ… Polska i Ukraina, a my im w tym pomoĹźemy – powiedziaĹ‚ Platini na konferencji prasowej 28 czerwca w Wiedniu, uprzedzajÄ…c jakby w ten sposĂłb późniejszÄ… polemikÄ™ na Ĺ‚amach wĹ‚oskich gazet. Ostateczne rozwianie wszelkich wÄ…tpliwoĹ›ci (przynajmniej na jakiĹ› czas) miaĹ‚o nastÄ…pić 2 lipca po spotkaniu Platiniego z najwaĹźniejszymi osobami odpowiedzialnymi za organizacjÄ™ mistrzostw w Polsce. – Wszystkie dziaĹ‚ania prowadzone w Polsce zmierzajÄ… we wĹ‚aĹ›ciwym kierunku. (...) CzujÄ™ siÄ™ uspokojony co do realizacji projektu UEFA Euro 2012 w Polsce – to fragmenty oficjalnego komunikatu ogĹ‚oszonego przez prezydenta Europejskiej Unii PiĹ‚karskiej, ktĂłry tym samym zamknÄ…Ĺ‚ na jakiĹ› czas temat ewentualnego odebrania Polsce i Ukrainie organizacji Euro 2012. Pytanie tylko na jak dĹ‚ugo, bo mimo wszystko naleĹźaĹ‚oby siÄ™ zastanowić, czy gĹ‚osy krytyki we wĹ‚oskiej prasie to „woĹ‚anie pokrzywdzonegoâ€? w zeszĹ‚orocznym gĹ‚osowaniu na wybĂłr gospodarza mistrzostw Europy czy teĹź prĂłba zwrĂłcenia uwagi na faktyczny stan zaawansowania prac nad projektem Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. O tym przekonamy siÄ™ zapewne juĹź pod koniec tego roku podczas nastÄ™pnej kontroli UEFA.

tydzień w kraju Ponad połowa dorosłych Polaków (51 proc.) jest przeciwna wprowadzeniu prawnego zakazu bicia dzieci. 41 proc. popiera tego rodzaju regulację – wynika z badania CBOS. Dość powszechnie akceptowane są klapsy, a wiele osób dopuszcza takşe bardziej dolegliwe formy karcenia – czyli „lanie�. Prezes PiS Jarosław Kaczyński uwaşa, şe premier Tusk nie nadaje się do rządzenia. – Moşna dać mu jedną radę. Nie jest jeszcze taki stary, więc niech się zajmie czymś innym – powiedział Kaczyński. Samoobrona zapowiada blokady dróg. Zdaniem lidera Samoobrony Andrzeja Leppera najwaşniejszymi sprawami, którymi rząd powinien się zająć są m.in. obnişka akcyzy na paliwa, „doprowadzenie do równego traktowania rolnictwa w UE bez podziału na starą i nową Unię�, oraz doprowadzenie do równego traktowania emerytów i rencistów w porównaniu z emerytami z innych krajów UE. Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro chce uciec od polskiej polityki. Rozwaşa moşliwość kandydowania do Parlamentu Europejskiego. Na kary od 1,5 do 2 lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat skazał Sąd Okręgowy w Šodzi pięciu byłych pracowników łódzkiego pogotowia oskarşonych o przyjmowanie pieniędzy od zakładów pogrzebowych za informacje o zgonach pacjentów.


10|

4 lipca 2008 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzień w skrócie Sekretarz stanu USA Condolezza Rice pojedzie w przyszłym tygodniu do Pragi, aby podpisać porozumienie o rozmieszczeniu elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej na terytorium Republiki Czeskiej. Cypryjski parlament, pomimo sprzeciwu największej współrządzącej partii, ratyfikował wieczorem traktat lizboński reformujący Unię Europejską. Cypr jest dwudziestym krajem, który zaaprobował traktat. W Zimbabwe trwają represje wobec zwolenników opozycyjnego Ruchu na rzecz Zmian Demokratycznych (MDC). Jego przywódca, Morgan Tsvangirai wycofał się przed drugą, przeprowadzoną w piątek rundą wyborów z powodu krwawych represji reżimu wobec sympatyków MDC. Zwycięzcą wyborów ogłosił się Robert Mugabe. Stany Zjednoczone złożyły formalnie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ projekt uchwały w sprawie sankcji wobec Zimbabwe i dwunastu czołowych osobistości reżimu prezydenta Roberta Mugabego, w tym jego samego.

pakistan

osaczanie Bin ladena

Komandosi czekają na zielone światło Bartosz Rutkowski

Amerykańscy komandosi czekają tylko na zielone światło, które musi przyjść z najwyższego szczebla w Waszyngtonie i wtedy ruszą do operacji, która ma zakończyć się pojmaniem lub zabiciem Osamy bin Ladena. Ta operacja przeprowadzona zostanie na górzystych, pokrytych wiecznym śniegiem terenach Pakistanu, niedaleko z granicą afgańską. – Ten plan zakłada nie tylko unicestwienie bin Ladena, ale także innych liderów al-Kaidy – mówi amerykańskim dziennikarzom jeden z

wysokich oficerów wywiadu. – Tylko w ten sposób można będzie raz na zawsze unicestwić macki tej organizacji. To jednak trudne zadanie, bo taki plan istniał już w latach poprzednich. Dlaczego więc nigdy nie wszedł w życie? Bo Amerykanie nie potrafili do-

Osama bin Laden

Roswell broni swych tajemnic 60 lat temu w Nowym Meksyku rozbił się pozaziemski statek kosmiczny z nieznanymi istotami na pokładzie. Jeśli wierzyć pewnemu sędziwemu operatorowi filmowemu, był on świadkiem jednej z największych zagadek naszych

czasów. To właśnie ten niepozorny mężczyzna, który wolał pozostać anonimowy, sprzedał brytyjskiemu biznesmenowi Rayowi Santilowi i jego przyjacielowi, Volkerowi Spieblergowi z Niemiec za sto tysięcy dolarów jeden z najbar-

dziej fascynujących zapisów filmowych. Na filmie była bowiem zarejestrowana sekcja zwłok jednej z istot, jakie zostały przejęte przez amerykańskie wojsko w okolicach Roswell w stanie Nowy Meksyk w lipcu 1947 roku.

gadać się z władzami pakistańskimi, a między poszczególnymi agencjami Stanów Zjednoczonych dochodziło do ostrej rywalizacji. Tym razem ma się to skończyć i prezydent George W. Bush chce, jak to obiecał Amerykanom zaraz po zamachach z 11 września, załatwić sprawę bin Ladena. – Dopaść Ladena można będzie tylko wtedy, gdy najpierw pojmiemy jego oficerów. Mamy metody na to, by wydobyć z nich miejsce kryjówki ich szefa – mówią pewni siebie pracownicy wywiadu USA. Wielu widzi w tym tajnym rozkazie tylko propagandowe działanie Busha, który kończy niebawem swoją drugą kadencję. W roku 2001 obiecał światu, że bin Laden już nie będzie organizował ataków, podobnie jak al-Kaida. Ale to zadanie okazało się o wiele trudniejsze niż Amerykanie przypuszczali. Obawiają się powtórki chybionego ataku lotniczego na pograniczu Pakistanu i Afganistanu sprzed kilku tygodni. Amerykańskie

bomby zamiast na terrorystów spadły wtedy na pakistańskich żołnierzy. Były śmiertelne ofiary i kolejne napięcie na linii Waszyngton-Islamabad. Pakistańskie władze, jak się mówi nieoficjalnie już wyraziły zgodę na to, by amerykańscy komandosi rozpoczęli łowy na terytorium tego kraju. W roku 2003 władze w Islamabadzie po rajdzie komandosów USA na jedno z plemion wstrzymały takie operacje. Potem tylko jeszcze raz, w roku 2005, Pakistan zezwolił agentom CIA na jakąś tajną operację. Nadal jednak Amerykanie nie otrzymali szerokiego wsparcia ze strony wywiadu wojskowego Pakistanu. To tak naprawdę jedyna siła zdolna pojmać, gdyby tylko chciała, bin Ladena. W Islamabadzie nie mówi się o agentach tej służby inaczej jak talibowie w garniturach. To bowiem bin Ladena i jego ludzi stworzyli pakistański wywiad wojskowy, a kto wie, czy do tej pory też nie trzymają ich na luźnej smyczy.

Dwanaście lat temu Brytyjczyk pokazał ten niesamowity dokument wielu badaczom istot pozaziemskich. Właśnie minęło 60 lat od Roswell, gdzie – jak się przypuszcza – doszło do katastrofy pozaziemskiego statku. Jakim cudem filmowy zapis leżał spokojnie przez pół wieku w tajnych archiwach wojskowych, a potem jakimś cudem wyciekł na światło dzienne? Ten tajemniczy operator, który na polecenie wojskowych kręcił ową sekcję zwłok tłumaczył to Anglikowi w bardzo prosty sposób: wojskowi przeoczyli i tyle. Katastrofy pod Roswell ma udokumentowaną historię i to bez względu na fakt ujawnienia wspomnianego filmu. Najbardziej zasłużeni badacze tej sprawy, jak fizyk Stanton Friedmann, uważał ten materiał za mistyfikację, której celem jest podważenie jego wieloletniego prywatnego dochodzenia w tej sprawie. Wykazało ono niezbicie, że 2 lipca 1947 w rejonie Roswell odnaleziono wrak pozaziemskiego obiektu i ciała istot przypominających ludzi. Dowództwo miejscowej 509 Grupy Bombowej najpierw podało informacje o rozbiciu się w tym rejonie „latającego talerza”, jednak już po kilku godzinach, gdy w Waszyngtonie zorientowano się o co tak naprawdę chodzi, generał Ramey na konferencji przedstawił to jako upadek balonu meteorologicznego. Sprawa przestała istnieć dla opinii publicznej na dobre kilkadziesiąt lat. Dopiero od koniec lat 70. pojawiły się pierwsze efekty badań m.in. Leonarda Springfielda, Wiliama Moora, Charlsa Berlitza i innych. Koronną postacią był ówczesny oficer wywiadu Jesse Marcel, który jako pierwszy wojskowy oglądał miejsce katastrofy. Na kilka lat przed śmiercią oświadczył, że szczątki obiektu, które dotykał nie miały nic wspólnego z balonem meteorologicznym, lecz z czymś

„pozaziemskim”. To, co tam się stało, obłożono najściślejszą tajemnicą. Przeczesując miejsce, w którym w roku 1947 rozbiło się UFO, badacze z Amerykańskich Sił Powietrznych odkryli pochodzącą ze statku „czarną skrzynkę”. Z kolei badacze rządowi przetłumaczyli przy użyciu niezwykle zaawansowanej technologii zapis z tajemniczego dysku. Wedle słów jednego naukowca, który otrzymał egzemplarz ultratajnych oficjalnych transkrypcji pozwalały one na lepszy wgląd w to, co działo się w ostatnich chwilach przed katastrofą. Słowa te potwierdził fizyk z Los Alamos, dr Dan Wheelbaum. – To najważniejszy postęp w badaniach nad Roswell od czasu informacji o odkryciu czaszki „obcego” w ubiegłym roku – mówi Wheelbaum. Niezwykle ciekawe wyjaśnienie całej tej sprawy daje znany niemiecki badacz UFO Michael Hesemann. Wskazuje on na fakt innej katastrofy UFO, która miała się wydarzyć na terenie Stanów Zjednoczonych miesiąc wcześniej. Gruntowne śledztwo, jakie przeprowadził wraz z grupą ufologów przynosi zaskakujące rezultaty. Udało się ustalić prawdziwe nazwisko operatora, który nakręcił ten film. Okazało się, że R. Santill zastąpił je nazwiskiem nieżyjącego już operatora wojskowego. Ten prawdziwy operator powiedział, że filmował sekcje zwłok dwóch istot w dniu 1 i 3 lipca 1947 roku. Sama zaś katastrofa pozaziemskiego pojazdu, z której pochodziły filmowane przez niego zwłoki miała mieć miejsce 31 maja 1947 roku pomiędzy Socorro a Magdaleną w stanie Nowy Meksyk. Według wiarygodnych informacji katastrofa pod Roswell nastąpiła 2 lub 3 lipca 1947 również w stanie Nowy Meksyk. Chodzi więc tu o dwa zupełnie odrębne wydarzenia.

Bartosz Rutkowski


|11

nowy czas | 4 lipca 2008

wielka brytania świat londyn

medycynA

Ulgi parkingowe duchownych

Nie zachoruje na raka piersi

Niebawem zostanie wydane nowe bezpłatne zezwolenie na parkowanie dla duchownych różnych wyznań, którzy świadczą posługi duszpasterskie. Jest to projekt pilotażowy początkowo wprowadzany w londyńskiej dzielnicy Barnet. Duchowni będą mogli parkować swoje samochody na parkingach zarezerwowanych dla rezydentów. Rzecznik prasowy lokalnych władz powiedział, że w ten sposób ułatwiony będzie kontakt z niepełnosprawnymi mieszkańcami, do których duszpasterz musi dojechać. (mn)

To przełom, to prawdziwa rewolucja, niech nikt nie tłumaczy nam, że zastępujemy Stwórcę, my daliśmy temu dziecku szansę życia bez raka piersi.

Mieszkańcy, którzy nie płacą swoich lokalnych podatków będą mieć zamrożone konta bankowe. W ten sposób lokalne władze zamierzają ściągać należne pieniądze. Niepłacenie jest popularnym protestem emerytów, którzy zamiast opłaty, wybierają więzienie. (mn)

Adam Szlongiewicz

Tak mówią z dumą brytyjscy naukowcy, którzy sprawili, że dziewczynka, która za kilka miesięcy przyjdzie na świat na pewno nie zapadnie na tę śmiertelną chorobę. A wszystko dlatego, że z zarodków, które wszczepiono w macicę kobiety nie ma już genów, które mogłyby wywołać raka piersi. Po prostu je usunięto. Zdecydowano się na ten unikalny eksperyment na wyraźną prośbę kobiety, która była genetycznie skażona takim schorzeniem. Podobne problemy miały też kobiety ze strony jej męża, jego siostry, matka i dalsze krewne.

Aby więc nie ryzykować, kobieta poprosiła lekarzy, by w momencie jej sztucznego zapłodnienia dokonać wyboru zarodków, tak aby nie było w nich tych odpowiedzialnych za powstanie raka piersi. 27-letnia kobieta, mieszkanka Londynu, która nie chciała ujawnienia swojego nazwiska wie, że jej maleństwu nic już w przyszłości nie grozi. Tylko w Wielkiej Brytanii każdego roku zapada na raka piersi ponad 35 tysięcy kobiet, a odpowiedzialne za to są geny określone jako BRCA-1 i BRCA-2 Każda dziewczynka, która przyjdzie na świat z takim właśnie genem ma od 50 do 85 procent ryzyka, że niestety wystąpi u niej rak piersi. Jeśli więc tylko dokona się w nich odpowiedniej manipulacji, jest niemal stuprocentowa szansa, że przyszła kobieta nie musi się obawiać tej strasznej choroby. – Przez trzy pokolenia kobiety w rodzinie mojego męża miały właśnie ten rodzaj schorzenia, nie mogłam pozwolić na to, by z takim ryzykiem też żyła moja córka. Dlatego właśnie

zdecydowałam się na ten eksperyment – mówi szczęśliwa przyszła mama. – Być może właśnie poprzez ten medyczny zabieg na niej wreszcie zakończy się linia kobiet, które zmarły przedwcześnie na raka piersi. – Moim zdaniem takie działania lekarzy oznaczają unicestwienie linii osób zagrożonych genetycznie konkretnymi chorobami – twierdzi Paul Serhal, jeden z szefów University College London, a jednocześnie specjalista opiekujący się wspomnianą parą. – Możliwe będzie w ten sposób nie tylko pozbywanie się raka piersi, ale także raka prostaty i innych tego typu śmiertelnych schorzeń, stąd właśnie doniosłość naszego eksperymentu – twierdzą londyńscy specjaliści. Odezwali się także krytycy tej metody, którzy podnoszą, że jednocześnie niszczy się także zdrowe zarodki. – Poczekajmy aż sprawa zostanie doprowadzona do szczęśliwego końca. Jeśli kobieta urodzi dziecko wolne od genów wywołujących raka piersi, wtedy głosy krytyków staną się niczym ledwo słyszalny szept – dodaje Paul Serhal.

tydzień w skrócie Lider opozycyjnego Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego (OGF) Garry Kasparow zaapelował do Zachodu, aby nie miał złudzeń co do nowego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, gdyż realna władza pozostała w rękach jego poprzednika Władimira Putina. Dwie osoby zostały ranne, w tym dwie ciężko, w czołowym zderzeniu pociągu pasażerskiego z towarowym, do której doszło z niewiadomych przyczyn w pobliżu miasta Huy w belgijskiej prowincji Liege. Republikański kandydat na prezydenta USA, senator John McCain postawił na czele swego sztabu wyborczego nowego stratega, ściśle związanego z ekipą prezydenta George'a W. Busha. To kolejna zmiana personalna w jego kampanii, która zdaniem obserwatorów nie przebiega dobrze. Połowa powstającej w Rosji „klasy średniej” nie wierzy w stabilność w kraju, obawia się kryzysu i chciałaby emigrować – wynika z sondażu przeprowadzonego przez niezależne Centrum Analityczne Jurija Lewady.

DZWOŃ DZW WOŃ DO D DOMU z kkażdej ażdej d komórki komórki w TT-Mobile -Mobile Dzwoń do przyjaciół aciół i rodziny rodziny w Polsce Polsce za tylko tylko 3p/min, prosto prost o o z kkażdej ażdej komór komórki ki w ożesz dzwonić dzwonić do domu omu za mniej niż gdyb yś dz wonił na ttelefony elefony w UK K T-Mobile. Teraz możesz gdybyś dzwonił UK!

WYBIERZ WY BIERZ NUMER DOSTĘPU STĘPU

WYBIERZ WY BIERZ TWÓJ TWÓJ POLSKI LSKI NUMER

z ttelefonu eleffonu T-Mobile T-Mobile (i nac naciśnij ciśnij 'zadz 'zadzwoń') woń')

na kt który óry chc chcesz esz zzadzwonić adzwonić

3p p 07755 22 48 03 0 10p 10 p 07755 20 48 03 0

POLSKIE TELEFONY TELEFONY ST STACJONARNE TACJONARNE J

Wyb Wybierz bierz międzynarodowy międzynarodowy num numer mer na kt który óry chcesz zadzwonić Polsce chc esz zadz wonić w P olsce rrozpoczynając ozp poczynając od 0048 i kończąc kkrzyżykiem rzyżykie em (#)

POLSKIE KO KOMÓRKI OMÓRKI

BEZ OPŁATY Z ZA A POŁ POŁĄCZENIE ĄCZENIE E

BEZ MINIM MINIMALNEJ A ALNE J OPŁ OPŁATY ATY Z ZA A POŁĄCZENIE POŁ P ĄCZENIE

SPRAWDŹ, SPR RAWDŹ, JAK POR PORÓWNUJEMY ÓWNU UJEMY STACJONARNE ST TACJONARNE K KOMÓRKI OM MÓRKI

Vodafone V odafone

5p

1 15p

O2

7p

30p 3

12p

20p 2

3p

10p 1

Orange O ran nge

Wszystkie W szystkie ceny ceny podane p są za minut minutę ę połaczenia połaczenia

Podatki

UnikAlny ekperyment brytyjSkich lekArzy

Działa z każdego telefonu T-Mobile

WWW.POLSKATEL.COM WWW WW.POLSKA LSKA ATEL.COM L.COM Ws z y s t k i e p Wszystkie podane o d a n e cceny e ny ssąą aaktualne k tualne p przy r z y rrozmowach oz m ow a ch w wychodzących yc h o d z ą c yc h z UK U K z ssieci i e c i TT-Mobile, - M o b i l e , dostępne d o s tę p n e rrównież ó w n i e ż w iinnych n ny c h wybranych w y b r a nyc h sieciach. sie ciach. W Warunki arunk i d dostępne o s tę p n e w internecie. i nt e r n e c i e . © Co Core r e Communications. Co m m u n i c a t i o n s . P Polskatel, o l s k a te l , aagent gent Y Yourcall ourc all


12|

4 lipca 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Powtórki z przeszłości Krystyna Cywińska

Wszystko już było. I wszystko mamy jeszcze przed sobą. A w tym polityczny dom publiczny. Zmieniają się w nim tylko różni polityczni bywalcy.

– Okropnie to gorszące, te ataki na Wałęsę. I co sobie o nas pomyśli Zachód? – jęknęła pewna emigracyjna patriotka. Mniejsza o to, co o nas pomyśli Zachód. Pewnie w ogóle o nas nie myśli. Myślenie zresztą to przeżytek. Modna jest teraz niefrasobliwa bezmyślność. A bohaterami naszych czasów są przeważnie bezmózgowcy z wątpliwą przeszłością. Świadczą o tym programy telewizyjne i pierwsze strony popularnych pism. Cieszmy się zatem, że mamy za bohatera Lecha Wałęsę, niezależnie od tego, co kto o jego intelekcie czy przeszłości sądzi. W konkurencji z bohaterami naszych czasów, Wałęsa by zwyciężył głową. Niemiecki kronikarz Dytnar z czasów Bolesława Chrobrego już notował, że Polanie to dziwaczne plemię. Dopóty kołami i cepami nie zatłuką swoich wodzów, do zgody dojść nie mogą. Tłuczenie kołami politycznymi Wałęsy od dawna się toczy. Od dawna przecież mówi się i pisze o nim „Agent Bolek”. Nomen omen? Imię Bolesław oznacza „mający okryć się większą sławą”. Bolek znaczyło kiedyś większe. Tak twierdzi Władysław Kopaliński, wybitny leksykograf. Wszystko to już było. O gorszących scenach wokół Lecha Wałęsy pisał już w tygodniku „Polityka” z datą 13.03.1993 r. publicysta tygodnika K.T.T. czyli Krzysztof Teodor Toeplitz. Napisał wtedy, że nagonka na

prezydenta Wałęsę nie mieści się w granicach dobrych obyczajów, nie tylko politycznych. Ktoś zaraz powie, jak znam życie, że były komuch KTT miał swój interes pisząc to. Może sam się obawiał lustracji? Może. Wtedy Wałęsa kołatał o pomoc do Sądu Najwyższego, do Marszałka Sejmu, do ministrów. I zatrzaskiwano przed nim drzwi. Wałęsa pomstował, groził, chciał nawet za siekierę chwycić. A w pokojach Belwederu słychać było nocami gorzki śmiech marszałka Piłsudskiego. Na niego też wylewano kubły pomyj. Niczego mu nie oszczędzono. Ani zarzutów, ani pomówień, ani oskarżeń. Rozpustnik – pisano, bo żył jakiś czas z drugą żoną bez ślubu. Bezbożnik – pisano, bo przeszedł na protestantyzm, żeby się po raz pierwszy ożenić z rozwódką. No i agent austriacki. Piłsudski też przeszedł przez lustrację. Też to nic nowego. Był inwigilowany w Sulejówku w roku 1923 z powodu rzekomej agentury. Oczyszczono go z zarzutów. Piłsudski przeżył też obrzucanie błotem jego legionistów. I zajadłe spory wśród nich na jego temat. Tak jak przeżywa je Wałęsa z powodu sporów o niego wśród ludzi „Solidarności”. Marszałek też znajdował w archiwach fałszywe na jego temat wyznania i donosy. I wpadał w szewską pasję, jak Wałęsa. Wymyślał swoim oskarżycielom, jak Wałęsa, od padal-

ców i podelców. Posłów nazywał „poslenis fajndantis”! Belweder już od czasów księcia Konstantego nie był Wersalem. Padały w nim słowa, nie tylko za Wałęsy, zwykle pisane kredą na parkanie. O Wałęsę krew się nie polała i nie poleje, jak za Marszałka w roku 1926. W tzw. rozruchach majowych. Ale w czasie nasilenia poprzedniej nagonki na Wałęsę, w roku 1993, ówczesna Unia Pracy proponowała uchwalenie w Sejmie ustawy o szacunku dla rządu i prezydenta. Podobnej do ustawy o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego, uchwalonej w roku 1938, czyli w kilka lat po jego śmierci. Ustawę nazywano „lex Cywiński”. Dlatego, że uczony wileński, prof. Stanisław Cywiński ośmielił się sugerować w jednym z artykułów, że Marszałek to kabotyn. Za co oficerowie połamali mu żebra i wybili mu okno w jego mieszkaniu. Po czym skazano go na karę wiezienia. Dobiło go w czasie wojny sowieckie NKWD. Wałęsę nie raz nazywano kabotynem, ale ustawy nie uchwalono, a śmiałkom nikt żeber nie połamał. Czyli mamy postęp w demokracji. Szacunek dla prezydenta jest w demokracjach trudno osiągalny. Można prezydentów przez magiel przepuszczać ile wlezie. A bohaterów narodowych albo się odbrązawia, albo obala z cokołów, albo na nie wnosi po ich odgrzebaniu. Wszystko już mamy za

sobą. I wszystko przed sobą. Człowieka wystawionego na widok naszego politycznego domu publicznego może to nastawiać refleksyjnie do teraźniejszości. Bywało gorzej. Polska to przetrwała. A Polakom coraz się lepiej wiedzie mimo wszystko. Wkrótce odbędzie się wielki jubel z powodu rocznicy Nobla dla Wałęsy. Zjadą się do Gdańska bohaterowie naszych czasów. Bojownicy z gitarami i decybelami bębnów i perkusji na rzecz sprawiedliwości, równości, wolności na świecie itp. W konkurencji z naszym bohaterem Lechem to małe piwa. A że Wałęsa się pieni? Jak zraniony lew się broni, nic dziwnego. Jest tylko odbiciem w przekroju naszej wspólnej złożonej przeszłości. Z jej indywidualnymi upadkami i wzlotami. Załamaniem i tryumfem. A poza tym Wałęsa ma poczucie humoru, jakiego nie ma większość naszych zadufanych w sobie polityków-ponuraków. Przejdzie do historii razem ze swoimi powiedzeniami. – Zaprosił pan Kaczyńskich na przyjęcie imieninowe? – zapytał Wałęsę prowokacyjnie pewien dziennikarz. – Zaprosiłem, zaprosiłem – huknął na to Wałęsa. – Zaznaczyłem też, że na przyjęciu drobiu nie podamy! A że w kraju pierze się sypie? Od dziobania. W porównaniu z dziobaniem w przeszłości, puch to marny! Bezzębne powtórki z przeszłości.

Dyktatura Pinpuka Przemysław Wilczyński

Pinpuk jest wszędzie: w telefonach, bankomatach, bankach, komputerach. Pinpuk to śmiertelne zagrożenie, zmora ludzkości. Jeśli za mojego życia nastąpi koniec świata, Pinpuk będzie jego sprawcą.

Nie muszę dodawać: szczerze Pinpuka nienawidzę. Nie istnieje felieton obiektywny, ale ten będzie więcej niż stronniczy: będzie osobistym porachunkiem ze śmiertelnym wrogiem. Pinpuk to nazwa umowna: połączenie pinu i puku, czyli dwóch numerów, które należy pamiętać, mając telefon komórkowy. Nazwa umowna, bo przecież władza jego rozciąga się poza telefonię: Pinpuk rządzi ludźmi wszędzie tam, gdzie trzeba przypomnieć sobie jakieś hasło (a ponieważ miejsca takie są wszędzie – Pinpuk rządzi całym światem). Pinpuk potrafi sparaliżować ruchy. Potrafi doprowadzić – pod pretekstem dbania o nasze, psia jego mać, bezpieczeństwo – do nerwowego rozstroju. Potrafi sprokurować ciąg zdarzeń, po którym człowiek staje się innym człowiekiem. Kupuję telefon. Wraz z nim dostaję kartkę z Pinem i Pukiem. Gubię ją – jak wszystko – wkrótce. Dlaczego gubię? Być może podświadomie uwalniam się od władzy Pinpuka. O zagubieniu kartki szybko dowiaduje się zaplątana w spisek z Pinpukiem nowa bateria mojego telefonu. Gaśnie, emitując na koniec z pozoru radosny (a w

istocie obelżywy) krótki dzwięk – takie gasnące „tralalalalala” mi odśpiewuje. Na razie nie ma tragedii – wmawiam sobie – pamiętam w końcu czterocyfrowy Pin. Wprowadzam go. Przepraszam najmocniej: wprowadzam coś, co w moim mniemaniu jest moim czterocyfrowym pinem, a w rzeczywistości okazuje się być sekwencją losowo dobranych cyfr pozostających w luźnym związku z czymś, co kiedyś było moim pinem. W odpowiedzi słyszę jeszcze krótsze i jeszcze radośniejsze w swej obelżywości „tralala”, wraz z napisem „błędny kod”. Wprowadzam pin po raz drugi. Tralala. Trzeci. Tralala. Na ekraniku pojawia się pogróżka: pin zablokowany, wprowadź puk. Zaczyna się tragedia, bo o ile pin da się zapamiętać, o tyle puk zapamiętać może tylko bohater filmu „Rain Man”. Dzwonię – przy pomocy drugiego telefonu – do „biura obsługi klienta”. Chcę ustalić puk. Obsługująca pani jest uprzejma (pod koniec rozmowy powie „miłego dnia”, co zabrzmi tak samo obelżywie jak zwiastujące konanie telefonu „tralalala”).

– Dzień dobry pani, utraciłem pin mój wraz z pukiem – przedstawiam problem. – Dzień dobry panu, na kogo zarejestrowany jest telefon? – pyta pani, a ja przyjmuję jej słowa z ulgą: to ostatnie pytanie, na które odpowiem poprawnie. Moja pewność siebie nie zbija pani z tropu: wie, że do znokautowania mnie nie potrzeba potężnego lewego sierpowego – wystarczy lekkie pacnięcie „z otwartej”. – Proszę o podanie hasła abonenckiego – mówi. Teraz nie mam wątpliwości: pani z biura obsługi pozostaje w spisku z pinem, pukiem oraz z hasłem abonenckim. Nie mam złudzeń: siedzą teraz razem – znaczy się pani, puk, pin i hasło – na kawie i, przypatrując mi się dzięki uruchamianej za pomocą specjalnego hasła ukrytej kamerze, zrywają boki. Nie rezygnuję – dokonuję jeszcze żałosnej próby uratowania twarzy: wymyślam słowa, które mogą być moim hasłem abonenckim. – Przemekpinek? Przemekpukpuk? – kombinuję. Trzeciej próby nie podejmuję – nie na żarty zaczynam obawiać się,

że idący za ciosem Pinpuk zablokuje mi lada chwila dostęp do, na przykład, lodówki, albo odłączy wyłączy prąd. – Miłego dnia życzę – życzy na koniec pani. Czy to jedyna taka sytuacja? A liczne inne, w których zapominałem pinu przy bankomacie, albo hasła do konta internetowego? A sytuacje, w których pamiętałem hasło, ale zapomniałem przeklętego numeru klienta? A jeszcze inne, w których pamiętałem i hasło i numer, ale transakcję szlag trafiał, bo nie znałem kodu jednorazowego? A sytuacja, w której, wpisawszy błędnie hasło, blokowałem dostęp do konta, po czym dzwoniłem do bankowego biura obsługi, by usłyszeć, że wszystko da się naprawić, o ile podam przeklęte bankowe hasło telefoniczne? O nie, moi drodzy. Albo powiemy „dość!”, albo Pinpuk doprowadzi nas na skraj wyczerpania. Albo wyślemy go na księżyc, albo on kolejnym „tralalala” doprowadzi nas do obłędu. Albo coś zrobimy, albo Pinpuk – pod pozorem dbania o nasze bezpieczeństwo – wyśle nas tam, gdzie żadne piny, puki ani kody dostępu nie będą miały znaczenia.


|13

nowy czas | 4 lipca 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności i drukarzy Niezależnej Oficyny Wydawniczej „Nowa”. Byłem w gronie odznaczonych. Następnego dnia z pierwszej strony „Gazety Wyborczej” dowiedziałem się, że prezydent odznaczył mnie i obraził. Mnie, moje koleżanki, kolegów i najbardziej zakonspirowanych działaczy opozycji – bezimiennych drukarzy. „Gazeta Wyborcza” pryncypialnie wystąpiła w naszym imieniu. Wystąpienie nie było gołosłowne. Jeden z filarów „Wyborczej”, zasłużony działacz opozycji przedsierpniowej, Seweryn Blumsztajn zwrócił prezydentowi swoje odznaczenie, które otrzymał wcześniej. W obecnym klimacie politycznym innego rozwiązania nie ma – jeśli już ktoś odznaczenie przyjął, powinien je w geście protestu oddać, co „Gazeta” odpowiednio nagłośni. Czynem o wiele szlachetniejszym jest oczywiście odpowiednio upubliczniona odmowa przyjęcia orderu. W wojnie na ordery nie ma kompromisów, a główny wróg polskiej demokracji i „Gazety Wyborczej” jest aż nadto widoczny. W wojnie na ordery nie ma też znaczenia, że odznaczeni zostali ludzie, bez których działalność opozycji demokratycznej w latach 70. byłaby niemożliwa. Przełamania cenzury dokonali drukarze, niezależne wykłady i sprawnie działające biblioteki książek wydawanych poza cenzurą możliwe były dzięki środowiskom powstającym wokół Studenckiego Komitetu Solidarności. SKS wspomagał działania KOR-u i Wolnych Związków Zawodowych. Działacze SKS-u wzięli udział w strajkach sierpniowych, które doprowadziły do powstania „Solidarności”. Byliśmy dumni, że „solidarność” w nazwie naszego komitetu znalazła takie przełożenie. Nikt do tej pory wyraźnie tego nie

powiedział. W tłumie indywidualne zasługi wyglądają mniej imponująco. Taką selektywną wersję historii uprawiali na swoich łamach redaktorzy „Gazety Wyborczej”. Wojnę na ordery poprzedzała trwająca prawie dwie dekady wojna na życiorysy. To „Gazeta” miała decydować o zasługach, winie i karze – kogo nagrodzić, a kogo potępić. Przełamanie tego monopolu budzi zrozumiałą reakcję. Prezydent nie musiał nikogo wymieniać. Wystarczyło, że powiedział: – Czasy, kiedy byliście niedoceniani skończyły się na zawsze. Kiedy mam zaszczyt odznaczać tych, którzy w trudnych latach walczyli o nasz kraj, walczyli o demokrację, w końcu walczyli o niepodległość, muszę sobie zadać pytanie, dlaczego nie uczynili tego moi poprzednicy? Dalej prezydent mówił o uczciwości, odwadze i sojuszach, jakie powstawały w czasach transformacji. Nie czułem się obrażony i na gali wręczenia orderów nie spotkałem takiej osoby. Mam za to prawo być obrażony sugestią „Gazety Wyborczej”, że byłem odznaczony i obrażony jednocześnie. Mam też prawo być obrażony decyzją tejże redakcji o kontynuowaniu współpracy z naszym byłym kolegą Lesławem Maleszką, już po tym, jak cynicznie opisał swoją agenturalną działalność. Obrażające są również obecne wyjaśnienia redaktorów „Gazety”, że oni też byli przez Maleszkę oszukani. „Ze względów humanitarnych” obrażać się jednak nie będę.

absurd tygodnia Za miesiąc w Hampshire miejscowe władze wprowadzą motywacyjny projekt walki z nałogowymi palaczami. Będą karać i nagradzać za rzucanie niedopałków na ulicę. Przyłapany na gorącym uczynku delikwent zapłaci 75 funtów, ale dostanie jednocześnie szansę na poprawę. Do mandatu pomysłowi, z wychowawczym instynktem, urzędnicy mają dołączyć najbliższy adres poradni antynikotynowej. Skorzystanie z jej usług da możliwość odzyskania w całości zapłaconego mandatu. Leczenie musi być jednak skuteczne. Niemniej władze nie spodziewają się radykalnego nawrócenia z nałogowej drogi. Wystarczy, że nałogowiec dzięki pomocy poradni rzuci palenie na 28 dni. Nie wiadomo tylko czy usługa jest bezpłatna, a jeśli nie, ile kosztuje przyspieszone leczenie? Jeśli jest płatne, z pewnością wielokrotnie przekroczy wysokość mandatu. Jak widać palacze stają się największym problemem społecznym. Jak przestaną rzucać niedopałki to nawet ulic nie trzeba będzie zamiatać.

Wacław Lewandowski

Histerycy Resentyment w klasycznej postaci zachodzi wtedy, gdy komuś, kto jest nam jakoś bliski, jakoś do nas podobny (na tyle przynajmniej, byśmy mogli z nim się porównywać), odruchowo życzymy jak najgorzej i staramy się go pomniejszyć wszelkimi dostępnymi naszej wyobraźni środkami. Przyczyna jest zawsze taka sama – ten ktoś budzi w nas poczucie niższości, kompleks, bowiem skrycie podziwiamy go, wiemy, że jest od nas lepszy. Nazajutrz po meczu finałowym mistrzostw Europy przykro było słuchać radia czy czytać gazety. Wszystkie wypowiedzi, jak na komendę ułożone, zaczynały się tą samą frazą: „Cieszę się, że Niemcy zostali pokonani; kibicowałem Hiszpanii”. Rzecz jasna, wypowiadający się dodawali również, że nic przeciw Niemcom nie mają, aby złożyć politycznej poprawności należny ukłon. Ale w tonie był zachwyt ogromny, satysfakcja wzmocniona siłą resentymentu: „Wreszcie ktoś utarł Niemcom nosa”! Przerażająca była ta jednostajność – w polskich mediach nie znalazł się nikt, kto powiedziałby: „A ja kibicowałem Niemcom, szkoda że nie wygrali”... I właśnie ta jednomyślność wzbudzała podejrzenie, że mamy do czynienia z nienormalnym zjawiskiem i kazała myśleć o resentymencie...

Patrzyłem na telewizyjne migawki z ulic Wiednia, Madrytu, Berlina. I znów jednostajność komentarzy. Ten zachwyt nad Hiszpanami, jak to oni przeżywają sukces, jak potrafią się cieszyć, świętować. Słuchałem tego i patrzyłem na gromadę mężczyzn na placu madryckim, którzy wrzeszczeli, płakali, ręce wznosili ku niebu, biegali w dziwnych drgawkach zanosząc się od szlochu, a komentator mówił, że to wzór radości i umiejętności bycia kibicem. A ja miałem wrażenie, że gdyby każdemu z tych tańczących dać w ręce kałasznikowa, niczym by się ten obrazek nie różnił od dobrze nam znanych scen ze Strefy Gazy. Ta histeria spowodowana sportowym sukcesem drużyny wydała mi się reakcją nadmierną, kulturowo odległą. Nie byłem w stanie wczuć się w emocje tych ludzi, byli dla mnie obywatelami innego świata. Inaczej było przy migawkach z Berlina. Ot, stoi kibic-ojciec i głaszcze po główce zapłakanego synka. – Mały się rozpłakał – mówi reporterowi z uśmiechem, a uśmiech ten wyraża i ojcowską miłość, i politowanie. Ojciec wie, że musi teraz wytłumaczyć synkowi, że to tylko sport, zabawa, że mężczyzna nie może na to reagować nadmiernie, że musi panować nad sobą i znać wagę

spraw świata tego, pośród których to spraw sport jest zabawką, ciekawostką, interesującą, ale niepoważną. Czy muszę mówić, że bliżej mi było do tego Niemca niż do wiwatujących Hiszpanów? To w jego zachowaniu widziałem refleks tradycji kulturowej, z którą się utożsamiam. Czy tylko ja? Czy ci wszyscy dziennikarze mówiący jednym głosem naprawdę nie mieli odczuć podobnych moim? Mało prawdopodobne, więc skąd ten chór zachwytów nad „hiszpańską radością”? Podejrzewam, że odpowiedź jest jeszcze smutniejsza, niż wytłumaczenie za pomocą antyniemieckiego resentymentu. Bo nie jest tak, że owym resentymentem dotknięci są wszyscy polscy dziennikarze, nawet na pewno mogę powiedzieć, że większość nie jest. Po prostu – polskie media, wszystkie redakcje założyły, że ich odbiorca, tzw. Polak przeciętny, nosi w sobie ów resentyment i trzeba założyć, że będzie się radował z przegranej Niemców, a gazeta czy stacja telewizyjna musi mu w tej radości towarzyszyć, by ów „statystyczny odbiorca” uznał ją za swojską i swoją. Nie będę wyłuszczał wniosków, jakie stąd płyną, każdy sobie dopowie i – mam nadzieję – zgodzi się ze mną, że nie są to wnioski wesołe.


14|

4 lipca 2008 | nowy czas

czas przeszły

Czwartego lipca o świcie we Lwowie Pamiętam, że było pochmurne letnie popołudnie. Graliśmy w piłkę na ulicy, co chwilę zaglądając przez gęste liście leszczyn w okna domu. Błyskały tam ostre światła i kręcili się obcy ludzie. – Przyjechała telewizja – mówiła mama. Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku TVP nakręciła film dokumentalny o zbrodni na profesorach lwowskich, dokonanej przez Niemców 4 lipca 1941 na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie. Nasz Dziadek był jednym z jej świadków.

Aleksandra Solarewicz Do maja 1944 roku Dziadkowie mieszkali w blokach ubezpieczalni społecznej przy ul. Małachowskiego. Oboje pracowali w Instytucie Tyfusu Plamistego. Dziadek był asystentem profesora Rudolfa Weigla. Babcia, przedwojenna dziennikarka, była zatrudniona w laboratorium. Okupanci bali się tyfusu i liczyli z prof. Weiglem. Zatrudnienie u niego chroniło i przed wywózką na Syberię, i przed niemieckim więzieniem. Profesor ukrywał u siebie w ten sposób grupę polskiej inteligencji, w tym także narodowości żydowskiej. A jego podopieczni mogli z kolei pomagać innym ludziom. Ratowali przyjaciół, i jeszcze tych, których nazwisk nigdy nie poznali. Także Dziadek razem ze swoimi kolegami z Instytutu nosił szczepionki do lwowskiego getta. Opowiadając o tym, zawsze wspominał o Opatrzności. – Wiesz, to nie ja, to Ktoś działał przeze mnie – te słowa niezmiennie słyszałam od niego wtedy, gdy chodziło o sprawę życia i śmierci.

„ObuDziły mNie strzały” Wcześniej niż o zbrodni na Wzgórzach usłyszałam o Katyniu. To nie był paradoks, ponieważ Dziadkowie, porównując obie okupacje, sowiecką i niemiecką, mówili, że sowiecka była gorsza. Może dlatego, że była pierwsza, może dlatego,

że po prostu dłużej trwała, i to ona ostatecznie zabrała im „ich” Lwów. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych Dziadek pojechał do Lwowa i opowiedział o tym, co widział. Potem w domu, siedząc przy poobiedniej herbacie, często wracał do wydarzeń owego lipcowego świtu. Ciągle widział tę scenę jak w kadrze aparatu. Nie mógł się od niej uwolnić aż do śmierci w 2005 roku. Okna lwowskiego mieszkania wychodziły dokładnie na Wzgórza. Czwartego lipca nad ranem Dziadka obudziły strzały. Nie dowiem się już od niego, jak czuje się człowiek, który śpi, nasłuchując kroków na schodach. I od Babci nie dowiem się także, jak to jest nie mieć pewności, czy mąż wróci po pracy do domu. Wiem, że wtedy, nad ranem Dziadek wstał i podszedł do okna. I zobaczył.

WieLki zNak krzyża Z odległości około 100-200 metrów trudno mu było rozpoznać, kto stoi nad dołem. Zrozumiał tylko, że to grupa 25-30 (jak ocenił) cywilów pilnowana przez żołnierzy w mundurach polowych. Jedna osoba leżała na noszach. Stojący żegnali się znakiem krzyża. Padła kolejna salwa. I następna... – Co się dzieje? Co to za strzały? – zapytała Babcia, która dotąd leżała cicho, udając, że śpi. Dziadek odwrócił się do niej, blady. – Śpij, śpij, to hitlerowcy przestrzeliwują broń – odpowie-

dział zmienionym głosem. Nie miała wątpliwości, że jak określiła po latach, było to „pobożne kłamstwo”. A kiedy oni rozmawiali szeptem w swojej sypialni, na Wzgórzach niemiecki oficer dobijał ludzi strzałem z pistoletu. Rano trzeba było pójść do pracy. Tą samą, co zawsze, drogą. Z taką samą, co zawsze, niepewnością, czy się dojdzie, i czy się wróci. – Codziennie – wspominała Babcia – przechodziłam koło więzienia i słyszałam krzyki torturowanych Polaków. Jednak oni oboje chodzili bezpiecznie. Czwartego lipca tuż po przyjściu do Instytutu Dziadek natknął się na swojego pryncypała. – Co się stało?! – przestraszył się Rudolf Weigl. – Czy pan spał tej nocy? – wykrzyknął, widząc twarz młodego pracownika ściętą smutkiem, przerażeniem i wszystkimi przeżyciami koszmarnej nocy. Kiedy usłyszał relację, poprosił cicho: – Niech pan już nic więcej nie mówi. Ja nie mogę tego słuchać.

móWił, że WiDział PiekłO Funkcjonariusze hitlerowscy (prawdopodobnie z oddziału Nachtigall) zamor-

Dopiero w latach dziewięćdziesiątych Dziadek pojechał do Lwowa i opowiedział o tym, co widział. Potem w domu, siedząc przy poobiedniej herbacie, często wracał do wydarzeń owego lipcowego świtu. Ciągle widział tę scenę jak w kadrze aparatu. Nie mógł się od niej uwolnić aż do śmierci w 2005 roku. dowali we Lwowie kilkudziesięciu wybitnych naukowców polskich i członków ich rodzin. Prawdopodobnie około czterdziestu osób. Byli wśród nich między innymi: prof. Antoni Cieszyński,

Tadeusz Boy-Żeleński, prof. Jan Grek, prof. dr Roman Longchamps de Berier, prof. Tadeusz Ostrowski, prof. Adam Sołowij i dr Stanisław Ruff. Dziadek, który zaczął studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza od medycyny, a ostatecznie ukończył biologię, musiał zetknąć się z niektórymi z nich osobiście. O pozostałych zapewne słyszał. Niedawno znalazłam sprawozdanie (z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku?) z wystąpienia Dziadka, dotyczącego zbrodni. Podsumował je tak: – Tam, na Wzgórzach Wuleckich, były diabły i wiem teraz, jak wygląda piekło... Uderzyło mnie to określenie, bo Dziadek rzadko używał tak drastycznych porównań. Nam, wnukom, za każdym razem powtarzał: – Wiecie, to było tak straszne, jak sobie tylko można wyobrazić. Babcia nie dodawała już wtedy nic od siebie. Siedzieliśmy, milcząc. A ja myślałam o tej scenie z filmu TVP „Czwartego lipca o świcie, we Lwowie”, kiedy idą przez bursę Abramowiczów aż do Wzgórz szlakiem pomordowanych. A Dziadek, jak sześćdziesiąt lat temu, znów patrzy przez to samo okno.

Dzwonili do niej represjonowani, ich koledzy i rodziny iała na imię Anna, lecz by nie kojarzono jej z Anną Kowalską, wieloletnią przyjaciółką Marii Dąbrowskiej, zaczęła nazywać się Anką i tak została zapamiętana. Była poetką, dziennikarką i wieloletnią działaczką Komitetu Obrony Robotników. Po kilku miesiącach choroby zmarła w swojej kawalerce w Warszawie. Miała 76 lat. Kilka osób kojarzy ją z „Pestką”, jedyną powieścią, jaką napisała w wczesnych latach 60., którą trzynaście lat temu na ekran przeniosła Krystyna Janda. Wtedy przez chwilę pamiętano o niej trochę bardziej, bo melodrama-

M

tyczna „Pestka” stała się dość głośna, nazywano ją nawet „jedną z najbardziej przejmujących historii miłosnych w naszej literaturze powojennej”. Potem znowu przypomniano nam postać Anki Kowalskiej w 2006 roku, kiedy obchodzono 30-lecie powstania KOR. Urodziła się w Sosnowcu. Podczas studiów polonistycznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim zadebiutowała jako poetka w dzienniku „Słowo Powszechne”. Po studiach, które skończyła w 1955 roku, zamieszkała w Warszawie. Pracowała w wydawnictwie PAX, jako korektorka, potem redaktor. Przez osiem lat była członkinią Stowarzyszenia PAX, z którego wystąpiła w 1968 roku, nie zgadzając

się ze stanowiskiem Stowarzyszenia wobec wydarzeń marcowych. W latach 60. publikowała swoje wiersze, opowiadania i recenzje we „Współczesności” i

miesięczniku „Życie i Myśl”. W tym czasie ukazały się tomiki jej poezji: „Credo najmniejsze”, „Spojrzenie”, „Psalm z doliny”. W 1977 roku przystąpiła do Komitetu Obrony Robotników, stając się jedną z osób najbardziej zaangażowanych w działalność KOR. Przede wszystkim zajmowała się redagowaniem „Komunikatu”, czyli biuletynu o represjach. Była drugą osobą po Jacku Kuroniu, do której dzwonili zagraniczni dziennikarze poszukujący informacji o prześladowanych opozycjonistach. Anka Kowalska wiedziała kogo, gdzie i za co zatrzymano, pobito, wyrzucono z pracy, dzwonili do niej represjonowani, ich koledzy i rodziny. Napisała również

setki oświadczeń KOR-u, między innymi wydane w 1977 roku, po śmierci studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego Stanisława Pyjasa. Od 13 grudnia 1981 roku do 1 czerwca 1982 roku była internowana w obozie w Darłówku. Po amnestii, ciężko chora wyjechała do Francji. Kiedy wróciła w 1983 roku, przeszła na emeryturę. Publikowała w pismach drugiego obiegu: „Puls”, „Zapis”, „Biuletyn Informacyjny”, „Kultura Niezależna”, „Krytyka” oraz w paryskiej „Kulturze” i w „Zeszytach Historycznych”. Również w drugim obiegu ukazały się jej „Wiersze z obozu internowanych” i tomik „Racja stanu”. (es)


|15

nowy czas | 4 lipca 2008

rozmowa na czasie

Teatr otwarty chcieć kupić na nią bilety. Są to pytania o własną motywację, które były dla mnie kompletnie nowe po kontynentalnej Europie, gdzie ktoś coś robi, ponieważ tak czuje. Pamiętam jedno z moich pierwszych spotkań w sprawie pieniędzy. Powiedziałem właśnie to, że chcę zrobić tę sztukę, ponieważ tak czuję. Patrzono na mnie jak na wariata: to że pan coś tam czuje to świetnie, ale co to ma wspólnego z marketingiem… Ja zresztą od początku w tym angielskim zdrowym rozsądku czułem się jak ryba w wodzie. Pretensjonalność twórcza i obyczajowa działają na mnie jak płachta na byka a ten kraj, moim zdaniem, ma minimalną tolerancję na pozerstwo. Myślę, że wielu ludzi tutaj ma opinię proporcjonalnie odwrotną do twojej.

Michał Gieleta żyje w świecie opery i teatru. Mieszka w Londynie, bo tutaj ten świat osiąga najdoskonalszą formę. Dla ludzi sztuki doświadczenia i obserwacje, własne i cudze, stanowią budulec wypowiedzi. Narodowość to rzecz trzeciorzędna. Michał wydaje się być wolny od sentymentów i przywiązań. Żyje tym, co tu i teraz. A teraz w Arcola Theatre można oglądać jego ostatnią sztukę wystawioną z trupą teatralną Cherub Company, którą przejął po innym polskim reżyserze, Andrzeju Wiśniewskim. „Le Mariage” to historia Europejki, która pomaga uchodźcy z Afryki Południowej. Rzecz na wskroś współczesna. I taki teatr chce robić Michał. Aktualny, drażniący, refleksyjny, bo teatr nie może żyć w oderwaniu od rzeczywistości. Z MIChAłEM GIELETą rozmawia Elżbieta Sobolewska.

Twoja ścieżka edukacyjna jest bardzo bogata. Uczyłeś się w Paryżu, Mediolanie, skończyłeś Oksford. Masz też za sobą przygodę z warszawską Szkołą Teatralną.

– Bardzo szybko połknąłem bakcyla teatru. Miałem ...naście lat, kiedy w kilku warszawskich teatrach: Ateneum, Współczesny, Studio, obserwowałem próby. Atmosfera teatru kupiła mnie od razu. Kulisy, zapach, to wszystko było dla mnie absolutnie fascynujące. Z Polski wyjechałem do Paryża pod koniec lat 80. Potem wróciłem i studiowałem w Warszawie. Trudno mi było zaakceptować sposób traktowania studentów. Brak szacunku dla jednostki. Mówienie do nas z góry, autorytatywnie. Ludzie, którzy uczyli mnie na wydziale reżyserii, byli wiodącymi polskimi reżyserami, tylko czy jest to równoznaczne z umiejętno-

ścią nauczania? Sporo pracuję w Royal Academy of Dramatic Art i na sobie doświadczam tego, iż w nauczaniu potrzebny jest element duchowej, ludzkiej szczodrości i braku egoizmu w przekazywaniu wiedzy innym. Spektakle robiłeś już w trakcie studiów w Oksfordzie. Mogę zapytać za co?

– Pierwszej rzeczy, której trzeba się tu nauczyć to szukanie pieniędzy. Tutaj uczy się zrozumienia, że ktoś za sztukę musi zapłacić i że ponosi się odpowiedzialność wobec osoby czy instytucji, która nam je dała i pyta, jak się nimi dokładnie dysponuje i na jakie cele są wydawane. Na samym początku muszę sobie zawsze odpowiedzieć na pytanie, dlaczego chcę zrobić tę sztukę, kto na nią przyjdzie, dlaczego ktoś miałby

– Myślę tak przez pryzmat osobistych doświadczeń. Moja droga przez Anglię była bardzo wąska. Pierwsze cztery lata spędziłem w Oksfordzie żyjąc naprawdę w niezwykłym otoczeniu Trinity College. Moja pierwsza profesjonalna praca to asystentura u słynnego reżysera Christophera Morahana, pół roku spędziłem też w Chichester, bardzo ciekawym teatralnie miejscu, stworzonym przez Laurence’a Oliviera jako letni ekwiwalent National Theatre. Czyli od razu wsiąkłem w bardzo specyficzne środowisko teatralnego Londynu i w przedsięwzięcia międzynarodowe. A jakie miejsce w twojej pracy zajmuje Cherub Company?

– Cherub powstał w 1978 roku. To była przed laty jedna z wiodących, niezależnych trup teatralnych w Wielkiej Brytanii zanim cały rynek nie został zdominowany różnymi niezależnymi zespołami. Zainteresowania repertuarowe, które miał Andrew, a które mam ja, są trochę inne. Cherub za jego czasów był głównie nastawiony na klasykę, pod moim kierownictwem kompania skupia się na tym, o czym pisze się na świecie dzisiaj. Czyli chcesz mówić do widza współczesnym językiem o problemach współczesnego człowieka?

– Tak. Mnie interesuje to, co się pisze w Europie nowego i sprawy, o których warto mówić, a prawie się nie mówi. To, że Europa jest zalana dramaturgią brytyjską, to wiadomo. Ale nie jest to kierunek odwrotny. Dla Royal Court Theatre czy Soho Theatre trudno jest znaleźć kontynentalny tekst, który jest dobrze napisany i pozytywnie przejdzie przez krytykę angielską. W komercyjnym teatrze gwiazdą jest Yasmina Reza, autorka popularnych komedii burżuazyjnych, cieszących się tu ogromnym powodzeniem. Z kolei Botto Strauss, który w każdym europejskim teatrze jest bogiem, tutaj jest

kompletnie nieznany, ponieważ jego pisarstwo jest oparte na słowie i na abstrakcie.

doświadczyć w Paryżu, Londynie, Salzburgu, Wiedniu, Mediolanie… Ale nie w Warszawie…

A czy podobnie nie jest w przypadku francuskiego autora Davida Lescota, którego „Le Mariage” wystawiłeś?

– Dokładnie. „Le Mariage” jest przykładem takiego właśnie stylu. Przecież cała końcowa podróż emocjonalna bohaterki odbywa się poprzez monologi. Dla mnie jest to fascynujące, że Cherub może sobie pozwolić na podjęcie ryzyka robienia teatru, który nie jest oparty na realizmie: kanapa, rozmowa, dialog, światła, rano, zmiana kostiumu itd. Tylko może zrobić sztukę opartą na absurdzie, przenośni, skrócie. Ta sztuka kwestionuje postawę teoretycznej ideologicznej wzniosłości, powtarzania: jakie to straszne, że Afrykańczycy nie mają tych samych praw. My pytamy, co ty człowieku robisz poza tym, że wyrażasz oburzenie? Ta sztuka jest o kobiecie, która usiłuje coś zrobić. Tylko jak to w życiu bywa, realia są bardziej skomplikowane niż dobre intencje. Południowa Afryka nie jest dla ciebie terytorium nieznanym, sporo tam pracujesz.

– I naprawdę widzę sens tej pracy! Bo nawet z moim niewielkim dorobkiem, to co wiem przekazuję ludziom, którzy w poprzednim systemie nie mieli nawet telewizorów, bo telewizja była antyapartheidowa. Więc to, czego nauczyłem się od Franco Zefirellego, od tych słynnych ludzi, którym asystowałem, mogę teraz przekazać innym. W Afryce Południowej spotkałem sporo osób, które przeszły przez piekło Burundii i Ruandy. Dla mnie to współczesny Holokaust. Ja naprawdę nie widzę różnicy między tym, co przeszli Żydzi w czasie II wojny światowej, a między tym, co przeszli oni. Tylko że holokaust jest tematem światowym, o którym wszyscy mówią, o którym kręci się filmy, o Afryce prawie się nie pamięta. Dla mnie stała się ona bardzo ważnym punktem odniesienia. W tej chwili w Cape Town realizuję „Córkę regimentu”. Z Brytyjczykami, z którymi tam pracowałem, założyliśmy mały klub pomocy pierwszemu pokoleniu czarnych południowoafrykańskich artystów. Chodzi o to, by śpiewacy, aktorzy, członkowie ichniego świata operowo-teatralnego, mogli przyjechać do Europy Zachodniej i Ameryki, zobaczyć co i jak się tutaj gra. Chcemy dać im szansę, by poczuli, że są częścią tego wszystkiego co się w teatrze i operze dzieje na świecie. Na świecie, czyli również na przykład w Warszawie?

– Warszawy chyba nie stać na angażowanie najlepszych twórców i śpiewaków. Najwyższego poziomu można

– Ale ilu ja jeszcze miejsc nie wymieniłem! Tego nie doświadczysz również w Sztokholmie, Pradze, Budapeszcie, nawet niekoniecznie we Włoszech. Widziałem tam tak mizerne rzeczy przez ostatni weekend, że nie mogłem wyjść ze zdumienia, iż naród, który stworzył ten unikalny gatunek tak strasznie go morduje. Na czym polega to, jak mówisz, mordowanie?

– Albo to jest kicz, potworna patetyczność, która staje się trawestacją samej siebie, bo jest tak komediowa; albo tak zwana tradycyjna duża pani w sukni jak namiot, która gra dwudziestolatkę. Ten sposób robienia opery pokutuje na świecie. Takie spektakle widziałem w wielu miejscach Europy i Stanów Zjednoczonych. To nie jest więc problem polskich produkcji, lecz ma skalę międzynarodową. Jest niewielu śpiewaków, którzy są ładni, mają cudowne głosy i potrafią się ruszać jak normalni ludzie, a nie jak śpiewacy operowi. Czy polski dramat jest poza zasięgiem twoich zainteresowań?

Poprzedni dyrektor londyńskiego Instytutu Kultury Polskiej przysłał mi parę tekstów współczesnych dramaturgów. Ich centrum zainteresowania była Polska, czyli pojawiał się ten sam problem co z polską klasyką. Kogo w Wielkiej Brytanii interesuje problematyka „Wyzwolenia” czy „Wesela”? Byłem w Soho Theatre na sztuce Doroty Masłowskiej i miałem wrażenie, że nie był to najsilniejszy reprezentant standardów, z którymi chciałoby się, by polska kultura była kojarzona. Oczywiście to jest duży sukces, że w ogóle do produkcji wpółczesnej polskiej sztuki w ważnym brytyjskim teatrze doszło. Ale znowu, ten problem nieobecności na brytyjskiej scenie polskiej dramaturgii, dotyczy w ogóle dramaturgii kontynentalnej. Sztuka musi mieć wymiar uniwersalny. To zawsze był problem eksportu polskiej literatury, że przede wszystkim dotyczyła Polski, nie była czytelna dla innych. W którym momencie będziesz sobie mógł powiedzieć: spełniłem się?

– Moją wielką ambicją jest wrócić do Royal Shakespeare Company jako dojrzały szekspirowski reżyser. Pracowałem tam pod studiach, reżyserowałem drugie obsady, byłem asystentem. To, że reżyseruję Szekspira w Royal Academy of Dramatic Art jest dla mnie wielkim zaszczytem, jako dla nie Brytyjczyka. Jeżeliby mi się udało w tym kraju, w którym mieszkam całe moje dorosłe życie, być szekspirowskim reżyserem, to byłoby to.


16|

4 lipca 2008 | nowy czas

czas wolny

Tak daleko, tak blisko… Wreszcie docieramy do Reculver Towers. Z bliska widać, że to już raczej ruiny, ale dopiero teraz, stojąc na skraju niewysokiego, ale znacznie wysuniętego w morze cypla widzimy jak znakomicie spełniają swoją nawigacyjną rolę. Spoglądając z tego miejsca na wschód odnajdujemy linię brzegową Margate – już stąd można odczytać charakter tej czysto turystycznej miejscowości. Dziękuję więc za puste plamy na mapie – będę szukał ich dalej. I za porady od stałych bywalców Brighton – nie skorzystam. Cisza, spokój, wiatr i niebo. A czasem wydaje się to niemożliwe w dziewięćdziesiąt minut od Londynu.

Paweł Rosolski alcem po mapie. Lubię to uczucie, kiedy przed oczami przewijają się nic nieznaczące nazwy miejscowości. Zapadają w pamięć dopiero wtedy, kiedy już je odwiedzisz – wtedy właśnie, na jedno hasło wracasz myślami do tego co zobaczyłeś. Kryteria są jasne – 90 minut, najwyżej dwie godziny jazdy pociągiem z Londynu, najlepiej nad morzem, z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Po Brighton, Eastbourne, Hastings i Dover naturalnym pociągnięciem palca po mapie zdawało się być północne wybrzeże Kent. Ściągam więc z półki kilkuletni już DK [Dorling Kindersley Travel Book– red.] – chyba najpopularniejszy przewodnik po Anglii. Jednak jedyną rzeczą, jaką znajduję na północnym wybrzeżu Kent to pusta plama z czerwoną powyginaną linią oznaczającą drogę A299. Czyżby?... Wysiadamy na stacji Herne Bay. Przytulna mieścina, która przypomina nieco atmosferę nadmorskich miasteczek w Polsce – tandetne molo (tutaj zamienione na centrum fitness) oraz starający się sięgnąć chmur wieżowiec skutecznie demolujący spójną zazwyczaj linię architektoniczną nadbrzeża. Razem z Hanną zaczynamy od mola. Nie jestem akurat zwolennikiem tego typu deptaków „wgłąbmorskich”, a już na pewno kiedy „nie żyją”. W Herne Bay jest jednak inaczej – na jego skraju roztacza się bowiem widok przedziwny. Dawniej konstrukcja biegła daleko w morze. Teraz, po silnych sztormach 30 lat temu, na horyzoncie pozostało tylko jakby widmo. Oddalona od nas pozostałość przedłużenia mola przyciąga już tylko morskie ptaki, a kiedyś to molo było zapewne jedną z najdłuższych tego typu konstrukcji w całej Anglii. Na zachód od mola rozciąga się rząd malowniczych, drewnianych domków plażowych. Każdy z nich to jakieś dwa, trzy metry kwadratowe – graciarnie plażowych gadżetów. Podobno jednak wykupienie takiego luksusu graniczy z cudem, głównie z powodu zaporowych cen. Pozostają częstym motywem nadmorskich pocztówek i… wygaszaczy ekranów telefonów komórkowych. Tutaj na własne oczy przekonałem się, jak prezentują się w rzeczywistości. Z kamienistą plażą i spokojną linią horyzontu komponują się bajecznie. Mimo że to połowa czerwca, na głównej promenadzie pustki. Idąc wzdłuż Neptune’s Arm zauważam, że zdecydowanie zaniżamy tu średnią wieku. Zastanawiam się, czy tu jest tak zawsze i przypominam sobie, że byliśmy w to słoneczne choć wietrzne przedpołudnie w trójce osób opuszczających na stacji Herne Bay pociąg jadący z Victorii... Jakiś starszy pan ogrzewa ręce przy jednej z nadbrzeżnych rzeźb szukając ukojenia w jej delikatnej formie, kilka parek po siedemdziesiątce spędza miło czas na wypielęgnowanym do granic możliwości skwerku nadbrzeżnym. My

P

Kryteria są jasne – 90 minut, najwyżej dwie godziny jazdy pociągiem z Londynu, najlepiej nad morzem, z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Po Brighton, Eastbourne, Hastings i Dover naturalnym pociągnięciem palca po mapie zdawało się być północne wybrzeże Kent.

›› Molo w Herne Bay; z kamienistą plażą i spokojną linią horyzontu (na horyzoncie Reculver Towers) bajecznie komponują malownicze, drewniane domki plażowe; starszy pan ogrzewa ręce przy jednej z nadbrzeżnych rzeźb podążamy dalej, bo Reculver Towers, bliźniacze wieże, które z miejsca, gdzie jesteśmy, wydają się być na wyciągnięcie ręki, są jeszcze sześć kilometrów przed nami. Obiecaliśmy sobie, że tym razem odpuścimy centrum miasteczka. Nie będziemy zwiedzać „muzeum ziemi zastanej” bądź specjalnie stworzonych na potrzeby promocji miasta sztucznych atrakcji – „centrum kamizelek ratunkowych” lub „muzeum historii połowów”. Takich zapychaczy tu nie znajdziemy – i całe szczęście. Odbijamy dalej na wschód – cały czas nie dociera do nas, że morze mamy na północy. Nie ma tu turystów. Przemierzając kolejne kilkaset metrów przedziwną promenadą mijamy tylko lokalnych spacerowiczów przeważnie z parą psów. Korzystamy z daru natury, jakim jest dzisiejszy odpływ i kroczymy w towarzystwie morskiego ptactwa i piaszczystych klifów w nieznane. W nieznane, bowiem niewiele też można wyczytać o samych wieżach – niby to odrestaurowana część ruin najstarszego w Anglii fortu rzymskiego, ponoć wykupione przez rządową agencję w celu wzmocnienia punktu nawigacyjnego – przekonamy się jak dojdziemy. Na razie na styku morza z horyzontem widzimy dziesiątki turbin wiatrowych – znakomite połączenie sił natury z potrzebami człowieka. Po drodze mijamy co najwyżej dziesięć osób i oczywiście dwa razy więcej ich czworonożnych przyjaciół. Na chwilkę zatrzymujemy się pod jednym z klifów – jeszcze przez chwilę chcemy poczuć morski wiaterek wiejący nam prosto w twarz.

HERNE BAY ›› Nad mor ska miej sco wość w Kent na po łu dnio wo -wschod nim wy brze żu An glii, 11 km na pół noc od Can ter bu r y. Lud ność – 35 000. Do 1978 r. dru gie co do dłu go ści (po So uthend -on -Sea) mo lo w Wiel kiej Bry ta nii. Naj lep szy do jazd z Lon dy nu z dwor ca Vic to ria, czas po dró ży: 1 go dzi na 25 mi nut, koszt bi le tu w obie stro ny £19,90; www.her ne bay on li ne.co.uk


|17

nowy czas | 4 lipca 2008

reportaż

Siedem komnat Wieży Babel Marcin Piniak

Jest siedem grzechów głównych i siedem sakramentów. Siedem cudów świata i siedem darów ducha. Siedem plag egipskich i tyle samo pokoi w Londynie w których mieszkałem.

Niewidzialne nici łączą ciebie nawet nie wiesz z kim, nawet nie wiesz jak, nawet nie wiesz gdzie. Grzegorz Kaźmierczak

W całym moim życiu zmieniałem mieszkanie czternaście razy, a moje ostatnie lokum o dziwo ma numer czternaście. Podobno w symbolice snu liczba czternaście oznacza potrzebę dostosowywania się do wciąż zmieniających się warunków i scenografii. Oto migawkowy raport z siedmiu światów, w których żyłem przez ostatnie półtora roku..

Świat Pierwszy Pierwsza noc w Londynie. Natłok wrażeń, głosów i myśli. Pokój jest mały – łóżko, stolik, szafa. Jednak mam szczęście, gdyż jeszcze godzinę temu miałem mieszkać z Ryśkiem. Dwie odległe orbity w jednej przestrzeni. Zderzenie murowane. Kolega Ryśka w trakcie powitania przy butelce czystej wprowadził mnie w bezlitosne londyńskie realia i skwitował bez litości: – Ja ci radzę, ty lepiej wracaj, póki nie jest za późno! Obezwładniony szczerością nowego kolegi leżę na łóżku patrząc w sufit. Za oknem czerwono-bure niebo. Za ścianą ożywiony bełkot współlokatorów. W salonie na dole landlord ogląda TVN. Mój nowy dom. Wyprawy do Lidla na tanie zakupy, piwo po robocie, licytacje, ile funtów za godzinę. Polski archipelag na Walthamstow zatopiony we mgle taniego tytoniu – dwa tygodnie i szybka ewakuacja.

Świat DrUGi Do kolegi, co się podobno nieźle urządził. Moja nowa lokalizacja – salon fryzjerski w wieżowcu na Roehampton. Materac przy ścianie i zapach lakieru do włosów. Kalejdoskop twarzy i charakterów na skórzanym fotelu naprzeciw lustra. Klientela głównie polska, bo tanie modelowanie, tapirowanie i obcinanie. Świat puszkowych promocji za pięć funtów, palenia tłustych gibonów i muzyki popularnej. Od czasu do czasu londyńska wielokulturowość – a to Hiszpan, Afrykanka z gęstymi lokami czy Japończyk mówiący po polsku. Nieopodal malowniczy Richmond Park z szkieletami martwych drzew. Zagłębie polskiej klasy robotniczej wybrzmiewające na każdym kroku soczystym „k...wa”. Pół godziny autobusem do stacji metra i milczący pan w opustoszałym Fish & Chips. Świat drugi to jednak przede wszystkim uderzenie między zdziwione oczy. – Bo z ziomkami w Londku bywa ziomuś różnie! – jak to powiedział pewien ananimowy raper w anonimowej drukarni na

obrzeżach Londynu. Gdyż kolega tak naprawdę nie jest kolegą, lecz pracodawcą. Natomiast przysługa okazuje się zobowiązaniem, którego niewypełnienie skutkuje natychmiastową eksmisją na bruk. Bruk jest twardy – upadek bolesny. Jednak trzeba wstać – pożyczyć pieniądze znaleźć na gwałt coś taniego z jednotygodniowym depozytem.

Świat trzeci Komnata numer trzy lśni czystością i pachnie krochmalem. Formalności załatwione. Głos z telefonu Pani Właścicielki momentalnie koi rozdygotane nerwy po ostatnim koleżeńskim doświadczeniu. Tonący brzytwy się łapie. Obóz dla imigrantów. Pełna kontrola, lista zakazów na drzwiach kuchennych, spis obowiązków. Pod kołdrą za dnia i w nocy, bo ogrzewanie to za duży luksus za takie pieniądze. Mały polski koszmar na Finsbury Park – trzech braci pilnuje porządku pod rozkazami mamy-hetery. Taka niby kultura. Po kątach polscy lokatorzy nie kryją oburzenia rozmawiając szeptem o zniewoleniu i niesprawiedliwej polityce mieszkaniowej. Ukrywają nielegalne grzejniki w pokojach. Mama-dyktator wpada na kontrole kilka razy w tygodniu w asyście twardych maminsynków. Czasem idzie na ostro. Jak trzeba, brat rosły trzeci napnie muskuły, brat mniejszy drugi podliczy na kalkulatorze, a brat szorski najstarszy popilnuje dwóch młodszych. Wszyscy na kawalerskim, choć dobrze po trzydziestce. Interes i żeniaczka nie idą w parze. W parze za to pracuje lokatorskie małżeństwo. W dzień i w nocy do roboty, bo w mazurskim kawalerka do spłacenia. Raz od kiedy przyjechali do pubu poszli na piwo – chwila szaleństwa w codziennym kieracie. Są podejrzani przez resztę, że donoszą o wszystkim Wielkiej Mamie, bo niby skąd ona się o grzejniku w pokoju dowiedziała i o tym, że intruz w domu dla przykładu. Tutaj zgrzyt niedopasowania na każdym kroku, dlatego...

Świat czwarty …rodzinna firma mieszkaniowa proponuje inny branch kilka metrów dalej w „wiktoriańskim, pięknym bloku”. W zestawie dwie siostry z Trójmiasta o rozrywkowym temperamencie, bywalczynie londyńskich klubów dla bananowej młodzieży. Dbałość o szczegół podczas porannej godzinnej toalety. Od czasu do czasu szalone zakupy w trendy shopach. Jedna przytłaczająca eskapada w świat niepohamowanej zabawy w rytmie dzikich gitar młodych gniewnych w stylu pop. Godzinne oczekiwanie w kolejce podnieconej młodzieży – chłopaków na żel w opuszczonych do granic spodniach i dziewcząt z gołymi plecami, zdobionymi tatuażami w estetyce tribal. Kolorowe drinki i kokaina w toalecie. Big fun. Koszmar powrotu nocnym autobusem w oparach fermentującego alkoholu i rozmazanych makijaży. Poranne wspomnienia o napalonych Ciapakach i obleśnych Turkach z ust współlokatorek z wyższym wykształceniem i perspektywami kariery na salonach Babilonu. Jakby w opozycji skromny, wrażliwy Radek. Dwa tygodnie w Londku, szok, oburzenie i zdziwienie za każdym pełnym stresu krokiem. Mieszanka wrażliwości i wyalienowania. Najgorsza kombinacja osobowościowa w Londynie. Jednak pewnej nocy ku zdziwieniu mieszkańców charyzmatyczny solowy koncert na zabawkowym saksofonie o siedmiu melodyjkach po wychyleniu kilku piw. Praca w bilderce u boku chorego psychicznie rodaka o ksywie „Kajtek”, który sprowadzając przez pocztę paralizator sprowadził jednocześnie policjantów na rewizję. Pomiędzy pędzlami i drabinami znaleźli hasz i amfę. – Nie, tak się nie da! – decyduje Radek i opuszcza „Kajtka”. Po nieudanych poszukiwaniach innej posady wraca do IV RP. Podobno szczęśliwy. Siostry zmieniają lokum na Central London, bo jak mówią dość tego getta, a poza tym

bliżej do klubów. Zatem z widokiem na plecy taksówkarza docieramy do...

Świat PiĄty Rozrywkowej chaty w trzeciej strefie. Zdecydowanie jest dobrze. Towarzystwo indyjsko-amerykańsko-izraelskie. Nowe doznania kulinarne, nocne rozmowy o życiu, tańce przy blasku księżyca. Przestrzeń umysłowa i mieszkaniowa wypełniona radością życia i dystansem. Do czasu, kiedy na plan pierwszy wkracza Polka z dziewięcioletnią córką. Zaawansowana patologia z pogranicza produkcji typu „Super wizjer” i „997”. Mama po nocach w agencji towarzyskiej, a dziecko przed telewizorem w otoczeniu bohaterów filmów dla dorosłych. Dziecko nie chodzi do szkoły, mama nie płaci czynszu, każda rozmowa z nią kończy się atakiem agresji. Wszyscy na skraju szaleństwa. Właściciel ma dość i wyprasza całe towarzystwo.

Świat szÓsty Komnata w stylu – nasza mała stabilizacja. Sto procent prawdziwego życia. Drobnomieszczańskie, rodzinne klimaty brytyjskiej familii. Mama, dwójka nastolatków i szalony pies. Ogród z dużym domem dla lalek i wielka plazma w kuchni. Pranie, gotowanie, prasowanie i poranne wrzaski rodzicielskie. Gry komputerowe w stylu „zabij ich wszystkich” oraz tajniki psychiki nastolatka. Możliwość obserwacji z bliska, w jaki sposób rzeczywistość przejmuje kontrolę nad naszym życiem. Dominacja przypisanych ról i obowiązków. Brak oddechu. Natłok spraw. Wir rzeczywistości, jak w pralce automatycznej, nad którą nikt nie panuje. Pranie rodzinnych brudów codzienności. Daremne szukanie azylu w otoczeniu kibiców piłkarskich z pobliskiego klubu i regulujących ciśnienie w klubach tanecznych menadżerów z City. Druga strefa dla lepiej urządzonych, pobłyskująca białym szkliwem zębów i zegarkami firmy rolex. Bajka dla naiwnych bez morału.

Dawka „prawdziwego życia” na granicy „złotego strzału”, zatem niezawodne pudła i walizki – cały ten przenośny dom – znów na plecach. Kierunek…

Świat siÓDMy Siódemka – liczba mistyczna. W islamie istnieje siedem niebios i siedem piekieł, w biblijnej księdze Genesis Bóg stworzył ten świat w tyleż dni, a ostatni z nich jest dniem świętym. Jest siedem podstawowych nut, które tkają cudowny świat muzyki. W hinduizmie wymienia się siedem matek, od których pochodzi człowiek, czyli także Mark – mój nowy współlokator. Wyznawca ruchu Harry Krishna, z Ghany. Pierwsze zderzenie z mistycznym światem numer siedem to zapach indyjskich kadzideł, blask świec i kuchenny ołtarz ze srebrną zastawą. Oaza harmonii, muzyki relaksacyjnej, organicznego soku marchwiowego i książek o tematyce duchowej. Na drzwiach pokoju gipsowy aniołek w kolorze bordo, a na ścianach Budda, Kriszna i elementy tantry hinduskiej. Ortodoksyjna kuchnia wegetariańska z zakazem spożywania jaj. Poranki spędzamy często na gorączkowej i zarazem bezowocnej wymianie zdań na tematy społecznoreligijne, co w wypadku zderzenia dość odległych światopoglądów owocuje burzącą ład zawiesiną niezrozumienia. To bywa trudne, ale tylko do czasu, kiedy pozwolimy innym żyć i myśleć po swojemu. To moja konkluzja na tym etapie podróży. Każdy przemierza korytarze rzeczywistości inną drogą, w innym tempie i mając inne widoki po drodze. Kiedy los splata te zawiłe ścieżki i kraczących nimi podróżników, dochodzi do konfrontacji osobnych prawd – wypowiedzianych innymi językami, w innych kontekstach, z innym zapleczem doświadczeń. Wędrowanie w Wieży Babel to nauka i kreślenie mapy, a każdy mijany człowiek w tym labiryncie zdaje się szukać tego samego – Wyjścia.


17|

4 lipca 2008 | nowy czas

ekologia

Ekologicznie i bez korków przez Londyn CENY

Alicja Kwaśna W dobie ciągłych podwyżek paliwa, wzrastających opłat za wjazd do centrum (congestion charge), a także małych i większych opóźnień pociągów i metra, tłoku w autobusach i korków na ulicach Londynu, wszyscy poszukujemy złotego środka, alternatywy, która pozwoli nam poruszać się po londyńskich ulicach szybciej i w miarę komfortowo. Jedni wybrali motocykle – dobrze kombinują, ale paliwo nadal tankują. Inni zaczęli pedałować. Odważna decyzja! Ale jest też opcja trzecia. Skutery, bardzo popularne we Włoszech i Francji, nieśmiało wchodzą na rynek Wielkiej Brytanii. W Polsce prawo drogowe nieco komplikuje korzystanie ze skuterów, nie sprzyja im też stan naszych dróg. Niedoceniane dotąd skutery są świetnym rozwiązaniem transportowym w Londynie, jako codzienny środek lokomocji. Gdyby większa liczba londyńczyków przesiadła się na ten środek transportu, z pewnością szybko dostrzegliby ekonomiczne plusy swego wyboru, aktywnie wpłynęliby na zmniejszenie poziomu

Ceny skuterów wahają się od tysiąca funtów za modele o małej pojemności, do około sześciu tysięcy funtów za bardziej odlotowe wersje. Nowe skutery czterosuwowe można dostać już za około 1600 funtów, używane za mniej niż tysiąc.

W KORKACH

zatłoczenia ulic, nie mówiąc już o congestion charge.

SPALANIE Skutery, zaraz po rowerach, są najbardziej ekologicznym środkiem transportu. Przoduje tutaj skuter o silniku czterosuwowym, który w

przeciwieństwie do dwusuwowego, nie wymaga oleju do mieszanki paliwowej, który sam w sobie stanowi ogromne niebezpieczeństwo dla środowiska. Najnowsze wersje skuterów czterosuwowych mają najlepsze osiągi jeśli chodzi o spalanie: 80-96 km/galon.

Najnowsze statystyki Transport for London pokazują, że średnią prędkość samochodu w centrum Londynu to 12 km/h, podczas gdy większość z nas chodzi z prędkością 8 km/h. Niewielka różnica, a przy tym niepotrzebne zanieczyszczanie środowiska. Skuterem nie tylko sprawniej pokonujemy korki i szybciej docieramy do celu, ale jeszcze nie zanieczyszczamy środowiska w takim stopniu jak jeżdżąc samochodem czy motorem. Oczywiście należy też przewidzieć średnią długość podróży skuterem. Pojemność silnika jest ważnym elementem przy wyborze modelu. Dzienne podróże do 20 km mogą być bez problemów pokonywane przez skutery o silnikach 50 -100 cc, które rozwijają prędkość do 50m/h. Podróżując dalej niż 20 km

lepiej pomyśleć o większym silniku, min. 125 cc. Na dłuższe dystanse polecane są skutery o silnikach 250 cc.

MODELE Na rynku motoryzacyjnym dostępne są jeszcze skutery zasilane 1500-watowymi akumulatorami pokładowymi. Ośmiogodzinne ładowanie akumulatora pozwala na osiągnięcie maksymalnej prędkości 30 m/h przez około 80 km. Skutery te mogą poruszać się po pasach dla autobusów, a ich kierowcy nie muszą płacić congestion charge przy wjeździe do centrum Londynu. Tego rodzaju skutery będzie można obejrzeć i zakupić w nowo otwieranym salonie motorowym Eco Scooter Direct na Coliers Wood. Oficjalne otwarcie odbędzie się 4 lipca i będzie to okazja nie tylko do obejrzenia najnowszych modeli motorów i skuterów hybrydowych, ale również do rozmowy ze specjalistami. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy na uroczyste otwarcie salonu przy 5 High Street Colliers Wood, SW19 2JE, od godziny 11.30. Dla gości przewidziano drobny poczęstunek oraz jazdę próbną skuterem.


|19

nowy czas | 4 lipca 2008 |

redaguje Roman Waldca

czas

pieniądz biznes media nieruchomości

Minimum 13,500 funtów rocznie Co jest nam niezbędne, by w wielkiej Brytanii żyć na poziomie minimalnym acz cywilizowanym Życie w Wielkiej Brytanii jest drogie. By przeżyć na poziomie minimalnym, trzeba zarabiać prawie czternaście tysięcy funtów rocznie przed opodatkowaniem. Jeśli oczywiście jest się osobą samotną. To znacznie więcej, niż szacunki rządowe. Opublikowane właśnie przez Joseph Rowntree Foundation – największą niezależną brytyjską fundację zajmującą się życiem społecznym mieszkańców UK – dane pokazują, że koszt życia na Wyspach rośnie drastycznie, co nie poprawia wcale wizerunku całej gospodarki, która już nie tylko dostaje zadyszki, ale ma objawy poważnego stanu zapalnego. Rosnące w ostatnich miesiącach ceny energii i paliw spowodowały, że więcej wydajemy na codzienne podstawowe zakupy i utrzymanie i niewiele zostaje nam na dodatkowe wydatki. O zakupie dóbr luksusowych coraz więcej z nas może po prostu zapomnieć. Dla przykładu para z dwójką dzieci powinna mieć przynajmniej 370 funtów tygodniowo i to bez kosztów ponoszonych na mieszkanie, takich jak czynsz czy rata kredytu. Według raportu, do którego dane zbierano w ciągu dwóch lat, wydatki kalkulowano na podstawie potrzeb gwarantujących minimalny, społecznie akceptowany poziom życia.

Co warte podkreślenia, butelka wina czy bilet do kina znalazły się na liście dóbr, których potrzebujemy, by czuć się częścią cywilizowanego społeczeństwa.

DEFINICJA Jaka jest więc definicja minimalnego poziomu życia? Według autorów raportu nie jest to ilość posiadanych pieniędzy na koncie, ale sumy wydawane na artykuły pierwszej potrzeby. Na liście znalazła się nie tylko żywność, ale także odzież, artykuły szkolne czy higieniczne. „Chodzi o to, by mieć to, czego potrzebujemy i nie mieć poczucia, że żyjemy na granicy biedy” – napisano w raporcie. Dla przykładu: kalkulując koszty życia osoby samotnej wliczono buty sportowe, telefon komórkowy na kartę pre-paid oraz rower. Na to wszystko oraz czynsz w mieszkaniu komunalnym potrzeba 13 tys. 400 funtów przed podatkiem rocznie. Para emerytów może sobie pozwolić na spotkanie ze znajomymi przy grillu, pod warunkiem że – poza kosztami ponoszonymi na mieszkanie – ma do dyspozycji 210 funtów tygodniowo. Rodzinom w koszty zaliczono tygodniowe wakacje w Wielkiej Brytanii, ale pod warunkiem że sami będą się żywili i omijali drogie restauracje.

PRIORYTETY Jeszcze ciekawsze wydaje się pytanie zawarte w raporcie dotyczące dóbr, bez których możemy i nie możemy się obejść w codziennym życiu. Na liście rzeczy potrzebnych osobie samotnej znalazły się nie tylko koszty ponoszone na tygodniowy czy miesięczny dojazd do pracy, ale także na rower, z całym dodatkowym wyposażeniem takim jak blokada na koła, światła odblaskowe czy zestaw naprawczy. Możemy sobie pozwolić również na spotkania ze znajomymi przy barbecue, urodzinowe party, odtwarzacz CD czy DVD, przenośne ra-

dio i zorganizowanie przyjęcia świątecznego. Wakacje w kraju, gazety, telewizor z opłacaną licencją też nam się należą. Mamy prawo mieć grypę lub przeziębienie raz w roku, dwa razy odwiedzić dentystę. Fryzjer, proszki przeciwbólowe czy okulista też należą do podstawowego minimum. Nie zapominając oczywiście o papierze toaletowym czy parasolce. Szefowa Joseph Rowntree Foundation zapewnia, że chodziło o debatę na temat tego, co jest absolutnym minimum i jakie dochody trzeba mieć, by sobie na życie przynajmniej na poziomie minimalnym pozwolić.

TYGODNIOWY KOszT UTRzYmANIA

7 NA GODZINĘ

Osoba samotna, pracująca

157,84

Para, pracująca

240,61

Samotny rodzic, jedno dziecko 210,31 Samotny rodzic, dwójka dzieci 282,66 Samotny rodzic, trójka dzieci

378,90

Para, jedno dziecko

286,45

Para, dwoje dzieci

370,05

Przeglądając listę można szybko dojść do wniosku, że nie ma na niej luksusów, a jednak do takiego budżetu trzeba mieć pracę full time oraz co najmniej 6,88 na godzinę. Dla przypomnienia, rządowe minimum mówi o przeszło funcie mniej – czyli 5,25. Jeszcze gorzej mają osoby znajdujące się na zasiłkach. Osoba samotna dostanie połowę potrzebnej kwoty, a rodzina dwie trzecie. Co na to rząd? Odpowiada dyplomatycznie słowami rzecznika Departament for Work and Pensions: We welcome the important contribution of this study.

Towar luksusowy z eBay? Może trzeba o tym zapomnieć! Producenci luksusowych marek oskarżyli największy internetowy serwis aukcyjny o to, że pozwala na handel podróbkami. Torebka, szminka czy perfumy wyglądają jak autentyczne, pachną tak samo, a jednak nie są oryginalne, bo kosztują znacznie mniej niż w firmowym butiku. Firmy argumentują, że sprzedaż podróbek jest przestępstwem – tak samo jak nielegalne kopiowanie programów komputerowych czy plików muzycznych. Idą więc do sądu, a ten przyznaje im rację. Wyznacza wysokie kary i wydawałoby się, że sprawa jest załatwiona. Niekoniecznie. eBay nie ma zamiaru płacić ponad 30 mln euro i odwołuje się od decyzji sądu. Jest szansa, że tym razem może wygrać. Jak argumentuje, sprawa wcale nie dotyczy sprzedaży podróbek, ale strachu producentów światowych marek przed sprzedażą czegokolwiek w sieci. Powód jest prosty: ten sam produkt sprzedawany w sklepie można kupić w internecie często nawet o połowę taniej. I o tę połowę toczy się cały spór. Z jednej strony chodzi o prawo do wolnego handlu, który gwarantują przepisy nie tylko francuskie, ale także Unii Europejskiej. Z drugiej strony wy-

starczy zajrzeć na stronę internetową i nawet pobieżne oględziny pozwolą nam na wyszukanie prawie 200 koszulek Diora, za które zapłacimy mniej niż euro, kilkaset kosmetyków za mniej niż 10 funtów oraz setki innych produktów. Za każdy z nich w sklepie zapłacilibyśmy kilka razy więcej. Jedno jest pewne: jakikolwiek będzie wynik tej rozgrywki – będzie on miał wpływ na cały handel w sieci, który właśnie teraz przeżywa swoje złote lata. Dla eBay to sprawa szczególna – w ofercie serwisu znajdziemy prawie sto milionów produktów niemal z każdego zakątka globu. A to, co zadecyduje francuski sąd może oznaczać, że torebki Gucciego, perfum Diora czy szmienk innych francuskich marek już nigdy nie kupimy w sieci. Jak przekonują producenci, sprzedaż w internecie jest niezgodna z prawem, gdyż „odbywa się poza autoryzowaną przez producenta siecią handlową”, która nie zakłada możliwości sprzedaży produktów poza markowymi sklepami i autoryzowanymi stoiskami w dużych domach handlowych. Innymi słowy: to firma kontroluje, gdzie sprzedaje swoje produkty i komu daje na to zgodę. We Francji jest to szczególnie ważne. To właśnie w Paryżu swoje sie-

migawki mAKs&sPENCER GORzEJ Jedna z największych brytyjskich sieci handlowych coraz częściej narzeka na klientów, którzy omijają sklepy M&S. Po kolejnych narzekaniach, w środę akcje firmy spadły o 20 proc. Czas zwijać toboły? IDzIE W DÓŁ Tak źle nie było od 16 lat – narzekają przedsiębiorcy brytyjscy, którzy coraz dotkliwiej czują skutki spowolnienia gospodarki. Narzekają, że nastroje prywatnego biznesu w UK są najgorsze od 16 lat i mogą jeszcze spadać. Ale co zrobić, gdy każdy narzeka na brak pieniędzy? UNIKAJ VIRGINA Virgin Media, firma dostarczająca telewizję kablową oraz szybki dostęp do internetu znalazła się na celowniku urzędów kontrolujących rynek, które zarzucają firmie okłamywanie klientów poprzez podawanie zawyżonych danych o prędkości transferów. To nie pierwszy przypadek, gdy Virgin ma kłopoty z kontrolerem rynku. I pewnie nie ostatni. Lepiej unikać kontaktów. PARYŻ – NOWY JORK Linie lotnicze co prawda narzekają na rosnące koszty paliwa i oszędzają na czym mogą, mimo to pozwalają sobie na zakupy. British Airways sprawiło sobie właśnie prezent kupując francuską linię lotniczą L’Avion, która oferuje przeloty biznesowe na trasie Paryż-Nowy Jork. Zakup zaskakujący – parę tygodni temu z brytyjskiego rynku zniknęła ostatnia linia oferująca podobne przeloty na trasie LondynNowy Jork. We Francji lepiej? KUPUJ mIEszKANIE W doniesieniach prasowych z rynku nieruchomości zmian nie widać. Po raz kolejny z rzędu poinformowano, że ceny dalej spadają – teraz już jest taniej o prawie 7 proc. niż rok wcześniej. Nic, tylko kupować mieszkanie. Chyba że będzie jeszcze taniej… EURO TAŃszE

dziby ma wiele domów mody i firm kosmetycznych należących do tego samego francuskiego holdingu LVMH, który zdecydował się na sądową potyczkę z eBay. Firma twierdzi, że musi dbać o swój wizerunek, gdyż we Francji perfumy, szminki czy torebki są częścią „narodowego dziedzictwa” i jako takie powinny podlegać ochronie. Przekaz jest jasny: jesteśmy luksusową marką, nie chcemy, aby inni sprzedawali nasze produkty, nawet jeśli są autentyczne. Nic więc dziwnego, że francuski sąd przyznał rację francuskiej firmie i nakazał eBayowi nie tylko wycofanie produktów z oferty, ale również polecił jej

zapłacenie wysokiego odszkodowania za poniesione przez producentów straty. Serwis aukcyjny eBay nie zamierza płacić ani centa, od razu odwołał się od decyzji francuskiego sądu. Rzeczniczka prasowa eBay Vanessa Canzini powiedziała, że: „w tym orzeczeniu nie chodzi o walkę z podróbkami, tylko o ochronę monopolu. Godzi to w kupujących i coraz większą liczbę uczciwych sprzedawców. Będziemy się odwoływać od tego wyroku”. Walka dopiero się zaczyna. Będzie ostra i pozbawiona skrupułów. Chodzi przecież o dumę francuskich producentów oraz ogromne pieniądze. To mocna mieszanka.

Nie tylko w Wielkiej Brytanii rośnie inflacja, problem mają również kraje strefy euro. Bank Centralny zastanawia się właśnie nad podniesieniem stopy procentowej do 4,25, czyli znacznie więcej niż przewidywano w budżecie przygotowanym na ten rok. A do końca 2008 jeszcze sporo czasu.

GBP

EURO

27.06

4,24 zł

3,37 zł

30.06

4,22 zł

3,35 zł

01.07

4,25 zł

3,35 zł

02.07

4,21 zł

3,55 zł

03.07

4,20 zł

3,55 zł


20|

4 lipca 2008 | nowy czas

kultura świat kulturalnie Ekranizacja książki Doroty Masłowskiej „Wojna polskoruska pod flagą biało-czerwoną” będzie gotowa w styczniu – powiedział jej reżyser, Xawery Żuławski. Olga Tokarczuk i Ingo Schulze z Niemiec zostali laureatami Nagrody Miast Partnerskich Torunia i Getyngi im. Samuela Bogumiła Lindego. Za wspaniałym brzmieniem skrzypiec Stradivariusa stoi specyficzny układ słojów w dawnym drewnie. Uczeni zbadali skrzypce tomografem komputerowym. W południowej części Manhattanu, duńsko-islandzki artysta Olafur Eliasson zbudował cztery ogromne wodospady. Ten sam, który wcześniej w Turbina Hall w londyńskim Modern Tate zaprojektował „sztuczne słońce”. Tłumaczka literatury Małgorzata Łukasiewicz została laureatką prestiżowego niemieckiego wyróżnienia – nagrody im. Hermanna Hessego. Łukasiewicz przełożyła dzieła wielkich niemieckich pisarzy, przyczyniając się do wzrostu ich popularności w Polsce – podkreśliło jury. Otwarcie wystawy „Zbigniew Herbert – apostoł w podróży służbowej” w szczecińskim Zamku Książąt Pomorskich zainaugurowało we wtorek I Festiwal Literacki „Herbert. Reaktywacja”. Na Zamku Królewskim w Warszawie ogłoszono kandydatów do VIII edycji konkursu Mistrza Mowy Molskiej. Szansę na tytuł mają: Grażyna Barszczewska, Sławomir Pietras, Stefan Stuligrosz, Piotr Kraśko, Andrzej Zalewski, Jacek Fedorowicz, Tomasz Sianecki, Andrzej Seweryn, Zbigniew Grochala i Kuba Strzyczkowski. Rodzina, przyjaciele oraz wielbiciele twórczości Józefa Szajny pożegnali zmarłego artystę podczas mszy świętej w kościele św. Karola Boromeusza. Twórca został pochowany na warszawskich Starych Powązkach.

Table for ghost, please Natura bierze źródło w bożej Sztuce i płynie z bożego rozsądku; A gdy kto pilnie w Fizyce poszuka, Znajdzie w jej księgach, zaraz na początku, Że za naturą dąży wasza sztuka, Jako w mistrzowe uczeń dąży ślady; Że jest więc ona jakby boża wnuka Dante Alighieri at temu przeszło dwadzieścia pewien niemiecki muzykolog, historyk sztuki i dramaturg Paul Barz na pomysł wpadł taki, by przy jednym stole posadzić dwie muzyczne znakomitości: Haendla i Bacha. Ot i demiurgiczny przywilej pisarza, który pozwala sobie na teatralną ekshumację nie po to, by opowiedzieć o tym, co było, ale czego w biografii wirtuozów zabrakło, mianowicie – spotkania. Spotkania przy kolacji. To fikcyjne zdarzenie autor umiejscawia w pokoju Hotelu Turyńskiego w Lipsku wyznaczając mu datę na rok 1747. Inicjatorem zaproszenia jest Fryderyk Haendel, zaproszonym zaś Jan Sebastian Bach. Barz jednak pozwala sobie na

L

notebook: Quo vadis? Justyna Daniluk

swobodną żąglerkę faktami, by przefiltrowane przez wiedzę (jest on autorem monografii o obu wirtuozach) i doświadczenia, stały się punktem wyjściowym do głębszych rozważań na temat sztuki i egzystencji. Podczas gdy pisarz sprowadza mistrzów do Lipska, Pawel Honig producent i organizator postanawia przygotować „Kolację na cztery ręce” w Sali Teatralnej londyńskiego POSK-u. Tym oto sposobem, jako widzowie mogliśmy pobiesiadować (choć biernie) w barokowym klimacie. I... popłynęła muzyka. O ile jednak didaskalia Barza mocno zarysowują akcenty epoki z jej sceneryjnym blichtrem, przepychem, dbałością o kostiumy i autentyczność wystawionych dań i trunków, o tyle nam pozostaje nacieszyć oko formą i scenografią nader uproszczoną. Nie bądźmy jednak drobiazgowi. Potraktujmy rzecz jako ukłon w stronę wyobraźni widza. Nie o to bowiem idzie, by drażniąc nozdrza zapachem pieczeni i cebulowej zupy obudzić wyższe zmysły. Bądź co bądź zapach parafiny unosił się w powietrzu, a i konsumpcja też miała

miejsce... a muzyka, ech... płynęła. Arbuzy i winogrona bez wątpienia prawdziwe, wino miejmy nadzieję nie, bo cóż by na to powiedział burmistrz Borys (miejsce wszak publiczne). Skupmy się jednak nie nad tym co na, ale kto za stołem. Na scenie jak na talerzu trio teatralne Alchemia Krakowska. Jegomość energiczny, pewny siebie, cyniczny i wulgarny to kabotyn Haendel ( Marek Sawicki), rubaszny i pokorny to pobożny kantor Bach (Adam Zych), a kelneruje im nader wygadany służący Haendla – Schmidt (Adam Kwaśny). I jeszcze to coś w powietrzu... tęsknota, żal, smutek i samotność. Wszystko to z reżyserskiego przepisu Rafała Czarnego. Może jedynie tej szczypty wyrazistości zabrakło w aktorskim przekazie. Nie zemdlilo jednak, ani nie pozostawiło obojętnym. Mimo komediowej swojej formy, groteskowych sytuacji i dowcipnych monologów nie jest to jednak lekkostrawny posiłek. Nie kolacja to, lecz pojedynek. Pojedynek na nuty. Kupiona sława i estyma Haendla? Czy ceniony lokalnie geniusz Bacha? Salonowe maniery i wystawne życie, czy pobożna skromność na łonie

Pisałam już o pierwszym człowieku polskiej literatury awangardowej, o obrazoburczym Sławomirze Shuty, który ubarwia rodzime pisarstwo szczyptą dekadencji i perwersji. Idea sama w sobie jest przyjemna, z tym że bardzo łatwo o pomyłkę. Istnieje duże prawdopodobieństwo poślizgu na własnych awangardowych pomysłach. Wtedy nie wychodzi ani obrazoburczo, ani perwersyjnie, w ogóle nie wychodzi. Shuty zdaje się być pisarzem odważnym, więc jeden poślizg nie zrobi mu większej szkody, a popularności mogą mu przysporzyć sceny erotyczne. „Ruchy”, ostatnia powieść Sławomira Shuty, jest właśnie o „tegowaniu” i ogólnie wokół dupy się kręci. Być może przesadny erotyzm dodaje książce pędu, ale cóż, jest to powieść „z poślizgu”. „Ruchom” nie można odmówić wielu zalet. Shuty ma kapitalny słuch, więc jego język jest soczyście zróżnicowany. Nie jest niespodzianką, że autor nie ma oporów przed użyciem wulgaryzmów, ale również potrafi doskonale parodiować inne, bardziej wyrafinowane, style. Przemawia Shuty ustami zblazowanych imprezowiczów, stałych bywalców podrzędnego lokalu, domorosłych gwiazd, które jeden krok dzieli od prostytucji (w niektórych przypadkach nie ma mowy o rozdzielności). Autor „Ruchów” świetnie prowadzi pozornie bezsensowne dialogi, dokumentuje gwarę wiejską, miejską i specyficzne typy zachowań w obu przypadkach. Genialnie Shuty opisuje scenę picia Bulszy ze Stefanem, gdzie człowiek miejski spotyka się z wiejskim i przy wyrobie własnym rozprawiają o niczym i o wszystkim,

ktoś przychodzi, toczy się rozmowa: – Co słychać? – Aaa... nic, suka mi się ciekła. (...)Było tak dobrze tydzień, jak się ciekła, zeszło się ze wsi psów, jeden, drugi, trzeci, czwarty, i jszcze trzy, siedem ich widać było, jeden rudy...” itd. Sławomir Shuty na tym jednak nie poprzestaje i wpada nieraz w ton nieco patetyczny, kiczowaty, okrasza ironią lub barokowo zdobnym opisami. Sam język jednak nie może obronić całej książki, której zamysł jest dobrze przed czytelnikiem ukryty. Jest to lektura dla wytrwałych, dla czytelników lubujących cielesność przesadną, nieuzasadnioną, dla tych którzy chcą się głębi doszukiwać, a możliwe jest, że jej nie znajdą. Tytułowe ruchy, opis odwiecznego „tegowania” nie jest artystycznie nowatorski, ani edukacyjny, nawet nie pornograficzny a ociera się o nudę, niestety. Shuty dodatkowo stosuje taktykę mnożenia bohaterów, prawdopodobnie by podkreslić, że nie liczą się tu jednostki, ale siły nimi kierujące, co nie ukrywam, nie pomaga w odbiorze. Dlatego „Dokąd idziesz?” – pytam. Ps. Ostatnią książką niedokończoną przeze mnie z premedytacją było „Quo vadis” Sienkiewicza w podstawówce, doszłam do osiemdziesiątej strony i za nic nie mogłam ruszyć dalej. Na szczęście musiałam oddać „Wojnę polsko-ruską” Masłowskiej w połowie czytania, bo by mi prawdopodobnie popsuła ten wynik, więc do tej pory szczycę się zarzuceniem jedynie Sienkiewicza. Muszę przyznać, że przy „Ruchach” miałam ochotę postąpić podobnie.

licznej rodziny. Argumenty zbijane coraz śmielszymi kontrami, danie za daniem, wino za winem... i muzyka. Tyle o sobie wiedzą, znają każdą nutę, każdy takt, nie potrafią jednak wypełnić przestrzeni ich dzielącej. Tak sobie bliscy, a tak dalecy. Tak wielcy, a tak mali. Jednacy w swoich lękach, zazdrościach i bezradności wobec losu. Konfrontacja przynosi metamorfozę ich zachowań. Haendlowska pycha schyla się przed boską grą Bacha, a kantorowska naturalność nabiera wiary w siebie. Wreszcie symbolicznie i dosłownie zdejmują przed sobą peruki, niczym maski. Pytanie jednak pozostaje: dlaczego on ma to, czego nie mam ja? Nad niedojedzonymi resztkami unosi się widmo niespełnienia. Po cóż zatem otwierać groby i zapraszać duchy? Nie wiesz? Jeśli choć na chwilę obudziły one w Tobie pytania o tożsamosc sztuki, miejsce aktora, o tę cienką granicę między jedną z muz a komercją, nie krępuj się. Czuj się zaproszony. Muzyka wciąż gra. To kolacja dla Ciebie. Smacznego.

Joanna Bąk

„Krzesany” po brytyjsku

Wojciech Kilar

krajne emocje wzbudzał od samego początku. Bo i brzmiał jakoś inaczej. Jakby zbyt hałaśliwie, krzykliwie. Zbyt awangardowo, ale i znajomo, po góralsku... Twórca też w zasadzie nic nie wyjaśnił. Nie przygotował. Nie uprzedził. „Bez włączania drogowskazu, skręcił w bok”. Nagle zaproponował coś, czego wcześniej nie było. Coś zupełnie innego, coś...fantastycznego! Dziś, po blisko trzydziestu latach od prawykonania na Warszawskiej Jesieni w 1974 roku, „Krzesany” Wojciecha Kilara wciąż jest hitem. Nie tylko rodzimej sceny muzycznej.

S


|21

nowy czas | 4 lipca 2008

kultura

Glastonbury 2008

Na potężnym pastwisku farmy należącej do Michaela Eavisa po raz kolejny odbył się największy muzyczny festiwal na świecie – Glastonbury. Wszystkiemu winien jest właśnie ten starszy już teraz pan, który w 1970 roku na swojej ziemi zorganizował imprezę na jakieś tysiąc osób. Bilet kosztował funta. W ten sposób narodziła się kolejna świecka tradycja, która w błocie, namiocie i na scenie realizuje się od ponad trzydziestu już lat. W tym roku przedfestiwalowe narzekania krytyków brzmiały wyjątkowo ostro. Organizatorów odsądzano do czci i wiary, że oficjalną gwiazdą festiwalu uczynili rapera Jay Z, bo rap, ich zdaniem, nie współgra z hipisowskimi korzeniami Glasto. Jeszcze dzień przed festiwalem można było kupić bilety, co znowu było pretekstem do wieszczenia rychłego upadku tej imprezy, bo przecież zawsze wejściówki schodziły jak ciepłe bułeczki, a tu raper powoduje bojkot. Tymczasem w efekcie bilety, choć na trzy pełne festiwalowe dni kosztowały

›› Amy Winehouse wystąpiła z parasolkami we włosach; poniżej: publiczność nie zawiodła – bilety, które kosztowały 155 funtów sprzedały się co do jednego.

Uwielbiają i grają go Francuzi, Włosi, Amerykanie. Magii góralskiego poematu ulegli też Brytyjczycy, o czym można było przekonać się podczas niedzielnego koncertu Ernest Read Symphony Orchestra w St. John’s Waterloo w Londynie. „Dlaczego wciąż tak mało wiemy o tym kraju? Dlaczego prawie nie znamy wspaniałej polskiej muzyki?” zastanawiał się dyrygent Peter Stark, jeden z dwunastu brytyjskich dyrygentów zaproszonych do udziału w II Festiwalu Muzyki Polskiej w Krakowie w 2005 i 2007 roku. Brytyjscy artyści, w ciągu tygodniowego pobytu nad Wisłą, poza krótką wizytą między innymi w obozie zagłady Auschwitz - Birkenau, uczestniczyli w kursach, obcując z „największymi” naszego (muzycznego) czasu. Był więc Antoni Witt, Krzysztof Penderecki, Henryk Mikołaj Górecki. Był wreszcie i Wojciech Kilar. I to właśnie ten ostatni, a raczej jego dzieło – „skrzący się taniec, dramatyczna, szalona, wspaniała muzyka mieszkańców polskich gór”, jak opisał „Krzesanego” dyrygent, wyjątkowo przypadł Peterowi Starkowi do gustu. I właśnie dlatego – jako próbka polskiej, nie do końca dziś już współczesnej muzyki, znalazł się w programie niedzielnego koncertu. Szkoda tylko, że publiki było jak na lekarstwo. A szkoda tym większa, że wykonanie rzeczywiście nie było

najgorsze. Ku mojemu zdziwieniu. Z natury rzeczy bowiem brytyjskie orkiestry słowiańskiej duszy oddać nie potrafią. Mimo niewątpliwego kunsztu i godnej pozazdroszczenia biegłości technicznej. Gdy w ubiegłym miesiącu London Symphony Orchestra prezentowała podczas jednego z muzycznych wieczorów Koncert Fortepianowy Chopina, czegoś brakowało. Było wprawdzie i równo, i ładnie i grzecznie, ale to przecież nie Chopin. Tym razem, pomimo że ERSO to orkiestra amatorska, a pomalowana na beżowo sala protestanckiej świątyni wyjątkową akustyką raczej nie grzeszyła, w powietrzu unosiło się to coś, czego brakowało „tamtemu” Chopinowi. Był powiew artystycznej świeżości. Silne emocje i ogromna dawka artystycznej ciekawości – niezbędna przy odkrywaniu tak egzotycznych, jak dla londyńczyków, muzycznych rejonów. Przez chwilę zdawało mi się nawet, że poczułam muśnięcie Halnego, znad samiuśkich Tater... Jan Krenz, prowadząc prawykonanie utworu w 1974, zwrócił się do kompozytora tymi słowami: „Otworzyłeś szeroko okno i wpuściłeś do pokoju muzyki polskiej świeże górskie powietrze”. A jak uczy historia, „Krzesany” przewietrzył i zapewne przewietrzy jeszcze niejeden muzyczny pokój.

Łucja Piejko

155 funtów, sprzedały się co do ostatniego, a Jay Z dał świetny występ, gorąco przyjęty przez publiczność. Rozpoczął go, udając grę na gitarze, przebojem „Wonderwall” grupy Oasis, co było „ukłonem” w stronę lidera zespołu, Noela Gallaghera, który grzmiał, że Jay Z i ten festiwal to jakaś pomyłka. Oprócz rapera, z głośnych i popularnych brzmień wystąpili jeszcze Amy Winehouse, Leonard Cohen, Duffy, Goldfrapp, Editors, Linkin Park, Panic At The Disco i Massive Attack. Amy Winehouse wystąpiła z parasolkami we włosach, zaśpiewała między innymi „Rehab” i „Valerie” oraz sporo innych utworów, po czym, jak to miewa w zwyczaju, pokłóciła się ze swoim własnym fanem i zeszła ze sceny pod ramię z ochroniarzem. Z dala od głównej Pyramid Scene, na jednej z bocznych scen wystąpiły polskie zespoły: The Car Is On Fire i Flykiller, choć publiczność wolała raczej pooglądać i posłuchać Amy, która śpiewała mniej więcej w tym samym czasie. Polskie zespoły swoją obecnością miały uświadamiać domniemanym, bawiącym się tam Polakom, przydatność wstępowania w szeregi związków zawodowych, na zasadzie budowania pozytywnych skojarzeń. Left Field Stage była jedną z wielu scen oddalonych od centrum wydarzeń. Na innych rozgrywały się rzeczy natury artystycznej, choć już niemuzycznej, które znakomicie współtworzą festiwalową otoczkę. Na ekranach wyświetlano filmy i spektakle, występowali różnej maści komicy, odbywały się warsztaty. W tym roku padało mniej niż zazwyczaj. Świeciło za to całkiem sporej wielkości słońce. (es)


22|

4 lipca 2008 | nowy czas

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

Zanim pójdziesz pod nóż Ta strona ma szansę zrobić furorę taką jak Facebook czy YouTube! Kobiety rozważające operację plastyczną twarzy na stronie o optymistycznie brzmiącej nazwie Lift Magic (liftmagic.com) mogą „przymierzyć się na sucho”, czyli sprawdzić, jak będzie wyglądało ich liczko po jednym z czternastu dostępnych zabiegów chirurgicznych. Wgrywamy własne zdjęcie, zaznaczamy właściwą opcję – np. operacja nosa, podniesienie policzków, wypełnienie warg – wciskamy przycisk show me i gotowe. Odrobina Photoshopa robi to co chirurg, tyle że o wiele szybciej i taniej. Ponad 60 tys. kobiet w Wielkiej Brytanii co roku „idzie pod nóż”, może dzięki tej stronie przynajmniej część z nich uniknie nieodwracalnych w skutkach pomyłek.

Proces przechodzenia na system telewizji cyfrowej rozpoczął się na Wyspach w październiku zeszłego roku i obejmuje kolejne regiony. Ma się zakończyć do końca 2012 roku. Tymczasem wielu Brytyjczyków wciąż kupuje analogowe odbiorniki telewizyjne. W pierwszej połowie ubiegłego roku stanowiły one blisko połowę wszystkich sprzedanych w Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że rzesze ludzi nie mają pojęcia o reformie. Parlament opublikował ostatnio raport, z którego wynika, że mimo 200 mln funtów wydanych na akcję informacyjną tłumaczącą konsekwencje zmiany sygnału telewizyjnego na cyfrowy, wielu mieszkańcow wciąż nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji tych zmian. Najdalej za cztery lata, po wyłączeniu analogowego sygnału, posiadacze analogowych telewizorów będą musieli kupić dodatkowy sprzęt, by móc oglądać telewizyjne programy. Różnica w cenie między nowoczesnym odbiornikiem i jego starszym odpowiednikiem na pewno się wtedy wyrówna.

Gołąbek w spokoju

Problemy z cyfrą

Halo Majesty Królowa brytyjska figuruje na 264 pozycji na liście najbogatszych ludzi w UK. Jej majątek szacowany jest na 320 mln funtów, a wartość nieruchomości rośnie średnio o 20 proc. rocznie. A jednak rodzina królewska z trudem radzi sobie z rosnącymi kosztami utrzymania licznych posiadłości, które co prawda z biegiem lat zyskują na wartości, ale i wymagają poważnych remontów. Królewscy doradcy, najwyraźniej lubią oglądać telewizyjne hity w rodzaju Britain’s Got Talent z Simonem Cowellem, gdzie słuchacze dzwonią do studia przysparzając tym samym pieniędzy producentom programu. Wpadli więc na pomysł stworzenia telefonicznej linii pomocowej dla monarchii. Miało to wyglądać tak, że poddani dzwoniliby pod numer specjalnej infolinii po to, żeby wysłuchać specjalnych podziękowań nagranych przez królową. Im dłużej pozostaliby na linii, tym większa kwota donacji spłynęłaby do kieszeni Jej Królewskiej Mości. Plan ostatecznie spalił na panewce – analitycy rynku obawiali się, że mogłoby to zostać odebrane jako wyznacznik poparcia dla monarchii. Słaby wynik nie tylko oznaczałby finansową klapę przedsięwzięcia, ale też groził PR-ową katastrofą na dworze. Co jak co, ale PR i dobra prasa są w dzisiejszych czasach kluczowe dla trwałości monarchii – działalność komercyjna spada na dalszy plan.

Pranie w szklance wody Profesor Stephen Burkinshaw i jego zespół współpracowników z Leeds University zaprojektowali niezwykłą pralkę – do jednego cyklu prania zużywa ona zaledwie... szklankę wody. Urządzenie pierze przy pomocy 20 kg plastikowych drobinek, które absorbują bród z powierzchni tkanin. Drobinki te zużywają się dopiero po około 100 praniach i wzbogacone niewielką ilością wody z łatwością usuwają plamy, nawet te ze szminki albo kawy. Odkrycie jest na prawdę rewolucyjne w dobie globalnego deficytu wody. Firma Xeros Ltd zajęła się wdrażaniem tej technicznej innowacji do seryjnej produkcji i jest szansa, że już w przyszłym roku na Wyspach pojawi się oszczędna pralka.

W czasie turnieju tenisowego na kortach Wimbledon organizatorzy strzelali do gołębi. Obrońcy praw zwierząt zareagowali zbiorowym protestem, wywołując dyskusję o metodach zabijania ptaków. Gołębie nigdy nie cieszyły się w Wielkiej Brytanii dobrą sławą. „Szczury ze skrzydłami” – mówią ich przeciwnicy. „Mają prawo żyć” – krzyczą miłośnicy. Bruce Friedrich, zastępca szefa organizacji People for the Ethical Treatment of Animals (PETA) twierdzi, że strzelanie do gołębi jest nie tylko okrutne, ale przede wszystkim nielegalne. Organizatorzy turnieju uzasadniają potrzebę odstrzelania ptactwa tym, że zagraża ono bezpieczeństwu grających. Policja natomiast uważa, że skoro strzelający mają niezbędne uprawnienia, funkcjonariusze prawa nie muszą interweniować. Każdy, komu kilkanaście lat temu zdarzyło się dotrzeć w okolice Trafalgar Square, zapamiętał z pewnością nieprawdopodobną liczbę gołębi, które niemal przykrywały plac gęstym żywym kożuchem i wskakiwały na głowę domagając się pokarmu. Teraz po gołębiach na Trafalgar nie ma śladu. Problem rozwiązano przy pomocy jastrzębi. Z pewnością jest to bardziej humanitarny sposób.

Antybuty Wyglądają jak obuwie ortopedyczne – masywne, na grubej, półokrągłej podeszwie, nawet przy dużej dozie dobrej woli nie możemy powiedzieć, że są sexy. Mimo tego sandały marki MBT noszą największe elegantki z City (po pracy) i gwiazdy, takie jak Jemima Khan, Jodie Kidd czy Sadie Frost. Kosztują około 120 funtów, ale nie cena jest w nich najważniejsza, tylko obietnica jędrnych pośladków i szczupłych nóg bez śladu celulitu. Cudaczny kształt butów MBT (Masai Barefood Technology) opracował w latach 90. ubiegłego wieku szwajcarski inżynier Karl Müller. Pomysł przyszedł mu do głowy, kiedy obserwował koreańskich wieśniaków przy pracy na polu ryżowym – chodzili boso po miękkim gruncie i nigdy nie uskarżali się na ból pleców. Müller przypomniał sobie, że Masajowie w Afryce też chodzą boso i utrzymują piękną postawę. Kolejnym krokiem było wymyślenie zaokrąglonej podeszwy, czyli buta pozbawionego obcasa, z uniesionymi palcami. Prototyp zaczęto sprzedawać w Szwajcarii, Austrii i Niemczech w 1996 roku – sandały rozchodziły się jak świeże bułeczki. Kobiety (bo to one były głównie klientkami firmy) przekazywały sobie wiadomość o cudownych właściwościach

MBT: likwiduje ból pleców i pięt, wysmukla uda i łydki, ba, nawet odchudza. Większość z tych rewelacji nigdy nie została potwierdzona rzetelnymi badaniami, ale niektóre tak. Naukowcy z Sheffield Hallam University przyznali, że chodzenie w butach z półokrągłymi podeszwami dobrze działa na kolana, biodra i kostki, może też redukować napięcie ciała i tyle – ani słowa o redukowaniu celulitu. Prowadzący przyznali tylko, że chodząc w takich butach stawiamy mniejsze kroki niż zazwyczaj, mięśnie pracują wtedy bardziej, tkanka tłuszczowa się spala i chudniemy (a jednak!). Antybuty, jak nazywają je niektórzy ortopedzi, może nie są panaceum na wszystkie dolegliwości, ale z pewnością przejawem troski o ciało i kondycję fizyczną, a to jest teraz na topie. swissmasai.co.uk


nowy czas | 4 lipca 2008

|23

co się dzieje film Somers Town dramat, 2008 r. reż. Shane Meadows Renoir Brunswick Shopping Centre, Brunswick Square, WC1N 1AW 6 lipca, godz. 18.00

76 Venn Street, SW4 0AT 6 czerwca, godz. 11.45 Jest to film, który zdradzi Ci coś, o czym do tej pory wiedziała garstka najbogatszych… Opowiada o „low attraction” czyli prawu przyciągania, które mówi o tym, że w życiu spotyka nas to, co sami przyciągamy. Moonlighting dramat, 1982 r. reż. Jerzy Skolimowski BFI Southbank Belvedere Road, SE1 8XT 5 lipca, godz. 18.30 W grudniu 1981 roku czwórka Polaków przybywa do Anglii, aby wyremontować elegancki dom w Kensington, należący do ich bogatego rodaka. Tylko jeden z nich, mówi po angielsku i tylko do niego dociera wiadomość o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Sid and Nancy

Zwycięzca tegorocznego festiwalu filmowego w Edynburgu. Głównymi bohaterami są dwaj młodzi Polacy mieszkający w jednej z londyńskich dzielnic, która zmieniła swoje oblicze w wyniku zbudowania tam dworca kolejowego obsługującego pociągi Eurostar. My winnipeg dok., 2007 r. reż. Guy Maddin BFI Southbank Belvedere Road, SE1 8XT 5 lipca, godz. 15.50, 18.10, 20.30 W swoim najnowszym dziele o małym miasteczku filmowy prowokator, Guy Maddin, utrzymuje swój swobodny, łączący różne gatunki styl, który zapewnił mu pozycję jednego z najbardziej intrygujących i uznanych na świecie artystów z Kanady. Straight to Hell kom., 1987 r. reż. Aleks Cox Barbican Centre Silk Street, EC2Y 8DS 8 lipca, godz. 20.40 Film jest żartem z klasycznych konwencji kina. Historia krwi, pieniędzy, broni, kawy i seksu. Występują: Joe Strummer, Courtney Love, Dick Rude, Dennis Hopper, Grace Jones oraz Elvis Costello i Jim Jarmusch. The Visitor kom., 2007 r. reż. Tom McCarthy Prince Charles Cinema 7 Leicester Place, WC2H 7BP 4-5 lipca, godz. 16.00, 18.30, 21.00 Główny bohater to wdowiec, który wiedzie samotne i nudne życie profesora ekonomii. Pewnego dnia na jego drodze staje para nielegalnych imigrantów. Rodzi się przyjaźń, a jego życie całkowicie się zmienia.

A Secret dramat, 2007 r. reż. Claude Miller Clapham Picturehouse

dramat, 1986 r. reż. Aleks Cox Barbican Centre Silk Street, EC2Y 8DS 8 lipca, godz. 18.15 Historia Sida Viciousa – basisty Sex Pistols i jego dziewczyny Nancy Spungen. Pewnego ranka jego dziewczyna zostaje znaleziona martwa i Sid zostaje aresztowany za jej morderstwo.

Branford Marsalis Quartet + Andrew McCormack Trio 8 lipca, godz. 19.30 Barbican Centre, Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £25-£15 Branford Marsalis to wirtuoz saksofonu. Jego kwartet tworzą: Joey Calderazzo (piano), Eric Revis (kontrabas) i Jeff „Tain” Watts (bębny). Dimitri Vassilakis/The greek gang 10 lipca, godz. 20.00 Spice Of Life, 6 Moor Street, W1D 5NA Bilety: £8 Grecki saksofonista Dimitri poprowadzi swój zespół przez śródziemnomorską odmianę hard bopu.

5 lipca, godz. 18.30 Księgarnia Polish Books 31 High Street, Ealing Broadway, W5 5DB Wstęp wolny Wieczór autorski z Anną Laszuk – dziennikarką radiową (TOK FM), publicystką, autorką książki „Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!” – dokumentu o polskich lesbijkach. Będzie można kupić książkę.

imprezy

5 lipca, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Para wokalistów jazzowych prezentuje szeroki repertuar be-bopu, swingu i bossa novy. FeSTiVAL oF LATiN MUSiC: LaXula Green Note, 106 Parkway, NW1 7AN 5 lipca, godz. 19.00 Bilety: £10 Zespół LaXula prowadzi czarująca Montserrat Ruiz. Pieśni południowej Hiszpanii muzycy przyprawiają szczyptą brzmień undergroundu wschodniego Londynu, flamenco i... tango.

Book Slam Summer Barbecue 8 lipca, godz. 18.30 93 Feet East, 150 Brick Lane, E1 6QL Bilety: www.bookslam.com Bilety: £12 Kuratorem wieczoru jest pisarz Irvine Welsh, autor powieści „Trainspotting”, film na jej podstawie zyskał miano kultowego. Welsh przedstawi swą nową powieść „Crime”. Wystąpią: Alabama 3, Adam Buxton, Sophie Woolley i DJ Roaul Galloway. Bring and Share in the green room 4 i 5 lipca, godz. 22.00-1.00 National Theatre Square, South Bank, SE1 9PX Wstęp wolny Przynieś swoje ulubione winyle, CD albo MP3 na te wieczory muzycznej demokracji.

wystawy

„Ka pi ta lizm za bi ja” – neo no we in sta la cje gru py ar t y stów z Pa r y ża. Część mię dzy na ro do we go pro jek tu hap pe nin gów, wy staw i spo tkań, któ re od by wa ją się w róż nych miej scach Lon dy nu. Szcze gó ły na: www.lis son gal le r y.com. The Co ur tauld Cézan nes Co ur tauld Gal le r y, So mer set Ho use, WC2R 0RN co dzien nie 10.00-18.00 Wy sta wa Clau de'a Ce zan ne'a ze zbio rów ga le rii The Co ur tald, któ ra tą zna ko mi tą eks po zy cją uczci swo je 75-le cie. Le Ma ria ge do 19 lip ca Ar co la The atre, 27 Ar co la Stre et, Dal ston, E8 2DJ Bi le t y: £15/£10, re zer wa cja: 02075031646 Fran cuz ka i uchodź ca z po łu dnio wej Afry ki. On pró bu je od na leźć się w Eu ro pie, ona po zna je pie kło ży cia nie le gal nych. Cros sing the Sea

polacy odnalezieni po latach Fotografie Jana Markiewicza do 5 lipca! Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego 20 Princes Gate, SW7 IPT wt-pt, godz. 14.00-16.00 14 czerwca (sobota) 13.00-18.00 informacje: nicoletatty@hotmail.com Wystawa znalezionych na ulicy unikatowych zdjęć, które przedstawiają życie polskiej emigracji powojennej w latach 50. The American Scene: prints from Hopper to pollock British Museum Great Russel Street, WC1 codziennie, 10.00-17.30, czw i pt. do 20.30 150 grafik głównie amerykańskich artystów. Wśród autorów m.in.: Edward Hopper, Jackson Pollock, z europejskich: Louise Bourgeois, Joseph Albers. Claire Fontaine Lisson Gallery, 29, 52-54 Bell St, NW1 5DA pn-pt, 10.00-18.00, sb, 11.00-17.00

4 i 5 lip ca, godz. 20.00 Wil ton's Mu sic Hall, Gra ces Al ley, off En sign St, E1 8JB Bi le t y: £17.50 Ope ra ba zu ją ca na pięt na stu chiń skich po ema tach Tang, opo wia da hi sto rię ko bie t y, któ ra ca łe ży cie cze ka na po wrót jej przy ja cie la, żoł nie rza wy sła ne go na woj nę. Sen No cy Let niej dla dzie ci od 8 lip ca Open Air The atre Re gent's Park, In ner Circ le, Re gent's Park, NW1 4NR pn -śr i pt. godz. 13.15 Bi le ty: £12, re zer wa cja: 08700 601 811 Ada pta cja słyn nej szek spi row skiej ko me dii.

festiwale Lon don Fe sti val of Ar chi tec tu re www.Ifa 2008.org Jak co ro ku la to w Lon dy nie roz po czy na się dar mo wym zwie dza niem bu dyn ków, któ re na co dzień są nie do stęp ne dla tu r y stów. Do 7 lip ca moż na zwie dzić bu dyn ki w So utwark i So uth Bank, od 15 do 20 lip ca w Cler ken well i Ci t y of Lon don.

ZAprASZAMy NA reCiTAL DAgMAry ŚwiąTACZ-SoprAN

Art in exile

Akompaniament: Przemysław Salomoński

CULTUreS oF reSiSTANCe: Linton Kwesi Johnson + Bashy + The Neville Staple Band i inni 7 lipca, godz. 19.00 Astoria 2, 165 Charing Cross Rd, WC2H 0EN Bilety: £10 Koncert legend muzyki ska ku czci pioniera poezji dubu – Lintona Kwesi Johnsona.

White Cube Mason's Yard, 25-26 Mason's Yard, SW1Y 6BU wt-sb, godz. 10.00-18.00 „If Hitler Had Been a Hippy How Happy Would We Be” – nowe prace ekscentrycznych rzeźbiarzy, nowa wersja instalacji „Hell”, która spłonęła w magazynie Momart.

polish Books zaprasza: gdy kobieta kocha kobietę...

Lubo Alexandrov's Kaba Horo

yuki and Sam

Jake i Dinos Chapman

spotkania

muzyka 4 lipca, godz. 19.00 Cargo, 83 Rivington Street, EC2A 3AY Bilety: £12 Gitarzysta Lubo prowadzi swój zespół przez brzmienia inspirowane muzyką Bułgarii, Bałkanów, Turcji. Jest to mix funku, jazzu i drum 'n' bass.

Polscy artyści w powojennej Brytanii Boundary Gallery 98 Boundary Road, NW8 0RH śr-sb, 11.00-18.00 Malarstwo i grafiki najwybitniejszych polskich malarzy, którzy osiedli w Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej, m.in. Marian Bohusz-Szyszko, Stanisław Frenkiel, Henryk Gotlib, Piotr Potworowski, Marek Żuławski.

Arie operowe, operetkowe, piosenki z Kabaretu Starszych Panów 14 lipca o godzinie 20.00 Restauracjia Łowiczanka 238 King Street, London, W6 0RS Tel. 0208 741 3225 Piotr Potworowski


24

4 lipca 2008 | nowy czas

czas na relaks

ucieczka z miasTa

» W letnim okresie nie ma ładniejszych

maNia GoToWaNia

zakątków niż w zachodniej Anglii. Kornwalia, Somerset, Devon czy Dorset czekają na wczasowiczów. Najłatwiej tam dojechać samochodem, bo są zakątki, gdzie transport publiczny nie dociera. I tutaj dobra wiadomość dla posiadaczy czterech kółek.

Mikołaj Hęciak

Okolice zachodniego Devonu w ubiegłym roku znalazły się w czołówce najbezpieczniejszych terenów jeśli chodzi o statystyki dotyczące kradzieży samochodów. Więc posiadając cztery kółka nie tylko łatwo możemy wyskoczyć z miasta, ale i bezpiecznie podróżować, bez strachu, że nasz środek lokomocji zginie z parkingu, podczas gdy my będziemy poznawać miejscowe atrakcje. A naprawdę jest co zwiedzać w tych zakątkach Wyspy. Zaczynając od zachodniej strony niedaleko Redruth znajdziemy jedyny, ciągle działający, a odnowiony niedawno obiekt służący do pozyskiwania cyny. Dalej w kierunku wschodnim blisko Falmouth zobaczymy zamek Pendennis wybudowany dla króla Henryka VIII. Dalej, tuż przed opuszczeniem gościnnych granic Kornwalii, miniemy jezioro zwane Dozmary Pool. Według lokalnych podań jezioro to ma wiele powiązań z osobą króla Artura. Jedno z nich mówi o tym, jak król Artur otrzymuje miecz Excalibur z rąk Pani z Jeziora, często pojawiającej się w arturiańskich podaniach. Inną XVII-wieczną postacią związaną z tym jeziorem jest Jan Tregeagle. Mając – delikatnie mówiąc – trudny charakter stał się bohaterem opowiadań w stylu Fausta zaprzedającego duszę diabłu i Syzyfa otrzymującego kilka niemożliwych do zrealizowania zadań. Wkraczając na południowo-zachodnie ziemie hrabstwa Devon znajdziemy miejscowość Plympton – jedno z czterech tzw. stannary town, czyli miast o szczególnym znaczeniu gospodarczym w Średniowieczu. Obecnie znajduje się tam między innymi dobrze zachowany pałac zwany Saltram House. Był on zaprojektowany przez szkockiego architekta Roberta Adama, jednego z najpopularniejszych brytyjskich architektów w XVIII stuleciu. Niedaleko stamtąd w mieście Tavistock przyszedł na świat Franciszek Drake, admirał Floty Królewskiej, który pokonał hiszpańską Armadę w 1588 zapewniając Anglii przewagę na morzu. Bardzo ciekawym i nieco tajemniczym miejscem będzie na pewno most na rzece Barle. Ten kamienny, długi na 55 metrów most zbudowany został z kamiennych

płyt, których ciężar dochodzi do 5 ton. A jego powstanie datowane jest na 1000 lat przed narodzinami Chrystusa. A mowa o moście Tarr Steps w Narodowym Parku Exmoor.

Likky pie Dzisiaj mam dla Państwa popularny przepis wywodzący się z tej części Anglii, przez którą ostatnio podróżujemy. Dawniej było to danie na niedzielę lub święta. Na cztery osoby potrzebujemy: 225 g pora, 450 g wieprzowiny, 150 ml mleka, 75 ml śmietanki (single cream), 2 jajka, 212 g ciasta francuskiego. Pory płuczemy, kroimy w półkrążki i podgotowujemy w osolonej wodzie około 5 minut. Odcedzamy dokładnie. Mięso kroimy w grubą kostkę. Nieduże naczynie żaroodporne (około 1 l) wypełniamy porami i wieprzowiną, doprawiamy do smaku solą i pieprzem i zalewamy mlekiem. Przykrywamy folią aluminiową i pieczemy w 2000C przez około godzinę. Całość może wyglądać jak zważona, ale na tym etapie proszę się tym nie przejmować. Śmietanę łączymy z rozmąconymi jajkami i dodajemy do naczynia. Odstawiamy całość do ostygnięcia. Teraz mamy czas, by rozwałkować ciasto francuskie na lekko oprószonej mąką powierzchni. Powinno być nie za cieńkie, by się nie przerwało, ale i nie za grube, by nie opadło na potrawę przed upieczeniem. Pozostawiamy około 5 cm więcej niż średnica naczynia. 2-3 cm wykrawamy z zewnątrz. Pasek ten zwilżamy wodą i układamy na krawędzi naczynia. Znowu nawilżamy i układamy na nim ciasto, dokładnie zalepiając krawędzie. Z pozostałości ciasta możemy powycinać dekoracje i ułożyć na wierzchu. Wierzchnią

część ciasta możemy posmarować rozbitym jajkiem, ale nie jest to konieczne. Niektórzy zalecają przed włożeniem całości do piekarnika, zrobienie niewielkiej dziury na środku ciasta. Rozgrzewamy piec do temperatury 2200C i pieczemy następne 20-30 minut. Ciasto powinno podnieść się i ładnie zabrązowić. Czas wykonania – dwie godziny. Cena porcji – 1,80 funta.

TorTiLLa z kukurydzą I jeszcze jeden przepis, znacznie prostszy, a ukazujący hiszpańskie wpływy w angielskim menu. Danie szybkie i łatwe w przygotowaniu, świetnie nadające się na przekąskę, czy piknik. Dobre na ciepło, jak i na zimno. Na cztery osoby potrzebujemy: 1 łyżkę oleju, 1 cebulę, 1 czerwoną paprykę, ok. 600 g ziemniaków, 150 g kukurydzy z puszki, 6 dużych jajek, 75 g sera cheddar. Na patelni podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę i paprykę przez ok. 5 minut, aż zmiękną. Ziemniaki myjemy, obieramy i kroimy bardzo cieniutko. Wrzucamy na patelnię. Podsmażamy razem. Po 2 minutach dodajemy odsączoną kukurydzę i dalej podsmażamy. Jajka rozbijamy, doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Ser ścieramy na tarce. Łączymy razem. Wylewamy masę jajeczną na warzywa. Mieszamy delikatnie. Wkładamy do nagrzanego piekarnika na 1801900C i dopiekamy przez następne 10 minut. Alternatywnie możemy przykryć patelnię i na wolnym ogniu dosmażyć z dwóch stron. Podajemy z sałatą lub zieloną fasolką. Czas przygotowania 30 minut, cena za pocję 1,20 funta. Smacznego!!!


|25

nowy czas | 4 lipca 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

8

1 7 6

9 4 5

7 4

2 7 4 9 5 6 3 6 5 3 4 8 1 9 1 5 8 7 9 3 7 3 8 5 9 1 2

9

trudne

6

8 8

4

3

1

2

1

6

3 5

9

8 6 3 8 4

7

9 3

3

5 5

2 9

7 3

9 2

4

7

4

2

2

6

6

4 8

6 1

2

6 1 5

7

7

5

2 9 5 8 3

8

6 7

4

7

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Tydzień okaże się najłaskawszy dla osób pracujących w handlu, podróżujących służbowo, a także posiadających własne firmy. Planety ześlą ciekawe kontakty zawodowe, a także nowe szanse na sukcesy. Wiele Baranów może snuć ambitne plany, analizować dotychczasowe sukcesy i niepowodzenia. Bardzo ważny będzie bilans doświadczeń.

BYK

20.04 – 20.05

Kończy sie już okres Twojego dopasowania się do świata. Z tej próby wyjdziesz zwycięsko. W tym pospiesznym okresie wagi dla ciebie nabierze rodzina. Nie będzie konieczne poszukiwanie spełnienia i oparcia w świecie zewnętrznym. Pod koniec tygodnia dla osób wolnych pojawi sie realna szansa na zmianę stanu cywilnego.

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

Dla stabilnych par wzmocnienie. Twoje działania wobec partnera zacznie cechować orginalność i twórcza ekspresja. Pogodzisz przeciwności w swoim związku, a dzięki pomyślym splotom okoliczności i sile woli doprowadzisz do pogłębienia wzajemnej bliskości. Ujarzmienie niesfornych stron Twojej natury umożliwi Ci największe sukcesy.

RAK 22.06 – 22.07

Intuicja, a przede wszystkim rady życzliwych osób pomogą Ci wybrać najkorzystniejszą drogę zawodowego rozwoju. Będziesz mieć wiele okazji finansowych, od których zależy ich powodzenie. Możesz śmiało ubiegać się o kredyt czy lepsze warunki pracy. Jeśli skromność nie pozwala Ci rozmawiać o pieniądzach, niewykluczone, że one same do Ciebie przyjdą.

LEW 23.07 – 22.08

Generalnie obecny tydzień będzie korzystny dla finansów. Nie ulegaj tylko nadmiernemu apetytowi na luksusy, a także hazardowi i chęci ryzykownego wzbogacenia się. Poza tym będzie to czas zbierania owoców z wcześniejszych posunięć finansowych, trafnych lokat i inwestycji. Uważaj w tym tygodniu również na zdrowie.

PANNA 23.08 – 22.09

Wiele zodiakalnych Panien swoje sukcesy zawdzięczać będzie innym ludziom oraz korzystnym splotom okoliczności. Będziesz człowiekiem, który w odpowiednim czasie znajdzie się w odpowiednim miejscu! Bez żadnych obaw zawieraj umowy, finalizuj transakcje, podejmuj wyzwania.

GA WA 23.09 – 22.10

Nie wchodź w tym tygodniu w ryzykowne interesy, nie zaciągaj kredytów na luksusowe przyjemności. Fortuna nie będzie sprzyjać nawet takim szczęściarzom jak Ty. Po 6 lipca, odczujesz znaczną poprawę finansów. Pojawią się konkretne szanse zawodowe, zabłyśniesz licznymi talentami, co poprawi Twój zawodowy prestiż.

PION SKOR 23.10 – 21.11

Będziesz w tym tygodniu niezwykle gościnny. Być może sytuacja zmusi Cię, troszeczkę wbrew Twojej woli, do zorganizowania większej, rodzinnej uroczystości dla bliższych i dalszych krewnych. Mimo, że Ci to nie na rękę, zadbaj o miłą atmosferę przy biesiadnym stole, by spędzić sympatyczny wieczór w gronie bliskich Ci osób.

LEC STRZE 22.11 – 21.12

Zawodowym sukcesom zdecydowanie będzie sprzyjać pierwsza połowa tygodnia. Niektórym Strzelcom właśnie odporność na stres i stalowe nerwy bardzo w tym miesiącu się przydadzą, szczególnie w bataliach z biurokracją i urzędami. Niewykluczone, że w Twojej firmie zajdą jakieś zmiany, pojawi się widmo restrukturyzacji, albo redukcji personelu. Bądź więc czujny!

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Warto zabezpieczyć swój majątek, karty kredytowe i czeki przed „amantami” cudzej własności. Unikaj hazardu i ryzyka w interesach. Wiele Koziorożców będzie się cieszyć znakomitą formą intelektualną, prawdopodobne są również dodatkowe źródła zarobków. Jednak pod koniec tygodnia warto krytycznie przyjrzeć się wydatkom i zaplanować pewne oszczędności.

NIK WOD 20.01 – 18.02

Otrzymasz ciekawą propozycję w sprawie, która jest dla Ciebie ważna, ale jednocześnie towarzyszyć temu będą jakieś niejasności. Możesz na przykład nabrać podejrzenia, że intencje Twojego wspólnika czy kolegi z pracy nie są czyste. Twoje przypuszczenia mogą być niestety słuszne, dlatego daj sobie wystarczająco dużo czasu do namysłu.

BY

RY 19.02 – 20.03

Ten tydzień zapowiada się na wysokich obrotach co spowoduje, że czasami będziesz wprost padać ze zmęczenia. Wiele Ryb będzie miało w tym czasie skłonność do wydawania wprost astronomicznych sum na nowe kosmetyki i zabiegi upiększające i relaksujące. Nie poddawaj się temu .


26|

4 lipca 2008 | nowy czas

jak jak zamieszczać zamieszczać ogłoszenia ogłoszeniadrobne? d r ob n e ? aby zamieścić OgłOszenie kOmercyjne prosimy o kontakt z

OgłOszenia zwykłe Aby zamieścić ogłoszenie drobne w dziale: „Zatrudnię�, „Szukam pracy�, „Kupię�, „Sprzedam�, „Mieszkania do wynajęcia�, „Oddam za darmo�, „Towarzyskie� wyślij SMS: NC + treść ogłoszenia (np. NC oddam kota...) na numer 87070. Otrzymasz wiadomość zwrotną – odpowiedz wpisując słowo CORRECT.

ia Ogłoszen w ramko e . juş od £15 O I TAN N I E! W I YGOD rtą! a k Zapłać

działem sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

w ramce kolorowe

do 15 słów

ÂŁ10

ÂŁ15

do 30 słów

ÂŁ15

ÂŁ25

koszt ogłoszenia £1,50 (plus opłata operatora)

lOkale dO wynajęcia

biurO pOdatkOwe Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Porady i zaległe rozliczenia Pomoc w anulowaniu kar Korespondencja z urzędami Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS Benefity taXpOl ltd tel. 0208 998 1121 mOb. 078 0937 4756 www.taXpOl.ltd.uk

pOlski sklep dO wynajęcia rOman rOad, bOw, lOndOn e3 5lu •Powierzchnia 904 stóp kw. •Dostępna piwnica •Dobra lokalizacja – na rogu •Czynsz £14,000.00 rocznie •Business Rates £4,851.00 więcej informacji pod numerem telefonu: 0781 269 0810 (english only)

szukam pracy Hydraulik z wieloletnim doswiadczeniem wlasne narzedzia transport przyjmie prace lub zlecenie. Tel 0791 901 6887.

Wymagana dobra znajomość języka angielskiego. mrs collins tel. 0238 086 7125 e-mail margaret@colbury.com Office assistant required. Computer skills and good command of English essential. Tel.0208 452 3337 PRACA W OCHRONiE dla kaşdego. Organizujemy kursy ochrony specjalnie dla Polaków. Panie mile widziane. dLA SWOiCH KuRSANTóW PRACA! Tel. 0793 144 2707. AvON – zostań konsultantką w uK i dołącz do mojej polskiej grupy! Super zasady współpracy, praca łatwa i dochodowa od zaraz, bez ryzyka – sprawdź! Magda, tel. 0772 7062239.

sprzedam

WiNdSOR. Miły, zadbany, wraşliwy, bez nałogów – 39/170 pozna panią z okolic, chętnie niepalacą, powaşnie i zdecydowanie myślącą o stałym związku. Tel. 0778 756 3104 30-LETNi wysoki brunet z poczuciem humoru, szuka drugiej połówki dojrzałej do stałego związku, fajnej i na poziomie. Tel. 0787 269 4734.

ALPERTON/PERivALE pokój do wynajęcia w spokojnym, czystym domu z ogrodem. Bardzo dobre warunki, blisko stacji metra ALPERTON. Tel. 0797 0722081.

SPOKOjNy i samotny 46-latek pozna równie spokojną i samotną panią, która wierzy, şe moşna jeszcze kogoś pokochać, być razem, chętnie zamieszkać wspólnie. Tel. 0772 461 4109.

HANWELL, W7 2LX, do wynajÄ™cia Ĺ‚adny, czysty pokĂłj z podwĂłjnym Ĺ‚óşkiem dla singla lub pary. Rachunki wliczone, cena do uzgodnienia. Tel. 07877851097; 07930844187 WESTfERRy, MiLE ENd. Miejsce dla chlopaka ÂŁ55/tyd. duĹźa dwĂłjka z balkonem w umeblowanym mieszkaniu z internetem. ÂŁ115/tydz. Rachunki wliczone. Tel.: 0790 454 6630. MiLE ENd (2 strefa, 5min. do stacji, trzy linie metra). dwuosobowy pokĂłj w umeblowanym czystym mieszkaniu z internetem. ÂŁ55/os/tydz. Rachunki wliczone. Tel. 0790 454 6630. LEyTONSTONE. dwuosobowy pokĂłj ÂŁ120/tydz. i jedynka ÂŁ75/tydz. W czystym spokojnym mieszkaniu na 4 osoby. 7min do stacji. Rachunki wliczone. internet. Tel.: 0796 961 8349.

Sprzedam ziemiÄ™ 5,5ha. Przy lesie i szosie 1kl. , jezioro, wszystkie media. Woj. lubuskie, m. Tursk k. Sulecina. Tel. 0797 072 2081.

HACKNEy CENTRAL, CLAPTON (2 strefa, jedynka ÂŁ70/tydz. duĹźy dwuosobowy pokoj ÂŁ110/tydz. 7min. do stacji. Rachunki wliczone. Tel.: 0790 454 6630.

WyjAZd dO CHiN za darmo dla kreatywnych i ambitnych, którzy chcą nie tylko pracować najemnie. Tel. 0798 528 4791 (po 15.00), email: lurum@poczta.fm OddAM ZA dARMO ksiąşki po angielsku o urbanizacji miast Anglii. Lata 20 i 30 XX wieku. Kontakt: 0750 2203 903.

w domu nauczyciela. Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy.

gabinet medycyny naturalnej. diana tel. 0793 1761 514 Komputerowe kompleksowe badania organizmu. Masaşe lecznicze. Usuwanie migrenowych bólów głowy. Reflexologia, aromaterapia, elektroterapia. Zapraszam codziennie od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 - 19.00 oraz w soboty i niedziele od 10.00 do 15.00. 234 kings street sw6 i piętrO.

więcej infOrmacji pOd numerem telefOnu: 0208 2487 561

zapraszamy na kurs tańca tOwarzyskiegO l-stopnia dla młodzieşy i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca, szkółka tańca towarzyskiego dla dzieci. tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk

Nieśmiały brunet 34 l., 176 cm, szczupły, pozna Panią, z dzieckiem równieş, cel stały związek. Tylko powaşne oferty, sms na nr 0797 382 5112. nauka

ACTON, 2-osbowy komfortowy pokoj dla pary, Bollo Lane, W3, Acton Town. 2-tyg dep. ÂŁ125/tydz. Tel. 0797 6354 659.

Sprzedam Renault Laguna , 1.8 16v 2002 kombi, srebrny, elektryczne szyby, lusterka, szyberdach, zmieniarka 6 Cd, MOT, TAX aktualne. ÂŁ2800. Tel. 0783 448 8633.

róşne

Manualna terapia, diagnoza, bioenergioterapia, Porady. Skutecznie i szybko. tel. 0795 867 7615

TOTiNG, MiTCHAM. dwójka i jedynka, w domu z ogrodem, living room, dwie łazienki, blisko stacji. Kuchnia w pełni wyposaşona, £60 i £90/tydz. Tel. 0751 9812 237.

LiMEHOuSE, SHAdWELL (2 strefa). Bardzo duĹźa dwĂłjka ÂŁ125/tydz. i duĹźa dwĂłjka ÂŁ110/tydz. jedynka ÂŁ55/tydz. 5min.do stacji. Rachunki wliczone. Tel. 0790 4546 630.

lekcje języka angielskiegO

tOwarzyskie

zatrudniÄ™

zatrudniÄ™ OsOby dO Opieki nad ludzmi starszymi.

kręgarstwO, rehabilitacja,

PLAiSTOW. dwuosobowy pokĂłj w umeblowanym domu z duĹźym ogrodem. dwie Ĺ‚azienki. internet. Rachunki wliczone. Tel.. 0790 4546630. PLAiSTOW. duĹźe pokoje dwuosobowe do wynajecia, 5 min. do stacji, w umeblowanym domu. Cena od ÂŁ55/os/tyg rachunki wliczone. Tel. 0780 947 2556 KiLBuRN PARK /SWiSS COTTAGE. 2osbowy duĹźy pokĂłj na Abbey Rd, NW6, druga strefa. Komfort, Tv, internet. Rachunki wliczone. ÂŁ130/tyg. Tel. 0797 6354 659.

jeśli czujesz się samotna, masz kompleksy z nadwaga, lubisz gotować i miałabyś ochotę wypić lampke wina z 50latkiem, zapraszam na flirt smsowy: 0751 497 7801.

Profi – Dance Studios szkOła przedmiOtów Ojczystych i artystycznych

prOszÄ™ O telefOn: 0794 0582 131

Uczymy języka polskiego, historii i geografii Polski. Zajęcia dla dziecie w wieku 411 lat. Małe grupy. Soboty: 913. Prowadzimy warsztaty; woklane teatralne, plastyczne. Nauka gry na instrumentach muzycznych, nauka tańca.

zdrOwie

grange primary school, church gardens, ealing, london w5 4nh, tel. 02083570315

atrakcyjna blOndynka poszukuje miłości z wysokim brunetem w wieku od 35 do 45 lat.

gabinet medycyny naturalnej Skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergioterapia. Barking, London. tel. 0208 5957737, 0795 867 7615.

labOratOrium medyczne: the path lab Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. EKG, USG. tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616

Z Â’xƒiÂŠÂśÂˆÂƒ

zaprasza na nowy, intensywny trzytygodniowy kurs tańca dla początkujących, Zajęcia 2 razy w tygodniu przez 2 godz. początek 7 lipca, poniedziałek, 20:15. Lekcje w POSK- u, Hammersmith Zapisy: 07726 45 90 50 www.profi-dance.com transpOrt przeprOwadzki

duşy Van; przeprowadzki, Londyn, UK. Transport materiałów budowlanych. tel. 0798 3461 297

Z Ă…¹œĂ? Ă’IĂŽÂ˜bÂ˜ĂŽi Z ˜uƒ’IÂ’ÂśÂ˜ĂŽI’ƒI Â’IĂ…ÂˆÂƒ

 [ƒIÂ?SĂ?¡ Ă’ĂŽÂƒrÂˆÂśĂ’Ă?\ ÂśĂŽÂ˜Â‡i œÒIÂ’Âśi Â’I b˜SÂąN  ¹I[r¨ EIbĂ’ĂŽÂ˜Â“ b˜ ŠiI¹’bÂƒÂąi[Ă€ IÂąii¹œ bĂ?ƒ[i

0800 093 1114 Â’uÂ˜ÂąÂ‘I[‡i ƒ  Â˜ÂąIbĂ?  Â˜  Â˜ÂŠÂśÂˆĂ…

wywóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free transpOl tel. 0786 227 8730 lub 29 andrzej

autO-laweta (pomoc drogowa, aukcje, ebay) Transport Motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. Transport na lotniska. Przeprowadzki. Punktualność i rzetelność. tel.: 0759 264 6029


|27

nowy czas | 4 lipca 2008

ogłoszenia

TANie pRZepRowADZki i TRANSpoRT NA LoTNiSkA

USłUGi kompUTeRowe

Duży Van, fachowa i profesjonalna obsluga

24H poGoTowie kompUTeRowe Tworzenie stron internetowych. Programy i bazy danych na zamówienie. Na miejscu lub w biurze na Fulham (stacja Putny Bridge).

ZADZwoN i SpRAwDŹ!!! TeL. 0785 702 8946

kSiĘGowoŚĆ fiNANSe

0778 352 4096 www.startuj.co.uk.

USłUGi RÓŻNe BiURo kSiĘGowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162D HiGH STReeT HoUNSLow Tw3 1BQ 0208 814 1013 moBiLe: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

ZASiłki, DofiNANSowANiA, macierzyńskie, becikowe, self-empolyment, Rezydentura, rozliczenia podatkowe, mieszkania councilowskie. Tanio i skutecznie TeL: 0798 297 8379

mALUjĘ poRTReTy Z NATURy LUB foToGRAfii

job vacancies Health Care workers Location: Southampton Hours: Variable Day –Night Work Full Time + Part Time Wages 12.500-14.500 P/A Permanent Contract available

Description: Caring for Elderly Clients, giving personal care in nursing home setting, English language speaking skills essential. How to apply: Tel. 02380 867125 Mrs. Collins, e-mail margaret@colbury.com

SHeLTeReD HoUSiNG wARDeN wAReHoUSe SUpeRViSoR

Akwarela – £100.00 Akryl – £150.00 Olejny – £200.00 TeL. 0788 415 5281 0208 578 7787 www.zojka.com

wRÓŻkA SAmiRA Z eGipTU mówiąca po polsku. Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. Zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. Daj sobie pomóc. Nie czekaj! Dzwoń! Tel. 0208 826 5074

URoDA

Location: TUXFORD NEWARK NOTTS Hours: 40 PER WEEK MONDAY - FRIDAY BETWEEN 8.30AM - 5PM Wage: £7.00 PER HOUR Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have previous experience of supervising with in a warehouse environment. A forklift licensee’s essential. Will be working for a Polish company so knowledge of the Polish language would be an advantage although not essential. Duties to ensure deliveries are picked and sent out on time. Ensure that All Health and Safety is adhered to and the warehouse is kept clean and tidy at all times. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jackie Doward at Nowy Styl UK Ltd, Ollerton Road, Tuxford,, Newark,, Nottingham shire., NG22 0PQ, or to jaclie.doward@nowystyl.co.uk. SeNioR STyLiST

pRofeSjoNALNe fRyZjeRSTwo, strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, west Acton, Tel. 0786 2278729

&

pAZNokCie akryl, żel, manicure, pedicure, HeNNA z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia.

van

monika Tel. 0783 541 2859

wRÓŻkA SeBiLA, przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. Tel. 07988553378

Domowe wypieki Masz urodziny, imieniny, rodzinną uroczystość? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny. Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu. AGATA Tel. 0795 797 8398

£25/h minimum 2 hours

man

0779 158 2949

statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Must have previous senior stylist salon experience, and have a good command of written and oral skills due to the substances used in the business. Must also be able to build excellent client rapport. Will be working in busy modern salon environment. Duties will include all aspects of hairdressing, Cutting, colouring, and styling hair. Full & part time positions are available, Wage depends on hours worked. An immediate start is available for the right Applicants can also email a CV to rrmacs@aol.com for the attention of Ms Rosemarie Reed or call on 07734 249 510. How to apply: You can go and see the employer about this job without telephoning beforehand. Ask for Ms Rosemarie Reed at Macs, 61 Kilburn High Road, Kilburn, London, NW6 5SB.

Location: LONDON NW6 Hours: 20 - 40 PER WEEK, 5 OVER 7 DAYS, BETWEEN 10AM - 7PM Wage £200 - £450 PER WEEK Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for

Location: LONDON SW17 Hours: 43 PER WEEK. 6 DAYS OVER 7. BETWEEN 7AM - 11PM (SHIFTS) Wage: £16,000 PER ANNUM Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must be commuters literate. Previous experience preferred, although training can be provided. Must be able speak excellent English and Polish. Duties include building a meaningful relationship with tenants, providing them with support and guidance to maintain their dignity and maximize their independence at all times. Along with general office work, liaising with various external agencies, such as Repair contractors, doctors, social services or family members. Carrying out Occasional minor maintenance tasks, keeping external areas tidy and responding To tenants needs or queries as they arise. Successful applicants are required to Provide a standard disclosure. Employer will meet disclosure expense. For further information and an application pack, please contact Anna Siwek on 0208 6725106 How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning It to Anna Siwek at PCM Housing Association, St Anthony's Sheltered House, 47 - 49 Foxbourne Road, London, SW17 8EN.

VeHiCLe SeRViCe mANAGeR Location: ROMFORD, ESSEX Hours: 37.5 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, DAYS AND EVENINGS Wage £6.50 PER HOUR Work: Pattern Days, Evenings Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must possess a valid driving license. The ability to speak Polish is an Advantage due to a large number of clients being Polish. Main duties will Include vehicle valeting and servicing and also delivering the vehicles to Clients. How to apply: You can apply for this job by telephoning 08450 589940 and asking for Rizwan Seth. pLANT eNGiNeeR Location: SW7 LONDON Hours: 40 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, BETWEEN 8AM - 4:30PM Wage £22,000 PER ANNUM Work Pattern Days Duration: PERMANENT ONLY

Description: Applicants must have previous experience in a similar role. Main duties will be to maintain and look after plant equipment within a hotel environment. Also to implement a planned preventative maintenance programmed and to carry out ad hoc repairs as required. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Andrew Lewis at Millennium Gloucester Hotel, 4/18 Harrington Gardens, London, SW7 4LH, or to recruit.gloucesterbaileys@milleniumhotels.co.uk. HoUSekeepiNG ASSiSTANT Location: BATH, SOMERSET Hours8 HOURS PER DAY, 4 DAYS Wage £5.35 Work Pattern Days, Weekends Employer Saco Closing Date15/08/2008 Duration: PERMANENT ONLY

Description: To clean serviced apartments in central Bath, in a team of Polish workers. Reliable, hard working worker required. No qualifications or experience Necessary, can provide training. Employee benefits after 1 years service. Required parttime on Monday, Tuesday, Friday and Sunday from 8am - 4pm (9-5pm Sunday). How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Joy Rhoden at Saco, Saco house, 37 St James' Parade, Bath, BA1 1UH.


28|

4 lipca 2008 | nowy czas

port ŻÓŻel

redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl

GranD Prix WielKiej Brytanii

Słaby występ Polaków Daniel Kowalski Cardiff

Ani jednemu Polakowi nie udało się awansować do półfinału żużlowego Grand Prix Wielkiej Brytanii, który w minioną sobotę rozegrany został na Millenium Stadium w Cardiff. Największe szanse na półfinał miał Rune Holta, ale w decydującym wyścigu został wykluczony (w siedemnastym wyścigu uderzył w Nicka Pedersena) i z sześcioma punktami zajął jedenaste miejsce. Tomasz Gollob oraz Krzysztof Kasprzak zgromadzili po cztery „oczka” i sklasyfikowani zostali tuż za Holtą. Zaskoczeniem jest przede wszystkim postawa Golloba, który po dwóch wygranych GP (Krsko, Kopenhaga) rozbudził nadzieje wśród polskich kibiców. Polak aż trzy wyścigi zakończył na ostatnim miejscu, co w przeszłości zdarzało mu się bardzo rzadko. Walijski tor wyraźnie „nie leży” naszemu najlepszemu żużlowcowi, dodatkowo miał też problemy techniczne. W finałowym wyścigu Jason Crump wyprzedził Amerykanina Grega Hancocka. Trzeci był Duńczyk Nicki Pedersen (nie ukończył wyścigu), a czwarty Brytyjczyk Scott Nicholls, którego wykluczono za zerwanie taśmy startowej. W klasyfikacji generalnej indywidualnych mistrzostw świata nadal prowadzi Nicki Pedersen. Tomasz Gollob spadł na czwarte miejsce, a wyprzedzili go Crump i Hancock. Kolejna okazja na punktowe zdobycze już drugiego sierpnia na naturalnym torze w Pradze. Tam Gollob czuje sie o niebo lepiej, dlatego spodziewać się możemy dużo lepszego wyniku. Sobotnie zawody obfitowały w dużą liczbę incydentów. Jednodniowy tor w Cardiff po raz kolejny krytykowało większość zawodników. – Trzeba coś z tym zrobić – mówił na konferencji prasowej zwycięzca imprezy Jason Crump. – Rok temu kondycja toru była podobna i nikt nie wyciągnął z tego wniosków. Negatywną postacią zawodów był zdaniem wielu obserwatorów sędzia Marek Wojaczek. Polak kilka razy wydał dość kontrowersyjne decyzje, czym nie zaskarbił sobie sympatii blisko 50-tysięcznej publiczności. Pretensje do naszego rodaka mięli też sami zawodnicy oraz dziennikarze. Dużo lepiej spisali się polscy kibice, którzy współtworzyli wspaniałą atmosferę na trybunach. Pierwszy półfinał: 1. Nicki Pedersen (Dania), 2. Scott Nicholls (W.Brytania), 3. Hans Andersen (Dania), 4. Bjarne Pedfersen (Dania). Drugi półfinał: 1. Greg Hancock (USA), 2. Jason Crump (Australia), 3. Chris Harris (W.Brytania), 4. Andreas Jonsson (Szwecja). Finał: 1. Jason Crump (Australia), 2. Greg Hancock (USA), 3. Nicki Pedersen (Dania) 4. Scott Nicholls (W.Brytania). Widzów: 45 000 Sędziował: Marek Wojaczek (Polska) Końcowa klasyfikacja GP Wielkiej Brytanii: 1. Jason Crump (Australia) 22 (3,2,3,3,3,2,6), 2. Greg Hancock (USA) 20 (3,3,3,3,1,3,4), 3. Nicki Pedersen (Dania) 11 (2,1,2,0,3,3,u), 4. Scott Nicholls (Wielka Brytania) 12 (1,3,2,2,2,2,w), 5. Bjarne Pedersen (Dania) 14 (2,3,3,3,3,w), 6. Chris Harris (Wielka Brytania) 10 (3,1,2,1,2,1), 7. Hans Andersen (Dania) 9 (0,3,1,1,3,1), 8. Andreas Jonsson (Szwecja) 8 (1,2,1,2,2,0), 9. Leigh Adams (Australia) 7 (2,2,1,2,w), 10. Niels K. Iversen (Dania) 6 (3,0,u,3,w), 11. Rune Holta (Polska) 6 (2,1,3,0,w), 12. Tomasz Gollob (Polska) 4 (0,2,2,0,0), 13. Krzysztof Kasprzak (Polska) 4 (0,1,0,2,1), 14. Edward Kennett (W.Brytania) 4 (1,0,0,1,2), 15. Fredrik Lindgren (Szwecja) 2 (1,0,w,w,1), 16. Lukas Dryml (Czechy) 1 (0,0,0,1,0).

Jason Crump (Australia) Fot. Daniel Kowalski

Klasyfikacja generalna IMŚ: 1. Nicki Pedersen (Dania) 80 pkt, 2. Jason Crump (Australia) 70 pkt, 3. Greg Hancock (USA) 64 pkt, 4. Tomasz Gollob (Polska) 62 pkt, 5. Leigh Adams (Australia) 49 pkt, 6. Hans Andersen (Dania) 48 pkt, 7. Andreas Jonsson (Szwecja) 46 pkt, 8. Fredrik Lindgren (Szwecja) 41 pkt, 9. Rune Holta (Polska) 39 pkt, 10. Scott Nicholls (Wielka Brytania) 35 pkt, 14. Krzyszof Kasprzak (Polska) 21 pkt, 16. Jarosław Hampel (Polska) 16 pkt.


|29

nowy czas | 4 lipca 2008

W najnowszym rankingu Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej FIFA reprezentacja Polski zajmuje trzydzieste drugie miejsce. W porównaniu z ostatnim notowaniem zaliczyliśmy spadek o cztery lokaty. Liderem został mistrz Europy – Hiszpania.

tenis ziemny

Williams katem polskich tenisistek Daniel kowalski

Serena Williams okazała się zdecydowanie za silna dla sióstr Radwańskich. Amerykanka najpierw w drugiej rundzie wygrała z Urszulą, by następnie w ćwierćfinale z kwitkiem odprawić Agnieszkę. Zanim Agnieszka zagrała w ćwierćfinale czekała ją równie trudna przeprawa w 1/8 finału. Jej przeciwniczką była wyżej klasyfikowana Swietłana Kuźniecowa. Polka po niezwykle zaciętym meczu wygrała 6:4, 1:6, 7:5. Jak sam wynik wskazuje mecz do łatwych nie należał. Po pierwszym zaciętym secie w drugim Polka była zdecydowanie słabsza. Kuźniecowa dwa razy przełamała naszą zawodniczkę i było już 4:0. Ostatecznie Rosjanka zwyciężyła 6:1 i zapowiadało się na rychłą porażkę naszej zawodniczki, bowiem w kolejnym secie sce-

nariusz był podobny. Podbudowana Kuźniecowa przełamała podanie Agnieszki i wygrywała 4:1. Od zwycięstwa dzieliły ją tylko dwie zwycięskie piłki. Wtedy prawdziwą metamorfozę przeszła Radwańska. Ze stanu 1:4 doprowadziła do prowadzenia 5:4, a później 6:5. W dwunastym gemie po drugim meczbolu na twarzy Polki ukazały się łzy radości. Radwańska przełamała serwis Kuźniecowej i wygrała set 7:5. Mecz trwał dwie godziny i cztery minuty. – To niesamowite! Zagram o półfi-

nał Wimbledonu — powiedziała na pomeczowej konferencji prasowej nasza zawodniczka. — Swietłana grała bardzo dobrze, ale nie poddałam się i to ja ostatecznie wygrała. – Tego pojedynku szybko nie zapomnę – mówiła załamana Kuźniecowa. – Szło mi przecież tak dobrze. Nie potrafię wytłumaczyć co się tak na prawdę stało. Awans do ćwierćfinału to największy sukces naszej najlepszej tenisistki na londyńskiej imprezie. O awans do półfinału Polka zagrała z dwukrotną

triumfatorką tej imprezy, Amerykanką Sereną Williams. To miała być wspaniała okazja do rewanżu za porażkę młodszej siostry Urszuli, która przegrała z Williams już w drugiej rundzie turnieju. Początek meczu wskazywał, iż będziemy świadkami zaciętej rywalizacji. Agnieszka wygrywała nawet 3:2. Później było już jednak coraz gorzej. Nasza zawodniczka nie radziła sobie zagrywkami Williams i przegrała pierwszego seta 4:6. W drugim było jeszcze gorzej. Popularna Isia przegrała z kretesem 0:6. Set trwał zaledwie dziewiętnaście minut, a całe spotkanie pięćdziesiąt jeden. Ostatecznie dziewiętnastolatka z Krakowa po zwycięstwie nad Rosjanką zdobyła dwieście pięćdziesiąt punktów do rankingu WTA. Jej konto wzbogaci się też o blisko sto tysięcy funtów. Rozpoczęła się już rywalizacja juniorów i juniorek. W pierwszej rundzie singla kobiet rozstawiona z 16-tką Katarzyna Piter wygrała z zawodniczką gospodarzy, Jade Curtis 6:4 i 6:0. Wcześniej awans uzyskała już Sandra Zaniewska, po zwycięstwie nad inną Brytyjką, Victorią Brook. Z turnieju odpadła natomiast Aleksandra Grela. Wszystkie nasze zawodniczki zagrają również w grze deblowej.

sport

bieg na przełaj Polskie siatkarki przegrały we Wrocławiu wszystkie trzy mecze – z Dominikaną 1:3, Tajlandią 2:3 i w niedzielę ostatni z Amerykankami 0:3 Brazylijski piłkarz Daniel Alves da Silva, który ostatnio występował w Sevilli, od nowego sezonu będzie zawodnikiem Barcelony. Kataloński klub zapłacił za niego około trzydziestu milionów euro. Nazwiska ośmiu tenisistów z pierwszej setki rankingu ATP „Entry System” znalazły się na liście zgłoszeń do challengera Porsche Open (z pulą nagród 100 tys. dol.), który w dniach 21-27 lipca zostanie rozegrany na kortach ziemnych Olimpii Poznań. Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz i prezes PZPN Michał Listkiewicz podpisali w Pałacu na Wyspie w warszawskich Łazienkach Królewskich list intencyjny w sprawie wybudowania Centrum Sportów Piłkarskich wraz z nową siedzibą PZPN. 17-krotny mistrz Polski Śląsk

Wrocław jest jedynym spośród 16 klubów, który nie zgłosił się do rozgrywek ekstraklasy koszykarzy.

piłka nożna

Ostatni będą pierwszymi Dariusz Binek

Kolejny sezon reorganizacji w polskiej lidze powoli dobiega końca. Po ostatnich spotkaniach barażowych poznaliśmy ostatecznie skład grup nowej II i III ligi. Można powiedzieć, że ostatni będą pierwszymi, bo choć od zakończenia sezonu w Ekstraklasie i II lidze minął już ponad miesiąc, co do tych dwóch klas rozgrywkowych jest jeszcze kilka niewiadomych. PZPN nie darował Zagłębiu Lubin, które czekało na odwołanie, i ponownie zdegradował ten klub do nowej pierwszej ligi, co spowodowało automatyczny awans Arki Gdynia. Upartym lubinianom pozostaje jeszcze odwołanie się do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl, jednak nie wstrzymuje to wykonania kary. To nie ostatnia roszada, bo przecież prokuratura we Wrocławiu w dalszym ciągu pracuje, i już przesłała do wydziału dyscypliny kolejną porcję do-

wodów na korupcję w klubach piłkarskich. Najprawdopodobniej ręka sprawiedliwości dosięgnie Koronę Kielce (14 ustawionych spotkań), oraz Jagiellonię Białystok (siedem ustawionych spotkań – i nie są to ostateczne cyfry – oba wątki są wciąż nieskończone. Póki co jednak oba zespoły cieszą się mianem zespołów ekstraklasy. W czwartek 26 czerwca PZPN dał obu klubom czas do 1 lipca na ustosunkowanie się do ewentualnych kar. Tak więc dopiero na niecały miesiąc przed rozpoczęciem nowego sezonu ligowego (25.-27.7.2008 - może rozpocząć się tydzień później) poznamy nowych pierwszoligowców. W kolejce już czekają Znicz Pruszków i Podbeskidzie Bielsko-Biała. Co będzie jednak, jeśli będą odwołania. Mogą się one „spokojnie” rozwlec i tak jak to było w przypadku Zagłębia Sosnowiec, oba kluby jednak wystąpią w Ekstraklasie, ale z piętnem spadku. I kolejny sezon mamy, jeśli chodzi o degradacje, z głowy? Następną niedokończoną rzeczą jest przyznawanie licencji. Najbardziej restrykcyjne zasady dotyczą najwyższej klasy, którą pilotuje od tego roku UEFA, o czym niedawno dowiedzieli się m.in. piłkarze Polonii Bytom, którzy zostali

zdegradowani. Protesty na nic się zdadzą, bo obok polskiego klubu europejscy działacze nie mieli litości aż dla 16 innych zespołów z całej Europy, w tym dla mistrza Bułgarii - CSKA Sofia. Bytomianie jeszcze nie składają broni. Z

W II lidze, czyli I nowej, na razie jest tylko pięciu szczęśliwców, którzy dostali licencje na rozgrywanie spotkań w nowym sezonie, to: Dolcan Ząbki, GKS Jastrzębie, GKS Katowice, Podbeskidzie Bielsko-Biała i Znicz Pruszków. Na zniwelowanie niedociągnięć pozostali mają czas do 4 lipca. Pozostawiamy to bez komentarza, bo nie wierzymy, że tylko wyżej wymienione zespoły mogą nie spełnić tych kryteriów.

EKSTRAKLASA

ostatnich doniesień wynika, że poprzez PZPN chcą się jeszcze raz odwołać do UEFA. Czy to przyniesie skutek, niebawem się przekonamy, ale z doniesień europejskiej centrali wynika, że ta próba odwoławcza jest już złamaniem prawa, więc skutek będzie nietrudny do przewidzenia. Natomiast niewesołe wiadomości dochodzą z Łodzi. ŁKS tonie w długach i trudno powiedzieć, czy zdąży załatwić wszystkie sprawy z kwestiami licencyjnymi.

Arka Gdynia (b), Cracovia Kraków, Dyskobolia Grodzisk, GKS Bełchatów, Górnik Zabrze, Jagiellonia Białystok, Korona Kielce, Lech Poznań, Lechia Gdańsk (b), Legia Warszawa, ŁKS Łódź, Odra Wodzisław, Piast Gliwice (b), Ruch Chorzów, Śląsk Wrocław (b), Wisła Kraków.

I LIGA Dolcan Ząbki (b), Flota Świnoujście (b), GKP Gorzów Wlkp. (b), GKS Jastrzębie, GKS Katowice, Górnik Łęczna (b), Kmita Zabierzów, Motor Lublin, Odra Opole, Podbeskidzie Bielsko-Biała, Po-

lonia Bytom (s), Polonia Warszawa, Stal Stalowa Wola, Warta Poznań, Widzew Łódź (s), Wisła Płock, Zagłębie Lubin (s), Znicz Pruszków.

II LIGA - GRUPA I Czarni Żagań (b), Elana Toruń, Gawin Królewska Wola, GKS Tychy ‘71 (b), Jarota Jarocin, MKS Kluczbork, Kotwica Kołobrzeg, Lechia Zielona Góra, Miedź Legnica, Nielba Wągrowiec, Pogoń Szczecin (b), Polonia Słubice, Raków Częstochowa, Tur Turek (s), Unia Janikowo, Victoria Koronowo, Zagłębie Sosnowiec (s), Zawisza Bydgoszcz (b).

II LIGA - GRUPA II Concordia Piotrków Trybunalski, Górnik Wieliczka, Hetman Zamość, Jeziorak Iława (b), Kolejarz Stróże, KSZO Ostrowiec Św., ŁKS Łomża (s), Okocimski KS Brzesko, OKS 1945 Olsztyn, Pelikan Łowicz (s), Ponidzie Nida Pińczów (b), Przebój Wolbrom, Ruch Wysokie Mazowieckie, Sandecja Nowy Sącz, Sokół Aleksandrów Łódzki, Start Otwock (b), Stal Poniatowa (b), Wigry Suwałki.


30|

4 lipca 2008 | nowy czas

sport

Reprezentacja jest słabiutka

Dariusz Jan Mikus

Wrażenia artystyczne pozostaną w naszej pamięci raczej mierne. Awangarda polskiej sceny futbolowej okazała się grupą twórców przez duże „TFU”, a publiczność uraczona trzema wernisażami żenująco miernych wystaw nie szczędzi autorom futbolowej tandety wyrazów krytyki. Sytuacja stała się na tyle śmieszną, że teraz to Beenhakkera i spółkę krytykują nawet ci dziennikarze, którzy do niedawna dorabiali wierszówką na chwaleniu jego osoby... Jakie wrażenia? A raczej – jakie nauki wyciągniemy z kolejnej porażki polskiej piłki? Świadomie, po raz kolejny, piszę o porażce, bowiem jest według

mnie przejawem głupoty uznawaniem sukces wejścia do finałów ME. Bo co to za sukces znaleźć się w pierwszej szesnastce drużyn wcale nie tak wielkiej Europy. Jeśli kogoś nie przekonują takie argumenty, to niech powie, czy sukcesem będzie także awans za osiem lat do finałów, w których wystartują już... 24 drużyny. Akurat tę decyzję UEFA uważam za kuriozalną, bowiem jeszcze trochę, a liczba finalistów będzie równa liczbie drużyn narodowych zgłoszonych do eliminacji - i podobnie jak Polska, każdy będzie mógł się dumnie obnosić tytułem finalisty... Gorsze już będzie tylko wyznaczenie finałów w obsadzie 64 zespołów i dopraszanie do finałów ME np. Korei, Polinezji i Nowej Zelandii. Co biorąc pod uwagę niektóre trendy a raczej sens podejmowanych przez UEFA decyzji - wcale nie jest takie niemożliwe... Wracamy do Polski. Teraz przez kraj przewinie się fala totalnej krytyki i potrzebne będą głowy do ścięcia. W roli Katonów - nie mylić z katem!! - wystąpią najgłośniej futbolowi dyletanci pokroju europosła Czarneckiego.

Tenże nie wie, co mówi i na jaki temat – ma jednak nadzieję na stołek prezesa PZPN, toteż z pewnością wykorzysta swój blog i wszystkie mikrofony w zasięgu gardła do szerzenia popularności na bazie krytyki Beenhakkera. Nie ukrywam, że należałem do nielicznego grona osób bardzo zaciekle krytykującego posunięcia szkoleniowca polskiej reprezentacji. I choć swego zdania nie zmieniam, to mierzi mnie koniunkturalne podejście do problemu jakości gry naszej drużyny narodowej, kopanie jedynie leżącego teraz na plecach Beenhakkera i żerowanie na jego padlinie. Dlaczego dzisiejsi krytykanci nie mówili tego przed mistrzostwami...? Problem wcale nie w tym, aby teraz dołożyć Holendrowi - choć powinno to raczej dotyczyć jego całego zespołu współpracowników - tylko na dokonaniu solidnej analizy przyczyn kolejnej porażki. Porażki...? Tak naprawdę to żenującego blamażu „okraszonego” bramką ze spalonego zdobytą przez zawodnika z zagranicznej łapanki. Lubię Rogera, ale niech nikt mi nie pisze czy mówi, że było inaczej!!

Jako nacja nie potrafimy rzetelnie przeprowadzić analizy porażki - mamy za to wielkie skłonności do głupich - tak, głupich - komentarzy rzucanych na żywo i w emocjach. Pan minister sportu oświadczył.... Eeeech, wszyscy wiedzą, co powiedział – szkoda nawet komentować. Inny polityk, były minister oświaty, zażądał odebrania niemieckim zawodnikom polskiego pochodzenia podwójnego obywatelstwa – nie dość, że zrobił z naszego kraju pośmiewisko, to nawet nie wiedział, że taki Lukas Podolski nie ma nawet polskiego paszportu. Trener, komentator i biznesmen w jednym – Boniek - ośmieszył się, tłumacząc zdobycie bramki ze spalonego jako coś korzystnego dla nas, więc moralnie dobrego... Czy trzeba więcej przykładów...? Do tego dochodzi naprawdę słaba strona obsługi dziennikarskiej przekazu meczów. Komentatorzy to jedno - ale im można wiele wybaczyć: stres, dynamiczne zmiany sytuacji, praca na żywo bez możliwości przygotowania się do poszczególnych sytuacji na boisku. Ale gdy usłyszałem, jak po jednym z meczów grupowych Tomaszewski otwarcie rozliczał boiskowy marazm

Smolarka - a pani dziennikarka z TVN 24, słysząc nazwisko gracza, natychmiast przerwała mu w połowie zdanie słowami: „No właśnie, Ebi jest na tych mistrzostwach w życiowej formie”, to nie wiedziałem, czy bardziej chciało mi się śmiać, czy płakać... Dla nas te mistrzostwa oznaczają tylko jedno: do polsko-ukraińskiego Euro 2012 pozostało nam już mniej niż cztery lata – trzeba się z tą myślą codziennie kłaść spać i następnego dnia budzić z ochotą do wytężonej pracy. Piłkarsko – dla nas to nie nowina znowu należymy do przegranych. Madryt Polak po szkodzie? Ano zobaczymy, bo tak naprawdę to wszystko okaże się dopiero teraz. Nadchodzi czas analiz i przemyśleń - jeśli nie sprostamy temu wyzwaniu, a ograniczać się będziemy jedynie do puszczania fajerwerków w polskim piekiełku, to na pozytywne zmiany nie ma co liczyć. Czy okażemy się mądrzy? To zależy od nas samych. Czy będziemy mieć mocny futbol? No właśnie - to już zależy od tego, czy okażemy się mądrzy...

Przyćmione gwiazdy Czesław Ludwiczek

Zakończone właśnie mistrzostwa Europy w Austrii i Szwajcarii obserwowało wielu wspaniałych niegdyś zawodników, którzy swe piłkarskie buty zawiesili już na kołku, ale których głos nadal liczy się na futbolowej giełdzie. Jednym z nich był francuski wirtuoz Zinedine Zidane nagabywany przez licznych dziennikarzy i odpowiadający na przeróżne ich pytania. Zorganizowano z nim nawet w Wiedniu konferencję prasową, podczas której Zinedine Zidane wyraził swoją opinię na temat najwybitniejszych graczy w Europie. Otóż zdaniem francuskiego mistrza na emeryturze, najwybitniejszą postacią w piłkarstwie europejskim jest obecnie Cristiano Ronaldo występujący wprawdzie w Manchesterze United, ale być może przeniesie się do Realu Madryt. Jeśli tak się stanie – mówił Zizou – to pobije on mój rekord w wysokości transferu. A trzeba wiedzieć, że Francuz przeszedł z Juventusu do Realu za 77 milionów euro. I co ciekawe, przebicie tej sumy jest całkiem możliwe, bo jak nieco wcześniej oświadczył trener madryckiego klubu Bernd Schuster, Real jest gotów licytować Portugalczyka do wysokości 100 mln euro. Dlaczego? Otóż dlatego, że po-

wszechnie uważa się go za najlepszego zawodnika Manchesteru United, a menedżer tego klubu sir Alex Ferguson twierdzi, że jest on najlepszym graczem na świecie. Luis Figo nie może się nadziwić jego wprost artystycznym zagraniom, a Arsene Wenger powiada, że to prawdziwy tancerz, który może ograć każdego rywala na każdym skrawku boiska, zmienić błyskawicznie kierunek ataku, zostawić za sobą przeciwników. Jeżeli to wszystko prawda, to Cristiano Ronaldo powinien być absolutną gwiazdą wielkich, międzynarodowych imprez piłkarskich. Fakty jednak dowodzą, że daleko mu do takiej roli. Oto np. już cztery lata temu, kiedy ME odbywały się w jego własnym kraju, Cristiano Ronaldo był dość mocno krytykowany za słabszą postawę, ale zrzucano ją na karb braku piłkarskiej dojrzałości młodego zawodnika. Tak czy owak Portugalia tytułu nie zdobyła, a sam Ronaldo w całym turnieju zdobył tylko dwa gole. Przed MŚ w Niemczech selekcjoner Portugalii Felipe Scolari mówił, że Ronaldo jest zawodnikiem kompletnym. Jego technika, szybkość, instynkt strzelecki wynoszą go wysoko ponad przeciętność i że może on być rewelacją mistrzostw w Niemczech. Znów jednak jego przepowiednia się nie sprawdziła. Portugalia dotarła wprawdzie do półfinału, ale w fazie pucharowej nie strzeliła ani jednej bramki, nie licząc karnych po bezbramkowym meczu z

Anglią. W fazie grupowej zdobyła pięć goli, w tym Cristiano tylko jednego. Na tych ostatnich austriacko-szwajcarskich mistrzostwach Portugalia odpadła już w ćwierćfinale. Sam Cristiano Ronaldo najlepiej pokazał się w meczu z Czechami, kiedy to strzelił swoją jedyną bramkę w tym turnieju i zaprezentował jedno z dwóch swoich decydujących podań. Generalnie jednak piłkarz ten pozostawał w cieniu, a jeden gwiazdorski przebłysk opinii tej nie zmienia. Odnosi się zatem wrażenie, że jest to, owszem, piłkarz wspaniały, ale w wydaniu klubowym, zaś w reprezentacji wiele traci ze swej wielko-

ści. Dlatego, nie sądzę, aby w tym roku zdobył Złotą Piłkę „FF”, choć Zinedine Zidane wyraźnie to sugerował na wspomnianej wiedeńskiej konferencji. Drugim obok Cristiano Ronaldo zawodnikiem, którego wymienił Zidane, jest Andrei Arszawin, który jego zdaniem zagrał wspaniale na Euro i może zrobić wielką karierę w Europie. Arszawin pokazał się już z dobrej strony w Pucharze Europy, zdobywając z Zenitem Petersburg to trofeum, a w eliminacjach do Euro 2008 był – zdaniem Guusa Hiddinka – kluczowym zawodnikiem reprezentacji Rosji. To prawda, ale wielka publiczność europejska o tym nie

wiedziała, bo które media poza rosyjskimi eksponowały jego wyjątkową grę? Tak naprawdę Arszawin pokazał się dopiero na Euro 2008, ale tylko w dwóch meczach – ze Szwecją i Holandią. Zabłysnął wtedy ogromnym talentem, demonstrując wspaniałą wizję gry, swoją inwencję i przedsiębiorczość, swoją zdolność do penetracji linii obronnych przeciwników i swoje precyzyjne, często decydujące podania, przy czym nie ograniczał się jedynie do gry ofensywnej, ale również defensywnej. Te zalety sprawiły, że w obu tych spotkaniach Arszawin został piłkarzem meczu. W trzecim meczu na Euro, z Hiszpanią, niewiele już z tych jego zalet widzieliśmy. Cała rosyjska drużyna grała w tym spotkaniu źle. Zabrakło jej polotu, fantazji, szybkości i wielu innych elementów, które pokazała w dwóch poprzednich meczach. Arszawin dostroił się do reszty kolegów. Powiada on, że gdyby grał Paweł Pogrebniak (kontuzjowany wyjechał ze zgrupowania), i Igor Denisow (odmówił gry w reprezentacji z niezrozumiałych względów), to sytuacja byłaby inna. Być może, ale skład był jaki był, a Arszawin nie wypadł w nim lepiej niż jego koledzy. Ten mecz przyćmił więc gwiazdorską formę Rosjanina. Kto więc zasłużył na naprawdę wielkie wyróżnienie? Z odpowiedzią poczekajmy na decyzję Komisji Technicznej UEFA. Czesław Ludwiczek jest korespondentem France Football


|31

nowy czas | 4 lipca 2008

sport

„Wszystkie działania prowadzone w Polsce zmierzają we właściwym kierunku” – powiedział Michel Platini, po środowych spotkaniach z premierem, prezydentem oraz przedstawicielami Komitetu Organizacyjnego Euro 2012. EURO 2008

HISZPANIA - NIEMCY 1:0 (1:0)

bieg na przełaj

A jednak Hiszpania Daniel Kowalski

Po czterdziestu czterech latach reprezentacja Hiszpanii powróciła na szczyt europejskiego futbolu. W finale podopieczni Luisa Aragonesa wygrali z Niemcami 1:0. Zwycięską bramkę w trzydziestej trzeciej minucie meczu zdobył Fernando Torres. Faworytem niedzielnego finału byli Hiszpanie, którzy przez cały turniej prezentowali wysoką formę. Za grającymi w kratkę Niemcami przemawiało natomiast doświadczenie z poprzednich lat. Był to dla nich przecież już szósty finał ME w historii. Zresztą nasi zachodni sąsiedzi wygrywali nie tylko mistrzostwa Europy, ale również światowy czampionat, czego Hiszpanii nie udało się dokonać jeszcze nigdy. Przed decydującym meczem sporo mówiło się o kontuzji najlepszego piłkarza Niemiec, Michaela Ballacka, który narzekał podobno na ból łydki. Większość obserwatorów upatrywało w tym taktyczną zagrywkę i jak się później okazało mięli rację. Piłkarz Chelsea Londyn ostatecznie zagrał i był wyróżniającą się postacią zespołu Joachima Loewa. Początek meczu należał do Niemiec, który spotkanie rozpoczął z wielkim animuszem. Najprawdopodobniej trener nakazał im atakować od pierwszych

EURO 2008

minut, aby już na początku spotkania próbować rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. W miarę upływu czasu ich przewaga jednak topniała, a inicjatywę przejęli piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego. Ataki Hiszpanowi były co raz groźniejsze, czego efektem była jedyna – jak się później okazało – bramka. Autorem gola w 33 minucie meczu był Fernando Toress, który okazał się szybszy od Philippa Lahma i sprytniejszy od Jensa Lehmana. Tecznicznym strzałem doprowadził kibiców swojego kraju do szaleństwa. Po przerwie obraz gry nie uległ diametralnej zmianie. Hiszpanie dalej atakowali i tylko bardzo dobrej dyspozycji Lehmana zawdzięczać możemy, iż wynik się nie zmienił. Mecz zakończył się ich zasłużonym zwycięstwem. W trzech meczach fazy pucharowej podopieczni Luisa Aragonesa nie stracili ani jednej bramki. Tuż po meczu rozpoczęła się wielka fiesta. Kilkadziesiąt tysięcy kibiców w Wiedniu i miliony w Hiszpani wybiegło na ulice świętować pierwszy od czterdziestu czterech lat tytuł mistrzowski. Ma on dla nich również znaczenie psychologiczne. Hiszpania od wielu lat awansuje do turniejów bez najmniejszych problemów. Później stawiana w roli faworyta zawsze zawodziła. Tym razem, ku uciesze całego hiszpańskiego narodu, było inaczej.

hiszpaNia – Niemcy 1:0 1:0 33 min. Fernando Torres Sędziował: Roberto Rosetti (Włochy) Widzów: 51 428.

Marcin Bachleda, Stefan Hula, Maciej Kot i Łukasz Rutkowski będą reprezentować Polskę na rozpoczynającym się 4 lipca w Słowenii Letnim Pucharze Kontynentalnym w skokach narciarskich. Planowany na 20 lipca mecz o Superpuchar Polski pomiędzy Wisłą Kraków i Legią Warszawa nie zostanie rozegrany na stadionie w Ostrowcu Świętokrzyskim - poinformował KSZO Ostrowiec Św. na swojej stronie internetowej.

Niemcy: Jens Lehmann — Arne Friedrich, Per Mertesacker, Christoph Metzelder, Philipp Lahm (od 46 min. Marcell Jansen) — Bastian Schweinsteiger, Torsten Frings, Michael Ballack, Thomas Hitzlsperger (od 58 min. Kevin Kuranyi), Lukas Podolski — Miroslav Klose (od 79 min. Mario Gomez). Trener: Joachim Leow. Hiszpania: Iker Casillas — Sergio Ramos, Carlos Puyol, Carlos Marchena, Joan Capdevila — Marcos Senna, Andres Iniesta, Xavi Hernandez, Cesc Fabregas (od 63 min. Xabi Alonso), David Silva (od 66 min. Santi Cazorla) — Fernando Torres (od 78 min. Daniel Guiza). Trener: Luis Aragones.

KORESPONDENCJA Z WIEDNIA

Viva Espana i niespodzianki Jakub Zakrzewski

Przed turniejem najwięksi bukmacherzy obstawiali Hiszpanów w drugiej kolejności, po Niemcach, na zwycięzców austriacko-szwajcarskiego turnieju. I nie mylili się, gdyż to właśnie te dwie drużyny zagrały ze sobą w finale tej imprezy. Hiszpanie wygrali, bo byli lepsi od każdej napotkanej drużyny. Przekonywująco wygrali także z Niemcami, którzy wcale nie wyglądali lepiej od drużyny Klinsmanna sprzed dwóch lat. Po prostu w odpowiednim momencie (z Polską, Portugalią i ostatnich minutach meczu z Turcją) potrafili wykrzesać z siebie niemiecki porządek w grze. „Żółto-czerwoni” piłkarze udowadniali za to w każdym meczu swoją przydatność

dla zespołu. Wspaniale zagrał Villa – co trzeci oddany przez niego strzał znajdował drogę do siatki. Dzięki temu uzbierał cztery bramki, zostając królem strzelców mistrzostw. Tak fantastyczna skuteczność to też zasługa precyzyjnych podań Xaviego uznanego za najlepszego zawodnika tych mistrzostw Europy, oraz Iniesty. Mogli oni bardziej angażować się w akcje ofensywne, gdyż za swoimi plecami mieli „Makelele” hiszpańskiej ekipy – Marcosa Sennę. Etc. etc. – można by tak wyliczać bez liku!

Guus wszechmoGący Może i Hiszpania była najlepsza. Może i to niemiecka drużyna zagrała z nią w finale. Nic jednak nie przysłoni wyczynu Turcji i Rosji. Hiddink z drużyny, która w eliminacjach potrafiła wygrać tylko jeden mecz z pozostałymi trzema drużynami z pierwszej czwórki swojej grupy, stworzył objawienie tego turnieju. Cała Rosja pokochała zespół Sbornej oraz jej trenera. Dla niego to zresztą nie pierwszyzna. W końcu w Korei i Australii nosili go już na rękach i na kolanach prosili, by został i dalej prowadził ich drużynę narodo-

wą. Terim natomiast to trener, który eksperymentował na potęgę! Mogło to go zgubić, ale w eliminacjach drużyna pokazała wojowniczy charakter, rzutem na taśmę kwalifikując się do EURO. Tym razem jednak Turcy zaskoczyli jeszcze większą grupę obserwatorów. Główną rolę w tej drużynie odgrywała niewidoczna bohaterka. To ona kazała grać drużynie do końca, gdy przegrywali już z Czechami 0-2, gdy Chorwatów od zwycięstwa dzieliły sekundy i gdy Niemcy wygrywali z nimi 2-1. Ta cicha bohaterka to nadzieja, której Turcy na tym turnieju mieli aż nadto. Szkoda, że nie mogli się nią podzielić z innymi…

Nie płaczmy Nad rozlaNym mlekiem Z pozostałych drużyn pochwały należą się Chorwatom, za imponującą linię defensywną. Spodobali się także waleczni Rumuni. Zawiedli: mistrz i wicemistrz świata, od których wymagano więcej niż chociażby ćwierćfinał. Porządnie dostało się też Szwedom od mediów w ich kraju. W Grecji natomiast ostatnie miejsce w grupie przyjęto spokojnie, a Rahhagel jest nie do ruszenia. Austria nie za-

wiodła, zarówno na pierwszym planie sportowym (bo wiele się po nich nie spodziewano), a także na płaszczyźnie organizacyjnej, bo turniej zorganizowano perfekcyjnie. Szwajcarzy mogą być również dumni z organizacji, a nawet z postawy drużyny na boisku. Te mistrzostwa nauczyły nas jeszcze raz wiecznie powtarzanych prawd: że ryba psuje się od głowy - bo trener Portugalii po meczu z Czechami podpisał kontrakt z Chelsea. Efekt – przegrane w następnych meczach: ze Szwajcarią i z Niemcami; oraz, że mistrzów poznaje się po tym, jak kończą Holandię po imponującym początku zmoczył zimny, rosyjski prysznic; że największym zdarzają się błędy – Cech, najlepszy bramkarz ME 2004, wypuścił łatwą do złapania piłkę w meczu z Turcją – tak się rozpoczął jego koszmar. Na koniec wspomnijmy o polskiej drużynie. Nie wszystko poszło po naszej (Leo Beenhakkera) myśli. Błędy zostały popełnione, a krytyka jest potrzebna. Nasz trener musi się też nauczyć ją godnie przyjmować. Nerwowość jest jak najbardziej niewskazana. Pamiętajmy jednak, by nie płakać nad rozlanym mlekiem, tylko jak najszybciej nalać do szklanki nową porcję.

Piotr Zaradny z grupy DHLAuthor po finiszu z peletonu wygrał drugi etap 19. Wyścigu Kolarskiego Solidarności i Olimpijczyków Władze Międzynarodowej Federacji Koszykówki strefy europejskiej (FIBA-Europe) i Unii Koszykarskich Lig Europy (ULEB) zawarły porozumienie na mocy którego wspólnie poprowadzą rozgrywki o europejskie puchary. Polska Liga Koszykówki straciła tytularnego sponsora, który wspierał ekstraklasę koszykarzy przez ostatnie trzy lata. Sezon 2007/2008 był ostatnim rokiem w którym rozgrywki nosiły nazwę Dominet Bank Ekstraklasa. Władze Dominet Banku decyzję o rozstaniu się z koszykówką tłumaczą nową polityką marketingową spowodowaną planowanym na połowę 2009 roku połączeniem się z inną instytucją bankową. Słowacki szkoleniowiec Jan Packa nadal pozostanie trenerem prowadzącym zespół mistrzyń Polski w piłce ręcznej SPR Safo Lublin Polscy piłkarze ręczni poznali w sobotę rywali w mistrzostwach świata, które odbędą się w styczniu 2009 roku w Chorwacji. W grupie C reprezentacja Polski zmierzy się z zespołami Algierii, Macedonii, Niemiec, Rosji i Tunezji. 16-letni Cezary Samełko (Mazur Ełk) zdobył srebrny medal bokserskich mistrzostw Europy juniorów w bułgarskim Płowdiw. W finale wagi 80 kg przegrał z Rosjaninem Anzorem Elpijewem 5:22. W środę w Senacie rozpoczęła się debata o polskiej piłce nożnej. Senatorowie po raz pierwszy zajęli się tą tematyką. Ich gośćmi byli znani trenerzy i działacze, m.in. Jerzy Engel, Andrzej Strejlau i Mieczysław Broniszewski. Polonia Warszawa zagra w ekstraklasie. Stanie się tak dzięki fuzji z Groclinem Grodzisk Wielkopolski.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.