nie samym Chlebem…
3
smak smutku
DekonstRuowanie obRazu Polskiej imigRaCji – jako Pozbawionej większyCh ambiCji bezimiennej masy, któRa jest tu tylko Dla PienięDzy – to ogRomna zasługa aRtystów z Polish DeConstRaCtion.
LONDON 18 July 2008 28 (93) nowyczas.co.uk FREE ISSN 1752-0339
18
Ruth PosneR – bRytyjska aktoRka i ChoReogRafka o Polsko-żyDowskiCh koRzeniaCh. jako nastolatka oCalona z Powstania waRszawskiego tRafia Do obozu w niemCzeCh, a Później Do wielkiej bRytanii…
NEW tIME
tHE POLISH WEEKLY
Wykształcony? Nie, nie potrzebujemy... Prze my sław Ko bo us
Ty tuł ma gi stra dla mło dych pra cow ni ków to czę sto... pra cow ni czy wy rok śmier ci. Mo wa o tych, któ rzy jesz cze na stu diach zde cy do wa li się zdo by wać do świad cze nie za wo do we, tak po trzeb ne w przy szło ści.
Pro blem jed nak w tym, że ukoń cze nie stu diów nie za wsze idzie w pa rze z awan sem, wręcz prze ciw nie. Dla pra co daw cy koń czy się czas ko rzy sta nia z umów o dzie ło, umów zle ceń czy zwy kłe go za trud nia nia na czar no. Współ pra cę trze ba za le ga li zo wać, a ta nie ste ty, w wie lu przy pad kach jest dla pra co daw ców za dro ga. Stu dent otrzy mu je ty tuł ma gi stra, pra co daw ca dzię ku je mu za la ta współ pra cy. Ma ciej, lat 26, był dzien ni ka rzem, na dru gim ro ku po li to lo gii zde cy do wał się na pra cę. – Chcia łem od cią żyć ro dzi ców od co mie sięcz ne go pła ce nia mo ich ra chun ków. Nie je stem z mia -
sta. Mu sia łem pła cić za miesz ka nie, je dze nie, do jaz dy, książ ki. Ro dzi ców nie stać by ło na po kry cie wszyst kich wy dat ków. Zna la złem pra cę w ra diu – opo wia da Ma ciej. Czte r y la ta te mu roz po czął współ pra cę z jed ną z re gio nal nych roz gło śni Pol skie go Ra dia. Na po cząt ku re ali zo wał naj prost sze ma te ria ły; son dy ulicz ne, ła twe wy wia dy w bła hych spra wach. Póź niej przy szedł czas na te ma ty trudniejsze, po waż niej sze. Za czął two rzyć re por ta że. W koń cu stał się oso bą roz po zna wal ną i do ce nia ną w świat ku me dial nym. – Pra co wa łem cza sa mi po 12-16 go dzin na do bę. Na stu diach po pro si -
łem o tryb eks ter ni stycz ny. Uczel nia wy ra zi ła zgo dę, nie ro bi ła pro ble mów. Pew nie po mo gło też to, że nie by łem oso bą ano ni mo wą, a wszyst kie przed mio ty zda wałem na czas – opo wia da. Na ostat nim ro ku na wał pra cy za wa żył jed nak na na uce. Nie uda ło się skoń czyć stu diów w ter mi nie. Ma ciek nie zda wał so bie wów czas spra wy, że dzię ki te mu po tknię ciu uda ło się mu się zy skać jesz cze rok pra cy. Wte dy nie wie dział, a mo że nie zda wał so bie do koń ca spra wy z me cha ni zmów funk cjo nu ją cych w pu blicz nych za kła dach pra cy. – O zwal nia niu lu dzi po stu diach sły sza łem, ale do t y czy ło to pry wat -
Dwa końce klubu
nych, ma łych za kła dów, agen cji re kla mo wych. Nie przy pusz cza łem, że ra dio rzą dzi się ta ki mi sa my mi za sa da mi – wspo mi na Ma ciek. Zbli ża jąc się do koń ca stu diów, Ma ciek wy brał się z cie ka wo ści do władz roz gło śni z za py ta niem o swo ją przy szłość. – Chcia łem wie dzieć, czy otrzy mam etat, czy w ogó le ktoś bę dzie chciał mnie za trzy mać. Stu den to wi pła ci się na pod sta wie umo wy o dzie ło, ale po stu diach ta kie prak ty ki są rzad ko do pusz czal ne. Od pre ze sa roz gło śni do wie dział się, że... nie ma dla nie go eta tu.
cd. » 14
PODRóżE
16
Mongolia W Mongolii asfaltowych dróg jest jak na lekarstwo, kto żyw, mknie samochodem na przełaj przez step albo korzysta z piaszczystej koleiny, która zazwyczaj łączy większe miasta. Miasta w rozumieniu mongolskim, bo według europejskich standardów duże miasto jest tylko jedno – Ułan Bator
REPORtaż
17
Za kółkiem miejskiego autobusu Dla Małgorzty Bojarojć w autobusie nie ma czasu na relaks – to miejsce jej pracy już od czterech lat. Pierwsza kobieta z Polski, która w Londynie zasiadła za kółkiem double-deckera, dzisiaj chętnie dzieli się ze mną swoją niecodzienną historią.
››
w sobotę, 28 czerwca, władze kościelne zamknęły niespodziewanie polski klub parafialny w Reading. niepotwierdzone pogłoski o zamiarach władz parafii krążyły wśród polskiej społeczności już od dawna, jednakże zamknięcie klubu odbyło się z efektem natychmiastowym i bez uprzedzenia. fot. mikołaj skrzypiec
2|
18 lipca 2008 | nowy czas
”
Wszystko ma swoją kolej, miejsce i czas.
Piątek, 18 liPca, Szymona, kamila 1872 1923
W Wielkiej Brytanii wprowadzona została zasada tajności głosowania w wyborach parlamentarnych. Ograniczenia dla mniejszości niemieckiej we Włoszech. Na terenie południowego Tyrolu wprowadzono włoski jako jedyny język urzędowy. Zasada ta dotyczyła także szkół niemieckich.
Sobota, 19 liPca, alfreda, Wincentego 1525
1553
W Dessau zawiązała się liga katolicka tzw. Związek Katolików utworzony przez katolickich książąt Rzeszy, skierowany przeciwko reformacji. Na tron angielski wstąpiła Maria Tudor, zwana Marią Katolicką. Tym samym rozpoczęły się represje skierowane przeciwko zwolennikom Kościoła anglikańskiego.
niedziela, 20 liPca, czeSłaWa, Hieronima 1903 1906
Wybuch powstania w Macedonii skierowany przeciw dominacji tureckiej w tej części Europy. Wojska tureckie krwawo stłumiły rebelię. Autonomiczna Finlandia została pierwszym europejskim krajem, w którym kobiety uzyskały prawa wyborcze.
Poniedziałek, 21 liPca, daniela, Pauliny 1542
1773
Papież powołał do życia tzw. Święte Oficjum, najwyższą instancję dla sądów kościelnych. Celem Oficjum było wzmożenie walki Kościoła z reformacją i herezjami. Papież Klemens XIV bullą „Dominus ac Redemptor” zarządził kasację Zakonu Jezuitów.
Wtorek, 22 liPca, marii, magdaleny 1807 1944
Napoleon nadał w Dreźnie Księstwu Warszawskiemu konstytucję i kodeks cywilny. W Lublinie ogłoszono (przygotowany dzień wcześniej w Moskwie) Manifest PKWN.
Środa, 23 liPca, bogny, aPolinarego 1944
1945
Jednostki AK, które walczyły o Lwów, podzieliły los swoich kolegów z Wilna. Po wyzwoleniu miasta zostały otoczone przez wojska NKWD, a następnie rozbrojone i wzięte do niewoli. We Francji rozpoczął się proces marszałka Petaina, głowy państwa z lat okupacji. Sąd zasądził karę śmierci, którą zamieniono na dożywocie.
czWartek, 24 liPca, kingi, kryStyny 1792 1920
Król Stanisław August Poniatowski przystąpił do Targowicy. Plebiscyt w Eupen i Malmedzie, w którym to mieszkańcy mieli się opowiedzieć za przyłączeniem tych terenów do Belgii albo Niemiec. Plebiscyt wygrali Belgowie.
milionów funtów zapłacono na aukcji w Londynie za rzeźbę Jeffa Koona przypominającą zwinięty w kształt kwiatu balon.
105
miliardy papierosów mniej wypalono w Anglii a, ok. 400 tys. ludzi w ogóle rzuciło palenie w ciągu dziewięciu miesięcy od wejścia w życie zakazu palenia.
2
czaS na noWe mieJSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
Mikołaj Gogol
listy@nowyczas.co.uk Droga Redakcjo Pragnę podziękować redaktorowi Grzegorzowi Małkiewiczowi za tak trafne ujęcie sprawy w kwestii sprzedaży fawley Court przez Księży Marianów w felietonie Na Czasie (11.07). Dotknął on sedna sprawy, uwypuklając perfidną taktykę w tym procesie, niegodną, by wykorzystywało ją do swoich celów duchowieństwo, ale która w tym wypadku zaiste demonstruje najwyższy stopień kazuistyki. i nic więc dziwnego, że wiara, szacunek i zaufanie do organizacji kościelnych znacznie maleje. WAlERiA SAWiCKA ku przestrodze
Po raz pierwszy ręce zadrżały mi, kiedy przestudiowałem dokładnie miesięczny wyciąg bankowy z Barclays Bank należący do mojej narzeczonej. Moją uwagę przykuła informacja o pobraniu pieniędzy z konta z opisem „Vodafone Card 50 pounds”. Jako że oboje posiadamy telefony komórkowe w konkurencyjnej sieci okazało się, że transakcja dokonana została oczywiście bez naszej autoryzacji. Procedura jest prosta – telefon do banku, natychmiastowe zablokowanie karty debetowej, wypełniony następnego dnia formularz wysłany pod wskazany adres, odbiór nowej karty debetowej, zwrot kwoty w wysokości 50 funtów na konto osobiste. i wydawałoby się, że to wszystko… Moja ciekawość zaprowadziła mnie jednak na przeróżne fora internetowe i okazało się, że ten dziwny proceder trwa już od kilkunastu miesięcy w różnych krajach i w różnych bankach, a spowodowany jest prawdopodobnie brakiem stosownych zabezpieczeń na witrynach sklepów internetowych, na których co jakiś czas dokonujemy (jak się miało okazać również wirtualnych) zakupów. od tej pory czekałem już tylko kiedy i mnie przytrafi się ten „zonk”. Dwa miesiące strzelilo jak z bicza – tym razem safeguard banku zareagował bezbłędnie telefonem o 5:44 rano, minutę po przeprowadzeniu na moim koncie transakcji w... Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Ta sama bajka – jednak tym razem ktoś jeszcze próbował doładować sobie „i-tunesy” na sumę trzech funtów, co w łącznym rozrachunku miało narazić mnie na straty w wysokości 53 funtów. Procedura dokłądnie ta sama – telefon do banku, szybkie zablokowanie karty,
63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski, Joanna Bąk
dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk), Maciej Steppa (m.steppa@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
wypełniony następnego dnia formularz wysłany pod wskazany adres, odbiór nowej karty i tylko 53 funtów nie trzaba było mi zwracać, bo tym razem system ochrony klienta zadziałał bezbłędnie. Wnioski – studiować dokładnie wyciągi bankowe, bo jak widać – reguły nie ma, a pieniądze mogą prysnąć jak bańka mydlana nawet w środku nocy, a nie wszystkie banki są tak szybkie w rekompensowaniu strat. RAfAł KoNiECZNy Śmiechu niewarte
Będąc w zeszłym tygodniu w kraju, opowiedziałam moim znajomym – bywalcom teatralnym, o oglądanym niedawno w londynie kabarecie „Hrabi”, który prezentowano w polonijnej prasie i w ulotkach jako „najlepszy kabaret w Polsce”! Dość brutalnie wyprowadzono mnie z tego błędu, że ani on „najlepszy”, ani nie „rewelacyjny”, a do tego bardzo mało znany w Polsce. Kto więc dopuścił się takiej niefrasobliwości w rankingu? irena Delmar i Grzegorz Stachurski zaprosili w imieniu Związku Artystów Scen Polskich za Granicą kabaret Hrabi z programem „Kobieta i mężczyzna” do PoSK-u 21 i 22 czerwca. Poszłam na to przedstawienie zachęcona wspaniałymi omówieniami programu napisanymi przez organizatorów, obiecujących dobrą zabawę, wysoki literacki poziom tekstów i duże umiejętności artystów. Niestety, cała ta reklama okazała się gołosłowna i z pal-
ca wyssana. Wszystko w tym kabarecie było średnie, mierne i z lichego materiału. Nie obwiniam tym artystów, bo może na to tylko ich stać. Pojedyncze wybuchy śmiechu na sali wcale nie oznaczają, że spektakl był dobry. Czuje się „nabrana” przez organizatorów, którzy widzów zaprosili przecież na godziwą rozrywkę. Czytałam niedawno w angielskiej prasie, że w Wielkiej Brytanii wchodzi prawo zobowiązujące organizatorów i producentów do podawania wiarygodnej reklamy i informacji na temat spektakli i widowisk. Tak zwane „naciąganie” widza będzie już niedługo w tym kraju karane wysokimi grzywnymi. Myślę też, że tak poważna i szanowana organizacja jak ZASP powinna sprowadzać z kraju (jeżeli już musi!), spektakle z repertuarem klasycznym, a więc prawdziwe sztuki teatralne, a przy tym zespoły już sprawdzone artystycznie. Ja osobiście nie chcę oglądać na naszej prestiżowej scenie londyńskiej kabaretu na poziomie powiatowego domu kultury i to pod mylącym szyldem: „Rewelacja kabaretowa z Polski”. Ciekawe, że takie chybione wybory nie zdarzają się Ewie Becli, która od wielu lat sprowadza do nas z Polski różnego rodzaju spektakle i widowiska. Nic mi już nie pozostaje innego, jak tylko pogratulować Ewie Becli jej impresaryjnego talentu i świetnej znajomości polskiego rynku artystycznego. Z poważaniem GRAżyNA BuTlER
z teki andrzeJa licHoty
Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
formularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
czaS PubliSHerS ltd. 63 kings grove london Se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
|3
nowy czas | 18 lipca 2008
czas na wyspie
Dekonstrukcja kilku mitów, czyli nie samym chlebem Polak şyje‌ Opuszczając stację metra na Brixton wchodzimy w świat intensywny i pełen kontrastów, w swoistą esencję wielokulturowego tygla wybrzmiewającego tysiącem języków, twarzy i zwyczajów. Z mijanych wnętrz atakuje pulsująca emocjami muzyka, uliczni trampowie, dredziarze rasta, handlarze złotem i dilerzy. Wielobarwne şycie londyńskiej ulicy.
Właśnie tam w zeszły piątek odbyło się party Polish deConstruction – pręşnie działającej grupy skupiającej polskich artystów, którzy mieszkają i tworzą na Wyspach. Członkowie „Dekonstrukcji� w piątkowy wieczór zainstalowali się w klubie Dogstar, gdzie
odbyło się website launch party czyli oficjalne otwarcie ich strony internetowej www.polishdeconstraction.org. Pierwsi goście pojawili się juş po osiemnastej, organizatorzy natomiast nadmuchiwali jeszcze balony i kończyli instalację sprzętu do pokazu slajdów. Sala na piętrze zarezerwowana przez PdC miała w sobie coś z klimatu kafkowskiego zamku. Zadbano o wyposaşenie baru, gdyş wpływy z niego miały pokryć koszty wynajęcia sali. Z kaşdą chwilą gości przybywało, niektórzy na prośbę organizatorów szusowali po parkiecie z róşowymi elementami garderoby,wpisując się ubiorem w kolory-
stykę logo PdC. DJ odpalił konsolę, mając w arsenale pokaźną kolekcję płyt a jego rozstrzał sympatii muzycznych, którymi raczył imprezowiczów był zadziwiający. Ciągłe zmiany gatunków i muzyki stawiały przed tancerzami duşe wyzwanie. DJ na przemian bombardował małşowiny rododendronowymi klasykami, czasem mocnym gitarowym uderzeniem czy polskimi szlagierami, sam bawiąc się przy tym doskonale. Balony i bębenki pękały od nadmiaru decybeli. Impreza z minuty na minutę nabierała impetu, podobnie jak jej uczestnicy wywijający dziko na parkiecie. Młody VJ z Japonii był pod
wraşeniem naszej wschodnioeuropejskiej ekspresji, podobnie jak wielu „zagranicznych� gości. Był tego wieczoru şywioł, temperament i duşo radości. Znalazło się teş miejsce na prezentację artystów i ich prac w krótkich setach multimedialnych. Na schodach prowadzono şywiołowe dyskusje i zawierano nowe znajomości. Polish deConstraction to kreatywni ludzie z pomysłami, wyobraźnią i determinacją, a ich praca z całą pewnością zasługuje na poparcie i uznanie. Połączenie ambicji, dobrego gustu i konsekwencji, daje jak najlepsze rezultaty. W zderzeniu z całą ma-
0OPŠYĂˆ DO &RANCJI DU–O TANIEJ SAMOCHĂŠD OSĂŠB W KA–DÂ? STRONĂ JU– OD
25
'"0
Belfast
Dublin Berlin
7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA ã DOTYCZY WYBRANYCH REJSÊW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWI�ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI ã W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTà PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJ� ZWROTOWI /FERTA DOSTà PNA DO WYCZERPANIA BILETÊW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZà u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWI�ZUJ� W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSÊW /BOWI�ZUJ� WARUNKI .ORFOLKLINE
Lodz
Hannover
Amsterdam Utrecht Rotterdam
Birmingham
UNITED KINGDOM
POLAND
HOLLAND Cardiff
Oxford
DĂźsseldorf
LONDON Brugge
DOVER
Bath
Calais Boulogne
Lille Dieppe
Cologne Maastricht Brussels
DUNKERQUE
GERMANY
BELGIUM Luxembourg
Le Havre Caen
FRANCE
Reims
Katowice
Dresden Prague
CZECH REP
Amiens
Cherbourg
PARIS
Warsaw
Poznan
Liverpool
ZAWIERA WSZELKIE DOPŠATY I PODATKI
są pseudoorganizacji, smętnych, nudnych wieczorków artystycznych i promowania zwykłego kiczu, PdC jawi się niczym jutrzenka na mdłym niebie polskiej sztuki w Londynie. Dekonstruowanie obrazu polskiej imigracji – jako pozbawionej większych ambicji bezimiennej masy, która jest tu tylko dla pieniędzy – to ogromna zasługa artystów z Polish deConstraction. To moşe stanowić zapowiedź mocnego uderzenia dobrej sztuki. Czego wszystkim zainteresowanym şyczę.
Tekst i fot.: Marcin Piniak
4|
18 lipca 2008 | nowy czas
czas na wyspie
O kondycji polskiej prasy na Wyspach W niedzielny wieczór, 13 lipca, Sala św. Józefa przy Little Brompton Oratory miała gościć dziennikarzy polonijnej prasy w Wielkiej Brytanii. Wielkie słowa uznania dla księdza Marka Reczka i Duszpasterstwa Akademickiego za próbę zorganizowania otwartej dyskusji o polskich mediach w Londynie, natomiast duży minus dla przedstawicieli najpoczytniejszych polskich tytułów prasowych na londyńskiej ziemi, którzy nie skorzystali z zaproszenia. Na spotkanie stawili się tylko dziennikrze „Gazety Niedzielnej” i „Nowego Czasu”. Czy ta zamierzona, bądź nie, absencja spowodowała obniżenie rangi spotkania? Na pewno zabrakło szeroko rozumianej przekrojowości dyskusji, ale o nieobecnych nie będziemy mówić, więc po kolei... To, jak ważną częścią naszej wielopokoleniowej emigracji na Wyspach są polskie wydawnictwa i jakiej transformacji uległy one na przestrzeni prawie 70 lat naszej tu obecności, starał się przedstawić Wojciech Płazak – wieloletni redaktor polskiej sekcji BBC oraz prezes Fundacji Veritas w Londynie. – Prasa polska od samego początku emigracji była jednym z głównych elementów cementujących wspólnotę polską na Wyspach Brytyjskich – powiedział Wojciech Płazak we wprowadzeniu do dyskusji. I spoglądając wstecz na liczbę tytułów prasowych pojawiajacych się na przestrzeni wielu dekad trudno nie zgodzić się z tym twierdzeniem. Do dziś z ponad 200 tytułów, które tu wychodziły na przestrzeni lat, świadcząc o stalym zainteresowaniu Polaków dostępem do informacji, przetrwały tylko dwa: „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” oraz „Gazeta Niedzielna”. Wystąpienie Wojciecha Płazaka miało dać tylko wprowadzenie do dyskusji o etosie, kondycji i przyszłości polonijnej prasy w Wielkiej Brytanii. Niestety, z przyczyn oczywistych wspomniana dyskusja musiała ograniczyć się do dwóch tytułów – zarówno Szymon Gurbin z „Gazety Niedzielnej” jak i Grzegorz Małkiewicz z „Nowego Czasu” na pewno mieliby o czym rozmawiać z przedstawicielami popularnych, konkurencyjnych i nastawionych na różnych czytelników polskich tytułów w Londynie.
nie jest i nie może być kierowany do specyficznej grupy Polaków: – My traktujemy Polaków mieszkających na Wyspach, niezależnie od wieku i emigracyjnego stażu jako grupę docelową naszej gazety, natomiast czytelnik ma prawo wyboru artukułu, który jest godny jego uwagi lub przejść dalej, jeśli dany tekst nie znalazł zainteresowania w jego oczach. I można by powiedzieć, że było w skrócie o wszystkim i pewnie spotkanie zakończyłoby się standardowym uściskiem dłoni, gdyby nie głos niezadowolenia pewnej pani na sali, która chyba właśnie dała dowód na to, że takie dyskusje są konieczne. Jako świeży czytelnik, przebywający na Wyspach dopiero od miesiąca, dowiodła bowiem, że przeczytanie artukułu to jedna rzecz, natomiast jego zrozumienie i zastanowienie się nad celem napisania takiego tekstu to rzecz druga. A indywidualny gust czytelnika i możliwość wyboru czytanej gazety, to rzecz trzecia. Dobrze, że padł i taki głos. I dobrze, żeby dzinnikarze mieli świadomość pisania tekstów zarówno dla starej emigracji, która ma na koncie kilkudziesięcioletni staż na Wyspach, jak i dla tej najnowszej. Z pewnością przekonaliśmy się, że są potrzebne gazety, które czas umilają, i takie, które obraz rzeczywistości przedstawiają w sposób niekoloryzowany... Na szczęście mamy już w Wielkiej Brytanii sporą różnorodność jeśli chodzi o wychodzące tu tytuły i czytelnicy mogą wybierać w zależności od własnych gustów i upodobań. Problem czytelnictwa jest więc bardziej złożony, ale żeby uczestniczyć w dyskusji trzeba być jej uczestnikiem. I jeżeli obecni na konferencji dziennikarze zapewnili, że są gotowi stawić się na kolejne tego typu spotkanie, to wszyscy oczekiwaliby takiej samej deklaracji od redakcji innych czasopism. Bo do czytelników należy podchodzić z szacunkiem, a dyskusja zorganizowana chyba po raz pierwszy w takiej formie przydałaby się również samym dziennikarzom. Więc z niecierpliwością czekamy na następne zaproszenie – „Nowy Czas” na pewno się stawi…
Wspomniano o płynnym przejowaniu najważnieszego zadania gazet – informowaniana – przez portale internetowe, o finansowaniu tytułów prasowych, o ich dostepności dla przeciętnego zjadacza chleba, co jednocześnie wiąże się z pytaniem o wydawanie prasy bezpłatnej –czy gorszej, od tej, za którą trzeba płacic? – padło też takie pytanie. Redaktor Szymon Gurbin z „Gazety Niedzielnej” dał słuchaczom do zrozumienia, że ma świadomośc specyficznej roli, jaką jego tytuł odgrywa na Wyspach: – Jako chrześcijanie musimy umieć ze sobą rozmawiać i stąd też odpowiedzialność za publikacje w naszej gazecie jest jednak większa, niż wszystkich innych tytułów. Z kolei redaktor naczelny „Nowego Czasu” Grzegorz Małkiewicz podkreślił, iż jego tygodnik
Szkoła Tańca
Profi-Dance Studios (POSK-Hammersmith)
zaprasza na 6-tygodniowe kursy dla dorosłych na poziomie początkowym oraz średnio zaawansowanym. Kolejne kursy: 15 września oraz 18 września
ORAZ ogłasza NABÓR dzieci w wieku 7-11 lat na rok 2008/2009 do sekcji tańca sportowo-towarzyskiego • Pierwsze zajęcia 15 września 2008 r. (POSK, Hammersmith) • Treningi 3 razy w tygodniu • Profesjonalni trenerzy • Pokazy i turniej dla najlepszych • Szkolenia i warsztaty z mistrzami tańca INFORMACJE I ZAPISY: Tel. 0772 645 9050
www.profi-dance.com
›› Ksiądz Marek zadawał istotne pytania przedstawicielom mediów polonijnych. Powyżej: od lewej Wojciech Płazak, Grzegorz Małkiewicz i Szymon Gurbin .
Tekst i fot.: Paweł Rosolski
Komentarz str. 13
|5
nowy czas | 18 lipca 2008
czas na wyspie
Rodzinna tragedia w Lincoln W odstepie zaledwie ośmiu dni znaleziono w Loncoln ciała Doroty i Mariusza Trukawków – małżeństwa z Częstochowy, które przyjechało na Wyspy w maju zeszłego roku roku szukać lepszych dni dla swojej rodziny. Małżeństwo popełniło samobójstwo prawdopodobnie w następstwie narastających problemów finansowych związanych z trudnościami ze znalezieniem regularnej pracy. Dorota i Mariusz Trukawkowie osierocili dwójkę przebywających z nimi na Wyspach dzieci, 11-letnią Anię i 20letniego Michała. Rzecznik policji w Lincolnshire powiedział, że nie ma żadnych podstaw, aby doszukiwać się udziału osób trzecich w śmierci polskiego małżeństwa. „Wszystko wskazuje na to, że tragedia na Wragby Road to rezultat próby samobójczej Doroty i w następnym tygodniu jej męża Dariusza”. Ania znalazła swoją mamę powieszoną w rodzinnym domu w Lincoln.
Pomimo wysiłków brata Michała, do którego Ania zadzwoniła zaraz po szokującym okryciu, 43-letniej kobiety nie udało się już uratować. Osiem dni póżniej, 7 lipca, w podobnych okolicznościach znaleziono ciało 50letniego Dariusza – męża Doroty. Policję zaniepokoił fakt niestawienia się Dariusza na umówione spotkanie w komisariacie w sprawie zorganizowania pogrzebu jego żony. – Najpierw policja zadzwoniła do mnie z wiadomością, że Dorota nie żyje – mówi kuzyn Doroty, Piotr. – Tydzien później otrzymałem wiadomość, że Dariusz również powiesił się w ich domu. Wciąż ciężko mi zrozumieć, co się stało – powiedział dziennikarzom. Dramat częstochowskiej rodziny w Lincolnshire poruszył niemal wszystkich mieszkańców Lincoln. Do lokalnej gazety, która opisała tragedię, zgłaszają się Brytyjczycy chcący pomóc w zbiórce pieniędzy na transport prochów Doroty i Dariusza do Polski. Również kuzyn Doroty, Piotr wystosował apel o pomoc finansową. Kwota w wysokości 3000 funtów miałaby pokryć nie tylko transport prochów, ale także przewiezienie do Polsk ich córki Ani. – Koszt przewiezienia zwłok do ojczyzny to 10 tys. złotych. Tańszy jest transport prochów – mówi Robert
Rusiecki, Konsul Generalny RP w Londynie. Jednak na pokrycie wszystkich kosztów związanych z procedurami pogrzebowymi konsulatu nie stać, bo jak mówi Robert Rusiecki: – Roczny budżet wydalibyśmy w miesiąc. Samobójstwo małżeństwa z Lincoln to nie jedyna tragedia Polaków na Wyspach w ostatnich tygodniach. Wcześniej informowano bowiem o młodym Polaku, który targnął się na swoje życie skacząc do rzeki z mostu w Bostonie, również w Lincolnshire, oraz o samobójczej śmierci dwóch naszych rodaków na jednej z plantacji truskawek Herefordshire. – Emigranci zarobkowi wciąż są wykorzystywani w swoich miejscach pracy, przepłacają za mieszkania i bardzo ciężko przeżywają rozłąkę z bliskimi w kraju – mówi Wielebny David de Verney, kapelan emigrantów zarobkowych w Lincolnshire. – W ciągu pięciu lat mojej obecności tutaj nie zauważyłem wyraźnej poprawy warunków życia emigrantów. Komentarz kapelana był reakcją na tragedię częstochowskiego małżeństwa jak i młodego Polaka z Bostonu. Migranci zarobkowi z Europy Środkowo-Wschodniej stanowią obecnie 10 proc. społeczności Lincolnshire, a zdecydowana wiekszość z nich to Polacy. (pr)
W sobotę, 26 lipca, od godz. 10.00 do 17.00 Konsul Generalny RP Robert Rusiecki będzie przyjmował Polaków w Southampton w siedzibie SOS Polonia, 2 Brunswick Place, SO15 2AN. Osoby, które chciałyby spotkać się w konsulem w ważnych sprawach proszone są o kontakt z SOS Polonia, tel. 0780 359 1680, lub o zgłoszenie swojej sprawy SMS-em.
Kolejne cięcia w Ryanair Po zapowiedzi redukcji lotów z lotniska w Dublinie Ryanair, irlandzki tani przewoźnik lotniczy zapowiedział zredukowanie od sezonu jesienno-zimowego 2008-09 liczby lotów ze Stansted. Przyczyną kolejnych cięć są wysokie koszty paliwa i drastyczny wzrost opłat za użytkowanie lotniska. W porównaniu z analogicznym okresem na przełomie 2007-08 liczba pasażerów Ryanair odlatujących ze Stansted zmniejszy się o 900 tys, a istniejące trasy obsługiwać będzie 28 maszyn zamiast, jak obecnie, 40. Dyrektor wykonawczy Ryanair Michael O’Leary przyznał, że Stansted jest najdroższym lotniskiem obsługiwanych obecnie przez samoloty Ryanair. To również drugi rok z rzędu, kiedy prze-
woźnik redukuje swoje loty na okres jesienno-zimowy. Zawieszenie połączeń w listopadzie i pierwszej połowie grudnia obejmie m.in miasta Austrii, Szwajcarii, Hiszpanii i Węgier oraz południowej Polski – Krakowa i Rzeszowa. – Wysokie opłaty lotniskowe nałożone na przewoźników w ostatnim czasie i olbrzymi wzrost cen paliw czyni bardziej opłacalnym pozostawienie maszyn na lotniskach niż kontynuowanie przewozów na nierentownych trasach – mówi O'Leary. We wtorek Ryanair ogłosił zredukowanie liczby tygodniowych lotów z lotniska w Dublinie o 150. Zamiast dotychczasowych 22 samolotów loty z Dublina obsługiwać będzie 18 maszyn.
6|
18 lipca 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Dwa koĹ„ce klubu W sobotÄ™ 28 czerwca wĹ‚adze koĹ›cielne zamknęły niespodziewanie polski klub paraďŹ alny w Reading. Niepotwierdzone pogĹ‚oski o zamiarach wĹ‚adz paraďŹ i krÄ…ĹźyĹ‚y wĹ›rĂłd polskiej spoĹ‚ecznoĹ›ci juĹź od dawna, jednakĹźe zamkniÄ™cie klubu odbyĹ‚o siÄ™ z efektem natychmiastowym i bez uprzedzenia.
Mikołaj Skrzypiec Pan Zenon Rakowicz, przewodniczący klubu od 29 lat, w sobotni poranek zastał w klubie ślusarzy zmieniających na polecenie proboszcza zamki. Klub został zamknięty do odwołania. Działał nieprzerwanie od 42 lat i słuşył lokalnej społeczności polskiej oraz angielskiej, z jego pomieszczeń korzystali równieş Czesi i Słowacy.
ŠAdny kAwAŠek hiStoRii W klubie przez lata odbywały się przyjęcia okolicznościowe i imprezy organizowane przez rozmaite społeczności i grupy, niekoniecznie związane z samą parafią. Jak mówi pan Rakowicz, klub powstał dzięki inicjatywie kilku Polaków, m.in. panów Ambroziaka i Ziemby, przy udziale ówczesnego księdza kanonika Batora. Podjęli oni decyzję zakupu budynku przy 81 London Road w Reading, następnie odnowili go, urządzili kuchnię, zaczął działać klub. Prace remontowe, jak i zakup samej posia-
dłości były moşliwe dzięki pracy i zaangaşowaniu parafian, przy ich jednoczesnym wkładzie finansowym. Klub naleşał do Polskiej Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i działał według przepisów angielskiego prawa. Co roku odbywało się walne zebranie parafian, podczas którego wybierano władze klubu – prezesa, zastępcę, skarbnika oraz sekretarza. Kaşdorazowo w zarządzie zasiadał równieş ksiądz. Przez lata działalności klub przynosił dochód, który w całości był przekazywany na potrzeby parafii. Z dochodu został spłacony budynek, w którym mieścił się klub. Po latach udało się równieş nabyć sąsiadujący dom pod numerem 83 London Road, gdzie mieszczą się naleşące do parafii mieszkania. Do niedawna klub funkcjonował normalnie, a jego nagłe zamknięcie wstrząsnęło lokalną społecznością. – Jesteśmy w szoku – mówi pan Andrzej Rakowicz, syn pana Zenona, który równieş uczestniczył w şyciu klubu. – Szok jest tym większy, şe nikt nas o planowanym zamknięciu nie informował, ani mnie, ani taty, ani personelu – dodaje.
Europa w obie strony od
brutto / z podatkami
'R ]REDF]HQLD 7HUD] ]ZLHG]LV] (XURS� Z ]DVNDNXMjFHM QLVNLHM FHQLH :DUWR SU]HÆ\o WDNj FKZLO� Poltours Poltours Central and Eastern Europe Specialists Central and Eastern Europe Specialists www.poltours.co.uk 0208 810 5625 www.poltours.co.uk 0208 810 5625
›› Z lewej: Andrzej Rakowicz oraz jego ojciec Zenon, przewodniczący klubu. Fot. Mikołaj Skrzypiec SodoMA i GoMoRA – Według władz kościelnych zamknięcie klubu nie powinno nikogo dziwić. Mówiono o tym otwarcie, z tego co wiem – twierdzi ksiądz Krzysztof Tyliszczak z Polskiej Misji Katolickiej. – Chodzi o to, by klub funkcjonował i on będzie funkcjonował znowu, ale juş na innych zasadach. Przepisy się zmieniły i do tych przepisów trzeba się zastosować, stąd teş, jak sądzę, wynika zamknięcie klubu – dodaje. Ksiądz proboszcz z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Reading Jerzy Januszkiewicz równieş wydaje się być zdziwiony zaskoczeniem parafian. – O konieczności reorganizacji klubu mówiliśmy juş od listopada ubiegłego roku, ale şe się sytuacja nie zmieniła w klubie, podjęto decyzję o jego zamknięciu – mówi ks. Januszkiewicz. – W pewnym momencie doszło do tego, şe panowie z klubu po prostu zaczęli się wygłupiać. Dla przykładu, klub po raz pierwszy w historii otwarty był w Wielki Piątek, i to do białego rana, no kto to tak widział! Ostatnio natomiast udostępniono salę parafialną grupie tzw. Travellers, którzy na budynek przeprowadzili prawdziwy najazd – dodaje ks. Januszkiewicz. – Mieliśmy skargi od mieszkańców, musieliśmy wezwać policję, po imprezie trzeba było sprzątać cały parking, po prostu Sodoma i Gomora! To są takie bezpośrednie powody zamknięcia klubu. Poza tym trzeba powiedzieć jasno – ten klub nie przynosił dochodu, a jak jakiś dochód był, to nikły – mówi ksiądz proboszcz. – W ostatnim roku to moşe było około tysiąca funtów. Ale ja się pytam, kto płaci za ogrzewanie, za rachunki, za ubezpieczenie? To są wszystko nasze koszta, więc de facto do klubu dokładaliśmy. To musi się zmienić i klub, zapewniam, będzie otwarty, ale juş na nowych zasadach, przy nowej organizacji. Ja się z niczym nie kryję, to panowie z klubu robią taki hałas dookoła siebie i faktu, şe im klub zamknięto. Obecnie robimy remanent i spis wszystkich sprzedawanych w klubie trunków, i kto wie, czy tam się nie prowadziło jakiejś prywatnej, lewej operacji. Ale to pokaşe kontrola. Nie będę wskazywał palcami, ale co niektórzy wyprowadzali ostatnio swoje własne pudła z butelkami z klubu, podobno
częstowali tym alkoholem przyjaciół. No to jak takie rzeczy się dzieją, to co ja mogę poradzić, musiałem to zamknąć – mówi ksiądz Januszkiewicz.
dZiel i RZądź Decyzjom księdza prałata przeciwna jest spora grupa parafian, niezadowolona ze zmian oraz ze sposobu, w jaki te zmiany się przeprowadza. Pani Ewa Wruszczak była dotychczas sekretarzem klubu parafialnego. Według niej, działania władz kościelnych są skandaliczne i do tego niezgodne z prawem. – To trwa juş nie od dzisiaj – mówi pani Ewa. – Ksiądz Januszkiewicz zasłania się przepisem, którego wymogi w działaniu klubu w dotychczasowej formie były w pełni respektowane, co ustalono jeszcze w maju 2004 roku. Wtedy na walnym zebraniu podjęto decyzję o wypracowaniu nowego modelu działania klubu przy porozumieniu z Polish Benevolent Fund. I od tamtego momentu nie było nic więcej o tym projekcie słychać, nikt nic nie mówił! A teraz się ten klub po prostu zamyka. Moim zdaniem to bezczelność ze strony władz Kościoła – po pierwsze, klub nie tylko się utrzymywał bez pomocy władz, ale teş na siebie zarabiał, co potwierdzają nasze księgi finansowe. Po drugie, praktycznie nikt poza księdzem nie zgłaszał wątpliwości,co do działania klubu, a pan Rakowicz był i jest świetnym przewodniczącym! W tym klubie wiele się działo rzeczy pozytywnych i poşytecznych. A teraz nam się mówi, şe działalność klubu jest niezgodna z prawem organizacji charytatywnej. Nawet nie wiadomo, o co dokładnie chodzi! Na ostatnim walnym zebraniu skonfrontowaliśmy księdza Januszkiewicza i przewodniczącą rady parafialnej, panią Michalinę Nicpoń, co do ich planów względem klubu. Zaprzeczyli trzykrotnie, przy wszystkich, zamiarom jego zamknięcia. A teraz po prostu go zamykają! Skandal! Podobnego zdania jest pan Rakowicz. – Po prostu stwierdzono, şe nie podoba się im (władzom kościelnym i pani Nicpoń) to, co się w tym klubie dzieje. Więc go zamknięto, tylko nie wiadomo jakim prawem. Kiedy rozmawialiśmy z panem Januszem Sikorą-Sikorskim z Polish Benevolent Fund, powiedział nam wprost – w ko-
ściele nie ma demokracji, tylko dyktatura. I w ten sposób właśnie działają władze kościelne, pomimo tego şe to one powinny słuşyć wiernym, a nie odwrotnie – mówi pan Rakowicz. Przeciwni zamknięciu klubu parafianie są oburzeni postawą władz Kościoła, część z nich przestała do polskiej parafii w ogóle uczęszczać, decydując się na kościoły angielskie. Według niektórych, w parafii w Reading i tak nic dobrego się od lat nie wydarzyło – ksiądz Januszkiewicz dla parafii nie zrobił praktycznie nic – mówią parafianie – jest z reguły nieosiągalny, nie prowadzi zajęć z religii i ogólnie sprawia wraşenie jakby był „ponad śmiertelnikami� i za to wszystko pobiera jeszcze pensję!
klub będZie, tylko jAki? Końca kłótni nie widać, ale jego obie strony podkreślają, şe nie jest ona dobra dla şycia parafii, która tyle lat pręşnie funkcjonowała w şyciu społeczności polskiej w Reading. Polaków w okolicach miasta moşe być nawet około 20 tysięcy, w mieście działa kilka polskich sklepów, polski pub, a na kaşdym niemalşe kroku słychać język polski. Klub parafialny na pewno będzie przydatny, niezaleşnie od tego, jaką formę przyjmie jego działanie w przyszłości. Kontrowersje wokół jego zamknięcia przewinęły się przez lokalne media angielskie oraz polskie media internetowe, co jak mówi ksiądz Januszkiewicz, równieş nie słuşy dialogowi, wręcz przeciwnie, szum nie sprzyja rozwiązaniu sytuacji. – Ale mimo to zamierzamy opublikować wyniki szczegółowej kontroli wcześniejszej działalności klubu w lokalnych mediach, tak by kaşdy mógł zobaczyć, co się tam naprawdę działo. Wtedy moşe będzie jakaś szansa na dialog, jakieś pojednanie – dodaje ksiądz proboszcz. – Poza tym, nie zamierzam prowadzić jakiejś polemiki z tymi ludźmi. Polemiki tym bardziej nie prowadzę z ambony, bo zauwaşyłem, şe oni tylko na to czekają – dodaje. – Sprawa się wkrótce sama wyjaśni – kończy rozmowę ksiądz Januszkiewicz. Niezadowoleni parafianie równieş nie zamierzają poprzestać na składaniu zaşaleń, planują konkretne działania, by walczyć dalej o słuszną, w ich przekonaniu, sprawę.
|7
nowy czas |18 lipca 2008
czas na wyspie
Niewiedza szkodzi Wiedza emigrantów na temat swoich praw pracowniczych na Wyspach Brytyjskich przynajmniej w początkowej fazie pracy ogranicza się zwykle do znajomości swojej stawki godzinowej. Panuje również ogólne przekonanie (nie pozbawione zresztą podstaw), że w Anglii ustne zobowiązanie pracodawcy ma moc prawną kontraktu pisemnego i pewnie dlatego wielu pracowników nigdy nie miało okazji zobaczyć swojej umowy na własne oczy. Tej niewiedzy pracowniczej oraz nieuczciwości pracodawców brytyjski rząd zamierza zdecydowanie się przeciwstawić. Po pilotażowym spotkaniu poświęconemu nowej koncepcji Kongresu Związków Zawodowych TUC (Trade Union Congress), które odbyło się w maju tego roku, przyszedł czas na wcie-
lenie projektu w życie. Vulnerable Workers Project (Program Wsparcia Pracowników), jak czytamy w broszurze: ma na celu krzewienie właściwych praktyk w zakresie przestrzegania praw pracowniczych oraz zapewnienia pracownikom możliwości pełnego wykorzystania własnego potencjału i rozwoju na stanowisku. Pierwsze spotkanie informacyjne o prawach pracowniczych i sposobach ich egzekwowania odbyło się w ostatnią sobotę w Trade Union and Workplace Traininng Centre w okolicach dworca Liverpool Street. Trudno powiedzieć, czy to sobotnia pora sprawiła, że w okolicach zatłoczonego zazwyczaj City ciężko było natknąć się na żywą osobę. W grupie dyskusyjnej osób było niewiele. Dyskusje tematyczne prowadzone w mniej-
szych grupach są bardziej efektywne, żałować jednak należy, że tak niewiele osób zareagowało na ogłoszenie. – Realizacja Programu Wsparcia Pracowników ma docelowo potrwać dwa lata – powiedział „Nowemu Czasowi” Darren Wapplington z VWP. – Naszym celem jest zebranie jak najwięcej informacji o przypadkach nadużyć w zakładach pracy oraz przedstawienie ich w ostatecznym raporcie rządowi brytyjskiemu w celu doskonalenia praw pracowniczych. Z racji pilotażowego charakteru programu będzie on skoncentrowany na pracownikach sektora usług konserwacji i utrzymania obiektów (głównie osób sprzątających i pracownikach ochrony), pracujących w dzielnicach City of London i Tower Hamlets.
– W najbliższej przyszłości będziemy ściśle współpracować z VWP, wspólnie wyszukując kontaktów w różnych grupach zawodowych, i organizować spotkania informacyjne dla nich – mówi Andrzej Garus z Primus Personnel, organizacji ściśle współpracującej z projektem VWP. – Będziemy także szukać informacji o miejscach, w których dochodzi do łamania praw pracowniczych i kierować tam pomoc. Projekt nie jest bowiem skierowany tylko do społeczności polskiej ani wschodnioeuropejskich emigrantów, lecz generalnie do wszystkich pracowników, dla których angielski nie jest podstawowym językiem. – Cały czas staramy kontaktować się z innymi społecznościami, którym moglibyśmy służyć pomocą w zakresie szkoleń i kursów uświadamiających ich prawa pracownicze – dodaje Darren Wapplington. W ramach projektu organizowane będą również kursy językowe ESOL, które poza podszkoleniem języka angielskiego będą ukierunkowane na przekazanie praktycznych porad dotyczących praw pracowniczych. Bardzo często bowiem jest tak, że nieświadomi swoich praw bezwiednie zgadzamy się na pracę bez przysługujących nam przerw lub na wyrabianie nadgodzin, za które nie otrzymujemy należnych pieniędzy. Więcej informacji na: www.vulnerableworkersproject.org.uk lub www.primus-personnel.co.uk.
Tekst i fot.: Paweł Rosolski
Wyrok w sprawie pobicia w Trowbridge Park Trzech Polaków zostało pouczonych przez sąd w Swindon o ignorowaniu rasistowskich zaczepek w przyszłości, po tym jak brutalnie pobili mężczyznę w Trowbridge Park. Całe zdarzenie zarejestrowały parkowe kamery CCTV i był to główny dowód w sprawie. Cyryl Ozorko oraz bracia Jan i Leszek Stefanowiczowie postanowili sami wymierzyć sprawiedliwość mężczyźnie, który wygłaszał rasistowskie wyzwiska pod ich adresem. Ponieważ ofiara incydentu nie wniosła formalnego oskarżenia, całe zdarzenie zakwalifikowano jako burdę. Wobec sprawców orzeczono karę pokrycia kosztów sądowych w wysokości 200 funtów oraz przepracowania 120 godzin na rzecz miasta. „Nie możemy sobie pozwolić na tego typu bójki w miejscach publicznych – uzasadnił sędzia swój wyrok. – Nie możemy akceptować takich zachowań, ponieważ w tym przypadku zdecydowanie zostały przekroczone granice obrony koniecznej. Trójka Polaków przyznała się do udziału w burdzie. (pr)
8|
18 lipca 2008 | nowy czas
polska
tydzień w kraju Prezydent Lech Kaczyński wziął udział w szczycie Unii Śródziemnomorskiej w Paryżu. Podczas spotkania z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, który głośno go krytykował w Brukseli za blokowanie traktatu lizbońskiego, Kaczyński wyjaśnił, że nie będzie go blokował. Za nieporozumienie obarczył dziennikarzy. Prezydent wyjaśnił, że mówiąc o „bezprzedmiotowości” traktatu, miał na myśli, że jego podpis nie zmieni decyzji Irlandczyków. Wizytę w Warszawie złożyła premier Ukrainy Julia Tymoszenko. Rozmawiano o przygotowaniach do Euro 2012 i upamiętnieniu na Ukrainie rzezi Polaków na Wołyniu dokonanej przez miejscowych nacjonalistów. Piękna pani premier w sprawie Euro ogłosiło hasło – „dwa kraje – jedna drużyna”. W ramach przygotowań ma powstać autostrada Kraków – Lwów i trzy nowe przejścia graniczne. Tymoszenko zaproponowała też rozegranie meczu piłkarskiego pomiędzy członkami swojego gabinetu a ministrami Donalda Tuska. Pomysł dobry, a dla naszego premiera jest to szansa wzmocnienia ekipy. Taka minister zdrowia Ewa Kopacz, pomimo wielce obiecującego dla meczu nazwiska, raczej się ekipie nie przyda. W kraju i na Ukrainie dość skromnie obchodzono 65. rocznicę rzezi Polaków na Wołyniu. Prezydent nie tylko nie przybył na obchody, ale nadesłał list, za który spotkał się z krytyką zawsze przychylnych mu kombatantów. Poszło o to, że list był na tyle ogólny, że nie wymieniał sprawców i nazywał zbrodnię bliżej nieokreśloną „tragedią”. Krytycy zwracali uwagę, że poprawnych stosunków z Kijowem nie da się zbudować bez fundamentu prawdy. Prezydent Sopotu i znany polityk PO Jacek Karnowski został oskarżony przez miejscowego biznesmena o chęć wyłudzenia łapówki. Karnowski miał w zamian za zezwolenie na nadbudowę kamienicy żądać jednego z mieszkań dla siebie („na mamę”). Centralne Biuro Antykorupcyjne i jego szef Mariusz Kamiński znowu w opałach. Prokuratura bada wątek współpracy CBA z obcymi służbami specjalnymi (chodzi o FBI) w sprawie zatrzymanej przy przyjmowaniu łapówki b. posłanki PO Beaty Sawickiej. Miejsce zmarłego tragicznie Bronisława Geremka ma zająć w Parlamencie Europejskim inny polityk Demokratów – Andrzej Wielowieyski. „Samoobrona” przemieściła się z blokadą drogi z województwa łódzkiego do warmińsko-mazurskiego. Tym razem około 50 zwolenników Andrzeja Leppera blokowało szosę w Nowym Mieście Lubawskim.
bronisław geremek 1932 – 2008
Oddany polskiej racji stanu bartosz rutkowski
Lech Wałęsa, który nie raz ostro wypowiadał się o intelektualistach, na wieść o tragicznej śmierci profesora Bronisława Geremka zareagował pięknym nekrologiem. Dziękował w nim profesorowi za wszystko, co zrobił razem z nim w czasach opozycji i już wolnej Polski. A potem jeszcze dodawał w wywiadach, że odszedł człowiek, który mógł jeszcze wiele zrobić dla Polski i Europy. – Za bardzo pan, profesorze przyspieszył – pisał Wałęsa, jakby miał nieco za złe europosłowi i uczonemu, że zginął w samochodowym wypadku.
OPisyWAł i TWOrZył hisTOrię Zgłębiał historię i potem ją tworzył – pisali o Geremku ci, którzy znali go bardziej z pracy naukowej. W latach 80. komunistyczni propagandyści żartowali, że co to za mózg opozycji, skoro zgłębiał zawiłości przestępczego świata Paryża w średniowieczu. A jego obrońcy mówili, że tylko ten, kto stał się ekspertem od prostytutek jest w stanie walczyć z dyktaturą. O żydowskim pochodzeniu, swoim dziadku rabinie profesor mówił niechętnie. Trauma po przejściach kilkuletniego chłopca, który cudem przeszedł z getta warszawskiego na aryjską stronę i przez to uratował życie, tkwiła w nim głęboko. Tylko wtedy, gdy dochodziły odgłosy antysemityzmu, brał w obronę opluwanych i krzywdzonych.
18 LAT W PArTii KOMuNisTycZNej Jego pracowite życie nie było jedną prostą linią. Kiedy szalał stalinizm, dokładnie w roku 1950, wstąpił do
Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Tkwił w niej całe 18 lat, rzucił legitymację, gdy Polska Ludowa przyłączyła się do zbrojnej interwencji przeciwko Czechosłowacji. Tłumaczył, że był to gest etyczny, nie polityczny. Od tamtej chwili przeszedł na pozycje opozycji. By nie tracić zajęcia jako historyk zajął się bezpiecznym okresem średniowiecza. Z czasem stał się tak wielkim znawcą półświatka francuskiego w tamtej epoce, że jego książki tłumaczono nie tylko na francuski, ale na wiele innych języków. Z nauczyciela historii stał się niespodziewanie jej współtwórcą, kiedy w czasie pamiętnego Sierpnia 1980 razem z Tadeuszem Mazowieckim przekroczyli bramy Stoczni Gdańskiej. Mieli ze sobą deklarację kilkudziesięciu intelektualistów, którzy jasno opowiedzieli się po stronie robotniczego buntu. Tym razem miało być tak, że robotnik będzie razem z naukowcem i studentem, że nie będzie powtórki z roku 1970, czy wcześniej marca 1968. kiedy to albo robotnicy, albo studenci artykułowali swoje protesty oddzielnie. Czym to się skończyło – wszyscy wiemy.
Z NAuKOWcA – POLiTyK W stoczni Geremek i Mazowiecki mieli niewiele czasu do namysłu, kiedy robotniczy przywódcy poprosili ich, by zostali ich doradcami. W jednej chwili Geremek, Mazowiecki i inni stali się zapleczem intelektualnym wielkiego ruchu pod nazwą Solidarność. Wielu zarzucało Geremkowi, że jego doświadczenie jako historyka nakazywało mu wstrzemięźliwość w działaniach opozycji. Kiedy w marcu 1981 roku doszło do pobicia działaczy Solidarności w Bydgoszczy i gdy szykował się strajk generalny, który mógł stać się początkiem prawdziwej konfrontacji z władzą, Wałęsa i Geremek optowali za załagodzeniem sytuacji. Geremek wskazywał na konieczność ewolucyjnych zmian; tylko nie rewolucja – zdawał się mówić, mając w pamięci losy wielu poprzednich rewolt społecznych, które z reguły władza topiła w morzu krwi.
POWOLi i OD DOłu – Demokratyzować trzeba powoli i od dołu – przekonywał Geremek i dodawał, by nie destabilizować syste-
mu politycznego. Radykalni działacze Solidarności mieli mu takie myślenie za złe. Kiedy nastał stan wojenny przez rok Bronisław Geremek był internowany. Potem był jednym z architektów okrągłego stołu. Swoje polityczne losy związał w wolnej Polsce z Unią Demokratyczną, Unią Wolności, na koniec z Partią Demokratyczną. Jako szef polskiej dyplomacji święcił swoje wielkie dni, gdy Polska wchodziła do NATO. Mówił, że wtedy po raz pierwszy jako dorosły człowiek uronił łzę. Kiedy został europosłem był atakowany w kraju za to, że źle wypowiadał się w zagranicznych wywiadach o rządach Prawa i Sprawiedliwości. Nie chciał złożyć oświadczenia lustracyjnego, bo – jak mówił – robił to w przeszłości i po raz kolejny czynić tego nie chciał. Jako lider partyjny nie odniósł sukcesów. Jego kolejne ugrupowania traciły wpływy, zmieniały nazwę i jak wieść niesie profesor nosił się z zamiarem powołania zupełnie nowej partii. Jeśli tak było, to już nie zdążył...
Do wypadku, w którym zginął Bronisław Geremek doszło w niedzielę, 13 lipca, w miejscowości Miedzichowo, w okolicy Nowego Tomyśla. Z niewiadomych powodów mercedes kierowany przez Bronisława Geremka zjechał na przeciwległy pas i zderzył się z samochodem dostawczym. Kierowca samochodu dostawczego (w stanie ciężkim), oraz pasażerowie fiata i mercedesa zostali przewiezieni do szpitala. Wstępna sekcja zwłok wykluczyła zasłabnięcie profesora za kierownicą. Wyrazy ubolewania z powodu śmierci prof. Geremka złożył prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk. Bronisław Geremek zostanie pochowany w poniedziałek w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach. Zgodnie ze wstępnymi ustaleniami, uroczystości będą miały charakter państwowy.
|9
nowy czas | 18 lipca 2008
polska polskA-usA
Kiszczak w Anglii
mAłe szAnse nA tARczę
tydzień w kraju
Czesi liczą na Tuska Bartosz Rutkowski
Od listopada 1946 do sierpnia 1947 roku ówczesny funkcjonariusz Informacji Wojskowej, późniejszy szef MSW, Czesław Kiszczak przebywał służbowo w Londynie. Zdaniem historyka dr. Antoniego Dudka działalność Czesława Kiszczaka w Londynie polegała na zablokowaniu powrotu do Polski osobom, które dla władz komunistycznych były niewygodne. Antoni Dudek dodaje, że – paradoksalnie – Kiszczak mógł uratować wiele osób, bo sprawił, że do kraju nie wrócili ludzie, których w Polsce mogły czekać represje. (mg)
– Czekaliśmy na Polaków, czekaliśmy do ostatniej chwili, nie udało się, to nie nasza wina – mówili czescy politycy, kiedy ich minister spraw zagranicznych razem z amerykańską sekretarz stanu Condoleezzą Rice podpisywali w Pradze porozumienie o amerykańskim radarze, który stanie na czeskiej ziemi. Sam premier Mirek Topolanek już po uroczystości wspomniał o tym, że jest w stałym kontakcie z Donaldem Tuskiem, że śledzi i sekunduje polsko-amerykańskim rozmowom o tarczy. Liczy, że Polacy, tak jak Czesi, też dogadają się ze Stanami Zjednoczonymi. Premier Mirek Topolanek dodał, że tym razem, Czesi nie popełnili błędu. Zaraz po wojnie komunistyczny rząd Czechosłowacji wspaniałomyślnie odrzucił amerykański plan Marshalla, który niósł pomoc dla wymęczonej wojną Europy. I choć w Czechach też były protesty przeciwko radarowi, rząd podpisał umowę. Nie wiadomo, ile konkretnej pomocy da Waszyngton Pradze w zamian za radar, na pewno jednak to Czesi, a nie Poacy są teraz wiarygodnym partnerem
Stocznia za traktat? Twarde warunki Komisji Europejskiej w sprawie Stoczni Gdańskiej mogą być jeszcze renegocjowane. Premier Donald Tusk poprosił o przedłużenie terminu przedstawienia propozycji prywatyzacyjnych. Według niektórych obserwatorów KE uzależniła zgodę na kompromisowe rozwiązanie od podpisania traktatu lizbońskiego. (mg)
dla Ameryki. Polacy, jak się nieoficjalnie mówi, jeszcze negocjują, mówi się, że pod koniec lipca będzie jakiś przełom, ale szanse na zawarcie porozumienia mogą być niewielkie. I na nic zdała się rozpaczliwa podróż szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego do Ameryki. Condoleezza Rice przyjęła go chłodno i na odchodne powiedziała, że tym razem do Polski na pewno nie zawita.
Amerykanie odrzucili polskie żądanie wypłacenia 20 miliardów dolarów za instalację tarczy antyrakietowej Urzędnicy MSZ liczyli na taką wizytę, jakby nie dostrzegali tego, że 4 lipca Polska Ameryka odrzuciła twardą postawę Donalda Tuska, a konkretnie jego ministra Radosława Silkorskiego, który obecnie stara się dramatycznie poprawić to, co zepsuł wcześniej.
Nieoficjalnie mówi się, że żądania Sikorskiego w zamian za elementy tarczy USA na naszej ziemi opiewały na 20 miliardów dolarów. Dla Amerykanów, którzy nie wyrabiają się już finansowo w Iraku, kiedy łożą coraz większe sumy na Afganistan, gdy ceny ropy szybują w górę, był to rachunek nie do przyjęcia. Rachunek wystawiony, dodajmy – przez przyjaciela i sojusznika. Nieoficjalnie mówi się też, że Ameryka już szuka nowego miejsca na swoje rakiety, które byłyby zdolne zbijać nieprzyjacielskie pociski wycelowane w Stany Zjednoczone. To może być Litwa, ewentualnie Gruzja lub nawet Bułgaria. Te dwa ostatnie kraje odwiedzi teraz sekretarz Rice. Do Polski jednak – jak zapowiedziała – nie przyjedzie. Tymczasem tematem zastępczym stało się nagranie rozmowy prezydenta Lecha Kaczyńskiego z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Jak twierdzi rzecznik prezydenta, minister Sikorski został poinformowany o nagrywaniu rozmowy, która dotyczyła tarczy. Nagranie miało ułatwić sporządzenie dokładnego sprawozdania, które – podobnie jak nagranie – jest ściśle tajne. Z żądaniem jego ujawnienia wystąpił minister Sikorski.
Kolejna wpadka banku Pekao SA. Tym razem w internecie wyciekły dane i CV osób, które starały się w tej firmie o pracę. Nie było tam życiorysu najsłynniejszego polskiego „bezrobotnego” Kazimierza Marcinkiewicza. Były premier pozostaje w Londynie, gdzie znalazł nową pracę w banku inwestycyjnym Goldman Sachs. PKP ustanowiła nową tradycję, corocznych podwyżek cen biletów. Argumentacja jak zawsze ta sam: „wzrost cen paliwa, energii elektrycznej i usług zewnętrznych. W wieku 100 lat zmarł gen. Nieczuja-Ostrowski, słynny dowódca 106 dywizji Piechoty AK. W wieku 77 lat zmarł reżyser Jerzy Koenig. W katastrofie polskiego autokaru w Serbii zginęło 6 osób, a kilkanaście zostało rannych. Powodem wypadku był błąd kierowcy. Również w Rumunii doszło do wypadku polskiego autokaru. Ofiar śmiertelnych na szczęście nie było. W Polsce uproszczono przepisy dotyczące produkcji wina. Pozwoli to na działalność małych winnic. Rocznik 2008 będzie pierwszym legalnym rocznikiem wina z Polski.
FREE CALLS to Poland Direct from your BT landline
and FREE international calls to 35 other countries too!
Australia, Austria, Azores, Belgium, Bulgaria, Canada, Canary Islands, China, Cyprus (South), Czech Republic, Denmark, Estonia, Finland, France, Germany, Greece, Hong Kong, Hungary, Iceland, Ireland, Israel, Italy, Japan, Latvia, Luxemburg, Monaco, Netherlands, New Zealand,
£3.99
£6.99
Norway, Poland, Portugal, Russia, Slovenia, South Africa, Spain, Sweden, UK, USA euVANTAGE x x x x x x
per month – (evening and weekends)
FREE* evening and weekend calls to all UK landlines
euTALK XTRA
FREE** International calls to 36 countries (see list above)
x
Only 2.7p per minute for landline calls during the day
x
Discounted landline calls to to a further 14 countries
x
Highly competitive rates to UK mobiles
x
per month – (any time usage)
FREE* calls to UK landlines at all times
FREE** landline calls to 36 countries any time (see list above) Discounted landline calls to a further 14 countries Highly competitive rates to UK mobiles
Register online and full details at www.euCALL.co.uk – or phone 12-month commitment
x
12-month commitment
0800 310 1140
All prices include VAT. Fees exclude BT line rental. * Landline calls free for first 60 minutes and exclude calls to nonͲgeographic numbers Ͳ 08xx, 09xx, etc. A standard rate of 2.5p per minute applies thereafter. NonͲdirect payment surcharge £1 incl. VAT. ** Fair usage policy applies. Eucall.co.uk,
3 The Square, Brade Drive Coventry, CV2 2QJ
10|
18 lipca 2008 | nowy czas
wielka brytania świat
tydzień w skrócie W Sydney w Australii odbywają się XXII Światowe Dni Młodych z udziałem Ojca Świętego Benedykta XVI. W światowej prasie najgłośniej jednak było o tamtejszych protestach nielicznych grup przeciwników Kościoła, którzy przypominali na ulicach pedofilskie afery z udziałem księży. Przy okazji zapadł dość ciekawy wyrok miejscowego sądu federalnego, który zniósł zakaz „prowokowania i drażnienia” młodych pielgrzymów. W amerykańskiej bazie w Gruzji przeprowadzono wspólne gruzińsko-amerykańskie ćwiczenia wojskowe. Rosja w odpowiedzi przeprowadziła manewry na północnym Kaukazie. Dotyczące separatystycznych republik napięcie pomiędzy Tbilisi a Moskwą wzrasta. Prezydent Gruzji zwrócił się o dyplomatyczne wsparcie m.in. do prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Rosja ograniczyła dostawy ropy naftowej do Czech. Kara za zgodę na umieszczenie radarów „tarczy antyrakietowej”? Belgia znowu o krok bliżej rozpadu kraju. Desygnowany na premiera Yves Leterne zrezygnował, ponieważ nie mógł doprowadzić do zgody Flamandów i Walonów w sprawie autonomii poszczególnych prowincji. W USA ciekawe wyniki sondaży prezydenckich. Republikanin McCain dogonił demokratę Obamę. Weto Rosji i Chin w ONZ zablokowało wprowadzenie sankcji przeciw reżimowi Mugabe w Zimbabwe. Kongres USA domaga się od Polski „restytucji mienia” z okresu wojny. Chodzi tu jednak o majątki żydowskie konfiskowane w większości przez Niemców. Czyżby element negocjacji w sprawie „tarczy” i widoczny znak tego, że w ostatnim czasie rzeczywiście wypadliśmy z listy amerykańskich przyjaciół? W Odessie nad Morzem Czarnym odbyły się manewry wojskowe sił amerykańskich i ukraińskich o nazwie „Morska Bryza 2008”. Protestowali miejscowi komuniści. Doszło nawet do bójki ich młodzieżówki z członkami młodzieżówki nacjonalistów. Korea Południowa zgłosiła protest w sprawie zastrzelenia przez żołnierza komunistycznej Korei Północnej turystki z tego kraju. Chiny przed olimpiadą wprowadziły zakaz używania na arenach sportowych transparentów i flag. Kiedy podniosły się głosy protestu, Pekin wyjaśnił, że chodzi o flagi państw, które nie biorą udziału w igrzyskach, czyli konkretnie o Tybet. Władze na czas igrzysk zakazały także sprzedawania w restauracjach mięsa z psów.
londyn
nieprawidłowości finanSowe w ratuSzu
Rozliczenia pana Kena Mikołaj Skrzypiec
Specjalna komisja powołana przez burmistrza Londynu Borisa Johnsona obwieściła w środę rezultaty swojego dochodzenia w sprawie ogromnych wydatków poprzedniej ekipy w ratuszu. Wyniki przeprowadzonego śledztwa wskazują na nieprawidłowości finansowe w prowadzeniu London Development Agency (LDA) przez administrację Kena Livingstona. Według analityków zmarnowano dziesiątki milionów funtów z pieniędzy podatników. Przewodnicząca komisji powołanej przez Borisa Johnsona, pani Patience Wheatcroft powiedziała, iż śledztwo nie pozostawia wątpliwości, co do nadużyć w wydawaniu pieniędzy przez LDA. Nieprawidłowości istniały na masową skalę i mogły kosztować podatników dziesiątki milionów funtów. Według pani Wheatcroft to nie jawna korupcja, ale niestosowność wydatków była największym przewinieniem poprzedniej administracji. Śledztwo wykazało również, iż ogromne sumy pieniędzy przekazywane były na nierentowne i niepo-
trzebne projekty, ponadto spore sumy trafiały w formie odpraw do kieszeni ludzi, którzy byli przez burmistrza zwalniani za np. niekompetencję. To jednak nie są największe z wydatków które zakwestionowała komisja ekspertów. Poważne nadużycia wykryto w przyznawaniu przez poprzednią administrację środków na projekty, które nie dochodziły do skutku, albo na organizacje, które w praktyce nie funkcjonowały wcale. Poprzednia administracja LDA przyznała ponad pół miliona funtów na kontrakt poprawiający nawierzchnię ulic, którego podwykonawca został wybrany w nieuczciwym przetargu. 30 tys. funtów trafiło na badania nad trendami w londyńskiej pogodzie, pomimo tego iż takie badania prowadzi od wielu lat Met Office. Według członków komisji, największym problemem działalności LDA za
czasów Kena Livingstona był fakt, iż jego władze angażowały się w zbyt wiele projektów, które nie miały realnych szans na zrealizowanie. Po prostu próbowali robić za dużo – podsumowuje pani Wheatcroft. Komisja zasugerowała również, by odsunąć LDA od prac nad zbliżającymi się igrzyskami olimpijskimi Zdaniem członków komisji LDA powinno od teraz zmienić charakter podejmowanych działań i planów, zajmując rolę strategicznego partnera poszczególnych dzielnic Londynu i organizacji charytatywnych. Wyniki raportu zakwestionował wiceprezes LDA, John Bigos, z Partii Pracy. Jego zdaniem raport służy rozgrywce politycznej, w celu zrównania z ziemią osiągnięć LDA za kadencji Livingstona, co stało się za przyczyną afery związanej z Lee Jasperem, jednym z doradców poprzedniego burmistrza. Wyniki działań komisji rozpoczęły spekulacje co do możliwości następnych śledztw w innych agencjach podlegających pod ratusz, w szczególności w Transport for London (TfL). Ogłoszenie wyników raportu zbiegło się w czasie z ujawnieniem przez Johnsona innych rewelacji tyczących się jego poprzednika. Same wydatki osobiste Kena w ciągu jednego roku pochłonęły sumę ponad 13 tysięcy funtów. Boris Johnson powiedział też, iż Livingstone w ciągu swoich dwóch kadencji wydał 17,4 miliona funtów na konsultantów. Ponadto przeszło 155 milionów funtów trafiło z budżetu TfL na konsultacje techniczne, zaledwie w ciągu jednego roku.
Kryzys w Sudanie Międzynarodowy Sąd Kryminalny oskarżył w ubiegłym tygodniu prezydenta Sudanu, Omara al-Bashira o ludobójstwo, zbrodnie przeciwko ludzkości oraz zbrodnie wojenne. Oskarżenie padło z ust prokuratora głównego sądu, Luisa Moreno – Ocampo, który wydał jednocześnie nakaz aresztowania sudańskiego prezydenta. Ta historyczna i precedensowa decyzja wywołałana jest polityką al-Bashira względem trzech grup etnicznych w Sudanie, po tym, jak zbuntowały się przeciwko jego rządom. Ludność cywilna skazana była na gwałty i śmierć głodową. Nakaz aresztowania wywołał mieszane reakcje na świecie, jednakże został przyjęty przychylnie przez społeczność międzynarodową. W samym Sudanie decyzja sądu wywołała demonstracje poparcia dla prezydenta oraz niepokojące wypowiedzi niektórych wyższych urzędników aparatu państwa. Jeden z nich zagroził zamienieniem prowincji Darfur w zachodnim Sudanie w cmentarz. Istnieje poważne niebezpieczeństwo, iż jeśli ONZ nie podejmie bardziej zdecydowanych działań, setki tysięcy ludzi w prowincji będą zagrożone następnymi zbrodniami. Aktualnie ponad 2.5 miliona ludzi znajduje się w rozpaczliwej sytuacji – w prowincji Darfur panuje głód, a wysiedlonych nękają bezustanne ataki islamskich bojówek wspieranych przez rząd. (mik)
Przestępstw mniej ale więcej Premier Gordon Brown ogłosił w ubiegły czwartek nowe statystyki dotyczące przestępstw popełnianych w Wielkiej Brytanii. Po raz pierwszy szokujące dane świadczą o tym, iż przestępstwa z bronią w ręku nie ograniczają się zasięgiem jedynie do miast, ale są powszechne również i na wsi. Od kwietnia ubiegłego roku przestępstwa popełnione przy użyciu noża są rejestrowane w oddzieleniu od pozostałych wykroczeń. Liczba przestępstw popełnionych przy użyciu noża wyniosła w zeszłym roku 22.151. Według policyjnych statystyk liczba rejestrowanych przez policję przestępstw spadła o prawie 10 proc. w skali ostatniego roku. Liczba popełnianych brutalnych przestępstw spadła, jak podał rząd, o 12 proc. Premier Brown ogłosił dalsze ułatwianie pracy policji przez odbiurokratyzowanie działań policjantów oraz ograniczanie roboty papierkowej. Rząd planuje też zwiększenie liczby policjantów na ulicach. (mik)
absurd tygodnia 13
|11
nowy czas | 18 lipca 2008
wielka brytania świat
Pogrzeby w Izraelu
nowy joRk
PeRła Manhattanu w Rękach szejków
Tysiące Izraelczyków wzięło udział w pogrzebach dwóch żołnierzy porwanych w zeszłym roku przez bojowników z Hezbollah. Ich ciała zostały przekazane władzom kraju w ramach wymiany jeńców między Izraelem i Palestyńczykami. Do pojmania izraelskich żołnierzy doszło w ubiegłym roku na granicy z Libanem, kiedy bojownicy z Hezbollahu przedarli się na teren Izraela. Wydarzenia te wywołały kilkumiesięczną wojnę z bojówkami arabskimi, która pochłonęła setki ofiar. Środowa wymiana zakładników jest uznana jako dobry znak, świadczący o szansie na zakończenie konfliktu – pomimo tego, iż dotychczas rodziny pojmanych izraelskich żołnierzy żywiły nadzieję na powrót swych bliskich do domu. W środę Hezbollah przekazał władzom Izraela wieści o śmierci zakładników. Ich ciała zostały wymienione na zwłoki dwustu bojowników islamskich i pięciu jeńców, których przetrzymywał Izrael. Żałoba narodowa i pogrzeby w Izraelu odbyły się w kontraście do wydarzeń Libanie, gdzie uwolnieniu jeńców towarzyszyła atmosfera święta narodowego. (mik)
Bartosz Rutkowski
Kupili budynek Chryslera Ikona Manhattanu, słynny budynek Chryslera nie jest już własnością amerykańską. Kupiła go właśnie jedna z firm finansowych z Abu Dhabi. Drapacz chmur przy 405 Lexington Ave. w Nowym Jorku, największy budynek świata do roku 1931 jest teraz własnością Abu Dhabi Investment Council. Nie ujawniono ceny, jaką szejkowie znad Zatoki Perskiej wyłożyli za tę unikalną budowlę. Amerykańscy specjaliści szacują, że mogło tu w grę wchodzić nawet ponad trzy miliardy dolarów. Wszystkiemu winne spadające ceny nieruchomości w Stanach Zjednoczonych, które zachęciły kupców z Kuwejtu, Abu Dhabi i innych naftowych krajów tego zakątka świata do inwestowania w amerykańskie nieruchomości.
Firma Abu Dhabi Investment Council nabyła budynek Chryslera z funduszu zarządzanego przez Prudential Financial Inc. Tę informację potwierdziła Theresa Miller, rzecznik firmy z Newark Tishman Speyer, która miała udziały w tym budynku. Kiedy amerykańscy dziennikarze chcieli tę informację potwierdzić u źródła, z ust przedstawicieli Abu Dhabi Investment Council padały tylko słowa, że mają... zakaz rozmowy na ten temat.
– 77-piętrowy budynek Chryslera został zaprojektowany przez Williama Van Alena i został ukończony w roku 1930. Jego fundatorem był Walter Chrysler. Liczący sobie 1046 stóp, czyli 319 metrów budynek przez jakiś czas był nawet najwyższą budowlą na kuli ziemskiej. Niestety stracił ten tytuł szybko, już w roku 1931, kiedy gotowy był inny wieżowiec, słynny Empire State Building. Wiele fasad Chrysler Building wykonano z metalu, jego wieża wykonana jest z nierdzewnej stali, na końcu zwieńczona koroną. Budynek ten jest prawdziwą żyłą złota dla jego właścicieli; mimo 1.2 miliona stóp kwadratowych powierzchni, są one w 98 procentach zawsze zajęte. Firma TMW Real Estate Group, z siedzibą w Atlancie kupiła udziały w tej budowli w roku 2001 od Tishman Speyer za 300 mln dolarów. Potem cena poszła gwałtownie w górę i dziś są to już miliardy dolarów. W ostatnim roku jednak ceny budynków spadły w Nowym Jorku od 10 do 15 proc. i załąmanie rynku szybko wykorzystali inwestorzy znad Zatoki Perskiej.
tydzień w skrócie Kambodża oskarża Tajlandię, że jej oddziały wojskowe wtargnęły na sporne terytorium pomiędzy tymi krajami. Izrael odrzucił z oburzeniem i nazwał skandalem prośbę prokuratora litewskiego o możliwość przesłuchania gen. Izaaka Arada. Arad to tamtejszy „autorytet moralny”, generał armii i b. dyrektor Instytutu Yad Vashem. W latach młodości był jednak członkiem partyzanckiego oddziału sowieckiego na Wileńszczyźnie, a po wkroczeniu tam Armii Czerwonej wstąpił do NKWD i zajmował się represjami wobec litewskiej ludności cywilnej. Ministerstwo Bezpieczeństwa Krajowego USA uznało, że stawianie zasieków na granicy z Meksykiem może mieć negatywne skutki dla środowiska naturalnego. A dla Meksykanów? Związek Polaków na Białorusi obchodzi 20-lecie istnienia. Na jego czele stoi Angelika Borys i liczy on około 10 tysięcy członków. Mińsk uważa jednak ZPnB za organizację zdelegalizowaną. Obchody rocznicy mają się mimo wszystko odbyć we wrześniu.
12|
18 lipca 2008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Polski patriotyzm? Krystyna Cywińska
Czym jest patriotyzm? Pojęciem względnym? Czy bezwzględnym? I czym, a może jak go mierzyć? W przypadku polskim, odpowiedź nie jest prosta ani oczywista. A to z powodu naszej niedawnej przeszłości. Patriotyzm ma oznaczać miłość do ojczyzny. Pytanie jakiej? Czy i do tej niedawnej, PRL-owskiej?
Pytam o to panią więcej niż w średnim wieku. Przyjechała tu za chlebem – jak mówi. Nie pytam za czym, czy za kim. Pytam dlaczego. Czy z powodu zawiedzionej do ojczyzny miłości? – No właśnie, bo w PRL-u był chleb powszedni, a teraz o ten chleb trudno. Trudności rozumiem, ale pytam idiotycznie, czy jest polską patriotką? I czy była patriotką w PRL-u. No była, była, jak najbardziej. Czyli system jej odpowiadał? – Odpowiadał – odpowiada. – A teraz nie odpowiada? – pytam. No, jak może odpowiadać, skoro wszystko jej się zawaliło z tą wolnością. Straciła pracę, mąż odszedł, dzieci się rozjechały. Wolność temu winna – jak rozumiem. A raczej jej bezwzględne okoliczności. Okazało się, po dłuższej rozmowie, że w jej pojęciu patriotyzm jest wydumany. Wydumany? Tak, wydumany przez polityków, którzy nim szafują. A miłość do ojczyzny? To co innego. Kocha swój kraj, swoją ziemię, swoje miasto, swój język, swoich rodaków. Nie wszystkich, ma się rozumieć – zaznacza. A czy byłaby skłonna do poświęceń dla obiektów tej miłości? – Poświęceń? Pani żartuje, jakich? Dość się poświęcała wychowując dzieci i harując na etacie na poczcie. Ustaliłyśmy w końcu, że miłość do kraju ojczystego jest już uczuciem platonicznym. Bo się ten kraj kocha mimo wszystko, a najbardziej z oddali. Dobrze znamy to uczucie.
Platoniczna miłość do kraju była na emigracji jednak synonimem patriotyzmu. Już samo pozostanie na obczyźnie też nim było. A wyższym szczeblem tego patriotyzmu była emigracyjna działalność polityczna i społeczna. Wszystko na odległość. Walka z komuną na odległość. Podtrzymywanie tradycji, czystości naszego języka i naszej kultury też na odległość. No i oczywiście pomaganie ludziom w kraju, prześladowanym przez system. Prześladowanym? To zależy. Z czasem się okazało, że upowszechniany na obczyźnie przepis na patriotyzm skomplikował nam PRL. Pokazują to jasno między innymi programy telewizyjne Bronisława Wildsteina „Cienie PRL-u”. Całą dwoistość naszej ojczyzny. Kraj okazał się zarażony czy skażony niedawną przeszłością. W stopniu większym, niż nam się wydawało. Włącznie z naszym wojskiem, wciąż dowodzonym przez oficerów wyszkolonych w Sowietach. Kiedyś Kościół miał tzw. księży patriotów. Wojsko w PRL-u miało ich znacznie więcej. I wciąż ich ma. Tych patriotów PRL-owskich. Pokazał to niedawny odcinek programu Wildsteina. Starzy emigranci patrząc na te programy czują się głęboko zawiedzeni. Nie tak wyobrażali sobie nasz kraj, przekazując mu insygnia prezydenckie, sztandary, odznaki i symbole naszych jednostek bojowych walczących na Zachodzie. Starzy emigranci dokonali te-
go gestu w imię tradycji i nobilitacji wojska. Gesty okazały się raczej niewczesne, kwitowane lekceważąco przez starą gwardię PRL-owską. Wojskową i polityczną. Patriotyzm starej emigracji był jednoznaczny. Nie przewidywał w swojej naiwności dwuznaczności krajowej, odmiennego pojmowania patriotyzmu. Opartego na innych przesłankach ideologicznych czy pragmatycznych. Starym emigrantom wydawało się, że cały kraj jest z nami. Że cały kraj opiera się – jeśli już czynnie nie walczy – systemowi i sowietyzacji. A nie opierał się, ani nie walczył jak jeden mąż. A dziś, wciąż w pewnej mierze, mimo wolności, wzdycha do PRL-u. No i wszyscy, jak jeden mąż, bez względu na przekonania, uważają się za miłujących ojczyznę patriotów. Wkrótce telewizja polska ma nadać reportaż pt. „Ballada o Nowej Hucie”. Westchnienie do tej świetnej przeszłości. Do legendy o stalinowskiej stali wykuwanej w ogniu i dymach pieców. Powód do patriotycznej dumy? Zapewne dla wielu – szczególnie tych, którzy z tą hutą życie swoje związali. „Ballada o Nowej Hucie” ma być pokazywana cudzoziemcom jako dowód minionej prężności przemysłowej. W Niemczech, głównie na terenach dawnej Republiki Demokratycznej, czyli NRD, istnieje tzw. Ostalgie. Nostalgia za przeszłością.Pamiątki po hitleryzmie konkurują z pamiątkami po NRD. Od trabanta, po mydło, margarynę i propagandowe afisze. Czy to
bunt przeciwko konsumeryzmowi? Czy tęsknota za biernym minimum życiowym. Przebojem sezonu był niedawno film Floriana Henckela von Donnersmarcka pt. „Życie na podsłuchu”. Opowieść o funkcjonariuszu Stasi, inwigilującym pisarza i jego ukochaną, znaną aktorkę. Agent śledzi każdy ich ruch i podsłuchuje każde ich słowo siedząc na strychu nad ich mieszkaniem. Z czasem orientuje się, że sam jest ofiarą podłej machinacji politycznej. A jego ofiary przyzwoitymi ludźmi. Chroni ich i płaci za to ruiną własnego życia. Jest to mistrzowska opowieść o ludziach w szponach systemu. Czy podobny film mógłby powstać w Polsce? O moralnej transformacji ubeka? Autora scenariusza i reżysera pewnie by opluto. Pewnie by szukano na nich haków. Pojęcie patriotyzmu z taką przeszłością jest względne. Tylko szczęśliwe kraje, bez takiej przeszłości, mogą sobie pozwolić na jednomyślny, bezwzględny patriotyzm. Ściśle określony, jak w Stanach. Patriota jak konkluduje amerykański tygodnik Time, to Amerykanin dumny ze swojej ojczyzny. I swojej konstytucji, gwarantującej mu prawo do dążenia do szczęścia. Kłopot w tym, że szczęście albo się ma, albo się go nie ma. Polska szczęścia jakoś nie miała. Może jej dopisze teraz i wszyscy jak jeden mąż będziemey dumnymi z niej patriotami.
Misja specjalna Przemysław Wilczyński
Misja telewizji publicznej jest jak potwór z Loch Ness: wielu twierdzi, że go widziało, ale nikt do końca nie wie, czy istnieje na pewno i jak dokładnie wygląda.
Wtorkowy wieczór. Włączam telewizor, chcę obejrzeć dobry film. Odruchowo wybieram telewizję publiczną. Wiadomo – w komercyjnej sieczka, w publicznej zaś misja. Włączam „jedynkę”. Co widzę? Biegającego Eddiego Murphy’ego, którego ścigają panie z obnażonymi piersiami. Jest również pan, który ani nie biega, ani nie ma obnażonych piersi. Zakłada na głowę czarną małpią maskę i pyta panią, która właśnie przestała biegać, czy aby „robiła TO kiedyś z małpą”. Co do zasady, nie mam nic przeciwko bieganiu, Eddiemu Murphy’emu, małpom, i – tym bardziej – piersiom, ale nie wiem, czy obiecana mi przez TV publiczną misja ma się manifestować w ten właśnie sposób: bieganiem, potrząsaniem piersiami i proponowaniem seksu przy użyciu małpiej maski. Na wszelki wypadek szukam więc programu telewizyjnego. Patrzę na dzień jutrzejszy, może to da mi – myślę sobie – szersze pojęcie o tym, czym misja jest. Wybieram popołudnie, kiedy wrócę już z pracy i będę mógł oglądać dowoli. Na wstępie, o 17.35, trzy tysiące dzie-
więćset dwudziesty czwarty odcinek serialu „Moda na sukces”, w którym to odcinku „Oscar decyduje się sprzedać kasyno. Teraz planuje zainwestować w klub. Tymczasem Nick prosi Annę, by pomogła mu uwolnić Ridge'a (…) Gdy obaj mężczyźni uciekają, na ich drodze niespodziewanie staje Sheila” (opis, podobnie jak pozostałe, z portalu Onet.pl). Nieco później, bo o 18.00 na drodze widza „publicznej” niespodziewanie staje tysiące dziewięćset dwudziesty piąty odcinek „Mody na sukces”. Tym razem „Oscar prosi Macy, by uświetniła otwarcie jego klubu swoim występem. Mimo obiekcji Deacona kobieta poważnie rozważa tę propozycję. Nick zaczyna podejrzewać, że to Sheila zamordowała Taylor. Tymczasem Brooke usiłuje na własną rękę odnaleźć Ridge'a i jego brata”. Zaraz potem, o 18.30, w misyjnej „jedynce” serial „Faceci do wzięcia”. „Roman otrzymał wezwanie do Urzędu Skarbowego. By uspokoić nerwy, połyka tabletkę nasenną.” Widzowie misyjnych seriali w misyjnej „jedynce” po emisji „Facetów do wzięcia” mogą teraz chwilę odpocząć,
bo oto zbliża się bajka dla dzieci i Wiadomości. Ci, którzy bez misyjnych seriali nie potrafią żyć, mogą oczywiście połknąć tabletkę, by – podobnie jak Roman – uspokoić nerwy. Ukojenie pełne przychodzi o 21.00, wraz z emisją polskiego serialu kryminalnego „Oficer” („dwójka”) i kolejnego odcinka amerykańskich „Zagubionych” („Jedynka”), w którym „grupa ludzi, którzy ocaleli z katastrofy lotniczej musi odnaleźć się w całkowicie dla siebie nowym środowisku dzikiej wyspy. Przychodzi im nie tylko zmierzyć się z własnymi lękami i uczuciami, ale i niebezpieczeństwami, które czyhają na nich w gąszczach”. Po wyjściu z serialowych gąszczów, widzowi misyjnej „publicznej” nie pozostaje nic innego, jak zmierzyć się z własnymi lękami i uczuciami. Do czasu jednak. Po północy, przed zaśnięciem, „Poradnia małżeńska Trinny i Susanny”, serial, tym razem, dokumentalny. „Tym razem stylistki pomagają parze, którą dzieli spora różnica wieku: 42-letniej Tracey i 24-letniemu Chrisowi. Znajdują wspaniały styl dla Tracey, któ-
ra pod ich wpływem zaczyna wyglądać jak seksowna czterdziestolatka”. Po tej dawce misji widz „publicznej” może spać spokojnie, bez łykania tabletki. Spokojny jego sen będzie ze wszechmiar uzasadniony – w końcu wie, że nazajutrz, o 7.15 „Dwójka” nada „Dinotopię”, odc. 7, w którym „Karl spotyka tajemniczego starca, który daje mu do pocałowania żabę. Chłopak wpada w pętlę czasu, której nie będzie mógł opuścić do czasu aż zrozumie, czym zawinił wobec innych.” PS: W ubiegłym tygodniu napisałem felieton o intelektualnych impotentach, politykach, którzy są słabo wykształceni i słabo mówią po polsku, za to chętnie wypowiadają się o wszystkim: o kulturze, sztuce, architekturze itd. Gdzieś w tle felietonu byli oczywiście ci INNI, będący chyba w mniejszości, politycy – wykształceni, znający języki obce, znani i szanowani na całym świecie. Przed kilkoma dniami zginął prof. Bronisław Geremek. Po jego śmierci intelektualni impotenci są w jeszcze większej przewadze.
|13
nowy czas | 18 lipca 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Na spotkaniu na temat przyszłości polonijnych mediów, zorganizowanym przez Duszpasterstwo Akademickie, pewna nerwowa pani powiedziała, że nasz tygodnik jest smutny. Wskazała na dwa artykuły, na szczęście zatrzymała się w połowie numeru, bo był jeszcze jeden smutny – o samotnym umieraniu. Ma prawo do takiej oceny i chwała jej za to, bo do tej pory nie pomyślałem, że prasę można oceniać w skali smutna-wesoła. Na szczęście gazeta to nie kabaret, więc taka ocena tak bardzo, jakby się wydawało, nas nie dyskwalifikuje. Kabaret ma śmieszyć, takie jest jego przesłanie, nawet wtedy, kiedy porusza sprawy smutne. Z drugiej strony poczucie humoru to bardzo subtelna wrażliwość człowieka. Coś wywołuje śmiech u jednych i niezręczne zakłopotanie u drugich. Nie ma uniwersalnej reguły. Podobnie jak z wielką poezją, która ma wzruszać. I co z tego, skoro kogoś tam nie wzrusza. Są też gazety o bardzo wyostrzonym profilu rozrywkowym. One mają wywołać uśmiech, chociaż też nie u każdego. A my skazani jesteśmy na sprawy smutne, wesołe, szare, i trochę koloru, jeśli okoliczności są przychylne. Jakie życie taka gazeta. A życie nas nie rozpieszcza. Szkoda, że nie możemy pozostać w sferze marzeń i projektów, radosnej zapowiedzi zmian, „drugiej Irlandii”. Szkoda, że polityk, który zyskał nasze poparcie, dlatego że się uśmiechał, uśmiecha się nadal, a rzeczywistość zamarła w swoim bezwładzie – co najwyżej produkując historie smutne. I niestety o tych historiach zmuszeni jesteśmy pisać. Nie potrafimy (i nie mamy takiego interesu, jak wiecznie uśmiechający się polityk) wyciągać króliki z kapelusza w pomieszczeniu zamkniętym. Na zewnątrz pada i jest szaro. Propaganda sukcesu bis? Kiedy Andrzej Krauze w la-
tach 70. spojrzał ironicznie na samozadowolenie przywódców i wystąpił w koszulce ze sloganem „Jest dobrze”, wywołał powszechne oburzenie w kręgach władzy. „Jest dobrze”, tylko dlaczego absolwenci wyższych uczelni, o czym piszemy w tym numerze „Nowego Czasu”, skazani są na bezrobocie w kraju dynamicznie rozwijającej się ekonomii? Złotówka się wzmacnia, co ma być tego dowodem, a rynek pracy paraliżują absurdalne przepisy. Mocna złotówka osłabia eksport, ceny mieszkań spadają itd. To gdzie są te mechanizmy wzrostu? Rząd utrzymuje, że powroty z zagranicy świadczą o poprawie sytuacji, zgodnie z wyborczą zapowiedzią. Rzeczywiście niektórzy wracają, a niektórzy wyjeżdżają jednocześnie, bo pracodawcy, w tym firmy państwowe, nie mają dla nich pracy. Jak to wytłumaczyć, skoro mamy do czynienia ze wzrostem gospodarczym na niespotykaną w krajach rozwiniętych skalę? Polska zawsze była krajem paradoksów. Normalne mechanizmy rozwoju nie obowiązują. Może coś tam rośnie, tylko nie wiadomo gdzie i dlaczego. I jak tu nie być smutnym? Obok siedziała druga pani, która ostrzegła zebranych przed wyciąganiem końcowych wniosków, bo na sali zabrakło redaktora najstarszej gazety. Nie przyszedł. Dlaczego? Może zajęty tradycją nie ma czasu na przyszłość i smutne tematy?
absurd tygodnia Bez noża w kieszeni jesteś nikim. Nie możesz liczyć na szacunek. Ale możesz liczyć na to, że od noża zginiesz, w najgłupszy sposób, w walce o nic. W tym roku, tylko w Londynie, od noża zginęło 51 osób. W ostatnim tygodniu, w ciągu jednej nocy w Londynie cztery młode osoby straciły życie. To już jest prawdziwa epidemia, policja jest bezradna, prawo niewystarczające – mówią eksperci, politycy i zaniepokojeni zwykli ludzie. Chociaż jeden polityk wystąpił w radiu z tym, czego się przed programem nauczył. Nawet chyba nie słuchał swoich przedmówców. Ulice są bezpieczne – powiedział. – Jak usłyszeliśmy ulice są bezpieczne – powtórzył zdezorientowany redaktor programu. Na eskalację przemocy zareagował jednak rząd. Jacqui Smith, minister spraw wewnętrznych, oświadczyła, że spowoduje konfrontacje nożowników z ich ofiarami, w szpitalach. Następnego dnia wyjaśniała, że nie powiedziała tego, co powiedziała. A statystyki wskazują na spadek przestępczości.
Wacław Lewandowski
Ludzie z podniesioną głową Wszystkich zdemaskowanych agentów peerlowskiego wywiadu czy policji politycznej cechuje ten sam brak skruchy. Każdy mówi, że „nikogo nie skrzywdził”, każdy, że służył „realnie istniejącej Polsce”, a nawet był „realnym politykiem” o patriotycznej motywacji. Lesław Maleszka, na pytanie, czy przyczynił się do zamordowania Stanisława Pyjasa, odpowiedział: „A to jest dobre pytanie”, dając wzór dobrego ubeckiego samopoczucia. Wtórują tym zachowaniom zwolennicy powszechnego przebaczenia, usiłujący nam wmówić, że to my powinniśmy przejmować się okaleczoną psychiką zdrajców, współczuć im i okazywać miłosierdzie. Oczywiście, warunkiem wybaczenia – nie wolno czynić skruchy! Toteż skruchy nie ma, a ubeckie łapsy, donosiciele, sowieccy lokaje uznają siebie za niewinne ofiary ostracyzmu nienawistnych „oszołomów”. Przykład właściwej postawy dał im wszystkim Wojciech Jaruzelski w wywiadzie dla dziennika „Rossijskaja Gazieta”. Jaruzelski żali się, że w Polsce obecnej nie docenia się wysiłku tych, „którzy budowali kraj po wojnie”, martwi się, że to niedocenienie „budowniczych Polski Ludowej” jest szkodliwe i demoralizujące dla „przyszłych pokoleń”. Przedstawia siebie jako – oczywi-
ście! – „realnego polityka”, który służył „Polsce, jaka była” w realnym świecie, a nie „w abstrakcji, na księżycu”. Pojawił się też wątek nowy, dotąd przez Jaruzelskiego nie wypowiadany. Oto autor stanu wojennego po długoletnim namyśle odkrył pewien paradoks najnowszej historii Polski. „Bez stanu wojennego nie byłoby okrągłego stołu” – mówi Jaruzelski, dzieląc się z rosyjskimi przyjaciółmi swoim odkryciem. „Chodzę z podniesioną głową”– mówi o sobie generał, dodając że nie ma żadnych powodów do wyrzutów sumienia ani poczucia winy. Sowiecki agent, donosiciel informacji wojskowej, człowiek współodpowiedzialny za grudzień ’70 na Wybrzeżu, autor stanu wojennego – rzeczywiście, cóż miałby sobie zarzucać? Chodzi więc, prezentując miedziane czoło i narzeka na niewdzięczność rodaków. Gdy zgodnie z ustaleniami okrągłego stołu czyniono Jaruzelskiego prezydentem RP, tłumaczono nam wszystkim, że to jedyna droga politycznego wyjścia z PRL, jedyna dająca odrodzonej Polsce przyszłość. Powoływano się na przykład rumuński, gdzie po egzekucji „geniusza Karpat i jego małżonki” miało już nie być żadnych szans na współpracę z cywilizowanym światem. I cóż? Ano Rumunia jest w Unii Euro-
pejskiej, szczyci się największym przyrostem zachodnich inwestycji, wkrótce zapewne zostanie głównym beneficjentem unijnych środków pomocowych. U nas zaś człowiek, który w czerwcu 1989 roku powinien być osądzony i skazany za wprowadzenie stanu wojennego, operacji, której nie przewidywało nawet prawo PRL-u, więc – za zamach stanu, jest byłym prezydentem, prawda, ciąganym po sądach, ale tylko po to, by po raz kolejny mógł opowiadać, że nic nie wiedział, na nic złego wpływu nie miał, chciał i czynił jak najlepiej... Owszem, przyznajmy, Jaruzelskiemu to ciąganie po sądach doskwiera, jest dla niego uciążliwością, toteż czasem nie wytrzymuje i zwierza się rosyjskim dziennikarzom, wyrażając swoje niezadowolenie z obecnej Polski, która go nie docenia. Podobnie jak jego towarzysz Kiszczak, który nie ukrywa, że to ciągłe nagabywanie rujnuje mu zdrowie. Bo rzeczywiście, niewdzięczny naród jakoś nie przyswoił sobie sądu Adama Michnika, że Kiszczak to „człowiek honoru”! Nic to, ludzie honoru są twardzi. Mimo zawodu, mimo ludzkiej niewdzięczności, mimo pomówień, chodzą z podniesionymi głowami. Znają bowiem swoją wartość i rzeczywiste zasługi. Wiedzą, że nic im się złego nie stanie.
14|
18 lipca 2008 | nowy czas
takie czasy
Wykształcony? Nie, nie potrzebujemy... ciąg dalszy ze str. 1 Radio nie posiada teraz środków na zatrudnianie nowych ludzi. Ale nie wyklucza współpracy. Maćkowi zaproponowano założenie własnej działalności gospodarczej. Wszystko, byleby radio nie ponosiło jakichkolwiek obowiązkowych kosztów utrzymania pracownika. W przypadku działalności gospodarczej, to prowadzący ją musi się troszczyć o składkę na ZUS, podatek dochodowy, itd. Maćkowi tłumaczono, że może przecież skorzystać z ulg dotyczących prowadzenia działalności po raz pierwszy, ale nie wspomniano, że ulga nie będzie go dotyczyła z racji tego samego pracodawcy. Ustawodawca wprowadzając trzy lata temu możliwość korzystania z ulgowej składki na ZUS dla początkujących przedsiębiorców zablokował możliwość korzystania ze zniżek przez osoby, które wcześniej pracowały dla tego samego pracodawcy. Chodziło o to, by pracodawcy nie zmuszali swoich podwładnych do zakładania własnych działalności gospodarczych. Warto jeszcze dodać, że ulgowa składka na ZUS to wydatek rzędu 300 złotych. Pełna składka – 800 złotych. To dużo. Cztery lata pracy Macieja w rozgłośni, cztery lata zdobywania szlifów dziennikarskich. W międzyczasie kupno mieszkania, małżeństwo. Nie spodziewał się, że po studiach jego wartość spadnie. A jednak. Przez kilka miesięcy Maciek próbował jeszcze nakłaniać władze rozgłośni do zmiany decyzji. Bezskutecznie. Dzisiaj, magister politologii, dziennikarz... pakuje owoce w jednej z francuskich firm. Dlaczego wyjechał? Bo miał dość, bo się rozczarował, bo we Francji pracuje legalnie.
IWona, lat 24 – była grafIkIem komputeroWym Zdolna, obrotna, inteligentna – takie opinie krążyły o Iwonie w jej agencji reklamowej, w której pracowała jako
grafik komputerowy. Iwonie nie trzeba było dwa razy powtarzać założeń projektu, nie trzeba było nad nią wisieć i cały czas patrzyć na ręce. Miała dryg, miała intuicję, szefostwo nie wtrącało się w jej projekty, bo zwykle były bardzo dobre. Iwona studiowała informatykę, a zdobywaną na uczelni wiedzę chciała wykorzystywać też w praktyce. Znalazła pracę w małej agencji reklamowej. Pracowali w niej, a dokładnie współpracowali z nią głównie młodzi ludzie, kreatywni, otwarci na świat, rządni nowych wyzwań i przekonani o dobrym starcie w życie. Nauka, praca, własne mieszkania. Żyć, nie umierać. Tak było też z Iwoną. Jej zarobki nie należały do największych, ale doskonale dawała sobie radę z wynajmowanym mieszkaniem, rachunkami czy życiem prywatnym. Owszem, sporo czasu poświęcała pracy, ze studiów dziennych przeniosła się na zaoczne. Wszystko, by mając 24 lata wystartować w dorosłe życie z doświadczeniem i wykształceniem. Chciała pozostać w agencji. Była chwalona, była przekonana o dalszej możliwości rozwoju i bezpiecznej pracy. Miesiąc temu dowiedziała się, że we wrześniu będzie musiała się pożegnać z agencją. We wrześniu Iwona ma bronić tytułu magistra. Agencja nie ma pieniędzy na jej zatrudnienie. – Szefowa powiedziała mi, że przecież jestem zdolna i na pewno gdzieś znajdę zatrudnienie. Ale ja mam mieszkanie, ja muszę za nie płacić, mam skredytowany samochód – mówiła ze łzami w oczach. – Jak można zwalniać człowieka za to, że się wykształcił, że skończył studia? – płakała.
ZamknIęte koło W Polsce po wielokroć, w szkołach, w Sejmie, rządzie, wszędzie podkreśla się wagę wykształcenia. Młodzi ludzie już na etapie wczesnej edukacji przekonywani są o potrzebie posiadania dobrego wykształcenia, które ma stanowić podstawę sukcesu w przy-
szłości. Uczniom wpajają to nauczyciele (którzy tak na marginesie, co rusz protestują w celu uzyskania podwyżek), studentom wykładowcy, a w domach o potrzebie kształcenia mówią rodzice. Dramat młodych ludzi polega jednak na tym, że w starciu z polską rzeczywistością zaczynają zastanawiać się nad sensem dotychczasowych wysiłków. W wielu bowiem przypadkach upragniony tytuł magistra oznacza kres uprawianej dotąd profesji. Pracodawcy nie są skorzy zatrudniać młodych ludzi. W przypadku małych, prywatnych przedsiębiorstw zjawisko to wydaje się mieć uzasadnienie – pracodawcy nie chcą narażać się na dodatkowe koszty, nie po to bowiem zakładali firmy, by działać pro publico bono. Zatrudnienie pracownika oznacza bowiem obciążenie pracodawcy wysoką składką na ubezpieczenie społeczne, kosztami ubezpieczenia zdrowotnego, płacą za urlopy, podczas których trudno przecież liczyć na przydatność pracownika dla firmy, do tego dochodzą jeszcze inne daniny wynikające z tytułu posiadania pełnoetatowego pracownika. Sytuacja wydaje się mniej naturalna, gdy mamy do czynienia z zakładami publicznymi, państwowymi. Tu kłania się los Macieja. Dziennikarz współpracujący przez kilka lat z radiem nagle dowiaduje się, że rozgłośni nie stać na jego zatrudnienie. Wcześniej pewnie sam podejmował podobne tematy w swoich reportażach, a tu na własnej skórze przekonał się o realiach rządzących polskim rynkiem zatrudnienia. Los bohaterów tego reportażu dzielą setki, jak nie tysiące młodych ludzi, którzy jeszcze na studiach podejmują się pracy zawodowej. Przekonani, że ich wartość po zakończeniu edukacji wzrośnie, a szanse wśród konkurencji będą większe. Dowiadują się, że są zbyt drodzy w utrzymaniu i muszą dalej ra-
dzić sobie sami. Owszem, gdyby chodziło o pracę dorywczą; w myjniach samochodowych, w fast foodach, czy sezonową, nikt nie skarżyłby się na dość swobodne formy zatrudnienia czy brak dalszej możliwości rozwoju. Ale studen-
Wybraliśmy nowy rząd, bo chcieliśmy państwa, w którym gospodarka rozwija się swobodnie bez ucisków ze strony tysięcy przepisów regulujących każdy jej fragment. Dzisiaj wydaje się jednak, że mamy do czynienia z kolejnym gabinetem, który nie dźwignie problemu. ci mają większe ambicje i mają do tego pełne prawo. Nie po to przecież się uczą, nie po to dodatkowo pracują, by po wszystkim dowiedzieć się, że są niepotrzebni. Jaką mają wówczas motywację? Jakie mają wyobrażenie o Polsce? Ano takie, że w tym kraju wszystko jest nie tak, jak powinno być. Szukają więc szans na rozwój i normalną pracę za granicą, gdzie ścieżka kariery uzależniona jest od efektów pracy, a nie od systemu uzależnionego od ciągle złej sytuacji w kraju, nieudolności ekip rządzących czy prywatnych układów, szczególnie charakterystycznych dla przedsiębiorstw z kapitałem Skarbu Państwa. – Ja lubię Polskę, ten kraj ma swój klimat, ja lubię tych ludzi i nigdy nie
myślałem o wyjeździe. No, ale ile można prosić się o etat w firmie, w której przecież pracowałem i każdy zna moje umiejętności – pyta się retorycznie Maciej. – Znajomi są w Anglii od czterech lat. Może rzeczywiście warto rzucić ten kraj, te chore układy i chore problemy? Coś na pewno muszę zrobić – kwituje całą sytuację Iwona.
a W polItyce... Społeczeństwo dając w ostatnich wyborach parlamentarnych wyraz niezadowolenia z rządów braci Kaczyńskich, obdarzyło ogromnym zaufaniem ludzi Donalda Tuska. Elektorat Platformy Obywatelskiej stanowili przede wszystkim ludzie młodzi, którzy wierzyli, że po raz pierwszy w historii wolnej Polski uda się zerwać ze starymi kanonami myślenia urzędników, fiskusa, że uda się przezwyciężyć prezentowaną przez wszystkie poprzednie rządy niemoc w zakresie rozwoju czy stworzenia przyjaznego modelu państwa. Państwa, w którym gospodarka rozwija się swobodnie bez ucisków ze strony tysięcy przepisów regulujących każdy jej fragment. Dzisiaj wydaje się jednak, że mamy do czynienia z kolejnym gabinetem, który nie dźwignie problemu. Nie ma człowieka, nie ma cywilnej odwagi, by powiedzieć: słuchajcie, od dzisiaj składki na ZUS są niższe dla wszystkich, słuchajcie, od dzisiaj każdy sam wybiera sobie fundusz emerytalny. Nikt po objęciu w Polsce władzy nie decyduje się na zmiany w skostniałych strukturach funkcjonowania państwa. Dlaczego? Może dlatego, że każda ekipa posiada względem swoich zwolenników jakiś dług wdzięczności. A spłacić go można oferując stanowiska w skostniałych, ale gwarantujących często wysokie zarobki strukturach publicznych. Na zarobki te natomiast i utrzymanie wspomnianych struktur pracować musimy my.
Przemysław Kobus
|15
nowy czas |18 lipca 2008 |
redaguje Roman Waldca
czas
pieniądz biznes media nieruchomości migawki
Komórkowy szał cen
ZŁOTÓWKA W GÓRĘ... Słaby funt już nikogo nie dziwi. W Polsce spadł w okolice 4 złotych. Na dolara wydamy już tylko dwa złote. I gdzie te czasy, gdy to dolar.... Czas przeminął i nie wróci – powiada stare polskie przysłowie. Ale czy naprawdę?
Jedziesz na wakacje i nie wiesz, czy zabrać ze sobą komórkę, bo obawiasz się wysokich opłat? Niesłusznie! Już jest taniej, a będzie jeszcze taniej. Za rok stanieją ceny wysyłanych SMS-ów oraz dostępu do internetu z telefonu komórkowego.
...GIEŁDA W DÓŁ
Sie ci ko mór ko we nie ma ją ostat nio ła twe go ży cia. Z jed nej stro ny ry nek w Eu ro pie sta je się co raz bar dziej na sy co ny, z dru giej lu dzie co raz do kład niej przy glą da ją się swo im ra chun kom i te mu, ile wy da ją na roz mo wy. I gdy by te go jesz cze by ło ma ło– do pra cy wzię ła się ko mi sarz Unii Eu ro pej skiej do spraw me diów Vi via ne Re ding. Po cho dzą ca z Luk sem bur ga pa ni ko mi sarz wie co ro bi. Dłu go let nie dzien ni kar skie do świad cze nie spra wia, że nie tak ła two moż na się jej po zbyć. Jej to wła śnie oper ta to rzy ko mór ko wi bo ją się naj bar dziej. Już je den suk ces pa ni ko mi sarz ma za so bą. To wła śnie dzię ki Vi via ne Re ding już od te go ro ku pła ci my mniej za roz mo wy w tzw. ro amin gu, czy li wte dy, gdy z te le fo nu ko mór ko we go ko rzy sta my za gra ni cą. Co wię cej – pła ci my mniej nie tyl ko po sia da jąc te le fon na abo na ment, ale rów nież wte dy, gdy pła ci my w sys te mie pay as yo go (czy li pre -pa id). I co cie kaw sze, bę dzie jesz cze ta niej. Jak za pew nia pa ni ko mi sarz, po rząd ko wa nie (czy taj: re gu lo wa nie) ryn ku do pie ro się za czy na. Po pół rocz nym do cho dze niu ko mi sarz Re ding do szła do wnio sku, że dość zdzie ra nia z klien tów i czas upo -
rząd ko wać ry nek. – Bez wzglę du na to, czy wy jeż dża my dla przy jem no ści czy w in te re sach, po po wro cie do do mu prze waż nie cze ka na nas smut na nie spo dzian ka w po sta ci ra chun ku za te le fon – przy zna ła pa ni ko mi sarz. Naj pierw po pro si ła ope ra to rów ko mór ko wych, aby sa mi do ga da li się mię dzy so bą i ja ko gru pa biz ne so wa opra ca li wa run ki po bie ra nia opłat ro amin go wych, któ re bę dą od da wa ły rze czy wi ste kosz t y po no szo ne przez nich w ro amin gu. Zda niem ko mi sarz Re ding ce ny po bie ra ne do t ych czas by ły znacz nie za wy żo ne. Co praw da nie po wie dzia ła wprost, że ope ra to rzy z nas zdzie ra ją, ale mniej wię cej tak wła śnie moż na by ło wy po wiedź wy so kie go ran gą urzęd ni ka Unii Eu ro pej skiej od czy tać. Proś ba ko mi sa rza UE po zo sta ła bez od po wie dzi. Ope ra to rzy tłu ma czy li, że ce ny i tak spa da ją. Prze cież są fir ma mi pro wa dzą cy mi dzia łal ność, któ ra ma przy nieść zysk udzia łow com, więc za ra biać na czymś mu szą. W cią gu ostat nich czte rech lat ce ny spa dły po nad 30 pro c.– prze ko ny wa li, do da jąc, że ry nek te le fo ni ko mór ko wej jest bar dzo kon ku ren cyj ny i to wła śnie kon ku ren cja wy mu sza ob niż ki cen naj le piej.
Nie prze ko na ło to jed nak pa ni ko mi sarz, któ ra nie mo gąc się do cze kać od po wie niej re ak cji ze stro ny za in te re so wa nych firm po sta no wi ła wziąć spra wy z swo je rę ce. Efekt? Roz po rzą dze nie urzę du ko nu ren cji EU re gu lu ją ce ce ny po łą czeń i te go, ile mak sy mal nie mo że my za pła cić za mi nu tę po łą cze nia wy cho dzą ce go i przy cho dzą ce go w gra ni cach UE. Co wię cej, do 2011 ro ku fir my ko mór ko we ma ją czas na ure gu lo wa nie sta wek po bie ra nych mię dzy ope ra to ra mi za po łą cze nia z jed nej sie ci do dru giej. Już dzi siaj po łą cze nia we wnątrz sie ci (np. z T -Mo bi le na T -Mo bi le) są du żo tań sze od tych wy ko ny wa nych do in nych ope ra to rów (np. z Vo da fo ne do Oran ge). Ko mi sarz Re ding do szła do wnio sku, że przy obec nych ce nach pła ci my zde cy do wa nie za du żo, i że mo że być znacz nie ta niej. Du żo ta niej. Mó wi się o 70-pro cen to wej ob niż ce cen od 2011 ro ku. Tym ra zem jed nak ope ra to rzy się bun tu ją ar gu men tu jąc, że roz wią za nie to mo że spo wo do wać po wrót do cen ni ków opłat za... po łą cze nia przy cho dzą ce. Ko mi sarz Re ding opie ra za rzu ty py ta jąc dla cze go po łą cze nie z jed nej sie ci do dru giej jest aż sie dem ra zy droż sze
Tymczasem na warszawskiej giełdzie spadki, ceny spółek są najtańsze od trzech lat i... mogą jeszcze stanieć. Silny złoty sprawia, że Polska przestaje być atrakcyjnym krajem do inwestowania, gdyż… jest za droga. ŚCIĄGAŁEŚ Z SIECI? UWAŻAJ! Viviane Reding wiwatuje
(sta ty stycz nie w UE) od te go wy ko ny wa ne go w ra mach tej sa mej sie ci. Ponadto ko mi sarz Vi via ne Re ding oznaj mi ła, że za bra ła się za ce ny wy sy ła nych w ro amin gu SMS -ów, któ re prze cież są naj tań szą for mą po łą cze nia wy ko ny wa ne go w sie ci ko mór ko wej, a cią gle kosz tu ją for tu nę. Wła śnie opu bli ko wa ła pla ny no wych re gu la cji, któ re co praw da wej dą w ży cie do pie ro w przy szłym ro ku, ale już wy glą da ją obie cu ją co. Za wy sy ła ne go za gra ni cą SMS -sa za pła ci my tyl ko 11 eu ro cen tów. Fir my się bun tu ją i sta rzą, że pod nio są opła ty gdzie in dziej, tak aby od bić so bie stra ty, ale jest ma ło praw do po dob ne, by do te go do szło. Już te raz spo ra część po łą czeń od by wa się przez in ter net. I to wła śnie in ter net, obok pa ni ko mi sarz, spę dza sen z po wiek ope ra to rom. Nic, tyl ko się cie szyć.
O gospodarce stronniczo Wiadomości nie są optymistyczne: rośnie inflacja, na giełdach spadki, paliwo coraz droższe i zostaje nam coraz mniej w portfelu.
Na sza? Tak wła śnie. Nie ma się bo wiem co oszu ki wać, że od te go, czy ce na ro py na no wo jor skiej czy lon dyń skiej gieł dzie ro śnie czy spa da za le ży – nie mal w do słow nym te go sło wa zna cze niu – to, ile po wy pła cie i nie zbęd nych za ku pach zo sta nie nam w port fe lu. Bo ce na ro py w tym ro ku przy bra ła po stać wy znacz ni ka W ga ze tach ko men ta to rzy prze strze - kon dy cji świa to wej go spo dar ki. Nie ga ją, że mo że być jesz cze go rzej, w te - tyl ko tej za Oce anem czy w da le kich le wi zji stra szą słup ka mi i wy kre sa mi, z Chi nach, ale tak że tu taj, w Wiel kiej któ rych wy ni ka jed no: nie jest do brze. Bry ta nii czy na wet w Pol sce. Gdy ce Jest na wet go rzej, niż prze wi dy wa no. na ro śnie szyb ko i gwał tow nie – pew Czy w tak po nu r ych cza sach war to ne jest jed no: idą złe cza sy dla świa to wej go spo dar ki. Ce ny nie mal więc pi sać o go spo dar ce? Oczy wi ście, że war to. Wła śnie te - wszyst kich ar t y ku łów pój dą w gó rę, raz, gdy nie wszyst kie wia do mo ści są tak po ci chu, że cza sem na wet te go opty mi stycz ne, war to za in te re so wać nie za uwa ży my. Ktoś w skle pie do da się tym, co dzie je się na gieł dzie czy dwa pen sy do jed ne go czy dru gie go jak ro sną słup ki cen ro py. Do brze wie - pro duk tu i do pie ro przy ka sie oka że dzieć, czy in f la cja ro śnie czy nie. Bo się, że za wsze wy da wa li śmy pięć fun cho ciaż wszyst kie te cy fry i nu mer ki tów, te raz już sie dem. Czy war to o tym wie dzieć? War to. po da wa ne w ga ze tach czę sto brzmią ta jem ni czo i stra szą, to jed nak moż na Czy war to o tym pi sać? War to. Bo pi wie le się z nich na uczyć. I do wie dzieć sze się nie tyl ko o tym, co do bre, ale jak, przy naj mniej teo re tycz nie, bę dzie tak że o tym, co złe, smut ne, przy gnę wy glą da ła na sza nie da le ka przy szłość. bia ją ce. Bo ta ka wła śnie jest rze czy -
Londyńska kancelaria prawnicza wytoczyła sprawy sądowe stu internautom, którzy ściągali z sieci gry komputerowe. Od każdego żąda 720 funtów rekompensaty oraz pokrycia kosztów sądowych. W przypadku wygranej zapowiada, że pozwie wszystkich, których złapie na nielegalnym kopiowaniu programów. GOOGLE NIE USTĘPUJE W sporze Google – Viacom doszło do porozumienia, na mocy którego Viacom dostanie jedynie takie dane, które nie umożliwią identyfikacji użytkowników YouTube. Na mocy decyzji sędziego, Google miał przekazać dane IP wszystkich, którzy oglądali filmy Viacom na YouTube. ROŚNIE INFLACJA... Inflacja w UK rośnie szybciej, niż chciałby rząd. Wzrosła już do 3,8 proc. i nic nie wskazuje, że spadnie. Najszybciej drożeje żywność, rachunki za prąd i mieszkanie oraz transport. ...I BEZROBOCIE
wi stość, w któ rej ży je my. Bo ta kie jest na sze ży cie: ob ra ca ją ce się wo kół pra cy, pła cy i pie nią dza. Do pie ro gdy te go ostat nie go nie bra ku je, mo że my spo koj nie my śleć o przy jem no ściach. Gdy go bra ku je – pa ni ku je my, kom bi nu je my, my śli my, jak by tu taj jesz cze... Jest jednak dru ga stro na me da lu. Bar dziej opty mi stycz na i cie ka wa. Gdy nie mal wszy scy na rze ka ją na ro sną ce ce ny, to są rów nież i ta cy, któ rzy.... ce ny ob ni ża ją. Tak wła śnie! Ro sną ce in f la cja, ga lo pu ją ce ce ny żyw no ści i pa li wa po wo du ją, że wie lu sprze daw ców za czy na od czu wać fakt, iż zo sta je nam w port fe lu mniej go tów ki. Co więc ro bią? Oczy wi ście ob ni ża ją ce ny, ofe ru ją wy prze da że, prze ce ny, spe cjal ne ofer ty, by wła śnie w ten spo sób po zbyć się to wa ru, któ ry za mó wi li rok te mu, i któ r y wraz z na dej ściem ko lej nej po r y ro ku stra ci pra wie zu peł nie na war to ści. Co ta nie je? Przede wsz syt kim odzież oraz obu wie – pra wie 8 proc. w sto sun ku rocz nym. Tań sza, o dzi wo, jest rów nież wód ka, któ ra prze cież ni -
gdy nie by ła to wa rem pierw szej po trze by. Znacz nie ta niej ku pi my te raz uży wa ny sa mo chód, któ r y często w takich czasach po ja wia się na ryn ku, bo do t ych cza so we go wła ści cie la nie stać na co raz droż sze pa li wo. O tem pie, w ja kim ta nie ją kom pu te r y, pla zmo we te le wi zo ry czy apa ra ty cy fro we jesz cze nie daw no mo gli śmy tyl ko po ma rzyć. Te raz z ty go dnia na ty dzień jest ta niej. I bę dzie ta niej, bo roz wój tech no lo gii jest tak szyb ki, że co kil ka mie się cy po ja wia ją się no we mo de le co raz to szyb szych kom pu te rów, te le wi zo rów o kry sta licz nym ob ra zie czy kie szon ko wych apa ra tów fo to gra f icz nych wy so kiej roz dziel czo ści. Dla cze go ta nie je? Wła śnie dla te go, że w go spo dar ce dzie je się źle. Ma my mniej pie nię dzy w port fe lu, mniej mo że my prze zna czyć na do dat ko we za ku py. Te le wi zo ra czy kom pu te ra nie ku pu je my jak kieł ba sy w su per mar ke cie, więc za kup od kła da my na póź niej. A han dlow cy prze cież też po trze bu ją go tów ki, by prze trwać. I, by po zbyć się to wa ru, ob ni ża ją ce ny. I o tym tak że war to wie dzieć.
Aż o 12 tys. osób wzrósł poziom bezrobocia w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatniego kwartału. Coraz więcej firm zapowiada, że jeśli sytuacja się nie poprawi, też będą zwalniać. LOTNICZE SZALEŃSTWO Trwa kolejny wyścig Airbusa z Boeingiem – na targach w Farnborough w Wielkiej Brytanii walczą o warte miliardy dolarów zamówienia na nowe samoloty. Na razie na transakcje stać tylko Arabów, którzy chętnie kupują nowe maszyny spalające mniej paliwa.
GBP
EURO
11.06
4,06 zł
3,30 zł
14.06
4,04 zł
3,29 zł
15.07
4,03 zł
3,28 zł
16.07
4,04 zł
3,28 zł
17.07
4,01 zł
3,25 zł
16|
18 lipca 2008 | nowy czas
podróże
Mongolia kobylim mlekiem płynąca Za oknami autobusu księżycowy krajobraz – brunatne pagórki porośnięte rzadką trawą. Zdezelowany „ogórek” mknie na przełaj przez step, niebezpiecznie balansując na wybojach. W środku, w takt gromkich okrzyków, podskakuje aż pod sufit dwudziestka ludzi, tyleż olbrzymich tobołów i cztery obdarte ze skóry barany. Trochę jak na diabelskim młynie w wesołym miasteczku – na początku jest zabawnie, ale po pewnym czasie marzy się już tylko o zejściu na ląd. Tak się podróżuje po Mongolii. Katarzyna Gryniewicz Dwumiesięczną wyprawę do jednego z najmniej znanych krajów Azji poprzedziły gorączkowe przygotowania, w czasie których kompletowaliśmy turystyczne wyposażenie. Na wszelki wypadek zaopatrzyliśmy się w pokaźną ilość makaronu, witamin i zup w proszku. Na zakupionej przez nas mapie, o zgrozo, widniała tylko jedna droga przecinająca kraj w poprzek. Niestety okazało się, że to nie pomyłka w druku – w Mongolii asfaltowych dróg jest jak na lekarstwo, kto żyw, mknie samochodem na przełaj przez step albo korzysta z piaszczystej koleiny, która zazwyczaj łączy większe miasta. Miasta w rozumieniu mongolskim, bo według europejskich standardów duże miasto jest tylko jedno – Ułan Bator.
STOLICA Tam zaczyna się i kończy mongolska nowoczesność: dziesięciopiętrowe bloki, eleganckie hotele, firmowe sklepy. Dworzec kolejowy pachnący świeżą farbą po niedawnym remoncie i umundurowana po zęby babcia klozetowa, z namaszczeniem wydająca bilety do toalety. Panie w gustownych kostiumach, spieszące do pracy, i panowie majstrujący przy japońskich jeepach. W Ułan Bator nie czuje się, że to sam środek Azji. Może tylko ludzie, jakby bardziej pogodni, przyjacielscy. – Hello – woła chłopak z utlenionymi na blond włosami, mknąc obok nas na deskorolce. Żar leje się z nieba, plecaki zdają się ważyć tonę, a my odwzajemniamy pozdrowienia. Na szerokich chodnikach sprzedawcy rozkładają swe kramiki, zachęcając do kupowania chińskiego piwa i kolorowych cukierków, na których spostrzegamy… polskie napisy. Polskich akcentów jest tu zresztą więcej – w sklepach piętrzą się towary ze znajomymi etykietkami. Fotograf i fryzjer w jednej osobie przemawia najczystszą polszczyzną: – Cześć, jestem Wiluś. Chińczyk, ożeniony z Polką, zamieszkały w Mongolii. – Czy widzieliście już to, co trzeba? – pya przyjacielsko. Trzeba zobaczyć wspaniały Pałac Cesarski, dwa duże muzea z imponującą kolekcją prehistorycznych gadów – narodowym skarbem Mongolii i, oczywiście, Gandan – zespół świątyń malowniczo położonych na wzgórzu nad miastem. Za murami Gandanu czas zatrzymał się przed wiekami. Powietrze przesycone wonią kadzidła zapiera dech, purpurowo odziani mnisi przechadzają się po dziedzińcach i medytują w skupieniu przed posągami Buddy. Przy bramie kłębi się tłumek sprzedawców usiłujących wcisnąć zwiedzającym kiczowate obrazki. Jak w każdej stolicy, w Ułan Bator, kwitnie handel gadgetami. Największym powodzeniem cieszą się jaja dinozaurów. Wywóz jaj za granicę jest nielegalny, sprytni kolekcjonerzy znajdują jednak sposoby skruszenia oporu celników. Choć zwiedzanie miasta jest niemałą przygodą, to jednak prawdziwa Mongolia zaczyna się za rogatkami. Najwygodniej wynająć jeepa, najtaniej – cierpliwie znosić niewygody podróży autobusem. Wybraliśmy opcję nr 2. Dlatego do Ułan Bator, który jest głównym węzłem autobusowym w Mongolii przyszło nam wracać jeszcze wielokrotnie.
Z CHIN DO MONGOLII Niewielu turystów odwiedza Mongolię. Może dlatego, że nie ma tu morza i słonecznych plaż, bujnej zieleni ani egzotycznych kwiatów. Są za to bezkresne przestrzenie, po których hula wiatr, i lodowate
jeziora, w których żyją rybie potwory. Na południu leży pustynia Gobi – kamienista kraina wielbłądów i koni Przewalskiego. Za nią zaczyna się inny, lepszy świat – Chiny. Od wieków stamtąd przychodziły do Mongolii wszelkie wzorce: kultura, stroje, wreszcie religia – buddyzm, a wraz z nim mnisi i pagody ze strzegącymi ich uśmiechniętymi lwami. Uderzająca jest ilość chińskich motywów w mongolskiej sztuce, charakterystyczne smoki widnieją na większości przedmiotów modlitewnych, naczyniach. Przez wieki okupacji mandżurskiej w Mongolii style wymieszały się tak dokładnie, że dzisiaj w wielu wypadkach nikt już dokładnie nie umiałby określić, co jest rdzennie mongolskie, a co chińskie. Dla wielu Mongołów Chiny są do dziś głównym źródłem utrzymania, zakupione tuż za granicą towary z podziwu godną odwagą przewożą do Rosji i dalej, do Polski. Podczas podróży koleją transsyberyjską mieliśmy okazję poznać tajniki tego procederu. Nie sposób opisać pomysłowości handlarzy w ukrywaniu rozmaitych przedmiotów w zakamarkach pociągu. Dość powiedzieć, że przed samą granicą rosyjską pod podwoziem podwieszone były nieprzebrane ilości toreb i kurtek, pod kloszem każdej lampy upchane paski, rękawiczki i dresy. Wszyscy zaś podróżni wylegiwali się pod puszystymi chińskimi kocami. Cały pociąg przypominał jedną wielką, tykającą bombę zegarową – tak głośno biły ze strachu serca dzielnych przemytników. Ku naszemu zdumieniu bomba nie wybuchła. Po stronie rosyjskiej pociąg zamienił się w sklep na kółkach. Na każdej stacji przez okna upłynniano towary, aż do końca podróży. Jedna taka przejażdżka ustawia finansowo mongolską rodzinę na wiele miesięcy, więc warto ryzykować.
JURTA Pierwszą zobaczyliśmy zaraz po przejechaniu rosyjsko-mongolskiej granicy. Potem widywaliśmy je wszędzie: na przedmieściach Ułan Bator nowiutkie jak spod igiełki, na Pustyni Gobi niesamowicie obdarte. Jurta jest domem Mongołów. Wygodnym, przewiewnym namiotem z filcu i białego płótna, wspartym na solidnym, drewnianym stelażu. Największą jej zaletą jest łatwość, z jaką daje się rozkładać i składać dowolną ilość razy. Dzięki temu można ją przetransportować i postawić w miejscu oddalonym o wiele setek kilometrów. Dla mongolskiej rodziny, która trudni się pasterstwem, taki dom jest idealnym rozwiązaniem. Z wierzchu jurta wygląda nieciekawie, najciekawsze skarby kryją się za drzwiami. Wewnątrz centralne miejsce zajmuje okrągły, żelazny piecyk z długim kominem – na nim przyrządzane są posiłki. Wokół piecyka stoją drewniane lub żelazne łóżka, obszerne skrzynie i niskie stołeczki. Wszystkie te przedmioty ozdobione są mosiężnymi okuciami i pomalowane kolorowymi farbami w charakterystyczne geometryczne wzory. Nawet drewniane słupy wspierające namiot zdobią rozmaite szlaczki. Miejscem szczególnie ważnym dla każdej rodziny jest domowy ołtarz, czyli stojące na jednej ze skrzyń posążki Buddy i obrazki rozmaitych bóstw buddyjskich, podłużne pudełka z wypisanymi na paskach papieru tekstami modlitw oraz niewielkie naczynia służące do palenia kadzidła. Obok ołtarzyka Mongołowie zawieszają przeszkloną gablotkę, w której wystawiają wszystkie posiadane fotografie. Oprócz nieodłącznego portretu Dalaj Lamy widuje się więc portrety dziadka na motorze, babci dojącej owce i zdjęcia członków rodziny w rozmaitych konfiguracjach.
RUMAKI Niełatwe jest życie koczownika. Kto raz dosiadał mongolskiego konia, nieprędko zdecyduje się zrobić to jeszcze raz. Powód – siodło, drewniane, nabijane srebrnymi guzami. Wygląda wspaniale, ale po kilku godzinach jazdy siedzenie zamienia w siny placek. Mimo to dla amatorów konnej jazdy Mongolia jest prawdziwym rajem: za 100 dolarów można wynająć konia na dwa tygodnie i popędzić hen przed siebie. Czasem taniej jest po prostu kupić konia (kosztuje ok.
300 dolarów) i sprzedać go innemu hodowcy wiele kilometrów dalej. Kłopot w tym, że mongolskie koniki bywają bardzo narowiste i niewprawnemu jeźdźcowi mogą zwyczajnie uciec. Taka nieprzyjemna historia przydarzyła się pewnemu niemieckiemu turyście, którego spotkaliśmy w górach na północy Mongolii. Biedak musiał wynająć kilku ludzi i puścić się w pogoń. Rumakowi jednak tak zasmakowała wolność, że pogalopował w step i wszelki słuch po nim zaginął. Potraktowaliśmy to jako przestrogę i zawsze wynajmowaliśmy konie z przewodnikiem. Gdy jechaliśmy do Mongolii, oczyma wyobraźni widzieliśmy siebie w roli jeźdźców dosiadających stąpających z gracją wierzchowców. Tymczasem rzeczywistość okazała się nieco inna. Mongolskie koniki są postury raczej mizernej. Człowiek dosiadający takiego rumaka jest od niego dużo większy, co sprawia, że widok jest bardzo zabawny. W dodatku koniki stawiają drobne kroczki i mimo usilnego balansowania ciałem trudno dostosować się do ich chodu. Z zazdrością patrzyliśmy na Mongołów kłusujących na koniach z godną podziwu zręcznością – zupełnie jakby byli przyrośnięci do siodła.
UCZTA Siedzę w jurcie i piję tradycyjną mongolską herbatę z mlekiem i solą. Ma mdły, mydlany smak, ale staram się nie sprawić zawodu uśmiechniętym gospodarzom, których jestem gościem. Kiedy tylko odstawiam na chwilę miseczkę, pani domu szybkim ruchem dolewa do herbaty zupę z kawałkami baraniego mięsa. Zabieram się więc do drugiego dania. Moją rolą jest siedzieć i objadać się, rolą gospodarzy dogadzać mi ze wszystkich sił. W konkursie gościnności Mongołowie biliby wszelkie rekordy. Obrazą jest przejechać obok jurty, nie wstąpiwszy do środka. Zwyczaj ten obowiązuje powszechnie i nie omija pasażerów autobusów. Przed każdą jurtą następuje przystanek i wszyscy, z kierowcą na czele, udają się na posiłek. W czasie podróży po Mongolii wielokrotnie byliśmy uczestnikami takich biesiad i za każdym razem uczestniczyliśmy w swoistym rytuale. Próg jurty należy przestąpić prawą nogą. W przeciwnym razie można zesłać na mieszkańców niewyobrażalne klęski. Następnie dobrze jest rozejrzeć się dyskretnie w poszukiwaniu worka z kumysem, nie z łakomstwa bynajmniej, ale by zamieszać w nim energicznie, jak nakazuje tradycja. Kolejnym krokiem jest zajęcie odpowiedniego, honorowego miejsca na wprost drzwi. Teraz można już tylko odbierać kolejne miseczki herbaty, zupy, kefiru pamiętając o wyciąganiu po nie obu rąk jednocześnie. Na mężczyznach spoczywa dodatkowo obowiązek zażycia odrobiny tabaki. Najedzeni i wypoczęci goście mogą przystąpić do czynności, na którą czekają z utęsknieniem – picia kumysu. Kumys, czyli sfermentowane kobyle mleko, jest ulubionym trunkiem Mongołów, którzy uważają, że dzięki jego właściwościom przeczyszczającym cieszą się dobrym zdrowiem. Nieprzyzwyczajony do kumysu żołądek reaguje nań bardzo gwałtownie. Smak tego specjału daje się porównać z serwatką. Rzecz jednak polega nie na jakości, lecz ilości – z powodu niskiej zawartości alkoholu, aby osiągnąć pożądany efekt, trzeba wypić około siedmiu litrów płynu. Ilekroć zmęczeni czy spragnieni zobaczyliśmy na horyzoncie białą kopułę jurty, wiedzieliśmy, że czekają tam na nas. Drzwi były zawsze otwarte na oścież, wystarczyło tylko utartym zwyczajem zawołać po mongolsku: – Zabierzcie swoje psy – co jest sygnałem ostrzegawczym i powitaniem zarazem.
|17
nowy czas | 18 lipca 2008
reportaż
Fot. Paweł Rosolski
Za kółkiem miejskiego autobusu Paweł Rosolski odróż londyńskim autobusem to dla mnie od trzech już lat niezmiennie ten sam schemat. Zaczyna się od wystawienia dłoni z magicznym, niebieskim prostokątem poza wirtualną granicę pomiędzy krawężnikiem a jezdnią. Następnie jak najbardziej rzeczywisty kontakt tego niebieskiego cuda z czytnikiem przy kabinie kierowcy. Jak mam szczęście, to nawet usiądę, a towarzyszem podróży jest mi najczęściej darmowa gazeta na siedzeniu obok. Potem już sama przyjemność – kilka etapów w drodze do celu, czerwony przycisk z napisem stop i tyle. To czas na książkę, relaks po pracy i jednocześnie przymusowy środek transportu do domu. Dla Małgorzty Bojarojć w autobusie nie ma czasu na relaks – to miejsce jej pracy już od czterech lat. Pierwsza kobieta z Polski, która w Londynie zasiadła za kółkiem double-deckera, dzisiaj chętnie dzieli się ze mną swoją niecodzienną historią. Zaczynała jak wielu Polaków, jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, kiedy postanowiła pojechać na Wyspy, by łyknąć odrobinę mitycznej londyńskiej mgły i posłuchać jak wybija godziny prawdziwy Big Ben. – Do Londynu przyjechałam na wakacje na jeden tydzień do znajomego, który później został moim mężem – wspomina Gosia. Jak większość Polaków postanowiła zostać trochę dłużej, ze względu na trudną sytuację, jaka czekałaby na nią po ewentualnym powrocie do Polski. – Na początku była pralnia na Shepherds Bush, która okazała się kompletną pomyłką, potem zaczęłam pracę polegającą na sprzątaniu mieszkań jednocześnie opiekując się dziećmi moich klientów. Trwało to jakieś cztery lata.
P
I chyba sama nie sądziła, że kolejne cztery lata będą zupełnie inne od tych, które już upłynęły. Chociaż czasami wydaje się, że w Londynie czas płynie jakby trochę szybciej, to w końcu przychodzi taki moment, kiedy monotonia dnia codziennego zaczyna męczyć. Będąc na rozdrożu myślowym, gdzieś pomiędzy chęcią powrotu do Polski a iluzją stabilności finansowej, w głowie Gosi zrodziło się coś aboslutnie zaskakującego. Po przeprowadzce i dwóch tygodniach spędzonych w Polsce zaczęła zastanawiać się, co robić dalej. – Jechałam samochodem ze znajomymi z Polski, przejeżdżał koło nas double-decker i jeden z kolegów zażartował: „Słuchaj, może zacznij jeździć autobsem?”. Ten pomysł utkwil jej w głowie na całą bezsenną noc. Następnego dnia postanowiła zadzwonić do głównej siedziby firmy, która wtedy mieściła się na Uxbridge. Numer telefonu otrzymała od... jednego z kierowców autobusu. I nieoczekiwanie dla niej samej sprawy potoczyly się ekspresowo. Dzisiaj procedury są jeszcze bardziej skomplikowane, ale jak sama przyznaje, dla nowicjuszki z bloku wschodniego etap początkowy był najtrudniejszy. – Na pierwsze spotkanie przyjechałam spóźniona, jednak testy językowe oraz z przepisów ruchu drogowego zdałam bez problemów i po trzech dniach zaczęłam już jazdy próbne. Kiedy po pięciu minutach spędzonych chyba w najstarszym na świecie szkoleniowym double-deckerze oświadczyla instruktorowi, że się do tego nie nadaje, on cierpliwie posadził ją ponownie za kółkiem. Po dwóch miesiącach intensywnego szkolenia przyszedł czas na pierwszy egzamin, a z nim małe rozczarowanie. – Egzaminu nie zaliczyłem z powodu... systemu miarowego na Wyspach. Podałam wymiary autobusu w
metrach i centymentach, a nie w calach, i to pierwsze pytanie sprawiło, że czekał mnie kolejny egzamin. Płakałam w tyle autbusu kilkanaście minut... Jednak już po następnym egzaminie, 8 sierpnia 2004 roku, stała się oficjalnie kierowcą double-deckera i jednoczesnie pierwszą Polką, która zasiliła tę grupę zawodową. Od tego dnia zaczął sie zupełnie nowy rozdział w jej londyńskiej przygodzie, który trwa do dzisiaj. Teraz problemy TfL to jej chleb powszedni. Wprowadzenie zakazu picia alkoholu w środkach transportu publicznego, obowiązek posiadania Oyster card dla dzieci powyżej 11. roku życia, niekończące się remonty dróg – z tym wszystkim Maggie (bo taki pseudonim otrzymała od swoich kolegów z pracy) musi mierzyć się niemal codziennie. Na moje pytanie o oficjalny zakaz picia alkoholu w środkach transportu publicznego wprowadzony przez Borisa Johnsona, ze zrezygnowaniem kiwa głową... – Sam wiesz, jak jest. Pracując na porannej zmianie w sobotę często widzę osoby, które wsiadając do autobusu z puszkami piwa z całą premedytacją ignorują wszelkie zakazy. Najczęściej są to Polacy, rozpoznawani przez Maggie przede wszystkim po puszkach piwa, wśród których przodują Tyskie i Lech. Dla niej cała ta akcja to czysta teoria, bo w praktyce wyglada to zupełnie inaczej, a policja na wezwanie w sprawie pijanego lub awanturujacego się pasażera przyjeżdża leniwie przeważnie po półtorej godzinie. Ale nie tylko pijani pasażerowie są zmorą Gosi – z wyraźnym rozczarowaniem w głosie opowiada o tym, jak trudną grupę pasażerów stanowią londyńscy gimnazjaliści. – Praktycznie nie ma dnia, żebym nie otworzyła kabiny kierowcy i nie zwróciła uwagi, również polskim dzieciom, które kompletnie ignorują mo-
je prośby, o poziomie języka już nie wspominając. A jak wygląda zwykły dzień Maggie za kółkiem? Po pierwszych czterech latach spędzonych w Londynie na wariackich papierach, świadomość czteroletniej stabilizacji na gruncie zawodowym sprawia, że w jej głosie pojawia sie lekkie znużenie. – Ogólnie mogę sobie życie zaplanować na sześć lat naprzód. Jestem na rannym grafiku, a pierwszy kurs mojej linii zaczyna się już o 4.10, więc podnoszę się ciężko z łóżka już o 3.00 rano. Cierpi na tym trochę moje życie prywatne. Idę do łóżka przeważnie o 9.00 wieczorem, bo muszę się przespać przynajmniej 6-7 godzin. Pierwsza część pracy trwa około czterech godzin, poźniej przerwa, i następnie jeszcze na dwie lub trzy godziny z powrotem na trasę. To, że Gosia siedzi za kółkiem miejskiego autobusu w zachodniej części Londynu sprawia, że historyjkami z życia wziętymi rzuca jak z rękawa. A to zupełnie odcięty od świata koleś z papierosem w ustach próbuje zdemolować metr kwadratowy kabiny Maggie (sprawa kończy się przyjazdem policji po... 10 minutach). A to znowu ubarwione – wszystkim czym polski język dysponuje – komentarze naszych rodaków nie mających pojęcia, że atrakcyjna blondynka za kierownicą to Polka. – Kilkunastu Polaków regularnie korzystających z linii, na której jeżdżę, po wejściu do autobusu mówi „dzień dobry”. Maggie po czterech latach nie jest już w firmie sama. – Ze mną w tej samej zajezdni pracuje jeszcze jedna Polka, Monika, która jest tutaj od dwóch lat i szczerze powiem, że dobrze jest mieć taką bratnią duszę, tym bardziej dziewczynę. I po kolejnych czterech latach, kiedy monotonia życia codzinnego znów zaczyna męczyć, w głowie Maggie rodzą się kolejne plany.
– Myślę, że chciałabym wrócić któregoś dnia do Polski, ale nie mam pomysłu na życie w kraju po tylu latach spędzonych w Londynie. Bardzo chciałabym spróbować swoich sił jako kontroler ruchu autobusowego, jednak te etaty są strasznie oblegane. Po takiej rozmowie trochę inaczej patrzę na moją podróż autobusem do domu. Poza „ojsterką”, bezpłatną gazetą i czerwonym przyciskiem „stop”, zauważam jeszcze coś innego – dowódcę tego przedsiewzięcia, jakim jest kierowca double-deckera, o którym wcześniej jakby nie pamiętałem... – Staram się być dobrym kierowcą, okazuje się jednak, że to nie nasza praca jest ciężka, tylko pasażerowie potrafią być dla nas czasami absolutnym koszmarem. To chociaż ja przestanę nim być.
18 |
18 lipca 2008 | nowy czas
rozmowa na czasie
Smak smutku Ruth Posner – brytyjska aktorka i choreografka o polskożydowskich korzeniach, której pochodzenie zdominowało karierę zawodową. Jako nastolatka ocalona z Powstania Warszawskiego trafia do obozu w Niemczech, a później do Wielkiej Brytanii, gdzie wraz z innymi osieroconymi dziećmi pod opieką organizacji humanitarnych rozpoczyna samodzielne życie. O zerwanych polskich korzeniach, snach erotycznych i sztukach teatralnych napisanych specjalnie dla niej i o Polsce z aktorką rozmawia Małgorzata Białecka.
Czy nosi Pani w sobie syndrom wykorzenienia, braku ojczyzny?
– Tak. Dość często o tym myślę. W Nowym Jorku widziałam sztukę Tadeusza Kantora Wielopole, Wielopole. Kiedy usłyszałam muzykę, którą pamiętałam ze swojego dzieciństwa, bo śpiewała ją moja mama, nie mogłam przestać płakać. Ale moje korzenie zostały zerwane, jestem tego świadoma. Dlatego pewnie czasami nie wiem, kim jestem. Nie powiem, żebym kiedykolwiek czuła się Angielką, nigdy nie będę, nie wiem kim jestem w tym sensie. Jesteśmy tutaj obie z tego samego kraju, a mówimy po angielsku, bo słabo mówię po polsku. Ostatnią ważną dla mnie sztuką, w której grałam, jest Wedding in Krakow – słuchowisko nagrane przez BBC 4, według dramatu Ewy Banaszkiewicz. Bo mówi o polskich emigrantach?
– Nie tylko. Po prostu dlatego, ze emigracja i wykorzenienie ma zawsze ten sam smak. Smak smutku. A jaką Polskę Pani zna?
Ruth Posner w swoim mieszkaniu w Camden Town w Londynie. Fot. Małgorzata Białecka
Dance and Drama. Później uczyłam choreografii. W collage’u uzyskałam tytuł naukowy z wiedzy o teatrze. A skąd wzięła się miłość do tańca?
Skąd wzięła się Pani w sztuce brazylijskiego dramatopisarza Nelsona Rodriguesa All nudity...?
– Z poprzedniej sztuki. O Stone Crabs przeczytałam trzy lata temu. Pisano wtedy, że to grupa teatralna, theatre company, która robi warsztaty czytania dramatów, i która szukała aktorów do tego projektu. Spotkałam się z nimi, a oni zaproponowali mi rolę. Jeśli jest gdzieś rola dla starszej, szalonej pani – dostaję ją ja. Graliśmy wtedy Dorotéia, sztukę Rodriguesa o pięciu kobietach, które nigdy nie śpią, nie mają łóżek w domu, ponieważ obawiają się mieć sny erotyczne. Do tego domu przybywa kuzynka – prostytutka. Mężczyzna jest pokazany symboliczne przez parę butów. Wiem już jak Rodrigues może być wspaniały, niezwykły, niewiarygodnie zaskakujący. Stąd z chęcią przyjęłam kolejną rolę zaproponowaną mi przez Stone Crabs. Przebyła Pani daleką drogę w życiu i w zawodzie. Najpierw z Warszawy do Londynu, a później od tancerki przez choreografkę po ciotkę-dziewicę w sztuce brazylijskiego dramatopisarza.
– Urodziłam się w Polsce w Warszawie, mój ojciec był Żydem. Ja jedna ocalałam jako katoliczka. Po Powstaniu Warszawskim wywieziono mnie do Niemiec, do obozu. Byłam tam aż do końca wojny, skąd ktoś pomógł mi przyjechać do Anglii. Miałam wtedy piętnaście lat. Zaczęłam od studiowania tańca. Myślałam o aktorstwie. Wstąpiłam do The London School of
– Zawsze interesowałam się teatrem i literaturą. Kiedy byłam bardzo młoda, wstydziłam się powiedzieć, że może zostanę aktorką z uwagi na nieznajomość angielskiego. Taniec był kompromisem między teatrem i sztuką. Nigdy nie myślałam o sobie jako o świetnej tancerce, nie uczyłam się baletu, ale odnalazłam się w nauczaniu tańca i choreografii. Wykładałam ruch i taniec w szkołach wyższych w Londynie. Niełatwo jest zaistnieć w brytyjskim teatrze czy telewizji, a nawet filmie, mówiąc z innym akcentem. Jak to było z Panią?
– Mówię po angielsku od ponad pięćdziesięciu lat..., choć akcent wciąż nie jest taki jak brytyjski. Zwykle wszystkie role, jakie dostawałam w telewizji, radiu i teatrze to role cudzoziemek: Polek, Rosjanek i Włoszek, a nawet Austryjaczek. Nie mogę grać w klasycznych sztukach Oscara Wilde’a czy Bernarda Shawa z uwagi na język, ale istnieje wiele innych ról, które mogę grać i one przynoszą mi wiele satysfakcji. Mój mąż jest Brytyjczykiem, więc po latach małżeństwa myślę, że znam angielski przynajmniej na poziomie komunikatywnym (śmiech). Niewiele aktorek doczekuje się dramatów napisach specjalnie dla nich. Dla Pani napisano kilka.
– Uważam to za swoje największe osiągnięcie w życiu zawodowym.
Siedemnaście czy dziewiętnaście lat temu spotkałam reżyserkę, Julię Pascal, która była bardzo zainteresowana moim doświadczeniem i ona napisała dla mnie kilka sztuk – jedna: Theresa – o austryjackiej aktorce, która przyjeżdża do Wielkiej Brytanii tuż przed wojną, uciekając przed nazizmem. Sztuka o holocauście. Bardzo osobista dla mnie. To była kombinacja historii o politycznej sytuacji w tamtych czasach i życiu tej kobiety. Pojechaliśmy z tą sztuką do Niemiec, mimo że była antyniemiecka. Niesamowite było to, jak wielu młodych ludzi ją dobrze przyjęło i jaką wywołała dyskusję na temat granic patriotyzmu. Kolejną była sztuka Queen Lear – o Rosjance, znanej aktorce, która z córką ucieka do Ameryki i zakłada tam grupę teatralną. To historie po części o mnie.
– Odwiedzałam Polskę co roku przez wiele lat z uwagi na ciotkę, która zmarła w 1988, mieszkała w Warszawie. Straciła dzieci i męża w czasie wojny, wstąpiła do partii komunistycznej, następnie rozczarowana opuściła partię i żyła samotnie. Przez lata odwiedzaliśmy się mimo trudności. Dzięki tym podróżom widziałam jak Polska się zmienia, widziałam ten kraj za czasów głębokiego komunizmu i później. Tam zawsze w ludziach czułam ogromny głód wolności. Pani najbliższe plany?
– Jadę do Włoch na kurs językowy i na tydzień wakacji. Później po powrocie rozpoczynam dwa projekty, ale o nich na razie „sza” – żeby nie zapeszyć. Ruth Posner zobaczymy w październiku w Apparition episod 4 (6), BBC Chanell 1 oraz w serialu oopowiadającym o polsko-walijskiej rodzinie, Welsh TV Belonging (Specials), gdzie zagra Polkę Zofię.
Teatr według Brazylijczyków Jak się robi teatr po brazylijsku w Londynie? Nie robi się – tym teatrem się żyje, lub życie staje się teatrem. Jednym słowem: wszystko jest mu podporządkowane.
Małgorzata Białecka
gość powinna być ukarana), ma wrażenie, że jest jednym z bohaterów.
Aktorzy rezygnują z honorarium, jeśli ich kompania teatralna nie znajdzie sponsora, a sztuka jest grana w mieszkaniu lub niszowym, niskobudżetowym teatrze, jeśli nie da się znaleźć innego miejsca. Mimo to każdy, kto ogląda w Union Theatre sztukę Nelsona Rodriguesa All Nudity Shall Be Punished (Każda na-
MIEJSCE I SZTUKA Union Theatre przypomina Teatr Stu z Krakowa, też ma krzesła poustawiane wokół sceny bez dystansu z publicznością. Taki układ wymusza zaangażowanie widzów w to, co na scenie. Najlla Kay, zbliżająca się do czterdziestki brazylijska aktorka, jest chyba
najodpowiedniejszą osobą, by grać Geni w sztuce Nelsona Rodriguesa All Nudity… Najlla, tak jak jej bohaterka, jest energiczna, ekspresyjna i wyrazista. Geni zaś przypomina kobiety Witkacego, choć generalnie Rodrigues to taki brazylijski Gombrowicz. Wszystko w tej sztuce jest wyolbrzymione, a surrealistyczny, absurdalny humor wychodzi niemal z każdej sceny. Rodrigues piętnuje to, co się „zamiata
pod dywan”. Podobnie jak Gombrowicz – walczy z „gębą”. Mamy tu więc: Geni – prostytutkę z obsesją na punkcie raka piersi, którego przepowiedziała jej matka; Patricio – klienta-kochanka Geni, postać demoniczną; Herculano – wdowca, który zamierza żyć w celibacie po śmierci żony; jego syna – Serginho, który tłumi swoją seksualność poprzez przedłużony okres żałoby po matce, by w końcu ujawnić
|19
nowy czas | 11 lipca 2008
kultura
Fot. Grzegorz Lepiarz
Proms czas zacząć Dziś, 18 lipca, rozpocznie się 114. sezon Promsów – jednego z najdłuższych, najciekawszych i bez wątpienia, najbardziej popularnych festiwali muzycznych na świecie. I aż trudno uwierzyć, że pomimo ponad wiekowej tradycji, przerywanej dwoma wojnami, mimo zmieniających się gustów, trendów, a wreszcie mimo ewoluującej bezustannie sztuce dźwięków, cele i założenia są te same – prezentowanie jak najszerszej rzeszy publiczności jak najwięcej różnorodnej muzyki klasycznej. Oczywiście – na jak najwyższym poziomie.
Łucja Piejko Ini cja to rem i po my sło daw cą fe sti wa lu był Ro bert New man – kie row nik no wo wy bu do wa nej lon dyń skiej Qu een’s Hall. Dru gim czło wie kiem, bez któ re go dzi siej sze Promsy nie by ły by tym, czy są, jest Hen r y Wo od – or -
skłonności homoseksualne; rewelacyjne dwie stare ciotki-dziewice – niczym w greckim dramacie stojące na straży moralności. Wszystko się miesza, każdy z mężczyzn zostaje w końcu kochankiem Geni. Obsesyjna południowoamerykańska radość życia walczy z surowo pojętym katolicyzmem, by ujawnić ludzkie słabości bohaterów i zdemaskować ich maski.
STONE CRABS To zawodowa grupa teatralna założona w 2003 roku przez Brazylijczyków – Terezę Araujo, Franko Figueiredo i Brytyjczyka Johna Heyda. Swoją pierwszą sztukę wystawili w mieszkaniu Franco. Pomieszanie życia z teatrem zaowocowało jasno określoną misją grupy, która skupia aktorów różnych narodowości, w tym Ruth Posner, aktorkę o polsko-ży-
ga ni sta, akom pa nia tor, na uczy ciel śpie wu, a wresz cie wy so ko wów czas ce nio ny dy r y gent. Obaj pa no wie spo tka li się w Qu een’s Hall pew ne go wio sen ne go po ran ka 1894 ro ku. Roz ma wia li o pro jek cie przy bli że nia szer szej pu blicz no ści po pu lar nych frag men tów mu zy ki kla sycz nej, aby osta tecz nie, stop nio wo pod no sząc
ar ty stycz ne wy ma ga nia sta wia ne słu cha czom, wy kształ cić pu bli kę, go to wą do od bio ru mu zy ki no wej. Dla te go już w lu tym 1895 ro ku Ro bert New man za pro po no wał Hen ry Wo odowi po sa dę dy ry gen ta w Qu een’s Hall, a za ra zem kie row ni ka pierw sze go se zo nu Kon cer tów Pro me na do wych. Ten nie od mó wił. I w za sa dzie tak się wszyst ko za czę ło.
dowskich korzeniach. Stone Crabs pragnie wzbogacać ludzkie życie poprzez teatr: „Odżywiać, by inspirować i stawiać czoło wyzwaniom”. All nudity... jest kolejną sztuką brazylijskiego dramatopisarza, którego grupa silnie zaistniała w Londynie. To nie jedyny projekt tej grupy. Stone Crabs organizuje warsztaty, spotkania i perfomance, by używając różnych środków teatralnych ożywić i wzbogacić społeczność, w jakiej żyje, a w Londynie to społeczność wokół dzielnicy Lewisham. Rok 2008 poświęcony jest festiwalowi kobiet, rok wcześniej również zorganizowano serię warsztatów poświęconych kobietom w pracy. W działalność grupy zaangażowany jest scenograf polskiego pochodzenia Ryszard Andrzejewski. Projekty zwykle są dofinansowywane przez brazylijską ambasadę i w całości realizowane po angielsku.
BRAZYLIJCZYCY W LONDYNIE BBC podaje, że oficjalna liczba Brazylijczyków w Londynie to 60 tys. Duża część przyjezdnych to studenci. Popularne wśród nich dzielnice to Brixton i Dollis Hill oraz Notting Hill. Brazylijska obecność w metropolii jest najczęściej zauważana poprzez projekty artystyczne lub naukowe. Londyn wybrało wielu wykształconych Brazylijczyków. Wystawianie właśnie Rodriguesa na scenie jest jakby pokazaniem Brazylii w pigułce, z jej pasją, całkowitym uwielbieniem życia i jednoczesną hipokryzją, wyuzdaniem i rozwiązłością seksualną. To wszystko tworzy kolorowy obraz kraju, który pewnie niewielu zobaczy w rzeczywistości. Może więc warto choć na scenie...
Pierw szy kon cert pro me na do wy od był się 10 sierp nia 1895 ro ku. Se ria mu zycz nych wie czo rów, zna na ja ko Kon cer ty Pro me na do we Mr Ro ber ta New ma na by ła nad zwy czaj, jak na dzi siej sze stan dar dy, roz bu do wa na. Mu zycz ne uczty trwa ły za zwy czaj nie mniej niż trzy go dzi ny; w ich cza sie pa no wa ło po wszech ne przy zwo le nie na spo ży wa nie ja dła, trun ków, a na wet pa le nie. Wy jąt ko wo nie for mal na at mos fe ra pierw szych Kon cer tów Pro me na do wych dla dzi siej sze go, na wet naj bar dziej li be ral ne go w tej kwe stii słu cha cza, mo gła by być więc praw dzi wym szo kiem. Za ło że nia i ce le wciąż były jed nak szczyt ne. Zgod nie z za mia rem ukształ to wa nia świa do me go mu zycz nie spo łe czeń stwa, pa no wie Wo od i New man usta li li no we, słyn ne cy kle – po nie dział ko wych No cy Wa gne row skich i piąt ko wych Wie czo rów Beetho ve now skich. Po zo sta ły czas fe sti wa lo wy zaj mo wa ły nie tyl ko „kla sy ki” kla sy ki, ale tak że, wpro wa dza ne chęt nie przez Wo oda co se zon, naj now sze utwo ry ów cze snych twór ców. Bez sło wa prze sa dy na le ży pod kre ślić, że to wła śnie dzię ki nie mu bry tyj ska pu blicz ność już w dru giej de ka dzie dwu dzie ste go stu le cia za zna jo mio na by ła z na zwi ska mi i dzie ła mi tak zna ko mi tych twór ców jak Ri chard Straus s, Clau de De bus sy, Ser giusz Rach ma ni now, Mau ri ce Ra vel czy Vau ghan Wil liams. Wy buch I woj ny świa to wej wy wo łał po wszech ną nie chęć do wszyst kie go, co nie miec kie. Wo od i New man, ja ko jed ni z nie licz nych w mu zycz nym świe cie, prze ko ny wa li, że sztu ka jest po nad wszel ki mi po dzia ła mi. W 1927 ro ku pa tro nat nad Promsami ob ję ło BBC. Po cząt ko we oba wy zmniej sza nia się licz by słu cha czy bio rą cych udział w kon cer tach na rzecz trans mi sji ra dio wych by ły, jak się jed nak oka za ło, zu peł nie bez pod staw ne. Co wię cej, zna le zie nie ko lej ne go ka na łu słu żą ce go krze wie niu mu zycz nej kul tu r y, wy jąt ko wo współ gra ło z za ło że nia mi Wo oda. Trzy dni po przy stą pie niu Wiel kiej Bry ta nii do woj ny, BBC wy co fa ło się z pa tro na tu nad fe sti wa lem. Hen r y Wo od, z cha rak te r y stycz ną i god ną po zaz drosz cze nia de ter mi na cją za czął pry wat nie spon so ro wać se zon 1940 i 1941, za stę pu jąc Or kie strę BBC Lon dyń ski mi Sym fo ni ka mi.
Zinten-sy f i ko wa ne na lo t y spo wo do wa ły skró ce nie se zo nu do za le d wie czte rech ty go dni. 10 ma ja 1941 Luft waf fe zbom bar do wa ła Qu een’s Hall. Rok 1944 za pi sał się w hi sto rii fe sti wa lo wej z dwóch waż nych po wo dów. Po pierw sze – ob cho dzo no 50. rocz ni cę Promsów. Po dru gie – 28 li pca z ostat nim pu blicz nym kon cer tem wy stą pił Hen ry Wo od. Trzy ty go dnie póź niej oj ciec chrzest ny Kon cer tów Pro me na do wych już nie żył. Po II woj nie świa to wej Wie czo ry Wa gne row skie wy szły z mo dy. Nie zwy kłym za in te re so wa niem pu blicz no ści cie szy ły się za to Wie czor ki Wie deń skie, a tak że wie czo ry rocz ni co we po świę co ne po szcze gól nym kom po zy to rom. Stop nio wo zmie nia ła się tak że for mu ła Fe sti wa lu. Do udzia łu za pra sza no or kie stry już nie tyl ko z Lon dy nu, ale i na wet spo za Wiel kiej Bry ta nii. Po ja wia ły się mię dzy na ro do we gwiaz dy pierw szej mu zycz nej li gi jak Georg Sol ti, Car lo Ma ria Giu li ni czy wy bit ny pol ski dy ry gent Le opold Sto kow ski. Wresz cie pro gram fe sti wa lo wych kon cer tów, opar ty do tych czas głów nie na mu zy ce or kie stro wej, za czął obej mo wać nie tyl ko mu zy kę ka me ral ną, przed sta wie nia ope ro we, ale i dzieła twór ców awan gar do wych. Prom sy w na tu ral ny więc spo sób prze kształ ci ły się z względ nie kon ser wa tyw nej i za mknię tej im pre zy, w je den z naj więk szych mię dzy na ro do wych fe sti wa li. Teraz każdorazowa edycja Prom sów to bli sko 70 kon cer tów. To set ki im prez to wa rzy szą cych – po ka zy fil mów, warsz ta ty, wy kła dy, dys ku sje, kon cer ty ple ne ro we, kon cer ty ka me ral ne, kon cer ty dzie cię ce. To sma ko wi ty me lanż kla sy ki z jaz zem, fol kiem, go spel czy mu zy ką elek troaku stycz ną. To wresz cie moż li wość ca ło do bo we go kon tak tu z mu zy ką i fe sti wa lem, po przez ser wis ra dio wy, te le wi zyj ny, onli ne, a od nie daw na – co dzien ne dar mo we sms-y z każ de go dnia fe sti wa lo we go. Cie ka we, co by na to po wie dział pan New man? PS. An giel ska tra dy cja zo sta ła prze szcze pio na na pol ski grunt. I to jesz cze za nim za czął tam kró lo wać Pon glish. W kra kow skiej fil har mo nii od wie lu lat od by wa się co ro ku The Last Ni ght of Proms – prze nie sie nie ostat nie go kon cer tu lon dyń skie go. Przy jeż dza ją wte dy pod Wa wel róż ne oso bi sto ści, nie tyl ko ze świa ta mu zy ki…
Nel son Ro dr i gu es All Nud it y Shall Be Pun is hed (Każ da na gość po win na być uka ra na). UNION THE ATRE, 204 Union Stre et LON DON, SE1 BOX OF FI CE: 020 7261 987. Od wto rku do so bo ty, godz. 19.30 www.sto ne crabs.co.uk
20|
18 lipca 2008 | nowy czas
kultura świat kulturalnie Dokumenty, korespondencja, pocztówki i rzeczy osobiste należące do Franza Kafki, nareszcie ujrzą światło dzienne. Dotąd bowiem zarastały kurzem w Tel Awiwie, w domu sekretarki Maxa Broda, przyjaciela i spadkobiercy pisarza. Brod umarł w 1968 roku, a memorabilia przejęła Esther Hoffe. Zmarła w wieku 101 lat, a w jej domu odkryto pamiątki po wybitnym pisarzu 12 lipca zakończył się 1. Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych „Animator 2008”. Widzowie obejrzeli 511 filmów animowanych dla dzieci i dorosłych, m.in. filmy zrealizowane przez TV Studio Filmów Animowanych w Poznaniu z muzyką na żywo w wykonaniu Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia Amadeus pod batutą Agnieszki Duczmal. Festiwal był główną częścią obchodów 60-lecia polskiej animacji. W Warszawie w Sali Kongresowej 14 lipca wystąpił Lou Reed. Wokalista odwiedził Polskę w ramach europejskiej trasy promującej 35-lecie historycznego albumu „Berlin”. Trwa jeden z najsłynniejszych festiwali teatralnych w Awinion. Polskie akcenty tylko w przeglądzie scen offowych. Wystąpią sopockie trupy teatralne: Stajnia Pegaza z przedstawieniem „Oj, Oda, Oda!” inspirowanym twórczością Stanisława Wyspiańskiego oraz Teatr Okazjonalny z „Alchemikiem halucynacji” – choreograficzną interpretacją wierszy Zbigniewa Herberta. Trzecie polskie przedstawienie to „Fin” – autorski projekt Sylwestra Biragi, dyrektora Teatru Druga Strefa z Warszawy. Festiwal zakończy się 26 lipca. Juliette Binoche (44), wybitna francuska aktorka pracuje nad spektaklem tanecznym, w którym wystąpi jako... primabalerina. Współautorem dzieła jest Akram Khan, 33-letni gwiazdor nowoczesnego baletu, urodzony w Londynie w rodzinie pochodzącej z Bangladeszu. 17 lipca we Wrocławiu rozpoczęła się tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Era Nowe Horyzonty”. Festiwal otworzył premierowy w Polsce pokaz filmu „Cztery noce z Anną” Jerzego Skolimowskiego. Paweł Althamer, Robert Kuśmirowski i Artur Żmijewski znależli się w kilkudziesięcioosobowej grupie malarzy, pisarzy, filmowców prezentujących swoje prace na wystawie After Nature w galerii New Museum w Nowym Jorku.
Danusia Schejbal i Andrzej Klimowski, twórcy graficznej wersji „Mistrza i Małgorzaty” w czasie South Bank Literary Festival Fot. Grzegorz Lepiarz
Rękopisy nie płoną… Michaił Bułhakow Joanna Bąk
Festiwal Literatury na SouthBank – tak jak obiecywano w zapowiedziach – przywitał przybyłych z otwartymi ramionami i umysłami. W tej eklektycznej, acz przemyślanej konstelacji słów, histori i idei Andrzej Klimowski i Danusia Schejbal zaprezentowali swoją ostatnią pracę. Autorzy postanowili nas przekonać, iż na zacytowanej w tytule Bułhakowowskiej sentencji nie osiadł kurz i że ta niezwykła powieść ma zdolność ciaglej twórczej reinkarnacji – tak w czasie, jak i formie, nawet formie... komiksu. Na tym właśnie polega geniusz Bułhakowa i talent pary rysowników, którzy opracowali graficzną wersję tej powieści. Michaił Bułhakow był pisarzem wyjątkowym i tragicznym. Nigdy nie zaznał smaku slawy. W liście do Stalina Bułhakow pisał: (...) Oto jedna z cech mojej twórczości i ta jedna całkiem wy-
starcza, aby moje utwory nie miały racji bytu w ZSRR. Ale z tą właśnie cechą wiąże się wszystko pozostałe, co stanowi o sensie moich nowel satyrycznych – czarne i mistyczne barwy (jestem pisarzem-mistykiem), którymi maluję niezliczone potworności naszego bytowania, jad przesycający moje słowa, głęboki sceptycyzm wobec procesów rewolucyjnych zachodzących w moim zacofanym kraju i (...) ukazanie straszliwych cech mojego narodu. Skazany przez sowiecką cenzurę na artystyczną wegetację postanawia spalić swoje dzieło, podobnie jak czyni to jego powieściowy Mistrz. Choć pierwowzór ginie w ogniu, pozostaje mesjanizm Bułhakowa wobec literatury. Odradza się w nim siła i wiara. To ona sprawi, że ostatnie dwanaście lat życia poświęci odtworzeniu książki skazanej potem na ćwierć wieku politycznej hibernacji, a którą potomni nazwą arcydziełem wszech czasów. Po długoletnim uśpieniu, kiedy Krasnaja Matuszka Rossija poluzowała nieco swoje cenzorskie pęta, powieść Miszki-mistyka odrodziła się niczym fenix z popiołów i rodziła się już bezustannie na potrzeby dramaturgii, poezji, malarstwa, filmu. Nikt jednak do tej pory nie nadał jej formy ,,obrazków z dymkiem’’, czyli popularnego tak dziś komiksu. Do momentu kiedy: Ona – Danusia Schejbal, urodzona w Londynie, studiowała projektowanie na
Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie; w latach 1976-1981była scenografem i projektantem kostiumów w różnych polskich teatrach. W 1981 roku wróciła do Londynu, gdzie nawiązała współpracę z Cherub Theatre Company; On – Andrzej Klimowski, urodzony w Londynie grafik, malarz, ilustrator, projektant okładek, plakatów teatralnych (między innymi dla Teatru Narodowego w Warszawie i Royal Shakespeare Company) i filmowych (Omen, Taksówkarz, Instytut Benjamenta, Nieustające wakacje, Inaczej niż w raju). Teraz szef Wydziału Ilustracji Royal College of Art w Londynie. Autor trzech powieści graficznych: The Depository, The Secret oraz Horace Dorlan. Na swoim koncie ma także kilka filmów animowanych. Jednym z nich jest ich wspólna produkcja – Martwy Cień (1980)… …przerodzili dwuletni efekt współpracy nad tekstem Bułhakowa i przekonali brytyjskiego wydawnictwa SelfMadeHero do publikacji książki, co okazało się ich największym wspólnym sukcesem. Zapytani o inspiracje, odpowiadają krotko: – …Po prostu. Czytasz i widzisz obrazy. Ich perspektywa postrzegania nie przekłamuje ani nie zniekształca pierwowzoru. Nadaje im nowy, ekscytujący żywot, nazwany przez jednego z recenzentów alchemią słów i obrazów. Doskonale wizualizuje tak istotną u Bułhakowa alegoryczość natury zła i dobra,
a także istotę miłości. Podział kolorystyczny podtrzymuje dwupłaszczyznowość akcji. Część czarno-biała, ukazująca warstwę historyczną, autorstwa Andrzeja Klimowskiego, podkreśla szarą i zdegenerowaną rzeczywistość Moskwy lat trzydziestych XX wieku. Dla kontrastu Danusia Schejbal wypełnia kolorami przestrzeń fantastyki – pałacu Poncjusza Piłata, w którym przesłuchiwany jest Jezus, oraz kluczowe magiczne zdarzenia. Zabieg ten nadaje akcji płynności i wyrazistości. Miesza ponadto absurd z erudycją, a makabrę z humorem. Dostajemy więc ,,jak na obrazku’’ wciąż żywą alegorię globalnej rzeczywistosci, wyrosłą z niedorzeczności stalinowskiego systemu politycznego, ateistycznego i biurokratycznego oraz klimaty życia obywateli Związku Radzieckiego. Podczas gdy polskie wydawnictwa starają się o prawa do graficznej powieści, z ojczystych stron autora ,, Mistrza i Malgorzaty’’ o podobnych zabiegach nie slychać. Dziwi? Nie. I tu jest właśnie ,Bułhakow pogrzebany’. Jeśli ktoś pomyślał o komiksowym wydaniu jako drodze na skróty przez filozoficzno-moralne chaszcze oryginalu – przestrzegam. Nie jest to bowiem bryk dla licealistów, a jedynie skrótowa mapa terenów znajomych. Bez właściwej interpretacji symboli można się pogubić, a szkoda, bo miejsca ciekawe. Odsyłam więc do pierwowzoru.
|21
nowy czas | 18 lipca 2008
kultura
Pierwsze koty za płoty… Z Jackiem Jezierzańskim, aktorem, twórcą, organizatorem i gospodarzem Londyńskiego Klubu Recitali rozmawia Łucja Piejko
Jest Pan „ojcem chrzestnym” Londyńskiego Klubu Recitali. Skąd pomysł?
– Ja tak na praw dę ni cze go nie wy my śli łem. Po mysł zro dził się z po trze by nas wszyst kich, emi gran tów. Lu dzie czę sto ża li li mi się, że chcie li by wy stę po wać, ale nie mają gdzie. Że by zor ga ni zo wać przed sta wie nie, trze ba za pła cić za sa lę, trze ba mieć pie nią dze dla ar ty stów. A to nie jest pro ste. Po za tym, ja ko że w okre sie wa ka cyj nym naj czę ściej pra cu ję, za uwa ży łem, że za wsze po ja wia ło się wie lu ro da ków, któ rzy przy je cha li od wie dzić bli skich w Lon dy nie i któ rzy chcie li coś w PO SK-u zo ba czyć. A tu w okre sie wa ka cyj nym ra czej nie za wie le się dzia ło. Więc po my śla łem, że mo że jest to i do bry po mysł, i od po wied ni czas. Od czego Pan zaczął?
– Na sa mym po cząt ku uło ży łem so bie li stę wszyst kich po ten cjal nych spon so rów i do nich po sze dłem. U An gli ków nie szu ka łem. Tu tej sze in sty tu cje praw do po dob nie w ogó le nie by ły by za in te re so wa ne. A ja nie chcia łem iść do ban ków, bo dla mnie był by to ro dzaj że brac twa. Chcia łem zna leźć ko goś, ko mu ten spon so ring na praw dę bę dzie słu żył. Chcia łem, że by to by ło part ner stwo. Je stem w do brych re la cjach z fir mą Fo xe sta te. Mo że w przy szło ści za czną oni spon so ro wać mo ją dzia łal ność. Jak na ra zie, ża den z po ten cjal nych spon so rów nie dał mi ani gro sza. Ostat ni z nich po wie dział wpraw dzie, ku mo je mu zdzi wie niu, że ma coś dla mnie. Oczy wi ście my śla łem, że to pie nią dze. On wrę czył mi tym cza sem gu mo wy mło tek. Że bym urzą dza nie re ci ta li szyb ko wy bił so bie z gło wy.
Pan jednak tego pomysłu sobie z głowy nie wybił...
Pierwszy krok został już jednak zrobiony – jest miejsce.
– Tro chę za ła ma ny nie po wo dze niem po sze dłem do re stau ra cji Ło wi czan ka. Za mó wi łem po dwój ną wo dę z lo dem. I za czą łem się ża lić pa nu An to nie mu, wła ści cie lo wi re stau ra cji. Opo wie dzia łem, że nie uda ło się zna leźć spon so ra, że chcia łem zor ga ni zo wać cykl re ci ta li, że nie mo gę na wet wy na jąć sa li. Na co pan An to ni od po wie dział: – W mo jej re stau ra cji mo że cie na wet La Sca lę zrobić! Mo że cie śpie wać ile chce cie, by le nie dłu żej niż go dzi nę. Bo ja jak śpie wam go dzi nę, to póź niej chcę jeść i pić. Szyb ko skró ci li śmy więc po mysł re ci ta lo wy do go dzi ny. I w za sa dzie tak się za czę ło. Póź niej wy my śli li śmy ter min – po nie dział ki o dwu dzie stej. W te dni za zwy czaj w re stau ra cji nic się nie dzieje, a dzię ki wie czo rom re ci ta lo wym po ja wi ła się szan sa, że choć część pu blicz no ści zo sta nie na dłu żej. Po łą czy ły się więc dwie sztu ki. Sztu ka ku li nar na i sztu ka śpie wa nia.
– To praw da. Uda ło się zna leźć fan ta stycz ne miej sce, w któ rym bę dzie my mo gli spo ty kać się ze słu cha cza mi co dwa ty go dnie. I cho ciaż na ra zie „Ło wi czan ka” jest tyl ko re stau ra cją, my prze ro bi my ją w pol ską La Sca lę! Bo tu cho dzi o to, że by wy two rzyć at mos fe rę, że by stwo rzyć no wą, wspa nia łą tra dy cję.
Nie brał Pan pod uwagę innego, być może bardziej dogodnego dnia?
– Jed na z pań bę dą cych na wi dow ni pod czas dru gie go wie czo ru re ci ta lo we go po de szła do mnie i po wie dzia ła, że du żo lep szym roz wią za niem by ły by czwart ki. Być mo że nie bez po wo du je den z na szych kró lów urzą dzał Obia dy Czwart ko we. Mo że do brze by ło by po wró cić do tej tra dy cji. Oso bi ście uwa żam, że opty mal nym roz wią za niem by ły by so bo ty i nie dzie le, ale jest to ra czej nie wy ko nal ne z in ne go po wo du. Wła śnie w te dni re stau ra cja naj wię cej za ra bia! To wszyst ko jest jed nak jesz cze do uzgod nie nia.
Operowe poniedziałki, czyli chcieć, znaczy móc O tym, że do zro bie nia cze goś pięk ne go nie po trze ba wie le, prze ko na łam się w ubie gły po nie dzia łek. W re stau ra cji „Ło wi czan ka” w lon dyń skim PO SK-u, od był się zu peł nie nie zwy kły mu zycz ny wie czór. Po wo dów owej nie zwy kło ści mo gę po dać co naj mniej kil ka. Po pierw sze – atrak cyj ny pro gram, obej mu ją cy jed ne z bar dziej po pu lar nych i lu bia nych arii ope ro wych Mo zar ta, Do ni zet tie go czy Puc ci nie go, z do dat kiem
kil ku pio se nek z Ka ba re tu Star szych Pa nów. Po dru gie – zna ko mi te wy ko na nie Dag ma ry Świ tacz (so pran – na zdjęciu) oraz akom pa niu ją ce go jej przy for te pia nie Prze my sła wa Sa lo moń skie go. Po trze cie – prze stron ne, ele ganc kie wnę trze, któ re ide al nie współ gra ło z wy peł nia ją cy mi je go prze strzeń dźwię ka mi. I wresz cie po czwar te, lecz zda je się naj waż niej sze – oso ba Jac ka Je zie rzań skie go. Kon fe ran sje ra, po my sło daw cy Lon dyń skie -
Teraz przed Panem kolejny milowy krok, chyba dużo trudniejszy – przyciągnięcie wiernej publiki.
– Pu blicz ność się z cza sem i przy zwy cza ja i wy ra bia. Po ja wia ją się sta li by wal cy. Tak sa mo by ło prze cież z Klu bem Jaz zo wym. Na tu ral nie, że na tam te kon cer ty przy cho dzi in ny ro dzaj pu blicz no ści, bo to prze cież zu peł nie in na kul tu ra. Wy two rzy ła się tam już jed nak wspa nia ła tra dy cja. I dla te go Jazz Ca fe za ist nia ło na mu zycz nej ma pie Lon dy nu. Wi dać, że przed tym klu bem jest przy szłość. Dla cze go Lon dyń ski Klub Re ci ta li nie miał by mieć po dob nych per spek tyw? To może być trudne, gdy o wszystkim musi myśleć jedna osoba...
– To praw da. Nie mam do po mo cy w za sa dzie ni ko go, je stem zu peł nie sam. Pierw szy kon cert był jed nak wspa nia ły. Przy szła du ża gru pa mo ich zna jo mych i oni mnie wspar li. Nie wiem dla cze go za dru gim ra zem by ło tak ma ło osób. Być mo że za po mnia łem ich wy jąt ko wo moc no za chę cić. A mo że i już się wsty dzi łem ich zno wu pro sić. Praw da jest też ta ka, że nie by ło pla ka tów. Za miej sce
›› Jacek Jezierzański.
Fot. Andrzej Ziemkiewicz
na pla kat pła ci się 15 fun tów na ty dzień, a i ulot ki kosz tu ją. To są wy dat ki, na któ re mnie te raz po pro stu nie stać, bo na ra zie nie mam zni kąd żad ne go wspar cia fi nan so we go. Li czy łem po ci chu na tak zwa ną pocz tę pan to f lo wą, na ser decz ność mo ich zna jo mych, i w su mie się nie za wio dłem. Czyli może Pan jednak liczyć na ludzką życzliwość?
– Wiem, że są wo kół mnie lu dzie, któ rzy bez in te re sow nie chcą po móc. Któ rzy chcą po sta wić na sze te atral ne przed się wzię cie na no gi. Cza sem tyl ko trze ba tych lu dzi uru cho mić, po bu dzić, za chę cić. Czę sto mam jed nak wra że nie, że nie wy pa da mi pro sić o po moc i dla te go wie le rze czy wo lę zro bić sam. Wie rzę, że sztu ka za cznie na sie bie za ra biać, gdy uda się wy two rzyć cie ka we miej sce, cie ka wą at mos fe rę. I gdy znaj dą się cie ka wi lu dzie, któ rzy za czną nas od wie dzać. A w takiej at mos fe rze za wsze dzie ją się rze czy ma gicz ne.
Ma Pan już w zanadrzu kolejne pomysły?
– Po my słów mam peł no! Tyl ko z re ali za cja tro chę trud niej. Przecież w tej chwi li nie mam żad nej po waż nej pro po zy cji za wo do wej ja ko ak tor, więc so bie sam tę pro po zy cję wy my śli łem. W koń cu każ dy pre tekst jest do bry, że by wejść na sce nę. W przy szło ści chciał bym też po wo łać do ży cia Klub Ak to ra, by tam przy po mi nać pio sen ki z pol skich przed sta wień te atral nych. Pio se nek te atral nych są prze cież ty sią ce. Moż na by je śpie wać w nie skoń czo ność. I w za sa dzie to jest mój plan. I pew nie wcze śniej czy póź niej go zre ali zu ję. Chcieć znaczy móc”?
– Ni gdy nie by łem im pre sa riem. Ni gdy nie by łem menedżerem. Zaj mu ję się tym po raz pierw szy w ży ciu. Wy da wać by się mo gło, że jest to ta kie pro ste, że ni by każ dy wie, jak się ba wić w or ga ni za to ra. Jed nak gdy człowiek za bie ra się za to na po waż nie, za czy na ją się scho dy. Je stem świa do my, że wie le nie do cią gnięć by ło z mo jej wi ny. Ale jak to się mó wi, pierw sze ko ty za pło ty.
go Klu bu Re ci ta li, je go or ga ni za to ra, dy rek to ra ar ty stycz ne go i spon so ra w jed nej osobie. Bo nie ma ani sło wa prze sa dy w tym, że to wła śnie pan Ja cek – je den z naj bar dziej przy ja znych, uśmiech nię tych i bez po śred nich lu dzi, ja kich moż na so bie wy obra zić, sam – bez ni czy jej po mo cy stwo rzył nie tyl ko no wy cykl Wie czo rów Me lo ma na. Uda ło mu się stwo rzyć peł ną cie pła i uro ku at mos fe rę, któ rej po zaz dro ścić mo że nie jed na zna na, hoj nie spon so ro wa na im pre za. W trak cie po nie dział ko we go kon cer tu nie da ło się od czuć ogrom ne go tru du i wy sił ku, ja ki jed na oso ba, bez naj mniej sze go wspar cia fi nan so we go, mu sia ła wło żyć w roz krę ce nie ca łej ma chi ny. Bo to był je den z tych nie za po mnia nych wie czo rów, w cza sie któ r ych cia ło i du szę wy peł ni ła tyl ko ra dość i mu zy ka. I choć by dla sa me go fak tu po czu cia tej at mos fe r y, war to wziąć w tym udział.
Łucja Piejko
22|
18 lipca 2008 | nowy czas
to owo
redaguje Katarzyna Gryniewicz
KONSUMENTA
Internecie, powiedz przecie… W dawnych czasach, żeby uzyskać obiektywną i wiarygodną radę na każdy temat, należało zwrócić się do kogoś starszego albo mądrzejszego, kogoś bardziej zorientowanego albo zaprzyjaźnionego, poszukać w książkach i encyklopediach, ewentualnie ryzykując, że się „natniemy”. Dzisiaj to wszystko załatwia nam internet i pierwszą rzeczą, jaką robimy niemal instynktownie jest „wygooglanie” w sieci potrzebnej informacji: nazwiska sąsiada, tanich biletów, przyczyny bólu w krzyżu i wakacji w Egipcie. 61 proc. amerykańskich respondentów uczestniczących w badaniu przeprowadzonym w czerwcu przez firmę Opinion Research Corporation stwierdziło, że przed kupieniem nowego produktu lub usługi sprawdzało internetowe opinie, blogi i inne źródła reakcji klientów online. Ponad 80 proc. osób z tej grupy przyznało też, że tego typu rozpoznanie miało przynajmniej jakiś wpływ na dokonany przez nich zakup. Wśród produktów i usług, na temat których informacji w sieci najczęściej szukają kupujący, znalazły się: podróże/odpoczynek/czas wolny (wskazane przez 82 proc. badanych), produkty elektroniczne (80 proc.), produkty do domu (66 proc.), odzież (55 proc.), motoryzacja (55 proc.), opieka zdrowotna (40 proc.) oraz żywność (24 proc.). Z badania Opinion Research Corporation wynika także, że 38 proc. respondentów zaczynając poszukiwanie informacji na temat produktów lub usług, najpierw sprawdza opinie na ich temat umieszczone w internecie. Reklama w necie jest coraz bardziej skuteczna i przynosi ogromne zyski, zwłaszcza ta nieformalna, choć zakazana prawnie, ukryta na internetowych forach w opiniach internautów. Dlatego, choć trudno sobie wyobrazić lepsze i szybsze narzędzie informacji niż internetowe zasoby, nie powinniśmy bezkrytycznie wierzyć w to, co „wygooglamy”. Dla naszego dobra…
Mama i Skype Okazuje się, że jesteśmy narodem nowoczesnym i niezależnie od wieku nie boimy się nowinek technicznych. Oto dowód: Europejczycy najczęściej korzystają z komunikatorów internetowych, aby skontaktować się z siostrą lub bratem – robiło to 47 proc. ankietowanych w badaniu przeprowadzonym na zlecenie Microsoft. Tymczasem w Polsce ten sposób odgrywa największą rolę w relacjach między pokoleniami: prawie 40 proc. badanych deklarowało, że porozumiewa tak się ze swoimi rodzicami. Komunikatory internetowe, takie jak Skype, Gadu-Gadu, Tlen, Jabber, które wykorzystuje prawie 20 proc. Polaków, razem z rozmowami telefonicznymi (40 proc. wskazań) i korespondencją pocztową (15 proc.) stanowią najpopularniejsze sposoby porozumiewania się z najbliższymi. W tym celu mieszkańcy Polski coraz chętniej korzystają też z portali społecznościowych (co zadeklarowało 13 proc. ankietowanych) i wiadomości SMS/MMS (7 proc.). Co ciekawe, badanie pokazało, że tylko dwa procent Polaków korzystających z sieci wysyła e-maile. Uczestnicząc w czatach lub wideokonferencjach w gronie rodziny, Polacy najczęściej rozmawiają o codziennych sprawach (89 proc. wskazań) i umawiają się na spotkania (72 proc.), często poruszają też kwestie osobiste (67 proc.). Z kolei najrzadziej za pomocą komunikatorów plotkują (44 proc. deklaracji) i dyskutują o sporcie (25 proc.). Chociaż najpowszechniej wykorzystywanymi opcjami komunikatorów pozostają czaty i rozmowy głosowe, Polacy coraz chętniej używają komunikatorów do wymieniania się zdjęciami (robi to 54 proc. ankietowanych) i plikami (34 proc. wskazań). Już ponad 55 proc. polskich użytkowników komunikatorów internetowych posiada na liście kontaktowej członków swoich rodzin i to nie tylko z ich pokolenia – rodzeństwo oraz kuzynów, ale również rodziców, a często nawet dziadków.
iPhone boom Czekaliśmy na niego długo i… jest! Nowy, o niebo tańszy i o niebo lepszy. iPhone 3G pojawił się w 22 krajach, wywołując zbiorową histerię. Systemy komputerowe w niektórych sklepach odmówiły posłuszeństwa, zamówienia udało się realizować tylko cudem, a kolejki przed salonami wyglądały jak żywcem wyjęte z najgłębszego PRL-u. W Azji niecierpliwi stali pod drzwiami już na dwa dni przed premierą. Brytyjski operator O2 ogłosił, że jego serwis internetowy zawiesił się z powodu zbyt dużej liczby przebywających na nim jednocześnie internautów zainteresowanych kupnem iPhone 3G. W pierwszych minutach od momentu udostępniania zamówień online witryna notowała 13 tys. zgłoszeń na sekundę. Zdaniem przedstawicieli Carphone Warehouse (druga z firm dystrybuujących ten telefon w UK) zainteresowanie nowym modelem jest dziesięć razy większe niż w przypadku pierwszej, ubiegłorocznej wersji. To dopiero początek. Apple przewiduje, że do końca roku sprzeda 12 mln sztuk telefonu iPhone 3G, a liczba państw, w których będzie można kupić cudo techniki zwiększy się do 70 (premiera nowego iPhone, w Polsce przewidziana jest na wrzesień). Chluba firmy Apple będzie musiała zmierzyć się z poważną konkurencją – będą to m.in.: Samsung Omnia, Sony Ericsson Xperia, LG Dare, Nokia Tube oraz N96. Wszystko wskazuje jednak na to, że nowy iPhone przy obecnej cenie (od 60 funtów) wygra. Równolegle z sukcesem telefonów nowej generacji pojawiła się informacja, że być może już wkrótce laptopy, iPhony i iPody będą sprawdzane na lotniskach pod kątem zawartości nielegalnych plików muzycznych i filmowych. Rządy państw należących do G8 obradują właśnie nad tym i jeśli innowacyjne prawo do walki z internetowymi złodziejami wejdzie w życie, ci, którzy ściągają mp3 będą w opałach. Mogą oczywiście nie ruszać się z domu, ale czy nie po to właśnie wymyślono IPody, i laptopy, żeby można było przemierzać świat, nie rozstając się z muzycznym archiwum? Nadchodzą ciężkie czasy dla piratów.
Sieć zamiast siatki Brytyjczycy wydają coraz więcej na zakupy w sieci. Kupowanie produktów i usług w sieci jest ulubioną czynnością online wśród brytyjskich użytkowników internetu. Rośnie również zakres produktów kupowanych przez Brytyjczyków. Od dawna czołowymi kategoriami rynku e-commerce są książki, muzyka, bilety i odzież. Również wielkie sieci supermarketów stworzyły swoje internetowe sklepy, a także solidne systemy dostarczania produktów. Wiele małych, niezależnych firm produkujących żywność organic ma swoje internetowe strony, gdzie kupimy jajka prosto od kury, dojrzałe sery, które śmierdzą i pomidory, które pachną. Ceny produktów u farmerów są oczywiście niebotyczne i gustują w nich właściciele wypchanych portfeli. Mniej zasobnym mieszkańcom UK pozostaje raczej wizyta w wirtualnym supermarkecie, takim jak Tesco online. Do kupowania online artykułów spożywczych przyznało się aż 44 proc. ogółu użytkowników z Wielkiej Brytanii oraz blisko połowa mieszkańców Londynu. Według firmy badawczej Verdict Research wydatki Brytyjczyków na zakupy online zwiększą się w latach 2007-2012 z 14,7 do 44,9 mld funtów. Jeszcze bardziej optymistyczna jest pod tym względem firma Mintel International Group, według której wydatki te wzrosną z 18,5 do 56 mld funtów. Każdy, kto wymyśli sposób jak sprzedać swój produkt online, może liczyć na zysk. Internet, jak się wydaje, to wszak ciągle jeszcze terra incognita.
Pamiątka po wielkiej królowej 127 centymetrów – tyle mają w pasie majtki należące niegdyś do królowej Wiktorii. Datowane na 1890 rok bloomers, czyli reformy, zdradzają, że dobiegająca siedemdziesiątki monarchini nie należała do wiotkich. 30 lipca dom aukcyjny Hanson's Auctioneers wystawi tę intymną część królewskiej garderoby na widok publiczny, licząc na wylicytowanie za majtki przynajmniej 500 funtów. Aukcjonerzy twierdzą, że aukcja powinna być pasjonująca, bo ozdobione monogramem VR (Victoria Regina) ponad wszelką wątpliwość są autentyczne. Do naszych czasów przetrwały w rodzinie jednej z dam dworu królowej. Wiktoria była nie tylko wielką królową, ale także najdłużej panującą brytyjską monarchinią, zmarła w 1901 roku. Ktoś, kto przez tak długi czas pieczołowicie przechowywał królewski fragment garderoby musiał być dobrym poddanym albo fetyszystą.
|23
nowy czas | 18 lipca 2008
styl życia
Na p ogra n
iczu
Londyn, tu akurat przyszło nam mieszkać. Niezłe miejsce, ale na plażę nie można wyskoczyć ot tak, a w wysokie góry jeszcze dalej. Mamy tu zawsze połowę wszystkiego – połowę lata (bo nie za ciepło, często leje i słońca jakoś tak mało), połowę zimy (bo szron jest tylko w lodówce), połowę etatu tu, a połowę tam… Na szczęście jest małe światełko w „tunelu połówek”.
I dobrze, bo przecież chcemy tu nie tylko odkładać grosz, ale korzystać z tego, co życie tutaj nam daje, a coś z połówek snowboardu i surfingu daje nam szansę niezłej zabawy na chodniku lub parkowej alejce. Jestem chłopakiem z nad morza, surfing nie jest mi obcy, adrenalina, prędkość, poczucie niezależności, wolności i ten powiew wiatru w twarz. Przez jakiś czas szukałem i zastanawialem się, co tu zrobić, żeby znowu poczuć tę przyjemność ślizgania się, szerokich skrętów, bez opuszczaniac miasta. Znalazłem!!! To longboard – „połówka”, namiastka tego, co daje podobne wrażenia. Można swobodnie surfować na niej po chodniku, w parku. Lepsze to niż nic. Zakochałem się w tej desce, spędzam na niej każdą wolną chwilkę po pracy, do znudzenia zakręcając w prawo i lewo, odpychając się jak szaleniec! Swoją deskę zabieram najczęściej do Battersea Park. Świetne miejsce do tego typu zabawy, szeroka alejka łagodnie opadająca w obie strony, idealnie gładka nawierzchnia, wprost wymarzone miejsce dla początkujących.
Jak się okazało, nie jestem jedynym, który jest fanem tej zmutowanej deskorolki. Codziennie mijam innych fanów jadących na swoich longboardach. Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia aprobaty. Większość mijanych przez nas osób patrzy z zachwytem jak surfujemy po alejkach i na nasz widok na ich twarzach maluje się uśmiech. Wielu z nich nawet kusiło się na stwierdzenie: – Oh, yea, oldschool. Jak byście nie wiedzieli, to od tej właśnie deski zaczęło się całe skateboardowe szaleństwo. Longbard był pierwszy! Teraz kilka słów teorii. Longboard to dłuższa wersja normalnej deskorolki. Używa się jej do downhillu, slalomu lub przemieszczania się po wzniesieniach. Ze względu na swoją budowę, longboard osiąga znacznie większą prędkość, niż normalna deskorolka. Tradycyjne longboardy mają długość około 1 metra, jednak niektóre odmiany dochodzą nawet do dwóch metrów. Downhill na longbordzie to dyscyplina sportowa polegająca na zjeździe ze stromych ulic w pozycji kucznej. Idealne warunki do tej dyscy-
pliny to, oczywiście ze względu na długość trasy i stopień nachylenia, kręte drogi w górach. Jednak tutaj sama deska nie wystarczy, niezbędna jest odzież ochronna (taka sam jak do jazdy na motocyklu). Downhill to najbardziej ekstremalna odmiana tego sportu i zarazem dostarczająca najwięcej adrenaliny. Slalom to jazda polegająca na rytmicznym robieniu zwrotów w obie strony, często pomiędzy pachołkami, teren do tego typu jazdy może być płaski lub pochyły. Freestyle to różnego typu ewolucje: obroty deski o 360 stopni, podskoki i kickflipy (należy pamiętać jednak, że ta deska nie jest stworzona do tego typu zabawy – każda ewolucja na niej jest dużo trudniejsza niż na zwykłej desce). Mamy jeszcze tak zwany Sunday cruising – nazwa wymyślona przeze mnie, ale idealnie pasująca do tego, co można robić z deską w niedzielę! Ty, twój longboard i grupa znajomych razem, wolnym tempem przemieszczacie się po mieście, gadacie, śmiejecie się i wygłupiacie na deskach. To naprawdę świetna sprawa – łączy w sobie wszystkie odmiany longboardu i wnosi jeszcze jedną: have fun! Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi, właśnie o świetną zabawę na świeżym powietrzu. Pamiętajcie, że do następnej niedzieli
Battersea Park. Świetne miejsce do tego typu zabawy – szeroka alejka delikatnie opadająca w obie strony, idealnie gładka nawierzchnia, wprost wymarzone miejsce dla początkujących. Bierz Longboard i nie siedź przed telewizorem czeka nas kilka dni ciężkiej pracy. Postarajcie się jej nie zmarnować. Namawiam do spędzania tego dnia w nietypowy sposób. Zatem wyłączcie telewizory i deski pod pachę! Pozdrawiam gorąco, szczególnie tych, którzy nie chcą spędzać wolnych chwil przed telewizorem.
Tekst i fot.: Michał „Tytus” Chyła
24
18 lipca 2008 | nowy czas
czas na relaks Nowe punkty dystybucyjne Nowego Czasu
Ryby bioRą
»
mania GoTowania
Przyglądając się uważnie mapie Kornwalii, zauważymy, że z dwóch stron otoczona jest wodą. Z jednej Morzem Celtyckim, a z drugiej kanałem La Manche. Trudno o bardziej dogodne miejsce dla rozwoju rybołóstwa
Mikołaj Hęciak
Dodając do tego jeszcze sprzyjające warunki, jakie zapewnia ciepły prąd morski zwany Goflstromem, obfitość przeróżnych gatunków morskich owoców nie będzie nikogo dziwiła. Południowo-zachodnie porty rybackie zapewniają ponad 10 proc. całkowitego połowu ryb w Anglii. Część z nich wędruje na miejscowe bazary i targi, tak prosto z sieci. Duża część bezpośrednio trafia też do sklepów w Londynie. Znaczną partię stanowią ryby zawierające spore ilości tłuszczu i Anglicy nazywają je oily fish. Zaliczają się do nich powszechnie znane makrele, szprotki, czy śledzie oraz sardynki. Zasoby tych ostatnich ogromnie się zmniejszyły, przez co sardynki obecnie nie są tak popularne jak makrela. Ta, oprócz świeżej postaci, jest bardzo dobrze rozpoznawana w postaci wędzonej. Najpopularniejsza jest wędzona na ciepło, tzn. nie wymaga dalszej obróbki termicznej i może być spożywana tak, jak jest, na zimno. Odwrotnie zaś, wędzona na zimno makrela wymaga dalszego gotowania, chyba że bedzie podawana w identyczny sposób, jak podaje się wędzonego łososia. Podobnie jak wschodnia część Anglii, jej zachodnia strona może poszczycić się własną odmianą homarów i to zdecydowanie większych niż ich wschodni kuzyni. Tutaj też można znaleźć nieliczne rybne farmy specjalizujące się w hodowlach szczupaków czy karpi, które ustępują znacznie popularnością łososiom czy pstrągom. W żadnej innej części Wielkiej Brytanii nie znajdziemy tyle przepisów z wykorzystaniem cydru. Ten napitek jest tu bardzo popularny, a wyróżnia się odmiennymi gatunkami jabłek zapewniającymi zdecydowaną wytrawność. Co nie znaczy, że nie znajdziemy i słodszych odmian cydru. Generalnie trunek ten możemy podzielić na trzy odmiany: mocna wytrawna; słodka gazowana; łagodnie wytrawna, przypominająca wino. Dwie spośród największych krajowych wytwórni cydru znajdują się właśnie tutaj. Produkcja cydru znacznie góruje nad piwowarstwem i winiarstwem. W Carhampton w hrabstwie Somerset w styczniu odbywa się doroczny festiwal, podczas którego, nawiązując do starodawnych praktyk, pod jabłonkami w sadach kładzie się tosty, by drzewa przynosiły obfite zbiory.
Zapiekana sola w Ziemniakach Sola to nazwa ryby podobnej do naszej polskiej flądry. Razem z turbotem i halibutem zaliczane są do ryb płaskich o białym mięsie. Istnieje kilka odmian soli, a najpopularniejszą obecnie jest Dover Sole. Dover jest miejscowością na wschodnim wybrzeżu Anglii i chyba jedną z najlepiej znanych polskiej emigracji. W XIX wieku port w Dover odnotowywał największe połowy soli w całym kraju, stąd sole zaczęto kojarzyć z tym miejscem. Ten gatunek soli jest dostępny w wodach wschodniego Atlantyku i w Morzu Śródziemnym. Oryginalna nazwa potrawy, którą dzisiaj opiszę, brzmi soles in coffins, a pochodzi z wiktoriańskich czasów i gry słów souls i soles. Nazwa więc trochę mroczna, jak same wiktoriańskie czasy, a przynajmniej nasze współczesne o nich wyobrażenia. Każdy rodzaj soli nadaje się do tego przepisu, więc Dover Sole może z powodzeniem być zastąpiona solą cytrynową. Na cztery porcje potrzebujemy: 4 duże ziemniaki (około 220 g każdy), sól i pieprz, 4 sole, 1 małą cebulę, 200 ml białego, wytrawnego wina, 75 g masła, 100 g grzybów, 50 g mąki, 300 ml mleka, szczyptę gałki muszkatołowej, 100 g małych krewetek, świeżą pietruszkę do dekoracji. Ziemniaki nakłuwamy i pieczemy w 2000C przez około 1,5 godz., aż będą miękkie. By skrócić czas przygotowywania ziemniaków możemy ugotować je w kuchni mikrofalowej w 15 minut, przewracając je w połowie gotowania. W tym czasie nagrzewamy piekarnik na 1800C. Ryby czyścimy i wykrawamy po dwa filety z każdej. Filety solimy i doprawiamy pieprzem. Rolujemy, zaczynając od
szerszej strony, skórą do środka. Cebulę kroimy w piórka. Wkładamy do małego rondelka lub naczynia żaroodpornego, pamietając, że nie każde naczynie jest odpowiednie do tego celu. Na cebuli układamy zwinięte filety rybne, zalewamy winem i dusimy około 4 minut na małym ogniu. Proszę uważać, gdyż płaskie ryby bardzo łatwo przegotować. Nam zależy tylko na lekkim ścięciu mięsa, a nie całkowitym ugotowaniu. Do innego rondelka wkładamy masło i rozpuszczamy. Dodajemy grzyby pokrojone w półplastry lub kosteczkę i podsmażamy. Po około 2 minutach dodajemy mąkę. Mieszamy. Zdejmujemy z ognia i stopniowo wlewamy mleko, a potem pozostały wywar winny z gotowania ryby. Doprowadzamy do zagotowania i zdejmujemy z ognia. Doprawiamy do smaku solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Dodajemy krewetki. Z ugotowanych ziemniaków odcinamy wierzch i łyżeczką wydrążamy środek. Wyjęty miąższ ziemniaczany łączymy z odrobiną masła, doprawiamy do smaku i już mamy gotowe ziemniaki duszone. Możemy wkroić też posiekaną natkę pietruszki. Ziemniaczane łupiny układamy na blachę do pieczenia. Do każdego ziemniaka wkładamy po dwa rybne ruloniki i dodajemy sos z krewetkami. Pieczemy w 1800C przez nastepne 10 minut. Podajemy na gorąco z przybraniem z zielonej pietruszki, z duszonymi ziemniakami i warzywami z wody np. brokułami. Jeżeli mamy nie za duże ziemniaki, poprzestańmy na napełnieniu ich tylko po jednym rybnym ruloniku. Ewentualnie ziemniaki możemy przekroić na połówki, by zwiększyć powierzchnię przekroju. Czas przygotowania około 30-40 minut, przy korzystaniu z mikrofalówki. Cena porcji 2,5 funta. Smacznego!!!
Od dwóch tygodni „Nowy Czas” jest również dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.
|25
nowy czas | 18 lipca 2008
czas na relaks sudoku
średnie
łatwe
8
9 6 7 4 5 8 2
9 2 2 4 7 8 3 1 6 4 2 7 9 5 4 7 8 5 9 2 5 1 2 7 1 7 3 5
trudne
3
5 7 6 4 9 4 4 9 3 5 5 8 6 4 1 9 3 3 4 1 9 1 4 3 3 2 7 6 1 8 2
3 9 8 4 7
7
3 7
1 5
9
1 2
5
8 3 1
4 8 9
3
2 6 4 6 8 9
2
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 W pracy i w interesach zapomnij o sentymentach. Pilnuj swoich spraw, skup się na osiągnięciu swojego celu. Niewykluczone, że przyjdzie Ci stawić czoło konkurencji albo, że wymagania zwierzchników wobec Ciebie znacznie wzrosną. Aby im sprostać, trzeba będzie szybko podejmować decyzje, być bardziej operatywnym, przedsiębiorczym i nie przejmować się, jeśli z początku coś się nie uda.
BYK
20.04 – 20.05
Ten tydzień sprzyja miłej współpracy, rozmowom biznesowym i nawiązywaniu kontaktów. Niewykluczone, że pod koniec tygodnia zechcesz dokonać jakiegoś dużego zakupu albo podjąć inną ważną decyzję dotyczącą finansów. Niech jednak będzie to Twoja samodzielna decyzja. Nie ulegaj niczyjej presji. Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa i zainwestuj w dobre kosmetyki.
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
W pracy pozwól sobie, aby ktoś przejął część obowiązków. W pierwszej połowie tygodnia różnego rodzaju nieprzyjemności nie pozwolą Ci na realną ocenę swojej działalności. Pesymistyczne wizje są dużą przeszkodą w pracy, hamują również rozwój materialnej sfery życia.
RAK 22.06 – 22.07
Osoby związane z zawodami technicznymi, elektroniką i telekomunikacją mogą liczyć na przypływ gotówki w ramach nagród, zwyżki akcji lub korzystnych lokat bankowych. Generalnie Raki powinny teraz wykazać się przynajmniej chęcią do oszczędzania, co w Twoim przypadku wymaga wyjątkowego samozaparcia. Będziesz w tym tygodniu tak bardzo zabiegany, że możesz nie mieć zbyt wiele czasu dla partnera.
LEW 23.07 – 22.08
Tydzień zapowiada się pracowicie, ale bez większych sukcesów. Odkładane dotąd sprawy nagle okażą się bardzo pilne. Trzymaj rękę na pulsie! Niczego nie lekceważ, nie zostawiaj ważnych spraw własnemu biegowi. Do różnych pilnych zajęć, w które jesteś zaangażowany, dojdą jeszcze inne sprawy. Będziesz żyć, w ustawicznym pośpiechu.
PANNA 23.08 – 22.09
W Twoich interesach może być mały ruch i niewielkie zamieszanie. Ale gwiazdy pomogą Ci opanować sytuację. Pieniądze przyjdą, ale zaraz odejdą. Może dojść do takiej sytuacji bo na przykład, postanowisz dokonać pewnych inwestycji. Ożywienie w sprawach zawodowych zauważą szczególnie ludzie pióra.
GA WA 23.09 – 22.10
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
Znajdziesz się w sytuacji, o której się mówi: „i tak źle, i tak niedobrze”. Żadne rozstrzygnięcie nie będzie się wydawało słuszne. Zajęty będziesz odrabianiem zaległości z ostatnich tygodni, naprawianiem błędów i niedociągnięć własnych lub cudzych. Nie jest to dobry czas na wystartowanie z nowym projektem.
Twoje sprawy zawodowe powinny układać się gładko. Masz wyznaczony cel i dobrze wiesz, co musisz zrobić, więc wystarczy się zmobilizować, a z tym nie powinieneś mieć kłopotów. Dzięki sprzyjającym wpływom planet będziesz teraz bardziej niż dotychczas stanowczy i zdecydowany.
W tym tygodniu będziesz mieć wyjątkowo dużo pracy. Postaraj się więc nie tracić opanowania, nie wywołuj konfliktów w firmie! Przecież nie tylko dla Ciebie te dni będą tak gorące. Twój urok pozwoli Ci zjednać sobie współpracowników i przekonać szefa do swojego projektu. Gwiazdy dadzą Ci parę okazji, by zdobyć dodatkowe pieniądze.
Korzystaj z podszeptów intuicji, kiedy będziesz podejmował decyzje. Przydadzą się też mądre rady życzliwych ludzi. Nie podejmuj ważnych decyzji finansowych pod wpływem nastroju chwili. Rozważ wszystkie za i przeciw. W Twoim związku może dojść do głosu zazdrość i nie wykluczone, że Ty i Twój partner będziecie rywalizować ze sobą na jakimś polu.
Raczej w tym tygodniu skup się na tych wszystkich sprawach, które powinieneś zamknąć w tym miesiącu. Stosunki z kolegami lub współpracownikami mogą ucierpieć na skutek tego, że jesteś przekonany o swojej nieomylności i za wszelką cenę chcesz narzucić innym swój punkt widzenia. Niewykluczone, że przyjdzie Ci konkurować z jakimś twardym przeciwnikiem.
W Twoim sercu zapanuje spokój, zdołasz lepiej zorganizować sobie czas, a pewne sprawy, które teraz wydają się bardziej skomplikowane, wkrótce się uproszczą. Nie denerwuj się więc niepotrzebnie, bo gdy jesteś spięty, popełniasz błędy i szybciej się męczysz. Uważaj także na drodze i przestrzegaj przepisy ruchu drogowego.
PION SKOR 23.10 – 21.11
LEC STRZE 22.11 – 21.12
NIK WOD 20.01 – 18.02
BY
RY 19.02 – 20.03
26|
18 lipca 2008 | nowy czas
aby zaMieściĆ ogŠoszenie raMKoWe
jak zamieszczać ogłoszenia drobne? ia Ogłoszen w ramko e . juş od £15 O I TAN N I E! W I YGOD rtą! a k Zapłać
KsięgoWośĆ Finanse
biuro PodaTKoWe Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Porady i zaległe rozliczenia Pomoc w anulowaniu kar Korespondencja z urzędami Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS Benefity TaXPol lTd Tel. 0208 998 1121 Mob. 078 0937 4756 www.taxpol.ltd.uk
biuro KsięgoWe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162d high sTreeT hounsloW TW3 1bQ 0208 814 1013 Mobile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk
WyPŠaTa z czeKÓW Natychmiast wypłacamy gotówkę za czek wystawiony przez pracodawcę lub inne instytucje Przekazy pienięşne juş od £4.99
Sklep czynny w godzinach 9.00-18.00 od poniedziałku do soboty Tel. 020 7381 6555 PoleX lTd, rok zał. 1958 23 sherbrooke road (wejście od dawes road) Fullham, london sW6 7Qj
zasiŠKi, doFinansoWania, macierzyńskie, becikowe, self-employment, Rezydentura, rozliczenia podatkowe, mieszkania councilowskie. Tanio i skutecznie Tel: 0798 297 8379
zdroWie
KręgarsTWo rehabiliTacja Manualna terapia, diagnoza, bioenergioterapia, Porady. Skutecznie i szybko. Tel. 0795 867 7615
FizjoTeraPia, Masaş leczniczy Bóle kręgosłupa,stawów,nerwobóle Wizyty domowe MaŠgorzTa Tel: 0793 338 8935
laboraToriuM Medyczne: The PaTh lab Kompleksowe badania krwi na zawartość narkotyków, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową. EKG, USG. Tel.: 020 7935 6650, lub po polsku: iwona 0797 704 1616
gabineT Medycyny naTuralnej Skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergioterapia. Barking, London. Tel. 0208 5957737, 0795 867 7615.
Kurs języKa angielsKiego dla daroslych Ealing Broadway £13.00 tygodniowo Chcesz udoskonalić swój angielski? Gramatykę, pisanie, czytanie? Zadzwoń: Tel: 0208 574 0734 0790 888 2419 chrisTine Pod koniec kursu gwarantowany certyfikat Trinity college london
Z Â’xƒiÂŠÂśÂˆÂƒ Z ŹœĂ? Ă’IĂŽÂ˜bÂ˜ĂŽi Z ˜uƒ’IÂ’ÂśÂ˜ĂŽI’ƒI Â’IĂ…ÂˆÂƒ
 [ƒIÂ?SĂ?¡ Ă’ĂŽÂƒrÂˆÂśĂ’Ă?\ ÂśĂŽÂ˜Â‡i œÒIÂ’Âśi Â’I b˜SÂąN  ¹I[r¨ EIbĂ’ĂŽÂ˜Â“ b˜ ŠiI¹’bÂƒÂąi[Ă€ IÂąii¹œ bĂ?ƒ[i
0800 093 1114 Â’uÂ˜ÂąÂ‘I[‡i ƒ Â Â˜ÂąIbĂ?  ˜ Â Â˜ÂŠÂśÂˆĂ… szKoĹ a PrzedMioTĂ“W ojczysTych i arTysTycznych Uczymy jÄ™zyka polskiego, historii i geografii Polski. ZajÄ™cia dla dzieci w wieku 4-11 lat. MaĹ‚e grupy. Soboty: 9.00-13.00. Prowadzimy warsztaty; wokalne, teatralne, plastyczne. Nauka gry na instrumentach muzycznych, nauka taĹ„ca. grange Primary school, church gardens, ealing, london W5 4nh, Tel. 02083570315
prosimy o kontakt z
działem sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
w ramce kolorowe
do 15 słów
ÂŁ10
ÂŁ15
do 30 słów
ÂŁ20
ÂŁ25
POLSKI SALON FRYZJERSKI 724 SEVEN SISTERS ROAD LONDON N15 5NH
Tel. 0797 488 4380
leKcje języKa angielsKiego w domu nauczyciela. Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy. Więcej inForMacji Pod nuMereM TeleFonu: 0208 2487 561
TransPorT PrzeProWadzKi
Tanie PrzeProWadzKi i TransPorT na loTnisKa DuĹźy Van, fachowa i profesjonalna obsluga zadzWon i sPraWdĹš!!! Tel. 0785 702 8946
uroda
ProFesjonalne FryzjersTWo, strzyşenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, West acton, Tel. 0786 2278729
PaznoKcie akryl, şel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia.
duşy Van; przeprowadzki, Londyn, UK. Transport materiałów budowlanych. Tel. 0798 3461 29
auTo-laWeTa (pomoc drogowa, aukcje, e-bay) Transport motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. TransPorT na loTnisKa PrzeProWadzKi. Punktualność i rzetelność. Tel.: 0793 257 3973
Monika Tel. 0783 541 2859
loKale do Wynajęcia
WyWÓz śMieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free
nauKa
KoMPleKsoWa obsŠuga lTd od rejesTracj do rozliczenia sPÓŠKi VAT, payroll – lista płac miesięczne rozliczenia kontraktorskie, CIS, statutory account, Doradctwo finansowo-prawne. Tax return plus benefity Tel: 0791 567 3769 www.polskiksiegowy.com
zapraszamy na Kurs Tańca ToWarzysKiego l. stopnia dla młodzieşy i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca, szkółka tańca towarzyskiego dla dzieci. Tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk
PolsKi sKleP do Wynajęcia roMan road, boW, london e3 5lu
TransPol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrzej
Profi – Dance Studios zaprasza na nowy, intensywny trzytygodniowy kurs tańca dla początkujących, Zajęcia 2 razy w tygodniu przez 2 godz. początek 7 lipca, poniedziałek, 20:15. Lekcje w POSK- u, Hammersmith Zapisy: 0772 645 9050 www.profi-dance.com
•Powierzchnia 904 stóp kw. •Dostępna piwnica •Dobra lokalizacja – na rogu •Czynsz £14,000.00 rocznie •Business Rates £4,851.00 Więcej informacji pod numerem telefonu: 0781 269 0810 (english only)
auTo-zŠoMoWanie Za kaşda auto płacimy od £50.00 do £150.00 Załatwiamy wszystkie formalności w DVL Auto odbieramy od klienta. skup metali kolorowych i katalizatorów. Tel: 0759 230 4530
|27
nowy czas | 18 lipca 2008
ogłoszenia by sending a CV/written application to Euro Parking Collection Plc, 1 Barnsbury Road, Islington, N1 0EX. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.
B&w CHiP tuNe zwiększanie mocy w każdym aucie, boxy do diesli również serwis BMW i VW mAriuSz teL: 0787 310 4103, 0787 310 4103
PerSoNAL SeCretArY
job vacancies
www.BwCHiPtuNe.Co.uk APPeALS ADmiNiStrAtor
PrzeProwADzki DowÓz Lotniska, dworce, przeprowadzki, wygodnie punktualnie, Bezpiecznie, duże doświadczenie GPS, klimatyzacja. rafał teL: 0772 460 1128
zAtruDNię
zAtruDNię oSoBY Do oPieki NAD LuDzmi StArSzYmi Wymagana dobra znajomość języka angielskiego. mrs Collins teL. 0238 086 7125 e-mail margaret@colbury.com
Location: LONDON, N1 Hours: 39.5 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 9AM-5PM Wage: £16,000-£20,000 PER ANNUM Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership employer Shares information about new starters With Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information Applicants to be fluent in Scandinavian (Danish, Swedish or Norwegian) and English and any other European language. Must also have IT Experience in Word, Excel and Access, excellent interpersonal and organisation Skills and the ability to translate two ways between Scandinavian (Danish, Swedish or Norwegian) and English. Duties include processing appeals from road traffic contraveners in Scandinavian (Danish, Swedish or Norwegian) and other European languages, handling technical appeals, liaising with clients via E-mail, writing letters in chosen languages informing the contraveners of the Appeals decisions and any other associated tasks as required. Applicants may email CV to stella.steliou@jobcentreplus.gsi.gov.uk How to apply: You can apply for this job
uSŁugi rÓŻNe
mALuję PortretY z NAturY LuB fotogrAfii akwarela – £100.00 akryl – £150.00 olejny – £200.00
PoLSkA teLewizjA SAteLitArNA SerWIS, MoNTaż, Cyfra+, PoLSaT SPrZeDaż WySyłkoWa Na TereNIe Całej aNGLII
teL. 0788 415 5281 0208 578 7787 www.zojka.com
LeSzek LuSA teL: 0783 515 5959 e-mAiL: LALuSA@tiSCALi.Co.uk
wrÓŻkA SAmirA z egiPtu mówiąca po polsku.
Pogotowie komPuterowe
Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. Zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. Daj sobie pomóc. Nie czekaj! Dzwoń!
Usuwanie wirusów. Instalacja systemów operacyjnych i oprogramowania. Doradztwo przy wyborze i zakupie sprzętu. Budowa sieci kablowych i bezprzewodowych. No fix – No fee Piotr, teL. 0788 234 5968
teL. 0208 826 5074
Domowe wYPieki wrÓŻkA SeBiLA przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową.
Masz urodziny, imieniny, rodzinną uroczystość? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny.
Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum.
AgAtA teL. 0795 797 8398
teL. 0798 855 3378
(Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu.)
Location: LONDON E14 Hours: 30 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY BETWEEN 9AM-7PM Wage NAT MIN WAGE ASSURED Work Pattern Days, Evenings Duration: PERMANENT ONLY
Description: No experience is required. You must be computer literate. Full training will be given. Would be an advantage to be able to speak Polish, Lithuanian, Russian, Slovakian as many of the clients are from these countries. Duties include dealing with the banking, dealing with the accounts and general PA work. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0794 7738704 and asking for Amin Wahid.
room eNgiNeer Location: SW7, LONDON Hours: 42.5 PER WEEK MONDAY-FRIDAY: 9AM-5.30PM Wage: £18,000 PER ANNUM Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership employer Shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. Must have previous experience, ideally in a hotel or public venue building. Applicants must be able to attend to plumbing, painting and decorating, repair of furnishings and basic electrical plus other equipment and fixtures. Will also plan ad hoc repair and Maintenance throughout the hotel's bedrooms, public areas and offices. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Andrew Lewis et Millennium Gloucester Hotel, 4/18 Harrington Gardens, London, SW7 4LH, or to recruit.gloucester-baileys@millenniumhotels.co.uk.
meCHANiC fiN/22131 Location: LONDON, N3 Hours45 HOURS PER WEEK, MONDAY - FRIDAY ALTERNATE SATURDAYS, DAYS Wage £20,000 PER ANNUM, OTE £25,000 £30,000
Duration: PERMANENT ONLY
Description: This vacancy is being advertised on behalf of Hudson Incorporated Limited who are operating as an employment agency. Previous main dealer experience is essential as is a good sound knowledge of vehicle repair. Duties include the servicing and repair of cars and any other duties as and when required. Non-UK applicants to email CV to pushpa.kerai@jobcentreplus.gsi.gov.uk How to apply: You can apply for this job by telephoning 0208 8885102 and asking for Lloyd Hewitt.
BeAutiCiAN Location: LONDON NW6 Hours: 20 - 40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7, BETWEEN 10AM - 7PM Wage £225 - £450 PER WEEK Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters With Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Must be a fully trained and fully experienced Beautician. Must also have experience in hot waxing and all general beauty treatments to NVQ level 3. You will be working in a busy North London salon. Full & part time positions are available, wage depends on hours worked. Immediate start available for the right applicants. Further help and support may be available, please contact your Local Jobcentre quoting Opportunity number HJN/38103. Applicants can also email a CV to rrmacs@aol.com for the attention of Ms Rosemarie Reed or call on 07734 249 510. How to apply: You can go and see the employer about this job without telephoning beforehand. Ask for Ms Rosemarie Reed at Macs, 61 Kilburn High Road, Kilburn, London, NW6 5SB.
LifeguArD LeP Location: LONDON, W11 Hours40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7 BETWEEN 6AM AND 10.45PM Wage £12,000-£12,500 PER ANNUM Work Pattern Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership employer shares information
about new starters With Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Interview will include a swim test. You must have good Interpersonal skills. Duties will include life guarding, setting up equipment For various sports, cleaning and other duties issued by the duty manager. Uniform provided. Ongoing training will be provided for all aspects of the job Including First Aid at Work and De-Fib. Successful applicants are required to Provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. There are positions available in Kensington, Chelsea and Victoria. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Steve Singh at Kensington Leisure Centre, Walmer Road, London, W11 4PQ, kensington.ops@cannons.co.uk.
freeLANCe iNterPreter AND trANSLAtor Location: GREATER LONDON Hours15+ PER MONTH, MON- FRI, BETWEEN 9AM-5PM, OCCASIONAL WEEKENDS Wage £15.00 PER HOUR Work Pattern Days, Weekends Duration PERMANENT ONLY
Description: Must have previous experience. Must be able to speak one of the following languages Albanian, Armenian, Austrian, Azerbaijani, Bulgarian, Chechen, Czech, Dutch, Danish, Estonian, Finnish, French, Greek, German, Hungarian, Icelandic, Italian, Latvia, Lithuanian, Maltese, Norwegian, Portuguese, Polish, Romanian, Slovak, Spanish, Slovene and Swedish. You will be helping to interpret and translate documents. Applicants must be able to provide evidence of there qualifications and their right to work in the U.K.Self-employed people are Responsible for paying their own National Insurance contributions and Tax. For Information on how benefits are affected, and whether entitlement may be lost, speak to a Jobcentre Plus Adviser. Apply in writing with full latest CV to Nusrat Jahan email: nj@sandsllp.co.uk How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Nusrat Jahan At Spencer and Syed LLP, 207 Cranbrook Road, ILFORD, Essex, IG1 4TD, or to nj@sandsllp.co.uk.
28|
18 lipca 2008| nowy czas
co się dzieje film Ikiru dramat, 1952 r. reż. Akira Kurosawa 18 lipca, godz. 17.40 BFI Southbank Belvedere Road, SE1 8XT Watanabe jest urzędnikiem państwowym, który popadł w skostniałą rutynę. Kiedy dowiaduje się, że ma zaawansowanego raka i że od śmierci dzieli go kilka miesięcy, postanawia nadać sens swojemu życiu. Tank Girl Sci-Fi, 1995 r. reż. Rachel Talalay 22 lipca, godz. 18.20 BFI Southbank Belvedere Road, SE1 8XT Ekranizacja popularnego brytyjskiego komiksu. Jest rok 2033. Na Ziemi nie ma już deszczu, a wodę i prąd dostarcza jedynie pewna korporacja. Rebecca wykrada im wojskowy pojazd i zaczyna samotną walkę ze zbrodniczą i zachłanną korporacją. Wkrótce do „Tank Girl” przyłączają się też inni. Standard Operating Procedure dok. 2008 r. reż. Errol Morris 18-20 lipca, godz. 18.25, 21.00 Curzon Soho Shaftesbury Avenue, W1D 5DY
dramat, 1964 r. reż. Mikheil Kalatozishvili Jedyna koprodukcja radziecko-kubańska. Miała być to pieśń ku chwale kubańskiej rewolucji, wyszło jednak inaczej, film okazał się niewypałem. Po latach zachwycił Martina Scorsese i Francisa Coppolę, którzy obwołali „Ja, Kuba” arcydziełem.
The Dark Knight fantasy, 2008 r. reż. Christopher Nolan 24 i 25 lipca, godz. 14.30, 17.30, 20.30 Rio Cinema 103 - 107 Kingsland High Street, Hackney, London, E8 2PB Batman, porucznik Jim Gordon i prokurator okręgowy rozpracowują istniejące w mieście organizacje przestępcze. Bohaterowie wkrótce padną ofiarą chaosu, który rozpęta rosnący w siłę genialny przestępca Joker. Dwa razy Kuba Riverside Cinema Studios Crisp Road, W6 9RL bilety: £7,50 (na oba filmy) 19 lipca, godz. 13.30: Soy Cuba
teatr A Slight Ache od 21 lipca National Theatre, Lyttelton, South Bank, SE1 9PX pn. godz. 18.00 Bilety: £10 rezerwacja: 020 7452 3000 Jedna z wczesnych sztuk Harolda Pintera. Para z długoletnim stażem małżeńskim, ich związek rozpada się pod wpływem wizyty tajemniczego nieznajomego.
muzyka Ray Stubbs & His Amazing One-Man Blues Band 18 lipca, godz. 20.00 Brook's Blues Bar w Telegraph, Telegraph Road, SW15 3TU Bilety: £9 Jeden człowiek a gra za pięciu: mix boogie, jug band, ragtime, gospel, country i bluesa. Nigel Kennedy Quintet 19 lipca, godz. 22.00 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP Bilety: £8-£17,50, www.royalalberthall.com Nigel Kennedy wystąpi ze swoją polską grupą: Tomasz Grzegorski, Piotr Wyleżoł, Adam Kowalewski, Paweł Dobrowolski. The Blue Spirits Collective 19 lipca, godz. 20.00 Bountiful Cow, 51 Eagle Street, WC1R 4AP Wstęp wolny Set grupy, której repertuar stanowią covery przebojów stylu bebop, jazzowe standardy, ich własne kompozycje inspirowane muzyką wielkiego gitarzysty Django Reinhardta. Hear the Future!
Opowieść o wydarzeniach w irackim więzieniu Abu Ghraib. „Chciałem pokazać, jak fotografie mogą nas oszukiwać, kazać nam myśleć, że dokumentowana nimi historia ogranicza się tylko do tego, co widać na zdjęciach” – tłumaczy reżyser.
dnia można tam wypić herbatę a wieczorem posłuchać wykładu, obejrzeć spektakl.
Sir Colin Davis / Barbican Young Orchestra 19 lipca, godz. 19:30 Barbican Hall, Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £5 Sir Colin Davis poprowadzi Barbican Young Orchestra. W repertuarze m.in.: Mozart (Divertimento in D), Dvorak (Symphony No 8). Copenhagen Saxophone Quartet
Nigel Kennedy Pisarka opowie o jej powrocie do Bułgarii, skąd pochodzi i o której napisała książkę pt. „Street without a name”. London Literature Festival 2008 Polarbear 18 lipca, godz. 19.45 Queen Elizabeth Hall, South Bank Centre, SE1 8XX Bilety: £9, rezerwacja: 0871 663 2586 Spotkanie ze znanym na świecie mistrzem spoken word, który przedstawi swoje najnowsze show pt. „If I Cover My Nose You Can't See Me”.
wystawy The Press Photographer's Year
Kapka Kassabova 19 lipca, godz. 13.00 Level 5 Function Room, Royal Festival Hall, South Bank Centre, SE1 8XX
Royal Academy of Arts, Piccadily W1J OBD Codziennie, godz. 10.00-18.00, pt. do godz. 22.00 Bilety: £8 „Poezja ciszy”, duża retrospektywa malarstwa duńskiego artysty (18641916), autora portretów, pejzaży, znanego przede wszystkim jako portrecista wnętrz malowanych w stonowanych kolorach. Wyndham Lewis Portraits National Portrait Gallery, St Martin's Place, WC2H 0HE Codziennie godz. 10.00-18.00, czw i pt do 21.00 Bilety: £4.50/£4
Acme Studios, The Galeria, Galleria Court, Pennack Road, SE15 6PY 19-20 lipca, godz. 12.00-18.00 Wstęp wolny Prace 25 artystów, w tym Sławomira Blatona. Rysunek, malarstwo, fotografia, video-art.
Dom Wiatru Monika Sosnowska Od 26 lipca Primrose Hill w Regent’s Park www.portavilion.com Instalacja Moniki Sosnowskiej zostanie zaprezentowana w ramach Project Portavilion. Autorka inspirowała się latawcami, które często puszczane są właśnie w na tym wzgórzu.
Wilton's Music Hall, Graces Alley, E1 8JB pn, godz. 19.00 Bilety: £17.50 rezerwacja: 020 7702 2789 Wilton's Music Hall powstał w drugiej połowie XIX w., aż do 1922 roku oferował tanią i tandetną rozrywkę, która jednak stanęła u progu powstania Kabaretu. Po blisko 90-letniej przerwie powraca do tradycji w nowym show o miłości uwikłanej w pragnienie sławy i bogactwa. Edward II Battersea Arts Centre, Lavender Hill, SW11 5TN pn-sb, godz. 19.45 Bilety: £10, we wtorek: Pay-What-You-Can Nowa adaptacja sztuki Christophera Marlowe'a o władzy i namiętności. Rzecz dzieje się w średniowieczu, na dworze Edwarda II. Street Scene
Galeria Open Studios
World Songs
spotkania
Vilhelm Hammershoi
National Theatre, South Bank, SE1 9PX pn-sb, godz. 9.30-11.00 Wstęp wolny Najlepsze fotografie prasowe roku 2008 w brytyjskich mediach: portrety, sport, sztuka i wydarzenia.
19 lipca, godz. 19.30 Wigmore Hall 36 Wigmore Street, W1U 2BP Bilety: £10, £12, £14, £16, rezerwacja: 020 7935 2141 Muzyka baroku, ale nie tylko. Kwartet zagra utwory Scarlattiego, Django Batesa, Dimitri Terzakisa, Bacha i Corellego.
20 lipca, godz. 13.30 Foyer Bar, Level 2 w Royal Festival Hall, Belvedere Road, SE1 8XX Wstęp wolny Wystąpią dwa chóry w repertuarze tradycyjnych pieśni z całego świata.
Wink the Other Eye
Lewis był pisarzem, dziennikarzem i malarzem, zmarł w 1957 roku. Był członkiem British Camden Town Group. Chantal Akerman
17-22 lipca Young Vic, 66 The Cut, SE1 8LZ pn. i wt., czw-sb., godz. 19.30 Bilety: £22.50, rezerwacja: 020 7922 2922 Sztuka Kurta Weilla. Adaptacja powstała przy współpracy aktorów Watford Palace Theatre i The Opera Group. Będzie mnóstwo muzyki, piętnastu solistów, chór 50-osobowy, orkiestra i... pies.
Camden Arts Centre, Arkwright Road, NW3 6DG wt-nd, godz. 10.00-18.00, śr. do 21.00 Instalacje i film „Hotel Monterey” belgijskiej reżyserki. Jako autorka instalacji i fotografii powstałych na bazie jej filmów dała możliwość zaistnienia sztuce kinematografii w galeriach.
już wkrótce
Painted Photographs
Bite the Dust
Brunei Gallery, School of Oriental and African Studies, Thornhaugh St, Russell Sq, WC1H 0XG wt-sb, godz. 10.30-17.00 Fotografie zrobione w Indiach w latach 1880-1930. Serpentine Gallery Pavilion Serpentine Gallery, Kensington Gardens, W2 3XA Codziennie: 10.00-18.00 Jak co roku galeria postawiła swój letni pawilon. Autorem projektu jest Frank Owen Gehry. Pawilony galerii są jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń w świecie architektury. Przyciągają ok. 250 000 zwiedzających. Za
Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Edynburgu 3-25 sierpnia Reż. Janusz Opryński i Witold Mazurkiewicz Universal Arts Theatre 18 Queensferry Street, Edinburgh, EH2 4QW 1-25 sierpnia (oprócz 13 sierpnia), godz. 17.00 Baldanders
Reż. Marcin Bikowski 1-25 sierpnia (oprócz 6, 13, 20 sierpnia), godz. 19.50 Hill Street Theatre 18 Queensferry Street, Edinburgh, EH2 4QW Ludzie, lalki i manekiny. Światy Borgesa, Topora, Poego.
|29
nowy czas | 18 lipca 2008
port
redaguje daniel kowalski info@sportpress.pl
piłka nożna
reprezentacja polski
Zrezygnował z reprezentacji daniel kowalski
Po piętnastu latach występów Jacek Bąk postanowił zrezygnować z dalszej gry w reprezentacji Polski. O swojej decyzji piłkarz Austrii Wiedeń najpierw poinformował trenera naszej reprezentacji, Leo Beenhakkera, a dopiero później informacja dotarła do mediów. W swojej bogatej karierze Bąk zagrał z orłem na piersi aż dziewięćdziesiąt sześć razy. Więcej na swoim koncie mają tylko Kazimierz Deyna oraz Grzegorz Lato. Z grających jeszcze piłkarzy szansę na poprawienie tego wyniku mają Jacek Krzynówek (Wolfsburg) oraz Michał Żewłakow (Olympiakos Pireus). „Krzynek” zagrał już w kadrze 82 razy, a „Żewłak” o siedem mniej. Jacek Bąk urodził się 24 marca 1973 roku w Lublinie. Jest wychowankiem tamtejszego Motoru, gdzie w pierwszej lidze zadebiutował mając zaledwie szesnaście lat. W 1992 roku przeniósł się do Lecha Poznań, z którym już po roku wywalczył tytuł mistrza Polski. Później nastał czas wojaży zagranicznych. Aż siedem lat bronił barw francuskiego Olympique Lyon, z którym raz wywalczył mistrzo-
stwo. Później na trzy sezony zagościł w RC Lens. Z Francjii w 2005 roku przeniósł się do Kataru, gdzie przez dwa lata grał dla Al-Rayyan. Od zeszłego roku były kapitan reprezentacji jest zawodnikiem Austrii Wiedeń. W reprezentacji popularny „Komar” zadebiutował 1 lutego 1993 roku w towarzyskim meczu z Cyprem. Jest uczestnikiem dwóch mundiali (Korea/Japonia 2002 i Niemcy 2006). Grał również w tegorocznych mistrzostwach Europy. Bogaty dorobek dał mu miejsce w Klubie Wybitnego Reprezentanta, w którym – za wyjątkiem Gerarda Cieślika – znajdują się piłkarze, mający na swoim koncie co najmniej sześćdziesiąt występów w reprezentacji.
KLUB WYBITNEGO REPREZENTANTA 100 meczów – Grzegorz Lato, 97 – Kazimierz Deyna, 96 – Jacek Bąk, 91 – Władysław Żmuda, 82 – Jacek Krzynówek, Antoni Szymanowski, 80 – Zbigniew Boniek, 79 – Michał Żewłakow, 75 – Włodzimierz Lubański, 74 – Tomasz Wałdoch, 72 – Maciej Żurawski, 70 – Piotr Świerczewski, 69 – Tomasz Kłos, Roman Kosecki, 63 – Dariusz Dziekanowski, Jan Tomaszewski, 62 – Robert Gadocha, Tomasz Hajto,Roman Wójcicki, 61 – Henryk Kasperczak, Andrzej Szarmach, 60 – Włodzimierz Smolarek, Jacek Zieliński, 45 – Gerard Cieślik.
Stefan Csorich nie żyje
jacek bąk
austria wiedeń
Może zagram jako „strażak” w austrii mówi się jeszcze o mistrzostwach europy?
– Nie, praktycznie nie ma już śladu, że w Austrii grały miesiąc temu najlepsze drużyny Europy. Może poza tabliczkami na autostradach. Hiszpania - strzałki w lewo, Niemcy - strzałki w prawo. Zawiesili je przed finałem, kierując kibiców na parkingi, i nie zdjęli do dziś. Może na ligę chodzi więcej ludzi?
ski (1946-1957), strzelec 34 goli, uczestniczył w dwóch olimpiadach, w trzech turniejach o MŚ. Po zakończeniu kariery został trenerem, prowadził KTH, Podhale Nowy Targ, Cracovię, Stoczniowca Gdańsk, a przez trzy lata reprezentację narodową. Odznaczony został m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, francuską Legią Honorową, brytyjskimi i polskimi medalami i krzyżami wojennymi. (kw)
w skrócie Polscy żużlowcy w półfinale drużynowego Pucharu Świata zajęli na turnieju
w Lesznie drugie miejsce. Wygrali Australijczycy, którzy awansowali bezpośrednio do finałów. Polska i trzecia drużyna turnieju – Rosja wystartują w walce o finał w barażach. Ostatnie czwarte miejsce na turnieju zajęli Węgrzy. W Polsce na wakacjach przebywał Wojtek Wolski, gwiazda hokejowa Colora-
do Avalanche (kontrakt za 5,6 miliona dolarów). Był zachwycony rodzinnym krajem i zamierza wracać tu na każde wakacje. Wolski urodził się w Zabrzu.
artur boruc
– Dokładnie. Gdyby takich było 6-7, to może powalczylibyśmy o wyjście z grupy. Ale tak się nie stało. ostatni mecz w grupie, z chorwacją – jacek bąk nie gra, potem nie roz-
go sezonu. Był na tym meczu trener Beenhakker i mówiłem mu o tym lojalnie. Ciągnęło się to potem kilka tygodni, ale grać mogłem. Treningi trener mi odpuszczał, kiedy tylko czułem, że ból jest większy. Generalnie, nic się w austrii nie stało niedobrego?
– Też nie lubię przegrywać. Nie wiem, czy po latach będę wspominał z dumą,
– Skąd. Pierwszy nasz mecz oglądało może 6 tysięcy widzów. To poziom z poprzednich lat. Może po urlopach średnia nieco wzrośnie, ale na cud nie liczę. inni jeszcze odpoczywają, pan już gra w lidze.
– Miałem dwanaście dni wakacji, a potrzebowałbym miesiąca. Piłkarz zawodowy nie może jednak wybierać. Mam podpisany kontrakt, biorę za to pieniądze, więc nie będę narzekał. Miejsce w zespole ma pan jednak pewne.
– Na razie tak, i nic nie powinno się zmienić. Oby tylko zdrowie było. Nasz skład się mocno zmienił, niestety, raczej nie na lepsze. Mamy za to w składzie Chińczyka. Fajny chłopak, gra na lewej obronie. Myślę, że miejsce w trójce byłoby dla nas sukcesem. Salzburg wydaje się poza konkurencją. Pierwszy nasz mecz do historii na pewno nie przejdzie. Taka ligowa średnia. Przed spotkaniem uczciliśmy minutą ciszy śmierć Adama Ledwonia...
Fot. Daniel Kowalski
z kolegami z zespołu jeszcze rozmawiacie o euro?
– Praktycznie wcale. Życie idzie do przodu. Poza tym o czym mają rozmawiać przegrani? O problematycznym rzucie karnym w meczu Austria-Polska? Oni odpadli, myśmy odpadli, nie ma to teraz żadnego znaczenia. Nie jest tak, że wymazałem tę imprezę z pamięci, ale nie śni mi się po nocach.
mawia z dziennikarzami. co pan o tym myślał?
– Są emocje, przegrywamy kolejną imprezę... Nie chciałem dolewać oliwy do ognia, a pewnie ciągnęlibyście mnie za język. Lepiej poczekać. Minął już blisko miesiąc.
sen byłby koszmarny?
W Gdańsku, w wieku 87 lat, zmarł Stefan Csorich, reprezentant Polski w hokeju na lodzie, dwukrotny olimpijczyk z St. Moritz (1948) i Oslo (1952), uczestnik kampanii wrześniowej, żołnierz I Dywizji Pancernej na Zachodzie. Urodził się 25 września 1921 roku w Nowym Sączu, grał w KTH Krynica, z którym zdobył tytuł mistrza Polski (1950) i 3-krotnie wicemistrza (1949, 1951, 1953). 52-krotny reprezentant Pol-
nas większe. Przygotowanie? Bardzo dobrze do imprezy był przygotowany jeden polski piłkarz.
– Nie byłby miły, ale bądźmy realistami. Skoro trzeci raz w wielkiej imprezie odpadamy w fazie grupowej, to trudno mówić o przypadku. Jesteśmy średniej klasy zespołem, powiem, że bardzo przeciętnym. W eliminacjach potrafimy zagrać 1-2 bardzo dobre mecze, w dodatku wygrane, co na początku mojej przygody z kadrą się nie zdarzało, a mieliśmy wtedy wielu bardzo dobrych piłkarzy. Czyli jest postęp, bo teraz w tych imprezach gramy. Na najwyższym poziomie mamy jednak problem. Szczególnie, kiedy trzeba zagrać trzy mecze „na maxa” co cztery dni. Trzech trenerów nie może się mylić. czyli wszystko było w najlepszym porządku?
– Zawsze można coś znaleźć. W takim gronie ludzi nigdy nie jest idealnie i bezproblemowo. Ostatecznie na boisku liczą się umiejętności i przygotowanie. Te pierwsze Niemcy i Chorwaci mieli od
– Jestem zawodowcem i podwładnym. Trener podejmuje decyzje i odpowiada za wynik. Nie mogłem mieć pretensji, że nie gram, bo na tej zasadzie mogłoby je mieć jeszcze dwunastu piłkarzy. Dwa dni przed meczem nie trenowałem z powodu urazu achillesa. Może to zadecydowało. Z drugiej strony podobnie było w meczach poprzednich. Też nie byłem w pełni zdrowy, a nie wiem, czy wypadłem w nich gorzej niż większość zespołu. Był jakiś niedosyt, bo nie złość. Miałem świadomość, że to ostatni mój mecz na wielkiej imprezie, bo w 2010 roku będę miał 37 lat, czyli za dużo. Ale nie jest tak, że winię za cokolwiek Beenhakkera. czyli kolejny piłkarz grał z kontuzją. nie za dużo tych problemów?
– Nie chcę snuć żadnej spiskowej teorii. Moje problemy z achillesem zaczęły się jeszcze w lidze austriackiej i dlatego nie grałem w ostatniej kolejce poprzednie-
że byłem na trzech wielkich imprezach, czy będzie istotne, że trzy przegrałem. Brakowało nam szybkości. To na pewno. Wszyscy widzieli, ale może to także kwestia wrodzonych możliwości piłkarzy, których nie da się zmienić na jednym zgrupowaniu. Kompletnie nie wyszedł nam mecz z Chorwacją, który mocno wpłynął na ogólną ocenę. Generalnie porażka, ale naprawdę cieszmy się, że tam byliśmy. jacek bąk w kadrze jeszcze zagra?
– Miałem wahania, mówiłem na ten temat różnie... Teraz? Decyzję już podjąłem, ale jako pierwszego powiadomiłem trenera Beenhakkera. do setki jest blisko.
– Cztery mecze. Jubileuszami do tego wyniku nie dociągnę, a niczego nie będę robił na siłę. Zresztą takie rzeczy specjalnie mnie nie interesują. Są dwie możliwości. Rezygnuję, albo cały czas jestem do dyspozycji. Może bardziej jako „strażak”, ale też rodzi się pytanie, czy ma to sens. Za dwa lata na boiskach w RPA - obyśmy tam zagrali - raczej siebie jednak nie widzę.
rozmawiał: dariusz czernik
30|
18 lipca 2008 |nowy czas
sport
Piłkarze Wisły Kraków mają nowego sponsora głównego. Została nim firma Salwator do tej pory znana m.in. ze wspierania pierwszoligowego zespołu rugby Juvenii Kraków.
Filip Modelski piłkarzem WHU Wychowanek Arki Gdynia, Filip Modelski został zawodnikiem klubu pierwszej ligi angielskiej – West Ham United Londyn. Kwoty transferu nie ujawniono, ale wiadomo, że piętnastoletni piłkarz został jednym z najdroższych piłkarzy w historii klubu. Umowa skonstruowana została w taki sposób, że każdy awans w klubowej hierarchii dla gdynian będzie oznaczał dodatkowe profity. Razem ma to być kilkaset tysięcy dolarów. O Modelskiego już wcześniej upominały się trzy inne czołowe angielskie kluby (Arsenal, Liverpool oraz Chelsea). Tuż przed podpisaniem kontraktu młody piłkarz z Gdyni przebywał na testach w Chelsea Londyn. W barwach The Blues zagrał nawet spotkanie kontrolne z Portsmouth, w którym zaliczył asystę. Sam zawodnik od początku zdecydowany był na przejście do West Ham United. Pomimo bardzo młodego wieku Modelski został jednym z najdroższych piłkarzy w historii Arki Gdynia.
Daniel Kowalski
siatKówKa
liga światowa
Brazylijski finał w zasięgu ręki należała do gości. Zagrali mniej więcej tak jak my w pierwszym secie i triumfowali zasłużenie 25:19. To było jednak maksimum ich możliwości. Ostatni set zakończył się bowiem wyraźnym zwycięstwem (25:17) zespołu Raula Lozano. Po dziesięciu spotkaniach Polska jest zdecydowanym liderem grupy D. Mamy na koncie siedem zwycięstw, o dwa wyprzedzając Chiny, a trzy Egipt oraz Japonię. Do rozegrania pozostał nam jeszcze dwumecz z Egiptem, który odbędzie się 18 i 19 lipca w Poznaniu.
Daniel Kowalski
Tylko kataklizm może pozbawić naszą reprezentację awansu do finału Ligi Światowej, który rozegrany zostanie w Rio de Janerio. W miniony weekend podopieczni Raula Lozano dwukrotnie pokonali Japonię 3:1.
Polska – Japonia 3:1 (21:25, 25:22, 25:18, 25:18) Polska – Japonia 3:1 (25:14, 25:23, 19:25, 25:17) Widzów: 10 000
Pierwszy mecz nasi reprezentanci wygrali 3:1 (21:25, 25:22, 25:18, 25:18), a pojedynek trwał niespełna dwie godziny. Problemy mięliśmy jedynie w pierwszym secie, którego przegraliśmy 21:25. Wprawdzie aż cztery razy doprowadzaliśmy do remisu, ale ostatecznie musięliśmy uznać wyższość rywala. Później było już tylko lepiej. W drugim secie bardzo szybko objęliśmy prowadzenie, ale nasza przewaga była minimalna. Zapowiadało się na wielkie emocje w końcówce, ale po atakach Krzysztofa Gierczyńskiego oraz Michała Winiarskiego mogliśmy się cieszyć z pierwszego wygranego seta. W trzeciej odsłonie wyrównany pojedynek trwał tylko przez pewien moment. Od remisu 13:13 na parkie-
cie brylowali już tylko nasi rodacy, którzy zakończyli seta 25:18. Ostatnia część spotkania to tylko potwierdzenie supremacji Polaków. Wygraliśmy go w identycznym stosunku jak poprzedni, a cały mecz udanym atakiem zakończył Łukasz Kadziewicz. Najlepszym zawodnikiem meczu, który oglądało blisko dziesięć tysięcy widzów, był Mariusz Wlazły. Identycznym wynikiem zakończył się również drugi mecz w Łodzi. Pierwsze dwa sety należały do Polaków. W pierwszym szybko odskoczyliśmy rywalom na kilka punktów i później już tylko kontrolowaliśmy sytuację. Drugi był już bardziej wyrównany, ale po emocjonującej końcówce zakończyliśmy go zwycięstwem 25:23. Trzecia odsłona
boKs
Feniks z szamba
Dariusz Jan Mikus
Michał Listkiewicz najpierw publicznie obiecał odspawać się od fotela prezesa PZPN, by teraz oświadczyć tłumowi łatwowiernych, że tego nie zrobi. To rzadki przypadek, gdy ten sam kubek pomyj oblewa i zanieczyszcza obie zainteresowane strony. Pisanie tego tekstu jest niczym próba tłumaczenia naiwnym, że mamusia słusznie kiedyś ich przestrzegała przed wkładaniem ręki do nocnika. Oczywiście tłumaczenia post factum... Mimo to jeszcze nie raz znajdą się naiwni (?), którzy ochoczo dadzą się kolejny raz nabrać przebiegłemu sternikowi polskiej karykatury sportu o nazwie: piłka nożna. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze Michał Listkiewicz, choć nie jest mistrzem manipulacji znakomicie potrafi wypływać z kolejnego szamba z uśmiechem - niczym
z reklamy pasty do zębów - na ustach. Wszak nie ma nic cenniejszego niż czystość... A jak czysty „Listek” jest, każdy widzi. Po wtóre, posiada on niezwykły dar radosnego patrzenia w obiektyw kamery i karmienia mikrofonu mielonym ze śmierdzącej tkanki polskiej piłki. Oczywiście pan prezes trzyma przy tym w ręce napisane przez siebie menu i dowodzi, iż jest to markowy kawior, którego konsumpcję tłum zawdzięcza jedynie jego zasługom... Po trzecie, skoro rządzący i naród daje się manipulować takiemu cwaniaczkowi, to wyraźnie na to zasługuje. Nie oszukujmy się, już wiele razy była możliwość, bo o podstawach moralno-prawnych nawet nie wspomnę, by wagonik z panem prezesem dstawić na boczny tor. Nic z tego. Dla wielu był i jest odpowiedni na swoim stołku... Mało tego. Każda kolejna władza obiecuje rozliczenie afery futbolowej, a wszystko – dziwnym trafem – zawsze kończy się identycznie, rotują się tylko ekipy ministerialne zmieniające panu prezesowi pampersy. Jest też wariant alternatywny. Nie będzie dla pana Michasia prezesury, to znajdzie się lukratywny fotelik w strukturach organizacyjnych Euro. Dlaczego? Bo Michał L. jest dozgonnie niezbędny, a wybór Polski i Ukrainy to tylko jego zasługa!! A może tak ktoś by się zorientował, czy
Sędziowali: Abdulah Al-Khelaifi (Arabia Saudyjska), Vasilis Raptis (Grecja). Polska: Łukasz Żygadło, Michał Winiarski, Daniel Pliński, Mariusz Wlazły, Łukasz Kadziewicz, Sebastian Świderski, Piotr Gacek (libero) oraz Bartosz Kurek, Paweł Zagumny, Marcin Możdżonek, Krzysztof Gierczyński, Michał Bąkiewicz. Japonia: Hisashi Aizawa, Daisuke Usami, Takahiro Yamamoto, Takaaki Tomimatsu, Tatsuya Fukuzawa, Yu Koshikawa, Daisuke Sakai (libero) oraz Kyohei Shibata, Ko Tanimura.
chicago
Adamek nokautuje sprawą wspólnej imprezy pociągnęli w słusznym kierunku ukraińscy magnaci, czy polski prezes skorumpowanego związku...? No właśnie - kto? Czy zaskoczyła mnie deklaracja Listkiewicza? Szczerze przyznam, że raczej nie. Dlaczego tylko raczej? Raczej, bo znając skalę jego bezczelności, nie potrafię sobie wyobrazić prawd przez niego głoszonych, których następnego dnia nie byłby gotów nazwać bluźnierstwem niegodnym człowieka honoru. Taką ma taktykę i takie morale. I właśnie dlatego pozwala sobie na coraz bardziej bezczelne numery. Bo przecież słynna pojedyncza czarna owca, to przy tym czytanka przedszkolaka. Ale tym razem przesadził, bowiem przy tak widowiskowej reaktywacji feniksa z szamba obrzucił ekstrementami także przedstawicieli władzy, którzy gwarantowali tłumowi – swoimi wizerunkami – polubowne, acz ostateczne i łagodne rozstanie się prezesa z PZPN. Teraz panowie w garniturach stoją obok chwilowo pustego szamba z fekaliami na białych kołnierzykach, a naród czeka, czy zaczną czyścić służbową odzież, czy też udawać, że smród pochodzi z flakonika perfum Diora. Do boju, panowie w ministerialnych gabinetach, pokażcie narodowi, po której stronie stoicie...
Daniel Kowalski
W kolejnej walce na zawodowym ringu Tomasz Adamek pokonał w Chicago Amerykanina Gary'ego Gomeza. Od początku pojedynku nasz rodak miał ogromną przewagę, którą z minuty na minutę tylko powiększał. Adamek był szybki i spisywał się bardzo dobrze nie tylko w wyprowadzaniu ciosów, ale również w defensywie. Po takiej sytuacji rywal Adamka mógł tylko z pokorą ograniczać się do przyjmowania ciosów. Amerykanin poddał walkę już po szóstej rundzie, tłumacząc się kontuzją ręki, ale nawet kontynuując pojedynek jego szanse na triumf były znikome. Dla Adamka było to już trzydzieste piąte zwycięstwo na zawodowym ringu. Następnym rywalem pięściarza rodem z Gilowic będzie inny Amerykanin, Steve Cunningham, który jest posiadaczem pasa mistrza świata organizacji IBF. Walka odbędzie się na przełomie września i października również w USA. Tomasz Adamek urodził się 1 grudnia 1976 roku w Gilowicach. Z pięściarstwem związany jest od czwartej klasy szkoły podstawowej. Aktualni trenerzy to Ireneusz Przywara oraz Andrzej
Gmitruk. Po złych doświadczeniach z przeszłości, „Góral” jest sam sobie menedżerem. Wychowanek Górala Żywiec w boksie zawodowym stoczył dotychczas trzydzieści sześć pojedynków, przegrał tylko raz w lutym zeszłego roku. Uległ wtedy Chadowi Dawsonowi w walce o mistrzowski pas federacji WBC. Na pięściarskiej gali w Chicago zaprezentowało się też kilku innych Polaków. Przed czasem swoje walki wygrali Mariusz Wach oraz Piotr Wilczewski. Nie powiodło się tylko Andrzejowi Fonfarze, który przegrał przez techniczny nokaut.
|31
nowy czas | 18 lipca 2008
Nasz mistrz skoków już od jesieni będzie miał swój pomnik. Adam Małysz zgodził się, by skocznia narciarska w Wiśle Malince nosiła jego imię. Ceremonia nadania skoczni imienia Adama Małysza ma się odbyć we wrześniu, podczas mistrzostw Polski. piłka nożna
z noTaTnika STaTySTyka
piłka nożna
Klub czterystu.. Tomasz Siwiński
...czyli zawodnicy, którzy rozegrali najwięcej meczów na szczeblu ekstraklasy W marcu bieżącego roku Jacek Bąk rozegrał swój mecz nr 400 na szczeblu ekstraklasy. Na wynik ten pracuje już osiemnaście sezonów, w tym czasie przywdziewając barwy sześciu klubów, grających w czterech ligach. „Komar” został tym samym trzydziestym zawodnikiem, który wszedł do tego nieformalnego, acz elitarnego klubu. Jubileusz obrońcy Austrii Wiedeń przypadł na wygrany 2:1 mecz ze Sturmem Graz. Senior reprezentacji Polski w bardzo nietypowy sposób uczcił swoje dokonanie, pokonując własnego bramkarza... Mało kto pamięta, że pierwszym Polakiem, który przekroczył granicę czterystu meczów rozegranych na szczeblu ekstraklasy był Włodzimierz Lubański. Legendarny napastnik, mimo iż w lidze polskiej rozegrał jedynie 234 spotkania (wszystkie dla Górnika Zabrze), w rundzie wiosennej sezonu 1980/81, i grając w Lokeren, przekroczył nieosiągalną do tej pory granicę 400 meczów. Jako drugi dokonał tego Kazimierz Deyna, który na swój dorobek pracował już jednak w czterech klubach i trzech piłka nożna
Jerzy Brzęczek ma realne szanse aby rozegrać w lidze spotkanie numer 600.
krajach. Żaden z piłkarzy nie osiągnął swojego rekordu, grając jedynie w jednym klubie, lider tej klasyfikacji Zygfryd Szołtysik rozegrał w barwach zabrzańskiego Górnika „tylko” 395 mecze, z kolei w dwóch klubach swoje historie zapisało sześciu graczy.
Jeżeli weźmiemy pod lupę wyłącznie rodzimą ekstraklasę, to okaże się, że granicę 400 spotkań przekroczyło zaledwie trzech piłkarzy: Marek Chojnacki (452), Dariusz Gęsior (427) i Janusz Jojko (417). Żaden Polak nie przekroczył tej granicy, grając wyłącznie na obczyźnie, rekordzista w tej klasyfikacji, Krzysztof Warzycha, rozegrał za granicą 355 mecze. Popularny „Gucio” pracował też najdłużej na swój dorobek - aż dwadzieścia jeden lat! Co ciekawe w poniższym zestawieniu znajduje się zaledwie czterech bramkarzy (Józef Wandzik, Janusz Jojko, Jarosław Bako i Arkadiusz Onyszko) co biorąc pod uwagę panujące potocznie opinie o długowieczności golkiperów, musi może nie tyle dziwić, co wzbudzić refleksję. Jedynie dwóch piłkarzy przekroczyło granicę 500 meczów, pierwszy dokonał tego Krzysztof Warzycha, a drugim został Jerzy Brzęczek. Kapitan Górnika Zabrze jest aktualnym liderem klasyfikacji i z 575 meczami na koncie ma realne szanse otworzyć „Klub 600”. Do granicy 500 meczów dobija Piotr Świerczewski i jeśli nie opuści żadnego z meczów, to drugie spotkanie sezonu 2008/09 będzie dla „Świra” pięćsetnym na pierwszoligowych boiskach. Najbliżej wejścia do „Klubu 400” jest Tomasz Hajto – 391 meczów. piłka nożna
liga angielSka
sport
przed Sezonem
Łukasz Podolski z wizytą w Zabrzu daniel kowalski
– Teraz jestem młody i chcę grać w najlepszych klubach europejskich. Ale nie jest wcale wykluczone, że za ileś tam lat zagram w Górniku – powiedzial Łukasz Podolski podczas odwiedzin w zabrzańskim klubie. Napastnik Bayernu Monachium był w miniony weekend gościem przyjęcia urodzinowego prezesa zabrzańskiego klubu, Ryszarda Szustera. Odwiedził też siedzibę klubu z Roosevelta, gdzie w sklepiku zamówił nawet koszulkę ze swoim nazwiskiem. – Cały czas śledzę wyniki Górnika w prasie i o ile mam taką możliwość oglądam w telewizji wasze mecze. Nigdy tego nie ukrywałem, że jestem kibicem zabrzańskiego klubu i to od najmłodszych lat – szczerze przyznaje Podolski.
– W poprzednim sezonie zajęliście ósme miejsce, ale wiem, że teraz celujecie w piątkę. Życzę wam medalowego miejsca, ponadto czekam na to, kiedy się zacznie budowa nowego stadionu Górnika — zakończył Podolski. Nie wszyscy wizytę znakomitego piłkarza będą pamiętali jednak miło. Piłkarz Bayernu Monachium, wychodząc z klubu, zachował się arogancko wobec kibiców Górnika Zabrze. Oni z pewnością
SYLWETKA gWiAzdY Łukasz Podolski urodził się 4 czerwca 1985 roku w Gliwicach. Jego ojciec Waldemar grał m.in. w Górniku Knurów, ROW Rybnik czy Szombierki Bytom. W 1997 roku rodzina Podolskich emigrowała do Niemiec, ale zachowała silne więzi z naszym krajem. Podolski twierdzi, że chciał grać dla Polski, ale nikt mu nie złożył takiej propozycji. Dlatego też zdecydował się na reprezentowanie barw niemieckich. Na ostatnich mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii Łukasz Podolski zdobył dwie bramki w meczu Niemców z Polską. Przez Komisję Techniczną UEFA został wybrany do jedenastki turnieju.
liga polSka
Marek Saganowski w Polonia wróciła do Ekstraklasy Nottingham Forest? marcin Frączak
daniel kowalski
Piłkarski klub angielskiej Championship jest poważnie zainteresowany zakupem Marka Saganowskiego. To już druga propozycja dla „Sagana” w ostatnich dniach. Wcześniej o napastnika reprezentacji Polski wypytywali działacze Leicester, ale Polak uznał, iż oferta była niezbyt kusząca. Oferta z Nottingham tym razem jest jednak zadowalająca i dlatego sam zawodnik poważnie się nad nią zastanawia. Na podjęcie decyzji ma blisko dwa tygodnie. Marek Saganowski ma za sobą bogatą karierę zawodniczą. Przygodę z futbolem rozpoczynał w ŁKS-ie
Łódź, z którego w 1996 roku wytransferowany został do holenderskiego Feyenoordu Rotterdam. Jego następnym klubem był niemiecki Hamburger SV, ale zagrał tam jedynie trzy razy, dlatego szybko wrócił do Łodzi. Później zaczęła się tułaczka po Polsce. Najpierw Orlen Płock, później trzy sezony w Odrze Wodzisław, a następnie kolejne trzy w warszawskiej Legii. Z polskiej stolicy w 2005 roku Saganowski trafił do portugalskiej Vitorii SC Guimaraes. Po sezonie znalazł się na krótko we francuskim AC Troyes, a stamtąd w 2006 przywędrował do Anglii. Od dwóch lat reprezentuje barwy klubu Souhampton FC, dla którego w czterdziestu trzech meczach strzelił trzynaście goli. Marek Saganowski od dwunastu lat gra też z przerwami w reprezentacji Polski. Na swoim koncie ma dwadzieścia sześć występów i trzy bramki.
W miniony piątek warszawska Polonia odkupiła miejsce Groclinu. Prezes „Czarnych Koszul” Józef Wojciechowski doszedł ze Zbigniewem Drzymałą do porozumienia, którego efektem było – wraz z kupnem zespołu – wykupienie miejsca w ekstraklasie. Zawarł on przedwstępną umowę nabycia ponad 16 tysięcy akcji spółki Groclin-Dyskobolia SSA, co kosztowało 20 mln złotych. Polonia wraca więc do najwyższej klasy rozgrywkowej, po raz ostatni występowała w niej w sezonie 2005-2006. Jeszcze kilka miesięcy, ba, nawet kilka tygodni temu, nic nie wskazywało na to, że na Konwiktorskiej szybko będzie ekstraklasa. Ostatnie drugoligowe rozgrywki Polonia przegrała bowiem z kretesem. „Czarne Koszu-
le” zajęły w nich dopiero 7. miejsce, a kończyły je w marnym stylu. W ostatnich tygodniach Polonia po kolei przegrała 0:3 ze Stalą Stalowa Wola, 1:2 z Arką Gdynia, 0:2 z Turem Turek oraz 0:1 z Piastem Gliwice. Na szczęście dla kibiców Polonii, zdecydowanie lepszą formą od piłkarzy błysnął prezes Wojciechowski, który to, co nie udało się zawodnikom na boisku, wywalczył poza nim. W imieniu Zbigniewa Drzymały umowę podpisała jego córka Joanna, menedżer Groclinu. Prezes Drzymała trzy razy w ciągu kilku miesięcy próbował sprzedać zespół z Grodziska Wielkopolskiego. Udało się dopiero za trzecim razem, po nieudanych fuzjach ze Śląskiem Wrocław oraz z Pogonią Szczecin, dogadał się z Polonią i tym samym zamknął rozdział z cyklu „Drzymała w polskiej piłce”. Jak niedawno przyznał, buduje trzy fabryki na Ukrainie i być może tam zaangażuje się w futbol. Podobno o jego wsparcie zabiega Karpatia Użgorod.
Tymczasem piłkarze do niedawna jeszcze grający pod szyldem Groclinu zakończyli zgrupowanie w Austrii. Ich koledzy z Konwiktorskiej mniej więcej w tym samym czasie trenowali w Ciechanowie. Choć nie wszyscy, bo Jacek Kosmalski, Krzysztof Michalski oraz Daniel Mąka, grający w poprzednim sezonie w barwach „Czarnych Koszul”, też załapali się na obóz do Austrii. Co ciekawe, zawodnicy do niedawna grający w Grodzisku mogą mieć przejściowe kłopoty z osiedleniem się w stolicy. — Potrzebujemy trochę czasu na takie sprawy jak np. znalezienie dla wszystkich mieszkań w Warszawie. W dwa-trzy dni nie sposób tego zorganizować — powiedział Tadeusz Fajfer, dotychczasowy dyrektor sportowy Groclinu. Kto jak kto, ale Polonia z tym nie powinna mieć najmniejszych problemów. Wszak Józef Wojciechowski jest przewodniczącym rady nadzorczej JW Construction Holding SA, sponsora Polonii, a przy tym największego dewelopera w Warszawie...